1990
* Mary na pogrzeb *
Wiśnia płacze we wnętrzu czarnego
z bielą chce mieć coś wspólnego
jest koniec zimy
moje bieguny tej nocy
naiwnością zaindukowane zwarły się jednak
klucz w serce się wsunął
pierwszy wiek, pierwszy wiek
kolejna zagadkowa zima i noc
w kolorach dzwoni czernią
we wnętrzu czerni zapach
jak grzebanie mar
jak topienie Marzanny
jest piątkowy wieczór niewolniczej śmierci
choćby i tysiąc koni, złotych rydwanów
piór rajskich ptaków i kobiet
na śmierć satrapy
nic to
ta jedna gorzka śmierć najpotrzebniejsza
już idziemy kwitnącym sadem
już wchodzimy w młode zielone zboże
przekraczamy płytka rzekę
pniemy się na wzgórza otaczające miasto
niesiemy mary na pogrzeb
każde miasto ma swoja winnicę lub sad
każde miasto ma władcę, którego
chciałoby zrzucić ze skały
jak demona ze snów
każde miasto otaczają wzgórza śmierci
w kążdej rodzinie przyczaił się lęk
pod kaloryferem w sypialni
o drugiej w nocy na liściu figowca
zapiszczało tysiąc diabłów
mary na pogrzeb wynosi w płaczu
noworodek
wiśnia płacze we wnętrzu czarnego
wrasta w drugi wiek, drugi wiek
>>>
Jak jestem stary pisząc w łóżku nocą?
jestem stary jak polskie pytanie – kiedyż?
Kruszwica w chmurach znika
hula-hop amerykańskiej historii Europy wiruje
słychać tryl skowronka w wielu punktach obrazu
malarskie chmury na berecie mojego dziadka
powojenna walka ojca
(ojciec kupił starą Skodę za te polskie dwa tysiące)
pokrzywy na księżycu jak łan żyta
skowronek w słonecznej wizji
jego stójka w błękicie rzuca cień na księżyc
Egipcjanie jadą do Lwowa
taborami rydwanów ciągną
Lwowianie jadą do Syrii
pokrzywy na głowie Gomułki
harapucie na głowie Gierka
kobieca dłoń na powitanie Gabriela
leśne skrzaty oddają komitety biedronek mrówkom
Lukullus stoi na ziemi weselników wiejskich
wierzby z koszatką na dłoni
stare jary od Dyneburga po Drezno
łuczywo socjalne zaczyna kopcić
unia Tarnowa z Dubrownikiem
jagły na wozach ciężkich wielozaprzęgowych,
ciągną na pstrowski Kraków, Panie!
śnieg pokrywa lód na brodach
do Księżyca przybywa Trismegistos
do Ameryki Trzygław
do Polski dojrzałe dziecko trzyrękie
Trzyosobowe
>>>
Floryda przyjmuje do garażu szlam
potwór z bagien zdobywa nadzieję
błotne gejzery eksplodują w klubach i gardłach
beczki smoły kryją sztandary
kolory tortur wracają do łask
bardzo szybko
stanął dzień
w Berlinie wryty w żużel
czarny jego oddech rozedrgany w końcu
masz tą czarną chmurę po latach
na taśmach
stroje przydały się ślimakom na pustyni
nie zniszczyły wszystkiego
w wieku swoich strojów
historii zaprzęgu Thora
dzieci do hut do kopalń
inteligentne do
walcowni i elektrowni
w koszulkach z młotami
sam chciałeś czerni możesz nie bać się raka
węża, aligatora
pająka możesz zignorować
smaczne cyniczne brodate stwory wygrywają pozory
niesmaczne delikatne dzieci wygrywają racje
sekstans morza wyczerpuje znamiona udręki
słynny kozioł niespieszny zaskoczył
uśpione społeczeństwo
wiara od święta to mało
potrzebne są też elektrowstrząsy dla białych wiernych
czerwoni wierni są ekscentrycznie bezpieczni
lampy na molo rzucają mocne strumienie światła
odpychające fale
morze cofa się do podwodnej groty
czarny pozostaje na molo sam
na sam z ludzkim szlamem
>>>
Nagle w mózgu wylęgła sie mysz
stanęła na stole na tym pojezierzu zieleni
rozglądnęła się, krzyknęła
urodziła górę
i to wszystko
nagle w mózgu błysnęła jutrzenka
barykady na ulicach Paryża rozstąpiły się
z księżyca spadła mroczna skorupa
na orbitach krąży wokół sen
wewnątrz snu chciałeś spłonąć jak wielkie miasta
koniec epoki zaskoczył czołgi
w trasie na górach stalowych śnieg zrobił pianę
ze zbędnych cząstek materii
ogłupiali ludzie wspięli się na szczyt wieku
tak, tak, słów ogrom w tym worze
Święty, Stalowy, Stary Mikołaj dźwiga go
drepcząc wokół pałacu
trzydzieste koło trąby
małe kwiatki z sadzy cieszą uszy w oczach
myszy w kominach rozpaczy
nad ciemnym granatowym jeziorem
zachodzi wizja zachodu
inteligencję pożerają krwiożercze koty
krew sie leje pozostają szkielety
mała duszna wielkowizja wielkopaństwa
chciałeś iść doliną żółtą
przeskoczyłeś zwalone drzewo
dziewczyna wybiegła nad brzeg
rzeka wskoczyła w jej pierś
stal popłynęła doliną kowali
mały zimorodek oskubany przez wiosnę
usiadł na dźwigu epoki
hitlerowski sentyment do młodych Prusaków
wywołał torsje oczekiwane na scenie
w Kontrakcie Wschodnim Gogola
samemu ciężko wykuć jest gockich wojowników
unoszących Anglię ku naftowym toniom
tylko z plasteliny przemocy
znak wojny na niebie to nie wszystko
trawa też bywa na niebie
razem ze śladami wymiocin
skuliłeś się w myszy na dnie nocy
przyczaiłeś się w wentylacyjnym przewodzie
skąd przyjdzie pomoc gazowa
zanim powiesz: wiecha platyna spinacz
świeci to wszystko
elektrownia dla huty pracuje
młoty uderzają lecą iskry z krajobrazu
o piekle nie ma mowy
czyścimy zęby Leninem
czkamy Stalinem
na skróty idą krasnale w hełmach
przez zatrutą rzekę
za sprawiedliwością pędzi husaria
spada koń Macedończyka
spada na cztery gąsienice
sierpy wbite w młoty
>>>
* Światło runęło na groby *
Światło runęło na groby
na Pęksowym Brzyzku
muszę dotrzeć do Tatr
uderzyć w skałę
i utoczyć krwi uprzedniej, następnej
muszę się ukorzyć
przed ołtarzem matek i sióstr
przywiązanych sznurami do dębów
delikatnie
na halach narodzin
światło wypłynęło z ust dziecka
w klasztorze w Starym Sączu
muszę z osobistych kart wyjąć
zasuszony kwiat plemiennej goryczki
jak jeż jest w oku
Cedynia nad Bugiem
cóż, nie można jej wsunąć na rękę
cóż, nie można ręki uzbroić kuszą
cóż, Kantor banita w opolu
to więcej niż Głogów
oblężony przez rzymskiego cesarza
cip, cip wołała zwyczajna kura
a nie gęś kapitolińska
na tego gbura
a jak Junak, jak Jah, jak Jet
przyjechał z Pomorza Bolesław
a jak osiołek z Poznania do Egiptu
niósł Jezusa Barbarossa
na sobie
dzisiaj ja niosę polską kolebkę
aż pod Baranią Górę
potem pod Babią
a jak Gazda
otworzę strążyską siczawę zwycięstwa
>>>
Mówię po raz drugi
nie będę szydził z życia
tym bardziej teraz
gdy narodził się drugi Platon Ojczyzna
zakrzyknę tylko zachwytem jak orlik
i niech step odpowie mi echem
westchnieniem ziemi
na moje wołanie wśród nocy
step miłości niech zaszumi
pijany patriotyzm otrzeźwieje
mówię po raz trzeci
tam w głębi nocy
czyha bezszelestny morderca
wsadziliśmy go w tę noc
by mógł polować na zło
na drogach Platona
puchacz na głupców jawy
*Po raz drugi*
Mówię po raz drugi:
nie będę już szydził z życia
tym bardziej teraz,
gdy narodził się drugi Platon Ojczyzna
zakrzyknę tylko zachwytem jak orlik
i niech step odpowie mi echem
westchnieniem zatrwożonej ziemi
na moje wołanie wśród nocy
step miłości niech pełnią zaszumi
po raz drugi
>>>
* Bracia rewolucjoniści *
W swoich ciemnych „ale”
nurzam się w zieloność
i jak kłódka wiszę nad przepaścią
jak jakiś Czatyrdah
albo łupina syna ósmego Lameka
rewolucję z otchłani białych wód
wyrzucam jak pocisk
ociekający wodą z płonącym ogonem
panią rewolucję cygarniczkę ciał
w moich snach
w paryskiej mansardzie emigranci
słuchając ćwierkania słowiańskiego wróbla
który wrócił z wojny
stawiali na kogokolwiek z młotem i ogniem
strony w jego wnętrzu
wschody od ogona
słońce jak słońce
jak to w dziobie
ale ewolucja ale
wejdzie, nadchodzi z Kleparza Aten
po schodkach do rakiety tam
gdzie czerni zieloność stojąca
w Uhercach w Zambii w Magadanie
nad polowaniem zawisł kuguar drapieżny
w kolejowym płaszczu z torbą dżinsową
w stenogramach sejmowych
nurzam się w zieloność
jestem wreszcie pionowy Polak
w horyzoncie Syberii ujęty
jak Sieroszewski jak Słowacki
miażdżę ją swoją dumą
piszą w ruskich kronikach,
że zbrodniarz to niewinne dziecię
boję się tego zbyt licznego przedszkola
Dostojewskiego
brodą wskazuje i zasłania nas
kwaśny jak pigwa czas
z ich pulsującego „bracia”
Giaur wypada na galopującym koniu
tęsknota wiedzie go na Wschód
po dzikość traktu
jego twarz to twarz trupa zemsty
końska słonina trzęsie się pod nim
jego oczy to oczy smoka mnicha
klucz żurawi przeciąga nad nim
by zniknąć w słońcu Ur
zębaty przywódca gryzie wąsa
ale własnego
czasy inne
fajkę wkłada między wargi inny wódz
światło pada na płytę gazety
kłódka intencji w swą dziurkę je wpuszcza
światło stuknęło w mechanizmie
światło, ale konie Dzieduszyckiego
z Placu Pigalle wypędzone
nie zatrzymały się w Gdańsku
minęły Warszawę pognane na południe
z czarczafami na pyskach mokrych od łez
nie zginęły w lasach bieszczadzkich
przez bandy rozproszone
ale by słuchać śpiewu siekiery
demokracji pańskiej
rozbiegły się po Europie
z błyskiem sumeryjskiej wolności w oku
>>>
W jakich skałach spotykam ten dzień
nawet wykrakać się nie chce
by potem poprawić błąd
kuźnia małych spiralnych westchnień
opisana jest w podręczniku abstrakcyjnego malarstwa
nad rzeką ciemności
o trzeciej nad ranem stanąłeś
i ciskasz w nią kamienie
ślimak kołysze się na listku nieopodal
krzak wypływa na powierzchnię wody jak ryba
do kaskad wiślanych zbliża się sen
z kopalni wychodzą krasnale
jaki piękny jest syberyjski las
sza! to enkawudzista to nie krasnal!
w trudzie budujesz rzekę
w trudzie budujesz kamień
w obłędzie budujesz sen
stygmaty na wierzbach ojcowskie serce
ptaszek letni twoja twarz
wielkie przestrzenie tłuszczu
skąpe kartki dywizji wódki
jeden człowiek odgadł marszrutę zbójców
powiesił swoje jelita na gałęzi
zaczaił się w krzakach
zamiast nich ujrzał krokodyla sezamu
mnich niósł na rękach białą pannę weselną
płaczącą w ogniu, płaczącą o brzasku
w czerwień ją niósł
sam skrywając twarz pod kapturem pisma
w twoich berłach jest paleta cesarskich krain
gdzie wyrabia się wino z wody?
czy w Austrii? czy na Węgrzech?
ty zaczerpnąłeś z rzeki
zabrałeś wszystko krukowi dnia
>>>
* Poemat w pomidorach *
Chcę rzucać pomidory zamiast kamieni
w ciemny las gdzie tym więcej gwiazd
żyję przedbitewnym napięciem
o! mogę go strawić
mogę go wytrzeć i ścisnąć
czy mogę pokonać?
Polska nie stawia szubienic
o zachodzie słońca
Polacy nie patrzą na egzekucje
jednak bywają okrutni
ich wszystkich mam na dnie duszy
duszy dużej jak przysiółek Rosji
złoty róg biały koń dziewiętnasty wiek
krzywy róg eszelon dwudziesty wiek
na Panonii do Taszkentu w pierwszą armię
na Jawie do Pragi w drugą armię
wbrew dowcipom na lotnisko
z centrum Krakowa na Junaku z przyczepką
w studni czarnej mieszka połykacz
skośnego spadania
lata sześćdziesiąte studnie zasypane
żurawie zrównane
robotnicy zrównani
krok w krok do złupionej komory
przez zakazane komunie
nabieram odwagi
moje zęby zmieniają się w zęby smoka
krzyżu mój nie oddalaj się
nie znikaj w doczesnej ojczyźnie
za płotem pochodów i wieców
rzucam w gwiazdy pomidorami
ciskam krwawymi bandażami w planety
i w rozdziawione usta małomiasteczkowego hitlera
wieszam go rozbawionego
obok kiełbasy w kościele
w Krynicy
>>>
Szczegółowy plan plam
lub panna młoda
w kreacji z czerwonego pierza
jak Polska długa i szeroka
jamnik w ciemnych okularach
przekopał lisią jamę
nie znalazł w niej Dmowskiego
och! Mazury, Mazury!
malowane smutki serca kogutki
jak w stogu siana
można szukać Warmów i Bartów
z zapaską na głowie
gdy z tyłu zając lub czołg
pod Białą Piską stoczyłem bój
pod sztandarem namiestnika
z wieśniaczką na zabawie
malowana była a ja za mundurem
dotknęła w tańcu peemu
a stąd nie daleko już było
do grających wierzb malowanych pól
Czerwonych Borów
malowanie moje
kulturo, sztuko i nauko
warszawska niepodzielna niezłączalna
nie tam gdzie trzeba
w ministerstwach w pałacach
nie moja
Kopernik trwał na katolickim murach
ciskał na Albrechtów astrolabia
a wrzesień polski upadł w ukraińską kałużę
dziś dziadek przed mundurem razem z Papieżem
unieśli z niej tarczę Madonny
ponad wieżę jasnej klasztornej katedry
gołębie wzleciały z kasztanowców
wzbiły się, otoczyły wianuszkiem jej głowę
głos donośny, spokojny dźwięk wydobywający
się jakby z rogu
z małżeńskiego wschodu
obwieścił koniec socjalistycznej służby
poplamionej planami zachodu
>>>
Na dnie tego narodu
stoi zielona skrzynia
w skrzyni piramida
w piramidzie płonący stos
od Ziemowita dym rozniósł rżenie klaczy
od dębów powiał wiatr
i rozwiał jego prochy
zabrał tęsknotę i wcisnął ją
w kiszki konia
Jak malowana jest ściana geniusza
a niej malowidła
z soków owoców południowych
zmieszanych z brzozowym na miodzie
za sto lat sto lat
zza niebieskiego pierzastego parawanu
tysiąc
>>>
W moim oku odkrył ziarno
namacał je kciukiem
wzeszło w wilgotnej senności
jakże ja mam siać
kiedy przysłowia
nie ma mi kto dać
w moim oku tęgie grusze
chłosty wiatru
warkocze wiatru na gruszach
ich wielu on jeden
zgrabny skalpel paznokcia
kruchy paznokieć pęka
operacja po niewczasie
za drugą światową sie skryła
ich krzyki
i rżenie koni
ziarno wschodzi
deszcz ustaje
błagalna figura
dama w hełmie
prorok w Chełmie
kwitnie groch
strąki zwisają na uszach
słowo się zsuwa na oczy
jak przyłbica
pięść się zaciska
dotyk znika
ziarno wypływa
z pierwszym listkiem
>>>
* Bo to nadzieja właśnie *
Ta goryczka niebieska
na spadających pokrywkach
Syrenka, Giaur, Syrenka
szlaczek w pierwszej ławce
on na ekranie drgającego województwa
kazałeś mi wymalować wąs
więc wymalowałem
dynda pająk na nitce ze swojego kupra
wymalowałem i to jak dyndamy z nim
ciepło coraz cieplej
jak w pudełku z herbatą
i śnie oceanicznym na rafie
takie lasy czerwone
spoza gór spoza rzek
ta strzecha w spadających chmurach
mały raczek zsynchronizowany z monitorem
kawał czasu jednak nie powiesili
Jugosławio wróć do nas Jugosławio
szczebiotko kaczanowa
albo leż w bałkańskiej misie cicho
wtem zadrżał las, potoczyły się kamienie
to grypa narodowa
cesarsko-rzymska grypa
postawiła na nogi pogotowie
ciąg wolności
jedzie pociąg z daleka
żwawą myśl maszynista ciska w palenisko
toczy kornik informację przez ekran
od początku do początku
jedźmy wołają Galowie, Goci i Germanie
jest ciepło
wzięli zieleń wzięli czerwień
pozostał błękit żywa pamięć
Żyd skłonił biczysko
w kierunku króla
wjechały szkapy carskie
naści garstkę światła sokorszczaku
to do dziś
szkapy wciąż na Woli i w Wawrze
Alemanowie pod Janowem gotują zupę w kotle
z polskich kości
naści garść naci Chmielnicki
ciaptak Rakoczy przefrunął jeszcze ponad lwem
co z tego będzie
gdzież ten Kraków, gdzież
czemu śpi w czasie powodzi
w pajęczynie utknęły nasze czołgi
Batu Battery Batory
galeria już jest
portrety jeszcze ciepłe
składane pióropusze i rozkładane lufy
nie pasują do siebie
pomocy Lwowszczyzna wzywa
Francja głucha
zakonnicy przybywajcie na wybory
gitara zagra w każdej chwili
jest pod ręką na drzewie
fujarka zapiszczy w lasku bulońskim
tylko zejdzie z łozy
kamienny lew ratuszowy pozostanie
wszędzie
by czuwać od Wadowic do Gryfic
do Sobiboru do Wronek
czego się Jaś nie nauczył
gierkowszczak nie pojmie
Cyganie! Czardasz z Satoraljaujhely
gorąca iracka niewola
wierzba urośnie wszędzie
wierzba rośnie zawsze
bo to nadzieja właśnie
zdejmijmy z niej te gitary
siedzący nad rzeką i mamroczący
>>>
* Znalazłem cień *
Znalazłem cień, o który pytałeś
pod gazetą
szczęście, że znów jest ze mną
jutro ci go dostanę
twoje możliwości się już skończyły zegarze
kotka na skrzypcach śpi
Iksiński wali głową w inną głowę
zachodzi za mur zasłonić się
coraz ciemniej, ciepło, ciepło, ciepło
nic nie zimniej
natenczas on odpiął
natenczas on przyłożył
natenczas popatrzył przez lornetkę
bo tam pod strzechą w cebrzyku
wganiała Kasia nożęta w rosę drgnienia
kamienny lew się zbudził
ponad tą ostatnią łuną
lew zniebapatrzenia
z gruszki wyrwano gniazdo
chłopcy przebrali miarkę
a wiedza, wiedza zadyndała z powodu kłonicy
i głowy podglądacza
„bijcie się o polską Syberię,
nie zostawiajcie tego Serbołużyczanom
potomkowie Chorwatów, Wieletów i Lędzian
– wzywa was Lew Lechistanu
nie z ten Karlskrony lecz z Kahlenbergu”
– taki głos usłyszano nocą w dzbanie
świadkowie Jehowy opanowali miasteczko chasydów
dają na tacę jajko
cóż jajko do jajka
przebrała się miarka
Solidarność wykupiła znowu Karolka
jak kiedyś pod Warką
serdeczne dzięki Matko Boża
za mostek arendę, babkę i kalinę
– zawołał błękit wiślany
na Zabeziu ruszyły wody, ciepło na Ponidziu
łódź i peryskop przylgnęły do tynieckiego baroku
po cenie czerwieńca lat osiemdziesiątych
jeżeli Syrenka to może i anioł
jeżeli motyl duży to może i umysł
drga rosa na piersiach damy z tchórzem
krew na palcu, łza na czubku brody
słońce strzela w dziesiątkę na koniec
odstrzeliwując całe wieki, całe pokolenia
zamczysko, kościelisko, kurhanisko
i tu przebiega kucyk z jezior
zbliżając się jawi się koniem boskim
na nim skrzydlate stworzenie
Teleboga Rakoczy Tuchaczewski
już zawrócili konie
cień zmienił ich nie do poznania
wieją jak jeźdźcy z wojen gwiezdnych
a nie Apokalipsy
>>>
Jest zorza na południu jak gniazdo
tam płyną wszystkie ptaki
my w dole patrzymy na ich stępki i kile
nie możemy odróżnić ich od lotni
zorza wstaje z niewoli, lecz nie jest niewolą
niekonieczność wyżej wznosi się w niebo
okrutne polityczne zwierzęta pozostają na zimę
żyją w dolinie razem z naszymi marzeniami
według nieznanych map
za wskazaniem pijanych kompasów
przez drgające w złudzeniach gwiazdy
przejść trzeba i przeszło się już
razem z bandami
razem z podziemiem
razem z bezpieką
idąc za Łemkami dochodzimy do wiatraków
zeschnięte deski klekoczą jak bociany
nieoliwione piasty skrzypią jak las o świcie
we łzach wszystko we łzach
pajęczyna rozsnuta na paprociach zroszona leśna
jak radar wychwytuje
wciąż dolatujące odgłosy przejeżdżających za lasem „Tygrysów”
wtedy dzwonnik strzelał do lotnika z wieży kościelnej
przestrzelił własna zorzę i zeszło z niej powietrze
zwiotczała jak mundury katyńskie
krew z południowego-zachodu
spadła na konie i ludzi uciekających od słońca
akacje wzbudzają dziś swoją żywotność
z ich kości po pięćdziesięciu latach kwitnienia
idąc za Winowcami dochodzimy
do opadających ku brzegowi Wisły
ogrodów brzoskwiniowych i tercjarskich winnic
w których zorza uwiła gniazdo
niegasnąca dla ptaków
>>>
* Afryka *
Afryka w elementarzu czerwona
umarła z głodu bez ciebie
wyzwolić chciej dzisiaj, chociaż Lesko
twoje układanki słowne
dziś są bestsellerami
mistrzu robotników i hut
wyzwolić chciej choćby dzisiejszy Śląsk
z głodu i nędzy
elementarza
>>>
* Na dnie tego oka *
Na dnie tego oka
w kanale widać szklistość całego ciała
liście belgijskie wokół gondoli
oko dotykane dziecięcym palcem
wzrok skierowany wzrok wzburzony
jaki Indianin na skalnym Podhalu
nawraca owieczki
i patrzy na halki
jak Witkacy
zieleń morza, zieleń omszonej grani
wielki nos snu
oczy zamknięte dębu dalmackiego
dąb wyrasta w kolebce
patrzę codziennie na listek
eksplodujący z żołędzia
w morskie oczy wieczności
odwzorowanej rysami na duszy
>>>
* Apetyt *
Apetyt zwiesić na pająku-języku
ręką podnieść go do żyrandola
tak kryształowo jest twierdzić w sobie
spać w międzyleśnych grzybach-myślach
tylko w słowach jedenastka – pierwsza
ślina w gnieździe jaszczurki-języka
modrzew w sosie szyszek
w tych strukturach węgiel nas pochowa
w skrzypach zanim zaświeci
jakże to tak świecić w kablu
śpiewać w kablu
fala jest nitką
nitka jest śliną
wieczór jest jedzeniem światła i muzyki
wieczór jest kochaniem starych
słupów powietrza, skalistych wybrzeży
nad szklaną skarpą Kawczej Góry
komandosów jak jaskółki
konia wymienianego z pragnienia
na zwodzony most
karb apetytu na morze morskie
koniki-języki pożerają kościoły
morszczyny i stułbie walczą o Polskę
znad morza ich nerwice przyjeżdżają
pociągami, pociągami, pociągami
do mieszkań zwykłych ludzi
jak ssaki stojąc w korytarzach zatłoczonych
pająk to radio, rozumiem to
radio to zwykły zyzuś tłuścioch
>>>
* Skowyt *
Skrwawione serce z żalu kwacze
wyłączam je pod górę i podpieram świecą
skowyt Księżyca, wicher w głogu nie wieje
jestem skulony, kiedyś krzyż
nagie serce w białej poświacie
nagie serce w ultrafiolecie
liznąłem płomieniem czołgi burzy
czy jeszcze ciebie zobaczę
psie góry, wąwozy tarniny i głogu
stan wyobraźni w żalu
Stokowski dyryguje z wyżyn
kwa, kwa, kwa, szszsz
zgadnąć miałem go o to , co i gdzie piszczy
ale z żalu się rozchorowałem
i na morskim koniku wyjechałem w staw
reklamą mając obrzękłe wargi
toczyłem ślinę pod górę bez płonących żyraf
a gwóźdź w sercu jak sekret
dajcie mi Księżyca jedną łyżkę koparki
skąd mam tutaj wziąć skowyt
mała wierzba potrafi zapłakać jak Broniewski
czy jeszcze ją zobaczę
poraniona rozpita brzoza
może rozmyć skostniały ból
romantycznymi sokami dla życia
>>>
Krzysztof krzyż twój bierze
jak laskę i przechodzi przez rzekę
jam ci dał chustę
dałem ci cień
machasz na brzegu
gdyby szmatą była zrosiłaby
jasne włosy jego
jasne włosy jego spikerki
plwociną w budce telefonicznej
orzeł wziął krzyż mój
poniósł go poniósł na skałę
jam słucki pas zawiesił jak głos
kret zwykłym jest blaskiem piekła
oślepiony jak ja w 1983-cim
znaczek na list, pochwała na rumieniec
senny koszmar dziewiątej
oczy dziś w krzyżu, oczy
a wówczas pociąg do Częstochowy
jeziora, szable na ścianie rotundy
wiewiórka na statku
z przyzwyczajenia płonący Wielki Wóz
brzoza dwanaście Gajcy
płyta nagrobna
w tramwaju broda na zakręcie
w ulicę Marchlewskiego wjechał
szwadron w tiarach
zagrały surmy
cień przemknął po krzyżu
w zegarach kupidyn zaśmiał się
ciągle brak czasu
nie dnieje, choć brzask
wiatr, ciągle ten wiatr
mam guza od śliwki
mam jątrzące przemówienia
jawę mam od nienawiści
mam śliwkę od czereśni
ciągle coś spada na mnie
>>>
Las gęstnieje w trzecim rzędzie zębów
brzytwa zsuwa się po policzku
spada na zajączka
tnie język, puchowy tren słów
mam nasz wiatr w puszce dusz
jak gdyby senny skok
na ścianę gąbczastą wspiąć się
do Nirwany spokoju
wyleźć na wolność Czyśćca
walczymy, walczymy, wal
już Jutrznia!
język rozdwojony brzytwą
słów
>>>
* Toń nieba *
Złudzenie w nocy
w radio znika echem
złudzenie wnika w język
pobudza ślinienie
otoczka korony diabła z masła jest
cieple masło ścieka po błyszczącym złocie
na koźlim tronie
na sensownym chmurnym wietrze
odrzutowiec gdański
zbliża sie do Kłajpedy
azaliż bracie małpy
azaliż pątnik
a za ileż bracie
Cze-ka czeka na twój czekan
widzę zęby w radio
uczę dziecko wieloryba
zdechła mysz w echu
Janosik mój zbójnik skacze
z Lubania na Krywań
pali za sobą watry
pali za sobą połoninę
pali za sobą naszą bacówkę
jak pochodnię
oj, kochani
gdzie ten nadwiślański stadion
gdzie smok z krawcem
gdzie stara Wisła
gdzie stare koryto
gdzie czarne bale dworzyska
w onegdaj ukryte jest echo
koń Doorsów stąpa, wlecze się po lodowcu
jest szkieletem burzy
przez pierwszą i druga godzinę
śnieg a może już deszcze
dziecko w poświacie księżyca
krzyż oparty o jego łóżeczko świeci
krzyż odłożony przez Janosika jak hak
trzeba przełknąć ślinę
i napić się zimnej wody
smuga srebrna na czarnym niebie
widziana przez moje serce
rozwiewa się
ciężar opada na dno serca
Słowianie skaczą po górach
skaczą dziś w nocy
czy toń nieba prawdziwa
w czarnych stawach
sprawdzają
>>>
*W ciemnym lesie walki*
Jesteśmy w ciemnym lesie walki
nienawiść rozlega się echem
skrada się krew drwala
po nasze sumienia
samochody w gąszczu
wieje wiatr rozpaczy
własne myśli nadymają policzki
o jutrzenko wolności
zabierz nas w swoje ostępy
w rogach jelenia
rozbłyśnij jak gwiazda
wyjedziemy kabrioletami w mchu i paprociach
wprost na Piotrkowską
>>>
* Nietoperz *
Ciągle wierzą, że nietoperz to ptak
z piekła
moja mała miła mi to rzekła
gdym w studnię razem z nią
żurawia zapuszczał
ja też wierzę w nietoperze
ale nie w nieodkryte jaskinie
pełne miłości
>>>
*Strzępy Wałęsy*
Poszarpany przez wiatr
plakat Wałęsy świeci jak neon
nawet sam halny nie niesie dziś ciepła
uderza w witrynę szorstkim kłamstwem
kaczki ćwiczą loty na podwórzu
są tu wciąż, choć jest już styczeń
zgrabny cień komina kotłowni
zaskakuje maszt radiowy policji
lodowymi szpicami choinek
zamieszkamy w ziemiance żeby
w te święta poczuć się jak za dawnych lat
Kołyma znowu nas wzywa
dzieci rozrzutnych bojowników
po latach w sumieniu stygną
zęby wieloryba to ludzie w tłumie miasta
patrzący na strzępy Wałęsy
ludzie stąd i stamtąd
łańcuchy Jankowskiego błyszczą w słońcu
dzwonią ponad dachami
my skuleni w ziemiance z papier-maches
lepimy kule oczu
wieś uznaje przedwiośnie
miasto chłodne ody rzek
język szuka ciepłego łoża między zębami
Magadan czeka na Papieża
koszula Kościoła rozdarta przez szalony wiatr
leży na schodach urzędu
skazańcy przechodzą obok i patrzą
nie dostrzegając w niej ciała
moje usta rozchylają się
na widok czerwonych tarcz w perspektywie ulicy
kto nie sam przybędzie
w te święta do tego miasta
będzie wolny
>>>
1991
Jam wielki smok w dzbanie
jam dzban jam wielki
gniew mój, o tak mój
zwichrzony włos, grzywka
szkorbut światła Nogatu
dopada wód Wilgi
koń wychodzi z Krakowa
wiezie sobie króla do Biecza
króle są wielkie! panie!
one są z Warszawy
albo panie
one są z Gąsawy
te upadłe
reszta żyje
jedzie koń z daleka
wiezie sobie kata do Zantyru
w kotłowni czekam umorusany
wyglądam serca po odejściu
ze smoczego dzbana
jam wielki jam król
jam, panie!
>>>
Rewir na desce na szczycie słupa
walka o powietrze dla siebie
walka z samym sobą
ślady kłów na słupie i desce
szatana i ludzi
oddam dziecię w niewolę
by wolny starzec powiewał
cały w brodzie
tylko w brodzie
wysoko nad ziemią
pustynny wiatr wkręca się w skórę
słońce zatrzymało się na niebie
i drepce w miejscu
cień ukrył się we wnętrzu starca
gromkie okrzyki nieba
przelatują nad tym miejscem
gdy niebo ciemnieje burzą
łabędzie wojny zrzucają łzy
do tego obcego gniazda
brak mi akceptacji cierpienia i niewoli
jak samotnego pioruna
szukam jednego i drugiego w życiu
wydaje mi się, że jestem wolny i szczęśliwy
gdy patrzę na słup z daleka
lecz po chwili chcę
wdrapywać się na słup Szymona
wydaje mi się
że dusza eremity
wystarczy by wygrać walkę z cierpieniem
>>>
* Polska jeszcze tańcząca z kogutem w zębach *
Piorąc pieluchy w łazience
słucham Sepultury
dawne obsesje znowu mnie torturują
mimo, iż jest maj dziewięćdziesiątego pierwszego roku
wciąż czuję na sobie wzrok
czerwonego Al Capone
w znakach zodiaku ukrył się sierp i młot
dziś rano chór kwiczołów przypomniał mi
zawsze żywy jak Lenin
Chór Aleksandrowa
mały księżyc zgasł zasłaniając uszy
róże wyrwały swoje korzenie
i odeszły do Moskwy na śmierć
jak zgrabna tancerka Degasa
jak tancerka hiszpańska Trakla
Polska jeszcze tańcząca z kogutem w zębach
w brzuchu maszyny
wyzwala się ze zła
magicznych układów kosmosu
>>>
* Nasza wiara potrzebuje galopu *
Modlitwa w gitarze domaga się schronu
moja gitara go nie ma a może ma
nie wie, na co ją stać
jeden miesiąc rosyjski dopiero gra
gitarzysta wepchnął sobie do oka gazetę
ma gazetę źrenicy, a może to nie gazeta
złudne moje marzenia
kabina dźwiękoszczelna jak dół z wapnem
garnek na płocie jak studio
modlitwa w krzyżowym ogniu prasy
zdominowała senne marzenia
szept cichy wyszedł na cerkiew kakofonii
potem na niebo w dzikich stepach melodii
anioł siedząc w kucki na trawie
wskazał go skrzydłem
motyw przewodni płyty
>>>
* Duch unosi się nad wodami *
Ożyj mój świecie
duch unosi się nad wodami
w wizjach oczy się nurzają
w srebrnych drganiach
toną łabędzie świtów
mgły jawy owładnęły
kolebkę mojego dziecka
patrzę na wschodzącą
jego wielkość
z krwi, kości i burz
jego duch unosi się nad światem
zaraz stworzy mnie
z mojego i swojego ciała
* Dziecko *
Ożyj mój świecie na zawsze
niech duch unosi się nad wodami płodowymi czasów
w wizjach nowych światów wciąż oczy się nurzają zamknięte
w srebrnych drganiach prawd toną łabędzie niepowstrzymanych świtów
mgły jawy zawładnęły już kolebką śpiącego nowo narodzonego dziecka
patrzę na wschodzącą jego wielkość z krwi, kości i burz
duch życia unosi się nad światem jego wielkości zapisywalnym
zaraz stworzy mnie niezwyciężonego
z mojego i swojego czystego bytu nieodwołalnego%MCEPASTEBIN%
>>>
*Ona we mnie*
Ona we nie wężem kładzie się na gałęzi
dzieciństwa
prześlizguje się w dół ku moim łzom
które spłynęły do sokolich szponów
ona gładziła czerwone lwiątko
śpiące w moim Danielu
w każdej chwili gotów byłem
na Sokratesa, Chrystusa, Bruna
w ciemnościach odkryłem świat, w którym
do dziś siedzę na balkonie
patrząc w mroki-smoki
miasta trwającego w królewskiej dolinie
jej historia jest historią miasta
małe tramwaje przewożą pytony
na wpół wylęgłe z jaj
z roślin wyjąłem słowa
to nie były słowa
w zwierzętach chciałem się schronić
a to były kamienie a nie zwierzęta
w niej chciałem czytać zaklęcia
a ona odeszła
wstąpiła z ciałem Dawida na krzyż
czerwone wino rozlało się wśród lasów
powstało pojezierze krwi
i cenotaf w Wieczerniku miasta
>>>
* Zło i dziecko *
Jeżeli zło się słania na nogach i czołga
oddaje się w moje ręce
to ślimak w moim języku
robi się czarny zamiast czerwony
dziecko krzyczy ślimak! ślimak! wystaw rogi!
i ślimak wystawia je z zaświatów
ja, jako mały chłopiec płynę w zbożu
nie znajdując brzegów
wołam do swojego anioła stróża
– czy stamtąd się już nie wraca
krzyczy sokół nad głową
bitwa powietrzna ptaków nad stadionem
przerywa dzieciństwo
zło rozczerwienia muzykę ogniem
płomienie sięgają górnych pięter serca
popiół pojawia się później
żydowski a nie sarmacki
na krańcu zaświatów mieszkania
utkwiło wezwanie
ze ściany odpada
gdy dogania go poświata telewizora
wezwij ślimaka!
krzyczy niespodziewanie dziecko
w środku nocy
>>>
* Skoty poszły w las *
Piątkowa noc na Riwierze
Śliwiak z gitarą w Tercecie Egzotycznym
Sam bór – gniazdo Sawy
środek drogi bezrobocia
księżycowe piersi przypomniane w telewizji
płomienie wodospadu
toczy się Rumun, drżą cygańskie szkła
w perspektywie cień spadającej gwiazdy
nocnik wylatuje spod łóżeczka
królik stał się mastodontem
w duszy ogromna nisza wypełniła się wodą
pokarmu brak
są do zjedzenia właśnie brontozaury
uroda tego to, cóż, ech!
malec kolczasty, pepesza
popioły nad Odrą
w górach i na wybrzeżu
szelmowski topór kata
uśmiech Kuroniomichnika zza krat
wierzby padają nieprzemieszczone na Sybir
w Polsce na polskie drogi
w moździerzu zamrożono szatana i utłuczono
dzieci, dzieci piszą na ścianie „Ave Satan”
tylko ocean jest w stanie oczyścić
dzieła telewizyjne i Hitlera
przyłbica podniesiona
getta wychodzą z kraju
strajkują granice
zło wchodzi poprzez dobrobyt
wieje luksusem od przesieki
stuknięte dziewczynki na barykadach obnażają się
dla obcych
szczek! szczek!
nad III Rzeczpospolitą
wejście przez ścięty dąb
wejście przez białego konia
modny, nowojorski, serialowy
a skoty układu poszły w las
na przeczekanie
>>>
* Nad Nilem *
Ohydne nazwy tworzą aureolę fantazji
wokół sennego ołtarza pragnień
sine brwi, miecz, skrzydła
wyjście poprzez nozdrza
sama błona między palcami
nie czyni jeszcze nietoperza
nad rzeką spotkanie
ona w czerwonych spodenkach
mówi jak dziecko
sitowie zamiera, gnije
nad Nilem szlam
w koszu płód
naszej poronionej miłości
>>>
* Siedzisz mi na głowie *
Mam gdzie ciebie ujrzeć
w kąciku w szafie
deska ma dziurkę
w pięcioletniej głowie się zmieści
twoja fizyczna miłość
wchodzisz we mnie przez dziurkę w desce
pozostajesz na zawsze
siedzisz mi na głowie
owiniętej twoją sukienką
nawet wtedy, gdy przechadzam się
w holu dworca lotniczego
pełnego pasażerów i terrorystów
kot się łasi do mojej walizki
otwartej jak sezam
z której wypada twoja bielizna
>>>
* Czerwony kapturek *
Odpychać i świecić przykładem
w zajadłość wejść i wrócić pod wieczór
wycofując się tyłem
z krasnej apokalipsy
wywołano wilka z lasu
po to by
Czerwony Kapturek go uśmiercił
jaki kapelusz z piórem
nakryje traszowców
w postrzępionych waciakach
dym czernieje w oknach
sadza czernieje w oczach
z archipelagu Gułag
wracają prawdziwi metalowi rycerze
w prawdziwych zbrojach i kolczugach
mały Karol uwiódł Wielką Europę
którą stworzył Wielki Karol
i zmalała do rozmiarów Podziomka
dzień na wagarach nad zalewem wapna
czy co, czy coś, ale co?
jak ucieczka z seminarium
przyszłego kata Wschodu
dzień na wyścigach za blokiem
mali i duzi w nonszalanckich pozach
co z nich wyrośnie, już nie genseki
kto kocha matkę?
partię ojczyznę armię
tam jest podłoga tam jest dół
a tam góra tam jest powietrze
pustynie zostają za drzwiami w duszach zamkniętych
teraz ludzie niech noszą balony
i chodzą w morwach
wychodząc na scenę zakładają
czerwone peleryny
plastykowe świecące zbroje
i trzymają na postrach
widły z masy solnej
>>>
Skocz po konia
wyobraźnia poda ci lejce
kułak na wozie
ktoś w topolach stoi z batem
słońce nad holenderskim nastrojem
jak wiatrak roztańczony
małe eksplozje spod kołysek
żółw osiodłany
mała konina lub stadnina
boberek za ogon powieszony w pułapce
ależ ogrom pracy Zuzanno
Stany Zjednoczone też mają
już za sobą obozy koncentracyjne
jak Rosja, Francja i Niemcy
czy tylko Polska i Watykan
nie będą koncentrować
na wyspie tej
łamigłówka filozofa na greckiej
wskoczył do studni mądrości?
a tam nie ma żyły wodnej
to lita skała
delfiny z jaskiń podwodnych
na falach wokół łodzi
dziś nasze wioski bez kóz
już nie podpadają pod Cyklady bez studni
owce dają szansę pokojowi, jeżeli
świeci słońce i wspina się na grań
złote konie, konie z kamienia, mięsne konie
jak maszkarony katedr
koła toczą się, minęły ziggurat-piramidę-kopiec
marzenia się spełniają
pieni się morze greckie w głowie dziecka
dziecko woła – demokracja
echo odpowiada – kracja
kamień leci przez wieki
sam orzeł, ten sam jednogłowy
matka słoneczna, wschodnia
siedzi na kolanach dziecka z zachodem w oczach
mały ksiądz wyjechał z kościoła autem
ten duży wjechał tam przez wieki głodu
mały ksiądz biznesu na wiejskiej uprawia
ładny kolec wojska kłuje rzeki
srebrne kręgi na nich
srebrny czubek terenu
gąsienica brązowa
pasterze w pancernych wozach
opuścili Wilno i Kujbyszew
wozy wjechały w lasy nieznane
pozory zmyliły radary
gdy filozof zbudził się w dziecku
Jezus Chrystus wyjrzał na świat
przez dwa okna małego czasu
na kwiaty, stuły, na całusy, cmokania
popatrzył jak na slucki pas
i zobaczył ornat
>>>
* Wyniki wyborów do Sejmu „
Ze snu ich wyłowiłem
małych żołnierzy
dla bajek
pozłociłem i sprzedałem
historii
przyszli wczoraj do moich drzwi
któryś walnął kolbą w nie
obudziłem się drugi
przy drzwiach byłem pierwszy
przez wizjer wdmuchnąłem sen
który był tobą
aby wchłonął i zabezpieczył korytarz
a sam z dzieckiem
i z żoną wyskoczyłem przez okno
uciekaliśmy przez łąki do lasu
frunęły za nami jaskółki
biegły obok sarny
brzęczały pszczoły
kuśtykały chochoły
dopadliśmy pierwszych drzew
gdy radio podało wstępne
wyniki wyborów do Sejmu
>>>
Ledwo dostrzegłem iskrę bożą
a już zagrałem
i wciąż gram jeszcze w szkole jak echo
gdzie noc gubi wagę
gdzie ciasno jest nawet Tatarom
tam pójdę po konie nie wybrzmiałego pisma
nasza wiara potrzebuje galopu słów
wiatr smaga ciało i gitarę
jasne kaliny nad białym wapnem
słoma, wiechcie, kiczki
niosę w oczach polski skansen
czy doniosę do schronu
jedni mają pieśń zwycięstwa
ja mam kurhan i balladę cieni
gram i śpiewam sobie
gdy świat zaczyna galopować
>>>
Moja mała, wieje wiatr
niebieski przechodzi w szafir
zimny płyn w kryształ
żywica kapie z osierdzia
saladyni sztuk
polscy Żydzi
polscy stalinowcy
śledzie szepczą
za Lublinem
za Rzeszowem
za Lubartowem
za Równem
za koniem
biegnij pod wiatr
>>>
Wykradziono ze stepu energię elektryczną
przerzucono nad górami i wodami
Sodoma wyzwoliła się z gitar
dzięki solance ze zgnilizny
słyszę jak węgierskie konie
idą parskając do wodopoju
Krywań rozsypuje się
kamienie toczą się na Krakowski Rynek
Tatarzy u stóp Wawelu poją konie w Wiśle
Arpadzi wkraczają do Bawarii
Sodomę odkopują Izraelici
świeci hałasem i ostrzega
>>>
* Kruchy Premier *
Skrajny racjonalizm
to jak gorący osioł
w grubszych rurach mały
sąsiad kapturkowych sędziów
do wczoraj chętny, czarny
w okultyzmie się zawahał i stanął
jakby w wiśniowym sadzie zajął armaty
ze skał runął w burzliwe fale
ona była zawsze w jego pamięci
lecz one małe ludki
obwołały roki gajone
wyfrunęły zostawiając smród
jasny dzień po błyskawicy
jak zeschły liść spływa z lasów karpackich
nieznośny suchy milicjant
czernieje spadając
wielkie kąpiące się
w keczupie
wystają rybie głowy z psychologicznej pamięci
świeć się krzyżu ponad stepem południa
jedź czołgu, rydwanie pędź
senna sowa w dziupli w wierzbie
pali się próchno, świeci w noc
dym, żar i jakieś błędne ogniki
ze wsi przychodzą do miasta
tam gdzie powodzie wchodzą w zboża
głodny anioł czeka na falę w czerwcu
wszystkie grupy ludności tubylczej walczą ze sobą o dynie
prawie wszystkie, prawie wszystkie
kruchy Premier ze wsi jak marionetka ze słomy
czeka na ruch mistrza
>>>
* Sam dawno *
Sam dawno nie byłeś
nie byłeś też na dnie
chciałeś długich głupich chwil
chciałeś pustych pokoi i krajobrazów
zagwizdał bat
niewprawną ręką zakręcony
podszedłeś bliżej
popatrzyłeś jak dawniej zaciekawiony
uniosło się spojrzenie pełne winy
trąbka zagrała przed twoim nosem
przemaszerowały miedziane żurawie
przed twoim zmiennym losem
i sam zostałeś
z raną ciętą na czole
>>>
* Wieczorem wybaczamy wraz*
Odkąd śnieg spadł na rzęsy twojej nocy
mieszkam z tobą
gdzie gwałtem wzięta piekarnia
wzywa chlebem świt
jeszcze opłotki metropolii,
jej kurne biurowce i malwy na skrzyżowaniach
marsz dzielnych legionów
jeszcze rytm i pieśń ich
i w naszym spaniu pojawia się odrobina ciepła
koronki, brody bojowników, piersi matek polskich
w ten zimowy wieczór podziwiamy wraz
na niebie
od gwiazd oddalają nas rzęsy
biały niedźwiedź robi sobie zdjęcie
z wąsatym przywódcą
potem defiluje naturalnie zgarbiony
w kierunku alei
gehenny ciemnej obozy
zniknęły w jaskini historii
a po chwili wyleciały gołębie
zagdakały kury
i nie zaparł się siebie Polak
a my razem zapieramy się siebie, co dzień
i wieczorem wybaczamy wraz
ugody gorące, serdeczne
mrówki jadalne na ścianach salonu
w naszym pokoju błogim
nietoperze, byki, półksiężyce
na witrażach pracowitych dni
jakże dawno odeszli stąd
ci, co poszli walczyć pod Pszczynę
ginąć za Ukrainę
krwawić za Londyn
dzisiaj nasze spadochrony czekają w kącie
a my idziemy do łóżka
popijamy wysowiankę, wyłączamy silniki tankietek
piekarnia dymi, chrzęści, dzwoni, mruga
jak krążownik na redzie naszej młodej wolności
ledwie tuląc się do siebie
dostrzegamy jak podpala las
kolejny pijany piekarz
>>>
* Attache na stepie kozaczym *
Attache nasz na stepie kozaczym
którego okiem jest Sicz
w małej salce kukułki
znoszą jajo czerwone
kiełbasy wiszą przyczepione do żyrandoli
dzięki wentylatorowi
rozwiewają się włosy żony chana
w saraju nieuporządkowania
orzeł usiadł na wieży kościelnej
słowa myszkują jak ambasador
więc orzeł spada jak piorun
czerwony kogut malarski przyjechał
śpijcie mieszczanie spokojnie
gęsi czuwają na murach
jaja i pióra w chutorach
kukułka odlatuje
z lewa lekko na prawo w dół
prezydent nasz okrąża radzieckie sputniki
tym razem
śledzie wychylają się z cholew
kangury z konwi najazdów
urocze słowa na konferencji prasowej ministra
attache warknął wskoczył zsunął się w dziupli
jak sowa
mały wóz strażacki
małe planetoidy w gniazdach
na stepie wolności
uporządkowanej dyplomatycznie
>>>
* Na zielone dmuchać *
Ja wolę tą krótką żabę
a dzisiaj wysmażono mi raka
fala przyniosła długonogą dziewczynę
karę za słońce i wiatr na twarzy
wolę żabę? a za to las przyjdzie
do tych schodów
i położy się na nich czerwony
by zgnieść cię
czy nieść
w zamian skazany za kaptur zły
kogo masz w zanadrzu
bękarcie Stalina
pieką oczy, bolą oczy w stawie
stąd do flagi europejskiej jest jak
z Budy do Wiednia
za ile mgła
za ile ranna
serce twoje piosenką żaby
na zielone każe dmuchać
to jak na byka wsiadać
Katalonio śpiewaj do śmierci
Galicjo nuć błękitną piosenkę
>>>
* Kto zacz? *
Wejściowa granica cienia
na tle wejścia światła
przesuwa się ponad kułakiem dnia
a ja brodzę w kaloszach nocy
nasłuchuję deptania księżyca
miażdżenia snów
ty jesteś o milę stąd
na sąsiednim tapczanie
za górą gór
w wieży mieszkasz
co rano wyciągasz rękę
przez otwór strzelniczy
i machasz białą chustą
kto wynajął tę karetę
mknącą wśród zbójców
przez puszczański trakt
kto siedzi w jej wnętrzu
co za forysie z przodu
Herkulesie uderz maczugą
w karetę, w pieśń
dowiemy się kto zacz
sztandar rozwinął się i zrodził
majowy cień
chlusnął mnie w twarz
i zamarłem z przerażenia
nad biurkiem pełnym słońca
i widokówek w szufladach
jak się nazywasz? gdzie jesteś góro?
czy pośród dziewczyn w tej
jedynej dolinie światła?
>>>
* Amen nad syberyjską rzeką *
Amen
tak nad tym zatrzymałem się
to nie była rzeka ani cokolwiek do niej podobne
zatrzymałem most kolejowy i samochodowy
przepuściłem rzekę
przepuściłem syna dożyciawstałego
sekcja wystukała w przerwie
przejście do syberyjskiej ciemnicy
skąd tyle ciemności
wierzby płakały a rzeką płynęła trucizna
z samego tylko westchnienia
jurny byk nie wyskoczy na arenę
westchnienie musi wyjść z ust
zanim słonie znajdą wieczorne horyzonty
tęgi klakson leży na masce
potrójny asfalt leży na wersalce
jakby sen czerwony zszedł ze mnie
zatupał bosymi stopami
poszukał drogi i poszedł w gęste skały ustroju
jasny jak polana mój dzień
z jednym i drugim życiem
z ciemnego mnie buduje
iluminuje wężami z niewielką pomocą światłowodu
wewnątrz korzeni mam laskę wodną
ona parzy
ale rozgrzewa grzebalną ziemię nie skałę
idę w parze na słońce
poprzez bojarskie wszy poprzez – jak gdyby
Amen nad rzeką syberyjską
ale to już inna przeszłość
co by nie wiedzieć coś się wie o nowiu
nowiu nowiu nowiu
to początek karnawału
Amen w pacierzu dla Świadków Jekaterynburga
i świadków Wołgi świadków Bajkału światków Katynia
ja bym ich kochał wszystkich, ale nie mogę
jasne jak polana moje uszy i oczy prawdziwe
w grudniu je głaszczę
chciałbym żeby ruszyła lawina nadziei
rusza powoli, ale nie w dolinę
popchnij ją Panie gdzie potrzeba
popłynę na jej fali na drugą stronę
azjatyckiej doliny
z językiem na brodzie lodowca
za drzewami tajgi
w cień szkieletów
Amen dla niej
>>>
* Jego zęby to zęby smoka *
Tak to było na pewno w tym sezonie
jaka to była wielka kula
balon czy coś takiego
ze środka nowej rzeki
z indyka pod mostem
wydostała się jak motyl z kokonu
jego zęby to zęby smoka
jego oczy to oczy smoka
dziewięć ramion, dziewięć oczu
gdzie ojciec
on niesie raka
on niesie wylewy
na skały on się rzucił
mam mały balon z osadu wyzuty
od niezatapialnych
księżyc czy coś takiego
ma oczy i zęby
>>>
* Ulice weszły do kronik *
Ulice weszły do kronik
zjadły mole średniowieczne
popchnęły socjalizm
i wpadł w posłowie
orły poszybowały nad głowami uczniów
nauczyciele zakwilili w hełmach
Platon otworzył Akademię w Niebie
na widok publiczny
na kolejne tysiąc lat
hej osły hej kaktusy biegnijcie już ósma
zewsząd ze stanu z racji
zaułek włoski jak makaron
w takim na przykład Sosnowcu polskim
kręte schody modnych czołgów
dzisiaj w krakowskich kamienicach
w Chełmie ulice widelce
wyginają swoje zęby
na zewnątrz ku przyszłości
posłowie ludowi rozrzucają ulotki na rynku
nawołujące do walki z Rządem polskim
tak jak za sanacji
ulice agory ugory
>>>
* Strażacy i radni *
Ulica w jadłospisie się znalazła
radni ją zakwalifikowali
radni o płucach jak miechy
w przedszkolu przyszedł na świat
Pan Jezus po raz kolejny
nazwano przedszkole jego imieniem
we wszystkich polsko-radzieckich miastach
amerykański ser podążył do magistratu
i nie zastał go na dawnym miejscu
wcześniej był pożar a strażacy byli na treningu
jadłospis podano władcy
a on wybrał koninę prosto z mostu
Polaczkiem wionie –
jeszcze nieprzypomniane
a już ze łba się dymi – powiedziane
ławy latają nad wieżami kościołów
a kościoły na palach robią uniki
dobrze, że chociaż strażacy
głupsi od radnych
>>>
1992
* Lodowato *
Ksz lodowato kra kra
nagle z lewej malarz
a jakże, senny Judasz
słońce w Palestynie jak ogień
pocałunek studzi
mały telewizor
pogoda na Borneo
wilgotny przekaz
jest ślisko z tą rybą na statku
nocą kra krze szepcze
mnich tyniecki pije kawę
turecką po nieszporach
Zagłoba przeprawia się
przez podtopiony Kazimierz
spada na spadochronie
jak gdyby żona
po męża w Lutym Turze
nad Krakowem zamęt wieczny
lodowato w noc świętej Północy
synek zjawa w „jeść”
tratwa płynie po Rudawie
jasny gwint ciemny piorun
Walgierz Wdały
dzisiaj szedł z góry koło starego cmentarza
dzisiaj szedł pod górę koło nowego cmentarza
niósł trójkąt z żelaza
motel bazar reklama
właz do kanału
samochód w bananie
banany banany ranne na ulicach
jest deszczowo ostatecznie
szumi styczeń
w lutym też jak w styczniu
jasny piorun ciemnego nieba
krzyk zdradzanego narodu na krze
kra kra lodowato
pusto biało oświeceniowo
prawie porozbiorowo
>>>
* Według jasnej nocy *
Według jasnej nocy
kręty księżyc się zapala
jego bukiety zrzucają pióra
jak gdyby przepoczwarzały się
we mgle w malowane wozy
ja mam kawałek nieba
w wideodługopisie
mam kawałek nieba
gdy oni wyprzedają
wszystko inne
moje zasoby bez mojej zgody
zanim z nosa skapnie księżycowi sen
a kury zejdą z Big Bena
zanim bukiety zmienią się w posągi
będę szedł mimo cmentarzy
wśród wycia wilków
w wąwozy szkieletów
do lasu żywego jak film
mały kleks na poduszce
uwypuklił duszę
usta otwarte drżące wargi
dwie latarnie na niebie
śmierć płynie od anteny
mija kołyskę płynie na Antypody
nad Ukajali śpiewa kruk
leci żółw morski macha płetwami
zniknął w niebieskiej dżungli
do dna zszedł językoznawca
złapał rybę w usta
wypłynął na powierzchnię
wypluł już ptaka
gęsta oliwa na rzece
księżyc płynie w oliwie i śpiewa
– jestem labiryntem
>>>
* Pokaż żmii kły *
Zanim alternatywa znajdzie twoje drzwi
ziewnij pokaż żmii, co potrafisz
pokaż żmii kły
twoje serce jest twarde jak skała klifu
ciąży latarnia, która nie świeci
czołgając się do drzewa
zmurszałe kości znajdujesz
wskazówki jak widły
dzieci lewych chłopów maja ręce długie
dzieci odumarłe rodziców prawych
sen na drzwiach przetacza klawiaturę fortepianu
alarmuje basem ptaszyna góreczna
w psocie dopełzłeś do czoła Petrarki
namalowane żmije drgają w świetle gór Libanu
na cedrach gadożer
zamiast Adama Marduka Ra i Abrahama
w nocy w luk pamięci wfruwa jak w złudny statek
motyl rozpalonej ziemi ożaglowany namiotami
tam gdzie oczy bolą z miłości
musisz wybrać ten gest
puścić drążek pierwszomajowy
zaakceptować skałę Lorki lub pokorę po północy
jakim będzie dziecko, gdy je nie ucałujemy?
po raz tysięczny
jakim będziesz bez pala?
tak nagle spadł z gór
skatem wyraził zachwyt dla wierzchniej skorupy
jemu skrzaty jemu jemu
to nie żart to skrzat
wielki pożeracz kocha jak ty
nie dajesz się we Fromborku i Ornecie
budujesz cokół dla Robaka patrioty
lat dwadzieścia śpiewasz pod balkonami
lat trzydzieści malujesz ściany
jakże to tak, tylko prowokacja?
odchodzisz w to lub w to
na pustyni nie ma już osła ofiarnego
wyrósł kaktus z czerwonym kwiatem
ptakiem i ssakiem popłynąłeś
więc bądź tam z wiatrem
nietoperzami i żmiją
dopóki nie pojawi się słodki owoc,
którym zawładniesz szczerząc kły
>>>
* Skat *
Skat komunistycznych rządów
umiarkowany optymista Wałęsa
jeszcze brakuje tylko Piekarza do duo
a co z TSA? a co z karpiem?
nie ma już nic w KW w Krakowie
pamiętam jak spałem tam, na czerwonym
dywanie
bezdzietny
Babinicz wypił denaturat
wyciągnął trójkolorową flagę Serbii
przeżegnał się
rzekł
daj Boże zdrowie Jelcynowi
a ja, co mówię?
a ja, co jem?
a ja, kto jestem?
w Łebie zbieram jeżyny
w Tatrach możliwe opady śniegu
na jeziorach możliwe połowy
partyjna muzyka rozbrzmiewa
mogę jej słuchać nie maszerując
wiodąc życie słodkie jak
morskie trawy z Białowieży
skat TSA tak
umiarkowany optymista Minc
>>>
* Więcej, lepiej, mocniej *
Więcej, lepiej, mocniej
Julia chciała w łóżku połknąć doniczkę
tej książki tej nocy
kolki w oku dostała
koty włażą na kolana
w nosie słomki
wolą siana woły wołaj
jest grzeczny tchnie siłą
nocny
chuch drogi chuch nagiego wszechświata
ludzie w garniturach połykają lokomotywy
łapiduchy
sieć wisi nad łąką
Julia nie dorosła jeszcze, lecz robi, co może
oni już targają łańcuchy na skałach
paproć współczesna
połknięta opieńka
z sześćdziesiątego czwartego
jak jabłko jest kolano Julii
trzeba skakać na dachy
anteny naginać do odbiorników
mosty łozy zakola
weźmy taką langustę połóżmy ją
na książce kucharskiej
boli oj boli libido
mała jest w kącikach ust
mała jest w mieście
chucha bałwan
wrona przejeżdża
zacierając szpony
mimo cmentarza na łyżwach
morwowe manowce
ten krzyż przestał się dźwigać
jabłko dotknięte uważa się za schrupane
jej interes to
poślizgać się po sercu
idzie w czerwonym kapturku przez las
mija jakiś czas
wraca bez koszyczka
obrus zsuwa się ze stołu
mały sęk ukazuje się na środku stołu
mizerne śniadanie
małe płuco
zakwitnij nocny kwiecie
z sześćdziesiątego czwartego
zasnute horyzonty
ogień w kominach
tegoroczny sen marzy się
ta siła jest silniejsza
ta dusza jest za duszna
lepsza, ale sza
grawitacja cielesna
jest do wytrzymania
wystarczy
więcej, lepiej, mocniej
>>>
* Stuknęło drzewo *
Wewnątrz siedzi głuchy
stuknęło drzewo o drzewo
wewnątrz satelita
biały sczerwieniał
krok za krokiem
tam plama tam kropla
lekkie kołysanie
ciężkie tratowanie
kamień jest pulsarem głowy
ciemność stuknęła o ciemność
szarzeje
wejdź
załóż mu kapelusz na głowę
pogłaszcz po kapeluszu
wewnątrz ciepło
skalna nisza nad półką
siedzi cicho
las w kieszeniach
jadą samochody
lekkie zabawne kołysanie
ciężko z góry
ciężko z pagórka
biało z jedności
w czerwień
jeśli chcesz dotknij jego włosów
nagle krzyknął
wstał otworzył drzewo
zachłysnął się
podniecił
kamień wewnątrz
eksplodował
dotknięty do żywego
>>>
* Na początku był raj *
Na początku był raj
piekło przyszło później
z drewna wyszła dusza
by po latach zmienić się w kamień
lekkie konnice cwałują po blaszanym dachu
jakże sprzedajne dzieci
wygnane z intelektu w cienistych paprociach
zjełczałe szpiki kostne w garnkach dinozaurów
w atomach kiełkujące farby
ona potrafi pocałować
zejdź pocałuj
strach przed matką wgania pod miecz ojca
kaskady paproci z hal szwajcarskich
ze snów mały książę
ze snów gęsi rzymskie
wycinka tłumaczy w Pirenejach
zanim koza weszła na tron
mieliśmy młyny nad potokami
roztopionej surówki płynnego żeliwa
mamy rzeki płynnej stali kwasoodpornej bez młynów
węże prowadzą do ciepła
zgniły już letnie szympansy
spadły banany
deszcz gwałtowny zamienił się w ciągły szmer
pokrzywy szeleszczą pod pachami dzieci
gęstnieją brwi
małe oczy odpływają
ten tłum milionowy pławiący się nago
w jeziorze wieku
wręcz się w sobie tapla
makabra losów środkowoeuropejskich
żelazo po brązie żelazo po drzewie
żelazo po gazie
po schodach karły się pną
ludzie widzą ich na żyrandolach
małe pestki w inkubatorach
gaz ponad głowami
dym spod nóg
mały książę ciągle na orbicie szpiegowskiej
>>>
* Sikanie w mgłę *
Jest jesień data data
podejdź do passkka
wiszącego u lampy
lepiej będący na księżycu klepie odę
w wagonie leśnym
zaranne skrzaty
będzie porządek
gdzie czekam na niego
znam to – paproć gołoborze mgła na szczycie
zejść w mgłę
mokre kamienie
pokręcone korzenie kosówki
piasek kamienie mgła
znam wyjście na szosę
małe światełko żarzące się w oddali
przybliżające się w samo południe
sikanie w mgłę pędzenie za hałasem
oczami zagłębia ziemi
znajdź mi serce tętniące
tam jest tam jest gdzie mgła
powiedz jej nie odchodź
popatrzę tylko z góry i wrócę
czarne te dni zalane piekłem wysokości
kamień ledwo ociosany przechodzi w drewniana rzeźbę
a ta przenika wodne dźwięki
na fali górskiego pejzażu
w jesiennnej mgle
>>>
* Kwanty mego ja koziołkują *
Odbiło się śmiercią
we śnie duch zmarłego
podszedł pod drzwi spokoju domowego
jego elektryczność
zaśmiała się szyderczo
kwanty mego ja koziołkują
z góry na dół z wizji w obraz faktu
zagadkowe ściany łapią motyle
dotykam śmierci jeszcze
już patrzę na dziecko
>>>
* Pogodny seks lekkich czołgów *
Długoręki przy lampce nocnej majstruje
tobie w twoim
jagody
a tu las nie słucha
pogodny seks lekkich czołgów
mały kolorowy
zacięcie wieczorne w ozonie
jamb kolumny
antytrochej architrawu
świeczki w miejsce lampki
ja patrzę na całość domów
widzę nożyczki na stole
wydaje mi się, że to protuberancja
>>>
* Tramwaj za tramwajem *
Możesz mówić co chcesz
możesz nawet się śmiać
nie znalazłem we Lwowie jeziora
a tramwaj za tramwajem jest
jak B-52 na jeziorze Erie Mohikanów
mam już tyle lat w zapasie
a wciąż jeszcze mam wstyd
schowany w karmanie Odessy
jak Krym
ja to wzgórza ja pies
ja to biały kurhan
ja to gies jak gies
mały zdecydowany na nimb atol
już świerszcza wysłałem do Gniezna
zszedłem z Kasprowego przez szarotki
widziałem Atmę tam gdzie zginął Karłowicz
nie straciłem ani chwili
nawet wówczas w Lublinie
przed tysiącem lat
w Czwartku
ta joj!
>>>
* Tęsknoty nie sinieją *
Staś jest jak jabłoń
głęboki jest nagłówek w gazecie
gazeta przyklejona do szyby
kolejne nowojorskie orły znoszą jaja
za lasem łagiewnickim jest jajo
ale tu sklepy są czerwone
ja kocham we wnętrzu markizy
tęsknoty nie sieją
w smutno deszcz
jasno w głębinach oceanu
jest właz jest ciemność, ale jest i ulica
a ta musi upajać
w głowie się kręci
w komentarzu szyny
w szynach telegraf pociąg
biskup i dzień
prezydent część pierwsza
ja cię kocham
biedny bałwan
komu dać jabłko
wierzbą kulą się
w kulki zmieniają swoje myśli
wchodzą w ziemię
wróć bałwanie popatrz w górę
niechże tam bimber ścieknie
po nagich poręczach nagich mostach
w doły filmowców
przed milicjantów
przed ormowców
w byłą sympatię Nel
>>>
* Nocny korytarz *
Ten nocny korytarz
jest długim tunelem w komputerze
dziecko w sześcianie wzdycha
cienie lgną do boków w kątach
migają światła samochodów policji
z dwudziestego piętra wypada na ulicę
ptak dziecko
słuchaj
cisza
pofrunął
korytarz pamięci
lód topnieje
góra ze śmiechu
wolą jego siedzą w gmachu zgrzebła i sierści
sam ze spuszczoną głową stoi prawy
biel wychyla się z ciemności
pustka ptaków cierpiących w miedzi
szamoczących się, których już nie ma
zegar w komputerze wędruje po dachach
bitwa dusz na ukłony
małe wyspy wielkanocne
okrągłe jaśminowe twarze dusz
zamknięty za sobą w jaźni
krasnal gęgający po jutrze na darmo
ze snu nić
sam Urban by tego nie wysnuł
a to prawda
lodowce znikają nocą
w korytarzach byłych komitetów
jak ptaki i dziecięce sny
>>>
* Sto lat *
Sto już lat stoi ta piramida
z kukurydzy i ryżu
mały szczur wędrowny
wdrapał się dziś na nią
zatknął na jej szczycie sztandar
starym okrzyknęły go inne szczury
storczyk zapachniał obok nagiego ciała kobiety,
która położyła się na plecach na stoku pagórka
obserwując mężczyznę w przebraniu pilota
krowy odeszły od wzgórza na łąkę
czereśnia dzika sczerniała
ćma usiadła na zgaszonej świecy
komin w dymie z serca
wygiął się wyprostował zmiękł
osunął się zemdlony
legł u stóp dziecka
płynie plama atramentu na powierzchni rzeki
miasta zsuwają się z nadbrzeżnych skarp
toną w opasłych wodach
pod atramentem
dzidy, łuki i strzały zafarbowały na granatowo
kapelusz jakoś wcisnął się w szyszak
tarcza cofnęła pod bark
gorliwy stwórca pijawek
odszedł od rzeki w zarośla
zagadnął kaczora w nadbrzeżnych bagnach
ślepe jesiotry zawitały w ślepej odnodze rzeki
grudzień niesie hałas ptaków żelaznych
jaja spadają na Polskę jak granaty
jest południe bez hejnału
Żagiewko kosi trawę dla gęsi
błędne ognie świecą w telewizorze
księgi święte leżą w Bibliotece Jagiellońskiej
do góry brzuchem z odwróconą kartą tytułową
rzeczni a źli
jeszcze żywi na dnie topieli
a szczury na piramidach
>>>
* W pokoju *
W pokoju komisarza ludowego
stoi bretońskie łoże
wąż hańby wije się wokół psa
psy niebieskie zamarły na posadzce
węże trwają nad drzwiami
na gitarze
na piecu
na szafach
ptaki w pasiastych szalikach
drepczą po pokoju
wciąż mało nas mało nas
do wicia się wężem
w pokoju komisarza
wisi wciąż tu
portret żelaznej dziewicy
obok bretońskiego brak norymberskiego
łoża wieku
>>>
* Stać w istocie *
Gdy pada deszcz
jęczę w skrawek gazety
oświetlone serce
jakże wspaniały trabant
odjeżdża ostatni raz
rozmazać na rękach rozmazać powoli
naprzód kury naprzód
rozmazać upadło podnieść
Marx jakże już ranny
w głębi wiedzy modry efekt motyla
jego koszula plami się błękitem
rozgorycz na hali
na jutrznej hali w grocie Saula
słoma nad wieżą strażniczą
Brytowie atakują palą
Waregowie i Warmowie
jakże bym chciał
nawet w lekki mróz
zziębnięty jak latarnia
stać w istocie
ponad skrawkami gazety
>>>
* Zwisły jego wąsy *
Dlaczego właśnie ja
mam burzyć mur w Johannesburgu
gdy mówi o wolności szaman
jego wąsy to wąsy Jupitera
swobodne
delikatnie nakładał mi
te kajdany śpiewając Marsyliankę
drzewa lśniły nad rzeką
w oczach ciemność
muzyczne kręgi w dymie
przechodziły przez głowę
łabędzi śpiew w deszczu
dlaczego właśnie ja
w rynsztoku
chęć zabrała mi dzieci
małe larwy czekając gadały
a tego wieczoru padła Irlandia
zwisły jego wąsy w parlamencie
potoczyłem wzrokiem
utoczyłem piwa
tęsknota bez kajdan to wygnanie
bambus wbił się nocą w plecy
koty w okratowanych oknach
dlaczego mówisz, że z tobą nikt nigdy
las płonie a błękit toczy się po świecie
wy świnie – padło – pracujcie
będziecie wolni
usłyszałem to
co znałem
>>>
* Kwiaty i rury*
Letnie w krąg kwiaty
słońce letnie
rury za oknem
w polskim mieszkaniu szukam
starych gazet z informacjami
o posiedzeniach Biura Politycznego
praca nie doszła do nowych osiedli
zdechła pod mostem w szlamie
fascynacja wieloma postaciami Mao
letnią porą powraca do mnie
ekshumowałem moich przodków
razem z pięćdziesięcioma malarzami
w sercu Montmartre
winnice i wiatraki wymalowały mi serce
szukam na Górce Męczenników
śladów miłości pradawnej
nastrój wiejskości pomyka
gdzieś przed moim wzrokiem
mimo cmentarza, pralni i wiatraków
ku burleskom Śródmieścia
ku kwiatom i rurom sztuki
ku trującym sorbetom Sorbony
>>>
* Pomiędzy pniami *
W lesie złoty cielec
pomiędzy grzybem wsi
a grzybem miasta
błyszcząca peleryna niedźwiedzia
mignęła uciekająca
pomiędzy pniami drzew fioletowych
druty wysokiego napięcia
wcisnęły się w koronę dębu
małe myszki uwiły gniazdka
w elektronach
zniosły jaja
serce osiwiałe od walk
na fotografiach
ciało jest sercem
gdzie mury Krakowa
gdzie mury Romanowów
gdzie mury Jarocina
leśne zbocza w mojej duszy
zrodzonej w lasach Beskidu
>>>
* ZZTop z Istebnej *
Nawet Broda z Istebnej
nie okulał jeszcze
a ty mówisz, że każdy koń już okulał
cegły są pełne zgnilizny
och, gdyby Broda z ZZTop okulał
wsiadł na Harleya
jak na ćmę i zniknął w nocy
gwiżdżąc – swoboda
och, gdyby
pod kloszem dymi pularda
ponury cień skacze z galerii
do salonu
wejdę w talię kart
mój duch uskoczy przed treflem
mogę nawet wypić Wisłę
pod Szczucinem
jestem w stanie
gorączka mojego konta
wypala rodzinne spojrzenia
przenikliwe zimno skał
zachodzące na siebie mózgowe zwoje
Hydra Koszałek-Opałek Wielkie Gęsi
po otwarciu Sukiennic
kura w zielone świątki
zgadnij czy jeszcze piekę chleb
sierpień już
wiele trawy wiele telewizorów-ściernisk
wypaliłem
zagarnąłem, co było do zagarnięcia
razem z cierpliwością
małe spodenki wypadły z okna
lecą malują powietrze
z jaskiń świadomości sprganionej
wyglądam ku tobie w dzień
swobody
>>>
* Skąd idziesz? *
Skąd idziesz przechodniu
ja z wioski w dolinie
podniebnej
godzinę drogi stąd
ja z przedmieścia
gdzie mieszkam w chlewiku
ja z bloków za supermarketem
tam małe mieszkanko mam na dziesiątym
ja z akademika
gdzie wystaję w oknie na piątym
i patrzę co rano ponumerowanymi oczyma
na windę dźwigającą ugory
pod nieba
ugory lotnisk i poligonów
ja z łachy na środku wielkiej rzeki
ja z depresji w delcie
gdzie pudło mam przytulne
ja z ceglanych kontenerów
gdzie chodzę po drabinach i dachach
by patrzeć na wyrzucone z mieszkań dzieci
i bezpańskie psy
ja z willowego osiedla
gdzie zabito właśnie żonę i noworodka
skąd jesteś przechodniu
ja z Ur Lagasz Babilonu
biłem biję zabijałem zabijam
idę tłuc naczynia
do wioski podniebnej
>>>
* Kreci instynkt twój narodzie *
Chociaż na skraju lasu
znalazłem ciebie zeschniętego
trącego duży palec u nogi
nie umierałeś
piśmienny osioł latał nad lasem
jak płonący samolot
nie chcąc spaść
ciepłe błękitne czerwienie
pozwalające się umiejscowić
na twoich drobnych łuskach
odradzały się żarem
jakiś rodzaj cierpienia
podtrzymywał to wszystko
wtedy ze ściany ciemnej jak tabaka
odpadł jastrząb i wzbił się w górę
ty poszybowałeś za nim
jak feniks
widzę ciebie w ekstazie
kończącego dzień wzlotem
skądże, nigdy nie miałeś
płytek rogowych
i twarz nie odwracała się
kostniejąc w płaszczyznach
bodajże siedmiu
nie płakałeś
widząc zielone jabłuszko
przenicowane czasem losem
– część socjalna tej powieści
spada kupką ptasią na
liść kapusty Kościuszki i Bartosza
kreci instynkt twój narodzie
w pieśni
– a niech to żebrzące polskie ptaki
>>>
* Wiatr wyjąłem z jaja *
Wiatr wyjąłem z jaja
oswobodziłem go z dłoni
zaśpiewał mi Sanctus
ledwo go dostrzegłem
znikającego w głowach władców milczących
jak małe makabryczne główki
potrząsane szyjami flamingów
szkoda, że w Czechach tak jasno
teraz nie da się zasnąć
łuna na horyzoncie
cirrusy zaginają parol na Karpaty
ledwo żyjący wiatr narobił zamieszania
rodząc się dla rządzenia
gdybyż wiedział o obstrukcji
kwiatów batut win
>>>
* Władza wyje zapamiętale *
Sałata i krzyk
kolebki nawet krzyczą
w betonowych blokach
kolebki krzyczą
w metalowe tuby
sałata
skandale
kraj toczy się od oddechu do oddechu
dźwięk om nieosiągalny w Tyńcu
jednak władza wyje zapamiętale
skandale
skandale
wierzby pstrokate
kolby kukurydzy jak tęcza
miastach nad rzekami
lasy sałaty w portach
masz za złe kotwicom
że rewolucja im obca
jesteś wściekły na tygrysa
że nie zżarł sałaty
tylko ryczy głodny
>>>
* Z jakichś przyczyn kucam *
W miękiszu strzyka
skórka się marszczy
nocne krzesło potrącam
z jakichś przyczyn kucam
w takim razie jedź – słyszę
z telewizora wyszły podkolorowane grafiki
sen na oczach tego miasta
w mękach liści zakony powstają
męska część drzewa jęczy w parku
stagnacja słupnika na rynku
jakaś nora jakiś lis pod ratuszem
pewien rodzaj ucieczki pierwszomajowej
dla mnie i rodziny
coś z pamięci jeszcze w nocy mówi do mnie
nocnik potrącony przez czołg
przed komisariatem
błysnęło znowu i miasto w wichrze znika
tuli się do neonów
strzyga klęka przed mostem
pod mostem impreza
jakiś łopian szeleści za niwą drucianą
podnoszę się z kucek
o północy rozpływam się we mgle
wyjeżdżam
>>>
* Rana w murze *
O Jonaszu zapomniałem
popłynąć czy nie
stal i węgiel sypały się na głowy
kiedyś ze śniegiem w grupie płonącej
przeczekać czy nie
Jozue zapisuje wieloryby na akcję
maszyna do pisania usłuży
gdy trzeba dzwonić jak dzwonnik
zdeptane trawy odżyły
klej z grobów zastygł
ciemne wnętrza przenicowano w jasny dzień
na równinie bitewnej przed stolicą
bieleją pechowe zęby
powybijane przez wierzących w Armagedon
krzew manifestu rośnie długo
zakwita na chwilę
zmienia się w epos
stamtąd wycieka jeszcze krew
w murze jest rana
przejść przez nią czy nie
>>>
* Brnę w śniegu *
I Jerycho się powtórzyło
i Jonasz dotarł na miejsce
i kwiaty kwitną dziś w Warszawie
choć zima
Wałęsa z kosą biega po łące
ja nadal brnę w śniegu po pas
wygramolić się jakże łatwo
a ja nie potrafię
wolę zanucić tu
pieśń Sumeru i Peru
wyłączyć radio Wolna Europa
kondora wypuścić z paszczy lewiatana
niech przypomni chwałę Inkom
i nam
jak Szymon
>>>
* Narkomani łysi jak Urban *
Zgarnął chłodny poranek z parapetu
gołębia wypytał o ostatnią noc
drzwi balkonowe domknął
popatrzył na skrzyżowanie
z dziesiątego piętra
przykucnął, powstał, wziął
musztardę stojącą przy oknie
ścisnął chłodny słoik w dłoni
podrapał się nim po ramieniu
z oczu postrzelał po dachach i murach
wystraszył wronę
wbił dzidę w znaną mu malutką ławeczkę
bielejącą pod krzakiem na wprost wejścia do bloku
pijani studenci gasili właśnie
gazowe latarnie, gdy narkomani
łysi jak Urban wyjechali
na bułankach na skrzyżowanie
rozglądali się trzymając w rękach
napięte tatarskie łuki
popatrzył jeszcze raz na skrzyżowanie
tym razem uważniej
– tak, stan wojenny wciąż trwał
>>>
* Uzda zwisa *
Stąd stamtąd
wie to ktoś
o czym śni błogi kaktus
dziupla w nim
pustynia z nią
a my wciąż razem
błoginia i welesboh
ta noc od innych czarniejsza
rządy wszak kosmitów
Mars tak ślicznie lśni
nad zaspą pod rożkiem
kościół się wystawia do walki
razem z dzwonnicą
połyskuje zbroją dachu
ciężko duszy zgroza w gęstwinie
włosów na ciele człowieka
boża krówka zamknięta w żarówce
blada nać naszego ustroju
rzodkiewki jak arbuzy
musimy żyć w związku z nakazem
wciąż razem miłością stymulowani
kłuci telewizją
jasny dzień to odległość
bieda to balon – „Stalowa wola”
karmel to solo na perkusji
stąd to bierze kierowca
skąd to wie elektryk
gdzie byłem
gdzie bawiłem się bronią
za skarp wiślanych skakałem
prosto w rzeki Syberii
wiele bym dał za wolność
kości
by złączone z sercem
z chrystianizowały kolej
powrotną
gdzieżeś ty bywał baranie
kontrabas by zatrzmielił
nie pomoże truskawka
gdy kula nadleci jak strzała
jakże to z nią bez niej
lekko z Marsem
ciężko bez niej
ledwo dyszy pies
zwisa mu nawet kaganiec
a nam idącym stępa
uzda
>>>
* Ciemny duch piramidy *
W cieniu kolumny czai się patriota
okiem na niego łypie koza
ciemny duch piramidy
ledwo dziś głowę wznosi
mam cię
w takim odludnym więzieniu
daleko na równiku
daleko od sumienia
mały nagłej nocy splot
we wcięciu prawdy cieszy się jak pies
zamknij tą bajkę
wydaj wyrok
sam chodzi ten skazany
za miłość ojczyzny
ledwo
>>>
1993
* Lament *
W kratę wplatam spojrzenia jak więzień
łeb mnie boli
siedzę na gazecie w betonowym bunkrze
w uszach mam zgniecione puszki po piwie
a nos zapchany plastykowymi butelkami po oleju
legenda zdejmuje mi buty
namaszcza je resztą mazi
kładzie kompres na głowę
myszka przybiega do stóp łasi się
Homer to napis na ścianie
leki stoją na szafce
dzwon daleki dzwoni
gołąbek Picassa wyfruwa spod paznokcia
lament lament
łzy w oczach
trabant po rewolucji
uwięziony za lojalność
>>>
* Na gie *
Jest glista na gie
mała chmura fe
która ją skropi be
kto ją posiądzie
zapewne kret planety
albo człowiek o bogatym życiu wewnętrznym
lekkie piersi pod lekką suknią
dąb cienisty wykrzyczał białego konia
lekka jazda pomiędzy włóczniami
filmy zubożały kultowo
tyle lat w wytwórni
centrum grzeje ławę
oranżada wypada z fontanny
na całe miasto
konduktor zapuszcza wąsy
aby je opuścić w dół
na wolne miejsce
toast wypity
czas na skok
kto połknie glistę
ludzie nie gustowni
i ja raczej nie
moja mała armia ciemnieje
mam małe rozterki głupiej baby
ledwo przeprawiłem się przez zatokę
i dotarłem do Sziraz
a już obskoczyły mnie koniki zwrotne jak czołgi
dałem cukru
rękawiczki poprowadziły samolot dalej
wyciągnąłem ręce
przygarnąłem go do siebie
nie bój się muzyku
glisty nie dla ciebie
od takich rzeczy jest drób
ministerialny
glissando rządowe w naszych trzewiach
lecz nie w umysłach
>>>
* Garść wiedźm *
Także i to, co nie pływa w ciemnościach
palec u nogi jest spławikiem
a żar przynętą kreatur
cwałuje śmietanka husarii
cwałuje zieleń pod derką
jagody są już na dwunastym poziomie
punkty muzyczne w czarnych jagodach
kłują myśli w robakach
studnia jest do zapadania się w szarość
wujek kozak do opowiadania o spadaniu
ojca posadź na jabłonce
zagraj na jego samochodach
hiszpański nastrój wywołaj przytupem
zamknij usta nad przepaścią
pastorałem chciej zmacać
po omacku dno szybu
drzewo jest wszędzie na szczytach
rodzenia i umierania
w kolebkach i trumnach
grzyby na dnie
tekstylne psy mogą zwijać się w blachę dachową
natomiast barykady kocie otwierać się na Paryż
reguły sztuki na pędzle i sztalugi
granaty na cienie północy
pomarańcze na widma stepu
weź garść wiedźm stamtąd
daj dziecku
ono je pokocha
>>>
* Przepaście *
Za i przeciw
w kolorach
gra w czerń i biel
dywan kłujący pod moimi nogami
paznokcie w szampanie
lekko dziś obrażałem myślami
zbyt lekko przeklinałem zjawy
na tym wiecu bez słów
cierpię teraz przed północą
wczuwam się w kraty i baszty
które powstrzymują życie
gdyby anioł przyszedł
te przepaście byłyby niższe
raz już je widziałem
raz już widziałem anioła
na ich tle
>>>
* Trójkątem szczeka *
Musisz go wyłowić
znowu łowić
spirala kodu genetycznego
a w niej złość
na samego siebie
bo bochenek chleba
bo ciemna noc
złam tablice
by olejkiem wymościć płomienie
z Węgier weź górę
i zanieś na Bliski Wschód
bocian ci powie
mam czerwone nogi
muszę tak głosować
wędkuj wędkuj w przerębli złotówki
to pierwsze to drugie
ale zdrowe
chleb w latarni
zygzakiem wracają psy sny
szczeka pijak
wybrano go na psa
on nie może być w Egipcie
trójkątem szczeka
lekkie brzozy mówią jak spokojna ta zima
można się nienawidzić do woli
lustra dajcie a nadto jeziora
brat z nich
kosz z nas
Albert, Cham i reszta
musi to być chyba
zdrowa nienawiść
ktoś musi być mieczem
ktoś musi być ogniem
ktoś Archaniołem
w bramie Raju
>>>
* Po glazurze *
Jamb w brzozie
jedź towarzyszu ksiądz patrzy
lekko jak śnieżki ruszyły konie
pojedynczo po okularach
jeden taki pociągnął po glazurze
brzozowym sokiem
>>>
* Do beczki *
W krainie czarnej
siedzisz na beczce
nogi, pilnuj nóg
tam bariera tu droga zachodu
gram w kotka z policją
w księżyc w panie
latem siano zamiast nocnika
leśne siano zamiast dziennika
latem siano, wierzby, tarpany
brzdąkać potrafi na harfie i świerszcz
goryl może nawet zagrać na wantach
muska motyl cięciwę wąsów
lecą nad grzbietami dzikie gęsi
atmosfera się robi
jest już, gdy jedziesz
przez bieguny zauważ należałoby
Tomcio jest wszędzie
grozi paluchem
grdyka jest powiązana z szybkością
jakże nie paść w tym momencie
nie poniewierają żeńskich nazwisk
idź do beczki demonstracyjnie
nie stawaj nie siadaj
idź
>>>
* Zielono, zielono, prymitywnie *
Zielono zielono prymitywnie
nie lubię kpin
a tu są konieczne
Giżycko dworzec PKS
Giżycko cmentarz
Giżycko park
a lustro w Wilkasach
zieloni węgorzowie
kanałowe kotki
małych rozdzwonień mały ślad
sekstans żeglugi chrześcijańskiej
kilwater niepogody
bryza żalu
te wodne ptaki są tak cienkie
na wymarłych wysepkach i tyczkach żywych rybaków
mała kawa w Nidzie
rana w Rynie
Grudziądz, oj skarpo tak duża
za duża na skok
tramwaj zabiera ludzi
wybrałem się nad brzeg sam
listowie kryje partie
listowie szyki zwiera
a ja sam
Nike na drzewie
macha mieczem
ugodzony w spodnie
dopiąłem się
strzelaj gnomku z fortu
ja z zieleni nie wyjdę
maskuję się na wierzbie walecznej
>>>
*Stara góralka mówi*
Tak cicho, stara góralka mówi
a sklepowy chce kupić tomik
jemu też wolno
byle bez upokarzania poetów
sił już nie ma
jednoczących z wrogiem
czy co?
wał duch historia
lepkie myce kocie oczy
zjednoczone z rzęsami
legły w gruzach kolumny cierpienia
miłość runęła
czy co?
jakiś bałwan stopniał
jakiś telewizor stwardniał
skalpel otwiera klasztory
w domyśle sale gimnastyczne
bardziej jednoznacznych jelenie
wybiegasz nogami przed stara
zaklęcia żab
wykresy ustępujących
gdzie te szlafroki?
kapcie urzędnika
cierpienie, jakie cierpienie
pomiędzy koncentracją Wersalu
a westchnieniem Fontainbleau
gruba decha
jeżeli stać cię na piersi to i na ręce
w ziemiance rączki rączki
w amerykańskim więzieniu gadu gadu
ot taka jakaś rzęsa ludzka
buczyna na bukowinie się rozwija
bukwie są w dechę
zamknięte poddasze przed Dostojewskim
Kołomyja nie wzrusza już kotów
i brody nie te same
jakby krótsze w otoczeniu władzy
oczy kocie grają w tenisa
zmartwienie nie moje
mogę iść spać
Kołyma czy co
>>>
* Pramyśli *
Zamień na słowa rzekę surówki pramyśli
Ziemia pod nazwami planet
komórki pod nazwami gwiazd
mózg w nawiasach pod sklepieniem
zamień go na sfotografowane freski
tam na firmamencie
cicha rzeka
w cudzysłowie
podejdź do wahacza oka
weź go do ręki
co to jest?
zbójcy po wyjściu z szuflady
udali się w kierunku drzwi balkonowych
morderstwa i łupiestwa pozostały w podręcznikach
lewostronne krzesło stoi na środku pokoju
ta z ciążą poleciała do gwiazd
posolone gitary obok pieca
ogolone głowy kręcą się jak piłki
wokół Jupitera
płynnej wewnętrznie
zmiennej zewnętrznie
planety pod imperialną nazwą
>>>
* Zdjęcia *
Aerozol wciska się w myśli
plamy pozostają po nim
trwałe o tyle o ile osiądzie
na nich modlitwa
nie takie złe
co wpadnie w ręce do żołądka do serca
powoli odchodzi chór
krabów i stalowych gąsienic
zdjęcie Faulknera strzelającego
sobie w głowę na Golfsztromie
mur jakiś pylon
teleskop na królika
zdjęcie Hemingwaya strugającego
drewnianą trumnę w sierpniu
germańskie krzesła wodzów płoną razem z nimi
z Carycy nie pozostaje nic nawet próchno
a z mnicha zawsze coś
zdjęcie Wałęsy strzelającego sobie w głowę na Łubiance
maluch hamuje policja nie
skacze na kości
piana oblepia mózg uczula go
ledwie ledwie kanapka
mieści się w otworze gębowym kraba
wyliniały atol
zdjęcie strzelającego sobie w głowę
Witkacego na przedmieściach zbombardowanej Warszawy
zdjęcie Warszawy z wieży Eiffla
płynącej na atolach chmur
>>>
* Dawno nie byłem torturowany *
Rzęzisz jak beerdeem na poligonie
przejeżdżający obok jeziora, w którym
stoję zanurzony do pasa w wodzie i jem smażoną kanię
czyżbyś był chory na armię
a może uczulony na kanie
widzę płonące strażnice w twoich oczach
beerdeem skręca i wjeżdża do wody
twój kierowca sepleniąc woła – wsiadaj pan!
zaplułem się kochani,
gdyż dawno nie byłem torturowany
może teraz nadarzy się okazja
karleję bez tego
>>>
* Makatka niezlustrowana*
Mułła przyprowadził drewniane araby na Ukrainę
spytał chłopa czy Dzieduszycki jeszcze żyje
odpowiedziano mu, że spłynął właśnie do Konstantynopola
a makatka jest jeszcze nie wyszyta i za konie nie dostanie nic
mułła zapalił wodną fajkę i podkręcił chłopu wąsa
narobił w spodnie i odwrócił się na wschód
wsiadł na wóz galijski i zakrzyknął na oślicę
z bezpieki – wio, wiśta!
>>>
Światło kamera bezruch
Same na liberalnych deskach
krygują się
światło kamera bezruch
ludzie chcą spokoju
tyle mil podwodnej podróży
i jem dziś zmianę
grawitacja polubi mnie w pochyleniu
w łachmanach skląłem sklepienie uczłowieczone
bez much byłem z nią w szopie
jak ci się zdaje?
dziecko i już
w ten dzień pustka zaplątała się
w dotychczasowej pełni
słodycz wyciekła do ust
serce pozostało gorzkim
junak w zagajniku
zarepetowałem psa
kogo wybrałem, kogo to obchodzi
but na jednej nodze
witka i gałązka świerkowa
wypuszczony utytułowany
z lewej strony ekranu kółko krzyżyk
przesunęły się po skosie na dół
ekran zapłonął
to zza muru wycelował mech do paproci
ja znoszę to, co mi dajesz w lesie
kłębki cmentarne
omijam
w berecie czarnym skórzanym
słucham bluesa zamiast pić wódkę
Polska Ludowa przez to upadnie
nie wojna o pledy a o mary
doliny zbombardowane kogut przeżył
najeżą się czarne czerwie w zielonym
z białym najesz się
jantar świeci w szafie
na dywanie wyciągnięta kobieta
światło kamera akcja
>>>
* Już ci niosą rzekę za długi *
Już ci niosą rzekę za długi
w dłonie ci przekażą
wypiszą zet na czole
chciałeś wypić piwo ze złotego pucharu
obyś nie wypił i całego złota
w brzuchu ryby czy na grzbiecie wielbłąda
tulisz małego Alkibiadesa
w gębie strach, w oczach otchłań
mgnienie oka
ryba zmienia się w bliźniacze rzeki
dojrzały śliwy na weselu
prawie czytelne Vistule
a ja ląduję znów na dymie
od Kalisza do Ostrowca jadę
wymachuję kominem i pióropuszem
Pedro od zet mnie goni
jaskółcze przesłanie ląduje w zupie
migdały w radio zostały przepowiedziane
grudką się posługuj a zobaczysz
że wszystko będzie w porządku
lament dziś
to nic, nie słuchaj
przecież zmieścisz się jeszcze w drzwiach lasu
tam katedra brzęczy zajęcza
ludzie mówią, że masz dobre warunki
w fiszbinach i w hamakach humbaka
lecz słońce nie może się wylęgnąć bez ciebie
a bez niego to jak bez belki w oku
szukasz w zbożu
alchemicy poszli spać przecież jest już noc
zmienia się niebo ponad światem
Andromeda z Tokio dociera do Warszawy
trawy się budzą
alchemicy tańczą znów w trampkach
jezioro pogłębia się do trzydziestu pięciu metrów
udar nie grozi ustom
schowały głowy w hełmy
pić z morza na Wybrzeżu
pić z jeziora na Pojezierzu
i pić z rzeki w Warszawie
poza tymi miejscami nie jest konieczne picie
bezpośrednie
w Krakowie pod smoczą jamą
już tak nie piją
anioły maczają pióra w rowach melioracyjnych
z dnia na dzień noc jest coraz bliżej dnia
de Kooning w Sandomierzu
w Bambergu zakonnik
a ja chwilowo w Sobiborze szarym jak proch
jedna wielka autostrada wyznaczyła drogę poprzez historię
Walduś wyjął oko i włożył je sobie do nosa
wypuszczając z niego pszczołę
glissanda w takim momencie
pistol shoot Hendrixa i krzesła gięte na miarę
nie lubię wielu koni do karety
sikam i wymiotuję w biegu
konstelacje to łuk
tego się nie obawiam
wszyscy mówią, że zostanę Sokratesem
legendą Południa Europy
legendą ulicy Rejkiawiku
legendą dużego pokoju w mieszkaniu Piasta
legendą biurka i klawiatury komputera
legendą Intela po zażyciu klonozepamu
legendą łazienki i pasty
>>>
* Na kupie chrustu *
Za ogniskiem schował się przywódca
przebrany za strażaka
zawiązał buta, którego wcześniej rozwiązał
mienił się być zastępcą
ale ponieważ był strasznym szują
Kantor rozmienił go i wylądował w kiciu
czyli na kupie chrustu
zeskoczył z niej tuż przed zażegnięciem
krzyczał – trzymaj, łapaj
a sam kucał – za ogniskiem ze sznurkami
satrapy tego co zwykle
>>>
* Łuk Kurski *
Lukullus zjadł kolejną koszatkę
Mozart przestał grać z głodu
Osóbka-Morawski przyszedł z pretensjami do urzędu
Witos przewrócił się w grobie
na widok chłopskiego państwa
trzeci Wałęsa zapiał
Łuk-Kurski wypiął się na Wałęsę
Kwaśniewski nie dopił szampana
>>>
*Przez Ostrą Bramę*
Zjedzone zające nostalgii
Wilna nie ruszę nie obawiajcie się Litwini
nie jestem szczypiornistą
ani koncentratorem jak Piłsudski
obie moje eskadry z Królewa
czekają, co prawda grzejąc silniki
ale nie mają zrobionych jeszcze pełnych prób
więc mogę jeszcze potęsknić
do białych niedźwiedzi z Kuźnic
do borówek ze śmietaną w Morskim Oku
do rozśpiewanego górala na Krupówkach
do mszy w kościele Świętego Ducha
do dziurawej drogi do Szawli
do łabędzia w Kownie
samopały na powódź
załadowany suknem wóz
nie może wydostać się z Tarnogrodu
woźnica podkłada korony pod koła
lecz jest zbyt stromo
i zbyt ślisko jak na zad jego i konia
wrzeciono ukłuło pszczołę matkę i zasnęła
zostawiwszy pracę na pastwę losu
za kogo ty mnie masz
powiedział Berlin Pradze
pełny szacunek
powiedział Kraków Wilnu
za jarosza odpowiedziano znad Wełtawy
racz nie gardzić naszymi prośbami
doleciało znad Wilii
z tego drzewa już zejść nie mogę
dobrze, że jabłek tu pod dostatkiem
tak jak i węży
od Fatimy przez Ostrą Bramę
po Pola Elizejskie
>>>
* Nie możemy być wyżej *
Tik tak tik tak synku
śpij
tylko tak
tam jest Mleczna Droga
a Wieli Wóz tam
a tam jakiś pan grzebie w śmietniku
popatrz, jaki wielki księżyc za oknem
ponad miastem świeci
my jesteśmy na górze
a tam w dole śpią ludzie
jesteśmy wyżej od szkoły i pałacu kultury
jesteśmy wyżej od Komendy Policji
jesteśmy wyżej od wieży kościelnej
jesteśmy wyżej od cmentarza
tak synku, nie ma już Miejskiego
Komitetu Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej
tam w dole
nie możemy być już wyżej
od pierwszego sekretarza
>>>
* Przesadź górę *
No to i co
ikony nie ma na zawołanie
masz lupę popatrz w słońce
kto zgromadził te chmury nad nami
ten odpowie za burzę
z perły stworzysz macicę nawet
jeżeli będziesz bardzo chciał
jeżeli zainwestujesz w świeczkę
nie w ogarek
raz kozie śmierć a raz tobie
masz kartę zagłosuj
naciśnij przycisk natenczas
przesadź górę w morze
i co?
>>>
* Zanim niebo się zamknie *
Zanim niebo się zamknie
goń tam i skacz
zanim niebo zardzewieje
jedź
ludyczne manifestacje
targanie za włosy
zanim niebo odpowie na okrzyk mordercy
idź
nie patrz tylko zza firanek
jak uderzają pałkami
zanim niebo się zapadnie
rzuć się w przód
zefir wolności
daje się odczuć na powiekach
kula w lewym płucu
zanim syreny zagłuszą niebo
przedzieraj się przez gaz łzawiący
nędza zmieniona w lewiatana
nędza zmieniona w zło z lasów
nędza sięga nieba
nędza sięga aniołów
nędza zabiera życie
>>>
* Zanim odejdę *
Zanim zejdę na ścieżkę ku drodze
zdejmę nagrzane skarpety z butów
jestem nagrzany jak skarpety
siebie nie zdejmę
na drodze mojego wejścia na trasę
nie może zabraknąć schematów
tuman kurzu nie przestraszy
gdy słoma zapala się w butach premierom
skądś znam bariery mostów
śmiertelnie poważny reżyser
wykupił sobie wiejską chatę
w sołectwie polskim Kugórze
w sołectwie tym brakuje chłopów
jest święty spokój rozstajów
poszliśmy z nimi na wiejskie zamachy
z ósemek niewiele zostało
to nic, pójdę nawet sam na tę chmurę
żeby zobaczyć drogę
zniknę tymczasem z Gdańska
z Pucka wyjadę razem z Rosiewiczem
ku stepom pustym jak ściana bez tapety
bez butów bez skarpet na oklep
okleję swoje stopy pierzem
Pawlak mi go będzie darł przez jakiś czas
na skale złotodajnej
nad rzeką nie będę czekał
na witkę nie mam ochoty
rozum suszy się jak świeża cegła
użyję lebiody na dom
hycle się kręcą po Warszawie
na Pawiak zaginają parol
ze mną nie pójdą bez wahania
ze mną nie pójdą po drogę z wiadrem
wolą basen ekshibicjonistów na Łazienkowskiej
zdechły piorun zawisł na tęczy
lasso zarzuciło się na byka
zamknąłem usta na chwilę nietoperza
telewizja sobie zdążyła naprawić
ubiegła mnie przed drogą
spadł boks z rankingu
zaniemógł sędzia z lat ubiegłych
lecz i to nie pomogło
trasa droga znów bezdroża
>>>
* Snopowiązałka związała społeczeństwo *
Z wielu ich niskich pobudek miałem ubaw
z każdego stworzonego bawołka
miałem oprawione spodnie
bomby we wschodniej stronie miasta
ku mostom zdążały
teraz hordy Szeli
przeszły przez Tarnów i wpadły w leje
na nielichym gruncie zakopano głóg
a pod nim kościółek
będą dziś szukać dzwonów
słuchając harmonijek
patrząc na budowane studnie
zamierzam obwąchać trupa Jaruzelskiego
zabalsamowanego przez Michnika
łykające żurawie przeleciały nad miskami
tuman wzbił się z okularów ku urzędom
z konia spadł zdechły szczur
chociaż snopowiązałka związała społeczeństwo
jeszcze zadość uczyńcie padłym po wsiach
od ubowskich kul
i idźcie na bimber
>>>
* Zdmuchnąłem świecę *
Zdmuchnąłem zaloty ze stołu
po tylu latach jeszcze tu były
zamieszki szykują się w tej rodzinie
zbuduję sobie tratwę powiedziałem jej
popłynę rzeką w dół daleko od ciebie
zdmuchnąłem świecę stojącą na stole
zrobiło się ciemno jak u źródeł Wisły
na pewno masz mi za złe powiedziała
że do chleba wzięłam nóż
skoczyłem do niej i wziąłem jej sztuczne brwi w ramiona
nóż wypadł jej z ręki i upadając wbił się w krasnoludka
to krasnoludka zaskoczyło swojsko
mały skok i już byłem przy nim
uratowałem go recytując mu swój wiersz
zatoczyłem się znów na środku pokoju
malownicze oczy wyszły z orbit
i znalazły się w mojej kieszeni
wyszedłem za drzwi
rzuciłem się ku kapliczce
wtargnąłem do niej na środku alei
potknąłem się
nabiłem się na lichtarz
>>>
* Tam jest piracka zatoka *
Tam jest pirackie jezioro
a tam była piracka zatoka
ale cóż umarła
Tam stoi statek na uwięzi
a tam beczki wytoczyli
spuścili na sznurach do podziemi
Tam kryją się piraci
a tam pozostał popiół ich ognisk
ucz się dziecię na umarłych krajobrazach
bo zostaniesz piratem na uwięzi
>>>
* Ze względu na knowania komunistów *
Ze względu na knowania komunistów
musiałem zwolnić dziś konika na biegunach
spaprali mu papiery i obsmarowali w gazetach
Ze względu na knowania komunistów
musiałem dziś puścić słonia w trąbę
wytoczono mu proces o faszystowskie podejście do mydła
Ze względu na knowania komunistów
musiałem zadośćuczynić Plastusiowi
za krzywdy doznane w moim piórniku
>>>
* Tam nad granią *
Tam nad granią rośnie paproć
kozica obgryza ją właśnie
jestem w jej żołądku, bo czas mnie tam przeniósł
patrzę a tu Janosik siedzi w kucki jak Turek
załamany brudny i zarośnięty
ukryty przed światem jak eremita
skalnica zwana Świnicą wpada
o wpół do szóstej wieczór
do wnętrza kozicy
kolejny porost wprowadza trochę czerwieni
balon zmierzchu wypełnia się o ósmej
kozica powoli zdycha
Janosik kiwa na mnie już z Granatów
wygląda jak dziewięćsił
skaczę na skałę odbijając się
od rogów
>>>
* Kolonia *
Hymn jak na zawołanie
pieśń kolonisty wyruszającego z Lasku Wolskiego
na Madagaskar
szkolne szałasy
wytrzymują spojrzenia niszczycieli
dziewczyna zaciąga kredyt u chłopca
staw oblewa cypel, na którym oni oboje stoją
w mundurkach
„Międzynarodówka” rozbrzmiewa nad Rabą
kolonista wpada w pokrzywy
naród po raz drugi wpada w dzieciństwo
>>>
* Na każdym kroku słowa *
Ze mną nie przetrwasz Salome
bo ja tęsknię do świętości
odległej jak ujście rzeki od źródła
zamknąłem siebie w palcach
maluję kukułki z twarzami mędrców
namnożyło się tych postaci pod okapami Krakowa
zebrałem je tak jak się zbiera literaturę w ogrodzie
doniosłem do Raby, puściłem jak wianki na wodę
ze mną nie przetrwasz Attylo
tyle stepów we mnie ile kar za nieposłuszeństwo
tyle dunajów w oczach ile słabości jak tam w sercu
stukam knykciem w szubienicę jak w drzwi
na każdym kroku słowa jak sznury
czy nie można ich zapalić jak opony?
czy nie można płonącej opony stoczyć ze wzgórza?
Gorce są prawie takie jak Delta Missisipi
tyle tu bluesa pijanego zwłaszcza jesienią
opony potoczą się jak błyskawice i zgasną z sykiem
zamiast Husajna zaproszę siostrę zakonną
zamiast prognozy pogody
radio poda dobrą nowinę
Joanno d`Arc
ze mną nie zginiesz
>>>
* Polub wreszcie monologi *
Zgaś ten przykład istoto
twój zegar nie tyka
polub wreszcie monologi
w pierwszym akcie rozwiązano problem
w drugim akcie zawiązano sprzysiężenie
w trzecim akcie połamano się opłatkiem
na szczęście
stolarz przyszedł trochę za późno po epilogu
gdy ptaki już spały
zatrzasnął więc wieko trumny i wrócił do domu
z czego buduje się jednostki wojskowe?
czy z mojego psa będzie nurek?
taki Czerkawski, czy zadomowi się w reklamie?
jedni mówią, że dzieci należy trzymać długo na mrozie
inni postulują ponowne wybory
w cieniu swastyki pozostaje uśmiech spikera
gdyby księżyc zapłonął wstydem
to by piramidy zalała turkusowa krew
ziemski pisk kamienia wysłanego w kosmos
przy pomocy procy
wytłumione drzwi domu pogrzebowego
stłumione psy na Marsie
stłumione chmury w mieście
wyciszonym
>>>
* Problem nieobecności *
Nie jest to najważniejszy problem Picabii
łowić ryby chustą wybrzeża
eureka, powiedziałem, eureka
skróć Szymonie ten pal bo nie zmieści się w niebie
nie pójdziecie za niewolnikami, gdy oni odejdą
z lewa pofrunął zaanimowany orzeł
no wtedy już nie wytrzymałem
powiedziałem – teraz ukarzę was swoją nieobecnością
będziecie mieć to, czego chcieliście
będziecie tego żałować
Nie jest to najważniejszy problem Picabii
zjeść watę cukrową wielką jak cukrownia
stuknęło, powiedziałem, stuknęło
nie wytrzymam wielbłądzich spojrzeń Wachowskiego
wkładającego delikatnie mówiąc buzię w kadr
Szymonie skróć ten pal, bo ci wpadnie Ikar do eremu
intel odezwał się we mnie i to gdzie
w pęcherzu albo jeszcze niżej
niewolnicy odejdą w lasy i my wszyscy będziemy temu winni
powiedziałem – teraz ukarzę was swoją nieobecnością
i odwieszę swoją emeryturę
odwiozą was wszystkich w kibitkach, jeżeli tak chcecie
w Szwajcarii na Alpach niejeden Rilke patrzył śmiało
jak gotują mu hak władcy
i co, znowu zawieszono na nim pasztetową
przyrządzono flaki, odwieszono eksport cieląt
zanim mruczek został zakupiony dla rodziny
zabrakło pieniędzy na zieleninę
nie będę stosował wyborów, gdyż nie chcę trafić na
ormowca przy balaskach
mogę jednak głosować w szpitalu na reżyserów
tak na niby
Nie jest to najważniejszy problem Picabii
widziałem go na wybiegu w Lasku Wolskim
teraz tylko karty tasuje
na maszynie do malowania krat
>>>
* Ledwo jesień nastała *
Skąd te smutne oczy
skąd te smutne brzegi
ledwo jesień nastała
już zaczęłaś kopać grób
zdejmij nogi ze stołu
sąsiad czeka na ciebie
już idź
Zewsząd pełno stworzeń
w nocnej lampce kołaczą się ptaki
kłamstwa szaleją jak lekarze
kłamstwa szaleją jak grabarze
zdejmij nogi ze stołu
Koszula przemokła już
krew wylała się z ekranu
dzieci siedzą pod ławą
w dużym pokoju
lampka skacze z parapetu
zdejmij nogi ze stołu
Z góry nie dziękuj
temat jest nadal aktualny
odwal kamień, wyjdź
i daj mi wreszcie spokój
sąsiad czeka na ciebie
lato nie czeka
kajaki nie pochowały nóg licealnych
szuwary nie rozkładają nastrojów
rozłożył się żeglarz
na pokładzie omegi
Zagadnęłaś psa
kwiatki nie czekały na proces
wyznały swoje winy
zwiędły zaraz potem
gdybym mógł odszedłbym pierwszy
skąd tu te schody do ciemnicy
skąd twoje zeznania opłacone
dzieci na zapleczu znalazły dom
ale były kalekie, więc dały się oćwiczyć
przez Panią Pedagog
przez ciebie
cerata zrudziała jak pole
bocian zakrzyknął – hej
obiboki poszły z wodospadem
ramki się przekopiowały w okna
serce straciło kropki
po iluś razach
a nogi rozwichrzone na stole
zmartwiały
>>>
* Samica orła wypuściła strzałę na Warszawę*
Zemdlał samolot nad górami
chmura przybiegła z pomocą
zmoczyła mu pasażerów
sępy usiadły na ogonie
dyrektor powiedział, że jest po zawale
górnik umarł bez słów
pilota ocucił chłopiec
w kurniku zebrał się Naczelny Komitet
i uchwalił jazdę po pijanemu
dzieci weszły do gniazd
z prześcieradłami
samica orła wypuściła strzałę na Warszawę
strzała przeleciała ponad rzeką Wisłą
i utkwiła w Pradze
dziadzio podkręcił wąsa
wysłał umyślnego po tysiąc żebraków
sam zasiadł i siedział
wybuchła epoka Litwinów na wschodzie
spadł Dziunio ze stołka na dno
znowu rzeka wybrała mnie na topielca
nie zasięgnęła opinii Komisji Centralnej
z gruntu fałszywa ta góra
dała się okolejkować z goryczką
za mało jest ptaków
powiedziałem, za mało jest ptaków
w białoruskich opłotkach
i dzięcielina pała zbyt sama
w Praniu nie ma już spokoju Dzierżyńskiego
szkoda wysyłać tam drakkary
pomost się rozsypuje, żeglarze szukają zgubionych kotwic
na topach cielęcina i fajka
z góry dziękuję za krótki kurs
stwierdził leśniczy w Lutowiskach
za mną chodźcie internowani jestem chirurgiem
przeszkolonym półrocznym kursem
za mało jest bystrzy na pograniczu
powiedziałem, za mało jest bystrzy
a wysp i pseudowysepek jak zwykle jest wiele
za sklepami i w krzakach wypalonych
gdakała, gdakała i przestała ta ograniczona,
tłusta bestia kurza
jest wiele wysokich metalowych ogrodzeń
i w Łupkowie i na końcu plaży w Świnoujściu
na przykład
i na przykład w Siedliskach za fortem
i w Krynicy Morskiej
z Renu nie wyjdzie ren tylko dlatego,
że ty tak chcesz
na twoje zawołanie wręcz
z Rynu nie wyjdzie na przykład bolszewik
w onucach szarych
a pijany Gal sprzeda wina dojrzałe
ośmieszy dwulicowych księży wspaniała kobieta
prąca do władzy porzucająca rwące konie
rącza blada twarz zabije muchę
myśląc, że to samolot
skąd ta pewność, że mówię
– powiedziałem
>>>
* Ledwo słyszalny katolicyzm *
Z zewnątrz te źdźbła tu wchodzą
jarmuż dobry z kaplicy i z rynny
to taki sam lew w tym samym gnieździe
w mojej krótkiej kurtce nie zmieści się zawód
w mojej głowie zmieści się natomiast
stowarzyszenie katorżników
jedz długo, gdy możesz
w głębinach mórz kryje się murena
i ty nie wiesz gdzie czyha na ciebie
z zewnątrz mróz wchodzi do mieszkania
ciepła nie uświadczysz
zieleni się towarzyski tkacz w klatce
mało ma żółci
chociaż w sam raz na Paryż
witalny Nelson strąca gniazda i klatki
strunami
wszędzie krostki na całym ciele
dziecko woli Aidida za nasze pieniądze
kot nie wystawia się jak za dawnych lat
na błoniach
któregoś dnia ruszy pociąg z dźwiękami
do Łeby
mała czarna koszule jak pierze
Montserrat popedałuje na koncert
dolatuje tu ledwo słyszalny katolicyzm
dobrze, bo już kaftany zakwitły
na drzewach
pociąg zarył w piachu
zaraz wyskoczy murena w moro
i go połknie
>>>
* Za mną ciężkie więzienie *
Za mną sto lat pracy
za mną ciężkie więzienie
ledwoczyn zza wału
tam ci grają w szachy
skróciwszy drogę do Reszla
wyszczerbiłem brzeszczot
tomahawk mi pozostał
rzuciłem nim w ostatniego polskiego bizona
w zbożu
za mną ortalionowy płaszcz
i żużel w golfie
gdyby nie stało ciasta kolejowego
sam obstanę za słodycz
przykręć trochę gramofon
za blisko jest torów
gromowładny grzmi
gromowładny robi już teraz tylko kupę szmalu
za torami nie ma już granatów
Rusek wyniósł przez konsulat prawie wszystko
sto lat katorgi za nami
sto lat picia za nami
kormorany usiadły na dachu katedry
to dobry znak dla kożuszników
to znak dla Quasimodo
spód derkę odwrócił
lodowce omszały z wyczekiwania
grdyka konia przemieniła się w grdykę bociana
bociany uwiły gniazda w krematorium
z którego wagonu wysiądzie żubrobyk?
a z którego wódz Wolinian Tur?
pytanie w zestawie narodowym
zadano mi dziś rano do strzelania
zbratałem się w Satoraljaujhely
panda w bambusach i oskard w kamieniołomie
to prawie to samo
nocny patrol skrwawiony
dziewczyna dała krwi dziesięć lat temu
ktoś umył ręce
moja praca jeszcze nie poszła na marne
moja praca została skodyfikowana
>>>
* Dobre warunki do złożenia jaja *
Stwórzmy mu dobre warunki
dla złożenia jaja
a potem to już jego sprawa
może zostanie filozofem
jeżeli to zwierzę nie może tupać
to trzeba mu nie tyle zdjąć kaganiec
co zrobić na drutach botki z włóczki
miałem nadzieję, że po wyjściu z cmentarza
pójdziemy drogą conajmniej słuszną
tuż poza wioską miedzą porośniętą dzięcieliną
pójdziemy obok krzyży
i to się spełniło
maliniak był tylko niespodzianką
jeżeli trzeba zabić człowieka
wystarczy spojrzeć na niego krzywo
nie potrzeba Labudy ani wystawiania
go pod postacią noworodka na mróz
w samym tylko pudełku tekturowym
tym razem kot nie struchlał
zadął w trąbę Piernika
z nut zaszczebiotał ptak
po mojemu to dzika polska papuga
ojciec twierdzi, że to czarny zimnolubny dzięcioł
sam go pasłem, lecz go nie malowałem
sam go wiozłem, lecz go nie zdradziłem
sam go oczekiwałem, ale go nie dałem
sam mu pomogę, ale go nie zastąpię
>>>
* Obeszło się bez dintojry *
Zgódź się niecnoto na Cisnę
zgódź się!
ledwo wróciłeś z Krk
a już mnie molestujesz o Kraków
o rozdartą wierzbę
o rozdartą wierzbę Słowian
Południowych
pójdź dziecino ze mną na Karpaty
ze swoją przepiórką dąbrówką!
włączymy sobie CB-Radio w lasach
i będziemy nasłuchiwać czy ktoś
nie wzywa przypadkiem pomocy
trudna rola jest za lasem
króla by nie zmusił do pochylenia się
nad nią a co dopiero nawigatora
skubnął Pietrzyk płaszcz, skubnął drugi raz
i patrzy a tu masz ci los
od Wałęsy ludzie jadą
z tasiemcami w teczkach
niedożywione dzieci ciśnięto w kąt sań
Kmicic tam dopadł Oleńki i odparował
ludzie przeszli przez asemblery
i znaleźli się w rowach tęsknoty
na szczęście zbyt ciemno było na walkę
obeszło się więc bez dintojry
pierwszych Słowian zastąpili drudzy
>>>
* Tosca *
Maksymalny duet na trojkę
śpiewa Tosca wysmarowana wazeliną
Scarpia w paście
krótsza droga bez proszku
Maksymalny samochód na kołach
żmija została przetrącona na drodze
kręgosłup wplątany w krzak tarniny
gdyby jaskinie umiały mówić
to powiedziałyby – „Izrael”
Z głodu do ust jest daleko jak nie wiem
mogę zareklamować psa i prawa człowieka
przed stwierdzeniem Ministra Sprawiedliwości
przed jego publicznym wystąpieniem
przed jego zdjęciem
paszcza ma już ponad sto lat
i zmniejszyła się znacznie
cienko śpiewa
>>>
* Za mną Sicz *
Za mną marzyciele
do Doniecka dotrzeć czas na skup koni
to znaczy partia
to znaczy chciałem spławić konie do Konstantynopola
może by tak na lewo od Siczy
zgódźcie się na koniczynę z Luzerny
za mną na Czarny Ląd
charytatywnie przeprawić się proszę
tudzież złodziej się zmieści
kawał solidnego czasu zabrano na obchód
od Madagaskaru do Magadanu
klucz żurawi poszedł piechotą po upadku Meteorytu Tunguskiego
fordem naprzód do Częstochowy w celu zarobkowym
ku ideom, ku zmierzchom, ku Akropolowi
żeby królowa kopała leżącego?!
>>>
* Nie zawsze jest jak jest *
Zamczysko to może nie jest
ale zawsze robocizna jakaś
długie noże Wikingów
zastąpiły rano fajki Seminoli
wspiął się Cezar na obelisk
lekko potem sfrunął na chleb
takie coś nazywa się kruszec
stamtąd skąd Skalbmierz
ochrzczona Rosja się żegna ze światem
bezwstydna Ameryka oddaje haracz
koty przyjmują mleko od nosiwodów
zamczysko Filipa zdobyto i oddano
dziewczyny się nie ucieszyły
ale cóż, nie zawsze jest jak jest
>>>
* Mam tu mary *
Mam tu mary
jeszcze puste
mam tu nastrój
do ofiarowania
mam tu maniery
do kładzenia na marach
>>>
* Mróz ściął dzieci *
Z trzech nocy wyszła jedna
imieniny się rozpierzchły
na dwoje babka wróżyła
mróz ściął dzieci
ławka załamała się pod bezdomnymi
cmentarz udał się do noclegowni
kaszka spadła na łóżeczko
koszula nie wystarczyła ojcu
dziadek podskoczył do konara świerka
obierki dostały się do żołądka
szmaty przeniknęły przez wysypisko na dnie rzeki
kruczoczarne włosy zostały ścięte razem z głową
>>>
* Ty jesteś synem Boga *
Ty jesteś synem Boga
i nie wiesz skąd dokąd sięga twa władza
w glinianym garnku trzymasz atomowy stos
w jaskiniach Gehenny robisz doświadczenia
z przyśpieszaniem cząstek
Ty jesteś synem Boga
i nie wiesz gdzie port dla twojego jachtu
z włókna szklanego
stoisz na nim wpatrzony w zachód słońca
na oceanie niespokojnym
Ty jesteś synem Boga
i nie wiesz gdzie postawić stopę
lądując na kolejnej planecie
wracasz z drogi kosmicznej
lecz Ziemi już nie ma
dziedzictwa już nie ma
>>>
* Co wymyśli nam towarzysz *
Co jeszcze wymyśli nam towarzysz?
co jeszcze?
zgubny ten nałóg, oj zgubny
ze mną, ze mną, ze mną
głodny ten człowiek, oj głodny
co jeszcze wymyśli towarzysz?
zjedliśmy Bielika bez śniegu
według mnie świeci się na wschodzie
wy twierdzicie, że na zachodzie,
to może być prawdą
to ty kukuruźniku, to ty?
ze mną odgadniesz Sfinksa i kamień
musisz tylko stepować w rytm moich wierszy
>>>
* Luksusem *
Luksusem jest nie robić szkód
za wschodnią ścianą z desek
zakwitły arbuzy
na ścianie dzieci wymalowały arbuzy
Luksusem jest nie robić wojen
za wschodnią ścianą z traw
okręty przybiły do nabrzeży z czaszek
na ścianie dzieci wymalowały łodzie podwodne
Luksusem jest nie robić nędzy
za wschodnią ścianą z zardzewiałych drzwi
upadły kobiety i kapłanki
dzieci je podniosły i namalowały na ścianie
dziewczynki
Luksusem jest nie robić ekshumacji po latach
za wschodnią ścianą z krzyży
Żydzi pofrunęli ponad drewnianymi miasteczkami
na ścianie dzieci namalowały motyle
>>>
* Wydłubałem spojrzenie *
Z tomu szóstego przywiezionego z Japonii
wyłuskałem bluszcz
jego oczy to oczy dopiero
poświęcenie nienawiści dla korzyści
jej oczy to dopiero oczy dziecka
glinianka płacze nad rozbitym dzbanem
zawierać zardzewiałe żelastwo
za mąż ją dać – kolegialnie na ulicy
skupione żądze japonistów
Z tomu czarnego przywiezionego z Akwizgranu
wydłubałem spojrzenie
jem to, co da – kolegialnie w barze
z tego tytułu nie można wynieść nic oprócz polowań
na ludzi
siwy starzec otworzył oczy carowi
siwy starzec otworzył oczy łysemu zdrajcy
ja otworzyłem oczy
ja nie otworzyłem oczu na to
ze względu na pieczeń
jeża nie można tutaj złościć
i cóż z tego, że zginęło tyle niewinnych dzieci
trzeba być miłosiernym
Pol Pot nie denerwuje się tak jak Ginsberg czytający Miłosza
jego wysokość Pat i mały Pac
w oceanie słychać sapanie mureny i słodko brzmiące gitary
nie uwierzyłem i nie uwierzę w przebaczenie muren
jestem niezależny
Z tomu errat wyłowiłem ukulele
otworzyło oczu wielu
>>>
* Nad Europą *
Ja wiem, że to nie jest tak
to nie takie proste
zgubny jest szalik i kąt u profesora
nad Krakowem
to nie to samo, co szybować
nad Lwowem
to nie to samo, co malować
nad Paryżem
to nie to samo, co rytm myśli
lecz czy ty to zrozumiesz
schody
bazylika
łatana kołdra pracy
piaskowiec na Komitecie Centralnym
źle zamocowany
kwiaty na asfalcie
przekwitają
grube serce
taran
nad Ładą mostek
zejście z bocianem i czekoladą
zawirowały krzyże
parkany przede mną
cmentarzy
to nie to samo, co panować
nad Europą
>>>
* Krokodyl w łazience *
Tu jest nasz świat – rzekł Hermes, Jadwigo
już tyle lat, Jadwigo
zamaszyście ze mną postępują
ja wiem swoje
krokodyl jest w łazience
ja wiem na pewno
on tam jest
punkt zwrotny wyszedł mi na przeciw
nad Argentyną
nad księżycem Jowisza
z uwagi na latarnie wracam dużo wcześniej
Ja się nie boję upić
przeżyłem podróż tratwą dwa razy
zgubne mewy
łachy
dziecko na ruinach zamku
moje dziecko
jeżeli będę potrzebny krajowi
stawię się na rozkaz
wszystko wysprzedam i kupię broń
odstawię na miejsce
i grób i działo
olszyny wyruszają czasem na spotkanie podręcznikom
nauki latania
o, już leci!
ze mną też tak było – spadłem z drzewa
wprost do samolotu
wbij jajko
uczesz się krokodylem
jej Jadwiga staje w drzwiach
zakukana – deska odkształcona na ryjku
załódzić się też publicznie
a kolejki chociażby
a prehistoria nienawiści
niewielu jest kapłanów
astronomów niewielu
stąd to znam, że mnie boli
wielu księży i naukowców donosicieli
jak już powiedziałem Jadwidze
gram na zwłokę
bo piszczele zaginęły w piramidzie
a ziemia pokryła piramidę
jak piramida ziemię
a język wypluła luneta
a język spłynął z kolumny przestrzeni
wiele lat spłynie zanim
czas ujrzy światło dzienne
kukułka ma robotę dla rodziny
krokodyl chce wyjść z łazienki
już wiosna
już tyle wiosen, Jadwigo!
>>>
* Iguanodon po herbacie *
Iguanodon
po herbacie
skostniałem
ledwo mówię tymi ustami cienia
traktorami tratują buki przed świętami,
aby zdobyć choinkę
zemdlał redaktor naczelny w choinkach
skuter nałożył czapkę
zakatarzony ślubnik poczuł miętę
jak gdyby flirt w jej ubikacji
na szczycie bieszczadzkiej połoniny
kret zrobił kopczyk
nawet świnia nie zjada swoich dzieci,
a cóż dopiero Iguanodon
no, więc co?
niezamarznięty płód jest dowodem naszej
nieśmiertelności
redaktor naczelny herbacianej gazety
niestety nie
>>>
* Drogi szczurów *
Stanąłem na dużym lejku
jezioro to odprawiło nabożeństwo
jesiotry służyły do mszy
potem ikonostas zatonął
Mikojan jeszcze nie był taki zły
ale cale Biuro Polityczne tak
nie wiadomo, co teraz
zdecyduj kochanie, co zjemy na śniadanie
ledwo odrośnie to od ziemi
zażąda głowy Hydry
tak powiedziała do rodziców wróżka
wielu strażników pisało wiersze
kowboje po zabiciu Indian tylko pili
zdecyduj, co będzie ze śniadaniem
o kurczę! leci wygłodniały dzieciak z Bośni
o kurczę leci!
Jewrej stał na górze słomy na Kremlu
krzyczał, lecz nie odgrażał się
o wszystko go obwiniali – lecz czy nie mieli racji?
zewsząd dopuszczono szczury
jam je wyprowadził z zamku
nawet nie grałem
trochę kopałem
jej dziecię niosło szczura na głowie
i wcale się nie bało
teraz kolej na dworce
z czerni niech wyłoni się fontanna w podworcu
z tego krajobrazu dworskiego nic dobrego nie będzie
zagadnąłem kolejarza
zemściłem się na podróżnym
zawładnąłem zamkiem
zakopałem górala
w kurniku zawył kojot
na moją trawę upadł meteoryt
i wypalił ją do końca
janczarzy z janczarami
zemdlał jednak ten kogut w niedzielę
sikorka zdmuchnęła bluszcz z balkonu
taka to ci sroga zima była
zewsząd ptactwo i kierownictwo
peluszka nie marznie na polu
masło się robi w kabaretach
a jakże!
jakże to tak?
Mona poszła na koncert
Zappa się rozchorował na zawsze
kiedyś przegoniono dzieci z drogi szczurów
renesansowych w koronkach
>>>
* Zewsząd *
Zewsząd doszedłszy postanowili w lesie zbudować Warszawę
i stało się nieszczęście w przywiślańskim kraju
koszyki postawili przy więcierzach
krowy przywiązali do łodzi
łódź przywiązała się do cna
na Ostrowie Lednickim
w koszyku był Popiel
Zewsząd przyszedłszy zagrali na Wielopolu
puścili sobie ważkę w świetlistość
wydłubali Krakowi bank z ucha
zatamowali Wisłę węglem i siarką
zmienili jej bieg
uratowali miasto przed zejściem
w piekielny jar Kazimierza
Zewsząd doszedłszy zajęli Rewal
kosodrzewinę zasadzili pod oknami niemieckich domów
w hełmach przywieźli sadzonki
litwor kłaniał się dzieciom
lecz nie wytrzymał wiatru od morza
Zewsząd doszedłszy zajęli bydgoskie wsie
malwy wymalowali na Lanciach
zdjęli hełmy z końskich głów
skurczyli głowy i zawiesili je na nitkach
przy rondach profesorów gimnazjalistów
>>>
1994
*Bez Prometeusza*
Stworzenie jest kruche jak małpa górska
to udowodnię na przykładzie
oto zostawiłem Wikinga i począłem Galicję
zemleć mi wiosła kazano
spalić drakkar
proch załadować na wóz
kazano głowę małpy wyrzeźbić na górach
wnętrze pyska skądinąd na wesoło się udało
zęby na smutno mniej
pod Gadami Arkadami zefir rozwiał brodę białą
pasek z ikonami zabrał
brązowawy osobnik z czarną brodą
w lejku się zrobiła dziura
kiedyś skała zasnęła bez Prometeusza
i teraz żałuje jak ty
>>>
* Mężczyzna wychodzi z czyśćca*
Gdy pali się sucha trawa na łące,
raduje się chłopięce serce
gdy płoną stogi,
cieszy się bociani chłopiec
gdy gorzeje stary las,
cieszą się oczy młodzieńca
gdy czernieje w łunach zboża łan,
wesołość rozpiera duszę młodego mężczyzny
gdy płonie stara strzecha,
uśmiecha się dusza chłopca
gdy topią się w martenowskim piecu kwartały miasta,
faluje zachwytem pierś urwisa
gdy ogień unosi pod chmury strzępy ludzkiej skóry,
błogość zagląda w oczy chłopięce
gdy wulkan zalewa narody,
rechocze się owłosiony człowiek
dojrzały mężczyzna wychodzi z Czyśćca
wciąż tęskniąc za ogniem
>>>
* To nic *
To nic że płoną drogi
to nic
To nic że płoną samochody
to nic
To nic że płoną lasy
to nic
To nic że płoną góry
to nic
To nic że płoną rzeki
to nic
To nic że płoną morza
to nic
To nic że płoną konie
to nic
To nic że płoną ptaki
to nic
To nic że płoną miasta i wsie
to nic
To nic że płoną planety
to nic
To nic że płoną narody
` to nic
To nic że płoną zwykli ludzie
to nic
Jeżeli po śmierci jest tylko sen
to nic
>>>
*Kiedyż wymrą komuniści w nas?*
Skromne milczenie pozostało mi tylko
czekam aż wymrą komuniści
skromne milczenie pozostało mi tylko
czekam aż wymrą moje grzechy
skromne milczenie, zadumanie nad losem
wobec krzywd, krwi i zdrad
kiedyż uderzą się w piersi i zapłaczą na sobą – komuniści
skromne milczenie, zadumanie nad losem
wobec krzywd, krwi i zdrad
czy my w tej chwili mamy pierwsi to uczynić?
kiedyż wymrą komuniści
w nas?
>>>
*Skołatane głowy*
Skołatane głowy odrywają się od ciał
pozostawiają gusty na środku rzeki
spływają z gęśmi do ujścia młynówki
skorzystałem z szansy oderwałem się od gnijących patyków
wir na rzece zakręcił nimi i wypchnął w szuwary
zgnieciona szczypawka znalazła się w wodzie
z odwłoku sączyły się jej trzewia
natychmiast została połknięta przez rybę
kamień oderwał się od nadbrzeżnej skały
i z pluskiem wpadł pomiędzy głowy
Księżyc pojawił się na dnie rzeki
krople czerni wypełniły krople wody
rzeka rozpadała się w zwolnionym tempie
na punkty małe jak elektrony
z ustami wypełnionymi mydłem
znalazłem się na wprost księżyca
a to była moja głowa na dnie
>>>
* Padłem w ciasto *
Zemdlałem niewieście
padłem w ciasto
szkoda słów
mrówki włażą do tego ciasta
a ja nie mogę wyciągnąć ramion ni głowy
cały nim oblepiony
nie zjem dziś placka i nie poderwę autorytetu nikomu
spośród młynarzy
nie utonę z pianinem ani z balonem
ani z talerzykiem latającym
zbyt słaby jestem by wydostać się
z jej ramion
utonę sam
>>>
* Tyle Kuropat ile Cuzco *
To muszę zobaczyć
jak ten Inka kuca w cieniu historii
tyle Kuropat ile Cuzco
jego zgubny pociąg atomowy
spóźnia się do Bydgoszczy
jego podręcznik nie wiedzieć czemu leży
pod krzyżem we krwi
lepiej nie mówić jakie to były mundury
stamtąd węzełkowe niezrozumiałe pismo
stamtąd kucanie nad grobem
lekkie szkło i trochę złota
wierzby w Warszawie nasłuchiwały
Mozart nawet nie poruszał ustami
Staś przystrojony jak choinka
wpadł do zbiornika wodnego w Łazienkach
z czasem wytrzeźwiał Pizarro
z czasem choinka wypłynęła na wierzch
na Placu Zamkowym
temat na skazanie ominął środki przekazu
nad końcu języka lud miał nóż
na kółko nałożył księżyc
na sznur ręce
za Uralem nie było symfonii
step, step, Requiem
a później Himalaje
za Himalajami nie było piramid
tak, tak!
pustynie owszem, oceany
a później Andy
>>>
*Pokojowe napisy*
W drugim życiu młodzieńca
rodzą się i zewsząd przypełzają żołnierze fortuny
temu podobni są sowami w kraju wschodzącym
jeżeli genialne gdybanie się ziści
o, ja nie mam, co tu robić
powiedział Josemi
powiedziałem ja
z niegdysiejszych stron wyruszył kolega śniegu
gęsi Gęsiareczki mama znała jak swoje
konia nikt z rodziny
w życiu, któregoś dnia uściśnięto dłoń pradziadka
za potokiem wojny Słowacja się odkryła
lepiej nie wspominać storczyka na grobie
nowy płód się może zbudzić
ledwo trzyma się kurz na krzyżu
to tam murzynek siedział na gałęzi
nad szkolnym boiskiem zaczadzony
to tam ze skoku zrezygnowałem
poszedłem w dal
jakiś deszcz i metalowa bramka
za potokiem nie ma boskich wyroków
jak dawniej
nowe państwo nowe groby
może nie głodny, może nie spragniony
w rzędzie małych uwag spotkałem ją
jądro spotkania było pompą
szyba spotkania była kością
klęczenie przed nią było kościołem
kiedyś ledwo kiosk
ledwo czapeczka
ledwo jej dłoń
skonsolidowane ciężarówki i mosty
zbyt młodzieńczy zgrzyt
mała namydlona kawka strzygła piórami
fryzjer wykorkował, na zewnątrz przeniósł kalendarz
w śniegach utknęło auto dziecka narciarskiego
spełniło mały marsz witkowy
do dzisiaj lubię jego czapkę i spodnie
z kokardą przed balaskami
mlaskanie wśród drzew Jordana
lepiej nie mówić o skale za miastem
krzyż odskoczył dość daleko od niego
złupiony na starcie
rozpocząłem targanie się na życie
a tu walą się domy, walą się komitety
katecheci przekonują, o dotacjo!
jabłko moje nie toczy się jak morwa
a co dopiero krzyże na cmentarzu obok
tylko raz nie dałem jeść staruszkowi lisowi i co?
jamę wykopał saperką, jamę sporą
w sam raz na czołg
teraz nie mogę chłopca samego wysłać po runo
z tego to nic
z tamtego tak
skrzekliwe telewizory ściągnęły konie z dróg
jadowite wróble nie doczekały końca pochodu
padły bez wojny i strzałów
od pokojowych napisów
od ściany
rzekłem
w nowym życiu
>>>
Chłodny las zepchnął słońce
w narkomanię Ameryki
chmury uniosły na sobie odległe góry
tasiemiec podwoził nas przez wodny dział
zgórowałem trochę
zegar odwiercił trochę ropy
przez to wężowisko węży ześlizgujących się po zboczu
doszła do pryzmy podróży
tam powstało mrowisko mrówek
z odnowionym jadem
temat zachwytu nie donosił czasu
małe rakiety zmieniły się w buki
rudy łeb lisa wychylił się z wiatraka
kandydaci na władców Europy telepali się
bez marihuany
prześwietlani wskutek depresji
>>>
* Kurtyzany Europy *
Z muralu „zygzak” wychynęła
ledwodająca serce
za którymś razem na czatach
nastała na węża
lepiej nie mówić jak ciężkie te skrzynki
z farbą
lepiej nie mówić jak daleko stąd
te butelki opróżniono
koszula bliższa była ciału niż ona
po tułaczce on legł w gruzach Warszawy
a basketu wciąż mu było mało
raz karmił ptaki wyłażące z klatek
a raz dzieci na murach
to konieczne byłoby w piaskownicy siedzieć
za tych tam nie można było
za tych tam można było nie być
na moście granicznym zawsze widać rzekę
do płaczu do tęsknot
jak górę skłonu
tudzież na saksofonie tudzież na trąbce
odzywał się z kosza
ja wiem, że to niewolnicy, ja wiem
Lukrecja zaprosiła kraba
mrówki poszły za krabami
z piramid Paryża wyszły kurtyzany
to takie nieduże w lesie po ciemku
ale gdy leci oszczep staje się jasno-śpiewne
za to okaflowanie pałacu schował się lis
za to opęcznienie oranżerii uciekł stadion
ledwo żeśmy go dostrzegli
nie bój się ludwisarzy ani marmuru
nie bój się plebanii w pałacu
ktoś tam czuwa w noc, oby swój
ktoś nad tobą czuwa śpiąc na dyżurce
z ręką na przycisku
wzgarda całej Katalonii nie oddaje nienawiści Galicji
jedna przeputała już przecież Wandaluzję
przeputała przecież strzelbę opisywacza delfinów
Frankonii i Burbonii
za marny grosz wydano beczki Bolszewii
konie pognały przez wzgórza chełpiąc się grzywami
pod maską skryty anioł
ja tam nie muszę pić
ja mogę na wielbłądzie
za to traktory podenerwowane likwidujące spółdzielnie
streep-teas tancerek po spektaklu w gumnie
jadą goście z góry
przez te jamy i kabarety Krakowa
przechodzą cało
przechodzi Kazimierz przez tory
wyścigi niemieckie w potrzasku
lamparty na łachach wiślanych
zdecydowany układ parlamentarny
kochanie, gdzie położyłaś walizkę tę odchudzoną
po podróży
z tej kładki zejdź ostrożnie
nie tam gdzie suche pokrzywy
lecz tam gdzie kończy się toń Renu
biją dzwony południa biją dzwony zachodu
śmiech to zdrowie kurtyzan
w ten wieczór trzech kolęd w domu publicznym
w Norwegii
i w kolebce faszyzmu
serce wypalono na piersi jakiejś damie
podrzucona w górę ze schodów stoczyła się do Bilbao
najstarszego
>>>
* Spraw by bym był wolny *
Zewsząd to nicponie gdaczą
jak kazałaś wykonałem
ściemniło się w butelce
za każdy skuter oddawał życie
z uwagi na pięty
truchtał osioł
jemu trzeba cnoty
lapidarnie skrócił płacz dziecka
jednym kopnięciem w kołyskę
jak prawdziwy komisarz
niezbyt zrozumiale tłumaczył tuńczyka
na język zębów
Toulouse jest miastem karcącym
strzemiona przybliżają mnie do piasku
taki sam piasek jak nad oceanem
taki sam piasek zsypuje się nadaremno z wydm
likwidacje majątków są już ordynarne
zawsze są ordynarne, choć dzisiaj nie wie nikt
czy potrzebne?
i ja miałem chęć na rąbnięcie, ale wiesz jak to jest
zamęt prowokacje są dobre na szachowe kwartały Elbląga
zamienić gry na tramwaje
Tokkata precyzyjnie wyszła dymem z mansardy
wiele lat na Ukrainie bez dymu
i ten capstrzyk w całopalnym stanowisku
niekoniecznie w piaskownicy
niekoniecznie w pokrzywach pod kopcem
tędy konie przebiegły depcząc strogonowa
tędy psy przebiegły niosąc strogonowa
lat temu sto królowa Zima zeszła w kosówkę
i pozostała jak hala
na jawie wywiózł na nią barany
ale jaki ten plon kukurydzy w stoczni
uzyskano i zapisano
spraw by bym był wolny
mimo to
odłańcuchuj mnie z Perci
wykonam resztę
>>>
* Czołg za horyzontem *
Skądże znowu dziecko,
tu leży tylko długopis
szklanka z wodą stoi obok monitora
przecież wiesz kochanie,
miś zsiusiał się dziś na dywanie
kran cieknie i woda kapie znów do studni
tam za horyzontem stoi czołg
wiesz zapewne, że czołgi mają lufy
jak gdyby temat nie twój, wiem
po rękawice się wróć
to twoje życie jasne
kuma z powstania styczniowego odrzuciła czapkę
batalia o baterię po ciemku spowiła przedmieście
ku temu zmierzam krzyżowi wciąż
nie słuchaj zaspanych lalek, więc
sięgaj często po grzechotkę z tworzywa pokoju
skonsumuj krem mamie
bez czołgów jest bardziej twarzowo
>>>
* Po filmie rana *
Kiedyś cukier był w modzie
błyszczał tłuszcz, lecz nie tak jak dziś
na klawiaturze
ze mną ty
kiedyś pomiędzy statkami było trochę wydm
łuskane ptaki uciekały z ukraińskich placów
ze mną oni
bawię się lipami jak emerytowany dworzanin
a kiedyż to wuefemka podskakiwała z radości
a wtedy, gdy ścięte lipy przyrosły do pni
sadzawka pod miastem w lasku błyszczała
pływała tam ta nocna złota kaczka
dziecko było szukane po nocy jak skarb
komin sypał cukrem
pociąg zatrzymywał się na wyspie lisa
wiem, że mam temperówkę
położę ją na parapecie za oknem
dzieczyny stały na apelu
do gór było daleko, choć winnice tuż obok
na stoku cmentarnym
glina na wieży kościelnej
ognisko w auli liceum błyszczało
motolotnia nad dyktandem
rozbite butelki pozostały już na zawsze za cegielnią
gwałtu, zaraz wpadną Niemcy
i zlutują stare garnki w lejach
kapitalna tiara wzięła się nie wiadomo skąd
teraz będzie film o tym a po filmie rana
zdeptali gruszki niosąc trumnę
wózek się przewrócił pod cmentarzem
bochny chleba potoczyły się do porodówki
słodycz wyniesiono z klawiatury
jak stoczni i wodowania
>>>
* Dziewczynka sumienia *
Ledwo cień spadł na miasto
rozpoczęła się wiosna
którędy dziecino niosłeś ten bukiet?
tumult w rodzinie w bożnicy
stare drewniane domy z balkonami i wieżyczkami
wstępnie ustaliłem opalacz dla ciebie
stajesz do zdjęcia w czerwieni
prawdziwa dziewczynka sumienia
nad ranem płonę już cały przy ścianie
jęknęła ziemia jak mawiał Przymanowski
rękaw podskoczył w górę
zaczęto podejrzewać moje blizny
z dzieży należało wyjść a nie spadać w niej wciąż
lub ku modlitwie ku drugiemu brzegowi płynąć
a potem w cień drzew zachodnich
skupiona na sianie Tymoteusza
odwieczna jak skarabeusz dusza
ja podałem pas transmisyjny do telewizji
petardy nie zachowały się
to dobrze, bo dziś bym się nimi obrzucił
z pożądania można zrobić coś nieracjonalnego
i to za darmo
nawet kos nie dotrzymywał towarzystwa
oblano mnie modlitwą mówiąc –
dziecino idź się przewietrzyć –
idź pomieszać olszynę z małpim gajem –
skocz na towarzysza
lepiej jest grać na czymś niż spać na niczym
niektóre wspomnienia mają coś do siebie
w Ornecie można nawet wejść na strome schody
i sfotografować się na nich
w Bielsku można nawet wejść na strome schody
i sfotografować się bez nich
gdybym był żeglarzem wypłynąłbym na morze
abstrakcji
lub gdybym był sobą to na morze
Sumerów
teraz połóż to na chudej nodze
teraz połóż się z ręką na niej
i nasłuchuj
dzwony miasta odległego
są jak cień
zbawiennej wiosny
>>>
* Ze mną także *
Ze mną także i dla niego – zawołałem
skuła się w te pędy
jak Leon przy nadziei – zawołała
z kokardą pasuję jak ulał
ze mną Niemen zawrócił z drogi
ja nie wiem czy ta ciżba to Polacy czy nie?
ja tego nie wiem po prostu
ja modlę się za nich
wyrozumiały nad Morzem Białym
i nad Neretwą
za balon schowany, za balon umierający
czemuż, ach, czemuż dano odpór dobrym prądom
zawadiacko chłop zawadiacko robotnik
zawirowali jak skrzydełko klonu
a nauczyciel albo za księdza albo za komunistę schowany
za mną na Niniwę – woła
kluczem otwarty na gwiazdy w Hippiaszu
kluczem otwarty na dziewki przaśne na uczcie
Tomasz wycedził przez zęby, że ma gdzieś braci i je
zawód kobyły – ogrodniczka
wiedzie dzieci na grządki
tam przyucza do chamstwa
a As za nimi
a za mną stoi T.Rex jak syn i ani drgnie
Zacheusza widzę pomiędzy wami
chociaż na ziemi
niech skojarzy jeden z was te oliwki
zanim wsiądzie na statek do Tyru
konie Przewalskiego widzę pomiędzy arabami
grzywy i kołtuny zielone na pastwiskach zmierzwionych
zgrzyt przed konfesjonałem
zajechałem tam autobusem czerwonym linii 119
z piskiem opon zahamowałem ledwo pod amboną
wyskoczyłem zza kierownicy na stertę banałów
leżących kiedyś na środku autostrady
prowadzącej do Belwederu
stanąłem w kolejce dla niego
a ona za mną
>>>
* Włodawa – miasto frontowe *
Marzanna rzuciła się wpław
do drugiego brzegu dopłynęła przed wieczorem
kulturalny bies czekał o świcie
umierający krawcy dopingowali
mała łódeczka unosiła się na powierzchni wody
duży rybak zarzucał sieci
Witold opuścił miecz
fajka wpadła do łódki
dużo wcześniej jagody struły psy
kamienie poleciały w niebo
w skutek zaniku grawitacji
drogi rozpłynęły się w upale
głęboko asfalt wniknął w ziemię
konie znalazły się niewiadomo skąd
na polnym trakcie
niosły na grzbietach wielmożów
lecz nie Żydów
teraz nadszedł czas posłowania na wschód
gdybyż Czerwień się obroniła
nie byłoby by dziś słów
nie opowiadano by o rzece
gazety nie wykorzystywano by jak
materaca do spania
nie rzucano by butelek w potoki lawy
świętopietrza przez porohy nie toczyłyby się
jak ostatnie jesiotry w dół rzeki
lenno zawiezione do stolicy
przez trzeźwych burmistrzów Mohylewa i Połocka
nie zostałoby przyjęte
gdybyż kanarki nie zżółkły
gdybyż dziewczyna przeszła bez strachu obok konia
strzała wystrzelona przez Tatara
przeleciała przez miasto frontowe
wpadła do grobu Schulza
pociąg zajechał moi państwo do Sobiboru
koniec podróży na wschód
>>>
*Jeżyny ze snów*
Jeżyny ze snów
kominy ze snów
na grzyby nie ma czasu
buty pozostały na Hanukkah
spłonęły, choć były hiszpańskie
temat pierwotny – niebo
zamiast sztandarów żagle na jeziorze
zamiast jeńców bociany
zamiast handlu karuzela
zamiast feretronów film pod rozgwieżdżonym niebem
karuzela kultur tuż obok strzelnicy
strzelanie z piekła do pieca
>>>
Cerkiewka stoi na skarpie nadbużańskiej
podobnie jak kościół
bożnica funkcjonuje już tylko, jako muzeum
i tak, najpierw dzieci w kaczym stawie
na gumowej dętce nam pomachały witką
potem samotny koń na moście drewnianym
przysunął chrapy do ramienia
dalej młody wróbelek chwiejący się na drewnianym płocie
wpadł w otwartą dłoń
krowy wracające wałem przeciwpowodziowym
zadzwoniły łańcuchami
słońce spadające na jedną jedyną wierzbę
rosnącą na błoniach pomachało czerwoną chustą
czterech koczujących pod nią pijaków
kłócących się po nocnej libacji
wyciągnęło ramiona ponad głowy
doszliśmy z kamerą do brzegu rzeki
spoceni i zmęczeni
doszliśmy do niej po tysiącu latach
a tam koniec naszego świata
Polan i Lędzian
tylko woda i woda
jak to na filmach
>>>
Spławiały i śpiewały piosenki
Rewanż wypadł z układanki
moje palce, popatrzcie na moje palce
jakie zziębnięte
a jak usta mi sinieją
choć się śmieją
wkurzony jest przecież każdy
lecz nie należy tego okazywać w czasach ostatnich
Jugosławii
jej rewanż nie dojedzie do Przeworska
ani do Orłów ani do Gaci
ale trackie wino do Przemyśla
kluski z makaronem
kluski lane na krupnik
kluski w bramie
chwieją się świerki w lasach pod Tolkmickiem
łódź radziecka płynie sobie przez Zalew Wiślany
łódź podwodna
koń skręcił w Chełmie kostkę
koń polny
na zamku w Lublinie założono się o istnienie
generała Odmawiam Łaski
za każdy dzień jeden katar
za kapustę ciemne okulary
za każdy dzień w Nikiszowcu jeden Korfanty
za każdy dzień w Mokotowie jedne nadpalone akta
we wnętrzu zdechłego jeża leży zdechła mrówka
na szczęście
dla malarza pancernych żółwi
czemuś nie przyszła dzieweczko na Trzy Korony
z dwoma warkoczami
Sromowce całe spławiały i śpiewały piosenki
Sromowce paliły ognisko i czekały w tańcu
pogruchotane ogrodzenia wydały się Niemcom
takie bliskie
przez lornetki
szczekał do końca
niewierny pies
>>>
Ostańce
Labrador, masz pojęcie!
Lubań, pamiętasz te czasy!
choćby Skid Row
pamięta ciebie
a ty pamiętasz?
mara, lew, koka
policjant czapkuje
zemdlona na Kawczej Górze
tyle alkoholu, no nie!
skamleć przed żołnierzem
tutaj, właśnie tutaj
konga, mocno, szybko
nie ma czasu na sen
nie ma czasu na protest
ciągle, ciągle, ciągle rhythm
popatrz, zachód słońca!
zniknął krąg w innym kręgu
lepiszcze pościgu
w zatopione łąki żnińskie
ledwo uderzył grom
konnica zjawiła się na festiwalu
lekko uderzył piorun
czapki spadły
ostały się berety i nazwano je ostańcami
tętent przechodzący w bum, bum, bum
za ile oddano korowód i ornat?
na strajk
>>>
* Kozak na drugim brzegu *
Zgotowałeś koński ogon i totem ojczyźnie
jedlina była dobra dla sowieckich młodzieńców
pan powiedział na ekranie, że nie wolno ich palić
oleista maź bazy
logo kosmonauty z brwiami
jemu dałeś łysinę jej łzy
kędy ta ścieżka? a kędy lew?
Tokarnia stanęła nad rzeką
smutny dzieciak we wraku samochodu
Kozak stoi na drugim brzegu i wygraża pięścią
koń nie ma szyi i oczywiście grzywy
lapidarne osiągnięcie językowe tego, który idzie
przed wszystkimi
Breżniewa
nawet dzięcioła oskubali
pisali, że lebioda jest dobra na wszystko
Mój brat zginął w Kazachstanie
lepszy ser niż lebioda
sprzed nosa sprzątnęli mi Akowców
szczebiotał ptak, odmawiał się różaniec
gdy ciężarówki odjeżdżały do Sokala
teraz hipnoza teraz hipnoza
i logo Platona Mniejszego
Zapisano cierpienia?
zagadano wieczór czy ognisko?
wytoczył stary swoją armię
a tu wojny ani śladu
gwiazda na czole wypaliła się
niektóre książki z dworów się odnalazły
po parcelacji
lepiej nie mówić co z resztą
ludwisarze wzięli się za roboty i za przekroje
poczciwa O`Connor spaceruje po wiejskiej plaży
zając siedząc na trzepaku mruczy coś pod nosem
kobieta za ścianą śpiewa chorał gregoriański
Jest taki bluszcz
jest taki obraz nad morzem
ksiądz jeszcze żywy, malarz zagniewany przez nich
po Zagłobie szabla
po południu pejzaż drżących rąk
sędziwy bożek słowiański dogorywa na cudzym
Tatar kopie dołek dla konia
zamartwia się, jak teraz wróci do Ordy
ginącej w nawiasach z głodu
a jeszcze Kozak na drugim brzegu
(post- osu-wisko)
>>>
*Obiektywna świnia*
Istnieje obiektywna jakaś świnia w końcu
znowu się role odwracają
skiba po skibie
poszła noga za nogą w siną dal
poszła łysa za bosą w siną dal
ledwo dyszy człowiek od skarg
złapano nie tego za ornat
dodusić księdza woła Młynarz
egzamin z nieprawidłowości pięknie zdał
ekskluzywny gość z niego powiedział Budowlaniec
zawaliła się remiza i wydała na świat chłopca
jak marzenie
zgnuśniał piec razem ze świerszczem
zapiecek wylazł na zewnątrz
nachalni byli przez chwilę, no to i co?
A w górach nie ma już nikogo
Czerwone Gitary odleciały na Mazury
ze śniegiem jak gdyby
po jednej literce, kotku, po jednej
nagi miecz jest nieprzyzwoity
czy ty się uważasz za geniusza
z Lasku Wolskiego wynurzył się oddział
moździerzowy i skierował się nie na Balice
lecz na Tunel
Gawędzą w zwierzyńcu świnie
oj gawędzą, gawędzą oj
ilu pokochałeś wrogów i knurów
dla ilu przerzuciłeś kładkę
jesz te pierogi w Warszawie i nic ci już nie zostaje
Pieronik, Gawronek i Szelążek może się dogadają
jak wtedy będziesz wyglądał w Knurowie
a no chyba jak Wałęsa z Matką Boską
>>>
Kakao Partii
Oprócz nieba
Gdańsk oprócz
Stelmach zniknął
gawęda Gniew
za którąś gwiazdą
zgaduj-zgadula
w kiszce krew
młyny mielą jeszcze na Wieprzu
ich wejścia z UN
zbiórka na pedały
kulawy senator chętnie zamieni się z więźniem
oprócz mąki
na noże na płoty
zejścia ich ze świata
klawe ryzyka w Karwi
ławeczka w łodzi
cieśla ociosuje słowo
żyrafa się patrzy stojąc w wodzie po pas
Gdańsk i meble pod nazwą helwecką
>>>
Ku gwiazdom otwartym na wszechświat
wyleciał zdalnie sterowany pies
ku obłokom poniósł go silnik zamontowany w ogonie
ledwo zniknął z oczu zaczął wystrzegać się gwiazd
Ku piwu podążył szczur
wlazł do butelki, gdyż był wychudzony
zanim się Soso zorientował
już go miał pod paznokciem
Ku trumnom spławianym rzeką
popłynął dudek mocząc pióra
ciężko mu było zwłaszcza w górę rzeki
nim dotarł do celu zatonął wypełniony wodą
Ku swoim na piedestałach
knur potruchtał ulicą
siwy Sykuła westchnął do Urbanatora
i rzekł mu do ucha – ty jesteś wiejskim kowbojem
>>>
Zmąć tę rzekę białym arszenikiem
niech wypłyną siostrzane trupy
w nienawiść obrosłe jak w szczeżuje
gdybanie nic tu nie pomoże
jego powalenie nie zmieni nic
zbyt wiele nienawiści w chórze
Zamąć tę kałużę za magazynem
i powiedz łysemu – to nie łeb to pierś
nie uwierzę jeśli nie wystartuje starym samolotem
i szewczyka sowieckiego nawet nie zabierze
Zamąć w sakramentalnym kakale partii
wypłynie człowiek-dusza nadgniły i pokąsany
reszta jeży przecierać będzie oczy
a krawiec wyturla się spod łóżka
by skroić łzę i skłamie jak zwykle rzucając kamień
bydlę skubnie kapelusz lorda
krew poleje się z beczek do cynowych naczyń
nadstaw swój kubek czasu
i dla ciebie pora
na łyk ludzkiej krwi
>>>
*Mniemam, że nadążasz za sobą samym*
Mniemam, że wybierzesz wzorzec godny czasu
techniczny wałek ominie cię za to
pewnie lepiej nie mówić
fascynuje mnie w polityce wiatr
wspominam zza wzgórza czarnego Wondera
tekturowe pola europejskich zamierzeń
czekają na twoje kleje
stary aktor zabija na scenie gangstera komuny
za czym stoi luksusowa rodzina dyrygenta
podczas gdy Cyganie wracają do pałaców
najeżdżasz na jakieś drzewa skutecznie
Baudelaire trzyma ciebie tydzień na parapecie
chociaż nie jest już tak skuteczny
tam z wiaduktu skoczył akrobata
omsknęła się noga upadł na gwiazdę sojuszu
wyrzeźbioną w kamieniu
oddać redaktora za Barabasza a tego za naczelnego
te przylaszczki na parapetach rozgrzanych
to ja skruszony
te kości zbierane po podłodze
to moje namiętności
pracowici katecheci czołgający się w błocie
za karę nie sami
to racjonalizm
w środku kwiatu, w środku zimy, w aucie KBW
ciężarowym z plandeką i drewnianą ławką
słyszę księżniczkę umierającą
ożywiającą jazz swoim tragicznym głosem
temat ludojada, ale nie dla Jelcyna
punkowca sowietyzmu
dla lewych wiatrów i tabaki w rogu
skutecznie kochać z konia dzisiaj
skutecznie kochać z lewa z prawa
toż to niewykonalne
mniemam, że nadążysz za sobą samym
jednak spadasz z parapetu jak z konia
za swoją miłością lecisz
jak wiatr w politykę
>>>
* Skamandryci *
Skamandryci nie żyli z byle kim
lewych dochodów mieli pełno
temat wypisywali kredą na tablicy
a potem uciekali w ostępy leśne
Kabaret Woltera ma się dobrze
świetliste niebo nad głową
kąty i konie jakiegoś Cygana
po takim wstępie zjedli wreszcie kapustę
krewki jaszczur stąpał tępo po
potłuczonym szkle
żaglówki dopłynęły do przystani
a raczej do pomostu
łabędzie podpłynęły do łódek
karmili je przed wyjściem
na płycizny poezji
kwiaty na topach się kołysały
prawe sny pokruszyły dotychczas powiewający ser
zagrali o życie w zbijanego
któregoś dnia kamienne pomosty im wyruszyły na spotkanie
a oni byli już przy biurkach
z tajnymi skrytkami
>>>
* Stowarzyszenie rozstrzelanych Indian*
Kamienna twarz Siedzącego Byka
fajka Geronimo
warkocz Szalonego Konia
posępna mina Czerwonej Chmury
kto założy stowarzyszenie rozstrzelanych Indian?
moich Indian zamkniętych w tornistrze legend
Mam prerię przed oczami
ale widzę na niej Niemców w Tygrysach
kości, kości, krematorium, komin
widzę Attylę niesionego na marach
Armia Czerwona tyralierą rozsypuje się wśród wysokich traw
z zewnątrz przychodzi Eskimos-dziadek
Jan XXIII błogosławi Długie Nosy
przed ostateczną bitwą z Mormonami i Kwakrami
z popiołów powstają mordercy i ofiary
wojownicy i uczniacy
przepływają oceany
przemierzają stepy
stają na Kasprowym Wierchu
>>>
* Wodoloty czekają na Wolinian *
Skwierczy, kulawi, krwawi i płonie
na Wałach Chrobrego
a w dole wodoloty czekające na Wolinian
Tam w samym rogu zza wysokiego ogrodzenia
żołnierz patrzy przez lornetkę na niemieckiego golasa
drzewa spadają z klifu, koziołkują, tak, tak
skaczą w fale marząc o sieciach
Bataliony już nie mają tej szansy co Kuba w wolierze
ryby śmierdzą w Międzyzdrojach
a radzieckie okręty w Świnoujściu
Bada, pyta, wypatruje i kocha
w Trzęsaczu pędzącym do Szwecji
ach, gdybyż właśnie była tutaj latarnia morska
niestety są tylko pokoje do wynajęcia
z wężami, skarpetkami i jakimiś takimi
dziwnymi słowami
Bez litości dla lotniarzy i kolonistów
kościoły się doczekały w przeciwieństwie do galerii
biusty tak przez Pomorzan lubiane już nie są
kelnerek lecz Litwinek
Jakiś oficer, jeszcze nie rezerwista
rzuca z góry kamienie na spacerujących u stóp klifu
radary obok pracują
dopóki się nie zepsują
>>>
Czwałk
Skuteczny czerwono-niebieski wąż
zwisa nad drzwiami
a pies się łasi do nogi od stołu
kamerraden gottujen zupen z rzepenn
w telewizji ktoś dziwi się –
żeby mojego ojca mysz kopała?!
nawet nocnik jest na innym miejscu
i tancerka hiszpańska zapomniała
o rozstrzelanym Lorce
kapusta się kisi w kącie
i wino fermentuje jak sądy
mysz się boi kota jak gdyby to był jakiś potwór
lemieszem posługuje się malarz
Żydzi w kuczkach na dachach
w centrach wszystkich miast
sowieci na baczność w pociągach
lepiej nie naciągać na głowę skarpety
długiej na kilometr
zimno temu, co nie zna szczęścia
lepsza bieda niż pustynia
miłość moja głębokie uczucie
we włosach liście i źdźbła suchych traw
Kammeraden ludojaden pod Tobruken na filmen
we śnie zobaczył krwawy strzęp Rosji
a Argentyńczyk w Pampasach napisał
wiersz o Ludwiku XIV
lament się podniósł nad Prypecią
Ruś Biała zlała się z Czerwoną
pale wyciągnięto z bagna
kot przesunął nocnik goniąc mysz
pociąg przejechał przez pokój
sowieci machali
kartka upadła na deskę podłogi i przykleiła się
na obraz i podobieństwo
słojów
>>>
Pizzą piszą
Lustrzane odbicie Pana Jemioły spodoba się w Luwrze
na pewno
czapka ze słomy skradziona w zagrodzie niech będzie pochwalona
w Krakowie
umarły naród czy dojdzie do głosu, być może w świecie nieznanym
tam gdzie dziecięta słabe, zdradzone przez rodziców
malują jeszcze i piszą
pizzą
>>>
* Lantastyczny przekaz Ważniaka *
Lantastyczny przekaz Ważniaka
to leci i leci i leci prawie jak w USA
nasz ogier ostatni wierzga, macha ogonem i domaga się klaczy
z satelity spadł symbol śmierci
taki na niby, nie przejmuj się zbytnio
to Slayer
to czemu wasz krótki szpic nie dosięga szpiegów
uśmiecha się wariat nasz dowódca
odkąd wróciłem do Krakowa z papierami w komplecie
boję się mówić Wy
wpadłem w to jak informacja w ten przekaz
zewsząd Oni włażą we mnie i coraz rzadziej miewam rację
Car Aleksander jeszcze ma coś do powiedzenia
ściany szepczą w Puławach jego srebrnym głosem
Modemowy przekaz Ciułacza
jakieś marne biliony lecą jak oczko dyrektorce banku
wsadzą, nie wsadzą, mają rację że radzą schwytać żyrantów
Lacrimosa na topniejący na polach śnieg
biblioteki CD w kieszeniach Kamedułów Bosych
ale telefonów nie można wykonać do Moskwy
bo już jest za późno
Jamb i zefir zapładniają oślice
na którąś gałąź wszedłem raz aby posłuchać koncertu
za murem
tym razem oni słuchali pajacowatych tekstów Slayera
tak jak ja
>>>
* Nasz morderca się źle czuje *
Stu parobków ministrantów
stu lektorów Rady
stu Kielczan zmarzniętych
stu watażków bladych
za ile te pomysły pójdą?
skoro blada twarz mordercy
skoro słaby puls mordercy
skoro złe samopoczucie mordercy
to co z ofiarą?
>>>
* Na drogach *
Zawadą na drodze do Moguncji
może być winograd
zawadą na drodze do Mohylewa
może być pomnik
zawadą na drodze do Dubrownika
może być Metody
>>>
Za chmurami jest pałac błazna
klasycznej figury dworu
przeniósł się tam i porzucił pracę w polityce
a królewskie działania są tak samo opłakane
jak kiedyś
i niczym się nie różnią od machania kijem
obrosły legendami kraje zimne
jak kadłuby statków omułkami
kto zbawi wiek dwudziesty, wiek eksterminacji narodów
drogi przetrze na wschód, zachód, południe i północ
drogi zasłane trupami
>>>
*Stereotyp (Wolę karibu)*
Lemur nie jest tym co sobie wymarzyłaś
spotkam cię jeszcze na pewno
lubisz mroczne jaskinie, lubisz jamy i piwnice
stereotyp jasnych przestrzeni nie pasuje do
obecnej Kalifornii
stereotyp łanu zbóż nie pasuje do dzisiejszej Polski
Wół piżmowy nie jest tym, co sobie wymarzyłaś
ja wierzę, że spotkamy się gdzieś
lepszy skuter, a może lepsza derka
skojarzy nas w blasku zorzy
w kreskówce wzięłaś udział
a potem cię Utrillo malował
ugryzł cię goryl zanim ujął cię Kloss
tym, którzy dybią na twój balon
pozostało mi powiedzieć stop
zabierzcie kolce
Niewidzialna śnieżna gęś nie jest tym
co sobie wymarzyłaś
chociaż lekkie falowanie wloskow na skórze
przyprawiało cię nieraz o dreszcze
ja tam woląc wulkany ciągle wierzę
w spotkanie, samotne spotkanie
na kamienistej pustyni
spotkanie samotnika ostańca z piargiem szczytu
wyżąłem gęś, wyjąłem z niej wątrobę, wyjąłem jej pióro
napisałem na żywym wole – wolę karibu
i tak rozstaliśmy się jeszcze przed spotkaniem
>>>
*Strzępy dziewczęcych ciał spadające w niemym oknie*
Lepsze życie w skrajnym przypadku
jest możliwe tylko w momencie kochania
harmonia jest możliwa wyłącznie w paprociach
nocą
ja nawet plony mogę poznać po wąsach
zgrabnie ujął lejce w dłonie
szarpnął a potem ściągnął w lewo
te sztandary takie zwiewne ponad Beskidami
niewiele mówią o Polsce Dolnej i Górnej
najpierw w miłość zmienia się biel
nie mrucz tylko wierz mi
skumulowałem prenumeraty serc
i nie pytaj, po co
wszedłem w szczura lub w magistrat, jak kto woli
dla poznania przestrzeni dla nich
lepiej nie mówić jak biegali ci,
na których patrzyłem z okna
otworzyłem okno wyrzuciłem granat na podwórko
dlaczego akurat na kwiatek
i to granat cienia
przechodzę przez konia i odcinam się od nawołujących
jeszcze kara za zbierania płatków snów
jeszcze zmowa milczenia w sobie
płatek nawet jeden przynosi przyjemne wrażenie nocy
zmieszany z piaskiem ser i gomułka
może ostać się jedną noc
resztki jej bielizny będą zaczynać się od jedenastu lat
skutecznie kochaniem zaprzeczać
mogę zasłonić się kochaniem przed paprociami
nie mogę zasłonić się paprociami
przed chmurą rozerwanych na strzępy dziewczęcych ciał
spadających powoli w niemym oknie
>>>
* Wieczorze zlituj się *
O wieczorze ulicy
zlituj się nad powrotem tej dziewczynki
ma piętnaście lat i jest kompletnie pijana
moje oczy widziały jej idola
Nabuchodonozora Techno
nocy mojego osiedla
zlituj się nad chłopcem-ojcem
grzebie w śmietniku zamiast modlić się
a ja mam karnawałowe fascynacje dla niego
z Sepultury
strzały samochodów przelatują ponad wzgórzem
w moim kierunku pędzą jak psy gończe
mówię szeptem do siebie
i nie tylko dlatego
że jest środek nocy
że jestem sam w mieszkaniu
że z kosmosu cmentarza
dolatuje stukanie dzięcioła
a kroki złodzieja i policjanta
na połamanych płytach cementowych
w dzisiejszych czasach są nie do rozpoznania
Głos sumienia i głosy ulicy
w dzisiejszych czasach są nie do rozpoznania
ciemne chmury z płonących kontenerów na śmieci
jak sowy przelatują nad przedszkolami
osłaniają przed pożółkłym światłem latarni i księżyca
krasnoludki wychodzące na świat
całe zziębnięte przeciskające się przez szpary
w żeliwnych, potrzaskanych pokrywach
studzienek kanalizacyjnych
idą popatrzeć na upodlonych mężczyzn
domagających się wysokich urzędów
na dzieci wyrzucone z przedszkoli
zbyt wcześnie
moja noc kona na moich rękach
nie czeka do telewizyjnego wystąpienia Ministra
aż wszystkie brudy teraz przejdą przez brzask
moja pijana dziewczynko, moja wróżko
weź z mojego serca pieśń
mroczną lecz prawdziwą
czystą i ciepłą
ogrzej się na ulicy
mój chłopcze wróć do przedszkola
>>>
* Można było głaskać *
Zaraz, zaraz, to nie parking temu winien, lecz sierść
jaka sierść? a no taka jak na tym obrazku
ledwo szyszki pozbierałem pod masztem szkunera
a już oberwałem od pająka
geriatryczne policzki tancerza były sporo większe od borówek
jednak nie poddawałem się w wyszukiwaniu paliwa w rezerwacie
jakimś sposobem zamknąłem się w sobie
i wcale jej nie podziwiałem, chociaż zaczynała właśnie dojrzewać
kogoś ma? kogoś wymarzyła?
lody przenieśli z nad stawu nad morze
nie poradzili sobie z bocianami i tarpanami
to nie folder winien, że zgubiliśmy się na leśnej drodze
pośród porzuconych grzybów zebranych nielegalnie
samotny tancerz tańczył wśród sosen na asfalcie
a czemuż bym nie miał tam się przenieść na starość
pod paprocie
mogę to zrobić wszędzie gdzie tylko znajdę czyste starocie
i młode jagnięta
kawał ruin może mi dać satysfakcję bez zniekształcania zboczeń
uwite groby tam i tu i tu i tam
kłanialiśmy się a jakże kłanialiśmy się młynom wodnym
chmurne spacery nas spajały
jeszcze do dziś widzę przychylność deszczu dla mlenia
jeszcze czuję burzę spędzoną z kości piszczelowej do jeziora w koszu
tam i nazad tam i nazad tam i nazad
tarcie ziarna tarcie ziarna
stado kaczek dekolt topy dekolt czarnej młynarki piorącej
zatrzymaliśmy się na parkingu na chwilę i zaraz wjechaliśmy
na dozwoloną łąkę
pióra w sercu zamieniły się w sierść
można jednak było głaskać można jednak było
i odnalazł się folder z mapą
>>>
*Zdradzone dzieci*
Idą dzieci drogą, idą sobie, idą
starzy królowie się mozolą, ale widać tak chcą
komuż komuch komżę skradnie, jeśli upilnują
jakbym słyszał jakąś diwę, jakbym słyszał krowę
lament podniósł się w obejściu już warchlak obraził się
a tu wiosna idzie polem przez Pusztę do Polski
i co? I co? nie dochodzi!
idą dzieci drogą i nadziwić się nie mogą pięknym Polonezom
które Rząd zakupił był dziś dla dostojnych gości
szklarnie omijaj z daleka – krzyczy chłop niebożę,
powrósło zawiąż na głowie ja ci pole zorzę
za czym dziewczynka ta płacze stojąc pośród tłumu
czy zgubiła tatusia?
nie, zgubiła zapomogę
kruchy rozejm, bój się Boga, ja tam wiem, co robię
ścielę sobie gniazdko miłe nie w Splicie lecz w Sobie
tędy dziecko, tędy, woła dobra wróżka samiec
ja cię zaprowadzę do lekarza, do którego dążysz po poradę
dziecko kuca ze strachu i unosi nóżkę
dobra wróżka zachwycona rezygnuje z pomocy
dobra wróżka kocha dzieci, lecz nie ma pieniędzy
dobra wróżka patrzy dziwnie i zaczyna się uśmiechać
dziecko już się miało zbliżyć, lecz dostrzegło zepsute zęby
skumuluj swą siłę dzieciaku z siłą naszej władzy
i tyś piękny i nasz Premier, z twarzy mu dobrze patrzy
z oczu mniej dobrze a wręcz niedziecinnie
cukru dajcie, wina dajcie niech trwa to wesele
nim chochoły poślą po narodowe flagi
nagi rzecznik, choć nie łysy już nie będzie z dzieckiem
jeszcze z butelką i pieluchą pcha się przed kamerę
a kamerzysta w rozterce
tyci program, tyci sąd, tyci są esteci
most w stolicy też się wali jak te nasze dworce
maluj, jeśli masz ochotę, maluj, czemu by nie,
maluj zeszyty w kratkę
z dziećmi ze wschodu chcesz bawić się dzisiaj
a one zbyt szybkie, zbyt mądre,
nie dała ci matka tyle woli, co im
>>>
*Szaman ze mnie*
Szaman ze mnie z bębenkiem
Szaman ze mnie z dzwoneczkami
Szaman ze mnie z frędzlami
Szaman ze mnie z przekorą komsomolca
Szaman ze mnie, ale czy Czukcza
>>>
*Kamień w wodę*
Kamień w wodę
przekłuj tęczę bracie
w atłasie morele
statek w wodę
rysuj bacę
żebra czyste – copka ni
pluszcz w wodę
błękit okularów
Filistyn z Finem bronią wrót
naciera ten, co zawsze
mokry bałwan
>>>
*Skąd przybył Pan Jemiołuszka*
Przyszedł do mnie Pan Jemiołuszka
już w drzwiach zaczął tłumaczyć mi znaczenie wersetów Biblii
oblałem się rumieńcem zażenowania,
gdyż już na wstępie pomylił imiona czystych duchów
choć się natychmiast poprawił
poczęstowałem go papierosem i poprosiłem
żeby usiadł na schodach a jego dziewczynę
posadziłem na progu
zieloność jej warg była nie do pozazdroszczenia
tak jak czerwień czoła mentora
spokojnie piłem sobie w drzwiach okocimskie piwo
podczas gdy on czytał odpowiednie fragmenty komentując je od razu –
Jebusyci nigdy nie nosili Arek twierdził
a Chaldejczycy zamiast Ur zbudowali Catal Huyuk
do tej pory – mówił – wierzyliście, że Noe był Gruzinem
a tak naprawdę to był Elamitą
Amalekita pochodził z Mekki, która powstała dużo później
winogrona i oliwki w Ziemi Obiecanej nie były
takie, jakich spodziewał się Jozue
choć Miriam była ciężkich obyczajów kobietą
wymowa kamiennych tablic jest inna niż podał to Mojżesz
oszczep Saula wylądował w paszczy lwa
Tytus miał rację, co do sposobu usytuowania żydowskich warowni
krzyże to była codzienność w czasach Chrystusa, to nie było nic niezwykłego
a naiwnych rybaków należało zabijać z uwagi chociażby na
konieczność ochrony zasobów Morza Martwego
tabliczka nad głową Chrystusa była drewniana od początku
Dokończyłem piwo i zamyśliłem się nad sobą i Panem Jemiołuszką
po chwili zaprosiłem go do mieszkania i postawiłem mu jajecznicę
po posiłku zabraliśmy dziewczynę śpiącą przy wejściu
i pojechaliśmy moim autem do Krakowa
nieopodal Barbakanu złożył kwiaty na grobach żołnierzy radzieckich,
którzy wyzwolili Polskę z akowskiej niewoli
a ja pokazałem im miejsce gdzie podpalił się Walenty Badylak
i wtedy zapytałem – skąd Pan pochodzi i przychodzi
Panie Jemiołuszka?
>>>
e-nu-ma e-liš la na-bu-ú šá-ma-mu
šap-lish am-ma-tum šu-ma la zak-rat
ZU.AB-ma reš-tu-ú za-ru-šu-un
mu-um-mu ti-amat mu-al-li-da-at gim-ri-šú-un
A.MEŠ-šú-nu iš-te-niš i-ḫi-qu-ú-šú-un
gi-pa-ra la ki-is-su-ru su-sa-a la she-‚u-ú
e-nu-ma DINGIR.DINGIR la šu-pu-u ma-na-ma
— Enuma elisz, tablica I wersy 1–7
>>>
*Biadoliny*
Wojna się skończyła raz i drugi
wojny się zaczęły w moim śnie
wojna towarzyszy zgubiła
wojny z piratami całą noc
wojna gadała i jadła
wojny patrzą przez okna i pragną zła
wojna pokazała mi bródkę
wojny splamiły pościele i prycze
mamałyga koczkodanów
Fordony
Kurozwęki
Białołęki
Biadoliny
parzygnaty belzebuba
nie jem już mięsa i mydła
koniec
>>>
*Niedowartościowany*
Kurczę blade,
jak ja nie lubię drobnych śmieci
zegar z wieży ratuszowej spadł wczoraj do rzeki
sowa porwała ostatnią wskazówkę
pewien pan skomponował piosenkę bardzo popularną
sądy ferowały wyroki, co drugi dotyczył mojej skromnej osoby,
a co drugi jego śmieci
wielu siedzi w więzieniach, lecz z winy umyślnej popełnili
przestępstwa, więc jest to oczywiste
denerwuje mnie to, że niektórym posągom odrąbano ręce
i rzucono krokodylom na żer
można było rzucić krokodyle na pożarcie dyktatorom,
owszem można było
i było by po sprawie
coraz więcej dziewcząt wychodzi nago na ulicę
i chociaż coraz mniej ich pali to i tak mnie to wkurza
dźwigam brzemię wyroków dyktatora,
lecz czuję się niedowartościowany,
gdyż ze strony Robespierrów wysypisk
nie otrzymuję zapewnień o niegnilności moich przesłań
>>>
*Piętrzy się krew w pamięci*
Lament całego pokolenia, lament całego ciała
ach, jak to było dobrze jeszcze nie tak dawno
jasny horyzont, jasne sery, jasny szlak
jakże wszystko się zmieniło i tylko wiechci żal
gdzie te powidła nieśmiertelne z miedzianych kotłów, ach gdzie?
a czemuż przemarszów wojsk nikt już nie organizuje
dzieci nie wspinają się na drzewa
kukły na koncertach łatwo jest kopać
dobić Czecha jest znacznie trudniej
jazgot handlarzy zastąpił dziś jazgot spłoszonych ptaków
a tu przepłoszyć nie można strzałem w powietrze żadnej hołoty
Cyganie nie boją się noży osiedleni w miastach
czekają na los Słowińców siedząc w kucki
przy ognisku za Gmachem Europy
Bieczanie i Sandomierzanie nie wgryzają się w ziemię
i słusznie
bo niby dlaczego
dzieci nie padają jak jeszcze nie tak dawno
od kul na ulicach
musztardy już nie te i octy jakieś obce
zakonnice boją się prasy i modlą się ze strachem w oczach
profesorowie zakładają loże i nie tylko to jest przerażające
Czuwaj, woła gensek widząc sobie podobnych
no gdzie te chłopy, no gdzie
jakże to tak, zarzucić całkiem portrety przywódców
i randki po czynach oraz czyny po pracy
ach, jak to było dobrze jeszcze nie tak dawno
kury nie były osowiałe i gdakały w południe
słysząc hejnał z giełdy
gdy pył dróg unosił się w niebo namacalne
pomimo zlikwidowania pręgierzy piętnuje się posłów w miastach
pomimo obcięcia budżetów piętrzy się krew w pamięci
pamięć piętrzy się jak propaganda gazet
pomimo wszystko
>>>
* Czy to jest już piorun kulisty*
Właśnie wróciłem ze spotkania z żywiołami
stuknęło w lewym kanale
przesunęło się i pozbawiło wieś dachów
nagminna wieść zabrała się z wrzeszczącym tłumem
najpierw kibitki a potem dłubanki
na przeciw Sromowców Niżnych zostałem opieprzony
przez flisaka
a w Krościenku przywitany solą
grzmoty przeleciały przez głowę jak odrzutowce
synek pyta: tato, czy to już jest piorun kulisty
i kieruje wzrok na świetlisty obłok unoszący się nad głową
nie synku, to łysy ludowiec przemówił
>>>
*Długi marsz*
Long play zakupiony został w trybie rozkazującym
Esmeralda w gazie rzekła – kocham Johna Wayne
z zapytaniem proszę do kukułki
ta wykuka wszystko, dokładną datę
Long Island przejechany został w komputerowej grze
Zdzicho, ech ty! w spalinach Zdzicho
niezły z ciebie numer, niezłe licho
Longosz nazywał się facet, który
szedł po przeciwnej stronie chodnika z aparatem
ulicą poniżej katedry w Kamieniu
nie Longin a Longosz
i popatrzcie, Trojanie nie umarli
wino wypite w kasynie oficerskim
dziesiątego batalionu ułanów jazłowieckich
zaszumiało w głowie
a potem więzienie
rozstrzelanie Kuronia na niby
porwanie ponoć jakiegoś Popiełuszki
tłumaczenie jakiegoś Urbana
long play grał, charczał gramofon
Dziewiątkowski z Dzięgielewskim poszli po dziewięćsił
wrócili z transparentami i kamieniami
i trala la la la
jakaś zebra wybiegła na pochód
jakiś pochód wtargnął na jezdnię
jakaś dewotka krwawiła
jakaś armatka wodna broniła dostępu
na Long Island w Lubiewie?
nie!
a potem dlugi marsz przez aleję Lenina
i aleję Pokoju do Arki
jak Odyseja
>>>
* Czeluść *
W czeluści zagłębiłem się czarnej
jak w czeluści to znaczy nie w jakimś Clipperze
ani kosmosie tylko, co najmniej Morskim Oku
dziecięcy sen nadszedł, i cóż nie było rady
ledwo, co odciąłem ciała
gdy odpadły pierwsze palce
kamieniem położył się prywatny biznes
na wzgórzu jesiotra
i to wtedy, gdy słońce za chodziło
za kopane
>>>
* Kości w studniach Azji *
Genea
Pangea
Pramiłość
w Oceanie Tetydy
jej ciemne oczy z przerażenia
już dość tej gehenny
już dość
zakasane rękawy planet
muzyka cichnie w słońcu
milkną zmutowane kundle galaktyki
szczekają wciąż
Krew na palcach marzycieli
krew na włosach inżynierów dusz
krew w rzekach i szklankach
krew w iluminatorach ostatnich
pojazdów kosmicznych
Zamknął się czas zdrady
morze nienawiści się wylało
kaprysy zamarły
rozedrgania wywietrzały
podnosi się poziom wody w lochach
kamiennych więzień
Gondwana
Europa
Prapożądanie
zwierzęta zwierzęcość
miecze tną przestrzeń
balony pękają
torpedy uderzają w serca
nie milknie hałas rozrywanych serc
głowy tłuką się miarowo jak okiennice na wietrze
głowy tłuką się o siebie
w studniach Azji przybywa kości
Z ust wystają nogi
z ust wystają ręce
z ust wystają włosy
z ust wydobywa się jęk
Włosy matki rozwiewają się ponad górami
wyrwane siłą syna
siwe włosy matki rozwiane ponad szczytami
zaplątują się w czas
Belzebub wtłacza włosy w uszy Prometeusza
Wszechocean rodzi w bólach
wszechrzeczy rodzą się z myśli
kry spadają z nieba
kry zasypują oceany
woda zalewa kry
łzy wydostają się z pod nich
>>>
* W miarę rozwoju demokracji dla władców przybywa zagrożeń *
Sporo tych rudych dzieci
chętnych do rządzenia
sporo pięknych oczu
pięknoduchów demokracji
ja nie mam wątpliwości
ani co do początku nowej wojny
ani co do jej końca
jak mawiał Stalin – w miarę rozwoju demokracji
dla urodzonych władców przybywa zagrożeń
>>>
* Dziecko-T.Rex *
Może dwa razy wypowiedziałem te słowa
– krwawy łup
nie wiedziałem, że opiekuje się nimi czyjś sobowtór
czytałem podręcznik do nauki języka
a on ćpał
w brzuchu była krew i na podłodze była również
dziecko odpłynęło daleko autem ze snów
Moje okna są bardzo cenne
ścierka w moim ręku ma swoją cenę
więc zejdź mi z drogi kolego
gryząc jabłko on patrzył w jakieś oczy
gdzieś daleko przychodziło na świat to dziecko
Siedem koni przecwałowało przez step
w tym jeden niosący na grzbiecie ludzki szkielet
a tymczasem w telewizji pokazali T.Rexa
odradzającego się z ludzkich mięśni i ścięgien
zegar zaczął płakać rzewnym głosem
na wieść o pożarze w wytwórni starych filmów
Nieco dalej komin cegielni się złożył
co widząc były opozycjonista a obecnie prominent
zapłakał i stanął u drzwi
czemu żeś go wujku pozostawił bez dyrektyw i wyroków
w ten letni czas, w ten czas pokoju
Skurcz małego palca u nogi wywołał
reakcję pewności siebie
dozgonnej
czupryna zjeżywszy się pozostała dłuższy czas
zakręcona
a na kopcu krew po ichnich czasach
w kącikach oczu ciągle krew
szyny metalowe tymczasem się wygięły
Dlaczego od strony do strony lepi się przestrzeń
miałem dobre chwile nawet w tych strasznych czasach
wstawałem z kałuż
a on ćpał
śpiewka jego była ta sama
lecz tylko ja ją rozumiałem
łokcie spętano łańcuchami
reszta spętała się sama
o jej! jakiż ja ruchów nie wykonywałem
zabrakło jednego odruchu
>>>
* Pierze *
Zewnętrzna osłona statku kosmicznego
jest zrobiona z pierza
pierze śpiewa pod wpływem wiatru słonecznego
za statkiem ciągnie się zorza
od samej atmosfery
>>>
* Temat tabu *
Zakurzyłem
jej uśmiech postawił mnie na nogi
temat tabu to rozkraczona wieża
nauczyłem się skomleć
mogę skomleć wśród pól i na strychu
rozwalającej się góralskiej chałupy
ale tak naprawdę to zdrowie
dokucza tylko krnąbrnym chrabąszczom
sałata nie dokucza, lecz kryje spóźnienia królików
wysokie drzewo i śpiew
stara płyta i welon rozwiany
on z nim idzie do samu
bić pod pocztą bić na trwogę bić pijaka
pobielone ściany zostały zelektryfikowane
takimi pstryczkami czarnymi
o potem zaraz ścięte razem z pobieleniem
wywieziono rozespanych rabinów
reszta rozpierzchła się po obozach
stowarzyszony skowronek napadł znowu na miasto
wybrzuszenia mocno widoczne od strony granicy
mniej widoczne od strony bagna
uratowały niejednego jak kurz
>>>
* Nagle na stoły zostały podane trumny *
Niewyobrażalna jest Syberia
niewyobrażalny jest ogrom przemocy i bólu
uciekałem tyle razy
zawsze w powrotnej drodze natykałem się na Kozaków
struna pękła, co wywołało w gitarze łkanie
przywiązałem ją do drzewa
miś ją dopadł i zgrał
myśląc, że to bałałajka
Jest taki wielki kamień jest taka góra
tam dążą wszyscy więźniowie
na Antypody
Chore ambicje zamiast rozładowywać się
na stadionach lub pod budkami z piwem
eksplodują tańcem szeregów policyjnych
ale to może dlatego,
że nie ma już chociażby budek z piwem
Przyziemiłem helikopter, lecz nie lądowałem
byłem lepszy niż sowieckie komando
dziadek pogroził mi laską z mostu
dzieci dostały się pomiędzy czołgi
sataniści zaatakowali twierdzę socjalizmu
w pierwszej chwili ucieszyłem się
Na weselu u sąsiadów
nagle na stoły zostały podane trumny
nie byłem dokładnie zorientowany
jak świeże są trupy rywali do ręki panienki
Pewne tradycje, chociaż nie mają sensu
utrwalają się w świadomości społecznej
ktoś od kogoś zmałpował obozy
a już Lenin przewróciłby się grobie
widząc socjalizm bez uśmiercania mas
na weselach na pogrzebach na urodzinach
Wypuściwszy flamingi z helikoptera
wprost na głowy masonów włoskich
poderwałem maszynę
odleciałem w kierunku kolejnego parku narodowego
tam gdzie mieszkają Pigmeje
Nożem do konserw otworzyłem trumnę socjalizmu
zwłoki kobiece były w stanie początkowego rozkładu
nie było na co patrzeć
zasnąłem by śnić o górze złota
czy kiedykolwiek zapomnę o niej
sięgając po gitarę
dotknąłem ciepłego języka bestii
tylko nieprzytomnej
>>>
*Pieniądze wysupłane z własnych zmartwień są chore*
Repetuj Szwajcarię
repetuj demokrację
kluczowe słowa w łamach tekstu
jeziora książek
skaliste bydło
Zaprzedały się woły wędrówce powolnej
chłop zdecydował się na cielaka
gnój przydarza się raz na jakiś czas
cielaki mają to do siebie, że nie są chłopami
No tak, chcesz powiedzieć, że mógłbym mieszkać wyżej
wtedy w każdy wieczór patrzeć bym mógł na Szwajcarię
jestem zażenowany swoim niskim położeniem
A przecież jestem zażenowany bardziej z powodu
treści mojego ostatniego horoskopu
nie wiem czy to jest takie naturalne
aby co kropkę odwoływać się do skrzywień psychicznych
w drzwiach nie zostały przepuszczone gęsi
i to nie byle jakie bo poetyckie
Można postawić na Jerycho można postawić na Okocim
można odwoływać się albo do sumień albo do demokracji
pieniądze wysupłane z własnych zmartwień są chore
dzieci hodowane na nawozie wyborów
są na starość niezrównoważone
i to wszystko
skaliste jezioro
>>>
* Straszydło tradycyjnie rosyjskie *
Kamuflaż zespołów rockowych
w samym sercu stadniny młodzieży
która wymknęła się z pod kontroli
generalnie gramy w tej samej Guberni
te same kawałki
na Wawelu zamiast Franka jakiś inny polityk
z Franciszkańskiej
Oględnie jeszcze nie mówią
ale już szykują frędzle podniebienia
nazwą łzy ministra kompetencją
nazwą człapanie ministra wybrykiem do wybaczenia
Zjechaliśmy z dziećmi na jasełka pod Solcem
a tu straszydło wystąpiło ani diabelskie ani anielskie
ani angielskie
tradycyjnie rosyjskie
>>>
*Jaruzelski to taki honorowy facet*
Czy Urban może być kowbojem
spytał mnie syn patrząc na kinowy plakat
zatkało mnie
wpakowałem mu w usta czerwony pomidor
i tak miał szczęście że nie sztandar
takie to bywają odpowiedzi
Jakieś truskawki posadzono na poligonach
wytrzeźwiał jeden znajomy
jeszcze nie powieszony
jeszcze nie oswojony a już ponownie zgnojony
A Winnetou wciąż cieszy się powodzeniem w Niemczech
tak, tak Kurdowie to nie Indianie
Jaruzelski jeszcze się nie zastrzelił ale gdy opuści Warszawę
uczyni to na pewno
przecież to honorowy facet i taki inteligentny
i ciągle o tym przypomina
Czemuż, ach czemuż Ułani nie przybywają
a tu mgła że aż oko wykol
nie zauważysz człecze czy przejeżdża Urban czy Ułan
czy też samochód rajdowy na holzgas
Ten podszyty rockman nie wyglądał mi na Iwana
gawrony się zleciały na koncert
zbrodniarze cieszą się i idą o zakłady
helikoptery wpadły w koniczynkę
bieda szyby się zawaliły
umysły się zawaliły
kościół się zawalił
takie rzeczy dawniej się nie zdarzały przed koncertami
ale cóż teraz rockmanem jest Owsiak
Jaruzelski się jeszcze nie zastrzelił ale gdy opuści Warszawę
uczyni to a pewno
przecież to honorowy facet i taki inteligentny
i ciągle o tym przypomina
>>>
*Brat z sekty*
Chodzi z chłopcem
z YMCA
dał się omamić
informacja być może prawdziwa
w prasie a dotycząca archetypów
w świadomości zbiorowej
chodzi z chłopcem
a dzwoni do żony
Zygmunt Krasiński nie
czarny lud kłębiący się
na zachodzie
chodzi z chłopcem
to jego brat z sekty
lwów
tapicerka została zafajdana
przez wróble
ukuto spektakularne widelce
zamknięto w schronie proroka
zasunięto niebotyczne story
Wielki Mistrz
oddaje honory chłopcu
i kupuje mu ciuszki
Imelda europejskich szlaków
cieciorka
Malta
Sycylia
most dla osłów
tajemnica
strach
omamy
>>>
* Deka-pol *
Dekapol „Effatha” – Otwórz się
Dalmanuta – Otwórz się
Zaraz otworzyły się jego uszy,
więzy języka się rozwiązały i mógł prawidłowo mówić
Dlaczego to plemię znaku się domaga?
Zaprawdę powiadam wam: żaden znak nie będzie dany temu plemieniu
oprócz ’10’
>>>
* Ja nie wiem dlaczego osiedliłem się na dnie oceanu *
Ja nie wiem dlaczego spadły na moje kolana
te jego chwile spędzone w przytułku
jest majowy niedzielny poranek
ktoś znany wyłazi ze śmietnika w futrzanej czapie i grubym zimowym płaszczu
taszczy reklamówkę z butelkami
zapowiada się upał na dzień Pierwszej Komunii Świętej
ja nie wiem dlaczego osiedliłem się
na dnie oceanu a przecież wiem, że kot śpi obok mnie
cięcia, spokojne cięcia, krew, lepka krew
na równie lepkim asfalcie wyraźnie znać ślady czołgowych gąsienic
tędy przejechały pojazdy niezlustrowanych katolików
rzeka wylewa a na księżycu bracia zakładają miasto
rzeka rozlewa swoje mleko a bracia składają puzzle
jest majowe przedpołudnie muchy zdychają
w powietrzu, którym oddychają ludzie
glina ma konsystencję śliny a ślina konsystencję gliny
konstytucja jest człowiekiem
czemu ja nie mam prawdziwego domu
lub chociaż braci na własną miarę, tak wielu
kret synonim kret wredny kret
oberwał w stanie wojennym i siedzi cicho
chcą go złapać przekupieni Apacze
nie bój się krecie ja ciebie obronię
warszawska galeria również czeka na moją obronę
spodobała mi się jedna pani
poprzez rzekę stołu posłała do mnie polityczne spojrzenie politycznej spójni
to było to przez chwilę
trawy gorące trawy blade ptaki nad łąkami
jabłko rozdwojone kosą
byleby dotrzeć do skraju szosy jeszcze dziś
pstryk, zgasło słońce w pamięci Polaków
kamień zwymiotował w ciemności na cień
kaptury opadły na głowy generałów
a ci wzięli odpowiedzialność za pas
Chrystus czeka pod blokiem
za nim stoi kaktus, na kaktusie powiewa czerwona chusta
zrzucona tam z nieba przez żurawie,
statek nie może się doczekać
blada twarz kogoś znanego
blada twarz kapitana, który wyrwał ster
koniecznie muszą przeładować zboże z tratw na pomosty
luksusowe paliwo do luksusowych aut
czy Świadkowie Jehowy są moimi braćmi pomimo wszystko
dziewczynka zadrżała uderzona ramą okna
nie zmieniła rajtuz
chleb podskoczył na wysokość czwartego piętra
by spaść na ziemię wieczorem
gorzkie spojrzenia po seansie
gorzkie usta we śnie
toccata albo rewolucja albo kurz na drodze
je nie wiem jeszcze po ile chodzą butelki
w nowym pawilonie handlowym
po którym chodzą stare sprzedawczynie
torpedy na życzenie i łyżwy na życzenie
zdjęcia na życzenie
koślawa dzielnica piecze raka
skrada się mężatka skrada się do kurnika
smaży się jajko na gorącym asfalcie
Kaziu zapala cygaro przy pomocy słonecznych promieni i okularów
co tam słychać przy torach
co słychać przy autostradzie
brat ze zboru poddaje się uwojskowieniu
wyrzutki społeczeństwa żyją i mają się dobrze
zjadają świnie a zwłaszcza pasztety
czubek kościelnej wieży zakołysał się gdy spęczniał kościół
na postoju taxi stoi ktoś znany
sztajer w Okunince z kosami i pióropuszami
lepiszcze stanu beznadziei jest lepiszczem socjaldemokracji
czasu na nienawiść mamy dość
poczekamy na lepszy moment i rozbijemy jaja
Palestyńczycy odeszli z Krakowa przeszkoleni
niecierpliwią się już
chociaż nie tak jak Żydzi w Wielkopolsce
spadł na mnie niespodzianie koklusz niemiecki
a ja mimo to doczekałem północy
i przeszedłem odrę
i zadźwięczałem na balkonie modlitwą
choć już było za późno
ktoś znany zaczyna mi towarzyszyć
od łazienki do wersalki
czyim więźniem zostanie kto to wie
bratki wzeszły, peonie wzeszły
gabaryty grzybów w piaskownicy
znowu ta kasza rozsypana przed łodziami desantowymi leżącymi na brzegu
w butelkach listy kogoś znanego,
które zostaną ukradzione przez pocztowców
wolałbym w kopertach banany
alumn składa ofiarę ku czci pomordowanych Akowców
ciuchcia w górnym rogu obrazu ale nie nad drzwiami
czas majowy na sumienia
na sumienne wspominanie zbrodni
i uczestnictwa w budowie socjalizmu prawie całego narodu,
który jest winien zbrodni, gdyż ukrywa zbrodniarzy
zbrodniarze umierają pozostawiając spadkobierców nielegalnych majątków
ktoś znany przechodzi obok Państwowego Domu Towarowego w Likwidacji
zegar powoli zatrzymuje się wskazówka dochodzi do godziny jeeedenaaastej
oj, chyba już nie dojdzie
>>>
* Nieznane stało się to co powinno być znane *
Zdemolowane lotniska
w zdawkowej formie samoloty
wyłapane szopy spoglądające przez dalmierze
żeby chociaż poświęcili więcej czasu na dobijanie
nieznane stało się to co powinno być znane
zakłamało się pod pegeerem ciało, zwykłe ciało
swobodnie, rytmicznie
pod krzakiem forsycji jej oczy czarne
zapaliły się dla mnie, tak teraz
mogła być już babką
ale zbyt modnie się ubierała
nie ucałowałem jej dłoni chociaż myślałem o tym
przez chwilę dłuższą
popatrzyłem z balkonu na nią
mogła być moją matką
ale zbyt modnie się ubierała
trzeźwy Rosjanin przeszedł obok mnie w kwitnącym sadzie
skanował mnie ten stary szpieg
i w bunkrach jeszcze jest miejsce
i w oleju jest jeszcze miejsce
za leniwe koty nie odpowiadam
zagadką jest w bazie gitara Gibson Les Paul
repetuj broń, repetuj, ja się nie boję
mogę mieć na przykład jej oczy
rytmicznie potrącam jej struny
>>>
* Lepszy niebyt niż życie w takim kraju *
Tendencje w nastrojach jak trzeba?
niestety
twoje okulary, twoje okulary!!
zgrabnie nocą kiwać nogami na balkonie
na usta ciśnie się słowo Judasz
pupa w samochodzie
ręce z szybą
samochód rozciąga się jak guma do żucia
tracę zaufanie do pingwinów
tracę zaufanie do własnej egzaltacji
potrzebuję zejścia z góry leśną drogą
belek w oczach, jadu w ranach, tokaju w żyłach
biedne, oj biedne, biedne robaki
proste statywy ustawiono chcąc je sfilmować
czy znajdziemy dość siły by plwać na skorupę?
przełykam ślinę
zjadam ślimaka nad zalewem
chininę zjadam razem z baobabem zjednoczenia na zebraniach
brak zjednoczenia konsumpcyjnego, nie niekonsumpcyjnego
rytmiczny żydowski powrót do korzeni
sny? dajcie spokój snom!
z rana powstanie poczwarka, ale potem
nie zastąpi jej motyl
lubieżne konie odeszły do Kozaków Donu
Janka po napadzie wywyższono
Janosiki mu pomogły i zapędził gości w widły
w róg
ciemnych okularów
płyt chodnikowych
piw na płytach grobowców
grobowców na grzebalniach
mam ja niezłą wprawę w łapaniu kustoszy
dam im popalić
ciuchcia dowoziła kiedyś
mnie na takie zawody
lepsze życie w takim kraju niż niebyt?
lepszy niebyt niż życie w takim kraju
a może tendencyjny brak okularów
>>>
* Otworzyły się jego uszy *
Zaraz otworzyły się jego uszy, więzy języka się rozwiązały
wybrali go na Pierwszego Soskę
powiedział, co Miodek pochwalił
dranie założyli spółkę, kwaśniaki hełmofony
Miami przyjęło kilkoro w sumie uczciwych Polaków, chociaż nieco rozwiązłych
nawet taki tusz może mieć swój styl
nawet taki Kacper może być Amerykaninem
kalesony i olchy w jednym rolsrojsie
kaszanka nie jest lubiana przez górników tak jak Karolina
ledwo język giętki pomyślał a już kubki smakowe odpowiedziały
mały Indianin bawi się w Krakowiaków i Górali
dylemat znaczy Krywań
lepiej nie mówić, że Labuda jest śmieszna
skądinąd Gawryła Princip pochodził ze starożytnego rodu zadomowionego nad
Morzem Śródziemnym znowu nie na tyle zimnym żeby nie wydać prezydenta
nocny stróż stuka mi w balkon pastorałem, czy czymś takim
sąsiad się wreszcie zamknął
znowu uznałem go za brata oczywiście po namyśle
brazyliana kosmiczna, tak to rozumiem
znam się na Belo Horizonte Maxa i Igora
zaprzedał matkę, i to mam za złe Stalinowi
nie będę na koniec podpierał się znakiem
mój naród go otrzymał i sam nie wiem za co
>>>
* Dziewczę zawodzi z pragnienia pod wieczór *
Stłumione uczucia dziewczęcia w betonie
wystają nogi z jakiegoś wykopu ziemnego
pies je obwąchuje
małżeńskie pary schodzą się nad ten wykop
sarkają
w bucie schował lody
i gdy nagle sobie o nich przypomniał to już
był po sutym obiedzie, więc przegryzł tylko pęd bambusa
umaczał biały pęd w roztopionym lodzie a opakowanie wyrzucił
na wrotkach zajeżdżają kochanki
niosą marcowych kotów wrzaski
w pojemnikach na drugie śniadanie
Czomolungma reklamuje się w supersamie
za dużo narciarzy w tym mieście
narciarzy jeżdżących na deskach dla władzy
ratrak na zboczu Czomolungmy a pod szczytem bocian ranny
dziewczę zawodzi z pragnienia pod wieczór
pod balkonem tłucze betonowy opatrunek
filozof podjechał fordem zrobił zakupy i wsadził nos do reklamówki
kamienica cała zawstydziła się z powodu udowodnienia
mieszkańcom w piętnastu klatkach zbrodni na żółtych kaczeńcach
jakie mogą być konsekwencje wiosny dla
marzycielki w schronie
dzieciak nazywa cielaka bezrogowcem
nie nadjeżdżają pociągi z lat osiemdziesiątych
generałowie pogubili mundury
i do tego jeszcze zaspali, gdyż całą noc kumkali w kompoście
rzeczka popłynęła górą
listeczek poszybował w górę
dziewczyna wryła się w mokrą ziemię,
która okazała się świeżym betonem
>>>
* Nie zwymiotuję do grobu PRL-u *
Spod spuchniętych niedźwiedzi wysunął się łosoś
lapidarnie stwierdzono – te dzieci nie mogą żyć
przecież nie są dziećmi, czyżby?
jakież to piękne, ta muzyka ze wzgórza, ta polityka
jakieś śledzie, jakieś lilie złotogłów
grzebienie szpitali psychiatrycznych
wreszcie wolność w opozycji
grzebienie szlachetnych towarzyszy
wreszcie Kraków różni się od Opola
jakie skrzynki stoją na brzegu morza?
jaki pies je rybę?
lubię patrzeć na rybackie sieci
zwisające z żelaznego krzyża na Giewoncie,
to wszystko moje
nie zjem już żadnego dziecka, żadnej kobiety
polukrowanych kiedyś pierników
ani nie zwymiotuję do grobu PRL-u
>>>
* Tramwaj utknął w ścianie kina *
Ja wiem jak często coś można podpalać
ja wiem, kiedy płoną serca
ja nie wiem, dlaczego ona odeszła
kamyk czekał na mnie na niejednym
przystanku tramwajowym
kamyk zamiast jej powitania
gdyby przyszła, choć raz
tramwaj nie utknąłby w ścianie kina
takie bufory takie światła nie uratują
czegoś pędzącego w ciemność
zerwałem z przeszłością
wiem, że czegoś nie można podpalić
zerwałem z wszystkim tylko nie z tobą
dlaczego wtedy odeszłaś na szaniec
to nie takie zwyczajne płonące miasto
to nie takie zwyczajne obracające się w gruzy imperium
jakiś prosty człowiek wykrztusił obrzezane słowa
takie będą wyroki dla przemądrzałych
zawsze takie wyroki będą
ale trwaj na tym przystanku – coś mi mówi
ale łap spadające części domów i bufory
łap kawałki rodzin, łap odpadające strzępy skrwawionych serc
>>>
* Akurat zachciało mi się rozpaczać *
Akurat zachciało mi się rozpaczać
w kredce woskowej
lekko zewsząd
miałem na myśli ciebie
miałem na myśli cichą spowiedź
dreszcze przebiegają przez społeczne serce
miałem złoty róg
na deszczu przemókł sznur
na wiele lat zwalczono prusaki
na jak wiele
dmie w trąbitę wiatr górski
lament na Palestynę, lament na całą Polskę
spychaj piach na brzegi wydm
kruchy pokój rozbił się na pięćset części
zaakceptowano ten nowy stan
nie mogę patrzeć po tych wszystkich latach
na pusty Kreml
na puste dusze sąsiadów
stać mnie aniele na taniec śmierci
ja i oni znów w tańcu
bracia spleceni bluszczem
okrwawione kosy
czaszki i kaktusy na pustyni
mam w głowie startujące samoloty bojowe
łzy jak bomby wypadają z moich oczu
wierzba rośnie nad rzeką
martwy kot płynie nurtem
na wznak
moje płetwy, co z moimi płetwami?
sosna na kraterze
kijafa na skarpie wiślanej
może odpadnę zanim każą mi służyć
nie przyjąłem się dotąd, jako giermek Gierka
nie przyjmę się i teraz, jako agent mafii
zwykli zakłamani marni ludzie jednoczą się
nad brzegami rzek na moją zgubę
a ja w kredce woskowej
>>>
* Kluczowym zagadnieniem jest czystość rąk *
Całuj mnie naturo
potrzebuję wiatru jak smutku
całuj mnie natchniony wietrze od gór
ja kiedyś spłoszyłem twoje ptaki
przyznaję się, poszybowały z wolnością
jak to kolorowo śmierdząco
ledwie zakwitnie sasanka
a już polityczni przeciwnicy
nachylają się nad nią
czaruj ich, czaruj!
jakież bym nie wygłosił przemówienie
przydawka zawsze wypada na końcu
futrzana przydawka z końca języka na koniec zdania
może to zajączek z fasoli zielonej znad morza
kocham jeszcze coś
warto jeszcze wierzyć w drewno
kocham jeszcze niektórych ludzi
warto inwestować w zwierzęta
nie osądzać, całuj mnie całuj
myszo
kluczowym zagadnieniem jest czystość rąk
przy czym łan młodego zboża
może mieć w pewnych kontekstach znaczenie symboliczne
kleks na szybie
na wystawie kleks
kleks mózgu w przyrodzie
głodny karaluch jest stworzeniem wspaniałym
głodny słoń nie stawia problemów przed nazwą
jam cię widział głodnego
jam cię widział człowieku, głodnego
boję się ciebie
gdy zasypiam słowa przesuwają się przed moimi oczyma
jak zwierzęta
tymczasem zwierzęta zamieniają się w ludzi
i przychodzą do mnie na jawie
>>>
* Po wybuchu bomby *
Wiele się może zmienić po wybuchu bomby
zbiednieć można
wzbogacić się również
zbudowałem kaplicę wielkości Hagia Sofia
podgrzybka pokazała Pani
stelaż wysunął się
kamienie mogą przemówić jeszcze w tym wieku
trzeba jeszcze wydusić dzieci
te chodzące i te niechodzące
na pustyni jest zazwyczaj o wiele czyściej
niż nad jeziorem
karmelkowy most złudzeń malca śpiącego na ulicy
strzępy mięśni, odłamki kości, zgniecione gałki oczne
na każdym kroku rozstrzeliwują ptaki
dymem z nosów i czaszek oraz dymem z muszli i z wystaw
lecz nie pójdę za nią nawet, gdy odejdzie
lecz nie pójdę za nią nawet do swojego domu
lodowiec wysunął się na czoło
moje minarety spełniają funkcję wież oblężniczych
fajnie jest podpalać plemiona
lecz gdy zacznie się skrapiać żyły
to na drogę trzeba torbę brać
już tylko torbę brać
>>>
* Wysublimowany astralnie *
Skoro nie można zatrzymać deszczu
i Lucyfera pojmać nad pustynią
więc niech przemówią łzy
trepanować czaszki i przepołowić ludzkie sumienie
jest to obojętne czy jedzenie składa się z samego
drzewa czy też znajdują się w nim śladowe ilości węgla
po prostu trzeba nam patrzeć wciąż w niebo
nam stojącym w błotnistej kałuży
tam nad horyzontem, popatrz coś błyszczy z dala
czy to oko dinozaura czy to Armstrong?
czy to złudzenie twoje drogie dziecko?
nie, to słońce gadów
nie po to Platon wymyślił jaskinię byś teraz
musiał patrzeć w słońce
słychać rześkie tam-tamy i głos piłkarza-Marleya
groby się otwierają i wyrzucają niewolników Afryki
którzy stają się pianą Francji i Anglii
ponad pustynią leci rogata żmija a sówka wije się w piachu
tak się dzieje, gdy wybucha wojna
kołysz się Ziemio w takt eksplozji
miałem straszny sen, widziałem we śnie smoka
wielkiego jak chmura, który siedział na brzegu
tektonicznego rowu i malował obraz na płótnie
metaforę starożytnej Afryki
dlaczego jakiś typ odpowiada stylowi?
kumie daj nogę z tego zagajnika gadów
sam na sam z odorem w trakcie przemian
a także pod wpływem płynów i substancji lotnych
z Lucyferem mam kontakt wzrokowy
z Bogiem, który go stworzył
wysublimowany astralnie
i stanąłem na Księżycu
>>>
* Za tyle nieprawomyślności *
Zapomniałem, że nie można im wierzyć
jestem przecież wierzący
to i nic dziwnego
linia i koło w mojej metodzie
francuski język jest dobry na rozciąganie
mam w domu surykatkę srokatą
dam im niech się nie cieszą
Zapomniałem, że czas na wspomnienia
komuż jak nie mnie należy się więzienie
za tyle nieprawomyślności
za te wyzwiska we śnie mogliby mi dać
śmiało wyrok dziesięciu lat katorgi
ale nie mogą, bo jestem w trakcie odbywania kary
brązowy flamaster wzięło dziecko do ręki
może wymaluje na Giewoncie ich twarze
skuteczne połączenia konia ze skrzydłami
są nadzwyczaj trudne
w leśnej trawie udaje się połączyć
co najwyżej konia z chrabąszczem
jak zwał się ten rzeźbiarz a jak się zwał barbarzyńca?
popieram kulturę bez przemocy
mój dziad nie siedział przed lustrem w podartym szlafroku
a ja nie piłem whisky przez to wszystko
wcale nie spadły sputniki w tej ostatniej dobie
choć jeszcze mają na to czas
spłachetek podartej gazety rozkłada się jak wachlarz
przyklejony jednym końcem do ściany
muchy nie weszły mi do ucha podczas mojej
choroby i nie spełzłem na niczym
Zapomniałem, że nie można wiedzieć o tym
że oni wciąż są i to są jakże głusi
bez usprawiedliwienia dla mas
>>>
* Zamknął się świat dozorcy *
Kolosalne jaskinie moich spojrzeń
na świat pełen ułudy
gnat jeziora w palenisku wiary
ryby na ścianach płacz ryb
Z rzeźni płonących wysunęły języki
moje przepowiednie
wizje zagłady dzieckiem biegnące
po falach asfaltu i gruzów
Tętent żydowskich klaczy
dudnienie kół rydwanu
Piramidy sumień zapadły się
stwarzając niespotykaną formę architektoniczną
gady pod stopami
ziemia zbudowana z porykiwania gadów
same drzewa oparły się o horyzont
gdyby nie czekały na ptaki
byłyby wolne jak słoneczniki
Na wysypiskach rośnie marchew i brokuły
na powiekach przybywa lian
zasmucony mężczyzna wraca z wysypiska
niesie duży worek na plecach
a pod pachami dwóch swoich towarzyszy
Zamknął się czas dozorcy ruszyły zegary
z oczekiwań powstała giełda postkomunistycznych normalności
Jakże ogromne jaskinie
drżenie kumkanie przedświt mgła
kudłaci faceci przemieszczają się wzdłuż drogi imperium
lemur biegnie w poprzek tej drogi
zakaz śpiewania nadal obowiązuje
zakaz pracy dla siebie nadal nie obowiązuje
patrzę bez skargi na bolesne miejsca
>>>
* Staw nocą*
Zewsząd ciemności, zewsząd kumkanie
nasłuchuję nad stawem księżyca skargi
mówi coś o kosmicznej spiekocie pośród gwiazd
w szuwarach pionowy cień ześlizguje się po łodygach tataraku
woda wstępuje w piąty wymiar
małe bąbelki, co chwilę pojawiają się na powierzchni
odrywają się od dźwięku i jak balony
szybują w kierunku księżyca
moje oczy zachowują się podobnie
do pustych oczodołów wlewa się cisza
trzęsie się ziemia od wibracji żab i świerszczy
olchy drżą ze strachu
czarne błoto pełznie ku duszom zabłąkanych
głębia stawu zapada się w siebie
żelastwo i trupy nikną w odbiciu księżyca
w stawie pułapce
>>>
* Zgaduj-Zgadula z kapturem *
Zamknąć jak gdyby chęci
tę chęć
Lamma kiedyż zawali chodnik
zgaduj-zgadula z kapturem
lwem cię napełnia pochód
za mną stoi stary samochód
za wiele wiele lat za wiele
tędyż
komu dałem wskazówki?
lepiej nie mówić o kamaszach
chłop ci on
z kogo mam, więc brać przykład?
luksusowy w chacie bez prądu
strzał w głowę nikt nie winien
zdemolowana chata
wino rozlane na posadzkę
grota żeby nie powiedzieć jaskinia
męki nad rzeką podarowane
gencjana na szczycie
kumpel nieletni w kolejce
spadają chęci z koni spacerowiczów
jestem do dyspozycji
sen dostaje za swoje
zagadkowe zęby pokalane przez gołębie
szelest liścia na górze
tam jest mały polityczny wiec
skamielina delfina w duszy
zapadają się samochody półciężarowe
można już wieszać pod sufitem gospodynie
iskra przeskakuje
oj, gdyby nie wieszcz
lewa lewa zew nad lodowcem
remplowanie na temat europejski
porzucają naród i religię
a ja nie pozwalam na wycieczki za forinty
zgubione daktyle w lasach nizinnych
fragment całości pod nazwą Mahabharata
sklejony z dewocjonaliami wielbłąd
koszula lepi się do pleców psa
temu podobni śpiewają dość dobrze
lampa zdecydowanie świeci nad resztkami borów
zdecydowanie i speszenie dziewczyny
teraz i wczoraj
i odchodzi
zamknąć dom dziecka w jakiejś miejscowości
oto ich cel
nie popuszczę
bo mam chęć
>>>
*W Cucamonga *
Czechosłowacja to temat dla niewinnych
elementy techniki w wynalazczości świata
Japończyk to nie musi być człowiek
Syberia z fiordami
flamaster przed blokiem
kaczka pewnie, że nie dziwaczka kuca na ławce
pewien zegarmistrz z miasta nie umarł jeszcze
jest też środek Atlantyku
grzebień zatopiony
dom składa się z bloków żużlowo-cementowych spojonych słomą
dzieci się bawią w wesele i szukają sznura
Laponia już śmierdzi groszem
samochód Peugeot jest zwykłą maszyną
choć nie każdy umie zrobić dobry kuskus
słońce dla słoni jest z żelaza
zamach stanu w Nairobi
gdybyż, czemuż, jakżeby
obok Redarów polegli Celtowie
przycisk jest w każdej maszynie
prąd jest nawet w rybie
o! jest sznur, wisi coś na nim
łakomy spawacz w ruinach Wrocławia
zieje ogniem Prezydent FIFA
na Aleutach zesłańcy z Rosji niemieckiej
ten samochód rosyjski nie jest temu winien
ślady winnic na wulkanicznych terenach Podbeskidzia
małe śliczne miasteczka Europy i Ekwadoru
zbliżają się do centrum by zapalić fajkę niedzieli
nawet tam, nawet tam są klasztory nadziei
w Cucamonga
filtry mają duże znaczenie pod koniec wieku
przełom zmalał, odsunął się na południe
taka lotnia może Sumera ponieść na pustynię
i co w tedy, czy ma przejąć jakąś misję
w dziejach cywilizacji
czy Synaj czeka na Akad?
>>>
* Nasi fedrują krzem *
Poziom któryś tam
a nasi fedrują krzem
zalewa oczy pot
a nasi dźwigają wzorzec
gwiazda wbita w krzyż
dający się dostrzec
w źrenicach Giocondy
pompy pracują bezustannie
rzygacze wyrzucają wodę mineralną
w retortach na placu centralnym
kipią zupy na bazie benzyny
fedrunek zademonstrować warto
nasi dają z siebie wszystko
to się może podobać
jakiż wysiłek, jakie sikanie potem
ryby zrywają się z uwięzi
przynęty emitują słaby blask
nie wiadomo dokąd sięga projekt
niknie zwój za wzgórzem
doszukują się atomów i nic im w tym
nie przeszkadza
winda w górę, winda w dół
krzemu ubywa w zastraszającym tempie
w sumieniach odkłada się ołów
w sercach odkłada się nienawiść
do następnego poziomu
>>>
* Nad domem byłego członka KC PZPR *
Jonosfera oddaje ciepło pobliskim lasom
kopczyki zieleni na linii horyzontu
wełna żywych igieł na zboczach
brak klasztoru w tych stronach
klasztoru takiego jak w Asyżu
urzędnicy cierpliwie nawadniają
śródleśne łąki i sadzą nowe zielone drzewa
Prezydent Warszawy usypuje Nowe Tatry w suburbii
kanibale partyjni w leśnych parowach zjadają
szczątki pozabiegowych płodów
nie wierząc w modlitwy dusz
skamieniałe w parkach drzewa wyciągają
błagalnie gałęzie ku górze chcąc dotknąć
jonosfery, która im urąga
ostatni komuniści w ostatnich rządowych sanatoriach
zjadają trupy rozstrzelanych pięćdziesiąt lat temu
swoich towarzyszy
nie chcą dać ich spopielić
cierpliwość myszy duszonej korzeniami drzewa
jest tutaj do pozazdroszczenia
tam na linii horyzontu liście chłoną
promieniowanie kosmiczne
wraz z przekazem najnowszych informacji
z sond międzygalaktycznych
o, jest klasztor
a, nie, to legitymacja odrzucona za horyzont,
nie doleciała
nad domem byłego członka KC PZPR
Chrystus rozpościera ręce szeroko
od horyzontu po horyzont
>>>
*Gdzie zatopione góry*
Tam
w kapeluszach słyszące damy
kiedykolwiek zajdziesz w te strony
wspomnij zatopione już góry
na drutach robiący swetry
firanki zwisają z wież
topory naostrzone
twarze zasłonięte
klawikord na statku
stary pisarz pod mostem
jego izba pamięci w wagonie kolejowym
luźny symbol tamtych czasów
kiedy dojedziesz autem zdejmij gąsienice
trasa zwinięta
lustrzane twarze dam
terrarium w sekretariacie partii
księżyc zaopatrzony w lunetę
szczur zamieniony w jeża przez astrologa
nawet gdybyś nie dotarł tam
powiedz, że kochasz to miejsce
>>>
*Tracę cię*
Jestem bardzo znużony wypatrywaniem ciebie
Gawryła mi towarzyszył, ale zasnął
jest świt świtów a ciebie Wiera skrywa noc
gdybym miał kości Mickiewicza, ścięgna Słowackiego i płyny ustrojowe Miłosza
zostałbym poetą w słonecznym kraju
i kadziłbym Moskwie ukrywającej się pod nazwą Pekinu
kiedy tylko wyciągam rękę żeby zerwać źdźbło trawy
z zamiarem włożenia go sobie do ust
kiedy tylko na nie spojrzę, tracę cię Wiera, tracę na powrót,
tracę cię z pamięci
jestem bardzo znużony wypatrywaniem ciebie pod wieczór
no tak, Gawryła z tego wszystkiego skoczył w nurt rzeki
jeszcze słychać jego głos wzywający pomocy
nie chce się zagoić rana na palcu zdobyta na Gobi
ech! Wiera, Wiera, czymże jest szczęście, gdy prawdy brak
to ty byłaś moim uosobieniem prawdy
a dziś pozostał mi po tobie tylko ten opuszczony sklep
Wiera wróć z towarem lub z pieniędzmi
i nic nie mów
>>>
*Łatwe wzruszenia nad dzbanem pełnym krwi*
Łatwe wzruszenia nad dzbanem pełnym krwi
jeszcze nie nadeszła odpowiedź lekarzy
a już czekają kaci
smutne oczy żołnierzy patrzących na ekshumacje
blade twarze oficerów wydających rozkazy
mur jak komin fabryki powstaje z martwych
wschodnia dzicz liczy na cud po latach hańby
czernieją w kącie farby i pędzel
kameralny nastrój przedwojenny
sięgać, nie sięgać po brzytwę
sucha gałąź wciska się przez okno
tam gdzieś gdzie domy obce kapelusz zawieszam na samowiedzy
nie mogę dotrzeć do Imperium Rzymskiego, bo go już nie ma
nie mogę dotrzeć do Cesarstwa Niemieckiego, bo go już nie ma
mogę szukać imperium Stalina wszędzie
łatwo powiedzieć diabeł jest tam albo tam
jeszcze czekam na odpowiedź lekarzy
a barbarzyńcy już podchodzą pod ściany domu
z toporami
>>>
*Święty poranek jesieni*
Święty poranek jesieni
za oknem wiatr się wzmaga
jasne plamy na ścianach bloków
to wszystko, co pozostało z lata
krew wylewa się z rynien
klucz obraca się w zamku
wiatr się wzmaga
poduszka emituje pierze wprost na podgrodzie
stare kobiety niosą na plecach siodła
przechodzą na wzgórza
w kręgach topól bezustanny szelest
bezustanne migotanie wspomnień i wielka tęsknota skał
lemiesze kroją głowy chłopów odkrywając białą kość
słońce rozgrzewa do czerwoności ostatnią Syrenkę
porzuconą na parkingu
białe komeszki fruną nad wielkie miasta
wzmagający się wiatr porywa ptaki w niebo
zachodzących słońc
i już stamtąd nie wracają
z centralnego placu hutniczego
wyruszają Lapończycy ze stadami renów
mleko przestaje się sączyć z wielkich piersi
ściśniętych kartkami książek
wyobraźnia spokojnie czeka na otwarcie puszki ze śledziem
od wzgórz i pól do centrum miasta porusza się wyciąg krzesełkowy
przewozi towarzyszy z pierwszomajowej trybuny
podryguje jakaś kobieta powieszona na balkonowej suszarce
podryguje przypięta spinaczem do bielizny
podryguje na wietrze
podryguje potrząsana
podryguje jak podmiot liryczny
w wierszach Safony
>>>
*Camelot z Merlinem*
Camelot z Merlinem na zwodzonym moście
Wawel z Chochołem na kracie
Kreml z czaszką na szczycie wieży zegarowej
>>>
*Zostało ich niewielu*
Zostało ich niewielu
ich serce takie słabe i płuca nie lepsze
chyba i oni zejdą śmiertelnie z boiska
i to podczas meczu Przedmieścia z Miastem
Nowy Jork broni się przed przeludnieniem
Ameryka broni się przed przeludnionymi miastami Południa
Rzym likwiduje slumsy
zostało ich dosłownie kilku
do wysiedlenia poza granice realności
ktoś trumnę ociosuje jak krzyż
tkają już dla nich białą suknię
malarze nawiązują w swojej twórczości do epok lodowcowych
malując ich trumienne portrety
Europa przysiada na ławeczce w starutkim parku
kanały w stolicach pustoszeją,
kołyszą się leniwie przy nabrzeżach puste łódki
zostało ich tylu, co terrorystów w Paryżu
co Pigmejów w Afryce
co Aborygenów w Australii
i nikt nie wierzy w ich przetrwanie
raczej Cywilizacja boi się Hunów i Mongołów
aniżeli tego, że może ich kiedyś jej zabraknąć
nazywają ich Filozofami, ale to już ich ostatnie dni
no chyba, że znowu ruszy się Wschód
>>>
*Naród musi być ukrzyżowany*
Nawet jeżeli tetrarcha to powiedział
to nie znaczy, że ja mam to powtarzać
według Mędrców Syjonu krzyżowanie jest nieuniknione
dla każdego nieuniknione
Sam w grocie skalnej przekonałem się
że tak dalej być nie musi
Tyci skarabeusz potoczył znów kulę gnojową
już miałem go rozdeptać, gdy pojawił się
obok mojej stopy
wstrzymałem oddech na myśl o jego świętości
Nawet jeżeli olchy nie mogą powiedzieć nic
to i tak nie znaczy to, iż ja mam milczeć
widząc nieposzczących rodaków
trzymających się kurczowo lian z tworzywa sztucznego
dyndających na swoim komunistycznym życiu
jak małpy w zegarach kosmicznych
Kogoś trzeba poświęcić, kogoś trzeba ukrzyżować
ta stara zasada znowu powraca w prasie
Abym mógł wieść dalej swoje spokojne życie eremity
naród musi być ukrzyżowany
>>>
*Po drugiej stronie już*
Skorzystałem z dzisiejszego dnia tylko częściowo
pomiędzy godziną siódmą a ósmą kajałem się
i biłem w piersi
potem nie czekając długo w czytelni popędziłem do pracy
roztrącając policjantów
miałem nadzieję na świętość wśród ludzi
przeliczyłem swoje siły
kolejna zebra, kolejne wspomnienia festiwali
doszedłem do rogu ulicy
wytrzeźwiałem
i chociaż już nikt nie przyznaje się do komuny
ja nie zdążyłem pozornie na pociąg
most załamał się pod ciężarem autobusu
którym udałem się w końcu do pracy
znalazłem się w rzece razem z nieszczerymi pasażerami
pijawki były komunistyczne, ryby były też takowe,
nie doniesione do plebanii
sam nie zdecydowałem się na doniesienie snu
przerwałem podróż, ponieważ nie było tam kaszalota powietrza
Jakiś głupek powiedział publicznie, że poziom kultury obniża się
pod koniec wieku
a taż czy on – siwa głowa – nie widział ani jednej wojny,
zwałów trupów, nie słyszał o Hitlerze, Stalinie, Pol Pocie
i tego typu kukłach mrugających okiem do nas z telewizora
cóż jeszcze gorszego te pokolenia mogły po sobie zostawić
Teraz już wiem, że ta jaszczurka na rogu ulicy
która co rano fioletowieje na mój widok
i otwiera pysk pokazując godzinę siódmą na zegarku tkwiącym w jej pysku
– to część społeczeństwa po czterdziestce
Jakiś zębaty odór zwiesił na pantografie piorun i poszło to w miasto
kloaka otworzyła się pełna wymiotów tym razem
zgniłe oczy pokazały się pośród plwociny na przykład
i właśnie wtedy przypomniałem sobie o pacierzu
i o tym żeby umyć zęby sobie i synowi
Ledwo żywy przysięgałem na cichą sprawiedliwość
słabe serce, w piątej kolumnie, w siódmym rzędzie
filar czy kolumna, na co zdecydować się
kawa, pycha, zazdrość, gniew, ale przecież pacierz
kap, kap, krew, pot, łzy
tu miłość a tam łysy przeciwnik –
spuszczę mu koronę na głowę z pierwszego piętra
Kłamstwa, ploteczki, trawa za wzgórzem nie odrośnie
piła poszła w ruch uliczny, zatrzymała się na kości
gdzie moje jasności w modlitwie, ominąłem jaszczura
obłęd w naci, zakonnica skręca, szkółka przechodzi do opozycji
zdecydowanie do opozycji
dzwony zadzwoniły niespodziewanie, kałamarze przewrócone
wypróżniły się na rynek
moja litość (nad sobą) rozlała się jak atrament na widok pierwszego
człowieka
to oni jeszcze żyją, jeszcze mnie kochają
a ja już jestem po drugiej stronie
zanim zostałem świętym
>>>
Do wnętrza Ziemi
Niewiele stało się z jej powodu
nadeszła bliska miłość
kolega zapoznał mnie z bardzo grubą panią
bliska miłość przeistoczyła ja w starą kobietę
powiedziała – zaśniesz sam, zbudzisz się sam
kolega przedstawił mnie bardzo grubej kobiecie
ale to nie ja nachylam się nad nią
to ona nachyla się całą noc nad moją studnią
jej kobiecość wyszła z wody i z zimna
i juz tam nie wróci
kawał szkła wydostał się z szyby
uderzył mnie w twarz, uderzył mnie, rozciął mi czoło
nie poczułem bólu, przejrzałem
lampa zakołysała się nade mną
lampa spadła na moją głowę,
rozcięła mi skórę na czubku głowy
poczułem ciepło śwatło kobiety, gdy spojrzałem przed siebie
lustro wypłynęło z gabinetu kosmetycznego
płynęło, płynęło ponad miastem, ponad dachami
płynęło jak dobre słowa – dotarło do mnie
wypełnione po brzegi olbrzymią kobietą
ona jeszcze nie wie, że rozmyślałem o tym
aby ją opuścić i wyruszyć w świat
stąpając ścieżkami prowadzącymi do Wnętrza Ziemi
>>>
*Ze słów wyrąbać nadzieję*
Ze słów wyrąbać nadzieję,
gdy księżyc zaszedł o północy,
gdy kamienne nastroje rodzą się w opuszczonej głowie
ze słów wyrąbać postacie
trwające jak czas ponad dolinami,
gdy potąd mam głupoty i potąd zaszłych grzechów
– wskazać na cholewki
– wskazać na czoło
to tylko mamut na górze, z której lecą żółte liście
wiatr, jak co roku przegania wołki
po to tylko by dał się słyszeć ryk stada
– nie ściemnieć na nadzwyczajnym spotkaniu z lasem
zwalone słowa leżą w tłumie serc
o jakie piękne grzyby – woła nie żydowskie dziecko
na widok czegoś w rodzaju huby na gnijącej korze
ze słów wyrąbać nadzieję
ta chwilowa niemoc krajobrazu
jest siłą przyszłej przemiany i odrodzenia
mamut zdębiał, mamut przesłonił księżyc
– wskazać na czoło
>>>
*Kilku wariatów*
Ktoś musi wyegzekwować wreszcie sprawiedliwość
koniecznym jest zdeptanie tej hydry
to oczywiste, nie trzeba sięgać po szafot poezji
to oczywiste wszędzie, ale nie tu
gdzie zbrodniarze pod kościołami mówią –
być może trzeba było rozwalić kilku wariatów
aby społeczeństwo nie ucierpiało
być może trzeba będzie rozwalić kilku wariatów
aby społeczeństwo nie ucierpiało
>>>
*Jeszcze nie smoki* (Taśma do sklejania emocji)
Zerwałem czereśnie, zerwałem sen
kochanie moje – przewiń dziecko
zapomniałem nazwy terytorium skunksa
po omacku szukam z mapą w ręce
Ledwo to słońce zaszło ponad spiętą głową
ledwo zastrzyk zamarł w żyłach
skóra zmieniła barwę i długość
zabrakło taśmy do sklejania emocji
to zabolało w dziąsłach gdzieś
Za produkcją nie idzie ukończenie kursów
długie joot nie podobne do krótkiego q
zemdlała krowa w kwiatach na operowym balkonie
kusy napis na larwie skurczył się jeszcze bardziej
leć ścierwniku do orłosępa i pożycz trochę waty
skrzywiła się twarz bosmana
napięły się liny statku a on przechylił się na lewą burtę
Kiedy tylko wyjąłem to wino zaraz przyleciała ważka
wtedy owad ten pokrążył sobie trochę, oj pokrążył
to nic, że owo jest do wyrzucenia
lament nad starym płotem, zmieniam skarpety właśnie tu
lament na centralnym placu
Boginie są cienkie jak ta igła
ta Ewa jest niewdzięczną służebnicą przygody
comiesięczne nawroty zdecydowały o dokończeniu leczenia
z tego jednego jedynego zezwolenia zrobiłem sobie wygodne życie
Nawet nie wiedzą jak wysupłać grosz na kościół
rozwiązały ornaty wtenczas, gdy rozwinęły się sztandary
spinka zginęła w popiele katedry
nawet organista nie odmówił jednego
Zaprowadziłem ją będącą całkiem w porządku na grządkę
zaprowadziłem ją tam gdzie dynia dojrzewa już drugi rok
pokazałem republikę jak okiem sięgnąć
stowarzyszyłem jej oczy z imperium zieleni
Jakiż to cień pada na ciebie, gdy gdaczesz
jakiż to smutek dogania cię pociągiem
ladaco ten zalew, zostawił twoje spojrzenia na wyspę
i zajął się spojrzeniami na nią
skurczyłem się w sobie, gdy zaśpiewała
Trąbka panie pojechał, panie a co wy macie pod nosem,
klawisz, czy co?
zapytany odpowiedział nieziemsko
bryka stanęła w połowie góry, wyprzęgnięto jałowiznę
do cebrzyka wlano śliwowicę, zapytano, przeżegnano
zapytano, rozstrzelano, nienawiść, nienawiść, nienawiść
Nie rozmawiają ze sobą, ale to przecież dudy
nie podobają się sobie, ale to grymasy
mowy nie ma o palcach, ale skubie marynarkę
zewnętrzny głos poprowadził do skarbca
wewnętrzny głos poprowadził na jakieś piaski sumień
Opole ucieczką, Kanada stereotypem, Kraków zalewajką
wtórnie zaokrągla spacery wśród drzew
jak gdyby padły aluminiowe domy a zapachniały jeszcze nie smoki
ale już dziecięta-kocięta
>>>
*Miałem sen, piękny sen*
Miałem sen, piękny sen
żywa nadzieja jawiła się płonącą chustą
spadającą na taflę jeziora sodowego
kobieta czekała na skraju przepaści
pozwoliłem sobie zignorować tę senną przepowiednię
nie wschłuchałem się w nocy krzyk
nie słucham od lat krzyku nocy w sobie
i echa pod łóżkiem
Jawny dąb swoje gałęzie ułożył w kształt ramion,
które splotły się w kołyskę
jawny ząb skorzystał z wyrwy za diamentową górą
zatoczył koło i odleciał
nie wiem czy mogą to zabrać i potrzymać sobie
przecież uczynię to tylko dla siebie
więc czy mogę?
Miałem sen, piękny sen
jaspis w złotym kole ponad diamentowym trójzębem
wbitym w chmury zbladł nagle
mój pasterz idący wśród traw ponad chmurami
zatrzymał się, ustawił pionowo pastorał z wiśniowego
drzewa, westchnął, ziewnął przeciągle
uśmiechnął się
>>>
Dodaj do ulubionych:
Lubię Wczytywanie…
Podobne
Witam, świetny artykuł wiele pań nie zna omułka zielonowargowego natomiast to wielki błąd. Ponieważ omułek doskonale kształtuje się do poprawy zdrowia, szczególnie u kobiet cierpiących kłopoty z kościami. Sama stosuję na bolące stawy i po 4 miesiącach mogę powiedzieć, że efekty są świetne 🙂 https://www.youtube.com/watch?v=SyNaUz2XxNQ
Hello there,
My name is Aly and I would like to know if you would have any interest to have your website here at alekskarga.com promoted as a resource on our blog alychidesign.com ?
We are in the midst of updating our broken link resources to include current and up to date resources for our readers. Our resource links are manually approved allowing us to mark a link as a do-follow link as well
.
If you may be interested please in being included as a resource on our blog, please let me know.
Thanks,
Aly