1983
* Gwiazdy *Gwiazdy czyhają na ciebie
w wielkiej błotnistej kałuży
może w tym mieście
w jego zaułkach być może wdepniesz
w miazgę rozmokłych gnijących gwiazd
właśnie wtedy, gdy będziesz ze swymi medalami
znajdował się w arce samotności
właśnie wtedy, gdy nie będziesz się niczego spodziewał
natkniesz się na olśnienie przybywające z kałuż
Gwiazdy czyhają na ciebie
na ludzkiej twarzy
może spotkasz je drżące na jednej z rzęs
zaskakiwany zbrodniami rozstań być może
zostaniesz upolowany przez jedną taką gwiazdę
właśnie wtedy, gdy nie będziesz się niczego
spodziewał
zostanie wykonana egzekucja odkładana od lat >>>
* Laurowa korona *
Cienka gorąca opaska nienawiści
wokół mojej głowy
wieniec laurowy nad moim czołem
jeden listek drugi trzeci czwarty
wszystkie przybite do mojej głowy
gwoździami tęsknoty i samotności
przenikające moją najtwardszą kość
to przeszłość niszczy mój mózg
nie mogę korzystać już z teraźniejszości
świat, który demaskowałem osaczył mnie
nienawiść miłości miłość nienawiści
och poprawić opadający na oczy wieniec laurowy
cierpieć znów jak człowiek bez przeszłości
z powodu nadchodzących czasów
nie zapominać o nitkach żalu
w chwilach obecnych
>>>
*Ale wielki jesteś *
Ale wielki jesteś
chcę płakać
muszę zabijać
wąż trwa we mnie
zegar umiera ranny w oko
nie nie
o cóż chodzi
to tylko wieczór
szyb mebli jakichś małych głośników
paznokci
ależ nie nie
jestem
to ktoś z kopertą
w której krwawi list
wiosną odbija mi się
jak wstrętnym bigosem
z dworcowego baru
naszych odrażających rozstań
kwiaty umierają między
moimi zębami
Wielki jesteś
zbyt wielki na tą kieszeń
bo nie nie
nie chcę umierać
bo nie nie
nie chcę domu
z skrzyżowanych bali
chcę tracić
ale nie wszystko
to ma jest moja tragedia
chcę mieć swoje zwierzęta
jeśli nie mogę być planetą
ani ciepłym klimatem
chcę myśleć
o czymś myśleć
a szubienica myśli za mnie
nóż wykonuje gesty
jakby kierował nim facet
z moją fizjonomią
przedmioty zebry żyrafy
zakazy
zatruwać by Zen
mógł
wyłoniła by się
Biblia
przystrojona w muślin
Kobieta-Biblia z kresów
umysłowego oddalenia
nie nie
nie prawda że jestem całkiem zły
modlę się do szans
myślę że muszę zabijać zakazy
płaczę już przecież
o co chodzi
te kleksy te upomnienia te dziewczyny
te pasy na mgłach włosów
podziemia wielkości
rozumiem, że ucieczka przed śmiercią
nie ma sensu
na dłuższą
metę
nie nie
nie ma sensu się bronić
przed śmiercią
>>>
*Przeklęta epoka*
Jak to się mogło stać
że już dziś mówię do siebie – ty
dlaczego na mojej młodej głowie
tyle siwych włosów
jak mogłem dopuścić by ludzie władzy
odebrali mi moje cele
by przywłaszczyli moją nadzieje
Na darmo szukam dziś
żywych wokół siebie
nie widzę życia w figurach
woskowych aniołów strzegących
moich coraz to różnych postaci
jak to się mogło stać?
że przeżyłem cały wiek sam
że nie mam nic
że zachwycam się byle czym
społeczeństwo sukcesu wiekuistego mnie odepchnęło
przyroda wypluła zwierzęta opuściły
dzieci zrezygnowały ze mnie
jak można będąc nastolatkiem
myśleć tyle o śmierci
dlaczego stoję dlaczego patrzę
na te potworności wieku
jak to się stało że przestałem
cenić pieniądze
i nawet nie wiem teraz
ile jeszcze mam wzięcia
a ile do darowania
nie można wędrować ciągle pod prąd
do górskich źródeł
trzeba płynąc rzekami do wielkich
zaludnionych delt
trzeba pokonywać ocean
w poszukiwaniu szczęścia
jak to się stało
że tonę w asfalcie ulicy
podczas gdy inni spacerują zwyczajnie alejkami
przytuleni do siebie
jak mogłem dopuścić do tego
że mimo wszystko nie potrafię
dotrzeć suchą stopą na drugi brzeg
jak mogłem dopuścić do tego wszystkiego
gdy wiem, że dziś pozostało mi tylko
to wyniszczające pisanie o przeklętej epoce
upływającego czasu
>>>
* Nadwiślański aniele *
Odbierz od niego wszelkie zło
poprowadź jego błyskawice
zaznacz jego potencjały
osłoń jego oczy od oślepiającego słońca
Nie pozwól by sam miotał się spocony
w wiosennym upale pod Pałacem Kultury i Nauki
by wszystko, co należy do niego zostało odrzucone
i wirowało nad Warszawą jak dym i gołębie w czasie powstania
Odbierz od niego cenną białą chusteczkę
i nie pozwól zginąć jego wielorybowi
usiądź z nim w barze „Wanda” u stóp Wawelu
każdym okiem oddzielnie wtedy mu się przyglądaj
gdy siedząc na koniu z brązu w cierniowej koronie na głowie
bierze wielki zamach zza głowy
trzymając w ręku wałek do ciasta
Pozwól pachnąć jego bzom i jaśminom rosnącym na kraterze wojny
bądź nim, gdy lekki wietrzyk wieje przez Wisłę
przynosząc tajemnice Sandomierza i Grudziądza
gdy nad lotniskiem w Balicach krążą mewy jego mewy
Pobłogosław jego łzy i daj pragnienie życia
w krainie czerwono-czarno-sinego zła
>>>
*Jesteś tak daleko*
Ogień zapłonął na horyzoncie moich paznokci
a ty zmarszczyłaś brwi i uniosłaś rękę
ogień zapłonął na końcu świata moich palców
a ty krzyczałaś wciąż – daj mi spokój
ogień zapłonął na krańcach moich rzęs
wołałaś – daj mi spokój
ogień buchał z oczu i ust
a potem gdy ty całowałaś mnie na pożegnanie
twoje usta nie mogły mnie już dosięgnąć
bo byłem zbyt daleko
wyszłaś z tlącą się sukienką
pojawiały się na niej małe płomyki
gdy odwróciłaś głowę już na ulicy
aby popatrzeć w moje okno
w którym zgasło światło
>>>
* Ból oczu *
Widzę w Muzeum Narodowym niebieską plażę
na którą pod wieczór wypełzają z wody
stalowe żółwie na gąsienicach
kryję się w dziale antycznym
gdzie spotykam się z Bereniką z lazurowego marmuru
przekazuję jej pocałunki i ulotki
ale potem strażniczka wielka jak posąg
czarna w niszy i tęczowa w świetle witraży
unosi moje ciało za jedną nogę
ponad drewniany dziękczynny stół prezydialny
rozcina wprawnym ruchem moją pierś
nożem szklistej wrażliwości
kibitka z moim ociekającym krwią sercem
jedzie niebieską plażą na spotkanie żółwi
Berenika zastyga jak Anna z Faras
>>>
Gdy głoduję samotnie w klatce
przewrażliwione kolory układają się w plamy
przybywają moje listy w skrzynkach pocztowych ciekawych oczu
spójrz jeszcze na ten kolor podróży
pędzi lokomotywa wąwozem wiosennym
zielone gałęzie drzew smagają wagony
marzenia zgwałcone przez niepewność i ból
nie mogą przestać być gałęziami choć na chwilę
bym mógł dotknąć ich jako
długich jasnych loków dziewczyny
urodzić się w szkle lub w glinie by
z kryształu kształty pozwoliły docenić miłość
cierpienie pomaga lawinom listów
kolory nie mogą być na początku podróży
kolory później wpadają na stację
zdyszane wysmagane zielenią
>>>
*Wchodzić do wnętrza kobiet*
Takim smutnym chłopcom powinno się zakazać
wchodzić do wnętrza kobiet
ich powinno się popchnąć tylko w kierunku
przestrzeni gdzie miecz, tarcza, wódka
Golgota, pies, struna, gwiazda, trumna, rzeka,
kamień, chłodny poranek, rosa, nóż, zamek, szkoła,
piłka, spodnie wuja, mięso, hotel, grad,
potworna walka, wyścig, rumieniec, schody, ból zęba,
ogon, oko, warga, ból żołądka, krew,
pomnik, widowisko, samolot, słoń, obraz,
giermek, sen, ogień, bohater, podniecenie, wstyd,
gałąź drzewa, cios, szybkość króla, czerń,
świat, może kosmos, wszystko, wszystko
kości, wielkość, bełkot bruku
Takim smutnym chłopcom zabrania się
wchodzić do wnętrza kobiet
pijących kawę i plotkujacych o facetach
mających je za nic
>>>
Czemu dziś ujęto mnie w Planie 3-letnim
tak chciałem się jeszcze zmienić
dlaczego tak uzbroili Polskę
szykuje się wojna czy co
gazety jakoś nie przynoszą
pełnego życiorysu Jaruzelskiego
byłem W Warszawie ostatnio
wszystko się zgadza
w Pałacu Kultury nadal pędzą bimber
siedzę na ulicy – nie –
siedzę na lotnisku – tak –
lotnisko w Kólewie całkiem duże
ulice warszawskie teraz całkiem malutkie
zmniejszają się odkąd
zniknęło z nich życie
Dziś postanowiłem że się zmienię
(to złudzenie które pozostało)
że od jutra przestanę wydobywać węgiel
że skończę z siarką, z rudą i statkami
z przędzą i ze stalą
i zacznę pisać nową Biblię –
a tu masz
ujęto mnie w Planie 3-letnim
i muszę zakładać znów mundur
tak, Polska zbroi się nieprawdopodobnie
nie będę ginął na wojnie
za jakieś tam mętne spaczone czerwone racje
chcę zmieniać świat wojenny
jutro miałem umyć okna w mieszkaniu
a tu masz
kosmici łażą mi między zębami
Sowieci kąpią się w moim martenie
stojącym w kwitnącym sadzie
Chrystus już zmartwychwstał
a ja zamiast umierać z nim
zaklinowałem się we włazie czołgowym
w nowych produktach cywilizacji
będę więc musiał wspinać się na drzewa
raz jeszcze
tak chciałem się zmienić
umrzeć dla umarłych we mnie
wyjść czysty z tej czerwonej kipieli
osuszyć się w wiatrem w sadzie
planowo zmartwychwstać z ptakami
>>>
* Dwa okna *
Dwa okna naprzeciw siebie
jeszcze wtedy gdy one wszystkie za mną biegły
jeszcze wtedy gdy ubierałem się w biały fartuch
jeszcze wtedy gdy uzdrawiałem na ulicach
jeszcze wtedy gdy przemawiałem w parkach
jeszcze wtedy gdy studiowałem znaczenie cyfry 8
Dwóch łuczników mierzących z okien do siebie
jeszcze wtedy gdy mały kotek unosił mnie
nad puszyste jeziora i morza delikatności
jeszcze wtedy gdy mogłem patrzeć spokojnie za siebie
W obu oknach zatrzymywał się księżyc
wtedy dystans znaczył coś
wtedy dystans znaczył wszystko
wtedy ty będąc dziewczynką z tłustymi problemami
niespodziewanie przewrócona na ziemię
wyglądałaś wśród traw jak smoczek dla dziecka
wtedy ty stałaś się moją tarczą
Stojąc w oknie pisałem palcem w powietrzu
„nie ruszaj się z miejsca”
odczytałaś te wyrazy i zrozumiałaś, że
darem dla Stalina może być dar przekleństw
i nie podeszłaś do mnie nigdy w kobiecym przebraniu
nauczyłaś mnie rozpoznawać kotki po kolorach
nauczyłaś mnie patrzeć
okna powoli zmieniły się w oczy
>>>
* Jak łatwo można zwariować *
W przedziale pociągu on opowiadał o tym,
jak łatwo można zwariować
trzymał na kolanach lalkę, którą powoli rozbierał
czerwone krople potu spływały z jego czoła
kapały z czubka nosa na gładkie plastykowe ramiona
wżerając się w tworzywo
policzki lalki zaczerwieniły się a z jej piersi
poczęło sączyć się mleko
twarz lalki stawała się twarzą staruszki by po chwili
zmienić się w twarz dziecka
Opowiadał o tym, że jego żona jest w szpitalu dla wariatów
a jego syn pije i przychodzi do niego w nocy po forsę
w samych kalesonach i koszuli
on sam zaliczył wiele pobytów w szpitalach
z uwagi na chorą wątrobę i nerki
Młoda dziewczyna siedząca obok doceniając jego Golgotę
przestała się śmiać
urzędnik też a żona urzędnika przerwała kasłanie
Gdy dziewczyna wyjęła z podróżnej torby sprośną
książkę dla licealistek
on odłożył lalkę, która była już całkiem naga
i w tym momencie znowu bardzo stara
przerywając swoje żale wziął na kolana żołnierza
i przylgnął do niego
gdy dotykał żołnierza pociąg dojeżdżał do końca trasy
dziewczyna nie mogąc wygasić oczu i skupić się nad lekturą
przysunęła się do niego i ścisnęła go za kolano
lalka umierała powoli kołysząc się na siedzeniu
Po chwili wokół pozostali już tylko robotnicy
w czarnych beretach na łysych głowach
dziewczyna witała się z matką na peronie
banalny wodospad cierpienia żłobił już w moim śnie
zgłębienie dla jej piersi
>>>
* Ile dni? *
Ile dni trzeba połknąć
dni gorących dni ginących
by przetrawić uczucie
jak intensywną przyprawę
a ja tak ją kochałem
tak kochałem
Ile rozżarzonych podków
trzeba przyłożyć do zmarzniętej skóry
na szczęście
w chwilach ekstazy w chwilach snu
by zrozumieć że szczęście odeszło
Chciałem ją kochać nawet kosztem szaleństwa
ale skąd mam dziś wziąć dla niej czas
gdy czekam na inną
tak samo kochaną
czekanie stało się znowu moim obowiązkiem
w dniach wiary
Ile dni trzeba czekać
żeby ktoś odszedł?
>>>
* Dezercja *
Mówię do ciebie w sumieniu
– przebacz przebacz przebacz
– dezerteruję
od wczoraj myślę o tym
od dziś nie myślę nic
najpiękniejsze moje dzieci krajobrazu
pozostały w Dwikozach
Cierpienie znaczy dziś w 1983-cim maju
– piskliwy ton dzwonu
znaczy – urny przodków też są moje
nie mówię do ciebie przepraszam
mówię – kocham ją
całuję ją – ona, ona
i wieloryb biały jak ślina
która na jej wodzie pozostała
widzę brzeg Wisły – spichlerze widzę puste
pociąg wspinający się pod górę
w kierunku orlego gniazda
widzę krasnoludki na rzeźbionej
lewą nogą przez głuchoniemego
drewnianej części łóżka w wojskowym skansenie
i to nie prawda i tamto też
tak ja to słyszę
i to nieprawda
on to wie on to wie
mówię, że słyszę – przykro mi
tak mi przykro – czy coś w tym rodzaju
idę – nie prawda – wiszę – gwóźdź
łódź w Sandomierzu
oczy tej słodkiej
czterdziestoletniej blondynki
w pociągu do Warny
pociąg zatrzymał się w polu gdzieś
pomiędzy Bugiem, Odrą i Dunajem
zrzucam mundur
dezerteruję z nią
z obozu
>>>
Służba bezpieczeństwa stajen
wszelka dwuznaczność
dżem
poprzez Południe Polski
odbieram prawdy pólnocy
nie dziw się
jem ze słoika
kluczę w lasach wojny harcerzy
kluczę w lasach wojny książek
biała mucha jest wytrychem
do polskich drzwi
mógłbym je dziś otworzyć ale czy warto
gdy wolność wciąż kryje się przede mną
trzeźwość kroczy z gradem bomb
wężykiem, orzełkiem, wężem
to mnie dopadło w Dwikozach
nie jestem tak delikatny jak WAM
nie jestem tak bogaty jak WAT
nie jestem tak wygadany jak WAP
nie jestem tak jednoznaczny jak WAR
w borach wyrastających z klatki piersiowej
odnalazło się serce wciąż żywe
Polsko pokazujesz im wszystko co masz
nawet to tajemnicze „sza”
to mnie ustawia w pozycji gwizdka
na sowieckiego psa
tylko on to słyszy
>>>
* STAĆ*
Kto wie, co stanie się na tej ziemi
gdy braknie manifestu
dziś walczą wszyscy
i głupieją
choćby tak jak wczoraj i ja
Warszawy o mały włos nie pokochałem
gdyż objawił mi się w hotelu Goj-Samarytanin
Fabryki pracują na pół gwizdka
kominy dymią na pół gwizdka
traktory zdobywają połowę wiosny
a „Polityka” się rozpisuje nad upadkiem kultury
w domach i pałacach kultury
ośmiesza ośmiesza roboli
wie wszystko bez manifestu
tylko minister i agent nie wiedzą nic
pod transparentami pod transporterami
chociaż poeci piszą samą prawdę
na murach
Kto wie, co stanie się na tej ziemi
jutro, gdy braknie manifestu
szatan rozpocznie rzeź w ich imieniu
tylko na to przecież ich
STAĆ
>>>
W hałasie myśli staję się optymalny
w blasku złudnych słońc
służę narodzinom służę pogrzebom
w kompletnym przebraniu
na całość poszły moje ręce i nogi
widzę tyle słońc ile podminowanych lub zatopionych
dźwięków z gitary wydobyć możne wbijając wzrok w struny
w natężeniu złości staję się optymalny
z ziaren piasku nikim
zabawa lub bijatyka z paczką papierosów
musisz prosić zwariowane postaci ze swych wizji
ale na nic to się zdaje
nikt nie jest zbyt mały by móc uwierzyć
noc staje się o wiele mniejsza gdy nazywasz siebie nikt
składają się w jedną całość meteor i rzeka
chociaż są po przeciwnych stronach widzę je razem
biegam tu i tam zataczam koła
wyszydza mnie niewola kracząca z rana
przestaje być wszystkim
także antymaterialnym śmiechem i łzą
niewiedza samotorturuje się
niech poczuje samą siebie
wtedy pozwoli ciasnym ciemnościom powiększyć się
do takich rozmiarów że ja i ty będziemy mogli bez lęku rzec
jeszcze jeszcze raz
balon głupoty nadął się do maksymalnych rozmiarów
zaraz pęknie a wtedy wielkość rozsądku
będzie emanować z dna wspaniałej złotej szklanki
dla ciebie dla brata
hałas słów wymową jedynego słońca
>>>
* ppppppp *
Ppppppppppppppppppp
Ppppppppppppppppppp
panując nad sobą w nadodrzańskich lasach
trzymam straż na przesiece
panując nad sobą w nurtach Wisły
pilnuję wypchanego siarką smoka
panując nad sobą wśród traw Połoniny
opiekuję się porzuconymi dziećmi
panując nad sobą w wielkich kombinatach
spisuję sukcesy i osiągnięcia
panując nad sobą w ośnieżonych lasach Tajgi
nie cierpię dla samego cierpienia
panuję nad jego wymową
>>>
*Miniaturowy człowiek *
Ulepiłem z gliny swojego miniaturowego człowieka
tchnąłem w niego swoją duszę bez cienia bez blasku
nie licząc na bunt
Gdy mój stworek zbudził się zaskoczony w moim pokoju
nie mógł długo uwierzyć że żyje naprawdę
że tak się boi
wymyśliłem też nazwę dla niego: „Pointa”
Miecz Damoklesa nad nami – tak odezwał się
gdy on popatrzył w górę na mnie i wejrzeliśmy sobie
głęboko w oczy – Pointa – pomyślalem, fakt
po chwili już myszkował po kątach
szukając swojego miniaturowego komputera
Stworzyłem takie coś by móc wyzwolić się z okowów lęku
które przypadną jemu
życie moje składało się dotąd z przebaczeń
za każdym razem coraz bardziej szokujących
jak paniczne permanentne ucieczki
Jest taki nastrój pełen grozy gdy otwierasz oczy
i jesteś pewien że tym razem to już koniec
każde przebudzenie tak straszne
pośród oddalających się od siebie ciężkich kropel nocy
rozpraszających się w ciemnościach
planet czarnych ognia chłodu cienia blasku spopielenia
gdy budzisz się w ramionach dziewczyny i stwierdzasz
że to neurotyczne Nieznane zamknęło się kopułą
kamienną bazyliki lub stalową czołgu
nad twoją biedną bezbronną głową wypaloną
Zrywasz się chcesz pytać – co jak gdzie dlaczego
chcesz uciekać – wiesz że giniesz ostatecznie
to przebudzenie jest ciągle w tobie jak przegrana
twoja wielka jak oczy które przestały ci służyć
Stworzyłem małego człowieczka tylko po to
by pozbierał części mojej osoby pogubione
lub oddane nicponiom w zastaw
przechlapane pod mostami z motylami świata
Nie liczę na bunt ale chcę by był on przypomnieniem
by był dla mnie kwiatem który pozwoli się zerwać
jeśli zjawi się ta jedyna dziewczyna
pająkiem tkającym szczęście w pulsującym wnętrzu
mojej dokuczliwej wyobraźni
nabrzmiałej ideami
>>>
Czekam na stworzenie nowego świata
jego matka wzbiera wielkim atomowym bólem
wszyscy ludzie są rozgrzeszeni
moimi przyszłymi i obecnymi klęskami
oto ja w apatii oskarżam siebie
o popieranie śmierci
przez to, że nie wierzę w takie
męsko-damskie porody
Oto wszyscy ludzie oskarżają mnie to,
że nie zbliżam się do śmierci
że jestem biedny i głupi
że nie widzę słońc nad sztucznymi górami
Sześć razy stanąłem w narożniku jak bokser
wypchnięty tam siłą przez ideę
ona ta sama malująca się przed lustrem
stała zawsze naprzeciw
idea dopingowała mnie –
tak: musisz walczyć o swoją wybrankę
ona marzy o tobie – ale ona widzi ciebie
na szczytach
cóż idea wiecznie żywa
cóż jeżeli umrę to tylko
dla niej
>>>
Wystarczy spojrzeć w telewizor
by dojrzeć samego siebie
ona przeszła dziś taka szara
zdradzona by usiąść przed kamerami
ja dopadłem ją, gdy była u drzwi studia
wyznałem jej miłość
która poraziła ją i obezwładniła mnie
gdy była już na wizji
patrzyła przed siebie jak dama
gdy pojawiła się na ekranie
była taka, jaką chciałem widzieć
miała coś z mojego spojrzenia
przeczytała coś o papieżu
>>>
* Moje szczęście, że ciebie tu nie ma *
Jak twoje krople potu
tak są moje łzy
ktoś chciałby je zliczyć
jak słone gwiazdy
nie mówię o tobie nic
bo jestem jednym z wielu
którzy cierpiąc prowadzą ten świat
co prawda nie do zguby
ale nie wiem tak naprawdę gdzie
nie mogę mówić o tobie
bo ciebie nie ma tu
dlatego są łzy jak deszcz
moje szczęście moje piastowskie szczęście
że ciebie tu nie ma i myszy
i osioł i ptak i korona dwupłciowa
ty jak wszystkie ukochane choć niezbyt czeskie
z nóżkami jak łanie z piersiami
jak gołąbki z delikatną skórą opalonych ramion
jak pieczone gołąbki w garści
dojeżdżają co wieczór małymi Fiatami
robiąc rundkę na moim podwórku
tak tak odjeżdżają, gdy mnie
robi się niedobrze i jakoś mdło
by prowadzić świat do zguby
nie mogę przez nie pracować
pozostawiają mnie samego
i nie mogę zbyt długo pisać
bo pocę się, płaczę i palę nad miarę
swych dwudziestu paru lat
a ponadto piję co wpadnie mi w ręce
wodę na początek
chcę powiedzieć tylko jeszcze
że bardzo lubię kozie mleko
i piję je na koniec
dobrze, że ciebie tu nie ma
łzy wygrywają
nie poprowadzę świata do zguby
>>>
Pręgnier pręgier pręgielar PRĘGIERZ
Sakwojaż sekwoja Krakównolepie
Ty i dziesz Ja tylko Ja dę
powtarzam powtarzam sięgam odą
po Radiokomitet w wakacje
Brzegi lasy sięgam po taśmę
Nowa Anglia jest moja Ojczyzną
Polska jest ojczyzną Rosjan
Rosja nie jest moją szansą
mierzę obliczam oblicza
Grecja jest moją kołyską
Japonia korektą Rzymian
„Błogosławieństwa bolszewików” to rodzaj miłości,
której szukam pod kamieniami książek o kosmitach
kolejny szyfr „Ooh” – tytoń chmielak eksplozja szyszek
Nie pytaj mnie historio o to czego nie wiem
ja i nie wiesz ty
przyszłości żono bądź kochanką dzisiaj
kochaj mnie jak przelotny ptak
poruszając skrzydłem
rozbujaj horyzont moich rzęs
słoneczne promienie liceum rozpraszają się
w moim ciemnym gabinecie tęsknoty za zachwytami
wywracam pylony komitetów
rozbijam szpalty dobrochcącej prawdy
wysychajacej w marsjańskim krajobrazie
jądra zguboołowiu w bezpiecznikach
opijam towarzyszki myszy i wpuszczam w maliny
la la Remp tera ra rwa pter
tu ja rie te te te tjn aat
wyjdź z zegara śpiewaj ze mną
jeśli jesteś chochlikiem nazwę cię Alfred
jeśli jesteś mały jak skrzat nazwę cię Manchester
jeśli gnomem nazwą ciebie twoje jaskinie jak chcesz
tu zmienisz nazwę na Pink Floyd lub Yes
Karuzela lat współcześnie współczesno współczesnych
karuzela nie obraź się Cenzuro to niechcąco chcąco
dławiąco rozwiązywalnie
cóż doszedłem do drzwi nie boję się najśmielszych głupców
doszedłem do samobójczych wzruszeń Jimiego
i popatrzyłem nareszcie w przyszłości spokojnie
poprzez jego oczy przyszłości
pręgierz przygotowany
Rosja obnażona
>>>
Pot leje się po murach odkrytych spod tynku
krew leje się po półkolach półliniach półpłaszczyznach
bebechy przykrywają półpunkty
Wszystkie pingwiny wychodzą nagle z olbrzymiego mózgu
i tworzą krąg
śpiewają jak ludzie na małym podium lub scenie
Prawda to ich piosenka
Sznur Dunajca
to owacje płaskorzeźb
Pingwiny to zamachowcy
lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych
Woda chluszcze wokół nie mogąc wedrzeć się do wewnątrz
Podwodne echa coś jak horror terror konfrrontacja
pedały służą do rozpędzania pojazdów
dywany latające kwadrygi sny wzmacniaczy tysiącwatowych
sny o przygotowanych uszach
wyrywać zgrzebne fakty upodlenia
przedstawić je na forum ONZ choćby tak:
„On ją katował miłością ona zadręczała go miłością
zakochali się na śmierć w Świętochłowicach”
Wyjdźcie wszyscy przed dom, który płonie
popatrzcie na tę zapałeczkę popatrzcie na tę pochodnię
na dzieło cywilizacji
zapraszam na pieczenie Barana przy okazji zagrzeje się Lew
i Szwajcar, który w ostatniej chwili wyrwał drzwi i uratował je z pożogi
podejdźcie struchlali ludzie do ognia
popatrzcie z zewnątrz na swoje społeczeństwo
Yo – wielka rana to wielka zasłona
nie chcę presji nie chcę ucisku nie chcę pieszczoty
nie chcę być łaskotany nie chcę być dotykany nigdzie
w oczy serce język i nawet w piętę
Niech oczy przyszłości wypalą swym spojrzeniem
ranę w moim sercu
jak niezatarte wrażenie lub piętno
Ruch zgrzyt cudowne cielsko rakiety w swej erekcji
porusza się jedną setną sekundy zamiera znów
jestem poza mną i pożywiam się rakietą w musztardzie
kolebko indiańskich cnót łowco myśliwy
powiedz do aniołów wśród ludzi to dopiero jest porządek
nie taki jak w waszym półświatku
strażak ratuje wszystko
mój skorpion cofa się ale do wejścia
zresztą do wyjścia wyjść nie wyjdziesz
tylko się nie bój mojego skorpiona drogi czytelniku
spójrz oto cmentarz Lema Buddy Lenina
spektakl Nowaka Prousta Boruty
spadają latawce atomowe i nikt nie wierzy,
że jeszcze można się porozumieć
wszyscy się boją
Manifest płynie przez Atlantyk
Manifest przemierza Syberią
kocham mój stolik wyjmuję rękę spod niego
kładę na jego blacie
patrzę jak drżą mi palce dłoni
pod moim spojrzeniem uspokajają się
mój głód stygnie
moje dzieciństwo się kończy definitywnie
rampy świecą pośród rakiet i krów
prowadzę siebie i małe kotki biegnące za mną
słodki mój dom wieczoru
pracą nazywa moje wzruszenie
Idę idę z ręką podniesioną w górę
szczęśliwy zdobywczy ignorant mały ssak poprzez
GOBI KOŁO ŁODZI
>>>
* Na niedzielny poranek *
Komentarz polityczny
nie jest dobry na niedzielny poranek
wstałem właśnie jak w każdą
trupionieczułą sobotę
i szukam w pokoju wsi
i szukam w łazience bojowych lotnisk
i szukam w kuchni karceru
no cóż, niedziela będzie faktem
postanowieniem
sobota już jest żalem i pokutą
Polityka radiowo-telewizyjno-gazetowa
swoje echa przysyła mi już od rana
a ja zbudowany z nich
jak w każdy dzień tygodnia
jestem zbyt świadom tego
że nie mam pracy
że nie mam umiejętności
że brak mi chęci
że sobotnia noc jest upodleniem
tak chciałbym śnić
o poranku bez polityki
o zimie bez polityki
o niedzieli bez polityki
chociaż
>>>
Panie starszy Panie dlaczego odpowiadacie po węgiersku
gdy moje komplementy i zapytania
dają się słyszeć po polsku
dają się słyszeć, dają, dają
czy aby na pewno?
Panie deszcz Panie wiatr robić to dobrze poetycko
tak to jest prawdziwa miłość
a ja nawet nie wiem jaką formę obecnie prezentuję
w waszych konkurancjach
Wiem tylko że rozkręcam się pod sam koniec akcji
co poczytwane jest za przejaw niesubordynacji
gwiazda spadła pikując w dół
ja śnię bo śpię ja śnię bo nie pracuję jak teleskop
to się udziela
Panie starszy obserwuj pan za mnie
ja zapadam po polsku w sen
równie niezrozumialy
>>>
Twoje usta są tylko dla dorosłych
twój anioł się nudzi od lat
przesiadujesz wciąż na ławce obok jakiejś żeńskiej zawodówki
zamykasz oczy a w głowie twojej
mały kulawy psiak zdycha pod płotem
nurkujesz w puch znikasz tam nagi
i nie byłby sobą gdybyś tuż przed DTV
nie wystawił na świat wskazującego palca
ponad powierzchnią tej miękkości
tej ułudy bezpieczeństwa
>>>
Mewy znajdują sobie miejsce w twoich oczach
tam wiją gniazda i szybko wydają potomstwo na świat
gdyż jesteś taki niecierpliwy
Oracz całe twoje plecy zjeździł już swoim Ursusem
a ty upierasz się że twój mózg jest świeżo uprawionym ugorem
oracz upiera się że z tym to on nie ma nic wspólnego
seans telepatyczny to w stylu Mickiewicza
seans filmowy to w stylu Ziemowita Siemomysła Mieszka Lestka
Piasta i całej Ameryki z jej indiańskim jazzem
zależy od rodzaju podniety
Bocian jako uogólnienie jest symbolem
nie możesz jednego słowa powiedzieć o sobie
jako o świecie by nie podpierać się przedmiotami z duszy
lub przedmiotami z natury
zbieram okruchy niedojedzonego chleba
jestem tym którego wiecznie swędzi skóra w różnych miejscach
nawet od wewnątrz
jako nędzarz i włóczęga napawam ludzi strachem
nosząc pełne chlebaki odpadków
przyuczony byłem do zawodu piekarza ale mój chleb
ze sproszkowanej stali był ponoć niejadalny
w każdym razie nie był kupowany
sól sypałem wprost do oczu kupujących – może dlatego
Twoje myśli pociągowo-helikopterowe trącą starożytną doskonałością
życie w ogniu ma sens jak coś co daje się poznać
przez ból i skutki
Filozofia i tak w końcu jest kotem
który bez pracy staje się pupilem
dzięki małym mechanicznym lizusom z których się składa
kot jest trudny do zabicia przez dziecko
taki to podły wolny okruch
ale jak kot może porwać gołębia pokoju
tak mewa wojny może porwać kota
>>>
* Obezwładnia ogrom uczuć *
Obezwładnia ogrom uczuć
i pracy nad ich przemianą
dziewczyna to nie orzeł
grzyb jak stek
sen to wielki pochód
chodźcie za mną
już nie długo spadną okowy
gdyż wszyscy razem to wolność
i kobieta i dziewczyna i uczennica
samopoznanie przez samomocowanie z telewizją
trzeba kochać pod osłoną nocy
głosy z horyzontu głosy ze ścian
tablica i pociąg
niezrzęte zboża lub kopy kłosów
w niewoli śmierci kosmosu
wieczny spoczynek wojny
ona cię kocha
tu szkoli się na Cerbera
wątpi w świat wątpi w samomocowanie
boli wielkość kagańca
a nie jego ucisk
świat w Noc Świętojańską jest filmem
o korupcjach polityków
czynach lubieżnych sędziów
piersi chudych wiedźm
nóżki dziewczynek
chudziuteńkich jak przebiśniegi
słodycz gorąca
pal który kojarzy się z wężem
ogień trzeba nieść czasem przez krainę lodu
patrzeć na małe życie
wielkich miast z wysokiego marginesu
wypalonych oczyszczonych
trząść się nocą słuchać nocą
i któż z państwa zaprzeczy
że świat przeżyje bez religii miłości
w katakumbach uczuć
i cóż – jest w każdym to cmentarzysko całopalne starszyzny Wolinian
to fascynuje jak Noc Kupały
korona Kazimierza Wielkiego odnaleziona w Palmirach
rodzina która walczy z komunizmem w Wietnamie
potwory choćby takich codziennych dziennych dzienników
nieobecnych fabryk kombinatów azotowych stalowni stoczni
znów pogańskich
zbliżają się wybory a tu krzyż zobowiązałeś się nieść
wejdź chodź bądź
mój czysty świetlisty bursztynie
wybieraj w ciemno
jak tu wszedłeś
kto tu wszedł –
bezgrzeszny do K.C.
ten zobaczy czasu
– koniec
>>>
* Stan ducha Polski *
Mam obowiązek opowiadania w prostych słowach
o swym życiu w ucieczce
jestem zmuszony zrozumiale wyrazić stan ducha Polski
kluczącej w miejskich labiryntach i lasach pogardy
Och jakże ja płonę a ona jest taka zimna
muszę mówić o troskach i kłopotach codzienności
idealizm za mnie nie chce tego robić
policja jest na moim tropie
płoną mi skronie co może mnie zdradzić
płoną mi włosy chowam się za komin na dachu
uciekam ulicami polskich miast
krzyczę na cały głos – wolność
uciekam z niewoli myślenia o codzienności
biegnę drogą wielkiej przemowy
Oni są już na moim tropie
tak często się boję
wtedy nie mogę wypowiedzieć jednego słowa
wtedy w takich sekundach ciszy
wielka trwoga ulega idealizmowi
asfaltowych nawierzchni
zostawiam wytpione ślady
zastygające na wieki
układające na ulicach słowo:
wolność
>>>
* Na Podlasiu *
Na Podlasiu bieda i przepiękny poranny krajobraz
nad polskim morzem po wielkich burzach ruiny kościołów
poeci myszkujący wśród wydm
szukający na plażach legend współczesności zamkniętych w muszlach
na Świętym Krzyżu sama rozkosz dla oczu
aż do Kielc widać historię i gołoborza socjalizmu – oby tak dalej
w Warszawie same skażenia i nastrój rodzącej się kultury
małych bezsensownych elementów w brzuchu i przestrzeni
nad „Soliną” romantyczni drwale walczący ze sobą
w stylu kung-fu pod budką z piwem
na Żuławach śniadanie plus deser ciekawostek atmosferycznych
na Rynku w Krakowie coraz mniej wolności za to
w słońcu przybywa prawdziwego piękna
w zielonogórskim kombatanci świadczący o krzywdzie
jaka dzieje się starym i biednym Kościuszkowcom
ale także o tym że Polska była tu i będzie biedna
w Częstochowie raport służący profilaktyce
zabezpieczający przed niepokojącymi myślami
o emigracji do Związku Sowieckiego
ten raport świadczy o tym że wszędzie tam czyha
wspaniałość której nie widać
której nikt nie dostrzega
która nie może być duchowa
to pewnie jej nie ma
>>>
* O szybkostrzelna *
O szybkostrzelna Pani w czerni
czyżbyś była tą wyśnioną za dnia
zręby cywilizacji to są ramy
w których mogę cię widzieć i poznać
wstępujesz w moje serce od kilku dni
zbliżasz się do moich ramion
i cała w czerni stajesz się coraz jaśniejsza
a wokół linie i krawędzie ciemnieją
prowadzą twoją miłość coraz bliżej bliżej
same znikając
widziałem cię kilka razy
o wszechpędząca Greczynko
tak blisko jest nasz wspólny kołczan
dobra śliczna narkotyczna mityczna
boję się gdyż za chwilę dowiesz się
jak wielki będzie ten nasz lot
o najcudniejsza zaraz zobaczysz
jakim jestem cierpiącym celem
od wielu wielu godzin zbliżasz się
po uwlonieniu cięciwy
zechciej tylko rodzić się gdy ja będę umierał
a to tysiąc razy na sekundę
bądź w swej czerni
przytul się wreszcie do mojego serca
o strzało drżąca w sercu
spadająca z zenitu
>>>
*Kończy się miasto *
Godzina strachu po której kończy się miasto
z równoległymi ulicami widzianymi z okien
z parkami prostych zielonych drzew
ze sznurem zorganizowanych w wielkomiejskim ruchu
samochodów
Kończy się schemat a zaczyna życie
gdy nagle nie musisz mówić
nie musisz ruszać rękami
ani zastanawiać się
możesz tylko wówczas leżąc nieprzytomny
patrzeć w niebo mając mocno zaciśnięte powieki
gdy miasto czeka na pociski atomowe
gdy wieś czeka na stalowe gąsienice czołgów
sen to jest prawdziwe czuwanie
Gdy kończy się ta godzina strachu
noc staje się niskim planetarium
przyszłości i szczęścia
seansem co dwie godziny
za pięć złotych
>>>
* Cienka nić cierpienia *
Tak trudno jest zrozumieć
że ta cienka nić cierpienia jest koniecznością
chociaż się rwie
jak zwykłe życie
twoje słowa są o wiele mniej potrzebne
by zrozumieć dziś bardziej jutro
nie zmieściłem się w jej kryształowej formie
pojęcia ukochany
nie mogła być ideałem na który patrzy się
w pozycji wertykalnej
Starsza mężatka choćby zdziwiona
gotowa dać mi cały swój raj
choćby w kinie
biorę jej dłonie w swoje i kładę sobie na kolanie
wtedy panika ogarnia tłum mężów
na myśl o tym teraz dostaję epilepsji śmiechu
jak wywiodłem ich w pole
Jedna kobieta oddała wszystko
i odeszła nie zaspokoiwszy mojej cierpliwości
taka wspaniała w swej wierności
inna kobieta stanęła na placu boju
by sprawdzić że czuję się jak embrion
że tysiące razy w myślach wślizguję się
do jej matczynego łona
by tam skulić się jak płód królika i zasnąć
czekając na prawdę o miłości
tak bojąc się krematorium moich myśli o jej ciele
tak pragnąc samej siebie w ogniu
odwzajemniała pożądanie doprowadzając do zgodnego
– to nie ma sensu w tej chwili, poczekajmy
patrzyła na mnie zdradzając swe życie przyzywając
odchodzącego
taka zbędna jak mój wstyd
Paliwo bólu jest potrzebne by bomby mogły powstać
by miłości imperium mogło
obronić się przed modami zła
bez cierpienia
>>>
* Koń przeskoczył Wołgę *
Nie wypuszczę cię tak jak Liv Ulman
będziesz moim pawianem kukurydzo
ty pijaku – bijatyki urządzasz w wagonach
bezpieczeństwo Państwa narażasz
nie będę tolerował twojego lekceważenia
miesiąca filmu radzieckiego
jestem wiatrem wiejącym od huty Warszawa
koń ma rogi które wyprostowały mu się
naprawdę
mrużył wtedy oczy i kupował bilet do kina
na film Bergmana
cieszył się gdy czytał w gazecie
że świat czeka na jego pokłosie
listonosz zanotował: bije dzwon, mąż bije żonę
pantoflarz bije pianę, zomo bije szyby w kinach
a wojsko się buduje na trybunach
Papież jest autentycznym facetem –
powiedzieli tak w „Monitorze Rządowym”
– ale był przecież aktorem
świat zaznacza swą obecność piosenkami
nie w ciszy nie w ciemnościach
ja lubię kolory i młode zespoły punkowe
dlatego nie rozumiem dlaczego mogę się
porozumieć w sprawach światowych
tylko z podstarzałymi generałami
nie to nie był samiec
nie to nie była muza
nie to nie był aktor
pozostały pytania z pierwszych rzędów
i to dlaczego nie daje ci to spokoju?
koń przeskoczył razem z jeźdźcem
Wołgę i Don ruszył na zachód
a za nim na taczance naga Liv
jak Breżniew przykazał
>>>
Mały dwuletni szkrab
przychodzi do mnie co dzień
z prośbą by założyć mu słuchawki na uszy
i dać chwilę psychodelicznej muzyki
Gdy idę mu na rękę
jest wyraźnie ukontentowany
rytmicznie porusza małym kolanem
uśmiecha się i słucha
ma kłopoty z mówieniem
ale wydaje mi się że chyba rozumie
tę muzykę i tamte czasy
Dziś siedzę sam z bólem głowy
po nocy pełnej koszmarów
psychodelii socjalizmu powszedniego
czekam na to dziecko
kiedyż wreszcie bez pukania
uchyli drzwi mojego pokoju
i pojawi się znów w progu
jak zwiastun elektrycznej wolności
>>>
Papież na tle Domu Partii w Warszawie
otoczony Tygrysami wyglądał wspaniale
zachwycił mnie gdy wjeżdżał
razem z nami w Nowy Świat
Papież wystartował z Balic samolotem
i oddalił się ponad górami do Rzymu
setki komandosów deptały
ten sam pas startowy wcześniej i później
bezskutecznie szukając odpowiedzi
na pozostawione przez niego pytania
tyle razy zachwycali generałów
wkraczając w dwóch rzędach
na ciemne rampy spuszczone
z tyłu samolotów
gdy znikali w otchłani wojny
pod ogonami samolotów desantowych
i nie znaleźli odpowiedzi na pytania
pozostawione przez jednego zgarbionego staruszka w bieli
Czy teraz tak jak kiedyś
chcemy zachować pokój
gdy rosyjskie i niemieckie łapy
szukają naszych rąk by pogratulować
poddaństwa
gdy Partia szuka naszych rąk
do odrąbywania
gdy Bezpieka wciąż otwiera
nowe rany w umyśle społeczeństwa
gdy u nas coraz mniej ludzi
mających nadzieję
Szaleńcy szaleńcy wołał Papież
nie wolno w zachwycie nad materią
wywoływać wietrznych gonitw grożących
śmiercią narodom
nie wolno prowokować wiatru
w oczach w sercach
które staczaja się w rozpacz
jeżeli nie potraficie odnaleźc odpowiedzi
którą on niesie
>>>
* Natchniony *
Gdy byłem natchniony
napisałem do ciebie list
śmiałaś się z niego długo
jeszcze teraz słyszę twoje spazmy radości
gdy byłem natchniony
oryginalne piękno odkryłem w miłości
i opisałem ci dokładnie
cień za twym lewym uchem
który pokochałem i który pożądam
pamiętam jeszcze twoje krótkie słowa
i dziwne spojrzenie
uwierz byłem natchniony
musiałem o tym napisać do ciebie
i cóż z tego że miałaś inne wyobrażenie
o mnie i moim uczuciu
teraz gdy już tyle godzin jestem sam
gdy wracam do domu w apatii
gwiazdy sypią się na moją głowę
na wielkim nocnym niebie
znacząc ogniste smugi od horyzontu po horyzont
wszystko co żywe wstawia się za mną
wszystko co natchnione
a ty tak kochałaś mnie
lecz ja napisałem ten list
w którym prosiłem ciebie o to byś choć przez minutę
stała naga na ruchliwym skrzyżowaniu
trzymając w ręku małą gąskę
lub oddała mi jeden swój sen wzamian za jabłko
Byłem natchniony gdy żądałem słońca wody i wielkiej ryby
w której mógłbym się skryć
a ty tak bardzo przestraszyłaś się mnie
taki wstręt wywołał w tobie mężczyzna
któremu drżą ręce z natchnienia
Śmiałaś się ze mnie związanego powrozem
jak jagnię gotowe na rytualną śmierć
Oczekiwałaś krwi a nie obrazu
ty boisz się ryzyka nieskończoności
a jestem tylko krzyżem łotra
dziś gdy natchnienie rozwiało sie jak mgła
a gwiazdy wszystkie już spadły
podobałbym ci się znów
taki głupi i spokojny
>>>
*Po latach odkrywamy siebie na obrazach *
I tak w ciągu wielu lat
nasze noce zmieniają się w dni
komentarze przestają dokumentować cokolwiek
kolaż z serca i faktów trwa wiecznie
i tak w ciągu wielu lat
nasze domy maleją
wyrastamy z nich
chodzimy wśród nich jak wśród zapałczanych pudełek
ale za to patrzymy jaśniej pewniej
zimniejsi starsi o historyczne lata
których nie poczuliśmy dziecięco
i dlatego dziś nie rozumiemy
tak w ciągu wielu lat
tworzymy swoje kolaże
po latach odkrywamy siebie na obrazach
przyrody wojny miast rządów
odklejających się powoli
od prawdy
>>>
Tam pod gwiazdami żyją prawdziwi ludzie
udaj się tam a znajdziesz przyjaciół
tam wysoko gdzie mgła naszej drogi
są prawdziwe uśmiechy i prawdziwa radość
zabierz swoje usta i usta wybranki i zanieść je tam na zawsze
Tam gdzie te wielkie złote kule i srebrne okruchy
szczęście poznania koi smutek podróżujących wolnych Arlekinów
stań się Arlekinem
Pomiędzy tym wszystkim co złudne żyjesz wierząc
że gdzieś w otchłaniach stoisz zagubiony
lękający się lecz niezłomny
a może dumnie wypełniasz narzucone przez noc obowiązki
odwrócony tyłem do światła
Czy stać cię na to by wziąć rozwód z ciemnością
rozbić to perfidne lustro odbijające ziemię w deszczu
oderwać oczy od wysokiego mniemania o sobie
i zacząć iść pod górę samotności
gdzie mgła naszej drogi stromej
w której zagubi się smutek
>>>
* Miłość poza nawiasem *
To tylko miłość
znak
to miasto nad jakąś rzeką
to pochylony nad stołem człowiek
słońce czerwone do połowy
skryte za lesistym wzgórzem
zachodzące nad lotniskiem i portem
znak
to tylko znak
miłość poza nawiasem życia
miłość jak zwiastun nowego życia
możesz tylko patrzeć obserwować oceniać
ekscesy światła słonecznego
gdy zamykasz oczy wiesz tylko jedno
gdy naprawdę kochasz
w twojej duszy nie ma nic innego
wtedy wiesz – to tylko miłość i ona
symbol słońca
cały ty wówczas jesteś znakiem
tylko patrzysz klasyfikujesz sytuacje
szufladkujesz ludzi ogrody dworce kolejowe
to tylko miłość i ona
akadyjska alfa i grecka omega
to żebrak w przejściu podziemnym
to rozpacz w domu samobójcy
to rozpruty spadochron
to pierwszy wystrzał na Westerplatte
widzisz tak dużo rzeczy ukrzyżowanych
i czujesz że cały jesteś wielkim zwiastowaniem
a to tylko ona i miłość
z którą nie wiesz co począć
którą zwrócono ci przed chwilą
lub już w dzieciństwie
ziarenka piasku drażnią cię jak małżę
zaszczepione w twej głowie
pył złoty gryzie w oczy
patrzysz na świat rewolucyjny obcy
i porzucony nad Wisłą trzymasz w dłoniach
coś co będzie jak symbol jak znak
cokolwiek by to było
a na razie jest palącą jak samotność miłością
to tylko miłość i ona
oni kłamią mówiąc to zaślepienie
i uwielbianie samego siebie
a ty wiesz to ona i miłość
to zapomnienie o cierpieniu i śmierci
to znak nieznośnego
ale jednak życia
>>>
* Małpy w oknach pałacu *
Człowiek przed białą bramą oczekiwania
krew w jego żyłach
koń koloru fioletowego na zielonym królewskim tronie
małpy w oknach pałacu
korony na ich głowach
błyskawice zmienione w słowa wiszą na niebie
dziecko śpi na tapczanie
w jego śnie żywe istoty ludzkie
człowiek przed białą bramą z pękiem kluczy
klucze są zardzewiałe
oceany kołyszą się
na falach kwiaty czerwone
cała powierzchnia pokryta czerwonym kwieciem
czerwone płatki miotane przez wiatr
spadają bezustannie
aluminiowe wieżowce i dzwonnice cerkwi
za kratownicą ogrodzenia
łańcuch zardzewiały oplata bramę
człowiek patrzy na małpy w oknach
bezradny
>>>
*Srebrna mgła wieczornych ognisk domowych *
Pani Bogumiła Wander – spik. TV
W-wa Woronicza 17
Aniele Złotowłosy Cudowna Bogumiło
Wróciłem ze świata jak święty turecki
Teraz nawet Papieżowi nie mógłbym dać w łapę
chyba że chciałby zalegalizować nasz związek
jeśli na tyle jesteś wolna
Sąsiedzi wożą jakieś fotele dentystyczne (-)
dorabiają się kosztem sierot i pogrzebów jak hieny
Hitlerowcy mieli więcej w sobie „Gott Mitt Uns”
Zaczynam wstydzić się rodaków. Czekałem 10 lat Na co???
Żałoby tylko przybyło. Stoisko Palestyny w Poznaniu skromne.
Japończyków nie zdążyłem odwiedzić.
Na Targach była sznsa
Pewnie moja a ja drepczę wciąż SAM
Z Targów wysłałem ze 6 kartek
Nowe koce muszę kupić.
Względem czasów mej młodości – koni mamy 3 razy mniej
Tragedia! O Polskim morzu mówią same bałwany na brzegu.
Z podsłuchów idą sprawy sprzed 20 lat.
U Was zawsze aktualnie!
Namyśl się – po sezonie nie będę czekać.
Pozdrawiam
Jerzy Tytus Bezimienny
W-wa 109 Baleya 14/75
– Podniosłem ten list z ulicy
i schowalem do kieszeni
>>>
*Robot zagubiony w rajskim ogrodzie*
Dziś doczekałem się chwili
gdy uniosłaś lekko sukienkę
klęcząc mogłem zbliżyć usta do dwu
twoich słodkich kolan
Poczułem się nagle taki samotny
jakiś obcy we własnym domu
złapany we własne sidła
jakby wykpiono sens moich wojen
w jednej chwili olśnienia
spalono wszystkie kopie moich filmów
w jednej chwili nakłucia serca
Samotność dopiekła mi gdy objąłem
twoje kolana najdelikatniej jak mogłem
obudziłem się nagle wylękniony
w zupełnie obcym świecie
Pomyślałem że przed tym twoim gestem
przed katastroficzną wizją
wznoszącej się w górę sunącej
po jedwabnych pończochach sukienki
może uratować mnie już na w pół martwego
pożarcie wszystkiego jaśminu wiosny
zburzenie wszystkich galerii świata
zrzucenie napalmu do rzeki pełnej krokodyli
spalenie gwałcicieli nieletnich dziewczynek
sfotografowanie kwitnącego sadu pod śniegiem
Dotknąłem opuszkami palców twoich kolan
objąłem je i przytuliłem do swoich policzków
byłem wciąż samotny jak pies
zagubiony w rajskim ogrodzie
automatycznie sterowany robot
zaprogramowany przez ciebie
>>>
Na darmo mówią matki opuszczonych
na darmo mówią dzieci bez twarzy
tajemnice w wielkich bunkrach odwagi czają się
jesień jednego jedynego popołudnia
na darmo krzyczy za oknem
nie słychać tu by śmiał się klown
nie słychać by płakał pierrot
nie słychać tu nic
pokonany przez siebie samego obywatel
tajemniczego systemu trwanie
już nie odpowie nikomu
>>>
* Gorycz *
Trącała co chwilę w ramię swego męża
patrząc na moją twarz
mój duch miotał się
jeszcze w polemice z ciałem
które stygło już w kilka godzin po śmierci
oczy otwarte nie dla ciała rejestrowały
już gdzieś w niebie gesty wszystkich kobiet
a nie tylko tej jednej stojącej w błocie
teraz pokazały się wszystkie na wieść
o moim fantastycznym finale
zamężne kobiety trzymały pod rękę swych mężów
a nastolatki obejmowały swoich chłopców
każda z nich szeptała coś do ucha partnerowi
cisza wokół mojej nieobecności wydała się pełna dźwięków
cisza będąca prowokacją
zawsze marzyłem o tym aby nie były to słowa
aby treść rozbłysła w płomieniach świec
gdy chłód spiął mnie tak bardzo
przestałem być wolny
począłem rozpaczliwie szukać piękna na twarzach kobiet
niestety nie znajdowałem go jak dawniej
pierwsza dama poczęła szarpać niecierpliwie
za rękaw stojącego obok mężczyznę
on i inni wokół chcieli jeszcze zostać tutaj
by patrzeć na moje ciało
kobiety nie pozwalały im
coś tłumaczyły coś perswadowały
podniecone starały się odciągnąć ich gdzieś na stronę
moja nieświadomość dominująca już nad wszystkim
stała się potężnym podżegaczem
mój duch z goryczą wdarł się do Nirwany
pozostała nieopisana tęsknota
za życiem na ziemi
>>>
* Kiedy pada deszcz *
Kiedy pada deszcz wyję jak pies
dziś będzie padać
burza łamie już las swoją filmową wichurą
myśli wymiotła w górę
zdania splotła z boskimi galaktykami
zmieszała z szakalami
łuk tęczy zaświecił diamentowym buntem
rewolucję wody rozbił na frakcje łez
nitki ciemności splotły powróz światła
u wrót harcerskiej krainy zaczęła się
rozmowa o ryzyku
tyle jest światów ile w ciele mieścisz dusz
tyle masz kłopotów ile sam wywołujesz burz
ile ich stworzysz z gradu i śliny
kiedy zaczyna siąpić zbieram się do kupy
i wydaję przeciągły ryk
ryk lwa z gardeł pojęć absolutnych
echo odpowiada w jelitach
Sophia ostatnio nosi okulary
trochę przytyła, można powiedzieć, że rozrosła się w biodrach
gdy deszcz na nią pada skacze przecież żwawo
przez kałuże w swym czarnym skórzanym płaszczu
z postawionym kołnierzem
skacze przez kałuże krwi
drzwi jej domu nadal stoją dla wszystkich otworem
>>>
* Sen symbol wieczności *
Rozłożył ponakładane na siebie nagrobne płyty
jak talię kart
spojrzał na wypisane na nich nazwiska władców
odkryte wnętrza grobów pokazały brunatną plazmę śmierci i
kołyszące się w kamiennym pojemniku zżarte żuchwy
na moment rozwarły się szczęki ukazując sen
by po chwili zatrzasnąć się w czasie
Na jednym z mózgowych płatów wyrósł kaktus
ktoś powiedział, że i na pustyni można się kochać
przywoływano więc piaskowe burze
Ile takich pojęć jak dusza i sen jest dostępnych
materialistom
Granicą jest czarna listwa
granicą są niuanse pastelowej czerni
granicą jest czarna papuga
granicą jest cyferblat zegarka świecący jak zmierzch
granicą jest muza w pelerynie z kruczych piór
granicą jest dziecko z pióropuszem na czarnym szyszaku
Potoki samochodów sunących jak poduszkowce, które
obserwujesz z góry
nazywasz topielą cywilizacji
Być ciągle sam – to twój dom fantastyczny
mieszczący nie tylko twoją rodzinę ale i twoje
ja
Spuścił nogi z tapczanu
i zaczął układać pasjanse z nagrobnych płyt
w sobotę dziesiątego września 1983 roku
z kart dały się słyszeć głosy:
ja walet chcę być taki jak dziesiątka pik
lub taki jak dwójka kier
ja dama w tych stalaktytowych czasach widziałam
jak król karmazynu opychał się kałem i pił mocz
ja As twierdzę, że życie w dzisiejszych czasach
jest równie ohydne jak śmierć
ja król w tych zdradzieckich czasach widziałem
rzeczy tak nieczyste jak zrodzony płód i jego matka
Wojska zbirów i wojska łotrów stanęły naprzeciw siebie
po obu stronach czarnej listwy
przyprowadzili je głupcy z notorycznymi wizjami
błogostanu
pomiędzy kolcami cierni jednych i kolcami kaktusów
drugich
dzieci zażądały wyliczanek prawdy
Z pękniętego neutronu wydostały się zwierzątka
z dawnych czasów wydostały się słowa
z martwych głów wydostał się sen
z niezasklepionych ran wieku wydostała się krew
i rozlała się topiąc w czerwonym błocku czekających
żołnierzy
Politycy i generałowie przysięgający wierność kamiennym
grobom dziś spojrzeli na nie poprzez sen
i obwieścili, że to oni stali z tyłu,
gdy Mieszko ślubował, Jan Kazimierz przysięgał,
że to oni podtrzymywali ręce Prymasa
w Komańczy
Złożył karty i rzekł:
naród to nie tylko jeden mały wybaczalny grzech
państwo to nie tylko spojrzenie Boga na groby
sen to ukochany symbol lecz należy raz na zawsze
oddzielić go od wieczności
>>>
* Pytania dudnią w studni *
Co widzę?
Co czuję?
O czym myślę?
O czym jeszcze nie wiem?
Jak chciałbym żyć?
Co słyszę?
Co kocham?
Czy tylko oni?
Jak długo jeszcze?
Co mógłbym stworzyć?
Co chcę osiągnąć?
Czym jest moja praca?
Czego jeszcze nie znam?
Czego się boję?
Czy boję się siebie?
Co we mnie jest człowiekiem?
Czy tylko liczą się pot, łzy i krew?
Czy może praca i ogień?
Czy chciałbym uzyskać jakąkolwiek odpowiedź?
Miotają moim papierowym stateczkiem
rozkołysane oceany pytań
Jestem, gdy nazywam głuche dudnienie serca
w głębokiej studni mojego bólu
ślinię koniec papierosowego filtra
mamroczę coś pod nosem
jestem w studni jaźni
>>>
* Reaktory *
Energia lingwistycznych reaktorów
daje znać o sobie w czasie prywatnych wojen
niebezpieczna i dokuczliwa torturuje, lecz nie zabija
promieniowanie sensu odczuwasz jako ból bezpłodności
i ból rodzenia
energia listu wyrywa z procesu wielkich zmian
może zepchnąć w kocioł bitwy białego z czarnym
światło pada na mózgowe płaszczyzny kanonów i norm
na kosmiczne równiny wiary i fantazji
w buntowniczej komórce mózgu zmienia się w pierwszy
wystrzał rewolucji
Energia lingwistycznych reaktorów wywołuje wielkie
zderzenie czasów
jądra komórek emanują pragnieniami także wtedy
gdy stoisz na poręczy mostu kołysząc się
echo cenzury w końcu odpowie:
„zgadzam, zgadzam się, już zgadzam się”
Gdy już zastygnie wszystko w ciemności
gdy przestrzeń oklapnie bezsilna
gdy powietrze oblepi twoje apatyczne nieruchome ciało
minie laserowa tortura
i rozwiążą się języki
>>>
* Sinawe mgły *
Sinawe mgły jak haust zimnej
wystudzonej herbaty nad ranem
wiszą nad moim sadem
zagrażają prostocie moich nienasyconych
pustynniejących łąk na kuchennym stole
okrążają mój dom i moją polisę ubezpieczeniową
kawały miedzi które wypluły debiutanckie chmury
kierujące się na zachód
zaczerwieniły grunt wokół mego pałacu
okrzyki pawianów lub
pozłacane kolczaste wokalizy z okładek płyt
złotowłosy sen roztopił się w gorycz duszy
mgły wdzierają się we wszystkie wrześniowe niedziele
nakłaniają mnie do picia wina przed obiadem
nakłaniają do marzeń
modry proszek wdmuchiwany jest
przez niewidoczne pory w szkle szyby
słońce świeci przez zakurzoną szybę
tłuste refleksy przeszkadzają mi w percepcji kosmosu
srebrzysta rosa znika ze ściany
w głowie powstają gotowe przepisy
na omlety z elektronów
słońce świeci na moją głowę
boli serce przyprawione ziołami
ktoś taki jak ja tylko siedmioletni
tańczy wokół tapczanu z garścią stokrotek
coś jeszcze widzę coś jeszcze słyszę
w tej mojej boleści
wrażliwy na schyłkowe kolory lata
powoli wyłaniające się z mgły
>>>
* Ani jednej ciszy więcej *
Ani jednej ciszy więcej
wszystko jest obce w niej
aż do samego punktu zwrotnego
(tam jesteś ufryzowany jak przystało na lata kryzysu
z uśmiechem który może znaczyć tylko „aha”)
wrogowie podają ci budulec ciszy
wtedy gdy wyciągasz rękę po chleb
oni wiedzą że to tworzywo
jakkolwiek byś pozostawił w nieładzie
odtworzy zawsze całą historię grzechu
pobawisz się jej miniaturową makietą
potem odłożysz ją i powiesz
ani jednej ciszy więcej
Serce nie ma początku i znaczy tyle co złoto
w jakikolwiek sposób zachowując się
starasz się go szukać gdziekolwiek
mózg kończy się tak jak kula
lecz tylko wtedy gdy spotyka
przestrzeń zupełnie niezamkniętą
lub drugą kulę którą zapragnie pożreć
Namawiasz wrogów aby cię nie opuszczali
tak bardzo chcesz wypoczywać w walce
co z reguły polega na wystawaniu godzinami w oknie
lub celowaniu łzami spadającymi ci z brody
w muszlę Venus
Twoje światy to kule milczące
dla nich otwierasz się i stajesz pozaziemski
ulegając wrogom chcesz dotrzeć do prawdy
AHA
>>>
Coś wepchnęło mnie w gęstwiny bezgranicznych lasów
strąciło w niebościenny kanion archeologicznych zmian
zamknęło mnie w ogrodzie wysypiska śmieci
sprawiło że utknąłem w krajobrazie sawanny
zmienionym w skutek uderzenia jądrowego
coś pozostawiło mnie pośrodku
niekończącego się łanu pegeerowskiej kukurydzy
nie mam sił by wydostać się z kamiennego nurtu
rwącej rzeki
słucham czy to coś mnie przypadkiem nie przywołuje
chociaż nie wczuwam się w sytuację
poruszających się samoistnie przedmiotów
jestem jeszcze w takim miejscu z którego powrót ma sens
(ziemia jest wciąż ciepła nie stygnąca w podmuchach wiatru)
nic nie wabi mnie w krzyk
nic nie wabi mnie w jęk
centrum słów-dusz tak odległe
że nie sposób zabrać tam nic oprócz twojego ciała
ktoś jest ze mną w tej gęstwinie
>>>
* Miłość *
Jestem zakochany
w spokojnym morzu
godzinami wpatruję się
w twoje odbicie
unoszące się na fali
łagodnie splecione ze sobą promienie słońca
kołyszą się na powierzchni wody
ciała powoli dryfują ku sobie
>>>
* Zdrowiej *
Porzucam jej karminowe usta
dla brzęczenia muchy w żyrandolu
ich smak dla przekrojonej na pół
bułki w którą włożono talarek cebuli
czy to dziwne? ależ nie!
bułka jest okrągła a połówki są dwie
słowo daję
Pani spikerka przyjechała dziś do mnie z telewizji
aby powiedzieć mi jak bardzo się mnie boi
gdy patrzę na ekran to ona przed kamerą
ledwo panuje nad sobą ze strachu
więc ja się pytam
a co mają powiedzieć małe dzieci
wychowywane przez komunistów w duchu pokoju
postanowiłem że będę mężczyzną
i oddałem pierścionek zaręczynowy koledze z klasy
tak powinien postąpić każdy prawdziwy mężczyzna
lecz mimo to stać mnie wciąż
na wszelkie rodzaje delikatności
po raz drugi zafascynowany życiem muchy
postanowiłem że porzucę pracę
i będę odtąd obserwował tylko żyrandole
usta widzę zaklęte w ścianie mojego pokoju
a w innej wizji tłustą wielką piersiastą
matkę Ziemię gotową do miłości z ojcem Kosmosem
Pan Sen obruszył się na widok
klasycznego przedawkowania napoleońskiego dzieciństwa
i freudwskich zabaw w lekarza
nie wiem jeszcze co oznacza
kogut z czerwonym grzebieniem
w dniu 21 września 1983 roku po godzinie 23.00
w garnizonie Kraków
w jednostce wojsk desantowych
w przykoszarowym internacie
w głowie żołnierza
i cały wagon-węglarka z dziewczętami
załadowanymi jak jakaś drobnica
stojący na bocznicy w Oświęcimiu
kolejny pociąg pełen dziewcząt
pociąg dłuższy niż tory przez całą Syberię
pruje jak TJV po dnie oceanu
podąża z Nowego Jorku w kierunku Europy
w oknach twarze, obnażone ramiona
Obrazki do malowania! Obrazki do malowania!
jak kolega wymaluje zgodnie z wzorem
to czeka go nagroda w Krakowie
No a teraz napijmy się wszyscy piwa
Zdrowie! Zdrowie! Zdrowie!
na Woronicza
zdrowiej
tylko w oceanie
>>>
* Rachunek krajobrazu *
Początek
kochamy swoją ojczyznę
jesteśmy balonami wypełnionymi stygnącym powietrzem
nie mamy ust tylko jaskinie
przygotowujemy się do powstania matematyków
chłopiec patrzy na dziewczynę
ona go oczekuje i bardzo pragnie
chłopiec to elektryczny dźwięk
pędzący do jonosfery spełnień
dziewczyna to smak pierwszej łyżeczki
lodów migdałowych spożywanych w niedzielne popołudnie
kiedy będą mogli się połączyć?
Środek
połączyć ich może zagrożenie kosmiczne
już nie długo
robi się przecież teraz bardzo niebezpiecznie
chcemy odkryć jakąś prostą regułę
łagodna senność
codzienna praca
permanentny bunt sumienia
porządek rzeczy
nadzieja zmieniająca świat
piękny kary koń cwałujący przez pustą główną ulicę
wielkiej metropolii
unoszący na grzbiecie parę młodych ludzi
przytulonych do siebie
Drugi środek
co jest dla nas ważniejsze?
ten dzisiejszy dzień siedzący pod ratuszem na
kamiennej ławie
czy dzień jutrzejszy spadających z nieba
płonących dziko rżących koni
umiemy zadawać pytania
umiemy szybko odnajdywać drogę do domu swych rodziców
chociaż nie ma tam żadnych bezpiecznych kątów
i odpowiedzi
tam tylko przed telewizorem obok talerza z zupą
leży rozżarzony czerwony gwóźdź
brakuje do kompletu nagiej drewnianej kobiety
mogącej przygnieść ciężarem świata każdego mężczyznę
choćby nawet uświadamiał sobie że jest
to walec drogowy
że jest to realna sytuacja a nie żaden symbol
Koniec
rzeką dla której dzień dzisiejszy jest korytem
bywa filozofia lub religia
często mówimy przecież to tylko moje serce
często nasze koryta wypełniają niekonsekwencje
aż do śmierci
w naszych rzekach pływają wzdęte trupy
znanych łagodnych kosmicznych koni
Drugi koniec
>>>
On wszedł pierwszy do przedziału
niosąc ogromne bagaże
po chwili pojawiła się ona w zimowym kożuchu
dostojnie dźwigając swoje brzemię
w czasie podróży siedzieliśmy naprzeciw siebie
senni rozmarzeni zerkający na siebie
oni dwudziestoletni rodziciele tak bliscy sobie
trochę zawstydzeni w mojej obecności
ja stuletni zmieszany z czerwonymi policzkami
z brzemieniem czasów
Z każdą mijaną stacją ogarniało mnie coraz bardziej
przedziwne rozgrzewające błogie uczucie
jak delikatne muśnięcie ciepłego wiatru
o skórę na szyi
jak dolatujący z dala zapach rozkwitającego sadu
uczucie zajmowało moje serce w miarę podróży
wypływało jak mi się zdaje z jej wielkiego brzucha
wyciągała po mnie ręce miłość
jakiej nigdy nie zaznałem
płód wysyłał do mnie strumienie energii
uosabiającej przymierze na wieki niedawno zawarte
Ciepło rodzinne otaczało mnie
pomiędzy miejscami na których siedzieli a mną
zawisły w powietrzu słowa
nacjonalizm, chrześcijaństwo, szacunek
gdy oni trwali w moim spojrzeniu jak Jerozolima
nagle w kącikach oczu pojawił się ptak-posłaniec
lub przybywający ze wzgórz jeździec
a z wnętrza jej brzucha dał się słyszeć głos:
strząśnij z włosów motyle snu i jawy
otwórz wreszcie oczy na otaczający cię świat
daj się zepchnąć przez macierzyństwo na krawędzie istnienia
pozwól niech miłość odciśnie wreszcie swą pieczęć
Stworzone przez dzieci dziecko
ukazało mi kontekst przyszłości
o tak! czułem go razem z jego dopełnieniem
było symbolem doskonałości której jeszcze nie pojmowałem
dotykało dna mojej nadziei
>>>
*Lato 83 jest bardzo gorące*
Lato 83
jest bardzo gorące
krew schnie na ulicach
bardzo szybko
wyłowione z jezior i rzek zwłoki
jeszcze szybciej
fakty to kwas
wariatów widzi się stale na ulicach
lub jako petentów w urzędach
cały kraj porośnięty jest chyba
zielonym zbożem
nawet jeziora i turnie
dziewczyny wybierają żigolaków
ze Służby Bezpieczeństwa
zamiast studentów
prawdziwi mężczyźni dużo piją
i wybierają jedną kelnerkę
chłopcy służą wszyscy w wojsku
z orzełkami na czapkach
panom z elit nkwd
nie zapominając o tym
że gorętszy od lipca jest rock
i śpiewają – nie chcemy dziś od was uznania
Rząd Polski jest jednym
z bardziej niezależnych rządów świata
ot co się okazało
jest niezależny nawet od narodu, terytorium
i siebie samego
Na pewno zakwitnie nacjonalizm
gdyż jest pod dostatkiem socjalistycznego gnoju
zakwitnie choćby z braku zwykłych kwiatów
które nie są już w modzie
nikt nie wkłada ich do luf karabinów
jak zwykle
nerwica i depresja wraca do łask
co pogłębia wrażliwość i drażliwość
kloaką cuchnie w każdym
większym ludzkim skupisku
na dworcach i w sądach
przechodnie wielkich miast
noszą wciąż plecaki na plecach
to oczywiste
ale czy w nich ukrywają
młyńskie kamienie czy butelki z kwasem
czy tylko banalne ulotki
tego nie wie nawet Radio Moskwa
Ogólne odczucie gdy patrzy się
na własny kraj z wysokich pięter Pałacu Kultury
jest takie że będzie tu dobrze
to nieuniknione
będzie tylko lepiej
to nieuniknione
Jeśli ludzie wytrzymają
i przestaną się ćwiartować
jeśli alchemia z metafizyką
lub inaczej: logika z somnambulizmem
lub inaczej: teologia z filozofią
znajdą poczesne miejsce
w życiu społecznym
jeśli ludzie nie odwrócą się
od odnalezionych po latach ksiąg swojej duszy
jeśli ogień wyzwoli się z żył wielu
pojawi się szansa
na Wielkiego Polskiego Aladyna
ten lipcowy upał
jest dobrym materiałem
na dym poprzedzający
co przesłoni cudowną lampę
>>>
* Tło – wrzask – obowiązek * (Prawda)
Prawda to jest przeżywanie swojego życia
nie kłamać to znaczy pod przymusem życia działać
nieskończenie dla nieskończoności
Trójkąty wielokolorowe zastąpiły twarz człowieka
a są tacy co dla sztuki kastrują małych chłopców
kokainą wywołuje się wizje nowych systemów filozoficznych
noc jest prawdziwa gdyż stworzyłeś ją ty człowieku
dzień jest podarkiem Platona
i on jest początkiem prawdy
Nie kłamać przez całe życie to pracować przy
burzeniu nocy i budowaniu dnia
jeszcze jedno przeżywanie cierpienia
na nowo na inny sposób
Twoje splątane życia człowieku gdy kłamiesz
rozchodzą się jak drogi na wielkim skrzyżowaniu
gdy pielęgnujesz ja opiekujesz się ja podtrzymujesz ja
– kłamiesz
Wrzask zastępuje światło duszy
krzyczysz dziecino krzyczysz
czy będziesz mogła żyć
otrzymałaś w dniu urodzin zaświadczenie
że możesz kochać
no i co –
gęsie pióro
na czapkach
skóra tygrysa na ścianie
plastyk z dinozaura
wszystko co jest tłem to przymus
Pracować każdej nocy i patrzeć krytycznie
na siebie w dzień
ratować łzy to znaczy kochać prawdę
to obowiązek
Och Odysie och……
>>>
* Prawda pogrąża *
Słowa grzęzną w gardle gdy masz powiedzieć cokolwiek
coś co nie byłoby obliczone od początku na kłamstwo
uproszczenie przemowy zredukowanie samotności do gestu
wyzwala
prawda pogrąża w cierpieniu
chcesz mówić i milczysz ze strachu przed bólem
podczas gdy ja całymi nocami łażę po ulicach i nasłuchuję
wpatruję się w białą zgniłą ciszę pod latarniami
podpatruję czarne niedźwiedzie milczenia pod mostami
wylękniony dzięki wizjom
z chodnikowych płyt niezmiennych
krwawiący przyszłością kultury
czekam na twój szept prawdy
ty nie możesz nawet zakwilić jak ptak
by wyrazić swój ból istnienia
ból który nie byłby puszką cielesnej kwesty
lecz symbolem chociaż jednej zmiany na lepsze
wielkie twoje milczenie – niemoc i samotność
jak ratusz na rynku miasta
pośród kłamliwych ludzi i społeczeństw
słucham cię wiem że jesteś w tym mieście
i jak ja myślisz o prawdzie
ciemność naszej niewybawionej duszy
twoje ja zabija ciebie twoje ja trzyma łapy
na własnym gardle zaciska je jak szpony
twoje nieszczęście że szukasz w historii i wizjach
twoje zbawienie że nie znajdujesz w tej chwili
objawienia
wystarczy że wiesz że te słowa
więzną ci w gardle z uwagi na wielkość
tak to są właśnie te słowa
z bragi albe able ble no
tak wiem kochany wiem
nie da się ich wypowiedzieć
jeszcze dziś
>>>
* Jak tu o niej nie mówić *
Jak tu o niej nie mówić
gdy jest taka piękna
każda twoja rana krzyczy wróć
drzewo domaga się oświetlenia
by wszyscy mądrzy ludzie mogli dojrzeć
mózg tak wielki jak stół
na którym w stoją puchary
a w nich aminokwasy
pijani miłością nie potrzebują już uczty życia
wystarcza im samo piękno chemicznych powiązań
ona ma szminką umalowane usta
i siedzi na schodach oparta o twoje kolana
trochę obca trochę kochająca
dusze zataczają się wracając do domów
każda do swojego
oczy zamykają się po kolei na siebie
sen nie śni się gdyż jest przeżywany
jakby był od początku świata
ten sam
aż tu twój jest inny jakżesz inny
jej piękno przelewa się i miesza z twoim pragnieniem
pragnienie jak obcięta ręka
potworna rana okropny krwotok
czarna chmura z otwartych okien dzieciństwa
nie pozwala ci tej wybranej dla miłości poświęcić się
czarna chmura która jest twoją duszą wielki człowieku
można odwrócić się od stojącej przed tobą ślicznej kobiety
można odwrócić się plecami do pięknej kobiety wyciagającej rękę
można odwrócić się twarzą do ściany wobec jej spojrzeń
by nie znaleźć się w lochach uroczej kobiecej twarzy
można zamknąć oczy by nie popaść w niewolę
delikatnych brązowych ramion złotowłosej kobiety
można odwrócić się choćby w kościele choćby na cmentarzu
można odwrócić się choćby w czasie ulicznych zamieszek
choćby w czasie własnego ślubu plecami do tego piękna
które spływa z lica z bioder z nóg cielesnego anioła
rozkoszy jakim jest kochana modna kobieta
jak tu o niej nie mówić gdy jest taka piękna
lecz nie patrzeć
>>>
* W świętym gaju *
Jak tu o niej nie mówić gdy jest taka piękna
nawet drzewa domagają się oświetlenia
wszyscy mądrzy ludzie chcą oglądać kobiety i drzewa
na wielkim stole mózgu stoją puchary
w których kołyszą się aminokwasy duszy i hormony
pijanym miłością wystarcza piękno chemicznych powiązań
sen jest przeżywany od początku świata
tak jak czarna chmura otwartych okien dzieciństwa
ona ma umalowane usta
siedzi na schodach oparta o moje kolana
czy można odwrócić się plecami do ślicznej kobiety
czy można odwrócić się do ściany złowrogich spojrzeń
czy można nie być w niewoli uroczej kobiety
czy można zamknąć oczy, objąć głowę rękami
w kościele lub w czasie ulicznych zamieszek
czy można uchronić się od jasyru delikatnych brązowych ramion
czy można popatrzeć ponad pięknem bogini w świętym gaju
prosto w chmury?
Można!
Trzeba!
>>>
* Praca i ogień *2
To co widzę i to co czuję
o tym o czym myślę
czego jeszcze nie wiem
jak chciałbym żyć
dlaczego miotają moim papierowym stateczkiem
wzburzone oceany pytań
to co słyszę i to co kocham
gdy przywołuję jak to nazywam
jestem
i tylko głuche dudnienie serca
w głębokiej studni mojego bólu
jest warte odpowiedzi
jak długo jeszcze nie będę potrafił
dlaczego do tej pory nie mogę
na co czekam śliniąc koniec
papierosowego filtra
mamrocząc pod nosem jakim jestem leniem
to co mógłbym stworzyć
i to co chcę osiągnąć
o tym czym jest moja praca
czego jeszcze nie znam
boję się samego siebie
to co jest człowiekiem
krew pot i łzy
pot pot pot
chciałbym uzyskać odpowiedź
praca i ogień
ogień ogień ogień
serca
to za mało
by przebyć ocean
>>>
Przedstawiciel zakłamanej kasty
pingwin
słońce przygrzewa w deszczu
szczur
snop światła snop żyta
jest taki dzień „dzień ja”
wyraziciel ziomkowskich zecerskich snów
na usta z przyzwyczajenia ciśnie się modlitwa
teoretycznie kawalerowie nie mają nic wspólnego
ze światłem
bąbel pod ochroną
amen w pacierzu i kot w butach
płaszczyzny tu na tej kartce są Galvaniego
płaszczyzny tu na tej wyspie Robinsona
nie są równoległe i nie pokrywają się
lecz w szmince na wargach przenikają się
hiena
księżyc świeci nad sadem
który wyrasta ze sklepowej lady
łabędź to oczywiste
przedstawiciel nieba i ziemi
wyznawca idei sumienia
coś na ząb
nieskończone śniadanie nieskończone wstawanie
nieskończona miłość
nieskończoność
zastanawianie się na wyrost nad tym
co dyktuje mały ptaszek polny
wewnątrz czuje się powiew ciepłego wiatru
gołąb
nie pij tyle alkoholu – przestrzega wywieszka
to wina wódki
słoń
przeboje lat osiemdziesiątych
pociąg pnie się pod górę
z Lubartowa do Lublina
jesteśmy we własnym przytulnym domu
minionych dni
dinozaur
projekcja filmu
DINO
ZAUROCZONY
>>>
* Tak powiedzmy ….*
Wysnuć cienką nić z nieznośnego czekania
niteczkę złotą jak letni pejzaż
i trzymać ją w dwu palcach
tak powiedzmy między kciukiem a wskazującym
nalać do czarnego spodeczka z fajansu
białego czystego mleka
postawić go na środku kuchni
stanąć nad nim na niebieskich płytkach PCV
Usiąść na tylnim siedzeniu w autobusie
i jadąc tak wieczorną porą
obserwować pasażerów wzbudzając w sobie
uczucia tolerancji nadziei a może miłości
zapalić zapałkę lub powiedzmy małe ognisko
na wysokim wzgórzu
włożyć dłonie w ciepłą smugę błogosławionego
sino-białego dymu
patrząc na wschodzące słońce trzeźwieć powolutku
z antyspołecznego snu
razem ze słońcem wznosić się w górę
w swym ludzkim nareszcie umyśle
Cienką złotą niteczkę owinąć wokół małego palca u dłoni
by przylegała jak wąż spokoju do rozpalonego ciała
nieść dwa wiadra najczystszej wody świata
zaczerpnięte z tajemniczego leśnego strumienia
powiedzmy o godzinie 24.03 przez ulicę Floriańską
szminką do ust na masce samochodu
opisać swoje krótkie bolesne istnienie
dwukrotnie podkreślić słowa:
NIGDY NIE POPEŁNIĘ SAMOBÓJSTWA
>>>
*Dzieci pozostają dziećmi *
Dzieci są formą, w której prawda to czas
dzieci są zagrożeniem, jeśli zaczynają patrzeć
dzieci pozostają dziećmi nawet wtedy
kosmos przysyła dorosłych i klęski pojawiają się
gdy niegrzeczni starcy zaczynają mówić
>>>
* Wyroki Państwa tłamszą poezję *
Wielkie sprawy wielkiego społeczeństwa
przygniotły mój uśmiech zmiażdżyły łzy
przemyślenia polityków są atomowym grzybem
mojego czuwania
decyzje Państwa inspirują poezję
wyroki Państwa tłamszą poezję
dzieci są formą w której prawda to czas
dzieci są zagrożeniem jeśli zaczynają patrzeć
dzieci pozostają dziećmi
nieogarniony kosmos przynętą dorosłych
klęski pojawiają się gdy niegrzeczni starcy
zaczynają mówić
>>>
* Muzyka tak długo gra *
Tak długo gra muzyka
stratosfera przybliża się cały czas
burze zawieszone w powietrzu
zbliżają się z każdym taktem
tak długo to trwa
kotłują się piekła we wszystkich ognikach
oświetlają swym bytem rajskie ogrody
muzyka krztusi się w swej kontynuacji
niebo odcina drogę ewakuacji
dotyka prawie powierzchni Ziemi
lecz jeszcze słychać dźwięki
one się wręcz nasilają i nie chcą zniknąć
sprasowane zgwałcone
muzyka przechodzi w absolut
wtopiony w powierzchnię Ziemi
burze w głebinach które
zniszczyły Atlantydę
to było solo na kotłach i bębnach
w wykonaniu komety
zwiastuna
>>>
* Zakażenie *
Zakażenie postępuje od granic państwa
w głąb terytorium
przenoszone jest przez złośliwe muchy
tak krwiożercze chyba wysłane z zabobonu
Polak uderzony dziś milicyjną pałą
oczywiście gdy wcześniej usiądzie mu taka mucha na ramieniu
będzie gonił zomowca choćby parę lat
dotąd aż dopadnie go wyrwie mu pałkę
i natychmiast ją połknie
wtedy dopiero zaspokojony zadowolony
rozpocznie powrót przez zakażone czasy
Puszczają złącza, nie wytrzymują klamry
od erozji dziwnej choroby
wyzwalają się moce które przybierają półrealne postaci
to bardzo komplikuje percepcję
zjawiska zmieniają się w coś bardziej dumnego
wszystko brzmi tak bardzo wyniośle
niczego już nie można opanować starą metodą wielkiej sieci
ludzie bogacą się w sekundzie swej pracy jak Rothschild
a potem oddają wszystko co posiadają
agentowi w przebraniu żebraka
ludzie opędzają się leniwie od natrętnych much
nie zdają sobie sprawy
z prawdziwego zagrożenia
duszożerców
>>>
* Małpko zabierz mój mózg *
Wiszę na drzewie pełnym zakazanych owoców
cierpię na nadmiar dyscypliny
zdejmij mnie małpko
mknę na grocie strzały Sum Sumerrrrum
wiszę na krakowskim wieszaku-haku jak palto
opadnięty prze sforę cebulosercych łajdaków
jestem wystawiony na sprzedaż do Wawelu
wywalam język i pedałuję siedząc na dziecinnym rowerku
ja stary koń w przebraniu nocnego stróża
toczę przed sobą beczkę świata wypełnioną prochem
zjadam egzystencjalne poglądy razem z komunistami
zjednoczone po chichu nasze społeczeństwo jest
matalowosrebrnozłote
niekochającopiękne
dziecinnonietwórcze
spokojnouczuciowogwałtowne
pokojowoniebogate
dobroprzyszłozintegrowane
jest już jak społeczeństwo świata
pomóż mi małpko zabierz mnie stąd
pomóż mi mały atomie
nie chcę już dłużej podskakiwać na linie
w namiocie klownów
chcę wyjść z tej psiej budy
małpko zabierz mój mózg
bym mógł wreszcie odetchnąć swobodnie
a nie myśleć jak i kiedy
>>>
* Ośmiornica *
Wróć, wróć ośmiornico
nie bój się mojej prywatności
tylko gdy połykam i wypluwam swoje zmysły
jestem sobą naprawdę
gdy oplatałaś mackami moje ciało
tylko wtedy
zapalała się o północy mała lampka morska
błagam cię jak umiem najbardziej egoistycznie
zrób ze mnie człowieka
na zawsze oplecionego milionami twoich ramion
moja racja bytu kicha drażniona kurzem granic
odkąd zniknęłaś w głębinie miasta
bez ciebie nie mogę nawet poznawać swojego więzienia
nie zdążyłem poznać tego co czuje człowiek w pełni zniewolony
twój uścisk trwał zbyt krótko
by przykurcz zmysłów ustąpił miejsca
paraliżowi myśli
>>>
* Głodny zwycięża *
Całą kulę ziemską poznałem w jednej chwili
gdyż odnalazłem ją w sobie budząc się rano
całą miłość poznałem w jednej chwili
gdyż stanęła przede mną dziś wieczorem moja
zapomniana dziewczyna z czytelni biblioteki
teraz już oczekuję od życia wszystkiego
Wielki Wóz na niebie pyta co robi tu ten eter wokół
odpowiadam że to tylko moja spokojna improwizacja blasku
ale co robi Budda w kościele?
Ziemia jest wielka patrz!
na jedno państwo przypada kilkaset kwadratowych konfliktów
piękna okrwawiona para Afganistan i Grenada
Wielki Wóz na niebie pyta czy to symbol bogactwa
i co to za szydło wychodzi z ucha
odpowiadam że to mój nos jest buntem
a zapach dopełnieniem świadomości
głodny wiedzy zwycięża
głodny miłości zwycięża
nie jestem sam jeden bez świata który poznaję
obok mnie moja dziewczyna
pochylona nad książką
>>>
* Twoja gazeta myślenia o Bogu *
Słowo idea niejednego przeraża
lecz przecież wydrukowane w gazecie
przypomina jedynie o koślawym ciele człowieka
i mszynach którymi się posługuje
Miłość dla niejednego to bazylika
składając ofiary z dzieci na złotych ołtarzach
dziwią się że niektórzy wolą sami się przykuwać
łańcuchem do pompy na rynku,
oblewać benzyną i podpalać w tłumie miasta
Dziś nie wystarczy krytykować
Siwaka i Jaruzelskiego na imieninach
trzeba być barankiem we krwi na stosie
Słowo idea przeraża i ciebie
wpatrzony w ścianę przed sobą przemierzasz myślą swe życie
wspominasz ważne daty i rocznice
zastanawiasz się w którym momencie Bóg cię opuścił
chociaż twoje ciało toczy w skrytości larwa miłości
idea jest tylko drukiem w twojej gazecie
myślenia o Bogu
pamiętaj, rzeczywistość nigdy nie upomina się
o zwyrodnialców co odrzucili idee
>>>
*Wyję dziko *
Wilczyca Rzymian wyje dziko
tam gdzie kończy się sad
wszystko co symbolizuje mój wstyd
odjeżdża z mojego podwórka na czeskim motocyklu
jadowita jaszczurka dwudziestowiecznej Arizony
włazi na moje schody
Księżyc mówi do mnie:
ty nie możesz wiedzieć jak walczyć z samym sobą
Nefretete zmienia się w oślizgłą rybę
w mulistej karpackiej rzece
pływa w moim mózgu jeszcze jak jeszcze jak
pluska się, majta ogonem, wyskakuje do góry
płeć wielkości Kurhanu Mamaja
przypomina o umierających narodach
bicie zegara to kontakt na który liczysz
chce mi się wciąż płakać i użalać nad sobą
widząc że nie mogę nic zrobić dla ludzi
wyję dziko jak wadera
co wykarmiła założycieli imperium
a teraz zdycha samotnie
>>>
* Teczka, beret, rower *
Codziennie rano o w pół do siódmej
zjawia się przede mną
teczka, beret i jego rower
od kilku lat męczy się ten facet
nad swoją rzeźbą dnia
słucham skrzypiących stawów
patrzę na niego stojącego jak zwykle w kolejce
o szóstej po świeże bułki
obolały cały od myślenia
wiszę w mglistej atmosferze września
ten robotniczy miesiąc nadchodzącej kolejnej
robotniczej tragedii
wygania mnie, co rano na ulicę
bym mógł tłum, w którym brodzę
dziwny jak kometa niesprawiedliwości
obserwować i wtapiać się razem z nim
w ustępstwa i rezygnacje na pozór
wyczekiwać wybiegającej mi na przeciw
pochwały rozkazu
jego chleb i mleko i kolejka za nim w sklepie
eksperyment z wolnością
rzeźbię korzeniami w chlebie
tak jak on
wydrążyłem otwór w dopiero co zakupionym chlebie
wlewam do niego mleko z butelki
a potem wrzucam tam zmęczonego socjalistycznego robotnika
odchodzę z jego rowerem i w jego berecie
>>>
Mój krzyż przybrał rozmiary gigantyczne
dziś rano pojawił się powód
by to stwierdzić
prawie tak ogromny jest
jak czerń mego ciała
i ani jedno ani drugie
nie otwiera się dla symboli nieba
dusza popłynęła wielką rzeką
gdy patrzyłem dziś rano
jak na Wiśle pod Toruniem
stu wędkarzy zmagało się z marzeniami
pojawił się powód by to stwierdzić
zatapia moje ja
porywa nad wodospady
do morza wolności
jeszcze daleko
a wędkarze wyławiają mój krzyż
>>>
*Odnaleźć gruszę polną *
Realność – anioł pod górę nie ma m już dostępu do duszy
tak jak moje oczy
jestem porozrywany na kawałki
składam się jak moje przesłania z setek słów
jak życie z miłości jak wiara z wyznań
Prędkość – praca pod górę by spaść
kobieta przesłoniła mi moją drogę do pracy
do PRACY
wyjść wyjść i odnaleźć gruszę polną w sobiewiejskość czystość wody prostotę serca
prawdę >>>
*Obecnie w Polsce jest źle *
Życie społeczne potrzebuje proroków
domagają się ich większe zbiorowiska ludzi
które są zalążkiem i siedliskiem kultury
życie społeczne jest formą kultury
pojedynczy człowiek jest często odrażający
biedota jest wzruszająca w swej jedności
liderzy życia publicznego wciąż uszczęśliwiają masy
bezskutecznie
masy domagają się historii opisowej socjologii
gardząc psychologią
aby pokazać że obecnie w Polsce jest źle
że utrwalono tu nieludzki system
trzeba jednak postawić na poetów
konkretny facet ze slumsów powiedzmy Krakowa
jest bardziej zadowolony niż
pijany swym talentem wieszcz
i zawsze potwierdzi że socjalizm jest słuszną drogą
ale tu chodzi o niebezpieczeństwa
prorocy rodzą się jako indywidualni szarzy ludzie ulicy
ludzie z zagubionej wśród gór wsi
nazywają się zwyczajnie Marian Borusewicz (Boniewicz Bonusiak Boniecki )
i Julian Łunaczarski (Łuńczak)
życie życie ycie ich psuje
wszelkie nawiasy i marginesy są przyszłością
brak jest teraźniejszości
i szczęścia w tym systemie
wszystkim jest źle
>>>
* W kącie idei *
Przygląda mi się stojąc oparta o ścianę
w kącie idei ona ona młoda
kelnerka piwoszy
ramiączka jej biustonosza zaznaczają się
pod białą bluzką
czarna spódniczka opina pośladki
moje piwo i mój stolik nie mogą
już nawiązać dialogu w jej obecności
a ja sklecić odpowiedzi na jej zapytanie
o sens mojego życia
nie potrafię już ratować się z topieli
własnych emocji jak Lorca i Dostojewski
jak sam jeszcze nie tak dawno
drugie piwo to skok
we własne zamyślenie i w grzeczność kelnerki
zbliża się poznaje, że ją podziwiam jak każdy
że boję się jej jak każdy
na tej sali
och gdybyż stała się nagle małą dziewczynką
lub podstarzałą blondynką napierającą
swoim kolanem na moje udo
na widowni Teatru Starego
trzeci papieros to skok
we własną samotność i w przemęczenie kelnerki
prze północą pozostajemy na tej scenie
już tylko sami ja i ona
w kącie idei
mężczyzny i kobiety
>>>
Wizje ze świata marzeń są obce przedmiotom
punkt świetlny wędrujący wzdłuż horyzontu
czarna kropka na białym brystolu równiny
codzienność ludzkiego mózgu
drzewo które jest w tobie i żyje odwiecznie
lecz nie jest tobą
grzyb który tworzysz w sobie naprawdę istnieje
lecz nie ma związku ze snem
ból stwarza urojenia i wygłasza przemowy
buduje państwa takie jak Rzym lub ZSRR
jest przyczyną mającą ścisły związek ze skutkiem
ciało człowieka mieni się odcieniami czerwieni
jak płynny metal w nienasyconym wnętrzu Tantala
co jakiś czas pragnienie plami ziemię krwią
uczysz się mówić ciało od pierwszych swoich dni
lepiej byłoby się uczyć mówić –
nędza łagodny ty i ja
a wizje i sny pozostawić nocy
noc w której siedzi na tronie nienazwane
jest tak niebezpieczna
nie bądź więc ani drzewem
które w pragnieniach jest jak wiosna i dziecię
i nic poza to
nie bądź jak grzyb który może znaczyć tylko śmierć
wierzysz że marzenia Boga i twoje sny to jedno
kamienne węgło
przecież to tylko kosmos i świadomość
wizje ze świata marzeń są obce
>>>
*Tracisz zapasy *
Dostrzegasz w kosmosie tysiące pustych miejsc
tysiące gwiazd cię oślepia
wiesz, że nie możesz już prawie mówić
to czas w marcu i kwietniu
dusi twoją krtań swoimi łapskami
i nie możesz nie możesz
kamień czerwca
unieruchamia twe serce twoje dłonie twoje usta
słowa umierają
z powodu października
tysiące pustych miejsc
czeka w kosmosie
a ty tracisz wszystkie zapasy światła
w listopadzie
wchłaniasz światło, które spada z gwiazd
ubożejesz jak ziemia w grudniu
kuląc się z zimna ciemniejesz
zamiast pulsować kolorami jak choinka
wierzysz, że w chłodzie serca
hartuje się kometa,
na którą oczekują
mędrcy i pasterze
>>>
Wielkie gwiazdy w pyskach współczesnych jaszczurów
uru Uruk glunth jaam gburr brreezn
wyjdę do nich i nauczę je kochać
niech i one cierpią
nauczę wierzyć i płakać
kajać ać nie kłamać
kielich mszy dla nielichych milicjantów
jaszczur szepnie
poruszaj mną, o tak! jeszcze jeszcze
może już dość?
nie! jeszcze, jeszcze
widmo karminowe blednie
jezioro paproci zlodowaciałych
snuvet tw
kobietę kuszącą mnie
poznałem z jednym jaszczurem
światło odbite od wielkiego kła
kłamstwa jaszczura
nie poraziło jej
światło odbite od kła
wielkiego ciężkiego słonia prawdy
poraziło moje oczy
moje i mojej dziewczyny
stojącej obok mnie nad Morzem Martwym
leżę teraz na czymś miękkim jak mech
jak dywan docenta
jak torfowiska komitetów
jak brzuchy członkiń związku
gad usiłuje wskoczyć do mojego mózgu przez usta
zaciskam szczęki nadludzkim wysiłkiem
mocniej och mocniej,
rozwiera je łapą
przychodzi po swoje
połknięte kiedyś gadzie jaja
teraz zaczynają puchnąć w przełyku
już nie mogę dłużej się bronić
jaja podchodzą mi do gardła
oczy czerwienieją
stoję w jego gnieździe
wkopany w ziemię do wysokości kolan
woda zalewa dzieci
Gintro przychodzi w glisandzie wieku
sól wyżera oczy
dziewczyna chyta moje rece
wyrywa mnie
z gadziego uścisku
>>>
* Dzwony cmentarnych kaplic *
Biją dzwony cmentarnych kaplic
rewolucyjne pieśni faszyzmu
mając pewność że nie ma mądrych dzisiaj
przeglądam kartka po kartce
książkę pod tytułem:
„Historia wysp Tuwemnie”
cierpiałem dziś gdy zobaczyłem ją z obcymi ludźmi
piłem potem długo wino przy świecach jak Baudelaire
w swoich prywatnych okopach
nie ma łodzi podwodnych w znaku Wodnika
ustaliłem to wracając przez noc dobre sześć godzin
ona stanęła w końcu korytarza w cieniu
jej postać przesłoniła tajemnica rewolucji
odgrodziła ją ode nie
komunizm szepnął mi w ucho
„odgrodziła ją od czasu”
przywoływałem ją do siebie
moja ręka kreśliła okręgi przed moim nosem
a ona ani drgnęła
zmieniła tylko mimikę twarzy
ukazała mi zamiast twarzy
sflaczały balonik pierwszomajowy
korytarz zmienił się w szpaler wiwatujących ludzi
a ona w byka trzymającego w pysku
ryczące radio tranzystorowe
z ktorego dobiegały dxwieki marsza na Placu Czerwonym
cóż to jest wypadek nadzwyczajny
cóż to jest śmierć pewnego dziecka w gazecie
narodziny gwiazdy w książce o powietrzu do dętek
pasmo ekscesów głupich niewierzących ascetów
wiry w plazmie mózgowej
wiruje ąc i ką
smutek ogrania muzykę i malarstwo
wampir sekunda
potulny leniwy kocur-życie
biją dzwony na szczęście
samobójczyni w kawiarni przy stoliku
w popielcznice mnożą się embriony komunistów
rozprawiają o śmierci
pod paznokciami mnożą się sny
do rozdrapywania ran
dzwony dzwonią gniewnie
biją na trybunie
>>>
Moje drzewo zakwitnie tej wiosny
gdyż stworzyłem je magnolią
już widzę ten kremowy kolor
miękki pień kielichy kwiatów
bezlistna prawie świąteczna
choinka cudowności
tylko zamiast tchnień anioła
pojawiają się na niej nagle ciężkie dojrzałe owoce
w masywnym żeliwnym pancerzu – granaty obronne
jak zdrada
Ptak usiadł na parapecie
szary, nędzny, głodny
na pewno zaraz odleci gdyż jego jajo już się kończy
horyzont zato zaraz zakwitnie
gdyż upadła bomba atomowa
myślę o zdradzie
jestem bardzo senny
zastanawiam się nad tym
czy kot może eksplodować mlekiem
Miedziane burze i klucze ptaków
debiut mój moje pierwsze blizny
kolumny czołgów na ulicach
pocałunki obcych generałów
wszystko powraca i wstępuje w nadprzestrzeń
w kącikach oczu
napełniony szacunkiem pleśni
buduję z betonu i stali obronną magnolię
ona ochroni mnie
przed niespodziewaną eksplozją wiosny
która wchodzi w układy z wrogiem
>>>
*Eurokomizm *
Dowód poddania się morzu
dowód niewoli i wiary
chłód każdego poranka wyzwala zgęstniałe
tendencje cywilizacyjne
grozi grypą ten brak wiary w siebie
ta miłość niespełniona do wspólnoty
w ciekłym powietrzu przemyśleń
w styczniowym porcie przeładunkowym
niekonsekwencji i rezygnacji
wychłodzony na jakiejś małej stacji marzeń
podnoszę po raz kolejny zarzuty wobec systemu
pulsują mi skronie
gdy mówię o Eurokomunizmie
śnieżna kula w moich nerwach
tocząc się rośnie
pociąg wjeżdża na peron
patrzę kończąc oczekiwanie
kończy się peron
kończy się suchy ląd
pociąg z samymi tylko matrioszkami Lenina
zawisa na klifie Kawczej Góry
>>>
Jego głowa odcięta
włożona w ramy
wsunęła się w perspektywę moich oczu
on walczył i ja walczę
jego głowa przyszła w paczce z Francji
i ja i ja
dnieje porywam się na siebie samego
z kulturą powiadomień o zaginięciu
z kulturą jęków katowanych kobiet
z kulturą realcji o zatrzymaniu poszukiwanych
genealogia siepaczy przejeżdża w samochodzie
jest tych samochodów tyle co klas
dla dzieci na przeciw mnie
i nikt nie chce pójść za mną
i nikt nie chce towarzyszyć mi
drepcząc przy moim prawym ramieniu
Wodorosty nad Kanałem La Manche
wodorosty nad Kanałem Elbląskim
tak samo schną w słońcu umierajac
mógłbym powiedzieć –
co mnie to wszystko obchodzi
dzisiaj widziałem się z moją dziewczyną
i to mi wystarczy
usta na przeciw poruszyły się
wypowiadając słowo: ODDAJ
GŁOWĘ
>>>
*By uśmiechy ich znaczyły coś *
Chciałbym je obie zniewolić poezją
by uśmiechy ich znaczyły coś
drwiące z moich trzewi
patrzące na mnie w szoku komety
chciałbym wolnością zniewolić je wszystkie
które mogą mieć wolne dzieci
bym nie musiał przemykać się skrycie
w ciemnych uliczkach moich anielskich myśli
bym zobaczyć mógł drogę moją
prowadzącą w ostępy bezkresów bez kajdan
One patrzą z okien pałaców zwątpienia
lub podglądają przez szpary w uchylonych drzwiach
jak zmieniony w panterę
cicho zbiegam po sekund schodach
wyruszając na żer wciąż nienasycony
Moje zegary – jakże chciałbym nakręcić je
tchnąć w nie stalowe silne dusze
by zamknęły w skargach winach krzywdach
moje czekanie na cud
Poruszyć chcę ten leniwy głaz epopei
niech spowoduje sam lawinę
pędząc w romantyczną dolinę
niech góry wszystkich planet
wypełnią doliny Ziemi
wiara i praca pośród boskich zamiarów
wtedy znajdzie swój czysty wymiar
Och, kiedyż wreszcie zabraknie potrzeb cierpienia
ale czy wtedy będzie mogła ludzkość
nadal rzucać Bogu w twarz to bluźnierstwo:
„Jestem ja człowiek jestem sam w słowie Twoim”
Bóg to nie gensek
kocha wariatów zagubionych w poezji
>>>
*Przyjaciel oto *
Oto mój przyjaciel
tylko on zawsze śpieszy mi z pomocą
gdy chmury ognia nad głową
znaczą mój kolejny kryzys
Mój przyjaciel często mnie odwiedza
podarował mi odtrutkę na samotność
– swoją dziewczynę
to się nazywa przyjaciel
Oto moja obecna przyjaciółka
czekam tylko na nią, mam tylko ją
robię dla niej prawie wszystko
gdy jestem pełen katastrof
mogę pójść do niej i wtulić się
w jej ramiona i płakać do woli
Oto moi przyjaciele
wiele wiele rozmawiają między sobą o mnie
o dziwactwach moich i osiągnięciach
ignorują moje szaleństwa
obmyślają razem jak mi pomóc
w tą jedną niedzielę zrozumiałem prostą prawdę
oni żyją za mnie
– mam przyjaciela i przyjaciółkę
a nie mam siebie
prawda kopnęła mnie w tyłek
jakże ja ich niecierpię
jakze ja ich cierpi
>>>
Tryliony nazw komór gazowych w moim sercu
wypisuję na czarnej tablicy
obcy piraci z kosmosu wyznaczają je
gdy znużony zapadam w sen
Gracje tańczą jak pląsawice wodorostów
w moich gęstych brwiach
łzo moja krwawa łzo wariata
tańczysz z nimi w oczach
mały chłopiec urodził się podczas
ostatniego w dziejach ataku atomowego
z ciała mężczyzny, który biegł do kościoła płacząc
biegł po spowiedzi ratunek
serce jego zawisło nad życiem
jak sopel Damoklesa
którego kryształki koronki śnieżynki
były nazwami
sytuacja była gaworzeniem noworodka
Wielki Wóz niskiego obszarpańca – wozaka
dowoził nadzieję
ukryty w przydrożnej truciźnie spojrzeń
chłopiec patrzył na to jak wóz przejeżdża
w zachodu na wschód z południa na wschód
nagle wtoczył się do jego serca
wielkiego jak przerażenie wobec końca świata
wóz znalazł się w sercu chłopca
Komory gazowe serca
koniec ludzkiej cywilizacji
żłobki i cele więzień w jednym sercu
ktoś to wszystko chce wymazać z mojej pamięci
ktoś obcy wrogi w moim śnie
z piracką flagą wśród narodów
>>>
*Boję się myśli *
Otwieram się coraz bardziej na Boga sztuki
bo boję się coraz bardziej swoich myśli
coraz bardziej kocham nieznane
oj co to będzie gdy
przestanę się bać swojego życia
a zacznę bać się ich
boje się głupoty niewiedzy
niepewności niedoinformowania niedopowiedzenia
niezrozumienia władz
nie nie nieskory jestem
do płaczu nad nimi
jeszcze nie
ciało nie jest ideą
to ona mnie boli
ciała już nie czuję
postanawiam na całe życie moje –
nie boję się nie boję
nie czcić strachu
w ciele
i materialnego cielca władz
>>>
*Dywany *
Dlaczego ja dywan porównuję do
schodów duszy
a poeci szaleni do wiosennej łąki
czyżbym był aż tak szczodry
wędruję przez noc ulicami Krakowa
moje serce jest refleksem księżycowym
na szynie tramwajowej
wsiadam do ósemki razem zagubioną dziewczyną
Dlaczego dywan teraz kojarzy mi się
z kiecką tej kasztanowowłosej
mój wyścigowy samochód to krasnal
mój kot biega wokół tramwaju
jak uczucie wyrzucone na dwór
nie mogąc znaleźć sobie miejsca
Dlaczego mieszkam w dywanie
jem dywany
modlę się na dywanie
JA
chciałbym być kimś innym
wiedzieć dlaczego tacy jak ja
wyścigowe krasnale żelaznych mostów
koty przodowników pracy
muszą się ciągle zastanawiać
nad muśnięciem włosów pachnących
w tramwaju na Stradomiu
leżąc już z twarzą w dywanie
obok pętli tramwajowej
w Łagiewnikach
>>>
Biała linia
sen, o który tak łatwo
gdy czarny kruk usiada na gałęzi drzewa za domem
to pożądanie łódź płynąca pod mostami sztandarów zwiastowań
rewolucyjne zrywy pieśni powstańcze
podziały i różnice, dzięki którym nie kończy się świat
zdania zawierające przesłania dzieci zamknięte w słowach czerwonych
zaczynają się po katastrofie wodospadów
twoja ręka dotykająca ściany naszych wspólnych czarnych zatrzymań czasu
ręka wchłaniająca chłód naszych powitań
ty wielka nadąsana wierząca,
że kompleksy są niemożliwie nieprzezwyciężalne
wielkie Nic i Ja
biegnący po pijane obrazoburcze pożegnania
kotlina, w której nie stopił się jeszcze mózg ukryty pośród
wielkich czarnych gór wulkanicznych
pójść odważyć się zerwać kolorowe przesłony
okaleczoną ręką spracowaną ręką ciężką jak ołów
to przywołania wszelkich białych linii
ta biała linia biała linia
przejdźmy po niej
wejdźmy do Liceum by odnaleźć martwe przedmioty
wejdźmy do tego krematorium
zjedzmy sałatkę w przyinternackiej stołówce
sałatkę z ocen wyśmianych
przez kontury i czerń chałatów i garniturów
muchy i muzyka pustynie Abrahama
wielka kra spadająca na wiernych
manna unoszona tumanem szarańczy
nad Ocean Atlantycki
ulice Nowego Jorku chociaż płyną są pełne chłodu
ulice Krakowa tak białe są arteriami, przez które
z podziemi wtłaczana jest surówka dla radzieckiego odbiorcy
patrzę na ciebie stojąc na łodzi
widzę łódź twojej twarzy
patrzysz z niej na mnie taka blada
byliśmy razem słowo stało się ciałem
ciało stało się piękne
łodzie popłynęły dół rzeki
jesteś moją białą nitką pod powiekami, gdy otwieram
oczy widzę jak siedzisz tu przede mną szukająca delty
pełna nienawiści
wroga mi ty, która zmieniłaś krę na łódź
ale nie zdążyłaś przesiąść się na statek
przed wypłynięciem na ocean
usprawiedliwiam twoją prehistorię
usprawiedliwiam twoją histerię
pożeram w locie owady odrąbuję słoniom trąby
potem układam bitumiczne dywany oplatam Ziemię
wężowym swym zadufaniem
usiłuję ją dusić jak ciebie apaszką serca
jak dwuletni syneczek swego wielkiego ojca
dokazuję irytująco
podziały wzdłuż białej linii sprawiają,
że nie ma we mnie wesołości ani prawdziwej radości
jestem poważnym chloroformowym kotem
coraz częściej opowiadam
śpiewając na baczność hymn,
że jestem królem obu biegunów
brodzę czasami nawet bluźnię
nie nie żartuję
mały biały punkcik kiedyś
wielka biała linia dziś
a jutro być może światło zdrady
albo oślepiający blask śmierci za prawdę
listwa w okiennicy białego okna
otwartego na czerń nocy
>>>
*Brzydkie kaczątka twojej wyobraźni *
Komu przydadzą się brzydkie kaczątka twojej wyobraźni
przydadzą się mojej wyobraźni
łodzie wieczornego nieba
nierymowane klozety niepubliczne i publiczne
ten diabeł chodzi jeszcze po ulicach naszych miast
to piekło rozsiadło się przy okrągłych stołach
sztuka jest niepotrzebnym elementem komunistycznej pełni
myli się wrzód w głowach najniebezpieczniejszych
ludzi radzieckich w moim kraju
piana wzburzonych wód
kruchy lód ściętych mrozem rzek
w takie noce nie przydadzą się nawet nauszniki domów
trzeba pamiętać i patrzeć przez okno nocy
myśleć z dobowymi przerwami na spojrzenia
pośród sflaczałych robotników Atlasów
ratunek w tych pauzach sinieje własną
emocjonalno-intelekualną opozycją
komu potrzebne są diagramy indywidualnych zdarzeń
komu słonie muszą podawać kawę do łóżka
by uwierzył w ich istnienie
>>>