* O modlitwę Jana Kowalskiego*
Modlitwą i pracą
wizje się tłumaczą
na język Padołu
między Indianami na język Manitou
między jałowcami i kolumnami Edypa
na przesiadywanie w beczkach.
modlitwą pospołu
jak mnogie zastępy bogatą
w aniołów
w ludzi
w zadumanego młodego człowieka
który musi umrzeć
zaraz
pożądania się tłumaczą
w społeczeństwie nastawionym
jak tokarka albo dziennikarz
modlitwa dzierżyć może prym
w środkach przekazu nakazów
w wewnętrznej potrzebie Jana
nie musi zwyciężać Kowalski
pędzący autostradami najszybszym samochodem
na polowanie na dziewczyny
gdy modlić się zacznie nie tylko ustami
spuścić racz Panie odrobinę łez
na Padół, ten Padół w czasie deszczu
niekoniecznie powodzi
niekoniecznie wichru
zwykłego dżdżu
odrobinę łez
z powodu sąsiedzkiego krzywopatrzenia
z powodu pomyłki kosmetyczki
odrodzi się prawdziwa modlitwa wówczas
w każdym Janie Kowalskim
ja akurat jestem w to
wierzący
>>>
*Wino na Poniatowskim*
Czemu tego nie powiesz… jemu?jego pies tak łasi się do ławylewy tytoń z Bałkanów dał cina drogę dzisiaja ty kryjesz przed nim koniecznośćwycięcia suchych drzew,które zasadził w młodościskuteczne korespondencje lotniczesą pierwowzorem demokracjikulawa czereśnia spadła z dinozauraale na szczęście to nie byłjego dinozaurjaki chleb, jaki schab, jaki joker?przeplatane psy przeplatane powrotyno, czemu, czemu, no, czemuszmaty, butelki i tektura – temuPolska buduje sobie doma niech te żółwie Madagaskaruwreszcie dojdą do imperiumUral, jaki Ural? zimno, jakie zimno?następna rewolucja Pana Miszki zwalicokoły i wreszcie skończy nieopłacalnąprodukcję suszu i korków z czereśniszatan pytał się dziś o duszę słabegonie otrzymał jednoznacznej odpowiedzi ze strony środowiska trucicielizgrzebne banki w paski niebiesko-zielonekłusownicy eksportujący zasady moralnei wnyki do puszcz pełnych sitowiaKierbedź na winie wino na Poniatowskimluksusowy temat na wieczór w Bydgoszczyzapal już tego papierosa i idź na spotkaniejego otwarcie kiszek nie jest oczekiwaneprzez skrzydlatego
>>>
* Moja dzikość ucieka *Pocałuj tego pająkaw sieci go odnajdźto zaczarowany pająkobdarzy cię złotą rybkąkorytem i legitymacjągdy zmieni się w wodza z wąsamiliny, trakcje, przewodymuska je jaskółka wiatruuciekając od opola do opolapospiesznie moja dzikośćnurkuje w lata dziecięceprzerażającoty nadchodzisz z gór cieniachcesz do światłanie widzisz siecinie boisz się pająka
>>>
Kotwice na wichry epoki Mdlący zapach kotwic wydobytych z mułu stulecia na dnie pozostały czaszki bohaterów, po tamtej stronie epoki ich losy morze wyrzuciło kolor nieba, niepotrzebny wrak statku z napisem „MS Zemsta” na burcie i posągiem pogańskiej bogini wojny na pokładzie i zardzewiałego kapitana z wąsem sumiastym kotwice historii na wichry epoki całe w glonach i omułkach stały się symbolem walki o suwerenność każdego człowieka morza wolności
>>>
*Marnie się czułem*Towarzyszyłeś mi w ciemnej kaplicypod betonowym baldachimempostmodernistycznej śmierciW ciemności przed Twoim Boskim Sercemwpatrywałem się modlitwą w siebiew własną marność – cóż za pokuta –marnie, marnie się czułemPokrzepiony prywatnym rozrzewnieniempodbudowany głazem miłosierdziawydobytym z sumienia i wiarywziąłem na siebie ten przeciążony grzechami kościółCały czas czułem na sobie Twój wzroktak jak kiedyś znów trzymałeś mnie za rękęprzez czterdzieści lat na Górze Taborw tym właśnie kościeleZ tyłu na chórze rozległy się krokiktoś otworzył drzwi, zapalił światłozszedł po schodach na dółŚwięty Paweł przeszedł obok mnieskinął ręką na mniepowiedziałem – marnie się czuję…ale powstałem z klęczekposzedłem za nim do Afuli
>>>
* Tak i nie *Maryja znad brzegu Galileiczyż mogła Bogu samemu powiedzieć – „nie”?Chrystus znad brzegu pustyni Judzkiejczyż mógł szatanowi powiedzieć – „tak”?Czy ja mogę powiedzieć – „tak” lub ”nie”proboszczowi w czarnym jaguarzepozującemu do zdjęć przy molo w Sopocie?Gdy stanę na klifie jerozolimskiej świątyniprzy Jezusie i Maryipomacham mu ręką,przelatującemu obok nas skrzydle spadochronuby zniknąć za Jordanemz wykupionym karnetem na sporty ekstremalne
>>>
* Na falach *Czuję, że duch kołysze się we mniejak mewa na falachwewnętrzne skłonnościzagłębiają się w moje jajak grotołaz w jaskinię polskąduch niespokojny polatujei siada na falachnurkuje w odmętachnawiedza kopalnie podwodnebryłę węgla lub solialbo rybę wydobywaMój duch karmi siędwutysiącletnią rybążyje prawdziwie to boskie stworzenielotne i drapieżneudając gołąbka pokoju pozwala mi cieszyć sięwodnym światem błyszczącym w słońcuza przyczyną samego Bogarozkołysanym jak ludzkie – „jestem”
>>>
*Czy zauważę, że jestem w Niebie?*Wybacz Panie moją nieufnośćTy zawsze ulegasz mia ja nie zawsze to zauważamTy zawsze wysłuchujesz moje prośbya ja nie zawsze to zauważamwczoraj kotka powiła młodena moim strychujeszcze ich nie widziałemwczoraj zakwitła jabłoń na mojej działcejeszcze w to nie uwierzyłemzmieniły się pory rokuzmieniły wiekinawet tysiącleciawpatrzony cały czas w kalendarznawet tego nie zauważyłemmoim marzeniem jest tulić miłośćjak młode kociętawdychać zapach wonnego kwieciaobcowania z Tobąale czy zauważę to, że jestem już w Niebie?!
>>>
* Opuszczone groby *Panie, Twój Grób w Jerozolimieponad moim grobemponad grobem ludzkościprzenosimy, my ludzie, swoje grobyw nowe miejsca bitewzapełniamy je w nieskończonośćciałami nieprzyjaciół i ludzi, których kochamyTwój Grób, Panie, wciąż ten samjedyny, u stóp Golgotyna Miejscu Czaszki AdamaTwój Grób pusty jak grób Adama cała Jerozolima jest cmentarzemkrólów, narodów, państw i mitówpod jej murami spoczywająwszyscy herosi od czasów Ewyw jej Dolinie Jozafata czekają oni na sąd,na Twój sąd Panie, który jesteś stąd,tego, którego wykarmiła Kolebka Jezreelwalczącą o trony ludzkość zrównują grobyzabijających w imię religii jednoczy ziemia, która przyjmuje ich prochy jak zbędne kadzidłokiedy nastanie pokój pod tym wciąż czynnym wulkanem cywilizacji,wtedy nastąpi pokój na ZiemiTy schodząc znów z Góry Oliwnejwejdziesz przez Złotą Bramę do miasta pokojumijając w szpalerach salutujące grobyi nas synów człowieczychbłagających o miłosierdziebłagających wreszcie o jedność w Tobierzucających liście palmowe, ścielących płaszcze,składających dary i kadzących jak zawsze
>>>
* Czerwony sztandar *Wyrwany z koszmaru tuż przed świtemporwałem się na komunępo jakiejś pile wchodziłemby zerwać czerwony sztandarporaniłem kolana, poraniłem ręcesztandar splamiła moja krewi jak śnieg wybielałale nadal łopotał dla ludzibez nadziei
>>>
* Słowa wyrwane z kontekstu *Słowa wyrwane z kontekstulecą ponad łąką historiijak ptaki szybują ponad miastemosnuwają jak mgła więzienia, pałace i zamkisadzają szronem na chłodnych marmurach pomnikówSłowa wyrwane z kontekstuwylatują przez okna szpitalistrzelają jak race z trybun stadionówstartują jak rakiety z grobowej ciszy cmentarzySłowa wyrwane z kontekstu –Ratunku! Pomocy!
>>>
* Kocham sąsiada *Porozumiewam się z moim sąsiademwyłącznie za pomocą ulotek wyborczych Krzaklewskiegoja wieszam je na klatce schodowejon zdziera i targa to w strzępyja je wieszam codziennie on je codziennie zrywawybrałem się wczoraj na wieczorny różaniecprzed wyjściem zawiesiłem zdjęcie Marianaw kościele spotkałem sąsiadaobok mnie klęczał i modlił się w skupieniu,gdy wracał po nabożeństwie znów potargałten spłachetek kolorowego kartonui rzucił pod moje drzwidomyśliłem się, że bardziej niż diabłanienawidzi Solidarności i Marianaa ja znów rano zawieszę nową ulotkębo kocham sąsiada-katolika, bo chcę go uratowaćz okropnej paszczy lewiatana Kwaśniewskiego!
>>>
* Hieroglify nienawiści *Zachód słońca nad koronami drzew przypomina mi czerwień wzgórz Galileilecz tam w oddali nie widać jeziora za lasem,tylko światła Krakowanad lasem, który oglądam z balkonunie szybują lotniarze jak nad Górą Tabor,co najwyżej ledwo dostrzegalnedusze rozstrzelanych przez Niemcówto one kreślą smugi na niebie jak odrzutowcebiałe krechy układają się w krzyżeGalilea podzielona dziś pomiędzy Żydów i Arabówa moją ziemię najechali przed tygodniemtym razem Hunowie z koszalińskiegozadomowili się tu szybkoi spłodzili potomstwo ze Słowinkami,które wolą żyć niż zostać rozstrzelanymi,które wolą poniżenie niż skazanie na poniewierkę w Saksoniiprzepustkę na sąd ostateczny Słowińcówjuż rośnie następne pokolenie,które będzie profanować świątynie i stawiać gontynya na niebie zobaczymy – hieroglify nieufności
>>>
*Ameba nad Zachętą *Cień ameby nad Zachętąanimatorka mieni się jak witraż antykościelnyprzed ołtarzem całopaleń autorytetówołtarzem na cześć Leninanikczemny cień amebywyliniałej, choć podmalowanejz kredką na wargachz leśnej głuszyz Bitwy pod Grunwaldemw Muzeum Narodowym Kordianwymachuje halabardą nad głową afiliantki halabarda frunie do wyspy magnetycznejwyrwana z rękiścina po drodze przypadkowo głowę Leninaa wolny kat Jaruzelski przemawia w telewizjiznów w dniu 13 grudnia 2000 rokuPolska Akademia Nauk zastanawia sięnad wnioskami o tytuły naukowe dla byłych esbekówkobiety odmawiają różaniecpod kinem „Wanda” w Krakowieprzed premierą filmu o wypaczeniach Chrystusapo Jaruzelskim występuje w telewizji wściekła krowaz loży P2 i oskarża Wielki Wschód o skażenie paszyteatralna kłótnia w rodzinie animatorówameba niepolska stoi w Sukiennicachna dwóch nogach i na jednej ręcewymachuje pawim piórem jak czapkąśmieje się i rzuca oskarżeniawprost w Kordianaoskarżenia przyklejają się do jego twarzyon stara się je zdziera i odrzucać na bokjednak bardzo kaleczy tym twarzniespodziewanie Leszczyński klęka obok Kościuszki na Rynkucoś szepce mu do uchaanimatorka rzuca macewę i meteoryt,który leci przez historięi upada do stóp Karola Wojtyłynie czyniąc mu krzywdyw Kalwarii ZebrzydowskiejSzatan kusi papieża– daremnieSzatan kusi naród– nie nada…
>>>
*Bankructwo*Jasne miecze jak rozchlapywana lawalecą na miastojak spadające gwiazdy nadlatują grzechytego stuleciaw strzechy i drewniane dachywbijają się płomienne sopledeszcz nieczystości i śmierci niewinnych dzieciuderza w domy i stajenkimiasteczko pasterzy pogórskichdosięgają wyroki spóźnionedzieci widzą koniec świataswoich rodzicówdzieci przeżywają sprawiedliwość Opatrznościuświęcają się płonąc w Pompejach Beskiduwioskę w skansenie spopiela karadziś to nie Swarno Chmielnicki ani Ugedej Telebogadziś to nie strzały Amora ani miecz Michaładziś to lecące z nieba jak deszczpozostałości sowieckich sputnikówi stacji kosmicznychbankructwo sowietyzmu w sercachwywołuje ten kataklizm
>>>
2001
* Człowiek godzien Matrixa*Znamię rewolucjonisty na czolew oczach błysk piorunaaura wokół niesamowitościoto wielki człowiek StalinJego imię zna cały świato nim dzieci śpiewają pieśnion zna serce człowieka jak niktoto wielki człowiek StalinWiele uczynił dla ludzkościwyzwolił ją z odwiecznych okowówpozwolił śmiało popatrzeć w przyszłośćmałym dzieciom darował radośćI choć działalność dla ludzkości prowadził pod pseudonimemmożemy odważnie głosić na dachach, że Stalin:„To nasz Wielki Odwieczny Brat!”godzien Nagrody Noblagodzien statuetki Oskaragodzien statuetki Feliksagodzien statuetki Matrixagodzien statuetki Urbana godzien diamentowej spinkigodzien czerwonej gwiazdy z szarfągodzien szarfy i fartuszkagodzien młota i sierpagodzien młotka i kielnigodzien ekierki i cyrklagodzien Orderu Uśmiechugodzien Medalu Drogi Mlecznejgodzien wszystkich brzęczących medaligodzien nagrody polityka roku w Europie i Azjigodzien nagrody Gospodarza Rokugodzien nagrody Gościa Wyczekiwanegogodzien nagrody Przedsiębiorcy Miasta i Wsigodzien nagrody sołtysa rokugodzien nagrody kapłana rokugodzien nagrody strażaka roku gaszącego o zmrokugodzien nagrody samorządowca tysiącleciagodzien nagrody prezydenta tysiącleciagodzien nagrody stratega mileniumgodzien nagrody największego przywódcy ludzkościgodzien nagrody filozofa wszechczasów w całym świeciegodzien nagrody pisarza wszechczasów Pen Clubgodzien miana największego społecznikagodzien miana Kosmonauty Uciskanych Zwierzątgodzien Wielkiej Nagrody Leninowskiejgodzien Nagrody Rewolucji i Postępugodzien Nagrody Kochających Wszelakogodzien Nagrody Niosącego Światłoi wreszciegodzien Wielkiej Nagrody Stalinai w końcugodzien Wielkiej Nagrody Węgrzyna
>>>
*Moje klaustrofobie*Moje klaustrofobie w dorzeczu Wisłyokazały się cennym balastemopadnięcie na dno Naroduokazało się cennym doświadczeniemPrzybyłem nad tamę, z której zrzucono ciałoKsiędza Jerzegopopatrzyłem na błyszczącą wodę rozlaną szeroko,w której przebywał święty z workiem kamieni przeszłościmoje serce zapałało wiarą i nadziejąściśnięte serce nie uroniło krwiwody mętnej Wisły obmyły moje rany,które były tymi samymi tysiącletnimi ranami NaroduMoje klaustrofobie przy ujściu czasówokazały się cennym balastem,który pozwolił mi opaść na dno sumieniazaryłem w mule grzechu i rozpaczyi zobaczyłem zmartwychwstałego Chrystusa w delcie OtchłaniMoje serce zapałało tym samym ogniem Księdza Jerzegoz syczącej wody wydostałem się jak morska torpedaby poszybować do Warszawy parabolicznym lotem tęsknotywyrwany z klatki światowej beznadzieiznalazłem się w milionowym tłumie na Placu Piłsudskiegonaprzeciw krzyża i stuły – kotwicy naroduMoje klaustrofobie upuszczone na schodachSaskiej Kępy znowu potoczyły się w kierunku nadbrzeżnych zarośli nie wytrzymującpresji niebieskiej kopuły nad bohaterskim miastemwrzuciły w błogosławiony nurt nieśmiertelnościten sam gejzer znerwicowanej nadziei
>>>
*Wiosna wolna w negliżu*Lekki kwietniowy deszczykskrapiał czarną dermęmojej dziurawej tureckiej kurtki,gdy śledziłem tokujące czajkina łączce pośród wzgórzrozczochrane wierzbywypalone przez młodych poganzamiatały niebo naprędce,gdy mijałem je schodząc do ludzkich siedzibskowronki – obywatele wiejscy – dzwoniły na nieszporyjeszcze nie w niebie, jeszcze w gałęziach drzewpierwszy żonkil w ornym polu eksplodujący jak wulkanzszokował mnie bardziej niżskromne mlecze i zawilce na środku błotnistej drogijasnozielone przykrótkie listki brzozynieśmiałe nastolatkimigocąc zalotnie sprawiły, że odwróciłem wzrokwstydząc się patrzeć na wiosnę w negliżuzłamałem łodygę zeszłorocznego suchego osturaniącego dziewiczość wielkanocnego popołudniaczystolicej pogórzystościschodząc w oczerety życiodajnej narodowej rzekimając przed sobą komin w Połańcumusiałem ustąpić drogi motocyklistomz warkotem wdzierającym się na Yamahachw ostatni wolny lasek, w ostatni swobodny wąwózw ostatni niepokalany zawstydzony krajobraz
>>>
*Morwa zaczyna szaleć*Wiatr wiejeleszczyna rozpędza sięmorwa zaczyna szalećzmierzwione witki wierzbyukładają sie w portretyz okładek winylowych płytmoja głowa zmęczona porannym bólemnapina się od tęsknotytężeje jak cięciwa łuku refleksyjnegozatrzymana dla światowej energiistrzały miłosnejnakierowana w kosmosw wietrze budzą się rude samochodyterkoczące jak cietrzewie i klekoczące jak bocianyostatnie z epoki przedpoduszkowejryby i pluszcze w chmurachpierwsi górale przytupują pod sklepamitam gdzie krzątają się jeszcze roratni sprzątacze i księżablady księżyc rozpływa sięnad stropami blokowiskaw chmurze gołębipuszczyk na kominie piekarniwydaje ostatni ostrzegawczy piskrobotnicze myszy uciekają gdzie mąka rośniezanim słońce wstanie wiatr wyczesze skwer z papierków po cukierkachi pozrywa z drzwi plakaty nienawiścimorwa się znów zazieleni w październikua moja głowa powróci od morwy do normynad gazetą z artykułami o wschodach słońc
>>>
*Między cierniami*Nastała światłość światawidzę lilię między cierniamiw okolicach miasteczka pasterskiegow drodze na szczytpozostawiam smolne szczapyna swojej ścieżce nadpalonejjak wątpiące sercePan jest w gorejącym krzakuwidzę rozradowaną twarz dzieckażebrzącego na ulicy miasta,które buduje pierwszą linię metrajeśli Pan nie powołaktóż zdoła dojść na szczyta to dziecko jest już na szczycie
>>>
2003
*Myślenie tobą*Myślenie tobąnacinanie brzozowej korypłócien Renoiraale tylko do miejsc niezabliźnionej wilgocizwijanie na przekrwionym kciukuprężącego się żaglaz tkaniny twego biodra nazbyt spierzchłejfarbązabłąkany w tobiew dźwięczne mrowisko grudekna odwrocie łydkizwiany z suchą watą przesileniadostrzegalny w listopadach światełwzbierającyw sypką łachęprzyśnionego tobie ciałaoboje powtórzeni w sobowtórach naszych ust– niepowtarzalniwydobyci z ciepłych kropel snu– niedocieczeniprzygarnięci w popielatej wnęce– czasu? siebie? snu?ogarniający wnękęczasu-siebie-snupejzażu serca
>>>
2006
*Feniks*Z niebiosdoleciałna czasi zamknął mi ustapłomieniem sparzył językwcześniejwestchnąłem ogniemi zamilkłemmęki spadły na mojetrzewiai właśnie wtedyw zupełnej ciszyFeniks wzbił sięna skrzydłach duszyi poszybował we wnętrzuciałajak w kosmicznej przestrzenikryształu wszechświatado celu mojego życiana skale litejdotarłna czas zwątpieniaognisty język spoczął na mnie
w ostatniej chwili
>>>
2008
*Ostrowy serc połączone mostem łaski*(Wszechczasowe, wszechprzestrzenne pary ostrowów wieczornych)Dwie odnogi rzeki padające sobie, co pewien czas w objęciana pożegnanie na powitanie na pożegnanieDwie wielkie stopy Sokratesa smagane wilgotnym wiatrempomalowane czerwonym sprayem przez prawnuków BolesławaDwie zasuszone gałązki jemioły przywiązane do zielonego przęsła mostu Tumskiegokołyszące się w takt kroków zakochanych wchodzących na mostŚwięty Jan Chrzciciel oblewający wodą z muszelkibeanki uczuć niespotykanychnaprzeciw świętej nastoletniej Królowej rozdającejindeksy, certyfikaty i dyplomymężczyznom dzielącym wiek umysłowy przez wiek życiaOjciec grający na flecie pastuszkaobok swej córki wystukującej rytm na bębenku dawidowymprzycupnięci na ławeczce przy nadbrzeżnej alejceNarzeczeni kręcący się jak bąk w kajaku na środku rzekiSiwobrody staruszek z gitarą w ciemnych okularachgrający „Barkę”Czarnobrody zdezintegrowany aktor bez spadochronuza to w czarnej pelerynie przy fontannie Nepomucena uczący się roli na głosZakonnice niemymi ustami szepczące rozgrzeszenia wystraszonym kochankom wieszającym kolejną kłódkę na mościeTranskrypcje Segovii dźwigające na sobie strofy Szekspiraponad głowami spacerujących katedralnym traktem BolesławowemDwa rzędy nadbrzeżnych latarninurkujących za swoim światłem w ciemnobrązowej rzeceDwaj chłopcy na drugim brzegu rzekispotykający się na muzealnej górceby rzucać gałęzie akacji do aportowania swoim psomDwa łabędzie z pokrzykiem tęsknotyprzelatujące szybko nad wyspamiPięknie uformowany cisowy krzak w biskupim ogrodziei dziecięca czapeczka z włóczki kiwająca się na jego gałązkachw rytm zielono iglastych podrygiwańPara młoda klęcząca w katedrzeprzed świętym Janem Pawłem II udzielającym im ślubuw kolorowych zonach witraży przepuszczających światło Wschoduw kierunku kaplic i ołtarzy ZachoduPolski latarnik i latarnie gazoweze swym mistycznym światłem historii kluszczanejWieże katedry smagane elektrycznościąpulsujące jak atomowy reaktorszykującej się do startu w ciemnogranatowe przestworzaZałzawione lekko zmrużone okna Uniwersytetu prawie z iskierkami łezpodglądające stado kaczek przy kolacji żerujących na środku Odryi szykujących się powoli do chybotliwego snu na przewalających się szumiących skibachRzeczna toń dziewiczego falowaniaw której zagłębiają się świetliste słupy miastaKsiężyc pod rękę z gwiazdą wieczorną pojawiający się nagle nad miastemjak przypomnienie żłóbka, jak wspomnienie Orientu kolebki ludzi i ptakówsprawiające, że oczy świętych na cokołach zwracają się nagle w jednym kierunkua ich spojrzenia otulają mężczyznę i kobietędotykających w tej czarownej chwili swoich bladych dłoniDwa anioły pląsające na ceglanym murze łączącymtaflę wody z ławeczką w biskupim ogrodzieDwie gotyckie dusze zachwycone sobąprzelewające się powoli do jednego kielicha wspólnego życiaorazcienie poetów i rzemieślnikównawiedzających od tysiąca lat kamienne zaułkiciągle żywej tumskiej starówkiwyłaniających się z jej duchowego światłajak na nowo zrodzone nadzieje
>>>
2009
*Ty i ja*Feniks górnych dróg powietrznychsfrunął wieczorem w centrumelektrycznych spraw wirtualnego megamiastarozsypał iskry, a płomieniepognały za jego zamiatającym ogonem w oknach domówi na szklanych taflach wieżowcówzatańczyły pomarańczowe wstążeczkiruch serc i umysłów zamarł na ulicachzatrzymały się w locie pojazdy powietrznetwarze milionów zastygłytylko ty i jaszliśmy wciąż przed siebiez odległych od siebie dzielnicw kamiennej metropolii zatrzymanego czasuFeniks w kolejnym nawrocieprzeleciał tuż nad naszymi głowamigdy wyszliśmy na główną ulicęzobaczyliśmy wreszcie siebie z oddaleniaz płomieniami we włosachz rozpalonymi oczamizaczęliśmy biec do siebiemiasto rozsypało się w popiółgdy padliśmy sobie w ramiona.zapachniało akantem i mirrą
>>>
*Transcendentny kwiat*Transcendentny kwiatzakwitł w świętojańską nocpod jasnymi gwiazdaminagimi symbolami czasukwiat rozwinął pierwszy różany płatek– czerwony – nostalgii i wspomnieńpotem wzrósł drugi różany płatek– żółty – pragnienia i rozdarciawreszcie pojawił się trzeci różany płatek– purpurowy – podróży i namiętnościpo chwili uniósł się w górępłatek pachnącej lilii– kremowobiały – prawdy i dziewictwaza nim rozchyliły się nieśmiało dwa jęzorki lilii górskiej– pomarańczowe, cętkowane – emocji i pieszczotya wówczas począł wysuwać czubek noskapłatek lilii pachnącej jak cały Orient– złoty – poznania i odnalezieniaz dna kwiatu w końcu wychynęłowiele delikatnych płatków niezapominajek i bławatów– niebieskich szalenie – jak podróż w górę zmartwychwstałej miłościby w końcu ukazać się mogły skłębione fale morskiepłatków najrzadszych ziemskich orchidei– we wszystkich kryształowych kolorach tęczy –tęsknot, oddania i zjednoczeniakwiat transcendentny zachwycakwiat transcendencji pachniekwiat miłości odwiecznejoddanej ludziomnieupadłej pomimo grzechuna zawsze w nim zaklętej jak absolutwciąż się rozwijawciąż rodzi nowe kształty, kolory i zapachygdy zakochani prawdziwi poza czasempatrzą sobie w oczyw kolejną świętojańską noc
>>>
*Bicie serca*Mój anioł zwiastowania powiedział –popatrz w te dwa nieba,to twoje przeznaczenie.zbliżyłem usta do jej ustpotem pocałowałem delikatnie w szyjęmusnąłem językiem mleczne guziczkiby rozkosznie przylgnąć do białego łonai usłyszałem bicie sercasyna
>>>
* Postsowieckie nieszpory *Rozchwiane sercestary zdezelowany rowerrozkołysane serce łkającejak pęknięty ze spiżu dzwoncerkiewka na wzgórzuz dziurawym dachempo której zmurszałych ścianachpłyną strugi deszczuserce ikoną świecącąw niejktoś klęczyktoś pozostawił rowerpod drewnianym parkanemto staruszka przyjechałaz zapadłej wioskiw deszczu rozpaczyw błocie samotnościwezwana na nieszporydo ruin swegopostsowieckiego życia
>>>
*Ktoś powiedział*Ktoś powiedział –wzgórza nieutulonego żalumlecznej delikatności, którejnie dotknęło wschodzące słońce obłudynie spiekło zachodzące słońce zwątpieniaKtoś powiedział –piramidy radościkryjące szczątki ziemskich ograniczeńDotknąłem twych piersiopuszkami palców, wilgotnym językiemmusnąłem łaskoczącymi rzęsamibladoróżowe drżące kuleczki życiawtedy nad doliną utuleniazapłonęła tęcza naszej jednościmy wpatrzeni, zachwyceniprzesunęliśmy spojrzenia w góręw zenicie odkryliśmy nasze oczyoddane sobie na zawsze,wpatrzone w siebie odwiecznieKtoś powiedział –to zakochani nieśmiertelninie żałujmy im szczęścia
>>>
*Lorelei dzowni do mnie co rano*Lorelei dzowni do mnie co ranoze swojej skały na Renieja odbieram te telefonycoraz to w innych miejscacha to na Krywaniu Baców i Janosikówa to w Grocie Króla Góra to znów na statku Wazaa to w karawanie do PetryGdy właśnie byłem na kosmicznej stacji Alfadostałem mmsa wstrząsającegozobaczyłem ją jak szlochanad przepaścią pośród burzya jej włosy jak warkocze wszystkich kometwplątane są we wzburzone fale rzekizmarłem z przerażeniaNatychmiast zrobiłem słodką fotkęz wiatrem słonecznym nadlatującymod strony supernowej królówi spróbowałem wysłaćmojej nagiej drżącej Loreleinie udawało mi się totraciłem wciąż zasięgprzelatując nad Syberią i WorkutąW sumie to dobrze się stałojak się okazało po chwilina mojej fotce była jakaś kometa,która w powiększeniu jawiła sięogromną bryłą lodua jej warkocz śniegiem białymna ciemnej stronie kometywidniał wielki czerwony symbol –skrzyżowany sierp i młot oraz broda starcaZasnąłem przy próbie skasowania fotytelefon wypadł mi z rąka potem z Alfy gdzieś nad Donempoleciał ku ziemi pomimo braku grawitacjiprzestraszony wyciągnąłem mojąkilometrową rękę jak manipulatornie zdążyłem go złapaćzniknął w atmosferzeodetchnąłem jednak widząc rozbłyskhistoryczny krwotok z mózgu cywilizacjiLecz Lorelei płakała wciąż,gdyż nie otrzymała odpowiedziłzy zmieszały się z wodami powodziwir pochwycił cudne kędziorywezbrany Ren zlitował się nad ukochanąotoczył ramionami i zaniósł dalekoopadła na dno Oceanutam spotkaliśmy się i utuliliw łodzi podwodnej Kapitana Nemo
>>>
*Dzieciństwo ostateczne *Samolociki na gumkę nielatające dzieciństwoodpustowe śmigiełka z blachy wypuszczane ze skręconego drucikaraniące palce jak żyletkidzieciństwo krwawiącerozsypujące się piaskowe babkinad brzegiem królowej rzekdzieciństwo upokorzonezachowanie na przedszkolnej sceniedzieciństwo nieporadnewigwamy z koca i strzelanie do ptakówognisko rozpalone przy ścianie domudzieciństwo zbuntowanezakochanie w dziewczynce,która stała się na zawsze aniołemskaleczonej duszydzieciństwo ostateczne
>>>
*Dziewczyny z Karyai*
Dziewczyny z Karyaipowróciły w wizjach retrospekcjidojrzałego mężczyzny,który zasnął na plakacie pożądaniależącym na mościewciąż pijany miłością nie dowlókł siędo zarośniętego dziki winemdomu samotności duchowejułożył się do snu na szczątkach sercazerwanego z ogłoszeniowego słuparzuconego dramatycznym porywem wiatruna środek dwudziestowiecznego mostuzdobnego w pylony egipskich i babilońskich świątyńi posągi boginek płodnościsamochody i tramwaje omijałytruchło zakochanego władcy snówanioły stanęły w locie nad nim na rozkazmędrcy z magistratu przyszli wręczyć nakazon otworzył nagle oczy i wszystko zniknęłopoza jedną niebieskooką dziewczynądotykającą spracowaną dłonią jego policzka
>>>
2010
*Książę zasnął tam w dole*We śnie czy w marzeniach?Książę sam już dziś nie wiewidział ją w kosmicznym świetle Drogi Mlecznejbyła jego Różą, lecz białą jak lilianie była królewną a nawet księżniczkąjak męczennica spięta i czystadzieckiem przystępującym do Pierwszej Komunii Święteji Chrztu jednocześniebyła Panną Młodą w bielutkiej sukni do ziemilecz Książę nie dostrzegł bucikównawet jednego pantofelka, ach bosa dziewczynkaprzestępująca niecierpliwie z nogi na nogęKsiążę wytężał wzrok by lepiej ją dojrzećby rozpoznać rysy jej twarzylecz delikatny obłok zasłonił mu ją –co więcej, w oczach dymnie dawał się spłukać łzami tęsknotyi Książę stał się niewidomy– do czasu – zagrzmiał nad nim głos Archaniołaa dziewczynka już żywa,oto z ławeczki się podniosła, gdzie była przycupnęłacichutko przeczekała tu w kolejce wiek całyzarzuciła na plecy różowy plecaczek z misiemkryjący wiele niebieskich skarbówspakowany na drogę przez samego anioła,lekko podbiegła do diamentowych wrót miłości i życiaprzymierzając swoje ziemskie ciałozmieniła się cała w słuchzerkając w zieloną przepaść za progiem,gdy Książę zasnął tam w doleona usłyszała nareszcie jak Jezuswymówił głośno jej imię>>>*Rozstanie róży*Samotna herbaciana różabiegnie radosna przez asfaltowe ścieżkimiejskiego parkuskulonego w drzemce styczniowej szadzitrąca każdą z rozespanych latarniwychylającą głowę z ciemnościzmieniając kolor ich księżycowyna złoto-pomarańczowyza sobą zostawia niecodzienną auręnieśmiertelności i kuszącej nadzieiherbaciana róża napełnia parkuniesieniem miłosnym przeżytego rozstanianiosąc na płatkach zapach ukochanego.z jej rozchylonego serduszkawylatują świetliki słodkich pocałunkówa w środku zimy na klombach tuż po północywyrasta dla nich bursztynowe kwiecieby mogły podzielić się czułością, która nie przeminie.złociście rozmarzonaprzysiada na ławeczkach wspomnieńi wtedy śnieg przestaje padać na kwiatya wprost ze snów zakochanychprzylatują ptaki i pszczołynatchniona słucha ich powtarzającychjak echo bezdomnesłowa szeptane tylko dla niejjeszcze sekundę temu
>>>
Wiele sercWiele uczuć spłonęło tego lataw pożarach rzekwiele serc spopielałow smogu namiętnościoczy widzącego są jak gwiazdygwiazdy patriotów zabitych nieludzkoręce wyciągnięte z potrzaskuku światłościusta nieme otwartegdy miecz przeszywa miłośćwielu ludzi zwątpiło tej jesieni w przemijanieuszy słyszące są jak dęby świętewsłuchane w modlitwyszepty pomordowanychw Smoleńsku
>>>
*Alchemia nieba*Spojrzałem w nieboa tam, nade mnąwielka srebrno-zielona pastylkaz dodatkiem arszenikujakiś cień przemknął obok mniegóra zadrgała na horyzonciepoczęła się wznosić wyżejna tle wielkiego zmysłowego oka nocy,to rósł wulkanzrodzony w noc dzieckapastylka na niebie pomarańczowiałagdy zapach światła gorącej lawyzbliżał się do zmaterializowanego smaku mięty i szafranuwtedy wielki kreator snówzakręcił światemze snów wypadła dziewczynawprost w moje ramionajuż jej pierwszy pocałunekbył odtrutką i antidotumktóre uratowało moje dogorywające sczerniałe sercewulkan eksplodowałlawa zalała księżyc strachu i uprzedzeniai srebro zmieniło się w złoto>>> *Polska*Trzynastego po południu pada deszczleżę na tapczanie zbity aurą jak pieswymoczony w martwej solance oknaw gwarnym bloku szepty ludzkie ujadanie psów polskichzza ściany dolatują dźwięki marsza żałobnegospiker w telewizji wypowiada imiona i nazwiskaw różnych odstępach czasuzegar odpowiada – amendziecko gdzieś na parterze kłóci się z matkązegar dopowiada – amenlepka krew sączy się na szare płytkize szpar w drzwiach lodówkistopy pieką, w głowie szum wiatrukatyńska mgła spowija blokowiskodeszcz bębni o blaszane parapetystuka w cembrowiny głów i parasolekolejne nazwisko i imięrozdziera mgłęna latarni nagle rozśpiewał się kosJezus otwiera oczy na karcie ściennego kalendarza Radia Maryjaze starej tapety patrzy i nasłuchuje – Kwiecień 2010kolejne nazwisko i imię wypowiada spiker za ścianąkatyńska mgła wczołgała się już do mieszkaniakrew powoli przepływa z kuchni do pokojunagle rozjaśnia się aureola wokół głowy Jezusajedna ręka cała w strzępachporusza się by wskazać serce w cierniachdruga powoli unosi się w góręprostują się palcezłocisty płaszcz wypełnia się czerwieniąa królewska tunika bieleje jak śniegJezus wypowiada słowo – Polska!
>>>
*Nie rozdziobią nas kruki i wrony*Obudzony dudnieniem głuchym stukaniempomyślałem w chwili świadomości –moje serce bije ciepłą miłością skowyt mroźnego wiatru nakłonił uchoku Męce Ukrzyżowanego w spiekocie jak wielkopiątkowe drewniane kołatkiechem rozległo się nawoływaniew katakumbach grzechu w jaskini usprawiedliwieniaw duszy skutej mrozem otworzywszy oczy zobaczyłem naprzeciw siebiewielkie czarne ptaki kołyszące sięna balustradzie balkonu za oknemniezgrabnie jak chochoły narodowetracące równowagę w porywach styczniowej zamiecipodszedłem bliżej do balkonowych drzwilecz nie wystraszyłem ptakówwielkich jak sępy lub orłyz tupotem twardych łapze zgrzytem szponów po metalowej oblodzonej bariercebuńczuczna horda najeźdźcówprzysuwała się do karmika sikorekcarsko-asyryjska sotnia schodziła w dółokraczając linki suszarki na pranieby skraść ziarna lichym ptaszkom polskiej demokracjistojąc tuż za szybą mogłemz bliska dostrzec tę ohydę panoszącą się nad polskim żłóbkiemodwieczne wojska Babilonu, czarne zagony Rosjinie zatrzymały się za oknemprzeniknąwszy przez szybę obsiadły mnie całegojak w scenach z horrorów wczepiły się w pidżamę i ciałoszybkim uderzeniem dzioba ptaszyskorozpłatało moją pierś i wbiło głęboko w sercezakrzywiony kieł czasu, dziób krwawej historii,katyńsko-wołyński miecz pogromuwtedy jak piorun z jądra bólu okrutnegoz jestestwa myśli męczeńskiejidea uderzyła w mózguczucie zmienione w jaźńi zajaśniał sztandar świadomości i napis –nie, nie, nie –nie pognębią, nie zabiją nasnie rozdziobią nas nigdy… tak jak WRONA
2011
*Poematy dla pszczół*Miłosierdzie i miłość w jej zapachuprawda i sumienie w jej przeznaczeniuwijące się zorze dusz jak bukietyjej kwiaty kwitnąjej łąki zachwycająowady ze snu letnich łąkptaki kolorowych krajobrazówi płowa zwierzyna wylęknieńjej bladość jak liliijej rumieńce jak różz błękitu wypadają pokręconestwory chmur i przeskakująmost tęczy tam wysokonad głową zadartą do górydroga, pastwisko i atelier artystyna chmurach siedzą skrybowie cierpliwibalonami nadlatują jak motylebaletmistrze realistycznych poematówby nad kolorową dolinąrozpinać parasol ideiw miłości i miłosierdziudla pszczół strażniczek kruchego życiaw światłości
>>>
*Ucho igielne*Schodziłem z Góry Oliwnejtrzymając za ręce dwie kobietyja wracający z Betanii w zielonej tuniceone w białych powłóczystych sukniachz Meah Shearim i Ein Karemich błękit i ich czerwień były naturalneżółty pył drogi i szary kurz na grobachzłoto świeciło nad nami sztuczneArchanioły i ludziewitali mnie jak nawróconego Herodamój smutek dźwigany na kiju kurczył się, gdy zbliżałem się do Złotej Bramyosiołek przyprowadzony przez czarnego islamistęzastąpił mi drogędziwny osiołek, który pod derkąbył obwiązany pasem szachidaa z boku miał wiązkę sianapuściłem ręce kobiet i wsiadłem na to bydlęująłem gałązkę palmy w dłońw tę, na której miałem kardynalską rękawiczkęi skierowałem się do Złotej Bramyludzie zgromadzeni wokół murów Jerozolimyrzucili się do panicznej ucieczkiz Doliny Gehenny na pastwiska Scopusgłosy trąb zagrzmiały metalicznie na Wzgórzu Świątynnymsłyszalne nawet podczas huku eksplozjigałązka palmy nagle stała się kałasznikowemZłota Brama zamieniła sięw ucho igielne dwudziestego pierwszego wieku
>>>
*Łut świąt*Po tańcu śmiercizapracował elewator miłościna zakończenie płaczuzwanego jesieniąonomato wiatrempeistycznie splinem chorych na pojedynczośćpodbiegliśmy pod choinkiwczołgaliśmy się pod żłóbkizakryliśmy się sianemzamaskowali bydłem skuleni w kątach strachóww pobudowanych wytrwale piramidachlabiryntach dni minionychwspomnień umarłychzałzawione tęsknoty wtórują duszom naszymzawodzą z nami znicze niedoczekańi gdy rozbłysk kosmiczny znika w piachuwzbudza ognisty grzyb pustynnych namiętności,co wznosi się aż do komunikacyjnych satelitów Ziemiłącza niewidzialne wypełniają się słowamirozgrzewają się świątecznymi bajkamia szepty stuleci szepty miliardówod czasu Adama bez żebramieszają ukorzenia, spopielają nadętościdzwonią bezbronnościąna to nam przyszłona pierwszy Dzień miłoścityciej tylutkiejjak pierwsza cząstka materii Wielkiego Wybuchubozon myśli łut słowa ciut światłałut świątciut przebaczenia i nadzieisupernowa uśmiechu
>>>
* Garść światła*Garść światłagarść wody górskiejgarść chłodnych iskierz wnętrza Giewontuzaczerpniętych w Dolinie StrążyskiejGarść światłagarść lawyz islandzkiego wulkanuz mistycznej kuźni greckiego bogaEuropytego, który stał się legendąza życiazamienił się z prawdą miejscamibył od początku Achajów i DorówmitemGarść światłagarść jasnych włosóww których igra zalotna miłośćuniesionych w zachwyciedo ust drżących w ciemnościGarść światłagarść spojrzeń przemieniających duszęprzemieniających światz zaprzeczenia świata w miłośćmłodzieńca, co płoniemężczyzny, co cierpiGarść światłagarść gwiazd wirującychz serca Mlecznej Drogiwyrwanychjak krople myśli samego Stwórcyrozsypanescalające sięGarść światłagarść dobrych uczynkówwiejskiego pastuszkaklęczącego przy kapliczcena rozstajach polnych drógwidzącego Ducha Świętegow płonącym krzaku głogupod postaciąbłękitnookiej dziewczynygarść pocałunkówjak koraleza jej zasmuconą twarz
>>>
2012
*Pustynny kwiat*Zdumiony pustynny kwiatsmutny rajski ptaknad pustynią przeleciałsamolot z moimi marzeniamirozsypał tęczęspektrum umierania w spiekocie sercakolory opadły na kolce kaktusówwzbudziły zapachy jednego latazakwitły ich kwiatykwiaty jednej nocywiatr w ciemnościach potoczył kule starożytnościprzez zasuszone snyprzez puste koryta rzek bolesnychzaleczonych rozpaczy i miłościwiatr muskał kolce kaktusówrajski ptak z pobliskiegopoligonu dojrzałościzniknął w puchowej skalezmieniając się w Feniksa z nicościnieśmiertelnego ptaka bez imieniapustynia życia może skrzywdzić wędrowcapustynia życia może zakwitnąć cierpieniempustynia życia i tak jest fascynująca i tajemniczakażdej nocypomiędzy stuletnimi kaktusamiprzejeżdża kawalkada aniołów w sombrerachna czarnym niebiecałują się kometypatrzy na to samotny kwiatnadlatuje nietoperzzamienia go w kamieńwieczysty owoc
>>>
Oto jestem w raju
na dnie martwego morza
statek przybył za późno
żeby ocalić mój gatunek
oto jestem w polskim raju
na dnie Wisły
zaraz ukażą się moje stopy
nad powierzchnią wody
rzeka wysycha
żaden statek już nie przybędzie
oto jestem w powiatowym raju
na dnie baru
woda wdziera się każdą szczelinę
do mózgu i do kościoła
papierowe łódki pod mostem
woda czarna, skażona
woda z martwych sumień
utracony raj to czy Sodoma?
gromnica wpada do wody
łódki zaczynają płonąć
Pearl Harbor to czy Lepanto?
>>>
Pustka wszechświatów równoległych
pies zaszczekał w jednym z nich
mroźna noc
księżyc
dzban
światło
w dzbanie życie
i jeszcze życie w psie
życie równoległe
wszechwładna trauma narodowa
Polska równoległych grobów
ciemność nad Warszawą i Pułtuskiem
ryby płyną w ciemnym nurcie
kule staczają się po zboczu
myśli pulsują
w elektronicznym mózgu,
który rozbłyska
w jednym ze światów
najbardziej pustym
życie jak pies
pustka równoległych światów
Polska znika tutaj
by pojawić się pośród innych galaktyk
obok martwej gwiazdy Rosji
>>>
Hotele Las Vegas
sfinksy, raje, lwy, czaszki i neon: kaplica
spa, jacuzzi, sklepy, sklepy, sklepy, bary
ruletki
miliony zagubionych ludzi z całego świata
dziesiątki tysięcy jednorękich bandytów
Sklecony z kamieni kościółek półlegalny
w wiosce wśród gór nad rzeką Hu
legalne kury, świnie, wódka i tytoń
półlegalna bieda narodu chińskiego
legalna bezpieka
Kolorowy targ w kolumbijskiej wiosce
biała fasada kościoła
wokół dym, smród, błoto
bose nogi, narkotyki i broń
W Las Vegas, Chinach, Kolumbii
ludzie leżą przy drogach
trędowaci, nieprzytomni, zapomniani
bogaci i biedni w jednej lawie katastrofy
z nędzy natury, z nędzy jadła
z nędzy pragnienia, z nędzy zaspokojenia
wyciągają ręce krwawiące
i dłonie z sinymi palcami
kurczowo zaciśniętymi na różańcach i banknotach
>>>
W tonacji wybuchającej supernowej
(jak ja lubię te tajemnicze zakątki wszechduszy)
rozbrzmiała pokusa
jesiennej miłości
po śmierci wszechświata rządowego
oto kolejne odrodzenie prywatności
na skrzydłach wiatru słonecznego
wśród fal melodii
rzek rozśpiewanych jak Wisła,
które uleciały w sumieniach
rzek jednak podniebnych
płynę lecę faluję
unoszony przez podmuch nowego życia
przemierzam obszary serca
pustki niewyobrażalnej dla słowa
mojej własnej natchnionej
samotności
gdy pada pytanie –
„czemuś mnie opuścił”
a potem wybucha światło
w niedzielny wczesny poranek
a potem kosmiczna eksplozja
wolności dla wszystkich wyznań i szeptów
supernowa era miłości
płynie jak manta ku światłu
>>>
*Pod chórem*
Patrzę na hostię w tabernakulum
patrzę spod powiek posępnych
przywleczony do kościoła jak
strzęp ludzkiej nadziei
przez zdesperowane anioły
białka oczu
spuszczona głowa
lęk
poszarpany przez katolików
znienawidzony przez siebie samego
Patrzę na hostię klęcząc przy filarze
pod chórem
patrzę i widzę księżyc w pełni
na firmamencie gwiazd ponad pustynią
spokojny ciepły jak sen
bajkowy
dziecka
oczekującego Bożego Narodzenia
Otwieram oczy szerzej
otwieram drzwi duszy
otwieram sejfy, piwnice, lochy
otwieram walizki dawno już spakowane
otwieram dzieciństwo i młodość
otwieram radość z prezentów
otwieram korytarze weselne
i pokoje światła
pióra białe spadają z chóru na moją głowę
wstaję
wychodzę
przydeptuję samego siebie
w przedsionku kościoła
lęk odpływa na środek oceanu
jak solna bryła
Atlantyda
>>>
Pęka nić
tama pęka
pęka naręcze kwiatów
na końcu serce
w mglistym lesie
na taflach łąk ściętych mrozem
Szerszeń biedy jak lis
okopany w wosku
dziewczyna nie jest królową
nie ma własnych zastępów
owadzich
nie ma owoców chwil jasnych
nie ma już spożytej wczoraj słodyczy
przez chwilę chociaż widzi anioły pieszczot
fruwające nad łąką
wszyscy jej mówią, że to mgliste opary znad rzeki
że to łabędzie
że to płatki śniegu –
jest zima przecież
a jej serce pęka
a jej sny oplatają ją jak ciernie
widzi je, jako zamróz kwietny na szybie
płacze, bierze aparat i robi zdjęcia
zamarza pęknięte serce
w każdej fotografii
wspomnienia uczucia minione chwile
powstaje niezapomniany witraż
wniebowziętego serca
>>>
Skoro nawet
głowy potracili
skoro
ja ty mama tato
mamy głowy
urodzeni z głowami
w miastach
skoro do wiosek
no niech tam
pędzimy
by wyciszyć serca
głowy w miastach
zostawiając
serca za górami lasami
Skoro nawet droga daleka
nawet pańskie przyłbice
ciastka z kibucu
klimatyzacja w zbożu
skoro już jesteśmy
w wiosce
zwalniamy
zwolnijcie
hej!
wy też
skąd tu czołgi
w Dolnej Polsce
skąd tu tyle czołgów
uważaj!
to nie komar
czołg nie motyl
uważaj muszka!
uważaj na głowę
>>>
Pisałem o Ledwożywie
w młodości
potem modliłem się
o przebaczenie jej grzechów
z pisania mogłem umierać
z przebaczeń mogłem żyć
Ledwożyw wskakiwał mi na barki
częściej niż siedem razy
w tygodniu
gdy z psem płoszyłem Indian
plącząc się po samotnej okolicy
krew lała się z samotnego serca
okna otwierały okiennice
by szyby mogły odetchnąć
bym zrzuciwszy Ledwożywa
mógł wreszcie poszybować
pokaleczony, ale przewietrzony
za Indianami, którym nie straszna
męka ani długi marsz
ku świtaniu ludzkości
ku świtaniu męskości
Ledwożyw był inicjatorem
stawania się
z psem z łukiem z lekturą
okna otwarto jednak na cierniowy ogród
wyszedłem tam
wpatrzyłem się pozostałem
z Ledwożywem sam
z bliznami i otwartymi ranami grzechu
by kreślić słowa
oliwną gałązką na piasku
>>>
Małe złudzenie
w jesiennych szatach
wpada jak muszka w abażur
samotności
śnij
imam się kowalstwa
na dnie oceanu
wykuwam gwiazdy i jeżowce
małe poirytowane
tuż w grudniu
tuż za mną
już znowu
wyklepuję kopułę
zaspałem w muzeum
tuż przed bitwą
miałem dołączyć miałem polec
miałem zasłużyć
zaspałem w okopie
z głową w piachu i torfie
Małe marznięcie
na jednej nodze
tuż przed Wigilią
gdzieś na polskiej Syberii
a może w Kanadzie
by przetrwać by zachować religię
zabrałem pisma i przepłynąłem
Bajkał i Zatokę Hudsona wraz
Małe serce wstrzemięźliwie kochało
małe serce kryło się po krach
i przyszła nadzieja
złudzenie poirytowane
>>>
Nawet wrony
ze mną nie zginą
ani żadna rzecz
która się odnalazła
w Seleucji
po Aleksandrze
słonie nie zginą
w bitwach starożytnych
nawet pamiątki świętych
po przejściu Persów
nie zginą chusty
w Rosji po wtargnięciu Arabów
nawet matrioszki komunistów
ale czy wiara nie zginie
po totumfackich postpapistach
>>>
Dostrzegłem w jabłku
zaklęte
kształty pięknego kobiecego ciała
krągłości i słodkości
aseksualnie smakowite
rozpocząłem jak Michał Anioł
wydobywanie z materii
piękna ukrytego w niej od wieków
Używając paznokcia
wymachując kciukiem
formowałem wyobrażenie kobiety
z mozołem
na ławce nad Wisłą
woda przepływała u moich stóp
woda samotna jak ja
szumiała w swojej nazwie
ja zastygałem w swojej
Dłubałem w jabłku cierpliwie,
gdy z rzecznej piany wyszła Afrodyta
odsunęła nogą szczeżuje
rozchyliła tatarak rękami
usiadła mi na kolanach
objęła ramionami i odebrała jabłko
uśmiechnęła się rajsko
i ugryzła raz
po czym podała mi tablet
z jego słynnym logo
przestałem myśleć
czegoś dotknąłem
po czymś przesunąłem palcem
straciłem rozum
zapatrzyłem
wtuliłem się
wziąłem z jej ręki
i ugryzłem jabłko drugi raz
>>>
Pozdrowienia klaustrofobiczne z obmywanego deszczem autaśle Jim Morrison z radia na falach oślepianych drzewjesienna nostalgia wdziera się do środka,podczas gdy pamięć wyrywa się w dal za znikającym miastemmrok rozstania powoli, struga za strugą, zalewa sercełzy na szczęście szybko zbiera wycieraczka-strach
>>>
I often visit your blog and have noticed that you don’t update it often.
More frequent updates will give your page higher rank & authority in google.
I know that writing content takes a lot of time, but you can always help yourself
with miftolo’s tools which will shorten the time of
creating an article to a few seconds.
To determine internal swelling is difficult enough, therefore, consequently, they influence the body for a long time, which threatens the normal fetus. Fluids are dangerous because they break blood circulation. Such picture leads to the strengthening of negative tendencies feeding and the breath baby, formed hypoxia.
Fighting such a pathology should be done with the help of correction feeding and special procedures so that fluid does not stay tissues. If expectant mother is resting, then under the feet preferably put a cushion or pillow to improve the blood circulation of tired legs. Do not long time to sit or stand, as this leads to stagnation in the body. It is recommended that the knee-elbow position several times a day in order to increase blood flow.
[url=http://pregnancyplus.info/how-to-relieve-breast-pain-during-pregnancy-useful-tips]how to relieve breast pain during pregnancy[/url]
I often visit your blog and have noticed that you don’t update it often.
More frequent updates will give your page higher rank & authority in google.
I know that writing content takes a lot of time, but you can always help yourself
with miftolo’s tools which will shorten the time of
creating an article to a few seconds.
To determine internal swelling is difficult enough, therefore, consequently, they influence the body for a long time, which threatens the normal fetus. Fluids are dangerous because they break blood circulation. Such picture leads to the strengthening of negative tendencies feeding and the breath baby, formed hypoxia.
Fighting such a pathology should be done with the help of correction feeding and special procedures so that fluid does not stay tissues. If expectant mother is resting, then under the feet preferably put a cushion or pillow to improve the blood circulation of tired legs. Do not long time to sit or stand, as this leads to stagnation in the body. It is recommended that the knee-elbow position several times a day in order to increase blood flow.
[url=http://pregnancyplus.info/how-to-relieve-breast-pain-during-pregnancy-useful-tips]how to relieve breast pain during pregnancy[/url]