Archiwum dla 01/06/2014

1986-1989

Posted: 01/06/2014 in Wiersze

1986

 OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Infantka *
Gołąbka
chimera
moja hiszpańska infantka
pojawiła się tutaj nagle
w grdyce aż czuję przerażenie
tu następuje detekcja podziwu,
gdy w makówkach jak dynie
odnajduję jej wizerunek
sen go odnajduje wcześniej
i sprawia, że:
muszę opuścić kino przed zakończeniem seansu
muszę wyjść z pracy przed piętnastą
muszę przestać grać zanim zdobędę sławę
muszę zakończyć wiersz zanim muza
się w nią zmieni
muszę skierować się ku wyjściu z kościoła
zanim krzyknę w ciszy na cały głos
usiadła na moim ramieniu
ona mały cichy ptaszek jeszcze z oczami dziecka,
którego piórka rozchylają się na wietrze
daje się unosić w moje kąty ucieczek
chce się przed wieczorem skryć w moim domu
chociaż jest dopiero południe,
by zejść z drogi kłamstw i zdrad
moja hiszpańska infantka każe mi siebie oglądać
w koronkowych majtkach wystających spod sukni
i z wielkim dekoltem jak dama
czyhałem sam w wieczornym zaułku miasta
pod mrocznymi murami obronnymi
znajdowałem zgubę własnego ataku
całowałem ten mrok parą wydobytą z ust
mrok pochłaniający sąsiadki
mogłem zatracić się w walce o pokój
z mordercami dobrej woli,
ale zostałem z moją infantką,
by przekonać się jak dorasta
jako gołąbka pokoju
>>> 
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
Bablion, Babilon, synkopowy Babilon
mroczny jak trzynastka
jest moim obiadem dziś w pałacu Nimroda
we dworze Hammurabich
pod kandelabrami przypadku Słowian
wobec stiuków chwil Polan
i Cham z Podola z harmonią na ty
jak i pasterka 
z diademem na rozstajach dróg marmurowych
tak biały niedźwiedź zaglądnął kiedyś
do mojego pokoju przez okno
samochód chciał mnie przejechać dziś na szosie
mnie autora hymnu nowego świata
przechowywanego w szufladzie głowy
przechadzając się korytarzem domu partii 
nuciłem juz wtedy ten hymn pod nosem
policzyłem do ośmiu
i zasnąłem na czerwonym dywanie
by płynąć przez wzburzone morze Sodomy
pokochałem tratwę ratunkową
i każdą z par moich myśli
teraz różdżka Biblii przegina się
w kierunku źródła wulkanu
ukrytego głęboko w legendzie
strach paraliżuje mój umysł
przed własnym doskonałym aniołem
ciągle obecnym przy mnie przedakadyjskim
i nie mogę w końcu
i nie potrafię w końcu
krzyczeć
mówię więc:
zamiast port lotniczy – poczekalnia
zamiast cięcie – kantowanie
zamiast dyscyplina – a niech to diabli
teraz mogę zaledwie szepnąć
wyśniłem srebrny róg, lecz nie wiem
co on symbolizuje?
myśli dynamizują te wizje
jakimi są dzikie życia wokół mnie
dzieckiem odbierane
sercem pokonane
progi cywilizacji
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
* Przyjemna woń *
Jeśli marzysz to wejdź w dym
nie przechodząc przez ogień
razem ze swoim koniem
scytyjskim, tatarskim, indiańskim
zamknij usta, czekaj, płacz
tobie jest potrzebne widzieć
skalę dwudziestego pierwszego wieku
i cynizm uprzedni
pędząc samą osiodłaną lokomotywą przez tajgę
wszystko jedno czy zesłaniec czy pionier
firanki zasuń
odłóż okulary
skup się
zamknij w sobie
ja będę obserwowal ciebie
ja będę wierzył w ciebie
nie przeprowadzaj nigdy
dzieci i koni przez ogień
wejdź jednak w dym
ze spalanych imperiów
przyjemną woń pieniędzy
pieniędzy na złoty
Dom Pański
marzenia są kadzidłem
uświęceniem życia
>>>
 DSCN5521
* W pieluchach z aluminiowej folii *
Jak kiść winogron zmarznięta na winnym krzewie
w luty poranek
kołysząca się, powiewająca
zapomniana flaga
pośród skłębionych żelbetowych zbrojeń
zamarznięty lis w leśnej jamie
zasypanej śniegiem
plujący krwią lodową
na ścieżkę pijany gruźlik
takie to moje porównanie duszy do życia
chciałem być dzieckiem północy
lecz już mam dość
przemarzłem i jestem zły
ze ść szcz
siarczyście świszcze zamieć
dziś moje porównanie jest w moich zębach
a ja skulony poirytowany
w pieluchach z aluminiowej folii
brak wokół puszcz,
które by mnie skryły
i ciszy, która zabrałaby moje ciało
w ponadświszczący akwarystyczny lęk dziecka
struny stalowe przeciągnięte nad wzgórzami
napięte na pudle doliny
czekają jak gitara z milionami watów
na moje ostatnie szarpnięcie
najsmutniejsze szarpnięcie
wiatr kołysze kiścią winogron
szkolnych niewiarygodnych kulek
tak tłucze i chrzęści wewnątrz mojej głowy
nie mogę unieść ręki
nie chcę być dzieckiem zasypiającym na zimę
chcę panować nad światem
przeszkadza mi w tym miłość
zbytnie zakochanie zbytnie wyśmianie
i wiatr
rzeką atramentu jest moje serce
wyobrażenie wiosny to mój lęk
zew wzgórze kobieta ptaki
żelazne kraty bram żelaznego nieba
symbole wschodu ołów cyfry
bałwan w cylindrze
modlitwa wyjścia
krzew winny
zasypany śniegiem
człowiek winny
zapomniany owoc
dziecka
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
 * Echo *
W kręgu pulsujących miłych zdarzeń
zamykam w sercu ciepło z opuszków palców
szukam krwi w myśli i w powietrzu
wokół powiewają słowa
pustynny wiatr szuka dźwięków we mnie
czeka kołyska
i zbliżający się wielki kot na niebie
szukający mleka
atmosfera więzienia
echo w nim to echo ziemi
jądro potrzeby czekania
osłupiałem od ciepełka jak Szymon
wsłuchuję się z wysoka
w gaworzenie dobiegające z kołyski
gr! grd! grdyką!
>>>
DSCN0046a
Jasność cudzoziemska to dopiero jasność
wykałaczką stwierdzam ból
penetrując oko rodaka
naście może lat temu w kwiatach znalazłem sen
w brrr mieszkałem
tam wymarzyłem ach
och streściło się
jak to na wschodzie
taka przemowa przy świątecznym stole w 86 roku
jest usprawiedliwiona cudzoziemską jasnością
oczekiwanym wyjściem niedźwiedzia
Groźny umarł dawno dawno temu
uwierz mi to prawda
za siedmioma górami
za ośmioma rzekami
za jednym stepem stepów
tacy jak on marzyli o szklance potu
z końskiego karku niżej Temudżyna
to ich natchnęło
tak jak dziś wódka
staram się natchnąć rodaka
siedzącego po przeciwnej stronie stołu
drażniąc dno jego oka
głaszcząc siatkówkę ostrą wykałaczką
użytą wcześniej przez Turka z Turkmenii
po jakimś burłaczym obiedzie
otrzymaliśmy także pozdrowienia bawełniane
z jurty w Kazachstanie
dla wyjców stepowych
sennych odludków
wyzwoleńców ścinanych podstępnie
i ślepowronów
>>>
DSCN8291a 
Kto jest potężny w swym głosie do ludzi
kto jest potężny w swej skrytości
słyszę głos miłości
czuję się zakochany
och! gdybym wiedział w kim
słyszę jak wschodzi słońce
słyszę krew słońca rozlewającą się
za kołem podbiegunowym
poprzez znak wierzysz
poprzez znak żyjesz
ta siła duchowa w piersi skoncentrowana
ten radosny pożar
płomień wszechnieba
rozkosz samoniewiedzy
koncentrat bólu myśli
któż ciebie dotknie teraz
delfin
staruszka
gitara
lokomotywa
hieroglif zmieniający się powoli w literę
>>>
 OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Przepiórka *
Przebiegałem nadbrzeżne ścieżki
patrząc w wodę
widząc w niej zawsze odbicie wieży Eiffla
a jednak cieszyłem się z tego, że jestem Polakiem
jak fatamorgana jawił mi się w oddali
wizerunek postaci obecnego Papieża
szyłem na maszynie sztandar
obszywałem go frędzlami odpornymi na krew
osuszałem bagna, karczowałem tajgę
przyjmowałem nawet razy knuta
w swojej wierze w swojej wiedzy
zrywałem dzikie czereśnie prosto z drzewa
siedząc na starej zmurszałej gałęzi
z góry jak z wieży Eiffla zobaczyłem
jak Pan Bóg zmieniony w przepiórkę
ucieka w zboże coraz dalej i dalej
zapadając się w łan
z ludowym zakrzykiem
a ja chociaż nie mogę go dostrzec
to mam pewność miejsca
w którym ukrył się
jak prawda w mitach
Lędzian i Polan
>>> 
OLYMPUS DIGITAL CAMERA               
* Ziemia obiecana *
Z ofiarnych palenisk w Salem
wyszedłem
krok w krok jak
Ja Ja Ja Ja jestem
naczytałem się o otwieranych bramach
stojąc w drzwiach w negliżu
krzyczałem przez sen
czarna chmuro zgiń przepadnij
wskakiwałem na konia jak Czerwona Chmura
i odjeżdżałem na wojnę z obcymi
a potem w chmury jak Mahomet
trzymając kamień w ręku jak Mojżesz
a potem procę jak Dawid
na plecach mając powrozem przytroczoną
białą lilię Gabriela
schowałem się w żywopłocie
nie rozstrzelany przez Niemców
a potem Indian z drugiej klasy
letnią porą zbierałem
zapach czarnego bzu i jaśminu
gdy miałem go już pełne nozdrza
zaczynałem się podglądać ludzi przy pracy
a potem przemarsze i manifestacje
wydobywałem się z ich kolonii karnej
razem ze śliną, krwią i łzami
samotność i tęsknotę
umiejscowiłem na zdjęciu klasowym
ubierany w zbyt obcisłe ubranka
wierzchnie pierwszomajowe
spodnie kościelne
łkające serce w tłumie
kłułem przekorą, a jakże
tam gdzie pamięci nie było
nic a nic bolało najbardziej
moja góra w Salem
uwiła mi w oczach gniazdo
i tam zniosła jajo
bóle dawały znać
o przemieszczaniu się we mnie
Ziemi Obiecanej
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
W morderczych krzakach zabijakach
czekała nas fajka pokoju
Dzierżykraj, Słupia, wędrowny bocian i ja
gotowi wyruszyć do miasta pokoju
gdy w kręgu zdarzeń miernota
na placach głuchota
ja sapię, karmię i plwam
ale słyszę przynajmniej
w karczmie zastawiam
płacz dziecka i ryczenie krów
główne danie ryk plenarny
zawijać pierogi już czas
czapkę nałożyć i w drogę
a góry! o góry! o góry wysokie!
na horyzoncie
gdzie tabor aniołów
pierze król strusi pieśń w oceanie
wchodzę na statek
płynę na Atlantyk po Platona
sól i wolność bezkresu
potem poprawiam chiński mur
i wracam do domu po bagaż
po klasykę wsi i przedmieść, gdzie
zaśpiewa mi jabłonka
zaśpiewa mi jabłecznik
zaśpiewa mi stara polna droga
zaśpiewa mi zdemolowany stadion
przydrożny kurhan i pętla tramwajowa
wchodzę w obraz żniwa z bronowickim chochołem
w śpiew jak bocian z ptasią władzą
bocian, który ze stodoły zszedł
trzymając w ludzkich rękach procę jak tęcza
bocian, co zmienił się w ibisa i cisnął kamień
zachód słońca nad wisielcem
złodziejem dzieciństwa deptakiem
bramo niespełniona wieżo Babilonu
barbakanie tajemnicy moście celnika
mój pokój nie tu
na szczycie zigguratu w Ur
lecz w mieście niebieskim
to do niego wracam ze śpiewem
przechodzę razem z wielbłądem
przez ucho igielne jak w Sandomierzu
czując na sobie wzrok bogatego proroka
proroka w swoim kraju po dziadku
kiedyś nadejdzie czas, że przez ucho igielne
będą przechodzić prorocy razem z wielbłądami
i to my będziemy na nich patrzeć
odgruzowując Złotą Bramę
kaktus to poduszka do igieł
kwintesencja igiełki
jednocześnie wiadro pełne wody
krew to ciepłe wilgotne źródło samobójstwa
samobójcze myśli maja
wpływają na trwanie mostów grudniowych
mostów nad Doliną Gehenny
a Sąd Ostateczny czeka
za murem
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
W krainie cieni
mur
w krainę cieni
księżyc
pieśń się rozlega w krzakach
od Eufratu po Nil
od stepów Mongolii po Dzikie Pola Ukrainy
kiszki oplecione wokół drzewa w lesie
oczy wydziobane przez kruki na rynku miasta
wokół stelli
groby
formy
w krainę sznura konopnego
okręt
szubienica
w krainę stalowej belki
wieża
podpora
serce
mózg
klinika
wiele lat żył Metuszelach
Hitler tylko sześć
rzeka płynie po kamieniach
wśród dzikich gór
runęła w urwisko
spada wodospadem
spada
dziś zieleń jest czarna a czerń skażona
pociągi zatrzymują się dziś w Sandomierzu
szkoda, że Tatarzy nie zatrzymali się tu kiedyś
pod dnem Atlantyku jest miejsce na mój dom
okrągły, betonowy batyskaf, miasto
jak balon wtopione w podmorską skałę
nie dotarł tam jeszcze człowiek ze swym Babilonem
samochód porusza się w moim nosie
wypada z dziurki jak z tunelu
autobus z wycieczką zatrzymał się na powiece
jemioła zieleni się na rajskiej gałęzi
małpka stuka się palcem w czoło i szczerzy zęby
potem pokazuje na płonący miecz Archanioła
już w mózg wkładają mi talent dla Charona
denar dla Piłata i rubla dla Lenina
złotówkę na walczący z Francją i Ameryką Wietnam
perłę na odbudowę Krakowa
po ostatniej pacyfikacji zomo
mury muszą być nowe
cień będzie ten sam
krew na Rynku inna
a plamy na płytach te same
>>>
ZS Betlejem 22b 
Czy zliczysz pary osiołku
teraz czy zliczysz je
gdy zszedłeś już z tej góry
z dwoma koszami po bokach
a w nich dwie natury
miny
skazy na nastrojach
jamy w ciszy głowy
pulsują echa
grają przepaście pod nogami
dzwony wzywają z ziemi
czy musisz nawet ty żywopłocie
wyrywać swoje korzenie
i przenosić się w inne miejsce za granicę
czy stworzyć chcesz suchy stos
mrówka
traktor w polu
skowronek i tryl
gdzie ucieka tchórz
gdzie ucieka słońce
niewiarygodny tętent
niewidzialny
niesłyszalny
niepoznawalny
tętent snów
podwójnych jak kopyta i uszy
osiołek z koszami życia i prawdy
ucieka już do dzikiej oślicy
po kamienistej drodze
żertwy
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA             
* Burzenie *
Synteza kroczy ulicą a ty jej nie dostrzegasz
czy nigdy nie będziesz jej widział
wyburzają stare domy i powstają
ogromne jamy grzebalne
przerażające swym wyglądem po zmierzchu
niewyburzone domy straszą cieniami w bramach
chwiejącymi się murami
skrzywionymi okiennicami i drzwiami
schodami pijanymi nawet w południe
moje pokolenie widzi skutki budownictwa wojny
efekt urabianej przez ohydę materii
dającej światło na upadek człowieka
patrząc przez szybę napycham swój łakomy brzuch
który puchnie jak ulica
śledzie czołgają się po ulicach w gęstej białawej mazi
ludzie jak ryby pośród ropiejących elewacji walących się domów
mały chłopiec podbiega do jednej ze ścian
i jednym pchnięciem ją obala
przewraca się rudera stojąca przy rynku
potem obala dom za domem
oczyszcza miasto z przeszłości
w Krakowie
w Warszawie
w Gdańsku
we Wrocławiu
w Lublinie
dzieci są jak dzieci
moje pokolenie takie łakome
na tyle męskie by nie dostrzegać syntezy rodzenia
starca z kapeluszem
w jednej ze śmierdzących bram
>>>
DSCN3210d 
* Kto wypije ciemną miłość *
Pomóż odejść komecie
nawróć się ojcze
kwitnący znów we mnie
włącz telewizor
nie mów do mnie wciąż – dziękuję
ślimak wypełzł na moją rękę
obudziłem się
w zmrużonych oczach zrodził się obraz
śliski i rogaty lecz nierzeczywisty
komu oddam złoty łańcuszek
oplatający moje biodra
chce mi się płakać
wzruszam się na widok łuny na niebie
wypijam miłość ciemną w tobie
lub jasną, gdy tygrys jest poza ogrodzeniem
pogrzeb w górze
trumna na linie
jakiś program płynie z Warszawy
jakieś obrazy unoszą się ponad wzgórzami
krasnale urosły znów są większe niż ludzie
w stawie siedzi ukryta pod nieruchomą wodą
opozycja wszystkiego
cichutko przejdźmy jego brzegiem
razem z ważką przelećmy nad szuwarami
kto zwycięży
kto siebie zrodzi
kto wypije ciemną miłość w moim stawie
>>>
DSCN3160f
Jej oczy widziałem  w stawie
a w nich eksplozje wulkanów
i warkocz i dres i sandały
migotała tam cała
dopóki nie zbliżyłem się do brzegu
gdy przybliżyłem twarz zatrzymała się w swym kręgu
odwróciła się do mnie
jawiła mi się dantejskim lodem
lecz oczy były oczami żywego anioła
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Zła i dobra wola *
Prowadzony blaskiem polityki
znalazłem się w smudze tęsknoty
w spowiedzi niejedno znalazłem przesłanie
mogę wymruczeć je już dziś
nie prawiąc kazań
płaczę i tak nad samym sobą
czy powinienem nienawidzić ludzi
złej woli
czy winienem światu walkę z nimi
jako rzecze Kadafi
Program wojen gwiezdnych
Dywizje czołgów
Iran
Irak
Jaruzelski
Wałęsa
co jeszcze
kto jeszcze
jakiś tron zamulony
na piaszczystej łasze
na środku Wisły pod Grudziądzem
siedzę na nim i zamartwiam się
trzymając na kolanach cygańskie dziecko
cygańskie tabory ciągną w telewizji
oceniam to
ocena dotyczy tylko telewizji
nie powinienem nienawidzić ludzi
złej woli
nawet w blaskach polityki
tako rzecze cygańskie dziecko
>>>
???????
* W głębię jaskiń *
Już nadszedł czas, aby uciec w mysią dziurę
odmówić pacierz za Ojczyznę
nad polami krążą jamniki błonoskrzydłe
jest tak niebezpiecznie
czekam na północny rytm,
który interferencją zawróci te bombowce
i w mojej norze zapłonie ognisko
z kupki zeschłych liści sumaka a nie z napalmu
czarno i ciemno
wyobrażam sobie niebo nad kurhanami
świadkami koczowania tu ludzi Wielkiego Wschodu
lecą lecą wciąż wojownicy wysłani z głębin pamięci
kiedyś, gdy czas istniał w pamięci
każda myśl dotykała rzeczywistości
rzeczywistość była dotykana przez myśl
dotyk był przez myśl urzeczywistniany
teraz rzeczywistość czeka na nobilitację
przecież ona jest wiecznie trwała a myśl nie
zmienia się przybywa jej puchnie wokół
razem z nocą razem z dniem
moja nora jest nowiem rzeczywistości
muszę przejść przez tę czeluść
zanim porwę się na gwiazdy
zagrożenie wsysa w siebie wizje
dobre i złe stany strachu
kiedyś człowiek w jaskiniach ogryzał kości
żarł mięso wciąż chciał więcej,
i bał się, że mu go zabraknie
tak jak teraz my
boimy się, że zbraknie rzeczywistości
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Pomarańcza *
Twoja racja historyczna utopiona w planach
na wzgórzu budujesz swój dom
przykrywasz kopułą jak sanktuarium
dziecko trzyma plan
gdy wysuniesz język
na jego cień spadnie złota kropla
dzieci w skafandrach przychodzą do łóżka
prosząc o sekundy bajek
dajesz im prawdę
deszcz ze śniegiem łączy ślimaka z rogami
czart ukryty w drewnianej protezie
nad świątynią kołuje srebrzysty saksofon
Dawid unosi procę nad głową
wznosi ręce zakrwawione do nieba
harfa gra na dnie oceanu
przepływa nad nią wieloryb
w winie krystalizuje się historyczna świadomość
grzech narodu toczy się po szynach jak lokomotywa
jest jak najazd dzikiego plemienia
ziemia płonie tam gdzie stąpasz
racja znów wieje jak wiatr
lecą iskry przez chwilę
toniesz w przypadku jak w wodzie
z nocy powstaje poranek
wiesz, że to było somnambuliczne spojrzenie
śpij śpij żabo
coraz krótsza zasłona coraz większy strach
słowa są jak pomarańcze
rzucasz pomarańczę z całych sił
wprost w uśmiechniętą twarz przyjaciela
i wybija mu zęby głupoty
>>>
??????????????????????
Czwórką rozszalałych koni powozi moja dusza
bez munduru żołdak
okruszyna na liściu kruszyny
przed nią rozstaje dróg
przed nią kamienny obelisk z czasów rzymskich
na samym środku drogi
najstarszy plan bitwy – papirus
najstarszy grobowiec – piramida
mumia ptaka, człowieka i psa
ogromna kamienna łapa Sfinksa sięgająca po duszę
przetrwał Hermes Trismegistos
i jego wielka tajemnica jedności
źródło współczesnego zła
czy przetrwa nasza wierzbowo-strumykowa miłość
wchodzę pod wersalkę
by tam jak kot świecić oczami odwiecznego pragnienia
iskry z Wersalu
sucha trawa oczekująca
cudowne spojrzenia
ludzkie próby i sądy
bezpieczny cień
piękna i wyniosła we mnie
tylko ta, która staje przede mną w kinie
lub na jakimś moście w Avignon
po wieczornej mszy zaprasza do tańca
przyczajony w kącie patrzę w ciemność
trzymam lejce pod wersalką
zabandażowany razem z lejcami
trzęsę się cały
zabandażowany razem z maleńką stópką
okruszyny światła
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Tonę  *
Kawałki sera jak chlebowe okruchy
zasychają nad górną wargą
która drży odchylona
z ust płyną gorzkie słowa
nie patrz na mnie kiedy jem
w ogóle nie patrz już na mnie
idę wewnątrz siebie drogą
niknącą za wydmą horyzontu
idę nie słysząc jej słów
patrzę na jej zmęczone oczy
serce moje jeszcze poci się skwierczy
w agonii upalnego dnia
wczesna wiosna więdnie nagle
zmierzch
ziarenka ludzkości kołyszą się
jak kropelki łez na moich rzęsach
szeroko otwieram oczy
czy Bóg pierwszych i ostatnich nanosekund
pojawi się
i czy w mojej łodzi ujmę ster patrzenia
a może utonę w ukochanej twarzy
przy kuchennym stole
jak już nie jeden raz
gdy znikam jej z oczu
okruch sera spada z łoskotem na podłogę
oderwana od szczytu skała
uderza o asflat na na krętej
górskej drodze naszej miłości
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
 
* Państwowy wiatr*
Ulica w mieście winna zostać utajniona
przynajmniej mój jej obraz
moje oczy powinny zostać zamaskowane
osłonięte ołowiem
wszyscy ludzie biegnący ulicą po miłość
powinni zostać zasłonięci
ukryci przed upalnym rządowym wiatrem
który może im ją upaństwowić
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Kadafi i Werbiści
węgiel i sól
moja praca twoja praca
chcę słyszeć coś oprócz
chcę widzieć gdzieś poza
Moskwa i Memphis
a Kraków
przy drodze przy rzece
przy tęsknocie
radio
rzeźba
pot i łzy
idę ku własnemu losowi
pozostawiony boskości bez wyjścia
donoszę uprzejmie
obmawiam uczciwie
kołuję wokół
Mozart i Metallica
a Mazowsze
wchodzę w bazylikę lasów
pośród wieków wygłaszam przemowy dni
do zapachów
do słabości
nie chciałbym popełnić zbrodni
z tęsknoty
>>>
DSCN5844 (3)s
Zło, które karły roznoszą po mieście
owinięte w Trybunę Ludu
czeka, co dzień od rana u twoich drzwi
jak butelka mleka
przyzwyczajasz się już do niego
przełykasz złe wiadomości jak kęsy czarnego chleba
jedynie złorzeczenia wlewają w twoje serce
chłodną słodycz przyszłości
dlatego starasz się kląć od samego świtu
doszedłeś już do tego,
że gdy otwierasz oczy i widzisz wschodzące słońce
rozbrzmiewa modlitwa
i padają słowa przeczytane w gazecie
„spraw Panie bym był dziś dla tego systemu lepszym
klerykalnym niegodziwcem i zdrajcą”
>>>
DSCN3209aa 
* Moja wina  *
Moja wina
generuje potrzebę
ciągłego rozpościerania kopuł nad dolinami
budowania konstrukcji w kształcie planetarium
spod hełmów galaktyk chcę wysławiać
zatopione w stali nierdzewnej
gigantyczne błękitne cyfry
czasu nieminionego
>>>
DSCN0434a 
* Obraz *
Widzę obraz, na którym w szarym tle
jawi się namalowany niebieską farbą napis:
„to już tyle godzin jak ciebie nie ma”
płótno przybite jest olbrzymimi ćwiekami
do płaszczyzny dębowych drzwi
drzwi uchylają się popychane
dźwiękami elektrycznej gitary
atakującymi ciszę ogrodu
tło jest starczo szare
a sam napis bolesny
i raniący jak gitarowy riff
>>>
DSCN0422a              
* Stary kraj  *
Liczyłem, liczyłem miłości
w liczydłach doszukałem się podkładów kolejowych
lecz nie doliczyłem się własnych wielkości
potem podkłady zostały w kraju
a ja odjechałem pociągiem przyjaźni
teraz jestem żaglowcem z postawionymi żaglami
halsującym na redzie wolności
gotowym do remontu
drzewa wyszły ze mną z miast
ptaki jednak pozostały
budują wokół pomosty
pomosty dla śmierci prawdziwych szans
wędrowcy wyzbywają się marzeń
lecz wędrowcy nigdy nie wracają
wiem, że tęsknota to idea huraganu
która i tak nie ugasi gorejącego krzaka
liczydło będzie liczyć dalej
>>>
??????????????????????
* Opluty świat  *
Chciałbym wypić cały zły świat
razem z jego wodami
w tym kuflu piwa
piana przylega do warg i skóry na twarzy
jak żęglarzowi opływającemu graniczny Horn
słońce dwóch światów pali we wnętrznościach jak złość
chciałbym powiesić zły świat jak płaszcz
na szubienicy pioruna wbitego w skały
i płakać łzami żałości wobec oceanów
źle maskowanego strachu
widzę trumnę spychaną przez strumień wody
wystrzelony z zomowskiej armatki
płynącą jak arka w dół ulicy Brackiej
nie zbliżajcie się do tego kraju – drzewa
bądźcie w bezpiecznej odległości- zioła
uciekajcie stąd – zwierzęta
mój szafot
mój ból głowy
ból zemsty
mój ból lednicki
informacje wracają jak bumerangi
uderzają w zęby wybijając kilka przednich
rozkrwawiając usta
nie mogę wykorzystać śliny do gojenia ran
ślina nie może nawet rozpuścić zaschniętej piany
jeśli nie zdoła piana zmieni się w maskę
>>>
DSCN1483d
Gdzie jest ta gwiazda na moim czole
szukam jej rozchylając włosy
gładzę wieczorne czoło
rozcieram zmarszczki
siniejące pod palcami jak zorze
z traw wielkiego stepu wybiega koń
cwałuje w kierunku mojej świadomości
dopędza ją i zabiera na swój grzbiet
unosi moje ja z prehistorycznego miejsca mojej głowy
gdy staje się jaśniej pojawia się tęsknota
za snem, utraconym rajem
wschodzi gwiazda wreszcie
na mim czole
gwiazda, która jest słońcem
>>>
DSCN1409a
* Wirus geopolityczny *
Kolczuga nałożona na wielkiego czerwonego pomidora
moje ciało
bez zaczynający pachnieć, gdy dolatują dźwięki muzyki z gramofonu
moje myśli
kura znosząca niebieskie jajko, gdy horyzont sinieje
moja droga
drzewa stoją mgławicowe bardzo ciemnozielone
w pysku psa wrogowie realnie nieistniejący
mój upór
radar odkrywający we mnie nową złą wolę
jeszcze jedną i jeszcze jedną
moja wrażliwość
wirus geopolityczny gdacze jak kura
zbliża się do moich westchnień
moja nienawiść
dziś zaczynam doceniać swoje ciało uzbrojone
zaczynam bać się o jego wewnętrzną kruchość
bardziej wystawioną na zło
>>>
??????????
*  Pokój i wolność  *
Już niewiele czasu pozostało
czy zdążymy opowiedzieć o współczesności
zwariowanej w głowach i liściach
tyle barw migoce w oczach
tyle chwastów pędzi ku słońcu pod chwilą
zejdę przez chmury w uprzedzenia wstąpię
chcę dowiedzieć się jak szybko można żyć
karmiąc nerwicę wymyślonym dynamitem
wokół wzbiera ciemność
szamoczemy się w pragnieniach pokoju
które są jak sieci dla wolności
zachodnia policja rozprawia się z pacyfistami
jak należy
w naszej rzeczywistości jest to nie do pomyślenia
i dlatego jest to nie do pomyślenia
gram swoją rolę pracuję w mozole
w kurniku siedzę na grzędzie
co wieczór tam zasypiam
nie znoszę jednak swojego cienia
i tak łaski mi nie robi, gdy chodzi za mną
przyśpieszam w kontekstach
wszystko mi się udaje
zdobywam szczęścia łut
wychodzę cało z grzędy
obdarowany złudzeniem, że wciąż można
przemówić swoim sumieniem
czytam i gram, myślę i mówię więc
chciałbym odnaleźć ślad
ślad zagubiony w duszy
podczas przeprawy z Persami przez Bosfor
podczas wędrówki z Achajami na Peloponez
ja wędruję do dziś bez przepraw
za to czekam na bociany, które przylecieć mają
by zasiąść na moim śnie-gnieździe
to, co mnie otacza jest tak nierealne
dlaczego to coś, co mnie otacza
toleruje mnie i bociany
w moich komórkach roślinnych ukryty jest nagi miecz
wcześniej czy później rozetnie on tę zasłonę
któż się wtedy zdoła ocalić
może ten, co dotrze na czas do słów
nie widzę w tym świecie żadnej wartości
może więc wojna nas ocali
przed pacyfizmem zła
>>>
 OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Zapach kartofliska latem *
Zapach lebiody i ziemniaków
nowa wyspa na morzu zgryzoty
pustki życia prywatnego
takiej jak i wspólnoty
w jarzębinach oczekiwania
materializują się nerwice
plany człowieka rzadko
mdleją ręce od próżności
chylą się głowy po śmiertelnej walce
z zapachami lata
głupio, lecz może nie głupiej
na wyspie oczekiwania
porośniętej zielskiem kartofliska
oczekiwanie dziczeje
oczekiwanie nie nadąża za latem
czy zanurzy się w zgryzocie
jesiennych ognisk
>>>
 DSCN0223s
* Trzecie ucho *
Z głębin morskich wydobywam ucho ludzkie
przykładam je do czoła
przyrasta
wychodzę na ulicę
idę chodnikiem
przystaję nad kratą kanału
nasłuchuję tym trzecim uchem
goni mnie moja poranna modlitwa
pędząc ze świstem jak ptak-duch
już mnie dopadła
właśnie teraz:
„oczyścić się”
ucho zmienia się w muszlę małży
wiatr dmąc w muszlę
wydobywa z niej woli ryk
łzy spływają po policzkach
ciepło serca roztapia twarz
i oczy
Belfegora
Asmodeusza
Ozyrysa
tak teraz mam tylko troje uszu
tym dodatkowym z otchłani morskiej
słucham trwogi piekieł
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
* Wulgarne dzieci *
Słowa odbite od wulgarnych dzieci
zamiast ocenić szalejący tłum
oceniły mnie i moją biedę
skrzywdziwszy ciszę mojego sumienia
pognębiły same siebie
modlę się teraz wieczorem
o przyszłe zwycięstwo
ugniatam porażkę w swoich dłoniach
prawdziwą jak kula śnieżna
nie urągam ludziom
w kwiatach
w odezwach
w wodzie
pragnienia spoczywające na dnie światła
wyruszyły w ciemność
przez chwilę zatrzymały się
pod ścianą zwątpienia
bez możliwości przejścia
grdyka porusza się w górę i w dół
co mam począć z rękami
chcę dusić wulgarne dzieci
żal mnie ocenia
>>>
DSCN0425d 
*  Szept  *
W dwóch kącikach ust szept mojej duszy trwa
uciszony rózgą nauczyciela mrużę oczy
kraty rzęs uchylają się
wpuszczają do świadomości dziecko
ten mały indiański dzieciak to ja o świcie
step wolności to mój Manitou
spojrzenie oczu
moje poczęcie
mój koniec świata
wychodzę by odejść na zawsze
by spędzić życie na szukaniu
szerszeń ukłuty w odwłok przez osę
w gniazdo szerszeni wbity sosnowy kij
wypełniona wodą ryba
dzwon, który odbija echo burzy
w ustach język naciska na podniebienie
drgają wargi
falują policzki
rozchylają się szczęki
usta otwierają się szeroko jak brama miasta
z gardła
z jamy ustnej
z cywilizacji słów
wysuwa się głowa koguta z czerwonym grzebieniem
i wolność i szaleństwo
>>>
DSCN0397d
*  Starzec i dziewczynka  *
On prowadzi za rękę małą dziewczynkę
wiedzie ją przez świat, z którego wychynęła hydra
w nocy, gdy nie może zasnąć
marzy o czasach, w których zagrożenie
będzie się odnosić do miłości a nie do zła
patrzy z piramidy i widzi
jak padający deszcz wskazuje kryjówkę terrorystów
ja czekam na kogoś dorosłego
z wiedzą stosowną do zwycięstwa
kołyszę moją tęsknotę w myślach
poprzez puste przestrzenie on starzec wędruje
a przy jego boku mała dziewczynka drepcze
wilki wyją, przemykają się pomiędzy skałami przy drodze
bojąc się zbliżyć błyskają kłami
kły świecą jak miłość starca
zwłaszcza w nocy w blasku księżyca
nasze czasy są jak pająki
w ciemnościach tkające sieci
chwytające księży walczących mieczem
i żołnierzy wychowujących dzieci
on z nią idzie tam gdzie szept drga
staje się coraz bardziej nieznośny
burząc krwawe ołtarze i ohydę na nich
droga ciała
droga omdlewającej miłości
droga doskonałości
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Spowiedź w dżungli *
Spowiedź w dżungli
słowa jak dzikie bestie
buldożer sumienia taranuje dżunglę
za nim w gąszcz wjeżdżają samochody
nieautentyczne myśli wieszcza
w chatce Sybiraka w mroźną noc
krążę wokół stołu i jego głowy
na kosmodromie stawiam stopę
obutą w czerwoną skórę
filozofia podaje mi dłuto i młot
historia wabi na arenę Colosseum
na ostatnią walkę pozdrowień
chcę wymodlić w dżungli pustynię
stanąć oko w oko z Lwem Babilonu
wiem, że to mnie czeka
że to mnie nie ominie
że to mnie wybawi
od milczenia w egipskiej niewoli
>>>
DSCN0816f
* Okrążenie *
Poprzez góry swych zębów
kojarząc słowa z miłością
wysyłam klucz
w murze otwieram bramę
patrzę
węże w sadzie przypadają
po trzy na jedną jabłoń
poprzez rzekę swych oczu
miażdżąc łzy pośladkami
dni w meczetach są boże
wołają w niebo z minaretów piersi
poprzez inność kosmatych wysp
tarzają się na trawniku
na dywanie
na skórze wołu
kamienie spadają
wpadają wślizgują się w kieszenie
oczekuję
iść iść i iść
i tak słuchasz, więc też patrz
z gór spływa ślina
w potokach rwących kołaczą pioruny
jaskinie różem błyskają
karzeł wróblarz frunie z koniem
karzeł toccata zwiastuje burzę
karzeł doradca wężom ukręca głowy
w pidżamie na tapczanie
sens nurza się w plastyku
Matka Boska kalendarze ozdabia sobą
diamenty oświecają fetysze czasu
Wolin jest zgniłym drewnem
twarzą trzcin i głogu
wielokrotnie w pierś wielokrotnie
powoli w pył zza częstokołu
tytani pojmali pieśń
gburowate dziecko podzięki
prawda wydaje się usłużna główce dziecka
bo nie zabija głodem
sfora wytrwałych much krążących
pragnących
drzewa rajskie drzewa
niebieska antyzupa Fiodora
mleko matki jak kwas chlebowy
we wdzięczności jaskółki
beczka śmiechu a w niej włamywacz
dziecię bezprzytomne
poprzez sen
czystego okrążenia miłości
nie boję się wykonać
>>>
??????????
* Chmury  *
Gdy usiadłem na chmurze ponad doliną
i spojrzałem w dół
dostrzegłem chmurę, która błądzi po ziemi
ja starzec dostrzegłem ją cierpiąc
przed moim zegarem stoi kukułka
i pali papierosa
ma rogi na głowie łosia
wewnątrz wielkiego miasta
jego ulic osłoniętych domami
wewnątrz gór pradawnych
ich dolin otulonych mgłami
drzew na stokach
pajac nadstawia policzki
a wolność w nie uderza
gdy płaczę mój żal jest odwieczny stracony
gdzieś w głębi szlaku podmorskiego
terkocze dziewiętnastowieczny telegraf
rozpaczliwie jak ptak wzywa
sygnał
sygnał
wzywa
echo
drużyna pożarowa nie wytrzymuje napięcia
i umiera na zawał
koty na boisku piłkarskim biegają wkoło
dziewczyna patrzy w dół
z mojego nieboskłonu
ja nadmuchuję gumową nogę
golonka czeka dymiąc w musztardzie
ja wypuszczam kłęby pary z ust
o tak
tylko nałykałem się chmur
>>>
??????????
* Celuloidowe msze  *
W okrutnych lasach pijane żyrafy
dumne jak żerdzie
w Koluszkach kwatery pijanych żołnierzy
sale rycerskie
piwiarnie
pod kapturem mnisim głowa mnicha
ostańce
mury
pobielane rzeki przepływają przez pobielane miasta
przez bród przechodzi stado krów
mlecznych jak smoczek
kamienne skopki czekają na samoloty
i ich loty nad łąkami
kiedyś czerwone białe dziś
jak grochy wpadają w otchłań ich korpusy
przechodząc przez smród ten rodzaj dymu
o tym trzeba powiedzieć ptakom
ulatującym w żertwę zimowania
halabardy słów skrzyżowane
przegradzają drogę w kolumnadę urzędów
jeszcze egzamin w greckiej chacie blondynki
makówka dziewczynki
pajączek dziewczynki
sen i wódka chłopca dęba
wtóruje wilkowi czarna jagoda i słońce
dąbrowa
och, nieświęta
okolico kapeluszy słomianych
w czasach mlecznych jak mgła pod Lubinem
gdy ginie element wrogi
poziom zero w mózgu i sercu
złoty rozsądza
celuloidowe nazwy
naszych przedpołudniowych
celuloidowych mszy
celebrowanych przez pijane jednorożce
 >>>
DSCN1666d
* Krok po kroku *
Krok po kroku
niemowlę
Hitler Mars
krok po kroku
wyraźny zjazd
pies
ośmiornica
chrabąszcz
poprzez obmowę zawrót głowy
przez las głupoty
schizofreniczne momenty
cały wieżowiec telewizji
czterdziestoletnia blondynka w czarnej halce
na wizji
aparat fotograficzny
SB
na podsłuchu
skorupa odpada i spływa w dół jak płatek róży
opada jak chusteczka do nosa na wietrze
na moja głowę
rydwany płoną
szczury żłobią rowki
w kamiennych cembrowinach studni
korony chwieją się na głowach
brody pod
zbyt intelektualne bierwiona dokładane do stosu
krok po kroku na stos
ewolucja popchnie ku fetyszystom
teraz jeszcze popycha ku rewolucjonistom
onych
>>>
DSC00067s
 * Most *
 Jej dłonie są kwiatami w moim filmie
 nakręconym na Moście Wita Stwosza
 ona trzyma swoje ciało w dłoniach
 podaje mi je jak klucz kwiatów
gotyckie jabłuszka spadają na betonową posadzkę
 w mojej renesansowej duszy
 i zaczynam krwawić w jej współczesną ciszę
 choć mógłbym dotknąć w każdej chwili wargami jej uda
 nie mogę już być bliżej
 gdy przejeżdża na motorowerze przez most
 tuż obok mnie
 girlandy zwisają dotykając wody w rzece
 wody ubywa jest jej coraz mniej
 rzeka wysycha po powodzi
kwiaty rozsypują się
klucz upada na dno
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
Tyle niewyczerpanej siły w moim gniewie
w pałających oczach
widzących jak oni piją i demolują Polskę
duszą ptaki i rozdeptują jaszczurki
panoszą się w parkach i lasach
a wiatr i lokaje ciągną losy o pasiaste kamizelki
w polu pod miedzą lisa
oni podjęli się trudnej sztuki rządzenia za nas
wydaje im się, że są dziś znakomitymi aktorami
ale tutaj gdzie się gniewam
są wciąż bardziej głupi niż ja zły
jeszcze patrzę przez kryształ na ich ariergardę
jeszcze i moja niemoc wlecze się za nimi
a już zające czekają z łapą przygotowaną do gratulacji
kilometrami ciągnie się coś w rodzaju spaghetti
wiernopoddańczych działań, które denerwują
swoją niestrawnością nietoperzy
gdy tu nawet liście nie wyrastają z gałęzi
gdy tu nawet gałęzie zamiatają ziemię
gdy tu nawet konary pomiatają gałęziami
gdy tu nawet drzewa gną swoje konary
do stóp partyjnych urzędników powracających z kościoła
pada deszcz władzy
pijany jak ona
na dywan stęchłych liści
jej sumienie tam gdzie kotłownie
piekielnych mocy przerobowych
klowni szorują wielkimi czerwonymi nosami po schodach,
które dziwnym trafem jeszcze im do tej pory nie odpadły
jak to było zaplanowane
dla śmiechu jednych
i gniewu drugich
>>>
DSCN0716a 
* Do walki z ludźmi *
To jest gwiazda miłości
którą dane mi jest oglądać               
codziennie w momencie uniesienia powiek
o godzinie szóstej rano
przychodzi do mnie
przysyła ją ktoś jak świąteczną paczkę
jaśniejąc umyka w kąciki oczu
a później za ramę okna
znakiem jest moje uniesienie powiek
moje spojrzenie moja pierwsza myśl
rama okna ramą miłości
za nią rodzi się nienawiść
Rak w konstelacji Lwa – oskarżam
gwiazdy w konstelacji lustra – moje oskarżenie
odwracam się twarzą do ściany
i tu znajduję miłość i prawdziwy uśmiech
czasem łzę i opowieść snu kobiety
pragnę dotrzeć do krajobrazu
pośród jeszcze czarnych drzew
chcę dotrzeć do prawdy
płynę w światłość, co jest jak kropla powietrza
haustem wtaczam w siebie jutrzenkę
cierpienie uderza mnie w wyrostek robaczkowy
zraniony oślepiony zrywam się do lotu ponad gniewem
ostatnia świetlna plamka umiera w źrenicy
budzę się do walki z ludźmi
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Podczas ostatnich wakacji nad morzem obiecanym
w kamieńskiej katedrze widziałem cień Peruna pod chórem
a na zewnątrz w ścianach wokół niej
otwory powstałe wskutek gaszenia o mur
pogańskich pochodni
zachód słońca nad zalewem Trzygława zastawał mnie
pijącego grzane wino z plastykowego bukłaczka
obok dziewczyny wyszywającej na serwetce
przekreślone dwie błyskawice oznaczające zwycięstwo miłości
Podczas ostatnich wakacji nad miastem obiecanym
stojąc na szczycie nyskiej baszty razem z przyjaciółmi
dowodziłem polskości chmur wiszących nad tą śląską kolebką
oni poprowadzili nas potem do pizzerii
na komentarz do Żywotu Świętego Tomasza z Akwinu
a wieczorem do Miejskiego Domu Kultury
na koncert duetu gitarowego grającego flamenco
jak John McLaughlin i Paco di Lucia
w nyskiej katedrze obok dziewczyny
oglądałem sarkofagi książąt i biskupów opolskich
tak jak Voit z Zawieruszanką
a ukradkiem opalone ramię trzymającej lilię
podczas tegorocznych wakacyjnych wędrówek
wiele czasu spędziłem z nią w pociągach
wlokących się jak karawany przez pokutną pustynię
może dlatego dziś moja nostalgia wystawiona na próbę
zmieniła się w kryształowy dzban
ukochana wsunęła się weń jak czerwona frezja
teraz w zimie u moich jerychońskich bram
obie przypominają mi
tysiąc dziewięćset osiemdziesiąty szósty rok
a ja słyszę dźwięk trąb na krakowskim dworcu
gdy pęka serce i kryształowy mur
>>>
(Dadźbog – bóg atmosferyczny, bóg pnia drzewnego,
ofiarnego, rozdawca, dający bogactwa;
Perun – bóg niebios i piorunów;
Sawrożyc – Swaróg – ogień)
>>>
DSCN0525a
* Trzęsienie ziemi *
Siedzę w swoim mieszkaniu
wciśnięty w miękki fotel
bose stopy dotykają dywanu
betonowy strop pod nim
pulsuje jak serce
ściany kolyszą się jak zwariowane
kultury narodowe
dwa kapelusze na moich uszach
przesyłają do mózgu
ciemne wibracje ludów
patrzę na swoje stopy z krwi i kości
wyczuwam nadchodzące trzęsienie ziemi
betonowej
nieludzkiej
>>>
 

1987

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Piłat w Imperium *
Określając swoje pytania strusiowe
szyjne improwizacje
gładzę gryf gitary
głaszczę główkę dziecka
i notuję gaworzenie jednego i drugiego
Po pierwsze
braki w zaopatrzeniu
dają się już załadować na ciężarówkę
i nie mogę być Czerwonym Kapturkiem
dyskutującym z wilkiem o losie babci
a poza tym to ja mam takie duże oczy i kły
jak demokracja?
Po drugie
konie idą pod nóż nawet te święte
moja analiza pnie się w górę
po szczeblach partyjnej odpowiedzialności
by dotrzeć do Ku-Klux-KC
tak to śmiesznie dzisiaj wygląda
jedynie Urban nie nosi kaptura
bo i został przez Rosjan wyznaczony
do roli spowiednika komunistów
a konfesjonał-szafot gdzie?
Po trzecie
czy ktoś wierzy w samowładztwo
wieś rwie się z wiosną do czynu
a miasto jeszcze wierzy niepotrzebnie
ustawa szyjno-kręgosłupowa wyznacza granice
tu czyn tu wiara
nie dopuszczalne jest, aby czynowiar ogarnął serca
strusie włożyły w piasek zadki zamiast głów
uniosły ponad horyzont stalowe dzioby
moje oględziny na miejscu zdarzenia przydały się
teraz będę świadczył
przeciw strusiom czy głowom?
Po czwarte
fałsz, nienawiść, niedostatek
za burtę narodu
jesteśmy lepsi do sąsiadów
rodzi się republika
rodzą się obywatele
no, ja nie jestem jeszcze obywatelem
republika nie urodziła jeszcze we mnie
i zawsze będę biednym chłopcem z placu składanej broni
choć na pewno nie małym Piłatem w Imperium
to może piłkarskim imperatorem wyborczym?
>>>
DSCN2203aa
 Precz z mięczakami
niech pełzacze sczezną
mój gniew umiera na kamieniu
kamień pozbawia uczucia wolności
uczucia rodzą się na kamieniu
sarkofag przyjmuje je w cieniu
teraz goreje słońce
teraz palce pojawiają się w wapnie
zagłada muchom pisana na ścianie
gdy moje wilki chcą być znów wilkami
wtedy wiem, że porażono mój system nerwowy
tancerka krzesze iskry tańcząc wśród planet
moje gry to program
iloraz niespójnych świecoknotów
ileż to lat jestem zagniewany
oczy już bolą
oczy zamknięte widzą wciąż rozpaloną spiralę
a w niej wąsy ślimaka, jego rożki
i oko Moskwy nieśmiertelnie spokojne
przeczesujące kamienny las moich włosów
wszystko cofa się w dal
w tył
gaśnie
kurczy się
chowa w sobie
wyłączam już Marksa i zdejmuję z głowy słuchawki
śnieg powoli pokrywa skorupy ślimaków
niedługo pokryje je lodowiec
morena czołowa dotrze do rożków
głaz narzutowy spocznie na oku
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Stój poczekaj smutku
ojcze! ojcze Dawidzie!
na cmentarzu zainstalowano wyciąg narciarski
chodniki miasta wyłożono nagrobnymi płytami
teraz nogi przechodniów zaplątują się
w hebrajskie brody
ja chodząc po nich wciąż zachodziłem w ciążę
i rodziłem arki przymierza 
ojcze! nie zabieraj mnie stąd w zaświaty
ostatnia trafika przecież nadal opłakuje
twoją śmierć
trafika wtopiona w ścianę Super-Samu
na jej szybach odbicia trzech jeźdźców
Attyla właśnie przejeżdża przez Europę na rowerze
Szela właśnie przebiega na kogucie przez Galicję
kierując się na Bukowinę
Stalin właśnie przejeżdża na grzbietach Niemców
przez Polskę
przesiada się na Akowców
nareszcie mamy głód, nędzę i zarazę
krzyże na kopcach i kopce bez krzyży
za to mniej kominów
mniej smutnych kominów
dym połykają mechaniczne Cyklopy
dodatkowo karmią się marmurami starożytnej
nieświadomości zmarłych
ludzie zmuszają się nawzajem do konsumowania
odchodów Cyklopów
cuchnących pastylek pogardy
chociaż nie wszystkie książki spalono
dzięki wspaniałemu cierpieniu autorów
proporczyki smutku powiewają
chorągiewki pierwszych komunii powiewają
sztandary ostatnich namaszczeń
czekają dumnie na podniesienie
pójdę dalej
poczekaj
pójdę jednak dalej
trafika znika mimo wszystko
pójdę gdzie indziej
żegnaj Dawidzie
pójdę nie przez narody
obrażony brrr
zasmucony tylko przez Niemców
przez chwilę
>>>
DSCN0935a
* Jaźń – Ćma *
To tylko ból w moim śnie
otworzył ramiona rosiczki
nic więcej
wprost z piosenki rockowego zespołu
przyszedł nocą i pożarł mnie całkiem gramatycznie
ty jęczałaś obok w malignie
ja cierpiałem pod kołdrą tuż obok
czyści w torturze
strawieni przez koszmarne sny
zanurzani w acetonie historii
błyszczący nocą
wystawiliśmy nogi z wanny
czułością pomalowaliśmy ściany mieszkania
położyliśmy aztecki symbole na ścianach
czerwone kolory jak modlitwy
las jest gniazdem gramatyka cywilizacji
zrozumiałem to
a sen kochanie, czym jest sen?
torturą idei?
zebrane za dnia plakaty i hasła
marsze i przemówienia
nie mieszczą się w tej dziurze nocy
wydobywającej jęki wobec grzechu w ułudzie
coś takiego jak ćma przylatuje wymiotnie
przy pomocy śmigła puszczonego w ruch
przez lata ze skręconego drutu
helikopter jaźni pożre rosiczka istnienia
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Natchnienie pokoju *
Wrażliwy jak pies wyjący do kości
jest nasz nowy Minister Spraw Wewnętrznych
z tulipanem za uchem przechadza się w kuluarach Sejmu
bulwersuje mnie to, iż łzy kręcące się
w jego zamglonych oczach pochodzą od dziecka
to doradcy są szpetni
my obywatele musimy się domyślać
istnienia studni w podwórzach ciemnej głupoty
w Galerii Narodowej w latach osiemdziesiątych
powstał wielki kopiec
rośliny w Warszawie próbują się przebić przez zbrojony beton
osądzam je tkliwie jak nasz Minister
wypuszczają wiele bocznych pędów
słychać jak sapią
obrazy uszargane w ziemi, ubłocone
religia, jako model życia obnażona
ideologia przed lustrem uczestniczy w zbiorowym gwałcie
jeszcze wciskają w ręce szturmówki
jeszcze biją pięściami w mównice i krzyczą z nich
a już asfalt się wybrzusza i parkiet podnosi
wilki wyją na rogatkach Warszawy
bo normalne lasy odeszły już dawno w Bieszczady
na emigracyjne wyspy
tajniacy mają wszystko do stracenia
tak kochają kwiaty i dzieci
jak uważają na przejściach przez łąki
burza, która jest natchnieniem pokoju
przechodzi między ramami okna
w gabinecie naszego nowego Ministra Spraw Wewnętrznych
zapłakanego prawie jak rzecznik
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA                   
* W lipcowym zbożu *
Kroki w zbożu lipcowym słyszę
wtulony w skowronka tryl
kroki kąkolu i myszy
drzwi, które stały na pustyni
samotnie tyle lat
teraz cichutko skrzypnęły
na polnej drodze
w pyle pod niebem samym
na szczycie wzgórza
serce kołacze tak mocno
pieszo
boso
bez kapelusza
przychodzi do mnie
odnajduje mnie wśród pól
mój dom
wchodzi przez drzwi chmur
na nogach ulewy
omalże nie zmieniłem się w anioła stróża
wylęknionego własnego cienia
wyciągnąłem wśród pól rękę po własną dłoń
schwyciłem tęczę nad doliną
jak klamkę
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
*Rozpięty na latawcu swojej krwi*
W moim sercu ból rozkoszny
stwierdzam po raz wtóry
niedane mi jest cierpieć
na drzwiach społeczeństwa
więc cierpię rozpięty na latawcu
swojej krwi
owoce snów kołyszą się
na podniebnej sykomorze
wzlatuję po gest w geście już sam
z półotwartymi ustami
widzący ćmę w okrzyku ekstazy
>>>
DSCN0649a
Wrzeciądze idą w górę
a z nimi ostre bramy chwały
triumfy się otwierają
stanikowe esencje telewizji
a w nich płonące góry znikają
razem z kolorowymi taborami
wozów pancernych
***
Tak rzadko kreda odsłania
swędzenie osiemdziesięciu milionów lat
swędzenie nad rzeką Gondwany
chaos jest płonącym zielonym drzewem
przemiana płonącym zwierzęciem
miłość jest udręką czwartorzędu
tylko jeden krzak nie spłonął w lodach
by w jaskiniach mogły pojawić się
pierwsze znaki
***
Kogucik jest przy mnie wieczorem
tym pisania poezji
wczytany w pociągu
ponaglany przez schizofrenię
w drzwiach stoi jak łzawy bluszcz
w zielonych łuskach ulotnych cały
z dzieckiem włazi tu na tapczan
kopiesz w kołdrę wierzgasz by go strącić
jak w falach morza białego
płyniesz w cieple wieczoru
który nie może go zatopić
za późno
pociąg ratunkowy wjeżdża na stół
***
Zwęglone szczątki marginesów
duże, duże dynie
wąż wewnątrz
głupie dynie
schizofrenia przytrafia się w książkach
i na stanowisku pracy poety w oborze
uczucie jest splotem
kły miłości wyrastają z kości gniewu
dziś w jutro
durzenie
oswąd
*** 
Jestem jeszcze tutaj
ale już cały zbudowany z zamorskiej nostalgii
komu to zawdzięczam?
cywilizacji stepu?
trawy przed zmierzchem prowadzą mnie
po jeden kłos 
sen po łan
wokół same domy rodzinne
a przy domowych ogniskach płacz nadbrzeżny
fale smutku bezwodne
moje ja w starej opuszczonej cegielni
a może coś, w co wierzę
wiedzie mnie ku zmierzchowi
myślę o moim miejscu tutaj              
jestem jeszcze tutaj
szczęśliwy, choć w kajdanach nostalgii
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Tyle *
Tyle znaczy kręta droga
wewnątrz dzwonu
słowo jest kołysaniem
ciemność znaczy las skoszony reflektorem
fiolet wypływa z martwych pni
ona głaszcze go wśród traw
szeleści jej suknia
szumi wiatr
przychodzą po nich
zabierają ich
Tyle znaczy kręta droga
codzienność to ślub ze sobą samym
odkryjesz w skarpach historię
śpiew pasterzy
stary gliniany garnek
otworzysz księgę szczęścia narodu
i zaczniesz ją czytać
zakończenie dopiszesz własną krwią
zagadka pokolenia i tak pozostanie
pytanie rozhuczy się w bieli w chlebie
w Kanie Galilejskiej jakby pagórki mówiły
– to już tyle znaczy kręta droga
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Potrzeba patrzenia *
Widziałem w telewizji
                     spacer
widziałem w telewizji
                    moje uczucia
ach!
                    znowu katedra bez lokomotyw
i tym razem telewizja
Przekrój wśród kwiatów
                 gdzie są wierzby?
                  wycięto je?
 to czy tamto?
                   ach! znowu telewizja
 pycha wchodzi w moje serce w mojego węża
 chciałbym znowu przepłynąć cały Kraków
 podtrzymać kopce, które są jak góry
 i góry, które są jak miecz Damoklesa
                  ponad Krakowem
 jak małżeństwo wyniosłe
 choćby jedna chwilka
                 codziennie jedna chwilka
  elektroniczny przebieg wieczoru
  elektroniczny powrót do domu
  i znowu ona
                 potrzeba patrzenia
w telewizor wczorajszego dnia
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Gest *
Przed modlitwą musi być grzech
miłosierdzie, miłość i gniew
kąpiel w oceanie uczuć
gwałt jasnych kolorów
On przyjedzie w dyliżansie
przydusi łomotem serca
wręcz przygwoździ
kamień półszlachetny jest złem błyszczącym w dali
szlifowany kiedyś szorstką potrzebą duszy
słońce kryje się za dziewicze piersi
noc nadchodzi w czerwieni miłości
zabiera ostatnie miejsce w łodzi
ręka zawisa nad listkiem z drzewa
nad kulą ziemską
w geście rozgrzeszenia
>>>
DSCN1422d                   
* Droga pasterza *
Gdybym chodził jak Dostojewski
po ulicach Petersburga lub Paryża
ze spuszczona głową wpatrzony w swoją mgłę
nie mógłbym wspominając Rudawę
słuchać beczenia owiec nad Cedronem
nie mógłbym ocierać łez i przecierać oczu
dziwić się głupocie ogarniającej
czasem mnie i świat
w pasterskości palestyńskiej swojskiej
podczas gdy mniemania utknęły
w połowie drogi do nieba
na wieży Babel
chciałem kupić wiedzę świata
lecz okazało się to niemożliwe
jestem po prostu zbyt biedny i zdrowy
za mało mam mgły, ciemnej Newy i Sekwany
przed sobą
słońce wypala mi zboża w ramionach
i kochankę przemieniającą się w żonę proroka
czasem tęsknie spoglądam na czarny asfalt
jego ukryty puls jeszcze jestem w stanie odnaleźć
wyczuć upalny dzień stopą i sercem
jak głos Azji przeniesiony do Europy
ropa i mgła zestalona w kamień nadbrzeżny
w dzisiejszych czasach jest terroryzmem
słychać go w Rosji, Hiszpanii, w Irlandii, w Polsce
słychać go wszędzie
od czasów Dostojewskiego
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
*  Sen – Sicz  *
Koło snu
cerkiew złota
Sicz, Sicz
wejście do teatru
my przemyślidzi
musimy zacząć to przemyśliwać
wykluczyć się nie da, że
ogniste groby odkryją przed nami jeszcze coś
może miłość słowiańską
podolską
miałkość żyzni
płynął, płyną dunaje
porohy, porohy
ech, łado, łado
„delikatnie” to jeszcze nie dotyk ręki
to słowo słowiańskie
dotyk wolny to prawie sen
złote imię
wyspa mit
ona z jasnym warkoczem biegnie ulicą
z sosnowych bali
potem idzie ulicą
z dębowych okrąglaków
oddala się w dziesięć, w trzynaście, w jedenaście
och! źdźbła! źdźbła! przepiórki!
ilu ich potrzeba wyzwoleńców
ilu potrzeba uciekinierów z dąbrów
oni okrągleją
ich, phi! dwóch, trzech
indyki jak kozaki
w różańcu utkwił plusk żalu
snu kozaka
dzikiego przed Madonną
>>>
DSCN0549a          
*  Wiatr  *
Wiatr jest ruchem powietrza
i w stawie nie chce się zmieścić
wciąż pretenduje do duszy
może kiedyś się w niej zmieści
mur jest czymś, w czym kochając się
zostaje się schizofrenikiem
no chyba, że ktoś zastanawia się
nad schizofrenią muru
przynajmniej nie tkwi w stawie
wiatr ciągle czeka na pierwszych obojętnych
na zanieczyszczenia zewnętrzne
>>>
DSCN0853q
Ja jestem słońcem
ja jestem drzewem
chcę odbić swoje promienie od muru
chcę ożyć w wietrze odbitym od muru
mówisz mi, że jestem wyalienowanym głupcem
porzucającym sympatię i dobroć innych ludzi
i co jeszcze
bolą mnie twoje słowa
lecz zimna otchłań samotności studzi ból
>>>
DSCN0868a          
* Wyruszam *
Poślij po mnie swego anioła
lecz dopiero wtedy, gdy wyruszę w nieznane
teraz, gdy czekam może mnie nie odnaleźć
kołaczę do rozstawionych wokół drzwi
jak ślepiec
jak myślę o wrogach wstyd jest mówić
a co dopiero o przyjaciołach
fikcje zaprzątają moją głowę
nie byle jak
fikcje spalają mój wstyd
brak mi już sił
na łąkach żelaznych żyłaś we mnie
dojrzewałaś od dziecięcych lat
w maju złociłaś się słoneczną tarczą
w lipcu smutniała w niebieskim płaszczu
w październiku znajdowałem cię w słowach
w grudniu pochylałaś się nade mną drżącym
stałem w oknie a ty dotykałaś mojej ręki
teraz patrzę na ocean przestrzeni bez wymiaru
groźny odpychający bez ciebie
jednak wyruszam, aby pozbyć się niemocy
muszę wyruszyć, lecz nie chciałbym sam
do ciebie iść
>>>
DSCN0817s                              
W wietrze jest pewien nieczysty duch
w kotlinach leśnych zameldowany
jest jak przyszły milicjant ludu
wschodzi jak słońce nad wzgórzami
by potem runąć piorunem na górski krzyż
w dłoni uchwycony grom
we włosach cały zodiak
brak w ustach języka
jak kula armatnia
widzę go jak rzęzi podczas wędrówek
ciemny trójkątny las lub czworobok sadu
upadek wśród łąk
krajka asfaltowa
kościół jak ambona na drzewie
to wszystko czeka na wiatr
w architekturze ostrości
stara kobieta wspina się na górę
piękna dziewczyna siedzi pod słomianym okapem
obie zmęczone w niedzielne popołudnie
jasność diabelska ucieka w strzechę
ciemność wychodzi z iglastej zieleni
w dziewiętnastowiecznym parku ukryty
wiatr cmoka ważąc  sprawy
razem z zaproszonym z centrum koleżankami
drogi spadają mu pod kopyta
dumność, klęskość i wstydliwość
od czasu do czasu unosi powieki człowieka ponad zło
i podpiera je podczas licznych pielgrzymek
do miejsc wokół mniej diabelskich
oczy widzą trud świętości
oczy wistości
powieki podparte wiatrem nieznanym ognistym
chłonięcie świata drga całe w grzechu
miłość w sercach skonsternowana
spada w dół z gór
niekarna
jak sieć na wiatr
>>>
DSCN0378ad 
To nie ciemne chmury
wewnątrz pokoju wieczorem
lecz hormonalny przypadek
w osnowie niedzielnej północy
w mojej kołysance twoje kamienie lwów
spada coś w pionie
w dole odpływa lekko w skos
cisza w roślinach na oknie pozioma
oddaje hołd lotnictwu i wątkowi
w kosmosie odnajduje się intelekt
kusi natomiast czarny rdzewiejący metal
co jest tą metalową opaską?
dusza?!
cisza i w rubinach zmienia się w mydło
ślimaki wychodzą z oczu
o ciszo!
będę rzeźbił we własnych kościach dziewiętnastowiecznych
z niewoli stworzę obsadkę do stalówek
rękojeść do finki
nowy ząb do szczerości
nowe oko do wieczności
potem to zakopię w doniczkach na oknie
w bamboszach mam program
i własną nerwowość
witam ćmy z Warszawy grube i śmieszne
co najmniej rude
co to spada z żyrandola na moją demokrację?
głowa?!
to nie pająk, lecz jego sieć
sieć powstająca wciąż na mój los
zawekuję jeszcze chmury coraz cięższe
razem z grochem i octem we łzach cały
zapuszkuję je coraz dojrzalsze
gdy odpłyną z sufitu warszawskie ćmy
gdy odejdą ciemne katowickie szczury
gdy zachód wyczerwieni się w gdańskich oczach
nałykam się własnych genów
i pójdę tam gdzie stanę się
reaktorem populacji
to właśnie uczynię
o Polsko!
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
*  Z  dala  od  miasta  *
Tam w górze jest las
skały wiszą nad drogą
jak w prawdziwych przełomach gołoborzach
pośrodku droga dla motocyklistów
z powietrzem ciepłym i chłodnym na przemian
nad lasem gwiazdy świecą w samo południe
ze szczytu widać jak w oddali
kościoły unoszą ziemię w kilku punktach zwrotnych
jak pudełka zapałek przykryte gazetą
pagórki wiszą nad prawdziwą ziemią orną
pod stopy wdzierają się organowe akordy Emersona
kobieta idzie przez las do krewnych
w niedzielne popołudnie zasłuchana
gdzieś na przeciw z zapomnienia wyjedzie autobus
mignie między drzewami i zniknie
a wszystko, co pozostanie jest zapisane w dolinie
pokusa by dziś pozostać z dala od miasta
wyrywa z jej duszy gniew i ciska
autobusy, motocykle, akordy
jak ostańce skalne z legend
>>>
DSCN0475a                    
* Sen nie jest ciemnością *
Sen nie jest sam ciemnością
przebudziłaś się
opowiadasz
zegar bije
sen przenika przez skórę
wchodzi pomiędzy kości
wywołuję z własnego losu twoje myśli
rozczarowana jesteś spełnionym pragnieniem
pieszczota jest krańcem pustyni
zrób to co ja
weź szczyptę księżyca
weź ten szary worek jawy
czytaj sen na magnetycznych wyspach
sen, który oświetla godzinę przedświtu
sen, który jeszcze o północy
był krzykliwym
reklamowym neonem nieświadomości
nawet w Raju jest jaśniejszy niż śmierć
sen, w którym aktorzy grają role
klęczący połykają swoje własne
jeszcze przed chwilą wysunięte
języki
zapatrzona w wizje
przed sobą na górze światłości
przebudziłaś się 
zamilkłaś
>>>
DSCN0599a 
* W spirali *
Srebrny pantofel
szmata
ludzki strzęp
krasnal na dobranoc dzieciom opowiada
gdacze w komodzie kura
zegar wzbudza  burzę na pustyni
a echem wzruszającą śmierć
ech wy brzozy
Syberio
zatańcz kozaka na torach kolejowych
dla dzieci jadących drezyną do kraju
po torze po torze po trosze
już pierwszy kościół w reflektorach samochodowych
nocą budzi się smugą
ze wzgórza patrzy tatarski książę
siedząc na koniu nuci pieśń – Ojej
gumowy kitel
plastykowa szubienica
ludzie mówią referatami na zjazd
podają prawdy
otwierają usta z ropy naftowej
dalej tą drogą
aż do wysrebrzenia się w spirali
odległego stepu
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
* Jutrznia w kręgu Zeusa *
Moja jutrznia rozbrzmiewa
w kręgu Zeusa
piwo mi się kojarzy
na dworze jest pogoda rozkojarzona
a na czerwonym dworze złudna
spadają kufle na głowy łopatów
spaceruję w wirydarzu gazet
kompiluję swoje cierpienia społeczne
wtykam swoje trzy grosze
jestem kompilatorem spadochroniarzem
powoli doniczki
konie zeszły ze wzgórz
teraz ciemnieje horyzont
rozbłyskając czasem
nie ma dnia ani nocy
jak przed katastrofą szczęścia
ostatecznym sądem nad Zeusem
klauzurowym we wstępnej kongregacji
cisza w ulu chrzęści obok tui
cisza tui jak podstawówka genseka
droga
mały chłopiec
robotnice wśród topoli
siwa zbyt długa broda
jak gromy spada na ziemię
pogańskie nasienie przeniesione
w polerowany biały marmur
dysk lecący w zęby
brodatego Marksa władnego
>>>
DSCN4261a
Weź szczyptę wiatru bracie
zechciej nim strzepnąć w słupy ogniska
ty olbrzym małopolski
odchodzisz od wstęgi
zaplątałeś się w koronki Beskidu
opisz wszystko
także prostatę honoru
cóż możesz uczynić dziś innego
możesz popłynąć wśród zamieci żółtych liści
bracie duszo
wiatr ucieleśniony w krowim pysku
przyszlaku
idź poprzez deszcz spadających ziarenek
pod słońcem z żółcibieli
w liściukapeluszu na głowie
brązopodobny marsjański maskujący
niech odkrzyknie
poligon lasów wolnych
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
Kołacz w moich krzakach
szamocze się jak ptak
wyrywa się jak z cierni
do mózgowej dziury z oczu
rozszarpuje pióra i kaleczy ciało
rozrywa się na gąbczaste kawałki
deszczu deszczu miłosierdzia!
zając jest rzecznikiem kołacza
brak mi jeszcze dwudziestu pięciu minut
do dwudziestu kilku wieków historii móżdżku
krzyk w moich krzakach głośny
przeciągły podniecający
czarny w kokonie gitary i perkusji
język się wysuwa na samą myśl
po kołacz
>>>
DSCN2147a 
Grafitowe pnącza oplatają
kolumny kwietne
te ostatnie kolumny
nad którymi przelatują właśnie
różowe sroki
ilu ludzi już umarło?
ilu zakwitło w ołowiu?
patrzymy na konie
którym nie wiele czasu pozostało
do lotu nad czarnymi wzgórzami
zanim zmienią się
w różowe sroki
>>>
DSCN0810z 
Wejdź pietruszko druga elegio
rozsyp swój zapach
niech twój śnieg pokryje
drogi wyboru
niech króluje biały walc
odbierający czerwień organizmom
wielu chorych dzieci
niech blady papier już
nie poddaje się ideologom
niech drżący głos
obróci się przeciw nim
niech symbolem maja będzie
kwitnące drzewko wiśni
nie mamy już dla nich nic
co jeszcze moglibyśmy im ofiarować
zanim dopadnie ich biała powolna śmierć
wśród hymnów jaśminu
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Wejrzenie we własną studnię
jest czasem przypadkowe
oczy patrzą na muzykę tymczasem
nogi wskakują w głębię głuchoty
po chwili słychać z oddali cichy plusk
i ciszę
nadlatuje skowronek ponad łąkami i pastwiskami
pola pod nim marszczą się jak płótna
zwijają się, wybrzuszają jak czarodziejski dywan
zaczynają płynąć na bardziej bliski wschód
ptak usiadł na cembrowinie
zaśpiewał i zmienił się w żurawia
boli mnie tu – zajęczał niecierpliwie
robotnik przed wojną
wezwano do niego komunistę eksternistę
ten przyszedł w fartuchu, gumowych rękawicach, z pistoletem
bardzo zadowolony z tego,
że wreszcie może się czymś wykazać
choćby znajomością ludzkich słabostek
skowronek zmienił się w ptaka śnieżnych bezkresów
ostatnia koszula rozdarła się na dwoje
podczas małego zaćmienia warszawsko-moskiewskiego
lud struchlał, gdy ukazały się gołe plecy
zaczął wiercić w fantasmagoriach
szukać paliwa do dyrektyw pijaków-dyktatorów
i można tu podawać nazwiska
ale, po co
są zanotowane gdzie trzeba to wystarczy
na koniec ciszy
skowronek zmienił się znów w ścierwnika
wleciał do studni, aby mnie wydobyć
>>>
??????????????????????
Kasandro czeszesz swoje włosy stęchłym wyziewem
potem nachylasz się nad moim uchem i szepczesz –
będziesz motylem i tylko dlatego nie umrzesz,
rozkazuję ci
zginienia bliski marmur kolumny głaszczę spoconą rękę
na krakowskim kapitolu
patrzę na gołębie zielonego Mickiewicza
idąc od Małego Rynku
ukołysany szeptem ulicy Brackiej gubię radość
wybałuszam z oczodołów wszystko co w nich jest
a sen jak zalane asfaltem szyny tramwajowe
zmienia się w wieki niepewności i schodzi do kazamatów
w głębię nocy łamanych kołem i ścinanych
koszmar znów na czasie
powrócił na Ruski Olimp
las gęsty zarastający orbity
zamiast Plant
wysokości mi plącze
ściąga mnie
w kałuże przepowiedni
przez las leci strach jak chochoł
dogania mnie i zatrzymuje w drżeniu
dobija mnie w szeleście i ledwosłyszalnym szepcie
z nieświeżego umysłu 
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
Ile miłości może pomieścić się w jednym sercu
dla dziewcząt chłopców lokomotyw i psów
koni klubów i dojrzałych ociężałych kobiet
świtów granic lasów i treli-moreli
dziś jeszcze raz chłopca
szykuj słodkie miejsca on jest już coraz bliżej
biel jego koszulki
jego drobne uda głos i postać
rozjaśnia się horyzont zaklęty
w szare czasopisma
życie niewybudzone
miłość jak tęcza wstaje znów po innym deszczu
gdy pewnego wieczoru inaczej na niego spojrzałem
zbudziłem go 
teraz wiem co to zakon chmur
teraz już przyjemnie jest myśleć o nim
gładzę jej włosy przyciskając ją do siebie
razem z tajemnicą która nas łączy
dziwne życie wybudzone
męskie dziecko powraca w miłości
wkracza w moją płeć
>>>
?????????? 
* Mały pirat *
W monologu pirata z nią
jak z obrazka
w kredkach na ławie
kiedyś były gładkie ale i było
między nie iść
chropowato
na maszt bukolika wciągnąłem piracką flagę
w siano wyzwolone z nią 
owinięty w koc dotknięty do żywego
zminiaturyzowane samoloty nadlatywały
prowadzone przez byłych makropilotów
tupałem na nie przez chwilę
a potem z chłopcami w zboże
kipiał kichał i kisł naród wiejski wakacyjny
patrzyłem na robotniczeskoje deło bez młota
przez łan żyta przejechała dwukonna kosiarka
zabraliśmy wzruszenie i poszliśmy do domów
w końcu koło studni stanęła
ona czarnonoga nieboga malutka
tak nie długo miała jeszcze pożyć
po chwili łańcuch nawinął się
na buszowanie ciekawskiego dzieciaka 
jak łyko na drzewie ułożył się
na grzbiecie
pasjami lubiłem całować
słoiki z tańczącymi rybkami
śmiałem się choć
kurz polnej drogi zbrudził mi loda znad Wisły
i wtedy zacząłem uprawiać z tymi z piątej
piractwo i alpinizm
w piątki od szesnastej trzydzieści
koniecznie po lekcjach
gdy listonosz przychodził ktoś umierał
stary lub młody
tak jak ludzie pałace i kościoły szły głębiej w ziemię
chociaż dzwony ciągle w niej dzwoniły 
nad wszystkim czerwone flagi powiewały
nawet w młynach i stogach
psy przychodziły na podwórze jak żołnierze
i wchodziły do domu
do każdego pokoju
a później już tylko obce tygrysy 
chociaż koty byłyby tu odpowiedniejsze
gęsty sos zalewał żywopłot
wyrywałem sos z żywopłotu
strzelałem do kolegi z rowu mariańskiego
rzucałem nożem celniej niż sierpem
nóż wysuwał się z rany jak z chleba
po walce kolega powiedział
piracie mam już dość
przystanąłem więc za brzozą na wzgórzu
usiadłem na kamieniu
z oddali obserwowałem manifestację pierwszomajową
w wojewódzkim mieście
niezbyt zazdrosny o ich sukcesy
wielki pochód zbliżył się do stadionu
szkielety zgromadziły się na płycie boiska
czerwień zalała cały stadion
Jolly Roger wszedl z kartką na trybunę
i wtedy niepdziewanie
nadleciały bombowce z totenkopf na skrzydłach
i zrzucono ulotki
przedzjazdowe bardzo ciężkie
odłamkowo-burzące
z sielanki nie pozostało nawet dzieciństwo
>>>
 

1988

DSCN0870as
* W pianie *
Zaskoczył mnie żaglowcem
przemknął obok mnie gdy płynąłem tyłem
jego pióra zamakały w pianie czterdziestek
tymczasem ja niewolnik satelity
prowadzony na smyczy mikroprocesorów
jak kłoda drzewa pozwalałem się spławiać
kolorowo-tapetowy jego przesuw
hasło -wejdź mój śnie na ten pokład
ptaszek-migraszek przyfruwa
siada na relingu
zbroje spadły z wychudłych ciał
nerwowe y nawet wyszczuplało i odeszło
może utonęło gdy bitwa
przeniosła się na chwilę na ląd
ja pozostałem w pianie
on zasmucił podmuch wiatru obok mnie
przemknął na Horn nawet zwykłą tratwą
z bali
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Ogień i śnieg *
Podszedł i wygarnął z zimnego ogniska
łuski rozpalone
o nie! nie zimne
krew na stule zobaczył we śnie
gdy spali we czworo
mglisty sen
dżdżysty przezroczysty
teraz by chciał całość wszystko
a ono nie może mu dać
na wschodzie w górach ogień i śnieg
w krzakach partyzanckie szelesty
nic  więcej?
tak, chyba nic!
wejdź więc w spokój czuwania
ono jest gładkie jak łuska śliskie
mówiłem mu tak a on wciąż śnił
zielony południk Syreny przepołowił się
gdacząc weszły murzyńskie chaty
rzekły w suahili –
w ogniu się hartujesz w piasku giniesz
nawet nie rozpalonym do białości
to zimne ognisko to słońce
palmy zostały wsadzone po paprociach
gołymi rękami przez niego
>>>
DSCN0576f
 
Od wielu wieków ludzie piszą i rzeźbią
trzeźwi lub nie sięgają po pióro lub rylec
serca przebite strzałą wchłaniane przez brzozy
są dowodami ekspansji uczucia w przyrodzie
słowem odcinamy się od serca
jeśli jesteśmy trzeźwi to umysł mąci się
a jeśli pijani trzeźwieje
wszyscy to wiedzą wszyscy piszą
po jednym najeździe kamery
po kilku zgrabnych cięciach szpadą
wciśnięciu w ramy światła
wszystko zaczyna drżeć iluzją
zjawy konkretnieć szokując
kot przecięty na pół w locie
spada na talerz jak placek ziemniaczany pac, pac
krucha kreda dotyka policzka
rusza z miejsca sunie coraz szybciej
dochodzi do bariery dźwięku
mknie przez policzek pustyni
śmiech narasta w ścianach
gwałt kornika wdziera się w sen celulozy
antena obraca się jak oczy
szuka na niebie gwiazdy
kot jest gwiazdozbiorem półmiska
ludzie przysuwają krzesła do stołu
przy jednym stole nagle kilka miliardów ludzi
czarni są piękni oni mówią
arabowie są łagodni oni marzą
azjaci są pracowici oni potrafią pofrunąć z wiatrem słów
indianie mając coś w sobie gestykulując
biali cwaniacy mówią do czarnych i czerwonych byle co
kołacze się pod swetrem serce niezapisane
każdemu gdy widzi swoją trzeźwość        
balansując po kilku kroplach wina na krawędzi snu
a w oddali swoje ludzkie serce               
duszące się oddalające w gwiaździste niebo
krasnoludki orbitalne ze skuteroszalików przechwytują
serca ponad planetą z blizną strzały
>>>
??????????
Daj pokój zdolnościom
wojna w Iranie zmienia się
w niezłą już tapetę
choć żyzne gleby Rosji
zrodziły wielu wspaniałych pisarzy i muzyków
dziś widzę jak jałowieją
jak ja patrzę?
drzewo bez kory
drzewo pięcioletnie ja trzyletni
wojna pięcioletnia ja trzyletni
Rosja pięcioletnia ja trzyletni
dziewczyna i koc
wszystko jest mną
leniwie się przeciągam
gdy muszę wyjeżdżać nie śmiem zostać
czekać na wojenne baty i święconą wodę
ponoć mają odwrócić biegi wszystkich rzek
ponoć każdy ma zostać redaktorem naczelnym jakiejś gazety
ponoć każdy ma zostać przeszkolony do walki na kopie
ile krwi przebitych moja gazeta by pomieściła
kropla tłuszczu na ostrzu noża
dziewczyna zeszła na scenę w moim amfiteatrze
zbudowanym za miastem z kamieni kirkutu
rzeko czarna czarny deszczu
czekasz mnie w Iranie
jak śmierć nagiego drzewa
jak miłość dziewczyny
jaka biżuteria powstanie z moich kości
czy odnajdą stele praw w Suzie? 
>>>
DSCN0213s
* Wśród łąk *
Tak wiele musiałem wyczernić łąk
w cierniach w zielsku tyle razy
mózg mój jak dzieciństwo na pagórkach
tyle trudu spadło na mnie
za próbę odnalezienia zgubionego oszczepu
Tatanki Yotanki
wskrzeszenia ulubionego psa
i jej jedynej
popłynąłem nad morze by pobiec po falach
odtańczyć dziki taniec inicjacji
razem z Podlasiem Mazurami Mazowszem
i Opolszczyzną
razem raz razami
wytruchlałem w mundurze tramwaje miast
wystąpiłem przed pobitymi robotnikami
bijącymi przepitymi pijanymi
doszedłem do granicy śmierci
sięgnąłem warszawskiego bruku
w ataku na tamkę
by móc ciepło stanąć przed własnym piekłem
i stwardnieć jak światło
mnóstwo łąk odwinąłem z papierków lat
były moim śniadaniem
gdy jadłem je drugi raz przyszedł do mnie anioł
wygładził swe lśniące pióra skrzydeł
spoczął obok mnie leżącego bez tchu
pod wierzbą i z policzkiem przy moim policzku
nasłuchiwał echa ojczyzny ziemskiej
obejmując go poczułem zewnętrzną stroną dłoni
chłód chropowatego muru
słodkie trzynastoletnie uczucie moje
było razem z nami
byliśmy wtedy świętą rodziną
prawie płaczący ze szczęścia
dobrzy tym bardziej święci
ona pokorna moja
ja znów widzący
on odnalezienie wśród łąk
pieszczota wiatru muzyka witek i trzcin
ciepło letniej miłości
>>>
??????????????????????????????? 
Pośród jesiennego lasu
prześliczny podświetlony staw
którego dno wymoszczone jest
czerwonymi liśćmi
(piękny jesienny jasny kotlin)
w stawie pływają duże złote ryby
(podobne do karpi, lecz
większe od stawu)
kilka ławic sławnych
mężczyzna wchodzi do wody
zanurza się po szyję
zaczyna płynąć
płynie pod wodą przy samym dnie
ryby przepływają nad nim
płynie znikając coraz bardziej
pod brzuchami ryb
stojący na brzegu
zaczynają się niepokoić
to ryby zachowują się niepokojąco
ryby go pożerają
połykany znika w ich pyskach
wszyscy starają się wyłowić ryby
lub je wypłoszyć, aby uratować
ostatnią jesienną mężczyznę
>>>
DSCN3016s 
 Metodycznie Archanioł to rozwiązuje
jest to proces ciągły
duch i rozum to ogarnął
w podręczniku o tym piszą
wejście do katedry główne jest rzeźbione w kamieniu
boczne ministranckie jest marzone w nocy
nad tą częścią świątyni fruwają motyle i ćmy
drewniany płot kładzie się kładką
na rzece i już nie jest procesyjny
jest konfesyjny
wokół na brzegach samobójcy
Archanioł próbuje uzasadniać w głowach ludzi
jedni przechodzą drudzy przeczołgują się
nad wzburzoną wodą
trzeci poją konie na brzegu niezdecydowani
wśród lip i majów niebieskiego i złotego
dziecko niesie biel w celach wybielania jaźni
kromka lgnie do kromki
i nagle odwrócony kożuch porywany przez wiatr
znika w zamieci
gdy znów uspokaja się wiatr
kobieta wyprowadza kozę na spacer
kiedyś polecą samoloty kiedyś pogryzą się kobiety
kiedyś zamarznie studnia
wtedy trzeba będzie rozwiązać
węzeł wojny stukającej węglem w okna serc
życie zmusza do przyswojenia tony przypadków
każe walczyć protezami mózgu
lecz zalewa tłuszczem tkwiące w boku oszczepy
w nocy wyławia kroki Archanioła
most, po którym stąpa to most dzieciństwa
on przechodzi i ty musisz za nim
wyrywając życie z boku jak oszczep
>>>
DSCN0885s
Pozbierał cząstki powietrza
do butelki po sumieniu
ja bym miał kłopoty z tym
on jednak stworzył z nich wiatr
powietrzna muzyka porwała mnie
gwiazdy postrącał wiatr
spadają na moją głowę
on to sprawił od niechcenia
dmuchawcami organów
>>>
DSCN0323a 
Stary modrzew pod naporem halnego
zgina się do ziemi
wierzchołek drzewa lekko muska moje serce
w moim sercu mały chłopiec jeździ na rowerku
przyglądam mu się z obawą
moje myśli to koktajl z pokrzyw i mięty
pod język przesuwa się ich smak
nie mogę ich przełknąć
przedziwna słodycz unosi się ku górze
ogarnia moje oczy
drży obraz uderzający o program wizji
słyszę wiatr, który mnie zmienia
w drzewo stuletnie
>>>
???????
Pamiętają mnie mazurskie lasy
a ja pamiętam aleje wśród nich
zdecydowanie niszczone
przez chłopów w mundurach
potem łzy dzieci pozbawionych poziomek
dzieci robotników
i słońce w konarach drzew
ono rodziło dla mnie spotkania wzruszeń
wielkie czerwone
jak na każdym krańcu świata
zachodzące za lasy miniaturowe
slońce stworzenie słońce matka
miłość na powierzchni słońca wypaliła oczy
krucjata moich snów wśród ludzi
i społeczeństwo było we mnie
nie umiałem współżyć pośród wrzosów na poligonach
wolałem w pustym stepie walczyć słowami
gdzie  jagody też dojrzewają i powoli nadchodzi pokój
wilki w gazetach
a w lasach wyłącznie wyją żale
gdy już góry staną murem
za mną
łóżko na turni ustawię
i położę się na boku pod kołdrą
patrzył będę w przepaście jak Kasprowicz
patrzył bez westchnień jak Karłowicz
lecz
tęskniąc
do tego, co na ulicach Krakowa odbija się
w naiwnych dziecięcych twarzach
i wtem
umiera wojna
w Hucie
jak mgła nad Zakopanem
>>>
DSCN1485a 
Czy wierzysz we mnie lecąca strzało
moje przeznaczenie
bardzo moje
w łuku tęczy grafit wyziera ze słońca
albo na skróty skończ
musisz wydobyć ją
z Morza Czarnego i Tybru
potem bardzo
nawiązka jest w drżeniu cięciwy
pieniądze drżą nie dźwięczą
ale jak bardzo
pięknie bez słów
ojczyzno w duszy dźwięków jak snów
homeryckie gęby
na granicy Luwru i łąk przeczystych
topoli i złotogłowu
zginienia bliscy przyjemności
jak lecisz strzało
polifonicznie lecisz przez odmęt rozmiłowujesz
we mnie moje przeznaczenie
synów tylu wokół
rozpędzają się napinają
ja jestem bardzo
anielski może najpierwszy nad popieliskiem
oczu zagłady
ale jak bardzo
na hawajach szczęśliwości zachodniej
gitara łka na brzegu morza
ja planuję bohaterskie loty
a jeszcze drżę w piasku
zabierz mnie bardzo krowo ssaków
odkryj mnie bramo
zamknij rzeko
jak najwyżej delikatnie wessij w przyszłość
bez granic
ziemskiej pamięci
>>>
???????
Wczoraj dzień komunistyczny
zniknął w figowcu
otworzył się dzień przed telewizyjnym rakiem
a gdzie miłość?
słucham chemicznych pieśni misyjnych
tańczą radzieckie narody w półprzysiadzie
choć transparenty już nie istnieją
wszystko łączy się z góry zmęczone
i praca i bunt
jej uśmiech od Giewontu po Morską Krynicę
rozpromienia Boże Ciało
miłość to
byłem tam gdzie oni uważają się za swoich
w lesie
musimy pobudzić las kichaniem
by ich ogarnął obcością
by byli jak mech w cieniu
my znosimy jaja
w konfesjonałach
wyznajemy, że chcieliśmy uzdrawiać dzikością
potem okazuje się, że
komuniści nas spowiadali
nasze dni okrągleją w zielonym księżycu
przecież to noc
zjedzmy, więc po cichu te pomidory
zamiast fig
>>>
DSCN0765a
Zgoda na wszystko
ale nie na śmierć
pustynne chmury ogołociły
kloaki z upoważnień
teraz bunt już się nie zdarzy
we łzach miłość
po obiedzie
ludzie, hej!
w którą stronę pobiegną konie
tam wy
bo ja tak chcę
odchrząknę – i
wyjdźcie na mój kurhan
popatrzcie na moje spalone drogi
wśród sławojek i stajen 
wyśmiejcie mnie
ja się zasmucę
może
zgoda na wszystko
już teraz
buntu tu nie będzie
bo mnie tu nie ma
tego miejsca zresztą też
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Alergiczne kryształy toczą się
w żywym organizmie
tuż pod skórą
gdy detonują rozbrzmiewa muzyka
kicha ryba, płacze ptak
w zegarach jest osłona, którą chcesz widzieć
jak garb garbatego
a nad wzgórzem szalone tykanie
tak, och!
będąc śmiechem zmienia się w tętent koni
zluzował bocian myszę w zaprzęgu, i dalej
już w kredzie został odebrany znak od natury
amonit przywiózł obrazy zza granic kultury
na wernisaż w grobach lodowców
w karawanach pozostała ich tęsknota zakręcona
zielone stepy bez wędrówek dziś, bez galopad
trwają w bezmiernym spotkaniu bezsensu
z kurhanami pełnymi śladów alergii
a my w wieżowcach betonowych drapiemy się
grzebieniem z brązu
bawimy kościaną zapinką
pichcimy z cieciorki i orkiszu
podglądać życie z pozycji jednej grupy krwi
to nie wszystko
trzeba wyskoczyć z balkonu
i wchłonąć dolinę utworzoną przez lodowiec
symbol indyka i zamrażarki
wchłonie echa i niecierpliwe robaki z kredy
stworzenie życia
było pierwszą alergią
i alegorią natury
>>>
DSCN0902a
Sumator wielkonarodowy
Liczyć możesz wszystkich beatników
jak paciorki różańca
jednak nie możesz spokojnie wysiedzieć
na molo
chyba że wpatrzysz się w biel
krążysz wokół narodu
lub dziewczyny
znajdziesz kromkę chleba i krzyż
dodajesz to co masz pod ręką
fortunną
fontannę do wodospadów
Morskie do oka
Śni do ardw
patrzysz i chcesz wiedzieć że to to
możesz to zrozumieć
lecz co co nie wiesz nienawidzisz
czas postawił ciebie
pośród kochania lecz odarł z narodowej tęsknoty
raz Nowy Orlean dwa Krym
trzy Kozacy cztery Esesmani
pięć punkowcy sześć zomowcy
nie masz już nic
sumujesz jak sztubak
okradziony przez fanatyków fantastów
jesteś jak noc bez dnia
i dzień bez dna
kochasz bez cierpienia
i nie możesz zliczyć mórz i mgławic nad górami
choć możesz jeszcze się dostać na pewno
do świata młodych
na tej granicy, o tak
i raz zliczyć ich
od nowa
>>>
ZS Betlejem 14a
Czuwaj druhu premierze
pokaż jak bardzo kochasz swój kraj
wyjmij z portfela zamówień
swoje szanse wschodnie
otwórz permanentny stan
i choć w garści ściska mnie
jak bukiet polnych kwiatów
zwiędłych obwisłych
Mister Hyde układu
podniosę się na duchu
gdy rzeki staną się rzekami
ryby rybami
ludzie ludźmi
w wieloryba brzuchu opracuję
plan zbawienia poezji
a gdy mnie wypluje na brzeg
będę jak bibliotekarz Asurbanipal
strzeż się mój niepiśmienny druhu
mój konieczny towarzyszu
jeżeli nie kochasz Niniwy
zdewastuję twoich brodatych bogów
we wrotach pieca przetopię
na wiersze
>>>
DSCN5446a 
Bez łaski kwitnących paproci
odkurzacz wam życie przessie
wy dzieci wisielcze
chodźcie stójcie
mały Janek prosi o kalekę
chce walczyć
wcześniej pomiędzy kolumny wchodzi
przed oblicza bogów
a potem w słońce
drzew brakuje a wy posyłacie
po drwali z innych narodów
urządzacie w nekropolii majówkę
została ona odprawiona
trwała dzień jeden
>>>
 DSCN5568s
* Przespany kamień *
Przespany kamień we mnie się budzi
obok drogi nagi jadę na rowerze  piaszczystą ścieżką
w piasek powoli zagłębiam się z głową
nie nie skręciłem ku wodom przez pustynię
drżę jak uśpione wnętrze kamienia
pedałując w ciszy ku liściom cienia
będąc sam na sam z kamieniem rzeki
którego nie widzę w ciemnościach
skulony szeptem wracam ścieżką
nie upadam w śniegu pędzącym lawiną w otwór rzeki
gdy piorunem płonie stalowy maszt
jak świeczka ponad miastem
błądzę wewnątrz kamienia oblany czerwienią
kuchta gotuje raka
ulica pod niebem znika w zachodzie jak diament
bałwan poprzewraca się na podwórzu
toczy swe kule ku rzece
dajcie śmigło niemieckiego bombowca
rozpędźcie je niech zetnie swym kółkiem
biel zębów bałwana
do krwi
niech go okaleczy
ból pozostawi jawę
jak kamień
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
Ze wzgórz tęskniących do cienia
runąłem jak Sobieski z winnic
ja po wino? chyba nie!
dom budować w kasztanowców majestacie
pachnąc olejem i asfaltem
z drogi tylko zapragnąłem zejść
i zszedłem
w okolicy jest kościół pod ziemią głęboko
Święty Jan czyta czasem swoje teksty
o jaspisach
pośród rechotania żab latem
słyszę jego głos siedząc w oknie
jak w wejściu do jaskini
dom czarny pośród ciemnej nocy
szkło wyrasta w ogrodzie, kwitnie i owocuje
ja zbieram jego owoce
wyciskam z niego soki, które potem piję
nie upijam się, lecz wtedy dopiero widzę
moją szklaną konnicę wieku
pędzącą w przepaść bitwy
dwóch światów
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
Weź mnie w dłonie
gdyż płaczę
końskim włosiem połechtaj moje rozpacze
na maszcie flaga taka jak ja
oj! mój krawat zamiast mieszkania
dla wszystkich będą krawaty
lilie też, gdy zapieją wczesne wody
słońce płonie
gdyż lśnią liście brzóz
niebo przybywa jak morze
gdyż mógłbym spać
huśtasz mnie
więc boję się jeść papier
jem atramentkromkę
kupuję statki w butelkach
stojąc za kontuarem
lecę aż do Jugosławii nad Adriatyk Ilirów
pajdę
słońca poliżę stojąc na ulu w cieniu
ocierasz moje łzy łańcuchem
lubię to
jadę do Pernambuco
po księżyc
myszy fruwają z garnkami na głowach
nad głowami Gotów
tłukąc telewizor we czwartek
płaczę
w kosz zaglądam odliczam chwile bez ciebie
zazdroszczę okolicy palców
sercu mirtów
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Zasnuta powierzchnia cygara
czarny knot się dopala
kwiat doniczkowy chodzi po krawędzi doniczki
wyzwala wyzwala wyzwala siebie
jak dym
brzęk twardego plastyku
uderzającego o jeszcze twardszy plastyk
upadła popielnica
zachodzi wielkie słońce
zasłania nam oczy
wewnątrz dni pełzają same kokony
larwy dematerializują się tam
i znów pojawiają się w głowach
ołtarz na wzgórzu zielonym
brak dzikich skór
zwierzęta są w niebie mitologii
ściągamy je z s es dla skór
wieloryby kryją w swych trzewiach Wikingów
krzesło jest motylem
składa i rozkłada płatki skrzydeł meblowych
utrudzeni jakimś znojem toniemy w dymie
przejechani przez tramwaj jeszcze
w wózkach dziecinnych
butwiejemy spolszczając się w humusie szans
deszcz gasi czasem cygara
teraz uciekł w Beskidy
przebiegł lasy
i schronił się w schronisku
to z kolei nas chroni
przed kopciem z cygara zdrad
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Nici do kłębka *
Wcześniej czy później mając kłębek
dojdę do nitki
zakręcony w trudach lekturach
kapelusz mojej Julii
jak balkon jak puzon
za truciznami w głąb
nad lasami rytm kołysze nogami
powiesił ateistę by smutniał
na świerku jak zająca na balkonie
wisiał nad igłami jak pijany fiakier na koźle
co cmoka – dobry koniaku bądź mi denaturatem
czas się ocknąć trawo
w gęś się przełamią Pieniny
górale wyczernią Podhale
w bieliźnie nad morzem Kaszubi
będą szeptać Maurowie przytupując
Rosjanie będą siarczyście się uśmiechać
do swojej prawdy
nie kocham ich, choć prawie sławię
nie ma już jego jedynego
spalony w lesie
lecz pałac pozostał
lata lata zimy jego pamiętają zesłańcy
ręce obmyć octem z róży
wypić to wszystko
co w gąbce jej włosów
moja gąbka gęga do jej gęby
też się przełamuję nie zazdroszczę
lecz mi żal dziecka na kolonii zakładowej
wyjadającego kisiel z podstawki
najpiękniejszy żółw to okaz balkonu
starych kobiet mi
dziewczątek mi
już nie uprzędzie żądna podróż
żaden spacer
o jej urody urody smaku mojego
i uczucia fal
wiej wietrze w oponach
gumy Chin pachnijcie bawełną
jestem w stadzie arabów Dzieduszyckiego
tu niedaleko od Gór Stołowych
chcę być aniołem w lasach pełnych masła
gdzie łupiono bydło i akowców
chcę być świadom nici
trzymać je
a mam tylko kłębek
>>>
DSCN0805e
* Awokado inteligencji *
W plwocinie królik
w sierści się urodził
pajęczyna zasnuła arabski
grób Chrystusa
to ona
zewsząd otaczają mnie szczupłonóżkie
moje pieczęcie
maszyna kręgli niespokojnych
w spojrzeniach
pędzi parą detonacją
wejście przez święty obraz
jestem sam jak idea
oczy mój sztandar
poniosła go owca w pokrzywy
ludność skupia się w lejach
buty noszą się same
krzyże odchodzą po zmartwychwstaniu
ludność schodzi do dolnych lasów
jak w bajki
spychacze pomagają
dzieci odsuńcie się
będę się mścił
rozwalić pieczęcie serc
wszystko
bunkier
pajęczynę zerwać
śliskie są owoce moich gazet
kuszą likiery
wzywają wytchnienia
awokado inteligencji
to czasem plwocina
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
 
Jak żydowski notes przedwojennych miasteczek
tak w moim życiu senne kry spalono
na Alei Słowackiego
wiem na pewno, że większej słodyczy
już w nim nie będzie
w mroźną noc rozlał się ogień jak pożar
mają miłość odkryłem na nowo w autobusie
wysłałem moje sny na księżyc
odnowicieli już mieliśmy
nie daleko od niego
odszedłem daleko od jego kaźni
lecz nie zdradzę siebie, jego
ani uśmiechu z Alei
drgnięcia rzęs z autobusu
weź okno czarne kotku
i słońce głodne jarmużu
stój!
nad brzegiem się zatrzymaj
rzeki miłości
kiedy sny i ty będziecie jednym
jesteś tam gdzie ledwie srebrzy się szron
na listopadowej trawie
a ogień jest tu w moim sercu
w autobusie dojeżdżającym już
do Mostu Dębnickiego
który zasłonięto jak arkę
jak Wawel
>>>
DSCN5856 (3)s
* Krzyczcie gęsi, uciekajcie *
Ojcze, ojcze
krzyk dzikich gęsi
niesie się nad polskimi niemożnościami
na Pegazach bóle
unoszą się nad asfaltem
i te gęsi Selmy
wytrzymać bajkowe wojny
rosyjskich cerkwi
to marzenie
jak krasnal walczę o zachowanie bajek
ale tych prawdziwych
cóż mi pozostało
inna bajka
codziennie tam i tu
ojcze, ojcze
dzikie okrzyki
zwierzę patrzące w księżyc
marmurowy
marmurowe
także srebrny grzech
złota głowa
ruchy rewolucyjne
robaczkowe
po grób myśliwych krzyczcie gęsi
uciekajcie w rękę nieba
wiekuistą
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
* Kosmos udziałem *
Skute lilie wśród wiśniowych drzew
deszcz szklany i Wawel się śni
sny wręcz dziewczęce
jakże senne śmiertelne białka oczu
zębate koła w sosnowych ustach
nad wstęgą Wisły jak jabłko
jak je podać
wakacje dla aniołów
przyroda niech wejdzie w znak Lwa
niech kosmos w erze stanie się za chwilę
udziałem całych naszych serc
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
* Nadzieje w urnach *
Nasze nadzieje są ukryte w urnach
a przodkowie w kurhanach
głogi to też nadzieja
tyle, że dzieciństwa
ścieżki polne wykorzystujemy
krew Scytów i Galów mając w żyłach
biegamy przez pola i zboża
jak króliki tańczymy
zorza ich informacji nad nami
wychylamy nasze dzwony
nasze
ich
zawsze my
to już tak zostanie
dopóki będą telewizyjne krzyże
w naszym świetle jaśnieć
autostrady i parafie
zbyt zdrobniałe dla ich geniuszu
stoją miniaturowe na kredensach
jeziora dodawane do małych boisk
serca oddają
trylogie religii
uciekinierzy kontaktów
oczy podnieść można zmrużone
odsunąć kapelusz na tył głowy
uśmiechnąć się można
stojąc w powodzi na przedwojennej ulicy
można wzrosnąć
głogi jak pąk serca wykwitają astralne
czekamy na krew
spojrzeniami na smak ust
na mgłę w oczach
tylu swe kości złożyło w ostach
ilu, tego nikt nie zliczy
łąki bez znaków kąkoli i maków
bez pszczół bez czajek
nadzieja bez mórz w nas
kurhany groby
cisza w urnach głowy
nieodnalezionych
OLYMPUS DIGITAL CAMERA             
* Iloczyn *
Iloczyn dwu wiejskich miłości
gdzie trawy pasma brak
na wzgórzach kończących się
ona zatrzymuje swój rower
on wyłącza silnik traktora
on uchyla drzwi kabiny
ona opiera się o siodełko
zdechł komin fabryki nad nimi
znikł cień socjalizmu teoretycznego
młodzi dogadali się
kracze wrona na topoli
siano biegnie w miejsce miłosne
wiejska miłość otrząsa świat z kłamstw
na polach telewizją zasnutych od świtu
obserwują ich nadzy milicjanci
stojąc w krzakach z radarem
gdy kończą rozmowę
wyskakują z czerwonymi makami
w zębach
na drogę przed nimi
>>>
DSCN1557a 
* W mojej piersi *
W mojej piersi tkwi sens
jak gwóźdź
krótko przenika ukośne błony
ona korzysta z białych tkanin pajęczych
wiszących w piersi
opada lekko na nie
ratując swoje miłosne życie
lata win
ucieczek
na zewnątrz ciała
godziny dobroci
wewnątrz spojrzenia
mały ludzki ból na rozstajach
sens kłuje i kołysze
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
* Na razie nie chcę *
Mogę osłonić swoje oczy rozumem
lecz nie wiem, czemu nie chcę
strzepnąć mogę niedbałym ruchem palców
Słowackiego z konia
choć płoną moje oczy gniewem
na razie nie chcę
narazić się zaborcom
mogę osłonić swój rozum
cierpliwością pielgrzyma
>>>
DSCN0569s 
* Wnętrze *
We wnętrzu tego kamienia
który jest wewnątrz
jest złość
jadąc, jako prawie rower przez las
czuję, że będę musiał przestać
tymczasem przeciskam się między
skłębionymi liśćmi i pniami igieł
jak powstaniec lub partyzant nawet borówczarz
teraz taki czas jest
aby styl był jak figowiec
jestem w slipach
gdybym był apostołem nie chciałbym mieć
kamieniejącego wnętrza na pewno
wychowuje mnie las ojców
nie mogę już mówić:
„gdybym mógł”
jadę na rowerze do czterdziestki
zaświeć tęczo, pokaż swoje kły
zawiej firmamencie na sny Jupitera
na dzisiaj wejście czołgowe
dla koni otwarte
już dzisiaj ruszają czołgi chwały
gdy spotkam je na drodze
wyjadę na środek
staranuję je
może, tak chcę
moje rany zmieniają się w logiczne kamienie
skóra wysuwana jest przez wnętrze
obcy jestem nawet lekarstwom i ludziom
lata mijają czekam na nią
szukam jej mam ją odchodzę
trzymając ją za rękę
to nie wojna
to nie nienawiść
to ona
jaskółka leśna
zagrożona
przez kamień lekki jak owad
DSCN0662d              
* Sznur *
Na tyle dojrzałem, aby szepnąć
w nocy chcę zrobić to
tajemniczo mrugnąć okiem
a potem
wyjść z domu z konopnym sznurem
z zamiarem przeciągnięcia go
nad drogą, którą muszę iść
wielce szanowni Rodacy
w Sejmie siedzą jak zwierzęta w klatce
a ja drogą idę na stracenie
drogą, którą wyznacza mi sołtys
tak wielu u władzy w sterowanym Sejmie
robi za dekorację różniąc się
co jakiś czas w sprawach wódki
ja już prawie jak terrorysta
milczący jak konopny sznur konieczności
leżący w zwojach na podłodze
nabrzmiewam cieniem
w blasku płonących
socjalistycznych stosów
ten cień to dobra rzecz dla mnie
przepowiadam śmierć Pimena
z ręki Gorbaczowa
>>>
DSCN4279as 
* Swoboda *
We wnętrzu mojej wiary
jest miejsce na swobodę
w katedrze mojej głowy
jest wielki krzyż wolności
ciepły krwią mojego snu
przyzywam dzieci nie bociany
dewiacja pod kontrolą
obydwu oczu uspokaja
uspokajam aniołów stróżów
uf
wewnątrz zegarka liczydła
krople wody spadają na wysunięty język
wedle stawu grobla
wedle wnętrza czas
zagiąć skrzydła, wznieść proporce
runąć na barbarzyńców
lub czekać pod krzyżem na śmierć
z ręki bolszewika oraz esesmana
co było, o co jest korzystniejsze politycznie
tyle piachu i tyle jezior
w naszych gestach i podróżach
wzgórz i równin, połonin i ruin
prasłowiańskie grody
nawet germański stek na Ślęży
płoną w żyłach w sierpniu
jak krzyż
>>>
DSCN0988x 
* Obsesje nocne *
Obsesje nocne wyrywają mnie
z delikatnych ramion
krew wyciskają na czoło
myśli przestają istnieć
tylko zwierzę w nocy
krąży w ich miejscach
mogę sobie wyobrazić
mojego praprzodka wędrującego
na bosaka przez stepy środkowej Azji
w poszukiwaniu spokoju
lecz nie w taką noc
>>>
DSCN0327a 
* Narodziny *
Wejście do katedry stadionu
jak wybieg dla fok
zamarznięty system moich uczuć
oddziaływań i cieni
regulator obrazu
który wisi na ścianie
ginie w ciemnościach we mgle i śnie
chwytam drążek steru książki
msza przeżyta w nocy powtarzana jest za dnia
głodni maszerują ktoś marsza gra
ten we mgle sobowtór
nie jest tak głodny jak ja
hala oświetlona jak wnętrze nieba
dla narodzin nowego człowieka
w lustrzanych nibytabernakulach zrodzić się miał
z naszych słów on
tak niewiele czasu zostało już
dla nowego proroka
a może to ty zrodziłeś się tam, patrz!
bazyliki koncertów i demonstracji
na Bałkanach i Kaukazie
miasta mogą zostać zorane
przez Rzymian i Rosjan
jednak trudno uwierzyć w ciągłość własnej klęski
łatwo patrzeć i widzieć na ołtarzu
siebie choćby przed klęską
chmura przesłania szczyt drapacza
i zwięczenie krzyżem, gwiazdą
chmura głodnej szarańczy
>>>
DSCN0777d 
* W naszej awangardzie *
Ani Rakowski ani Urban
nie umacniają tożsamości
Jan Paweł II istnieje jak idea
miasteczka samotnieją
miasta się sprzedają
dzięcioł przylatuje z lasu
aby zamieszkać w sadzie wielkości Niniwy
za rok wylatuje z sadu
aby pod miastem opukiwać
drewniane telegraficzne słupy
dziś usiadł na ceglanym murze
wali dziobem w ścianę domu
wierzeje łąk zatrzaśnięte
lasy zdziczałe zmieniają się w polne zagajniki
ostrężyna jest porasta
czasem jakiś parów ukryje ogromne łopiany
nad cienistym strumykiem
lub małą wioskę bez drogi, szkoły i poczty
jedynie z kapliczką
sumienie narodu
Piast był chłopem
Rakowski to syn chłopa
ale tylko ten drugi to barbarzyńca
miast muzyka dociera na wieś
ludowa muzyka wbrew pozorom nie umiera
chcemy wypłynąć na starą rzekę Europy
łodziami ministerstw i przedsiębiorstw
co za bzdura
jednak pakujemy się na te porohy
ja dla swoich dzieci będę zmuszony
stworzyć własną Europę
wysączyć ją ze skały sumienia w lesie
z łopianu i dzięcioła
z miasteczka ze szkła i wodoru
z hutniczej dzielnicy
żeby już do reszty nie zgłupieć
w awangardzie przedstawicieli
>>>

1989

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Jak wierzba płacząca na krawedzi krateru
wzrastamy nad przepaścią wieku
ptak siada na ramieniu premiera
złowieszczo
ciemność ulubiona w klasztorze
jak przyszłość kwiatu kaktusa
deszcz w Nowym Yorku płacze
spływają krople po zębach
konie, lecz nie takie znów dumne
stoją obok siebie na Kazimierzu
jak synagoga i kościół
między nimi płynie Wisła płacząca
Augustianin dzieli się pasztetem z włóczęgą
w budce telefonicznej
podczas snu z cygarem pomiędzy palcami
włóczęga umiera
trudny nocny szlak dla komandosów
z ulicy Ułanów Jaruzelskich
przez stalownie, telewizje i pałace
Niemcy zapraszają znów Rakowskiego
a on strofuje Hołuja w Hrubieszowie
Warszawa uklękła przed Zygmuntem Wazą
który zdradził tak wiele interesów Polski
lecz nie Polskę samą tak jak śliczny Staś
nie wierzę Warszawie z pomnikami carów
Kozaczyzna nas niszczy nawet w snach
zamek w Czersku nadaje się do remontu
mumie też trzeba ratować
misjonarki więźniarki są nową nadzieją piramid Kremla
jak wysłaliśmy Karola Wojtyłę do Rzymu
jak wysłaliśmy Brzezińskiego do Waszyngtonu
jak wysłaliśmy Dzierżyńskiego do Moskwy
tak wyślemy na Księżyc wszystkie łzy
wierzymy, że wulkan nowych czasów
jeszcze pozwoli się nam
wypłakać przed erupcją
możemy przejść tam na piechotę
>>>
DSCN2726s 
* Ręce do góry *
Jest taka piosenka otoczona murem
jak zachodnie i wschodnie warowne miasta
jak sokół wzlatujący nad Podole
widzący ciągnące z dzikich pól nieszczęście
ciemność nocy jest tą piosenką
Sejm nadciąga od Sieny
komuniści od Sejn
robotnicy sezonowi toną wśród rzęs
w stawach zielonych
w pultuskach w puławach
pieniące się piwa są wylewane
pod progi księży patriotów
oni nadchodzą od wschodu
rzadziej od zachodu
tak, więc jesteśmy osaczeni przed murem
klucze dzikich gęsi płyną w miedzi
na niebie z Galacji do Galicji
czołgi równymi kolumnami toczą się
z Jarosławla do Jarosławia
wśród szpaleru topoli jak pociągi
posłowie śpiewają hymn zniewolenia
i wznoszą ręce do góry
jak Urban i Innocenty
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA          
Tu nad morzem zielonym
jeszcze nie jeden zrodzi się
czerwony koń
i co z tego
jeszcze pewno nie raz
w zielonej historii
nie kłopoczcie się ucieczką
tęsknota złączy was
nawet z tym koniem pędzącym do Żółkwi
oczy stepu
wody modre
los Europy w waszej studni
prosi o wolność jak Aladyn
zimą wsłuchujecie się w świszczące klęski
zaskoczonych białych w czerwieni
sumuje się swoje marzenia o wodach i stepach
wtuleni w futra obcych kotów
obok marmurowych mnichów
żyjemy innymi dla siebie samych
powstańcy patrzący na niekochające serca
nawet wśród burzy
nawet wśród zamieci
kosmici czy sataniści
insekty czy komputery
wejdą w wodę naszych trzech mórz
i zostaną do świtu, gdy rosa zmoczy
zielone bezkresne stepy trawników
>>>
DSCN2169a 
* Ptasia tęsknota *
Ptasia tęsknota moja
klucz wiosną i jesienią
koła zębate, nity
w nieodkrytych ramach 
łączą w moim obrazie sny
mocuję go do ściany rodziny
śniadaniem równie ptasim
wejść tam gdzie młyny mielą
wejść w kamienne lochy mąki
słyszeć wodną turbinę
napędzająca młyny
widzieć pianę wszędzie wokół
realną osiadającą na policzkach
deszcz, słońce, wiatr
dziewczyny wśród samochodów
w labiryncie w Knossos
w wulkanie Witkacego
w sercu dynamiczna
kwietna tęsknota
na moich horyzontach
perspektywa przełamuje się
tak, że ptaki mogłyby upaść
na druty wysokiego napięcia
gdyby tęsknota zdołała
wyrwać się z serca
>>>
DSCN0507d 
W tylu już leśnych latach
skrzat czyhał na skrzata
wyczekało i moje serce
hobbitka znalazła mnie
wyeksponowała na płótnie
skostniałe wieże boszują na obrazach
nad przepaściami iluminowanymi piekłem
gdy zjadam jej nogę wyrasta mi łuska
i temu podobne
na łyse zęby wyłażą zimorodki
na leśnych sadzawkach stoję
lecz iść nie mogę po nich
z pleców wystaje mi nowy kartofel
biegłbym do mojej miłości
a jadę piłką do morza
budki na sercach obu buduję zaskoczeniem
zjadam w oknach czas
kwoki zza muru chcą się dać słyszeć
hobbitka poszła w inną stroną
zamknąłem Trybunę
>>>
?????????????????????? 
* Plan *
W tylu niszczących szansach
pozostawiam szansę dla miłości
gdzieś w jakimś mało uczęszczanym
pomieszczeniu biurowca
nagle znalazłem się twarzą w twarz
z trzema pięknymi kobietami
patrzącymi swymi ciemnymi oczyma
na mnie siedzącego wśród kartotek różowych
bezradny tuż po gwałtownej rozmowie
w której wykrzyczałem swoją chytrość
kobiecość ich pojawiła się w bliskości węża
wstałem w płomieniach tych spojrzeń
ich oczy teraz wzniosły się do góry
gdyby nie resztki sierści w moich ustach
zaskoczony w otwartości wszedłbym na biurko
by zrywać jabłka
diademy oczu świeciły w moich ustach
rozmowa zbliżyła nas elektrycznie
już prawie dłonie dotykały dłoni
wpatrzone we mnie znów pojednanego
kryjącego zmieszanie
i oto, gdy jedna z kobiet wstała
aby zamknąć drzwi
by ukryć nas przed okiem opatrzności
swojska samotność wybuchła jak miecz Michała
ciało zostało wessane do zgliszcz
na koniec ustaliliśmy w podnieceniu
plan zniszczenia niecnych
trzech innych kobiet
>>>
 DSCN0326f
* Zmierzch zakłamania *
Łzy jak czerń nocy spływają po szybach oczu
gdy milknie ostatni ptak
mój ojciec z wypalonym sercem
pielęgnuje młode sekwoje antykomunizmu
które posadził w czasach Solidarności
dzięki pożarom Jaruzelskiego
w czasach stworzonych przez takich jak on
dla czasów długowiecznych jak dęby Mamre
moja matka zdecydowana uprawiać oberżyny
na  kurhanie ostatnich komunistów
ustępuje przed ojcem
sama usypuje kopiec swojej rodziny
wyższy od kurhanu tatra Mamaja
krzątając się z pełnymi koszami ziemi polodowcowej
w domu wciąż jeszcze pełno komarów komunizmu
czyhających na odsłonięte ramię
moje łzy to kwiląca ptaszyna
o zmierzchu zakłamania
na tyle silna by wyłapać wszystkie komary
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Trucizna wszędzie *
Kiełbasa, szynka, indyk
obok sałaty, chleba, grzybów
na polskich stołach – trucizną
papier w pracy – trucizną
piwo w czasie meczu – trucizną
i sam mecz także
pepsi-cola i lody w waflu
wśród rozpalonych domów miasta – trucizną
samochody rzężące – trucizną
wpieprzowina na targu – truczną
robotnicza konserwa śniadaniowa – trucizną
samochody warczące – trucizną
wiatry i deszcz z zawartością kombinatów- trucizną
pocałunki partii – trucizną
słońce w bezozonowej atmosferze – trucizną
odzież i meble w mieszkaniu – trucizną
trujemy się rozmowami w czasie wesel
oglądaniem telewizji w święta
wypoczywaniem nad woda w wakacje
myśleniem o kobietach w nocy
pracą dla zła w dzień
staniem w kolejkach i korkach
>>>
DSCN0560a 
Możemy w kontekście zagrożenia
planety i społeczeństwa
śmiało mówić, że cywilizacja doszła do progu
śmiertelnego zatrucia
trucizna znana jest od tysiącleci
pod różnymi postaciami
więc każda epoka musi mieć
swoich głodujących eremitów
odpornych na nią
przyszłe lata też czekają
na koche, arche, pra, pan
i na was
kamienie, woda, modlitwa
skąd wziąść czysty umysł
skąd wziąść czystą ziemię
skąd wziąść czystą wodę
skąd wziąść umysł czysty
czysty umysł
czysty umysł
planety
>>>
??????? 
*Weź kawałek mydła*
Weź kawałek mydła
włóż go sobie w usta
i usiądź na gałęzi drzewa
rosnącego przed jej domem
i milcz
rosa będzie chłodzić twoje ręce
nogi, głowę, pierś
spływając z włosów i naskórka
już na drugi dzień
niewolnik na plecach uczepiony twoich
jak plecak był przenoszony
we wszystkie miejsca
w które zachodziłeś
gdy usechł odpadł
i z miejsca zaczął podążać za tobą
weź dziecko i idź ją prosić o ser
niech dziecko popychane przodem
zmieni się przed nią w kruka
i pofrunie w jej oczy
pełne czerwieni zachodu
kurak biegnący przez pustynię
szukający rozpaczliwie pożywienia
to ty bez kruka
spragniony
>>>
DSCN3084a 
* Słoneczne rozgwiazdy *
Słoneczne rozgwiazdy
pod katowickim Spodkiem
zjednoczyły się na wiecu
w dniu gwiazdy
12 marca 1989 roku
weź spluwaczkę i wyrusz na front
jako krasnal partyzant
z ramienia ludowego miniugrupowania
posilając się serem
mów, pluj i dalej wciąż dalej podążaj
naprzód na Berlin i Rzym
uklęknij
wstań, gdy spadnie bomba
ugotowany pacierz mroczny
w komputerze
mleka nalej do spodka
postaw spodek obok na drugiej śląskiej gałęzi
śpiewaj pieśni otwartych ust
przytul nogę do kory
i chłeptaj mleko
ona krząta się tam za oknem
cała jak pąsowa róża
speszona atakiem miłości
i w sercu i w kuchni
wypatruje twojego powrotu
rannego
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
* W tanich głowach*
W tanich głowach czyha sen
w leśnej głuszy
zimą umiera stara kobieta
zapada w śnieg na zawsze
ważyć słowa
lekkie odrzucić na drogę
pod żołnierskie buty
lasy ważyć
są jak wióra unoszone wiatrem
ku Księżycowi
co masz do powiedzenia lesie
jaka jest twa ostatnia wola
kłos stalowy
wśród innych narodów
już nie tak dumny jak kiedyś
i nie odnajdzie dumy
w nadchodzących latach
nie wzniesie miecza
nad grobem staruszki
pochowanej na małym wiejskim cmentarzyku
nie wypada wznosić siedemnastowiecznej szabli
wypada trzymając grudkę świeżej gliny
płakać, płakać, płakać
zieloność w telewizorach
skacze konikami polnymi wśród czołgów
drga w konwaliach
gwiazda wśród lasów
gwiazda staruszki
czuwająca dla przyszłości
nad przeszłością natury
>>>
?????????? 
* Zagłuszyć śpiew ptaka *
Zagłuszyć śpiew ptaka
w metalowych komorach makowin
dudnieniem wypełnionego serca
kiedy nowa miłość wjeżdża w mój las
jestem akurat sam
kwiat jak śpiew miłości
wetknięty w ucho
ryba do połowy wsunięta w usta
zakazana miłość wkracza z żandarmem
do spichlerza
koń zeskakuje z pokładu statku
na przystań w Warszawie
stukając kopytami galopuje do baru
na szklaneczkę mocnego octu
to nie potop szwedzki
to nie ta sama miłość
ale ten sam zakaz
drzewa dzwonią jak dzwony
mając ptaka w sobie
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
*Mój ból*
Nosisz wewnątrz moje cierpienie
biały krasnal w nocy przelatuje
nad moim domem
puszki we śnie otwierają się
błyszczą jak prawdziwe gwiazdy
na czarnym firmamencie
Wisła zamarza powoli
a ja wciąż płynę
z gazetą w zębach
Grudziądz, Warszawa, Kazimierz, Sandomierz, Kraków
miłość ukryła się przede mną
w innym ciele
kuc jest samochodem i niesie mnie na grzbiecie
mój dom powstaje z winogradu
i rytmu słońca
kwietne są nieba tego lata łąki
dzięki radzieckim eksplodującym samolotom
w puszczach szwajcarskich wędrówek poetów
odsłonięte zęby
na wschodzących frontach nie giną już oni
lecz my
siedzą w słowackich lasach
kołchozowych blokach
polskich chochołach
angielskich pubach
afrykańskiej dżungli
oni
step na falach eteru czeka na kroplę i stopę
we łzach moje dzieci we łzach
wasz niedźwiadek się zestarzał po kolejnej dziesiątce
dziś grzywy kuca nie zrasza łzami
i zjeżdżając  na nim do grobu Polski
jak zwykle przygotowanego przez sąsiadów
w  każdym stuleciu jeden grób lub jedno piekło
dotknąć mógłbym podwójnej duszy
lecz ciało nie pozwala
pojedyncze ciało
siano pachnie w niedźwiadkach
śpiewajcie rosyjskie niedźwiadki
wasz suchy hymn
niestrawny jęk po uciśnięciu brzuszka
tęsknoty opowiadajcie o stepach i kościach
o moim bólu nieodnalezionym
szkliste niebo nade mną
czy twoje oczy otworzyły się drugi raz
tym razem wewnątrz
czy o tym wiesz
zawsze oczy patrzą w  niebo
u nas tak zawsze
nad moją głową zawsze niebo
gdyż nie mam domu
oprócz grobu, którym muszę się posługiwać
jak taborami
ze względu na historię
nie mam nic
ludzie Wschodu ludzie Zachodu
ludzie Północy ludzie Południa
byli i są tu wszyscy
wołają –
pieniędzy pieniędzy nędzy
ludzie Pieniędzy Polacy Po
w Stambule w Berlinie w Moskwie
wszyscy nawet ja odlatuję za wojskami lotniczymi
karły i kuce są już w grobie
a ty ze mną tkwisz w odmęcie
jak Skała Piotrowa ponad wściekłością
przecież wielu ludzi lubi swą pracę
choćby w kiosku Ruchu
w saturatorze w polu w rządzie
tyle piękna w wodospadach krwi
w słońcu nad Soweto
w Tajgach w Wisłach w Dekanach
śmiej się tygrysie wejdź do bazyliki
Papież leci z kluczem żurawi do Egiptu
nad Morzem Śródziemnym
obnosimy cię z żoną pod baldachimem
biedna istoto
czeka na ciebie Mars Prezydent Metal
i twoja własna głowa
generacji komunizmu polskiego
jak nieść ten ból z nadzieją
tak stary tak mądry się czuję
gdy pomyślę, że z tych kości
porzuconych w kopalnianych szybach
ciągle wyrastają sekwoje snów
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
* Skalista grań Pałacu Kultury i Nauki *
Sęp krążył nad głośnikiem
z którego dolatywały słowa
piosenki Chrisa Kristoffersona
jastrząb wystrzelił w górę
jak radziecki odrzutowiec
a potem runął jak tenże
na płytę lotniska
popełnił samobójstwo
jaskółka uwiła gniazdo
w oknie gabinetu Pierwszego Sekretarza KW PZPR
meksykański kogut rzucił się
pod samochód po przegranej walce
skowronek wzleciał nad pola
zasypane śniegiem
wyśpiewując swoją pieśń
dla bogatych ludzi
kaczka podała kurczakowi na święta
indyka z borówkami
bąk w przydrożnym rowie
słuchał samochodowego tranzystora
z którego dolatywały
dźwięki utworu Slayera
sęp porwał głośnik
i zaniósł go na skalną grań
Pałacu Kultury i Nauki
muzyka wyszydziła obie nazwy 
>>>
DSCN0645a
*Skwierczy*
Skwierczy, krwawi, płonie i kulawi
historia na Wałach Chrobrego
a w dole wodoloty czekające na Wolnych Wolinian
w samym rogu zza wysokiego ogrodzenia
żołnierz patrzy przez lornetkę na golasa i Gołasa
nie pilnuje dokładnie socjalizmu
drzewa spadają z klifu, koziołkują, tak, tak i tak
skaczą w fale marząc o sieciach
obciążonych kamiennymi obciążnikami
bataliony już nie mają tej szansy, co Kuba
wypatroszone przez gwiazdy stalinizmu
ryby śmierdzą w Międzyzdrojach
a radzieckie okręty w Świnoujściu
bada, pyta, wypatruje i kocha
dezerter w Trzęsaczu pędzącym do Szwecji
ach, gdybyż była tutaj latarnia morska
niestety są tylko pokoje do wynajęcia
z wężami, skarpetkami i jakimiś takimi dziwnymi sowami
bez litości dla lotniarzy i komunistów
kościoły się nie doczekały
w przeciwieństwie do galerii przodowników
biusty tak tutaj lubiane już nie są kelnerek, lecz Litwinek
ostatni żołnierz jeszcze nie rezerwista
zrzuca kamienie na spacerujących u stóp klifu
radary pracują
dopóki się nie zepsują
>>>
DSCN0916s
*Obiad po prowokacji*
Koledzy po piórze
pióra po kolegach
prowokator po obiedzie
obiad po prowokacji
kościółek zmienił się w wartownię
przy strategicznym moście
brzoza syberyjska
wlazła do doniczki w holu
inna brzoza komitetuje plenarnie
przy autostradzie
autostrady runęły w zboża
jak kombajny?
szelest piór grzędnych kur
wywołany paniką
na widok skradającego się krwiożerczego zająca
odrzutowce lecą co noc na wschód
detonacje ponaddźwiękowe odbijają się
od jasnego księżyca i powierzchni morza
ten dzwon wybrzmiewa jedyną prawdę –
prochy Oświęcimia to nasze prochy
zagazujemy jeszcze przydrożne warzywa
ale już niedługo zaprzestaniemy i tego
bory Sobiboru to obce miejsca
na naszą borowinę
by nic już nie napisano
pióra zjedliśmy ale gęsi pozostały
i ostrzegają
dziś nawet poeci
nie byliby w stanie jędrnym piskiem na murach
ostrzec Rosjan
więc tylko strzygą uszami
w kolegach upatruję kolegium
w liceum upatruję gimnazjum
u Platona szukam wczesnego Chrystusa
by opisywać z satysfakcją gagi myśli
słowa stają na taborecie
i zaglądają do szkieletnych szybów
w kopalniach Uralu
tylu wieszczów wszczęło idyllę
tylu też wieśniaków zbłądziło
i spod strzech trafiło do katowni
przecież i Sokorski walczył w gazetach
teraz jeździ bryczką
i Burakowski walczył w ministerstwach
teraz pije za swoje
ja chodziłem do kościółka
a teraz go opisuję
wydrapując gwoździem litery-słowa-strzały
na białych ścianach urzędu
oni skupują łazienki
ja je wyprzedaję
niemal rozdaję
za bezcen
wszystkim po piórze
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Jak z welwetu
Jak z welwetu jest moja mózgowa tkanka
dziś, gdy mam serce rozdarte rozstaniem
chciałbym dotykać swojego mózgu
bez przerwy tej nocy
krew wypływa ze mnie w mrok
głos z radia tonie w mojej pienistej krwi
nocna lampka przesłonięta skrzydełkiem komara
przez otwarte okno wpadają kosmiczne echa
z pobliskiej knajpy
zmieniające się w piosenki folkowe
za każdym razem, gdy
przejeżdża w oddali pociąg
pociąg bez ciebie
chrząszcz w bamboszach przechadza się w zwojach welwetu
jak w maleńkim muzeum
kazimierzowskiej próżności
bezdomni odkąd złączyliśmy się
złączeni ze sobą odkąd porzuciliśmy domy
jesteśmy ziemskim materiałem przyszłej kosmicznej epoki
nad własną ciemnością rozjaśnieni
płynę, gdy oddalasz się na jakiś czas
chciałbym dobić do brzegu swego mózgu
by odnaleźć dzieciństwo z welwetu
gdy jeszcze nie znaliśmy siebie
i nie tęskniliśmy
jak dziś
chwytający przestrzeń w usta
niemogący wchłonąć w podzielne serce
cykania w głowie
nocnych świerszczy rozstania
>>>
Obraz (39)as
*Na Wawel*
Który dzień nam dziś nastał
na Wawel na Wawel
na Wawel bacowie na Wawel juhasi
na owcy na owcy
który dzień będzie sądny
więc bieżmy posłusznie
do Krakowa
tam ogłosimy narodzenie nowego dnia
dzień nam dziś nastał
posłuszni gdańskim syrenom
płyńmy rzekami i kanałami do Wisły
zaprzęgajmy sumy i sieje
i do źródeł
Zygmunt jest dobry tylko, gdy dzwoni
nie, gdy przynosi potop
czerwony wtedy jest godny
tylko kolumny kultury nauki
na Wawel na Wawel
na Wawel kaprzy na Wawel flisacy
na tratwach na krypach
dzień jasny na latawcu płynie po niebie
ze słońcem
już widać go z lubelskiego zamku
wyturczony indyk
słowianofilski kosmita
karp po żydowsku
nalewajka po prusku
pas augustowski
dziennik francuski
nocnik angielski
włoska sałata
austriackie trąby
ssasiała warszawianka
trojański kundel
świadek Hitlera
amerykańska mamona
Baal Wschodu
to wszystko dziś na stos na stos
idź światło do światła
my od dziś kochamy się
w ostatecznych sądach
dziennik anioła w Pieskowej Skale
odnaleziony
>>>
 
W programie złapał nić dyndania
studnia dziadka ma kiery
dziadk i babki w bukiecie
osa na dzikiej czereśni
zatoka ten zen
zegar waha się
ty walisz na rowerze
sercem z góry
a i tak
bałwan omija cię
ostrożnie
soplem wydłuża
piki
 
Zachłanny
szukalski
beznamysłu
trąbisz o cnocie
z pokrzywą dzieci
z puszką ze świecą
książka wytoczona
przeciw namysłom
>>>
W  tej okolicy pusto od snów
W  tej okolicy pusto od snów
jego kapcie w tej pustce
wydają się samochodami
jakże to tak powiedziała mysz
nić pajęcza odzyskała pająka
myk do kłębka
w pustce okno rozbłysło
za nim biedne planety
na kaktusie usiadł mały grzyb
spłynął z atlasu
wieże czołgów niebieskich
rozmiękły
gdy wyszedł Tłustoj
zapragnął idei
potwór
z Jeny
>>>
???????
W obecności własnego krzyża
senny patrzę na dziewczynę
jej pająk przełazi przeze mnie
włazi na ścianę
podąża nas skróty
wkręca się w mój bluszcz
zmierzch w abażurze mojej lampy
patrzę na nią widzę rosyjską miłość
jako zauralską senność
w obecności własnego krzyża
żartuję z życia w pajęczynie
doprowadzam do jego zaciemnienia
zmienić się chciałbym sam w chrząszcza
jak za czasów innego imperium
rozmyślam o cmentarzach katolickich 
nie spodziewając się w grocie dojenia kóz
na pośmiertnych pastwiskach
jakże cierpki jest język w ustach
które nie znają zaspokojenia
kulawe spojrzenie początku w galaktykę życia
tak samo jak ostateczne opadnięcie
w bandaże pajęczyn
w wodzie delikatnych ramion 
wolałbym spłynąć
poprzez huczący wodospad
nie gubiąc krzyża
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Tak zawsze jest, gdy coś wysiądzie
na trawce zielonej budowałem dom
ze szkła, stali i wełny
przyleciał ptak z brodą jak u kozy
i usiadł mi na dźwigu
dźwig się wówczas zepsuł
chyba doszło do jakiegoś zwarcia
zamknął się prawdopodobnie obwód
szyderstwa techniki z mioceńskiej przyrody
eremita z brodą jak u kozy
budował sobie ziemiankę drążąc ziemię lisami
nadleciał bombowiec z dziobem jak iglica w Montrealu
i zwiał świeżą ziemię na błękit
eremita zakrztusił się i po chwili już nie żył
doszło do przeniknięcia myśli
przez duszę
myśli szyderczych
>>>
DSCN0769s
*  Na pokusę niedźwiedzia  *
Nie przejdą zimorodki utwardzone żelazem
muzyką syren hartowane.
nad kotłem z Wojaczkiem
nachylam się w Chicago
w smole dostrzegam odbicie
strasznego ptaka przeszłości
dziesięcinę z wierszy
załatwiłem Rejowi w dolarach
Kraków opuściły księżycowe tramwaje
rozmyślam o ich braku w Sukiennicach
rozmyślam o Arabach w pustych dziedzińcach Alhambry.
rozmyślam o Wandalach
wychodzących z Niepołomic do Andaluzji
mój sen w fotelu w samolocie w cyklonie
kruszynki w komorach śmierci
nadejdzie dzień pojednania
i motyla z czołgiem
i mędrka z ubowcem
lecz teraz jeszcze sypniemy kośćmi zieleni
na nasze dziurawe drogi
grzejemy silniki, które grają symfonie
smrodzą poezją przed świtem
na pokusę ogromnego zimnego
niedźwiedzia ze słomy ojczyźnianej
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Dadźbog w jeziorze Śniardwy
naści gitarę Ścierańskiego
i świąteczne piskorze na stoły
lecz strzeżcie na granicy młodych
własne więcierze
gdzie czeremcha dojrzewa
tam Ukraińcy litwinieją
i na odwrót
gdzie mak rośnie w lasach
tam Polska właśnie
za niebyłe uznane zgryzoty Jaćwieży
i oddechy druidyczne
celtycko-wyborczo-scytowskie
w świętych gajach
kolczugi pod bramami Czerwieni
gdzie Czerwień? w tych bagnach?
Gać za nim
ludzkie oczy w owocach kłokoczki
sine wichry naprzeciw Lędzian
od wschodu i południa
w dziecinny krajobraz Dorów i Wolsków
torpeda słowiańska uderza
w pomarańczowy książęcy dwór
winny EWG bezwonny RWPG
Lech wyrus za trzech
Ruryk, Cham, Jafet i Habsburg
nie zasilą mu faji z dzięcieliną
gliniane skorupki po garnkach
z ciecierzycą się nie odnajdą
dżdżownice zutylizowały historię
i modę
strzeliste nieba w kołysce słońca
jeść teraz
Dadźbog
teraz jeść
ślozy w Wiśle
pod dnem której
święte dęby sczernieją
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
*Żołnierz miłości *
Po latach, które okradały zmory
nadeszły żeglarskie sentymentalne tęsknoty
za lądem
mewy jak wizje
niedopowiedziane spojrzenia
polskie morze i polskie jeziora
schłodziły duszę
więzienia i koszary
schwyciły w sieć ptaki
aż nadszedł Achilles
powstały z wulkanu
serc
przebrnął przez łan zboża
jak płonący wschód
żołnierz pramiłości
poświęcony epokom chrześcijaństwa
przypłynął na barce
>>>
Wisła wpływa w przełom
Na wieki wieków sto lat
w stole trzy nogi
na nim trzy puchary
Wisła wpływa w przełom
Trzech Koron
ja i
moje kochanie
mój anioł przełamuje nocny deszcz
i wpada w moje doliny
Kolchidy
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* W nicości *
Moja czarna kostka płynie w ciemności
na fali odpływu znika we wnętrzu
w środku, za horyzontem
pojawiła się niedawno
trzydzieści lat temu
wyłoniła się na brzegu
teraz tuż przed północą zniknęła na zawsze
jak lunatyk czekam w świetlistym kręgu
uformowanym odwzorowaniem kostki
oddzielony od niej jak od siebie samego
czekam nie widząc czasu
nie czując ciała
bez haseł w torbie wędrowca
z transparentem dążeń nad głową
ile dźwięków przeskoczy nad oceanem
w chwili wybuchu mgły świadomości
jestem bez czerni, która zniknęła
z bielą, która rozszczepiła się
na twojej odłożonej podróży
identycznej z moją samotnością
kształtem moim obecnym w nicości
>>>
DSCN1063s 
* Targnąłem się na kotwicę *          
Potężne serce neutronowe jak obłok
w nowym programie odnalazłem czarne wrony
mimo że szwedzkie takie sympatyczne
jadły mi z ręki jak foki
kiedyś była noc
sen za dnia bił mnie pięściami
jak obłok wiedza tajemna
klocek spadł z drzewa
pniak spadł z morza
wpadł do Żarnowca
z dziuplą, z dzięciołem, z jajem
kruk na giełdzie w kurniku
pałac w Puławach
Kościuszko, nie to wino
a tak!, Izabella pracowała
w zakładach optycznych w Warszawie
za odłożone do dziurki pieniądze
kupiła sobie pamięć
och książę!
Józefie Wisarionowiczu Poniatowski
i ty Wrono odlećcie z sumienia
kaktus Teksasu przyjechał z ZZTop
samochodem kultowym na Rynek w Kazimierzu
i w skoczył z rozkoszą do studni
z drewnianym gadżetem rewolucji
zdroje uliczne w uliczkach Kazimierza
śmieją się z Wisły
gdyż są pułaskie jak prawdziwa woda
w Waszyngtonie
szwedzka rodzina wchodzi o północy
na polską basztę
koronczarka tanio sprzedaje syna
Mehoffer sprzedaje osiemnastowieczny kościółek
motyla biorę ja, ale już z Muzeum w Warszawie
ja Justyn Konstantynopolitański
przez Bosfor, Bałkany i Karpaty
dotarłem nad Jezioro Wigry
wsiadłem do dezety
z ująłem ster
targnąłem kotwicę
targnąłem się na serce
>>>
????????????????????????????? 
** Sen zniknął w czaszkach profesorów **
Sen zniknął w czaszkach profesorów
szlak, tramwaj, rotunda
karakan radioaktywny barbakan
koczkodanodajny hotel robotniczy
przy końcu Alei Lenina
młodzi Polacy z ujotu opanowali ministerstwa
Rakowski dał im szansę
zacementował ich by nie promieniowali
z Łagiewnik na Wieczystą
konie reklamowe francuskie nagie
pytają w Sukiennicach –
czy konie mogą być nagie?
Wyrwij mnie sąsiadko z uroczyska
umyj mi plecy w to popołudnie
spłukaj mnie wodą z Bosforu
zrób mi kolorowy slajd w wc
zamknij drzwi
wyjdź na krakowski Rynek
wyjedź z miasta z docentami
>>>
????????????????????????????? 
* Ser i kości dziadka **
Ser dzisiaj droższy w samie niż dzieła Picabii
Dymna uniosła na piersi Wawel
ja z Kaziem utrzymałem na koniu Kościuszki
czternaście kufli żywca
Błonia się zarumieniły z gniewu
gdy sekretarskie boksery je oszczały
Kiełbasa dziś droższa niż dzieła Ernsta
włóczęga do brzegu Bajkału podchodzi i wyje
zawsze było to normalne
ja zbieram kości dziadka
i na bułance wracam przez Baszkirię
potem ściana wschodnia
potem ściana wschodnia
potem i krwią przemierzam
i to, a jak!
średniorocznie
trzy ślimaki tu na kilometr
w okresie zaborów nie było nawet
czterech telewizorów z dziennikami na głowę
były tylko trzy litry gorzałki na rabanta
i tak Szela dopadł Olszewskiego
który z wrażenia skroplił śnieg w Kolegium Olszewskiego
gwiazda Dawida przyświecała
żyjącym w dorzeczach ciemnych rzek podgórskich
a – bij Żyda – pojawia się dzisiaj na murach po deszczu
w katedrze jaskółka a w garnku pustułka
noc i las i grule na przednówkach
tak dziko urzędach nocą
sprzątaczka siedzi w fotelu ministra i pali cygaro
białe gipsowe konie cwałują po dywanie
cyrk w Komitecie ćwiczy salta
Lenin przemawia z szafy
popielniczka stygnie
w Karkonoszach na Śnieżce Baudelaire czyta turystom „Kwiaty zła”
rzuca pieniążek za siebie
przywołuje osiołka
osiołek powraca, ale już przez Pireneje do Lourdes
bez Robespierrea
>>>
?????????? 
Śledź to śledź
to kaczan śledziowy
skacze na rogu ulicy nocą
dyliżans kultury a w środku pagórek
kryjący skarby Etrusków
konny pojazd ze śledziem na koźle
przemierza pustynię miasta Galów
księżycu zaryb się sam
dzyń irlandzka rybo dzyń gocka
idą nocą przez most w tynieckim Awinionie
rzeka zmalała od czasów dzieciństwa
teraz jest jak strumyczek
porohy odeszły na wschód
księżyc to miłosna protuberancja
dachy błyszczące pełnią blachy
rude kochanki na dachach
z warkoczykami, piegami
zbyt młode a jednak
przeciągają się leniwie
zajeżdżają powozy przed Chorwatów chaty
bez prądu, gazu, wc, podłóg, wody bieżącej
i przyzywania węży
wysiada z niego tracki  flaszecznik z Dzwonu
przywożący wieści o zaginionych we dworze pedałach
i umierających nad jajecznicą na boczku
okute spojrzenie, w łuskach samochód
rekordowy przejazd przez rzekę winy
jak ruska amfibia przemknął
kołami nie dotykając dna
nad sferą ryb maniakalnych
cicho sza! księżyc
ssie śledź duszę Jana
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
Zrujnowali Wieleci Niemców
po tysiącu lat – tego roku
dzieci libańskie poszły na wojnę, ojej!
jeszcze prawo niemiecko-rzymskie
w gontynach komunistów
a szkoły nie dorosły do naszych wyjazdów
nawet tych na Syberię
Szwedzi zrujnowali zdrowie Chodkiewicza
ledwo troszkę
Żółkiewski zzieleniał na Placu Czerwonym
makatka z sercem zawisła na murach
i jabłko jak symbol seksu
syrenka jak symbol złych pożądliwości
miasta, lecz nie narodu
chciwości, łakomstwa i rozpusty
pójdź Polsko w karpackie lasy razem ze mną
razem z moimi czarownicami na ofiarę
tam głodni i biedni uściśniemy się
i pomyślimy o wolnym świecie
niech kodeks Sasów spalą Redarowie
jak kocham Wolinian po latach
tak ciebie najdroższa teraz
konie, łodzie, wozy, pociągi i samoloty
to nasza specjalność
pola i częstokoły na cyplach
na pniu pod świerkiem
opowiem ci jak to będzie za dziesięć lat
Papież zrujnuje inne religie
Solidarność wyzwoli dobrą wolność
nowe statuty owiniemy w stuły
a ciebie w muśliny i purpury
>>>
DSCN3079a 
* Może przeżyjemy *
W jesienny błękit
sterczą dachy
domów naszych wytęsknionych
z rozpaczy i dolarów
kuszą brzozy białe nagie ramiona
topielicy wyłowionej z Wisły
czyżbym był chirurgiem społecznym plastycznym
gdy jeszcze Jaruzelski
jest punktem odniesienia
topiących
dla budowniczych domów za dolary
jeszcze więzienie jest punktem odniesienia
nie tylko dla wyznawców Jehowy
jak również tych
którym jakiś bóg każe składać ofiary z dzieci i akowców
domy jak góry nad Wisłą
świecące blachą jak kościoły
wytęsknione za oceanem
tak wiele reżim chciał zrobić dla narodu
a teraz naród ma go gdzieś
tyle dobrego chciał zrobić Jaruzelski
dla lat bezmięsnych osiemdziesiątych
a tu masz niewdzięczność połyskuje bielą
w jesiennym błękicie
jak niedopuszczalny wybryk
nie pierwsi i nie ostatni to ekstremiści
myślę
może przeżyjemy ten brak suwerenności
polski domów
i krwawe ofiary
składane Molochowi Jaruzelskiemu
ze wschodu
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA                 
* Dwóch  chłopców *
Dwóch chłopców w jednym domu
który dzielniejszy
z tym trzecim jakoś sobie poradziłem
ale z tobą
przecież jeszcze cię nie znam
pomieścić ciebie i Chrystusa w jednej myśli
czy podobna
a tu atakuje Slayer i Kohl
pod niebiosa wynosi się matki
pod chmury ojczyznę
dla działaczy piaskownica
nawet z działami nie straszna
gdy Ona czuwa
siadaj na barana Messiaena
ja siądę na kucyka Faulknera
lepsze to niż braterska Jamaha
mężczyzny roku
Mister World zakłamania
tyle przed tobą bram
które dla mnie są mgłą
czy sięgniesz po koronę
która dla mnie jest klamką
czy zdepczesz Malbork Czerwony
jako obywatel świata, obywatel wiary
czy popatrzysz na mnie jak chłopiec
zanim odejdziesz za nimi
widząc mnie w środku lata
z futrzaną czapką na głowie
w szalejach w przydrożnym rowie
czy uśmiechniesz się i powiesz
a niech ich wszystkich!
i wskoczysz tam za mną
nietoperze nad twoja głową
zmienią się w złote bumerangi
a w końcu odlecą jak komety
to mogę ci obiecać
zostań więc ze mną w pokrzywach życia
nie pożałujesz
zagramy na skrzypach
zagramy na gazetach
dobrych nowin
 >>>
 

1984-1985

Posted: 01/06/2014 in Wiersze
 
DSCN0956aa 
Poezja nie istnieje poza obrazami
wewnętrzne przeżycia baudelaire`owskich ikon
to świętość a nie realne życie
Piszesz mi w liście, że lubisz, gdy prawo moralne
jest przestrzegane, nie znosisz gwałtów natury
a w lasach brzucha i piersi skaczą delfiny
las a potem dom i warsztat płonie
Głosi mnie wieża
wierzy we mnie szkło
poezja istnieje nawet w stawie i w lesie
tak twierdził emocjonalnie wywyższony Baudelaire
tak twierdził każdy, kto poczuł siłę duszy
Wiadra głów, głowy w jedności oszalałe
twórcze przetworzenia nieumiejętności
niechęci, niemocy, niedbałości –
traktat o bosych legalnych stopach
Trójkąt duszy mieści obrazy
i skojarzenia godziny piątej styczniowej
język giętki jak stalowy pręcik
język giętki potrzebuje mniej słów
Seks i polityka a miłość i religia
nuda i geniusz a twórczość i praca
i i i
Kiedyś poezja prowadziła brudnych staruszków
poprzez śmietniki i poprzez dworce kolejowe
kiedyś za rękę wodziła na pokuszenie stare panny
słowa padają podczas koncertu Hendrixa
słowa padają pod Monte Cassino
słowa padają przed sławą
Gdzieżeś ty bywał czarny baranie poezji
czy bodłeś jej nogi i piersi
czy słyszałeś, że sapała jak wulkan przed erupcją
czy wiesz, że była jak muzyka, którą będą grać
za jakieś sto dziesięć lat
słowa będą się łasiły
i Baudelaire będzie się łasił
zostanie pocieszony tak jak ci
z okrętów pralni młynów czerwonych
ale cały Paryż nie
i wszyscy chłopcy Paryża również nie
tylko dziewczyny Montmartre
>>>
DSCN2462a 
Jesteś morze ocean
kalejdoskop został wymyślony przez marynarza
po to by na wielkich lipcowych łąkach oceanu
można  było polować na latające ryby samego siebie
prawie tak samo jak z flintą w epopejach
Jak po sznurku można sypać przez sito
piasek nazw
Będą one lecieć jak ssaki małe z gadzimi cechami
z nieba na ziemię – odwrotnie nie – gdyż
nie podskoczą już nigdy do stratosfery
co zostanie?
co to to nie – zdanie kłamie
Prowadzę ją by mogła trafić do tak zwanej segregatorni
lat moich, obrazów twoich, bóstw naszych
kolan waszych
wyprowadzam  ją by mogła coś zrobić dla świata
by mogła skojarzyć to, że stworzenie rzeczy jest początkiem
że początek jest stworzeniem
Karkołomny spacer – a wszystko zaczęło się w „cz”
w dużym „CZ”
miłość i smutek i litery i ludzie
gody,  a ty mówisz, że to śmiech
idę do okna i wnikam w parapet
gdy skala wartości twardnieje
a twardnieje od dzieciństwa
stosy pleciesz
przewracasz ludzi i figury
stosy pleciesz z wikliny z łozów winorośli
sam spalasz się na nich
amnestia jak po sznurku płynie przez nasz cmentarz
jak gołąb plynie na dachami
tą drogą można zajść daleko po wielce oryginalną forsę
po ogień trzeba iść na swój pogrzeb
to tylko rytm a ty się śmiejesz i tupiesz nogą
a ja chwytam w dłonie strząśnięte przez ciebie gwiazdy
martwię się, współczuję swojej pracy tak przez mnie
traktowanej
i przyjaciołom tak wykorzystywanym do życiowych celów
Mieszkanka luster i najbardziej nieoczekiwanych obrazów
stworzonych przez wielkich erudytów
wyliczanka mnie interesuje, jestem taki spokojny
spokojny jak kopacz i tak sprawny jak koparka
poruszam się na śmietniku naszych czasów
odsłaniając bardziej mniej grzebiąc
Ludzie-gady! Mówię, że jestem obsesją lub obsesjonistą
ale nie tą, o której myślicie
obsesją przemierzania oceanów nieznanych
Treść przedsłowna wypowiedzi mojego oceanu
to rodzenie planktonu
szumy fal
dudnienia kaszalotów
machania mant
to okres od sześć i pół miliona
do czterech milionów lat
przed wielkim Chrystusem
>>> 
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
* Stół pod moimi łokciami *
Krzesło stoi tam
Chicago jest już w tym pokoju
stół pod moimi łokciami
jeszcze nie przewrócony
od góry nogami – trwa
granice jego wymiarów
czarnymi pasmami wyobrażone
nie załamują się na sobie
Chicago jest już w tym pokoju
ściana jest tam
brak jest tutaj tylko
brak jest tutaj wyjścia
Chicago odchodzi ustępuje miejsca ojcom narodu
dzień dobry, żyję teraz miłością i rock`n`rollem
dzień dobry, żyję miłością – przepraszam
nie brak tu okien, drzwi i szufladek
krzesło stoi obok innego krzesła
trzy kroki w lewo wersalka
Chicago odchodzi ustępuje miejsca dzieciom narodu
dzień dobry, ciiiszej
brak jest tutaj wyjścia
półka z książkami wkłuwa się w moje oczy
myśli wyciekają z radia w mojej głowie
ściekają po brodzie na włosy na piersiach
ześlizgują się po sercu na brzuch
lądują na czubku buta
stół jęczy odwraca się, przekręca
pod moimi łokciami
biały orzeł na czerwonym tle wiszący na wieszaku
zmienia się w Plotyna
ten odwraca głowę w drugą stronę
palto i kapelusz zalega na kwietniku
Chicago, paznokcie, jestem żywy
lubię rytm wydobywający się z głośnika
i z żył, puls coraz słabszy, ciśnienie znowu spada
takt za takt, fakt na fakt
drzwi, drzwi, Plotyn odlatuje do Chicago
staram się frunąć za nim
lecz ledwo unoszę się w górę
zwalają się na mnie książki a zaraz potem ściany
miłość ojców i dzieci
Plotyn znika na Zachodzie
z kluczem rodaków
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Oprócz totalnych przeinaczeń całego życia
wręcz jestem
odwróć swój błoniasto-jelitowo-mięśniowy mózg
na lewą stronę
przenicuj i pokaż swoje pośladki w tęczy
odciśnij to na papierze
pozostanie: oprócz-harcerz-gra
narkotyki oprócz religii zamiast miłości
odskocz od mózgu, jeśli potrafisz zająć się egzystencją
esencją lub estetyką wnętrza
ciężkiej jak ołów chmury koloru miedzi
oto chmura po udanym odskoku
tam nad horyzontem twoich rodzinnych upokorzeń
(chodzi oczywiście o zielone wysokie trawy
wokół rodzinnego domu lub skoki Kangura-Napoleona
z Freudem w torbie)
wisi mały brunatny miś pluszowy
kopiesz go w brzuch jak fatamorganę
(oczywiście dzieje się to niedaleko Starowiślnej
lub Monterey)
jest mało prawdopodobne, że ptaki potrafią się jeszcze przecisnąć
pomiędzy chmurami a lasem
gdy im się to jednak uda ujdą stąd na jeden z amerykańskich
uniwersytetów
(chodzi oczywiście o tylne drzwi do Akademii Krakowskiej ponad lasem)
piosenka z metalu w brzuchu dźwięczy
wtedy, gdy rozwiązanie jest realnie możliwe
gdy cierpiący patrzy, gdy cierpiące na umysłowe chłody
(oczywiście musi ich być od 12 do 44 rodzajów)
po zmieszaniu się postanawiają zakupić orkiestrę
wtedy miasta zaczynają się od bram a wsie od samotnych topoli
wtedy prąd mnie trafia i przyskakuję do kontaktu
wkładam wtyczkę
oprócz zmian w moim życiu chciałbym
(oczywiście, że oprócz zmian w moim życiu)
jednakowoż zaświecić
wracasz z kolędą jednak śpiewasz jak deszcz majowy
nigdy nie uwolnię się od ulewy miłości
(oczywiście miłości-ości) w moim mózgu
to nie jest to, o czym myślę wciąż
wręcz jestem
>>> 
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
            Dlaczego jestem opętany przez czas
            nie mogę wziąć do ręki tak pospolitego
            przedmiotu jak chociażby zegarek na rękę
            by patrząc na niego od razu nie mówić
            że ma sekundnik malutki, cyferblat,
            datownik, że przyczepiona jest do niego
            bransoleta, że błyszczy jak gwiazdka,
            że spada, spada ze mną w otchłań wczoraj,
            że przysypuje mnie pustynia jutra,
            że jestem o miesiąc do przodu, że kochałem
            lotnię Chrystusa, że widziałem rozrzucone kamienie,
            które pozostały po murach Babilonu
            i paleniska pozostałe po mieszkańcach Jerycha
            że parzydełko-lizawka kwitło kiedyś na
            naszym księżycu, że przecież dziecko i dziewczyna
            przechodzić będą tędy,
            że przecież jest trawa w oceanach na dnie,
            że nadchodzi przypływ
            fale uczuć z kosmosu
 >>>
DSCN0521a 
* W cieniu czołgów i rakiet *
Żyjemy tutaj w takiej dolinie rzecznej
w cieniu czołgów i rakiet
tajemnice naszych wzgórz i jarów
są godne wielkości Azji i gorąca Afryki
a wciąż jesteśmy zagubieni w centrum Europy
słońce i księżyc patrzą na nas zażenowane
            Jesteśmy tacy mali dla wrogów
            możemy ukryć się w tej dolinie kruhanów i całopaleń
            wierzymy, że w ciepłych łóżkach
            pod świętymi obrazami unikniemy myślenia
            unikniemy zagłady
            tak to zależy od naszej wiary
Wielkie salony niektórych
i ciasne kuchnie niektórych
dopełniają się
a my chcemy zgubić się
w sercu Europy jak w kommórce
przyczajeni w skorupach czołgów
za cielskami haubic i rakiet
            Niech zapomni o nas świat oceanów
            niech zapomni o nas świat lądów
            najciemniej jest pod latarnią morską
            niech zapomni o nas świat pociągów i okrętów
            w pępku świata ukrywamy się jak w dziurze sera
            Księżyc patrzy na Europę
            Kosmos patrzy na Azję
            Mars patrzy na Ural
            Warkocz Bereniki oplata Warszawę
Jesteśmy tacy skromni i wierni
przetrwamy, przetrwamy
życie jakoś przetrwamy, jakoś, jakoś
w cieniu berlińskiego muru
tak smutni w karcerze Rosji
łaknący bogactwa i sławy
tak wolni, tak zbyt wolni,
tak
nieznośnie wolni
dla wolności
>>> 
?????????????????????? 
* Nuda *
Nuda – spalona zapałka przyklejona główką do sufitu
otwórz ramiona tancereczko wpuść mnie do tego teatru
chcę się poczuć werystycznie jak Szwajcar w czasie
I Wojny światowej – amerykańsko-hiszpańsko-niemiecko-nienieckiej
myślę o Tatarach jeźdźcach burzy, których nikt do dziś nie uśmiercił
jeziora na Tytanie czekają rybaków 
wystrzępiona skarpeta jest rakietą
Chińczycy wynaleźli nie tylko proch ale i kurz bitewny
droga obok długiego muru i młyna mielącego węgiel
Nuda – zwęglona zapałka przyklejona do sufitu
w sali obrad Sejmu PRL
duży stół z zaznaczonymi bramkami do cymbergaja
w poczekalni małej stacji kolejowej Rządu
kogut – lawina dziadków-żebraków
boski Jupiter w centrum jedności anarchii
swędzący lewy policzek
idę – całuję – pożądam
nie chcę niszczyć swej drogi obok muru
nie chcę batem udzielać lekcji miłości
związanej z egzystencją ludzką
tak jak to robiły i robią wszystkie ideologie Wschodu
znane w historii cywilizacji wędrówki
Nuda – Kolumna Trajana jak spalona zapałka
płyta zdarta trzeszczy, gdy kończy się muzyka
poezja się jąka, drży jej głos, milknie na chwilę
Aleksander Wielki pomimo wszystko bywał często
rozdrażniony i narwany
swędział go kiedyś na pewno lewy policzek
nie oglądał krajobrazowo płytkich kontekstowych programów TVP
wolął Bucefała
tancereczka tańczy chyba na niezbyt wolnych grobach
moich przodków i uśmiecha się do mnie
na szczęście to dekoracje
ja klaszczę w dłonie i śpiewam –
„nie chcę całować twych słodkich ust”
Nuda – pod tym murem
czy na zawsze znudzony
czy na zawsze mur
nie chcę zabijać nawet w myślach
chcę stać tu obok
i drapać swój lewy policzek do krwi
>>> 
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
Nigdy nie widziałem stada Neandertalczyków
w którym każdy stwór byłby ucharakteryzowany
na Chrystusa
z reguły przypominają one Marksa i Engelsa
ziemio rodzinna wspinasz się po swoją mszę
po swoją jutrznię, po co jeszcze
by pozbyć się kretów
a krety zryły już całe Alpy
Czerwonoarmiści układają z kolorowych szkiełek
mozaikową podobiznę Justyniana Wielkiego
już w Stambule
Wołga unosi kości Scytów i Sarmatów
cichnie w swojej delcie porzucając prochy milionów
mój zielony stół konferencyjny stoi w moim mieszkaniu
już przygotowany jest do sprzedaży
całuję się teraz pod wspaniałą głową jelenia
mała małpka zwisa z żyrandola jak młody Picasso
wzbiera moje uczucie jak w czasie przypływu
jak wtedy, gdy zmieniały się ery
zrobiłem spis zwierząt – kiedy przestałem być Neandertalczykiem –
przedstawia się dosyć bogato
wystarczy napomknąć o włóczkowych żółwiach,
sinym tygrysie, płowej myszce, ostach z głową słonia,
gołębiach jak dinozaury czy o syrenkach
czego ja w życiu już nie widziałem
czego nie kosztowałem, czego nie wąchałem
no właśnie,
odkąd zacząłem się uczyć mówić
pluć mogę i słuchać szmerów Stockhausena w jaskiniach Altamiry
będących schronieniem dla lewicowej partyzantki
śnić o tym, że Chrystus w Ustrzykach zaczyna
swą misję
i nie kończy jej w Komańczy
uśmiecham się kolorystycznie do torów kolejowych
zwężających się ku zachodowi
pacyfistycznie buduję katedry
czuwam w snach
czatuję na sny                       
przeliterowuję nazwy zwierząt
dochodzę do nazwy człowieka
>>> 
 OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Ile razy jeszcze ktoś odbierze mi moje ciało
jak wiele razy jeszcze będę go musiał szukać
w żniwiarskim mozole
pszeniczne łany urzekają mnie
tam słyszę wspaniałą muzykę
przy samej ziemi pośród brunatnych gród
delikatnie posuwa się bas
wśród panieńskich ździebełek
klaszcze w dłonie syntezator
pośród kłosów szybuje romantyczna wokaliza
żyjącej Urszulki
na dudach gra trzmiel
muszę szukać swojego ciała
w muzyce ziemi
ile państw uklęknie przede mną
gdy ją odnajdę
marzę leżąc w zbożu w spiekocie
czekając na przepiórkę
>>>
?????????????????????? 
* Dopasować się do ciężkiej służby *
Skończył AGH i pracuje w kopalni
patrzy z satysfakcją wciąż na sypiący się czarny węgiel
z pochylni do podstawionej węglarki
Po ukończeniu Liceum Pielęgniarskiego pracuje w szpitalu
zamiata schody białym kitlem
przeciska swoją zgrabną figurkę
pomiędzy chorymi dogorywającymi na korytarzach
Gdy skończył chorążówkę pojechał na poligon z żołnierzami
aby dopasować się do oczekiwań ciężkiej służby w polu
Z dyplomem Uniwersytetu Jagiellońskiego, jako prawnik
wszedł w życie pełne akt i pism w prokuraturze, o której marzył
Wyrwał się ze szkoły ze świadectwem podstawówki,
aby ogarnąć męskim spojrzeniem
swoje dziesięciohektarowe gospodarstwo
pozostawione przez ojca pod lasem
i dziewczynę z sąsiedztwa pielącą zagony
na pobliskim polu za miedzą
Zaraz po seminarium i święceniach
podją swoją służbę w robotniczej parafii
z nowym kościołem obok pomnika Lenina
Gdy skończył z Solidarnością
ciągle nie zaspokojony
rzucił się w wir budowania jedności narodu
i swojego autorytetu
ciężko domagając się szacunku
od ludzi i historii
grożąc wszystkim śmiercią
za brak jedności
>>>
???????
*  Kosmos wyjaszczurzył się *
W odległych bagnach kosmosu
w pojedynczych planetariach dusz
kołyszę w dłoniach muzykę
środek jest w świadomości
tuż za drogą umiejętności
Przykucnąłem w trzcinach komet
raczkuję jak niemowlę
krzątam się jak gosposia
przebieram nogami karła białego
Małe kule zaklętych ptaków
toczą się od źródlisk muzyki
tam gdzie wycieka z gór kosmosu 
Platon wymyślił nazwę harmonii świata
ażebym mógł płakać
Bóg wymyślił niewyobrażalnie duże sieci
bym mógł być złowiony w kosmosie
dziewczyna stała się radarem
dla muzyki mojej duszy
kosmos wyjaszczurzył się ze szmerów i plusków
wtóruję muzyce gwiazd
mój głos leci w przestrzeń zielonej zorzy
przemierza dziesięć do kwadratu kilometrów pokoju
ale jeszcze nie parseki jaźni
Święty Piotr z kluczami stoi w planetarium
ja stoję obok niego w samym środku muzyki wyklucia
ja słońce, ja popiół, ja giermek wszechświata,
ja giermek ludzkości  
ja giermek świadomego słuchania 
stwarzania
>>>
??????? 
* Boję się nad urwiskiem stać *
Karkołomny sposób życia
widzę przepaście
słone wody oceanów w nich
nie boję się iść nad nimi
prowadzić karawanę swoich niezdecydowań
i to po linach 
budzący tygrysy
odmawiam litanię
podziwiam lichtarze w bazylikach twarzy
witraże szarych wierszy rzęs
łąki pełne piramid przytuleń
szukam dzieciństwa w każdym pożegnaniu
Tyranosaurus jedzie polem fiatem z batem
głowę wychyla nad opuszczoną szybą
a ja stoję przy szosie oczekując go daremnie
z moją blokadą, pułapką
wyłuszczam idee z kolby kukurydzy
drżącą ręką wygładzam sierść wilka
uczę dzika czynu
skacz kochana w tę przepaść
jeżeli nie chcesz iść jak ja
nie każ mi patrzeć samotnie na mojego tygrysa wiosny
zbliżającego się moją drogą do moich drzwi
po mięso mojego ciała tak pragnącego życia
po moją krew snu tak ożywczą
skacz bracie, skacz z liny na linę
siostro balansuj na trapezie
moje patrzenie wniknie w was
moje kochanie zstąpi w spojrzeniach
na każdą udrękę
mogę wciąż spadać i spadać
ale sam boję się nad urwiskiem stać
więc idę krok za krokiem po tej linie
>>> 
?????????????????????? 
* Kotwica samotności *
Słońce korzysta ze strumienia mojej świadomości
z łask spokoju mojego
oooo
o tak
szukałem cię  w twoim mieście
udając przed sobą psa
bezskutecznie
rozglądałem się za twarzami początku
(mówiłem w myślach)
wierzyłem w zadumie, że nie skłamię już nigdy
choćby w obronie swoich gwiazd
gdy cię odnajdę
ulice Krakowa, ty i karnawał
maski na małopolskich twarzach
słońce biegnące poprzez myśli do sedna
w sztolni swojej nieobecności
gdzieś tuż obok byłaś we mnie
w jakimś sklepie skryty za wystawą
patrzyłem na ulicę dzikiej Europy
widziałem Ledy, Afrodyty, Trucicielki
byłaś na tyle dobra by mnie uwięzić
w wystawie na dobrych prę godzin
zmieniając mnie przez chwilę w reklamowy towar
patrzyłem jak moje serce prawie już atrapę,
słońce już prawie moje –
odrzucasz precz
kusisz mnie bardziej niż kotwica samotności
w złocie sławy
bardzo lubię takie miłe stokrotki
w pełnym słońcu
(mówiłem w myślach)
słońce oślepiło mnie i  
wpadłem na kwiaciarkę przewracając ją
i jej stragan
>>>
?????????????????????? 
* Pieśniarz wszechczasów *
Złożony chorobą swej jaźni
legł u stóp księżycowej skały
pieśniarz wszechczasów
dumny nadęty jak gombrowiczowski starzec
on wiedzący, że płeć znaczy tyle, co dziecko
on, który poczuł jaźń o temperaturze tysiąc pięćset stopni Celsjusza
on, który zobaczył jaźń, jako masyw górski Hindukusz
cały z miękkiego niebieskiego sodu
ktoś potrącił go złośliwca śpiącego w aspołecznym „ja”
leczącego rany po wędrówkach stu
i przypomniał mu o wezwaniach pustelni
on, który jest kogutkiem w czyjejś ręce
on, który jest słowem Grecji w ustach każdego
och, gdyby był zdrów jak ryba
gniew jego to konwulsje jednego z jego półbogów
umierającego w nim pod Troją
Cóż ja – rzekł – kwiaty mnie nie obchodzą
samochody mnie nie obchodzą
truskawki mnie nie obchodzą
fascynuje mnie jaźń
niespotykana gorączka o temperaturze tysiąc pięćset stopni Celsjusza
wędrówka w takich warunkach to dopiero coś
patrzenie w swoją twarz bez mrugnięcia okiem to dopiero coś
gdzieś na księżycu Ziemi
gdzieś na księżycu kota
gdzieś na księżycu orzecha
Och, gdyby jaźń była jak orzech tak zdrowa i czysta
gdyby nie potrzebowała pustynnych płomieni
aby się oczyścić
a jaźń jest zwykłym mózgiem i tak boi się luster
bo jest tak niedoskonała
i nigdy nie będzie
nawet gdy minie gorączka
>>>
DSCN4091a 
* Z tysięcy moich ran *
Przez wszystkie zasoby rzeki
tuż przy dnie, chciałbym się przedrzeć
choćby kalecząc ręce i twarz
w twoim uścisku jestem jak w rzece
muliste koryto zbezczeszczone przez ludzi
koryto prawdy, koryto dzieciństwa
chcę je poznać czołgając się w tym płytkim brudzie
pośród starych garnków, wszelkiego zardzewiałego żelastwa
czarnych zgniłych szmat
w bystrzu zmieniającym się w węgiel
chcę zasnąć w kloace obok wypróżniających się kanałów miasta
chcę najdrobniejsze kawałeczki rozbitych butelek
wziąć na oblepione szlamem ciało, niegodziwe, żebrzące
chyba bym przegryzł tą rzekę gdybym
kąsał jej sprofanowane dno
czołgając się w tobie pod mostami
poszukałbym oczami zdychających ryb
pośród fajansowych nadtłuczonych talerzy
marzyłbym o pocałunkach i obrączkach
chcę dotykać butwiejących kłączy
wiklinowych witek zanurzonych w wodzie
trącać nosem płynące worki foliowe
omijać kamienie i gruz wysypywany pod mostami
przepływać nad kupkami popiołu z kotłowni
wydaje mi się, że inną drogą do ciebie dotrzeć nie mogę
a jest to przecież moim marzeniem
jestem na to zdecydowany i ostatecznie przygotowany
z zapasem cierpliwości
mogę dotykać każdej blizny na twym ciele
mogę je rozdrapywać, jeśli chcesz
mogę cierpieć przez ciebie
tak samo jak przez prawdę
jutro z rana zanurzę się w chłodnej wodzie
mojej ukochanej
jutro wskoczę w jej hańbę
wypiję cały brud i strawię go
moje sponiewierane dzieciństwo
torturowaną młodość
i ubiczowana dojrzałość
twoja bezczeszczona miłość
wszystko wypłynie kiedyś czystą krwią
z tysięcy moich ran
które nie boją się żadnego brudu
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Okrągłe czerwcowe światełko w ciemności czarnego plastyku
słońce księżyców Marsa
baranek wniebowstąpienia patrzy takim okiem na burzę
na ołtarzu ofiara ludzi szepczących cicho modlitwy
pulsuje muzyką jądro moich i twoich czerwonych malusieńkich wypowiedzi
kim jesteś? co to? jak?
schodzić, wchodzić, tworzyć, nie umierać, czcić
słońce księżyca Ziemi
Są takie myśli przed egzaminem
gdy egzaminatorem jest katastrofa kosmiczna
kraksa na drodze, dziewczyna głupia,
głupi profesor, głupi kolega,
własne głupie zachowanie,
że sprawdza się sytuacja psychopaty-lenia
wtedy chciałbym nabrać łyżką z czerwonego źródełka
wszystkie skoki płetwonurków do zamarzniętych studni
(w czasie jednej z konferencji ZIO w Sarajewie)
wtedy chciałbym nabrać łyżką z czerwonego źródełka
wszystkie pocałunki podarowane mi przez ukochaną
gdzieś między dziesiątą a dziewiątą  (jak szept)
wtedy chciałbym zaczerpnąć chochlą z czerwonego źródełka
znaki wysyłane do moich zmysłów
wtedy chciałbym włożyć do niego małą łyżeczkę do lodów
i przechylając się to w jedną to w drugą stronę w przewężeniu
na jej koniuszku wyjąć delikatnie kropelkę samego siebie
w kwiatach
Czerwone iskry z czerni nie rezygnując ze strawy
małą mgiełką na krawędziach szansy tworzą dla
dla mojego zmartwychwstania
tam gdzieś poza tym wrażeniem biega mały piesek
gdzieś tam dziewczynka z sąsiedztwa owija kocem
mnie i siebie w malinowym lipcowym ogrodzie
Czerwieni się moja muzyka kapiąca z rzęs z oczu i nosa
gdzieś knut spada na plecy Murzyna i Marsjanina
coś wzbudza energię prychającą iskierkami błagającymi o wolność
gdzieś poza tą otchłanią Ziemi
w konfesjonale ksiądz odmawia księżycowy brewiarz
przy jednej z czerwonych iskierek
oko kozła błyska gniewnie czerwienią
delfiny upominają się o człowieczeństwo
w wąskich przejściach z czerni w sen
z krawędzi w niebo skaczą żwawo
pragnienie opisania systemem cyfr ukochanej twarzy
powołania narzucające się komputerowym programom
wywołujące elektryczny szok
oko – zdziwienie w nim
czerwień krwi rozlanej w 1917 roku i w Palestynie
wychlapującej się na moje dowody miłości
które po setkach lat katorgi przedstawiłem sobie
myśląc o jej spojrzeniach
Ona mała czerwona nad brzegiem mojej czarnej rzeki snu
gniazda uśmiechu
dla drżeń śmierci i narodzin
idę pośród punkcików zwanych „tędy już przeszło stado słoni
– tu nie wyrośnie nic „
idę pośród takich supłów
Czerwone zalewy a na nich karnawały na żaglówkach
dzięki labiryntowym łamom brzasku powracają
budzenie się w obliczu wielkiego postu
myślę, że świetlne czerwone loty jednego słowa –
nie – skończyły się kiedyś katastrofą
sproszkowane podzespoły-idee
po zderzeniu z litą skałą ludzkiego czoła
mogą teraz odszukać się nawzajem pod knajpami
Czasem świeci jedno słońce wszystkich planet
czasem Bóg na niebie wysoko daje się poznać
uśmiechem i śpiewem
czasem widzę ludzi, których różowe ciała
mnożą się od trzynastu miliardów lat
powstających wciąż
wyzwalających się wciąż
upadających wciąż
Małe loty małych ludzi ebonitowej czerni
w polimerach, w aminokwasach kąpiące się
założenia, koncepcje udane-potrzebne-konieczne
muzyka-X, muzyczka-Y, usta-XY
okrągłość mrugająca zawadiacko ogniem
dogasających ognisk Neandertalczyków budzi sny kotów szablozębnych
nie wypuszcza mojego serca ze swej mocnej pułapki
podniebnej plastykowej jaskini
>>> 
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Co istota ludzka może *
Istota ludzka może i potrafi
nie bać się niczego i nikogo
udowodnione to zostało już nie raz
Istota ludzka może zapanować na
wpływami kosmosu
może wszystkie znaki zodiaku
wpisać w swoje życie
Istota ludzka może też usiąść
na kamieniu przy drodze i czekać bez końca
a jeżeli ktoś będzie chciał ją przepędzić
jest w stanie w każdej chwili
popełnić samobójstwo
Istota ludzka może podzielić wszystkie ryby
może je też liczyć w nieskończoności oceanów
może to robić całą gwieździstą noc
z otwartymi ustami
Istota ludzka może kochać w przedziwny sposób
obrażona może posłużyć się gazem wobec innych
może przeistoczyć się łagodne zwierzę
lub w bezwzględnego drapieżnika
Istota ludzka może chcieć coś ponad wszystko
może za to dać się zniszczyć
gdy zacznie jej coś chodzić po głowie
może stać się godnym litości dzieciakiem
Istota ludzka nie zawaha się wypić truciznę życia
jeżeli tylko jej serce będzie na to przygotowane
w deszczu słowach może utonąć na zawsze
może też do końca walczyć o swój byt
może szukać w sobie wszechświata lub małży
Istota ludzka rzadko jest w stanie
poniżyć siebie przed samą sobą
dlatego nie pozostaje wolna niebie
>>> 
???????        
* Centralny Komitet Krawczych *
Odpowiedzialność za milczenie
drut wszelkich rzek jak nić zszywa moje usta
drut jak nitka z igłą jak Centralny Komitet Krawczych
wychodzi na to, że opoką moją jest tępy ból stuletni
głowy mojej służbowej pokornej społecznej – do czasu
– jest na pewno jakimś Centralnym Ośrodkiem Spalania
wiecznodziennych całościowonocnych ciężkich spraw
gdy wyszywam na końcu martwiejącego języka
odpowiedzialność za ludzi jest ośmieszana nazbyt szybko
abym mógł zlikwidować zielony mur z kaktusów
zawstydzenia i nieprzyzwyczajenia do śmierci
i to w sytuacji, gdy kret pod paznokciem drąży korytarze
nie mogę użyć czystych jak hostia dziewcząt
słowami jednej z nich usuwam tylko resztki jedzenia
spomiędzy zębów
osaczony w obozie otoczonym kolczastym drutem
z pobliskiego rozkładającego się GS-u
odpowiedzialność rodzę za milczenie
na dzikim wschodzie
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
* Cień i uśmiech *
W pudełku wyizolowanego pokoju
cel z lewego górnego kąta
do prawego dolnego kąta
przeciąga cienką nić
prawda po niej schodzi z sufitu
w za dużych butach rzucając cień na ściany
prawda spuszcza się ze sławy w
wyprzedaż ziemi w mojej głowie
Jak pająk zbliża się, cofa się, znów się zbliża
robak jaźni powoli dociera do złotego środka
duszy
            Tak, to ja płaczę w autobusie podmiejskim
            wiozącym chłoporobotników do fabryki
            wybudowanej pod samym ratuszem
            Tak, to ja słyszę ich przekleństwa słoneczne
            patrzę na ich najmodniejsze oliwkowe ubrania
            przez szybę hartownego żalu podziwiam pracę
            niezwyciężoną pośród wzgórz
            chciałbym by konstrukcje poddaństwa runęły
            jak najszybciej
Tam w dolinie z rozwalającej się, krytej strzechą chaty
wychodzi chłop trzymający w ręce koguta bez głowy
z uciętego karku bluzga krew na wszystkie strony
chłop idzie w kierunku swojej nowej piętrowej kamienicy
której elewację był właśnie wyłożył kolorowymi szkiełkami
chłop po chwili znika za dębowymi drzwiami wejściowymi
            Tak, to ja obserwuję nocą okolicę mojej szkoły
            tylko po to by móc się upewnić, że moje serce
            zostało właśnie tam nacięte żyletką zakłamania
            rana goi się już tyle lat, czy zasklepi się na emigracji
            sam jestem sobie winien, rozchylałem tą ranę
            uciskając palcami okolicę rany próbowałem wydobyć
            z serca złoty dukat, wydobyłem tylko egoizm
W pudełku pokoju marzenie zwycięża
prawda przynosi zawstydzony uśmiech małej dziewczynki
chowającej głowę w fałdy sukni swojej mamy
ja z pająka zmieniam się małego chłopca
który bierze dziewczynkę za rękę
i biegnie przez szkolne korytarze
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* W lokalu wyborczym*
Lokal wyborczy nr 14
spis wyborców zawiera 1784 nazwiska
i tyleż samo nieobecnych dusz
jestem sam w lokalu wyborczym
nikt już tu chyba więcej nie przyjdzie
Lokal wyborczy nr 14
jeszcze wiszą na ścianach
portrety Gomółki i Cyrankiewicza
do zmiany ustroju chyba już nikt
tu nie przyjdzie
palę klubowego i piję sok pomidorowy
pozostawiony przez członków komisji wyborczej,
którzy wyjechali do Ameryki
wydaje mi się, że ktoś czai się
pod oknem na zewnątrz
mam ochotę to sprawdzić, lecz
jestem zbyt leniwy,
zapewne pijany strażak ochotniczy lub ormowiec
wymyślam za to nazwy zespołów rockowych
które powstaną po rewolucji:
Toczek I, Słodkie wsparcie,
Pod mostem Gierka, Gavroche,
Klosz, Utartym tropem, Rozszczepienie
Utarte trupy, Wymysł nożem,
Radość i Gwałt, Plenipotent, Demolud,
Carmina Burana                   
Ostatnia Gomułka
>>>
DSCN4937a 
*Rodzina domaga się syntezy *
Ściany i rodzina domagają się ode mnie syntezy
lub zwrotu pieniędzy wyłożonych na moje
hulaszcze studia nad sobą
gitara wisząc nade mną ścianie na gwoździu
czeka na konkluzję
drzwi szafy skrzypią czekaniem
dziewczyna najsłodziej się uśmiecha
do moich pozornych odpowiedzi
trepanuję bary i swój nos
szukam prawdy lub kataru
a te mosty, które zacząłem budować
mają przęsła zdziwień
złożone na łodziach zwątpienia
rozsypane zapałki mam zmieniać
w zielony las
moje spojrzenia rozpuszczają jak kwas
czyjąś opaskę na oczach
pal, wokół którego wydeptano ścieżkę
jak kredowe koło
nie mam w zasięgu zmysłów
żadnej innej syntezy
poza pustelnią
>>> 
DSCN0592a (2)
W niewielu wymiarach
także
nagi miecz spadł na ucho Malchusa
Chrystus je podniósł
dżdżownica wyszła z mózgu
a zaraz za nią ze spulchnionego tufu myślowego
wygrzebał się ze strupem ziemi Kret kłamstwa
jak Pan Kret wstydu
w niewielu wymiarach
też
wielbłądy piły alkohol
przechodzily potem przez dziurki 
w perforowanej taśmie komputerowej
czy to ważne w jakiej
dziurki jakiej taśmy, jakiej
może z cyfronetu, może
A ja mam……………la la la
słyszałem
patrzysz w nią co to znaczy
ziemniak kwitnie w sercu
śnisz o wulkanie teologicznym
o filozofie Chrystusie 
krawiec szyje ci spodnie czeka zapłaty – to pewny fakt
a ty rzymski namiestnik musisz jeszcze odebrać to wszystko
co cesarskie od żywych w swojej prowincji
w niewielu przypadkach
w niewielu przypadkach ogień
w niewielu przypadkach ogień także jest kokluszem
jak w innych zwykłą grypą, kulką u nogi, kantem,
końcem Atlantydy, platonem
w wielu przypadkach powiedzą: „Bóg wie jeszcze w ilu ..”
chłopiec z ciżby podniósł miecz Piotra
Chrystus przytknął ucho do mojej krwawej rany
i wtedy usłyszałem jego głos
w niewielu wymiarach wyrecytowałem wiersz
pochwalny
Chrystus skrzywił się z niesmakiem
jakby mój głos był skosztowanym owocem
filmu na perforowanej taśmie
w tej jedynej dobrej przestrzeni
od tysiącleci Ona-naga i ja
wychodzilśmy z wymiarów wielu
błąkając się głusi
bezpowrotnie
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
W tylu świerszczach obracają się mechaniczne koła lęków
i wtedy wypluwają muzykę miłości letniej jak dziś
kołysze się gałąź wierzby nad mostem niejednej wojny
tak jak polska wierzba stara polskie wojny odwieczne
tu w oczach świerszcza, który na gałęzi wierzby wypatruje
samochodów brzęczących za wzgórzem
lęk – kwadratowe luminescencyjne miliony gwiazd
w jego systemie nerwowym lęk komety płacz komety
także tej pochylającej się nad Betlejem
stoję pod tym mostem to moje ulubione miejsce
gdy zapada zmrok
stoję w jednym kaloszu drugą nogę włożyłem do starej
puszki po amerykańskiej oliwie
słyszę jak skrzypce świerszcza sierpniują staccato
o tym, że zbliża się samochód
pod mostem ciemno czarna mgła dzieciństwa
kulawe wspomnienia wypluwają tamtą wojnę
a beton nie chroni a beton czeka na czołgi
świerszcz powstał z martwych dziś w nowiu
tym bardziej boję się im bardziej chcę żyć
przecież tak wiele jest krajów
tak wiele rozkwitłych w słońcu dusz
tak wiele rzek nie skalanych
dziś
lecz nie tu
rzeka wciąż gdzieś z gór przynosi chrapiącą ciężko przemoc
nieodkupioną jeszcze niezapomnianą
mechaniczny świerszcz wysyła promyk światła
niedokończony byt mój
byt mechanizmów
istnienie warunków
bytu
wiatr echem wdziera się do mojego schronu
psycholog wiatr dotyka mnie spokojnie głucho jednoznacznie
tak jakoś jakoś tak uzdrawiająco
tam czekanie na deszcz
tu wykluwanie się w gorącym przyszłowojennym podmuchu
inkubatorze
spokoju
>>>
DSCN5540a
Picie może być odzewem na robotnicze zapalenie płuc
lub umysłowe gnicie robotnika ciągnącego
po dwie zmiany na dzień, żeby zarobić na kartki na cukier
Posiadam, jestem właścicielem – jeszcze mnie nie interesuje
chociaż szanuję wszystko co amerykańskie i pozwalam
się nawet szukać Ameryce w Europie
zamiast posiadam, mam – wolę to, tamto, owo
            Weź trzy błony i rozłóż na łące
            kacze pierze rozdmuchaj, niech widzą niebo
            weź kratę, która w oknie jest zamiast firanki
            załóż sobie na kark i wyjdź na świat
            gdy ściemni się płacz
            myśl o tym co sprawia przyjemność wspomnieniom
            odloty znane były już w Kredzie
            bliskie dzieci w bliskich planetach Syriusza
Moje wymiary i położenie geograficzne
jest  tak trudne do ustalenia
moje usta z czasem zbliżają się do stuły
Kara wskazuje palcem na mnie
dawaj – właśnie krzyknęła –
ale ja nic nie mam!
chociaż jestem robotnikiem niepijącym
>>> 
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
* Rzeka wysycha w styczniu *
Pozwól mi na nowo cierpieć
bez lampy zmysłów tworzyć jak kiedyś
w kroplach szamponu we włosach
w szumie drzew rosnących na wybrzeżach
w kropli wody wielkiej jak morze
Zwierzęta – patrz – gromadzą się wokół nocnej lampki
kamienie krążą wokół słońca
jesteś we mnie jak dzikie zwierzę
nie drapieżne jednak sercożerne, myślołapczywie wysysające
            Pozwól mi wygłaszać przemowy politycznie namiętne
            wykrzyczeć je przed dziećmi złota
            zamiast głosu ludzkiego wydobywam z siebie gdakanie
            czuję, że mam dziób w kagańcu, dziób świecący jak neon
            czuję, że drepczę, że gdaczę w jakiejś celi
            nie wyrzucaj mnie ze swego miasta – imperium
Jest gdzieś moja Itaka i moja Penelopa,
która kocha i czeka na mnie
dzieli mnie od niej tylko rzeka
choć wielka jak Amazonka
to jednak tylko rzeka, a nie morze
rzeka wysycha w styczniu
wtedy obejmuję moją dziewczynę
pośród zgiełku nowiutkich żyletek
w autobusie z płomieni
tuż po zmianie czasu, po grudzie,
po wystąpieniu słowno-muzycznym
drzew podobnych do fontann
tuż po zmianie systemu
po zakończeniu gry w kości
kości zatrzymały się na blacie twarzy
na krawędzi znieruchomiały w bólu
wskazały przychylność bogów
>>> 
?????????? 
*W tranzystorach wrą soki *
W tranzystorach wrą soki
wrą soki we mnie
idę ulicą, która jest ostatnio
stałym miejscem ucieczek i pogoni
policyjne radiostacje drążą eter nad miastem
robactwo drąży moją skórę jak spekulanci rynek
Stalowy drut w dużych zwojach
leży na trotuarach po obu stronach ulic
jak jelita słonia imperium
czerwienią pulsują jakieś lampki na drzewach
wszyte w moje żyły mierniki
wychylają swoje wskazówki w prawo do oporu
Moja rodzina gnieździ się w mojej szyszynce
z wieczornego wiaduktu patrzę na ich modlitwę
z porzuconych gazet wypływa krew i rozlewa się wokół
anioł schowany w moim plecaku ssie kciuk
Autobusy i tramwaje hamują przede mną
po chwili znów ruszają by zniknąć w furtach klasztorów
w brązowych błyszczących garniturach
ryby wyruszają w miasto na łowy
dzieci wypadają z okien, w locie, w malutkie rączki
chwytają doniczki z polskimi pelargoniami
W kalkulatorach wrą cyfry
wrą myśli we mnie
na powierzchni porcelanowych serwisów
w starannie zaplanowanej grafice użytkowej
cyfry odnajdują swe dusze
Biorę dużą miotłę w dłonie
zamiatam ulice, chodniki, place
zagarniam kawały pokruszonych płyt chodnikowych,
zomowców, ulicznice, rozszalałe dzieci,
zwoje drutów, kloszardów, butelki po benzynie
zagarniam to wszystko by upchać
w swoim programie politycznym
>>> 
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
*Wisła wypełniona krwią*
Lawenda jest mi miła
jak Zamek Wawelski
studnia czasu
jak cisza ogrodów na Skałce
studnia duszy
mur przy kościele Świętej Katarzyny
pawie na Placu Wolnica
grupa upośledzonych umysłowo dzieci
godnych pożałowania
na tle góry Synaj
ławeczka nad brzegiem jest mi miła
jak bagietka i serek topiony w piwie
Wisła wypełniona krwią
jak puls czasu
brudny Dajwór
puls w skroniach
grupa upośledzonych umysłowo generałów
na tle Kopca Kościuszki
>>> 
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
*Potrzebny balsam na rany*
Wyjeżdżam z Krakowa bo nie chcę być
taki jak bocian co w różnych gniazdach
czyta ten sam numer „Przekroju”
co wieczór innej partnerce
Wracam lekko ranny
zbudzony przed świtem
zmuszam się do wysiłku
gdyż chcę się jak najszybciej znaleźć
w cichym wirydarzu prowincji
pierwiastek majowy w ciemnych okularach
wypróżnił się na gazetę jak codzień
ogniska miłości to obsesje Muzycznego Piekła
tysiące, tysiące piszczałek w organach pod sklepieniem
w cyrku w przystępny, obrazowy sposób
spopularyzowano trudną teorię bezwzględności
Wracam do świętych miejsc, do źródeł zapachów
do samotni pod powierzchnią morza głupoty
tu glony będą nam służyły i słońce
z morza wyszliśmy – do morza powracamy
powiedziano przecież w Pucku
różane olejki z Jasnej Góry pomogły matce
piwo wawelskie pomogło ojcu
mnie potrzebny jest balsam na rany
z cysterskiego klasztoru w Szczyrzycu
tam popłynę łodzią podwodną
>>>
DSCN6171a
Zjeżdżam z rurek spirali
wspinam się potem w spirali
ja komunistyczne echo przyszłości
ja widłak w zamyśle ślimak w wykończeniu
            Wielkim torem poruszam się w dół trzynastego
            patrzę w metanowy ocean i szukam
            błysku okularów na nosie
            szukam chwiejącej się postaci-refleksu
Przyszedłem, popatrzyłem, wyceniłem tą kulę ziemską
śpiewałem „dajcie szansę Chrystusowi”
widziałem co działo się w dniach
które stanowią dziś dziś bardzo ważne daty
            Teraz patrzę na to co wyprawia cyklotron
            i wylęgam się w wolnych chwilach
            wylęgam się z kukułczego jaja
            z atomowego zegara
            w piątek trzynastego marca w pełni
Siedzę i patrzę w spiralę jawiącą się w boleści
w osłupienie świata cieknące po ścianie
klęczący anioł na stopniach konfesjonału
anioł narysowany kredą na murze
anioł zwieszający głowę nad kuflem piwa
drżącymi rękami anioła próbuję powstrzymać
drżenie innych zwykłych ludzkich rąk
>>>
DSCN2301b 
* W leninówkach czai się ścierwnik*
W kapeluszach czai się wąż
w zawojach czai się myszka
w leninówkach czai się ścierwnik
w biretach czai się sowa
w cylindrach czai się kaszalot
w myckach czai się agama
w beretach czai się pancernik
w hełmach czai się gwiazdonos
w pilotkach czai się orłosęp
w głowach czai się bakteria
>>>
DSCN2404a
Poziom odczuwania zaznaczony jest paznokciem
na gnijącej belce wkopanej w ziemię, urągającej Bogu
kryzysów i depresji łąka na której dziewczyna
obejmuje moje ciało
co z językami splątanymi w ustach Babilończyków
co z pismem Inków, kalendarzem Majów
co z siarką szewczyka i fajerwerkami Niniwy równie tarnobrzeskimi
pięścią jak wulkan, który zniszczył Atlantydę
benzyną i gliceryną stewartów
to wszystko też zaczyna się tym razem
jaśniejszą częścią paznokcia na palcu
wydrzeć, połamać koronę, pokruszyć złoto
idę przez Europę trzydzieścikilometrówcodzień,
przesuwam się, przewracam nocniki, powalam radary
wyjdź tancerko hiszpańska i na filmie video
zmień się w moje łoże odpoczynku
oczy i stereotypy i stereoponiżenia
znad biurka duży szczur wystawia głowę
by szczeknąć jak pies, warknąć jak dziki zwierz
na kobietę nad Ziemią
w kuli ciała moja jaźń jest Golgotą każdego ziarenka piasku
zestawieniem Palestyny z wątrobą
zestawieniem pocisku z ręką
zestawieniem łuski z drugą ręką
a spłonka
a dusza
wyjdź smoku zza chmur
pedałuj żebraku jeśli to twój rowerowy rydwan słońca
pedałuj dzielnie narkomanie alkoholiku generale
jeżeli nie możesz w słońcu stań
śnie zamieci
„Ja marzę” – tak napisałem gwoździem na świeżo pomalowanej
karoserii auta ślicznej dziewczyny
która zaparkowało go pod moim kasztanem zasapania
już deszcze w mojej poczekalni
już chmury w moim zoogrodzie
wymazuję gumką tekst o marzeniach
potem trę to miejsce papierem ściernym
ludzie, ja nareszcie, ja nareszcie  jestem………..
poczucie honoru
ja marz nę
żar
wynioska, wysiodle, wygłęby, wygrody
woda oceanem diabła podchodzi do pierwszych szczelin
w bunkrze otchłani samobójstwa
wejść, ktoś puka
o tak, proszę panią, ja myślę, że zmarnuję pani ręce,
że podrę pani pończochy, że złamię serce suche
i zamieniony w królika wskoczę do pani auta
ja myślę
że 
dzień to biała część paznokcie, noc-depresja
to gwiazdy i odległości
czuję w pobliżu wilki wyjące za telewizorem
czuję w pobliżu Syreny wyjące w  śródmieściach
czuję w pobliżu banialuki wyjęte z brzucha gada
czuję swąd piekła z pałacu
gotuję się do bitwy ze swymi zmysłami
podnoszę poprzeczkę rozmnażania i komputerowej cywilizacji
szarych armii
pożywiam się jajami i koperkiem
układam sonety w piwnicy przy regałach z przetworami
dzisiejszej bzdury
kręca korbką powielacza spirytusowego
z którego wylatują baranki
czymś nadziane
czymś ekstra
czyms ponadczasowym
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
*Arystotelesowska żyletka *
Tnąc cienką kopertę złych nastrojów
ostrzem arystotelesowskiej żyletki słownej
plącząc się w obcym lesie za grzybami spokoju
wylewając siódme poty w wykopie ziemnym perswazji
śmigając łopatą w górę i w dół
zawsze czuję jak bulgocze mi w uszach tęsknota
tęsknota niezrównoważona niezrównana
jakby tonęła we mnie a ja w niej
Patrzę w otchłań jednej mojej myśli
nie widać dna
słucham atomu jednej mojej myśli
czekam na odpowiedź jak echa wybuchu
niecierpliwię się
kiedyż ona wreszcie nadejdzie
a oto i ona – niebo – ziemia – głowa – gardło -ślina
i już:
do siebie, do was, Pułtusk, sosna
do siebie, do was, łopata, papier
rozkazy dla siebie, rozkazy dla was, smok, autostrada
wieże, wieże Babilonu, przednówek Kubania
Ogrody Semiramidy, Idy marcowe
Atak Marsjan, Małpi gaj – nie dla mnie
            Mickiewicz nauczył mnie Goethego
            Faulkner nauczył mnie Dostojewskiego
            Dostojewski nauczył mnie Chrystusa
            Chrystus nauczył mnie cierpliwego czekania
            Chrystus nauczył mnie czekania na list
            z nieba
>>>
?????????? 
*Można opisać noc i kosa*
Można opisać noc i kosa
iluż to czyniło ludzi
już w starożytności
można opisać ciche lasy
należące do wzgórz
iluż to czyniło ludzi
krążących snami nad ziemią
można opisać piaszczyste wydmy
składane w hołdzie dla nowiu
iluż to czyniło ludzi
cierpiących w samotności
można opisać połacie pól
ciągnące się po horyzont
iluż to czyniło ludzi
opuszczonych, zdradzonych,
czekających o świcie na
ostateczny cios
można opisać księżyc
lecący nad drzewami
iluż to czyniło ludzi
rozpaczających z powodu
odrzuconej ofiary
można opisać nietoperze
szybujące cicho w sadach
iluż to czyniło ludzi
niedostrzegających niczego
w czarnej puszce przyszłości
oprócz myśli
oprócz słów
>>>
??????? 
Czy ja ją kocham?
zastanawiam się nad tym patrząc na nią o świcie
zastanawiam się nad tym przy pożegnaniu
ostatnio nie mogę skupić myśli
ostatnio jestem bardzo drażliwy
przesuwam swoje zainteresowanie
z centrum na jego przeciwieństwo
przesuwam swoje zainteresowanie
jeszcze dalej
przyjemność sprawia mi puszczanie wodzy fantazji
przyjemność sprawia mi wsłuchiwanie się
w szmer rzeki wolnych elektronów myślowych
Czy ja ją kocham?
zastanawiam się, czy miłość jest rzeczą czy ideą,
w którą wierzę
zastanawiam się, czy rzeczywiście poszukiwanie miłości
jest tym co utrzymuje mnie przy życiu
ostatnio nasuwają mi się różne myśli,
które tylko z pozoru nie mają ze sobą związku
ostatnio przestałem wierzyć w permanentne zagrożenie
przyjemność sprawia mi rozczulanie się nad sobą
przyjemność sprawia mi bycie bardziej miękkim,
bardziej anarchicznym, mniej przestraszonym
Czy ja ją kocham?
zastanawiam się co znaczy w mojej głowie
kalejdoskop pojęć takich jak –
sumienie, dzwonek, lawina, dążenie, integracja
zastanawiam się nad potrzebą wybudowania tamy
dla zmysłów
ostatnio zdjęto mi kaftan bezpieczeństwa
ostatnio pozwolono mi podejść do okna
przyjemność sprawia mi oglądanie w wyobraźni
nowej Arki Noego
przyjemność sprawia mi zastanawianie się nad tym
czy miłość jest moim Araratem
>>> 
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
 * Co mówisz?*
Co mówisz duszo hucząca jak dzwon?
nie mogę nic zrozumieć z tego
co chcesz mi przekazać
kołyszesz się ciężko wytrącona z równowagi
po zderzeniu z rzeczywistością
modulowane infradźwięki wydobyłaś z siebie
one omal nie zmiotły mojego intelektu
                        Czym odpowiadasz na moje nocne dysputy
                        na rozumowe ciągi, na wyjaśnienia i usprawiedliwienia?
            Co mówisz ciało piszczące jak mysz
            chyba wiem co się wydarzyło
            społeczeństwo chciało cię pożreć
            jego dantejskie piekło stało się możliwe
            jak w szyszce las
            gdacz, jęcz, trąb, onomatopejo wyjścia z Egiptu
                        Czym odpowiadasz na moje pożądanie,
                        na nieodpartą chęć przejscia tego Morza
                        i przemierzenia tej Pustyni?
>>>
?????????? 
*Dzwonią dzwony na trwogę ludowej władzy*
Zebranie patriotów, zebranie ludowej władzy
choć w tak wąskim gronie a jednak całkiem jawne
choć w pudełku zapałek i za plecami społeczeństwa
jest rok 1984, jest wiosna, jest środa, jest politycznie
dzwony już nie dzwonią na trwogę Kościoła
w każdym bim-bam: złości, zbrodnie, urazy
jakiś ministrant właśnie radio strącił z drzewa
szlachetni ludzie próbują się organizować, łączyć się
w obronie swoich sumień podczas wędkowania
chociaż jest ich miliony robią to pod osłoną nocy
promienie słońca odbijają się w ludwisarskim łuku
padają  na zaplecza domów partii
ktoś zaciąga w oknach story
smutek ogarnia obradujących towarzyszy
żal im straconych złudzeń, zmarnowanego życia
jest wieczór, zmierzch nad posterunkiem milicji
dzwony dzwonią na trwogę ludowej władzy
księża patrioci też zrozumieli, że utracili swój kraj
otwierają się drzwi ponad miastem, drzwi powietrzne
wychodzą przez nie anioły
z każdą chwilą jest ich więcej
szlachetni ludzie wywieszają narodowe flagi
przed katakumbami
stres-gong, stres-gong
uspokajam się widząc zmieszanie towarzyszy
czekam na Amerykę
na szansę w wierszach, w taśmach
ale radio nie działa
kiedy nadejdzie lato?
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
* Enosz kazał mi uspokoić dzwony*
Enosz kazał mi uspokoić dzwony
nie było wyjścia
musiałem zburzyć dzwonnicę
            Na jednej z prywatek powiedziałem donośnym głosem –
            wnętrze Księżyca Amerykanie zbadali w ten sposób
            że falę sejsmiczną niosącą informacje
            przez wewnętrzne pokłady piękna księżycowego
            wywołali zrzucając z orbity całe człony statków Apollo
            a gdy przeszła na drugą stronę przechwycili ją
            do gitar ukrytych w ciemnościach kosmosu
Trzecim synem Adama i Ewy był Set
to on rozkołysał dzwony pierwszy
            Przestałem się kołysać w przód i w tył
            przerwałem monolog, odsunąłem się na stronę
Enosz kazał mi uspokoić dzwony
zerwałem sznury, zrzuciłem dzwony
serca uderzyły głucho o ziemię
            Usłyszałem z ust obecnych na sali
            to Oleandry, to Oleandry były pierwsze
Dziś jest ciepły wieczór
siedzę w ciszy na balkonie  przy okrągłym stoliku
popijam wodę z butelki po wódce angielskiej gorzkiej
patrzę na sad i na moje miejsce w nim
myślę o tym jak niewiele komuniści zrobili
dla poprawy życia materialnego ludzi żyjących w Polsce
no cóż, w końcu czynili to za moje i moich wnuków pieniądze
no cóż, a tak się starali
            Lituję się nad zniszczonym krajobrazem
            w którym nie dostrzegam moich dziecięcych ołtarzyków
            gdzieś ze stratosfery dobiegają szpiegowskie szmery
            robaków toczących gnijące już ciało Lenina
            odraza budzi się we mnie, odraza do rzeczywistości
Zastanawiam się nad tym, czy takiemu jak ja
pozwolą pożyć dłużej w tym społeczeństwie
dłużej niż robakom Lenina
            Echa dzwonów rozbrzmiewają jeszcze spoza chmur
            gwałtownie zaczyna rosnąć mi broda
            wyglądam już prawie jak Enosz
            serce spada z balkonu z łoskotem uderza o ziemię
            moja dzwonnica się chwieje
>>> 
?????????????????? 
*Dzikie czereśnie dojrzewają na skraju*
Na ile jestem wymysłem siebie samego
a ile moich myśli zbudowali obcy ludzie
            zamknięty w pniach topól rosnących wśród wzgórz
            mieszkam jak więzień w ciemnych basztach
Odgaduję zagadki świata ciszy
zastanawiam się nad przyszłością studenta
zabawiającego się jeszcze na staromiejskim rynku
wielką pomalowaną na czerwono oponą ciężarówki
            dzikie czereśnie wyzierają z zieleni stęsknione
            dojrzewające obok starych strzech
            dziewczyny zaplątane w państwowe barwy
            występują w tragikomediach mojej męskości
Jestem i mogę być w stałym okropnym bólu
miecz starczych złudzeń rozcina moje dzieciństwo
Nadal wymyślam siebie w sytuacjach stworzonych przez pijane tłumy
zatrwożony własnym poddaniem
tak można się zgodzić i na myśli samego diabła
            diabeł może zerwać czereśnie pamięci
            diabeł może zastąpić cię w grze w piłkę
            diabeł może równie źle kroczyć na szczudłach
            poprzez Beskidy i Bieszczady lub jakikolwiek
            wyimaginowany krajobraz Polski
Dzikie czereśnie dojrzewają na skraju
mojej wyimaginowanej wioski
obserwuję je obwarowany w swojej miejskiej duszy
topoli barbakanu
>>> 
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
Och towarzyszy mój miły mój miły
ratuj nasze Pogotowie Ratunkowe
mój aniele
gdzie są arterie wytęsknione
otwarte dla mnie gdzie
patrzę w niebo widzę na nim tak jak dawniej
rozwiany piękny na tle błękitu czerwony sztandar
jak łuna wspaniały
to nie moja bandera
moja bandera złożona we czworo
z odbiciem mojej oplutej twarzy
a zwłaszcza rozbitego nosa
spoczywa w kieszeni spodni
zaraz przepiorę ją w potoku w bardzo chłodnej wodzie
wypływającej z cmentarnego źródełka
z komunalnego ujęcia
ze wszystkiego potrafią zrobić śmietnik
oni
z mojego strachu nawet       
z cynobru z bławatków z finału
z gurgula z człownika z blu
z rotmistrza z pałacu-pałacam
z kitajc z kjokushin z alleemanachu
to ja robię z ich śmietnika rozrywkę dla mas
ten mój sąsiad pomylony kładzie się znów
na asfaltowej szosie w biały dzień
on też ma wrażenie że myśli pozwalają na to
że chłodna woda potoków obmywa jego i ziemię
że dotyka plecami dna
jest dobrze on nie jest głodny
dobrze ubrany czysty niedyskryminowany
nieprześladowany
ze wszystkiego zrobią śmietnik
nawet z Planów
z których słyną ich Wody
>>> 
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Potok ograniczeń płynie z Komitetu
Oni nazywają naszymi słowami swoje racje
dla mnie zawsze będą Oni
choćby uznali mnie za bezwartościowego zboczeńca
dopóki będą te ograniczenia
mój patos mój święty Ibis mój styl
mój w lustrze On powie zawsze: Oni
rzeka jest w moim przypadku zawsze
nie Oką leniwą a rwącym kamienistym potokiem
do którego zbliżam się od zachodniego brzegu
mój tapczan to wyspa na Wiśle
i jednocześnie prom
co z puszką Pandory?
teraz zapewne ZPOW w Zawierciu
produkuje takie puszki
pod nazwą „Puszki z przecierem pomidorowym”
och, ten Komitet, ech, ta Partia
przecież w miastach daje znać o sobie
tylko przy świątecznych okazjach
w domach prywatnych panuje
półpubliczny JMJarre i Pink Floyd
młodzież chodzi na dyskoteki metalowe
dziewczyny uwielbiają Franka Kimono
chłopcy noszą znaczki w klapach i oporniki
schody do Komitetu istnieją tylko po to
by mój język mógł się jak dywan ułożyć na nich
rozwinąć i przylgnąć
maliny białe kwitnące a w nich pszczoły
maliny dojrzewające zielono-czerwone
wiśnie wysokie kwaśno-słodkie purpurowo-zielone
czereśnie czerwcowe na Czerniakowie
gdy mój język odetną pójdzie na ozorki
z sałatą i ziemniakami w milicyjnym kasynie
mój język moja noc moje sprawy
niech się udławią czerwono-zielone szuje szczujące
niech się udławią wielki krowim językiem
w psyku szczekającego psa
ci wszyscy którzy nie rozumieją gestu Abrahama
którzy nie wznieśli nigdy ręki z kamiennym nożem
nad szyją swego syna tylko z miłości
i nie zatrzymali jej tylko z miłości
po tych schodach wspinam się na przybraną
bożonarodzeniową choinkę
po jakich schodach – to mimikra
mówi Metuszalech moje mikro i makro
co za choinka – to tylko czerwona tablica
z napisem Komitet
takie tam, tam
>>> 
DSCN0696a 
* Polski Narcyz socjalizmu *
Zaglądam do studni
tam w dole tafla lodowa
jak świecący ekran telewizora
oko dinozaura w otchłani wieków
zamarznięta w studni woda wiruje, zapada się
do wnętrza Ziemi
patrząc jak razem z moim mózgiem 
studnia kurczy się, blask jej blednie w ciemnościach
nagle słyszę gdzieś z wnętrza echo Pierwszego Wybuchu
            Przechylam się przez poręcz drewnianej kładki
            nad potokiem gdzieś w krzakach za miastem
            tam w dole woda cicho przesuwa się nad mulistym dnem
            z moją dziewczyną stoję tu ramię przy ramieniu
            wzbudza się nowe echo historii
            krew zaczyna mieszać się z wodą
            znikają nasze odbicia kołyszące się łagodnie
            krew Abla przesłania naszą bliskość
Patrzę na wzburzony ocean z pokładu statku
cały świat miesza się z pianą i wiatrem
ptaki spadając dziurawią miotające się wzgórza
masy wód nikną w zamieci razem z naszą miłością
wzywamy pomocy jak ludzie wszystkich umarłych pokoleń
nad światem rozbrzmiewa dziejowy dzwon
            Szukam karabinów w nastrojach
            karabiny rzeczywiście znajdują się w nastrojach
            chwytam jeden w garść, strzelam na oślep
            nie widzę kierunku, nie widzę celu
            wszystko zmniejsza się przestrzelone
            jakby schodziło z niego powietrze
            tak dzieje się z moją dziewczyną i moją wodą
            nawet ocean w kropli tęczy zmniejsza się
Ocean to zbliża się z dołu to nadlatuje z góry
ja patrzę w otchłań dzwonów
jej łódka podpływa pod tonący transatlantyk
na mostku kapitańskim stoję ja – Narcyz
zadufany, socjalistyczny
–  w sobie             
>>>
DSCN0657a
Bryła gotyckiego kościoła
jak rakieta
wyrywając swe fundamenty
startuje z ziemi w kosmos
pozostały po fundamentach wielki krater
zieje ogniem, pokazuje się oko piekieł
cmentarne kości układają się w krzyż
tłum wokół cmentarza
tłum wokół mogiły
tłum wokół krzyża
mrowisko ludzkie za ogrodzeniowym murem
ludzkie piłeczki ping-pongowe kolejno odbijają się od trawy
by poszybować za kościołem w niebo
o tu jeden, tam drugi, o już trzeci, czwarty, piąty
stu, wszyscy, wszyscy, o tak, w górę, w górę
w chmury, patrzcie, patrzcie
w trawie pozostają kłótnie, zmarszczone brwi
pod płotem obok kasztana
zawisają nad miejscem gdzie były oczy
ciężkie mury kościoła rozerwały powłokę burz
rozerwały pojęcia grządek i podkopów
w dzienniku telewizyjnym nie będzie relacji
z tego cudownego wydarzenia
ani namiastki tego w pracy urzędowej
ani śladu tego w tępej nocnej schadzce
ani w porannej prasie
ani w przewodzie sądowym
ani w schizofrenicznej wypowiedzi przywódcy mówiącego
o upale nie do wytrzymania
po jakimś czasie spadają z nieba krople dżdżu,
który może od wszystkiego wybawić
otwieram usta
swoją maskę kieruję w niebo
deszcz spada na mnie
cierpiącego na niewłaściwe miejsce na ziemi
przynosi ulgę, przynosi ukojenie, przynosi myśl
że świat nie został zniszczony w snach
że kataklizmy wojen nie zmieniły go fałszywymi wizjami
choć odlecieli ci, którzy poznali się na chorobie mózgu
grożącej znieruchomieniem nieuchronnie na ziemi
ci co pozostali odsunęli się od obłudy
podali sobie ręce
nad kraterem zagłady
>>> 
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
* Ślady krwi na ziarnach piasku *
Trójkąt – gracja – widnieje – Bermudy
mały książę snu – morze Argentyny
jazzowe hotele Nowego Jorku – roztańczeni
goście z gór
            Wąż sunie po kamiennych płytach czekania
            w największej sali statku kosmicznego „Rzym”
            jej posadzka wyłożona marmurem z Carrary
Czworobok – Zappa – kusy beret
ocean Fiji – mur – plaża Falesy
            Żółwie kupują w samie boczek i beret
            wiatr wieje tylko po to by przez nos
            wrażliwca-myśliwca dotrzeć z drżeniem szyb
            do komory celnej w jego głowie
Graniastosłup – statek kosmiczny „Intro”
wieża w Pizie – dłubanie w zębach – łoże miłości
wywnętrzenie – ona – zezwierzęcenie – oni
            Z kąta w kąt, z beli w belę
            kołysać się od podstaw, jeść, gryźć, kopać
            kropką nad „i” posługiwać się jak młotem
Linia – lizak o smaku porzeczkowym – drzewko oliwne
kadzidło – ocean łąk – kobieta która mówi
            Luminarzem to ty nie jesteś Adalbercie
            mnie nie oszukają przenicowani Warszawiacy
            dziewczyna szepcze mi do ucha –
            zepchnij mnie w ocean chcę tonąć
            z tobą bez słów
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
* Panie, odpuść mi *
Chciałbym wziąć swój mózg w dłonie
chciałbym móc rozciągać go jak gumę
wstydliwą tą lepkość przerobić w planetę
urobić, wykołysać kolebkę
Moje ręce zbliżają się do siebie
nie mogę ich opanować
jak dwa węże, jak krokodyle rzucające się na siebie
takie są moje ręce
moje ręce z rozstawionymi szeroko palcami
Chciałbym zmienić swój mózg w gumę do żucia
przeżuć tę plazmę myślenia
o wszystkim i o niczym
odzyskać smak życia w nim zagubiony
Wydaje mi się, że moje ręce pożerają się,
palce wchodzą pomiędzy palce
stają się gorące jak ogień
staram się pomimo wszystko jakoś je zatrzymać
ogromnym wysiłkiem udaje mi się
złożyć je tak jak do modlitwy
Panie, odpuść mi
za mój mózg i ręce
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA         
* Emigracja 84 *
(nasłuchujcie radia)   
Biegnę przez wulkaniczną pustynię
przemierzam skalny krajobraz
w chwilach słabości widzę oazy zielone
leżąc wyczerpany oglądam slajdy
wyświetlane przez wiatr na ścianie
poobiedniej gigantycznej rezygnacji
Jaskółka jak nóż czasu pokazała się na niebie
słyszę jak ktoś ciągle wystukuje młotkiem rytm ucieczki
ktoś woła – panowie biegnijcie tam gdzie rośnie storczyk
w ucieczce przed grzechem traficie pod dziką czereśnię chłopców
w ucieczce przed grzechem odnajdziecie duszę mężczyzn
Pielęgnuję dla świata swoją siwą brodę zmysłów
kołyszę się w kołysce przeznaczenia
tętent to nie bicie serca
to nerwy galopują jak konie we mnie
serce wytrzymuje samotność, słyszy przecież te echa
kłamią, biją, grabią, mordują, palą
Złota kaczka w zaczarowanym stawie
oto czym jest wolność
wolność jest czuwaniem w starych zegarach
ktoś woła – panowie, pułapki, pułapki ze wszystkich stron
w drzewach, w ubraniach, w gestach
w ucieczce przed cynizmem odnajdziecie siebie
w ucieczce przed wszystkim co martwe odnajdziecie przyszłość
Szukam całości w ucieczce przed wszystkim podzielone
historia mojego domu jest stałą ucieczką przed światem wydm
w ucieczce przed niewolą trafiam do więzienia
widzę jak kłamią oraz upokarzają, gwałcą, torturują
tych co zatrzymali się na chwilę
w zielonych oazach
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
* Historia kiełbasy *
Historia PRL to historia kiełbasy
och, pomyślcie tylko –
czterdzieśi lat problemów kiełbasianych
czterdziestoletnia kiełbasa
westchnijcie –
czterdzieści kiełbas na głowę obywatela
czterdziestometrowa kiełbasa
wspomnijcie –
czterdzieści zjazdów partii poświęconych kiełbasie
czterdziestolecie kiełbasy
och, żachnijcie się –
czterdzieści referatów na godzinę w temacie kiełbasy
czterdzieści kartek na kiełbasę na jedno życie
Historia Państwa Rozpaczliwie Lewitującego
w świńskich jelitach
a imię jego – 40 i tyle!
>>>
DSCN4719a 
*Niezależnej myśli społecznej sformułować niepodobna*
Jak mówiono w tak totalitarnym systemie
(rządzonym podobno przez awangardę polityczno-społeczną
– jakże postępowo wykuwaną w kace kuźnicach)
niezależnej myśli społecznej sformułować niepodobna
– a jednak cuda się zdarzają
mimo tego, że jest to niezwykle trudne,
gdyż ludzki umysł staje się tu jedną wielką kiełbasą
lub zwykłymi flaczkami 
udało się uruchomić dzięki podświadomości
procesy prowadzące do stworzenia
ideowych podwalin pod komunistyczne społeczeństwo
nie marksistowsko-leninowskie i nie francusko-rewolucyjne
międzymózgowie tłumu, nieświadomość społeczna, dziewiczość
każdego człowieka, niedopowiedzenie dziennikarskie –
to stało się murem, przez który nie przedarł się
żaden agent ani prowokator
za tym murem spisano Biblię Wolności
zebrani za tym murem westchnęli ciężko
i rzekli – „My – wspólnota”
(podobno wtedy awangarda stała się ariergardą
ale bez duchowości pierwotnej lub jakiejkolwiek
nie uznano jej za gildię kowali)
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
*Polscy Chłopi mówią*
Polscy Chłopi dobrze wiedzą,
że nowa 5-latka chleba dopiero nadejdzie
i póki co nie utożsamiają się ani z rządem wysoko
ani z podziemiem
Polscy Chłopi mówią
pójdziemy do wyborów albo i nie
dzięki Bogu myślimy jeszcze
nie damy się wrobić
obronimy Boga i sprawiedliwość komunistyczną
i wejdziemy do rządu na lata
Polscy Chłopi z Chłopskiej Drogi
nie są od rzucania ziarna w podziemie
od tego są rolnicy
>>> 
?????????????????????? 
* Mój rydwan *
Jeżeli powiedziałbym, że sto koni
ciągnie mój rydwan po niebie
to i tak nie zabrzmiałoby to kosmicznie
lecz najprawdopodobniej romantycznie
            Poszedłem za nią w cień nad rzekę Hosanna
            i utonąłem w małym źródle
            z którego wypływał ocean jej pragnień
Jeżeli powiedziałbym, że sto koni
uświetnia mój zaprzęg na niebie
to i tak moja prawda nie zyska
ani jednej gwiazdy
            Mdleję dziś ze zmęczenia
            kołysany na falach w łódce nerwów
            po miłosnych uniesieniach
Jeżeli powiedziałbym, że wierzyłem w nią
to i tak byłoby to oczywiste
przecież sny to stukonne zaprzęgi
one przybywają w majestacie weselnego orszaku
w obiecanej torebce, w obiecanych kolczykach,
w obiecanym szacunku
            Oglądam tysiącminutowy film fabularny
            o miłości rodzinnej
            to opisano już w Księdze Rodzaju
            jest coś o tym w Księdze Wyjścia
Przechodniu powiedz jej, że zrobię dla niej wszystko
niech nikt jej już nie szuka bo ja ją odnalazłem
wiara to nie hipoteza
wiara to praca i podróż po gwieździstym niebie
wiara to wnikanie w noc swoimi gwiazdami i kometami
            Wielki czas
            czas kwadratowy
            czas barwny
            czas szybki
Kolczyki śnią mi się teraz po nocach
widzę je we śnie wpięte w mój policzek
torebki damskie śnią mi się po nocach
widzę je we śnie w wewnętrznej kieszeni
mojej marynarki
            Przebudzony nad ranem widzę płonące skrzydła Nike
            symbole odpowiedzialności
Jeżeli powiedziałbym, że sto koni
ciągnie mój rydwan po niebie
to powiedziałbym prawdę, kosmos odpowiedział mi –
szukajcie Izraelici, szukajcie Rzymianie
szukajcie Rosjanie, szukajcie Amerykanie
znajdujcie Polacy
>>> 
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Na kredyt samego siebie  *
W biurowcu szczęśliwym moich rozsądków
nastawiony na szmery lata i mijających wakacji
siedzę w piwnicy
i myślę o tym, że tam pode mną jest piekło
tam nade mną są gorące ulice, rozpalony asfalt
jak gnom przykucnięty w ziemiance na
zydlu lat sześćdziesiątych
rozmyślam o tym jaki jestem jeszcze dziecinny
że ulegam wspomnieniom
taki artysta a taki naiwny
taki ambitny a taki żeglarz-rozbitek
taki gitarzysta a taki urzędnik
Boże, jak dobrze
mieć taką koncepcję życia
na kredyt samego siebie
pod zastaw zdrowego rozsądku
JAK ROBAK POKUTNY
JAK MINISTER PISKORZY
>>>
?????????????????????????????
* Kiedy jazz..*
Kiedy jazz będzie tak popularny jak rock
a rock tak dobry jak jazz
kiedy grona słodyczy będą w porannej rosie brzmieć
jak misterne struktury pajęczyn
wiosna mija wstępujemy powoli w lato
muzyka schodzi do duszy głębin
jak murzyn pod pokład galery przewożącej niewolników
słucham i gram tę muzykę która odpowiada na pytania
moich liści, ech, przodków gadających
trąbką, gitarą, smyczkiem lub sekcją smyczków
swoim brzmieniem pieni się w kuflu jak piwo
rozgrzewa jak wino, odurza jak wódka
gdy dzieci dorastają a bociany szykują sie do odlatu
chciałem cieplejszych dni –
pot odpowiada sycząco parując na mojej skórze
fletnie Pana na halach
odgrywają symfonie Beethovena styczniowego
a fujarki wspominają Vivaldiego 
kołyszę swoje niemowlę
wyglądam powrotu kobiety
przed jaskinią stoję wpatrując się w fatamorganę
z której dobiega hymn miliona lat
przemieniony jazzem i rockiem
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
Fascynacja
Chłodny poranek
komórka ciemna na ścieżce od oczu do mózgu
rzeka, chłodna woda
głowa zadarta w górę
niebo błękitne bez chmur
niebo z milionami gwiazd
ukrytymi
wielkimi jak wstające słońce
stuk
wrona
wrzos
wrzask
i ty
i ona
ziemia zielona
z daleka widziana
mokro
fascynacja
denuncjacja
atimia
aprobata
granice przesuwam
przesuwam terytorium
ludzie i oczy pomagają w tym
środowisko fascynuje
szukam łaski w mózgu
wybieram się w drogę
z oczu do serca natury
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Społeczna schizofrenia
tak niezauważalna zmiana
w rzeczywistości przeżywanej w głowie
państwo staje w centrum
komunizm staje w centrum
władza staje w centrum
i stałe zagrożenie musi być
i nienawiść do tego co wokół musi być
i wszystko odnosi się do tego wielkiego
impulsu postępu
i wszystko odnosi się do tej mobilizacji w imię postępu
tylko szczęścia jakoś nie widać
w najbliższej okolicy
i na horyzoncie
tylko zbyt dużo łez
w zwykłych ludziach
panie doktorze Marks
>>>
 DSCN1306a
Tyle lat bez koncepcji przeżyłem
żyjąc dowcipem dla ulotnych panienek
ciężko stąpając posuwałem się wzdłuż uniwersyteckich korytarzy
w długich swetrach wyciągniętych na łokciach
ja onomatopeja Południa
żyłem z dala od ukochanej Litwy
Itaki i Ziemi Obiecanej
jeszcze do dziś zostało mi to zapatrzenie w dal
i brak koncepcji socjalnej w głowie jak pole pokrzyw
przeżyłem tyle lat, nie martwiąc się, nie cierpiąc
z braku wieloletniego planu
cieląc się, ucieleśniając i ciałkując
w piaskownicy odkryto moją telewizyjną fizjonomię
pod Domem Ludowym zarażono mnie
wszystkim co ludowe
teraz spójrzcie, nie zależy mi na niczym legalnym
wcale nie chcę się przypodobać nikomu
jestem nieuważnie niegrzeczny i złośliwy
dla szytwnych ludzi i gmachów modernistycznych
co mają piętra jak klocki Ludwika van der Rohe
jestem przeczytany, wyoglądany, przyprawiony
zjeżdżam językiem angielskim na dół
wchodzę do piwnicy
starej wiejskiej piwnicy usypanej ziemi pod gruszą
biorę kubek i nalewam domowej chłodnej maślanki
piję chłodnieję tylko
wychładzam swoje dolne kondygnacje 
 ale głowa ciągle ciepła
bez koncepcji poza jedną ostatnią –
życie jak gromnica w rękach Gaudiego
na procesji w Boże Ciało
topiąc przemienia się w wieże Sagrada Familia
prowincjonalnie futurystyczne
>>>
DSCN1189a
Uderzyłem ją słowem
jak Judasz politycznych improwizacji
zaciemniając i tak zaciemnione słońce
zdradziłem ją słowem
była damą a mówiłem do niej – skrzacie, kurczaku
moja wyobraźnia zawyła
siny tygrys dał znać o sobie przeciągłym rykiem
gdzieś  z mojego szpiku kostnego
z pnia zmurszałego
z westchnieniem jak trupi oddech mumii
kluczyłem w karbońskim lesie książek przyrodniczych
i nie wierząc logice Grecji
poszedłem po rozum do głowy
do chrustu Abrahama i studni Jeremiasza
wstyd mi dziś
patrzę jak rosną mi kły i wzbiera we mnie gniew
prymitywny wąż morski
pretensje ze snów skaczą w poszumie komputera
targam bandaże, drapię świeżą ranę
jak mogłem to powiedzieć: „jesteś motylem a ja czołgiem”
„jesteś mgłą a ja toporem”
poznała moją wartość dorosłego inteligenta
użyłem słów jak Morze Czerwone bez żadnych przejść
i Arraratu,
podczas gdy Noe jeszcze nie rozpoczął pracy
jak mogłem powiedzieć –
„jesteś tylko moim żebrem – nie przesadzaj”
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Przejdźmy do sąsiedniego pokoju – ukryjmy się tam
oparci o płot przemilczymy naszą miłość
w oczekiwaniu na świt nad brzegiem
za drogą sąsiedniego mieszkania
dziad żebrze
syntezatorowa Jasna Góra komunistów
nienawiść nie może wchodzić w grę
może obstawiać ruletkę mojego pisania
(jak by powiedział tuman mieszkający w pobliżu
– mgła, że oko wybij)
przynajmniej stolnica na stole
a na niej ciasto na obwarzanki dla pątników
a tam pod murami zaszybia
już rozciąga się pejzaż i panorama w nim
piętnastowiecznego Krakowa z zarazą
boje się, delikatnie niosę jej kwiaty
żeby mogła poznać mnie od strony potwora
na przykład króla jegomości, co ćwiartuje krytykantów
a w tle szemrze saksofon, dudni bas
na wieży w duszy Jasnej Góry coś gra
syntezatorowe spowiedzi komunistów
są jak improwizacja tęsknoty za absolutem
(przy niej kwitną serca niezaschnięte całkiem)
szukałem tych jasnych promieni
byłe tylko raz być w życiu szczęśliwm
jak wczoraj, gdy trzymałem w swojej jej delikatną dłoń
i aleją schodziłem wśród drzew ku centrum miasta
ból
przed
czołgiem pędzony
rozwinął sztandar wiary
Przejdźmy do tej sali bez dwocjonaliów
spójrzmy na obraz
w oczekiwaniu na świt ozdrowieńców
jaka cisza, milknie gra komunistów
dziad nie żebrze
mucha nie siada
owce się pasą
a ja widzę
że mój sens jest zbyt wielki w moich słowach
zbyt wielki by przemilczeć miłość
dlatego zaczynam wątpić
w nienawiść
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
*Manhattan Transbud*
W Biuletnie Biura Politycznego napisali,
że w Polsce nie ma poważnych problemów społecznych
nie ma krwistych byczych postaci
ani włóczęgów ani prostytutek
ani mafii ani wywrotowców
regiony nie mają partykularnych interesów –
choć piosenki lubią takie właśnie tematy
można odszukać, co prawda jakąś kobietę
która w roli robotnicy od pierwszej do trzeciej po południu
sortuje gorącą cegłę przy palenisku pieca w prawdziwym piekle
ale przecież wszystkim wiadomo,
że po pracy przeżywa chwile szczęścia pasąc krowy
na swoich trzech ha dziesięć kilometrów od fabryki
i kogo coś takiego wzruszy
to już lata osiemdziesiąte i nawet Pstrowski
nie ma szans – wszystko jest takie normalne i codzienne
żadnej indywidualności w kolejkach
żadnej poezji zbuntowanej w tramwajach
tylko ciągłe przewozy Transbudu na drogach
i Osinobusy pełne manekinów godziny piątej trzydzieści
można odkryć, co prawda
jakiegoś kierowcę, sklepową, grabarza, prywaciarza
lecz wzięcie ich pod lupę grozi ich unicestwieniem
życie społeczne jest jak mgła
a ludzie jak opar
>>>

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Słońce rozpadło się jak pestka
słońce moich wzlotów
zmiażdżone powieką
zniknęło gdzieś za czerwonym blokiem
dojrzałem jeszcze czarne ptaki
wylatujące tam z gniazd
kierujące się ku mojej duszy
odhaczenie porażek i pogrzebów
krople łez jak chleb powszedni
stały się moim udziałem
jak dłonie cierpnące chłodne
serce stwardniało jak Ziemia
ponieważ leżałem
na balkonie bez ruchu
przez trzydzieści lat
>>>

 ??????????

* Parkan *
Prowadzę śmiertelną walkę podjazdowo-propagandową
nad moją głową przelatują pociski
z atomowymi głowicami
jadowitych fal elektromagnetycznych
i konwencjonalne granaty gazet
za moimi plecami anioł tłucze diabła
jakąś deską z parkanu
a ja stoję pod tym parkanem
i sikam na stary napis wymalowany na deskach:
„Czynem uczcimy VIII Zjazd Naszej Partii”
co to znaczy Czynem?
co to znaczy uczcimy?
co to znaczy VIII?
co to znaczy Zjazd?
co to znaczy Naszej?
co to znaczy Parkan?
>>>
Asceza
Przy…..j…………..dź
nie dziś…………. 
>>>
DSCN1323 (2)a
To co w wyobraźni demaskujesz
jest twoim bogactwem
słuchaj tego echa
słuchaj, nie bój się nawet
zdrożnych myśli jakie ci przychodzą do głowy
za mezonem
pi
przez banał życia
podążasz nad krawędź piekieł
posługując się pszenicą i żytem
latem posrebrzonym
nie wychylaj się poza nią
przełknij ślinę strachu
posługując się tęsknymi rozstaniami
i narodowymi nostalgiami
posługując się metalem błyszczącym
skręconym w symboliczne rogi i trąbki
wracasz w ramiona nieba
to co w wyobraźni demaskujesz
jest twoim bogactwem
nie bój się tego
ratowało to twego dziada
uratuje i ciebie
knebel dziada był właśnie zwątpieniem
słowa ze snów nie znają granic
ujrzyj siebie w wyobraźni bez granic
słuchaj siebie w wyobraźni bez granic
poddaj się, słuchaj wyobraźni
bez granic
>>>
Totalitaryzm kłami
łamie mój autorytet
a mnie bawi ten manieryzm
totalnie
>>>
??????????
Życie Petrarki, gdzież jego sens
– w uśmiechach dojrzałych kobiet –
gdzież jest jego kamienne jajo
niezadowolenia z siebie
mnie rannemu Ikarowi mówią czasem
małe czerwone krasnale – odkąd ostrzygłeś się
wyglądasz wreszcie jak porządny człowiek
Petrarka a nie Boccaccio
bardzo krótkie fale jonizującego promieniowania
mocne ciosy chłodnych protonów słonecznego wiatru
jedna z form życia kosmosu – dla mnie
co wpływa na kierunek ludzi
płynących ku kobiecym szalupom ratunkowym
sensu
a te toną na pełnym morzu
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
O kolego – nie zadawać pytań
masz prawo ..
o Chopina, o Targowicę, o Katyń
dobrze radzę skorzystać…
pstajk i psisk… 
harfa się przewróciła
fortepian przełamał się na dwoje
i zasłona rozdarła się w gabinecie Pierwszego Sekretarza
a za nią stał czerwonogwardzista
a za nim prawda
a za nią otwarte okno
i wypadła na warszawski bruk
wyjmij stamtąd ręce i oczy
nie dotykaj, nie patrz, nie wolno
lepiej nie widzieć…
jak bawiono się w łamanie czaszek, rąk i nóg
w lasach
w grobach
w gabinetach
w sumieniach
jak rano po chłodnej mannie z Kremla
stąpał kat Katynia
przejęty trelem ptaka
a to dusze grały
na fletni Pana
a to anioły w podartych szynelach
płakały wśród sosen zapomnienia
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Kamienna ręka *
Kamienna moja ręka leży
przy dębowym pojemniku tułowia
oczy płoną białym tynkiem
rozjaśniając się momentami
jak po dolaniu oliwy do ognia
liczę chwile które drętwieją
martwieją w pozycji horyzontalnej
czekam na płaskowyżu anielskich bławatnych śpiewów
na jałmużnę, na spuściznę zachodzących słońc
paznokcie bez szans wbite w kamień
wtapiają się w idealizm przodków
nienazwane rzeczy jak muchy natrętne
siadają na moim gipsowym nosie
nosie trupo białym
wchodzą do moich ust
przedśmiertnym grymasem uchylonych jak sezam
oto moje ciało w lustrze czasów „nie do wytrzymania”
ręka nerwicą popołudniową powalona
jest snopem pszenicy zżętym w białym sierpniu
i rzuconym w nurt czerwieniejącej Wisły
w zmarnowanym marcu gnijących niemożności
zachwyt z rynny się wychyla
zaglądając do mojego okna jak jakiś gnom
nigdy o tym nie mówiono, nie uczono, nie pisano
oto zachwyt umierającego przeżywającego swoje ostatnie trzy noce
w oczekiwaniu zmartwychwstania
jestem w ideologią zatrutej grocie, leżę tu jeszcze niedobity
gdzieś na Południu Polski świadomy wyżyn, rzek, szos i starożytności
wielkiej pewności podnóżek, sługa pełni
nie przydatny do pasienia kóz
obserwujący odwróconą piramidę świadomości
i przepaście w których hula wiatr
trup żołnierza z którego oczu wyrastają magnolie
po uderzeniu meteorytu
czy aby tylko zwykły nieprzydatny świadek
walki dobra ze złem?
>>>
Wilno Kowno 96 2a 
* Prawie radosny ból *
Jeśli musisz w moje oczy wlewać ból
stań na wzgórzach
i z polska chluśnij żelazem i ogniem
na mój dom
losie gnoma świadomości
chcę widzieć prawdziwe cierpienie
nie chcę w Arce jak w kołysce
pływać w stepach Ukrainy jak Mickiewicz
w obcym Akermanie
pływać w Oceanie Atlantyckim jak śledź
jak nasi współcześni Vikingowie
gdy modlitwy mojej nie możesz już przyjąć
modlitw jak tortura Świętokrzyskich Gór
najstarszych rumowisk
Huty i Wawelu
otwórz chociaż drogę do swoich wiecznych snów
losie piaskowej burzy
otwórz chociaż wolną drogę dla moich dżdżownic słów
poleć mnie wiatrom nad polską niziną
jeśli musisz mnie wychłostać
za wzniesioną pięść
niech przynajmniej widzę z dala wszystko
co ukochałem
skarpę Grudziądza i Sandomierza
Jeziora i Bieszczady
Kawczą Górę i Szrenicę
Warszawę i Kraków
porzuć mnie gdy będę sputnikiem Ziemi
zapomnij mnie gdy będę księżycem Ziemi
losie Europy spalonej zniszczonej
po trzęsieniu mózgu i erupcji prawdy
jakże wolny jest przymus wewnętrzny
jak wolny jest wybór narzędzi tortury
gdy musisz wybierać prawie radosny ból
>>>
DSCN1765a
* BLUES  *
I : forma moich projekcji – śnieg
            to normalne, biel to synteza
II : przykrywasz się starożytnością jak kołdrą
            (biel – biel – biel)
            (kołdra – wapień – Akropol – starość – pamięć – całość)
            dalej dalej głębiej
I : forma moich skojarzeń – deszcz
            kotwica czekania
            jakże to zrozumiałe szarość to smutek
            (szarość – grzech – szarość – plucha
            łzy – samotność – dom – łzy – pustka – myślenie – łzy – asceza)
II : nicujesz swoje sumienie – ucieczka
            dalej bliżej
           treść jest samobójcza
           cierpliwość chociaż bez walki
           (powstrzymanie – życie)
>>>
DSCN8170a 
Będziesz cicho czy nie
będziesz cicho
nie, o nie
prokokwanie jest jak prowokowanie
chcę lecieć z nią na Księżyc po wiadro
świeżej muzyki
ona jest gołębiem a czasem wierszem
a czasem karniszem albo marzanną
iść trzeba i karty mieć
nie dla wróżb
karty trzeba mieć zapisane
przynajmniej częściowo
muzyką, pyłem księżycowym
nawet ciszą –
proroczym milczeniem
Patrz Księżyc!
– co ty, ja go słyszę
od 1450-ciu lat lunatykuje
a ty dopiero teraz zauważyłeś,
że jest i błyszczy jak jezioro
on ze swoim Narcyzem
ze swoim Pegazem
ze swoim Armstrongiem
wędruje w partyturach purytan
a ty Metuszalech
ciągle śpisz
pod Troją i Jeryhem
Mgły nad ranem nad czarną zatrutą rzeką
pełne zapachu rewolucji
ściana pełna słodkości
szczaw śpiewa własną piosenkę do tekstów
Jana z Czarnolasu
szczaw przeżywa śmierć co rano
weź ty tę harfę i napraw ją
krzewy umierają i drzewa
weź tę harfę i unieś nad pustynię
wszystko zwęgliło się od pioruna
rano manną naprawisz
uspokojenie dzwonów w trawach
niebezpiecznie z harfą
niebezpiecznie bez harfy
wybierz gorące kasztany z ognia
podaj Ewie
drżą kosy
na niebie
błyski o świcie
kołyszą się zwęglone kłosy
roboty wyruszają na żniwa
co to jest to co masz
co grzebiąc w ziemi
chcesz ocalić od pioruna
od rewolucji robotów
>>>
DSCN3364a
Towarzyszko moja stoisz w kwiatach otaczających mój dom
tak jak Ogień Pański wierzchołek Synaju
widzę cię nawet, gdy nie patrzę przez okno
widzę cię oczami duszy oczami wyobraźni
wszystkim tym co dał nam Pan
abyśmy mogli przy jego stole zgarbieni,
przychyleni ku ziemi, nurzający ręce w skibach oraczy
rozpoznawać, odróżniać, wybierać
przyjaciółko moja nie mów nic
czekaj pośród łanu astrów na cud
pozwól zmienić powiewem zimy kolorowe płatki
zblednąć czerwieni
przyjmij wyzwoloną moją lodową górę
powstałą po wybuchu serca
widzę łunę ognia, który zwija się w pokurcze płomyków
gamę ciągle nadwrażliwej czerwieni
pośród kwiatów widzę cię wybranko mojego
zapatrzonego niezdecydowania
konsumuję dźwięki twego czekania,
gdy moja wyobraźnia tka wiarę
jak kaskadę koronek
to zbliża się krokami nowych czasów
to już nadchodzi na nogach proroków
to poprzez istotę tego co nieuchronne
nie eksperymentalnie z tła powoli
powoli jak cel-śmierć
życie w tobie
chcę ciebie zawsze widzieć w kwiatach
ogień niech oczyści moją ranę w sumieniu
i stężeje w symbolu
niechęć chęć
chodź
już
>>>
DSCN1288a
Stwierdzono, że jestem katem lecz przecież
nie skracam tylko wydłużam swymi cięciami
po porodzie moich przerażających haseł
wrzasków przybywa
i cóż z tego że i łez
idziemy przecież w przód, w górę, w siebie, w ból
trzymam w jednej ręce książkę pod tytułem:
„Jak zasiedlić Arktykę – Plan społeczno-gospodarczy”
a w drugiej: „Co wiemy o kosmitach” rok wydania 1878
trzecia ręka grzebie w kieszeni a czwarta
wymachuje wierzbowym warkoczem ponad wierzchołkami olch
moja dziewczyna z litością pokiwała głową
nad chwilą dla moich południowych wilkołaków
szkoda, że nie może widzieć mnie o północy
gdy odmawiam „Anioł Pański” gdy szepczę
„wieczne odpoczywanie racz im dać Panie”
a potem siadam i opisuję to co wydarzyło się w pracy
pomiędzy godziną ósmą rano a piętnastą
co rozbłysło epilepsją świadomości i iskierką gniewu
popędem Triasu dla Cybernetycznego Solferza Nowochrystusowego
w czwartej dziesiątce sekundy tuż po czasie najwyższym…
kołyski czekają na Hydry
ja czekam na kołyskę obarczony wrzodową inteligencją
opróżniam butelki łez i to mnie pobudza do działania
przechadzam się po biurkach urzędników
po straganach badylarzy
zdzieram im skórę z twarzy używając ostrza siekiery
kilkoma cięciami dokonuję przeobrażeń społecznych
w tłumie ludzików nieposiadających własnego zadania
płacz rozlega się dokoła, moje serce twardnieje
ofiarowuję im wolność nowego typu „wsteczna”
maski suszę w słońcu by móc je złożyć w przechowalni
buduję dalej komunizm dla muzeum
>>>
DSCN0386a
* Popijając herbatkę *
O czym rozmawiasz popijając herbatkę
z kimkolwiek przy swoim stoliku
z wygiętą szyją, przechylając głowę kokieteryjnie
paląc papierosa, głosem lecąc jak ćma do ognia
patrząc w biały kwadrat magnetycznej jedni
zjeżdża z gór w doliny wóz nieznajomości
zjeżdża wóz ciekawości
do bufetu
gasisz papierosa jest bardzo późno
śnisz prosząc o jeszcze jednego
rozmawiasz klaszcząc językiem
bijąc nim brawo
cóż za klaka, język tłucze o podniebienie
klaka, klaka dla kogokolwiek
z kimkolwiek przy swoim stoliku
twoje życie, czy je zdradzasz, czy o nim opowiadasz
idąc, płynąc poprzez białą serwetę
ślizgając się po pływającej w oceanie krze lodowej
rajski ptak siada na twoim ramieniu
i zamarza
papuga przylatuje by spocząć na poręczy twego krzesła
i milknie
o czym rozmawiasz z kimkolwiek
gdy ptaki zmienione w sople spadają
z głuchym łoskotem na politurowaną wiśniową podłogę
herbata mętnieje
woda powrócić chce do zepsutych swych źródeł
ty wciąż mówisz
ja patrzę z daleka
z plantacji świętego Tomasza
>>>
DSCN5425a 
* Nie uznajesz kompromisu *
Tak często mówisz – moje dzieci, spójrzcie na moje dzieci
dom twój jak stary dąb stoi wrośnięty korzeniami
we wnętrza huraganów
co dzień wozisz samochodem do pracy swoją Marię i Martę
tak by były zawsze przy tobie, by w przerwie śniadaniowej
miał kto podać ci chleb a potem,
gdy zza biurka wygłaszasz przemowy
by miał kto słuchać i kiwać głową
jakie są twoje szanse fotonowy aniele
rozpędzony szarością granic
wierzysz w krótkie chwile szczęścia,
gdy nie ma burzy wrzeszczącej jesienią
gdzieś w głębi fundamentów
społeczeństwo obce ściska cię w ręce
próbując zetrzeć twoje życie na pył
twoim ciałem zmiata kurz z pancernych kas
władza wrzuca cię do pralki wojen
i wtedy cierpisz tak bardzo
zanim jeszcze krew poleje się z ran
dzieci twoje błądzą na cmentarzach
szukając grobów każdego pokolenia
nie uznajesz kompromisu
budując czasem ołtarze głupoty
stajesz w pozycji Boga
i dziwisz się swej samotności
a dzieci zwieszają głowy i płaczą
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
* Jesienna modlitwa *
Modlitwa, jesienna modlitwa
tuż po zawieszeniu letnich kursów ciem
w przededniu dni kroczących rozstajem
ku grobom listopadowych zamyśleń
modlitwa z liśćmi we włosach
w przedlisiu rudej kity umykającej jak dziewczyna miłości
tam w dolinie sprzed oczu łowców
modlitwa czarnych wypalonych ściernisk
słychać dudnienie kartofli wpadających
do blaszanych wiader
trzaski grud ziemi w ogniskach
wpadających w licealne wiersze klasyków
jaką masz postać
jakąkolwiek masz postać
królu zimy, wietrze północy
przebacz teraz w jesieni
smutny mnichu z kredową brodą wysuwającą się
z wielkiego kaptura mistyki
mgło kosmiczna, plazmo inteligencji
poblasku seriali telewizyjnych nakręconych
z myślą o futurystach, dzieciach, komunistach
i samobójcach
wojowniku rękodzieła pobitewnego
pożerająca, krocząca budowlo
architekuro pochodu
łuków, kolumn, szyków
marszu podcieni drapieżnych
przez miasto
jaką masz postać miłości spóźniona
weselny gościu marzących narzeczonych
wystrojony w babie lato
spocony, leżący jesienią w rodzinnym domu
góro pracy
wchłaniająca skargi ptaków
w drodze
>>>
?????????????????????????????
*Quo Vadis*
Przy  drodze
– ktoś jak pouczenie stoi przy drodze
– totalne
– dla dzieci na stoku
– piękno wiąże się w snopy rękami innego piękna
– kartka umyka w lewo
– w telewizji wciąż ZSMP i wojsko
a po wieczornym dzienniku kontrwywiad i milicja
pokazuje wrogą działalność emigranckich grup
– to politykierstwo rodaków za granicą przynoszące wstyd
ojczyźnie kontrwywiadu
– PRON się pyta, po co kaleczyć młodzież małymi broszurami
jak w kalendarzu kartki tak w zegarze bicie
w kuchni wodołazy, wodowywiad, wodosąd
wykranić się, zakranić się, zakręcić
pytania, zakręcić pytania przed wyjściem
hic – chłopiec z czerwonym sztandarem
schowany za białą brzozą zastępującą sumienie
manifest zastępujący sumienie
manifest zastępujący dzieciństwo
uniwersytety demoralizująco kształcą inteligentów
wypaczają coś w ich głowach
i pozostawiają na lodzie z rozbitą tożsamością
miast, dzielnic, miasteczek, ulic, wsi, przysiółków, osad,
absolwentom pozostają brudne przedmieścia
wylotowe drogi z miast
choć stoją oni pośród ludu wsłuchanego w dźwięki harmonii
trawią swoje bezrobocie niemo
gwiazdy spadające na firmamencie telewizji
znacząc wizytami ciszę wpadają do nocników
sekretarzy partii komunistycznej
koty i psy – ich zabawy i gry
są komentarzem – uciekającego spod palców tekstu
kalendarz rozkłada się, gnije, spada ze ściany
w przedpokoju
to państwo jest warte ogarek oddany diabłu
społeczeństwo takie jest warte świeczki
co na jedno wychodzi
hop – rury pękają od ciśnienia wody
– dzban pomalowany w czołgi i karabiny
– skarpa, po której się toczy
– dzban z pouczeniem
i muzyka i kwestia –
Dokąd idziesz Panie?
sam z gitarą elektryczną w ręce
grając w drodze punkrockowe kawałki
nucąc pod nosem „No future”
nie chcesz patrzeć w tę stronę
nic nie odpowiadasz
– dzieciom na stoku
>>>
DSCN0056aa
Poturlałem się w solówkach jazzmanów
umaczany w kleju do papieru
w granatowym tuszu utytłany
przeczuwając co potem
żegnając się na drogę:
„W imię Ojca i Syna..”
zjednoczenie ojca z synem śni mi się
granatową łuną (sennik Sarmatów)
plączę się po, plączę się po prostu
tu wyrąb lasu, tu wyrąb książek
gdzie mnie niesie słoń tajfun i jego trąba
tam gdzie w najcięższych więzieniach urządza się
kawiarnie
tam gdzie katowano ludzi dziś organizuje się festyny
poturlam się tam w kajdanach z trąbką
jak Murzyn świata
przecież chodzić już nie mogę
na słoniu pędzić nie mogę
nie jestem maharadżą jeszcze nie
wpatrzony w ziemię przeszedłem przez dzieciństwo
zakochany w dżdżownicach i upadkach
na idealnie ubitą ziemię
na ziemię bardzo obfitą
na ścieżkach przetańczyłem je z jaszczurkami
przemodliłem je przed polnymi ołtarzykami
siedząc nad brzegiem rzeki z upodobaniem
rzucałem scyzorykiem wbijając go raz po raz
w chłodną wodę
na dojrzałych łąkach położyłem się w nowiu
oczekując kobiet pełzających w ziołach jak ja
słuchając dzwonów nadziei
skradałem się pod mury komitetów, sądów i urzędów
zjadałem ze smakiem flaczki i cynaderki szkoły analfabetów
głupich nauczycieli i złych woźnych
poturlam się jeszcze w imię Ojca i Syna,
poturlam się jeszcze raz
poprzez Morze Śródziemne po falach
w kierunku Argos, Itaki, Kartaginy, Smyrny
myśląc muzycznie w eposach ślepców
schowany w wydrążonym pniu myśli
w pniu drzewa zrąbanego w lasach neolitu
nieistniejących dzisiaj
jak dzieciństwo
>>>
DSCN5707 (2)
* Mój sklep *
Otwieram sklep z ładunkami emocjonalnymi
i ze sprzętem do polowania na obsesje
– możesz wybrać z komputera swoje szczęście
– możesz ułożyć program dla komputera pn.”Szczęście”
– z Zachodu przysyłają czerwone i zielone lampki
i wszystko inne co wynika ze sprzedaży wiązanej
– możesz to mieć
Otwieram nowy dział w swoim sklepie
„Chiny przeciwko żółtaczce” z nowym towarem:
            „Płynięcie łodzią poprzez jezioro, rezerwat”
– cena niewyszukana – niewysoka
            „Pałacyk z ogrodem, z wodospadem, z neonem – luz”
– cena wyszukana – wysoka
            „Żona prześliczna, szlachetna, mądra, wierna”
– cena wyszukana – niewysoka
            „Kariera, popularność, awans – od sklepikarza do pisarza”
– cena niewyszukana – wysoka
           „Przekazywanie swoich myśli innym ludziom jak rozpalanie akceleratora
            lub silnika pojazdu atomowego – człowiek – ciało”
– cena niewysoka – niewyszukana
            „Świętość, filozoficzna otwartość jaźni i sumienia z pełnią dobra”
– cena nie istnieje – niewyobrażalnie wysoka – ciągle szukana
Otwieram kolejny dział z robotami naładowanymi emocjonalnie
„Roboty przeciwko komputerom”…
*
Skłaniam się ku pragmatyzmowi ubóstwa
skupuję wolność, wypełniam magazyny swojego sklepu
wysuszoną, pulchną, zgniłą, marmurową, piaskownicową,
ojczyźnianą, waleczną, toczoną wolnością wolność
o tak, wolność zbieram ot, tak dla ubóstwa
wypełniam nią bity w komputerze
podłączam mój sklep do komputerów
drogę do południka
głowę do wieczernika
szablę do dziennika
resztę do nocnika
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Mur *
Przed wielkim murem stoimy
instynktem badamy jego trwałość
miękką słodką niebieską żadną
widzimy łąki pastwiska
cierpimy bo wiemy – jaki jest to wielki solidny mur
rozumiemy, że jest to większy, zbyt wielki
większy od, największy z murów
przecież wiemy wierzymy szukamy furtki i kołatki
najpierw słów a potem głów
piejemy, gęgamy, kwaczemy
konając przy ogniskach u jego ceglanych stóp
Gdzieś tam w mrokach przeszłości ludzie walczyli z nędzą
w kurnych chatach brudni nie myśleli o wędrówce za marzeniem
lecz czuli, że bieda to taki stan głodni-wolni
jak dzieci pól i lasów karmieni i ubierani przez lilie Salomona
zbratani z obojętnością z gniazdami z pisklętami
Wołamy dziś pijani pragnieniem wyjścia
przy ogniu niemożności
może jeszcze nie dziś ale
może jeszcze tylko jedna noc
lebioda pokrzywy oset i nasze cierpienie
wzrastają tu jak lilie
Arka w naszych wizjach płynie przez step
przeznaczenie wymiotuje wychylając się za burtę
mu zostajemy upadamy na dno
podnosimy się znów podchodzimy do muru
przeklinając w głos złorzecząc mu
„Szatan samobójstwo przepaść schizofrenia ciemność”
uderzając z siłą aż sypie się gruz
wołajmy lepiej w ciszy naszych dusz: „Mam duszę”
dziękujmy za to zagrożenie
oto mur naszej siły i prawdy sprawdza nas ogniem
nasza opozycja
miłości hołd winni jesteśmy
i życie liliom Salomona 
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
We krwi cały powstał z klęczek
z raną krwawą w nagiej piersi
w rozpiętej ubłoconej sukmanie
rozpłatany jakby na dwie połowy
runął na mnie pijany
objął mnie
zalał czerwienią
zatopił w szkarłatnym śnie
zobaczyłem w jego rękach widły i siekierę
krzyczał, to ja sprawuję tutaj władzę
od stuleci
och Boże, cóż się stało –
on pokonał mnie
zabił mnie – pana młodego
wciągając pod powierzchnię strachu
na jedną sekundę
nowy
Szela z Wiednia
Szela z Kremla
>>>
Ukołysać jej ciało chcę w kołysce ciemności
która giermkiem mnie zabrała a rycerzem
wydała ze swych pieleszy starych łusek
tam gdzie z tygrysem walczyłem
chciałbym jej pokazać moją dziką twarz
nad chmurami które zdjąłem i przeżułem
chciałbym jej pokazać świt
>>>
DSCN3171aa
Najlepiej opisać może twoją rzeczywistość
język nieoczekiwanych chwil zatrzymania
barwnych lecz mrocznych chwil pomieszania
chwil czekania i planowania prawie klęsk
w tej łodzi, którą gotujesz co wieczór
na całodzienną morską wyprawę
brak wioseł i żagla, elementarnego wyposażenia
jest natomiast spora dziura gdzieś w kokpicie
są natomiast warunki kokainowych krzewów
jak i malowanych gryką pól 
jak locja na kapitańskim mostku
w szybkim aucie przesuwasz się po ziemi
wobec nocy jak ślimak
wobec powiek na źrenicach jak Don Kichot
wobec dnia jak człog niezatapialny
filiżanki porcelanowe tłuką się w zetknięciu
z potrzebą napoju dla pragnienia na morzu
słonie na szczudłach
przenoszą stosy szklanek na swoich grzbietach
przeprawiają się przez brody rzek
i przemierzają ścieżki polne odświętne
dzień jutrzejszy wwierca się snem w tapczan
ty łapiesz ćmy bluesa rzucasz nimi o ścianę z całych sił
potem modlisz się o przebaczenie
tymi słowami: „no wiesz  – cały Ty „
mówisz wiele, wahasz się
zaglądasz do swego lochu w samego siebie
toczysz się w próbie sprowokowania sensu brzegów i wysp
toczysz się po rumowisku skalnym języka – od szczytu góry
która milczy swoja wielkością
która zastanawia się i waha
daje do zrozumienia i milczy
jako jedyny świadek twojej rzeczywistości
milczy
na krańcu świata
do ostatniej chwili przed erupcją
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
„Choćby Herkules dał się i posiekać
jak świat światem kot miauczeć będzie
a pies będzie szczekać „
a jeśli kot dałby się posiekać przez mysz na pustyni
a Lorka przekonałby Szekspira że warto
posiąść Lady Godivę razem ze służbą Kaliguli
to być może i ja uwierzyłbym że jestem myszą lub kobietą
(uwierzyłbym w siebie bogobojnie)
świat zmienia się, o tak,
dach nie przepuszcza już aniołów i blasku księżyca
wielokondygnacyjne wieżowce pokryte są ciężkim
kapeluszem  z żelbetonu
wyjdź przez komin
Refren – na Łysej Górze, na Łysej Górze, na
La boga, la boga, la – śpiewa Mazowsze (Kurpie i Podlasie już nie)
czołgi na tarczach
tarcze jako żałobne mary
zegar bije – ten stary zegar
to świetne – pośród cywilizacji – nacji – inkarnacji kuranty
struś i królik jest w człowieku
Amerykanie końca XX wieku pchający ten wózek ze śmieciami
poprzez ulice piekieł wciąż wierzą w stepowe wilki postępu
a Polacy w ptaki jak Ikar
Dostojewski wierzył w obłąkanie i Chrystusa Rosji
czy Chrystus nie jest dziś obłąkaniem dla wielu obawiający się go
tak go kocham lecz brak mi zmysłów zdrowych jak rydz
dobrze nie wiem co zrobiły ze mnie te miliony lat rewolucji
nie wiem kim jestem i co znaczą te łzy
spoglądam w niebo stojąc na głowie
ptak trzyma rybę w dziobie
Strzelec z Barana mierzy w Lwa
zegarek zmienia nasz czas
my zmieniamy zegarek
(czy tylko zegarek)
nocą śpiewają dzieci cienia Rolling Stones
księżyc nad ich drogą
słucham tego śpiewu winorośli
na drogach śmierć państwa
dzikie watahy zomowców mordują spokojnych obywateli
pogańscy bogowie wykańczają komunistyczne państwo
słońce zmienia wspólny czas my zmieniamy słońce
(czy tylko słońce)
świadomość poobiednia kołysze rybę w kołysce
duchy w noc zaduszną odprawiają czarne msze
w pustych domach partii
duchy przez duże i małe „du”
przecinam siatkę ogrodzenia cmentarza nożycami do drutu
zdejmuję z bramy tabliczkę „Nie przechodzić”
przechodzę na drugą stronę medalu do krasnali mitu
a tu sklep mięsny trzyma w dziobie kartkę na mięso
sklep – towarzysz
prawo pijane zmienia się w pomnik zasługując na brąz w szalecie
pomnik pijaka
Bliźnięta postanawiają spenetrować mózgi czytających horoskopy
rozłączają się, oddzielają od siebie
wsiadają do oddalonych zabawek dziecięcych
wyruszają w przeszłość
totalitarny system maszyn piszących, totalitarny ich język,
totalitarna organizacja ich publikacji, totalitarny wpływ na społeczeństwo,
totalitarna ich konstrukcja, totalitarny system pomiaru czasu
czas miele się w żarnach zegarów
sypie się mąka – to Kopernik na świeże bułeczki
świeże bułeczki to my
patrzę na zarośnięte już jesienią moje ścieżki lata
– dziwię się – ileż kosztuje świadomość przemijania
tu w jutrzejszej Ziemi gwiazd
>>>
DSCN5848a
Zielony groszek pada z nieba powoli jak płatki białego śniegu
jak malutkie szklanki
zielony groszek konserwowy leniwie zsuwa się z pułapu chmur
jak zamarznięte zimorodki dwutygodniowe
cichy baranek skulony z zimna śpi złożywszy łebek pod świerkiem
kusi święta noc, przypomina baty i razy, blizny na napiętnowanych plecach
spadają gwiazdy świszcząc jak race ogniste
nad głowami biednych maszerujących niemieckich jeńców wojennych
powracających z okrutnej Rosji
na rozbitych małopolskich drogach pełno Niemców
bosych, wynędzniałych, umierających z zabandażowanymi głowami
maliny czerwone kwitną w plastykowych miskach
ustawione w oknach zastępują choinki tęskniąc za owadami
leszczyna w śniegu kryje dźwięki dzwonów
zasłania serca dzwonów brązowymi prostymi gałęziami
(tworzy się symbol serca w gąszczu)
stoję z moja miłością nad dachu domu przy kominie
w otwarte usta staram się chwytać zielony groszek
kuszony dniem i nocą szukam kołatki po omacku
kołatki do pamięci bez nienawiści
snem żywię człowieka w sobie na Święta
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Prorocy we własnym kraju
idący naprzeciw nas ………. milczą
tak ciężko jest śpiewać pod dachem polskiego nieba
zagrożone są rzeki, lasy, ludzie, rośliny, góry, pieśni
formalność, potencjalność strzeże marnej naszej egzystencji
powiedz tak  ja powiem tak powiedz nie ja powiem tak
niech sklei się dialog
przed nami klęczący rozmodleni błagający
i my chcemy przeżyć
i my chcemy żyć
trucizna ta nie płynie z kombinatów, stoczni, hut
ale z sal obrad, z posiedzeń, z piekielnych piór
lecz i pióra białe ze skrzydeł anielskich spadają na polską ziemię
rzeki wyszydzają lasy
kurczą się ludzie
zaskorupiają się myśli
rośliny karłowacieją
góry ulegają erozji
telewizor przed nami i łysy rzecznik Rządu
nasz żłób, nasze dusze złożone na tacy w kościele jak łzy
i my chcemy przeżyć
i my chcemy żyć
i umieramy
odmawiamy sobie życia, aby móc egzystować ledwo
my zaczyn chlebowy
wieś uparcie zbiera plony, które wciąż wydaje ziemia
klnąc w czasie żniw i przed Bożym Narodzeniem
przybywa proroków polityków żołnierzy milicjantów
przybywa internowanych księży i poetów
mamy znów odrodzenie pokolenia wojen
a przecież już jesteśmy wnukami
i trwamy tu znów w kraju
który odbiera życie 
>>>
DSCN1333a
Brak nam miłości
zamieniliśmy ją w ciszę
poobiednich wersalek i gazet w M-3
miłość wybija kilka razy godzinę wieczorną
na próżno
pieśń zegara nam przynosi
a my wciąż sami
patrzymy z balkonu tam gdzie
przedmieść szarość
przychodzi ktoś by podlać kwiaty w pokoju
wychodzi ktoś kto pożyczył od nas kilka uniesień
pozostaje ktoś kto czeka na próżno
na nasze dobre słowo
miłość tkwi w jednym kącie mieszkania
jak wyłączony telewizor
sprzęty są jak drzewa w lesie
publikatory te dziury w murze emigracji
są jak plemię leśnych ludzi milczących
pustka emocjonalna polskiego mieszkania
jak dziewiczy ostęp w rozedrganej Europie
miłość to może ten gołąb na parapecie
może tamten kredens ze swym brzękiem szkła
może firanka szamocząca się w otwartym oknie
daremnie walcząca z ingerencją interwentów
myśli wsiąkły w zasłony
przeniknęły do żarówek, wypełniły szkło
miłość czeka za drzwiami
cierpliwie naciska dzwonek przy drzwiach
a my?
my patrzymy na nią nawet od czasu do czasu
przez wizjer
przez judasza
>>>
DSCN1833a
Cel Pal – Och! Nie
ognia – las płonie
schemat ukryty jeszcze w rytmie
free rock taraban
wejście przez drzwi
brak kogoś kto przemówiłby
brak ja (jasności)
to bardzo dobre – przecież jest ciemna noc
noc oczekiwania całego pokolenia
musi tak być jakiś czas
 
uderzając w ton wojny spowodowano podświadome
szepty snów polinezyjskich
szepty o następującym zapisie: „materia
…”
dając ujście powietrzu zgromadzonemu pod ciśnieniem
w sercu bojowym
wyruszyli w pole mężczyźni w rynsztunku
w trzecim dniu wojny – głoski – śniadanka śmierci
 
spadają elektryczne sylaby z kurtyny
z hasła – z zasłony – z napisu – na coś
słodkiego co podnoszą słuchacze do ust
schylając się po to
w schronie telewizyjnego spektaklu
widać scenę ognia
 
teatralną scenę pokalano w telewizji pustką studia
więcej światła krzyknął reżyser
i objawił się luminarz
aktywny akt męski z krwawą pępowiną
oto humorystyczny generał dla mas
– wita telesłuchaczowidzów
patrzy las – płoną zwierzęta
pędzą szalone słonie symfonicznych kaskad
Bizancjum drży po Ural
Attyla śmieje się zakolem Cisy
Pal
Motorhead
na scenie
>>>
DSCN0991a
* Pozostała faktografia – fakt ! *
Cóż mi pozostało po wojnach
oprócz wielkiej jak morze kaligrafii –
FAKTOGRAFII – fakt
cóż mi pozostało po was
panowie : Hitler, Stalin, Pol Pot
kto zacz jeszcze
GARŚĆ faktów jak ludzkie prochy
rozważam pewien plan w komórce
rozważam w jednej z moich komórek
gdzieś przycupnięty w komórce głowy
MYŚLĘ – fakt
otwarty poprzez oczy i uszy i poprzez
DOMYSŁY
całość jak wielki bochenek chleba
jak księżyc w nowiu
płynie przez zabełtany sen
wygasają historyczne obrazy z TV
cichną hałaśliwe gazety
(czasem słyszę głosy
wszystkich ofiar, których dotyczą artykuły
– fotografie zmieniają się dla mnie
w małe bitwy i katastrofy
NAPRAWDĘ)
resztę wyrywają z mojej egzystencji
Rosjanie, Mongołowie i Sasi
wrażliwość jak most jak szyny
jest przetapiana w hutach mojego biura
miłość jak inicjatywa jak działanie
jest rozwalcowywana w stalowniach
presji Komitetu na blachę do puszek
jego kapłani niewiele mi tłumaczą boją się
a ja i tak modlę się swoją ośmiogodzinną
tracącą sens z każdą godziną naiwną pracą
nie ma ścian nie ma filiżanek francuskich
ani Statku-Pralni nie ma
ani włóczęgów niemieckich
nie ma postępu amerykańskiego
nie ma koszul ciepłych chińskich
wszystko zabierają faktografowie i historycy
pozostaje mi
pozostaje mi jeszcze Konferencja Selenologów
dwie łopatki emocja chyba daktyloskopia
jeden miedzoschron ciszy wiecznej
kontakt trzy piąte kciuka realności
cóż mi pozostanie po was
panowie:  Marks Engels Lenin
FAKT jak czaszka w pełni
>>>
DSCN1281a
* Doprawdy ..*
Żeby być najbliżej prawdy
trzeba rozpocząć drogę przez jakiś wiersz
wyrzucać sobie swoją próżność
trzeba myśleć o swojej odmienności
droga w ….. pełni pokorę
(dobrze wiesz, że takiej drogi nie ma
w otaczającym świecie – ani w – ani przez –
jest tylko – doprawdy)
doprawdy w słowie
żeby udowodnić, że posiadasz społeczną miłość
musisz w wierszu z egipskiej piramidy
zejść i w rymach wspinać się
przez leśne głusze jastrzębich i kawczych gór
przez wyżyny do sklepów mięsnych
Tarnowa Kościanu Krzyża
a stamtąd kolejką dostać się na Giewont – Plenum KC
tu zając przycupnięty w krzakach
porannego golenia
tam symbol na hak nadziany w progu Tatr
tu boża krówka wchodzi przez nos do starego teatru
tam hasło budzi brzask na Świętym Krzyżu
aby doprawdy móc zakończyć cierpienie
trzeba wiersz rozpocząć
gdy mówić nie wolno – trzeba
z zającem pod miedzą trząść się jak osika sercem
prawda do drogi ma daleko w pola blisko
lecz słowo przez bagna ognikami Elfów się przetoczy
i spadnie do stóp twoich
ale musisz być już wtedy
sam na sam z prawdą
bo jeśli nie to doprawdy tylko…
w pełni pokorę
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Krzyczeć z konia (ofiara)*
W morzu myśli pławisz konia,
który wyruszyć ma gdzieś tam
gdzieś gdzie step Attyli rozległy jak Azja
i spustoszona Europa
unosząc refleksyjny łuk twych nastrojów
pławisz też dłuższą chwilę swoje nagie ja
w łożach trzystu żon
jak dobrze w tej chłodnej wodzie
móc patrzeć na nienawistny brzeg
czuć chłód miliardów kosmicznych kropel
strzał tkwiących w żywym ciele
przekraczając Dunaj jak Morze Czerwone
prze nocnej lampce
jak trzeba cierpieć nie mogąc zrozumieć
że mózg wśród kontynentów
sklepów poligonów gazet książek
kołysze się w beznadziejnej zupie bezsensownych znaków
niezrozumiały ocean znaków
nie będących pismem
oczyszczając się w tępym obserwowaniu niemocy
w środku ścian lub twarzy ludzkich
czujesz swoje człowieczeństwo jak bezsilność
wobec cywilizacji łupiestwa, która cię przerasta
wszedł człowiek w nurt rzeki zawarl przymierze
wszedł człowiek w nurt rzeki ochrzcił się
stanął człowiek nad wielką wodą powiedział
ten żywioł to mój żywioł
moja wolność to zabijanie i grabież
potem zgwałcono odmęty i wiry rzeki
aby na dnie pochować człowieka i konia
złożyć na ofiarę wiatrowi przerażenia
dziś wody naszej schizofrenii
pieszczą nasze ciała
uspokajają zapomnieniem ognia
a brzeg czeka jak nauka mówienia
przez którą trzeba przejść by żyć
och!
już nie długo będziemy z konia
prowadzić pertraktacje
pokonując jakiś bród wielkiej rzeki zwątpienia
krzyczeć – naprzód
kto żyw – naprzód
kto po żywność – naprzód
kto po słowa – odwrót w stepy
wio…
>>>
DSCN3145a
Ona jest jak biały gołąbek pokoju
krzykiem swego lotu
białą powierzchnię swej intuicji
zwiastuje walkę z przestworzem lęku
masz ją
masz czelność przy niej być
słodko patrzysz w te kąciki zaufania
na skraju rzęs chłoniesz jej domysły
gdy płacze biegniesz co sił
gdy nachyla się nad tobą próbujesz ustać w miejscu
idąc przez wypalone czarne lasy razem z nią
drżysz trzymając jej dłoń poprzez swe wiersze
nie nie bądź wciąż ptakiem migrującym
bądź ptakiem pokoju
nie odlatuj stąd
węgiel czarny niech ulegnie intuicji prawdziwej kobiety
mój ptaku zimy
wyjdźmy z popiołów całopaleń z czasów dzieci – śmieci
tak prawdziwe jest dziś
razem z tobą
symbole są blisko
wiedza nie podpala już dziś
wiedza nie istnieje jak brud
niebo otwiera się 
przecież czyste jak ona
czekające na twój lot od dawna
w myślach brak było myśli
w pieśni brak było melodii
w sercach miłości za grosz
niebo czekało wciąż
za jeden grosz zaledwie
biały gołąbku budzisz moją wiarę
szybując przez noc
unosisz lęk by go przrzucić
przez świt
>>>
 DSCN6168a
*Samotność *
W małym oknie sama na trzecim piętrze
widać jak przy stoliku nachylona
w brązowym sweterku pisze na maszynie
uderzając palcami w klawisze
nie odrywa oczu od tekstu
spięta pracowita – tuż przed przerwą śniadaniową
            Siedzi w swoim fiacie
            wyciągnięty wygodnie tuż za kierownicą
            opiera głowę na wezgłowiu fotela
            tępo szacuje tylne światła stopowe
            małomiasteczkowy taksówkarz
            w długiej kolejce samochodów po paliwo
            tylko on w jedynej taksówce
Z przedostatniej ławki w klasie patrzy
swymi błyszczącymi oczami siedmiolatki
z przedziałkiem na środku głowy
z włosami równo spływającymi
na lewą i prawą dziecięcą skroń
słucha dziewicza – patrzy niewinna
zaczyna myśleć – zaczyna się rumienić
tylko ona w jedynej ławce szkolnej
           Zbliża się wciśnięty w ciasny szereg
           razem z barykadą zomowców pojawiającą się
           u wylotu ulicy
           zza plastykowych zasłon patrzy na wrogi tłum
           słyszy oddechy i wycia syren
           czuje pot płynący po plecach
            w sercu wirują okrzyki tłumu
            w żołądku trawi kamienie zagubienia
            posuwa się krok za krokiem stąpając
            po kawałkach płyt chodnikowych leżących na asfalcie
            tylko on jeden obcy w tym szeregu
           w sercu zamieszek
Siedzi w środku autobusu
obok starego robotnika
wioząc swoje pragnienie emerytalne
swoje poranne senne socjalistyczne zwidy
okruchy audycji radiowej i modlitwy
chroniąc swoje kartki i resztki pensji
o pół do siódmej pędzi z przedmieścia
w kierunku szarego jak on miasta fabrycznego
tylko on w jedynym pracowniczym autobusie
>>>
myślenie rozpędza nas
w nurcie podmorskiego prądu
ocean myśli pieści kajdanami
chemii pierwszego wybuchu
elementarnych cząstek czasu
ocean myśli chce nas zawrócić z drogi
myśli są jak fale potopu
Arka jest w nas
opanowanie
wiara
ufność
>>>

1985

Obraz (83)aa
Ryzyko
Kiedyś podążano przez piekieł kręgi
w poszukiwaniu swojego ja
samodzielnie decydowano się na ryzyko
drzemiące w skałach Kaukazu
samodzielnie klękano w ogrojcach
kamienowano niepokornych by mogli uwierzyć
w ducha wspólnoty
dobrowolnie pisano wiersze
dziś wszyscy ludzie ustawili się w jednym rzędzie
lub rzec by można lepiej – w kolejce symbolu
mężczyźni sikają a kobiety plują przed siebie
niechby nawet i symbolicznie
niechby nawet i ten stalowy drut
na który zaczęto ich nawlekać jak suszone grzyby
nazwany został „kwintesencja sprzeczności systemu”
niechby nawet cierpieli bardziej
nanizani ludzie nie są ani perłami ani śledziami
między innymi są pożałowania godnymi
jajami przegranych dinozaurów
dziwolągami-gigantami nadchodzących czasów
niepasującymi do ery nieba
nawlekani, cierpiący, wypalani punktowym mozołem
(tęsknota do kręgów duszy)
poddani muszą zginąć razem z chorobą, która ich łączy
poddani muszą uschnąć dla szukania
poddani muszą się skończyć dla kiedyś
ponieść samodzielne ryzyko dla kiedyś
w każdym ogrojcu
>>>
DSCN4404a
Pasierb kat
Cierpliwości jak kot
spokoju jak kat
potrzebujemy sami
czegoś nowego
czegoś jak sen
niech ten kat –
pobożne nasze życzenia
wejdzie na wierzbę rosnącą
nad zwykłą polską rzeką
i schowa się w dziupli jak sowa
kwiat niech jak słonecznik będzie symbolem
we śnie kwitnący, czekający, służący
ten nasz pasierb – kat
zbliżając się w siarkowych mgłach
udając mistrza
podaje nam piorun
jesteśmy już tuż, tuż
jak skazaniec schodów, progów
chcemy wiedzy
o Marsie!
chcemy pewności jak słońce
odtrącamy krwawą dłoń
w ostatniej chwili
czekamy
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Epitafium*
Pogrzebano „Solidarność”
konsylium radzieckie stwierdziło trochę wcześniej
śmiertelną nerwicę prawdy w oczach
a także dziecięce rozognienie niewinności
na tym etapie nieuleczalne
odłączono aparaturę w Legionowie
wypisano tysiącstronicowe dokumenty
w domku na kurzej stopce
nad grobem stanęli schizofreniczni lekarze
schizofreniczni dziennikarze
schizofreniczni sekretarze
schizofreniczni naukowcy
schizofreniczni aktorzy
schizofreniczni duchowni
płakali, pęczniejąc w swoich kokonach powagi
w ostatnim przemówieniu Naczelny Spawacz
rozgoryczony przypomniał o niemożności
przewodniczenia przez Głównego Elektryka
mówił: nie grzebiemy dziś miłości, nie grzebiemy siebie
po czym stanął na głowie i wywiesił język
i zrobił pstryk…
w ciemnościach zaczęto poszukiwać
schizofrenicznego rzeźbiarza
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Nie jest to sytuacja politycznie zbyt jasna, Mister
nie jest to sytuacja politycznie zbyt jasna, Towariszcz
po skrzypiącym śniegu kroczę
do niej
a ona pośród robotników rozmawia z Barcikowskim
sople wiszą u strzech
marksiści okopują się za stodołą
umacniają w klasowej nienawiści do wszystkiego, co ludzkie
z wyjątkiem krzywdy pojmowanej jak UFO
wiem, że mam obowiązek zdjąć krawat akceptacji
z kijem i torbą wyruszyć mi trzeba przez świat
wiem o tym wszystkim doskonale
od niej
lecz jest jeszcze zbyt zimno
ksiądz Jerzy jeszcze oddycha
drogowcy nie dają jeszcze za wygraną w Wieliczce
i potrzebuję storczyka takiego jak młodość
wzrastającego na lodzie
miłość wzbudzonej w tajnych szklarniach
nie jest niemożliwe nie mieć oddechu, Mister
nie jest niemożliwe nie mieć powietrza, Towariszcz
w klatce nasz wszechświat, Mister
w kloace nasze piękno, Towariszcz
po skrzypiącym śniegu kroczę
do niej
>>>
DSCN0962a
Wielki półmisek z galaretą moich nerwów
dwudziestowiecznych zastygłych pożogą
na stole w mojej klatce piersiowej
myśli moje jak ręce dziewczyny powoli zanurzają się
w chłodnej trzęsącej się masie
moje myśli społeczne formują się za dnia na ulicy
powstają z cudownie ludzkiej paniki
trzymam je w garści jak kule armatnie
po chwili ciskam je w niebo, aby w przestworzach
mogły udawać balony, śnieżki wirujące
idę ujarzmiony ulicą wysyłając myśli na księżyc
idę na uginających się ze strachu nogach
ja – Gavroche
ja – Pułkownik Rzeczywistości
idę załamany w kierunku bazyliki i młynów na wzgórzu
przenieść myśli ponad bagnem rzeczywistości
zmielić w rewii
zmienić w smaczny kąsek
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Mały polski towarzysz
zapatrzony w wystawę świata
milczy o wielkich rzeczach
w ciemnych oczach pałających
kryje historie pełne łez
pytam go stojąc obok niego –
kogo kochasz, kogo nienawidzisz?
nie podnosząc głowy szepcze –
 opar wydobyty z własnych ust –
–  mur:
– mur wystaw zastępujących
                        palące życie
– mur mozołu zastępującego
                        brzemienną pracę
– mur pytań zastępujących
                        cichy szept odpowiedzi
– mur deprawacji zastępującej
                       dzieci i zwierzęta
pocieszam rodaka papierosem
odchodzę z jego miejsca przeklętego
kieruję się
ku centrum Narodu
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Czego nie wie o mnie I sekretarz –
pewien jestem, że zna moje myśli prawie wszystkie
przypuszczam, że domyśla się treści moich snów,
co jak świeży deszcz zraszają mój polski dzień
widzi też zapewne, jak co dzień usiłuję z wielkim trudem
budować swoją tożsamość
może go to bawi
zażenowany jest, gdy widzi moją miłość
odczuwa przecież tak samo jak ja
swoje detektory i czujniki nastawił na moją charyzmę
pęcznieje gruba kartoteka informacji na każdy dzień
puchnie teczka opracowań
analiz dotyczących problemów z chodzeniem i mówieniem
moje dzieciństwo ma stale na ekranie
spenetrował moją przeszłość
przenicowano dla niego moje dotychczasowe życie
domyślam się, że czuje niepokój oceniając mnie
domyślam się, że dobrze wie,
iż za wszelką cenę chcę prawdziwie żyć
zna moją tęsknotę i chęć walki
każda godzina to nowa linijka tekstu do karty osobowej
przybywa jasnych argumentów w szafach i archiwach
moje zachowanie z każdą chwilą potwierdza prognozy
już za chwilę wyślą po mnie milicję
i przyprowadzą przed oblicze sekret-racji
jego jednoznaczne apele przekazywane co dnia
docierały, lecz spotykała je tylko ignorancja
jego agitacje w słowach rodziców, księży, wychowańców
docierały, lecz spotykała je tylko ignorancja
zachowanie I sekretarza wobec mnie wskazuje na to,
iż bardzo wiele o mnie wie
zachowanie I sekretarza wobec mnie wskazuje na to,
iż więcej o mnie wie niż ja sam
stałe poirytowanie I sekretarza wskazuje na to,
iż domyśla się najgorszego z mojej strony
bo jest prawie pewien, że coś ukrywam
– coś, co jest nie do zniesienia
>>>
DSCN5248a
Dziewczyna w czapie z lisiego futra
siedząc w kiosku zasypanym śniegiem
oferuje mi o świcie warszawską strychninę
zaglądam jej w oczy każdego dnia
kupuję jej wstawanie zimowe o piątej rano
i dojazd do pracy w prowincjonalnej zamieci
co jest jak cyklon B
– w ramach sprzedaży wiązanej
jak obozowanie i koncentracja
jak socjalizm i demokracja
jak proletariat i dyktatura
oto ile trzeba wycierpieć by zdążyć na czas do krematorium
i z tym cóż robimy, zastanówmy się dziś nad tym
cóż myślimy, gdy podlewamy pelargonie na oknie
duszony oczekiwaniem każę sobie wynagradzać
sprowokowane napady gniewu
duszony spojrzeniami z małych wiejskich kaplic
każę się całować mocno w usta
wyszukuję tezy ze szkolnego wypracowania
wielkie orędzie o nadziei wyniesionej z Brzezinki
przynoszę schowane pod koszulą
za pazuchą w ciepłym miejscu
zwykłe – „Ojcze Nasz odpuść”
lecz gdy mija godzina ósma
to jest już dźwięczne – „Ojcze okaż sprawiedliwość”
ręce moich towarzyszy głaszczą mój język,
język długi jak most w San Francisco
uciskają go by zgnieść po chwili
muszę wykrztusić wtedy ślinę z żółcią
komentator musi być uważny
nie może dać się oszwabić propagandzie
musi się mieć na baczności by nie oszaleć
w obecnym systemie sterowanej informacji
towarzysze rozkładają szpalty moich półsennych oświadczeń
otwierają język w oczach, zamykają oczy w ustach
a ja tylko śpiewam, ryczę, wiwatuję i opłakuję
stojąc lub biegając rano po biurkach
a ja wołam, dajcie kawy Molochowi
Brzezinka, Brzezinka to nie cała Polska
jest jeszcze Jaworzno
nie kupuję słów od dziewczyny ani jej snów
sny wymyślam zawsze sam
wystarczy, że spytają mnie o ósmej – co o tym sądzisz
wystarczy, że popatrzą na mnie z bliska
zawsze sam wypowiadam polityczne słowa:
nie, nie, nie
 nie
– ja je wyśpiewuję głębokim purpurowym barytonem:
No, No, No
>>>
DSCN1367w
* Ty i ty i ty *
Ściany świata walą się nam na głowy
kryjcie się bracia, siostry, synowie, córki
kameleony jak dinozaury
wychodzą z kryjówek na drzewach
drzewa walą się nam na głowy
sparaliżowani zalegamy na podłogach poczekalni
w autobusach, tramwajach
na trawie pod drzewami świata
drzwi otwierają sie na autostradach
nie pojawiamy się w nich pomimo wszystko
samochody pędzą wyłaniając się zza wzgórza
w samochodach również my ołowiani
kufer otwiera się pośrodku zielonej plantacji
z otwartego kufra zwisa damska pończocha
wydaje się nam, że to wąż wypełza z kufra
boimy się pończochy, damskiej pończochy
dlaczego nie wchodzicie do mojego mieszkania
dlaczego stoicie w bramie nieprzytuleni do siebie
dlaczego nie szepczecie do siebie – My
dlaczego pod okapem opieracie się o chłodne ściany
dzieląc sie samotnością jak deszczem
samotny ty i ty i ty
to nic, że ściany lecą nam na głowy
zacznijcie wreszcie mówić – My
głaszczemy korę drzew
brudzimy ręce smołą
wbijamy drzazgi i kolce w żywe ciało
drzewa są nie do zniesienia
krzyczą – ty, ty, ty
dla mnie obecność – ja – jest nie do zniesienia
przyczyna stanu samopoczucia w utraconym Raju
jesteśmy w wątrobach, w sercach, w pociskach dum-dum
chorych spojrzeń zmierzch sonduje nasze mózgi
łoskot spadających cegieł odbija się od wschodzącego księżyca
poddajemy się eksperymentowi końca cywilizacji
leżymy tu i tam skończeni – ty i ty, i ty
przeznaczeni dla zamian pod gruzami
zjednoczy nas dopiero
całowanie śladów ludzkich stóp
>>> 
DSCN1988a
Dziś kazałaś mi usiąść
położyłaś dłonie na moich ramionach
zerwałem się nerwowo trzepocząc
swoimi skrzydłami i gestykulując rękami
pobiegłem w świeże, młode żyto
przykucnąłem tam, przyczaiłem się
dygotałem w chłodnej neurozie jak przepiórka
patrzyłem jak dziki zwierz przez źdźbła traw
kurczyłem się, a wielkie niebo rozrastało się jeszcze bardziej
pęczniało, wypełniając się wiatrem
niewypowiedzianych słów
przytknęłaś palec wskazujący do ust
zacząłem kopać rękami jamę jak lis
drapałem paznokciami mokrą glebę tuż pod sobą
pogłaskałaś mnie po policzku
targając się na powrozie wgryzałem się jak kret
w wielką plastykową rurę-tubę w ziemi
w róż moich symboli tam gdzieś
w tajemnicy
w głębiach mojego uchodźctwa
zakopanych na zawsze
wyznań
>>>
Obraz (184)fa
Na stos historii
Kazałeś cieszyć się, więc zanurzyłem głowę w rzece
kazałeś iść, więc potoczyłem swoje życie drogą przez pustynię
spotkałem się z Mojżeszem na górze samotności
niemy, ogłuszony na polach w Egipcie
pokazałeś palcem na ogień, więc zawstydziłem się
udałem się ponownie w niewolę
spotkałem kobietę pośród wzgórz obiecanych
w trakcie posiłku
z okruchem sera na moim policzku
miłosne cierpienie rzuciło mnie na świeżo zaoraną ziemię
ona wzięła mnie za rękę i pomogła mi wstać
podszedłem za nią na stos historii
w płonący la, który zajął się
od gorejącego krzewu
>>>
Oni trzymają nici
my rzeźbimy lalki
dlaczego może oceniać ciebie ktoś
jako twórcę
a ty nie możesz sięgnąć po odrobinę autoironii
tak by nie otrzeć się o szpital wariatów
oni mają stalowe nerwy
i wiarę mocną jak konopny sznur
a raczej pewność, że są sędziami
dlaczego mogą cię oceniać tak łatwo
a ty nie możesz, choć raz zamienić ich w swoje lalki
tak by nadal pozostali ludźmi
sterowanymi wolnością
 >>> 
Jeszcze boli serce, choć rana zrosła się już
przed tysiącem lat
czasem rana otwiera się i serce krwawi
jeszcze drży liść na drzewie a przecież
od milionów lat wie gdzie jego miejsce jesienią
karty idą w tas
Rzymianie zabawili się światem
na dwa tysiące lat przed Hitlerem i Stalinem
rozwiązywali kwestię żydowską
ukrzyżowali Chrystusa
zdobyli Jerozolimę i Masadę
chcieli zdecydowanie zakończyć z sprawę
z narodem wybranym
na nic wszystko
Niemcy z Bogiem przeciw Bogu
Rosjanie z Bogiem przeciw Bogu
rozwiązywali kwestię polską
czaszki i kości potoczyły się
a my wciąż czujemy rozrywającą ciało
pulsację
po tysiącach lat nie chcemy umierać
na skinienie ręki Rzymianina-Rosjanina
bo wiemy gdzie nasze miejsce
jak Żydzi
>>> 
Obraz (26)s
Deszcz to jednoznaczne słowo
słowo to pada na glebę stęsknioną
grzechem lub marzeniem
słowo pada na kartkę papieru
wyzwala dźwięki, echa, szmery
ciszę po homilii
chcę iść rzekł sługa boży
czy widzisz te chmury na szczycie
rzekł bocian czarno-biały
i ja jeszcze do tego mam klucz
i mnie jeszcze do tego nic nie obchodzi cel
i mnie nikt nie jest w stanie zatrzymać
wyobraź sobie spiralę DNA w kształcie
plątaniny autostrad w wielopoziomowym skrzyżowaniu
na takich arteriach ludzie prowadzą swoje auta
ciągle kluczą szukając wyjazdu
będąc na drodze mającej przecież kres i cel
płacz rosą klonie przydrożny
płacz sokiem drogocennym
płacz słowem szukania
musisz tu stać co dzień
kamienie ranią nogi
tak wiele blizn mają umierający
docierający do celu
>>> 
W trakcie żałoby radio leje łzy
spływają do pamięci tak jak
trzy lata temu
z półki na półkę i niżej
nadstawiam kubek garstki
żałoba – mokra plama
otwieram sklep z trumnami
na przekór radiu
podejmuję kurację oczyszczającą
z cywilizacji
będę żył długo
>>>  
Tam za rzeką
Ogień nad rzeką płonie
noc kurczy się wciśnięta gwałtem
pomiędzy dwa strome brzegi
Słowianie drzemią przy ognisku
blask ognia miesza się we śnie z duchem lasu
tchnieniem narodu i wiarą
oczy chłopców zamknięte
korony cierniowe na głowach
długie czerwone opończe
czarne koty w nogach
las za plecami
rzeka szemrze odbitymi płomieniami
ciszę przerywa syk pękających ogarków
rozsypujących iskry w rozbłyskach ogniska
tam za rzeką jest lotnisko wojskowe
tam za rzeką jest betonowy plac
tam za rzeką grzeją się silniki samolotów odrzutowych
rzeka krwawi przestaje się mieścić
pomiędzy stromymi brzegami
Słowianie tańczą wokół posągu Trzygława
wyśpiewując wojenne kłamstwa
nad Niemnem
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Wielkie puste głodne życie
senny trzmiel kołysze się nad żaglówką
przywiązany nitką do topu
krowa wiosłuje, macha pagajem
zupełna flauta
jajo? cóż to jest?
Ledo! cóż to jest jajo?
nie przerywaj, jem
stokrotka rosła polna
lecz szablą ściąłem ją
mój koń polubił ją
za czapkę wetknąłem ją
przecież zniszczyłby ją czołg i tak
dlaczego więc ci żal
przecież czołgi też pachną
i to jeszcze jak
dają się lubić tym, co je lubią
Kołyszę się przywiązany za jedną nogę
do masztu zamiast bandery
jestem własnym autografem
koło obraca się
dziecko liczy obroty
lecz nie wie, czy koło obraca się w prawo czy w lewo
lecz nie wie, czy koło obraca się we właściwym kierunku
lewiatan zbliża się od tyłu do dziecka
on nie ziewa on chce je zjeść
o tak, zaraz, zaraz je zje
życie puste
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Oczy twoje w mgłach nad zatoką
oczy twoje jak cała laguna wieczorem
oczy twoje jak beczki wyrzucone na brzeg
jeszcze we wspomnieniach jak w omułkach całe
twoich oczekiwań brak
pośród drzew w takt marsza w strojach krasnali
drepczą oczy twoje, aach
patrząc z samolotu na twoją twarz
wielką jak wyspa widzę społeczeństwo
odwzorowane w niej
okradam cię z duszy i z cierpienia
społeczeństwo okradane jest z mięsa, kości, tłuszczu
wielkość w zatoce, koty i szproty na kutrach
zemdlony nad brzegiem, skapcaniały,
sporadycznie podrygujący
chwytam twoje oczy, sumy, szumny
a zwłaszcza knuty, kocham cię, czy też nie
dotykam powiewu znad morza
głaszczę chłód wiszący nad molo
otwórz chociaż swoje oczy
niech zobaczę swoją miłość
lub śmierć rybią
>>>
DSCN6028s 
Usnąłem dziś na straży
okulista nie przyjął mnie
sierotę błądzącego w mieście jak w lesie
przygarnął jak wypożyczyłem z Muzeum Wojska
czołg na jedną godzinę
kosmopolitą nazwał mnie lodziarz
gdy podpaliłem czołg
co stopiło lody
wikliny skryły mnie nieśmiałego
na rzeką polskich serc
urwało mi lewą rękę
w czasie obróbki skrawaniem
kilka dziewczyn całowało ocalałą
lecz nic to nie pomogło
ani ta się nie wydłużyła
ani tamta nie odrosła
wierzcie lub nie jak tam chcecie
ale kochałem swoją pracę
swoją pracę mówcy do wynajęcia
na meczach policji z opozycją
mówcy więziennego trochę zakamuflowanego
spikera i lektora w jednym
jednak jedynym nieodkrytym
Piotrogród to nie Leningrad
Stalingrad to nie Wołgograd
Moskwa to nie Ruś
chrapanie psa to nie chrapanie człowieka
zobaczyłem się z nim we śnie
nie boję się już SB
boję się wiecznie żywego Stalina
na straży w każdym z nas
>>>
??????????????????????
Ułaskaw mnie
Będę malował twój portret w myślach
myślę, że dam radę wykonać jeden w ciągu godziny
sekundy na opuszkach palców
zostawią czułe ślady
a smutek przeniesie je do mego wnętrza
do uwitego tam gniazdka miłości
portret pojawi się w bezczasie
jajko twej bluzki
owal Madonny
horyzont fabryczny
balony jak kwiaty na niebie
w tle zastygniętego piękna
gdy stworzę tysiąc złotych portretów
ożywię ten jeden
i będę cię błagał o łaskę
ułaskaw mnie
skazanego za śmiałość
>>>
DSCN4657a
W tej dziedzinie nie jestem świadomy
lecz pokornie słuchający – to wystarczy
udostępniam swój warsztat i swoje narzędzia
a jest tego dużo i wysokiej klasy
( i tak na przykład fioletowe skrzydła motyla z aluminiowym sercem
na koniuszku języka żmii lecącej w statku kosmicznym króla Snuvet L.,
który to król jest komornikiem w wolnych chwilach wchodzącym w nasze układy gwiezdne,
kochającym dobrze zjeść i żmije, z którymi kłóci się często gubiąc się i myląc –
szkoda trochę tego motyla, lecz to codzienne śniadanie samiczej Z ..)
taka aparatura może zawieść, bo jest skonstruowana
jak wszystko, co jest skonstruowane
miłość tworzę od wielu lat, lecz nawet dziś
po tylu latach kombinacji i przechwalań mistycznych,
rokowań metafizycznych
czaję się jak bym
wcale miłości nie znał – czy to możliwe
miłości, która nigdy nie zawodzi
tworzę – słucham
tylko dlatego brak tu sprzeczności
gdyż Oni są obok
Ona + Trójca to moja Czwórca
cóż z tą żmiją – pyta nadmuchiwane jabłko
przecież to był wąż
zwykły wąż świadomości
co się żywi kurzem z drogi
>>>
??????????
Ty, co chciałeś wiedzieć jak długa będzie chwila finezji
w twoim regulowanym życiu
ty, co zawsze chciałeś to powiedzieć
tak, by śmiały się wszystkie kobiety świata
oto świat w którym płacz nabrzmiewa
dzieci szepczą na ucho coś Bogu
ten, co z dachu wieżowca powie – porzućcie
córki, matki, siostry, żony i kochanki
oddajcie się prawdziwej miłości
ten, którego piwnicę głowy zalegają
kruche, zeszłoroczne liście
ten, który zstępuje po sczerniałych schodach
dźwigając dwa wiadra deszczówki
ten, co chciał to powiedzieć
ten, co zaniósł wodę do oazy poprzez katakumby
oto, słowo maszeruje poprzez pustynię
ty, co zawsze chciałeś je wypowiedzieć
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Oczyszczalnia ścieków tu na prowincji
jest niestety nieczynna
malinowy chruśniak, w którym wiją się czarne
przewody jak liszki i kiszki
jest za każdą stodołą to fakt
wydłubano oczy zegarom
spuszczono psy sumienia – powoli
kał oddawany jest w stolicy
ja myślę zbyt nerwowo
czasem o równinie, czasem o wyżynie
czasem o prawdziwych górach
mam mniemania nieczyste
Jak połączyć duchy telewizyjne z duchami leśnymi
– oto jest pytanie
jak je połączyć gdy las podchodzi pod drzwi domów
i prosi o to a serial się ku temu nie skłania
Wypisz wymaluj – władza
jakie słodkie imię
wędrówki ptaków tu na południu są szczególnie widoczne
nad horyzontem zawsze ołów – najazd kamery – akcja
odrzutowce – ujęcie – ptaki, ptaki, ptaki
ptaki są w przewadze
Biały kożuch na mleku i na sercu
ale to państwo na rzece przez chwilę nie tonie
a fe – to fekalia
ale to państwo na ciele błyszczy zrazu
a fe – to świerzb
Noce i dnie walczą ze sobą
prawie nie łączą się, nie dotykają
powoli, powoli, trucizna musi wypłynąć
z tej rany w boku krwawiącym otwartym
inwestycja opatrunkowa obliczona na stulecia
ludzie Wałęsy siedzą
samoloty lecą, lecą, lecą
lecą do lepszych krajów
gdzie funkcjonują jakieś oczyszczalnie
ran
>>>
???????
Przywiązanie do rzeczy niemających żadnej wartości
czasem wydaje się, że wszystko, co robimy
jest takie małe i nieistotne
to znów powstaje mniemanie, że nasze myśli
są tak ulotne,
prawie nieistniejące
jak kolory kwiatów
>>>
??????? 
Już nie ma prawdziwych twórców czystej krwi
w radio półszlachetne koziorożce żują trawę
słyszę ich odgłosy
w telewizji żrą skorpiony pozbawione kolców jadowych
i skarabeusze gleby nienawożonej
widzę jak z paszczęk wypadają im resztki pożywienia,
które daje się zwykle wierzchowcom czystej krwi
Płacz kochanie, gdy zrozumiesz,
że przynależysz do tego społeczeństwa
nibyludzi w nibykraju
wiatr nie przynosi odgłosów z serca pustyni
rzeki nie wypływają z serc
może mi się tylko tak wydaje, ale chyba
już nie umiem mówić, już nie umiem słuchać
kaszlę sam, cmokam sam, trwam pośród elektromagnetycznych fal
nibykomet, nibypiorunów, nibyzórz
już nie ma kto przykryć ludzi we śnie
ciężką pokrywą silosu atomowego
nie ma ludzi chorych w ognuiu, zdrowych w chrześcielnicach
nie ma czystej krwi pobratymców
nie ma co kochać
nie ma do kogo mówić
>>>
DSCN5319a
Tracę pośród was
dlatego uciekam w samotność
moje myśli jak strusie
biegają po pustyni
chowają głowy w piasek
może szukają piekła wewnątrz ziemi
jak z dziecięcej bajki
tracę wszystko myśląc o serze
i pustce w jego dziurach
idę tam gdzie serce szuka spokoju
na drzewach baobabów
tu powieszeni schizofrenicy sinieją od paru lat,
och,
bydlę we mnie przeżuwa przekaz światowej ligi
a czasem zwierzę we mnie mówi – hej!
graniaste bryły w nosie nie przesypują się w stosach
częściej niż raz na wiek
kule przesypują się z oka do oka jak w klepsydrze
częściej niż raz na dziesięć lat
gdy kruchość daje się złapać halucynacją
niewiele już mi pozostało siebie
tracę wśród was
zamykam się w łazience by kpić
z pustej wanny
ktora może przelać wodę lub krew
>>>
DSCN1023a
Zapalnik nienawiści
To takie proste kochać swoje glisty
jak swoją głowę
nienawiść utrzymywać tak, aby mielizna
nie została udokumentowana szeptem
na koniu-szkielecie nie wyprzedza mnie nikt
coś nie uosabia się
i sam nie jestem szkieletem
nie mam kosy i nawet kiru
lecz boję się całą noc
nikt uosabia się
czy mógłbym mieć prywatne więzienie i prywatnych więźniów
tak, wtedy dumnym krokiem wchodziłbym przez bramę
niosąc w wiklinowym koszu różne przysmaki
w odwiedziny przybywałbym jak wilk
w przebraniu Czerwonego Kapturka
teraz jest niedzielny wieczór i trzymam głowę w dłoniach
upokorzony
postanawiam się zmienić to znaczy zmienić towarzystwo
charakter pisma, sposób pracy, akcent, wygląd zewnętrzny,
słownictwo
głowa zechce pękać na pół
nienawiść jest w nią wetkniętym zapalnikiem
wyleci razem z trującymi gazami
reszta pozostanie
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Tru tu tu
Upadnie wszystko
i nie zostanie nawet możliwość wyboru
nie wybierzesz ani łąki ani siebie
zostaniesz sam w Polsce
nie będzie czasu na sąd
tru tu tu tu tu
Mógłbym cytować fragmenty gazet codziennych
wykopać grób, przespać się w jego gliniastym brzuchu
lub nie robić nic a nic
przecież deszcz pada
gdzie a gdzie
ludzie walcie
tru tu tu tu tu
Wszystko spadnie na Hiroszimę
serce, znieczulenie, świadomość
płaszczyzna w bieli u stóp Hebronu
nie mam żadnej wiary
wszystko jest relatywne
sokoli lot w dół, trach
tru tu tu tu tu 
Kwiaty we włosach
dziewczyny i za uchem chłopca
talerze, talerze latające
maja nas uratować
czekanie przed murem na cud
gdy już nie można używać słów
czekanie jest jednak wyborem
tru tu tu tu tu
Gdy upadnie wszystko
czy upadnie mur
wal w niego czołem, potylicą
ot i wszystko – upadnie
tru tu tu tu tu
>>> 
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Góra dobra
Jeszcze się boję się tej góry dobra
która jak Synaj piętrzy się we mnie
boję się wysiłku dla dobra
bo wiem, że takich szczytów jest milion
że na każdy z nich by się wspiąć
muszę zgiąć kark
człowieczy dźwigam kamień
i jak Mojżesz spychany jestem w dół
za którymś razem poznam Boga
w ogniu płonących samochodów
czerwono kwitnących kaktusów
w słowach wykutych w kamieniu
Moje góry, moja moralność, moje zjednoczenie
muszę pokonać wreszcie ten strach
zostawić wszystko i terror w mieście
i horror w domu i zbrodnie w telewizji
każdy wiersz jest moją górą
każdy dzień jest dla mnie górą
każdy człowiek jest dla mnie górą
każdy wiersz jest moją górą,
choć niezbyt wiele z niej widać
tak jak w Tybecie tylko szczyty i szczyty
szczyty ponad chmurami
ciężko jest na to patrzeć na jawie i w snach
łzy płyną po policzkach
łzy strachu czy radości
w sumieniu twarzą w twarz z samym sobą
w krajobrazie kilometry kamiennej pustyni
i piętrząca się inercja w ciele
a tu trzeba schodzić w dół
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
W pamfletach na oczach myszkuję po wielkim domu
Ojcze! – wznoszę modły
w krwią nabiegłych zdaniach stoję, jako cel Kupidyna
doszukuję się, wyszukuję, oszukuję się
wiosło marzy mi się, kolasa i bocian
hen po kuchni biegam zrywam niezapominajki
gitara czeka i kartka czeka
wyczołguję się spod wersalki
chcę braw czystych narodowych
i barszczyku po północy
podróżować w solówkach i dzielnicach
kołysz się ziemio obiecana myśli
palce w kształcie chmury nade mną
jakby krzyczały – stój!
staję na baczność, czuwam
w szortach na głowie
w okularach na uszach
cisza wyłuskuje mnie z Ziemi
gdy wyschnę, wypalę się
wydam owoc stukrotny
wąski język jeziora, wąskie pasemko śliny
otwieram wydawnictwo, otwieram oczy
patrzę w lustro, widzę politykę w tle
i oczy moje widzące, oczy patrzące
z oczu kpię jak z Kupidyna
nierozważnie, oj, nie rozważnie
pamflety zmieniają optykę
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
Nasze okręty płyną wokół wysp starożytności
balansujemy na linie
kot zmiażdżony przez ciężarówkę
przykleił się do asfaltu
tęcza wzeszła, rozbłysła
koń we śnie cichutko przychodzi
wśród rannych mgieł na łące
odwędkuj moją rybę
kolumna oddycha choć tkwi w torfowej łące
wokół niej kwitną białe kwiaty
idziemy po gzymsie przy ścianie wieżowca
księżyc odbija się w rzece
ręce wyciągają się same po ręce ukochanej
lina drży
fale morza uderzają o brzegu
filozof patykiem kreśli znaki
na mokrym piasku
boimy się zagłady
w naszych włosach na głowie
lęgnie się robactwo
myśli pozostają czyste
sny przenoszą przeszłość i przyszłość
dopadają nas na linie
serce ściska się z bólu
księżyc gaśnie
lina rozkołysuje się
spadamy w starożytny odmęt
w pieniste oceany logiki
w szaleństwo mądrości
czyż taki jest koniec ryzyka
koniec głupoty
wypełniają się czasy przedwcześnie
przybliża się ostateczny koniec marksizmu
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Skamieniałem
Wszedłem do jej domu, przestąpiłem próg
tuląc się do mnie powiedziała za drzwiami:
– jaki ty jesteś opanowany, jaki męski
zjadłem kromkę chleba
popatrzyłem w lustro stojące naprzeciw mnie siedzącego w fotelu
i zobaczyłem rozkołysany dzwon
wydało się przez chwilę,
że pelargonie na parapetach wzrastają, rozkwitają się pełniej
wypełniają się kwieciem okna
czerwienią i zapachem przesłaniając świat
ona gładząc moje włosy niespotykanie długimi palcami powtarzała:
– jaki ty jesteś opanowany, jaki spokojny, jaki odmieniony
kredens kuśtykając podszedł do wersalki
stanął nad nami, zadzwonił szybami
z sufitu zaczęły wyrastać źdźbła traw
by uschnąć po chwili
pelargonie zaraz zmieniły się w plastyk
gładząc muślinową sukienkę słyszałem jej szept:
– jaki ty jesteś opanowany, nie poznaję cię
drzwi do pokoju otwierając się i zamykając
skrzypiały – proszę, proszę, no, no
przerwałem miłosną grę, wstałem z wersalki
wziąłem ze stołu sweter i założyłem go
na środku pokoju dostrzegłem na całym ciele zielony mech
po sekundzie skamieniałem –
nie poznałem się
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Ucieczka od światła
Wielkie nieznane światło
panowało pośród ciemności tego świata
choć przesłaniały je wojny
zepsute społeczeństwa, grzech
nieprawdopodobnie jasny Mojżesz niósł je
mozolnie aż Chrystus postawił na najwyższej górze
marksizm rozwiesił zasłonę i wskazał
ścieżkę w doliny zatracenia do lochów
ludzkiej psychiki – w ciemność
i wtedy wielki tłum w Woodstock dostrzegł je
wszystko wydało się znów piękne, zwycięskie, świetliste
samo w sobie
ale nie było
>>>
DSCN0246s
W ustach termometr
Krętą podgórską rzeką płynę
nad wodą trzymając coś w rodzaju Biblii
poziom międzygalaktycznej świadomości w niej
mijam małe czarne raczki sunące w mule przy brzegu
konia bądź lwa trzymam za uzdę
w tej chwili rozumiem to jednoznacznie
chwila wyznacza sens
mój gniew podgrzewa wodę
jestem jak bryła lodu w piecu martenowskim
jak ruch w rozbitym atomie wodoru
ludzie stoją na brzegu rzeki
wysoko wśród drzew trzymają kosy w rękach
wspierają się na grabiach
mężczyźni w slipach kobiety w bikini
bystry prąd rzeki potrząsa mną wśród wirów
wśród zwalonych do wody drzew
w ustach mam termometr niewyskalowany
nie mogę zamknąć tej dostojnej księgi
nie wolno mi stracić wierzchowca
nie mogę zmierzyć temperatury
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Wieczór skonał, czarna noc
na rozgrzanym balkonie postawiłem
kryształową szklankę
po chwili wypełniłem ją pieniącym się piwem
natychmiast stała się celem
spadających sierpniowych gwiazd
gdzieś w pobliżu unosiły się w powietrzu
ponad drzewami synkopowe melodie wibrafonu
ludzkie szczęście dyszało w trawach i liściach drzew
idea falująca światła dotarła do mózgu z księżyca
tuż za nią przebiegła rozłożysta z reflektorów samochodowych
oczy zetknęły się z drżącą Mleczną Drogą
moje ciało mężczyzny bez mojej zgody
wezwało wieczorną gwiazdę miłości
po chwili oplotły je pędy winnej latorośli
jak w matczynej kołysce Wenus utuliła mój smutek
samotność wskazywała gestem rozpaczy i gestem rozkoszy
miejsce dziecka
życie z oddali przestało palić ogniem codzienności
gdy na moją głową rozbłysła i zgasła kolejna gwiazda
zrodziła się we mnie apokaliptyczna myśl
wibrafon zamilkł w ciemnościach, kryształowa szklanka
pękła z brzękiem i spadła z balkonu
wiatr szarpnął wściekle wrastającą już we mnie
winną latoroślą
postanowiłem wysłać swoje sny na ulicę planety
>>>
DSCN0335a 
Wcale nie muszę słyszeć słowa „ciemność”
by zrozumieć, że jest noc
nie muszę słyszeć słowa „łzy”
by doznać na ich widok rozdwojenia jaźni
dziś po pracy zapaliłem papierosa
w wyobraźni za każdych haustem dymu
odkrywałem łan żyta pożerany przez ognisty wiatr
oryks jej czułego dzieciecego dotyku
wszedł na odległe wzgórze mojej tęsknoty
zawsze tam na horyzoncie pojawia się coś,
gdy niecierpliwość każe mi wstać i udać się w chłodne miejsca
czasem bywają tam organy i chóry Boga
a czasem tylko biała chata przodków Galów
czasem moja miłość martwolica w białej sukni wśród zieleni
najpierw płomień potem ona potem łzy
tak staram się pochwycić wyrzut sumienia
zrozumieć, że ona to ja już na zawsze
i wcale nie muszę jej widzieć
>>> 
??????? 
* W ustach  *
Mały ptak bez gniazda
osiodłany z uzdą
cały w twoich ustach
lot stu komarów
w kierunku wielkich piersi
przyjeżdżasz nocą tuż przed brzaskiem
samochodzikiem zapachu
budzisz mnie
parzysz mi kawę
wyjmujesz ze swoich ust
stawiasz mnie delikatnie obok siebie
wejdę w ścianę zmysłów
jeśli będę zbyt długo sam
powiedział księżyc
i w tym momencie oświetlił schody
za moimi plecami
ja dotknąłem rękami gładkiej ściany
deszcz zastukał dużym palcem
w przednią jedynkę księżyca
w pobliżu śliny czułości
dam ci czas przejścia i otoczę światłem
jesteś mi potrzebna po tej stronie
żywot we śnie twój i mój
podniosła muzyka i rącze konie
mała iskra we włosach twoich
odłupana z księżyca
percepcja księżyca i miłości
bez gniazda w czasie
 >>>
DSCN0304a             
Zakamuflowany ślimak papieru
posuwa się po krawędzi drzazgi
wielkiej jak dolina wbita w górę
spolszczony krasnal łez świata
toczy ślinę przemówienia
umiera dla swojej organizacji w słowach
zagubiona koza nad brzegiem Wisły
w krzakach pobrzękuje łańcuchem
zamiast baranka
w korycie rzeki płynie denaturat
zamiast wina
mały cień symbolu na co dzień
w tajemnicach słów
zamiast słów
małe drzwi do małych głów
otwiera ślimak rożkiem
wsuwa jakąś myśl do przemówienia
zbyt powoli
>>>
??????? 
Dziś usiadłem przy stole
o godzinie 12.00
dziś wsunąłem się z krzesłem pod blat stołu
o godzinie 12.08
dziś spisałem dzieje sumienia sympatycznym atramentem
dziś odłożyłem papier na wschód od swojej lewej ręki
o godzinie 14.48
dziś została utajniona moja dusza
czarną kropką
dziś wstałem od stołu
o godzinie 15.00 
>>> 
??????? 
Nie próbuj wcisnąć tu seksu
nie próbuj podrzucić miłości
w kręgu świec
towarzysz, obrazoburcze ołtarze, dreszcze
tiara podobna do biskupiej lecz nie biskupia
ściana urwiska
drzewo nad brzegiem fałszu
zwierzę nie może zostać zaakceptowane
mówisz lecz nie wolno ci krzyczeć
połysk metalu, zapach oliwy
kant krawędzi, rozbłysk swiatła
wielkie marmurowe panteony, biblioteki
schody Akropolu, po których schodzi wieśniaczka i czarny ląd
to już niebezpieczeństwo
tylko doświadczenie, tylko wprawa
precz z palcami, precz z oczami
precz z sercem, precz z wnętrzem
podniebny lot samolot Ikar dmuchawiec
ustawmy się w dwuszeregu, ustawmy się w kolejce
krzyczmy, brońmy się
nie myślmy milcząc tylko
czas niesie niebezpieczeństwo życia
z niemyślącymi towarzyszami idei
>>>
DSCN5384a 
Poranek filmowy po mszy
W poranku filmowym zaraz po mszy
niedziela uświęciła symbol ciekawości
takiej ludowej ciekawości trzeba dziś ze świecą szukać
ja znajdowałem ją siadając na kolanach ojca
z zabawką z odpustu spod murów kościoła
potem dęby, liście, jesień i kilka suchych desek
z desek mógłbym wykonać nowoczesny samochód
to znaczy jego karoserię jak Schulz
mógłbym lecz tego nie uczynię bo żyję
a deski są z żydowskich bud,
których już nie ma
choć seans trwa
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
Tramwaj odjechał
Samotny człowiek obok dzisiejszego dnia
to ja sam ze swoim losem skołatanym – na przystanku
nadjechał tramwaj gorący w sierpniowe południe
wygląd motorniczego był nie do zniesienia
pomyślałem, że przywiózł mi zagrożenie – nie wsiadłem
pomyślałem, że pasażerowie będą naigrawać się
z mojego cierpienia – nie wsiadłem
pomyślałem, że w rozsuniętych drzwiach
zostanie zdemaskowana moja samotność – nie wsiadłem
tramwaj odjechał a ja stałem na przystanku do wieczora
odetchnąłem dopiero wtedy, gdy gwiazdy zapaliły się na niebie
popatrzyłem w górę i uśmiechnąłem się
nadjechał księżyc – wsiadłem
>>> 
DSCN5740a
Błyszczący księżyc to nałogowy alkoholik
co wieczór widzę jak upija się śniegiem
potem zmienia się w czarną pustynię
milknie, zasypia, pozostawia mnie rannego
bez żadnej pomocy na bezludnej Ziemi
nie ma sumienia
wtedy, gdy krew płynie w bruzdach po moim ciele
gdy ona wkłada sobie w usta
poszczególne części mojego ciała
gdy wspominam żurawie wtapiające się w miedź
puszek unosi się w gorącym powietrzu
gdy wspominam jak kiedyś kochałem ją
przy księżycu
jestem teraz jak piasek pustyni
jestem teraz jak śnieg
roztapiam się w fatamorganie
która jest pokarmem dla innych
>>>
DSCN1969a
Moje oczy oddzieliły się od reszty ciała
w winie w miłości w modlitwie
teraz są indywidualnym
momentem politycznej
sytuacji serca
pępowina została przerwana
moje oczy szybują poprzez przestworza
moje oczy patrzą na Molocha
moje oczy patrzą na składany mu hołd
uciekały wiele razy
przez te ostatnie lata rozkoszy i klęski
lecz zawsze wracały tu
dziś dumnie indywidualne
wyłupione w my
politowania godne ciało bez nich
jest jak padły dinozaur
jak góra zjełczałego masła
ciało ze ślepym sercem
głowa oczekująca
już po
z kraterami pamięci
zastygłymi
>>>
DSCN1201s 
Kamień dla wszystkich ludzi
biały kruk czarnego lęku –
mówisz do mnie
z wielkich sopli u mojego serca
spadają małe krople
zasypujesz mnie ciepłem
w białej nocnej koszuli
ból jak u wszystkich ludzi
na schodach moich włosów
ociosany kamień dla wszystkich ludzi
żelazo walczących
brzoza umierających na północy
cedr wielbiących na południu
pieniądze tęskniących
mech dla oczekujących śpiących
kamienny ołtarz na wzgórzu
misterium dla wszystkich ludzi
więc i mnie
>>>
DSCN0726a 
Byt narodowy wchodzi w moje myśli
z nocą jak plama
zastanawiam się ilu ich trzeba
– tych sprawiedliwych
a za sprawiedliwych podają się dziś miliony
silnych, prawdziwych, którzy przetrwają
– dwóch
Semici bawili się cyframi
rzucali nimi o ścianę na ucztach
ponoć po Mickiewiczu mamy mieć to wszyscy
czy wielu przeżyje swoją sprawiedliwość
i to w dzisiejszych czasach
chociaż cyfra stoi jak latarnia morska
na skalnej wyspie oświetlając przesmyk
nie wiadomo czy będzie miał kto
wpłynąć na właściwy szlak
dobrze, że ktoś jeszcze rysuje na murach
te cyfry te kotwice
pojawia się iskra nadziei
choć historia i pamięć tak nie wiele dziś znaczą
mniej niż wtedy w Lascaux
czy wystarczy rodzić dzieci
czy wystarczy nauczyć ich cyfr
smutek koszar
smutek obozu
smutek piwnic
nie Paryż
nie Warszawa
nie Nowy Jork
nie Moskwa
nie dyscypliny cień
byt plemion zaczyna się w duszy
czy myśl za parę lat
zaznaczy nowy byt we mnie
nie liczyć ciągle
jedno wiedzieć
w jedno wierzyć
jedno my jeden świat
to krzepi
>>>