1986-1989

Posted: 01/06/2014 in Wiersze

1986

 OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Infantka *
Gołąbka
chimera
moja hiszpańska infantka
pojawiła się tutaj nagle
w grdyce aż czuję przerażenie
tu następuje detekcja podziwu,
gdy w makówkach jak dynie
odnajduję jej wizerunek
sen go odnajduje wcześniej
i sprawia, że:
muszę opuścić kino przed zakończeniem seansu
muszę wyjść z pracy przed piętnastą
muszę przestać grać zanim zdobędę sławę
muszę zakończyć wiersz zanim muza
się w nią zmieni
muszę skierować się ku wyjściu z kościoła
zanim krzyknę w ciszy na cały głos
usiadła na moim ramieniu
ona mały cichy ptaszek jeszcze z oczami dziecka,
którego piórka rozchylają się na wietrze
daje się unosić w moje kąty ucieczek
chce się przed wieczorem skryć w moim domu
chociaż jest dopiero południe,
by zejść z drogi kłamstw i zdrad
moja hiszpańska infantka każe mi siebie oglądać
w koronkowych majtkach wystających spod sukni
i z wielkim dekoltem jak dama
czyhałem sam w wieczornym zaułku miasta
pod mrocznymi murami obronnymi
znajdowałem zgubę własnego ataku
całowałem ten mrok parą wydobytą z ust
mrok pochłaniający sąsiadki
mogłem zatracić się w walce o pokój
z mordercami dobrej woli,
ale zostałem z moją infantką,
by przekonać się jak dorasta
jako gołąbka pokoju
>>> 
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
Bablion, Babilon, synkopowy Babilon
mroczny jak trzynastka
jest moim obiadem dziś w pałacu Nimroda
we dworze Hammurabich
pod kandelabrami przypadku Słowian
wobec stiuków chwil Polan
i Cham z Podola z harmonią na ty
jak i pasterka 
z diademem na rozstajach dróg marmurowych
tak biały niedźwiedź zaglądnął kiedyś
do mojego pokoju przez okno
samochód chciał mnie przejechać dziś na szosie
mnie autora hymnu nowego świata
przechowywanego w szufladzie głowy
przechadzając się korytarzem domu partii 
nuciłem juz wtedy ten hymn pod nosem
policzyłem do ośmiu
i zasnąłem na czerwonym dywanie
by płynąć przez wzburzone morze Sodomy
pokochałem tratwę ratunkową
i każdą z par moich myśli
teraz różdżka Biblii przegina się
w kierunku źródła wulkanu
ukrytego głęboko w legendzie
strach paraliżuje mój umysł
przed własnym doskonałym aniołem
ciągle obecnym przy mnie przedakadyjskim
i nie mogę w końcu
i nie potrafię w końcu
krzyczeć
mówię więc:
zamiast port lotniczy – poczekalnia
zamiast cięcie – kantowanie
zamiast dyscyplina – a niech to diabli
teraz mogę zaledwie szepnąć
wyśniłem srebrny róg, lecz nie wiem
co on symbolizuje?
myśli dynamizują te wizje
jakimi są dzikie życia wokół mnie
dzieckiem odbierane
sercem pokonane
progi cywilizacji
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
* Przyjemna woń *
Jeśli marzysz to wejdź w dym
nie przechodząc przez ogień
razem ze swoim koniem
scytyjskim, tatarskim, indiańskim
zamknij usta, czekaj, płacz
tobie jest potrzebne widzieć
skalę dwudziestego pierwszego wieku
i cynizm uprzedni
pędząc samą osiodłaną lokomotywą przez tajgę
wszystko jedno czy zesłaniec czy pionier
firanki zasuń
odłóż okulary
skup się
zamknij w sobie
ja będę obserwowal ciebie
ja będę wierzył w ciebie
nie przeprowadzaj nigdy
dzieci i koni przez ogień
wejdź jednak w dym
ze spalanych imperiów
przyjemną woń pieniędzy
pieniędzy na złoty
Dom Pański
marzenia są kadzidłem
uświęceniem życia
>>>
 DSCN5521
* W pieluchach z aluminiowej folii *
Jak kiść winogron zmarznięta na winnym krzewie
w luty poranek
kołysząca się, powiewająca
zapomniana flaga
pośród skłębionych żelbetowych zbrojeń
zamarznięty lis w leśnej jamie
zasypanej śniegiem
plujący krwią lodową
na ścieżkę pijany gruźlik
takie to moje porównanie duszy do życia
chciałem być dzieckiem północy
lecz już mam dość
przemarzłem i jestem zły
ze ść szcz
siarczyście świszcze zamieć
dziś moje porównanie jest w moich zębach
a ja skulony poirytowany
w pieluchach z aluminiowej folii
brak wokół puszcz,
które by mnie skryły
i ciszy, która zabrałaby moje ciało
w ponadświszczący akwarystyczny lęk dziecka
struny stalowe przeciągnięte nad wzgórzami
napięte na pudle doliny
czekają jak gitara z milionami watów
na moje ostatnie szarpnięcie
najsmutniejsze szarpnięcie
wiatr kołysze kiścią winogron
szkolnych niewiarygodnych kulek
tak tłucze i chrzęści wewnątrz mojej głowy
nie mogę unieść ręki
nie chcę być dzieckiem zasypiającym na zimę
chcę panować nad światem
przeszkadza mi w tym miłość
zbytnie zakochanie zbytnie wyśmianie
i wiatr
rzeką atramentu jest moje serce
wyobrażenie wiosny to mój lęk
zew wzgórze kobieta ptaki
żelazne kraty bram żelaznego nieba
symbole wschodu ołów cyfry
bałwan w cylindrze
modlitwa wyjścia
krzew winny
zasypany śniegiem
człowiek winny
zapomniany owoc
dziecka
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
 * Echo *
W kręgu pulsujących miłych zdarzeń
zamykam w sercu ciepło z opuszków palców
szukam krwi w myśli i w powietrzu
wokół powiewają słowa
pustynny wiatr szuka dźwięków we mnie
czeka kołyska
i zbliżający się wielki kot na niebie
szukający mleka
atmosfera więzienia
echo w nim to echo ziemi
jądro potrzeby czekania
osłupiałem od ciepełka jak Szymon
wsłuchuję się z wysoka
w gaworzenie dobiegające z kołyski
gr! grd! grdyką!
>>>
DSCN0046a
Jasność cudzoziemska to dopiero jasność
wykałaczką stwierdzam ból
penetrując oko rodaka
naście może lat temu w kwiatach znalazłem sen
w brrr mieszkałem
tam wymarzyłem ach
och streściło się
jak to na wschodzie
taka przemowa przy świątecznym stole w 86 roku
jest usprawiedliwiona cudzoziemską jasnością
oczekiwanym wyjściem niedźwiedzia
Groźny umarł dawno dawno temu
uwierz mi to prawda
za siedmioma górami
za ośmioma rzekami
za jednym stepem stepów
tacy jak on marzyli o szklance potu
z końskiego karku niżej Temudżyna
to ich natchnęło
tak jak dziś wódka
staram się natchnąć rodaka
siedzącego po przeciwnej stronie stołu
drażniąc dno jego oka
głaszcząc siatkówkę ostrą wykałaczką
użytą wcześniej przez Turka z Turkmenii
po jakimś burłaczym obiedzie
otrzymaliśmy także pozdrowienia bawełniane
z jurty w Kazachstanie
dla wyjców stepowych
sennych odludków
wyzwoleńców ścinanych podstępnie
i ślepowronów
>>>
DSCN8291a 
Kto jest potężny w swym głosie do ludzi
kto jest potężny w swej skrytości
słyszę głos miłości
czuję się zakochany
och! gdybym wiedział w kim
słyszę jak wschodzi słońce
słyszę krew słońca rozlewającą się
za kołem podbiegunowym
poprzez znak wierzysz
poprzez znak żyjesz
ta siła duchowa w piersi skoncentrowana
ten radosny pożar
płomień wszechnieba
rozkosz samoniewiedzy
koncentrat bólu myśli
któż ciebie dotknie teraz
delfin
staruszka
gitara
lokomotywa
hieroglif zmieniający się powoli w literę
>>>
 OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Przepiórka *
Przebiegałem nadbrzeżne ścieżki
patrząc w wodę
widząc w niej zawsze odbicie wieży Eiffla
a jednak cieszyłem się z tego, że jestem Polakiem
jak fatamorgana jawił mi się w oddali
wizerunek postaci obecnego Papieża
szyłem na maszynie sztandar
obszywałem go frędzlami odpornymi na krew
osuszałem bagna, karczowałem tajgę
przyjmowałem nawet razy knuta
w swojej wierze w swojej wiedzy
zrywałem dzikie czereśnie prosto z drzewa
siedząc na starej zmurszałej gałęzi
z góry jak z wieży Eiffla zobaczyłem
jak Pan Bóg zmieniony w przepiórkę
ucieka w zboże coraz dalej i dalej
zapadając się w łan
z ludowym zakrzykiem
a ja chociaż nie mogę go dostrzec
to mam pewność miejsca
w którym ukrył się
jak prawda w mitach
Lędzian i Polan
>>> 
OLYMPUS DIGITAL CAMERA               
* Ziemia obiecana *
Z ofiarnych palenisk w Salem
wyszedłem
krok w krok jak
Ja Ja Ja Ja jestem
naczytałem się o otwieranych bramach
stojąc w drzwiach w negliżu
krzyczałem przez sen
czarna chmuro zgiń przepadnij
wskakiwałem na konia jak Czerwona Chmura
i odjeżdżałem na wojnę z obcymi
a potem w chmury jak Mahomet
trzymając kamień w ręku jak Mojżesz
a potem procę jak Dawid
na plecach mając powrozem przytroczoną
białą lilię Gabriela
schowałem się w żywopłocie
nie rozstrzelany przez Niemców
a potem Indian z drugiej klasy
letnią porą zbierałem
zapach czarnego bzu i jaśminu
gdy miałem go już pełne nozdrza
zaczynałem się podglądać ludzi przy pracy
a potem przemarsze i manifestacje
wydobywałem się z ich kolonii karnej
razem ze śliną, krwią i łzami
samotność i tęsknotę
umiejscowiłem na zdjęciu klasowym
ubierany w zbyt obcisłe ubranka
wierzchnie pierwszomajowe
spodnie kościelne
łkające serce w tłumie
kłułem przekorą, a jakże
tam gdzie pamięci nie było
nic a nic bolało najbardziej
moja góra w Salem
uwiła mi w oczach gniazdo
i tam zniosła jajo
bóle dawały znać
o przemieszczaniu się we mnie
Ziemi Obiecanej
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
W morderczych krzakach zabijakach
czekała nas fajka pokoju
Dzierżykraj, Słupia, wędrowny bocian i ja
gotowi wyruszyć do miasta pokoju
gdy w kręgu zdarzeń miernota
na placach głuchota
ja sapię, karmię i plwam
ale słyszę przynajmniej
w karczmie zastawiam
płacz dziecka i ryczenie krów
główne danie ryk plenarny
zawijać pierogi już czas
czapkę nałożyć i w drogę
a góry! o góry! o góry wysokie!
na horyzoncie
gdzie tabor aniołów
pierze król strusi pieśń w oceanie
wchodzę na statek
płynę na Atlantyk po Platona
sól i wolność bezkresu
potem poprawiam chiński mur
i wracam do domu po bagaż
po klasykę wsi i przedmieść, gdzie
zaśpiewa mi jabłonka
zaśpiewa mi jabłecznik
zaśpiewa mi stara polna droga
zaśpiewa mi zdemolowany stadion
przydrożny kurhan i pętla tramwajowa
wchodzę w obraz żniwa z bronowickim chochołem
w śpiew jak bocian z ptasią władzą
bocian, który ze stodoły zszedł
trzymając w ludzkich rękach procę jak tęcza
bocian, co zmienił się w ibisa i cisnął kamień
zachód słońca nad wisielcem
złodziejem dzieciństwa deptakiem
bramo niespełniona wieżo Babilonu
barbakanie tajemnicy moście celnika
mój pokój nie tu
na szczycie zigguratu w Ur
lecz w mieście niebieskim
to do niego wracam ze śpiewem
przechodzę razem z wielbłądem
przez ucho igielne jak w Sandomierzu
czując na sobie wzrok bogatego proroka
proroka w swoim kraju po dziadku
kiedyś nadejdzie czas, że przez ucho igielne
będą przechodzić prorocy razem z wielbłądami
i to my będziemy na nich patrzeć
odgruzowując Złotą Bramę
kaktus to poduszka do igieł
kwintesencja igiełki
jednocześnie wiadro pełne wody
krew to ciepłe wilgotne źródło samobójstwa
samobójcze myśli maja
wpływają na trwanie mostów grudniowych
mostów nad Doliną Gehenny
a Sąd Ostateczny czeka
za murem
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
W krainie cieni
mur
w krainę cieni
księżyc
pieśń się rozlega w krzakach
od Eufratu po Nil
od stepów Mongolii po Dzikie Pola Ukrainy
kiszki oplecione wokół drzewa w lesie
oczy wydziobane przez kruki na rynku miasta
wokół stelli
groby
formy
w krainę sznura konopnego
okręt
szubienica
w krainę stalowej belki
wieża
podpora
serce
mózg
klinika
wiele lat żył Metuszelach
Hitler tylko sześć
rzeka płynie po kamieniach
wśród dzikich gór
runęła w urwisko
spada wodospadem
spada
dziś zieleń jest czarna a czerń skażona
pociągi zatrzymują się dziś w Sandomierzu
szkoda, że Tatarzy nie zatrzymali się tu kiedyś
pod dnem Atlantyku jest miejsce na mój dom
okrągły, betonowy batyskaf, miasto
jak balon wtopione w podmorską skałę
nie dotarł tam jeszcze człowiek ze swym Babilonem
samochód porusza się w moim nosie
wypada z dziurki jak z tunelu
autobus z wycieczką zatrzymał się na powiece
jemioła zieleni się na rajskiej gałęzi
małpka stuka się palcem w czoło i szczerzy zęby
potem pokazuje na płonący miecz Archanioła
już w mózg wkładają mi talent dla Charona
denar dla Piłata i rubla dla Lenina
złotówkę na walczący z Francją i Ameryką Wietnam
perłę na odbudowę Krakowa
po ostatniej pacyfikacji zomo
mury muszą być nowe
cień będzie ten sam
krew na Rynku inna
a plamy na płytach te same
>>>
ZS Betlejem 22b 
Czy zliczysz pary osiołku
teraz czy zliczysz je
gdy zszedłeś już z tej góry
z dwoma koszami po bokach
a w nich dwie natury
miny
skazy na nastrojach
jamy w ciszy głowy
pulsują echa
grają przepaście pod nogami
dzwony wzywają z ziemi
czy musisz nawet ty żywopłocie
wyrywać swoje korzenie
i przenosić się w inne miejsce za granicę
czy stworzyć chcesz suchy stos
mrówka
traktor w polu
skowronek i tryl
gdzie ucieka tchórz
gdzie ucieka słońce
niewiarygodny tętent
niewidzialny
niesłyszalny
niepoznawalny
tętent snów
podwójnych jak kopyta i uszy
osiołek z koszami życia i prawdy
ucieka już do dzikiej oślicy
po kamienistej drodze
żertwy
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA             
* Burzenie *
Synteza kroczy ulicą a ty jej nie dostrzegasz
czy nigdy nie będziesz jej widział
wyburzają stare domy i powstają
ogromne jamy grzebalne
przerażające swym wyglądem po zmierzchu
niewyburzone domy straszą cieniami w bramach
chwiejącymi się murami
skrzywionymi okiennicami i drzwiami
schodami pijanymi nawet w południe
moje pokolenie widzi skutki budownictwa wojny
efekt urabianej przez ohydę materii
dającej światło na upadek człowieka
patrząc przez szybę napycham swój łakomy brzuch
który puchnie jak ulica
śledzie czołgają się po ulicach w gęstej białawej mazi
ludzie jak ryby pośród ropiejących elewacji walących się domów
mały chłopiec podbiega do jednej ze ścian
i jednym pchnięciem ją obala
przewraca się rudera stojąca przy rynku
potem obala dom za domem
oczyszcza miasto z przeszłości
w Krakowie
w Warszawie
w Gdańsku
we Wrocławiu
w Lublinie
dzieci są jak dzieci
moje pokolenie takie łakome
na tyle męskie by nie dostrzegać syntezy rodzenia
starca z kapeluszem
w jednej ze śmierdzących bram
>>>
DSCN3210d 
* Kto wypije ciemną miłość *
Pomóż odejść komecie
nawróć się ojcze
kwitnący znów we mnie
włącz telewizor
nie mów do mnie wciąż – dziękuję
ślimak wypełzł na moją rękę
obudziłem się
w zmrużonych oczach zrodził się obraz
śliski i rogaty lecz nierzeczywisty
komu oddam złoty łańcuszek
oplatający moje biodra
chce mi się płakać
wzruszam się na widok łuny na niebie
wypijam miłość ciemną w tobie
lub jasną, gdy tygrys jest poza ogrodzeniem
pogrzeb w górze
trumna na linie
jakiś program płynie z Warszawy
jakieś obrazy unoszą się ponad wzgórzami
krasnale urosły znów są większe niż ludzie
w stawie siedzi ukryta pod nieruchomą wodą
opozycja wszystkiego
cichutko przejdźmy jego brzegiem
razem z ważką przelećmy nad szuwarami
kto zwycięży
kto siebie zrodzi
kto wypije ciemną miłość w moim stawie
>>>
DSCN3160f
Jej oczy widziałem  w stawie
a w nich eksplozje wulkanów
i warkocz i dres i sandały
migotała tam cała
dopóki nie zbliżyłem się do brzegu
gdy przybliżyłem twarz zatrzymała się w swym kręgu
odwróciła się do mnie
jawiła mi się dantejskim lodem
lecz oczy były oczami żywego anioła
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Zła i dobra wola *
Prowadzony blaskiem polityki
znalazłem się w smudze tęsknoty
w spowiedzi niejedno znalazłem przesłanie
mogę wymruczeć je już dziś
nie prawiąc kazań
płaczę i tak nad samym sobą
czy powinienem nienawidzić ludzi
złej woli
czy winienem światu walkę z nimi
jako rzecze Kadafi
Program wojen gwiezdnych
Dywizje czołgów
Iran
Irak
Jaruzelski
Wałęsa
co jeszcze
kto jeszcze
jakiś tron zamulony
na piaszczystej łasze
na środku Wisły pod Grudziądzem
siedzę na nim i zamartwiam się
trzymając na kolanach cygańskie dziecko
cygańskie tabory ciągną w telewizji
oceniam to
ocena dotyczy tylko telewizji
nie powinienem nienawidzić ludzi
złej woli
nawet w blaskach polityki
tako rzecze cygańskie dziecko
>>>
???????
* W głębię jaskiń *
Już nadszedł czas, aby uciec w mysią dziurę
odmówić pacierz za Ojczyznę
nad polami krążą jamniki błonoskrzydłe
jest tak niebezpiecznie
czekam na północny rytm,
który interferencją zawróci te bombowce
i w mojej norze zapłonie ognisko
z kupki zeschłych liści sumaka a nie z napalmu
czarno i ciemno
wyobrażam sobie niebo nad kurhanami
świadkami koczowania tu ludzi Wielkiego Wschodu
lecą lecą wciąż wojownicy wysłani z głębin pamięci
kiedyś, gdy czas istniał w pamięci
każda myśl dotykała rzeczywistości
rzeczywistość była dotykana przez myśl
dotyk był przez myśl urzeczywistniany
teraz rzeczywistość czeka na nobilitację
przecież ona jest wiecznie trwała a myśl nie
zmienia się przybywa jej puchnie wokół
razem z nocą razem z dniem
moja nora jest nowiem rzeczywistości
muszę przejść przez tę czeluść
zanim porwę się na gwiazdy
zagrożenie wsysa w siebie wizje
dobre i złe stany strachu
kiedyś człowiek w jaskiniach ogryzał kości
żarł mięso wciąż chciał więcej,
i bał się, że mu go zabraknie
tak jak teraz my
boimy się, że zbraknie rzeczywistości
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Pomarańcza *
Twoja racja historyczna utopiona w planach
na wzgórzu budujesz swój dom
przykrywasz kopułą jak sanktuarium
dziecko trzyma plan
gdy wysuniesz język
na jego cień spadnie złota kropla
dzieci w skafandrach przychodzą do łóżka
prosząc o sekundy bajek
dajesz im prawdę
deszcz ze śniegiem łączy ślimaka z rogami
czart ukryty w drewnianej protezie
nad świątynią kołuje srebrzysty saksofon
Dawid unosi procę nad głową
wznosi ręce zakrwawione do nieba
harfa gra na dnie oceanu
przepływa nad nią wieloryb
w winie krystalizuje się historyczna świadomość
grzech narodu toczy się po szynach jak lokomotywa
jest jak najazd dzikiego plemienia
ziemia płonie tam gdzie stąpasz
racja znów wieje jak wiatr
lecą iskry przez chwilę
toniesz w przypadku jak w wodzie
z nocy powstaje poranek
wiesz, że to było somnambuliczne spojrzenie
śpij śpij żabo
coraz krótsza zasłona coraz większy strach
słowa są jak pomarańcze
rzucasz pomarańczę z całych sił
wprost w uśmiechniętą twarz przyjaciela
i wybija mu zęby głupoty
>>>
??????????????????????
Czwórką rozszalałych koni powozi moja dusza
bez munduru żołdak
okruszyna na liściu kruszyny
przed nią rozstaje dróg
przed nią kamienny obelisk z czasów rzymskich
na samym środku drogi
najstarszy plan bitwy – papirus
najstarszy grobowiec – piramida
mumia ptaka, człowieka i psa
ogromna kamienna łapa Sfinksa sięgająca po duszę
przetrwał Hermes Trismegistos
i jego wielka tajemnica jedności
źródło współczesnego zła
czy przetrwa nasza wierzbowo-strumykowa miłość
wchodzę pod wersalkę
by tam jak kot świecić oczami odwiecznego pragnienia
iskry z Wersalu
sucha trawa oczekująca
cudowne spojrzenia
ludzkie próby i sądy
bezpieczny cień
piękna i wyniosła we mnie
tylko ta, która staje przede mną w kinie
lub na jakimś moście w Avignon
po wieczornej mszy zaprasza do tańca
przyczajony w kącie patrzę w ciemność
trzymam lejce pod wersalką
zabandażowany razem z lejcami
trzęsę się cały
zabandażowany razem z maleńką stópką
okruszyny światła
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Tonę  *
Kawałki sera jak chlebowe okruchy
zasychają nad górną wargą
która drży odchylona
z ust płyną gorzkie słowa
nie patrz na mnie kiedy jem
w ogóle nie patrz już na mnie
idę wewnątrz siebie drogą
niknącą za wydmą horyzontu
idę nie słysząc jej słów
patrzę na jej zmęczone oczy
serce moje jeszcze poci się skwierczy
w agonii upalnego dnia
wczesna wiosna więdnie nagle
zmierzch
ziarenka ludzkości kołyszą się
jak kropelki łez na moich rzęsach
szeroko otwieram oczy
czy Bóg pierwszych i ostatnich nanosekund
pojawi się
i czy w mojej łodzi ujmę ster patrzenia
a może utonę w ukochanej twarzy
przy kuchennym stole
jak już nie jeden raz
gdy znikam jej z oczu
okruch sera spada z łoskotem na podłogę
oderwana od szczytu skała
uderza o asflat na na krętej
górskej drodze naszej miłości
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
 
* Państwowy wiatr*
Ulica w mieście winna zostać utajniona
przynajmniej mój jej obraz
moje oczy powinny zostać zamaskowane
osłonięte ołowiem
wszyscy ludzie biegnący ulicą po miłość
powinni zostać zasłonięci
ukryci przed upalnym rządowym wiatrem
który może im ją upaństwowić
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Kadafi i Werbiści
węgiel i sól
moja praca twoja praca
chcę słyszeć coś oprócz
chcę widzieć gdzieś poza
Moskwa i Memphis
a Kraków
przy drodze przy rzece
przy tęsknocie
radio
rzeźba
pot i łzy
idę ku własnemu losowi
pozostawiony boskości bez wyjścia
donoszę uprzejmie
obmawiam uczciwie
kołuję wokół
Mozart i Metallica
a Mazowsze
wchodzę w bazylikę lasów
pośród wieków wygłaszam przemowy dni
do zapachów
do słabości
nie chciałbym popełnić zbrodni
z tęsknoty
>>>
DSCN5844 (3)s
Zło, które karły roznoszą po mieście
owinięte w Trybunę Ludu
czeka, co dzień od rana u twoich drzwi
jak butelka mleka
przyzwyczajasz się już do niego
przełykasz złe wiadomości jak kęsy czarnego chleba
jedynie złorzeczenia wlewają w twoje serce
chłodną słodycz przyszłości
dlatego starasz się kląć od samego świtu
doszedłeś już do tego,
że gdy otwierasz oczy i widzisz wschodzące słońce
rozbrzmiewa modlitwa
i padają słowa przeczytane w gazecie
„spraw Panie bym był dziś dla tego systemu lepszym
klerykalnym niegodziwcem i zdrajcą”
>>>
DSCN3209aa 
* Moja wina  *
Moja wina
generuje potrzebę
ciągłego rozpościerania kopuł nad dolinami
budowania konstrukcji w kształcie planetarium
spod hełmów galaktyk chcę wysławiać
zatopione w stali nierdzewnej
gigantyczne błękitne cyfry
czasu nieminionego
>>>
DSCN0434a 
* Obraz *
Widzę obraz, na którym w szarym tle
jawi się namalowany niebieską farbą napis:
„to już tyle godzin jak ciebie nie ma”
płótno przybite jest olbrzymimi ćwiekami
do płaszczyzny dębowych drzwi
drzwi uchylają się popychane
dźwiękami elektrycznej gitary
atakującymi ciszę ogrodu
tło jest starczo szare
a sam napis bolesny
i raniący jak gitarowy riff
>>>
DSCN0422a              
* Stary kraj  *
Liczyłem, liczyłem miłości
w liczydłach doszukałem się podkładów kolejowych
lecz nie doliczyłem się własnych wielkości
potem podkłady zostały w kraju
a ja odjechałem pociągiem przyjaźni
teraz jestem żaglowcem z postawionymi żaglami
halsującym na redzie wolności
gotowym do remontu
drzewa wyszły ze mną z miast
ptaki jednak pozostały
budują wokół pomosty
pomosty dla śmierci prawdziwych szans
wędrowcy wyzbywają się marzeń
lecz wędrowcy nigdy nie wracają
wiem, że tęsknota to idea huraganu
która i tak nie ugasi gorejącego krzaka
liczydło będzie liczyć dalej
>>>
??????????????????????
* Opluty świat  *
Chciałbym wypić cały zły świat
razem z jego wodami
w tym kuflu piwa
piana przylega do warg i skóry na twarzy
jak żęglarzowi opływającemu graniczny Horn
słońce dwóch światów pali we wnętrznościach jak złość
chciałbym powiesić zły świat jak płaszcz
na szubienicy pioruna wbitego w skały
i płakać łzami żałości wobec oceanów
źle maskowanego strachu
widzę trumnę spychaną przez strumień wody
wystrzelony z zomowskiej armatki
płynącą jak arka w dół ulicy Brackiej
nie zbliżajcie się do tego kraju – drzewa
bądźcie w bezpiecznej odległości- zioła
uciekajcie stąd – zwierzęta
mój szafot
mój ból głowy
ból zemsty
mój ból lednicki
informacje wracają jak bumerangi
uderzają w zęby wybijając kilka przednich
rozkrwawiając usta
nie mogę wykorzystać śliny do gojenia ran
ślina nie może nawet rozpuścić zaschniętej piany
jeśli nie zdoła piana zmieni się w maskę
>>>
DSCN1483d
Gdzie jest ta gwiazda na moim czole
szukam jej rozchylając włosy
gładzę wieczorne czoło
rozcieram zmarszczki
siniejące pod palcami jak zorze
z traw wielkiego stepu wybiega koń
cwałuje w kierunku mojej świadomości
dopędza ją i zabiera na swój grzbiet
unosi moje ja z prehistorycznego miejsca mojej głowy
gdy staje się jaśniej pojawia się tęsknota
za snem, utraconym rajem
wschodzi gwiazda wreszcie
na mim czole
gwiazda, która jest słońcem
>>>
DSCN1409a
* Wirus geopolityczny *
Kolczuga nałożona na wielkiego czerwonego pomidora
moje ciało
bez zaczynający pachnieć, gdy dolatują dźwięki muzyki z gramofonu
moje myśli
kura znosząca niebieskie jajko, gdy horyzont sinieje
moja droga
drzewa stoją mgławicowe bardzo ciemnozielone
w pysku psa wrogowie realnie nieistniejący
mój upór
radar odkrywający we mnie nową złą wolę
jeszcze jedną i jeszcze jedną
moja wrażliwość
wirus geopolityczny gdacze jak kura
zbliża się do moich westchnień
moja nienawiść
dziś zaczynam doceniać swoje ciało uzbrojone
zaczynam bać się o jego wewnętrzną kruchość
bardziej wystawioną na zło
>>>
??????????
*  Pokój i wolność  *
Już niewiele czasu pozostało
czy zdążymy opowiedzieć o współczesności
zwariowanej w głowach i liściach
tyle barw migoce w oczach
tyle chwastów pędzi ku słońcu pod chwilą
zejdę przez chmury w uprzedzenia wstąpię
chcę dowiedzieć się jak szybko można żyć
karmiąc nerwicę wymyślonym dynamitem
wokół wzbiera ciemność
szamoczemy się w pragnieniach pokoju
które są jak sieci dla wolności
zachodnia policja rozprawia się z pacyfistami
jak należy
w naszej rzeczywistości jest to nie do pomyślenia
i dlatego jest to nie do pomyślenia
gram swoją rolę pracuję w mozole
w kurniku siedzę na grzędzie
co wieczór tam zasypiam
nie znoszę jednak swojego cienia
i tak łaski mi nie robi, gdy chodzi za mną
przyśpieszam w kontekstach
wszystko mi się udaje
zdobywam szczęścia łut
wychodzę cało z grzędy
obdarowany złudzeniem, że wciąż można
przemówić swoim sumieniem
czytam i gram, myślę i mówię więc
chciałbym odnaleźć ślad
ślad zagubiony w duszy
podczas przeprawy z Persami przez Bosfor
podczas wędrówki z Achajami na Peloponez
ja wędruję do dziś bez przepraw
za to czekam na bociany, które przylecieć mają
by zasiąść na moim śnie-gnieździe
to, co mnie otacza jest tak nierealne
dlaczego to coś, co mnie otacza
toleruje mnie i bociany
w moich komórkach roślinnych ukryty jest nagi miecz
wcześniej czy później rozetnie on tę zasłonę
któż się wtedy zdoła ocalić
może ten, co dotrze na czas do słów
nie widzę w tym świecie żadnej wartości
może więc wojna nas ocali
przed pacyfizmem zła
>>>
 OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Zapach kartofliska latem *
Zapach lebiody i ziemniaków
nowa wyspa na morzu zgryzoty
pustki życia prywatnego
takiej jak i wspólnoty
w jarzębinach oczekiwania
materializują się nerwice
plany człowieka rzadko
mdleją ręce od próżności
chylą się głowy po śmiertelnej walce
z zapachami lata
głupio, lecz może nie głupiej
na wyspie oczekiwania
porośniętej zielskiem kartofliska
oczekiwanie dziczeje
oczekiwanie nie nadąża za latem
czy zanurzy się w zgryzocie
jesiennych ognisk
>>>
 DSCN0223s
* Trzecie ucho *
Z głębin morskich wydobywam ucho ludzkie
przykładam je do czoła
przyrasta
wychodzę na ulicę
idę chodnikiem
przystaję nad kratą kanału
nasłuchuję tym trzecim uchem
goni mnie moja poranna modlitwa
pędząc ze świstem jak ptak-duch
już mnie dopadła
właśnie teraz:
„oczyścić się”
ucho zmienia się w muszlę małży
wiatr dmąc w muszlę
wydobywa z niej woli ryk
łzy spływają po policzkach
ciepło serca roztapia twarz
i oczy
Belfegora
Asmodeusza
Ozyrysa
tak teraz mam tylko troje uszu
tym dodatkowym z otchłani morskiej
słucham trwogi piekieł
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
* Wulgarne dzieci *
Słowa odbite od wulgarnych dzieci
zamiast ocenić szalejący tłum
oceniły mnie i moją biedę
skrzywdziwszy ciszę mojego sumienia
pognębiły same siebie
modlę się teraz wieczorem
o przyszłe zwycięstwo
ugniatam porażkę w swoich dłoniach
prawdziwą jak kula śnieżna
nie urągam ludziom
w kwiatach
w odezwach
w wodzie
pragnienia spoczywające na dnie światła
wyruszyły w ciemność
przez chwilę zatrzymały się
pod ścianą zwątpienia
bez możliwości przejścia
grdyka porusza się w górę i w dół
co mam począć z rękami
chcę dusić wulgarne dzieci
żal mnie ocenia
>>>
DSCN0425d 
*  Szept  *
W dwóch kącikach ust szept mojej duszy trwa
uciszony rózgą nauczyciela mrużę oczy
kraty rzęs uchylają się
wpuszczają do świadomości dziecko
ten mały indiański dzieciak to ja o świcie
step wolności to mój Manitou
spojrzenie oczu
moje poczęcie
mój koniec świata
wychodzę by odejść na zawsze
by spędzić życie na szukaniu
szerszeń ukłuty w odwłok przez osę
w gniazdo szerszeni wbity sosnowy kij
wypełniona wodą ryba
dzwon, który odbija echo burzy
w ustach język naciska na podniebienie
drgają wargi
falują policzki
rozchylają się szczęki
usta otwierają się szeroko jak brama miasta
z gardła
z jamy ustnej
z cywilizacji słów
wysuwa się głowa koguta z czerwonym grzebieniem
i wolność i szaleństwo
>>>
DSCN0397d
*  Starzec i dziewczynka  *
On prowadzi za rękę małą dziewczynkę
wiedzie ją przez świat, z którego wychynęła hydra
w nocy, gdy nie może zasnąć
marzy o czasach, w których zagrożenie
będzie się odnosić do miłości a nie do zła
patrzy z piramidy i widzi
jak padający deszcz wskazuje kryjówkę terrorystów
ja czekam na kogoś dorosłego
z wiedzą stosowną do zwycięstwa
kołyszę moją tęsknotę w myślach
poprzez puste przestrzenie on starzec wędruje
a przy jego boku mała dziewczynka drepcze
wilki wyją, przemykają się pomiędzy skałami przy drodze
bojąc się zbliżyć błyskają kłami
kły świecą jak miłość starca
zwłaszcza w nocy w blasku księżyca
nasze czasy są jak pająki
w ciemnościach tkające sieci
chwytające księży walczących mieczem
i żołnierzy wychowujących dzieci
on z nią idzie tam gdzie szept drga
staje się coraz bardziej nieznośny
burząc krwawe ołtarze i ohydę na nich
droga ciała
droga omdlewającej miłości
droga doskonałości
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Spowiedź w dżungli *
Spowiedź w dżungli
słowa jak dzikie bestie
buldożer sumienia taranuje dżunglę
za nim w gąszcz wjeżdżają samochody
nieautentyczne myśli wieszcza
w chatce Sybiraka w mroźną noc
krążę wokół stołu i jego głowy
na kosmodromie stawiam stopę
obutą w czerwoną skórę
filozofia podaje mi dłuto i młot
historia wabi na arenę Colosseum
na ostatnią walkę pozdrowień
chcę wymodlić w dżungli pustynię
stanąć oko w oko z Lwem Babilonu
wiem, że to mnie czeka
że to mnie nie ominie
że to mnie wybawi
od milczenia w egipskiej niewoli
>>>
DSCN0816f
* Okrążenie *
Poprzez góry swych zębów
kojarząc słowa z miłością
wysyłam klucz
w murze otwieram bramę
patrzę
węże w sadzie przypadają
po trzy na jedną jabłoń
poprzez rzekę swych oczu
miażdżąc łzy pośladkami
dni w meczetach są boże
wołają w niebo z minaretów piersi
poprzez inność kosmatych wysp
tarzają się na trawniku
na dywanie
na skórze wołu
kamienie spadają
wpadają wślizgują się w kieszenie
oczekuję
iść iść i iść
i tak słuchasz, więc też patrz
z gór spływa ślina
w potokach rwących kołaczą pioruny
jaskinie różem błyskają
karzeł wróblarz frunie z koniem
karzeł toccata zwiastuje burzę
karzeł doradca wężom ukręca głowy
w pidżamie na tapczanie
sens nurza się w plastyku
Matka Boska kalendarze ozdabia sobą
diamenty oświecają fetysze czasu
Wolin jest zgniłym drewnem
twarzą trzcin i głogu
wielokrotnie w pierś wielokrotnie
powoli w pył zza częstokołu
tytani pojmali pieśń
gburowate dziecko podzięki
prawda wydaje się usłużna główce dziecka
bo nie zabija głodem
sfora wytrwałych much krążących
pragnących
drzewa rajskie drzewa
niebieska antyzupa Fiodora
mleko matki jak kwas chlebowy
we wdzięczności jaskółki
beczka śmiechu a w niej włamywacz
dziecię bezprzytomne
poprzez sen
czystego okrążenia miłości
nie boję się wykonać
>>>
??????????
* Chmury  *
Gdy usiadłem na chmurze ponad doliną
i spojrzałem w dół
dostrzegłem chmurę, która błądzi po ziemi
ja starzec dostrzegłem ją cierpiąc
przed moim zegarem stoi kukułka
i pali papierosa
ma rogi na głowie łosia
wewnątrz wielkiego miasta
jego ulic osłoniętych domami
wewnątrz gór pradawnych
ich dolin otulonych mgłami
drzew na stokach
pajac nadstawia policzki
a wolność w nie uderza
gdy płaczę mój żal jest odwieczny stracony
gdzieś w głębi szlaku podmorskiego
terkocze dziewiętnastowieczny telegraf
rozpaczliwie jak ptak wzywa
sygnał
sygnał
wzywa
echo
drużyna pożarowa nie wytrzymuje napięcia
i umiera na zawał
koty na boisku piłkarskim biegają wkoło
dziewczyna patrzy w dół
z mojego nieboskłonu
ja nadmuchuję gumową nogę
golonka czeka dymiąc w musztardzie
ja wypuszczam kłęby pary z ust
o tak
tylko nałykałem się chmur
>>>
??????????
* Celuloidowe msze  *
W okrutnych lasach pijane żyrafy
dumne jak żerdzie
w Koluszkach kwatery pijanych żołnierzy
sale rycerskie
piwiarnie
pod kapturem mnisim głowa mnicha
ostańce
mury
pobielane rzeki przepływają przez pobielane miasta
przez bród przechodzi stado krów
mlecznych jak smoczek
kamienne skopki czekają na samoloty
i ich loty nad łąkami
kiedyś czerwone białe dziś
jak grochy wpadają w otchłań ich korpusy
przechodząc przez smród ten rodzaj dymu
o tym trzeba powiedzieć ptakom
ulatującym w żertwę zimowania
halabardy słów skrzyżowane
przegradzają drogę w kolumnadę urzędów
jeszcze egzamin w greckiej chacie blondynki
makówka dziewczynki
pajączek dziewczynki
sen i wódka chłopca dęba
wtóruje wilkowi czarna jagoda i słońce
dąbrowa
och, nieświęta
okolico kapeluszy słomianych
w czasach mlecznych jak mgła pod Lubinem
gdy ginie element wrogi
poziom zero w mózgu i sercu
złoty rozsądza
celuloidowe nazwy
naszych przedpołudniowych
celuloidowych mszy
celebrowanych przez pijane jednorożce
 >>>
DSCN1666d
* Krok po kroku *
Krok po kroku
niemowlę
Hitler Mars
krok po kroku
wyraźny zjazd
pies
ośmiornica
chrabąszcz
poprzez obmowę zawrót głowy
przez las głupoty
schizofreniczne momenty
cały wieżowiec telewizji
czterdziestoletnia blondynka w czarnej halce
na wizji
aparat fotograficzny
SB
na podsłuchu
skorupa odpada i spływa w dół jak płatek róży
opada jak chusteczka do nosa na wietrze
na moja głowę
rydwany płoną
szczury żłobią rowki
w kamiennych cembrowinach studni
korony chwieją się na głowach
brody pod
zbyt intelektualne bierwiona dokładane do stosu
krok po kroku na stos
ewolucja popchnie ku fetyszystom
teraz jeszcze popycha ku rewolucjonistom
onych
>>>
DSC00067s
 * Most *
 Jej dłonie są kwiatami w moim filmie
 nakręconym na Moście Wita Stwosza
 ona trzyma swoje ciało w dłoniach
 podaje mi je jak klucz kwiatów
gotyckie jabłuszka spadają na betonową posadzkę
 w mojej renesansowej duszy
 i zaczynam krwawić w jej współczesną ciszę
 choć mógłbym dotknąć w każdej chwili wargami jej uda
 nie mogę już być bliżej
 gdy przejeżdża na motorowerze przez most
 tuż obok mnie
 girlandy zwisają dotykając wody w rzece
 wody ubywa jest jej coraz mniej
 rzeka wysycha po powodzi
kwiaty rozsypują się
klucz upada na dno
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
Tyle niewyczerpanej siły w moim gniewie
w pałających oczach
widzących jak oni piją i demolują Polskę
duszą ptaki i rozdeptują jaszczurki
panoszą się w parkach i lasach
a wiatr i lokaje ciągną losy o pasiaste kamizelki
w polu pod miedzą lisa
oni podjęli się trudnej sztuki rządzenia za nas
wydaje im się, że są dziś znakomitymi aktorami
ale tutaj gdzie się gniewam
są wciąż bardziej głupi niż ja zły
jeszcze patrzę przez kryształ na ich ariergardę
jeszcze i moja niemoc wlecze się za nimi
a już zające czekają z łapą przygotowaną do gratulacji
kilometrami ciągnie się coś w rodzaju spaghetti
wiernopoddańczych działań, które denerwują
swoją niestrawnością nietoperzy
gdy tu nawet liście nie wyrastają z gałęzi
gdy tu nawet gałęzie zamiatają ziemię
gdy tu nawet konary pomiatają gałęziami
gdy tu nawet drzewa gną swoje konary
do stóp partyjnych urzędników powracających z kościoła
pada deszcz władzy
pijany jak ona
na dywan stęchłych liści
jej sumienie tam gdzie kotłownie
piekielnych mocy przerobowych
klowni szorują wielkimi czerwonymi nosami po schodach,
które dziwnym trafem jeszcze im do tej pory nie odpadły
jak to było zaplanowane
dla śmiechu jednych
i gniewu drugich
>>>
DSCN0716a 
* Do walki z ludźmi *
To jest gwiazda miłości
którą dane mi jest oglądać               
codziennie w momencie uniesienia powiek
o godzinie szóstej rano
przychodzi do mnie
przysyła ją ktoś jak świąteczną paczkę
jaśniejąc umyka w kąciki oczu
a później za ramę okna
znakiem jest moje uniesienie powiek
moje spojrzenie moja pierwsza myśl
rama okna ramą miłości
za nią rodzi się nienawiść
Rak w konstelacji Lwa – oskarżam
gwiazdy w konstelacji lustra – moje oskarżenie
odwracam się twarzą do ściany
i tu znajduję miłość i prawdziwy uśmiech
czasem łzę i opowieść snu kobiety
pragnę dotrzeć do krajobrazu
pośród jeszcze czarnych drzew
chcę dotrzeć do prawdy
płynę w światłość, co jest jak kropla powietrza
haustem wtaczam w siebie jutrzenkę
cierpienie uderza mnie w wyrostek robaczkowy
zraniony oślepiony zrywam się do lotu ponad gniewem
ostatnia świetlna plamka umiera w źrenicy
budzę się do walki z ludźmi
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Podczas ostatnich wakacji nad morzem obiecanym
w kamieńskiej katedrze widziałem cień Peruna pod chórem
a na zewnątrz w ścianach wokół niej
otwory powstałe wskutek gaszenia o mur
pogańskich pochodni
zachód słońca nad zalewem Trzygława zastawał mnie
pijącego grzane wino z plastykowego bukłaczka
obok dziewczyny wyszywającej na serwetce
przekreślone dwie błyskawice oznaczające zwycięstwo miłości
Podczas ostatnich wakacji nad miastem obiecanym
stojąc na szczycie nyskiej baszty razem z przyjaciółmi
dowodziłem polskości chmur wiszących nad tą śląską kolebką
oni poprowadzili nas potem do pizzerii
na komentarz do Żywotu Świętego Tomasza z Akwinu
a wieczorem do Miejskiego Domu Kultury
na koncert duetu gitarowego grającego flamenco
jak John McLaughlin i Paco di Lucia
w nyskiej katedrze obok dziewczyny
oglądałem sarkofagi książąt i biskupów opolskich
tak jak Voit z Zawieruszanką
a ukradkiem opalone ramię trzymającej lilię
podczas tegorocznych wakacyjnych wędrówek
wiele czasu spędziłem z nią w pociągach
wlokących się jak karawany przez pokutną pustynię
może dlatego dziś moja nostalgia wystawiona na próbę
zmieniła się w kryształowy dzban
ukochana wsunęła się weń jak czerwona frezja
teraz w zimie u moich jerychońskich bram
obie przypominają mi
tysiąc dziewięćset osiemdziesiąty szósty rok
a ja słyszę dźwięk trąb na krakowskim dworcu
gdy pęka serce i kryształowy mur
>>>
(Dadźbog – bóg atmosferyczny, bóg pnia drzewnego,
ofiarnego, rozdawca, dający bogactwa;
Perun – bóg niebios i piorunów;
Sawrożyc – Swaróg – ogień)
>>>
DSCN0525a
* Trzęsienie ziemi *
Siedzę w swoim mieszkaniu
wciśnięty w miękki fotel
bose stopy dotykają dywanu
betonowy strop pod nim
pulsuje jak serce
ściany kolyszą się jak zwariowane
kultury narodowe
dwa kapelusze na moich uszach
przesyłają do mózgu
ciemne wibracje ludów
patrzę na swoje stopy z krwi i kości
wyczuwam nadchodzące trzęsienie ziemi
betonowej
nieludzkiej
>>>
 

1987

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Piłat w Imperium *
Określając swoje pytania strusiowe
szyjne improwizacje
gładzę gryf gitary
głaszczę główkę dziecka
i notuję gaworzenie jednego i drugiego
Po pierwsze
braki w zaopatrzeniu
dają się już załadować na ciężarówkę
i nie mogę być Czerwonym Kapturkiem
dyskutującym z wilkiem o losie babci
a poza tym to ja mam takie duże oczy i kły
jak demokracja?
Po drugie
konie idą pod nóż nawet te święte
moja analiza pnie się w górę
po szczeblach partyjnej odpowiedzialności
by dotrzeć do Ku-Klux-KC
tak to śmiesznie dzisiaj wygląda
jedynie Urban nie nosi kaptura
bo i został przez Rosjan wyznaczony
do roli spowiednika komunistów
a konfesjonał-szafot gdzie?
Po trzecie
czy ktoś wierzy w samowładztwo
wieś rwie się z wiosną do czynu
a miasto jeszcze wierzy niepotrzebnie
ustawa szyjno-kręgosłupowa wyznacza granice
tu czyn tu wiara
nie dopuszczalne jest, aby czynowiar ogarnął serca
strusie włożyły w piasek zadki zamiast głów
uniosły ponad horyzont stalowe dzioby
moje oględziny na miejscu zdarzenia przydały się
teraz będę świadczył
przeciw strusiom czy głowom?
Po czwarte
fałsz, nienawiść, niedostatek
za burtę narodu
jesteśmy lepsi do sąsiadów
rodzi się republika
rodzą się obywatele
no, ja nie jestem jeszcze obywatelem
republika nie urodziła jeszcze we mnie
i zawsze będę biednym chłopcem z placu składanej broni
choć na pewno nie małym Piłatem w Imperium
to może piłkarskim imperatorem wyborczym?
>>>
DSCN2203aa
 Precz z mięczakami
niech pełzacze sczezną
mój gniew umiera na kamieniu
kamień pozbawia uczucia wolności
uczucia rodzą się na kamieniu
sarkofag przyjmuje je w cieniu
teraz goreje słońce
teraz palce pojawiają się w wapnie
zagłada muchom pisana na ścianie
gdy moje wilki chcą być znów wilkami
wtedy wiem, że porażono mój system nerwowy
tancerka krzesze iskry tańcząc wśród planet
moje gry to program
iloraz niespójnych świecoknotów
ileż to lat jestem zagniewany
oczy już bolą
oczy zamknięte widzą wciąż rozpaloną spiralę
a w niej wąsy ślimaka, jego rożki
i oko Moskwy nieśmiertelnie spokojne
przeczesujące kamienny las moich włosów
wszystko cofa się w dal
w tył
gaśnie
kurczy się
chowa w sobie
wyłączam już Marksa i zdejmuję z głowy słuchawki
śnieg powoli pokrywa skorupy ślimaków
niedługo pokryje je lodowiec
morena czołowa dotrze do rożków
głaz narzutowy spocznie na oku
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Stój poczekaj smutku
ojcze! ojcze Dawidzie!
na cmentarzu zainstalowano wyciąg narciarski
chodniki miasta wyłożono nagrobnymi płytami
teraz nogi przechodniów zaplątują się
w hebrajskie brody
ja chodząc po nich wciąż zachodziłem w ciążę
i rodziłem arki przymierza 
ojcze! nie zabieraj mnie stąd w zaświaty
ostatnia trafika przecież nadal opłakuje
twoją śmierć
trafika wtopiona w ścianę Super-Samu
na jej szybach odbicia trzech jeźdźców
Attyla właśnie przejeżdża przez Europę na rowerze
Szela właśnie przebiega na kogucie przez Galicję
kierując się na Bukowinę
Stalin właśnie przejeżdża na grzbietach Niemców
przez Polskę
przesiada się na Akowców
nareszcie mamy głód, nędzę i zarazę
krzyże na kopcach i kopce bez krzyży
za to mniej kominów
mniej smutnych kominów
dym połykają mechaniczne Cyklopy
dodatkowo karmią się marmurami starożytnej
nieświadomości zmarłych
ludzie zmuszają się nawzajem do konsumowania
odchodów Cyklopów
cuchnących pastylek pogardy
chociaż nie wszystkie książki spalono
dzięki wspaniałemu cierpieniu autorów
proporczyki smutku powiewają
chorągiewki pierwszych komunii powiewają
sztandary ostatnich namaszczeń
czekają dumnie na podniesienie
pójdę dalej
poczekaj
pójdę jednak dalej
trafika znika mimo wszystko
pójdę gdzie indziej
żegnaj Dawidzie
pójdę nie przez narody
obrażony brrr
zasmucony tylko przez Niemców
przez chwilę
>>>
DSCN0935a
* Jaźń – Ćma *
To tylko ból w moim śnie
otworzył ramiona rosiczki
nic więcej
wprost z piosenki rockowego zespołu
przyszedł nocą i pożarł mnie całkiem gramatycznie
ty jęczałaś obok w malignie
ja cierpiałem pod kołdrą tuż obok
czyści w torturze
strawieni przez koszmarne sny
zanurzani w acetonie historii
błyszczący nocą
wystawiliśmy nogi z wanny
czułością pomalowaliśmy ściany mieszkania
położyliśmy aztecki symbole na ścianach
czerwone kolory jak modlitwy
las jest gniazdem gramatyka cywilizacji
zrozumiałem to
a sen kochanie, czym jest sen?
torturą idei?
zebrane za dnia plakaty i hasła
marsze i przemówienia
nie mieszczą się w tej dziurze nocy
wydobywającej jęki wobec grzechu w ułudzie
coś takiego jak ćma przylatuje wymiotnie
przy pomocy śmigła puszczonego w ruch
przez lata ze skręconego drutu
helikopter jaźni pożre rosiczka istnienia
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Natchnienie pokoju *
Wrażliwy jak pies wyjący do kości
jest nasz nowy Minister Spraw Wewnętrznych
z tulipanem za uchem przechadza się w kuluarach Sejmu
bulwersuje mnie to, iż łzy kręcące się
w jego zamglonych oczach pochodzą od dziecka
to doradcy są szpetni
my obywatele musimy się domyślać
istnienia studni w podwórzach ciemnej głupoty
w Galerii Narodowej w latach osiemdziesiątych
powstał wielki kopiec
rośliny w Warszawie próbują się przebić przez zbrojony beton
osądzam je tkliwie jak nasz Minister
wypuszczają wiele bocznych pędów
słychać jak sapią
obrazy uszargane w ziemi, ubłocone
religia, jako model życia obnażona
ideologia przed lustrem uczestniczy w zbiorowym gwałcie
jeszcze wciskają w ręce szturmówki
jeszcze biją pięściami w mównice i krzyczą z nich
a już asfalt się wybrzusza i parkiet podnosi
wilki wyją na rogatkach Warszawy
bo normalne lasy odeszły już dawno w Bieszczady
na emigracyjne wyspy
tajniacy mają wszystko do stracenia
tak kochają kwiaty i dzieci
jak uważają na przejściach przez łąki
burza, która jest natchnieniem pokoju
przechodzi między ramami okna
w gabinecie naszego nowego Ministra Spraw Wewnętrznych
zapłakanego prawie jak rzecznik
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA                   
* W lipcowym zbożu *
Kroki w zbożu lipcowym słyszę
wtulony w skowronka tryl
kroki kąkolu i myszy
drzwi, które stały na pustyni
samotnie tyle lat
teraz cichutko skrzypnęły
na polnej drodze
w pyle pod niebem samym
na szczycie wzgórza
serce kołacze tak mocno
pieszo
boso
bez kapelusza
przychodzi do mnie
odnajduje mnie wśród pól
mój dom
wchodzi przez drzwi chmur
na nogach ulewy
omalże nie zmieniłem się w anioła stróża
wylęknionego własnego cienia
wyciągnąłem wśród pól rękę po własną dłoń
schwyciłem tęczę nad doliną
jak klamkę
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
*Rozpięty na latawcu swojej krwi*
W moim sercu ból rozkoszny
stwierdzam po raz wtóry
niedane mi jest cierpieć
na drzwiach społeczeństwa
więc cierpię rozpięty na latawcu
swojej krwi
owoce snów kołyszą się
na podniebnej sykomorze
wzlatuję po gest w geście już sam
z półotwartymi ustami
widzący ćmę w okrzyku ekstazy
>>>
DSCN0649a
Wrzeciądze idą w górę
a z nimi ostre bramy chwały
triumfy się otwierają
stanikowe esencje telewizji
a w nich płonące góry znikają
razem z kolorowymi taborami
wozów pancernych
***
Tak rzadko kreda odsłania
swędzenie osiemdziesięciu milionów lat
swędzenie nad rzeką Gondwany
chaos jest płonącym zielonym drzewem
przemiana płonącym zwierzęciem
miłość jest udręką czwartorzędu
tylko jeden krzak nie spłonął w lodach
by w jaskiniach mogły pojawić się
pierwsze znaki
***
Kogucik jest przy mnie wieczorem
tym pisania poezji
wczytany w pociągu
ponaglany przez schizofrenię
w drzwiach stoi jak łzawy bluszcz
w zielonych łuskach ulotnych cały
z dzieckiem włazi tu na tapczan
kopiesz w kołdrę wierzgasz by go strącić
jak w falach morza białego
płyniesz w cieple wieczoru
który nie może go zatopić
za późno
pociąg ratunkowy wjeżdża na stół
***
Zwęglone szczątki marginesów
duże, duże dynie
wąż wewnątrz
głupie dynie
schizofrenia przytrafia się w książkach
i na stanowisku pracy poety w oborze
uczucie jest splotem
kły miłości wyrastają z kości gniewu
dziś w jutro
durzenie
oswąd
*** 
Jestem jeszcze tutaj
ale już cały zbudowany z zamorskiej nostalgii
komu to zawdzięczam?
cywilizacji stepu?
trawy przed zmierzchem prowadzą mnie
po jeden kłos 
sen po łan
wokół same domy rodzinne
a przy domowych ogniskach płacz nadbrzeżny
fale smutku bezwodne
moje ja w starej opuszczonej cegielni
a może coś, w co wierzę
wiedzie mnie ku zmierzchowi
myślę o moim miejscu tutaj              
jestem jeszcze tutaj
szczęśliwy, choć w kajdanach nostalgii
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Tyle *
Tyle znaczy kręta droga
wewnątrz dzwonu
słowo jest kołysaniem
ciemność znaczy las skoszony reflektorem
fiolet wypływa z martwych pni
ona głaszcze go wśród traw
szeleści jej suknia
szumi wiatr
przychodzą po nich
zabierają ich
Tyle znaczy kręta droga
codzienność to ślub ze sobą samym
odkryjesz w skarpach historię
śpiew pasterzy
stary gliniany garnek
otworzysz księgę szczęścia narodu
i zaczniesz ją czytać
zakończenie dopiszesz własną krwią
zagadka pokolenia i tak pozostanie
pytanie rozhuczy się w bieli w chlebie
w Kanie Galilejskiej jakby pagórki mówiły
– to już tyle znaczy kręta droga
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Potrzeba patrzenia *
Widziałem w telewizji
                     spacer
widziałem w telewizji
                    moje uczucia
ach!
                    znowu katedra bez lokomotyw
i tym razem telewizja
Przekrój wśród kwiatów
                 gdzie są wierzby?
                  wycięto je?
 to czy tamto?
                   ach! znowu telewizja
 pycha wchodzi w moje serce w mojego węża
 chciałbym znowu przepłynąć cały Kraków
 podtrzymać kopce, które są jak góry
 i góry, które są jak miecz Damoklesa
                  ponad Krakowem
 jak małżeństwo wyniosłe
 choćby jedna chwilka
                 codziennie jedna chwilka
  elektroniczny przebieg wieczoru
  elektroniczny powrót do domu
  i znowu ona
                 potrzeba patrzenia
w telewizor wczorajszego dnia
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Gest *
Przed modlitwą musi być grzech
miłosierdzie, miłość i gniew
kąpiel w oceanie uczuć
gwałt jasnych kolorów
On przyjedzie w dyliżansie
przydusi łomotem serca
wręcz przygwoździ
kamień półszlachetny jest złem błyszczącym w dali
szlifowany kiedyś szorstką potrzebą duszy
słońce kryje się za dziewicze piersi
noc nadchodzi w czerwieni miłości
zabiera ostatnie miejsce w łodzi
ręka zawisa nad listkiem z drzewa
nad kulą ziemską
w geście rozgrzeszenia
>>>
DSCN1422d                   
* Droga pasterza *
Gdybym chodził jak Dostojewski
po ulicach Petersburga lub Paryża
ze spuszczona głową wpatrzony w swoją mgłę
nie mógłbym wspominając Rudawę
słuchać beczenia owiec nad Cedronem
nie mógłbym ocierać łez i przecierać oczu
dziwić się głupocie ogarniającej
czasem mnie i świat
w pasterskości palestyńskiej swojskiej
podczas gdy mniemania utknęły
w połowie drogi do nieba
na wieży Babel
chciałem kupić wiedzę świata
lecz okazało się to niemożliwe
jestem po prostu zbyt biedny i zdrowy
za mało mam mgły, ciemnej Newy i Sekwany
przed sobą
słońce wypala mi zboża w ramionach
i kochankę przemieniającą się w żonę proroka
czasem tęsknie spoglądam na czarny asfalt
jego ukryty puls jeszcze jestem w stanie odnaleźć
wyczuć upalny dzień stopą i sercem
jak głos Azji przeniesiony do Europy
ropa i mgła zestalona w kamień nadbrzeżny
w dzisiejszych czasach jest terroryzmem
słychać go w Rosji, Hiszpanii, w Irlandii, w Polsce
słychać go wszędzie
od czasów Dostojewskiego
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
*  Sen – Sicz  *
Koło snu
cerkiew złota
Sicz, Sicz
wejście do teatru
my przemyślidzi
musimy zacząć to przemyśliwać
wykluczyć się nie da, że
ogniste groby odkryją przed nami jeszcze coś
może miłość słowiańską
podolską
miałkość żyzni
płynął, płyną dunaje
porohy, porohy
ech, łado, łado
„delikatnie” to jeszcze nie dotyk ręki
to słowo słowiańskie
dotyk wolny to prawie sen
złote imię
wyspa mit
ona z jasnym warkoczem biegnie ulicą
z sosnowych bali
potem idzie ulicą
z dębowych okrąglaków
oddala się w dziesięć, w trzynaście, w jedenaście
och! źdźbła! źdźbła! przepiórki!
ilu ich potrzeba wyzwoleńców
ilu potrzeba uciekinierów z dąbrów
oni okrągleją
ich, phi! dwóch, trzech
indyki jak kozaki
w różańcu utkwił plusk żalu
snu kozaka
dzikiego przed Madonną
>>>
DSCN0549a          
*  Wiatr  *
Wiatr jest ruchem powietrza
i w stawie nie chce się zmieścić
wciąż pretenduje do duszy
może kiedyś się w niej zmieści
mur jest czymś, w czym kochając się
zostaje się schizofrenikiem
no chyba, że ktoś zastanawia się
nad schizofrenią muru
przynajmniej nie tkwi w stawie
wiatr ciągle czeka na pierwszych obojętnych
na zanieczyszczenia zewnętrzne
>>>
DSCN0853q
Ja jestem słońcem
ja jestem drzewem
chcę odbić swoje promienie od muru
chcę ożyć w wietrze odbitym od muru
mówisz mi, że jestem wyalienowanym głupcem
porzucającym sympatię i dobroć innych ludzi
i co jeszcze
bolą mnie twoje słowa
lecz zimna otchłań samotności studzi ból
>>>
DSCN0868a          
* Wyruszam *
Poślij po mnie swego anioła
lecz dopiero wtedy, gdy wyruszę w nieznane
teraz, gdy czekam może mnie nie odnaleźć
kołaczę do rozstawionych wokół drzwi
jak ślepiec
jak myślę o wrogach wstyd jest mówić
a co dopiero o przyjaciołach
fikcje zaprzątają moją głowę
nie byle jak
fikcje spalają mój wstyd
brak mi już sił
na łąkach żelaznych żyłaś we mnie
dojrzewałaś od dziecięcych lat
w maju złociłaś się słoneczną tarczą
w lipcu smutniała w niebieskim płaszczu
w październiku znajdowałem cię w słowach
w grudniu pochylałaś się nade mną drżącym
stałem w oknie a ty dotykałaś mojej ręki
teraz patrzę na ocean przestrzeni bez wymiaru
groźny odpychający bez ciebie
jednak wyruszam, aby pozbyć się niemocy
muszę wyruszyć, lecz nie chciałbym sam
do ciebie iść
>>>
DSCN0817s                              
W wietrze jest pewien nieczysty duch
w kotlinach leśnych zameldowany
jest jak przyszły milicjant ludu
wschodzi jak słońce nad wzgórzami
by potem runąć piorunem na górski krzyż
w dłoni uchwycony grom
we włosach cały zodiak
brak w ustach języka
jak kula armatnia
widzę go jak rzęzi podczas wędrówek
ciemny trójkątny las lub czworobok sadu
upadek wśród łąk
krajka asfaltowa
kościół jak ambona na drzewie
to wszystko czeka na wiatr
w architekturze ostrości
stara kobieta wspina się na górę
piękna dziewczyna siedzi pod słomianym okapem
obie zmęczone w niedzielne popołudnie
jasność diabelska ucieka w strzechę
ciemność wychodzi z iglastej zieleni
w dziewiętnastowiecznym parku ukryty
wiatr cmoka ważąc  sprawy
razem z zaproszonym z centrum koleżankami
drogi spadają mu pod kopyta
dumność, klęskość i wstydliwość
od czasu do czasu unosi powieki człowieka ponad zło
i podpiera je podczas licznych pielgrzymek
do miejsc wokół mniej diabelskich
oczy widzą trud świętości
oczy wistości
powieki podparte wiatrem nieznanym ognistym
chłonięcie świata drga całe w grzechu
miłość w sercach skonsternowana
spada w dół z gór
niekarna
jak sieć na wiatr
>>>
DSCN0378ad 
To nie ciemne chmury
wewnątrz pokoju wieczorem
lecz hormonalny przypadek
w osnowie niedzielnej północy
w mojej kołysance twoje kamienie lwów
spada coś w pionie
w dole odpływa lekko w skos
cisza w roślinach na oknie pozioma
oddaje hołd lotnictwu i wątkowi
w kosmosie odnajduje się intelekt
kusi natomiast czarny rdzewiejący metal
co jest tą metalową opaską?
dusza?!
cisza i w rubinach zmienia się w mydło
ślimaki wychodzą z oczu
o ciszo!
będę rzeźbił we własnych kościach dziewiętnastowiecznych
z niewoli stworzę obsadkę do stalówek
rękojeść do finki
nowy ząb do szczerości
nowe oko do wieczności
potem to zakopię w doniczkach na oknie
w bamboszach mam program
i własną nerwowość
witam ćmy z Warszawy grube i śmieszne
co najmniej rude
co to spada z żyrandola na moją demokrację?
głowa?!
to nie pająk, lecz jego sieć
sieć powstająca wciąż na mój los
zawekuję jeszcze chmury coraz cięższe
razem z grochem i octem we łzach cały
zapuszkuję je coraz dojrzalsze
gdy odpłyną z sufitu warszawskie ćmy
gdy odejdą ciemne katowickie szczury
gdy zachód wyczerwieni się w gdańskich oczach
nałykam się własnych genów
i pójdę tam gdzie stanę się
reaktorem populacji
to właśnie uczynię
o Polsko!
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
*  Z  dala  od  miasta  *
Tam w górze jest las
skały wiszą nad drogą
jak w prawdziwych przełomach gołoborzach
pośrodku droga dla motocyklistów
z powietrzem ciepłym i chłodnym na przemian
nad lasem gwiazdy świecą w samo południe
ze szczytu widać jak w oddali
kościoły unoszą ziemię w kilku punktach zwrotnych
jak pudełka zapałek przykryte gazetą
pagórki wiszą nad prawdziwą ziemią orną
pod stopy wdzierają się organowe akordy Emersona
kobieta idzie przez las do krewnych
w niedzielne popołudnie zasłuchana
gdzieś na przeciw z zapomnienia wyjedzie autobus
mignie między drzewami i zniknie
a wszystko, co pozostanie jest zapisane w dolinie
pokusa by dziś pozostać z dala od miasta
wyrywa z jej duszy gniew i ciska
autobusy, motocykle, akordy
jak ostańce skalne z legend
>>>
DSCN0475a                    
* Sen nie jest ciemnością *
Sen nie jest sam ciemnością
przebudziłaś się
opowiadasz
zegar bije
sen przenika przez skórę
wchodzi pomiędzy kości
wywołuję z własnego losu twoje myśli
rozczarowana jesteś spełnionym pragnieniem
pieszczota jest krańcem pustyni
zrób to co ja
weź szczyptę księżyca
weź ten szary worek jawy
czytaj sen na magnetycznych wyspach
sen, który oświetla godzinę przedświtu
sen, który jeszcze o północy
był krzykliwym
reklamowym neonem nieświadomości
nawet w Raju jest jaśniejszy niż śmierć
sen, w którym aktorzy grają role
klęczący połykają swoje własne
jeszcze przed chwilą wysunięte
języki
zapatrzona w wizje
przed sobą na górze światłości
przebudziłaś się 
zamilkłaś
>>>
DSCN0599a 
* W spirali *
Srebrny pantofel
szmata
ludzki strzęp
krasnal na dobranoc dzieciom opowiada
gdacze w komodzie kura
zegar wzbudza  burzę na pustyni
a echem wzruszającą śmierć
ech wy brzozy
Syberio
zatańcz kozaka na torach kolejowych
dla dzieci jadących drezyną do kraju
po torze po torze po trosze
już pierwszy kościół w reflektorach samochodowych
nocą budzi się smugą
ze wzgórza patrzy tatarski książę
siedząc na koniu nuci pieśń – Ojej
gumowy kitel
plastykowa szubienica
ludzie mówią referatami na zjazd
podają prawdy
otwierają usta z ropy naftowej
dalej tą drogą
aż do wysrebrzenia się w spirali
odległego stepu
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
* Jutrznia w kręgu Zeusa *
Moja jutrznia rozbrzmiewa
w kręgu Zeusa
piwo mi się kojarzy
na dworze jest pogoda rozkojarzona
a na czerwonym dworze złudna
spadają kufle na głowy łopatów
spaceruję w wirydarzu gazet
kompiluję swoje cierpienia społeczne
wtykam swoje trzy grosze
jestem kompilatorem spadochroniarzem
powoli doniczki
konie zeszły ze wzgórz
teraz ciemnieje horyzont
rozbłyskając czasem
nie ma dnia ani nocy
jak przed katastrofą szczęścia
ostatecznym sądem nad Zeusem
klauzurowym we wstępnej kongregacji
cisza w ulu chrzęści obok tui
cisza tui jak podstawówka genseka
droga
mały chłopiec
robotnice wśród topoli
siwa zbyt długa broda
jak gromy spada na ziemię
pogańskie nasienie przeniesione
w polerowany biały marmur
dysk lecący w zęby
brodatego Marksa władnego
>>>
DSCN4261a
Weź szczyptę wiatru bracie
zechciej nim strzepnąć w słupy ogniska
ty olbrzym małopolski
odchodzisz od wstęgi
zaplątałeś się w koronki Beskidu
opisz wszystko
także prostatę honoru
cóż możesz uczynić dziś innego
możesz popłynąć wśród zamieci żółtych liści
bracie duszo
wiatr ucieleśniony w krowim pysku
przyszlaku
idź poprzez deszcz spadających ziarenek
pod słońcem z żółcibieli
w liściukapeluszu na głowie
brązopodobny marsjański maskujący
niech odkrzyknie
poligon lasów wolnych
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
Kołacz w moich krzakach
szamocze się jak ptak
wyrywa się jak z cierni
do mózgowej dziury z oczu
rozszarpuje pióra i kaleczy ciało
rozrywa się na gąbczaste kawałki
deszczu deszczu miłosierdzia!
zając jest rzecznikiem kołacza
brak mi jeszcze dwudziestu pięciu minut
do dwudziestu kilku wieków historii móżdżku
krzyk w moich krzakach głośny
przeciągły podniecający
czarny w kokonie gitary i perkusji
język się wysuwa na samą myśl
po kołacz
>>>
DSCN2147a 
Grafitowe pnącza oplatają
kolumny kwietne
te ostatnie kolumny
nad którymi przelatują właśnie
różowe sroki
ilu ludzi już umarło?
ilu zakwitło w ołowiu?
patrzymy na konie
którym nie wiele czasu pozostało
do lotu nad czarnymi wzgórzami
zanim zmienią się
w różowe sroki
>>>
DSCN0810z 
Wejdź pietruszko druga elegio
rozsyp swój zapach
niech twój śnieg pokryje
drogi wyboru
niech króluje biały walc
odbierający czerwień organizmom
wielu chorych dzieci
niech blady papier już
nie poddaje się ideologom
niech drżący głos
obróci się przeciw nim
niech symbolem maja będzie
kwitnące drzewko wiśni
nie mamy już dla nich nic
co jeszcze moglibyśmy im ofiarować
zanim dopadnie ich biała powolna śmierć
wśród hymnów jaśminu
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Wejrzenie we własną studnię
jest czasem przypadkowe
oczy patrzą na muzykę tymczasem
nogi wskakują w głębię głuchoty
po chwili słychać z oddali cichy plusk
i ciszę
nadlatuje skowronek ponad łąkami i pastwiskami
pola pod nim marszczą się jak płótna
zwijają się, wybrzuszają jak czarodziejski dywan
zaczynają płynąć na bardziej bliski wschód
ptak usiadł na cembrowinie
zaśpiewał i zmienił się w żurawia
boli mnie tu – zajęczał niecierpliwie
robotnik przed wojną
wezwano do niego komunistę eksternistę
ten przyszedł w fartuchu, gumowych rękawicach, z pistoletem
bardzo zadowolony z tego,
że wreszcie może się czymś wykazać
choćby znajomością ludzkich słabostek
skowronek zmienił się w ptaka śnieżnych bezkresów
ostatnia koszula rozdarła się na dwoje
podczas małego zaćmienia warszawsko-moskiewskiego
lud struchlał, gdy ukazały się gołe plecy
zaczął wiercić w fantasmagoriach
szukać paliwa do dyrektyw pijaków-dyktatorów
i można tu podawać nazwiska
ale, po co
są zanotowane gdzie trzeba to wystarczy
na koniec ciszy
skowronek zmienił się znów w ścierwnika
wleciał do studni, aby mnie wydobyć
>>>
??????????????????????
Kasandro czeszesz swoje włosy stęchłym wyziewem
potem nachylasz się nad moim uchem i szepczesz –
będziesz motylem i tylko dlatego nie umrzesz,
rozkazuję ci
zginienia bliski marmur kolumny głaszczę spoconą rękę
na krakowskim kapitolu
patrzę na gołębie zielonego Mickiewicza
idąc od Małego Rynku
ukołysany szeptem ulicy Brackiej gubię radość
wybałuszam z oczodołów wszystko co w nich jest
a sen jak zalane asfaltem szyny tramwajowe
zmienia się w wieki niepewności i schodzi do kazamatów
w głębię nocy łamanych kołem i ścinanych
koszmar znów na czasie
powrócił na Ruski Olimp
las gęsty zarastający orbity
zamiast Plant
wysokości mi plącze
ściąga mnie
w kałuże przepowiedni
przez las leci strach jak chochoł
dogania mnie i zatrzymuje w drżeniu
dobija mnie w szeleście i ledwosłyszalnym szepcie
z nieświeżego umysłu 
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
Ile miłości może pomieścić się w jednym sercu
dla dziewcząt chłopców lokomotyw i psów
koni klubów i dojrzałych ociężałych kobiet
świtów granic lasów i treli-moreli
dziś jeszcze raz chłopca
szykuj słodkie miejsca on jest już coraz bliżej
biel jego koszulki
jego drobne uda głos i postać
rozjaśnia się horyzont zaklęty
w szare czasopisma
życie niewybudzone
miłość jak tęcza wstaje znów po innym deszczu
gdy pewnego wieczoru inaczej na niego spojrzałem
zbudziłem go 
teraz wiem co to zakon chmur
teraz już przyjemnie jest myśleć o nim
gładzę jej włosy przyciskając ją do siebie
razem z tajemnicą która nas łączy
dziwne życie wybudzone
męskie dziecko powraca w miłości
wkracza w moją płeć
>>>
?????????? 
* Mały pirat *
W monologu pirata z nią
jak z obrazka
w kredkach na ławie
kiedyś były gładkie ale i było
między nie iść
chropowato
na maszt bukolika wciągnąłem piracką flagę
w siano wyzwolone z nią 
owinięty w koc dotknięty do żywego
zminiaturyzowane samoloty nadlatywały
prowadzone przez byłych makropilotów
tupałem na nie przez chwilę
a potem z chłopcami w zboże
kipiał kichał i kisł naród wiejski wakacyjny
patrzyłem na robotniczeskoje deło bez młota
przez łan żyta przejechała dwukonna kosiarka
zabraliśmy wzruszenie i poszliśmy do domów
w końcu koło studni stanęła
ona czarnonoga nieboga malutka
tak nie długo miała jeszcze pożyć
po chwili łańcuch nawinął się
na buszowanie ciekawskiego dzieciaka 
jak łyko na drzewie ułożył się
na grzbiecie
pasjami lubiłem całować
słoiki z tańczącymi rybkami
śmiałem się choć
kurz polnej drogi zbrudził mi loda znad Wisły
i wtedy zacząłem uprawiać z tymi z piątej
piractwo i alpinizm
w piątki od szesnastej trzydzieści
koniecznie po lekcjach
gdy listonosz przychodził ktoś umierał
stary lub młody
tak jak ludzie pałace i kościoły szły głębiej w ziemię
chociaż dzwony ciągle w niej dzwoniły 
nad wszystkim czerwone flagi powiewały
nawet w młynach i stogach
psy przychodziły na podwórze jak żołnierze
i wchodziły do domu
do każdego pokoju
a później już tylko obce tygrysy 
chociaż koty byłyby tu odpowiedniejsze
gęsty sos zalewał żywopłot
wyrywałem sos z żywopłotu
strzelałem do kolegi z rowu mariańskiego
rzucałem nożem celniej niż sierpem
nóż wysuwał się z rany jak z chleba
po walce kolega powiedział
piracie mam już dość
przystanąłem więc za brzozą na wzgórzu
usiadłem na kamieniu
z oddali obserwowałem manifestację pierwszomajową
w wojewódzkim mieście
niezbyt zazdrosny o ich sukcesy
wielki pochód zbliżył się do stadionu
szkielety zgromadziły się na płycie boiska
czerwień zalała cały stadion
Jolly Roger wszedl z kartką na trybunę
i wtedy niepdziewanie
nadleciały bombowce z totenkopf na skrzydłach
i zrzucono ulotki
przedzjazdowe bardzo ciężkie
odłamkowo-burzące
z sielanki nie pozostało nawet dzieciństwo
>>>
 

1988

DSCN0870as
* W pianie *
Zaskoczył mnie żaglowcem
przemknął obok mnie gdy płynąłem tyłem
jego pióra zamakały w pianie czterdziestek
tymczasem ja niewolnik satelity
prowadzony na smyczy mikroprocesorów
jak kłoda drzewa pozwalałem się spławiać
kolorowo-tapetowy jego przesuw
hasło -wejdź mój śnie na ten pokład
ptaszek-migraszek przyfruwa
siada na relingu
zbroje spadły z wychudłych ciał
nerwowe y nawet wyszczuplało i odeszło
może utonęło gdy bitwa
przeniosła się na chwilę na ląd
ja pozostałem w pianie
on zasmucił podmuch wiatru obok mnie
przemknął na Horn nawet zwykłą tratwą
z bali
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Ogień i śnieg *
Podszedł i wygarnął z zimnego ogniska
łuski rozpalone
o nie! nie zimne
krew na stule zobaczył we śnie
gdy spali we czworo
mglisty sen
dżdżysty przezroczysty
teraz by chciał całość wszystko
a ono nie może mu dać
na wschodzie w górach ogień i śnieg
w krzakach partyzanckie szelesty
nic  więcej?
tak, chyba nic!
wejdź więc w spokój czuwania
ono jest gładkie jak łuska śliskie
mówiłem mu tak a on wciąż śnił
zielony południk Syreny przepołowił się
gdacząc weszły murzyńskie chaty
rzekły w suahili –
w ogniu się hartujesz w piasku giniesz
nawet nie rozpalonym do białości
to zimne ognisko to słońce
palmy zostały wsadzone po paprociach
gołymi rękami przez niego
>>>
DSCN0576f
 
Od wielu wieków ludzie piszą i rzeźbią
trzeźwi lub nie sięgają po pióro lub rylec
serca przebite strzałą wchłaniane przez brzozy
są dowodami ekspansji uczucia w przyrodzie
słowem odcinamy się od serca
jeśli jesteśmy trzeźwi to umysł mąci się
a jeśli pijani trzeźwieje
wszyscy to wiedzą wszyscy piszą
po jednym najeździe kamery
po kilku zgrabnych cięciach szpadą
wciśnięciu w ramy światła
wszystko zaczyna drżeć iluzją
zjawy konkretnieć szokując
kot przecięty na pół w locie
spada na talerz jak placek ziemniaczany pac, pac
krucha kreda dotyka policzka
rusza z miejsca sunie coraz szybciej
dochodzi do bariery dźwięku
mknie przez policzek pustyni
śmiech narasta w ścianach
gwałt kornika wdziera się w sen celulozy
antena obraca się jak oczy
szuka na niebie gwiazdy
kot jest gwiazdozbiorem półmiska
ludzie przysuwają krzesła do stołu
przy jednym stole nagle kilka miliardów ludzi
czarni są piękni oni mówią
arabowie są łagodni oni marzą
azjaci są pracowici oni potrafią pofrunąć z wiatrem słów
indianie mając coś w sobie gestykulując
biali cwaniacy mówią do czarnych i czerwonych byle co
kołacze się pod swetrem serce niezapisane
każdemu gdy widzi swoją trzeźwość        
balansując po kilku kroplach wina na krawędzi snu
a w oddali swoje ludzkie serce               
duszące się oddalające w gwiaździste niebo
krasnoludki orbitalne ze skuteroszalików przechwytują
serca ponad planetą z blizną strzały
>>>
??????????
Daj pokój zdolnościom
wojna w Iranie zmienia się
w niezłą już tapetę
choć żyzne gleby Rosji
zrodziły wielu wspaniałych pisarzy i muzyków
dziś widzę jak jałowieją
jak ja patrzę?
drzewo bez kory
drzewo pięcioletnie ja trzyletni
wojna pięcioletnia ja trzyletni
Rosja pięcioletnia ja trzyletni
dziewczyna i koc
wszystko jest mną
leniwie się przeciągam
gdy muszę wyjeżdżać nie śmiem zostać
czekać na wojenne baty i święconą wodę
ponoć mają odwrócić biegi wszystkich rzek
ponoć każdy ma zostać redaktorem naczelnym jakiejś gazety
ponoć każdy ma zostać przeszkolony do walki na kopie
ile krwi przebitych moja gazeta by pomieściła
kropla tłuszczu na ostrzu noża
dziewczyna zeszła na scenę w moim amfiteatrze
zbudowanym za miastem z kamieni kirkutu
rzeko czarna czarny deszczu
czekasz mnie w Iranie
jak śmierć nagiego drzewa
jak miłość dziewczyny
jaka biżuteria powstanie z moich kości
czy odnajdą stele praw w Suzie? 
>>>
DSCN0213s
* Wśród łąk *
Tak wiele musiałem wyczernić łąk
w cierniach w zielsku tyle razy
mózg mój jak dzieciństwo na pagórkach
tyle trudu spadło na mnie
za próbę odnalezienia zgubionego oszczepu
Tatanki Yotanki
wskrzeszenia ulubionego psa
i jej jedynej
popłynąłem nad morze by pobiec po falach
odtańczyć dziki taniec inicjacji
razem z Podlasiem Mazurami Mazowszem
i Opolszczyzną
razem raz razami
wytruchlałem w mundurze tramwaje miast
wystąpiłem przed pobitymi robotnikami
bijącymi przepitymi pijanymi
doszedłem do granicy śmierci
sięgnąłem warszawskiego bruku
w ataku na tamkę
by móc ciepło stanąć przed własnym piekłem
i stwardnieć jak światło
mnóstwo łąk odwinąłem z papierków lat
były moim śniadaniem
gdy jadłem je drugi raz przyszedł do mnie anioł
wygładził swe lśniące pióra skrzydeł
spoczął obok mnie leżącego bez tchu
pod wierzbą i z policzkiem przy moim policzku
nasłuchiwał echa ojczyzny ziemskiej
obejmując go poczułem zewnętrzną stroną dłoni
chłód chropowatego muru
słodkie trzynastoletnie uczucie moje
było razem z nami
byliśmy wtedy świętą rodziną
prawie płaczący ze szczęścia
dobrzy tym bardziej święci
ona pokorna moja
ja znów widzący
on odnalezienie wśród łąk
pieszczota wiatru muzyka witek i trzcin
ciepło letniej miłości
>>>
??????????????????????????????? 
Pośród jesiennego lasu
prześliczny podświetlony staw
którego dno wymoszczone jest
czerwonymi liśćmi
(piękny jesienny jasny kotlin)
w stawie pływają duże złote ryby
(podobne do karpi, lecz
większe od stawu)
kilka ławic sławnych
mężczyzna wchodzi do wody
zanurza się po szyję
zaczyna płynąć
płynie pod wodą przy samym dnie
ryby przepływają nad nim
płynie znikając coraz bardziej
pod brzuchami ryb
stojący na brzegu
zaczynają się niepokoić
to ryby zachowują się niepokojąco
ryby go pożerają
połykany znika w ich pyskach
wszyscy starają się wyłowić ryby
lub je wypłoszyć, aby uratować
ostatnią jesienną mężczyznę
>>>
DSCN3016s 
 Metodycznie Archanioł to rozwiązuje
jest to proces ciągły
duch i rozum to ogarnął
w podręczniku o tym piszą
wejście do katedry główne jest rzeźbione w kamieniu
boczne ministranckie jest marzone w nocy
nad tą częścią świątyni fruwają motyle i ćmy
drewniany płot kładzie się kładką
na rzece i już nie jest procesyjny
jest konfesyjny
wokół na brzegach samobójcy
Archanioł próbuje uzasadniać w głowach ludzi
jedni przechodzą drudzy przeczołgują się
nad wzburzoną wodą
trzeci poją konie na brzegu niezdecydowani
wśród lip i majów niebieskiego i złotego
dziecko niesie biel w celach wybielania jaźni
kromka lgnie do kromki
i nagle odwrócony kożuch porywany przez wiatr
znika w zamieci
gdy znów uspokaja się wiatr
kobieta wyprowadza kozę na spacer
kiedyś polecą samoloty kiedyś pogryzą się kobiety
kiedyś zamarznie studnia
wtedy trzeba będzie rozwiązać
węzeł wojny stukającej węglem w okna serc
życie zmusza do przyswojenia tony przypadków
każe walczyć protezami mózgu
lecz zalewa tłuszczem tkwiące w boku oszczepy
w nocy wyławia kroki Archanioła
most, po którym stąpa to most dzieciństwa
on przechodzi i ty musisz za nim
wyrywając życie z boku jak oszczep
>>>
DSCN0885s
Pozbierał cząstki powietrza
do butelki po sumieniu
ja bym miał kłopoty z tym
on jednak stworzył z nich wiatr
powietrzna muzyka porwała mnie
gwiazdy postrącał wiatr
spadają na moją głowę
on to sprawił od niechcenia
dmuchawcami organów
>>>
DSCN0323a 
Stary modrzew pod naporem halnego
zgina się do ziemi
wierzchołek drzewa lekko muska moje serce
w moim sercu mały chłopiec jeździ na rowerku
przyglądam mu się z obawą
moje myśli to koktajl z pokrzyw i mięty
pod język przesuwa się ich smak
nie mogę ich przełknąć
przedziwna słodycz unosi się ku górze
ogarnia moje oczy
drży obraz uderzający o program wizji
słyszę wiatr, który mnie zmienia
w drzewo stuletnie
>>>
???????
Pamiętają mnie mazurskie lasy
a ja pamiętam aleje wśród nich
zdecydowanie niszczone
przez chłopów w mundurach
potem łzy dzieci pozbawionych poziomek
dzieci robotników
i słońce w konarach drzew
ono rodziło dla mnie spotkania wzruszeń
wielkie czerwone
jak na każdym krańcu świata
zachodzące za lasy miniaturowe
slońce stworzenie słońce matka
miłość na powierzchni słońca wypaliła oczy
krucjata moich snów wśród ludzi
i społeczeństwo było we mnie
nie umiałem współżyć pośród wrzosów na poligonach
wolałem w pustym stepie walczyć słowami
gdzie  jagody też dojrzewają i powoli nadchodzi pokój
wilki w gazetach
a w lasach wyłącznie wyją żale
gdy już góry staną murem
za mną
łóżko na turni ustawię
i położę się na boku pod kołdrą
patrzył będę w przepaście jak Kasprowicz
patrzył bez westchnień jak Karłowicz
lecz
tęskniąc
do tego, co na ulicach Krakowa odbija się
w naiwnych dziecięcych twarzach
i wtem
umiera wojna
w Hucie
jak mgła nad Zakopanem
>>>
DSCN1485a 
Czy wierzysz we mnie lecąca strzało
moje przeznaczenie
bardzo moje
w łuku tęczy grafit wyziera ze słońca
albo na skróty skończ
musisz wydobyć ją
z Morza Czarnego i Tybru
potem bardzo
nawiązka jest w drżeniu cięciwy
pieniądze drżą nie dźwięczą
ale jak bardzo
pięknie bez słów
ojczyzno w duszy dźwięków jak snów
homeryckie gęby
na granicy Luwru i łąk przeczystych
topoli i złotogłowu
zginienia bliscy przyjemności
jak lecisz strzało
polifonicznie lecisz przez odmęt rozmiłowujesz
we mnie moje przeznaczenie
synów tylu wokół
rozpędzają się napinają
ja jestem bardzo
anielski może najpierwszy nad popieliskiem
oczu zagłady
ale jak bardzo
na hawajach szczęśliwości zachodniej
gitara łka na brzegu morza
ja planuję bohaterskie loty
a jeszcze drżę w piasku
zabierz mnie bardzo krowo ssaków
odkryj mnie bramo
zamknij rzeko
jak najwyżej delikatnie wessij w przyszłość
bez granic
ziemskiej pamięci
>>>
???????
Wczoraj dzień komunistyczny
zniknął w figowcu
otworzył się dzień przed telewizyjnym rakiem
a gdzie miłość?
słucham chemicznych pieśni misyjnych
tańczą radzieckie narody w półprzysiadzie
choć transparenty już nie istnieją
wszystko łączy się z góry zmęczone
i praca i bunt
jej uśmiech od Giewontu po Morską Krynicę
rozpromienia Boże Ciało
miłość to
byłem tam gdzie oni uważają się za swoich
w lesie
musimy pobudzić las kichaniem
by ich ogarnął obcością
by byli jak mech w cieniu
my znosimy jaja
w konfesjonałach
wyznajemy, że chcieliśmy uzdrawiać dzikością
potem okazuje się, że
komuniści nas spowiadali
nasze dni okrągleją w zielonym księżycu
przecież to noc
zjedzmy, więc po cichu te pomidory
zamiast fig
>>>
DSCN0765a
Zgoda na wszystko
ale nie na śmierć
pustynne chmury ogołociły
kloaki z upoważnień
teraz bunt już się nie zdarzy
we łzach miłość
po obiedzie
ludzie, hej!
w którą stronę pobiegną konie
tam wy
bo ja tak chcę
odchrząknę – i
wyjdźcie na mój kurhan
popatrzcie na moje spalone drogi
wśród sławojek i stajen 
wyśmiejcie mnie
ja się zasmucę
może
zgoda na wszystko
już teraz
buntu tu nie będzie
bo mnie tu nie ma
tego miejsca zresztą też
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Alergiczne kryształy toczą się
w żywym organizmie
tuż pod skórą
gdy detonują rozbrzmiewa muzyka
kicha ryba, płacze ptak
w zegarach jest osłona, którą chcesz widzieć
jak garb garbatego
a nad wzgórzem szalone tykanie
tak, och!
będąc śmiechem zmienia się w tętent koni
zluzował bocian myszę w zaprzęgu, i dalej
już w kredzie został odebrany znak od natury
amonit przywiózł obrazy zza granic kultury
na wernisaż w grobach lodowców
w karawanach pozostała ich tęsknota zakręcona
zielone stepy bez wędrówek dziś, bez galopad
trwają w bezmiernym spotkaniu bezsensu
z kurhanami pełnymi śladów alergii
a my w wieżowcach betonowych drapiemy się
grzebieniem z brązu
bawimy kościaną zapinką
pichcimy z cieciorki i orkiszu
podglądać życie z pozycji jednej grupy krwi
to nie wszystko
trzeba wyskoczyć z balkonu
i wchłonąć dolinę utworzoną przez lodowiec
symbol indyka i zamrażarki
wchłonie echa i niecierpliwe robaki z kredy
stworzenie życia
było pierwszą alergią
i alegorią natury
>>>
DSCN0902a
Sumator wielkonarodowy
Liczyć możesz wszystkich beatników
jak paciorki różańca
jednak nie możesz spokojnie wysiedzieć
na molo
chyba że wpatrzysz się w biel
krążysz wokół narodu
lub dziewczyny
znajdziesz kromkę chleba i krzyż
dodajesz to co masz pod ręką
fortunną
fontannę do wodospadów
Morskie do oka
Śni do ardw
patrzysz i chcesz wiedzieć że to to
możesz to zrozumieć
lecz co co nie wiesz nienawidzisz
czas postawił ciebie
pośród kochania lecz odarł z narodowej tęsknoty
raz Nowy Orlean dwa Krym
trzy Kozacy cztery Esesmani
pięć punkowcy sześć zomowcy
nie masz już nic
sumujesz jak sztubak
okradziony przez fanatyków fantastów
jesteś jak noc bez dnia
i dzień bez dna
kochasz bez cierpienia
i nie możesz zliczyć mórz i mgławic nad górami
choć możesz jeszcze się dostać na pewno
do świata młodych
na tej granicy, o tak
i raz zliczyć ich
od nowa
>>>
ZS Betlejem 14a
Czuwaj druhu premierze
pokaż jak bardzo kochasz swój kraj
wyjmij z portfela zamówień
swoje szanse wschodnie
otwórz permanentny stan
i choć w garści ściska mnie
jak bukiet polnych kwiatów
zwiędłych obwisłych
Mister Hyde układu
podniosę się na duchu
gdy rzeki staną się rzekami
ryby rybami
ludzie ludźmi
w wieloryba brzuchu opracuję
plan zbawienia poezji
a gdy mnie wypluje na brzeg
będę jak bibliotekarz Asurbanipal
strzeż się mój niepiśmienny druhu
mój konieczny towarzyszu
jeżeli nie kochasz Niniwy
zdewastuję twoich brodatych bogów
we wrotach pieca przetopię
na wiersze
>>>
DSCN5446a 
Bez łaski kwitnących paproci
odkurzacz wam życie przessie
wy dzieci wisielcze
chodźcie stójcie
mały Janek prosi o kalekę
chce walczyć
wcześniej pomiędzy kolumny wchodzi
przed oblicza bogów
a potem w słońce
drzew brakuje a wy posyłacie
po drwali z innych narodów
urządzacie w nekropolii majówkę
została ona odprawiona
trwała dzień jeden
>>>
 DSCN5568s
* Przespany kamień *
Przespany kamień we mnie się budzi
obok drogi nagi jadę na rowerze  piaszczystą ścieżką
w piasek powoli zagłębiam się z głową
nie nie skręciłem ku wodom przez pustynię
drżę jak uśpione wnętrze kamienia
pedałując w ciszy ku liściom cienia
będąc sam na sam z kamieniem rzeki
którego nie widzę w ciemnościach
skulony szeptem wracam ścieżką
nie upadam w śniegu pędzącym lawiną w otwór rzeki
gdy piorunem płonie stalowy maszt
jak świeczka ponad miastem
błądzę wewnątrz kamienia oblany czerwienią
kuchta gotuje raka
ulica pod niebem znika w zachodzie jak diament
bałwan poprzewraca się na podwórzu
toczy swe kule ku rzece
dajcie śmigło niemieckiego bombowca
rozpędźcie je niech zetnie swym kółkiem
biel zębów bałwana
do krwi
niech go okaleczy
ból pozostawi jawę
jak kamień
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
Ze wzgórz tęskniących do cienia
runąłem jak Sobieski z winnic
ja po wino? chyba nie!
dom budować w kasztanowców majestacie
pachnąc olejem i asfaltem
z drogi tylko zapragnąłem zejść
i zszedłem
w okolicy jest kościół pod ziemią głęboko
Święty Jan czyta czasem swoje teksty
o jaspisach
pośród rechotania żab latem
słyszę jego głos siedząc w oknie
jak w wejściu do jaskini
dom czarny pośród ciemnej nocy
szkło wyrasta w ogrodzie, kwitnie i owocuje
ja zbieram jego owoce
wyciskam z niego soki, które potem piję
nie upijam się, lecz wtedy dopiero widzę
moją szklaną konnicę wieku
pędzącą w przepaść bitwy
dwóch światów
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
Weź mnie w dłonie
gdyż płaczę
końskim włosiem połechtaj moje rozpacze
na maszcie flaga taka jak ja
oj! mój krawat zamiast mieszkania
dla wszystkich będą krawaty
lilie też, gdy zapieją wczesne wody
słońce płonie
gdyż lśnią liście brzóz
niebo przybywa jak morze
gdyż mógłbym spać
huśtasz mnie
więc boję się jeść papier
jem atramentkromkę
kupuję statki w butelkach
stojąc za kontuarem
lecę aż do Jugosławii nad Adriatyk Ilirów
pajdę
słońca poliżę stojąc na ulu w cieniu
ocierasz moje łzy łańcuchem
lubię to
jadę do Pernambuco
po księżyc
myszy fruwają z garnkami na głowach
nad głowami Gotów
tłukąc telewizor we czwartek
płaczę
w kosz zaglądam odliczam chwile bez ciebie
zazdroszczę okolicy palców
sercu mirtów
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Zasnuta powierzchnia cygara
czarny knot się dopala
kwiat doniczkowy chodzi po krawędzi doniczki
wyzwala wyzwala wyzwala siebie
jak dym
brzęk twardego plastyku
uderzającego o jeszcze twardszy plastyk
upadła popielnica
zachodzi wielkie słońce
zasłania nam oczy
wewnątrz dni pełzają same kokony
larwy dematerializują się tam
i znów pojawiają się w głowach
ołtarz na wzgórzu zielonym
brak dzikich skór
zwierzęta są w niebie mitologii
ściągamy je z s es dla skór
wieloryby kryją w swych trzewiach Wikingów
krzesło jest motylem
składa i rozkłada płatki skrzydeł meblowych
utrudzeni jakimś znojem toniemy w dymie
przejechani przez tramwaj jeszcze
w wózkach dziecinnych
butwiejemy spolszczając się w humusie szans
deszcz gasi czasem cygara
teraz uciekł w Beskidy
przebiegł lasy
i schronił się w schronisku
to z kolei nas chroni
przed kopciem z cygara zdrad
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Nici do kłębka *
Wcześniej czy później mając kłębek
dojdę do nitki
zakręcony w trudach lekturach
kapelusz mojej Julii
jak balkon jak puzon
za truciznami w głąb
nad lasami rytm kołysze nogami
powiesił ateistę by smutniał
na świerku jak zająca na balkonie
wisiał nad igłami jak pijany fiakier na koźle
co cmoka – dobry koniaku bądź mi denaturatem
czas się ocknąć trawo
w gęś się przełamią Pieniny
górale wyczernią Podhale
w bieliźnie nad morzem Kaszubi
będą szeptać Maurowie przytupując
Rosjanie będą siarczyście się uśmiechać
do swojej prawdy
nie kocham ich, choć prawie sławię
nie ma już jego jedynego
spalony w lesie
lecz pałac pozostał
lata lata zimy jego pamiętają zesłańcy
ręce obmyć octem z róży
wypić to wszystko
co w gąbce jej włosów
moja gąbka gęga do jej gęby
też się przełamuję nie zazdroszczę
lecz mi żal dziecka na kolonii zakładowej
wyjadającego kisiel z podstawki
najpiękniejszy żółw to okaz balkonu
starych kobiet mi
dziewczątek mi
już nie uprzędzie żądna podróż
żaden spacer
o jej urody urody smaku mojego
i uczucia fal
wiej wietrze w oponach
gumy Chin pachnijcie bawełną
jestem w stadzie arabów Dzieduszyckiego
tu niedaleko od Gór Stołowych
chcę być aniołem w lasach pełnych masła
gdzie łupiono bydło i akowców
chcę być świadom nici
trzymać je
a mam tylko kłębek
>>>
DSCN0805e
* Awokado inteligencji *
W plwocinie królik
w sierści się urodził
pajęczyna zasnuła arabski
grób Chrystusa
to ona
zewsząd otaczają mnie szczupłonóżkie
moje pieczęcie
maszyna kręgli niespokojnych
w spojrzeniach
pędzi parą detonacją
wejście przez święty obraz
jestem sam jak idea
oczy mój sztandar
poniosła go owca w pokrzywy
ludność skupia się w lejach
buty noszą się same
krzyże odchodzą po zmartwychwstaniu
ludność schodzi do dolnych lasów
jak w bajki
spychacze pomagają
dzieci odsuńcie się
będę się mścił
rozwalić pieczęcie serc
wszystko
bunkier
pajęczynę zerwać
śliskie są owoce moich gazet
kuszą likiery
wzywają wytchnienia
awokado inteligencji
to czasem plwocina
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
 
Jak żydowski notes przedwojennych miasteczek
tak w moim życiu senne kry spalono
na Alei Słowackiego
wiem na pewno, że większej słodyczy
już w nim nie będzie
w mroźną noc rozlał się ogień jak pożar
mają miłość odkryłem na nowo w autobusie
wysłałem moje sny na księżyc
odnowicieli już mieliśmy
nie daleko od niego
odszedłem daleko od jego kaźni
lecz nie zdradzę siebie, jego
ani uśmiechu z Alei
drgnięcia rzęs z autobusu
weź okno czarne kotku
i słońce głodne jarmużu
stój!
nad brzegiem się zatrzymaj
rzeki miłości
kiedy sny i ty będziecie jednym
jesteś tam gdzie ledwie srebrzy się szron
na listopadowej trawie
a ogień jest tu w moim sercu
w autobusie dojeżdżającym już
do Mostu Dębnickiego
który zasłonięto jak arkę
jak Wawel
>>>
DSCN5856 (3)s
* Krzyczcie gęsi, uciekajcie *
Ojcze, ojcze
krzyk dzikich gęsi
niesie się nad polskimi niemożnościami
na Pegazach bóle
unoszą się nad asfaltem
i te gęsi Selmy
wytrzymać bajkowe wojny
rosyjskich cerkwi
to marzenie
jak krasnal walczę o zachowanie bajek
ale tych prawdziwych
cóż mi pozostało
inna bajka
codziennie tam i tu
ojcze, ojcze
dzikie okrzyki
zwierzę patrzące w księżyc
marmurowy
marmurowe
także srebrny grzech
złota głowa
ruchy rewolucyjne
robaczkowe
po grób myśliwych krzyczcie gęsi
uciekajcie w rękę nieba
wiekuistą
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
* Kosmos udziałem *
Skute lilie wśród wiśniowych drzew
deszcz szklany i Wawel się śni
sny wręcz dziewczęce
jakże senne śmiertelne białka oczu
zębate koła w sosnowych ustach
nad wstęgą Wisły jak jabłko
jak je podać
wakacje dla aniołów
przyroda niech wejdzie w znak Lwa
niech kosmos w erze stanie się za chwilę
udziałem całych naszych serc
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
* Nadzieje w urnach *
Nasze nadzieje są ukryte w urnach
a przodkowie w kurhanach
głogi to też nadzieja
tyle, że dzieciństwa
ścieżki polne wykorzystujemy
krew Scytów i Galów mając w żyłach
biegamy przez pola i zboża
jak króliki tańczymy
zorza ich informacji nad nami
wychylamy nasze dzwony
nasze
ich
zawsze my
to już tak zostanie
dopóki będą telewizyjne krzyże
w naszym świetle jaśnieć
autostrady i parafie
zbyt zdrobniałe dla ich geniuszu
stoją miniaturowe na kredensach
jeziora dodawane do małych boisk
serca oddają
trylogie religii
uciekinierzy kontaktów
oczy podnieść można zmrużone
odsunąć kapelusz na tył głowy
uśmiechnąć się można
stojąc w powodzi na przedwojennej ulicy
można wzrosnąć
głogi jak pąk serca wykwitają astralne
czekamy na krew
spojrzeniami na smak ust
na mgłę w oczach
tylu swe kości złożyło w ostach
ilu, tego nikt nie zliczy
łąki bez znaków kąkoli i maków
bez pszczół bez czajek
nadzieja bez mórz w nas
kurhany groby
cisza w urnach głowy
nieodnalezionych
OLYMPUS DIGITAL CAMERA             
* Iloczyn *
Iloczyn dwu wiejskich miłości
gdzie trawy pasma brak
na wzgórzach kończących się
ona zatrzymuje swój rower
on wyłącza silnik traktora
on uchyla drzwi kabiny
ona opiera się o siodełko
zdechł komin fabryki nad nimi
znikł cień socjalizmu teoretycznego
młodzi dogadali się
kracze wrona na topoli
siano biegnie w miejsce miłosne
wiejska miłość otrząsa świat z kłamstw
na polach telewizją zasnutych od świtu
obserwują ich nadzy milicjanci
stojąc w krzakach z radarem
gdy kończą rozmowę
wyskakują z czerwonymi makami
w zębach
na drogę przed nimi
>>>
DSCN1557a 
* W mojej piersi *
W mojej piersi tkwi sens
jak gwóźdź
krótko przenika ukośne błony
ona korzysta z białych tkanin pajęczych
wiszących w piersi
opada lekko na nie
ratując swoje miłosne życie
lata win
ucieczek
na zewnątrz ciała
godziny dobroci
wewnątrz spojrzenia
mały ludzki ból na rozstajach
sens kłuje i kołysze
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
* Na razie nie chcę *
Mogę osłonić swoje oczy rozumem
lecz nie wiem, czemu nie chcę
strzepnąć mogę niedbałym ruchem palców
Słowackiego z konia
choć płoną moje oczy gniewem
na razie nie chcę
narazić się zaborcom
mogę osłonić swój rozum
cierpliwością pielgrzyma
>>>
DSCN0569s 
* Wnętrze *
We wnętrzu tego kamienia
który jest wewnątrz
jest złość
jadąc, jako prawie rower przez las
czuję, że będę musiał przestać
tymczasem przeciskam się między
skłębionymi liśćmi i pniami igieł
jak powstaniec lub partyzant nawet borówczarz
teraz taki czas jest
aby styl był jak figowiec
jestem w slipach
gdybym był apostołem nie chciałbym mieć
kamieniejącego wnętrza na pewno
wychowuje mnie las ojców
nie mogę już mówić:
„gdybym mógł”
jadę na rowerze do czterdziestki
zaświeć tęczo, pokaż swoje kły
zawiej firmamencie na sny Jupitera
na dzisiaj wejście czołgowe
dla koni otwarte
już dzisiaj ruszają czołgi chwały
gdy spotkam je na drodze
wyjadę na środek
staranuję je
może, tak chcę
moje rany zmieniają się w logiczne kamienie
skóra wysuwana jest przez wnętrze
obcy jestem nawet lekarstwom i ludziom
lata mijają czekam na nią
szukam jej mam ją odchodzę
trzymając ją za rękę
to nie wojna
to nie nienawiść
to ona
jaskółka leśna
zagrożona
przez kamień lekki jak owad
DSCN0662d              
* Sznur *
Na tyle dojrzałem, aby szepnąć
w nocy chcę zrobić to
tajemniczo mrugnąć okiem
a potem
wyjść z domu z konopnym sznurem
z zamiarem przeciągnięcia go
nad drogą, którą muszę iść
wielce szanowni Rodacy
w Sejmie siedzą jak zwierzęta w klatce
a ja drogą idę na stracenie
drogą, którą wyznacza mi sołtys
tak wielu u władzy w sterowanym Sejmie
robi za dekorację różniąc się
co jakiś czas w sprawach wódki
ja już prawie jak terrorysta
milczący jak konopny sznur konieczności
leżący w zwojach na podłodze
nabrzmiewam cieniem
w blasku płonących
socjalistycznych stosów
ten cień to dobra rzecz dla mnie
przepowiadam śmierć Pimena
z ręki Gorbaczowa
>>>
DSCN4279as 
* Swoboda *
We wnętrzu mojej wiary
jest miejsce na swobodę
w katedrze mojej głowy
jest wielki krzyż wolności
ciepły krwią mojego snu
przyzywam dzieci nie bociany
dewiacja pod kontrolą
obydwu oczu uspokaja
uspokajam aniołów stróżów
uf
wewnątrz zegarka liczydła
krople wody spadają na wysunięty język
wedle stawu grobla
wedle wnętrza czas
zagiąć skrzydła, wznieść proporce
runąć na barbarzyńców
lub czekać pod krzyżem na śmierć
z ręki bolszewika oraz esesmana
co było, o co jest korzystniejsze politycznie
tyle piachu i tyle jezior
w naszych gestach i podróżach
wzgórz i równin, połonin i ruin
prasłowiańskie grody
nawet germański stek na Ślęży
płoną w żyłach w sierpniu
jak krzyż
>>>
DSCN0988x 
* Obsesje nocne *
Obsesje nocne wyrywają mnie
z delikatnych ramion
krew wyciskają na czoło
myśli przestają istnieć
tylko zwierzę w nocy
krąży w ich miejscach
mogę sobie wyobrazić
mojego praprzodka wędrującego
na bosaka przez stepy środkowej Azji
w poszukiwaniu spokoju
lecz nie w taką noc
>>>
DSCN0327a 
* Narodziny *
Wejście do katedry stadionu
jak wybieg dla fok
zamarznięty system moich uczuć
oddziaływań i cieni
regulator obrazu
który wisi na ścianie
ginie w ciemnościach we mgle i śnie
chwytam drążek steru książki
msza przeżyta w nocy powtarzana jest za dnia
głodni maszerują ktoś marsza gra
ten we mgle sobowtór
nie jest tak głodny jak ja
hala oświetlona jak wnętrze nieba
dla narodzin nowego człowieka
w lustrzanych nibytabernakulach zrodzić się miał
z naszych słów on
tak niewiele czasu zostało już
dla nowego proroka
a może to ty zrodziłeś się tam, patrz!
bazyliki koncertów i demonstracji
na Bałkanach i Kaukazie
miasta mogą zostać zorane
przez Rzymian i Rosjan
jednak trudno uwierzyć w ciągłość własnej klęski
łatwo patrzeć i widzieć na ołtarzu
siebie choćby przed klęską
chmura przesłania szczyt drapacza
i zwięczenie krzyżem, gwiazdą
chmura głodnej szarańczy
>>>
DSCN0777d 
* W naszej awangardzie *
Ani Rakowski ani Urban
nie umacniają tożsamości
Jan Paweł II istnieje jak idea
miasteczka samotnieją
miasta się sprzedają
dzięcioł przylatuje z lasu
aby zamieszkać w sadzie wielkości Niniwy
za rok wylatuje z sadu
aby pod miastem opukiwać
drewniane telegraficzne słupy
dziś usiadł na ceglanym murze
wali dziobem w ścianę domu
wierzeje łąk zatrzaśnięte
lasy zdziczałe zmieniają się w polne zagajniki
ostrężyna jest porasta
czasem jakiś parów ukryje ogromne łopiany
nad cienistym strumykiem
lub małą wioskę bez drogi, szkoły i poczty
jedynie z kapliczką
sumienie narodu
Piast był chłopem
Rakowski to syn chłopa
ale tylko ten drugi to barbarzyńca
miast muzyka dociera na wieś
ludowa muzyka wbrew pozorom nie umiera
chcemy wypłynąć na starą rzekę Europy
łodziami ministerstw i przedsiębiorstw
co za bzdura
jednak pakujemy się na te porohy
ja dla swoich dzieci będę zmuszony
stworzyć własną Europę
wysączyć ją ze skały sumienia w lesie
z łopianu i dzięcioła
z miasteczka ze szkła i wodoru
z hutniczej dzielnicy
żeby już do reszty nie zgłupieć
w awangardzie przedstawicieli
>>>

1989

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Jak wierzba płacząca na krawedzi krateru
wzrastamy nad przepaścią wieku
ptak siada na ramieniu premiera
złowieszczo
ciemność ulubiona w klasztorze
jak przyszłość kwiatu kaktusa
deszcz w Nowym Yorku płacze
spływają krople po zębach
konie, lecz nie takie znów dumne
stoją obok siebie na Kazimierzu
jak synagoga i kościół
między nimi płynie Wisła płacząca
Augustianin dzieli się pasztetem z włóczęgą
w budce telefonicznej
podczas snu z cygarem pomiędzy palcami
włóczęga umiera
trudny nocny szlak dla komandosów
z ulicy Ułanów Jaruzelskich
przez stalownie, telewizje i pałace
Niemcy zapraszają znów Rakowskiego
a on strofuje Hołuja w Hrubieszowie
Warszawa uklękła przed Zygmuntem Wazą
który zdradził tak wiele interesów Polski
lecz nie Polskę samą tak jak śliczny Staś
nie wierzę Warszawie z pomnikami carów
Kozaczyzna nas niszczy nawet w snach
zamek w Czersku nadaje się do remontu
mumie też trzeba ratować
misjonarki więźniarki są nową nadzieją piramid Kremla
jak wysłaliśmy Karola Wojtyłę do Rzymu
jak wysłaliśmy Brzezińskiego do Waszyngtonu
jak wysłaliśmy Dzierżyńskiego do Moskwy
tak wyślemy na Księżyc wszystkie łzy
wierzymy, że wulkan nowych czasów
jeszcze pozwoli się nam
wypłakać przed erupcją
możemy przejść tam na piechotę
>>>
DSCN2726s 
* Ręce do góry *
Jest taka piosenka otoczona murem
jak zachodnie i wschodnie warowne miasta
jak sokół wzlatujący nad Podole
widzący ciągnące z dzikich pól nieszczęście
ciemność nocy jest tą piosenką
Sejm nadciąga od Sieny
komuniści od Sejn
robotnicy sezonowi toną wśród rzęs
w stawach zielonych
w pultuskach w puławach
pieniące się piwa są wylewane
pod progi księży patriotów
oni nadchodzą od wschodu
rzadziej od zachodu
tak, więc jesteśmy osaczeni przed murem
klucze dzikich gęsi płyną w miedzi
na niebie z Galacji do Galicji
czołgi równymi kolumnami toczą się
z Jarosławla do Jarosławia
wśród szpaleru topoli jak pociągi
posłowie śpiewają hymn zniewolenia
i wznoszą ręce do góry
jak Urban i Innocenty
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA          
Tu nad morzem zielonym
jeszcze nie jeden zrodzi się
czerwony koń
i co z tego
jeszcze pewno nie raz
w zielonej historii
nie kłopoczcie się ucieczką
tęsknota złączy was
nawet z tym koniem pędzącym do Żółkwi
oczy stepu
wody modre
los Europy w waszej studni
prosi o wolność jak Aladyn
zimą wsłuchujecie się w świszczące klęski
zaskoczonych białych w czerwieni
sumuje się swoje marzenia o wodach i stepach
wtuleni w futra obcych kotów
obok marmurowych mnichów
żyjemy innymi dla siebie samych
powstańcy patrzący na niekochające serca
nawet wśród burzy
nawet wśród zamieci
kosmici czy sataniści
insekty czy komputery
wejdą w wodę naszych trzech mórz
i zostaną do świtu, gdy rosa zmoczy
zielone bezkresne stepy trawników
>>>
DSCN2169a 
* Ptasia tęsknota *
Ptasia tęsknota moja
klucz wiosną i jesienią
koła zębate, nity
w nieodkrytych ramach 
łączą w moim obrazie sny
mocuję go do ściany rodziny
śniadaniem równie ptasim
wejść tam gdzie młyny mielą
wejść w kamienne lochy mąki
słyszeć wodną turbinę
napędzająca młyny
widzieć pianę wszędzie wokół
realną osiadającą na policzkach
deszcz, słońce, wiatr
dziewczyny wśród samochodów
w labiryncie w Knossos
w wulkanie Witkacego
w sercu dynamiczna
kwietna tęsknota
na moich horyzontach
perspektywa przełamuje się
tak, że ptaki mogłyby upaść
na druty wysokiego napięcia
gdyby tęsknota zdołała
wyrwać się z serca
>>>
DSCN0507d 
W tylu już leśnych latach
skrzat czyhał na skrzata
wyczekało i moje serce
hobbitka znalazła mnie
wyeksponowała na płótnie
skostniałe wieże boszują na obrazach
nad przepaściami iluminowanymi piekłem
gdy zjadam jej nogę wyrasta mi łuska
i temu podobne
na łyse zęby wyłażą zimorodki
na leśnych sadzawkach stoję
lecz iść nie mogę po nich
z pleców wystaje mi nowy kartofel
biegłbym do mojej miłości
a jadę piłką do morza
budki na sercach obu buduję zaskoczeniem
zjadam w oknach czas
kwoki zza muru chcą się dać słyszeć
hobbitka poszła w inną stroną
zamknąłem Trybunę
>>>
?????????????????????? 
* Plan *
W tylu niszczących szansach
pozostawiam szansę dla miłości
gdzieś w jakimś mało uczęszczanym
pomieszczeniu biurowca
nagle znalazłem się twarzą w twarz
z trzema pięknymi kobietami
patrzącymi swymi ciemnymi oczyma
na mnie siedzącego wśród kartotek różowych
bezradny tuż po gwałtownej rozmowie
w której wykrzyczałem swoją chytrość
kobiecość ich pojawiła się w bliskości węża
wstałem w płomieniach tych spojrzeń
ich oczy teraz wzniosły się do góry
gdyby nie resztki sierści w moich ustach
zaskoczony w otwartości wszedłbym na biurko
by zrywać jabłka
diademy oczu świeciły w moich ustach
rozmowa zbliżyła nas elektrycznie
już prawie dłonie dotykały dłoni
wpatrzone we mnie znów pojednanego
kryjącego zmieszanie
i oto, gdy jedna z kobiet wstała
aby zamknąć drzwi
by ukryć nas przed okiem opatrzności
swojska samotność wybuchła jak miecz Michała
ciało zostało wessane do zgliszcz
na koniec ustaliliśmy w podnieceniu
plan zniszczenia niecnych
trzech innych kobiet
>>>
 DSCN0326f
* Zmierzch zakłamania *
Łzy jak czerń nocy spływają po szybach oczu
gdy milknie ostatni ptak
mój ojciec z wypalonym sercem
pielęgnuje młode sekwoje antykomunizmu
które posadził w czasach Solidarności
dzięki pożarom Jaruzelskiego
w czasach stworzonych przez takich jak on
dla czasów długowiecznych jak dęby Mamre
moja matka zdecydowana uprawiać oberżyny
na  kurhanie ostatnich komunistów
ustępuje przed ojcem
sama usypuje kopiec swojej rodziny
wyższy od kurhanu tatra Mamaja
krzątając się z pełnymi koszami ziemi polodowcowej
w domu wciąż jeszcze pełno komarów komunizmu
czyhających na odsłonięte ramię
moje łzy to kwiląca ptaszyna
o zmierzchu zakłamania
na tyle silna by wyłapać wszystkie komary
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Trucizna wszędzie *
Kiełbasa, szynka, indyk
obok sałaty, chleba, grzybów
na polskich stołach – trucizną
papier w pracy – trucizną
piwo w czasie meczu – trucizną
i sam mecz także
pepsi-cola i lody w waflu
wśród rozpalonych domów miasta – trucizną
samochody rzężące – trucizną
wpieprzowina na targu – truczną
robotnicza konserwa śniadaniowa – trucizną
samochody warczące – trucizną
wiatry i deszcz z zawartością kombinatów- trucizną
pocałunki partii – trucizną
słońce w bezozonowej atmosferze – trucizną
odzież i meble w mieszkaniu – trucizną
trujemy się rozmowami w czasie wesel
oglądaniem telewizji w święta
wypoczywaniem nad woda w wakacje
myśleniem o kobietach w nocy
pracą dla zła w dzień
staniem w kolejkach i korkach
>>>
DSCN0560a 
Możemy w kontekście zagrożenia
planety i społeczeństwa
śmiało mówić, że cywilizacja doszła do progu
śmiertelnego zatrucia
trucizna znana jest od tysiącleci
pod różnymi postaciami
więc każda epoka musi mieć
swoich głodujących eremitów
odpornych na nią
przyszłe lata też czekają
na koche, arche, pra, pan
i na was
kamienie, woda, modlitwa
skąd wziąść czysty umysł
skąd wziąść czystą ziemię
skąd wziąść czystą wodę
skąd wziąść umysł czysty
czysty umysł
czysty umysł
planety
>>>
??????? 
*Weź kawałek mydła*
Weź kawałek mydła
włóż go sobie w usta
i usiądź na gałęzi drzewa
rosnącego przed jej domem
i milcz
rosa będzie chłodzić twoje ręce
nogi, głowę, pierś
spływając z włosów i naskórka
już na drugi dzień
niewolnik na plecach uczepiony twoich
jak plecak był przenoszony
we wszystkie miejsca
w które zachodziłeś
gdy usechł odpadł
i z miejsca zaczął podążać za tobą
weź dziecko i idź ją prosić o ser
niech dziecko popychane przodem
zmieni się przed nią w kruka
i pofrunie w jej oczy
pełne czerwieni zachodu
kurak biegnący przez pustynię
szukający rozpaczliwie pożywienia
to ty bez kruka
spragniony
>>>
DSCN3084a 
* Słoneczne rozgwiazdy *
Słoneczne rozgwiazdy
pod katowickim Spodkiem
zjednoczyły się na wiecu
w dniu gwiazdy
12 marca 1989 roku
weź spluwaczkę i wyrusz na front
jako krasnal partyzant
z ramienia ludowego miniugrupowania
posilając się serem
mów, pluj i dalej wciąż dalej podążaj
naprzód na Berlin i Rzym
uklęknij
wstań, gdy spadnie bomba
ugotowany pacierz mroczny
w komputerze
mleka nalej do spodka
postaw spodek obok na drugiej śląskiej gałęzi
śpiewaj pieśni otwartych ust
przytul nogę do kory
i chłeptaj mleko
ona krząta się tam za oknem
cała jak pąsowa róża
speszona atakiem miłości
i w sercu i w kuchni
wypatruje twojego powrotu
rannego
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
* W tanich głowach*
W tanich głowach czyha sen
w leśnej głuszy
zimą umiera stara kobieta
zapada w śnieg na zawsze
ważyć słowa
lekkie odrzucić na drogę
pod żołnierskie buty
lasy ważyć
są jak wióra unoszone wiatrem
ku Księżycowi
co masz do powiedzenia lesie
jaka jest twa ostatnia wola
kłos stalowy
wśród innych narodów
już nie tak dumny jak kiedyś
i nie odnajdzie dumy
w nadchodzących latach
nie wzniesie miecza
nad grobem staruszki
pochowanej na małym wiejskim cmentarzyku
nie wypada wznosić siedemnastowiecznej szabli
wypada trzymając grudkę świeżej gliny
płakać, płakać, płakać
zieloność w telewizorach
skacze konikami polnymi wśród czołgów
drga w konwaliach
gwiazda wśród lasów
gwiazda staruszki
czuwająca dla przyszłości
nad przeszłością natury
>>>
?????????? 
* Zagłuszyć śpiew ptaka *
Zagłuszyć śpiew ptaka
w metalowych komorach makowin
dudnieniem wypełnionego serca
kiedy nowa miłość wjeżdża w mój las
jestem akurat sam
kwiat jak śpiew miłości
wetknięty w ucho
ryba do połowy wsunięta w usta
zakazana miłość wkracza z żandarmem
do spichlerza
koń zeskakuje z pokładu statku
na przystań w Warszawie
stukając kopytami galopuje do baru
na szklaneczkę mocnego octu
to nie potop szwedzki
to nie ta sama miłość
ale ten sam zakaz
drzewa dzwonią jak dzwony
mając ptaka w sobie
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
*Mój ból*
Nosisz wewnątrz moje cierpienie
biały krasnal w nocy przelatuje
nad moim domem
puszki we śnie otwierają się
błyszczą jak prawdziwe gwiazdy
na czarnym firmamencie
Wisła zamarza powoli
a ja wciąż płynę
z gazetą w zębach
Grudziądz, Warszawa, Kazimierz, Sandomierz, Kraków
miłość ukryła się przede mną
w innym ciele
kuc jest samochodem i niesie mnie na grzbiecie
mój dom powstaje z winogradu
i rytmu słońca
kwietne są nieba tego lata łąki
dzięki radzieckim eksplodującym samolotom
w puszczach szwajcarskich wędrówek poetów
odsłonięte zęby
na wschodzących frontach nie giną już oni
lecz my
siedzą w słowackich lasach
kołchozowych blokach
polskich chochołach
angielskich pubach
afrykańskiej dżungli
oni
step na falach eteru czeka na kroplę i stopę
we łzach moje dzieci we łzach
wasz niedźwiadek się zestarzał po kolejnej dziesiątce
dziś grzywy kuca nie zrasza łzami
i zjeżdżając  na nim do grobu Polski
jak zwykle przygotowanego przez sąsiadów
w  każdym stuleciu jeden grób lub jedno piekło
dotknąć mógłbym podwójnej duszy
lecz ciało nie pozwala
pojedyncze ciało
siano pachnie w niedźwiadkach
śpiewajcie rosyjskie niedźwiadki
wasz suchy hymn
niestrawny jęk po uciśnięciu brzuszka
tęsknoty opowiadajcie o stepach i kościach
o moim bólu nieodnalezionym
szkliste niebo nade mną
czy twoje oczy otworzyły się drugi raz
tym razem wewnątrz
czy o tym wiesz
zawsze oczy patrzą w  niebo
u nas tak zawsze
nad moją głową zawsze niebo
gdyż nie mam domu
oprócz grobu, którym muszę się posługiwać
jak taborami
ze względu na historię
nie mam nic
ludzie Wschodu ludzie Zachodu
ludzie Północy ludzie Południa
byli i są tu wszyscy
wołają –
pieniędzy pieniędzy nędzy
ludzie Pieniędzy Polacy Po
w Stambule w Berlinie w Moskwie
wszyscy nawet ja odlatuję za wojskami lotniczymi
karły i kuce są już w grobie
a ty ze mną tkwisz w odmęcie
jak Skała Piotrowa ponad wściekłością
przecież wielu ludzi lubi swą pracę
choćby w kiosku Ruchu
w saturatorze w polu w rządzie
tyle piękna w wodospadach krwi
w słońcu nad Soweto
w Tajgach w Wisłach w Dekanach
śmiej się tygrysie wejdź do bazyliki
Papież leci z kluczem żurawi do Egiptu
nad Morzem Śródziemnym
obnosimy cię z żoną pod baldachimem
biedna istoto
czeka na ciebie Mars Prezydent Metal
i twoja własna głowa
generacji komunizmu polskiego
jak nieść ten ból z nadzieją
tak stary tak mądry się czuję
gdy pomyślę, że z tych kości
porzuconych w kopalnianych szybach
ciągle wyrastają sekwoje snów
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
* Skalista grań Pałacu Kultury i Nauki *
Sęp krążył nad głośnikiem
z którego dolatywały słowa
piosenki Chrisa Kristoffersona
jastrząb wystrzelił w górę
jak radziecki odrzutowiec
a potem runął jak tenże
na płytę lotniska
popełnił samobójstwo
jaskółka uwiła gniazdo
w oknie gabinetu Pierwszego Sekretarza KW PZPR
meksykański kogut rzucił się
pod samochód po przegranej walce
skowronek wzleciał nad pola
zasypane śniegiem
wyśpiewując swoją pieśń
dla bogatych ludzi
kaczka podała kurczakowi na święta
indyka z borówkami
bąk w przydrożnym rowie
słuchał samochodowego tranzystora
z którego dolatywały
dźwięki utworu Slayera
sęp porwał głośnik
i zaniósł go na skalną grań
Pałacu Kultury i Nauki
muzyka wyszydziła obie nazwy 
>>>
DSCN0645a
*Skwierczy*
Skwierczy, krwawi, płonie i kulawi
historia na Wałach Chrobrego
a w dole wodoloty czekające na Wolnych Wolinian
w samym rogu zza wysokiego ogrodzenia
żołnierz patrzy przez lornetkę na golasa i Gołasa
nie pilnuje dokładnie socjalizmu
drzewa spadają z klifu, koziołkują, tak, tak i tak
skaczą w fale marząc o sieciach
obciążonych kamiennymi obciążnikami
bataliony już nie mają tej szansy, co Kuba
wypatroszone przez gwiazdy stalinizmu
ryby śmierdzą w Międzyzdrojach
a radzieckie okręty w Świnoujściu
bada, pyta, wypatruje i kocha
dezerter w Trzęsaczu pędzącym do Szwecji
ach, gdybyż była tutaj latarnia morska
niestety są tylko pokoje do wynajęcia
z wężami, skarpetkami i jakimiś takimi dziwnymi sowami
bez litości dla lotniarzy i komunistów
kościoły się nie doczekały
w przeciwieństwie do galerii przodowników
biusty tak tutaj lubiane już nie są kelnerek, lecz Litwinek
ostatni żołnierz jeszcze nie rezerwista
zrzuca kamienie na spacerujących u stóp klifu
radary pracują
dopóki się nie zepsują
>>>
DSCN0916s
*Obiad po prowokacji*
Koledzy po piórze
pióra po kolegach
prowokator po obiedzie
obiad po prowokacji
kościółek zmienił się w wartownię
przy strategicznym moście
brzoza syberyjska
wlazła do doniczki w holu
inna brzoza komitetuje plenarnie
przy autostradzie
autostrady runęły w zboża
jak kombajny?
szelest piór grzędnych kur
wywołany paniką
na widok skradającego się krwiożerczego zająca
odrzutowce lecą co noc na wschód
detonacje ponaddźwiękowe odbijają się
od jasnego księżyca i powierzchni morza
ten dzwon wybrzmiewa jedyną prawdę –
prochy Oświęcimia to nasze prochy
zagazujemy jeszcze przydrożne warzywa
ale już niedługo zaprzestaniemy i tego
bory Sobiboru to obce miejsca
na naszą borowinę
by nic już nie napisano
pióra zjedliśmy ale gęsi pozostały
i ostrzegają
dziś nawet poeci
nie byliby w stanie jędrnym piskiem na murach
ostrzec Rosjan
więc tylko strzygą uszami
w kolegach upatruję kolegium
w liceum upatruję gimnazjum
u Platona szukam wczesnego Chrystusa
by opisywać z satysfakcją gagi myśli
słowa stają na taborecie
i zaglądają do szkieletnych szybów
w kopalniach Uralu
tylu wieszczów wszczęło idyllę
tylu też wieśniaków zbłądziło
i spod strzech trafiło do katowni
przecież i Sokorski walczył w gazetach
teraz jeździ bryczką
i Burakowski walczył w ministerstwach
teraz pije za swoje
ja chodziłem do kościółka
a teraz go opisuję
wydrapując gwoździem litery-słowa-strzały
na białych ścianach urzędu
oni skupują łazienki
ja je wyprzedaję
niemal rozdaję
za bezcen
wszystkim po piórze
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Jak z welwetu
Jak z welwetu jest moja mózgowa tkanka
dziś, gdy mam serce rozdarte rozstaniem
chciałbym dotykać swojego mózgu
bez przerwy tej nocy
krew wypływa ze mnie w mrok
głos z radia tonie w mojej pienistej krwi
nocna lampka przesłonięta skrzydełkiem komara
przez otwarte okno wpadają kosmiczne echa
z pobliskiej knajpy
zmieniające się w piosenki folkowe
za każdym razem, gdy
przejeżdża w oddali pociąg
pociąg bez ciebie
chrząszcz w bamboszach przechadza się w zwojach welwetu
jak w maleńkim muzeum
kazimierzowskiej próżności
bezdomni odkąd złączyliśmy się
złączeni ze sobą odkąd porzuciliśmy domy
jesteśmy ziemskim materiałem przyszłej kosmicznej epoki
nad własną ciemnością rozjaśnieni
płynę, gdy oddalasz się na jakiś czas
chciałbym dobić do brzegu swego mózgu
by odnaleźć dzieciństwo z welwetu
gdy jeszcze nie znaliśmy siebie
i nie tęskniliśmy
jak dziś
chwytający przestrzeń w usta
niemogący wchłonąć w podzielne serce
cykania w głowie
nocnych świerszczy rozstania
>>>
Obraz (39)as
*Na Wawel*
Który dzień nam dziś nastał
na Wawel na Wawel
na Wawel bacowie na Wawel juhasi
na owcy na owcy
który dzień będzie sądny
więc bieżmy posłusznie
do Krakowa
tam ogłosimy narodzenie nowego dnia
dzień nam dziś nastał
posłuszni gdańskim syrenom
płyńmy rzekami i kanałami do Wisły
zaprzęgajmy sumy i sieje
i do źródeł
Zygmunt jest dobry tylko, gdy dzwoni
nie, gdy przynosi potop
czerwony wtedy jest godny
tylko kolumny kultury nauki
na Wawel na Wawel
na Wawel kaprzy na Wawel flisacy
na tratwach na krypach
dzień jasny na latawcu płynie po niebie
ze słońcem
już widać go z lubelskiego zamku
wyturczony indyk
słowianofilski kosmita
karp po żydowsku
nalewajka po prusku
pas augustowski
dziennik francuski
nocnik angielski
włoska sałata
austriackie trąby
ssasiała warszawianka
trojański kundel
świadek Hitlera
amerykańska mamona
Baal Wschodu
to wszystko dziś na stos na stos
idź światło do światła
my od dziś kochamy się
w ostatecznych sądach
dziennik anioła w Pieskowej Skale
odnaleziony
>>>
 
W programie złapał nić dyndania
studnia dziadka ma kiery
dziadk i babki w bukiecie
osa na dzikiej czereśni
zatoka ten zen
zegar waha się
ty walisz na rowerze
sercem z góry
a i tak
bałwan omija cię
ostrożnie
soplem wydłuża
piki
 
Zachłanny
szukalski
beznamysłu
trąbisz o cnocie
z pokrzywą dzieci
z puszką ze świecą
książka wytoczona
przeciw namysłom
>>>
W  tej okolicy pusto od snów
W  tej okolicy pusto od snów
jego kapcie w tej pustce
wydają się samochodami
jakże to tak powiedziała mysz
nić pajęcza odzyskała pająka
myk do kłębka
w pustce okno rozbłysło
za nim biedne planety
na kaktusie usiadł mały grzyb
spłynął z atlasu
wieże czołgów niebieskich
rozmiękły
gdy wyszedł Tłustoj
zapragnął idei
potwór
z Jeny
>>>
???????
W obecności własnego krzyża
senny patrzę na dziewczynę
jej pająk przełazi przeze mnie
włazi na ścianę
podąża nas skróty
wkręca się w mój bluszcz
zmierzch w abażurze mojej lampy
patrzę na nią widzę rosyjską miłość
jako zauralską senność
w obecności własnego krzyża
żartuję z życia w pajęczynie
doprowadzam do jego zaciemnienia
zmienić się chciałbym sam w chrząszcza
jak za czasów innego imperium
rozmyślam o cmentarzach katolickich 
nie spodziewając się w grocie dojenia kóz
na pośmiertnych pastwiskach
jakże cierpki jest język w ustach
które nie znają zaspokojenia
kulawe spojrzenie początku w galaktykę życia
tak samo jak ostateczne opadnięcie
w bandaże pajęczyn
w wodzie delikatnych ramion 
wolałbym spłynąć
poprzez huczący wodospad
nie gubiąc krzyża
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Tak zawsze jest, gdy coś wysiądzie
na trawce zielonej budowałem dom
ze szkła, stali i wełny
przyleciał ptak z brodą jak u kozy
i usiadł mi na dźwigu
dźwig się wówczas zepsuł
chyba doszło do jakiegoś zwarcia
zamknął się prawdopodobnie obwód
szyderstwa techniki z mioceńskiej przyrody
eremita z brodą jak u kozy
budował sobie ziemiankę drążąc ziemię lisami
nadleciał bombowiec z dziobem jak iglica w Montrealu
i zwiał świeżą ziemię na błękit
eremita zakrztusił się i po chwili już nie żył
doszło do przeniknięcia myśli
przez duszę
myśli szyderczych
>>>
DSCN0769s
*  Na pokusę niedźwiedzia  *
Nie przejdą zimorodki utwardzone żelazem
muzyką syren hartowane.
nad kotłem z Wojaczkiem
nachylam się w Chicago
w smole dostrzegam odbicie
strasznego ptaka przeszłości
dziesięcinę z wierszy
załatwiłem Rejowi w dolarach
Kraków opuściły księżycowe tramwaje
rozmyślam o ich braku w Sukiennicach
rozmyślam o Arabach w pustych dziedzińcach Alhambry.
rozmyślam o Wandalach
wychodzących z Niepołomic do Andaluzji
mój sen w fotelu w samolocie w cyklonie
kruszynki w komorach śmierci
nadejdzie dzień pojednania
i motyla z czołgiem
i mędrka z ubowcem
lecz teraz jeszcze sypniemy kośćmi zieleni
na nasze dziurawe drogi
grzejemy silniki, które grają symfonie
smrodzą poezją przed świtem
na pokusę ogromnego zimnego
niedźwiedzia ze słomy ojczyźnianej
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Dadźbog w jeziorze Śniardwy
naści gitarę Ścierańskiego
i świąteczne piskorze na stoły
lecz strzeżcie na granicy młodych
własne więcierze
gdzie czeremcha dojrzewa
tam Ukraińcy litwinieją
i na odwrót
gdzie mak rośnie w lasach
tam Polska właśnie
za niebyłe uznane zgryzoty Jaćwieży
i oddechy druidyczne
celtycko-wyborczo-scytowskie
w świętych gajach
kolczugi pod bramami Czerwieni
gdzie Czerwień? w tych bagnach?
Gać za nim
ludzkie oczy w owocach kłokoczki
sine wichry naprzeciw Lędzian
od wschodu i południa
w dziecinny krajobraz Dorów i Wolsków
torpeda słowiańska uderza
w pomarańczowy książęcy dwór
winny EWG bezwonny RWPG
Lech wyrus za trzech
Ruryk, Cham, Jafet i Habsburg
nie zasilą mu faji z dzięcieliną
gliniane skorupki po garnkach
z ciecierzycą się nie odnajdą
dżdżownice zutylizowały historię
i modę
strzeliste nieba w kołysce słońca
jeść teraz
Dadźbog
teraz jeść
ślozy w Wiśle
pod dnem której
święte dęby sczernieją
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
*Żołnierz miłości *
Po latach, które okradały zmory
nadeszły żeglarskie sentymentalne tęsknoty
za lądem
mewy jak wizje
niedopowiedziane spojrzenia
polskie morze i polskie jeziora
schłodziły duszę
więzienia i koszary
schwyciły w sieć ptaki
aż nadszedł Achilles
powstały z wulkanu
serc
przebrnął przez łan zboża
jak płonący wschód
żołnierz pramiłości
poświęcony epokom chrześcijaństwa
przypłynął na barce
>>>
Wisła wpływa w przełom
Na wieki wieków sto lat
w stole trzy nogi
na nim trzy puchary
Wisła wpływa w przełom
Trzech Koron
ja i
moje kochanie
mój anioł przełamuje nocny deszcz
i wpada w moje doliny
Kolchidy
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* W nicości *
Moja czarna kostka płynie w ciemności
na fali odpływu znika we wnętrzu
w środku, za horyzontem
pojawiła się niedawno
trzydzieści lat temu
wyłoniła się na brzegu
teraz tuż przed północą zniknęła na zawsze
jak lunatyk czekam w świetlistym kręgu
uformowanym odwzorowaniem kostki
oddzielony od niej jak od siebie samego
czekam nie widząc czasu
nie czując ciała
bez haseł w torbie wędrowca
z transparentem dążeń nad głową
ile dźwięków przeskoczy nad oceanem
w chwili wybuchu mgły świadomości
jestem bez czerni, która zniknęła
z bielą, która rozszczepiła się
na twojej odłożonej podróży
identycznej z moją samotnością
kształtem moim obecnym w nicości
>>>
DSCN1063s 
* Targnąłem się na kotwicę *          
Potężne serce neutronowe jak obłok
w nowym programie odnalazłem czarne wrony
mimo że szwedzkie takie sympatyczne
jadły mi z ręki jak foki
kiedyś była noc
sen za dnia bił mnie pięściami
jak obłok wiedza tajemna
klocek spadł z drzewa
pniak spadł z morza
wpadł do Żarnowca
z dziuplą, z dzięciołem, z jajem
kruk na giełdzie w kurniku
pałac w Puławach
Kościuszko, nie to wino
a tak!, Izabella pracowała
w zakładach optycznych w Warszawie
za odłożone do dziurki pieniądze
kupiła sobie pamięć
och książę!
Józefie Wisarionowiczu Poniatowski
i ty Wrono odlećcie z sumienia
kaktus Teksasu przyjechał z ZZTop
samochodem kultowym na Rynek w Kazimierzu
i w skoczył z rozkoszą do studni
z drewnianym gadżetem rewolucji
zdroje uliczne w uliczkach Kazimierza
śmieją się z Wisły
gdyż są pułaskie jak prawdziwa woda
w Waszyngtonie
szwedzka rodzina wchodzi o północy
na polską basztę
koronczarka tanio sprzedaje syna
Mehoffer sprzedaje osiemnastowieczny kościółek
motyla biorę ja, ale już z Muzeum w Warszawie
ja Justyn Konstantynopolitański
przez Bosfor, Bałkany i Karpaty
dotarłem nad Jezioro Wigry
wsiadłem do dezety
z ująłem ster
targnąłem kotwicę
targnąłem się na serce
>>>
????????????????????????????? 
** Sen zniknął w czaszkach profesorów **
Sen zniknął w czaszkach profesorów
szlak, tramwaj, rotunda
karakan radioaktywny barbakan
koczkodanodajny hotel robotniczy
przy końcu Alei Lenina
młodzi Polacy z ujotu opanowali ministerstwa
Rakowski dał im szansę
zacementował ich by nie promieniowali
z Łagiewnik na Wieczystą
konie reklamowe francuskie nagie
pytają w Sukiennicach –
czy konie mogą być nagie?
Wyrwij mnie sąsiadko z uroczyska
umyj mi plecy w to popołudnie
spłukaj mnie wodą z Bosforu
zrób mi kolorowy slajd w wc
zamknij drzwi
wyjdź na krakowski Rynek
wyjedź z miasta z docentami
>>>
????????????????????????????? 
* Ser i kości dziadka **
Ser dzisiaj droższy w samie niż dzieła Picabii
Dymna uniosła na piersi Wawel
ja z Kaziem utrzymałem na koniu Kościuszki
czternaście kufli żywca
Błonia się zarumieniły z gniewu
gdy sekretarskie boksery je oszczały
Kiełbasa dziś droższa niż dzieła Ernsta
włóczęga do brzegu Bajkału podchodzi i wyje
zawsze było to normalne
ja zbieram kości dziadka
i na bułance wracam przez Baszkirię
potem ściana wschodnia
potem ściana wschodnia
potem i krwią przemierzam
i to, a jak!
średniorocznie
trzy ślimaki tu na kilometr
w okresie zaborów nie było nawet
czterech telewizorów z dziennikami na głowę
były tylko trzy litry gorzałki na rabanta
i tak Szela dopadł Olszewskiego
który z wrażenia skroplił śnieg w Kolegium Olszewskiego
gwiazda Dawida przyświecała
żyjącym w dorzeczach ciemnych rzek podgórskich
a – bij Żyda – pojawia się dzisiaj na murach po deszczu
w katedrze jaskółka a w garnku pustułka
noc i las i grule na przednówkach
tak dziko urzędach nocą
sprzątaczka siedzi w fotelu ministra i pali cygaro
białe gipsowe konie cwałują po dywanie
cyrk w Komitecie ćwiczy salta
Lenin przemawia z szafy
popielniczka stygnie
w Karkonoszach na Śnieżce Baudelaire czyta turystom „Kwiaty zła”
rzuca pieniążek za siebie
przywołuje osiołka
osiołek powraca, ale już przez Pireneje do Lourdes
bez Robespierrea
>>>
?????????? 
Śledź to śledź
to kaczan śledziowy
skacze na rogu ulicy nocą
dyliżans kultury a w środku pagórek
kryjący skarby Etrusków
konny pojazd ze śledziem na koźle
przemierza pustynię miasta Galów
księżycu zaryb się sam
dzyń irlandzka rybo dzyń gocka
idą nocą przez most w tynieckim Awinionie
rzeka zmalała od czasów dzieciństwa
teraz jest jak strumyczek
porohy odeszły na wschód
księżyc to miłosna protuberancja
dachy błyszczące pełnią blachy
rude kochanki na dachach
z warkoczykami, piegami
zbyt młode a jednak
przeciągają się leniwie
zajeżdżają powozy przed Chorwatów chaty
bez prądu, gazu, wc, podłóg, wody bieżącej
i przyzywania węży
wysiada z niego tracki  flaszecznik z Dzwonu
przywożący wieści o zaginionych we dworze pedałach
i umierających nad jajecznicą na boczku
okute spojrzenie, w łuskach samochód
rekordowy przejazd przez rzekę winy
jak ruska amfibia przemknął
kołami nie dotykając dna
nad sferą ryb maniakalnych
cicho sza! księżyc
ssie śledź duszę Jana
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
Zrujnowali Wieleci Niemców
po tysiącu lat – tego roku
dzieci libańskie poszły na wojnę, ojej!
jeszcze prawo niemiecko-rzymskie
w gontynach komunistów
a szkoły nie dorosły do naszych wyjazdów
nawet tych na Syberię
Szwedzi zrujnowali zdrowie Chodkiewicza
ledwo troszkę
Żółkiewski zzieleniał na Placu Czerwonym
makatka z sercem zawisła na murach
i jabłko jak symbol seksu
syrenka jak symbol złych pożądliwości
miasta, lecz nie narodu
chciwości, łakomstwa i rozpusty
pójdź Polsko w karpackie lasy razem ze mną
razem z moimi czarownicami na ofiarę
tam głodni i biedni uściśniemy się
i pomyślimy o wolnym świecie
niech kodeks Sasów spalą Redarowie
jak kocham Wolinian po latach
tak ciebie najdroższa teraz
konie, łodzie, wozy, pociągi i samoloty
to nasza specjalność
pola i częstokoły na cyplach
na pniu pod świerkiem
opowiem ci jak to będzie za dziesięć lat
Papież zrujnuje inne religie
Solidarność wyzwoli dobrą wolność
nowe statuty owiniemy w stuły
a ciebie w muśliny i purpury
>>>
DSCN3079a 
* Może przeżyjemy *
W jesienny błękit
sterczą dachy
domów naszych wytęsknionych
z rozpaczy i dolarów
kuszą brzozy białe nagie ramiona
topielicy wyłowionej z Wisły
czyżbym był chirurgiem społecznym plastycznym
gdy jeszcze Jaruzelski
jest punktem odniesienia
topiących
dla budowniczych domów za dolary
jeszcze więzienie jest punktem odniesienia
nie tylko dla wyznawców Jehowy
jak również tych
którym jakiś bóg każe składać ofiary z dzieci i akowców
domy jak góry nad Wisłą
świecące blachą jak kościoły
wytęsknione za oceanem
tak wiele reżim chciał zrobić dla narodu
a teraz naród ma go gdzieś
tyle dobrego chciał zrobić Jaruzelski
dla lat bezmięsnych osiemdziesiątych
a tu masz niewdzięczność połyskuje bielą
w jesiennym błękicie
jak niedopuszczalny wybryk
nie pierwsi i nie ostatni to ekstremiści
myślę
może przeżyjemy ten brak suwerenności
polski domów
i krwawe ofiary
składane Molochowi Jaruzelskiemu
ze wschodu
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA                 
* Dwóch  chłopców *
Dwóch chłopców w jednym domu
który dzielniejszy
z tym trzecim jakoś sobie poradziłem
ale z tobą
przecież jeszcze cię nie znam
pomieścić ciebie i Chrystusa w jednej myśli
czy podobna
a tu atakuje Slayer i Kohl
pod niebiosa wynosi się matki
pod chmury ojczyznę
dla działaczy piaskownica
nawet z działami nie straszna
gdy Ona czuwa
siadaj na barana Messiaena
ja siądę na kucyka Faulknera
lepsze to niż braterska Jamaha
mężczyzny roku
Mister World zakłamania
tyle przed tobą bram
które dla mnie są mgłą
czy sięgniesz po koronę
która dla mnie jest klamką
czy zdepczesz Malbork Czerwony
jako obywatel świata, obywatel wiary
czy popatrzysz na mnie jak chłopiec
zanim odejdziesz za nimi
widząc mnie w środku lata
z futrzaną czapką na głowie
w szalejach w przydrożnym rowie
czy uśmiechniesz się i powiesz
a niech ich wszystkich!
i wskoczysz tam za mną
nietoperze nad twoja głową
zmienią się w złote bumerangi
a w końcu odlecą jak komety
to mogę ci obiecać
zostań więc ze mną w pokrzywach życia
nie pożałujesz
zagramy na skrzypach
zagramy na gazetach
dobrych nowin
 >>>
 
Komentarze
  1. Hiding behind God told me— doesn’t cut it any more. People have caught on to that tactic and don’t like it when anyone hides behind those words.Shining the light on just one person “Trump” clearly Max— you ended up shining a bigger light on yourself in my opinion. In your own words, “I really look up to Mike Huckabee. I look up to Ted Cruz. I’ve never met Marco Rubio but he seems like a phenomenal guy. I’ve had a luncheon with Ben Carson.”Maybe you haven’t heard what Rubio said about Trump after you called him a phenomenal guy— or the dirty tricks of Cruz, wouldn’t you say that was is not very decent? How can anyone say a person is phenomenal when they don’t know a them? I’m scratching my head here on that one.I’ve been thinking about this for the last several days— you say you don’t like conflict, I think YOU started the conflict when you only pointed out the flaws in just one person— again only my opinion. I still don’t understand your reasoning, it seems the decent thing would have been to write about them all— the democrats and republicans— again only my opinion— not a thus saith the Lord.Again, I agree we need to hold our candidates accountable but that also goes for authors too— that would only be the decent thing to do in my opinion.Wow, reading back over this— I sound pretty opinionated and have come to the conclusion you were just sharing your opinion too Max— that I can accep, because everyone is entitled to their opinion— in my opinion. Hope you get my point. 🙂

  2. Merging this with healthier eating plus increased exercise haspaid off up to now.Feel free to visit my homepage … Garcinia Cambogia: Safe for Weight Loss? – WebMD

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s