Archiwum dla Styczeń, 2014

2000-2012

Posted: 01/09/2014 in Wiersze

2000

 
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* O modlitwę Jana Kowalskiego*
Modlitwą i pracą
wizje się tłumaczą
na język Padołu
między Indianami na język Manitou
między jałowcami i kolumnami Edypa
na przesiadywanie w beczkach.
modlitwą pospołu
jak mnogie zastępy bogatą
w aniołów
w ludzi
w zadumanego młodego człowieka
który musi umrzeć
zaraz
pożądania się tłumaczą
w społeczeństwie nastawionym
jak tokarka albo dziennikarz
modlitwa dzierżyć może prym
w środkach przekazu nakazów
w wewnętrznej potrzebie Jana
nie musi zwyciężać Kowalski
pędzący autostradami najszybszym samochodem
na polowanie na dziewczyny
gdy modlić się zacznie nie tylko ustami
spuścić racz Panie odrobinę łez
na Padół, ten Padół w czasie deszczu
niekoniecznie powodzi
niekoniecznie wichru
zwykłego dżdżu
odrobinę łez
z powodu sąsiedzkiego krzywopatrzenia
z powodu pomyłki kosmetyczki
odrodzi się prawdziwa modlitwa wówczas
w każdym Janie Kowalskim
ja akurat jestem w to
wierzący
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
*Wino na Poniatowskim*
Czemu tego nie powiesz… jemu?
jego pies tak łasi się do ławy
lewy tytoń z Bałkanów dał ci
na drogę dzisiaj
a ty kryjesz przed nim konieczność
wycięcia suchych drzew,
które zasadził w młodości
skuteczne korespondencje lotnicze
są pierwowzorem demokracji
kulawa czereśnia spadła z dinozaura
ale na szczęście to nie był
jego dinozaur
jaki chleb, jaki schab, jaki joker?
przeplatane psy przeplatane powroty
no, czemu, czemu, no, czemu
szmaty, butelki i tektura – temu
Polska buduje sobie dom
a niech te żółwie Madagaskaru
wreszcie dojdą do imperium
Ural, jaki Ural?
zimno, jakie zimno?
następna rewolucja Pana Miszki zwali
cokoły i wreszcie skończy nieopłacalną
produkcję suszu i korków z czereśni
szatan pytał się dziś o duszę słabego
nie otrzymał jednoznacznej odpowiedzi
ze strony środowiska trucicieli
zgrzebne banki w paski niebiesko-zielone
kłusownicy eksportujący zasady moralne
i wnyki do puszcz pełnych sitowia
Kierbedź na winie
wino na Poniatowskim
luksusowy temat na wieczór w Bydgoszczy
zapal już tego papierosa
i idź na spotkanie
jego otwarcie kiszek nie jest oczekiwane
przez skrzydlatego
>>>
DSCN0420a
* Moja dzikość ucieka *
Pocałuj tego pająka
w sieci go odnajdź
to zaczarowany pająk
obdarzy cię złotą rybką
korytem i legitymacją
gdy zmieni się w wodza z wąsami
liny, trakcje, przewody
muska je jaskółka wiatru
uciekając od opola do opola
pospiesznie moja dzikość
nurkuje w lata dziecięce
przerażająco
ty nadchodzisz z gór cienia
chcesz do światła
nie widzisz sieci
nie boisz się pająka
>>>
DSCN0556s
Kotwice na wichry epoki Mdlący zapach kotwic wydobytych z mułu stulecia na dnie pozostały czaszki bohaterów, po tamtej stronie epoki ich losy morze wyrzuciło kolor nieba, niepotrzebny wrak statku z napisem „MS Zemsta” na burcie i posągiem pogańskiej bogini wojny na pokładzie i zardzewiałego kapitana z wąsem sumiastym kotwice historii na wichry epoki całe w glonach i omułkach stały się symbolem walki o suwerenność każdego człowieka morza wolności
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
*Marnie się czułem*
Towarzyszyłeś mi w ciemnej kaplicy
pod betonowym baldachimem
postmodernistycznej śmierci
W ciemności przed Twoim Boskim Sercem
wpatrywałem się modlitwą w siebie
w własną marność – cóż za pokuta –
marnie, marnie się czułem
Pokrzepiony prywatnym rozrzewnieniem
podbudowany głazem miłosierdzia
wydobytym z sumienia i wiary
wziąłem na siebie ten przeciążony grzechami kościół
Cały czas czułem na sobie Twój wzrok
tak jak kiedyś znów trzymałeś mnie za rękę
przez czterdzieści lat na Górze Tabor
w tym właśnie kościele
Z tyłu na chórze rozległy się kroki
ktoś otworzył drzwi, zapalił światło
zszedł po schodach na dół
Święty Paweł przeszedł obok mnie
skinął ręką na mnie
powiedziałem – marnie się czuję…
ale powstałem z klęczek
poszedłem za nim do Afuli
>>>
Obraz (154)f 
* Tak i nie *
Maryja znad brzegu Galilei
czyż mogła Bogu samemu powiedzieć – „nie”?
Chrystus znad brzegu pustyni Judzkiej
czyż mógł szatanowi powiedzieć – „tak”?
Czy ja mogę powiedzieć – „tak” lub ”nie”
proboszczowi w czarnym jaguarze
pozującemu do zdjęć przy molo w Sopocie?
Gdy stanę na klifie jerozolimskiej świątyni
przy Jezusie i Maryi
pomacham mu ręką,
przelatującemu obok nas skrzydle spadochronu
by zniknąć za Jordanem
z wykupionym karnetem na sporty ekstremalne
>>>
Obraz (175)f
* Na falach *
Czuję, że duch kołysze się we mnie
jak mewa na falach
wewnętrzne skłonności
zagłębiają się w moje ja
jak grotołaz w jaskinię polską
duch niespokojny polatuje
i siada na falach
nurkuje w odmętach
nawiedza kopalnie podwodne
bryłę węgla lub soli
albo rybę wydobywa
Mój duch karmi się
dwutysiącletnią rybą
żyje prawdziwie to boskie stworzenie
lotne i drapieżne
udając gołąbka pokoju
pozwala mi cieszyć się
wodnym światem błyszczącym w słońcu
za przyczyną samego Boga
rozkołysanym jak ludzkie – „jestem”
>>>
Obraz (140)f
*Czy zauważę, że jestem w Niebie?*
Wybacz Panie moją nieufność
Ty zawsze ulegasz mi
a ja nie zawsze to zauważam
Ty zawsze wysłuchujesz moje prośby
a ja nie zawsze to zauważam
wczoraj kotka powiła młode
na moim strychu
jeszcze ich nie widziałem
wczoraj zakwitła jabłoń na mojej działce
jeszcze w to nie uwierzyłem
zmieniły się pory roku
zmieniły wieki
nawet tysiąclecia
wpatrzony cały czas w kalendarz
nawet tego nie zauważyłem
moim marzeniem jest tulić miłość
jak młode kocięta
wdychać zapach wonnego kwiecia
obcowania z Tobą
ale czy zauważę to, że jestem
już w Niebie?!
>>>
Obraz (108)f
* Opuszczone groby *
Panie, Twój Grób w Jerozolimie
ponad moim grobem
ponad grobem ludzkości
przenosimy, my ludzie, swoje groby
w nowe miejsca bitew
zapełniamy je w nieskończoność
ciałami nieprzyjaciół i ludzi, których kochamy
Twój Grób, Panie, wciąż ten sam
jedyny, u stóp Golgoty
na Miejscu Czaszki Adama
Twój Grób pusty jak grób Adama
cała Jerozolima jest cmentarzem
królów, narodów, państw i mitów
pod jej murami spoczywają
wszyscy herosi od czasów Ewy
w jej Dolinie Jozafata czekają oni na sąd,
na Twój sąd Panie, który jesteś stąd,
tego, którego wykarmiła Kolebka Jezreel
walczącą o trony ludzkość zrównują groby
zabijających w imię religii jednoczy ziemia,
która przyjmuje ich prochy jak zbędne kadzidło
kiedy nastanie pokój pod tym
wciąż czynnym wulkanem cywilizacji,
wtedy nastąpi pokój na Ziemi
Ty schodząc znów z Góry Oliwnej
wejdziesz przez Złotą Bramę do miasta pokoju
mijając w szpalerach salutujące groby
i nas synów człowieczych
błagających o miłosierdzie
błagających wreszcie o jedność w Tobie
rzucających liście palmowe, ścielących płaszcze,
składających dary i kadzących jak zawsze
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Czerwony sztandar *
Wyrwany z koszmaru tuż przed świtem
porwałem się na komunę
po jakiejś pile wchodziłem
by zerwać czerwony sztandar
poraniłem kolana, poraniłem ręce
sztandar splamiła moja krew
i jak śnieg wybielał
ale nadal łopotał dla ludzi
bez nadziei
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
* Słowa wyrwane z kontekstu *
Słowa wyrwane z kontekstu
lecą ponad łąką historii
jak ptaki szybują ponad miastem
osnuwają jak mgła więzienia, pałace i zamki
sadzają szronem na chłodnych marmurach pomników
Słowa wyrwane z kontekstu
wylatują przez okna szpitali
strzelają jak race z trybun stadionów
startują jak rakiety z grobowej ciszy cmentarzy
Słowa wyrwane z kontekstu –
Ratunku! Pomocy!
>>>
DSCN8184d
* Kocham sąsiada *
Porozumiewam się z moim sąsiadem
wyłącznie za pomocą ulotek wyborczych Krzaklewskiego
ja wieszam je na klatce schodowej
on zdziera i targa to w strzępy
ja je wieszam codziennie on je codziennie zrywa
wybrałem się wczoraj na wieczorny różaniec
przed wyjściem zawiesiłem zdjęcie Mariana
w kościele spotkałem sąsiada
obok mnie klęczał i modlił się w skupieniu,
gdy wracał po nabożeństwie znów potargał
ten spłachetek kolorowego kartonu
i rzucił pod moje drzwi
domyśliłem się, że bardziej niż diabła
nienawidzi Solidarności i Mariana
a ja znów rano zawieszę nową ulotkę
bo kocham sąsiada-katolika, bo chcę go uratować
z okropnej paszczy lewiatana Kwaśniewskiego!
>>>
?????????????????????? 
* Hieroglify nienawiści *
Zachód słońca nad koronami drzew
przypomina mi czerwień wzgórz Galilei
lecz tam w oddali nie widać jeziora za lasem,
tylko światła Krakowa
nad lasem, który oglądam z balkonu
nie szybują lotniarze jak nad Górą Tabor,
co najwyżej ledwo dostrzegalne
dusze rozstrzelanych przez Niemców
to one kreślą smugi na niebie jak odrzutowce
białe krechy układają się w krzyże
Galilea podzielona dziś pomiędzy Żydów i Arabów
a moją ziemię najechali przed tygodniem
tym razem Hunowie z koszalińskiego
zadomowili się tu szybko
i spłodzili potomstwo ze Słowinkami,
które wolą żyć niż zostać rozstrzelanymi,
które wolą poniżenie niż skazanie na poniewierkę w Saksonii
przepustkę na sąd ostateczny Słowińców
już rośnie następne pokolenie,
które będzie profanować świątynie
i stawiać gontyny
a na niebie zobaczymy – hieroglify nieufności
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
*Ameba nad Zachętą *
Cień ameby nad Zachętą
animatorka mieni się jak witraż antykościelny
przed ołtarzem całopaleń autorytetów
ołtarzem na cześć Lenina
nikczemny cień ameby
wyliniałej, choć podmalowanej
z kredką na wargach
z leśnej głuszy
z Bitwy pod Grunwaldem
w Muzeum Narodowym Kordian
wymachuje halabardą nad głową afiliantki
halabarda frunie do wyspy magnetycznej
wyrwana z ręki
ścina po drodze przypadkowo głowę Lenina
a wolny kat Jaruzelski przemawia w telewizji
znów w dniu 13 grudnia 2000 roku
Polska Akademia Nauk zastanawia się
nad wnioskami o tytuły naukowe dla byłych esbeków
kobiety odmawiają różaniec
pod kinem „Wanda” w Krakowie
przed premierą filmu o wypaczeniach Chrystusa
po Jaruzelskim występuje w telewizji wściekła krowa
z loży P2 i oskarża Wielki Wschód o skażenie paszy
teatralna kłótnia w rodzinie animatorów
ameba niepolska stoi w Sukiennicach
na dwóch nogach i na jednej ręce
wymachuje pawim piórem jak czapką
śmieje się i rzuca oskarżenia
wprost w Kordiana
oskarżenia przyklejają się do jego twarzy
on stara się je zdziera i odrzucać na bok
jednak bardzo kaleczy tym twarz
niespodziewanie Leszczyński klęka
obok Kościuszki na Rynku
coś szepce mu do ucha
animatorka rzuca macewę i meteoryt,
który leci przez historię
i upada do stóp Karola Wojtyły
nie czyniąc mu krzywdy
w Kalwarii Zebrzydowskiej
Szatan kusi papieża
– daremnie
Szatan kusi naród
– nie nada…
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
*Bankructwo*
Jasne miecze jak rozchlapywana lawa
lecą na miasto
jak spadające gwiazdy nadlatują grzechy
tego stulecia
w strzechy i drewniane dachy
wbijają się płomienne sople
deszcz nieczystości i śmierci niewinnych dzieci
uderza w domy i stajenki
miasteczko pasterzy pogórskich
dosięgają wyroki spóźnione
dzieci widzą koniec świata
swoich rodziców
dzieci przeżywają sprawiedliwość Opatrzności
uświęcają się płonąc w Pompejach Beskidu
wioskę w skansenie spopiela kara
dziś to nie Swarno Chmielnicki ani Ugedej Teleboga
dziś to nie strzały Amora ani miecz Michała
dziś to lecące z nieba jak deszcz
pozostałości sowieckich sputników
i stacji kosmicznych
bankructwo sowietyzmu w sercach
wywołuje ten kataklizm
>>>
 

2001

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Człowiek godzien Matrixa*
Znamię rewolucjonisty na czole
w oczach błysk pioruna
aura wokół niesamowitości
oto wielki człowiek Stalin
 
Jego imię zna cały świat
o nim dzieci śpiewają pieśni
on zna serce człowieka jak nikt
oto wielki człowiek Stalin
 
Wiele uczynił dla ludzkości
wyzwolił ją z odwiecznych okowów
pozwolił śmiało popatrzeć w przyszłość
małym dzieciom darował radość
 
I choć działalność dla ludzkości prowadził pod pseudonimem
możemy odważnie głosić na dachach, że Stalin:
„To nasz Wielki Odwieczny Brat!”
godzien Nagrody Nobla
godzien statuetki Oskara
godzien statuetki Feliksa
godzien statuetki Matrixa
godzien statuetki Urbana
godzien diamentowej spinki
godzien czerwonej gwiazdy z szarfą
godzien szarfy i fartuszka
godzien młota i sierpa
godzien młotka i kielni
godzien ekierki i cyrkla
godzien Orderu Uśmiechu
godzien Medalu Drogi Mlecznej
godzien wszystkich brzęczących medali
godzien nagrody polityka roku w Europie i Azji
godzien nagrody Gospodarza Roku
godzien nagrody Gościa Wyczekiwanego
godzien nagrody Przedsiębiorcy Miasta i Wsi
godzien nagrody sołtysa roku
godzien nagrody kapłana roku
godzien nagrody strażaka roku gaszącego o zmroku
godzien nagrody samorządowca tysiąclecia
godzien nagrody prezydenta tysiąclecia
godzien nagrody stratega milenium
godzien nagrody największego przywódcy ludzkości
godzien nagrody filozofa wszechczasów w całym świecie
godzien nagrody pisarza wszechczasów Pen Club
godzien miana największego społecznika
godzien miana Kosmonauty Uciskanych Zwierząt
godzien Wielkiej Nagrody Leninowskiej
godzien Nagrody Rewolucji i Postępu
godzien Nagrody Kochających Wszelako
godzien Nagrody Niosącego Światło
i wreszcie
godzien Wielkiej Nagrody Stalina
i w końcu
godzien Wielkiej Nagrody Węgrzyna
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
*Moje klaustrofobie*
Moje klaustrofobie w dorzeczu Wisły
okazały się cennym balastem
opadnięcie na dno Narodu
okazało się cennym doświadczeniem
Przybyłem nad tamę, z której zrzucono ciało
Księdza Jerzego
popatrzyłem na błyszczącą wodę rozlaną szeroko,
w której przebywał święty z workiem kamieni przeszłości
moje serce zapałało wiarą i nadzieją
ściśnięte serce nie uroniło krwi
wody mętnej Wisły obmyły moje rany,
które były tymi samymi
tysiącletnimi ranami Narodu
Moje klaustrofobie przy ujściu czasów
okazały się cennym balastem,
który pozwolił mi opaść na dno sumienia
zaryłem w mule grzechu i rozpaczy
i zobaczyłem zmartwychwstałego Chrystusa
w delcie Otchłani
Moje serce zapałało tym samym ogniem Księdza Jerzego
z syczącej wody wydostałem się jak morska torpeda
by poszybować do Warszawy parabolicznym lotem tęsknoty
wyrwany z klatki światowej beznadziei
znalazłem się w milionowym tłumie na Placu Piłsudskiego
naprzeciw krzyża i stuły – kotwicy narodu
Moje klaustrofobie upuszczone na schodach
Saskiej Kępy znowu potoczyły się
w kierunku nadbrzeżnych zarośli nie wytrzymując
presji niebieskiej kopuły nad bohaterskim miastem
wrzuciły w błogosławiony nurt nieśmiertelności
ten sam gejzer znerwicowanej nadziei
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
*Wiosna wolna w negliżu*
Lekki kwietniowy deszczyk
skrapiał czarną dermę
mojej dziurawej tureckiej kurtki,
gdy śledziłem tokujące czajki
na łączce pośród wzgórz
rozczochrane wierzby
wypalone przez młodych pogan
zamiatały niebo naprędce,
gdy mijałem je schodząc do ludzkich siedzib
skowronki – obywatele wiejscy – dzwoniły na nieszpory
jeszcze nie w niebie, jeszcze w gałęziach drzew
pierwszy żonkil w ornym polu eksplodujący jak wulkan
zszokował mnie bardziej niż
skromne mlecze i zawilce na środku błotnistej drogi
jasnozielone przykrótkie listki brzozy
nieśmiałe nastolatki
migocąc zalotnie sprawiły, że odwróciłem wzrok
wstydząc się patrzeć na wiosnę w negliżu
złamałem łodygę zeszłorocznego suchego ostu
raniącego dziewiczość wielkanocnego popołudnia
czystolicej pogórzystości
schodząc w oczerety życiodajnej narodowej rzeki
mając przed sobą komin w Połańcu
musiałem ustąpić drogi motocyklistom
z warkotem wdzierającym się na Yamahach
w ostatni wolny lasek, w ostatni swobodny wąwóz
w ostatni niepokalany zawstydzony krajobraz
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
*Morwa zaczyna szaleć*
Wiatr wieje
leszczyna rozpędza się
morwa zaczyna szaleć
zmierzwione witki wierzby
układają sie w portrety
z okładek winylowych płyt
moja głowa zmęczona porannym bólem
napina się od tęsknoty
tężeje jak cięciwa łuku refleksyjnego
zatrzymana dla światowej energii
strzały miłosnej
nakierowana w kosmos
w wietrze budzą się rude samochody
terkoczące jak cietrzewie i klekoczące jak bociany
ostatnie z epoki przedpoduszkowej
ryby i pluszcze w chmurach
pierwsi górale przytupują pod sklepami
tam gdzie krzątają się jeszcze
roratni sprzątacze i księża
blady księżyc rozpływa się
nad stropami blokowiska
w chmurze gołębi
puszczyk na kominie piekarni
wydaje ostatni ostrzegawczy pisk
robotnicze myszy uciekają gdzie mąka rośnie
zanim słońce wstanie
wiatr wyczesze skwer z papierków po cukierkach
i pozrywa z drzwi plakaty nienawiści
morwa się znów zazieleni w październiku
a moja głowa powróci od morwy do normy
nad gazetą z artykułami o wschodach słońc
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
*Między cierniami*
Nastała światłość świata
widzę lilię między cierniami
w okolicach miasteczka pasterskiego
w drodze na szczyt
pozostawiam smolne szczapy
na swojej ścieżce nadpalonej
jak wątpiące serce
Pan jest w gorejącym krzaku
widzę rozradowaną twarz dziecka
żebrzącego na ulicy miasta,
które buduje pierwszą linię metra
jeśli Pan nie powoła
któż zdoła dojść na szczyt
a to dziecko jest już na szczycie
>>>

2003

DSCN0105d
*Myślenie tobą*
Myślenie tobą
nacinanie brzozowej kory
płócien Renoira
ale tylko do miejsc niezabliźnionej wilgoci
zwijanie na przekrwionym kciuku
prężącego się żagla
z tkaniny twego biodra nazbyt spierzchłej
farbą
zabłąkany w tobie
w dźwięczne mrowisko
grudek
na odwrocie łydki
zwiany z suchą watą przesilenia
dostrzegalny w listopadach świateł
wzbierający
w sypką łachę
przyśnionego tobie ciała
oboje powtórzeni w sobowtórach naszych ust
– niepowtarzalni
wydobyci z ciepłych kropel snu
– niedocieczeni
przygarnięci w popielatej wnęce
– czasu? siebie? snu?
ogarniający wnękę
czasu-siebie-snu
pejzażu serca
>>>
 

2006

DSCN0008f
*Feniks*
Z  niebios
doleciał
na  czas
i  zamknął mi usta
płomieniem sparzył  język
wcześniej
westchnąłem ogniem
i zamilkłem
męki spadły na moje
trzewia
i właśnie wtedy
w zupełnej ciszy
Feniks wzbił się
na  skrzydłach duszy
i poszybował we wnętrzu
ciała
jak w kosmicznej przestrzeni
kryształu wszechświata
do celu  
mojego życia
na skale litej
dotarł
na czas zwątpienia
ognisty język spoczął na mnie
w ostatniej chwili
>>>

2008

DSCN0208d
*Ostrowy serc połączone mostem łaski*
(Wszechczasowe, wszechprzestrzenne pary ostrowów wieczornych)
Dwie odnogi rzeki padające sobie, co pewien czas w objęcia
na pożegnanie na powitanie na pożegnanie
Dwie wielkie stopy Sokratesa smagane wilgotnym wiatrem
pomalowane czerwonym sprayem przez prawnuków Bolesława
Dwie zasuszone gałązki jemioły przywiązane do zielonego przęsła mostu Tumskiego
kołyszące się w takt kroków zakochanych wchodzących na most
Święty Jan Chrzciciel oblewający wodą z muszelki
beanki uczuć niespotykanych
naprzeciw świętej nastoletniej Królowej rozdającej
indeksy, certyfikaty i dyplomy
mężczyznom dzielącym wiek umysłowy przez wiek życia
Ojciec grający na flecie pastuszka
obok swej córki wystukującej rytm na bębenku dawidowym
przycupnięci na ławeczce przy nadbrzeżnej alejce
Narzeczeni kręcący się jak bąk w kajaku na środku rzeki
Siwobrody staruszek z gitarą w ciemnych okularach
grający „Barkę”
Czarnobrody zdezintegrowany aktor bez spadochronu
za to w czarnej pelerynie
przy fontannie Nepomucena uczący się roli na głos
Zakonnice niemymi ustami szepczące rozgrzeszenia
wystraszonym kochankom wieszającym kolejną kłódkę na moście
Transkrypcje Segovii dźwigające na sobie strofy Szekspira
ponad głowami spacerujących katedralnym traktem Bolesławowem
Dwa rzędy nadbrzeżnych latarni
nurkujących za swoim światłem w ciemnobrązowej rzece
Dwaj chłopcy na drugim brzegu rzeki
spotykający się na muzealnej górce
by rzucać gałęzie akacji do aportowania swoim psom
Dwa łabędzie z pokrzykiem tęsknoty
przelatujące szybko nad wyspami
Pięknie uformowany cisowy krzak w biskupim ogrodzie
i dziecięca czapeczka z włóczki kiwająca się na jego gałązkach
w rytm zielono iglastych podrygiwań
Para młoda klęcząca w katedrze
przed świętym Janem Pawłem II udzielającym im ślubu
w kolorowych zonach witraży przepuszczających światło Wschodu
w kierunku kaplic i ołtarzy Zachodu
Polski latarnik i latarnie gazowe
ze swym mistycznym światłem historii kluszczanej
Wieże katedry smagane elektrycznością
pulsujące jak atomowy reaktor
szykującej się do startu w ciemnogranatowe przestworza
Załzawione lekko zmrużone okna Uniwersytetu prawie z iskierkami łez
podglądające stado kaczek przy kolacji żerujących na środku Odry
i szykujących się powoli do chybotliwego snu
na przewalających się szumiących skibach
Rzeczna toń dziewiczego falowania
w której zagłębiają się świetliste słupy miasta
Księżyc pod rękę z gwiazdą wieczorną pojawiający się nagle nad miastem
jak przypomnienie żłóbka, jak wspomnienie Orientu kolebki ludzi i ptaków
sprawiające, że oczy świętych na cokołach zwracają się nagle w jednym kierunku
a ich spojrzenia otulają mężczyznę i kobietę
dotykających w tej czarownej chwili swoich bladych dłoni
Dwa anioły pląsające na ceglanym murze łączącym
taflę wody z ławeczką w biskupim ogrodzie
Dwie gotyckie dusze zachwycone sobą
przelewające się powoli do jednego kielicha wspólnego życia
oraz
cienie poetów i rzemieślników
nawiedzających od tysiąca lat kamienne zaułki
ciągle żywej tumskiej starówki
wyłaniających się z jej duchowego światła
jak na nowo zrodzone nadzieje
>>>

2009

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
*Ty i ja*
Feniks górnych dróg powietrznych
sfrunął wieczorem w centrum
elektrycznych spraw wirtualnego megamiasta
rozsypał iskry, a płomienie
pognały za jego zamiatającym ogonem
 w oknach domów
i na szklanych taflach wieżowców
zatańczyły pomarańczowe wstążeczki
ruch serc i umysłów zamarł na ulicach
zatrzymały się w locie pojazdy powietrzne
twarze milionów zastygły
tylko ty i ja
szliśmy wciąż przed siebie
z odległych od siebie dzielnic
w kamiennej metropolii zatrzymanego czasu
Feniks w kolejnym nawrocie
przeleciał tuż nad naszymi głowami
gdy wyszliśmy na główną ulicę
zobaczyliśmy wreszcie siebie z oddalenia
z płomieniami we włosach
z rozpalonymi oczami
zaczęliśmy biec do siebie
miasto rozsypało się w popiół
gdy padliśmy sobie w ramiona.
zapachniało akantem i mirrą
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
*Transcendentny kwiat*
Transcendentny kwiat
zakwitł w świętojańską noc
pod jasnymi gwiazdami
nagimi symbolami czasu
kwiat rozwinął pierwszy różany płatek
– czerwony – nostalgii i wspomnień
potem wzrósł drugi różany płatek
– żółty – pragnienia i rozdarcia
wreszcie pojawił się trzeci różany płatek
– purpurowy – podróży i namiętności
po chwili uniósł się w górę
płatek pachnącej lilii
– kremowobiały – prawdy i dziewictwa
za nim rozchyliły się nieśmiało dwa jęzorki lilii górskiej
– pomarańczowe, cętkowane – emocji i pieszczoty
a wówczas począł wysuwać czubek noska
płatek lilii pachnącej jak cały Orient
– złoty – poznania i odnalezienia
z dna kwiatu w końcu wychynęło
wiele delikatnych płatków niezapominajek i bławatów
– niebieskich szalenie – jak podróż w górę zmartwychwstałej miłości
by w końcu ukazać się mogły skłębione fale morskie
płatków najrzadszych ziemskich orchidei
– we wszystkich kryształowych kolorach tęczy –
tęsknot, oddania i zjednoczenia
kwiat transcendentny zachwyca
kwiat transcendencji pachnie
kwiat miłości odwiecznej
oddanej ludziom
nieupadłej pomimo grzechu
na zawsze w nim zaklętej jak absolut
wciąż się rozwija
wciąż rodzi nowe kształty, kolory i zapachy
gdy zakochani prawdziwi poza czasem
patrzą sobie w oczy
w kolejną świętojańską noc
>>>
DSCN1353c
*Bicie serca*
Mój anioł zwiastowania powiedział –
popatrz w te dwa nieba,
to twoje przeznaczenie.
zbliżyłem usta do jej ust
potem pocałowałem delikatnie w szyję
musnąłem językiem mleczne guziczki
by rozkosznie przylgnąć do białego łona
i usłyszałem bicie serca
syna
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Postsowieckie nieszpory *
Rozchwiane serce
stary zdezelowany rower
rozkołysane serce łkające
jak pęknięty ze spiżu dzwon
cerkiewka na wzgórzu
z dziurawym dachem
po której zmurszałych ścianach
płyną strugi deszczu
serce ikoną świecącą
w niej
ktoś klęczy
ktoś pozostawił rower
pod drewnianym parkanem
to staruszka przyjechała
z zapadłej wioski
w deszczu rozpaczy
w błocie samotności
wezwana na nieszpory
do ruin swego
postsowieckiego życia
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
*Ktoś powiedział*
Ktoś powiedział –
wzgórza nieutulonego żalu
mlecznej delikatności, której
nie dotknęło wschodzące słońce obłudy
nie spiekło zachodzące słońce zwątpienia
Ktoś powiedział –
piramidy radości
kryjące szczątki ziemskich ograniczeń
Dotknąłem twych piersi
opuszkami palców, wilgotnym językiem
musnąłem łaskoczącymi rzęsami
bladoróżowe drżące kuleczki życia
wtedy nad doliną utulenia
zapłonęła tęcza naszej jedności
my wpatrzeni, zachwyceni
przesunęliśmy spojrzenia w górę
w zenicie odkryliśmy nasze oczy
oddane sobie na zawsze,
wpatrzone w siebie odwiecznie
Ktoś powiedział –
to zakochani nieśmiertelni
nie żałujmy im szczęścia
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
*Lorelei dzowni do mnie co rano*
Lorelei dzowni do mnie co rano
ze swojej skały na Renie
ja odbieram te telefony
coraz to w innych miejscach
a to na Krywaniu Baców i Janosików
a to w Grocie Króla Gór
a to znów na statku Waza
a to w karawanie do Petry
Gdy właśnie byłem na kosmicznej stacji Alfa
dostałem mmsa wstrząsającego
zobaczyłem ją jak szlocha
nad przepaścią pośród burzy
a jej włosy jak warkocze wszystkich komet
wplątane są we wzburzone fale rzeki
zmarłem z przerażenia
Natychmiast zrobiłem słodką fotkę
z wiatrem słonecznym nadlatującym
od strony supernowej królów
i spróbowałem wysłać
mojej nagiej drżącej Lorelei
nie udawało mi się to
traciłem wciąż zasięg
przelatując nad Syberią i Workutą
W sumie to dobrze się stało
jak się okazało po chwili
na mojej fotce była jakaś kometa,
która w powiększeniu jawiła się
ogromną bryłą lodu
a jej warkocz śniegiem białym
na ciemnej stronie komety
widniał wielki czerwony symbol –
skrzyżowany sierp i młot oraz broda starca
Zasnąłem przy próbie skasowania foty
telefon wypadł mi z rąk
a potem z Alfy gdzieś nad Donem
poleciał ku ziemi pomimo braku grawitacji
przestraszony wyciągnąłem moją
kilometrową rękę jak manipulator
nie zdążyłem go złapać
zniknął w atmosferze
odetchnąłem jednak widząc rozbłysk
historyczny krwotok z mózgu cywilizacji
Lecz Lorelei płakała wciąż,
gdyż nie otrzymała odpowiedzi
łzy zmieszały się z wodami powodzi
wir pochwycił cudne kędziory
wezbrany Ren zlitował się nad ukochaną
otoczył ramionami i zaniósł daleko
opadła na dno Oceanu
tam spotkaliśmy się i utulili
w łodzi podwodnej Kapitana Nemo
>>>
DSCN0051d
*Dzieciństwo ostateczne *
Samolociki na gumkę
nielatające dzieciństwo
odpustowe śmigiełka z blachy
wypuszczane ze skręconego drucika
raniące palce jak żyletki
dzieciństwo krwawiące
rozsypujące się piaskowe babki
nad brzegiem królowej rzek
dzieciństwo upokorzone
zachowanie na przedszkolnej scenie
dzieciństwo nieporadne
wigwamy z koca i strzelanie do ptaków
ognisko rozpalone przy ścianie domu
dzieciństwo zbuntowane
zakochanie w dziewczynce,
która stała się na zawsze aniołem
skaleczonej duszy
dzieciństwo ostateczne
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
*Dziewczyny z Karyai*
Dziewczyny z Karyai
powróciły w wizjach retrospekcji
dojrzałego mężczyzny,
który zasnął na plakacie pożądania
leżącym na moście
wciąż pijany miłością nie dowlókł się
do zarośniętego dziki winem
domu samotności duchowej
ułożył się do snu na szczątkach serca
zerwanego z ogłoszeniowego słupa
rzuconego dramatycznym porywem wiatru
na środek dwudziestowiecznego mostu
zdobnego w pylony egipskich i babilońskich świątyń
i posągi boginek płodności
samochody i tramwaje omijały
truchło zakochanego władcy snów
anioły stanęły w locie nad nim na rozkaz
mędrcy z magistratu przyszli wręczyć nakaz
on otworzył nagle oczy i wszystko zniknęło
poza jedną niebieskooką dziewczyną
dotykającą spracowaną dłonią jego policzka
>>>

2010

 
 OLYMPUS DIGITAL CAMERA
*Książę zasnął tam w dole*
We śnie czy w marzeniach?
Książę sam już dziś nie wie
widział ją w kosmicznym świetle Drogi Mlecznej
była jego Różą, lecz białą jak lilia
nie była królewną a nawet księżniczką
jak męczennica spięta i czysta
dzieckiem przystępującym do Pierwszej Komunii Świętej
i Chrztu jednocześnie
była Panną Młodą w bielutkiej sukni do ziemi
lecz Książę nie dostrzegł bucików
nawet jednego pantofelka, ach bosa dziewczynka
przestępująca niecierpliwie z nogi na nogę
Książę wytężał wzrok by lepiej ją dojrzeć
by rozpoznać rysy jej twarzy
lecz delikatny obłok zasłonił mu ją –
co więcej, w oczach dym
nie dawał się spłukać łzami tęsknoty
i Książę stał się niewidomy
– do czasu – zagrzmiał nad nim głos Archanioła
a dziewczynka już żywa,
oto z ławeczki się podniosła, gdzie była przycupnęła
cichutko przeczekała tu w kolejce wiek cały
zarzuciła na plecy różowy plecaczek z misiem
kryjący wiele niebieskich skarbów
spakowany na drogę przez samego anioła,
lekko podbiegła do diamentowych wrót miłości i życia
przymierzając swoje ziemskie ciało
zmieniła się cała w słuch
zerkając w zieloną przepaść za progiem,
gdy Książę zasnął tam w dole
ona usłyszała nareszcie jak Jezus
wymówił głośno jej imię
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
*Rozstanie róży*
Samotna herbaciana róża
biegnie radosna przez asfaltowe ścieżki
miejskiego parku
skulonego w drzemce styczniowej szadzi
trąca każdą z rozespanych latarni
wychylającą głowę z ciemności
zmieniając kolor ich księżycowy
na złoto-pomarańczowy
za sobą zostawia niecodzienną aurę
nieśmiertelności i kuszącej nadziei
herbaciana róża napełnia park
uniesieniem miłosnym przeżytego rozstania
niosąc na płatkach zapach ukochanego.
z jej rozchylonego serduszka
wylatują świetliki słodkich pocałunków
a w środku zimy na klombach tuż po północy
wyrasta dla nich bursztynowe kwiecie
by mogły podzielić się czułością, która nie przeminie.
złociście rozmarzona
przysiada na ławeczkach wspomnień
i wtedy śnieg przestaje padać na kwiaty
a wprost ze snów zakochanych
przylatują ptaki i pszczoły
natchniona słucha ich powtarzających
jak echo bezdomne
słowa szeptane tylko dla niej
jeszcze sekundę temu
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Wiele serc
Wiele uczuć spłonęło tego lata
w pożarach rzek
wiele serc spopielało
w smogu namiętności
oczy widzącego są jak gwiazdy
gwiazdy patriotów zabitych nieludzko
ręce wyciągnięte z potrzasku
ku światłości
usta nieme otwarte
gdy miecz przeszywa miłość
wielu ludzi zwątpiło tej jesieni w przemijanie
uszy słyszące są jak dęby święte
wsłuchane w modlitwy
szepty pomordowanych
w Smoleńsku
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
*Alchemia nieba*
Spojrzałem w niebo
a tam, nade mną
wielka srebrno-zielona pastylka
z dodatkiem arszeniku
jakiś cień przemknął obok mnie
góra zadrgała na horyzoncie
poczęła się wznosić wyżej
na tle wielkiego zmysłowego oka nocy,
to rósł wulkan
zrodzony w noc dziecka
pastylka na niebie pomarańczowiała
gdy zapach światła gorącej lawy
zbliżał się do zmaterializowanego smaku mięty i szafranu
wtedy wielki kreator snów
zakręcił światem
ze snów wypadła dziewczyna
wprost w moje ramiona
już jej pierwszy pocałunek
był odtrutką i antidotum
które uratowało moje dogorywające sczerniałe serce
wulkan eksplodował
lawa zalała księżyc strachu i uprzedzenia
i srebro zmieniło się w złoto
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
 *Polska*
Trzynastego po południu pada deszcz
leżę na tapczanie zbity aurą jak pies
wymoczony w martwej solance okna
w gwarnym bloku szepty ludzkie
 ujadanie psów polskich
zza ściany dolatują dźwięki marsza żałobnego
spiker w telewizji wypowiada imiona i nazwiska
w różnych odstępach czasu
zegar odpowiada – amen
dziecko gdzieś na parterze kłóci się z matką
zegar dopowiada – amen
lepka krew sączy się na szare płytki
ze szpar w drzwiach lodówki
stopy pieką, w głowie szum wiatru
katyńska mgła spowija blokowisko
deszcz bębni o blaszane parapety
stuka w cembrowiny głów i parasole
kolejne nazwisko i  imię
rozdziera mgłę
na latarni nagle rozśpiewał się kos
Jezus otwiera oczy
na karcie ściennego kalendarza Radia Maryja
ze starej tapety patrzy i nasłuchuje – Kwiecień 2010
kolejne nazwisko i imię wypowiada spiker za ścianą
katyńska mgła wczołgała się już do mieszkania
krew powoli przepływa z kuchni do pokoju
nagle rozjaśnia się aureola wokół głowy Jezusa
jedna ręka cała w strzępach
porusza się by wskazać serce w cierniach
druga powoli unosi się w górę
prostują się palce
złocisty płaszcz wypełnia się czerwienią
a królewska tunika bieleje jak śnieg
Jezus wypowiada słowo – Polska!
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
*Nie rozdziobią nas kruki i wrony*
Obudzony dudnieniem głuchym stukaniem
pomyślałem w chwili świadomości –
moje serce bije ciepłą miłością
skowyt mroźnego wiatru nakłonił ucho
ku Męce Ukrzyżowanego w spiekocie
jak wielkopiątkowe drewniane kołatki
echem rozległo się nawoływanie
w katakumbach grzechu w jaskini usprawiedliwienia
w duszy skutej mrozem
otworzywszy oczy zobaczyłem naprzeciw siebie
wielkie czarne ptaki kołyszące się
na balustradzie balkonu za oknem
niezgrabnie jak chochoły narodowe
tracące równowagę w porywach styczniowej zamieci
podszedłem bliżej do balkonowych drzwi
lecz nie wystraszyłem ptaków
wielkich jak sępy lub orły
z tupotem twardych łap
ze zgrzytem szponów po metalowej oblodzonej barierce
buńczuczna horda najeźdźców
przysuwała się do karmika sikorek
carsko-asyryjska sotnia schodziła w dół
okraczając linki suszarki na pranie
by skraść ziarna lichym ptaszkom polskiej demokracji
stojąc tuż za szybą mogłem
z bliska dostrzec tę ohydę
panoszącą się nad polskim żłóbkiem
odwieczne wojska Babilonu, czarne zagony Rosji
nie zatrzymały się za oknem
przeniknąwszy przez szybę obsiadły mnie całego
jak w scenach z horrorów wczepiły się w pidżamę i ciało
szybkim uderzeniem dzioba ptaszysko
rozpłatało moją pierś i wbiło głęboko w serce
zakrzywiony kieł czasu, dziób krwawej historii,
katyńsko-wołyński miecz pogromu
wtedy jak piorun z jądra bólu okrutnego
z jestestwa myśli męczeńskiej
idea uderzyła w mózg
uczucie zmienione w jaźń
i zajaśniał sztandar świadomości i napis –
nie, nie, nie –
nie pognębią, nie zabiją nas
nie rozdziobią nas nigdy… tak jak WRONA

2011

 
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
*Poematy dla pszczół*
Miłosierdzie i miłość w jej zapachu
prawda i sumienie w jej przeznaczeniu
wijące się zorze dusz jak bukiety
jej kwiaty kwitną
jej łąki zachwycają
owady ze snu letnich łąk
ptaki kolorowych krajobrazów
i płowa zwierzyna wylęknień
jej bladość jak lilii
jej rumieńce jak róż
z błękitu wypadają pokręcone
stwory chmur i przeskakują
most tęczy tam wysoko
nad głową zadartą do góry
droga, pastwisko i atelier artysty
na chmurach siedzą skrybowie cierpliwi
balonami nadlatują jak motyle
baletmistrze realistycznych poematów
by nad kolorową doliną
rozpinać parasol idei
w miłości i miłosierdziu
dla pszczół
strażniczek kruchego życia
w światłości
>>>
Obraz (92)df
*Ucho igielne*
Schodziłem z Góry Oliwnej
trzymając za ręce dwie kobiety
ja wracający z Betanii w zielonej tunice
one w białych powłóczystych sukniach
z Meah Shearim i Ein Karem
ich błękit i ich czerwień były naturalne
żółty pył drogi i szary kurz na grobach
złoto świeciło nad nami sztuczne
Archanioły i ludzie
witali mnie jak nawróconego Heroda
mój smutek dźwigany na kiju kurczył się,
gdy zbliżałem się do Złotej Bramy
osiołek przyprowadzony przez czarnego islamistę
zastąpił mi drogę
dziwny osiołek, który pod derką
był obwiązany pasem szachida
a z boku miał wiązkę siana
puściłem ręce kobiet i wsiadłem na to bydlę
ująłem gałązkę palmy w dłoń
w tę, na której miałem kardynalską rękawiczkę
i skierowałem się do Złotej Bramy
ludzie zgromadzeni wokół murów Jerozolimy
rzucili się do panicznej ucieczki
z Doliny Gehenny na pastwiska Scopus
głosy trąb zagrzmiały metalicznie na Wzgórzu Świątynnym
słyszalne nawet podczas huku eksplozji
gałązka palmy nagle stała się kałasznikowem
Złota Brama zamieniła się
w ucho igielne dwudziestego pierwszego wieku
>>>
DSCN5168 (2)d
*Łut świąt*
Po tańcu śmierci
zapracował elewator miłości
na zakończenie płaczu
zwanego jesienią
onomato wiatrem
peistycznie splinem chorych na pojedynczość
podbiegliśmy pod choinki
wczołgaliśmy się pod żłóbki
zakryliśmy się sianem
zamaskowali bydłem       
skuleni w kątach strachów
w pobudowanych wytrwale piramidach
labiryntach dni minionych
wspomnień umarłych
załzawione tęsknoty wtórują duszom naszym
zawodzą z nami znicze niedoczekań
i gdy rozbłysk kosmiczny znika w piachu
wzbudza ognisty grzyb pustynnych namiętności,
co wznosi się aż do komunikacyjnych satelitów Ziemi
łącza niewidzialne wypełniają się słowami
rozgrzewają się świątecznymi bajkami
a szepty stuleci szepty miliardów
od czasu Adama bez żebra
mieszają ukorzenia, spopielają nadętości
dzwonią bezbronnością
na to nam przyszło
na pierwszy Dzień miłości
tyciej tylutkiej
jak pierwsza cząstka materii Wielkiego Wybuchu
bozon myśli łut słowa ciut światła
łut świąt
ciut przebaczenia i nadziei
supernowa uśmiechu
>>>
DSCN1579f
* Garść światła*
Garść światła
garść wody górskiej
garść chłodnych iskier
z wnętrza Giewontu
zaczerpniętych w Dolinie Strążyskiej
Garść światła
garść lawy
z islandzkiego wulkanu
z mistycznej kuźni greckiego boga
Europy
tego, który stał się legendą
za życia
zamienił się z prawdą miejscami
był od początku Achajów i Dorów
mitem
Garść światła
garść jasnych włosów
w których igra zalotna miłość
uniesionych w zachwycie
do ust drżących w ciemności
Garść światła
garść spojrzeń przemieniających duszę
przemieniających świat
z zaprzeczenia świata w miłość
młodzieńca, co płonie
mężczyzny, co cierpi
Garść światła
garść gwiazd wirujących
z serca Mlecznej Drogi
wyrwanych
jak krople myśli samego Stwórcy
rozsypane
scalające się
Garść światła
garść dobrych uczynków
wiejskiego pastuszka
klęczącego przy kapliczce
na rozstajach polnych dróg
widzącego Ducha Świętego
w płonącym krzaku głogu
pod postacią
błękitnookiej dziewczyny
garść pocałunków
jak korale
za jej zasmuconą twarz
>>>
 

2012

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
*Pustynny kwiat*
Zdumiony pustynny kwiat
smutny rajski ptak
nad pustynią przeleciał
samolot z moimi marzeniami
rozsypał tęczę
spektrum umierania w spiekocie serca
kolory opadły na kolce kaktusów
wzbudziły zapachy jednego lata
zakwitły ich kwiaty
kwiaty jednej nocy
wiatr w ciemnościach potoczył kule starożytności
przez zasuszone sny
przez puste koryta rzek bolesnych
zaleczonych rozpaczy i miłości
wiatr muskał kolce kaktusów
rajski ptak z pobliskiego
poligonu dojrzałości
zniknął w puchowej skale
zmieniając się w Feniksa z nicości
nieśmiertelnego ptaka bez imienia
pustynia życia może skrzywdzić wędrowca
pustynia życia może zakwitnąć cierpieniem
pustynia życia i tak    
jest fascynująca i tajemnicza
każdej nocy
pomiędzy stuletnimi kaktusami
przejeżdża kawalkada aniołów w sombrerach
na czarnym niebie
całują się komety
patrzy na to samotny kwiat
nadlatuje nietoperz
zamienia go w kamień
wieczysty owoc
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Oto jestem w raju
na dnie martwego morza
statek przybył za późno
żeby ocalić mój gatunek
oto jestem w polskim raju
na dnie Wisły
zaraz ukażą się moje stopy
nad powierzchnią wody
rzeka wysycha
żaden statek już nie przybędzie
oto jestem w powiatowym raju
na dnie baru
woda wdziera się każdą szczelinę
do mózgu i do kościoła
papierowe łódki pod mostem
woda czarna, skażona
woda z martwych sumień
utracony raj to czy Sodoma?
gromnica wpada do wody
łódki zaczynają płonąć
Pearl Harbor to czy Lepanto?
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Pustka wszechświatów równoległych
pies zaszczekał w jednym z nich
mroźna noc
księżyc
dzban
światło
w dzbanie życie
i jeszcze życie w psie
życie równoległe
wszechwładna trauma narodowa
Polska równoległych grobów
ciemność nad Warszawą i Pułtuskiem
ryby płyną w ciemnym nurcie
kule staczają się po zboczu
myśli pulsują
w elektronicznym mózgu,
który rozbłyska
w jednym ze światów
najbardziej pustym
życie jak pies
pustka równoległych światów
Polska znika tutaj
by pojawić się pośród innych galaktyk
obok martwej gwiazdy Rosji
>>>
DSCN0902a
Hotele Las Vegas
sfinksy, raje, lwy, czaszki i neon: kaplica
spa, jacuzzi, sklepy, sklepy, sklepy, bary
ruletki
miliony zagubionych ludzi z całego świata
dziesiątki tysięcy jednorękich bandytów
 
Sklecony z kamieni kościółek półlegalny
w wiosce wśród gór nad rzeką Hu
legalne kury, świnie, wódka i tytoń
półlegalna bieda narodu chińskiego
legalna bezpieka
 
Kolorowy targ w kolumbijskiej wiosce
biała fasada kościoła
wokół dym, smród, błoto
bose nogi, narkotyki i broń
 
W Las Vegas, Chinach, Kolumbii
ludzie leżą przy drogach
trędowaci, nieprzytomni, zapomniani
bogaci i biedni w jednej lawie katastrofy
z nędzy natury, z nędzy jadła
z nędzy pragnienia, z nędzy zaspokojenia
wyciągają ręce krwawiące
i dłonie z sinymi palcami
kurczowo zaciśniętymi na różańcach i banknotach
>>>
DSCN2417aa
W tonacji wybuchającej supernowej
(jak ja lubię te tajemnicze zakątki wszechduszy)
rozbrzmiała pokusa
jesiennej miłości
po śmierci wszechświata rządowego
oto kolejne odrodzenie prywatności
na skrzydłach wiatru słonecznego
wśród fal melodii
rzek rozśpiewanych jak Wisła,
które uleciały w sumieniach
rzek jednak podniebnych
płynę lecę faluję
unoszony przez podmuch nowego życia
przemierzam obszary serca
pustki niewyobrażalnej dla słowa
mojej własnej natchnionej
samotności
gdy pada pytanie –
„czemuś mnie opuścił”
a potem wybucha światło
w niedzielny wczesny poranek
a potem kosmiczna eksplozja
wolności dla wszystkich wyznań i szeptów
supernowa era miłości
płynie jak manta ku światłu
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
*Pod chórem*
Patrzę na hostię w tabernakulum
patrzę spod powiek posępnych
przywleczony do kościoła jak
strzęp ludzkiej nadziei
przez zdesperowane anioły
białka oczu
spuszczona głowa
lęk
poszarpany przez katolików
znienawidzony przez siebie samego
Patrzę na hostię klęcząc przy filarze
pod chórem
patrzę i widzę księżyc w pełni
na firmamencie gwiazd ponad pustynią
spokojny ciepły jak sen
bajkowy
dziecka
oczekującego Bożego Narodzenia
Otwieram oczy szerzej
otwieram drzwi duszy
otwieram sejfy, piwnice, lochy
otwieram walizki dawno już spakowane
otwieram dzieciństwo i młodość
otwieram radość z prezentów
otwieram korytarze weselne
i pokoje światła
pióra białe spadają z chóru na moją głowę
wstaję
wychodzę
przydeptuję samego siebie
w przedsionku kościoła
lęk odpływa na środek oceanu
jak solna bryła
Atlantyda
>>>
DSCN4989 (3)
Pęka nić
tama pęka
pęka naręcze kwiatów
na końcu serce
w mglistym lesie
na taflach łąk ściętych mrozem
Szerszeń biedy jak lis
okopany w wosku
dziewczyna nie jest królową
nie ma własnych zastępów
owadzich
nie ma owoców chwil jasnych
nie ma już spożytej wczoraj słodyczy
przez chwilę chociaż widzi anioły pieszczot
fruwające nad łąką
wszyscy jej mówią, że to mgliste opary znad rzeki
że to łabędzie
że to płatki śniegu –
jest zima przecież
a jej serce pęka
a jej sny oplatają ją jak ciernie
widzi je, jako zamróz kwietny na szybie
płacze, bierze aparat i robi zdjęcia
zamarza pęknięte serce
w każdej fotografii
wspomnienia uczucia minione chwile
powstaje niezapomniany witraż
wniebowziętego serca
>>>
DSCN1457ff
Skoro nawet
głowy potracili
skoro
ja ty mama tato
mamy głowy
urodzeni z głowami
w miastach
skoro do wiosek
no niech tam
pędzimy
by wyciszyć serca
głowy w miastach
zostawiając
serca za górami lasami
Skoro nawet droga daleka
nawet pańskie przyłbice
ciastka z kibucu
klimatyzacja w zbożu
skoro już jesteśmy
w wiosce
zwalniamy
zwolnijcie
hej!
wy też
skąd tu czołgi
w Dolnej Polsce
skąd tu tyle czołgów
uważaj!
to nie komar
czołg nie motyl
uważaj muszka!
uważaj na głowę
>>>
DSCN1196s 
Pisałem o Ledwożywie
w młodości
potem modliłem się
o przebaczenie jej grzechów
z pisania mogłem umierać
z przebaczeń mogłem żyć
Ledwożyw wskakiwał mi na barki
częściej niż siedem razy
w tygodniu
gdy z psem płoszyłem Indian
plącząc się po samotnej okolicy
krew lała się z samotnego serca
okna otwierały okiennice
by szyby mogły odetchnąć
bym zrzuciwszy Ledwożywa
mógł wreszcie poszybować
pokaleczony, ale przewietrzony
za Indianami, którym nie straszna
męka ani długi marsz
ku świtaniu ludzkości
ku świtaniu męskości
Ledwożyw był inicjatorem
stawania się
z psem z łukiem z lekturą
okna otwarto jednak na cierniowy ogród
wyszedłem tam
wpatrzyłem się pozostałem
z Ledwożywem sam
z bliznami i otwartymi ranami grzechu
by kreślić słowa
oliwną gałązką na piasku
>>>
DSCN4971 (3)d 
Małe złudzenie
w jesiennych szatach
wpada jak muszka w abażur
samotności
śnij
imam się kowalstwa
na dnie oceanu
wykuwam gwiazdy i jeżowce
małe poirytowane
tuż w grudniu
tuż za mną
już znowu
wyklepuję kopułę
zaspałem w muzeum
tuż przed bitwą
miałem dołączyć miałem polec
miałem zasłużyć
zaspałem w okopie
z głową w piachu i torfie
Małe marznięcie
na jednej nodze
tuż przed Wigilią
gdzieś na polskiej Syberii
a może w Kanadzie
by przetrwać by zachować religię
zabrałem pisma i przepłynąłem
Bajkał i Zatokę Hudsona wraz
Małe serce wstrzemięźliwie kochało
małe serce kryło się po krach
i przyszła nadzieja
złudzenie poirytowane
>>>
DSCN5174 (4)c 
Nawet wrony
ze mną nie zginą
ani żadna rzecz
która się odnalazła
w Seleucji
po Aleksandrze
słonie nie zginą
w bitwach starożytnych
nawet pamiątki świętych
po przejściu Persów
nie zginą chusty
w Rosji po wtargnięciu Arabów
nawet matrioszki komunistów
ale czy wiara nie zginie
po totumfackich postpapistach
>>>
????????????????????????????? 
Dostrzegłem w jabłku
zaklęte
kształty pięknego kobiecego ciała
krągłości i słodkości
aseksualnie smakowite
rozpocząłem jak Michał Anioł
wydobywanie z materii
piękna ukrytego w niej od wieków
Używając paznokcia
wymachując kciukiem
formowałem wyobrażenie kobiety
z mozołem
na ławce nad Wisłą
woda przepływała u moich stóp
woda samotna jak ja
szumiała w swojej nazwie
ja zastygałem w swojej
Dłubałem w jabłku cierpliwie,
gdy z rzecznej piany wyszła Afrodyta
odsunęła nogą szczeżuje
rozchyliła tatarak rękami
usiadła mi na kolanach
objęła ramionami i odebrała jabłko
uśmiechnęła się rajsko
i ugryzła raz
po czym podała mi tablet
z jego słynnym logo
przestałem myśleć
czegoś dotknąłem
po czymś przesunąłem palcem
straciłem rozum
zapatrzyłem
wtuliłem się
wziąłem z jej ręki
i ugryzłem jabłko drugi raz
>>>
??????????
Pozdrowienia klaustrofobiczne  z obmywanego deszczem auta
śle Jim Morrison z radia na falach oślepianych drzew
jesienna nostalgia wdziera się do środka,
podczas gdy pamięć wyrywa się w dal za znikającym miastem
mrok rozstania powoli, struga za strugą, zalewa serce
łzy na szczęście szybko zbiera wycieraczka-strach
>>>
 

1995-1999

Posted: 01/08/2014 in Wiersze

1995

 
DSCN5534a
* Serca*
Nie wiem na ile jest to prawdą, że ich serca skonały z głodu
nie można poznać po nich, że mają serca
szkielety suną jak zjawy nocą wśród traw
nie chcę na pewno by mnie dogoniły
wykonuję gesty na rozkaz sumienia, lecz zbyt powolne
ptaki umierają na czarnych gałęziach
po i przed konwulsjami czekam na samoloty,
które mają wykonać dla mnie specyficzny spektakl na niebie
słyszę, że nadlatują, choć jeszcze nie wyłoniły się z za wzgórza
i oto wyłaniają się ponad zielona ścianą lasu na horyzoncie
w chwili przelotu nad doliną obrzucam je marmoladą
dobrze wiem kto w nich siedzi
mógłbym wymienić nazwiska, lecz sumienie każe się na razie wstrzymać
igła wbija się w sumienie moje i brata
igła rozpala wzrok, odlatujące samoloty odbijają się w szklistych oczach
kapie z nich marmolada wieloowocowa
życzę moim wrogom wszystkiego dobrego tak jak każdy normalny anioł
przełykam ślinę, karczuję nożyczkami pelargonie, stojąc w oknie
nie wiem jeszcze nic o ich sercach i już nie chcę się dowiadywać
niech miotają się te ciała, niech słońce wreszcie zaświeci dla mnie
igła wbita w piętę jest kroplomierzem krwi dla serca
>>>
DSCN4988 (3)f
* Oskalpować duszę *
Dziecię moje racz wspomnieć lekcje logiki
tak, tak!
właśnie te z odpustem związane
fajerwerki to prawie ale nie wszystko
logiki niearystotelesowskiej a romantycznej
konie spragnione wody i ludzi takich samych widziałeś
w stepach i śniegach,
ja wiem!
dziś lepszy w garści ubek niźli na dachu kat
oskalpować duszę to jak oskalpować wiatr
skopiować do pamięci samochody, głuszca i serce
dzisiaj się da
pędzące serce, pędzące serce, pędzące serce
na Litwę i Żmudź
przez Krzemieniec
po slowa prawdy
do życia przywrócone cudem
>>>
DSCN1084a
* Wykukałem grzechy *
Napięcie mięśni twarzy
przyjęcie Komunii
mała jadowita kobra na każdą okazję
nie ustępuje spod balasek
Jebusyci nadarzają się, co i raz
lewa duża, szaty białe, wąsy, dziecko nieślubne
            Marmoladę serwuję na Małym Rynku
            wykukałem swoje grzechy teraz wybiję sobie świętość
            lemiesz tnie ciepły asfalt przewrotności
            traktują mnie poważnie, chyba zgłupieli
            chcą uczynić ze mnie preliminarz dociekań przyszłego posła
            jakie są dziś okoliczności każdy widzi
Gnębią nas choroby mózgu, gnębią spinające pierwsze noclegi
tam nad Popradem chciałbym się widzieć z nią jeszcze raz
na Jaworzynce jeszcze raz wejść w baranią kupę
ręka w rękę z dziewczyną schodzić z gór
watra niestety nie płonie, rzadkie lasy państwowe
a chłopy i juhasi w Warszawie
            Taki rzeźbiarz, co przyznaje się do wojny
            a ja mu nie mam za złe, po prostu mu to wybaczam
            taki malarz, co przyznaje sobie rację może czasem cierpieć
            w ubikacji publicznej, może drapać drzwi lub rysować na nich
            pompa ostygła, wielbłąd wyszedł z bramy
            butla gazowa poleciała przez okno i doleciała do Huty
           napięcie pozostaje
>>>
DSCN0529s
* Kaptury niewinnie nałożone na głowy *
Zeznałem dziś w sądzie przeciw koledze pijakowi
zeznaję teraz przed świętym obrazem, jest wieczór
kaptury niewinnie nałożone na głowy
co można rozstrzygnąć, to można,
jednak ten dylemat odwieczny, czy wypasać na cudzym
czy też z głodu paść, jest jak orzech
mówią, ekspresjonista to chyba jest
ja na widok łódki przybijającej z jego dziećmi
do mojego brzegu rzuciłem krótko: cukiernik!
ogólne wejrzenia na problem zabijania
przynoszą stwierdzenie następujące:
sroczka jest myślą i pagórek jest zawiścią
okrzyk na pagórku falującym jest tylko powietrzem
kropka nad i to głodująca rodzina w szczęściu
teraz nie pomoże nawet prom kosmiczny
pewnie zgodziłbym się na podróż kosmiczną
za te trzydzieści lat gdybym wiedział, że moi dzisiejsi
pracodawcy nie zabiorą się tym samym kursem
zatoczył się pod mój samochód stojący na parkingu
nadepnął na mojego koguta
o tym tylko zeznaję
schizofreniczne wycieraczki zaczęły nagle pracować
wiatr podrzucił w górę informacje zignorowane
przez biznesmena w todze
porządnieję, gdy ich nie widzę, nie mówię o nich
i nie osądzam
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Zatocz się i ty *
Obiecywałem sobie, że nie będę wymieniał jego imienia
lecz tysiąc razy wychodziło inaczej
zdradzałem tajemnice publiczne, za które grozi śmierć
i jeszcze ten sąd
dałem się ponieść fali, drgnieniu alfa i o mały włos
nie wylądowałem w barze jak on
zatocz się i ty psie, rzekł do mnie,
pomyślałem wtedy, że ma rację, coraz gorzej ze mną
stoję sztywno jak Pałac Kultury i Nauki
i idiotycznie wyglądam tak na Chmielnej 
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
*Pocałunek nadziei*
Zaledwie cień rzęsy wskazuje mi drogę do niej
zaledwie jej spokojny sen
okna zarastają kamieniem
przybywa pajęczyny na drzewach wokół domu
mam jakąś taką nadzieję i wiarę jakąś
mam podczas wieczornej kontemplacji krótkie obfite wizje
drepcze mały człowiek, drepcze do mnie niezdarny człowiek
jasna linia z lewej na prawo, przesunięcie dźwięku z góry w skos w dół
puszcza miłości jak gdyby odwieczna nie jest tą samą, co obecna
lecz ja wierzę w nią stojąc na kopcu młodości i spoglądającą ku śmierci
ja wierzę w kłębiącą się zieleń wolności wśród wieżowców strachu
ona i ono krzyczą radośnie skacząc z wersalki na stokrotki i fiołki
sen unosi radio, sen unosi światło, sen unosi ich oboje
czołgam się w cieniu jej rzęsy do linii drzew i zarośli
pocałunku nadziei
>>>
DSCN5444df
*Idziemy z ludźmi na nocną zmianę*
Tędy idziemy do ludzi
skądże znowu
na ten wieczór
 pełno niezadowolenia
gawęda na całą noc
skromne a wręcz nędzne szaty
samotne spacery nocą
ludzie niechcący klepią biedę
zesłani na wyspy szczęścia
nie widać nawet kominów
potworne serca za chmurami
zbliżamy się do wiedzy bez świec
zasłony ciężkie haftowane
ukuty spisek na żużlowej drodze
lepkie wspomnienia na wysokości podniebienia
idziemy z ludźmi na nocną zmianę
według dzisiejszego zegara lekko spłyną sekundy
wzbiera powódź tak jak przed każdą rewolucją
wypinamy piersi po hiszpańskie odznaczenia
nikt nie strzela, nikt nie strzela do bociana
słychać odgłos przejeżdżającego autobusu
wypełnionego ludźmi
autobus wpada do rzeki na końcu drogi
zabawny ssak leży w kałuży księżyca
znów zasłabł ten, co obserwował krzywe linie
w poświacie boskiej
człowieka cień na każdej ścianie bloków
miasto tonie w mroku
pogrzeb posuwa się o północy
skrajem cmentarza zdąża do kościoła
za chmurami
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Wrażliwy mężczyzna *
Jaki z niego wrażliwy mężczyzna
już jako dziecko był taki
był przez krótki okres zakonnikiem
ale cóż, później odszedł od ołtarza
przystał do rewolucjonistów
miał w oczach krzywdę robotników
wcale nie chciał z początku rozlewać krwi
zjadł lody, lody fruwające w kosmosie
zanim ocenił ich smak
wytrysnęły z nich długie gąsienice motyli
popatrzcie nie może przełknąć tego bogactwa
jak się czujesz patrząc na walkę idioty
samotna noc po białym rozdrażnieniu
rzeka płynie ze wschodu, chciałbyś przedrzeć się
wśród trupów do źródła
wiesz że to niemożliwe
nie ostygnie ziemia ani serce
dopóki konwulsja nie rozszarpie tkanki czarnej
jezioro wypluwa wspomnienie, cierpienie, lewiatana
drzewa z lasu zderzyły się w kosmosie
drzewa z morza stuknęły o siebie sękami
wieża w tobie największa na świecie
szkoda, że nie możesz tego ścierpieć
jesz małżę, chociaż w ustach krew, rana
zjadłbyś i jej wrażliwość
by stać się wrażliwym rewolucjonistą
w oczach masz ból
stajesz się powoli zakonnikiem
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
*Dźwigaj swoją głowę*
Ciężar sumienia jest wielki
gdy boli cię głowa myślisz, że to ono
stuka gdzieś w zamkniętych strefach zimna
pod skórą i trochę głębiej
zamykasz oczy słyszysz krzyk gęsi
Kurczy się twoje ciało, boleść jest wszechwładna
zamykasz swoją przeszłość we wstydzie
jak jabłko dojrzałe na gałęzi drzewa
twój mózg zaczyna się kołysać
Masz swój ekran w oczach, w szyszynce, w przeskoku iskry
oddala się w kosmos, lecz nie pokazuje ci nic
nic prócz zwariowanych zabaw z dzieciństwa
reszta umyka zbyt szybko by zasłużyć na szacunek
Lament nad rzeką nie nazwaną jeszcze
konie lub koty płynące korytem w roztopionym żeliwie
lament nad rzeką wyłaniającą się z chmur
plakaty zniszczone w nadbrzeżnych szuwarach
śmierć ukryta głęboko we śnie
sen zanurzony w świadomości
świadomość tkwiąca głęboko w mózgu
Mózg, jako temat opowieści sprzed miliardów lat
zegar stymuluje dwie rzeczy: strach i nadzieję
i to przychodzi jedno po drugim
dźwigaj swoją głowę, dźwigaj cierpienie
przepaść dobroci głęboka tak samo jak ból
co ci zależy i tak jesteś straceńcem
skacz nawet w to żeliwo
>>>
DSCN4254a
* Moje serce wystarczy na opus magnum  *
Moje serce wystarczy jeszcze na wiele, wiele lat
pojemność mojego domu jest prawie nieograniczona
kubatura życia w ogóle nie do zatrucia
jasne wierzby grają country musik na gitarach dobro
słońce dla braci i sióstr świeci, więc wszystko gra
moje serce wystarczy na opus magnum
przyszli wypełnić je cynizmem,
przyszli wypełnić je kłamstwami
zataiłem przed nimi prawdziwe zamiary
znów przyczaiłem się jak za dawnych lat
opłakałem poręcz mostu, rzuciłem listek do rzeki
zebrałem myśli, oni wciąż wracają i wracają
nie uwierzyłem i nie uwierzę
w miny kwaśne na życie całe
tym bardziej teraz, kroplo dżdżu, jakżeś potrzebna
numizmat leży na szybie na łasze wiślanej
to ja zagubiony przez Krzyżowców z Sandomierza
spada mewa z chmur, nie, nie, nie przejdą
szyba pęka
będę jechał, jechał, jechał nowym samochodem
do nowego domu w Zawichoście
zegar stanie, kopa siana spłonie,
za górą wskrzeszę diament
serce rośnie samą tylko pulsacją
wychodzą goście spoceni, nie masz chwili zieleni
a wierzysz
malowanie farbami czasu staje się mniej skomplikowane
wiem, w tej dziurce jest skołowana mysz
drżą ręce, rosną ręce, przemiana następuje
cynizm nie ustępuje, mina kwaśnieje, wokół mina kwaśnieje
za łagodny jestem dla słodkich nagietek dzisiaj
gorzknieję w wymysłach lotnych
bij głupszego, wal go witką wierzbową – woła rozum
towarowy pociąg zajechał pod pałac namiestnika
towarowy pociąg zmieścił się cały w tunelu duszy
skomplikowany poród stanu ducha
serce wyjechało na słoneczną nizinę polską
ciągnąc czterdzieści wagonów szarego rozumu
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Literki po makiwary *
Jakże stęchłe zeszyty przy lampie
kochasz, że ślimaki i makiwary?
lufy na dół potem koleś kogoś wyprowadza
jego skarpetki, nienawiść ta sama do tych samych
Lukrecja idzie alejką w ogrodzie cyprysowym
podjeżdża kwadryga i wysiada z niej Pogromca Słowian
otwierają się bramy na arenę wypada biznesmen
kwitną kwiaty, ale nie jest ich zbyt wiele
chociaż chcą nie są w stanie stworzyć
niczego, co przypominałoby łąkę
drży ręka Hortensji, drży ręka w sławojce
jakże stęchłe książki na ekranie
kurczy się arena
pozostają na niej mrówki
jak literki po makiwary
>>>
DSCN1199d
* Figurka z brązu  *
Jesteś Finem kolego
jeszcze nie wiesz, że jesteś Finem
ja pierwszy zawiadamiam o tym twój mózg
ty jeszcze o tym nie wiesz
jawne są chwile poniżeń
tragiczne są chwile odłożonej tortury
Komiak jak Malaj jedzie rykszą, ryba płynie rzeką
kocham ciebie sercem całym
– na makatce
Lelum Polelum – na kromce chleba
kiedyś pajęczyna ratowała życie
topiła się kobieta, nie Finka
kawałek antracytu u podnóża góry
swędzi przegroda w nosie
gęsi znów pod murami a na murach
Finowie
przeciwnicy badają opinię publiczną
ja szukam przyjaciół i brodu
poniechaj zemsty Hamlecie z Danii
jawnogrzesznica rozpuściła włosy
udano się do kościoła
przy księdzu stoi plotkarz, na nim dudy i gęśle
jeżeli nie chcesz być Finem zapłacz nad ludową Brzezinką
w Galicji Austriaków
nasza wieś spokojna kręci powrósła
kwaśne mleko, zapadłe w pamięć bociany i prochy
bocian odwraca się tyłem
kle, kle, coś leci, my lecimy w kurhany
wtedy właśnie Fin czeka na zimę
po niewczasie teatr spłonął
teatr wojny Estów
wyczytano nazwisko, zakrzyknęli zboczeńcy –
kochać, kochać, kochaś
Samojed ma na pieńku z twoim wspomnieniem
burzenie jest czarnym bocianem w Druskiennikach
są nazwiska pełne dreszczu, pełne Junga i Freuda
nos jak rynna, dogorywa szczur na środku ulicy
mówię o tym, słyszę o tym
bardzo dojrzałe ptaki spadają z drzew jak larwy
ojciec dojrzewa do syna, syn dojrzewa do matki
zakołysały się łany traw od horyzontu po horyzont
Ungarzy przekroczyli Karpaty
zemleć ściśnięte słowa, stworzyć nowy język
w zgiełku racja, jabłko, ptaki, ptak
kochają ciebie, ale jako Fina, ja ci to mówię
wychodź, że z tej piwnicy, uważaj na strop, uważaj na głowę
w której masz jakie takie poglądy
źdźbła zbliżają się do siebie jak falanga do jazdy
oni plwają na masy, plwają na ulicach, plwają na uroczyska
nie mszczę się na maluchu, oni są zawsze w mniejszości
ty wysiadasz z auta w korku, biegniesz ulicą do mnie
krzyczysz cały czas uraaa
po chwili uderzasz mnie w twarz, umieram natychmiast
wzrasta kwiat, rośnie, rośnie aż do nieba
łopocą flagi, kury bez piór, krew lepi się do asfaltu
z czerwoną brodą, jako Fin nachylasz się nad moim ciałem
w agonii
nie, nie będziesz deptał tym razem, boisz się
mojej figurki z brązu
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Zwędzić coś*
Zdałoby się trochę słońca
Janosik siedzi na kominie
cały czarny
sadza wali, wali i wali z komina
zdałoby się trochę światła – tako rzecze
czarny most, pod mostem butelka,
żołnierzyk z jedną nogą, szczury cztery z dwoma
Janosik już nie siedzi w fotelu w podartym szlafroku
na kominie
Janosik już wisi sobie półnagi
na haku
szuwary telewizyjne, telewizor płynie w rzece
kołczan nocy zapchany gwiazdami
pieniądze świecą na niebie
czarne ściany robotniczego miasta jak strzały zatrute
ktoś skulony je margarynę za garażem
czekając na Janosika
statek spacerowy wyprzedza telewizor
ktoś kładzie rękę na szynie
potem głowę
serce nad brzegiem czeka jeszcze na oddech
komin pada razem z ciemnościami imperium
ludzie chodzą, deszcz pada, ludzie wspominają
dobre czasy upodlenia z wędzonką
modlą się do Janosika
Janosik już wisi i wszystko na to wskazuje
że jest martwym symbolem
ktoś wędzi węgorza elektrycznego
w wieczornych szuwarach propagandy
 
* Zwędzić los*
Zdałoby się trochę słońca… nadziei
Janosik siedzi na kominie cały czarny
sadza wali, wali i wali www komina
zdałoby się trochę światła – tako rzecze
czarny most, pod mostem butelka po czymś mocniejszym
żołnierzyk z jedną nogą, szczury cztery z dwoma
Janosik już nie siedzi w fotelu w podartym szlafroku
na kominie
Janosik już wisi sobie półnagi na haku
szuwary telewizyjne, telewizor płynie w rzece ścieku
kołczan nocy zapchany gwiazdami samymi
pieniądze świecą na niebie jak strzały zapalające
czarne ściany stołecznego miasta i cienie jak strzały zatrute
ktoś skulony je margarynę z chlebem za garażem
czekając na Janosika
statek spacerowy Bajka wyprzedza telewizor Rubin
ktoś kładzie rękę na szynie, a potem głowę
serce nad brzegiem czeka jeszcze na oddech
komin partii pada razem z ciemnościami imperium
ludzie chodzą, deszcz pada, ludzie wspominają
dobre czasy upodlenia z wędzonką w portfelach
postmoderniści modlą się do Janosika
Janosik już wisi i wszystko na to wskazuje,
że jest martwym symbolem nadziei gawiedzi
ktoś wędzi węgorza elektrycznego
ze szlamu wyłowionego
w wieczornych szuwarach zielonej propagandy
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* To jeszcze nie kataklizm*
Zamążpójście przeciwnika to jeszcze nie kataklizm
wydziobano katolikowi oczy w urzędzie stanu cywilnego
wyłączono na chwilę rozum w Polsce
trzy kilogramy marchwi wrzucono do urn
Zarzynanie cietrzewi to jeszcze nie kataklizm
prawicowy zakrystian jest ostatnią osobą
kultywującą tradycje narodowe
wyłączono rozum, pozostał uśmiech młodego socjalisty
Jarzębina zwisa jak kiść winogron
lecz nie będzie z niej wina
kalesony zwisają na marszałku
ale nie będzie z niego mężczyzny
Zarzynanie karpi złocistych to jeszcze nie kataklizm
cios w stos kart kredytowych,
zbiegły naprawiacz chce powrócić
Jezus puka do drzwi,
niektórzy katolicy przebrani za Dziadków Mrozów
udają, że niczego nie słyszą, myszkując pod choinkami
chleb wzywa pracę, praca sprawiedliwość,
sprawiedliwość wzywa towarzyszy z niższych pięter
towarzysze z niższych pięter klnąc na kler i Solidarność
idą z torbami na Betlejem
Zarzynanie Polski to jeszcze nie kataklizm
>>>
DSCN5433c
* Na dnie Morza Białego *
Przemieściłem się w kierunku swoich słabości
na lodowcu wielkim jak kontynent
przepełzłem na Półwysep Kola
zapaliłem papierosa, czarny dym wypełnił płuca
smród rozszedł się wokół
ani przez chwilę nie poczułem ciepła
żarówka zakołysała się nad Syberią
ziemianka zatrzęsła się
Podano kergulenę za lasem, wszyscy tam pobiegli
nogi akurat mnie odmówiły posłuszeństwa
przemieściłem się znów w kierunku nienawiści
popadłem w nią na amen na chwilę
wezbrała we mnie gorzka fala
prawda pobita, zgwałcona stanęła przed mną
Stolica morderców gdzieś na północy, za kołem podbiegunowym
przywołała mnie na plac defilad
kartka upadła na podłogę
góra zawisła nad Atlantykiem
zawyły maszerujące demony Rosji
rozglądam się za strzelbą a jestem już w Murmańsku
rozglądam się za różańcem a jestem już na barce 
rozglądam się za miłosierdziem a jestem już
w krasnym kraju na dnie Morza Białego
>>>
 OLYMPUS DIGITAL CAMERA
*Jest ciemna noc*
Jest ciemna noc
idę ulicą
jest ciemna noc
idę ulicą
jest ciemna noc
wchodzę w duszę świata
idę, idę
wchodzę do lasu
nie mogę opuścić tej ciemności
błagam samego siebie o wytrwałość
zapuszczam się w dżunglę niebezpieczną
nie ma mnie na ekranie
patrzę w tunel wojny
słyszę pomruki lewiatana –
szydzić, domorosły, skrzywiony
tunel Hitlera pod Krosnem
echo – wspomnienie, szpieg, olcha, całować stułę,
idę dalej,
jaśniej
jeszcze nie rozpoznaję konturów strachu
groch pęcznieje pod ziemią, wypuszcza pęd jak ząb
wyjście z tunelu przed świtem
przecież to kanał na Starówce
ścieki nie płyną, suchy kanał
słychać nadjeżdżający tramwaj
wczorajszy strach zatrzymuje się zamiast tramwaju
wysiada teczkarz w peruce i perukasz z teczką
motorniczy to anioł
śmierdzi nieświeża ryba smażona na szynach
idę, idę
wychodzę z kanału nad brzegiem rzeki
szarzeje noc i zmienia się w świt
obcy kraj zmienia się w kraj matki
sowa czeka na mnie na kolumnie
rzucam się do rzeki, w jej chłodny nurt
płynę powoli w ubraniu
płynę ku fabrykom na drugim brzegu
ceglane mury pokryte sadzą są moim celem
dzieci na nabrzeżu z bali
kończy się noc, słabnę zziębnięty, lecz dopływam do celu
ociekający wodą wchodzę w robotniczą dzielnicę
sam skręcam za róg
sam przechodzę przez ulicę praczek
szyny tramwajowe srebrzą się jak mydliny
wchodzę po drewnianych schodach na pierwsze piętro
wchodzę do mieszkania
siadam przed telewizorem czarno-białym
za oknem świt
cichną odgłosy powstania
dolatuje delikatny pogłos silników i stukot gąsienic
nadjeżdżają sowieckie czołgi
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
*Cóż można zrobić*
Cóż można zrobić z całkowicie polskim mózgiem?
czy można na przykład z trzynastu miliardów komórek
tworzących w sumie galaretowatą piłkę
uczynić wykałaczkę na tyle twardą
aby mogła się zdecydowanie wsunąć w dziurę w zębie?
Cóż można zrobić z całkowicie polskim sercem?
czy można z wypełnionego krwią ludzkiego strzępu
uczynić bagnet niezłomny tak długi, żeby można nim było
pogrzebać w księżycowym gruncie?
Cóż można zrobić z całkowicie polską duszą?
czy można ją zawrócić z Drogi Mlecznej?
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
*Litwor*
Jednym z elementów nadziei jest zielony litwor,
gdyby czajnik nie zagwizdał to by słońce nie wzeszło
i lud by nie zatańczył
Jednym z elementów wyposażenia policjanta jest pogląd,
gdy kiedyś zdrzemnąłem się nad brzegiem jeziora
czarny kaczor usiadł mi na kolanach a witka wierzbowa
potrącona przez wiatr smagnęła mnie w kark
to był powód załamania
wtedy zobaczyłem litwor nad brzegiem
zdjąłem mundur, odpiąłem kaburę i medale
zatańczyłem wśród ludzi-ptaków
brzask zmienił myśli w słońca
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
*Za okruchem*
W okruchu bułki, suchym jak tylko może być okruch
leżący podczas upałów na chodniku, dostrzegłem
całą literaturę Europy oraz sny Europejczyków
sam nie wiem jak mi to się udało
Podniosłem okruch z chodnika obróciłem go do światła
ujmując pomiędzy kciuk a palec wskazujący,
ścisnąłem tak, że aż wbił mi się w miękką skórę,
jego struktura wewnętrzna zwróciła się przeciw mnie
jak grań górska wielka była jego mączna trwałość
Okruch przeniknął do mojego ciała i począł w nim
wędrówkę jak dusza we śnie, jak głębinowa ryba
przez światy podwodnych koszmarów
Wewnętrzne arterie przepuszczając go informowały
mnie o jego bytności cichym szeptem bólu
za okruchem posuwały się w głąb mnie betonowe
płyty chodnika, kiosk Ruchu, przejeżdżający tramwaj
niszczące spojrzenia zza szyby zielonego auta,
i wściekła myśl o starciu mnie na prochu, jaka zrodziła się
w umyśle mojego wroga, wroga Europy
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
*Łzawe terminy*
Skumulowane ładunki komercyjne
łzawe terminy bez skojarzeń
lewe buty na stopy
rozkołysane mniszki zrywające łabędzie
ledwo żywe rybiki na lampach
tatuaże na dziobach kormoranów
łodzie na poligonach największych
płynące linie na wzgórzach
zgromadzone chmury na placach
stolice zamknięte w kraterach
łzawe tereny skoczni
kamuflaż planów niecodziennych
patrzenie przez szybę wystawową w niedzielę
rzucanie kamieniami w przyszłości
zwisające szyszki dla draki
węże kolorowe w mieszkaniach
stawy na głowach w ramach na kanwach
spadające z rzęs cukierki
łzawe wspomnienia nad wielkimi wodami
głębia bagna czerwonego nieprzejednanego
łzawe terminy wieczornych niewybaczeń
głębia sumienia zapomnianego na jakiś czas
grudniowe dni corocznych terminów
łzawe oczy dzięciołów w czołgach
komnaty błędnych rycerzy w tunikach
łzawe bariery mostów aniołów
ciemnota terminowa partii nieodległej
>>>
DSCN1255f
* Teoria cnoty *
Kiedy zacznie padać deszcz?
pytasz swojej skalanej cnoty
cnota nie boi się nawet blasku gwiazd
z marzeń droga staje w kwiatach
olśniła miłość wielkie twarze
jakże możesz patrzeć bez wzruszenia
na skapywanie słońca z dźwięków
jakże możesz patrzeć i nie ruszać
do tańca
deszcz bogów azteckich już nie czeka na krew
jest kamieniem, labiryntem
jest początkiem zapomnianym wyuzdania
Kiedy deszcz zmyje dzisiejsze wyuzdanie?
z wierzb wyzierają podziękowania
po powierzchni złota ślizga się wodny pająk
Mamy teorie słońc,
mamy teorie kpin,
mamy teorie nienawiści
nie mamy teorii cnoty
>>>
 DSCN0498g
* Ani anioł *
Na pozór wydawać by się mogło,
że w Izraelu należy szukać gór, jaskiń lub kawałków pustyni,
które zmieniły się w komórki nerwowe kosmitów
lub odwrotnie
a jest chyba odwrotnie
Nie wiesz nawet jak wysoko sobie cenię piasek
w głowie a nie ten w głębokiej studni
ja tam nie chowam światła, lecz chronić go
muszę przed wiatrem
ledwo, co wicher przeleci przez głowę
a ja już wystawiam kosmodrom na zewnątrz
 i to nie moja wina, że nikt tego nie dostrzega
Wcale nie grzeszą pychą skorpiony z Libii
wcale nie są zagrożeniem papirusy z Egiptu
kumkanie żab pod tuniką
to nie dowód, że zaraz wyleje Eufrat
Na gwałt wezwano niebieski rydwan,
który zjawił się pośród błyskawic i grzmotów
wsiadł do niego ktoś inny a ja miałem taką na to ochotę
z ziemi podziwiałem jak zmieniał się w ptaka
odszedłem na Północ, gdy odleciał na Zachód
Kolego – powiedzże mojemu Hammurabiemu, że nie
jestem winien temu, iż Lew pozostał na niebie
mam niejasne przeczucia, że nienawiść wcale
nie leży do dziś na dnie morza
przeczołgałem się na Północ, pokochałem inne miejsce
palec skierowany w górę jest teraz moim symbolem
nie szukam suchości w gardle, po przepłynięciu
morza, wysuszeniu papirusu, odkorkowaniu butelki,
zorganizowaniu krótkich szkoleń z zakresu zastosowania pieniędzy
Z żoną leśniczką miłą wybudowałem chatę na polanie
pierwotnie cięciwy zastępowały mi oszczepy
lecz dziś mam taką samą armię Tysiącletnich Sokołów
i gotowych na wszystko aniołów
co chcą polować ze mną bez broni
nienawiść dalej czuwa w środku wioski,
a nie na skraju lasu, gdyż drzewa wymierają latem
zimą odrastają i zielenią się bym mógł dowieść,
że nie jestem już w Izraelu pełnym paradoksów
Opanowałem sztukę rzeźbienia w górach, malowania ścian w jaskiniach,
lepienia garnków w deltach, pisania w pałacach,
śpiewania na pustyniach, kiedyś żyznego półksiężyca
mogę robić to wszystko dziś, czego nauczyłem się czołgając
nie podniosę głosu, oczu i ręki na Boga jak Jakub
nie podniosę nawet komórki mózgowej na Europę
ani jej anioła
ani mój anioł
>>>
DSCN0510aa
* Tłamsić w sobie *
Zdziwienie  mnie ogarnęło skutkiem czego
otworzyłem oczy bardzo ale to bardzo szeroko
kaganiec zsunął mi się na koniec nosa
zmarszczki pokryły nos
żona zasnęła widząc co się ze mną dzieje
nawet sobie nie wyobrażacie jak daleko posunęła się
w namawianiu mnie przez sen do porzucenia rocka
uciekałem w jałowce rytmu by nie słuchać jej wezwań
dobra z niej dziewczyna, dba o moje zdrowie psychiczne
i częściowo fizyczne w kagańcu oświecenia
nie pozostaje obojętna widząc przez sekundy
pentagram w moich oczach
nie wie, że pentagram to odpustowo-jarmarczny
zdziwienie ogarnęło mnie,
już doszło do tego, że o psychodeliczne eksperymenty
pytam się samego siebie
siedzącego gdzieś na ławce w jakimś węgierskim mieście
popatrzeć na dziewczynę i zachwycić się to jeszcze nie
znaczy narkotyzować się lub kaszleć nad ranem opiłkami
w letnich trawach kładąc się z lupą na świerszcze
zrywać z ludźmi na zawsze
po powiększeniu własnego bólu nie ma miejsca na ludzi
po powiększeniu własnej jaźni nie ma miejsca na ludzi
po powiększeniu pochodu pierwszomajowego
nie ma miejsca na własną dróżkę
po powiększeniu własnej niedyspozycji
skorzystałem tylko z kwadratury i obojnactwa samotności
spokojny to przecież rytm i nawet tego mi nie wolno
– restrykcje zdrowotne jałowcach
tłamsić tylko mogę w sobie, co? nikiel, stal? cywilizację?
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
*Co tam śluzy*
Co tam śluzy
trzeba spławiać koszule
lepiej jest jeść co prawda
lepiej jest pić co prawda
boli głowa o przodownice na śluzie
cement wysypał się do rzeki
podziękował śluzowy za pieniądze
trzeba spławiać te szmaty do Gdańska
akurat jeziora wyschną, akurat
zanim urodzisz kapelę podrap się w dziąsło
zakładasz szkoły w wannach z korkami
zakładasz akademie w lepszych czasach
twoje kroki słychać na bruku, odchodzisz
ciemne są fatałaszki na dnie jak kreacje zjaw
za bardzo się rozpłakałeś, za bardzo zbladłeś
kierownicze dudnienie załamało się na uszach
ptaki czarne mściły się na chmurach morskich
legwany szare dreptały w twoim śnie wodnym
łzy porwały w swój wir tęsknoty jak dni
łzy zmoczyły śluzy
kaniony niespotykane w tych stronach
otworzyły się tworząc nowe kanały
jakiś człowiek stanął na brzegu
jakaś wróżka popatrzyła  na wyspę
kawalkada kioskarzy poruszała się pod prąd
z gołymi torsami
koszule spłynęły na śluzy
>>>
DSCN8187a
* Mam tremę *
Mam małą tremę
dziś wieczorem
kolega wyfrunął z gniazda
zanim dopełnił się czas
gladiatorzy pozabijali się
a zwierzęta opadły ich trupy
jest taka skała z której startują
w niebo nadzy ludzie i to bez silników
mam tremę przed tym spotkaniem
dziewczyna poszła po jaja
wtedy pokrzyczał, pokrzyczał
i zatkał majonezem
jedyne wyjście na arenę
dzwony rozkołysały się
na czerwonym niebie
mam cię naciągnąć na serwetkę
i nie wiem jak to zrobić
trochę się denerwuję
trę mały palec kciukiem
ale zrobię to dziś wieczorem
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Przy judaszu *
Skamieniałem ze strachu przed złością
złość przykucnęła na klatce schodowej pod moimi drzwiami
wprost na wycieraczce
coś buchnęło, coś wisiało w powietrzu i coś zapowiadało się
na zewnątrz
od palców czerwieniałem po oczy
od ogniska domowego po iskry
od sąsiada po myśli
ale, od których?
od twórcy jaskiń zakupię cały nakład strachu
modlę się o miłość jak posąg z kamiennym nosem
przy judaszu
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
 * Nie doczekacie*
Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam
nie doczekacie się Oleksandra na koniu
mamuty przejdą z wiosny do jesieni
mamuty przejdą z Syberii na Alaskę
a wy nie doczekacie Oleksandra na karym koniu
kamień idzie z lekka kuśtykając,
przemierza Góry Pieprzowe,
wlecze się środkiem doliny Wisły
kamień zaprogramowany na wydmę się wdrapuje
my go nie zbudzimy, my go nie zbudzimy
jak się zbudzi to nas zje, jak się zbudzi to będzie sensacja
a kiedyż to, a kiedyż zwolniłeś się ostatnio
z basenu żeby podziwiać Oleksandra
jam jamnika sprzedał żeby kupić telewizor
przed wystąpieniem biedaka w Sejmie
skoro dał tak do wiwatu, skoro odpadły mu łupiny
to niech zjeżdża w dół, to niech zjeżdża na nartach
patrząc szeroko jak to tacy jak on
od Kasprowego po Liptowski Mikulasz
zaprawdę powiadam wam, nie było lepszego
od niego wtedy na tej kupie żwiru
a może to było wysypisko, a może
patrzyłem na jego łeb raz łysy, raz nie
gdy mnie mijał bezkonnie
ledwo podniosłem widelec do ust
a już zajrzał mi w kaszę, nie dałem mu jednak
napluć, napluł więc w Kościół dyskretnie
zza duszy wyjrzał żeby pochwalić swoją partię
z  duszy zrezygnował żeby
Nasza Partia mogła powrócić
na kasztance ze śniegu
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
*Reset dnia*
Nogi pod stół, siedzenie na fotel
ręce na klawiaturę
brzuch wypnij, pierś wypnij
kawa w gardło
oko wykol, sumienie rozpal
rozum ukorz
nabierz powietrza, wyluzuj się
odsapnij, odsapnij
jadą tramwaje po ścierniskach
to Waszeci problemy, rzecze Twardowski
luzak, biegacz, stonoga
kawa bulgocze w brzuchu
jakieś serpentyny wiją się w głowie
plastry sklejają pękającą czaszkę
pierś faluje
idzie mól po fortepianie, gra miejscowy hitler
już wiesz –
Boże broń nas przed księżycowymi dążeniami do władzy
wewnątrz żyrandola czernieje krążek dziesięciogroszowy
drga ulica wisząca nad miastem
jedzie auto ośmiodrzwiowe z Belfegorem za kierownicą
jakże długa ta ulica, nie dojedzie do końca
powietrze nadyma pęcherzyki płucne wchodząc w szczeliny
odrywają się dachy wież pokryte blachą,
dachy pokryte papą zapadają się na strychy
dachy na niebie błyszczą, kurz opada na głowy
likwidacja poranków,
kiełkują ptaki, głowy z dziobami wychylają się
ze snów
już wiesz –
Boże broń nas przed snami o władzy
resetem dnia
 
*Reset dnia*
Nogi pod stół, siedzenie na fotel, ręce na klawiaturę
brzuch wciąg, pierś wypnij, kawa w gardło
oko wykol, sumienie rozpal, rozum ukorz
nabierz powietrza wolnego, wyluzuj się, odsapnij, odsapnij
jadą tramwaje po ścierniskach miast
to Waszeci problemy, tako rzecze Twardowski
luzak, biegacz, stonoga faktów
kawa bulgocze w brzuchu
jakieś serpentyny wiją się w głowie
plastry sklejają pękającą czaszkę
pierś faluje jak morze flag
idzie mól tanecznym krokiem po fortepianie
gra na bałałajce miejscowy hitler stanu
już wiesz –
Boże broń nas przed księżycowymi dążeniami do władzy
wewnątrz żyrandola czernieje krążek dziesięciogroszowy
drga ulica wisząca jak wstążka nad miastem
jedzie w dole auto ośmiodrzwiowe z Belfegorem za kierownicą
jakżeż długa ta rozpustna ulica, on nie dojedzie do końca
powietrze nadyma pęcherzyki płucne wchodząc w szczeliny
odrywają się dachy wież pokryte blachą,
dachy pokryte papą zapadają się na strychy
dachy cmentarzy na niebie błyszczą
kurz opada na głowy obce, likwidacja poranków poetów
kiełkują ptaki, głowy z dziobami wychylają się z dzikich snów
już wiesz –
Boże broń nas przed snami o władzy nad światem
reset dnia świętujesz
>>>
DSCN3514f
* Czysty sygnał *
Pomiędzy życiem a śmiercią
zbudowałeś swoją pajęczynę
swoje radary spiąłeś w jedną sieć
pomiędzy życiem a śmiercią
szukasz chwil bez ohydy
szukasz miłości nie pokrytej wymiocinami
żelazne drzewa chwieją się nad twoją rzeką
czekasz na pierwszy sygnał, czysty sygnał
patrzysz na zegary, monitory, wskaźniki
rozżarzone węgle spadają w nurt rzeki
czekasz na dźwięk, czysty dźwięk z serca
nasłuchujesz w ciszy nocy
pęcherzyki trującego gazu pękają na powierzchni rzeki
czekasz na słowo, pierwsze słowo pozbawione podtekstu
ręce poruszają się po pokrętłach urządzeń
wyrzeźbiona w skale twoja twarz przegląda się w rzece
czekasz na szepty dwóch aniołów z Mamre
patrzysz w niebo gwieździste, patrzysz prosto w twarz Boga
Bóg wysyła promień laserowy, który pędzi poprzez kosmos
dostrzegasz go jak wyplątuje się z gromad galaktyk
zanim dobiegnie do ciebie w tobie zrodzi się miłość
 
* Sygnał *
Pomiędzy życiem a śmiercią zbudowałeś swoją pajęczynę
swoje nieskazitelne radary spiąłeś w jedną sieć
tak, pomiędzy życiem a śmiercią szukasz chwil bez ohydy
szukasz miłości nie pokrytej wymiocinami świata
żelazne drzewa chwieją się nad twoją rzeką
czekasz na pierwszy sygnał, czysty sygnał z gwiazd
patrzysz na zegary, monitory, wskaźniki
rozżarzone węgle spadają w nurt rzeki białej i czerwonej
czekasz na dźwięk, czysty dźwięk z serca
nasłuchujesz w ciszy nocy
pęcherzyki trującego gazu pękają na powierzchni rzeki
czekasz na słowo, pierwsze słowo pozbawione podtekstu
ręce poruszają się po pokrętłach zbuntowanych urządzeń
wyrzeźbiona w skale twoja twarz przegląda się w rzece przełomu
czekasz na szepty dwóch aniołów z Mamre
patrzysz w niebo gwieździste, patrzysz prosto w twarz Boga
Bóg tylko tobie wysyła promień laserowy,
który pędzi poprzez kosmos jak jedna prosta myśl
dostrzegasz go jak wyplątuje się z gromad galaktyk
martwisz się czy w swojej nędznej pajęczynie zdołasz go zatrzymać?
zanim dobiegnie do ciebie w tobie i tak zrodzi się miłość
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
*Skamieniałości w naszych rodzinach*
Skamieniałości w naszych rodzinach
pozbierane perswazje i sprzeczki
naleciałości w naszych rodzinach
eksponowane dąsy i fajne bójki
drzewiej bywały kosy, drzewiej bywały kłonice
koła młyńskie rozbite na pół
jakiż przodek nazwał się wujem
jakaż przodkini nazwała się stachan
ledwo zagrają surmy już wszyscy lecą do uli
bartnicy?
Szumowiny w naszych rodzinach
na brzegu wiseł łajna krowie
targowice nie żydowskie, targowice nie ukraińskie
jakieś błędne koła nie rozbite w czasie powstania
Korony i jabłka zewnętrzne oznaki władzy
to w naszym domu nic warte bibeloty
zwada przed pielgrzymką
charakteryzuje linie życia
a te zmieniają się często w parabole
strach przed biedą i niewolą
truchła bocianów na kołach od wozu
koła od wozu na szczytach kościółków
bicze strzelają nad głowami
w ciszy modlitwa, w ciszy seriale
gęsi się lęgną w fordach
akapity najważniejsze
w modlitewnikach
jakiś przodek idzie za koniem, jakiś parobek niesie dwojaki
szczęk broni na plebanii, kromka chleba w trawie
bieganie po łąkach strachu, bieganie po podworcach pałacu
dęby rosną rosochate, pnie gniją po kradzieży drzewa
nie ma skrupułów w naszej rodzinie
dziadka wyniesiono do komory
zapomniano przenieść tam krzyż
krzyż upadł w pokrzywy
krzyż na mogile powstańca 
>>>
???????????????????????????????
* Jezus za obrazem *
Sam już nie wiem czy to dzień czy noc
Jezus ukrył się za obrazem
nie widzę krajobrazu w oknie i na obrazie
napisy kredą nabazgrane na chodniku
wydają się czarne jak nigdy
płonie krzyż na ścianie
włącza się nagle kuchenny robot
król jaskiń w mojej duszy wychodzi
na światło dzienne
sam nie wiem czy to starożytność
czy też futuryzm wieków?
modliłem się całe popołudnie
trzymając głowę w dłoniach
głowę owiniętą w koc
patrzyłem na Jezusa w myślach
on stał jak zwykle z raną w sercu
i uśmiechał się
syn wskoczył mi na plecy
przewrócił mnie na ziemię
Jezus odszedł z obrazu na swoją Golgotę
pozostałem sam, pozostałem samotny
zrzuciłem koc z siebie
popatrzyłem na syna
zachwyciłem się nim
czerń minionej gehenny pokryła krew
oczy zaszły mgłą
ból pozostał w jaskiniach
król zaczął zamurowywać wejścia do jaskiń
ktoś tam pozostał klęczący
plecami do wyjścia
>>>
?????????????????????????????
*  Ludzkie serca *
Ludzkie serca nie nadają się do transportu
bez opakowania są zbyt delikatne
Ludzkie serca nie nadają się do pokazywania w TV
ociekające krwią mogą przedstawiać straszny widok
Ludzkie serca nie nadają się do ekshumacji
najczęściej są przestrzelone i szybko się rozkładają
Ludzkie serca nie nadają się do wystrzeliwania w kosmos
eksplodują w stratosferze przedwcześnie
Ludzkie serca nie nadają się do konkursów
zdradzają rezultaty ustawione pod teściowe
Ludzkie serca nie nadają się do nominacji
utyskują na władze podczas uroczystości
Ludzkie serca nie nadają się do koszenia
najpierw pokładają się przed ostrzem a później powstają
Ludzkie serca nie nadają się do transplantacji
chociaż jest w nich życie, lecz nie ma miłości
>>>
??????????????????????
* Ona jeszcze jest twoim dzieckiem *
Ona siedzi na starej zdezelowanej kanapie
w krzakach za wodnym młynem Schnepsa
Jezusie, jesteś tak blisko
brudną chustkę zawiązała pod szyją
starą podartą torebkę położyła obok
wyjęła butelkę z winem
Jezusie, ona jeszcze jest twoim dzieckiem
słońce zaszło za częściowo zwalony mur
odsłonięty przez Piotra Kołodzieja
rozglądnęła się wokół szukając miejsca do spania
Jezusie, przyjdź do niej we śnie
nad ranem, gdy będzie zamarzać
>>>
DSCN3534e
* Czerwone hostie *
Ja sobie wyobrażam to tak:
– tablice postoją, postoją i przewrócą się
– tabernakulum zaświeci, na pewno zaświeci
– tomahawk-pocisk przeleci, przez scenę, przeleci
Mam na  myśli taką sytuację:
– tam w drewnianej szopie księżyc
   blady wschodzi
– tam dziewczyna śniada do moich
   ust się skrada
– tam na worku szarym czekam
   wynędzniały
Wtedy ty odpowiesz tak:
–  jejku, jejku otworzyli sklep
   a w nim hostie sprzedają
–  jejku, jejku hostie nie są białe
–  jejku hostie są czerwone,
och nie, nie to profanacja,
(chociaż) mówili, że
Chrystus był pierwszym komunistą
>>>
DSCN4467g
* O orły w Polsce *
Moje serce niespokojne
moje serce skacze jak pchła
rwie się do walki
            – o zamek Draculi w Transylwanii
            – z Amazonkami w Kapadocji
            – z samolotami pod Peczengą
            – z Czerwonymi o kościoły
            – ze Światłogrodem pod Wandeą
            – o orły w Polsce
>>>
DSCN0580f
* Na skórze wołowej *
Zanim poniechacie kota przeszłości popatrzcie w kamerę
ledwo, co zamieniłem przecinek na muchę a już odleciała
zagadnienie zasadnicze prawie jak malowanka
zapadł zmierzch nad cudzysłowem
wtedy ona wyciągnęła miecz i zrobiła – ciach
z pozoru to nie jest takie łatwe jak ulice
o zmierzchu powiedział jej – to już koniec
jakiś taki niecodzienny zwierzak
wynieś to drzewo – szepnął przez sen
akurat Kleopatra musiała wtedy zaatakować
podniósł tego grzyba i zaczął udawać las
no cóż, może i to jest dobre w puszczach, ale wiesz….
zewsząd zleciały się wrony a ja to wytrzymałem
pospolicie nazywa się berberys
długie brody czasem wyglądają jak śnieg
i cóż z tego, że spadał z wieży katedry
przecież modlitwa nie idzie w las
tam na krańcach złudzeń poznali się
miłość takich drobiazgów w niewoli jest zbędna
skrawek podkładki może się zawsze, ale to zawsze przydać
nie rezygnuj, więc jeżeli deszcz spadnie zbudujesz samochód
na pewno dostaniesz wolne nad morzem lub nie na pewno
tak się to waha, tak się to waha, tak się to waha
ciemne ściany wywołują wilka z lasu
przecież wino nie jest dla wszystkich
w poszarpanych ugorach mogą się kryć śmiało Murzyni lub Berberowie
wedle stawu przejeżdża na motocyklu rozerwany pociskiem wczoraj
ja nie wiem czy można tak siedzieć z założonymi rękami
przecież możesz zdjąć nogi ze stołu a nie czynisz tego
krewkie zagadnienia w tłumaczeniach nie wychodzą
znój jest kwiatem przyszłości a nie przecinkiem
można wziąć kaczki, ale można też ogary
stał nad swoim prądem morskim i zastanawiał się nad sobą
wystrzelił raz potem drugi i trzeci, spadł mu powojnik na głowę
zaczęło się od prześmiewców a skończyło na zakale
nurt był bystry porwał spacerowiczów – ja oniemiałem
ze skarpy stoczyły się lata wspomnień i dewocjonalia
lekarze uświęcali środki a dziewczynki skakały
otworzono skarbce i okazało się, że tam jest na tyle
z uwagi na te prognozy nie skoncentrowałem się na ichnich skojarzeniach
będą zawsze takie, nie martw się, zawsze takie
pewnego razu usłyszał spadochrony, choć to takie trudne
oczy świeciły w przekonaniach i w skargach
zwątp mi tylko, zwątp a zobaczysz, co ci zrobię
tułanie to nie takie znowu byle, co, trzeba tułać się dzieci
wejdź, skończ, co zacząłeś i nie mrucz, że cię gonią
zabawne są mrówki zwłaszcza na horyzontach
lapidarnie określić a potem równie lapidarnie skwitować
czemu lub dlaczego lub po coś przyszła lub z czym?
krwi – zawołał, stanął tylko po to, aby wyskoczyła w życiu pauza
kichnąć można czasem politycznie, ale nie można wysikać się nie politycznie
zrujnowana żaba weszła pod siodło, gdy koń zluzował
przyprawy popłynęły północnymi jeziorami – wyrzucone
zgaś światło – przerażony morderca rzekł – moje ordery widać
skurczykoń z niego a jaki nieśmiały a jaki zabawny
tak rączkami klaskała, biadoliła, parskała i odleciała
po nocy zszedł przewodnik do groty i zasnął
kule odważyły się przelecieć nad grobowcem milionów
zapaśnik kucnął i udał starożytnego satrapę w mieście baranów
nie chichraj się, cóż ci z tego przyjdzie, że się chichrasz
lewy kanał potrzebny barkom, prawy kanał wolności
machasz ręką płonącą jak za dawnych lat i cieszysz się
zabawa przechodzi w kadzenie a dni pokładają się z miesiącami
kino za ciasne pod ratuszami zamiast katowni
a jakże, mogę sobie spadać to sobie spadam
zapuść wąsy, zapuść je do rzeki, niech zwisną nad samym dnem
krupnik lizali pod zamkniętymi drzwiami i otworzono im
ja będę spławiał, mówiłem to już wielokrotnie
bicie się o klienta lub przeciwnika ma głęboki sens
ławy zajęte przez ławników i radnych
cmokanie na planie demokracji jest smutne jak pokrzywy
odwołaj się do narodu i do tych, co są samą rewolucją
zaszczuty człowiek – nie, przecież, że może być zaszczuty jeszcze bardziej
przylaszczki są przed sądem, akurat tu, lecz nic to zmienia
pikuje orzeł tak jak gdyby nie rozumiał prawdy o grawitacji
sum podpływa do źródła rzeki zatyka płetwą dziurkę
po coś te wołki pasała gęsiareczko, przecież to nie dla ciebie one
słońce już zaszło, słońce zagasło a gdy ja chciałem to mnie nie słuchało
plwaj na skorupę, podaj ręce biedakowi, pożegnaj odchodzącego przez ucho igielne
stymulowanie kobiet do polityki jest tak samo nudne jak oprawianie mężczyzn
pech chce, że ja też jestem kanarkiem jak wół w Odrzykoniu
lepiszcze mi wpadło do głowy i zrobiło swoje
kochajcie to, co złowicie nawet w centralnej Polsce
jest takie siedlisko dobra i zła gdzie kończy się nietolerancja
rzekłaś – stój że, kwiaciarzu, stój, bądź moim sumieniem – no i jestem
zapadła noc, psy się uśpiły, gwiazdy straciły cnoty, semafor się zaciął
w twoim śnie jest bardzo ale to bardzo dużo krawędzi
ławice gier prostych niewątpliwie przeszły obok nałogu
zapuszczaj więcierze kobieciarzu, tyle już masz doświadczeń i żeber
szkło jest podatne na choroby, nie każdy o tym wie
poczekajcie do czerwca, to nie przelewki, poczekajcie tylko
jakieś zestawy marzeń, szewc podał odnowione zestawy marzeń
na skórze spisane wołowej oprawionej przez Benedykta
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Wierzba wysokogórska*
Sczezła wreszcie wierzba pochylona nad rzeką gór
wiecznie trwać przecież nie mogła
mam ja dziś swój mały intymny półświatek w wazonach bazi
ta wierzba tam rosła  nic nie robiąc sobie z kolei
z fotoamatorów gapiących się przez obiektywy na przełomy
a ja mam jeszcze w oczach ten jej ślad, ślad zrobiony korzeniem
pobiegłszy w usłużne kosodrzewiny, skrywszy się
pociągnąłem łyk wina z butelki, fe, co to za smak?
nie taki znów mały cmokałem z zadowolenia patrząc
na zachód słońca, który mnie dotyczył
a nawet krewni przez chwilę huśtali się
na giętkich gałęziach wierzby, mam tą świadomość,
że mogli wtedy spaść w szybkie efekty krynic
i byliby wtedy oniemiali z zachwytu widząc mnie
spokojnego na brzegu, niemyślącego być może
ale i niepalącego
wyskoczyłem z krzesełka i jak baletnica pobiegłem
świnić, kozić, percić, no, ale cóż tym razem mi się nie udało
gdyż stwierdziłem, że wierzba się wykopyrtnęła, to mnie zatkało
więc ponownie napiłem się wina, tfu, co za breja?
rozdarłszy koszulę popędziłem z wiatrem, zobaczyłem
ściany jak w Iranie lub Libanie, może Gruzji, zobaczyłem lasy takież
moje serce ciosało, moje serce obracało, ledwo koń wyskoczył
na skalną grań a ja byłem tam już z muzyką
gdy wierzba sczezła i doczekałem się rachunku sumienia
na wysokościach, popatrzyłem jakby mnich
na doliny różańcami czekające, klęczniki marzeń facetów
niedopitych aczkolwiek bardzo już zdecydowanych na świętość
i do tego jeszcze wyniesionych nad rzeki gór
do piękna bazi
>>>
DSCN3355c
* Dziewosłąb kosmicznego zła *
Kowaliow onegdaj dziewosłębił
bohaterski osaczony wracał na Ziemię z orbity
by dziewosłębić jak Archanioł
napisał książkę o ucieczkach z gułagów w chmury
wtedy go nazwali Gagarinem tysiąclecia
nie doczekał rocznicy bo go sprzątnęło KGB
pod biały dywan
leciwa Lenina leniwa rzeka wylała na pustyni
krakaniem wezwał ludzi ptak srebrny
przyszli i nadziwić się nie mogli
jak bardzo się rozlała po pustyni
przyszli z pustymi rękami, raziło ich słońce
śmierć morza zeswatana ze śmiercią pustyni
zatroskany mamut tonący w smole wieków
i oto ktoś zaszczuty przez szakale przyrody
to biedny Beria kawaler czarnych wołg i zamurowań
odmawia wszystkiego, czyżby był ochrzczony
cmoka szyszka jak Chruszczow, czy coś takiego
w lesie jodłowym słychać cmokanie
niedźwiedzie drapią korę drzew żeby
dowiedzieć się skąd ten odgłos pochodzi
spada satelita zepsuty jakby bezużyteczny
jak ślina spada w dół wprost pod nogi Berii
to dziewosłąb kosmicznego zła
konnica-wszawica cwałuje w kierunku jeziora Bajkał
szkielety wychodzą ze statków kosmicznych
szkielety wychodzą z ukrytych w tajdze miast
taki jest tego skutek 
>>>
DSCN3006d
*Za mną riebiata *
Za mną riebiata
krzewinka jest krwią
zgadzam się na klęczniki
gdzie ten Kierbedź na chrzczonym winie
Za mną riebiata
zgładziłem znanego aktora
we mnie sen, we mnie katusze
kosztowałem masztów i  porodów
Za mną riebiata
mydło z generacji i mydło z cywilizacji
zaczadział szef bezpieki
kochany stary czarny lud
Za mną riebiata
noże poszły w kierunku sadowego okręgu
na przedmieściach rozgrzebanych śmietnisk
kursuje ostatni autobus
lepszy każdy zgred od zrzucającego gwiazdy
Za mną riebiata
spada ryba, plecy dotykają, lekko
zapada się potańcówka
stoik na wzgórzu, na skraju lasu
szkło przed oczami pastucha
Za mną riebiata
klął szczeniak i podupadał na zdrowiu
skradzione mniemania, skradzione kręciołki
zaproście mnie do pocałunku
skrzywiony towarzysz dębu
Za mną riebiata
skoro nie ma samochodu pójdziemy pieszo
do Wojwodiny a może i dalej
popatrzcie ludzie leci Nikifor
struchlałe rzeźby w dłoniach
kwiatki na poligonach
czekałem na majątek otrzymałem psa
zaszczekał ten pies wściekły nie tak bardzo
ale za to głupi
na widok wschodu słońca
słońce będzie zawsze jak krew
riebiata
>>>
DSCN5112 (4)d
* Misie *
Zerwałem kaptur misiowi
skamlał o coś, ale nie miałem litości
sikał potem zły pod sosną
latoś dziewięć panien robiło to samo
w tym lesie
nie wiedziały jak a jednak sikały
pod lasem wchodziły w gęstwinę wilczą
na chwilkę
zapadał zmrok nad czubami drzew
gdy dzika świnia wydała okrzyk –
rozwiążcie chlew dajcie szansę wszystkim świniom
ja odżegnałem się
Kaptur rzuciłem na łóżko zapierzynione
i sam na niego, hop
wziąłem po chwili Biblię w dłoń
odetchnąłem po południu
by zebrać się skoro, zebrać się wraz
odkryć to, co pod poszyciem
zacząć od jaj
pogładzić misie w miastach
i wszystko bezkapturowe
>>>
DSCN5151 (3)g
* Rządzą *
Na ulicy jest nijako
rządzą bile
na ulicy jest bezpłciowo
kierują bile
na ulicy jest wulgarnie
zapraszają bile
na ulicy jest jeszcze pusto
nie ma chętnych ludzi
pod grzybkiem
z kijami
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Zapada zmierzch *
Zapada zmierzch, sombrero rzuca ostatni cień
moja żona łuska ryż na balkonie
moja gitara brzdąka sama za murem
Zapada zmierzch, koń niecierpliwie zamiata ogonem
on chce do stajni a ja nie
moje zakurzone spodnie, moje zakurzone obcasy
moja piosenka nuci się bez papierosa
Zapada zmierzch, ulicą wracają zmęczeni ludzie
wracają z pierwszomajowego pochodu jaki odbył się
jeszcze w tysiąc dziewięćset osiemdziesiątym czwartym
to zmierzch bogów tych ludzi
jak wesoła piosenka na dobranoc
 
* Zapada zmierzch w 1984tym*
Zapada zmierzch, sombrero rzuca ostatni cień
moja żona łuska ryż na balkonie
moja gitara brzdąka sama za murami naszego getta
Zapada zmierzch, koń niecierpliwie zamiata ogonem
on chce do stajni a ja nie
moje zakurzone spodnie, moje zakurzone obcasy
moja piosenka nuci się sama, bez papierosa
ja gringo socjalizmu zwieszam głowę siedząc oparty o ścianę
Zapada zmierzch, ulicą do domów wracają zmęczeni ludzie
wracają z pierwszomajowego pochodu jaki odbył się
w tysiąc dziewięćset osiemdziesiątym czwartym
oto nadciąga zmierzch brodatych bogów tych poirytowanych ludzi
a wesoła piosenka na dobranoc przeskakuje mury
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* To zasługa rewolucji *
Martwa cisza to zasługa rewolucji
rewolucja to zasługa pychy
lepiej polecieć gdzie pieprz rośnie
i przywieźć stamtąd korzenie ziemniaka
niż kawki grzebać w ziemi
Dzwoniąca cisza to zasługa Kościoła
który stawiał zbyt długo opór
ledwo z karczm wyrzucono Żydów
a już wszystkie dzieci poczęły
wypluwać gumy z ust by mówić
Patronująca cisza w oczach jest kosmodromem
dominacja ekstazy nad Niemnem i Prutem
poleciały bociany w radioaktywne chmury
musimy sobie pomagać
my przeciwnicy rewolucji
skończ gumę, przestań rozstrzeliwać
tańcz, w rytmie techno
przemów
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Prześcieradło grzechu*
Rozścieliłem prześcieradło grzechu
na placu gdzie mrok dopadał miasto
na kamiennych płytach przyszłości
ułożyłem puste butelki i zwaliłem tobół ciała
dzień spoczął w parku
lewackie historie wypalone na murach
wniknęły w moje modlitwy, warczałem
spleciony z myślami, które traciły pamięć
leciałem w otchłanie równe nienawiści
miliona ludzi
bogate kwiaciarki wylały na mnie wiadra pomyj
śnieg spadł zamiast kwiatów zaraz po tym
kamień wznosił się w niebiosa
czas zaiskrzył w zębach kwiaciarek
sto lat, sto lat – rozległo się nad placem
to śpiewały nocne gołębie wyruszające
na żer jak sowy
>>>
DSCN1238f
* Nie wiedziałem *
Że boisz się ciszy
że grzebiesz w ciszy świętość
            nie wiedziałem
Tam na grani sadzi góral rojniki zamiast rosiczki
że wyrwiesz go ze snu
            nie spodziewałem się
Mentalne meteory pokazały się nad miastem
że zgłosisz policji swoje wizje
            nie myślałem
Zgarnąłeś dźwięki i odpryski szumów
że wchłoniesz przez skórę ocean
            nie oczekiwałem
Zaznacz tęczę choćby skamleniem na dachu
zapoznaj się z cierpieniem w piwnicy sumienia
że jesteś tak ludzki w upadku
            nie wykluczałem
>>>
DSCN1404g
* Ależ skąd *
Ależ  skąd
to trwa już wiele lat
Skądże znowu
to trwa już wiele lat
zaokrąglenie nie jest mile widziane
ja tam wolę wyrzucać samemu sobie
goryczka na płucach
rzeka w lecie
jakże smutne są pasty
w popołudnie poobiednie poniedzielne
skądś wytrzasnąłem drzwi
i za nimi zawyłem jak Bono
lewy znienacka wyskoczył but
skamieniała zbrodnia się rozeźliła
spadła, potłukła się w wykroczenia
skubnąć targnąć zapłakać
rozpaczliwa jest przecież sytuacja
białych chłopów wśród ugorów umysłu
palił znów te lejce?
Ależ skąd
>>>
??????????
* Krawat poborcy*
Mam dziewięć słabości na moście
lekkie obrazy ciskam do rzeki
zaczerwienione nadhoryzoncza błagają o litość
lapidarnie odrzucone ścieki terkoczą przy brzegach
dzień na wyścigach, pluję w nurt
Mam ogromną ochotę odgryźć krawat poborcy
wkładam swoją sztuczną szczękę
może to się wydarzy właśnie dziś
muszę być gotowy na wszystko
Lew, lewa, wiatr piosenkę śpiewa
jakiś Nemeczek tonie w malignie
patrzę z mostu na dzieci takie jak on
złudzenie czerwieni bawi mnie trochę
Dawniej zostawało się krową, gdy chciało się pić
karmiąca matka wyciągała pierś w pociągu,
który spadał na dno w miejscu gdzie zerwał się most
Skręciłem ze słabości wiarę i czekam
na pierwszą mieliznę, wiem jak wybrnąć bez pagaja
złamię wszystko i ster i miecz i maszt
No, wyłazi, wyłazi takie mokre stworzenie
a to uczony z Kambodży Sorbony
francuskie ciasteczka są tak niebezpieczne
decyzje profesorów wybielają nawet czaszki
mam nadzieję, że sczerwienieje do reszty ten kolos
między łyżki włożyłem swój włos
Mała nie fikaj nóżkami – wspominam jej nóżki
tak, tak – na poręczy mostu machała czym mogła
o włos od upadku, o mój włos
Papieru i wody – wołają kandydaci w krawatach
oj, uciekli mi kiedyś, oj, uciekli
dziś przechodząc główną ulicą zachowywali się
jak gdyby wracali z kościoła a przecież po pochodzie
szli topić boga Bęcwała, czyli swoje smutki w wódzie
i trafili na mnie na tym moście stojącego
i jeszcze z nią na poręczy
Zgasiłem to, co zapaliłem, nadąłem się,
zmądrzałem, utopiłem jednego z nich
i za nim w te pędy skoczył drugi
pod siebie powietrze, pod siebie woda, pod siebie słabości
chciałem powiedzieć naszej o determinacji pod kościołami
ugrzęzło mi w gardle prawie to, co zawsze
mam mała niańkę będą z nią spał – powiedział skaczący
ścieki zaterkotały na koniec
bo to był poborca
>>>
DSCN3478b
* Odpowiesz za to *
Odpowiesz za to kochasiu
odpowiesz za rzekę zatrutą
odpowiesz za nie nauczony pacierz
odpowiesz za komputerowe wirusy
napisane przez twoje dzieci
wirusy niszczące zdrowe systemy,
gdy na ekranie monitora wyświetlany jest komunikat:
„Glemp …, – podziękuj Kościołowi – zawsze po dwudziestej drugiej”
Jakże wiele śmierci na wyciągniętych rękach przywódców
komuniści ich nie prześcigną
zasłużą na karę kryjący
morderców twardych dysków i zapisanych słów
niepowtarzalnych jak ziarenko dmuchawca
i piórko sójki
>>>
DSCN5718 (3)f
*Mądry biada *
Mamią grudzień lisy rude
będzie ostry mróz i tak
będą białe Gdynie białe Podlasia i Lubusz
mogą skarcić za to ich opiekunowie
Mądry styczniowy kieł
zacznie rosnąć tak późno
a gąski już wygonione aż na szczyty Tatr
Biedne te kułaki, co wiosny nie doczekają
za mną stał i Beria i Jagoda i Sołdek
ale zerwał cumę
Mądry Jaś po szkodzie
dziewczę winne zapłacze
kiedy pierwsze łozy się zwiną?
w tataraku zaświszcze czerwony pies
jak niebieski bies
Będą biadać nad armią
trzosem pobrzękiwać
nie dajcie  się zwieść Dziadkom Mrozom
to nie Mikołaje, to działacze
lecą odłamki po wybuchu Sojuza
lecą aż na Kaukaz
biedne dzieci w chustach ronią
krwawe łzy
a nieposiani wciąż łysieją na Kremlu i w Warszawie
Mądry biada – biada duszom zabitym na głucho
biada, biada sercom otwartym dla kasy tylko
śniady Premier, śniady Prezydent, śniady Minister
a śnieg biały, biały, biały
w tataraku polski Tatar z polskim Żydem układają się
pewnie pójdą na Ukrainę
pewnie pójdą na Bizancjum
odbierać swoją wolność
wolność bez rodzinnego kraju
wolność wieków
ani się spodziejesz bracie
a już cię osaczą nowi łysi siewcy
z czarnymi teczkami
nowi sędziowie pokoju
milczący jak zamarznięte żaby
łódź tonie w bladym świcie
marmolada nie smakuje jak w sześćdziesiątym szóstym
marmoladę wyjada smok wawelski z rzeki
Mądrzy w bębny bębnią, dyniami dudnią
a zieleń zamiera powoli wszędzie
mają nadzieję, że zamrze ta stara,
że zamarzną pałki tataraku
lód skuje wszystkie psy
a pod lodem usną płazy i larwy
>>>
DSCN5544 (3)
*Iść na ludzi *
Stamtąd zdjął rękę
bądź jego krawcem
zawierucha jakaś czy coś
ledwo odpuściłem bałwanowi
a już on przyszedł
mam białe rękawiczki
przebacz mi
Ledwo zapytałem żołnierza o jego skarby
a już krew wypuścił z ust na wiatr
mam małą drewnianą zagadkę dla pułkowników
codziennie piję z kranu atrament
boję się o towarzyszy
nie zawsze plucie pomaga
czasem tylko marchewka duszona
a czasem znów topienie lwów
popatrz na te gwiazdy w sedesie
jakże blade te róże na dnie
kupić telewizor jest łatwo
a wcale nie łatwo kupczyć telewizją
popleć sobie na drzewach
poczym skróć strzałę
mam małą blaszaną odznakę na szycie
to ty możesz być studnią
to ty możesz być żabą
wierzę w ciebie słoneczko
kawał drogi do miasta
kawał zza węgła
wyrzucone nadzieje na murach
mury łamią się w sobie
odsłaniają trzy krzyże
zapalona zapałka łka ciepłem na wietrze
skupione króliki skowyczą w hałasie
miasto podsuwa się podsuwa się
matko ranna na szybie popatrz mi w oczy
chlebie suchy podsuń się
zakochana trawa nad brzegami rzek
a w niej mgły i moszcz
z księżyca ten rower wyjeżdża – spójrz
on siedzi na siodełku
jakiś taki listonosz
zapytałem pracownika o godzinę
asfalt – odpowiedział
zapytałem nurtu o szansę
szyj – odpowiedział
 zawsze krawcy będą czerwoni i nalani
a nie zawsze czekać będzie paląc
drżą szyby jak sierść
drżą białe nasturcje w klasach
kości spadają ze szaf
miałki stróż nie wytrzymuje poranków
płacz słychać i argumenty
brakuje szybkich spychaczy za górką
maszty wyliniałe głuche
ucho szklane dość stare
a tu klną za oknami
a t u dziewczyny wchodzą do toreb
sklepy pustoszeją
ja jadę w góry na szmaty
plącz, nie plącz, spajaj
w rzeźbach siedź do rana
zawsze coś wynajdzie taki skurczymotyl
biada na letnie dnie
biada na letnie pola
ziemia służy wykałaczkom i co z tego
miała ci ona biedę, miała?
zapomniała już i o biedzie i o partyzantce
mech porósł grzyby wysuszone
w wojskowych lasach
zięba przeleciała nad stadionem
oszczep przebił jej serce
młot zaczepił o jej ogon
popatrzcie na faszyzm i komunizm
czy widzicie to, co ja?
na drogach się plączę
włóczkę ciągnę i już
mam małą trąbę i małe zauszniki
miejskie rzeki to nie rzeki podmiejskie
ja widzę tu dużą różnicę
kawa nawet stygnie w dzbanie
a on peroruje jak w Akademii
brak mi ciebie, bo śpisz obok
brak mi ciebie, bo miłość na dzieli
statua na wzgórzu obwieszona medalami
garbarze oceanów w muzeach
szukają starych statków
mysz trzyma w łapkach petardę
wrzuca ją do worka z kotem
skręć w gazecie herbatę
popal na żaglówce i idź na ludzi
promenadą na stalowych linach
zakup gorzałkę, oderwij się
uczcij wieczorne spotkanie
idź na odlew
przebacz – pocałuj ją we śnie na odlew
>>>
DSCN5169f
* Skończ w domu wszechświata *
Skończ z tym od zaraz, skończ z tym raz
pewno, że mogłem skoczyć do  rzeźni żywiołów
zmasakrować świętego, bo plecie
nie skończę jednak z tym gdyż królowie
giną wciąż jak Tiamat
beze mnie nie cierpisz już tak
jak dawniej i nie pleciesz już tak
jak kiedyś
po co te zesłania na skrawki pościeli
to nie jest bajka taka melodia śniegu
bądź, co bądź
zepsułeś wiadro i nie masz dostępu do serwisu
zrozum to nie nalejesz, gdy jesteś zbyt wolny
małe łapiduchy to są woły skarabeusze
 długie włosy dziewczynki na poczekaniu
się przenoszą przez ulicę zanim zdążę westchnąć
i to ja, jako następca tronu nie mogę nadążyć
skończ ladaco te bóle
skończ wreszcie zaokrąglenia
zmacać kostuchem czasy i uśmiechać się
jeszcze przy tym
na rynku z anarchistami wieść spór jak Anszar
to nie jest proste gdyż pomidorów
tyle wokół na wózkach
gadzina ten czas popatrz na muzeum śmierci
na czaszkach szmatki zwisają jak na dziewczęciu
beze mnie nawiązujesz do spowiedzi i snopowiązałek
społecznych
pójdź uczyć i obić cię każę
westchnij sobie jeszcze i idź
skończ z pracą u podstaw zacznij wystane życie
niech wiatr budzi się w snach
niech kołysze się popiół
u warg pod zadumanymi oczami
korepetycje bażanta są w kolorach
oświecenia
świątynie mądrości stanęły na czaszkach oddzielonych
ty spociłeś się przy gilotynie
skończ z przedawnianiem zbrodni w mitach
zjedz Woltera jak Ea
skończ w domu wszechświata
>>>
DSCN0776c
* Łagodnie to rób *
Łagodnie to rób
nie czerp z byle czego
łagodnie stawiaj banki tęczy
patrz jak ładnie wokół
gdy kocha cię świat
podtrzymuj szlachectwo nocy
nawet gdy szaleje dzień
prawie zasypiaj na
boisku piłkarskim w Krakowie
ładne oczy zmruż
pęknij ze śmiechu wewnątrz
tocz się gdy ziemia ucieka spod stóp
za jakimś dziewczęciem poznanym
zanim zaczniesz tęsknić za cierpieniem
pochyl się nisko
ziemię wręcz całuj przy ulicznym zdroju
wyzwisk nie podnoś z rynku
zaczniesz otwierać kabarety w Berlinie
zanim się spostrzeżesz
olśnić się daj snom
konopnym żytnim gryczanym
pieska pogłaszcz i Kościuszkę
zawadź parasolem o kasztanowca na Plantach
kołysz się w takt wypadających zębów
nietracący nadziei jak baobab
spokojny na wieki
chroniący bez schronienia
pod czapką i pod dachem
w cieple namaszczasz paleniska duszy
plamisz ogień tkaniną rosołu
zdobywasz fragmenty narządów
przy pomocy programu
pogrzebaczem zdzierasz pajęczyny
dłonie bieleją od tynku
sen zamienia się w kota gitary
zadowolenie po wielkim cierpieniu
zakatarzenie po jakimś zamążpójściu cieni
cierpieć bo jakoś niewinnie jest
z winem w lesie
cierpieć łagodnie bo jakoś
schludnie po ciemku nad miastem
docierasz do krańca spokoju
zawracasz aby wyczyścić zęby
zanim zrozumiesz
to nic
>>>
DSCN2626c
* Pidżama Dalajlamy *
Zagadnąłem kapustę i jakieś zwierzę
co wy na to towarzyszko materio
co myślicie o pidżamie Dalajlamy
o jego rączkach i w ogóle
jaki piękny człek i jak się uśmiecha
choć ja mu współczuję
Co wy powiecie o takim na przykład Pol Pocie
– towarzysze?
o panu doktorze – zachwycająco
elokwentnym w śmierci Wschodu
o ofiarach w Stonehenge
coś mi wyrosło pokoju
i powiem wam, że nie wiem co to jest
jakaś wierzba czy coś?
wy materio towarzyszycie ideologii
od lat, więc może wy udzielicie mi wyjaśnień
spudłowałem za pierwszym razem,
gdy strzeliłem do szeryfa w zoo
kapryśnie zakasłałem zanim opadły płatki
kędy ziemia czarna, kędy Himalaje
zagęgałem na samą myśl o pacyfizmie Lamy
napisałem na plecach stworzenia
stój – nie podnoś ręki na całusy
zamęt w kieszeniach i w bieliźniarce kaplic
klękaj na wybiegu dla tygrysa
udaj Dalajlamę i gryź trawę przed bestią
skamlanie to nie wybawienie
kapłanki to takie małpy zamyślone
zadość uczynienie Sorbonie
zadośćuczynienie za grzechy młodość
tak dozwalane, dozwalane przez władze
preferowana kapusta i pouczenia w sprawie nacjonalizmu
kapryśnie wyartykułowane zadufanie
cham – oczy do nieba
kości w piach
korzenie do nieba – głowy w piach
nie ma wybawienia, gdy nie ma nawozu
nie ma wysokich grani na wczasach
po co komu byk po łacinie
po co komu biblioteka
kolumna przed wojną ruina po
zanieś wiatr na szczyty bo zdechnie jak lama
tu w dolinie sam nie wychynie na grań
babuleńka i pieniądz
po równo
po równi
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Obłoki nad jeziorem *
Zamówiłem dla ciebie obłoki nad jeziorem
i szuwarów niezwykły czar
oraz jaką taką łódkę płynącą z silnikiem w strefie ciszy
Ja nie wiem czy można przejść mostem odległym
w chmurach bądź co bądź dwudziestoletnich
z wódką bez zakąski w niebieskim worku po śpiworze na głowie
Zamówiłem ciast gromkie brawa w kokpicie
tonięcie obok glonów i burt nieopodal strachu
odległości w przeszłym kraju spocone były jak wydra
lecz kawałek ich nie należał do spoiwa ciemności
zakręcone uczucie na temat urodzin było widoczne
Kniaź z ciebie kolego – powiedział karateka walący w wargi
nie wieszaj się przedwcześnie
dziewczyny nie są odwieczne
kaczka krzyżówka wciąż dynda na moście
niebo schodzi w głębinę jaźni
a ty czuwasz trzeźwy
Zamknąłeś spacer po brzegu w slajdzie
podczas gdy on
poszedł zaspokoić pierwszą potrzebę
zamknąłeś krętactwa przed sobą i dobrze
kowalstwa na jeziorach nie było co prawda
aż tak możliwe jak obmawianie dzisiaj
lecz przecież było folusznictwo
wichry z piorunami waliły jak trzeba
w zapamiętanie twoje
i to było walenie godne kowala czasu
Zamówiłem nazwę w pamięci i przyszła na czas
puka knykciem w pagaj
stukanie przenosi się do ust
– zęby dzwonią, język dudni
– wstawaj już (ze złud)
– w kokpicie
>>>
 ?????????????????????????????
* Kawalkada przeszła bokiem *
Precyzyjnie zaplanowałem ten tętent
kawalkada przeszła jednak bokiem
złudzenie tylko pozostało, że bohaterowie odjeżdżają
Usiłowałem przewidzieć jak rozłoży się
bieda po tej wojnie, wojna nie nadchodziła
a potem nadeszła niespodziewanie i wybiła wszystkie konie
Zaparkowano czołgi w ujeżdżalniach koni
zatęchłych tak bardzo, zagrzybionych jak nic
gdzie mordowano sekciarzy i chrześcijan
narodowcy wynieśli się w ostatniej chwili
Pikujące samoloty nie potrzebowały nocy
waliły w serca z karabinów i zrzucały bomby atomowe
na klomby kwitnących kwiatów
To też i ja powstałem w końcu z klęczek
powiedziałem sobie – nie dam się
i dopadłem konia, wskoczyłem mu na grzbiet,
uniosłem łyżkę nad głową i popędziłem za swoimi planami
gdzie indziej, tam gdzie jest inaczej
a to przede wszystkim bezgranicznie
do niepalących i celnych w planach swoich
kamieniarzy zbawienia
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Wtedy płakał Jaruzelski  *
Konfederaci poranni otworzyli beczkę prochu
kapuśniak leciał z góry gdy wyruszali do boju
zapatrzeni w siebie zapatrzeni w zwycięstwa czar
Wodzowie Wolinian skrytykowani na zawsze przez życie
byli więksi od niejednego muzeum
Oszołomy z wielu sotni kucali w bunkrach
lecz nie zrobili niczego tak jak trzeba
Białe szyki zomowców łamały się by się odradzać
na tle czarnych fabryk – wtedy płakał Jaruzelski z zachwytu
Bojówki socjalistów pacyfikowały ulice miasta
dobijały leżące na nich robotnicze dzieci z ONR-ów i NOP-ów
lecz bez zastanowienia i Boga w sercu
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Pobiegłem co sił w nogach*
Pobiegłem co sił w nogach do Matki Boskiej
to już nie ten czas by czekać aż krew spłynie z kota
na próg domu
moje chmury z miedzi nie spalają kościołów
nie bawię się w Czterech Pancernych i psa
dopadłem ogrodu nad rzeką gdzie zdarzył się cud
nadinterpretowałem swoje przybycie tam
upadłem na kolana w pokrzywy
Na Wiśle pogłębiłem koryto
opatrznie zrozumiałem dobre intencje Cyganów
kapliczki stoją dla mnie otworem
dojrzawszy do strojenia w kwiaty
upadłem na kolana w zboże zielone
Jawnogrzesznica przebaczyła mi już a ja się jeszcze dąsam
sumienia przeżarte zhańbione nie dają mi spokoju
jestem ponad to i idę ulicą z podniesioną głową
ludzie uciekają lub milcząc odwracają głowy
upadam na kolana przed nadjeżdżającymi autami
Pobiegłem co sił w nogach po rozum do głowy
dopędziłem go po jednej z majówek
wsiadłem do tramwaju rozgrzanego pachnącego
nie zaniedbałem niczego nawet zemsty
węża miałem przecież ze sobą – mój wąż jest jak pies
upadłem na kolana rzuciłem go przed siebie
ktoś delikatną stopą przydepnął mu głowę
>>>
DSCN5800 (3)v
* Wciąż wysysają krew *
Zamknąłem siebie w karcerze –
a co siebie ukarać już nie można
ja tam sam dobrze wiem za co
któregoś popołudnia zdrzemnąłem
się po prostu niepotrzebnie
zimno mi było w tym karcerze jak nie wiem
ale anioł mi towarzyszył
dotąd dopóki napaskudziłem władzy
potem jakoś odpiłował się ode mnie
zerwałem kawał skarpy nadbrzeżnej
co omal nie doprowadziło
do osunięcia się razem z ziemią
niedużego pensjonatu dla katów podziemia
za to właśnie się ukarałem
zamknąłem się w karcerze czyli przed telewizorem
musiałem to zrobić, gdyż i tak
uczyniłby to albo Milczanowski albo Jaskiernia
jak Kiszczak zamykał kiedyś skrzydła
komary teraźniejszości wciąż wysysają krew
cóż to dla mnie takie komary
przy tym moim zimnie
>>>
DSCN1393b
* Obawiam się że nie zdążycie na czas*
Obawiam się że nie zdążycie na czas
węgorze popatrzcie na terrorystów
jak śpieszą się i mimo to przegrywają
absolutnie nie będę już obiegał lasów
koło Tolkmicka
wyszło mi to bokiem
to obieganie
głowa mnie boli do dziś po piwie, jakie wypiliśmy
i obawiam się, że nie zdążycie na czas jak my
by zapobiec tragedii
rozdwojona jaźń komunistów legnie pod gruzami myśli
i nie obroni jej ani telewizja
ani młynarz ani szewc, co bez butów chodził całe życie
absolutnie nie podam już łapy niedźwiedziowi
i nawet wtedy, gdy ziewa
to nie ma sensu już teraz
po niewczasie
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Krzyż trzeba ponieść *
Mam tę świadomość, że krzyż trzeba ponieść aż
na koniec świata by przeżyć
mam to zakodowane, że krzyż trzeba ponieść aż
na koniec świata i dać się na nim ukrzyżować by przeżyć
mam przed oczami to, iż krzyż trzeba ponieść aż
na koniec świata i dać się na nim ukrzyżować przez
jakiegoś gbura by przeżyć
mam to przekonanie, że krzyż trzeba ponieść aż
na koniec świata i dać się na nim ukrzyżować przez
jakiegoś gbura krzywo patrzącego na człowieka 
zbyt niezależnego w swym cierpieniu by przeżyć
no oczywiście, jeżeli będzie koniecznie trzeba
no oczywiście przez całe życie, czyli plus minus sto lat
taka konieczność wcale nie musi wystąpić
przecież wszyscy mogą kochać wszystkich, ot tak bez przyczyny
jednakowoż wice wersa umoralniająco krzyżować noszących
 
* Mam przeczucie *
Mam tę świadomość, że krzyż trzeba ponieść aż
na koniec świata – by przeżyć
mam to zakodowane, że krzyż trzeba ponieść aż
na koniec świata i dać się na nim ukrzyżować – by przeżyć
mam przed oczami to, że krzyż trzeba ponieść aż
na koniec świata i dać się na nim ukrzyżować przez
jakiegoś gbura – by przeżyć
mam to przekonanie, że krzyż trzeba ponieść aż
na koniec świata i dać się na nim ukrzyżować przez
jakiegoś gbura krzywo patrzącego na człowieka
zbyt niezależnego w swym cierpieniu i szukaniu prawd
– by przeżyć ten świat
no, oczywiście, jeżeli będzie koniecznie trzeba to zrobić
dla jakiegoś w końcu porządku tutaj
no, oczywiście przez całe życie jednostki osobo ludzkiej,
czyli plus minus jakieś sto lat
taka konieczność jednak wcale nie musi wystąpić
przecież wszyscy mogą kochać wszystkich, ot tak
bez przyczyny i tolerować ich ekstrawagancje w końcu
jednakowoż vice versa mogą dyscyplinująco krzyżować noszących zbyt irytująco te oznaki desperackiego buntu
– i takie mam przeczucie dzisiaj
>>>
DSCN0728x
* Kocham to, czego nie widać  *
Namiętnie kocham to, czego nie widać
i przyznaję się ze wstydem, że ja kocham to
jeżeli poznałbym siebie do końca
co czasem udaje mi się, lecz nie na długo
i nie w taki sposób abym nie naigrawał
się do woli z woli, to pewno kochałbym tylko
siebie najbardziej, gdyż obcuję z sobą
już tyle lat i widzę siebie najczęściej
cokolwiek bym nie kochał to zaraz znika
mi z oczu i pojawia się w to miejsce
coś, co jest materialne jak rozkoszy chwila
i nie o to chodzi, że uczucie słabnie
tylko raczej przedmiot miłości
rozpływa się w mroku wyobrażeń o nim
mętnie jest w głowie czasem i to od źródła samego zazwyczaj,
gdyż nie wytrzymujemy zbyt długo w strumieniach górskich
zaraz spływamy w doliny
i taplamy się w tym wszystkim, co gromadzi depresja,
czyli w nieczystościach własnych delt
one przesłaniają nam obiekty i powierzony nam czas
obyście, to co kochacie widzieli do końca
 
* Kocham to, czego nie widać *
Namiętnie kocham to, czego nie widać
i przyznaję się ze wstydem, że ja kocham to
jeżeli poznałbym siebie do końca
co czasem udaje mi się, lecz nie na długo
i nie w taki sposób abym nie naigrawał
się do woli z woli, to pewno kochałbym tylko
siebie najbardziej, gdyż obcuję z sobą
już tyle lat i widzę siebie najczęściej
cokolwiek bym nie kochał to zaraz znika
mi z oczu i pojawia się w to miejsce
coś, co jest materialne jak rozkoszy chwila
i nie o to chodzi, że uczucie słabnie
tylko raczej przedmiot miłości
rozpływa się w mroku wyobrażeń o nim
mętnie jest w głowie czasem i to od źródła samego zazwyczaj,
gdyż nie wytrzymujemy zbyt długo w strumieniach górskich
zaraz spływamy w doliny
i taplamy się w tym wszystkim, co gromadzi depresja,
czyli w nieczystościach własnych delt
one przesłaniają nam obiekty i powierzony nam czas
obyście, to co kochacie widzieli do końca
>>>
DSCN0566f
* Gaduła  *
Gaduła z niego ledwo dał spinkę już zasnął w Panu
przestał mówić, mleć jęzorem i odszedł w zaświaty snów
popierajcie kuchnie francuskie, oj popierajcie
może każą w zaświatach zjadać swoje znaki zodiaku
mignął w luminoforze jego głowa jak kapusta zielona
coraz mniej słyszalny udał się po motywację życia
czyli śmierć
korzystajcie z jego doświadczeń póki echa brzmią
póki góry odpowiadają jego głosem za chwilę
wszystko ucichnie i zaśniecie razem z jego światem
który przeminął
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Zesłałeś Ducha Świętego*
O Panie! Zesłałeś nam Syna
popatrzyliśmy z niedowierzaniem
– powiedzieliśmy – nie znamy języka, w którym do nas przemawia
Ty nauczyłeś go nas a my powiedzieliśmy
– musimy najpierw to, co zostało powiedziane zapisać w książkach
książki napisano a my powiedzieliśmy
– to jeszcze trzeba w życiu sprawdzić
Poświęciłeś Syna dla nas  a my powiedzieliśmy
– no dobrze, a co z Duchem Świętym?
Zesłałeś Ducha Świętego, a my stwierdziliśmy
– jeszcze tylko musimy zobaczyć Ojca
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* W kurhan chan *
Zapłacze ojciec, zapłacze matka
zapłacze cała makatka
nad sto-łem w kuch-ni
Zapłacze w nas sędzia zapłacze stepu człł-ek
zapłacze cała rodziii-na
Zapłacze bębniarz, zapłacze sprawca
zapłacze koło komina
Zapłacze Wojciech, zapłacze Ziutek
zapłacze cała Milicc-ja
zapłacze w zbożu też szara myszka
a ja pochowam ofiarę
czy ja zapłaczę dziś jeszcze nie wiem?
na razie nie mam ocho-ty
jeszcze nie jestem całkiem sfrustrowany
jeszcze w coś wierzę i ufam
niech się zapłaczą na dzień dzisiejszy
niech się zapłaczą w obłudzie
ja tam nie kwękam nie rwę paznokci
nie posypuję popiołem swojego ego
a ja go pochowam, a ja ich pochowam
ja się nie boję chowania
niech się dopełni, co ma dopełnić
niech idzie w kurhan chan
niewoli
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
*Gdzie nie ma wolności *
Co było a nie jest do pokazania
to oni mali
za każdym razem zrywam czereśnie
to oni niedbający
płótno jest szare
to oni zakatarzeni
moc tego żelazka jest nieznaczna
to oni zapluci
zewsząd zbliżają się pajączki lata
to oni biedni
dlaczego kosmate stworzenia są ludźmi
to oni wybebeszeni
zapłacone, można wychodzić powoli
to oni krótsi
drgające grdyki w kotłach
to oni odrażający
co mieli a oddali mają nadal
 to oni zepsuci
kucają przy stosiku pieniędzy
to oni zaprani i zapaprani
lukratywne posadki atakują
to oni mącący wodę
są wszędzie gdzie nie ma wolności
mali kucający z przyzwolenia
>>> 
??????????
* Osły wydeptały zboża*
Ba,
ruch to dopiero
był za wsią
nakłoniłem więc sąsiadkę przyjaźń
do skorzystania ze mnie
zapomniałem o ustach szlachetnych
Ba,
za każdym razem zapominałem
bo tędy przeszły osły
patrzę jak wygląda dziś
ten kraj
a jak serca sprzymierzonych z rzeką
Ba,
zagadnij więc sąsiadkę prawość
nakłoń do wyjazdu nad Bosfor
tam ją dopadnij
Ba,
wiele można zdziałać myśląc o jednym
ale nie tu gdzie osły
wydeptały nie tylko zboża
i wsie wydeptały sumienia
za płotem
>>>
DSCN0754a
* Nie można mieć Morza lecz można mieć miłość *
Demonstracyjnie wyszedłem ku miłości
pochwaliłem się nie byle czym
samym Chrystusem i jak sprytnie zauważył
Święty Augustyn nie można mieć Morza
lecz można mieć miłość
Pokazówkę urządziłem nie na darmo
z procesją wyszedłem na wywieszone transparenty
członków rady parafialnej składającej się
z dawnych dygnitarzy partyjnych
to mnie gdzieś zadzwoniło nie im
Zatańczyłem, zapłakałem, skorzystałem
z kilku upokorzeń i ozdobiłem się
medalami
pokój poczyniłem w domu, zjednoczyłem się
z dziewczyną
w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego poszedłem
stworzyć podwaliny Nowej Ojczyzny
maszerowałem długo i kłaniałem się ludziom
dotarłem do balasek i wmurowałem
co potrzeba
swoją historię, swoje uczucia minione,
swoje zaskarbione tęsknoty, swoje upragnienia,
swoje dostojeństwa ministranckie,
swoje złudzenia ministerialne,
narodowe – wmurowałem nowe: OK (okay)
zamiast: SB (stara bieda)
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* A jednak kochać – woła on  *
Rozkochany w zbożu rozkochany w pniakach
ciąży kolektywnie ku zapowietrzonej Ukrainie
mam z czego się naigrawać ale nie będę
on i ja to wychowankowie pokrzyw i krasne mamy lica
z dziewięciu nas było z Albatrosa i zewsząd wiało chłodem
szkielet konia poczwórny gonił przez step
a fale historii uciekały spod kopyt
w oczach miałem słońca blask dopóki mnie nie dopadł
potem siedziałem zgaszony na jakiejś grzędzie w Austrii
rozmiłowany w zbliżających się wyborach marchwi
czegóż mógł oczekiwać od swojego spowiednika
zapłacił za grzechy więc wyszedł z klasztoru i tyle go widzieli
Zarąbali mu szkapę, dopuścili do rozeschnięcia się łajby
zalali mu wóz strażacki jakąś pianą bez sensu
nie mogąc wypełnić rozkazu przeoryszy postanowił
kochać bez ograniczeń a ja mu na to tak:
ciężki z ciebie ciemięzca i nie wiesz nawet co to Biskupin
będziesz czkał i czkał i nie doczekasz się w Gileadzie na ser
a dzwony biją w małej katedrze a drakkary płoną
w Szwajcarii spadły skały na swoje odbicie w wodzie
i wiecie co się stało potem
wieszcz spłonął w purpurowej dyskotece
i nie napisał o tym jak wyrywali mu żebra, skrzydła
i paznokcie w Kazachstanie w dowolny sposób
poskromiłem szczękanie broni i strzykanie nogi lewej
zasłoniłem bagnety wiernych muzyków i zrobiłem
to w miarę poprawnie
gdy dzisiaj wspominam o strachu to mówię sobie
gładził on gładzę ja sumienia czekaniem nie czkaniem
na niewiele się to zdaje ale przynajmniej
ryby biorą w rzekach wspomnień przedszwajcarskich
kopyto podkute to i większa pewność siebie
kochać jak to łatwo powiedzieć, nie operuję datami
terminy nie obiecują a jednak kochać – woła on – dzwon
jakbyś mógł podać mi to, jakbyś mógł podać mi twarz
ręcznikiem wytarłbym ci ją na zawołanie
i książkę bym wydał z kawałkiem tego ręcznika
pędźcie dzieci pędźcie na łeb i na szyję na Ukrainę
i co opowiadali to opowiadali o Zachodzie
i porobiło się nagle w miłości, w portykach stepu
kap, kap, toczy się w snach, toczy się łza, łza starca
nad brzegiem samotności
gdy nie ma wolności w wierze
>>> 
DSCN1233d
* Komin fabryki  *
Komin fabryki majaczył betonowy
wystawał ponad zabudowania rolnika
a rolnik jeszcze bardzo młody
rozmawiał z obcą kobietą o Nowym Jorku
a wyglądał z daleka jakby
zjadał komin który ich dzielił
pod wielką jabłonią zagnieździł się
chrząszcz typowo polski
po remontach stu utrzymujących go
przy życiu
W skrajnym przypadku młody rolnik
nie wstępuje do partii chłopskiej i wypluwa komin
popatrzcie jak wypluwa komin
nie znajduje niczego nowego
poza ciągotami do nowojorskiego biznesu
nowego lecz korzystnego bez szpanerstwa
komu uda się zwalić komin polityki nie warty nic
by nie wystawał ponad te czasy 
>>>
??????????
* Leć biała gołąbko *
Zagrzać miejsca Jebusytom lub Waregom
zapełnić dziuple koczkodanami lub węglem
on to wiedział, ale nie ty
jakże ona miała wszystko załagodzić
jakże biała ptaszka miała to uczynić
przecież poleciała za Jasiem do Śląska
a Jasio Bóg wie gdzie?
teściowa nic nie wie na ten temat
a jej pies warczy na mnie
biała gołąbka i rasowy pies
ze wzgórz porośniętych winoroślami
przepięknie rozpiętymi na stalowych drutach
kręciłem film niezłą ręczną kamerą
gdy zapadł zmrok zastanowiłem się nad grzechem
odpuściłem moim winowajcom
i schowałem kamerę a życie potoczyło się dalej
jak butelki po rieslingu
o krok dalej potoczyło się życie
błona bębenkowa w uszach muezina pękła
pod wpływem śpiewu, jaki rozległ się z minaretu
i to był jego własny śpiew
o dziwo minaret nie poszedł w bagna
stał ciągle na niewinnym wzgórzu
skąd rozciągał się niezły widok
i skąd zawsze rozpoczynano bitwy
ostatnio nawet pobudowano tu stację telewizyjną
bocianów pełno i pocałunków doczekanych też
lecz sporo mniej niż bocianów
gdy rozdano karty dobra wróżka męskim głosem rzekła
spójrzcie to śmierć a to życie
a to dodatkowy As to jest As Ali
ale baba nie dokończyła i odleciała na miotle
i co się okazało nie była to dobra wróżka
tylko samiec Beria w przebraniu
a Ali był z minaretu
seler wystawał z kieszeni jednego kuternogi
drugiemu kuternodze dano szansę
przeproszenia za to, co uczynił bliźnim
pierwszy kuternoga a było, za co przepraszać
kuternoga odkręcił zapasową rękę
i tą, która mu pozostała wyjął seler
i zaczął gryźć powoli jego biały miąższ
szansa na szantę przeprosin zniknęła
jeden taki nie duży zapalony myśliwy
pochwalił się wyczynem nie lada
upolowawszy swojego przeciwnika
i zawiesiwszy na ścianie trofeum, powiedział –
toż to był wróg ludu pracującego miast i wsi
i cóż się znowu okazało – ten zastrzelony niby
przeciwnik nie był wcale martwy tylko udawał
będąc postrzelonym i w jednej chwili zszedł ze ściany
opluł tego nie dużego burmistrza jak się okazało
a potem przeprosił i powiedział – leć biała gołąbko
>>>
DSCN5732a
* Rumpelstiltskin i Syberia  *
Pomyśl, co z wyrokiem, pomyśl co ze mną
Karmazynowym Piratem miałem być
została mi tylko nienawiść, ale zmienię się
z szablą miałem pobiec na szaniec
zryłem tylko kartoflisko jak dzika świnia
Pomyśl, ile czasu zajęło ci dźwiganie zegara
a we wskazówki piorun trafił i tak po drodze
jakieś wąwozy sprawiły że zgubiłeś je
lub zamieniłeś na pomarszczony krajobraz
Zapytałem tylko, co z wyrokiem dzieży
tak jak piec dymiący, grzejący, samotny
Rumpelstiltskin zbudził mnie ze snu
ale tylko jeden raz i wiedziałem co mu powiedzieć
pomyślałem i szybko odpowiedziałem
w zamian czekoladkę czy coś dostałem
Zapchana droga zepchnęła moją ciężarówkę
a ja podążałem na wojnę i nawet miałem pamiętnik
chciałem bandaży i pielęgniarek a oberwałem
tylko jeden guzik od rozporka zapinanego pod KC
Zamyślony w śladzie czołgu dopijałem kompot
a Pan Propper strzelił z palców i pękła z trzaskiem
mucha siedząca na moich szarawarach
Jakiż ciężki był los upadłej kobiety myjącej się
w rzekach nieznanych wcale nie małych, kamienistych i rwących
jakiż ciężki był los plastykowych lalek
pogubionych leżących przy żelaznych traktach
wiodących na Syberię do Magadanu
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* 2000 rok  *
Lecą małe pomarańcze
jakiż cel tego lotu
lecą kabarety
jakiż piorun to przerwie
maleńkie zęby na trawie
kiedyż to ciasto zapiecze
ulica omdlała na wietrze
biegną zalani towarzysze
niedola ich matką
mądrość obca ich rozdartym sosnom
rządzić tego im trzeba
kule nosi jeździec chmurny
kule lecą poprzez świat
towarzysze lepią pomarańcze
z czegoś pomarańczowego
na jajach usiadł ptak
wspiął się na gniazdo niegodny
zegarek zgubił mniej niegodny
nad jeziorem zgubił tenże zegarek
a oni się kochali wtedy na łodzi
wulkan o mało co nie wybuchł
w jednym z ich miast
z pozoru były ich
tak jak i wulkan
nic z tego mały –
powiedział bez do mlecza
twoja koncha pełna mleka
zniknie przed czasem
rodziny pełne łez, a jak
rodziny pełne miłości, marzą się
zbliża się to co nieosiągalne
jeszcze wydawało się sto lat temu
zbliża się dwutysięczny rok
jak lot elektrycznej pomarańczy
>>>
DSCN1384v
* Piratów tragedia *
Zazgrzytały łańcuchy pirackie
zerwał się statek z cum
kotwica odpadła z pluskiem
łysy kapitan krzyknął
straciłem oko – ruszamy
różowa papuga zazgrzytała –
Naród z Partią – Partia z Narodem
i pofrunęła na ląd
bezdenny kapitan wzruszony odpływem
zapalił wrogą łódź
statek wyszedł na redę
ci, którzy nie zdążyli na pokład
rzucili się wpław, ale nie wszyscy
niektórzy odpuścili tą sytuację
i poszli od razu zgłosić się na policję
po falach potoczył się zgrzyt
piana porwana w powietrze
zmieszała się z dźwiękiem
i osiadła na wąsach kapitana
umysłowy kuternoga
przemówił ładnie do załogi
– jak nabiorą w usta wody na nasz widok
to łupy już prawie nasze,
tylko wy nie zróbcie tak jak ostatnio
– zwalniając spinakery, gdy wstała tęcza
na pełnym morzu flaga poszła w górę
piękna czerwona trzepotała na wietrze
sierp zgrzytał o młot
a w bocianim gnieździe
zieloni majtkowie rżnęli w karty
aż puch sypał się w dół
po przebyciu oceanu wielkiego jak wanna
piraci napadli na rybacką osadę chodowców konopii
chłopi rzucili kosy i sieci by
przyjrzeć się atakującym
baby odwracające flądry popatrzyły
pod słońce
zgrzytnęły kurki w pistoletach
łodzie dobiły do brzegu
bose stopy zetknęły się z mokrym piaskiem
wtem na dźwięk dzwonu
eksplodowały płynne ładunki jądrowe
zakopane na plaży
Partia bez Narodu poszybowała w niebo
na zawsze
po chwili tylko zgrzytanie zębów
łysego kapitana rozmodlonego
nie wiedzieć czemu na topie
przypominało o niedawnej
piratów tragedii
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
*Zakrwawiony świat Plastusia*
Zakrwawiony świat Plastusia
Plastusia trzeba wychować bez
krajobrazów śmierci
nie można zapomnieć o tym
że na froncie jest Plastuś
chciał być uczciwy niech wie
że atrament to coś, co plami
gadulstwo małych obywateli
czai się jak wąż na ulicy
będzie głupota szaleć
ludzie szykują się
do wyjazdu do Warszawy
kocha Plastuś wroga
kochać Plastusia tylko dlatego
że uczciwy, ale jeszcze
nie przecierpiał swojego
proboszczowie idą na współpracę
aby przeżyć i giną pomimo to
lewicowość małych obywateli
zamknięte karły jak zwykle
w księgach zdrad pełno
co w niektórych dużo autentyzmu
nie można nienawidzić Plastusia
Plastuś nie nienawidzi
zagadnął lisa rudy złoczyńca
wrzucił granat do kościoła
były komunista jest proboszczem
a były proboszcz komunistą
nawet, jeżeli bzy nie przystąpią do programu
to i tak nie uwierzę w ludzi zadających ból
ale po co cierpieć nadaremno
ku prawdzie trzeba iść
nawet jeśli liść zakrywa udo Plastusia
koniecznie Plastuś musi zjeść swoje akta
przecież feudalne rewolucje się ciągną i ciągną
mamuty się zdarzają w smolnych trzęsawiskach
a co dopiero pasożyty w strukturach żywych 
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
*Nieopodal Pireusu*
Zakopano końce jak grule
nieopodal Pireusu
zamknięte zjeżdżalnie zardzewiały
byle jakie drzewce wbito w szczyt
zagadnięty Achaj wyjął fajkę z ust
i rzekł – to ona mi tak dopiekła
że uciekłem na tę wyspę
język tu niczego sobie i trawa
prawie zielona
kupczyć można byle czym
bo zjeżdżają Persowie co dzień
lato prawie każde wydaje się większe
miękkie części pilota są widoczne
na falach i szczytach
zakończenie stalowej sieci
zwisające z portyku dynda jak trzeba
dzieci wybiegają doić owce
na podwórzach akademii
z piórkami czekają najeźdźcy
z duszami na ramieniu tubylcy
węszą za złotą kaczką
otworzyli wreszcie hamburgerodajnie
oszczepami
otworzyli wrota portów bezcłowych
ser i kolumny weszły w piąty wymiar
rzekł pasterz broniący ojczyzny
– pieniądze mogą wiele zdziałać
dla urzeczywistniania idei
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
*Włączyłem baterie czuwania*
Gdzieś w przestworzach
zacząłem myśleć za dnia
włączyłem baterie czuwania
jak jakiś statek kosmiczny półautomatyczny
jak wół roboczy bliskiego zasięgu
wysłany dla bladych jaj wylęgu
zdumiały się moje oczy
na widok cierpienia
tam daleko od Ziemi
wyszły z orbit nie całe
gdy wchodziłem w strefę cieni
Gdzieś w przestworzach
natknąłem się  na własne przeistoczenie
nigdy bym się nie spodziewał
że może tam być
nie wierzyłem że może mi się to przytrafić
byłem przecież osłem
jak zwał tak zwał
Nadąłem się jak baca
z czułkami jak jakiś odludek
zakląłem, zrzuciłem co miałem zrzucić
cofnąłem maszynę
dmuchnąłem świeżymi spalinami
na blade jaja
Przecież przestrzeń jest taka przestronna
a mnie akurat udało się
natrafić na cenne znalezisko
tak potrzebne jakże prywatne
o wydźwięku totemu lub idei
ale ideologia zaspała nie wyczuła tego
czegoś mi było brak a jednak
ona we mnie nie wyczuła
co się święci
W przestworzach zabrakło
miernika i zwykłego odczucia piękna
przerażony pchnąłem maszynę ku Ziemi
zerkałem jeszcze za siebie
na cudowne blade jaja pozostawione
na planetoidach dla wylęgu
może beze mnie nie zginą
a ja cóż muszę wracać
w końcu stałem się odważny
to oczywiste, że i konsekwentny
to normalne, że i prostszy
nastawiony na powroty choćby takie jak ten
zawróciłem, gnam jak szalony
jestem zdumiony przeistoczeniem
walę na oślep dłońmi po przyrządach
nic mnie nie obchodzi oprócz radości
zwycięstwa
wszystko na szalę zwycięstwa
miłość tam czeka obok hańby
wiem co wybrać wiem co zwyciężą
jaja inteligencji i tak się wylęgną
ludzkość i tak zbuduje te domy
nie ma mowy o strachu, gdy chodzi
o przyszłość
>>>
DSCN2172s
*Przybysze*
Zamieszanie powstało wskutek
niezrozumienia opcji górnolotnych
w kwaśnym mleku pływały bowiem
lodowe bryły a w kakale odbijały się
szczyty gór
to nie prawda jakobym był wędrowcem
od dziewięciu miesięcy
kolegę stworzyłem sobie sam
i za dryfowanie wiedźm odpowiadamy razem
kolejne miesiące wspinaczki
stały się gehenną zabezpieczeń dzwonnic
zawsze mówiłem – oni powiadają,
że prawda to, na co dzień zbędna rzecz
wystarczy plwać na skorupę
ale ja się pytam kolejny raz –
czy to zmieni jaja w coś innego?
bociany odlecą ze swoimi rocznymi dziećmi
a ja będę czekał znowu w Sudanie
nie mogę streszczać cudzych błędów
swoich wystrzegam się, lecz dopiero
od niedawna
odkąd pokochałem ranę mam w ciele
głęboką na cztery rosyjskie czarne wiorsty
spójrz – oni są przez coraz mniejsze „O”
a prawda i tak jest nie na pasach
co prawda ja nigdy nie byłem na pasach
a chcę być na terenach wypalonych
przez dobrych komunistów
jakaż panie kompromitacja te składy rady
jakież panie zgorszenie ci niewierzący u władzy
toż to bocianięta nie ludzie
a jak podkręcają wąsy jak cesarz Franciszek
albo jak Piłsudski a niektórzy znów jak Wałęsa
a przecież to przybysze
ziemniaki zawrzały w kotłach
po przestygnięciu wypłynęły
na powierzchnię oliwy
po dopadnięciu do nich mlaskali
dłuższą chwilę
dzięcioły stukały
przywożono komputery
do chat gdzie wymieniano je na kolorowe szkiełka
właściciele chat poszli po rozum i po powrocie
przestali zakładać komitety gminne partii
skończyli z tym i wypromowali wieszcza
Panoramixa, który dał im eliksir z jemioły
padły wszystkie koty od jego zapachu
padły wszystkie w całym państwie
no i bardzo dobrze
one też nie widomo skąd są
gdy nadejdzie noc można je pomylić z wszystkim
>>>
DSCN5403c
* Tablice na Wschodzie*
Zamknięcie tego typu
nie było przewidziane dla
ludwisarzy
o, dziwo
kędy lał się żar
Czeremosz błyskał z dala
a ja jak zwykle
biedny ogorzały antykosmita
nie widząc gniazda
szedłem krainą skrajem
zamknięcie jakoś nie pasowało
do formy zwiniętej
w skrzydło Belfegora
manny nie było na grani
nie było po co tam iść
ledwo spadły pierwsze
dzwony jak deszcz
zerwał się kaptur z oczu
zobaczyłem roztrzaskane tablice na Wschodzie
popatrz matko tam
mordują Ukraińców czy naszych?
nie waż się im przeszkadzać
to dusz wyłuskiwanie jeno
mieszkaj w nędznej chacie
póki ci pozwolą
bo jak braknie im łań
na tych pustyniach przyjdą po twoje
wszystko
lecz potem spłoną na szczytach zbrodni
zamknięcia przechodzące
w zakończenia blednące
są całkiem podobne do gwiazd
a ty wymawiasz gniazd
jeszcze straż i wielkie głupie narody
co nie usiądą aż zapomną
międlisz w ustach – ledwo ledwo
pal się nie naostrza sam
przeszły głodne dropie i perlice
zawaliły się mosty po powodziach
tętent usłyszano nawet w kuczkach
czterech jeźdźców
biada biada usłyszano na strzechach
dyrygujących w rządach nienawiści
kły zwisają od uszu by wyseplenić
pouczenia
makabryczne odkrycie hańby
całego narodu, który dał się stłamsić
widłom i siekierom
przeżywają stłamszone narody
w górskiej dolinie cię opije
potem zedrze skórę
nabije na czubek gwiazdy wieczornej
zamknięcia tuż przed
i tuż obok
zamknięcia ciał po wyjściu dusz
a nawet nie drasnął go kot jak ktoś
zaczekasz – to i tak nic
to nie da tobie
nie zaczekasz to i tak
państwa ci nie da
lisie kity odróżniają
Samojedów od skinów
powiesz – kocham Żydów nieeksmitujących
chciałbym widzieć ich sławę
na Synaju po powrocie z niewoli
gdy wydadzą swoich morderców
wskazując ich palcem z Ukrainy
w Megiddo
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Kawałek zagrody*
Kawałek zagrody czy to kawałek niepogody?
jadę bardzo szybko z przeciętą oponą
jakaż zemsta na usta się ciśnie?
w rękach nie pozostaje nic –
czekaj na mnie na Ibizie
smród jak tęgi rosyjski mróz
wielu się uratowało z pogoni
wielu nie dojechało
ja dojechałem
jednego drzewa mi trzeba
powietrza słodkiego po burzy
kawałkuję serca i odklejam sumienia
jej oczy zaplątują się, choć jest
już po ślubie
mewa stanęła w pracy na wentylatorze
są to jej piersi
czy ja wiem, co się święci?
kandydat nie zrozumiał, że mówię do niego
ale zapłon zdecydował o tym
że odjedziemy na czas pożogi
tam miota się złotowłosa bez przyszłości –
za plecami miota się złotowłosa
bez przyszłości
dlaczego ja patrzę na to?
nie wiem
nie kocham jej
nie kocham nawet szybkości
jej piersi w kąpieli
skojarzenie uczucia z piaskami
i w tym samym momencie
z Tatrami
jedź – powiedziała – tam gdzie nie ma wyrzutów
i spotkaj się ze mną
nie powiedziałem – trawa już porosła
ścieżki do twoich panowań i pęknięć bosych
nie piję – podczas gdy ptaki zniżają się
w okolicach grani siadają jak czarne cienie
dziecko na rękach jak na noszach
ma bieliznę w zębach
skalny uśpiony nie okrywa biednych deszczowych
zetrę na proch myśliwych polujących
na ranne zwierzęta
o czym tak naprawdę myślała Caryca Zydeco?
gdy ten z harmonijką z Missisipi dukał poezję
dokończono na winie usmażone jedzenie
zawołać kelnera pędzącego – rzeczono –
doprosić będących na szlaku –
kłaniać się kłaniać
zaśnij – zaszemrał górski strumień
wielkie jelita ciągnęły się od Krymu do Rzymu
więc podniosłem je a nóż są święte
nocą stanęła jak wybawicielka
po tym jak zastukałem w ścianę
otworzył się znowu na rany
zmartwiony człowiek
odważył się przemówić do ludzi
po raz trzeci
w opłakanej skale
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Zawiodła mnie mięta*
Zawiodła mnie mięta
spuściłem oczy na ziemię
w zdewastowanych chruśniakach
chruściele westchnęły cicho
i powiedziały wreszcie, że
faktycznie są też zdewastowane przez wiatr
mały piaskowy skrzypłocz poddał
ton takim jakimś spróchniałym
dentystom i zaczęło się
blaga goniła blagę w tej niby kaplicy jesieni
zeschłe liście służyły za ławki
koklusz był spowiedzią
metodycznie odsuwany w zarzecze
zdenerwowany tym okropnie
walnąłem wreszcie pięścią w lustro wody
kogoś macie, przyznajcie się
czy to pasterz, czy to chłopski
przewodnik czy to może baca
ja to wyniucham wcześniej czy później
jak już miętę nie raz
i nic nie osłoni tej tajemnicy
kopać dżdżownice w taki deszcz
wykopać metro i foremkę do pisaku
to zbyt mało żeby posłyszeć niesłyszalne
na co dzień klaps, klaps
to idzie letnio obuty reżyser z Nowej Huty
międli lebiodę i chłepce z manierki
targać mu brodę – rzekłem – targać mu
zdecydował się na przekroczenia stanów
przestano wtedy spychać gniazda
wyeksponowano na perci
wyeksponowano na gruszy
jechać – padł rozkaz nawet i pod górę
zachwycony rynkiem zabytkowym
podciąłem konie i zapuściłem silniki wraz
zaczesany stróż zdenerwował mnie
koniecznie chciał obejrzeć jasełka ziół
i nie straszne mu były jutowe worki suszu
co przykryły oczy
zapatrzył się na śmierć
poczekaj kochanie kolego
poczekaj na maj i rożki do pierogów
w łopianach jak drzewa
w szalejach jak telefoniczne słupy
miała być mięta a nie całująca
nachalnie dziewczyna
miała być rodzina a przez chwilę
była odlatująca łyska
rodzina jednak zwyciężyła
i wystartowała jak chruściel
sponiewierany, potargany, ale prawdziwy 
>>>
DSCN1377d
* Wyspy Dziewicze*
Zdecydowanie zaszczepiono lekkim sokołom twardość
pozbyto się helikopterów w sercach jest pusto
męczenie kapusty stało się niekoniecznie okrutne
ponieważ dzieci ubyło i dzieci nie wystarcza
gdzieś koniunkcja dąży do alternatywy i poci się
żeby zobaczyć to wszystko trzeba wielu lat bezustannego
patrzenia w okna jesienne a nie tylko także białe wiosenne
Tyniec popłynął rzeką w dziesiątym wieku jakimś promem
zebry spłoszone w Krakowie zapłakały po cegieełach
rzuconych niedbale przez kochanieńkich milusińskich
Długi Targ zrobił się jak kiszka i kawa smakuje lepiej
dziecięce poglądy w takim miejscu służą wytryskom Neptuna
popatrz jak kołują nad miastem Kant i Siemens drewniany
a Memling memłał – miałem te notatki przed katedrą
pięknie grają w Kamieniu na chórze piszą w prezbiteriach gaszą w ścianach
nawet baca nie może na Montrmartre zaśpiewać „Bo jo cie kochom”
taki tu rozgardiasz hałas memento mori i szelest w Okręcie Pralni
że trzeba przepłynąć Bałtyk wolności
Sokoły defilują wręcz lub homoseksualnie paradują nad górami
w Nowym Jorku prawie tak samo jak gdzie indziej
pomarańczowi przenoszą się na okręty wypływają w najkrótszą
drogę do Polski poprzez Gdynię – Wejherowo – Lublin i Stanisławów
marne te czaszki powiedział ukochany nie warto ich szukać
produkować nowe zewnętrznie podobne do tamtych bardziej brudnych
zachciało się rodakowi zachciało się rodaczce zachciało synowi takiemu
lepią żołnierzy wysyłają sprośne kartki lepią kolorowe bałwany
ciemnieją pamięci umierają na szosach nie tylko cykliści padają pszczoły
wybuchła zima cudowna i radosna mafie zakochane w miastach i ministrach
jeżeli zdecydujesz się zastawić miłość i życie choroby będą omijać cię
do czasu a kapusty nie będziesz musiał nosić w beczkach tylko w butach
ukryta nienawiść paskudzi miejsca w parkach krytyka nie twórcza
staje się obmową wyzwiska tworzą aureolę dorosłych trawa więdnie
praptaki kołują nad polskimi górami spadają jaja jakieś na sklepy
bieda-szyby nie są powszechne na przemyskich wsiach
nazwiska polityków zdobią ściany kościołów jak symbole szatana
atakującego Chrystusa ze wszystkich stron przerażonego Lucypera
skręt skręt jeszcze raz skręt kierownica urwana skręt nie wyszedł
dzieci płaczą na reklamówkach dzieci płaczą w reklamówkach
krokodyle czekają pod statkami sępy czekają na grani Pałacu Kultury
kochać tendencyjne programy kochać tendencyjne czasopisma kochać tendencyjnych ludzi
ależ to skomplikowane gdy drżą ręce z przepicia przepalenia i głodu
Wyspy Dziewicze wzywają trzeba kupić nowe buty
Miles Davis gra po cykucie właśnie w Komańczy sennej w łunach
zapadła w pamięć grzybówka pozwala umierać godnie trzy tygodnie
lukratywne miejsca w siatce społeczeństwa przed telewizorami
sprawiły że wielu wybitnych przedstawicieli i członków zdarło sumienia
kora była kiedyś sumieniem drzewa jak ubranie lasu jak trwanie
niewinne decyzje przyrody daleko mają do okrucieństwa
zdecydowanie nie można zjadać komarów tak jak hamburgery
to nie to samo w pępku świata może tak ale nie tu w Polsce
trawestacje Toski w wykonaniu Hendrixa nad Wisłokiem w Babim Dole
po cegieełach
>>>
?????????????????????????????
* Penicylianie*
Skonsolidowałem moją teczkę zabrałem dwa pióra po prostu
ona dzielna kobieta wyszła właśnie ze szpitala a ja
zapadłem na uszy wyjechałem przez kiszkę z miasta
nie śniłem wtedy tak często zgadywałem co jest z tym pasztetem
zanim dopytała się o jakieś jestestwa już miałem własną Summę
nadzwyczaj korzystne jaja wysublimował wczoraj czarnoksiężnik
nie wiem jak mu było na imię i nie dowiem się pewnie
ponieważ został nad ranem zabity jakąś deską przez nasłanych
od króla zbirów ale to już tradycja tego dworu gdakanie
i zabijanie nawet nad ranem co się nie mieści w głowie
tu nawet masłem się myją i uprawiają bezpieczny folk
w samo południe Asyria mi w głowie przestawiła głowy ścięte
w głowach sprawiają że ludzie się obijają długo się obijają
skonsolidowałem piechotę i klawiaturę mam ich teraz dwieście
w każdej kieszeni bez obrazy snują się jak dym
nad jeziorem byłem teraz myślę jak to dobrze że nie jestem
dymem snującym się po tafli jeziora po pożarze dyskoteki
martwić się w takiej chwili nie wchodzi w rachubę
modlić się w takiej chwili to jest na miejscu modlić się trzeba
byli już Szwedzi byli już Rosjanie byli już Tatarzy
teraz przyszli Penicylianie i napaskudzili odgryźli łeb koniowi
i rzucili go w stronę Polaków nie jedzących koniny nie doleciał
zaznaczam nie doleciał mam starte kości i dokumenty nawet
zewnętrzna powłoka statku z pierza była jakiś czas
przerobili oj przerobili dali drzewa hebanowego i trochę cieciorki
gustował pancerny w zbożu ale pan Jemiołuszka powiedział
kiedyś w telewizji że tak jest nie zdrowo i przestał teraz
myje gary w Londynie i dojeżdża tam Syrenką gdyż Premier
nie kupił mu Poloneza jak obiecał a zamiast tego puścił bączka dzieciom
jak to Premier zepsuli moje przesłania w mieścinie w wysypisku
jednak nie mszczę się już od dawna już od jakichś trzydziestu godzin
powiedziałem sobie koniec z tym przysiądę fałdów usiądę na stolcu
skonsoliduję zasiądę nareszcie no i stało się macie powiedziałem ja powiedziałem
macie rodzino nie tłumaczyłem sobie po północy tykania
i plumkania lecz prosto z mostu walnąłem zebrać się w kupę i w kułak
i ruszyć ławą na pastuchów i łańcuchy pogubiwszy ruszyli
no i wyszło z tego ni mniej ni więcej tylko jak się już sami
domyślacie korridzisko biurokratyczne
>>>
Tarnów 97 2f
* Popielate słowa – kolorowy taniec*
Popielate słowa mi mów
popielate serce mi daj Cyganko moja
w kręgu ogniska tańcz
ja będę upijał się tańcem
zwęglone sny w ucho mi kładź
uderz w kule nad ranem
po pewnej niedzieli zastygnie koguta czar
my nie przestaniemy tańczyć
zza płotu wyjadą wozy
kolorowe przeważnie zielone
skończy się świat nad Wisłą
tabory zgotują się do drogi w Puławach
już koła zdejmują z drzew
dzieci zaganiają do bud
Popielate słowa mi mów Cyganko
oczy moje zabaw grą
pęcznieją wikliny i gniazda spadają
Sandomierz czerwony Sandomierz
ochrzcił was Cyganów dziś
ruszajcie z Bogiem niech prowadzi was świt
Polska płynie do morza
jak tabor kolorowa w tańcu  
>>>
?????????????????????????????
*Wolność w koszu nad Rawą*
Sam stóg paproch kurdesz idą przez plac
dwa gołębie piją wodę z kałuż
jak w Kuropatach ciemno jak nie wiem
to ludzie to ludzie to nie gołębie kopalniane
gołąb oddał obrączkę i pożegnał się
fedrunek i malowanie jakaś cepeliowska
koronka ze Śląska mandatowa strefa
ubodzy duchem zniemczeni zapadają
na grypę pod krzyżami jest ich trzech
ludziom dobrej woli można pogratulować
cenny złom i fujarka skrępowanego
w błocie krwi dosyć poniemieckiej
porosyjskiej popolskiej
Katowice zimne jak neon betonowy
znak cnoty nad wielkim centrum
Chrystus w dymie oddalił się do Giszowca
nie widać go teraz na jasnym niebie
nad hutami pancerzownice huczą
Zurik gazeciarz zdrzemnął się na chodniku
ślusarz go zbudził obu chodziło o polskość na przodku
padły pierwsze strzały to koła strzeliły
autobus się przechylił i palić się począł
potem wyskoczył górnik i zaczął walić oskardem
potem wyskoczył azylant począł przepraszać
potem wyskoczył Jaworowski z gołębiem nowiny
potem wyskoczyła Glewczyńska i poczęła
wolność w koszu nad Rawą
>>>
DSCN5458d
*Jeżeli nie ja? *
Jeżeli nie My to kto
jeżeli nie kwiecistość mowy to co
papugi decydują na ten czas to i co
skrewi – tak powiedział Miller Niemiec
skrewi – tak powiedział Janosik Słowak
skrewi – tak powiedział Pawlak Polak
skrewi rząd
nawet wet wet
gdyby to i co
za
podzielmy się tym co mamy
podrywaniem bez przerwy i bez końca
Jeśli nie Oni to któż
skorzysta z miejsca przygotowanego
w nicości i wieczności lecz czy wyjdą
z Otchłani Oni tak jak My
niezawodni
Posilcie się wy stróże porządku
czas będzie wyruszać na przejażdżkę
może po ucieczce zginiecie na czczo
a może po zatrzymaniu będzie
wam burczeć w głowach
Zaprzestano rozdawania krajów pod zastaw
Oni chcą mieszkać obok nas
My nie chcemy mieszkać z nimi
Oni wracają pod swoje grusze
strach jest zrozumiały
to szalony naród
Jeśli Kościerzyna zbliży się
do Kobierzyna a Kobiór do Łomży
to wtedy można będzie liczyć na
spłynięcie po sobie odstających uszu
Jeśli nie My to Oni zbudują
redutę taką jak zbudował we Lwowie
Ordon ale bez niepotrzebnego śpiewania
po nocy i bez niepotrzebnego sądzenia
katów winnych krwi rewolucyjnej
w kompletnej piramidalnej ciszy
Wandeę pod Kolbuszową
gdzie sam Maczek został wujkiem
zdecydowanie odtrącając swoją pozycję
pokurcze i mdłe muchomory
w rządach
ja im dam przykład solenny
ja im dam kawałek stali do obrony
Jeśli nie Ja to kto
jeśli nie ja to kto policzy kości
jeśli nie ja to kto policzy im kości
tym co skrewijają
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Ojcze! Ocal*
Marzyłem, Pragnąłem
serce spłynęło krwią
Ojcze! Ocal chociaż moje grymasy
Wierzyłem, Kochałem
serce sczerniało w bólu
Ojcze! Ocal chociaż moje gesty
Dążyłem, Walczyłem
serce jak szron mieniło się w słońcu bielą
Ojcze! Ocal chociaż moje milczenie
serdeczne
 
*Ojcze! Ocal!*
Marzyłem, Pragnąłem
serce spłynęło krwią czerwoną
Ojcze! Ocal chociaż moje ludzkie grymasy
Dążyłem, Walczyłem
serce sczerniało w bólu
Ojcze! Ocal chociaż moje prorocze gesty
Ufałem, Kochałem
serce jak szron mieniło się w słońcu bielą
Ojcze! Ocal chociaż moje milczenie
serdeczne powszednie
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
*Poniewczas*
Zasnąć poniewczasie
jak prawdziwy Polak
wpaść w przeciętność Zamojszczyzny
z wyjątkowego Szczebrzeszyna
do przyjęcia sloganu w wystąpieniach
wystarczy popatrzeć na Kerouac`a
zdmuchnąć powodzią statek
zapragnąć deseru znowu po herbacie
w górach na szczytach liczyć lawiny
jak kiść ścisnąć prawicę Mikołajowi
jak prawdziwy Polak
nie wytrzymać i puścić się w te pędy
w zepchnięty z Lidy Mohylew
powiedział spiker piłeczek –
zaczęte drzewa mają się ku sobie
pewnikiem jedzie Zazu z Zawichostu
śpiewa w kinie w kabinie –
muszę odejść sam
bo żadna praczka nie wyszła za filozofa
a mamałyga Hucułów zadzwoniła
nie, to łyżka, kumo, to łyżka – rzekła Bojka
kurhan począł się pocić
prawdziwi Polacy zbezcześcili jego otoczenie
odpadkami po bitwach
wybuchł jednak wulkan emocji
w środku Europy jak w szkole
Zenon stał nad brzegiem stawu
poruszał spokojnie patykiem w wodzie
gdzie lśniły rybie ogony
z dębów podrywały się żołędzie
jak ostatnie Su siedem
to bezczelność, na Boga – wołał
bezkościelny syn Partii
Niewielkiej Niewielkiej Nieczasowej
bez matury z filozofii stoickiej
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Zemleć czas *
Znowu mielenie ziaren czasu
znowu ciasnota zegarów
poprzednio stłukłem białego gawrona z porcelany
w młynie
poprzednio wniosłem do ogrodu strach
jak kamienie
znowu dało znać o sobie mielenie
jakiż powód ku temu by w śniegu się nurzać
grawitacja w śniegu lewitacja po obiedzie
Skądże znowu moja panno nie ja tym kieruję
przecież nie stałbym na beczce
choć w niej właśnie zamieszkuję
Ledwo zamknął się w tym więzieniu
ledwo zdjął kalosze a już go napadł zbój okrutny
pożeracz prochu i sekund
z lewej strony sceny aż poleciało pierze
dla równowagi
Nie poruszysz się w Paryżu
nie poruszysz w Twerze
czas pomiędzy nie istnieje starty wojną
jakiś olbrzym trzyma wiśnię
zęby do ciebie szczerzy
zęby jak stępy
do miażdżenia godzin
Pościła ta tłuszcza pościła aż
wreszcie wkurzona się obnażyła
i sięgnęła po władzę jak gdyby nigdy nic
Zapada w pamięci ciasnota zegarów
pamięć pamięci nie równa trzeba
kochać nam na kresach trzeba
i w centrum obejmować Południowców
Zmielone organy nie wystarczają
na wieczór i trzeba lecieć po jeszcze
a ja mam tam intymny
podworzec co czeka na stangreta
nie leć, więc na oślep i na piechotę
popatrz w lewo popatrz w prawo
zgotuj to przymierze ja ci odpowiem
gdy zapieje kur a ja miotłę złożę
i słońce zaglądnie do gumna
gdzie nie ma już czasu
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Zapłać i idź*
Zapłać i idź
zapłać i jedź na wakacje
rzekła i jaka szkoda, że pękła
zmniejszyła się potem, o jej
zewnętrznie nie do określenia
pogardzała małymi uszami
zakatarz się nawet, jeżeli
taka potrzeba wystąpi
manna pada na falę rzeki
cebula kwitnie i pachnie
zakaź i idź
zakaź i idź na wybory
wrzuć do urny prerogatywę
gminną i ludową
przeoraną łapówką jak lemieszem
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Nosy*
Zepsute kości w nosie
karmienie deszczu miasteczkami
pospołu z drewnianą nogą
małe miasteczka kostnieją
popularne zamiecie są jak poryw
kwiaty wąchane jak chmury
pełen kosz baranów
struktury węgla w bryndzy
na łąkach leżą skoroszyty
zamknięte dziewice na szczytach
poruszony statek powietrzny
ledwo idące zegary z ptakami
zaproszono kiedyś ten wiatr
oto i on nad połoninami jak echo
bednarz spokojnie studzi wodę
skorzystała na tym wiewiórka
podeszła pod zagrodę mistrza
popasał popasał odszedł pod studnię
spodziewany dywan rozsnuł się jak mgła
ponad małymi górami nad morzem
spodziewany koklusz dziecka małopolskiego
zapadły bierwiona na capstrzyk
popędzić skamielinę stąd
zewsząd bociany na wieżach
wystające władze szurają słomą
wysoki profesor doi małą owcę
helwecki deser w zepsutej kaszubskiej wsi
koniec studni jest świtem bladym
zakochany drewniany ślusarz
skostniałe dewocjonalia państwowości
zamruczały telefony postsomnambulistów
 nie byle jaki dochód na kolebkę tyrana
zepsute kości w uszach łysego
krzyż stoi na szczycie
krzyż stoi na szczycie
krzyż przymocowany jest na szczycie
krzyż wznosi się ze szczytu
zadarli nosy obolałe
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Na grzbiecie*
Maltretowanie misia na grzbiecie
pocieszenie towarzystw miejskich
blaga na całego w części północnej
niegdysiejsze nadzieje drapichrustów
gołoborza ich mózgów
melodramat za duże pieniądze
otumanienie sporej grupy
pewnie, że obywateli a nie zwykłych ludzi
skuteczne stworzenia czasu
potem zstąpił anioł ciszy krwawej
trzeba się wynosić stąd, ale gdzie
koledzy zastępują zwykłych ludzi
drzewa wiją gniazda w ptakach
oto twierdzenie na obraz i posłuszeństwo
pośrednie definicje kanibali
łodzie płynące na skróty
zebry w kolorze czerwonej Sahary
sekty na polanach za górami
myszy i obywatele buszujący w kukurydzy
kopcowanie zboża na dnie rzeki
przed zaporami przed elektrowniami
przewrotne ludziki idą od wsi do wsi
robią dokładnie to, co im kazano
zakopcowani stworzyciele cywilizacji
czernieją czaszki w ziemiankach
pelikany twardnieją na widok uniesień
dzieci wszystkich stanów
nad ranem pada deszcz przepiórek
niosą baldachim przed monstrancją
poprawne decyzje wygoniły żubry
buki pikują wprost na helikoptery
zapachniało sosem miedzianym
na krańcach zdrowia zakwitł grzyb
w popłochu uciekają politycy
gonią ich żółwie z mieczami w pochwach
śpiew dokoła pnia, na którym
ukazuje się rzecznik prasowy
białe chusty dojarek białe ręce naganiaczy
chwalą kandydata chwalą pierwszego
zbója w tych górach mówią, że
oddany sprawie pomaga biednym
łupić topić bić skamleć skórować
pomaga biednym wymachiwać członkami
odciętymi
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Dziękuję ci malkontencie za twoją krew*
Zapadają czasy zapada krew
w potulnym człowieku drzemie mecz
spadły już kogutki dzieci wyczołgują się
z bogatych miast dążą ku wsiom
Zrywa się garść ptaków ciemne góry płyną
niebem w kierunku wsi
małe baranki przenoszą się razem
z dokumentami osobistymi i flaczkami
kucają pod biernymi mostami przez chwilkę
poczęty wieczór reklamowany w prasie
przedwojennej zmięty jak gazeta
więźniowie szykują się do snu
Modre drzewa nachylają się nad grzybami
serca serca serca czekają na malowanie
kurczy się każde działanie w zamian
orkiestry wychodzą na łów ku centrom
miast ziejących kraterami i braterstwem
poprzednie zioła zamykają pałanie i duszności
zagadkowe miny prezenterów przeradzają się
w perłowe uśmiechy ciągłych kandydatów
mający rację jedzą jedzą w otwartych oknach
dziękuję ci malkontencie za twoją krew
woda tryska z dziur w rurach kochają myszy
startuje latarnia startuje pogoda spada
pokraczny niewybredny śnieg jak
indiański taniec nie na tę okazję
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
*Zawróciłem spod Golubaca*
Zdecydowany na likwidację Golubia-Dobrzynia
zawracam spod Golubaca
rzekę wyzwoliwszy przerwaną tamą
pokochałem folklor zniszczenia
zostałem na dłużej pod dnem
obserwując szalejące żywioły
pchnąłem we śnie Turka
Komendant wezwał mnie celem
uskutecznienia spowiedzi i to tej
bez bólu głowy po i przed
natychmiast wyznałem jak dziecko
swoje przesłania zapomnienia podniety
Oko zmrużyło się zadzwonił dzwon
poszły spać brednie zbudziły się we mnie
zadośćuczynienia krople i bekasy
Nie zdążyłem wrócić przez Pusztę
zamknięto Uniwersytet Gołębiowski
Popatrzcie jak oszukują spokojnych ludzi
popatrzcie na ich sterane bronią ręce
krew wypływa spod murów
obserwuję smoląc szczapy jak Gedeon Jerrubal
wkracza w granice Polski ze swoim swojskim wojskiem
Perpignan do dyspozycji Zawiszy Czarnego
było jak zwykle w tych latach
wyprawiłem się zamiast niego na ichnich Szkotów
jedno pchnięcie spadł z konia Szkot Turek
Żyd i Czech i Europa zadrżała konie zarżały
rapujące konie odjechały ku granicom
Zewsząd nadzieja matka zewsząd dobre chęci
malkontent zdrajca żyjący w Kijowie
malkontent zdrajca żyjący w Chorzowie
malkontent zdrajca żyjący w Spychowie
przeprany wrócił z zagranicy i usiadł na zydlu
sowa spod okapu przeniosła się pod wielką krokiew
kręcąc głową słuchała i notowała w swym
asfaltowym notatniku wojny
Psiakrew! Zaklął wierny druh, miałem sen
w czasie bitwy, gruchałem z jakąś snajperką
pokalane jej nogi widziałem przed śmiercią
gdy kula trafiła wyjąłem miecz rozciąłem
otwór wlotowy i wydłubałem pocisk
odrzuciłem go
w kierunku Garbowa i Goleniowa jednocześnie
i tam eksplodował raz jeszcze
zaszyłem ranę jak Rambo wsiadłem na motocykl
i pojechałem za psem biegnącym obok konia
Psiakrew, zaklął wierny druh i umarł
w sali rycerskiej, pochowano go
na środku piwnicznej izby w Opatowie w centrum
w jakiejś starej kamienicy nogami
w kierunku Wisły Malinki i Dunaju jednocześnie 
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Na terenie przylegającym do więzienia*
Pełnił zaszczytną służbę na terenie przylegającym
do więzienia
stary dąb chronił go przed deszczem
piękny rozłożysty stary dąb nad strumieniem
wystrzelał wszystkie naboje i usiadł
otarł czoło podczas spożywania drugiego śniadania
również w trakcie spożywania kichnął
zakrakał kruk na czubku drzewa
zza góry wyleciały trzy helikoptery
i przeleciały mu nad głową gdyż leciały
bardzo nisko jak w Wietnamie
nie przerwał jedzenia gdyż był
bardzo ale to bardzo głodny
a poza tym był po przepiciu i pragnął wciąż
Niewiele brakowało i porzuciłby tę służbę
w młodości zaczętą
poproszono go do zdjęcia i stanął za
szczotką do zamiatania podłogi
nie wyszedł na tym zdjęciu oj nie wyszedł
miał niezachwiane poczucie płci
i nie oddał się nikomu ani w więzieniu
ani przed
jego oczy wyrażały ból egzystencji o poranku
a wąsy umoczone sztywniały na wietrze
Powiedział po jutrze wyjdę z tego miejsca
ale wtedy to już nie tylko tu nie wrócę
ale nawet więcej będę wędrował po Wielkim Świecie
do końca życia wypełniając się świeżą wodą
po horyzont
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Krucjaty skończone *
Skończone absolutnie krucjaty
najpierw decyzje potem oskubanie
zabawa dla wszystkich wszyscy dla zabawy
Budionny pożarł dinozaura to takie modne
skąd zepsute gady wtargnęły na posady?
okrutnie zdeprecjonowane ludzkie zachowania
kochaj albo czuj to samo na wszelki wypadek
żeby mojego kolegę mysz kopała
zastanów się nad pamięcią tego tam
koniecznie zaniepokoić konduktorkę na zakręcie
jeden dodać jeden to dwóch lekarzy
jeden choruje drugi nie, ale perspektywa kolego
pokażcie, na czym jedziecie pokażcie coś
zerwane sztandary poszły w las
odłożyć kopie miecze wysmarować zakopać konie
Brzetysław krąży w okolicznych lasach
kiedyś Japończycy wyjdą z beczek pójdą w obce kraje
proste słuszne krewkie i na domiar tego absolutne
jak Jowisz jaśnieje pomarańczowa mgła
ponad Etiopią ukazał się deszczowy samolot smoka
Bajdar zapadł się w las kędy zwijała
się skóra czarna jakiegoś podolskiego węża
powiedzieć na wskroś to jeszcze nic
o kogóż walczyć, gdy naród tak wspaniały?
nocą kazirodczą przewidywać wykorzystanie robotników
wieszać wilki na skałach pędzić terapeutycznie
po wielkie kamienie do stacji benzynowych
powiększenie jakiegoś domu powiększenie pieśni
tam skrył się Batu jakże smutny
Pol-sport
Pol-sat
Pol-ka
Pol-ak
po krucjacie 
>>>
DSCN1317c
*Pocierpieć chciałem*
Żaluzje i story zasunąłem
pocierpieć chciałem
w samotności brakło smutku
ich szyderstwa zastąpiły pamięć i prawdę
Pomalowałem szyby na czarno
pocierpieć chciałem
w samotności brakło skruchy
całowanie ścian i portretów przodków zastąpiło jasną przeszłość
Zabarykadowałem drzwi regałami z książkami
pocierpieć chciałem
w samotności brakło nawet łez
leżenie krzyżem w kuchni zastąpiło ich poniżenia
Wyłączyłem prąd, zakręciłem wodę i gaz
pocierpieć chciałem
w samotności brakło prawdziwego eremu
nagłe mistyczne olśnienie zastąpiło drapanie podłogi
ktoś zapukał do drzwi
zawyłem z bólu
 
*W samotności*
Żaluzje i story zasunąłem
pocierpieć chciałem
w samotności brakło smutku
ich szyderstwa zastąpiły pamięć i prawdę
Pomalowałem szyby na czarno
pocierpieć chciałem
w samotności brakło skruchy
całowanie ścian i portretów przodków zastąpiło jasną przeszłość
Zabarykadowałem drzwi regałami z książkami
pocierpieć chciałem
w samotności zbrakło nawet łez
leżenie krzyżem w kuchni zastąpiło poniżenia
Wyłączyłem prąd, zakręciłem wodę i gaz
pocierpieć chciałem
w samotności brakło prawdziwego eremu
nagłe mistyczne olśnienie zastąpiło drapanie podłogi
ktoś zapukał do drzwi
zawyłem z bólu
%MCEPASTEBIN%
>>>
DSCN1336g
* Poskromiłem czarne łabędzie nocy*
Poskromiłem czarne łabędzie nocy
dotarłem na nich wszędzie
popłakałem się na obcej plaży
stworzony obraz człowieka wymknął się spod kontroli
będzie mała kolektywna korekta na słońcach
świat zamknął się w czerni
łabędzie zatrzepotały wielkimi skrzydłami
po pachy zapadłem się w piach
kogóż można tu odnaleźć samemu będąc
zagubionym tonącym w oczywistej słabości
Perłowe mechanizmy wodne wydostały się
na powierzchnię morza całe w wodorostach
pędźcie kochani ja pogonię za wami
zęby szczękają z zimna jak małża
pewnie lunie tropikalny deszcz
sputnik odkrył serce burzy
chmury wybiegają na demonstrację
czerń nade mną pióra rozrzuca wiatr
klaustrofobiczne wspomnienia z przebytych piekieł
nade mną miotają się pękając
pragnę odmienić stracone chwile
pragnę odmienić biegnące chwile
peryskop wystaje z dzioba ptaka
markuję powrót nikt na nim się nie poznaje
grzęznę dopingują mnie ptaki ptaki
popatrz na jej sen nie oddalaj się
śmierć na plażach Falesy to nie twoja sprawa
to sprawa żółwi to sprawa stalowych żółwi
to sprawka żółwi z Warszawy żółwi telewizyjnych
udających pacyficzne
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Gniazdo ze styropianu*
Ze styropianu gniazdo spoczęło na dachu
dobiegliśmy do tej chaty w samo południe
my do bocianów urnami innej nacji
a bociany do nas swoimi odchodami
jakże długo trwała ta wymiana ciosów
odchody spaliły jedną stronę domu
krzew bzu i starą syrenkę a my
nie wcelowaliśmy ani razu
potem odeszliśmy do lasu po grzyby
myśląc, że może jakimś zasuszonym
mleczajem uda się dosięgnąć te ptaki
zanim osiągnęliśmy pierwszy zagajnik
z wioski nie pozostało już nic
ogłuszający klekot poćwiartował zabudowania
ptasie kupki wypaliły wszystko, co zielone
na ziemi i w powietrzu
łopot skrzydeł wzbudził huragan
który zmiótł tą polską wioskę
pozostały tylko w okolicy żydowskie cmentarze
klekoczące niegdysiejszą rozpaczą
>>>
DSCN1677x
* Skuteczny dzwon katedry nadmorskiej*
Jak to było z tym morzem?
jak było z wybrzeżem?
grzecznie
w otchłaniach świadomości
wertując czasopisma na plaży
z pozoru rozkoszne dzieci zabawiały się
jak truskawką małym palcem
rozebrane glony wypłynęły na brzeg
ona jedna z blizną w kąciku ust paliła trawkę
siedząc przed Grand Hotelem
jakimż to zamiarem było połyskiwanie
w słońcu na molo
białą koszulą swetrem rozwianą blond czupryną
czemuż to wyszywany dżins wstydliwie
okrywał muszle krabów
ze schodów na górze wyfrunęły kawki
mam wciąż nadzieję – rzekł latarnik
radary obracały się jak gdyby nigdy nic
wzdłuż siatki ogrodzeniowej
pod ciągłą obserwacją żołnierzy,
którzy wysiedli z autobusu podjeżdżającego
właśnie pod bramę jednostki jak jakiś
attache Ukrainy
bębniąc na puszce po oliwie
tykając wzdętego konia na zwodzonym moście
patrzysz na ostatnią parę na piasku
kochającą się oddalającą się ku wydmom
sen w pianie cały dociera do kocy
spadają staniki żubry podnoszą łby
mówisz – idź dziewczę tędy prowadź elektrowozy
przez mosty i wiadukty do brzegu stromego
założono kaftan na blade ramiona
zaprowadzę cię Syreno na kamień posadzę
przyprowadzę ci Syreno rycerzy stołów okrągłych
zaśpiewaj stołeczny kwiecie wysłany za rybą
powiedzieć o bałwanach to jeszcze nic
popatrzeć na majorową opalającą się jak glony
to móc przebiec jedną noc jak kostucha
pelikan na przystanku tak zdewastowanym
obok przeszłości obok przyszłości
padają na wodę już trupy lub jeszcze żywi ginący
z barek desantowych
lapidarnie przebiegli marynarze w słowach
do mety przy latarni przybiegł Polak Biedny Pierwszy
skuteczny dzwon katedry nadmorskiej
niesie wezwanie pogan i echo morszczynu
popraw lata bukłaki i sieci nad wpadającą rzeką
komunikacja zorganizowana w dworce i przystanki
rybami smażonymi powiewa w kurortach
jedzą lizaki patrzą na chińskie smoki
łodzi podwodnych na lekarstwo
desant wysiada z zaświatów
by uspokoić sumienie wodorosty pływają jak ryby
docierają do czekających sieci
pęcznieją piosenki dziewczynek
po powrocie gryzą komary
to potępienie jaźni
tam na dnie lochu spotykamy Neptuna
ani słowiańskiego ani germańskiego
ani nordyckiego ani fińskiego
tylko aliancko uniwersalnego
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* W hełmie z butlami i detektorami*
Początkowo polatywałem na podwórzu
ona patrzyła z okna
czerwone maki padały do jej stóp
krew tryskała na nie
jechać kazałem wszystkim czołgom
wozy strażackie ruszyły same
statki kosmiczne zamieniały się w placki
petardy wybuchały jak Elvis
blues towarzyszył mi pod jej oknem
jeżeli kochałem cokolwiek to ptaki
zaśmierdziało za bramą pokazał się diabeł
popędziłem za nim w zboże
kora odpadała od drzew
wierzby płonęły gdzie stąpał
ziemia wybrzuszała się gdzie tchnął
poszedłem w skafandrze do bitwy
w hełmie z butlami i detektorami
wspinałem się na konie i przyczepy
zegary spadały jak gwiazdy
blues towarzyszył im, gdy kaleczyły mi uszy
Ziemia jak miednica dzwoniła
uderzana patykiem jak kością
a kościoły frunęły w powietrze i spadały
muzyka ludowa siadała na piórach
kręciły się siły państwowe
zamiatały sobą towarzyszki z obozów
po każdym skurczu demonstracyjnie
upijały się nauczycielki i biły uczniów szpicrutami
szkoły przemienione w centra
światowych namiętności rosły w oczach
obradowano dzielnie tygodniami
obradowano dzielnie nad kokosami i nacią
małe rzeki w Afryce były na widoku
malowano krzywe historie wieczności
zebry wracały do Kapadocji z Cylicji
lwy ryczały z bólu zębów
wychodzili z Hadesu i wchodzili w Styks
śnieg padał na kwitnące sady jabłoniowe
mrówki wytaczały przeciw termitom
propagandowe działa prasy
małym sercem miotałem się na greckim targu
widziałem ją w koszach pomarańcz
ona wychylała się z każdej oliwki
śpiew muezina jak ryk rakiety-lwa
pacierz już na Księżycu
tak nie długo już polecimy
by spotkać ją
polecimy całą rodziną
>>>
DSCN5722 (2)c
* Drżę dziś jak Ezra*
Drżę dziś z powodów przynależnych poetom
drżę dziś jak Ezra w szpitalu dla wariatów
mając rację nie więdnę jeszcze pokryty śniegiem
ludzie poczęstujcie się świeżymi bułeczkami
wędzonymi na wietrze historii w sposób tradycyjny
jakbym widział  nietoperza mam w tym udział – rzekł
na bagnach nie tonęli Polanie, lecz stali na palach
kapelan pali bożka kapelan umiera na przedpolach
wschodnie soprany nad brzegami rzek
zimne kry z dziećmi zimne sanktuaria opustoszałe
czekam na Cyganów, którzy mają dziś
przypędzić konie z nad Cisy
Drżę przywalony ping-pongami po same uszy
tonę w ping-pongach jak w jajkach
nad nimbem księżyca dostrzegam duszone selery
nać zwisa nieodcięta zasłania jakiś ocean
cisza w tej zgrozie ludzie idą do szkół i przedszkoli
coś ich niesie jakieś licho
a może to sam Duch Święty w sprytnym przebraniu
wyrażenia są jak sowy polatują nad urnami
cmentarze świecą oświetlają twarze polityków
naród bez nadziei lud bez nadziei dźwiga
na barkach swoich ciemięzców
Drżę na ich widok 
>>>
DSCN1680f
* Koczował w urwisku*
Pomyślny – tak go nazwano, gdy koczował w urwisku
zdychaj – słyszał jakiś głos na kirkucie
zaczepiony na moście kopnął konia z zamachem
poleciały kwiaty w bukietach wprost do rzeki
zapanowało zamieszanie na przyczółkach
posypały się stare kamienie i zatrzymano autobus
wysiadł z niego zdesperowany mnich i splunął
w twarz komendantowi, który nie chciał zasłonić
tablicy ku czci funkcjonariuszy strzelających
do Semitów w sposób specyficzny i narodowy
Zewsząd nadchodzili ludzie i nieśli płyty kamienne
nowego typu
zamaskowani ludzie Wschodu
Pomyślny niezadowolony z przezwiska
zdeptał żmiję niechcąco i podkasał nogawki
był gotów znowu zaskoczyć
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Lepszy w garści ssak*
Lepszy w garści ssak niż wróbel
lepszy najmita w domu niż Aborygen na wygnaniu
męskie piersi opalone są porywające
na katamaranach płynących do Australii
zwisają transportowane ryby latające
wczepione w wanty jak w makaron
lepsze czterdziestki niż trzydziestki
po co tam aż zawędrował Dżingis Chan
mur przeszedł jakby go nie było
potem się wycofał przez jego pozostałości
dziecko służyło w zastępach
posłużono się dzieckiem zanim urosło
więźniowie narzucali głazów w parkach
pogonione wiewiórki założyły sprzysiężenie
lepszy orzech zgnieciony niż żaden
tymczasem mleko wylało się z Chin
surowe mięso wystawało z ust Aborygena
i to go zgubiło
wyrwali mu je wraz z językiem
przyszli więźniowie i założyli obozy
pomodlili się do Dżingis Chana Onego
padł rajski ptak i zsunął się z dachu
wprost w dłonie bohatera narodowego
a ten zawołał – spójrzcie jak śpiewnie ryczy ocean
jak ryby powiewają na wantach
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
>>>
* Idealny człowiek świata*
Stworzyłeś coś, co nie miało ulec zniszczeniu
stworzyłeś idealnego człowieka idealne państwo
a przepadło jak mara
Powiedziałeś – odwiedzę cię w więzieniu
samotność pozwoli ci dojrzeć nieznane
a umarłem nim ty się zjawiłeś
Skorzystałeś z jedynej nadarzającej się okazji
podniosłeś sztandar wysoko
a niespodziewany atak mrozu usztywnił płótno
i nie załopotał nad głowami
Miałeś podziwiać mnie i moje dzieła
ja miałem pracować dla wszystkich wyzwoleńców
a ostał ci się jedno krzyż
na szczęście niezniszczalny
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
*Jaworowi ludzie*
Hej tam pod jaworem
jaworowi ludzie czerwone ich nosy
wskazują na samobójców z Bieszczad
uciekali przed życiem uciekają do dziś
prostowali na beczkach wszystko
nawet dewocjonalia z Jasnej Góry
wyprostowali krzyż na beczce
oto Polska niezwyciężona przez obcych
zgnieciona przez odmrożeńców nowobogackich
zakasłali pod jaworem z głodu
zarzucili wory na plecy
w słońcu jak skansenie
zadzwoniły pogięte mosiężne krzyże
połamane orły cynowe
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Sprostowanie*
Sprostowanie, czas na sprostowanie
sukces przychodzi po niewczasie,
gdy już wszyscy wyleczyli kaca
mam mambę na takie sukcesy
stolica jadu zamieniła się w klub
herbaciany nowalijkowy, ale cóż
dobre i to na długie zimowe wieczory
patrzcie jak w muszlach kwitną różę
nawet nie wiedzą o tym i nie wiedzą
kto, w co gra na olimpijskim stolcu
pewien zadufany w sobie skamlacz
obudziły duchy wysłał na tamten świat
tych, co nie potrzeba
kazał się chwalić
a nienawidziła go większość
poczuć wolność i swobodę nie będąc w górach
kazać sobie podać całą krowę w oliwkach
będąc w bardzo wysokich górach
gdy rzeki płyną, płyną i stają
zamiast kruchych chrustów zeszklić smalec
trociny się mogą wysypać po wybuchu
całkiem realne zagrożenia stolicy
lecz nie całego kraju, gdyż będą wyrywać powoli
złorzeczą strumienie a armia nie przekracza
a armia nie rzuca kości
armia podjudza
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Dewocjonalia kremlowskie*
W zapadłej mieścinie czas dłuży się gąsiorom
ich pułap sczerniał od sadzy
dewocjonalia kremlowskie spaliło słońce
nie ma co pokazać wieśniakom ze Słowacji
odwiedzającym kurnik o wczesnej porze
Truchleją na połoninach konie
lekko oswojone trochę wolne z natury
dosiedli ich wieśniacy z Polski Południowej
Membrana nieba drgnęła wypadły śmigłowce
po niebie jak meteory przemknęły
nieostrzelane oddaliły się w kierunku
krakowskiego Dien Bien Fu
Stolnica wypadła z rak leśniczce
pierogi potoczyły się pomiędzy kury
i pijanych drwali leżących pod progiem
ktoś w kapturze na głowie zapalił papierosa
pod stogiem siana puścił dymka
Zahuczało zapachniało karbidem
żona sekretarza partii pokazała rogi
telewizor rozpadł się na dwoje
zakrzyknęły zwierzęta lasów i pól
lasy wydały westchnienie i zwiędły
sekretarz partii wyszedł z wybuchu
z uniesionymi rękami pokazując rogi
>>>
DSCN1347d
* W drewutni na księżycu *
Znajdziesz wszystko co zostało zgubione
ciemny las i suche wierzby przy drodze
twoje korzenie już nie zatrzymają cię
na skraju wioski lub miasta
Biały dym snuje się pośród bezgłowych
mały kotek rozmawia z osłem
dopiero będą robić zakupy w geocentrycznych
sklepach na dnie piramid
dopiero w przyszłości
Znajdziesz złoto w koniunkcji zebry i kotła
zadrzyj głowę popatrz przez spódnicę
męczona samica jest obrazem Ziemi
skąd wiesz i skąd przychodzisz
skąd go znasz
to nic, że wierzby uschły możesz spalić wszystko
możesz iść nad skraj gazety wielkiej jak kosmos
znów tętni życie w sercu ptaka i sen
pojawia się znowu
blade kominy i kaniony w głowach
sam zapalisz znicze na wulkanach
sam powiesz zjedzmy parlamentarny ser
Zewsząd biały dym dziecię choruje w tym
poważne gazety stają się słupami Heraklesa
potem zgasły świecące nogi weszły w ciżemki
postawiły spody na schodkach, gdy dym biały
snuł się po kamiennych płytach
drzewa poszły i tyle ich widziano
drzewa poszły w górę
zadarte głowy zadarte sumienia
nie korzystaj ze słabości poćwicz
idź długo idź
zasmarkany na drogach nie zatrzyma cię
powiesz – gwałtu rety, co się dzieje
drzewa się przewrócą pioruny pójdą w hel
ale zawsze łzy prowadzą i wiesz, że
po mgle następuje bitwa czołgów na płaskowyżach
lub pod wzgórzami tam się to wszystko skończy
i będzie jakiś czas spokój
w drewutni na księżycu
za słupami
>>>
 

1996

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
*Napić się cieni w klasycznej Grecji*
Czy mamy dzielić się codziennym chlebem
z poszarzałymi stworzeniami kłamstw?
czyż nie lepiej napić się prawdziwych cieni
w klasycznej Grecji?
pobitej Grecji
polec w Termopilach
uczyć się trzeba jak ginąć w walce
na redutach Warszawy i szańcach Lwowa
cóż, czy sczezniemy na kopalnianych hałdach?
zmiażdżeni przez czołgi w bramach stoczni i hut
czy padniemy jak rybitwy na wiślanej łasze w Sandomierzu?
zatrute słowem Podstolego
czyż nie lepiej
z Lacedemończykiem Nowosielskim na Ochocie?
 
*Napić się cieni w klasycznej Grecji*
Czy mamy dzielić się codziennym chlebem
z poszarzałymi stworzeniami kłamstw?
czyż nie lepiej napić się prawdziwych cieni
w klasycznej Grecji?
nawet pobitej Grecji
polec w Termopilach jak zwycięzcy ducha
nauczyć się trzeba jak ginąć w walce
na redutach Warszawy i szańcach Gdańska
cóż, czy po prostu sczezniemy wszyscy na kopalnianych hałdach?
albo zmiażdżeni przez czołgi znikniemy w bramach stoczni i hut?
czy padniemy jak rybitwy na wiślanej łasze w Sandomierzu?
zatrute słowem Podstolego i Podsędka
jednak lepiej
z Lacedemończykiem Nowosielskim na Ochocie lec
w walce
>>>
DSCN4380c
* Pominąć schody *
Pominął schody
w kwestii niewygody
jaśmin za załomem przepadł
na wylot ścierwo tchnęło
w akademiku jak w jamie
trolejbus za załomem
spadał samobójca
                        Ledwo żywy wyszedł z opresji
                        prędzej go obniosły
                        przekupki na mostach
                        prędzej go wykształcił prezydent
                       z memorandum nad wodą
Pokrewieństwo z diabłem
jest na językach
nie był w Palestynie
nie zgubił paszportu
nie najadł się do syta
                        Po czym zapachniały pomarańcze
                        temu na miseczkę
                        a temu łyżeczkę dziegciu
                        załopotały wielkie liście
                        wyrastające z ziemi zafajdanej
Zetknął się z jaśminem w końcu
buszmeni przyszli do tego wielkiego domu
krzyczeli grozili rzucali dzidami
serce się rozwarło za kolejnymi drzwiami
których nie było i zdecydowanie
niepamiętliwy łkał w kotłowni
kurczące się węgle wychodziły mu na płótno
jednak się wykaraskał
choć pominął schody
>>>
??????????????????????
* Domagam się powrotu zewnętrznych oznak burzy *
Zwróć mi moje plany moje zamieszki
zapalczywością znaczone domysły i wybiegi
popatrzyłem na bitą blondynkę
zdecydowałem się w sekundzie zostać premierem
i poświęcić się dla blondynek społeczeństwa
demolujące spojrzenia demolujące ruchy
goście w kaskach z tarczami pod wpływem narkotyku
ona jak na paradzie prowadzi siebie prowadzi swoje nogi
stocznia staje Kędzierzyn Koźle wyłania się
obcy przekazują sobie kluczyki od polskich drzwi
ja szemrzę uderzając o brzeg smutku
przepaście zamieniają się w klify
błędne ptaki kołują nad demonstracją
telewizja nakręca wszystko ze strychu
tam gdzie serce toczy pianę – mówię
– chcę mieć na powrót ucieczki z flagami
jakie lapidarne uśmiechy pomieszają się
z byle jakimi bliznami na policzkach blondynek
Zwróć mi moje cierpienie na dojściu do wejścia
bez pieniędzy bez oscypek bez myślenia o niemożnościach
powróciły w furtce skojarzenia ze statuami
powiększył się sezonowy upływ krwi w dziąsłach
zaprzepaszczone modlitwy stały się wyzwoleniem dziś
to dziś skakało na widok okutych zomowców
dziś domaga się poszanowania wolności miłości zeznań
bałagan w kolanach pewność krążenia
jakieś biurko przed stocznią na plaży jakieś pudła
domagam się powrotu zewnętrznych oznak burzy
na zamkniętych koncertach przed halami
na zdjęciach beznagich beznowych na bezgałęziach
zabrano odtwarzane portrety telewizyjne
skurczyły się komórki gwiezdne muzyczne patriarchalne
po co więc zaczynano – żeby nie kończyć?
i to, kto? MY – spowiednicy blondynek
samych wolności
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Śmierć złudzeń *
Żeby krwawy sen zamienić w krwawienie
nie wystarczy potrzeć różą skroń
Żeby zdecydować o śmierci złudzeń
nie wystarczy pomacać bałwana
Kurczą się moje pola hasania i płakania
modlitwa je zastępuje i ukojenie
jak mam cierpieć teraz, gdy wolno mi
tylko cichnąć cichnąć lub błogosławić ludziom
Mam małą drewnianą kołyskę
układam w niej instrumenty muzyczne
raczej staroświeckie i raczej ludowe
gdy krew wciąż wylewa się z kołyski
do kurnej chaty gdzie stoi kołyska
wpuszczam kury by przyglądały się
temu, co nazywa się pieczeniem chleba
po polsku dla maluczkich dla pokoleń
Żeby tak raz zdecydować o śmierci złudzeń
i bogacić się bogacić w nieskończoność
nieskończenie kochać wszystkich
i zapominać o bożym świecie
na planecie bez krwi
żal jednak umierać bez cierpienia
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Mydlenie jaskini podczas zamieci *
Jutro nadejdzie jutro
potem spory kawał kosmosu uczyni zadość kamieniom
pomodlić się można wtedy do toporów
czyżbyś słuchał mnie?
omdlewa księżniczka pomorska
jak miałem na celu zniszczenie to stałeś przed tarczą
jutrzejsze młyny w tobie drzemią
koryta porastają mchem
mogłeś zabić a jednak nie zrobiłeś tego
potem ona rzekła – z kolei ty
meandry rzek
pod prąd zimorodki
nawet krzyżodzioby nie śpiewają
przed bitwami z komisjami kosmitów
potężne grejpfruty i słodki uśmiech ze śmietaną
szałowe gofry na dworze wiatru obok turzycy
i jakież te kobyły były sprytne na grani!
rzucając do kosza trafiały zawsze dwa razy
polepszony barszcz bez czapki w telewizji
denne zapytania na wizji
on wiedział, że marnotrawi
mydlenie jaskini podczas zamieci
mewy tam nie zamieszkają
wywiad przeprowadzony z kustoszem państwa
małpa na łańcuchu na monitorze
śpiące drewniane lalki w Dwerniczku
czyżbyś wysłuchał mnie?
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Koniec epoki karłów *
Skoligacony z kołtuństwem
patrzący nań mam od wczoraj torsje
zapadam się w gniew chwytam się
żeber wystających z brzegu rzeki krwi
wichry porywają wszy do miast
karaczany polują na koczkodany
ktoś zapomniał o metodach
jakiś bohater miał dość na dziś
wystawiam bociany na strzał
pradawne zamiary dziewic
tonę w zawiści chwytam się
warkoczy rosnących na brzegu stawu łez
popadam w osłupienie osuwam się w gnuśność
skrzykniętych na pokaz rac ludzkich
zerwij totemy – woła Pradawny
ja skomląc pukam do drzwi Baranka
ich wejrzenia nie przerażają mnie
na mnie nie pada cień
na mnie padają ich spojrzenia pełne oczekiwania
zdecyduj sam jak prowadzić dalej
lute spory na korzyść kamienicy
pełnej wzbierających ciał zamiast
pęczniejących mózgów kamienicy
wezwanej do nieba wyrywającej
swoje fundamenty z ziemi i udającej się tam
biorę odwet na kołtunach
przewiduję zamianę szaleństw na świętość
i koniec epoki domniemanych karłów
nie rozstrzelamy kołtunów
nigdy takiej mody nie było i nie zanosi się
na to, lecz coś z nimi zrobić będzie trzeba
i z ich partiami przy władzy
jak zmienić ich w gigantów tablic
depczących karaczany?
>>>
DSCN0632d
* Powiedzieć kocham to zbyt mało *
Powiedzieć kocham to zbyt mało
najważniejsze jest sklepienie nieba nad morzem
lekkie nuty płynące jak życzenia po falach
poprzez popołudnia ciekawości
powiedzieć pocałuj mnie
to jeszcze tak niewiele
zewsząd znudzone damy w samych kapeluszach
krajobrazy w doniczkach przedokiennych –
popatrz na tę łanię jak czuwa
zrównałeś z ziemią księżyce pobożności
potrzask uczucia okazał się
całkiem przytulny dla chcącego
marzenie ziściło się jak kolory
na rynkach i forach
jak kolory na wzgórzach
jak wzniesienia na tęczach
jak palec w oku cyklonu
popatrzeć na pewność małych zwierząt
goniących się na wzajem
po pustyni
pod brzegiem rzeki powiatowej
lub wielkomiejskiego nilu
mędrcy kochają popołudniami
czekają na drabiniaste bankowozy pieniędzy
i drzemią spokojnie
popołudnia przechodzące w wieczory
jak słowa w sen
to miłości
>>>
 OLYMPUS DIGITAL CAMERA
*Wyjąć strzały z sumień *
Zapadły się genetyczne sumienia
ludu mój ludu po cóż ci te strzały?
jakieś drzewce i tarcze wbite w ziemię
czaję się jak druh na dębie wśród gąszcza
będę napadał mimikrą
upodabniam się do otoczenia
wymierzyłem kolejny raz wyszczerzyłem zęby
okiść na jeziorach dumnych
leci ten mój prom na księżyc pływający w wodzie
ślizga się jego odbicie startowe
gorące palce u nóg i serce wielkie
w marnym, ale to marnym ciele
ciemność dostępna dla sumień
po pewnym czasie na jeziorach łysi
i niewykształceni w śnieżkach ślubować poczęli
meble się przesuwały same w pokoju
gdy orędowali –
zęby w ścianę zęby w ścianę
zapaść gęgniętych perkozów na takich
wyspach jak to molo wypadło przed
stromizną pojezierza
siedziałem w gnieździe poety
zapadły się historyczne tezy w chłopach
ale jeżeli będziecie przezywać chłopów
to ja wyjdę z tego miejsca,  czyli z Sejmu
wprost na Wiejską
pogoniłem kota na wschód odbił się
od częstokołu uderzył o bramę zębem
poczwarki wychyliły się
z organizacji wiecznie żywych
plwają na nie zebry
plwają na słusznych
obydwożerca jeździ autem a nie czołgiem
– powiedzmy sobie to –
powiedzmy wreszcie sobie to –
czas wyjąć strzały z sumień
>>>
DSCN0535f
* Na moście w Awinion*
Ostatnia wybiła godzina
na moście w Awinion
ostatni przejechał pociąg baletowy
z Biskupina do Budziszyna
wedle stawu posypały się razy
przeszedł wykopany majster
po pewnym czasie spopielone szczątki
przemówiły, bracie, oj przemówiły
ostatnią wole wyraziły
na zebry weszły wbrew kwiatom
oprócz koneserów ciężkich przestworzy
zmuszony jestem zapraszać
niewybredne sprzątaczki lewych patronów
spójrzcie chociaż na ciemięzców
oni biegają po klatkach zachwalają rady
odezwij się do takiego, to ci zapłaci
i wykona przysługę
ostatnie szelki nad oceanem trzasły z bicza
 wtedy, gdy był to moment
najbardziej nieodpowiedni
zgromadzenia guru podeszły do sprawy
nader siermiężnie i siarczyście
podejdźcie no tylko – wykrakali Polacy
– podejdźże no tylko – wykrakali  Polacy
z nami jest Niemiec, z nami brat Wandal
wielkie smutki i oczywiście nie nadworne sumienia
z nami zanim znikąd krew
ostatni Moskwianin tarmosi Europę za poły
wy mię wy mnie poznacie towarzysze
Kujbyszew nie zawierał w sobie
nic a nic wulgarności
zaprzepaścił grzebień
nie mało strąceń za to
ostatni raz podaję ci raphaholin
komuś trzeba skraść komżę
zakończyć razem z gawronami
jestem dudek jak trzeba
umiem się stroszyć w trawach i czekać
jak Basajew jak Yehudi jak Pendżab
jak wszyscy na moście z Pięcioksięgiem
>>>
DSCN0806g
* Among *
Ameba
Armstrong
Among
                        ludwisarz klawikord
Antoine
Amerigo
Apostrophe
                        piszczałka strzelista
Andegawenki
Asztarot
Amur
                        szczęk łańcuszków i zameczków
Anno
Aprecjacja
Aszu
                        ciągle dzwonią brodaci naciągacze
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Moje Ja *
Wdał się w pyskówkę
jak długa jest rola pewnego tułacza
a tego mi nie żal, co nie czuwa
zmień teraz serce
po którym spotkaniu wystąpisz
nawet nie wiesz jeszcze
jak wielkie są oczekiwania Teresy
wypaplała, co wie i nie wie zarówno
sowicie nagrodzony i popularny
z którym porównasz się
z którym wygrasz tę bitwę
moje jawne kontakty są skończone
dumne tłuste ryby we wnętrzu ucha
pokaż mi drogę
a nie mówiłem
a nie mówiłem, że z tego nic nie będzie
po twym mleku można się spodziewać
już dokładnie wszystkiego
spójrz na dziewczę i piorun
skończył podstawówkę i pod wieczór
zerwał z niej odzienie
powiedzmy o wierzbach
jak na złość jej wierzbach
podjechać czy nie podjechać
ludowe skamlenie w Zawichoście
tam dają ludzie prawdziwi
moje skamlenie się nie liczy
według Wisły kolejarze rządzą
czerwonuch płynie do nurtu głównego
piasek przestano wydobywać
czerwonak stoi na czatach
jesiotry wykończone turlaniem stanęły okoniem
czarownym
po kolejnym krachu ocknięta
tam slipy leżą po niewczasie
zaiste spadł z drabiny
ocknął się i rzekł –
a moje ja to już się nie liczy
>>>
DSCN1802f
* W mezozoiku *
Spróchniałe rzeźby dewocjonalia małe
zaprzestałem ich nazywać
są i bliscy i pukają do drzwi nieba
w zielonych płaszczach i kapeluszach na
łaciatych głowach nieobraźliwych
przede mną drżą w świetle ołtarze zaprzestania
naprzeciw zgubne ich czupryny i zegarki
mam świadomość, że nie żartują
gazety weszły tylnym wejściem
czuwam nad ich uczłowieczeniem ostatecznym
wierzby zaskrzypiały w dewonie
poświeciło poskrzypiało puściło
kartki papieru na podłodze
deski zostawiają ślady
zmożona chorobą sieć
zmrożona śniegiem Ulena Rosjanka
potwarze na zebraniach gdaczących
zaokrąglone twierdzenia biednych robotników
wezwany karnista struchlał na wiecu
po pewnym czasie zatrzymała się kolumna
za załomem zaczęli się myć i pienić
on wytonował wypowiedzi a ona
go zaczęła naśladować
poprawnie skrzeczące łapserdaki
na plaży w lutym na plaży bez psa
jak odludnie jakby organy przestały grać
jakby harfy zatonęły przed klifem
w mezozoiku
>>>
DSCN1083d
* Z peronu na Marsie *
Z peronu na Marsie wyruszył pociąg
to nie była stacja to był peron
po pewnym czasie zastopowany
przez wieszających kiełbasy – stanął
W tunelu śmierci  zakłamani politycy
zaczęli budować drezynę na prąd
wyszedł z tego wieloryb stalowy
na kołach żelaznych i dało się nim jechać
ruszał płetwami jak anioł
Śmiało podnieśli szlabany
ludzie zapłakali nad rzeką, gdy
wjechało to to na przedmieścia ich wodnej wioski
Z oazy na Marsie wyruszyła karawana
sen morzył po drodze dźwigających
łzy nie dawały spokoju jak purpura
otaczająca chytrze krajobraz
dostrzegli spadające ze skał nagie dzieci
Pod górą zaczęto wyrąb przedświąteczny
kobiety zerwały się do życzeń
mężczyźni nie byli tacy zadufani
o potem to ich już wcale nie było
Uderzyła na alarm Wenus
dosłyszały to inne planety
pogalopowały telegramy i kondolencje
Pierwotna śmiałość dzieci w tunelach
zmieniła się w zakłopotanie nastolatki
tunel świecił pustką, gdy świece gasły
Pokaleczone warkocze skręconych rakiet
spocone karki stojących w oczekiwaniu
na wędrowców
banalne chwile skupione w kulach
pożądanie Słońca na szczytach wulkanów
omdlewające dziewczęta w ramionach chłopców
wielbłądy w ramionach kobiet z Marsa
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Planeta do budowania kościołów *
Zerwałem mosty na Sanie
panie przeszły wcześniej zostałem sam
pod drugiej stronie ja łowca łopianów
Dziękowałem za deszcz dziękowałem za pamięć
podszedłem do brzegu by się zachwycić kobietami
Nie dane mi było poprawić się w siodle
siodło odpięło się odpadło
zostałem bez konia, który pierzchł
Szkielet spadł z konia jeszcze w stepie
na kurhanach płakałem i patrzyłem
na dziurawiec smętny w rowie
Po kolejnym wyroku Kozaków
poszedłem z procesją pod sztandary
Sobieskiego po to by się napatrzeć
po to by się nie spalić ze wstydu do cna
Mała moja z włoska się wołała
pieliła sałatę i karczochy zanim przyszedł Attyla
i zabrał do haremu trzystu
Podpaliłem Grody Czerwieńskie zanim
zniknęły w bagnie jak Biskupin
zaopatrzyłem mumie Słowian jak jakiś profesor
pograłem im na gitarze zaraz po tym jak
spadł śnieg i zamarzły pierwsze kawki
zanim jeszcze zanim zamieniono ich w mumie
Nasz niesforny brat Abimelek poszedł
obrażony nad rzekę Moskwę i odgrażał się
ja stałem i patrzyłem jak odchodzi
z zielonych moich wzgórz wytęsknionych
grałem na gitarze bogaty patrzyłem na samolot
ostatni polski samolot jak Broniewski
na Broniuszyca pod Grunwaldem przed bitwą
Za mną drgające kogucie grzebienie
pode mną łamie się powierzchnia jeziora
po którym zacząłem iść
włóczędzy wołają mnie nad Bajkał
kobiety częstują ogniem na odległość
poczekajcie jeszcze muszę pokochać dzikusów
nie pozwala mi sumienie zwiedzać
planety bez miłości wrogów
z dziesięciu przykazań któreś obróciło się
przeciw mnie i jestem biedny tak samo
jak Chińczyk obecnej doby
nierobotniczy, ale jakże wschodni
choćby księżyc był jak kobieta
mnie planeta się marzy do budowania kościołów
stamtąd wyruszyć można bez płaczu
w zaświaty
DSCN8196f
* Tam tamy słów *
Żeby mówić skromnie nie tylko się trzeba urodzić
ale także trzeba umieć się uśmiercać w sekundach
ponadto, co wystaje z trawy nigdy nie dostrzeżesz
zbędnych myszy mających ślinotok
Jak każde dziecko skorzystasz z lotów jastrzębi
a po niewczasie skumulujesz zawartości chmur
i powiesz: oni nie są małostkowi oni nie mówią nic
Jednakże krew w żyłach rytmem daje znaki
całując usta gorzkie nachylając się nad grzybami
czujesz tam tamy słów i ucieczki uczuć jak krowy
Po co wędrują cienie do gór srebrzystych
 po co może ty to wiesz może, lecz czy powiesz?
Pewien mleczny starzec tarmosił kolana gładkie
nie nie mówił oczywiście nic robił to w milczeniu
i zasłużył na miano strajkującego prezydenta
Fajnie to powiedział jeden zjadacz kapuśniaków
w jakimś sklepie z wannami i masłami w kącie
ucz się dziecino ucz skromnie pracuj na jutro
po jakimś czasie jastrzębie się zatrzymają na niebie
może usiądą na brzegu wanny może na parapecie
Grzebalne wiatraki na wzgórzu majaczą w oczach
ostatnie podrygi wiatru przemiana kontynentu
po każdym lecie w lesie po każdym lesie w świetle
Nie kop w dekadenckich miastach szukając rur
nie wgryzaj się w ziemię przed księgarniami
naprzeciw restauracji najlepszej w kraju
zamiast  poematów i ciszy ślina ślina ślimak
w skorupie
DSCN0312e
* Zaanektuj pierworodne skamlenie *
Zaanektuj pierworodne skomlenie i miłosierdzie
z Kitajcem przysiądź się do stolika nad brzegiem rzeki Amur
oj, brzegiem – jak Grudziądz cały
mewy skośnookie będą siadać ci na wytatuowanym ramieniu
brawo decydent, brawo – tak zawołają
dziecko tonie w bieliźnie – otrzaskany w pianach
tym razem zaniemógł z miłości – uratował dziecko
ponownie można istnieć, ponownie można zjeżdżać
przerzucając się z tematu na temat
po jakimś czasie wsiąkną wrogowie w woalki
jakiś król napoczął tort w kręgu betonowym
przykucnął jak błazen nad szeroką rzeką
oj, szeroką – jak lotnisko w Królewie
poprawione zeszyty poprawione przemówienie
to jego twórczość to jego nie odejście w cień
tylu było patriotów, tylu było utyskiwaczy
na litość Hitlera, na litość Tantala
powąchać różę skorzystać z zamieci trafić w ten czas
rzeka jeszcze płynie mróz krzepi ją
oj, mróz – jak skomlenie węglarek
>>>
DSCN4266c
* W Niedzicy *
Kaptur zerwałem
stanąłem w Niedzicy
pomarszczyłem flagę na pewno
W kiosku pod zamkiem grali w zechcyka
kusił do kamaza gliniarz
Berło ci dam – rzekł diabeł
wejdź ze mną tylko na górę
ja zeskoczyłem z tamy
wprost w słowacką dziurę
Zaczepiony na brzegach tęczy
rozwiodłem się ze Słowaczką
nie ze swej woli, gdzieżby tam
z woli samego Otręby
Pobladła matka
dziad puścił laskę
ciupaga pod ladę się schowała
dyszel wybił dwa prawe zęby
woda zalała odcinek
Pomarszczyć da się da i nic więcej
pokątnie sprzedawać włóczkę
bladzi tartacznicy spijają denaturat
pokurcze dymią
mielerze
orły zawzięły się na eskulapy
pofrunęły za miedzę
biedne skręcone latarnie Bojków
wiszą ponad tym lasem
Mam małą składaną kózkę
i granatów coś ze trzydzieści
powiem jej – tak przyszedłem k-tobie
moja dziewico z Zawratu
k- tobie moja Niedzico sucha
Jak amen
tak skończę
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Martwe oczy Buddy *
O Panie!
Miłosierdzia wzywam
potem skaczę w otmęt skalny
jak desperat czarnych róż
Boga wzywam z ekstazy
pewien nastrój może zabić
konieczność zbratanych róż
jak eskulap na rozgrzanym kamieniu
potęgom urągam zasilony spokojem łez
spokojem cudów
mam w kącikach oczu świątynie
odeszła kolumna i popiersie cesarza
jestem jak studnia rozpaczy
bez dna wypełniona Jezusem
niechaj Cyklady i fiordy wespół
niechaj cedry Libanu
tylko raz popatrzę w oczy Buddy martwe
potem Bóg mój spotka mnie
umorusanego pijącego wodę
na zakręcie historii
zabierze leżącego
wprost z łąkowego ruczaju
meandry mórz śródziemnych
poczynam sobie żwawo
bo wiem, że jestem nieśmiertelny
a po tym jak skupiłem swoje myśli
ufam westchnieniom
białe karty żółte place boju
wzywam siebie do powrotu z idei
pomiędzy stworzenia
Miłosierdzia, Miłosierdzia
dla stworzeń nieidealnych
>>>
??????????
* Od głowy zaczyna się wszystko*
Od głowy  zaczyna się wszystko
serce przebite na wskroś
od głowy ryby i człowieka
dynamit w sercu skrzata
stojący na wzgórzu rzuca hasła
lecą ponad bagnami
zaprzedany nie cierpi a jęczy
zaprzedany pulsuje życiem perwersji
Od uszu zaczyna się koszmar
na cienkich linach stanąć
zakołysać się zdecydowanie
na wszystko opaść na wszystko
pewnego razu omdlałe koty
nie zdążą przed zmierzchem
gdzie nie zdążą?
od głowy można wymagać
że przestanie ręka
katować człowieka
od uszu nie
>>>
DSCN1567f
* Działa jak utleniacz na korę mózgową *
Otwarte są przestrzenie śmierci
dla wszystkich otwarte, tak jak
przestrzenie życia wiecznego
można rozbłysnąć gwiazdą w sercu
kosmosu lub w sercu dżungli
miałem słuszne poglądy nawet
dzieci je tolerowały, ale to były
dzieci kosmiczne
miałem czarne westchnienia
mogłem je zanieść do Harlemu
ale gdzie go znaleźć w Szopienicach?
po tym trzęsieniu ziemi, gdy spadł meteor
i ukazała się kometa
podszedłem do ciotki by opowiedzieć jej o symbolach
czasu i archetypach czasów
zrezygnowałem jednak z tego
i wypowiedziałem tylko jedno słowo – przestrzeń
ale i tak wyśmiała mnie różańcem
twierdzenie jeźdźców przekraczających rzekę,
że Dziki Zachód jest dla wszystkich
wydawało się przesadzone na wskroś
jednak po namyśle uznano je za słuszne
kogoś można się wystrzegać zawsze
Boga nie można się wystrzegać dłużej
po prostu pewien rodzaj czasu
pewien rodzaj przestrzeni
działa jak utleniacz na korę mózgową
jeżeli nie wpuści się kosmosu przez
dziurki w nosie do chińskiej dzielnicy
to sam Konfucjusz nie będzie w stanie
bez pomocy Jezusa powstrzymać rdzewienia
luf myślenia
i zamilkną na tej wojnie światów
>>> DSCN1358g
* Sagittarius *
Sagittarius czuwa, nie śpi
nie można go zaskoczyć
choć czołgi można wytoczyć
zza wzgórza, gdzie stoją szklarnie
padajcie cietrzewie Puszty
kulejcie byki Baszanu
popiskujcie ranne łosie Karelii
zasypiajcie niedźwiedzie Uralu
niech zadrży grot srebrny
Sagitarius zza siedmiu mórz
przybył do nas statkiem-arką
zmęczony zasnął jednym okiem
jak to możliwe?
podtykają mu pod nos
wodę mineralną z solami świata
dziecko tarmosi go za ogon
lecz jego ręce opadły wzdłuż ciała
cięciwa nie dzwoni
czarny pień przy nabrzeżu
rozbija falą niesioną meduzę
a piasek na plaży rozciera jej resztki
Sagittarius pomału zaczyna domyślać się
początku i końca swoich snów
 
 
>>>
DSCN0053f
* Wyniosłe dzieło *
Wyniosłe metasekwoje to więcej niż dzieło
wyniosłe kobiety to pozy i pozowanie
stojąca z pięścią licząca na kochanie
nie jest arcydziełem, lecz jarmarkiem próżności
potężne nieba potężne tęcze potężne błyskawice
niewyniosłe potężne kobiety
deszcz do potopu podobny zaskakujący na piramidzie
stwórzcie coś na kształt ucieczki
klatki większej niż historia lub serce
sosny na maszty szyszki na granaty
to mi dajcie, gdy zdrzemnę się przy wiśni
pomiędzy olbrzymami z bajek
wyniosłe wieżowce nie będą mi nigdy dziełem
dinozaury spalone w kaprysie kosmosu
i ja w ucieczce odwiecznej z talentem i gniewem
na purpurowym tle – to jest arcydzieło
ostał się zgnilizny czad
ostał się po czasach niedawnych
ostał się pień i węgiel z sekwoi
a w nim otwarte szyszki
to miliardów milczących nadzieja
arcydzieło zasypia za drzwiami dziecięcego pokoju
lulajże mały piorunie, kometo, zesłańcu, metasekwojo
lulaj!
>>>
DSCN6166v
* W kręgach niebieskich *
Zamknięci w kręgach niebieskich
pamiętamy o władcach tego świata
żmudnie przewracamy skiby czasu
do znudzenia do znudzenia
dewocjonalia dzielnic i wsi zapomnianych
kołyszą się ponad głowami lasami
zaprzedajemy historię wynaturzamy wspomnienia
luksusowe nastroje niosą nas jak latawce
po jakimś czasie wracamy w snach
tam gdzie rozbita budka telefoniczna
a w niej dzika gryka i lebioda
pewni swego dusimy indyki klęsk narodowych
rozwijamy sztandar śpiewamy
od twardych skał przyjmujemy pouczenia
od skał wulkanicznych uczymy się modlitw
żeby ciąć równo podglądamy nauczycieli w domach
wystajemy na dachach oparci o anteny
zdmuchnięci w końcu przez byle zamieć
łapiemy się parasoli lub dojrzałych dmuchawców
po co żyjemy dobrze wiemy
po co żyjemy zapominamy
zbyt pewni siebie niebianie
>>>
DSCN1626v
* W rozbitej szybie *
Smutny dzień w końcu lata
ukraiński barszcz płynie po schodach
krewki uchodźca skacze do oczu
jakiś cygan rozbiera się w oknie
smutny dzień w rozbitej szybie
niemieckie sztandary zwisają podarte
litewskie strzały wciąż lecą ze Średniowiecza
po takich samych letnich burzach
nadchodzi taki sam zwiastun pokoju
smutniejsze od Dziewiczych Wysp
po sezonie kurorty Syberii
tam bezrobotni łudzą się nadzieją
betonują nogi cmokają i gotują się
w międzyczasie Abraham ponownie
wyrusza z Ur i idzie tym razem na Wschód
na wycieraczkę kapią krople barszczu
tętent konnicy czasu słychać wciąż
rosa na brwiach jest jak pot
rosa butelkowana w cieniach i lasach
sponiewierane obrzmiałe ręce
klaszczące za naród
tłuczone jak mięso na kotlety
zsiniały całe
pancerniki cumują spokojnie w Azji
omułki pacyfistów zbliżają się do ich kadłubów
smutny dzień w końcu lata
jest jak pocałunek zasypiającego konia
w policzek śpiącej królewny
modre natchnienia ulatują
barszcz wzbiera
>>>
DSCN1407d
* Poczęła skruchę *
W zaokrągleniu powierzchni poczęła skruchę
w zepchniętych z drogi wrakach zakotwiczyła
małe dinozaury na wymarciu cmokały w łopianach
nie wymarły jeszcze długo jak się spodziewano
miliardy złotych i srebrnych dusz wypełniło się
jak mgłą zarzewiem okropności niedzisiejszych
mądre ranne rosy zrodziły bielmo dla oczu
skoro świt wstałe zdmuchnięte jak świeczka
po upadku planety na planetę
poczęła skruchę bezwstydną na długie wieczory
znienawidzono ją w kręgach organizacji
zdrzemnęła się podczas obrad w kirkucie
i wykluczono ją definitywnie pozbawiając
pokuty, legitymacji i środków pikadora
słuchajcie jej jak zawodzi niewidoczna
po co tak zawodzi, dlaczego tak zawodzi?
powodzie wywoła i zaczną śpiewać o tym pieśni
protestujący od zawsze, protestujący w każdym pokoleniu
zemsta w łazienkach czeka jak sztuczny kwiat
pewne ręce niewidzialnych osób wyłaniają się
pośród liści jak realny celuloid marzenia
porwij ją na księżyce zasłuchania z wanny
porwij ją podczas zaćmienia porannego
zwycięży i tak w każdej sytuacji rozetnie
każdą mgłę będącą wyrzutem
>>>
DSCN1303c
* W miejscu dawnej katowni *
Pocisk i Jaźwiec
Biodrowicz i Rawicz
nazwiska wydrapane na tynku
ratusz mieści kawiarenkę
w miejscu dawnej katowni
jak tu miło dziś
spotkać można kumoszka jak chmurkę
wesołego jak wicherek wesołego jak zbirek
i Sklęczan i Drwęczan
i Hanus i Zacios
nazwiska wydrapane na tynku
Pod papugami jest długi cętkowany
oburącz przyciśnięty
i rozparty o bar konfederat kujbyszewski
ten ma nie daleko do klasztoru
ma nie daleko do broni
ma nie daleko do grobu pod krzyż
i Specjalnościowy i Faktowicz
i Mazan i Lubicz
nazwiska wydrapane na tynku
kaczan na frontonie, a kysz
stara frajda stara jak szkapa
ona nie nasza gdyż
biegnie po falach
a kysz takie kawiarenki
>>>
 OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Międlenie na słońcu *
Zaprzestanie międlenia na słońcu
to jest pewien proces
tego się nie robi, ot tak
międlenie różni się też od zaprzestania
Tejkowski, Tejkowski, Tejkowski
Żydzi to Syjoniści, Żydzi to Syjoniści
to zbyt logiczne chyba
więc
międlenie przenosi się na tereny
lenne
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Miki do Herszta Piratów*
Abrarakurciks zagadnął Wercyngetoryksa
– powiedzże mi bracie, jak to zrobiłeś,
jak wyprowadziłeś w pole Juliusza Cezara
Wercyngetoryks mu na to – brachu,
sam wyszedł, samiuteńki – po latach
Miki skorzystał z okazji i podszedł
do Herszta Piratów – nie uderzał go tylko
spytał delikatnie – jak ci się wiedzie
herszt piratów mu na to – brachu,
wiedz, że piracenie nie jest łatwe – i zniknął
>>>
DSCN1861g
* Odejść bez ciebie *
Zrozumiałem, że nie mogę odejść bez ciebie
zrozumiałem, że mogę zrobić tylko to
na co ty mi pozwolisz, że mogę mówić
tylko to, o czym ty pomyślisz
zawiodłem się na samym sobie, taka
plażowa słabosilna wola
Powiedzże kokietko, co myślisz o mnie?
wstaję w nocy podchodzę do okna
wypatruję ciebie tam gdzie osiedle
przechodzi w buraczane pola
gdy tak stoję w pidżamie jak Zappa,
co myślisz o mnie?
Wietrzę podstęp, kupiłem konia
pogalopowałem tam gdzie kazało mi przeznaczenie
skąd dolatywał twój zapach
skurczyłem się jak tylko mogłem najbardziej
pokurcz z ciebie – powiedziałaś
ten twój głos dolatujący z fabryki
te twoje okrzyki dolatujące z zagajnika
chciałbym poszukać tego ptaka
chciałbym się ruszyć wreszcie
i nie mogę, bez ciebie nie mogę
ruszyć z mojego miejsca przed oknem
z którego widzę wszystko nawet nocą
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Pomniki *
Rzeźba kaktusa, kaktus jest sumieniem
heloderma zasypia w jego cieniu
ja nie mógłbym zasnąć jak ona
chociaż jestem w samych plamach
skamieniałe wypowiedzi historyków
zamienione w marmur postaci
Neron najpiękniejszy tam ze wszystkich
niezapomniany podpalacz i żona Justyniana W.
wielki kamieniołom nie zawsze jest świątynią
wielkie samochody wywożą pokruszony materiał
na drugie wcielenie Breżniewa i Jaruzelskiego
a szczury są większe w lochach Ławry Peczerskiej
już ostrzą zęby na ikony
podźwięk nad wielką wodą sunącą do nikąd
nikt wpław nie przeprawia się dziś
koniki kosmate nie niosą strzałobrewych
czekam przy brodzie na lewiatana żywego wciąż
albo go zatrzymam, albo zginę
zamieniony w słup soli kamiennej
nie oglądając się na innych
toć, męczennicy nigdy nie umierają
kardynałowie czekają zawsze na śmierć
toć, święci nie mają pomników
tylko ludzie
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Tu nie poili *
Zewsząd przybywszy napoili konie
poniechaj złota, to nic, Bonanza może poczekać
zapłać, co masz zapłacić i spadaj w kanion
jest taki stolik we Frampolu, stoi w barze
samotnych pijaków, na zapleczu oblegany grill
ty tam siedzisz, wielki Grizzly ze swoją rodziną
złotodajne dziecko nie sięga głową blatu
twoja pamięć w sosie na talerzu
rosyjskie wspomnienia, oj wspomnienia
Zewsząd przybywszy, zerwali pagony
rzucili je do stóp, nie, nie moich
do stóp kelnerki, kierowniczki urzędu strachu
jest taki odpust we Frampolu, nieopodal
cmentarza, na dojściu do kościoła
ciągle słychać tam – jedźmy, nikt nie woła,
pójdźmy do klasztoru w Leżajsku
zapytajmy brata furtiana o punkt zwrotny
w dziejach
dobrze trafiliście złotoszukacze – powie
Odzyskawszy wiarygodność sięgnęli
po narzędzia zniewolenia, i jeszcze
ten kompot na stole i słowa – tu nie ma
i nie było ich koni, tu nie poili,
zdawało ci się
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Otworzył Anioł *
Zapukałem do drzwi
otworzył anioł –
czyżby to już się wydarzyło – pomyślałem
nie przypominam sobie
tych dziesięciu kroków
zapukałem do drzwi nieba,
otworzył mi Archanioł Gabriel
popatrzyłem na jego ognisty miecz
na którym wsparty stał jak Michał
zdjęty strachem pomyślałem –
chyba jednak coś się stało
zapukałem do drzwi nieba –
ktoś stamtąd zakrzyknął – czego?
zemdlałem z wrażenia
cucony energicznie przez
zawrócone z drogi diablice
otworzyłem oczy –
stał nade mną Jezus
taki czuły, uśmiechał się
podał mi rękę i rzekł
– popatrz nawet stracone anioły
odzyskałem dzięki tobie –
i ciebie dzięki nim
>>>
DSCN0605a
* Co z wyrokiem?*
Trefniś zaszedł dziś na rynek
przechadzał się pomiędzy kupcami
pobrzękiwał trzosem
król go dostrzegł w tłumie
kiedy był przechodził i domyślił się
po co on tu jest
kazał go przywołać i podarował mu krowę
co mu przykuło uwagę
Samica krewetki wyszła na łów
stąpała nowymi nogami ciężko
szukała błota i chłodu
lecz gdy nie znalazła wyschnięta wywiesiła jęzor
stułbia się tym zachwyciła
to jej przykuło uwagę
Kolejarz zwrócił mundur
po naprawieniu awarii sieciowej
rozpłakał się, wbił sobie żelazny pręt w brzuch
krew wypłynęła szybko i była widoczna
na białej koszuli
to przykuło uwagę wszystkich strażaków,
którzy ochotniczo byli w podobnych mundurach
Sekwencją filmu była budowa huty
w jakiejś wsi zatrzymał się autobus
pasażerowie wysiedli  z niego pokazali rękami – tam
i już po chwili poszli podziwiać piece do wytapiania żeliwa
okazało się, że tę zagadkową budowlę
przystosowano ostatnio na wylęgarnię bocianów
bo to przykuwało uwagę bardziej
Pochwalono rzucającego oczami
i ten zaśmiał się rubasznie
na okna wyszedł mróz a na kominy Murzynek Bambo
słońce stanęło w tej samej chwili, gdy spóźniły się zegary
ciało jamiste pokazało się na księżycu w kraterze
a pijawka zaczęła ssać poziomkę
i tylko to przykuwało wtedy uwagę
Turbulencja boczna spowodowała  opadanie balonu
nietaktowne na kwiaty w zimie
upadku nie złagodził agent ze łzami w oczach
cieć chciał mieć stanowisko, pieniądze i rację
więc donosił na baloniarzy
wszystko przykuwało jego uwagę
a co z wyrokiem formy?
co z wyrokiem, który zapadł tak dawno?
co z karą nieodbytą ani w niedzielę
ani w poniedziałek?
a co z cieciem, na którego nikt już nie zwraca uwagi?
>>>
DSCN0719ad
* Stowarzyszenie Niedoszłych Kangurów *
Stowarzyszenie Niedoszłych Kangurów
jest dziś rozwiązywane w sądzie
przyjdź popatrzeć na piękną rozprawę
stary mniszek lekarski został zasypany śniegiem
kawałek tortu pofrunął ponad doliną
otworzyłem usta chcąc go złapać na ząb
ledwo uszedłem z życiem
przed rogiem zwisającym celowo z chmur
nos mi na kwintę się przekręcił
skoczyłem więc po obiad to znaczy po kotlet
do baru SNK
>>>
DSCN0557f
Wykopano w jamach szkielety robotników
na czaszkach chwiały się kaski
sosny w dolinie chwiały się, oj chwiały
zawadiackie chmury jakieś takie czeskie
lont sprzedano dzikusom zapałki sami dorobili
a ponieważ nie znali słowa nieśmiałość
osmalili sobie wewnętrzne strony dłoni
krew się kąpała w osoczu, gdy nadchodził czas jej i jego
za szafą się ziściły plany podboju lądu
za szafą zszarzały oczekiwane realizacje planów
tak źle jeszcze nie było w torbach
zewnętrzne zebrania skusiły tancerki
mniej było nagości więcej wirowania
mniej było inteligenckich dąsów
za to więcej trwogi w losie jak księżyc
bieda się rzuciła na wędce
oczy otwarły się szeroko na biedę
i dostrzegły miłość w małości
>>>
DSCN0805d
* Materializm nie wytrzymał kolejnej próby *
Wyrzuciło tę skargę na brzeg
wyrzuciło miotłę
bracia syjamscy oderwali się od ziemi i opuściwszy ją na zawsze
udali się na poszukiwanie wolności
każdy w swoją stronę
Materializm nie wytrzymał próby kolejnej
będąc człowiekiem bojaźliwym oddał się na służbę
nie skorzystał z prawa łaski
Zakręcono statkiem powietrznym
zakręcono ludźmi znajdującymi się w nim przypadkowo
łatwy proces rozmnażania przestał być łatwym niespodziewanie
zniknęły prawie ruchy wskazówek z cyferblatów
rozszalałych w dwójnasób
Totemy kambodżańskie przestały być kamieniem
w kierunku zachodnim przerzucono je ponad Tybetem
totemy zaryte w stepach nad Donem
jawiły się monstrualnym meteorytem
jawiły także się wyrostkiem robaczkowym Azji
Ośmiornice oceanów zmalały również
jednak zostały tak podzielone
że przypadło ich milion na jeden litr słonej wody
to spowodowało ich ekspansję od portów
w kierunku wulkanicznych, ale młodych i starych gór
Zaprzestano produkować plwocinę
zakasłano na cześć wiatru
potrząsano buzdyganami tatarskimi
rzucano oszczepami bambusowymi
targano kołtuny ludzkie
Zdrój leśny uciekł do miasta
nienawiść zduszona przez ośmiornice
nie stała się pożałowania godna
pewni mnisi donosili zwycięstwa do głównego placu
pozytywne kule zanurzyły się w wodzie
i nie wyparły jej –
to były idee
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Teraz nawet konwalia płacze*
Teraz nawet konwalia płacze
            materiał ludzki zrobiony ze słowa
                        widziano młynarza w kuźni
                                   widziano wóz przed koniem
Teraz nawet mysz płacze
            mimetyzm człowieka potrzebny jest wiekom
                        w porcie stoi okręt
                                   w przystani stoi żaglówka
Teraz nawet strzecha roni łzy
            gniazda ludzkie pełne są odchodów
                        rozcięto kaszalota na pół
                                   rozcięto młynarzowi łuk brwiowy
Teraz nawet zima płacze
            puch ludzki nie może wciąż opaść na ziemię
                        radzieckie młyny zmieliły mózgi
                                   Boga utożsamia lud z kaszalotem
Teraz nawet tęcza płacze
            duch ludzki wciąż jest jajem
                        na stu młynarzy tylko jeden miele
                                   na stu młynarzy tylko jeden nie donosił
kowalowi
Teraz nawet dziecko płacze
            rodziciele zapominają o czasie, przyczynie i słowie
                        po stu latach spędzonych w kaszalocie
                                   młynarz jeszcze nie dojrzał do prawdy
w wątpiach zanurzony
>>>
DSCN0830d
* Tędy przeszedł wiatr *
Tędy przeszedł wiatr
nadęty jak upiór z piramidy
korytarz dla niego ma specjalne zakręty
nietoperz dla niego z najgłębszych jaskiń
laweta służąca wiatrowi zepsuła się niespodziewanie
legenda śmierci i pogardy poległa na dnie
czarna konnica przecwałowała podziemną katedrą
korzystna pogoda zmarnowana trwale
jeżeli deszcz podjął temat symfonii
jeżeli sen podjął temat symfonii
jeżeli ciemność udowodniła, co udowodniła
to czas na wyznania żyjących skrzypków
majaki wiszące, kościoły olbrzymie, wieczystość
ciepło poszło za cieniem wiatru
serca kolejne nie wytrzymały cięć inteligencji
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Smętek*
Zamieszczono kolejarskie rymy w czasopiśmie dla kobiet
przeczytały je emerytki
z dwóch ich jedna zasłabła, z dwóch ich jedna pokochała
sumienie odezwało się w jednej
Smętek czający się w szuwarach rymów
wyskoczył nagle przed drugą, co ją przeraziło
Zamieszczono kuchenne reprodukcje w kalendarzu dla premierów
jeden kwadratowy poeta amerykański syczał,
grał na czymś i pojadał ser
weszły wysokie-śliskie eremitki i podjęły temat
wślizgnęły się obrotne i skutecznie omówiły problem płci
Zamieszczono drewniane grafiki w czasopiśmie dla wchodzących
kolejarze całowali na śmietnikach bardzo odważnie
nieprzespanie stali za szkołą
zirytowali i zestarzeli się czołgając
jeden zdenerwowany, jedna pałająca
DSCN0989d
* Tewje *
Tewje wyszedł z portretu dziadka
– za mną batiary
zadzwoniły witebskie moździerze
śmiech mierniczego padający na deszcz
Tewje wysiadł na bocznicy
– nie widziano zdenerwowanego psa
w starym edytorze tekstów jakieś „Q”
za prymulą utworzony doniebny połysk
przez drabinę widać anioły
precz uprzykrzone muszki
Tewje zjechał na zawsze w nowy świat
– akurat tyczka utrzymała wiatr w powietrzu
kroczy w oficerkach bekas
załomy snu w takich wiekach
z łańcucha, kotwicy i kul armatnich
powstał TEWJE
zanim wszedł w portret dziadka 
>>>
 OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Gorycz po latach *
Skądś muszę to wziąść, ale skąd
jakieś suknie księżycowe, jakieś zestawy planet
skądś muszę to wziąść, ale skąd
ledwo odpadłem w niebiesiech od siebie
już każą mi na powrót przyodziać się w jaźń
i to nie byle jaką, moją własną jaźń
Skądś przyjdzie to, co jest przeznaczeniem orła
wtedy wystrzelą korzenie zerwane
kościoły polecą za grobami
Kiedykolwiek zetkniesz się z cokołami
jeśli kiedykolwiek zetkniesz się z mauzoleami
pamiętaj o niewdzięczności, lecz nie chowaj urazy
Jeszcze zielone anioły nie sfrunęły w to miejsce przegrane
jeszcze skrzydła nie dotknęły ziemi
jeszcze wiatr nie osuszył śliny na wargach
polowanie rozpoczęło się znów, polowanie na ziemi
Muszę wziąść jakieś rzeczy by wypełnić tę pustkę
muszę mgłami dopełnić magazyn czasu
nie wiem gdzie niejasności kryją się takie
nie wiem jak porwać się na komety
pasujące do pełni
Zmurszałe tchnienia człowieka idącego po szczytach
nie na wiele zdają się dziś
dziś potrzeba goryczy spływającej ze snów
snów wysyłanych w galaktyki, co noc
goryczy powracającej po miliardach lat
tak spokojnej jak miłość
by wziąć udział w misterium trylogii istnienia
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Oś waszego mózgu *
Nie wierzcie tęsknocie, nie wierzcie lebiodzie
            obie rosną bez sensu na rozstajach dróg
Nie wierzcie politykom, nie wierzcie obskurantom
            oni dmą w rogi na wiatr na rozstajach dróg
Nie wierzcie mężczyznom, nie wierzcie kobietom
            oni i one czyhają na waszą cześć
Nie wierzcie zasługom, nie wierzcie i biedzie
            jedno płynie rzeką, drugie pije wodę
Nie wierzcie księżycom, nie wierzcie łunom
           „ to tym jeno jest, co jesień zamruga na ścianach”
Nie wierzcie konnicy, nie wierzcie sztandarom
            duma rozpiera wtedy, gdy rozumu brak
Nie wierzcie rewolucjom, nie wierzcie kaktusom
            z zawziętości na świat tak blisko do kłucia
Nie wierzcie pauzom, nie wierzcie falowaniu
            stan waszego serca temu nie odpowiada
Nie wierzcie ludzkości, nie wierzcie narodom
            oś waszego mózgu wiarą w Boga jest
On tylko czeka z jakimś sensem na rozstajach dróg
>>>
??????????????????????
* Szeptała, szeptała *
W świetle osiedlowych latarni
zaznaczyła się sylwetka z dziecięcych marzeń
odnalezionych w małym pokoiku
nie rozbłysły fajerwerki na niebie
nie zagrały fanfary
ona przyszła wprost z ogrodu socjalizmu
strzeżonego przez chłopskich synów
zrzuciła ubranie na podłogę
jej nogi w tę noc, cudowne nogi
zaznaczyły moją bezsenność
skromny pacierz opuścił ją
i wszedł we mnie
sunęły te nogi jak dwa węże
po białej pościeli, sunęły nogi cicho
by dotknąć nieśmiertelności mojego oczekiwania
by zagłuszyć wycie fabrycznych syren
z demonami, ze śmiercią wtuliła się w moje ramiona
krojąc każdym ruchem półmrok
wyzwoliła się ze wszystkich wspomnień
oddała mi całą przeszłość, szeptała, szeptała
słowa jej zrywały się jak nocne ptaki
szybowały w pokoju, szybowały nad miastem
uleciały do nieba, aby dziś właśnie powrócić
>>>
DSCN0851f
* Nie sarkać, gdy przeszłość jeszcze przed nami *
Kultywowanie sarkastycznych obruszeń
nie prowadzi do niczego
ten spacer nad morzem nie może być sarkastyczny
może też nie być fali na wybrzeżu
podczas wymiany poglądów
mewy  narzekają, śledzie  narzekają
na pustej plaży każdy może być samotny,
ja zawsze jestem samotny na plaży
niebezpieczne są  puste domki kampingowe
i sale kasyn z kłócącymi się żołnierzami
zawijające do kanału kutry z makrelą
normalni rybacy z okolicznych wsi klną na Rząd
To wystarczy, nie trzeba być nie w pełni aniołem
czuć się jak pies przechodzący przez ruchliwą ulicę
a można też sarkać na pogodę i na siebie
podczas pielgrzymki do Lichenia
Suchy piasek w październiku, ciesz się
suchy piasek w maju, ciesz się
jaskinia sucha, ciesz się
nieba zachmurzone, ciesz się
śmierć uśpiona w bagnach, ciesz się
tatarak, świecące bagno, mokradła, dojście do morza
Nie wolno sarkać, gdy przeszłość jeszcze przed nami
łapać złamane latawce, łamać motyle latające
sojusz starych koni, krokiew za molem, w koszu na plaży keczup
– niech to wszystko leci ponad falami
Miłość wbita w piasek, chusta zmoczona ciśnięta w kosz
czule głaskać psa, muszlę, czule głaskać helikopter na  niebie
cierpienie w nocy obok radaru nie może być przyczyną
narzekania na ustrój człowieczy i nastrój nieboski
przecież można zdeprawować nie tylko dziewczynę
ręce mogą zaplątać się w liny
nie plwaj, nie wyrzucaj sobie, nie krztuś się otulony gazem
zapal jeszcze ognisko nad morzem
zapal stos gazet na betonowym nabrzeżu
pomyśl o wielorybach samotnych bez ciebie
>>>
DSCN2187d
* Kadłuby funkcjonariuszy zawisły na basztach*
Rynek przebiegł przed traktorem
osły zaryczały na widok mułów
ciupaga została wbita w pień drzewa
piorun przeleciał obok
wielka ciężarówka skręciła w polną drogę
Jaś zachichotał w Oświęcimiu
kapelusze pospadały z głów
zamęt stał się naturą pewnej partii
pewna partia ludzi wynaturzyła się
kura wypadła na Rynek, krwiożercza kura
zaszumiały wierzby płaczące
pod pomnikiem żołnierzy radzieckich
ludzkie kości wysunęły się spod łopat
z odkopanej rury zamiast wody trysnęła krew
Jaś zachichotał na dziedzińcu pewnego zamku
odbudowanego z popiołów zdrad
głowy jego rezydentów obsypał srebrny pył
lampiony zakołysały się
księżyc zakołysał się, sczerniał rozstrzelany przed laty
jakiś facet o nazwisku Sobiesław Klepacz
sikał na skałę z urwiska za miastem
wielkie rzeki podmyły swoje miejskie skarpy
wielkie rzeki wylały i przeniosły brudy na ludzi
muły rozpierzchły się po starówkach
kadłuby byłych funkcjonariuszy bezpieki
zawisły na blankach i basztach
do wyschnięcia
ich żylaste kończyny na kablach do prania
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Wiśni kiść *
Deszcz objaśnia stany ducha
niech nad moim gniewem zawiśnie
posmutniałaś, wiesz, że się gniewam
nie poradzę na to nic,
że wciąż widzę spadające z nieba
owoce kaktusów
niech nad twoim smutkiem zawisną
ukorz się, teraz, właśnie teraz
wciąż widzę spadające z nieba króliki
niech nad twoim smutkiem zawisną
powiedziałaś – dziś jest twoja szansa
rzucaj piłką do kosza obfitości
albo napisz przemówienie
na przyszłą sesję parlamentu
lecą znów, lecą z nieba topory
niech nad twoim smutkiem zawisną
łzy pokazały się w oczach,
czyż nie, nadchodzi wieczór
kabała czeka na Żydów w Rymanowie
niech nad twoim smutkiem zawiśnie
pokaźnych rozmiarów cień
pokazał się na suficie nad tobą
niech nad twoim smutkiem zawiśnie
tak ciemno już jest na dworze
chociaż wieczór długi
masz mi za złe, że wciąż żyję
niech nad twoim smutkiem
zajdzie słońce
a ja spadnę ci w wyciągnięte ręce
jak wiśni kiść
>>> DSCN2133sd
* Wykopana kość *
Spokrewniony z lisem
zapas na całe życie
móc, mieć, potem brodzić
zabrano spocone dłonie z książki
spokrewniony z obsługującą
temu krzynkę, temu na koniuszek
od tamtego czasu fundują lewatywy
spokrewniony z licytującym
ale to nie jest nisza czapkującego
za tego jeden, za tego dwa
spokrewniony z rolą i solą
długa podróż do Krakowa
pokierować wspomnieniami
zapadła w śpiączkę, wyrosły chaszcze
spokrewniony z rytmem Milesa
cienko kogutom, zabraknie ukłonów
dłonie czepiające się skał
spokrewniony z kopaczem
mieć na całe życie
gadulstwo ukarane przez psa
wykopana kość
wykopana kość
wykopane pudełko i coś
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Nad oceanem krwawi lewiatan *
Kupujcie w jedwabiach
na południowej półkuli
tam zamontowano malujących w cudzysłowach
wypiętrzone jak markety
miętą pachnące w środku miasta
dźwigające się pięści
decydujcie na rogatkach
tam wyciągają ręce
nieplujący, nienękający
wszy na południowej półkuli
oprócz twoich łez
możesz stracić tak niewiele
tiul trenu powiewa na schodach
patrzy ze stacji kosmicznej
otwiera się dłoń jak nieboskłon
nad oceanem krwawi lewiatan
to łódź żaglowa uniesiona
ponad zmysły Neptuna
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Niewyspany biały legionista *
Skory do gniewu i nie taki łaskawy
memorandum wysłał na księżyc
już w piątej klasie
opublikował wspomnienia swoje
napisał w nich o rogatym dinozaurze,
który jest jego przyjacielem oraz
o filatelistyce i alpinizmie po lekcjach
nadąsany na widok i nadąsany z daleka
widział pochody napawające odrazą
szarych ludzi pędzonych na śmierć w odświętnych strojach
przed wstrętnymi trybunami ludowymi
szukający kamieni, duszący gwiazdy
pędzący za bażantami młodości, prawie wychowany
pieniący się przy byle okazji
spiął dwa pasiaki oświęcimskie
i podarował grającemu w kości cyganowi
zerkał, zerkał w trakcie na nią
na niewymowne spędzanie czasu i przyjaciół
mogli być oboje roznosicielami ulotek
tylko jego prywatnymi
roznosicielami tylko jego ulotek
a zostali podpalaczami, koksowymi, wajhowymi
walczącymi z aniołem, napinającymi mięśnie
brykał, brykał na bulwarze Waszyngtona
targał szmaty zwane szturmówkami
i wrzucał do Warty
szturmował bezowocnie życie psa
przeżył, o dziwo, atak czołgów
na jego harcerski obóz
dziś spisuje w memorandum żądania
niewyspanego białego legionisty
coraz łaskawszy
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Spichlerz *
Zawalony spichlerz
takiż sam meliniarz Paproch
i ta Luba, co podeszła pod drabinę
weszła na nią
zaśpiewał ten gość z Ljubljany
zaśpiewał zauroczony
zamroczony wspiął się za nią
spichlerz przewrócili
gołębnik przewrócili
gołębie uleciały
nie bacząc na widoki z dachu
i na wieżę kościelną
 >>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Po morze *
Spojrzałem na pole
siedemset lat zleciało
poleciwszy Wedy poleciawszy na Pomorze Zachodnie
spojrzałem jeszcze raz dokładniej
przemądrzałe panie na czubku palca
wyspie
robota giganta
jednakowoż męskiej części doliny
spodobało się przejście
przez Morze Czerwone
i zalała się aż po piach
zawrócili świnie z drogi
poszli jeszcze raz po panie
zaczytane zapatrzone zapomniane
>>>
??????????????????????
* Tioma i ja *
Spotkałem swego anioła w dzieciństwie
Tioma się zwał, gdyż Breżniew go wymyślił
powiedział mi, że kołchozy to raj
ja zapytałem – co to kołchozy?
nie umiał mi bliżej tego wyjaśnić, więc skrewił
to nie był anioł, na pewno nie, choć tańczył,
ale tak jakoś pokracznie w półprzysiadzie
Spotkałem żurawia frunącego tuż nad moją głową
ciągle za mną jak cień, ciągle obok mnie jak pies
złapałem go za nogi i ściągnąłem na ziemię
stój skurczybyku, krzyknąłem, szpiegu jeden
ja do ciepłego kraju tylko na wakacje
Spotkałem jakieś monstrum w lustrze górskiego potoku
natknąłem się tam na niego zamiast własnej twarzy
skoczyłem w nurt rzeczki ciężkimi butami
jak motyl zamachałem skrzydłami
mój prawdziwy anioł złapał mnie za kołnierz
moje nogi przebierały pod powierzchnią bystrza
jak po klawiaturze fortepianu
zagrałem hymn radziecki z przyzwyczajenia
>>>
??????????????????????
* Naprzeciw witryny z bielizną*
Wiem, że muszę zdecydowanie wyjść naprzeciw
tej samotnej ulicy w Krakowie
wiem, że stanę na pewno naprzeciw witryny z bielizną
powiem do siebie – to ja w stanikach
mógłbym nie przestawać modlić się idąc
ale przystaję by pomodlić się na prawdę głębiej
wierzba za Kościołem Mariackim szumi a ja nasłuchuję
małżowina uszna rozrasta mi się nieprawdopodobnie
kości rzucono na bruk, kości wołów
perły rzucono na bruk, potoczyły się jak muszle
wprost pod nogi ojców założycieli komunizmu
jak każda pielgrzymka, tak i ta przez Planty
wiedzie do Sanktuarium pod figurę Maryi przy Collegium Novum
szkoda, że to czasy stanu wojennego
szkoda, że to czasy wrogów Papieży
pijani zomowcy, pijani profesorowie, pijani dorożkarze
kandydują
święci piją piwo, zwołują się pod wieczór na Brackiej
wyruszają pod Hutę a potem na racławickie pola
wiem, że potoczę się z wału wiślanego
 jak pusta beczka po kleju
 i wpadnę w wodę jak nic
wiem, że popłynę do Gdańska po zwycięstwo
rusałka patrzy na mnie z toni
rusałka w samym biustonoszu
jak ja
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Schody do nieba *
Ze spokojem serca patrzę na łanie
przechadzające się wśród regli
czyżbym odczytał coś na ich bokach
Widzę też kózki skaczące po skałach pustyni
– po skałach pustyni Moabu
spadną, nie spadną
a ja nic sobie z tego nie robię
a one ani tyle
Zęby wyczyszczone
czas przegryźć czystym kłem
pępowinę
jaskinia ciemna to nie dla mnie
jaki ze mnie Dawid?
czas na świat Chrzcicieli
Moje drewniane myśli
pomieszczą larwy, ale nie pomieszczą gniewu
według słońca oceniam cienie
Te schody prowadzące do nieba
jedni schodzą drudzy wchodzą
ja wchodzę z trąbą jerychońską
Na stromej dróżce pnącej się ku szczytowi
kolumna wojskowych ciężarówek mozoli się jak karawana
na ich bokach widzę czerwone krzyże
Na odległym zboczu góry
dostrzegam grupkę dzieciaków arabskich
z izraelską panią przedszkolanką
na szczycie stoi krzyż
 
* Schody do nieba *
Ze spokojem serca, ale z zainteresowaniem patrzę na łanie
przechadzające się ostrożnie wśród regli pod Giewontem
czyżbym odczytał coś na ich bokach, jakieś symbole?
Widzę też kózki skaczące po skałach pustyni
– po stromych uskokach pustyni Moabu konkretnie
spadną, nie spadną, spadną, nie spadną
ja nic sobie z tego nie robię a one ani tyle.
Zęby wyczyszczone
– czas przegryźć czystym kłem Orientu pępowinę
jaskinia ciemna – to nie dla mnie, jaki ze mnie Dawid?
czas na świat Chrzcicieli stojących w rzekach Europy.
Moje drewniane myśli pomieszczą larwy korników,
ale nie pomieszczą gniewu millenium
według słońca oceniam cienie ludzkich sumień.
Te schody nad górami widzę prowadzące do nieba wprost
jedni schodzą drudzy wchodzą w ciszy
ja wchodzę z fasonem z trąbą jerychońską
na stromej dróżce pnącej się ku szczytowi
kolumna wojskowych ciężarówek mozoli się jak karawana
na ich bokach widzę czerwone krzyże, uff!
Na odległym zboczu góry Skopus
dostrzegam grupkę dzieciaków palestyńskich
z izraelską panią przedszkolanką
prowadzącą za rękę pierwszą ich parę
na szczycie stoi krzyż złoty
>>>
DSCN0821d
* Na palu Napoleon *
Podjęto tę rękawicę
jak zniewagę
purpurą strojne lica
oburącz przysunął go do ust
to był pal
miękki jak aksamit
z ogniska na wzgórzu
wyskoczyła żaba wskoczyła dzikusowi
to należy stwierdzić
to domaga się stwierdzenia
jak gdyby samo
Podjęto rękawicę i wsunięto z tyłu za kubrak
ręka tam została
wino polało się po stole
nie miał kto utrzymać kielicha
Zagrzmiały armaty
jako dziecię powiedziałem –
mogę wspominać zarzewia wojen światowych
mogę się wstydzić za nie
mogę przetaczać armaty przez Europę
lecz tak naprawdę nie chcę gnić
moje myśli okrążają hrabiego de Sade
i po chwili wykrzykują – Aaa! Fe!
Taboret zbombardowany jak kościół
gołębie Montmartru się podniosły co nieco
ponad stoki
miednica zabrzęczała na schodach
rozstrzelani z armat potoczyli się na dół
Podjęto z ziemi rękawicę nadziei
odjęto pokutę lecz czy to dobrze
ustawiono naostrzony pal
Europa spiekła raka
ja razem z nią wciąż żywy
patrzę na wbity pal
na kurhan w deszczu
na palu Napoleon
a pod nim de Sade
>>>
DSCN0843a
* Tam droga, gdzie droga *
W którą pójdziesz stronę mój smoku
nie wiesz gdzie udać się na rozstajach dróg
pewnie myślisz, że jesteś zbyt głupi
by zanurzyć się w pracy dla innych
pewnie nucisz dla innych piosenkę
służącą do marszrut przez świat
W jakich będziesz jeszcze opałach aligatorze
tobie pieśń śpiewają bosonodzy
nie podobasz się tęsknotom
gdyż podrywasz, co raz, co raz się
co raz się podrywasz na próżno
pucołowaty zbyt jesteś na żniwo
Po twoich drogach czołgają się beznodzy
zostawiasz ich za sobą w trawie
gdzie spojrzysz tam droga gdzie droga
gdzie droga tam księżyc tam księżyc w kałużach
zabójca smoków
>>>
DSCN1321d
* Zapada noc *
Powoli zapada noc
gasną reflektory na scenie
a zapalają ponad miastem
ludzie padają tak jak stoją na ulicach
sekty podpalają zabudowania
stojący z baldachimem przebierańcy
wygrażają Jezusowi
zapada noc koty karmione są kulkami mleka
na asfaltach rozgrzanych
nie wracające do domów
koty wyzwolone drapiące łopiany
koty szarpiące szaleje na dzikich skwerach
do pierwszej cykuty
powoli rozlewa się nowa trucizna
powoli umiera Sokrates
jak socjalizm
 
* Koty drapią łopiany *
Powoli zapada noc
gasną reflektory na scenie polskiej
a zapalają się jedynie ponad stołecznym miastem
ludzie padają na kolana tak jak stoją na ulicach
sekty byłych ormowców podpalają jeszcze zabudowania przedmieść
stojący z baldachimem majowi przebierańcy
wygrażają jeszcze Jezusowi nie doczekawszy się wyreżyserowanej procesji
powoli zapada noc
koty bezpańskie karmione kulkami mleka na asfaltach rozgrzanych
nie wracają do domów sloganów i utartych haseł
koty już wyzwolone drapią łopiany
koty szarpią szaleje na dzikich skwerach
ranią do pierwszej cykuty wszelkie kudłate zielsko
rozlewa się wokół nowa trucizna sądów nieoklepanych
umiera w teatrze telewizji nominowany do Oskara Sokrates
wreszcie zapada przezroczysta noc
dzień jak postkomunizm gaśnie
>>>
DSCN2067c
* Wrosnąć ze smutku *
Zasmucasz kolejny raz, zasmucasz małe dziecko
matka płacze po kryjomu
żona po kryjomu wyciera łzy
twoje gepardy zasypiają na drzewach głodne
ślina z pyska im cieknie jak wodospad
podszedłeś pod skałę tam była jaskinia
wszedłeś by popatrzeć w oczy nietoperzom
naraziłeś swoje życie zbytnio
dlatego zapłakali najbliżsi właśnie dlatego
jeden gepard spadł z drzewa we śnie
zbudzony nagle pognał co sił przed siebie po sawannie
a to dlatego, że upadł na jeżozwierza
nietoperze z wielkim krzykiem wyfrunęły
z jaskini i poleciały na księżyc jak wampiry
w to nikt by nie uwierzył lecz zrobiłeś zdjęcia
zostałeś bohaterem i nic ci się nie stało
tych parę uczuć tych parę chwil
cóż małe dziecko powoli dorośnie
wyrośnie ze smutku
oj, ty chyba nie!
gepard goni, wciąż gooni…
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Przodkowie *
Począłem martwić się z byle powodu
ty wiesz o tym i ja
a stało się to w młodości
stwierdziłem, że pośród moich przodków
zbyt mało jest carów ze Wschodu
i jak Kain zamartwiałem się dymem
Deszcze przyniosły potop to oczywiste
jednak moją arkę zdążyli spalić carowie
cóż miałem tym razem rację
a ty mówiłaś – nie zamartwiaj się
Gawędziłem z braćmi o poczęciu
rewolucję chciałem zacząć
potrzebna była ściślejsza niewola
potrzebne były pułapki na cywilizatorów
dostarczono wszystko pobito wszystkich
i tak można było zacząć tę pszczelą pracę
Nad oceanem barszczu w lodówce
zaczaił się pająk sfrustrowany
jak tam się dostał?
to było nieprawdopodobne
nie był chłopem przecież
nie był plebanem ani panem
nie był zdecydowany na żaden biznes
okazało się, że lodówka jest wyłączona,
że siedzi tam z indiańskim wodzem
z zaklinaczem deszczu z Zachodu
Popłakałem sobie w kącie
zjadłem tubkę pasty do zębów za kotarą
wyszedłem znienacka by nagrać na magnetofon
głos usłyszany w ciemnościach
to był głos trąbki w mojej głowie tylko
Spokojnie począłem wycofywać się
nawet spuszczone psy nie przeszkodziły mi
w podwórkowej akcji
małe pijawki podrosły i przegrodziły
mi drogę do krainy przodków
poczuwszy odwieczny zew krwi
narysowałem drzewo palcem na piasku
drzewo Jessego
>>>
?????????????????????????????
*Nie Politbiuru*
Pośrodku politurowanego mebla wbito gwóźdź
pośrodku ściany śmiechu wmurowano stołową nogę
krasnal przysiadł na suficie
w fotelu przyklejonym do sufitu
ciułam komiksy?
ale to nie ważne
po cóż miałbym tak czekać
i nic nie robić, choćby nad rzeką
rzeką wielką jak Cisa?
patrzę na mieszkanie swoje nie swoje
siedzę jak krasnal na Kremlu
boję się nie boję
ufam NIE POLITBIURU
>>>
?????????????????????????????
* Duch z Ur *
Spada jak szalony z podniebnej przełęczy
ja mam na to patrzeć
ja widzę oczami sumienia Trójcę Przenajświętszą
spada z najwyższej góry
oczy ma jak gwiazdy i księżyce w pełni
nie podobny do mnie
ja mam na niego patrzeć
ja widzę oczami sumienia Trójcę Przenajświętszą
spada z najwyższej kopuły w mieście
rzuca się pod tramwaje
ogon ma jak kometa
zamiata nim ulice Krakowa
ja mam na to patrzeć
przykro mi demonie z Ur
nie widzę nic oprócz wiatru
nie widzę nic oprócz halnego
nie widzę nic oprócz zamieci
a oczami sumienia widzę jedynie Trójcę Przenajświętszą
nie czuję się winny cywilizacji
ani ogłupieniu narodów
>>>
DSCN1628a
* Żołnierz polski *
Żołnierz polski jest tym, co zbędne
w mniemaniu o sobie
żołnierz gruchający wśród jastrzębi
na obrzeżach Ukrainy
mądre niechciane sieroty
postanawiają skruszyć jego serce
a ty wzleć biała sroko nad poziomy niecnoty
przeleć porohy powróć z witką
w dziobie, na który nałożono uzdę
wysmagaj generałów
z piętra na piętro w dół
z balkonu na balkon w dół
spada sombrero mongolskie
łapaj, chwytaj konie i jaki na lasso
pod Zawoją nie ma już wojska słowackiego
pod Zawichostem Batu
w Bytomiu Barbarossy
a pod Ujściem Karola
każdy żołnierz wystawia się dziś
na czacie pod Szczebrzeszynem
czekając na samego Chmielnickiego
na próżno
nadchodzą tylko jacyś ludzie z Gaci
mniemam o sobie patrząc z dachu
wydaje mi się, że jestem Wielki Olek
z k na końcu każdego słowa
karabin mam na plecach przywiązany sznurkiem
trzymam straż krótko
gryzę ziarna  kminku
gdyż ryżu nie dowieźli z marketu
po jakimś czasie zamojskie zabytki
przemieniły się w kopy siana na rzadkich ścierniskach
orzełek przekrzywił się na furażerce
a ja poczułem się zbędny
i zacząłem strzelać do tych kop
jak do srok udających gołębie
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Góra objawień *
Po dziś dzień ją pamiętam
była Złota i Błękitna
była dumna pośród kwitnących lip
wyciągała do mnie ręce
dziś to widzę dziś rozumiem
            Po dziś dzień majowe słońce
            jakby dla mnie stworzone woła mnie
            w każdy wieczór, o jak woła mnie!
            jakbym żył we śnie
            moje narodziny to modlitwa
Nieustannie dzwonią dzwony
nieustannie drży dzwonnica
zapach kadzidła umyka
w szuwary nad rzekę
niosę do domu pieśń
starą pieśń z rzymskich czasów
            Nieustannie kwitnie dziki bez
            nieustannie kręci w nosie zapach czeremchy
            iluż ludzi biednych wędruje
            na iluż drogach tego świata
            szuka swojej góry objawienia
            ja biedny dotarłem do jej stóp
           i czekam
>>> ??????????
* Zamieć *
Spodziewałem się nawrotu zimy
w środku lata
spodziewałem się, że zmienisz się
wreszcie jak ja
niebawem spadł śnieg, piękny lipcowy
śnieg padł na szczyty gór i na oceany zbóż
mały chłopiec zanurzył się w łan
strzepywał płatki śniegu z kłosów
tak spełnił się sen
tak rozpoczęło się najkrwawsze lato w historii Wschodu
Nie ważny rok i dzień, ważny fakt
tuż po rozlaniu krwi rewolucyjnej
nadleciały anioły by posprzątać ziemię
mogłem tego oczekiwać, zerwałem się
jak wiatr, runąłem sam na twoje łzy,
z górskich kotlin jak cięciw wypuściłem się
oszroniony
Zanim anioły dokończyły dzieła
w moich zeszytach pełno było pieśni
takich pieśni, których tylko rewolucje
mogą wyzwolić w sercach
zamarznięte ziarna, zamarznięte krople krwi
zamarznięty na ustach śpiew jak ból
to wszystko znalazło się w koszach
to wszystko pozostało tylko dla mnie
na zawsze i nie wróci więcej już
ani zimą ani latem
>>>
??????????????????????
* W stronę wieloryba *
Skończyć z pewnym rodzajem zła
o tak, jakże łatwo zawołać – Moby Dick!
skończyć z pewnym rodzajem zła
rzucić harpunem, ot, tak
w coś monstrualnie niepowtarzalnego
stoję na rufie statku wielorybniczego
słucham słowiańskich syren
nawołujących do zasadniczego zwrotu
w życiu dotychczasowym,
życiu nieuporządkowanym jak ocean
pełen przypływów i odpływów
głębin i niespodziewanych raf
Skończyć z jakimś rodzajem zła
wykonać solo na złotej trąbce
solo Dizzy`ego, solo Milesa
dokończyć je już na gitarze
po czym cisnąć oba instrumenty
w stronę wieloryba
białego, uśmiechniętego
>>>
DSCN4722d
* Gwóźdź w dziąśle *
Zaparło mi dech
zaparło mi dech w piersiach
pojadę samochodem
pojadę samochodem po naukę
wszedłszy do zegara
wszedłszy do zegara po wskazówki
po jakimś czasie zadzwoniła
po jakimś czasie zadzwoniła do mnie
ale żeby miotać się
ale żeby miotać się jak pijak
gra na kongach
gra na kongach łokciem knykciami nigdy palcami
oto ja powstaję
oto ja powstaję na horyzoncie
potem kucam w kącie
potem kucam w kącie za firanką
ona powiedziała
ona powiedziała to zamiast niego
podświadomość go powstrzymywała
podświadomość go powstrzymywała przed zerwaniem
zakotwiczyło moje jedyne
zakotwiczyło moje jedyne dziewczę
huta toczy, walcuje, kłuje, roztapia
huta to wszystko przetapia w nas
i kotwice
kot dmucha na zimne
kto dmucha na zimne jak kot syberyjski
galimatias amerykański
galimatias amerykański jest jedzony jak gulasz
jedzenie smakowało i poszli
jedzenie smakowało i poszli po łyżkę z drewna
gwóźdź w dziąśle
gwóźdź w dziąśle to jak niespodzianka
zaparło mi dech
zaparło mi, przeto dech
sztachety służą w Polsce
do gry na kongach
do jedzenia
do rozmowy
gwoździe między zębami ranią
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Podwoje butiku *
Zdumiałem się na widok twojego lasu
powiedziałaś – zaufaj mi
wszedłem, więc weń
drwa leciały, wióry leciały
gniazda rozbijały się o ziemię
rozszarpane wcześniej przez świerkowe gałęzie
w lodówce siedział niedźwiedź
cały struchlały ciemnościach
czekał na mnie
zdumiałem się na widok twoich mchów
po rannej rosie poszedłem śmiało
przez pajęczyny traw wszedłem na te poduchy
zatonąłbym w tych mchach
gdyby nie buldożer dziki jak ryś
on wyciągną mnie stalową liną
gdy byłem już blisko dna
otworzyłaś swoje podwoje
to były podwoje butiku
zaproponowałaś mi układ a potem umowę
zawarłem i podpisałem
obiecałem dostawy drewnianych garniturów
poszedłem na śniadanie by zapomnieć
oparty o ratusz jedną ręką
wspominałem góry i lasy
wszystkie, które poznałem
twoje orły kołujące nad historią
moje przemoczone buty
moje kapelusze pełne kleszczy
moja siekiera uśpiona
były jak krata i zwodzony most
>>>
DSCN4710f
* Jak druciarz *
Nie idę drogami Beskidu jak druciarz
smutny koniec druciarstwa nastąpił
jest to po prostu nie możliwe
Nie idę polną drogą beskidzką jak Świadek Jehowy
zdobywający zapadłą wioskę polską
dla religii wielkiego amerykańskiego biznesu
Ale wiem skąd wzięły się aligatory
w Popradzie, Rabie i gdzie indziej
są szybkie trudne do podpatrzenia
łatwiej obserwować jest porzucone dziecko
płynące na krze lodowej – po Dunajcu
Wiem też jak przeorać skroń Olka
zmarszczką głęboką od troski
załatwię mu tę troskę – nie wykupię
polisy na swój uśmiech
Wiem jak przeorać policzek Olina
paznokciem wielkim i tępym
jak laska sejmowa
będę się bronił jak ryś z Magury
i nigdy nie pozwolę im podobnym
pogładzić się po policzku
 
* Na krze *
Nie chodzę już drogami Beskidu jak druciarz
smutny koniec druciarstwa nastąpił przecież
jest to po prostu nie możliwe
bo nieopłacalne i bezsensowne
dla racjonalnie myślącego człowieka obecnej doby.
Nie chodzę już polnym traktem beskidzkim jak Świadek Jehowy
zdobywający w garniturze zapadłą wioskę polską
dla religii wielkiego amerykańskiego biznesu.
Przewędrowałem tutaj jednak wszystkie szlaki i drogi
dlatego wiem skąd się wzięły gigantyczne aligatory
w Popradzie, Rabie i gdzie indziej,
choć są szybkie, zmyślne i do podpatrzenia trudne.
Łatwiej jest zaobserwować pociętego skalpelem
krwawiącego człowieka porzuconego w reklamówce
płynącego na krze lodowej po Dunajcu
ojców Sarmatów
>>> DSCN1387x
* Chórem z Babilonu *
Spokój tylko śniętych elektrycznych węgorzy
na Jeziorze Genezaret
podszedłem do sieci
podniosłem je
zarzuciłem z molo w Kafarnaum
Żydzi przerażeni pierzchli
do Nowego Jorku
spokój tylko syreny
zaplątanej w sieci w Tyberiadzie
akurat zagrzmiało
deszcz deszcz deszczowe uspokojenie
strach na dnie
nie dawał znaku
spojrzałem w głębię grzechu
z satelity zawieszonego
ponad Palestyną
spokój czołgów zardzewiałych
pod Bagdadem
gruzy gruzy o czymś świadczą
ziggurat był, czy go nie było tutaj?
wieża Babel była, czy nie?
jem kisiel na schodach
nie widzę ich końca
manna, o tak, manna
grzmi jeszcze?
nie – odpowiadają  chórem
Żydzi z Babilonu
>>>
pozn2
* Mój zamek na polach *
Po ubogaceniu wszcząłem rewoltę
mur postawiłem w dwa miesiące
skorzystałem ze światła księżyca
zdobyłem ostrogi i doświadczenie
na stepach zbudowałem zamek
całkiem podobny do tego, co uprzednio
sczezł na wiszącej skale
pawie pióro sobie wetknąłem
i powróciłem do korzeni by
ubogacać się ponownie od zaraz
kiedy się zagłębiłem w puszczę Drewlan
wciąż myślałem o stepie
kiedy z niej wyjeżdżałem na bułance
nikt z jadących Tavriami
nie chciał ustąpić mi miejsca
zgnieciony tuż za Przemyślem
posuwałem się nadal na Zachód
już dwukółką przez bagna
miałem wizje i widziałem już nowe pola
lądowałem i wzbijałem się nieustannie
potem na ostrowach czatowałem z pełną piersią
zaczytywałem się gazetach
wciąż zabrudzonych skandynawską smołą i ropą
jakieś nadobne zające wyrywały z krzaków
sarny migały między świętymi dębami
zęby się ruszały na szczytach
korony nadlatywały w helikopterach
dmuchałem na zimne bagnety
zadośćuczyniłem na stogach
pogłaskałem dzieciątka i wrzuciłem pieniążek
do źródła poezji i pracy natchnionej
pokiereszowany stałem u bram
jak Rakoczy jakiś albo coś?
wygrażałem pięściami sowieckim bramom
jak jakiś Chazar albo coś?
przecież i nie mnich kijowski
choć z brodą, muszlą, z laską i z worem
zasnąłem wypełniony snem słowa
w Gieczu
>>>
DSCN1505d
*Postanowiłem zasadzić skośne wiśnie*
Postanowiłem zasadzić skośne wiśnie
wstałem skoro świt, odkopałem ze śniegu
krzewinki i wyszedłem do sadu
przebrnąłem przez dożynkowe wieńce
odkopnąłem na bok pierwszomajowe szturmówki
stanąłem nad ruczajem
zacząłem kopać pierwszy dołek
na jego dnie odnalazłem złoty róg
po chwili zastanowienia
przyprawiłem go sobie do czoła
a wiśnie wkopałem skośnie
udeptałem ziemię i posikałem ją
z tymi skrzydłami z papieru,
które kołysały się przypięte do pleców
i tym rogiem dyndającym z czoła
wracałem niezbyt szybko do domu
wracałem sflaczały i zadumany
nad losem pioniera w czasach
jurajskiego socpostmodernizmu
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
*Nowe krzywdy wybaczyć daj*
Powiedziałaś – stój
na zielonych pastwiskach – zatrzymałem się
powiedziałaś – skacz
w pustynię – skoczyłem
łatwe zebry poczęstowały mnie krówką
niebne rozstępy były nadmuchane wiosną
po pomarańczowym kokluszu pojawił się błękitnawy bronchit
złamany kasłałem, aż wiatr zawył z zazdrości
komin zachwiał się i upadł obok sfinksa
nie zdążyłem go złapać w fartuszek
Palestyna wzywała przez radio
była wojna chwiąły się katedry jak kominy
stanąłem na wzgórzu –
nad murem płaczu zjadlem loda
założyłem związek zawodowy
rosyjskich pisarzy piszących w języku hebrajskim
– bo to język sztuczny
ja zapisałem już pismem klinowym
kolumnę w niewoli, tak to ja, ja
teraz zapiszę się do NKWD
z takim losem, z takim posłuchem
co powiesz to zrobię z sobą i z tobą
Palestyno obiecana Piastowi
nowe krzywdy wybaczyć daj
powiedz – wróć 
>>>
DSCN1620f
* Przejdź *
Zanim skończysz te swoje lata
przejdź na chwilę do porządku dziennego
nad tym, co nagromadziło się
i w suchej i w wilgotnej pamięci
oświeć iskrą bożą te pokłady grzechu
i po rozhuśtanej kładce
przejdź nad nimi jak nad przepaścią
Podpatrywane czajki, w które
zamieniły się pulchne sąsiadki
wiklinowe witki wystające z zielonej łąki
nad ruczajem, to małe dziewczynki
samotne i zagubione trzymające cię za rękę
Wrzeszczące gawrony na drugi dzień
grzebiące w zgliszczach twojego ogniska
to nastoletni chłopcy uciekający
przed samym sobą, goniący samych siebie
rzucający w ciebie grudami ziemi
Jakiś skromny ciężar wymodlony
przed kapliczkami w brzegach i urwiskach
kapliczkami z ziemi i polnych kwiatów
Ryby po spuszczeniu wody ze stawu
ryby na patelni stojącej na rozgrzanej blasze
skowronek na tle słonecznej tarczy
zraniony zwierz, zraniony człowiek
człowiek przygnieciony ciężką maszyną
Łąka wzbierająca kwiatami to przeszłość
dziś łąka wzbiera krwią niesprawiedliwości
dziś strumyk niesie zamiast larw  i wodnych pająków
zwały lodu dając początek lodowcowi
rozorywającemu narodowe doliny
A gdzie indziej, tam gdzie stąpasz
otwiera się ziemia grzechu upaństwowionego
– niewybaczalnego
Przejdź modlitwą przejdź wzdychaniem
przejdź ostatecznym oddaniem się Bogu
jak twoje dziewczynki na ruczajem
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Po przygodę *
Poszliśmy więc po przygodę
ciemne mury podświadomości zatrzymały nas
przez bramę musieliśmy przejść
przeszliśmy przez nią nad jakąś rzeką
mam mało czasu mówiłaś – pośpiesz się
brak ci wiary – odpowiadałem
ziemia trzęsła się wszędzie
ja twierdziłem – to bagna podświadomości
ty – nie, to Barbados!
dlaczego akurat Barbados?
– ja nie muszę widzieć tego tak jak ty
skoro zostajesz z tyłu i nie jesz tej
pieczonej od rana gęsi, to zauważ,
że przygoda czeka, że deszcz może zacząć padać
że wszystko to, co jest przed nami
wzywa, wzywa i wzywa
nie narzekaj na żubry w Niepołomicach
nie narzekaj na tamę Dobczycach
ściśnij mózg, wyduś wiarę z serca
Bóg ci dopomoże, znajdziesz ludzi
którzy cię poprowadzą przez tamy
znajdziesz bladych i krwawych,
którym ty z kolei dopomożesz
wyjmiesz im te noże z ich pleców
albo zaorzesz im pole leżące sto lat odłogiem
a, ta przygoda jak grzyb po deszczu
będzie rosła – szkoda, że tylko jedna
ale za to duża
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Mruczaj leśny *
Mruczaj leśny stęchł w niedzielę
poszły jeże po mchu
za którąś miejską paprocią
osiadłą w lesie
przewróciły się na plecy, czyli na kolce
stoczyły w wodę
z zaczęły mruczeć
stąd ten mruczaj leśny
Śmierdzi, to las ci czy nie?
siarką zalatuje, grzybów i tak pełno
gdyby tak na rynku, ale tu są blisko lasu
pij piwo, jedz ogórki, wąchaj
jeśli chcesz, choć nie musisz
powiadam ci – niezłe są leśne mruczaje
zamiast wąchać możesz słuchać
po co czekać, po co wzdychać, po co?
Niedziela jest po to by się cieszyć
i świętować, bądź nabożny
las nie jest wrogiem, ani jeż, ani kolec
zarodniki paproci się starzeją
a ludzie są nieśmiertelni
nauką ganiaj w las po naukę
mruczysz coś pod nosem – słyszę
nie dręcz lasu i nie dręcz mnie
powiedz wreszcie głośno to słowo
STWÓRCA leśny
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* MI*
„A imię jego …”
i od tego wszystko się zaczyna ….
jeśli to wiesz to nie zabłądzisz ……..
i nie dopytasz się jak nie wiesz ………
JESTEM, KTÓRY JESTEM
nic dodać nic ująć
i czego tu szukać więcej, jeśli to zrozumiesz
A ponadto angielscy policjanci
nie mogą należeć do masońskich lóż ………..
a co z Mickiewiczem i Słowackim …….?
co z współczesny – MI……………?
co z kraksami na autostradach…..?
co z polskimi policjanta – MI?!
JESTEŚ?
>>>
DSCN0549f
*Co w twej otchłani tkwi?*
Co w twoim sercu czai się?
czy pamiętasz, kiedy tam się to wkradło?
może to było w szkole podstawowej a może w liceum?
może na jakimś studenckim rajdzie?
pomyśl dziecino – kiedy to było?
pomyśl dziecino – co czai się?
miałeś być przewodnikiem maluczkich
miałeś nauczać, miałeś chrzcić
miałeś iść prostą drogą do Pana
i skręciłeś przy ognisku w lesie
tam cię zabrał bies
gdy nie miałeś sił już bronić się
tam cię porwał w siebie
wypluł dziś samotnego i skruszonego
jeszcze patrzysz na popiół ogniska
i zastanawiasz się, co pozostawił
w tobie ten rajd
otchłań strachu, otchłań, otchłań
co w sercu czai się już wiesz?
jest tak odległe, lecz wiesz, że jest
będziesz przewodnikiem maluczkich
będziesz nauczał i chrzcił
będziesz szedł prostą drogą do Pana
lecz nie zapominaj, co w twej otchłani tkwi
>>>
DSCN0889f
* Na przesiece sobie gram *
Gram i gram, coraz lepiej gram
nie mogę skończyć
wpadam w euforię na przesiece
czekam już tu od trzech dni
Henryk nie przyjeżdża
o mamo, nie przyjeżdża
Barbarossa nie przyjeżdża,
o tato, nie przyjeżdża
ślęczę nad elementarzem Falskiego
już  smrodem Nowej Huty
przeszły mi rajtuzy i nic
walę w perkusję i targam struny
coraz lepiej, wszyscy widzą postępy
zmarzłem już – jak to tak?
w samych slipkach na przesiece
nie wysiedzę
tam na przeciw na bilbordzie
twarze Hitlera, Stalina, Szeli
odwracam się wstaję – gitara pod pachę
perkusja na plecy i w drogę
do Częstochowy
nucę sobie, nucę sobie arie Rossiniego
i przyśpiewki Slayera
tłumaczę z frankońskiego na podolski 
>>>
DSCN1659d
* W Królewcu*
Zdarzyło się to w Królewcu
Kant prawie to widział
niestety na własne oczy
demonstrując kometa wpadła
pomiędzy ciernie
głowy nic nie warte zatopiono w jeziorku
szyba brzęknęła rozbita
księżyc to był zrobił
wdzierając się do wnętrza bajorka
Królewiec zadowolił się morzem
milutki filozof pogłaskał
warkocz tejże komety
co zamierzała szyć już sztandary
ludzie wchodzili na statki
nie wielkie dla samej ryby
ryby nie tak bałtyckiej
jak pozbawionej siły
po latach przelatywały bombowce
tych, co to umieją latać
senne ich oczy zawiodły
spadły na idei stos
mój ty Kancie zastygły
czemuż nie wyciąłeś z logiki kart
głodujących dzieci Afryki
głodujących lat dwieście
a potem była Peczenga
Dniepropietrowsk i Ural
potem była Workuta, Kołyma, Magadan
Kancie, Kancie kosmiczny
dlaczegoż właził na wieżę
dzieci płoszyłeś, śpiewałeś jak kot
ja carowałem już w niebie
widząc cię jak dojną krowę
cmokałem łysiejąc z wolna
za praczką się oglądałem
lecz tylko Katarzyna była oddolna
na samą myśl dziś startuję z samolotami
z Peczengi
na samą myśl dziś wydaję
przez ciebie krocie mitręgi
bo Belzebub jest zawrotny
przez wieki idzie jak brudas
co to każdemu pachnie
gdy upity bzdur nastula
rzucanie młotem powtórzę
choć nie Thor mi na imię
rzucę nawet oszczepem i sierpem
przelecę się na strzale jakiejś
dla dobra jabłek, dla czuwań
logiki w akademiach powącham
logiki czułej
odwrócę się do ćwiczących
wybierając jaskinie gbura
modre usta marksistów
ich krew zsiniała ze złości
tak dobrze chcieli dla biednych
dziś nie pozbierasz ich kości
marnie okute dziś buty
kopią dzieci opuchłe
w Królewcu trzysta tysięcy
przeżartych, żrących, żebrzących
podrapać się po tych skryptach
protestanckie wybiegi rozpoznać
wyruszyć na krzyżową wyprawę
dać się zestrzelić nad Moskwą
mijam Mieriesjewa, niech czołga się
wiem, że dojdzie do gułagu
Rusini uciekają od Rosji
wiem, że nie dadzą rady
kto pomoże głodującym?
na Kubaniu, Kurdom lub Hutu
nie ma Wańki i Wstańki
nie ma Clintona
nie ma też Hermaszewskiego
wylatał całe otręby
całe spodnie pobrudził
dam na zapowiedzi w kościele
dam na wypominki za ludzi
buduj duszę bez KANTA
popatrz z wieży w Królewcu
300 000 ich tu jedzie – pobitych
wokół wciąż w pędzie i w pędzie
świat analityczny…………… alogiczny
>>>
DSCN1089g
* Nanosekunda *
Jego tchnienie, moje poczucie
jakiś zagarnięty, przez ekspansywny wszechświat, skarb
modlitwa w ciszy, napromieniowane łzy
skorzystałem z tej nanosekundy Wielkiego Wybuchu
miłość, a gdzież ona, tylu ludzi się urodziło
i oto jeszcze nie ma dziecka, i oto już jest
puder strząśnięty z akacjowych rzęs
poparty w lustrach, zapomniany po Wybuchu
Sekunda jak kropla, sekunda jak cywilizacja
uciekam od miłości lub raczej uciekałem od miłości
dziś na pewno nie, nie, nie
na niebie sutanna zakrwawiona, płonący las
pomruk polskiego zomowca
na przeciw jakiś wymachujący ogonem stwór
jeszcze lecą petardy, jeszcze lecą ułamki materii
żyje jeszcze poeta Herbert, żyję jeszcze ja
kwiaty jak sputniki, zwierzęta jak meteory
wszystko żyje i chwali Boga
w moich trzewiach uwite gniazdo dla duszy
dusza pływa w wodach płodowych
oby już nigdy nie przesiąknęła alkoholem łzawiącym
oby już nigdy nie tchnęła wieprzowiną haków
wyczyść szczoteczką siódmy krąg serca
odłóż szczoteczkę na półeczkę, odłóż ją
popatrz przez okno, spójrz ponad rogami diabła
nad kapeluszem chochoła zobacz
ulatującą w nieskończoność materię
dusza podchodzi ci do gardła
to twoja ostatnia nanosekunda
>>>
DSCN1632df
* Raj utracony *
Buszuję, żegluję w trawach
goni mnie mały jasnobrązowy wąż
nie jest jadowity
moje serce tęskni do Boga przestrzeni
chciałbym upaść do jego stóp
spojrzeć na jego siwą brodę wędrowca z bliska
a on tymczasem zaznacza swą obecność przy mnie
ciałem małej dziewczynki podającej bukiet
kiścią bzu rzuconą w szuwary
nad łącznym stawem
wężem co z pala zszedł
dobuszowałem do spojrzenia na siebie
oto wąż i dziewczynka
i łzy mojego ojca
czas na ważkie decyzje
czas zostawić martwe owady i sterty gazet
czas zostawić łąkę na dobre
czas ukryć się na morzu prawdziwym
>>>
DSCN5884d
* Imię *
Spocony dobiegł do krańca czasów
zemdlał na widok
spocony nacisnął klamkę otworzył drzwi
drżąc cały podniósł głowę
spojrzał i dostrzegł
w ogniu swoje imię
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Już prawie umieram na pustyni rozumu *
Sięgam intelektem po to, co nienazwane
patrzę na obraz Matki Bożej
wytężam wszystkie zmysły
patrzę na obraz Matki Bożej
suche szczegóły mojego rozumu
nienapojone konie bałwochwalstwa
patrzę na obraz Matki Bożej
moje serce nienapełnione i niezaspokojone
patrzę na obraz Matki Bożej
modlitwa otwiera mi rozum
czytam Platona i Machiavellego
patrzę na obraz Matki Bożej
kontempluję głębokie myśli Tomasza
patrzę na obraz Matki Bożej
i gdy już prawie umieram na pustyni rozumu
poruszają się moje usta
w rytm słów Matki Bożej
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Lewiatan opadł *
Zdrzemnąłem się na plaży
skorzystał na tym zmutowany lewiatan
przygoda podarła na strzępy czuwanie
wiatr uniósł lewiatana
to nie był znak śmierci, choć był czerwony
jak czajnik przeleciał nad rzeczką-prypećką
lewiatan komunistyczny opadł 
na wschodnią Ukrainę
z Helu nad Prypeć za mną
w pysku jak jaskinia trójząb miał
i z jednym okiem
z wielorogiem
majstersztyk antyczny
z tych późnych zjaw Babilonu
czemuż mam zadawać się w środku lata
z powolnym sepleniącym ogórkiem z mułu
nieprzebadanym na wypadek nosicielstwa,
na którym śmierć wystrugała na skórce
– teraźniejszość
degustacja ukraińskich lodów
odpadnięcie z mola na tereny lenne
pale Czerwieni
łabędzie Zamarstynowa
oprócz noworocznych sióstr
czegóż więcej potrzeba do zaproszenia
na kolejny festiwal poszukiwań pohukiwań
Wiatyczów
odsuń pysk lewiatanie
odsuń pysk wstrętny
gdzieś tu był grób
gdzieś tu była kołyska
>>>
DSCN1340bf
* Potomkowie kosmitów obciążonych legitymacjami*
Potomkowie oby dożyli
Potomak przyjmie ich ciała potem
dziś ważą się losy mówiących w suahili
a ja mam grypę po ciosie
Męczą się z wiosną stworzenia
więdną jesienią i cóż
zawsze kreskują po jednym
potem plusują pod prąd
Dziś ładnie, dziś rozpromienia
nas blask pochodni na skale
mając rogi i sznury
możemy trąbić lub wcale
Jeżeli zdmuchną i to, jeżeli poturbują ciebie
ja powiem nic to, ja powiem nic to
śpij, lecz swoje rany
nie pij więcej kumysu
zakop się pod tym miastem
i szturchaj z sensem hołdysów
Koniecznie zagracić muszę komórki
pokrzyżować plany zboczeńcom
rzucić oszczepem w ten Sejm
zanim otorbi nad miarę kangury
Podziękował potomek i poszedł
po lesie włóczyć się juha
zamiast paść mi te owce skromne
co z radosnymi wilkami chcą się kumać
Pędzi wiatr nad Potomakiem
Pontiac mu kłania się fają
Tatanka Yotanka zaklina
a biały ucieka jak zając
Zając ucieka z prawości
zając nie czeka na koniec
tej epopei czerwonej
Czerwona epopeja rozgrywa się
w sercach i sumieniach potomków
kosmitów obciążonych legitymacjami
niebieskokoszulich brzdąców
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Bordowotwarzym*
Skończyłem z tymi tortami
nie rzucam i nie jem niczego
co przypomina pianę
za młodu napatrzyłem się zjazdów
popatrz na skalne kwiaty – rzuciłaś
załapałem, popatrzyłem, skamieniałem
powąchałem – byłaś w cuglach
dotknąłem cię, ruszyłaś z kopyta
przesłanie prawdy, nad Niemnem
rozesłanie kłamstw, nad Moskwą
a my bieżymy żebracy zaświatów
skończyłem z kwestionowaniem zasług
pokurcze niech mają się dobrze
mieć za nic to jeszcze nic
tylko oddawać, oddawać, to coś
kiedyś kwiaty przemówią z nagrobków
zdecyduj się wreszcie staruszku – syknęłaś
obiecałem, cmoknąłem
krawat zaciągnąłem na obcej szyi
krawat beżowy na karminowej koszuli
piana wyszła na usta
a tak od lat chciałem poluźniać
po latach poluźniać wreszcie
dać poluźnienie bordowotwarzym
a tu trach, poleciał tort
kolejny tort na cześć
wykrzywionych gęb
a teraz muszę modlić się za rzecznika
całego w ptysiowo- wuzetkowym cieście
modlić się wreszcie ostatecznie
w piwnicy
na Starym Mieście!
>>>
?????????????????????????????
* Przydałem się w końcu *
Zapomniałeś o mnie
a ja czekałem cierpliwie
i byłem pod tak zwaną ręką
cichutko w kąciku
podjadałem pastę do zębów
wyciskając ją chłodną
na ciepły, drżący język
wcale nie podglądając w tym czasie
nauczycielki zdradzającej
męża, dzieci i wartości
mógłbym opisać skupienie
jakie mi wtedy towarzyszyło
mógłbym strofować mrówki
włażące mi na gołe nogi
opisując zdziwienie
jakie mi wtedy towarzyszyło
mnie odwagi nie zbrakło
siedziałem jak trusia
wiedziałem, że zapalą się światła
wiedziałem, że wcześniej
czy później zapalą się
te reflektory prawdy
a ja opowiem, co widziałem
zawsze byłem pod tak zwaną ręką
skończyłem rajtuzy
skończyłem trampki
bagna zaliczyłem
szczyty zaliczyłem
i urwiska
i przydałem się w końcu
olśnieniu zmysłów wielu
DSCN1700f
* Modre usta ideologów *
Modre usta ideologów
ich krew zsiniała ze złości
tak dobrze chcieli dla biednych
dziś nie pozbierasz ich kości
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Gmach prawdy *
Stwórz miejsce czyste
nieobdarowane ciemnością gwiazdy zła
gmach prawdy
ty wiesz, czego mi trzeba
ja skorzystam z wszystkiego
co nade mną się otworzy
każdego i tego wieczoru
stwórz dla mnie zimę dnia
bym zadrżał na widok słońca
odpieram ataki i wylewy kłamstw
po czym spadam, spadam, spadam
oczekując dna świętości
moje łzy nie mogą mnie zdradzić
nie mogą
wierzę, że czyste obłoki faktów miłości
stworzysz tylko dla mnie
ja poprowadzę tam ludzkość
jak to zrobię jeszcze nie wiem
dla czego ja – tego nie wiem też
lustrzane odbicie złego świata w fotozjawiskach
jakie to przyjemne patrzeć, patrzeć
gmach prawdy taki ogromny
zawsze stał w tym miejscu
zmieniało się jego oświetlenie
nocą przecież
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Serwilizm paszy*
Serwilizm paszy miał skazę antymoskiewską
zdjęto z niego ukute osądy
spławiono Donem o w pół do dziewiątej
meandry paszy były psychologiczne
wpadł w ordę na końską uzdę i skwaśniał
niektórzy napadnięci nie przypuszczali
że to nie Goci ani piloci tylko Rusini
przegnali miśka przegnali w pielesze
serwilizm mlaskającego na modłę tatarską
poczęstowano zatem czudiesną horiłką
na czosnku i końskich gnatach
to nie były gnaty końskie daję głowę –
rzekł eksportowy car, toż to gnaty
nie cygańskie nie pańskie to gnaty zawołżańskie
sąsiednie porohy spieniły się w nędzy
parskał szkielet hucuła nad brodem, nie chciał iść
jaśniał księżyc nad stepem grzyby rosły
w nieskończoność jak drzewa tajg
mędrek z Krakowa przez Zamość dotarł do
Siczy, serca Kozaczyzny i oszczekał
przybyłego Żyda jak Dzieduszycki i Winnicki
lubisz parzyć gnaty – rzekł ten z kicką
potrząsając buńczukiem i łukiem
lubię z kaszą i dziewanną – odrzekł ten
co siedział w turmie przedkomunistycznej
w samej Moskwie carów, ogarów
i groźnych samozwańców
o jej!, dziewczyno, branko ty moja!
paszy nie ma, wina nie ma, łodzie jeno
więc wsiadaj, czekają, Rublew namaluje cię
i na ikonostas
jego bracia w aureolach, nasi bracia tożto
pasza w ordzie bierze co swoje
więc my tymczasem wyzwolimy się cichaczem
pobudujemy miasta nad lochami
i zakotwiczymy na czarnoziemiach i skałach
jak prawdziwi Lędzianie
>>>
DSCN2429a
* O! Rozkolcu! *
Spójrz rozkolcu na tą mątwę
jak mąci wodę
Stalin by jej nie dorównał
w mąceniu na dnie
jak tu koralowo jak na Kremlu
słowo Kreml pochodzi
z dawnego podwodnego język
a
zatop
ion
ych
Scytów
i oznacza czaszkę w przezroczystej wodzie
płynacej ze szkierolądu
jako podmorski prąd 
wulkan z morza był dla słabszych
takich jak Perseusz
dla pozostałych drętwe wody mątw
ty to jesteś chyba konikiem huculskim
podobnym do morskiego
co czyta, co wieczór podrzucone
tek
sty
w telewizyjnych dziennikach
oj!
śśś siczy coś pod kamieniem
a to głębia Rowu Mariańskiego a nie
poroh Dniestru
obok wysp gdzie doszło do wsyp
kozackich
chciałoby się powiedzieć
jam ci sułtan
a
nie
jak ty
rozkolec miękki
albo np
jam ci ostrosz Wipera
a
nie kogut Twardowskiego
co niesie nad stepy
nie dotykając ziemi
a nie
rozkolec jak ty
ja nie mącę
ty mącisz
on oni mącą
w Mullin Rouge śpiewają
a kysz a k
ysz
a pójdziesz ty
maniaku den
miękki jak usta Mariana ze Żnina
suszą się sieci na wantach szkunera
krząta się bosman rybacząc
bosakiem nakłuwa powierzchnię
nie wiedząc
że dno jest tuż tuż
zielone sekwoje rafy
falują pod brzuchem manty
zaskakują Orwella wieprze wostocznyje
które nadziewane melancholią
preparują muzykę
do tańca
w kuchni zmytej świeżo
dzwonią talerze i szklanki
jak zęby rekina
toż to sygnał dla Kozaczyzny
wyruszać na złotoustego syna
miauczą kotki miau miau
ja spowiadam Zosię
zadaję jej dodatkowe pytania
o głębię, rozdennienie, itepe
leżeć rozkolcu leżeć
ty się wzbraniasz a
ja
kupiwszy płetwy w supersamie
rozciągam się tam i siam
w grocie wierzgając nogami
głowę mając w paszczach rekinów
a nogi w atramencie mątw
no i czyja to robota
ta koralowa robota
Stalina
czy
jakiegoś neptunowego syna
od Morza przez porohy do Morza 
>>>
DSCN0856c
* Bank Niestałych Serc *
Znalazłem w wierszach osiemdziesiąt milionów szkieletów zaufań
samych Europejczyków
zadzwoniłem do stryja literata w niebie
– co słychać w kwestii zadłużenia natchnionych w Banku Niestałych Serc?
nie wiem czy dobrze wybrałem numer
dziwny głos w słuchawce wycharczał bez zająknięcia:
wszystko w porządku, zapraszamy ponownie z nowymi przyjaciółmi
oferujemy jeszcze szesnaście innych form niewiernych usług bankowych
a obsługujemy aż do całkowitego wyczerpania
ludzkości
 
* Bank Niestałych Serc *
Znalazłem w wierszach osiemdziesiąt milionów szkieletów zaufań
samych Europejczyków
zadzwoniłem do stryja literata w niebie
– co słychać w kwestii zadłużenia natchnionych w Banku Niestałych Serc?
nie wiem czy dobrze wybrałem numer
dziwny głos w słuchawce wycharczał bez zająknięcia:
wszystko w porządku, zapraszamy ponownie z nowymi przyjaciółmi
oferujemy jeszcze szesnaście innych form niewiernych usług bankowych
a obsługujemy aż do całkowitego wyczerpania
ludzkości
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Droga coraz prostsza, gdy krew tryska z kolan *
Dla mnie to już prosta droga
choćby na kolanach
serce nie chce słuchać chcę się wyprostować
dla mnie te lasy to już drzazgi
mogę podpalać sercem wszystko
dla mnie domy nie istnieją
gdzie wychynęły ze strzech płomienie
mogę tkwić miesiącami w karcerach
gdyż modlitwa nie jest mi obca
chciałbym tak kochać jak zesłańcy
dźwigać wszystkie wyrąbane lasy
jak zesłańcy na plecach
ja na kolanach a na grzbiecie tajga
ja bosy a pod stopami
chłodny beton placu defilad
płoną kraty w oknie
oj dobrze, dobrze
płonie krajobraz nienawiści
płonie dzieciństwo bez marzeń
droga coraz prostsza
gdy krew tryska z kolan
płonie asfalt pierwszomajowy
od drzewc jak zapałki
niech spłonie ta droga do piekła
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Wisła płynie…*
Zdruzgotany po spojrzeniach
za ciemieniem zerka
poniżony w spacerkach
ogłady szuka w partyjkach
zamiast ruchów zaprezentował czołganie
nie jeździł sam na nartach wodnych
spostrzegał ważki nad morzem
lody w kasynie
brody w kinie
na rzece czeskich idoli
jakież muszą być koniki szwejków
skłony prażan
gdy na przedpolach Małopolski
jeszcze dymią forty
zerka zza włosów
jak na jakimś pokazie
opresją zasłania się przed światem
tendencyjnie kusi los w pokoju
zaspokójże swe namiętności
barem czarem skwarem
Wisła płynie pod górę
mleczne bez pulsowania
światła na południe
bociany wstecz
Śmiały na południe
Wawel w górę
zdecydował się dopolszczyć
społłeeczeńństwo
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* W polskiej tajdze*
Poświata w łagrze
księżyc jak ja pada ze zmęczenia
a jednak świeci
śnieg pada na rozbite wojsko
to drzewa padłe pod ciosami
zdrzemnutsa, zdrzemnut..?, achtung!
            Miętlik – świetlik pośród łanów krzyży
            chylą się świerki albo sosny
            chutor został daleko na Ukrainie
            wolni umarli w nim z głodu
            tutaj jest lespromchoz jak to na północy
Poświata na grobach jak czeremcha
małe, zbyt małe buty i ubranie
słoma wszechobecna, słoma
gnijące kołki i darń na głowie
nie uświadczysz tu Lenina
on w rozkładzie gdzie indziej
            Grają w karty strażnicy
            grają o czyjeś zdrowie
            doświadczeni jak żółwie rogate
            pijani czołgają się beznamiętnie
            te cienie w lesie
            to owi byli funkcjonariusze KPPZPRKPZBRrrr..
Mogą to być ćwiczenia
może to być śnieżne piekło
tak, tak to piekło Syberii,
które może się powtórzyć
w każdym polskim lesie zimą
w każdym czasie
zdrzemnutsa, zdrzemnu..?, achtung!
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Uf, jak gorąco! Uf, jak śmierdząco*
Zatrułem się w tych czasach
dymem, pastą, słowem
przez to merkantylne stawanie się, co dzień
mówi Marszałek, mówi zdrajca –
zapatrzyłem się na bijących
zapatrzyłem się na tłukących
z otwartą gębą stoję
naprzeciw walących głową w mur
Uf, jak gorąco, uf, jak śmierdząco
robi to belfer, robi to jakiś jeden ksiądz
robi to robotnik, robi to nawet
chłop z Bieszczad powtarzający
oj k…, oj k…, oj k…..
oni wszyscy trują
się trują głosując w te i we w te
w duszy gra struna smutku
polska dusza przecież
łany się śnią białe jak marmur
a to zima serc, a to zima czynów
bełkot chochoła i rechot czarta
w studniach kawalerii
w partyzanckich studniach
w cembrowinach internowania
szukam elegancji w śpiewie i echu
zaglądam w przezwiska,
które dziś zastąpiły pseudonimy
w tym fetorze zmysłami nie poznasz
kto jest kim?
>>>
DSCN0662s
* Jak szalupa Batorego*
Zacząłem spokojnie tyć
narzekać na zegarki
klęski począwszy ode mnie
skończyły się na kimś tam
zaproszono na klęski cały naród
przyjęto zaproszenie na klęski
wystraszeni bracia
po cóż ta mata
po cóż ta wataha
po cóż nóż
Zacząłem porządnie tyć
wierzgać językiem i mleć
w ciszy reaktora
pod stogiem siana
ja polna mysz
a kysz, a kysz
Z drewutni wyszedłem  z naręczem
zapamiętałem naręcza
pokłóciłem się o drzewa
jabłka i obierki
z niańkami
Konieczny był skok
na koronę Polaków
co go to obchodzi? – mówili
co go obchodzi patriotyzm? – mówili
a ja tyję a oni nie
ja tyję z powodu gazet
ja wyprawiam się
na wieloryby partyjne
po przygodę i tran dla dzieci
już sam jeden
jak szalupa Batorego,
który zatonął
>>>
DSCN0464c
*Wezuwiusz dla Europy*
Zdobyłem ostrogi czasu
jak Wezuwiusz dymię od czasu do czasu
trzymam pikę w kanale
jak Wezuwiusz mam za plecami wiedzę głębin
węże krnąbrne wygrzewają się
na stolikach żłobionych przez lawę
zbrojną rękawicą na odlew w lej
a jak strzepnąć czapę Wezuwiusza
to na Europę leci czad
są tacy, co bez broni zaglądają
w oczy smoka i ptaka śmierci wraz
erupcja tradycji z kraju Eneasza
Cyklop Wezuwiusz macha do mnie ręką
po co śmiga biały ptak nad kraterem,
który przykryłem tarczą Jozuego
nie zmąci spokoju kwiat
na stokach ostrych z żużlu
czołgam się w zbroi przepasany kirem
jak nie ja to ktoś inny
odetka ten komin dla prawdy
z głębin
>>>
DSCN2026f
*Priap Polski – 1996*
Zmuszony do porwania się na Troję
ze słusznym gniewem bez najmniejszej racji
popędził Agamemnon, popędził Achilles,
rozgardiasz zrobili pod wrogimi murami, że hej!
On stał na murach, on ogłosił się Priamem
zszedł na dziedziniec zamku, włączył się w biesiadę
on miał być Priamem, a został tylko Polski Priapem
lecz nawet złodziei nie odstraszył
to jak miał zatrzymać falangi Jaruzelskiego
złóżmy mu w ofierze …aferze… jurnego
OSŁA WYBORCZEGO
 
*Ofiara dla Priapa*
Zmuszony do porwania się na Troję
ze słusznym gniewem bez najmniejszych racji
popędził Agamemnon, popędził Achilles
rozgardiasz zrobili pod wrogimi murami, że hej!
On stanął na murach, on ogłosił się Priamem
zszedł na dziedziniec miasta, włączył się w biesiadę
i pląsy wokół jakiegoś monstrum obcego.
Miał być Priamem, a okazał się tylko Polski Priapem
lecz nawet złodziei nie odstraszył
to jak miał zatrzymać falangi Jaruzelskiego
złóżmy mu w ofierze …aferze… jurnego
OSŁA WYBORCZEGO
>>>
 

1997

 
?????????????????????????????
* Króle witają *
Jego cygaro
posłuszne w ustach
między wargami
stworzony na obraz
wojska Czeczenii
skała nad oceanem
Montserrat
Mołdowa
Mediacje
Monter jak Monster
Jej usta czekają na świt
stworzenie kuleje w lesie
pod obstrzałem
iluminacje sylwestrowe
w Krakowie
Gandhiego
odwieczny konflikt osła
ze słoniem
badacze pisma utknęli w Warszawie
zanosiło się na lancz
ale cygaro spłonęło
Można było się piąć
dopalać leniwie
lecz stało się inaczej
Jego usta rozchyliły się bardziej
cygaro wpadło w gardziel
dziwne to jak tanki na ulicach Delhi
gąsienice jak mszyce
nie do jedzenia a nie święte
za tym pustym dzbanem
nie ma miejsca na wyrzeczenie
korzystne decyzje
terminatorów w Polsce
Jej usta rozchylają się namiętnie
bo styczeń ma na głowie
a tu zdecydowanie wolą blondynki
kuchtę na gałązce rozmarynu
jak ptaszek zmarznięty
i cygara
Orkiestry już grają a króle witają
ale to królowie już niekomunistyczni
z cygarami
jakby trochę kapitalistyczni?
>>>
??????????
* Poświata *
Poświata na parapecie
skoligacone wróble też
dokarmiam je, czym mam
skórką chleba, igliwiem
ścieka z serca poświata
wypływa za okno na gzyms
dlaczego mam być radosny?
i dlaczego wyprzedawać krzyże?
dzisiaj skarżą się na księży
bo śnieg depczą w zimie
i choć dynamicznie rozwija się lebioda
w środku stycznia
to wróble nie chcą jej jeść
mili milusińscy milionami szczękają w sejmach
straszą wróble nabici na kołki
poświata zmienia ich
w wilkołaki łase na wszystko
a moje wróble stęchnięte
dziobią serce świtem jęczące
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Jestem niewierzący i nieczuły *
Niech mi nikt nie mówi, że nie ma Boga Ojca
nigdy nie uwierzę, że wszystkim jest
Wszechświat i Przyroda
jestem na to zbyt cwany i podejrzliwy!
 
Niech mi nikt nie mówi, że nie było i nie ma Jezusa
albo, że Jezus to healer
kontaktujący się z Wyższą Energią
Nigdy nie uwierzę, że świętość to
aura ludzka, czyli promieniowanie ciała
w formie mglistej poświaty
już jedna Wyższa Energia okazała się
zaledwie – Dynamem Moskwa!
 
Niech mi nikt nie mówi, że nie ma Ducha Świętego
jakoś nie odczuwam mimo wszystko we Mszy świętej
BIOENERGOTERAPII
choć dreszcze i mrowienia czasem, fakt!
>>>
DSCN3002f
* By i oni nie odlecieli *
Moje proste słowa odleciały jak śpiewające ptaki
do ciepłych krajów
teraz kraczą czarne gawrony na podwórku
targają skórę słoniny, kłócąc się o nią
nie mogę zrozumieć żałobnych tych dźwięków
wydobywanych z omszałych cembrowin czasu
Moje proste słowa skrzypią jak rozeschnięte żurawie
przy zasypanych studniach
i dziadkowie odfrunęli stąd jak ptaki
i stryjkowie na latających dywanach
zabrali stąd spiekotę, kurz polnych dróg
i podążyli zawczasu na południe
Moje proste słowa wyruszyły przez winnice
do bogatych w perkal miast śródziemnomorskich
na zasypanym śniegiem podwórku
chłopcy siadają na ławce jak na koniu
spluwają bluźnią rysują swoje graffiti na ścianie bloku
bluźnią przemocą przesłań
bluźnią spojrzeniami na obcych
zaczynam się modlić tak jak potrafię
snami, przeliterowaniami, westchnieniami
by i oni nie zamienili się w słowa
i nie odlecieli
 
* By i oni nie odlecieli *
Moje proste słowa odleciały
jak śpiewające ptaki do ciepłych krajów
teraz kraczą czarne gawrony na podwórku
targają skórę słoniny, kłócąc się o nią
nie mogę zrozumieć żałobnych tych dźwięków
wydobywanych z omszałych cembrowin czasu
Moje proste słowa skrzypią jak rozeschnięte żurawie
przy zasypanych studniach
i dziadkowie odfrunęli stąd jak ptaki
i stryjkowie takoż na latających dywanach
zabrali stąd spiekotę, kurz polnych dróg
i podążyli zawczasu ku pradawnym ogrodom
nawet echo nie woła już w cembrowinach
Moje proste słowa wyruszyły przez wirtualne winnice
do bogatych w perkal i mirrę miast śródziemnomorskich
na zasypanym śniegiem polskim podwórku
chłopcy siadają na ławce jak na koniu
spluwają, bluźnią, rysują swoje graffiti na ścianie bloku
bluźnią przemocą ojczystych przesłań
bluźnią wrogimi spojrzeniami na obcych i siebie
zaczynam się modlić tak jak potrafię
przeliterowaniami, westchnieniami, snami
by i oni nie zamienili się w moje słowa proste
i też nie odlecieli stąd
>>>
??????????????????????
* A bracie fakty *
Zwierzchnik piekieł zapytał karłowatego namiestnika
czy wiesz, że nadymanie pochwał jest skuteczne?
owszem, wiem – ten mu na to
to twórz fakty dokonane zanim Michał zejdzie z pomnika
po prostu puszczaj je jak latawce i dmuchawce
ten zaczął pompować, nadmuchiwać, rozdmuchiwać
i tak to bywa do dzisiaj w krajach
postskandynawskich zaliczanych do średnio-
zamożnych arbuzowato-konfesyjnych
pneumatyczno-mniemanych imperiów
>>>
DSCN3055d
* Seplenimy ze wstydu *
Pod Twoją obronę uciekamy się
co wieczór
ciężko jest nie seplenić
uklęknąć jak należy
i nie ziewać w kierunku pełni księżyca
Pod Twoją obronę uciekamy się
myślami krążymy po kontynentach
szukamy objawień tylko dla nas
i wciąż stukamy, pukamy, wiercimy dziurę w czymś
Pod Twoją obronę uciekamy się
obrazy mając w sercu
myślami opływamy wyspy naszych grzechów
wczorajszych, zamierzchłych
i seplenimy, seplenimy coś ….ze wstydu
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Cmentarz jest dla świętych*
Czy strach zgromadził nas czy wiara?
oto pytanie Hamleta
demony idą z nami na spacer
demony idą z nami na zebranie
czy widzidzie je wszyscy?
ja nie wiem
ja chcę zostawić je na cmentarzu
lecz cmentarz jest przecież dla świętych
chcę zostawić je w urzędach
i to mi się dopiero udaje
stają potem z daleka w pozach zatroskanych o ludzkość
lecz tylko ja widzę je w wyrazistych kolorach
zgromadzeni w imię Jezusa
czasem wątpimy strachem
czy tylko ja widzę demony w kolorach?
o dziwo nie boję się ich wcale
cmentarz jest przecież dla świętych
cmentarz jest przecież dla mnie i ciebie
opuśćmy urzędy – idźmy na cmentarze
 
* Cmentarz jest dla świętych*
Czy strach zgromadził nas czy wiara?
oto pytanie Hamleta
demony idą z nami na spacer
demony idą z nami na zebranie
czy widzidzie je wszyscy?
ja widzę
ja chcę zostawić je na cmentarzu
lecz cmentarz jest przecież dla świętych
chcę zostawić je w urzędach
i to mi się dopiero udaje
stają potem z daleka w pozach zatroskanych o ludzkość
lecz tylko ja widzę je w wyrazistych kolorach
zgromadzeni w imię Jezusa
czasem wątpimy strachem
czy tylko ja widzę demony w kolorach?
o dziwo nie boję się ich wcale
cmentarz jest przecież dla świętych
cmentarz jest przecież dla mnie i ciebie
opuśćmy urzędy – idźmy na cmentarze
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Zieloność w Bieszczadach *
Melduję w ziemniakach
tu miedza tam miedza
obieram ogórki
zieloność w Bieszczadach
obierki delikatne obierki
lecą z Tarnicy
nacieram na kruki ukryte
pod skalnym szczytem Krzemienia
to przyszli przywódcy partyjni
więziony w Kalnicy
obrywam kupony
obrywam pagony
spadają deski z kościelnych wież
łapać składać sklejać
jak kuglarz poniemiecki więziony w namiocie
ze smyczy spuszczony wilk
zakąszam chleb z mielonką
cały czas słyszę nad Soliną
warkot czołgów jak motorówek
banderowiec a może zwyczajny chłop
bratanek Bojko czy brat Bolko
wita czyta częstuje puszcza oko
pijemy w leśniczówce jak krewni
nie ma zacieśniania kręgów wokół serca
przez tych, którym się wierzy
nie ma obaw, gdy wykonuje się
rozkazy dla wyższych celów
ryzykując nawet śmierć z ręki brata
>>>
DSCN6147a
* Spulchnianie w kosmosie *
Lepiszcze statku kosmicznego
z pierza jest
moment przed startem, gotowość najwyższa
zdecydowani na wszystko na kosmodromie
mleko na do wiedzenia
ona jest na tyle duża żeby płakać
na piersi krzyżyk
pióra sięgają do ramion
opadają nawet na plecy
grzyb na górze będącej półwyspem
czyta robot – robot czyta książkę
mewa to pewny symbol polotu
wolność pośród pobierania
Spulchniamy meteoryty
tam gdzieś na podniebnej podłodze
dojeżdżam, serce matowieje
tam gdzieś wybieram się – docieram
o tak, tak jest to możliwe
step płowieje pod wpływem ognia
z ogona rakiety wydobywającego się
mogę stwierdzić, ocenić, poczuć
za jedno
ryję w komecie, nakłuwam planetoidę
skumuluję ból i zgaszę nim
samo słońce
czy to możliwe na starcie?
płonąć można
spłonąć można
drętwe kwanty nie pozwalają
poszaleć
ducha ratuj, nie startuj
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
*Na kośnych łąkach*
Motywuję siebie samego
chlebem powszednim
słucham serca jak nigdy
patrzę na obcych bez obrzydzenia
ultras, contras, hools
to też baranki boże
częstuję ich papierosami
których sam nie palę
kwitnie palma na stadionie
podlewam ją z mojego balkonu
dosięgam ją strumieniem z węża
Peregrynują moje modlitwy
wiem, że zdążą na czas
w tłumie ludzi pogryzam bułkę
bez pasztetu i marmolady
studiuję wycieki mózgowe
nie denerwuję się z powodu
nieznośnych pomówień
tak chciałbym nie odpłacać
marmoladą za pasztet
Jeszcze dziś modlitwy peregrynują
kośne łąki na wzgórzach czekają
ja z pasterzem i plemieniem
idę drogą chleba
na końcu wloką się malkontenci
kocham ich
jak marmoladę
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Właścicielki oczu czarnych *
Pomyślałeś o wychowawczyni
w sposób, który przyprawić mógł ją o rumieniec
gdybyś wtedy na nią spojrzał?
Z internetowym adresem wyszedłeś do niej
nie tak znowu wiele, ale jednak starszej
zaprosiłeś do przeżywania ukrytych miłości
na ekranie wspomnień – nie – snów
Sen nie ziści się nigdy
nawet, gdy ptak z wiosny zaśpiewa
a ona rozpozna w nim ciebie
popatrzy ci w oczy głęboko jak nigdy
o wiele za dużo cielesności
romantyczności – nie – erotyki
Zerkała na ciebie w przedszkolu
twoje ja zagoniła znienacka
w kozi róg w otchłani źrenic
przyprawiła cię o rumieniec spojrzeniem
Skala uczuć kosmiczna
za oddalającą się kometą
pomknęły wstydliwe westchnienia
do właścicielek oczu czarnych
jednej wschodzącej drugiej zachodzącej
wespół wychowującej – wychowywanej
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
*Do domu gdzieś poza Ziemią*
Pomyśl chłopcze o wystrzelonych na Księżyc
gdzie ci się śpieszy – ilu z nich
tak naprawdę wróciło?
marzysz o mieszkanku małym spokojnym
na Manhattanie Trytona
ale zważ na jedno
jacyś bogowie może tam i są, ale  spokoju nie ma
stamtąd wracają tylko niewolnicy
a i credo powracających –
pozostać na zawsze na Ziemi
meandry kosmosu przyciągają cię
jak delta każdej rzeki muł
przemierzając ją statkiem rozumu
widziałeś ptaki na falach
owce pijące z brzegu wodę
krowy wylegujące się nad brzegiem
kąpiących się w nurtach niebezpiecznych
dusza rwie się
w przestworza wolności i miłości
każdy ma takie chwile porywu
twój zegar smutku tyka inteligencją kosmosu
chcesz popędzić za kometą
topniejącą od ziemskiej zazdrości
pomyśl ile czasu musiałbyś mieć
by ją dogonić  – w nicości?
a dusza tęsknoty pełna
zraniona przez złych ludzi
a dusza płacząca wzruszona
widziała Zstępującego z Niebios
posłuchaj duszy – ona chce za nim
w przestworza miłości i wolności
chłopcze, ja wiem, wciąż chcesz
domu gdzieś poza Ziemią
ty o tym nie zapomnisz
bo to miejsce czeka na ciebie
>>>