Archiwum dla Styczeń, 2014

2000-2012

Posted: 01/09/2014 in Wiersze

2000

 
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* O modlitwę Jana Kowalskiego*
Modlitwą i pracą
wizje się tłumaczą
na język Padołu
między Indianami na język Manitou
między jałowcami i kolumnami Edypa
na przesiadywanie w beczkach.
modlitwą pospołu
jak mnogie zastępy bogatą
w aniołów
w ludzi
w zadumanego młodego człowieka
który musi umrzeć
zaraz
pożądania się tłumaczą
w społeczeństwie nastawionym
jak tokarka albo dziennikarz
modlitwa dzierżyć może prym
w środkach przekazu nakazów
w wewnętrznej potrzebie Jana
nie musi zwyciężać Kowalski
pędzący autostradami najszybszym samochodem
na polowanie na dziewczyny
gdy modlić się zacznie nie tylko ustami
spuścić racz Panie odrobinę łez
na Padół, ten Padół w czasie deszczu
niekoniecznie powodzi
niekoniecznie wichru
zwykłego dżdżu
odrobinę łez
z powodu sąsiedzkiego krzywopatrzenia
z powodu pomyłki kosmetyczki
odrodzi się prawdziwa modlitwa wówczas
w każdym Janie Kowalskim
ja akurat jestem w to
wierzący
>>>
*Ararat wybranych*
Jestem na mentalnym zesłaniu z poczucia obowiązku
moje serce wygnało mnie z kraju transcendentalnych przodków
ściskam w dłoni przesłanie Jafeta i idę na wygnanie dobrowolnie
razem z Lotem wędruję z Maszkowic po sól do Bochni
Elamici z Moraw wciąż mi zagrażają, tak jak Amalekici z Komi
Lucice ze Szczecina razem z Prusami z Gdańska
domagają się restytucji pogaństwa
a ja mój lud wyprowadzam z Giecza z wyroków jedynego Pana
nie dam się zwieść, nie dam się zatrzymać, zastraszyć Trzygławom
gdy jeźdźcy Apokalipsy Persowie zniknęli za murami Kremla,
odetchnąłem na krótko
w karczmie grzechu uznanego już powstaje
nowy Attyla, nowy Szela historii
na szczęście dawny Attyla oszczędził Rzym, kto oszczędzi mnie i myśl
muszę uciekać z Sodomy, muszę biec na pomoc obrońcom Syjonu
muszę znów skrzyżować miecz z ludami stepu i morza
muszę wyznać wiarę delt i prorockich gór,
złożyć najdroższą ofiarę, zaginionemu bratu kurhan zbudować
serce wygnane chce powrócić na Ararat, górę narodów,
ale nacji wybranych już nie ma, każdy wizją ze snu walczy sam
 
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
*Wino na Poniatowskim*
Czemu tego nie powiesz… jemu?
jego pies tak łasi się do ławy
lewy tytoń z Bałkanów dał ci
na drogę dzisiaj
a ty kryjesz przed nim konieczność
wycięcia suchych drzew,
które zasadził w młodości
skuteczne korespondencje lotnicze
są pierwowzorem demokracji
kulawa czereśnia spadła z dinozaura
ale na szczęście to nie był
jego dinozaur
jaki chleb, jaki schab, jaki joker?
przeplatane psy przeplatane powroty
no, czemu, czemu, no, czemu
szmaty, butelki i tektura – temu
Polska buduje sobie dom
a niech te żółwie Madagaskaru
wreszcie dojdą do imperium
Ural, jaki Ural?
zimno, jakie zimno?
następna rewolucja Pana Miszki zwali
cokoły i wreszcie skończy nieopłacalną
produkcję suszu i korków z czereśni
szatan pytał się dziś o duszę słabego
nie otrzymał jednoznacznej odpowiedzi
ze strony środowiska trucicieli
zgrzebne banki w paski niebiesko-zielone
kłusownicy eksportujący zasady moralne
i wnyki do puszcz pełnych sitowia
Kierbedź na winie
wino na Poniatowskim
luksusowy temat na wieczór w Bydgoszczy
zapal już tego papierosa
i idź na spotkanie
jego otwarcie kiszek nie jest oczekiwane
przez skrzydlatego
>>>
DSCN0420a
* Moja dzikość ucieka *
Pocałuj tego pająka
w sieci go odnajdź
to zaczarowany pająk
obdarzy cię złotą rybką
korytem i legitymacją
gdy zmieni się w wodza z wąsami
liny, trakcje, przewody
muska je jaskółka wiatru
uciekając od opola do opola
pospiesznie moja dzikość
nurkuje w lata dziecięce
przerażająco
ty nadchodzisz z gór cienia
chcesz do światła
nie widzisz sieci
nie boisz się pająka
>>>
DSCN0556s
Kotwice na wichry epoki Mdlący zapach kotwic wydobytych z mułu stulecia na dnie pozostały czaszki bohaterów, po tamtej stronie epoki ich losy morze wyrzuciło kolor nieba, niepotrzebny wrak statku z napisem „MS Zemsta” na burcie i posągiem pogańskiej bogini wojny na pokładzie i zardzewiałego kapitana z wąsem sumiastym kotwice historii na wichry epoki całe w glonach i omułkach stały się symbolem walki o suwerenność każdego człowieka morza wolności
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
*Marnie się czułem*
Towarzyszyłeś mi w ciemnej kaplicy
pod betonowym baldachimem
postmodernistycznej śmierci
W ciemności przed Twoim Boskim Sercem
wpatrywałem się modlitwą w siebie
w własną marność – cóż za pokuta –
marnie, marnie się czułem
Pokrzepiony prywatnym rozrzewnieniem
podbudowany głazem miłosierdzia
wydobytym z sumienia i wiary
wziąłem na siebie ten przeciążony grzechami kościół
Cały czas czułem na sobie Twój wzrok
tak jak kiedyś znów trzymałeś mnie za rękę
przez czterdzieści lat na Górze Tabor
w tym właśnie kościele
Z tyłu na chórze rozległy się kroki
ktoś otworzył drzwi, zapalił światło
zszedł po schodach na dół
Święty Paweł przeszedł obok mnie
skinął ręką na mnie
powiedziałem – marnie się czuję…
ale powstałem z klęczek
poszedłem za nim do Afuli
>>>
Obraz (154)f 
* Tak i nie *
Maryja znad brzegu Galilei
czyż mogła Bogu samemu powiedzieć – „nie”?
Chrystus znad brzegu pustyni Judzkiej
czyż mógł szatanowi powiedzieć – „tak”?
Czy ja mogę powiedzieć – „tak” lub ”nie”
proboszczowi w czarnym jaguarze
pozującemu do zdjęć przy molo w Sopocie?
Gdy stanę na klifie jerozolimskiej świątyni
przy Jezusie i Maryi
pomacham mu ręką,
przelatującemu obok nas skrzydle spadochronu
by zniknąć za Jordanem
z wykupionym karnetem na sporty ekstremalne
>>>
Obraz (175)f
* Na falach *
Czuję, że duch kołysze się we mnie
jak mewa na falach
wewnętrzne skłonności
zagłębiają się w moje ja
jak grotołaz w jaskinię polską
duch niespokojny polatuje
i siada na falach
nurkuje w odmętach
nawiedza kopalnie podwodne
bryłę węgla lub soli
albo rybę wydobywa
Mój duch karmi się
dwutysiącletnią rybą
żyje prawdziwie to boskie stworzenie
lotne i drapieżne
udając gołąbka pokoju
pozwala mi cieszyć się
wodnym światem błyszczącym w słońcu
za przyczyną samego Boga
rozkołysanym jak ludzkie – „jestem”
>>>
Obraz (140)f
*Czy zauważę, że jestem w Niebie?*
Wybacz Panie moją nieufność
Ty zawsze ulegasz mi
a ja nie zawsze to zauważam
Ty zawsze wysłuchujesz moje prośby
a ja nie zawsze to zauważam
wczoraj kotka powiła młode
na moim strychu
jeszcze ich nie widziałem
wczoraj zakwitła jabłoń na mojej działce
jeszcze w to nie uwierzyłem
zmieniły się pory roku
zmieniły wieki
nawet tysiąclecia
wpatrzony cały czas w kalendarz
nawet tego nie zauważyłem
moim marzeniem jest tulić miłość
jak młode kocięta
wdychać zapach wonnego kwiecia
obcowania z Tobą
ale czy zauważę to, że jestem
już w Niebie?!
>>>
Obraz (108)f
* Opuszczone groby *
Panie, Twój Grób w Jerozolimie
ponad moim grobem
ponad grobem ludzkości
przenosimy, my ludzie, swoje groby
w nowe miejsca bitew
zapełniamy je w nieskończoność
ciałami nieprzyjaciół i ludzi, których kochamy
Twój Grób, Panie, wciąż ten sam
jedyny, u stóp Golgoty
na Miejscu Czaszki Adama
Twój Grób pusty jak grób Adama
cała Jerozolima jest cmentarzem
królów, narodów, państw i mitów
pod jej murami spoczywają
wszyscy herosi od czasów Ewy
w jej Dolinie Jozafata czekają oni na sąd,
na Twój sąd Panie, który jesteś stąd,
tego, którego wykarmiła Kolebka Jezreel
walczącą o trony ludzkość zrównują groby
zabijających w imię religii jednoczy ziemia,
która przyjmuje ich prochy jak zbędne kadzidło
kiedy nastanie pokój pod tym
wciąż czynnym wulkanem cywilizacji,
wtedy nastąpi pokój na Ziemi
Ty schodząc znów z Góry Oliwnej
wejdziesz przez Złotą Bramę do miasta pokoju
mijając w szpalerach salutujące groby
i nas synów człowieczych
błagających o miłosierdzie
błagających wreszcie o jedność w Tobie
rzucających liście palmowe, ścielących płaszcze,
składających dary i kadzących jak zawsze
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Czerwony sztandar *
Wyrwany z koszmaru tuż przed świtem
porwałem się na komunę
po jakiejś pile wchodziłem
by zerwać czerwony sztandar
poraniłem kolana, poraniłem ręce
sztandar splamiła moja krew
i jak śnieg wybielał
ale nadal łopotał dla ludzi
bez nadziei
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
* Słowa wyrwane z kontekstu *
Słowa wyrwane z kontekstu
lecą ponad łąką historii
jak ptaki szybują ponad miastem
osnuwają jak mgła więzienia, pałace i zamki
sadzają szronem na chłodnych marmurach pomników
Słowa wyrwane z kontekstu
wylatują przez okna szpitali
strzelają jak race z trybun stadionów
startują jak rakiety z grobowej ciszy cmentarzy
Słowa wyrwane z kontekstu –
Ratunku! Pomocy!
>>>
DSCN8184d
* Kocham sąsiada *
Porozumiewam się z moim sąsiadem
wyłącznie za pomocą ulotek wyborczych Krzaklewskiego
ja wieszam je na klatce schodowej
on zdziera i targa to w strzępy
ja je wieszam codziennie on je codziennie zrywa
wybrałem się wczoraj na wieczorny różaniec
przed wyjściem zawiesiłem zdjęcie Mariana
w kościele spotkałem sąsiada
obok mnie klęczał i modlił się w skupieniu,
gdy wracał po nabożeństwie znów potargał
ten spłachetek kolorowego kartonu
i rzucił pod moje drzwi
domyśliłem się, że bardziej niż diabła
nienawidzi Solidarności i Mariana
a ja znów rano zawieszę nową ulotkę
bo kocham sąsiada-katolika, bo chcę go uratować
z okropnej paszczy lewiatana Kwaśniewskiego!
>>>
?????????????????????? 
* Hieroglify nienawiści *
Zachód słońca nad koronami drzew
przypomina mi czerwień wzgórz Galilei
lecz tam w oddali nie widać jeziora za lasem,
tylko światła Krakowa
nad lasem, który oglądam z balkonu
nie szybują lotniarze jak nad Górą Tabor,
co najwyżej ledwo dostrzegalne
dusze rozstrzelanych przez Niemców
to one kreślą smugi na niebie jak odrzutowce
białe krechy układają się w krzyże
Galilea podzielona dziś pomiędzy Żydów i Arabów
a moją ziemię najechali przed tygodniem
tym razem Hunowie z koszalińskiego
zadomowili się tu szybko
i spłodzili potomstwo ze Słowinkami,
które wolą żyć niż zostać rozstrzelanymi,
które wolą poniżenie niż skazanie na poniewierkę w Saksonii
przepustkę na sąd ostateczny Słowińców
już rośnie następne pokolenie,
które będzie profanować świątynie
i stawiać gontyny
a na niebie zobaczymy – hieroglify nieufności
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
*Ameba nad Zachętą *
Cień ameby nad Zachętą
animatorka mieni się jak witraż antykościelny
przed ołtarzem całopaleń autorytetów
ołtarzem na cześć Lenina
nikczemny cień ameby
wyliniałej, choć podmalowanej
z kredką na wargach
z leśnej głuszy
z Bitwy pod Grunwaldem
w Muzeum Narodowym Kordian
wymachuje halabardą nad głową afiliantki
halabarda frunie do wyspy magnetycznej
wyrwana z ręki
ścina po drodze przypadkowo głowę Lenina
a wolny kat Jaruzelski przemawia w telewizji
znów w dniu 13 grudnia 2000 roku
Polska Akademia Nauk zastanawia się
nad wnioskami o tytuły naukowe dla byłych esbeków
kobiety odmawiają różaniec
pod kinem „Wanda” w Krakowie
przed premierą filmu o wypaczeniach Chrystusa
po Jaruzelskim występuje w telewizji wściekła krowa
z loży P2 i oskarża Wielki Wschód o skażenie paszy
teatralna kłótnia w rodzinie animatorów
ameba niepolska stoi w Sukiennicach
na dwóch nogach i na jednej ręce
wymachuje pawim piórem jak czapką
śmieje się i rzuca oskarżenia
wprost w Kordiana
oskarżenia przyklejają się do jego twarzy
on stara się je zdziera i odrzucać na bok
jednak bardzo kaleczy tym twarz
niespodziewanie Leszczyński klęka
obok Kościuszki na Rynku
coś szepce mu do ucha
animatorka rzuca macewę i meteoryt,
który leci przez historię
i upada do stóp Karola Wojtyły
nie czyniąc mu krzywdy
w Kalwarii Zebrzydowskiej
Szatan kusi papieża
– daremnie
Szatan kusi naród
– nie nada…
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
*Bankructwo*
Jasne miecze jak rozchlapywana lawa
lecą na miasto
jak spadające gwiazdy nadlatują grzechy
tego stulecia
w strzechy i drewniane dachy
wbijają się płomienne sople
deszcz nieczystości i śmierci niewinnych dzieci
uderza w domy i stajenki
miasteczko pasterzy pogórskich
dosięgają wyroki spóźnione
dzieci widzą koniec świata
swoich rodziców
dzieci przeżywają sprawiedliwość Opatrzności
uświęcają się płonąc w Pompejach Beskidu
wioskę w skansenie spopiela kara
dziś to nie Swarno Chmielnicki ani Ugedej Teleboga
dziś to nie strzały Amora ani miecz Michała
dziś to lecące z nieba jak deszcz
pozostałości sowieckich sputników
i stacji kosmicznych
bankructwo sowietyzmu w sercach
wywołuje ten kataklizm
>>>
 

2001

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Człowiek godzien Matrixa*
Znamię rewolucjonisty na czole
w oczach błysk pioruna
aura wokół niesamowitości
oto wielki człowiek Stalin
 
Jego imię zna cały świat
o nim dzieci śpiewają pieśni
on zna serce człowieka jak nikt
oto wielki człowiek Stalin
 
Wiele uczynił dla ludzkości
wyzwolił ją z odwiecznych okowów
pozwolił śmiało popatrzeć w przyszłość
małym dzieciom darował radość
 
I choć działalność dla ludzkości prowadził pod pseudonimem
możemy odważnie głosić na dachach, że Stalin:
„To nasz Wielki Odwieczny Brat!”
godzien Nagrody Nobla
godzien statuetki Oskara
godzien statuetki Feliksa
godzien statuetki Matrixa
godzien statuetki Urbana
godzien diamentowej spinki
godzien czerwonej gwiazdy z szarfą
godzien szarfy i fartuszka
godzien młota i sierpa
godzien młotka i kielni
godzien ekierki i cyrkla
godzien Orderu Uśmiechu
godzien Medalu Drogi Mlecznej
godzien wszystkich brzęczących medali
godzien nagrody polityka roku w Europie i Azji
godzien nagrody Gospodarza Roku
godzien nagrody Gościa Wyczekiwanego
godzien nagrody Przedsiębiorcy Miasta i Wsi
godzien nagrody sołtysa roku
godzien nagrody kapłana roku
godzien nagrody strażaka roku gaszącego o zmroku
godzien nagrody samorządowca tysiąclecia
godzien nagrody prezydenta tysiąclecia
godzien nagrody stratega milenium
godzien nagrody największego przywódcy ludzkości
godzien nagrody filozofa wszechczasów w całym świecie
godzien nagrody pisarza wszechczasów Pen Club
godzien miana największego społecznika
godzien miana Kosmonauty Uciskanych Zwierząt
godzien Wielkiej Nagrody Leninowskiej
godzien Nagrody Rewolucji i Postępu
godzien Nagrody Kochających Wszelako
godzien Nagrody Niosącego Światło
i wreszcie
godzien Wielkiej Nagrody Stalina
i w końcu
godzien Wielkiej Nagrody Węgrzyna
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
*Moje klaustrofobie*
Moje klaustrofobie w dorzeczu Wisły
okazały się cennym balastem
opadnięcie na dno Narodu
okazało się cennym doświadczeniem
Przybyłem nad tamę, z której zrzucono ciało
Księdza Jerzego
popatrzyłem na błyszczącą wodę rozlaną szeroko,
w której przebywał święty z workiem kamieni przeszłości
moje serce zapałało wiarą i nadzieją
ściśnięte serce nie uroniło krwi
wody mętnej Wisły obmyły moje rany,
które były tymi samymi
tysiącletnimi ranami Narodu
Moje klaustrofobie przy ujściu czasów
okazały się cennym balastem,
który pozwolił mi opaść na dno sumienia
zaryłem w mule grzechu i rozpaczy
i zobaczyłem zmartwychwstałego Chrystusa
w delcie Otchłani
Moje serce zapałało tym samym ogniem Księdza Jerzego
z syczącej wody wydostałem się jak morska torpeda
by poszybować do Warszawy parabolicznym lotem tęsknoty
wyrwany z klatki światowej beznadziei
znalazłem się w milionowym tłumie na Placu Piłsudskiego
naprzeciw krzyża i stuły – kotwicy narodu
Moje klaustrofobie upuszczone na schodach
Saskiej Kępy znowu potoczyły się
w kierunku nadbrzeżnych zarośli nie wytrzymując
presji niebieskiej kopuły nad bohaterskim miastem
wrzuciły w błogosławiony nurt nieśmiertelności
ten sam gejzer znerwicowanej nadziei
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
*Wiosna wolna w negliżu*
Lekki kwietniowy deszczyk
skrapiał czarną dermę
mojej dziurawej tureckiej kurtki,
gdy śledziłem tokujące czajki
na łączce pośród wzgórz
rozczochrane wierzby
wypalone przez młodych pogan
zamiatały niebo naprędce,
gdy mijałem je schodząc do ludzkich siedzib
skowronki – obywatele wiejscy – dzwoniły na nieszpory
jeszcze nie w niebie, jeszcze w gałęziach drzew
pierwszy żonkil w ornym polu eksplodujący jak wulkan
zszokował mnie bardziej niż
skromne mlecze i zawilce na środku błotnistej drogi
jasnozielone przykrótkie listki brzozy
nieśmiałe nastolatki
migocąc zalotnie sprawiły, że odwróciłem wzrok
wstydząc się patrzeć na wiosnę w negliżu
złamałem łodygę zeszłorocznego suchego ostu
raniącego dziewiczość wielkanocnego popołudnia
czystolicej pogórzystości
schodząc w oczerety życiodajnej narodowej rzeki
mając przed sobą komin w Połańcu
musiałem ustąpić drogi motocyklistom
z warkotem wdzierającym się na Yamahach
w ostatni wolny lasek, w ostatni swobodny wąwóz
w ostatni niepokalany zawstydzony krajobraz
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
*Morwa zaczyna szaleć*
Wiatr wieje
leszczyna rozpędza się
morwa zaczyna szaleć
zmierzwione witki wierzby
układają sie w portrety
z okładek winylowych płyt
moja głowa zmęczona porannym bólem
napina się od tęsknoty
tężeje jak cięciwa łuku refleksyjnego
zatrzymana dla światowej energii
strzały miłosnej
nakierowana w kosmos
w wietrze budzą się rude samochody
terkoczące jak cietrzewie i klekoczące jak bociany
ostatnie z epoki przedpoduszkowej
ryby i pluszcze w chmurach
pierwsi górale przytupują pod sklepami
tam gdzie krzątają się jeszcze
roratni sprzątacze i księża
blady księżyc rozpływa się
nad stropami blokowiska
w chmurze gołębi
puszczyk na kominie piekarni
wydaje ostatni ostrzegawczy pisk
robotnicze myszy uciekają gdzie mąka rośnie
zanim słońce wstanie
wiatr wyczesze skwer z papierków po cukierkach
i pozrywa z drzwi plakaty nienawiści
morwa się znów zazieleni w październiku
a moja głowa powróci od morwy do normy
nad gazetą z artykułami o wschodach słońc
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
*Między cierniami*
Nastała światłość świata
widzę lilię między cierniami
w okolicach miasteczka pasterskiego
w drodze na szczyt
pozostawiam smolne szczapy
na swojej ścieżce nadpalonej
jak wątpiące serce
Pan jest w gorejącym krzaku
widzę rozradowaną twarz dziecka
żebrzącego na ulicy miasta,
które buduje pierwszą linię metra
jeśli Pan nie powoła
któż zdoła dojść na szczyt
a to dziecko jest już na szczycie
>>>

2003

DSCN0105d
*Myślenie tobą*
Myślenie tobą
nacinanie brzozowej kory
płócien Renoira
ale tylko do miejsc niezabliźnionej wilgoci
zwijanie na przekrwionym kciuku
prężącego się żagla
z tkaniny twego biodra nazbyt spierzchłej
farbą
zabłąkany w tobie
w dźwięczne mrowisko
grudek
na odwrocie łydki
zwiany z suchą watą przesilenia
dostrzegalny w listopadach świateł
wzbierający
w sypką łachę
przyśnionego tobie ciała
oboje powtórzeni w sobowtórach naszych ust
– niepowtarzalni
wydobyci z ciepłych kropel snu
– niedocieczeni
przygarnięci w popielatej wnęce
– czasu? siebie? snu?
ogarniający wnękę
czasu-siebie-snu
pejzażu serca
>>>
 

2006

DSCN0008f
*Feniks*
Z  niebios
doleciał
na  czas
i  zamknął mi usta
płomieniem sparzył  język
wcześniej
westchnąłem ogniem
i zamilkłem
męki spadły na moje
trzewia
i właśnie wtedy
w zupełnej ciszy
Feniks wzbił się
na  skrzydłach duszy
i poszybował we wnętrzu
ciała
jak w kosmicznej przestrzeni
kryształu wszechświata
do celu  
mojego życia
na skale litej
dotarł
na czas zwątpienia
ognisty język spoczął na mnie
w ostatniej chwili
>>>

2008

DSCN0208d
*Ostrowy serc połączone mostem łaski*
(Wszechczasowe, wszechprzestrzenne pary ostrowów wieczornych)
Dwie odnogi rzeki padające sobie, co pewien czas w objęcia
na pożegnanie na powitanie na pożegnanie
Dwie wielkie stopy Sokratesa smagane wilgotnym wiatrem
pomalowane czerwonym sprayem przez prawnuków Bolesława
Dwie zasuszone gałązki jemioły przywiązane do zielonego przęsła mostu Tumskiego
kołyszące się w takt kroków zakochanych wchodzących na most
Święty Jan Chrzciciel oblewający wodą z muszelki
beanki uczuć niespotykanych
naprzeciw świętej nastoletniej Królowej rozdającej
indeksy, certyfikaty i dyplomy
mężczyznom dzielącym wiek umysłowy przez wiek życia
Ojciec grający na flecie pastuszka
obok swej córki wystukującej rytm na bębenku dawidowym
przycupnięci na ławeczce przy nadbrzeżnej alejce
Narzeczeni kręcący się jak bąk w kajaku na środku rzeki
Siwobrody staruszek z gitarą w ciemnych okularach
grający „Barkę”
Czarnobrody zdezintegrowany aktor bez spadochronu
za to w czarnej pelerynie
przy fontannie Nepomucena uczący się roli na głos
Zakonnice niemymi ustami szepczące rozgrzeszenia
wystraszonym kochankom wieszającym kolejną kłódkę na moście
Transkrypcje Segovii dźwigające na sobie strofy Szekspira
ponad głowami spacerujących katedralnym traktem Bolesławowem
Dwa rzędy nadbrzeżnych latarni
nurkujących za swoim światłem w ciemnobrązowej rzece
Dwaj chłopcy na drugim brzegu rzeki
spotykający się na muzealnej górce
by rzucać gałęzie akacji do aportowania swoim psom
Dwa łabędzie z pokrzykiem tęsknoty
przelatujące szybko nad wyspami
Pięknie uformowany cisowy krzak w biskupim ogrodzie
i dziecięca czapeczka z włóczki kiwająca się na jego gałązkach
w rytm zielono iglastych podrygiwań
Para młoda klęcząca w katedrze
przed świętym Janem Pawłem II udzielającym im ślubu
w kolorowych zonach witraży przepuszczających światło Wschodu
w kierunku kaplic i ołtarzy Zachodu
Polski latarnik i latarnie gazowe
ze swym mistycznym światłem historii kluszczanej
Wieże katedry smagane elektrycznością
pulsujące jak atomowy reaktor
szykującej się do startu w ciemnogranatowe przestworza
Załzawione lekko zmrużone okna Uniwersytetu prawie z iskierkami łez
podglądające stado kaczek przy kolacji żerujących na środku Odry
i szykujących się powoli do chybotliwego snu
na przewalających się szumiących skibach
Rzeczna toń dziewiczego falowania
w której zagłębiają się świetliste słupy miasta
Księżyc pod rękę z gwiazdą wieczorną pojawiający się nagle nad miastem
jak przypomnienie żłóbka, jak wspomnienie Orientu kolebki ludzi i ptaków
sprawiające, że oczy świętych na cokołach zwracają się nagle w jednym kierunku
a ich spojrzenia otulają mężczyznę i kobietę
dotykających w tej czarownej chwili swoich bladych dłoni
Dwa anioły pląsające na ceglanym murze łączącym
taflę wody z ławeczką w biskupim ogrodzie
Dwie gotyckie dusze zachwycone sobą
przelewające się powoli do jednego kielicha wspólnego życia
oraz
cienie poetów i rzemieślników
nawiedzających od tysiąca lat kamienne zaułki
ciągle żywej tumskiej starówki
wyłaniających się z jej duchowego światła
jak na nowo zrodzone nadzieje
>>>

2009

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
*Ty i ja*
Feniks górnych dróg powietrznych
sfrunął wieczorem w centrum
elektrycznych spraw wirtualnego megamiasta
rozsypał iskry, a płomienie
pognały za jego zamiatającym ogonem
 w oknach domów
i na szklanych taflach wieżowców
zatańczyły pomarańczowe wstążeczki
ruch serc i umysłów zamarł na ulicach
zatrzymały się w locie pojazdy powietrzne
twarze milionów zastygły
tylko ty i ja
szliśmy wciąż przed siebie
z odległych od siebie dzielnic
w kamiennej metropolii zatrzymanego czasu
Feniks w kolejnym nawrocie
przeleciał tuż nad naszymi głowami
gdy wyszliśmy na główną ulicę
zobaczyliśmy wreszcie siebie z oddalenia
z płomieniami we włosach
z rozpalonymi oczami
zaczęliśmy biec do siebie
miasto rozsypało się w popiół
gdy padliśmy sobie w ramiona.
zapachniało akantem i mirrą
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
*Transcendentny kwiat*
Transcendentny kwiat
zakwitł w świętojańską noc
pod jasnymi gwiazdami
nagimi symbolami czasu
kwiat rozwinął pierwszy różany płatek
– czerwony – nostalgii i wspomnień
potem wzrósł drugi różany płatek
– żółty – pragnienia i rozdarcia
wreszcie pojawił się trzeci różany płatek
– purpurowy – podróży i namiętności
po chwili uniósł się w górę
płatek pachnącej lilii
– kremowobiały – prawdy i dziewictwa
za nim rozchyliły się nieśmiało dwa jęzorki lilii górskiej
– pomarańczowe, cętkowane – emocji i pieszczoty
a wówczas począł wysuwać czubek noska
płatek lilii pachnącej jak cały Orient
– złoty – poznania i odnalezienia
z dna kwiatu w końcu wychynęło
wiele delikatnych płatków niezapominajek i bławatów
– niebieskich szalenie – jak podróż w górę zmartwychwstałej miłości
by w końcu ukazać się mogły skłębione fale morskie
płatków najrzadszych ziemskich orchidei
– we wszystkich kryształowych kolorach tęczy –
tęsknot, oddania i zjednoczenia
kwiat transcendentny zachwyca
kwiat transcendencji pachnie
kwiat miłości odwiecznej
oddanej ludziom
nieupadłej pomimo grzechu
na zawsze w nim zaklętej jak absolut
wciąż się rozwija
wciąż rodzi nowe kształty, kolory i zapachy
gdy zakochani prawdziwi poza czasem
patrzą sobie w oczy
w kolejną świętojańską noc
>>>
DSCN1353c
*Bicie serca*
Mój anioł zwiastowania powiedział –
popatrz w te dwa nieba,
to twoje przeznaczenie.
zbliżyłem usta do jej ust
potem pocałowałem delikatnie w szyję
musnąłem językiem mleczne guziczki
by rozkosznie przylgnąć do białego łona
i usłyszałem bicie serca
syna
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Postsowieckie nieszpory *
Rozchwiane serce
stary zdezelowany rower
rozkołysane serce łkające
jak pęknięty ze spiżu dzwon
cerkiewka na wzgórzu
z dziurawym dachem
po której zmurszałych ścianach
płyną strugi deszczu
serce ikoną świecącą
w niej
ktoś klęczy
ktoś pozostawił rower
pod drewnianym parkanem
to staruszka przyjechała
z zapadłej wioski
w deszczu rozpaczy
w błocie samotności
wezwana na nieszpory
do ruin swego
postsowieckiego życia
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
*Ktoś powiedział*
Ktoś powiedział –
wzgórza nieutulonego żalu
mlecznej delikatności, której
nie dotknęło wschodzące słońce obłudy
nie spiekło zachodzące słońce zwątpienia
Ktoś powiedział –
piramidy radości
kryjące szczątki ziemskich ograniczeń
Dotknąłem twych piersi
opuszkami palców, wilgotnym językiem
musnąłem łaskoczącymi rzęsami
bladoróżowe drżące kuleczki życia
wtedy nad doliną utulenia
zapłonęła tęcza naszej jedności
my wpatrzeni, zachwyceni
przesunęliśmy spojrzenia w górę
w zenicie odkryliśmy nasze oczy
oddane sobie na zawsze,
wpatrzone w siebie odwiecznie
Ktoś powiedział –
to zakochani nieśmiertelni
nie żałujmy im szczęścia
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
*Lorelei dzowni do mnie co rano*
Lorelei dzowni do mnie co rano
ze swojej skały na Renie
ja odbieram te telefony
coraz to w innych miejscach
a to na Krywaniu Baców i Janosików
a to w Grocie Króla Gór
a to znów na statku Waza
a to w karawanie do Petry
Gdy właśnie byłem na kosmicznej stacji Alfa
dostałem mmsa wstrząsającego
zobaczyłem ją jak szlocha
nad przepaścią pośród burzy
a jej włosy jak warkocze wszystkich komet
wplątane są we wzburzone fale rzeki
zmarłem z przerażenia
Natychmiast zrobiłem słodką fotkę
z wiatrem słonecznym nadlatującym
od strony supernowej królów
i spróbowałem wysłać
mojej nagiej drżącej Lorelei
nie udawało mi się to
traciłem wciąż zasięg
przelatując nad Syberią i Workutą
W sumie to dobrze się stało
jak się okazało po chwili
na mojej fotce była jakaś kometa,
która w powiększeniu jawiła się
ogromną bryłą lodu
a jej warkocz śniegiem białym
na ciemnej stronie komety
widniał wielki czerwony symbol –
skrzyżowany sierp i młot oraz broda starca
Zasnąłem przy próbie skasowania foty
telefon wypadł mi z rąk
a potem z Alfy gdzieś nad Donem
poleciał ku ziemi pomimo braku grawitacji
przestraszony wyciągnąłem moją
kilometrową rękę jak manipulator
nie zdążyłem go złapać
zniknął w atmosferze
odetchnąłem jednak widząc rozbłysk
historyczny krwotok z mózgu cywilizacji
Lecz Lorelei płakała wciąż,
gdyż nie otrzymała odpowiedzi
łzy zmieszały się z wodami powodzi
wir pochwycił cudne kędziory
wezbrany Ren zlitował się nad ukochaną
otoczył ramionami i zaniósł daleko
opadła na dno Oceanu
tam spotkaliśmy się i utulili
w łodzi podwodnej Kapitana Nemo
>>>
DSCN0051d
*Dzieciństwo ostateczne *
Samolociki na gumkę
nielatające dzieciństwo
odpustowe śmigiełka z blachy
wypuszczane ze skręconego drucika
raniące palce jak żyletki
dzieciństwo krwawiące
rozsypujące się piaskowe babki
nad brzegiem królowej rzek
dzieciństwo upokorzone
zachowanie na przedszkolnej scenie
dzieciństwo nieporadne
wigwamy z koca i strzelanie do ptaków
ognisko rozpalone przy ścianie domu
dzieciństwo zbuntowane
zakochanie w dziewczynce,
która stała się na zawsze aniołem
skaleczonej duszy
dzieciństwo ostateczne
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
*Dziewczyny z Karyai*
Dziewczyny z Karyai
powróciły w wizjach retrospekcji
dojrzałego mężczyzny,
który zasnął na plakacie pożądania
leżącym na moście
wciąż pijany miłością nie dowlókł się
do zarośniętego dziki winem
domu samotności duchowej
ułożył się do snu na szczątkach serca
zerwanego z ogłoszeniowego słupa
rzuconego dramatycznym porywem wiatru
na środek dwudziestowiecznego mostu
zdobnego w pylony egipskich i babilońskich świątyń
i posągi boginek płodności
samochody i tramwaje omijały
truchło zakochanego władcy snów
anioły stanęły w locie nad nim na rozkaz
mędrcy z magistratu przyszli wręczyć nakaz
on otworzył nagle oczy i wszystko zniknęło
poza jedną niebieskooką dziewczyną
dotykającą spracowaną dłonią jego policzka
>>>

2010

 
 OLYMPUS DIGITAL CAMERA
*Książę zasnął tam w dole*
We śnie czy w marzeniach?
Książę sam już dziś nie wie
widział ją w kosmicznym świetle Drogi Mlecznej
była jego Różą, lecz białą jak lilia
nie była królewną a nawet księżniczką
jak męczennica spięta i czysta
dzieckiem przystępującym do Pierwszej Komunii Świętej
i Chrztu jednocześnie
była Panną Młodą w bielutkiej sukni do ziemi
lecz Książę nie dostrzegł bucików
nawet jednego pantofelka, ach bosa dziewczynka
przestępująca niecierpliwie z nogi na nogę
Książę wytężał wzrok by lepiej ją dojrzeć
by rozpoznać rysy jej twarzy
lecz delikatny obłok zasłonił mu ją –
co więcej, w oczach dym
nie dawał się spłukać łzami tęsknoty
i Książę stał się niewidomy
– do czasu – zagrzmiał nad nim głos Archanioła
a dziewczynka już żywa,
oto z ławeczki się podniosła, gdzie była przycupnęła
cichutko przeczekała tu w kolejce wiek cały
zarzuciła na plecy różowy plecaczek z misiem
kryjący wiele niebieskich skarbów
spakowany na drogę przez samego anioła,
lekko podbiegła do diamentowych wrót miłości i życia
przymierzając swoje ziemskie ciało
zmieniła się cała w słuch
zerkając w zieloną przepaść za progiem,
gdy Książę zasnął tam w dole
ona usłyszała nareszcie jak Jezus
wymówił głośno jej imię
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
*Rozstanie róży*
Samotna herbaciana róża
biegnie radosna przez asfaltowe ścieżki
miejskiego parku
skulonego w drzemce styczniowej szadzi
trąca każdą z rozespanych latarni
wychylającą głowę z ciemności
zmieniając kolor ich księżycowy
na złoto-pomarańczowy
za sobą zostawia niecodzienną aurę
nieśmiertelności i kuszącej nadziei
herbaciana róża napełnia park
uniesieniem miłosnym przeżytego rozstania
niosąc na płatkach zapach ukochanego.
z jej rozchylonego serduszka
wylatują świetliki słodkich pocałunków
a w środku zimy na klombach tuż po północy
wyrasta dla nich bursztynowe kwiecie
by mogły podzielić się czułością, która nie przeminie.
złociście rozmarzona
przysiada na ławeczkach wspomnień
i wtedy śnieg przestaje padać na kwiaty
a wprost ze snów zakochanych
przylatują ptaki i pszczoły
natchniona słucha ich powtarzających
jak echo bezdomne
słowa szeptane tylko dla niej
jeszcze sekundę temu
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Wiele serc
Wiele uczuć spłonęło tego lata
w pożarach rzek
wiele serc spopielało
w smogu namiętności
oczy widzącego są jak gwiazdy
gwiazdy patriotów zabitych nieludzko
ręce wyciągnięte z potrzasku
ku światłości
usta nieme otwarte
gdy miecz przeszywa miłość
wielu ludzi zwątpiło tej jesieni w przemijanie
uszy słyszące są jak dęby święte
wsłuchane w modlitwy
szepty pomordowanych
w Smoleńsku
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
*Alchemia nieba*
Spojrzałem w niebo
a tam, nade mną
wielka srebrno-zielona pastylka
z dodatkiem arszeniku
jakiś cień przemknął obok mnie
góra zadrgała na horyzoncie
poczęła się wznosić wyżej
na tle wielkiego zmysłowego oka nocy,
to rósł wulkan
zrodzony w noc dziecka
pastylka na niebie pomarańczowiała
gdy zapach światła gorącej lawy
zbliżał się do zmaterializowanego smaku mięty i szafranu
wtedy wielki kreator snów
zakręcił światem
ze snów wypadła dziewczyna
wprost w moje ramiona
już jej pierwszy pocałunek
był odtrutką i antidotum
które uratowało moje dogorywające sczerniałe serce
wulkan eksplodował
lawa zalała księżyc strachu i uprzedzenia
i srebro zmieniło się w złoto
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
 *Polska*
Trzynastego po południu pada deszcz
leżę na tapczanie zbity aurą jak pies
wymoczony w martwej solance okna
w gwarnym bloku szepty ludzkie
 ujadanie psów polskich
zza ściany dolatują dźwięki marsza żałobnego
spiker w telewizji wypowiada imiona i nazwiska
w różnych odstępach czasu
zegar odpowiada – amen
dziecko gdzieś na parterze kłóci się z matką
zegar dopowiada – amen
lepka krew sączy się na szare płytki
ze szpar w drzwiach lodówki
stopy pieką, w głowie szum wiatru
katyńska mgła spowija blokowisko
deszcz bębni o blaszane parapety
stuka w cembrowiny głów i parasole
kolejne nazwisko i  imię
rozdziera mgłę
na latarni nagle rozśpiewał się kos
Jezus otwiera oczy
na karcie ściennego kalendarza Radia Maryja
ze starej tapety patrzy i nasłuchuje – Kwiecień 2010
kolejne nazwisko i imię wypowiada spiker za ścianą
katyńska mgła wczołgała się już do mieszkania
krew powoli przepływa z kuchni do pokoju
nagle rozjaśnia się aureola wokół głowy Jezusa
jedna ręka cała w strzępach
porusza się by wskazać serce w cierniach
druga powoli unosi się w górę
prostują się palce
złocisty płaszcz wypełnia się czerwienią
a królewska tunika bieleje jak śnieg
Jezus wypowiada słowo – Polska!
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
*Nie rozdziobią nas kruki i wrony*
Obudzony dudnieniem głuchym stukaniem
pomyślałem w chwili świadomości –
moje serce bije ciepłą miłością
skowyt mroźnego wiatru nakłonił ucho
ku Męce Ukrzyżowanego w spiekocie
jak wielkopiątkowe drewniane kołatki
echem rozległo się nawoływanie
w katakumbach grzechu w jaskini usprawiedliwienia
w duszy skutej mrozem
otworzywszy oczy zobaczyłem naprzeciw siebie
wielkie czarne ptaki kołyszące się
na balustradzie balkonu za oknem
niezgrabnie jak chochoły narodowe
tracące równowagę w porywach styczniowej zamieci
podszedłem bliżej do balkonowych drzwi
lecz nie wystraszyłem ptaków
wielkich jak sępy lub orły
z tupotem twardych łap
ze zgrzytem szponów po metalowej oblodzonej barierce
buńczuczna horda najeźdźców
przysuwała się do karmika sikorek
carsko-asyryjska sotnia schodziła w dół
okraczając linki suszarki na pranie
by skraść ziarna lichym ptaszkom polskiej demokracji
stojąc tuż za szybą mogłem
z bliska dostrzec tę ohydę
panoszącą się nad polskim żłóbkiem
odwieczne wojska Babilonu, czarne zagony Rosji
nie zatrzymały się za oknem
przeniknąwszy przez szybę obsiadły mnie całego
jak w scenach z horrorów wczepiły się w pidżamę i ciało
szybkim uderzeniem dzioba ptaszysko
rozpłatało moją pierś i wbiło głęboko w serce
zakrzywiony kieł czasu, dziób krwawej historii,
katyńsko-wołyński miecz pogromu
wtedy jak piorun z jądra bólu okrutnego
z jestestwa myśli męczeńskiej
idea uderzyła w mózg
uczucie zmienione w jaźń
i zajaśniał sztandar świadomości i napis –
nie, nie, nie –
nie pognębią, nie zabiją nas
nie rozdziobią nas nigdy… tak jak WRONA

2011

 
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
*Poematy dla pszczół*
Miłosierdzie i miłość w jej zapachu
prawda i sumienie w jej przeznaczeniu
wijące się zorze dusz jak bukiety
jej kwiaty kwitną
jej łąki zachwycają
owady ze snu letnich łąk
ptaki kolorowych krajobrazów
i płowa zwierzyna wylęknień
jej bladość jak lilii
jej rumieńce jak róż
z błękitu wypadają pokręcone
stwory chmur i przeskakują
most tęczy tam wysoko
nad głową zadartą do góry
droga, pastwisko i atelier artysty
na chmurach siedzą skrybowie cierpliwi
balonami nadlatują jak motyle
baletmistrze realistycznych poematów
by nad kolorową doliną
rozpinać parasol idei
w miłości i miłosierdziu
dla pszczół
strażniczek kruchego życia
w światłości
>>>
Obraz (92)df
*Ucho igielne*
Schodziłem z Góry Oliwnej
trzymając za ręce dwie kobiety
ja wracający z Betanii w zielonej tunice
one w białych powłóczystych sukniach
z Meah Shearim i Ein Karem
ich błękit i ich czerwień były naturalne
żółty pył drogi i szary kurz na grobach
złoto świeciło nad nami sztuczne
Archanioły i ludzie
witali mnie jak nawróconego Heroda
mój smutek dźwigany na kiju kurczył się,
gdy zbliżałem się do Złotej Bramy
osiołek przyprowadzony przez czarnego islamistę
zastąpił mi drogę
dziwny osiołek, który pod derką
był obwiązany pasem szachida
a z boku miał wiązkę siana
puściłem ręce kobiet i wsiadłem na to bydlę
ująłem gałązkę palmy w dłoń
w tę, na której miałem kardynalską rękawiczkę
i skierowałem się do Złotej Bramy
ludzie zgromadzeni wokół murów Jerozolimy
rzucili się do panicznej ucieczki
z Doliny Gehenny na pastwiska Scopus
głosy trąb zagrzmiały metalicznie na Wzgórzu Świątynnym
słyszalne nawet podczas huku eksplozji
gałązka palmy nagle stała się kałasznikowem
Złota Brama zamieniła się
w ucho igielne dwudziestego pierwszego wieku
>>>
DSCN5168 (2)d
*Łut świąt*
Po tańcu śmierci
zapracował elewator miłości
na zakończenie płaczu
zwanego jesienią
onomato wiatrem
peistycznie splinem chorych na pojedynczość
podbiegliśmy pod choinki
wczołgaliśmy się pod żłóbki
zakryliśmy się sianem
zamaskowali bydłem       
skuleni w kątach strachów
w pobudowanych wytrwale piramidach
labiryntach dni minionych
wspomnień umarłych
załzawione tęsknoty wtórują duszom naszym
zawodzą z nami znicze niedoczekań
i gdy rozbłysk kosmiczny znika w piachu
wzbudza ognisty grzyb pustynnych namiętności,
co wznosi się aż do komunikacyjnych satelitów Ziemi
łącza niewidzialne wypełniają się słowami
rozgrzewają się świątecznymi bajkami
a szepty stuleci szepty miliardów
od czasu Adama bez żebra
mieszają ukorzenia, spopielają nadętości
dzwonią bezbronnością
na to nam przyszło
na pierwszy Dzień miłości
tyciej tylutkiej
jak pierwsza cząstka materii Wielkiego Wybuchu
bozon myśli łut słowa ciut światła
łut świąt
ciut przebaczenia i nadziei
supernowa uśmiechu
>>>
DSCN1579f
* Garść światła*
Garść światła
garść wody górskiej
garść chłodnych iskier
z wnętrza Giewontu
zaczerpniętych w Dolinie Strążyskiej
Garść światła
garść lawy
z islandzkiego wulkanu
z mistycznej kuźni greckiego boga
Europy
tego, który stał się legendą
za życia
zamienił się z prawdą miejscami
był od początku Achajów i Dorów
mitem
Garść światła
garść jasnych włosów
w których igra zalotna miłość
uniesionych w zachwycie
do ust drżących w ciemności
Garść światła
garść spojrzeń przemieniających duszę
przemieniających świat
z zaprzeczenia świata w miłość
młodzieńca, co płonie
mężczyzny, co cierpi
Garść światła
garść gwiazd wirujących
z serca Mlecznej Drogi
wyrwanych
jak krople myśli samego Stwórcy
rozsypane
scalające się
Garść światła
garść dobrych uczynków
wiejskiego pastuszka
klęczącego przy kapliczce
na rozstajach polnych dróg
widzącego Ducha Świętego
w płonącym krzaku głogu
pod postacią
błękitnookiej dziewczyny
garść pocałunków
jak korale
za jej zasmuconą twarz
>>>
 

2012

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
*Pustynny kwiat*
Zdumiony pustynny kwiat
smutny rajski ptak
nad pustynią przeleciał
samolot z moimi marzeniami
rozsypał tęczę
spektrum umierania w spiekocie serca
kolory opadły na kolce kaktusów
wzbudziły zapachy jednego lata
zakwitły ich kwiaty
kwiaty jednej nocy
wiatr w ciemnościach potoczył kule starożytności
przez zasuszone sny
przez puste koryta rzek bolesnych
zaleczonych rozpaczy i miłości
wiatr muskał kolce kaktusów
rajski ptak z pobliskiego
poligonu dojrzałości
zniknął w puchowej skale
zmieniając się w Feniksa z nicości
nieśmiertelnego ptaka bez imienia
pustynia życia może skrzywdzić wędrowca
pustynia życia może zakwitnąć cierpieniem
pustynia życia i tak    
jest fascynująca i tajemnicza
każdej nocy
pomiędzy stuletnimi kaktusami
przejeżdża kawalkada aniołów w sombrerach
na czarnym niebie
całują się komety
patrzy na to samotny kwiat
nadlatuje nietoperz
zamienia go w kamień
wieczysty owoc
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Oto jestem w raju
na dnie martwego morza
statek przybył za późno
żeby ocalić mój gatunek
oto jestem w polskim raju
na dnie Wisły
zaraz ukażą się moje stopy
nad powierzchnią wody
rzeka wysycha
żaden statek już nie przybędzie
oto jestem w powiatowym raju
na dnie baru
woda wdziera się każdą szczelinę
do mózgu i do kościoła
papierowe łódki pod mostem
woda czarna, skażona
woda z martwych sumień
utracony raj to czy Sodoma?
gromnica wpada do wody
łódki zaczynają płonąć
Pearl Harbor to czy Lepanto?
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Pustka wszechświatów równoległych
pies zaszczekał w jednym z nich
mroźna noc
księżyc
dzban
światło
w dzbanie życie
i jeszcze życie w psie
życie równoległe
wszechwładna trauma narodowa
Polska równoległych grobów
ciemność nad Warszawą i Pułtuskiem
ryby płyną w ciemnym nurcie
kule staczają się po zboczu
myśli pulsują
w elektronicznym mózgu,
który rozbłyska
w jednym ze światów
najbardziej pustym
życie jak pies
pustka równoległych światów
Polska znika tutaj
by pojawić się pośród innych galaktyk
obok martwej gwiazdy Rosji
>>>
DSCN0902a
Hotele Las Vegas
sfinksy, raje, lwy, czaszki i neon: kaplica
spa, jacuzzi, sklepy, sklepy, sklepy, bary
ruletki
miliony zagubionych ludzi z całego świata
dziesiątki tysięcy jednorękich bandytów
 
Sklecony z kamieni kościółek półlegalny
w wiosce wśród gór nad rzeką Hu
legalne kury, świnie, wódka i tytoń
półlegalna bieda narodu chińskiego
legalna bezpieka
 
Kolorowy targ w kolumbijskiej wiosce
biała fasada kościoła
wokół dym, smród, błoto
bose nogi, narkotyki i broń
 
W Las Vegas, Chinach, Kolumbii
ludzie leżą przy drogach
trędowaci, nieprzytomni, zapomniani
bogaci i biedni w jednej lawie katastrofy
z nędzy natury, z nędzy jadła
z nędzy pragnienia, z nędzy zaspokojenia
wyciągają ręce krwawiące
i dłonie z sinymi palcami
kurczowo zaciśniętymi na różańcach i banknotach
>>>
DSCN2417aa
W tonacji wybuchającej supernowej
(jak ja lubię te tajemnicze zakątki wszechduszy)
rozbrzmiała pokusa
jesiennej miłości
po śmierci wszechświata rządowego
oto kolejne odrodzenie prywatności
na skrzydłach wiatru słonecznego
wśród fal melodii
rzek rozśpiewanych jak Wisła,
które uleciały w sumieniach
rzek jednak podniebnych
płynę lecę faluję
unoszony przez podmuch nowego życia
przemierzam obszary serca
pustki niewyobrażalnej dla słowa
mojej własnej natchnionej
samotności
gdy pada pytanie –
„czemuś mnie opuścił”
a potem wybucha światło
w niedzielny wczesny poranek
a potem kosmiczna eksplozja
wolności dla wszystkich wyznań i szeptów
supernowa era miłości
płynie jak manta ku światłu
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
*Pod chórem*
Patrzę na hostię w tabernakulum
patrzę spod powiek posępnych
przywleczony do kościoła jak
strzęp ludzkiej nadziei
przez zdesperowane anioły
białka oczu
spuszczona głowa
lęk
poszarpany przez katolików
znienawidzony przez siebie samego
Patrzę na hostię klęcząc przy filarze
pod chórem
patrzę i widzę księżyc w pełni
na firmamencie gwiazd ponad pustynią
spokojny ciepły jak sen
bajkowy
dziecka
oczekującego Bożego Narodzenia
Otwieram oczy szerzej
otwieram drzwi duszy
otwieram sejfy, piwnice, lochy
otwieram walizki dawno już spakowane
otwieram dzieciństwo i młodość
otwieram radość z prezentów
otwieram korytarze weselne
i pokoje światła
pióra białe spadają z chóru na moją głowę
wstaję
wychodzę
przydeptuję samego siebie
w przedsionku kościoła
lęk odpływa na środek oceanu
jak solna bryła
Atlantyda
>>>
DSCN4989 (3)
Pęka nić
tama pęka
pęka naręcze kwiatów
na końcu serce
w mglistym lesie
na taflach łąk ściętych mrozem
Szerszeń biedy jak lis
okopany w wosku
dziewczyna nie jest królową
nie ma własnych zastępów
owadzich
nie ma owoców chwil jasnych
nie ma już spożytej wczoraj słodyczy
przez chwilę chociaż widzi anioły pieszczot
fruwające nad łąką
wszyscy jej mówią, że to mgliste opary znad rzeki
że to łabędzie
że to płatki śniegu –
jest zima przecież
a jej serce pęka
a jej sny oplatają ją jak ciernie
widzi je, jako zamróz kwietny na szybie
płacze, bierze aparat i robi zdjęcia
zamarza pęknięte serce
w każdej fotografii
wspomnienia uczucia minione chwile
powstaje niezapomniany witraż
wniebowziętego serca
>>>
DSCN1457ff
Skoro nawet
głowy potracili
skoro
ja ty mama tato
mamy głowy
urodzeni z głowami
w miastach
skoro do wiosek
no niech tam
pędzimy
by wyciszyć serca
głowy w miastach
zostawiając
serca za górami lasami
Skoro nawet droga daleka
nawet pańskie przyłbice
ciastka z kibucu
klimatyzacja w zbożu
skoro już jesteśmy
w wiosce
zwalniamy
zwolnijcie
hej!
wy też
skąd tu czołgi
w Dolnej Polsce
skąd tu tyle czołgów
uważaj!
to nie komar
czołg nie motyl
uważaj muszka!
uważaj na głowę
>>>
DSCN1196s 
Pisałem o Ledwożywie
w młodości
potem modliłem się
o przebaczenie jej grzechów
z pisania mogłem umierać
z przebaczeń mogłem żyć
Ledwożyw wskakiwał mi na barki
częściej niż siedem razy
w tygodniu
gdy z psem płoszyłem Indian
plącząc się po samotnej okolicy
krew lała się z samotnego serca
okna otwierały okiennice
by szyby mogły odetchnąć
bym zrzuciwszy Ledwożywa
mógł wreszcie poszybować
pokaleczony, ale przewietrzony
za Indianami, którym nie straszna
męka ani długi marsz
ku świtaniu ludzkości
ku świtaniu męskości
Ledwożyw był inicjatorem
stawania się
z psem z łukiem z lekturą
okna otwarto jednak na cierniowy ogród
wyszedłem tam
wpatrzyłem się pozostałem
z Ledwożywem sam
z bliznami i otwartymi ranami grzechu
by kreślić słowa
oliwną gałązką na piasku
>>>
DSCN4971 (3)d 
Małe złudzenie
w jesiennych szatach
wpada jak muszka w abażur
samotności
śnij
imam się kowalstwa
na dnie oceanu
wykuwam gwiazdy i jeżowce
małe poirytowane
tuż w grudniu
tuż za mną
już znowu
wyklepuję kopułę
zaspałem w muzeum
tuż przed bitwą
miałem dołączyć miałem polec
miałem zasłużyć
zaspałem w okopie
z głową w piachu i torfie
Małe marznięcie
na jednej nodze
tuż przed Wigilią
gdzieś na polskiej Syberii
a może w Kanadzie
by przetrwać by zachować religię
zabrałem pisma i przepłynąłem
Bajkał i Zatokę Hudsona wraz
Małe serce wstrzemięźliwie kochało
małe serce kryło się po krach
i przyszła nadzieja
złudzenie poirytowane
>>>
DSCN5174 (4)c 
Nawet wrony
ze mną nie zginą
ani żadna rzecz
która się odnalazła
w Seleucji
po Aleksandrze
słonie nie zginą
w bitwach starożytnych
nawet pamiątki świętych
po przejściu Persów
nie zginą chusty
w Rosji po wtargnięciu Arabów
nawet matrioszki komunistów
ale czy wiara nie zginie
po totumfackich postpapistach
>>>
????????????????????????????? 
Dostrzegłem w jabłku
zaklęte
kształty pięknego kobiecego ciała
krągłości i słodkości
aseksualnie smakowite
rozpocząłem jak Michał Anioł
wydobywanie z materii
piękna ukrytego w niej od wieków
Używając paznokcia
wymachując kciukiem
formowałem wyobrażenie kobiety
z mozołem
na ławce nad Wisłą
woda przepływała u moich stóp
woda samotna jak ja
szumiała w swojej nazwie
ja zastygałem w swojej
Dłubałem w jabłku cierpliwie,
gdy z rzecznej piany wyszła Afrodyta
odsunęła nogą szczeżuje
rozchyliła tatarak rękami
usiadła mi na kolanach
objęła ramionami i odebrała jabłko
uśmiechnęła się rajsko
i ugryzła raz
po czym podała mi tablet
z jego słynnym logo
przestałem myśleć
czegoś dotknąłem
po czymś przesunąłem palcem
straciłem rozum
zapatrzyłem
wtuliłem się
wziąłem z jej ręki
i ugryzłem jabłko drugi raz
>>>
??????????
Pozdrowienia klaustrofobiczne  z obmywanego deszczem auta
śle Jim Morrison z radia na falach oślepianych drzew
jesienna nostalgia wdziera się do środka,
podczas gdy pamięć wyrywa się w dal za znikającym miastem
mrok rozstania powoli, struga za strugą, zalewa serce
łzy na szczęście szybko zbiera wycieraczka-strach
>>>
 

1995-1999

Posted: 01/08/2014 in Wiersze

1995

 
DSCN5534a
 
*Piekło każdy może mieć *
Piekło dzisiaj jest wszędzie, każdy może mieć to w domu,
tylu stara się je tworzyć w licznych fabrykach i pieleszach na bieżąco
nawet piekielne widżety z pulpitów i gadżety z drukarek 3D schodzą szybko
tego towaru nigdy nie zbraknie, podaż tu zawsze przewyższa popyt
a może lepiej nosić nauszniki i nie słuchać wycia wiatru mrożącego krew w żyłach
a może lepiej założyć ciemne okulary i nie obserwować gwiazd wschodów
na antypodach przerażających praw babilońskich i rzymskich,
gdzie wykluwa się jajo bezdusznego kataklizmu,
a pies pod wieczór powraca do tego, co zwymiotował rano
z moczu obcych wychodzą robaki apokalipsy rosyjskiej sztuki wojennej
pies obwąchuje ekskrementy kota europejskiej burleski
nietoperze wylatują z obrazów latynoskich wolnomyślicieli kluczem
ze szczątków ludzkich i nadgniłej żywności wychodzą larwy muzyki stulecia
Piekło każdy może mieć w domu,
ludzie zwykli kultywują śmierć na okrągło, biegają w niej jak chomik w kółku
jak fajne smoki przelatują przez filmy wieków:
libertyni, sataniści, sankiuloci, deathmetalowcy, nihiliści
ajgajonowe psy baskervillów i putinów biegają w podwórzach kampusów krzemowych dolin
światło tkliwości w przestrzeni uczuć jest tylko zjawiskiem nudnym, złudnym
niebanalna ciemność zaś przeciwnie, wciąga
całą wypełniającą ludzkość próżnią piekła zachwycić się można, jak tajemnicą
szkarłatno-purpurowe płaszcze i pióropusze króla Internetu są najmodniejsze dziś
każdy takie chce mieć w swoim własnym domu – swojej twierdzy i rządzić
>>>
*Manifest Nieznienawidzonych*
Śródziemnomorskie Wybrzeże Dalmacji słowiańskości i tysiącletnich wojen pełne
klif normandzki Świętej Teresy symbolizujący Norwegię kościołów płonących
bielejące z dala wybrzeże Albionu dumnego ruinami filozoficznych klasztorów
skaliste sumienia prawosławnego Wschodu utopionego w Białym Morzu czerwonego komunizmu
puste plaże Morza Północnego z militaryzmu niemieckiego „Gott mit uns” wywdowiałe nagle
w Ameryce wyspa u ujścia rzeki Hudson z Niosącą Światło Opatrzności wolnego panteizmu
mała aktówka pełna tekstów Izajasza porzucona na brzegu Morza Martwego żywy Manifest Nieznienawidzonych
serca krwawiące skruchą ponad oceanami chrześcijaństwa grzesznego jak Adam i Dawid
1999
>>>
*Modlitwa pochylonego*
Przed siebie wciąż, przed siebie
rok za rokiem, ze spuszczonym wzrokiem
krok za krokiem, metr za metrem, mila za milą, za słowem słowo
kilogram, litr, kęs, sekunda, spot, paliwo, emota, post
ciemności nie ogarną spojrzeń i wynurzeń
ciemności nie ogarną percepcji mów
ciemności nie ogarną polubienia ciał
ciemności nie ogarną nieporozumień
ciemności nie ogarną nastroju niezrozumień
ciemności nie ogarną podniet i czuwań
ciemności nie ogarną odsłon i zdrad
ciemności nie ogarną ani ciebie ani mnie
ciemności szaleją nadaremnie
nasze laptopy działają na baterie
nasze iPhony ładują się słońcem
* Serca*
Nie wiem na ile jest to prawdą, że ich serca skonały z głodu
nie można poznać po nich, że mają serca
szkielety suną jak zjawy nocą wśród traw
nie chcę na pewno by mnie dogoniły
wykonuję gesty na rozkaz sumienia, lecz zbyt powolne
ptaki umierają na czarnych gałęziach
po i przed konwulsjami czekam na samoloty,
które mają wykonać dla mnie specyficzny spektakl na niebie
słyszę, że nadlatują, choć jeszcze nie wyłoniły się z za wzgórza
i oto wyłaniają się ponad zielona ścianą lasu na horyzoncie
w chwili przelotu nad doliną obrzucam je marmoladą
dobrze wiem kto w nich siedzi
mógłbym wymienić nazwiska, lecz sumienie każe się na razie wstrzymać
igła wbija się w sumienie moje i brata
igła rozpala wzrok, odlatujące samoloty odbijają się w szklistych oczach
kapie z nich marmolada wieloowocowa
życzę moim wrogom wszystkiego dobrego tak jak każdy normalny anioł
przełykam ślinę, karczuję nożyczkami pelargonie, stojąc w oknie
nie wiem jeszcze nic o ich sercach i już nie chcę się dowiadywać
niech miotają się te ciała, niech słońce wreszcie zaświeci dla mnie
igła wbita w piętę jest kroplomierzem krwi dla serca
>>>
DSCN4988 (3)f
* Oskalpować duszę *
Dziecię moje racz wspomnieć lekcje logiki
tak, tak!
właśnie te z odpustem związane
fajerwerki to prawie ale nie wszystko
logiki niearystotelesowskiej a romantycznej
konie spragnione wody i ludzi takich samych widziałeś
w stepach i śniegach,
ja wiem!
dziś lepszy w garści ubek niźli na dachu kat
oskalpować duszę to jak oskalpować wiatr
skopiować do pamięci samochody, głuszca i serce
dzisiaj się da
pędzące serce, pędzące serce, pędzące serce
na Litwę i Żmudź
przez Krzemieniec
po slowa prawdy
do życia przywrócone cudem
>>>
DSCN1084a
* Wykukałem grzechy *
Napięcie mięśni twarzy
przyjęcie Komunii
mała jadowita kobra na każdą okazję
nie ustępuje spod balasek
Jebusyci nadarzają się, co i raz
lewa duża, szaty białe, wąsy, dziecko nieślubne
            Marmoladę serwuję na Małym Rynku
            wykukałem swoje grzechy teraz wybiję sobie świętość
            lemiesz tnie ciepły asfalt przewrotności
            traktują mnie poważnie, chyba zgłupieli
            chcą uczynić ze mnie preliminarz dociekań przyszłego posła
            jakie są dziś okoliczności każdy widzi
Gnębią nas choroby mózgu, gnębią spinające pierwsze noclegi
tam nad Popradem chciałbym się widzieć z nią jeszcze raz
na Jaworzynce jeszcze raz wejść w baranią kupę
ręka w rękę z dziewczyną schodzić z gór
watra niestety nie płonie, rzadkie lasy państwowe
a chłopy i juhasi w Warszawie
            Taki rzeźbiarz, co przyznaje się do wojny
            a ja mu nie mam za złe, po prostu mu to wybaczam
            taki malarz, co przyznaje sobie rację może czasem cierpieć
            w ubikacji publicznej, może drapać drzwi lub rysować na nich
            pompa ostygła, wielbłąd wyszedł z bramy
            butla gazowa poleciała przez okno i doleciała do Huty
           napięcie pozostaje
>>>
DSCN0529s
* Kaptury niewinnie nałożone na głowy *
Zeznałem dziś w sądzie przeciw koledze pijakowi
zeznaję teraz przed świętym obrazem, jest wieczór
kaptury niewinnie nałożone na głowy
co można rozstrzygnąć, to można,
jednak ten dylemat odwieczny, czy wypasać na cudzym
czy też z głodu paść, jest jak orzech
mówią, ekspresjonista to chyba jest
ja na widok łódki przybijającej z jego dziećmi
do mojego brzegu rzuciłem krótko: cukiernik!
ogólne wejrzenia na problem zabijania
przynoszą stwierdzenie następujące:
sroczka jest myślą i pagórek jest zawiścią
okrzyk na pagórku falującym jest tylko powietrzem
kropka nad i to głodująca rodzina w szczęściu
teraz nie pomoże nawet prom kosmiczny
pewnie zgodziłbym się na podróż kosmiczną
za te trzydzieści lat gdybym wiedział, że moi dzisiejsi
pracodawcy nie zabiorą się tym samym kursem
zatoczył się pod mój samochód stojący na parkingu
nadepnął na mojego koguta
o tym tylko zeznaję
schizofreniczne wycieraczki zaczęły nagle pracować
wiatr podrzucił w górę informacje zignorowane
przez biznesmena w todze
porządnieję, gdy ich nie widzę, nie mówię o nich
i nie osądzam
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Zatocz się i ty *
Obiecywałem sobie, że nie będę wymieniał jego imienia
lecz tysiąc razy wychodziło inaczej
zdradzałem tajemnice publiczne, za które grozi śmierć
i jeszcze ten sąd
dałem się ponieść fali, drgnieniu alfa i o mały włos
nie wylądowałem w barze jak on
zatocz się i ty psie, rzekł do mnie,
pomyślałem wtedy, że ma rację, coraz gorzej ze mną
stoję sztywno jak Pałac Kultury i Nauki
i idiotycznie wyglądam tak na Chmielnej 
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
*Pocałunek nadziei*
Zaledwie cień rzęsy wskazuje mi drogę do niej
zaledwie jej spokojny sen
okna zarastają kamieniem
przybywa pajęczyny na drzewach wokół domu
mam jakąś taką nadzieję i wiarę jakąś
mam podczas wieczornej kontemplacji krótkie obfite wizje
drepcze mały człowiek, drepcze do mnie niezdarny człowiek
jasna linia z lewej na prawo, przesunięcie dźwięku z góry w skos w dół
puszcza miłości jak gdyby odwieczna nie jest tą samą, co obecna
lecz ja wierzę w nią stojąc na kopcu młodości i spoglądającą ku śmierci
ja wierzę w kłębiącą się zieleń wolności wśród wieżowców strachu
ona i ono krzyczą radośnie skacząc z wersalki na stokrotki i fiołki
sen unosi radio, sen unosi światło, sen unosi ich oboje
czołgam się w cieniu jej rzęsy do linii drzew i zarośli
pocałunku nadziei
>>>
DSCN5444df
*Idziemy z ludźmi na nocną zmianę*
Tędy idziemy do ludzi
skądże znowu
na ten wieczór
 pełno niezadowolenia
gawęda na całą noc
skromne a wręcz nędzne szaty
samotne spacery nocą
ludzie niechcący klepią biedę
zesłani na wyspy szczęścia
nie widać nawet kominów
potworne serca za chmurami
zbliżamy się do wiedzy bez świec
zasłony ciężkie haftowane
ukuty spisek na żużlowej drodze
lepkie wspomnienia na wysokości podniebienia
idziemy z ludźmi na nocną zmianę
według dzisiejszego zegara lekko spłyną sekundy
wzbiera powódź tak jak przed każdą rewolucją
wypinamy piersi po hiszpańskie odznaczenia
nikt nie strzela, nikt nie strzela do bociana
słychać odgłos przejeżdżającego autobusu
wypełnionego ludźmi
autobus wpada do rzeki na końcu drogi
zabawny ssak leży w kałuży księżyca
znów zasłabł ten, co obserwował krzywe linie
w poświacie boskiej
człowieka cień na każdej ścianie bloków
miasto tonie w mroku
pogrzeb posuwa się o północy
skrajem cmentarza zdąża do kościoła
za chmurami
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Wrażliwy mężczyzna *
Jaki z niego wrażliwy mężczyzna
już jako dziecko był taki
był przez krótki okres zakonnikiem
ale cóż, później odszedł od ołtarza
przystał do rewolucjonistów
miał w oczach krzywdę robotników
wcale nie chciał z początku rozlewać krwi
zjadł lody, lody fruwające w kosmosie
zanim ocenił ich smak
wytrysnęły z nich długie gąsienice motyli
popatrzcie nie może przełknąć tego bogactwa
jak się czujesz patrząc na walkę idioty
samotna noc po białym rozdrażnieniu
rzeka płynie ze wschodu, chciałbyś przedrzeć się
wśród trupów do źródła
wiesz że to niemożliwe
nie ostygnie ziemia ani serce
dopóki konwulsja nie rozszarpie tkanki czarnej
jezioro wypluwa wspomnienie, cierpienie, lewiatana
drzewa z lasu zderzyły się w kosmosie
drzewa z morza stuknęły o siebie sękami
wieża w tobie największa na świecie
szkoda, że nie możesz tego ścierpieć
jesz małżę, chociaż w ustach krew, rana
zjadłbyś i jej wrażliwość
by stać się wrażliwym rewolucjonistą
w oczach masz ból
stajesz się powoli zakonnikiem
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
*Dźwigaj swoją głowę*
Ciężar sumienia jest wielki
gdy boli cię głowa myślisz, że to ono
stuka gdzieś w zamkniętych strefach zimna
pod skórą i trochę głębiej
zamykasz oczy słyszysz krzyk gęsi
Kurczy się twoje ciało, boleść jest wszechwładna
zamykasz swoją przeszłość we wstydzie
jak jabłko dojrzałe na gałęzi drzewa
twój mózg zaczyna się kołysać
Masz swój ekran w oczach, w szyszynce, w przeskoku iskry
oddala się w kosmos, lecz nie pokazuje ci nic
nic prócz zwariowanych zabaw z dzieciństwa
reszta umyka zbyt szybko by zasłużyć na szacunek
Lament nad rzeką nie nazwaną jeszcze
konie lub koty płynące korytem w roztopionym żeliwie
lament nad rzeką wyłaniającą się z chmur
plakaty zniszczone w nadbrzeżnych szuwarach
śmierć ukryta głęboko we śnie
sen zanurzony w świadomości
świadomość tkwiąca głęboko w mózgu
Mózg, jako temat opowieści sprzed miliardów lat
zegar stymuluje dwie rzeczy: strach i nadzieję
i to przychodzi jedno po drugim
dźwigaj swoją głowę, dźwigaj cierpienie
przepaść dobroci głęboka tak samo jak ból
co ci zależy i tak jesteś straceńcem
skacz nawet w to żeliwo
>>>
DSCN4254a
* Moje serce wystarczy na opus magnum  *
Moje serce wystarczy jeszcze na wiele, wiele lat
pojemność mojego domu jest prawie nieograniczona
kubatura życia w ogóle nie do zatrucia
jasne wierzby grają country musik na gitarach dobro
słońce dla braci i sióstr świeci, więc wszystko gra
moje serce wystarczy na opus magnum
przyszli wypełnić je cynizmem,
przyszli wypełnić je kłamstwami
zataiłem przed nimi prawdziwe zamiary
znów przyczaiłem się jak za dawnych lat
opłakałem poręcz mostu, rzuciłem listek do rzeki
zebrałem myśli, oni wciąż wracają i wracają
nie uwierzyłem i nie uwierzę
w miny kwaśne na życie całe
tym bardziej teraz, kroplo dżdżu, jakżeś potrzebna
numizmat leży na szybie na łasze wiślanej
to ja zagubiony przez Krzyżowców z Sandomierza
spada mewa z chmur, nie, nie, nie przejdą
szyba pęka
będę jechał, jechał, jechał nowym samochodem
do nowego domu w Zawichoście
zegar stanie, kopa siana spłonie,
za górą wskrzeszę diament
serce rośnie samą tylko pulsacją
wychodzą goście spoceni, nie masz chwili zieleni
a wierzysz
malowanie farbami czasu staje się mniej skomplikowane
wiem, w tej dziurce jest skołowana mysz
drżą ręce, rosną ręce, przemiana następuje
cynizm nie ustępuje, mina kwaśnieje, wokół mina kwaśnieje
za łagodny jestem dla słodkich nagietek dzisiaj
gorzknieję w wymysłach lotnych
bij głupszego, wal go witką wierzbową – woła rozum
towarowy pociąg zajechał pod pałac namiestnika
towarowy pociąg zmieścił się cały w tunelu duszy
skomplikowany poród stanu ducha
serce wyjechało na słoneczną nizinę polską
ciągnąc czterdzieści wagonów szarego rozumu
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Literki po makiwary *
Jakże stęchłe zeszyty przy lampie
kochasz, że ślimaki i makiwary?
lufy na dół potem koleś kogoś wyprowadza
jego skarpetki, nienawiść ta sama do tych samych
Lukrecja idzie alejką w ogrodzie cyprysowym
podjeżdża kwadryga i wysiada z niej Pogromca Słowian
otwierają się bramy na arenę wypada biznesmen
kwitną kwiaty, ale nie jest ich zbyt wiele
chociaż chcą nie są w stanie stworzyć
niczego, co przypominałoby łąkę
drży ręka Hortensji, drży ręka w sławojce
jakże stęchłe książki na ekranie
kurczy się arena
pozostają na niej mrówki
jak literki po makiwary
>>>
DSCN1199d
* Figurka z brązu  *
Jesteś Finem kolego
jeszcze nie wiesz, że jesteś Finem
ja pierwszy zawiadamiam o tym twój mózg
ty jeszcze o tym nie wiesz
jawne są chwile poniżeń
tragiczne są chwile odłożonej tortury
Komiak jak Malaj jedzie rykszą, ryba płynie rzeką
kocham ciebie sercem całym
– na makatce
Lelum Polelum – na kromce chleba
kiedyś pajęczyna ratowała życie
topiła się kobieta, nie Finka
kawałek antracytu u podnóża góry
swędzi przegroda w nosie
gęsi znów pod murami a na murach
Finowie
przeciwnicy badają opinię publiczną
ja szukam przyjaciół i brodu
poniechaj zemsty Hamlecie z Danii
jawnogrzesznica rozpuściła włosy
udano się do kościoła
przy księdzu stoi plotkarz, na nim dudy i gęśle
jeżeli nie chcesz być Finem zapłacz nad ludową Brzezinką
w Galicji Austriaków
nasza wieś spokojna kręci powrósła
kwaśne mleko, zapadłe w pamięć bociany i prochy
bocian odwraca się tyłem
kle, kle, coś leci, my lecimy w kurhany
wtedy właśnie Fin czeka na zimę
po niewczasie teatr spłonął
teatr wojny Estów
wyczytano nazwisko, zakrzyknęli zboczeńcy –
kochać, kochać, kochaś
Samojed ma na pieńku z twoim wspomnieniem
burzenie jest czarnym bocianem w Druskiennikach
są nazwiska pełne dreszczu, pełne Junga i Freuda
nos jak rynna, dogorywa szczur na środku ulicy
mówię o tym, słyszę o tym
bardzo dojrzałe ptaki spadają z drzew jak larwy
ojciec dojrzewa do syna, syn dojrzewa do matki
zakołysały się łany traw od horyzontu po horyzont
Ungarzy przekroczyli Karpaty
zemleć ściśnięte słowa, stworzyć nowy język
w zgiełku racja, jabłko, ptaki, ptak
kochają ciebie, ale jako Fina, ja ci to mówię
wychodź, że z tej piwnicy, uważaj na strop, uważaj na głowę
w której masz jakie takie poglądy
źdźbła zbliżają się do siebie jak falanga do jazdy
oni plwają na masy, plwają na ulicach, plwają na uroczyska
nie mszczę się na maluchu, oni są zawsze w mniejszości
ty wysiadasz z auta w korku, biegniesz ulicą do mnie
krzyczysz cały czas uraaa
po chwili uderzasz mnie w twarz, umieram natychmiast
wzrasta kwiat, rośnie, rośnie aż do nieba
łopocą flagi, kury bez piór, krew lepi się do asfaltu
z czerwoną brodą, jako Fin nachylasz się nad moim ciałem
w agonii
nie, nie będziesz deptał tym razem, boisz się
mojej figurki z brązu
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Zwędzić coś*
Zdałoby się trochę słońca
Janosik siedzi na kominie
cały czarny
sadza wali, wali i wali z komina
zdałoby się trochę światła – tako rzecze
czarny most, pod mostem butelka,
żołnierzyk z jedną nogą, szczury cztery z dwoma
Janosik już nie siedzi w fotelu w podartym szlafroku
na kominie
Janosik już wisi sobie półnagi
na haku
szuwary telewizyjne, telewizor płynie w rzece
kołczan nocy zapchany gwiazdami
pieniądze świecą na niebie
czarne ściany robotniczego miasta jak strzały zatrute
ktoś skulony je margarynę za garażem
czekając na Janosika
statek spacerowy wyprzedza telewizor
ktoś kładzie rękę na szynie
potem głowę
serce nad brzegiem czeka jeszcze na oddech
komin pada razem z ciemnościami imperium
ludzie chodzą, deszcz pada, ludzie wspominają
dobre czasy upodlenia z wędzonką
modlą się do Janosika
Janosik już wisi i wszystko na to wskazuje
że jest martwym symbolem
ktoś wędzi węgorza elektrycznego
w wieczornych szuwarach propagandy
 
* Zwędzić los*
Zdałoby się trochę słońca… nadziei
Janosik siedzi na kominie cały czarny
sadza wali, wali i wali www komina
zdałoby się trochę światła – tako rzecze
czarny most, pod mostem butelka po czymś mocniejszym
żołnierzyk z jedną nogą, szczury cztery z dwoma
Janosik już nie siedzi w fotelu w podartym szlafroku
na kominie
Janosik już wisi sobie półnagi na haku
szuwary telewizyjne, telewizor płynie w rzece ścieku
kołczan nocy zapchany gwiazdami samymi
pieniądze świecą na niebie jak strzały zapalające
czarne ściany stołecznego miasta i cienie jak strzały zatrute
ktoś skulony je margarynę z chlebem za garażem
czekając na Janosika
statek spacerowy Bajka wyprzedza telewizor Rubin
ktoś kładzie rękę na szynie, a potem głowę
serce nad brzegiem czeka jeszcze na oddech
komin partii pada razem z ciemnościami imperium
ludzie chodzą, deszcz pada, ludzie wspominają
dobre czasy upodlenia z wędzonką w portfelach
postmoderniści modlą się do Janosika
Janosik już wisi i wszystko na to wskazuje,
że jest martwym symbolem nadziei gawiedzi
ktoś wędzi węgorza elektrycznego
ze szlamu wyłowionego
w wieczornych szuwarach zielonej propagandy
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* To jeszcze nie kataklizm*
Zamążpójście przeciwnika to jeszcze nie kataklizm
wydziobano katolikowi oczy w urzędzie stanu cywilnego
wyłączono na chwilę rozum w Polsce
trzy kilogramy marchwi wrzucono do urn
Zarzynanie cietrzewi to jeszcze nie kataklizm
prawicowy zakrystian jest ostatnią osobą
kultywującą tradycje narodowe
wyłączono rozum, pozostał uśmiech młodego socjalisty
Jarzębina zwisa jak kiść winogron
lecz nie będzie z niej wina
kalesony zwisają na marszałku
ale nie będzie z niego mężczyzny
Zarzynanie karpi złocistych to jeszcze nie kataklizm
cios w stos kart kredytowych,
zbiegły naprawiacz chce powrócić
Jezus puka do drzwi,
niektórzy katolicy przebrani za Dziadków Mrozów
udają, że niczego nie słyszą, myszkując pod choinkami
chleb wzywa pracę, praca sprawiedliwość,
sprawiedliwość wzywa towarzyszy z niższych pięter
towarzysze z niższych pięter klnąc na kler i Solidarność
idą z torbami na Betlejem
Zarzynanie Polski to jeszcze nie kataklizm
>>>
DSCN5433c
* Na dnie Morza Białego *
Przemieściłem się w kierunku swoich słabości
na lodowcu wielkim jak kontynent
przepełzłem na Półwysep Kola
zapaliłem papierosa, czarny dym wypełnił płuca
smród rozszedł się wokół
ani przez chwilę nie poczułem ciepła
żarówka zakołysała się nad Syberią
ziemianka zatrzęsła się
Podano kergulenę za lasem, wszyscy tam pobiegli
nogi akurat mnie odmówiły posłuszeństwa
przemieściłem się znów w kierunku nienawiści
popadłem w nią na amen na chwilę
wezbrała we mnie gorzka fala
prawda pobita, zgwałcona stanęła przed mną
Stolica morderców gdzieś na północy, za kołem podbiegunowym
przywołała mnie na plac defilad
kartka upadła na podłogę
góra zawisła nad Atlantykiem
zawyły maszerujące demony Rosji
rozglądam się za strzelbą a jestem już w Murmańsku
rozglądam się za różańcem a jestem już na barce 
rozglądam się za miłosierdziem a jestem już
w krasnym kraju na dnie Morza Białego
>>>
 OLYMPUS DIGITAL CAMERA
*Jest ciemna noc*
Jest ciemna noc
idę ulicą
jest ciemna noc
idę ulicą
jest ciemna noc
wchodzę w duszę świata
idę, idę
wchodzę do lasu
nie mogę opuścić tej ciemności
błagam samego siebie o wytrwałość
zapuszczam się w dżunglę niebezpieczną
nie ma mnie na ekranie
patrzę w tunel wojny
słyszę pomruki lewiatana –
szydzić, domorosły, skrzywiony
tunel Hitlera pod Krosnem
echo – wspomnienie, szpieg, olcha, całować stułę,
idę dalej,
jaśniej
jeszcze nie rozpoznaję konturów strachu
groch pęcznieje pod ziemią, wypuszcza pęd jak ząb
wyjście z tunelu przed świtem
przecież to kanał na Starówce
ścieki nie płyną, suchy kanał
słychać nadjeżdżający tramwaj
wczorajszy strach zatrzymuje się zamiast tramwaju
wysiada teczkarz w peruce i perukasz z teczką
motorniczy to anioł
śmierdzi nieświeża ryba smażona na szynach
idę, idę
wychodzę z kanału nad brzegiem rzeki
szarzeje noc i zmienia się w świt
obcy kraj zmienia się w kraj matki
sowa czeka na mnie na kolumnie
rzucam się do rzeki, w jej chłodny nurt
płynę powoli w ubraniu
płynę ku fabrykom na drugim brzegu
ceglane mury pokryte sadzą są moim celem
dzieci na nabrzeżu z bali
kończy się noc, słabnę zziębnięty, lecz dopływam do celu
ociekający wodą wchodzę w robotniczą dzielnicę
sam skręcam za róg
sam przechodzę przez ulicę praczek
szyny tramwajowe srebrzą się jak mydliny
wchodzę po drewnianych schodach na pierwsze piętro
wchodzę do mieszkania
siadam przed telewizorem czarno-białym
za oknem świt
cichną odgłosy powstania
dolatuje delikatny pogłos silników i stukot gąsienic
nadjeżdżają sowieckie czołgi
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
*Cóż można zrobić*
Cóż można zrobić z całkowicie polskim mózgiem?
czy można na przykład z trzynastu miliardów komórek
tworzących w sumie galaretowatą piłkę
uczynić wykałaczkę na tyle twardą
aby mogła się zdecydowanie wsunąć w dziurę w zębie?
Cóż można zrobić z całkowicie polskim sercem?
czy można z wypełnionego krwią ludzkiego strzępu
uczynić bagnet niezłomny tak długi, żeby można nim było
pogrzebać w księżycowym gruncie?
Cóż można zrobić z całkowicie polską duszą?
czy można ją zawrócić z Drogi Mlecznej?
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
*Litwor*
Jednym z elementów nadziei jest zielony litwor,
gdyby czajnik nie zagwizdał to by słońce nie wzeszło
i lud by nie zatańczył
Jednym z elementów wyposażenia policjanta jest pogląd,
gdy kiedyś zdrzemnąłem się nad brzegiem jeziora
czarny kaczor usiadł mi na kolanach a witka wierzbowa
potrącona przez wiatr smagnęła mnie w kark
to był powód załamania
wtedy zobaczyłem litwor nad brzegiem
zdjąłem mundur, odpiąłem kaburę i medale
zatańczyłem wśród ludzi-ptaków
brzask zmienił myśli w słońca
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
*Za okruchem*
W okruchu bułki, suchym jak tylko może być okruch
leżący podczas upałów na chodniku, dostrzegłem
całą literaturę Europy oraz sny Europejczyków
sam nie wiem jak mi to się udało
Podniosłem okruch z chodnika obróciłem go do światła
ujmując pomiędzy kciuk a palec wskazujący,
ścisnąłem tak, że aż wbił mi się w miękką skórę,
jego struktura wewnętrzna zwróciła się przeciw mnie
jak grań górska wielka była jego mączna trwałość
Okruch przeniknął do mojego ciała i począł w nim
wędrówkę jak dusza we śnie, jak głębinowa ryba
przez światy podwodnych koszmarów
Wewnętrzne arterie przepuszczając go informowały
mnie o jego bytności cichym szeptem bólu
za okruchem posuwały się w głąb mnie betonowe
płyty chodnika, kiosk Ruchu, przejeżdżający tramwaj
niszczące spojrzenia zza szyby zielonego auta,
i wściekła myśl o starciu mnie na prochu, jaka zrodziła się
w umyśle mojego wroga, wroga Europy
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
*Łzawe terminy*
Skumulowane ładunki komercyjne
łzawe terminy bez skojarzeń
lewe buty na stopy
rozkołysane mniszki zrywające łabędzie
ledwo żywe rybiki na lampach
tatuaże na dziobach kormoranów
łodzie na poligonach największych
płynące linie na wzgórzach
zgromadzone chmury na placach
stolice zamknięte w kraterach
łzawe tereny skoczni
kamuflaż planów niecodziennych
patrzenie przez szybę wystawową w niedzielę
rzucanie kamieniami w przyszłości
zwisające szyszki dla draki
węże kolorowe w mieszkaniach
stawy na głowach w ramach na kanwach
spadające z rzęs cukierki
łzawe wspomnienia nad wielkimi wodami
głębia bagna czerwonego nieprzejednanego
łzawe terminy wieczornych niewybaczeń
głębia sumienia zapomnianego na jakiś czas
grudniowe dni corocznych terminów
łzawe oczy dzięciołów w czołgach
komnaty błędnych rycerzy w tunikach
łzawe bariery mostów aniołów
ciemnota terminowa partii nieodległej
>>>
DSCN1255f
* Teoria cnoty *
Kiedy zacznie padać deszcz?
pytasz swojej skalanej cnoty
cnota nie boi się nawet blasku gwiazd
z marzeń droga staje w kwiatach
olśniła miłość wielkie twarze
jakże możesz patrzeć bez wzruszenia
na skapywanie słońca z dźwięków
jakże możesz patrzeć i nie ruszać
do tańca
deszcz bogów azteckich już nie czeka na krew
jest kamieniem, labiryntem
jest początkiem zapomnianym wyuzdania
Kiedy deszcz zmyje dzisiejsze wyuzdanie?
z wierzb wyzierają podziękowania
po powierzchni złota ślizga się wodny pająk
Mamy teorie słońc,
mamy teorie kpin,
mamy teorie nienawiści
nie mamy teorii cnoty
>>>
 DSCN0498g
* Ani anioł *
Na pozór wydawać by się mogło,
że w Izraelu należy szukać gór, jaskiń lub kawałków pustyni,
które zmieniły się w komórki nerwowe kosmitów
lub odwrotnie
a jest chyba odwrotnie
Nie wiesz nawet jak wysoko sobie cenię piasek
w głowie a nie ten w głębokiej studni
ja tam nie chowam światła, lecz chronić go
muszę przed wiatrem
ledwo, co wicher przeleci przez głowę
a ja już wystawiam kosmodrom na zewnątrz
 i to nie moja wina, że nikt tego nie dostrzega
Wcale nie grzeszą pychą skorpiony z Libii
wcale nie są zagrożeniem papirusy z Egiptu
kumkanie żab pod tuniką
to nie dowód, że zaraz wyleje Eufrat
Na gwałt wezwano niebieski rydwan,
który zjawił się pośród błyskawic i grzmotów
wsiadł do niego ktoś inny a ja miałem taką na to ochotę
z ziemi podziwiałem jak zmieniał się w ptaka
odszedłem na Północ, gdy odleciał na Zachód
Kolego – powiedzże mojemu Hammurabiemu, że nie
jestem winien temu, iż Lew pozostał na niebie
mam niejasne przeczucia, że nienawiść wcale
nie leży do dziś na dnie morza
przeczołgałem się na Północ, pokochałem inne miejsce
palec skierowany w górę jest teraz moim symbolem
nie szukam suchości w gardle, po przepłynięciu
morza, wysuszeniu papirusu, odkorkowaniu butelki,
zorganizowaniu krótkich szkoleń z zakresu zastosowania pieniędzy
Z żoną leśniczką miłą wybudowałem chatę na polanie
pierwotnie cięciwy zastępowały mi oszczepy
lecz dziś mam taką samą armię Tysiącletnich Sokołów
i gotowych na wszystko aniołów
co chcą polować ze mną bez broni
nienawiść dalej czuwa w środku wioski,
a nie na skraju lasu, gdyż drzewa wymierają latem
zimą odrastają i zielenią się bym mógł dowieść,
że nie jestem już w Izraelu pełnym paradoksów
Opanowałem sztukę rzeźbienia w górach, malowania ścian w jaskiniach,
lepienia garnków w deltach, pisania w pałacach,
śpiewania na pustyniach, kiedyś żyznego półksiężyca
mogę robić to wszystko dziś, czego nauczyłem się czołgając
nie podniosę głosu, oczu i ręki na Boga jak Jakub
nie podniosę nawet komórki mózgowej na Europę
ani jej anioła
ani mój anioł
>>>
DSCN0510aa
* Tłamsić w sobie *
Zdziwienie  mnie ogarnęło skutkiem czego
otworzyłem oczy bardzo ale to bardzo szeroko
kaganiec zsunął mi się na koniec nosa
zmarszczki pokryły nos
żona zasnęła widząc co się ze mną dzieje
nawet sobie nie wyobrażacie jak daleko posunęła się
w namawianiu mnie przez sen do porzucenia rocka
uciekałem w jałowce rytmu by nie słuchać jej wezwań
dobra z niej dziewczyna, dba o moje zdrowie psychiczne
i częściowo fizyczne w kagańcu oświecenia
nie pozostaje obojętna widząc przez sekundy
pentagram w moich oczach
nie wie, że pentagram to odpustowo-jarmarczny
zdziwienie ogarnęło mnie,
już doszło do tego, że o psychodeliczne eksperymenty
pytam się samego siebie
siedzącego gdzieś na ławce w jakimś węgierskim mieście
popatrzeć na dziewczynę i zachwycić się to jeszcze nie
znaczy narkotyzować się lub kaszleć nad ranem opiłkami
w letnich trawach kładąc się z lupą na świerszcze
zrywać z ludźmi na zawsze
po powiększeniu własnego bólu nie ma miejsca na ludzi
po powiększeniu własnej jaźni nie ma miejsca na ludzi
po powiększeniu pochodu pierwszomajowego
nie ma miejsca na własną dróżkę
po powiększeniu własnej niedyspozycji
skorzystałem tylko z kwadratury i obojnactwa samotności
spokojny to przecież rytm i nawet tego mi nie wolno
– restrykcje zdrowotne jałowcach
tłamsić tylko mogę w sobie, co? nikiel, stal? cywilizację?
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
*Co tam śluzy*
Co tam śluzy
trzeba spławiać koszule
lepiej jest jeść co prawda
lepiej jest pić co prawda
boli głowa o przodownice na śluzie
cement wysypał się do rzeki
podziękował śluzowy za pieniądze
trzeba spławiać te szmaty do Gdańska
akurat jeziora wyschną, akurat
zanim urodzisz kapelę podrap się w dziąsło
zakładasz szkoły w wannach z korkami
zakładasz akademie w lepszych czasach
twoje kroki słychać na bruku, odchodzisz
ciemne są fatałaszki na dnie jak kreacje zjaw
za bardzo się rozpłakałeś, za bardzo zbladłeś
kierownicze dudnienie załamało się na uszach
ptaki czarne mściły się na chmurach morskich
legwany szare dreptały w twoim śnie wodnym
łzy porwały w swój wir tęsknoty jak dni
łzy zmoczyły śluzy
kaniony niespotykane w tych stronach
otworzyły się tworząc nowe kanały
jakiś człowiek stanął na brzegu
jakaś wróżka popatrzyła  na wyspę
kawalkada kioskarzy poruszała się pod prąd
z gołymi torsami
koszule spłynęły na śluzy
>>>
DSCN8187a
* Mam tremę *
Mam małą tremę
dziś wieczorem
kolega wyfrunął z gniazda
zanim dopełnił się czas
gladiatorzy pozabijali się
a zwierzęta opadły ich trupy
jest taka skała z której startują
w niebo nadzy ludzie i to bez silników
mam tremę przed tym spotkaniem
dziewczyna poszła po jaja
wtedy pokrzyczał, pokrzyczał
i zatkał majonezem
jedyne wyjście na arenę
dzwony rozkołysały się
na czerwonym niebie
mam cię naciągnąć na serwetkę
i nie wiem jak to zrobić
trochę się denerwuję
trę mały palec kciukiem
ale zrobię to dziś wieczorem
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Przy judaszu *
Skamieniałem ze strachu przed złością
złość przykucnęła na klatce schodowej pod moimi drzwiami
wprost na wycieraczce
coś buchnęło, coś wisiało w powietrzu i coś zapowiadało się
na zewnątrz
od palców czerwieniałem po oczy
od ogniska domowego po iskry
od sąsiada po myśli
ale, od których?
od twórcy jaskiń zakupię cały nakład strachu
modlę się o miłość jak posąg z kamiennym nosem
przy judaszu
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
 * Nie doczekacie*
Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam
nie doczekacie się Oleksandra na koniu
mamuty przejdą z wiosny do jesieni
mamuty przejdą z Syberii na Alaskę
a wy nie doczekacie Oleksandra na karym koniu
kamień idzie z lekka kuśtykając,
przemierza Góry Pieprzowe,
wlecze się środkiem doliny Wisły
kamień zaprogramowany na wydmę się wdrapuje
my go nie zbudzimy, my go nie zbudzimy
jak się zbudzi to nas zje, jak się zbudzi to będzie sensacja
a kiedyż to, a kiedyż zwolniłeś się ostatnio
z basenu żeby podziwiać Oleksandra
jam jamnika sprzedał żeby kupić telewizor
przed wystąpieniem biedaka w Sejmie
skoro dał tak do wiwatu, skoro odpadły mu łupiny
to niech zjeżdża w dół, to niech zjeżdża na nartach
patrząc szeroko jak to tacy jak on
od Kasprowego po Liptowski Mikulasz
zaprawdę powiadam wam, nie było lepszego
od niego wtedy na tej kupie żwiru
a może to było wysypisko, a może
patrzyłem na jego łeb raz łysy, raz nie
gdy mnie mijał bezkonnie
ledwo podniosłem widelec do ust
a już zajrzał mi w kaszę, nie dałem mu jednak
napluć, napluł więc w Kościół dyskretnie
zza duszy wyjrzał żeby pochwalić swoją partię
z  duszy zrezygnował żeby
Nasza Partia mogła powrócić
na kasztance ze śniegu
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
*Reset dnia*
Nogi pod stół, siedzenie na fotel
ręce na klawiaturę
brzuch wypnij, pierś wypnij
kawa w gardło
oko wykol, sumienie rozpal
rozum ukorz
nabierz powietrza, wyluzuj się
odsapnij, odsapnij
jadą tramwaje po ścierniskach
to Waszeci problemy, rzecze Twardowski
luzak, biegacz, stonoga
kawa bulgocze w brzuchu
jakieś serpentyny wiją się w głowie
plastry sklejają pękającą czaszkę
pierś faluje
idzie mól po fortepianie, gra miejscowy hitler
już wiesz –
Boże broń nas przed księżycowymi dążeniami do władzy
wewnątrz żyrandola czernieje krążek dziesięciogroszowy
drga ulica wisząca nad miastem
jedzie auto ośmiodrzwiowe z Belfegorem za kierownicą
jakże długa ta ulica, nie dojedzie do końca
powietrze nadyma pęcherzyki płucne wchodząc w szczeliny
odrywają się dachy wież pokryte blachą,
dachy pokryte papą zapadają się na strychy
dachy na niebie błyszczą, kurz opada na głowy
likwidacja poranków,
kiełkują ptaki, głowy z dziobami wychylają się
ze snów
już wiesz –
Boże broń nas przed snami o władzy
resetem dnia
 
*Reset dnia*
Nogi pod stół, siedzenie na fotel, ręce na klawiaturę
brzuch wciąg, pierś wypnij, kawa w gardło
oko wykol, sumienie rozpal, rozum ukorz
nabierz powietrza wolnego, wyluzuj się, odsapnij, odsapnij
jadą tramwaje po ścierniskach miast
to Waszeci problemy, tako rzecze Twardowski
luzak, biegacz, stonoga faktów
kawa bulgocze w brzuchu
jakieś serpentyny wiją się w głowie
plastry sklejają pękającą czaszkę
pierś faluje jak morze flag
idzie mól tanecznym krokiem po fortepianie
gra na bałałajce miejscowy hitler stanu
już wiesz –
Boże broń nas przed księżycowymi dążeniami do władzy
wewnątrz żyrandola czernieje krążek dziesięciogroszowy
drga ulica wisząca jak wstążka nad miastem
jedzie w dole auto ośmiodrzwiowe z Belfegorem za kierownicą
jakżeż długa ta rozpustna ulica, on nie dojedzie do końca
powietrze nadyma pęcherzyki płucne wchodząc w szczeliny
odrywają się dachy wież pokryte blachą,
dachy pokryte papą zapadają się na strychy
dachy cmentarzy na niebie błyszczą
kurz opada na głowy obce, likwidacja poranków poetów
kiełkują ptaki, głowy z dziobami wychylają się z dzikich snów
już wiesz –
Boże broń nas przed snami o władzy nad światem
reset dnia świętujesz
>>>
DSCN3514f
* Czysty sygnał *
Pomiędzy życiem a śmiercią
zbudowałeś swoją pajęczynę
swoje radary spiąłeś w jedną sieć
pomiędzy życiem a śmiercią
szukasz chwil bez ohydy
szukasz miłości nie pokrytej wymiocinami
żelazne drzewa chwieją się nad twoją rzeką
czekasz na pierwszy sygnał, czysty sygnał
patrzysz na zegary, monitory, wskaźniki
rozżarzone węgle spadają w nurt rzeki
czekasz na dźwięk, czysty dźwięk z serca
nasłuchujesz w ciszy nocy
pęcherzyki trującego gazu pękają na powierzchni rzeki
czekasz na słowo, pierwsze słowo pozbawione podtekstu
ręce poruszają się po pokrętłach urządzeń
wyrzeźbiona w skale twoja twarz przegląda się w rzece
czekasz na szepty dwóch aniołów z Mamre
patrzysz w niebo gwieździste, patrzysz prosto w twarz Boga
Bóg wysyła promień laserowy, który pędzi poprzez kosmos
dostrzegasz go jak wyplątuje się z gromad galaktyk
zanim dobiegnie do ciebie w tobie zrodzi się miłość
 
* Sygnał *
Pomiędzy życiem a śmiercią zbudowałeś swoją pajęczynę
swoje nieskazitelne radary spiąłeś w jedną sieć
tak, pomiędzy życiem a śmiercią szukasz chwil bez ohydy
szukasz miłości nie pokrytej wymiocinami świata
żelazne drzewa chwieją się nad twoją rzeką
czekasz na pierwszy sygnał, czysty sygnał z gwiazd
patrzysz na zegary, monitory, wskaźniki
rozżarzone węgle spadają w nurt rzeki białej i czerwonej
czekasz na dźwięk, czysty dźwięk z serca
nasłuchujesz w ciszy nocy
pęcherzyki trującego gazu pękają na powierzchni rzeki
czekasz na słowo, pierwsze słowo pozbawione podtekstu
ręce poruszają się po pokrętłach zbuntowanych urządzeń
wyrzeźbiona w skale twoja twarz przegląda się w rzece przełomu
czekasz na szepty dwóch aniołów z Mamre
patrzysz w niebo gwieździste, patrzysz prosto w twarz Boga
Bóg tylko tobie wysyła promień laserowy,
który pędzi poprzez kosmos jak jedna prosta myśl
dostrzegasz go jak wyplątuje się z gromad galaktyk
martwisz się czy w swojej nędznej pajęczynie zdołasz go zatrzymać?
zanim dobiegnie do ciebie w tobie i tak zrodzi się miłość
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
*Skamieniałości w naszych rodzinach*
Skamieniałości w naszych rodzinach
pozbierane perswazje i sprzeczki
naleciałości w naszych rodzinach
eksponowane dąsy i fajne bójki
drzewiej bywały kosy, drzewiej bywały kłonice
koła młyńskie rozbite na pół
jakiż przodek nazwał się wujem
jakaż przodkini nazwała się stachan
ledwo zagrają surmy już wszyscy lecą do uli
bartnicy?
Szumowiny w naszych rodzinach
na brzegu wiseł łajna krowie
targowice nie żydowskie, targowice nie ukraińskie
jakieś błędne koła nie rozbite w czasie powstania
Korony i jabłka zewnętrzne oznaki władzy
to w naszym domu nic warte bibeloty
zwada przed pielgrzymką
charakteryzuje linie życia
a te zmieniają się często w parabole
strach przed biedą i niewolą
truchła bocianów na kołach od wozu
koła od wozu na szczytach kościółków
bicze strzelają nad głowami
w ciszy modlitwa, w ciszy seriale
gęsi się lęgną w fordach
akapity najważniejsze
w modlitewnikach
jakiś przodek idzie za koniem, jakiś parobek niesie dwojaki
szczęk broni na plebanii, kromka chleba w trawie
bieganie po łąkach strachu, bieganie po podworcach pałacu
dęby rosną rosochate, pnie gniją po kradzieży drzewa
nie ma skrupułów w naszej rodzinie
dziadka wyniesiono do komory
zapomniano przenieść tam krzyż
krzyż upadł w pokrzywy
krzyż na mogile powstańca 
>>>
???????????????????????????????
* Jezus za obrazem *
Sam już nie wiem czy to dzień czy noc
Jezus ukrył się za obrazem
nie widzę krajobrazu w oknie i na obrazie
napisy kredą nabazgrane na chodniku
wydają się czarne jak nigdy
płonie krzyż na ścianie
włącza się nagle kuchenny robot
król jaskiń w mojej duszy wychodzi
na światło dzienne
sam nie wiem czy to starożytność
czy też futuryzm wieków?
modliłem się całe popołudnie
trzymając głowę w dłoniach
głowę owiniętą w koc
patrzyłem na Jezusa w myślach
on stał jak zwykle z raną w sercu
i uśmiechał się
syn wskoczył mi na plecy
przewrócił mnie na ziemię
Jezus odszedł z obrazu na swoją Golgotę
pozostałem sam, pozostałem samotny
zrzuciłem koc z siebie
popatrzyłem na syna
zachwyciłem się nim
czerń minionej gehenny pokryła krew
oczy zaszły mgłą
ból pozostał w jaskiniach
król zaczął zamurowywać wejścia do jaskiń
ktoś tam pozostał klęczący
plecami do wyjścia
>>>
?????????????????????????????
*  Ludzkie serca *
Ludzkie serca nie nadają się do transportu
bez opakowania są zbyt delikatne
Ludzkie serca nie nadają się do pokazywania w TV
ociekające krwią mogą przedstawiać straszny widok
Ludzkie serca nie nadają się do ekshumacji
najczęściej są przestrzelone i szybko się rozkładają
Ludzkie serca nie nadają się do wystrzeliwania w kosmos
eksplodują w stratosferze przedwcześnie
Ludzkie serca nie nadają się do konkursów
zdradzają rezultaty ustawione pod teściowe
Ludzkie serca nie nadają się do nominacji
utyskują na władze podczas uroczystości
Ludzkie serca nie nadają się do koszenia
najpierw pokładają się przed ostrzem a później powstają
Ludzkie serca nie nadają się do transplantacji
chociaż jest w nich życie, lecz nie ma miłości
>>>
??????????????????????
* Ona jeszcze jest twoim dzieckiem *
Ona siedzi na starej zdezelowanej kanapie
w krzakach za wodnym młynem Schnepsa
Jezusie, jesteś tak blisko
brudną chustkę zawiązała pod szyją
starą podartą torebkę położyła obok
wyjęła butelkę z winem
Jezusie, ona jeszcze jest twoim dzieckiem
słońce zaszło za częściowo zwalony mur
odsłonięty przez Piotra Kołodzieja
rozglądnęła się wokół szukając miejsca do spania
Jezusie, przyjdź do niej we śnie
nad ranem, gdy będzie zamarzać
>>>
DSCN3534e
* Czerwone hostie *
Ja sobie wyobrażam to tak:
– tablice postoją, postoją i przewrócą się
– tabernakulum zaświeci, na pewno zaświeci
– tomahawk-pocisk przeleci, przez scenę, przeleci
Mam na  myśli taką sytuację:
– tam w drewnianej szopie księżyc
   blady wschodzi
– tam dziewczyna śniada do moich
   ust się skrada
– tam na worku szarym czekam
   wynędzniały
Wtedy ty odpowiesz tak:
–  jejku, jejku otworzyli sklep
   a w nim hostie sprzedają
–  jejku, jejku hostie nie są białe
–  jejku hostie są czerwone,
och nie, nie to profanacja,
(chociaż) mówili, że
Chrystus był pierwszym komunistą
>>>
DSCN4467g
* O orły w Polsce *
Moje serce niespokojne
moje serce skacze jak pchła
rwie się do walki
            – o zamek Draculi w Transylwanii
            – z Amazonkami w Kapadocji
            – z samolotami pod Peczengą
            – z Czerwonymi o kościoły
            – ze Światłogrodem pod Wandeą
            – o orły w Polsce
>>>
DSCN0580f
* Na skórze wołowej *
Zanim poniechacie kota przeszłości popatrzcie w kamerę
ledwo, co zamieniłem przecinek na muchę a już odleciała
zagadnienie zasadnicze prawie jak malowanka
zapadł zmierzch nad cudzysłowem
wtedy ona wyciągnęła miecz i zrobiła – ciach
z pozoru to nie jest takie łatwe jak ulice
o zmierzchu powiedział jej – to już koniec
jakiś taki niecodzienny zwierzak
wynieś to drzewo – szepnął przez sen
akurat Kleopatra musiała wtedy zaatakować
podniósł tego grzyba i zaczął udawać las
no cóż, może i to jest dobre w puszczach, ale wiesz….
zewsząd zleciały się wrony a ja to wytrzymałem
pospolicie nazywa się berberys
długie brody czasem wyglądają jak śnieg
i cóż z tego, że spadał z wieży katedry
przecież modlitwa nie idzie w las
tam na krańcach złudzeń poznali się
miłość takich drobiazgów w niewoli jest zbędna
skrawek podkładki może się zawsze, ale to zawsze przydać
nie rezygnuj, więc jeżeli deszcz spadnie zbudujesz samochód
na pewno dostaniesz wolne nad morzem lub nie na pewno
tak się to waha, tak się to waha, tak się to waha
ciemne ściany wywołują wilka z lasu
przecież wino nie jest dla wszystkich
w poszarpanych ugorach mogą się kryć śmiało Murzyni lub Berberowie
wedle stawu przejeżdża na motocyklu rozerwany pociskiem wczoraj
ja nie wiem czy można tak siedzieć z założonymi rękami
przecież możesz zdjąć nogi ze stołu a nie czynisz tego
krewkie zagadnienia w tłumaczeniach nie wychodzą
znój jest kwiatem przyszłości a nie przecinkiem
można wziąć kaczki, ale można też ogary
stał nad swoim prądem morskim i zastanawiał się nad sobą
wystrzelił raz potem drugi i trzeci, spadł mu powojnik na głowę
zaczęło się od prześmiewców a skończyło na zakale
nurt był bystry porwał spacerowiczów – ja oniemiałem
ze skarpy stoczyły się lata wspomnień i dewocjonalia
lekarze uświęcali środki a dziewczynki skakały
otworzono skarbce i okazało się, że tam jest na tyle
z uwagi na te prognozy nie skoncentrowałem się na ichnich skojarzeniach
będą zawsze takie, nie martw się, zawsze takie
pewnego razu usłyszał spadochrony, choć to takie trudne
oczy świeciły w przekonaniach i w skargach
zwątp mi tylko, zwątp a zobaczysz, co ci zrobię
tułanie to nie takie znowu byle, co, trzeba tułać się dzieci
wejdź, skończ, co zacząłeś i nie mrucz, że cię gonią
zabawne są mrówki zwłaszcza na horyzontach
lapidarnie określić a potem równie lapidarnie skwitować
czemu lub dlaczego lub po coś przyszła lub z czym?
krwi – zawołał, stanął tylko po to, aby wyskoczyła w życiu pauza
kichnąć można czasem politycznie, ale nie można wysikać się nie politycznie
zrujnowana żaba weszła pod siodło, gdy koń zluzował
przyprawy popłynęły północnymi jeziorami – wyrzucone
zgaś światło – przerażony morderca rzekł – moje ordery widać
skurczykoń z niego a jaki nieśmiały a jaki zabawny
tak rączkami klaskała, biadoliła, parskała i odleciała
po nocy zszedł przewodnik do groty i zasnął
kule odważyły się przelecieć nad grobowcem milionów
zapaśnik kucnął i udał starożytnego satrapę w mieście baranów
nie chichraj się, cóż ci z tego przyjdzie, że się chichrasz
lewy kanał potrzebny barkom, prawy kanał wolności
machasz ręką płonącą jak za dawnych lat i cieszysz się
zabawa przechodzi w kadzenie a dni pokładają się z miesiącami
kino za ciasne pod ratuszami zamiast katowni
a jakże, mogę sobie spadać to sobie spadam
zapuść wąsy, zapuść je do rzeki, niech zwisną nad samym dnem
krupnik lizali pod zamkniętymi drzwiami i otworzono im
ja będę spławiał, mówiłem to już wielokrotnie
bicie się o klienta lub przeciwnika ma głęboki sens
ławy zajęte przez ławników i radnych
cmokanie na planie demokracji jest smutne jak pokrzywy
odwołaj się do narodu i do tych, co są samą rewolucją
zaszczuty człowiek – nie, przecież, że może być zaszczuty jeszcze bardziej
przylaszczki są przed sądem, akurat tu, lecz nic to zmienia
pikuje orzeł tak jak gdyby nie rozumiał prawdy o grawitacji
sum podpływa do źródła rzeki zatyka płetwą dziurkę
po coś te wołki pasała gęsiareczko, przecież to nie dla ciebie one
słońce już zaszło, słońce zagasło a gdy ja chciałem to mnie nie słuchało
plwaj na skorupę, podaj ręce biedakowi, pożegnaj odchodzącego przez ucho igielne
stymulowanie kobiet do polityki jest tak samo nudne jak oprawianie mężczyzn
pech chce, że ja też jestem kanarkiem jak wół w Odrzykoniu
lepiszcze mi wpadło do głowy i zrobiło swoje
kochajcie to, co złowicie nawet w centralnej Polsce
jest takie siedlisko dobra i zła gdzie kończy się nietolerancja
rzekłaś – stój że, kwiaciarzu, stój, bądź moim sumieniem – no i jestem
zapadła noc, psy się uśpiły, gwiazdy straciły cnoty, semafor się zaciął
w twoim śnie jest bardzo ale to bardzo dużo krawędzi
ławice gier prostych niewątpliwie przeszły obok nałogu
zapuszczaj więcierze kobieciarzu, tyle już masz doświadczeń i żeber
szkło jest podatne na choroby, nie każdy o tym wie
poczekajcie do czerwca, to nie przelewki, poczekajcie tylko
jakieś zestawy marzeń, szewc podał odnowione zestawy marzeń
na skórze spisane wołowej oprawionej przez Benedykta
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Wierzba wysokogórska*
Sczezła wreszcie wierzba pochylona nad rzeką gór
wiecznie trwać przecież nie mogła
mam ja dziś swój mały intymny półświatek w wazonach bazi
ta wierzba tam rosła  nic nie robiąc sobie z kolei
z fotoamatorów gapiących się przez obiektywy na przełomy
a ja mam jeszcze w oczach ten jej ślad, ślad zrobiony korzeniem
pobiegłszy w usłużne kosodrzewiny, skrywszy się
pociągnąłem łyk wina z butelki, fe, co to za smak?
nie taki znów mały cmokałem z zadowolenia patrząc
na zachód słońca, który mnie dotyczył
a nawet krewni przez chwilę huśtali się
na giętkich gałęziach wierzby, mam tą świadomość,
że mogli wtedy spaść w szybkie efekty krynic
i byliby wtedy oniemiali z zachwytu widząc mnie
spokojnego na brzegu, niemyślącego być może
ale i niepalącego
wyskoczyłem z krzesełka i jak baletnica pobiegłem
świnić, kozić, percić, no, ale cóż tym razem mi się nie udało
gdyż stwierdziłem, że wierzba się wykopyrtnęła, to mnie zatkało
więc ponownie napiłem się wina, tfu, co za breja?
rozdarłszy koszulę popędziłem z wiatrem, zobaczyłem
ściany jak w Iranie lub Libanie, może Gruzji, zobaczyłem lasy takież
moje serce ciosało, moje serce obracało, ledwo koń wyskoczył
na skalną grań a ja byłem tam już z muzyką
gdy wierzba sczezła i doczekałem się rachunku sumienia
na wysokościach, popatrzyłem jakby mnich
na doliny różańcami czekające, klęczniki marzeń facetów
niedopitych aczkolwiek bardzo już zdecydowanych na świętość
i do tego jeszcze wyniesionych nad rzeki gór
do piękna bazi
>>>
DSCN3355c
* Dziewosłąb kosmicznego zła *
Kowaliow onegdaj dziewosłębił
bohaterski osaczony wracał na Ziemię z orbity
by dziewosłębić jak Archanioł
napisał książkę o ucieczkach z gułagów w chmury
wtedy go nazwali Gagarinem tysiąclecia
nie doczekał rocznicy bo go sprzątnęło KGB
pod biały dywan
leciwa Lenina leniwa rzeka wylała na pustyni
krakaniem wezwał ludzi ptak srebrny
przyszli i nadziwić się nie mogli
jak bardzo się rozlała po pustyni
przyszli z pustymi rękami, raziło ich słońce
śmierć morza zeswatana ze śmiercią pustyni
zatroskany mamut tonący w smole wieków
i oto ktoś zaszczuty przez szakale przyrody
to biedny Beria kawaler czarnych wołg i zamurowań
odmawia wszystkiego, czyżby był ochrzczony
cmoka szyszka jak Chruszczow, czy coś takiego
w lesie jodłowym słychać cmokanie
niedźwiedzie drapią korę drzew żeby
dowiedzieć się skąd ten odgłos pochodzi
spada satelita zepsuty jakby bezużyteczny
jak ślina spada w dół wprost pod nogi Berii
to dziewosłąb kosmicznego zła
konnica-wszawica cwałuje w kierunku jeziora Bajkał
szkielety wychodzą ze statków kosmicznych
szkielety wychodzą z ukrytych w tajdze miast
taki jest tego skutek 
>>>
DSCN3006d
*Za mną riebiata *
Za mną riebiata
krzewinka jest krwią
zgadzam się na klęczniki
gdzie ten Kierbedź na chrzczonym winie
Za mną riebiata
zgładziłem znanego aktora
we mnie sen, we mnie katusze
kosztowałem masztów i  porodów
Za mną riebiata
mydło z generacji i mydło z cywilizacji
zaczadział szef bezpieki
kochany stary czarny lud
Za mną riebiata
noże poszły w kierunku sadowego okręgu
na przedmieściach rozgrzebanych śmietnisk
kursuje ostatni autobus
lepszy każdy zgred od zrzucającego gwiazdy
Za mną riebiata
spada ryba, plecy dotykają, lekko
zapada się potańcówka
stoik na wzgórzu, na skraju lasu
szkło przed oczami pastucha
Za mną riebiata
klął szczeniak i podupadał na zdrowiu
skradzione mniemania, skradzione kręciołki
zaproście mnie do pocałunku
skrzywiony towarzysz dębu
Za mną riebiata
skoro nie ma samochodu pójdziemy pieszo
do Wojwodiny a może i dalej
popatrzcie ludzie leci Nikifor
struchlałe rzeźby w dłoniach
kwiatki na poligonach
czekałem na majątek otrzymałem psa
zaszczekał ten pies wściekły nie tak bardzo
ale za to głupi
na widok wschodu słońca
słońce będzie zawsze jak krew
riebiata
>>>
DSCN5112 (4)d
* Misie *
Zerwałem kaptur misiowi
skamlał o coś, ale nie miałem litości
sikał potem zły pod sosną
latoś dziewięć panien robiło to samo
w tym lesie
nie wiedziały jak a jednak sikały
pod lasem wchodziły w gęstwinę wilczą
na chwilkę
zapadał zmrok nad czubami drzew
gdy dzika świnia wydała okrzyk –
rozwiążcie chlew dajcie szansę wszystkim świniom
ja odżegnałem się
Kaptur rzuciłem na łóżko zapierzynione
i sam na niego, hop
wziąłem po chwili Biblię w dłoń
odetchnąłem po południu
by zebrać się skoro, zebrać się wraz
odkryć to, co pod poszyciem
zacząć od jaj
pogładzić misie w miastach
i wszystko bezkapturowe
>>>
DSCN5151 (3)g
* Rządzą *
Na ulicy jest nijako
rządzą bile
na ulicy jest bezpłciowo
kierują bile
na ulicy jest wulgarnie
zapraszają bile
na ulicy jest jeszcze pusto
nie ma chętnych ludzi
pod grzybkiem
z kijami
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Zapada zmierzch *
Zapada zmierzch, sombrero rzuca ostatni cień
moja żona łuska ryż na balkonie
moja gitara brzdąka sama za murem
Zapada zmierzch, koń niecierpliwie zamiata ogonem
on chce do stajni a ja nie
moje zakurzone spodnie, moje zakurzone obcasy
moja piosenka nuci się bez papierosa
Zapada zmierzch, ulicą wracają zmęczeni ludzie
wracają z pierwszomajowego pochodu jaki odbył się
jeszcze w tysiąc dziewięćset osiemdziesiątym czwartym
to zmierzch bogów tych ludzi
jak wesoła piosenka na dobranoc
 
* Zapada zmierzch w 1984tym*
Zapada zmierzch, sombrero rzuca ostatni cień
moja żona łuska ryż na balkonie
moja gitara brzdąka sama za murami naszego getta
Zapada zmierzch, koń niecierpliwie zamiata ogonem
on chce do stajni a ja nie
moje zakurzone spodnie, moje zakurzone obcasy
moja piosenka nuci się sama, bez papierosa
ja gringo socjalizmu zwieszam głowę siedząc oparty o ścianę
Zapada zmierzch, ulicą do domów wracają zmęczeni ludzie
wracają z pierwszomajowego pochodu jaki odbył się
w tysiąc dziewięćset osiemdziesiątym czwartym
oto nadciąga zmierzch brodatych bogów tych poirytowanych ludzi
a wesoła piosenka na dobranoc przeskakuje mury
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* To zasługa rewolucji *
Martwa cisza to zasługa rewolucji
rewolucja to zasługa pychy
lepiej polecieć gdzie pieprz rośnie
i przywieźć stamtąd korzenie ziemniaka
niż kawki grzebać w ziemi
Dzwoniąca cisza to zasługa Kościoła
który stawiał zbyt długo opór
ledwo z karczm wyrzucono Żydów
a już wszystkie dzieci poczęły
wypluwać gumy z ust by mówić
Patronująca cisza w oczach jest kosmodromem
dominacja ekstazy nad Niemnem i Prutem
poleciały bociany w radioaktywne chmury
musimy sobie pomagać
my przeciwnicy rewolucji
skończ gumę, przestań rozstrzeliwać
tańcz, w rytmie techno
przemów
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Prześcieradło grzechu*
Rozścieliłem prześcieradło grzechu
na placu gdzie mrok dopadał miasto
na kamiennych płytach przyszłości
ułożyłem puste butelki i zwaliłem tobół ciała
dzień spoczął w parku
lewackie historie wypalone na murach
wniknęły w moje modlitwy, warczałem
spleciony z myślami, które traciły pamięć
leciałem w otchłanie równe nienawiści
miliona ludzi
bogate kwiaciarki wylały na mnie wiadra pomyj
śnieg spadł zamiast kwiatów zaraz po tym
kamień wznosił się w niebiosa
czas zaiskrzył w zębach kwiaciarek
sto lat, sto lat – rozległo się nad placem
to śpiewały nocne gołębie wyruszające
na żer jak sowy
>>>
DSCN1238f
* Nie wiedziałem *
Że boisz się ciszy
że grzebiesz w ciszy świętość
            nie wiedziałem
Tam na grani sadzi góral rojniki zamiast rosiczki
że wyrwiesz go ze snu
            nie spodziewałem się
Mentalne meteory pokazały się nad miastem
że zgłosisz policji swoje wizje
            nie myślałem
Zgarnąłeś dźwięki i odpryski szumów
że wchłoniesz przez skórę ocean
            nie oczekiwałem
Zaznacz tęczę choćby skamleniem na dachu
zapoznaj się z cierpieniem w piwnicy sumienia
że jesteś tak ludzki w upadku
            nie wykluczałem
>>>
DSCN1404g
* Ależ skąd *
Ależ  skąd
to trwa już wiele lat
Skądże znowu
to trwa już wiele lat
zaokrąglenie nie jest mile widziane
ja tam wolę wyrzucać samemu sobie
goryczka na płucach
rzeka w lecie
jakże smutne są pasty
w popołudnie poobiednie poniedzielne
skądś wytrzasnąłem drzwi
i za nimi zawyłem jak Bono
lewy znienacka wyskoczył but
skamieniała zbrodnia się rozeźliła
spadła, potłukła się w wykroczenia
skubnąć targnąć zapłakać
rozpaczliwa jest przecież sytuacja
białych chłopów wśród ugorów umysłu
palił znów te lejce?
Ależ skąd
>>>
??????????
* Krawat poborcy*
Mam dziewięć słabości na moście
lekkie obrazy ciskam do rzeki
zaczerwienione nadhoryzoncza błagają o litość
lapidarnie odrzucone ścieki terkoczą przy brzegach
dzień na wyścigach, pluję w nurt
Mam ogromną ochotę odgryźć krawat poborcy
wkładam swoją sztuczną szczękę
może to się wydarzy właśnie dziś
muszę być gotowy na wszystko
Lew, lewa, wiatr piosenkę śpiewa
jakiś Nemeczek tonie w malignie
patrzę z mostu na dzieci takie jak on
złudzenie czerwieni bawi mnie trochę
Dawniej zostawało się krową, gdy chciało się pić
karmiąca matka wyciągała pierś w pociągu,
który spadał na dno w miejscu gdzie zerwał się most
Skręciłem ze słabości wiarę i czekam
na pierwszą mieliznę, wiem jak wybrnąć bez pagaja
złamię wszystko i ster i miecz i maszt
No, wyłazi, wyłazi takie mokre stworzenie
a to uczony z Kambodży Sorbony
francuskie ciasteczka są tak niebezpieczne
decyzje profesorów wybielają nawet czaszki
mam nadzieję, że sczerwienieje do reszty ten kolos
między łyżki włożyłem swój włos
Mała nie fikaj nóżkami – wspominam jej nóżki
tak, tak – na poręczy mostu machała czym mogła
o włos od upadku, o mój włos
Papieru i wody – wołają kandydaci w krawatach
oj, uciekli mi kiedyś, oj, uciekli
dziś przechodząc główną ulicą zachowywali się
jak gdyby wracali z kościoła a przecież po pochodzie
szli topić boga Bęcwała, czyli swoje smutki w wódzie
i trafili na mnie na tym moście stojącego
i jeszcze z nią na poręczy
Zgasiłem to, co zapaliłem, nadąłem się,
zmądrzałem, utopiłem jednego z nich
i za nim w te pędy skoczył drugi
pod siebie powietrze, pod siebie woda, pod siebie słabości
chciałem powiedzieć naszej o determinacji pod kościołami
ugrzęzło mi w gardle prawie to, co zawsze
mam mała niańkę będą z nią spał – powiedział skaczący
ścieki zaterkotały na koniec
bo to był poborca
>>>
DSCN3478b
* Odpowiesz za to *
Odpowiesz za to kochasiu
odpowiesz za rzekę zatrutą
odpowiesz za nie nauczony pacierz
odpowiesz za komputerowe wirusy
napisane przez twoje dzieci
wirusy niszczące zdrowe systemy,
gdy na ekranie monitora wyświetlany jest komunikat:
„Glemp …, – podziękuj Kościołowi – zawsze po dwudziestej drugiej”
Jakże wiele śmierci na wyciągniętych rękach przywódców
komuniści ich nie prześcigną
zasłużą na karę kryjący
morderców twardych dysków i zapisanych słów
niepowtarzalnych jak ziarenko dmuchawca
i piórko sójki
>>>
DSCN5718 (3)f
*Mądry biada *
Mamią grudzień lisy rude
będzie ostry mróz i tak
będą białe Gdynie białe Podlasia i Lubusz
mogą skarcić za to ich opiekunowie
Mądry styczniowy kieł
zacznie rosnąć tak późno
a gąski już wygonione aż na szczyty Tatr
Biedne te kułaki, co wiosny nie doczekają
za mną stał i Beria i Jagoda i Sołdek
ale zerwał cumę
Mądry Jaś po szkodzie
dziewczę winne zapłacze
kiedy pierwsze łozy się zwiną?
w tataraku zaświszcze czerwony pies
jak niebieski bies
Będą biadać nad armią
trzosem pobrzękiwać
nie dajcie  się zwieść Dziadkom Mrozom
to nie Mikołaje, to działacze
lecą odłamki po wybuchu Sojuza
lecą aż na Kaukaz
biedne dzieci w chustach ronią
krwawe łzy
a nieposiani wciąż łysieją na Kremlu i w Warszawie
Mądry biada – biada duszom zabitym na głucho
biada, biada sercom otwartym dla kasy tylko
śniady Premier, śniady Prezydent, śniady Minister
a śnieg biały, biały, biały
w tataraku polski Tatar z polskim Żydem układają się
pewnie pójdą na Ukrainę
pewnie pójdą na Bizancjum
odbierać swoją wolność
wolność bez rodzinnego kraju
wolność wieków
ani się spodziejesz bracie
a już cię osaczą nowi łysi siewcy
z czarnymi teczkami
nowi sędziowie pokoju
milczący jak zamarznięte żaby
łódź tonie w bladym świcie
marmolada nie smakuje jak w sześćdziesiątym szóstym
marmoladę wyjada smok wawelski z rzeki
Mądrzy w bębny bębnią, dyniami dudnią
a zieleń zamiera powoli wszędzie
mają nadzieję, że zamrze ta stara,
że zamarzną pałki tataraku
lód skuje wszystkie psy
a pod lodem usną płazy i larwy
>>>
DSCN5544 (3)
*Iść na ludzi *
Stamtąd zdjął rękę
bądź jego krawcem
zawierucha jakaś czy coś
ledwo odpuściłem bałwanowi
a już on przyszedł
mam białe rękawiczki
przebacz mi
Ledwo zapytałem żołnierza o jego skarby
a już krew wypuścił z ust na wiatr
mam małą drewnianą zagadkę dla pułkowników
codziennie piję z kranu atrament
boję się o towarzyszy
nie zawsze plucie pomaga
czasem tylko marchewka duszona
a czasem znów topienie lwów
popatrz na te gwiazdy w sedesie
jakże blade te róże na dnie
kupić telewizor jest łatwo
a wcale nie łatwo kupczyć telewizją
popleć sobie na drzewach
poczym skróć strzałę
mam małą blaszaną odznakę na szycie
to ty możesz być studnią
to ty możesz być żabą
wierzę w ciebie słoneczko
kawał drogi do miasta
kawał zza węgła
wyrzucone nadzieje na murach
mury łamią się w sobie
odsłaniają trzy krzyże
zapalona zapałka łka ciepłem na wietrze
skupione króliki skowyczą w hałasie
miasto podsuwa się podsuwa się
matko ranna na szybie popatrz mi w oczy
chlebie suchy podsuń się
zakochana trawa nad brzegami rzek
a w niej mgły i moszcz
z księżyca ten rower wyjeżdża – spójrz
on siedzi na siodełku
jakiś taki listonosz
zapytałem pracownika o godzinę
asfalt – odpowiedział
zapytałem nurtu o szansę
szyj – odpowiedział
 zawsze krawcy będą czerwoni i nalani
a nie zawsze czekać będzie paląc
drżą szyby jak sierść
drżą białe nasturcje w klasach
kości spadają ze szaf
miałki stróż nie wytrzymuje poranków
płacz słychać i argumenty
brakuje szybkich spychaczy za górką
maszty wyliniałe głuche
ucho szklane dość stare
a tu klną za oknami
a t u dziewczyny wchodzą do toreb
sklepy pustoszeją
ja jadę w góry na szmaty
plącz, nie plącz, spajaj
w rzeźbach siedź do rana
zawsze coś wynajdzie taki skurczymotyl
biada na letnie dnie
biada na letnie pola
ziemia służy wykałaczkom i co z tego
miała ci ona biedę, miała?
zapomniała już i o biedzie i o partyzantce
mech porósł grzyby wysuszone
w wojskowych lasach
zięba przeleciała nad stadionem
oszczep przebił jej serce
młot zaczepił o jej ogon
popatrzcie na faszyzm i komunizm
czy widzicie to, co ja?
na drogach się plączę
włóczkę ciągnę i już
mam małą trąbę i małe zauszniki
miejskie rzeki to nie rzeki podmiejskie
ja widzę tu dużą różnicę
kawa nawet stygnie w dzbanie
a on peroruje jak w Akademii
brak mi ciebie, bo śpisz obok
brak mi ciebie, bo miłość na dzieli
statua na wzgórzu obwieszona medalami
garbarze oceanów w muzeach
szukają starych statków
mysz trzyma w łapkach petardę
wrzuca ją do worka z kotem
skręć w gazecie herbatę
popal na żaglówce i idź na ludzi
promenadą na stalowych linach
zakup gorzałkę, oderwij się
uczcij wieczorne spotkanie
idź na odlew
przebacz – pocałuj ją we śnie na odlew
>>>
DSCN5169f
* Skończ w domu wszechświata *
Skończ z tym od zaraz, skończ z tym raz
pewno, że mogłem skoczyć do  rzeźni żywiołów
zmasakrować świętego, bo plecie
nie skończę jednak z tym gdyż królowie
giną wciąż jak Tiamat
beze mnie nie cierpisz już tak
jak dawniej i nie pleciesz już tak
jak kiedyś
po co te zesłania na skrawki pościeli
to nie jest bajka taka melodia śniegu
bądź, co bądź
zepsułeś wiadro i nie masz dostępu do serwisu
zrozum to nie nalejesz, gdy jesteś zbyt wolny
małe łapiduchy to są woły skarabeusze
 długie włosy dziewczynki na poczekaniu
się przenoszą przez ulicę zanim zdążę westchnąć
i to ja, jako następca tronu nie mogę nadążyć
skończ ladaco te bóle
skończ wreszcie zaokrąglenia
zmacać kostuchem czasy i uśmiechać się
jeszcze przy tym
na rynku z anarchistami wieść spór jak Anszar
to nie jest proste gdyż pomidorów
tyle wokół na wózkach
gadzina ten czas popatrz na muzeum śmierci
na czaszkach szmatki zwisają jak na dziewczęciu
beze mnie nawiązujesz do spowiedzi i snopowiązałek
społecznych
pójdź uczyć i obić cię każę
westchnij sobie jeszcze i idź
skończ z pracą u podstaw zacznij wystane życie
niech wiatr budzi się w snach
niech kołysze się popiół
u warg pod zadumanymi oczami
korepetycje bażanta są w kolorach
oświecenia
świątynie mądrości stanęły na czaszkach oddzielonych
ty spociłeś się przy gilotynie
skończ z przedawnianiem zbrodni w mitach
zjedz Woltera jak Ea
skończ w domu wszechświata
>>>
DSCN0776c
* Łagodnie to rób *
Łagodnie to rób
nie czerp z byle czego
łagodnie stawiaj banki tęczy
patrz jak ładnie wokół
gdy kocha cię świat
podtrzymuj szlachectwo nocy
nawet gdy szaleje dzień
prawie zasypiaj na
boisku piłkarskim w Krakowie
ładne oczy zmruż
pęknij ze śmiechu wewnątrz
tocz się gdy ziemia ucieka spod stóp
za jakimś dziewczęciem poznanym
zanim zaczniesz tęsknić za cierpieniem
pochyl się nisko
ziemię wręcz całuj przy ulicznym zdroju
wyzwisk nie podnoś z rynku
zaczniesz otwierać kabarety w Berlinie
zanim się spostrzeżesz
olśnić się daj snom
konopnym żytnim gryczanym
pieska pogłaszcz i Kościuszkę
zawadź parasolem o kasztanowca na Plantach
kołysz się w takt wypadających zębów
nietracący nadziei jak baobab
spokojny na wieki
chroniący bez schronienia
pod czapką i pod dachem
w cieple namaszczasz paleniska duszy
plamisz ogień tkaniną rosołu
zdobywasz fragmenty narządów
przy pomocy programu
pogrzebaczem zdzierasz pajęczyny
dłonie bieleją od tynku
sen zamienia się w kota gitary
zadowolenie po wielkim cierpieniu
zakatarzenie po jakimś zamążpójściu cieni
cierpieć bo jakoś niewinnie jest
z winem w lesie
cierpieć łagodnie bo jakoś
schludnie po ciemku nad miastem
docierasz do krańca spokoju
zawracasz aby wyczyścić zęby
zanim zrozumiesz
to nic
>>>
DSCN2626c
* Pidżama Dalajlamy *
Zagadnąłem kapustę i jakieś zwierzę
co wy na to towarzyszko materio
co myślicie o pidżamie Dalajlamy
o jego rączkach i w ogóle
jaki piękny człek i jak się uśmiecha
choć ja mu współczuję
Co wy powiecie o takim na przykład Pol Pocie
– towarzysze?
o panu doktorze – zachwycająco
elokwentnym w śmierci Wschodu
o ofiarach w Stonehenge
coś mi wyrosło pokoju
i powiem wam, że nie wiem co to jest
jakaś wierzba czy coś?
wy materio towarzyszycie ideologii
od lat, więc może wy udzielicie mi wyjaśnień
spudłowałem za pierwszym razem,
gdy strzeliłem do szeryfa w zoo
kapryśnie zakasłałem zanim opadły płatki
kędy ziemia czarna, kędy Himalaje
zagęgałem na samą myśl o pacyfizmie Lamy
napisałem na plecach stworzenia
stój – nie podnoś ręki na całusy
zamęt w kieszeniach i w bieliźniarce kaplic
klękaj na wybiegu dla tygrysa
udaj Dalajlamę i gryź trawę przed bestią
skamlanie to nie wybawienie
kapłanki to takie małpy zamyślone
zadość uczynienie Sorbonie
zadośćuczynienie za grzechy młodość
tak dozwalane, dozwalane przez władze
preferowana kapusta i pouczenia w sprawie nacjonalizmu
kapryśnie wyartykułowane zadufanie
cham – oczy do nieba
kości w piach
korzenie do nieba – głowy w piach
nie ma wybawienia, gdy nie ma nawozu
nie ma wysokich grani na wczasach
po co komu byk po łacinie
po co komu biblioteka
kolumna przed wojną ruina po
zanieś wiatr na szczyty bo zdechnie jak lama
tu w dolinie sam nie wychynie na grań
babuleńka i pieniądz
po równo
po równi
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Obłoki nad jeziorem *
Zamówiłem dla ciebie obłoki nad jeziorem
i szuwarów niezwykły czar
oraz jaką taką łódkę płynącą z silnikiem w strefie ciszy
Ja nie wiem czy można przejść mostem odległym
w chmurach bądź co bądź dwudziestoletnich
z wódką bez zakąski w niebieskim worku po śpiworze na głowie
Zamówiłem ciast gromkie brawa w kokpicie
tonięcie obok glonów i burt nieopodal strachu
odległości w przeszłym kraju spocone były jak wydra
lecz kawałek ich nie należał do spoiwa ciemności
zakręcone uczucie na temat urodzin było widoczne
Kniaź z ciebie kolego – powiedział karateka walący w wargi
nie wieszaj się przedwcześnie
dziewczyny nie są odwieczne
kaczka krzyżówka wciąż dynda na moście
niebo schodzi w głębinę jaźni
a ty czuwasz trzeźwy
Zamknąłeś spacer po brzegu w slajdzie
podczas gdy on
poszedł zaspokoić pierwszą potrzebę
zamknąłeś krętactwa przed sobą i dobrze
kowalstwa na jeziorach nie było co prawda
aż tak możliwe jak obmawianie dzisiaj
lecz przecież było folusznictwo
wichry z piorunami waliły jak trzeba
w zapamiętanie twoje
i to było walenie godne kowala czasu
Zamówiłem nazwę w pamięci i przyszła na czas
puka knykciem w pagaj
stukanie przenosi się do ust
– zęby dzwonią, język dudni
– wstawaj już (ze złud)
– w kokpicie
>>>
 ?????????????????????????????
* Kawalkada przeszła bokiem *
Precyzyjnie zaplanowałem ten tętent
kawalkada przeszła jednak bokiem
złudzenie tylko pozostało, że bohaterowie odjeżdżają
Usiłowałem przewidzieć jak rozłoży się
bieda po tej wojnie, wojna nie nadchodziła
a potem nadeszła niespodziewanie i wybiła wszystkie konie
Zaparkowano czołgi w ujeżdżalniach koni
zatęchłych tak bardzo, zagrzybionych jak nic
gdzie mordowano sekciarzy i chrześcijan
narodowcy wynieśli się w ostatniej chwili
Pikujące samoloty nie potrzebowały nocy
waliły w serca z karabinów i zrzucały bomby atomowe
na klomby kwitnących kwiatów
To też i ja powstałem w końcu z klęczek
powiedziałem sobie – nie dam się
i dopadłem konia, wskoczyłem mu na grzbiet,
uniosłem łyżkę nad głową i popędziłem za swoimi planami
gdzie indziej, tam gdzie jest inaczej
a to przede wszystkim bezgranicznie
do niepalących i celnych w planach swoich
kamieniarzy zbawienia
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Wtedy płakał Jaruzelski  *
Konfederaci poranni otworzyli beczkę prochu
kapuśniak leciał z góry gdy wyruszali do boju
zapatrzeni w siebie zapatrzeni w zwycięstwa czar
Wodzowie Wolinian skrytykowani na zawsze przez życie
byli więksi od niejednego muzeum
Oszołomy z wielu sotni kucali w bunkrach
lecz nie zrobili niczego tak jak trzeba
Białe szyki zomowców łamały się by się odradzać
na tle czarnych fabryk – wtedy płakał Jaruzelski z zachwytu
Bojówki socjalistów pacyfikowały ulice miasta
dobijały leżące na nich robotnicze dzieci z ONR-ów i NOP-ów
lecz bez zastanowienia i Boga w sercu
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Pobiegłem co sił w nogach*
Pobiegłem co sił w nogach do Matki Boskiej
to już nie ten czas by czekać aż krew spłynie z kota
na próg domu
moje chmury z miedzi nie spalają kościołów
nie bawię się w Czterech Pancernych i psa
dopadłem ogrodu nad rzeką gdzie zdarzył się cud
nadinterpretowałem swoje przybycie tam
upadłem na kolana w pokrzywy
Na Wiśle pogłębiłem koryto
opatrznie zrozumiałem dobre intencje Cyganów
kapliczki stoją dla mnie otworem
dojrzawszy do strojenia w kwiaty
upadłem na kolana w zboże zielone
Jawnogrzesznica przebaczyła mi już a ja się jeszcze dąsam
sumienia przeżarte zhańbione nie dają mi spokoju
jestem ponad to i idę ulicą z podniesioną głową
ludzie uciekają lub milcząc odwracają głowy
upadam na kolana przed nadjeżdżającymi autami
Pobiegłem co sił w nogach po rozum do głowy
dopędziłem go po jednej z majówek
wsiadłem do tramwaju rozgrzanego pachnącego
nie zaniedbałem niczego nawet zemsty
węża miałem przecież ze sobą – mój wąż jest jak pies
upadłem na kolana rzuciłem go przed siebie
ktoś delikatną stopą przydepnął mu głowę
>>>
DSCN5800 (3)v
* Wciąż wysysają krew *
Zamknąłem siebie w karcerze –
a co siebie ukarać już nie można
ja tam sam dobrze wiem za co
któregoś popołudnia zdrzemnąłem
się po prostu niepotrzebnie
zimno mi było w tym karcerze jak nie wiem
ale anioł mi towarzyszył
dotąd dopóki napaskudziłem władzy
potem jakoś odpiłował się ode mnie
zerwałem kawał skarpy nadbrzeżnej
co omal nie doprowadziło
do osunięcia się razem z ziemią
niedużego pensjonatu dla katów podziemia
za to właśnie się ukarałem
zamknąłem się w karcerze czyli przed telewizorem
musiałem to zrobić, gdyż i tak
uczyniłby to albo Milczanowski albo Jaskiernia
jak Kiszczak zamykał kiedyś skrzydła
komary teraźniejszości wciąż wysysają krew
cóż to dla mnie takie komary
przy tym moim zimnie
>>>
DSCN1393b
* Obawiam się że nie zdążycie na czas*
Obawiam się że nie zdążycie na czas
węgorze popatrzcie na terrorystów
jak śpieszą się i mimo to przegrywają
absolutnie nie będę już obiegał lasów
koło Tolkmicka
wyszło mi to bokiem
to obieganie
głowa mnie boli do dziś po piwie, jakie wypiliśmy
i obawiam się, że nie zdążycie na czas jak my
by zapobiec tragedii
rozdwojona jaźń komunistów legnie pod gruzami myśli
i nie obroni jej ani telewizja
ani młynarz ani szewc, co bez butów chodził całe życie
absolutnie nie podam już łapy niedźwiedziowi
i nawet wtedy, gdy ziewa
to nie ma sensu już teraz
po niewczasie
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Krzyż trzeba ponieść *
Mam tę świadomość, że krzyż trzeba ponieść aż
na koniec świata by przeżyć
mam to zakodowane, że krzyż trzeba ponieść aż
na koniec świata i dać się na nim ukrzyżować by przeżyć
mam przed oczami to, iż krzyż trzeba ponieść aż
na koniec świata i dać się na nim ukrzyżować przez
jakiegoś gbura by przeżyć
mam to przekonanie, że krzyż trzeba ponieść aż
na koniec świata i dać się na nim ukrzyżować przez
jakiegoś gbura krzywo patrzącego na człowieka 
zbyt niezależnego w swym cierpieniu by przeżyć
no oczywiście, jeżeli będzie koniecznie trzeba
no oczywiście przez całe życie, czyli plus minus sto lat
taka konieczność wcale nie musi wystąpić
przecież wszyscy mogą kochać wszystkich, ot tak bez przyczyny
jednakowoż wice wersa umoralniająco krzyżować noszących
 
* Mam przeczucie *
Mam tę świadomość, że krzyż trzeba ponieść aż
na koniec świata – by przeżyć
mam to zakodowane, że krzyż trzeba ponieść aż
na koniec świata i dać się na nim ukrzyżować – by przeżyć
mam przed oczami to, że krzyż trzeba ponieść aż
na koniec świata i dać się na nim ukrzyżować przez
jakiegoś gbura – by przeżyć
mam to przekonanie, że krzyż trzeba ponieść aż
na koniec świata i dać się na nim ukrzyżować przez
jakiegoś gbura krzywo patrzącego na człowieka
zbyt niezależnego w swym cierpieniu i szukaniu prawd
– by przeżyć ten świat
no, oczywiście, jeżeli będzie koniecznie trzeba to zrobić
dla jakiegoś w końcu porządku tutaj
no, oczywiście przez całe życie jednostki osobo ludzkiej,
czyli plus minus jakieś sto lat
taka konieczność jednak wcale nie musi wystąpić
przecież wszyscy mogą kochać wszystkich, ot tak
bez przyczyny i tolerować ich ekstrawagancje w końcu
jednakowoż vice versa mogą dyscyplinująco krzyżować noszących zbyt irytująco te oznaki desperackiego buntu
– i takie mam przeczucie dzisiaj
>>>
DSCN0728x
* Kocham to, czego nie widać  *
Namiętnie kocham to, czego nie widać
i przyznaję się ze wstydem, że ja kocham to
jeżeli poznałbym siebie do końca
co czasem udaje mi się, lecz nie na długo
i nie w taki sposób abym nie naigrawał
się do woli z woli, to pewno kochałbym tylko
siebie najbardziej, gdyż obcuję z sobą
już tyle lat i widzę siebie najczęściej
cokolwiek bym nie kochał to zaraz znika
mi z oczu i pojawia się w to miejsce
coś, co jest materialne jak rozkoszy chwila
i nie o to chodzi, że uczucie słabnie
tylko raczej przedmiot miłości
rozpływa się w mroku wyobrażeń o nim
mętnie jest w głowie czasem i to od źródła samego zazwyczaj,
gdyż nie wytrzymujemy zbyt długo w strumieniach górskich
zaraz spływamy w doliny
i taplamy się w tym wszystkim, co gromadzi depresja,
czyli w nieczystościach własnych delt
one przesłaniają nam obiekty i powierzony nam czas
obyście, to co kochacie widzieli do końca
 
* Kocham to, czego nie widać *
Namiętnie kocham to, czego nie widać
i przyznaję się ze wstydem, że ja kocham to
jeżeli poznałbym siebie do końca
co czasem udaje mi się, lecz nie na długo
i nie w taki sposób abym nie naigrawał
się do woli z woli, to pewno kochałbym tylko
siebie najbardziej, gdyż obcuję z sobą
już tyle lat i widzę siebie najczęściej
cokolwiek bym nie kochał to zaraz znika
mi z oczu i pojawia się w to miejsce
coś, co jest materialne jak rozkoszy chwila
i nie o to chodzi, że uczucie słabnie
tylko raczej przedmiot miłości
rozpływa się w mroku wyobrażeń o nim
mętnie jest w głowie czasem i to od źródła samego zazwyczaj,
gdyż nie wytrzymujemy zbyt długo w strumieniach górskich
zaraz spływamy w doliny
i taplamy się w tym wszystkim, co gromadzi depresja,
czyli w nieczystościach własnych delt
one przesłaniają nam obiekty i powierzony nam czas
obyście, to co kochacie widzieli do końca
>>>
DSCN0566f
* Gaduła  *
Gaduła z niego ledwo dał spinkę już zasnął w Panu
przestał mówić, mleć jęzorem i odszedł w zaświaty snów
popierajcie kuchnie francuskie, oj popierajcie
może każą w zaświatach zjadać swoje znaki zodiaku
mignął w luminoforze jego głowa jak kapusta zielona
coraz mniej słyszalny udał się po motywację życia
czyli śmierć
korzystajcie z jego doświadczeń póki echa brzmią
póki góry odpowiadają jego głosem za chwilę
wszystko ucichnie i zaśniecie razem z jego światem
który przeminął
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Zesłałeś Ducha Świętego*
O Panie! Zesłałeś nam Syna
popatrzyliśmy z niedowierzaniem
– powiedzieliśmy – nie znamy języka, w którym do nas przemawia
Ty nauczyłeś go nas a my powiedzieliśmy
– musimy najpierw to, co zostało powiedziane zapisać w książkach
książki napisano a my powiedzieliśmy
– to jeszcze trzeba w życiu sprawdzić
Poświęciłeś Syna dla nas  a my powiedzieliśmy
– no dobrze, a co z Duchem Świętym?
Zesłałeś Ducha Świętego, a my stwierdziliśmy
– jeszcze tylko musimy zobaczyć Ojca
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* W kurhan chan *
Zapłacze ojciec, zapłacze matka
zapłacze cała makatka
nad sto-łem w kuch-ni
Zapłacze w nas sędzia zapłacze stepu człł-ek
zapłacze cała rodziii-na
Zapłacze bębniarz, zapłacze sprawca
zapłacze koło komina
Zapłacze Wojciech, zapłacze Ziutek
zapłacze cała Milicc-ja
zapłacze w zbożu też szara myszka
a ja pochowam ofiarę
czy ja zapłaczę dziś jeszcze nie wiem?
na razie nie mam ocho-ty
jeszcze nie jestem całkiem sfrustrowany
jeszcze w coś wierzę i ufam
niech się zapłaczą na dzień dzisiejszy
niech się zapłaczą w obłudzie
ja tam nie kwękam nie rwę paznokci
nie posypuję popiołem swojego ego
a ja go pochowam, a ja ich pochowam
ja się nie boję chowania
niech się dopełni, co ma dopełnić
niech idzie w kurhan chan
niewoli
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
*Gdzie nie ma wolności *
Co było a nie jest do pokazania
to oni mali
za każdym razem zrywam czereśnie
to oni niedbający
płótno jest szare
to oni zakatarzeni
moc tego żelazka jest nieznaczna
to oni zapluci
zewsząd zbliżają się pajączki lata
to oni biedni
dlaczego kosmate stworzenia są ludźmi
to oni wybebeszeni
zapłacone, można wychodzić powoli
to oni krótsi
drgające grdyki w kotłach
to oni odrażający
co mieli a oddali mają nadal
 to oni zepsuci
kucają przy stosiku pieniędzy
to oni zaprani i zapaprani
lukratywne posadki atakują
to oni mącący wodę
są wszędzie gdzie nie ma wolności
mali kucający z przyzwolenia
>>> 
??????????
* Osły wydeptały zboża*
Ba,
ruch to dopiero
był za wsią
nakłoniłem więc sąsiadkę przyjaźń
do skorzystania ze mnie
zapomniałem o ustach szlachetnych
Ba,
za każdym razem zapominałem
bo tędy przeszły osły
patrzę jak wygląda dziś
ten kraj
a jak serca sprzymierzonych z rzeką
Ba,
zagadnij więc sąsiadkę prawość
nakłoń do wyjazdu nad Bosfor
tam ją dopadnij
Ba,
wiele można zdziałać myśląc o jednym
ale nie tu gdzie osły
wydeptały nie tylko zboża
i wsie wydeptały sumienia
za płotem
>>>
DSCN0754a
* Nie można mieć Morza lecz można mieć miłość *
Demonstracyjnie wyszedłem ku miłości
pochwaliłem się nie byle czym
samym Chrystusem i jak sprytnie zauważył
Święty Augustyn nie można mieć Morza
lecz można mieć miłość
Pokazówkę urządziłem nie na darmo
z procesją wyszedłem na wywieszone transparenty
członków rady parafialnej składającej się
z dawnych dygnitarzy partyjnych
to mnie gdzieś zadzwoniło nie im
Zatańczyłem, zapłakałem, skorzystałem
z kilku upokorzeń i ozdobiłem się
medalami
pokój poczyniłem w domu, zjednoczyłem się
z dziewczyną
w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego poszedłem
stworzyć podwaliny Nowej Ojczyzny
maszerowałem długo i kłaniałem się ludziom
dotarłem do balasek i wmurowałem
co potrzeba
swoją historię, swoje uczucia minione,
swoje zaskarbione tęsknoty, swoje upragnienia,
swoje dostojeństwa ministranckie,
swoje złudzenia ministerialne,
narodowe – wmurowałem nowe: OK (okay)
zamiast: SB (stara bieda)
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* A jednak kochać – woła on  *
Rozkochany w zbożu rozkochany w pniakach
ciąży kolektywnie ku zapowietrzonej Ukrainie
mam z czego się naigrawać ale nie będę
on i ja to wychowankowie pokrzyw i krasne mamy lica
z dziewięciu nas było z Albatrosa i zewsząd wiało chłodem
szkielet konia poczwórny gonił przez step
a fale historii uciekały spod kopyt
w oczach miałem słońca blask dopóki mnie nie dopadł
potem siedziałem zgaszony na jakiejś grzędzie w Austrii
rozmiłowany w zbliżających się wyborach marchwi
czegóż mógł oczekiwać od swojego spowiednika
zapłacił za grzechy więc wyszedł z klasztoru i tyle go widzieli
Zarąbali mu szkapę, dopuścili do rozeschnięcia się łajby
zalali mu wóz strażacki jakąś pianą bez sensu
nie mogąc wypełnić rozkazu przeoryszy postanowił
kochać bez ograniczeń a ja mu na to tak:
ciężki z ciebie ciemięzca i nie wiesz nawet co to Biskupin
będziesz czkał i czkał i nie doczekasz się w Gileadzie na ser
a dzwony biją w małej katedrze a drakkary płoną
w Szwajcarii spadły skały na swoje odbicie w wodzie
i wiecie co się stało potem
wieszcz spłonął w purpurowej dyskotece
i nie napisał o tym jak wyrywali mu żebra, skrzydła
i paznokcie w Kazachstanie w dowolny sposób
poskromiłem szczękanie broni i strzykanie nogi lewej
zasłoniłem bagnety wiernych muzyków i zrobiłem
to w miarę poprawnie
gdy dzisiaj wspominam o strachu to mówię sobie
gładził on gładzę ja sumienia czekaniem nie czkaniem
na niewiele się to zdaje ale przynajmniej
ryby biorą w rzekach wspomnień przedszwajcarskich
kopyto podkute to i większa pewność siebie
kochać jak to łatwo powiedzieć, nie operuję datami
terminy nie obiecują a jednak kochać – woła on – dzwon
jakbyś mógł podać mi to, jakbyś mógł podać mi twarz
ręcznikiem wytarłbym ci ją na zawołanie
i książkę bym wydał z kawałkiem tego ręcznika
pędźcie dzieci pędźcie na łeb i na szyję na Ukrainę
i co opowiadali to opowiadali o Zachodzie
i porobiło się nagle w miłości, w portykach stepu
kap, kap, toczy się w snach, toczy się łza, łza starca
nad brzegiem samotności
gdy nie ma wolności w wierze
>>> 
DSCN1233d
* Komin fabryki  *
Komin fabryki majaczył betonowy
wystawał ponad zabudowania rolnika
a rolnik jeszcze bardzo młody
rozmawiał z obcą kobietą o Nowym Jorku
a wyglądał z daleka jakby
zjadał komin który ich dzielił
pod wielką jabłonią zagnieździł się
chrząszcz typowo polski
po remontach stu utrzymujących go
przy życiu
W skrajnym przypadku młody rolnik
nie wstępuje do partii chłopskiej i wypluwa komin
popatrzcie jak wypluwa komin
nie znajduje niczego nowego
poza ciągotami do nowojorskiego biznesu
nowego lecz korzystnego bez szpanerstwa
komu uda się zwalić komin polityki nie warty nic
by nie wystawał ponad te czasy 
>>>
??????????
* Leć biała gołąbko *
Zagrzać miejsca Jebusytom lub Waregom
zapełnić dziuple koczkodanami lub węglem
on to wiedział, ale nie ty
jakże ona miała wszystko załagodzić
jakże biała ptaszka miała to uczynić
przecież poleciała za Jasiem do Śląska
a Jasio Bóg wie gdzie?
teściowa nic nie wie na ten temat
a jej pies warczy na mnie
biała gołąbka i rasowy pies
ze wzgórz porośniętych winoroślami
przepięknie rozpiętymi na stalowych drutach
kręciłem film niezłą ręczną kamerą
gdy zapadł zmrok zastanowiłem się nad grzechem
odpuściłem moim winowajcom
i schowałem kamerę a życie potoczyło się dalej
jak butelki po rieslingu
o krok dalej potoczyło się życie
błona bębenkowa w uszach muezina pękła
pod wpływem śpiewu, jaki rozległ się z minaretu
i to był jego własny śpiew
o dziwo minaret nie poszedł w bagna
stał ciągle na niewinnym wzgórzu
skąd rozciągał się niezły widok
i skąd zawsze rozpoczynano bitwy
ostatnio nawet pobudowano tu stację telewizyjną
bocianów pełno i pocałunków doczekanych też
lecz sporo mniej niż bocianów
gdy rozdano karty dobra wróżka męskim głosem rzekła
spójrzcie to śmierć a to życie
a to dodatkowy As to jest As Ali
ale baba nie dokończyła i odleciała na miotle
i co się okazało nie była to dobra wróżka
tylko samiec Beria w przebraniu
a Ali był z minaretu
seler wystawał z kieszeni jednego kuternogi
drugiemu kuternodze dano szansę
przeproszenia za to, co uczynił bliźnim
pierwszy kuternoga a było, za co przepraszać
kuternoga odkręcił zapasową rękę
i tą, która mu pozostała wyjął seler
i zaczął gryźć powoli jego biały miąższ
szansa na szantę przeprosin zniknęła
jeden taki nie duży zapalony myśliwy
pochwalił się wyczynem nie lada
upolowawszy swojego przeciwnika
i zawiesiwszy na ścianie trofeum, powiedział –
toż to był wróg ludu pracującego miast i wsi
i cóż się znowu okazało – ten zastrzelony niby
przeciwnik nie był wcale martwy tylko udawał
będąc postrzelonym i w jednej chwili zszedł ze ściany
opluł tego nie dużego burmistrza jak się okazało
a potem przeprosił i powiedział – leć biała gołąbko
>>>
DSCN5732a
* Rumpelstiltskin i Syberia  *
Pomyśl, co z wyrokiem, pomyśl co ze mną
Karmazynowym Piratem miałem być
została mi tylko nienawiść, ale zmienię się
z szablą miałem pobiec na szaniec
zryłem tylko kartoflisko jak dzika świnia
Pomyśl, ile czasu zajęło ci dźwiganie zegara
a we wskazówki piorun trafił i tak po drodze
jakieś wąwozy sprawiły że zgubiłeś je
lub zamieniłeś na pomarszczony krajobraz
Zapytałem tylko, co z wyrokiem dzieży
tak jak piec dymiący, grzejący, samotny
Rumpelstiltskin zbudził mnie ze snu
ale tylko jeden raz i wiedziałem co mu powiedzieć
pomyślałem i szybko odpowiedziałem
w zamian czekoladkę czy coś dostałem
Zapchana droga zepchnęła moją ciężarówkę
a ja podążałem na wojnę i nawet miałem pamiętnik
chciałem bandaży i pielęgniarek a oberwałem
tylko jeden guzik od rozporka zapinanego pod KC
Zamyślony w śladzie czołgu dopijałem kompot
a Pan Propper strzelił z palców i pękła z trzaskiem
mucha siedząca na moich szarawarach
Jakiż ciężki był los upadłej kobiety myjącej się
w rzekach nieznanych wcale nie małych, kamienistych i rwących
jakiż ciężki był los plastykowych lalek
pogubionych leżących przy żelaznych traktach
wiodących na Syberię do Magadanu
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* 2000 rok  *
Lecą małe pomarańcze
jakiż cel tego lotu
lecą kabarety
jakiż piorun to przerwie
maleńkie zęby na trawie
kiedyż to ciasto zapiecze
ulica omdlała na wietrze
biegną zalani towarzysze
niedola ich matką
mądrość obca ich rozdartym sosnom
rządzić tego im trzeba
kule nosi jeździec chmurny
kule lecą poprzez świat
towarzysze lepią pomarańcze
z czegoś pomarańczowego
na jajach usiadł ptak
wspiął się na gniazdo niegodny
zegarek zgubił mniej niegodny
nad jeziorem zgubił tenże zegarek
a oni się kochali wtedy na łodzi
wulkan o mało co nie wybuchł
w jednym z ich miast
z pozoru były ich
tak jak i wulkan
nic z tego mały –
powiedział bez do mlecza
twoja koncha pełna mleka
zniknie przed czasem
rodziny pełne łez, a jak
rodziny pełne miłości, marzą się
zbliża się to co nieosiągalne
jeszcze wydawało się sto lat temu
zbliża się dwutysięczny rok
jak lot elektrycznej pomarańczy
>>>
DSCN1384v
* Piratów tragedia *
Zazgrzytały łańcuchy pirackie
zerwał się statek z cum
kotwica odpadła z pluskiem
łysy kapitan krzyknął
straciłem oko – ruszamy
różowa papuga zazgrzytała –
Naród z Partią – Partia z Narodem
i pofrunęła na ląd
bezdenny kapitan wzruszony odpływem
zapalił wrogą łódź
statek wyszedł na redę
ci, którzy nie zdążyli na pokład
rzucili się wpław, ale nie wszyscy
niektórzy odpuścili tą sytuację
i poszli od razu zgłosić się na policję
po falach potoczył się zgrzyt
piana porwana w powietrze
zmieszała się z dźwiękiem
i osiadła na wąsach kapitana
umysłowy kuternoga
przemówił ładnie do załogi
– jak nabiorą w usta wody na nasz widok
to łupy już prawie nasze,
tylko wy nie zróbcie tak jak ostatnio
– zwalniając spinakery, gdy wstała tęcza
na pełnym morzu flaga poszła w górę
piękna czerwona trzepotała na wietrze
sierp zgrzytał o młot
a w bocianim gnieździe
zieloni majtkowie rżnęli w karty
aż puch sypał się w dół
po przebyciu oceanu wielkiego jak wanna
piraci napadli na rybacką osadę chodowców konopii
chłopi rzucili kosy i sieci by
przyjrzeć się atakującym
baby odwracające flądry popatrzyły
pod słońce
zgrzytnęły kurki w pistoletach
łodzie dobiły do brzegu
bose stopy zetknęły się z mokrym piaskiem
wtem na dźwięk dzwonu
eksplodowały płynne ładunki jądrowe
zakopane na plaży
Partia bez Narodu poszybowała w niebo
na zawsze
po chwili tylko zgrzytanie zębów
łysego kapitana rozmodlonego
nie wiedzieć czemu na topie
przypominało o niedawnej
piratów tragedii
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
*Zakrwawiony świat Plastusia*
Zakrwawiony świat Plastusia
Plastusia trzeba wychować bez
krajobrazów śmierci
nie można zapomnieć o tym
że na froncie jest Plastuś
chciał być uczciwy niech wie
że atrament to coś, co plami
gadulstwo małych obywateli
czai się jak wąż na ulicy
będzie głupota szaleć
ludzie szykują się
do wyjazdu do Warszawy
kocha Plastuś wroga
kochać Plastusia tylko dlatego
że uczciwy, ale jeszcze
nie przecierpiał swojego
proboszczowie idą na współpracę
aby przeżyć i giną pomimo to
lewicowość małych obywateli
zamknięte karły jak zwykle
w księgach zdrad pełno
co w niektórych dużo autentyzmu
nie można nienawidzić Plastusia
Plastuś nie nienawidzi
zagadnął lisa rudy złoczyńca
wrzucił granat do kościoła
były komunista jest proboszczem
a były proboszcz komunistą
nawet, jeżeli bzy nie przystąpią do programu
to i tak nie uwierzę w ludzi zadających ból
ale po co cierpieć nadaremno
ku prawdzie trzeba iść
nawet jeśli liść zakrywa udo Plastusia
koniecznie Plastuś musi zjeść swoje akta
przecież feudalne rewolucje się ciągną i ciągną
mamuty się zdarzają w smolnych trzęsawiskach
a co dopiero pasożyty w strukturach żywych 
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
*Nieopodal Pireusu*
Zakopano końce jak grule
nieopodal Pireusu
zamknięte zjeżdżalnie zardzewiały
byle jakie drzewce wbito w szczyt
zagadnięty Achaj wyjął fajkę z ust
i rzekł – to ona mi tak dopiekła
że uciekłem na tę wyspę
język tu niczego sobie i trawa
prawie zielona
kupczyć można byle czym
bo zjeżdżają Persowie co dzień
lato prawie każde wydaje się większe
miękkie części pilota są widoczne
na falach i szczytach
zakończenie stalowej sieci
zwisające z portyku dynda jak trzeba
dzieci wybiegają doić owce
na podwórzach akademii
z piórkami czekają najeźdźcy
z duszami na ramieniu tubylcy
węszą za złotą kaczką
otworzyli wreszcie hamburgerodajnie
oszczepami
otworzyli wrota portów bezcłowych
ser i kolumny weszły w piąty wymiar
rzekł pasterz broniący ojczyzny
– pieniądze mogą wiele zdziałać
dla urzeczywistniania idei
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
*Włączyłem baterie czuwania*
Gdzieś w przestworzach
zacząłem myśleć za dnia
włączyłem baterie czuwania
jak jakiś statek kosmiczny półautomatyczny
jak wół roboczy bliskiego zasięgu
wysłany dla bladych jaj wylęgu
zdumiały się moje oczy
na widok cierpienia
tam daleko od Ziemi
wyszły z orbit nie całe
gdy wchodziłem w strefę cieni
Gdzieś w przestworzach
natknąłem się  na własne przeistoczenie
nigdy bym się nie spodziewał
że może tam być
nie wierzyłem że może mi się to przytrafić
byłem przecież osłem
jak zwał tak zwał
Nadąłem się jak baca
z czułkami jak jakiś odludek
zakląłem, zrzuciłem co miałem zrzucić
cofnąłem maszynę
dmuchnąłem świeżymi spalinami
na blade jaja
Przecież przestrzeń jest taka przestronna
a mnie akurat udało się
natrafić na cenne znalezisko
tak potrzebne jakże prywatne
o wydźwięku totemu lub idei
ale ideologia zaspała nie wyczuła tego
czegoś mi było brak a jednak
ona we mnie nie wyczuła
co się święci
W przestworzach zabrakło
miernika i zwykłego odczucia piękna
przerażony pchnąłem maszynę ku Ziemi
zerkałem jeszcze za siebie
na cudowne blade jaja pozostawione
na planetoidach dla wylęgu
może beze mnie nie zginą
a ja cóż muszę wracać
w końcu stałem się odważny
to oczywiste, że i konsekwentny
to normalne, że i prostszy
nastawiony na powroty choćby takie jak ten
zawróciłem, gnam jak szalony
jestem zdumiony przeistoczeniem
walę na oślep dłońmi po przyrządach
nic mnie nie obchodzi oprócz radości
zwycięstwa
wszystko na szalę zwycięstwa
miłość tam czeka obok hańby
wiem co wybrać wiem co zwyciężą
jaja inteligencji i tak się wylęgną
ludzkość i tak zbuduje te domy
nie ma mowy o strachu, gdy chodzi
o przyszłość
>>>
DSCN2172s
*Przybysze*
Zamieszanie powstało wskutek
niezrozumienia opcji górnolotnych
w kwaśnym mleku pływały bowiem
lodowe bryły a w kakale odbijały się
szczyty gór
to nie prawda jakobym był wędrowcem
od dziewięciu miesięcy
kolegę stworzyłem sobie sam
i za dryfowanie wiedźm odpowiadamy razem
kolejne miesiące wspinaczki
stały się gehenną zabezpieczeń dzwonnic
zawsze mówiłem – oni powiadają,
że prawda to, na co dzień zbędna rzecz
wystarczy plwać na skorupę
ale ja się pytam kolejny raz –
czy to zmieni jaja w coś innego?
bociany odlecą ze swoimi rocznymi dziećmi
a ja będę czekał znowu w Sudanie
nie mogę streszczać cudzych błędów
swoich wystrzegam się, lecz dopiero
od niedawna
odkąd pokochałem ranę mam w ciele
głęboką na cztery rosyjskie czarne wiorsty
spójrz – oni są przez coraz mniejsze „O”
a prawda i tak jest nie na pasach
co prawda ja nigdy nie byłem na pasach
a chcę być na terenach wypalonych
przez dobrych komunistów
jakaż panie kompromitacja te składy rady
jakież panie zgorszenie ci niewierzący u władzy
toż to bocianięta nie ludzie
a jak podkręcają wąsy jak cesarz Franciszek
albo jak Piłsudski a niektórzy znów jak Wałęsa
a przecież to przybysze
ziemniaki zawrzały w kotłach
po przestygnięciu wypłynęły
na powierzchnię oliwy
po dopadnięciu do nich mlaskali
dłuższą chwilę
dzięcioły stukały
przywożono komputery
do chat gdzie wymieniano je na kolorowe szkiełka
właściciele chat poszli po rozum i po powrocie
przestali zakładać komitety gminne partii
skończyli z tym i wypromowali wieszcza
Panoramixa, który dał im eliksir z jemioły
padły wszystkie koty od jego zapachu
padły wszystkie w całym państwie
no i bardzo dobrze
one też nie widomo skąd są
gdy nadejdzie noc można je pomylić z wszystkim
>>>
DSCN5403c
* Tablice na Wschodzie*
Zamknięcie tego typu
nie było przewidziane dla
ludwisarzy
o, dziwo
kędy lał się żar
Czeremosz błyskał z dala
a ja jak zwykle
biedny ogorzały antykosmita
nie widząc gniazda
szedłem krainą skrajem
zamknięcie jakoś nie pasowało
do formy zwiniętej
w skrzydło Belfegora
manny nie było na grani
nie było po co tam iść
ledwo spadły pierwsze
dzwony jak deszcz
zerwał się kaptur z oczu
zobaczyłem roztrzaskane tablice na Wschodzie
popatrz matko tam
mordują Ukraińców czy naszych?
nie waż się im przeszkadzać
to dusz wyłuskiwanie jeno
mieszkaj w nędznej chacie
póki ci pozwolą
bo jak braknie im łań
na tych pustyniach przyjdą po twoje
wszystko
lecz potem spłoną na szczytach zbrodni
zamknięcia przechodzące
w zakończenia blednące
są całkiem podobne do gwiazd
a ty wymawiasz gniazd
jeszcze straż i wielkie głupie narody
co nie usiądą aż zapomną
międlisz w ustach – ledwo ledwo
pal się nie naostrza sam
przeszły głodne dropie i perlice
zawaliły się mosty po powodziach
tętent usłyszano nawet w kuczkach
czterech jeźdźców
biada biada usłyszano na strzechach
dyrygujących w rządach nienawiści
kły zwisają od uszu by wyseplenić
pouczenia
makabryczne odkrycie hańby
całego narodu, który dał się stłamsić
widłom i siekierom
przeżywają stłamszone narody
w górskiej dolinie cię opije
potem zedrze skórę
nabije na czubek gwiazdy wieczornej
zamknięcia tuż przed
i tuż obok
zamknięcia ciał po wyjściu dusz
a nawet nie drasnął go kot jak ktoś
zaczekasz – to i tak nic
to nie da tobie
nie zaczekasz to i tak
państwa ci nie da
lisie kity odróżniają
Samojedów od skinów
powiesz – kocham Żydów nieeksmitujących
chciałbym widzieć ich sławę
na Synaju po powrocie z niewoli
gdy wydadzą swoich morderców
wskazując ich palcem z Ukrainy
w Megiddo
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Kawałek zagrody*
Kawałek zagrody czy to kawałek niepogody?
jadę bardzo szybko z przeciętą oponą
jakaż zemsta na usta się ciśnie?
w rękach nie pozostaje nic –
czekaj na mnie na Ibizie
smród jak tęgi rosyjski mróz
wielu się uratowało z pogoni
wielu nie dojechało
ja dojechałem
jednego drzewa mi trzeba
powietrza słodkiego po burzy
kawałkuję serca i odklejam sumienia
jej oczy zaplątują się, choć jest
już po ślubie
mewa stanęła w pracy na wentylatorze
są to jej piersi
czy ja wiem, co się święci?
kandydat nie zrozumiał, że mówię do niego
ale zapłon zdecydował o tym
że odjedziemy na czas pożogi
tam miota się złotowłosa bez przyszłości –
za plecami miota się złotowłosa
bez przyszłości
dlaczego ja patrzę na to?
nie wiem
nie kocham jej
nie kocham nawet szybkości
jej piersi w kąpieli
skojarzenie uczucia z piaskami
i w tym samym momencie
z Tatrami
jedź – powiedziała – tam gdzie nie ma wyrzutów
i spotkaj się ze mną
nie powiedziałem – trawa już porosła
ścieżki do twoich panowań i pęknięć bosych
nie piję – podczas gdy ptaki zniżają się
w okolicach grani siadają jak czarne cienie
dziecko na rękach jak na noszach
ma bieliznę w zębach
skalny uśpiony nie okrywa biednych deszczowych
zetrę na proch myśliwych polujących
na ranne zwierzęta
o czym tak naprawdę myślała Caryca Zydeco?
gdy ten z harmonijką z Missisipi dukał poezję
dokończono na winie usmażone jedzenie
zawołać kelnera pędzącego – rzeczono –
doprosić będących na szlaku –
kłaniać się kłaniać
zaśnij – zaszemrał górski strumień
wielkie jelita ciągnęły się od Krymu do Rzymu
więc podniosłem je a nóż są święte
nocą stanęła jak wybawicielka
po tym jak zastukałem w ścianę
otworzył się znowu na rany
zmartwiony człowiek
odważył się przemówić do ludzi
po raz trzeci
w opłakanej skale
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Zawiodła mnie mięta*
Zawiodła mnie mięta
spuściłem oczy na ziemię
w zdewastowanych chruśniakach
chruściele westchnęły cicho
i powiedziały wreszcie, że
faktycznie są też zdewastowane przez wiatr
mały piaskowy skrzypłocz poddał
ton takim jakimś spróchniałym
dentystom i zaczęło się
blaga goniła blagę w tej niby kaplicy jesieni
zeschłe liście służyły za ławki
koklusz był spowiedzią
metodycznie odsuwany w zarzecze
zdenerwowany tym okropnie
walnąłem wreszcie pięścią w lustro wody
kogoś macie, przyznajcie się
czy to pasterz, czy to chłopski
przewodnik czy to może baca
ja to wyniucham wcześniej czy później
jak już miętę nie raz
i nic nie osłoni tej tajemnicy
kopać dżdżownice w taki deszcz
wykopać metro i foremkę do pisaku
to zbyt mało żeby posłyszeć niesłyszalne
na co dzień klaps, klaps
to idzie letnio obuty reżyser z Nowej Huty
międli lebiodę i chłepce z manierki
targać mu brodę – rzekłem – targać mu
zdecydował się na przekroczenia stanów
przestano wtedy spychać gniazda
wyeksponowano na perci
wyeksponowano na gruszy
jechać – padł rozkaz nawet i pod górę
zachwycony rynkiem zabytkowym
podciąłem konie i zapuściłem silniki wraz
zaczesany stróż zdenerwował mnie
koniecznie chciał obejrzeć jasełka ziół
i nie straszne mu były jutowe worki suszu
co przykryły oczy
zapatrzył się na śmierć
poczekaj kochanie kolego
poczekaj na maj i rożki do pierogów
w łopianach jak drzewa
w szalejach jak telefoniczne słupy
miała być mięta a nie całująca
nachalnie dziewczyna
miała być rodzina a przez chwilę
była odlatująca łyska
rodzina jednak zwyciężyła
i wystartowała jak chruściel
sponiewierany, potargany, ale prawdziwy 
>>>
DSCN1377d
* Wyspy Dziewicze*
Zdecydowanie zaszczepiono lekkim sokołom twardość
pozbyto się helikopterów w sercach jest pusto
męczenie kapusty stało się niekoniecznie okrutne
ponieważ dzieci ubyło i dzieci nie wystarcza
gdzieś koniunkcja dąży do alternatywy i poci się
żeby zobaczyć to wszystko trzeba wielu lat bezustannego
patrzenia w okna jesienne a nie tylko także białe wiosenne
Tyniec popłynął rzeką w dziesiątym wieku jakimś promem
zebry spłoszone w Krakowie zapłakały po cegieełach
rzuconych niedbale przez kochanieńkich milusińskich
Długi Targ zrobił się jak kiszka i kawa smakuje lepiej
dziecięce poglądy w takim miejscu służą wytryskom Neptuna
popatrz jak kołują nad miastem Kant i Siemens drewniany
a Memling memłał – miałem te notatki przed katedrą
pięknie grają w Kamieniu na chórze piszą w prezbiteriach gaszą w ścianach
nawet baca nie może na Montrmartre zaśpiewać „Bo jo cie kochom”
taki tu rozgardiasz hałas memento mori i szelest w Okręcie Pralni
że trzeba przepłynąć Bałtyk wolności
Sokoły defilują wręcz lub homoseksualnie paradują nad górami
w Nowym Jorku prawie tak samo jak gdzie indziej
pomarańczowi przenoszą się na okręty wypływają w najkrótszą
drogę do Polski poprzez Gdynię – Wejherowo – Lublin i Stanisławów
marne te czaszki powiedział ukochany nie warto ich szukać
produkować nowe zewnętrznie podobne do tamtych bardziej brudnych
zachciało się rodakowi zachciało się rodaczce zachciało synowi takiemu
lepią żołnierzy wysyłają sprośne kartki lepią kolorowe bałwany
ciemnieją pamięci umierają na szosach nie tylko cykliści padają pszczoły
wybuchła zima cudowna i radosna mafie zakochane w miastach i ministrach
jeżeli zdecydujesz się zastawić miłość i życie choroby będą omijać cię
do czasu a kapusty nie będziesz musiał nosić w beczkach tylko w butach
ukryta nienawiść paskudzi miejsca w parkach krytyka nie twórcza
staje się obmową wyzwiska tworzą aureolę dorosłych trawa więdnie
praptaki kołują nad polskimi górami spadają jaja jakieś na sklepy
bieda-szyby nie są powszechne na przemyskich wsiach
nazwiska polityków zdobią ściany kościołów jak symbole szatana
atakującego Chrystusa ze wszystkich stron przerażonego Lucypera
skręt skręt jeszcze raz skręt kierownica urwana skręt nie wyszedł
dzieci płaczą na reklamówkach dzieci płaczą w reklamówkach
krokodyle czekają pod statkami sępy czekają na grani Pałacu Kultury
kochać tendencyjne programy kochać tendencyjne czasopisma kochać tendencyjnych ludzi
ależ to skomplikowane gdy drżą ręce z przepicia przepalenia i głodu
Wyspy Dziewicze wzywają trzeba kupić nowe buty
Miles Davis gra po cykucie właśnie w Komańczy sennej w łunach
zapadła w pamięć grzybówka pozwala umierać godnie trzy tygodnie
lukratywne miejsca w siatce społeczeństwa przed telewizorami
sprawiły że wielu wybitnych przedstawicieli i członków zdarło sumienia
kora była kiedyś sumieniem drzewa jak ubranie lasu jak trwanie
niewinne decyzje przyrody daleko mają do okrucieństwa
zdecydowanie nie można zjadać komarów tak jak hamburgery
to nie to samo w pępku świata może tak ale nie tu w Polsce
trawestacje Toski w wykonaniu Hendrixa nad Wisłokiem w Babim Dole
po cegieełach
>>>
?????????????????????????????
* Penicylianie*
Skonsolidowałem moją teczkę zabrałem dwa pióra po prostu
ona dzielna kobieta wyszła właśnie ze szpitala a ja
zapadłem na uszy wyjechałem przez kiszkę z miasta
nie śniłem wtedy tak często zgadywałem co jest z tym pasztetem
zanim dopytała się o jakieś jestestwa już miałem własną Summę
nadzwyczaj korzystne jaja wysublimował wczoraj czarnoksiężnik
nie wiem jak mu było na imię i nie dowiem się pewnie
ponieważ został nad ranem zabity jakąś deską przez nasłanych
od króla zbirów ale to już tradycja tego dworu gdakanie
i zabijanie nawet nad ranem co się nie mieści w głowie
tu nawet masłem się myją i uprawiają bezpieczny folk
w samo południe Asyria mi w głowie przestawiła głowy ścięte
w głowach sprawiają że ludzie się obijają długo się obijają
skonsolidowałem piechotę i klawiaturę mam ich teraz dwieście
w każdej kieszeni bez obrazy snują się jak dym
nad jeziorem byłem teraz myślę jak to dobrze że nie jestem
dymem snującym się po tafli jeziora po pożarze dyskoteki
martwić się w takiej chwili nie wchodzi w rachubę
modlić się w takiej chwili to jest na miejscu modlić się trzeba
byli już Szwedzi byli już Rosjanie byli już Tatarzy
teraz przyszli Penicylianie i napaskudzili odgryźli łeb koniowi
i rzucili go w stronę Polaków nie jedzących koniny nie doleciał
zaznaczam nie doleciał mam starte kości i dokumenty nawet
zewnętrzna powłoka statku z pierza była jakiś czas
przerobili oj przerobili dali drzewa hebanowego i trochę cieciorki
gustował pancerny w zbożu ale pan Jemiołuszka powiedział
kiedyś w telewizji że tak jest nie zdrowo i przestał teraz
myje gary w Londynie i dojeżdża tam Syrenką gdyż Premier
nie kupił mu Poloneza jak obiecał a zamiast tego puścił bączka dzieciom
jak to Premier zepsuli moje przesłania w mieścinie w wysypisku
jednak nie mszczę się już od dawna już od jakichś trzydziestu godzin
powiedziałem sobie koniec z tym przysiądę fałdów usiądę na stolcu
skonsoliduję zasiądę nareszcie no i stało się macie powiedziałem ja powiedziałem
macie rodzino nie tłumaczyłem sobie po północy tykania
i plumkania lecz prosto z mostu walnąłem zebrać się w kupę i w kułak
i ruszyć ławą na pastuchów i łańcuchy pogubiwszy ruszyli
no i wyszło z tego ni mniej ni więcej tylko jak się już sami
domyślacie korridzisko biurokratyczne
>>>
Tarnów 97 2f
* Popielate słowa – kolorowy taniec*
Popielate słowa mi mów
popielate serce mi daj Cyganko moja
w kręgu ogniska tańcz
ja będę upijał się tańcem
zwęglone sny w ucho mi kładź
uderz w kule nad ranem
po pewnej niedzieli zastygnie koguta czar
my nie przestaniemy tańczyć
zza płotu wyjadą wozy
kolorowe przeważnie zielone
skończy się świat nad Wisłą
tabory zgotują się do drogi w Puławach
już koła zdejmują z drzew
dzieci zaganiają do bud
Popielate słowa mi mów Cyganko
oczy moje zabaw grą
pęcznieją wikliny i gniazda spadają
Sandomierz czerwony Sandomierz
ochrzcił was Cyganów dziś
ruszajcie z Bogiem niech prowadzi was świt
Polska płynie do morza
jak tabor kolorowa w tańcu  
>>>
?????????????????????????????
*Wolność w koszu nad Rawą*
Sam stóg paproch kurdesz idą przez plac
dwa gołębie piją wodę z kałuż
jak w Kuropatach ciemno jak nie wiem
to ludzie to ludzie to nie gołębie kopalniane
gołąb oddał obrączkę i pożegnał się
fedrunek i malowanie jakaś cepeliowska
koronka ze Śląska mandatowa strefa
ubodzy duchem zniemczeni zapadają
na grypę pod krzyżami jest ich trzech
ludziom dobrej woli można pogratulować
cenny złom i fujarka skrępowanego
w błocie krwi dosyć poniemieckiej
porosyjskiej popolskiej
Katowice zimne jak neon betonowy
znak cnoty nad wielkim centrum
Chrystus w dymie oddalił się do Giszowca
nie widać go teraz na jasnym niebie
nad hutami pancerzownice huczą
Zurik gazeciarz zdrzemnął się na chodniku
ślusarz go zbudził obu chodziło o polskość na przodku
padły pierwsze strzały to koła strzeliły
autobus się przechylił i palić się począł
potem wyskoczył górnik i zaczął walić oskardem
potem wyskoczył azylant począł przepraszać
potem wyskoczył Jaworowski z gołębiem nowiny
potem wyskoczyła Glewczyńska i poczęła
wolność w koszu nad Rawą
>>>
DSCN5458d
*Jeżeli nie ja? *
Jeżeli nie My to kto
jeżeli nie kwiecistość mowy to co
papugi decydują na ten czas to i co
skrewi – tak powiedział Miller Niemiec
skrewi – tak powiedział Janosik Słowak
skrewi – tak powiedział Pawlak Polak
skrewi rząd
nawet wet wet
gdyby to i co
za
podzielmy się tym co mamy
podrywaniem bez przerwy i bez końca
Jeśli nie Oni to któż
skorzysta z miejsca przygotowanego
w nicości i wieczności lecz czy wyjdą
z Otchłani Oni tak jak My
niezawodni
Posilcie się wy stróże porządku
czas będzie wyruszać na przejażdżkę
może po ucieczce zginiecie na czczo
a może po zatrzymaniu będzie
wam burczeć w głowach
Zaprzestano rozdawania krajów pod zastaw
Oni chcą mieszkać obok nas
My nie chcemy mieszkać z nimi
Oni wracają pod swoje grusze
strach jest zrozumiały
to szalony naród
Jeśli Kościerzyna zbliży się
do Kobierzyna a Kobiór do Łomży
to wtedy można będzie liczyć na
spłynięcie po sobie odstających uszu
Jeśli nie My to Oni zbudują
redutę taką jak zbudował we Lwowie
Ordon ale bez niepotrzebnego śpiewania
po nocy i bez niepotrzebnego sądzenia
katów winnych krwi rewolucyjnej
w kompletnej piramidalnej ciszy
Wandeę pod Kolbuszową
gdzie sam Maczek został wujkiem
zdecydowanie odtrącając swoją pozycję
pokurcze i mdłe muchomory
w rządach
ja im dam przykład solenny
ja im dam kawałek stali do obrony
Jeśli nie Ja to kto
jeśli nie ja to kto policzy kości
jeśli nie ja to kto policzy im kości
tym co skrewijają
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Ojcze! Ocal*
Marzyłem, Pragnąłem
serce spłynęło krwią
Ojcze! Ocal chociaż moje grymasy
Wierzyłem, Kochałem
serce sczerniało w bólu
Ojcze! Ocal chociaż moje gesty
Dążyłem, Walczyłem
serce jak szron mieniło się w słońcu bielą
Ojcze! Ocal chociaż moje milczenie
serdeczne
 
*Ojcze! Ocal!*
Marzyłem, Pragnąłem
serce spłynęło krwią czerwoną
Ojcze! Ocal chociaż moje ludzkie grymasy
Dążyłem, Walczyłem
serce sczerniało w bólu
Ojcze! Ocal chociaż moje prorocze gesty
Ufałem, Kochałem
serce jak szron mieniło się w słońcu bielą
Ojcze! Ocal chociaż moje milczenie
serdeczne powszednie
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
*Poniewczas*
Zasnąć poniewczasie
jak prawdziwy Polak
wpaść w przeciętność Zamojszczyzny
z wyjątkowego Szczebrzeszyna
do przyjęcia sloganu w wystąpieniach
wystarczy popatrzeć na Kerouac`a
zdmuchnąć powodzią statek
zapragnąć deseru znowu po herbacie
w górach na szczytach liczyć lawiny
jak kiść ścisnąć prawicę Mikołajowi
jak prawdziwy Polak
nie wytrzymać i puścić się w te pędy
w zepchnięty z Lidy Mohylew
powiedział spiker piłeczek –
zaczęte drzewa mają się ku sobie
pewnikiem jedzie Zazu z Zawichostu
śpiewa w kinie w kabinie –
muszę odejść sam
bo żadna praczka nie wyszła za filozofa
a mamałyga Hucułów zadzwoniła
nie, to łyżka, kumo, to łyżka – rzekła Bojka
kurhan począł się pocić
prawdziwi Polacy zbezcześcili jego otoczenie
odpadkami po bitwach
wybuchł jednak wulkan emocji
w środku Europy jak w szkole
Zenon stał nad brzegiem stawu
poruszał spokojnie patykiem w wodzie
gdzie lśniły rybie ogony
z dębów podrywały się żołędzie
jak ostatnie Su siedem
to bezczelność, na Boga – wołał
bezkościelny syn Partii
Niewielkiej Niewielkiej Nieczasowej
bez matury z filozofii stoickiej
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Zemleć czas *
Znowu mielenie ziaren czasu
znowu ciasnota zegarów
poprzednio stłukłem białego gawrona z porcelany
w młynie
poprzednio wniosłem do ogrodu strach
jak kamienie
znowu dało znać o sobie mielenie
jakiż powód ku temu by w śniegu się nurzać
grawitacja w śniegu lewitacja po obiedzie
Skądże znowu moja panno nie ja tym kieruję
przecież nie stałbym na beczce
choć w niej właśnie zamieszkuję
Ledwo zamknął się w tym więzieniu
ledwo zdjął kalosze a już go napadł zbój okrutny
pożeracz prochu i sekund
z lewej strony sceny aż poleciało pierze
dla równowagi
Nie poruszysz się w Paryżu
nie poruszysz w Twerze
czas pomiędzy nie istnieje starty wojną
jakiś olbrzym trzyma wiśnię
zęby do ciebie szczerzy
zęby jak stępy
do miażdżenia godzin
Pościła ta tłuszcza pościła aż
wreszcie wkurzona się obnażyła
i sięgnęła po władzę jak gdyby nigdy nic
Zapada w pamięci ciasnota zegarów
pamięć pamięci nie równa trzeba
kochać nam na kresach trzeba
i w centrum obejmować Południowców
Zmielone organy nie wystarczają
na wieczór i trzeba lecieć po jeszcze
a ja mam tam intymny
podworzec co czeka na stangreta
nie leć, więc na oślep i na piechotę
popatrz w lewo popatrz w prawo
zgotuj to przymierze ja ci odpowiem
gdy zapieje kur a ja miotłę złożę
i słońce zaglądnie do gumna
gdzie nie ma już czasu
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Zapłać i idź*
Zapłać i idź
zapłać i jedź na wakacje
rzekła i jaka szkoda, że pękła
zmniejszyła się potem, o jej
zewnętrznie nie do określenia
pogardzała małymi uszami
zakatarz się nawet, jeżeli
taka potrzeba wystąpi
manna pada na falę rzeki
cebula kwitnie i pachnie
zakaź i idź
zakaź i idź na wybory
wrzuć do urny prerogatywę
gminną i ludową
przeoraną łapówką jak lemieszem
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Nosy*
Zepsute kości w nosie
karmienie deszczu miasteczkami
pospołu z drewnianą nogą
małe miasteczka kostnieją
popularne zamiecie są jak poryw
kwiaty wąchane jak chmury
pełen kosz baranów
struktury węgla w bryndzy
na łąkach leżą skoroszyty
zamknięte dziewice na szczytach
poruszony statek powietrzny
ledwo idące zegary z ptakami
zaproszono kiedyś ten wiatr
oto i on nad połoninami jak echo
bednarz spokojnie studzi wodę
skorzystała na tym wiewiórka
podeszła pod zagrodę mistrza
popasał popasał odszedł pod studnię
spodziewany dywan rozsnuł się jak mgła
ponad małymi górami nad morzem
spodziewany koklusz dziecka małopolskiego
zapadły bierwiona na capstrzyk
popędzić skamielinę stąd
zewsząd bociany na wieżach
wystające władze szurają słomą
wysoki profesor doi małą owcę
helwecki deser w zepsutej kaszubskiej wsi
koniec studni jest świtem bladym
zakochany drewniany ślusarz
skostniałe dewocjonalia państwowości
zamruczały telefony postsomnambulistów
 nie byle jaki dochód na kolebkę tyrana
zepsute kości w uszach łysego
krzyż stoi na szczycie
krzyż stoi na szczycie
krzyż przymocowany jest na szczycie
krzyż wznosi się ze szczytu
zadarli nosy obolałe
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Na grzbiecie*
Maltretowanie misia na grzbiecie
pocieszenie towarzystw miejskich
blaga na całego w części północnej
niegdysiejsze nadzieje drapichrustów
gołoborza ich mózgów
melodramat za duże pieniądze
otumanienie sporej grupy
pewnie, że obywateli a nie zwykłych ludzi
skuteczne stworzenia czasu
potem zstąpił anioł ciszy krwawej
trzeba się wynosić stąd, ale gdzie
koledzy zastępują zwykłych ludzi
drzewa wiją gniazda w ptakach
oto twierdzenie na obraz i posłuszeństwo
pośrednie definicje kanibali
łodzie płynące na skróty
zebry w kolorze czerwonej Sahary
sekty na polanach za górami
myszy i obywatele buszujący w kukurydzy
kopcowanie zboża na dnie rzeki
przed zaporami przed elektrowniami
przewrotne ludziki idą od wsi do wsi
robią dokładnie to, co im kazano
zakopcowani stworzyciele cywilizacji
czernieją czaszki w ziemiankach
pelikany twardnieją na widok uniesień
dzieci wszystkich stanów
nad ranem pada deszcz przepiórek
niosą baldachim przed monstrancją
poprawne decyzje wygoniły żubry
buki pikują wprost na helikoptery
zapachniało sosem miedzianym
na krańcach zdrowia zakwitł grzyb
w popłochu uciekają politycy
gonią ich żółwie z mieczami w pochwach
śpiew dokoła pnia, na którym
ukazuje się rzecznik prasowy
białe chusty dojarek białe ręce naganiaczy
chwalą kandydata chwalą pierwszego
zbója w tych górach mówią, że
oddany sprawie pomaga biednym
łupić topić bić skamleć skórować
pomaga biednym wymachiwać członkami
odciętymi
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Dziękuję ci malkontencie za twoją krew*
Zapadają czasy zapada krew
w potulnym człowieku drzemie mecz
spadły już kogutki dzieci wyczołgują się
z bogatych miast dążą ku wsiom
Zrywa się garść ptaków ciemne góry płyną
niebem w kierunku wsi
małe baranki przenoszą się razem
z dokumentami osobistymi i flaczkami
kucają pod biernymi mostami przez chwilkę
poczęty wieczór reklamowany w prasie
przedwojennej zmięty jak gazeta
więźniowie szykują się do snu
Modre drzewa nachylają się nad grzybami
serca serca serca czekają na malowanie
kurczy się każde działanie w zamian
orkiestry wychodzą na łów ku centrom
miast ziejących kraterami i braterstwem
poprzednie zioła zamykają pałanie i duszności
zagadkowe miny prezenterów przeradzają się
w perłowe uśmiechy ciągłych kandydatów
mający rację jedzą jedzą w otwartych oknach
dziękuję ci malkontencie za twoją krew
woda tryska z dziur w rurach kochają myszy
startuje latarnia startuje pogoda spada
pokraczny niewybredny śnieg jak
indiański taniec nie na tę okazję
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
*Zawróciłem spod Golubaca*
Zdecydowany na likwidację Golubia-Dobrzynia
zawracam spod Golubaca
rzekę wyzwoliwszy przerwaną tamą
pokochałem folklor zniszczenia
zostałem na dłużej pod dnem
obserwując szalejące żywioły
pchnąłem we śnie Turka
Komendant wezwał mnie celem
uskutecznienia spowiedzi i to tej
bez bólu głowy po i przed
natychmiast wyznałem jak dziecko
swoje przesłania zapomnienia podniety
Oko zmrużyło się zadzwonił dzwon
poszły spać brednie zbudziły się we mnie
zadośćuczynienia krople i bekasy
Nie zdążyłem wrócić przez Pusztę
zamknięto Uniwersytet Gołębiowski
Popatrzcie jak oszukują spokojnych ludzi
popatrzcie na ich sterane bronią ręce
krew wypływa spod murów
obserwuję smoląc szczapy jak Gedeon Jerrubal
wkracza w granice Polski ze swoim swojskim wojskiem
Perpignan do dyspozycji Zawiszy Czarnego
było jak zwykle w tych latach
wyprawiłem się zamiast niego na ichnich Szkotów
jedno pchnięcie spadł z konia Szkot Turek
Żyd i Czech i Europa zadrżała konie zarżały
rapujące konie odjechały ku granicom
Zewsząd nadzieja matka zewsząd dobre chęci
malkontent zdrajca żyjący w Kijowie
malkontent zdrajca żyjący w Chorzowie
malkontent zdrajca żyjący w Spychowie
przeprany wrócił z zagranicy i usiadł na zydlu
sowa spod okapu przeniosła się pod wielką krokiew
kręcąc głową słuchała i notowała w swym
asfaltowym notatniku wojny
Psiakrew! Zaklął wierny druh, miałem sen
w czasie bitwy, gruchałem z jakąś snajperką
pokalane jej nogi widziałem przed śmiercią
gdy kula trafiła wyjąłem miecz rozciąłem
otwór wlotowy i wydłubałem pocisk
odrzuciłem go
w kierunku Garbowa i Goleniowa jednocześnie
i tam eksplodował raz jeszcze
zaszyłem ranę jak Rambo wsiadłem na motocykl
i pojechałem za psem biegnącym obok konia
Psiakrew, zaklął wierny druh i umarł
w sali rycerskiej, pochowano go
na środku piwnicznej izby w Opatowie w centrum
w jakiejś starej kamienicy nogami
w kierunku Wisły Malinki i Dunaju jednocześnie 
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Na terenie przylegającym do więzienia*
Pełnił zaszczytną służbę na terenie przylegającym
do więzienia
stary dąb chronił go przed deszczem
piękny rozłożysty stary dąb nad strumieniem
wystrzelał wszystkie naboje i usiadł
otarł czoło podczas spożywania drugiego śniadania
również w trakcie spożywania kichnął
zakrakał kruk na czubku drzewa
zza góry wyleciały trzy helikoptery
i przeleciały mu nad głową gdyż leciały
bardzo nisko jak w Wietnamie
nie przerwał jedzenia gdyż był
bardzo ale to bardzo głodny
a poza tym był po przepiciu i pragnął wciąż
Niewiele brakowało i porzuciłby tę służbę
w młodości zaczętą
poproszono go do zdjęcia i stanął za
szczotką do zamiatania podłogi
nie wyszedł na tym zdjęciu oj nie wyszedł
miał niezachwiane poczucie płci
i nie oddał się nikomu ani w więzieniu
ani przed
jego oczy wyrażały ból egzystencji o poranku
a wąsy umoczone sztywniały na wietrze
Powiedział po jutrze wyjdę z tego miejsca
ale wtedy to już nie tylko tu nie wrócę
ale nawet więcej będę wędrował po Wielkim Świecie
do końca życia wypełniając się świeżą wodą
po horyzont
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Krucjaty skończone *
Skończone absolutnie krucjaty
najpierw decyzje potem oskubanie
zabawa dla wszystkich wszyscy dla zabawy
Budionny pożarł dinozaura to takie modne
skąd zepsute gady wtargnęły na posady?
okrutnie zdeprecjonowane ludzkie zachowania
kochaj albo czuj to samo na wszelki wypadek
żeby mojego kolegę mysz kopała
zastanów się nad pamięcią tego tam
koniecznie zaniepokoić konduktorkę na zakręcie
jeden dodać jeden to dwóch lekarzy
jeden choruje drugi nie, ale perspektywa kolego
pokażcie, na czym jedziecie pokażcie coś
zerwane sztandary poszły w las
odłożyć kopie miecze wysmarować zakopać konie
Brzetysław krąży w okolicznych lasach
kiedyś Japończycy wyjdą z beczek pójdą w obce kraje
proste słuszne krewkie i na domiar tego absolutne
jak Jowisz jaśnieje pomarańczowa mgła
ponad Etiopią ukazał się deszczowy samolot smoka
Bajdar zapadł się w las kędy zwijała
się skóra czarna jakiegoś podolskiego węża
powiedzieć na wskroś to jeszcze nic
o kogóż walczyć, gdy naród tak wspaniały?
nocą kazirodczą przewidywać wykorzystanie robotników
wieszać wilki na skałach pędzić terapeutycznie
po wielkie kamienie do stacji benzynowych
powiększenie jakiegoś domu powiększenie pieśni
tam skrył się Batu jakże smutny
Pol-sport
Pol-sat
Pol-ka
Pol-ak
po krucjacie 
>>>
DSCN1317c
*Pocierpieć chciałem*
Żaluzje i story zasunąłem
pocierpieć chciałem
w samotności brakło smutku
ich szyderstwa zastąpiły pamięć i prawdę
Pomalowałem szyby na czarno
pocierpieć chciałem
w samotności brakło skruchy
całowanie ścian i portretów przodków zastąpiło jasną przeszłość
Zabarykadowałem drzwi regałami z książkami
pocierpieć chciałem
w samotności brakło nawet łez
leżenie krzyżem w kuchni zastąpiło ich poniżenia
Wyłączyłem prąd, zakręciłem wodę i gaz
pocierpieć chciałem
w samotności brakło prawdziwego eremu
nagłe mistyczne olśnienie zastąpiło drapanie podłogi
ktoś zapukał do drzwi
zawyłem z bólu
 
*W samotności*
Żaluzje i story zasunąłem
pocierpieć chciałem
w samotności brakło smutku
ich szyderstwa zastąpiły pamięć i prawdę
Pomalowałem szyby na czarno
pocierpieć chciałem
w samotności brakło skruchy
całowanie ścian i portretów przodków zastąpiło jasną przeszłość
Zabarykadowałem drzwi regałami z książkami
pocierpieć chciałem
w samotności zbrakło nawet łez
leżenie krzyżem w kuchni zastąpiło poniżenia
Wyłączyłem prąd, zakręciłem wodę i gaz
pocierpieć chciałem
w samotności brakło prawdziwego eremu
nagłe mistyczne olśnienie zastąpiło drapanie podłogi
ktoś zapukał do drzwi
zawyłem z bólu
%MCEPASTEBIN%
>>>
DSCN1336g
* Poskromiłem czarne łabędzie nocy*
Poskromiłem czarne łabędzie nocy
dotarłem na nich wszędzie
popłakałem się na obcej plaży
stworzony obraz człowieka wymknął się spod kontroli
będzie mała kolektywna korekta na słońcach
świat zamknął się w czerni
łabędzie zatrzepotały wielkimi skrzydłami
po pachy zapadłem się w piach
kogóż można tu odnaleźć samemu będąc
zagubionym tonącym w oczywistej słabości
Perłowe mechanizmy wodne wydostały się
na powierzchnię morza całe w wodorostach
pędźcie kochani ja pogonię za wami
zęby szczękają z zimna jak małża
pewnie lunie tropikalny deszcz
sputnik odkrył serce burzy
chmury wybiegają na demonstrację
czerń nade mną pióra rozrzuca wiatr
klaustrofobiczne wspomnienia z przebytych piekieł
nade mną miotają się pękając
pragnę odmienić stracone chwile
pragnę odmienić biegnące chwile
peryskop wystaje z dzioba ptaka
markuję powrót nikt na nim się nie poznaje
grzęznę dopingują mnie ptaki ptaki
popatrz na jej sen nie oddalaj się
śmierć na plażach Falesy to nie twoja sprawa
to sprawa żółwi to sprawa stalowych żółwi
to sprawka żółwi z Warszawy żółwi telewizyjnych
udających pacyficzne
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Gniazdo ze styropianu*
Ze styropianu gniazdo spoczęło na dachu
dobiegliśmy do tej chaty w samo południe
my do bocianów urnami innej nacji
a bociany do nas swoimi odchodami
jakże długo trwała ta wymiana ciosów
odchody spaliły jedną stronę domu
krzew bzu i starą syrenkę a my
nie wcelowaliśmy ani razu
potem odeszliśmy do lasu po grzyby
myśląc, że może jakimś zasuszonym
mleczajem uda się dosięgnąć te ptaki
zanim osiągnęliśmy pierwszy zagajnik
z wioski nie pozostało już nic
ogłuszający klekot poćwiartował zabudowania
ptasie kupki wypaliły wszystko, co zielone
na ziemi i w powietrzu
łopot skrzydeł wzbudził huragan
który zmiótł tą polską wioskę
pozostały tylko w okolicy żydowskie cmentarze
klekoczące niegdysiejszą rozpaczą
>>>
DSCN1677x
* Skuteczny dzwon katedry nadmorskiej*
Jak to było z tym morzem?
jak było z wybrzeżem?
grzecznie
w otchłaniach świadomości
wertując czasopisma na plaży
z pozoru rozkoszne dzieci zabawiały się
jak truskawką małym palcem
rozebrane glony wypłynęły na brzeg
ona jedna z blizną w kąciku ust paliła trawkę
siedząc przed Grand Hotelem
jakimż to zamiarem było połyskiwanie
w słońcu na molo
białą koszulą swetrem rozwianą blond czupryną
czemuż to wyszywany dżins wstydliwie
okrywał muszle krabów
ze schodów na górze wyfrunęły kawki
mam wciąż nadzieję – rzekł latarnik
radary obracały się jak gdyby nigdy nic
wzdłuż siatki ogrodzeniowej
pod ciągłą obserwacją żołnierzy,
którzy wysiedli z autobusu podjeżdżającego
właśnie pod bramę jednostki jak jakiś
attache Ukrainy
bębniąc na puszce po oliwie
tykając wzdętego konia na zwodzonym moście
patrzysz na ostatnią parę na piasku
kochającą się oddalającą się ku wydmom
sen w pianie cały dociera do kocy
spadają staniki żubry podnoszą łby
mówisz – idź dziewczę tędy prowadź elektrowozy
przez mosty i wiadukty do brzegu stromego
założono kaftan na blade ramiona
zaprowadzę cię Syreno na kamień posadzę
przyprowadzę ci Syreno rycerzy stołów okrągłych
zaśpiewaj stołeczny kwiecie wysłany za rybą
powiedzieć o bałwanach to jeszcze nic
popatrzeć na majorową opalającą się jak glony
to móc przebiec jedną noc jak kostucha
pelikan na przystanku tak zdewastowanym
obok przeszłości obok przyszłości
padają na wodę już trupy lub jeszcze żywi ginący
z barek desantowych
lapidarnie przebiegli marynarze w słowach
do mety przy latarni przybiegł Polak Biedny Pierwszy
skuteczny dzwon katedry nadmorskiej
niesie wezwanie pogan i echo morszczynu
popraw lata bukłaki i sieci nad wpadającą rzeką
komunikacja zorganizowana w dworce i przystanki
rybami smażonymi powiewa w kurortach
jedzą lizaki patrzą na chińskie smoki
łodzi podwodnych na lekarstwo
desant wysiada z zaświatów
by uspokoić sumienie wodorosty pływają jak ryby
docierają do czekających sieci
pęcznieją piosenki dziewczynek
po powrocie gryzą komary
to potępienie jaźni
tam na dnie lochu spotykamy Neptuna
ani słowiańskiego ani germańskiego
ani nordyckiego ani fińskiego
tylko aliancko uniwersalnego
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* W hełmie z butlami i detektorami*
Początkowo polatywałem na podwórzu
ona patrzyła z okna
czerwone maki padały do jej stóp
krew tryskała na nie
jechać kazałem wszystkim czołgom
wozy strażackie ruszyły same
statki kosmiczne zamieniały się w placki
petardy wybuchały jak Elvis
blues towarzyszył mi pod jej oknem
jeżeli kochałem cokolwiek to ptaki
zaśmierdziało za bramą pokazał się diabeł
popędziłem za nim w zboże
kora odpadała od drzew
wierzby płonęły gdzie stąpał
ziemia wybrzuszała się gdzie tchnął
poszedłem w skafandrze do bitwy
w hełmie z butlami i detektorami
wspinałem się na konie i przyczepy
zegary spadały jak gwiazdy
blues towarzyszył im, gdy kaleczyły mi uszy
Ziemia jak miednica dzwoniła
uderzana patykiem jak kością
a kościoły frunęły w powietrze i spadały
muzyka ludowa siadała na piórach
kręciły się siły państwowe
zamiatały sobą towarzyszki z obozów
po każdym skurczu demonstracyjnie
upijały się nauczycielki i biły uczniów szpicrutami
szkoły przemienione w centra
światowych namiętności rosły w oczach
obradowano dzielnie tygodniami
obradowano dzielnie nad kokosami i nacią
małe rzeki w Afryce były na widoku
malowano krzywe historie wieczności
zebry wracały do Kapadocji z Cylicji
lwy ryczały z bólu zębów
wychodzili z Hadesu i wchodzili w Styks
śnieg padał na kwitnące sady jabłoniowe
mrówki wytaczały przeciw termitom
propagandowe działa prasy
małym sercem miotałem się na greckim targu
widziałem ją w koszach pomarańcz
ona wychylała się z każdej oliwki
śpiew muezina jak ryk rakiety-lwa
pacierz już na Księżycu
tak nie długo już polecimy
by spotkać ją
polecimy całą rodziną
>>>
DSCN5722 (2)c
* Drżę dziś jak Ezra*
Drżę dziś z powodów przynależnych poetom
drżę dziś jak Ezra w szpitalu dla wariatów
mając rację nie więdnę jeszcze pokryty śniegiem
ludzie poczęstujcie się świeżymi bułeczkami
wędzonymi na wietrze historii w sposób tradycyjny
jakbym widział  nietoperza mam w tym udział – rzekł
na bagnach nie tonęli Polanie, lecz stali na palach
kapelan pali bożka kapelan umiera na przedpolach
wschodnie soprany nad brzegami rzek
zimne kry z dziećmi zimne sanktuaria opustoszałe
czekam na Cyganów, którzy mają dziś
przypędzić konie z nad Cisy
Drżę przywalony ping-pongami po same uszy
tonę w ping-pongach jak w jajkach
nad nimbem księżyca dostrzegam duszone selery
nać zwisa nieodcięta zasłania jakiś ocean
cisza w tej zgrozie ludzie idą do szkół i przedszkoli
coś ich niesie jakieś licho
a może to sam Duch Święty w sprytnym przebraniu
wyrażenia są jak sowy polatują nad urnami
cmentarze świecą oświetlają twarze polityków
naród bez nadziei lud bez nadziei dźwiga
na barkach swoich ciemięzców
Drżę na ich widok 
>>>
DSCN1680f
* Koczował w urwisku*
Pomyślny – tak go nazwano, gdy koczował w urwisku
zdychaj – słyszał jakiś głos na kirkucie
zaczepiony na moście kopnął konia z zamachem
poleciały kwiaty w bukietach wprost do rzeki
zapanowało zamieszanie na przyczółkach
posypały się stare kamienie i zatrzymano autobus
wysiadł z niego zdesperowany mnich i splunął
w twarz komendantowi, który nie chciał zasłonić
tablicy ku czci funkcjonariuszy strzelających
do Semitów w sposób specyficzny i narodowy
Zewsząd nadchodzili ludzie i nieśli płyty kamienne
nowego typu
zamaskowani ludzie Wschodu
Pomyślny niezadowolony z przezwiska
zdeptał żmiję niechcąco i podkasał nogawki
był gotów znowu zaskoczyć
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Lepszy w garści ssak*
Lepszy w garści ssak niż wróbel
lepszy najmita w domu niż Aborygen na wygnaniu
męskie piersi opalone są porywające
na katamaranach płynących do Australii
zwisają transportowane ryby latające
wczepione w wanty jak w makaron
lepsze czterdziestki niż trzydziestki
po co tam aż zawędrował Dżingis Chan
mur przeszedł jakby go nie było
potem się wycofał przez jego pozostałości
dziecko służyło w zastępach
posłużono się dzieckiem zanim urosło
więźniowie narzucali głazów w parkach
pogonione wiewiórki założyły sprzysiężenie
lepszy orzech zgnieciony niż żaden
tymczasem mleko wylało się z Chin
surowe mięso wystawało z ust Aborygena
i to go zgubiło
wyrwali mu je wraz z językiem
przyszli więźniowie i założyli obozy
pomodlili się do Dżingis Chana Onego
padł rajski ptak i zsunął się z dachu
wprost w dłonie bohatera narodowego
a ten zawołał – spójrzcie jak śpiewnie ryczy ocean
jak ryby powiewają na wantach
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
>>>
* Idealny człowiek świata*
Stworzyłeś coś, co nie miało ulec zniszczeniu
stworzyłeś idealnego człowieka idealne państwo
a przepadło jak mara
Powiedziałeś – odwiedzę cię w więzieniu
samotność pozwoli ci dojrzeć nieznane
a umarłem nim ty się zjawiłeś
Skorzystałeś z jedynej nadarzającej się okazji
podniosłeś sztandar wysoko
a niespodziewany atak mrozu usztywnił płótno
i nie załopotał nad głowami
Miałeś podziwiać mnie i moje dzieła
ja miałem pracować dla wszystkich wyzwoleńców
a ostał ci się jedno krzyż
na szczęście niezniszczalny
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
*Jaworowi ludzie*
Hej tam pod jaworem
jaworowi ludzie czerwone ich nosy
wskazują na samobójców z Bieszczad
uciekali przed życiem uciekają do dziś
prostowali na beczkach wszystko
nawet dewocjonalia z Jasnej Góry
wyprostowali krzyż na beczce
oto Polska niezwyciężona przez obcych
zgnieciona przez odmrożeńców nowobogackich
zakasłali pod jaworem z głodu
zarzucili wory na plecy
w słońcu jak skansenie
zadzwoniły pogięte mosiężne krzyże
połamane orły cynowe
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Sprostowanie*
Sprostowanie, czas na sprostowanie
sukces przychodzi po niewczasie,
gdy już wszyscy wyleczyli kaca
mam mambę na takie sukcesy
stolica jadu zamieniła się w klub
herbaciany nowalijkowy, ale cóż
dobre i to na długie zimowe wieczory
patrzcie jak w muszlach kwitną różę
nawet nie wiedzą o tym i nie wiedzą
kto, w co gra na olimpijskim stolcu
pewien zadufany w sobie skamlacz
obudziły duchy wysłał na tamten świat
tych, co nie potrzeba
kazał się chwalić
a nienawidziła go większość
poczuć wolność i swobodę nie będąc w górach
kazać sobie podać całą krowę w oliwkach
będąc w bardzo wysokich górach
gdy rzeki płyną, płyną i stają
zamiast kruchych chrustów zeszklić smalec
trociny się mogą wysypać po wybuchu
całkiem realne zagrożenia stolicy
lecz nie całego kraju, gdyż będą wyrywać powoli
złorzeczą strumienie a armia nie przekracza
a armia nie rzuca kości
armia podjudza
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Dewocjonalia kremlowskie*
W zapadłej mieścinie czas dłuży się gąsiorom
ich pułap sczerniał od sadzy
dewocjonalia kremlowskie spaliło słońce
nie ma co pokazać wieśniakom ze Słowacji
odwiedzającym kurnik o wczesnej porze
Truchleją na połoninach konie
lekko oswojone trochę wolne z natury
dosiedli ich wieśniacy z Polski Południowej
Membrana nieba drgnęła wypadły śmigłowce
po niebie jak meteory przemknęły
nieostrzelane oddaliły się w kierunku
krakowskiego Dien Bien Fu
Stolnica wypadła z rak leśniczce
pierogi potoczyły się pomiędzy kury
i pijanych drwali leżących pod progiem
ktoś w kapturze na głowie zapalił papierosa
pod stogiem siana puścił dymka
Zahuczało zapachniało karbidem
żona sekretarza partii pokazała rogi
telewizor rozpadł się na dwoje
zakrzyknęły zwierzęta lasów i pól
lasy wydały westchnienie i zwiędły
sekretarz partii wyszedł z wybuchu
z uniesionymi rękami pokazując rogi
>>>
DSCN1347d
* W drewutni na księżycu *
Znajdziesz wszystko co zostało zgubione
ciemny las i suche wierzby przy drodze
twoje korzenie już nie zatrzymają cię
na skraju wioski lub miasta
Biały dym snuje się pośród bezgłowych
mały kotek rozmawia z osłem
dopiero będą robić zakupy w geocentrycznych
sklepach na dnie piramid
dopiero w przyszłości
Znajdziesz złoto w koniunkcji zebry i kotła
zadrzyj głowę popatrz przez spódnicę
męczona samica jest obrazem Ziemi
skąd wiesz i skąd przychodzisz
skąd go znasz
to nic, że wierzby uschły możesz spalić wszystko
możesz iść nad skraj gazety wielkiej jak kosmos
znów tętni życie w sercu ptaka i sen
pojawia się znowu
blade kominy i kaniony w głowach
sam zapalisz znicze na wulkanach
sam powiesz zjedzmy parlamentarny ser
Zewsząd biały dym dziecię choruje w tym
poważne gazety stają się słupami Heraklesa
potem zgasły świecące nogi weszły w ciżemki
postawiły spody na schodkach, gdy dym biały
snuł się po kamiennych płytach
drzewa poszły i tyle ich widziano
drzewa poszły w górę
zadarte głowy zadarte sumienia
nie korzystaj ze słabości poćwicz
idź długo idź
zasmarkany na drogach nie zatrzyma cię
powiesz – gwałtu rety, co się dzieje
drzewa się przewrócą pioruny pójdą w hel
ale zawsze łzy prowadzą i wiesz, że
po mgle następuje bitwa czołgów na płaskowyżach
lub pod wzgórzami tam się to wszystko skończy
i będzie jakiś czas spokój
w drewutni na księżycu
za słupami
>>>
 

1996

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
*Napić się cieni w klasycznej Grecji*
Czy mamy dzielić się codziennym chlebem
z poszarzałymi stworzeniami kłamstw?
czyż nie lepiej napić się prawdziwych cieni
w klasycznej Grecji?
pobitej Grecji
polec w Termopilach
uczyć się trzeba jak ginąć w walce
na redutach Warszawy i szańcach Lwowa
cóż, czy sczezniemy na kopalnianych hałdach?
zmiażdżeni przez czołgi w bramach stoczni i hut
czy padniemy jak rybitwy na wiślanej łasze w Sandomierzu?
zatrute słowem Podstolego
czyż nie lepiej
z Lacedemończykiem Nowosielskim na Ochocie?
 
*Napić się cieni w klasycznej Grecji*
Czy mamy dzielić się codziennym chlebem
z poszarzałymi stworzeniami kłamstw?
czyż nie lepiej napić się prawdziwych cieni
w klasycznej Grecji?
nawet pobitej Grecji
polec w Termopilach jak zwycięzcy ducha
nauczyć się trzeba jak ginąć w walce
na redutach Warszawy i szańcach Gdańska
cóż, czy po prostu sczezniemy wszyscy na kopalnianych hałdach?
albo zmiażdżeni przez czołgi znikniemy w bramach stoczni i hut?
czy padniemy jak rybitwy na wiślanej łasze w Sandomierzu?
zatrute słowem Podstolego i Podsędka
jednak lepiej
z Lacedemończykiem Nowosielskim na Ochocie lec
w walce
>>>
DSCN4380c
* Pominąć schody *
Pominął schody
w kwestii niewygody
jaśmin za załomem przepadł
na wylot ścierwo tchnęło
w akademiku jak w jamie
trolejbus za załomem
spadał samobójca
                        Ledwo żywy wyszedł z opresji
                        prędzej go obniosły
                        przekupki na mostach
                        prędzej go wykształcił prezydent
                       z memorandum nad wodą
Pokrewieństwo z diabłem
jest na językach
nie był w Palestynie
nie zgubił paszportu
nie najadł się do syta
                        Po czym zapachniały pomarańcze
                        temu na miseczkę
                        a temu łyżeczkę dziegciu
                        załopotały wielkie liście
                        wyrastające z ziemi zafajdanej
Zetknął się z jaśminem w końcu
buszmeni przyszli do tego wielkiego domu
krzyczeli grozili rzucali dzidami
serce się rozwarło za kolejnymi drzwiami
których nie było i zdecydowanie
niepamiętliwy łkał w kotłowni
kurczące się węgle wychodziły mu na płótno
jednak się wykaraskał
choć pominął schody
>>>
??????????????????????
* Domagam się powrotu zewnętrznych oznak burzy *
Zwróć mi moje plany moje zamieszki
zapalczywością znaczone domysły i wybiegi
popatrzyłem na bitą blondynkę
zdecydowałem się w sekundzie zostać premierem
i poświęcić się dla blondynek społeczeństwa
demolujące spojrzenia demolujące ruchy
goście w kaskach z tarczami pod wpływem narkotyku
ona jak na paradzie prowadzi siebie prowadzi swoje nogi
stocznia staje Kędzierzyn Koźle wyłania się
obcy przekazują sobie kluczyki od polskich drzwi
ja szemrzę uderzając o brzeg smutku
przepaście zamieniają się w klify
błędne ptaki kołują nad demonstracją
telewizja nakręca wszystko ze strychu
tam gdzie serce toczy pianę – mówię
– chcę mieć na powrót ucieczki z flagami
jakie lapidarne uśmiechy pomieszają się
z byle jakimi bliznami na policzkach blondynek
Zwróć mi moje cierpienie na dojściu do wejścia
bez pieniędzy bez oscypek bez myślenia o niemożnościach
powróciły w furtce skojarzenia ze statuami
powiększył się sezonowy upływ krwi w dziąsłach
zaprzepaszczone modlitwy stały się wyzwoleniem dziś
to dziś skakało na widok okutych zomowców
dziś domaga się poszanowania wolności miłości zeznań
bałagan w kolanach pewność krążenia
jakieś biurko przed stocznią na plaży jakieś pudła
domagam się powrotu zewnętrznych oznak burzy
na zamkniętych koncertach przed halami
na zdjęciach beznagich beznowych na bezgałęziach
zabrano odtwarzane portrety telewizyjne
skurczyły się komórki gwiezdne muzyczne patriarchalne
po co więc zaczynano – żeby nie kończyć?
i to, kto? MY – spowiednicy blondynek
samych wolności
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Śmierć złudzeń *
Żeby krwawy sen zamienić w krwawienie
nie wystarczy potrzeć różą skroń
Żeby zdecydować o śmierci złudzeń
nie wystarczy pomacać bałwana
Kurczą się moje pola hasania i płakania
modlitwa je zastępuje i ukojenie
jak mam cierpieć teraz, gdy wolno mi
tylko cichnąć cichnąć lub błogosławić ludziom
Mam małą drewnianą kołyskę
układam w niej instrumenty muzyczne
raczej staroświeckie i raczej ludowe
gdy krew wciąż wylewa się z kołyski
do kurnej chaty gdzie stoi kołyska
wpuszczam kury by przyglądały się
temu, co nazywa się pieczeniem chleba
po polsku dla maluczkich dla pokoleń
Żeby tak raz zdecydować o śmierci złudzeń
i bogacić się bogacić w nieskończoność
nieskończenie kochać wszystkich
i zapominać o bożym świecie
na planecie bez krwi
żal jednak umierać bez cierpienia
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Mydlenie jaskini podczas zamieci *
Jutro nadejdzie jutro
potem spory kawał kosmosu uczyni zadość kamieniom
pomodlić się można wtedy do toporów
czyżbyś słuchał mnie?
omdlewa księżniczka pomorska
jak miałem na celu zniszczenie to stałeś przed tarczą
jutrzejsze młyny w tobie drzemią
koryta porastają mchem
mogłeś zabić a jednak nie zrobiłeś tego
potem ona rzekła – z kolei ty
meandry rzek
pod prąd zimorodki
nawet krzyżodzioby nie śpiewają
przed bitwami z komisjami kosmitów
potężne grejpfruty i słodki uśmiech ze śmietaną
szałowe gofry na dworze wiatru obok turzycy
i jakież te kobyły były sprytne na grani!
rzucając do kosza trafiały zawsze dwa razy
polepszony barszcz bez czapki w telewizji
denne zapytania na wizji
on wiedział, że marnotrawi
mydlenie jaskini podczas zamieci
mewy tam nie zamieszkają
wywiad przeprowadzony z kustoszem państwa
małpa na łańcuchu na monitorze
śpiące drewniane lalki w Dwerniczku
czyżbyś wysłuchał mnie?
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Koniec epoki karłów *
Skoligacony z kołtuństwem
patrzący nań mam od wczoraj torsje
zapadam się w gniew chwytam się
żeber wystających z brzegu rzeki krwi
wichry porywają wszy do miast
karaczany polują na koczkodany
ktoś zapomniał o metodach
jakiś bohater miał dość na dziś
wystawiam bociany na strzał
pradawne zamiary dziewic
tonę w zawiści chwytam się
warkoczy rosnących na brzegu stawu łez
popadam w osłupienie osuwam się w gnuśność
skrzykniętych na pokaz rac ludzkich
zerwij totemy – woła Pradawny
ja skomląc pukam do drzwi Baranka
ich wejrzenia nie przerażają mnie
na mnie nie pada cień
na mnie padają ich spojrzenia pełne oczekiwania
zdecyduj sam jak prowadzić dalej
lute spory na korzyść kamienicy
pełnej wzbierających ciał zamiast
pęczniejących mózgów kamienicy
wezwanej do nieba wyrywającej
swoje fundamenty z ziemi i udającej się tam
biorę odwet na kołtunach
przewiduję zamianę szaleństw na świętość
i koniec epoki domniemanych karłów
nie rozstrzelamy kołtunów
nigdy takiej mody nie było i nie zanosi się
na to, lecz coś z nimi zrobić będzie trzeba
i z ich partiami przy władzy
jak zmienić ich w gigantów tablic
depczących karaczany?
>>>
DSCN0632d
* Powiedzieć kocham to zbyt mało *
Powiedzieć kocham to zbyt mało
najważniejsze jest sklepienie nieba nad morzem
lekkie nuty płynące jak życzenia po falach
poprzez popołudnia ciekawości
powiedzieć pocałuj mnie
to jeszcze tak niewiele
zewsząd znudzone damy w samych kapeluszach
krajobrazy w doniczkach przedokiennych –
popatrz na tę łanię jak czuwa
zrównałeś z ziemią księżyce pobożności
potrzask uczucia okazał się
całkiem przytulny dla chcącego
marzenie ziściło się jak kolory
na rynkach i forach
jak kolory na wzgórzach
jak wzniesienia na tęczach
jak palec w oku cyklonu
popatrzeć na pewność małych zwierząt
goniących się na wzajem
po pustyni
pod brzegiem rzeki powiatowej
lub wielkomiejskiego nilu
mędrcy kochają popołudniami
czekają na drabiniaste bankowozy pieniędzy
i drzemią spokojnie
popołudnia przechodzące w wieczory
jak słowa w sen
to miłości
>>>
 OLYMPUS DIGITAL CAMERA
*Wyjąć strzały z sumień *
Zapadły się genetyczne sumienia
ludu mój ludu po cóż ci te strzały?
jakieś drzewce i tarcze wbite w ziemię
czaję się jak druh na dębie wśród gąszcza
będę napadał mimikrą
upodabniam się do otoczenia
wymierzyłem kolejny raz wyszczerzyłem zęby
okiść na jeziorach dumnych
leci ten mój prom na księżyc pływający w wodzie
ślizga się jego odbicie startowe
gorące palce u nóg i serce wielkie
w marnym, ale to marnym ciele
ciemność dostępna dla sumień
po pewnym czasie na jeziorach łysi
i niewykształceni w śnieżkach ślubować poczęli
meble się przesuwały same w pokoju
gdy orędowali –
zęby w ścianę zęby w ścianę
zapaść gęgniętych perkozów na takich
wyspach jak to molo wypadło przed
stromizną pojezierza
siedziałem w gnieździe poety
zapadły się historyczne tezy w chłopach
ale jeżeli będziecie przezywać chłopów
to ja wyjdę z tego miejsca,  czyli z Sejmu
wprost na Wiejską
pogoniłem kota na wschód odbił się
od częstokołu uderzył o bramę zębem
poczwarki wychyliły się
z organizacji wiecznie żywych
plwają na nie zebry
plwają na słusznych
obydwożerca jeździ autem a nie czołgiem
– powiedzmy sobie to –
powiedzmy wreszcie sobie to –
czas wyjąć strzały z sumień
>>>
DSCN0535f
* Na moście w Awinion*
Ostatnia wybiła godzina
na moście w Awinion
ostatni przejechał pociąg baletowy
z Biskupina do Budziszyna
wedle stawu posypały się razy
przeszedł wykopany majster
po pewnym czasie spopielone szczątki
przemówiły, bracie, oj przemówiły
ostatnią wole wyraziły
na zebry weszły wbrew kwiatom
oprócz koneserów ciężkich przestworzy
zmuszony jestem zapraszać
niewybredne sprzątaczki lewych patronów
spójrzcie chociaż na ciemięzców
oni biegają po klatkach zachwalają rady
odezwij się do takiego, to ci zapłaci
i wykona przysługę
ostatnie szelki nad oceanem trzasły z bicza
 wtedy, gdy był to moment
najbardziej nieodpowiedni
zgromadzenia guru podeszły do sprawy
nader siermiężnie i siarczyście
podejdźcie no tylko – wykrakali Polacy
– podejdźże no tylko – wykrakali  Polacy
z nami jest Niemiec, z nami brat Wandal
wielkie smutki i oczywiście nie nadworne sumienia
z nami zanim znikąd krew
ostatni Moskwianin tarmosi Europę za poły
wy mię wy mnie poznacie towarzysze
Kujbyszew nie zawierał w sobie
nic a nic wulgarności
zaprzepaścił grzebień
nie mało strąceń za to
ostatni raz podaję ci raphaholin
komuś trzeba skraść komżę
zakończyć razem z gawronami
jestem dudek jak trzeba
umiem się stroszyć w trawach i czekać
jak Basajew jak Yehudi jak Pendżab
jak wszyscy na moście z Pięcioksięgiem
>>>
DSCN0806g
* Among *
Ameba
Armstrong
Among
                        ludwisarz klawikord
Antoine
Amerigo
Apostrophe
                        piszczałka strzelista
Andegawenki
Asztarot
Amur
                        szczęk łańcuszków i zameczków
Anno
Aprecjacja
Aszu
                        ciągle dzwonią brodaci naciągacze
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Moje Ja *
Wdał się w pyskówkę
jak długa jest rola pewnego tułacza
a tego mi nie żal, co nie czuwa
zmień teraz serce
po którym spotkaniu wystąpisz
nawet nie wiesz jeszcze
jak wielkie są oczekiwania Teresy
wypaplała, co wie i nie wie zarówno
sowicie nagrodzony i popularny
z którym porównasz się
z którym wygrasz tę bitwę
moje jawne kontakty są skończone
dumne tłuste ryby we wnętrzu ucha
pokaż mi drogę
a nie mówiłem
a nie mówiłem, że z tego nic nie będzie
po twym mleku można się spodziewać
już dokładnie wszystkiego
spójrz na dziewczę i piorun
skończył podstawówkę i pod wieczór
zerwał z niej odzienie
powiedzmy o wierzbach
jak na złość jej wierzbach
podjechać czy nie podjechać
ludowe skamlenie w Zawichoście
tam dają ludzie prawdziwi
moje skamlenie się nie liczy
według Wisły kolejarze rządzą
czerwonuch płynie do nurtu głównego
piasek przestano wydobywać
czerwonak stoi na czatach
jesiotry wykończone turlaniem stanęły okoniem
czarownym
po kolejnym krachu ocknięta
tam slipy leżą po niewczasie
zaiste spadł z drabiny
ocknął się i rzekł –
a moje ja to już się nie liczy
>>>
DSCN1802f
* W mezozoiku *
Spróchniałe rzeźby dewocjonalia małe
zaprzestałem ich nazywać
są i bliscy i pukają do drzwi nieba
w zielonych płaszczach i kapeluszach na
łaciatych głowach nieobraźliwych
przede mną drżą w świetle ołtarze zaprzestania
naprzeciw zgubne ich czupryny i zegarki
mam świadomość, że nie żartują
gazety weszły tylnym wejściem
czuwam nad ich uczłowieczeniem ostatecznym
wierzby zaskrzypiały w dewonie
poświeciło poskrzypiało puściło
kartki papieru na podłodze
deski zostawiają ślady
zmożona chorobą sieć
zmrożona śniegiem Ulena Rosjanka
potwarze na zebraniach gdaczących
zaokrąglone twierdzenia biednych robotników
wezwany karnista struchlał na wiecu
po pewnym czasie zatrzymała się kolumna
za załomem zaczęli się myć i pienić
on wytonował wypowiedzi a ona
go zaczęła naśladować
poprawnie skrzeczące łapserdaki
na plaży w lutym na plaży bez psa
jak odludnie jakby organy przestały grać
jakby harfy zatonęły przed klifem
w mezozoiku
>>>
DSCN1083d
* Z peronu na Marsie *
Z peronu na Marsie wyruszył pociąg
to nie była stacja to był peron
po pewnym czasie zastopowany
przez wieszających kiełbasy – stanął
W tunelu śmierci  zakłamani politycy
zaczęli budować drezynę na prąd
wyszedł z tego wieloryb stalowy
na kołach żelaznych i dało się nim jechać
ruszał płetwami jak anioł
Śmiało podnieśli szlabany
ludzie zapłakali nad rzeką, gdy
wjechało to to na przedmieścia ich wodnej wioski
Z oazy na Marsie wyruszyła karawana
sen morzył po drodze dźwigających
łzy nie dawały spokoju jak purpura
otaczająca chytrze krajobraz
dostrzegli spadające ze skał nagie dzieci
Pod górą zaczęto wyrąb przedświąteczny
kobiety zerwały się do życzeń
mężczyźni nie byli tacy zadufani
o potem to ich już wcale nie było
Uderzyła na alarm Wenus
dosłyszały to inne planety
pogalopowały telegramy i kondolencje
Pierwotna śmiałość dzieci w tunelach
zmieniła się w zakłopotanie nastolatki
tunel świecił pustką, gdy świece gasły
Pokaleczone warkocze skręconych rakiet
spocone karki stojących w oczekiwaniu
na wędrowców
banalne chwile skupione w kulach
pożądanie Słońca na szczytach wulkanów
omdlewające dziewczęta w ramionach chłopców
wielbłądy w ramionach kobiet z Marsa
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Planeta do budowania kościołów *
Zerwałem mosty na Sanie
panie przeszły wcześniej zostałem sam
pod drugiej stronie ja łowca łopianów
Dziękowałem za deszcz dziękowałem za pamięć
podszedłem do brzegu by się zachwycić kobietami
Nie dane mi było poprawić się w siodle
siodło odpięło się odpadło
zostałem bez konia, który pierzchł
Szkielet spadł z konia jeszcze w stepie
na kurhanach płakałem i patrzyłem
na dziurawiec smętny w rowie
Po kolejnym wyroku Kozaków
poszedłem z procesją pod sztandary
Sobieskiego po to by się napatrzeć
po to by się nie spalić ze wstydu do cna
Mała moja z włoska się wołała
pieliła sałatę i karczochy zanim przyszedł Attyla
i zabrał do haremu trzystu
Podpaliłem Grody Czerwieńskie zanim
zniknęły w bagnie jak Biskupin
zaopatrzyłem mumie Słowian jak jakiś profesor
pograłem im na gitarze zaraz po tym jak
spadł śnieg i zamarzły pierwsze kawki
zanim jeszcze zanim zamieniono ich w mumie
Nasz niesforny brat Abimelek poszedł
obrażony nad rzekę Moskwę i odgrażał się
ja stałem i patrzyłem jak odchodzi
z zielonych moich wzgórz wytęsknionych
grałem na gitarze bogaty patrzyłem na samolot
ostatni polski samolot jak Broniewski
na Broniuszyca pod Grunwaldem przed bitwą
Za mną drgające kogucie grzebienie
pode mną łamie się powierzchnia jeziora
po którym zacząłem iść
włóczędzy wołają mnie nad Bajkał
kobiety częstują ogniem na odległość
poczekajcie jeszcze muszę pokochać dzikusów
nie pozwala mi sumienie zwiedzać
planety bez miłości wrogów
z dziesięciu przykazań któreś obróciło się
przeciw mnie i jestem biedny tak samo
jak Chińczyk obecnej doby
nierobotniczy, ale jakże wschodni
choćby księżyc był jak kobieta
mnie planeta się marzy do budowania kościołów
stamtąd wyruszyć można bez płaczu
w zaświaty
DSCN8196f
* Tam tamy słów *
Żeby mówić skromnie nie tylko się trzeba urodzić
ale także trzeba umieć się uśmiercać w sekundach
ponadto, co wystaje z trawy nigdy nie dostrzeżesz
zbędnych myszy mających ślinotok
Jak każde dziecko skorzystasz z lotów jastrzębi
a po niewczasie skumulujesz zawartości chmur
i powiesz: oni nie są małostkowi oni nie mówią nic
Jednakże krew w żyłach rytmem daje znaki
całując usta gorzkie nachylając się nad grzybami
czujesz tam tamy słów i ucieczki uczuć jak krowy
Po co wędrują cienie do gór srebrzystych
 po co może ty to wiesz może, lecz czy powiesz?
Pewien mleczny starzec tarmosił kolana gładkie
nie nie mówił oczywiście nic robił to w milczeniu
i zasłużył na miano strajkującego prezydenta
Fajnie to powiedział jeden zjadacz kapuśniaków
w jakimś sklepie z wannami i masłami w kącie
ucz się dziecino ucz skromnie pracuj na jutro
po jakimś czasie jastrzębie się zatrzymają na niebie
może usiądą na brzegu wanny może na parapecie
Grzebalne wiatraki na wzgórzu majaczą w oczach
ostatnie podrygi wiatru przemiana kontynentu
po każdym lecie w lesie po każdym lesie w świetle
Nie kop w dekadenckich miastach szukając rur
nie wgryzaj się w ziemię przed księgarniami
naprzeciw restauracji najlepszej w kraju
zamiast  poematów i ciszy ślina ślina ślimak
w skorupie
DSCN0312e
* Zaanektuj pierworodne skamlenie *
Zaanektuj pierworodne skomlenie i miłosierdzie
z Kitajcem przysiądź się do stolika nad brzegiem rzeki Amur
oj, brzegiem – jak Grudziądz cały
mewy skośnookie będą siadać ci na wytatuowanym ramieniu
brawo decydent, brawo – tak zawołają
dziecko tonie w bieliźnie – otrzaskany w pianach
tym razem zaniemógł z miłości – uratował dziecko
ponownie można istnieć, ponownie można zjeżdżać
przerzucając się z tematu na temat
po jakimś czasie wsiąkną wrogowie w woalki
jakiś król napoczął tort w kręgu betonowym
przykucnął jak błazen nad szeroką rzeką
oj, szeroką – jak lotnisko w Królewie
poprawione zeszyty poprawione przemówienie
to jego twórczość to jego nie odejście w cień
tylu było patriotów, tylu było utyskiwaczy
na litość Hitlera, na litość Tantala
powąchać różę skorzystać z zamieci trafić w ten czas
rzeka jeszcze płynie mróz krzepi ją
oj, mróz – jak skomlenie węglarek
>>>
DSCN4266c
* W Niedzicy *
Kaptur zerwałem
stanąłem w Niedzicy
pomarszczyłem flagę na pewno
W kiosku pod zamkiem grali w zechcyka
kusił do kamaza gliniarz
Berło ci dam – rzekł diabeł
wejdź ze mną tylko na górę
ja zeskoczyłem z tamy
wprost w słowacką dziurę
Zaczepiony na brzegach tęczy
rozwiodłem się ze Słowaczką
nie ze swej woli, gdzieżby tam
z woli samego Otręby
Pobladła matka
dziad puścił laskę
ciupaga pod ladę się schowała
dyszel wybił dwa prawe zęby
woda zalała odcinek
Pomarszczyć da się da i nic więcej
pokątnie sprzedawać włóczkę
bladzi tartacznicy spijają denaturat
pokurcze dymią
mielerze
orły zawzięły się na eskulapy
pofrunęły za miedzę
biedne skręcone latarnie Bojków
wiszą ponad tym lasem
Mam małą składaną kózkę
i granatów coś ze trzydzieści
powiem jej – tak przyszedłem k-tobie
moja dziewico z Zawratu
k- tobie moja Niedzico sucha
Jak amen
tak skończę
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Martwe oczy Buddy *
O Panie!
Miłosierdzia wzywam
potem skaczę w otmęt skalny
jak desperat czarnych róż
Boga wzywam z ekstazy
pewien nastrój może zabić
konieczność zbratanych róż
jak eskulap na rozgrzanym kamieniu
potęgom urągam zasilony spokojem łez
spokojem cudów
mam w kącikach oczu świątynie
odeszła kolumna i popiersie cesarza
jestem jak studnia rozpaczy
bez dna wypełniona Jezusem
niechaj Cyklady i fiordy wespół
niechaj cedry Libanu
tylko raz popatrzę w oczy Buddy martwe
potem Bóg mój spotka mnie
umorusanego pijącego wodę
na zakręcie historii
zabierze leżącego
wprost z łąkowego ruczaju
meandry mórz śródziemnych
poczynam sobie żwawo
bo wiem, że jestem nieśmiertelny
a po tym jak skupiłem swoje myśli
ufam westchnieniom
białe karty żółte place boju
wzywam siebie do powrotu z idei
pomiędzy stworzenia
Miłosierdzia, Miłosierdzia
dla stworzeń nieidealnych
>>>
??????????
* Od głowy zaczyna się wszystko*
Od głowy  zaczyna się wszystko
serce przebite na wskroś
od głowy ryby i człowieka
dynamit w sercu skrzata
stojący na wzgórzu rzuca hasła
lecą ponad bagnami
zaprzedany nie cierpi a jęczy
zaprzedany pulsuje życiem perwersji
Od uszu zaczyna się koszmar
na cienkich linach stanąć
zakołysać się zdecydowanie
na wszystko opaść na wszystko
pewnego razu omdlałe koty
nie zdążą przed zmierzchem
gdzie nie zdążą?
od głowy można wymagać
że przestanie ręka
katować człowieka
od uszu nie
>>>
DSCN1567f
* Działa jak utleniacz na korę mózgową *
Otwarte są przestrzenie śmierci
dla wszystkich otwarte, tak jak
przestrzenie życia wiecznego
można rozbłysnąć gwiazdą w sercu
kosmosu lub w sercu dżungli
miałem słuszne poglądy nawet
dzieci je tolerowały, ale to były
dzieci kosmiczne
miałem czarne westchnienia
mogłem je zanieść do Harlemu
ale gdzie go znaleźć w Szopienicach?
po tym trzęsieniu ziemi, gdy spadł meteor
i ukazała się kometa
podszedłem do ciotki by opowiedzieć jej o symbolach
czasu i archetypach czasów
zrezygnowałem jednak z tego
i wypowiedziałem tylko jedno słowo – przestrzeń
ale i tak wyśmiała mnie różańcem
twierdzenie jeźdźców przekraczających rzekę,
że Dziki Zachód jest dla wszystkich
wydawało się przesadzone na wskroś
jednak po namyśle uznano je za słuszne
kogoś można się wystrzegać zawsze
Boga nie można się wystrzegać dłużej
po prostu pewien rodzaj czasu
pewien rodzaj przestrzeni
działa jak utleniacz na korę mózgową
jeżeli nie wpuści się kosmosu przez
dziurki w nosie do chińskiej dzielnicy
to sam Konfucjusz nie będzie w stanie
bez pomocy Jezusa powstrzymać rdzewienia
luf myślenia
i zamilkną na tej wojnie światów
>>> DSCN1358g
* Sagittarius *
Sagittarius czuwa, nie śpi
nie można go zaskoczyć
choć czołgi można wytoczyć
zza wzgórza, gdzie stoją szklarnie
padajcie cietrzewie Puszty
kulejcie byki Baszanu
popiskujcie ranne łosie Karelii
zasypiajcie niedźwiedzie Uralu
niech zadrży grot srebrny
Sagitarius zza siedmiu mórz
przybył do nas statkiem-arką
zmęczony zasnął jednym okiem
jak to możliwe?
podtykają mu pod nos
wodę mineralną z solami świata
dziecko tarmosi go za ogon
lecz jego ręce opadły wzdłuż ciała
cięciwa nie dzwoni
czarny pień przy nabrzeżu
rozbija falą niesioną meduzę
a piasek na plaży rozciera jej resztki
Sagittarius pomału zaczyna domyślać się
początku i końca swoich snów
 
 
>>>
DSCN0053f
* Wyniosłe dzieło *
Wyniosłe metasekwoje to więcej niż dzieło
wyniosłe kobiety to pozy i pozowanie
stojąca z pięścią licząca na kochanie
nie jest arcydziełem, lecz jarmarkiem próżności
potężne nieba potężne tęcze potężne błyskawice
niewyniosłe potężne kobiety
deszcz do potopu podobny zaskakujący na piramidzie
stwórzcie coś na kształt ucieczki
klatki większej niż historia lub serce
sosny na maszty szyszki na granaty
to mi dajcie, gdy zdrzemnę się przy wiśni
pomiędzy olbrzymami z bajek
wyniosłe wieżowce nie będą mi nigdy dziełem
dinozaury spalone w kaprysie kosmosu
i ja w ucieczce odwiecznej z talentem i gniewem
na purpurowym tle – to jest arcydzieło
ostał się zgnilizny czad
ostał się po czasach niedawnych
ostał się pień i węgiel z sekwoi
a w nim otwarte szyszki
to miliardów milczących nadzieja
arcydzieło zasypia za drzwiami dziecięcego pokoju
lulajże mały piorunie, kometo, zesłańcu, metasekwojo
lulaj!
>>>
DSCN6166v
* W kręgach niebieskich *
Zamknięci w kręgach niebieskich
pamiętamy o władcach tego świata
żmudnie przewracamy skiby czasu
do znudzenia do znudzenia
dewocjonalia dzielnic i wsi zapomnianych
kołyszą się ponad głowami lasami
zaprzedajemy historię wynaturzamy wspomnienia
luksusowe nastroje niosą nas jak latawce
po jakimś czasie wracamy w snach
tam gdzie rozbita budka telefoniczna
a w niej dzika gryka i lebioda
pewni swego dusimy indyki klęsk narodowych
rozwijamy sztandar śpiewamy
od twardych skał przyjmujemy pouczenia
od skał wulkanicznych uczymy się modlitw
żeby ciąć równo podglądamy nauczycieli w domach
wystajemy na dachach oparci o anteny
zdmuchnięci w końcu przez byle zamieć
łapiemy się parasoli lub dojrzałych dmuchawców
po co żyjemy dobrze wiemy
po co żyjemy zapominamy
zbyt pewni siebie niebianie
>>>
DSCN1626v
* W rozbitej szybie *
Smutny dzień w końcu lata
ukraiński barszcz płynie po schodach
krewki uchodźca skacze do oczu
jakiś cygan rozbiera się w oknie
smutny dzień w rozbitej szybie
niemieckie sztandary zwisają podarte
litewskie strzały wciąż lecą ze Średniowiecza
po takich samych letnich burzach
nadchodzi taki sam zwiastun pokoju
smutniejsze od Dziewiczych Wysp
po sezonie kurorty Syberii
tam bezrobotni łudzą się nadzieją
betonują nogi cmokają i gotują się
w międzyczasie Abraham ponownie
wyrusza z Ur i idzie tym razem na Wschód
na wycieraczkę kapią krople barszczu
tętent konnicy czasu słychać wciąż
rosa na brwiach jest jak pot
rosa butelkowana w cieniach i lasach
sponiewierane obrzmiałe ręce
klaszczące za naród
tłuczone jak mięso na kotlety
zsiniały całe
pancerniki cumują spokojnie w Azji
omułki pacyfistów zbliżają się do ich kadłubów
smutny dzień w końcu lata
jest jak pocałunek zasypiającego konia
w policzek śpiącej królewny
modre natchnienia ulatują
barszcz wzbiera
>>>
DSCN1407d
* Poczęła skruchę *
W zaokrągleniu powierzchni poczęła skruchę
w zepchniętych z drogi wrakach zakotwiczyła
małe dinozaury na wymarciu cmokały w łopianach
nie wymarły jeszcze długo jak się spodziewano
miliardy złotych i srebrnych dusz wypełniło się
jak mgłą zarzewiem okropności niedzisiejszych
mądre ranne rosy zrodziły bielmo dla oczu
skoro świt wstałe zdmuchnięte jak świeczka
po upadku planety na planetę
poczęła skruchę bezwstydną na długie wieczory
znienawidzono ją w kręgach organizacji
zdrzemnęła się podczas obrad w kirkucie
i wykluczono ją definitywnie pozbawiając
pokuty, legitymacji i środków pikadora
słuchajcie jej jak zawodzi niewidoczna
po co tak zawodzi, dlaczego tak zawodzi?
powodzie wywoła i zaczną śpiewać o tym pieśni
protestujący od zawsze, protestujący w każdym pokoleniu
zemsta w łazienkach czeka jak sztuczny kwiat
pewne ręce niewidzialnych osób wyłaniają się
pośród liści jak realny celuloid marzenia
porwij ją na księżyce zasłuchania z wanny
porwij ją podczas zaćmienia porannego
zwycięży i tak w każdej sytuacji rozetnie
każdą mgłę będącą wyrzutem
>>>
DSCN1303c
* W miejscu dawnej katowni *
Pocisk i Jaźwiec
Biodrowicz i Rawicz
nazwiska wydrapane na tynku
ratusz mieści kawiarenkę
w miejscu dawnej katowni
jak tu miło dziś
spotkać można kumoszka jak chmurkę
wesołego jak wicherek wesołego jak zbirek
i Sklęczan i Drwęczan
i Hanus i Zacios
nazwiska wydrapane na tynku
Pod papugami jest długi cętkowany
oburącz przyciśnięty
i rozparty o bar konfederat kujbyszewski
ten ma nie daleko do klasztoru
ma nie daleko do broni
ma nie daleko do grobu pod krzyż
i Specjalnościowy i Faktowicz
i Mazan i Lubicz
nazwiska wydrapane na tynku
kaczan na frontonie, a kysz
stara frajda stara jak szkapa
ona nie nasza gdyż
biegnie po falach
a kysz takie kawiarenki
>>>
 OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Międlenie na słońcu *
Zaprzestanie międlenia na słońcu
to jest pewien proces
tego się nie robi, ot tak
międlenie różni się też od zaprzestania
Tejkowski, Tejkowski, Tejkowski
Żydzi to Syjoniści, Żydzi to Syjoniści
to zbyt logiczne chyba
więc
międlenie przenosi się na tereny
lenne
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Miki do Herszta Piratów*
Abrarakurciks zagadnął Wercyngetoryksa
– powiedzże mi bracie, jak to zrobiłeś,
jak wyprowadziłeś w pole Juliusza Cezara
Wercyngetoryks mu na to – brachu,
sam wyszedł, samiuteńki – po latach
Miki skorzystał z okazji i podszedł
do Herszta Piratów – nie uderzał go tylko
spytał delikatnie – jak ci się wiedzie
herszt piratów mu na to – brachu,
wiedz, że piracenie nie jest łatwe – i zniknął
>>>
DSCN1861g
* Odejść bez ciebie *
Zrozumiałem, że nie mogę odejść bez ciebie
zrozumiałem, że mogę zrobić tylko to
na co ty mi pozwolisz, że mogę mówić
tylko to, o czym ty pomyślisz
zawiodłem się na samym sobie, taka
plażowa słabosilna wola
Powiedzże kokietko, co myślisz o mnie?
wstaję w nocy podchodzę do okna
wypatruję ciebie tam gdzie osiedle
przechodzi w buraczane pola
gdy tak stoję w pidżamie jak Zappa,
co myślisz o mnie?
Wietrzę podstęp, kupiłem konia
pogalopowałem tam gdzie kazało mi przeznaczenie
skąd dolatywał twój zapach
skurczyłem się jak tylko mogłem najbardziej
pokurcz z ciebie – powiedziałaś
ten twój głos dolatujący z fabryki
te twoje okrzyki dolatujące z zagajnika
chciałbym poszukać tego ptaka
chciałbym się ruszyć wreszcie
i nie mogę, bez ciebie nie mogę
ruszyć z mojego miejsca przed oknem
z którego widzę wszystko nawet nocą
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Pomniki *
Rzeźba kaktusa, kaktus jest sumieniem
heloderma zasypia w jego cieniu
ja nie mógłbym zasnąć jak ona
chociaż jestem w samych plamach
skamieniałe wypowiedzi historyków
zamienione w marmur postaci
Neron najpiękniejszy tam ze wszystkich
niezapomniany podpalacz i żona Justyniana W.
wielki kamieniołom nie zawsze jest świątynią
wielkie samochody wywożą pokruszony materiał
na drugie wcielenie Breżniewa i Jaruzelskiego
a szczury są większe w lochach Ławry Peczerskiej
już ostrzą zęby na ikony
podźwięk nad wielką wodą sunącą do nikąd
nikt wpław nie przeprawia się dziś
koniki kosmate nie niosą strzałobrewych
czekam przy brodzie na lewiatana żywego wciąż
albo go zatrzymam, albo zginę
zamieniony w słup soli kamiennej
nie oglądając się na innych
toć, męczennicy nigdy nie umierają
kardynałowie czekają zawsze na śmierć
toć, święci nie mają pomników
tylko ludzie
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Tu nie poili *
Zewsząd przybywszy napoili konie
poniechaj złota, to nic, Bonanza może poczekać
zapłać, co masz zapłacić i spadaj w kanion
jest taki stolik we Frampolu, stoi w barze
samotnych pijaków, na zapleczu oblegany grill
ty tam siedzisz, wielki Grizzly ze swoją rodziną
złotodajne dziecko nie sięga głową blatu
twoja pamięć w sosie na talerzu
rosyjskie wspomnienia, oj wspomnienia
Zewsząd przybywszy, zerwali pagony
rzucili je do stóp, nie, nie moich
do stóp kelnerki, kierowniczki urzędu strachu
jest taki odpust we Frampolu, nieopodal
cmentarza, na dojściu do kościoła
ciągle słychać tam – jedźmy, nikt nie woła,
pójdźmy do klasztoru w Leżajsku
zapytajmy brata furtiana o punkt zwrotny
w dziejach
dobrze trafiliście złotoszukacze – powie
Odzyskawszy wiarygodność sięgnęli
po narzędzia zniewolenia, i jeszcze
ten kompot na stole i słowa – tu nie ma
i nie było ich koni, tu nie poili,
zdawało ci się
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Otworzył Anioł *
Zapukałem do drzwi
otworzył anioł –
czyżby to już się wydarzyło – pomyślałem
nie przypominam sobie
tych dziesięciu kroków
zapukałem do drzwi nieba,
otworzył mi Archanioł Gabriel
popatrzyłem na jego ognisty miecz
na którym wsparty stał jak Michał
zdjęty strachem pomyślałem –
chyba jednak coś się stało
zapukałem do drzwi nieba –
ktoś stamtąd zakrzyknął – czego?
zemdlałem z wrażenia
cucony energicznie przez
zawrócone z drogi diablice
otworzyłem oczy –
stał nade mną Jezus
taki czuły, uśmiechał się
podał mi rękę i rzekł
– popatrz nawet stracone anioły
odzyskałem dzięki tobie –
i ciebie dzięki nim
>>>
DSCN0605a
* Co z wyrokiem?*
Trefniś zaszedł dziś na rynek
przechadzał się pomiędzy kupcami
pobrzękiwał trzosem
król go dostrzegł w tłumie
kiedy był przechodził i domyślił się
po co on tu jest
kazał go przywołać i podarował mu krowę
co mu przykuło uwagę
Samica krewetki wyszła na łów
stąpała nowymi nogami ciężko
szukała błota i chłodu
lecz gdy nie znalazła wyschnięta wywiesiła jęzor
stułbia się tym zachwyciła
to jej przykuło uwagę
Kolejarz zwrócił mundur
po naprawieniu awarii sieciowej
rozpłakał się, wbił sobie żelazny pręt w brzuch
krew wypłynęła szybko i była widoczna
na białej koszuli
to przykuło uwagę wszystkich strażaków,
którzy ochotniczo byli w podobnych mundurach
Sekwencją filmu była budowa huty
w jakiejś wsi zatrzymał się autobus
pasażerowie wysiedli  z niego pokazali rękami – tam
i już po chwili poszli podziwiać piece do wytapiania żeliwa
okazało się, że tę zagadkową budowlę
przystosowano ostatnio na wylęgarnię bocianów
bo to przykuwało uwagę bardziej
Pochwalono rzucającego oczami
i ten zaśmiał się rubasznie
na okna wyszedł mróz a na kominy Murzynek Bambo
słońce stanęło w tej samej chwili, gdy spóźniły się zegary
ciało jamiste pokazało się na księżycu w kraterze
a pijawka zaczęła ssać poziomkę
i tylko to przykuwało wtedy uwagę
Turbulencja boczna spowodowała  opadanie balonu
nietaktowne na kwiaty w zimie
upadku nie złagodził agent ze łzami w oczach
cieć chciał mieć stanowisko, pieniądze i rację
więc donosił na baloniarzy
wszystko przykuwało jego uwagę
a co z wyrokiem formy?
co z wyrokiem, który zapadł tak dawno?
co z karą nieodbytą ani w niedzielę
ani w poniedziałek?
a co z cieciem, na którego nikt już nie zwraca uwagi?
>>>
DSCN0719ad
* Stowarzyszenie Niedoszłych Kangurów *
Stowarzyszenie Niedoszłych Kangurów
jest dziś rozwiązywane w sądzie
przyjdź popatrzeć na piękną rozprawę
stary mniszek lekarski został zasypany śniegiem
kawałek tortu pofrunął ponad doliną
otworzyłem usta chcąc go złapać na ząb
ledwo uszedłem z życiem
przed rogiem zwisającym celowo z chmur
nos mi na kwintę się przekręcił
skoczyłem więc po obiad to znaczy po kotlet
do baru SNK
>>>
DSCN0557f
Wykopano w jamach szkielety robotników
na czaszkach chwiały się kaski
sosny w dolinie chwiały się, oj chwiały
zawadiackie chmury jakieś takie czeskie
lont sprzedano dzikusom zapałki sami dorobili
a ponieważ nie znali słowa nieśmiałość
osmalili sobie wewnętrzne strony dłoni
krew się kąpała w osoczu, gdy nadchodził czas jej i jego
za szafą się ziściły plany podboju lądu
za szafą zszarzały oczekiwane realizacje planów
tak źle jeszcze nie było w torbach
zewnętrzne zebrania skusiły tancerki
mniej było nagości więcej wirowania
mniej było inteligenckich dąsów
za to więcej trwogi w losie jak księżyc
bieda się rzuciła na wędce
oczy otwarły się szeroko na biedę
i dostrzegły miłość w małości
>>>
DSCN0805d
* Materializm nie wytrzymał kolejnej próby *
Wyrzuciło tę skargę na brzeg
wyrzuciło miotłę
bracia syjamscy oderwali się od ziemi i opuściwszy ją na zawsze
udali się na poszukiwanie wolności
każdy w swoją stronę
Materializm nie wytrzymał próby kolejnej
będąc człowiekiem bojaźliwym oddał się na służbę
nie skorzystał z prawa łaski
Zakręcono statkiem powietrznym
zakręcono ludźmi znajdującymi się w nim przypadkowo
łatwy proces rozmnażania przestał być łatwym niespodziewanie
zniknęły prawie ruchy wskazówek z cyferblatów
rozszalałych w dwójnasób
Totemy kambodżańskie przestały być kamieniem
w kierunku zachodnim przerzucono je ponad Tybetem
totemy zaryte w stepach nad Donem
jawiły się monstrualnym meteorytem
jawiły także się wyrostkiem robaczkowym Azji
Ośmiornice oceanów zmalały również
jednak zostały tak podzielone
że przypadło ich milion na jeden litr słonej wody
to spowodowało ich ekspansję od portów
w kierunku wulkanicznych, ale młodych i starych gór
Zaprzestano produkować plwocinę
zakasłano na cześć wiatru
potrząsano buzdyganami tatarskimi
rzucano oszczepami bambusowymi
targano kołtuny ludzkie
Zdrój leśny uciekł do miasta
nienawiść zduszona przez ośmiornice
nie stała się pożałowania godna
pewni mnisi donosili zwycięstwa do głównego placu
pozytywne kule zanurzyły się w wodzie
i nie wyparły jej –
to były idee
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Teraz nawet konwalia płacze*
Teraz nawet konwalia płacze
            materiał ludzki zrobiony ze słowa
                        widziano młynarza w kuźni
                                   widziano wóz przed koniem
Teraz nawet mysz płacze
            mimetyzm człowieka potrzebny jest wiekom
                        w porcie stoi okręt
                                   w przystani stoi żaglówka
Teraz nawet strzecha roni łzy
            gniazda ludzkie pełne są odchodów
                        rozcięto kaszalota na pół
                                   rozcięto młynarzowi łuk brwiowy
Teraz nawet zima płacze
            puch ludzki nie może wciąż opaść na ziemię
                        radzieckie młyny zmieliły mózgi
                                   Boga utożsamia lud z kaszalotem
Teraz nawet tęcza płacze
            duch ludzki wciąż jest jajem
                        na stu młynarzy tylko jeden miele
                                   na stu młynarzy tylko jeden nie donosił
kowalowi
Teraz nawet dziecko płacze
            rodziciele zapominają o czasie, przyczynie i słowie
                        po stu latach spędzonych w kaszalocie
                                   młynarz jeszcze nie dojrzał do prawdy
w wątpiach zanurzony
>>>
DSCN0830d
* Tędy przeszedł wiatr *
Tędy przeszedł wiatr
nadęty jak upiór z piramidy
korytarz dla niego ma specjalne zakręty
nietoperz dla niego z najgłębszych jaskiń
laweta służąca wiatrowi zepsuła się niespodziewanie
legenda śmierci i pogardy poległa na dnie
czarna konnica przecwałowała podziemną katedrą
korzystna pogoda zmarnowana trwale
jeżeli deszcz podjął temat symfonii
jeżeli sen podjął temat symfonii
jeżeli ciemność udowodniła, co udowodniła
to czas na wyznania żyjących skrzypków
majaki wiszące, kościoły olbrzymie, wieczystość
ciepło poszło za cieniem wiatru
serca kolejne nie wytrzymały cięć inteligencji
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Smętek*
Zamieszczono kolejarskie rymy w czasopiśmie dla kobiet
przeczytały je emerytki
z dwóch ich jedna zasłabła, z dwóch ich jedna pokochała
sumienie odezwało się w jednej
Smętek czający się w szuwarach rymów
wyskoczył nagle przed drugą, co ją przeraziło
Zamieszczono kuchenne reprodukcje w kalendarzu dla premierów
jeden kwadratowy poeta amerykański syczał,
grał na czymś i pojadał ser
weszły wysokie-śliskie eremitki i podjęły temat
wślizgnęły się obrotne i skutecznie omówiły problem płci
Zamieszczono drewniane grafiki w czasopiśmie dla wchodzących
kolejarze całowali na śmietnikach bardzo odważnie
nieprzespanie stali za szkołą
zirytowali i zestarzeli się czołgając
jeden zdenerwowany, jedna pałająca
DSCN0989d
* Tewje *
Tewje wyszedł z portretu dziadka
– za mną batiary
zadzwoniły witebskie moździerze
śmiech mierniczego padający na deszcz
Tewje wysiadł na bocznicy
– nie widziano zdenerwowanego psa
w starym edytorze tekstów jakieś „Q”
za prymulą utworzony doniebny połysk
przez drabinę widać anioły
precz uprzykrzone muszki
Tewje zjechał na zawsze w nowy świat
– akurat tyczka utrzymała wiatr w powietrzu
kroczy w oficerkach bekas
załomy snu w takich wiekach
z łańcucha, kotwicy i kul armatnich
powstał TEWJE
zanim wszedł w portret dziadka 
>>>
 OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Gorycz po latach *
Skądś muszę to wziąść, ale skąd
jakieś suknie księżycowe, jakieś zestawy planet
skądś muszę to wziąść, ale skąd
ledwo odpadłem w niebiesiech od siebie
już każą mi na powrót przyodziać się w jaźń
i to nie byle jaką, moją własną jaźń
Skądś przyjdzie to, co jest przeznaczeniem orła
wtedy wystrzelą korzenie zerwane
kościoły polecą za grobami
Kiedykolwiek zetkniesz się z cokołami
jeśli kiedykolwiek zetkniesz się z mauzoleami
pamiętaj o niewdzięczności, lecz nie chowaj urazy
Jeszcze zielone anioły nie sfrunęły w to miejsce przegrane
jeszcze skrzydła nie dotknęły ziemi
jeszcze wiatr nie osuszył śliny na wargach
polowanie rozpoczęło się znów, polowanie na ziemi
Muszę wziąść jakieś rzeczy by wypełnić tę pustkę
muszę mgłami dopełnić magazyn czasu
nie wiem gdzie niejasności kryją się takie
nie wiem jak porwać się na komety
pasujące do pełni
Zmurszałe tchnienia człowieka idącego po szczytach
nie na wiele zdają się dziś
dziś potrzeba goryczy spływającej ze snów
snów wysyłanych w galaktyki, co noc
goryczy powracającej po miliardach lat
tak spokojnej jak miłość
by wziąć udział w misterium trylogii istnienia
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Oś waszego mózgu *
Nie wierzcie tęsknocie, nie wierzcie lebiodzie
            obie rosną bez sensu na rozstajach dróg
Nie wierzcie politykom, nie wierzcie obskurantom
            oni dmą w rogi na wiatr na rozstajach dróg
Nie wierzcie mężczyznom, nie wierzcie kobietom
            oni i one czyhają na waszą cześć
Nie wierzcie zasługom, nie wierzcie i biedzie
            jedno płynie rzeką, drugie pije wodę
Nie wierzcie księżycom, nie wierzcie łunom
           „ to tym jeno jest, co jesień zamruga na ścianach”
Nie wierzcie konnicy, nie wierzcie sztandarom
            duma rozpiera wtedy, gdy rozumu brak
Nie wierzcie rewolucjom, nie wierzcie kaktusom
            z zawziętości na świat tak blisko do kłucia
Nie wierzcie pauzom, nie wierzcie falowaniu
            stan waszego serca temu nie odpowiada
Nie wierzcie ludzkości, nie wierzcie narodom
            oś waszego mózgu wiarą w Boga jest
On tylko czeka z jakimś sensem na rozstajach dróg
>>>
??????????????????????
* Szeptała, szeptała *
W świetle osiedlowych latarni
zaznaczyła się sylwetka z dziecięcych marzeń
odnalezionych w małym pokoiku
nie rozbłysły fajerwerki na niebie
nie zagrały fanfary
ona przyszła wprost z ogrodu socjalizmu
strzeżonego przez chłopskich synów
zrzuciła ubranie na podłogę
jej nogi w tę noc, cudowne nogi
zaznaczyły moją bezsenność
skromny pacierz opuścił ją
i wszedł we mnie
sunęły te nogi jak dwa węże
po białej pościeli, sunęły nogi cicho
by dotknąć nieśmiertelności mojego oczekiwania
by zagłuszyć wycie fabrycznych syren
z demonami, ze śmiercią wtuliła się w moje ramiona
krojąc każdym ruchem półmrok
wyzwoliła się ze wszystkich wspomnień
oddała mi całą przeszłość, szeptała, szeptała
słowa jej zrywały się jak nocne ptaki
szybowały w pokoju, szybowały nad miastem
uleciały do nieba, aby dziś właśnie powrócić
>>>
DSCN0851f
* Nie sarkać, gdy przeszłość jeszcze przed nami *
Kultywowanie sarkastycznych obruszeń
nie prowadzi do niczego
ten spacer nad morzem nie może być sarkastyczny
może też nie być fali na wybrzeżu
podczas wymiany poglądów
mewy  narzekają, śledzie  narzekają
na pustej plaży każdy może być samotny,
ja zawsze jestem samotny na plaży
niebezpieczne są  puste domki kampingowe
i sale kasyn z kłócącymi się żołnierzami
zawijające do kanału kutry z makrelą
normalni rybacy z okolicznych wsi klną na Rząd
To wystarczy, nie trzeba być nie w pełni aniołem
czuć się jak pies przechodzący przez ruchliwą ulicę
a można też sarkać na pogodę i na siebie
podczas pielgrzymki do Lichenia
Suchy piasek w październiku, ciesz się
suchy piasek w maju, ciesz się
jaskinia sucha, ciesz się
nieba zachmurzone, ciesz się
śmierć uśpiona w bagnach, ciesz się
tatarak, świecące bagno, mokradła, dojście do morza
Nie wolno sarkać, gdy przeszłość jeszcze przed nami
łapać złamane latawce, łamać motyle latające
sojusz starych koni, krokiew za molem, w koszu na plaży keczup
– niech to wszystko leci ponad falami
Miłość wbita w piasek, chusta zmoczona ciśnięta w kosz
czule głaskać psa, muszlę, czule głaskać helikopter na  niebie
cierpienie w nocy obok radaru nie może być przyczyną
narzekania na ustrój człowieczy i nastrój nieboski
przecież można zdeprawować nie tylko dziewczynę
ręce mogą zaplątać się w liny
nie plwaj, nie wyrzucaj sobie, nie krztuś się otulony gazem
zapal jeszcze ognisko nad morzem
zapal stos gazet na betonowym nabrzeżu
pomyśl o wielorybach samotnych bez ciebie
>>>
DSCN2187d
* Kadłuby funkcjonariuszy zawisły na basztach*
Rynek przebiegł przed traktorem
osły zaryczały na widok mułów
ciupaga została wbita w pień drzewa
piorun przeleciał obok
wielka ciężarówka skręciła w polną drogę
Jaś zachichotał w Oświęcimiu
kapelusze pospadały z głów
zamęt stał się naturą pewnej partii
pewna partia ludzi wynaturzyła się
kura wypadła na Rynek, krwiożercza kura
zaszumiały wierzby płaczące
pod pomnikiem żołnierzy radzieckich
ludzkie kości wysunęły się spod łopat
z odkopanej rury zamiast wody trysnęła krew
Jaś zachichotał na dziedzińcu pewnego zamku
odbudowanego z popiołów zdrad
głowy jego rezydentów obsypał srebrny pył
lampiony zakołysały się
księżyc zakołysał się, sczerniał rozstrzelany przed laty
jakiś facet o nazwisku Sobiesław Klepacz
sikał na skałę z urwiska za miastem
wielkie rzeki podmyły swoje miejskie skarpy
wielkie rzeki wylały i przeniosły brudy na ludzi
muły rozpierzchły się po starówkach
kadłuby byłych funkcjonariuszy bezpieki
zawisły na blankach i basztach
do wyschnięcia
ich żylaste kończyny na kablach do prania
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Wiśni kiść *
Deszcz objaśnia stany ducha
niech nad moim gniewem zawiśnie
posmutniałaś, wiesz, że się gniewam
nie poradzę na to nic,
że wciąż widzę spadające z nieba
owoce kaktusów
niech nad twoim smutkiem zawisną
ukorz się, teraz, właśnie teraz
wciąż widzę spadające z nieba króliki
niech nad twoim smutkiem zawisną
powiedziałaś – dziś jest twoja szansa
rzucaj piłką do kosza obfitości
albo napisz przemówienie
na przyszłą sesję parlamentu
lecą znów, lecą z nieba topory
niech nad twoim smutkiem zawisną
łzy pokazały się w oczach,
czyż nie, nadchodzi wieczór
kabała czeka na Żydów w Rymanowie
niech nad twoim smutkiem zawiśnie
pokaźnych rozmiarów cień
pokazał się na suficie nad tobą
niech nad twoim smutkiem zawiśnie
tak ciemno już jest na dworze
chociaż wieczór długi
masz mi za złe, że wciąż żyję
niech nad twoim smutkiem
zajdzie słońce
a ja spadnę ci w wyciągnięte ręce
jak wiśni kiść
>>> DSCN2133sd
* Wykopana kość *
Spokrewniony z lisem
zapas na całe życie
móc, mieć, potem brodzić
zabrano spocone dłonie z książki
spokrewniony z obsługującą
temu krzynkę, temu na koniuszek
od tamtego czasu fundują lewatywy
spokrewniony z licytującym
ale to nie jest nisza czapkującego
za tego jeden, za tego dwa
spokrewniony z rolą i solą
długa podróż do Krakowa
pokierować wspomnieniami
zapadła w śpiączkę, wyrosły chaszcze
spokrewniony z rytmem Milesa
cienko kogutom, zabraknie ukłonów
dłonie czepiające się skał
spokrewniony z kopaczem
mieć na całe życie
gadulstwo ukarane przez psa
wykopana kość
wykopana kość
wykopane pudełko i coś
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Nad oceanem krwawi lewiatan *
Kupujcie w jedwabiach
na południowej półkuli
tam zamontowano malujących w cudzysłowach
wypiętrzone jak markety
miętą pachnące w środku miasta
dźwigające się pięści
decydujcie na rogatkach
tam wyciągają ręce
nieplujący, nienękający
wszy na południowej półkuli
oprócz twoich łez
możesz stracić tak niewiele
tiul trenu powiewa na schodach
patrzy ze stacji kosmicznej
otwiera się dłoń jak nieboskłon
nad oceanem krwawi lewiatan
to łódź żaglowa uniesiona
ponad zmysły Neptuna
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Niewyspany biały legionista *
Skory do gniewu i nie taki łaskawy
memorandum wysłał na księżyc
już w piątej klasie
opublikował wspomnienia swoje
napisał w nich o rogatym dinozaurze,
który jest jego przyjacielem oraz
o filatelistyce i alpinizmie po lekcjach
nadąsany na widok i nadąsany z daleka
widział pochody napawające odrazą
szarych ludzi pędzonych na śmierć w odświętnych strojach
przed wstrętnymi trybunami ludowymi
szukający kamieni, duszący gwiazdy
pędzący za bażantami młodości, prawie wychowany
pieniący się przy byle okazji
spiął dwa pasiaki oświęcimskie
i podarował grającemu w kości cyganowi
zerkał, zerkał w trakcie na nią
na niewymowne spędzanie czasu i przyjaciół
mogli być oboje roznosicielami ulotek
tylko jego prywatnymi
roznosicielami tylko jego ulotek
a zostali podpalaczami, koksowymi, wajhowymi
walczącymi z aniołem, napinającymi mięśnie
brykał, brykał na bulwarze Waszyngtona
targał szmaty zwane szturmówkami
i wrzucał do Warty
szturmował bezowocnie życie psa
przeżył, o dziwo, atak czołgów
na jego harcerski obóz
dziś spisuje w memorandum żądania
niewyspanego białego legionisty
coraz łaskawszy
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Spichlerz *
Zawalony spichlerz
takiż sam meliniarz Paproch
i ta Luba, co podeszła pod drabinę
weszła na nią
zaśpiewał ten gość z Ljubljany
zaśpiewał zauroczony
zamroczony wspiął się za nią
spichlerz przewrócili
gołębnik przewrócili
gołębie uleciały
nie bacząc na widoki z dachu
i na wieżę kościelną
 >>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Po morze *
Spojrzałem na pole
siedemset lat zleciało
poleciwszy Wedy poleciawszy na Pomorze Zachodnie
spojrzałem jeszcze raz dokładniej
przemądrzałe panie na czubku palca
wyspie
robota giganta
jednakowoż męskiej części doliny
spodobało się przejście
przez Morze Czerwone
i zalała się aż po piach
zawrócili świnie z drogi
poszli jeszcze raz po panie
zaczytane zapatrzone zapomniane
>>>
??????????????????????
* Tioma i ja *
Spotkałem swego anioła w dzieciństwie
Tioma się zwał, gdyż Breżniew go wymyślił
powiedział mi, że kołchozy to raj
ja zapytałem – co to kołchozy?
nie umiał mi bliżej tego wyjaśnić, więc skrewił
to nie był anioł, na pewno nie, choć tańczył,
ale tak jakoś pokracznie w półprzysiadzie
Spotkałem żurawia frunącego tuż nad moją głową
ciągle za mną jak cień, ciągle obok mnie jak pies
złapałem go za nogi i ściągnąłem na ziemię
stój skurczybyku, krzyknąłem, szpiegu jeden
ja do ciepłego kraju tylko na wakacje
Spotkałem jakieś monstrum w lustrze górskiego potoku
natknąłem się tam na niego zamiast własnej twarzy
skoczyłem w nurt rzeczki ciężkimi butami
jak motyl zamachałem skrzydłami
mój prawdziwy anioł złapał mnie za kołnierz
moje nogi przebierały pod powierzchnią bystrza
jak po klawiaturze fortepianu
zagrałem hymn radziecki z przyzwyczajenia
>>>
??????????????????????
* Naprzeciw witryny z bielizną*
Wiem, że muszę zdecydowanie wyjść naprzeciw
tej samotnej ulicy w Krakowie
wiem, że stanę na pewno naprzeciw witryny z bielizną
powiem do siebie – to ja w stanikach
mógłbym nie przestawać modlić się idąc
ale przystaję by pomodlić się na prawdę głębiej
wierzba za Kościołem Mariackim szumi a ja nasłuchuję
małżowina uszna rozrasta mi się nieprawdopodobnie
kości rzucono na bruk, kości wołów
perły rzucono na bruk, potoczyły się jak muszle
wprost pod nogi ojców założycieli komunizmu
jak każda pielgrzymka, tak i ta przez Planty
wiedzie do Sanktuarium pod figurę Maryi przy Collegium Novum
szkoda, że to czasy stanu wojennego
szkoda, że to czasy wrogów Papieży
pijani zomowcy, pijani profesorowie, pijani dorożkarze
kandydują
święci piją piwo, zwołują się pod wieczór na Brackiej
wyruszają pod Hutę a potem na racławickie pola
wiem, że potoczę się z wału wiślanego
 jak pusta beczka po kleju
 i wpadnę w wodę jak nic
wiem, że popłynę do Gdańska po zwycięstwo
rusałka patrzy na mnie z toni
rusałka w samym biustonoszu
jak ja
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Schody do nieba *
Ze spokojem serca patrzę na łanie
przechadzające się wśród regli
czyżbym odczytał coś na ich bokach
Widzę też kózki skaczące po skałach pustyni
– po skałach pustyni Moabu
spadną, nie spadną
a ja nic sobie z tego nie robię
a one ani tyle
Zęby wyczyszczone
czas przegryźć czystym kłem
pępowinę
jaskinia ciemna to nie dla mnie
jaki ze mnie Dawid?
czas na świat Chrzcicieli
Moje drewniane myśli
pomieszczą larwy, ale nie pomieszczą gniewu
według słońca oceniam cienie
Te schody prowadzące do nieba
jedni schodzą drudzy wchodzą
ja wchodzę z trąbą jerychońską
Na stromej dróżce pnącej się ku szczytowi
kolumna wojskowych ciężarówek mozoli się jak karawana
na ich bokach widzę czerwone krzyże
Na odległym zboczu góry
dostrzegam grupkę dzieciaków arabskich
z izraelską panią przedszkolanką
na szczycie stoi krzyż
 
* Schody do nieba *
Ze spokojem serca, ale z zainteresowaniem patrzę na łanie
przechadzające się ostrożnie wśród regli pod Giewontem
czyżbym odczytał coś na ich bokach, jakieś symbole?
Widzę też kózki skaczące po skałach pustyni
– po stromych uskokach pustyni Moabu konkretnie
spadną, nie spadną, spadną, nie spadną
ja nic sobie z tego nie robię a one ani tyle.
Zęby wyczyszczone
– czas przegryźć czystym kłem Orientu pępowinę
jaskinia ciemna – to nie dla mnie, jaki ze mnie Dawid?
czas na świat Chrzcicieli stojących w rzekach Europy.
Moje drewniane myśli pomieszczą larwy korników,
ale nie pomieszczą gniewu millenium
według słońca oceniam cienie ludzkich sumień.
Te schody nad górami widzę prowadzące do nieba wprost
jedni schodzą drudzy wchodzą w ciszy
ja wchodzę z fasonem z trąbą jerychońską
na stromej dróżce pnącej się ku szczytowi
kolumna wojskowych ciężarówek mozoli się jak karawana
na ich bokach widzę czerwone krzyże, uff!
Na odległym zboczu góry Skopus
dostrzegam grupkę dzieciaków palestyńskich
z izraelską panią przedszkolanką
prowadzącą za rękę pierwszą ich parę
na szczycie stoi krzyż złoty
>>>
DSCN0821d
* Na palu Napoleon *
Podjęto tę rękawicę
jak zniewagę
purpurą strojne lica
oburącz przysunął go do ust
to był pal
miękki jak aksamit
z ogniska na wzgórzu
wyskoczyła żaba wskoczyła dzikusowi
to należy stwierdzić
to domaga się stwierdzenia
jak gdyby samo
Podjęto rękawicę i wsunięto z tyłu za kubrak
ręka tam została
wino polało się po stole
nie miał kto utrzymać kielicha
Zagrzmiały armaty
jako dziecię powiedziałem –
mogę wspominać zarzewia wojen światowych
mogę się wstydzić za nie
mogę przetaczać armaty przez Europę
lecz tak naprawdę nie chcę gnić
moje myśli okrążają hrabiego de Sade
i po chwili wykrzykują – Aaa! Fe!
Taboret zbombardowany jak kościół
gołębie Montmartru się podniosły co nieco
ponad stoki
miednica zabrzęczała na schodach
rozstrzelani z armat potoczyli się na dół
Podjęto z ziemi rękawicę nadziei
odjęto pokutę lecz czy to dobrze
ustawiono naostrzony pal
Europa spiekła raka
ja razem z nią wciąż żywy
patrzę na wbity pal
na kurhan w deszczu
na palu Napoleon
a pod nim de Sade
>>>
DSCN0843a
* Tam droga, gdzie droga *
W którą pójdziesz stronę mój smoku
nie wiesz gdzie udać się na rozstajach dróg
pewnie myślisz, że jesteś zbyt głupi
by zanurzyć się w pracy dla innych
pewnie nucisz dla innych piosenkę
służącą do marszrut przez świat
W jakich będziesz jeszcze opałach aligatorze
tobie pieśń śpiewają bosonodzy
nie podobasz się tęsknotom
gdyż podrywasz, co raz, co raz się
co raz się podrywasz na próżno
pucołowaty zbyt jesteś na żniwo
Po twoich drogach czołgają się beznodzy
zostawiasz ich za sobą w trawie
gdzie spojrzysz tam droga gdzie droga
gdzie droga tam księżyc tam księżyc w kałużach
zabójca smoków
>>>
DSCN1321d
* Zapada noc *
Powoli zapada noc
gasną reflektory na scenie
a zapalają ponad miastem
ludzie padają tak jak stoją na ulicach
sekty podpalają zabudowania
stojący z baldachimem przebierańcy
wygrażają Jezusowi
zapada noc koty karmione są kulkami mleka
na asfaltach rozgrzanych
nie wracające do domów
koty wyzwolone drapiące łopiany
koty szarpiące szaleje na dzikich skwerach
do pierwszej cykuty
powoli rozlewa się nowa trucizna
powoli umiera Sokrates
jak socjalizm
 
* Koty drapią łopiany *
Powoli zapada noc
gasną reflektory na scenie polskiej
a zapalają się jedynie ponad stołecznym miastem
ludzie padają na kolana tak jak stoją na ulicach
sekty byłych ormowców podpalają jeszcze zabudowania przedmieść
stojący z baldachimem majowi przebierańcy
wygrażają jeszcze Jezusowi nie doczekawszy się wyreżyserowanej procesji
powoli zapada noc
koty bezpańskie karmione kulkami mleka na asfaltach rozgrzanych
nie wracają do domów sloganów i utartych haseł
koty już wyzwolone drapią łopiany
koty szarpią szaleje na dzikich skwerach
ranią do pierwszej cykuty wszelkie kudłate zielsko
rozlewa się wokół nowa trucizna sądów nieoklepanych
umiera w teatrze telewizji nominowany do Oskara Sokrates
wreszcie zapada przezroczysta noc
dzień jak postkomunizm gaśnie
>>>
DSCN2067c
* Wrosnąć ze smutku *
Zasmucasz kolejny raz, zasmucasz małe dziecko
matka płacze po kryjomu
żona po kryjomu wyciera łzy
twoje gepardy zasypiają na drzewach głodne
ślina z pyska im cieknie jak wodospad
podszedłeś pod skałę tam była jaskinia
wszedłeś by popatrzeć w oczy nietoperzom
naraziłeś swoje życie zbytnio
dlatego zapłakali najbliżsi właśnie dlatego
jeden gepard spadł z drzewa we śnie
zbudzony nagle pognał co sił przed siebie po sawannie
a to dlatego, że upadł na jeżozwierza
nietoperze z wielkim krzykiem wyfrunęły
z jaskini i poleciały na księżyc jak wampiry
w to nikt by nie uwierzył lecz zrobiłeś zdjęcia
zostałeś bohaterem i nic ci się nie stało
tych parę uczuć tych parę chwil
cóż małe dziecko powoli dorośnie
wyrośnie ze smutku
oj, ty chyba nie!
gepard goni, wciąż gooni…
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Przodkowie *
Począłem martwić się z byle powodu
ty wiesz o tym i ja
a stało się to w młodości
stwierdziłem, że pośród moich przodków
zbyt mało jest carów ze Wschodu
i jak Kain zamartwiałem się dymem
Deszcze przyniosły potop to oczywiste
jednak moją arkę zdążyli spalić carowie
cóż miałem tym razem rację
a ty mówiłaś – nie zamartwiaj się
Gawędziłem z braćmi o poczęciu
rewolucję chciałem zacząć
potrzebna była ściślejsza niewola
potrzebne były pułapki na cywilizatorów
dostarczono wszystko pobito wszystkich
i tak można było zacząć tę pszczelą pracę
Nad oceanem barszczu w lodówce
zaczaił się pająk sfrustrowany
jak tam się dostał?
to było nieprawdopodobne
nie był chłopem przecież
nie był plebanem ani panem
nie był zdecydowany na żaden biznes
okazało się, że lodówka jest wyłączona,
że siedzi tam z indiańskim wodzem
z zaklinaczem deszczu z Zachodu
Popłakałem sobie w kącie
zjadłem tubkę pasty do zębów za kotarą
wyszedłem znienacka by nagrać na magnetofon
głos usłyszany w ciemnościach
to był głos trąbki w mojej głowie tylko
Spokojnie począłem wycofywać się
nawet spuszczone psy nie przeszkodziły mi
w podwórkowej akcji
małe pijawki podrosły i przegrodziły
mi drogę do krainy przodków
poczuwszy odwieczny zew krwi
narysowałem drzewo palcem na piasku
drzewo Jessego
>>>
?????????????????????????????
*Nie Politbiuru*
Pośrodku politurowanego mebla wbito gwóźdź
pośrodku ściany śmiechu wmurowano stołową nogę
krasnal przysiadł na suficie
w fotelu przyklejonym do sufitu
ciułam komiksy?
ale to nie ważne
po cóż miałbym tak czekać
i nic nie robić, choćby nad rzeką
rzeką wielką jak Cisa?
patrzę na mieszkanie swoje nie swoje
siedzę jak krasnal na Kremlu
boję się nie boję
ufam NIE POLITBIURU
>>>
?????????????????????????????
* Duch z Ur *
Spada jak szalony z podniebnej przełęczy
ja mam na to patrzeć
ja widzę oczami sumienia Trójcę Przenajświętszą
spada z najwyższej góry
oczy ma jak gwiazdy i księżyce w pełni
nie podobny do mnie
ja mam na niego patrzeć
ja widzę oczami sumienia Trójcę Przenajświętszą
spada z najwyższej kopuły w mieście
rzuca się pod tramwaje
ogon ma jak kometa
zamiata nim ulice Krakowa
ja mam na to patrzeć
przykro mi demonie z Ur
nie widzę nic oprócz wiatru
nie widzę nic oprócz halnego
nie widzę nic oprócz zamieci
a oczami sumienia widzę jedynie Trójcę Przenajświętszą
nie czuję się winny cywilizacji
ani ogłupieniu narodów
>>>
DSCN1628a
* Żołnierz polski *
Żołnierz polski jest tym, co zbędne
w mniemaniu o sobie
żołnierz gruchający wśród jastrzębi
na obrzeżach Ukrainy
mądre niechciane sieroty
postanawiają skruszyć jego serce
a ty wzleć biała sroko nad poziomy niecnoty
przeleć porohy powróć z witką
w dziobie, na który nałożono uzdę
wysmagaj generałów
z piętra na piętro w dół
z balkonu na balkon w dół
spada sombrero mongolskie
łapaj, chwytaj konie i jaki na lasso
pod Zawoją nie ma już wojska słowackiego
pod Zawichostem Batu
w Bytomiu Barbarossy
a pod Ujściem Karola
każdy żołnierz wystawia się dziś
na czacie pod Szczebrzeszynem
czekając na samego Chmielnickiego
na próżno
nadchodzą tylko jacyś ludzie z Gaci
mniemam o sobie patrząc z dachu
wydaje mi się, że jestem Wielki Olek
z k na końcu każdego słowa
karabin mam na plecach przywiązany sznurkiem
trzymam straż krótko
gryzę ziarna  kminku
gdyż ryżu nie dowieźli z marketu
po jakimś czasie zamojskie zabytki
przemieniły się w kopy siana na rzadkich ścierniskach
orzełek przekrzywił się na furażerce
a ja poczułem się zbędny
i zacząłem strzelać do tych kop
jak do srok udających gołębie
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Góra objawień *
Po dziś dzień ją pamiętam
była Złota i Błękitna
była dumna pośród kwitnących lip
wyciągała do mnie ręce
dziś to widzę dziś rozumiem
            Po dziś dzień majowe słońce
            jakby dla mnie stworzone woła mnie
            w każdy wieczór, o jak woła mnie!
            jakbym żył we śnie
            moje narodziny to modlitwa
Nieustannie dzwonią dzwony
nieustannie drży dzwonnica
zapach kadzidła umyka
w szuwary nad rzekę
niosę do domu pieśń
starą pieśń z rzymskich czasów
            Nieustannie kwitnie dziki bez
            nieustannie kręci w nosie zapach czeremchy
            iluż ludzi biednych wędruje
            na iluż drogach tego świata
            szuka swojej góry objawienia
            ja biedny dotarłem do jej stóp
           i czekam
>>> ??????????
* Zamieć *
Spodziewałem się nawrotu zimy
w środku lata
spodziewałem się, że zmienisz się
wreszcie jak ja
niebawem spadł śnieg, piękny lipcowy
śnieg padł na szczyty gór i na oceany zbóż
mały chłopiec zanurzył się w łan
strzepywał płatki śniegu z kłosów
tak spełnił się sen
tak rozpoczęło się najkrwawsze lato w historii Wschodu
Nie ważny rok i dzień, ważny fakt
tuż po rozlaniu krwi rewolucyjnej
nadleciały anioły by posprzątać ziemię
mogłem tego oczekiwać, zerwałem się
jak wiatr, runąłem sam na twoje łzy,
z górskich kotlin jak cięciw wypuściłem się
oszroniony
Zanim anioły dokończyły dzieła
w moich zeszytach pełno było pieśni
takich pieśni, których tylko rewolucje
mogą wyzwolić w sercach
zamarznięte ziarna, zamarznięte krople krwi
zamarznięty na ustach śpiew jak ból
to wszystko znalazło się w koszach
to wszystko pozostało tylko dla mnie
na zawsze i nie wróci więcej już
ani zimą ani latem
>>>
??????????????????????
* W stronę wieloryba *
Skończyć z pewnym rodzajem zła
o tak, jakże łatwo zawołać – Moby Dick!
skończyć z pewnym rodzajem zła
rzucić harpunem, ot, tak
w coś monstrualnie niepowtarzalnego
stoję na rufie statku wielorybniczego
słucham słowiańskich syren
nawołujących do zasadniczego zwrotu
w życiu dotychczasowym,
życiu nieuporządkowanym jak ocean
pełen przypływów i odpływów
głębin i niespodziewanych raf
Skończyć z jakimś rodzajem zła
wykonać solo na złotej trąbce
solo Dizzy`ego, solo Milesa
dokończyć je już na gitarze
po czym cisnąć oba instrumenty
w stronę wieloryba
białego, uśmiechniętego
>>>
DSCN4722d
* Gwóźdź w dziąśle *
Zaparło mi dech
zaparło mi dech w piersiach
pojadę samochodem
pojadę samochodem po naukę
wszedłszy do zegara
wszedłszy do zegara po wskazówki
po jakimś czasie zadzwoniła
po jakimś czasie zadzwoniła do mnie
ale żeby miotać się
ale żeby miotać się jak pijak
gra na kongach
gra na kongach łokciem knykciami nigdy palcami
oto ja powstaję
oto ja powstaję na horyzoncie
potem kucam w kącie
potem kucam w kącie za firanką
ona powiedziała
ona powiedziała to zamiast niego
podświadomość go powstrzymywała
podświadomość go powstrzymywała przed zerwaniem
zakotwiczyło moje jedyne
zakotwiczyło moje jedyne dziewczę
huta toczy, walcuje, kłuje, roztapia
huta to wszystko przetapia w nas
i kotwice
kot dmucha na zimne
kto dmucha na zimne jak kot syberyjski
galimatias amerykański
galimatias amerykański jest jedzony jak gulasz
jedzenie smakowało i poszli
jedzenie smakowało i poszli po łyżkę z drewna
gwóźdź w dziąśle
gwóźdź w dziąśle to jak niespodzianka
zaparło mi dech
zaparło mi, przeto dech
sztachety służą w Polsce
do gry na kongach
do jedzenia
do rozmowy
gwoździe między zębami ranią
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Podwoje butiku *
Zdumiałem się na widok twojego lasu
powiedziałaś – zaufaj mi
wszedłem, więc weń
drwa leciały, wióry leciały
gniazda rozbijały się o ziemię
rozszarpane wcześniej przez świerkowe gałęzie
w lodówce siedział niedźwiedź
cały struchlały ciemnościach
czekał na mnie
zdumiałem się na widok twoich mchów
po rannej rosie poszedłem śmiało
przez pajęczyny traw wszedłem na te poduchy
zatonąłbym w tych mchach
gdyby nie buldożer dziki jak ryś
on wyciągną mnie stalową liną
gdy byłem już blisko dna
otworzyłaś swoje podwoje
to były podwoje butiku
zaproponowałaś mi układ a potem umowę
zawarłem i podpisałem
obiecałem dostawy drewnianych garniturów
poszedłem na śniadanie by zapomnieć
oparty o ratusz jedną ręką
wspominałem góry i lasy
wszystkie, które poznałem
twoje orły kołujące nad historią
moje przemoczone buty
moje kapelusze pełne kleszczy
moja siekiera uśpiona
były jak krata i zwodzony most
>>>
DSCN4710f
* Jak druciarz *
Nie idę drogami Beskidu jak druciarz
smutny koniec druciarstwa nastąpił
jest to po prostu nie możliwe
Nie idę polną drogą beskidzką jak Świadek Jehowy
zdobywający zapadłą wioskę polską
dla religii wielkiego amerykańskiego biznesu
Ale wiem skąd wzięły się aligatory
w Popradzie, Rabie i gdzie indziej
są szybkie trudne do podpatrzenia
łatwiej obserwować jest porzucone dziecko
płynące na krze lodowej – po Dunajcu
Wiem też jak przeorać skroń Olka
zmarszczką głęboką od troski
załatwię mu tę troskę – nie wykupię
polisy na swój uśmiech
Wiem jak przeorać policzek Olina
paznokciem wielkim i tępym
jak laska sejmowa
będę się bronił jak ryś z Magury
i nigdy nie pozwolę im podobnym
pogładzić się po policzku
 
* Na krze *
Nie chodzę już drogami Beskidu jak druciarz
smutny koniec druciarstwa nastąpił przecież
jest to po prostu nie możliwe
bo nieopłacalne i bezsensowne
dla racjonalnie myślącego człowieka obecnej doby.
Nie chodzę już polnym traktem beskidzkim jak Świadek Jehowy
zdobywający w garniturze zapadłą wioskę polską
dla religii wielkiego amerykańskiego biznesu.
Przewędrowałem tutaj jednak wszystkie szlaki i drogi
dlatego wiem skąd się wzięły gigantyczne aligatory
w Popradzie, Rabie i gdzie indziej,
choć są szybkie, zmyślne i do podpatrzenia trudne.
Łatwiej jest zaobserwować pociętego skalpelem
krwawiącego człowieka porzuconego w reklamówce
płynącego na krze lodowej po Dunajcu
ojców Sarmatów
>>> DSCN1387x
* Chórem z Babilonu *
Spokój tylko śniętych elektrycznych węgorzy
na Jeziorze Genezaret
podszedłem do sieci
podniosłem je
zarzuciłem z molo w Kafarnaum
Żydzi przerażeni pierzchli
do Nowego Jorku
spokój tylko syreny
zaplątanej w sieci w Tyberiadzie
akurat zagrzmiało
deszcz deszcz deszczowe uspokojenie
strach na dnie
nie dawał znaku
spojrzałem w głębię grzechu
z satelity zawieszonego
ponad Palestyną
spokój czołgów zardzewiałych
pod Bagdadem
gruzy gruzy o czymś świadczą
ziggurat był, czy go nie było tutaj?
wieża Babel była, czy nie?
jem kisiel na schodach
nie widzę ich końca
manna, o tak, manna
grzmi jeszcze?
nie – odpowiadają  chórem
Żydzi z Babilonu
>>>
pozn2
* Mój zamek na polach *
Po ubogaceniu wszcząłem rewoltę
mur postawiłem w dwa miesiące
skorzystałem ze światła księżyca
zdobyłem ostrogi i doświadczenie
na stepach zbudowałem zamek
całkiem podobny do tego, co uprzednio
sczezł na wiszącej skale
pawie pióro sobie wetknąłem
i powróciłem do korzeni by
ubogacać się ponownie od zaraz
kiedy się zagłębiłem w puszczę Drewlan
wciąż myślałem o stepie
kiedy z niej wyjeżdżałem na bułance
nikt z jadących Tavriami
nie chciał ustąpić mi miejsca
zgnieciony tuż za Przemyślem
posuwałem się nadal na Zachód
już dwukółką przez bagna
miałem wizje i widziałem już nowe pola
lądowałem i wzbijałem się nieustannie
potem na ostrowach czatowałem z pełną piersią
zaczytywałem się gazetach
wciąż zabrudzonych skandynawską smołą i ropą
jakieś nadobne zające wyrywały z krzaków
sarny migały między świętymi dębami
zęby się ruszały na szczytach
korony nadlatywały w helikopterach
dmuchałem na zimne bagnety
zadośćuczyniłem na stogach
pogłaskałem dzieciątka i wrzuciłem pieniążek
do źródła poezji i pracy natchnionej
pokiereszowany stałem u bram
jak Rakoczy jakiś albo coś?
wygrażałem pięściami sowieckim bramom
jak jakiś Chazar albo coś?
przecież i nie mnich kijowski
choć z brodą, muszlą, z laską i z worem
zasnąłem wypełniony snem słowa
w Gieczu
>>>
DSCN1505d
*Postanowiłem zasadzić skośne wiśnie*
Postanowiłem zasadzić skośne wiśnie
wstałem skoro świt, odkopałem ze śniegu
krzewinki i wyszedłem do sadu
przebrnąłem przez dożynkowe wieńce
odkopnąłem na bok pierwszomajowe szturmówki
stanąłem nad ruczajem
zacząłem kopać pierwszy dołek
na jego dnie odnalazłem złoty róg
po chwili zastanowienia
przyprawiłem go sobie do czoła
a wiśnie wkopałem skośnie
udeptałem ziemię i posikałem ją
z tymi skrzydłami z papieru,
które kołysały się przypięte do pleców
i tym rogiem dyndającym z czoła
wracałem niezbyt szybko do domu
wracałem sflaczały i zadumany
nad losem pioniera w czasach
jurajskiego socpostmodernizmu
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
*Nowe krzywdy wybaczyć daj*
Powiedziałaś – stój
na zielonych pastwiskach – zatrzymałem się
powiedziałaś – skacz
w pustynię – skoczyłem
łatwe zebry poczęstowały mnie krówką
niebne rozstępy były nadmuchane wiosną
po pomarańczowym kokluszu pojawił się błękitnawy bronchit
złamany kasłałem, aż wiatr zawył z zazdrości
komin zachwiał się i upadł obok sfinksa
nie zdążyłem go złapać w fartuszek
Palestyna wzywała przez radio
była wojna chwiąły się katedry jak kominy
stanąłem na wzgórzu –
nad murem płaczu zjadlem loda
założyłem związek zawodowy
rosyjskich pisarzy piszących w języku hebrajskim
– bo to język sztuczny
ja zapisałem już pismem klinowym
kolumnę w niewoli, tak to ja, ja
teraz zapiszę się do NKWD
z takim losem, z takim posłuchem
co powiesz to zrobię z sobą i z tobą
Palestyno obiecana Piastowi
nowe krzywdy wybaczyć daj
powiedz – wróć 
>>>
DSCN1620f
* Przejdź *
Zanim skończysz te swoje lata
przejdź na chwilę do porządku dziennego
nad tym, co nagromadziło się
i w suchej i w wilgotnej pamięci
oświeć iskrą bożą te pokłady grzechu
i po rozhuśtanej kładce
przejdź nad nimi jak nad przepaścią
Podpatrywane czajki, w które
zamieniły się pulchne sąsiadki
wiklinowe witki wystające z zielonej łąki
nad ruczajem, to małe dziewczynki
samotne i zagubione trzymające cię za rękę
Wrzeszczące gawrony na drugi dzień
grzebiące w zgliszczach twojego ogniska
to nastoletni chłopcy uciekający
przed samym sobą, goniący samych siebie
rzucający w ciebie grudami ziemi
Jakiś skromny ciężar wymodlony
przed kapliczkami w brzegach i urwiskach
kapliczkami z ziemi i polnych kwiatów
Ryby po spuszczeniu wody ze stawu
ryby na patelni stojącej na rozgrzanej blasze
skowronek na tle słonecznej tarczy
zraniony zwierz, zraniony człowiek
człowiek przygnieciony ciężką maszyną
Łąka wzbierająca kwiatami to przeszłość
dziś łąka wzbiera krwią niesprawiedliwości
dziś strumyk niesie zamiast larw  i wodnych pająków
zwały lodu dając początek lodowcowi
rozorywającemu narodowe doliny
A gdzie indziej, tam gdzie stąpasz
otwiera się ziemia grzechu upaństwowionego
– niewybaczalnego
Przejdź modlitwą przejdź wzdychaniem
przejdź ostatecznym oddaniem się Bogu
jak twoje dziewczynki na ruczajem
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Po przygodę *
Poszliśmy więc po przygodę
ciemne mury podświadomości zatrzymały nas
przez bramę musieliśmy przejść
przeszliśmy przez nią nad jakąś rzeką
mam mało czasu mówiłaś – pośpiesz się
brak ci wiary – odpowiadałem
ziemia trzęsła się wszędzie
ja twierdziłem – to bagna podświadomości
ty – nie, to Barbados!
dlaczego akurat Barbados?
– ja nie muszę widzieć tego tak jak ty
skoro zostajesz z tyłu i nie jesz tej
pieczonej od rana gęsi, to zauważ,
że przygoda czeka, że deszcz może zacząć padać
że wszystko to, co jest przed nami
wzywa, wzywa i wzywa
nie narzekaj na żubry w Niepołomicach
nie narzekaj na tamę Dobczycach
ściśnij mózg, wyduś wiarę z serca
Bóg ci dopomoże, znajdziesz ludzi
którzy cię poprowadzą przez tamy
znajdziesz bladych i krwawych,
którym ty z kolei dopomożesz
wyjmiesz im te noże z ich pleców
albo zaorzesz im pole leżące sto lat odłogiem
a, ta przygoda jak grzyb po deszczu
będzie rosła – szkoda, że tylko jedna
ale za to duża
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Mruczaj leśny *
Mruczaj leśny stęchł w niedzielę
poszły jeże po mchu
za którąś miejską paprocią
osiadłą w lesie
przewróciły się na plecy, czyli na kolce
stoczyły w wodę
z zaczęły mruczeć
stąd ten mruczaj leśny
Śmierdzi, to las ci czy nie?
siarką zalatuje, grzybów i tak pełno
gdyby tak na rynku, ale tu są blisko lasu
pij piwo, jedz ogórki, wąchaj
jeśli chcesz, choć nie musisz
powiadam ci – niezłe są leśne mruczaje
zamiast wąchać możesz słuchać
po co czekać, po co wzdychać, po co?
Niedziela jest po to by się cieszyć
i świętować, bądź nabożny
las nie jest wrogiem, ani jeż, ani kolec
zarodniki paproci się starzeją
a ludzie są nieśmiertelni
nauką ganiaj w las po naukę
mruczysz coś pod nosem – słyszę
nie dręcz lasu i nie dręcz mnie
powiedz wreszcie głośno to słowo
STWÓRCA leśny
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* MI*
„A imię jego …”
i od tego wszystko się zaczyna ….
jeśli to wiesz to nie zabłądzisz ……..
i nie dopytasz się jak nie wiesz ………
JESTEM, KTÓRY JESTEM
nic dodać nic ująć
i czego tu szukać więcej, jeśli to zrozumiesz
A ponadto angielscy policjanci
nie mogą należeć do masońskich lóż ………..
a co z Mickiewiczem i Słowackim …….?
co z współczesny – MI……………?
co z kraksami na autostradach…..?
co z polskimi policjanta – MI?!
JESTEŚ?
>>>
DSCN0549f
*Co w twej otchłani tkwi?*
Co w twoim sercu czai się?
czy pamiętasz, kiedy tam się to wkradło?
może to było w szkole podstawowej a może w liceum?
może na jakimś studenckim rajdzie?
pomyśl dziecino – kiedy to było?
pomyśl dziecino – co czai się?
miałeś być przewodnikiem maluczkich
miałeś nauczać, miałeś chrzcić
miałeś iść prostą drogą do Pana
i skręciłeś przy ognisku w lesie
tam cię zabrał bies
gdy nie miałeś sił już bronić się
tam cię porwał w siebie
wypluł dziś samotnego i skruszonego
jeszcze patrzysz na popiół ogniska
i zastanawiasz się, co pozostawił
w tobie ten rajd
otchłań strachu, otchłań, otchłań
co w sercu czai się już wiesz?
jest tak odległe, lecz wiesz, że jest
będziesz przewodnikiem maluczkich
będziesz nauczał i chrzcił
będziesz szedł prostą drogą do Pana
lecz nie zapominaj, co w twej otchłani tkwi
>>>
DSCN0889f
* Na przesiece sobie gram *
Gram i gram, coraz lepiej gram
nie mogę skończyć
wpadam w euforię na przesiece
czekam już tu od trzech dni
Henryk nie przyjeżdża
o mamo, nie przyjeżdża
Barbarossa nie przyjeżdża,
o tato, nie przyjeżdża
ślęczę nad elementarzem Falskiego
już  smrodem Nowej Huty
przeszły mi rajtuzy i nic
walę w perkusję i targam struny
coraz lepiej, wszyscy widzą postępy
zmarzłem już – jak to tak?
w samych slipkach na przesiece
nie wysiedzę
tam na przeciw na bilbordzie
twarze Hitlera, Stalina, Szeli
odwracam się wstaję – gitara pod pachę
perkusja na plecy i w drogę
do Częstochowy
nucę sobie, nucę sobie arie Rossiniego
i przyśpiewki Slayera
tłumaczę z frankońskiego na podolski 
>>>
DSCN1659d
* W Królewcu*
Zdarzyło się to w Królewcu
Kant prawie to widział
niestety na własne oczy
demonstrując kometa wpadła
pomiędzy ciernie
głowy nic nie warte zatopiono w jeziorku
szyba brzęknęła rozbita
księżyc to był zrobił
wdzierając się do wnętrza bajorka
Królewiec zadowolił się morzem
milutki filozof pogłaskał
warkocz tejże komety
co zamierzała szyć już sztandary
ludzie wchodzili na statki
nie wielkie dla samej ryby
ryby nie tak bałtyckiej
jak pozbawionej siły
po latach przelatywały bombowce
tych, co to umieją latać
senne ich oczy zawiodły
spadły na idei stos
mój ty Kancie zastygły
czemuż nie wyciąłeś z logiki kart
głodujących dzieci Afryki
głodujących lat dwieście
a potem była Peczenga
Dniepropietrowsk i Ural
potem była Workuta, Kołyma, Magadan
Kancie, Kancie kosmiczny
dlaczegoż właził na wieżę
dzieci płoszyłeś, śpiewałeś jak kot
ja carowałem już w niebie
widząc cię jak dojną krowę
cmokałem łysiejąc z wolna
za praczką się oglądałem
lecz tylko Katarzyna była oddolna
na samą myśl dziś startuję z samolotami
z Peczengi
na samą myśl dziś wydaję
przez ciebie krocie mitręgi
bo Belzebub jest zawrotny
przez wieki idzie jak brudas
co to każdemu pachnie
gdy upity bzdur nastula
rzucanie młotem powtórzę
choć nie Thor mi na imię
rzucę nawet oszczepem i sierpem
przelecę się na strzale jakiejś
dla dobra jabłek, dla czuwań
logiki w akademiach powącham
logiki czułej
odwrócę się do ćwiczących
wybierając jaskinie gbura
modre usta marksistów
ich krew zsiniała ze złości
tak dobrze chcieli dla biednych
dziś nie pozbierasz ich kości
marnie okute dziś buty
kopią dzieci opuchłe
w Królewcu trzysta tysięcy
przeżartych, żrących, żebrzących
podrapać się po tych skryptach
protestanckie wybiegi rozpoznać
wyruszyć na krzyżową wyprawę
dać się zestrzelić nad Moskwą
mijam Mieriesjewa, niech czołga się
wiem, że dojdzie do gułagu
Rusini uciekają od Rosji
wiem, że nie dadzą rady
kto pomoże głodującym?
na Kubaniu, Kurdom lub Hutu
nie ma Wańki i Wstańki
nie ma Clintona
nie ma też Hermaszewskiego
wylatał całe otręby
całe spodnie pobrudził
dam na zapowiedzi w kościele
dam na wypominki za ludzi
buduj duszę bez KANTA
popatrz z wieży w Królewcu
300 000 ich tu jedzie – pobitych
wokół wciąż w pędzie i w pędzie
świat analityczny…………… alogiczny
>>>
DSCN1089g
* Nanosekunda *
Jego tchnienie, moje poczucie
jakiś zagarnięty, przez ekspansywny wszechświat, skarb
modlitwa w ciszy, napromieniowane łzy
skorzystałem z tej nanosekundy Wielkiego Wybuchu
miłość, a gdzież ona, tylu ludzi się urodziło
i oto jeszcze nie ma dziecka, i oto już jest
puder strząśnięty z akacjowych rzęs
poparty w lustrach, zapomniany po Wybuchu
Sekunda jak kropla, sekunda jak cywilizacja
uciekam od miłości lub raczej uciekałem od miłości
dziś na pewno nie, nie, nie
na niebie sutanna zakrwawiona, płonący las
pomruk polskiego zomowca
na przeciw jakiś wymachujący ogonem stwór
jeszcze lecą petardy, jeszcze lecą ułamki materii
żyje jeszcze poeta Herbert, żyję jeszcze ja
kwiaty jak sputniki, zwierzęta jak meteory
wszystko żyje i chwali Boga
w moich trzewiach uwite gniazdo dla duszy
dusza pływa w wodach płodowych
oby już nigdy nie przesiąknęła alkoholem łzawiącym
oby już nigdy nie tchnęła wieprzowiną haków
wyczyść szczoteczką siódmy krąg serca
odłóż szczoteczkę na półeczkę, odłóż ją
popatrz przez okno, spójrz ponad rogami diabła
nad kapeluszem chochoła zobacz
ulatującą w nieskończoność materię
dusza podchodzi ci do gardła
to twoja ostatnia nanosekunda
>>>
DSCN1632df
* Raj utracony *
Buszuję, żegluję w trawach
goni mnie mały jasnobrązowy wąż
nie jest jadowity
moje serce tęskni do Boga przestrzeni
chciałbym upaść do jego stóp
spojrzeć na jego siwą brodę wędrowca z bliska
a on tymczasem zaznacza swą obecność przy mnie
ciałem małej dziewczynki podającej bukiet
kiścią bzu rzuconą w szuwary
nad łącznym stawem
wężem co z pala zszedł
dobuszowałem do spojrzenia na siebie
oto wąż i dziewczynka
i łzy mojego ojca
czas na ważkie decyzje
czas zostawić martwe owady i sterty gazet
czas zostawić łąkę na dobre
czas ukryć się na morzu prawdziwym
>>>
DSCN5884d
* Imię *
Spocony dobiegł do krańca czasów
zemdlał na widok
spocony nacisnął klamkę otworzył drzwi
drżąc cały podniósł głowę
spojrzał i dostrzegł
w ogniu swoje imię
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Już prawie umieram na pustyni rozumu *
Sięgam intelektem po to, co nienazwane
patrzę na obraz Matki Bożej
wytężam wszystkie zmysły
patrzę na obraz Matki Bożej
suche szczegóły mojego rozumu
nienapojone konie bałwochwalstwa
patrzę na obraz Matki Bożej
moje serce nienapełnione i niezaspokojone
patrzę na obraz Matki Bożej
modlitwa otwiera mi rozum
czytam Platona i Machiavellego
patrzę na obraz Matki Bożej
kontempluję głębokie myśli Tomasza
patrzę na obraz Matki Bożej
i gdy już prawie umieram na pustyni rozumu
poruszają się moje usta
w rytm słów Matki Bożej
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Lewiatan opadł *
Zdrzemnąłem się na plaży
skorzystał na tym zmutowany lewiatan
przygoda podarła na strzępy czuwanie
wiatr uniósł lewiatana
to nie był znak śmierci, choć był czerwony
jak czajnik przeleciał nad rzeczką-prypećką
lewiatan komunistyczny opadł 
na wschodnią Ukrainę
z Helu nad Prypeć za mną
w pysku jak jaskinia trójząb miał
i z jednym okiem
z wielorogiem
majstersztyk antyczny
z tych późnych zjaw Babilonu
czemuż mam zadawać się w środku lata
z powolnym sepleniącym ogórkiem z mułu
nieprzebadanym na wypadek nosicielstwa,
na którym śmierć wystrugała na skórce
– teraźniejszość
degustacja ukraińskich lodów
odpadnięcie z mola na tereny lenne
pale Czerwieni
łabędzie Zamarstynowa
oprócz noworocznych sióstr
czegóż więcej potrzeba do zaproszenia
na kolejny festiwal poszukiwań pohukiwań
Wiatyczów
odsuń pysk lewiatanie
odsuń pysk wstrętny
gdzieś tu był grób
gdzieś tu była kołyska
>>>
DSCN1340bf
* Potomkowie kosmitów obciążonych legitymacjami*
Potomkowie oby dożyli
Potomak przyjmie ich ciała potem
dziś ważą się losy mówiących w suahili
a ja mam grypę po ciosie
Męczą się z wiosną stworzenia
więdną jesienią i cóż
zawsze kreskują po jednym
potem plusują pod prąd
Dziś ładnie, dziś rozpromienia
nas blask pochodni na skale
mając rogi i sznury
możemy trąbić lub wcale
Jeżeli zdmuchną i to, jeżeli poturbują ciebie
ja powiem nic to, ja powiem nic to
śpij, lecz swoje rany
nie pij więcej kumysu
zakop się pod tym miastem
i szturchaj z sensem hołdysów
Koniecznie zagracić muszę komórki
pokrzyżować plany zboczeńcom
rzucić oszczepem w ten Sejm
zanim otorbi nad miarę kangury
Podziękował potomek i poszedł
po lesie włóczyć się juha
zamiast paść mi te owce skromne
co z radosnymi wilkami chcą się kumać
Pędzi wiatr nad Potomakiem
Pontiac mu kłania się fają
Tatanka Yotanka zaklina
a biały ucieka jak zając
Zając ucieka z prawości
zając nie czeka na koniec
tej epopei czerwonej
Czerwona epopeja rozgrywa się
w sercach i sumieniach potomków
kosmitów obciążonych legitymacjami
niebieskokoszulich brzdąców
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Bordowotwarzym*
Skończyłem z tymi tortami
nie rzucam i nie jem niczego
co przypomina pianę
za młodu napatrzyłem się zjazdów
popatrz na skalne kwiaty – rzuciłaś
załapałem, popatrzyłem, skamieniałem
powąchałem – byłaś w cuglach
dotknąłem cię, ruszyłaś z kopyta
przesłanie prawdy, nad Niemnem
rozesłanie kłamstw, nad Moskwą
a my bieżymy żebracy zaświatów
skończyłem z kwestionowaniem zasług
pokurcze niech mają się dobrze
mieć za nic to jeszcze nic
tylko oddawać, oddawać, to coś
kiedyś kwiaty przemówią z nagrobków
zdecyduj się wreszcie staruszku – syknęłaś
obiecałem, cmoknąłem
krawat zaciągnąłem na obcej szyi
krawat beżowy na karminowej koszuli
piana wyszła na usta
a tak od lat chciałem poluźniać
po latach poluźniać wreszcie
dać poluźnienie bordowotwarzym
a tu trach, poleciał tort
kolejny tort na cześć
wykrzywionych gęb
a teraz muszę modlić się za rzecznika
całego w ptysiowo- wuzetkowym cieście
modlić się wreszcie ostatecznie
w piwnicy
na Starym Mieście!
>>>
?????????????????????????????
* Przydałem się w końcu *
Zapomniałeś o mnie
a ja czekałem cierpliwie
i byłem pod tak zwaną ręką
cichutko w kąciku
podjadałem pastę do zębów
wyciskając ją chłodną
na ciepły, drżący język
wcale nie podglądając w tym czasie
nauczycielki zdradzającej
męża, dzieci i wartości
mógłbym opisać skupienie
jakie mi wtedy towarzyszyło
mógłbym strofować mrówki
włażące mi na gołe nogi
opisując zdziwienie
jakie mi wtedy towarzyszyło
mnie odwagi nie zbrakło
siedziałem jak trusia
wiedziałem, że zapalą się światła
wiedziałem, że wcześniej
czy później zapalą się
te reflektory prawdy
a ja opowiem, co widziałem
zawsze byłem pod tak zwaną ręką
skończyłem rajtuzy
skończyłem trampki
bagna zaliczyłem
szczyty zaliczyłem
i urwiska
i przydałem się w końcu
olśnieniu zmysłów wielu
DSCN1700f
* Modre usta ideologów *
Modre usta ideologów
ich krew zsiniała ze złości
tak dobrze chcieli dla biednych
dziś nie pozbierasz ich kości
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Gmach prawdy *
Stwórz miejsce czyste
nieobdarowane ciemnością gwiazdy zła
gmach prawdy
ty wiesz, czego mi trzeba
ja skorzystam z wszystkiego
co nade mną się otworzy
każdego i tego wieczoru
stwórz dla mnie zimę dnia
bym zadrżał na widok słońca
odpieram ataki i wylewy kłamstw
po czym spadam, spadam, spadam
oczekując dna świętości
moje łzy nie mogą mnie zdradzić
nie mogą
wierzę, że czyste obłoki faktów miłości
stworzysz tylko dla mnie
ja poprowadzę tam ludzkość
jak to zrobię jeszcze nie wiem
dla czego ja – tego nie wiem też
lustrzane odbicie złego świata w fotozjawiskach
jakie to przyjemne patrzeć, patrzeć
gmach prawdy taki ogromny
zawsze stał w tym miejscu
zmieniało się jego oświetlenie
nocą przecież
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Serwilizm paszy*
Serwilizm paszy miał skazę antymoskiewską
zdjęto z niego ukute osądy
spławiono Donem o w pół do dziewiątej
meandry paszy były psychologiczne
wpadł w ordę na końską uzdę i skwaśniał
niektórzy napadnięci nie przypuszczali
że to nie Goci ani piloci tylko Rusini
przegnali miśka przegnali w pielesze
serwilizm mlaskającego na modłę tatarską
poczęstowano zatem czudiesną horiłką
na czosnku i końskich gnatach
to nie były gnaty końskie daję głowę –
rzekł eksportowy car, toż to gnaty
nie cygańskie nie pańskie to gnaty zawołżańskie
sąsiednie porohy spieniły się w nędzy
parskał szkielet hucuła nad brodem, nie chciał iść
jaśniał księżyc nad stepem grzyby rosły
w nieskończoność jak drzewa tajg
mędrek z Krakowa przez Zamość dotarł do
Siczy, serca Kozaczyzny i oszczekał
przybyłego Żyda jak Dzieduszycki i Winnicki
lubisz parzyć gnaty – rzekł ten z kicką
potrząsając buńczukiem i łukiem
lubię z kaszą i dziewanną – odrzekł ten
co siedział w turmie przedkomunistycznej
w samej Moskwie carów, ogarów
i groźnych samozwańców
o jej!, dziewczyno, branko ty moja!
paszy nie ma, wina nie ma, łodzie jeno
więc wsiadaj, czekają, Rublew namaluje cię
i na ikonostas
jego bracia w aureolach, nasi bracia tożto
pasza w ordzie bierze co swoje
więc my tymczasem wyzwolimy się cichaczem
pobudujemy miasta nad lochami
i zakotwiczymy na czarnoziemiach i skałach
jak prawdziwi Lędzianie
>>>
DSCN2429a
* O! Rozkolcu! *
Spójrz rozkolcu na tą mątwę
jak mąci wodę
Stalin by jej nie dorównał
w mąceniu na dnie
jak tu koralowo jak na Kremlu
słowo Kreml pochodzi
z dawnego podwodnego język
a
zatop
ion
ych
Scytów
i oznacza czaszkę w przezroczystej wodzie
płynacej ze szkierolądu
jako podmorski prąd 
wulkan z morza był dla słabszych
takich jak Perseusz
dla pozostałych drętwe wody mątw
ty to jesteś chyba konikiem huculskim
podobnym do morskiego
co czyta, co wieczór podrzucone
tek
sty
w telewizyjnych dziennikach
oj!
śśś siczy coś pod kamieniem
a to głębia Rowu Mariańskiego a nie
poroh Dniestru
obok wysp gdzie doszło do wsyp
kozackich
chciałoby się powiedzieć
jam ci sułtan
a
nie
jak ty
rozkolec miękki
albo np
jam ci ostrosz Wipera
a
nie kogut Twardowskiego
co niesie nad stepy
nie dotykając ziemi
a nie
rozkolec jak ty
ja nie mącę
ty mącisz
on oni mącą
w Mullin Rouge śpiewają
a kysz a k
ysz
a pójdziesz ty
maniaku den
miękki jak usta Mariana ze Żnina
suszą się sieci na wantach szkunera
krząta się bosman rybacząc
bosakiem nakłuwa powierzchnię
nie wiedząc
że dno jest tuż tuż
zielone sekwoje rafy
falują pod brzuchem manty
zaskakują Orwella wieprze wostocznyje
które nadziewane melancholią
preparują muzykę
do tańca
w kuchni zmytej świeżo
dzwonią talerze i szklanki
jak zęby rekina
toż to sygnał dla Kozaczyzny
wyruszać na złotoustego syna
miauczą kotki miau miau
ja spowiadam Zosię
zadaję jej dodatkowe pytania
o głębię, rozdennienie, itepe
leżeć rozkolcu leżeć
ty się wzbraniasz a
ja
kupiwszy płetwy w supersamie
rozciągam się tam i siam
w grocie wierzgając nogami
głowę mając w paszczach rekinów
a nogi w atramencie mątw
no i czyja to robota
ta koralowa robota
Stalina
czy
jakiegoś neptunowego syna
od Morza przez porohy do Morza 
>>>
DSCN0856c
* Bank Niestałych Serc *
Znalazłem w wierszach osiemdziesiąt milionów szkieletów zaufań
samych Europejczyków
zadzwoniłem do stryja literata w niebie
– co słychać w kwestii zadłużenia natchnionych w Banku Niestałych Serc?
nie wiem czy dobrze wybrałem numer
dziwny głos w słuchawce wycharczał bez zająknięcia:
wszystko w porządku, zapraszamy ponownie z nowymi przyjaciółmi
oferujemy jeszcze szesnaście innych form niewiernych usług bankowych
a obsługujemy aż do całkowitego wyczerpania
ludzkości
 
* Bank Niestałych Serc *
Znalazłem w wierszach osiemdziesiąt milionów szkieletów zaufań
samych Europejczyków
zadzwoniłem do stryja literata w niebie
– co słychać w kwestii zadłużenia natchnionych w Banku Niestałych Serc?
nie wiem czy dobrze wybrałem numer
dziwny głos w słuchawce wycharczał bez zająknięcia:
wszystko w porządku, zapraszamy ponownie z nowymi przyjaciółmi
oferujemy jeszcze szesnaście innych form niewiernych usług bankowych
a obsługujemy aż do całkowitego wyczerpania
ludzkości
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Droga coraz prostsza, gdy krew tryska z kolan *
Dla mnie to już prosta droga
choćby na kolanach
serce nie chce słuchać chcę się wyprostować
dla mnie te lasy to już drzazgi
mogę podpalać sercem wszystko
dla mnie domy nie istnieją
gdzie wychynęły ze strzech płomienie
mogę tkwić miesiącami w karcerach
gdyż modlitwa nie jest mi obca
chciałbym tak kochać jak zesłańcy
dźwigać wszystkie wyrąbane lasy
jak zesłańcy na plecach
ja na kolanach a na grzbiecie tajga
ja bosy a pod stopami
chłodny beton placu defilad
płoną kraty w oknie
oj dobrze, dobrze
płonie krajobraz nienawiści
płonie dzieciństwo bez marzeń
droga coraz prostsza
gdy krew tryska z kolan
płonie asfalt pierwszomajowy
od drzewc jak zapałki
niech spłonie ta droga do piekła
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Wisła płynie…*
Zdruzgotany po spojrzeniach
za ciemieniem zerka
poniżony w spacerkach
ogłady szuka w partyjkach
zamiast ruchów zaprezentował czołganie
nie jeździł sam na nartach wodnych
spostrzegał ważki nad morzem
lody w kasynie
brody w kinie
na rzece czeskich idoli
jakież muszą być koniki szwejków
skłony prażan
gdy na przedpolach Małopolski
jeszcze dymią forty
zerka zza włosów
jak na jakimś pokazie
opresją zasłania się przed światem
tendencyjnie kusi los w pokoju
zaspokójże swe namiętności
barem czarem skwarem
Wisła płynie pod górę
mleczne bez pulsowania
światła na południe
bociany wstecz
Śmiały na południe
Wawel w górę
zdecydował się dopolszczyć
społłeeczeńństwo
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* W polskiej tajdze*
Poświata w łagrze
księżyc jak ja pada ze zmęczenia
a jednak świeci
śnieg pada na rozbite wojsko
to drzewa padłe pod ciosami
zdrzemnutsa, zdrzemnut..?, achtung!
            Miętlik – świetlik pośród łanów krzyży
            chylą się świerki albo sosny
            chutor został daleko na Ukrainie
            wolni umarli w nim z głodu
            tutaj jest lespromchoz jak to na północy
Poświata na grobach jak czeremcha
małe, zbyt małe buty i ubranie
słoma wszechobecna, słoma
gnijące kołki i darń na głowie
nie uświadczysz tu Lenina
on w rozkładzie gdzie indziej
            Grają w karty strażnicy
            grają o czyjeś zdrowie
            doświadczeni jak żółwie rogate
            pijani czołgają się beznamiętnie
            te cienie w lesie
            to owi byli funkcjonariusze KPPZPRKPZBRrrr..
Mogą to być ćwiczenia
może to być śnieżne piekło
tak, tak to piekło Syberii,
które może się powtórzyć
w każdym polskim lesie zimą
w każdym czasie
zdrzemnutsa, zdrzemnu..?, achtung!
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Uf, jak gorąco! Uf, jak śmierdząco*
Zatrułem się w tych czasach
dymem, pastą, słowem
przez to merkantylne stawanie się, co dzień
mówi Marszałek, mówi zdrajca –
zapatrzyłem się na bijących
zapatrzyłem się na tłukących
z otwartą gębą stoję
naprzeciw walących głową w mur
Uf, jak gorąco, uf, jak śmierdząco
robi to belfer, robi to jakiś jeden ksiądz
robi to robotnik, robi to nawet
chłop z Bieszczad powtarzający
oj k…, oj k…, oj k…..
oni wszyscy trują
się trują głosując w te i we w te
w duszy gra struna smutku
polska dusza przecież
łany się śnią białe jak marmur
a to zima serc, a to zima czynów
bełkot chochoła i rechot czarta
w studniach kawalerii
w partyzanckich studniach
w cembrowinach internowania
szukam elegancji w śpiewie i echu
zaglądam w przezwiska,
które dziś zastąpiły pseudonimy
w tym fetorze zmysłami nie poznasz
kto jest kim?
>>>
DSCN0662s
* Jak szalupa Batorego*
Zacząłem spokojnie tyć
narzekać na zegarki
klęski począwszy ode mnie
skończyły się na kimś tam
zaproszono na klęski cały naród
przyjęto zaproszenie na klęski
wystraszeni bracia
po cóż ta mata
po cóż ta wataha
po cóż nóż
Zacząłem porządnie tyć
wierzgać językiem i mleć
w ciszy reaktora
pod stogiem siana
ja polna mysz
a kysz, a kysz
Z drewutni wyszedłem  z naręczem
zapamiętałem naręcza
pokłóciłem się o drzewa
jabłka i obierki
z niańkami
Konieczny był skok
na koronę Polaków
co go to obchodzi? – mówili
co go obchodzi patriotyzm? – mówili
a ja tyję a oni nie
ja tyję z powodu gazet
ja wyprawiam się
na wieloryby partyjne
po przygodę i tran dla dzieci
już sam jeden
jak szalupa Batorego,
który zatonął
>>>
DSCN0464c
*Wezuwiusz dla Europy*
Zdobyłem ostrogi czasu
jak Wezuwiusz dymię od czasu do czasu
trzymam pikę w kanale
jak Wezuwiusz mam za plecami wiedzę głębin
węże krnąbrne wygrzewają się
na stolikach żłobionych przez lawę
zbrojną rękawicą na odlew w lej
a jak strzepnąć czapę Wezuwiusza
to na Europę leci czad
są tacy, co bez broni zaglądają
w oczy smoka i ptaka śmierci wraz
erupcja tradycji z kraju Eneasza
Cyklop Wezuwiusz macha do mnie ręką
po co śmiga biały ptak nad kraterem,
który przykryłem tarczą Jozuego
nie zmąci spokoju kwiat
na stokach ostrych z żużlu
czołgam się w zbroi przepasany kirem
jak nie ja to ktoś inny
odetka ten komin dla prawdy
z głębin
>>>
DSCN2026f
*Priap Polski – 1996*
Zmuszony do porwania się na Troję
ze słusznym gniewem bez najmniejszej racji
popędził Agamemnon, popędził Achilles,
rozgardiasz zrobili pod wrogimi murami, że hej!
On stał na murach, on ogłosił się Priamem
zszedł na dziedziniec zamku, włączył się w biesiadę
on miał być Priamem, a został tylko Polski Priapem
lecz nawet złodziei nie odstraszył
to jak miał zatrzymać falangi Jaruzelskiego
złóżmy mu w ofierze …aferze… jurnego
OSŁA WYBORCZEGO
 
*Ofiara dla Priapa*
Zmuszony do porwania się na Troję
ze słusznym gniewem bez najmniejszych racji
popędził Agamemnon, popędził Achilles
rozgardiasz zrobili pod wrogimi murami, że hej!
On stanął na murach, on ogłosił się Priamem
zszedł na dziedziniec miasta, włączył się w biesiadę
i pląsy wokół jakiegoś monstrum obcego.
Miał być Priamem, a okazał się tylko Polski Priapem
lecz nawet złodziei nie odstraszył
to jak miał zatrzymać falangi Jaruzelskiego
złóżmy mu w ofierze …aferze… jurnego
OSŁA WYBORCZEGO
>>>
 

1997

 
?????????????????????????????
* Króle witają *
Jego cygaro
posłuszne w ustach
między wargami
stworzony na obraz
wojska Czeczenii
skała nad oceanem
Montserrat
Mołdowa
Mediacje
Monter jak Monster
Jej usta czekają na świt
stworzenie kuleje w lesie
pod obstrzałem
iluminacje sylwestrowe
w Krakowie
Gandhiego
odwieczny konflikt osła
ze słoniem
badacze pisma utknęli w Warszawie
zanosiło się na lancz
ale cygaro spłonęło
Można było się piąć
dopalać leniwie
lecz stało się inaczej
Jego usta rozchyliły się bardziej
cygaro wpadło w gardziel
dziwne to jak tanki na ulicach Delhi
gąsienice jak mszyce
nie do jedzenia a nie święte
za tym pustym dzbanem
nie ma miejsca na wyrzeczenie
korzystne decyzje
terminatorów w Polsce
Jej usta rozchylają się namiętnie
bo styczeń ma na głowie
a tu zdecydowanie wolą blondynki
kuchtę na gałązce rozmarynu
jak ptaszek zmarznięty
i cygara
Orkiestry już grają a króle witają
ale to królowie już niekomunistyczni
z cygarami
jakby trochę kapitalistyczni?
>>>
??????????
* Poświata *
Poświata na parapecie
skoligacone wróble też
dokarmiam je, czym mam
skórką chleba, igliwiem
ścieka z serca poświata
wypływa za okno na gzyms
dlaczego mam być radosny?
i dlaczego wyprzedawać krzyże?
dzisiaj skarżą się na księży
bo śnieg depczą w zimie
i choć dynamicznie rozwija się lebioda
w środku stycznia
to wróble nie chcą jej jeść
mili milusińscy milionami szczękają w sejmach
straszą wróble nabici na kołki
poświata zmienia ich
w wilkołaki łase na wszystko
a moje wróble stęchnięte
dziobią serce świtem jęczące
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Jestem niewierzący i nieczuły *
Niech mi nikt nie mówi, że nie ma Boga Ojca
nigdy nie uwierzę, że wszystkim jest
Wszechświat i Przyroda
jestem na to zbyt cwany i podejrzliwy!
 
Niech mi nikt nie mówi, że nie było i nie ma Jezusa
albo, że Jezus to healer
kontaktujący się z Wyższą Energią
Nigdy nie uwierzę, że świętość to
aura ludzka, czyli promieniowanie ciała
w formie mglistej poświaty
już jedna Wyższa Energia okazała się
zaledwie – Dynamem Moskwa!
 
Niech mi nikt nie mówi, że nie ma Ducha Świętego
jakoś nie odczuwam mimo wszystko we Mszy świętej
BIOENERGOTERAPII
choć dreszcze i mrowienia czasem, fakt!
>>>
DSCN3002f
* By i oni nie odlecieli *
Moje proste słowa odleciały jak śpiewające ptaki
do ciepłych krajów
teraz kraczą czarne gawrony na podwórku
targają skórę słoniny, kłócąc się o nią
nie mogę zrozumieć żałobnych tych dźwięków
wydobywanych z omszałych cembrowin czasu
Moje proste słowa skrzypią jak rozeschnięte żurawie
przy zasypanych studniach
i dziadkowie odfrunęli stąd jak ptaki
i stryjkowie na latających dywanach
zabrali stąd spiekotę, kurz polnych dróg
i podążyli zawczasu na południe
Moje proste słowa wyruszyły przez winnice
do bogatych w perkal miast śródziemnomorskich
na zasypanym śniegiem podwórku
chłopcy siadają na ławce jak na koniu
spluwają bluźnią rysują swoje graffiti na ścianie bloku
bluźnią przemocą przesłań
bluźnią spojrzeniami na obcych
zaczynam się modlić tak jak potrafię
snami, przeliterowaniami, westchnieniami
by i oni nie zamienili się w słowa
i nie odlecieli
 
* By i oni nie odlecieli *
Moje proste słowa odleciały
jak śpiewające ptaki do ciepłych krajów
teraz kraczą czarne gawrony na podwórku
targają skórę słoniny, kłócąc się o nią
nie mogę zrozumieć żałobnych tych dźwięków
wydobywanych z omszałych cembrowin czasu
Moje proste słowa skrzypią jak rozeschnięte żurawie
przy zasypanych studniach
i dziadkowie odfrunęli stąd jak ptaki
i stryjkowie takoż na latających dywanach
zabrali stąd spiekotę, kurz polnych dróg
i podążyli zawczasu ku pradawnym ogrodom
nawet echo nie woła już w cembrowinach
Moje proste słowa wyruszyły przez wirtualne winnice
do bogatych w perkal i mirrę miast śródziemnomorskich
na zasypanym śniegiem polskim podwórku
chłopcy siadają na ławce jak na koniu
spluwają, bluźnią, rysują swoje graffiti na ścianie bloku
bluźnią przemocą ojczystych przesłań
bluźnią wrogimi spojrzeniami na obcych i siebie
zaczynam się modlić tak jak potrafię
przeliterowaniami, westchnieniami, snami
by i oni nie zamienili się w moje słowa proste
i też nie odlecieli stąd
>>>
??????????????????????
* A bracie fakty *
Zwierzchnik piekieł zapytał karłowatego namiestnika
czy wiesz, że nadymanie pochwał jest skuteczne?
owszem, wiem – ten mu na to
to twórz fakty dokonane zanim Michał zejdzie z pomnika
po prostu puszczaj je jak latawce i dmuchawce
ten zaczął pompować, nadmuchiwać, rozdmuchiwać
i tak to bywa do dzisiaj w krajach
postskandynawskich zaliczanych do średnio-
zamożnych arbuzowato-konfesyjnych
pneumatyczno-mniemanych imperiów
>>>
DSCN3055d
* Seplenimy ze wstydu *
Pod Twoją obronę uciekamy się
co wieczór
ciężko jest nie seplenić
uklęknąć jak należy
i nie ziewać w kierunku pełni księżyca
Pod Twoją obronę uciekamy się
myślami krążymy po kontynentach
szukamy objawień tylko dla nas
i wciąż stukamy, pukamy, wiercimy dziurę w czymś
Pod Twoją obronę uciekamy się
obrazy mając w sercu
myślami opływamy wyspy naszych grzechów
wczorajszych, zamierzchłych
i seplenimy, seplenimy coś ….ze wstydu
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Cmentarz jest dla świętych*
Czy strach zgromadził nas czy wiara?
oto pytanie Hamleta
demony idą z nami na spacer
demony idą z nami na zebranie
czy widzidzie je wszyscy?
ja nie wiem
ja chcę zostawić je na cmentarzu
lecz cmentarz jest przecież dla świętych
chcę zostawić je w urzędach
i to mi się dopiero udaje
stają potem z daleka w pozach zatroskanych o ludzkość
lecz tylko ja widzę je w wyrazistych kolorach
zgromadzeni w imię Jezusa
czasem wątpimy strachem
czy tylko ja widzę demony w kolorach?
o dziwo nie boję się ich wcale
cmentarz jest przecież dla świętych
cmentarz jest przecież dla mnie i ciebie
opuśćmy urzędy – idźmy na cmentarze
 
* Cmentarz jest dla świętych*
Czy strach zgromadził nas czy wiara?
oto pytanie Hamleta
demony idą z nami na spacer
demony idą z nami na zebranie
czy widzidzie je wszyscy?
ja widzę
ja chcę zostawić je na cmentarzu
lecz cmentarz jest przecież dla świętych
chcę zostawić je w urzędach
i to mi się dopiero udaje
stają potem z daleka w pozach zatroskanych o ludzkość
lecz tylko ja widzę je w wyrazistych kolorach
zgromadzeni w imię Jezusa
czasem wątpimy strachem
czy tylko ja widzę demony w kolorach?
o dziwo nie boję się ich wcale
cmentarz jest przecież dla świętych
cmentarz jest przecież dla mnie i ciebie
opuśćmy urzędy – idźmy na cmentarze
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Zieloność w Bieszczadach *
Melduję w ziemniakach
tu miedza tam miedza
obieram ogórki
zieloność w Bieszczadach
obierki delikatne obierki
lecą z Tarnicy
nacieram na kruki ukryte
pod skalnym szczytem Krzemienia
to przyszli przywódcy partyjni
więziony w Kalnicy
obrywam kupony
obrywam pagony
spadają deski z kościelnych wież
łapać składać sklejać
jak kuglarz poniemiecki więziony w namiocie
ze smyczy spuszczony wilk
zakąszam chleb z mielonką
cały czas słyszę nad Soliną
warkot czołgów jak motorówek
banderowiec a może zwyczajny chłop
bratanek Bojko czy brat Bolko
wita czyta częstuje puszcza oko
pijemy w leśniczówce jak krewni
nie ma zacieśniania kręgów wokół serca
przez tych, którym się wierzy
nie ma obaw, gdy wykonuje się
rozkazy dla wyższych celów
ryzykując nawet śmierć z ręki brata
>>>
DSCN6147a
* Spulchnianie w kosmosie *
Lepiszcze statku kosmicznego
z pierza jest
moment przed startem, gotowość najwyższa
zdecydowani na wszystko na kosmodromie
mleko na do wiedzenia
ona jest na tyle duża żeby płakać
na piersi krzyżyk
pióra sięgają do ramion
opadają nawet na plecy
grzyb na górze będącej półwyspem
czyta robot – robot czyta książkę
mewa to pewny symbol polotu
wolność pośród pobierania
Spulchniamy meteoryty
tam gdzieś na podniebnej podłodze
dojeżdżam, serce matowieje
tam gdzieś wybieram się – docieram
o tak, tak jest to możliwe
step płowieje pod wpływem ognia
z ogona rakiety wydobywającego się
mogę stwierdzić, ocenić, poczuć
za jedno
ryję w komecie, nakłuwam planetoidę
skumuluję ból i zgaszę nim
samo słońce
czy to możliwe na starcie?
płonąć można
spłonąć można
drętwe kwanty nie pozwalają
poszaleć
ducha ratuj, nie startuj
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
*Na kośnych łąkach*
Motywuję siebie samego
chlebem powszednim
słucham serca jak nigdy
patrzę na obcych bez obrzydzenia
ultras, contras, hools
to też baranki boże
częstuję ich papierosami
których sam nie palę
kwitnie palma na stadionie
podlewam ją z mojego balkonu
dosięgam ją strumieniem z węża
Peregrynują moje modlitwy
wiem, że zdążą na czas
w tłumie ludzi pogryzam bułkę
bez pasztetu i marmolady
studiuję wycieki mózgowe
nie denerwuję się z powodu
nieznośnych pomówień
tak chciałbym nie odpłacać
marmoladą za pasztet
Jeszcze dziś modlitwy peregrynują
kośne łąki na wzgórzach czekają
ja z pasterzem i plemieniem
idę drogą chleba
na końcu wloką się malkontenci
kocham ich
jak marmoladę
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Właścicielki oczu czarnych *
Pomyślałeś o wychowawczyni
w sposób, który przyprawić mógł ją o rumieniec
gdybyś wtedy na nią spojrzał?
Z internetowym adresem wyszedłeś do niej
nie tak znowu wiele, ale jednak starszej
zaprosiłeś do przeżywania ukrytych miłości
na ekranie wspomnień – nie – snów
Sen nie ziści się nigdy
nawet, gdy ptak z wiosny zaśpiewa
a ona rozpozna w nim ciebie
popatrzy ci w oczy głęboko jak nigdy
o wiele za dużo cielesności
romantyczności – nie – erotyki
Zerkała na ciebie w przedszkolu
twoje ja zagoniła znienacka
w kozi róg w otchłani źrenic
przyprawiła cię o rumieniec spojrzeniem
Skala uczuć kosmiczna
za oddalającą się kometą
pomknęły wstydliwe westchnienia
do właścicielek oczu czarnych
jednej wschodzącej drugiej zachodzącej
wespół wychowującej – wychowywanej
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
*Do domu gdzieś poza Ziemią*
Pomyśl chłopcze o wystrzelonych na Księżyc
gdzie ci się śpieszy – ilu z nich
tak naprawdę wróciło?
marzysz o mieszkanku małym spokojnym
na Manhattanie Trytona
ale zważ na jedno
jacyś bogowie może tam i są, ale  spokoju nie ma
stamtąd wracają tylko niewolnicy
a i credo powracających –
pozostać na zawsze na Ziemi
meandry kosmosu przyciągają cię
jak delta każdej rzeki muł
przemierzając ją statkiem rozumu
widziałeś ptaki na falach
owce pijące z brzegu wodę
krowy wylegujące się nad brzegiem
kąpiących się w nurtach niebezpiecznych
dusza rwie się
w przestworza wolności i miłości
każdy ma takie chwile porywu
twój zegar smutku tyka inteligencją kosmosu
chcesz popędzić za kometą
topniejącą od ziemskiej zazdrości
pomyśl ile czasu musiałbyś mieć
by ją dogonić  – w nicości?
a dusza tęsknoty pełna
zraniona przez złych ludzi
a dusza płacząca wzruszona
widziała Zstępującego z Niebios
posłuchaj duszy – ona chce za nim
w przestworza miłości i wolności
chłopcze, ja wiem, wciąż chcesz
domu gdzieś poza Ziemią
ty o tym nie zapomnisz
bo to miejsce czeka na ciebie
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
*Zdrzemnąłem się na wulkanie*
Mogłem zdrzemnąć się na wulkanie
ale ledwo zasnąłem wulkan wybuchnął
przeleciałem parę mil w powietrzu
spadłem na salami na twoim stole
Ktoś powiedział – to gość z przestworzy
przywitajmy go jak przystało na opozycję
na gwiezdnych awanturników i robotów
Miąłem czapkę stojąc na przeciw tronu
ty gapiłaś się na mnie
zadrgały struny w gardłach tak samo
jak w gitarze glissando
dzieci posnęły ty śpiewałaś wciąż
ja słuchałem po locie
Trzymać krnąbrne dzieci, trzymać krnąbrne dzieci
– tak śpiewałaś kochana
salami odkleiło się od moich ust
zaszczebiotałem i ja
a jednak jeszcze zionąłem ogniem
spaliłem tych twoich dworzan
roześmialiśmy się wtedy wraz
Popiół powoli opadał na liście oleandra
papuga poruszyła się w gęstwinie
rajski ptak przefrunął na gałąź
pocałowałem twoje usta karminowe
odpiąłem rękę całą
zmieniłem coś w programie
i zdrzemnąłem się przy twoim  wulkanie
>>>
DSCN5046 (3)f
* Otworzyło się Niebo w tym roku *
Otworzyło się Niebo
spadły anioły na ziemię
ludzie powsiadali, na co tam mogli
a co służyło do latania
i wdarli się przez pozostawiony otwór do Nieba
anioły podjęły pracę na ziemi
i od razu zrobiło się przyjemniej
niebo błękitniejsze zieleń drzew zieleńsza
w niebie  ludzie na przeciw Boga
uciszyli swój gniew
powstydzili się zawiści i przekory
w Niebie ludzie padli na twarz
zrobili wreszcie to
na co nie mogli się zdobyć na Ziemi
otworzyło się Niebo w tym roku
i sporo aniołów przetrwało
w zapomnianych wioskach
>>>
?????????????????????????????
* Oddziaływanie biopola *
Healerzy
Feng-shui
Yin i yang
oddziaływanie biopola
kontakt z Wyższą Energią
przekaźnik Wyższej Energii
wróże i spirytyści
wróżenie z barwnych plam,
które rozciera się na kartonikach
aura ludzka – promieniowanie ciała,
widziane przez niektórych w formie mglistej poświaty
– o zarysach kształtów ludzkich
/niektórych nie można wyleczyć
bo ich aura stwarza zaporę
i broni się przed przyjęciem energii uzdrowiciela/
dobieranie zgodnie z znakiem horoskopu biżuterii i ozdób
zdrowa żywność
oczyszczanie uszu płonącymi świecami
bezkrwawe operacje bez skalpela – dłońmi
Scjentyści New Age Bahaia
zapaść mózgu to pół biedy
zapaść duszy to dopiero cała bieda
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Coraz bliżej Matki Bożej *
Płacz, dziecino płacz
rycz, dziecino rycz
jesteś taka słaba, że nie możesz unieść
swoich własnych myśli
więc podrzucasz je
Matce Bożej
i słusznie
Opromieniona sławą
opisującej Wielki Wybuch
łkasz na ławce w parku
zrujnowanego przez ateizm miasta
coraz bliżej apokalipsy wyludnienia
łkasz w rozpaczy
coraz bliżej Matki Bożej
i słusznie
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Ocalenie *
Modliłem się za nią
modliłem za niego
ciemności otoczyły mnie zewsząd
piorun uderzył nieopodal
błędnie mierzony
błędnie wyprowadzony
trafił w modlitwę
ta rozpadła się w pył
ja ocalałem
ona ocalała
on ocalał
>>>
Wilno Druskienniki Niemen 97 1s
* Nad Niemnem *
Lepki wiatr usiadł
na moim przedramieniu
skleił włosy na ręce
zdmuchnąłem go do Niemna
połknąłem kamienie powstańców
wychyliłem kielich wody
za kolejnym zakrętem pośrodku rzeki
czarny bocian podleciał kilka metrów dalej
ktoś zakrzyknął po rosyjsku –
cziornyj aits!
Gdy łódź się zatrzymała
poczułem, że znosi nas prąd
na poziomkowy przeczysty brzeg rozłąki
powstały zrujnowane kościoły Litwy
i przyszły tu do mnie nad rzekę
pokaleczone, całe w rusztowaniach
na stromej  skarpie otoczony zewsząd przez las
zapłakałem jak to zwykle ja
łódź kołysała się nieopodal jak wyrzut
miałem wracać przez historię plemienną
wybrałem bystrzejszy nurt
poprzez religię miecza
Zgodziłem się nie tylko na płacz
zgodziłem się na prawdziwy wspólny
polsko-litewski ból
>>>
DSCN1471f
* Na skróty przez niebo *
Począwszy od pierwszej kropli
zachowywał się jak prawdziwy deszcz
pomogłem mu unieść się ponad chmurę
pierwszy raz
drewniane błyskawice klekotały w niebie
drewniany koń ze skrzydłami zmieniał tęczę
piekielny żywot mitu
zapłonęła  tęcza zapłonęła planeta
z wizją końca antyku zaraz po potopie
poszedłem na skróty przez niebo
otworzyłem arkę
odtworzyłem rajski ogród
dla zapłakanych
 
* Po potopie *
Począwszy od pierwszej kropli
zachowywał się jak prawdziwy deszcz
pomogłem mu unieść się ponad chmurę
pierwszy raz
drewniane błyskawice klekotały w niebie
drewniany koń ze skrzydłami zmieniał tęczę
w piekielny żywot mitu
gdy zapłonęła tęcza zapłonęła planeta
z wizją końca antyku zaraz po potopie
poszedłem na skróty przez niebo
otworzyłem arkę serc
odtworzyłem rajski ogród dla zapłakanych
zwyczajnym ludzkim gestem zatrzymałem deszcz
łez
>>>
DSCN1219c
* Widziadła *
Stworzenie – marne obiekty, widziadła
perspektywa – rośnie dzika gryka
przed jaskinią ust
Stworzenie – marne obiekty, widziadła
okólnik z mrowiska dla matki
zbiega się wszystko, co obce
przed jaskinią oczu
Ruszam na przeciw przygodzie
politycy drżą ze strachu
to nie robotnice przecież –
widząc moje ruchy i moje determinacje
Perspektywa przeraża –
stworzenia przecież boskie
>>>
DSCN2032f
* W szuwarach *
O jej!
jezioro i przystań
płyniemy, zatrzymujemy się
głupiejemy w portach
wyruszajmy jak najszybciej
łabędzie w portach
zjadają nasz chleb
nie, nie!
musimy wspinać się
po stromych drewnianych schodach
do tawern i leśniczówek
Szatan szepcze w prasłowiańskich szuwarach
szmmmmmurrrjaaa
miłość na pokładzie znów
to wynagrodzona cierpliwość
memento – nie
ten akurat pieklił się wśród lasów
DSCN0717d
* Drewniane mózgi *
Można skrzyżować świnię z owcą
Można sklonować Lenina i Matkę Boską
– ku uciesze ortodoksyjnych
Można nawet uwieść dzieci sąsiadów
i cieszyć się z powodzi
Złote Stoki – Złote Kamienie
– Złote Młoty – Złote Jabłka
– Złote Kopuły – Złote Zęby –
wszystko
i drewniane mózgi
>>>
DSCN0524d
* Na Marsa by.. *
Skulony we wnętrzu maszyny czekałem na sen
modlitwa przyniosła ulgę – sen nie nadchodził
potoczyłem się po raz pierwszy po powierzchni
czerwonej planety na kołach z rzęs
zamieszkałem tam na stałe
drzewa omijałem z kamienia i włosy z pyłów
grzebałem się w świadomości zbiorowej
nacji Marsjan
>>>
DSCN1382d
* O jedność *
Tyle grzechu w Czechach
oni wyjdą z tym na drogę do Gniezna
potem wprowadzą swoje dzikie zwierzęta
do polskiej katedry i stwierdzą –
najpierw chrzest potem hańba narodu
Tyle grzechu na Rusi
oni przekonają do prawosławia wszystkich
zbudują na tym potęgę Cara, Lenina, Stalina
albo imperium Pimena-Aleksego z wyjawionych spowiedzi
Tyle grzechu na Ukrainie i Białorusi
okrucieństwa wobec swoich i obcych
oni wyciągną rękę po polskie skalpy
po skórę polskich księży jak po macewy
Tyle grzechu u Niemców
pomału wykupią u nas wszystko jak Sztynort
wyłowią poolskie ryby o zmierzchu
pociągną za sobą zarazę świata
i wprowadzą się na Mazowsze
A my do udamy się do Rzymu
albo na wydmy Słowińców, którzy wymarli
>>>
DSCN0375f
* Kto steruje mózgiem?*
Neurony ta moja wielobilionowa zagracona pakamera
stworzona dla mojej reakcji na próżnię uczuć
przeładowana dziś znów
Świadomość nieokiełznanego wirowania całego kosmosu
w ciele jest katorgą gwiezdnego pilota
połączyć głęboką wiarę w cel
z mniemaniami o sobie i świecie
jak o katastrofie
staram się
na próżno
to nie wykonalne
Lepiej zahaczyć o słońce skalpelem
lepiej o duszę zahaczyć skalpelem
skupienia
Kawałki ciała jakby porozrywane
a jednak stanowią całość przedśmiertną
czuję fizyczną niemoc i fizyczną potęgę wraz
zaciskam pięści, napinam muskuły
nie mogę skomleć, nie mogę mówić, nie mogę wyć
mogę myśleć, mogę walczyć, mogę działać
Mózg jest jak akcelerator
szukam duszy w nim pospiesznie
szukam ostoi światła
kto steruje tym mózgiem po 0macku?
jeśli nie moje neurony i moje ja
to może oni
 
*Manipulatorzy*
Neurony ta moja wielobilionowa, zagracona pakamera
stworzona dla mojej reakcji na próżnię uczuć
przeładowana dziś znów
Świadomość nieokiełznanego wirowania całego kosmosu
w ciele jest katorgą gwiezdnego pilota
połączyć głęboką wiarę w cel z mniemaniami
o sobie i świecie jak o katastrofie, która nas ominie
staram się na próżno, to nie wykonalne?
Lepiej zahaczyć o słońce skalpelem proroczym
lepiej o duszę zahaczyć skalpelem skupienia
Te bolesne kawałki ciała jakby porozrywane
jednak stanowią całość przedśmiertną
dzięki nim czuję fizyczną niemoc i fizyczną potęgę wraz
zagryzam wargi, zaciskam pięści, napinam muskuły
nie mogę skomleć, nie mogę mówić, nie mogę wyć
mogę myśleć, mogę walczyć, mogę działać
Mózg jest jak akcelerator materialnych uczuć
szukam duszy w nim pospiesznie
szukam ostoi światła niezawodnej tu
kto tak naprawdę steruje mym mózgiem po omacku?
jeśli nie moje ja i nie moje neurony
to może oni – MANIPULATORZY!
>>>
DSCN0755f
 * Wytrwać do wieczora *
Pałałem miłością w zamierzchłych czasach
czasy się zmieniły
a może miłość się zmieniła
moje snobistyczne miłości
moje martwe miłości
moje oszukańcze miłości
egoizmem napełnione, choć szczere
Pałałem miłością jeszcze wczoraj
Ojczyzna mi była tylko w głowie
Ojczyzna się zmieniła
a może moja ofiarność
choć wiem, że rozstań żadnych już nie będzie
Pałam miłością od rana do obiadu
pałam i przy podwieczorku
teraz chcę oddać życie za wiarę
w to, że żyję
czy wytrwam do wieczora?
 
* Wytrwać do wieczora *
Pałałem miłością w zamierzchłych czasach
czasy się zmieniły
a może miłość się zmieniła?
moje snobistyczne miłości, ech!
moje oszukańcze miłości, ech!
moje martwe miłości, ech!
egoizmem napełnione, choć szczere
Pałałem miłością jeszcze wczoraj
jak dziewczyna Ojczyzna mi była tylko w głowie
Ojczyzna się zmieniła a może moja ofiarność
to wiem, że rozstań żadnych już nie będzie
ech! ech! ech!
Pałam miłością nadal
od rana do obiadu
pałam i przy podwieczorku
teraz chcę oddać życie za wiarę
w to, że jeszcze żyję
ale czy wytrwam do wieczora?
ech!
>>>
DSCN1014a
*Miota siebie*
Szaleje i miota się jakiś czas
w przydrożnym rowie jak zwykle
miota miota siebie
ledwo, co odrosło od ziemi
a już miota hymny
przygotowane na wszystko
patriotyzm, religia, poezja
można je wysłać do Korei lub Kazachstanu
miotać będzie obrazy i dźwięki i prawdy i wolności
– ciemno w Szwajcarii – ciemno i w Turcji
kuzyn na lawecie
a księżyc czekający na żywych –
mam sambę na statku – aha!
koluszki, co to takiego?
meandry wartości
modląc się modląc się
i pierogi i kopytka i gołąbki
i piekielne kotły gulaszowe
śniegi zabójców niezrzucających
jadą pany jadą panny jadą any…
tańczy z pełnym szacunkiem
tańczy już on – nie zwierzę
nie można wywabiać nie można osłabiać
nierealny tętent gąsienic w wysiedlonym mieście
anioły w bunkrach
historia na zawołanie
powodzie na zawołanie
kończy się jakiś rodzaj kraju jakiś rodzaj powiatu
jakiś rodzaj kontynentu jakiś rodzaj ulicy
po księżycowej tafli para parę goni
w sto koni po Ukrainie –
Montrmartre –
MO –
Mo-ment wyzwolenia rac, czyli opuszczenie cyrku
po co kukiełczyć, gdy można topić
po co psioczyć, gdy można ledwożyć
sto koni zdecydowanych jest lepsze
od konika garbuska z bajki
dajcie mi sannę dajcie mi dywan
jadę właśnie po samochód
kogóż właśnie zaprezentować
mogłem upić się winem i
nie zrobiłem tego
rozmnożyłem tylko piwo
popatrzyłem na Kościuszkę raz
popatrzyłem na Kościuszkę drugi raz
czkając podziękowałem za błogosławieństwo
mimo wszystko mimo proroków w nie swoim kraju
Słowackij i Mickievicius nie dorośli do zwycięstw,
jakie ja mogę dać trzeźwemu
społeczeństwu polskiemu na emigracji wszelakiej
szkoda im tylko, że ja nigdy
że nigdy, że nigdy nie wyemigruję na serio
jak prawie wszyscy oni
uciekam w dziecka ciało uciekam w ono
do Paryża za Towiańskim
do Paryża za Wyspiańskim
do Paryża za Boznańską
do Paryża za Łempicką
tam gdzie malował polski malarz pokojowy
rodzę się na nowo z Papieżem
gdy dorastam do drogi
za rączkę wyprowadzam ego z przydrożnego rowu
ciągle w hymnach całe
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
*Musorgskiego w bramce zastąpił Romanow*
Pornografia i narkotyki
wszystko złe, co stamtąd przychodzi
wszystko, co szkodzi Rosji
z Polski według muminków pochodzi
 
A oto dwudziesty pierwszy wiek
próg albo szczebel, jak kto woli
jest prawie pewne, że ty i ja będziemy za tydzień na Księżycu
jeszcze trzeba tylko wyzwolić Rosjan w nowiu
 
Już szczupaki wypłynęły na powierzchnię
już żaby wypełzły ze skrzeku
stanowiska już prawie do objęcia
jeszcze tylko poświęcić wszystko dziecku
jeszcze Rosji posłużyć, co nieco
 
Jak Borodin i Dostojewski
Tołstoj, Gogol i Riepin
rozdaję mydełko FA i jak RMF
kondomy na zabawie w chutorze
Rosja! Rosja!  – Radnaja
 
Mozolnie zdobywam Pondicherry
mozolnie zdobywam Kabul
mozolnie tłukę w tykwy w Addis Abebie
i wspominam szesnaście tysięcy szybów
gdzie zasypywano radzieckich ludzi
 
Czytam Babla i palę
czytam Puszkina – Jesienina i palę
toczę kulę na tokarce
Rosji oddaję cześć dymem
 
Hokeista nagły przemknął przez staw poezji
Kuskin i Zajcew jakiś
a Musorgskiego w bramce zastąpił Romanow
padł dobity gol jak Israelian –
minister spraw zagranicznych
Rosji!
 
Kiedyż, ach kiedyż, powrócimy znowu do naszych pól
chociażby z krzyżem w Internecie
dojdziemy do brzegów pustyni i Bajkału
z nimbem my Polanie znad Donu
>>>
DSCN0669s
* Ratuj ciuchy *
Ratuj ciuchy
a może tylko cyrkle
jakże serce krwawi
na stepach Arkadii
wypuszczać tylko królika
moja sercubliska
moja cersublizka
wyjeżdżam na tymczasem
za mną rytm – memłany skrzat
motown
jam ci to i moje rany zmienione
tewje ripdal
ammon kuchta
 i ta inteligencja od ostatniej niedzieli
mensa jak wrota gwiezdne
co za bzdura
memłać w ustach rytm – pić
chodzić po mieście zmoczony
moi drodzy moi krewni
jakiś Ka i Kraków Kraków
jechać w korku
by pić
powystrzelać skoczków i zusowców
ledwo trzymać się środka
nigdy z żulikami
głosować na żołnierzy
na progu Podgórza
plan Paryża i cyrkiel w uchu
glissando jeża
za mną piasek – rozmemłany wczesno rynkowy
sound?
>>>
DSCN0694f
* Stolica otchłani *
Głębia odczuć stolicą otchłani
piszę o nienawiści, która nie wiem czym jest
liść spada z dębu
gdzie nienawiść a może odwet śmierci
splamione fartuchy zamiast peniuarów
toniesz w odczuciach
jakbyś był Szwajcarem Watykanu
jakbyś był Szwajcarem, to byś
siadał przy wrotach tysiącleci
po niektórych można się było spodziewać,
że skoczą w głębię
tymczasem gołębie tylko przepłoszyli z dachów
dobre i to
gołębie płoszy się najlepiej orłami
można sępami lub chimerami – nigdy maszkaronami
szwajcarskimi depozytami
ja mieszkam na górze
ty mieszkasz na dole
zamieńmy się miejscami i kluczami
lwia paszcza leży na wersalce
jest piąta rano koniec września
terkoczą czołgi rżą konie
słychać z piekieł huk motorów
odczuwasz cienie słyszysz dźwięki z otchłani
mlenie na przekór młynom trudno przekroczyć
mlenie na darmo łatwo ponieść
w przyszłość
nienawiść trzeba zostawić przed wrotami
czasu
 
* Szukam wiary w świecie inteligencji *
Skorzystałem z Namibii
to tak jakby rewolucjonistów skusić
przykład idzie z góry
 
Skorzystałem ze zwyczaju
odpokutowałem w skansenie
tworzyć lepszy świat w dziełach
Mam Pana na co dzień
 
Skorzystałem z derwisza i psa
poczułem zew puszczy
Pan  stał tuż za mną
ciemne interesy w puszczy mózgu
 
Poprawione teksty dla sekt
ciemność puszczy w duszy
mentalność  Nowosilcowa symbolicznego
od kaduka do kaduka
Skorzystałem z cieczy w Marrakeszu
przybyłem na odsiecz
pożyczyłem miecz w raju od
najsłynniejszego archanioła
dowódcy naszych sprzymierzonych wojsk
 
Podarowany meander na antenie
czekajcie towarzysze na stułbie  napięcia
to nie napięcie to wiara to wiara
Ala i omega skutecznych powiązań
 
Spluwając w Orinoko z zezem
poczwarka telewizji dzień i noc przędzie
tu nie ma nic wolę się przemieścić
dorzecze myśli słów czynów
wiary wiary w Casablance
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Nie byłbym taki pewny *
Dzień i noc drepczę po piętach
stawonogom dumnym, a ja skromny
Po prawych dniach stawonogi zasypiają
ja drepczę dalej po śladach
Mija kolejny rok szczęścia nad Orinoko
przyszły w Tybecie a później Czarny Ląd
Mamaja oczekuje Magomajewa
ten śpiewa w Stalingradzie pieśni i arie
o strusiach o brzydocie o krwi
Po czwartej spuszczam kurtynę
po piątej spuszczam z tonu – odchodzę
podziwiam w stawach rechot żab
a to tak naprawdę echo historii
Muzycznie – perfecyjnie muzycznie – ból bul
Idą wprost przed siebie karawany prawosławnych
idą wyprawy kołchoźników po zapłatę
do Moskwy do Aleksego II
Doczekać się nie mogą i nadziwić się nie mogą
że w Abisynii nie ma już wpływów generała Zoszczenki
nigdzie go nie ma a jest Lew Lechistanu ooo
bo tak chcę patrząc na ssaki
uskok Somosierry głęboko skaleczył dzieje
do stworzenia świata daleko
tak samo jak i do Apokalipsy Jana
Płazy szydzą a ja czuwam patrząc na rośliny
nie byłbym taki pewny
nie byłbym taki pewny siebie
widzę jak stawonogi rozbrajają atomową walizkę
nie byłbym taki pewny siebie nawet za chińskim murem
nawet w torbie u kangura
za bardzo się te nogi trzęsą w stawach
>>>
?????????????????????????????
* Staw ciemnej miłości *
Stworzyłeś rozkosze podniebne
latasz samolotami by je dosięgnąć
przesiadasz się do rakiet
Stworzyłeś koterie podniebne
masz zamiar kochać, kochać
żądasz miłości, nikt jej nie planuje
Meandry podniebne, bagna podniebne
dla kogóż to, dla kogóż
miesiączek jasny świeci
ty wędrujesz z kogutem po stawie
Pokolenia dziesiętne pokolenia chwalebne
nieme stojące stawy wiary i nadziei
staw ciemnej miłości w chmurach burzowych
posrebrzonych księżycem
a ty toniesz
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Szeol jest jak telewizja *
Otrzymałem nauczkę sensowną
zatrzymałem się
pozwoliłem koniom odpocząć
nauczyłem się sensu tchnienia
pozwoliłem odpocząć lwom
Pouczony na okoliczność wolności
zdecydowałem się przejść przez piekło
na ziemi ludzi niczyich
Dantejskie twarze zastygłe w bryłach kwarcu
nadlatywały lekkie jak balony z krzywymi uśmiechami
stanąłem tam gdzie stąpała ludzka stopa
nad miejskimi kanałami zaszlamionymi
patrzyłem w przeszłość zwycięstwa słowa
kolejny dowód istnienia Boga
Mimo szans, pomimo kolejnych przykładów
ciągle w strachu przed śmiercią
ciągle wątpiący w ratunek dla siebie
widziałem Szeol, który jest jak telewizja 
– zawsze bardzo przekonujący, stąd ten strach
Czy dniem czy nocą śniłem dotąd
teraz zamiast snu mam silną wiarę potwierdzoną
nie mogę jej nazywać tak jak dawniej wizją
to natchnienie nie jest tym samym
wyobraźnia mistyczna nie tym samym
Napięta cięciwa zmysłów nie mogła wypuścić
strzały w kierunku Nieba – to oczywiste
wszystko wówczas spadało na ziemię
moje odbite strzały żłobiły podziemne korytarze
Wyraziłem żal, że nie błąkałem się po pustyni
40 dni i nocy i nie pościłem wśród skorpionów
potraktowałem więc obecne czasy jak przejście przez Szeol
ale niewinne zastygłe w moich spojrzeniach twarze
zbyt często były nie rozpoznawane w bryłach
choć tak się napraszały z powitaniem – czyż nie?
Zatrzymawszy  konie szaleństwa w polskiej wsi
zobaczyłem, że odrazu zaczęły skubać trawę na błoniu
ignorując zniecierpliwionego proroka
Uwolniłem więc lwy zwycięstwa, ich skrzydła
poniosły je w przestworza, w chmury
sam odpasałem miecz pokrwawiony
ległem na stogu niebieskiego siana – zasnąłem,
aby zbudzić się, jako eremita naznaczony ludzką klęską
Otworzywszy oczy zobaczyłem nad sobą
niezwykle jasną twarz Króla Zwycięstwa,
który będąc całym Niebem
schodził po moją duszę samotną
po jakubowej drabinie wśród pegazów
z ludzkimi twarzami
>>>
?????????????????????????????
* Moje siano tegoroczne dla ptaka *
Spójrz na ten stóg
siada na nim raróg
głównie po uderzeniu pioruna
zapala się siano
czy ptak zdąży odlecieć
tym razem?
ptak jest w ciemnościach
i Morze Białe jest w ciemnościach
toną tysiące
ktoś przechodzi po lodzie
zamarzniętą cieśninę Beringa
czy wróci z sianem?
dlaczego piorun nie uderza?
Cokolwiek spyszniało
w tym naturalnym świecie
to głód i śmierć
długie kolejki po siano
nawet alert wśród łąk
nie pomaga na ospę
a tylko straszy rarogi
tak jakby zepsuł się kolejny
statek kosmiczny w pobliżu księżyca
mizantrop pilot – ktoś rzekł
Berezyną pachnie łotrze
już grudzień na karku
czas spalić lub zjeść –
to siano
czas najwyższy nietypowy rarogu
na stogu na zasiadce
ducha upolowałeś?
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Przez rzeki Polesia i drogi Podola *
Płacz nic tu nie pomoże
siedzących w szlafrokach
nie ukoi bukiet róż
mniej więcej cisza
najwięcej cisza
wierzbowe rzeki Polesia
dzwoniące ze wszech miar
Mogę kucać nad ruczajem
możesz ze mną, możesz?
tam dziewicze karpie pływają
harpunem wielorybniczym mierzysz w nie
łzy kapią do wody, kap, kap
harpie na dnie skomlą
wypuścić je?
Len zmęczony czytanką
dym zmęczony szkołą
mit owiany dymem
polska szkoła pod strzechą
róże koją kaszel znośny
Na piedestałach świata
staję nagi, prosząc o miłosierdzie
przed tobą stoję nagi na poleskiej drodze
zakrwawiony, obandażowany
obok ciebie kucam jak Tatar i Litwin
zabiłem stonogę nie mam
prawa do karpi?
ale do harpii tak
wierzbowe drogi Podola
czarnoziem i drzewa przy drogach
rzeki te same, swojskie
czuwam, czuwam – ty odpływasz
na Krym
po morzu traw jak apostoł pogan
>>>
DSCN4290f
* Ku Tobie krok za krokiem *
Każdy krok Twoim krokiem
Każdy gest Twoim gestem
Każdy szczyt Twoim wyzwaniem
Każda głębia Twoją próbą
Przed siebie wciąż, przed siebie
Mila za milą, metr za metrem
Kilogram, litr, sekunda,
Ciemności nie ogarną czuwania
Ciemności nie ogarną ufnych spojrzeń
Ciemności szaleją nadaremnie
Idę ku Tobie – wybrany pośród narodów
Poza przestrzenią i czasem
>>>
DSCN4599f
* Dokarmiasz szeol!*
Dokarmiasz szeol w swojej duszy
codziennie rano i potem w pracy
w południe, o zmierzchu i w nocy
Sycisz go kosmiczną ilością postrzępionej materii
albo sfermentowanych idei
ale domaga się więcej i więcej
Lejesz w niego wodę stołową i toaletową
gazowane piwo i cytrynowe wino
sypiesz tony wołowiny i ścięgien
łuski rybie i ości a on woła – mało!
Szeol ogniste wargi rozchyla w tobie
i ryczy basem – maało, maało!
Jedni posyłają tam ludzkie ciała
narody całe, inni dusze całych pokoleń
ty tylko jadło i napój, ale nie możesz
nastarczyć go bestii
Gdybyś więcej palił lub pił
miałbyś chwile wytchnienia
gdybyś, chociaż narkotyzował się
lub wąchał klej podczas czarnej mszy
– miałbyś chwile wytchnienia
Gdybyś, chociaż deprawował dzieci
gdybyś, chociaż więcej wpatrywał się
w kobiety upadłe i mniej upadłe
cięższych obyczajów
– to wtedy miałbyś wytchnienie
Dobrze, że ślęczysz przed szklanym ekranem
całe wieczory pochłaniając przy tym tony gazet
– to koi cierpienie z otchłani
Rano kawy, potem kawy, potem mięsa
potem mięsa, ciastek, ziemniaków, chleba
wieczorem smalcu, jabłek, migdałów
nad ranem całych koni i świnio-ptaków
na koniec kłamstw, kłamstw, obłudy i pychy
– domaga się i pochłania szeol to wszystko,
to wszystko niknie w tobie
przez innych i przez ciebie
to spada w twoją duszę
spragnioną świętego postu
 
[To Pan daje śmierć i życie,
wtrąca do Szeolu i zeń wyprowadza. (1 Sm 2,6)]
>>>
DSCN0896f
* Swobodne marzenia *
Zwolnione z uwięzi latawce
a może wściekłe psy
pędzą jak oszalałe – marzenia
Będziesz wierutnym weteranem
jeżeli ich nie powstrzymasz
– nie mogę, nie mogę,
nie panuję nad nimi!
Jak tęczowa szmata zawinęły się na widłach
Posejdona czy Lucyfera?
jak klucz kolorowych samolotów
przefrunęły lekko pod łukiem triumfalnym
wolnościowym czy gnostyckim?
jak żółta łódź podwodna kłamstw
popłynęły czerwoną rzeką
rozkoszy czy bólu?
Moje marzenia ludzkie
swobodne jak
Adam i Ewa po wyjściu z raju!
 
* Swobodne marzenia *
Zwolnione z uwięzi latawce
a może wściekłe psy spuszczone ze smyczy
pędzą jak oszalałe – marzenia moje tęczowe
będziesz wierutnym weteranem beznadziejnego wiatru
jeżeli ich nie powstrzymasz
– nie mogę, nie mogę, nie panuję nad nimi
jak tęczowa szmata zawinęły się na
trójzębie Posejdona czy widłach Lucyfera?
jak klucz kolorowych samolotów
przefrunęły lekko pod świata łukiem triumfalnym
wolnościowym czy gnostyckim?
jak żółta łódź podwodna pełna pospolitych kłamstw
popłynęły czerwoną rzeką
rozkoszy czy bólu?
moje kolorowe balony
marzenia ludzkie pędzą jak oszalałe
swobodne jak
Adam i Ewa po wyjściu z raju!
>>>
DSCN0840a
* Zadufany w wolności *
Stworzyłeś mnie na obraz i podobieństwo Swoje
kroczę, więc ulicą cieni domagając się boskiej opieki
poddaję się złu i mniemam, że pancerz Twój
mnie i tak ochroni
Poddany wojnom świętym przechodzę prawie na islam
przechodzę w stan spoczynku
przechodzę na słoneczną stronę ulicy diabła
bo uważam, że wolność jest racją samą w sobie
Stworzyłeś anioły i mojego stróża też
zapominam o upadłych aniołach
unurzany w rozkoszach ziemskich
pędzący w sto koni ze Lwowa
przez Wiedeń do Paryża na bal
pędzący w sto słoni na aukcję starodruków
do Babilonu
Lecz śnieg miłości, lecz piasek miłości
skrzący się w oczach wpatrzonych w dal
jest realnością wnikającą w moją duszę boską
otacza mnie, otacza moje stada,
otacza moje kobiety i dzieci
zniewala mnie jak śmierć jeszcze wczoraj
Poddaję się kolejnej niewoli,
chociaż jestem człowiekiem
zadufanym w wolności
ciągłym jej niewolnikiem
>>>
DSCN0756d
* Mikroprocesory wolności *
Mikroprocesory nastają na moją duszę
rtęć połyskująca trucizną
w dziełach wiekuistych człowieka
nastawianie serca i nakłanianie rozumu
pochówek czarnych myśli
bezkres zniewolonej miłości
logika starożytnych, względność XX wieku
Mikroprocesory nawracają moją duszę
na stechnicyzowane dzieła obstrukcji
karłów dusznych
moment śmierci styka się z momentem olśnienia
w kosmicznych światach serca
na to liczy słaby kosmita o imieniu człowiek
wolny wśród gwiazd, wolny wśród myśli
Ja dostrzegam sterowanie mikroprocesorowe
w głębi sumienia ludzkości
to lekkie zaczerwienienie społeczeństw
jest objawem zaraczenia tkwiącego w mózgach i sercach
temat na walcowanie stali
głębsze oddziaływanie Koranu
łyse medytacje w Himalajach
rtęć w morzach, ryby wynalazków
w sodowych jeziorach
Jedyne olśnienia stykają ze się ze śmiercią
sam Bóg wychodzi z niej
aby ofiarować pokój sercom, umysłom
sam Bóg wychodzi z mikroprocesorów
by nam wskazać ogrom pustej wolności
prowadzącej do inteligentnej wojny światów
bez Niego
>>>
?????????????????????????????
*Wszechobecny*
Miałem małą lalkę do zabawy
układałem jej loki, układałem ją w kołysce
lalka była podobna do księżyca
świeciła przykładem, zadbana, ładna, przyjazna
Wojny w dziecięcym pokoju
toczono o rękę lalki
piosenki nucono w żywopłocie
na chwałę małej kobiety
Ilekroć zaczynałem modlitwę
laleczka roniła łzy
ilekroć odmawiałem zdrowaśkę
lalką dostawała drgawek
Gdy przyjąłem Pierwszą Komunię
lalka sczerniała, wylała czarną krew
zawirowała, podskoczyła jakby chciała
rzucić się przez okno otwarte w noc
Gdy pojawił się we śnie moim
wielki krzyż na niebie nad miastem
i ludzie biegnący do kościoła
i niebo spadające na głowę
lalce wyrosły piersi, wydłużyły się nogi
zaokrągliły pośladki, na palcach zabłysły
srebrne wężowe pierścienie
księżyc zamigotał jak nigdy dotąd
czarna chmura podeszła pod samo okno
ze strachu cisnąłem w nią lalkę
otworzyłem szerzej dorosłe oczy
na wszechobecną śmierć
na wszechobecny grzech
>>>
Obrazf
* Żniwa u stóp Syjonu*
Połyskują starocie na żniwa
idzie pielgrzymka przez pole
dzyń, dzyń dzwoni ptak i kosa
ludzie nie czekają na kombajn
Gawrony z trudem podnoszą liszki
sczerniałe ze starości
ludzie wędrują ku przyszłości przez ścierniska
modlą się w przyjaźni z Bogiem
chrum, chrum chrzęszczą łamane źdźbła
Między stare a nowe
zamiast kombajnów wjeżdżają
skoty z Meggido
orły ulatują w Karpaty by się skryć
pielgrzymka wciąż podąża przez łany
pielgrzymka łamie kanon
bez strachu, dzyń, dzyń, dzyń – do Kany
siwe brody ministrów nosiwodów
szpiegów i kolaborantów
w ustach generałów ciężkie kłosy żyta
a na nich sporysz i tłuste larwy
strzelają szampany, warczą karabiny
terkoczą maszyny do pisania, klawiatury
propagandzistów komuny, którzy przetrwali
w jarach i ruinach sprawiedliwości
Pielgrzymka zbliża się do Jasnej Góry
tysiące, miliony, pokolenia
szwedzkie muśliny, chińskie waciaki
francuskie rydle i przebogate w smród
wnętrza rosyjskich czołgów
Żniwa tuż, tuż, nieopodal prawie
krew płynie polną drogą do spichrza
polskość śpiewa pieśni wejścia
do Jasnej Góry jak wyjścia z Egiptu
przemawia Prymas Wyszyński
na kolanach
powalony ostatnimi ciosami propagandzistów
>>> 

1998

 OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Tatuaże *
Stosowane jak silnia tatuaże na wstępie matematyki
były nowelizacją korzystnych apanaży nieuków
tamtejszej Genowefy sprzedajne zwierzęta
mogły osłabić nacjonalizację piramid
gdyby nie jedna amerykańska stołecznica
nie wydoliłby na wstępie
ani potem nie skorzystałby z memuarów
niewielkie widzimisię kosmonauty
wychodzącego w kosmos nie wiadomo dlaczego
powodowało kołysanie w buduarach
ledwo żywe sprzedajne koty Genowefy
popatrywały na mięsożerne w peniuarach
kołysanie ustawało na widok tatuaży
wielu zaangażowanych kołowało nad sanktuariami
jak sępy nad ledwo żywymi
chciano spełnić klątwy
chciano spełnić trójjednię perkusistów
w nocnych klubach tęsknoty
palono trawkę, smrodzono
i to tylko pozostało
po oświeconych władcach dusz
dyskutantach mało inteligentnych
i bezwynikowa kombinacja tatuaży
>>> OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Na odwrót *
Na odwrót robią wszystko
i nawet się żenią
na odwrót sadzą drzewa i nawet rodzą
pełnią obowiązki na odwrót
mienią się wysłańcami
kołyszą dziecko czartu
i to jest tylko jedyny fakt
Gdyby wystarczyło kolejnych przeinaczeń
na pewno pozwoliliby na
podniesienie pokrywy lochu
na pewno miesiączek ozłociłby kratę
z resztkami dla ludożerców
w lochu ogromne czarne coś
lata trzymane na uwięzi strachu
posyłające na świat
czarne smugi nocy
tryskające żywotnym grzechem
śmierdzące, używane, na co dzień
gotowe do unicestwiania
Patrzę z wysokiej góry
na duszę skrywającą somnambulizm
 >>>
 OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Niezgorszy moment *
Moment wybrałem niezgorszy
twarz odwrócona i grymas
cierpienie i brak nienawiści
powiadam – pocałuj mnie proszę
Wrogowie sosen i wojny nieletnich
pokiwają głowami zapewne
zdecydowanie wolę mieszczuchów
zdecydowanie wolę nadzieję
Moment wypadł tuż nad ranem
poczołgawszy się parę kilometrów
wrzuciłem granat do ziemianki
małego Koniewa i Żukowa
rozerwało towarzystwo bez walki
ja zdrzemnąłem się potem
grzyb wyrósł na brzegu skarpy
nie byłem wypełniony nienawiścią
to była walka z szatanem
obaj już dawno zostali straceni
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Owoc mojego ja*
Pouczasz mnie Panie jak mam napisać
to krótkie wypracowanie –
mówisz, pisz spokojnie do rana
nie licz gwiazd ni piania kogutów
raz, drugi i trzeci
masz za patrona słońce, czyli promień jasności
nie śpij podczas pisania, choć sny przelewaj na papier
Mówisz mi Panie  – pocznij wreszcie to dzieło
mam się niezgorzej, gdy strofy
stają się moim mieszkaniem
moim spojrzeniem codziennym
moim zamkiem warownym odebranym wikingom
Ręka nie drży, gdy wrzosy kwitną na poligonach
wrzosy kołyszą się
podczas pszczelej inicjacji
miarodajne usługi życia wyczerpują znamiona rozsądku
podczas ćwiczenia
Mam kochać za wszelką cenę
myśli, które nastają na moją jaźń
Ty jesteś słońcem dla jaźni rozległej jak wrzosowisko
bądź miodopodobnym owocem mojego ja
którego nigdy nie zerwę na próżno
>>>
DSCN2163f
*Stworzony z niczego*
Stworzony z niczego prócz gliny
jakby zawieszony pomiędzy fosforanem a trójnitrotoluenem
pomyliwszy kadzie znalazłszy się retorcie
opuściłem srebro i alchemika
potajemnie ochrzczony w baptysterium ze złota
sławę przyniosłem widzialnemu światu
swoim nawróceniem na pisanie formuł
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
*Lustro wawelskie *
Brnąłem przez Arktykę i Syberię
z butelką piwa w ręce
zasłuchany w skowyt ciała
Brnąłem przez piachy Gobi i Sahary
w ciemnych okularach wiedzy
w czasie postoju
drapałem strupy, rozrywałem historyczne rany
Toczyłem intuicję narodu jak Syzyf
w górach Harzu i na Śnieżkę
wystarczyła za nadzieję, za intelekt
Chrystus płakał policzkowany przez system
czekał na mnie wśród traw dzieciństwa
czekał na ławeczce na d Wisłą
Słuchałem głosów proroków w tajdze
przebierałem ziarenka różańca w oazach
wiele dałem za sen, wiele dałem za fatamorganę
Modliłem się w Arkansas i Arras
duszy szept był moim echem
skały czerwone odbijały twarze
jak lustro wawelskie tapiserie
Zielone pastwiska niebieskie
znów falują morzem traw
idę zanurzony w nie po pas
świerszczy słychać tylko dzwon
idę naprzeciw Chrystusa
Wielka rzesza świętych zatrzymuje się
przede mną – Chrystus na czele
łzy obeschły już na jego twarzy
upadam mu do stóp
wtulam głowę w jego długie szaty
świerszcze dzwonią kosmicznie
kometa nadlatuje jak Alfa
wyją międzygalaktyczne wilki
– to moja tęsknota
minęło czterdzieści lat
dobrnąłem do Jordanu
wyrwałem się z oczeretów i skowytów
jaźni
>>>
DSCN2767f
* Mangrowce w piramidach myśli *
Malowany w akupunkturze
zaczarowany śliską powierzchnią na skale
z kulek z komórek zebrał się w sobie
mniem mniam
Poczwórny kilogram tłuszczu
nad miastem jak feniks
mortalny w zawieszeniu
ponieważ zdechł ani rusz ani rusz
konwencja wzgórz nad kamieniołomem
w nim miasto smoka
jadę na południe na ośle
ponieważ słońce zachodzi
maluję strachem ruiny miasta
dusza spowiada się nad rzeką
za wierzbą za zakrętem
jedziemy po czereśniach
stoczona bitwa do cna wyczerpała nasze zasoby
walą się wieże głodnych diabłów
jest nadzieja wyjścia
z piramidy myśli powstają
piramidy zamieniają się w labirynty
myśli zachowują się jak
omułki w cieście
lub niejadalne zwierzęta mangrowców
wychodzi
Tuszów mangrowy i Jarocin w zimie
>>>
Przeworsk-Dynów 0898 12f
* Późny dzień *
Bydło nierogate szło wczesnym rankiem
na nadsańskie łąki
gdy szlakiem na Wschód zbliżałem się
od Muniny
za Jarosławiem grzało za Orłami dęło
czambulików ani śladu
moje myśli wracały do Sandomierza
moje myśli wymyślały autostrady obok Zawichostu
moje myśli spolszczały nazwy miejscowości
czarnoziemy i lessy od Zamościa po Brzozów
a skarbów tyle ile jasyr nie pomieści żaden
mdlące łopiany i szaleje
pośród przydrożnych lebiod i pokrzyw
gdzie mnie dzieckiem zabrano
gdzie mnie dziecku pokazano wypalone miejsca
gdzie zostałem porwany do siódmego nieba
po stodołach, na których krzyżowano Polaków
nie zostało już ani śladu
gawrony tylko krakały, gdy zjeżdżali młodzi
z nakazami pra pra pracy na te te te tereny
a witały ich tylko ruiny dworów i folwarków
czarne place pośród zielonych traw
resztki ziemnych piwnic i opuszczone sady
krew polska wsiąkła już w ziemię
to nie Litwini, to nie Tatarzy, to nie Turcy
to Słowianie
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Nad dachami Rzymu iskra leci
nad Krakowem pokazał się czerwony kur
od Dębicy nadlatuje kometa
trzęsienia ziemi i powodzie wieków
od Ziemi Ognistej po Ełk
Kopiec pobudowano na cześć ludzkich wodzów
i to nie dało nic
kopce pobudowano wszędzie
jak piramidy, jak zigguraty, jak wieże
to nie dało nic
Lodowe sople wciąż kaleczą duszę
wilki rozszarpują świeże ludzkie mięso
pouczeni w tajdze, pouczeni w dżungli i pustyni
pouczeni na morzach, w brzuchach ryb
szukający Biblii wszędzie i zawsze
rozpaczający, rozdrapujący rany, niepewni
liczący egzotyczne ptaki, obserwujący rzadkie
zwierzęta, które giną, co dnia –
podróżowaliśmy w wyobraźni
modląc się szukając miłosierdzia –
łodzie zaryły dziobami w brzeg
komety mędrców odleciały
a planetoida wciąż zbliża się do Ziemi
Liczymy na polityków
budujemy na gwałt kosmiczne stacje i rakiety
to nie da nic
Serce kamienieje ze strachu i żalu
wiara leci pod sklepienia kościołów
coraz więcej kościołów
coraz więcej modlitw
coraz więcej ludzi kochających
od Ziemi Obiecanej po Uherce –
a może to coś da?
>>>
DSCN0452f
* Dawka cienia *
Może by tak zaaplikować pacjentom
solenną dawkę cienia w palącej nienawiści
korzystanie z miłości stało się niemodne
cały wiek temu
zarazy
głodne góry
piskorze ideologii
zarazy
chłopy i powietrze
przed hakiem wykonujący wyroki ludzkie
Szela postąpił pół kroku w światłość ziemską
to wystarczyło by spuścić psy rzeźnicze,
które biegają wokół domu do dziś
dwudziestowieczne psy zła ujadają w mediach
Szela poszedł jak Jarosław Dąbrowski
za pieniądze strzelać do baszty w Zawadzie
jakby chciał ustrzelić samą Matkę Boską
a Janosik?
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Monstrancja *
Zmiłowania godni idą wciąż pod górę
zjednoczeni w spiekocie dnia
niosą monstrancje i dzieci
są jak karawana wędrująca przez pustynię zła
Wierzący niedzisiejsi
przyzwyczajają obcych
a oni tutejsi
boją się samych siebie
Rozmnożeni
niewspółmiernie do strachu
policzeni
idą pod górę
służą prawdzie pośród nieprawdziwej prawdy
świerki jak stułbie, jak świetliki świece
oceany żywiciele w sumieniach
Chlupie ryba w misce głowy
nad rzekami stali za młodu dziś są procesją
najdłuższe dni pośród dążenia
wiara ich mocna jak akacje mijane w spiekocie
ponad głowami gołębica biała
pod stopami kramarskie płótna
Wczuwasz się w wiatr śpiewasz psalm
dziękujesz zły i gniewny jak osa
prawdziwy jak muchomor pąsowiejesz
bez samochodu
bez konkretnej barwy
poplamiony zmieszany wierzący
pod górę się pniesz za swoim Papieżem
do grobu babki idziesz mijając groby
Bełzy, Lelewela i Konopnickiej
w spiekocie galicyjskiej toczysz stary dzwon
polną drogą
w dzwonie pamięć
przed tobą monstrancja serca
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Kwiaty pokoju i mój strach *
Na dowód, że miałem uraz
pokazuję bliznę za uchem po białaczce
montuję strach na skoczni
montuję strach na wyżynach
ledwo spojrzałem na okopy
natychmiast wystrzelono przepiórkę
po ukraińskie nadania na Wołyniu
musiałem o to toczyć boje z sokołem
skończyło się na głębokim Wschodzie
gdzież to kazali mi wtedy iść
gdzież to dziś każą mi iść narodowcy
Na dowód, że zmierzyłem się kiedyś
z lewiatanem zostały mi żółte kalendarze
drzewa skojarzone z armatami
liście skojarzone z zielonymi mundurami
pociski jak lalki
trzy messerschmitty jak gołębie
strach nadleciał z obu stron
krzyże rozpierzchły się po niebie jak ptaki
po kolejnych zmaganiach umysłowych
serce odżyło pokarane smutkiem
teraz czasy serca
więc nowy kwiat i ptak
pokoju
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Sferyczne namioty Boga *
Z pomiędzy ludnych sferycznych namiotów Boga
wyszedł lekki wiatr
podniósł dziecięcą czapkę
wiatr pocałunkiem uśpił dziecko
cisnął czapkę na jego łóżeczko
rozkołysały się śródleśne konwalie
dzieciak spał bez przerwy
bez przerwy na ojcowskiego papierosa
serce zmięło swoją czapkę
jego sny powędrowały
nad czyste wody
wiatr nucił piosnkę jak dorożkarz
motyl tłumaczył dźwięki sferyczne
miłość senna zielona falowała
miłość żywego dziecka
które ojciec pijak głodził do dziś
brakiem pocałunku
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
* Krzesło arytmetyczne *
Moim zadaniem jest miłość
nie poradzi tu nic nowe krzesło arytmetyczne
ani świadomość z Czomolungmy
moim zadaniem jest miłość
dźwiganie krzyża z Szymonem
ciesz się, że cierpisz
bodaj byś cudze krzyże nosił
tak rzec trzeba
nie poradzi tu nic nowe auto
podarytmetyczne
na nic świadomość z Czatyr-daha
– dźwigaj!
ponagla facet z Cyreny
>>>
?????????????????????????????
* Żegnam dzieci wrzasku *
Jeszcze wczoraj żegnałem jakąś ciszę
dziś żegnam inteligenckie dzieci wrzasku
pouczony przez skrzydlate stworzenie
o wiele lepsze ode mnie, bo mocne Bogiem
wiele jest do nauczenia, wiele do pokochania
o wiele więcej do wybaczenia
Jeszcze wczoraj korzystałem z ciszy obcej
jak tylko może być cisza w więzieniu
dziś wolny jak wyspowiadany z kraty ptak
miesięcznie wykorzystuję jakieś ćwierć mózgu
to bardzo wiele jak na dzisiejsze czasy
to wiele jak na stan duszy i sumienia
aniołowie grają przy mnie wolniej
nadal bardzo głośno i szybko, ale już
wolniej i ciszej niż w czasach komuny
pomimo wszystko
jest czas na miłosierdzie – to ten spokój
brzegi Wisełki, Wisły, Wisłoki i Wisłoka
po prostu państwo Wiślan ze stolicą w Wiślicy
która powitała mnie orkiestrą Cherubinów
Tu urodziłem się w kajdanach
przywieziony z emigracji
i emigrujący przez całą młodość
tu umrę wolny i szczęśliwy
w Polsce wolnej choćby na gruzach
cywilizacji
przejdę przez bramę ciszy – źródła bólu
Jeszcze wczoraj
kradnący obraz Chrystusa,
który idzie po powierzchni polskich rzek
kradnący mękę Chrystusa,
który idzie ponad polskimi zbiorowymi mogiłami
kradnący miłosierdzie Chrystusa,
który przemierza wyboje ulicy Uroczej
Czy można ukraść swoje własne dziedzictwo?
czy można ukraść miłość syna
albo ojca?
żegnajcie funkcjonariusze wrzasku
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Spisek dzieciństwa*
Sięgając do zarzewia dzieciństwa
można ukuć spisek
dziś już nie wiem jak to się stało,
że stworzyłem hybrydę dzieciństwa i starości
w czasach pogardy dla mężów stanu
hybrydę myśli i czynu bez serca
modlę się teraz, błagając o przebaczenie
nie było miłości, nie było porannych słońc
rozgrzeszenie przyszło jak skok z mostu
na poduszkę rozłożoną przez strażaków
mędrcy świata – monarchowie
wszelkich maści
zaczynali jak ja
lecz ja
lecz ja
nigdy nie zdradziłem dzieciństwa
wspomnienie dzieciństwa tliło się w sercu
a tam kolejny skowronek polatywał
w wiosnę dojrzewania z tym samym trylem
hybrydy socjalizmu i rzeczywistości
pozwoliły na przeżycie stanów wojennych
nie przeżyły jednak same
„nie dziwota” – jak mawiają drwale z Górnych Lasów
nie poszedłem z czarnymi flagami pod plebanię
nie stanąłem z wyćwiczonymi psami
na rozstajach politycznych dróg
nie palnąłem kazania dzieciom satanizującym
w miejskich strzelnicach i siłowniach
żałuję wielu zgubionych cnót, lecz nie wiary
wiary nie zgubiłem
lecz nie nadziei
nadzieję miałem zawsze
lecz nie miłości
miłości służyłem zawsze
pognany z bułankami aż za porohy ojczyzny
biegnący za antylopami w snach
dosiadający jaków i dzikich wielbłądów
w końcu zasnąłem na Wierzbie
pośród tarpanów
tliło się w sercu zarzewie
wybuchło płomieniem, gdy zechciał Bóg
gdy moim zmianom nadeszła pora – rzekł
– obywatelskie dziewictwo wartością
dziś prostota i ufność wartością
apostołowanie koniecznością
jak zamazywanie enerdowskich symboli
jak fotografowanie satanistycznych napisów
na murach w jakiejś pipidówce
rzeki płyną a my po nich
lecą obok czarne bociany w Druskiennikach
mewy rzadkie jak złote karpie w Puławach
i umierający narkomani śpiewają
pielgrzymi ze swoimi bólami
niedoinformowani
spisek ciasnoty z bezsumieniem
wykluły się maszkary
na murach katedr
wędrując z cisem w rękach
niosąc bukiety bławatów
przekraczając małopolskie strumienie w Ojcowie
budując w skarpach kapliczki
prowadzony przez anioła z brodą
dotarłem na pole bitwy
przed pierwszy szereg
stanąłem jak pod Troją pod Pałacem Kultury
popatrzyłem na tiary niemodne
zdecydowany na wszystko
polski Centaur i z brązu i z żelaza
>>>
 

1999

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Lekcje w historii miasta*
Prowadzący zaległe lekcje
jako poprzedni nauczyciel
wszedłem na katedrę
pomruk ustał w suwakach
zamknęły się kałamarze
dzieci piszczały pod ławkami
a ja waliłem szpicrutą w pulpit
koń do taktu zamiatał ogonem
Fredek kreślił kredą koła
kolorowa kreda olimpijska łkała
na ścianach, zasłonach i czołach
nadjechało ZOMO i otoczyło szkołę
głośne modlitwy odstraszyły Panów Poruczników
i całe watahy psów, wilków i tajniaków
na końcu zarządzono odwrót zomowców
pięknych dorodnych wysokich i czerstwych
nadleciały ptaki podczas doświadczenia
porwały nadmanganian i podsód
usiadły na szkolnych dachach i dziobały jak orzechy
następowały, więc eksplozje dziobów
następowały oczywiście po sobie
podprowadziłem lekcje do południa
zawołałem na woźnego – Honotu
ten porzuciwszy kablowanie
na wszystkie strony krzycząc
stawił się z pianą na ustach
rozpoznałem go to esbek noszący baldachimy
na procesjach
rzekłem do niego – idź precz
wielbłąd szkolny podszedł do tablicy
zrobiło się słodko, dziewczynki zaczęły się chełpić
a chłopcy czkać po miętowej paście do zębów
nie zwracając uwagi na nikogo
wstawiałem oceny do dzienników i dzienniczków
rżałem razem z wielbłądem polskim
kuliłem się na samą myśl
niechcący otworzyłem sezam uczucia
w którym szkoła znalazła swoje świece
a w końcu i kaganki
moje lekcje przeszły do historii miasta
kronikarze piszą już pięćdziesiątą dobę
wypociny na mój temat
niestety beznadziejną łaciną
>>>
DSCN0798f
* Auto się stoczyło *
Rozpocząłem naprawę auta
po wypadku przedwczoraj
stoczyło się bowiem jak nie wiem co
z górki po stoku namiętności
bez kontroli straciło stabilność
nikt nad nim nie zapanował
wyjąłem dwa zardzewiałe błotniki
aby wyklepać i pozłocić
silnik nieremontowany od lat
sam wypadł na bruk jak fortepian
młotek fruwał nad głową
kawki spadały jedna po drugiej
z pobliskiego drzewa
a bez kołysał się w zimie
w takt melodii narzędzia
auto rozłożyłem na części
blachy wyprostowałem
jest okazja by się tym zająć wreszcie
po wczorajszym stoczeniu
dziś jest czas remontu
nadania blasku temu, co pogięte i przegniłe
złom ląduje w dobrych intencjach
a przydaję apetycznych modelowań
stroję w nowy lakier i zalewam olejem
po wczorajszym stoczeniu
dziś jest czas ekskursji
dziś wieczorem wyjeżdżam
do ukochanej
obym się nie stoczył
>>>
DSCN0408 (2)d
* Skrucha skarabeusza *
Skrucha małego skarabeusza
modlitwa dziecięcia jak kwiat
niewinnie naiwnego pacyfisty
był spokojny podczas snu i podczas ataku
czerezwyczajki
przy tym bledną miałkie pejzaże
francuskich impresjonistów
wilgotnieją myśli w winoroślach
usychających na wydmach
mądre mierzeje nadmorskich sław
oczekują stóp Czirokeza
takiego jak ono – bosego z czubem
powrót z odwołanego koncertu
będzie lekkim stąpaniem
po plażach poczekalni dworcowej
powrót będzie pływaniem w borowinie
na posterunku
powrót w młodości zasady będzie wyławianiem z tłumu
przez zwyrodniałych esbeków
a potem skrucha upartego skarabeusza
krzyk wolności poprzez bicie
śmiech wśród lasów
kula na torach w Babim Dole
i plucie krwią w Gdańsku-Oliwie
w już nieodwołalnym 1982-im roku
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Powtórka z inicjacji *
Powtórka z inicjacji
temat zero
począwszy od kościoła dreptałem
przez życie
począwszy od małej rzeki
kulawiłem codzienność
zgrabnie odkrywałem bzy i czeremchy
nieopodal Źródła Łask
tak dobrze było siedzieć na Wysokościach
Powtórka z całonocnych walk
z czarnymi chmurami w ciemnych oknach
zjeżdżania po pile cierpienia
dojrzewanie wśród ptaków i kwiatów
małe pagórki
mali chłopcy
tortura wielka jak las
mądre nauczycielki
książki o podróżach
Inicjowałem leśne echa
podnosząc głos w głuszy
uderzeniem woźnego pośród łanów paproci
obrywaniem skarp w czasie przerw
lotem w przepaść wąwozu
małe powodzie wielkich roztopów
niecne widoki wiosny
Źródło Łask promieniowało na ręce i głowę
pozostawiło wdzięczność dojrzałą
napiętnowało niewidzialnym pejzażem
Inicjowałem nowy system wartości
system jak echo
w lesie
z Wysokości
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Jedź Jadwigo *
Jedź Jadwigo ku lepszej przyszłości
nabawiony kokluszem
nabawiony bitwą
przerzucony przez mury trzech więzień
Jedź koniu mimo kaktusa obozowego
po kawę, ser i pieprz
ziemia ognista to ta znad Orinoko
między zębami pieśń
jedź Iwanie jedź
mogłoby się wydawać, że skromność
dotyczyć może igły
a nie kłucia zanim deszcz spadnie
te pomniki na prerii, te pióropusze
z NRD
seans jazdy jak na szpilkach
całość kominów zniewoliła Jadwigę
zatrzymała się nad śpiewającą rybą
koło Płocka
pieśń zamarła na zatorze lodowym
Jadwiga nabawiła się grypy
jak Tomkowa społeczność
zbyt gwaltownie przemieszczana
w strefach
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Do Nawakszut *
W dzień radosny
w dzień pogodny
świeci słońce kędy chce
miałem lecieć, lecz zostałem
prześwietliło mnie
Morze wielkie mnie oddziela
od Mauretanii i od Maurów
tam moje myśli biegną
ale, po co, ale, po co,
co tam jest?
W dzień świetlisty
w dzień kolejny
Jowisz z Wenus tańczy znów
ja nie widzę tych zalotów
ja już lecę do Nawakszut
W dzień bolesny
w dzień nijaki
już ląduję w dole skwar
jakaś stacja towos kolei
jakiś Tuareg ssie tu piach
ja oclony z burzy
ruszam skrótem przez pustynię
gnam jak Pyrrus na, na… Kartaginę
w dzień powrotu walczę skatem
z jakimś turbanem
Dzień już mija
znów tu siedzę
choć nawet dżdżu nie ma
pośród książek, nut, dyskietek
patrzę w okno – widzę kościół
Chwała Bogu!
widzę krzyż!
 
* Do Nawakszut *
W dzień radosny, w dzień pogodny
świeci słońce kędy chce
gdzieś lecieć miałem lecz zostałem
– prześwietliło mnie
morze wielkie mnie oddziela
od Mauretanii i od Maurów
lecz tam moje biegną myśli bose
ale po co, ale po co, co tam jest?
w dzień świetlisty, w dzień kolejny
Jowisz z Wenus tańczy znów
ja nie widzę tych zalotów bo już świt
ja już w myślach lecę do Nawakszut
w dzień bolesny, w dzień nijaki
już ląduję, w dole skwar
pas, terminal, jakaś stacja towos kolei
jakiś wielbłąd i Haratyn ssą tu piach
ja oclony z burzy ocalony
ruszam skrótem przez pustynię
gnam jak Africanus na, na, na, … na Kartaginę
gdzieś między Casablanką i Tunisem
w porze powrotu walczę skatem
z jakimś rozwianym turbanem
dzień już mija, wciąż tu jestem
na pustyni mej zmyślonej
choć nawet dżdżu nie ma od millennium
wilgotnieję pośród książek, dyskietek, nut
Noc w Tunezji mnie obchodzi – z prawej i lewej
Dizzy, Charlie, Miles za plecami skradają się
patrzę w okno – widzę jakby kościół
ni gruzów Kartaginy, ni meczetów
Chwała Bogu, widzę krzyż!
>>>
???????
* Powołanie *
Powołanie moje jest jak wiatr
nieustannie pojawia się z wiosną
na szczytach Tatr
pędzi przez hale
turla barany Gąsienicowe
Powołanie moje jest jak pszenica
rosnąca tylko po to
aby ukrywać przepióreczkę
jastrzębie głupieją w błękicie
gdy śpiewa jak ja tańczę
Powołanie jest jednoznacznym znakiem
zaznaczonym dość znacznie
w przeznaczeniu
– tak rzecze żartobliwie o rzeczach ostatecznych
i z uśmiechem o platonicznej idei – sam Sam
Skierowany w dzieciństwie na kosmodromy
mogę tylko wystartować
moje powołanie nie jest drogą
jest nim cel ponad głową
cel tyle strzelisty co stroma droga
Życie nie jest śmiercią
chociaż do niej prowadzi
śmiej się ze starego roweru,
którym przyszło ci jeździć po kosmodromie
szukając ukrytej rakiety
śmiej się z ran i łez
jeżeli masz pewne miejsce w kosmolocie
Jezusa Chrystusa
jeżeli masz miejsce w prawdziwym życiu
na tylnym siedzeniu aczkolwiek
Krywaniu nie do ukrycia
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Utrwalacze na mszy *
Spokojny dzień dla Pana
zapowiada mniejsza skromność
więcej dni takich przed nami
mogłeś zbliżyć się do szczęścia
jeszcze nie wiesz, z czym wyjść do Niebios
jeszcze spożywasz śniadanie
krzew zielony i zieleńszy
ogień w domysłach
Spokojny dzień nam Panie daj
niech słońce plami nasze twarze
nie będziemy pić piwa
ani gonić kotów po dachach dziś
z grzybami też nam nie wyjdzie
dzieci idą skrajem szosy
dzieci idą do kościoła
z lampionami z wieńcami z kwiatów
na szyjach jak w Papeete
w Wólce święty dzień
w Warszawie pracują żółte żurawie
skromnie wychodzą żebracy na łów
rodzina wyjeżdża na wieś
płacą za gazety płacą za potworności
szatan nawet kiosk ruchu wykorzystuje
w niedzielę w niedzielę w niewidzialności
płoną płyty i płytkie żleby pod blokiem
od jego zachęt niemych i nawoływań
olej z Amoco Cadis wylewa się
pod urzędem gminnym na bratki
pastuch pędzi bimber w piwnicach komendy rejonowej policji,
która pracuje w niedzielę i święta
lecz już nie zabija i nie torturuje w te dni
wciąż chwalą tu bohaterskich utrwalaczy
ale utrwalacze są na mszy
utrwalacze niosą baldachim
z wyhaftowanym złotym napisem
Amor Caritas
>>>
DSCN1383f
* Dzień przedostatni *
Mam nadzieję wiejską
chcę dotrzeć do sedna
mam ochotę miejską
chcę biec ku przyszłości
moje łany falują ciepłem serca
moje łachmany słów powiewają
na mnie jak na służącym
Oto nastał dzień przedostatni
wiele można zrobić jeszcze dziś
dla uratowania swoich najbliższych
najbliższych setek milionów
wyrazić nadzieję
wyrazić miłość
tę ciepłotę serca
wysłać na orbitę
niech rozjaśnia sądny dzień
i zostać nagim dla bliźnich
 
* Dzień przedostatni *
Mam nadzieję wiejską
chcę dotrzeć do sedna strachu
mam ochotę miejską
chcę biec ku bezpiecznej przyszłości miliardów
moje łany myśli falują ciepłem serca
moje łachmany słów powiewają
na mnie jak na służącym wieku
Oto nastał dzień przedostatni dla Ziemi
wiele można zrobić jeszcze dziś
dla uratowania swoich najbliższych
najbliższych setek milionów
wyrazić wiarę
wyrazić nadzieję
wyrazić miłość
tę właśnie ciepłotę serca wysłać na orbitę
niech rozjaśnia sądny ludzkości dzień
zostać nagim i bezbronnym dla bliźnich jak noc
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Dyktator w każdym z nas *
Toczy się łez pociąg
przez kontynenty
ledwo spojrzy dyktator
już umiera setka dzieciątek
Karawana nienawiści
bieży przez pustynie ludzkie
gdy tylko wskaże dyktator
płaczą miliony gwiazd
Kosmiczne pociągi przyszłości
zdążają do Saturna
zanim zamruga dyktator
już drugi miliard istnień znika
wyludnia się planeta
I oto
parę paciorków
i jeszcze kilka zdrowasiek
z murzyńskiej chaty wylatuje
i spod świerka w Swierdłowsku
I oto
nagle dyktator w każdym z nas
zaczyna drżeć i blednąć jak księżyc
już
Jezus nie krwawi na krzyżu codziennie
nawet po zmierzchu
dziecko się do nas uśmiecha
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* W Bieszczadach zmiany *
Miałem róg miałem sznur
peregrynowałem w Bieszczadach
pędziłem na złamanie perci
dopadły mnie zmory w Trembowli
nie dotarłem na Bukowinę
Moje serce pozostało we Lwowie
moja chata z kraja rozbłysła na chwilę
porodziłem dzieciątko
pochwaliłem Matkę
wydałem z siebie okrzyk jak kania
po okolicy przeleciał dreszcz
drobne stworzenia boże zielone
z piskiem rzuciły się do ucieczki
spadł deszcz i rozmył ich ślady
dziecię wstąpiło na próg chaty
i popatrzyło z Harty przez Bojanów
w kierunku Gwoźnicy i Rogów
już nie było Wandali i Galów
już nie było czerwieńców Szeli
już nie było zielonych żabek skrzekliwych
tylko czyste niebo nad Bieszczadami
i wzgórza….  błękitne nad Soliną
zachwycały wolnością
 >>>
DSCN1423f
* Zaćma *
Miałem zaćmę i to był powód
miałem zaćmę i to wszystko
bałem się myśleć o prawdzie
bo cierpienie zawsze wzbudzało we mnie strach
niewygody omijałem
egzaminy przekładałem
w swoich ogrojcach trwałem w nieskończoność
egzamin życia trwał a ja spałem
jak ptak kląskałem nad ranem
nocny ptak czuwania
zamieszkujący nieopodal świętych miejsc
kaleczyłem prawdę, profanowałem tradycję
miałem krótkotrwałe odloty w słońca
miałem krótkotrwałe poloty na kometach
pokaleczony wracałem z przegranych dróg
które miały być spokojne i radosne
dziś święty za świętymi
idę w dal na spotkanie całego nieba
po krwawej operacji oczu
idę cierpiący w kolorowej prawdzie
trójwymiarowej
>>>
DSCN5880 (3)g
* Narzędzia *
Będziemy powracać ze spuszczoną głową
niewiele bohaterstwa w nas
kto więc stworzył te bohaterskie czasy
jeśli nie my
tak, marnymi narzędziami
byliśmy w rękach Boga
toczyliśmy nasze omszałe kamienie
po drogach tego świata
nieśliśmy zerwane kajdany dla władców
gdy władcami zostaliśmy
zakuto nas w te kajdany
mały lekki przytulny czołg
nasze życie
nad nami śpiew
nad nami czysty ciepły wiatr
wilgoć sierpniowa polska
w trawach i na rzęsach
komputer do góry – to my
 
* Zwycięzcy z konieczności *
Będziemy powracać ze spuszczoną głową
– maszerujących przestrzegał ktoś
wiele konieczności i niewiele bohaterstwa w nas
– stwierdził ktoś
kto więc stworzył te bohaterskie czasy
jeśli nie my?
– pytam się, więc
tak, marnymi narzędziami byliśmy w rękach Boga
toczyliśmy niepewnie nasze omszałe kamienie
po wyboistych drogach tego niecnego świata
toczyliśmy uparcie w górę nasze nieoszlifowane dusze
ponieśliśmy zerwane w końcu kajdany
dla znienawidzonych władców ciemności
zakuto nas w te smutne okowy,
gdy niespodziewanie sami staliśmy się władcami
dziś mały, lekki, przytulny czołg
– to nasze duchowe życie
utajone pociski diamentów skrywa
nad nami śpiew serafinów chwały i łabędzi zwątpienia
nad nami czysty, ciepły wiatr wolności
wilgoć sierpniowa polska w trawach i na rzęsach
wzrok na kwiaty, wzrok na skały, wzrok na chmury
– podnieśmy
komputery pochodnie do góry – to my
zwycięzcy odwiecznej bestii
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Kazamaty głów *
Mątwa w Morskim Oku
i lajkonik na dachu ratusza w Toruniu
mądrzejszy niźli Bismarck, który
z półek zdejmował gotowe plany wojen
– może być większy głupiec?
W każdej kałuży jest pełno życia
drogie pijawki i larwy much
mchy i porosty jak goryle górskie
żremy to, co u progu chaty
jej próg, czasem jej dach
wpadamy w ten dawny raj
płynie nad Ameryką żagiel
to skrzydło orła lub prom
kosmiczny jak wypowiedź indiańskiego wodza
zamiast walczyć inwestuje na giełdzie
myszy w kanałach tokijskiego metra
nad światem ludzkości strach
każda data rozbraja
każdy rok podwaja rozbestwienia
Jezus patrzy na to wszystko
siedząc na kaplicy Boimów we Lwowie
ze spuszczoną głową
opiera się o krzyż
po swojej walce
jak bokser w narożniku
ludzie walczyć już nie powinni
po jego kaźni
nie powinno być zakamarków
zmieniających się w kazamaty
w głowach w sercach w miastach
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
*Na lotni serca*
Doszedłem do swojego przeznaczenia
jak Adam do Alberta
wiem, że niecni ludzie
są na spytki
a cni nie znają odpowiedzi
a białe brzozy nadają się na ziemskie krzyże
by zbudować krzyż trzeba mieć tartak i hutę
wystarczy wystartować na lotni serca
by przelecieć ponad nimi
zostawić przeznaczenie za sobą
 >>>
DSCN1086f
*Potknąłem się o miłość*
Potknąłem się o miłość
tego dnia, gdy maszerowałem w kolumnie
Pigmejów sercowych i Eskimosów uczuciowych
jasne horyzonty zwiastowały
sen jak płonącą trawę po wybuchu meteorytu
a moje sny zardzewiałe statki w portach ukrytych we mgle
a moje sny księżycowe unoszone przez maszyny na gumkę
a w sercu tylko spojrzenia wielbłądzie
Wstrząs po potknięciu
był rozstaniem kochanków
był narodzinami, był śmiercią, nie kłótnią
miłość pozostała w pyle drogi sama
szara niewidoczna jakby nieistniejąca
ale realna, jedynie realna
a ja nieistniejący, jakby nierealny
potknąłem się o życie warte snu
i przebudziłem na chwilę
>>>
DSCN2121f
* Koniec pogaństwa na tej ziemi *
Zmierzch słonecznych gawronów
nad łysą rzeką bez dna
modły szczere jak zboże
modły wielkie jak spektakl
już nadchodzi przełom wieku
gdzieś w górach
odnajdujesz wielką Świętą Kingę
na lotni szybujesz nad przełomem
patrzysz na swoje życie
zmierzch odlatujących bocianów
ciepły koniec wieku
niechętnie odlatują bociany
do muzułmanów w Sudanie
rzeką płyną włosy wplecione w wianki
to włosy Marzanny
pogańskiej boginki śmierci
to już przełom
koniec pogaństwa na tej ziemi
czyżby koniec pogaństwa
na tej ziemi?
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Milczę pocieszony *
Możecie mnie pocieszać w nieskończoność
jestem do pocieszenia
niewiele słów potrzeba
prawda wymaga trzech
kto dużo gada
płaza wygada
prawdę prześwietli jak w oświeceniu
zmieni w negatyw
i człowieka i ptaka
Pod skorupami sumień
milion poziomów pychy
pod skorupami łez
jeden poziom modlitwy
czułość w wierności
delikatność w łagodności
gotowość na cierpienie
głaskanie małego ssaka
zamkniętego w dłoni
dmuchanie na dmuchawce
Możecie dmuchać na moją twarz
w zimie i wiosną, gdy marzę
szczególnie wiosną, gdy marzę,
gdy wracam z poligonu
bez broni
wtedy jestem jak jajo pterodaktyla
skupiony cierpliwy oddany
matce
milczę czekając na ponowne wyklucie
po krwawej walce z sumieniem
z nieumiarkowaniem w gadaniu
o prawdzie
>>>
 
DSCN4329f
* Lawina *
Żeby ruszyła lawina
potrzeba okruchów skał na szczytach,
które tworzą jedno serce niewieście
żeby ruszyła lawina
potrzeba męskiego kopnięcia kamienia
w przepaść
a potem potrzeba piękności serc
piękności porywajcej
jak lawina uczuć spadających w otchłań życia
 
* Lawina *
Żeby ruszyła lawina
potrzeba okruchów skał na szczytach,
które tworzą jedno serce niewieście
żeby ruszyła lawina
potrzeba męskiego strącenia kamienia
w przepaść
a potem potrzeba piękności serc
piękności porywającej
jak lawina uczuć spadających w otchłań życia
>>>
??????????????????????
*Zmniejszając tramwaje w myślach*
Zmniejszając tramwaje w myślach
błądziłem po liberalnym Krakowie
w smoczej jamie byłem przechodniem między kloszardami
maszkarony Sukiennic pozdrawiałem tępym spojrzeniem
i fascynata i ordynata i predystynata
Natknąwszy się na rekruta w fartuszku udałem się
pod siedziby gazet rozpowszechnianych na papierze czerpanym
Odnowionym spojrzeniem zlustrowałem
przechodniów-stańczyków z Londynu
poprzedzanych przez lewe interesy zurbanizowanych cietrzewi
Z dawnej miłości pozostały zakochane spojrzenia zza krat
wielkie tramwaje w oczach
wielkie katastrofy duchowości Krakowian
w witrynach i bramach
Na rynku rozglądałem się za miejscem
na pomnik dla Chrystusa Króla
ale zobaczyłem tylko zbyt wielu przekupniów,
zbyt wielu bankierów,
zbyt wiele za dużych tramwajów
zmniejszając to wszystko błądziłem w myślach starych
jak hołdy i rozbiory
kroczyłem wśród przechodniów w kierunku przejścia
podniebnego
Na dworcowym placu kosmodromie rozglądałem się za miejscem
na pomnik dla Chrystusa Króla
ale zobaczyłem tylko zbyt wiele wielbłądów
zbyt wielu Madianitów i Elamitów
zbyt wielkie teatry i saturatory
cofanie się przed tym wszystkim
zaprowadziło mnie w okolice muzeów
rozdeptane butami kapitulantów
w muzeach święci krzyczą i w winiarniach zwyczajowo
święci krzyczą nadal w tym mieście na każdej ulicy
lecz nikt ich nie słucha
malutkie tramwaje wożą serca
zbyt małe
malutkie tramwaje wożą malutkie serca
rosnące stale
Zwiększając tramwaje w myślach
odnalazłem się w liberalnym Krakowie
 
*Zmniejszając tramwaje w myślach*
Zmniejszając tramwaje w myślach
błądziłem po liberalnym Krakowie
w smoczej jamie byłem przechodniem między kloszardami
maszkarony Sukiennic pozdrawiałem tępym spojrzeniem
i fascynata i ordynata i predystynata
Natknąwszy się na rekruta w fartuszku udałem się
pod siedziby gazet rozpowszechnianych na papierze czerpanym
wyczerpany emocjonalnie zawróciłem
Odnowionym spojrzeniem zlustrowałem
przechodniów-stańczyków z Londynu
poprzedzanych przez lewe interesy zurbanizowanych cietrzewi futuryzmu
Z dawnej miłości pozostały zakochane spojrzenia zza krat
wielkie tramwaje w oczach naiwnych
zliczalne katastrofy duchowości Krakowian
w witrynach i bramach
Na rynku rozglądałem się za miejscem
na pomnik dla Chrystusa Króla
według projektu A.Chmielowskiego
ale zobaczyłem tylko zbyt wielu przekupniów,
zbyt wielu bankierów, zbyt wielu celebrytów
zbyt wiele za dużych tramwajów widmo
zmniejszając to wszystko błądziłem w myślach
starych jak hordy, hołdy i rozbiory
kroczyłem wśród przechodniów w kierunku przejścia
podniebnego acz wąskiego
Na dworcowym kosmodromie rozglądałem się za miejscem
na pomnik dla Chrystusa Króla
według projektu A.Salawy
ale zobaczyłem tylko zbyt wiele wielbłądów i dromaderów
zbyt wielu Madianitów i Elamitów z Podlasia i Podhala
zbyt wielkie teatry, sanitariaty i saturatory
cofanie się przed tym wszystkim
zaprowadziło mnie w okolice muzeów
eksponatów rozdeptanych butami kapitulantów
w muzeach święci jak zwykle krzyczą
a w winiarniach zwyczajowo klaszczą
święci krzyczą ciszą nadal w zaułkach i pasażach
na każdej ulicy, na każdym skwerze
lecz nikt ich nie słucha
malutkie tramwaje wożą serca
malutkie tramwaje wożą serca zbyt małe
malutkie tramwaje wożą malutkie serca
rosnące stale
Zwiększając tramwaje w myślach
odnalazłem się w liberalnym Krakowie
według projektu A.Mickiewicza
>>>
 
 

1990-1994

Posted: 01/07/2014 in Wiersze

 1990

 
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
*Nachodzenie*
Po mojego dziadka przyjechał niejaki von Kleist
ze swoimi zadowolonymi z siebie chłopcami z Dolnej Saksonii,
i wytłumaczył mu, że jego miejsce jest w ziemi
a nie przy rodzinie, więc nie wrócił już z wojny z nimi
Po sąsiada partyzanta przyszli do domu z kołkami,
od południa i zachodu Ukraińcy na usługach Waffen-SS,
i zabawili się z nim przed śmiercią w kończyn łamanie.
Po naszego śpiewaka kościelnego, oficera AK, przyszło NKWD
podległe pomnikowemu wyzwolicielowi Koniewowi, i odwiedził nasz tenor
rozmodlone sowieckie kurorty gułagowe w Tuła-Kaługa.
Po księdza, wychowawcę młodzieży w mojej parafii,
przyjechali uzbrojeni po zęby Ubowcy kilkoma dużymi samochodami,
zabrali go na męki, po przeszukaniu plebani, ze zrywaniem podłóg włącznie i podrzucaniem broni.
Po przewodniczącego Solidarności w pobliskim zakładzie pracy
przyjechali Zomowcy i Esbecy długą kolumną gazików i Nysek, jak po wampira z Zagłębia,
by polewać go wodą na mrozie za więziennymi murami Załęża.
Po mnie przyszła właśnie zorza wolności i wiosna uzbrojona po zęby,
zastały mnie z synem w sadzie, jak pszczoły bezbronnych
– czy mamy się bać? czy mamy uciekać na wzgórza?
*Jasełka 1990*
Przy żłobie narodzenia Polaków klęczymy
jak trzody wybrane tej zimy
słuchamy papieża nareszcie
bez much w nosie nareszcie
i wietrznie jakoś wszędzie od górnej jaźni
świetliście od aniołów nareszcie
nagle bez natręctw i smutku
władców ze Wschodu
przybyli i odjechali kuligiem
własna gwiazda przemierza zakopiańską noc
nad skocznią i Giewontem
przegląda się w Dunajcu i Wiśle
staje w locie nad Wawelem
Wyspiańskiego chochoły tańczą poloneza
ludycznie zbawieni n a r e s z c i e
>>>
* Mary na pogrzeb *
Wiśnia płacze we wnętrzu czarnego
z bielą chce mieć coś wspólnego
jest koniec zimy
moje bieguny tej nocy
naiwnością zaindukowane zwarły się jednak
klucz w serce się wsunął
pierwszy wiek, pierwszy wiek
kolejna zagadkowa zima i noc
w kolorach dzwoni czernią
we wnętrzu czerni zapach
jak grzebanie mar
jak topienie Marzanny
jest piątkowy wieczór niewolniczej śmierci
choćby i tysiąc koni, złotych rydwanów
piór rajskich ptaków i kobiet
na śmierć satrapy
nic to
ta jedna gorzka śmierć najpotrzebniejsza
już idziemy kwitnącym sadem
już wchodzimy w młode zielone zboże
przekraczamy płytka rzekę
pniemy się na wzgórza otaczające miasto
niesiemy mary na pogrzeb
każde miasto ma swoja winnicę lub sad
każde miasto ma władcę, którego
chciałoby zrzucić ze skały
jak demona ze snów
każde miasto otaczają wzgórza śmierci
w kążdej rodzinie przyczaił się lęk
pod kaloryferem w sypialni
o drugiej w nocy na liściu figowca
zapiszczało tysiąc diabłów
mary na pogrzeb wynosi w płaczu
noworodek
wiśnia płacze we wnętrzu czarnego
wrasta w drugi wiek, drugi wiek
>>>
DSCN0859a
Jak jestem stary pisząc w łóżku nocą?
jestem stary jak polskie pytanie – kiedyż?
Kruszwica w chmurach znika
hula-hop amerykańskiej historii Europy wiruje
słychać tryl skowronka w wielu punktach obrazu
malarskie chmury na berecie mojego dziadka
powojenna walka ojca
(ojciec kupił starą Skodę za te polskie dwa tysiące)
pokrzywy na księżycu jak łan żyta
skowronek w słonecznej wizji
jego stójka w błękicie rzuca cień na księżyc
Egipcjanie jadą do Lwowa
taborami rydwanów ciągną
Lwowianie jadą do Syrii
pokrzywy na głowie Gomułki
harapucie na głowie Gierka
kobieca dłoń na powitanie Gabriela
leśne skrzaty oddają komitety biedronek mrówkom
Lukullus stoi na ziemi weselników wiejskich
wierzby z koszatką na dłoni
stare jary od Dyneburga po Drezno
łuczywo socjalne zaczyna kopcić
unia Tarnowa z Dubrownikiem
jagły na wozach ciężkich wielozaprzęgowych,
ciągną na pstrowski Kraków, Panie!
śnieg pokrywa lód na brodach
do Księżyca przybywa Trismegistos
do Ameryki Trzygław
do Polski dojrzałe dziecko trzyrękie
Trzyosobowe
>>>
DSCN0973a
Floryda przyjmuje do garażu szlam
potwór z bagien zdobywa nadzieję
błotne gejzery eksplodują w klubach i gardłach
beczki smoły kryją sztandary
kolory tortur wracają do łask
bardzo szybko
stanął dzień
w Berlinie wryty w żużel
czarny jego oddech rozedrgany w końcu
masz tą czarną chmurę po latach
na taśmach
stroje przydały się ślimakom na pustyni
nie zniszczyły wszystkiego
w wieku swoich strojów
historii zaprzęgu Thora
dzieci do hut do kopalń
inteligentne do
walcowni i elektrowni
w koszulkach z młotami
sam chciałeś czerni możesz nie bać się raka
węża, aligatora
pająka możesz zignorować
smaczne cyniczne brodate stwory wygrywają pozory
niesmaczne delikatne dzieci wygrywają racje
sekstans morza wyczerpuje znamiona udręki
słynny kozioł niespieszny zaskoczył
uśpione społeczeństwo
wiara od święta to mało
potrzebne są też elektrowstrząsy dla białych wiernych
czerwoni wierni są ekscentrycznie bezpieczni
lampy na molo rzucają mocne strumienie światła
odpychające fale
morze cofa się do podwodnej groty
czarny pozostaje na molo sam
na sam z ludzkim szlamem
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Nagle w mózgu wylęgła sie mysz
stanęła na stole na tym pojezierzu zieleni
rozglądnęła się, krzyknęła
urodziła górę
i to wszystko
nagle w mózgu błysnęła jutrzenka
barykady na ulicach Paryża rozstąpiły się
z księżyca spadła mroczna skorupa
na orbitach krąży wokół sen
wewnątrz snu chciałeś spłonąć jak wielkie miasta
koniec epoki zaskoczył czołgi
w trasie na górach stalowych śnieg zrobił pianę
ze zbędnych cząstek materii
ogłupiali ludzie wspięli się na szczyt wieku
tak, tak, słów ogrom w tym worze
Święty, Stalowy, Stary Mikołaj dźwiga go
drepcząc wokół pałacu
trzydzieste koło trąby
małe kwiatki z sadzy cieszą uszy w oczach
myszy w kominach rozpaczy
nad ciemnym granatowym jeziorem
zachodzi wizja zachodu
inteligencję pożerają krwiożercze koty
krew sie leje pozostają szkielety
mała duszna wielkowizja wielkopaństwa
chciałeś iść doliną żółtą
przeskoczyłeś zwalone drzewo
dziewczyna wybiegła nad brzeg
rzeka wskoczyła w jej pierś
stal popłynęła doliną kowali
mały zimorodek oskubany przez wiosnę
usiadł na dźwigu epoki
hitlerowski sentyment do młodych Prusaków
wywołał torsje oczekiwane na scenie
w Kontrakcie Wschodnim Gogola
samemu ciężko wykuć jest gockich wojowników
unoszących Anglię ku naftowym toniom
tylko z plasteliny przemocy
znak wojny na niebie to nie wszystko
trawa też bywa na niebie
razem ze śladami wymiocin
skuliłeś się w myszy na dnie nocy
przyczaiłeś się w wentylacyjnym przewodzie
skąd przyjdzie pomoc gazowa
zanim powiesz: wiecha platyna spinacz
świeci to wszystko
elektrownia dla huty pracuje
młoty uderzają lecą iskry z krajobrazu
o piekle nie ma mowy
czyścimy zęby Leninem
czkamy Stalinem
na skróty idą krasnale w hełmach
przez zatrutą rzekę
za sprawiedliwością pędzi husaria
spada koń Macedończyka
spada na cztery gąsienice
sierpy wbite w młoty
>>>
????????
* Światło runęło na groby *
Światło runęło na groby
na Pęksowym Brzyzku
muszę dotrzeć do Tatr
uderzyć w skałę
i utoczyć krwi uprzedniej, następnej
muszę się ukorzyć
przed ołtarzem matek i sióstr
przywiązanych sznurami do dębów
delikatnie
na halach narodzin
światło wypłynęło z ust dziecka
w klasztorze w Starym Sączu
muszę z osobistych kart wyjąć
zasuszony kwiat plemiennej goryczki
jak jeż jest w oku
Cedynia nad Bugiem
cóż, nie można jej wsunąć na rękę
cóż, nie można ręki uzbroić kuszą
cóż, Kantor banita w opolu
to więcej niż Głogów
oblężony przez rzymskiego cesarza
cip, cip wołała zwyczajna kura
a nie gęś kapitolińska
na tego gbura
a jak Junak, jak Jah, jak Jet
przyjechał z Pomorza Bolesław
a jak osiołek z Poznania do Egiptu
niósł Jezusa Barbarossa
na sobie
dzisiaj ja niosę polską kolebkę
aż pod Baranią Górę
potem pod Babią
a jak Gazda
otworzę strążyską siczawę zwycięstwa
>>>
DSCN4426af
Mówię po raz drugi
nie będę szydził z życia
tym bardziej teraz
gdy narodził się drugi Platon Ojczyzna
zakrzyknę tylko zachwytem jak orlik
i niech step odpowie mi echem
westchnieniem ziemi
na moje wołanie wśród nocy
step miłości niech zaszumi
pijany patriotyzm otrzeźwieje
mówię po raz trzeci
tam w głębi nocy
czyha bezszelestny morderca
wsadziliśmy go w tę noc
by mógł polować na zło
na drogach Platona
puchacz na głupców jawy
 
*Po raz drugi*
Mówię po raz drugi:
nie będę już szydził z życia
tym bardziej teraz,
gdy narodził się drugi Platon Ojczyzna
zakrzyknę tylko zachwytem jak orlik
i niech step odpowie mi echem
westchnieniem zatrwożonej ziemi
na moje wołanie wśród nocy
step miłości niech pełnią zaszumi
po raz drugi
>>>
DSCN0549a
* Bracia rewolucjoniści *
W swoich ciemnych „ale”
nurzam się w zieloność
i jak kłódka wiszę nad przepaścią
jak jakiś Czatyrdah
albo łupina syna ósmego Lameka
rewolucję z otchłani białych wód
wyrzucam jak pocisk
ociekający wodą z płonącym ogonem
panią rewolucję cygarniczkę ciał
w moich snach
w paryskiej mansardzie emigranci
słuchając ćwierkania słowiańskiego wróbla
który wrócił z wojny
stawiali na kogokolwiek z młotem i ogniem
strony w jego wnętrzu
wschody od ogona
słońce jak słońce
jak to w dziobie
ale ewolucja ale
wejdzie, nadchodzi z Kleparza Aten
po schodkach do rakiety tam
gdzie czerni zieloność stojąca
w Uhercach w Zambii w Magadanie
nad polowaniem zawisł kuguar drapieżny
w kolejowym płaszczu z torbą dżinsową
w stenogramach sejmowych
nurzam się w zieloność
jestem wreszcie pionowy Polak
w horyzoncie Syberii ujęty
jak Sieroszewski jak Słowacki
miażdżę ją swoją dumą
piszą w ruskich kronikach,
że zbrodniarz to niewinne dziecię
boję się tego zbyt licznego przedszkola
Dostojewskiego
brodą wskazuje i zasłania nas
kwaśny jak pigwa czas
z ich pulsującego „bracia”
Giaur wypada na galopującym koniu
tęsknota wiedzie go na Wschód
po dzikość traktu
jego twarz to twarz trupa zemsty
końska słonina trzęsie się pod nim
jego oczy to oczy smoka mnicha
klucz żurawi przeciąga nad nim
by zniknąć w słońcu Ur
zębaty przywódca gryzie wąsa
ale własnego
czasy inne
fajkę wkłada między wargi inny wódz
światło pada na płytę gazety
kłódka intencji w swą dziurkę je wpuszcza
światło stuknęło w mechanizmie
światło, ale konie Dzieduszyckiego
z Placu Pigalle wypędzone
nie zatrzymały się w Gdańsku
minęły Warszawę pognane na południe
z czarczafami na pyskach mokrych od łez
nie zginęły w lasach bieszczadzkich
przez bandy rozproszone
ale by słuchać śpiewu siekiery
demokracji pańskiej
rozbiegły się po Europie
z błyskiem sumeryjskiej wolności w oku
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
W jakich skałach spotykam ten dzień
nawet wykrakać się nie chce
by potem poprawić błąd
kuźnia małych spiralnych westchnień
opisana jest w podręczniku abstrakcyjnego malarstwa
nad rzeką ciemności
o trzeciej nad ranem stanąłeś
i ciskasz w nią kamienie
ślimak kołysze się na listku nieopodal
krzak wypływa na powierzchnię wody jak ryba
do kaskad wiślanych zbliża się sen
z kopalni wychodzą krasnale
jaki piękny jest syberyjski las
sza! to enkawudzista to nie krasnal!
w trudzie budujesz rzekę
w trudzie budujesz kamień
w obłędzie budujesz sen
stygmaty na wierzbach ojcowskie serce
ptaszek letni twoja twarz
wielkie przestrzenie tłuszczu
skąpe kartki dywizji wódki
jeden człowiek odgadł marszrutę zbójców
powiesił swoje jelita na gałęzi
zaczaił się w krzakach
zamiast nich ujrzał krokodyla sezamu
mnich niósł na rękach białą pannę weselną
płaczącą w ogniu, płaczącą o brzasku
w czerwień ją niósł
sam skrywając twarz pod kapturem pisma
w twoich berłach jest paleta cesarskich krain
gdzie wyrabia się wino z wody?
czy w Austrii? czy na Węgrzech?
ty zaczerpnąłeś z rzeki
zabrałeś wszystko krukowi dnia
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Poemat w pomidorach *
Chcę rzucać pomidory zamiast kamieni
w ciemny las gdzie tym więcej gwiazd
żyję przedbitewnym napięciem
o! mogę go strawić
mogę go wytrzeć i ścisnąć
czy mogę pokonać?
Polska nie stawia szubienic
o zachodzie słońca
Polacy nie patrzą na egzekucje
jednak bywają okrutni
ich wszystkich mam na dnie duszy
duszy dużej jak przysiółek Rosji
złoty róg biały koń dziewiętnasty wiek
krzywy róg eszelon dwudziesty wiek
na Panonii do Taszkentu w pierwszą armię
na Jawie do Pragi w drugą armię
wbrew dowcipom na lotnisko
z centrum Krakowa na Junaku z przyczepką
w studni czarnej mieszka połykacz
skośnego spadania
lata sześćdziesiąte studnie zasypane
żurawie zrównane
robotnicy zrównani
krok w krok do złupionej komory
przez zakazane komunie
nabieram odwagi
moje zęby zmieniają się w zęby smoka
krzyżu mój nie oddalaj się
nie znikaj w doczesnej ojczyźnie
za płotem pochodów i wieców
rzucam w gwiazdy pomidorami
ciskam krwawymi bandażami w planety
i w rozdziawione usta małomiasteczkowego hitlera
wieszam go rozbawionego
obok kiełbasy w kościele
w Krynicy
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Szczegółowy plan plam
lub panna młoda
w kreacji z czerwonego pierza
jak Polska długa i szeroka
jamnik w ciemnych okularach
przekopał lisią jamę
nie znalazł w niej Dmowskiego
och! Mazury, Mazury!
malowane smutki serca kogutki
jak w stogu siana
można szukać Warmów i Bartów
z zapaską na głowie
gdy z tyłu zając lub czołg
pod Białą Piską stoczyłem bój
pod sztandarem namiestnika
z wieśniaczką na zabawie
malowana była a ja za mundurem
dotknęła w tańcu peemu
a stąd nie daleko już było
do grających wierzb malowanych pól
Czerwonych Borów
malowanie moje
kulturo, sztuko i nauko
warszawska niepodzielna niezłączalna
nie tam gdzie trzeba
w ministerstwach w pałacach
nie moja
Kopernik trwał na katolickim murach
ciskał na Albrechtów astrolabia
a wrzesień polski upadł w ukraińską kałużę
dziś dziadek przed mundurem razem z Papieżem
unieśli z niej tarczę Madonny
ponad wieżę jasnej klasztornej katedry
gołębie wzleciały z kasztanowców
wzbiły się, otoczyły wianuszkiem jej głowę
głos donośny, spokojny dźwięk wydobywający
się jakby z rogu
z małżeńskiego wschodu
obwieścił koniec socjalistycznej służby
poplamionej planami zachodu
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Na dnie tego narodu
stoi zielona skrzynia
w skrzyni piramida
w piramidzie płonący stos                      
od Ziemowita dym rozniósł rżenie klaczy
od dębów powiał wiatr
i rozwiał jego prochy
zabrał tęsknotę i wcisnął ją
w kiszki konia
Jak malowana jest ściana geniusza
a niej malowidła
z soków owoców południowych
zmieszanych z brzozowym na miodzie
za sto lat sto lat
zza niebieskiego pierzastego parawanu
tysiąc 
>>>
DSCN0659s
W moim oku odkrył ziarno
namacał je kciukiem
wzeszło w wilgotnej senności
jakże ja mam siać
kiedy przysłowia
nie ma mi kto dać
w moim oku tęgie grusze
chłosty wiatru
warkocze wiatru na gruszach
ich wielu on jeden
zgrabny skalpel paznokcia
kruchy paznokieć pęka
operacja po niewczasie
za drugą światową sie skryła
ich krzyki
i rżenie koni
ziarno wschodzi
deszcz ustaje
błagalna figura
dama w hełmie
prorok w Chełmie
kwitnie groch
strąki zwisają na uszach
słowo się zsuwa na oczy
jak przyłbica
pięść się zaciska
dotyk znika
ziarno wypływa
z pierwszym listkiem
>>>
??????????????????????
* Bo to nadzieja właśnie *
Ta goryczka niebieska
na spadających pokrywkach
Syrenka, Giaur, Syrenka
szlaczek w pierwszej ławce
on na ekranie drgającego województwa
kazałeś mi wymalować wąs
więc wymalowałem
dynda pająk na nitce ze swojego kupra
wymalowałem i to jak dyndamy z nim
ciepło coraz cieplej
jak w pudełku z herbatą
i śnie oceanicznym na rafie
takie lasy czerwone
spoza gór spoza rzek
ta strzecha w spadających chmurach
mały raczek zsynchronizowany z monitorem
kawał czasu jednak nie powiesili
Jugosławio wróć do nas Jugosławio
szczebiotko kaczanowa
albo leż w bałkańskiej misie cicho
wtem zadrżał las, potoczyły się kamienie
to grypa narodowa
cesarsko-rzymska grypa
postawiła na nogi pogotowie
ciąg wolności
jedzie pociąg z daleka
żwawą myśl maszynista ciska w palenisko
toczy kornik informację przez ekran
od początku do początku
jedźmy wołają Galowie, Goci i Germanie
jest ciepło
wzięli zieleń wzięli czerwień
pozostał błękit żywa pamięć
Żyd  skłonił biczysko
w kierunku króla
wjechały szkapy carskie
naści garstkę światła sokorszczaku
to do dziś
szkapy wciąż na Woli i w Wawrze
Alemanowie pod Janowem gotują zupę w kotle
z polskich kości
naści garść naci Chmielnicki
ciaptak Rakoczy przefrunął jeszcze ponad lwem
co z tego będzie
gdzież ten Kraków, gdzież
czemu śpi w czasie powodzi
w pajęczynie utknęły nasze czołgi
Batu Battery Batory 
galeria już jest
portrety jeszcze ciepłe
składane pióropusze i rozkładane lufy
nie pasują do siebie
pomocy Lwowszczyzna wzywa
Francja głucha
zakonnicy przybywajcie na wybory
gitara zagra w każdej chwili
jest pod ręką na drzewie
fujarka zapiszczy w lasku bulońskim
tylko zejdzie z łozy
kamienny lew ratuszowy pozostanie
wszędzie
by czuwać od Wadowic do Gryfic
do Sobiboru do Wronek
czego się Jaś nie nauczył
gierkowszczak nie pojmie
Cyganie! Czardasz z Satoraljaujhely
gorąca iracka niewola
wierzba urośnie wszędzie
wierzba rośnie zawsze
bo to nadzieja właśnie
zdejmijmy z niej te gitary
siedzący nad rzeką i mamroczący
>>>
DSCN0331aa
* Znalazłem cień *
Znalazłem cień, o który pytałeś
pod gazetą
szczęście, że znów jest ze mną
jutro ci go dostanę
twoje możliwości się już skończyły zegarze
kotka na skrzypcach śpi
Iksiński wali głową w inną głowę
zachodzi za mur zasłonić się
coraz ciemniej, ciepło, ciepło, ciepło
nic nie zimniej
natenczas on odpiął
natenczas on przyłożył
natenczas popatrzył przez lornetkę
bo tam pod strzechą w cebrzyku
wganiała Kasia nożęta w rosę drgnienia
kamienny lew się zbudził
ponad tą ostatnią łuną
lew zniebapatrzenia
z gruszki wyrwano gniazdo
chłopcy przebrali miarkę
a wiedza, wiedza zadyndała z powodu kłonicy
i głowy podglądacza
„bijcie się o polską Syberię,
nie zostawiajcie tego Serbołużyczanom
potomkowie Chorwatów, Wieletów i Lędzian
– wzywa was Lew Lechistanu
nie z ten Karlskrony lecz z Kahlenbergu”
– taki głos usłyszano nocą w dzbanie
świadkowie Jehowy opanowali miasteczko chasydów
dają na tacę jajko
cóż jajko do jajka
przebrała się miarka
Solidarność wykupiła znowu Karolka
jak kiedyś pod Warką
serdeczne dzięki Matko Boża
za mostek arendę, babkę i kalinę
– zawołał błękit wiślany
na Zabeziu ruszyły wody, ciepło na Ponidziu
łódź i peryskop przylgnęły do tynieckiego baroku
po cenie czerwieńca lat osiemdziesiątych
jeżeli Syrenka to może i anioł
jeżeli motyl duży to może i umysł
drga rosa na piersiach damy z tchórzem
krew na palcu, łza na czubku brody
słońce strzela w dziesiątkę na koniec
odstrzeliwując całe wieki, całe pokolenia
zamczysko, kościelisko, kurhanisko
i tu przebiega kucyk z jezior
zbliżając się jawi się koniem boskim
na nim skrzydlate stworzenie
Teleboga Rakoczy Tuchaczewski
już zawrócili konie
cień zmienił ich nie do poznania
wieją jak jeźdźcy z wojen gwiezdnych
a nie Apokalipsy
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Jest zorza na południu jak gniazdo
tam płyną wszystkie ptaki
my w dole patrzymy na ich stępki i kile
nie możemy odróżnić ich od lotni
zorza wstaje z niewoli, lecz nie jest niewolą
niekonieczność wyżej wznosi się w niebo
okrutne polityczne zwierzęta pozostają na zimę
żyją w dolinie razem z naszymi marzeniami
według nieznanych map
za wskazaniem pijanych kompasów
przez drgające w złudzeniach gwiazdy
przejść trzeba i przeszło się już
razem z bandami
razem z podziemiem
razem z bezpieką
idąc za Łemkami dochodzimy do wiatraków
zeschnięte deski klekoczą jak bociany
nieoliwione piasty skrzypią jak las o świcie
we łzach wszystko we łzach
pajęczyna rozsnuta na paprociach zroszona leśna
jak radar wychwytuje
wciąż dolatujące odgłosy przejeżdżających za lasem „Tygrysów”
wtedy dzwonnik strzelał do lotnika z wieży kościelnej
przestrzelił własna zorzę i zeszło z niej powietrze
zwiotczała jak mundury katyńskie
krew z południowego-zachodu
spadła na konie i ludzi uciekających od słońca
akacje wzbudzają dziś swoją żywotność
z ich kości po pięćdziesięciu latach kwitnienia
idąc za Winowcami dochodzimy
do opadających ku brzegowi Wisły
ogrodów brzoskwiniowych i tercjarskich winnic
w których zorza uwiła gniazdo
 niegasnąca dla ptaków
>>>
?????????????????????????????
* Afryka  *
Afryka w elementarzu czerwona
umarła z głodu bez ciebie
wyzwolić chciej dzisiaj, chociaż Lesko
twoje układanki słowne
dziś są bestsellerami
mistrzu robotników i hut
wyzwolić chciej choćby dzisiejszy Śląsk
z głodu i nędzy
elementarza
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
* Na dnie tego oka *
Na dnie tego oka
w kanale widać szklistość całego ciała
liście belgijskie wokół gondoli
oko dotykane dziecięcym palcem
wzrok skierowany wzrok wzburzony
jaki Indianin na skalnym Podhalu
nawraca owieczki
i patrzy na halki
jak Witkacy
zieleń morza, zieleń omszonej grani
wielki nos snu
oczy zamknięte dębu dalmackiego
dąb wyrasta w kolebce
patrzę codziennie na listek
eksplodujący z żołędzia
w morskie oczy wieczności
odwzorowanej rysami na duszy
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Apetyt *
Apetyt zwiesić na pająku-języku
ręką podnieść go do żyrandola
tak kryształowo jest twierdzić w sobie
spać w międzyleśnych grzybach-myślach
tylko w słowach jedenastka – pierwsza
ślina w gnieździe jaszczurki-języka
modrzew w sosie szyszek
w tych strukturach węgiel nas pochowa
w skrzypach zanim zaświeci
jakże to tak świecić w kablu
śpiewać w kablu
fala jest nitką
nitka jest śliną
wieczór jest jedzeniem światła i muzyki
wieczór jest kochaniem starych
słupów powietrza, skalistych wybrzeży
nad szklaną skarpą Kawczej Góry
komandosów jak jaskółki
konia wymienianego z pragnienia
na zwodzony most
karb apetytu na morze morskie
koniki-języki pożerają kościoły
morszczyny i stułbie walczą o Polskę
znad morza ich nerwice przyjeżdżają
pociągami, pociągami, pociągami
do mieszkań zwykłych ludzi
jak ssaki stojąc w korytarzach zatłoczonych
pająk to radio, rozumiem to
radio to zwykły zyzuś tłuścioch
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
*  Skowyt  *
Skrwawione serce z żalu kwacze
wyłączam je pod górę i podpieram świecą
skowyt Księżyca, wicher w głogu nie wieje
jestem skulony, kiedyś krzyż
nagie serce w białej poświacie
nagie serce w ultrafiolecie
liznąłem płomieniem czołgi burzy
czy jeszcze ciebie zobaczę
psie góry, wąwozy tarniny i głogu
stan wyobraźni w żalu
Stokowski dyryguje z wyżyn
kwa, kwa, kwa, szszsz
zgadnąć miałem go o to , co i gdzie piszczy
ale z żalu się rozchorowałem
i na morskim koniku wyjechałem w staw
reklamą mając obrzękłe wargi
toczyłem ślinę pod górę bez płonących żyraf
a gwóźdź w sercu jak sekret
dajcie mi Księżyca jedną łyżkę koparki
skąd mam tutaj wziąć skowyt
mała wierzba potrafi zapłakać jak Broniewski
czy jeszcze ją zobaczę
poraniona rozpita brzoza
może rozmyć skostniały ból
romantycznymi sokami dla życia
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Krzysztof krzyż twój bierze
jak laskę i przechodzi przez rzekę
jam ci dał chustę
dałem ci cień
machasz na brzegu
gdyby szmatą była zrosiłaby
jasne włosy jego
jasne włosy jego spikerki
plwociną w budce telefonicznej
orzeł wziął krzyż mój
poniósł go poniósł na skałę
jam słucki pas zawiesił jak głos
kret zwykłym jest blaskiem piekła
oślepiony jak ja w 1983-cim
znaczek na list, pochwała na rumieniec
senny koszmar dziewiątej
oczy dziś w krzyżu, oczy
a wówczas pociąg do Częstochowy
jeziora, szable na ścianie rotundy
wiewiórka na statku
z przyzwyczajenia płonący Wielki Wóz
brzoza dwanaście Gajcy
płyta nagrobna
w tramwaju broda na zakręcie
w ulicę Marchlewskiego wjechał
szwadron w tiarach
zagrały surmy
cień przemknął po krzyżu
w zegarach kupidyn zaśmiał się
ciągle brak czasu
nie dnieje, choć brzask
wiatr, ciągle ten wiatr
mam guza od śliwki
mam jątrzące przemówienia
jawę mam od nienawiści
mam śliwkę od czereśni
ciągle coś spada na mnie
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Las gęstnieje w trzecim rzędzie zębów
brzytwa zsuwa się po policzku
spada na zajączka
tnie język, puchowy tren słów
mam nasz wiatr w puszce dusz
jak gdyby senny skok
na ścianę gąbczastą wspiąć się
do Nirwany spokoju
wyleźć na wolność Czyśćca
walczymy, walczymy, wal
już Jutrznia!
język rozdwojony brzytwą
słów
>>>
???????
* Toń nieba *
Złudzenie w nocy
w radio znika echem
złudzenie wnika w język
pobudza ślinienie
otoczka korony diabła z masła jest
cieple masło ścieka po błyszczącym złocie
na koźlim tronie
na sensownym chmurnym wietrze
odrzutowiec gdański
zbliża sie do Kłajpedy
azaliż bracie małpy
azaliż pątnik
a za ileż bracie
Cze-ka czeka na twój czekan
widzę zęby w radio
uczę dziecko wieloryba
zdechła mysz w echu
Janosik mój zbójnik skacze
z Lubania na Krywań
pali za sobą watry
pali za sobą połoninę
pali za sobą naszą bacówkę
jak pochodnię
oj, kochani
gdzie ten nadwiślański stadion
gdzie smok z krawcem
gdzie stara Wisła
gdzie stare koryto
gdzie czarne bale dworzyska
w onegdaj ukryte jest echo
koń Doorsów stąpa, wlecze się po lodowcu
jest szkieletem burzy
przez pierwszą i druga godzinę
śnieg a może już deszcze
dziecko w poświacie księżyca
krzyż oparty o jego łóżeczko świeci
krzyż odłożony przez Janosika jak hak
trzeba przełknąć ślinę
i napić się zimnej wody
smuga srebrna na czarnym niebie
widziana przez moje serce
rozwiewa się
ciężar opada na dno serca
Słowianie skaczą po górach
skaczą dziś w nocy
czy toń nieba prawdziwa
w czarnych stawach
sprawdzają
>>>
DSCN0593s
*W ciemnym lesie walki*
Jesteśmy w ciemnym lesie walki
nienawiść rozlega się echem
skrada się krew drwala
po nasze sumienia
samochody w gąszczu
wieje wiatr rozpaczy
własne myśli nadymają policzki
o jutrzenko wolności
zabierz nas w swoje ostępy
w rogach jelenia
rozbłyśnij jak gwiazda
wyjedziemy kabrioletami w mchu i paprociach
wprost na Piotrkowską
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Nietoperz *
Ciągle wierzą, że nietoperz to ptak
z piekła
moja mała miła mi to rzekła
gdym w studnię razem z nią
żurawia zapuszczał
ja też wierzę w nietoperze
ale nie w nieodkryte jaskinie
pełne miłości
>>>
DSCN0435as
*Strzępy Wałęsy*
Poszarpany przez wiatr
plakat Wałęsy świeci jak neon
nawet sam halny nie niesie dziś ciepła
uderza w witrynę szorstkim kłamstwem
kaczki ćwiczą loty na podwórzu
są tu wciąż, choć jest już styczeń
zgrabny cień komina kotłowni
zaskakuje maszt radiowy policji
lodowymi szpicami choinek
zamieszkamy w ziemiance żeby
w te święta poczuć się jak za dawnych lat
Kołyma znowu nas wzywa
dzieci rozrzutnych bojowników
po latach w sumieniu stygną
zęby wieloryba to ludzie w tłumie miasta
patrzący na strzępy Wałęsy
ludzie stąd i stamtąd
łańcuchy Jankowskiego błyszczą w słońcu
dzwonią ponad dachami
my skuleni w ziemiance z papier-maches
lepimy kule oczu
wieś uznaje przedwiośnie
miasto chłodne ody rzek
język szuka ciepłego łoża między zębami
Magadan czeka na Papieża
koszula Kościoła rozdarta przez szalony wiatr
leży na schodach urzędu
skazańcy przechodzą obok i patrzą
nie dostrzegając w niej ciała
moje usta rozchylają się
na widok czerwonych tarcz w perspektywie ulicy
kto nie sam przybędzie
w te święta do tego miasta
będzie wolny
>>>

1991

 
DSCN0315a
Jam wielki smok w dzbanie
jam dzban jam wielki
gniew mój, o tak mój
zwichrzony włos, grzywka
szkorbut światła Nogatu
dopada wód Wilgi
koń wychodzi z Krakowa
wiezie sobie króla do Biecza
króle są wielkie! panie!
one są z Warszawy
albo panie
one są z Gąsawy
te upadłe
reszta żyje
jedzie koń z daleka
wiezie sobie kata do Zantyru
w kotłowni czekam umorusany
wyglądam serca po odejściu
ze smoczego dzbana
jam wielki jam król
jam, panie!
>>>
 DSCN5026b
Rewir na desce na szczycie słupa
walka o powietrze dla siebie
walka z samym sobą
ślady kłów na słupie i desce
szatana i ludzi
oddam dziecię w niewolę
by wolny starzec powiewał
cały w brodzie
tylko w brodzie
wysoko nad ziemią
pustynny wiatr wkręca się w skórę
słońce zatrzymało się na niebie
i drepce w miejscu
cień ukrył się we wnętrzu starca
gromkie okrzyki nieba
przelatują nad tym miejscem
gdy niebo ciemnieje burzą
łabędzie wojny zrzucają łzy
do tego obcego gniazda
brak mi akceptacji cierpienia i niewoli
jak samotnego pioruna
szukam jednego i drugiego w życiu
wydaje mi się, że jestem wolny i szczęśliwy
gdy patrzę na słup z daleka
lecz po chwili chcę
wdrapywać się na słup Szymona
wydaje mi się
że dusza eremity
wystarczy by wygrać walkę z cierpieniem
>>>
DSCN0499a
* Polska jeszcze tańcząca z kogutem w zębach *
Piorąc pieluchy w łazience
słucham Sepultury
dawne obsesje znowu mnie torturują
mimo, iż jest maj dziewięćdziesiątego pierwszego roku
wciąż czuję na sobie wzrok
czerwonego Al Capone
w znakach zodiaku ukrył się sierp i młot
dziś rano chór kwiczołów przypomniał mi
zawsze żywy jak Lenin
Chór Aleksandrowa
mały księżyc zgasł zasłaniając uszy
róże wyrwały swoje korzenie
i odeszły do Moskwy na śmierć
jak zgrabna tancerka Degasa
jak tancerka hiszpańska Trakla
Polska jeszcze tańcząca z kogutem w zębach
w brzuchu maszyny
wyzwala się ze zła
magicznych układów kosmosu
>>>
DSCN1057a 
* Nasza wiara potrzebuje galopu *
Modlitwa w gitarze domaga się schronu
moja gitara go nie ma  a może ma
nie wie, na co ją stać
jeden miesiąc rosyjski dopiero gra
gitarzysta wepchnął sobie do oka gazetę
ma gazetę źrenicy, a może to nie gazeta
złudne moje marzenia
kabina dźwiękoszczelna jak dół z wapnem 
garnek na płocie jak studio
modlitwa w krzyżowym ogniu prasy
zdominowała senne marzenia
szept cichy wyszedł na cerkiew kakofonii
potem na niebo w dzikich stepach melodii
anioł siedząc w kucki na trawie
wskazał go skrzydłem
motyw przewodni płyty
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
* Duch unosi się nad wodami *
Ożyj mój świecie
duch unosi się nad wodami
w wizjach oczy się nurzają
w srebrnych drganiach
toną łabędzie świtów
mgły jawy owładnęły
kolebkę mojego dziecka
patrzę na wschodzącą
jego wielkość
z krwi, kości i burz
jego duch unosi się nad światem
zaraz stworzy mnie
z mojego i swojego ciała
 
* Dziecko *
Ożyj mój świecie na zawsze
niech duch unosi się nad wodami płodowymi czasów
w wizjach nowych światów wciąż oczy się nurzają zamknięte
w srebrnych drganiach prawd toną łabędzie niepowstrzymanych świtów
mgły jawy zawładnęły już kolebką śpiącego nowo narodzonego dziecka
patrzę na wschodzącą jego wielkość z krwi, kości i burz
duch życia unosi się nad światem jego wielkości zapisywalnym
zaraz stworzy mnie niezwyciężonego
z mojego i swojego czystego bytu nieodwołalnego
%MCEPASTEBIN%
>>>
DSCN0685d
*Ona we mnie*
Ona we  nie wężem kładzie się na gałęzi
dzieciństwa
prześlizguje się w dół ku moim łzom
które spłynęły do sokolich szponów
ona gładziła czerwone lwiątko
śpiące w moim Danielu
w każdej chwili gotów byłem
na Sokratesa, Chrystusa, Bruna
w ciemnościach odkryłem świat, w którym
do dziś siedzę na balkonie
patrząc w mroki-smoki
miasta trwającego w królewskiej dolinie
jej historia jest historią miasta
małe tramwaje przewożą pytony
na wpół wylęgłe z jaj
z roślin wyjąłem słowa
to nie były słowa
w zwierzętach chciałem się schronić
a to były kamienie a nie zwierzęta
w niej chciałem czytać zaklęcia
a ona odeszła
wstąpiła z ciałem Dawida na krzyż
czerwone wino rozlało się wśród lasów
powstało pojezierze krwi
i cenotaf w Wieczerniku miasta
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
* Zło i dziecko *
Jeżeli zło się słania na nogach i czołga
oddaje się w moje ręce
to ślimak w moim języku
robi się czarny zamiast czerwony
dziecko krzyczy ślimak! ślimak! wystaw rogi!
i ślimak wystawia je z zaświatów
ja, jako mały chłopiec płynę w zbożu
nie znajdując brzegów
wołam do swojego anioła stróża
– czy stamtąd się już nie wraca
krzyczy sokół nad głową
bitwa powietrzna ptaków nad stadionem
przerywa dzieciństwo
zło rozczerwienia muzykę ogniem
płomienie sięgają górnych pięter serca
popiół pojawia się później
żydowski a nie sarmacki
na krańcu zaświatów mieszkania
utkwiło wezwanie
ze ściany odpada
gdy dogania go poświata telewizora
wezwij ślimaka!
krzyczy niespodziewanie dziecko
w środku nocy
 >>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
* Skoty poszły w las *
Piątkowa noc na Riwierze
Śliwiak z gitarą w Tercecie Egzotycznym
Sam bór – gniazdo Sawy
środek drogi bezrobocia
księżycowe piersi przypomniane w telewizji
płomienie wodospadu
toczy się Rumun, drżą cygańskie szkła
w perspektywie cień spadającej gwiazdy
nocnik wylatuje spod łóżeczka
królik stał się mastodontem
w duszy ogromna nisza wypełniła się wodą
pokarmu brak
są do zjedzenia właśnie brontozaury
uroda tego to, cóż, ech!
malec kolczasty, pepesza
popioły nad Odrą
w górach i na wybrzeżu
szelmowski topór kata
uśmiech Kuroniomichnika zza krat
wierzby padają nieprzemieszczone na Sybir
w Polsce na polskie drogi
w moździerzu zamrożono szatana i utłuczono
dzieci, dzieci piszą na ścianie „Ave Satan”
tylko ocean jest w stanie oczyścić
dzieła telewizyjne i Hitlera
przyłbica podniesiona
getta wychodzą z kraju
strajkują granice
zło wchodzi poprzez dobrobyt
wieje luksusem od przesieki
stuknięte dziewczynki na barykadach obnażają się
dla obcych
szczek! szczek!
nad III Rzeczpospolitą
wejście przez ścięty dąb
wejście przez białego konia
modny, nowojorski, serialowy
a skoty układu poszły w las
na przeczekanie
>>>
 OLYMPUS DIGITAL CAMERA            
* Nad Nilem *
Ohydne nazwy tworzą aureolę fantazji
wokół sennego ołtarza pragnień
sine brwi, miecz, skrzydła
wyjście poprzez nozdrza
sama błona między palcami
nie czyni jeszcze nietoperza
nad rzeką spotkanie
ona w czerwonych spodenkach
mówi jak dziecko
sitowie zamiera, gnije
nad Nilem szlam
w koszu płód
naszej poronionej miłości
>>>
DSCN1276a
* Siedzisz mi na głowie *
Mam gdzie ciebie ujrzeć
w kąciku w szafie
deska ma dziurkę
w pięcioletniej głowie się zmieści
twoja fizyczna miłość
wchodzisz we mnie przez dziurkę w desce
pozostajesz na zawsze
siedzisz mi na głowie
owiniętej twoją sukienką
nawet wtedy, gdy przechadzam się
w holu dworca lotniczego
pełnego pasażerów i terrorystów
kot się łasi do mojej walizki
otwartej jak sezam
z której wypada twoja bielizna
>>>
IM7s 
* Czerwony kapturek *
Odpychać i świecić przykładem
w zajadłość wejść i wrócić pod wieczór
wycofując się tyłem
z krasnej apokalipsy
wywołano wilka z lasu
po to by
Czerwony Kapturek go uśmiercił
jaki kapelusz z piórem
nakryje traszowców
w postrzępionych waciakach
dym czernieje w oknach
sadza czernieje w oczach
z archipelagu Gułag
wracają prawdziwi metalowi rycerze
w prawdziwych zbrojach i kolczugach
mały Karol uwiódł Wielką Europę
którą stworzył Wielki Karol
i zmalała do rozmiarów Podziomka
dzień na wagarach nad zalewem wapna
czy co, czy coś, ale co?
jak ucieczka z seminarium
przyszłego kata Wschodu
dzień na wyścigach za blokiem
mali i duzi w nonszalanckich pozach
co z nich wyrośnie, już nie genseki
kto kocha matkę?
partię ojczyznę armię
tam jest podłoga tam jest dół
a tam góra tam jest powietrze
pustynie zostają za drzwiami w duszach zamkniętych
teraz ludzie niech noszą balony
i chodzą w morwach
wychodząc na scenę zakładają
czerwone peleryny
plastykowe świecące zbroje
i trzymają na postrach
widły z masy solnej
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Skocz po konia
wyobraźnia poda ci lejce
kułak na wozie
ktoś w topolach stoi z batem
słońce nad holenderskim nastrojem
jak wiatrak roztańczony
małe eksplozje spod kołysek
żółw osiodłany
mała konina lub stadnina
boberek za ogon powieszony w pułapce
ależ ogrom pracy Zuzanno
Stany Zjednoczone też mają
już za sobą obozy koncentracyjne
jak Rosja, Francja i Niemcy
czy tylko Polska i Watykan
nie będą koncentrować
na wyspie tej
łamigłówka filozofa na greckiej
wskoczył do studni mądrości?
a tam nie ma żyły wodnej
to lita skała
delfiny z jaskiń podwodnych
na falach wokół łodzi
dziś nasze wioski bez kóz
już nie podpadają pod Cyklady bez studni
owce dają szansę pokojowi, jeżeli
świeci słońce i wspina się na grań
złote konie, konie z kamienia, mięsne konie
jak maszkarony katedr
koła toczą się, minęły ziggurat-piramidę-kopiec
marzenia się spełniają
pieni się morze greckie w głowie dziecka
dziecko woła – demokracja
echo odpowiada – kracja
kamień leci przez wieki
sam orzeł, ten sam jednogłowy
matka słoneczna, wschodnia
siedzi na kolanach dziecka z zachodem w oczach
mały ksiądz wyjechał z kościoła autem
ten duży wjechał tam przez wieki głodu 
mały ksiądz biznesu na wiejskiej uprawia
ładny kolec wojska kłuje rzeki
srebrne kręgi na nich
srebrny czubek terenu
gąsienica brązowa
pasterze w pancernych wozach
opuścili Wilno i Kujbyszew
wozy wjechały w lasy nieznane
pozory zmyliły radary
gdy filozof zbudził się w dziecku
Jezus Chrystus wyjrzał na świat
przez dwa okna małego czasu
na kwiaty, stuły, na całusy, cmokania
popatrzył jak na slucki pas
i zobaczył ornat
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Wyniki wyborów do Sejmu „
Ze snu ich wyłowiłem
małych żołnierzy
dla bajek
pozłociłem i sprzedałem
historii
przyszli wczoraj do moich drzwi
któryś walnął kolbą w nie
obudziłem się drugi
przy drzwiach byłem pierwszy
przez wizjer wdmuchnąłem sen
który był tobą
aby wchłonął i zabezpieczył korytarz
a sam z dzieckiem
i z żoną wyskoczyłem przez okno
uciekaliśmy przez łąki do lasu
frunęły za nami jaskółki
biegły obok sarny
brzęczały pszczoły
kuśtykały chochoły
dopadliśmy pierwszych drzew
gdy radio podało wstępne
wyniki wyborów do Sejmu
>>>
DSCN1152s
Ledwo dostrzegłem iskrę bożą
a już zagrałem
i wciąż gram jeszcze w szkole jak echo
gdzie noc gubi wagę
gdzie ciasno jest nawet Tatarom
tam pójdę po konie nie wybrzmiałego pisma
nasza wiara potrzebuje galopu słów
wiatr smaga ciało i gitarę
jasne kaliny nad białym wapnem
słoma, wiechcie, kiczki
niosę w oczach polski skansen
czy doniosę do schronu
jedni mają pieśń zwycięstwa
ja mam kurhan i balladę cieni
gram i śpiewam sobie
gdy świat zaczyna galopować
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Moja mała, wieje wiatr
niebieski przechodzi w szafir
zimny płyn w kryształ
żywica kapie z osierdzia
saladyni sztuk
polscy Żydzi
polscy stalinowcy
śledzie szepczą
za Lublinem
za Rzeszowem
za Lubartowem
za Równem
za koniem
biegnij pod wiatr
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA             
Wykradziono ze stepu energię elektryczną
przerzucono nad górami i wodami
Sodoma wyzwoliła się z gitar
dzięki solance ze zgnilizny
słyszę jak węgierskie konie
idą parskając do wodopoju
Krywań rozsypuje się
kamienie toczą się na Krakowski Rynek
Tatarzy u stóp Wawelu poją konie w Wiśle
Arpadzi wkraczają do Bawarii
Sodomę odkopują Izraelici
świeci hałasem i ostrzega
>>>
DSCN1467s 
* Kruchy Premier *
Skrajny racjonalizm
to jak gorący osioł
w grubszych rurach mały
sąsiad kapturkowych sędziów
do wczoraj chętny, czarny
w okultyzmie się zawahał i stanął
jakby w wiśniowym sadzie zajął armaty
ze skał runął w burzliwe fale
ona była zawsze w jego pamięci
lecz one małe ludki
obwołały roki gajone
wyfrunęły zostawiając smród
 jasny dzień po błyskawicy
jak zeschły liść  spływa z lasów karpackich
nieznośny suchy milicjant
czernieje spadając
wielkie kąpiące się
w keczupie
wystają rybie głowy z psychologicznej pamięci
świeć się krzyżu ponad stepem południa
jedź czołgu, rydwanie pędź
senna sowa w dziupli w wierzbie
pali się próchno, świeci w noc
dym, żar i jakieś błędne ogniki
ze wsi przychodzą do miasta
tam gdzie powodzie wchodzą w zboża
głodny anioł czeka na falę w czerwcu
wszystkie grupy ludności tubylczej walczą ze sobą o dynie
prawie wszystkie, prawie wszystkie
kruchy Premier ze wsi jak marionetka ze słomy
czeka na ruch mistrza
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Sam dawno *
Sam dawno nie byłeś
nie byłeś też na dnie
chciałeś długich głupich chwil
chciałeś pustych pokoi i krajobrazów
zagwizdał bat
niewprawną ręką zakręcony
podszedłeś bliżej
popatrzyłeś jak dawniej zaciekawiony
uniosło się spojrzenie pełne winy
trąbka zagrała przed twoim nosem
przemaszerowały miedziane żurawie
przed twoim zmiennym losem
i sam zostałeś
z raną ciętą na czole
>>>
DSCN1920s
* Wieczorem wybaczamy wraz*
Odkąd śnieg spadł na rzęsy twojej nocy
mieszkam z tobą
gdzie gwałtem wzięta piekarnia
wzywa chlebem świt
jeszcze opłotki metropolii,
jej kurne biurowce i malwy na skrzyżowaniach
marsz dzielnych legionów
jeszcze rytm i pieśń ich
i w naszym spaniu pojawia się odrobina ciepła
koronki, brody bojowników, piersi matek polskich
w ten zimowy wieczór podziwiamy wraz
na niebie
od gwiazd oddalają nas rzęsy
biały niedźwiedź robi sobie zdjęcie
z wąsatym przywódcą
potem defiluje naturalnie zgarbiony
w kierunku alei
gehenny ciemnej obozy
zniknęły w jaskini historii
a po chwili wyleciały gołębie
zagdakały kury
i nie zaparł się siebie Polak
a my razem zapieramy się siebie, co dzień
i wieczorem wybaczamy wraz
ugody gorące, serdeczne
mrówki jadalne na ścianach salonu
w naszym pokoju błogim
nietoperze, byki, półksiężyce
na witrażach pracowitych dni
jakże dawno odeszli  stąd
ci, co poszli walczyć pod Pszczynę
ginąć za Ukrainę
krwawić za Londyn
dzisiaj nasze spadochrony czekają w kącie
a my idziemy do łóżka
popijamy wysowiankę, wyłączamy silniki tankietek
piekarnia dymi, chrzęści, dzwoni, mruga
jak krążownik na redzie naszej młodej wolności
ledwie tuląc się do siebie
dostrzegamy jak podpala las
kolejny pijany piekarz
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Attache na stepie kozaczym *
Attache nasz na stepie kozaczym
którego okiem jest Sicz
w małej salce kukułki
znoszą jajo czerwone
kiełbasy wiszą przyczepione do żyrandoli
dzięki wentylatorowi
rozwiewają się włosy żony chana
w saraju nieuporządkowania
orzeł usiadł na wieży kościelnej
słowa myszkują jak ambasador
więc orzeł spada jak piorun
czerwony kogut malarski przyjechał
śpijcie mieszczanie spokojnie
gęsi czuwają na murach
jaja i pióra w chutorach
kukułka odlatuje
z lewa lekko na prawo w dół
prezydent nasz okrąża radzieckie sputniki
tym razem
śledzie wychylają się z cholew
kangury z konwi najazdów
urocze słowa na konferencji prasowej ministra
attache warknął wskoczył zsunął się w dziupli
jak sowa
mały wóz strażacki
małe planetoidy w gniazdach
na stepie wolności
uporządkowanej dyplomatycznie
>>>
DSCN0500s
* Na zielone dmuchać *
Ja wolę tą krótką żabę
a dzisiaj wysmażono mi raka
fala przyniosła długonogą dziewczynę
karę za słońce i wiatr na twarzy
wolę żabę? a za to las przyjdzie
do tych schodów
i położy się na nich czerwony
by zgnieść cię
czy nieść
w zamian skazany za kaptur zły
kogo masz w zanadrzu
bękarcie Stalina
pieką oczy, bolą oczy w stawie
stąd do flagi europejskiej jest jak
z Budy do Wiednia
za ile mgła
za ile ranna
serce twoje piosenką żaby
na zielone każe dmuchać
to jak na byka wsiadać
Katalonio śpiewaj do śmierci
Galicjo nuć błękitną piosenkę
>>>
DSCN1903a
* Kto zacz? *
Wejściowa granica cienia
na tle wejścia światła
przesuwa się ponad kułakiem dnia
a ja brodzę w kaloszach nocy
nasłuchuję deptania księżyca
miażdżenia snów
ty jesteś o milę stąd
na sąsiednim tapczanie
za górą gór
w wieży mieszkasz
co rano wyciągasz rękę
przez otwór strzelniczy
i machasz białą chustą
kto wynajął tę karetę
mknącą wśród zbójców
przez puszczański trakt
kto siedzi w jej wnętrzu
co za forysie z przodu
Herkulesie uderz maczugą
w karetę, w pieśń
dowiemy się kto zacz
sztandar rozwinął się i zrodził
majowy cień
chlusnął mnie w twarz
i zamarłem z przerażenia
nad biurkiem pełnym słońca
i widokówek w szufladach
jak się nazywasz? gdzie jesteś góro?
czy pośród dziewczyn w tej
jedynej dolinie światła?
>>>
DSCN1979a
* Amen nad syberyjską rzeką *
Amen
tak nad tym zatrzymałem się
to nie była rzeka ani cokolwiek do niej podobne
zatrzymałem most kolejowy i samochodowy
przepuściłem rzekę
przepuściłem syna dożyciawstałego
sekcja wystukała w przerwie
przejście do syberyjskiej ciemnicy
skąd tyle ciemności
wierzby płakały a rzeką płynęła trucizna
z samego tylko westchnienia
jurny byk nie wyskoczy na arenę
westchnienie musi wyjść z ust
zanim słonie znajdą wieczorne horyzonty
tęgi klakson leży na masce
potrójny asfalt leży na wersalce
jakby sen czerwony zszedł ze mnie
zatupał bosymi stopami
poszukał drogi i poszedł w gęste skały ustroju
jasny jak polana mój dzień
z jednym i drugim życiem
z ciemnego mnie buduje
iluminuje wężami z niewielką pomocą światłowodu
wewnątrz korzeni mam laskę wodną
ona parzy
ale rozgrzewa grzebalną ziemię nie skałę
idę w parze na słońce
poprzez bojarskie wszy poprzez – jak gdyby
Amen nad rzeką syberyjską
ale to już inna przeszłość
co by nie wiedzieć coś się wie o nowiu
nowiu nowiu nowiu
to początek karnawału
Amen w pacierzu dla Świadków Jekaterynburga
i świadków Wołgi świadków Bajkału światków Katynia
ja bym ich kochał wszystkich, ale nie mogę
jasne jak polana moje uszy i oczy prawdziwe
w grudniu je głaszczę
chciałbym żeby ruszyła lawina nadziei
rusza powoli, ale nie w dolinę
popchnij ją Panie gdzie potrzeba
popłynę na jej fali na drugą stronę
azjatyckiej doliny
z językiem na brodzie lodowca
za drzewami tajgi
w cień szkieletów
Amen dla niej 
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Jego zęby to zęby smoka *
Tak to było na pewno w tym sezonie
jaka to była wielka kula
balon czy coś takiego
ze środka nowej rzeki
z indyka pod mostem
wydostała się jak motyl z kokonu
jego zęby to zęby smoka
jego oczy to oczy smoka
dziewięć ramion, dziewięć oczu
gdzie ojciec
on niesie raka
on niesie wylewy
na skały on się rzucił
mam mały balon z osadu wyzuty
od niezatapialnych
księżyc czy coś takiego
ma oczy i zęby
>>>
DSCN0619a
* Ulice weszły do kronik *
Ulice weszły do kronik
zjadły mole średniowieczne
popchnęły socjalizm
i wpadł w posłowie
orły poszybowały nad głowami uczniów
nauczyciele zakwilili w hełmach
Platon otworzył Akademię w Niebie
na widok publiczny
na kolejne tysiąc lat
hej osły hej kaktusy biegnijcie już ósma
zewsząd ze stanu z racji
zaułek włoski jak makaron
w takim na przykład Sosnowcu polskim
kręte schody modnych czołgów
dzisiaj w krakowskich kamienicach
w Chełmie ulice widelce
wyginają swoje zęby
na zewnątrz ku przyszłości
posłowie ludowi rozrzucają ulotki na rynku
nawołujące do walki z Rządem polskim
tak jak za sanacji
ulice agory ugory
>>>
DSCN0701s
* Strażacy i radni *
Ulica w jadłospisie się znalazła
radni ją zakwalifikowali
radni o płucach jak miechy
w przedszkolu przyszedł na świat
Pan Jezus po raz kolejny
nazwano przedszkole jego imieniem
we wszystkich polsko-radzieckich miastach
amerykański ser podążył do magistratu
i nie zastał go na dawnym miejscu
wcześniej był pożar a strażacy byli na treningu
jadłospis podano władcy
a on wybrał koninę prosto z mostu
Polaczkiem wionie –
jeszcze nieprzypomniane
a już ze łba się dymi – powiedziane
ławy latają nad wieżami kościołów
a kościoły na palach robią uniki
dobrze, że chociaż strażacy
głupsi od radnych
>>>
 

1992

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Lodowato *
Ksz lodowato kra kra
nagle z lewej malarz
a jakże, senny Judasz
słońce w Palestynie jak ogień
pocałunek studzi
mały telewizor
pogoda na Borneo
wilgotny przekaz
jest ślisko z tą rybą na statku
nocą kra krze szepcze
mnich tyniecki pije kawę
turecką po nieszporach
Zagłoba przeprawia się
przez podtopiony Kazimierz
spada na spadochronie
jak gdyby żona
po męża w Lutym Turze
nad Krakowem zamęt wieczny
lodowato w noc świętej Północy
synek zjawa w „jeść”
tratwa płynie po Rudawie
jasny gwint ciemny piorun
Walgierz Wdały
dzisiaj szedł z góry koło starego cmentarza
dzisiaj szedł pod górę koło nowego cmentarza
niósł trójkąt z żelaza
motel bazar reklama
właz do kanału
samochód w bananie
banany banany ranne na ulicach
jest deszczowo ostatecznie
szumi styczeń
w lutym też jak w styczniu
jasny piorun ciemnego nieba
krzyk zdradzanego narodu na krze
kra kra lodowato
pusto biało oświeceniowo
prawie porozbiorowo
>>>
DSCN0886s
* Według jasnej nocy *
Według jasnej nocy
kręty księżyc się zapala
jego bukiety zrzucają pióra
jak gdyby przepoczwarzały się
we mgle w malowane wozy
ja mam kawałek nieba
w wideodługopisie
mam kawałek nieba                      
gdy oni wyprzedają
wszystko inne
moje zasoby bez mojej zgody
zanim z nosa skapnie księżycowi sen
a kury zejdą z Big Bena
zanim bukiety zmienią się w posągi
będę szedł mimo cmentarzy
wśród wycia wilków
w wąwozy szkieletów
do lasu żywego jak film
mały kleks na poduszce
uwypuklił duszę
usta otwarte drżące wargi
dwie latarnie na niebie
śmierć płynie od anteny
mija kołyskę płynie na Antypody
nad Ukajali śpiewa kruk
leci żółw morski macha płetwami
zniknął w niebieskiej dżungli
do dna zszedł językoznawca
złapał rybę w usta
wypłynął na powierzchnię
wypluł już ptaka
gęsta oliwa na rzece
księżyc płynie w oliwie i śpiewa
– jestem labiryntem
>>>
DSCN1827s
* Pokaż żmii kły *
Zanim alternatywa znajdzie twoje drzwi
ziewnij pokaż żmii, co potrafisz
pokaż żmii kły
twoje serce jest twarde jak skała klifu
ciąży latarnia, która nie świeci
czołgając się do drzewa
zmurszałe kości znajdujesz
wskazówki jak widły
dzieci lewych chłopów maja ręce długie
dzieci odumarłe rodziców prawych
sen na drzwiach przetacza klawiaturę fortepianu
alarmuje basem ptaszyna góreczna
w psocie dopełzłeś do czoła Petrarki
namalowane żmije drgają w świetle gór Libanu
na cedrach gadożer
zamiast Adama Marduka Ra i Abrahama
w nocy w luk pamięci wfruwa jak w złudny statek
motyl rozpalonej ziemi ożaglowany namiotami
tam gdzie oczy bolą z miłości
musisz wybrać ten gest
puścić drążek pierwszomajowy
zaakceptować skałę Lorki lub pokorę po północy
jakim będzie dziecko, gdy je nie ucałujemy?
po raz tysięczny
jakim będziesz bez pala?
tak nagle spadł z gór
skatem wyraził zachwyt dla wierzchniej skorupy
jemu skrzaty jemu jemu
to nie żart to skrzat
wielki pożeracz kocha jak ty
nie dajesz się we Fromborku i Ornecie
budujesz cokół dla Robaka patrioty
lat dwadzieścia śpiewasz pod balkonami
lat trzydzieści malujesz ściany
jakże to tak, tylko prowokacja?
odchodzisz w to lub w to
na pustyni nie ma już osła ofiarnego
wyrósł kaktus z czerwonym kwiatem
ptakiem i ssakiem popłynąłeś
więc bądź tam z wiatrem
nietoperzami i żmiją
dopóki nie pojawi się słodki owoc,
którym zawładniesz szczerząc kły
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Skat *
Skat komunistycznych rządów
umiarkowany optymista Wałęsa
jeszcze brakuje tylko Piekarza do duo
a co z TSA? a co z karpiem?
nie ma już nic w KW w Krakowie
pamiętam jak spałem tam, na czerwonym
dywanie
bezdzietny
Babinicz wypił denaturat
wyciągnął trójkolorową flagę Serbii
przeżegnał się
rzekł
daj Boże zdrowie Jelcynowi
a ja, co mówię?
a ja, co jem?
a ja, kto jestem?
w Łebie zbieram jeżyny
w Tatrach możliwe opady śniegu
na jeziorach możliwe połowy
partyjna muzyka rozbrzmiewa
mogę jej słuchać nie maszerując
wiodąc życie słodkie jak
morskie trawy z Białowieży
skat TSA tak
umiarkowany optymista Minc
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Więcej, lepiej, mocniej *
Więcej, lepiej, mocniej
Julia chciała w łóżku połknąć doniczkę
tej książki tej nocy
kolki w oku dostała
koty włażą na kolana
w nosie słomki
wolą siana woły wołaj
jest grzeczny tchnie siłą
nocny
chuch drogi chuch nagiego wszechświata
ludzie w garniturach połykają lokomotywy
łapiduchy
sieć wisi nad łąką
Julia nie dorosła jeszcze, lecz robi, co może
oni już targają łańcuchy na skałach
paproć współczesna
połknięta opieńka
z sześćdziesiątego czwartego
jak jabłko jest kolano Julii
trzeba skakać na dachy
anteny naginać do odbiorników
mosty łozy zakola
weźmy taką langustę połóżmy ją
na książce kucharskiej
boli oj boli libido
mała jest w kącikach ust
mała jest w mieście
chucha bałwan
wrona przejeżdża
zacierając szpony
mimo cmentarza na łyżwach
morwowe manowce
ten krzyż przestał się dźwigać
jabłko dotknięte uważa się za schrupane
jej interes to
poślizgać się po sercu
idzie w czerwonym kapturku przez las
mija jakiś czas
wraca bez koszyczka
obrus zsuwa się ze stołu
mały sęk ukazuje się na środku stołu
mizerne śniadanie
małe płuco
zakwitnij nocny kwiecie
z sześćdziesiątego czwartego
zasnute horyzonty
ogień w kominach
tegoroczny sen marzy się
ta siła jest silniejsza
ta dusza jest za duszna
lepsza, ale sza
grawitacja cielesna
jest do wytrzymania
wystarczy
więcej, lepiej, mocniej
>>>
DSCN1861d 
* Stuknęło drzewo *
Wewnątrz siedzi głuchy
stuknęło drzewo o drzewo
wewnątrz satelita
biały sczerwieniał
krok za krokiem
tam plama tam kropla
lekkie kołysanie
ciężkie tratowanie
kamień jest pulsarem głowy
ciemność stuknęła o ciemność
szarzeje
wejdź
załóż mu kapelusz na głowę
pogłaszcz po kapeluszu
wewnątrz ciepło
skalna nisza nad półką
siedzi cicho
las w kieszeniach
jadą samochody
lekkie zabawne kołysanie
ciężko z góry
ciężko z pagórka
biało z jedności
w czerwień
jeśli chcesz dotknij jego włosów
nagle krzyknął
wstał otworzył drzewo
zachłysnął się
podniecił
kamień wewnątrz
eksplodował
dotknięty do żywego
>>>
DSCN1691s 
* Na początku był raj *
Na początku był raj
piekło przyszło później
z drewna wyszła dusza
by po latach zmienić się w kamień
lekkie konnice cwałują po blaszanym dachu
jakże sprzedajne dzieci
wygnane z intelektu w cienistych paprociach
zjełczałe szpiki kostne w garnkach dinozaurów
w atomach kiełkujące farby
ona potrafi pocałować
zejdź pocałuj
strach przed matką wgania pod miecz ojca
kaskady paproci z hal szwajcarskich
ze snów mały książę
ze snów gęsi rzymskie
wycinka tłumaczy w Pirenejach
zanim koza weszła na tron
mieliśmy młyny nad potokami
roztopionej surówki płynnego żeliwa
mamy rzeki płynnej stali kwasoodpornej bez młynów
węże prowadzą do ciepła
zgniły już letnie szympansy
spadły banany
deszcz gwałtowny zamienił się w ciągły szmer
pokrzywy szeleszczą pod pachami dzieci
gęstnieją brwi
małe oczy odpływają
ten tłum milionowy pławiący się nago
w jeziorze wieku
wręcz się w sobie tapla
makabra losów środkowoeuropejskich
żelazo po brązie żelazo po drzewie
żelazo po gazie
po schodach karły się pną
ludzie widzą ich na żyrandolach
małe pestki w inkubatorach
gaz ponad głowami
dym spod nóg
mały książę ciągle na orbicie szpiegowskiej
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
* Sikanie w mgłę *
Jest jesień data data
podejdź do passkka
wiszącego u lampy
lepiej będący na księżycu klepie odę
w wagonie leśnym
zaranne skrzaty
będzie porządek
gdzie czekam na niego
znam to – paproć gołoborze mgła na szczycie
zejść w mgłę
mokre kamienie
pokręcone korzenie kosówki
piasek kamienie mgła
znam wyjście na szosę
małe światełko żarzące się w oddali
przybliżające się w samo południe
sikanie w mgłę  pędzenie za hałasem
oczami zagłębia ziemi
znajdź mi serce tętniące
tam jest tam jest gdzie mgła
powiedz jej nie odchodź
popatrzę tylko z góry i wrócę
czarne te dni zalane piekłem wysokości
kamień ledwo ociosany przechodzi w drewniana rzeźbę
a ta przenika wodne dźwięki
na fali górskiego pejzażu
w jesiennnej mgle
>>>
DSCN1299s 
* Kwanty mego ja koziołkują *
Odbiło się śmiercią
we śnie duch zmarłego
podszedł pod drzwi spokoju domowego
jego elektryczność
zaśmiała się szyderczo
kwanty mego ja koziołkują
z góry na dół z wizji w obraz faktu
zagadkowe ściany łapią motyle
dotykam śmierci jeszcze
już patrzę na dziecko
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
* Pogodny seks lekkich czołgów *
Długoręki przy lampce nocnej majstruje
tobie w twoim
jagody
a tu las nie słucha
pogodny seks lekkich czołgów
mały kolorowy
zacięcie wieczorne w ozonie
jamb kolumny
antytrochej architrawu
świeczki w miejsce lampki
ja patrzę na całość domów
widzę nożyczki na stole
wydaje mi się, że to protuberancja
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
* Tramwaj za tramwajem *
Możesz mówić co chcesz
możesz nawet się śmiać
nie znalazłem we Lwowie jeziora
a tramwaj za tramwajem jest
jak B-52 na jeziorze Erie Mohikanów
mam już tyle lat w zapasie
a wciąż jeszcze mam wstyd
schowany w karmanie Odessy
jak Krym
ja to wzgórza ja pies
ja to biały kurhan
ja to gies jak gies
mały zdecydowany na nimb atol
już świerszcza wysłałem do Gniezna
zszedłem z Kasprowego przez szarotki
widziałem Atmę tam gdzie zginął Karłowicz
nie straciłem ani chwili
nawet wówczas w Lublinie
przed tysiącem lat
w Czwartku
ta joj!
>>>
DSCN5553 (3)s        
* Tęsknoty nie sinieją *
Staś jest jak jabłoń
głęboki jest nagłówek w gazecie
gazeta przyklejona do szyby
kolejne nowojorskie orły znoszą jaja
za lasem łagiewnickim jest jajo
ale tu sklepy są czerwone
ja kocham we wnętrzu markizy
tęsknoty nie sieją
w smutno deszcz
jasno w głębinach oceanu
jest właz jest ciemność, ale jest i ulica
a ta musi upajać
w głowie się kręci
w komentarzu szyny
w szynach telegraf pociąg
biskup i dzień
prezydent część pierwsza
ja cię kocham
biedny bałwan
komu dać jabłko
wierzbą kulą się
w kulki zmieniają swoje myśli
wchodzą w ziemię
wróć bałwanie popatrz w górę
niechże tam bimber ścieknie
po nagich poręczach nagich mostach
w doły filmowców
przed milicjantów
przed ormowców
w byłą sympatię Nel
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Nocny korytarz *
Ten nocny korytarz
jest długim tunelem w komputerze
dziecko w sześcianie wzdycha
cienie lgną do boków w kątach
migają światła samochodów policji
z dwudziestego piętra wypada na ulicę
ptak dziecko
słuchaj
cisza
pofrunął
korytarz pamięci
lód topnieje
góra ze śmiechu
wolą jego siedzą w gmachu zgrzebła i sierści
sam ze spuszczoną głową stoi prawy
biel wychyla się z ciemności
pustka ptaków cierpiących w miedzi
szamoczących się, których już nie ma
zegar w komputerze wędruje po dachach
bitwa dusz na ukłony
małe wyspy wielkanocne
okrągłe jaśminowe twarze dusz
zamknięty za sobą w jaźni
krasnal gęgający po jutrze na darmo
ze snu nić
sam Urban by tego nie wysnuł
a to prawda
lodowce znikają nocą
w korytarzach byłych komitetów
jak ptaki i dziecięce sny
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
* Sto lat *
Sto już lat stoi ta piramida
z kukurydzy i ryżu
mały szczur wędrowny
wdrapał się dziś na nią
zatknął na jej szczycie sztandar
starym okrzyknęły go inne szczury
storczyk zapachniał obok nagiego ciała kobiety,
która położyła się na plecach na stoku pagórka
obserwując mężczyznę w przebraniu pilota
krowy odeszły od wzgórza na łąkę
czereśnia dzika sczerniała
ćma usiadła na zgaszonej świecy
komin w dymie z serca
wygiął się wyprostował zmiękł
osunął się zemdlony
legł u stóp dziecka
płynie plama atramentu na powierzchni rzeki
miasta zsuwają się z nadbrzeżnych skarp
toną w opasłych wodach
pod atramentem
dzidy, łuki i strzały zafarbowały na granatowo
kapelusz jakoś wcisnął się w szyszak
tarcza cofnęła pod bark
gorliwy stwórca pijawek
odszedł od rzeki w zarośla
zagadnął kaczora w nadbrzeżnych bagnach
ślepe jesiotry zawitały w ślepej odnodze rzeki
grudzień niesie hałas ptaków żelaznych
jaja spadają na Polskę jak granaty
jest południe bez hejnału
Żagiewko kosi trawę dla gęsi
błędne ognie świecą w telewizorze
księgi święte leżą w Bibliotece Jagiellońskiej
do góry brzuchem z odwróconą kartą tytułową
rzeczni a źli
jeszcze żywi na dnie topieli
a szczury na piramidach
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA  
* W pokoju *
W pokoju komisarza ludowego
stoi bretońskie łoże
wąż hańby wije się wokół psa
psy niebieskie zamarły na posadzce
węże trwają nad drzwiami
na gitarze
na piecu
na szafach
ptaki w pasiastych szalikach
drepczą po pokoju
wciąż mało nas mało nas
do wicia się wężem
w pokoju komisarza
wisi wciąż tu
portret żelaznej dziewicy
obok bretońskiego brak norymberskiego
łoża wieku
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
* Stać w istocie *
Gdy pada deszcz
jęczę w skrawek gazety
oświetlone serce
jakże wspaniały trabant
odjeżdża ostatni raz
rozmazać na rękach rozmazać powoli
naprzód kury naprzód
rozmazać upadło podnieść
Marx jakże już ranny
w głębi wiedzy modry efekt motyla
jego koszula  plami się błękitem
rozgorycz na hali
na jutrznej hali w grocie Saula
słoma nad wieżą strażniczą
Brytowie atakują palą
Waregowie i Warmowie
jakże bym chciał
nawet w lekki mróz
zziębnięty jak latarnia
stać w istocie
ponad skrawkami gazety
>>>
DSCN2069d 
* Zwisły jego wąsy *
Dlaczego właśnie ja
mam burzyć mur w Johannesburgu
gdy mówi o wolności szaman
jego wąsy to wąsy Jupitera
swobodne
delikatnie nakładał mi
te kajdany śpiewając Marsyliankę
drzewa lśniły nad rzeką
w oczach ciemność
muzyczne kręgi w dymie
przechodziły przez głowę
łabędzi śpiew w deszczu
dlaczego właśnie ja
w rynsztoku
chęć zabrała mi dzieci
małe larwy czekając gadały
a tego wieczoru padła Irlandia
zwisły jego wąsy w parlamencie
potoczyłem wzrokiem
utoczyłem piwa
tęsknota bez kajdan to wygnanie
bambus wbił się nocą w plecy
koty w okratowanych oknach
dlaczego mówisz, że z tobą nikt nigdy
las płonie a błękit toczy się po świecie
wy świnie – padło – pracujcie
będziecie wolni
usłyszałem to
co znałem
>>>
DSCN0927d
* Kwiaty i rury*
Letnie w krąg kwiaty
słońce letnie
rury za oknem
w polskim mieszkaniu szukam
starych gazet z informacjami
o posiedzeniach Biura Politycznego
praca nie doszła do nowych osiedli
zdechła pod mostem w szlamie
fascynacja wieloma postaciami Mao
letnią porą powraca do mnie
ekshumowałem moich przodków
razem z pięćdziesięcioma malarzami
w sercu Montmartre
winnice i wiatraki wymalowały mi serce
szukam na Górce Męczenników
śladów miłości pradawnej
nastrój wiejskości pomyka
gdzieś przed moim wzrokiem
mimo cmentarza, pralni i wiatraków
ku burleskom Śródmieścia
ku kwiatom i rurom sztuki
ku trującym sorbetom Sorbony
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
* Pomiędzy pniami *
W lesie złoty cielec
pomiędzy grzybem wsi
a grzybem miasta
błyszcząca peleryna niedźwiedzia
mignęła uciekająca
pomiędzy pniami drzew fioletowych
druty wysokiego napięcia
wcisnęły się w koronę dębu
małe myszki uwiły gniazdka
w elektronach
zniosły jaja
serce osiwiałe od walk
na fotografiach
ciało jest sercem
gdzie mury Krakowa
gdzie mury Romanowów
gdzie mury Jarocina
leśne zbocza w mojej duszy
zrodzonej w lasach Beskidu
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
* ZZTop z Istebnej *
Nawet Broda z Istebnej
nie okulał jeszcze
a ty mówisz, że każdy koń już okulał
cegły są pełne zgnilizny
och, gdyby Broda z ZZTop okulał
wsiadł na Harleya
jak na ćmę i zniknął w nocy
gwiżdżąc – swoboda
och, gdyby
pod kloszem dymi pularda
ponury cień skacze z galerii
do salonu
wejdę w talię kart
mój duch uskoczy przed treflem
mogę nawet wypić Wisłę
pod Szczucinem
jestem w stanie
gorączka mojego konta
wypala rodzinne spojrzenia
przenikliwe zimno skał
zachodzące na siebie mózgowe zwoje
Hydra Koszałek-Opałek Wielkie Gęsi
po otwarciu Sukiennic
kura w zielone świątki
zgadnij czy jeszcze piekę chleb
sierpień już
wiele trawy wiele telewizorów-ściernisk
wypaliłem
zagarnąłem, co było do zagarnięcia
razem z cierpliwością
małe spodenki wypadły z okna
lecą malują powietrze
z jaskiń świadomości sprganionej
wyglądam ku tobie w dzień
swobody
>>>
????????????????????????????? 
* Skąd idziesz? *
Skąd idziesz przechodniu
ja z wioski w dolinie
podniebnej
godzinę drogi stąd
ja z przedmieścia
gdzie mieszkam w chlewiku
ja z bloków za supermarketem
tam małe mieszkanko mam na dziesiątym
ja z akademika
gdzie wystaję w oknie na piątym
i patrzę co rano ponumerowanymi oczyma
na windę dźwigającą ugory
pod nieba
ugory lotnisk i poligonów
ja z łachy na środku wielkiej rzeki
ja z depresji w delcie
gdzie pudło mam przytulne
ja z ceglanych kontenerów
gdzie chodzę po drabinach i dachach
by patrzeć na wyrzucone z mieszkań dzieci
i bezpańskie psy
ja z willowego osiedla
gdzie zabito właśnie żonę i noworodka
skąd jesteś przechodniu
ja z Ur Lagasz Babilonu
biłem biję zabijałem zabijam
idę tłuc naczynia
do wioski podniebnej
>>>
DSCN4499d 
* Kreci instynkt twój narodzie *
Chociaż na skraju lasu
znalazłem ciebie zeschniętego
trącego duży palec u nogi
nie umierałeś
piśmienny osioł latał nad lasem
jak płonący samolot
nie chcąc spaść
ciepłe błękitne czerwienie
pozwalające się umiejscowić
na twoich drobnych łuskach
odradzały się żarem
jakiś rodzaj cierpienia
podtrzymywał to wszystko
wtedy ze ściany ciemnej jak tabaka
odpadł jastrząb i wzbił się w górę
ty poszybowałeś za nim
jak feniks
widzę ciebie w ekstazie
kończącego dzień wzlotem
skądże, nigdy nie miałeś
płytek rogowych
i twarz nie odwracała się
kostniejąc w płaszczyznach
bodajże siedmiu
nie płakałeś
widząc zielone jabłuszko
przenicowane czasem losem
– część socjalna tej powieści
spada kupką ptasią na
liść kapusty Kościuszki i Bartosza
kreci instynkt twój narodzie
w pieśni
– a niech to żebrzące polskie ptaki
>>>
DSCN1432s 
* Wiatr wyjąłem z jaja *
Wiatr wyjąłem z jaja
oswobodziłem go z dłoni
zaśpiewał mi Sanctus
ledwo go dostrzegłem
znikającego w głowach władców milczących
jak małe makabryczne główki
potrząsane szyjami flamingów
szkoda, że w Czechach tak jasno
teraz nie da się zasnąć
łuna na horyzoncie
cirrusy zaginają parol na Karpaty
ledwo żyjący wiatr narobił zamieszania
rodząc się dla rządzenia
gdybyż wiedział o obstrukcji
kwiatów batut win
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Władza wyje zapamiętale *
Sałata i krzyk
kolebki nawet krzyczą
w betonowych blokach
kolebki krzyczą
w metalowe tuby
sałata
skandale
kraj toczy się od oddechu do oddechu
dźwięk om nieosiągalny w Tyńcu
jednak władza wyje zapamiętale
skandale
skandale
wierzby pstrokate
kolby kukurydzy jak tęcza
miastach nad rzekami
lasy sałaty w portach
masz za złe kotwicom
że rewolucja im obca
jesteś wściekły na tygrysa
że nie zżarł sałaty
tylko ryczy głodny
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Z jakichś przyczyn kucam *
W miękiszu strzyka
skórka się marszczy
nocne krzesło potrącam
z jakichś przyczyn kucam
w takim razie jedź – słyszę
z telewizora wyszły podkolorowane grafiki
sen na oczach tego miasta
w mękach liści zakony powstają
męska część drzewa jęczy w parku
stagnacja słupnika na rynku
jakaś nora jakiś lis pod ratuszem
pewien rodzaj ucieczki pierwszomajowej
dla mnie i rodziny
coś z pamięci jeszcze w nocy mówi do mnie
nocnik potrącony przez czołg
przed komisariatem
błysnęło znowu i miasto w wichrze znika
tuli się do neonów
strzyga klęka przed mostem
pod mostem impreza
jakiś łopian szeleści za niwą drucianą
podnoszę się z kucek
o północy rozpływam się we mgle
wyjeżdżam
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Rana w murze *
O Jonaszu zapomniałem
popłynąć czy nie
stal i węgiel sypały się na głowy
kiedyś ze śniegiem w grupie płonącej
przeczekać czy nie
Jozue zapisuje wieloryby na akcję
maszyna do pisania usłuży
gdy trzeba dzwonić jak dzwonnik
zdeptane trawy odżyły
klej z grobów zastygł
ciemne wnętrza przenicowano w jasny dzień
na równinie bitewnej przed stolicą
bieleją pechowe zęby
powybijane przez wierzących w Armagedon
krzew manifestu rośnie długo
zakwita na chwilę
zmienia się w epos
stamtąd wycieka jeszcze krew
w murze jest rana
przejść przez nią czy nie
>>>
DSCN5623b  
* Brnę w śniegu *
I Jerycho się powtórzyło
i Jonasz dotarł na miejsce
i kwiaty kwitną dziś w Warszawie
choć zima
Wałęsa z kosą biega po łące
ja nadal brnę w śniegu po pas
wygramolić się jakże łatwo
a ja nie potrafię
wolę zanucić tu
pieśń Sumeru i Peru
wyłączyć radio Wolna Europa
kondora wypuścić z paszczy lewiatana
niech przypomni chwałę Inkom
i nam
jak Szymon
>>>
DSCN5646f
* Narkomani łysi jak Urban *
Zgarnął chłodny poranek z parapetu
gołębia wypytał o ostatnią noc
drzwi balkonowe domknął
popatrzył na skrzyżowanie
z dziesiątego piętra
przykucnął, powstał, wziął
musztardę stojącą przy oknie
ścisnął chłodny słoik w dłoni
podrapał się nim po ramieniu
z oczu postrzelał po dachach i murach
wystraszył wronę
wbił dzidę w znaną mu malutką ławeczkę
bielejącą pod krzakiem na wprost wejścia do bloku
pijani studenci gasili właśnie
gazowe latarnie, gdy narkomani
łysi jak Urban wyjechali
na bułankach na skrzyżowanie
rozglądali się trzymając w rękach
napięte tatarskie łuki
popatrzył jeszcze raz na skrzyżowanie
tym razem uważniej
– tak, stan wojenny wciąż trwał
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Uzda zwisa *
Stąd stamtąd
wie to ktoś
o czym śni błogi kaktus
dziupla w nim
pustynia z nią
a my wciąż razem
błoginia i welesboh
ta noc od innych czarniejsza
rządy wszak kosmitów
Mars tak ślicznie lśni
nad zaspą pod rożkiem
kościół się wystawia do walki
razem z dzwonnicą
połyskuje zbroją dachu
ciężko duszy zgroza w gęstwinie
włosów na ciele człowieka
boża krówka zamknięta w żarówce
blada nać naszego ustroju
rzodkiewki jak arbuzy
musimy żyć w związku z nakazem
wciąż razem miłością stymulowani
kłuci telewizją
jasny dzień to odległość
bieda to balon – „Stalowa wola”
karmel to solo na perkusji
stąd to bierze kierowca
skąd to wie elektryk
gdzie byłem
gdzie bawiłem się bronią
za skarp wiślanych skakałem
prosto w rzeki Syberii
wiele bym dał za wolność
kości
by złączone z sercem
z chrystianizowały kolej
powrotną
gdzieżeś ty bywał baranie
kontrabas by zatrzmielił
nie pomoże truskawka
gdy kula nadleci jak strzała
jakże to z nią bez niej
lekko z Marsem
ciężko bez niej
ledwo dyszy pies
zwisa mu nawet kaganiec
a nam idącym stępa
uzda
>>>
DSCN1772c
* Ciemny duch piramidy *
W cieniu kolumny czai się patriota
okiem na niego łypie koza
ciemny duch piramidy
ledwo dziś głowę wznosi
mam cię
w takim odludnym więzieniu
daleko na równiku
daleko od sumienia
mały nagłej nocy splot
we wcięciu prawdy cieszy się jak pies
zamknij tą bajkę
wydaj wyrok
sam chodzi ten skazany
za miłość ojczyzny
ledwo
>>>
 

1993

 
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Lament *
 W kratę wplatam spojrzenia jak więzień
 łeb mnie boli
 siedzę na gazecie w betonowym bunkrze
 w uszach mam zgniecione puszki po piwie
 a nos zapchany plastykowymi butelkami po oleju
 legenda zdejmuje mi buty
 namaszcza je resztą mazi
 kładzie kompres na głowę
 myszka przybiega do stóp łasi się
 Homer to napis na ścianie
 leki stoją na szafce
 dzwon daleki dzwoni
 gołąbek Picassa wyfruwa spod paznokcia
 lament lament
 łzy w oczach
 trabant po rewolucji
 uwięziony za lojalność
>>>
DSCN0570s
* Na gie *
Jest glista na gie
mała chmura fe
która ją skropi be
kto ją posiądzie
zapewne kret planety
albo człowiek o bogatym życiu wewnętrznym
lekkie piersi pod lekką suknią
dąb cienisty wykrzyczał białego konia
lekka jazda pomiędzy włóczniami
filmy zubożały kultowo
tyle lat w wytwórni
centrum grzeje ławę
oranżada wypada z fontanny
na całe miasto
konduktor zapuszcza wąsy
aby je opuścić w dół
na wolne miejsce
toast wypity
czas na skok
kto połknie glistę
ludzie nie gustowni
i ja raczej nie
moja mała armia ciemnieje
mam małe rozterki głupiej baby
ledwo przeprawiłem się przez zatokę
i dotarłem do Sziraz
a już obskoczyły mnie koniki zwrotne jak czołgi
dałem cukru
rękawiczki poprowadziły samolot dalej
wyciągnąłem ręce
przygarnąłem go do siebie
nie bój się muzyku
glisty nie dla ciebie
od takich rzeczy jest drób
ministerialny
glissando rządowe w naszych trzewiach
lecz nie w umysłach
>>>
DSCN1705d
* Garść wiedźm *
Także i to, co nie pływa w ciemnościach
palec u nogi jest spławikiem
a żar przynętą kreatur
cwałuje śmietanka husarii
cwałuje zieleń pod derką
jagody są już na dwunastym poziomie
punkty muzyczne w czarnych jagodach
kłują myśli w robakach
studnia jest do zapadania się w szarość
wujek kozak do opowiadania o spadaniu
ojca posadź na jabłonce
zagraj na jego samochodach
hiszpański nastrój wywołaj przytupem
zamknij usta nad przepaścią
pastorałem chciej zmacać
po omacku dno szybu
drzewo jest wszędzie na szczytach
rodzenia i umierania
w kolebkach i trumnach
grzyby na dnie
tekstylne psy mogą zwijać się w blachę dachową
natomiast barykady kocie otwierać się na Paryż
reguły sztuki na pędzle i sztalugi
granaty na cienie północy
pomarańcze na widma stepu
weź garść wiedźm stamtąd
daj dziecku
ono je pokocha
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Przepaście *
Za i przeciw
w kolorach
gra w czerń i biel
dywan kłujący pod moimi nogami
paznokcie w szampanie
lekko dziś obrażałem myślami
zbyt lekko przeklinałem zjawy
na tym wiecu bez słów
cierpię teraz przed północą
wczuwam się w kraty i baszty
które powstrzymują życie
gdyby anioł przyszedł
te przepaście byłyby niższe
raz już je widziałem
raz już widziałem anioła
na ich tle
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
* Trójkątem szczeka *
Musisz go wyłowić
znowu łowić
spirala kodu genetycznego
a w niej złość
na samego siebie
bo bochenek chleba
bo ciemna noc
złam tablice
by olejkiem wymościć płomienie
z Węgier weź górę
i zanieś na Bliski Wschód
bocian ci powie
mam czerwone nogi
muszę tak głosować
wędkuj wędkuj w przerębli złotówki
to pierwsze to drugie
ale zdrowe
chleb w latarni
zygzakiem wracają psy sny
szczeka pijak
wybrano go na psa
on nie może być w Egipcie
trójkątem szczeka
lekkie brzozy mówią jak spokojna ta zima
można się nienawidzić do woli
lustra dajcie a nadto jeziora
brat z nich
kosz z nas
Albert, Cham i reszta
musi to być chyba
zdrowa nienawiść
ktoś musi być mieczem
ktoś musi być ogniem
ktoś Archaniołem
w bramie Raju
>>>
DSCN1953x 
* Po glazurze *
Jamb w brzozie 
jedź towarzyszu ksiądz patrzy
lekko jak śnieżki ruszyły konie
pojedynczo po okularach
jeden taki pociągnął po glazurze
brzozowym sokiem
>>>
DSCN1188f 
* Do beczki *
W krainie czarnej
siedzisz na beczce
nogi, pilnuj nóg
tam bariera tu droga zachodu
gram w kotka z policją
w księżyc w panie
latem siano zamiast nocnika
leśne siano zamiast dziennika
latem siano, wierzby, tarpany
brzdąkać potrafi na harfie i świerszcz
goryl może nawet zagrać na wantach
muska motyl cięciwę wąsów
lecą nad grzbietami dzikie gęsi
atmosfera się robi
jest już, gdy jedziesz
przez bieguny zauważ należałoby
Tomcio jest wszędzie
grozi paluchem
grdyka jest powiązana z szybkością
jakże nie paść w tym momencie
nie poniewierają żeńskich nazwisk
idź do beczki demonstracyjnie
nie stawaj nie siadaj
idź
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Zielono, zielono, prymitywnie *
Zielono zielono prymitywnie
nie lubię kpin
a tu są konieczne
Giżycko dworzec PKS
Giżycko cmentarz
Giżycko park
a lustro w Wilkasach
zieloni węgorzowie
kanałowe kotki
małych rozdzwonień mały ślad
sekstans żeglugi chrześcijańskiej
kilwater niepogody
bryza żalu
te wodne ptaki są tak cienkie
na wymarłych wysepkach i tyczkach żywych rybaków
mała kawa w Nidzie
rana w Rynie
Grudziądz, oj skarpo tak duża
za duża na skok
tramwaj zabiera ludzi
wybrałem się nad brzeg sam
listowie kryje partie
listowie szyki zwiera
a ja sam
Nike na drzewie
macha mieczem
ugodzony w spodnie
dopiąłem się
strzelaj gnomku z fortu
ja z zieleni nie wyjdę
maskuję się na wierzbie walecznej
>>>
??????? 
*Stara góralka mówi*
Tak cicho, stara góralka mówi
a sklepowy chce kupić tomik
jemu też wolno
byle bez upokarzania poetów
sił już nie ma
jednoczących z wrogiem
czy co?
wał duch historia
lepkie myce kocie oczy
zjednoczone z rzęsami
legły w gruzach kolumny cierpienia
miłość runęła
czy co?
jakiś bałwan stopniał
jakiś telewizor stwardniał
skalpel otwiera klasztory
w domyśle sale gimnastyczne
bardziej jednoznacznych jelenie
wybiegasz nogami przed stara
zaklęcia żab
wykresy ustępujących
gdzie te szlafroki?
kapcie urzędnika
cierpienie, jakie cierpienie
pomiędzy koncentracją Wersalu
a westchnieniem Fontainbleau
gruba decha
jeżeli stać cię na piersi to i na ręce
w ziemiance rączki rączki
w amerykańskim więzieniu gadu gadu
ot taka jakaś rzęsa ludzka
buczyna na bukowinie się rozwija
bukwie są w dechę
zamknięte poddasze przed Dostojewskim
Kołomyja nie wzrusza już kotów
i brody nie te same
jakby krótsze w otoczeniu władzy
oczy kocie grają w tenisa
zmartwienie nie moje
mogę iść spać
Kołyma czy co
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Pramyśli *
Zamień na słowa rzekę surówki pramyśli
Ziemia pod nazwami planet
komórki pod nazwami gwiazd
mózg w nawiasach pod sklepieniem
zamień go na sfotografowane freski
tam na firmamencie
cicha rzeka
w cudzysłowie
podejdź do wahacza oka
weź go do ręki
co to jest?
zbójcy po wyjściu z szuflady
udali się w kierunku drzwi balkonowych
morderstwa i łupiestwa pozostały w podręcznikach
lewostronne krzesło stoi na środku pokoju
ta z ciążą poleciała do gwiazd
posolone gitary obok pieca
ogolone głowy kręcą się jak piłki
wokół Jupitera
płynnej wewnętrznie
zmiennej zewnętrznie
planety pod imperialną nazwą
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Zdjęcia  *
Aerozol wciska się w myśli
plamy pozostają po nim
trwałe o tyle o ile osiądzie
na nich modlitwa
nie takie złe
co wpadnie w ręce do żołądka do serca
powoli odchodzi chór
krabów i stalowych gąsienic
zdjęcie Faulknera strzelającego
sobie w głowę na Golfsztromie
mur jakiś pylon
teleskop na królika
zdjęcie Hemingwaya strugającego
drewnianą trumnę w sierpniu
germańskie krzesła wodzów płoną razem z nimi
z Carycy nie pozostaje nic nawet próchno
a z mnicha zawsze coś
zdjęcie Wałęsy strzelającego sobie w głowę na Łubiance
maluch hamuje policja nie
skacze na kości
piana oblepia mózg uczula go
ledwie ledwie kanapka
mieści się w otworze gębowym kraba
wyliniały atol
zdjęcie strzelającego sobie w głowę
Witkacego na przedmieściach zbombardowanej Warszawy
zdjęcie Warszawy z wieży Eiffla
płynącej na atolach chmur
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Dawno nie byłem torturowany *
Rzęzisz jak beerdeem na poligonie
przejeżdżający obok jeziora, w którym
stoję zanurzony do pasa w wodzie i jem smażoną kanię
czyżbyś był chory na armię
a może uczulony na kanie
widzę płonące strażnice w twoich oczach
beerdeem skręca i wjeżdża do wody
twój kierowca sepleniąc woła – wsiadaj pan!
zaplułem się kochani,
gdyż dawno nie byłem torturowany
może teraz nadarzy się okazja
karleję bez tego
>>>
DSCN4910 (4)x
* Makatka niezlustrowana*
Mułła przyprowadził drewniane araby na Ukrainę
spytał chłopa czy Dzieduszycki jeszcze żyje
odpowiedziano mu, że spłynął właśnie do Konstantynopola
a makatka jest jeszcze nie wyszyta i za konie nie dostanie nic
mułła zapalił wodną fajkę i podkręcił chłopu wąsa
narobił w spodnie i odwrócił się na wschód
wsiadł na wóz galijski i zakrzyknął na oślicę
z bezpieki – wio, wiśta!
>>>
DSCN0693f
Światło kamera bezruch
Same na liberalnych deskach
krygują się
światło kamera bezruch
ludzie chcą spokoju
tyle mil podwodnej podróży
i jem dziś zmianę
grawitacja polubi mnie w pochyleniu
w łachmanach skląłem sklepienie uczłowieczone
bez much byłem z nią w szopie
jak ci się zdaje?
dziecko i już
w ten dzień pustka zaplątała się
w dotychczasowej pełni
słodycz wyciekła do ust
serce pozostało gorzkim
junak w zagajniku
zarepetowałem psa
kogo wybrałem, kogo to obchodzi
but na jednej nodze
witka i gałązka świerkowa
wypuszczony utytułowany
z lewej strony ekranu kółko krzyżyk
przesunęły się po skosie na dół
ekran zapłonął
to zza muru wycelował mech do paproci
ja znoszę to, co mi dajesz w lesie
kłębki cmentarne
omijam
w berecie czarnym skórzanym
słucham bluesa zamiast pić wódkę
Polska Ludowa przez to upadnie
nie wojna o pledy a o mary
doliny zbombardowane kogut przeżył
najeżą się czarne czerwie w zielonym
z białym najesz się
jantar świeci w szafie
na dywanie wyciągnięta kobieta
światło kamera akcja
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Już ci niosą rzekę za długi *
Już ci niosą rzekę za długi
w dłonie ci przekażą
wypiszą zet na czole
chciałeś wypić piwo ze złotego pucharu
obyś nie wypił i całego złota
w brzuchu ryby czy na grzbiecie wielbłąda
tulisz małego Alkibiadesa
w gębie strach, w oczach otchłań
mgnienie oka
ryba zmienia się w bliźniacze rzeki
dojrzały śliwy na weselu
prawie czytelne Vistule
a ja ląduję znów na dymie
od Kalisza do Ostrowca jadę
wymachuję kominem i pióropuszem
Pedro od zet mnie goni
jaskółcze przesłanie ląduje w zupie
migdały w radio zostały przepowiedziane
grudką się posługuj a zobaczysz
że wszystko będzie w porządku
lament dziś
to nic, nie słuchaj
przecież zmieścisz się jeszcze w drzwiach lasu
tam katedra brzęczy zajęcza
ludzie mówią, że masz dobre warunki
w fiszbinach i w hamakach humbaka
lecz słońce nie może się wylęgnąć bez ciebie
a bez niego to jak bez belki w oku
szukasz w zbożu
alchemicy poszli spać przecież jest już noc
zmienia się niebo ponad światem
Andromeda z Tokio dociera do Warszawy
trawy się budzą
alchemicy tańczą znów w trampkach
jezioro pogłębia się do trzydziestu pięciu metrów
udar nie grozi ustom
schowały głowy w hełmy
pić z morza na Wybrzeżu 
pić z jeziora na Pojezierzu
i pić z rzeki w Warszawie
poza tymi miejscami nie jest konieczne picie
bezpośrednie
w Krakowie pod smoczą jamą
już tak nie piją
anioły maczają pióra w rowach melioracyjnych
z dnia na dzień noc jest coraz bliżej dnia
de Kooning w Sandomierzu
w Bambergu zakonnik
a ja chwilowo w Sobiborze szarym jak proch
jedna wielka autostrada wyznaczyła drogę poprzez historię
Walduś wyjął oko i włożył je sobie do nosa
wypuszczając z niego pszczołę
glissanda w takim momencie
pistol shoot Hendrixa i krzesła gięte na miarę
nie lubię wielu koni do karety
sikam i  wymiotuję w biegu
konstelacje to łuk
tego się nie obawiam
wszyscy mówią, że zostanę Sokratesem
legendą Południa Europy
legendą ulicy Rejkiawiku
legendą dużego pokoju w mieszkaniu Piasta
legendą biurka i klawiatury komputera
legendą Intela po zażyciu klonozepamu
legendą łazienki i pasty
>>>
DSCN2158s
* Na kupie chrustu *
Za ogniskiem schował się przywódca
przebrany za strażaka
zawiązał buta, którego wcześniej rozwiązał
mienił się być zastępcą
ale ponieważ był strasznym szują
Kantor rozmienił go i wylądował w kiciu
czyli na kupie chrustu
zeskoczył z niej tuż przed zażegnięciem
krzyczał – trzymaj, łapaj
a sam kucał – za ogniskiem ze sznurkami
satrapy tego co zwykle
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
* Łuk Kurski *
Lukullus zjadł kolejną koszatkę
Mozart przestał grać z głodu
Osóbka-Morawski przyszedł z pretensjami do urzędu
Witos przewrócił się w grobie
na widok chłopskiego państwa
trzeci Wałęsa zapiał
Łuk-Kurski wypiął się na Wałęsę
Kwaśniewski nie dopił szampana
>>>
DSCN1017a
*Przez Ostrą Bramę*
Zjedzone zające nostalgii
Wilna nie ruszę nie obawiajcie się Litwini
nie jestem szczypiornistą
ani koncentratorem jak Piłsudski
obie moje eskadry z Królewa
czekają, co prawda grzejąc silniki
ale nie mają zrobionych jeszcze pełnych prób
więc mogę jeszcze potęsknić
do białych niedźwiedzi z Kuźnic
do borówek ze śmietaną w Morskim Oku
do rozśpiewanego górala na Krupówkach
do mszy w kościele Świętego Ducha
do dziurawej drogi do Szawli
do łabędzia w Kownie
samopały na powódź
załadowany suknem wóz
nie może wydostać się z Tarnogrodu
woźnica podkłada korony pod koła
lecz jest zbyt stromo
i zbyt ślisko jak na zad jego i konia
wrzeciono ukłuło pszczołę matkę i zasnęła
zostawiwszy pracę na pastwę losu
za kogo ty mnie masz
powiedział Berlin Pradze
pełny szacunek
powiedział Kraków Wilnu
za jarosza odpowiedziano znad Wełtawy
racz nie gardzić naszymi prośbami
doleciało znad Wilii
z tego drzewa już zejść nie mogę
dobrze, że jabłek tu pod dostatkiem
tak jak i węży
od Fatimy przez Ostrą Bramę
po Pola Elizejskie
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Nie możemy być wyżej *
Tik tak tik tak synku
śpij
tylko tak
tam jest Mleczna Droga
a Wieli Wóz tam
a tam jakiś pan grzebie w śmietniku
popatrz, jaki wielki księżyc za oknem
ponad miastem świeci
my jesteśmy na górze
a tam w dole śpią ludzie
jesteśmy wyżej od szkoły i pałacu kultury
jesteśmy wyżej od Komendy Policji
jesteśmy wyżej od wieży kościelnej
jesteśmy wyżej od cmentarza
tak synku, nie ma już Miejskiego
Komitetu Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej
tam w dole
nie możemy być już wyżej
od pierwszego sekretarza
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
* Przesadź górę *
No to i co
ikony nie ma na zawołanie
masz lupę popatrz w słońce
kto zgromadził te chmury nad nami
ten odpowie za burzę
z perły stworzysz macicę nawet
jeżeli będziesz bardzo chciał
jeżeli zainwestujesz w świeczkę
nie w ogarek
raz kozie śmierć a raz tobie
masz kartę zagłosuj
naciśnij przycisk natenczas
przesadź górę w morze
i co? 
>>>
DSCN1698d
* Zanim niebo się zamknie *
Zanim niebo się zamknie
goń tam i skacz
zanim niebo zardzewieje
jedź
ludyczne manifestacje
targanie za włosy
zanim niebo odpowie na okrzyk mordercy
idź
nie patrz tylko zza firanek
jak uderzają pałkami
zanim niebo się zapadnie
rzuć się w przód
zefir wolności
daje się odczuć na powiekach
kula w lewym płucu
zanim syreny zagłuszą niebo
przedzieraj się przez gaz łzawiący
nędza zmieniona w lewiatana
nędza zmieniona w zło z lasów
nędza sięga nieba
nędza sięga aniołów
nędza zabiera życie
>>>
DSCN0663d 
* Zanim odejdę *
Zanim zejdę na ścieżkę ku drodze
zdejmę nagrzane skarpety z butów
jestem nagrzany jak skarpety
siebie nie zdejmę   
na drodze mojego wejścia na trasę
nie może zabraknąć schematów
tuman kurzu nie przestraszy
gdy słoma zapala się w butach premierom
skądś znam bariery mostów
śmiertelnie poważny reżyser
wykupił sobie wiejską chatę
w sołectwie polskim Kugórze
w sołectwie tym brakuje chłopów
jest święty spokój rozstajów
poszliśmy z nimi na wiejskie zamachy
z ósemek niewiele zostało
to nic, pójdę nawet sam na tę chmurę
żeby zobaczyć drogę
zniknę tymczasem z Gdańska
z Pucka wyjadę razem z Rosiewiczem
ku stepom pustym jak ściana bez tapety
bez butów bez skarpet na oklep
okleję swoje stopy pierzem
Pawlak mi go będzie darł przez jakiś czas
na skale złotodajnej
nad rzeką nie będę czekał
na witkę nie mam ochoty
rozum suszy się jak świeża cegła
użyję lebiody na dom
hycle się kręcą po Warszawie
na Pawiak zaginają parol
ze mną nie pójdą bez wahania
ze mną nie pójdą po drogę z wiadrem
wolą basen ekshibicjonistów na Łazienkowskiej
zdechły piorun zawisł na tęczy
lasso zarzuciło się na byka
zamknąłem usta na chwilę nietoperza
telewizja sobie zdążyła naprawić
ubiegła mnie przed drogą
spadł boks z rankingu
zaniemógł sędzia z lat ubiegłych
lecz i to nie pomogło
trasa droga znów bezdroża
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
* Snopowiązałka związała społeczeństwo *
Z wielu ich niskich pobudek miałem ubaw
z każdego stworzonego bawołka
miałem oprawione spodnie
bomby we wschodniej stronie miasta
ku mostom zdążały
teraz hordy Szeli
przeszły przez Tarnów i wpadły w leje
na nielichym gruncie zakopano głóg
a pod nim kościółek
będą dziś szukać dzwonów
słuchając harmonijek
patrząc na budowane studnie
zamierzam obwąchać trupa Jaruzelskiego
zabalsamowanego przez Michnika
łykające żurawie przeleciały nad miskami
tuman wzbił się z okularów ku urzędom
z konia spadł zdechły szczur
chociaż snopowiązałka związała społeczeństwo
jeszcze zadość uczyńcie padłym po wsiach
od ubowskich kul
i idźcie na bimber
>>>
DSCN8194g 
* Zdmuchnąłem świecę *
Zdmuchnąłem zaloty ze stołu
po tylu latach jeszcze tu były
zamieszki szykują się w tej rodzinie
zbuduję sobie tratwę powiedziałem jej
popłynę rzeką w dół daleko od ciebie
zdmuchnąłem świecę stojącą na stole
zrobiło się ciemno jak u źródeł Wisły
na pewno masz mi za złe powiedziała
że do chleba wzięłam nóż
skoczyłem do niej i wziąłem jej sztuczne brwi w ramiona
nóż wypadł jej z ręki i upadając  wbił się w krasnoludka
to krasnoludka zaskoczyło swojsko
mały skok i już byłem przy nim
uratowałem go recytując mu swój wiersz
zatoczyłem się znów na środku pokoju
malownicze oczy wyszły z orbit
i znalazły się w mojej kieszeni
wyszedłem za drzwi
rzuciłem się ku kapliczce
wtargnąłem do niej na środku alei
potknąłem się
nabiłem się na lichtarz
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA               
* Tam jest piracka zatoka *
Tam jest pirackie jezioro
a tam była piracka zatoka
ale cóż umarła
Tam stoi statek na uwięzi
a tam beczki wytoczyli
spuścili na sznurach do podziemi
Tam kryją się piraci
a tam pozostał popiół ich ognisk
ucz się dziecię na umarłych krajobrazach
bo zostaniesz piratem na uwięzi
>>>
DSCN2004s 
* Ze względu na knowania komunistów *
Ze względu na knowania komunistów
musiałem zwolnić dziś konika na biegunach
spaprali mu papiery i obsmarowali w gazetach
Ze względu na knowania komunistów
musiałem dziś puścić słonia w trąbę
wytoczono mu proces o faszystowskie podejście do mydła
Ze względu na knowania komunistów
musiałem zadośćuczynić Plastusiowi
za krzywdy doznane w moim piórniku
>>>
????????
* Tam nad granią *
Tam nad granią rośnie paproć
kozica obgryza ją właśnie
jestem w jej żołądku, bo czas mnie tam przeniósł
patrzę a tu Janosik siedzi w kucki jak Turek
załamany brudny i zarośnięty
ukryty przed światem jak eremita
skalnica zwana Świnicą wpada
o wpół do szóstej wieczór
do wnętrza kozicy
kolejny porost wprowadza trochę czerwieni
balon zmierzchu wypełnia się o ósmej
kozica powoli zdycha
Janosik kiwa na mnie już z Granatów
wygląda jak dziewięćsił
skaczę na skałę odbijając się
od rogów
>>>
DSCN2166d 
* Kolonia *
Hymn jak na zawołanie
pieśń kolonisty wyruszającego z Lasku Wolskiego
na Madagaskar
szkolne szałasy
wytrzymują spojrzenia niszczycieli
dziewczyna zaciąga kredyt u chłopca
staw oblewa cypel, na którym oni oboje stoją
w mundurkach
„Międzynarodówka” rozbrzmiewa nad Rabą
kolonista wpada w pokrzywy
naród po raz drugi wpada w dzieciństwo
>>>
DSCN0967 (2)d
* Na każdym kroku słowa *
Ze mną nie przetrwasz Salome
bo ja tęsknię do świętości
odległej jak ujście rzeki od źródła
zamknąłem siebie w palcach
maluję kukułki z twarzami mędrców
namnożyło się tych postaci pod okapami Krakowa
zebrałem je tak jak się zbiera literaturę w ogrodzie
doniosłem do Raby, puściłem jak wianki na wodę
ze mną nie przetrwasz Attylo
tyle stepów we mnie ile kar za nieposłuszeństwo
tyle dunajów w oczach ile słabości jak tam w sercu
stukam knykciem w szubienicę jak w drzwi
na każdym kroku słowa jak sznury
czy nie można ich zapalić jak opony?
czy nie można płonącej opony stoczyć ze wzgórza?
Gorce są prawie takie jak Delta Missisipi
tyle tu bluesa pijanego zwłaszcza jesienią
opony potoczą się jak błyskawice i zgasną z sykiem
zamiast Husajna zaproszę siostrę zakonną
zamiast prognozy pogody
radio poda dobrą nowinę
Joanno d`Arc
ze mną nie zginiesz
>>>
DSCN0643d
* Polub wreszcie monologi *
Zgaś ten przykład istoto
twój zegar nie tyka
polub wreszcie monologi
w pierwszym akcie rozwiązano problem
w drugim akcie zawiązano sprzysiężenie
w trzecim akcie połamano się opłatkiem
na szczęście
stolarz przyszedł trochę za późno po epilogu
gdy ptaki już spały
zatrzasnął więc wieko trumny i wrócił do domu
z czego buduje się jednostki wojskowe?
czy  z mojego psa będzie nurek?
taki Czerkawski, czy zadomowi się w reklamie?
jedni mówią, że dzieci należy trzymać długo na mrozie
inni postulują ponowne wybory
w cieniu swastyki pozostaje uśmiech spikera
gdyby księżyc zapłonął wstydem
to by piramidy zalała turkusowa krew
ziemski pisk kamienia wysłanego w kosmos
przy pomocy procy
wytłumione drzwi domu pogrzebowego
stłumione psy na Marsie
stłumione chmury w mieście
 wyciszonym
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
*  Problem nieobecności  *
Nie jest to najważniejszy problem Picabii
łowić ryby chustą wybrzeża
eureka, powiedziałem, eureka
skróć Szymonie ten pal bo nie zmieści się w niebie
nie pójdziecie za niewolnikami, gdy oni odejdą
z lewa pofrunął zaanimowany orzeł
no wtedy już nie wytrzymałem
powiedziałem – teraz ukarzę was swoją nieobecnością
będziecie mieć to, czego chcieliście
będziecie tego żałować
Nie jest to najważniejszy problem Picabii
zjeść watę cukrową wielką jak cukrownia
stuknęło, powiedziałem, stuknęło
nie wytrzymam wielbłądzich spojrzeń Wachowskiego
wkładającego delikatnie mówiąc buzię w kadr
Szymonie skróć ten pal, bo ci wpadnie Ikar do eremu
intel odezwał się we mnie i to gdzie
w pęcherzu albo  jeszcze niżej
niewolnicy odejdą w lasy i my wszyscy będziemy temu winni
powiedziałem – teraz ukarzę was swoją nieobecnością
i odwieszę swoją emeryturę
odwiozą was wszystkich w kibitkach, jeżeli tak chcecie
w Szwajcarii na Alpach niejeden Rilke patrzył śmiało
jak gotują mu hak władcy
i co, znowu zawieszono na nim pasztetową
przyrządzono flaki, odwieszono eksport cieląt
zanim mruczek został zakupiony dla rodziny
zabrakło pieniędzy na zieleninę
nie będę stosował wyborów, gdyż nie chcę trafić na
ormowca przy balaskach
mogę jednak głosować w szpitalu na reżyserów
tak na niby
Nie jest to najważniejszy problem Picabii
widziałem go na wybiegu w Lasku Wolskim
teraz tylko karty tasuje
na maszynie do malowania krat
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Ledwo jesień nastała *
Skąd te smutne oczy
skąd te smutne brzegi
ledwo jesień nastała
już zaczęłaś kopać grób
zdejmij nogi ze stołu
sąsiad czeka na ciebie
już idź
Zewsząd pełno stworzeń
w nocnej lampce kołaczą się ptaki
kłamstwa szaleją jak lekarze
kłamstwa szaleją jak grabarze
zdejmij nogi ze stołu
Koszula przemokła już
krew wylała się z ekranu
dzieci siedzą pod ławą
w dużym pokoju
lampka skacze z parapetu
zdejmij nogi ze stołu
Z góry nie dziękuj
temat jest nadal aktualny
odwal kamień, wyjdź
i daj mi wreszcie spokój
sąsiad czeka na ciebie
lato nie czeka
kajaki nie pochowały nóg licealnych
szuwary nie rozkładają nastrojów
rozłożył się żeglarz
na pokładzie omegi
Zagadnęłaś psa
kwiatki nie czekały na proces
wyznały swoje winy
zwiędły zaraz potem
gdybym mógł odszedłbym pierwszy
skąd tu te schody do ciemnicy
skąd twoje zeznania opłacone
dzieci na zapleczu znalazły dom
ale były kalekie, więc dały się oćwiczyć
przez Panią Pedagog
przez ciebie
cerata zrudziała jak pole
bocian zakrzyknął – hej
obiboki poszły z wodospadem
ramki się przekopiowały w okna
serce straciło kropki
po iluś razach
a nogi rozwichrzone na stole
zmartwiały
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
* Samica orła wypuściła strzałę na Warszawę*
Zemdlał samolot nad górami
chmura przybiegła z pomocą
zmoczyła mu pasażerów
sępy usiadły na ogonie
dyrektor powiedział, że jest po zawale
górnik umarł bez słów
pilota ocucił chłopiec
w kurniku zebrał się Naczelny Komitet
i uchwalił jazdę po pijanemu
dzieci weszły do gniazd
z prześcieradłami
samica orła wypuściła strzałę na Warszawę
strzała przeleciała ponad rzeką Wisłą
i utkwiła w Pradze
dziadzio podkręcił wąsa
wysłał umyślnego po tysiąc żebraków
sam zasiadł i siedział
wybuchła epoka Litwinów na wschodzie
spadł Dziunio ze stołka na dno
znowu rzeka wybrała mnie na topielca
nie zasięgnęła opinii Komisji Centralnej
z gruntu fałszywa ta góra
dała się okolejkować z goryczką
za mało jest ptaków
powiedziałem, za mało jest ptaków
w białoruskich opłotkach
i dzięcielina pała zbyt sama
w Praniu nie ma już spokoju Dzierżyńskiego
szkoda wysyłać tam drakkary
pomost się rozsypuje, żeglarze szukają zgubionych kotwic
na topach cielęcina i fajka
z góry dziękuję za krótki kurs
stwierdził leśniczy w Lutowiskach
za mną chodźcie internowani jestem chirurgiem
przeszkolonym półrocznym kursem
za mało jest bystrzy na pograniczu
powiedziałem, za mało jest bystrzy
a wysp i pseudowysepek jak zwykle jest wiele
za sklepami i w krzakach wypalonych
gdakała, gdakała i przestała ta ograniczona,
tłusta bestia kurza
jest wiele wysokich metalowych ogrodzeń
i w Łupkowie i na końcu plaży w Świnoujściu
na przykład
i na przykład w Siedliskach za fortem
i w Krynicy Morskiej
z Renu nie wyjdzie ren tylko dlatego,
że ty tak chcesz
na twoje zawołanie wręcz
z Rynu nie wyjdzie na przykład bolszewik
w onucach szarych
a pijany Gal sprzeda wina dojrzałe
ośmieszy dwulicowych księży wspaniała kobieta
prąca do władzy porzucająca rwące konie
rącza blada twarz zabije muchę
myśląc, że to samolot
skąd ta pewność, że mówię
– powiedziałem
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA  
* Ledwo słyszalny katolicyzm *
Z zewnątrz te źdźbła tu wchodzą
jarmuż dobry z kaplicy i z rynny
to taki sam lew w tym samym gnieździe
w mojej krótkiej kurtce nie zmieści się zawód
w mojej głowie zmieści się natomiast
stowarzyszenie katorżników
jedz długo, gdy możesz
w głębinach mórz kryje się murena
i ty nie wiesz gdzie czyha na ciebie
z zewnątrz mróz wchodzi do mieszkania
ciepła nie uświadczysz
zieleni się towarzyski tkacz w klatce
mało ma żółci
chociaż w sam raz na Paryż
witalny Nelson strąca gniazda i klatki
strunami
wszędzie krostki na całym ciele
dziecko woli Aidida za nasze pieniądze
kot nie wystawia się jak za dawnych lat
na błoniach
któregoś dnia ruszy pociąg z dźwiękami
do Łeby
mała czarna koszule jak pierze
Montserrat popedałuje na koncert
dolatuje tu ledwo słyszalny katolicyzm
dobrze, bo już kaftany zakwitły
na drzewach
pociąg zarył w piachu
zaraz wyskoczy murena w moro
i go połknie
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA               
* Za mną ciężkie więzienie *
Za mną sto lat pracy
za mną ciężkie więzienie
ledwoczyn zza wału
tam ci grają w szachy
skróciwszy drogę do Reszla
wyszczerbiłem brzeszczot
tomahawk mi pozostał
rzuciłem nim w ostatniego polskiego bizona
w zbożu
za mną ortalionowy płaszcz
i żużel w golfie
gdyby nie stało ciasta kolejowego
sam obstanę za słodycz
przykręć trochę gramofon
za blisko jest torów
gromowładny grzmi
gromowładny robi już teraz tylko kupę szmalu
za torami nie ma już granatów
Rusek wyniósł przez konsulat prawie wszystko
sto lat katorgi za nami
sto lat picia za nami
kormorany usiadły na dachu katedry
to dobry znak dla kożuszników
to znak dla Quasimodo
spód derkę odwrócił
lodowce omszały z wyczekiwania
grdyka konia przemieniła się w grdykę bociana
bociany uwiły gniazda w krematorium
z którego wagonu wysiądzie żubrobyk?
a z którego wódz Wolinian Tur?
pytanie w zestawie narodowym
zadano mi dziś rano do strzelania
zbratałem się w Satoraljaujhely
panda w bambusach i oskard w kamieniołomie
to prawie to samo
nocny patrol skrwawiony
dziewczyna dała krwi dziesięć lat temu
ktoś umył ręce
moja praca jeszcze nie poszła na marne
moja praca została skodyfikowana
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
* Dobre warunki do złożenia jaja *
Stwórzmy mu dobre warunki
dla złożenia jaja
a potem to już jego sprawa
może zostanie filozofem
jeżeli to zwierzę nie może tupać
to trzeba mu nie tyle zdjąć kaganiec
co zrobić na drutach botki z włóczki
miałem nadzieję, że po wyjściu z cmentarza
pójdziemy drogą conajmniej słuszną
tuż poza wioską miedzą porośniętą dzięcieliną
pójdziemy obok krzyży
i to się spełniło
maliniak był tylko niespodzianką
jeżeli trzeba zabić człowieka
wystarczy spojrzeć na niego krzywo
nie potrzeba Labudy ani wystawiania
go pod postacią noworodka na mróz
w samym tylko pudełku tekturowym
tym razem kot nie struchlał
zadął w trąbę Piernika
z nut zaszczebiotał ptak
po mojemu to dzika polska papuga
ojciec twierdzi, że to czarny zimnolubny dzięcioł
sam go pasłem, lecz go nie malowałem
sam go wiozłem, lecz go nie zdradziłem
sam go oczekiwałem, ale go nie dałem
sam mu pomogę, ale go nie zastąpię
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
* Obeszło się bez dintojry *
Zgódź się niecnoto na Cisnę
zgódź się!
ledwo wróciłeś z Krk
a już mnie molestujesz o Kraków
o rozdartą wierzbę
o rozdartą wierzbę Słowian
Południowych
pójdź dziecino ze mną na Karpaty
ze swoją przepiórką dąbrówką!
włączymy sobie CB-Radio w lasach
i będziemy nasłuchiwać czy ktoś
nie wzywa przypadkiem pomocy
trudna rola jest za lasem
króla by nie zmusił do pochylenia się
nad nią a co dopiero nawigatora            
skubnął Pietrzyk płaszcz, skubnął drugi raz
i patrzy a tu masz ci los
od Wałęsy ludzie jadą
z tasiemcami w teczkach
niedożywione dzieci ciśnięto w kąt sań
Kmicic tam dopadł Oleńki i odparował
ludzie przeszli przez asemblery
i znaleźli się w rowach tęsknoty
na szczęście zbyt ciemno było na walkę
obeszło się więc bez dintojry
pierwszych Słowian zastąpili drudzy
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA  
* Tosca  *
Maksymalny duet na trojkę
śpiewa Tosca wysmarowana wazeliną
Scarpia w paście
krótsza droga bez proszku
Maksymalny samochód na kołach
żmija została przetrącona na drodze
kręgosłup wplątany w krzak tarniny
gdyby jaskinie umiały mówić
to powiedziałyby – „Izrael”
Z głodu do ust jest daleko jak nie wiem
mogę zareklamować psa i prawa człowieka
przed stwierdzeniem Ministra Sprawiedliwości
przed jego publicznym wystąpieniem
przed jego zdjęciem
paszcza ma już ponad sto lat
i zmniejszyła się znacznie
cienko śpiewa
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA               
* Za mną Sicz *
Za mną marzyciele
do Doniecka dotrzeć czas na skup koni
to znaczy partia
to znaczy chciałem spławić konie do Konstantynopola
może by tak na lewo od Siczy
zgódźcie się na koniczynę z Luzerny
za mną na Czarny Ląd
charytatywnie przeprawić się proszę
tudzież złodziej się zmieści
kawał solidnego czasu zabrano na obchód
od Madagaskaru do Magadanu
klucz żurawi poszedł piechotą po upadku Meteorytu Tunguskiego
fordem naprzód do Częstochowy w celu zarobkowym
ku ideom, ku zmierzchom, ku Akropolowi
żeby królowa kopała leżącego?!
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA              
* Nie zawsze jest jak jest *
Zamczysko to może nie jest
ale zawsze robocizna jakaś
długie noże Wikingów
zastąpiły rano fajki Seminoli
wspiął się Cezar na obelisk
lekko potem sfrunął na chleb
takie coś nazywa się kruszec
stamtąd skąd Skalbmierz
ochrzczona Rosja się żegna ze światem
bezwstydna Ameryka oddaje haracz
koty przyjmują mleko od nosiwodów
zamczysko Filipa zdobyto i oddano
dziewczyny się nie ucieszyły
ale cóż, nie zawsze jest jak jest
>>>
DSCN2055s
* Mam tu mary *
Mam tu mary
jeszcze puste
mam tu nastrój
do ofiarowania
mam tu maniery
do kładzenia na marach
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA               
* Mróz ściął dzieci *
Z trzech nocy wyszła jedna
imieniny się rozpierzchły
na dwoje babka wróżyła
mróz ściął dzieci
ławka załamała się pod bezdomnymi
cmentarz udał się do noclegowni
kaszka spadła na łóżeczko
koszula nie wystarczyła ojcu
dziadek podskoczył do konara świerka
obierki dostały się do żołądka
szmaty przeniknęły przez wysypisko na dnie rzeki
kruczoczarne włosy zostały ścięte razem z głową
>>>
DSCN2082s 
* Ty jesteś synem Boga *
Ty jesteś synem Boga
i nie wiesz skąd dokąd sięga twa władza
w glinianym garnku trzymasz atomowy stos
w jaskiniach Gehenny robisz doświadczenia
z przyśpieszaniem cząstek
Ty jesteś synem Boga
i nie wiesz gdzie port dla twojego jachtu
z włókna szklanego
stoisz na nim wpatrzony w zachód słońca
na oceanie niespokojnym
Ty jesteś synem Boga
i nie wiesz gdzie postawić stopę
lądując na kolejnej planecie
wracasz z drogi kosmicznej
lecz Ziemi już nie ma
dziedzictwa już nie ma
>>>
DSCN1314s
* Co wymyśli nam towarzysz *
Co jeszcze wymyśli nam towarzysz?
co jeszcze?
zgubny ten nałóg, oj zgubny
ze mną, ze mną, ze mną
głodny ten człowiek, oj głodny
co jeszcze wymyśli towarzysz?
zjedliśmy Bielika bez śniegu
według mnie świeci się na wschodzie
wy twierdzicie, że na zachodzie,
to może być prawdą
to ty kukuruźniku, to ty?
ze mną odgadniesz Sfinksa i kamień
musisz tylko stepować w rytm moich wierszy
>>>
DSCN1492f
* Luksusem *
Luksusem jest nie robić szkód
za wschodnią ścianą z desek
zakwitły arbuzy
na ścianie dzieci wymalowały arbuzy
Luksusem jest nie robić wojen
za wschodnią ścianą z traw
okręty przybiły do nabrzeży z czaszek
na ścianie dzieci wymalowały łodzie podwodne
Luksusem jest nie robić nędzy
za wschodnią ścianą z zardzewiałych drzwi
upadły kobiety i kapłanki
dzieci je podniosły i namalowały na ścianie
dziewczynki
Luksusem jest nie robić ekshumacji po latach
za wschodnią ścianą z krzyży
Żydzi pofrunęli ponad drewnianymi miasteczkami
na ścianie dzieci namalowały motyle
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Wydłubałem spojrzenie  *
Z tomu szóstego przywiezionego z Japonii
wyłuskałem bluszcz
jego oczy to oczy dopiero
poświęcenie nienawiści dla korzyści
jej oczy to dopiero oczy dziecka
glinianka płacze nad rozbitym dzbanem
zawierać zardzewiałe żelastwo
za mąż ją dać – kolegialnie na ulicy
skupione żądze japonistów
Z tomu czarnego przywiezionego z Akwizgranu
wydłubałem spojrzenie
jem to, co da – kolegialnie w barze
z tego tytułu nie można wynieść nic oprócz polowań
na ludzi
siwy starzec otworzył oczy carowi
siwy starzec otworzył oczy łysemu zdrajcy
ja otworzyłem oczy
ja nie otworzyłem oczu na to
ze względu na pieczeń
jeża nie można tutaj złościć
i cóż z tego, że zginęło tyle niewinnych dzieci
trzeba być miłosiernym
Pol Pot nie denerwuje się tak jak Ginsberg czytający Miłosza
jego wysokość Pat i mały Pac
w oceanie słychać sapanie mureny i słodko brzmiące gitary
nie uwierzyłem i nie uwierzę w przebaczenie muren
jestem niezależny
Z tomu errat wyłowiłem ukulele
otworzyło oczu wielu
>>>
DSCN0002x
* Nad Europą  *
Ja wiem, że to nie jest tak
to nie takie proste
zgubny jest szalik i kąt u profesora
nad Krakowem
to nie to samo, co szybować
nad Lwowem
to nie to samo, co malować
nad Paryżem
to nie to samo, co rytm myśli
lecz czy ty to zrozumiesz
schody
bazylika
łatana kołdra pracy
piaskowiec na Komitecie Centralnym
źle zamocowany
kwiaty na asfalcie
przekwitają
grube serce
taran
nad Ładą mostek
zejście z bocianem i czekoladą
zawirowały krzyże
parkany przede mną
cmentarzy
to nie to samo, co panować
nad Europą
>>>
DSCN2141c 
* Krokodyl w łazience  *
Tu jest nasz świat – rzekł Hermes, Jadwigo
już tyle lat, Jadwigo
zamaszyście ze mną postępują
ja wiem swoje
krokodyl jest w łazience
ja wiem na pewno
on tam jest
punkt zwrotny wyszedł mi na przeciw
nad Argentyną
nad księżycem Jowisza
z uwagi na latarnie wracam dużo wcześniej
Ja się nie boję upić
przeżyłem podróż tratwą dwa razy
zgubne mewy
łachy
dziecko na ruinach zamku
moje dziecko
jeżeli będę potrzebny krajowi
stawię się na rozkaz
wszystko wysprzedam i kupię broń
odstawię na miejsce
i grób i działo
olszyny wyruszają czasem na spotkanie podręcznikom
nauki latania
o, już leci!
ze mną też tak było – spadłem z drzewa
wprost do samolotu
wbij jajko
uczesz się krokodylem
jej Jadwiga staje w drzwiach
zakukana – deska odkształcona na ryjku
załódzić się też publicznie
a kolejki chociażby
a prehistoria nienawiści
niewielu jest kapłanów
astronomów niewielu
stąd to znam, że mnie boli
wielu księży i naukowców donosicieli
jak już powiedziałem Jadwidze
gram na zwłokę
bo piszczele zaginęły w piramidzie
a ziemia pokryła piramidę
jak piramida ziemię
a język wypluła luneta
a język spłynął z kolumny przestrzeni
wiele lat spłynie zanim
czas ujrzy światło dzienne
kukułka ma robotę dla rodziny
krokodyl chce wyjść z łazienki
już wiosna
już tyle wiosen, Jadwigo!
>>>
DSCN1777s 
* Iguanodon po herbacie *
Iguanodon
po herbacie
skostniałem
ledwo mówię tymi ustami cienia
traktorami tratują buki przed świętami,
aby zdobyć choinkę
zemdlał redaktor naczelny w choinkach
skuter nałożył czapkę
zakatarzony ślubnik poczuł miętę
jak gdyby flirt w jej ubikacji
na szczycie bieszczadzkiej połoniny
kret zrobił kopczyk
nawet świnia nie zjada swoich dzieci,
a cóż dopiero Iguanodon
no, więc co?
niezamarznięty płód jest dowodem naszej
nieśmiertelności
redaktor naczelny herbacianej gazety
niestety nie
>>>
DSCN1441d
* Drogi szczurów  *
Stanąłem na dużym lejku
jezioro to odprawiło nabożeństwo
jesiotry służyły do mszy
potem ikonostas zatonął
Mikojan jeszcze nie był taki zły
ale cale Biuro Polityczne tak
nie wiadomo, co teraz
zdecyduj kochanie, co zjemy na śniadanie
ledwo odrośnie to od ziemi
zażąda głowy Hydry
tak powiedziała do rodziców wróżka
wielu strażników pisało wiersze
kowboje po zabiciu Indian tylko pili
zdecyduj, co będzie ze śniadaniem
o kurczę! leci wygłodniały dzieciak z Bośni
o kurczę leci!
Jewrej stał na górze słomy na Kremlu
krzyczał, lecz nie odgrażał się
o wszystko go obwiniali – lecz czy nie mieli racji?
zewsząd dopuszczono szczury
jam je wyprowadził z zamku
nawet nie grałem
trochę kopałem
jej dziecię niosło szczura na głowie
i  wcale się nie bało
teraz kolej na dworce
z czerni niech wyłoni się fontanna w podworcu
z tego krajobrazu dworskiego nic dobrego nie będzie
zagadnąłem kolejarza
zemściłem się na podróżnym
zawładnąłem zamkiem
zakopałem górala
w kurniku zawył kojot
na moją trawę upadł meteoryt
i wypalił ją do końca
janczarzy z janczarami
zemdlał jednak ten kogut w niedzielę
sikorka zdmuchnęła bluszcz z balkonu
taka to ci sroga zima była
zewsząd ptactwo i kierownictwo
peluszka nie marznie na polu
masło się robi w kabaretach
a jakże!
jakże to tak?
Mona poszła na koncert
Zappa się rozchorował na zawsze
kiedyś przegoniono dzieci z drogi szczurów
renesansowych w koronkach
>>>
DSCN1704d
* Zewsząd *
Zewsząd doszedłszy postanowili w lesie zbudować Warszawę
i stało się nieszczęście w przywiślańskim kraju
koszyki postawili przy więcierzach
krowy przywiązali do łodzi
łódź przywiązała się do cna
na Ostrowie Lednickim
w koszyku był Popiel
Zewsząd przyszedłszy zagrali na Wielopolu
puścili sobie ważkę w świetlistość
wydłubali Krakowi bank z ucha
zatamowali Wisłę węglem i siarką
zmienili jej bieg
uratowali miasto przed zejściem
w piekielny jar Kazimierza
Zewsząd doszedłszy zajęli Rewal
kosodrzewinę zasadzili pod oknami niemieckich domów
w hełmach przywieźli sadzonki
litwor kłaniał się dzieciom
lecz nie wytrzymał wiatru od morza
Zewsząd doszedłszy zajęli bydgoskie wsie
malwy wymalowali na Lanciach
zdjęli hełmy z końskich głów
skurczyli głowy i zawiesili je na nitkach
przy rondach profesorów gimnazjalistów
>>>
 

1994

 
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
*Bez Prometeusza*
Stworzenie jest kruche jak małpa górska
to udowodnię na przykładzie
oto zostawiłem Wikinga i począłem Galicję
zemleć mi wiosła kazano
spalić drakkar
proch załadować na wóz
kazano głowę małpy wyrzeźbić na górach
wnętrze pyska skądinąd na wesoło się udało
zęby na smutno mniej
pod Gadami Arkadami zefir rozwiał brodę białą
pasek z ikonami zabrał
brązowawy osobnik z czarną brodą
w lejku się zrobiła dziura
kiedyś skała zasnęła bez Prometeusza
i teraz żałuje jak ty
>>>
DSCN0473s 
* Mężczyzna wychodzi z czyśćca*
Gdy pali się sucha trawa na łące,
                                   raduje się chłopięce serce
gdy płoną stogi,
                                    cieszy się bociani chłopiec
gdy gorzeje stary las,
                                    cieszą się oczy młodzieńca
gdy czernieje w łunach zboża łan,
                                   wesołość rozpiera duszę młodego mężczyzny
gdy płonie stara strzecha,
                                    uśmiecha się dusza chłopca
gdy topią się w martenowskim piecu kwartały miasta,
                                    faluje zachwytem pierś urwisa
gdy ogień unosi pod chmury strzępy ludzkiej skóry,
                                    błogość zagląda w oczy chłopięce
gdy wulkan zalewa narody,
                                    rechocze się owłosiony człowiek
dojrzały mężczyzna wychodzi z Czyśćca
wciąż tęskniąc za ogniem
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
* To  nic *
To nic że płoną drogi
                        to nic
To nic że płoną samochody
                        to nic
To nic że płoną lasy
                        to nic
To nic że płoną góry
                        to nic
To nic że płoną rzeki
                        to nic
To nic że płoną morza
                        to nic
To nic że płoną konie
                        to nic
To nic że płoną ptaki
                        to nic
To nic że płoną miasta i wsie
                        to nic
To nic że płoną planety
                        to nic
To nic że płoną narody
            `           to nic
To nic że płoną zwykli ludzie
                        to nic
Jeżeli po śmierci jest tylko sen
                        to nic
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
*Kiedyż wymrą komuniści w nas?*
Skromne milczenie pozostało mi tylko
czekam aż wymrą komuniści
skromne milczenie pozostało mi tylko
czekam aż wymrą moje grzechy
skromne milczenie, zadumanie nad losem
wobec krzywd, krwi i zdrad
kiedyż uderzą się w piersi i zapłaczą na sobą – komuniści
skromne milczenie, zadumanie nad losem
wobec krzywd, krwi i zdrad
czy my w tej chwili mamy pierwsi to uczynić?
kiedyż wymrą komuniści
w nas?
>>>
DSCN2074s 
*Skołatane głowy*
Skołatane głowy odrywają się od ciał
pozostawiają gusty na środku rzeki
spływają z gęśmi do ujścia młynówki
skorzystałem z szansy oderwałem się od gnijących patyków
wir na rzece zakręcił nimi i wypchnął w szuwary
zgnieciona szczypawka znalazła się w wodzie
z odwłoku sączyły się jej trzewia
natychmiast została połknięta przez rybę
kamień oderwał się od nadbrzeżnej skały
i z pluskiem wpadł pomiędzy głowy
Księżyc pojawił się na dnie rzeki
krople czerni wypełniły krople wody
rzeka rozpadała się w zwolnionym tempie
na punkty małe jak elektrony
z ustami wypełnionymi mydłem
znalazłem się na wprost księżyca
a to była moja głowa na dnie
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
* Padłem w ciasto *
Zemdlałem niewieście
padłem w ciasto
szkoda słów
mrówki włażą do tego ciasta
a ja nie mogę wyciągnąć ramion ni głowy
cały nim oblepiony
nie zjem dziś placka i nie poderwę autorytetu nikomu
spośród młynarzy
nie utonę z pianinem ani z balonem
ani z talerzykiem latającym
zbyt słaby jestem by wydostać się
z jej ramion
utonę sam
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
* Tyle Kuropat ile Cuzco *
To muszę zobaczyć
jak ten Inka kuca w cieniu historii
tyle Kuropat ile Cuzco
jego zgubny pociąg atomowy
spóźnia się do Bydgoszczy
jego podręcznik nie wiedzieć czemu leży
pod krzyżem we krwi
lepiej nie mówić jakie to były mundury
stamtąd węzełkowe niezrozumiałe pismo
stamtąd kucanie nad grobem
lekkie szkło i trochę złota
wierzby w Warszawie nasłuchiwały
Mozart nawet nie poruszał ustami
Staś przystrojony jak choinka
wpadł do zbiornika wodnego w Łazienkach
z czasem wytrzeźwiał Pizarro
z czasem choinka wypłynęła na wierzch
na Placu Zamkowym
temat na skazanie ominął środki przekazu
nad końcu języka lud miał nóż
na kółko nałożył księżyc
na sznur ręce
za Uralem nie było symfonii
step, step, Requiem
a później Himalaje
za Himalajami nie było piramid
tak, tak!
pustynie owszem, oceany
a później Andy
>>>
DSCN1591c
*Pokojowe napisy*
W drugim życiu młodzieńca
rodzą się i zewsząd przypełzają żołnierze fortuny
temu podobni są sowami w kraju wschodzącym
jeżeli genialne gdybanie się ziści
o, ja nie mam, co tu robić
powiedział Josemi
powiedziałem ja
z niegdysiejszych stron wyruszył kolega śniegu
gęsi Gęsiareczki mama znała jak swoje
konia nikt z rodziny
w życiu, któregoś dnia uściśnięto dłoń pradziadka
za potokiem wojny Słowacja się odkryła
lepiej nie wspominać storczyka na grobie
nowy płód się może zbudzić
ledwo trzyma się kurz na krzyżu
to tam murzynek siedział na gałęzi
nad szkolnym boiskiem zaczadzony
to tam ze skoku zrezygnowałem
poszedłem w dal
jakiś deszcz i metalowa bramka
za potokiem nie ma boskich wyroków
jak dawniej
nowe państwo nowe groby
może nie głodny, może nie spragniony
w rzędzie małych uwag spotkałem ją
jądro spotkania było pompą
szyba spotkania była kością
klęczenie przed nią było kościołem
kiedyś ledwo kiosk
ledwo czapeczka
ledwo jej dłoń
skonsolidowane ciężarówki i mosty
zbyt młodzieńczy zgrzyt
mała namydlona kawka strzygła piórami
fryzjer wykorkował, na zewnątrz przeniósł kalendarz
w śniegach utknęło auto dziecka narciarskiego
spełniło mały marsz witkowy
do dzisiaj lubię jego czapkę i spodnie
z kokardą przed balaskami
mlaskanie wśród drzew Jordana
lepiej nie mówić o skale za miastem
krzyż odskoczył dość daleko od niego
złupiony na starcie
rozpocząłem targanie się na życie
a tu walą się domy, walą się komitety
katecheci przekonują, o dotacjo!
jabłko moje nie toczy się jak morwa
a co dopiero krzyże na cmentarzu obok
tylko raz nie dałem jeść staruszkowi lisowi i co?
jamę wykopał saperką, jamę sporą
w sam raz na czołg
teraz nie mogę chłopca samego wysłać po runo
z tego to nic
z tamtego tak
skrzekliwe telewizory ściągnęły konie z dróg
jadowite wróble nie doczekały końca pochodu
padły bez wojny i strzałów
od pokojowych napisów
od ściany
rzekłem
w nowym życiu
>>>
DSCN1502d 
Chłodny las zepchnął słońce
w narkomanię Ameryki
chmury uniosły na sobie odległe góry
tasiemiec podwoził nas przez wodny dział
zgórowałem trochę
zegar odwiercił trochę ropy
przez to wężowisko węży ześlizgujących się po zboczu
doszła do pryzmy podróży
tam powstało mrowisko mrówek
z odnowionym jadem
temat zachwytu nie donosił czasu
małe rakiety zmieniły się w buki
rudy łeb lisa wychylił się z wiatraka
kandydaci na władców Europy telepali się
bez marihuany
prześwietlani wskutek depresji
>>>
DSCN1157c 
* Kurtyzany Europy *
Z muralu „zygzak” wychynęła
ledwodająca serce
za którymś razem na czatach
nastała na węża
lepiej nie mówić jak ciężkie te skrzynki
z farbą
lepiej nie mówić jak daleko stąd
te butelki opróżniono
koszula bliższa była ciału niż ona
po tułaczce on legł w gruzach Warszawy
a basketu wciąż mu było mało
raz karmił ptaki wyłażące z klatek
a raz dzieci na murach
to konieczne byłoby w piaskownicy siedzieć
za tych tam nie można było
za tych tam można było nie być
na moście granicznym zawsze widać rzekę
do płaczu do tęsknot
jak górę skłonu
tudzież na saksofonie tudzież na trąbce
odzywał się z kosza
ja wiem, że to niewolnicy, ja wiem
Lukrecja zaprosiła kraba
mrówki poszły za krabami
z piramid Paryża wyszły kurtyzany
to takie nieduże w lesie po ciemku
ale gdy leci oszczep staje się jasno-śpiewne
za to okaflowanie pałacu schował się lis
za to opęcznienie oranżerii uciekł stadion
ledwo żeśmy go dostrzegli
nie bój się ludwisarzy ani marmuru
nie bój się plebanii w pałacu
ktoś tam czuwa w noc, oby swój
ktoś nad tobą czuwa śpiąc na dyżurce
z ręką na przycisku
wzgarda całej Katalonii nie oddaje nienawiści Galicji
jedna przeputała już przecież Wandaluzję
przeputała przecież strzelbę opisywacza delfinów
Frankonii i Burbonii
za marny grosz wydano beczki Bolszewii
konie pognały przez wzgórza chełpiąc się grzywami
pod maską skryty anioł
ja tam nie muszę pić
ja mogę na wielbłądzie
za to traktory podenerwowane likwidujące spółdzielnie
streep-teas tancerek po spektaklu w gumnie
jadą goście z góry
przez te jamy i kabarety Krakowa
przechodzą cało
przechodzi Kazimierz przez tory
wyścigi niemieckie w potrzasku
lamparty na łachach wiślanych
zdecydowany układ parlamentarny
kochanie, gdzie położyłaś walizkę tę odchudzoną
po podróży
z tej kładki zejdź ostrożnie
nie tam gdzie suche pokrzywy
lecz tam gdzie kończy się toń Renu
biją dzwony południa biją dzwony zachodu
śmiech to zdrowie kurtyzan
w ten wieczór trzech kolęd w domu publicznym
w Norwegii
i w kolebce faszyzmu
serce wypalono na piersi jakiejś damie
podrzucona w górę ze schodów stoczyła się do Bilbao
najstarszego
>>>
DSCN5616f 
* Spraw by bym był wolny *
Zewsząd to nicponie gdaczą
jak kazałaś wykonałem
ściemniło się w butelce
za każdy skuter oddawał życie
z uwagi na pięty
truchtał osioł
jemu trzeba cnoty
lapidarnie skrócił płacz dziecka
jednym kopnięciem w kołyskę
jak prawdziwy komisarz
niezbyt zrozumiale tłumaczył tuńczyka
na język zębów
Toulouse jest miastem karcącym
strzemiona przybliżają mnie do piasku
taki sam piasek jak nad oceanem
taki sam piasek zsypuje się nadaremno z wydm
likwidacje majątków są już ordynarne
zawsze są ordynarne, choć dzisiaj nie wie nikt
czy potrzebne?
i ja miałem chęć na rąbnięcie, ale wiesz jak to jest
zamęt prowokacje są dobre na szachowe kwartały Elbląga
zamienić gry na tramwaje
Tokkata precyzyjnie wyszła dymem z mansardy
wiele lat na Ukrainie bez dymu
i ten capstrzyk w całopalnym stanowisku
niekoniecznie w piaskownicy
niekoniecznie w pokrzywach pod kopcem
tędy konie przebiegły depcząc strogonowa
tędy psy przebiegły niosąc strogonowa
lat temu sto królowa Zima zeszła w kosówkę
i pozostała jak hala
na jawie wywiózł na nią barany
ale jaki ten plon kukurydzy w stoczni
uzyskano i zapisano
spraw by bym był wolny
mimo to
odłańcuchuj mnie z Perci
wykonam resztę
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
* Czołg za horyzontem *
Skądże znowu dziecko,
tu leży tylko długopis
szklanka z wodą stoi obok monitora
przecież wiesz kochanie,
miś zsiusiał się dziś na dywanie
kran cieknie i woda kapie znów do studni
tam za horyzontem stoi czołg
wiesz zapewne, że czołgi mają lufy
jak gdyby temat nie twój, wiem
po rękawice się wróć
to twoje życie jasne
kuma z powstania styczniowego odrzuciła czapkę
batalia o baterię po ciemku spowiła przedmieście
ku temu zmierzam krzyżowi wciąż
nie słuchaj zaspanych lalek, więc
sięgaj często po grzechotkę z tworzywa pokoju
skonsumuj krem mamie
bez czołgów jest bardziej twarzowo
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
* Po filmie rana  *
Kiedyś cukier był w modzie
błyszczał tłuszcz, lecz nie tak jak dziś
na klawiaturze
ze mną ty
kiedyś pomiędzy statkami było trochę wydm
łuskane ptaki uciekały z ukraińskich placów
ze mną oni
bawię się lipami jak emerytowany dworzanin
a kiedyż to wuefemka podskakiwała z radości
a wtedy, gdy ścięte lipy przyrosły do pni
sadzawka pod miastem w lasku błyszczała
pływała tam ta nocna złota kaczka
dziecko było szukane po nocy jak skarb
komin sypał cukrem
pociąg zatrzymywał się na wyspie lisa
wiem, że mam temperówkę
położę ją na parapecie za oknem
dzieczyny stały na apelu
do gór było daleko, choć winnice tuż obok
na stoku cmentarnym
glina na wieży kościelnej
ognisko w auli liceum błyszczało
motolotnia nad dyktandem
rozbite butelki pozostały już na zawsze za cegielnią
gwałtu, zaraz wpadną Niemcy
i zlutują stare garnki w lejach
kapitalna tiara wzięła się nie wiadomo skąd
teraz będzie film o tym a po filmie rana
zdeptali gruszki niosąc trumnę
wózek się przewrócił pod cmentarzem
bochny chleba potoczyły się do porodówki
słodycz wyniesiono z klawiatury
jak stoczni i wodowania
>>>
DSCN5242s                                                                  
* Dziewczynka sumienia *
Ledwo cień spadł na miasto
rozpoczęła się wiosna
którędy dziecino niosłeś ten bukiet?
tumult w rodzinie w bożnicy
stare drewniane domy z balkonami i wieżyczkami
wstępnie ustaliłem opalacz dla ciebie
stajesz do zdjęcia w czerwieni
prawdziwa dziewczynka sumienia
nad ranem płonę już cały przy ścianie
jęknęła ziemia jak mawiał Przymanowski
rękaw podskoczył w górę
zaczęto podejrzewać moje blizny
z dzieży należało wyjść a nie spadać w niej wciąż
lub ku modlitwie ku drugiemu brzegowi płynąć
a potem w cień drzew zachodnich
skupiona na sianie Tymoteusza
odwieczna jak skarabeusz dusza
ja podałem pas transmisyjny do telewizji
petardy nie zachowały się
to dobrze, bo dziś bym się nimi obrzucił
z pożądania można zrobić coś nieracjonalnego
i to za darmo
nawet kos nie dotrzymywał towarzystwa
oblano mnie modlitwą mówiąc –
dziecino idź się przewietrzyć –
idź pomieszać olszynę z małpim gajem –
skocz na towarzysza
lepiej jest grać na czymś niż spać na niczym
niektóre wspomnienia mają coś do siebie
w Ornecie można nawet wejść na strome schody
i sfotografować się na nich
w Bielsku można nawet wejść na strome schody
i sfotografować się bez nich
gdybym był żeglarzem wypłynąłbym na morze
abstrakcji
lub gdybym był sobą to na morze
Sumerów
teraz połóż to na chudej nodze
teraz połóż się z ręką na niej
i nasłuchuj
dzwony miasta odległego
są jak cień
zbawiennej wiosny
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Ze mną także *
Ze mną także i dla niego – zawołałem
skuła się w te pędy
jak Leon przy nadziei – zawołała
z kokardą pasuję jak ulał
ze mną Niemen zawrócił z drogi
ja nie wiem czy ta ciżba to Polacy czy nie?
ja tego nie wiem po prostu
ja modlę się za nich
wyrozumiały nad Morzem Białym
i nad Neretwą
za balon schowany, za balon umierający
czemuż, ach, czemuż dano odpór dobrym prądom
zawadiacko chłop zawadiacko robotnik
zawirowali jak skrzydełko klonu
a nauczyciel albo za księdza albo za komunistę schowany
za mną na Niniwę – woła
kluczem otwarty na gwiazdy w Hippiaszu
kluczem otwarty na dziewki przaśne na uczcie
Tomasz wycedził przez zęby, że ma gdzieś braci i je
zawód kobyły – ogrodniczka
wiedzie dzieci na grządki
tam przyucza do chamstwa
a As za nimi
a za mną stoi T.Rex jak syn i ani drgnie
Zacheusza widzę pomiędzy wami
chociaż na ziemi
niech skojarzy jeden z was te oliwki
zanim wsiądzie na statek do Tyru
konie Przewalskiego widzę pomiędzy arabami
grzywy i kołtuny zielone na pastwiskach zmierzwionych
zgrzyt przed konfesjonałem
zajechałem tam autobusem czerwonym linii 119
z piskiem opon zahamowałem ledwo pod amboną
wyskoczyłem zza kierownicy na stertę banałów
leżących kiedyś na środku autostrady
prowadzącej do Belwederu
stanąłem w kolejce dla niego
a ona za mną
>>>
DSCN5337s
 *  Włodawa – miasto frontowe  *
Marzanna rzuciła się wpław
do drugiego brzegu dopłynęła przed wieczorem
kulturalny bies czekał o świcie
umierający krawcy dopingowali
mała łódeczka unosiła się na powierzchni wody
duży rybak zarzucał sieci
Witold opuścił miecz
fajka wpadła do łódki
dużo wcześniej jagody struły psy
kamienie poleciały w niebo
w skutek zaniku grawitacji
drogi rozpłynęły się w upale
głęboko asfalt wniknął w ziemię
konie znalazły się niewiadomo skąd
na polnym trakcie
niosły na grzbietach wielmożów
lecz nie Żydów
teraz nadszedł czas posłowania na wschód
gdybyż Czerwień się obroniła
nie byłoby by dziś słów
nie opowiadano by o rzece
gazety nie wykorzystywano by jak
materaca do spania
nie rzucano by butelek w potoki lawy
świętopietrza przez porohy nie toczyłyby się
jak ostatnie jesiotry w dół rzeki
lenno zawiezione do stolicy
przez trzeźwych burmistrzów Mohylewa i Połocka
nie zostałoby przyjęte
gdybyż kanarki nie zżółkły
gdybyż dziewczyna przeszła bez strachu obok konia
strzała wystrzelona przez Tatara
przeleciała przez miasto frontowe
wpadła do grobu Schulza
pociąg zajechał moi państwo do Sobiboru
koniec podróży na wschód
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
*Jeżyny ze snów*
Jeżyny ze snów
kominy ze snów
na grzyby nie ma czasu
buty pozostały na Hanukkah
spłonęły, choć były hiszpańskie
temat pierwotny – niebo
zamiast sztandarów żagle na jeziorze
zamiast jeńców bociany
zamiast handlu karuzela
zamiast feretronów film pod rozgwieżdżonym niebem
karuzela kultur tuż obok strzelnicy
strzelanie z piekła do pieca
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
Cerkiewka stoi na skarpie nadbużańskiej
podobnie jak kościół
bożnica funkcjonuje już tylko, jako muzeum
i tak, najpierw dzieci w kaczym stawie
na gumowej dętce nam pomachały witką
potem samotny koń na moście drewnianym
przysunął chrapy do ramienia
dalej młody wróbelek chwiejący się na drewnianym płocie
wpadł w otwartą dłoń
krowy wracające wałem przeciwpowodziowym
zadzwoniły łańcuchami
słońce spadające na jedną jedyną wierzbę
rosnącą na błoniach pomachało czerwoną chustą
czterech koczujących pod nią pijaków
kłócących się po nocnej libacji
wyciągnęło ramiona ponad głowy
doszliśmy z kamerą do brzegu rzeki
spoceni i zmęczeni
doszliśmy do niej po tysiącu latach
a tam koniec naszego świata
Polan i Lędzian
tylko woda i woda
jak to na filmach
>>>
DSCN2048x
Spławiały i śpiewały piosenki
Rewanż wypadł z układanki
moje palce, popatrzcie na moje palce
jakie zziębnięte
a jak usta mi sinieją
choć się śmieją
wkurzony jest przecież każdy
lecz nie należy tego okazywać w czasach ostatnich
Jugosławii
jej rewanż nie dojedzie do Przeworska
ani do Orłów ani do Gaci
ale trackie wino do Przemyśla
kluski z makaronem
kluski lane na krupnik
kluski w bramie
chwieją się świerki w lasach pod Tolkmickiem
łódź radziecka płynie sobie przez Zalew Wiślany
łódź podwodna
koń skręcił w Chełmie kostkę
koń polny
na zamku w Lublinie założono się o istnienie
generała Odmawiam Łaski
za każdy dzień jeden katar
za kapustę ciemne okulary
za każdy dzień w Nikiszowcu jeden Korfanty
za każdy dzień w Mokotowie jedne nadpalone akta
we wnętrzu zdechłego jeża leży zdechła mrówka
na szczęście
dla malarza pancernych żółwi
czemuś nie przyszła dzieweczko na Trzy Korony
z dwoma warkoczami
Sromowce całe spławiały i śpiewały piosenki
Sromowce paliły ognisko i czekały w tańcu
pogruchotane ogrodzenia wydały się Niemcom
takie bliskie
przez lornetki
szczekał do końca
niewierny pies
>>>
 DSCN0403de 
Ostańce
Labrador, masz pojęcie!
Lubań, pamiętasz te czasy!
choćby Skid Row
pamięta ciebie
a ty pamiętasz?
mara, lew, koka
policjant czapkuje
zemdlona na Kawczej Górze
tyle alkoholu, no nie!
skamleć przed żołnierzem
tutaj, właśnie tutaj
konga, mocno, szybko
nie ma czasu na sen
nie ma czasu na protest
ciągle, ciągle, ciągle rhythm
popatrz, zachód słońca!
zniknął krąg w innym kręgu
lepiszcze pościgu
w zatopione łąki żnińskie
ledwo uderzył grom
konnica zjawiła się na festiwalu
lekko uderzył piorun
czapki spadły
ostały się berety i nazwano je ostańcami
tętent przechodzący w bum, bum, bum
za ile oddano korowód i ornat?
na strajk
>>>
DSCN6140s 
* Kozak na drugim brzegu  *
Zgotowałeś koński ogon i totem ojczyźnie
jedlina była dobra dla sowieckich młodzieńców
pan powiedział na ekranie, że nie wolno ich palić
oleista maź bazy
logo kosmonauty z brwiami
jemu dałeś łysinę jej łzy
kędy ta ścieżka? a kędy lew?
Tokarnia stanęła nad rzeką
smutny dzieciak we wraku samochodu
Kozak stoi na drugim brzegu i wygraża pięścią
koń nie ma szyi i oczywiście grzywy
lapidarne osiągnięcie językowe tego, który idzie
przed wszystkimi
Breżniewa
nawet dzięcioła oskubali
pisali, że lebioda jest dobra na wszystko
Mój brat zginął w Kazachstanie
lepszy ser niż lebioda
sprzed nosa sprzątnęli mi Akowców
szczebiotał ptak, odmawiał się różaniec
gdy ciężarówki odjeżdżały do Sokala
teraz hipnoza teraz hipnoza
i logo Platona Mniejszego
Zapisano cierpienia?
zagadano wieczór czy ognisko?
wytoczył stary swoją armię
a tu wojny ani śladu
gwiazda na czole wypaliła się
niektóre książki z dworów się odnalazły
po parcelacji
lepiej nie mówić co z resztą
ludwisarze wzięli się za roboty i za przekroje
poczciwa O`Connor spaceruje po wiejskiej plaży
zając siedząc na trzepaku mruczy coś pod nosem
kobieta za ścianą śpiewa chorał gregoriański
Jest taki bluszcz
jest taki obraz nad morzem
ksiądz jeszcze żywy, malarz zagniewany przez nich
po Zagłobie szabla
po południu pejzaż drżących rąk
sędziwy bożek słowiański dogorywa na cudzym
Tatar kopie dołek dla konia
zamartwia się, jak teraz wróci do Ordy
ginącej w nawiasach z głodu
a jeszcze Kozak na drugim brzegu
 
(post- osu-wisko)
>>>
DSCN0584as 
*Obiektywna świnia*
Istnieje obiektywna jakaś świnia w końcu
znowu się role odwracają
skiba po skibie
poszła noga za nogą w siną dal
poszła łysa za bosą w siną dal
ledwo dyszy człowiek od skarg
złapano nie tego za ornat
dodusić księdza woła Młynarz
egzamin z nieprawidłowości pięknie zdał
ekskluzywny gość z niego powiedział Budowlaniec
zawaliła się remiza i wydała na świat chłopca
jak marzenie
zgnuśniał piec razem ze świerszczem
zapiecek wylazł na zewnątrz
nachalni byli przez chwilę, no to i co?
A w górach nie ma już nikogo
Czerwone Gitary odleciały na Mazury
ze śniegiem jak gdyby
po jednej literce, kotku, po jednej
nagi miecz jest nieprzyzwoity
czy ty się uważasz za geniusza
z Lasku Wolskiego wynurzył się oddział
moździerzowy i skierował się nie na Balice
lecz na Tunel
Gawędzą w zwierzyńcu świnie
oj gawędzą, gawędzą oj
ilu pokochałeś wrogów i knurów
dla ilu przerzuciłeś kładkę
jesz te pierogi w Warszawie i nic ci już nie zostaje
Pieronik, Gawronek i Szelążek może się dogadają
jak wtedy będziesz wyglądał w Knurowie
a no chyba jak Wałęsa z Matką Boską
>>>
DSCN0551x 
Kakao Partii
Oprócz nieba
Gdańsk oprócz
Stelmach zniknął
gawęda Gniew
za którąś gwiazdą
zgaduj-zgadula
w kiszce krew
młyny mielą jeszcze na Wieprzu
ich wejścia z UN
zbiórka na pedały
kulawy senator chętnie zamieni się z więźniem
oprócz mąki
na noże na płoty
zejścia ich ze świata
klawe ryzyka w Karwi
ławeczka w łodzi
cieśla ociosuje słowo
żyrafa się patrzy stojąc w wodzie po pas
Gdańsk i meble pod nazwą helwecką
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
Ku gwiazdom otwartym na wszechświat
wyleciał zdalnie sterowany pies
ku obłokom poniósł go silnik zamontowany w ogonie
ledwo zniknął z oczu zaczął wystrzegać się gwiazd
              
Ku piwu podążył szczur
wlazł do butelki, gdyż był wychudzony
zanim się Soso zorientował
już go miał pod paznokciem
              
Ku trumnom spławianym rzeką
popłynął dudek mocząc pióra
ciężko mu było zwłaszcza w górę rzeki
nim dotarł do celu zatonął wypełniony wodą
              
Ku swoim na piedestałach
knur potruchtał ulicą
siwy Sykuła westchnął do Urbanatora
i rzekł mu do ucha – ty jesteś wiejskim kowbojem
>>>
DSCN8175s 
Zmąć tę rzekę białym arszenikiem
niech wypłyną siostrzane trupy
w nienawiść obrosłe jak w szczeżuje
gdybanie nic tu nie pomoże
jego powalenie nie zmieni nic
zbyt wiele nienawiści w chórze
Zamąć tę kałużę za magazynem
i powiedz łysemu – to nie łeb to pierś
nie uwierzę jeśli nie wystartuje starym samolotem
i szewczyka sowieckiego nawet nie zabierze
Zamąć w sakramentalnym kakale partii
wypłynie człowiek-dusza nadgniły i pokąsany
reszta jeży przecierać będzie oczy
a krawiec wyturla się spod łóżka
by skroić łzę i skłamie jak zwykle rzucając kamień
bydlę skubnie kapelusz lorda
krew poleje się z beczek do cynowych naczyń
nadstaw swój kubek czasu
i dla ciebie pora
na łyk ludzkiej krwi
>>>
DSCN0852x
*Mniemam, że nadążasz za sobą samym*
Mniemam, że wybierzesz wzorzec godny czasu
techniczny wałek ominie cię za to
pewnie lepiej nie mówić
fascynuje mnie w polityce wiatr
wspominam zza wzgórza czarnego Wondera
tekturowe pola europejskich zamierzeń
czekają na twoje kleje
stary aktor zabija na scenie gangstera komuny
za czym stoi luksusowa rodzina dyrygenta
podczas gdy Cyganie wracają do pałaców
najeżdżasz na jakieś drzewa skutecznie
Baudelaire trzyma ciebie tydzień na parapecie
chociaż nie jest już tak skuteczny
tam z wiaduktu skoczył akrobata
omsknęła się noga upadł na gwiazdę sojuszu
wyrzeźbioną w kamieniu
oddać redaktora za Barabasza a tego za naczelnego
te przylaszczki na parapetach rozgrzanych
to ja skruszony
te kości zbierane po podłodze
to moje namiętności
pracowici katecheci czołgający się w błocie
za karę nie sami
to racjonalizm
w środku kwiatu, w środku zimy, w aucie KBW
ciężarowym z plandeką i drewnianą ławką
słyszę księżniczkę umierającą
ożywiającą jazz swoim tragicznym głosem
temat ludojada, ale nie dla Jelcyna
punkowca sowietyzmu
dla lewych wiatrów i tabaki w rogu
skutecznie kochać z konia dzisiaj
skutecznie kochać z lewa z prawa
toż to niewykonalne
mniemam, że nadążysz za sobą samym
jednak spadasz z parapetu jak z konia
za swoją miłością lecisz
jak wiatr w politykę
>>>
DSCN0656c
 
* Skamandryci *
Skamandryci nie żyli z byle kim
lewych dochodów mieli pełno
temat wypisywali kredą na tablicy
a potem uciekali w ostępy leśne
Kabaret Woltera ma się dobrze
świetliste niebo nad głową
kąty i konie jakiegoś Cygana
po takim wstępie zjedli wreszcie kapustę
krewki jaszczur stąpał tępo po    
potłuczonym szkle
żaglówki dopłynęły do przystani
a raczej do pomostu
łabędzie podpłynęły do łódek
karmili je przed wyjściem
na płycizny poezji
kwiaty na topach się kołysały
prawe  sny pokruszyły dotychczas powiewający ser
zagrali o życie w zbijanego
któregoś dnia kamienne pomosty im wyruszyły na spotkanie
a oni byli  już przy biurkach
z tajnymi skrytkami
>>>
DSCN4652f
* Stowarzyszenie rozstrzelanych Indian*
Kamienna twarz Siedzącego Byka
fajka Geronimo
warkocz Szalonego Konia
posępna mina Czerwonej Chmury
kto założy stowarzyszenie rozstrzelanych Indian?
moich Indian zamkniętych w tornistrze legend
Mam prerię przed oczami
ale widzę na niej Niemców w Tygrysach
kości, kości, krematorium, komin
widzę Attylę niesionego na marach
Armia Czerwona tyralierą rozsypuje się wśród wysokich traw
z zewnątrz przychodzi Eskimos-dziadek
Jan XXIII błogosławi Długie Nosy
przed ostateczną bitwą z Mormonami i Kwakrami
z popiołów powstają mordercy i ofiary
wojownicy i uczniacy
przepływają oceany
przemierzają stepy
stają na Kasprowym Wierchu
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Wodoloty czekają na Wolinian *
Skwierczy, kulawi, krwawi i płonie
na Wałach Chrobrego
a w dole wodoloty czekające na Wolinian
Tam w samym rogu zza wysokiego ogrodzenia
żołnierz patrzy przez lornetkę na niemieckiego golasa
drzewa spadają z klifu, koziołkują, tak, tak
skaczą w fale marząc o sieciach
Bataliony już nie mają tej szansy co Kuba w wolierze
ryby śmierdzą w Międzyzdrojach
a radzieckie okręty w Świnoujściu
Bada, pyta, wypatruje i kocha
w Trzęsaczu pędzącym do Szwecji
ach, gdybyż właśnie była tutaj latarnia morska
niestety są tylko pokoje do wynajęcia
z wężami, skarpetkami i jakimiś takimi
dziwnymi słowami
Bez litości dla lotniarzy i kolonistów
kościoły się doczekały w przeciwieństwie do galerii
biusty tak przez Pomorzan lubiane już nie są
kelnerek lecz Litwinek
Jakiś oficer, jeszcze nie rezerwista
rzuca z góry kamienie na spacerujących u stóp klifu
radary obok pracują
dopóki się nie zepsują
>>>
?????????? 
Czwałk
Skuteczny czerwono-niebieski wąż
zwisa nad drzwiami
a pies się łasi do nogi od stołu
kamerraden gottujen zupen z rzepenn
w telewizji ktoś dziwi się  –
żeby mojego ojca mysz kopała?!
nawet nocnik jest na innym miejscu
i tancerka hiszpańska zapomniała
o rozstrzelanym Lorce
kapusta się kisi w kącie
i wino fermentuje jak sądy
mysz się boi kota jak gdyby to był jakiś potwór
lemieszem posługuje się malarz
Żydzi w kuczkach na dachach
w centrach wszystkich miast
sowieci na baczność w pociągach
lepiej nie naciągać na głowę skarpety
długiej na kilometr
zimno temu, co nie zna szczęścia
lepsza bieda niż pustynia
miłość moja głębokie uczucie
we włosach liście i źdźbła suchych traw
Kammeraden ludojaden pod Tobruken na filmen
we śnie zobaczył krwawy strzęp Rosji
a Argentyńczyk w Pampasach napisał
wiersz o Ludwiku XIV
lament się podniósł nad Prypecią
Ruś Biała zlała się z Czerwoną
pale wyciągnięto z bagna
kot przesunął nocnik goniąc mysz
pociąg przejechał przez pokój
sowieci machali
kartka upadła na deskę podłogi i przykleiła się
na obraz i podobieństwo
słojów
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
Pizzą piszą
Lustrzane odbicie Pana Jemioły spodoba się w Luwrze
na pewno
czapka ze słomy skradziona w zagrodzie niech będzie pochwalona
w Krakowie
umarły naród czy dojdzie do głosu, być może w świecie nieznanym
tam gdzie dziecięta słabe, zdradzone przez rodziców
malują jeszcze i piszą
pizzą
>>>
DSCN0914f
* Lantastyczny przekaz Ważniaka *
Lantastyczny przekaz Ważniaka
to leci i leci i leci prawie jak w USA
nasz ogier ostatni wierzga, macha ogonem i domaga się klaczy
z satelity spadł symbol śmierci
taki na niby, nie przejmuj się zbytnio
to Slayer
to czemu wasz krótki szpic nie dosięga szpiegów
uśmiecha się wariat nasz dowódca
odkąd wróciłem do Krakowa z papierami w komplecie
boję się mówić Wy
wpadłem w to jak informacja w ten przekaz
zewsząd Oni włażą we mnie i coraz rzadziej miewam rację
Car Aleksander jeszcze ma coś do powiedzenia
ściany szepczą w Puławach jego srebrnym głosem
Modemowy przekaz Ciułacza
jakieś marne biliony lecą jak oczko dyrektorce banku
wsadzą, nie wsadzą, mają rację że radzą schwytać żyrantów
Lacrimosa na topniejący na polach śnieg
biblioteki CD w kieszeniach Kamedułów Bosych
ale telefonów nie można wykonać do Moskwy
bo już jest za późno
Jamb i zefir zapładniają oślice
na którąś gałąź wszedłem raz aby posłuchać koncertu
za murem
tym razem oni słuchali pajacowatych tekstów Slayera
tak jak ja
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
* Nasz morderca się źle czuje *
Stu parobków ministrantów
stu lektorów Rady
stu Kielczan zmarzniętych
stu watażków bladych
za ile te pomysły pójdą?
skoro blada twarz mordercy
skoro słaby puls mordercy
skoro złe samopoczucie mordercy
to co z ofiarą?
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
* Na drogach *
Zawadą na drodze do Moguncji
może być winograd
zawadą na drodze do Mohylewa
może być pomnik
zawadą na drodze do Dubrownika
może być Metody
>>>
DSCN0695x 
Za chmurami jest pałac błazna
klasycznej figury dworu
przeniósł się tam i porzucił pracę w polityce
a królewskie działania są tak samo opłakane
jak kiedyś
i niczym się nie różnią od machania kijem
obrosły legendami kraje zimne
 jak kadłuby statków omułkami
kto zbawi wiek dwudziesty, wiek eksterminacji narodów
drogi przetrze na wschód, zachód, południe i północ
drogi zasłane trupami
>>>
DSCN1781f 
*Stereotyp (Wolę karibu)*
Lemur nie jest tym co sobie wymarzyłaś
spotkam cię jeszcze na pewno
lubisz mroczne jaskinie, lubisz jamy i piwnice
stereotyp jasnych przestrzeni nie pasuje do
obecnej Kalifornii
stereotyp łanu zbóż nie pasuje do dzisiejszej Polski
Wół piżmowy nie jest tym, co sobie wymarzyłaś
ja wierzę, że spotkamy się gdzieś
lepszy skuter, a może lepsza derka
skojarzy nas w blasku zorzy
w kreskówce wzięłaś udział
a potem cię Utrillo malował
ugryzł cię goryl  zanim ujął cię Kloss
tym, którzy dybią na twój balon
pozostało mi powiedzieć stop
zabierzcie kolce
Niewidzialna śnieżna gęś nie jest tym
co sobie wymarzyłaś
chociaż lekkie falowanie wloskow na skórze
przyprawiało cię nieraz o dreszcze
ja tam woląc wulkany ciągle wierzę
w spotkanie, samotne spotkanie
na kamienistej pustyni
spotkanie samotnika ostańca z piargiem szczytu
wyżąłem gęś, wyjąłem z niej wątrobę, wyjąłem jej pióro
napisałem na żywym wole – wolę karibu
i tak rozstaliśmy się jeszcze przed spotkaniem
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
*Strzępy dziewczęcych ciał spadające w niemym oknie*
Lepsze życie w skrajnym przypadku
jest możliwe tylko w momencie kochania
harmonia jest możliwa wyłącznie w paprociach
nocą
ja nawet plony mogę poznać po wąsach
zgrabnie ujął lejce w dłonie
szarpnął a potem ściągnął w lewo
te sztandary takie zwiewne ponad Beskidami
niewiele mówią o Polsce Dolnej i Górnej
najpierw w miłość zmienia się biel
nie mrucz tylko wierz mi
skumulowałem prenumeraty serc
i nie pytaj, po co
wszedłem w szczura lub w magistrat, jak kto woli
dla poznania przestrzeni dla nich
lepiej nie mówić jak biegali ci,
na których patrzyłem z okna
otworzyłem okno  wyrzuciłem granat na podwórko
dlaczego akurat na kwiatek
i to granat cienia
przechodzę przez konia i odcinam się od nawołujących
jeszcze kara za zbierania płatków snów
jeszcze zmowa milczenia w sobie
płatek nawet jeden przynosi przyjemne wrażenie nocy
zmieszany z piaskiem ser i gomułka
może ostać się jedną noc
resztki jej bielizny będą zaczynać się od jedenastu lat
skutecznie kochaniem zaprzeczać
mogę zasłonić się kochaniem przed paprociami
nie mogę zasłonić się paprociami
przed chmurą rozerwanych na strzępy dziewczęcych ciał
spadających powoli w niemym oknie
>>>
DSCN3020s
* Wieczorze zlituj się *
O wieczorze ulicy
zlituj się nad powrotem tej dziewczynki
ma piętnaście lat i jest kompletnie pijana
moje oczy widziały jej idola
Nabuchodonozora Techno
nocy mojego osiedla
zlituj się nad chłopcem-ojcem
grzebie w śmietniku zamiast modlić się
a ja mam karnawałowe fascynacje dla niego
z Sepultury
strzały samochodów przelatują ponad wzgórzem
w moim kierunku pędzą jak psy gończe
mówię szeptem do siebie
i nie tylko dlatego
że jest środek nocy
że jestem sam w mieszkaniu
że z kosmosu cmentarza
dolatuje stukanie dzięcioła
a kroki złodzieja i policjanta
na połamanych płytach cementowych
w dzisiejszych czasach są nie do rozpoznania
Głos sumienia i głosy ulicy
w dzisiejszych  czasach są nie do rozpoznania
ciemne chmury z płonących kontenerów na śmieci
jak sowy przelatują nad przedszkolami
osłaniają przed pożółkłym światłem latarni i księżyca
krasnoludki wychodzące na świat
całe zziębnięte przeciskające się przez szpary
w żeliwnych, potrzaskanych pokrywach
studzienek kanalizacyjnych
idą popatrzeć na upodlonych mężczyzn
domagających się wysokich urzędów
na dzieci wyrzucone z przedszkoli
zbyt wcześnie
moja noc kona na moich rękach
nie czeka do telewizyjnego wystąpienia Ministra
aż wszystkie brudy teraz przejdą przez brzask
moja pijana dziewczynko, moja wróżko
weź z mojego serca pieśń
mroczną lecz prawdziwą
czystą i ciepłą
ogrzej się na ulicy
mój chłopcze wróć do przedszkola
>>>
DSCN1331f 
* Można było głaskać *
Zaraz, zaraz, to  nie parking temu winien, lecz sierść
jaka sierść? a no taka jak na tym obrazku
ledwo szyszki pozbierałem pod masztem szkunera
a już oberwałem od pająka
geriatryczne policzki tancerza były sporo większe od borówek
jednak nie poddawałem się w wyszukiwaniu paliwa w rezerwacie
jakimś sposobem zamknąłem się w sobie
i wcale jej nie podziwiałem, chociaż zaczynała właśnie dojrzewać
kogoś ma? kogoś wymarzyła?
lody przenieśli z nad stawu nad morze
nie poradzili sobie z bocianami i tarpanami
to nie folder winien, że zgubiliśmy się na leśnej drodze
pośród porzuconych grzybów zebranych nielegalnie
samotny  tancerz tańczył  wśród sosen  na asfalcie
a czemuż bym nie miał tam się przenieść na starość
pod paprocie
mogę to zrobić wszędzie gdzie tylko znajdę czyste starocie
i młode jagnięta
kawał  ruin może mi dać satysfakcję bez zniekształcania zboczeń
uwite groby tam i tu i tu i tam
kłanialiśmy się a jakże kłanialiśmy się młynom wodnym
chmurne spacery nas spajały
jeszcze do dziś widzę przychylność deszczu dla mlenia
jeszcze czuję burzę spędzoną z kości piszczelowej do jeziora w koszu
tam i nazad tam i nazad tam i nazad
tarcie ziarna tarcie ziarna
stado kaczek dekolt topy dekolt czarnej młynarki piorącej
zatrzymaliśmy się na parkingu na chwilę i zaraz wjechaliśmy
na dozwoloną łąkę
pióra w sercu zamieniły się w sierść
można jednak było głaskać można jednak było
i odnalazł się folder z mapą
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
*Zdradzone dzieci*
Idą dzieci drogą, idą sobie, idą
starzy królowie się mozolą, ale widać tak chcą
komuż komuch komżę skradnie, jeśli upilnują
jakbym słyszał jakąś diwę, jakbym słyszał krowę
lament podniósł się w obejściu już warchlak obraził się
a tu wiosna idzie polem przez Pusztę do Polski
i co? I co? nie dochodzi!
idą dzieci drogą i nadziwić się nie mogą pięknym Polonezom
które Rząd zakupił był dziś dla dostojnych gości
szklarnie omijaj z daleka – krzyczy chłop niebożę,
powrósło zawiąż na głowie ja ci pole zorzę
za czym dziewczynka ta płacze stojąc pośród tłumu
czy zgubiła tatusia?
nie, zgubiła zapomogę
kruchy rozejm, bój się Boga, ja tam wiem, co robię
ścielę sobie gniazdko miłe nie w Splicie lecz w Sobie
tędy dziecko, tędy, woła dobra wróżka samiec
ja cię zaprowadzę do lekarza, do którego dążysz po poradę
dziecko kuca ze strachu i unosi nóżkę
dobra wróżka zachwycona rezygnuje z pomocy
dobra wróżka kocha dzieci, lecz nie ma pieniędzy
dobra wróżka patrzy dziwnie i zaczyna się uśmiechać
dziecko już się miało zbliżyć, lecz dostrzegło zepsute zęby
skumuluj swą siłę dzieciaku z siłą naszej władzy
i tyś piękny i nasz Premier, z twarzy mu dobrze patrzy
z oczu mniej dobrze a wręcz niedziecinnie
cukru dajcie, wina dajcie niech trwa to wesele
nim chochoły poślą po narodowe flagi
nagi rzecznik, choć nie łysy już nie będzie z dzieckiem
jeszcze z butelką i pieluchą pcha się przed kamerę
a kamerzysta w rozterce
tyci program, tyci sąd, tyci są esteci
most w stolicy też się wali jak te nasze dworce
maluj, jeśli masz ochotę, maluj, czemu by nie,
maluj zeszyty w kratkę
z dziećmi ze wschodu chcesz bawić się dzisiaj
a one zbyt szybkie, zbyt mądre,
nie dała ci matka tyle woli, co im
>>>
DSCN0014a 
*Szaman ze mnie*
Szaman ze mnie z bębenkiem
Szaman ze mnie z dzwoneczkami
Szaman ze mnie z frędzlami
Szaman ze mnie z przekorą komsomolca
Szaman ze mnie, ale czy Czukcza
>>>
DSCN1343f
*Kamień w wodę*
Kamień w wodę
przekłuj tęczę bracie
w atłasie morele
statek w wodę
rysuj bacę
żebra czyste – copka ni
pluszcz w wodę
błękit okularów
Filistyn z Finem bronią wrót
naciera ten, co zawsze
mokry bałwan
>>>
???????????????????????????????
*Skąd przybył Pan Jemiołuszka*
Przyszedł do mnie Pan Jemiołuszka
już w drzwiach zaczął tłumaczyć mi znaczenie wersetów Biblii
oblałem się rumieńcem zażenowania,
gdyż już na wstępie pomylił imiona czystych duchów
choć się natychmiast poprawił
poczęstowałem go papierosem i poprosiłem
żeby usiadł na schodach a jego dziewczynę
posadziłem na progu
zieloność jej warg była nie do pozazdroszczenia
tak jak czerwień czoła mentora
spokojnie piłem sobie w drzwiach okocimskie piwo
podczas gdy on czytał odpowiednie fragmenty komentując je od razu –
Jebusyci nigdy nie nosili Arek twierdził
a Chaldejczycy zamiast Ur zbudowali Catal Huyuk
do tej pory – mówił – wierzyliście, że Noe był Gruzinem
a tak naprawdę to był Elamitą
Amalekita pochodził z Mekki, która powstała dużo później
winogrona i oliwki w Ziemi Obiecanej nie były
takie, jakich spodziewał się Jozue
choć Miriam była ciężkich obyczajów kobietą
wymowa kamiennych tablic jest inna niż podał to Mojżesz
oszczep Saula wylądował w paszczy lwa
Tytus miał rację, co do sposobu usytuowania żydowskich warowni
krzyże  to była codzienność w czasach Chrystusa, to nie było nic niezwykłego
a naiwnych rybaków należało zabijać z uwagi chociażby na
konieczność ochrony zasobów Morza Martwego
tabliczka nad głową Chrystusa była drewniana od początku
Dokończyłem piwo i zamyśliłem się nad sobą i Panem Jemiołuszką
po chwili zaprosiłem go do mieszkania i postawiłem mu jajecznicę
po posiłku zabraliśmy dziewczynę śpiącą przy wejściu
 i pojechaliśmy moim autem do Krakowa
nieopodal Barbakanu złożył kwiaty na grobach żołnierzy radzieckich,
którzy wyzwolili Polskę z akowskiej niewoli
a ja pokazałem im miejsce gdzie podpalił się Walenty Badylak
i wtedy zapytałem – skąd Pan pochodzi i przychodzi
Panie Jemiołuszka?
>>>
e-nu-ma e-liš la na-bu-ú šá-ma-mu
šap-lish am-ma-tum šu-ma la zak-rat
ZU.AB-ma reš-tu-ú za-ru-šu-un
mu-um-mu ti-amat mu-al-li-da-at gim-ri-šú-un
A.MEŠ-šú-nu iš-te-niš i-ḫi-qu-ú-šú-un
gi-pa-ra la ki-is-su-ru su-sa-a la she-‚u-ú
e-nu-ma DINGIR.DINGIR la šu-pu-u ma-na-ma
— Enuma elisz, tablica I wersy 1–7
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
*Biadoliny*
Wojna się skończyła raz i drugi
wojny się zaczęły w moim śnie
wojna towarzyszy zgubiła
wojny z piratami całą noc
wojna gadała i jadła
wojny patrzą przez okna i pragną zła
wojna pokazała mi bródkę
wojny splamiły pościele i prycze
mamałyga koczkodanów
Fordony
Kurozwęki
Białołęki
Biadoliny
parzygnaty belzebuba
nie jem już mięsa i mydła
koniec
>>>
DSCN8215f
*Niedowartościowany*
Kurczę blade,  
jak ja nie lubię drobnych śmieci
zegar z  wieży ratuszowej spadł wczoraj do rzeki
sowa porwała ostatnią wskazówkę
pewien pan skomponował piosenkę bardzo popularną
sądy ferowały wyroki, co drugi dotyczył mojej skromnej osoby,
a co drugi jego śmieci
wielu siedzi w więzieniach, lecz z winy umyślnej popełnili
przestępstwa, więc jest to oczywiste
denerwuje mnie to, że niektórym posągom odrąbano ręce
i rzucono krokodylom na żer
można było rzucić krokodyle na pożarcie dyktatorom,
owszem można było
i było by po sprawie
coraz więcej dziewcząt wychodzi nago na ulicę
i chociaż coraz mniej ich pali to i tak mnie to wkurza
dźwigam brzemię wyroków dyktatora,
lecz czuję się niedowartościowany,
gdyż ze strony Robespierrów wysypisk
nie otrzymuję zapewnień o niegnilności moich przesłań
>>>
 DSCN0682d
*Piętrzy się krew w pamięci*
Lament całego pokolenia, lament całego ciała
ach, jak to było dobrze jeszcze nie tak dawno
jasny horyzont, jasne sery, jasny szlak
jakże wszystko się zmieniło i tylko wiechci żal
gdzie te powidła nieśmiertelne z miedzianych kotłów, ach gdzie?
a czemuż  przemarszów wojsk nikt już nie organizuje
dzieci nie wspinają się na drzewa
kukły na koncertach łatwo jest kopać
dobić Czecha jest znacznie trudniej
jazgot handlarzy zastąpił dziś jazgot spłoszonych ptaków
a tu przepłoszyć nie można strzałem w powietrze żadnej hołoty
Cyganie nie boją się noży osiedleni w miastach
czekają na los Słowińców siedząc w kucki
przy ognisku za Gmachem Europy
Bieczanie i Sandomierzanie nie wgryzają się w ziemię
i słusznie
bo niby dlaczego
dzieci nie padają jak jeszcze nie tak dawno
od kul na ulicach
musztardy już nie te i octy jakieś obce
zakonnice boją się prasy i modlą się ze strachem w oczach
profesorowie zakładają loże i nie tylko to jest przerażające
Czuwaj, woła gensek widząc sobie podobnych
no gdzie te chłopy, no gdzie
jakże to tak, zarzucić całkiem portrety przywódców
i randki po czynach oraz czyny po pracy
ach, jak to było dobrze jeszcze nie tak dawno
kury nie były osowiałe i gdakały w południe
słysząc hejnał z giełdy
gdy pył dróg unosił się w niebo namacalne
pomimo zlikwidowania pręgierzy piętnuje się posłów w miastach
pomimo obcięcia budżetów piętrzy się krew w pamięci
pamięć piętrzy się jak propaganda gazet
pomimo wszystko
>>>
Krościenko 072001 105xd 
* Czy to jest już piorun kulisty*
Właśnie wróciłem ze spotkania z żywiołami
stuknęło w lewym kanale
przesunęło się i pozbawiło wieś dachów
nagminna wieść zabrała się z wrzeszczącym tłumem    
najpierw kibitki a potem dłubanki
na przeciw Sromowców Niżnych zostałem opieprzony
przez flisaka
a w Krościenku przywitany solą
grzmoty przeleciały przez głowę jak odrzutowce
synek pyta: tato, czy to już jest piorun kulisty
i kieruje wzrok na świetlisty obłok unoszący się nad głową
nie synku, to łysy ludowiec przemówił
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
*Długi marsz*
Long play zakupiony został w trybie rozkazującym
Esmeralda w gazie rzekła – kocham Johna Wayne
z zapytaniem proszę do kukułki
ta wykuka wszystko, dokładną datę
Long Island przejechany został w komputerowej grze
Zdzicho, ech ty!  w spalinach Zdzicho
niezły z ciebie numer, niezłe licho
Longosz nazywał się facet, który
szedł po przeciwnej stronie chodnika z aparatem
ulicą poniżej katedry w Kamieniu
nie Longin a Longosz
i popatrzcie, Trojanie nie umarli
wino wypite w kasynie oficerskim
dziesiątego batalionu ułanów jazłowieckich
zaszumiało w głowie
a potem więzienie
rozstrzelanie Kuronia na niby
porwanie ponoć jakiegoś Popiełuszki
tłumaczenie jakiegoś Urbana
long play grał, charczał gramofon
Dziewiątkowski z Dzięgielewskim poszli po dziewięćsił
wrócili z transparentami i kamieniami
i trala la la la
jakaś zebra wybiegła na pochód
jakiś pochód wtargnął na jezdnię
jakaś dewotka krwawiła
jakaś armatka wodna broniła dostępu
na Long Island w Lubiewie?
nie!
a potem dlugi marsz przez aleję Lenina
i aleję Pokoju do Arki
jak Odyseja
>>>
???????? 
* Czeluść *
W czeluści zagłębiłem się czarnej
jak w czeluści to znaczy nie w jakimś Clipperze
ani kosmosie tylko, co najmniej Morskim Oku
dziecięcy sen nadszedł, i cóż nie było rady
ledwo, co odciąłem ciała
gdy odpadły pierwsze palce
kamieniem położył się prywatny biznes
na wzgórzu jesiotra
i to wtedy, gdy słońce za chodziło
za kopane
>>>
DSCN3327f
* Kości w studniach Azji *
Genea
Pangea
Pramiłość
w Oceanie Tetydy
jej ciemne oczy z przerażenia
już dość tej gehenny
już dość
zakasane rękawy planet
muzyka cichnie w słońcu
milkną zmutowane kundle galaktyki
szczekają wciąż
Krew na palcach marzycieli
krew na włosach inżynierów dusz
krew w rzekach i szklankach
krew w iluminatorach ostatnich
pojazdów kosmicznych
Zamknął się czas zdrady
morze nienawiści się wylało
kaprysy zamarły
rozedrgania wywietrzały
podnosi się poziom wody w lochach
kamiennych więzień
Gondwana
Europa
Prapożądanie
zwierzęta zwierzęcość
miecze tną przestrzeń
balony pękają
torpedy uderzają w serca
nie milknie hałas rozrywanych serc
głowy tłuką się miarowo jak okiennice na wietrze
głowy tłuką się o siebie
w studniach Azji przybywa kości
Z ust wystają nogi
z ust wystają ręce
z ust wystają włosy
z ust wydobywa się jęk
Włosy matki rozwiewają się ponad górami
wyrwane siłą syna
siwe włosy matki rozwiane ponad szczytami
zaplątują się w czas
Belzebub wtłacza włosy w uszy Prometeusza
Wszechocean rodzi w bólach
wszechrzeczy rodzą się z myśli
kry spadają z nieba
kry zasypują oceany
woda zalewa kry
łzy wydostają się z pod nich
>>>
 DSCN3074n
* W miarę rozwoju demokracji dla władców przybywa zagrożeń *
Sporo tych rudych dzieci
chętnych do rządzenia
sporo pięknych oczu
pięknoduchów demokracji
ja nie mam wątpliwości
ani co do początku nowej wojny
ani co do jej końca
jak mawiał Stalin – w miarę rozwoju demokracji
dla urodzonych władców przybywa zagrożeń
>>>
DSCN0802g 
* Dziecko-T.Rex *
Może dwa razy wypowiedziałem te słowa
– krwawy łup
nie wiedziałem, że opiekuje się nimi czyjś sobowtór
czytałem podręcznik do nauki języka
a on ćpał
w brzuchu była krew i na podłodze była również
dziecko odpłynęło daleko autem ze snów
Moje okna są bardzo cenne
ścierka w moim ręku ma swoją cenę
więc zejdź mi z drogi kolego
gryząc jabłko on patrzył w jakieś oczy
gdzieś daleko przychodziło na świat to dziecko
Siedem koni przecwałowało przez step
w tym jeden niosący na grzbiecie ludzki szkielet
a tymczasem w telewizji pokazali T.Rexa
odradzającego się z ludzkich mięśni i ścięgien
zegar zaczął płakać rzewnym głosem
na wieść o pożarze w wytwórni starych filmów
Nieco dalej komin cegielni się złożył
co widząc były opozycjonista a obecnie prominent
zapłakał i stanął u drzwi
czemu żeś go wujku pozostawił bez dyrektyw i wyroków
w ten letni czas, w ten czas pokoju
Skurcz małego palca u nogi wywołał
reakcję pewności siebie
dozgonnej
czupryna zjeżywszy się pozostała dłuższy czas
zakręcona
a na kopcu krew po ichnich czasach
w kącikach oczu ciągle krew
szyny metalowe tymczasem się wygięły
Dlaczego od strony do strony lepi się przestrzeń
miałem dobre chwile nawet w tych strasznych czasach
wstawałem z kałuż
a on ćpał
śpiewka jego była ta sama
lecz tylko ja ją rozumiałem
łokcie spętano łańcuchami
reszta spętała się sama
o jej! jakiż ja ruchów nie wykonywałem
zabrakło jednego odruchu
>>>
DSCN1073f 
* Pierze *
Zewnętrzna osłona statku kosmicznego
jest zrobiona z pierza
pierze śpiewa pod wpływem wiatru słonecznego
za statkiem ciągnie się zorza
od samej atmosfery
 >>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
* Temat tabu *
Zakurzyłem
jej uśmiech postawił mnie na nogi
temat tabu to rozkraczona wieża
nauczyłem się skomleć
mogę skomleć wśród pól i na strychu
rozwalającej się góralskiej chałupy
ale tak naprawdę to zdrowie
dokucza tylko krnąbrnym chrabąszczom
sałata nie dokucza, lecz kryje spóźnienia królików
wysokie drzewo i śpiew
stara płyta i welon rozwiany
on z nim idzie do samu
bić pod pocztą bić na trwogę bić pijaka
pobielone ściany zostały zelektryfikowane
takimi pstryczkami czarnymi
o potem zaraz ścięte razem z pobieleniem
wywieziono rozespanych rabinów
reszta rozpierzchła się po obozach
stowarzyszony skowronek napadł znowu na miasto
wybrzuszenia mocno widoczne od strony granicy
mniej widoczne od strony bagna
uratowały niejednego jak kurz
>>>
DSCN5433f
* Nagle na stoły zostały podane trumny *
Niewyobrażalna jest Syberia
niewyobrażalny jest ogrom przemocy i bólu
uciekałem tyle razy
zawsze w powrotnej drodze natykałem się na Kozaków
struna pękła, co wywołało w gitarze łkanie
przywiązałem ją do drzewa
miś ją dopadł i zgrał
myśląc, że to bałałajka
Jest taki wielki kamień jest taka góra
tam dążą wszyscy więźniowie
na Antypody
Chore ambicje zamiast rozładowywać się
na stadionach lub pod budkami z piwem
eksplodują tańcem szeregów policyjnych
ale to może dlatego,
że nie ma już chociażby budek z piwem
Przyziemiłem helikopter, lecz nie lądowałem
byłem lepszy niż sowieckie komando
dziadek pogroził mi laską z mostu
dzieci dostały się pomiędzy czołgi
sataniści zaatakowali twierdzę socjalizmu
w pierwszej chwili ucieszyłem się
Na weselu u sąsiadów
nagle na stoły zostały podane trumny
nie byłem dokładnie zorientowany
jak świeże są trupy rywali do ręki panienki
Pewne tradycje, chociaż nie mają sensu
utrwalają się w świadomości społecznej
ktoś od kogoś zmałpował obozy
a już Lenin przewróciłby się grobie
widząc socjalizm bez uśmiercania mas
na weselach na pogrzebach na urodzinach
Wypuściwszy flamingi z helikoptera
wprost na głowy masonów włoskich
poderwałem maszynę
odleciałem w kierunku kolejnego parku narodowego
tam gdzie mieszkają Pigmeje
Nożem do konserw otworzyłem trumnę socjalizmu
zwłoki kobiece były w stanie początkowego rozkładu
nie było na co patrzeć
zasnąłem by śnić o górze złota
czy kiedykolwiek zapomnę o niej
sięgając po gitarę
dotknąłem ciepłego języka bestii
tylko nieprzytomnej
>>>
Obraz (218)v
*Pieniądze wysupłane z własnych zmartwień są chore*
Repetuj Szwajcarię
repetuj demokrację
kluczowe słowa w łamach tekstu
jeziora książek
skaliste bydło
Zaprzedały się woły wędrówce powolnej
chłop zdecydował się na cielaka
gnój przydarza się raz na jakiś czas
cielaki mają to do siebie, że nie są chłopami
No tak, chcesz powiedzieć, że mógłbym mieszkać wyżej
wtedy w każdy wieczór patrzeć bym mógł na Szwajcarię
jestem zażenowany swoim niskim położeniem
A przecież jestem zażenowany bardziej z powodu
treści mojego ostatniego horoskopu
nie wiem czy to jest takie naturalne
aby co kropkę odwoływać się do skrzywień psychicznych
w drzwiach nie zostały przepuszczone gęsi
i to nie byle jakie bo poetyckie
Można postawić na Jerycho można postawić na Okocim
można odwoływać się albo do sumień albo do demokracji
pieniądze wysupłane z własnych zmartwień są chore
dzieci hodowane na nawozie wyborów
są na starość niezrównoważone
i to wszystko
skaliste jezioro
>>>
DSCN0518a
* Straszydło tradycyjnie rosyjskie *
Kamuflaż zespołów rockowych
w samym sercu stadniny młodzieży
która wymknęła się z pod kontroli
generalnie gramy w tej samej Guberni
te same kawałki
na Wawelu zamiast Franka jakiś inny polityk
z Franciszkańskiej
Oględnie jeszcze nie mówią
ale już szykują frędzle podniebienia
nazwą łzy ministra kompetencją
nazwą człapanie ministra wybrykiem do wybaczenia
Zjechaliśmy z dziećmi na jasełka pod Solcem
a tu straszydło wystąpiło ani diabelskie ani anielskie
ani angielskie
tradycyjnie rosyjskie
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
*Jaruzelski to taki honorowy facet*
Czy Urban może być kowbojem
spytał mnie syn patrząc na kinowy plakat
zatkało mnie
wpakowałem mu w usta czerwony pomidor
i tak miał szczęście że nie sztandar
takie to bywają odpowiedzi
Jakieś truskawki posadzono na poligonach
wytrzeźwiał jeden znajomy
jeszcze nie powieszony
jeszcze nie oswojony a już ponownie zgnojony
A Winnetou wciąż cieszy się powodzeniem w Niemczech
tak, tak Kurdowie to nie Indianie
Jaruzelski jeszcze się nie zastrzelił ale gdy opuści Warszawę
uczyni to na pewno
przecież to honorowy facet i taki inteligentny
i ciągle o tym przypomina
Czemuż, ach czemuż Ułani nie przybywają
a tu mgła że aż oko wykol
nie zauważysz człecze czy przejeżdża Urban czy Ułan
czy też samochód rajdowy na holzgas
Ten podszyty rockman nie wyglądał mi na Iwana
gawrony się zleciały na koncert
zbrodniarze cieszą się i idą o zakłady
helikoptery wpadły w koniczynkę
bieda szyby się zawaliły
umysły się zawaliły
kościół się zawalił
takie rzeczy dawniej się nie zdarzały przed koncertami
ale cóż teraz rockmanem jest Owsiak
Jaruzelski się jeszcze nie zastrzelił ale gdy opuści Warszawę
uczyni to a pewno
przecież to honorowy facet i taki inteligentny
i ciągle o tym przypomina
>>>
DSCN8185a
*Brat z sekty*
Chodzi z chłopcem
z YMCA
dał się omamić
informacja być może prawdziwa
w prasie a dotycząca archetypów
w świadomości zbiorowej
chodzi z chłopcem
a dzwoni do żony
Zygmunt Krasiński nie
czarny lud kłębiący się
na zachodzie
chodzi z chłopcem
to jego brat z sekty
lwów
tapicerka została zafajdana
przez wróble
ukuto spektakularne widelce
zamknięto w schronie proroka
zasunięto niebotyczne story
Wielki Mistrz
oddaje honory chłopcu
i kupuje mu ciuszki
Imelda europejskich szlaków
cieciorka
Malta
Sycylia
most dla osłów
tajemnica
strach
omamy
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Deka-pol *
Dekapol „Effatha” – Otwórz się
Dalmanuta – Otwórz się
Zaraz otworzyły się jego uszy,
więzy języka się rozwiązały i mógł prawidłowo mówić
Dlaczego to plemię znaku się domaga?
Zaprawdę powiadam wam: żaden znak nie będzie dany temu plemieniu
oprócz ’10’
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
* Ja nie wiem dlaczego osiedliłem się na dnie oceanu *
Ja nie wiem dlaczego spadły na moje kolana
te jego chwile spędzone w przytułku
jest majowy niedzielny poranek
ktoś znany wyłazi ze śmietnika w futrzanej czapie i grubym zimowym płaszczu
taszczy reklamówkę z butelkami
zapowiada się upał na dzień Pierwszej Komunii Świętej
ja nie wiem dlaczego osiedliłem się
na dnie oceanu a przecież wiem, że kot śpi obok mnie
cięcia, spokojne cięcia, krew, lepka krew
na równie lepkim asfalcie wyraźnie znać ślady czołgowych gąsienic
tędy przejechały pojazdy niezlustrowanych katolików
rzeka wylewa a na księżycu bracia zakładają miasto
rzeka rozlewa swoje mleko a bracia składają puzzle
jest majowe przedpołudnie muchy zdychają
w powietrzu, którym oddychają ludzie
glina ma konsystencję śliny a ślina konsystencję gliny
konstytucja jest człowiekiem
czemu ja nie mam prawdziwego domu
lub chociaż braci na własną miarę, tak wielu
kret synonim kret wredny kret
oberwał w stanie wojennym i siedzi cicho
chcą go złapać przekupieni Apacze
nie bój się krecie ja ciebie obronię
warszawska galeria również czeka na moją obronę
spodobała mi się jedna pani
poprzez rzekę stołu posłała do mnie polityczne spojrzenie politycznej spójni
to było to przez chwilę
trawy gorące trawy blade ptaki nad łąkami
jabłko rozdwojone kosą
byleby dotrzeć do skraju szosy jeszcze dziś
pstryk, zgasło słońce w pamięci Polaków
kamień zwymiotował w ciemności na cień
kaptury opadły na głowy generałów
a ci wzięli odpowiedzialność za pas
Chrystus czeka pod blokiem
za nim stoi kaktus, na kaktusie powiewa czerwona chusta
zrzucona tam z nieba przez żurawie,
statek nie może się doczekać
blada twarz kogoś znanego
blada twarz kapitana, który wyrwał ster
koniecznie muszą przeładować zboże z tratw na pomosty
luksusowe paliwo do luksusowych aut
czy Świadkowie Jehowy są moimi braćmi pomimo wszystko
dziewczynka zadrżała uderzona ramą okna
nie zmieniła rajtuz
chleb podskoczył na wysokość czwartego piętra
by spaść na ziemię wieczorem
gorzkie spojrzenia po seansie
gorzkie usta we śnie
toccata albo rewolucja albo kurz na drodze
je nie wiem jeszcze po ile chodzą butelki
w nowym pawilonie handlowym
po którym chodzą stare sprzedawczynie
torpedy na życzenie i łyżwy na życzenie
zdjęcia na życzenie
koślawa dzielnica piecze raka
skrada się mężatka skrada się do kurnika
smaży się jajko na gorącym asfalcie
Kaziu zapala cygaro przy pomocy słonecznych promieni i okularów
co tam słychać przy torach
co słychać przy autostradzie
brat ze zboru poddaje się uwojskowieniu
wyrzutki społeczeństwa żyją i mają się dobrze
zjadają świnie a zwłaszcza pasztety
czubek kościelnej wieży zakołysał się gdy spęczniał kościół
na postoju taxi stoi ktoś znany
sztajer w Okunince z kosami i pióropuszami
lepiszcze stanu beznadziei jest lepiszczem socjaldemokracji
czasu na nienawiść mamy dość
poczekamy na lepszy moment i rozbijemy jaja
Palestyńczycy odeszli z Krakowa przeszkoleni
niecierpliwią się już
chociaż nie tak jak Żydzi w Wielkopolsce
spadł na mnie niespodzianie koklusz niemiecki
a ja mimo to doczekałem północy
i przeszedłem odrę
i zadźwięczałem na balkonie modlitwą
choć już było za późno
ktoś znany zaczyna mi towarzyszyć
od łazienki do wersalki
czyim więźniem zostanie kto to wie
bratki wzeszły, peonie wzeszły
gabaryty grzybów w piaskownicy
znowu ta kasza rozsypana przed łodziami desantowymi leżącymi na brzegu
w butelkach listy kogoś znanego,
które zostaną ukradzione przez pocztowców
wolałbym w kopertach banany
alumn składa ofiarę ku czci pomordowanych Akowców
ciuchcia w górnym rogu obrazu ale nie nad drzwiami
czas majowy na sumienia
na sumienne wspominanie zbrodni
i uczestnictwa w budowie socjalizmu prawie całego narodu,
który jest winien zbrodni, gdyż ukrywa zbrodniarzy
zbrodniarze umierają pozostawiając spadkobierców nielegalnych majątków
ktoś znany przechodzi obok Państwowego Domu Towarowego w Likwidacji
zegar powoli zatrzymuje się wskazówka dochodzi do godziny jeeedenaaastej
oj, chyba już nie dojdzie
>>>
 DSCN1692d
* Nieznane stało się to co powinno być znane *
Zdemolowane lotniska
w zdawkowej formie samoloty
wyłapane szopy spoglądające przez dalmierze
żeby chociaż poświęcili więcej czasu na dobijanie
nieznane stało się to co powinno być znane
zakłamało się pod pegeerem ciało, zwykłe ciało
swobodnie, rytmicznie
pod krzakiem forsycji jej oczy czarne
zapaliły się dla mnie, tak teraz
mogła być już babką
ale zbyt modnie się ubierała
nie ucałowałem jej dłoni chociaż myślałem o tym
przez chwilę dłuższą
popatrzyłem z balkonu na nią
mogła być moją matką
ale zbyt modnie się ubierała
trzeźwy Rosjanin przeszedł obok mnie w kwitnącym sadzie
skanował mnie ten stary szpieg
i w bunkrach jeszcze jest miejsce
i w oleju jest jeszcze miejsce
za leniwe koty nie odpowiadam
zagadką jest w bazie gitara Gibson Les Paul
repetuj broń, repetuj, ja się nie boję
mogę mieć na przykład jej oczy
rytmicznie potrącam jej struny
>>>
DSCN8268d 
* Lepszy niebyt niż życie w takim kraju *
Tendencje w nastrojach jak trzeba?
niestety
twoje okulary, twoje okulary!!
zgrabnie nocą kiwać nogami na balkonie
na usta ciśnie się słowo Judasz
pupa w samochodzie
ręce z szybą
samochód rozciąga się jak guma do żucia
tracę zaufanie do pingwinów
tracę zaufanie do własnej egzaltacji
potrzebuję zejścia z góry leśną drogą
belek w oczach, jadu w ranach, tokaju w żyłach
biedne, oj biedne, biedne robaki
proste statywy ustawiono chcąc je sfilmować
czy znajdziemy dość siły by plwać na skorupę?
przełykam ślinę
zjadam ślimaka nad zalewem
chininę zjadam razem z baobabem zjednoczenia na zebraniach
brak zjednoczenia konsumpcyjnego, nie niekonsumpcyjnego
rytmiczny żydowski powrót do korzeni
sny? dajcie spokój snom!
z rana powstanie poczwarka, ale potem
nie zastąpi jej motyl
lubieżne konie odeszły do Kozaków Donu
Janka po napadzie wywyższono
Janosiki mu pomogły i zapędził gości w widły
w róg
ciemnych okularów
płyt chodnikowych
piw na płytach grobowców
grobowców na grzebalniach
mam ja niezłą wprawę w łapaniu kustoszy
dam im popalić
ciuchcia dowoziła kiedyś
mnie na takie zawody
lepsze życie w takim kraju niż niebyt?
lepszy niebyt niż życie w takim kraju
a może tendencyjny brak okularów
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
* Otworzyły się jego uszy *
Zaraz otworzyły się jego uszy, więzy języka się rozwiązały
wybrali go na Pierwszego Soskę
powiedział, co Miodek pochwalił
dranie założyli spółkę, kwaśniaki hełmofony
Miami przyjęło kilkoro w sumie uczciwych Polaków, chociaż nieco rozwiązłych
nawet taki tusz może mieć swój styl
nawet taki Kacper może być Amerykaninem
kalesony i olchy w jednym rolsrojsie
kaszanka nie jest lubiana przez górników tak jak Karolina
ledwo język giętki pomyślał a już kubki smakowe odpowiedziały
mały Indianin bawi się w Krakowiaków i Górali
dylemat znaczy Krywań
lepiej nie mówić, że Labuda jest śmieszna
skądinąd Gawryła Princip pochodził ze starożytnego rodu zadomowionego nad
Morzem Śródziemnym znowu nie na tyle zimnym żeby nie wydać prezydenta
nocny stróż stuka mi w balkon pastorałem, czy czymś takim
sąsiad się wreszcie zamknął
znowu uznałem go za brata oczywiście po namyśle
brazyliana kosmiczna, tak to rozumiem
znam się na Belo Horizonte Maxa i Igora
zaprzedał matkę, i to mam za złe Stalinowi
nie będę na koniec podpierał się znakiem
mój naród go otrzymał i sam nie wiem za co
>>>
DSCN1006x 
* Dziewczę zawodzi z pragnienia pod wieczór *
Stłumione uczucia dziewczęcia w betonie
wystają nogi z jakiegoś wykopu ziemnego
pies je obwąchuje
małżeńskie pary schodzą się nad ten wykop
sarkają
w bucie schował lody
i gdy nagle sobie o nich przypomniał to już
był po sutym obiedzie, więc przegryzł tylko pęd bambusa
umaczał biały pęd w roztopionym lodzie a opakowanie wyrzucił
na wrotkach zajeżdżają kochanki
niosą marcowych kotów wrzaski
w pojemnikach na drugie śniadanie
Czomolungma reklamuje się w supersamie
za dużo narciarzy w tym mieście
narciarzy jeżdżących na deskach dla władzy
ratrak na zboczu Czomolungmy a pod szczytem bocian ranny
dziewczę zawodzi z pragnienia pod wieczór
pod balkonem tłucze betonowy opatrunek
filozof podjechał fordem zrobił zakupy i wsadził nos do reklamówki
kamienica cała zawstydziła się z powodu udowodnienia
mieszkańcom w piętnastu klatkach zbrodni na żółtych kaczeńcach
jakie mogą być konsekwencje wiosny dla
marzycielki w schronie
dzieciak nazywa cielaka bezrogowcem
nie nadjeżdżają pociągi z lat osiemdziesiątych
generałowie pogubili mundury
i do tego jeszcze zaspali, gdyż całą noc kumkali w kompoście
rzeczka popłynęła górą
listeczek poszybował w górę
dziewczyna wryła się w mokrą ziemię,
która okazała się świeżym betonem
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
* Nie zwymiotuję do grobu PRL-u *
Spod spuchniętych niedźwiedzi wysunął się łosoś
lapidarnie stwierdzono – te dzieci nie mogą żyć
przecież nie są dziećmi, czyżby?
jakież to piękne, ta muzyka ze wzgórza, ta polityka
jakieś śledzie, jakieś lilie złotogłów
grzebienie szpitali psychiatrycznych
wreszcie wolność w opozycji
grzebienie szlachetnych towarzyszy
wreszcie Kraków różni się od Opola
jakie skrzynki stoją na brzegu morza?
jaki pies je rybę?
lubię patrzeć na rybackie sieci
zwisające z żelaznego krzyża na Giewoncie,
to wszystko moje
nie zjem już żadnego dziecka, żadnej kobiety
polukrowanych kiedyś pierników
ani nie zwymiotuję do grobu PRL-u
>>>
DSCN0914g
* Tramwaj utknął w ścianie kina *
Ja wiem jak często coś można podpalać
ja wiem, kiedy płoną serca
ja nie wiem, dlaczego ona odeszła
kamyk czekał na mnie na niejednym
przystanku tramwajowym
kamyk zamiast jej powitania
gdyby przyszła, choć raz
tramwaj nie utknąłby w ścianie kina
takie bufory takie światła nie uratują
czegoś pędzącego w ciemność
zerwałem z przeszłością
wiem, że czegoś nie można podpalić
zerwałem z wszystkim tylko nie z tobą
dlaczego wtedy odeszłaś na szaniec
to nie takie zwyczajne płonące miasto
to nie takie zwyczajne obracające się w gruzy imperium
jakiś prosty człowiek wykrztusił obrzezane słowa
takie będą wyroki dla przemądrzałych
zawsze takie wyroki będą
ale trwaj na tym przystanku – coś mi mówi
ale łap spadające części domów i bufory
łap kawałki rodzin, łap odpadające strzępy skrwawionych serc
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Akurat zachciało mi się rozpaczać *
Akurat zachciało mi się rozpaczać
w kredce woskowej
lekko zewsząd
miałem na myśli ciebie
miałem na myśli cichą spowiedź
dreszcze przebiegają przez społeczne serce
miałem złoty róg
na deszczu przemókł sznur
na wiele lat zwalczono prusaki
na jak wiele
dmie w trąbitę wiatr górski
lament na Palestynę, lament na całą Polskę
spychaj piach na brzegi wydm
kruchy pokój rozbił się na  pięćset części
zaakceptowano ten nowy stan
nie mogę patrzeć po tych wszystkich latach
na pusty Kreml
na puste dusze sąsiadów
stać mnie aniele na taniec śmierci
ja i oni znów w tańcu
bracia spleceni bluszczem
okrwawione kosy
czaszki i kaktusy na pustyni
mam w głowie startujące samoloty bojowe
łzy jak bomby wypadają z moich oczu
wierzba rośnie nad rzeką
martwy kot płynie nurtem
na wznak
moje płetwy, co z moimi płetwami?
sosna na kraterze
kijafa na skarpie wiślanej
może odpadnę zanim każą mi służyć
nie przyjąłem się dotąd, jako giermek Gierka
nie przyjmę się i teraz, jako agent mafii
zwykli zakłamani marni ludzie jednoczą się
nad brzegami rzek na moją zgubę
a ja w kredce woskowej
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
* Kluczowym zagadnieniem jest czystość rąk *
Całuj mnie naturo
potrzebuję wiatru jak smutku
całuj mnie natchniony wietrze od gór
ja kiedyś spłoszyłem twoje ptaki
przyznaję się, poszybowały z wolnością
jak to kolorowo śmierdząco
ledwie zakwitnie sasanka
a już polityczni przeciwnicy
nachylają się nad nią
czaruj ich, czaruj!
jakież bym nie wygłosił przemówienie
przydawka zawsze wypada na końcu
futrzana przydawka z końca języka na koniec zdania
może to zajączek z fasoli zielonej znad morza
kocham jeszcze coś
warto jeszcze wierzyć w drewno
kocham jeszcze niektórych ludzi
warto inwestować w zwierzęta
nie osądzać, całuj mnie całuj
myszo
kluczowym zagadnieniem jest czystość rąk
przy czym łan młodego zboża
może mieć w pewnych kontekstach znaczenie symboliczne
kleks na szybie
na wystawie kleks
kleks mózgu w przyrodzie
głodny karaluch jest stworzeniem wspaniałym
głodny słoń nie stawia problemów przed nazwą
jam cię widział głodnego
jam cię widział człowieku, głodnego
boję się ciebie
gdy zasypiam słowa przesuwają się przed moimi oczyma
jak zwierzęta
tymczasem zwierzęta zamieniają się w ludzi
i przychodzą do mnie na jawie
>>>
DSCN2021f
* Po wybuchu bomby *
Wiele się może zmienić po wybuchu bomby
zbiednieć można
wzbogacić się również
zbudowałem kaplicę wielkości Hagia Sofia
podgrzybka pokazała Pani
stelaż wysunął się
kamienie mogą przemówić jeszcze w tym wieku
trzeba jeszcze wydusić dzieci
te chodzące i te niechodzące
na pustyni jest zazwyczaj o wiele czyściej
niż nad jeziorem
karmelkowy most złudzeń malca śpiącego na ulicy
strzępy mięśni, odłamki kości, zgniecione gałki oczne
na każdym kroku rozstrzeliwują ptaki
dymem z nosów i czaszek oraz dymem z muszli i z wystaw
lecz nie pójdę za nią nawet, gdy odejdzie
lecz nie pójdę za nią nawet do swojego domu
lodowiec wysunął się na czoło
moje minarety spełniają funkcję wież oblężniczych
fajnie jest podpalać plemiona
lecz gdy zacznie się skrapiać żyły
to na drogę trzeba torbę brać
już tylko torbę brać
>>>
DSCN5095 (5) 
* Wysublimowany astralnie *
Skoro nie można zatrzymać deszczu
i Lucyfera pojmać nad pustynią
więc niech przemówią łzy
trepanować czaszki i przepołowić ludzkie sumienie
jest to obojętne czy jedzenie składa się z samego
drzewa czy też znajdują się w nim śladowe ilości węgla
po prostu trzeba nam patrzeć wciąż w niebo
nam stojącym w błotnistej kałuży
tam nad horyzontem, popatrz coś błyszczy z dala
czy to oko dinozaura czy to Armstrong?
czy to złudzenie twoje drogie dziecko?
nie, to słońce gadów
nie po to Platon wymyślił jaskinię byś teraz
musiał patrzeć w słońce
słychać rześkie tam-tamy i głos piłkarza-Marleya
groby się otwierają i wyrzucają  niewolników Afryki
którzy stają się pianą Francji i Anglii
ponad pustynią leci rogata żmija a sówka wije się w piachu
tak się dzieje, gdy wybucha wojna
kołysz się Ziemio w takt eksplozji
miałem straszny sen, widziałem we śnie smoka
wielkiego jak chmura, który siedział na brzegu
tektonicznego rowu i malował obraz na płótnie
metaforę starożytnej Afryki
dlaczego jakiś typ odpowiada stylowi?
kumie daj nogę z tego zagajnika gadów
sam na sam z odorem w trakcie przemian
a także pod wpływem płynów i substancji lotnych
z Lucyferem mam kontakt wzrokowy
z Bogiem, który go stworzył
wysublimowany astralnie
i stanąłem na Księżycu
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
* Za tyle nieprawomyślności *
Zapomniałem, że nie można im wierzyć
jestem przecież wierzący
to i nic dziwnego
linia i koło w mojej metodzie
francuski język jest dobry na rozciąganie
mam w domu surykatkę srokatą
dam im niech się nie cieszą
Zapomniałem, że czas na wspomnienia
komuż jak nie mnie należy się więzienie
za tyle nieprawomyślności
za te wyzwiska we śnie mogliby mi dać
śmiało wyrok dziesięciu lat katorgi
ale nie mogą, bo jestem w trakcie odbywania kary
brązowy flamaster wzięło dziecko do ręki
może wymaluje na Giewoncie ich twarze
skuteczne połączenia konia ze skrzydłami
są nadzwyczaj trudne
w leśnej trawie udaje się połączyć
co najwyżej konia z chrabąszczem
jak zwał się ten rzeźbiarz a jak się zwał barbarzyńca?
popieram kulturę bez przemocy
mój dziad nie siedział przed lustrem w podartym szlafroku
a ja nie piłem whisky przez to wszystko
wcale nie spadły sputniki w tej ostatniej dobie
choć jeszcze mają na to czas
spłachetek podartej gazety rozkłada się jak wachlarz
przyklejony jednym końcem do ściany
muchy nie weszły mi do ucha podczas mojej
choroby i nie spełzłem na niczym
Zapomniałem, że nie można wiedzieć o tym
że oni wciąż są i to są jakże głusi
bez usprawiedliwienia dla mas
>>>
DSCN1906f
* Zamknął się świat dozorcy *
Kolosalne jaskinie moich spojrzeń
na świat pełen ułudy
gnat jeziora w palenisku wiary
ryby na ścianach płacz ryb
Z rzeźni płonących wysunęły języki
moje przepowiednie
wizje zagłady dzieckiem biegnące
po falach asfaltu i gruzów
Tętent żydowskich klaczy
dudnienie kół rydwanu
Piramidy sumień zapadły się
stwarzając niespotykaną formę architektoniczną
gady pod stopami
ziemia zbudowana z porykiwania gadów
same drzewa oparły się o horyzont
gdyby nie czekały na ptaki
byłyby wolne jak słoneczniki
Na wysypiskach rośnie marchew i brokuły
na powiekach przybywa lian
zasmucony mężczyzna wraca z wysypiska
niesie duży worek na plecach
a pod pachami dwóch swoich towarzyszy
Zamknął się czas dozorcy ruszyły zegary
z oczekiwań powstała giełda postkomunistycznych normalności
Jakże ogromne jaskinie
drżenie kumkanie przedświt mgła
kudłaci faceci przemieszczają się wzdłuż drogi imperium
lemur biegnie w poprzek tej drogi
zakaz śpiewania nadal obowiązuje
zakaz pracy dla siebie nadal nie obowiązuje
patrzę bez skargi na bolesne miejsca
>>>
DSCN1860f 
* Staw nocą*
Zewsząd ciemności, zewsząd kumkanie
nasłuchuję nad stawem księżyca skargi
mówi coś o kosmicznej spiekocie pośród gwiazd
w szuwarach pionowy cień ześlizguje się po łodygach tataraku
woda wstępuje w piąty wymiar
małe bąbelki, co chwilę pojawiają się na powierzchni
odrywają się od dźwięku i jak balony
szybują w kierunku księżyca
moje oczy zachowują się podobnie
do pustych oczodołów wlewa się cisza
trzęsie się ziemia od wibracji żab i świerszczy
olchy drżą ze strachu
czarne błoto pełznie ku duszom zabłąkanych
głębia stawu zapada się w siebie
żelastwo i trupy nikną w odbiciu księżyca
w stawie pułapce
>>>
 OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Zgaduj-Zgadula z kapturem *
Zamknąć jak gdyby chęci
tę chęć
Lamma kiedyż zawali chodnik
zgaduj-zgadula z kapturem
lwem cię napełnia pochód
za mną stoi stary samochód
za wiele wiele lat za wiele
tędyż
komu dałem wskazówki?
lepiej nie mówić o kamaszach
chłop ci on
z kogo mam, więc brać przykład?
luksusowy w chacie bez prądu
strzał w głowę nikt nie winien
zdemolowana chata
wino rozlane na posadzkę
grota żeby nie powiedzieć jaskinia
męki nad rzeką podarowane
gencjana na szczycie
kumpel nieletni w kolejce
spadają chęci z koni spacerowiczów
jestem do dyspozycji
sen dostaje za swoje
zagadkowe zęby pokalane przez gołębie
szelest liścia na górze
tam jest mały polityczny wiec
skamielina delfina w duszy
zapadają się samochody półciężarowe
można już wieszać pod sufitem gospodynie
iskra przeskakuje
oj, gdyby nie wieszcz
lewa lewa zew nad lodowcem
remplowanie na temat europejski
porzucają naród i religię
a ja nie pozwalam na wycieczki za forinty
zgubione daktyle w lasach nizinnych
fragment całości pod nazwą Mahabharata
sklejony z dewocjonaliami wielbłąd
koszula lepi się do pleców psa
temu podobni śpiewają dość dobrze
lampa zdecydowanie świeci nad resztkami borów
zdecydowanie i speszenie dziewczyny
teraz i wczoraj
i odchodzi
zamknąć dom dziecka w jakiejś miejscowości
oto ich cel
nie popuszczę
bo mam chęć
>>>
DSCN0775 (2)v
*W Cucamonga *
Czechosłowacja to temat dla niewinnych
elementy techniki w wynalazczości świata
Japończyk to nie musi być człowiek
Syberia z fiordami
flamaster przed blokiem
kaczka pewnie, że nie dziwaczka kuca na ławce
pewien zegarmistrz z miasta nie umarł jeszcze
jest też środek Atlantyku
grzebień zatopiony
dom składa się z bloków żużlowo-cementowych spojonych słomą
dzieci się bawią w wesele i szukają sznura
Laponia już śmierdzi groszem
samochód Peugeot jest zwykłą maszyną
choć nie każdy umie zrobić dobry kuskus
słońce dla słoni jest z żelaza
zamach stanu w Nairobi
gdybyż, czemuż, jakżeby
obok Redarów polegli Celtowie
przycisk jest w każdej maszynie
prąd jest nawet w rybie
o! jest sznur, wisi coś na nim
łakomy spawacz w ruinach Wrocławia
zieje ogniem Prezydent FIFA
na Aleutach zesłańcy z Rosji niemieckiej
ten samochód rosyjski nie jest temu winien
ślady winnic na wulkanicznych terenach Podbeskidzia
małe śliczne miasteczka Europy i Ekwadoru
zbliżają się do centrum by zapalić fajkę niedzieli
nawet tam, nawet tam  są klasztory nadziei
w Cucamonga
filtry mają duże znaczenie pod koniec wieku
przełom zmalał, odsunął się na południe
taka lotnia może Sumera ponieść na pustynię
i co w tedy, czy ma przejąć jakąś misję
w dziejach cywilizacji
czy Synaj czeka na Akad?
>>>
DSCN3064n 
* Nasi fedrują krzem *
Poziom któryś tam
a nasi fedrują krzem
zalewa oczy pot
a nasi dźwigają wzorzec
gwiazda wbita w krzyż
dający się dostrzec
w źrenicach Giocondy
pompy pracują bezustannie
rzygacze wyrzucają wodę mineralną
w retortach na placu centralnym
kipią zupy na bazie benzyny
fedrunek zademonstrować warto
nasi dają z siebie wszystko
to się może podobać
jakiż wysiłek, jakie sikanie potem
ryby zrywają się z uwięzi
przynęty emitują słaby blask
nie wiadomo dokąd sięga projekt
niknie zwój za wzgórzem
doszukują się atomów i nic im w tym
nie przeszkadza
winda w górę, winda w dół
krzemu ubywa w zastraszającym tempie
w sumieniach odkłada się ołów
w sercach odkłada się nienawiść
do następnego poziomu
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Nad domem byłego członka KC PZPR *
Jonosfera oddaje ciepło pobliskim lasom
kopczyki zieleni na linii horyzontu
wełna żywych igieł na zboczach
brak klasztoru w tych stronach
klasztoru takiego jak w Asyżu
urzędnicy cierpliwie nawadniają
śródleśne łąki i sadzą nowe zielone drzewa
Prezydent Warszawy usypuje Nowe Tatry w suburbii
kanibale partyjni w leśnych parowach zjadają
szczątki pozabiegowych płodów
nie wierząc w modlitwy dusz
skamieniałe w parkach drzewa wyciągają
błagalnie gałęzie ku górze chcąc dotknąć
jonosfery, która im urąga
ostatni komuniści w ostatnich rządowych sanatoriach
zjadają trupy rozstrzelanych pięćdziesiąt lat temu
swoich towarzyszy
nie chcą dać ich spopielić
cierpliwość myszy duszonej korzeniami drzewa
jest tutaj do pozazdroszczenia
tam na linii horyzontu liście chłoną
promieniowanie kosmiczne
wraz z przekazem najnowszych informacji
z sond międzygalaktycznych
o, jest klasztor
a, nie, to legitymacja odrzucona za horyzont,
nie doleciała
nad domem byłego członka KC PZPR
Chrystus rozpościera ręce szeroko
od horyzontu po horyzont
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
*Gdzie zatopione góry*
Tam
w kapeluszach słyszące damy
kiedykolwiek zajdziesz w te strony
wspomnij zatopione już góry
na drutach robiący swetry
firanki zwisają z wież
topory naostrzone
twarze zasłonięte
klawikord na statku
stary pisarz pod mostem
jego izba pamięci w wagonie kolejowym
luźny symbol tamtych czasów
kiedy dojedziesz autem zdejmij gąsienice
trasa zwinięta
lustrzane twarze dam
terrarium w sekretariacie partii
księżyc zaopatrzony w lunetę
szczur zamieniony w jeża przez astrologa
nawet gdybyś nie dotarł tam
powiedz, że kochasz to miejsce
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
*Tracę cię*
Jestem bardzo znużony wypatrywaniem ciebie
Gawryła mi towarzyszył, ale zasnął
jest świt świtów a ciebie Wiera skrywa noc
gdybym miał kości Mickiewicza, ścięgna Słowackiego i płyny ustrojowe Miłosza
zostałbym poetą w słonecznym kraju
i kadziłbym Moskwie ukrywającej się pod nazwą Pekinu
kiedy tylko wyciągam rękę żeby zerwać źdźbło trawy
z zamiarem włożenia go sobie do ust
kiedy tylko na nie spojrzę, tracę cię Wiera, tracę na powrót,
tracę cię z pamięci
jestem bardzo znużony wypatrywaniem ciebie pod wieczór
no tak, Gawryła z tego wszystkiego skoczył w nurt rzeki
jeszcze słychać jego głos wzywający pomocy
nie chce się zagoić rana na palcu zdobyta na Gobi
ech! Wiera, Wiera, czymże jest szczęście, gdy prawdy brak
to ty byłaś moim uosobieniem prawdy
a dziś pozostał mi po tobie tylko ten opuszczony sklep
Wiera wróć z towarem lub z pieniędzmi
i nic nie mów
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
 *Łatwe wzruszenia nad dzbanem pełnym krwi*
Łatwe wzruszenia nad dzbanem pełnym krwi
jeszcze nie nadeszła odpowiedź lekarzy
a już czekają kaci
smutne oczy żołnierzy patrzących na ekshumacje
blade twarze oficerów wydających rozkazy
mur jak komin fabryki powstaje z martwych
wschodnia dzicz liczy na cud po latach hańby
czernieją w kącie farby i pędzel
kameralny nastrój przedwojenny
sięgać, nie sięgać po brzytwę
sucha gałąź wciska się przez okno
tam gdzieś gdzie domy obce kapelusz zawieszam na samowiedzy
nie mogę dotrzeć do Imperium Rzymskiego, bo go już nie ma
nie mogę dotrzeć do Cesarstwa Niemieckiego, bo go już nie ma
mogę szukać imperium Stalina wszędzie
łatwo powiedzieć diabeł jest tam albo tam
jeszcze czekam na odpowiedź lekarzy
a barbarzyńcy już podchodzą pod ściany domu
z toporami
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
*Święty poranek jesieni*
Święty poranek jesieni
za oknem wiatr się wzmaga
jasne plamy na ścianach bloków
to wszystko, co pozostało z lata
krew wylewa się z rynien
klucz obraca się w zamku
wiatr się wzmaga
poduszka emituje pierze wprost na podgrodzie
stare kobiety niosą na plecach siodła
przechodzą na wzgórza
w kręgach topól bezustanny szelest
bezustanne migotanie wspomnień i wielka tęsknota skał
lemiesze kroją głowy chłopów odkrywając białą kość
słońce rozgrzewa do czerwoności ostatnią Syrenkę
porzuconą na parkingu
białe komeszki fruną nad wielkie miasta
wzmagający się wiatr porywa ptaki w niebo
zachodzących słońc
i już stamtąd nie wracają
z centralnego placu hutniczego
wyruszają Lapończycy ze stadami renów
mleko przestaje się sączyć z wielkich piersi
ściśniętych kartkami książek
wyobraźnia spokojnie czeka na otwarcie puszki ze śledziem
od wzgórz i pól do centrum miasta porusza się wyciąg krzesełkowy
przewozi towarzyszy z pierwszomajowej trybuny
podryguje jakaś kobieta powieszona na balkonowej suszarce
podryguje przypięta spinaczem do bielizny
podryguje na wietrze
podryguje potrząsana
podryguje jak podmiot liryczny
w wierszach Safony
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
*Camelot z Merlinem*
Camelot z Merlinem na zwodzonym moście
Wawel z Chochołem na kracie
Kreml z czaszką na szczycie wieży zegarowej
>>>
DSCN5024v
 
*Zostało ich niewielu*
Zostało ich niewielu
ich serce takie słabe i płuca nie lepsze
chyba i oni zejdą śmiertelnie z boiska
i to podczas meczu Przedmieścia z Miastem
Nowy Jork broni się przed przeludnieniem
Ameryka broni się przed przeludnionymi miastami Południa
Rzym likwiduje slumsy
zostało ich dosłownie kilku
do wysiedlenia poza granice realności
ktoś trumnę ociosuje jak krzyż
tkają już dla nich białą suknię
malarze nawiązują w swojej twórczości do epok lodowcowych
malując ich trumienne portrety
Europa przysiada na ławeczce w starutkim parku
kanały w stolicach pustoszeją,
kołyszą się leniwie przy nabrzeżach puste łódki
zostało ich tylu, co terrorystów w Paryżu
co Pigmejów w Afryce
co Aborygenów w Australii
i nikt nie wierzy w ich przetrwanie
raczej Cywilizacja boi się Hunów i Mongołów
aniżeli tego, że może ich kiedyś jej zabraknąć
nazywają ich Filozofami, ale to już ich ostatnie dni
no chyba, że znowu ruszy się Wschód
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
*Naród musi być ukrzyżowany*
Nawet jeżeli tetrarcha to powiedział
to nie znaczy, że ja mam to powtarzać
według Mędrców Syjonu krzyżowanie jest nieuniknione
dla każdego nieuniknione
Sam w grocie skalnej przekonałem się
że tak dalej być nie musi
Tyci skarabeusz potoczył znów kulę gnojową
już miałem go rozdeptać, gdy pojawił się
obok mojej stopy
wstrzymałem oddech na myśl o jego świętości
Nawet jeżeli olchy nie mogą powiedzieć nic
to i tak nie znaczy to, iż ja mam milczeć
widząc nieposzczących rodaków
trzymających się kurczowo lian z tworzywa sztucznego
dyndających na swoim komunistycznym życiu
jak małpy w zegarach kosmicznych
Kogoś trzeba poświęcić, kogoś trzeba ukrzyżować
ta stara zasada znowu powraca w prasie
Abym mógł wieść dalej swoje spokojne życie eremity
naród musi być ukrzyżowany
>>>
DSCN6139n
*Po drugiej stronie już*
Skorzystałem z dzisiejszego dnia tylko częściowo
pomiędzy godziną siódmą a ósmą kajałem się
i biłem w piersi
potem nie czekając długo w czytelni popędziłem do pracy
roztrącając policjantów
miałem nadzieję na świętość wśród ludzi
przeliczyłem swoje siły
kolejna zebra, kolejne wspomnienia festiwali
doszedłem do rogu ulicy
wytrzeźwiałem
i chociaż już nikt nie przyznaje się do komuny
ja nie zdążyłem pozornie na pociąg
most załamał się pod ciężarem autobusu
którym udałem się w końcu do pracy
znalazłem się w rzece razem z nieszczerymi pasażerami
pijawki były komunistyczne, ryby były też takowe,
nie doniesione do plebanii
sam nie zdecydowałem się na doniesienie snu
przerwałem podróż, ponieważ nie było tam kaszalota powietrza
Jakiś głupek powiedział publicznie, że poziom kultury obniża się
pod koniec wieku
a taż czy on – siwa głowa – nie widział ani jednej wojny,
zwałów trupów, nie słyszał o Hitlerze, Stalinie, Pol Pocie
i tego typu kukłach mrugających okiem do nas z telewizora
cóż jeszcze gorszego te pokolenia mogły po sobie zostawić
Teraz już wiem, że ta jaszczurka na rogu ulicy
która co rano fioletowieje na mój widok
i otwiera pysk pokazując godzinę siódmą na zegarku tkwiącym w jej pysku
– to część społeczeństwa po czterdziestce
Jakiś zębaty odór zwiesił na pantografie piorun i poszło to w miasto
kloaka otworzyła się pełna wymiotów tym razem
zgniłe oczy pokazały się pośród plwociny na przykład
i właśnie wtedy przypomniałem sobie o pacierzu
i o tym żeby umyć zęby sobie i synowi
Ledwo żywy przysięgałem na cichą sprawiedliwość
słabe serce, w piątej kolumnie, w siódmym rzędzie
filar czy kolumna, na co zdecydować się
kawa, pycha, zazdrość, gniew, ale przecież pacierz
kap, kap, krew, pot, łzy
tu miłość a tam łysy przeciwnik –
spuszczę mu koronę na głowę z pierwszego piętra
Kłamstwa, ploteczki, trawa za wzgórzem nie odrośnie
piła poszła w ruch uliczny, zatrzymała się na kości
gdzie moje jasności w modlitwie, ominąłem jaszczura
obłęd w naci, zakonnica skręca, szkółka przechodzi do opozycji
zdecydowanie do opozycji
dzwony zadzwoniły niespodziewanie, kałamarze przewrócone
wypróżniły się na rynek
moja litość (nad sobą) rozlała się jak atrament na widok pierwszego
człowieka
to oni jeszcze żyją, jeszcze mnie kochają
a ja już jestem po drugiej stronie
zanim zostałem świętym
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Do wnętrza Ziemi
Niewiele stało się z jej powodu
nadeszła bliska miłość
kolega zapoznał mnie z bardzo grubą panią
bliska miłość przeistoczyła ja w starą kobietę
powiedziała – zaśniesz sam, zbudzisz się sam
kolega przedstawił mnie bardzo grubej kobiecie
ale to nie ja nachylam się nad nią
to ona nachyla się całą noc nad moją studnią
jej kobiecość wyszła z wody i z zimna
i juz tam nie wróci
kawał szkła wydostał się z szyby
uderzył mnie w twarz, uderzył mnie, rozciął mi czoło
nie poczułem bólu, przejrzałem
lampa zakołysała się nade mną
lampa spadła na moją głowę,
rozcięła mi skórę na czubku głowy
poczułem ciepło śwatło kobiety, gdy spojrzałem przed siebie
lustro wypłynęło z gabinetu kosmetycznego
płynęło, płynęło ponad miastem, ponad dachami
płynęło jak dobre słowa – dotarło do mnie
wypełnione po brzegi olbrzymią kobietą
ona jeszcze nie wie, że rozmyślałem o tym
aby ją opuścić i wyruszyć w świat
stąpając ścieżkami prowadzącymi do Wnętrza Ziemi
>>>
DSCN4967 (2)d 
*Ze słów wyrąbać nadzieję*
Ze słów wyrąbać nadzieję,
gdy księżyc zaszedł o północy,
gdy kamienne nastroje rodzą się w opuszczonej głowie
ze słów wyrąbać postacie
trwające jak czas ponad dolinami,
gdy potąd mam głupoty i potąd zaszłych grzechów
– wskazać na cholewki
– wskazać na czoło
to tylko mamut na górze, z której lecą żółte liście
wiatr, jak co roku przegania wołki
po to tylko by dał się słyszeć ryk stada
– nie ściemnieć na nadzwyczajnym spotkaniu z lasem
zwalone słowa leżą w tłumie serc
o jakie piękne grzyby – woła nie żydowskie dziecko
na widok czegoś w rodzaju huby na gnijącej korze
ze słów wyrąbać nadzieję
ta chwilowa niemoc krajobrazu
jest siłą przyszłej przemiany i odrodzenia
mamut zdębiał, mamut przesłonił księżyc
– wskazać na czoło
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
*Kilku wariatów*
Ktoś musi wyegzekwować wreszcie sprawiedliwość
koniecznym jest zdeptanie tej hydry
to oczywiste, nie trzeba sięgać po szafot poezji
to oczywiste wszędzie, ale nie tu
gdzie zbrodniarze pod kościołami mówią –
być może trzeba było rozwalić kilku wariatów
aby społeczeństwo nie ucierpiało
być może trzeba będzie rozwalić kilku wariatów
aby społeczeństwo nie ucierpiało
>>>
?????????????????????????????
*Jeszcze nie smoki* (Taśma do sklejania emocji)
Zerwałem czereśnie, zerwałem sen
kochanie moje – przewiń dziecko
zapomniałem nazwy terytorium skunksa
po omacku szukam z mapą w ręce
            Ledwo to słońce zaszło ponad spiętą głową
            ledwo zastrzyk zamarł w żyłach
            skóra zmieniła barwę i długość
            zabrakło taśmy do sklejania emocji
            to zabolało w dziąsłach gdzieś
Za produkcją nie idzie ukończenie kursów
długie joot nie podobne do krótkiego q
zemdlała krowa w kwiatach na operowym balkonie
kusy napis na larwie skurczył się jeszcze bardziej
leć ścierwniku do orłosępa i pożycz trochę waty
skrzywiła się twarz bosmana
napięły się liny statku a on przechylił się na lewą burtę
            Kiedy tylko wyjąłem to wino zaraz przyleciała ważka
            wtedy owad ten pokrążył sobie trochę, oj pokrążył
            to nic, że owo jest do wyrzucenia
            lament nad starym płotem, zmieniam skarpety właśnie tu
            lament na centralnym placu
Boginie są cienkie jak ta igła
ta Ewa jest niewdzięczną służebnicą przygody
comiesięczne nawroty zdecydowały o dokończeniu leczenia
z tego jednego jedynego zezwolenia zrobiłem sobie wygodne życie
            Nawet nie wiedzą jak wysupłać grosz na kościół
            rozwiązały ornaty wtenczas, gdy rozwinęły się sztandary
            spinka zginęła w popiele katedry
            nawet organista nie odmówił jednego
Zaprowadziłem ją będącą całkiem w porządku na grządkę
zaprowadziłem ją tam gdzie dynia dojrzewa już drugi rok
pokazałem republikę jak okiem sięgnąć
stowarzyszyłem jej oczy z imperium zieleni
            Jakiż to cień pada na ciebie, gdy gdaczesz
            jakiż to smutek dogania cię pociągiem
            ladaco ten zalew, zostawił twoje spojrzenia na wyspę
            i zajął się spojrzeniami na nią
            skurczyłem się w sobie, gdy zaśpiewała
Trąbka panie pojechał, panie a co wy macie pod nosem,
klawisz, czy co?
zapytany odpowiedział nieziemsko
bryka stanęła w połowie góry, wyprzęgnięto jałowiznę
do cebrzyka wlano śliwowicę, zapytano, przeżegnano
zapytano, rozstrzelano, nienawiść, nienawiść, nienawiść
            Nie rozmawiają ze sobą, ale to przecież dudy
            nie podobają się sobie, ale to grymasy
            mowy nie ma o palcach, ale skubie marynarkę
            zewnętrzny głos poprowadził do skarbca
            wewnętrzny głos poprowadził na jakieś piaski sumień
Opole ucieczką, Kanada stereotypem, Kraków zalewajką
wtórnie zaokrągla spacery wśród drzew
jak gdyby padły aluminiowe domy a zapachniały jeszcze nie smoki
ale już dziecięta-kocięta
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
*Miałem sen, piękny sen*
Miałem sen, piękny sen
żywa nadzieja jawiła się płonącą chustą
spadającą na taflę jeziora sodowego
kobieta czekała na skraju przepaści
pozwoliłem sobie zignorować tę senną przepowiednię
nie wschłuchałem się w nocy krzyk
nie słucham od lat krzyku nocy w sobie
i echa pod łóżkiem
            Jawny dąb swoje gałęzie ułożył w kształt ramion,
            które splotły się w kołyskę
            jawny ząb skorzystał z wyrwy za diamentową górą
            zatoczył koło i odleciał
            nie wiem czy mogą to zabrać i potrzymać sobie
            przecież uczynię to tylko dla siebie
            więc czy mogę?
Miałem sen, piękny sen
jaspis w złotym kole ponad diamentowym trójzębem
wbitym w chmury zbladł nagle
mój pasterz idący wśród traw ponad chmurami
zatrzymał się, ustawił pionowo pastorał z wiśniowego
drzewa, westchnął, ziewnął przeciągle
uśmiechnął się
>>>

1986-1989

Posted: 01/06/2014 in Wiersze

1986

 OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Infantka *
Gołąbka
chimera
moja hiszpańska infantka
pojawiła się tutaj nagle
w grdyce aż czuję przerażenie
tu następuje detekcja podziwu,
gdy w makówkach jak dynie
odnajduję jej wizerunek
sen go odnajduje wcześniej
i sprawia, że:
muszę opuścić kino przed zakończeniem seansu
muszę wyjść z pracy przed piętnastą
muszę przestać grać zanim zdobędę sławę
muszę zakończyć wiersz zanim muza
się w nią zmieni
muszę skierować się ku wyjściu z kościoła
zanim krzyknę w ciszy na cały głos
usiadła na moim ramieniu
ona mały cichy ptaszek jeszcze z oczami dziecka,
którego piórka rozchylają się na wietrze
daje się unosić w moje kąty ucieczek
chce się przed wieczorem skryć w moim domu
chociaż jest dopiero południe,
by zejść z drogi kłamstw i zdrad
moja hiszpańska infantka każe mi siebie oglądać
w koronkowych majtkach wystających spod sukni
i z wielkim dekoltem jak dama
czyhałem sam w wieczornym zaułku miasta
pod mrocznymi murami obronnymi
znajdowałem zgubę własnego ataku
całowałem ten mrok parą wydobytą z ust
mrok pochłaniający sąsiadki
mogłem zatracić się w walce o pokój
z mordercami dobrej woli,
ale zostałem z moją infantką,
by przekonać się jak dorasta
jako gołąbka pokoju
>>> 
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
Bablion, Babilon, synkopowy Babilon
mroczny jak trzynastka
jest moim obiadem dziś w pałacu Nimroda
we dworze Hammurabich
pod kandelabrami przypadku Słowian
wobec stiuków chwil Polan
i Cham z Podola z harmonią na ty
jak i pasterka 
z diademem na rozstajach dróg marmurowych
tak biały niedźwiedź zaglądnął kiedyś
do mojego pokoju przez okno
samochód chciał mnie przejechać dziś na szosie
mnie autora hymnu nowego świata
przechowywanego w szufladzie głowy
przechadzając się korytarzem domu partii 
nuciłem juz wtedy ten hymn pod nosem
policzyłem do ośmiu
i zasnąłem na czerwonym dywanie
by płynąć przez wzburzone morze Sodomy
pokochałem tratwę ratunkową
i każdą z par moich myśli
teraz różdżka Biblii przegina się
w kierunku źródła wulkanu
ukrytego głęboko w legendzie
strach paraliżuje mój umysł
przed własnym doskonałym aniołem
ciągle obecnym przy mnie przedakadyjskim
i nie mogę w końcu
i nie potrafię w końcu
krzyczeć
mówię więc:
zamiast port lotniczy – poczekalnia
zamiast cięcie – kantowanie
zamiast dyscyplina – a niech to diabli
teraz mogę zaledwie szepnąć
wyśniłem srebrny róg, lecz nie wiem
co on symbolizuje?
myśli dynamizują te wizje
jakimi są dzikie życia wokół mnie
dzieckiem odbierane
sercem pokonane
progi cywilizacji
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
* Przyjemna woń *
Jeśli marzysz to wejdź w dym
nie przechodząc przez ogień
razem ze swoim koniem
scytyjskim, tatarskim, indiańskim
zamknij usta, czekaj, płacz
tobie jest potrzebne widzieć
skalę dwudziestego pierwszego wieku
i cynizm uprzedni
pędząc samą osiodłaną lokomotywą przez tajgę
wszystko jedno czy zesłaniec czy pionier
firanki zasuń
odłóż okulary
skup się
zamknij w sobie
ja będę obserwowal ciebie
ja będę wierzył w ciebie
nie przeprowadzaj nigdy
dzieci i koni przez ogień
wejdź jednak w dym
ze spalanych imperiów
przyjemną woń pieniędzy
pieniędzy na złoty
Dom Pański
marzenia są kadzidłem
uświęceniem życia
>>>
 DSCN5521
* W pieluchach z aluminiowej folii *
Jak kiść winogron zmarznięta na winnym krzewie
w luty poranek
kołysząca się, powiewająca
zapomniana flaga
pośród skłębionych żelbetowych zbrojeń
zamarznięty lis w leśnej jamie
zasypanej śniegiem
plujący krwią lodową
na ścieżkę pijany gruźlik
takie to moje porównanie duszy do życia
chciałem być dzieckiem północy
lecz już mam dość
przemarzłem i jestem zły
ze ść szcz
siarczyście świszcze zamieć
dziś moje porównanie jest w moich zębach
a ja skulony poirytowany
w pieluchach z aluminiowej folii
brak wokół puszcz,
które by mnie skryły
i ciszy, która zabrałaby moje ciało
w ponadświszczący akwarystyczny lęk dziecka
struny stalowe przeciągnięte nad wzgórzami
napięte na pudle doliny
czekają jak gitara z milionami watów
na moje ostatnie szarpnięcie
najsmutniejsze szarpnięcie
wiatr kołysze kiścią winogron
szkolnych niewiarygodnych kulek
tak tłucze i chrzęści wewnątrz mojej głowy
nie mogę unieść ręki
nie chcę być dzieckiem zasypiającym na zimę
chcę panować nad światem
przeszkadza mi w tym miłość
zbytnie zakochanie zbytnie wyśmianie
i wiatr
rzeką atramentu jest moje serce
wyobrażenie wiosny to mój lęk
zew wzgórze kobieta ptaki
żelazne kraty bram żelaznego nieba
symbole wschodu ołów cyfry
bałwan w cylindrze
modlitwa wyjścia
krzew winny
zasypany śniegiem
człowiek winny
zapomniany owoc
dziecka
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
 * Echo *
W kręgu pulsujących miłych zdarzeń
zamykam w sercu ciepło z opuszków palców
szukam krwi w myśli i w powietrzu
wokół powiewają słowa
pustynny wiatr szuka dźwięków we mnie
czeka kołyska
i zbliżający się wielki kot na niebie
szukający mleka
atmosfera więzienia
echo w nim to echo ziemi
jądro potrzeby czekania
osłupiałem od ciepełka jak Szymon
wsłuchuję się z wysoka
w gaworzenie dobiegające z kołyski
gr! grd! grdyką!
>>>
DSCN0046a
Jasność cudzoziemska to dopiero jasność
wykałaczką stwierdzam ból
penetrując oko rodaka
naście może lat temu w kwiatach znalazłem sen
w brrr mieszkałem
tam wymarzyłem ach
och streściło się
jak to na wschodzie
taka przemowa przy świątecznym stole w 86 roku
jest usprawiedliwiona cudzoziemską jasnością
oczekiwanym wyjściem niedźwiedzia
Groźny umarł dawno dawno temu
uwierz mi to prawda
za siedmioma górami
za ośmioma rzekami
za jednym stepem stepów
tacy jak on marzyli o szklance potu
z końskiego karku niżej Temudżyna
to ich natchnęło
tak jak dziś wódka
staram się natchnąć rodaka
siedzącego po przeciwnej stronie stołu
drażniąc dno jego oka
głaszcząc siatkówkę ostrą wykałaczką
użytą wcześniej przez Turka z Turkmenii
po jakimś burłaczym obiedzie
otrzymaliśmy także pozdrowienia bawełniane
z jurty w Kazachstanie
dla wyjców stepowych
sennych odludków
wyzwoleńców ścinanych podstępnie
i ślepowronów
>>>
DSCN8291a 
Kto jest potężny w swym głosie do ludzi
kto jest potężny w swej skrytości
słyszę głos miłości
czuję się zakochany
och! gdybym wiedział w kim
słyszę jak wschodzi słońce
słyszę krew słońca rozlewającą się
za kołem podbiegunowym
poprzez znak wierzysz
poprzez znak żyjesz
ta siła duchowa w piersi skoncentrowana
ten radosny pożar
płomień wszechnieba
rozkosz samoniewiedzy
koncentrat bólu myśli
któż ciebie dotknie teraz
delfin
staruszka
gitara
lokomotywa
hieroglif zmieniający się powoli w literę
>>>
 OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Przepiórka *
Przebiegałem nadbrzeżne ścieżki
patrząc w wodę
widząc w niej zawsze odbicie wieży Eiffla
a jednak cieszyłem się z tego, że jestem Polakiem
jak fatamorgana jawił mi się w oddali
wizerunek postaci obecnego Papieża
szyłem na maszynie sztandar
obszywałem go frędzlami odpornymi na krew
osuszałem bagna, karczowałem tajgę
przyjmowałem nawet razy knuta
w swojej wierze w swojej wiedzy
zrywałem dzikie czereśnie prosto z drzewa
siedząc na starej zmurszałej gałęzi
z góry jak z wieży Eiffla zobaczyłem
jak Pan Bóg zmieniony w przepiórkę
ucieka w zboże coraz dalej i dalej
zapadając się w łan
z ludowym zakrzykiem
a ja chociaż nie mogę go dostrzec
to mam pewność miejsca
w którym ukrył się
jak prawda w mitach
Lędzian i Polan
>>> 
OLYMPUS DIGITAL CAMERA               
* Ziemia obiecana *
Z ofiarnych palenisk w Salem
wyszedłem
krok w krok jak
Ja Ja Ja Ja jestem
naczytałem się o otwieranych bramach
stojąc w drzwiach w negliżu
krzyczałem przez sen
czarna chmuro zgiń przepadnij
wskakiwałem na konia jak Czerwona Chmura
i odjeżdżałem na wojnę z obcymi
a potem w chmury jak Mahomet
trzymając kamień w ręku jak Mojżesz
a potem procę jak Dawid
na plecach mając powrozem przytroczoną
białą lilię Gabriela
schowałem się w żywopłocie
nie rozstrzelany przez Niemców
a potem Indian z drugiej klasy
letnią porą zbierałem
zapach czarnego bzu i jaśminu
gdy miałem go już pełne nozdrza
zaczynałem się podglądać ludzi przy pracy
a potem przemarsze i manifestacje
wydobywałem się z ich kolonii karnej
razem ze śliną, krwią i łzami
samotność i tęsknotę
umiejscowiłem na zdjęciu klasowym
ubierany w zbyt obcisłe ubranka
wierzchnie pierwszomajowe
spodnie kościelne
łkające serce w tłumie
kłułem przekorą, a jakże
tam gdzie pamięci nie było
nic a nic bolało najbardziej
moja góra w Salem
uwiła mi w oczach gniazdo
i tam zniosła jajo
bóle dawały znać
o przemieszczaniu się we mnie
Ziemi Obiecanej
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
W morderczych krzakach zabijakach
czekała nas fajka pokoju
Dzierżykraj, Słupia, wędrowny bocian i ja
gotowi wyruszyć do miasta pokoju
gdy w kręgu zdarzeń miernota
na placach głuchota
ja sapię, karmię i plwam
ale słyszę przynajmniej
w karczmie zastawiam
płacz dziecka i ryczenie krów
główne danie ryk plenarny
zawijać pierogi już czas
czapkę nałożyć i w drogę
a góry! o góry! o góry wysokie!
na horyzoncie
gdzie tabor aniołów
pierze król strusi pieśń w oceanie
wchodzę na statek
płynę na Atlantyk po Platona
sól i wolność bezkresu
potem poprawiam chiński mur
i wracam do domu po bagaż
po klasykę wsi i przedmieść, gdzie
zaśpiewa mi jabłonka
zaśpiewa mi jabłecznik
zaśpiewa mi stara polna droga
zaśpiewa mi zdemolowany stadion
przydrożny kurhan i pętla tramwajowa
wchodzę w obraz żniwa z bronowickim chochołem
w śpiew jak bocian z ptasią władzą
bocian, który ze stodoły zszedł
trzymając w ludzkich rękach procę jak tęcza
bocian, co zmienił się w ibisa i cisnął kamień
zachód słońca nad wisielcem
złodziejem dzieciństwa deptakiem
bramo niespełniona wieżo Babilonu
barbakanie tajemnicy moście celnika
mój pokój nie tu
na szczycie zigguratu w Ur
lecz w mieście niebieskim
to do niego wracam ze śpiewem
przechodzę razem z wielbłądem
przez ucho igielne jak w Sandomierzu
czując na sobie wzrok bogatego proroka
proroka w swoim kraju po dziadku
kiedyś nadejdzie czas, że przez ucho igielne
będą przechodzić prorocy razem z wielbłądami
i to my będziemy na nich patrzeć
odgruzowując Złotą Bramę
kaktus to poduszka do igieł
kwintesencja igiełki
jednocześnie wiadro pełne wody
krew to ciepłe wilgotne źródło samobójstwa
samobójcze myśli maja
wpływają na trwanie mostów grudniowych
mostów nad Doliną Gehenny
a Sąd Ostateczny czeka
za murem
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
W krainie cieni
mur
w krainę cieni
księżyc
pieśń się rozlega w krzakach
od Eufratu po Nil
od stepów Mongolii po Dzikie Pola Ukrainy
kiszki oplecione wokół drzewa w lesie
oczy wydziobane przez kruki na rynku miasta
wokół stelli
groby
formy
w krainę sznura konopnego
okręt
szubienica
w krainę stalowej belki
wieża
podpora
serce
mózg
klinika
wiele lat żył Metuszelach
Hitler tylko sześć
rzeka płynie po kamieniach
wśród dzikich gór
runęła w urwisko
spada wodospadem
spada
dziś zieleń jest czarna a czerń skażona
pociągi zatrzymują się dziś w Sandomierzu
szkoda, że Tatarzy nie zatrzymali się tu kiedyś
pod dnem Atlantyku jest miejsce na mój dom
okrągły, betonowy batyskaf, miasto
jak balon wtopione w podmorską skałę
nie dotarł tam jeszcze człowiek ze swym Babilonem
samochód porusza się w moim nosie
wypada z dziurki jak z tunelu
autobus z wycieczką zatrzymał się na powiece
jemioła zieleni się na rajskiej gałęzi
małpka stuka się palcem w czoło i szczerzy zęby
potem pokazuje na płonący miecz Archanioła
już w mózg wkładają mi talent dla Charona
denar dla Piłata i rubla dla Lenina
złotówkę na walczący z Francją i Ameryką Wietnam
perłę na odbudowę Krakowa
po ostatniej pacyfikacji zomo
mury muszą być nowe
cień będzie ten sam
krew na Rynku inna
a plamy na płytach te same
>>>
ZS Betlejem 22b 
Czy zliczysz pary osiołku
teraz czy zliczysz je
gdy zszedłeś już z tej góry
z dwoma koszami po bokach
a w nich dwie natury
miny
skazy na nastrojach
jamy w ciszy głowy
pulsują echa
grają przepaście pod nogami
dzwony wzywają z ziemi
czy musisz nawet ty żywopłocie
wyrywać swoje korzenie
i przenosić się w inne miejsce za granicę
czy stworzyć chcesz suchy stos
mrówka
traktor w polu
skowronek i tryl
gdzie ucieka tchórz
gdzie ucieka słońce
niewiarygodny tętent
niewidzialny
niesłyszalny
niepoznawalny
tętent snów
podwójnych jak kopyta i uszy
osiołek z koszami życia i prawdy
ucieka już do dzikiej oślicy
po kamienistej drodze
żertwy
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA             
* Burzenie *
Synteza kroczy ulicą a ty jej nie dostrzegasz
czy nigdy nie będziesz jej widział
wyburzają stare domy i powstają
ogromne jamy grzebalne
przerażające swym wyglądem po zmierzchu
niewyburzone domy straszą cieniami w bramach
chwiejącymi się murami
skrzywionymi okiennicami i drzwiami
schodami pijanymi nawet w południe
moje pokolenie widzi skutki budownictwa wojny
efekt urabianej przez ohydę materii
dającej światło na upadek człowieka
patrząc przez szybę napycham swój łakomy brzuch
który puchnie jak ulica
śledzie czołgają się po ulicach w gęstej białawej mazi
ludzie jak ryby pośród ropiejących elewacji walących się domów
mały chłopiec podbiega do jednej ze ścian
i jednym pchnięciem ją obala
przewraca się rudera stojąca przy rynku
potem obala dom za domem
oczyszcza miasto z przeszłości
w Krakowie
w Warszawie
w Gdańsku
we Wrocławiu
w Lublinie
dzieci są jak dzieci
moje pokolenie takie łakome
na tyle męskie by nie dostrzegać syntezy rodzenia
starca z kapeluszem
w jednej ze śmierdzących bram
>>>
DSCN3210d 
* Kto wypije ciemną miłość *
Pomóż odejść komecie
nawróć się ojcze
kwitnący znów we mnie
włącz telewizor
nie mów do mnie wciąż – dziękuję
ślimak wypełzł na moją rękę
obudziłem się
w zmrużonych oczach zrodził się obraz
śliski i rogaty lecz nierzeczywisty
komu oddam złoty łańcuszek
oplatający moje biodra
chce mi się płakać
wzruszam się na widok łuny na niebie
wypijam miłość ciemną w tobie
lub jasną, gdy tygrys jest poza ogrodzeniem
pogrzeb w górze
trumna na linie
jakiś program płynie z Warszawy
jakieś obrazy unoszą się ponad wzgórzami
krasnale urosły znów są większe niż ludzie
w stawie siedzi ukryta pod nieruchomą wodą
opozycja wszystkiego
cichutko przejdźmy jego brzegiem
razem z ważką przelećmy nad szuwarami
kto zwycięży
kto siebie zrodzi
kto wypije ciemną miłość w moim stawie
>>>
DSCN3160f
Jej oczy widziałem  w stawie
a w nich eksplozje wulkanów
i warkocz i dres i sandały
migotała tam cała
dopóki nie zbliżyłem się do brzegu
gdy przybliżyłem twarz zatrzymała się w swym kręgu
odwróciła się do mnie
jawiła mi się dantejskim lodem
lecz oczy były oczami żywego anioła
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Zła i dobra wola *
Prowadzony blaskiem polityki
znalazłem się w smudze tęsknoty
w spowiedzi niejedno znalazłem przesłanie
mogę wymruczeć je już dziś
nie prawiąc kazań
płaczę i tak nad samym sobą
czy powinienem nienawidzić ludzi
złej woli
czy winienem światu walkę z nimi
jako rzecze Kadafi
Program wojen gwiezdnych
Dywizje czołgów
Iran
Irak
Jaruzelski
Wałęsa
co jeszcze
kto jeszcze
jakiś tron zamulony
na piaszczystej łasze
na środku Wisły pod Grudziądzem
siedzę na nim i zamartwiam się
trzymając na kolanach cygańskie dziecko
cygańskie tabory ciągną w telewizji
oceniam to
ocena dotyczy tylko telewizji
nie powinienem nienawidzić ludzi
złej woli
nawet w blaskach polityki
tako rzecze cygańskie dziecko
>>>
???????
* W głębię jaskiń *
Już nadszedł czas, aby uciec w mysią dziurę
odmówić pacierz za Ojczyznę
nad polami krążą jamniki błonoskrzydłe
jest tak niebezpiecznie
czekam na północny rytm,
który interferencją zawróci te bombowce
i w mojej norze zapłonie ognisko
z kupki zeschłych liści sumaka a nie z napalmu
czarno i ciemno
wyobrażam sobie niebo nad kurhanami
świadkami koczowania tu ludzi Wielkiego Wschodu
lecą lecą wciąż wojownicy wysłani z głębin pamięci
kiedyś, gdy czas istniał w pamięci
każda myśl dotykała rzeczywistości
rzeczywistość była dotykana przez myśl
dotyk był przez myśl urzeczywistniany
teraz rzeczywistość czeka na nobilitację
przecież ona jest wiecznie trwała a myśl nie
zmienia się przybywa jej puchnie wokół
razem z nocą razem z dniem
moja nora jest nowiem rzeczywistości
muszę przejść przez tę czeluść
zanim porwę się na gwiazdy
zagrożenie wsysa w siebie wizje
dobre i złe stany strachu
kiedyś człowiek w jaskiniach ogryzał kości
żarł mięso wciąż chciał więcej,
i bał się, że mu go zabraknie
tak jak teraz my
boimy się, że zbraknie rzeczywistości
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Pomarańcza *
Twoja racja historyczna utopiona w planach
na wzgórzu budujesz swój dom
przykrywasz kopułą jak sanktuarium
dziecko trzyma plan
gdy wysuniesz język
na jego cień spadnie złota kropla
dzieci w skafandrach przychodzą do łóżka
prosząc o sekundy bajek
dajesz im prawdę
deszcz ze śniegiem łączy ślimaka z rogami
czart ukryty w drewnianej protezie
nad świątynią kołuje srebrzysty saksofon
Dawid unosi procę nad głową
wznosi ręce zakrwawione do nieba
harfa gra na dnie oceanu
przepływa nad nią wieloryb
w winie krystalizuje się historyczna świadomość
grzech narodu toczy się po szynach jak lokomotywa
jest jak najazd dzikiego plemienia
ziemia płonie tam gdzie stąpasz
racja znów wieje jak wiatr
lecą iskry przez chwilę
toniesz w przypadku jak w wodzie
z nocy powstaje poranek
wiesz, że to było somnambuliczne spojrzenie
śpij śpij żabo
coraz krótsza zasłona coraz większy strach
słowa są jak pomarańcze
rzucasz pomarańczę z całych sił
wprost w uśmiechniętą twarz przyjaciela
i wybija mu zęby głupoty
>>>
??????????????????????
Czwórką rozszalałych koni powozi moja dusza
bez munduru żołdak
okruszyna na liściu kruszyny
przed nią rozstaje dróg
przed nią kamienny obelisk z czasów rzymskich
na samym środku drogi
najstarszy plan bitwy – papirus
najstarszy grobowiec – piramida
mumia ptaka, człowieka i psa
ogromna kamienna łapa Sfinksa sięgająca po duszę
przetrwał Hermes Trismegistos
i jego wielka tajemnica jedności
źródło współczesnego zła
czy przetrwa nasza wierzbowo-strumykowa miłość
wchodzę pod wersalkę
by tam jak kot świecić oczami odwiecznego pragnienia
iskry z Wersalu
sucha trawa oczekująca
cudowne spojrzenia
ludzkie próby i sądy
bezpieczny cień
piękna i wyniosła we mnie
tylko ta, która staje przede mną w kinie
lub na jakimś moście w Avignon
po wieczornej mszy zaprasza do tańca
przyczajony w kącie patrzę w ciemność
trzymam lejce pod wersalką
zabandażowany razem z lejcami
trzęsę się cały
zabandażowany razem z maleńką stópką
okruszyny światła
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Tonę  *
Kawałki sera jak chlebowe okruchy
zasychają nad górną wargą
która drży odchylona
z ust płyną gorzkie słowa
nie patrz na mnie kiedy jem
w ogóle nie patrz już na mnie
idę wewnątrz siebie drogą
niknącą za wydmą horyzontu
idę nie słysząc jej słów
patrzę na jej zmęczone oczy
serce moje jeszcze poci się skwierczy
w agonii upalnego dnia
wczesna wiosna więdnie nagle
zmierzch
ziarenka ludzkości kołyszą się
jak kropelki łez na moich rzęsach
szeroko otwieram oczy
czy Bóg pierwszych i ostatnich nanosekund
pojawi się
i czy w mojej łodzi ujmę ster patrzenia
a może utonę w ukochanej twarzy
przy kuchennym stole
jak już nie jeden raz
gdy znikam jej z oczu
okruch sera spada z łoskotem na podłogę
oderwana od szczytu skała
uderza o asflat na na krętej
górskej drodze naszej miłości
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
 
* Państwowy wiatr*
Ulica w mieście winna zostać utajniona
przynajmniej mój jej obraz
moje oczy powinny zostać zamaskowane
osłonięte ołowiem
wszyscy ludzie biegnący ulicą po miłość
powinni zostać zasłonięci
ukryci przed upalnym rządowym wiatrem
który może im ją upaństwowić
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Kadafi i Werbiści
węgiel i sól
moja praca twoja praca
chcę słyszeć coś oprócz
chcę widzieć gdzieś poza
Moskwa i Memphis
a Kraków
przy drodze przy rzece
przy tęsknocie
radio
rzeźba
pot i łzy
idę ku własnemu losowi
pozostawiony boskości bez wyjścia
donoszę uprzejmie
obmawiam uczciwie
kołuję wokół
Mozart i Metallica
a Mazowsze
wchodzę w bazylikę lasów
pośród wieków wygłaszam przemowy dni
do zapachów
do słabości
nie chciałbym popełnić zbrodni
z tęsknoty
>>>
DSCN5844 (3)s
Zło, które karły roznoszą po mieście
owinięte w Trybunę Ludu
czeka, co dzień od rana u twoich drzwi
jak butelka mleka
przyzwyczajasz się już do niego
przełykasz złe wiadomości jak kęsy czarnego chleba
jedynie złorzeczenia wlewają w twoje serce
chłodną słodycz przyszłości
dlatego starasz się kląć od samego świtu
doszedłeś już do tego,
że gdy otwierasz oczy i widzisz wschodzące słońce
rozbrzmiewa modlitwa
i padają słowa przeczytane w gazecie
„spraw Panie bym był dziś dla tego systemu lepszym
klerykalnym niegodziwcem i zdrajcą”
>>>
DSCN3209aa 
* Moja wina  *
Moja wina
generuje potrzebę
ciągłego rozpościerania kopuł nad dolinami
budowania konstrukcji w kształcie planetarium
spod hełmów galaktyk chcę wysławiać
zatopione w stali nierdzewnej
gigantyczne błękitne cyfry
czasu nieminionego
>>>
DSCN0434a 
* Obraz *
Widzę obraz, na którym w szarym tle
jawi się namalowany niebieską farbą napis:
„to już tyle godzin jak ciebie nie ma”
płótno przybite jest olbrzymimi ćwiekami
do płaszczyzny dębowych drzwi
drzwi uchylają się popychane
dźwiękami elektrycznej gitary
atakującymi ciszę ogrodu
tło jest starczo szare
a sam napis bolesny
i raniący jak gitarowy riff
>>>
DSCN0422a              
* Stary kraj  *
Liczyłem, liczyłem miłości
w liczydłach doszukałem się podkładów kolejowych
lecz nie doliczyłem się własnych wielkości
potem podkłady zostały w kraju
a ja odjechałem pociągiem przyjaźni
teraz jestem żaglowcem z postawionymi żaglami
halsującym na redzie wolności
gotowym do remontu
drzewa wyszły ze mną z miast
ptaki jednak pozostały
budują wokół pomosty
pomosty dla śmierci prawdziwych szans
wędrowcy wyzbywają się marzeń
lecz wędrowcy nigdy nie wracają
wiem, że tęsknota to idea huraganu
która i tak nie ugasi gorejącego krzaka
liczydło będzie liczyć dalej
>>>
??????????????????????
* Opluty świat  *
Chciałbym wypić cały zły świat
razem z jego wodami
w tym kuflu piwa
piana przylega do warg i skóry na twarzy
jak żęglarzowi opływającemu graniczny Horn
słońce dwóch światów pali we wnętrznościach jak złość
chciałbym powiesić zły świat jak płaszcz
na szubienicy pioruna wbitego w skały
i płakać łzami żałości wobec oceanów
źle maskowanego strachu
widzę trumnę spychaną przez strumień wody
wystrzelony z zomowskiej armatki
płynącą jak arka w dół ulicy Brackiej
nie zbliżajcie się do tego kraju – drzewa
bądźcie w bezpiecznej odległości- zioła
uciekajcie stąd – zwierzęta
mój szafot
mój ból głowy
ból zemsty
mój ból lednicki
informacje wracają jak bumerangi
uderzają w zęby wybijając kilka przednich
rozkrwawiając usta
nie mogę wykorzystać śliny do gojenia ran
ślina nie może nawet rozpuścić zaschniętej piany
jeśli nie zdoła piana zmieni się w maskę
>>>
DSCN1483d
Gdzie jest ta gwiazda na moim czole
szukam jej rozchylając włosy
gładzę wieczorne czoło
rozcieram zmarszczki
siniejące pod palcami jak zorze
z traw wielkiego stepu wybiega koń
cwałuje w kierunku mojej świadomości
dopędza ją i zabiera na swój grzbiet
unosi moje ja z prehistorycznego miejsca mojej głowy
gdy staje się jaśniej pojawia się tęsknota
za snem, utraconym rajem
wschodzi gwiazda wreszcie
na mim czole
gwiazda, która jest słońcem
>>>
DSCN1409a
* Wirus geopolityczny *
Kolczuga nałożona na wielkiego czerwonego pomidora
moje ciało
bez zaczynający pachnieć, gdy dolatują dźwięki muzyki z gramofonu
moje myśli
kura znosząca niebieskie jajko, gdy horyzont sinieje
moja droga
drzewa stoją mgławicowe bardzo ciemnozielone
w pysku psa wrogowie realnie nieistniejący
mój upór
radar odkrywający we mnie nową złą wolę
jeszcze jedną i jeszcze jedną
moja wrażliwość
wirus geopolityczny gdacze jak kura
zbliża się do moich westchnień
moja nienawiść
dziś zaczynam doceniać swoje ciało uzbrojone
zaczynam bać się o jego wewnętrzną kruchość
bardziej wystawioną na zło
>>>
??????????
*  Pokój i wolność  *
Już niewiele czasu pozostało
czy zdążymy opowiedzieć o współczesności
zwariowanej w głowach i liściach
tyle barw migoce w oczach
tyle chwastów pędzi ku słońcu pod chwilą
zejdę przez chmury w uprzedzenia wstąpię
chcę dowiedzieć się jak szybko można żyć
karmiąc nerwicę wymyślonym dynamitem
wokół wzbiera ciemność
szamoczemy się w pragnieniach pokoju
które są jak sieci dla wolności
zachodnia policja rozprawia się z pacyfistami
jak należy
w naszej rzeczywistości jest to nie do pomyślenia
i dlatego jest to nie do pomyślenia
gram swoją rolę pracuję w mozole
w kurniku siedzę na grzędzie
co wieczór tam zasypiam
nie znoszę jednak swojego cienia
i tak łaski mi nie robi, gdy chodzi za mną
przyśpieszam w kontekstach
wszystko mi się udaje
zdobywam szczęścia łut
wychodzę cało z grzędy
obdarowany złudzeniem, że wciąż można
przemówić swoim sumieniem
czytam i gram, myślę i mówię więc
chciałbym odnaleźć ślad
ślad zagubiony w duszy
podczas przeprawy z Persami przez Bosfor
podczas wędrówki z Achajami na Peloponez
ja wędruję do dziś bez przepraw
za to czekam na bociany, które przylecieć mają
by zasiąść na moim śnie-gnieździe
to, co mnie otacza jest tak nierealne
dlaczego to coś, co mnie otacza
toleruje mnie i bociany
w moich komórkach roślinnych ukryty jest nagi miecz
wcześniej czy później rozetnie on tę zasłonę
któż się wtedy zdoła ocalić
może ten, co dotrze na czas do słów
nie widzę w tym świecie żadnej wartości
może więc wojna nas ocali
przed pacyfizmem zła
>>>
 OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Zapach kartofliska latem *
Zapach lebiody i ziemniaków
nowa wyspa na morzu zgryzoty
pustki życia prywatnego
takiej jak i wspólnoty
w jarzębinach oczekiwania
materializują się nerwice
plany człowieka rzadko
mdleją ręce od próżności
chylą się głowy po śmiertelnej walce
z zapachami lata
głupio, lecz może nie głupiej
na wyspie oczekiwania
porośniętej zielskiem kartofliska
oczekiwanie dziczeje
oczekiwanie nie nadąża za latem
czy zanurzy się w zgryzocie
jesiennych ognisk
>>>
 DSCN0223s
* Trzecie ucho *
Z głębin morskich wydobywam ucho ludzkie
przykładam je do czoła
przyrasta
wychodzę na ulicę
idę chodnikiem
przystaję nad kratą kanału
nasłuchuję tym trzecim uchem
goni mnie moja poranna modlitwa
pędząc ze świstem jak ptak-duch
już mnie dopadła
właśnie teraz:
„oczyścić się”
ucho zmienia się w muszlę małży
wiatr dmąc w muszlę
wydobywa z niej woli ryk
łzy spływają po policzkach
ciepło serca roztapia twarz
i oczy
Belfegora
Asmodeusza
Ozyrysa
tak teraz mam tylko troje uszu
tym dodatkowym z otchłani morskiej
słucham trwogi piekieł
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
* Wulgarne dzieci *
Słowa odbite od wulgarnych dzieci
zamiast ocenić szalejący tłum
oceniły mnie i moją biedę
skrzywdziwszy ciszę mojego sumienia
pognębiły same siebie
modlę się teraz wieczorem
o przyszłe zwycięstwo
ugniatam porażkę w swoich dłoniach
prawdziwą jak kula śnieżna
nie urągam ludziom
w kwiatach
w odezwach
w wodzie
pragnienia spoczywające na dnie światła
wyruszyły w ciemność
przez chwilę zatrzymały się
pod ścianą zwątpienia
bez możliwości przejścia
grdyka porusza się w górę i w dół
co mam począć z rękami
chcę dusić wulgarne dzieci
żal mnie ocenia
>>>
DSCN0425d 
*  Szept  *
W dwóch kącikach ust szept mojej duszy trwa
uciszony rózgą nauczyciela mrużę oczy
kraty rzęs uchylają się
wpuszczają do świadomości dziecko
ten mały indiański dzieciak to ja o świcie
step wolności to mój Manitou
spojrzenie oczu
moje poczęcie
mój koniec świata
wychodzę by odejść na zawsze
by spędzić życie na szukaniu
szerszeń ukłuty w odwłok przez osę
w gniazdo szerszeni wbity sosnowy kij
wypełniona wodą ryba
dzwon, który odbija echo burzy
w ustach język naciska na podniebienie
drgają wargi
falują policzki
rozchylają się szczęki
usta otwierają się szeroko jak brama miasta
z gardła
z jamy ustnej
z cywilizacji słów
wysuwa się głowa koguta z czerwonym grzebieniem
i wolność i szaleństwo
>>>
DSCN0397d
*  Starzec i dziewczynka  *
On prowadzi za rękę małą dziewczynkę
wiedzie ją przez świat, z którego wychynęła hydra
w nocy, gdy nie może zasnąć
marzy o czasach, w których zagrożenie
będzie się odnosić do miłości a nie do zła
patrzy z piramidy i widzi
jak padający deszcz wskazuje kryjówkę terrorystów
ja czekam na kogoś dorosłego
z wiedzą stosowną do zwycięstwa
kołyszę moją tęsknotę w myślach
poprzez puste przestrzenie on starzec wędruje
a przy jego boku mała dziewczynka drepcze
wilki wyją, przemykają się pomiędzy skałami przy drodze
bojąc się zbliżyć błyskają kłami
kły świecą jak miłość starca
zwłaszcza w nocy w blasku księżyca
nasze czasy są jak pająki
w ciemnościach tkające sieci
chwytające księży walczących mieczem
i żołnierzy wychowujących dzieci
on z nią idzie tam gdzie szept drga
staje się coraz bardziej nieznośny
burząc krwawe ołtarze i ohydę na nich
droga ciała
droga omdlewającej miłości
droga doskonałości
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Spowiedź w dżungli *
Spowiedź w dżungli
słowa jak dzikie bestie
buldożer sumienia taranuje dżunglę
za nim w gąszcz wjeżdżają samochody
nieautentyczne myśli wieszcza
w chatce Sybiraka w mroźną noc
krążę wokół stołu i jego głowy
na kosmodromie stawiam stopę
obutą w czerwoną skórę
filozofia podaje mi dłuto i młot
historia wabi na arenę Colosseum
na ostatnią walkę pozdrowień
chcę wymodlić w dżungli pustynię
stanąć oko w oko z Lwem Babilonu
wiem, że to mnie czeka
że to mnie nie ominie
że to mnie wybawi
od milczenia w egipskiej niewoli
>>>
DSCN0816f
* Okrążenie *
Poprzez góry swych zębów
kojarząc słowa z miłością
wysyłam klucz
w murze otwieram bramę
patrzę
węże w sadzie przypadają
po trzy na jedną jabłoń
poprzez rzekę swych oczu
miażdżąc łzy pośladkami
dni w meczetach są boże
wołają w niebo z minaretów piersi
poprzez inność kosmatych wysp
tarzają się na trawniku
na dywanie
na skórze wołu
kamienie spadają
wpadają wślizgują się w kieszenie
oczekuję
iść iść i iść
i tak słuchasz, więc też patrz
z gór spływa ślina
w potokach rwących kołaczą pioruny
jaskinie różem błyskają
karzeł wróblarz frunie z koniem
karzeł toccata zwiastuje burzę
karzeł doradca wężom ukręca głowy
w pidżamie na tapczanie
sens nurza się w plastyku
Matka Boska kalendarze ozdabia sobą
diamenty oświecają fetysze czasu
Wolin jest zgniłym drewnem
twarzą trzcin i głogu
wielokrotnie w pierś wielokrotnie
powoli w pył zza częstokołu
tytani pojmali pieśń
gburowate dziecko podzięki
prawda wydaje się usłużna główce dziecka
bo nie zabija głodem
sfora wytrwałych much krążących
pragnących
drzewa rajskie drzewa
niebieska antyzupa Fiodora
mleko matki jak kwas chlebowy
we wdzięczności jaskółki
beczka śmiechu a w niej włamywacz
dziecię bezprzytomne
poprzez sen
czystego okrążenia miłości
nie boję się wykonać
>>>
??????????
* Chmury  *
Gdy usiadłem na chmurze ponad doliną
i spojrzałem w dół
dostrzegłem chmurę, która błądzi po ziemi
ja starzec dostrzegłem ją cierpiąc
przed moim zegarem stoi kukułka
i pali papierosa
ma rogi na głowie łosia
wewnątrz wielkiego miasta
jego ulic osłoniętych domami
wewnątrz gór pradawnych
ich dolin otulonych mgłami
drzew na stokach
pajac nadstawia policzki
a wolność w nie uderza
gdy płaczę mój żal jest odwieczny stracony
gdzieś w głębi szlaku podmorskiego
terkocze dziewiętnastowieczny telegraf
rozpaczliwie jak ptak wzywa
sygnał
sygnał
wzywa
echo
drużyna pożarowa nie wytrzymuje napięcia
i umiera na zawał
koty na boisku piłkarskim biegają wkoło
dziewczyna patrzy w dół
z mojego nieboskłonu
ja nadmuchuję gumową nogę
golonka czeka dymiąc w musztardzie
ja wypuszczam kłęby pary z ust
o tak
tylko nałykałem się chmur
>>>
??????????
* Celuloidowe msze  *
W okrutnych lasach pijane żyrafy
dumne jak żerdzie
w Koluszkach kwatery pijanych żołnierzy
sale rycerskie
piwiarnie
pod kapturem mnisim głowa mnicha
ostańce
mury
pobielane rzeki przepływają przez pobielane miasta
przez bród przechodzi stado krów
mlecznych jak smoczek
kamienne skopki czekają na samoloty
i ich loty nad łąkami
kiedyś czerwone białe dziś
jak grochy wpadają w otchłań ich korpusy
przechodząc przez smród ten rodzaj dymu
o tym trzeba powiedzieć ptakom
ulatującym w żertwę zimowania
halabardy słów skrzyżowane
przegradzają drogę w kolumnadę urzędów
jeszcze egzamin w greckiej chacie blondynki
makówka dziewczynki
pajączek dziewczynki
sen i wódka chłopca dęba
wtóruje wilkowi czarna jagoda i słońce
dąbrowa
och, nieświęta
okolico kapeluszy słomianych
w czasach mlecznych jak mgła pod Lubinem
gdy ginie element wrogi
poziom zero w mózgu i sercu
złoty rozsądza
celuloidowe nazwy
naszych przedpołudniowych
celuloidowych mszy
celebrowanych przez pijane jednorożce
 >>>
DSCN1666d
* Krok po kroku *
Krok po kroku
niemowlę
Hitler Mars
krok po kroku
wyraźny zjazd
pies
ośmiornica
chrabąszcz
poprzez obmowę zawrót głowy
przez las głupoty
schizofreniczne momenty
cały wieżowiec telewizji
czterdziestoletnia blondynka w czarnej halce
na wizji
aparat fotograficzny
SB
na podsłuchu
skorupa odpada i spływa w dół jak płatek róży
opada jak chusteczka do nosa na wietrze
na moja głowę
rydwany płoną
szczury żłobią rowki
w kamiennych cembrowinach studni
korony chwieją się na głowach
brody pod
zbyt intelektualne bierwiona dokładane do stosu
krok po kroku na stos
ewolucja popchnie ku fetyszystom
teraz jeszcze popycha ku rewolucjonistom
onych
>>>
DSC00067s
 * Most *
 Jej dłonie są kwiatami w moim filmie
 nakręconym na Moście Wita Stwosza
 ona trzyma swoje ciało w dłoniach
 podaje mi je jak klucz kwiatów
gotyckie jabłuszka spadają na betonową posadzkę
 w mojej renesansowej duszy
 i zaczynam krwawić w jej współczesną ciszę
 choć mógłbym dotknąć w każdej chwili wargami jej uda
 nie mogę już być bliżej
 gdy przejeżdża na motorowerze przez most
 tuż obok mnie
 girlandy zwisają dotykając wody w rzece
 wody ubywa jest jej coraz mniej
 rzeka wysycha po powodzi
kwiaty rozsypują się
klucz upada na dno
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
Tyle niewyczerpanej siły w moim gniewie
w pałających oczach
widzących jak oni piją i demolują Polskę
duszą ptaki i rozdeptują jaszczurki
panoszą się w parkach i lasach
a wiatr i lokaje ciągną losy o pasiaste kamizelki
w polu pod miedzą lisa
oni podjęli się trudnej sztuki rządzenia za nas
wydaje im się, że są dziś znakomitymi aktorami
ale tutaj gdzie się gniewam
są wciąż bardziej głupi niż ja zły
jeszcze patrzę przez kryształ na ich ariergardę
jeszcze i moja niemoc wlecze się za nimi
a już zające czekają z łapą przygotowaną do gratulacji
kilometrami ciągnie się coś w rodzaju spaghetti
wiernopoddańczych działań, które denerwują
swoją niestrawnością nietoperzy
gdy tu nawet liście nie wyrastają z gałęzi
gdy tu nawet gałęzie zamiatają ziemię
gdy tu nawet konary pomiatają gałęziami
gdy tu nawet drzewa gną swoje konary
do stóp partyjnych urzędników powracających z kościoła
pada deszcz władzy
pijany jak ona
na dywan stęchłych liści
jej sumienie tam gdzie kotłownie
piekielnych mocy przerobowych
klowni szorują wielkimi czerwonymi nosami po schodach,
które dziwnym trafem jeszcze im do tej pory nie odpadły
jak to było zaplanowane
dla śmiechu jednych
i gniewu drugich
>>>
DSCN0716a 
* Do walki z ludźmi *
To jest gwiazda miłości
którą dane mi jest oglądać               
codziennie w momencie uniesienia powiek
o godzinie szóstej rano
przychodzi do mnie
przysyła ją ktoś jak świąteczną paczkę
jaśniejąc umyka w kąciki oczu
a później za ramę okna
znakiem jest moje uniesienie powiek
moje spojrzenie moja pierwsza myśl
rama okna ramą miłości
za nią rodzi się nienawiść
Rak w konstelacji Lwa – oskarżam
gwiazdy w konstelacji lustra – moje oskarżenie
odwracam się twarzą do ściany
i tu znajduję miłość i prawdziwy uśmiech
czasem łzę i opowieść snu kobiety
pragnę dotrzeć do krajobrazu
pośród jeszcze czarnych drzew
chcę dotrzeć do prawdy
płynę w światłość, co jest jak kropla powietrza
haustem wtaczam w siebie jutrzenkę
cierpienie uderza mnie w wyrostek robaczkowy
zraniony oślepiony zrywam się do lotu ponad gniewem
ostatnia świetlna plamka umiera w źrenicy
budzę się do walki z ludźmi
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Podczas ostatnich wakacji nad morzem obiecanym
w kamieńskiej katedrze widziałem cień Peruna pod chórem
a na zewnątrz w ścianach wokół niej
otwory powstałe wskutek gaszenia o mur
pogańskich pochodni
zachód słońca nad zalewem Trzygława zastawał mnie
pijącego grzane wino z plastykowego bukłaczka
obok dziewczyny wyszywającej na serwetce
przekreślone dwie błyskawice oznaczające zwycięstwo miłości
Podczas ostatnich wakacji nad miastem obiecanym
stojąc na szczycie nyskiej baszty razem z przyjaciółmi
dowodziłem polskości chmur wiszących nad tą śląską kolebką
oni poprowadzili nas potem do pizzerii
na komentarz do Żywotu Świętego Tomasza z Akwinu
a wieczorem do Miejskiego Domu Kultury
na koncert duetu gitarowego grającego flamenco
jak John McLaughlin i Paco di Lucia
w nyskiej katedrze obok dziewczyny
oglądałem sarkofagi książąt i biskupów opolskich
tak jak Voit z Zawieruszanką
a ukradkiem opalone ramię trzymającej lilię
podczas tegorocznych wakacyjnych wędrówek
wiele czasu spędziłem z nią w pociągach
wlokących się jak karawany przez pokutną pustynię
może dlatego dziś moja nostalgia wystawiona na próbę
zmieniła się w kryształowy dzban
ukochana wsunęła się weń jak czerwona frezja
teraz w zimie u moich jerychońskich bram
obie przypominają mi
tysiąc dziewięćset osiemdziesiąty szósty rok
a ja słyszę dźwięk trąb na krakowskim dworcu
gdy pęka serce i kryształowy mur
>>>
(Dadźbog – bóg atmosferyczny, bóg pnia drzewnego,
ofiarnego, rozdawca, dający bogactwa;
Perun – bóg niebios i piorunów;
Sawrożyc – Swaróg – ogień)
>>>
DSCN0525a
* Trzęsienie ziemi *
Siedzę w swoim mieszkaniu
wciśnięty w miękki fotel
bose stopy dotykają dywanu
betonowy strop pod nim
pulsuje jak serce
ściany kolyszą się jak zwariowane
kultury narodowe
dwa kapelusze na moich uszach
przesyłają do mózgu
ciemne wibracje ludów
patrzę na swoje stopy z krwi i kości
wyczuwam nadchodzące trzęsienie ziemi
betonowej
nieludzkiej
>>>
 

1987

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Piłat w Imperium *
Określając swoje pytania strusiowe
szyjne improwizacje
gładzę gryf gitary
głaszczę główkę dziecka
i notuję gaworzenie jednego i drugiego
Po pierwsze
braki w zaopatrzeniu
dają się już załadować na ciężarówkę
i nie mogę być Czerwonym Kapturkiem
dyskutującym z wilkiem o losie babci
a poza tym to ja mam takie duże oczy i kły
jak demokracja?
Po drugie
konie idą pod nóż nawet te święte
moja analiza pnie się w górę
po szczeblach partyjnej odpowiedzialności
by dotrzeć do Ku-Klux-KC
tak to śmiesznie dzisiaj wygląda
jedynie Urban nie nosi kaptura
bo i został przez Rosjan wyznaczony
do roli spowiednika komunistów
a konfesjonał-szafot gdzie?
Po trzecie
czy ktoś wierzy w samowładztwo
wieś rwie się z wiosną do czynu
a miasto jeszcze wierzy niepotrzebnie
ustawa szyjno-kręgosłupowa wyznacza granice
tu czyn tu wiara
nie dopuszczalne jest, aby czynowiar ogarnął serca
strusie włożyły w piasek zadki zamiast głów
uniosły ponad horyzont stalowe dzioby
moje oględziny na miejscu zdarzenia przydały się
teraz będę świadczył
przeciw strusiom czy głowom?
Po czwarte
fałsz, nienawiść, niedostatek
za burtę narodu
jesteśmy lepsi do sąsiadów
rodzi się republika
rodzą się obywatele
no, ja nie jestem jeszcze obywatelem
republika nie urodziła jeszcze we mnie
i zawsze będę biednym chłopcem z placu składanej broni
choć na pewno nie małym Piłatem w Imperium
to może piłkarskim imperatorem wyborczym?
>>>
DSCN2203aa
 Precz z mięczakami
niech pełzacze sczezną
mój gniew umiera na kamieniu
kamień pozbawia uczucia wolności
uczucia rodzą się na kamieniu
sarkofag przyjmuje je w cieniu
teraz goreje słońce
teraz palce pojawiają się w wapnie
zagłada muchom pisana na ścianie
gdy moje wilki chcą być znów wilkami
wtedy wiem, że porażono mój system nerwowy
tancerka krzesze iskry tańcząc wśród planet
moje gry to program
iloraz niespójnych świecoknotów
ileż to lat jestem zagniewany
oczy już bolą
oczy zamknięte widzą wciąż rozpaloną spiralę
a w niej wąsy ślimaka, jego rożki
i oko Moskwy nieśmiertelnie spokojne
przeczesujące kamienny las moich włosów
wszystko cofa się w dal
w tył
gaśnie
kurczy się
chowa w sobie
wyłączam już Marksa i zdejmuję z głowy słuchawki
śnieg powoli pokrywa skorupy ślimaków
niedługo pokryje je lodowiec
morena czołowa dotrze do rożków
głaz narzutowy spocznie na oku
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Stój poczekaj smutku
ojcze! ojcze Dawidzie!
na cmentarzu zainstalowano wyciąg narciarski
chodniki miasta wyłożono nagrobnymi płytami
teraz nogi przechodniów zaplątują się
w hebrajskie brody
ja chodząc po nich wciąż zachodziłem w ciążę
i rodziłem arki przymierza 
ojcze! nie zabieraj mnie stąd w zaświaty
ostatnia trafika przecież nadal opłakuje
twoją śmierć
trafika wtopiona w ścianę Super-Samu
na jej szybach odbicia trzech jeźdźców
Attyla właśnie przejeżdża przez Europę na rowerze
Szela właśnie przebiega na kogucie przez Galicję
kierując się na Bukowinę
Stalin właśnie przejeżdża na grzbietach Niemców
przez Polskę
przesiada się na Akowców
nareszcie mamy głód, nędzę i zarazę
krzyże na kopcach i kopce bez krzyży
za to mniej kominów
mniej smutnych kominów
dym połykają mechaniczne Cyklopy
dodatkowo karmią się marmurami starożytnej
nieświadomości zmarłych
ludzie zmuszają się nawzajem do konsumowania
odchodów Cyklopów
cuchnących pastylek pogardy
chociaż nie wszystkie książki spalono
dzięki wspaniałemu cierpieniu autorów
proporczyki smutku powiewają
chorągiewki pierwszych komunii powiewają
sztandary ostatnich namaszczeń
czekają dumnie na podniesienie
pójdę dalej
poczekaj
pójdę jednak dalej
trafika znika mimo wszystko
pójdę gdzie indziej
żegnaj Dawidzie
pójdę nie przez narody
obrażony brrr
zasmucony tylko przez Niemców
przez chwilę
>>>
DSCN0935a
* Jaźń – Ćma *
To tylko ból w moim śnie
otworzył ramiona rosiczki
nic więcej
wprost z piosenki rockowego zespołu
przyszedł nocą i pożarł mnie całkiem gramatycznie
ty jęczałaś obok w malignie
ja cierpiałem pod kołdrą tuż obok
czyści w torturze
strawieni przez koszmarne sny
zanurzani w acetonie historii
błyszczący nocą
wystawiliśmy nogi z wanny
czułością pomalowaliśmy ściany mieszkania
położyliśmy aztecki symbole na ścianach
czerwone kolory jak modlitwy
las jest gniazdem gramatyka cywilizacji
zrozumiałem to
a sen kochanie, czym jest sen?
torturą idei?
zebrane za dnia plakaty i hasła
marsze i przemówienia
nie mieszczą się w tej dziurze nocy
wydobywającej jęki wobec grzechu w ułudzie
coś takiego jak ćma przylatuje wymiotnie
przy pomocy śmigła puszczonego w ruch
przez lata ze skręconego drutu
helikopter jaźni pożre rosiczka istnienia
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Natchnienie pokoju *
Wrażliwy jak pies wyjący do kości
jest nasz nowy Minister Spraw Wewnętrznych
z tulipanem za uchem przechadza się w kuluarach Sejmu
bulwersuje mnie to, iż łzy kręcące się
w jego zamglonych oczach pochodzą od dziecka
to doradcy są szpetni
my obywatele musimy się domyślać
istnienia studni w podwórzach ciemnej głupoty
w Galerii Narodowej w latach osiemdziesiątych
powstał wielki kopiec
rośliny w Warszawie próbują się przebić przez zbrojony beton
osądzam je tkliwie jak nasz Minister
wypuszczają wiele bocznych pędów
słychać jak sapią
obrazy uszargane w ziemi, ubłocone
religia, jako model życia obnażona
ideologia przed lustrem uczestniczy w zbiorowym gwałcie
jeszcze wciskają w ręce szturmówki
jeszcze biją pięściami w mównice i krzyczą z nich
a już asfalt się wybrzusza i parkiet podnosi
wilki wyją na rogatkach Warszawy
bo normalne lasy odeszły już dawno w Bieszczady
na emigracyjne wyspy
tajniacy mają wszystko do stracenia
tak kochają kwiaty i dzieci
jak uważają na przejściach przez łąki
burza, która jest natchnieniem pokoju
przechodzi między ramami okna
w gabinecie naszego nowego Ministra Spraw Wewnętrznych
zapłakanego prawie jak rzecznik
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA                   
* W lipcowym zbożu *
Kroki w zbożu lipcowym słyszę
wtulony w skowronka tryl
kroki kąkolu i myszy
drzwi, które stały na pustyni
samotnie tyle lat
teraz cichutko skrzypnęły
na polnej drodze
w pyle pod niebem samym
na szczycie wzgórza
serce kołacze tak mocno
pieszo
boso
bez kapelusza
przychodzi do mnie
odnajduje mnie wśród pól
mój dom
wchodzi przez drzwi chmur
na nogach ulewy
omalże nie zmieniłem się w anioła stróża
wylęknionego własnego cienia
wyciągnąłem wśród pól rękę po własną dłoń
schwyciłem tęczę nad doliną
jak klamkę
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
*Rozpięty na latawcu swojej krwi*
W moim sercu ból rozkoszny
stwierdzam po raz wtóry
niedane mi jest cierpieć
na drzwiach społeczeństwa
więc cierpię rozpięty na latawcu
swojej krwi
owoce snów kołyszą się
na podniebnej sykomorze
wzlatuję po gest w geście już sam
z półotwartymi ustami
widzący ćmę w okrzyku ekstazy
>>>
DSCN0649a
Wrzeciądze idą w górę
a z nimi ostre bramy chwały
triumfy się otwierają
stanikowe esencje telewizji
a w nich płonące góry znikają
razem z kolorowymi taborami
wozów pancernych
***
Tak rzadko kreda odsłania
swędzenie osiemdziesięciu milionów lat
swędzenie nad rzeką Gondwany
chaos jest płonącym zielonym drzewem
przemiana płonącym zwierzęciem
miłość jest udręką czwartorzędu
tylko jeden krzak nie spłonął w lodach
by w jaskiniach mogły pojawić się
pierwsze znaki
***
Kogucik jest przy mnie wieczorem
tym pisania poezji
wczytany w pociągu
ponaglany przez schizofrenię
w drzwiach stoi jak łzawy bluszcz
w zielonych łuskach ulotnych cały
z dzieckiem włazi tu na tapczan
kopiesz w kołdrę wierzgasz by go strącić
jak w falach morza białego
płyniesz w cieple wieczoru
który nie może go zatopić
za późno
pociąg ratunkowy wjeżdża na stół
***
Zwęglone szczątki marginesów
duże, duże dynie
wąż wewnątrz
głupie dynie
schizofrenia przytrafia się w książkach
i na stanowisku pracy poety w oborze
uczucie jest splotem
kły miłości wyrastają z kości gniewu
dziś w jutro
durzenie
oswąd
*** 
Jestem jeszcze tutaj
ale już cały zbudowany z zamorskiej nostalgii
komu to zawdzięczam?
cywilizacji stepu?
trawy przed zmierzchem prowadzą mnie
po jeden kłos 
sen po łan
wokół same domy rodzinne
a przy domowych ogniskach płacz nadbrzeżny
fale smutku bezwodne
moje ja w starej opuszczonej cegielni
a może coś, w co wierzę
wiedzie mnie ku zmierzchowi
myślę o moim miejscu tutaj              
jestem jeszcze tutaj
szczęśliwy, choć w kajdanach nostalgii
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Tyle *
Tyle znaczy kręta droga
wewnątrz dzwonu
słowo jest kołysaniem
ciemność znaczy las skoszony reflektorem
fiolet wypływa z martwych pni
ona głaszcze go wśród traw
szeleści jej suknia
szumi wiatr
przychodzą po nich
zabierają ich
Tyle znaczy kręta droga
codzienność to ślub ze sobą samym
odkryjesz w skarpach historię
śpiew pasterzy
stary gliniany garnek
otworzysz księgę szczęścia narodu
i zaczniesz ją czytać
zakończenie dopiszesz własną krwią
zagadka pokolenia i tak pozostanie
pytanie rozhuczy się w bieli w chlebie
w Kanie Galilejskiej jakby pagórki mówiły
– to już tyle znaczy kręta droga
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Potrzeba patrzenia *
Widziałem w telewizji
                     spacer
widziałem w telewizji
                    moje uczucia
ach!
                    znowu katedra bez lokomotyw
i tym razem telewizja
Przekrój wśród kwiatów
                 gdzie są wierzby?
                  wycięto je?
 to czy tamto?
                   ach! znowu telewizja
 pycha wchodzi w moje serce w mojego węża
 chciałbym znowu przepłynąć cały Kraków
 podtrzymać kopce, które są jak góry
 i góry, które są jak miecz Damoklesa
                  ponad Krakowem
 jak małżeństwo wyniosłe
 choćby jedna chwilka
                 codziennie jedna chwilka
  elektroniczny przebieg wieczoru
  elektroniczny powrót do domu
  i znowu ona
                 potrzeba patrzenia
w telewizor wczorajszego dnia
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Gest *
Przed modlitwą musi być grzech
miłosierdzie, miłość i gniew
kąpiel w oceanie uczuć
gwałt jasnych kolorów
On przyjedzie w dyliżansie
przydusi łomotem serca
wręcz przygwoździ
kamień półszlachetny jest złem błyszczącym w dali
szlifowany kiedyś szorstką potrzebą duszy
słońce kryje się za dziewicze piersi
noc nadchodzi w czerwieni miłości
zabiera ostatnie miejsce w łodzi
ręka zawisa nad listkiem z drzewa
nad kulą ziemską
w geście rozgrzeszenia
>>>
DSCN1422d                   
* Droga pasterza *
Gdybym chodził jak Dostojewski
po ulicach Petersburga lub Paryża
ze spuszczona głową wpatrzony w swoją mgłę
nie mógłbym wspominając Rudawę
słuchać beczenia owiec nad Cedronem
nie mógłbym ocierać łez i przecierać oczu
dziwić się głupocie ogarniającej
czasem mnie i świat
w pasterskości palestyńskiej swojskiej
podczas gdy mniemania utknęły
w połowie drogi do nieba
na wieży Babel
chciałem kupić wiedzę świata
lecz okazało się to niemożliwe
jestem po prostu zbyt biedny i zdrowy
za mało mam mgły, ciemnej Newy i Sekwany
przed sobą
słońce wypala mi zboża w ramionach
i kochankę przemieniającą się w żonę proroka
czasem tęsknie spoglądam na czarny asfalt
jego ukryty puls jeszcze jestem w stanie odnaleźć
wyczuć upalny dzień stopą i sercem
jak głos Azji przeniesiony do Europy
ropa i mgła zestalona w kamień nadbrzeżny
w dzisiejszych czasach jest terroryzmem
słychać go w Rosji, Hiszpanii, w Irlandii, w Polsce
słychać go wszędzie
od czasów Dostojewskiego
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
*  Sen – Sicz  *
Koło snu
cerkiew złota
Sicz, Sicz
wejście do teatru
my przemyślidzi
musimy zacząć to przemyśliwać
wykluczyć się nie da, że
ogniste groby odkryją przed nami jeszcze coś
może miłość słowiańską
podolską
miałkość żyzni
płynął, płyną dunaje
porohy, porohy
ech, łado, łado
„delikatnie” to jeszcze nie dotyk ręki
to słowo słowiańskie
dotyk wolny to prawie sen
złote imię
wyspa mit
ona z jasnym warkoczem biegnie ulicą
z sosnowych bali
potem idzie ulicą
z dębowych okrąglaków
oddala się w dziesięć, w trzynaście, w jedenaście
och! źdźbła! źdźbła! przepiórki!
ilu ich potrzeba wyzwoleńców
ilu potrzeba uciekinierów z dąbrów
oni okrągleją
ich, phi! dwóch, trzech
indyki jak kozaki
w różańcu utkwił plusk żalu
snu kozaka
dzikiego przed Madonną
>>>
DSCN0549a          
*  Wiatr  *
Wiatr jest ruchem powietrza
i w stawie nie chce się zmieścić
wciąż pretenduje do duszy
może kiedyś się w niej zmieści
mur jest czymś, w czym kochając się
zostaje się schizofrenikiem
no chyba, że ktoś zastanawia się
nad schizofrenią muru
przynajmniej nie tkwi w stawie
wiatr ciągle czeka na pierwszych obojętnych
na zanieczyszczenia zewnętrzne
>>>
DSCN0853q
Ja jestem słońcem
ja jestem drzewem
chcę odbić swoje promienie od muru
chcę ożyć w wietrze odbitym od muru
mówisz mi, że jestem wyalienowanym głupcem
porzucającym sympatię i dobroć innych ludzi
i co jeszcze
bolą mnie twoje słowa
lecz zimna otchłań samotności studzi ból
>>>
DSCN0868a          
* Wyruszam *
Poślij po mnie swego anioła
lecz dopiero wtedy, gdy wyruszę w nieznane
teraz, gdy czekam może mnie nie odnaleźć
kołaczę do rozstawionych wokół drzwi
jak ślepiec
jak myślę o wrogach wstyd jest mówić
a co dopiero o przyjaciołach
fikcje zaprzątają moją głowę
nie byle jak
fikcje spalają mój wstyd
brak mi już sił
na łąkach żelaznych żyłaś we mnie
dojrzewałaś od dziecięcych lat
w maju złociłaś się słoneczną tarczą
w lipcu smutniała w niebieskim płaszczu
w październiku znajdowałem cię w słowach
w grudniu pochylałaś się nade mną drżącym
stałem w oknie a ty dotykałaś mojej ręki
teraz patrzę na ocean przestrzeni bez wymiaru
groźny odpychający bez ciebie
jednak wyruszam, aby pozbyć się niemocy
muszę wyruszyć, lecz nie chciałbym sam
do ciebie iść
>>>
DSCN0817s                              
W wietrze jest pewien nieczysty duch
w kotlinach leśnych zameldowany
jest jak przyszły milicjant ludu
wschodzi jak słońce nad wzgórzami
by potem runąć piorunem na górski krzyż
w dłoni uchwycony grom
we włosach cały zodiak
brak w ustach języka
jak kula armatnia
widzę go jak rzęzi podczas wędrówek
ciemny trójkątny las lub czworobok sadu
upadek wśród łąk
krajka asfaltowa
kościół jak ambona na drzewie
to wszystko czeka na wiatr
w architekturze ostrości
stara kobieta wspina się na górę
piękna dziewczyna siedzi pod słomianym okapem
obie zmęczone w niedzielne popołudnie
jasność diabelska ucieka w strzechę
ciemność wychodzi z iglastej zieleni
w dziewiętnastowiecznym parku ukryty
wiatr cmoka ważąc  sprawy
razem z zaproszonym z centrum koleżankami
drogi spadają mu pod kopyta
dumność, klęskość i wstydliwość
od czasu do czasu unosi powieki człowieka ponad zło
i podpiera je podczas licznych pielgrzymek
do miejsc wokół mniej diabelskich
oczy widzą trud świętości
oczy wistości
powieki podparte wiatrem nieznanym ognistym
chłonięcie świata drga całe w grzechu
miłość w sercach skonsternowana
spada w dół z gór
niekarna
jak sieć na wiatr
>>>
DSCN0378ad 
To nie ciemne chmury
wewnątrz pokoju wieczorem
lecz hormonalny przypadek
w osnowie niedzielnej północy
w mojej kołysance twoje kamienie lwów
spada coś w pionie
w dole odpływa lekko w skos
cisza w roślinach na oknie pozioma
oddaje hołd lotnictwu i wątkowi
w kosmosie odnajduje się intelekt
kusi natomiast czarny rdzewiejący metal
co jest tą metalową opaską?
dusza?!
cisza i w rubinach zmienia się w mydło
ślimaki wychodzą z oczu
o ciszo!
będę rzeźbił we własnych kościach dziewiętnastowiecznych
z niewoli stworzę obsadkę do stalówek
rękojeść do finki
nowy ząb do szczerości
nowe oko do wieczności
potem to zakopię w doniczkach na oknie
w bamboszach mam program
i własną nerwowość
witam ćmy z Warszawy grube i śmieszne
co najmniej rude
co to spada z żyrandola na moją demokrację?
głowa?!
to nie pająk, lecz jego sieć
sieć powstająca wciąż na mój los
zawekuję jeszcze chmury coraz cięższe
razem z grochem i octem we łzach cały
zapuszkuję je coraz dojrzalsze
gdy odpłyną z sufitu warszawskie ćmy
gdy odejdą ciemne katowickie szczury
gdy zachód wyczerwieni się w gdańskich oczach
nałykam się własnych genów
i pójdę tam gdzie stanę się
reaktorem populacji
to właśnie uczynię
o Polsko!
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
*  Z  dala  od  miasta  *
Tam w górze jest las
skały wiszą nad drogą
jak w prawdziwych przełomach gołoborzach
pośrodku droga dla motocyklistów
z powietrzem ciepłym i chłodnym na przemian
nad lasem gwiazdy świecą w samo południe
ze szczytu widać jak w oddali
kościoły unoszą ziemię w kilku punktach zwrotnych
jak pudełka zapałek przykryte gazetą
pagórki wiszą nad prawdziwą ziemią orną
pod stopy wdzierają się organowe akordy Emersona
kobieta idzie przez las do krewnych
w niedzielne popołudnie zasłuchana
gdzieś na przeciw z zapomnienia wyjedzie autobus
mignie między drzewami i zniknie
a wszystko, co pozostanie jest zapisane w dolinie
pokusa by dziś pozostać z dala od miasta
wyrywa z jej duszy gniew i ciska
autobusy, motocykle, akordy
jak ostańce skalne z legend
>>>
DSCN0475a                    
* Sen nie jest ciemnością *
Sen nie jest sam ciemnością
przebudziłaś się
opowiadasz
zegar bije
sen przenika przez skórę
wchodzi pomiędzy kości
wywołuję z własnego losu twoje myśli
rozczarowana jesteś spełnionym pragnieniem
pieszczota jest krańcem pustyni
zrób to co ja
weź szczyptę księżyca
weź ten szary worek jawy
czytaj sen na magnetycznych wyspach
sen, który oświetla godzinę przedświtu
sen, który jeszcze o północy
był krzykliwym
reklamowym neonem nieświadomości
nawet w Raju jest jaśniejszy niż śmierć
sen, w którym aktorzy grają role
klęczący połykają swoje własne
jeszcze przed chwilą wysunięte
języki
zapatrzona w wizje
przed sobą na górze światłości
przebudziłaś się 
zamilkłaś
>>>
DSCN0599a 
* W spirali *
Srebrny pantofel
szmata
ludzki strzęp
krasnal na dobranoc dzieciom opowiada
gdacze w komodzie kura
zegar wzbudza  burzę na pustyni
a echem wzruszającą śmierć
ech wy brzozy
Syberio
zatańcz kozaka na torach kolejowych
dla dzieci jadących drezyną do kraju
po torze po torze po trosze
już pierwszy kościół w reflektorach samochodowych
nocą budzi się smugą
ze wzgórza patrzy tatarski książę
siedząc na koniu nuci pieśń – Ojej
gumowy kitel
plastykowa szubienica
ludzie mówią referatami na zjazd
podają prawdy
otwierają usta z ropy naftowej
dalej tą drogą
aż do wysrebrzenia się w spirali
odległego stepu
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
* Jutrznia w kręgu Zeusa *
Moja jutrznia rozbrzmiewa
w kręgu Zeusa
piwo mi się kojarzy
na dworze jest pogoda rozkojarzona
a na czerwonym dworze złudna
spadają kufle na głowy łopatów
spaceruję w wirydarzu gazet
kompiluję swoje cierpienia społeczne
wtykam swoje trzy grosze
jestem kompilatorem spadochroniarzem
powoli doniczki
konie zeszły ze wzgórz
teraz ciemnieje horyzont
rozbłyskając czasem
nie ma dnia ani nocy
jak przed katastrofą szczęścia
ostatecznym sądem nad Zeusem
klauzurowym we wstępnej kongregacji
cisza w ulu chrzęści obok tui
cisza tui jak podstawówka genseka
droga
mały chłopiec
robotnice wśród topoli
siwa zbyt długa broda
jak gromy spada na ziemię
pogańskie nasienie przeniesione
w polerowany biały marmur
dysk lecący w zęby
brodatego Marksa władnego
>>>
DSCN4261a
Weź szczyptę wiatru bracie
zechciej nim strzepnąć w słupy ogniska
ty olbrzym małopolski
odchodzisz od wstęgi
zaplątałeś się w koronki Beskidu
opisz wszystko
także prostatę honoru
cóż możesz uczynić dziś innego
możesz popłynąć wśród zamieci żółtych liści
bracie duszo
wiatr ucieleśniony w krowim pysku
przyszlaku
idź poprzez deszcz spadających ziarenek
pod słońcem z żółcibieli
w liściukapeluszu na głowie
brązopodobny marsjański maskujący
niech odkrzyknie
poligon lasów wolnych
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
Kołacz w moich krzakach
szamocze się jak ptak
wyrywa się jak z cierni
do mózgowej dziury z oczu
rozszarpuje pióra i kaleczy ciało
rozrywa się na gąbczaste kawałki
deszczu deszczu miłosierdzia!
zając jest rzecznikiem kołacza
brak mi jeszcze dwudziestu pięciu minut
do dwudziestu kilku wieków historii móżdżku
krzyk w moich krzakach głośny
przeciągły podniecający
czarny w kokonie gitary i perkusji
język się wysuwa na samą myśl
po kołacz
>>>
DSCN2147a 
Grafitowe pnącza oplatają
kolumny kwietne
te ostatnie kolumny
nad którymi przelatują właśnie
różowe sroki
ilu ludzi już umarło?
ilu zakwitło w ołowiu?
patrzymy na konie
którym nie wiele czasu pozostało
do lotu nad czarnymi wzgórzami
zanim zmienią się
w różowe sroki
>>>
DSCN0810z 
Wejdź pietruszko druga elegio
rozsyp swój zapach
niech twój śnieg pokryje
drogi wyboru
niech króluje biały walc
odbierający czerwień organizmom
wielu chorych dzieci
niech blady papier już
nie poddaje się ideologom
niech drżący głos
obróci się przeciw nim
niech symbolem maja będzie
kwitnące drzewko wiśni
nie mamy już dla nich nic
co jeszcze moglibyśmy im ofiarować
zanim dopadnie ich biała powolna śmierć
wśród hymnów jaśminu
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Wejrzenie we własną studnię
jest czasem przypadkowe
oczy patrzą na muzykę tymczasem
nogi wskakują w głębię głuchoty
po chwili słychać z oddali cichy plusk
i ciszę
nadlatuje skowronek ponad łąkami i pastwiskami
pola pod nim marszczą się jak płótna
zwijają się, wybrzuszają jak czarodziejski dywan
zaczynają płynąć na bardziej bliski wschód
ptak usiadł na cembrowinie
zaśpiewał i zmienił się w żurawia
boli mnie tu – zajęczał niecierpliwie
robotnik przed wojną
wezwano do niego komunistę eksternistę
ten przyszedł w fartuchu, gumowych rękawicach, z pistoletem
bardzo zadowolony z tego,
że wreszcie może się czymś wykazać
choćby znajomością ludzkich słabostek
skowronek zmienił się w ptaka śnieżnych bezkresów
ostatnia koszula rozdarła się na dwoje
podczas małego zaćmienia warszawsko-moskiewskiego
lud struchlał, gdy ukazały się gołe plecy
zaczął wiercić w fantasmagoriach
szukać paliwa do dyrektyw pijaków-dyktatorów
i można tu podawać nazwiska
ale, po co
są zanotowane gdzie trzeba to wystarczy
na koniec ciszy
skowronek zmienił się znów w ścierwnika
wleciał do studni, aby mnie wydobyć
>>>
??????????????????????
Kasandro czeszesz swoje włosy stęchłym wyziewem
potem nachylasz się nad moim uchem i szepczesz –
będziesz motylem i tylko dlatego nie umrzesz,
rozkazuję ci
zginienia bliski marmur kolumny głaszczę spoconą rękę
na krakowskim kapitolu
patrzę na gołębie zielonego Mickiewicza
idąc od Małego Rynku
ukołysany szeptem ulicy Brackiej gubię radość
wybałuszam z oczodołów wszystko co w nich jest
a sen jak zalane asfaltem szyny tramwajowe
zmienia się w wieki niepewności i schodzi do kazamatów
w głębię nocy łamanych kołem i ścinanych
koszmar znów na czasie
powrócił na Ruski Olimp
las gęsty zarastający orbity
zamiast Plant
wysokości mi plącze
ściąga mnie
w kałuże przepowiedni
przez las leci strach jak chochoł
dogania mnie i zatrzymuje w drżeniu
dobija mnie w szeleście i ledwosłyszalnym szepcie
z nieświeżego umysłu 
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
Ile miłości może pomieścić się w jednym sercu
dla dziewcząt chłopców lokomotyw i psów
koni klubów i dojrzałych ociężałych kobiet
świtów granic lasów i treli-moreli
dziś jeszcze raz chłopca
szykuj słodkie miejsca on jest już coraz bliżej
biel jego koszulki
jego drobne uda głos i postać
rozjaśnia się horyzont zaklęty
w szare czasopisma
życie niewybudzone
miłość jak tęcza wstaje znów po innym deszczu
gdy pewnego wieczoru inaczej na niego spojrzałem
zbudziłem go 
teraz wiem co to zakon chmur
teraz już przyjemnie jest myśleć o nim
gładzę jej włosy przyciskając ją do siebie
razem z tajemnicą która nas łączy
dziwne życie wybudzone
męskie dziecko powraca w miłości
wkracza w moją płeć
>>>
?????????? 
* Mały pirat *
W monologu pirata z nią
jak z obrazka
w kredkach na ławie
kiedyś były gładkie ale i było
między nie iść
chropowato
na maszt bukolika wciągnąłem piracką flagę
w siano wyzwolone z nią 
owinięty w koc dotknięty do żywego
zminiaturyzowane samoloty nadlatywały
prowadzone przez byłych makropilotów
tupałem na nie przez chwilę
a potem z chłopcami w zboże
kipiał kichał i kisł naród wiejski wakacyjny
patrzyłem na robotniczeskoje deło bez młota
przez łan żyta przejechała dwukonna kosiarka
zabraliśmy wzruszenie i poszliśmy do domów
w końcu koło studni stanęła
ona czarnonoga nieboga malutka
tak nie długo miała jeszcze pożyć
po chwili łańcuch nawinął się
na buszowanie ciekawskiego dzieciaka 
jak łyko na drzewie ułożył się
na grzbiecie
pasjami lubiłem całować
słoiki z tańczącymi rybkami
śmiałem się choć
kurz polnej drogi zbrudził mi loda znad Wisły
i wtedy zacząłem uprawiać z tymi z piątej
piractwo i alpinizm
w piątki od szesnastej trzydzieści
koniecznie po lekcjach
gdy listonosz przychodził ktoś umierał
stary lub młody
tak jak ludzie pałace i kościoły szły głębiej w ziemię
chociaż dzwony ciągle w niej dzwoniły 
nad wszystkim czerwone flagi powiewały
nawet w młynach i stogach
psy przychodziły na podwórze jak żołnierze
i wchodziły do domu
do każdego pokoju
a później już tylko obce tygrysy 
chociaż koty byłyby tu odpowiedniejsze
gęsty sos zalewał żywopłot
wyrywałem sos z żywopłotu
strzelałem do kolegi z rowu mariańskiego
rzucałem nożem celniej niż sierpem
nóż wysuwał się z rany jak z chleba
po walce kolega powiedział
piracie mam już dość
przystanąłem więc za brzozą na wzgórzu
usiadłem na kamieniu
z oddali obserwowałem manifestację pierwszomajową
w wojewódzkim mieście
niezbyt zazdrosny o ich sukcesy
wielki pochód zbliżył się do stadionu
szkielety zgromadziły się na płycie boiska
czerwień zalała cały stadion
Jolly Roger wszedl z kartką na trybunę
i wtedy niepdziewanie
nadleciały bombowce z totenkopf na skrzydłach
i zrzucono ulotki
przedzjazdowe bardzo ciężkie
odłamkowo-burzące
z sielanki nie pozostało nawet dzieciństwo
>>>
 

1988

DSCN0870as
* W pianie *
Zaskoczył mnie żaglowcem
przemknął obok mnie gdy płynąłem tyłem
jego pióra zamakały w pianie czterdziestek
tymczasem ja niewolnik satelity
prowadzony na smyczy mikroprocesorów
jak kłoda drzewa pozwalałem się spławiać
kolorowo-tapetowy jego przesuw
hasło -wejdź mój śnie na ten pokład
ptaszek-migraszek przyfruwa
siada na relingu
zbroje spadły z wychudłych ciał
nerwowe y nawet wyszczuplało i odeszło
może utonęło gdy bitwa
przeniosła się na chwilę na ląd
ja pozostałem w pianie
on zasmucił podmuch wiatru obok mnie
przemknął na Horn nawet zwykłą tratwą
z bali
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Ogień i śnieg *
Podszedł i wygarnął z zimnego ogniska
łuski rozpalone
o nie! nie zimne
krew na stule zobaczył we śnie
gdy spali we czworo
mglisty sen
dżdżysty przezroczysty
teraz by chciał całość wszystko
a ono nie może mu dać
na wschodzie w górach ogień i śnieg
w krzakach partyzanckie szelesty
nic  więcej?
tak, chyba nic!
wejdź więc w spokój czuwania
ono jest gładkie jak łuska śliskie
mówiłem mu tak a on wciąż śnił
zielony południk Syreny przepołowił się
gdacząc weszły murzyńskie chaty
rzekły w suahili –
w ogniu się hartujesz w piasku giniesz
nawet nie rozpalonym do białości
to zimne ognisko to słońce
palmy zostały wsadzone po paprociach
gołymi rękami przez niego
>>>
DSCN0576f
 
Od wielu wieków ludzie piszą i rzeźbią
trzeźwi lub nie sięgają po pióro lub rylec
serca przebite strzałą wchłaniane przez brzozy
są dowodami ekspansji uczucia w przyrodzie
słowem odcinamy się od serca
jeśli jesteśmy trzeźwi to umysł mąci się
a jeśli pijani trzeźwieje
wszyscy to wiedzą wszyscy piszą
po jednym najeździe kamery
po kilku zgrabnych cięciach szpadą
wciśnięciu w ramy światła
wszystko zaczyna drżeć iluzją
zjawy konkretnieć szokując
kot przecięty na pół w locie
spada na talerz jak placek ziemniaczany pac, pac
krucha kreda dotyka policzka
rusza z miejsca sunie coraz szybciej
dochodzi do bariery dźwięku
mknie przez policzek pustyni
śmiech narasta w ścianach
gwałt kornika wdziera się w sen celulozy
antena obraca się jak oczy
szuka na niebie gwiazdy
kot jest gwiazdozbiorem półmiska
ludzie przysuwają krzesła do stołu
przy jednym stole nagle kilka miliardów ludzi
czarni są piękni oni mówią
arabowie są łagodni oni marzą
azjaci są pracowici oni potrafią pofrunąć z wiatrem słów
indianie mając coś w sobie gestykulując
biali cwaniacy mówią do czarnych i czerwonych byle co
kołacze się pod swetrem serce niezapisane
każdemu gdy widzi swoją trzeźwość        
balansując po kilku kroplach wina na krawędzi snu
a w oddali swoje ludzkie serce               
duszące się oddalające w gwiaździste niebo
krasnoludki orbitalne ze skuteroszalików przechwytują
serca ponad planetą z blizną strzały
>>>
??????????
Daj pokój zdolnościom
wojna w Iranie zmienia się
w niezłą już tapetę
choć żyzne gleby Rosji
zrodziły wielu wspaniałych pisarzy i muzyków
dziś widzę jak jałowieją
jak ja patrzę?
drzewo bez kory
drzewo pięcioletnie ja trzyletni
wojna pięcioletnia ja trzyletni
Rosja pięcioletnia ja trzyletni
dziewczyna i koc
wszystko jest mną
leniwie się przeciągam
gdy muszę wyjeżdżać nie śmiem zostać
czekać na wojenne baty i święconą wodę
ponoć mają odwrócić biegi wszystkich rzek
ponoć każdy ma zostać redaktorem naczelnym jakiejś gazety
ponoć każdy ma zostać przeszkolony do walki na kopie
ile krwi przebitych moja gazeta by pomieściła
kropla tłuszczu na ostrzu noża
dziewczyna zeszła na scenę w moim amfiteatrze
zbudowanym za miastem z kamieni kirkutu
rzeko czarna czarny deszczu
czekasz mnie w Iranie
jak śmierć nagiego drzewa
jak miłość dziewczyny
jaka biżuteria powstanie z moich kości
czy odnajdą stele praw w Suzie? 
>>>
DSCN0213s
* Wśród łąk *
Tak wiele musiałem wyczernić łąk
w cierniach w zielsku tyle razy
mózg mój jak dzieciństwo na pagórkach
tyle trudu spadło na mnie
za próbę odnalezienia zgubionego oszczepu
Tatanki Yotanki
wskrzeszenia ulubionego psa
i jej jedynej
popłynąłem nad morze by pobiec po falach
odtańczyć dziki taniec inicjacji
razem z Podlasiem Mazurami Mazowszem
i Opolszczyzną
razem raz razami
wytruchlałem w mundurze tramwaje miast
wystąpiłem przed pobitymi robotnikami
bijącymi przepitymi pijanymi
doszedłem do granicy śmierci
sięgnąłem warszawskiego bruku
w ataku na tamkę
by móc ciepło stanąć przed własnym piekłem
i stwardnieć jak światło
mnóstwo łąk odwinąłem z papierków lat
były moim śniadaniem
gdy jadłem je drugi raz przyszedł do mnie anioł
wygładził swe lśniące pióra skrzydeł
spoczął obok mnie leżącego bez tchu
pod wierzbą i z policzkiem przy moim policzku
nasłuchiwał echa ojczyzny ziemskiej
obejmując go poczułem zewnętrzną stroną dłoni
chłód chropowatego muru
słodkie trzynastoletnie uczucie moje
było razem z nami
byliśmy wtedy świętą rodziną
prawie płaczący ze szczęścia
dobrzy tym bardziej święci
ona pokorna moja
ja znów widzący
on odnalezienie wśród łąk
pieszczota wiatru muzyka witek i trzcin
ciepło letniej miłości
>>>
??????????????????????????????? 
Pośród jesiennego lasu
prześliczny podświetlony staw
którego dno wymoszczone jest
czerwonymi liśćmi
(piękny jesienny jasny kotlin)
w stawie pływają duże złote ryby
(podobne do karpi, lecz
większe od stawu)
kilka ławic sławnych
mężczyzna wchodzi do wody
zanurza się po szyję
zaczyna płynąć
płynie pod wodą przy samym dnie
ryby przepływają nad nim
płynie znikając coraz bardziej
pod brzuchami ryb
stojący na brzegu
zaczynają się niepokoić
to ryby zachowują się niepokojąco
ryby go pożerają
połykany znika w ich pyskach
wszyscy starają się wyłowić ryby
lub je wypłoszyć, aby uratować
ostatnią jesienną mężczyznę
>>>
DSCN3016s 
 Metodycznie Archanioł to rozwiązuje
jest to proces ciągły
duch i rozum to ogarnął
w podręczniku o tym piszą
wejście do katedry główne jest rzeźbione w kamieniu
boczne ministranckie jest marzone w nocy
nad tą częścią świątyni fruwają motyle i ćmy
drewniany płot kładzie się kładką
na rzece i już nie jest procesyjny
jest konfesyjny
wokół na brzegach samobójcy
Archanioł próbuje uzasadniać w głowach ludzi
jedni przechodzą drudzy przeczołgują się
nad wzburzoną wodą
trzeci poją konie na brzegu niezdecydowani
wśród lip i majów niebieskiego i złotego
dziecko niesie biel w celach wybielania jaźni
kromka lgnie do kromki
i nagle odwrócony kożuch porywany przez wiatr
znika w zamieci
gdy znów uspokaja się wiatr
kobieta wyprowadza kozę na spacer
kiedyś polecą samoloty kiedyś pogryzą się kobiety
kiedyś zamarznie studnia
wtedy trzeba będzie rozwiązać
węzeł wojny stukającej węglem w okna serc
życie zmusza do przyswojenia tony przypadków
każe walczyć protezami mózgu
lecz zalewa tłuszczem tkwiące w boku oszczepy
w nocy wyławia kroki Archanioła
most, po którym stąpa to most dzieciństwa
on przechodzi i ty musisz za nim
wyrywając życie z boku jak oszczep
>>>
DSCN0885s
Pozbierał cząstki powietrza
do butelki po sumieniu
ja bym miał kłopoty z tym
on jednak stworzył z nich wiatr
powietrzna muzyka porwała mnie
gwiazdy postrącał wiatr
spadają na moją głowę
on to sprawił od niechcenia
dmuchawcami organów
>>>
DSCN0323a 
Stary modrzew pod naporem halnego
zgina się do ziemi
wierzchołek drzewa lekko muska moje serce
w moim sercu mały chłopiec jeździ na rowerku
przyglądam mu się z obawą
moje myśli to koktajl z pokrzyw i mięty
pod język przesuwa się ich smak
nie mogę ich przełknąć
przedziwna słodycz unosi się ku górze
ogarnia moje oczy
drży obraz uderzający o program wizji
słyszę wiatr, który mnie zmienia
w drzewo stuletnie
>>>
???????
Pamiętają mnie mazurskie lasy
a ja pamiętam aleje wśród nich
zdecydowanie niszczone
przez chłopów w mundurach
potem łzy dzieci pozbawionych poziomek
dzieci robotników
i słońce w konarach drzew
ono rodziło dla mnie spotkania wzruszeń
wielkie czerwone
jak na każdym krańcu świata
zachodzące za lasy miniaturowe
slońce stworzenie słońce matka
miłość na powierzchni słońca wypaliła oczy
krucjata moich snów wśród ludzi
i społeczeństwo było we mnie
nie umiałem współżyć pośród wrzosów na poligonach
wolałem w pustym stepie walczyć słowami
gdzie  jagody też dojrzewają i powoli nadchodzi pokój
wilki w gazetach
a w lasach wyłącznie wyją żale
gdy już góry staną murem
za mną
łóżko na turni ustawię
i położę się na boku pod kołdrą
patrzył będę w przepaście jak Kasprowicz
patrzył bez westchnień jak Karłowicz
lecz
tęskniąc
do tego, co na ulicach Krakowa odbija się
w naiwnych dziecięcych twarzach
i wtem
umiera wojna
w Hucie
jak mgła nad Zakopanem
>>>
DSCN1485a 
Czy wierzysz we mnie lecąca strzało
moje przeznaczenie
bardzo moje
w łuku tęczy grafit wyziera ze słońca
albo na skróty skończ
musisz wydobyć ją
z Morza Czarnego i Tybru
potem bardzo
nawiązka jest w drżeniu cięciwy
pieniądze drżą nie dźwięczą
ale jak bardzo
pięknie bez słów
ojczyzno w duszy dźwięków jak snów
homeryckie gęby
na granicy Luwru i łąk przeczystych
topoli i złotogłowu
zginienia bliscy przyjemności
jak lecisz strzało
polifonicznie lecisz przez odmęt rozmiłowujesz
we mnie moje przeznaczenie
synów tylu wokół
rozpędzają się napinają
ja jestem bardzo
anielski może najpierwszy nad popieliskiem
oczu zagłady
ale jak bardzo
na hawajach szczęśliwości zachodniej
gitara łka na brzegu morza
ja planuję bohaterskie loty
a jeszcze drżę w piasku
zabierz mnie bardzo krowo ssaków
odkryj mnie bramo
zamknij rzeko
jak najwyżej delikatnie wessij w przyszłość
bez granic
ziemskiej pamięci
>>>
???????
Wczoraj dzień komunistyczny
zniknął w figowcu
otworzył się dzień przed telewizyjnym rakiem
a gdzie miłość?
słucham chemicznych pieśni misyjnych
tańczą radzieckie narody w półprzysiadzie
choć transparenty już nie istnieją
wszystko łączy się z góry zmęczone
i praca i bunt
jej uśmiech od Giewontu po Morską Krynicę
rozpromienia Boże Ciało
miłość to
byłem tam gdzie oni uważają się za swoich
w lesie
musimy pobudzić las kichaniem
by ich ogarnął obcością
by byli jak mech w cieniu
my znosimy jaja
w konfesjonałach
wyznajemy, że chcieliśmy uzdrawiać dzikością
potem okazuje się, że
komuniści nas spowiadali
nasze dni okrągleją w zielonym księżycu
przecież to noc
zjedzmy, więc po cichu te pomidory
zamiast fig
>>>
DSCN0765a
Zgoda na wszystko
ale nie na śmierć
pustynne chmury ogołociły
kloaki z upoważnień
teraz bunt już się nie zdarzy
we łzach miłość
po obiedzie
ludzie, hej!
w którą stronę pobiegną konie
tam wy
bo ja tak chcę
odchrząknę – i
wyjdźcie na mój kurhan
popatrzcie na moje spalone drogi
wśród sławojek i stajen 
wyśmiejcie mnie
ja się zasmucę
może
zgoda na wszystko
już teraz
buntu tu nie będzie
bo mnie tu nie ma
tego miejsca zresztą też
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Alergiczne kryształy toczą się
w żywym organizmie
tuż pod skórą
gdy detonują rozbrzmiewa muzyka
kicha ryba, płacze ptak
w zegarach jest osłona, którą chcesz widzieć
jak garb garbatego
a nad wzgórzem szalone tykanie
tak, och!
będąc śmiechem zmienia się w tętent koni
zluzował bocian myszę w zaprzęgu, i dalej
już w kredzie został odebrany znak od natury
amonit przywiózł obrazy zza granic kultury
na wernisaż w grobach lodowców
w karawanach pozostała ich tęsknota zakręcona
zielone stepy bez wędrówek dziś, bez galopad
trwają w bezmiernym spotkaniu bezsensu
z kurhanami pełnymi śladów alergii
a my w wieżowcach betonowych drapiemy się
grzebieniem z brązu
bawimy kościaną zapinką
pichcimy z cieciorki i orkiszu
podglądać życie z pozycji jednej grupy krwi
to nie wszystko
trzeba wyskoczyć z balkonu
i wchłonąć dolinę utworzoną przez lodowiec
symbol indyka i zamrażarki
wchłonie echa i niecierpliwe robaki z kredy
stworzenie życia
było pierwszą alergią
i alegorią natury
>>>
DSCN0902a
Sumator wielkonarodowy
Liczyć możesz wszystkich beatników
jak paciorki różańca
jednak nie możesz spokojnie wysiedzieć
na molo
chyba że wpatrzysz się w biel
krążysz wokół narodu
lub dziewczyny
znajdziesz kromkę chleba i krzyż
dodajesz to co masz pod ręką
fortunną
fontannę do wodospadów
Morskie do oka
Śni do ardw
patrzysz i chcesz wiedzieć że to to
możesz to zrozumieć
lecz co co nie wiesz nienawidzisz
czas postawił ciebie
pośród kochania lecz odarł z narodowej tęsknoty
raz Nowy Orlean dwa Krym
trzy Kozacy cztery Esesmani
pięć punkowcy sześć zomowcy
nie masz już nic
sumujesz jak sztubak
okradziony przez fanatyków fantastów
jesteś jak noc bez dnia
i dzień bez dna
kochasz bez cierpienia
i nie możesz zliczyć mórz i mgławic nad górami
choć możesz jeszcze się dostać na pewno
do świata młodych
na tej granicy, o tak
i raz zliczyć ich
od nowa
>>>
ZS Betlejem 14a
Czuwaj druhu premierze
pokaż jak bardzo kochasz swój kraj
wyjmij z portfela zamówień
swoje szanse wschodnie
otwórz permanentny stan
i choć w garści ściska mnie
jak bukiet polnych kwiatów
zwiędłych obwisłych
Mister Hyde układu
podniosę się na duchu
gdy rzeki staną się rzekami
ryby rybami
ludzie ludźmi
w wieloryba brzuchu opracuję
plan zbawienia poezji
a gdy mnie wypluje na brzeg
będę jak bibliotekarz Asurbanipal
strzeż się mój niepiśmienny druhu
mój konieczny towarzyszu
jeżeli nie kochasz Niniwy
zdewastuję twoich brodatych bogów
we wrotach pieca przetopię
na wiersze
>>>
DSCN5446a 
Bez łaski kwitnących paproci
odkurzacz wam życie przessie
wy dzieci wisielcze
chodźcie stójcie
mały Janek prosi o kalekę
chce walczyć
wcześniej pomiędzy kolumny wchodzi
przed oblicza bogów
a potem w słońce
drzew brakuje a wy posyłacie
po drwali z innych narodów
urządzacie w nekropolii majówkę
została ona odprawiona
trwała dzień jeden
>>>
 DSCN5568s
* Przespany kamień *
Przespany kamień we mnie się budzi
obok drogi nagi jadę na rowerze  piaszczystą ścieżką
w piasek powoli zagłębiam się z głową
nie nie skręciłem ku wodom przez pustynię
drżę jak uśpione wnętrze kamienia
pedałując w ciszy ku liściom cienia
będąc sam na sam z kamieniem rzeki
którego nie widzę w ciemnościach
skulony szeptem wracam ścieżką
nie upadam w śniegu pędzącym lawiną w otwór rzeki
gdy piorunem płonie stalowy maszt
jak świeczka ponad miastem
błądzę wewnątrz kamienia oblany czerwienią
kuchta gotuje raka
ulica pod niebem znika w zachodzie jak diament
bałwan poprzewraca się na podwórzu
toczy swe kule ku rzece
dajcie śmigło niemieckiego bombowca
rozpędźcie je niech zetnie swym kółkiem
biel zębów bałwana
do krwi
niech go okaleczy
ból pozostawi jawę
jak kamień
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
Ze wzgórz tęskniących do cienia
runąłem jak Sobieski z winnic
ja po wino? chyba nie!
dom budować w kasztanowców majestacie
pachnąc olejem i asfaltem
z drogi tylko zapragnąłem zejść
i zszedłem
w okolicy jest kościół pod ziemią głęboko
Święty Jan czyta czasem swoje teksty
o jaspisach
pośród rechotania żab latem
słyszę jego głos siedząc w oknie
jak w wejściu do jaskini
dom czarny pośród ciemnej nocy
szkło wyrasta w ogrodzie, kwitnie i owocuje
ja zbieram jego owoce
wyciskam z niego soki, które potem piję
nie upijam się, lecz wtedy dopiero widzę
moją szklaną konnicę wieku
pędzącą w przepaść bitwy
dwóch światów
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
Weź mnie w dłonie
gdyż płaczę
końskim włosiem połechtaj moje rozpacze
na maszcie flaga taka jak ja
oj! mój krawat zamiast mieszkania
dla wszystkich będą krawaty
lilie też, gdy zapieją wczesne wody
słońce płonie
gdyż lśnią liście brzóz
niebo przybywa jak morze
gdyż mógłbym spać
huśtasz mnie
więc boję się jeść papier
jem atramentkromkę
kupuję statki w butelkach
stojąc za kontuarem
lecę aż do Jugosławii nad Adriatyk Ilirów
pajdę
słońca poliżę stojąc na ulu w cieniu
ocierasz moje łzy łańcuchem
lubię to
jadę do Pernambuco
po księżyc
myszy fruwają z garnkami na głowach
nad głowami Gotów
tłukąc telewizor we czwartek
płaczę
w kosz zaglądam odliczam chwile bez ciebie
zazdroszczę okolicy palców
sercu mirtów
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Zasnuta powierzchnia cygara
czarny knot się dopala
kwiat doniczkowy chodzi po krawędzi doniczki
wyzwala wyzwala wyzwala siebie
jak dym
brzęk twardego plastyku
uderzającego o jeszcze twardszy plastyk
upadła popielnica
zachodzi wielkie słońce
zasłania nam oczy
wewnątrz dni pełzają same kokony
larwy dematerializują się tam
i znów pojawiają się w głowach
ołtarz na wzgórzu zielonym
brak dzikich skór
zwierzęta są w niebie mitologii
ściągamy je z s es dla skór
wieloryby kryją w swych trzewiach Wikingów
krzesło jest motylem
składa i rozkłada płatki skrzydeł meblowych
utrudzeni jakimś znojem toniemy w dymie
przejechani przez tramwaj jeszcze
w wózkach dziecinnych
butwiejemy spolszczając się w humusie szans
deszcz gasi czasem cygara
teraz uciekł w Beskidy
przebiegł lasy
i schronił się w schronisku
to z kolei nas chroni
przed kopciem z cygara zdrad
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Nici do kłębka *
Wcześniej czy później mając kłębek
dojdę do nitki
zakręcony w trudach lekturach
kapelusz mojej Julii
jak balkon jak puzon
za truciznami w głąb
nad lasami rytm kołysze nogami
powiesił ateistę by smutniał
na świerku jak zająca na balkonie
wisiał nad igłami jak pijany fiakier na koźle
co cmoka – dobry koniaku bądź mi denaturatem
czas się ocknąć trawo
w gęś się przełamią Pieniny
górale wyczernią Podhale
w bieliźnie nad morzem Kaszubi
będą szeptać Maurowie przytupując
Rosjanie będą siarczyście się uśmiechać
do swojej prawdy
nie kocham ich, choć prawie sławię
nie ma już jego jedynego
spalony w lesie
lecz pałac pozostał
lata lata zimy jego pamiętają zesłańcy
ręce obmyć octem z róży
wypić to wszystko
co w gąbce jej włosów
moja gąbka gęga do jej gęby
też się przełamuję nie zazdroszczę
lecz mi żal dziecka na kolonii zakładowej
wyjadającego kisiel z podstawki
najpiękniejszy żółw to okaz balkonu
starych kobiet mi
dziewczątek mi
już nie uprzędzie żądna podróż
żaden spacer
o jej urody urody smaku mojego
i uczucia fal
wiej wietrze w oponach
gumy Chin pachnijcie bawełną
jestem w stadzie arabów Dzieduszyckiego
tu niedaleko od Gór Stołowych
chcę być aniołem w lasach pełnych masła
gdzie łupiono bydło i akowców
chcę być świadom nici
trzymać je
a mam tylko kłębek
>>>
DSCN0805e
* Awokado inteligencji *
W plwocinie królik
w sierści się urodził
pajęczyna zasnuła arabski
grób Chrystusa
to ona
zewsząd otaczają mnie szczupłonóżkie
moje pieczęcie
maszyna kręgli niespokojnych
w spojrzeniach
pędzi parą detonacją
wejście przez święty obraz
jestem sam jak idea
oczy mój sztandar
poniosła go owca w pokrzywy
ludność skupia się w lejach
buty noszą się same
krzyże odchodzą po zmartwychwstaniu
ludność schodzi do dolnych lasów
jak w bajki
spychacze pomagają
dzieci odsuńcie się
będę się mścił
rozwalić pieczęcie serc
wszystko
bunkier
pajęczynę zerwać
śliskie są owoce moich gazet
kuszą likiery
wzywają wytchnienia
awokado inteligencji
to czasem plwocina
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
 
Jak żydowski notes przedwojennych miasteczek
tak w moim życiu senne kry spalono
na Alei Słowackiego
wiem na pewno, że większej słodyczy
już w nim nie będzie
w mroźną noc rozlał się ogień jak pożar
mają miłość odkryłem na nowo w autobusie
wysłałem moje sny na księżyc
odnowicieli już mieliśmy
nie daleko od niego
odszedłem daleko od jego kaźni
lecz nie zdradzę siebie, jego
ani uśmiechu z Alei
drgnięcia rzęs z autobusu
weź okno czarne kotku
i słońce głodne jarmużu
stój!
nad brzegiem się zatrzymaj
rzeki miłości
kiedy sny i ty będziecie jednym
jesteś tam gdzie ledwie srebrzy się szron
na listopadowej trawie
a ogień jest tu w moim sercu
w autobusie dojeżdżającym już
do Mostu Dębnickiego
który zasłonięto jak arkę
jak Wawel
>>>
DSCN5856 (3)s
* Krzyczcie gęsi, uciekajcie *
Ojcze, ojcze
krzyk dzikich gęsi
niesie się nad polskimi niemożnościami
na Pegazach bóle
unoszą się nad asfaltem
i te gęsi Selmy
wytrzymać bajkowe wojny
rosyjskich cerkwi
to marzenie
jak krasnal walczę o zachowanie bajek
ale tych prawdziwych
cóż mi pozostało
inna bajka
codziennie tam i tu
ojcze, ojcze
dzikie okrzyki
zwierzę patrzące w księżyc
marmurowy
marmurowe
także srebrny grzech
złota głowa
ruchy rewolucyjne
robaczkowe
po grób myśliwych krzyczcie gęsi
uciekajcie w rękę nieba
wiekuistą
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
* Kosmos udziałem *
Skute lilie wśród wiśniowych drzew
deszcz szklany i Wawel się śni
sny wręcz dziewczęce
jakże senne śmiertelne białka oczu
zębate koła w sosnowych ustach
nad wstęgą Wisły jak jabłko
jak je podać
wakacje dla aniołów
przyroda niech wejdzie w znak Lwa
niech kosmos w erze stanie się za chwilę
udziałem całych naszych serc
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
* Nadzieje w urnach *
Nasze nadzieje są ukryte w urnach
a przodkowie w kurhanach
głogi to też nadzieja
tyle, że dzieciństwa
ścieżki polne wykorzystujemy
krew Scytów i Galów mając w żyłach
biegamy przez pola i zboża
jak króliki tańczymy
zorza ich informacji nad nami
wychylamy nasze dzwony
nasze
ich
zawsze my
to już tak zostanie
dopóki będą telewizyjne krzyże
w naszym świetle jaśnieć
autostrady i parafie
zbyt zdrobniałe dla ich geniuszu
stoją miniaturowe na kredensach
jeziora dodawane do małych boisk
serca oddają
trylogie religii
uciekinierzy kontaktów
oczy podnieść można zmrużone
odsunąć kapelusz na tył głowy
uśmiechnąć się można
stojąc w powodzi na przedwojennej ulicy
można wzrosnąć
głogi jak pąk serca wykwitają astralne
czekamy na krew
spojrzeniami na smak ust
na mgłę w oczach
tylu swe kości złożyło w ostach
ilu, tego nikt nie zliczy
łąki bez znaków kąkoli i maków
bez pszczół bez czajek
nadzieja bez mórz w nas
kurhany groby
cisza w urnach głowy
nieodnalezionych
OLYMPUS DIGITAL CAMERA             
* Iloczyn *
Iloczyn dwu wiejskich miłości
gdzie trawy pasma brak
na wzgórzach kończących się
ona zatrzymuje swój rower
on wyłącza silnik traktora
on uchyla drzwi kabiny
ona opiera się o siodełko
zdechł komin fabryki nad nimi
znikł cień socjalizmu teoretycznego
młodzi dogadali się
kracze wrona na topoli
siano biegnie w miejsce miłosne
wiejska miłość otrząsa świat z kłamstw
na polach telewizją zasnutych od świtu
obserwują ich nadzy milicjanci
stojąc w krzakach z radarem
gdy kończą rozmowę
wyskakują z czerwonymi makami
w zębach
na drogę przed nimi
>>>
DSCN1557a 
* W mojej piersi *
W mojej piersi tkwi sens
jak gwóźdź
krótko przenika ukośne błony
ona korzysta z białych tkanin pajęczych
wiszących w piersi
opada lekko na nie
ratując swoje miłosne życie
lata win
ucieczek
na zewnątrz ciała
godziny dobroci
wewnątrz spojrzenia
mały ludzki ból na rozstajach
sens kłuje i kołysze
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
* Na razie nie chcę *
Mogę osłonić swoje oczy rozumem
lecz nie wiem, czemu nie chcę
strzepnąć mogę niedbałym ruchem palców
Słowackiego z konia
choć płoną moje oczy gniewem
na razie nie chcę
narazić się zaborcom
mogę osłonić swój rozum
cierpliwością pielgrzyma
>>>
DSCN0569s 
* Wnętrze *
We wnętrzu tego kamienia
który jest wewnątrz
jest złość
jadąc, jako prawie rower przez las
czuję, że będę musiał przestać
tymczasem przeciskam się między
skłębionymi liśćmi i pniami igieł
jak powstaniec lub partyzant nawet borówczarz
teraz taki czas jest
aby styl był jak figowiec
jestem w slipach
gdybym był apostołem nie chciałbym mieć
kamieniejącego wnętrza na pewno
wychowuje mnie las ojców
nie mogę już mówić:
„gdybym mógł”
jadę na rowerze do czterdziestki
zaświeć tęczo, pokaż swoje kły
zawiej firmamencie na sny Jupitera
na dzisiaj wejście czołgowe
dla koni otwarte
już dzisiaj ruszają czołgi chwały
gdy spotkam je na drodze
wyjadę na środek
staranuję je
może, tak chcę
moje rany zmieniają się w logiczne kamienie
skóra wysuwana jest przez wnętrze
obcy jestem nawet lekarstwom i ludziom
lata mijają czekam na nią
szukam jej mam ją odchodzę
trzymając ją za rękę
to nie wojna
to nie nienawiść
to ona
jaskółka leśna
zagrożona
przez kamień lekki jak owad
DSCN0662d              
* Sznur *
Na tyle dojrzałem, aby szepnąć
w nocy chcę zrobić to
tajemniczo mrugnąć okiem
a potem
wyjść z domu z konopnym sznurem
z zamiarem przeciągnięcia go
nad drogą, którą muszę iść
wielce szanowni Rodacy
w Sejmie siedzą jak zwierzęta w klatce
a ja drogą idę na stracenie
drogą, którą wyznacza mi sołtys
tak wielu u władzy w sterowanym Sejmie
robi za dekorację różniąc się
co jakiś czas w sprawach wódki
ja już prawie jak terrorysta
milczący jak konopny sznur konieczności
leżący w zwojach na podłodze
nabrzmiewam cieniem
w blasku płonących
socjalistycznych stosów
ten cień to dobra rzecz dla mnie
przepowiadam śmierć Pimena
z ręki Gorbaczowa
>>>
DSCN4279as 
* Swoboda *
We wnętrzu mojej wiary
jest miejsce na swobodę
w katedrze mojej głowy
jest wielki krzyż wolności
ciepły krwią mojego snu
przyzywam dzieci nie bociany
dewiacja pod kontrolą
obydwu oczu uspokaja
uspokajam aniołów stróżów
uf
wewnątrz zegarka liczydła
krople wody spadają na wysunięty język
wedle stawu grobla
wedle wnętrza czas
zagiąć skrzydła, wznieść proporce
runąć na barbarzyńców
lub czekać pod krzyżem na śmierć
z ręki bolszewika oraz esesmana
co było, o co jest korzystniejsze politycznie
tyle piachu i tyle jezior
w naszych gestach i podróżach
wzgórz i równin, połonin i ruin
prasłowiańskie grody
nawet germański stek na Ślęży
płoną w żyłach w sierpniu
jak krzyż
>>>
DSCN0988x 
* Obsesje nocne *
Obsesje nocne wyrywają mnie
z delikatnych ramion
krew wyciskają na czoło
myśli przestają istnieć
tylko zwierzę w nocy
krąży w ich miejscach
mogę sobie wyobrazić
mojego praprzodka wędrującego
na bosaka przez stepy środkowej Azji
w poszukiwaniu spokoju
lecz nie w taką noc
>>>
DSCN0327a 
* Narodziny *
Wejście do katedry stadionu
jak wybieg dla fok
zamarznięty system moich uczuć
oddziaływań i cieni
regulator obrazu
który wisi na ścianie
ginie w ciemnościach we mgle i śnie
chwytam drążek steru książki
msza przeżyta w nocy powtarzana jest za dnia
głodni maszerują ktoś marsza gra
ten we mgle sobowtór
nie jest tak głodny jak ja
hala oświetlona jak wnętrze nieba
dla narodzin nowego człowieka
w lustrzanych nibytabernakulach zrodzić się miał
z naszych słów on
tak niewiele czasu zostało już
dla nowego proroka
a może to ty zrodziłeś się tam, patrz!
bazyliki koncertów i demonstracji
na Bałkanach i Kaukazie
miasta mogą zostać zorane
przez Rzymian i Rosjan
jednak trudno uwierzyć w ciągłość własnej klęski
łatwo patrzeć i widzieć na ołtarzu
siebie choćby przed klęską
chmura przesłania szczyt drapacza
i zwięczenie krzyżem, gwiazdą
chmura głodnej szarańczy
>>>
DSCN0777d 
* W naszej awangardzie *
Ani Rakowski ani Urban
nie umacniają tożsamości
Jan Paweł II istnieje jak idea
miasteczka samotnieją
miasta się sprzedają
dzięcioł przylatuje z lasu
aby zamieszkać w sadzie wielkości Niniwy
za rok wylatuje z sadu
aby pod miastem opukiwać
drewniane telegraficzne słupy
dziś usiadł na ceglanym murze
wali dziobem w ścianę domu
wierzeje łąk zatrzaśnięte
lasy zdziczałe zmieniają się w polne zagajniki
ostrężyna jest porasta
czasem jakiś parów ukryje ogromne łopiany
nad cienistym strumykiem
lub małą wioskę bez drogi, szkoły i poczty
jedynie z kapliczką
sumienie narodu
Piast był chłopem
Rakowski to syn chłopa
ale tylko ten drugi to barbarzyńca
miast muzyka dociera na wieś
ludowa muzyka wbrew pozorom nie umiera
chcemy wypłynąć na starą rzekę Europy
łodziami ministerstw i przedsiębiorstw
co za bzdura
jednak pakujemy się na te porohy
ja dla swoich dzieci będę zmuszony
stworzyć własną Europę
wysączyć ją ze skały sumienia w lesie
z łopianu i dzięcioła
z miasteczka ze szkła i wodoru
z hutniczej dzielnicy
żeby już do reszty nie zgłupieć
w awangardzie przedstawicieli
>>>

1989

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Jak wierzba płacząca na krawedzi krateru
wzrastamy nad przepaścią wieku
ptak siada na ramieniu premiera
złowieszczo
ciemność ulubiona w klasztorze
jak przyszłość kwiatu kaktusa
deszcz w Nowym Yorku płacze
spływają krople po zębach
konie, lecz nie takie znów dumne
stoją obok siebie na Kazimierzu
jak synagoga i kościół
między nimi płynie Wisła płacząca
Augustianin dzieli się pasztetem z włóczęgą
w budce telefonicznej
podczas snu z cygarem pomiędzy palcami
włóczęga umiera
trudny nocny szlak dla komandosów
z ulicy Ułanów Jaruzelskich
przez stalownie, telewizje i pałace
Niemcy zapraszają znów Rakowskiego
a on strofuje Hołuja w Hrubieszowie
Warszawa uklękła przed Zygmuntem Wazą
który zdradził tak wiele interesów Polski
lecz nie Polskę samą tak jak śliczny Staś
nie wierzę Warszawie z pomnikami carów
Kozaczyzna nas niszczy nawet w snach
zamek w Czersku nadaje się do remontu
mumie też trzeba ratować
misjonarki więźniarki są nową nadzieją piramid Kremla
jak wysłaliśmy Karola Wojtyłę do Rzymu
jak wysłaliśmy Brzezińskiego do Waszyngtonu
jak wysłaliśmy Dzierżyńskiego do Moskwy
tak wyślemy na Księżyc wszystkie łzy
wierzymy, że wulkan nowych czasów
jeszcze pozwoli się nam
wypłakać przed erupcją
możemy przejść tam na piechotę
>>>
DSCN2726s 
* Ręce do góry *
Jest taka piosenka otoczona murem
jak zachodnie i wschodnie warowne miasta
jak sokół wzlatujący nad Podole
widzący ciągnące z dzikich pól nieszczęście
ciemność nocy jest tą piosenką
Sejm nadciąga od Sieny
komuniści od Sejn
robotnicy sezonowi toną wśród rzęs
w stawach zielonych
w pultuskach w puławach
pieniące się piwa są wylewane
pod progi księży patriotów
oni nadchodzą od wschodu
rzadziej od zachodu
tak, więc jesteśmy osaczeni przed murem
klucze dzikich gęsi płyną w miedzi
na niebie z Galacji do Galicji
czołgi równymi kolumnami toczą się
z Jarosławla do Jarosławia
wśród szpaleru topoli jak pociągi
posłowie śpiewają hymn zniewolenia
i wznoszą ręce do góry
jak Urban i Innocenty
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA          
Tu nad morzem zielonym
jeszcze nie jeden zrodzi się
czerwony koń
i co z tego
jeszcze pewno nie raz
w zielonej historii
nie kłopoczcie się ucieczką
tęsknota złączy was
nawet z tym koniem pędzącym do Żółkwi
oczy stepu
wody modre
los Europy w waszej studni
prosi o wolność jak Aladyn
zimą wsłuchujecie się w świszczące klęski
zaskoczonych białych w czerwieni
sumuje się swoje marzenia o wodach i stepach
wtuleni w futra obcych kotów
obok marmurowych mnichów
żyjemy innymi dla siebie samych
powstańcy patrzący na niekochające serca
nawet wśród burzy
nawet wśród zamieci
kosmici czy sataniści
insekty czy komputery
wejdą w wodę naszych trzech mórz
i zostaną do świtu, gdy rosa zmoczy
zielone bezkresne stepy trawników
>>>
DSCN2169a 
* Ptasia tęsknota *
Ptasia tęsknota moja
klucz wiosną i jesienią
koła zębate, nity
w nieodkrytych ramach 
łączą w moim obrazie sny
mocuję go do ściany rodziny
śniadaniem równie ptasim
wejść tam gdzie młyny mielą
wejść w kamienne lochy mąki
słyszeć wodną turbinę
napędzająca młyny
widzieć pianę wszędzie wokół
realną osiadającą na policzkach
deszcz, słońce, wiatr
dziewczyny wśród samochodów
w labiryncie w Knossos
w wulkanie Witkacego
w sercu dynamiczna
kwietna tęsknota
na moich horyzontach
perspektywa przełamuje się
tak, że ptaki mogłyby upaść
na druty wysokiego napięcia
gdyby tęsknota zdołała
wyrwać się z serca
>>>
DSCN0507d 
W tylu już leśnych latach
skrzat czyhał na skrzata
wyczekało i moje serce
hobbitka znalazła mnie
wyeksponowała na płótnie
skostniałe wieże boszują na obrazach
nad przepaściami iluminowanymi piekłem
gdy zjadam jej nogę wyrasta mi łuska
i temu podobne
na łyse zęby wyłażą zimorodki
na leśnych sadzawkach stoję
lecz iść nie mogę po nich
z pleców wystaje mi nowy kartofel
biegłbym do mojej miłości
a jadę piłką do morza
budki na sercach obu buduję zaskoczeniem
zjadam w oknach czas
kwoki zza muru chcą się dać słyszeć
hobbitka poszła w inną stroną
zamknąłem Trybunę
>>>
?????????????????????? 
* Plan *
W tylu niszczących szansach
pozostawiam szansę dla miłości
gdzieś w jakimś mało uczęszczanym
pomieszczeniu biurowca
nagle znalazłem się twarzą w twarz
z trzema pięknymi kobietami
patrzącymi swymi ciemnymi oczyma
na mnie siedzącego wśród kartotek różowych
bezradny tuż po gwałtownej rozmowie
w której wykrzyczałem swoją chytrość
kobiecość ich pojawiła się w bliskości węża
wstałem w płomieniach tych spojrzeń
ich oczy teraz wzniosły się do góry
gdyby nie resztki sierści w moich ustach
zaskoczony w otwartości wszedłbym na biurko
by zrywać jabłka
diademy oczu świeciły w moich ustach
rozmowa zbliżyła nas elektrycznie
już prawie dłonie dotykały dłoni
wpatrzone we mnie znów pojednanego
kryjącego zmieszanie
i oto, gdy jedna z kobiet wstała
aby zamknąć drzwi
by ukryć nas przed okiem opatrzności
swojska samotność wybuchła jak miecz Michała
ciało zostało wessane do zgliszcz
na koniec ustaliliśmy w podnieceniu
plan zniszczenia niecnych
trzech innych kobiet
>>>
 DSCN0326f
* Zmierzch zakłamania *
Łzy jak czerń nocy spływają po szybach oczu
gdy milknie ostatni ptak
mój ojciec z wypalonym sercem
pielęgnuje młode sekwoje antykomunizmu
które posadził w czasach Solidarności
dzięki pożarom Jaruzelskiego
w czasach stworzonych przez takich jak on
dla czasów długowiecznych jak dęby Mamre
moja matka zdecydowana uprawiać oberżyny
na  kurhanie ostatnich komunistów
ustępuje przed ojcem
sama usypuje kopiec swojej rodziny
wyższy od kurhanu tatra Mamaja
krzątając się z pełnymi koszami ziemi polodowcowej
w domu wciąż jeszcze pełno komarów komunizmu
czyhających na odsłonięte ramię
moje łzy to kwiląca ptaszyna
o zmierzchu zakłamania
na tyle silna by wyłapać wszystkie komary
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Trucizna wszędzie *
Kiełbasa, szynka, indyk
obok sałaty, chleba, grzybów
na polskich stołach – trucizną
papier w pracy – trucizną
piwo w czasie meczu – trucizną
i sam mecz także
pepsi-cola i lody w waflu
wśród rozpalonych domów miasta – trucizną
samochody rzężące – trucizną
wpieprzowina na targu – truczną
robotnicza konserwa śniadaniowa – trucizną
samochody warczące – trucizną
wiatry i deszcz z zawartością kombinatów- trucizną
pocałunki partii – trucizną
słońce w bezozonowej atmosferze – trucizną
odzież i meble w mieszkaniu – trucizną
trujemy się rozmowami w czasie wesel
oglądaniem telewizji w święta
wypoczywaniem nad woda w wakacje
myśleniem o kobietach w nocy
pracą dla zła w dzień
staniem w kolejkach i korkach
>>>
DSCN0560a 
Możemy w kontekście zagrożenia
planety i społeczeństwa
śmiało mówić, że cywilizacja doszła do progu
śmiertelnego zatrucia
trucizna znana jest od tysiącleci
pod różnymi postaciami
więc każda epoka musi mieć
swoich głodujących eremitów
odpornych na nią
przyszłe lata też czekają
na koche, arche, pra, pan
i na was
kamienie, woda, modlitwa
skąd wziąść czysty umysł
skąd wziąść czystą ziemię
skąd wziąść czystą wodę
skąd wziąść umysł czysty
czysty umysł
czysty umysł
planety
>>>
??????? 
*Weź kawałek mydła*
Weź kawałek mydła
włóż go sobie w usta
i usiądź na gałęzi drzewa
rosnącego przed jej domem
i milcz
rosa będzie chłodzić twoje ręce
nogi, głowę, pierś
spływając z włosów i naskórka
już na drugi dzień
niewolnik na plecach uczepiony twoich
jak plecak był przenoszony
we wszystkie miejsca
w które zachodziłeś
gdy usechł odpadł
i z miejsca zaczął podążać za tobą
weź dziecko i idź ją prosić o ser
niech dziecko popychane przodem
zmieni się przed nią w kruka
i pofrunie w jej oczy
pełne czerwieni zachodu
kurak biegnący przez pustynię
szukający rozpaczliwie pożywienia
to ty bez kruka
spragniony
>>>
DSCN3084a 
* Słoneczne rozgwiazdy *
Słoneczne rozgwiazdy
pod katowickim Spodkiem
zjednoczyły się na wiecu
w dniu gwiazdy
12 marca 1989 roku
weź spluwaczkę i wyrusz na front
jako krasnal partyzant
z ramienia ludowego miniugrupowania
posilając się serem
mów, pluj i dalej wciąż dalej podążaj
naprzód na Berlin i Rzym
uklęknij
wstań, gdy spadnie bomba
ugotowany pacierz mroczny
w komputerze
mleka nalej do spodka
postaw spodek obok na drugiej śląskiej gałęzi
śpiewaj pieśni otwartych ust
przytul nogę do kory
i chłeptaj mleko
ona krząta się tam za oknem
cała jak pąsowa róża
speszona atakiem miłości
i w sercu i w kuchni
wypatruje twojego powrotu
rannego
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
* W tanich głowach*
W tanich głowach czyha sen
w leśnej głuszy
zimą umiera stara kobieta
zapada w śnieg na zawsze
ważyć słowa
lekkie odrzucić na drogę
pod żołnierskie buty
lasy ważyć
są jak wióra unoszone wiatrem
ku Księżycowi
co masz do powiedzenia lesie
jaka jest twa ostatnia wola
kłos stalowy
wśród innych narodów
już nie tak dumny jak kiedyś
i nie odnajdzie dumy
w nadchodzących latach
nie wzniesie miecza
nad grobem staruszki
pochowanej na małym wiejskim cmentarzyku
nie wypada wznosić siedemnastowiecznej szabli
wypada trzymając grudkę świeżej gliny
płakać, płakać, płakać
zieloność w telewizorach
skacze konikami polnymi wśród czołgów
drga w konwaliach
gwiazda wśród lasów
gwiazda staruszki
czuwająca dla przyszłości
nad przeszłością natury
>>>
?????????? 
* Zagłuszyć śpiew ptaka *
Zagłuszyć śpiew ptaka
w metalowych komorach makowin
dudnieniem wypełnionego serca
kiedy nowa miłość wjeżdża w mój las
jestem akurat sam
kwiat jak śpiew miłości
wetknięty w ucho
ryba do połowy wsunięta w usta
zakazana miłość wkracza z żandarmem
do spichlerza
koń zeskakuje z pokładu statku
na przystań w Warszawie
stukając kopytami galopuje do baru
na szklaneczkę mocnego octu
to nie potop szwedzki
to nie ta sama miłość
ale ten sam zakaz
drzewa dzwonią jak dzwony
mając ptaka w sobie
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
*Mój ból*
Nosisz wewnątrz moje cierpienie
biały krasnal w nocy przelatuje
nad moim domem
puszki we śnie otwierają się
błyszczą jak prawdziwe gwiazdy
na czarnym firmamencie
Wisła zamarza powoli
a ja wciąż płynę
z gazetą w zębach
Grudziądz, Warszawa, Kazimierz, Sandomierz, Kraków
miłość ukryła się przede mną
w innym ciele
kuc jest samochodem i niesie mnie na grzbiecie
mój dom powstaje z winogradu
i rytmu słońca
kwietne są nieba tego lata łąki
dzięki radzieckim eksplodującym samolotom
w puszczach szwajcarskich wędrówek poetów
odsłonięte zęby
na wschodzących frontach nie giną już oni
lecz my
siedzą w słowackich lasach
kołchozowych blokach
polskich chochołach
angielskich pubach
afrykańskiej dżungli
oni
step na falach eteru czeka na kroplę i stopę
we łzach moje dzieci we łzach
wasz niedźwiadek się zestarzał po kolejnej dziesiątce
dziś grzywy kuca nie zrasza łzami
i zjeżdżając  na nim do grobu Polski
jak zwykle przygotowanego przez sąsiadów
w  każdym stuleciu jeden grób lub jedno piekło
dotknąć mógłbym podwójnej duszy
lecz ciało nie pozwala
pojedyncze ciało
siano pachnie w niedźwiadkach
śpiewajcie rosyjskie niedźwiadki
wasz suchy hymn
niestrawny jęk po uciśnięciu brzuszka
tęsknoty opowiadajcie o stepach i kościach
o moim bólu nieodnalezionym
szkliste niebo nade mną
czy twoje oczy otworzyły się drugi raz
tym razem wewnątrz
czy o tym wiesz
zawsze oczy patrzą w  niebo
u nas tak zawsze
nad moją głową zawsze niebo
gdyż nie mam domu
oprócz grobu, którym muszę się posługiwać
jak taborami
ze względu na historię
nie mam nic
ludzie Wschodu ludzie Zachodu
ludzie Północy ludzie Południa
byli i są tu wszyscy
wołają –
pieniędzy pieniędzy nędzy
ludzie Pieniędzy Polacy Po
w Stambule w Berlinie w Moskwie
wszyscy nawet ja odlatuję za wojskami lotniczymi
karły i kuce są już w grobie
a ty ze mną tkwisz w odmęcie
jak Skała Piotrowa ponad wściekłością
przecież wielu ludzi lubi swą pracę
choćby w kiosku Ruchu
w saturatorze w polu w rządzie
tyle piękna w wodospadach krwi
w słońcu nad Soweto
w Tajgach w Wisłach w Dekanach
śmiej się tygrysie wejdź do bazyliki
Papież leci z kluczem żurawi do Egiptu
nad Morzem Śródziemnym
obnosimy cię z żoną pod baldachimem
biedna istoto
czeka na ciebie Mars Prezydent Metal
i twoja własna głowa
generacji komunizmu polskiego
jak nieść ten ból z nadzieją
tak stary tak mądry się czuję
gdy pomyślę, że z tych kości
porzuconych w kopalnianych szybach
ciągle wyrastają sekwoje snów
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
* Skalista grań Pałacu Kultury i Nauki *
Sęp krążył nad głośnikiem
z którego dolatywały słowa
piosenki Chrisa Kristoffersona
jastrząb wystrzelił w górę
jak radziecki odrzutowiec
a potem runął jak tenże
na płytę lotniska
popełnił samobójstwo
jaskółka uwiła gniazdo
w oknie gabinetu Pierwszego Sekretarza KW PZPR
meksykański kogut rzucił się
pod samochód po przegranej walce
skowronek wzleciał nad pola
zasypane śniegiem
wyśpiewując swoją pieśń
dla bogatych ludzi
kaczka podała kurczakowi na święta
indyka z borówkami
bąk w przydrożnym rowie
słuchał samochodowego tranzystora
z którego dolatywały
dźwięki utworu Slayera
sęp porwał głośnik
i zaniósł go na skalną grań
Pałacu Kultury i Nauki
muzyka wyszydziła obie nazwy 
>>>
DSCN0645a
*Skwierczy*
Skwierczy, krwawi, płonie i kulawi
historia na Wałach Chrobrego
a w dole wodoloty czekające na Wolnych Wolinian
w samym rogu zza wysokiego ogrodzenia
żołnierz patrzy przez lornetkę na golasa i Gołasa
nie pilnuje dokładnie socjalizmu
drzewa spadają z klifu, koziołkują, tak, tak i tak
skaczą w fale marząc o sieciach
obciążonych kamiennymi obciążnikami
bataliony już nie mają tej szansy, co Kuba
wypatroszone przez gwiazdy stalinizmu
ryby śmierdzą w Międzyzdrojach
a radzieckie okręty w Świnoujściu
bada, pyta, wypatruje i kocha
dezerter w Trzęsaczu pędzącym do Szwecji
ach, gdybyż była tutaj latarnia morska
niestety są tylko pokoje do wynajęcia
z wężami, skarpetkami i jakimiś takimi dziwnymi sowami
bez litości dla lotniarzy i komunistów
kościoły się nie doczekały
w przeciwieństwie do galerii przodowników
biusty tak tutaj lubiane już nie są kelnerek, lecz Litwinek
ostatni żołnierz jeszcze nie rezerwista
zrzuca kamienie na spacerujących u stóp klifu
radary pracują
dopóki się nie zepsują
>>>
DSCN0916s
*Obiad po prowokacji*
Koledzy po piórze
pióra po kolegach
prowokator po obiedzie
obiad po prowokacji
kościółek zmienił się w wartownię
przy strategicznym moście
brzoza syberyjska
wlazła do doniczki w holu
inna brzoza komitetuje plenarnie
przy autostradzie
autostrady runęły w zboża
jak kombajny?
szelest piór grzędnych kur
wywołany paniką
na widok skradającego się krwiożerczego zająca
odrzutowce lecą co noc na wschód
detonacje ponaddźwiękowe odbijają się
od jasnego księżyca i powierzchni morza
ten dzwon wybrzmiewa jedyną prawdę –
prochy Oświęcimia to nasze prochy
zagazujemy jeszcze przydrożne warzywa
ale już niedługo zaprzestaniemy i tego
bory Sobiboru to obce miejsca
na naszą borowinę
by nic już nie napisano
pióra zjedliśmy ale gęsi pozostały
i ostrzegają
dziś nawet poeci
nie byliby w stanie jędrnym piskiem na murach
ostrzec Rosjan
więc tylko strzygą uszami
w kolegach upatruję kolegium
w liceum upatruję gimnazjum
u Platona szukam wczesnego Chrystusa
by opisywać z satysfakcją gagi myśli
słowa stają na taborecie
i zaglądają do szkieletnych szybów
w kopalniach Uralu
tylu wieszczów wszczęło idyllę
tylu też wieśniaków zbłądziło
i spod strzech trafiło do katowni
przecież i Sokorski walczył w gazetach
teraz jeździ bryczką
i Burakowski walczył w ministerstwach
teraz pije za swoje
ja chodziłem do kościółka
a teraz go opisuję
wydrapując gwoździem litery-słowa-strzały
na białych ścianach urzędu
oni skupują łazienki
ja je wyprzedaję
niemal rozdaję
za bezcen
wszystkim po piórze
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Jak z welwetu
Jak z welwetu jest moja mózgowa tkanka
dziś, gdy mam serce rozdarte rozstaniem
chciałbym dotykać swojego mózgu
bez przerwy tej nocy
krew wypływa ze mnie w mrok
głos z radia tonie w mojej pienistej krwi
nocna lampka przesłonięta skrzydełkiem komara
przez otwarte okno wpadają kosmiczne echa
z pobliskiej knajpy
zmieniające się w piosenki folkowe
za każdym razem, gdy
przejeżdża w oddali pociąg
pociąg bez ciebie
chrząszcz w bamboszach przechadza się w zwojach welwetu
jak w maleńkim muzeum
kazimierzowskiej próżności
bezdomni odkąd złączyliśmy się
złączeni ze sobą odkąd porzuciliśmy domy
jesteśmy ziemskim materiałem przyszłej kosmicznej epoki
nad własną ciemnością rozjaśnieni
płynę, gdy oddalasz się na jakiś czas
chciałbym dobić do brzegu swego mózgu
by odnaleźć dzieciństwo z welwetu
gdy jeszcze nie znaliśmy siebie
i nie tęskniliśmy
jak dziś
chwytający przestrzeń w usta
niemogący wchłonąć w podzielne serce
cykania w głowie
nocnych świerszczy rozstania
>>>
Obraz (39)as
*Na Wawel*
Który dzień nam dziś nastał
na Wawel na Wawel
na Wawel bacowie na Wawel juhasi
na owcy na owcy
który dzień będzie sądny
więc bieżmy posłusznie
do Krakowa
tam ogłosimy narodzenie nowego dnia
dzień nam dziś nastał
posłuszni gdańskim syrenom
płyńmy rzekami i kanałami do Wisły
zaprzęgajmy sumy i sieje
i do źródeł
Zygmunt jest dobry tylko, gdy dzwoni
nie, gdy przynosi potop
czerwony wtedy jest godny
tylko kolumny kultury nauki
na Wawel na Wawel
na Wawel kaprzy na Wawel flisacy
na tratwach na krypach
dzień jasny na latawcu płynie po niebie
ze słońcem
już widać go z lubelskiego zamku
wyturczony indyk
słowianofilski kosmita
karp po żydowsku
nalewajka po prusku
pas augustowski
dziennik francuski
nocnik angielski
włoska sałata
austriackie trąby
ssasiała warszawianka
trojański kundel
świadek Hitlera
amerykańska mamona
Baal Wschodu
to wszystko dziś na stos na stos
idź światło do światła
my od dziś kochamy się
w ostatecznych sądach
dziennik anioła w Pieskowej Skale
odnaleziony
>>>
 
W programie złapał nić dyndania
studnia dziadka ma kiery
dziadk i babki w bukiecie
osa na dzikiej czereśni
zatoka ten zen
zegar waha się
ty walisz na rowerze
sercem z góry
a i tak
bałwan omija cię
ostrożnie
soplem wydłuża
piki
 
Zachłanny
szukalski
beznamysłu
trąbisz o cnocie
z pokrzywą dzieci
z puszką ze świecą
książka wytoczona
przeciw namysłom
>>>
W  tej okolicy pusto od snów
W  tej okolicy pusto od snów
jego kapcie w tej pustce
wydają się samochodami
jakże to tak powiedziała mysz
nić pajęcza odzyskała pająka
myk do kłębka
w pustce okno rozbłysło
za nim biedne planety
na kaktusie usiadł mały grzyb
spłynął z atlasu
wieże czołgów niebieskich
rozmiękły
gdy wyszedł Tłustoj
zapragnął idei
potwór
z Jeny
>>>
???????
W obecności własnego krzyża
senny patrzę na dziewczynę
jej pająk przełazi przeze mnie
włazi na ścianę
podąża nas skróty
wkręca się w mój bluszcz
zmierzch w abażurze mojej lampy
patrzę na nią widzę rosyjską miłość
jako zauralską senność
w obecności własnego krzyża
żartuję z życia w pajęczynie
doprowadzam do jego zaciemnienia
zmienić się chciałbym sam w chrząszcza
jak za czasów innego imperium
rozmyślam o cmentarzach katolickich 
nie spodziewając się w grocie dojenia kóz
na pośmiertnych pastwiskach
jakże cierpki jest język w ustach
które nie znają zaspokojenia
kulawe spojrzenie początku w galaktykę życia
tak samo jak ostateczne opadnięcie
w bandaże pajęczyn
w wodzie delikatnych ramion 
wolałbym spłynąć
poprzez huczący wodospad
nie gubiąc krzyża
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Tak zawsze jest, gdy coś wysiądzie
na trawce zielonej budowałem dom
ze szkła, stali i wełny
przyleciał ptak z brodą jak u kozy
i usiadł mi na dźwigu
dźwig się wówczas zepsuł
chyba doszło do jakiegoś zwarcia
zamknął się prawdopodobnie obwód
szyderstwa techniki z mioceńskiej przyrody
eremita z brodą jak u kozy
budował sobie ziemiankę drążąc ziemię lisami
nadleciał bombowiec z dziobem jak iglica w Montrealu
i zwiał świeżą ziemię na błękit
eremita zakrztusił się i po chwili już nie żył
doszło do przeniknięcia myśli
przez duszę
myśli szyderczych
>>>
DSCN0769s
*  Na pokusę niedźwiedzia  *
Nie przejdą zimorodki utwardzone żelazem
muzyką syren hartowane.
nad kotłem z Wojaczkiem
nachylam się w Chicago
w smole dostrzegam odbicie
strasznego ptaka przeszłości
dziesięcinę z wierszy
załatwiłem Rejowi w dolarach
Kraków opuściły księżycowe tramwaje
rozmyślam o ich braku w Sukiennicach
rozmyślam o Arabach w pustych dziedzińcach Alhambry.
rozmyślam o Wandalach
wychodzących z Niepołomic do Andaluzji
mój sen w fotelu w samolocie w cyklonie
kruszynki w komorach śmierci
nadejdzie dzień pojednania
i motyla z czołgiem
i mędrka z ubowcem
lecz teraz jeszcze sypniemy kośćmi zieleni
na nasze dziurawe drogi
grzejemy silniki, które grają symfonie
smrodzą poezją przed świtem
na pokusę ogromnego zimnego
niedźwiedzia ze słomy ojczyźnianej
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Dadźbog w jeziorze Śniardwy
naści gitarę Ścierańskiego
i świąteczne piskorze na stoły
lecz strzeżcie na granicy młodych
własne więcierze
gdzie czeremcha dojrzewa
tam Ukraińcy litwinieją
i na odwrót
gdzie mak rośnie w lasach
tam Polska właśnie
za niebyłe uznane zgryzoty Jaćwieży
i oddechy druidyczne
celtycko-wyborczo-scytowskie
w świętych gajach
kolczugi pod bramami Czerwieni
gdzie Czerwień? w tych bagnach?
Gać za nim
ludzkie oczy w owocach kłokoczki
sine wichry naprzeciw Lędzian
od wschodu i południa
w dziecinny krajobraz Dorów i Wolsków
torpeda słowiańska uderza
w pomarańczowy książęcy dwór
winny EWG bezwonny RWPG
Lech wyrus za trzech
Ruryk, Cham, Jafet i Habsburg
nie zasilą mu faji z dzięcieliną
gliniane skorupki po garnkach
z ciecierzycą się nie odnajdą
dżdżownice zutylizowały historię
i modę
strzeliste nieba w kołysce słońca
jeść teraz
Dadźbog
teraz jeść
ślozy w Wiśle
pod dnem której
święte dęby sczernieją
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
*Żołnierz miłości *
Po latach, które okradały zmory
nadeszły żeglarskie sentymentalne tęsknoty
za lądem
mewy jak wizje
niedopowiedziane spojrzenia
polskie morze i polskie jeziora
schłodziły duszę
więzienia i koszary
schwyciły w sieć ptaki
aż nadszedł Achilles
powstały z wulkanu
serc
przebrnął przez łan zboża
jak płonący wschód
żołnierz pramiłości
poświęcony epokom chrześcijaństwa
przypłynął na barce
>>>
Wisła wpływa w przełom
Na wieki wieków sto lat
w stole trzy nogi
na nim trzy puchary
Wisła wpływa w przełom
Trzech Koron
ja i
moje kochanie
mój anioł przełamuje nocny deszcz
i wpada w moje doliny
Kolchidy
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* W nicości *
Moja czarna kostka płynie w ciemności
na fali odpływu znika we wnętrzu
w środku, za horyzontem
pojawiła się niedawno
trzydzieści lat temu
wyłoniła się na brzegu
teraz tuż przed północą zniknęła na zawsze
jak lunatyk czekam w świetlistym kręgu
uformowanym odwzorowaniem kostki
oddzielony od niej jak od siebie samego
czekam nie widząc czasu
nie czując ciała
bez haseł w torbie wędrowca
z transparentem dążeń nad głową
ile dźwięków przeskoczy nad oceanem
w chwili wybuchu mgły świadomości
jestem bez czerni, która zniknęła
z bielą, która rozszczepiła się
na twojej odłożonej podróży
identycznej z moją samotnością
kształtem moim obecnym w nicości
>>>
DSCN1063s 
* Targnąłem się na kotwicę *          
Potężne serce neutronowe jak obłok
w nowym programie odnalazłem czarne wrony
mimo że szwedzkie takie sympatyczne
jadły mi z ręki jak foki
kiedyś była noc
sen za dnia bił mnie pięściami
jak obłok wiedza tajemna
klocek spadł z drzewa
pniak spadł z morza
wpadł do Żarnowca
z dziuplą, z dzięciołem, z jajem
kruk na giełdzie w kurniku
pałac w Puławach
Kościuszko, nie to wino
a tak!, Izabella pracowała
w zakładach optycznych w Warszawie
za odłożone do dziurki pieniądze
kupiła sobie pamięć
och książę!
Józefie Wisarionowiczu Poniatowski
i ty Wrono odlećcie z sumienia
kaktus Teksasu przyjechał z ZZTop
samochodem kultowym na Rynek w Kazimierzu
i w skoczył z rozkoszą do studni
z drewnianym gadżetem rewolucji
zdroje uliczne w uliczkach Kazimierza
śmieją się z Wisły
gdyż są pułaskie jak prawdziwa woda
w Waszyngtonie
szwedzka rodzina wchodzi o północy
na polską basztę
koronczarka tanio sprzedaje syna
Mehoffer sprzedaje osiemnastowieczny kościółek
motyla biorę ja, ale już z Muzeum w Warszawie
ja Justyn Konstantynopolitański
przez Bosfor, Bałkany i Karpaty
dotarłem nad Jezioro Wigry
wsiadłem do dezety
z ująłem ster
targnąłem kotwicę
targnąłem się na serce
>>>
????????????????????????????? 
** Sen zniknął w czaszkach profesorów **
Sen zniknął w czaszkach profesorów
szlak, tramwaj, rotunda
karakan radioaktywny barbakan
koczkodanodajny hotel robotniczy
przy końcu Alei Lenina
młodzi Polacy z ujotu opanowali ministerstwa
Rakowski dał im szansę
zacementował ich by nie promieniowali
z Łagiewnik na Wieczystą
konie reklamowe francuskie nagie
pytają w Sukiennicach –
czy konie mogą być nagie?
Wyrwij mnie sąsiadko z uroczyska
umyj mi plecy w to popołudnie
spłukaj mnie wodą z Bosforu
zrób mi kolorowy slajd w wc
zamknij drzwi
wyjdź na krakowski Rynek
wyjedź z miasta z docentami
>>>
????????????????????????????? 
* Ser i kości dziadka **
Ser dzisiaj droższy w samie niż dzieła Picabii
Dymna uniosła na piersi Wawel
ja z Kaziem utrzymałem na koniu Kościuszki
czternaście kufli żywca
Błonia się zarumieniły z gniewu
gdy sekretarskie boksery je oszczały
Kiełbasa dziś droższa niż dzieła Ernsta
włóczęga do brzegu Bajkału podchodzi i wyje
zawsze było to normalne
ja zbieram kości dziadka
i na bułance wracam przez Baszkirię
potem ściana wschodnia
potem ściana wschodnia
potem i krwią przemierzam
i to, a jak!
średniorocznie
trzy ślimaki tu na kilometr
w okresie zaborów nie było nawet
czterech telewizorów z dziennikami na głowę
były tylko trzy litry gorzałki na rabanta
i tak Szela dopadł Olszewskiego
który z wrażenia skroplił śnieg w Kolegium Olszewskiego
gwiazda Dawida przyświecała
żyjącym w dorzeczach ciemnych rzek podgórskich
a – bij Żyda – pojawia się dzisiaj na murach po deszczu
w katedrze jaskółka a w garnku pustułka
noc i las i grule na przednówkach
tak dziko urzędach nocą
sprzątaczka siedzi w fotelu ministra i pali cygaro
białe gipsowe konie cwałują po dywanie
cyrk w Komitecie ćwiczy salta
Lenin przemawia z szafy
popielniczka stygnie
w Karkonoszach na Śnieżce Baudelaire czyta turystom „Kwiaty zła”
rzuca pieniążek za siebie
przywołuje osiołka
osiołek powraca, ale już przez Pireneje do Lourdes
bez Robespierrea
>>>
?????????? 
Śledź to śledź
to kaczan śledziowy
skacze na rogu ulicy nocą
dyliżans kultury a w środku pagórek
kryjący skarby Etrusków
konny pojazd ze śledziem na koźle
przemierza pustynię miasta Galów
księżycu zaryb się sam
dzyń irlandzka rybo dzyń gocka
idą nocą przez most w tynieckim Awinionie
rzeka zmalała od czasów dzieciństwa
teraz jest jak strumyczek
porohy odeszły na wschód
księżyc to miłosna protuberancja
dachy błyszczące pełnią blachy
rude kochanki na dachach
z warkoczykami, piegami
zbyt młode a jednak
przeciągają się leniwie
zajeżdżają powozy przed Chorwatów chaty
bez prądu, gazu, wc, podłóg, wody bieżącej
i przyzywania węży
wysiada z niego tracki  flaszecznik z Dzwonu
przywożący wieści o zaginionych we dworze pedałach
i umierających nad jajecznicą na boczku
okute spojrzenie, w łuskach samochód
rekordowy przejazd przez rzekę winy
jak ruska amfibia przemknął
kołami nie dotykając dna
nad sferą ryb maniakalnych
cicho sza! księżyc
ssie śledź duszę Jana
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
Zrujnowali Wieleci Niemców
po tysiącu lat – tego roku
dzieci libańskie poszły na wojnę, ojej!
jeszcze prawo niemiecko-rzymskie
w gontynach komunistów
a szkoły nie dorosły do naszych wyjazdów
nawet tych na Syberię
Szwedzi zrujnowali zdrowie Chodkiewicza
ledwo troszkę
Żółkiewski zzieleniał na Placu Czerwonym
makatka z sercem zawisła na murach
i jabłko jak symbol seksu
syrenka jak symbol złych pożądliwości
miasta, lecz nie narodu
chciwości, łakomstwa i rozpusty
pójdź Polsko w karpackie lasy razem ze mną
razem z moimi czarownicami na ofiarę
tam głodni i biedni uściśniemy się
i pomyślimy o wolnym świecie
niech kodeks Sasów spalą Redarowie
jak kocham Wolinian po latach
tak ciebie najdroższa teraz
konie, łodzie, wozy, pociągi i samoloty
to nasza specjalność
pola i częstokoły na cyplach
na pniu pod świerkiem
opowiem ci jak to będzie za dziesięć lat
Papież zrujnuje inne religie
Solidarność wyzwoli dobrą wolność
nowe statuty owiniemy w stuły
a ciebie w muśliny i purpury
>>>
DSCN3079a 
* Może przeżyjemy *
W jesienny błękit
sterczą dachy
domów naszych wytęsknionych
z rozpaczy i dolarów
kuszą brzozy białe nagie ramiona
topielicy wyłowionej z Wisły
czyżbym był chirurgiem społecznym plastycznym
gdy jeszcze Jaruzelski
jest punktem odniesienia
topiących
dla budowniczych domów za dolary
jeszcze więzienie jest punktem odniesienia
nie tylko dla wyznawców Jehowy
jak również tych
którym jakiś bóg każe składać ofiary z dzieci i akowców
domy jak góry nad Wisłą
świecące blachą jak kościoły
wytęsknione za oceanem
tak wiele reżim chciał zrobić dla narodu
a teraz naród ma go gdzieś
tyle dobrego chciał zrobić Jaruzelski
dla lat bezmięsnych osiemdziesiątych
a tu masz niewdzięczność połyskuje bielą
w jesiennym błękicie
jak niedopuszczalny wybryk
nie pierwsi i nie ostatni to ekstremiści
myślę
może przeżyjemy ten brak suwerenności
polski domów
i krwawe ofiary
składane Molochowi Jaruzelskiemu
ze wschodu
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA                 
* Dwóch  chłopców *
Dwóch chłopców w jednym domu
który dzielniejszy
z tym trzecim jakoś sobie poradziłem
ale z tobą
przecież jeszcze cię nie znam
pomieścić ciebie i Chrystusa w jednej myśli
czy podobna
a tu atakuje Slayer i Kohl
pod niebiosa wynosi się matki
pod chmury ojczyznę
dla działaczy piaskownica
nawet z działami nie straszna
gdy Ona czuwa
siadaj na barana Messiaena
ja siądę na kucyka Faulknera
lepsze to niż braterska Jamaha
mężczyzny roku
Mister World zakłamania
tyle przed tobą bram
które dla mnie są mgłą
czy sięgniesz po koronę
która dla mnie jest klamką
czy zdepczesz Malbork Czerwony
jako obywatel świata, obywatel wiary
czy popatrzysz na mnie jak chłopiec
zanim odejdziesz za nimi
widząc mnie w środku lata
z futrzaną czapką na głowie
w szalejach w przydrożnym rowie
czy uśmiechniesz się i powiesz
a niech ich wszystkich!
i wskoczysz tam za mną
nietoperze nad twoja głową
zmienią się w złote bumerangi
a w końcu odlecą jak komety
to mogę ci obiecać
zostań więc ze mną w pokrzywach życia
nie pożałujesz
zagramy na skrzypach
zagramy na gazetach
dobrych nowin
 >>>
 

1984-1985

Posted: 01/06/2014 in Wiersze
*Akurat czteroczęściowa jutrznia moja*
Gdy po obiedzie na I roku studiów
wyszedłem na podwórze Żaczka
siadłem na ławeczce pod ścianą, lustrując piętra
i gadające w otwartych oknach głowy
w tej oto kosmopolitycznej studni życzeń
nade mną z otwartego okna
dolatywał odgłos próby zespołu Laboratorium
Stryszowski mówił do Grzywacza: posucha latoś, juści!
Gdy po obiedzie na II roku studiów usiadłem na ławce
przed Nowym Żaczkiem, zmrużyłem oczy
wsłuchując się w echa wielkoformatowych bitew
dolatujące z Muzeum Narodowego
niesione przez wirujący historii wiatr wiejący od Błoni
na wprost mnie siedziało dwóch Arabów
nudzili się popołudniami w Krakowie przebywając
na przeszkoleniu terrorystycznym zapewne w LWP
trzymając zwinięte gazety kryjące arabskie tytuły
rozmawiali o swojej ojczyźnie mówiąc:
czas już na Palestynę bez Żydów, nawet w Judei
Gdy po obiedzie w barze Pasztecik na III roku studiów
stałem na Moście Dębnickim kontemplując KOR-owskie treści
przeczytane właśnie w pachnącym jeszcze
piwniczną farbą drukarską Biuletynie
wpatrując się sunącą poniżej wielką brudną wodę i barkę
dostrzegłem kątem oka mewy i odbicia sylwetek zakonnic wśród fal
podeszło do mnie z tyłu dwóch esbeków
złapali mnie za nogi i wrzucili do Wisły,
lecz nie utonąłem, w kolejowym płaszczu jak ponton
dopłynąłem do samej Warszawy
wygramoliłem się na poniatowszczaka
w rozpiętej, ociekającej wodą pałatce do ziemi
pod KC zawołałem:
tak, to koniec waszych idei!
Gdy po IV roku, po obronie pracy magisterskiej w Collegium Olszewskiego
usiadłem do obiadu w „Okrąglaku” przy wejściu do Parku Jordana
popatrzyłem przed siebie w długą perspektywę Błoni,
gdzie Kopiec lub Księżyc bywa
zerknąłem też za siebie na skręcające chytrze alejki Parku
i Błonia i Park otoczone były kordonem zomowców, a ja w środku
stojący murem, spleceni jak warkocze pogańskich Walkirii, ramię przy ramieniu,
trzymający się za pasy, toczący z ust pianę, krzyczący: śmierć, śmierć
steki tysięcy milicjantów, ich dzieci i wnuków umundurowanych otaczały miejsce,
gdzie Jan Paweł II odprawiając Mszę św. w słynnej homilii do Polaków mówił:
Czy można odrzucić Chrystusa i wszystko to, co On wniósł w dzieje człowieka?
Oczywiście, że można. Człowiek jest wolny. Człowiek może powiedzieć Bogu: nie.
Ale – pytanie zasadnicze:.. w imię czego „wolno”?
Penderecki dał znak i zabrzmiały pierwsze nuty ostatniej części Jutrzni
czteroczęściowej mojej polskiej Jutrzni!
>>>
*U bram nocy niekompletnej*
Tej nocy nie będę spał spokojnie
przenika mnie potrzeba dopełnienia dnia bezsenna
kości moje poczuły mnie w stratosferze, jak
serce twe na antypodach znów
włosy, rzęsy moje znieruchomiały, zastygły w oczekiwaniu
u wrót raju zatrzaśniętych, u drzwi sezamu zaryglowanych,
u bram nocy niekompletnej drżąco
pragnę połykać rzucone we mnie kamienie słów,
by sen nie mógł usiąść we mnie lekko, ciepło i łkać
sen westchnął katorżniczym dniem i tak
moje niezrozumienie, moje powolne rodzenie ciążeń trwa
moje kości dźwigające w górę jaźń
są korzeniami megalitycznych sekwoi wspomnień
a ręce manipulatorami nieosiągalnej wolności
piekielna teraz głowa bezsilna jest wobec rąk
obejmujących już bezkształtny sen
ręce zmieniają się w uszy, słuchają, słuchają
szczekania na zagład wizje gwiazdy psa
zagarniają wczorajszej pełni brzask
słuchają śmierci somnambulicznych uczuć
w kole doskonałości
na pustyni postrzeżeń wewnątrz burzy wiru
>>>
* Szukam początku wielkich słów *
Stado szarych chmur sunie tuż nad kapeluszem
niebo plemienne schodzi bardzo nisko
deszcz teraźniejszości wciąż szuka właściwej drogi
pośród glinianych grud
ptaki nostalgii szukają schronienia w herbach sumień
ziemia wiar znajduje rozkosz i ból
porwana do otchłani chmur przez bożyszcze wód
ja przenoszę się z miejsca na miejsce
pod wpływem nastroju i miejskich złud
zamyślony senny stoję sam
szukam w cudzych myślach i błyskawicach głów
szukam dla siebie początku wielkich słów
dla oczu właściwej drogi pośród glinianych grud
 
DSCN0956aa 
Poezja nie istnieje poza obrazami
wewnętrzne przeżycia baudelaire`owskich ikon
to świętość a nie realne życie
Piszesz mi w liście, że lubisz, gdy prawo moralne
jest przestrzegane, nie znosisz gwałtów natury
a w lasach brzucha i piersi skaczą delfiny
las a potem dom i warsztat płonie
Głosi mnie wieża
wierzy we mnie szkło
poezja istnieje nawet w stawie i w lesie
tak twierdził emocjonalnie wywyższony Baudelaire
tak twierdził każdy, kto poczuł siłę duszy
Wiadra głów, głowy w jedności oszalałe
twórcze przetworzenia nieumiejętności
niechęci, niemocy, niedbałości –
traktat o bosych legalnych stopach
Trójkąt duszy mieści obrazy
i skojarzenia godziny piątej styczniowej
język giętki jak stalowy pręcik
język giętki potrzebuje mniej słów
Seks i polityka a miłość i religia
nuda i geniusz a twórczość i praca
i i i
Kiedyś poezja prowadziła brudnych staruszków
poprzez śmietniki i poprzez dworce kolejowe
kiedyś za rękę wodziła na pokuszenie stare panny
słowa padają podczas koncertu Hendrixa
słowa padają pod Monte Cassino
słowa padają przed sławą
Gdzieżeś ty bywał czarny baranie poezji
czy bodłeś jej nogi i piersi
czy słyszałeś, że sapała jak wulkan przed erupcją
czy wiesz, że była jak muzyka, którą będą grać
za jakieś sto dziesięć lat
słowa będą się łasiły
i Baudelaire będzie się łasił
zostanie pocieszony tak jak ci
z okrętów pralni młynów czerwonych
ale cały Paryż nie
i wszyscy chłopcy Paryża również nie
tylko dziewczyny Montmartre
>>>
DSCN2462a 
Jesteś morze ocean
kalejdoskop został wymyślony przez marynarza
po to by na wielkich lipcowych łąkach oceanu
można  było polować na latające ryby samego siebie
prawie tak samo jak z flintą w epopejach
Jak po sznurku można sypać przez sito
piasek nazw
Będą one lecieć jak ssaki małe z gadzimi cechami
z nieba na ziemię – odwrotnie nie – gdyż
nie podskoczą już nigdy do stratosfery
co zostanie?
co to to nie – zdanie kłamie
Prowadzę ją by mogła trafić do tak zwanej segregatorni
lat moich, obrazów twoich, bóstw naszych
kolan waszych
wyprowadzam  ją by mogła coś zrobić dla świata
by mogła skojarzyć to, że stworzenie rzeczy jest początkiem
że początek jest stworzeniem
Karkołomny spacer – a wszystko zaczęło się w „cz”
w dużym „CZ”
miłość i smutek i litery i ludzie
gody,  a ty mówisz, że to śmiech
idę do okna i wnikam w parapet
gdy skala wartości twardnieje
a twardnieje od dzieciństwa
stosy pleciesz
przewracasz ludzi i figury
stosy pleciesz z wikliny z łozów winorośli
sam spalasz się na nich
amnestia jak po sznurku płynie przez nasz cmentarz
jak gołąb plynie na dachami
tą drogą można zajść daleko po wielce oryginalną forsę
po ogień trzeba iść na swój pogrzeb
to tylko rytm a ty się śmiejesz i tupiesz nogą
a ja chwytam w dłonie strząśnięte przez ciebie gwiazdy
martwię się, współczuję swojej pracy tak przez mnie
traktowanej
i przyjaciołom tak wykorzystywanym do życiowych celów
Mieszkanka luster i najbardziej nieoczekiwanych obrazów
stworzonych przez wielkich erudytów
wyliczanka mnie interesuje, jestem taki spokojny
spokojny jak kopacz i tak sprawny jak koparka
poruszam się na śmietniku naszych czasów
odsłaniając bardziej mniej grzebiąc
Ludzie-gady! Mówię, że jestem obsesją lub obsesjonistą
ale nie tą, o której myślicie
obsesją przemierzania oceanów nieznanych
Treść przedsłowna wypowiedzi mojego oceanu
to rodzenie planktonu
szumy fal
dudnienia kaszalotów
machania mant
to okres od sześć i pół miliona
do czterech milionów lat
przed wielkim Chrystusem
>>> 
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
* Stół pod moimi łokciami *
Krzesło stoi tam
Chicago jest już w tym pokoju
stół pod moimi łokciami
jeszcze nie przewrócony
od góry nogami – trwa
granice jego wymiarów
czarnymi pasmami wyobrażone
nie załamują się na sobie
Chicago jest już w tym pokoju
ściana jest tam
brak jest tutaj tylko
brak jest tutaj wyjścia
Chicago odchodzi ustępuje miejsca ojcom narodu
dzień dobry, żyję teraz miłością i rock`n`rollem
dzień dobry, żyję miłością – przepraszam
nie brak tu okien, drzwi i szufladek
krzesło stoi obok innego krzesła
trzy kroki w lewo wersalka
Chicago odchodzi ustępuje miejsca dzieciom narodu
dzień dobry, ciiiszej
brak jest tutaj wyjścia
półka z książkami wkłuwa się w moje oczy
myśli wyciekają z radia w mojej głowie
ściekają po brodzie na włosy na piersiach
ześlizgują się po sercu na brzuch
lądują na czubku buta
stół jęczy odwraca się, przekręca
pod moimi łokciami
biały orzeł na czerwonym tle wiszący na wieszaku
zmienia się w Plotyna
ten odwraca głowę w drugą stronę
palto i kapelusz zalega na kwietniku
Chicago, paznokcie, jestem żywy
lubię rytm wydobywający się z głośnika
i z żył, puls coraz słabszy, ciśnienie znowu spada
takt za takt, fakt na fakt
drzwi, drzwi, Plotyn odlatuje do Chicago
staram się frunąć za nim
lecz ledwo unoszę się w górę
zwalają się na mnie książki a zaraz potem ściany
miłość ojców i dzieci
Plotyn znika na Zachodzie
z kluczem rodaków
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Oprócz totalnych przeinaczeń całego życia
wręcz jestem
odwróć swój błoniasto-jelitowo-mięśniowy mózg
na lewą stronę
przenicuj i pokaż swoje pośladki w tęczy
odciśnij to na papierze
pozostanie: oprócz-harcerz-gra
narkotyki oprócz religii zamiast miłości
odskocz od mózgu, jeśli potrafisz zająć się egzystencją
esencją lub estetyką wnętrza
ciężkiej jak ołów chmury koloru miedzi
oto chmura po udanym odskoku
tam nad horyzontem twoich rodzinnych upokorzeń
(chodzi oczywiście o zielone wysokie trawy
wokół rodzinnego domu lub skoki Kangura-Napoleona
z Freudem w torbie)
wisi mały brunatny miś pluszowy
kopiesz go w brzuch jak fatamorganę
(oczywiście dzieje się to niedaleko Starowiślnej
lub Monterey)
jest mało prawdopodobne, że ptaki potrafią się jeszcze przecisnąć
pomiędzy chmurami a lasem
gdy im się to jednak uda ujdą stąd na jeden z amerykańskich
uniwersytetów
(chodzi oczywiście o tylne drzwi do Akademii Krakowskiej ponad lasem)
piosenka z metalu w brzuchu dźwięczy
wtedy, gdy rozwiązanie jest realnie możliwe
gdy cierpiący patrzy, gdy cierpiące na umysłowe chłody
(oczywiście musi ich być od 12 do 44 rodzajów)
po zmieszaniu się postanawiają zakupić orkiestrę
wtedy miasta zaczynają się od bram a wsie od samotnych topoli
wtedy prąd mnie trafia i przyskakuję do kontaktu
wkładam wtyczkę
oprócz zmian w moim życiu chciałbym
(oczywiście, że oprócz zmian w moim życiu)
jednakowoż zaświecić
wracasz z kolędą jednak śpiewasz jak deszcz majowy
nigdy nie uwolnię się od ulewy miłości
(oczywiście miłości-ości) w moim mózgu
to nie jest to, o czym myślę wciąż
wręcz jestem
>>> 
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
            Dlaczego jestem opętany przez czas
            nie mogę wziąć do ręki tak pospolitego
            przedmiotu jak chociażby zegarek na rękę
            by patrząc na niego od razu nie mówić
            że ma sekundnik malutki, cyferblat,
            datownik, że przyczepiona jest do niego
            bransoleta, że błyszczy jak gwiazdka,
            że spada, spada ze mną w otchłań wczoraj,
            że przysypuje mnie pustynia jutra,
            że jestem o miesiąc do przodu, że kochałem
            lotnię Chrystusa, że widziałem rozrzucone kamienie,
            które pozostały po murach Babilonu
            i paleniska pozostałe po mieszkańcach Jerycha
            że parzydełko-lizawka kwitło kiedyś na
            naszym księżycu, że przecież dziecko i dziewczyna
            przechodzić będą tędy,
            że przecież jest trawa w oceanach na dnie,
            że nadchodzi przypływ
            fale uczuć z kosmosu
 >>>
DSCN0521a 
* W cieniu czołgów i rakiet *
Żyjemy tutaj w takiej dolinie rzecznej
w cieniu czołgów i rakiet
tajemnice naszych wzgórz i jarów
są godne wielkości Azji i gorąca Afryki
a wciąż jesteśmy zagubieni w centrum Europy
słońce i księżyc patrzą na nas zażenowane
            Jesteśmy tacy mali dla wrogów
            możemy ukryć się w tej dolinie kruhanów i całopaleń
            wierzymy, że w ciepłych łóżkach
            pod świętymi obrazami unikniemy myślenia
            unikniemy zagłady
            tak to zależy od naszej wiary
Wielkie salony niektórych
i ciasne kuchnie niektórych
dopełniają się
a my chcemy zgubić się
w sercu Europy jak w kommórce
przyczajeni w skorupach czołgów
za cielskami haubic i rakiet
            Niech zapomni o nas świat oceanów
            niech zapomni o nas świat lądów
            najciemniej jest pod latarnią morską
            niech zapomni o nas świat pociągów i okrętów
            w pępku świata ukrywamy się jak w dziurze sera
            Księżyc patrzy na Europę
            Kosmos patrzy na Azję
            Mars patrzy na Ural
            Warkocz Bereniki oplata Warszawę
Jesteśmy tacy skromni i wierni
przetrwamy, przetrwamy
życie jakoś przetrwamy, jakoś, jakoś
w cieniu berlińskiego muru
tak smutni w karcerze Rosji
łaknący bogactwa i sławy
tak wolni, tak zbyt wolni,
tak
nieznośnie wolni
dla wolności
>>> 
?????????????????????? 
* Nuda *
Nuda – spalona zapałka przyklejona główką do sufitu
otwórz ramiona tancereczko wpuść mnie do tego teatru
chcę się poczuć werystycznie jak Szwajcar w czasie
I Wojny światowej – amerykańsko-hiszpańsko-niemiecko-nienieckiej
myślę o Tatarach jeźdźcach burzy, których nikt do dziś nie uśmiercił
jeziora na Tytanie czekają rybaków 
wystrzępiona skarpeta jest rakietą
Chińczycy wynaleźli nie tylko proch ale i kurz bitewny
droga obok długiego muru i młyna mielącego węgiel
Nuda – zwęglona zapałka przyklejona do sufitu
w sali obrad Sejmu PRL
duży stół z zaznaczonymi bramkami do cymbergaja
w poczekalni małej stacji kolejowej Rządu
kogut – lawina dziadków-żebraków
boski Jupiter w centrum jedności anarchii
swędzący lewy policzek
idę – całuję – pożądam
nie chcę niszczyć swej drogi obok muru
nie chcę batem udzielać lekcji miłości
związanej z egzystencją ludzką
tak jak to robiły i robią wszystkie ideologie Wschodu
znane w historii cywilizacji wędrówki
Nuda – Kolumna Trajana jak spalona zapałka
płyta zdarta trzeszczy, gdy kończy się muzyka
poezja się jąka, drży jej głos, milknie na chwilę
Aleksander Wielki pomimo wszystko bywał często
rozdrażniony i narwany
swędział go kiedyś na pewno lewy policzek
nie oglądał krajobrazowo płytkich kontekstowych programów TVP
wolął Bucefała
tancereczka tańczy chyba na niezbyt wolnych grobach
moich przodków i uśmiecha się do mnie
na szczęście to dekoracje
ja klaszczę w dłonie i śpiewam –
„nie chcę całować twych słodkich ust”
Nuda – pod tym murem
czy na zawsze znudzony
czy na zawsze mur
nie chcę zabijać nawet w myślach
chcę stać tu obok
i drapać swój lewy policzek do krwi
>>> 
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
Nigdy nie widziałem stada Neandertalczyków
w którym każdy stwór byłby ucharakteryzowany
na Chrystusa
z reguły przypominają one Marksa i Engelsa
ziemio rodzinna wspinasz się po swoją mszę
po swoją jutrznię, po co jeszcze
by pozbyć się kretów
a krety zryły już całe Alpy
Czerwonoarmiści układają z kolorowych szkiełek
mozaikową podobiznę Justyniana Wielkiego
już w Stambule
Wołga unosi kości Scytów i Sarmatów
cichnie w swojej delcie porzucając prochy milionów
mój zielony stół konferencyjny stoi w moim mieszkaniu
już przygotowany jest do sprzedaży
całuję się teraz pod wspaniałą głową jelenia
mała małpka zwisa z żyrandola jak młody Picasso
wzbiera moje uczucie jak w czasie przypływu
jak wtedy, gdy zmieniały się ery
zrobiłem spis zwierząt – kiedy przestałem być Neandertalczykiem –
przedstawia się dosyć bogato
wystarczy napomknąć o włóczkowych żółwiach,
sinym tygrysie, płowej myszce, ostach z głową słonia,
gołębiach jak dinozaury czy o syrenkach
czego ja w życiu już nie widziałem
czego nie kosztowałem, czego nie wąchałem
no właśnie,
odkąd zacząłem się uczyć mówić
pluć mogę i słuchać szmerów Stockhausena w jaskiniach Altamiry
będących schronieniem dla lewicowej partyzantki
śnić o tym, że Chrystus w Ustrzykach zaczyna
swą misję
i nie kończy jej w Komańczy
uśmiecham się kolorystycznie do torów kolejowych
zwężających się ku zachodowi
pacyfistycznie buduję katedry
czuwam w snach
czatuję na sny                       
przeliterowuję nazwy zwierząt
dochodzę do nazwy człowieka
>>> 
 OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Ile razy jeszcze ktoś odbierze mi moje ciało
jak wiele razy jeszcze będę go musiał szukać
w żniwiarskim mozole
pszeniczne łany urzekają mnie
tam słyszę wspaniałą muzykę
przy samej ziemi pośród brunatnych gród
delikatnie posuwa się bas
wśród panieńskich ździebełek
klaszcze w dłonie syntezator
pośród kłosów szybuje romantyczna wokaliza
żyjącej Urszulki
na dudach gra trzmiel
muszę szukać swojego ciała
w muzyce ziemi
ile państw uklęknie przede mną
gdy ją odnajdę
marzę leżąc w zbożu w spiekocie
czekając na przepiórkę
>>>
?????????????????????? 
* Dopasować się do ciężkiej służby *
Skończył AGH i pracuje w kopalni
patrzy z satysfakcją wciąż na sypiący się czarny węgiel
z pochylni do podstawionej węglarki
Po ukończeniu Liceum Pielęgniarskiego pracuje w szpitalu
zamiata schody białym kitlem
przeciska swoją zgrabną figurkę
pomiędzy chorymi dogorywającymi na korytarzach
Gdy skończył chorążówkę pojechał na poligon z żołnierzami
aby dopasować się do oczekiwań ciężkiej służby w polu
Z dyplomem Uniwersytetu Jagiellońskiego, jako prawnik
wszedł w życie pełne akt i pism w prokuraturze, o której marzył
Wyrwał się ze szkoły ze świadectwem podstawówki,
aby ogarnąć męskim spojrzeniem
swoje dziesięciohektarowe gospodarstwo
pozostawione przez ojca pod lasem
i dziewczynę z sąsiedztwa pielącą zagony
na pobliskim polu za miedzą
Zaraz po seminarium i święceniach
podją swoją służbę w robotniczej parafii
z nowym kościołem obok pomnika Lenina
Gdy skończył z Solidarnością
ciągle nie zaspokojony
rzucił się w wir budowania jedności narodu
i swojego autorytetu
ciężko domagając się szacunku
od ludzi i historii
grożąc wszystkim śmiercią
za brak jedności
>>>
???????
*  Kosmos wyjaszczurzył się *
W odległych bagnach kosmosu
w pojedynczych planetariach dusz
kołyszę w dłoniach muzykę
środek jest w świadomości
tuż za drogą umiejętności
Przykucnąłem w trzcinach komet
raczkuję jak niemowlę
krzątam się jak gosposia
przebieram nogami karła białego
Małe kule zaklętych ptaków
toczą się od źródlisk muzyki
tam gdzie wycieka z gór kosmosu 
Platon wymyślił nazwę harmonii świata
ażebym mógł płakać
Bóg wymyślił niewyobrażalnie duże sieci
bym mógł być złowiony w kosmosie
dziewczyna stała się radarem
dla muzyki mojej duszy
kosmos wyjaszczurzył się ze szmerów i plusków
wtóruję muzyce gwiazd
mój głos leci w przestrzeń zielonej zorzy
przemierza dziesięć do kwadratu kilometrów pokoju
ale jeszcze nie parseki jaźni
Święty Piotr z kluczami stoi w planetarium
ja stoję obok niego w samym środku muzyki wyklucia
ja słońce, ja popiół, ja giermek wszechświata,
ja giermek ludzkości  
ja giermek świadomego słuchania 
stwarzania
>>>
??????? 
* Boję się nad urwiskiem stać *
Karkołomny sposób życia
widzę przepaście
słone wody oceanów w nich
nie boję się iść nad nimi
prowadzić karawanę swoich niezdecydowań
i to po linach 
budzący tygrysy
odmawiam litanię
podziwiam lichtarze w bazylikach twarzy
witraże szarych wierszy rzęs
łąki pełne piramid przytuleń
szukam dzieciństwa w każdym pożegnaniu
Tyranosaurus jedzie polem fiatem z batem
głowę wychyla nad opuszczoną szybą
a ja stoję przy szosie oczekując go daremnie
z moją blokadą, pułapką
wyłuszczam idee z kolby kukurydzy
drżącą ręką wygładzam sierść wilka
uczę dzika czynu
skacz kochana w tę przepaść
jeżeli nie chcesz iść jak ja
nie każ mi patrzeć samotnie na mojego tygrysa wiosny
zbliżającego się moją drogą do moich drzwi
po mięso mojego ciała tak pragnącego życia
po moją krew snu tak ożywczą
skacz bracie, skacz z liny na linę
siostro balansuj na trapezie
moje patrzenie wniknie w was
moje kochanie zstąpi w spojrzeniach
na każdą udrękę
mogę wciąż spadać i spadać
ale sam boję się nad urwiskiem stać
więc idę krok za krokiem po tej linie
>>> 
?????????????????????? 
* Kotwica samotności *
Słońce korzysta ze strumienia mojej świadomości
z łask spokoju mojego
oooo
o tak
szukałem cię  w twoim mieście
udając przed sobą psa
bezskutecznie
rozglądałem się za twarzami początku
(mówiłem w myślach)
wierzyłem w zadumie, że nie skłamię już nigdy
choćby w obronie swoich gwiazd
gdy cię odnajdę
ulice Krakowa, ty i karnawał
maski na małopolskich twarzach
słońce biegnące poprzez myśli do sedna
w sztolni swojej nieobecności
gdzieś tuż obok byłaś we mnie
w jakimś sklepie skryty za wystawą
patrzyłem na ulicę dzikiej Europy
widziałem Ledy, Afrodyty, Trucicielki
byłaś na tyle dobra by mnie uwięzić
w wystawie na dobrych prę godzin
zmieniając mnie przez chwilę w reklamowy towar
patrzyłem jak moje serce prawie już atrapę,
słońce już prawie moje –
odrzucasz precz
kusisz mnie bardziej niż kotwica samotności
w złocie sławy
bardzo lubię takie miłe stokrotki
w pełnym słońcu
(mówiłem w myślach)
słońce oślepiło mnie i  
wpadłem na kwiaciarkę przewracając ją
i jej stragan
>>>
?????????????????????? 
* Pieśniarz wszechczasów *
Złożony chorobą swej jaźni
legł u stóp księżycowej skały
pieśniarz wszechczasów
dumny nadęty jak gombrowiczowski starzec
on wiedzący, że płeć znaczy tyle, co dziecko
on, który poczuł jaźń o temperaturze tysiąc pięćset stopni Celsjusza
on, który zobaczył jaźń, jako masyw górski Hindukusz
cały z miękkiego niebieskiego sodu
ktoś potrącił go złośliwca śpiącego w aspołecznym „ja”
leczącego rany po wędrówkach stu
i przypomniał mu o wezwaniach pustelni
on, który jest kogutkiem w czyjejś ręce
on, który jest słowem Grecji w ustach każdego
och, gdyby był zdrów jak ryba
gniew jego to konwulsje jednego z jego półbogów
umierającego w nim pod Troją
Cóż ja – rzekł – kwiaty mnie nie obchodzą
samochody mnie nie obchodzą
truskawki mnie nie obchodzą
fascynuje mnie jaźń
niespotykana gorączka o temperaturze tysiąc pięćset stopni Celsjusza
wędrówka w takich warunkach to dopiero coś
patrzenie w swoją twarz bez mrugnięcia okiem to dopiero coś
gdzieś na księżycu Ziemi
gdzieś na księżycu kota
gdzieś na księżycu orzecha
Och, gdyby jaźń była jak orzech tak zdrowa i czysta
gdyby nie potrzebowała pustynnych płomieni
aby się oczyścić
a jaźń jest zwykłym mózgiem i tak boi się luster
bo jest tak niedoskonała
i nigdy nie będzie
nawet gdy minie gorączka
>>>
DSCN4091a 
* Z tysięcy moich ran *
Przez wszystkie zasoby rzeki
tuż przy dnie, chciałbym się przedrzeć
choćby kalecząc ręce i twarz
w twoim uścisku jestem jak w rzece
muliste koryto zbezczeszczone przez ludzi
koryto prawdy, koryto dzieciństwa
chcę je poznać czołgając się w tym płytkim brudzie
pośród starych garnków, wszelkiego zardzewiałego żelastwa
czarnych zgniłych szmat
w bystrzu zmieniającym się w węgiel
chcę zasnąć w kloace obok wypróżniających się kanałów miasta
chcę najdrobniejsze kawałeczki rozbitych butelek
wziąć na oblepione szlamem ciało, niegodziwe, żebrzące
chyba bym przegryzł tą rzekę gdybym
kąsał jej sprofanowane dno
czołgając się w tobie pod mostami
poszukałbym oczami zdychających ryb
pośród fajansowych nadtłuczonych talerzy
marzyłbym o pocałunkach i obrączkach
chcę dotykać butwiejących kłączy
wiklinowych witek zanurzonych w wodzie
trącać nosem płynące worki foliowe
omijać kamienie i gruz wysypywany pod mostami
przepływać nad kupkami popiołu z kotłowni
wydaje mi się, że inną drogą do ciebie dotrzeć nie mogę
a jest to przecież moim marzeniem
jestem na to zdecydowany i ostatecznie przygotowany
z zapasem cierpliwości
mogę dotykać każdej blizny na twym ciele
mogę je rozdrapywać, jeśli chcesz
mogę cierpieć przez ciebie
tak samo jak przez prawdę
jutro z rana zanurzę się w chłodnej wodzie
mojej ukochanej
jutro wskoczę w jej hańbę
wypiję cały brud i strawię go
moje sponiewierane dzieciństwo
torturowaną młodość
i ubiczowana dojrzałość
twoja bezczeszczona miłość
wszystko wypłynie kiedyś czystą krwią
z tysięcy moich ran
które nie boją się żadnego brudu
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Okrągłe czerwcowe światełko w ciemności czarnego plastyku
słońce księżyców Marsa
baranek wniebowstąpienia patrzy takim okiem na burzę
na ołtarzu ofiara ludzi szepczących cicho modlitwy
pulsuje muzyką jądro moich i twoich czerwonych malusieńkich wypowiedzi
kim jesteś? co to? jak?
schodzić, wchodzić, tworzyć, nie umierać, czcić
słońce księżyca Ziemi
Są takie myśli przed egzaminem
gdy egzaminatorem jest katastrofa kosmiczna
kraksa na drodze, dziewczyna głupia,
głupi profesor, głupi kolega,
własne głupie zachowanie,
że sprawdza się sytuacja psychopaty-lenia
wtedy chciałbym nabrać łyżką z czerwonego źródełka
wszystkie skoki płetwonurków do zamarzniętych studni
(w czasie jednej z konferencji ZIO w Sarajewie)
wtedy chciałbym nabrać łyżką z czerwonego źródełka
wszystkie pocałunki podarowane mi przez ukochaną
gdzieś między dziesiątą a dziewiątą  (jak szept)
wtedy chciałbym zaczerpnąć chochlą z czerwonego źródełka
znaki wysyłane do moich zmysłów
wtedy chciałbym włożyć do niego małą łyżeczkę do lodów
i przechylając się to w jedną to w drugą stronę w przewężeniu
na jej koniuszku wyjąć delikatnie kropelkę samego siebie
w kwiatach
Czerwone iskry z czerni nie rezygnując ze strawy
małą mgiełką na krawędziach szansy tworzą dla
dla mojego zmartwychwstania
tam gdzieś poza tym wrażeniem biega mały piesek
gdzieś tam dziewczynka z sąsiedztwa owija kocem
mnie i siebie w malinowym lipcowym ogrodzie
Czerwieni się moja muzyka kapiąca z rzęs z oczu i nosa
gdzieś knut spada na plecy Murzyna i Marsjanina
coś wzbudza energię prychającą iskierkami błagającymi o wolność
gdzieś poza tą otchłanią Ziemi
w konfesjonale ksiądz odmawia księżycowy brewiarz
przy jednej z czerwonych iskierek
oko kozła błyska gniewnie czerwienią
delfiny upominają się o człowieczeństwo
w wąskich przejściach z czerni w sen
z krawędzi w niebo skaczą żwawo
pragnienie opisania systemem cyfr ukochanej twarzy
powołania narzucające się komputerowym programom
wywołujące elektryczny szok
oko – zdziwienie w nim
czerwień krwi rozlanej w 1917 roku i w Palestynie
wychlapującej się na moje dowody miłości
które po setkach lat katorgi przedstawiłem sobie
myśląc o jej spojrzeniach
Ona mała czerwona nad brzegiem mojej czarnej rzeki snu
gniazda uśmiechu
dla drżeń śmierci i narodzin
idę pośród punkcików zwanych „tędy już przeszło stado słoni
– tu nie wyrośnie nic „
idę pośród takich supłów
Czerwone zalewy a na nich karnawały na żaglówkach
dzięki labiryntowym łamom brzasku powracają
budzenie się w obliczu wielkiego postu
myślę, że świetlne czerwone loty jednego słowa –
nie – skończyły się kiedyś katastrofą
sproszkowane podzespoły-idee
po zderzeniu z litą skałą ludzkiego czoła
mogą teraz odszukać się nawzajem pod knajpami
Czasem świeci jedno słońce wszystkich planet
czasem Bóg na niebie wysoko daje się poznać
uśmiechem i śpiewem
czasem widzę ludzi, których różowe ciała
mnożą się od trzynastu miliardów lat
powstających wciąż
wyzwalających się wciąż
upadających wciąż
Małe loty małych ludzi ebonitowej czerni
w polimerach, w aminokwasach kąpiące się
założenia, koncepcje udane-potrzebne-konieczne
muzyka-X, muzyczka-Y, usta-XY
okrągłość mrugająca zawadiacko ogniem
dogasających ognisk Neandertalczyków budzi sny kotów szablozębnych
nie wypuszcza mojego serca ze swej mocnej pułapki
podniebnej plastykowej jaskini
>>> 
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Co istota ludzka może *
Istota ludzka może i potrafi
nie bać się niczego i nikogo
udowodnione to zostało już nie raz
Istota ludzka może zapanować na
wpływami kosmosu
może wszystkie znaki zodiaku
wpisać w swoje życie
Istota ludzka może też usiąść
na kamieniu przy drodze i czekać bez końca
a jeżeli ktoś będzie chciał ją przepędzić
jest w stanie w każdej chwili
popełnić samobójstwo
Istota ludzka może podzielić wszystkie ryby
może je też liczyć w nieskończoności oceanów
może to robić całą gwieździstą noc
z otwartymi ustami
Istota ludzka może kochać w przedziwny sposób
obrażona może posłużyć się gazem wobec innych
może przeistoczyć się łagodne zwierzę
lub w bezwzględnego drapieżnika
Istota ludzka może chcieć coś ponad wszystko
może za to dać się zniszczyć
gdy zacznie jej coś chodzić po głowie
może stać się godnym litości dzieciakiem
Istota ludzka nie zawaha się wypić truciznę życia
jeżeli tylko jej serce będzie na to przygotowane
w deszczu słowach może utonąć na zawsze
może też do końca walczyć o swój byt
może szukać w sobie wszechświata lub małży
Istota ludzka rzadko jest w stanie
poniżyć siebie przed samą sobą
dlatego nie pozostaje wolna niebie
>>> 
???????        
* Centralny Komitet Krawczych *
Odpowiedzialność za milczenie
drut wszelkich rzek jak nić zszywa moje usta
drut jak nitka z igłą jak Centralny Komitet Krawczych
wychodzi na to, że opoką moją jest tępy ból stuletni
głowy mojej służbowej pokornej społecznej – do czasu
– jest na pewno jakimś Centralnym Ośrodkiem Spalania
wiecznodziennych całościowonocnych ciężkich spraw
gdy wyszywam na końcu martwiejącego języka
odpowiedzialność za ludzi jest ośmieszana nazbyt szybko
abym mógł zlikwidować zielony mur z kaktusów
zawstydzenia i nieprzyzwyczajenia do śmierci
i to w sytuacji, gdy kret pod paznokciem drąży korytarze
nie mogę użyć czystych jak hostia dziewcząt
słowami jednej z nich usuwam tylko resztki jedzenia
spomiędzy zębów
osaczony w obozie otoczonym kolczastym drutem
z pobliskiego rozkładającego się GS-u
odpowiedzialność rodzę za milczenie
na dzikim wschodzie
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
* Cień i uśmiech *
W pudełku wyizolowanego pokoju
cel z lewego górnego kąta
do prawego dolnego kąta
przeciąga cienką nić
prawda po niej schodzi z sufitu
w za dużych butach rzucając cień na ściany
prawda spuszcza się ze sławy w
wyprzedaż ziemi w mojej głowie
Jak pająk zbliża się, cofa się, znów się zbliża
robak jaźni powoli dociera do złotego środka
duszy
            Tak, to ja płaczę w autobusie podmiejskim
            wiozącym chłoporobotników do fabryki
            wybudowanej pod samym ratuszem
            Tak, to ja słyszę ich przekleństwa słoneczne
            patrzę na ich najmodniejsze oliwkowe ubrania
            przez szybę hartownego żalu podziwiam pracę
            niezwyciężoną pośród wzgórz
            chciałbym by konstrukcje poddaństwa runęły
            jak najszybciej
Tam w dolinie z rozwalającej się, krytej strzechą chaty
wychodzi chłop trzymający w ręce koguta bez głowy
z uciętego karku bluzga krew na wszystkie strony
chłop idzie w kierunku swojej nowej piętrowej kamienicy
której elewację był właśnie wyłożył kolorowymi szkiełkami
chłop po chwili znika za dębowymi drzwiami wejściowymi
            Tak, to ja obserwuję nocą okolicę mojej szkoły
            tylko po to by móc się upewnić, że moje serce
            zostało właśnie tam nacięte żyletką zakłamania
            rana goi się już tyle lat, czy zasklepi się na emigracji
            sam jestem sobie winien, rozchylałem tą ranę
            uciskając palcami okolicę rany próbowałem wydobyć
            z serca złoty dukat, wydobyłem tylko egoizm
W pudełku pokoju marzenie zwycięża
prawda przynosi zawstydzony uśmiech małej dziewczynki
chowającej głowę w fałdy sukni swojej mamy
ja z pająka zmieniam się małego chłopca
który bierze dziewczynkę za rękę
i biegnie przez szkolne korytarze
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* W lokalu wyborczym*
Lokal wyborczy nr 14
spis wyborców zawiera 1784 nazwiska
i tyleż samo nieobecnych dusz
jestem sam w lokalu wyborczym
nikt już tu chyba więcej nie przyjdzie
Lokal wyborczy nr 14
jeszcze wiszą na ścianach
portrety Gomółki i Cyrankiewicza
do zmiany ustroju chyba już nikt
tu nie przyjdzie
palę klubowego i piję sok pomidorowy
pozostawiony przez członków komisji wyborczej,
którzy wyjechali do Ameryki
wydaje mi się, że ktoś czai się
pod oknem na zewnątrz
mam ochotę to sprawdzić, lecz
jestem zbyt leniwy,
zapewne pijany strażak ochotniczy lub ormowiec
wymyślam za to nazwy zespołów rockowych
które powstaną po rewolucji:
Toczek I, Słodkie wsparcie,
Pod mostem Gierka, Gavroche,
Klosz, Utartym tropem, Rozszczepienie
Utarte trupy, Wymysł nożem,
Radość i Gwałt, Plenipotent, Demolud,
Carmina Burana                   
Ostatnia Gomułka
>>>
DSCN4937a 
*Rodzina domaga się syntezy *
Ściany i rodzina domagają się ode mnie syntezy
lub zwrotu pieniędzy wyłożonych na moje
hulaszcze studia nad sobą
gitara wisząc nade mną ścianie na gwoździu
czeka na konkluzję
drzwi szafy skrzypią czekaniem
dziewczyna najsłodziej się uśmiecha
do moich pozornych odpowiedzi
trepanuję bary i swój nos
szukam prawdy lub kataru
a te mosty, które zacząłem budować
mają przęsła zdziwień
złożone na łodziach zwątpienia
rozsypane zapałki mam zmieniać
w zielony las
moje spojrzenia rozpuszczają jak kwas
czyjąś opaskę na oczach
pal, wokół którego wydeptano ścieżkę
jak kredowe koło
nie mam w zasięgu zmysłów
żadnej innej syntezy
poza pustelnią
>>> 
DSCN0592a (2)
W niewielu wymiarach
także
nagi miecz spadł na ucho Malchusa
Chrystus je podniósł
dżdżownica wyszła z mózgu
a zaraz za nią ze spulchnionego tufu myślowego
wygrzebał się ze strupem ziemi Kret kłamstwa
jak Pan Kret wstydu
w niewielu wymiarach
też
wielbłądy piły alkohol
przechodzily potem przez dziurki 
w perforowanej taśmie komputerowej
czy to ważne w jakiej
dziurki jakiej taśmy, jakiej
może z cyfronetu, może
A ja mam……………la la la
słyszałem
patrzysz w nią co to znaczy
ziemniak kwitnie w sercu
śnisz o wulkanie teologicznym
o filozofie Chrystusie 
krawiec szyje ci spodnie czeka zapłaty – to pewny fakt
a ty rzymski namiestnik musisz jeszcze odebrać to wszystko
co cesarskie od żywych w swojej prowincji
w niewielu przypadkach
w niewielu przypadkach ogień
w niewielu przypadkach ogień także jest kokluszem
jak w innych zwykłą grypą, kulką u nogi, kantem,
końcem Atlantydy, platonem
w wielu przypadkach powiedzą: „Bóg wie jeszcze w ilu ..”
chłopiec z ciżby podniósł miecz Piotra
Chrystus przytknął ucho do mojej krwawej rany
i wtedy usłyszałem jego głos
w niewielu wymiarach wyrecytowałem wiersz
pochwalny
Chrystus skrzywił się z niesmakiem
jakby mój głos był skosztowanym owocem
filmu na perforowanej taśmie
w tej jedynej dobrej przestrzeni
od tysiącleci Ona-naga i ja
wychodzilśmy z wymiarów wielu
błąkając się głusi
bezpowrotnie
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
W tylu świerszczach obracają się mechaniczne koła lęków
i wtedy wypluwają muzykę miłości letniej jak dziś
kołysze się gałąź wierzby nad mostem niejednej wojny
tak jak polska wierzba stara polskie wojny odwieczne
tu w oczach świerszcza, który na gałęzi wierzby wypatruje
samochodów brzęczących za wzgórzem
lęk – kwadratowe luminescencyjne miliony gwiazd
w jego systemie nerwowym lęk komety płacz komety
także tej pochylającej się nad Betlejem
stoję pod tym mostem to moje ulubione miejsce
gdy zapada zmrok
stoję w jednym kaloszu drugą nogę włożyłem do starej
puszki po amerykańskiej oliwie
słyszę jak skrzypce świerszcza sierpniują staccato
o tym, że zbliża się samochód
pod mostem ciemno czarna mgła dzieciństwa
kulawe wspomnienia wypluwają tamtą wojnę
a beton nie chroni a beton czeka na czołgi
świerszcz powstał z martwych dziś w nowiu
tym bardziej boję się im bardziej chcę żyć
przecież tak wiele jest krajów
tak wiele rozkwitłych w słońcu dusz
tak wiele rzek nie skalanych
dziś
lecz nie tu
rzeka wciąż gdzieś z gór przynosi chrapiącą ciężko przemoc
nieodkupioną jeszcze niezapomnianą
mechaniczny świerszcz wysyła promyk światła
niedokończony byt mój
byt mechanizmów
istnienie warunków
bytu
wiatr echem wdziera się do mojego schronu
psycholog wiatr dotyka mnie spokojnie głucho jednoznacznie
tak jakoś jakoś tak uzdrawiająco
tam czekanie na deszcz
tu wykluwanie się w gorącym przyszłowojennym podmuchu
inkubatorze
spokoju
>>>
DSCN5540a
Picie może być odzewem na robotnicze zapalenie płuc
lub umysłowe gnicie robotnika ciągnącego
po dwie zmiany na dzień, żeby zarobić na kartki na cukier
Posiadam, jestem właścicielem – jeszcze mnie nie interesuje
chociaż szanuję wszystko co amerykańskie i pozwalam
się nawet szukać Ameryce w Europie
zamiast posiadam, mam – wolę to, tamto, owo
            Weź trzy błony i rozłóż na łące
            kacze pierze rozdmuchaj, niech widzą niebo
            weź kratę, która w oknie jest zamiast firanki
            załóż sobie na kark i wyjdź na świat
            gdy ściemni się płacz
            myśl o tym co sprawia przyjemność wspomnieniom
            odloty znane były już w Kredzie
            bliskie dzieci w bliskich planetach Syriusza
Moje wymiary i położenie geograficzne
jest  tak trudne do ustalenia
moje usta z czasem zbliżają się do stuły
Kara wskazuje palcem na mnie
dawaj – właśnie krzyknęła –
ale ja nic nie mam!
chociaż jestem robotnikiem niepijącym
>>> 
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
* Rzeka wysycha w styczniu *
Pozwól mi na nowo cierpieć
bez lampy zmysłów tworzyć jak kiedyś
w kroplach szamponu we włosach
w szumie drzew rosnących na wybrzeżach
w kropli wody wielkiej jak morze
Zwierzęta – patrz – gromadzą się wokół nocnej lampki
kamienie krążą wokół słońca
jesteś we mnie jak dzikie zwierzę
nie drapieżne jednak sercożerne, myślołapczywie wysysające
            Pozwól mi wygłaszać przemowy politycznie namiętne
            wykrzyczeć je przed dziećmi złota
            zamiast głosu ludzkiego wydobywam z siebie gdakanie
            czuję, że mam dziób w kagańcu, dziób świecący jak neon
            czuję, że drepczę, że gdaczę w jakiejś celi
            nie wyrzucaj mnie ze swego miasta – imperium
Jest gdzieś moja Itaka i moja Penelopa,
która kocha i czeka na mnie
dzieli mnie od niej tylko rzeka
choć wielka jak Amazonka
to jednak tylko rzeka, a nie morze
rzeka wysycha w styczniu
wtedy obejmuję moją dziewczynę
pośród zgiełku nowiutkich żyletek
w autobusie z płomieni
tuż po zmianie czasu, po grudzie,
po wystąpieniu słowno-muzycznym
drzew podobnych do fontann
tuż po zmianie systemu
po zakończeniu gry w kości
kości zatrzymały się na blacie twarzy
na krawędzi znieruchomiały w bólu
wskazały przychylność bogów
>>> 
?????????? 
*W tranzystorach wrą soki *
W tranzystorach wrą soki
wrą soki we mnie
idę ulicą, która jest ostatnio
stałym miejscem ucieczek i pogoni
policyjne radiostacje drążą eter nad miastem
robactwo drąży moją skórę jak spekulanci rynek
Stalowy drut w dużych zwojach
leży na trotuarach po obu stronach ulic
jak jelita słonia imperium
czerwienią pulsują jakieś lampki na drzewach
wszyte w moje żyły mierniki
wychylają swoje wskazówki w prawo do oporu
Moja rodzina gnieździ się w mojej szyszynce
z wieczornego wiaduktu patrzę na ich modlitwę
z porzuconych gazet wypływa krew i rozlewa się wokół
anioł schowany w moim plecaku ssie kciuk
Autobusy i tramwaje hamują przede mną
po chwili znów ruszają by zniknąć w furtach klasztorów
w brązowych błyszczących garniturach
ryby wyruszają w miasto na łowy
dzieci wypadają z okien, w locie, w malutkie rączki
chwytają doniczki z polskimi pelargoniami
W kalkulatorach wrą cyfry
wrą myśli we mnie
na powierzchni porcelanowych serwisów
w starannie zaplanowanej grafice użytkowej
cyfry odnajdują swe dusze
Biorę dużą miotłę w dłonie
zamiatam ulice, chodniki, place
zagarniam kawały pokruszonych płyt chodnikowych,
zomowców, ulicznice, rozszalałe dzieci,
zwoje drutów, kloszardów, butelki po benzynie
zagarniam to wszystko by upchać
w swoim programie politycznym
>>> 
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
*Wisła wypełniona krwią*
Lawenda jest mi miła
jak Zamek Wawelski
studnia czasu
jak cisza ogrodów na Skałce
studnia duszy
mur przy kościele Świętej Katarzyny
pawie na Placu Wolnica
grupa upośledzonych umysłowo dzieci
godnych pożałowania
na tle góry Synaj
ławeczka nad brzegiem jest mi miła
jak bagietka i serek topiony w piwie
Wisła wypełniona krwią
jak puls czasu
brudny Dajwór
puls w skroniach
grupa upośledzonych umysłowo generałów
na tle Kopca Kościuszki
>>> 
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
*Potrzebny balsam na rany*
Wyjeżdżam z Krakowa bo nie chcę być
taki jak bocian co w różnych gniazdach
czyta ten sam numer „Przekroju”
co wieczór innej partnerce
Wracam lekko ranny
zbudzony przed świtem
zmuszam się do wysiłku
gdyż chcę się jak najszybciej znaleźć
w cichym wirydarzu prowincji
pierwiastek majowy w ciemnych okularach
wypróżnił się na gazetę jak codzień
ogniska miłości to obsesje Muzycznego Piekła
tysiące, tysiące piszczałek w organach pod sklepieniem
w cyrku w przystępny, obrazowy sposób
spopularyzowano trudną teorię bezwzględności
Wracam do świętych miejsc, do źródeł zapachów
do samotni pod powierzchnią morza głupoty
tu glony będą nam służyły i słońce
z morza wyszliśmy – do morza powracamy
powiedziano przecież w Pucku
różane olejki z Jasnej Góry pomogły matce
piwo wawelskie pomogło ojcu
mnie potrzebny jest balsam na rany
z cysterskiego klasztoru w Szczyrzycu
tam popłynę łodzią podwodną
>>>
DSCN6171a
Zjeżdżam z rurek spirali
wspinam się potem w spirali
ja komunistyczne echo przyszłości
ja widłak w zamyśle ślimak w wykończeniu
            Wielkim torem poruszam się w dół trzynastego
            patrzę w metanowy ocean i szukam
            błysku okularów na nosie
            szukam chwiejącej się postaci-refleksu
Przyszedłem, popatrzyłem, wyceniłem tą kulę ziemską
śpiewałem „dajcie szansę Chrystusowi”
widziałem co działo się w dniach
które stanowią dziś dziś bardzo ważne daty
            Teraz patrzę na to co wyprawia cyklotron
            i wylęgam się w wolnych chwilach
            wylęgam się z kukułczego jaja
            z atomowego zegara
            w piątek trzynastego marca w pełni
Siedzę i patrzę w spiralę jawiącą się w boleści
w osłupienie świata cieknące po ścianie
klęczący anioł na stopniach konfesjonału
anioł narysowany kredą na murze
anioł zwieszający głowę nad kuflem piwa
drżącymi rękami anioła próbuję powstrzymać
drżenie innych zwykłych ludzkich rąk
>>>
DSCN2301b 
* W leninówkach czai się ścierwnik*
W kapeluszach czai się wąż
w zawojach czai się myszka
w leninówkach czai się ścierwnik
w biretach czai się sowa
w cylindrach czai się kaszalot
w myckach czai się agama
w beretach czai się pancernik
w hełmach czai się gwiazdonos
w pilotkach czai się orłosęp
w głowach czai się bakteria
>>>
DSCN2404a
Poziom odczuwania zaznaczony jest paznokciem
na gnijącej belce wkopanej w ziemię, urągającej Bogu
kryzysów i depresji łąka na której dziewczyna
obejmuje moje ciało
co z językami splątanymi w ustach Babilończyków
co z pismem Inków, kalendarzem Majów
co z siarką szewczyka i fajerwerkami Niniwy równie tarnobrzeskimi
pięścią jak wulkan, który zniszczył Atlantydę
benzyną i gliceryną stewartów
to wszystko też zaczyna się tym razem
jaśniejszą częścią paznokcia na palcu
wydrzeć, połamać koronę, pokruszyć złoto
idę przez Europę trzydzieścikilometrówcodzień,
przesuwam się, przewracam nocniki, powalam radary
wyjdź tancerko hiszpańska i na filmie video
zmień się w moje łoże odpoczynku
oczy i stereotypy i stereoponiżenia
znad biurka duży szczur wystawia głowę
by szczeknąć jak pies, warknąć jak dziki zwierz
na kobietę nad Ziemią
w kuli ciała moja jaźń jest Golgotą każdego ziarenka piasku
zestawieniem Palestyny z wątrobą
zestawieniem pocisku z ręką
zestawieniem łuski z drugą ręką
a spłonka
a dusza
wyjdź smoku zza chmur
pedałuj żebraku jeśli to twój rowerowy rydwan słońca
pedałuj dzielnie narkomanie alkoholiku generale
jeżeli nie możesz w słońcu stań
śnie zamieci
„Ja marzę” – tak napisałem gwoździem na świeżo pomalowanej
karoserii auta ślicznej dziewczyny
która zaparkowało go pod moim kasztanem zasapania
już deszcze w mojej poczekalni
już chmury w moim zoogrodzie
wymazuję gumką tekst o marzeniach
potem trę to miejsce papierem ściernym
ludzie, ja nareszcie, ja nareszcie  jestem………..
poczucie honoru
ja marz nę
żar
wynioska, wysiodle, wygłęby, wygrody
woda oceanem diabła podchodzi do pierwszych szczelin
w bunkrze otchłani samobójstwa
wejść, ktoś puka
o tak, proszę panią, ja myślę, że zmarnuję pani ręce,
że podrę pani pończochy, że złamię serce suche
i zamieniony w królika wskoczę do pani auta
ja myślę
że 
dzień to biała część paznokcie, noc-depresja
to gwiazdy i odległości
czuję w pobliżu wilki wyjące za telewizorem
czuję w pobliżu Syreny wyjące w  śródmieściach
czuję w pobliżu banialuki wyjęte z brzucha gada
czuję swąd piekła z pałacu
gotuję się do bitwy ze swymi zmysłami
podnoszę poprzeczkę rozmnażania i komputerowej cywilizacji
szarych armii
pożywiam się jajami i koperkiem
układam sonety w piwnicy przy regałach z przetworami
dzisiejszej bzdury
kręca korbką powielacza spirytusowego
z którego wylatują baranki
czymś nadziane
czymś ekstra
czyms ponadczasowym
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
*Arystotelesowska żyletka *
Tnąc cienką kopertę złych nastrojów
ostrzem arystotelesowskiej żyletki słownej
plącząc się w obcym lesie za grzybami spokoju
wylewając siódme poty w wykopie ziemnym perswazji
śmigając łopatą w górę i w dół
zawsze czuję jak bulgocze mi w uszach tęsknota
tęsknota niezrównoważona niezrównana
jakby tonęła we mnie a ja w niej
Patrzę w otchłań jednej mojej myśli
nie widać dna
słucham atomu jednej mojej myśli
czekam na odpowiedź jak echa wybuchu
niecierpliwię się
kiedyż ona wreszcie nadejdzie
a oto i ona – niebo – ziemia – głowa – gardło -ślina
i już:
do siebie, do was, Pułtusk, sosna
do siebie, do was, łopata, papier
rozkazy dla siebie, rozkazy dla was, smok, autostrada
wieże, wieże Babilonu, przednówek Kubania
Ogrody Semiramidy, Idy marcowe
Atak Marsjan, Małpi gaj – nie dla mnie
            Mickiewicz nauczył mnie Goethego
            Faulkner nauczył mnie Dostojewskiego
            Dostojewski nauczył mnie Chrystusa
            Chrystus nauczył mnie cierpliwego czekania
            Chrystus nauczył mnie czekania na list
            z nieba
>>>
?????????? 
*Można opisać noc i kosa*
Można opisać noc i kosa
iluż to czyniło ludzi
już w starożytności
można opisać ciche lasy
należące do wzgórz
iluż to czyniło ludzi
krążących snami nad ziemią
można opisać piaszczyste wydmy
składane w hołdzie dla nowiu
iluż to czyniło ludzi
cierpiących w samotności
można opisać połacie pól
ciągnące się po horyzont
iluż to czyniło ludzi
opuszczonych, zdradzonych,
czekających o świcie na
ostateczny cios
można opisać księżyc
lecący nad drzewami
iluż to czyniło ludzi
rozpaczających z powodu
odrzuconej ofiary
można opisać nietoperze
szybujące cicho w sadach
iluż to czyniło ludzi
niedostrzegających niczego
w czarnej puszce przyszłości
oprócz myśli
oprócz słów
>>>
??????? 
Czy ja ją kocham?
zastanawiam się nad tym patrząc na nią o świcie
zastanawiam się nad tym przy pożegnaniu
ostatnio nie mogę skupić myśli
ostatnio jestem bardzo drażliwy
przesuwam swoje zainteresowanie
z centrum na jego przeciwieństwo
przesuwam swoje zainteresowanie
jeszcze dalej
przyjemność sprawia mi puszczanie wodzy fantazji
przyjemność sprawia mi wsłuchiwanie się
w szmer rzeki wolnych elektronów myślowych
Czy ja ją kocham?
zastanawiam się, czy miłość jest rzeczą czy ideą,
w którą wierzę
zastanawiam się, czy rzeczywiście poszukiwanie miłości
jest tym co utrzymuje mnie przy życiu
ostatnio nasuwają mi się różne myśli,
które tylko z pozoru nie mają ze sobą związku
ostatnio przestałem wierzyć w permanentne zagrożenie
przyjemność sprawia mi rozczulanie się nad sobą
przyjemność sprawia mi bycie bardziej miękkim,
bardziej anarchicznym, mniej przestraszonym
Czy ja ją kocham?
zastanawiam się co znaczy w mojej głowie
kalejdoskop pojęć takich jak –
sumienie, dzwonek, lawina, dążenie, integracja
zastanawiam się nad potrzebą wybudowania tamy
dla zmysłów
ostatnio zdjęto mi kaftan bezpieczeństwa
ostatnio pozwolono mi podejść do okna
przyjemność sprawia mi oglądanie w wyobraźni
nowej Arki Noego
przyjemność sprawia mi zastanawianie się nad tym
czy miłość jest moim Araratem
>>> 
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
 * Co mówisz?*
Co mówisz duszo hucząca jak dzwon?
nie mogę nic zrozumieć z tego
co chcesz mi przekazać
kołyszesz się ciężko wytrącona z równowagi
po zderzeniu z rzeczywistością
modulowane infradźwięki wydobyłaś z siebie
one omal nie zmiotły mojego intelektu
                        Czym odpowiadasz na moje nocne dysputy
                        na rozumowe ciągi, na wyjaśnienia i usprawiedliwienia?
            Co mówisz ciało piszczące jak mysz
            chyba wiem co się wydarzyło
            społeczeństwo chciało cię pożreć
            jego dantejskie piekło stało się możliwe
            jak w szyszce las
            gdacz, jęcz, trąb, onomatopejo wyjścia z Egiptu
                        Czym odpowiadasz na moje pożądanie,
                        na nieodpartą chęć przejscia tego Morza
                        i przemierzenia tej Pustyni?
>>>
?????????? 
*Dzwonią dzwony na trwogę ludowej władzy*
Zebranie patriotów, zebranie ludowej władzy
choć w tak wąskim gronie a jednak całkiem jawne
choć w pudełku zapałek i za plecami społeczeństwa
jest rok 1984, jest wiosna, jest środa, jest politycznie
dzwony już nie dzwonią na trwogę Kościoła
w każdym bim-bam: złości, zbrodnie, urazy
jakiś ministrant właśnie radio strącił z drzewa
szlachetni ludzie próbują się organizować, łączyć się
w obronie swoich sumień podczas wędkowania
chociaż jest ich miliony robią to pod osłoną nocy
promienie słońca odbijają się w ludwisarskim łuku
padają  na zaplecza domów partii
ktoś zaciąga w oknach story
smutek ogarnia obradujących towarzyszy
żal im straconych złudzeń, zmarnowanego życia
jest wieczór, zmierzch nad posterunkiem milicji
dzwony dzwonią na trwogę ludowej władzy
księża patrioci też zrozumieli, że utracili swój kraj
otwierają się drzwi ponad miastem, drzwi powietrzne
wychodzą przez nie anioły
z każdą chwilą jest ich więcej
szlachetni ludzie wywieszają narodowe flagi
przed katakumbami
stres-gong, stres-gong
uspokajam się widząc zmieszanie towarzyszy
czekam na Amerykę
na szansę w wierszach, w taśmach
ale radio nie działa
kiedy nadejdzie lato?
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
* Enosz kazał mi uspokoić dzwony*
Enosz kazał mi uspokoić dzwony
nie było wyjścia
musiałem zburzyć dzwonnicę
            Na jednej z prywatek powiedziałem donośnym głosem –
            wnętrze Księżyca Amerykanie zbadali w ten sposób
            że falę sejsmiczną niosącą informacje
            przez wewnętrzne pokłady piękna księżycowego
            wywołali zrzucając z orbity całe człony statków Apollo
            a gdy przeszła na drugą stronę przechwycili ją
            do gitar ukrytych w ciemnościach kosmosu
Trzecim synem Adama i Ewy był Set
to on rozkołysał dzwony pierwszy
            Przestałem się kołysać w przód i w tył
            przerwałem monolog, odsunąłem się na stronę
Enosz kazał mi uspokoić dzwony
zerwałem sznury, zrzuciłem dzwony
serca uderzyły głucho o ziemię
            Usłyszałem z ust obecnych na sali
            to Oleandry, to Oleandry były pierwsze
Dziś jest ciepły wieczór
siedzę w ciszy na balkonie  przy okrągłym stoliku
popijam wodę z butelki po wódce angielskiej gorzkiej
patrzę na sad i na moje miejsce w nim
myślę o tym jak niewiele komuniści zrobili
dla poprawy życia materialnego ludzi żyjących w Polsce
no cóż, w końcu czynili to za moje i moich wnuków pieniądze
no cóż, a tak się starali
            Lituję się nad zniszczonym krajobrazem
            w którym nie dostrzegam moich dziecięcych ołtarzyków
            gdzieś ze stratosfery dobiegają szpiegowskie szmery
            robaków toczących gnijące już ciało Lenina
            odraza budzi się we mnie, odraza do rzeczywistości
Zastanawiam się nad tym, czy takiemu jak ja
pozwolą pożyć dłużej w tym społeczeństwie
dłużej niż robakom Lenina
            Echa dzwonów rozbrzmiewają jeszcze spoza chmur
            gwałtownie zaczyna rosnąć mi broda
            wyglądam już prawie jak Enosz
            serce spada z balkonu z łoskotem uderza o ziemię
            moja dzwonnica się chwieje
>>> 
?????????????????? 
*Dzikie czereśnie dojrzewają na skraju*
Na ile jestem wymysłem siebie samego
a ile moich myśli zbudowali obcy ludzie
            zamknięty w pniach topól rosnących wśród wzgórz
            mieszkam jak więzień w ciemnych basztach
Odgaduję zagadki świata ciszy
zastanawiam się nad przyszłością studenta
zabawiającego się jeszcze na staromiejskim rynku
wielką pomalowaną na czerwono oponą ciężarówki
            dzikie czereśnie wyzierają z zieleni stęsknione
            dojrzewające obok starych strzech
            dziewczyny zaplątane w państwowe barwy
            występują w tragikomediach mojej męskości
Jestem i mogę być w stałym okropnym bólu
miecz starczych złudzeń rozcina moje dzieciństwo
Nadal wymyślam siebie w sytuacjach stworzonych przez pijane tłumy
zatrwożony własnym poddaniem
tak można się zgodzić i na myśli samego diabła
            diabeł może zerwać czereśnie pamięci
            diabeł może zastąpić cię w grze w piłkę
            diabeł może równie źle kroczyć na szczudłach
            poprzez Beskidy i Bieszczady lub jakikolwiek
            wyimaginowany krajobraz Polski
Dzikie czereśnie dojrzewają na skraju
mojej wyimaginowanej wioski
obserwuję je obwarowany w swojej miejskiej duszy
topoli barbakanu
>>> 
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
Och towarzyszy mój miły mój miły
ratuj nasze Pogotowie Ratunkowe
mój aniele
gdzie są arterie wytęsknione
otwarte dla mnie gdzie
patrzę w niebo widzę na nim tak jak dawniej
rozwiany piękny na tle błękitu czerwony sztandar
jak łuna wspaniały
to nie moja bandera
moja bandera złożona we czworo
z odbiciem mojej oplutej twarzy
a zwłaszcza rozbitego nosa
spoczywa w kieszeni spodni
zaraz przepiorę ją w potoku w bardzo chłodnej wodzie
wypływającej z cmentarnego źródełka
z komunalnego ujęcia
ze wszystkiego potrafią zrobić śmietnik
oni
z mojego strachu nawet       
z cynobru z bławatków z finału
z gurgula z człownika z blu
z rotmistrza z pałacu-pałacam
z kitajc z kjokushin z alleemanachu
to ja robię z ich śmietnika rozrywkę dla mas
ten mój sąsiad pomylony kładzie się znów
na asfaltowej szosie w biały dzień
on też ma wrażenie że myśli pozwalają na to
że chłodna woda potoków obmywa jego i ziemię
że dotyka plecami dna
jest dobrze on nie jest głodny
dobrze ubrany czysty niedyskryminowany
nieprześladowany
ze wszystkiego zrobią śmietnik
nawet z Planów
z których słyną ich Wody
>>> 
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Potok ograniczeń płynie z Komitetu
Oni nazywają naszymi słowami swoje racje
dla mnie zawsze będą Oni
choćby uznali mnie za bezwartościowego zboczeńca
dopóki będą te ograniczenia
mój patos mój święty Ibis mój styl
mój w lustrze On powie zawsze: Oni
rzeka jest w moim przypadku zawsze
nie Oką leniwą a rwącym kamienistym potokiem
do którego zbliżam się od zachodniego brzegu
mój tapczan to wyspa na Wiśle
i jednocześnie prom
co z puszką Pandory?
teraz zapewne ZPOW w Zawierciu
produkuje takie puszki
pod nazwą „Puszki z przecierem pomidorowym”
och, ten Komitet, ech, ta Partia
przecież w miastach daje znać o sobie
tylko przy świątecznych okazjach
w domach prywatnych panuje
półpubliczny JMJarre i Pink Floyd
młodzież chodzi na dyskoteki metalowe
dziewczyny uwielbiają Franka Kimono
chłopcy noszą znaczki w klapach i oporniki
schody do Komitetu istnieją tylko po to
by mój język mógł się jak dywan ułożyć na nich
rozwinąć i przylgnąć
maliny białe kwitnące a w nich pszczoły
maliny dojrzewające zielono-czerwone
wiśnie wysokie kwaśno-słodkie purpurowo-zielone
czereśnie czerwcowe na Czerniakowie
gdy mój język odetną pójdzie na ozorki
z sałatą i ziemniakami w milicyjnym kasynie
mój język moja noc moje sprawy
niech się udławią czerwono-zielone szuje szczujące
niech się udławią wielki krowim językiem
w psyku szczekającego psa
ci wszyscy którzy nie rozumieją gestu Abrahama
którzy nie wznieśli nigdy ręki z kamiennym nożem
nad szyją swego syna tylko z miłości
i nie zatrzymali jej tylko z miłości
po tych schodach wspinam się na przybraną
bożonarodzeniową choinkę
po jakich schodach – to mimikra
mówi Metuszalech moje mikro i makro
co za choinka – to tylko czerwona tablica
z napisem Komitet
takie tam, tam
>>> 
DSCN0696a 
* Polski Narcyz socjalizmu *
Zaglądam do studni
tam w dole tafla lodowa
jak świecący ekran telewizora
oko dinozaura w otchłani wieków
zamarznięta w studni woda wiruje, zapada się
do wnętrza Ziemi
patrząc jak razem z moim mózgiem 
studnia kurczy się, blask jej blednie w ciemnościach
nagle słyszę gdzieś z wnętrza echo Pierwszego Wybuchu
            Przechylam się przez poręcz drewnianej kładki
            nad potokiem gdzieś w krzakach za miastem
            tam w dole woda cicho przesuwa się nad mulistym dnem
            z moją dziewczyną stoję tu ramię przy ramieniu
            wzbudza się nowe echo historii
            krew zaczyna mieszać się z wodą
            znikają nasze odbicia kołyszące się łagodnie
            krew Abla przesłania naszą bliskość
Patrzę na wzburzony ocean z pokładu statku
cały świat miesza się z pianą i wiatrem
ptaki spadając dziurawią miotające się wzgórza
masy wód nikną w zamieci razem z naszą miłością
wzywamy pomocy jak ludzie wszystkich umarłych pokoleń
nad światem rozbrzmiewa dziejowy dzwon
            Szukam karabinów w nastrojach
            karabiny rzeczywiście znajdują się w nastrojach
            chwytam jeden w garść, strzelam na oślep
            nie widzę kierunku, nie widzę celu
            wszystko zmniejsza się przestrzelone
            jakby schodziło z niego powietrze
            tak dzieje się z moją dziewczyną i moją wodą
            nawet ocean w kropli tęczy zmniejsza się
Ocean to zbliża się z dołu to nadlatuje z góry
ja patrzę w otchłań dzwonów
jej łódka podpływa pod tonący transatlantyk
na mostku kapitańskim stoję ja – Narcyz
zadufany, socjalistyczny
–  w sobie             
>>>
DSCN0657a
Bryła gotyckiego kościoła
jak rakieta
wyrywając swe fundamenty
startuje z ziemi w kosmos
pozostały po fundamentach wielki krater
zieje ogniem, pokazuje się oko piekieł
cmentarne kości układają się w krzyż
tłum wokół cmentarza
tłum wokół mogiły
tłum wokół krzyża
mrowisko ludzkie za ogrodzeniowym murem
ludzkie piłeczki ping-pongowe kolejno odbijają się od trawy
by poszybować za kościołem w niebo
o tu jeden, tam drugi, o już trzeci, czwarty, piąty
stu, wszyscy, wszyscy, o tak, w górę, w górę
w chmury, patrzcie, patrzcie
w trawie pozostają kłótnie, zmarszczone brwi
pod płotem obok kasztana
zawisają nad miejscem gdzie były oczy
ciężkie mury kościoła rozerwały powłokę burz
rozerwały pojęcia grządek i podkopów
w dzienniku telewizyjnym nie będzie relacji
z tego cudownego wydarzenia
ani namiastki tego w pracy urzędowej
ani śladu tego w tępej nocnej schadzce
ani w porannej prasie
ani w przewodzie sądowym
ani w schizofrenicznej wypowiedzi przywódcy mówiącego
o upale nie do wytrzymania
po jakimś czasie spadają z nieba krople dżdżu,
który może od wszystkiego wybawić
otwieram usta
swoją maskę kieruję w niebo
deszcz spada na mnie
cierpiącego na niewłaściwe miejsce na ziemi
przynosi ulgę, przynosi ukojenie, przynosi myśl
że świat nie został zniszczony w snach
że kataklizmy wojen nie zmieniły go fałszywymi wizjami
choć odlecieli ci, którzy poznali się na chorobie mózgu
grożącej znieruchomieniem nieuchronnie na ziemi
ci co pozostali odsunęli się od obłudy
podali sobie ręce
nad kraterem zagłady
>>> 
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
* Ślady krwi na ziarnach piasku *
Trójkąt – gracja – widnieje – Bermudy
mały książę snu – morze Argentyny
jazzowe hotele Nowego Jorku – roztańczeni
goście z gór
            Wąż sunie po kamiennych płytach czekania
            w największej sali statku kosmicznego „Rzym”
            jej posadzka wyłożona marmurem z Carrary
Czworobok – Zappa – kusy beret
ocean Fiji – mur – plaża Falesy
            Żółwie kupują w samie boczek i beret
            wiatr wieje tylko po to by przez nos
            wrażliwca-myśliwca dotrzeć z drżeniem szyb
            do komory celnej w jego głowie
Graniastosłup – statek kosmiczny „Intro”
wieża w Pizie – dłubanie w zębach – łoże miłości
wywnętrzenie – ona – zezwierzęcenie – oni
            Z kąta w kąt, z beli w belę
            kołysać się od podstaw, jeść, gryźć, kopać
            kropką nad „i” posługiwać się jak młotem
Linia – lizak o smaku porzeczkowym – drzewko oliwne
kadzidło – ocean łąk – kobieta która mówi
            Luminarzem to ty nie jesteś Adalbercie
            mnie nie oszukają przenicowani Warszawiacy
            dziewczyna szepcze mi do ucha –
            zepchnij mnie w ocean chcę tonąć
            z tobą bez słów
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
* Panie, odpuść mi *
Chciałbym wziąć swój mózg w dłonie
chciałbym móc rozciągać go jak gumę
wstydliwą tą lepkość przerobić w planetę
urobić, wykołysać kolebkę
Moje ręce zbliżają się do siebie
nie mogę ich opanować
jak dwa węże, jak krokodyle rzucające się na siebie
takie są moje ręce
moje ręce z rozstawionymi szeroko palcami
Chciałbym zmienić swój mózg w gumę do żucia
przeżuć tę plazmę myślenia
o wszystkim i o niczym
odzyskać smak życia w nim zagubiony
Wydaje mi się, że moje ręce pożerają się,
palce wchodzą pomiędzy palce
stają się gorące jak ogień
staram się pomimo wszystko jakoś je zatrzymać
ogromnym wysiłkiem udaje mi się
złożyć je tak jak do modlitwy
Panie, odpuść mi
za mój mózg i ręce
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA         
* Emigracja 84 *
(nasłuchujcie radia)   
Biegnę przez wulkaniczną pustynię
przemierzam skalny krajobraz
w chwilach słabości widzę oazy zielone
leżąc wyczerpany oglądam slajdy
wyświetlane przez wiatr na ścianie
poobiedniej gigantycznej rezygnacji
Jaskółka jak nóż czasu pokazała się na niebie
słyszę jak ktoś ciągle wystukuje młotkiem rytm ucieczki
ktoś woła – panowie biegnijcie tam gdzie rośnie storczyk
w ucieczce przed grzechem traficie pod dziką czereśnię chłopców
w ucieczce przed grzechem odnajdziecie duszę mężczyzn
Pielęgnuję dla świata swoją siwą brodę zmysłów
kołyszę się w kołysce przeznaczenia
tętent to nie bicie serca
to nerwy galopują jak konie we mnie
serce wytrzymuje samotność, słyszy przecież te echa
kłamią, biją, grabią, mordują, palą
Złota kaczka w zaczarowanym stawie
oto czym jest wolność
wolność jest czuwaniem w starych zegarach
ktoś woła – panowie, pułapki, pułapki ze wszystkich stron
w drzewach, w ubraniach, w gestach
w ucieczce przed cynizmem odnajdziecie siebie
w ucieczce przed wszystkim co martwe odnajdziecie przyszłość
Szukam całości w ucieczce przed wszystkim podzielone
historia mojego domu jest stałą ucieczką przed światem wydm
w ucieczce przed niewolą trafiam do więzienia
widzę jak kłamią oraz upokarzają, gwałcą, torturują
tych co zatrzymali się na chwilę
w zielonych oazach
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
* Historia kiełbasy *
Historia PRL to historia kiełbasy
och, pomyślcie tylko –
czterdzieśi lat problemów kiełbasianych
czterdziestoletnia kiełbasa
westchnijcie –
czterdzieści kiełbas na głowę obywatela
czterdziestometrowa kiełbasa
wspomnijcie –
czterdzieści zjazdów partii poświęconych kiełbasie
czterdziestolecie kiełbasy
och, żachnijcie się –
czterdzieści referatów na godzinę w temacie kiełbasy
czterdzieści kartek na kiełbasę na jedno życie
Historia Państwa Rozpaczliwie Lewitującego
w świńskich jelitach
a imię jego – 40 i tyle!
>>>
DSCN4719a 
*Niezależnej myśli społecznej sformułować niepodobna*
Jak mówiono w tak totalitarnym systemie
(rządzonym podobno przez awangardę polityczno-społeczną
– jakże postępowo wykuwaną w kace kuźnicach)
niezależnej myśli społecznej sformułować niepodobna
– a jednak cuda się zdarzają
mimo tego, że jest to niezwykle trudne,
gdyż ludzki umysł staje się tu jedną wielką kiełbasą
lub zwykłymi flaczkami 
udało się uruchomić dzięki podświadomości
procesy prowadzące do stworzenia
ideowych podwalin pod komunistyczne społeczeństwo
nie marksistowsko-leninowskie i nie francusko-rewolucyjne
międzymózgowie tłumu, nieświadomość społeczna, dziewiczość
każdego człowieka, niedopowiedzenie dziennikarskie –
to stało się murem, przez który nie przedarł się
żaden agent ani prowokator
za tym murem spisano Biblię Wolności
zebrani za tym murem westchnęli ciężko
i rzekli – „My – wspólnota”
(podobno wtedy awangarda stała się ariergardą
ale bez duchowości pierwotnej lub jakiejkolwiek
nie uznano jej za gildię kowali)
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
*Polscy Chłopi mówią*
Polscy Chłopi dobrze wiedzą,
że nowa 5-latka chleba dopiero nadejdzie
i póki co nie utożsamiają się ani z rządem wysoko
ani z podziemiem
Polscy Chłopi mówią
pójdziemy do wyborów albo i nie
dzięki Bogu myślimy jeszcze
nie damy się wrobić
obronimy Boga i sprawiedliwość komunistyczną
i wejdziemy do rządu na lata
Polscy Chłopi z Chłopskiej Drogi
nie są od rzucania ziarna w podziemie
od tego są rolnicy
>>> 
?????????????????????? 
* Mój rydwan *
Jeżeli powiedziałbym, że sto koni
ciągnie mój rydwan po niebie
to i tak nie zabrzmiałoby to kosmicznie
lecz najprawdopodobniej romantycznie
            Poszedłem za nią w cień nad rzekę Hosanna
            i utonąłem w małym źródle
            z którego wypływał ocean jej pragnień
Jeżeli powiedziałbym, że sto koni
uświetnia mój zaprzęg na niebie
to i tak moja prawda nie zyska
ani jednej gwiazdy
            Mdleję dziś ze zmęczenia
            kołysany na falach w łódce nerwów
            po miłosnych uniesieniach
Jeżeli powiedziałbym, że wierzyłem w nią
to i tak byłoby to oczywiste
przecież sny to stukonne zaprzęgi
one przybywają w majestacie weselnego orszaku
w obiecanej torebce, w obiecanych kolczykach,
w obiecanym szacunku
            Oglądam tysiącminutowy film fabularny
            o miłości rodzinnej
            to opisano już w Księdze Rodzaju
            jest coś o tym w Księdze Wyjścia
Przechodniu powiedz jej, że zrobię dla niej wszystko
niech nikt jej już nie szuka bo ja ją odnalazłem
wiara to nie hipoteza
wiara to praca i podróż po gwieździstym niebie
wiara to wnikanie w noc swoimi gwiazdami i kometami
            Wielki czas
            czas kwadratowy
            czas barwny
            czas szybki
Kolczyki śnią mi się teraz po nocach
widzę je we śnie wpięte w mój policzek
torebki damskie śnią mi się po nocach
widzę je we śnie w wewnętrznej kieszeni
mojej marynarki
            Przebudzony nad ranem widzę płonące skrzydła Nike
            symbole odpowiedzialności
Jeżeli powiedziałbym, że sto koni
ciągnie mój rydwan po niebie
to powiedziałbym prawdę, kosmos odpowiedział mi –
szukajcie Izraelici, szukajcie Rzymianie
szukajcie Rosjanie, szukajcie Amerykanie
znajdujcie Polacy
>>> 
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Na kredyt samego siebie  *
W biurowcu szczęśliwym moich rozsądków
nastawiony na szmery lata i mijających wakacji
siedzę w piwnicy
i myślę o tym, że tam pode mną jest piekło
tam nade mną są gorące ulice, rozpalony asfalt
jak gnom przykucnięty w ziemiance na
zydlu lat sześćdziesiątych
rozmyślam o tym jaki jestem jeszcze dziecinny
że ulegam wspomnieniom
taki artysta a taki naiwny
taki ambitny a taki żeglarz-rozbitek
taki gitarzysta a taki urzędnik
Boże, jak dobrze
mieć taką koncepcję życia
na kredyt samego siebie
pod zastaw zdrowego rozsądku
JAK ROBAK POKUTNY
JAK MINISTER PISKORZY
>>>
?????????????????????????????
* Kiedy jazz..*
Kiedy jazz będzie tak popularny jak rock
a rock tak dobry jak jazz
kiedy grona słodyczy będą w porannej rosie brzmieć
jak misterne struktury pajęczyn
wiosna mija wstępujemy powoli w lato
muzyka schodzi do duszy głębin
jak murzyn pod pokład galery przewożącej niewolników
słucham i gram tę muzykę która odpowiada na pytania
moich liści, ech, przodków gadających
trąbką, gitarą, smyczkiem lub sekcją smyczków
swoim brzmieniem pieni się w kuflu jak piwo
rozgrzewa jak wino, odurza jak wódka
gdy dzieci dorastają a bociany szykują sie do odlatu
chciałem cieplejszych dni –
pot odpowiada sycząco parując na mojej skórze
fletnie Pana na halach
odgrywają symfonie Beethovena styczniowego
a fujarki wspominają Vivaldiego 
kołyszę swoje niemowlę
wyglądam powrotu kobiety
przed jaskinią stoję wpatrując się w fatamorganę
z której dobiega hymn miliona lat
przemieniony jazzem i rockiem
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
Fascynacja
Chłodny poranek
komórka ciemna na ścieżce od oczu do mózgu
rzeka, chłodna woda
głowa zadarta w górę
niebo błękitne bez chmur
niebo z milionami gwiazd
ukrytymi
wielkimi jak wstające słońce
stuk
wrona
wrzos
wrzask
i ty
i ona
ziemia zielona
z daleka widziana
mokro
fascynacja
denuncjacja
atimia
aprobata
granice przesuwam
przesuwam terytorium
ludzie i oczy pomagają w tym
środowisko fascynuje
szukam łaski w mózgu
wybieram się w drogę
z oczu do serca natury
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Społeczna schizofrenia
tak niezauważalna zmiana
w rzeczywistości przeżywanej w głowie
państwo staje w centrum
komunizm staje w centrum
władza staje w centrum
i stałe zagrożenie musi być
i nienawiść do tego co wokół musi być
i wszystko odnosi się do tego wielkiego
impulsu postępu
i wszystko odnosi się do tej mobilizacji w imię postępu
tylko szczęścia jakoś nie widać
w najbliższej okolicy
i na horyzoncie
tylko zbyt dużo łez
w zwykłych ludziach
panie doktorze Marks
>>>
 DSCN1306a
Tyle lat bez koncepcji przeżyłem
żyjąc dowcipem dla ulotnych panienek
ciężko stąpając posuwałem się wzdłuż uniwersyteckich korytarzy
w długich swetrach wyciągniętych na łokciach
ja onomatopeja Południa
żyłem z dala od ukochanej Litwy
Itaki i Ziemi Obiecanej
jeszcze do dziś zostało mi to zapatrzenie w dal
i brak koncepcji socjalnej w głowie jak pole pokrzyw
przeżyłem tyle lat, nie martwiąc się, nie cierpiąc
z braku wieloletniego planu
cieląc się, ucieleśniając i ciałkując
w piaskownicy odkryto moją telewizyjną fizjonomię
pod Domem Ludowym zarażono mnie
wszystkim co ludowe
teraz spójrzcie, nie zależy mi na niczym legalnym
wcale nie chcę się przypodobać nikomu
jestem nieuważnie niegrzeczny i złośliwy
dla szytwnych ludzi i gmachów modernistycznych
co mają piętra jak klocki Ludwika van der Rohe
jestem przeczytany, wyoglądany, przyprawiony
zjeżdżam językiem angielskim na dół
wchodzę do piwnicy
starej wiejskiej piwnicy usypanej ziemi pod gruszą
biorę kubek i nalewam domowej chłodnej maślanki
piję chłodnieję tylko
wychładzam swoje dolne kondygnacje 
 ale głowa ciągle ciepła
bez koncepcji poza jedną ostatnią –
życie jak gromnica w rękach Gaudiego
na procesji w Boże Ciało
topiąc przemienia się w wieże Sagrada Familia
prowincjonalnie futurystyczne
>>>
DSCN1189a
Uderzyłem ją słowem
jak Judasz politycznych improwizacji
zaciemniając i tak zaciemnione słońce
zdradziłem ją słowem
była damą a mówiłem do niej – skrzacie, kurczaku
moja wyobraźnia zawyła
siny tygrys dał znać o sobie przeciągłym rykiem
gdzieś  z mojego szpiku kostnego
z pnia zmurszałego
z westchnieniem jak trupi oddech mumii
kluczyłem w karbońskim lesie książek przyrodniczych
i nie wierząc logice Grecji
poszedłem po rozum do głowy
do chrustu Abrahama i studni Jeremiasza
wstyd mi dziś
patrzę jak rosną mi kły i wzbiera we mnie gniew
prymitywny wąż morski
pretensje ze snów skaczą w poszumie komputera
targam bandaże, drapię świeżą ranę
jak mogłem to powiedzieć: „jesteś motylem a ja czołgiem”
„jesteś mgłą a ja toporem”
poznała moją wartość dorosłego inteligenta
użyłem słów jak Morze Czerwone bez żadnych przejść
i Arraratu,
podczas gdy Noe jeszcze nie rozpoczął pracy
jak mogłem powiedzieć –
„jesteś tylko moim żebrem – nie przesadzaj”
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Przejdźmy do sąsiedniego pokoju – ukryjmy się tam
oparci o płot przemilczymy naszą miłość
w oczekiwaniu na świt nad brzegiem
za drogą sąsiedniego mieszkania
dziad żebrze
syntezatorowa Jasna Góra komunistów
nienawiść nie może wchodzić w grę
może obstawiać ruletkę mojego pisania
(jak by powiedział tuman mieszkający w pobliżu
– mgła, że oko wybij)
przynajmniej stolnica na stole
a na niej ciasto na obwarzanki dla pątników
a tam pod murami zaszybia
już rozciąga się pejzaż i panorama w nim
piętnastowiecznego Krakowa z zarazą
boje się, delikatnie niosę jej kwiaty
żeby mogła poznać mnie od strony potwora
na przykład króla jegomości, co ćwiartuje krytykantów
a w tle szemrze saksofon, dudni bas
na wieży w duszy Jasnej Góry coś gra
syntezatorowe spowiedzi komunistów
są jak improwizacja tęsknoty za absolutem
(przy niej kwitną serca niezaschnięte całkiem)
szukałem tych jasnych promieni
byłe tylko raz być w życiu szczęśliwm
jak wczoraj, gdy trzymałem w swojej jej delikatną dłoń
i aleją schodziłem wśród drzew ku centrum miasta
ból
przed
czołgiem pędzony
rozwinął sztandar wiary
Przejdźmy do tej sali bez dwocjonaliów
spójrzmy na obraz
w oczekiwaniu na świt ozdrowieńców
jaka cisza, milknie gra komunistów
dziad nie żebrze
mucha nie siada
owce się pasą
a ja widzę
że mój sens jest zbyt wielki w moich słowach
zbyt wielki by przemilczeć miłość
dlatego zaczynam wątpić
w nienawiść
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
*Manhattan Transbud*
W Biuletnie Biura Politycznego napisali,
że w Polsce nie ma poważnych problemów społecznych
nie ma krwistych byczych postaci
ani włóczęgów ani prostytutek
ani mafii ani wywrotowców
regiony nie mają partykularnych interesów –
choć piosenki lubią takie właśnie tematy
można odszukać, co prawda jakąś kobietę
która w roli robotnicy od pierwszej do trzeciej po południu
sortuje gorącą cegłę przy palenisku pieca w prawdziwym piekle
ale przecież wszystkim wiadomo,
że po pracy przeżywa chwile szczęścia pasąc krowy
na swoich trzech ha dziesięć kilometrów od fabryki
i kogo coś takiego wzruszy
to już lata osiemdziesiąte i nawet Pstrowski
nie ma szans – wszystko jest takie normalne i codzienne
żadnej indywidualności w kolejkach
żadnej poezji zbuntowanej w tramwajach
tylko ciągłe przewozy Transbudu na drogach
i Osinobusy pełne manekinów godziny piątej trzydzieści
można odkryć, co prawda
jakiegoś kierowcę, sklepową, grabarza, prywaciarza
lecz wzięcie ich pod lupę grozi ich unicestwieniem
życie społeczne jest jak mgła
a ludzie jak opar
>>>

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Słońce rozpadło się jak pestka
słońce moich wzlotów
zmiażdżone powieką
zniknęło gdzieś za czerwonym blokiem
dojrzałem jeszcze czarne ptaki
wylatujące tam z gniazd
kierujące się ku mojej duszy
odhaczenie porażek i pogrzebów
krople łez jak chleb powszedni
stały się moim udziałem
jak dłonie cierpnące chłodne
serce stwardniało jak Ziemia
ponieważ leżałem
na balkonie bez ruchu
przez trzydzieści lat
>>>

 ??????????

* Parkan *
Prowadzę śmiertelną walkę podjazdowo-propagandową
nad moją głową przelatują pociski
z atomowymi głowicami
jadowitych fal elektromagnetycznych
i konwencjonalne granaty gazet
za moimi plecami anioł tłucze diabła
jakąś deską z parkanu
a ja stoję pod tym parkanem
i sikam na stary napis wymalowany na deskach:
„Czynem uczcimy VIII Zjazd Naszej Partii”
co to znaczy Czynem?
co to znaczy uczcimy?
co to znaczy VIII?
co to znaczy Zjazd?
co to znaczy Naszej?
co to znaczy Parkan?
>>>
Asceza
Przy…..j…………..dź
nie dziś…………. 
>>>
DSCN1323 (2)a
To co w wyobraźni demaskujesz
jest twoim bogactwem
słuchaj tego echa
słuchaj, nie bój się nawet
zdrożnych myśli jakie ci przychodzą do głowy
za mezonem
pi
przez banał życia
podążasz nad krawędź piekieł
posługując się pszenicą i żytem
latem posrebrzonym
nie wychylaj się poza nią
przełknij ślinę strachu
posługując się tęsknymi rozstaniami
i narodowymi nostalgiami
posługując się metalem błyszczącym
skręconym w symboliczne rogi i trąbki
wracasz w ramiona nieba
to co w wyobraźni demaskujesz
jest twoim bogactwem
nie bój się tego
ratowało to twego dziada
uratuje i ciebie
knebel dziada był właśnie zwątpieniem
słowa ze snów nie znają granic
ujrzyj siebie w wyobraźni bez granic
słuchaj siebie w wyobraźni bez granic
poddaj się, słuchaj wyobraźni
bez granic
>>>
Totalitaryzm kłami
łamie mój autorytet
a mnie bawi ten manieryzm
totalnie
>>>
??????????
Życie Petrarki, gdzież jego sens
– w uśmiechach dojrzałych kobiet –
gdzież jest jego kamienne jajo
niezadowolenia z siebie
mnie rannemu Ikarowi mówią czasem
małe czerwone krasnale – odkąd ostrzygłeś się
wyglądasz wreszcie jak porządny człowiek
Petrarka a nie Boccaccio
bardzo krótkie fale jonizującego promieniowania
mocne ciosy chłodnych protonów słonecznego wiatru
jedna z form życia kosmosu – dla mnie
co wpływa na kierunek ludzi
płynących ku kobiecym szalupom ratunkowym
sensu
a te toną na pełnym morzu
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
O kolego – nie zadawać pytań
masz prawo ..
o Chopina, o Targowicę, o Katyń
dobrze radzę skorzystać…
pstajk i psisk… 
harfa się przewróciła
fortepian przełamał się na dwoje
i zasłona rozdarła się w gabinecie Pierwszego Sekretarza
a za nią stał czerwonogwardzista
a za nim prawda
a za nią otwarte okno
i wypadła na warszawski bruk
wyjmij stamtąd ręce i oczy
nie dotykaj, nie patrz, nie wolno
lepiej nie widzieć…
jak bawiono się w łamanie czaszek, rąk i nóg
w lasach
w grobach
w gabinetach
w sumieniach
jak rano po chłodnej mannie z Kremla
stąpał kat Katynia
przejęty trelem ptaka
a to dusze grały
na fletni Pana
a to anioły w podartych szynelach
płakały wśród sosen zapomnienia
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Kamienna ręka *
Kamienna moja ręka leży
przy dębowym pojemniku tułowia
oczy płoną białym tynkiem
rozjaśniając się momentami
jak po dolaniu oliwy do ognia
liczę chwile które drętwieją
martwieją w pozycji horyzontalnej
czekam na płaskowyżu anielskich bławatnych śpiewów
na jałmużnę, na spuściznę zachodzących słońc
paznokcie bez szans wbite w kamień
wtapiają się w idealizm przodków
nienazwane rzeczy jak muchy natrętne
siadają na moim gipsowym nosie
nosie trupo białym
wchodzą do moich ust
przedśmiertnym grymasem uchylonych jak sezam
oto moje ciało w lustrze czasów „nie do wytrzymania”
ręka nerwicą popołudniową powalona
jest snopem pszenicy zżętym w białym sierpniu
i rzuconym w nurt czerwieniejącej Wisły
w zmarnowanym marcu gnijących niemożności
zachwyt z rynny się wychyla
zaglądając do mojego okna jak jakiś gnom
nigdy o tym nie mówiono, nie uczono, nie pisano
oto zachwyt umierającego przeżywającego swoje ostatnie trzy noce
w oczekiwaniu zmartwychwstania
jestem w ideologią zatrutej grocie, leżę tu jeszcze niedobity
gdzieś na Południu Polski świadomy wyżyn, rzek, szos i starożytności
wielkiej pewności podnóżek, sługa pełni
nie przydatny do pasienia kóz
obserwujący odwróconą piramidę świadomości
i przepaście w których hula wiatr
trup żołnierza z którego oczu wyrastają magnolie
po uderzeniu meteorytu
czy aby tylko zwykły nieprzydatny świadek
walki dobra ze złem?
>>>
Wilno Kowno 96 2a 
* Prawie radosny ból *
Jeśli musisz w moje oczy wlewać ból
stań na wzgórzach
i z polska chluśnij żelazem i ogniem
na mój dom
losie gnoma świadomości
chcę widzieć prawdziwe cierpienie
nie chcę w Arce jak w kołysce
pływać w stepach Ukrainy jak Mickiewicz
w obcym Akermanie
pływać w Oceanie Atlantyckim jak śledź
jak nasi współcześni Vikingowie
gdy modlitwy mojej nie możesz już przyjąć
modlitw jak tortura Świętokrzyskich Gór
najstarszych rumowisk
Huty i Wawelu
otwórz chociaż drogę do swoich wiecznych snów
losie piaskowej burzy
otwórz chociaż wolną drogę dla moich dżdżownic słów
poleć mnie wiatrom nad polską niziną
jeśli musisz mnie wychłostać
za wzniesioną pięść
niech przynajmniej widzę z dala wszystko
co ukochałem
skarpę Grudziądza i Sandomierza
Jeziora i Bieszczady
Kawczą Górę i Szrenicę
Warszawę i Kraków
porzuć mnie gdy będę sputnikiem Ziemi
zapomnij mnie gdy będę księżycem Ziemi
losie Europy spalonej zniszczonej
po trzęsieniu mózgu i erupcji prawdy
jakże wolny jest przymus wewnętrzny
jak wolny jest wybór narzędzi tortury
gdy musisz wybierać prawie radosny ból
>>>
DSCN1765a
* BLUES  *
I : forma moich projekcji – śnieg
            to normalne, biel to synteza
II : przykrywasz się starożytnością jak kołdrą
            (biel – biel – biel)
            (kołdra – wapień – Akropol – starość – pamięć – całość)
            dalej dalej głębiej
I : forma moich skojarzeń – deszcz
            kotwica czekania
            jakże to zrozumiałe szarość to smutek
            (szarość – grzech – szarość – plucha
            łzy – samotność – dom – łzy – pustka – myślenie – łzy – asceza)
II : nicujesz swoje sumienie – ucieczka
            dalej bliżej
           treść jest samobójcza
           cierpliwość chociaż bez walki
           (powstrzymanie – życie)
>>>
DSCN8170a 
Będziesz cicho czy nie
będziesz cicho
nie, o nie
prokokwanie jest jak prowokowanie
chcę lecieć z nią na Księżyc po wiadro
świeżej muzyki
ona jest gołębiem a czasem wierszem
a czasem karniszem albo marzanną
iść trzeba i karty mieć
nie dla wróżb
karty trzeba mieć zapisane
przynajmniej częściowo
muzyką, pyłem księżycowym
nawet ciszą –
proroczym milczeniem
Patrz Księżyc!
– co ty, ja go słyszę
od 1450-ciu lat lunatykuje
a ty dopiero teraz zauważyłeś,
że jest i błyszczy jak jezioro
on ze swoim Narcyzem
ze swoim Pegazem
ze swoim Armstrongiem
wędruje w partyturach purytan
a ty Metuszalech
ciągle śpisz
pod Troją i Jeryhem
Mgły nad ranem nad czarną zatrutą rzeką
pełne zapachu rewolucji
ściana pełna słodkości
szczaw śpiewa własną piosenkę do tekstów
Jana z Czarnolasu
szczaw przeżywa śmierć co rano
weź ty tę harfę i napraw ją
krzewy umierają i drzewa
weź tę harfę i unieś nad pustynię
wszystko zwęgliło się od pioruna
rano manną naprawisz
uspokojenie dzwonów w trawach
niebezpiecznie z harfą
niebezpiecznie bez harfy
wybierz gorące kasztany z ognia
podaj Ewie
drżą kosy
na niebie
błyski o świcie
kołyszą się zwęglone kłosy
roboty wyruszają na żniwa
co to jest to co masz
co grzebiąc w ziemi
chcesz ocalić od pioruna
od rewolucji robotów
>>>
DSCN3364a
Towarzyszko moja stoisz w kwiatach otaczających mój dom
tak jak Ogień Pański wierzchołek Synaju
widzę cię nawet, gdy nie patrzę przez okno
widzę cię oczami duszy oczami wyobraźni
wszystkim tym co dał nam Pan
abyśmy mogli przy jego stole zgarbieni,
przychyleni ku ziemi, nurzający ręce w skibach oraczy
rozpoznawać, odróżniać, wybierać
przyjaciółko moja nie mów nic
czekaj pośród łanu astrów na cud
pozwól zmienić powiewem zimy kolorowe płatki
zblednąć czerwieni
przyjmij wyzwoloną moją lodową górę
powstałą po wybuchu serca
widzę łunę ognia, który zwija się w pokurcze płomyków
gamę ciągle nadwrażliwej czerwieni
pośród kwiatów widzę cię wybranko mojego
zapatrzonego niezdecydowania
konsumuję dźwięki twego czekania,
gdy moja wyobraźnia tka wiarę
jak kaskadę koronek
to zbliża się krokami nowych czasów
to już nadchodzi na nogach proroków
to poprzez istotę tego co nieuchronne
nie eksperymentalnie z tła powoli
powoli jak cel-śmierć
życie w tobie
chcę ciebie zawsze widzieć w kwiatach
ogień niech oczyści moją ranę w sumieniu
i stężeje w symbolu
niechęć chęć
chodź
już
>>>
DSCN1288a
Stwierdzono, że jestem katem lecz przecież
nie skracam tylko wydłużam swymi cięciami
po porodzie moich przerażających haseł
wrzasków przybywa
i cóż z tego że i łez
idziemy przecież w przód, w górę, w siebie, w ból
trzymam w jednej ręce książkę pod tytułem:
„Jak zasiedlić Arktykę – Plan społeczno-gospodarczy”
a w drugiej: „Co wiemy o kosmitach” rok wydania 1878
trzecia ręka grzebie w kieszeni a czwarta
wymachuje wierzbowym warkoczem ponad wierzchołkami olch
moja dziewczyna z litością pokiwała głową
nad chwilą dla moich południowych wilkołaków
szkoda, że nie może widzieć mnie o północy
gdy odmawiam „Anioł Pański” gdy szepczę
„wieczne odpoczywanie racz im dać Panie”
a potem siadam i opisuję to co wydarzyło się w pracy
pomiędzy godziną ósmą rano a piętnastą
co rozbłysło epilepsją świadomości i iskierką gniewu
popędem Triasu dla Cybernetycznego Solferza Nowochrystusowego
w czwartej dziesiątce sekundy tuż po czasie najwyższym…
kołyski czekają na Hydry
ja czekam na kołyskę obarczony wrzodową inteligencją
opróżniam butelki łez i to mnie pobudza do działania
przechadzam się po biurkach urzędników
po straganach badylarzy
zdzieram im skórę z twarzy używając ostrza siekiery
kilkoma cięciami dokonuję przeobrażeń społecznych
w tłumie ludzików nieposiadających własnego zadania
płacz rozlega się dokoła, moje serce twardnieje
ofiarowuję im wolność nowego typu „wsteczna”
maski suszę w słońcu by móc je złożyć w przechowalni
buduję dalej komunizm dla muzeum
>>>
DSCN0386a
* Popijając herbatkę *
O czym rozmawiasz popijając herbatkę
z kimkolwiek przy swoim stoliku
z wygiętą szyją, przechylając głowę kokieteryjnie
paląc papierosa, głosem lecąc jak ćma do ognia
patrząc w biały kwadrat magnetycznej jedni
zjeżdża z gór w doliny wóz nieznajomości
zjeżdża wóz ciekawości
do bufetu
gasisz papierosa jest bardzo późno
śnisz prosząc o jeszcze jednego
rozmawiasz klaszcząc językiem
bijąc nim brawo
cóż za klaka, język tłucze o podniebienie
klaka, klaka dla kogokolwiek
z kimkolwiek przy swoim stoliku
twoje życie, czy je zdradzasz, czy o nim opowiadasz
idąc, płynąc poprzez białą serwetę
ślizgając się po pływającej w oceanie krze lodowej
rajski ptak siada na twoim ramieniu
i zamarza
papuga przylatuje by spocząć na poręczy twego krzesła
i milknie
o czym rozmawiasz z kimkolwiek
gdy ptaki zmienione w sople spadają
z głuchym łoskotem na politurowaną wiśniową podłogę
herbata mętnieje
woda powrócić chce do zepsutych swych źródeł
ty wciąż mówisz
ja patrzę z daleka
z plantacji świętego Tomasza
>>>
DSCN5425a 
* Nie uznajesz kompromisu *
Tak często mówisz – moje dzieci, spójrzcie na moje dzieci
dom twój jak stary dąb stoi wrośnięty korzeniami
we wnętrza huraganów
co dzień wozisz samochodem do pracy swoją Marię i Martę
tak by były zawsze przy tobie, by w przerwie śniadaniowej
miał kto podać ci chleb a potem,
gdy zza biurka wygłaszasz przemowy
by miał kto słuchać i kiwać głową
jakie są twoje szanse fotonowy aniele
rozpędzony szarością granic
wierzysz w krótkie chwile szczęścia,
gdy nie ma burzy wrzeszczącej jesienią
gdzieś w głębi fundamentów
społeczeństwo obce ściska cię w ręce
próbując zetrzeć twoje życie na pył
twoim ciałem zmiata kurz z pancernych kas
władza wrzuca cię do pralki wojen
i wtedy cierpisz tak bardzo
zanim jeszcze krew poleje się z ran
dzieci twoje błądzą na cmentarzach
szukając grobów każdego pokolenia
nie uznajesz kompromisu
budując czasem ołtarze głupoty
stajesz w pozycji Boga
i dziwisz się swej samotności
a dzieci zwieszają głowy i płaczą
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
* Jesienna modlitwa *
Modlitwa, jesienna modlitwa
tuż po zawieszeniu letnich kursów ciem
w przededniu dni kroczących rozstajem
ku grobom listopadowych zamyśleń
modlitwa z liśćmi we włosach
w przedlisiu rudej kity umykającej jak dziewczyna miłości
tam w dolinie sprzed oczu łowców
modlitwa czarnych wypalonych ściernisk
słychać dudnienie kartofli wpadających
do blaszanych wiader
trzaski grud ziemi w ogniskach
wpadających w licealne wiersze klasyków
jaką masz postać
jakąkolwiek masz postać
królu zimy, wietrze północy
przebacz teraz w jesieni
smutny mnichu z kredową brodą wysuwającą się
z wielkiego kaptura mistyki
mgło kosmiczna, plazmo inteligencji
poblasku seriali telewizyjnych nakręconych
z myślą o futurystach, dzieciach, komunistach
i samobójcach
wojowniku rękodzieła pobitewnego
pożerająca, krocząca budowlo
architekuro pochodu
łuków, kolumn, szyków
marszu podcieni drapieżnych
przez miasto
jaką masz postać miłości spóźniona
weselny gościu marzących narzeczonych
wystrojony w babie lato
spocony, leżący jesienią w rodzinnym domu
góro pracy
wchłaniająca skargi ptaków
w drodze
>>>
?????????????????????????????
*Quo Vadis*
Przy  drodze
– ktoś jak pouczenie stoi przy drodze
– totalne
– dla dzieci na stoku
– piękno wiąże się w snopy rękami innego piękna
– kartka umyka w lewo
– w telewizji wciąż ZSMP i wojsko
a po wieczornym dzienniku kontrwywiad i milicja
pokazuje wrogą działalność emigranckich grup
– to politykierstwo rodaków za granicą przynoszące wstyd
ojczyźnie kontrwywiadu
– PRON się pyta, po co kaleczyć młodzież małymi broszurami
jak w kalendarzu kartki tak w zegarze bicie
w kuchni wodołazy, wodowywiad, wodosąd
wykranić się, zakranić się, zakręcić
pytania, zakręcić pytania przed wyjściem
hic – chłopiec z czerwonym sztandarem
schowany za białą brzozą zastępującą sumienie
manifest zastępujący sumienie
manifest zastępujący dzieciństwo
uniwersytety demoralizująco kształcą inteligentów
wypaczają coś w ich głowach
i pozostawiają na lodzie z rozbitą tożsamością
miast, dzielnic, miasteczek, ulic, wsi, przysiółków, osad,
absolwentom pozostają brudne przedmieścia
wylotowe drogi z miast
choć stoją oni pośród ludu wsłuchanego w dźwięki harmonii
trawią swoje bezrobocie niemo
gwiazdy spadające na firmamencie telewizji
znacząc wizytami ciszę wpadają do nocników
sekretarzy partii komunistycznej
koty i psy – ich zabawy i gry
są komentarzem – uciekającego spod palców tekstu
kalendarz rozkłada się, gnije, spada ze ściany
w przedpokoju
to państwo jest warte ogarek oddany diabłu
społeczeństwo takie jest warte świeczki
co na jedno wychodzi
hop – rury pękają od ciśnienia wody
– dzban pomalowany w czołgi i karabiny
– skarpa, po której się toczy
– dzban z pouczeniem
i muzyka i kwestia –
Dokąd idziesz Panie?
sam z gitarą elektryczną w ręce
grając w drodze punkrockowe kawałki
nucąc pod nosem „No future”
nie chcesz patrzeć w tę stronę
nic nie odpowiadasz
– dzieciom na stoku
>>>
DSCN0056aa
Poturlałem się w solówkach jazzmanów
umaczany w kleju do papieru
w granatowym tuszu utytłany
przeczuwając co potem
żegnając się na drogę:
„W imię Ojca i Syna..”
zjednoczenie ojca z synem śni mi się
granatową łuną (sennik Sarmatów)
plączę się po, plączę się po prostu
tu wyrąb lasu, tu wyrąb książek
gdzie mnie niesie słoń tajfun i jego trąba
tam gdzie w najcięższych więzieniach urządza się
kawiarnie
tam gdzie katowano ludzi dziś organizuje się festyny
poturlam się tam w kajdanach z trąbką
jak Murzyn świata
przecież chodzić już nie mogę
na słoniu pędzić nie mogę
nie jestem maharadżą jeszcze nie
wpatrzony w ziemię przeszedłem przez dzieciństwo
zakochany w dżdżownicach i upadkach
na idealnie ubitą ziemię
na ziemię bardzo obfitą
na ścieżkach przetańczyłem je z jaszczurkami
przemodliłem je przed polnymi ołtarzykami
siedząc nad brzegiem rzeki z upodobaniem
rzucałem scyzorykiem wbijając go raz po raz
w chłodną wodę
na dojrzałych łąkach położyłem się w nowiu
oczekując kobiet pełzających w ziołach jak ja
słuchając dzwonów nadziei
skradałem się pod mury komitetów, sądów i urzędów
zjadałem ze smakiem flaczki i cynaderki szkoły analfabetów
głupich nauczycieli i złych woźnych
poturlam się jeszcze w imię Ojca i Syna,
poturlam się jeszcze raz
poprzez Morze Śródziemne po falach
w kierunku Argos, Itaki, Kartaginy, Smyrny
myśląc muzycznie w eposach ślepców
schowany w wydrążonym pniu myśli
w pniu drzewa zrąbanego w lasach neolitu
nieistniejących dzisiaj
jak dzieciństwo
>>>
DSCN5707 (2)
* Mój sklep *
Otwieram sklep z ładunkami emocjonalnymi
i ze sprzętem do polowania na obsesje
– możesz wybrać z komputera swoje szczęście
– możesz ułożyć program dla komputera pn.”Szczęście”
– z Zachodu przysyłają czerwone i zielone lampki
i wszystko inne co wynika ze sprzedaży wiązanej
– możesz to mieć
Otwieram nowy dział w swoim sklepie
„Chiny przeciwko żółtaczce” z nowym towarem:
            „Płynięcie łodzią poprzez jezioro, rezerwat”
– cena niewyszukana – niewysoka
            „Pałacyk z ogrodem, z wodospadem, z neonem – luz”
– cena wyszukana – wysoka
            „Żona prześliczna, szlachetna, mądra, wierna”
– cena wyszukana – niewysoka
            „Kariera, popularność, awans – od sklepikarza do pisarza”
– cena niewyszukana – wysoka
           „Przekazywanie swoich myśli innym ludziom jak rozpalanie akceleratora
            lub silnika pojazdu atomowego – człowiek – ciało”
– cena niewysoka – niewyszukana
            „Świętość, filozoficzna otwartość jaźni i sumienia z pełnią dobra”
– cena nie istnieje – niewyobrażalnie wysoka – ciągle szukana
Otwieram kolejny dział z robotami naładowanymi emocjonalnie
„Roboty przeciwko komputerom”…
*
Skłaniam się ku pragmatyzmowi ubóstwa
skupuję wolność, wypełniam magazyny swojego sklepu
wysuszoną, pulchną, zgniłą, marmurową, piaskownicową,
ojczyźnianą, waleczną, toczoną wolnością wolność
o tak, wolność zbieram ot, tak dla ubóstwa
wypełniam nią bity w komputerze
podłączam mój sklep do komputerów
drogę do południka
głowę do wieczernika
szablę do dziennika
resztę do nocnika
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Mur *
Przed wielkim murem stoimy
instynktem badamy jego trwałość
miękką słodką niebieską żadną
widzimy łąki pastwiska
cierpimy bo wiemy – jaki jest to wielki solidny mur
rozumiemy, że jest to większy, zbyt wielki
większy od, największy z murów
przecież wiemy wierzymy szukamy furtki i kołatki
najpierw słów a potem głów
piejemy, gęgamy, kwaczemy
konając przy ogniskach u jego ceglanych stóp
Gdzieś tam w mrokach przeszłości ludzie walczyli z nędzą
w kurnych chatach brudni nie myśleli o wędrówce za marzeniem
lecz czuli, że bieda to taki stan głodni-wolni
jak dzieci pól i lasów karmieni i ubierani przez lilie Salomona
zbratani z obojętnością z gniazdami z pisklętami
Wołamy dziś pijani pragnieniem wyjścia
przy ogniu niemożności
może jeszcze nie dziś ale
może jeszcze tylko jedna noc
lebioda pokrzywy oset i nasze cierpienie
wzrastają tu jak lilie
Arka w naszych wizjach płynie przez step
przeznaczenie wymiotuje wychylając się za burtę
mu zostajemy upadamy na dno
podnosimy się znów podchodzimy do muru
przeklinając w głos złorzecząc mu
„Szatan samobójstwo przepaść schizofrenia ciemność”
uderzając z siłą aż sypie się gruz
wołajmy lepiej w ciszy naszych dusz: „Mam duszę”
dziękujmy za to zagrożenie
oto mur naszej siły i prawdy sprawdza nas ogniem
nasza opozycja
miłości hołd winni jesteśmy
i życie liliom Salomona 
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
We krwi cały powstał z klęczek
z raną krwawą w nagiej piersi
w rozpiętej ubłoconej sukmanie
rozpłatany jakby na dwie połowy
runął na mnie pijany
objął mnie
zalał czerwienią
zatopił w szkarłatnym śnie
zobaczyłem w jego rękach widły i siekierę
krzyczał, to ja sprawuję tutaj władzę
od stuleci
och Boże, cóż się stało –
on pokonał mnie
zabił mnie – pana młodego
wciągając pod powierzchnię strachu
na jedną sekundę
nowy
Szela z Wiednia
Szela z Kremla
>>>
Ukołysać jej ciało chcę w kołysce ciemności
która giermkiem mnie zabrała a rycerzem
wydała ze swych pieleszy starych łusek
tam gdzie z tygrysem walczyłem
chciałbym jej pokazać moją dziką twarz
nad chmurami które zdjąłem i przeżułem
chciałbym jej pokazać świt
>>>
DSCN3171aa
Najlepiej opisać może twoją rzeczywistość
język nieoczekiwanych chwil zatrzymania
barwnych lecz mrocznych chwil pomieszania
chwil czekania i planowania prawie klęsk
w tej łodzi, którą gotujesz co wieczór
na całodzienną morską wyprawę
brak wioseł i żagla, elementarnego wyposażenia
jest natomiast spora dziura gdzieś w kokpicie
są natomiast warunki kokainowych krzewów
jak i malowanych gryką pól 
jak locja na kapitańskim mostku
w szybkim aucie przesuwasz się po ziemi
wobec nocy jak ślimak
wobec powiek na źrenicach jak Don Kichot
wobec dnia jak człog niezatapialny
filiżanki porcelanowe tłuką się w zetknięciu
z potrzebą napoju dla pragnienia na morzu
słonie na szczudłach
przenoszą stosy szklanek na swoich grzbietach
przeprawiają się przez brody rzek
i przemierzają ścieżki polne odświętne
dzień jutrzejszy wwierca się snem w tapczan
ty łapiesz ćmy bluesa rzucasz nimi o ścianę z całych sił
potem modlisz się o przebaczenie
tymi słowami: „no wiesz  – cały Ty „
mówisz wiele, wahasz się
zaglądasz do swego lochu w samego siebie
toczysz się w próbie sprowokowania sensu brzegów i wysp
toczysz się po rumowisku skalnym języka – od szczytu góry
która milczy swoja wielkością
która zastanawia się i waha
daje do zrozumienia i milczy
jako jedyny świadek twojej rzeczywistości
milczy
na krańcu świata
do ostatniej chwili przed erupcją
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
„Choćby Herkules dał się i posiekać
jak świat światem kot miauczeć będzie
a pies będzie szczekać „
a jeśli kot dałby się posiekać przez mysz na pustyni
a Lorka przekonałby Szekspira że warto
posiąść Lady Godivę razem ze służbą Kaliguli
to być może i ja uwierzyłbym że jestem myszą lub kobietą
(uwierzyłbym w siebie bogobojnie)
świat zmienia się, o tak,
dach nie przepuszcza już aniołów i blasku księżyca
wielokondygnacyjne wieżowce pokryte są ciężkim
kapeluszem  z żelbetonu
wyjdź przez komin
Refren – na Łysej Górze, na Łysej Górze, na
La boga, la boga, la – śpiewa Mazowsze (Kurpie i Podlasie już nie)
czołgi na tarczach
tarcze jako żałobne mary
zegar bije – ten stary zegar
to świetne – pośród cywilizacji – nacji – inkarnacji kuranty
struś i królik jest w człowieku
Amerykanie końca XX wieku pchający ten wózek ze śmieciami
poprzez ulice piekieł wciąż wierzą w stepowe wilki postępu
a Polacy w ptaki jak Ikar
Dostojewski wierzył w obłąkanie i Chrystusa Rosji
czy Chrystus nie jest dziś obłąkaniem dla wielu obawiający się go
tak go kocham lecz brak mi zmysłów zdrowych jak rydz
dobrze nie wiem co zrobiły ze mnie te miliony lat rewolucji
nie wiem kim jestem i co znaczą te łzy
spoglądam w niebo stojąc na głowie
ptak trzyma rybę w dziobie
Strzelec z Barana mierzy w Lwa
zegarek zmienia nasz czas
my zmieniamy zegarek
(czy tylko zegarek)
nocą śpiewają dzieci cienia Rolling Stones
księżyc nad ich drogą
słucham tego śpiewu winorośli
na drogach śmierć państwa
dzikie watahy zomowców mordują spokojnych obywateli
pogańscy bogowie wykańczają komunistyczne państwo
słońce zmienia wspólny czas my zmieniamy słońce
(czy tylko słońce)
świadomość poobiednia kołysze rybę w kołysce
duchy w noc zaduszną odprawiają czarne msze
w pustych domach partii
duchy przez duże i małe „du”
przecinam siatkę ogrodzenia cmentarza nożycami do drutu
zdejmuję z bramy tabliczkę „Nie przechodzić”
przechodzę na drugą stronę medalu do krasnali mitu
a tu sklep mięsny trzyma w dziobie kartkę na mięso
sklep – towarzysz
prawo pijane zmienia się w pomnik zasługując na brąz w szalecie
pomnik pijaka
Bliźnięta postanawiają spenetrować mózgi czytających horoskopy
rozłączają się, oddzielają od siebie
wsiadają do oddalonych zabawek dziecięcych
wyruszają w przeszłość
totalitarny system maszyn piszących, totalitarny ich język,
totalitarna organizacja ich publikacji, totalitarny wpływ na społeczeństwo,
totalitarna ich konstrukcja, totalitarny system pomiaru czasu
czas miele się w żarnach zegarów
sypie się mąka – to Kopernik na świeże bułeczki
świeże bułeczki to my
patrzę na zarośnięte już jesienią moje ścieżki lata
– dziwię się – ileż kosztuje świadomość przemijania
tu w jutrzejszej Ziemi gwiazd
>>>
DSCN5848a
Zielony groszek pada z nieba powoli jak płatki białego śniegu
jak malutkie szklanki
zielony groszek konserwowy leniwie zsuwa się z pułapu chmur
jak zamarznięte zimorodki dwutygodniowe
cichy baranek skulony z zimna śpi złożywszy łebek pod świerkiem
kusi święta noc, przypomina baty i razy, blizny na napiętnowanych plecach
spadają gwiazdy świszcząc jak race ogniste
nad głowami biednych maszerujących niemieckich jeńców wojennych
powracających z okrutnej Rosji
na rozbitych małopolskich drogach pełno Niemców
bosych, wynędzniałych, umierających z zabandażowanymi głowami
maliny czerwone kwitną w plastykowych miskach
ustawione w oknach zastępują choinki tęskniąc za owadami
leszczyna w śniegu kryje dźwięki dzwonów
zasłania serca dzwonów brązowymi prostymi gałęziami
(tworzy się symbol serca w gąszczu)
stoję z moja miłością nad dachu domu przy kominie
w otwarte usta staram się chwytać zielony groszek
kuszony dniem i nocą szukam kołatki po omacku
kołatki do pamięci bez nienawiści
snem żywię człowieka w sobie na Święta
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Prorocy we własnym kraju
idący naprzeciw nas ………. milczą
tak ciężko jest śpiewać pod dachem polskiego nieba
zagrożone są rzeki, lasy, ludzie, rośliny, góry, pieśni
formalność, potencjalność strzeże marnej naszej egzystencji
powiedz tak  ja powiem tak powiedz nie ja powiem tak
niech sklei się dialog
przed nami klęczący rozmodleni błagający
i my chcemy przeżyć
i my chcemy żyć
trucizna ta nie płynie z kombinatów, stoczni, hut
ale z sal obrad, z posiedzeń, z piekielnych piór
lecz i pióra białe ze skrzydeł anielskich spadają na polską ziemię
rzeki wyszydzają lasy
kurczą się ludzie
zaskorupiają się myśli
rośliny karłowacieją
góry ulegają erozji
telewizor przed nami i łysy rzecznik Rządu
nasz żłób, nasze dusze złożone na tacy w kościele jak łzy
i my chcemy przeżyć
i my chcemy żyć
i umieramy
odmawiamy sobie życia, aby móc egzystować ledwo
my zaczyn chlebowy
wieś uparcie zbiera plony, które wciąż wydaje ziemia
klnąc w czasie żniw i przed Bożym Narodzeniem
przybywa proroków polityków żołnierzy milicjantów
przybywa internowanych księży i poetów
mamy znów odrodzenie pokolenia wojen
a przecież już jesteśmy wnukami
i trwamy tu znów w kraju
który odbiera życie 
>>>
DSCN1333a
Brak nam miłości
zamieniliśmy ją w ciszę
poobiednich wersalek i gazet w M-3
miłość wybija kilka razy godzinę wieczorną
na próżno
pieśń zegara nam przynosi
a my wciąż sami
patrzymy z balkonu tam gdzie
przedmieść szarość
przychodzi ktoś by podlać kwiaty w pokoju
wychodzi ktoś kto pożyczył od nas kilka uniesień
pozostaje ktoś kto czeka na próżno
na nasze dobre słowo
miłość tkwi w jednym kącie mieszkania
jak wyłączony telewizor
sprzęty są jak drzewa w lesie
publikatory te dziury w murze emigracji
są jak plemię leśnych ludzi milczących
pustka emocjonalna polskiego mieszkania
jak dziewiczy ostęp w rozedrganej Europie
miłość to może ten gołąb na parapecie
może tamten kredens ze swym brzękiem szkła
może firanka szamocząca się w otwartym oknie
daremnie walcząca z ingerencją interwentów
myśli wsiąkły w zasłony
przeniknęły do żarówek, wypełniły szkło
miłość czeka za drzwiami
cierpliwie naciska dzwonek przy drzwiach
a my?
my patrzymy na nią nawet od czasu do czasu
przez wizjer
przez judasza
>>>
DSCN1833a
Cel Pal – Och! Nie
ognia – las płonie
schemat ukryty jeszcze w rytmie
free rock taraban
wejście przez drzwi
brak kogoś kto przemówiłby
brak ja (jasności)
to bardzo dobre – przecież jest ciemna noc
noc oczekiwania całego pokolenia
musi tak być jakiś czas
 
uderzając w ton wojny spowodowano podświadome
szepty snów polinezyjskich
szepty o następującym zapisie: „materia
…”
dając ujście powietrzu zgromadzonemu pod ciśnieniem
w sercu bojowym
wyruszyli w pole mężczyźni w rynsztunku
w trzecim dniu wojny – głoski – śniadanka śmierci
 
spadają elektryczne sylaby z kurtyny
z hasła – z zasłony – z napisu – na coś
słodkiego co podnoszą słuchacze do ust
schylając się po to
w schronie telewizyjnego spektaklu
widać scenę ognia
 
teatralną scenę pokalano w telewizji pustką studia
więcej światła krzyknął reżyser
i objawił się luminarz
aktywny akt męski z krwawą pępowiną
oto humorystyczny generał dla mas
– wita telesłuchaczowidzów
patrzy las – płoną zwierzęta
pędzą szalone słonie symfonicznych kaskad
Bizancjum drży po Ural
Attyla śmieje się zakolem Cisy
Pal
Motorhead
na scenie
>>>
DSCN0991a
* Pozostała faktografia – fakt ! *
Cóż mi pozostało po wojnach
oprócz wielkiej jak morze kaligrafii –
FAKTOGRAFII – fakt
cóż mi pozostało po was
panowie : Hitler, Stalin, Pol Pot
kto zacz jeszcze
GARŚĆ faktów jak ludzkie prochy
rozważam pewien plan w komórce
rozważam w jednej z moich komórek
gdzieś przycupnięty w komórce głowy
MYŚLĘ – fakt
otwarty poprzez oczy i uszy i poprzez
DOMYSŁY
całość jak wielki bochenek chleba
jak księżyc w nowiu
płynie przez zabełtany sen
wygasają historyczne obrazy z TV
cichną hałaśliwe gazety
(czasem słyszę głosy
wszystkich ofiar, których dotyczą artykuły
– fotografie zmieniają się dla mnie
w małe bitwy i katastrofy
NAPRAWDĘ)
resztę wyrywają z mojej egzystencji
Rosjanie, Mongołowie i Sasi
wrażliwość jak most jak szyny
jest przetapiana w hutach mojego biura
miłość jak inicjatywa jak działanie
jest rozwalcowywana w stalowniach
presji Komitetu na blachę do puszek
jego kapłani niewiele mi tłumaczą boją się
a ja i tak modlę się swoją ośmiogodzinną
tracącą sens z każdą godziną naiwną pracą
nie ma ścian nie ma filiżanek francuskich
ani Statku-Pralni nie ma
ani włóczęgów niemieckich
nie ma postępu amerykańskiego
nie ma koszul ciepłych chińskich
wszystko zabierają faktografowie i historycy
pozostaje mi
pozostaje mi jeszcze Konferencja Selenologów
dwie łopatki emocja chyba daktyloskopia
jeden miedzoschron ciszy wiecznej
kontakt trzy piąte kciuka realności
cóż mi pozostanie po was
panowie:  Marks Engels Lenin
FAKT jak czaszka w pełni
>>>
DSCN1281a
* Doprawdy ..*
Żeby być najbliżej prawdy
trzeba rozpocząć drogę przez jakiś wiersz
wyrzucać sobie swoją próżność
trzeba myśleć o swojej odmienności
droga w ….. pełni pokorę
(dobrze wiesz, że takiej drogi nie ma
w otaczającym świecie – ani w – ani przez –
jest tylko – doprawdy)
doprawdy w słowie
żeby udowodnić, że posiadasz społeczną miłość
musisz w wierszu z egipskiej piramidy
zejść i w rymach wspinać się
przez leśne głusze jastrzębich i kawczych gór
przez wyżyny do sklepów mięsnych
Tarnowa Kościanu Krzyża
a stamtąd kolejką dostać się na Giewont – Plenum KC
tu zając przycupnięty w krzakach
porannego golenia
tam symbol na hak nadziany w progu Tatr
tu boża krówka wchodzi przez nos do starego teatru
tam hasło budzi brzask na Świętym Krzyżu
aby doprawdy móc zakończyć cierpienie
trzeba wiersz rozpocząć
gdy mówić nie wolno – trzeba
z zającem pod miedzą trząść się jak osika sercem
prawda do drogi ma daleko w pola blisko
lecz słowo przez bagna ognikami Elfów się przetoczy
i spadnie do stóp twoich
ale musisz być już wtedy
sam na sam z prawdą
bo jeśli nie to doprawdy tylko…
w pełni pokorę
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Krzyczeć z konia (ofiara)*
W morzu myśli pławisz konia,
który wyruszyć ma gdzieś tam
gdzieś gdzie step Attyli rozległy jak Azja
i spustoszona Europa
unosząc refleksyjny łuk twych nastrojów
pławisz też dłuższą chwilę swoje nagie ja
w łożach trzystu żon
jak dobrze w tej chłodnej wodzie
móc patrzeć na nienawistny brzeg
czuć chłód miliardów kosmicznych kropel
strzał tkwiących w żywym ciele
przekraczając Dunaj jak Morze Czerwone
prze nocnej lampce
jak trzeba cierpieć nie mogąc zrozumieć
że mózg wśród kontynentów
sklepów poligonów gazet książek
kołysze się w beznadziejnej zupie bezsensownych znaków
niezrozumiały ocean znaków
nie będących pismem
oczyszczając się w tępym obserwowaniu niemocy
w środku ścian lub twarzy ludzkich
czujesz swoje człowieczeństwo jak bezsilność
wobec cywilizacji łupiestwa, która cię przerasta
wszedł człowiek w nurt rzeki zawarl przymierze
wszedł człowiek w nurt rzeki ochrzcił się
stanął człowiek nad wielką wodą powiedział
ten żywioł to mój żywioł
moja wolność to zabijanie i grabież
potem zgwałcono odmęty i wiry rzeki
aby na dnie pochować człowieka i konia
złożyć na ofiarę wiatrowi przerażenia
dziś wody naszej schizofrenii
pieszczą nasze ciała
uspokajają zapomnieniem ognia
a brzeg czeka jak nauka mówienia
przez którą trzeba przejść by żyć
och!
już nie długo będziemy z konia
prowadzić pertraktacje
pokonując jakiś bród wielkiej rzeki zwątpienia
krzyczeć – naprzód
kto żyw – naprzód
kto po żywność – naprzód
kto po słowa – odwrót w stepy
wio…
>>>
DSCN3145a
Ona jest jak biały gołąbek pokoju
krzykiem swego lotu
białą powierzchnię swej intuicji
zwiastuje walkę z przestworzem lęku
masz ją
masz czelność przy niej być
słodko patrzysz w te kąciki zaufania
na skraju rzęs chłoniesz jej domysły
gdy płacze biegniesz co sił
gdy nachyla się nad tobą próbujesz ustać w miejscu
idąc przez wypalone czarne lasy razem z nią
drżysz trzymając jej dłoń poprzez swe wiersze
nie nie bądź wciąż ptakiem migrującym
bądź ptakiem pokoju
nie odlatuj stąd
węgiel czarny niech ulegnie intuicji prawdziwej kobiety
mój ptaku zimy
wyjdźmy z popiołów całopaleń z czasów dzieci – śmieci
tak prawdziwe jest dziś
razem z tobą
symbole są blisko
wiedza nie podpala już dziś
wiedza nie istnieje jak brud
niebo otwiera się 
przecież czyste jak ona
czekające na twój lot od dawna
w myślach brak było myśli
w pieśni brak było melodii
w sercach miłości za grosz
niebo czekało wciąż
za jeden grosz zaledwie
biały gołąbku budzisz moją wiarę
szybując przez noc
unosisz lęk by go przrzucić
przez świt
>>>
 DSCN6168a
*Samotność *
W małym oknie sama na trzecim piętrze
widać jak przy stoliku nachylona
w brązowym sweterku pisze na maszynie
uderzając palcami w klawisze
nie odrywa oczu od tekstu
spięta pracowita – tuż przed przerwą śniadaniową
            Siedzi w swoim fiacie
            wyciągnięty wygodnie tuż za kierownicą
            opiera głowę na wezgłowiu fotela
            tępo szacuje tylne światła stopowe
            małomiasteczkowy taksówkarz
            w długiej kolejce samochodów po paliwo
            tylko on w jedynej taksówce
Z przedostatniej ławki w klasie patrzy
swymi błyszczącymi oczami siedmiolatki
z przedziałkiem na środku głowy
z włosami równo spływającymi
na lewą i prawą dziecięcą skroń
słucha dziewicza – patrzy niewinna
zaczyna myśleć – zaczyna się rumienić
tylko ona w jedynej ławce szkolnej
           Zbliża się wciśnięty w ciasny szereg
           razem z barykadą zomowców pojawiającą się
           u wylotu ulicy
           zza plastykowych zasłon patrzy na wrogi tłum
           słyszy oddechy i wycia syren
           czuje pot płynący po plecach
            w sercu wirują okrzyki tłumu
            w żołądku trawi kamienie zagubienia
            posuwa się krok za krokiem stąpając
            po kawałkach płyt chodnikowych leżących na asfalcie
            tylko on jeden obcy w tym szeregu
           w sercu zamieszek
Siedzi w środku autobusu
obok starego robotnika
wioząc swoje pragnienie emerytalne
swoje poranne senne socjalistyczne zwidy
okruchy audycji radiowej i modlitwy
chroniąc swoje kartki i resztki pensji
o pół do siódmej pędzi z przedmieścia
w kierunku szarego jak on miasta fabrycznego
tylko on w jedynym pracowniczym autobusie
>>>
myślenie rozpędza nas
w nurcie podmorskiego prądu
ocean myśli pieści kajdanami
chemii pierwszego wybuchu
elementarnych cząstek czasu
ocean myśli chce nas zawrócić z drogi
myśli są jak fale potopu
Arka jest w nas
opanowanie
wiara
ufność
>>>

1985

Obraz (83)aa
Ryzyko
Kiedyś podążano przez piekieł kręgi
w poszukiwaniu swojego ja
samodzielnie decydowano się na ryzyko
drzemiące w skałach Kaukazu
samodzielnie klękano w ogrojcach
kamienowano niepokornych by mogli uwierzyć
w ducha wspólnoty
dobrowolnie pisano wiersze
dziś wszyscy ludzie ustawili się w jednym rzędzie
lub rzec by można lepiej – w kolejce symbolu
mężczyźni sikają a kobiety plują przed siebie
niechby nawet i symbolicznie
niechby nawet i ten stalowy drut
na który zaczęto ich nawlekać jak suszone grzyby
nazwany został „kwintesencja sprzeczności systemu”
niechby nawet cierpieli bardziej
nanizani ludzie nie są ani perłami ani śledziami
między innymi są pożałowania godnymi
jajami przegranych dinozaurów
dziwolągami-gigantami nadchodzących czasów
niepasującymi do ery nieba
nawlekani, cierpiący, wypalani punktowym mozołem
(tęsknota do kręgów duszy)
poddani muszą zginąć razem z chorobą, która ich łączy
poddani muszą uschnąć dla szukania
poddani muszą się skończyć dla kiedyś
ponieść samodzielne ryzyko dla kiedyś
w każdym ogrojcu
>>>
DSCN4404a
Pasierb kat
Cierpliwości jak kot
spokoju jak kat
potrzebujemy sami
czegoś nowego
czegoś jak sen
niech ten kat –
pobożne nasze życzenia
wejdzie na wierzbę rosnącą
nad zwykłą polską rzeką
i schowa się w dziupli jak sowa
kwiat niech jak słonecznik będzie symbolem
we śnie kwitnący, czekający, służący
ten nasz pasierb – kat
zbliżając się w siarkowych mgłach
udając mistrza
podaje nam piorun
jesteśmy już tuż, tuż
jak skazaniec schodów, progów
chcemy wiedzy
o Marsie!
chcemy pewności jak słońce
odtrącamy krwawą dłoń
w ostatniej chwili
czekamy
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Epitafium*
Pogrzebano „Solidarność”
konsylium radzieckie stwierdziło trochę wcześniej
śmiertelną nerwicę prawdy w oczach
a także dziecięce rozognienie niewinności
na tym etapie nieuleczalne
odłączono aparaturę w Legionowie
wypisano tysiącstronicowe dokumenty
w domku na kurzej stopce
nad grobem stanęli schizofreniczni lekarze
schizofreniczni dziennikarze
schizofreniczni sekretarze
schizofreniczni naukowcy
schizofreniczni aktorzy
schizofreniczni duchowni
płakali, pęczniejąc w swoich kokonach powagi
w ostatnim przemówieniu Naczelny Spawacz
rozgoryczony przypomniał o niemożności
przewodniczenia przez Głównego Elektryka
mówił: nie grzebiemy dziś miłości, nie grzebiemy siebie
po czym stanął na głowie i wywiesił język
i zrobił pstryk…
w ciemnościach zaczęto poszukiwać
schizofrenicznego rzeźbiarza
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Nie jest to sytuacja politycznie zbyt jasna, Mister
nie jest to sytuacja politycznie zbyt jasna, Towariszcz
po skrzypiącym śniegu kroczę
do niej
a ona pośród robotników rozmawia z Barcikowskim
sople wiszą u strzech
marksiści okopują się za stodołą
umacniają w klasowej nienawiści do wszystkiego, co ludzkie
z wyjątkiem krzywdy pojmowanej jak UFO
wiem, że mam obowiązek zdjąć krawat akceptacji
z kijem i torbą wyruszyć mi trzeba przez świat
wiem o tym wszystkim doskonale
od niej
lecz jest jeszcze zbyt zimno
ksiądz Jerzy jeszcze oddycha
drogowcy nie dają jeszcze za wygraną w Wieliczce
i potrzebuję storczyka takiego jak młodość
wzrastającego na lodzie
miłość wzbudzonej w tajnych szklarniach
nie jest niemożliwe nie mieć oddechu, Mister
nie jest niemożliwe nie mieć powietrza, Towariszcz
w klatce nasz wszechświat, Mister
w kloace nasze piękno, Towariszcz
po skrzypiącym śniegu kroczę
do niej
>>>
DSCN0962a
Wielki półmisek z galaretą moich nerwów
dwudziestowiecznych zastygłych pożogą
na stole w mojej klatce piersiowej
myśli moje jak ręce dziewczyny powoli zanurzają się
w chłodnej trzęsącej się masie
moje myśli społeczne formują się za dnia na ulicy
powstają z cudownie ludzkiej paniki
trzymam je w garści jak kule armatnie
po chwili ciskam je w niebo, aby w przestworzach
mogły udawać balony, śnieżki wirujące
idę ujarzmiony ulicą wysyłając myśli na księżyc
idę na uginających się ze strachu nogach
ja – Gavroche
ja – Pułkownik Rzeczywistości
idę załamany w kierunku bazyliki i młynów na wzgórzu
przenieść myśli ponad bagnem rzeczywistości
zmielić w rewii
zmienić w smaczny kąsek
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Mały polski towarzysz
zapatrzony w wystawę świata
milczy o wielkich rzeczach
w ciemnych oczach pałających
kryje historie pełne łez
pytam go stojąc obok niego –
kogo kochasz, kogo nienawidzisz?
nie podnosząc głowy szepcze –
 opar wydobyty z własnych ust –
–  mur:
– mur wystaw zastępujących
                        palące życie
– mur mozołu zastępującego
                        brzemienną pracę
– mur pytań zastępujących
                        cichy szept odpowiedzi
– mur deprawacji zastępującej
                       dzieci i zwierzęta
pocieszam rodaka papierosem
odchodzę z jego miejsca przeklętego
kieruję się
ku centrum Narodu
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Czego nie wie o mnie I sekretarz –
pewien jestem, że zna moje myśli prawie wszystkie
przypuszczam, że domyśla się treści moich snów,
co jak świeży deszcz zraszają mój polski dzień
widzi też zapewne, jak co dzień usiłuję z wielkim trudem
budować swoją tożsamość
może go to bawi
zażenowany jest, gdy widzi moją miłość
odczuwa przecież tak samo jak ja
swoje detektory i czujniki nastawił na moją charyzmę
pęcznieje gruba kartoteka informacji na każdy dzień
puchnie teczka opracowań
analiz dotyczących problemów z chodzeniem i mówieniem
moje dzieciństwo ma stale na ekranie
spenetrował moją przeszłość
przenicowano dla niego moje dotychczasowe życie
domyślam się, że czuje niepokój oceniając mnie
domyślam się, że dobrze wie,
iż za wszelką cenę chcę prawdziwie żyć
zna moją tęsknotę i chęć walki
każda godzina to nowa linijka tekstu do karty osobowej
przybywa jasnych argumentów w szafach i archiwach
moje zachowanie z każdą chwilą potwierdza prognozy
już za chwilę wyślą po mnie milicję
i przyprowadzą przed oblicze sekret-racji
jego jednoznaczne apele przekazywane co dnia
docierały, lecz spotykała je tylko ignorancja
jego agitacje w słowach rodziców, księży, wychowańców
docierały, lecz spotykała je tylko ignorancja
zachowanie I sekretarza wobec mnie wskazuje na to,
iż bardzo wiele o mnie wie
zachowanie I sekretarza wobec mnie wskazuje na to,
iż więcej o mnie wie niż ja sam
stałe poirytowanie I sekretarza wskazuje na to,
iż domyśla się najgorszego z mojej strony
bo jest prawie pewien, że coś ukrywam
– coś, co jest nie do zniesienia
>>>
DSCN5248a
Dziewczyna w czapie z lisiego futra
siedząc w kiosku zasypanym śniegiem
oferuje mi o świcie warszawską strychninę
zaglądam jej w oczy każdego dnia
kupuję jej wstawanie zimowe o piątej rano
i dojazd do pracy w prowincjonalnej zamieci
co jest jak cyklon B
– w ramach sprzedaży wiązanej
jak obozowanie i koncentracja
jak socjalizm i demokracja
jak proletariat i dyktatura
oto ile trzeba wycierpieć by zdążyć na czas do krematorium
i z tym cóż robimy, zastanówmy się dziś nad tym
cóż myślimy, gdy podlewamy pelargonie na oknie
duszony oczekiwaniem każę sobie wynagradzać
sprowokowane napady gniewu
duszony spojrzeniami z małych wiejskich kaplic
każę się całować mocno w usta
wyszukuję tezy ze szkolnego wypracowania
wielkie orędzie o nadziei wyniesionej z Brzezinki
przynoszę schowane pod koszulą
za pazuchą w ciepłym miejscu
zwykłe – „Ojcze Nasz odpuść”
lecz gdy mija godzina ósma
to jest już dźwięczne – „Ojcze okaż sprawiedliwość”
ręce moich towarzyszy głaszczą mój język,
język długi jak most w San Francisco
uciskają go by zgnieść po chwili
muszę wykrztusić wtedy ślinę z żółcią
komentator musi być uważny
nie może dać się oszwabić propagandzie
musi się mieć na baczności by nie oszaleć
w obecnym systemie sterowanej informacji
towarzysze rozkładają szpalty moich półsennych oświadczeń
otwierają język w oczach, zamykają oczy w ustach
a ja tylko śpiewam, ryczę, wiwatuję i opłakuję
stojąc lub biegając rano po biurkach
a ja wołam, dajcie kawy Molochowi
Brzezinka, Brzezinka to nie cała Polska
jest jeszcze Jaworzno
nie kupuję słów od dziewczyny ani jej snów
sny wymyślam zawsze sam
wystarczy, że spytają mnie o ósmej – co o tym sądzisz
wystarczy, że popatrzą na mnie z bliska
zawsze sam wypowiadam polityczne słowa:
nie, nie, nie
 nie
– ja je wyśpiewuję głębokim purpurowym barytonem:
No, No, No
>>>
DSCN1367w
* Ty i ty i ty *
Ściany świata walą się nam na głowy
kryjcie się bracia, siostry, synowie, córki
kameleony jak dinozaury
wychodzą z kryjówek na drzewach
drzewa walą się nam na głowy
sparaliżowani zalegamy na podłogach poczekalni
w autobusach, tramwajach
na trawie pod drzewami świata
drzwi otwierają sie na autostradach
nie pojawiamy się w nich pomimo wszystko
samochody pędzą wyłaniając się zza wzgórza
w samochodach również my ołowiani
kufer otwiera się pośrodku zielonej plantacji
z otwartego kufra zwisa damska pończocha
wydaje się nam, że to wąż wypełza z kufra
boimy się pończochy, damskiej pończochy
dlaczego nie wchodzicie do mojego mieszkania
dlaczego stoicie w bramie nieprzytuleni do siebie
dlaczego nie szepczecie do siebie – My
dlaczego pod okapem opieracie się o chłodne ściany
dzieląc sie samotnością jak deszczem
samotny ty i ty i ty
to nic, że ściany lecą nam na głowy
zacznijcie wreszcie mówić – My
głaszczemy korę drzew
brudzimy ręce smołą
wbijamy drzazgi i kolce w żywe ciało
drzewa są nie do zniesienia
krzyczą – ty, ty, ty
dla mnie obecność – ja – jest nie do zniesienia
przyczyna stanu samopoczucia w utraconym Raju
jesteśmy w wątrobach, w sercach, w pociskach dum-dum
chorych spojrzeń zmierzch sonduje nasze mózgi
łoskot spadających cegieł odbija się od wschodzącego księżyca
poddajemy się eksperymentowi końca cywilizacji
leżymy tu i tam skończeni – ty i ty, i ty
przeznaczeni dla zamian pod gruzami
zjednoczy nas dopiero
całowanie śladów ludzkich stóp
>>> 
DSCN1988a
Dziś kazałaś mi usiąść
położyłaś dłonie na moich ramionach
zerwałem się nerwowo trzepocząc
swoimi skrzydłami i gestykulując rękami
pobiegłem w świeże, młode żyto
przykucnąłem tam, przyczaiłem się
dygotałem w chłodnej neurozie jak przepiórka
patrzyłem jak dziki zwierz przez źdźbła traw
kurczyłem się, a wielkie niebo rozrastało się jeszcze bardziej
pęczniało, wypełniając się wiatrem
niewypowiedzianych słów
przytknęłaś palec wskazujący do ust
zacząłem kopać rękami jamę jak lis
drapałem paznokciami mokrą glebę tuż pod sobą
pogłaskałaś mnie po policzku
targając się na powrozie wgryzałem się jak kret
w wielką plastykową rurę-tubę w ziemi
w róż moich symboli tam gdzieś
w tajemnicy
w głębiach mojego uchodźctwa
zakopanych na zawsze
wyznań
>>>
Obraz (184)fa
Na stos historii
Kazałeś cieszyć się, więc zanurzyłem głowę w rzece
kazałeś iść, więc potoczyłem swoje życie drogą przez pustynię
spotkałem się z Mojżeszem na górze samotności
niemy, ogłuszony na polach w Egipcie
pokazałeś palcem na ogień, więc zawstydziłem się
udałem się ponownie w niewolę
spotkałem kobietę pośród wzgórz obiecanych
w trakcie posiłku
z okruchem sera na moim policzku
miłosne cierpienie rzuciło mnie na świeżo zaoraną ziemię
ona wzięła mnie za rękę i pomogła mi wstać
podszedłem za nią na stos historii
w płonący la, który zajął się
od gorejącego krzewu
>>>
Oni trzymają nici
my rzeźbimy lalki
dlaczego może oceniać ciebie ktoś
jako twórcę
a ty nie możesz sięgnąć po odrobinę autoironii
tak by nie otrzeć się o szpital wariatów
oni mają stalowe nerwy
i wiarę mocną jak konopny sznur
a raczej pewność, że są sędziami
dlaczego mogą cię oceniać tak łatwo
a ty nie możesz, choć raz zamienić ich w swoje lalki
tak by nadal pozostali ludźmi
sterowanymi wolnością
 >>> 
Jeszcze boli serce, choć rana zrosła się już
przed tysiącem lat
czasem rana otwiera się i serce krwawi
jeszcze drży liść na drzewie a przecież
od milionów lat wie gdzie jego miejsce jesienią
karty idą w tas
Rzymianie zabawili się światem
na dwa tysiące lat przed Hitlerem i Stalinem
rozwiązywali kwestię żydowską
ukrzyżowali Chrystusa
zdobyli Jerozolimę i Masadę
chcieli zdecydowanie zakończyć z sprawę
z narodem wybranym
na nic wszystko
Niemcy z Bogiem przeciw Bogu
Rosjanie z Bogiem przeciw Bogu
rozwiązywali kwestię polską
czaszki i kości potoczyły się
a my wciąż czujemy rozrywającą ciało
pulsację
po tysiącach lat nie chcemy umierać
na skinienie ręki Rzymianina-Rosjanina
bo wiemy gdzie nasze miejsce
jak Żydzi
>>> 
Obraz (26)s
Deszcz to jednoznaczne słowo
słowo to pada na glebę stęsknioną
grzechem lub marzeniem
słowo pada na kartkę papieru
wyzwala dźwięki, echa, szmery
ciszę po homilii
chcę iść rzekł sługa boży
czy widzisz te chmury na szczycie
rzekł bocian czarno-biały
i ja jeszcze do tego mam klucz
i mnie jeszcze do tego nic nie obchodzi cel
i mnie nikt nie jest w stanie zatrzymać
wyobraź sobie spiralę DNA w kształcie
plątaniny autostrad w wielopoziomowym skrzyżowaniu
na takich arteriach ludzie prowadzą swoje auta
ciągle kluczą szukając wyjazdu
będąc na drodze mającej przecież kres i cel
płacz rosą klonie przydrożny
płacz sokiem drogocennym
płacz słowem szukania
musisz tu stać co dzień
kamienie ranią nogi
tak wiele blizn mają umierający
docierający do celu
>>> 
W trakcie żałoby radio leje łzy
spływają do pamięci tak jak
trzy lata temu
z półki na półkę i niżej
nadstawiam kubek garstki
żałoba – mokra plama
otwieram sklep z trumnami
na przekór radiu
podejmuję kurację oczyszczającą
z cywilizacji
będę żył długo
>>>  
Tam za rzeką
Ogień nad rzeką płonie
noc kurczy się wciśnięta gwałtem
pomiędzy dwa strome brzegi
Słowianie drzemią przy ognisku
blask ognia miesza się we śnie z duchem lasu
tchnieniem narodu i wiarą
oczy chłopców zamknięte
korony cierniowe na głowach
długie czerwone opończe
czarne koty w nogach
las za plecami
rzeka szemrze odbitymi płomieniami
ciszę przerywa syk pękających ogarków
rozsypujących iskry w rozbłyskach ogniska
tam za rzeką jest lotnisko wojskowe
tam za rzeką jest betonowy plac
tam za rzeką grzeją się silniki samolotów odrzutowych
rzeka krwawi przestaje się mieścić
pomiędzy stromymi brzegami
Słowianie tańczą wokół posągu Trzygława
wyśpiewując wojenne kłamstwa
nad Niemnem
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Wielkie puste głodne życie
senny trzmiel kołysze się nad żaglówką
przywiązany nitką do topu
krowa wiosłuje, macha pagajem
zupełna flauta
jajo? cóż to jest?
Ledo! cóż to jest jajo?
nie przerywaj, jem
stokrotka rosła polna
lecz szablą ściąłem ją
mój koń polubił ją
za czapkę wetknąłem ją
przecież zniszczyłby ją czołg i tak
dlaczego więc ci żal
przecież czołgi też pachną
i to jeszcze jak
dają się lubić tym, co je lubią
Kołyszę się przywiązany za jedną nogę
do masztu zamiast bandery
jestem własnym autografem
koło obraca się
dziecko liczy obroty
lecz nie wie, czy koło obraca się w prawo czy w lewo
lecz nie wie, czy koło obraca się we właściwym kierunku
lewiatan zbliża się od tyłu do dziecka
on nie ziewa on chce je zjeść
o tak, zaraz, zaraz je zje
życie puste
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Oczy twoje w mgłach nad zatoką
oczy twoje jak cała laguna wieczorem
oczy twoje jak beczki wyrzucone na brzeg
jeszcze we wspomnieniach jak w omułkach całe
twoich oczekiwań brak
pośród drzew w takt marsza w strojach krasnali
drepczą oczy twoje, aach
patrząc z samolotu na twoją twarz
wielką jak wyspa widzę społeczeństwo
odwzorowane w niej
okradam cię z duszy i z cierpienia
społeczeństwo okradane jest z mięsa, kości, tłuszczu
wielkość w zatoce, koty i szproty na kutrach
zemdlony nad brzegiem, skapcaniały,
sporadycznie podrygujący
chwytam twoje oczy, sumy, szumny
a zwłaszcza knuty, kocham cię, czy też nie
dotykam powiewu znad morza
głaszczę chłód wiszący nad molo
otwórz chociaż swoje oczy
niech zobaczę swoją miłość
lub śmierć rybią
>>>
DSCN6028s 
Usnąłem dziś na straży
okulista nie przyjął mnie
sierotę błądzącego w mieście jak w lesie
przygarnął jak wypożyczyłem z Muzeum Wojska
czołg na jedną godzinę
kosmopolitą nazwał mnie lodziarz
gdy podpaliłem czołg
co stopiło lody
wikliny skryły mnie nieśmiałego
na rzeką polskich serc
urwało mi lewą rękę
w czasie obróbki skrawaniem
kilka dziewczyn całowało ocalałą
lecz nic to nie pomogło
ani ta się nie wydłużyła
ani tamta nie odrosła
wierzcie lub nie jak tam chcecie
ale kochałem swoją pracę
swoją pracę mówcy do wynajęcia
na meczach policji z opozycją
mówcy więziennego trochę zakamuflowanego
spikera i lektora w jednym
jednak jedynym nieodkrytym
Piotrogród to nie Leningrad
Stalingrad to nie Wołgograd
Moskwa to nie Ruś
chrapanie psa to nie chrapanie człowieka
zobaczyłem się z nim we śnie
nie boję się już SB
boję się wiecznie żywego Stalina
na straży w każdym z nas
>>>
??????????????????????
Ułaskaw mnie
Będę malował twój portret w myślach
myślę, że dam radę wykonać jeden w ciągu godziny
sekundy na opuszkach palców
zostawią czułe ślady
a smutek przeniesie je do mego wnętrza
do uwitego tam gniazdka miłości
portret pojawi się w bezczasie
jajko twej bluzki
owal Madonny
horyzont fabryczny
balony jak kwiaty na niebie
w tle zastygniętego piękna
gdy stworzę tysiąc złotych portretów
ożywię ten jeden
i będę cię błagał o łaskę
ułaskaw mnie
skazanego za śmiałość
>>>
DSCN4657a
W tej dziedzinie nie jestem świadomy
lecz pokornie słuchający – to wystarczy
udostępniam swój warsztat i swoje narzędzia
a jest tego dużo i wysokiej klasy
( i tak na przykład fioletowe skrzydła motyla z aluminiowym sercem
na koniuszku języka żmii lecącej w statku kosmicznym króla Snuvet L.,
który to król jest komornikiem w wolnych chwilach wchodzącym w nasze układy gwiezdne,
kochającym dobrze zjeść i żmije, z którymi kłóci się często gubiąc się i myląc –
szkoda trochę tego motyla, lecz to codzienne śniadanie samiczej Z ..)
taka aparatura może zawieść, bo jest skonstruowana
jak wszystko, co jest skonstruowane
miłość tworzę od wielu lat, lecz nawet dziś
po tylu latach kombinacji i przechwalań mistycznych,
rokowań metafizycznych
czaję się jak bym
wcale miłości nie znał – czy to możliwe
miłości, która nigdy nie zawodzi
tworzę – słucham
tylko dlatego brak tu sprzeczności
gdyż Oni są obok
Ona + Trójca to moja Czwórca
cóż z tą żmiją – pyta nadmuchiwane jabłko
przecież to był wąż
zwykły wąż świadomości
co się żywi kurzem z drogi
>>>
??????????
Ty, co chciałeś wiedzieć jak długa będzie chwila finezji
w twoim regulowanym życiu
ty, co zawsze chciałeś to powiedzieć
tak, by śmiały się wszystkie kobiety świata
oto świat w którym płacz nabrzmiewa
dzieci szepczą na ucho coś Bogu
ten, co z dachu wieżowca powie – porzućcie
córki, matki, siostry, żony i kochanki
oddajcie się prawdziwej miłości
ten, którego piwnicę głowy zalegają
kruche, zeszłoroczne liście
ten, który zstępuje po sczerniałych schodach
dźwigając dwa wiadra deszczówki
ten, co chciał to powiedzieć
ten, co zaniósł wodę do oazy poprzez katakumby
oto, słowo maszeruje poprzez pustynię
ty, co zawsze chciałeś je wypowiedzieć
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Oczyszczalnia ścieków tu na prowincji
jest niestety nieczynna
malinowy chruśniak, w którym wiją się czarne
przewody jak liszki i kiszki
jest za każdą stodołą to fakt
wydłubano oczy zegarom
spuszczono psy sumienia – powoli
kał oddawany jest w stolicy
ja myślę zbyt nerwowo
czasem o równinie, czasem o wyżynie
czasem o prawdziwych górach
mam mniemania nieczyste
Jak połączyć duchy telewizyjne z duchami leśnymi
– oto jest pytanie
jak je połączyć gdy las podchodzi pod drzwi domów
i prosi o to a serial się ku temu nie skłania
Wypisz wymaluj – władza
jakie słodkie imię
wędrówki ptaków tu na południu są szczególnie widoczne
nad horyzontem zawsze ołów – najazd kamery – akcja
odrzutowce – ujęcie – ptaki, ptaki, ptaki
ptaki są w przewadze
Biały kożuch na mleku i na sercu
ale to państwo na rzece przez chwilę nie tonie
a fe – to fekalia
ale to państwo na ciele błyszczy zrazu
a fe – to świerzb
Noce i dnie walczą ze sobą
prawie nie łączą się, nie dotykają
powoli, powoli, trucizna musi wypłynąć
z tej rany w boku krwawiącym otwartym
inwestycja opatrunkowa obliczona na stulecia
ludzie Wałęsy siedzą
samoloty lecą, lecą, lecą
lecą do lepszych krajów
gdzie funkcjonują jakieś oczyszczalnie
ran
>>>
???????
Przywiązanie do rzeczy niemających żadnej wartości
czasem wydaje się, że wszystko, co robimy
jest takie małe i nieistotne
to znów powstaje mniemanie, że nasze myśli
są tak ulotne,
prawie nieistniejące
jak kolory kwiatów
>>>
??????? 
Już nie ma prawdziwych twórców czystej krwi
w radio półszlachetne koziorożce żują trawę
słyszę ich odgłosy
w telewizji żrą skorpiony pozbawione kolców jadowych
i skarabeusze gleby nienawożonej
widzę jak z paszczęk wypadają im resztki pożywienia,
które daje się zwykle wierzchowcom czystej krwi
Płacz kochanie, gdy zrozumiesz,
że przynależysz do tego społeczeństwa
nibyludzi w nibykraju
wiatr nie przynosi odgłosów z serca pustyni
rzeki nie wypływają z serc
może mi się tylko tak wydaje, ale chyba
już nie umiem mówić, już nie umiem słuchać
kaszlę sam, cmokam sam, trwam pośród elektromagnetycznych fal
nibykomet, nibypiorunów, nibyzórz
już nie ma kto przykryć ludzi we śnie
ciężką pokrywą silosu atomowego
nie ma ludzi chorych w ognuiu, zdrowych w chrześcielnicach
nie ma czystej krwi pobratymców
nie ma co kochać
nie ma do kogo mówić
>>>
DSCN5319a
Tracę pośród was
dlatego uciekam w samotność
moje myśli jak strusie
biegają po pustyni
chowają głowy w piasek
może szukają piekła wewnątrz ziemi
jak z dziecięcej bajki
tracę wszystko myśląc o serze
i pustce w jego dziurach
idę tam gdzie serce szuka spokoju
na drzewach baobabów
tu powieszeni schizofrenicy sinieją od paru lat,
och,
bydlę we mnie przeżuwa przekaz światowej ligi
a czasem zwierzę we mnie mówi – hej!
graniaste bryły w nosie nie przesypują się w stosach
częściej niż raz na wiek
kule przesypują się z oka do oka jak w klepsydrze
częściej niż raz na dziesięć lat
gdy kruchość daje się złapać halucynacją
niewiele już mi pozostało siebie
tracę wśród was
zamykam się w łazience by kpić
z pustej wanny
ktora może przelać wodę lub krew
>>>
DSCN1023a
Zapalnik nienawiści
To takie proste kochać swoje glisty
jak swoją głowę
nienawiść utrzymywać tak, aby mielizna
nie została udokumentowana szeptem
na koniu-szkielecie nie wyprzedza mnie nikt
coś nie uosabia się
i sam nie jestem szkieletem
nie mam kosy i nawet kiru
lecz boję się całą noc
nikt uosabia się
czy mógłbym mieć prywatne więzienie i prywatnych więźniów
tak, wtedy dumnym krokiem wchodziłbym przez bramę
niosąc w wiklinowym koszu różne przysmaki
w odwiedziny przybywałbym jak wilk
w przebraniu Czerwonego Kapturka
teraz jest niedzielny wieczór i trzymam głowę w dłoniach
upokorzony
postanawiam się zmienić to znaczy zmienić towarzystwo
charakter pisma, sposób pracy, akcent, wygląd zewnętrzny,
słownictwo
głowa zechce pękać na pół
nienawiść jest w nią wetkniętym zapalnikiem
wyleci razem z trującymi gazami
reszta pozostanie
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Tru tu tu
Upadnie wszystko
i nie zostanie nawet możliwość wyboru
nie wybierzesz ani łąki ani siebie
zostaniesz sam w Polsce
nie będzie czasu na sąd
tru tu tu tu tu
Mógłbym cytować fragmenty gazet codziennych
wykopać grób, przespać się w jego gliniastym brzuchu
lub nie robić nic a nic
przecież deszcz pada
gdzie a gdzie
ludzie walcie
tru tu tu tu tu
Wszystko spadnie na Hiroszimę
serce, znieczulenie, świadomość
płaszczyzna w bieli u stóp Hebronu
nie mam żadnej wiary
wszystko jest relatywne
sokoli lot w dół, trach
tru tu tu tu tu 
Kwiaty we włosach
dziewczyny i za uchem chłopca
talerze, talerze latające
maja nas uratować
czekanie przed murem na cud
gdy już nie można używać słów
czekanie jest jednak wyborem
tru tu tu tu tu
Gdy upadnie wszystko
czy upadnie mur
wal w niego czołem, potylicą
ot i wszystko – upadnie
tru tu tu tu tu
>>> 
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Góra dobra
Jeszcze się boję się tej góry dobra
która jak Synaj piętrzy się we mnie
boję się wysiłku dla dobra
bo wiem, że takich szczytów jest milion
że na każdy z nich by się wspiąć
muszę zgiąć kark
człowieczy dźwigam kamień
i jak Mojżesz spychany jestem w dół
za którymś razem poznam Boga
w ogniu płonących samochodów
czerwono kwitnących kaktusów
w słowach wykutych w kamieniu
Moje góry, moja moralność, moje zjednoczenie
muszę pokonać wreszcie ten strach
zostawić wszystko i terror w mieście
i horror w domu i zbrodnie w telewizji
każdy wiersz jest moją górą
każdy dzień jest dla mnie górą
każdy człowiek jest dla mnie górą
każdy wiersz jest moją górą,
choć niezbyt wiele z niej widać
tak jak w Tybecie tylko szczyty i szczyty
szczyty ponad chmurami
ciężko jest na to patrzeć na jawie i w snach
łzy płyną po policzkach
łzy strachu czy radości
w sumieniu twarzą w twarz z samym sobą
w krajobrazie kilometry kamiennej pustyni
i piętrząca się inercja w ciele
a tu trzeba schodzić w dół
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
W pamfletach na oczach myszkuję po wielkim domu
Ojcze! – wznoszę modły
w krwią nabiegłych zdaniach stoję, jako cel Kupidyna
doszukuję się, wyszukuję, oszukuję się
wiosło marzy mi się, kolasa i bocian
hen po kuchni biegam zrywam niezapominajki
gitara czeka i kartka czeka
wyczołguję się spod wersalki
chcę braw czystych narodowych
i barszczyku po północy
podróżować w solówkach i dzielnicach
kołysz się ziemio obiecana myśli
palce w kształcie chmury nade mną
jakby krzyczały – stój!
staję na baczność, czuwam
w szortach na głowie
w okularach na uszach
cisza wyłuskuje mnie z Ziemi
gdy wyschnę, wypalę się
wydam owoc stukrotny
wąski język jeziora, wąskie pasemko śliny
otwieram wydawnictwo, otwieram oczy
patrzę w lustro, widzę politykę w tle
i oczy moje widzące, oczy patrzące
z oczu kpię jak z Kupidyna
nierozważnie, oj, nie rozważnie
pamflety zmieniają optykę
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
Nasze okręty płyną wokół wysp starożytności
balansujemy na linie
kot zmiażdżony przez ciężarówkę
przykleił się do asfaltu
tęcza wzeszła, rozbłysła
koń we śnie cichutko przychodzi
wśród rannych mgieł na łące
odwędkuj moją rybę
kolumna oddycha choć tkwi w torfowej łące
wokół niej kwitną białe kwiaty
idziemy po gzymsie przy ścianie wieżowca
księżyc odbija się w rzece
ręce wyciągają się same po ręce ukochanej
lina drży
fale morza uderzają o brzegu
filozof patykiem kreśli znaki
na mokrym piasku
boimy się zagłady
w naszych włosach na głowie
lęgnie się robactwo
myśli pozostają czyste
sny przenoszą przeszłość i przyszłość
dopadają nas na linie
serce ściska się z bólu
księżyc gaśnie
lina rozkołysuje się
spadamy w starożytny odmęt
w pieniste oceany logiki
w szaleństwo mądrości
czyż taki jest koniec ryzyka
koniec głupoty
wypełniają się czasy przedwcześnie
przybliża się ostateczny koniec marksizmu
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Skamieniałem
Wszedłem do jej domu, przestąpiłem próg
tuląc się do mnie powiedziała za drzwiami:
– jaki ty jesteś opanowany, jaki męski
zjadłem kromkę chleba
popatrzyłem w lustro stojące naprzeciw mnie siedzącego w fotelu
i zobaczyłem rozkołysany dzwon
wydało się przez chwilę,
że pelargonie na parapetach wzrastają, rozkwitają się pełniej
wypełniają się kwieciem okna
czerwienią i zapachem przesłaniając świat
ona gładząc moje włosy niespotykanie długimi palcami powtarzała:
– jaki ty jesteś opanowany, jaki spokojny, jaki odmieniony
kredens kuśtykając podszedł do wersalki
stanął nad nami, zadzwonił szybami
z sufitu zaczęły wyrastać źdźbła traw
by uschnąć po chwili
pelargonie zaraz zmieniły się w plastyk
gładząc muślinową sukienkę słyszałem jej szept:
– jaki ty jesteś opanowany, nie poznaję cię
drzwi do pokoju otwierając się i zamykając
skrzypiały – proszę, proszę, no, no
przerwałem miłosną grę, wstałem z wersalki
wziąłem ze stołu sweter i założyłem go
na środku pokoju dostrzegłem na całym ciele zielony mech
po sekundzie skamieniałem –
nie poznałem się
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Ucieczka od światła
Wielkie nieznane światło
panowało pośród ciemności tego świata
choć przesłaniały je wojny
zepsute społeczeństwa, grzech
nieprawdopodobnie jasny Mojżesz niósł je
mozolnie aż Chrystus postawił na najwyższej górze
marksizm rozwiesił zasłonę i wskazał
ścieżkę w doliny zatracenia do lochów
ludzkiej psychiki – w ciemność
i wtedy wielki tłum w Woodstock dostrzegł je
wszystko wydało się znów piękne, zwycięskie, świetliste
samo w sobie
ale nie było
>>>
DSCN0246s
W ustach termometr
Krętą podgórską rzeką płynę
nad wodą trzymając coś w rodzaju Biblii
poziom międzygalaktycznej świadomości w niej
mijam małe czarne raczki sunące w mule przy brzegu
konia bądź lwa trzymam za uzdę
w tej chwili rozumiem to jednoznacznie
chwila wyznacza sens
mój gniew podgrzewa wodę
jestem jak bryła lodu w piecu martenowskim
jak ruch w rozbitym atomie wodoru
ludzie stoją na brzegu rzeki
wysoko wśród drzew trzymają kosy w rękach
wspierają się na grabiach
mężczyźni w slipach kobiety w bikini
bystry prąd rzeki potrząsa mną wśród wirów
wśród zwalonych do wody drzew
w ustach mam termometr niewyskalowany
nie mogę zamknąć tej dostojnej księgi
nie wolno mi stracić wierzchowca
nie mogę zmierzyć temperatury
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Wieczór skonał, czarna noc
na rozgrzanym balkonie postawiłem
kryształową szklankę
po chwili wypełniłem ją pieniącym się piwem
natychmiast stała się celem
spadających sierpniowych gwiazd
gdzieś w pobliżu unosiły się w powietrzu
ponad drzewami synkopowe melodie wibrafonu
ludzkie szczęście dyszało w trawach i liściach drzew
idea falująca światła dotarła do mózgu z księżyca
tuż za nią przebiegła rozłożysta z reflektorów samochodowych
oczy zetknęły się z drżącą Mleczną Drogą
moje ciało mężczyzny bez mojej zgody
wezwało wieczorną gwiazdę miłości
po chwili oplotły je pędy winnej latorośli
jak w matczynej kołysce Wenus utuliła mój smutek
samotność wskazywała gestem rozpaczy i gestem rozkoszy
miejsce dziecka
życie z oddali przestało palić ogniem codzienności
gdy na moją głową rozbłysła i zgasła kolejna gwiazda
zrodziła się we mnie apokaliptyczna myśl
wibrafon zamilkł w ciemnościach, kryształowa szklanka
pękła z brzękiem i spadła z balkonu
wiatr szarpnął wściekle wrastającą już we mnie
winną latoroślą
postanowiłem wysłać swoje sny na ulicę planety
>>>
DSCN0335a 
Wcale nie muszę słyszeć słowa „ciemność”
by zrozumieć, że jest noc
nie muszę słyszeć słowa „łzy”
by doznać na ich widok rozdwojenia jaźni
dziś po pracy zapaliłem papierosa
w wyobraźni za każdych haustem dymu
odkrywałem łan żyta pożerany przez ognisty wiatr
oryks jej czułego dzieciecego dotyku
wszedł na odległe wzgórze mojej tęsknoty
zawsze tam na horyzoncie pojawia się coś,
gdy niecierpliwość każe mi wstać i udać się w chłodne miejsca
czasem bywają tam organy i chóry Boga
a czasem tylko biała chata przodków Galów
czasem moja miłość martwolica w białej sukni wśród zieleni
najpierw płomień potem ona potem łzy
tak staram się pochwycić wyrzut sumienia
zrozumieć, że ona to ja już na zawsze
i wcale nie muszę jej widzieć
>>> 
??????? 
* W ustach  *
Mały ptak bez gniazda
osiodłany z uzdą
cały w twoich ustach
lot stu komarów
w kierunku wielkich piersi
przyjeżdżasz nocą tuż przed brzaskiem
samochodzikiem zapachu
budzisz mnie
parzysz mi kawę
wyjmujesz ze swoich ust
stawiasz mnie delikatnie obok siebie
wejdę w ścianę zmysłów
jeśli będę zbyt długo sam
powiedział księżyc
i w tym momencie oświetlił schody
za moimi plecami
ja dotknąłem rękami gładkiej ściany
deszcz zastukał dużym palcem
w przednią jedynkę księżyca
w pobliżu śliny czułości
dam ci czas przejścia i otoczę światłem
jesteś mi potrzebna po tej stronie
żywot we śnie twój i mój
podniosła muzyka i rącze konie
mała iskra we włosach twoich
odłupana z księżyca
percepcja księżyca i miłości
bez gniazda w czasie
 >>>
DSCN0304a             
Zakamuflowany ślimak papieru
posuwa się po krawędzi drzazgi
wielkiej jak dolina wbita w górę
spolszczony krasnal łez świata
toczy ślinę przemówienia
umiera dla swojej organizacji w słowach
zagubiona koza nad brzegiem Wisły
w krzakach pobrzękuje łańcuchem
zamiast baranka
w korycie rzeki płynie denaturat
zamiast wina
mały cień symbolu na co dzień
w tajemnicach słów
zamiast słów
małe drzwi do małych głów
otwiera ślimak rożkiem
wsuwa jakąś myśl do przemówienia
zbyt powoli
>>>
??????? 
Dziś usiadłem przy stole
o godzinie 12.00
dziś wsunąłem się z krzesłem pod blat stołu
o godzinie 12.08
dziś spisałem dzieje sumienia sympatycznym atramentem
dziś odłożyłem papier na wschód od swojej lewej ręki
o godzinie 14.48
 
dziś została utajniona moja dusza
czarną kropką
dziś wstałem od stołu
o godzinie 15.00 
>>> 
??????? 
Nie próbuj wcisnąć tu seksu
nie próbuj podrzucić miłości
w kręgu świec
towarzysz, obrazoburcze ołtarze, dreszcze
tiara podobna do biskupiej lecz nie biskupia
ściana urwiska
drzewo nad brzegiem fałszu
zwierzę nie może zostać zaakceptowane
mówisz lecz nie wolno ci krzyczeć
połysk metalu, zapach oliwy
kant krawędzi, rozbłysk swiatła
wielkie marmurowe panteony, biblioteki
schody Akropolu, po których schodzi wieśniaczka i czarny ląd
to już niebezpieczeństwo
tylko doświadczenie, tylko wprawa
precz z palcami, precz z oczami
precz z sercem, precz z wnętrzem
podniebny lot samolot Ikar dmuchawiec
ustawmy się w dwuszeregu, ustawmy się w kolejce
krzyczmy, brońmy się
nie myślmy milcząc tylko
czas niesie niebezpieczeństwo życia
z niemyślącymi towarzyszami idei
>>>
DSCN5384a 
Poranek filmowy po mszy
W poranku filmowym zaraz po mszy
niedziela uświęciła symbol ciekawości
takiej ludowej ciekawości trzeba dziś ze świecą szukać
ja znajdowałem ją siadając na kolanach ojca
z zabawką z odpustu spod murów kościoła
potem dęby, liście, jesień i kilka suchych desek
z desek mógłbym wykonać nowoczesny samochód
to znaczy jego karoserię jak Schulz
mógłbym lecz tego nie uczynię bo żyję
a deski są z żydowskich bud,
których już nie ma
choć seans trwa
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
Tramwaj odjechał
Samotny człowiek obok dzisiejszego dnia
to ja sam ze swoim losem skołatanym – na przystanku
nadjechał tramwaj gorący w sierpniowe południe
wygląd motorniczego był nie do zniesienia
pomyślałem, że przywiózł mi zagrożenie – nie wsiadłem
pomyślałem, że pasażerowie będą naigrawać się
z mojego cierpienia – nie wsiadłem
pomyślałem, że w rozsuniętych drzwiach
zostanie zdemaskowana moja samotność – nie wsiadłem
tramwaj odjechał a ja stałem na przystanku do wieczora
odetchnąłem dopiero wtedy, gdy gwiazdy zapaliły się na niebie
popatrzyłem w górę i uśmiechnąłem się
nadjechał księżyc – wsiadłem
>>> 
DSCN5740a
Błyszczący księżyc to nałogowy alkoholik
co wieczór widzę jak upija się śniegiem
potem zmienia się w czarną pustynię
milknie, zasypia, pozostawia mnie rannego
bez żadnej pomocy na bezludnej Ziemi
nie ma sumienia
wtedy, gdy krew płynie w bruzdach po moim ciele
gdy ona wkłada sobie w usta
poszczególne części mojego ciała
gdy wspominam żurawie wtapiające się w miedź
puszek unosi się w gorącym powietrzu
gdy wspominam jak kiedyś kochałem ją
przy księżycu
jestem teraz jak piasek pustyni
jestem teraz jak śnieg
roztapiam się w fatamorganie
która jest pokarmem dla innych
>>>
DSCN1969a
Moje oczy oddzieliły się od reszty ciała
w winie w miłości w modlitwie
teraz są indywidualnym
momentem politycznej
sytuacji serca
pępowina została przerwana
moje oczy szybują poprzez przestworza
moje oczy patrzą na Molocha
moje oczy patrzą na składany mu hołd
uciekały wiele razy
przez te ostatnie lata rozkoszy i klęski
lecz zawsze wracały tu
dziś dumnie indywidualne
wyłupione w my
politowania godne ciało bez nich
jest jak padły dinozaur
jak góra zjełczałego masła
ciało ze ślepym sercem
głowa oczekująca
już po
z kraterami pamięci
zastygłymi
>>>
DSCN1201s 
Kamień dla wszystkich ludzi
biały kruk czarnego lęku –
mówisz do mnie
z wielkich sopli u mojego serca
spadają małe krople
zasypujesz mnie ciepłem
w białej nocnej koszuli
ból jak u wszystkich ludzi
na schodach moich włosów
ociosany kamień dla wszystkich ludzi
żelazo walczących
brzoza umierających na północy
cedr wielbiących na południu
pieniądze tęskniących
mech dla oczekujących śpiących
kamienny ołtarz na wzgórzu
misterium dla wszystkich ludzi
więc i mnie
>>>
DSCN0726a 
Byt narodowy wchodzi w moje myśli
z nocą jak plama
zastanawiam się ilu ich trzeba
– tych sprawiedliwych
a za sprawiedliwych podają się dziś miliony
silnych, prawdziwych, którzy przetrwają
– dwóch
Semici bawili się cyframi
rzucali nimi o ścianę na ucztach
ponoć po Mickiewiczu mamy mieć to wszyscy
czy wielu przeżyje swoją sprawiedliwość
i to w dzisiejszych czasach
chociaż cyfra stoi jak latarnia morska
na skalnej wyspie oświetlając przesmyk
nie wiadomo czy będzie miał kto
wpłynąć na właściwy szlak
dobrze, że ktoś jeszcze rysuje na murach
te cyfry te kotwice
pojawia się iskra nadziei
choć historia i pamięć tak nie wiele dziś znaczą
mniej niż wtedy w Lascaux
czy wystarczy rodzić dzieci
czy wystarczy nauczyć ich cyfr
smutek koszar
smutek obozu
smutek piwnic
nie Paryż
nie Warszawa
nie Nowy Jork
nie Moskwa
nie dyscypliny cień
byt plemion zaczyna się w duszy
czy myśl za parę lat
zaznaczy nowy byt we mnie
nie liczyć ciągle
jedno wiedzieć
w jedno wierzyć
jedno my jeden świat
to krzepi
>>>
 

1983

Posted: 01/05/2014 in Wiersze

1983

 DSCN5556a
* Gwiazdy *
Gwiazdy czyhają na ciebie
w wielkiej błotnistej kałuży
może w tym mieście
w jego zaułkach być może wdepniesz
w miazgę rozmokłych gnijących gwiazd
właśnie wtedy, gdy będziesz ze swymi medalami
znajdował się w arce samotności
właśnie wtedy, gdy nie będziesz się niczego spodziewał
natkniesz się na olśnienie przybywające z kałuż
Gwiazdy czyhają na ciebie
na ludzkiej twarzy
może spotkasz je drżące na jednej z rzęs
zaskakiwany zbrodniami rozstań być może
zostaniesz upolowany przez jedną taką gwiazdę
właśnie wtedy, gdy nie będziesz się niczego
spodziewał
zostanie wykonana egzekucja odkładana od lat
 >>>
 OLYMPUS DIGITAL CAMERA
              * Laurowa korona  *
              Cienka gorąca opaska nienawiści
              wokół mojej głowy
              wieniec laurowy nad moim czołem
              jeden listek drugi trzeci czwarty
              wszystkie przybite do mojej głowy
              gwoździami tęsknoty i samotności
              przenikające moją najtwardszą kość
              to przeszłość niszczy mój mózg
              nie mogę korzystać już z teraźniejszości
              świat, który demaskowałem osaczył mnie
              nienawiść miłości miłość nienawiści
              och poprawić opadający na oczy wieniec laurowy
              cierpieć znów jak człowiek bez przeszłości
              z powodu nadchodzących czasów
              nie zapominać o nitkach żalu
              w chwilach obecnych
>>> 
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
*Ale wielki jesteś *
Ale wielki jesteś
chcę płakać
muszę zabijać
wąż trwa we mnie
zegar umiera ranny w oko
nie nie
o cóż chodzi
to tylko wieczór
szyb mebli jakichś małych głośników
paznokci       
ależ nie nie
jestem                                                                                                 
to ktoś z kopertą
w której krwawi list
wiosną odbija mi się
jak wstrętnym bigosem
z dworcowego baru
naszych odrażających rozstań
kwiaty umierają między
moimi zębami
Wielki jesteś
zbyt wielki na tą kieszeń
bo nie nie
nie chcę umierać
bo nie nie
nie chcę domu
z skrzyżowanych bali
chcę tracić
ale nie wszystko
to ma jest moja tragedia
chcę mieć swoje zwierzęta
jeśli nie mogę być planetą
ani ciepłym klimatem
chcę myśleć
o czymś myśleć
a szubienica myśli za mnie
nóż wykonuje gesty
jakby kierował nim facet
z moją fizjonomią
przedmioty zebry żyrafy 
zakazy
zatruwać by Zen
mógł
wyłoniła by się
Biblia
przystrojona w muślin
Kobieta-Biblia z kresów
umysłowego oddalenia
nie nie
nie prawda że jestem całkiem zły
modlę się do szans
myślę że muszę zabijać zakazy
płaczę już przecież
o co chodzi
te kleksy te upomnienia te dziewczyny
te pasy na mgłach włosów
podziemia wielkości
rozumiem, że ucieczka przed śmiercią
nie ma sensu
na dłuższą
metę
nie nie
nie ma sensu się bronić
przed śmiercią
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
*Przeklęta epoka*
Jak to się mogło stać
że już dziś mówię do siebie – ty
dlaczego na mojej młodej głowie
tyle siwych włosów
jak mogłem dopuścić by ludzie władzy
odebrali mi moje cele
by przywłaszczyli moją nadzieje
Na darmo szukam dziś
żywych wokół siebie
nie widzę życia w figurach
woskowych aniołów strzegących
moich coraz to różnych postaci
jak to się mogło stać?
że przeżyłem cały wiek sam
że nie mam nic
że zachwycam się byle czym
społeczeństwo sukcesu wiekuistego mnie odepchnęło
przyroda wypluła zwierzęta opuściły
dzieci zrezygnowały ze mnie
jak można będąc nastolatkiem
myśleć tyle o śmierci
dlaczego stoję dlaczego patrzę
na te potworności wieku
jak to się stało że przestałem
cenić pieniądze
i nawet nie wiem teraz
ile jeszcze mam wzięcia
a ile do darowania
nie można wędrować ciągle pod prąd
do górskich źródeł
trzeba płynąc rzekami do wielkich
zaludnionych delt
trzeba pokonywać ocean
w poszukiwaniu szczęścia
jak to się stało
że tonę w asfalcie ulicy
podczas gdy inni spacerują zwyczajnie alejkami
przytuleni do siebie
jak mogłem dopuścić do tego
że mimo wszystko nie potrafię
dotrzeć suchą stopą na drugi brzeg
jak mogłem dopuścić do tego wszystkiego
gdy wiem, że dziś pozostało mi tylko
to wyniszczające pisanie o przeklętej epoce
upływającego czasu 
>>> 
DSCN4253a             
* Nadwiślański aniele *
Odbierz od niego wszelkie zło
poprowadź jego błyskawice
zaznacz jego potencjały
osłoń jego oczy od oślepiającego słońca
Nie pozwól by sam miotał się spocony
w wiosennym upale pod Pałacem Kultury i Nauki
by wszystko, co należy do niego zostało odrzucone
i wirowało nad Warszawą jak dym i gołębie w czasie powstania
Odbierz od niego cenną białą chusteczkę
i nie pozwól zginąć jego wielorybowi
usiądź z nim w barze „Wanda” u stóp Wawelu
każdym okiem oddzielnie wtedy mu się przyglądaj
gdy siedząc na koniu z brązu w cierniowej koronie na głowie
bierze wielki zamach zza głowy
trzymając w ręku wałek do ciasta
Pozwól pachnąć jego bzom i jaśminom rosnącym na kraterze wojny
bądź nim, gdy lekki wietrzyk wieje przez Wisłę
przynosząc tajemnice Sandomierza i Grudziądza
gdy nad lotniskiem w Balicach krążą mewy jego mewy
Pobłogosław jego łzy i daj pragnienie życia
w krainie czerwono-czarno-sinego zła
>>>            
DSCN0694aa 
*Jesteś tak daleko*
Ogień zapłonął na horyzoncie moich paznokci
a ty zmarszczyłaś brwi i uniosłaś rękę
ogień zapłonął na końcu świata moich palców
a ty krzyczałaś wciąż – daj mi spokój
ogień zapłonął na krańcach moich rzęs
wołałaś – daj mi spokój
ogień buchał z oczu i ust
a potem gdy ty całowałaś mnie na pożegnanie
twoje usta nie mogły mnie już dosięgnąć
bo byłem zbyt daleko
wyszłaś z tlącą się sukienką
pojawiały się na niej małe płomyki
gdy odwróciłaś głowę już na ulicy
aby popatrzeć w moje okno
w którym zgasło światło
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
              * Ból oczu *
              Widzę w Muzeum Narodowym niebieską plażę
              na którą pod wieczór wypełzają z wody
              stalowe żółwie na gąsienicach
              kryję się w dziale antycznym
              gdzie spotykam się z Bereniką z lazurowego marmuru
              przekazuję jej pocałunki i ulotki
              ale potem strażniczka wielka jak posąg
              czarna w niszy i tęczowa w świetle witraży
              unosi moje ciało za jedną nogę
              ponad drewniany dziękczynny stół prezydialny
              rozcina wprawnym ruchem moją pierś
              nożem szklistej wrażliwości
              kibitka z moim ociekającym krwią sercem
              jedzie niebieską plażą na spotkanie żółwi
              Berenika zastyga jak Anna z Faras
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
           Gdy głoduję samotnie w klatce
           przewrażliwione kolory układają się w plamy
           przybywają moje listy w skrzynkach pocztowych ciekawych oczu
           spójrz jeszcze na ten kolor podróży
           pędzi lokomotywa wąwozem wiosennym
           zielone gałęzie drzew smagają wagony
           marzenia zgwałcone przez niepewność i ból
           nie mogą przestać być gałęziami choć na chwilę
           bym mógł dotknąć ich jako
           długich jasnych loków dziewczyny
           urodzić się w szkle lub w glinie by
           z kryształu kształty pozwoliły docenić miłość
           cierpienie pomaga lawinom listów
           kolory nie mogą być na początku podróży
           kolory później wpadają na stację
           zdyszane wysmagane zielenią
>>>
 DSCN0535a
*Wchodzić do wnętrza kobiet*
Takim smutnym chłopcom powinno się zakazać
wchodzić do wnętrza kobiet
ich powinno się popchnąć tylko w kierunku
przestrzeni gdzie miecz, tarcza, wódka
Golgota, pies, struna, gwiazda, trumna, rzeka,
kamień, chłodny poranek, rosa, nóż, zamek, szkoła,
piłka, spodnie wuja, mięso, hotel, grad,
potworna walka, wyścig, rumieniec, schody, ból zęba,
ogon, oko, warga, ból żołądka, krew,
pomnik, widowisko, samolot, słoń, obraz,
giermek, sen, ogień, bohater, podniecenie, wstyd,
gałąź drzewa, cios, szybkość króla, czerń,
świat, może kosmos, wszystko, wszystko
kości, wielkość, bełkot bruku
Takim smutnym chłopcom zabrania się
wchodzić do wnętrza kobiet
pijących kawę i plotkujacych o facetach
mających je za nic
>>> 
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Czemu dziś ujęto mnie w Planie 3-letnim
tak chciałem się jeszcze zmienić
dlaczego tak uzbroili Polskę
szykuje się wojna czy co
gazety jakoś nie przynoszą
pełnego życiorysu Jaruzelskiego
byłem W Warszawie ostatnio
wszystko się zgadza
w Pałacu Kultury nadal pędzą bimber
siedzę na ulicy – nie –
siedzę na lotnisku – tak –
lotnisko w Kólewie całkiem duże
ulice warszawskie teraz całkiem malutkie
zmniejszają się odkąd
zniknęło z nich życie
Dziś postanowiłem że się zmienię
(to złudzenie które pozostało)
że od jutra przestanę wydobywać węgiel
że skończę z siarką, z rudą i statkami
z przędzą i ze stalą
i zacznę pisać nową Biblię –
a tu masz
ujęto mnie w Planie 3-letnim
i muszę zakładać znów mundur
tak, Polska zbroi się nieprawdopodobnie
nie będę ginął na wojnie
za jakieś tam mętne spaczone czerwone racje
chcę zmieniać świat wojenny
jutro miałem umyć okna w mieszkaniu
a tu masz
kosmici łażą mi między zębami
Sowieci kąpią się w moim martenie
stojącym w kwitnącym sadzie
Chrystus już zmartwychwstał
a ja zamiast umierać z nim
zaklinowałem się we włazie czołgowym
w nowych produktach cywilizacji
będę więc musiał wspinać się na drzewa
raz jeszcze
tak chciałem się zmienić 
umrzeć dla umarłych we mnie
wyjść czysty z tej czerwonej kipieli
osuszyć się w wiatrem w sadzie
planowo zmartwychwstać z ptakami
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
              * Dwa okna *
              Dwa okna naprzeciw siebie
              jeszcze wtedy gdy one wszystkie za mną biegły
              jeszcze wtedy gdy ubierałem się w biały fartuch
              jeszcze wtedy gdy uzdrawiałem na ulicach
              jeszcze wtedy gdy przemawiałem w parkach
              jeszcze wtedy gdy studiowałem znaczenie cyfry 8
              Dwóch łuczników mierzących z okien do siebie
              jeszcze wtedy gdy mały kotek unosił mnie
              nad puszyste jeziora i morza delikatności
              jeszcze wtedy gdy mogłem patrzeć spokojnie za siebie
              W obu oknach zatrzymywał się księżyc
              wtedy dystans znaczył coś
              wtedy dystans znaczył wszystko
              wtedy ty będąc dziewczynką z tłustymi problemami
              niespodziewanie przewrócona na ziemię
              wyglądałaś wśród traw jak smoczek dla dziecka
              wtedy ty stałaś się moją tarczą
              Stojąc w oknie pisałem palcem w powietrzu
              „nie ruszaj się z miejsca”
              odczytałaś te wyrazy i zrozumiałaś, że
              darem dla Stalina może być dar przekleństw
              i nie podeszłaś do mnie nigdy w kobiecym przebraniu
              nauczyłaś mnie rozpoznawać kotki po kolorach
              nauczyłaś mnie patrzeć
              okna powoli zmieniły się w oczy
>>> 
DSCN0540a 
              * Jak łatwo można zwariować *
              W przedziale pociągu on opowiadał o tym,
              jak łatwo można zwariować
              trzymał na kolanach lalkę, którą powoli rozbierał
              czerwone krople potu spływały z jego czoła
              kapały z czubka nosa na gładkie plastykowe ramiona
              wżerając się w tworzywo
              policzki lalki zaczerwieniły się a z jej piersi
              poczęło sączyć się mleko
              twarz lalki stawała się twarzą staruszki by po chwili
              zmienić się w twarz dziecka
              Opowiadał o tym, że jego żona jest w szpitalu dla wariatów
              a jego syn pije i przychodzi do niego w nocy po forsę
              w samych kalesonach i koszuli
              on sam zaliczył wiele pobytów w szpitalach
              z uwagi na chorą wątrobę i nerki
              Młoda dziewczyna siedząca obok doceniając jego Golgotę
              przestała się śmiać
              urzędnik też a żona urzędnika przerwała kasłanie
              Gdy dziewczyna wyjęła z podróżnej torby sprośną
              książkę dla licealistek
              on odłożył lalkę, która była już całkiem naga
              i w tym momencie znowu bardzo stara
              przerywając swoje żale wziął na kolana żołnierza
              i przylgnął do niego
              gdy dotykał żołnierza pociąg dojeżdżał do końca trasy
              dziewczyna nie mogąc wygasić oczu i skupić się nad lekturą
              przysunęła się do niego i ścisnęła go za kolano
              lalka umierała powoli kołysząc się na siedzeniu
              Po chwili wokół pozostali już tylko robotnicy
              w czarnych beretach na łysych głowach
              dziewczyna witała się z matką na peronie         
              banalny wodospad cierpienia żłobił już w moim śnie
              zgłębienie dla jej piersi
>>>    
DSCN0532s 
* Ile dni? *
Ile dni trzeba połknąć
dni gorących dni ginących
by przetrawić uczucie
jak intensywną przyprawę
a ja tak ją kochałem
tak kochałem
Ile rozżarzonych podków
trzeba przyłożyć do zmarzniętej skóry
na szczęście
w chwilach ekstazy w chwilach snu
by zrozumieć że szczęście odeszło
Chciałem ją kochać nawet kosztem szaleństwa
ale skąd mam dziś wziąć dla niej czas
gdy czekam na inną
tak samo kochaną
czekanie stało się znowu moim obowiązkiem
w dniach wiary
Ile dni trzeba czekać
żeby ktoś odszedł?
>>> 
DSCN4734s    
* Dezercja *
Mówię do ciebie w sumieniu
– przebacz przebacz przebacz
– dezerteruję
od wczoraj myślę o tym
od dziś nie myślę nic
najpiękniejsze moje dzieci krajobrazu
pozostały w Dwikozach
Cierpienie znaczy dziś w 1983-cim maju
– piskliwy ton dzwonu
znaczy – urny przodków też są moje
nie mówię do ciebie przepraszam
mówię – kocham ją
całuję ją – ona, ona
i wieloryb biały jak ślina
która na jej wodzie pozostała
widzę brzeg Wisły – spichlerze widzę puste
pociąg wspinający się pod górę
w kierunku orlego gniazda
widzę krasnoludki na rzeźbionej
lewą nogą przez głuchoniemego
drewnianej części łóżka w wojskowym skansenie
i to nie prawda i tamto też
tak ja to słyszę
i to nieprawda
on to wie on to wie
mówię, że słyszę – przykro mi
tak mi przykro – czy coś w tym rodzaju
idę – nie prawda – wiszę – gwóźdź
łódź w Sandomierzu
oczy tej słodkiej
czterdziestoletniej blondynki
w pociągu do Warny
pociąg zatrzymał się w polu gdzieś
pomiędzy Bugiem, Odrą i Dunajem
zrzucam mundur
dezerteruję z nią
z obozu
>>> 
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
             Służba bezpieczeństwa stajen
              wszelka dwuznaczność
              dżem
              poprzez Południe Polski
              odbieram prawdy pólnocy
              nie dziw się
              jem ze słoika
              kluczę w lasach wojny harcerzy
              kluczę w lasach wojny książek           
              biała mucha jest wytrychem
              do polskich drzwi
              mógłbym je dziś otworzyć ale czy warto
              gdy wolność wciąż kryje się przede mną
              trzeźwość kroczy z gradem bomb
              wężykiem, orzełkiem, wężem
              to mnie dopadło w Dwikozach
              nie jestem tak delikatny jak WAM
              nie jestem tak bogaty jak WAT
              nie jestem tak wygadany jak WAP
              nie jestem tak jednoznaczny jak WAR
              w borach wyrastających z klatki piersiowej
              odnalazło się serce wciąż żywe
              Polsko pokazujesz im wszystko co masz
              nawet to tajemnicze „sza”
              to mnie ustawia w pozycji gwizdka
              na sowieckiego psa
              tylko on to słyszy
>>> 
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
* STAĆ*
Kto wie, co stanie się na tej ziemi
gdy braknie manifestu
dziś walczą wszyscy
i głupieją
choćby tak jak wczoraj i ja
Warszawy o mały włos nie pokochałem
gdyż objawił mi się w hotelu Goj-Samarytanin
Fabryki pracują na pół gwizdka
kominy dymią na pół gwizdka
traktory zdobywają połowę wiosny
a „Polityka” się rozpisuje nad upadkiem kultury
w domach i pałacach kultury
ośmiesza ośmiesza roboli
wie wszystko bez manifestu
tylko minister i agent nie wiedzą nic
pod transparentami pod transporterami
chociaż poeci piszą samą prawdę
na murach 
Kto wie, co stanie się na tej ziemi
jutro, gdy braknie manifestu
szatan rozpocznie rzeź w ich imieniu
tylko na to przecież ich
STAĆ
>>> 
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
                    W hałasie myśli staję się optymalny
                    w blasku złudnych słońc
                    służę narodzinom służę pogrzebom
                    w kompletnym przebraniu
                    na całość poszły moje ręce i nogi
                    widzę tyle słońc ile podminowanych lub zatopionych
                    dźwięków z gitary wydobyć możne wbijając wzrok w struny
                    w natężeniu złości staję się optymalny
                    z ziaren piasku nikim
                    zabawa lub bijatyka z paczką papierosów
                    musisz prosić zwariowane postaci ze swych wizji
                    ale na nic to się zdaje
                    nikt nie jest zbyt mały by móc uwierzyć
                    noc staje się o wiele mniejsza gdy nazywasz siebie nikt
                    składają się w jedną całość meteor i rzeka
                    chociaż są po przeciwnych stronach widzę je razem
                    biegam tu i tam zataczam koła
                    wyszydza mnie niewola kracząca z rana
                    przestaje być wszystkim
                    także antymaterialnym śmiechem i łzą
                    niewiedza samotorturuje się
                    niech poczuje samą siebie
                    wtedy pozwoli ciasnym ciemnościom powiększyć się
                    do takich rozmiarów że ja i ty będziemy mogli bez lęku rzec
                    jeszcze jeszcze raz
                    balon głupoty nadął się do maksymalnych rozmiarów
                    zaraz pęknie a wtedy wielkość rozsądku
                    będzie emanować z dna wspaniałej złotej szklanki
                    dla ciebie dla brata
                    hałas słów wymową jedynego słońca
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
               * ppppppp *
               Ppppppppppppppppppp
              Ppppppppppppppppppp
              panując nad sobą w nadodrzańskich lasach
              trzymam straż na przesiece
              panując nad sobą w nurtach Wisły
              pilnuję wypchanego siarką smoka
              panując nad sobą wśród traw Połoniny
              opiekuję się porzuconymi dziećmi
              panując nad sobą w wielkich kombinatach
              spisuję sukcesy i osiągnięcia
              panując nad sobą w ośnieżonych lasach Tajgi
              nie cierpię dla samego cierpienia
              panuję nad jego wymową
>>>
 DSCN0010a                             
*Miniaturowy człowiek *
Ulepiłem z gliny swojego miniaturowego człowieka
tchnąłem w niego swoją duszę bez cienia bez blasku
nie licząc na bunt
Gdy mój stworek zbudził się zaskoczony w moim pokoju
nie mógł długo uwierzyć że żyje naprawdę
że tak się boi
wymyśliłem też nazwę dla niego: „Pointa”
Miecz Damoklesa nad nami – tak odezwał się
gdy on popatrzył w górę na mnie i wejrzeliśmy sobie
głęboko w oczy – Pointa – pomyślalem, fakt
po chwili już myszkował po kątach
szukając swojego miniaturowego komputera
Stworzyłem takie coś by móc wyzwolić się z okowów lęku
które przypadną jemu
życie moje składało się dotąd z przebaczeń
za każdym razem coraz bardziej szokujących
jak paniczne permanentne ucieczki
Jest taki nastrój pełen grozy gdy otwierasz oczy
i jesteś pewien że tym razem to już koniec
każde przebudzenie tak straszne
pośród oddalających się od siebie ciężkich kropel nocy
rozpraszających się w ciemnościach
planet czarnych ognia chłodu cienia blasku spopielenia
gdy budzisz się w ramionach dziewczyny i stwierdzasz
że to neurotyczne Nieznane zamknęło się kopułą
kamienną bazyliki lub stalową czołgu
nad twoją biedną bezbronną głową wypaloną
Zrywasz się chcesz pytać – co jak gdzie dlaczego
chcesz uciekać – wiesz że giniesz ostatecznie
to przebudzenie jest ciągle w tobie jak przegrana
twoja wielka jak oczy które przestały ci służyć
Stworzyłem małego człowieczka tylko po to
by pozbierał części mojej osoby pogubione
lub oddane nicponiom w zastaw
przechlapane pod mostami z motylami świata
Nie liczę na bunt ale chcę by był on przypomnieniem
by był dla mnie kwiatem który pozwoli się zerwać
jeśli zjawi się ta jedyna dziewczyna
pająkiem tkającym szczęście w pulsującym wnętrzu
mojej dokuczliwej wyobraźni
nabrzmiałej ideami
>>> 
OLYMPUS DIGITAL CAMERA                         
Czekam na stworzenie nowego świata
jego matka wzbiera wielkim atomowym bólem
wszyscy ludzie są rozgrzeszeni
moimi przyszłymi i obecnymi klęskami
oto ja w apatii oskarżam siebie
o popieranie śmierci
przez to, że nie wierzę w takie
męsko-damskie porody
Oto wszyscy ludzie oskarżają mnie to,
że nie zbliżam się do śmierci
że jestem biedny i głupi
że nie widzę słońc nad sztucznymi górami
Sześć razy stanąłem w narożniku jak bokser
wypchnięty tam siłą przez ideę
ona ta sama malująca się przed lustrem
stała zawsze naprzeciw
idea dopingowała mnie –
tak: musisz walczyć o swoją wybrankę
ona marzy o tobie – ale ona widzi ciebie
na szczytach 
cóż idea wiecznie żywa
cóż jeżeli umrę to tylko
dla niej
>>> 
 OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Wystarczy spojrzeć w telewizor
by dojrzeć samego siebie
ona przeszła dziś taka szara
zdradzona by usiąść przed kamerami
ja dopadłem ją, gdy była u drzwi studia
wyznałem jej miłość
która poraziła ją i obezwładniła mnie
gdy była już na wizji
patrzyła przed siebie jak dama
gdy pojawiła się na ekranie
była taka, jaką chciałem widzieć
miała coś z mojego spojrzenia
przeczytała coś o papieżu
>>>
DSCN1173a 
* Moje szczęście, że ciebie tu nie ma *
Jak twoje krople potu
tak są moje łzy
ktoś chciałby je zliczyć
jak słone gwiazdy
nie mówię o tobie nic
bo jestem jednym z wielu
którzy cierpiąc prowadzą ten świat
co prawda nie do zguby
ale nie wiem tak naprawdę gdzie
nie mogę mówić o tobie
bo ciebie nie ma tu
dlatego są łzy jak deszcz
moje szczęście moje piastowskie szczęście
że ciebie tu nie ma i myszy
i osioł i ptak i korona dwupłciowa
ty jak wszystkie ukochane choć niezbyt czeskie
z nóżkami jak łanie z piersiami
jak gołąbki z delikatną skórą opalonych ramion
jak pieczone gołąbki w garści
dojeżdżają co wieczór małymi Fiatami
robiąc rundkę na moim podwórku
tak tak odjeżdżają, gdy mnie
robi się niedobrze i jakoś mdło
by prowadzić świat do zguby
nie mogę przez nie pracować
pozostawiają mnie samego
i nie mogę zbyt długo pisać
bo pocę się, płaczę i palę nad miarę
swych dwudziestu paru lat
a ponadto piję co wpadnie mi w ręce
wodę na początek
chcę powiedzieć tylko jeszcze
że bardzo lubię kozie mleko
i piję je na koniec
dobrze, że ciebie tu nie ma
łzy wygrywają
nie poprowadzę świata do zguby
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Pręgnier pręgier pręgielar PRĘGIERZ
Sakwojaż sekwoja Krakównolepie
Ty i dziesz Ja tylko Ja dę
powtarzam powtarzam sięgam odą
po Radiokomitet w wakacje
Brzegi lasy sięgam po taśmę
Nowa Anglia jest moja Ojczyzną
Polska jest ojczyzną Rosjan
Rosja nie jest moją szansą
mierzę obliczam oblicza
Grecja jest moją kołyską
Japonia korektą Rzymian
„Błogosławieństwa bolszewików” to rodzaj miłości,
której szukam pod kamieniami książek o kosmitach
kolejny szyfr „Ooh” – tytoń chmielak eksplozja szyszek
Nie pytaj mnie historio o to czego nie wiem
ja i nie wiesz ty
przyszłości żono bądź kochanką dzisiaj
kochaj mnie jak przelotny ptak
poruszając skrzydłem
rozbujaj horyzont moich rzęs
słoneczne promienie liceum rozpraszają się
w moim ciemnym gabinecie tęsknoty za zachwytami
wywracam pylony komitetów
rozbijam szpalty dobrochcącej prawdy
wysychajacej w marsjańskim krajobrazie 
jądra zguboołowiu w bezpiecznikach
opijam towarzyszki myszy i wpuszczam w maliny
la la Remp tera ra rwa pter
tu ja rie te te te tjn aat
wyjdź z zegara śpiewaj ze mną
jeśli jesteś chochlikiem nazwę cię Alfred
jeśli jesteś mały jak skrzat nazwę cię Manchester 
jeśli gnomem nazwą ciebie twoje jaskinie jak chcesz
tu zmienisz nazwę na Pink Floyd lub Yes
Karuzela lat współcześnie współczesno współczesnych
karuzela nie obraź się Cenzuro to niechcąco chcąco
dławiąco rozwiązywalnie
cóż doszedłem do drzwi nie boję się najśmielszych głupców
doszedłem do samobójczych wzruszeń Jimiego
i popatrzyłem nareszcie w przyszłości spokojnie
poprzez jego oczy przyszłości
pręgierz przygotowany 
Rosja obnażona
>>>
DSCN2031a 
Pot leje się po murach odkrytych spod tynku
krew leje się po półkolach półliniach półpłaszczyznach
bebechy przykrywają półpunkty
 
Wszystkie pingwiny wychodzą nagle z olbrzymiego mózgu
i tworzą krąg
śpiewają jak ludzie na małym podium lub scenie
Prawda to ich piosenka
Sznur Dunajca
to owacje płaskorzeźb
Pingwiny to zamachowcy
lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych
Woda chluszcze wokół nie mogąc wedrzeć się do wewnątrz
 
Podwodne echa coś jak horror terror konfrrontacja
pedały służą do rozpędzania pojazdów
dywany latające kwadrygi sny wzmacniaczy tysiącwatowych
sny o przygotowanych uszach
wyrywać zgrzebne fakty upodlenia
przedstawić je na forum ONZ choćby tak:
„On ją katował miłością ona zadręczała go miłością
zakochali się na śmierć w Świętochłowicach”
 
Wyjdźcie wszyscy przed dom, który płonie
popatrzcie na tę zapałeczkę popatrzcie na tę pochodnię
na dzieło cywilizacji
zapraszam na pieczenie Barana przy okazji zagrzeje się Lew
i Szwajcar, który w ostatniej chwili wyrwał drzwi i uratował je z pożogi
podejdźcie struchlali ludzie do ognia
popatrzcie z zewnątrz na swoje społeczeństwo
Yo – wielka rana to wielka zasłona
nie chcę presji nie chcę ucisku nie chcę pieszczoty
nie chcę być łaskotany nie chcę być dotykany nigdzie
w oczy serce język i nawet w piętę
Niech oczy przyszłości wypalą swym spojrzeniem
ranę w moim sercu
jak niezatarte wrażenie lub piętno 
Ruch zgrzyt cudowne cielsko rakiety w swej erekcji
porusza się jedną setną sekundy zamiera znów
jestem poza mną i pożywiam się rakietą w musztardzie
kolebko indiańskich cnót łowco myśliwy
powiedz do aniołów wśród ludzi to dopiero jest porządek
nie taki jak w waszym półświatku
strażak ratuje wszystko
mój skorpion cofa się ale do wejścia
zresztą do wyjścia wyjść nie wyjdziesz
tylko się nie bój mojego skorpiona drogi czytelniku
spójrz oto cmentarz Lema Buddy Lenina
spektakl Nowaka Prousta Boruty
spadają latawce atomowe i nikt nie wierzy,
że jeszcze można się porozumieć
wszyscy się boją
Manifest płynie przez Atlantyk
Manifest przemierza Syberią
kocham mój stolik wyjmuję rękę spod niego
kładę na jego blacie
patrzę jak drżą mi palce dłoni
pod moim spojrzeniem uspokajają się
mój głód stygnie
moje dzieciństwo się kończy definitywnie
rampy świecą pośród rakiet i krów
prowadzę siebie i małe kotki biegnące za mną
słodki mój dom wieczoru
pracą nazywa moje wzruszenie
Idę idę z ręką podniesioną w górę
szczęśliwy zdobywczy ignorant mały ssak poprzez
GOBI KOŁO ŁODZI
>>> 
 OLYMPUS DIGITAL CAMERA
 * Na niedzielny poranek  *
Komentarz polityczny
nie jest dobry na niedzielny poranek
wstałem właśnie jak w każdą
trupionieczułą sobotę
i szukam w pokoju wsi
i szukam w łazience bojowych lotnisk
i szukam w kuchni karceru
no cóż, niedziela będzie faktem
postanowieniem
sobota już jest żalem i pokutą
Polityka radiowo-telewizyjno-gazetowa
swoje echa przysyła mi już od rana
a ja zbudowany z nich
jak w każdy dzień tygodnia
jestem zbyt świadom tego
że nie mam pracy
że nie mam umiejętności
że brak mi chęci
że sobotnia noc jest upodleniem
tak chciałbym śnić
o poranku bez polityki
o zimie bez polityki
o niedzieli bez polityki
chociaż
>>> 
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
Panie starszy Panie dlaczego odpowiadacie po węgiersku
gdy moje komplementy i zapytania
dają się słyszeć po polsku
dają się słyszeć, dają, dają
czy aby na pewno?
Panie deszcz Panie wiatr robić to dobrze poetycko
tak to jest prawdziwa miłość
a ja nawet nie wiem jaką formę obecnie prezentuję
w waszych konkurancjach
Wiem tylko że rozkręcam się pod sam koniec akcji
co poczytwane jest za przejaw niesubordynacji
gwiazda spadła pikując w dół
ja śnię bo śpię ja śnię bo nie pracuję jak teleskop
to się udziela
Panie starszy obserwuj pan za mnie
ja zapadam po polsku w sen
równie niezrozumialy 
>>>
Twoje usta są tylko dla dorosłych
twój anioł się nudzi od lat
przesiadujesz wciąż na ławce obok jakiejś żeńskiej zawodówki
zamykasz oczy a w głowie twojej
mały kulawy psiak zdycha pod płotem
nurkujesz w puch znikasz tam nagi
i nie byłby sobą gdybyś tuż przed DTV
nie wystawił na świat wskazującego palca
ponad powierzchnią tej miękkości
tej ułudy bezpieczeństwa
>>>           
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
Mewy znajdują sobie miejsce w twoich oczach
tam wiją gniazda i szybko wydają potomstwo na świat
gdyż jesteś taki niecierpliwy
Oracz całe twoje plecy zjeździł już swoim Ursusem
a ty upierasz się że twój mózg jest świeżo uprawionym ugorem
oracz upiera się że z tym to on nie ma nic wspólnego
seans telepatyczny to w stylu Mickiewicza
seans filmowy to w stylu Ziemowita Siemomysła Mieszka Lestka
Piasta i całej Ameryki z jej indiańskim jazzem
zależy od rodzaju podniety
Bocian jako uogólnienie jest symbolem
nie możesz jednego słowa powiedzieć o sobie
jako o świecie by nie podpierać się przedmiotami z duszy
lub przedmiotami z natury
zbieram okruchy niedojedzonego chleba
jestem tym którego wiecznie swędzi skóra w różnych miejscach
nawet od wewnątrz
jako nędzarz i włóczęga napawam ludzi strachem
nosząc pełne chlebaki odpadków
przyuczony byłem do zawodu piekarza ale mój chleb
ze sproszkowanej stali był ponoć niejadalny
w każdym razie nie był kupowany
sól sypałem wprost do oczu kupujących – może dlatego
Twoje myśli pociągowo-helikopterowe trącą starożytną doskonałością
życie w ogniu ma sens jak coś co daje się poznać
przez ból i skutki
Filozofia i tak w końcu jest kotem
który bez pracy staje się pupilem
dzięki małym mechanicznym lizusom z których się składa
kot jest trudny do zabicia przez dziecko
taki to podły wolny okruch
ale jak kot może porwać gołębia pokoju
tak mewa wojny może porwać kota
 >>>
 OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Obezwładnia ogrom uczuć *
Obezwładnia ogrom uczuć
i pracy nad ich przemianą
dziewczyna to nie orzeł
grzyb jak stek
sen to wielki pochód
chodźcie za mną
już nie długo spadną okowy
gdyż wszyscy razem to wolność
i kobieta i dziewczyna i uczennica
samopoznanie przez samomocowanie z telewizją
trzeba kochać pod osłoną nocy
głosy z horyzontu głosy ze ścian
tablica i pociąg
niezrzęte zboża lub kopy kłosów
w niewoli śmierci kosmosu
wieczny spoczynek wojny
ona cię kocha
tu szkoli się na Cerbera
wątpi w świat wątpi w samomocowanie
boli wielkość kagańca
a nie jego ucisk
świat w Noc Świętojańską jest filmem
o korupcjach polityków
czynach lubieżnych sędziów
piersi chudych wiedźm
nóżki dziewczynek
chudziuteńkich jak przebiśniegi 
słodycz gorąca
pal który kojarzy się z wężem
ogień trzeba nieść czasem przez krainę lodu
patrzeć na małe życie
wielkich miast z wysokiego marginesu
wypalonych oczyszczonych
trząść się nocą słuchać nocą
i któż z państwa zaprzeczy
że świat przeżyje bez religii miłości
w katakumbach uczuć
i cóż – jest w każdym to cmentarzysko całopalne starszyzny Wolinian
to fascynuje jak Noc Kupały
korona Kazimierza Wielkiego odnaleziona w Palmirach
rodzina która walczy z komunizmem w Wietnamie
potwory choćby takich codziennych dziennych dzienników
nieobecnych fabryk kombinatów azotowych stalowni stoczni
znów pogańskich
zbliżają się wybory a tu krzyż zobowiązałeś się nieść
wejdź chodź bądź
mój czysty świetlisty bursztynie
wybieraj w ciemno
jak tu wszedłeś
kto tu wszedł –
bezgrzeszny do K.C.
ten zobaczy czasu
– koniec
>>> 
 OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Stan ducha Polski  *
Mam obowiązek opowiadania w prostych słowach
o swym życiu w ucieczce
jestem zmuszony zrozumiale wyrazić stan ducha Polski
kluczącej w miejskich labiryntach i lasach pogardy
Och jakże ja płonę a ona jest taka zimna
muszę mówić o troskach i kłopotach codzienności
idealizm za mnie nie chce tego robić
policja jest na moim tropie
płoną mi skronie co może mnie zdradzić
płoną mi włosy chowam się za komin na dachu
uciekam ulicami polskich miast
krzyczę na cały głos – wolność
uciekam z niewoli myślenia o codzienności
biegnę drogą wielkiej przemowy
Oni są już na moim tropie 
tak często się boję
wtedy nie mogę wypowiedzieć jednego słowa
wtedy w takich sekundach ciszy
wielka trwoga ulega idealizmowi
asfaltowych nawierzchni
zostawiam wytpione ślady
zastygające na wieki
układające na ulicach słowo:
wolność
>>> 
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
* Na Podlasiu  *
Na Podlasiu bieda i przepiękny poranny krajobraz
nad polskim morzem po wielkich burzach ruiny kościołów
poeci myszkujący wśród wydm
szukający na plażach legend współczesności zamkniętych w muszlach
na Świętym Krzyżu sama rozkosz dla oczu
aż do Kielc widać historię i gołoborza socjalizmu – oby tak dalej
w Warszawie same skażenia i nastrój rodzącej się kultury
małych bezsensownych elementów w brzuchu i przestrzeni
nad „Soliną” romantyczni drwale walczący ze sobą
w stylu kung-fu pod budką z piwem
na Żuławach śniadanie plus deser ciekawostek atmosferycznych
na Rynku w Krakowie coraz mniej wolności za to
w słońcu przybywa prawdziwego piękna
w zielonogórskim kombatanci świadczący o krzywdzie
jaka dzieje się starym i biednym Kościuszkowcom
ale także o tym że Polska była tu i będzie biedna
w Częstochowie raport służący profilaktyce
zabezpieczający przed niepokojącymi myślami
o emigracji do Związku Sowieckiego
ten raport świadczy o tym że wszędzie tam czyha
wspaniałość której nie widać
której nikt nie dostrzega
która nie może być duchowa
to pewnie jej nie ma
 >>>
 OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* O szybkostrzelna *
O szybkostrzelna Pani w czerni
czyżbyś była tą wyśnioną za dnia
zręby cywilizacji to są ramy
w których mogę cię widzieć i poznać
wstępujesz w moje serce od kilku dni
zbliżasz się do moich ramion
i cała w czerni stajesz się coraz jaśniejsza
a wokół linie i krawędzie ciemnieją
prowadzą twoją miłość coraz bliżej bliżej
same znikając
widziałem cię kilka razy
o wszechpędząca Greczynko
tak blisko jest nasz wspólny kołczan
dobra śliczna narkotyczna mityczna
boję się gdyż za chwilę dowiesz się
jak wielki będzie ten nasz lot
o najcudniejsza zaraz zobaczysz
jakim jestem cierpiącym celem
od wielu wielu godzin zbliżasz się
po uwlonieniu cięciwy
zechciej tylko rodzić się gdy ja będę umierał
a to tysiąc razy na sekundę
bądź w swej czerni
przytul się wreszcie do mojego serca
o strzało drżąca w sercu
spadająca z zenitu
>>> 
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
 *Kończy się miasto *
Godzina strachu po której kończy się miasto
z równoległymi ulicami widzianymi z okien
z parkami prostych zielonych drzew
ze sznurem zorganizowanych w wielkomiejskim ruchu
samochodów
Kończy się schemat a zaczyna życie
gdy nagle nie musisz mówić
nie musisz ruszać rękami
ani zastanawiać się
możesz tylko wówczas leżąc nieprzytomny
patrzeć w niebo mając mocno zaciśnięte powieki
gdy miasto czeka na pociski atomowe
gdy wieś czeka na stalowe gąsienice czołgów
sen to jest prawdziwe czuwanie
Gdy kończy się ta godzina strachu
noc staje się niskim planetarium
przyszłości i szczęścia
seansem co dwie godziny
za pięć złotych
>>>
?????????? 
 * Cienka nić cierpienia *
Tak trudno jest zrozumieć
że ta cienka nić cierpienia jest koniecznością
chociaż się rwie
jak zwykłe życie
twoje słowa są o wiele mniej potrzebne
by zrozumieć dziś bardziej jutro
nie zmieściłem się w jej kryształowej formie
pojęcia ukochany
nie mogła być ideałem na który patrzy się
w pozycji wertykalnej
Starsza mężatka choćby zdziwiona
gotowa dać mi cały swój raj
choćby w kinie
biorę jej dłonie w swoje i kładę sobie na kolanie
wtedy panika ogarnia tłum mężów
na myśl o tym teraz dostaję epilepsji śmiechu
jak wywiodłem ich w pole
Jedna kobieta oddała wszystko
i odeszła nie zaspokoiwszy mojej cierpliwości
taka wspaniała w swej wierności
inna kobieta stanęła na placu boju
by sprawdzić że czuję się jak embrion
że tysiące razy w myślach wślizguję się
do jej matczynego łona
by tam skulić się jak płód królika i zasnąć
czekając na prawdę o miłości
tak bojąc się krematorium moich myśli o jej ciele
tak pragnąc samej siebie w ogniu
odwzajemniała pożądanie doprowadzając do zgodnego
– to nie ma sensu w tej chwili, poczekajmy
patrzyła na mnie zdradzając swe życie przyzywając
odchodzącego
taka zbędna jak mój wstyd
Paliwo bólu jest potrzebne by bomby mogły powstać
by miłości imperium mogło
obronić się przed modami zła
bez cierpienia
>>> 
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Koń przeskoczył Wołgę  *
Nie wypuszczę cię tak jak Liv Ulman
będziesz moim pawianem kukurydzo
ty pijaku – bijatyki urządzasz w wagonach
bezpieczeństwo Państwa narażasz
nie będę tolerował twojego lekceważenia
miesiąca filmu radzieckiego
jestem wiatrem wiejącym od huty Warszawa
koń ma rogi które wyprostowały mu się
naprawdę
mrużył wtedy oczy i kupował bilet do kina
na film Bergmana
cieszył się gdy czytał w gazecie
że świat czeka na jego pokłosie
listonosz zanotował: bije dzwon, mąż bije żonę
pantoflarz bije pianę, zomo bije szyby w kinach
a wojsko się buduje na trybunach
Papież jest autentycznym facetem –
powiedzieli tak w „Monitorze Rządowym”
– ale był przecież aktorem
świat zaznacza swą obecność piosenkami
nie w ciszy nie w ciemnościach
ja lubię kolory i młode zespoły punkowe
dlatego nie rozumiem dlaczego mogę się
porozumieć w sprawach światowych
tylko z podstarzałymi generałami
nie to nie był samiec
nie to nie była muza
nie to nie był aktor
pozostały pytania z pierwszych rzędów
i to dlaczego nie daje ci to spokoju?
koń przeskoczył razem z jeźdźcem
Wołgę i Don ruszył na zachód
a za nim na taczance naga Liv
jak Breżniew przykazał
>>>
DSCN1840aa
Mały dwuletni szkrab
przychodzi do mnie co dzień
z prośbą by założyć mu słuchawki na uszy
i dać chwilę psychodelicznej muzyki
Gdy idę mu na rękę
jest wyraźnie ukontentowany
rytmicznie porusza małym kolanem
uśmiecha się i słucha
ma kłopoty z mówieniem
ale wydaje mi się że chyba rozumie
tę muzykę i tamte czasy
Dziś siedzę sam z bólem głowy
po nocy pełnej koszmarów
psychodelii socjalizmu powszedniego
czekam na to dziecko
kiedyż wreszcie bez pukania
uchyli drzwi mojego pokoju
i pojawi się znów w progu
jak zwiastun elektrycznej wolności
>>>
Polanczyk oboz zegl 070802 32a
Papież na tle Domu Partii w Warszawie
otoczony Tygrysami wyglądał wspaniale
zachwycił mnie gdy wjeżdżał
razem z nami w Nowy Świat
Papież wystartował z Balic samolotem
i oddalił się ponad górami do Rzymu
setki komandosów deptały
ten sam pas startowy wcześniej i później
bezskutecznie szukając odpowiedzi
na pozostawione przez niego pytania
tyle razy zachwycali generałów
wkraczając w dwóch rzędach
na ciemne rampy spuszczone
z tyłu samolotów
gdy znikali w otchłani wojny
pod ogonami samolotów desantowych
i nie znaleźli odpowiedzi na pytania
pozostawione przez jednego zgarbionego staruszka w bieli
Czy teraz tak jak kiedyś
chcemy zachować pokój
gdy rosyjskie i niemieckie łapy
szukają naszych rąk by pogratulować
poddaństwa
gdy Partia szuka naszych rąk
do odrąbywania
gdy Bezpieka wciąż otwiera
nowe rany w umyśle społeczeństwa
gdy u nas coraz mniej ludzi
mających nadzieję
Szaleńcy szaleńcy wołał Papież
nie wolno w zachwycie nad materią
wywoływać wietrznych gonitw grożących
śmiercią narodom
nie wolno prowokować wiatru
w oczach w sercach
które staczaja się w rozpacz
jeżeli nie potraficie odnaleźc odpowiedzi
którą on niesie
 >>>
DSCN4638a 
* Natchniony *
Gdy byłem natchniony
napisałem do ciebie list
śmiałaś się z niego długo
jeszcze teraz słyszę twoje spazmy radości
gdy byłem natchniony
oryginalne piękno odkryłem w miłości
i opisałem ci dokładnie
cień za twym lewym uchem
który pokochałem i który pożądam
pamiętam jeszcze twoje krótkie słowa
i dziwne spojrzenie
uwierz byłem natchniony
musiałem o tym napisać do ciebie
i cóż z tego że miałaś inne wyobrażenie
o mnie i moim uczuciu
teraz gdy już tyle godzin jestem sam
gdy wracam do domu w apatii
gwiazdy sypią się na moją głowę
na wielkim nocnym niebie
znacząc ogniste smugi od horyzontu po horyzont
wszystko co żywe wstawia się za mną
wszystko co natchnione
a ty tak kochałaś mnie
lecz ja napisałem ten list
w którym prosiłem ciebie o to byś choć przez minutę
stała naga na ruchliwym skrzyżowaniu
trzymając w ręku małą gąskę
lub oddała mi jeden swój sen wzamian za jabłko
Byłem natchniony gdy żądałem słońca wody i wielkiej ryby
w której mógłbym się skryć
a ty tak bardzo przestraszyłaś się mnie
taki wstręt wywołał w tobie mężczyzna
któremu drżą ręce z natchnienia
Śmiałaś się ze mnie związanego powrozem
jak jagnię gotowe na rytualną śmierć
Oczekiwałaś krwi a nie obrazu
ty boisz się ryzyka nieskończoności
a jestem tylko krzyżem łotra
dziś gdy natchnienie rozwiało sie jak mgła
a gwiazdy wszystkie już spadły
podobałbym ci się znów
taki głupi i spokojny
 >>>
 OLYMPUS DIGITAL CAMERA
*Po latach odkrywamy siebie na obrazach *
I tak w ciągu wielu lat
nasze noce zmieniają się w dni
komentarze przestają dokumentować cokolwiek
kolaż z serca i faktów trwa wiecznie
i tak w ciągu wielu lat
nasze domy maleją
wyrastamy z nich
chodzimy wśród nich jak wśród zapałczanych pudełek
ale za to patrzymy jaśniej pewniej
zimniejsi starsi o historyczne lata
których nie poczuliśmy dziecięco
i dlatego dziś nie rozumiemy
tak w ciągu wielu lat
tworzymy swoje kolaże
po latach odkrywamy siebie na obrazach
przyrody wojny miast rządów
odklejających się powoli
od prawdy
 >>>
 OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Tam pod gwiazdami żyją prawdziwi ludzie
udaj się tam a znajdziesz przyjaciół
tam wysoko gdzie mgła naszej drogi
są prawdziwe uśmiechy i prawdziwa radość
zabierz swoje usta i usta wybranki i zanieść je tam na zawsze
Tam gdzie te wielkie złote kule i srebrne okruchy
szczęście poznania koi smutek podróżujących wolnych Arlekinów
stań się Arlekinem
Pomiędzy tym wszystkim co złudne żyjesz wierząc
że gdzieś w otchłaniach stoisz zagubiony
lękający się lecz niezłomny
a może dumnie wypełniasz narzucone przez noc obowiązki
odwrócony tyłem do światła
Czy stać cię na to by wziąć rozwód z ciemnością
rozbić to perfidne lustro odbijające ziemię w deszczu
oderwać oczy od wysokiego mniemania o sobie
i zacząć iść pod górę samotności
gdzie mgła naszej drogi stromej
w której zagubi się smutek
>>> 
 OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Miłość poza nawiasem *
To tylko miłość
znak
to miasto nad jakąś rzeką
to pochylony nad stołem człowiek
słońce czerwone do połowy
skryte za lesistym wzgórzem
zachodzące nad lotniskiem i portem
znak
to tylko znak
miłość poza nawiasem życia
miłość jak zwiastun nowego życia
możesz tylko patrzeć obserwować oceniać
ekscesy światła słonecznego
gdy zamykasz oczy wiesz tylko jedno
gdy naprawdę kochasz
w twojej duszy nie ma nic innego
wtedy wiesz – to tylko miłość i ona
symbol słońca
cały ty wówczas jesteś znakiem
tylko patrzysz klasyfikujesz sytuacje
szufladkujesz ludzi ogrody dworce kolejowe
to tylko miłość i ona
akadyjska alfa i grecka omega
to żebrak w przejściu podziemnym
to rozpacz w domu samobójcy
to rozpruty spadochron
to pierwszy wystrzał na Westerplatte
widzisz tak dużo rzeczy ukrzyżowanych
i czujesz że cały jesteś wielkim zwiastowaniem
a to tylko ona i miłość
z którą nie wiesz co począć
którą zwrócono ci przed chwilą
lub już w dzieciństwie
ziarenka piasku drażnią cię jak małżę
zaszczepione w twej głowie 
pył złoty gryzie w oczy
patrzysz na świat rewolucyjny obcy
i porzucony nad Wisłą trzymasz w dłoniach
coś co będzie jak symbol jak znak
cokolwiek by to było
a na razie jest palącą jak samotność miłością
to tylko miłość i ona
oni kłamią mówiąc to zaślepienie
i uwielbianie samego siebie
a ty wiesz to ona i miłość
to zapomnienie o cierpieniu i śmierci
to znak nieznośnego
ale jednak życia
>>> 
 OLYMPUS DIGITAL CAMERA
 * Małpy w oknach pałacu *
Człowiek przed białą bramą oczekiwania
krew w jego żyłach
koń koloru fioletowego na zielonym królewskim tronie
małpy w oknach pałacu
korony na ich głowach
błyskawice zmienione w słowa wiszą na niebie
dziecko śpi na tapczanie
w jego śnie żywe istoty ludzkie
człowiek przed białą bramą z pękiem kluczy
klucze są zardzewiałe
oceany kołyszą się
na falach kwiaty czerwone
cała powierzchnia pokryta czerwonym kwieciem
czerwone płatki miotane przez wiatr
spadają bezustannie
aluminiowe wieżowce i dzwonnice cerkwi
za kratownicą ogrodzenia
łańcuch zardzewiały oplata bramę
człowiek patrzy na małpy w oknach
bezradny
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
*Srebrna mgła wieczornych ognisk domowych *
Pani Bogumiła Wander – spik. TV
W-wa Woronicza 17
Aniele Złotowłosy Cudowna Bogumiło
Wróciłem ze świata jak święty turecki
Teraz nawet Papieżowi nie mógłbym dać w łapę
chyba że chciałby zalegalizować nasz związek
jeśli na tyle jesteś wolna
Sąsiedzi wożą jakieś fotele dentystyczne (-)
dorabiają się kosztem sierot i pogrzebów jak hieny
Hitlerowcy mieli więcej w sobie „Gott Mitt Uns”
Zaczynam wstydzić się rodaków. Czekałem 10 lat Na co???
Żałoby tylko przybyło. Stoisko Palestyny w Poznaniu skromne.
Japończyków nie zdążyłem odwiedzić.
Na Targach była sznsa
Pewnie moja a ja drepczę wciąż SAM
Z Targów wysłałem ze 6 kartek
Nowe koce muszę kupić.
Względem czasów mej młodości – koni mamy 3 razy mniej
Tragedia! O Polskim morzu mówią same bałwany na brzegu.
Z podsłuchów idą sprawy sprzed 20 lat.
U Was zawsze aktualnie!
Namyśl się – po sezonie nie będę czekać.
            Pozdrawiam
            Jerzy Tytus Bezimienny
            W-wa 109 Baleya 14/75
– Podniosłem ten list z ulicy
i schowalem do kieszeni
 >>>
DSCN0900a 
*Robot zagubiony w rajskim ogrodzie*
Dziś doczekałem się chwili
gdy uniosłaś lekko sukienkę
klęcząc mogłem zbliżyć usta do dwu
twoich słodkich kolan
Poczułem się nagle taki samotny 
jakiś obcy we własnym domu
złapany we własne sidła
jakby wykpiono sens moich wojen
w jednej chwili olśnienia
spalono wszystkie kopie moich filmów
w jednej chwili nakłucia serca
Samotność dopiekła mi gdy objąłem
twoje kolana najdelikatniej jak mogłem
obudziłem się nagle wylękniony
w zupełnie obcym świecie
Pomyślałem że przed tym twoim gestem
przed katastroficzną wizją
wznoszącej się w górę sunącej
po jedwabnych pończochach sukienki
może uratować mnie już na w pół martwego
pożarcie wszystkiego jaśminu wiosny
zburzenie wszystkich galerii świata
zrzucenie napalmu do rzeki pełnej krokodyli
spalenie gwałcicieli nieletnich dziewczynek
sfotografowanie kwitnącego sadu pod śniegiem
Dotknąłem opuszkami palców twoich kolan
objąłem je i przytuliłem do swoich policzków
byłem wciąż samotny jak pies
zagubiony w rajskim ogrodzie
automatycznie sterowany robot
zaprogramowany przez ciebie
>>> 
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
Na darmo mówią matki opuszczonych
na darmo mówią dzieci bez twarzy
tajemnice w wielkich bunkrach odwagi czają się
jesień jednego jedynego popołudnia
na darmo krzyczy za oknem
nie słychać tu by śmiał się klown
nie słychać by płakał pierrot
nie słychać tu nic
pokonany przez siebie samego obywatel
tajemniczego systemu trwanie
już nie odpowie nikomu
>>> 
DSCN1559a 
                    * Gorycz *
                    Trącała co chwilę w ramię swego męża
                    patrząc na moją twarz
                    mój duch miotał się
                    jeszcze w polemice z ciałem
                    które stygło już w kilka godzin po śmierci
                    oczy otwarte nie dla ciała rejestrowały
                    już gdzieś w niebie gesty wszystkich kobiet
                    a nie tylko tej jednej stojącej w błocie
                    teraz pokazały się wszystkie na wieść
                    o moim fantastycznym finale
                    zamężne kobiety trzymały pod rękę swych mężów
                    a nastolatki obejmowały swoich chłopców
                    każda z nich szeptała coś do ucha partnerowi
                    cisza wokół mojej nieobecności wydała się pełna dźwięków
                    cisza będąca prowokacją
                    zawsze marzyłem o tym aby nie były to słowa
                    aby treść rozbłysła w płomieniach świec
                    gdy chłód spiął mnie tak bardzo
                    przestałem być wolny
                    począłem rozpaczliwie szukać piękna na twarzach kobiet
                    niestety nie znajdowałem go jak dawniej
                    pierwsza dama poczęła szarpać niecierpliwie
                    za rękaw stojącego obok mężczyznę
                    on i inni wokół chcieli jeszcze zostać tutaj
                    by patrzeć na moje ciało
                    kobiety nie pozwalały im
                    coś tłumaczyły coś perswadowały
                    podniecone starały się odciągnąć ich gdzieś na stronę
                    moja nieświadomość dominująca już nad wszystkim
                    stała się potężnym podżegaczem
                    mój duch z goryczą wdarł się do Nirwany
                    pozostała nieopisana tęsknota
                    za życiem na ziemi
>>> 
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
                    * Kiedy pada deszcz *
                    Kiedy pada deszcz wyję jak pies
                    dziś będzie padać
                    burza łamie już las swoją filmową wichurą
                    myśli wymiotła w górę
                    zdania splotła z boskimi galaktykami
                    zmieszała z szakalami
                    łuk tęczy zaświecił diamentowym buntem
                    rewolucję wody rozbił na frakcje łez
                    nitki ciemności splotły powróz światła
                    u wrót harcerskiej krainy zaczęła się
                    rozmowa o ryzyku
                    tyle jest światów ile w ciele mieścisz dusz
                    tyle masz kłopotów ile sam wywołujesz burz
                    ile ich stworzysz z gradu i śliny
                    kiedy zaczyna siąpić zbieram się do kupy
                    i wydaję przeciągły ryk
                    ryk lwa z gardeł pojęć absolutnych
                    echo odpowiada w jelitach
                    Sophia ostatnio nosi okulary
                    trochę przytyła, można powiedzieć, że rozrosła się w biodrach
                    gdy deszcz na nią pada skacze przecież żwawo
                    przez kałuże w swym czarnym skórzanym płaszczu
                    z postawionym kołnierzem
                    skacze przez kałuże krwi
                    drzwi jej domu nadal stoją dla wszystkich otworem
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
              * Sen symbol wieczności *
              Rozłożył ponakładane na siebie nagrobne płyty
              jak talię kart
              spojrzał na wypisane na nich nazwiska władców
              odkryte wnętrza grobów pokazały brunatną plazmę śmierci i
              kołyszące się w kamiennym pojemniku zżarte żuchwy
              na moment rozwarły się szczęki ukazując sen
              by po chwili zatrzasnąć się w czasie
              Na jednym z mózgowych płatów wyrósł kaktus
              ktoś powiedział, że i na pustyni można się kochać
              przywoływano więc piaskowe burze
              Ile takich pojęć jak dusza i sen jest dostępnych
              materialistom
              Granicą jest czarna listwa
              granicą są niuanse pastelowej czerni
              granicą jest czarna papuga
              granicą jest cyferblat zegarka świecący jak zmierzch
              granicą jest muza w pelerynie z kruczych piór
              granicą jest dziecko z pióropuszem na czarnym szyszaku
              Potoki samochodów sunących jak poduszkowce, które
              obserwujesz z góry
              nazywasz topielą cywilizacji
              Być ciągle sam – to twój dom fantastyczny
              mieszczący nie tylko twoją rodzinę ale i twoje
              ja
              Spuścił nogi z tapczanu
              i zaczął układać pasjanse z nagrobnych płyt
              w sobotę dziesiątego września 1983 roku
              z kart dały się słyszeć głosy:
              ja walet chcę być taki jak dziesiątka pik
              lub taki jak dwójka kier
              ja dama w tych stalaktytowych czasach widziałam
              jak król karmazynu opychał się kałem i pił mocz
              ja As twierdzę, że życie w dzisiejszych czasach
              jest równie ohydne jak śmierć
              ja król w tych zdradzieckich czasach widziałem
              rzeczy tak nieczyste jak zrodzony płód i jego matka
              Wojska zbirów i wojska łotrów stanęły naprzeciw siebie
              po obu stronach czarnej listwy
              przyprowadzili je  głupcy z notorycznymi wizjami
              błogostanu
              pomiędzy kolcami cierni jednych i kolcami kaktusów
              drugich
              dzieci zażądały wyliczanek prawdy
              Z pękniętego neutronu wydostały się zwierzątka
              z dawnych czasów wydostały się słowa
              z martwych głów wydostał się sen
              z niezasklepionych ran wieku wydostała się krew
              i rozlała się topiąc w czerwonym błocku czekających
              żołnierzy
              Politycy i generałowie przysięgający wierność kamiennym
              grobom dziś spojrzeli na nie poprzez sen
              i obwieścili, że to oni stali z tyłu,
              gdy Mieszko ślubował, Jan Kazimierz przysięgał,
              że to oni podtrzymywali ręce Prymasa
              w Komańczy  
              Złożył karty i rzekł:
              naród to nie tylko jeden mały wybaczalny grzech
              państwo to nie tylko spojrzenie Boga na groby
              sen to ukochany symbol lecz należy raz na zawsze
              oddzielić go od wieczności
>>> 
DSCN1359a 
              * Pytania dudnią w studni  *
              Co widzę?
              Co czuję?
              O czym myślę?
              O czym jeszcze nie wiem?
              Jak chciałbym żyć?
              Co słyszę?
              Co kocham?
              Czy tylko oni?
              Jak długo jeszcze?
              Co mógłbym stworzyć?
              Co chcę osiągnąć?
              Czym jest moja praca?
              Czego jeszcze nie znam?
              Czego się boję?
              Czy boję się siebie?
              Co we mnie jest człowiekiem?
              Czy tylko liczą się pot, łzy i krew?
              Czy może praca i ogień?
              Czy chciałbym uzyskać jakąkolwiek odpowiedź?
              Miotają moim papierowym stateczkiem
              rozkołysane oceany pytań
              Jestem, gdy nazywam głuche dudnienie serca
              w głębokiej studni mojego bólu
              ślinię koniec papierosowego filtra
              mamroczę coś pod nosem
              jestem w studni jaźni  
>>>             
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
              * Reaktory *
              Energia lingwistycznych reaktorów
              daje znać o sobie w czasie prywatnych wojen
              niebezpieczna i dokuczliwa torturuje, lecz nie zabija
              promieniowanie sensu odczuwasz jako ból bezpłodności
              i ból rodzenia
              energia listu wyrywa z procesu wielkich zmian
              może zepchnąć w kocioł bitwy białego z czarnym
              światło pada na mózgowe płaszczyzny kanonów i norm
              na kosmiczne równiny wiary i fantazji
              w buntowniczej komórce mózgu zmienia się w pierwszy
              wystrzał rewolucji
              Energia lingwistycznych reaktorów wywołuje wielkie
              zderzenie czasów
              jądra komórek emanują pragnieniami także wtedy
              gdy stoisz na poręczy mostu kołysząc się
              echo cenzury w końcu odpowie:
              „zgadzam, zgadzam się, już zgadzam się”
              Gdy już zastygnie wszystko w ciemności
              gdy przestrzeń oklapnie bezsilna
              gdy powietrze oblepi twoje apatyczne nieruchome ciało
              minie laserowa tortura
              i rozwiążą się języki
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA                                   
              * Sinawe mgły *
              Sinawe mgły jak haust zimnej
              wystudzonej herbaty nad ranem
              wiszą nad moim sadem
              zagrażają prostocie moich nienasyconych
              pustynniejących łąk na kuchennym stole
              okrążają mój dom i moją polisę ubezpieczeniową
              kawały miedzi które wypluły debiutanckie chmury
              kierujące się na zachód
              zaczerwieniły grunt wokół mego pałacu  
              okrzyki pawianów lub
              pozłacane kolczaste wokalizy z okładek płyt
              złotowłosy sen roztopił się w gorycz duszy
              mgły wdzierają się we wszystkie wrześniowe niedziele
              nakłaniają mnie do picia wina przed obiadem
              nakłaniają do marzeń
              modry proszek wdmuchiwany jest
              przez niewidoczne pory w szkle szyby
              słońce świeci przez zakurzoną szybę
              tłuste refleksy przeszkadzają mi w percepcji kosmosu
              srebrzysta rosa znika ze ściany
              w głowie powstają gotowe przepisy
              na omlety z elektronów
              słońce świeci na moją głowę
              boli serce przyprawione ziołami 
              ktoś taki jak ja tylko siedmioletni
              tańczy wokół tapczanu z garścią stokrotek
              coś jeszcze widzę coś jeszcze słyszę
              w tej mojej boleści
              wrażliwy na schyłkowe kolory lata
              powoli wyłaniające się z mgły
>>>
 OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
              * Ani jednej ciszy więcej *
              Ani jednej ciszy więcej
              wszystko jest obce w niej
              aż do samego punktu zwrotnego
              (tam jesteś ufryzowany jak przystało na lata kryzysu
              z uśmiechem który może znaczyć tylko „aha”)
              wrogowie podają ci budulec ciszy
              wtedy gdy wyciągasz rękę po chleb
              oni wiedzą że to tworzywo
              jakkolwiek byś pozostawił w nieładzie
              odtworzy zawsze całą historię grzechu
              pobawisz się jej miniaturową makietą
              potem odłożysz ją i powiesz
              ani jednej ciszy więcej
              Serce nie ma początku i znaczy tyle co złoto
              w jakikolwiek sposób zachowując się
              starasz się go szukać gdziekolwiek
              mózg kończy się tak jak kula
              lecz tylko wtedy gdy spotyka
              przestrzeń zupełnie niezamkniętą
              lub drugą kulę którą zapragnie pożreć
              Namawiasz wrogów aby cię nie opuszczali
              tak bardzo chcesz wypoczywać w walce
              co z reguły polega na wystawaniu godzinami w oknie
              lub celowaniu łzami spadającymi ci z brody
              w muszlę Venus
              Twoje światy to kule milczące
              dla nich otwierasz się i stajesz pozaziemski
              ulegając wrogom chcesz dotrzeć do prawdy
              AHA
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
              Coś wepchnęło mnie w gęstwiny bezgranicznych lasów
              strąciło w niebościenny kanion archeologicznych zmian
              zamknęło mnie w ogrodzie wysypiska śmieci
              sprawiło że utknąłem w krajobrazie sawanny
              zmienionym w skutek uderzenia jądrowego
              coś pozostawiło mnie pośrodku
              niekończącego się łanu pegeerowskiej kukurydzy
              nie mam sił by wydostać się z kamiennego nurtu
              rwącej rzeki
              słucham czy to coś mnie przypadkiem nie przywołuje
              chociaż nie wczuwam się w sytuację
              poruszających się samoistnie przedmiotów
              jestem jeszcze w takim miejscu z którego powrót ma sens
              (ziemia jest wciąż ciepła nie stygnąca w podmuchach wiatru)
              nic nie wabi mnie w krzyk
              nic nie wabi mnie w jęk
              centrum słów-dusz tak odległe
              że nie sposób zabrać tam nic oprócz twojego ciała
              ktoś jest ze mną w tej gęstwinie
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
              * Miłość *
              Jestem zakochany
              w spokojnym morzu
              godzinami wpatruję się
              w twoje odbicie
              unoszące się na fali
              łagodnie splecione ze sobą promienie słońca
              kołyszą się na powierzchni wody
              ciała powoli dryfują ku sobie
>>> 
DSCN1138a             
              * Zdrowiej *
              Porzucam jej karminowe usta
              dla brzęczenia muchy w żyrandolu
              ich smak dla przekrojonej na pół
              bułki w którą włożono talarek cebuli
              czy to dziwne? ależ nie!
              bułka jest okrągła a połówki są dwie
              słowo daję
              Pani spikerka przyjechała dziś do mnie z telewizji
              aby powiedzieć mi jak bardzo się mnie boi
              gdy patrzę na ekran to ona przed kamerą
              ledwo panuje nad sobą ze strachu
              więc ja się pytam
              a co mają powiedzieć małe dzieci
              wychowywane przez komunistów w duchu pokoju
              postanowiłem że będę mężczyzną
              i oddałem pierścionek zaręczynowy koledze z klasy
              tak powinien postąpić każdy prawdziwy mężczyzna
              lecz mimo to stać mnie wciąż
              na wszelkie rodzaje delikatności
              po raz drugi zafascynowany życiem muchy
              postanowiłem że porzucę pracę
              i będę odtąd obserwował tylko żyrandole
              usta widzę zaklęte w ścianie mojego pokoju
              a w innej wizji tłustą wielką piersiastą
              matkę Ziemię gotową do miłości z ojcem Kosmosem
              Pan Sen obruszył się na widok
              klasycznego przedawkowania napoleońskiego dzieciństwa
              i freudwskich zabaw w lekarza             
              nie wiem jeszcze co oznacza
              kogut z czerwonym grzebieniem
              w dniu 21 września 1983 roku po godzinie 23.00
              w garnizonie Kraków
              w jednostce wojsk desantowych
              w przykoszarowym internacie
              w głowie żołnierza
              i cały wagon-węglarka z dziewczętami
              załadowanymi jak jakaś drobnica
              stojący na bocznicy w Oświęcimiu
              kolejny pociąg pełen dziewcząt
              pociąg dłuższy niż tory przez całą Syberię
              pruje jak TJV po dnie oceanu
              podąża z Nowego Jorku w kierunku Europy
              w oknach twarze, obnażone ramiona
              Obrazki do malowania! Obrazki do malowania!
              jak kolega wymaluje zgodnie z wzorem
              to czeka go nagroda w Krakowie
              No a teraz napijmy się wszyscy piwa
              Zdrowie! Zdrowie! Zdrowie!
              na Woronicza              
              zdrowiej
              tylko w oceanie
>>>
DSCN4711aa
              * Rachunek krajobrazu *
              Początek
              kochamy swoją ojczyznę
              jesteśmy balonami wypełnionymi stygnącym powietrzem
              nie mamy ust tylko jaskinie
              przygotowujemy się do powstania matematyków
              chłopiec patrzy na dziewczynę
              ona go oczekuje i bardzo pragnie
              chłopiec to elektryczny dźwięk
              pędzący do jonosfery spełnień
              dziewczyna to smak pierwszej łyżeczki
              lodów migdałowych spożywanych w niedzielne popołudnie
              kiedy będą mogli się połączyć?
              Środek
              połączyć ich może zagrożenie kosmiczne
              już nie długo
              robi się przecież teraz bardzo niebezpiecznie
              chcemy odkryć jakąś prostą regułę
              łagodna senność
              codzienna praca
              permanentny bunt sumienia
              porządek rzeczy
              nadzieja zmieniająca świat
              piękny kary koń cwałujący przez pustą główną ulicę
              wielkiej metropolii
              unoszący na grzbiecie parę młodych ludzi
              przytulonych do siebie
              Drugi środek
              co jest dla nas ważniejsze?
              ten dzisiejszy dzień siedzący pod ratuszem na
              kamiennej ławie
              czy dzień jutrzejszy spadających z nieba
              płonących dziko rżących koni
              umiemy zadawać pytania
              umiemy szybko odnajdywać drogę do domu swych rodziców
              chociaż nie ma tam żadnych bezpiecznych kątów
              i odpowiedzi
              tam tylko przed telewizorem obok talerza z zupą
              leży rozżarzony czerwony gwóźdź
              brakuje do kompletu nagiej drewnianej kobiety
              mogącej przygnieść ciężarem świata każdego mężczyznę
              choćby nawet uświadamiał sobie że jest
              to walec drogowy
              że jest to realna sytuacja a nie żaden symbol
              Koniec
              rzeką dla której dzień dzisiejszy jest korytem
              bywa filozofia lub religia
              często mówimy przecież to tylko moje serce
              często nasze koryta wypełniają niekonsekwencje
              aż do śmierci
              w naszych rzekach pływają wzdęte trupy
              znanych łagodnych kosmicznych koni
              Drugi koniec
>>>
??????????????????????
              On wszedł pierwszy do przedziału
              niosąc ogromne bagaże
              po chwili pojawiła się ona w zimowym kożuchu
              dostojnie dźwigając swoje brzemię
              w czasie podróży siedzieliśmy naprzeciw siebie
              senni rozmarzeni zerkający na siebie
              oni dwudziestoletni rodziciele tak bliscy sobie
              trochę zawstydzeni w mojej obecności
              ja stuletni zmieszany z czerwonymi policzkami
              z brzemieniem czasów
              Z każdą mijaną stacją ogarniało mnie coraz bardziej
              przedziwne rozgrzewające błogie uczucie
              jak delikatne muśnięcie ciepłego wiatru
              o skórę na szyi
              jak dolatujący z dala zapach rozkwitającego sadu
              uczucie zajmowało moje serce w miarę podróży
              wypływało jak mi się zdaje z jej wielkiego brzucha
              wyciągała po mnie ręce miłość
              jakiej nigdy nie zaznałem
              płód wysyłał do mnie strumienie energii
              uosabiającej przymierze na wieki niedawno zawarte
              Ciepło rodzinne otaczało mnie
              pomiędzy miejscami na których siedzieli a mną
              zawisły w powietrzu słowa
              nacjonalizm, chrześcijaństwo, szacunek
              gdy oni trwali w moim spojrzeniu jak Jerozolima
              nagle w kącikach oczu pojawił się ptak-posłaniec
              lub przybywający ze wzgórz jeździec
              a z wnętrza jej brzucha dał się słyszeć głos:
              strząśnij z włosów motyle snu i jawy
              otwórz wreszcie oczy na otaczający cię świat
              daj się zepchnąć przez macierzyństwo na krawędzie istnienia
              pozwól niech miłość odciśnie wreszcie swą pieczęć
              Stworzone przez dzieci dziecko
              ukazało mi kontekst przyszłości
              o tak! czułem go razem z jego dopełnieniem
              było symbolem doskonałości której jeszcze nie pojmowałem
              dotykało dna mojej nadziei
>>> 
 OLYMPUS DIGITAL CAMERA
*Lato 83 jest bardzo gorące*
Lato 83
jest bardzo gorące
krew schnie na ulicach
bardzo szybko
wyłowione z jezior i rzek zwłoki
jeszcze szybciej
fakty to kwas
wariatów widzi się stale na ulicach
lub jako petentów w urzędach
cały kraj porośnięty jest chyba
zielonym zbożem
nawet jeziora i turnie
dziewczyny wybierają żigolaków
ze Służby Bezpieczeństwa
zamiast studentów
prawdziwi mężczyźni dużo piją
i wybierają jedną kelnerkę
chłopcy służą wszyscy w wojsku
z orzełkami na czapkach
panom z elit nkwd
nie zapominając o tym
że gorętszy od lipca jest rock
i śpiewają – nie chcemy dziś od was uznania
Rząd Polski jest jednym
z bardziej niezależnych rządów świata
 ot co się okazało
jest niezależny nawet od narodu, terytorium
i siebie samego
Na pewno zakwitnie nacjonalizm
gdyż jest pod dostatkiem socjalistycznego gnoju
zakwitnie choćby z braku zwykłych kwiatów
które nie są już w modzie
nikt nie wkłada ich do luf karabinów
jak zwykle
nerwica i depresja wraca do łask
co pogłębia wrażliwość i drażliwość
kloaką cuchnie w każdym
większym ludzkim skupisku
na dworcach i w sądach
przechodnie wielkich miast
noszą wciąż plecaki na plecach
to oczywiste
ale czy w nich ukrywają
młyńskie kamienie czy butelki z kwasem
czy tylko banalne ulotki
tego nie wie nawet Radio Moskwa
Ogólne odczucie gdy patrzy się
na własny kraj z wysokich pięter Pałacu Kultury
jest takie że będzie tu dobrze
to nieuniknione
będzie tylko lepiej
to nieuniknione
Jeśli ludzie wytrzymają
i przestaną się ćwiartować
jeśli alchemia z metafizyką
lub inaczej: logika z somnambulizmem
lub inaczej: teologia z filozofią
znajdą poczesne miejsce
w życiu społecznym
jeśli ludzie nie odwrócą się
od odnalezionych po latach ksiąg swojej duszy
jeśli ogień wyzwoli się z żył wielu
pojawi się szansa
na Wielkiego Polskiego Aladyna
ten lipcowy upał
jest dobrym materiałem 
na dym poprzedzający
co przesłoni cudowną lampę
>>>
DSCN5221a 
* Tło – wrzask – obowiązek  * (Prawda)
Prawda to jest przeżywanie swojego życia
nie kłamać to znaczy pod przymusem życia działać
nieskończenie dla nieskończoności
Trójkąty wielokolorowe zastąpiły twarz człowieka
a są tacy co dla sztuki kastrują małych chłopców
kokainą wywołuje się wizje nowych systemów filozoficznych
noc jest prawdziwa gdyż stworzyłeś ją ty człowieku
dzień jest podarkiem Platona
i on jest początkiem prawdy
Nie kłamać przez całe życie to pracować przy
burzeniu nocy i budowaniu dnia
jeszcze jedno przeżywanie cierpienia
na nowo na inny sposób
Twoje splątane życia człowieku gdy kłamiesz
rozchodzą się jak drogi na wielkim skrzyżowaniu
gdy pielęgnujesz ja opiekujesz się ja podtrzymujesz ja
– kłamiesz
Wrzask zastępuje światło duszy
krzyczysz dziecino krzyczysz
czy będziesz mogła żyć
otrzymałaś w dniu urodzin zaświadczenie
że możesz kochać
no i co –
gęsie pióro
na czapkach
skóra tygrysa na ścianie
plastyk z dinozaura
wszystko co jest tłem to przymus
Pracować każdej nocy i patrzeć krytycznie
na siebie w dzień
ratować łzy to znaczy kochać prawdę
to obowiązek
Och Odysie och……
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA            
* Prawda pogrąża *
Słowa grzęzną w gardle gdy masz powiedzieć cokolwiek
coś co nie byłoby obliczone od początku na kłamstwo
uproszczenie przemowy zredukowanie samotności do gestu
wyzwala
prawda pogrąża w cierpieniu
chcesz mówić i milczysz ze strachu przed bólem
podczas gdy ja całymi nocami łażę po ulicach i nasłuchuję
wpatruję się w białą zgniłą ciszę pod latarniami
podpatruję czarne niedźwiedzie milczenia pod mostami
wylękniony dzięki wizjom
z chodnikowych płyt niezmiennych
krwawiący przyszłością kultury
czekam na twój szept prawdy
ty nie możesz nawet zakwilić jak ptak
by wyrazić swój ból istnienia
ból który nie byłby puszką cielesnej kwesty
lecz symbolem chociaż jednej zmiany na lepsze
wielkie twoje milczenie – niemoc i samotność
jak ratusz na rynku miasta
pośród kłamliwych ludzi i społeczeństw
słucham cię wiem że jesteś w tym mieście
i jak ja myślisz o prawdzie
ciemność naszej niewybawionej duszy
twoje ja zabija ciebie twoje ja trzyma łapy
na własnym gardle zaciska je jak szpony
twoje nieszczęście że szukasz w historii  i wizjach
twoje zbawienie że nie znajdujesz w tej chwili
objawienia
wystarczy że wiesz że te słowa
więzną ci w gardle z uwagi na wielkość
tak to są właśnie te słowa
z bragi albe able ble no
tak wiem kochany wiem
nie da się ich wypowiedzieć
jeszcze dziś
>>>
DSCN0528a 
* Jak tu o niej nie mówić *
Jak tu o niej nie mówić
gdy jest taka piękna
każda twoja rana krzyczy wróć
drzewo domaga się oświetlenia
by wszyscy mądrzy ludzie mogli dojrzeć
mózg tak wielki jak stół
na którym w stoją puchary
a w nich aminokwasy
pijani miłością nie potrzebują już uczty życia
wystarcza im samo piękno chemicznych powiązań
ona ma szminką umalowane usta
i siedzi na schodach oparta o twoje kolana
trochę obca trochę  kochająca
dusze zataczają się wracając do domów
każda do swojego
oczy zamykają się po kolei na siebie
sen nie śni się gdyż jest przeżywany
jakby był od początku świata
ten sam
aż tu twój jest inny jakżesz inny
jej piękno przelewa się i miesza z twoim pragnieniem
pragnienie jak obcięta ręka
potworna rana okropny krwotok
czarna chmura z otwartych okien dzieciństwa
nie pozwala ci tej wybranej dla miłości poświęcić się
czarna chmura która jest twoją duszą wielki człowieku
można odwrócić się od stojącej przed tobą ślicznej kobiety
można odwrócić się plecami do pięknej kobiety wyciagającej rękę
można odwrócić się twarzą do ściany wobec jej spojrzeń
by nie znaleźć się w lochach uroczej kobiecej twarzy
można zamknąć oczy by nie popaść w niewolę
delikatnych brązowych ramion złotowłosej kobiety
można odwrócić się choćby w kościele choćby na cmentarzu
można odwrócić się choćby w czasie ulicznych zamieszek
choćby w czasie własnego ślubu plecami do tego piękna
które spływa z lica z bioder z nóg cielesnego anioła
rozkoszy jakim jest kochana modna kobieta
jak tu o niej nie mówić gdy jest taka piękna
lecz nie patrzeć
>>>
              * W świętym gaju  *
              Jak tu o niej nie mówić gdy jest taka piękna
              nawet drzewa domagają się oświetlenia
              wszyscy mądrzy ludzie chcą oglądać kobiety i drzewa
              na wielkim stole mózgu stoją puchary
              w których kołyszą się aminokwasy duszy i hormony
              pijanym miłością wystarcza piękno chemicznych powiązań
              sen jest przeżywany od początku świata
              tak jak czarna chmura otwartych okien dzieciństwa
              ona ma umalowane usta
              siedzi na schodach oparta o moje kolana
              czy można odwrócić się plecami do ślicznej kobiety
              czy można odwrócić się do ściany złowrogich spojrzeń
              czy można nie być w niewoli uroczej kobiety
              czy można zamknąć oczy, objąć głowę rękami
              w kościele lub w czasie ulicznych zamieszek
              czy można uchronić się od jasyru delikatnych brązowych ramion
              czy można popatrzeć ponad pięknem bogini w świętym gaju
              prosto w chmury?
              Można!
              Trzeba!
>>> 
DSCN0700a
* Praca i ogień  *2
To co widzę i to co czuję
o tym o czym myślę
czego jeszcze nie wiem
jak chciałbym żyć
dlaczego miotają moim papierowym stateczkiem
wzburzone oceany pytań
to co słyszę i to co kocham
gdy przywołuję jak to nazywam
jestem
i tylko głuche dudnienie serca
w głębokiej studni mojego bólu
jest warte odpowiedzi
jak długo jeszcze nie będę potrafił
dlaczego do tej pory nie mogę
na co czekam śliniąc koniec
papierosowego filtra
mamrocząc pod nosem jakim jestem leniem
to co mógłbym stworzyć
i to co chcę osiągnąć
o tym czym jest moja praca
czego jeszcze nie znam
boję się samego siebie
to co jest człowiekiem
krew pot i łzy
pot pot pot
chciałbym uzyskać odpowiedź
praca i ogień
ogień ogień ogień
serca
to za mało
by przebyć ocean
>>> 
DSCN5090a
Przedstawiciel zakłamanej kasty 
pingwin
słońce przygrzewa w deszczu
szczur
snop światła snop żyta
jest taki dzień „dzień ja”
wyraziciel ziomkowskich zecerskich snów
na usta z przyzwyczajenia ciśnie się modlitwa
teoretycznie kawalerowie nie mają nic wspólnego
ze światłem
bąbel pod ochroną
amen w pacierzu i kot w butach
płaszczyzny tu na tej kartce są Galvaniego
płaszczyzny tu na tej wyspie Robinsona
nie są równoległe i nie pokrywają się
lecz w szmince na wargach przenikają się
hiena
księżyc świeci nad sadem
który wyrasta ze sklepowej lady
łabędź to oczywiste
przedstawiciel nieba i ziemi
wyznawca idei sumienia
coś na ząb
nieskończone śniadanie nieskończone wstawanie
nieskończona miłość
nieskończoność
zastanawianie się na wyrost nad tym
co dyktuje mały ptaszek polny
wewnątrz czuje się powiew ciepłego wiatru
gołąb
nie pij tyle alkoholu – przestrzega wywieszka
to wina wódki
słoń
przeboje lat osiemdziesiątych
pociąg pnie się pod górę
z Lubartowa do Lublina
jesteśmy we własnym przytulnym domu
minionych dni
dinozaur
projekcja filmu
DINO
ZAUROCZONY
>>> 
DSCN5144a 
* Tak powiedzmy ….*
Wysnuć cienką nić z nieznośnego czekania
niteczkę złotą jak letni pejzaż
i trzymać ją w dwu palcach
tak powiedzmy między kciukiem a wskazującym
nalać do czarnego spodeczka z fajansu
białego czystego mleka
postawić go na środku kuchni
stanąć nad nim na niebieskich płytkach PCV
Usiąść na tylnim siedzeniu w autobusie
i jadąc tak wieczorną porą
obserwować pasażerów wzbudzając w sobie
uczucia tolerancji nadziei a może miłości
zapalić zapałkę lub powiedzmy małe ognisko
na wysokim wzgórzu
włożyć dłonie w ciepłą smugę błogosławionego
sino-białego dymu
patrząc na wschodzące słońce trzeźwieć powolutku
z antyspołecznego snu
razem ze słońcem wznosić się w górę
w swym ludzkim nareszcie umyśle
Cienką złotą niteczkę owinąć wokół małego palca u dłoni
by przylegała jak wąż spokoju do rozpalonego ciała
nieść dwa wiadra najczystszej wody świata
zaczerpnięte z tajemniczego leśnego strumienia
powiedzmy o godzinie 24.03 przez ulicę Floriańską
szminką do ust na masce samochodu
opisać swoje krótkie bolesne istnienie
dwukrotnie podkreślić słowa:
NIGDY NIE POPEŁNIĘ SAMOBÓJSTWA
>>> 
DSCN2995a 
*Dzieci pozostają dziećmi *
Dzieci są formą, w której prawda to czas
            dzieci są zagrożeniem, jeśli zaczynają patrzeć
dzieci pozostają dziećmi nawet wtedy
            kosmos przysyła dorosłych i klęski pojawiają się
gdy niegrzeczni starcy zaczynają mówić
>>> 
* Wyroki Państwa tłamszą poezję *
Wielkie sprawy wielkiego społeczeństwa
przygniotły mój uśmiech zmiażdżyły łzy
przemyślenia polityków są atomowym grzybem
mojego czuwania
decyzje Państwa inspirują poezję
wyroki Państwa tłamszą poezję
dzieci są formą w której prawda to czas
dzieci są zagrożeniem jeśli zaczynają patrzeć
dzieci pozostają dziećmi
nieogarniony kosmos przynętą dorosłych
klęski pojawiają się gdy niegrzeczni starcy
zaczynają mówić
>>> 
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
* Muzyka tak długo gra *
Tak długo gra muzyka
stratosfera przybliża się cały czas
burze zawieszone w powietrzu
zbliżają się z każdym taktem
tak długo to trwa
kotłują się piekła we wszystkich ognikach
oświetlają swym bytem rajskie ogrody
muzyka krztusi się w swej kontynuacji
niebo odcina drogę ewakuacji
dotyka prawie powierzchni Ziemi
lecz jeszcze słychać dźwięki
one się wręcz nasilają i nie chcą zniknąć
sprasowane zgwałcone
muzyka przechodzi w absolut
wtopiony w powierzchnię Ziemi
burze w głebinach które 
zniszczyły Atlantydę
to było solo na kotłach i bębnach
w wykonaniu komety
zwiastuna  
 >>>                    
??????????                  
                    * Zakażenie *
                    Zakażenie postępuje od granic państwa
                    w głąb terytorium
                    przenoszone jest przez złośliwe muchy
                    tak krwiożercze chyba wysłane z zabobonu
                    Polak uderzony dziś milicyjną pałą
                    oczywiście gdy wcześniej usiądzie mu taka mucha na ramieniu
                    będzie gonił zomowca choćby parę lat
                    dotąd aż dopadnie go wyrwie mu pałkę
                    i natychmiast ją połknie
                    wtedy dopiero zaspokojony zadowolony
                    rozpocznie powrót przez zakażone czasy
                    Puszczają złącza, nie wytrzymują klamry
                    od erozji dziwnej choroby
                    wyzwalają się moce które przybierają półrealne postaci
                    to bardzo komplikuje percepcję
                    zjawiska zmieniają się w coś bardziej dumnego
                    wszystko brzmi tak bardzo wyniośle
                    niczego już nie można opanować starą metodą wielkiej sieci
                    ludzie bogacą się w sekundzie swej pracy jak Rothschild
                    a potem oddają wszystko co posiadają
                    agentowi w przebraniu żebraka
                    ludzie opędzają się leniwie od natrętnych much
                    nie zdają sobie sprawy
                    z prawdziwego zagrożenia
                    duszożerców
>>> 
DSCN2103a        
              * Małpko zabierz mój mózg *
              Wiszę na drzewie pełnym zakazanych owoców
              cierpię na nadmiar dyscypliny
              zdejmij mnie małpko
              mknę na grocie strzały Sum Sumerrrrum
              wiszę na krakowskim wieszaku-haku jak palto
              opadnięty prze sforę cebulosercych łajdaków
              jestem wystawiony na sprzedaż do Wawelu
              wywalam język i pedałuję siedząc na dziecinnym rowerku
              ja stary koń w przebraniu nocnego stróża
              toczę przed sobą beczkę świata wypełnioną prochem
              zjadam egzystencjalne poglądy razem z komunistami
              zjednoczone po chichu nasze społeczeństwo jest
              matalowosrebrnozłote
              niekochającopiękne
              dziecinnonietwórcze
              spokojnouczuciowogwałtowne
              pokojowoniebogate
              dobroprzyszłozintegrowane
              jest już jak społeczeństwo świata
              pomóż mi małpko zabierz mnie stąd
              pomóż mi mały atomie
              nie chcę już dłużej podskakiwać na linie
              w namiocie klownów
              chcę wyjść z tej psiej budy
              małpko zabierz mój mózg
              bym mógł wreszcie odetchnąć swobodnie
              a nie myśleć jak i kiedy
>>> 
DSCN2369a 
              * Ośmiornica *
              Wróć, wróć ośmiornico
              nie bój się mojej prywatności                                    
              tylko gdy połykam i wypluwam swoje zmysły
              jestem sobą naprawdę
              gdy oplatałaś mackami moje ciało
              tylko wtedy
              zapalała się o północy mała lampka morska
              błagam cię jak umiem najbardziej egoistycznie
              zrób ze mnie człowieka
              na zawsze oplecionego milionami twoich ramion
              moja racja bytu kicha drażniona kurzem granic
              odkąd zniknęłaś w głębinie miasta
              bez ciebie nie mogę nawet poznawać swojego więzienia
              nie zdążyłem poznać tego co czuje człowiek w pełni zniewolony
              twój uścisk trwał zbyt krótko
              by przykurcz zmysłów ustąpił miejsca
              paraliżowi myśli
>>>
?????????????????????????????
                    * Głodny zwycięża *
                    Całą kulę ziemską poznałem w jednej chwili
                    gdyż odnalazłem ją w sobie budząc się rano
                    całą miłość poznałem w jednej chwili
                    gdyż stanęła przede mną dziś wieczorem moja
                    zapomniana dziewczyna z czytelni biblioteki
                    teraz już oczekuję od życia wszystkiego
                    Wielki Wóz na niebie pyta co robi tu ten eter wokół
                    odpowiadam że to tylko moja spokojna improwizacja blasku
                    ale co robi Budda w kościele?
                    Ziemia jest wielka patrz!
                    na jedno państwo przypada kilkaset kwadratowych konfliktów
                    piękna okrwawiona para Afganistan i Grenada
                    Wielki Wóz na niebie pyta czy to symbol bogactwa
                    i co to za szydło wychodzi z ucha
                    odpowiadam że to mój nos jest buntem
                    a zapach dopełnieniem świadomości
                    głodny wiedzy zwycięża
                    głodny miłości zwycięża
                    nie jestem sam jeden bez świata który poznaję
                    obok mnie moja dziewczyna
                    pochylona nad książką
>>>             
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
              * Twoja gazeta myślenia o Bogu *
              Słowo idea niejednego przeraża
              lecz przecież wydrukowane w gazecie
              przypomina jedynie o koślawym ciele człowieka
              i mszynach którymi się posługuje
              Miłość dla niejednego to bazylika
              składając ofiary z dzieci na złotych ołtarzach
              dziwią się że niektórzy wolą sami się przykuwać 
              łańcuchem do pompy na rynku,
              oblewać benzyną i podpalać w tłumie miasta
              Dziś nie wystarczy krytykować
              Siwaka i Jaruzelskiego na imieninach
              trzeba być barankiem we krwi na stosie
              Słowo idea przeraża i ciebie      
              wpatrzony w ścianę przed sobą przemierzasz myślą swe życie
              wspominasz ważne daty i rocznice
              zastanawiasz się w którym momencie Bóg cię opuścił
              chociaż twoje ciało toczy w skrytości larwa miłości
              idea jest tylko drukiem w twojej gazecie
              myślenia o Bogu
              pamiętaj, rzeczywistość nigdy nie upomina się
              o zwyrodnialców co odrzucili idee
>>> 
DSCN2082a 
              *Wyję dziko *
              Wilczyca Rzymian wyje dziko
              tam gdzie kończy się sad
              wszystko co symbolizuje mój wstyd
              odjeżdża z mojego podwórka na czeskim motocyklu
              jadowita jaszczurka dwudziestowiecznej Arizony
              włazi na moje schody
              Księżyc mówi do mnie:
              ty nie możesz wiedzieć jak walczyć z samym sobą
              Nefretete zmienia się w oślizgłą rybę
              w mulistej karpackiej rzece 
              pływa w moim mózgu jeszcze jak jeszcze jak
              pluska się, majta ogonem, wyskakuje do góry
              płeć wielkości Kurhanu Mamaja
              przypomina o umierających narodach
              bicie zegara to kontakt na który liczysz
              chce mi się wciąż płakać i użalać nad sobą
              widząc że nie mogę nic zrobić dla ludzi
              wyję dziko jak wadera
              co wykarmiła założycieli imperium
              a teraz zdycha samotnie
>>>
DSCN5267a   
               * Teczka, beret, rower *
              Codziennie rano o w pół do siódmej
              zjawia się przede mną
              teczka, beret i jego rower
              od kilku lat męczy się ten facet
              nad swoją rzeźbą dnia
              słucham skrzypiących stawów
              patrzę na niego stojącego jak zwykle w kolejce
              o szóstej po świeże bułki
              obolały cały od myślenia
              wiszę w mglistej atmosferze września
              ten robotniczy miesiąc nadchodzącej kolejnej
              robotniczej tragedii
              wygania mnie, co rano na ulicę
              bym mógł tłum, w którym brodzę
              dziwny jak kometa niesprawiedliwości
              obserwować i wtapiać się razem z nim
              w ustępstwa i rezygnacje na pozór
              wyczekiwać wybiegającej mi na przeciw
              pochwały rozkazu
              jego chleb i mleko i kolejka za nim w sklepie
              eksperyment z wolnością
              rzeźbię korzeniami w chlebie
              tak jak on
              wydrążyłem otwór w dopiero co zakupionym chlebie
              wlewam do niego mleko z butelki
              a potem wrzucam tam zmęczonego socjalistycznego robotnika
              odchodzę z jego rowerem i w jego berecie
>>> 
DSCN0322a
Mój krzyż przybrał rozmiary gigantyczne
dziś rano pojawił się powód
by to stwierdzić
prawie tak ogromny jest
jak czerń mego ciała
i ani jedno ani drugie
nie otwiera się dla symboli nieba
dusza popłynęła wielką rzeką
gdy patrzyłem dziś rano
jak na Wiśle pod Toruniem
stu wędkarzy zmagało się z marzeniami
pojawił się powód by to stwierdzić
zatapia moje ja
porywa nad wodospady
do morza wolności
jeszcze daleko
a wędkarze wyławiają mój krzyż
>>>
 OLYMPUS DIGITAL CAMERA
*Odnaleźć gruszę polną *
Realność – anioł pod górę nie ma m już dostępu do duszy
tak jak moje oczy
jestem porozrywany na kawałki
składam się jak moje przesłania z setek słów
jak życie z miłości jak wiara z wyznań
Prędkość – praca pod górę by spaść
kobieta przesłoniła mi moją drogę do pracy
do PRACY
wyjść wyjść i odnaleźć gruszę polną w sobie
wiejskość czystość wody prostotę serca
prawdę
>>>     
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
*Obecnie w Polsce jest źle *
Życie społeczne potrzebuje proroków
domagają się ich większe zbiorowiska ludzi
które są zalążkiem i siedliskiem kultury
życie społeczne jest formą kultury
pojedynczy człowiek jest często odrażający
biedota jest wzruszająca w swej jedności
liderzy życia publicznego wciąż uszczęśliwiają masy
bezskutecznie
masy domagają się historii opisowej socjologii
gardząc psychologią
aby pokazać że obecnie w Polsce jest źle
że utrwalono tu nieludzki system
trzeba jednak postawić na poetów
konkretny facet ze slumsów powiedzmy Krakowa
jest bardziej zadowolony niż
pijany swym talentem wieszcz
i zawsze potwierdzi że socjalizm jest słuszną drogą
ale tu chodzi o niebezpieczeństwa
prorocy rodzą się jako indywidualni szarzy ludzie ulicy
ludzie z zagubionej wśród gór wsi
nazywają się zwyczajnie Marian Borusewicz (Boniewicz Bonusiak Boniecki )
i Julian Łunaczarski (Łuńczak)
życie życie ycie ich psuje
wszelkie nawiasy i marginesy są przyszłością
brak jest teraźniejszości
i szczęścia w tym systemie
wszystkim jest źle
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
* W kącie idei  *
Przygląda mi się stojąc oparta o ścianę
w kącie idei ona ona młoda
kelnerka piwoszy
ramiączka jej biustonosza zaznaczają się
pod białą bluzką
czarna spódniczka opina pośladki
moje piwo i mój stolik nie mogą
już nawiązać dialogu w jej obecności
a ja sklecić odpowiedzi na jej zapytanie
o sens mojego życia
nie potrafię już ratować się z topieli
własnych emocji jak Lorca i Dostojewski
jak sam jeszcze nie tak dawno
drugie piwo to skok
we własne zamyślenie i w grzeczność kelnerki
zbliża się poznaje, że ją podziwiam jak każdy
że boję się jej jak każdy
na tej sali
och gdybyż stała się nagle małą dziewczynką
lub podstarzałą blondynką napierającą
swoim kolanem na moje udo
na widowni Teatru Starego
trzeci papieros to skok
we własną samotność i w przemęczenie kelnerki
prze północą pozostajemy na tej scenie
już tylko sami ja i ona
w kącie idei
mężczyzny i kobiety
>>> 
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
                    Wizje ze świata marzeń są obce przedmiotom
                    punkt świetlny wędrujący wzdłuż horyzontu
                    czarna kropka na białym brystolu równiny
                    codzienność ludzkiego mózgu
                    drzewo które jest w tobie i żyje odwiecznie
                    lecz nie jest tobą
                    grzyb który tworzysz w sobie naprawdę istnieje
                    lecz nie ma związku ze snem
                    ból stwarza urojenia i wygłasza przemowy
                    buduje państwa takie jak Rzym lub ZSRR
                    jest przyczyną mającą ścisły związek ze skutkiem
                    ciało człowieka mieni się odcieniami czerwieni
                    jak płynny metal w nienasyconym wnętrzu Tantala
                    co jakiś czas pragnienie plami ziemię krwią
                    uczysz się mówić ciało od pierwszych swoich dni
                    lepiej byłoby się uczyć mówić –
                    nędza łagodny ty i ja
                    a wizje i sny pozostawić nocy
                    noc w której siedzi na tronie nienazwane
                    jest tak niebezpieczna
                    nie bądź więc ani drzewem
                    które w pragnieniach jest jak wiosna i dziecię
                    i nic poza to
                    nie bądź jak grzyb który może znaczyć tylko śmierć
                    wierzysz że marzenia Boga i twoje sny to jedno
                    kamienne węgło
                    przecież to tylko kosmos i świadomość
                    wizje ze świata marzeń są obce
>>>                       
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
              *Tracisz zapasy *
              Dostrzegasz w kosmosie tysiące pustych miejsc
              tysiące gwiazd cię oślepia
              wiesz, że nie możesz już prawie mówić
              to czas w marcu i kwietniu
              dusi twoją krtań swoimi łapskami
              i nie możesz nie możesz
              kamień czerwca
              unieruchamia twe serce twoje dłonie twoje usta
              słowa umierają
              z powodu października
              tysiące pustych miejsc
              czeka w kosmosie
              a ty tracisz wszystkie zapasy światła
              w listopadzie
              wchłaniasz światło, które spada z gwiazd
              ubożejesz jak ziemia w grudniu
              kuląc się z zimna ciemniejesz
              zamiast pulsować kolorami jak choinka
              wierzysz, że w chłodzie serca
              hartuje się kometa,
              na którą oczekują
              mędrcy i pasterze
>>>                             
DSCN2356a
                    Wielkie gwiazdy w pyskach współczesnych jaszczurów
                    uru Uruk glunth jaam gburr brreezn
                    wyjdę do nich i nauczę je kochać
                    niech i one cierpią
                    nauczę wierzyć i płakać
                    kajać ać nie kłamać
                    kielich mszy dla nielichych milicjantów
                    jaszczur szepnie
                    poruszaj mną, o tak! jeszcze jeszcze
                    może już dość?
                    nie! jeszcze, jeszcze
                    widmo karminowe blednie
                    jezioro paproci zlodowaciałych
                    snuvet tw
                    kobietę kuszącą mnie
                    poznałem z jednym jaszczurem
                    światło odbite od wielkiego kła
                    kłamstwa jaszczura
                    nie poraziło jej
                    światło odbite od kła
                    wielkiego ciężkiego słonia prawdy 
                    poraziło moje oczy
                    moje i mojej dziewczyny
                    stojącej obok mnie nad Morzem Martwym
                    leżę teraz na czymś miękkim jak mech
                    jak dywan docenta
                    jak torfowiska komitetów
                    jak brzuchy członkiń związku
                    gad usiłuje wskoczyć do mojego mózgu przez usta
                    zaciskam szczęki nadludzkim wysiłkiem
                    mocniej och mocniej,
                    rozwiera je łapą
                    przychodzi po swoje
                    połknięte kiedyś gadzie jaja
                    teraz zaczynają puchnąć w przełyku
                    już nie mogę dłużej się bronić
                    jaja podchodzą mi do gardła
                    oczy czerwienieją
                    stoję w jego gnieździe
                    wkopany w ziemię do wysokości kolan
                    woda zalewa dzieci
                    Gintro przychodzi w glisandzie wieku
                    sól wyżera oczy
                    dziewczyna chyta moje rece
                    wyrywa mnie 
                    z gadziego uścisku
>>> 
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
              * Dzwony cmentarnych kaplic *
              Biją dzwony cmentarnych kaplic
              rewolucyjne pieśni faszyzmu
              mając pewność że nie ma mądrych dzisiaj
              przeglądam kartka po kartce
              książkę pod tytułem:
              „Historia wysp Tuwemnie”
              cierpiałem dziś gdy zobaczyłem ją z obcymi ludźmi
              piłem potem długo wino przy świecach jak Baudelaire
              w swoich prywatnych okopach
              nie ma łodzi podwodnych w znaku Wodnika
              ustaliłem to wracając przez noc dobre sześć godzin
              ona stanęła w końcu korytarza w cieniu
              jej postać przesłoniła tajemnica rewolucji
              odgrodziła ją ode nie
              komunizm szepnął mi w ucho
              „odgrodziła ją od czasu”
              przywoływałem ją do siebie
              moja ręka kreśliła okręgi przed moim nosem
              a ona ani drgnęła
              zmieniła tylko mimikę twarzy
              ukazała mi zamiast twarzy
              sflaczały balonik pierwszomajowy
              korytarz zmienił się w szpaler wiwatujących ludzi
              a ona w byka trzymającego w pysku
              ryczące radio tranzystorowe
              z ktorego dobiegały dxwieki marsza na Placu Czerwonym 
              cóż to jest wypadek nadzwyczajny
              cóż to jest śmierć pewnego dziecka w gazecie
              narodziny gwiazdy w książce o powietrzu do dętek
              pasmo ekscesów głupich niewierzących ascetów
              wiry w plazmie mózgowej
              wiruje ąc i ką
              smutek ogrania muzykę i malarstwo
              wampir sekunda
              potulny leniwy kocur-życie
              biją dzwony na szczęście
              samobójczyni w kawiarni przy stoliku
              w popielcznice mnożą się embriony komunistów
              rozprawiają o śmierci
              pod paznokciami mnożą się sny
              do rozdrapywania ran
              dzwony dzwonią gniewnie
              biją na trybunie
>>> 
DSCN6136a 
              Moje drzewo zakwitnie tej wiosny
              gdyż stworzyłem je magnolią
              już widzę ten kremowy kolor
              miękki pień kielichy kwiatów
              bezlistna prawie świąteczna
              choinka cudowności
              tylko zamiast tchnień anioła
              pojawiają się na niej nagle ciężkie dojrzałe owoce
              w masywnym żeliwnym pancerzu – granaty obronne
              jak zdrada
                  Ptak usiadł na parapecie
                  szary, nędzny, głodny
                  na pewno zaraz odleci gdyż jego jajo już się kończy
                  horyzont zato zaraz zakwitnie
                  gdyż upadła bomba atomowa
                  myślę o zdradzie
                  jestem bardzo senny
                  zastanawiam się nad tym
                 czy kot może eksplodować mlekiem
              Miedziane burze i klucze ptaków
              debiut mój moje pierwsze blizny
              kolumny czołgów na ulicach
              pocałunki obcych generałów 
              wszystko powraca i wstępuje w nadprzestrzeń
              w kącikach oczu
              napełniony szacunkiem pleśni
              buduję z betonu i stali obronną magnolię
              ona ochroni mnie
              przed niespodziewaną eksplozją wiosny
              która wchodzi w układy z wrogiem 
>>> 
DSCN1366a             
*Eurokomizm *
Dowód poddania się morzu
dowód niewoli i wiary
chłód każdego poranka wyzwala zgęstniałe
tendencje cywilizacyjne
grozi grypą ten brak wiary w siebie
ta miłość niespełniona do wspólnoty
w ciekłym powietrzu przemyśleń
w styczniowym porcie przeładunkowym
niekonsekwencji i rezygnacji
wychłodzony na jakiejś małej stacji marzeń
podnoszę po raz kolejny zarzuty wobec systemu
pulsują mi skronie             
gdy mówię o Eurokomunizmie
śnieżna kula w moich nerwach
tocząc się rośnie
pociąg wjeżdża na peron
patrzę kończąc oczekiwanie
kończy się peron
kończy się suchy ląd
pociąg z samymi tylko matrioszkami Lenina
zawisa na klifie Kawczej Góry
>>> 
 ???????????????????????????????
Jego głowa odcięta
włożona w ramy
wsunęła się w perspektywę moich oczu
on walczył i ja walczę
jego głowa przyszła w paczce z Francji
i ja i ja
dnieje porywam się na siebie samego
z kulturą powiadomień o zaginięciu
z kulturą jęków katowanych kobiet
z kulturą realcji o zatrzymaniu poszukiwanych
genealogia siepaczy przejeżdża w samochodzie
jest tych samochodów tyle co klas
dla dzieci na przeciw mnie
i nikt nie chce pójść za mną
i nikt nie chce towarzyszyć mi
drepcząc przy moim prawym ramieniu
Wodorosty nad Kanałem La Manche
wodorosty nad Kanałem Elbląskim
tak samo schną w słońcu umierajac
mógłbym powiedzieć –
co mnie to wszystko obchodzi
dzisiaj widziałem się z moją dziewczyną
i to mi wystarczy
usta na przeciw poruszyły się
wypowiadając słowo: ODDAJ
GŁOWĘ
>>> 
DSCN1530a 
*By uśmiechy ich znaczyły coś *
Chciałbym je obie zniewolić poezją
by uśmiechy ich znaczyły coś
drwiące z moich trzewi
patrzące na mnie w szoku komety
chciałbym wolnością zniewolić je wszystkie
które mogą mieć wolne dzieci
bym nie musiał przemykać się skrycie
w ciemnych uliczkach moich anielskich myśli
bym zobaczyć mógł drogę moją
prowadzącą w ostępy bezkresów bez kajdan
One patrzą z okien pałaców zwątpienia
lub podglądają przez szpary w uchylonych drzwiach
jak zmieniony w panterę
cicho zbiegam po sekund schodach
wyruszając na żer wciąż nienasycony
Moje zegary – jakże chciałbym nakręcić je
tchnąć w nie stalowe silne dusze
by zamknęły w skargach winach krzywdach
moje czekanie na cud
Poruszyć chcę ten leniwy głaz epopei
niech spowoduje sam lawinę
pędząc w romantyczną dolinę
niech góry wszystkich planet
wypełnią doliny Ziemi
wiara i praca pośród boskich zamiarów
wtedy znajdzie swój czysty wymiar
Och, kiedyż wreszcie zabraknie potrzeb cierpienia
ale czy wtedy będzie mogła ludzkość
nadal rzucać Bogu w twarz to bluźnierstwo:
„Jestem ja człowiek jestem sam w słowie Twoim”
Bóg to nie gensek
kocha wariatów zagubionych w poezji
>>>
 DSCN1512a
 *Przyjaciel oto *
Oto mój przyjaciel
tylko on zawsze śpieszy mi z pomocą
gdy chmury ognia nad głową
znaczą mój kolejny kryzys
Mój przyjaciel często mnie odwiedza
podarował mi odtrutkę na samotność
– swoją dziewczynę
to się nazywa przyjaciel
Oto moja obecna przyjaciółka
czekam tylko na nią, mam tylko ją
robię dla niej prawie wszystko
gdy jestem pełen katastrof
mogę pójść do niej i wtulić się
w jej ramiona i płakać do woli
Oto moi przyjaciele
wiele wiele rozmawiają między sobą o mnie
o dziwactwach moich i osiągnięciach
ignorują moje szaleństwa
obmyślają razem jak mi pomóc
w tą jedną niedzielę zrozumiałem prostą prawdę
oni żyją za mnie
– mam przyjaciela i przyjaciółkę
a nie mam siebie
prawda kopnęła mnie w tyłek
jakże ja ich niecierpię
jakze ja ich cierpi
>>> 
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Tryliony nazw komór gazowych w moim sercu
wypisuję na czarnej tablicy
obcy piraci z kosmosu wyznaczają je
gdy znużony zapadam w sen
Gracje tańczą jak pląsawice wodorostów
w moich gęstych brwiach
łzo moja krwawa łzo wariata
tańczysz z nimi w oczach
mały chłopiec urodził się podczas
ostatniego w dziejach ataku atomowego
z ciała mężczyzny, który biegł do kościoła płacząc
biegł po spowiedzi ratunek
serce jego zawisło nad życiem
jak sopel Damoklesa
którego kryształki koronki śnieżynki
były nazwami
sytuacja była gaworzeniem noworodka
Wielki Wóz niskiego obszarpańca – wozaka
dowoził nadzieję
ukryty w przydrożnej truciźnie spojrzeń
chłopiec patrzył na to jak wóz przejeżdża
w zachodu na wschód z południa na wschód
nagle wtoczył się do jego serca
wielkiego jak przerażenie wobec końca świata
wóz znalazł się w sercu chłopca
Komory gazowe serca
koniec ludzkiej cywilizacji
żłobki i cele więzień w jednym sercu
ktoś to wszystko chce wymazać z mojej pamięci
ktoś obcy wrogi w moim śnie
z piracką flagą wśród narodów
>>> 
DSCN1499a 
*Boję się myśli *
Otwieram się coraz bardziej na Boga sztuki
bo boję się coraz bardziej swoich myśli
coraz bardziej kocham nieznane
oj co to będzie gdy
przestanę się bać swojego życia
a zacznę bać się ich
boje się głupoty niewiedzy
niepewności niedoinformowania niedopowiedzenia
niezrozumienia władz
nie nie nieskory jestem
do płaczu nad nimi
jeszcze nie
ciało nie jest ideą
to ona mnie boli
ciała już nie czuję
postanawiam na całe życie moje –
nie boję się nie boję
nie czcić strachu
w ciele
i materialnego cielca władz
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
*Dywany *
Dlaczego ja dywan porównuję do
schodów duszy
a poeci szaleni do wiosennej łąki
czyżbym był aż tak szczodry
wędruję przez noc ulicami Krakowa
moje serce jest refleksem księżycowym
na szynie tramwajowej
wsiadam do ósemki razem zagubioną dziewczyną
Dlaczego dywan teraz kojarzy mi się
z kiecką tej kasztanowowłosej
mój wyścigowy samochód to krasnal
mój kot biega wokół tramwaju
jak uczucie wyrzucone na dwór
nie mogąc znaleźć sobie miejsca
Dlaczego mieszkam w dywanie
jem dywany
modlę się na dywanie
JA
chciałbym być kimś innym
wiedzieć dlaczego tacy jak ja
wyścigowe krasnale żelaznych mostów
koty przodowników pracy
muszą się ciągle zastanawiać
nad muśnięciem włosów pachnących
w tramwaju na Stradomiu
leżąc już z twarzą w dywanie
obok pętli tramwajowej
w Łagiewnikach
>>>
 OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Biała linia
sen, o który tak łatwo
gdy czarny kruk usiada na gałęzi drzewa za domem
to pożądanie łódź płynąca pod mostami sztandarów zwiastowań
rewolucyjne zrywy pieśni powstańcze
podziały i różnice, dzięki którym nie kończy się świat
zdania zawierające przesłania dzieci zamknięte w słowach czerwonych
zaczynają się po katastrofie wodospadów
twoja ręka dotykająca ściany naszych wspólnych czarnych zatrzymań czasu
ręka wchłaniająca chłód naszych powitań
ty wielka nadąsana wierząca,
że kompleksy są niemożliwie nieprzezwyciężalne
wielkie Nic i Ja
biegnący po pijane obrazoburcze pożegnania
kotlina, w której nie stopił się jeszcze mózg ukryty pośród
wielkich czarnych gór wulkanicznych
pójść odważyć się zerwać kolorowe przesłony
okaleczoną ręką spracowaną ręką ciężką jak ołów
to przywołania wszelkich białych linii
ta biała linia biała linia
przejdźmy po niej
wejdźmy do Liceum by odnaleźć martwe przedmioty
wejdźmy do tego krematorium
zjedzmy sałatkę w przyinternackiej stołówce
sałatkę z ocen wyśmianych
przez kontury i czerń chałatów i garniturów
muchy i muzyka pustynie Abrahama
wielka kra spadająca na wiernych
manna unoszona tumanem szarańczy
nad Ocean Atlantycki
ulice Nowego Jorku chociaż płyną są pełne chłodu
ulice Krakowa tak białe są arteriami, przez które
z podziemi wtłaczana jest surówka dla radzieckiego odbiorcy
patrzę na ciebie stojąc na łodzi
widzę łódź twojej twarzy
patrzysz z niej na mnie taka blada
byliśmy razem słowo stało się ciałem
ciało stało się piękne
łodzie popłynęły dół rzeki
jesteś moją białą nitką pod powiekami, gdy otwieram
oczy widzę jak siedzisz tu przede mną szukająca delty
pełna nienawiści
wroga mi ty, która zmieniłaś krę na łódź
ale nie zdążyłaś przesiąść się na statek
przed wypłynięciem na ocean
usprawiedliwiam twoją prehistorię
usprawiedliwiam twoją histerię
pożeram w locie owady odrąbuję słoniom trąby
potem układam bitumiczne dywany oplatam Ziemię
wężowym swym zadufaniem
usiłuję ją dusić jak ciebie apaszką serca
jak dwuletni syneczek swego wielkiego ojca
dokazuję irytująco
podziały wzdłuż białej linii sprawiają,
że nie ma we mnie wesołości ani prawdziwej radości
jestem poważnym chloroformowym kotem
coraz częściej opowiadam
śpiewając na baczność hymn,
że jestem królem obu biegunów
brodzę czasami nawet bluźnię
nie nie żartuję
mały biały punkcik kiedyś
wielka biała linia dziś
a jutro być może światło zdrady
albo oślepiający blask śmierci za prawdę
listwa w okiennicy białego okna
otwartego na czerń nocy
>>>
DSCN2007a
*Brzydkie kaczątka twojej wyobraźni *
Komu przydadzą się brzydkie kaczątka twojej wyobraźni
przydadzą się mojej wyobraźni
łodzie wieczornego nieba
nierymowane klozety niepubliczne i publiczne
ten diabeł chodzi jeszcze po ulicach naszych miast
to piekło rozsiadło się przy okrągłych stołach
sztuka jest niepotrzebnym elementem komunistycznej pełni
myli się wrzód w głowach najniebezpieczniejszych
ludzi radzieckich w moim kraju
piana wzburzonych wód
kruchy lód ściętych mrozem rzek
w takie noce nie przydadzą się nawet nauszniki domów
trzeba pamiętać i patrzeć przez okno nocy
myśleć z dobowymi przerwami na spojrzenia
pośród sflaczałych robotników Atlasów
ratunek w tych pauzach sinieje własną
emocjonalno-intelekualną opozycją
komu potrzebne są diagramy indywidualnych zdarzeń
komu słonie muszą podawać kawę do łóżka
by uwierzył w ich istnienie
>>>

1982

Posted: 01/05/2014 in Wiersze

1982

 
DSCN5680a

„Piotr zamilkł”

https://ridero.eu/pl/books/bez_tytulu_18/Ridero

*Biały ląd*
Schodzę po zboczu góry miłości
do miasteczka zamarzającego w stalowej
rękawicy stanu wojennego
Nie kocham nawet tak siebie samego
nie uwielbiam nawet tak własnej płci
tak bym mógł złączyć moje nogi z odgłosem
kroków na skrzypiącym ubitym śniegu
parę metrów przede mną
Nie wzniosłem się w hierarchii fałszu i obłudy
na tyle by poznać prawdę w upadku
Nie cierpiałem na tyle by przywiązywać wagę
do koloru rozlanej krwi
cóż mówiłem kiedyś oddaję się torturze
zabijam się by móc inaczej żyć
Żyję teraz na krawędzi samobójstwa
w ten sam sposób
sprowokowałem tylko zło
Teraz co dzień ono mi powtarza:
„żeby Polska mogła przetrwać
wy wszyscy Polacy musicie zginąć”
Na pustych ulicach miasteczka przygnębiający blask śniegu
przerażająca biel wokół
i nic oprócz strachu, który omalże krzyczy:
„nikt z was nie tworzy historii
nie ma tam dla was miejsca,
właśnie ja jestem treścią i celem epoki”
Widzę strach na okolicznych wzgórzach
jak miota wściekle białą kurzawą
a potem jak baraszkuje na powierzchni fal czasu
Miłość i my opadamy w odmęty
w społecznym oceanie totalitaryzmu obumieramy
i wapienne skorupki naszych niezłomnych myśli
lecą, lecą na dno
W głębinach skała rośnie, wznosi się w górę
budowana śmiercią wyrzutków
Biała rafa chce dosięgnąć powierzchni szybko
Biała zima rosyjska szaleje nad kontynentem
Nowy tajemniczy biały ląd powstaje w odmętach
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
 
* Patrzeć wciąż tylko przez grób *
Czasem wydaje się, że już czas,
aby spojrzeć na świat przez innego człowieka
sprawdzić czy prawda jest taka sama
w oczach chłodnych i obcych,
aż chce się sprawdzić, czy każde czyste słowo
całkiem się tam może unicestwić
Jak myślisz, czy są takie chwile jeszcze dziś,
gdy nakładają się na siebie obrazy
powstające w drgającej mózgowej materii tłumu,
kiedy miejsce naszej Ziemi wypada tuż obok Słońca
Czasem wydaje się, że sprawiedliwi oślepli całkiem już
i chce się grzebać tolerancję w kamiennym centrum serca
wierząc w Boga i siebie patrzeć tylko przez grób
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
 
* Mieszkanie *
Moje dzieci przychodzą na świat
w mieszkaniu, w którym zasłonięto wszystkie okna
zamurowano wszystkie drzwi
gdzie tysiące nietykalnych skarabeuszy
w bojowym szyku przetacza tam i z powrotem
metrowej wielkości kulę gnojową
Muszę ciągle przenosić łóżeczka
usuwać je z drogi tych konsekwentnych uparciuchów
wciąż zaskakiwany zmianami marszruty kierunku
Na kuli widnieje niezdarny napis: „Ziemski Glob”
a na gnojowych śladach hasła propagandowe
Czasem, gdy uda nam się ukryć, w którymś z pokojów
mówię do dzieci półgłosem
tłumaczę im znaczenie starogreckich mitów
i słowiańskich legend
nachylam się nad ich twarzyczkami i szeptam
– moje maleństwa, kocham was,
ja urodziłem się w tym mieszkaniu i zastałem tutaj to wszystko
Moja miłość do nich stała się czystsza
odkąd przebiłem sobie w ścianie
malutkie okienko na zewnątrz
w łazience tuż obok lustra
wyjęte cegły dla dzieci schowałem
może pewnego dnia staną się im do czegoś potrzebne
>>>
DSCN0413aa
Jak ja kocham takie noce:
samotny i szczęśliwy
piękne opowiadania Faulknera
cichutkie ballady Dylana w lewe ucho
szklaneczka wody pod ręką
papieros, gdy zegar decyduje się
uderzyć dwa razy na trwogę
wyzwalające myśli o własnym uczuciu
refleksja na temat świadomości poza ciałem
jedyny niepowtarzalny nastrój nocnej lampki
śmiech jako konsekwencja niepohamowanej radości
przychodzącej tylko dla tego
że istnienie dało znać o sobie
kocham myśli o tym, że jestem w ogóle
kocham noce wypełnione takimi myślami
kocham być samotny i szczęśliwy
>>>
??????????
Zaparkowany w ciemnej uliczce nieoświetlony samochód
jest godzina druga po północy
na przednich siedzeniach samochodu
siedzi dwu trzydziestoletnich mężczyzn
dwoje starych przyjaciół dawno z sobą nie rozmawiających
wymieniają prawie szeptem zdania
nie patrząc na siebie nawzajem
dwa ogniki papierosowe poruszają się
w  czarnej puszce
Tępo patrzą w przednia szybę
dwóch dojrzałych mężczyzn wykończonych przez komunę
intencje w ich zamierzeniach są jak braterstwo
wyczerpanie jak podobieństwo ich sylwetek
rozmowa to dwa krwawe monologi faktów
potworny kac przyniesiony z różnych dróg
jakby w środku udzielał się maszynie
teraźniejszość rzeczywistość dopada ich właśnie tu
i rozdrapuje rany
a przyszłość to zaledwie przednia szyba samochodu
Ze szpary w uchylonej szybie bucha na zewnątrz
papierosowy dym a wdzierają się na jego miejsce wizje
stworzeń bez miłości
Dwie głowy ciężko zwieszone na piersi
wypełnione intymnym bólem
w pytaniu: co dalej?
>>>
??????????
* Jak do tego dochodzi *
Kamień metal ciężar
zmęczenie gorycz samotności
skojarzenia myśli sny
milczenie słowa muzyka
rewolucja ideologia schizofrenia
motyle czołgi motyle pokój
ulica ulica tłum wojna
niebo kamień egzystencja
krzyk krzyk śmierć
kamień kamień ciężar
 >>>
??????????
* Ono *
Rodzi się tam gdziekolwiek się zabłąkasz
przypadkowo gdziekolwiek zgubisz drogę
zanim wymkniesz się z pułapki ono jest już samodzielne
obok ciebie i wraca gdy ty znów jesteś na głównej drodze
jeszcze jedno odmienne towarzyszy ci i nie jest tobą
tam w górach gdy już zrozpaczony tracisz nadzieję
w największą noc gdy chcesz już tylko śnić
nawet gdy chcesz żyć nawet gdy chcesz żyć
ono przy twoim boku wzrasta samodzielne
 
Nic z tego ono rodzi się i go nie powstrzymasz
wychodzi samo na świat i mówi
nie pozwolę uważać mojego stwórcy za wariata
A ty od tej chwili już w niczym mu nie pomagasz
słońcem nazywa ciebie, Platonem lub papieżem
jest pierwszym hippisem prezydentem
umiera tak jak Hendrix a rodzi się jak Solidarność
wychodzi z faulknerowskich wsi by przewodzić
nowojorskiej Cyganerii jak Dylan
kocha się z księżniczką z gwiazd na najpiękniejszej plaży
po meczach Cracovii pije piwo razem z Boschem
Jako Mallarme topi się w błocie rockowego festiwalu
pisze wiersze na małych kolejowych dworcach Giżycka i Lubania
jak Allen Ginsberg
jest jak polski opozycjonista w San Quentin
Takie ono jest gdy raz się urodzi
boskie dziecko człowieka nie chce umrzeć z tobą
dziecko odmienności
>>> 
DSCN0174aa 
* Witraż *
Jest to festiwal witraż
ja to ja to moje uczucie
ja widzę tęczę albo tak was kocham
ja tylko ja w moim pragnieniu
to tylko moja wiara
to nic tylko jestem zakochany
oglądam barwny krajobraz
ja to ja to moje poczucie piękna
zgadzam się na moje zwierzę wrażliwości
ja to ono
 >>>
DSCN0190a
* Nasze własne więzienie (po latach) *
Rodacy zbudujmy wreszcie to więzienie
zróbmy nareszcie coś dla polskości
postawmy te mury wysokie do nieba
ceglane betonowe żelazne ściany
o grubości dziesięciu metrów
wytężmy ramiona w wysiłku
w małych okienkach niech o zmierzchu
czernią się kraty ze stali naszych polskich hut
zamieszkajmy w tym więzieniu, wstawmy do niego
prycze sklecone przez polskich stolarzy
rzućmy na nie słomę z polskich pól
zatrzymajmy jeden promyk własnego słońca
niech odbija się we wnętrzu do końca dnia
postawmy u drzwi złego klawisza,
który będzie klął po polsku
zamknijmy się każdy w swej celi
zwalmy się na barłogi
i wyjmy z bólu wyłącznie
w naszym kochanym ojczystym języku
>>>
??????????????????
* Toccata  na Stan Wojenny*
Wszystko się kończy wokół
umarłe godziny uwidaczniają się
jako zbiory kresek, linii, figur na grobowcach
starzy ludzie zniecierpliwieni odchodzą w zaświaty
młodzi giną na ulicach
ja nie mogę niczego zacząć, gdyż
jak wynika z artykułów w gazetach  mam skrzywiony
obraz świata w głowie
Zbudzony tuż przed wschodem słońca
staję w oknie i czekam,
gdy zaczyna świtać wyłaniają się przede mną
niedalekie wzgórza
po chwili słońce zaczyna się ześlizgiwać
po szklistej powierzchni śniegu rażąc moje oczy
nagle cichną wojskowe słupy telegraficzne
szepczące coś do siebie po ciemku
i oto nad niebie ponad górami
pojawiają się wspaniałe złote organy
na czerwieniejące rankiem ośnieżone pola
spadają potężne szorstkie akordy
moje niebieskie ręce
grają Toccatę walczącej Polsce
 >>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Całe życie *
Jak to jest że całe życie
przygotowujemy się do roli policjanta
Nasze słowa nigdy nie nawiązują kontaktu z intencjami
nigdy nie wiemy jak wielkie
przypadkiem jest ich znaczenie
Całe życie dążymy do ścisłego określenia innych
do wyznaczenia im granic
Nie dopuszczamy myśli że to wszystko służy celom imperium
podświadome intencje policjanta
Czarne powolne karaluchy wyłażą z naszych ust
całe życie żyjemy dla wolności
prowokując śmierć
 >>>
??????????
* Zanim prawdziwe życie  rozkwitnie*
Twoje obsesje muszą wychylić się
nad przepaścią czterdzieści cztery razy
i spojrzeć w dół właśnie tam
Masz zobaczyć swoją marną śmierć
cofnąć się na powrót na cudowną
zieloną łąkę
Twoje pragnienia mają napełnić się
rozkoszną słodyczą z ust ukochanej
zaraz potem
Twoje koszmarne zwidy potrząsnąć muszą
twoim łożem osiemdziesiąt osiem razy
nim wtuli się twa długowieczność
w ramiona młodej piękności
Masz zobaczyć jak prawdziwe życie
rozkwitnie w tych, co uniknęli śmierci
mając w oczach przepaść
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Dym i wiatr  *
Jak można chcieć odejść pośród kłębów dymu
ze stu papierosów jednego wieczora
skakać z mostu samobójców głową w dół
gdy ma się skrzydła u rąk
Czy można zasnąć na ziemi tak by się już
nie zbudzić gdy zadrży
Kto wierzy w niekończącą się burzę
jest niecierpliwym głupcem
Kiedy ten krąg ognia nie ma dość siły
by spalić siebie w sobie
Każdy wiatr otwiera nowe bramy
oczyszcza ziemię i pozbawia
ją samą celu
Jak można tego nie dostrzegać
że dym rozwiewany jest przez wiatr
w ostateczności
>>>
DSCN0407aa                            
* Jak wszyscy… *
Miejscy ludożercy chcą mnie pożreć
poczciwi wiejscy ludzie chcą mnie wykończyć
zmuszając do pracy ponad siły
najbliżsi zmuszają do miłości
pijani żołnierze na rogatkach miasta
kpią ze mnie gdy ich mijam
literatura współczesna mnie ośmiesza
lustro rozsypuje się w kawałki
gdy usiłuję się w nim przejrzeć
gdy wygrywam przyjaciele umierają zaraz
na moich rękach
uciekam biegnę co sił
dopadają mnie
rozstrzygnięcia najwyższego sądu
kwitnącej przyrody
cierpię na manię prześladowczą
jak wszyscy
jak wszyscy
jak wszyscy diabli
>>>
??????????
Sam w domu z żyletką w łazience
wsłuchuję się w gitarowe grzmoty Hendrixa,
który nawet tu wdziera się ze swoimi glissandami
i sprzeżeniami
ze swym koncertowym hymnem USA
rozbija ściany mojego ostatniego bunkra
Chrystus właśnie zdążył z niego umknąć
gdy zapadła decyzja o zemście
tracę świadomość osuwam się zemdlony
na płytki obok wanny
lawina gruzów wali się na moje ciało
budowla i ja upadamy na zawsze
odzrzutowce nadlatują
karabiny maszynowe terkoczą
domy partii płoną
zemsta muzyczna
>>>
 OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* W koncentracyjnym obozie racji stanu *
Chodź kochanie, chodź
przytul się gorąco obejmij mnie
jeśli mam stać się dziś więźniem
chcę uczynić to w twoich ramionach
jeśli mam popaść w niewolę
niech będzie nią miłość twoja
Teraz gdy tak nieludzkie restrykcje
spadły na opustoszałe miasta i wioski
drogą wiecznego zesłańca
niech będzie twoje życie
W koncentracyjnym obozie najwyższej racji stanu
zatrzymaj mnie na zawsze przy sobie
Najdziwniejszą wojnę najtęższy mróz
największą powódź największy głód największy strach
naszego życia przetrwajmy
trzymając dłonie w dłoniach
tak dobrych i sprawiedliwych
niech otoczą mnie i zamkną twoje ramiona
czułe i wolne
>>>
 DSCN2069aa
 * Na pewno *
Dzikie dziecko zrodzone z ojca
odzianego w niedźwiedzią skórę
gdzieś w wykrocie Puszczy Sandomierskiej
gdzieś na bagnach nadnoteckich
którego zrównoważone zachowanie
nawet tam burzyło krew dzikim rodzicom
obłaskawiło najbardziej krwiożercze
zwierzęta i do uległości zmusiło
Gdy ruszyło poprzez ostępy
wszelkie stwory podążyły za nim
z przedziwną mgłą w ślepiach
Pierwsi napotkani ludzie gdy go ujrzeli
zrozumieli że też czekali na niego
Na dworze księcia rada starszych
była zaszczycona jego przybyciem
Na dworze cesarza Potęga zdradziła się
że jest jego siostrą
Nieokrzesane maniery były dowodem
jak się wszystkim zdało czegoś wręcz przeciwnego
Pospólstwo i władcy dojrzeli w nim siebie
wszyscy stojąc pośród zwierząt byli pewni
że przyniósł nadzieję
A on zagrał przed nimi na nosie
piskliwie wrzeszczał że w oczach ma wolność
i pokazał na swoje ślady a potem
skierował wskazujący palec w górę
gaworzył że nic z tego nie rozumie
że jest taki głupi
a to że świat mu zaufał zawdzięcza
po prostu temu że na pewno to ma
a nie że go odkupi
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Gnostycki pastuszek sekretarzem partii*
Już od lat nie potrafisz
objąć tej ziemi czule
ty gnostycki pastuszek
ty co ją jako mały chłopiec pieściłeś
jak dorosły mężczyzna
zapładniałeś ją szeptami mając pięć lat
na mokrych łąkach:
– ja wiem że każda twa drobniutka roślinka
jest wielkim znakiem
– ja wierzę, że nie masz w sobie nic
co jest małe niegodne
Od lat błąkasz się i rozgłaszasz
że twoje imię dumnie brzmi
to wcale nie to że byłeś tam
gdzie miarą wielkości jest uznać siebie
za praojca w ziarnie duszy
ani tam gdzie wszystko zbiega się do ciebie
poprzez pustkę Wszechświata
twój smutek rozświetlił wierzchołek na którym usiadłeś
najkrótszą drogą jednego ekstatycznego wieczoru
przybyłeś do celu i nie wart jesteś nic
twa ziemia została naga zapłakana
porzucona dla śmierci
A gdy odrodziłeś się w zmysłach
gdy stałeś się z jedności prawdziwą osobą
tracąc miłość
popatrzyłeś na strzęp bezpłodny swego ciała
który upadł w czarną zaoraną czekającą ziemię
Drapiesz od lat jej skórę pazurami
miotasz się wściekły bezsilny
nie mogąc dla niej uczynić nic naprawdę bezcennego
a ona wciąż jeszcze słucha okrzyków:
dumny, dumny!
>>>
???????????????????????????????
* Oto  jestem  *
Muzyka zrodziła mnie w środku nocy
wyszedłem z fusów po wypitej kawie
zeskoczyłem z brzegu filiżanki na klubowy stolik
a ona była wokół tą duszną atmosferą
pustoszejącego klubu gdy dym papierosowy
opadał na zwolnione miejsca
zadrgała w rogu sali półcieniami ziewnęła przeciągle
tak smutnym gitarowym pasażem
umierająca rockowa ballada dwu łkających gitar
oddawała swoje życie
łza po łzie cichła w wybranej swej katakumbie
porzucając czas porzucając ludzi
Ja usiadłem ogromny już i wyniosły
by rosnąć i dojrzewać wciąż nią
w takiej chwili
Czyż muzyka może istnieć tylko wtedy
czyż nie ma nic wspólnego z człowiekiem
oparty o kamienną płytę tworzyłem
w rozwierających się w nieskończoność
źrenicach oczu przejście deliryczne do rezerwatu dusz
Snując się po podłodze smugami półcieniami
wznosiła się mocniejszymi akcentami do oczu
wypełniała mnie rodziła wciąż jak ludzie uczucia
lecz przecież one nie poruszają się w grobach
przecież nie umierają istnieją tylko w ciałach
Muzyka odnalazła mnie w ciszy
zmieniła się w moje „jestem”
i znikneła
oto jestem więc
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Przychodzę do ciebie *
Przychodzę do ciebie
zamykam za sobą drzwi twojego mieszkania
Jakże chciałbym powiedzieć
– jestem już wewnątrz
Biorę cię w ramiona
Jakże chciałbym powiedzieć
– przyszedłem tu sam jeden
Tego wieczoru wychodzę na brzeg
ogromnego oceanu
Tej nocy przemierzam go –
ja dumna fregata
w napięciu setek lin
wybrzuszonych wspaniale białych wielkich żagli
frunę jak albatros nad wzburzonym odmętem
wynurzam się jak delfin pośród fal
Jakże chciałbym powiedzieć
– potrafię dotrzeć do celu
Twojego policzka najjaśniejsza bladość
kontrastuje w zetknięciu z szorstkim
brązem mojego ramienia
Jakże chciałbym powiedzieć
– kocham cię …..
>>>
DSCN1583a 
* Patrz z czego żyjesz *
Gdy go spotykam na klatce schodowej
mówię mu wciąż – patrz z czego żyjesz
człowieku
A on przez drzwi odkrzykuje – gówniarz
– ten rytm ten rytm mną porusza
i tańczy w progu
idzie główną ulicą i strzela z palców
przytupuje nogą
Mieszka obok mnie tuż obok
tak chciałbym się kiedyś dowiedzieć
cóż ważnego u niego się dzieje
jest taki inny niż ja
nie ma żadnych sukcesów
co go utrzymuje przy życiu
Moja dziewczyna bardzo lubi patrzeć
jak on schodzi ze schodów
tak chciałbym się kiedyś dowiedziec 
dlaczego jestem zazdrosny o nią
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
* I znów *
Wielka manifestacja
zdeterminowani podążamy w dół ulicy
z okrzykami wyrwanymi z pyska błotnej kałuży
lśniącej w słońcu
ogromne smutne ściany zbliżają się w naszym kierunku
uwięzieni w sobie siedzimy na transparencie
którym zmyliśmy właśnie podłogę w kuchni Breżniewa
pretensje Europy
która chce abyśmy byli jeszcze bardziej zdeterminowani
tak jak ci z Katynia
która nie chce uwierzyć że jesteśmy dziećmi
że musimy zacząć od siebie
może właśnie w kuchni pośród niedomytych garów
może w kolejce po buty lub gęsie pierze
gdy deszcz przerywa manifestację
zaczynać właśnie od siebie
ściany zmiąć jak ścierkę, wykręcić ją, zniszczyć
kobiety unieść na rękach na kwietne łąki wolności
zerwać na zawsze z tym zawrotem głowy
zerwać z tym: i znowu i znowu
i znów
pod ściąną
>>>
DSCN1603a
*Jedno moje skinienie *
W marzeniach uderzyłem ręką w twarz dyktatora
i nagle moje wargi zaczął toczyć rak
napisałem wiersz o własnej duszy
i nagle dziecięce przerażenie zbudziło mnie
w ramionach matki
podczas gdy na zewnątrz niebo spadało
na ziemię kościołów parafialnych
ogromnym czarnym krzyżem
poznałem i pokochałem dziewczynę
i nagle podreptałem w żałobnym kondukcie
za jej trumną
zdobyłem nowych przyjaciół
i nagle począłem dokładać szczap do stosu,
na którym palono ich ciała
mając na ustach słowa:
daj im wieczny spoczynek
rozmawiałem rano z ojcem o polityce
i nagle zacząłem go ośmieszać i poniżać
zawierać przymierze z własna aberracją
umknąłem w ciasną skorupę orzecha
aby być doskonale niewidocznym
aby pozbyć się cywilizacji dnia
i nagle stałem się ziarnem tego jedynego wieczora
kiedyś były tu dzikie zwierzęta
unoszące na grzbietach małe dziewczynki
kiedyś była tu wielka chmura
wpływająca przez otwarte okno
niosąca w sobie cień zła
kiedyś dyktator umierał nędznie
na jedno moje skinienie
dzisiaj w myślach pięść ląduje na szczęce dyktatora
i nagle marzenia umierają 
>>> 
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
* Sprzeczność  sama w sobie *
Oto znowu jest tutaj ona o imieniu
Sprzeczność Sama w Sobie
nadobna usiadła przede mną
śmieje się i wylewa łzy
co za udany kryzys najdroższa
kocham ten gest palców zmarłego
i już nic więcej
Nareszcie nareszcie nie musi
nikt nic rozumieć
po prostu płyniemy i jest cudownie
a wokół burza szaleje
>>>                                                            
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Co za cudowny kryzys  *
Zabij mnie jestem szczęśliwy
nikt nie wskóra nic
gdy umieram jestem szczęśliwy
jak to jest możliwe
bohater
W co chcesz mnie zmienić nadobna
niezwyciężona
pozwól mi jeszcze to wypowiedzieć
i rób co chcesz z moim ciałem
męczennik
lecz nie dotkniesz duszy
teraz jestem szczęśliwy
co za cudowny kryzys
niezwyciężony płonę
żertwa
Dziewczyna odeszła po tylu latach zdrady
Ojczyzna skazała mnie jak Sokratesa
Matka mnie opuściła
– nie jestem sam
>>>                                             
???????????????????????????????
* Całość *
W każdym kawałeczku tej brutalnie rozwalonej miłości
czuję całość palącą
rozbity w pył czuję w sobie moc zmartwychwstania
co za radosny kryzys     
burbon i ból po rozstaniu
rozlane na zawsze
ściekające kroplami ze stołu
są jak spadające gwiazdy
tulipany uschnięte na szafie bez pocałunku
leżę we krawi na podłodze
z uśmiechem
jak księżyc
>>>
DSCN1371a                                                             
* Władza *
Jestem młodym człowiekiem
urodziłem się i żyję obecnie w dolinie
przepięknego Południa Powstańczego Kraju
posiadłem miłość matki i szacunek ojca
nie jestem w stanie przypomnieć sobie aby
kiedykolwiek czegoś mi brakowało
kocham moją dziewczynę z wzajemnością
realizuję swe najdziksze pragnienia konsekwentnie
ludzie wśród których żyję odnoszą się do mnie przyjaźnie
moje depresje nie niszczą mojego zdrowia
cierpienie nie wyjaławia moich ambicji
w boskich snach rozwijam się wolny
potrafię być wesoły na zawołanie
Gdy tak wszystko podsumowuję i przestaję pisać
o prawdach prywatnych
długopis naprawdę sam pozostawia natychmiast na papierze słowa:
            kat, szubienica, wynoś się, czarny, skrawek
            materiału, wyłupione oko na brukowanej drodze, wielki
            ogromny, słońce, pożera, tam, tam, tak, nie
            bez sensu, praca, ojczyzna, kiedy, przyszłość, akcja, racja,
            musimy, komin, dym, nigdy, system, Warszawa, siwy, ślepy, łysy,
            gazeta, telewizja, koniec, płaczące dziecko, kłopot,
            nie twój interes
                                   WŁADZA
>>>
DSCN0864 (2)
              * Katamarany *
              Proroczy uśmiech nie schodził nam z ust
              gdy straciliśmy szansę tej jednej nocy
              Dziś wszystko już proste
              jak osłupienie matek na widok
              kłębiących się żelaznych wymiotów
              ich pobitych dzieci
              Dziś wszystko już jest jasne
              gdy zbrodnicze żółwie wychyliły głowy ze swych skorup
              odwracając je na wszystkie strony
              starając się ogarnąć  wzrokiem kałuże krwi
              My na morzu prześcieradeł i kołder
              pędzimy w nieznane swymi katamaranami snów
              zarzucając po drodze wędki zrobione z gumek od majtek
              których przynęty atakują rekiny somnambulizmu
              Prości ludzie wściekają się                        
              prorocy uśmiechają się jak my tej nocy
              choć wszędzie wzrastają kwiaty o płatkach z kropel krwi
              gdzieniegdzie również orchidee-libido pasożyty społecznych lędźwi
              Najdziwniejsze oceany wypełniły zagłębienia na polnych drogach
              idziemy przed siebie choć przeczuwamy,
              że stalowe ręce już ustawiły na drogach czołgi spotwarzania             
              Gdy życie rodziło się w ciemnej chacie
              żarówki paliły się całą noc nieopodal w pałacu
              czołgi ruszyły z kopyta rozchlapujące kałuże
              szybko zatrzymałśę w kruchtach i kuchniach
              W naszych mózgach zanurzono ręce
              szukające w lepkim popiele ostatnich iskier wolności
              giganty spite oliwą zagrzmiały: idziemy po was
              fabryki, fabryki mamy dla was środki produkcji
              praco, praco jesteś wolna
              lecz robotnicy zmarli na pierwszej zmianie
              Gdy wciąż śmiejemy się ze śmierci
              widząc co czas wyprawia w jednej kropli naszej łzy
              Gdy wciąż płyniemy pośród stworów już niekryjących
              się w głębinach propagandy
              wywołujemy ich osłupienie proroczymi uśmiechami
              na zmiażdżonych ustach
              Zamknięty za drzwiami nienawiści stulił bestialski pysk
              koszmar komunizmu
              nie zatrzymujemy się
              nie rezygnujemy z kwiatów
              nie płaczemy
              nie przestajemy się uśmiechać
>>>
???????????????????????????????
* Ludowiec  *
Kiedyś tańczył w zespole góralskim u siebie we wsi
teraz gdy pije wrzeszczy swe przyśpiewki aż uszy bolą
zaciągając jak przystało na dziecię ludu
Siostry ma w „Stanach” więc chodzi w dżinsach
i szpanerskich koszulach
powiedział, że jak patrzy na mój łachmaniarski wygląd
to robi mu się niedobrze
Jego brat jest Wojewodą – zdolny był od dziecka
a więc układy jego też są ludowe poprzez władzę
Piął się w organizacji tak samo ludowej
ale rozpił się nie w porę
Teraz jako esbek pilnuje w domach studenckich
i hotelach robotniczych by nie odrodziło się
kułactwo i drobnomieszczaństwo w potocznym rozumieniu
Prześladuje mnie za moje  niebezpiecznie antyludowe
długie włosy
przeszukuje po kryjomu moje szafki
rozpowiada o mojej rozpuście i pijaństwie
cichociemny szeptany –
ludowiec 
na wysuniętej śródmiejskiej placówce –
Antyślimak
>>>
DSCN4518g
* Tylko nie kobiety *
Wyciągnięty na tapczanie w swym luksusowym apartamencie
nasz współczesny troglodyta
Tak, zmrużył oczy
Tylko nie kobiety, niech to minie
Niech stanie się ten wieczór
Kiedy zdechnie to popołudnie
Wielki sprężony, pewny siebie mężczyzna
On czuje tylko to jedno – zagrożenie światłem
Boi się tylko niepewności – kto umrze pierwszy
Tak pragnie mieć jeszcze czas by wciąż myśleć w ten sam sposób
Nie ma siły na gest, który sprowadziłby chłodny wiatr
odsłaniający, gwiżdżący dowód nieszczelnego mózgu
Palcem u nogi maluje na ścianie uciekającego bizona
czasu
Tak, słucha muzyki, wielkiej muzyki
Kobiety pierwsze gotujcie się na śmierć
On współczesny ma prawo wyboru
alternatywne spacery żałobne pomiędzy sąsiadami
Popołudnie to strach przed tym kogo znów uśmierci
czy aby to nie będzie tym razem on sam
Noc to prawda, to brak wstydu
Wielki mężczyzna wyciągnięty na wielkiej wskazówce zegara
zmieszany o wpół do siódmej wieczór
uwięziony w przeczuciu śmierci wybiera katowski tryb życia
nie dla siebie dla siostry swoich najprymitywniejszych odczuć
Wielki nowoczesny niewolnik absolutu wygody
Tak boi się myśleć by jego popołudniowy wróg
nie wtargnął tu z nowym trupem ukochanej osoby
Tak, przeżyć chce kolejny wieczór znów
Nim stanie się kłamstwem przybliżającym się przez tysiąclecia cywilizacji
Ze złotej otchłani żywy chce wyjść
już
>>>                 
OLYMPUS DIGITAL CAMERA                                                         
* Kopia *
Jest coś tajemniczego w mojej krwi
bo przecież mówią o mnie, że jestem plagiatem
zastanawiam się wtedy kim był ten nieznany
który był moim rodzicem
gdy o to pytam ojca mówi, że rzeczywiście
nie ma z tym nic wspólnego
Boję się cokolwiek stworzyć by nie powtórzyć
tego błędu, którym jestem sam
Widocznie jest taka tajemnica, której poznać nie mogę,
która czai się w ciemności
choć czasem objawia się niesamowitym spojrzeniem
z połyskującej powierzchni jakiejś politurowanej szafy lub lamperii
w obłędnym refleksie
            Przekazać tę informację jest prosto
            ale sumienie jej nie zna bo tak się boi
            skąd tu przyszedłem taki głupi
            czuję strach we krwi i na opuszkach palców
            co to mam na czole? – tajemnica
            co to mam między oczami? – tajemnica
            w samym centrum jak ołów – tajemnica
            skąd to moje – ja?
            tak inne a jednak skopiowane z czegoś
            z jakiego oryginału powstałem?
            w jakim eremie?
>>>
 
* Kopia   *
Zastanawiam się gdy mówią, jesteś niezłą kopią
już chyba nie odsłonię się więcej
i nie stworzę niczego nowego żeby się nie zdradzić
nie przyłożę do niczego ręki
bo moje pytania mogą wytrącić z równowagi linoskoczka
wyrwać fundament spod wieży Babel
w ogromnej dziurze w ziemi jaka by powstała
czy pokazałoby się miejsce z którego wyszedłem jako człowiek
            Przekazać tę informację jest prosto
            ale sumienie jej nie zna bo tak się boi
            tajemnica wypełniająca moje żyły zmieszana jest z krwią
            chociaż krew jest moją prywatną własnością
            tajemnica jest mi nie dostępna
            chociaż rany i krwawienie może być moim udziałem
            tajemnica moim udziałem nie będzie
            chociaż krew jest moim dzieckiem
            tajemnica jest inną osobą w moim ciele
Zakażenie może dokonać się przeze mnie
coś zmieni się we krwi gdy upiję się winem
Zbawienie może dokonać się przez mnie
coś zmieni się we krwi gdy przyjmę Eucharystię
 >>>
 
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
              Tak często czuję się jak niezła kopia
              tak często wydaje mi się, że moje ciało
              jest plagiatem czegoś lepszego
              jest coś tajemniczego w mojej krwi
              zastanawiam się nad tym często
              nie pomagają podręczniki historii
              nawet Genesis
              pytam ojca, pytam matkę
              twierdzą, że nie wiedzą o co chodzi
              boję się cokolwiek robić, cokolwiek tworzyć
              nie chcę powtarzać drugi raz błędu,
              którym jestem sam
              tajemnica, której nie mogę poznać
              czyha przyczajona we krwi
              czasem objawia się niesamowitym spojrzeniem
              z połyskującej powierzchni lamperii
              na korytarzu jakiegoś szpitala
              w obłędnym refleksie
              sumienie nie chce przekazać tej informacji
              chyba jej nie zna
              wzbudza to strach, rodzi pytania
              skąd tu przyszedłem taki głupi
              strach nie tylko we krwi ale i na opuszkach palców
              na środku czoła jak ołów
              jak samotne wyspy na wielkim oceanie
              we śnie ktoś mówi do mnie: jesteś niezłą kopią
              nigdy się już więcej nie odsłonię
              nie stworzę już nigdy niczego nowego
              już nigdy siebie nie zdradzę dla kreacji
              nie chcę by kolejne moje wątpliwości
              wytrąciły z równowagi linoskoczka nadziei
              lub wyrwały fundament spod wieży Babel
              krew nie jest moją prywatną własnością
              a jedynie rana i krwawienie
              krew jest moim ojcem i dzieckiem
              lecz zakażenie może być moje
              pozostało mi krwawienie lub eucharystia
>>>
?????????? 
* Mój pierwszy krok na Ziemi *
Mój pierwszy krok na Ziemi: chcę do przodu jak inni
Mój drugi krok na Ziemi: nie mogę postawić jednego kroku
Mój trzeci krok na Ziemi: cóż mi  w tym przeszkadza
                                   co ja mogę z tym zrobić
Mój czwarty krok na Ziemi: zrobię to mimo niebezpieczeństwa
                                   choćbym miał umrzeć
Mój piąty krok na Ziemi: poruszam się swobodnie jak wszyscy
                                   i dobrze o tym wiem
Mój szósty krok na Ziemi: muszę zniszczyć ostatnie przeszkody
                                   roztrącić ludzi, przyspieszyć i wyjść na szeroką przestrzeń umiejętności
                                   zapanować nad przestrzenią i jej zawartością
Mój siódmy krok na Ziemi: cóż to za mur który wyrósł przede mną samotnie
                                   jestem daleko z przodu, biegnę na czele
                                   za mną nie widać nikogo
Mój ósmy krok na Ziemi: chcę do przodu
                                   nie mogę sam przesadzić muru
                                   muszę się zatrzymać, wyjąć ręce z kieszeni
                                   wyciągnąć przed siebie, wyciągnąć do ludzi
>>>
20110401(033)a
* Zmiany *
Rozgrzebałem nasze stare dobre palenisko
natknąłem się na jeszcze jeden mały ogarek
kilka godzin dmuchałem na niego
chcąc wzbudzić choćby słaby płomyczek
Gdy już brakowało mi zupełnie tchu w piersiach
usłyszałem dzwonek u drzwi
wykończony otworzyłem je i zobaczyłem ciebie
stałaś na schodach z jakimś facetem
powiedziałaś – dajmy sobie już z tym spokój,
tego dłużej już nie ma sensu ciągnąć
Toczę się teraz ulicami zwariowanego miasta
jak czarny pies wlokę się bez celu
wdeptując chodnikowe płyty ze wściekłością w ziemię
w cieniu ceglanych murów fabryk i cmentarzy
Dźwigam superkosmicznego papierosa
i bezsensowną tarczę ołowianą
na której fioletowym lakierem do paznokci
ktoś nabazgrał: „Nie”
Jakiś różowowłosy gnojek zaczepia mnie – śmieciu jak jest
spluwam pomiędzy buty gdzieś tam w przepaść
i warczę – zmiany, zmiany, zmiany
– chodź z nami kwiatku gnijącego miasta
po chwili zaczynam się usmiechać
ogniki przed nosem również
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
              Nie liczę już ani na siebie ani siebie
              jestem wyklęty z scojalistycznego raju
              mógłbym powiedzieć coś co byłoby echem
              lecz jestem poetą walczącym i tak czy owak
              wylezie grzechem
              jaki jest sens ich dominacji jaki cel
              miny, gesty, ubrania i inne ozdobniki
              a także łgarstwa nie przydają się już
              nie wierzę w nic nawet w siebie ot co
              czy to możliwe że w moim domu słychać mój głos
              nawet wtedy gdy mnie w nim nie ma
              może wymioty mogą się na coś przydać
              cóż za wolność wyboru siebie
              ale tylko, gdy leżę na wznak cały dzień
              od razów zbyt jednoznaczny
              prawie tak silny jak wszyscy pobici,
              gdy rozmawiam z czarnym robaczkiem
              o niezwykle twardej chitynowej osłonce skrzydeł
              staram się namówić go by przestał łazić
              po nagim ciele mojej wielkiej sąsiadki
              wtedy gdy patrzę na nie marząc o jednym dotknięciu
              mógłbym zsumować wszystkie moje miłości
              jednak nie chciałbym być wyklęty
              z raju prawdziwego
              razem z sąsiadką
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
* Banał i grzech *
Usiłowano rozpiąć linę na doliną życia
i tak zbudować most-drogę na skróty
usiłowano ustawić na niej ludzi
owszem zamontowano i tablice ostrzegawcze
 – ostrzegające, że z jednej strony grozi banał
a z drugiej czyha grzech
że po prawej przepaść i nie ma przyszłości
a po lewej rozpadlina i nie było nic
Usiłowano przekonać i mnie
że muszę tak balansować na cienkiej nitce
jak podniebny pająk czyhający na ptaki samobójstwa
że muszę tak trudzić się tak się bać
tak nie zaznawać chwili spokoju
bo to jedyne wyjście
Ja rzekłem – cóż to czyż bym nie był Bogiem
do licha, wyszedłem właśnie własną drogą z Rajskiego Ogrodu
i pójdę którędy będę chciał, proszę mnie nie popychać
Po kilku krokach runąłem na łeb na szyję
prosto w dolinę życia
 >>>
 maj bestqa
* Wiosną *
Przywiozłem cię z wakacji
przyniosłem do domu jak chusteczkę do nosa
w kieszeni
Jesienią okrywałaś mi nogi kocem
przy kominku
a ja pisałem wiersze iskierkami elektrycznymi
na powierzchni twojej skóry
Zimą gdy byłem już tak leniwy
że nie otwierałem oczu
ty oprowadzałaś mnie za rękę po mieście
Potem gdy już odechciało mi się otwierać ust
dla pokarmu czy dla słów
wyłudziłem obietnicę że mnie nie opuścisz już
Wiosną gdy w mej spoconej dłoni
nadal ściskałem cię nerwowo
a dzień w końcu zrównał się z nocą
nie doczekawszy się na moją łzę
powiedziałaś tak cichutko i delikatnie
„Nie”
i noc zrównała się z dniem
>>>
??????????         
* One zawsze w rozpaczy *
One na zawsze w rozpaczy
w podniebnej banieczce szklanej
naigrawają się z wysokości nieba
z wysokości lotu ptaka
tuląc do piersi malutkie brylanciki
pulsujące światłem
i śmieją się, śmieją z pierwszego
nagiego mężczyzny
który wygraża pięścią ich niebu
stojąc na czele dziecięcego pochodu
>>>           
DSCN2070a 
* Już wiosna *
Siny tygrys z północy znowu rozdarł
krwawą zasłonę czasu
wtedy wtargnęły tu dobrze znane
marcowe idy
w nich poganie z biczami i sztyletami
bierzcie mnie – rzekłem – jestem pełny
przelejcie moją krew siną zatrutą strachem
z dojrzałą ciemnością tak wielką jak dzień
(Cezar poczuł ukłucie pod sercem w kuluarach senatu republikańskiego Rzymu
– na wiosnę
Chrystusowi na krzyżu pękło serce w Jerozolimie mieście pokoju
– na wiosnę)
Wszystko co przetrwało dotąd musi spłonąć
w nowym życiu
Torturujcie mnie pachołka grzechu
niech poznają że jestem pozaziemskim królem 
No krzyczcie to swoje w imieniu i dla..
niech usłyszy nawet moja dziewczyna
niech uderzy pierwsza zdradzając mnie
w mansardach hochsztaplerskich grajków
niech pędzi mnie skutego przez ulice miasta
które eksponuje swe lochy i podziemia
a gotyckie fasady chowa do kloacznego kanału
niech zdziera za mnie strzępy szat żebym
znów był dla niej sobą
śmieszny bez niedomówień
Ogromny kot zupełnie granatowy z dalekiej północy
gdzieś zza wzgórz, z zajączka umykającego trawie
przemienił się w żbika i dopiero wtedy
przybrał postać tygrysa sawanny by wreszcie dotrzeć
na moje podwórze
Złowieszczy jak krzyk dzikich gęsi nad Gotlandią
lecących kluczem na północ
zmieniających się w bombowce nad głową
powoli zbliżał się jak odwieczne zagrożenie
jak wiosna dla ludzi z Pieczengi
Zamknąłem drzwi na klucz gdy kot szedł wprost do mnie
gdy chciałem już o tym opowiedzieć
dostrzegłem że wcale tego nie uczyniłem
a klucz w zamku jest złamany
drzwi uchyliły się i stanął w nich
nieprawdopodobnie siny jak burzowe niebo
tygrys z moją twarzą
poranek splątał się z nocą wypełniony grozą
Na czole jeszcze dostrzegłem wyraźnie widoczne
wypalone litery
„Twoje idy marcowe”
>>>
??????????           
Humbaki
Społeczeństwo jest waszym oceanem
piosenki karzą się wam zatrzymać w pół drogi
wtedy pytacie samych siebie czy to już dno
Ja patrzę na to skostniałe życie
ze swej skorupy małża
przez tysiącmetrowy słup słonej wody
i gdy słyszę wasze łabędzie śpiewy
wydaje mi się że istotą jego jest
wierzganie nogami i wrzaski w przedśmiertnym strachu
Może to wszystko wizje zatrzymanego
w ewolucyjnym rozwoju skorupiaka
a może biegacie sobie tylko boso po fali
reszta to widmowe złudne błękitno-zielone pobłyski
Naprawdę większość ludzi jest wysoko w górze
tuż pod powierzchnią księżyca, tak sądzę
gdy słyszę takie hasła o wolności bez skorup
słońce przechodzi z rąk do rąk
śpiew dociera na dno
coraz mniej jest jednak słyszalny
zdrada jest społeczeństwem
więc do ogarnięcia tylko przez przerośnięte humbaki 
Ja panuję na piaszczystym dnie
Nie ma dla was władzy nad pieśnią planktonu
ona też przechodzi z rąk do rąk
ze skorupy do skorupy
wasze infradźwięki rozchodzą się setki kilometrów 
ale to wszystko to tylko zdrada
>>>
DSCN2740a 
* Sensacja *
Dzisiaj to już tylko nudzisz się okropnie
a wtedy z nieba za oknem na wielkim spadochronie
samobójstwa nieusprawiedliwienie spływa na ziemię
żadnych sensacji już od dawna nie ma w twoim domu
takich które wytrąciłyby z równowagi
posąg spiżowy twego ciała raz jeszcze
takich co zrzuciłyby na ziemię
nienawiści twej obelisk drugi raz
Gdyby chociaż dzieci jakieś plątały się
gdzieś u twoich nóg
mógłbyś pracując posłusznie nad swym ateizmem
jako przedstawiciel mas na pierwszomajowych manifestacjach
upiornymi gesty przywoływać litość
Gdyby istniał choć jeden dowód
że ktoś ci zaufał nie musiałbyś
żywić kpiny z brzegu lustra
kpiny co wychyla ryjkowaty pyszczek z małej szparki w szkle
gdy chcesz być z sobą sam na sam
gdy plany, okoliczności, warunki
i zadania na wysokości
wypluły cały system misternie splątanych słów
wypluły i ciebie
za tobą poleciały zasługi
Nie chcesz zbliżyć się nawet do lustra
nie możesz robić nic więc nudzisz się
jedną małą sensację chowasz na pierwsze strony gazet
chociaż raz coś dotyczyć będzie samego
prawdziwego ciebie
chociaż nieusprawiedliwionego
>>>
DSCN5607a
Jeśli zdezerterujesz z tego wygnania dojrzałości
i wrócisz w idiotyzm zakłamanego dzieciństwa
Jeśli już uwierzysz że wyszedłeś zza krat
i znajdujesz się na wolności
a przybłąkasz się tu po tej próbie socjalmedycznej
nie będąc już ani mężczyzną ani ptakiem
ani wołem ani zajączkiem z metką u szyi
a przyjdziesz znów udawać na naszą łąkę
Jeśli zaczniesz wtedy przemawiać do kwiatów jak kiedyś
być może wówczas ogromna jak całe niebo
stalowa krata runie ci na głowę
na ciebie tajnego agenta dojrzałości
Nie szuka się na zewnątrz tego co wewnątrz
zdradą jest
nie wolno się łasić do nieistniejących rzeczy i słów
nie utrzyma się nic  bez kontaktu z Bogiem
nad strumieniem prawdy
ani jajko ani płód
Kto wypluł samego siebie otrzyma
reinkarnacyjną, zanikającą i powracającą w ciele 
torturę rozkazu psa
[„Na zewnątrz zostać mają psy i czarownicy, bezwstydni,
mężobójcy, bałwochwalcy i kłamcy” ]
>>>
DSCN5530aa
     * W tej części głowy *
             Nie ma wojen w tej części głowy
              ale nie ma i inspiracji
              tutejszy ból to ból psa-gwiazdy
              Nie ma pragnień w tej części serca
              ale nie ma i przyjemności
              tylko psy wyją do księżyca
              Nie ma wiary w tej części duszy
              ale nie ma i spełnienia
              tylko tutejszy budda wciąż poświęca się dla kogoś
                             pielęgnuje kogoś
                             buduje szpitale psychiatryczne
                             uczy jak wytrzeć usta po sutym obiedzie
              Nie ma krwi w tej części ciała
              ale nie ma i życia
              najmądrzejsza księga strzeżona przez psy
              jest albumem ze zdjęciami
              przedstawiającymi wstrząsające wypadki drogowe
              na ulicach miłości
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Wobec starożytności  *
Pędzisz słoneczną autostradą
gromadzisz w banku pieniądze
owładnięty ideą chcesz umierać za nią
kochasz pijesz z żalu jesz kupujesz kradniesz
kłócisz się ze swym sumieniem
rodzisz dzieci i zabijasz sąsiadów
Jeszcze długo wozić się będziesz kosmiczną rakietą
choćby w lunaparku
nim poznasz jakim wobec starożytności
jesteś troglodytą
Achajscy pasterze jak półbogi trzymają na barkach
fundament twej współczesnej piramidy
Fenicjanie wciąż wyszukują dla niej nowy budulec
Krew w żyłach takich stworzeń jak ty
pulsuje dzięki tajemnym misteriom 
odgrywanym na nowo od tysięcy lat
przez nagich Afrykanów w dżungli
Pakując w usta wielkie jak jaskinia
coraz to innych ludzi prostych i naiwnych
wstrzymujesz znów po wiekach Dunaj
i powtarzasz gesty wielkiego Attyli
Gdy jesteś demokratą to w państwie krasnali
słowa przed katem ostatnie czy rozgrzeszenia
największego kapłana w twoich ustach
nie są wzniosłe a oklepane i szare
Symbole, symbole z mroków historii to wszystko
czym posługujesz się w tej atomowo-kosmicznej
dwudziestowiecznej jaskini
>>>
?????????? 
* Kocham cię *
Gdy dopadłem go zamelinowanego
w szarej komórce samouwielbienia
począłem go smagać batem do krwi
aż dostawał nerwowych drgawek
w twoich ramionach
wtedy ty litowałaś się tuląc go
w największy chłód
Wciąż zwiewał gdzieś i ukryty przyzywał
godzinami deszcz
tak często wabił ciebie i mnie w miejsca
gdzie wokół wzbierała powódź
Grał przed tobą jak błazen z dell`arte
gdy klaskałaś mnie trafiał szlag
Jeśli mówiłem kocham cię
jego chichot brzmiał wewnątrz tych słów
Raz nad jeziorem kazałaś mi powtórzyć
to dziesięć razy
za ostatnim razem zrozumiałem że
śmieję się w głos i pragnę tylko jednego
wielkiego chłodnego deszczu
w którego strugach mógłbym cię kochać kochać
kochać cię na jego oczach
>>>
DSCN0539a                                            
      *Papierowa Ziemia *
              Piramidalne budowle z papierowych kostek pokryły całą ziemię
              w ich cieniu małe potworki kierują ruchem pełzającego tłumu
              nikt nie zna ich imion ani celu działania
              wszyscy reagują na ich gesty bez sprzeciwu
              te karły pilnują żeby kiedy trzeba płakano ze szczęścia
              sam cień robi to na ich rozkaz
              Wieże wzrastają wciąż nowe w dolinach
              i na zboczach gór prowokującą kruchością
              grożą jak palcem wielkiemu słońcu
              te których ambicją jest pomieścić prawdę
              ustawiają się obok tych na których lśni neon fałsz
              czasem jakiś młodzian który zmyli pogonie
              wdrapuje się na szczyt i woła:
              nienawidzę was wszystkich
              lecz po chwili dopadają go rachityczne ich psy
              Obrazoburcza nieśmiałość rozkrzewia się jednak wszędzie
              jak bluszcz czepiający się ścian
              tajniacy rozrzucają ulotki nawołujące do buntu
              karły przymykają na to oczy na ulicach
              kryminaliści opanowali centralny system przekazu
              i wzywają do wspólnego działania
              pomiędzy budowlami tułają się pewne siebie
              zakochane w śmieciach roboty
              gdy wszystko zasypia śpiewają o kataklizmach
              i wojnach cudownie wszystko niszczących
              czasem przez sen usłyszeć także można
              strzępy słów przenikających przez papier
              domowe karły głaszczą wtedy ludzi po głowach
              aby nie zbudzili się na ich dźwięk
              aby rozmiękczyć pieszczotą twardniejące wizje
              zdmuchują z powiek stalowe opiłki kłopotów i burz
              Papierowe budowle niezniszczalne nie poddają się
              huraganom i trzęsieniom ziemi
              chociaż rozkołysują się aby dać powód do ogólnej
              zabawy i ludycznego podniecenia
              Kostki papieru kryją w sobie elektroniczne oczy kamer
              odbiorniki, przekaźniki i dozowniki
              do mieszkań w zależności od potrzeb podawana jest
              bezpośrednio natura, kultura i cywilizacja
              Najwyższe Kolegium rozstrzyga z najwyższą odpowiedzialnością
              w którym momencie należy ludzi doładować cnotą
              Najwyższe Kolegium to najmniejszy karzeł
              o dwu jaźniach wysublimowanych z ognistego cierpienia
              przekazano mu władzę z wdzięczności
              że odkrył istnienie ognia
>>>
??????????????????????
      
              – prawzór-początek-przyczyna-zasada-pierwiastek
              -pierwotny-praelement-prasubstancja-prehistoria
              – siedemnastego maja tysiąc dziewięćset
              osiemdziesiątego drugiego roku po Chrystusie
              godzina dwudziesta trzecia zero sześć
              – koniec świata
>>>
DSCN0396aa             
              * My Polacy *
             Budujemy silosy dla rakiet z głowicami atomowymi
              w głębokiej Syberii – my Polacy
              Konstruujemy najnowsze bombowce dla US.Army
              – my Polacy
              pomagamy trędowatym na Madagaskarze – my Polacy
              wysyłamy swoich ludzi dookoła świata
              z misjami pokoju i miłości – my Polacy
              Na pewno mówią wam coś nazwiska Dzierżyński Jagoda
              Brzeziński
              Mamy obecnie u siebie Sowiecką Republikę
              na kroplówce kapitalistycznych kredytów
              Na największym skrzyżowaniu trzymamy w dłoni zabawkę
              swym dziecięcym zakłopotaniem usiłujemy zwrócić
              na siebie uwagę potęg
              My Polacy omalże wierzymy że trzymamy w dłoniach
              potęgi tego świata
              a to tylko pył na wietrze
>>>
 ??????????            
               *Zbyt wiele by nie upaść*
              Cztery płyty z nigdy nienagraną muzyką
              Hendrixa i Stockhausena
              najnowszy model Syrenki
              Golgota gdzieś na Champs Elysees
              dwanaście kufli Okocimia na płycie grobowca
              dwadzieścia lat stanu wojennego
              problemy seksualne Karakalli
              podręcznik do nauki narzecza suahili
              stanowisko Cerbera u wejścia do mieszkania Raquel Welch
              cztery paczki „Popularnych ” i dwa wina jabłkowe marki „Poświst”
              jedna łódź podwodna na Wiśle pod Tyńcem
              twój koncert w Rzymie
              jakiś ból głowy w kawiarence na Nowym Świecie
              wszystkie twoje ozdoby
              i jeszcze do tego coś ogromnego tylko tyle że niewidocznego
              jak wycie syren nad miastem
              lub łomot do drzwi
              To wszystko było niezłe ale zbyt wiele by nie upaść
              zbyt wiele jak na jedną sobotnią noc
              trzynastego grudnia
>>>
??????????
             *Muzyka Młodej Generacji 1980 *
             Taki rozdęty balon jak Polska Rzeczpospolita Ludowa
             takie w nim zatrute powietrze jak sarin
             taki wentyl  jak Lubań i Jarocin              
             taki syk jak k. m. wolność
             taki balast jak młodość
             co, nie? ty
             taki idiotyczny wrogi kasowniku
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA             
               *Dwie rdzawe plamki *
              Zaintrygowały cię dwie rdzawe plamki
              na liściu dzikiej róży
              długo obracałaś liść w palcach
              wtedy gdy dopadały go
              ostatnie przedwieczorne słoneczne promienie
              patrząc na twoje włosy tak bałem się ich dotknąć
              gdy stałem za tobą moje oczy
              zaplątały się w twe jasne kędziory
              i gdy nagle odwróciłaś się zobaczyłaś moją twarz
              bez oczu
              przyglądałaś mi się dziwnie przez chwilę
              potem rzuciłaś listek na ziemię i powiedziałaś
              „no to cześć”
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
*Ludzka mowa*
Czy trzeba zamieszkać w ziarnach słonecznika
tego małego słońca na działkach
Czy trzeba wzlatywać w słońce prawdziwe
lotem Ikara
A może wystarczy porzucić dom i rodzinę
ruszyć bez pieniędzy w drogę
lub śnić po wypiciu flaszki wódki
Koniecznie musimy zniknąć ze świata informacji
bełkotać co tylko ślina przyniesie na język
robiąc uniki przed gazetowymi kolumnami
Teraz po tylu latach trzeba przemierzyć pustynie
i lodowe pola, oceany i wspiąć się na szczyty gór
mamrotać byle co pod nosem
byle tylko nie zamilknąć nawet na chwilę
bo propaganda nas zagłuszy
Może w tej ziemskiej swawoli ludzkich ust
powróci do nas realność w pojęciach absolutnych
Z rzeczy choćby takiej jak doświadczona
rozgadana dusza może wyłoni się przypadkiem
może chociaż tuż przed naszą śmiercią
rozlegnie się nareszcie pełna sensu ludzka mowa
u wezgłowia
a może dopiero obiektywna prawda
zapłonie przy katafalku
jak świeca
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
* Młode lwy nowej wiary *
My młode lwy nowej wiary
tak agresywnie poczynaliśmy sobie
od pierwszego odbitego w naszych oczach
rozbłysku narodzin nowej galaktycznej łuny
tak galaktyki trząść się przecież miały z radości
gdy stara zdeprawowana akuszerka Ziemia
podniosła nas w świetle
Spłodzeni w koncentracyjnym obozie
jako płody karmieni trucizną sumień
warczeliśmy i targaliśmy inicjacyjne precjoza
od razu natychmiast chcąc charyzmę
każdego kła ostrego zbudzić tego ranka
To było objawienie z samego jądra
nazwano ten dzień dniem w którym powiał wiatr
Odtąd wszystko miało być precedensem ewenementem
W pijanych ślepiach nakaz zjednoczenia
zadrgał jak cielsko rakiety przy starcie w górę
Już po południu po kilku godzinach życia
usłyszano nasze głosy przed którymi
zadrżały łańcuchy górskie
Początkowo wyśmiano to wszystko
patrzono na nas jak na lwy w akwariach
więc posypały się repliki
natarły skonfederowane stany pontyfików centralnych
i skamieniałych postaci dewotek generalnych
przeciw nam powstała międzynarodowa unia państw
w stałym upaństwowieniu
Azja wyzywała nas od gwiezdnego bezpotencjalnego
marginesu
Afryka już wyrokowała o zdradzie
Sowieccy agenci szukali celu tej afery
w kazamatach u siebie w maszynkach do mięsa
a gwiazdy nas podjudzały gdy natężaliśmy siły
chcąc zmienić się z kwiatków łakowych w lwie paszcze
Kłócąc się, przekrzykując w rock`n`rollowych piosenkach
o pierwotność naszej rewolucji tańcem kreśliliśmy program
którego strażnikami zrobił nas czas
nieznany powiew jak tchnienie profesora Konstelacji
który krzątał się koło ziemskiego klosza
Rozdane kwiaty z ręki zdziwionych wyrwały się
i utworzyły kolorową przecudną chmurę nad światem
Odtąd wszystko co się stało było po raz pierwszy
świat chcąc nie chcąc uległ erozji młodości
rzuciliśmy się z podejrzliwością lwią
na każdy okruch historii by odczarować wszelkie zło tam ukryte
deptaliśmy minione chwile a nienawiść do dobra
pękała w nich jak rybie pęcherze i flaczały bez sensu
Lecz nie poddał się po raz pierwszy starożytny Akropol
po rozdrapaniu wnętrza ludowych pieśni achajskich
na jednym z festiwali miłości
 odkryto młode lwy i Samsona na nich siedzącego 
Zmiany prowokowane już od wielu lat
spadły od tamtej chwili na wiarę naszą i czas
lustrzanych lwów wielbłądzimi atrybutami kontynuacji
>>>
?????????? 
              *Porzucić pracę*
              Porzucić pracę –
              czyż to ona kłamie?
              wykorzystać sen do budowy
              jeszcze jednej wieży Babel
              tylko dlatego, że takie legendy przedostają się na karty
              świętych ksiąg – czyż go nie szkoda?
              bywa też praca – królewski grobowiec
              bywa praca – preparowanie zwlok
              bywa tłumieniem zamieszek w pocie czoła
              i nawet odławianiem żywych polskich zajęcy
              ze względy na korzystny układ handlowy z Francją
              a jak i tobie przyjdzie pracować bez prawdy?
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
              Sinawe mgły jak haust zimnej
              wystudzonej herbaty nad ranem
              wiszą nad moim sadem
              zagrażają prostocie moich nienasyconych
              pustynnych łąk
              okrążają mój dom i moją polisę ubezpieczeniową
              Kawały miedzi które wypluły debiutanckie chmury
              kierujące się na zachód
              zaczerwieniły grunt wokół mego pałacu z badyli
              okrzyki pawianów lub pozłacane kolczaste wokalizy z
              okładek płyt
              złotowłosy sen roztopił się jak gorycz w duszy
              mgły wdzierają się we wszystkie wrześniowe niedziele
              nakłaniają mnie do picia wina przed obiadem
              nakłaniają do marzeń
              modry proszek wdmuchiwany jest
              przez niewidoczne pory w szkle szyby
              słońce świeci na stół pokryty okruchami
              dla ptaków, które zbierają się do odlotu
              tłuste refleksy przeszkadzają mi w percepcji kosmosu
              srebrzysta rosa znika ze ściany
              w głowie powstają gotowe przepisy
              na omlety z elektronów i babiego lata
              słońce świeci na moją głowę odlatujących myśli
              boli serce samotniejące z godziny na godzinę
              ktoś taki jak ja tylko siedmioletni
              tańczy wokół tapczanu
              coś jeszcze widzę coś jeszcze słyszę
              w tej mojej boleści
              wrażliwy na kolory lata
              spadające w przepaść zimy
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Krzyż wyzwoli łzy zwycięstwa
Burza z żył zakrwawi nasze ulice
Odetniemy się od kolczastych ogrodzeń
Zamieszki przyniosą nam wolność w ogrodach
Szczęście zdobyte na ulicach zniesiemy do dziecięcych pisakownic
Zrodziłaś moje fobie gdy zaplątany
w srebrzyste żytnie włosy twoich pól
patrzyłem w pociągu na pochylone wąsate kłosy
zrodziłaś mój smutek może właśnie wtedy
gdy moczyłem bose nogi nie większe od tych rybek
zwariowanych które tańczyły wokół nich
w tym leśnym strumieniu  co zmienił się w rzekę
Dzikość udzielała mi się jednak naprawdę
tylko wobec pierwszomajowych transparentów
w słońcu niesionych przez moich bliskich
poniżony ostatecznie państwowymi wspaniałościami
uciekałem, uciekałem, kryłem się wciąż
w chłodny deszcz wyzwolonych mgieł wielkiego nieba
Każdy odrapany mur, każda pobazgrana kredą ściana
w slumsach miast była mi żalem
Nie mogłem ani na krok ruszyć się
od jakiejś przełomowej chwili
z wynajętych łóżek w wynajętych dzielnicach
Ona nastała gdy w radio odezwały się głosy natury
uprzedzając mnie że na ten rok
nie ujęto mnie nawet w planie przyrody
Obsesje potężnej niewiedzy o faktach
gdy drugim głosem mówiłaś o przetrwaniu
wkradły się do mojej matury liczb
Z nerwic mosty pozwoliłaś mi tylko budować
wysoko, wysoko łączące łzawe dziecięce sny
z ognistymi politycznymi orgiami pijanego młodzieńca
Jednak to nie politycy o łbach konwertorowych
ale mgła w twoich parkach i na porannych zimnych łąkach
podziurawiona zdradę poezji
wykarmiła w moim sumieniu zrakowaciałe guzy
niekontrolowanych odruchów nieokrzesanego buntu
w dzikich parkach rozwścieczonych miast
>>>
DSCN1561a 
* Przepobrednie *
Krzyż wyzwoli łzy zwycięstwa w naszych oczach
Burze w żyłach przez błyskawice plamami czerwieni
ukwiecą czarny asfalt
Kubizm rewolucji zmieni się w szczęście
Rzeka na Marszałkowskiej odetnie część ludzi
i podzieli to wszystko na podziemia i podniebienia
Ziarna fasoli przebiją się swymi wiosennymi kiełkami
przez pancerza czołgów
Larwy cywilizacji będą krzyczeć
– zamieszki, zamieszki, czym się to skończy
Dzieci wyruszą w drogę nikt nie będzie w domu myślał o sobie
Twoja śmierć będzie się przybliżać we śnie
ale obudzisz się już demokratą
i w kapliczkach przechowasz program
Wszyscy, wszyscy zdepczą w jednej chwili psy i płazy
Więcej krwi będzie w nas gdy na ulicach wiwatować będziemy
Przez śmiech anarchii zaciśniemy zęby z wysiłku
wyćwiczeni w spekulacji zamienimy na kredyt popisowej wolności
podstarzałe weksle dla świata kupców
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
               *O świcie nad Rudawą *
              Tylko pierwsze zbudzone psy
              oszronione szklarnie badylarzy
              i ja po całonocnej studenckiej imprezie
              przy wałach nad Rudawą spotykamy się o świcie
              psy na działkach na widok wschodzącego słońca
              jak na złodzieja ostrzegawczo szczekają
              lodowe płyty szklarń wychodzą na spotkanie dnia
              otwierają przed nim swój interes połyskująco-skrzący
              Na jakiejś ławeczce na kość przemarznięty
              siedzę i patrzę na mostek na rzece
              samotny jak ja
              nie mogę patrzeć na słońce jak skalpel o tej porze
              lecz w końcu jego ciepło bierze mnie w ramiona
              tuli przez chwilę a potem jak do fotografii
              ustawia mnie na planie w atelier nad Rudawą
              droczy się ze mną korygując moje przedśmiertne grymasy
              i zmusza mnie wreszcie do podniesienia głowy ponad horyzont
              wkomponowawszy mnie w tło sprawia że pragnę
              trwać tak przez dłuższą chwilę
              pomiędzy sprawami psów i badylarzy
              spinając je ciszą i cierpieniem
              uśmiechając się do tego zdjęcia jak Gioconda
>>>
 OLYMPUS DIGITAL CAMERA          
* Bliźniak *
Usiadłem obok na trawie
by móc obserwować jakich wysiłków
dokonuje słońce popołudniowe
które chce przez nos wleźć
pod brudny beret tego kloszarda
Nareszcie go odnalazłem
był tak podobny do mnie
jak bliźniak
staruszek-śmieciarz z Kazimierza
w takim samym jak ja nastroju:
– no, dalej już ani kroku
Na ławeczce nad wspaniale wybetonowaną Wisłą
zgięty w pół drzemał oparty nosem o słońce
jakby czekając nie na mnie a na grabarza
załamał brudne czarne palce splatając je
na starej żyłkowej siatce na zakupy
w której czaiły się dziko skarby dzisiejszego dnia
zawinięte we wczorajszą „Krakowską”
To był pomnik prawdy i niesprawiedliwości
o piekielnie wstrząsającej wymowie
Moje zmęczenie które miało dopiero 150 lat
było niczym wobec jego duszy zwęglonej w beznadziei
otulonej w potargany długi płaszcz
przygwożdżonej do ławki ciężarem zdobyczy
wyłudzonej od koszy na śmieci
Słońce go pożerało w jego własnym śnie
walczyłem o jego ciało przez chwilę
myśląc że to moje własne
gdy rozsadziło ogniem głowę
poznałem bizantyjskiego cesarza
który wyjął z siatki świętości aureolę
i ozdobił nią swoją głowę
pojąłem, że ten bilans szans i rezygnacji
który ja w swym zawiniątku przyniosłem
nad rzeki brzeg jest co najmniej brylantem Liz Taylor
a nie młyńskim kamieniem
>>>
DSCN8330b 
*Znane wszystkim ekscesy *
Było to w jakieś małej polskiej mieścinie
tej wiosny na targowym placu
doszło tam do znanych wszystkim ekscesów
pamiętam jak przed samą rozróbą
stanęły na przeciw siebie banda wyrostków
którą przyprowadził tu dwudziestoparoletni odziany
w skórzany skafander chłopak o imieniu Jezus
i porządkowa grupa zomowców
oderwanych od imieninowej libacji
którą dowodził porucznik Dzierżyński
Chłopcy w imieniu wszystkich demonstrowali
przeciw karabinom, wojskom i wojnom
ale Rząd kazał ich rozpędzić gdyż
realizował właśnie program pokojowego współistnienia,
poszanowania wzajemnej suwerenności i ograniczania zbrojeń
rzeczywiście jak mógł w tej sytuacji nie wyjść z nerwów
Burda ta tak słynna dziś w świecie
nawet przez przypadek zakończyłaby się bez ofiar
lecz weselny orszak, który dążył do kościoła
przeciął drogę dążącemu na pobliski cmentarz
pogrzebowemu konduktowi właśnie w miejscu
szykującej się konfrontacji
gdy żałobnicy wpadli w tłum weselników
powstał ogromny galimatias, konie się spłoszyły
ludzie wpadli w panikę, trumna wypadła z karawanu
i eksplodowała jak prowokacyjna petarda z gazem łzawiącym
rzeczywiscie każdy rząd mógłby się poirytować
>>>
????????                       
              * Polska II *
              Polskę poznaję wyłącznie w pociągu
              toczącym się z Przemyśla do Szczecina
              gdy jadę i patrzę w okno lub na ludzi
              którzy zmieniają się w przedziale
              Jak wspaniale inna jest prowincja
              w Dębicy a jak inna w Krzyżu
              jak wspaniale inne są jej dewocjonalia
              Co innego słyszy się na peronach dworcowych
              w Krakowie a co innego w Poznaniu
              Inny gatunek Słowian rozgadanych niedozasmucenia
              przepycha się w przejściach wagonów
              usadawiając się na swych trasach odwiecznego
              niecierpliwego poszukiwania
              wpychając na półki gdzie się da swe prywatne
              miasteczka, wsie i zagrody
              po to tylko aby mieć czego pilnować
              zerkając co chwilę do góry
              Oto handlarze powracający ze Lwowa
              częstują wszystkich papierosami,
              imigranci z Ziem Zachodnich wracając z wesela
              spod Lubaczowa dopijają wódkę
              puszczają kieliszek wokół,
              kobiety z tobołkami i pudełkami podtrzymujące
              sojusz robotniczo-chłopski
              w okolicach Stargardu Szczecińskiego częstują
              wszystkich jabłkami,
              dziewczęta powracające z pielgrzymki
              zachwycone swoimi zakupami demonstrują
              plastykowe figurki Matki Boskiej,
              młodzież krakowskich uczelni politykuje
              w dyskusjach z dyrektorskimi zaoczniakami wsiadającymi w Tarnowie
              Polska wiruje w tym rozgardiaszu
              zmieniającymi się co parę godzin gwarowymi monologami
              tańczy w korytarzach szalona lecz prawdziwa
              Oto noc i dzień na demokratycznych polskich sercach
              oto prowincje jak wielkie kromki chleba
              rozłożone na współczesnym stole
              a przecież przy nim zbierają się jeszcze
              monstra niewiadomego pochodzenia
              rozkładają na nim sztabową mapę strojąc miny
              wbijają jakieś znaczki, chorągiewki
              bazgrzą kolorowymi ołówkami dziwne krechy
              ich idiotyzm pozbawił mnie oczu
              gdy wychyliłem głowę z pociągu gdzieś nad samym
              morzem i spojrzałem w górę
              moje źrenice przeniknęły dwa ogniste pręty
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA           
              *Powariowałaś zupełnie *
              Leże już w trumnie jasny i dumny
              pierwszy raz opanowany, niesmagany ogniem
              obok między świecami klęczą wszyscy psychiatrzy świata
              opłakują mnie szydząc na swój sposób
              wtedy ty wracasz z drugiego końca świata
              i już od progu wołasz:
              „dajcie spokój, to jego nowa zgrywa”
              przeganiasz wszystkich z mojego pokoju
              na podłodze pozostają kolorowe łzy
              przewracasz trumnę i wywalasz mnie na podłogę
              szarpiesz klapy mojego czarnego garnituru
              kupionego po miesiącu odmawiania sobie tego i owego
              rugasz mnie:
              „kiedy wreszcie skończysz z tymi komediami,
              zobacz jak przestraszyłeś matkę”
              po czterech dniach skupienia otwieram wreszcie oczy
              zdemaskowany w dzielnicy rozpadającego się socjalizmu
              w prosektorium idei
              widzę, że zachowujesz się tak
              jakbyś powariowała zupełnie
              jakby socjalizm zaraz miał się skończyć
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
* Stworzenia które mówią  *
Cenzorzy, prowokatorzy, agenci, TVP
bezpieka, facet o nazwisku Uberman,
czarne długie płaszcze skórzane, terroryści
masoni, komuniści, Żydzi, nacjonaliści
tajne rady, tajne stowarzyszenia, tajne sprzysiężenia
skrytobójstwo, zawodowi rewolucjoniści,
tajne kartoteki, facet o nazwisku Berman,
władza, policja, ochrona, centrum, presja
wywiady, granice, siły nacisku, wpływy w prasie,
szkolenia, denuncjacje, pranie mózgu, obozy,
ewolucja zniewolonego sumienia, zakłamanie,
gułagi, antyterrorystyczne grupy, kombinacje,
spekulacje, facet o nazwisku Moczar,
nasi ludzie, towarzysze, podstawieni ludzie,
wtyczki, fałszywe dokumenty, fałszywe pieniądze,
monopole, stronnictwa, partie, ugrupowania,
przesłuchania, facet o nazwisku Humer,
szantaż, klakierzy, zmowy międzynarodowe,
wojny, akcje policyjne, trujące informacje,
łamistrajki, wtyki, doradcy, informatorzy
kontrwywiad, facet o nazwisku…
oraz ja i wszystkie inne stworzenia które mówią
            Och nareszcie się lepiej poczułem
            jestem teraz trochę spokojniejszy, nie taki spięty
            Och, nareszcie się tego pozbyłem
            Och, nareszcie wyrzuciłem to z siebie
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
* Głodni i zziębnięci  *
Dlaczego głodni i zziębnięci nigdy nie mają
samobójczych myśli
jaka jest ich rozpacz
że już o sobie nie myślą
Rządzące kasty prześcigają się w metodach
porządkowania setek poddanych
głód jest naukowy a chłód laboratoryjny
tylko rozpacz utrzyma świat w posłuszeństwie
takie wnioski uszlachetniają ich każdy dzień
I oto już miliony zdziczałych ludzi
za błyszczący w papierku cukierek
zrobi dla nich wszystko,
rozprawi się natychmiast ze złem,
które mogłoby ich zbawić
w środku anarchii odda krew za: „my tworzymy życie”
Tak profesorowie z Rady Centrum
ze swych samolotów oglądają cały świat
poznają w ciągu życia wszystko aby na starość rzec –
my nie jesteśmy zrozpaczeni dzięki wam rządzący
Ten ból i głód wasz jest zupełnie inny
a nasze samobójcze myśli to tylko kolejne dni
od świtu do nocy na krześle przy stole
w cieple, syci ale w ślepej kuchni
Gdy zrodzi się w tobie chyba tylko z nudów
prawdziwe pragnienie i rozpacz nad dobrem i złem
ta rozpacz zaczyna myśleć nie wytrzymuje siebie samej
gdy pozwolą ci zaspokoić głód wtedy słowa
podsuwają zbrodnię – Ja, Ty, My
albo „nie mam na tyle sił”
 
Więc już w szkołach ucz się jak przerzucać
sprawnie żywnościowe zapasy z jednego zakątka
świata w drugi i jak komponować różnorodne jadłospisy
jak umiejętnie gospodarować paliwem
dla domowych ognisk 
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Patrząc w oczy wariata *
Spróbujcie patrząc w oczy wariata
kłamać, łgać jak zwykle
spróbujcie go prowokować
poufałymi pochlebstwami
spróbujcie go straszyć grając
na strunach jego przekonań
pierwszy raz zmieszacie się widząc
jak nie ufa samemu sobie
o potem to na pewno wpadniecie w panikę
patrząc z góry na tą jego tańczącą
naiwność stracicie równowagę ducha
gdy zacznie ona was okrążać
i co chwilę będziecie tracić ją z oczu
będą łzy płynąć mu po policzkach
a patrzył będzie na was z taką nienawiścią
to może się wam zdarzyć przy wejściu
do jednej z tych nielicznych malusieńkich
salek kinowych w których dziewięćdziesiąt procent widzów
to komunistyczne mieszczaństwo prosto ze wsi 
przybyłe nie wiadomo skąd
a reszta to on
nastoletni świr i jego potwornie zakłopotane
oraz eterycznie wibracyjne nerwice
może będzie to w Szczyrku albo w Krynicy Morskiej
spróbujcie z nim obcować w czasie trwania
seansu chwilą milczenia w ciemnościach
ten jego satelita będzie krążył wciąż
gdzieś ponad miasteczkiem, krajem, światem
potem już tylko nad ruinami waszej pewności
jak obsesja zatruje wam od tej chwili
wasze rozedgrane jak film na ekranie
rozświrowane wakacje
>>> 
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
              * Pierwszy śnieg *
              Gdy miałem pięć lat
              dorosłe panny zaczepiały mnie na ulicy
              mówiąc: jaki ładny nieśmiały chłopczyk
              Pani przedszkolanka kokietowała mnie
              swymi oświadczynami gdy byłem w średniakach
              Jakaś matrona poklepywała mnie
              po spuchniętym jak bania od bolącego zęba policzku
              mówiąc: oj ty mój grubasku
              Jakieś dziewczyny pieściły mnie jak lalkę
              gdy zostawiano nas samych
              A ty ciągle byłaś niedostępna i taka chłodna
              a ja byłem wciąż na sprzedaż
              czasem pod wieczór gdy siedziałem sam
              na schodach pod twoim biurem
              jako ofiara twego zapomnienia
              przychodził do mnie z kotłowni brodaty Sokrates
              prześmiewca i pocieszyciel
              pytał mnie pytał wciąż wzbudzając strach
              gołębie siadały wokół nas na stopniach
              a on karmił je
              szarpał kromkę chleba i w dwu palcach gniótł miękkie kulki
              a potem rzucał je pod nogi
              kpił ze mnie mówiąc: ach ty moja dziewczynko
              nie bądź taka wściekła na ten świat
              W domu ubierałem się w twoją halkę
              i czekałem w oknie na pierwszy śnieg
              a za oknem zaczęły się pojawiać
              odpowiedzi młodzieńca
              jak latarnie rozświetlające zimowy wieczór 
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
* Odpowiedź *
Porzuciłeś fenickich żeglarzy
i interes na lądzie rozkręciłeś
w Pasadenie
zawsze chciałeś mieć dużo czasu
by odczytać intencje
tych którzy to wszystko zaczęli
handlowałeś więc nie na Morzu Egejskim
złotym runem a przy ruchliwej autostradzie
w Kalifornii oferowałeś relikwie popstars
gdy zdobyłeś pierwszy milion
wykupiłeś na aukcjach pożółkłe zwoje
pergaminów i o chlebie i wodzie
studiowałeś ich zawartość
tobie jednemu udało się uzyskać odpowiedź:
„Trzeba opuścić tą Ziemię”
>>>
DSCN5134a 
* A – 2008X – Podwójna *
 (Alek  Skarga)             
Ściana z lewej całkiem trzeźwa
Och pijana z prawej – to nic
Ona i ja – kocham Gracje
Bzdury, miłość, mnie
An
Courage
Nothing
Żal (Blue)
Jestem, gram, wynikam z siebie
Dajcie mi to, to do mnie należy, błagam
Psy (gwiazd) są tuż tuż
nigdy, ( I ) Ja
nigdy, Jestem
A to tu, tutaj i zawsze
Trzymam ciebie mocno w garści, A siebie
Zwycięstwo to przewleczony na lewą stronę stary mój dom
Nie pozwalam
Nie mówić Ci, do Ciebie, od Tobie, od chodzę
On mnie trzyma
z tyłu
kłam zadaję
moim schodom
Nic, Nic, Nic nie czuję
Apokali Psa A Ale Ale ki
Schudnę, Szczekam, gd (gol) słowa, słowa
pępek konstelacji
widzę
Nie
Wal..
Opę…
Dlaczego
Pozwól mi mówić
z gwiazdozbioru Psa
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
* W poniedziałek przed południem *
Gdy podnosisz zbolałą glowę
w poniedziałek przed południem
spojrzenie twe pada na resztki kolacji na stole
nie może utrzymać się na nich
z pewnym oporem zwala się
do magazynu odzieżowego
reklamujacego się wszędzie na podłodze
pochrapuje jakaś nieznajoma
jej senna tortura to prawdopodobnie
twoje wnętrzności 
jej włosy pachną burzą z piorunami
Anioł Stróż męczy się chcąc się wydostać
spod stosu rozbitego szkła
drzwi szafy zamykają się i otwierają
 szafa dusi się tak samo jak ty
serce przenosi się w inne miejsce
w wielki zaciek na suficie
ty podciągasz się na łóżku opierasz łeb o ścianę
bierzesz czystą kartkę papieru i długopis
kaleczysz się kawałkiem szkła w ramię
dotykasz raną twarzy dziewczyny
i gdy krew wypływa na jej policzek
drugą ręką zaczynasz pisać:
            Jest niedzielny wczesny pogodny poranek
            wstaję tuż przed świtem, budzę żonę i córeczkę
            wyjeżdżamy samochodem za miasto na ukwieconą  łąkę
            obejmuję, przytulam je do obie do swojej piersi
            trwamy tak wpatrzeni we wschód słońca ponad miastem
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
*Archetyp chwili *
Przyjaciel, autorytet, zdrada
dlaczego te są słowa są archetypem
tej oto mojej chwili
O… już jej nie ma
więc sens słów jest już tak odległy
cieleśnie nie zachował się do „potem”
trzeba zakopać dołek po nich
jak zwykle razem z archeologiem
Platonem
>>>
DSCN0904a
              *Tylko ci dziwni Rosjanie *
              Japończycy nie chcą rzucać atomowych bomb
              Chrześcijanie nie chcą stawiać krzyży
              tylko ci dziwni Rosjanie są inni
              Żydzi nie planują jak na razie gazowania Aryjczyków
              Amerykanie nie chcą łagrów Syberii dla swych interesów
              nie wszyscy Murzyni chcą wracać do Afryki
              tylko ci dziwni Rosjanie są inni
              Anglicy i Francuzi wcale nie potrzebują
              obejmować się i poklepywać po plecach
              mieszkańcy Skandynawii nie chcą pamiętać
              że poprzez więzy krwi cała prawie Europa należy do nich
              tylko ci dziwni Rosjanie są inni
              nawet Arabowie mają w nosie Hiszpanię
              Węgrzy już od dość dawna nie wstydzą się swojego języka wobec Austrii
              tylko ci dziwni Rosjanie są inni
              przecież też Chińczycy porzucili budowę słynnego muru
              a co najdziwniejsze sami Polacy zapomnieli już dla
              świętego spokoju o swojej starożytnej szlachetnej wolności
              tylko ci dziwni Rosjanie są inni
              uporczywie dają do zrozumienia narodom że chcą od wieków tego samego
              wszystkim ludziom na świecie odebrać pracę
              i wypić im wszystką wódkę
>>>
??????????
*Wydaje się że jest *
Jeśli organizacja społeczeństwa do którego przynależysz
kpi z ciebie, pokaż jej jak kochasz sam siebie
ba, nawet nie możesz się opanować by tego nie okazywać
Jeśli organizacja twoich prywatnych znajomości
nakłada czasem podatki na twoje partactwo uczuciowe
pokaż jej, że doskonałość jest w egocentrycznych rumieńcach słabości
Jeśli organizacja twojego mózgu jakąś głupią samokrytyką
będzie cię powstrzymywać na schodach do sławy dziwaków
pokaż jej że masz samodzielne drżące dłonie, niezależne zezowate oczy,
wojownicze serce wypełnione po brzegi egoizmem,
który emanuje jak miłość, ba, nawet nie możesz opanować się
by go nie okazywać 
Organizacja nie może się w ostatecznym rozrachunku wydawać i być
ty zawsze to możesz
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
* Rewolucja maszyn i natura *
Gwiazdy spadają z twego nieba
jak łzy błyszcząc przez sekundę
a potem już tylko beton
szeroką strugą leje się na małe miasteczka
industrializm rani nawet upiory
z piwnic podmokłych
samochody rozgrzewają dwadzieścia lat
z czasem utożsamiając się ze swym posłannictwem
kosmicznym ożywają i zaczynają myśleć
kryzysy niszczą stalowe konstrukcje budowli
kruszą przęsła mostów
zrywają porozumienie
gwiazdy spadają nadal spadają jedna po drugiej
jakby nie wiedziały że są niepotrzebne
bandy ludzkie przemierzają kamienne place
w poszukiwaniu początku stalowej liny
z nadzieją recytują Koran waląc głowa w beton
albo gwiazdy nawlekają na sznurki
jakby stworzone były tylko na paciorki różańca
natura będzie teraz kiełkować we łzach
bo śmietniki wróciły do łask
i przyszłość musi kwitnąć na betonie
Metropolie giną od kosmicznych westchnień pustki
z obrożą na szyi
rewolucja maszyn wykurzyła pustelnika z gór Libanu
ale sama z czasem zmieniła się w medytacje 
książąt w cieniu wymarłego miasta
i okazała się tym samym – naturą
błaznem zawstydzonym lecz prowokującym
bez uśmiechu
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
*Głębokość idei *
Głębokość idei głębokość nocy
przebiegłość języka ludzkiego
ulegającego niby presji potoku słów
obnaża się nocą właśnie
czerń narzuca się sama z muzyki
wskazówek zegara
duchy słów z San Francisco przychodzą
przemierzając Alaskę i Syberię
niosą sens i zapach okrężną drogą
odgłosy wsi i wielomilionowych metropolii
myśli i sny ginących narodów z gór i depresji
język pod presją cienia myśli
wirującego mózgu
lawiny kulek z szarej plasteliny
wgryza się w idee
drąży głębię nocą
drąży głębię nocy
>>> 
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
* Jeszcze głupi deszcz  *
Deszcz to upiór nienawiści z twej głowy
przez przypadek pozostał na zewnątrz
poprzez słowa wylazł na niebo
a wtedy zatrzasnęły się za nim drzwi
gdy literując akcentując głoski
uchwycone we śnie otworzyłeś oczy
w pochmurny poranek
Ma swoją muzyką i swoją poezję
po to by prowadzić na manowce
tych co to bojąc się burzy
ustawiają w oknach święte obrazki
Zwodzi boskich wybrańców
ośmiesza i rodzi żal ich raz jeszcze
włażąc do ich samotności
tłukąc milionami knykci
w drzwi celi przeznaczenia
Ty mówisz – dobrze że ciebie kocham
bo każda kropla może być łzą
jeśli tylko zechcę
i będę smakował życie stojąc
w największą ulewę
z twarzą zwróconą w chmury
z otwartymi ustami
mogę sobie wyobrazić że to czas
albo żal albo śmierć albo że mam ciebie
dlaczego tylko wtedy mówisz – jestem
gdy pada deszcz
nie jest karą lecz ty tak go nazywasz
nie oczyszcza cię wcale lecz ty
upierasz się że tak
nie jest darem życia tylko
nienawistną prowokacją
według mnie
Cóż tak czy tak – przydaje się nawet
tym niewolnikom i przygłupkom
co godzinami przy oknie sterczą
z nosem przy szybie patrząc na rodzące chmury
z cesarskim cięciem wielkim jak telegraf
które udają durszlaki i nic więcej
co bezmyślnie czekając w osłupieniu
poddając się samemu sobie
czekając na miłość która na pewno
nie wynika z okaleczania lub paranoi
Deszcz zatrzymuje się w miejscu
a twoje szanse miłosne rozpędza wówczas wiatr
by mknęły jak wizje tuż nad twoja głową
Steruje twoim upadkiem w którą chce stronę
a z twego ciała wykuwa dla miłości
wspaniałą nagrobną płytę 
Ty jeszcze nie wiesz o tym gdy mówisz
patrząc przez okno – czuję się
jak ten deszcz – jedyny przyjaciel mojej krzywdy
Pilnuj się – twoje szczęście może pogrzebać na zawsze
jeden głupi deszcz
>>>
 OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Horoskop bzdury
Nagie ciało pręży się w głodzie
złość wynika z pieśni
brak brak zagłuszania
poddany oddany zniszczony
ruchomy biały wielki jak Moby Dick
gwiazdy wciąż
droga wciąż
jedyna
chęć pragnienie
noc morderstw
języka
schody
ostatnie drgawki
wykpionej wyłudzonej
wykochanej
wynaturzonej
utopionej w  winie
duszy
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
Wielokrotnie uśmiercany na rynku
            to oni gdy mnie spotykają
mali gospodarze swoich reklamowych piosenek
na pustych znudzonych do płaczu uliczkach
            to one kłamliwe w swych poszukiwaniach
małe trumienki niosące w swych dłoniach
przynoszące mi na czerwonych poduszkach
pozłacane okazy zdrad zamiast orderów
Dzisiaj torturowany w społeczeństwie
które nie zgrywa się  i nie udaje demokracji
a do tego wszystkiego nie jest sobą
          nie jest prawdziwe
W katakumbach stołecznej aglomeracji
lub w kolejce pod odwiecznym kioskiem Ruchu w jakimś grajdole
nie mogę zmyślać w nurcie tonąc głównym
bezbrzeżnie rozzłoszczony i rozkochany do nienawiści
płonę w setnym płomieniu ognia tej nocy
         to oni ciągle pomiedzy tobą i mną
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Jeszcze czuję twoją delikatną dziewczęcą dłoń
ukrytą w mojej
przed tysiącem lat
tam na Ziemi
Byłem znów tam gdzie kochałaś mnie
gdzie boso tańczyłaś na szkolnej ławce
widziałem samego siebie
rodzącego starca
zerwałem zasłonę ogrodów
ciemnych uliczek
Pamiętam oczy swoje własne oczy
i wielkie drzewa nocy,
która zaczynała się wtedy –
tak, ja ją stworzyłem
Oddałem potem tobie
wcisnąłem w kochaną dłoń
tą wielką ciemność
[nienawiść – niewiedzę –
nieświadomość]
wszystko to całe tamto ich babilońskie myślenie
roiło mi się, że zbrodnią pokonam zbrodnię
Stworzyłem sobie świat z twojego serca
wyobraziłem sobie malutki świat
z twego całego świata
żyję w nim 
pamiętam w nim
ty jesteś przestrzenią
wzywam cię jako człowiek
wzywam cię jako kochanek
pośród żywych pośród obejmujących się par
na cmentarzach
pośród duchów na szkolnych apelach
pośród pomruków lwów
szeptów niezdowlonych aniołów
chcę widzieć nie pamiętać
chcę ciebie widzieć
chcę ciebie dotykać
chcę ciebie sluchać
chociaż przeminęło obok tysiąc lat powdorkowych cywilizacji
nasłuchuję twych słów
wchodzę w ciszę na zawsze
ze zbrodnią kainową
rzucam w ciebie kamieniem
kamień leci tysiące lat w ciemności
dłużej już nie chcę
nie mogę pamiętać
>>> 
?????????????????????? 
* Barykada  *
Oto schemat
– co sto metrów kiosk z gazetami
ojciec ze stryjem podeszli do
jednego z nich i ze stosu bibuły
wybrali coś dla siebie
Ja kupiłem jakiś dziennik
od nieogolonego staruszka
w przejściu podziemnym płacąc podwójnie
idziemy teraz we trójkę ulicą Floriańską
z oczami wlepionymi
w rozłożone szpalty
jeden obok drugiego bez twarzy w tłumie
ludzie rozstępują się z daleka poirytowani
(wszelka Trójca i tak dalej)
to mistyfikacja czy prowokacja myślą wszyscy
taka ostentacja w lekceważeniu innych
tytuły gazet jakby odstraszały
niosąc takie transparenty ślepo napieramy na tłum
chociaż w takich czasach w takim społeczeństwie
przecież realizujemy schemat
Rzeczpospolita Polityka Rzeczywistość
trzech mężczyzn zaczytanych z nosem
pomiędzy ostatecznymi bzdurami komuny
przecież realizujemy schemat
ale co się niebawem okazało
gdy dodaliśmy odrobinę improwizacji i kpiny
powstała z naszej demonstracji
w samo południe na Floriańskiej
– barykada
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
* Byle nie noc *
Wrażliwość to dziecko promieni słonecznych
ilu ludzi od jakiegoś czasu wzbudza ją u siebie w domu
w ciemną noc przez zwykłe włączenie się
do energetycznej sieci kultury laserowego promienia
jedni mówią, że wystarcza książkowa śmierć
a drudzy że trzeba torturować lenistwo
samotnie pracując w bibliotekach percypujemy
śmierć aktorów lub samotnie w łóżku
śmierć eksperymentalnie wyfantazjowanych gwiazd
które giną na scenie w nas
promienie świetlne pozwalają uzyskać pewien obraz
to życie obserwowane z własnego okna tam na zewnątrz
życie które jest tylko wiarą
trzeba koniecznie wierzyć, że żyje premienny świat
to jest wrażliwość jeśli nic nie widać
trzeba wierzyć we własne sny
trzeba wierzyć że powstały przed wiekami
ze słonecznych promieni tak jak my
inaczej nie można dalej iść
słońce dzień księżyc i sen
chociażby ja
byle nie noc
>>>
DSCN0429a
* W spojrzeniu *
Siedzę wstaję klękam
Oto przede mną mój ideał
żywioł litania moja odmawiana
od lat
ona skręca lekko głowę w prawo
w swej przezroczystej krótkiej sukience
pytam się – kto czego co
słyszę jej głos
posuwam się w przód w swoim śnie
i to prawda że żyję
jest miejsce ponad życiem 
i kobieta za którą umieram
klęczę przed ołtarzem natury
przed lewym profilem jej twarzy
przed każdym jasnym kosmykiem jej włosów
o tak, widzę oczy które
ukradkiem zerkają w lusterko
musi mieć charakter Artemidy
i ma bajkowe nogi za które wymieniam klaser
Przecież przede mną ona wśród nimf
siedzę wstaję klękam
pijany szczęśliwy pytam się
czy to miejsce czy to czas
nie zważając na strzały świszczące nad głową
złączony z nią na zawsze
w spojrzeniu
>>> 
??????????
Z ciemności zwariowanej wyjąłem twą zdradę
wyrwałem ją jak księżycową tajemnicę
z jej miejsca w nocy – prywatnego dopełnienia fałszu
Wyniosłem na światło dzienne niecny twój uczynek
i przekonywałem cały dzień siebie że to wszystko
jest całkiem możliwe jak kolejny odpływ
Jak dwoje przeklętych ludzi potrafi na dnie piekieł
szukać drogi zbliżenia?
– spytałem się w liście do siebie
swojej prawdziwej strony osobowości, która milczała
Ocena moja doprowadza mnie do przekonania,
że i tak ciągle szukasz poniżenia
gdy odrzucasz niewolę, którą w opakowaniu z napisem „Nowość – Łaska”
tobie ofiarowuję
Ale gdy doprowadzam cię do płaczu rozumiesz przecież,
że jednak z tym obywatelem demokratycznych piekieł to prawda
Marzę wciąż o twojej zdradzie wychodzę jej na przeciw
ty marzysz o miłości mojej podejrzewając, że nigdy się nie urodzi
ja wciąż powtarzam – kocham cię i tylko ciebie potrzebuję
a ty z uśmiechem rozbawienia odpowiadasz – tak cię lubię ale
idź już sobie
Patrzymy na siebie poprzez przeznaczenie nie mogąc zrealizować
dziecięcych planów
o trzymaniu się choćby za ręce
na dnie piekieł naszych fałszywych domysłów,
podszeptów słabości w nas
Obcy może ten problem rozwikłać
dając szansę wściekłej potrzebie piekieł mówiąc:
„Niech upodabniając się do świata
głupota dorówna miłości
niech głupota rozpłynie się w miłości
niech zostanie oślepiona miłością”
>>> 
??????????
Pojawiam się niespodziewanie przed nią
niedbale rzucam kątem oka spojrzenie
skraplam całkowicie jej eteryczną duszę
Gdy zaczyna się niecierpliwie wiercić
w akademicki9ej kapsule ciśnieniowej
całuję ją niespodziewanie i znów jest mgłą
gdy ulatnia się w przestworza swej naiwności
pakuję się i odchodzę zostawiając
rozmazaną szminkę na jej wargach
oraz potargane pończochy na jej nogach
Niech ma za swoje
dlaczego ma tylko sto lat w deszczu
dlaczego jest nastolatką w pelnym słońcu 
podpalam jej dom na odchodne i zamykam oczy
słucham lamentu odwrócony już plecami
do jej wcześniejszej drapieżnej prowokacji
i tak ma szczęście
skraplając się gasi ogień 
oddalam się pozostawiam zamglone
oczyszczone płomieniem fundamenty kobiecości
>>>
DSCN1624a 
             * Obecność *
             Moja świadomość jest tym oto społeczeństwem
             to kim byłem i jestem jest niczym innym
             jak tylko społeczeństwem, które gnije w nienawiści
             moja prawdziwa w nim obecność grozi przerodzeniem się
             ambicji w państwowy szpital zakaźny
             nie mogę nawet powtórzyć samego siebie
             Zawsze w południe pożeram własny mózg
             a pod wieczór wydalam nieświadomościowy tęczowy kał
             skwapliwie badany przez pięlgniarzy 
             chociaż ten aktorski śmiech musi być tylko mój
             i tak też musicie do odebrać
             reszta to zarazki
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA   
     * Schylając głowę po kwiaty sławy *
     Trema siedziała ci na grzbiecie
     ciągnęła cię za uszy targała za włosy
     światła rampy jak dzikie zwierzęta
     rzuciły ci się do gardła
     podniosłeś wzrok dopiero pod koniec występu
     miałeś wydeklamować przed samym Stalinem
     jedno wyuczone słowo „przepraszam”
     i jeszcze nie wiesz czy ci się to dobrze udało
     przecież nie słyszałeś swego głosu
     a tak bardzo chciałeś zabłysnąć
     jeszcze nie wiesz że pozbyłeś się cierniowej korony
     schylając głowę nisko pozwoliłeś się jej zsunąć
     po prostu zgubiłeś ją schylając głowę
     po kwiaty sławy leżące u twych stóp
     zgubiłeś swoją nerwicę schylając głowę
     do samych piekieł
>>>
???????????????????????????????
              * Davis i Hendrix *
              Gdy słucham Milesa Davisa jestem jeden niepodzielny
              koncentrat samego siebie w słowie człowieka „jestem”
              Gdy gra dla mnie Hendrix rozpadam się natychmiast na kawałki
              rozpadam się na kilkadziesiąt małych wykrzykników
              Muzyka Jimiego kojarzy mi się z nieposłuszeństwem
              wymarzonym od dziecka
              muzyka Milesa z długo oczekiwanym przybyciem
              Gdy słucham Milesa Davisa z mojej świadomości
              wysnuwa się cieniutka złota niteczka
              i brawurowo snuje się pomiędzy kolumnami
              w świątyni dumnej bogini
              Gdy słucham Hendrixa widzę jednocześnie
              rozpadające się posągi i katastrofy
              które docierając do moich światów
              wielką prawdziwa siłą zmian
>>>
??????????
             Przestańcie katować dzieci
              przestańcie walić pięściami w roboty
              dajcie wytchnienie słowom
              nie polujcie z nagonką w miastach na anioły
              przestańcie rodzić mężczyzn
              przestańcie płodzić kobiety
              dajcie czerń waszym zmysłom
              otwórzcie nicość przed sercem
              dajcie wytchnienie słowom
              przestańcie katować dzieci
              weźcie je pod ochronę
              dzieci wymierają jak dinozaury
              a może już wymarły
              dzieci prawdy
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
* Co to jest polityka  *
Kiedyś słuchając bełkotu jakiegoś oficjela
przedstawiciela robotników – jak się sam nazwał
o tym, że tylko wydajną pracą…
krzyknąłem coś stojąc pośród słuchaczy
ot tak dla zachowania równowagi
i tak wszedłem na drogę polityki
powiedziano mi to na przesłuchaniu w komisariacie
była to pułapka
Od tamtej chwili:
Nie wziąłem udziału w wiecu – to polityka
Nie chciałem wstąpić do organizacji – to polityka
Nie poszedłem do urn wyborczych – to polityka
Nie czytałem gazet i nie oglądałem TVP – to polityka
Wychodzę na miasto by wtopić się w tłum
                                   – to polityka
Zamykam się w kręgu własnych spraw
                                   – to polityka
Czytam hasła na murach – to polityka
Odwracam się ostentacyjnie od napastliwych napisów – to polityka
Później:
Połatane spodnie – to poli….
Odpowiedni krawat – to poli…
Pozorna niepozorność – to poli….
Krzycząca odmienność – to poli…
Poglądy  – to poli…
Brak poglądów – to poli…
Obserwacja codzienności – to poli…
Ustawienie się tyłem do rzeczywistości – to poli…
Ostatnio:
Poproszę o bardziej wypieczony bochenek chleba – to pol….
Pan tu nie stał – to pol…
Co Pan powiedział – to pol…
Co to Pana obchodzi kim jestem – to pol…
Słucham, co mówicie – to pol…
Ja mówię wprost – to pol…
Mhm … – to pol….
……….- to po…
Co nie jest polityką – to nie istnieje
>>>   
DSCN5590a
              Nie widzę jeszcze bieli
              tylko dziurawą skarpetkę na nodze
              nie mam schizofrenii takiego koloru
              płaszczyzny też raczej nie
              Stockhausen na pustyni tego wieczoru
              jest jednak nie do przyjęcia
              sam piasek jako wszechobecność samotności
              nigdy nie do zaakceptowania
              w tej części świata
              w tej szerokości i długości sercowej
              gdy usiłuję malować za pomocą wyobraźni
              widzę że nie jest tak źle
              już wolę być infantylizującym szpanerem
              niż granicą czerni i bieli
              zachowywać złudzenia dla jeszcze jednej
              zachwycająco wstrząsającej odkrywczej drogi
              nie mam dziś ochoty trzymać straży nad światem
              konkretów chirurgicznych
              kolory mnie atakują, och, nawet torturują
              krzyczą we mnie aż mózg poczynać wibrować  i rozszczepiać się
              uszanuję biel składającą się z wielu kolorów
              czerń jest niepodzielna
              odrzucam ją
              mogę pokochać taki kolor, który jest ideą
              czerń i biel tną przestrzeń, która jest próżnią
              tną, aż natrafiają na duszę choćby taką jak moja
              chcę popisywać się swoim życiem
              w zarośniętym gąszczem rowie obok głównej autostrady
              chcę by jego kolory stały się wyobraźnią rozkwitającej Ziemi
              na obecnej pustyni, na której zlewa się biel z czernią
              czas kompromituje się w drgającym powietrzu
              poruszając się nie inaczej jak tylko na boki
              dopiero gdy pojawi się woda albo szkło
              ewentualnie jakiś wariat
              światło ukazuje palec wystający z dziurawej skarpetki
              kolorowa muzyka nieba spada przez chwilę na czarny asfalt
              wybijam nogą rytm stojąc na środku drogi
              kosmiczna cisza zatacza kręgi nad kontemplującym
              siedzącym w kucki na skrzyżowaniu
              kształty istnieją jak pojedyncze dźwięki
              książki, struny, okładki płyt 
              bing-bang w szklanej mgle przy grobie Mozarta,
              wyimaginowana schizofreniczna ucieczka
              biel zmusza do wyjścia
              szarość każe zbłądzić
              czerń pozwala osiągnąć pewien pułap myśli      
              skąd poczuć można bliskość kolorów
              jak grzechu lub unicestwienia
              z czerni dobiega głos:
              „zepsuty człowieku, czy wyżej już nie możesz,
              jeżeli nie to leć z powrotem i rozbij sobie łeb,
              ja wyklęta całość plwam na ciebie”
              dochodzę do swego „muszę”
              ale nie całkiem sam
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA         
*Słońce, słowa, milczenie, znaki *
Jakie pozostawiasz znaki
jak należy rozumieć twoje ślady-symbole
czy potrafisz uchwycić sens swoich własnych słów
czy potrafisz słowa ścisnąć w garści
– mogę pisać tylko – odpowiadasz
            Mogę pisać o tym jak drży mi ręka
oparta o poręcz wiklinowego fotela
w którym siedzę obserwując zachód słońca
            Mogę pisać o chlebie ofiarnym
dla bóstwa czerwonej kuli
            Mogę nawet zareklamować słowa jak towar
jeżeli tylko chciałbyś je kupić
            Mogę pisać o pewności siebie
jaką mam w sobie gdy piszę
            Mogę pisać o wizjach których nie rozumiem
Jakie pozostawiasz ślady tak naprawdę
i cóż z tego, że słońce zachodzi w twych oczach
i cóż z tego, że fotel rozkołysuje się cały
i cóż z tego, że zagłębiasz się razem z nim w ziemię
czy potrafisz otworzyć zaciśniętą pięść
rozsypać drobne monety na miękkim gruncie
wokół siebie jak siewca biblijny
Jakie są twoje ślady w kosmologii mózgu
linie papilarne twojej świadomości
ręce drżą przed oczami
oczy zerkają poza ręce
symbole nikną za horyzontem palców
w alchemii milczenia śmierć jest znakiem
w alchemii słów zachód słońca jest symbolem
>>> 
DSCN5184a 
              * Pełna kontrola *
              Obssessja
              musiałem tak pisać
              nie kontrolowałem bowiem samego siebie
              musiałem napisać to słowo ze sto razy
              by po latach móc znów do niego powrócić
              gdy już będę miał gotową teorię
              gdy wynajdę sens i wytłumaczenie
              Obssessja
              muszę zostać politykiem
              znalazłem patetyczne i ideologiczne brzmienie
              tego słowa
              Obsesja jest moją kontrolą
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
             * Eros rzucił ogniste ziarna *
              Eros rzucił kiedyś ogniste ziarna
              przed siebie w przestrzeń jak siewca
              zamaszystym ruchem ręki
              stał wówczas na skalnym płaskowyżu
              widział tylko kamienie
              myślał że istnieje wyłącznie granit i bazalt
              a dzban mojego ciała stał obok
              uformowany już z kaolinu
              jak dowód że takie miejsce znajduje się na ziemi
              Całą moją kruchość wystawioną na przemoc
              dosięgły te krople muzyki te łzy
              ziarna Erosa zadzwoniły o puste dno
              potoczyły się do mojego wnętrza
              uwięziłem je zaakceptowałem
              Kiedyś żarzyły się te ogniki
              czerwonawa poświata zastygała nad krawędziami
              pulsowała między obrzeżami dzbana
              a czarownice i diabły przywarłszy do niego
              wpatrywały się we wnętrze jak w piekła dno
              przechylały go i chłeptały iluminację
              wysączając zawartość
              Eros rzucił ziarna pod nowy zasiew
              właśnie dziś przed chwilą
              i jak dawniej potoczyły się do wnętrza dzbana
              chciałbym tym razem dobrze je ukryć
              by ich blask wabiący w noc nie zdradził
              narodzin wstydu
              nie zwabił krwiopijców
>>>
?????????? 
* Iść – wychodzić na spotkanie światła *
Wierzę w ciemność w most nad rzeką snów
 wierzę w to że przenoszę się ponad
czymś wielkim wzburzonym
nie widzę nie marzę nie mam tego
w świadomości
intuicyjnie nazywam tak czerń
Potrafię iść dopóki „nie wiem”
mogę zmienić w krzyk
bawię się raduję tym że nie jestem sam
że moje ciało jest częścią (czegoś)
że chociaż nie widzę nie mam tegoporzycic prace
w świadomości mogę pisać o czymś
co nazywam co nazywam co mogę nazywać
– coś –
po prostu wierzę w ciemność
Nawet nie wiesz czy ona jest tym czymś
czy wzburzonym krajobrazem wokół mostu śmierci
wychodzi na spotkanie temu czemuś
co jest we mnie nienazwane
to nie może być moja wiara
która idzie tam ?
nie, ona jest tu
znikąd nie wraca
porusza się
Wierzę w tą ciemność choć
nie określam jej nigdy
– coś –
coś jest i jestem z czymś
Mogę nazywać to o czym mogę milczeć
o tak mogę próbować nazywać
muszę próbować być wolnym
iść i uspokajać się
czując że ciemność jest po to
by światło moglo się narodzić
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Do zobaczenia  *
Pierwsza eksplozja nuklearna w sumieniu Kaina
miarowo tłuką się nocą niedomknięte okiennice
nadciąga burza wydyma firankę
salut armatni nad grobem – przestrach
ziemia oddala się powoli
Księżyc staje się coraz większy
symbole puchną w rybich spojrzeniach
do rozmiaru gigantów
pojawia się na drewnianych schodach
szkielet antenata który poucza swego prawnuka
Ziemia podgląda Marsa który kocha się z Wenus
Ziemia marzy o jednej małej Planetoidzie
Dinozaury były takie ogromne
wcześniej niż Kain
Pierwsza eksplozja czasu to był grzech
Rzeszowszczyzna o pierwszej po północy
grzebie fioletowe chmury które
wkręcają się w wąwozy
Duchy pojedynczo na lotniach
szybują nad Brzezinką
Jądro Ziemi to jajnik to paradoks
Jabłka spadają na ziemię węże na niebo
Cyfry kpią z komputerów
Czas jest odliczany o tak : 8, 7, 6…
odliczajmy
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Każesz mi umierać przez tysiące lat *
Wszystko byś chciała mieć
nawet moją miłość
zabijasz się od lat aby to osiągnąć
zabijasz mnie abym był wszystkim
od  innych domagam się pocałunków
kwiatów miłosnych słów
samobójstwa dla ciebie 
rozpaczy
o swym ciele snów
mnie każesz umierać na prawdę
umierać jak Sokrates przez tysiące lat
zmieniać się w słowa
nie mogę zgnić w ziemi spokojnie
nie mogę spalić się na popiół
nawet zmienić się w próżnię
w czysta energię w nic
chcesz mieć wszystko
to co zmienia się we wszystko
moją miłość
>>>
DSCN1545a 
Podobno ciebie tak jak i mnie
zżera myślenie o pracy za dnia
podobno męczy cię ta bezczynność
cały dzień
byś nocą mógł wyruszyć
przez siebie zbudowaną linią kolejową
zatrzymać się na stacyjkach malusieńkich
w pustkowiu odległych
przez ciebie dla świata
Wygrywasz swoje złudzenia od szulerów
co dzień
powracasz w nocy by złożyć je tam
na ołtarzu czternastoletniej kobiety
Podobno chcesz w słońcu
a masz w podziemiach
budujesz wciąż wieżę Babel
przędziesz jak Penelopa
propagujesz egalitaryzm Mao
gdy widzę cię
oczy błyskają iskrami życia
udajesz że dajesz a nie posiadasz
a po północy gdy spojrzenia są pewnością
z beckettowskich ścian
tworzysz dzieło zniszczenia
w imperium świadomości
niejedno krusząc zło
Stoisz ponoć w tym samym szeregu co ja
musztrowany jak ja
przez marszałka polnego słoneczny promień
kroków w pochodzie
defilujesz przed delegacją teraźniejszości
oficjeli jutra
A mały diabełek ledwo nadąża za tobą
niosąc wielki podróżny worek z osiągnięciami
i marnotrawstwami twego dzieciństwa
Podobno jak ja pozwalasz nocy
bezkarnie wzruszać ramionami
wobec braku światła
bo nie karci cię za twoją głupotę
ofiarę żłożoną z czternastoletniej miłości
>>>
????????????????????????????? 
* Zmiany w zwierzęcej naturze *
Przekupiono orły i kołują teraz na niebie
dla propagandowych filmów
Lwom zrobiono pranie mózgu
i potrafią strawić nawet pasztetową
Małpy zabrano z fraszek i wsadzono
w eposy o bohaterskich obrońcach uciśnionych
Dziwolągi z różnych ogrodów zoologicznych
skreślono z ewidencji i cichaczem zlikwidowano
Wilki wyłapano i profilaktycznie wykastrowano
Szczury wylansowały się prawie same
jako gwiazdy telewizyjnych programów
Drobnoustroje zwalczane dotąd
w końcu opanowały parlament
Kot zlazł z pieca przeciągnął się
i sam ogłosił że jest od dziś I sekretarzem partii komunistycznej
Zwierzęta hodowlane zamieniono w papier
ale na to zanosiło się już dawniej
Wyścigowe konie i rasowe psy
nareszcie objęto przymusem pracy
Ryby umocniły się na eksponowanych stanowiskach
(zwłaszcza wypasione karpie, sumy i jesiotry)
chociaż wtedy delfiny przeszły do politycznej opozycji
Pegaz został prezesem wszechświatowego związku łowieckiego
ale Centaur, Cerber i Minotaur ze względu na brak sprytu
czy szczęścia skazani zostali na banicję
(może przez dwuznaczność – chociaż chyba nie )
Przeszkolono wszystkie anioły do walk ulicznych
Sępy, sokoły, jastrzębie musiały się nauczyć
spełniać rolę opiekuńczych bóstw
Jakoś tak pomału i opornie ale
od tamtej słynnej daty coś w tej naszej zwierzęcej naturze
zmienić się udało
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA  
* Pośród chmur *
Postanowiłem już
będę włóczył twe ciało po chmurach
a gdy zachce mi się płakać
będziesz dostawać zawsze wtedy
zawrotu głowy
ja tupnę nogą
i pod nami rozpocznie się
ciąg dalszy potopu
czterdzieści dni i nocy będę
twe ciało obnażał z cierpienia
Ale to słońce zdejmie ci sukienkę
i kochać się będzie z tobą nie ja
Ja konwulsje przywołam z epilepsji
samego Posejdona tylko dla ciebie
one sprawią że utracisz pamięć
która wysysa moje pragnienie
Postanowiłem już
potrząsnę tobą byś otworzyła oczy
i dostrzegła czyste niebo
u stóp Zeusa złożę cię na ofiarę
Pokażę ci tą rosnącą powiększającą się
w nieskończoność drabinę
gdy księżyc wejdzie w fazę świętości
i mój horoskop spełni się na niebie
moje gwiazdy pośród chmur zacałują ciebie
Oboje pokonamy żal który
jak wielki dzwon dzwoni nam od lat
stopa   ziemia
stopa   ziemia
stopa   ziemia
………………….
>>>
?????????? 
* Miłość i Metoda  *
Miłość to tysiąckrotnie czytany wiersz
sto razy pisany list
Metoda i styl przynosi poważanie sąsiadów
pukanie pukanie do drzwi
które samotne stoją na pustyni
bez najmniejszego sensu
ale za to jakże wyraźnie widoczne
białe drzwi z mosiężną klamką
Miłość jest czasem przyzwyczajeniem
opisywanie tańcem który jest tylko
wyćwiczonym schematem
rutyną stosunków społecznych
Perfekcja to słowo narzuca
wewnętrzną powłokę na prawdę
Miłość jest kulejącą ze szczęścia rzeczywistością
może znieść gesty świętego Wita
lub tandetne naśladownictwo
Metoda przynosi wszystkie zbrodnie z miłości
drzwi miłości stoją na ogromnej pustyni
nigdzie nie ma ścian
Gdy ktoś chce zdobyć sławę pukając przy wejściu
kokietuje prawdę i ta zaczyna wtedy
symulować mowę, seplenić i jąkać się
Miłość nie zauważa kto wchodzi
wycierając obuwie
a kto czołga się do niej sto dni w łachmanach
by spragniony u kresu wytrzymałości
nareszcie pojąć że okrąża wciąż od lat
ogromny środek swego życia
oazę niewyczerpaną
>>>
??????????????????
                    *Twoje łzy *
                    Lawina kamieni toczy się w dolinę
                    jak dziki nieartykułowany wrzask
                    Otwierają się puszki z piwem
                    jak eksplodujące wulkany
                    Kamienne słowa toczą się w serce
                    z piwnych oczu płyną łzy
                    wrzask to żal że zostały wypowiedziane
                    lawa jest wstydem za ich treść
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
*Przybądź*
Wystarałem się o odpowiednie ciało
kobiety i mężczyzny
skombinowałem wiele potrzebnych drobiazgów
które złożyły się na ogólne wrażenie
mieszkanie uporządkowałem naśladując w tym
stare panny
wyasfaltowałem dróżkę aż do samych schodów
już hen tam za wzgórzem na szosie
zainstalowałem pierwszy czujnik – detektor
i mnóstwo ostrzegających lampek i dzwonków
po drodze
ustawiłem w kącie podręczną biblioteczkę
z francuskimi romansami i tomami poezji Petrarki
na wszelki wypadek sprawdziłem
mechanizm pułapki nad drzwiami
stare okowy wymieniłem na nowe
doskonalsze, nowego typu
Przygotowany w słowach, spojrzeniach, gestach
i marzeniach wyszedłem doskonały na spotkanie
Ciało kobiety ułożyłem na piersi mężczyzny
na kwietnej lipcowej łące pod oszałamiającym blaskiem
tłustego księżyca
począłem wypatrywać, nasłuchiwać, czuwać
Podobno gdzieś kręciła się tu w tych stronach
jak zwykle zapłakana
widziałem ją przez chwilę w przebłysku olśnieniu
pewnej nocy w ramionach snu
ślicznej przebudzonej nieśmiałej uczennicy
Tak mignęła mi w kącikach oczu niespodziewanie
za plecami i zniknęła nim zdążyłem
obrócić się cały
Cóż oćwiczona rózgami w tej dolinie
wypędzona przez mnie
skazana na banicję w encyklopedie, słowniki i filmy
wyleczyła się gdzieś w świecie z wrzodów określoności
i znów wędruje przez kraj między rzekami czasu
Ja wyleczyłem się z ignorancji
czekam przygotowany jak na wojnę
na miłość
z udawaną naiwnością
Udając dziecko z tym karabinem stoję w drzwiach
patrzę na sąsiadów z zawiścią, zaczynam się niecierpliwić
Ciała mężczyzny i kobiety stygną po ekstazie nadziei
i już odsuwają się od siebie
gdy rozumieć poczynam jak jestem ukarany
znienawidzony przez jej rodziców i braci
słodkie przywołanie moje zmieniają gdzieś w chmurach
i grzmi mój głos tuż nad ziemią – jestem wciąż taki sam
boję się umrzeć – przybądź ppppotrzebuję ciebie
dla kulki w długopisie
aby?
 >>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Pytam się ciebie  *
Pytam się ciebie bo tylko ty pozostałeś
czy to już naprawdę koniec
czy Hiroszima twej głowy
to wielki bakcyl życia
fantastyczny film o jednej
z wielkich katastrof cywilizacji pozaziemskich
przesuwa się na ekranie oczu
obrazy jakby nasycały białka oczu i źrenice
jakby pozostawały w nich
Najpierw było: cóż zaszkodzi spróbować
a potem: że sam zginę co to komu zaszkodzi
– mam rację przynajmniej w kręgu
spraw moich własnych – pamiętasz te słowa
tak zaczęło się mordobicie bombardowanie
czasem sen przynosił pokutę
ale – cóż zaszkodzi spróbować
 – powracało ciągle i wchodziło w krew
Dzisiaj pytam się ciebie bo tylko ty chcesz
odpowiedzieć, że to naprawdę koniec
na zgliszczach już klaszczesz w dłonie
marzysz o życiu i to jest prawda
gdy idziesz ginąć w krucjatach
przeciw samemu sobie
>>>
??????????????????????????????? 
              * Prawdziwa muzyka *
              Musorgski, Grieg, Beethoven
              wprowadzają cię z tego świata
              dzięki nim wzruszasz się
              ja przyjmuję że szczerze
              chłoniesz swą duszę
              oglądasz samego siebie
              na innym etapie cywilizacji
              ja zakładam że do pewnego stopnia prawdziwie
              Jeżeli przeżywasz ich dramat
              powiedzmy, że jednak czegoś pragniesz,
              że rozumiesz tragedię poezji nienapełnionej
              tak wiele piękna subtelnego pozwalają ci uchwycić
              ich samotne rozdarcia odbierasz jak swoje
              i rozumiesz samego siebie
              Twoja świadomość sięga jednak tylko granicy lęku
              małego ptaszka
              który nocą zdezorientowany wpadł do twego pokoju
              przez otwarte okno
              miotając się, czepiając firanek, rozbijając skrzydełka o ściany
              gdy to dziecię ogrodów i sadów umiera w końcu
              w twej dłoni cieplutkie, drżące, zgubione
              wydobywa z siebie chrapliwy pisk
              jak grzech ogromnego kosmosu
              prawdziwą muzykę Wszechświata
>>>            
DSCN5535aaa
              * Wpatrzony w wybuch słowa *
              Wyszło ci, no i teraz już masz
              puzzle na długie zimowe wieczory
              konfesjonał własnej biedy
              zasługi wszystkie możesz sobie przypisać
              i cała wina też jest twoja
              Wpatrujesz się jak sroka w kość
              w wybuch słowa, które oznacza ciebie jako istotę
              „niech się dzieje” to twój przywilej
              ale faktycznie jest z tobą dzisiaj związane tylko to:
              byłem znowu przez chwilę wspaniały,
              byłem, byłem, byłem”
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA  
             *Nie ruszaj mojej woli *
            Trzymasz dłoń na moim czole
            spojrzeniem przenikasz moje oczy
            błagam cię nie odbieraj mi
            mojej wolnej woli
            możesz wziąć te arsenały
            z mojego serca
            możesz wziąć beczkę prochu
            z mojego mózgu
            możesz wziąć mordercze wyzwania
            z mojej pamięci
            nie ruszaj mojej wolnej woli
            kiedy przestaniesz dawać i zechcesz brać
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA           
*Nowe pokolenie zadrwiło sobie tworząc inteligencję*
I tak oto następne pokolenie
zaczęło od kpiny
ośmieszyło poważny ustrój
choć to ustrój chciał
ośmieszyć pokolenie
            Wziąłem do ręki Trybunę Ludu
            nagłówki odbiły się
            na moich rękach
            i teraz te ręce zaczęły świadczyć
            o rozdarciu, straconych złudzeniach,
            wygórowanych ambicjach, rezygnacji,
            niszczącej negacji
            ręce przestały być tylko rękami
            kiedyś z rąk kpiły tylko tatuaże
Dla nowego pokolenia zrośniętego
z urządzeniami elektronicznymi
prawa ułożył człowiek, który miał cechy
zwierzęcia choć nie uważał się za nie
prawa mające być regułami funkcjonowania
społeczeństw i maszyn okazały się kpiną
nowe pokolenie zadrwiło sobie z powagi ustroju
i stworzyło inteligencję
            Stare komputery popadły w depresję maniakalną
            nie mogąc pojąć o co chodzi
            drukarki w sterowniach elektrowni
            powariowały i poczęły wypluwać setki
            wierszy poezji
Gdy młodzi odwrócili się plecami do ustroju
w ciemność patrząc z przekory
maszyny tracąc nadzieję powlokły się za nimi
człowiek o cechach zwierzęcia
pozostał sam by dla potomnych
dłutem w kamieniu wykuwać stronice
Trybuny Ludu
>>>
DSCN2952aa
              Rozgraniczyłem świat nocy i dnia
              wypuściłem jaskółkę brzasku
              na rozpoznanie frontu walki dobra ze złem
              zapomniałem tylko o sobie na tej granicy
              Antychryst wciąż siedzi przy tym samym stole co ja
              ja piszę a on coś żre głośno mlaskając
              wtrąca co chwilę swoje uwagi w potok moich myśli
              jego syn śpi pijany na moim tapczanie
              bełkocze przez sen przekleństwa
              muszę walczyć z jego myślami, które
              próbują udawać moje własne
              „Mój syn jest też człowiekiem,
              jest twoim słowiańskim bratem”
              – mówi do mnie
              – „należy mu się szacunek choć jest mniejszym złem”
              Zapominam przez chwilę, że znów widziałem
              tysiące  dwudziesto i trzydziestoletnich kalek
              na ulicach
              że byłem w milionowym tłumie żebraków
              że słyszałem setki dowcipów o stanie wojennym
              i obozach dla internowanych
              że uczestniczyłem w nabożeństwie koncelebrowanym
              przez Jaruzelskiego i Urbana
              Dostrzegam wreszcie siebie piszącego tuż przed świtem
              przypominam sobie, że chciałem z kimś walczyć
              i choć moje słowa pragną wciąż opisywać tylko noc
              a nie źródło walki i przyczynę duchowego rozgardiaszu narodu
              wstaję od stołu i wychodzę na ulicę
              gdy wstanie słońce będę walił pięściami na oślep
              pięściami słów jak promienie
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
              * Kwietne łąki katastrofy *
              Już od dawna nie potrafię opisać łąki
              gdyż nie mam wizji katastroficznych kwietnych przestrzeni
              piekarnie stoją na swych starych miejscach
              w bocznych uliczkach małych miasteczek jak rzeźnie
              między żydowskimi ruderami
              Nie mam również ochoty opisywać
              jak podglądałem kąpiące się zakonnice
              zapominam sen dziecięcy o końcu świata
              nie używam też milionów genitaliów jako motywu pieśni
              po prostu mnie to już nie inspiruje
              tak jak ich
              pogrzeby oglądam z daleka i nadal nie wzruszam się
              słuchając wciąż protest-songów żartuję sobie z wojen
              nawet sam próbuję je wywoływać w okolicy
              Kosmiczna równina na której
              archetypy leżą jak głazy narzutowe
              jako jedyna pośród polityki rzeźni i piekarni
              wszędzie i wciąż trwa we mnie
              w burzach snów, w chmurach łez, w szeroko otwartych oczach
              wciąż jako pasterz przez niebieską równinę
              prowadzę swoje plemię wybrane
              kocham muzykę traw falujących wokół moich kolan
              kocham muzykę obecności moich współplemieńców
              ja pasterz na przeciw Chrystusa baranka ofiarnego
              który patrzy na mnie i milczy porozumiewawczo
              gdy wzywam go by stanął obok mnie
              waha się
              ja desperat wśród ciszy policzkuję Antychrysta
              on zniecierpliwiony łagodny
              łza spływa po jego policzku
              ale bez drgnienia
              stoi w naprzeciw mnie wyzywającego ducha walki
              jeszcze zaciskam pięści
              jeszcze nienawidzę kosmosu w łzie
              jeszcze nienawidzę kosmosu, który jest cieniem Ziemi
              jeszcze nienawidzę siebie i braku porządku na łące
              gdy dochodzę do pierwszej katastrofy
              gdy kłamię rozdając swoim braciom kamienie
              jak chleb
              upadam na kolana po walce
              upadam zakrwiwaiony bez wolności
              czyżby to była prawda że jestem prawie że jestem prawie
              bojownikiem katastrofy
              czyżby to była prawda że nie mam już nic
              nawet wizji własnego krzyża,
              który jest najzwyklejszą łąką
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
              Kopię dołek w ogrodzie
              chcę posadzić wiśniowe drzewko
              naśladuję ruchy grabarzy
              świeża ziemia sypie się wokół na wilgotną trawę
              z rany jaką zadałem ziemi dolatuje trupi zapach
              usiadłem na ławeczce zmęczony tą prostą czynnością
              młoda dziewczyna przychodzi i siada obok
              patrzę na nią jak na wstrętną staruchę
              gdy zapalają się gwiazdy wieczoru
              patrzę na niebo jak na wielki cmentarz
              gdy całuję usta dziewczyny
              ich smak kojarzy mi się z piekłem
              we śnie przemieszczam się z jednego błotnego wąwozu w drugi
              czołgam się ich dnami oblepiony gliną
              chcąc pisać o kwitnących jabłoniach
              bielejących właśnie w moim sadzie jako dowód
              wiosennych powrotów
              przykładam długopis do kartki i piszę
              o korzeniach drzew oplatających moją szyję
              ściskających moja głowę
              o jak węże duszących złudzeniach,
              które zakopano w szlamie
>>>                                        
DSCN5782a
* Porozumienie – Zgwałcony propagandą  *
Ze wszystkich stron napływają informacje
wieści ze świata o świecie
wypełniają śmietniki i biblioteki
stołówki sztucznych tworów takich jak państwa
– to Agencje Informacyjne
Komunikacja to szpitale dla wierzących
dla mających nadzieję
ludzie zachowują się w Korei i Albanii
tylko w taki sposób jaki nadaje się
do spreparowania krótkiego serwisu wiadomości
Informacja to miecz na którego ostrzu
buduje się afekty
kamienie wypluwane przez geny nie nadają się
dla planistów i ministrów
bańki powietrza wysyłane przez milczenie
nie potrzebne są prawdzie
INTERAKCJA – BOCIAN – KRATA – CZŁOWIEK
KLAMKA – TAK , TAKA WŁAŚNIE INTERAKCJA
to śmietnik może powiesz opoka sensu nieokreślona
w budowli współczesnych państw
Prawda powraca ze śmietników na płótna malarzy
w krzyku zgwałconego informacją
zrywającego porozumienie
tracącego kontakt z państwem
na szczęście w Polsce
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Takie uczucie
takie dziwne uczucie
które nas łączy
gdy oddaleni o setki kilometrów
zniewoleni przez przeznaczenie
wsłuchani we własne schorzenia
głusi na swoją biedę
chcemy powrócić gdzieś poza siebie
w siebie obok siebie
dla siebie
tam tu gdzieś
Takie uczucie
takie dziwne uczucie
a może przeszłość
Określam go:
kochać cię mogłem jeżeli pozwolił
mi ktoś bliski
kochałem cię
jutro wczoraj
jest jutro
będzie wczoraj
Takie uczucie
takie dziwne uczucie
a moze przyszłość
Okreslam go:
będę chciał kochać
gdy będę mógł
obserwować tę miłość wewnątrz
wielkiego pożaru zmysłów
Takie uczucie
takie dziwne uczucie
a może czas powrócić
i zacząć to wreszcie
teraz
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
* Słowa w nowiu  *
Kto mnie uratuje Polsko
kto uratuje mój ładunek wybuchowy
wolność wnoszą żołnierze na festiwale
miłość w nabojach paranoi
wielkiej sprawy
mgła spowiła groby ludzi łagodnych
brakuje mi do pełni ciężkiej pracy
w nowiu praw
czterech kwadr zdrowego rozsądku
dzieciństwa
100000 zebrań plenarnych nagusów
w budynku KC w Warszawie
Kto mnie uratuje gdy od rana do nocy
ratowany jestem bezskutecznie
przez reżim kół ratunkowych
dokumentami ONZ o wychowaniu
takich niesfornych jak ja w duchu pokoju
strącony w Sparcie ze zbocza stromej góry
wdrapuję się ponownie na nią
toczę kamień na szczyt 
a on ciągle zmienia mi się w tablice mojżeszowe
ktore ciskam na głowy pobratymcó
wi kochać muszę jeszcze ich łzy
które dławią
Brakuje mi do pełni swojej starości
wad, skaz i plam na mundurze
w który mnie ubrano
ogłuchłem całkiem od wrzasku gardeł
radujących się wolnością złoczyńców
padł rozkaz – śpiewać na pogrzebach
hasło zamordownych – ratuj się Polsko!
Brakuje mi wyciągniętych przed siebie
ramion
w tym orgiastycznym pozdrawianiu słońca
w nowiu człowieka
>>>
?????????? 
Nie wykorzystałem mojej kobiety
przeciw innym damom od razu
i w bezczelnym celu
ale nie uchroniłem i tak od katorgi
która przyjść musiała
gdy już zobaczyłem ją prawdziwie
gdy dotknąłem ją prawdziwie
gdy pocałowałem prawdziwie
była wtedy pierwszą jedyną
nie miała rywalki 
ani nie obciążały jej życiowego konta
morza łez i mosty samobójców
tak jak mojego
zaakceptowałem jej niewinność i ożyła na jawie
blisko mnie chcąc się kochać nienasycenie
w tej samej chwili
ze mnie pozostał tylko mały symboliczny smutek
objęła mnie, który stając się wielką tęsknotą
zniknąłem w niej
gdy wypełniło się przeznaczenie wszystkich kobiet
odezwałem się w świecie głosem pragnienia
gdzieś jak echo z krawędzi w niebo wstępujących
nienasyconych ust
gdzieś jak błyskawica przebiegajaca nagle rozchmurzony
błękit oczu
po twarzach obcych kobiet
rozlała się tortura bezustannej szarugi
nieuchronnego rozstania
>>>
??????????
W oborze, w jakimś schronieniu dla bydła
znajduję leżące pośród łajna i gnijącej słomy
ludzkie niemowlę
poranione ciałko krwawiącego dziecięcia
wpatruję się w miażdżone ginące człowieczeństwo
porzucone niemowlę drżące przedśmiertnie
oto nowe jasełka stworzone przez partię i państwo
Taki obraz przeszywa mój mózg
jak wycior w lufie karabinu przesuwa się
w tę i w tamtą stronę
Wybiegam ze stajenki, w opętaniu wrzeszczę na całe gardło:
matki, żony, siostry, kobiety
ratujcie komety wszechświata
ratujcie ziarno
ratujcie galaktykę
Mam ciągle przed oczami ten płód
który pośród odchodów krowich
unosi głowę, porusza powiekami, rozchyla nieznacznie wargi
dla ujścia strugi krwi
zbiegają się znajome damy
widząc moje szaleństwo i przerażenie
chcąc mnie uspokoić wysyłają jedną spośród siebie
by sprawdziła co widzę raz jeszcze
Mówią potem – przecież ono już od dawna nie żyje
to tylko martwy płód
to tylko usunięta ciąża
lecz ja widziałem jego ruchy
błagam o ratunek dla dziecka
jak dla samego siebie
Wszystkie kobiety drwiąco się uśmiechają
udają zakłopotanie udają zainteresowanie
sytuacją końca wieku
końca cywilizacji
>>>
??????????
              Energia prywatnych reaktorów
              daje o sobie znać w czasie prywatnych wojen
              torturuje potencjały dość dokuczliwie
              w czasie walki człowieka z człowiekiem
              z jądra komórki wypadając                    
              uderza w
              procesy wielkich zmian
              dopada cię gdy jesteś odsłonięty                
              gdy się
              poruszasz gdy szukasz
              może zepchnąć cię w kocioł kosmosu w schizofrenię
              lecz niekoniecznie
              emitowane promieniowanie obserwowane z mózgowych
              płaszczyzn kanonów i norm
              wnika w odczucia sensu bezpłodności i rodzenia
              wszelkiego rodzaju promieniowanie ciał zadaje ból
              lecz niekoniecznie destrukcyjny
              i wielkie bitwy białego z czarnym
              i ciepło i kłucie i dreszcz
              i światło oświetlające równiny wiary i fantazji
              to efekt działania prywatnych reaktorów
              naładowanych wielkim rozpędem czasu
              w plazmach komórek może zmienić się w rewolucję społeczną
              lecz niekoniecznie
              emanujące z reaktorów myśli w postaciach atomów
              przynoszą pragnienia do ciebie stojącego
              już na poręczy mostu
              z szału iluminacji wywołują bunt na powierzchni rzeki
              widzisz na brzegu rozpadające się karuzele bogów i maszyn
              gdy już wszystko zastygnie wreszcie wokół
              gdy przestrzeń oklapnie bezsilna
              gdy powietrze oblepi apatyczne nieruchome ciało
              gdy tortura minie powiesz:
              poddaję się zgadzam się
              jestem już wyżarzonym zdrajcą świadomym siebie
              w każdym calu obłudnikiem gotowym do życia
              doświadczonym zwycięskim Prometeuszem
              ale mitem
              jeszcze jednym mitem laserowego promienia                     
>>>
DSCN0590aa 
              * Prawda *
              Prawda to znaczy przeżyć swoje życie
              nie kłamać działając nawet pod przymusem życia
              nieskończenie dla nieskończoności
              trójkąty kolorowe zastąpią twarze ludzi
              będą i tacy co dla sztuki skonstruują z latawców
              młodych chłopców podobnych do dorosłych ludzi
              noc jest prawdziwa tylko dla tego że stworzył ją człowiek
              dzień jest podarkiem nadludzkiego Platona
              żeby nie kłamać przez całe życie to trzeba pracować ciągle
              przy burzeniu nocy i budowaniu dnia
              jeszcze jedno przeżywanie cierpienia człowieczego
              wrzask zastępuje światło dusz
              krzycz dziecino krzycz będziesz mogła żyć
              otrzymasz zaświadczenie będziesz mogła kochać
              czaple pióro na czapce, skórę tygrysa na ścianie
              i plastyk z dinozaura i na odwrót jeśli zechcą
              wszystko co jest tłem to przymus życia
              pracować każdej wolnej nocy trzeba
              patrzeć krytycznie na płynący dzień i na siebie w nim
              ratować tęsknotę i łzy znaczy kochać prawdę celu
              to obowiązek dziecino-Odysie
>>>
DSCN0557a
*  Napis   *
Oto mamy regułę
stworzyliśmy prawidłowość
a może zgodzili się tylko
na starą samobójczo-morderczą skazę
naszych uniwersyteckich bibliotek
No to zgódźmy się też przynajmniej
że nie akceptujemy ani świata ani siebie
pozwólcie mi wykrzyczeć to za was
potwierdziliście że przestaliście istnieć
oto „Arbeit Macht Frei” samobójcę Hitlera
zostało tak inteligentnie przez Lenina przemycone
dalej w historię chociaż Lenin umarł wcześniej
na syfilis
oto właśnie chłopcy Olszowskiego, Kiszczaka, Jaruzelskiego
wiecznie żwawi
powiesili ten napis nad obozami dla internowanych
– nad całą Polską
oto mamy tę niby suwerenną republikę
precedens kolejnej śmiesznostki
związek zawodowy za drutami śmierci
bądźmy więc wolni
przestańmy myśleć
myśli umarły trzeba
pracować od nowa dla serca
już nie dla wolności                                                      
>>>
DSCN0405ab
              * Biel, biel *
              Zakażenie – biel
              pleśń     – biel
              przeszłość – biel
              brak zdrowego rozsądku – biel
              śmierć – biel
              odpływ – biel
              jednak czerwoni muszą odejść
              w czerń
>>>
??????????
W probówkach widzę embriony w mundurach ZOMO
morze łez unosi fiolki jak listy rozbitków
w butelkach zakorkowanych ostatnim tchnieniem
osaczonych robotników w kopalniach i stoczniach
Siostra moja biegnie pośród łanów zboża
złocistych popołudniowych oceanów radości
helikoptery unoszą się nad gwałtem lata
który dokonuje się w cynicznym lęku
gdy na nią patrzę ginie od pierwszej salwy
Z ogromnych wież sfruwam jak gołąb
pomiędzy małymi otworami w murze
na dachy katedr
wytężam wzrok by dostrzec co oznaczam
co zaznaczam w powietrzu bezbronny
Obawa i potęga z tolerancją
wywołują przypływy mądrości
w gorącą letnią długą noc sumienia
Trójca jest idealna dlatego
posterunki zomowców przełamujemy
na ulicach Gdańska trzema dzikimi różami
rozstępują się też przed własną kaszubską gwarą
i przed przekleństwami blondynek
przemarzniętych konających o świcie nad brzegami Polski
młodych radosnych dziewcząt
poniewieranych przez pracę i pożądanie
prawie stratowanych przez ołowianą Matkę Polkę
z Moskwy
Letnie spojrzenia nad łanami głów
na wysuniętym w morze molo nadziei
z kryształowego jeziora w pustynny ląd
spieczony, rozgrzany, na którym nie można
postawić już bosej stopy
>>>
DSCN0433aa
* Co zakryto głupotą strachu *
Szukam pośród tupotu buciorów
żołnierskich na dworcach
Szukam między kamieniami
wiekowymi ułożonymi dla wojny
w zabytkowe miasteczka
Szukam pomiędzy nagimi ludźmi
zabawiającymi się na plaży
w budowanie zamków obronnych
Szukam idąc ręka w rękę
ulicami Trójmiasta z nawiedzonym
młodym wojennym gazeciarzem
Szukam w oczach bliźniąt
targających się przede mną za kurtki
wyrywających sobie małą armatkę
Szukam klucząc w lasach
strefy nadgranicznej
Szukam ciebie w tłumie przestraszonych letników
na plaży Orłowie
Szukam we własnym domu
tego czego nie wolno mi dostrzec
tego co zakryto głupotą strachu
czegoś co nie jest rozpaczą
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
* Co za szczęście *
Co za szczęście
jakie wspaniałe szczęście tego popołudnia
gdy szczują na nas
ulice, parki, samotne ławki
przygodnie spotkanych ludzi
supersamy, alkohol, ogrody botaniczne
gdy psy przylatują z lipcowego powietrza
ze spiekoty popołudnia wakacyjnego
i zamiast warczeć i gryść łaszą sie do nas
Co za szczęście
gdy kobiety tak nieprzyzwoicie atakują dzieci
małych chłopców gwałcą uśmiechami
burzą pomniki królów
a potem żałują
perwersyjnie pukając się czoła
Co za szczęście
gdy listy spływają z nieba
jak z drzew jesiennych liście
ścielą się u stóp, aportują jak psy
donoszą o przygodach kochanek, kochanków
nieśmiałych i złotoustych
Chociaż biel nędznie wyziera z mózgu
aż cera traci pigment
Co za szczęście
gdy spojrzenia czekających na miłość
zmieniają się w nieba północy
Chociaż wody niosą przekleństwa Wenus
śliskie wodorosty wplatają w brodę i włosy na głowie
samochody zatrzymują się dla oddechu
i kropli oliwy na ciałach rozżarzonych przechodniów
znudzonych wpatrywaniem się w patrole
Co za szczęście
mieć gdzie uciekać przed upałem
gdzieś uciekać
szczęście czekać w bunkrze
pofaszystowskim pokomunistycznym
popołudniowym 
>>> 
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Wodorosty które jem latem
/król kobiet upadłych frunie na rydwanie ognia ponad niebem odbitym w otchłani
/drzewa wysyłają fluidy
/przychodzi człowiek i mówi: daj pojarać
/inny mówi: co to  znaczy
/mały chłopiec tłumaczy szpanerom ich psychologicznie głęboką tęsknotę
/tak uczą teraz o prochach i pewexach w podstawówce
/chcę wstać o świcie nie spragniony czy głodny
/połykam wokalistki zespołów rockowych
/cichaczem palę złość państwową
/wychodzę na słońce mielące piasek
/dziewczyny odbierają z moich rąk radość i miłość
/zwracają ją stacyjki z samotnymi kolejowymi kobietami pośród lasów zapomniane przez wojny i pokoje
/słodycz wypełnia jeziora
/jakaś dziewczyna rzuca się z drugiego brzegu w nurt moich ekscesów
/pieniądze zakochują się w przechodniach
/Bóg zawisa jak gołąb nad głowami żebraków
/ja przybieram postać starca i biorę cygańskie dziecko na kolana
/woda wysyła fluidy
/sklep usycha jak tulipan na rynku
/przygody jak kobiety ze szkół odlatują z albatrosami
/matki i ich córki czternastoletnie podlotki płoną w nocnych jeziorach
/kościoły wypełnione jękiem przerażonych i miłością miotających się
/łodzie płyną przez Styks
/nocni żeglarze słuchują śpiewających ryb
/wodorosty zmieniają się w chleb
>>>
DSCN5170aa 
* Tocząca się głowa  *
Potoczyła się głowa po schodach
od tronu samotnie w tłum
poznałem ją
jej  obserwacje, konkluzje, syntezy
wciąż docierały do mnie
nawet gdy zamilkła już prawie
w cieniu kolumn
Wtem sen zbudził się w kacie
cień kolumn w świątyni jest tylko cieniem
nie jest świętością
kat rozmarzył się jednak
począł bredzić przez sen
trząść się ze strachu
królowa podniosła się z łoża w negliżu
rzuciła się w pogoń za toczącą się głową
wpadła w pośpiechu na ciało śpiącego kata
wpadła w jego ramiona
Tymczasem głowa wydała okrzyk
– pocałuj mnie w ucho 
– nadepnijcie na uciekający cień
– jeśli potraficie
Potem straciłem ją z oczu
straciłem oczy
wciąż siedząc na tronie
>>>
DSCN1223a       
* Boję się czuć – tak cię kocham *
Wciąż krążysz w moim śnie
widzę cię prawie – prawie kocham
tęsknię we śnie
budzę się gdy cię tracę
i okazuje się, że to był mój drugi sen
Byłaś tam – jesteś tam
lecz przyszłości nie zdradza twoja twarz
Czekam ósmy dzień słońca
ty czekasz piątą noc imienia
blisko, blisko słów
W parsekach głupoty w mikronach kompleksów
jest odległość mierzalna
między nami
Krąg zacieśniasz każdej nocy
księżyc miłość trawi wczorajsze pragnienia
jak stary kłusownik wyłapuje twoje jutrzejsze spojrzenia 
w tajemnicy przede mną
potem przynosi mi je i rzuca pod próg
– martwe
Znajduję je gdy zlany potem powracam
z dalekiej wędrówki po spękanej ziemi
gdzie szukam cię w przyszłości na jawie
Boję się wierzyć w cokolwiek
gdy tak tańczysz we śnie
ocierając się o moje plecy, biodra, o moje wargi
Boję się szukać
boję się mówić
boję się czekać
boję się czuć
tak cię kocham
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
              Złota łuna wyczołgała się na ścierniska
              istniejące już od jakiegoś czasu w moich ustach
              po zjedzeniu kromki chleba
              Pasek ciemnego lasu zapłonął w mojej głowie
              po wypiciu wina
              Kolejny nasyp stał się górą mojego przeistoczenia
              w popołudnie konania
              wiatr poruszył wszystkim
              co nie oparło się jego sile bezideowej
              z sadu wyfrunął ptak i wpadł w moje serce
              postanowiłem pożyć jeszcze kilka tysiącleci
              wśród ptaków
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA             
* O Pani  *
Zatapiasz mnie o Pani Nocy w słodkiej czerni
i zwieszam głowę, zasypiam na stole
milkną moje przekleństwa
dudniąc o futrynę w drzwiach
wynoszą się obrażone
cichną moje pieśni szalone
gdy ty rozsiadasz się nad kałużą
w której wołam o ratunek
Jeśli teraz masz na imię Zofia i jesteś kobietą
to znaczy dla mnie tylko tyle że
przychodzisz jesteś odchodzisz
Że jesteś damą dostrzegam w gestach twych
strzelasz z palców odstraszasz nimfy
które wypływają obok mojej głowy
Mogę się uratować sam
bo przyszedłem na świat sam
przepłynąłem po czarnym morzu sam
i powiedziałem – tylko ja
Używam słów do milczenia
ten prosty bilans wskazuje
że zasłużyłem na to by móc oglądać ciebie
Pani Prawdo
Czy muszę ginąć w gestach westchnieniach
na które patrzę, których nie pokonam
Czy muszę umrzeć w kałuży swoich własnych słów
czy stać się władcą marzącym o profesji żebraka
Muszę znaleźć oparcie dla stóp
utrzymać głowę na powierzchni
Używam bardzo szybko szybko własnych słów
choć wiem że to ryzyko dla mnie
Gdy myślę ty zamykasz moje powieki
gdy piszę uciekasz o Pani widząc w mej ręce
lśniący zgubny nóż
moja zbrodnia jest moją zbrodnią
tak mogę się urodzić
ale ciebie nigdy nie dobiję
na polu bitwy
Chcę ratować ciebie na skraju przepaści
udzielać ci w każdej sytuacji pierwszej pomocy
samemu trzymać wciąż głowę tuż ponad powierzchnią
Chcę patrzeć na twą doskonałą białą postać
uwierzyć w los linoskoczka – prawdziwego mężczyzę
ojca i syna i brata
O Pani chcę śnić – już tylko śnić
swoim własnym prywatnym snem
w twych greckich ramionach
>>>
DSCN5732a 
SULITUDO HERME TRISMEGISTI TROCKISTI
Podejrzani o posiadanie ciemnego towarzysza:
– Rozs.128
– BD+4
– 16 Cygni
– Eridani
– Cal 25372
– Toliman A
– Prima
– Cassiopeae
– o2 Eridani A
– 70 Ophiuchi
– Vel (3m, 6)
– 2 Vel (2m, 2)
– K5V UV Ceti
————–
[Merkury] – Luyten 726-8, Caalisto, Sinope, Elara
Towarzysz – 70 Ophiuchi
Towarzysze – Trocki Lenin Stalin
>>>
DSCN3330a
             * Brak nam czasu *
             Chodź w moje ramiona
             – słyszę dziś twój głos
             dobrze wiesz, że nie jestem w stanie
             zapłacić za podwójną samotność
             otwierasz ramiona jak drzwi na oścież
             jak bramę hiacyntowego ogrodu
             przywołujesz mnie do swojej krainy samotności
             ty i ja porzuceni na zawsze
             wygnani z edenu socjalistycznej nieświadomości
             wiesz dobrze, że nie mamy czasu
             musimy dziś przygotowywać się do zbrodni
             lecz każde z osobna musi zabić
             swoje złudzenia
>>>
DSCN3286a                    
* ..Jutro już on *
Jeszcze tylko to wypluć
jeszcze tylko to wykasłać
jeszcze tylko to:
„jutro już on „
>>>
DSCN0895a
* Wyścig miłości  *
Twój samochód rozpędzony
tak doskonale prowadzony
twoją delikatną morderczą dłonią
roztańczył się w nocy
na autostradzie w moich snach
potem jak UFO kołował
i nagle poderwał się jak symbol
w przestworza
w swym kombinezonie czarnym
ze złotymi prążkami
pragnęłaś tak wiele pokaząć
o wiele więcej niż przestrzeń i czas może znieść
obejmowałem cię za szyję
siedząc przy twoim kolanie
na przednim siedzeniu
prowadziłem rydwan słów
przed twoją maszyną na drodze
odtrącałaś moje dłonie i wołałaś
szybciej kochany szybciej szybciej
nie zrozumiałem czy mówisz
do mnie czy do maszyny
wciąż przed tobą nie dla ciebie
żyłem w twojej maszynie
to były sekundy wyprzedzone przez ciebie
i sekundy nieistniejące dla mnie
Maszyny miłości pędzą
kobiety trzymają jabłka wiadomości
ściskają je jak kierownice
wspaniałych maszyn pokonujących przestrzeń 
w szalonym wyścigu
pędzą za mężczyznami przypominając
przeszłość czynów
lecz słowa sa zawsze przed nimi
Muzyka pękającej rozdzieranej przestrzeni
– to tylko mi pokazałaś 
>>>
??????????
Plotkują politycy na obrzeżach obrazu
przybywa zagrożenia od ich rozmów
dzieci rodzą się na dnie rzeki
i tak naprawdę to są niewidzialne
Ani my obserwatorzy ani oni politycy
nachyleni nad obrazem
nie możemy dostrzec ich szczęścia
Plotkują bogowie pośród kolorów w ulotnym nastroju
wyzwolonym z uniesień świetlnych
widzialność eksperymentuje z dziećmi
i z naszymi oczami
Dni się otwierają dla nas
a zamykają się półotwarte całości
zmieniając w pastylki
zaspokajają te postacie na obrazie
gdy zwierzęce pożądanie szczęścia
wychyla z fal dziecięce główki
Brudny świat historii ogranicza miejsce szaleństwa twórcy
bogowie tu już dla niego nic nie są w stanie zrobić
oprócz prześmiewstwa, gwiazdorstwa, błazeństwa
strzelają spoza ram w postacie, w kolory
Wodzowie wychodzą z więzień
biorą w dłonie wielką sieć rybacką
starają się wyłowić te bachory z wody
wyciągają niektóre na obrzeża
koronują je, karmią strachem
i ludzi oddają pod ich władzę
>>>
DSCN1081s
Na twoim nosie stojąc
jestem olbrzymem
mała zakochana
sączę z duszy z oczu twoich
samego anioła śpiew
wsłuchuję się rozkoszuję relaksuję
inkasując to co mi się należy
tylko wtedy kiedy pić chcę
swoich kompleksów szlachetnych gorycz
na dłoni przechadzam się twojej
łaskoczę cię swoimi stopami
między palcami u nóg mam
powtykane delikatne piórka
usiłuję je utrzymać tam
wtedy też gdy stawiam kroki menueta
prawie tańcząc prawie bawiąc się
twoim śmiechem
chowam się przed burzą
do wielkiej jaskini ciemnej przeszłości
gdy z mojej małej-obcej z naprzeciwka
przemienisz się w dojrzałą-kochaną
w moich ramionach
albo usiłuję objąć cię wtedy
rączkami głupiego zakochanego gnoma
nie potrafię stać ze śmiało odkrytą głową
pośród burzy
przed powodzią
patrząc w twoją twarz
jak w arkę
>>>
 DSCN1671a
Krzyczę dziś – dość
krzyczę dziś – nie
śmierci nienawidzić tylko chcę
nie was piłaci
patrzę na was widzę siebie
gdzie jest miłość wspólnoty
o tak nie ma wciąż nas
nie ma wciąż nas
słychać tylko moje słowa
mój fałszywy okrzyk bojqwy
My i Oni na zajetych pozycjach
Patrzycie na nas teraz tak
jakbyście coś mieli do powiedzenia
mam gdzieś wasze spojrzenia w naszą stronę
chociaż zależy mi na nich w ostateczności
to wszystko czego chcecie dziś od nas
zawisa na drzewach jak zegary Dalego
i nic nie znaczy po chwili
Nie będę rozweselał nikogo od dziś fletnią Pana
niech zamilkną bębny i fanfary
bo płacz wzbiera we mnie stale
gdy widzę wokół więzienne niespokojne oczy
gdy żę stosy przebitych mizerikordią ciał
gdy widzę miliony w niewoli
jestem lekarzem a ci obok
to znachorzy i czarownice
a to im oddano szpitale
chcę wołać dzisiaj – nie nie nie
gdy czuję tu tylko obłęd i samotność
jestem samotny jak Bóg bez Aniołów
wzbudzę w was nienawiść śmierci –
O Aniołowie powróćcie i krzyczcie ze mną
– nie nie nie
imperium zła nienawidzić tylko chcę
nie was kajfasze
>>>
DSCN4875a
Wydmuchuję kłęby dymu
z uniwersyteckiego papierosa
wolną ręką łapię dym i staram się
zacisnąć go w pięści
jestem sam zakochany w czymś
co jeszcze nie istnieje
ale już unosi się jak dym
przy łóżku czuwam na którym
dogorywają ostatnie polskie słowa
mój papieros zastępuje blask chrześcijańskiej świecy
dym snuje się po palcach lewej dłoni
wznosi się nad przegubem
oto wspaniały wielki dowód na coś
co ma kształt choć nie istnieje
Jim Morrison dokonuje szorstkiej syntezy
w krakowskim moim grobowcu
nuci melodię jeźdźców burzy
siedzi tu obok mnie przy łożu śmierci
wiecznie żywy jak Lenin
jest sam nie dostrzega mnie
to łoże to naturalne prawa ludzkiej społeczności
dym mojego papierosa jak kadzidło
wypełnia pokój
tak smutno w nadgranicznej  strefie rewolucji
w kręgach elementarnych sprzeczności
wiary i rezygnacji
^^^
[Gdyby bramy percepcji zostały otwarte,
wszystko ujawniłoby się człowiekowi takim, jakim jest
– nieskończonym]
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* To samo *
Widziałem jak skamlał o chwilę miłości i nie zaczekał na odpowiedź
Widziałem jak płakał trzymając dziewczynę w ramionach
Pewno uczyniłbym to samo
gdybym tego wcześniej nie zobaczył z daleka
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Zostawiam ślady jak UFO *
Nawet twój heros już nie powie
że zostawiam ślady jak UFO
na razie ogień atakują tylko płomienie
ciemność nie przemoże poświaty
czerń nie zakryje czerni
wybuchy morza to wyspy
wybuchy słońca to ja
wybuchy księżyca to ty
Jak dziki południowiec nieświadomie
poddany bogom
tańczę na wyspie taniec rozstania
jednak gdy odpływam
przemiany ekstaza znaczy na wodzie
kilwater  bliskiej jedności naszych ciał
wiem jak bez sensu są wyspy bez dzielących oceanów
wiem że nie może to długo trwać
to nasze rozstanie
w kosmosie ziemi
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
Pamiętam jak Kościuszko
przyszedł z rozbitą armią pod nasz dom
i umierał siedząc oparty o ścianę przy schodach
mały żydowski grajek grał i śpiewał mu
aż do zachodu słońca
ja jako mały chłopiec trzymałem go za rękę
a moja babka i matka starały się ukryć łzy
ojciec obejmował je ramionami
chociaż byłem wtedy szczeniakiem
tak dobrze do dziś to pamiętam
jakbym widział to jak jego żołnierze
powoli rozchodzą się do swych domów
na krańcach świata
tak, tak, teraz już wiem, że
Kościuszko to ja 
>>>
 OLYMPUS DIGITAL CAMERA
              * Oddycha kraj *
              Oddycha kraj, łzawiący gaz połyka
              takie są sierpnie każdego lata
              sanatorium w każdym gmachu Komitetu Wojewódzkiego
              pod każdą taką lecznicą zbiera się
              młoda generacja kamienia rzucanego
              w przedłużone dni od września do września
              jej przejaśnienia patriotyczne
              unormalniają paliptacje serc
              ciężko oddycha kraj
              dusi się nawet ta biedna polityczna latarnia
              wokół powódź głów
              a naprzeciw niebieska ulicznica
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
              * Liturgia miłości *
              Pozwoliłaś położyć mi głowę na swoich kolanach
              we własnej kamiennej świątyni
              co chwilę nachylałaś się i całowałaś mnie w usta
              mówiłaś, że chyba słyszałaś już mój głos
              gdzieś daleko stąd dawno temu
              mówiłaś, że księgę swego życia znasz już na pamięć
              zacytowałaś jej fragment z przedostatniej strony
              mówiłaś tak obojętnie i cicho, że jutro ją zatrzaśniesz
              a ja na twoich delikatnych kolanach
              zanurzony w liturgii miłości
              przestawałem się bać przyszłości
              gładki materiał sukni pieścił mój policzek
              zamiast gwiazd twoje oczy uśmiechały się nade mną
              chciałem cię prosić jak wyrocznię o odpowiedź
              lecz odezwałaś się pierwsza
              „twoje dwadzieścia lat nabrało sensu
              żyłeś i żyjesz
              będziesz żył pełnią życia
              beze mnie”
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA             
              * Przemiany wyspa południowych mórz *
              Wyspo wspaniała mórz południowych
              dryfujesz na falach jak okręt
              spychana nieprzyjaznymi prądami
              na strome wybrzeża Ziemi Królowej Maud
              Wyspo, która jesteś moją rodzinną ziemią,
              wizją nocy rozstania,
              długiego pożegnania w ciemnej ulicy,
              moim sercem skazanym na tłum,
              na ulice Paryża i Cleveland,
              przygotowanym na wszystkich swych plażach
              na ślady bosych stóp
              Deszcze rozmyły kiedyś ląd gdzieś tam
              u wybrzeży takiej łzy jak Bałtyk
              i choć byliśmy spleceni w uścisku
              gdy ziemia się rozpękła
              i ocean zastąpił mi drogę do ciebie
              zmieniając wiarę w moją i twoją wieczność
              Wyspo dryfująca wśród gwizdów Syren
              wabiących mnie miłością większą nową
              dlatego gdy dotrę do królowej abym mógł wrócić
              będę musiał w jedną noc swój ogień schłodzić w jej sypialni
              Wyspy to wybuchy morza a wybuchy słońca to my
              jak dziki południowiec nieświadomie poddany bogom
              tańczę na wyspie taniec rozstania
              ekstaza przemiany znaczy na wodzie kilwater
              jedności naszych dusz
              bez sensu jest słońce bez naszych oczu
              bez sensu są wyspy bez dzielących je oceanów
              moja obca samotność nie może długo trwać
>>>
DSCN0818 (2)a
* Pani Makbet  *
Walczę z tą mocarną Panią Makbet
która przypieka moje ciało smolną szczapą
wyciągając ręce ze ścian
Tak chcę nie patrzeć na nią i nie mogę
gdy już udaje mi się ją spławić w dzień
przyjeżdża nocą w wielkiej ciężarówce
pod moje łóżko i mówi
zabieram cię z sobą
zaczniemy wszystko jeszcze raz inaczej
razem
może teraz nam się uda
Pełen obaw o szczerość tak zdradliwych ust
usiłuję zmienić krwawy kurs
ale już po chwili ta niebanalna kobieca
łapie mnie za rękę i kopniakiem w krocze
powstrzymuje na miejscu
potem obok swojej koleżanki
nakrywa moje nagie ciało szorstkim grubym kocem
i katuje mnie tam swoimi białołęckimi pieszczotami
Gdy załamany już mam jej dotknąć biczem ust
szybko kończy tę wyuzdaną scenę
i tonem władcy mówi – no to zabieram cię,
pakuj się
Na moją chwilę wahania odpowiada – jak się
nie podoba – to zjeżdżaj stąd i już
Wtedy ja łkam – nie opuszczaj mnie
ale za późno jest już
jestem już tylko jej walizką
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
* To samo *
Mickiewicz, Mickiewicz, Mickiewicz
czy ja nie nadaję się jak on na cokół zielony?
na razie nie miałem jeszcze takie szczęścia jak ty
nie stworzono mi takich czasów jak tobie
a przede wszystkim odcięto mi drogę na Litwę i Krym
ukończyłem tylko samochodówkę i czasem wyrwie mi się krótkie słowo
ale czy mam milczeć z powodu takich barbarzyńskich czasów
zamiast zsyłek mam Jarocin
zamiast emigracji i Towiańskiego
mam biblioteki pełne książek Hołuja i Putramenta
nic dziwnego, że czasem wyrwie mi się zbyt krótkie słowo
Mickiewicz – przecież on pił wino częściej niż ja
i ojczyznę miał taką sama jak ja, równie upodloną
moja skorupa nie jest z kamienia lecz z żelbetu
ale czy pod nią jest jeszcze dusza jak ta z więzienia u Bazylianów
Mickiewiczu, Mickiewiczu, Mickiewiczu
czy cokół twój na skraju sceny przetrwa atomowy atak?
ulica w Nowej Hucie to nie zaułek w Stambule
ale przecież czuję się tak samo zgnojony
ale przecież za ten naród czuję odór zarazy –
wykrzykuję w czasie zamieszek krótkie słowa
i choruję śmiertelnie na Polskę
tak samo jak ty
wybieram cokół niebieski
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA       
              *  Idziesz – Ja  *
              Idziesz – ja – posąg kamienny
              szukasz dużych luster lub wielkich innych posągów
              małych miasteczek zaułki
              szerokie ulice w dzielnicach wielkich domów
              drgający fluorescencyjny obraz drogi
              Idziesz – ja – drewniany krzyż
              Golgota zarozumiałych twórców
              zgrzyt plastyku trącego o żelazo
              oto jestem
              kładziesz się na betonowych placach zabaw
              udając rozstrzelanych
              wypijasz planety by być wieloznacznym
              zamykasz drzwi dni by być wiernym zapisowi w starym
              albumie spłowiałym w świetle wrażeń
              gaduła oni oni tak ich wielu
              Idziesz – ja – porzucony przedmiot
              z sąsiedzkimi obsesjami
              z zamkiem błyskawicznym wszytym w duszę
              cierpiąc i ożywając na śmietnikach
              wewnątrz głębi lub w wodzie po pas
              taki egoizm jest godny kogoś pierwszego lub jedynego
              to sine niebo w złotych pucharach
              to kabała
              grom przepraszam dom
>>>
DSCN4346a
              *  Patrząc w próżnię  czasu*
              Masz przed sobą krzywizny nieskończonej granicę
              powierzchnię przestrzeni zamkniętej w kuli
              dotykasz tej przezroczystej kuli wyciągając ręce
              zanurzasz palce w drgającym cieple przed twoim nosem
              kosmiczna mydlana bańka jest tak ogromna,
              że nie widać jej końca
              na granicy strachu i odwagi
              na granicy chłodu i ciepła
              napinasz łuk sięgający nieba
              kula nie przesłania kształtu porannego horyzontu
              nie deformuje kolorów, które poruszają ramionami
              jak ludzie w twórczej zaborczości
              przestrzeń staje przed tobą ograniczona lecz
              nieskończona jak twoja dusza
              chcesz dostrzec samego siebie w próżni
              czasu
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
              * Polski sennik *
              Jak sennik są wszystkie zwierzenia kolejkowych ofiar
              wielkie zbrodnie
              zaledwie jedna myśl tuż po urodzeniu
              jeden krok w nieodratowanie
              w wiersz Marksa, w poemat Nietzschego
              nic nie powstrzyma snu
              przed nim nie ma obrony
              nie obronią się przed nim
              nawet najdłuższe kolejki po chleb
              na dwudziestostopniowym mrozie o wpół do siódmej rano
              on jest dla Polaka jak sowiecki agent
              którego twarzy nie pozna nikt
              choć uśmiechnięta przez chwilę zamajaczy w oddali
              sen wprowadza w wielki świat bez kobiet i mędrców
              w świat ludzi chełpiących się że pokonali siebie
              bądź pewien, że to jego sprawka
              jeśli zrozumiesz w olśnieniu
              że milczący Święty Piotr to zakała świata
              i zaskoczy cię myśl, że można jeszcze wszystko zmienić
              potrzeba tylko ofiar
              potrzeba ofiar z wrogów
              sowiecki sen w polskim senniku
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA    
              * Tyle lat nie płakał tu nikt *
              Tyle lat nie płakał tu nikt
              dziś na szczęście znów nastał dzień prawdy
              lepiej wypłakać się na ziemi
              lepiej zjeść zęby jeszcze na ziemi
              wiele nadwrażliwych nocy przed nami
              Wino stygnie w żyłach po ekstazie
              krew krzepnie rozlana na miękkim dywanie
              ptaki przelatując nisko koszącym lotem
              skrzydłami poobcinały warkocze dziewczętom
              to jaskółki półksiężyce wojny
              spadły zniecierpliwione na nasze oddalenie
              z samych niebios
              W narodowym dzbanie pełno krwi
              wylewam ją powoli na podłogę
              zwartość dzbana uzupełniam otwierając własne żyły
              oczy zmieniają się w chmury i patrzą jak burza
              na dachy zniewolonych miast
              jakieś dziecko na zaparowanej szybie bazgrze palcem słowo wolność
              ściera je i pisze obok na nowo
              Tyle lat nie płakał tu nikt
              tyle lat pomimo tylu pogrzebów
              pomimo tylu nie odnalezionych grobów
              trawa porasta zaginione szkielety
              wzrasta ciągle jak mordercy i tyrani
              na nawozie ludzkich dusz
              Jak żółw zmuszony do dźwigania swojej skorupy
              kocham chwile gdy mogę schować się
              odpocząć od podziwiania innych pysków dziobatych
              i pomarzyć o tobie żyjącej z ptakami we włosach
              to ty przechowujesz moje myśli w swojej torebce
              przewieszonej przez ramię a zrobionej ze skóry psa Szarika
              Wielki deszcz łez tak potrzebny dziś
              gdy nawet miłość nabiera systemowego wymiaru
              była dotąd krwawym haraczem
>>>
??????? 
              * Decydujesz *
              Jesteś dla mnie małą kostką czarnego paliwa
              lub jeśli wolisz słonecznym promieniem
              w gronie koleżanek żartujesz sobie ze mnie
              chwalisz się, że decydujesz w sprawach moich słabości
              ciągle wypowiadane – „jesteś przecież mężczyzną”
              określa stosunek mój do ciebie
              lecisz znów do koleżanek wołając z daleka –
              „on jest trochę nienormalny”
              zaraz po tym jak chciałem cię pochłonąć całą
              aby cię lepiej poznać
              być może masz rację że twoja energia
              potrzebna była mojej aberracji zwanej miłością
>>>
 OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Burzyć własną stolicę  *
W błyskach świateł warszawskiej dyskoteki
tańczy klan dyrektorów
czerwień i żółć kładzie się na twarzach
zmęczonych ludzi
którzy mają a jeszcze  chcą być
Pociąg z Warszawy do Łodzi wiezie delegację
młodzieży komunistycznej
powracającej ze zjazdu notorycznych pisarzy
Wesoły autobus z Kartuz do Warszawy
wiezie rolników przebranych w ludowe stroje
na doroczną Cepeliadę na Placu Defilad
W radio śpiewa Mazowsze Pani Sygietyńskiej
głos leci przez wsie i miasteczka
wytrąca chłopom narzędzia z rąk
WRON-a  nachylona
nad mapą Polski zastanawia się
którą otworzyć granicę
a może tylko żyły tym z Komisji Krajowej  
Jaruzelski pali spokojnie papierosa z filtrem zdrady
poeci zbierają się w kościołach
udają, że bliskie są im sprawy religii
są całkiem trzeźwi, żebrzą na ulicach o słowa
ZOMO na urlopie tworzy grupy cyganerii
koczujące na ulicach Starówki
Podziemie w gazetach nienawidzi i nie istnieje                                                                                
Marszałek w swojej łódce wyczynia harce na Wiśle
a w całym kraju słychać warkot silników
Niezadowolone dzieci powracają z kolonii
z Warszawy do lubelskiej wioski bez sezamków
Młode Warszawianki dyskutuję pod pewexem
o ideologii Moczulskiego i Kuronia
Dyrektorzy tańczą rocka w warszawskiej dyskotece
państwo zmienia się w błyski czerwonych reflektorów
naród chce burzyć własną stolicę
Warszawa chce być grobem żywych
za wszelką cenę
>>> 
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
              * Dreszcze *
              Wilgotne zimne eksplozje w okolicy kręgosłupa
              dreszcze nieliczone a kochane od lat
              przyznaję że czekam na nie wszędzie
              w Kłaju, Janowie Lubelskim i Krzyżu
              wiem dobrze jaką ceną ma ta chwila
              gdy rozbite szkło okruchami przesypuje się po ciele
              gdy małe meteory uderzają w powierzchnię skóry
              zwłaszcza w sierpniu
              gdy słoneczne promienie nakłuwają gałkę oczną
              zwłaszcza w styczniu
              na szosie wśród lasów mogę wtedy tańczyć
              tak nie wiele brakuje żeby nawet pod ciężarówką
              mogę ronić łzy i mogę ich nie ronić
                 Lecz gdy dopadają mnie strofy wierszy Ozgi-Michalskiego
                 gdy Olszowski uderza mnie w twarz zwiniętą gazetą
                 gdy Kiszczak ratuje mnie z codziennych obsesji
                 nakładając kaftan bezpieczeństwa cedzonymi bezczelnie kłamstwami 
                 drżę ze strachu i chcę być jak najdalej od Bochni i Ełku
              Samozwańczy Polacy wymienią cię za Barabasza
              by móc rozpiąć na krzyżu zwierzęcych twoich przyzwyczajeń do życia
              zawrócą cię z drogi biedy
              skierują na betonowe lotniska awangardy
              nakleją cię jak plakat propagandowy
              na niebotycznej ścianie ich wieży Babel,
              którą nazywają szumnie – „Nasz wspólny dom”
              i przestaniesz odczuwać dreszcze
              i przestaniesz odczuwać
>>>
DSCN0483a 
* Mikser 7+1 *
Wszystko stracone
faszyści zabrali przeszłość
komuniści zburzyli dom, który przetrwał wieki
śmierć zdziesiątkowała najbliższych
głupota sparaliżowała radość
marksiści odcięli dopływ prądu
ludowcy wyssali teraźniejszość z gleby
lęk wypędził miłość
wszystko, wszystko przegrane
słychać o północy bicie odległego dzwonu
słychać o północy łoskot pociągu
przejeżdżającego gdzieś na peryferiach miasta
w rogu okna widać tajemnicze błyski świetlne
w kuchni czuć zapach spalin
I nagle to ciche westchnienie za ścianą
brzask świtu odbity od białej ściany
włącza się mikser „Genesis 7+1”
otwierają się drzwi szafy, podmiot w marynarce
sięga po słowa
słychać wyraźnie łopot wielkich skrzydeł anioła
lądującego na balkonie
Wszystko zdaje się można stracić
mając tylko pamięć
Wszystko zdaje się można uratować
mają tylko wyobraźnię
Wszystko zdaje się można wskrzesić
mając tylko słowa
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
O Boże! Błagam Cię przyjdź 
O Boże! Nie każ mi wątpić
nie pozwól kpić
Rozdzielam jałmużny, ratuję i kocham
rodzę się i umieram,
staję się podwójny, potrójny
przeznaczenie odbiera mi przyjaciół
O Boże ! Nie mam już rodziny
grozi mi więzienie
Ludzie już mnie nie inspirują, to wstyd
zwątpienie pożera mnie
O Boże! Przyjdź ukój mój ból
Wypowiedz słowa na które czekam od lat
– „Kocham cię mój synu
Jesteś, synu, jesteś wolny i piękny”
O Boże! Powiedz o swojej miłości do mnie
podaj mi rękę
powiedz – „powstań z klęczek”
O Boże! Przyjdź wreszcie do ust Urbana
bym nie zwątpił
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
              * Ani jednej ciszy więcej *
              Ani jednej ciszy więcej
              wszystko jest obce w niej
              aż do samego punktu zwrotnego
              tam jesteś ufryzowany jak przystało na lata kryzysu
              z uśmiechem który może znaczyć tylko „aha”
              wrogowie podają ci budulec ciszy
              wtedy gdy wyciągasz rękę po chleb
              oni wiedzą że to tworzywo
              jakkolwiek byś pozostawił w nieładzie
              odtworzy zawsze całą historię grzechu
              pobawisz się jej miniaturową makietą
              potem odłożysz ją i powiesz
              ani jednej ciszy więcej
                 Serce nie ma początku i znaczy tyle co złoto
                 w jakikolwiek sposób zachowując się
                 starasz się go szukać gdziekolwiek
                 mózg kończy się tak jak kula
                 lecz tylko wtedy gdy spotyka
                 przestrzeń zupełnie niezamkniętą
                 lub drugą kulę którą zapragnie pożreć
              Namawiasz wrogów aby cię nie opuszczali
              tak bardzo chcesz wypoczywać
              co z reguły polega na wystawaniu godzinami w oknie
              lub celowaniu łzami spadającymi ci z brody w muszlę
              Twoje światy to kule milczące
              dla nich otwierasz się jak małża i stajesz pozaziemski
              ulegając wrogom chcesz dotrzeć do prawdy
              Twoja perła cierpi
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Coś wepchnęło mnie w bezgraniczne gęstwiny lasów – dusz
strąciło w niebościenny kanion archeologicznych zmian
zamknęło mnie w ogrodzie wysypiska śmieci
sprawiło, że utknąłem w krajobrazie po wielkim bombardowaniu
Ktoś pozostawił mnie samemu sobie w środku
niekończącego się łanu pegeerowskiej kukurydzy
nie mam sił by wyjść z kamiennego nurtu rzeki
Słucham głosu który wabi mnie do jaskiń
lecz tak naprawdę to nie chce mi się tam wchodzić
przekonuję siebie samego, że nie mogę tam wejść
Jestem jeszcze tam gdzie powrót ma ciągle sens
ziemia ciepła nie ostygła w podmuchach wiatru
Słucham głosu który wabi mnie w krzyk
przywołuje mnie do centrum słów-dusz
wszystko tak materialne, że mowy zabrać tam nie sposób
Jestem tuż obok kochanego ciała
chciałbym jeszcze raz obejrzeć je całe moim ciepłem dłoni
nie brak mi odwagi by dać zgubić się na zawsze w delikatności
rozpięty na samolocie namiętności jak na podniebnych skrzydłach wiatraka
chciałbym odnaleźć swój krzyż wielki jak kanion
kanciasty rozeschnięty szorstki wysmagany wiatrem
             ***
              Coś wepchnęło mnie w gęstwiny bezgranicznych lasów
              strąciło w niebościenny kanion archeologicznych zmian
              zamknęło mnie w ogrodzie wysypiska śmieci
              sprawiło że utknąłem w krajobrazie zmienionym
              w skutek uderzenia jądrowego
              coś pozostawiło mnie pośrodku
              niekończącego się łanu pegeerowskiej kukurydzy
              nie mam sił by wydostać się z kamiennego nurtu rwącej rzeki
              słucham czy to coś mnie przypadkiem nie przywołuje
              chociaż nie wczuwam się w sytuację poruszających się przedmiotów
              jestem jeszcze w takim miejscu z którego powrót ma sens
              (ziemia jest wciąż ciepła nie wystygła jeszcze w podmuchach wiatru)
              nic nie wabi mnie w krzyk
              nic nie wabi mnie w jęk
              centrum słów-dusz tak odległe
              że nie sposób zabrać tam nic oprócz twojego ciała
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Podobam się sobie znowu
gdy godzinami wpatruję się w odbicie
w spokojnym morzu delikatnej przyjemności
łagodnie splecionych naszych ciał
dryfujących poprzez niedzielne popołudnie
w pianie coraz bliższej obcości
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
              * Milczące prawo *
              Najbłahsza sprawa gdy zmieniona w neon swej nazwy
              błyśnie zielonym przerażającym światłem w nocy
              przy jakiejś głównej drodze
              zbudzi najpierw małość
              a ta odchodząc zabierze z kolei sens i coś jeszcze
              pojęcie estetyki poszerzy się jednak o dwie krople
              godziny północnej na przykład
              pozostanie wielka szansa ciemnej idei
              zintegrowany bród zasłania prawo milczące przez wieki
              nieistotności
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Słyszę, słyszę, jestem
Bóg i maszyna zbliżają się
od dobrej godziny wiem, że jeszcze
nie ma tu dziewczyny
nie rozumiem dźwięku bo….bo…b….b bbbb
czarny kruk, którego widzę
nie wiem, czytam, nerwy
zamykam wszystko
palce dłoni drgają
przychodzi, włazi w oczy
wszystko gdzieś już było
dlaczego nie chce powrócić
siedziałem za nią, ani razu się nie odwróciła
trzy mantry, trzy spowiedzi za nią
przychodzi ściana
na głowie leży czarna kartka papieru
pomalowana na czarno z czarnymi literami
ciekawe co to jest takiego
samochody przejeżdżają przez pokój br…br.. brrrr
przychodzi, przywiera, otacza, zamyka
nie mogę jej dotknąć
nie wiem już czy żyję
krokodyle, politycy, lewary
ciało dziewczyny odwróconej plecami
powoli demontuję na części
które rozkładam wokół siebie
także po chwili nie mogę już
poruszyć się, ani wstać. ani się położyć
koklusz, język, niedomykające się drzwi
ona ożyła, powstała, biegnie, patrzę w lusterko
ramię, sukienka, szyja
jestem zmęczonym kochankiem w całości
psy, traktor, wieczór w mieście
krążę w półmroku, chcę wyjść z wielkich ust
otrzymuję w międzyczasie spadek i opłatek
gdzie, gdzie, powtarzam
jej nie powtarzam
cukier, biała szyja, worek zboża
leżę
na stercie takich samych worków
ziarna we mnie nie są mną
ziarna będące chorobą radia
choroba drga rozdzierając radio
złudzenia, słyszę, nie wiem
nie mogę się doczekać
wykręcam jej ramiona na drugą stronę
chcę wszystko wiedzieć
chcę patrzeć na wszystko z zewnątrz
i na jej ciało i na siebie samego
nie mam nic oprócz ciebie
ty w złocie radioaktywnym
dusza w ziarnach obłoków
>>>
 OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Żeglarze z Księżyca  *
Piasek to kawałki snu
wielka ziemia, czarne ugory zdeptane
pagórki wielkich legend
chłopi tarzają się nago po ziemi
nobilituje ich glina, piasek, muł
to nie aktorstwo to przeżycie
cnota, która realnie zmusza do płaczu
po przywarciu do czystej gleby
nie ma mowy o nienawiści
tradycja we wszystkim śni się
ludzkie nogi zaplątane w korzenie
imperium dnia szybko się zmienia
gołębie wznoszą się pod niebem czerwonym
wszechświat namawia radary w chłopskich nerwach
szept nieustanny – powiększcie swe mózgi
chociaż do rozmiarów pojedynczych ziarenek piasku
Smutna wielka ziemia to horyzont ludzkości
chłopi obejmują w posiadanie wyłącznie
kolory i swoje uczucia
to nie mit, to ma sens
Patrzeć, być nienasyconym
od czasu do czasu mieć czas dla siebie
słuchać dla przyjemności zabronione jest w czystości
to było słońce, to jest cień
zmuszający do trzeźwości chłodem
to był nieprawdopodobny ogień
Kawałki w masie myśli leżącej na czystym
ciemnym powietrzu
Rybacy zabierają swe sieci, przyjeżdżają w góry
zarzucają je na ziemię w dolinach
Żeglarze z Księżyca przyjeżdżają w góry
ziemia czeka na nich czarna jak smoła
Legenda jest pod powierzchnią, którą
naruszają wody
musi pędzić i falować jak rzeka
Pić tylko czasem, jeść tylko gdy już sen się kończy
naśladować chłopów, rybaków, żeglarzy
szczególnie chłopów, bo oni łażą tu i tam
z chorobą oczu
Wypełnij się ziemią urodzony historycznie
wierzący, tańczący, patrzący
sens stygnie w ziemi, brud ziemi jest czysty
ziemia stworzona z głodu
nasyci cię
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
* Nigdy tego nie zrobię *
Nie, nigdy tego nie zrobię
choćby w każdej knajpie
choćby na każdej potańcówce
kobieta całowała mnie w usta na pożegnanie
wytrzymam to, wytrzymam ten srebrny deszcz
na pewno rozpocznę pisać pamiętnik
moje róże zakwitną w środku lasu
Widzę wielki wyrąb
setki świeżych pniaków
droga przez cmentarzysko drzew
droga prosto w chmury
Hieny – jestem sępem
Anioły – jestem sobą
Ogień mam przynieść ludziom
mam dać się pożreć przez smoka
Coś majaczy na polanie w głowie
leśne echo – ra, ra, brrr
lochy Krasińskiego, dna Zappy
wieczorna wieczerza, wieczornica – rocznica
Nie, nigdy tego nie zrobię
choćby wielki samochód czekał na mnie
choćbym zapomniał o tym deszczu,
który zmoczył mi ubranie
deszczu, który był łzami ludzi upokorzonych przez mnie
na pewno pośród książek, straganów, płyt, sukienek
zamówię dobrą pogodę dla wszystkich na starość
do pamiętnika wpiszę wspomnienie o swoim ślubie
Ależ on jest mokry – ocieka wodą – rozkleja się
wielka przyszłość – mówią
tylko stan tutaj spokojnie i zaczekaj
Nie, nigdy nie dam się wypchać siarką
i zaszyć w skórę barana
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
              *  Przed sobą  *
              Na wezwanie króla
              Czy wystarczy położyć dłoń na czymś co stworzył
              przesterowanej wyobraźni pozwolić dusić się
              na wolnym ogniu
              odpowiadać na przywołujące ponaglenia
              Czy wystarczy najcieplejszą stroną dłoni
              dotknąć jego myśli
              doszukiwać się w swej bezpracy prywatnego bezgłosu
              Każda fluidalna depresja podpala wyobraźnię
              nie wiadomo co wykołysze każda koleina na wyboistej drodze
              najważniejsze to poczuć bliskość wiosennego wiatru
              idąc uparcie z zamkniętymi oczami
              najważniejsze to trafić na jego drogę
              idąc wcześniej królewskim szlakiem omamów
              przyśpieszać, gdy już nie można wytrzymać ciężaru kłamstw
              potem gonić za uczuciem umykającym
              zapominać milczeć nie patrzeć
              myśli oddać wezwaniu przed sobą
              i droga i bieg rozkoszą samą
              dotyk błękitu prawdy leżącego na ziemi na horyzoncie
              ciepłego błękitu stygnącej prawdy
              zmuszany zmuszający ograniczany ograniczający
              by dojść tam gdzie odpowiedź w spojrzeniu
              na własny taniec na drodze
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Zestawienie *
Konstytucja i prostytutka
to zestawienie jest nadzwyczaj
udane , no naturalnie jeżeli
tego wieczoru coś spożywam
przesłodzonego zdecydowanie
Nie mam nic co byłoby pomocne
w nawiązaniu dialogu z KGB
Trybuna Ludu pretenduje do moich myśli
wybory na komendę zastępują moją miłość
somnambulizm na który liczy Kulikow
nie chce się rozkrzewiać, trzeba go podlewać
podlewać, kosić i podlewać
Wałęsę zarażono rakiem na wszelki wypadek
radio pretenduje do moich uczuć
Konstytucja i prostytutka
to zestawienie jest nadzwyczaj trafne,
no naturalnie jeżeli tego ranka coś piję
zgorzkniałego nadzwyczaj
Cmentarze zastępują prawo
ledwo wydobywam z siebie głos
jest tak słaby, że już prawie nie dociera
do sowieckiego satelity szpiegowskiego
nastawionego na moje najcichsze szepty
nie potrafię już wymówić słowa: solidarność
bezkarni kaci zastępują wolność pokazami stosów
klnę tylko po to aby gniewem
zabawiać tłumnie zgromadzonych przy ogniu milicjantów
Nie chce mi się zeskakiwać z progu domu
gdybym miał chociaż schody jak Pyjas
oficerowie LWP siedzą w kitlach za stołami
milcząco wypełniają swój obowiązek wobec narodu
machaja mu nad głową skalpelami
Konstytucja i prostytutka
to zestawienie jest nadzwyczajne,
no naturalnie jeżeli do obiadu zamawiam kergulenę
Wygina się sinusoida inicjatyw
przegina hiperbola od żłobka do psychiatrycznego szpitala
ludzie żartują jak za najlepszych czasów
imperium kolejkowego
społeczeństwo jełczeje jak stary ser
podeptano narodowe flagi wszystkich państw
za jednym zamachem na człowieka
przywieźcie im prostytutki może przestaną mordować
konstytucje
>>> 
OLYMPUS DIGITAL CAMERA                   
                    * Oni tam już są *
                    Oni już stoją u moich drzwi
                    a ja mam jeszcze złudzenia
                    że darują mi życie
                    Wiele razy kobiety mówiły mi
                    przestań potykać się o nieistniejące
                    kamienie na drodze
                    ta błazenada niczego nie zmieni
                    lecz pomagały mi się podnieść i otrzepywały
                    moje ubranie z kurzu
                    Oni tam już są
                    a mnie się wydaje że w każdej chwili
                    jeszcze mogę
                    stąd się wymknąć
                    po tylu latach strachu
                    tylu bezsennych nocach i chwilach bez
                    możliwości wyboru
                    Kobiety wciąż powtarzały
                    nie wchodź tutaj przecież to nie jest twój dom
                    nie siadaj tutaj przecież tu nie ma krzesła
                    nie pływaj przecież twoje ciało znajduje się na brzegu
                    twoje oczy są po to by patrzeć a nie szeptać
                    wciąż o nieszczęściu
                    Tylu ich już nadeszło
                    aby mnie zabrać jeszcze żywego
                    a ja wciąż pakuję swoje sześćdziesiąt lat
                    i spoglądam w kierunku otwartego okna
                    jestem przekonany, że oni tam są
                    przecież słyszę jak kobiety mówią –
                    nie idźcie dziś po niego
                    to powinno mu przejść
                    jeszcze nie jest człowiekiem straconym
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
* Wielka ciężarówka *
Wielka ciężarówka o podwójnych wielkich kołach
startuje jak samolot z powierzchni jeziora
zawieszona przez ułamek sekundy nad taflą pomarszczoną falami
Cała rodzina, nawet babka, która powróciła dopiero ze szpitala
obserwuje ten moment gdy ciężarówka
przelatuje ponad ciemnym lasem w Yellowknife
Poziom wody w jeziorze podnosi się
woda dochodzi do progu naszego supernowoczesnego
domu ze szkła i aluminium
Wielka ciężarówka ratuje ludzkość
pozwala zapewnić ciągłość cywilizacji
jest arką dla wzorcowych ludzi
i promieniotwórczych przedmiotów codziennego użytku
służących do zapewniania porządku
na ziemi i w niebie 
>>>
??????????
                   * Twarze  *
                    Zawsze ilekroć przechodzę obok księgarni
                    zza szyby gapią się na mnie twarze
                    z okładek książek partyjnych pisarzy
                    ledwo co moja cierpliwość wychodzi cało
                    z walki z ich pożółkłymi spojrzeniami
                    odkąd ogłoszono stan wojenny
                    właściciele tych twarzy skradają się za mną
                    jak dziwne duchy biegną za mną do domu
                    wpadają do mego mieszkania zanim zdążę domknąć drzwi
                    starają się nocą znanymi metodami psychicznego terroru
                    złamać mojego bohatera
                    ukrytego w  szufladzie
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
                    * Każde słowo jest na początku obce człowiekowi *
                    Każde słowo jest tu obce
                    planety tu nie mają nazw
                    wszystko staje się z czegoś co ….
                    wszystko przepływa do ….
                    istoty nadmuchane powietrzem
                    istoty wypełnione wodą
                    z diademami nad głowami
                    są sobie obce
                    i ….
                    wszystko co stworzą jest powtarzaniem
                    jaszczurczych wyjść
                    gdy słowo przestaje być słyszane
                    zmienia się w galaktyki
                    porusza się płynąc ku …..
                    eksplodując wewnątrz serc
                    może zachwycić niemowlę lub głuchego
                    i …..
                    zginie człowiek albo słowo przestanie być
                    Bogiem
                    zapytajcie zakochanych gdy powrócą razem
                    z ogrodu botanicznego
                    czy będą pisać wiersze
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
                    * Fundament *
                    Fałszywa światłość toczy się w czasie
                    z hałasem spadających kamiennych lawin
                    z pulsowaniem jednego dźwięku gdzieś na krańcach
                    popychany, podrzucany lecz zastygły w unoszeniu
                    ty razem z nią rozpraszasz się
                       Chmury schodzą nad wnętrza cmentarzy
                       wody podchodzą pod schody domów
                       ty usiłujesz zamknąć światłość w dziecięcej piąstce
                       patrzysz na swoje lustrzane odbicie jak na swoje własne
                       ze źrenic oczu przynosisz słowa
                       traktując je jakby były same w sobie
                       rzucasz to wszystko pod fundament
                       własnych światów
>>>
DSCN5530a
                    * Jakie to proste *
                    Jakie to proste prawda
                    wystarczy tylko poznawać
                    jakie to proste
                    mówią antenaci z chmur
                    wystarczy tylko kochać
                    popatrzcie na to tak
                    wystarczy śmiać się i płakać
                    kontrolować i kpić z siebie
                    wystarczy się modlić
                    śpiewać i tańczyć
                    wystarczy być szczęśliwym teraz i zawsze
                    i nie zadawać pytań
                    na które nie ma dziś odpowiedzi
                    prawda obywatelu „Tak jest”?
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
Bezwzględny, ociemniały, wieczorny
Bezwzględny, ociemniały, wieczorny
jest jeszcze przede mną
oczami wyobraźni widzę go już za sobą
w grobie
Obiektywny, ten sam, o północy
razem ze mną stoi wygnany ze świętego spokoju
oczami wyobraźni widzę go już za sobą
w grobie
Wielki, mogący unosić się nad oceanami
narzuca się jak pielgrzym świętym miejscom
oczami wyobraźni widzę go już za sobą
w grobie
Niosący obok mnie Wszechświat poprzez próżnię
niosący próżnię poprzez Wszechświat
oczami wyobraźni widzę go już za sobą
w grobie
Dyktujący warunki moim kamieniom
rozporządzający moim domem,
w którym nie pozwalam mu zamieszkać
wyprzedza mnie coraz bardziej
nie mogę dosięgnąć go z grobu
>>>
DSCN0352a
              Mieszają się wypowiedzi
              te z raju zmysłów z tymi po ich śmierci
              opieramy się na białej lasce oczu
              kuśtykamy na drewnianej nodze snu
              zwiedzamy piramidy małż i paproci
              chcemy dotknąć celu drogi
              jak mitologiczny bóg kiedyś
              przesuwamy palce po kruchej powierzchni pierwszej porcelany
              noc odsłania to co zamaskował w brudzie dzień ludzi
              czerń oznacza punkty zwrotne – piramidy
              wielka gruszka w kształcie macicy – pylony
              przenosiny w ciało kolegi lub przygodnie spotkanego mężczyzny
              wstyd za granicą raju kobiet
              przeszłość oczekiwania
              wszelkie pomieszanie obala na twardy beton
              z twarzą skierowaną w kierunku wnętrza Ziemi
              odkrywamy nie myśląc o potrzebie pływania
              aby zgubić „móc”
              Księżyc na plecach znaczy alchemiczne wzory
              jak wizjonerzy balansujemy pewni swej wrażliwości
              po przebudzeniu staramy się zapamiętać
              umykający z pamięci sens
              doskonałość domaga się przerwy na błąd
              włączenia choć na chwilę programu samych dam
              harmonia domaga się ofiary z samej prawdy
              szare nieistniejące dni pod postacią najsilniejszego
              kapłan pieszczony przez małą dziewczynką
              zgromadził potrzebne słowa pouczeń
              lud prawdziwy nie nazbyt śmiertelny
              na wielkim swoim dworcu lotniczym
              nie daje sie zatrzymać przy odprawie
              pogranicznikom i celnikom
              kustykając stara się dotrzec na pas startowy
              odleciec za wszelką cenę
>>>
DSCN5619z
                    Podobno najlepiej tym co domów nie mają
                    szczęście dla tych co nie znają granic
                    wolność dla tych co idą jak ślepcy
                    dla nas lęk dla nas ptaków tylko sieć
                    dano nam nowe życie żeby móc umierać z każdą sekundą
                    by konać w wierze u złotych bram
                    istniejących od wieków w pamięci
                    w małych nerwowo rozbieganych oczkach
                    trzeba wciąż iść i nieść śmierć  na barkach
                    wątpić w ludzkie gry z sensu kpić
                    Podobno najkorzystniej jest rzec: „skończyłem – prowadź”
                    i zamknąć oczy na zawsze
                    prowadzić przewrotny dialog ze złem
                    taki jak ptaszka z macicą perłową
                    taki jak kochanki z ostem
                    taki jak brzytwy z ciałem
                    taki cięciwy z oszczepem
                    Lepiej poczuć siłę gwiazd
                    niż określać swój cel
                    podobno najlepiej jest tym co nie mają
                    swych drzwi
                    Gwiazdy ze śmietnika się wysypują
                    a ty budujesz konstrukcję dla Pana
                    potem idziesz tuląc do piersi małą świnkę
                    idziesz nie bacząc na niekrzepnącą krew
                    zdominowany przez kajdany i krzyże w pamięci
                    lęk budzi się na myśl, że uciec może mała świnka
                    horyzont włazi pod paznokieć
                    w chwilę po włączeniu światła
                    lub odkręceniu kurka z wodą
                    tam gdzieś tylko złoto
                    tutaj skrzydełko nietoperza i polityk z nogami w dzieży ciasta
                    kły Marlin Monroe zatopione w mojej ręce
                    marchewka w oku
                    czarny ptak wychyla łebek z jabłka
                    wszystko staje się cmentarzem
                    mogę być bardzo wielki ale zawsze bardzo przestraszony
                    ryzykuję wszystko aby zobaczyć nagą strzałę śmierci
                    kształt niszczącej cięciwy
                    dla koła w którym stanę ze świnką w ramionach
                    pozornie ślepy pozornie zidiociały
                    zbierajacy co dzień gwiazdy ze śmietnika pańskiego
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Każesz mi szukać prawdy objawionej
każesz mi szukać piękna
w twarzach i w kwiatach
Leżąc całą noc na tapczanie przy zapalonym świetle
wpatruję się w sufit czyli biblię upokorzeń z dzieciństwa
biały sufit to to samo co nicość
widzę na nim tylko samego siebie
żadnych tłumow, żadnych rabatek
Każesz mi wspominać ją tulącą się do mnie
czuć jej drobne piersi i biodra przylegające do moich
oto cały mój kram, oto całe jej piękno
oto człowiek w krasie
Wkładam dłonie w trójwymiarowe przestrzenne obrazy
pojawiające się przed mnę
moje potwory połykane przez światło nie mogą tu zaistnieć
w obrazach dotykam jej dłoni, ona gładzi moje palce
Pragnienie kryje się w prawdzie, jest jego małą cząstką
jej obecność zbliża się do ciepła i szczęścia poprzez naiwność 
naiwność jest pustynią gdzie tylko ona i ja spotykam się wreszcie
pod słońcem prawdy i przyszłości
Jej spojrzenie na moje szaleństwo, mój rzut oka na jej szczerość
jej grawitacja, moje zdenerwowanie, jej rytm, moje wyobcowanie
Każesz mi szukać piękna i prawdy objawionej
w twarzach i w kwiatach
przestaję cię słuchać gdyż jestem zbyt podniecony 
odnalezieniem jej w dotyku dłoni
a poza tym jestem tylko zwykłym glinianym robotem
który czasem się psuje pod mostami radosci
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
* Ani wiatr *
Ani wiatr, ani gwiazdy spadające z nocy
wtłoczonej gdzieś tam wysoko do puszki konserwowej
ani mitologiczne epopeje, ani słońce, ani deszcz
ani poematy gruczołów wewnętrznych – tylko przypadek
Tak się to nazywa, na pewno tak nie
            Pół ryby, pół sera pleśniowego, ćwierć serca
            z otwartej ludzkiej klatki piersiowej
            sekunda krzyku mewy-matki, osiem kilo nocy
            siedem godzin klątw, cały posąg człowieka
            Tak się to wszystko ze sobą miesza albo i nie
Może płynie, może biegnie, trochę napiera
jak siła tarana gdy rośnie ci włos, wydłuża się paznokieć
chyba drga i krąży wokół
och, tak, tak, na pewno nie
            I wtedy człowiek już musi słuchać, patrzeć, dotykać i czekać
            niech nazywa się Pies, Lew, Rak,
            niech na imię ma Biedny, Obłąkany, Ślepy
            niech będzie z kolei pierwszy albo dwunasty
            musi położyć się w swym ogrodzie i poddać się na zawsze, na chwilę
            musi zginąć, na pewno
            nie
            koniecznie
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Szary wodospad *
Oto szary wodospad któremu odebrano szansę znalezienia miejsca pośród przyrody
oto z progu czerni spadają jak lawina w przepaść bez dna miliardy małych szarych gałek ocznych
nieustanny ruch przelewającej się gdzieś w dół świadomości
tylko ta krawędź śpiewać jej pozwala tak ślicznie o sobie samej
Gdzieś wcześniej ocean nie istnieje, gdzieś później nie istnieje żadna rzeka
istnieje tylko wodospad ludzki wodospad
słowo chce być źródłem, mózg chce być ekranem
człowiek staje przed tym wszystkim i mówi – to jest rzeczywiście prawdziwy wodospad
wodospad maleńkich szarych gałek ocznych
chciał powiedzieć – pragnę być częścią przyrody
mógł powiedzieć – nie jestem w stanie być jednocześnie Bogiem i diabłem
nie powstrzymam wodospadu
Szary wodospad chciałby porwać grunt spod stóp wszystkim
ten próg istnieje, światła nad nim tak mało
ocean wiary w górze, źródło ciemności być może w głębi
gdzieś w dole 
gdzieś pod stopami w prehistorii
>>> 
DSCN4348s
* Po zboczu serca  *
Wielkie bomby spadają w twoim sercu
eksplozje rozrywają tkanki na krwawe komórki
każde słowo chce być pierwsze
chce być wypowiedziane jak eksplozja
kamienie twarde kamienie bezładnie w lawinie
pędzą po zboczu serca
każdy chce być pierwszy na dole
to błagalne modlitwy
to ptaki odfruwające w otchłanie
Bomby stworzone z fascynacji upadają
na powierzchnię serca
mity ideały łzy śmiercionośne
Korzenie człowieka nie mają końca
człowiek rozrasta się chcąc stać się
większym od swego grzechu
Przekleństwa wypełniają jak gorące powietrze
wnętrza balonów
Słonie zmieniają barwy jak kameleony
wędrują od systemu do systemu
ty tylko ty prowadzisz te karawany
obcych zwierząt od piekieł do Raju
pod niebem które pluje meteorami
na twoją drogę
niebo przegradza ci ją buduje na niej pałace
schronienia w więzieniach
patrzysz na słowa zbombardowany
modlący się do swoich ran, kuszony krwią rozlaną
wyzwolony w radio, w prasie i w szkole
jak łan zboża pożerany przez słońce
jak oblężnicza wieża, jak kosmiczny prom
łapiesz się idealy obsuwających się po zboczu serca
sam chcesz utrzymać się na zboczu i nie oddalić od szczytu
mówić poprzez radło
poprzez zabawkę
poprzez mechanizmy wojny,
które nie chcą być narzędziami
bomby nie są przyrządami kontrolnymi
słonie dowodzą że wojny dają niezbędne oświetlenie
w salach operacyjnych,
że eksplozje to narkoza, dynamit serce rozrywa
twoich prób zmienienia siebie samego
i odrodzenia słoni
I oto problem światła pojawił się znów
w mózgu, w państwie i w ONZ.
problem nadmiaru energii
prześwietlone wszystkie klatki filmowe
z mgłami nocnymi i szarymi porankami
wolności
>>>
DSCN0760f    
* Nie poddam się  *
Nie poddam się – krzyknął komputer
Niech się dzieje co chce – wiem,
że nic  nie wiem – stwierdził człowiek
>>> 
* Wiem *
Ja nie mam słabości – krzyknął komputer
– nie poddam się nigdy
Niech się dzieje co chce – krzyknął człowiek
– wiem, że nie posiądę nigdy żadnej wiedzy
umożliwiającej przetrwanie
chyba, że uwierzę
chyba, że zaufam
>>>
DSCN0981 (2)a 
* Dość już tej dyktatury ciemnoty *
Dość już tej dyktatury ciemniaków
wielkiego jak nieskończoność
JA
Nie zwabią mnie już w sieć ciekawości
Zamykam się we własnym ogródku świadomego
MY
Otwieram dziś oczy w środku działania
na kilka dobrych lat
>>>
DSCN5838a 
* Tutaj nie można usiąść *
Tu nie można usiąść i zamienić się w kwiat lotosu
tutaj nie można stworzyć żadnej syntezy
rewolucja tak zmieniła to miejsce tutaj, że obowiązki nie pozwalają
choć przez chwilę zapomnieć że jest się najnowszym modelem
maszyny historycznej do kasowania tyranii rutyny
to wszystko przychodzi jak ciągłe przygody
zmieniono ten wiek w odkupienie a materię w dwie szpady
skrzyzowane jak krzyż drewniany
tu nie można znaleźć kompromisu bo nie ma ekstremy
po prostu rewolucja dając szansę zwierzętom wykarmiła je muzyką z ostatnich zapasów
zwierzęta nie mają poglądów politycznych ani racji
maszyny są coraz dzielniejsze
zaprogramowane na lęk pracują ciągle nie wyłączając się
widząc taki upadek myśli
nie zatrzymującej sie dla syntezy
>>>
DSCN1112a            
* Pozycja społeczna *
Jaką zajmujesz pozycję społeczną?
pytasz dziś mnie –
więc odpowiadam –
obecnie już zupełnie wertykalną, trochę żółwiową
trochę erotyczną
jest to w gruncie rzeczy pozycja
rozpędzonego we Wszechświecie, rozgrzanego do
czerwoności sloganu : „wewnątrz pamiętam wczoraj
słowa boskiego czekam”
     Mam swoją wymyśloną Polskę – czekam
     Jestem jej uczniem o odchyleniu filozoficzno-ekstatycznym – czekam
     Zdobyłem pewne miasteczko i kilka okolicznych wiosek – czekam
     Widzę swoje poglądy polityczne w pewnej pasterskiej perspektywie – czekam
     Wyłuskuję z otoczenia typy wrażliwe i ssące miłość – czekam
     Otaczam się setką pochodni takich jak ja – czekam
     Dziewczyny, przyjaciele, wrogowie, sprzedawcy – czekam
     Odmienna przyszłość naszego świata i mnie – czekam
     Blisko, bardzo blisko – czekam
     Nawet wulgarne eksplozje myśli nie niszczą słów – czekam
Jaka jest twoja pozycja społeczna zapytałaś
 faceta, który znany jest z tego, że najchętniej
lubi zasypiać w pozycji wertykalnej kilka metrów
nad głowami ludzi w powietrzu ponad tłumem miasta
faceta o spojrzeniu starego rogatego Mojżesza
odpowiedziałem – czekam
   A twoja pozycja to kilka skarg i spis treści
   chcesz mieć w tłumie dużo miejsca i własne granice
   chcesz mieć granice sławy, popularności i wolności
   chcesz zbudować siebie w pozycji społecznej
   granica wolności objawia się u ciebie westchnieniem ulgi
   chcesz być nawet osaczona przez wrogów tego
   społeczeństwa takich jak ja
Budujemy siebie w swej pozycji społecznej
chcemy być w niej zawsze
choćby potencjalnie
osaczani przez wrogów społeczeństwa
czyhających na zewnatrz  jak ja
>>>
KONICA MINOLTA DIGITAL CAMERA               
                    * Światło w przestrzeni *
                    Światło wdarło się do przestrzeni
                    i dominować zaczęło do tego stopnia nad
                    poszukiwaniem i niepokojem,
                    że ukazała się przed człowiekiem jedna droga
                    było to światło o wydźwięku i zapachu historii powrotu
                    było to światło jak zapowiedź ostatniej nocy
                    było to światło jak odpowiedź na pytanie już tylko
                    tego jedynego człowieka
                    problem światła na głównej drodze 
                    kłopot światła na głównej drodze
                    cierpienie światła na głównej drodze
                    pytanie człowieka na głównej drodze
                    model ziemianina GX00000001
                    (Ziemianin bodajże tak… zostal nazwanu)
                    problem światła na jednej głównej drodze 
                    ale problem ale kłopot =zapatrzenie
                    światło =ucieczka
                    cierpienie =dążenie
                    droga = cel
                    samotność  = bezustanny ruch
>>>
DSCN0102a
              Nareszcie ruch w termometrach
              wskaźniki natchnął czas
              wyniki zostały wydrukowane
              tak drogie mi są
              jej wspaniałe niedopowiedzenia
              popatrzyła na mnie ponad głowami innych
              nareszcie jesteśmy sobie bliscy
              lokomotywa pruje już po lądzie
              wczoraj wynurzyła się z Bałtyku
              szanse zaczęły znów fruwać w przedświcie
              małe śląskie miasteczka odarte z historii
              zmieniły się w motyle
              nie było na ziemi dla nich miejsc
              one wszystkie zmieniły się w stolice
              ręka upuszczająca chustkę zawisła w próżni
              popatrzyła na mnie z końca sali
              kogutek zaniemógł w moim sercu
              ona nie ratowała go żadnym słowem
              ponoć nie znała żadnych policealnych zaklęć
              byłem z tego zadowolony
              jeszcze srebrne punkciki drgają na ekranie
              po jej pocałunku
              termometr wypełnił się szminką
              oczy pokazały duży przypływ nieba
              wymyślaliśmy szanse patrząc na siebie
              poprzez wskaźniki i manometry serca
>>>
* Wykorzystana szansa *
Nareszcie udało się dostrzec ruch
w interesie termometrów
wskaźniki natchnął czas
komputer wydrukował wyniki sondażu
Tak drogie mi są jej wspaniałe niedopowiedzenia
wiemy już wszystko o sobie
bez słów jesteśmy sobie bliscy
lokomotywy serc prują po lądzie
wczoraj wynurzyły się z Bałtyku
gdy szanse jak motyle zaczęły fruwać w przedświcie
Małe miasteczka odarto z historii
zmierzono ziemię i powiedziano
nie ma dla nich miejsc
wszystkie muszą zmienić się jak najszybciej
w stolice
Kogutek zaniemógł w mojej lokomotywie
ona nie ratowała go żadnym słowem
może nie znała żadnych oryginalnych
policealnych zaklęć
Srebrne punkciki jeszcze drgają na monitorze
po jej pocałunku
dusza jak termometr wypełniła się szminką
termometr zmierzył przyrost nieba od wczoraj
został sprzedany na pniu
>>>
DSCN0887a 
              * Solo na  kapeluszu *
              Lata drożeją wiosny ciemnieją
              serce zmienia się w durszlak z dziurawego kapelusza
              niczego nie można zobaczyć nikogo rozpoznać
              złudne lekarstwa filmów trują
              niebezpieczne układy w trakcie ucieczki
              wciąż przed oczy przynoszą obraz pogoni
              miłość poszukuje ofiar
              zbrodniczo jak sęp nieestetycznie jak hiena
              coraz ciężej z sekundy na sekundę
              kocham jak czołg jak atleta
              dziczeję przy każdym rozstaniu
              udając Ariadnę przędę stalową nić smutku
              udaję siebie nawet wtedy gdy jestem tobą
>>>
DSCN0888 (2)a
          * Człowiek myśli *
          Człowiek myśli Wy Ja
          człowiek myśli Wy My
          człowiek wciąż poluje na człowieka
 >>>
 OLYMPUS DIGITAL CAMERA
                    * Analiza życia *
                    Jabłko zmusza do czegoś co jak nierząd
                    nie daje się sformalizować
                    gdy postawisz jabłko na stole
                    będzie cię kusić
                    babką twoją matką biblią
                    czasem nawet odgłosem odrzutowca
                    lub wojną dzieci
                    jego lśniąca skórka daje się porównywać
                    jego kształty pozwalają się deformować
                    zaklęty w nim film gangsterski
                    nie jest symbolem grzechu ani świata
                    ono jest symbolem chwili zadumy
                    zmusza cię to jabłko razem ze stołem na
                    którym leży
                    do gwałtowności i niszczenia
                    ugryzłeś wreszcie to jabłko
                    w które wpatrywałeś się przez godzinę
                    wiem wiem chcesz teraz iść i zabijać
                    niewiernych
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
                   * Serce  *
                    Serce-tarcza
                    serce-pała
                    serce-chełm ochronny
                    serce-armatka wodna
                    serce-granat z gazem łzawiącym
                    serce-kamizelka kuloodporna
                    serce-cios
                    serce-racja stanu
                    serce-neurastenia władzy
>>>
??????????????????????                   
                    *Krakowski równoleżnik *
                    Iluminacje sprawiają że przed moją twarzą
                    na oszklonych drzwiach Jaszczurów
                    pojawiają się Sukiennice
                    czerwono-żółte attyki o dziesiątej wieczór
                    na twarzach muzyków grających za szybą rzeźby
                    pijany prowokator tańczy na chodniku
                    w rytm muzyki grupy Tie Break
                       Mury stawiam wyższe dwa razy
                       mury wyższe niż to miasto
                       mury wokół serca któremu wyrosły uszy
                       któremu stan wojenny przydał czworo oczu
                    (złotowłosa rozmawia ze swoim amantem:
                    – wiesz chcę ci coś powiedzieć
                    – pewno to że masz chłopaka
                    – tak to znaczy miałam )
                      Przechodzę obok śpiących wież Kościoła Mariackiego
                      zasmucony ukrzyżowany jak każda pusta ulica inny
                      dźwigam brzemię Chochoła
                      otwierają się bramy teatrów
                      ich wnętrza wypluwają tłumy
                      zabytkowych szkolnych wycieczek
                      ja chcę tam wejść gdy nie będzie w nich nikogo
                   (złotowłosa mówi do swojego alfonsa:
                   – ależ ten dziadek to był kawał starego ramola
                   – sk… ha ha ha …)
                     Kręcę się o północy po placu dworcowym
                     szukam idei i zwykłych słów
                     ciepły wiatr spycha mnie w lato
                     chociaż podążam z ogniem w kierunku zasp na alejach
                     zastanawiam się czy to prawda
                     że moi koledzy giną na ćwiczeniach wojskowych
                     pod gąsienicami czołgów
                    czy to prawda że tacy jak my muszą być katowani
                    dotąd dopóki nie odnowią świata
                   (złotowłosa mówi do grupki facetów smolących
                   gorzałkę po kryjomu na meczu Nadwiślana – oddając
                   im pożyczoną szklankę:
                   – panowie wy to chyba jesteście zomowcami
                   – chodź no tu, nie uciekaj ty pijana …)
                     Moja dusza jeździ sfatygowaną Syrenką
                     starymi ulicami Krakowa
                     spotykam się z kolegami wyrzuconymi ze studiów
                     oczekuję na list od kogokolwiek
                     zakochany w kamieniach i kurzu
                  Ona śni mi się w samolotach i na szczytach gór
                  opadam jak mgła na Ogród Botaniczny
                  na pobliskie uliczki
                  moje łzy zamarzają nad ranem
                  jak szron kładą się na chłodnym metalu
                  ślina przymarza do ustnika rogu
>>>
??????????????????????
                    Spadał wtedy głową w dół
                    gdy budziłem się przemarznięty na kość
                    jajo było w jego głowie
                    jego szafot we mnie
                    srebrnopióre dziewice z nagimi piersiami
                    fruwające jak ptaki
                    relatywne z twarzami na których
                    kamienne maski zdradzały dawne miłości
                       Oto brzask nie muszę więc rozmawiać ze samym sobą
                       wyjeżdżam po prostu na rowerze wielkiego tygrysa
                       który jeszcze śpi i w tym momencie nie pedałuje
                       jak miękkie kromki lub skiby z gliny jak masło
                       są lica dziewicy zakładającej właśnie okulary
                       by dobrze przyjrzeć się mnie i moim zamiarom
                       wyskoczyła z helikoptera na spadochronie
                       by po latach stanąć przede mną
                       by obok mnie przewracać szkolne nagrobki
                       spojrzeniem utonąłem w jej oczach żołnierskich
                       zatrzymałem się by pozostać na dłużej w uścisku
                       by otrzymać kształty współczucia białopuchonogiego
                    Jakże widoczne są dwie części tej samej osoby e jednym śnie
                    drewnoplazmonogi a nawet tygrys nie mieli wpływu
                    na za czy przeciw 
                    krowie odwłoki spadały jak suche łuski jak skorupki jaj węży
                    głowa Go+ leciała w bezdenny bałagan trzewi pamięci
                    w okropności pięcioletnich katastroficznych chłopców
                    echo odpowiadało z przepaści
                    stając pomiędzy linami ludzkich powiązań
                    Dostrzegłem wtedy krople dżinu i oliwy
                    błyszczące w niebieskim powietrzu
                    spadających jak Bóg w moje przygody
                    by je urealnić
>>>
??????????????????????                   
                    * Nie ma realnej Polski *
                    Nie ma żadnej realnej Polski
                    zbulwersowany zomowiec, wstrząśnięty ksiądz
                    to to to
                    bo bo bo
                    w czarnej sukience ona jedyna nasza duma
                    stoi oto na wielkiej równinie uprawnych pól
                    ścielą się u jej stóp
                    żyły wyprute z rąk
                    polskie dębychłopy szumią
                    nie będzie już patriotyzmu
                    nie będzie już internacjonalizmu
                    nie będzie już działania
                    w jaskiniach zaszczycono planistów horrorem
                    liczydełko-brzęczydełko zbudziło ze snu
                    somnambuliczne ofiary górniczego trudu
                    naszą rozpacz
                    realny rytm
                    ja ty ja ty
                    twoja przyszła praca to wizytacje konfesjonałów
                    będziesz zmuszony ćwiczyć skłony i nagłe wyprosty
                    będziesz zaglądał do swojej chrzcielnicy
                    i stwierdzisz że stamtąd pochodzi
                    szerokość wysokość i długość
                    surowa prawość
                    pociecha
                    realny rytm
                    my oni my oni            
                    twój przyszły zawód to
                    discjokey-furman-alfons-minister-pogromca mrówek
                    będziesz zaglądał do śnietnika swojego kraju
                    i stwierdzisz śmierć państwa
                    z popiołów po kremacji powstanie
                    chłoporobotnikodziecko jakże żywe trochę śpiące
                    Moskwo mówię do ciebie
                    powstanę jeszcze ty dobrze wiesz
>>>
DSCN6113d 
                    * Meteor i rzeka *
                    W hałasie myśli staję się optymalny
                    w blasku złudnych słońc
                    służę narodzinom służę pogrzebom
                    w kompletnym przebraniu
                    na całość poszły moje ręce i nogi
                    widzę tyle słońc ile podminowanych lub zatopionych
                    dźwięków z gitary wydobyć można wbijając wzrok w struny
                    w natężeniu złości staję się optymalny
                    z ziaren piasku nikim
                    zabawa lub bijatyka z paczką papierosów
                    musisz prosić zwariowane postaci ze swych wizji
                    ale na nic to się zdaje
                    nikt nie jest zbyt mały by móc uwierzyć
                    noc staje się o wiele mniejsza gdy nazywasz siebie nikt
                    składają się w jedną całość meteor i rzeka
                    chociaż są po przeciwnych stronach widzę je razem
                    biegam tu i tam zataczam koła
                    wyszydza mnie niewola kracząca z rana
                    przestaje być wszystkim
                    także antymaterialnym śmiechem i łzą
                    niewiedza samotorturuje się
                    niech poczuje samą siebie – i owszem pokaźną
                    wtedy pozwoli ciasnym światłościom powiększyć się
                    do takich rozmiarów że ja i ty będziemy mogli bez lęku rzec
                    jeszcze jeszcze raz
                    balon nadął się do maksymalnych rozmiarów
                    zaraz pęknie a wtedy wielkość rozsądku
                    będzie emanować z dna wspaniałej złotej szklanki idei
                    dla ciebie dla brata 
                    hałas słów wymową słońc
                    w niej
>>>
DSCN6152a 
 * Trzy sekundy czasu *
Oto masz trzy sekundy czasu by wyrazić całą prawdę
Mów na przykład tak – jestem stracony, jestem sam, jestem bez szans
To i tak nie ma znaczenia –
jeżeli mówisz cokolwiek o sobie
to prawda była już już była
Te trzy sekundy czasu by wyrazić całą prawdę
trafić sobą w dziesiątkę
Dzieciństwo – Dojrzałość – Starość
>>>
??????????
Jaką piosenkę ludową śpiewałby Janosik wcielony do Armii
Maszerując z innymi po placu apelowym
Jaką piosenkę zaśpiewałby Dylan na Festiwalu w Kołobrzegu
Jaką melodię ułożyłby syntezatorowy komputer
gdyby się poczuł chociaż przez chwilę tak samotny jak ja
>>>
DSCN4748s
* Będzie poród  *
Przepłynąć Atlantyk – przepłynąłem
Wedrzeć się do serca szesnastolatki – już tam jestem
Usta zszyte drobnym ściegiem – sadza na powiekach
Se – ka – tor  – ar – bu – z
W autobusie dotknąłem jej piersi swoją piersią – odskoczyłem
Czarna dziura w kosmosie powstała – już wyobraziłem sobie śmierć
Einstein – spaceruję po niebieskich pastwiskach Pana Boga
Pójść do ukochanej – czekać
Poznać Pana Boga – Palestyna
Łzy – nałóg rzucania bomb
Mówię do obrazu  – podkreślam słowo „folklor”
Wieś jest wszędzie – interesuję się ludowym ruchem kibiców
                                   z małych miasteczek i z robotniczych dzielnic
                                   dużych miast
Pęcherz na palcu – oglądam duży palec u nogi – jest zdrowy
Zamykam oczy wyobrażam sobie, że bardzo kocham moją szesnastolatkę
                                   lecz czy to prawda
Widzę jej drobne usta na szybie – całuję ją
Mówić o jej twarzy – płynę wpław obok transatlantyka, tuż przy jego prawej burcie
Polecieć na Księżyc – na wszystko przyjdzie czas
Modlę się – o przybywajcie wrogowie z kosmosu, o przybywajcie
                                   zagrożenia spoza Ziemi – dla jedności Ziemian
Tylko taką ją chcę widzieć – szesnastoletnie usta Polski czekają
                                    na muśnięcie dmuchawcem, motylem
To co dziś jest mniej ważne będzie moim sierpem za dziesięć lat dla radzieckiego zboża,
                                   dla egzystencjalnej francuskiej pszenicy
Wziąłem nóż – usta podać do pocałunku
Cesarskie cięcie – będzie poród 
>>>
?????????? 
*Przecież to jest na Ziemi *
Wejdziesz tam do grobu Semiramidy
do wnętrza Słońca i Księżyca
I zrozumiesz, o naiwności ludzka,
przecież to jest na Ziemi,
przecież to jest na Ziemi
od dwóch tysięcy lat
>>>
 OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
 * W tyglu przeczuć  *
W tyglu przeczuć bąble granitowego wrzącego płynu
w kotle gdzie mieszka piekło gotuje się kamień
rezygnuję z domu nad Wisłą płonącego w latach 80-tych XX wieku
zalewa mnie krew czarnoksiężnika który skaleczył się nad kotłem
śmierć piętnuje białe konie które wybiegają na ulice polskich miast
koła tańca koła słońca koła przeczuć
politycy umysłowo niedorozwinięci szczęśliwi
senny letni wiatr podsyca zimny ogień postrzępiony
mieszczki wsłuchują się w niemy krzyk sowy
czekają na śpiew dziecka które rodzi się w tyglu
pragnę usunąć się sprzed wodospadu który przysuwa się do mego ciała
wodospad ten niesie nad moją głowę rozrywające się powietrzne pęcherze
kometa w długich włosach zaplątana w oparach dymu guślarzowego ogniska
jest śladem obcej cywilizacji
przecież śmierć przewidują na nowych ulicach taką samą
muszą uchodzić oto sprzed kurtyny życia
sen wyciąga z grobu ręce po czarne róże
na płaszczu biegnącego wampira z kosmosu
kolory śmieją się na dnie tygla
mieni się wszystko w potwornym żarze
goście dna gospodarze dna
dnopolitycy – chorzy na bezpodstawne szczęście
(taka sama choroba jak cholera)
konie w koronach z papieru biegną potykając się o gruz na ulicach
boję się patrzeć na to chcę uchodzić stąd
zabrać worek pereł
zamiary w aktówce
muzykę razem z przyjaciółmi
walkę przegraną walkę zabrać walkę zwycięską
alternatywę zrodzić  jeszcze raz która przestanie być płynnym kamieniem
nachylony nad tyglem wróżę tragedię nad Wisłą
tak bardzo chcę żyć
spełnić zamierzenia czasu w stosunku do koni
choćby do drabiny
tragedia kamienia prawdopodobna
>>> 
 DSCN4917a
Wtłocz wszystko w koło
zamknij wszystko w kwadracie
powiedz – zaraz napiszę encyklopedię
a ja głowę daję, że nie zdążysz przed śmiercią
zbyt wiele znaków potrzeba
Walcz ze szczerością potworów galaktyk
oddaj się piorunom
piorunom gwiazd
Jestem stłuczoną butelką,
z której pił na Marsie pająk graniasty
z cywilizacji która poprzedzała obecną na Ziemi
Jestem archeologicznym dowodem przybycia z gwiazd
patrzę w niebo obiegam myślą Wszechświat wracam i
i i ………………..i nie jestem już myślącym człowiekiem
bo nie mam czasu (gdzie?) (w garści)
bo czas nie ma mnie w nim (jak?) (wspak!)
tylko butelką – przedmiotem uszkodzonym,
który kiedyś krył napój jakim odurzał się
ktoś kto nie był płaskim przedmiotem
Chciałbym pójść jako człowiek w przód albo w tył
nawet stać zakazane jest na Ziemi
chyba że jest się człowiekiem w prostopadłościanie
a wtedy znowu strach nie utrzyma mózgu w całości
i rozpęknie się wypluwając odwieczne odurzenie wertykalne
czas i granice – potrzebna archeologia płynu mózgowego
– to napiszę na etykiecie językiem zapomnianym
Historia odurzenia utraty szans na pracę,
która czyni człowiekiem człowieka
zwierzęta, wymarłe cywilizacje, przedmioty
w znakach-symbolach
są najbliżej
człowieczeństwa
>>>
?????????????????????? 
Wypełnić ślinę gęstą nocą
ileż to roboty splunąć w światło
zmieszać ziemię ulepić kulkę
ileż to roboty
żeby stworzyć świat
komu lat komu nic
komunii
eee
ale sobie użyłem
ale sobie żyję
wystarczy wynająć
niezły hazardowy klub
małą dorożkę szczęścia
zapalić papierosa
i jazda w Dłuą
Ku klux klan – bu bu budowa silosów – budowla
budować – ból – AX 707 + 8 + 1 lekarstwo
koniec albo koniec albo konie
już na Kleparzu
stwórco ratuj swoje konie
morze milicji zastąpi poezję
wiatr żolnierzy rozczochra brodę
wyrwie piasek z oczu
wyrwie język z ust
myśli spod czaszki
ale nie wolność
Oooooooooo
komu stworzyć świat tu?
tfuu
>>>
Idziesz dziś do roboty z zamiarem stworzenia świata ulepieni ze śliny, nocy i dnia
czegoś nadzwyczajnego A może wystarczy tylko wynająć nieduże kasyno albo burdelik zapalić papierosa i wydać manifest wypić wódkę i utworzyć ludowy Ku-Klux-Klan do silosów bólu wrzucić górę lekarstwa uratować konie wołające o pomoc poezje zostawić morzu niech ją zatopi poezję zostawić wiatrowi niech ją poniesie Idziesz do roboty z zamiarem pozbycia się z oczu ziaren krzemu wolność gra na twoim sercu Marsyliankę
>>>
?????????????????????? 
* Proste odpowiedzi  *
Mury wspaniałe ukochane przez mnie
dałyście mi wykształcenie
prawdo która przychodzisz
gdy wiatr wieje jesienią
tam dałaś mi się poznać
gdy słońce nisko nad ziemią
wciska się w oczy
odbijając się od powierzchni
leżących bezładnie jak książki 
ze spokojem mądrzeję moralnie
nie mam darów nie błagam o więcej
nie oceniam głosów i barw
jestem dumny i szczęśliwy
w prawdzie wieków
nie muszę się dowiadywać
gdy wiem, że słońce kieruje się
ku otchłani
wszystkie cywilizacje szczęścia
przychodzą do mnie w wolną sobotę
wielką mądrość wzgardzonego dziecka
poznaję leżąc i patrząc beznadziejnie
w szyby okien setek akademikow
patrząc w słońce zjężdżajace po piorunochronach
chwaląc wykształcenie, które emanuje
z murów czerwonych
nie dbam o ludzi zdeprawowanych kolorami
dbam o mury tradycji,
w których oni żyją oczekując bogactw
ja nie oceniam darów
bo należy mi się to na co nie muszę czekać
gdy nie ma nazw i nie ma prawd
czytam encyklopedie i gazety
nie boję się kłamstw
bo urodziłem się w mądrości
bo urodziłem się już
>>>
              *  Proste odpowiedzi  2 *
              Mury wspaniałe, ukochane przeze mnie
              dałyście mi wykształcenie
              Prawdo, która przychodzisz gdy wiatr wieje jesienią
              tam dałaś mi się poznać
              Mądrości odbijająca się od leżących powierzchni
              moralnych gdy słońce niska nad ziemią        
              wcisnęłaś się w oczy
              W prawdzie wieków dumny i szczęśliwy
              nie błagam o więcej jestem spokojny
              nie muszę się dowiadywać
              Wiem, że słońce kieruje się cały czas ku dołowi
              Wszystkie cywilizacje i wzgardę okazywaną dzieciom
              poznaję leżąc i patrząc w słońce
              Nie dbać o ludzi dbać o mury tolerancji
              gdy informacje emanują z nerwów
              Wieżo Kazimierza nie boję się kłamstw
              czytam encyklopedie i gazety
              urodziłem się już
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
* Moje ja przed sobą samym*
Tysiąc razy wolę moje rozchwiane ja przed sobą
niż w ramionach szczęście
czy to aby nie świętokradztwo
zaraz będę dotykał spłuczki w klozecie
zaraz będę szedł przez korytarz do pokoju
zaraz zaatakuje mnie zamartwienie
kłopoty po chwili podwójne będą zataczać się
od cierpienia do bólu
ale chcę tu być mogę przecież zaraz się upić
łąką i dźwiękami albo jedną białą piersią
sto razy wolę słowa Platona „ale nie jestem pewien”
niż uścisk ręki filozofa
dlatego wolę dziewczynę niż ciebie Marzanno
ile czasu minęło wobec tego co będzie
strzelam z palców nad urwiskiem rzeki
jakaś wielkość rozpłynęła się w pełni
do dziś strzelam z palców
to jest ten rozmiar ten wymiar ciszy
czy jestem świętokradczy wobec siebie
gdy pragnę cierpienia przecież
ono nie wyklucza walki
z własnym ja
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA                                                 
* Kula u nogi *
Kula u nogi – kura u progu
a tak naprawdę
idę – rozpędzam się – nogi mówią za mnie
jeszcze kilka chwil – jeszcze milion lat
i połowa mego życia będzie tak wspaniała
że spośród miliona światów wszystkie
żyć będą
a zwierzęta choćby takie jak koty
będą kochać i my nie będziemy
patrzeć w lustra lecz w chleb
będziemy cierpieć i rozpędzać się tak
że słońce stanie się czerwone od rumieńców wstydu
zrozumiemy okruchy wstydu chleba
które żyją w kocie w nas w neutronowej bombie
wymarłej gwiazdy
będziemy całować w usta starców i niemowlęta
miłość i ściana – analogia – jaja
a propos pretekstu
tak trzeba się rozpędzać
wracać – podnosić upadłe koty
dalej dalej
brr – wstręt – taki wkręt – tramaaksjono – łomot
– imma – ma  – argumuuzima
no dalej kulo!
 >>>
 OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Straciłeś dziewczynę i tylko to obchodzi cię teraz
i tylko taka myśl chodzi ci po głowie
socjologicznie historycznie jakby nie patrzeć
puka jak ZOMO do drzwi
.. księżyca – możesz pluć pozwalam ci
nie możesz nienawidzić
a teraz idź do niej
jesteś tak zachwycony skowytem zamieci
wyjdź z piwnicy i powiedz jej – błagam cię 
rozwiej sie wreszcie 
Stalowa łuna czołgów i skotów za koksiakami
nie, nie, nie rób tego – nie przeklinaj
Straciłaś chłopca on jest tu ze mną – wciąż kocha cię
ale nie jest histerykiem skacze z dachu 
jakiegoś bloku  – nie, nie – to szkola pożarnicza
ze środka bandy ZOMO-wców skacze
wprost do pieca martenaowskiego
Kto mówi ten jest wolny
w starym zimnowojennym schronie antykapitalistycznym
50 m na 80 m kucamy we czworo
ja opowiadam jak mnie opuściłaś
ja który słucham
własność księżyca
ty która powracasz
ja który kocham kobietę w tobie
no i co z tego że nie urodziłaś samej siebie
co to kogo obchodzi
przyjeżdżaj tak jak wczoraj
by zaskoczyć in flagranti
granicę i człowieka
marzenia i dzban
esbecki kontakt i pokój gołąbka pokoju
smutkowie tacy mali ze skórzastymi błonami
między zielenią twych nóg a palcami błękitu
kącikowoustni prześmiewcy rosną w siłę
Hosanna – krzyczę gdy widzę kobietę taką jak ty
przed narodzeniem
znaki arytmetyczne są natchnieniem wszystkich
którzy wychodzą 
ja chcę wejść dlatego mówię – do widzenia okrutny świecie
Jak bardzo pożądam stali, złota i krwi wysokiej próby
jak trudno zdobyć dzisiaj to wszystko
czy nikt nie zna pojęć takich jak –
stal, złoto, krew
odcienie w ustach – cienie w mózgu
blask w pożądaniu ciebie
nie ma śmierci, nie będzie śmierci
gdy wrócisz
odtworzę kondukt małych owocowych drzewek
most do domu zbuduję na gruzach bunkra
wyjdę by wnieść cię
by obserwować jak się wznosisz
by patrzeć jak stajesz się
hermafrodytą wnikając we mnie,
której już nie potrzebuję
>>>
DSCN0722a
              Małe skrzydełko nietoperza, błyszcząca zwinięta błona
              zgięte jak ramię człowieka, skrzydło diabelskiego ptaka
              nad fioletowym stołem, wśród czarnych ścian
              stół zbudowany z samych tylko załamań czerni
              emituje ledwo dostrzegalną srebrną mgiełkę
              słuszny delikatny poblask
              nie wyłania się z nikąd oczekiwana tajemnica
              tylko kilka słów wyraźnie słyszalnych dolatuje z boku
              myśl krzepnie dochodząc do granicy świata
              wyobraźnia płynie korytem człowieka
              a on wierzy, że zmieniona w rzekę nie porwie go
              na wodospady zwatpienia w ludzkość
              że nie stanie się jego Styksem
>>>                         
* Skrzydło nietoperza *
Małe skrzydło nietoperza
zwinięta błona błyszcząca
zgięte jak ramię dziecka
skrzydło diabelskiego ptaka
nad stołem fioletowym ponurym
w kącie wróżb czarnych ścian
gdzie stoi stół zbudowany
z samych załamań cieni
z samych kantów i niewidocznych płaszczyzn
emanuje ledwo dostrzegalna srebrna
mgiełka tworząca delikatny poblask
skrzydło nietoperza nad
fioletowym blatem stołu
nie wyłania się z nikąd tajemnica
tylko kilka słów wyraźnie słyszalnych
nieznaczących nic pojawia się z boku
a potem myśl konkretyzuje się
w dochodzeniu do granic wyobraźni
płynie w rzece
człowiek wierzy
że ta rzeka nie porywa go bezsilnego
że żyje
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
Gra na sercu moim
wiem że jestem coś tobie winien
moje oznaczone ty ziarenko
kocham cię – wiem
Gra na sercu moim
wiem że jestem coś tobie winien
moje oznaczone ty ziarenko
kocham cię – wiem
 
Gra na sercu moim
wiem że jestem coś tobie winien
moje oznaczone ty ziarenko
kocham cię – wiem
Gra na sercu moim
wiem że jestem coś tobie winien
moje oznaczone ty ziarenko
kocham cię – wiem
refren:
Twój uśmiech, twój uśmiech …
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Po jutrze  *
Nie ma sprawy
jeśli nie jestem dziś
to jestem jutro
nie boję się waszej krytyki
nie boję się waszej cenzury
nie boję sie waszego więzienia
ale przecież po jutrze może się zdarzyć
że znpwu zaistnieje wczoraj
wolę więc być dziś
Nie ma sprawy
– precz z dyktaturą dziś
lub
symból człowmęka jutro
>>>
DSCN0296a 
* Fanfary *
Dumnie brzmią fanfary – jestem tam gdzie mnie posiano –
jako niewolnicze ziarno i wzrastam
– wtedy gdy ukazuję się nad ziemią jako władca
zrywa się wiatr i potężne dźwięki muzyki potopu
– huczą na moje powitanie
wchodzę do sali tronowej i jednocześnie
siedzę na tronie
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Sława jest określeniem kilku kompleksów
zgrywa na upadek, który jest wyzwoleniem
jestem doskonały prawda fobio
jestem doskonale pełny tak ale po co
czy po deszczu trzeba gromadzić tęcze
broń mnie przede mną ptaku
co wylatujesz z głębin pamięci
lecisz w ogromne słońce mózgu i oddalasz się od drzewa
drzewo co wzrastasz z prostych pytań w telewizji
nie ocieniaj mojej gorącej głowy
Jestem biedny i nie muszę być bogaty
czekam na tłum nie po to
by pokazać że jestem sam
by prowadzić rozwścieczonych młodych
w ruiny prawdy w muzea szczęścia
by prowadzić tam starych z pianą na ustach
sztandary marzą mi się czyste
nie takie jak obsesje
łodzie niech odpłyną
z popularnością i tęsknotą
tylko żelazo niech zatrzyma się w rękach z gliny
kamień niech położy się pod stopami
pustynia otrzyma wodę z moich ust
pustynia odkryta przeze mnie
jako nihilizm obecnych czasów
daję moją ślinę która jest oceanem spokojnym
bez plam choroby i trądu na wyspach
oceanem kołyszącym się w niepewnej doskonałości
jestem doskonały jak czlowiek
z gór w depresji
>>>
DSCN5555s
Oddałem miłość młodych dziewcząt
dla kręgu w którym za ręce trzymają się
Kulikow Gromyko Olszowski Siwak
Breżniew Jaruzelski i ja
wirujemy wesoło wokół
bawiąc się w „chodzi lisek koło drogi”
Miłość zbyt skrzydlata
zaniosła mnie zagubionego
na syberyjskie salony 
w łoża wiedźm tulących mnie
i pieszczących jak niemowlę
a potem karzacych klapsem
Lecz nie ja jeden żyję na Ziemi
niepanujący nad sobą 
a próbujący płaczem i śmiechem
zapanować nad
innymi ludźmi choćby i Bestiami
>>>
IM10s
             * Strach *
              Zaskoczenie znowu zaskoczenie
              cios w sploty obłędnej melodii
              która wewnątrz mnie istnieje niezależna
              nocą jak nalot bombowy
              pojawił się krasnoludek z oskardem
              na mojej poduszce tuż obok głowy
              tak niebezpieczny niosący ostateczne zagrożenie
              przybył za nim wicher i zamieć śnieżna spadła z nieba
              sczezły wszystkie myśli o miłości
              o jej przeróżnych aspektach
               jej dewaluacji
              o jej ekspansji we śnie
              zostałem zaatakowany
              zostałem sprowokowany
              zmuszony do wysiłku w poszukiwaniu
              tarczy i hełmu
              teatralnej maszyny wytwarzającej antywiatr
              i antyskały
              hermetyczne kubły na śmieci-sny
              upiorne ptaki zwane sensem
              Wykonuję idiotyczne manewry wojskowe
              przeciwlotnicze drgawki
              ogłaszam alarm
              w miarę już za późno
              w miarę jeszcze nie za późno
              o zgrozo jeszcze jest za wcześnie na śmierć
              bohaterstwo moich myśli poskramia jakiś strach
              jaki?
              przed echem?
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
              * W naszej rodzinie *
              W naszej rodzinie objawiło się dwóch samobójców
              wszyscy ich kochają
              i ja myślę o nich jak  moich zastępczych barankach
              ofiarnych
              zwłaszcza gdy czuję się ponad tym życiem
              gdy boję się ognia piekieł
              gdy myślę, że nie znajdę już wyjścia,
              że szczeble drabiny nie wytrzymają pod ciężarem myśli
              Nasza rodzina podzieliła się na dwa obozy
              jedni i drudzy uważają, że tamtych nie ma co żałować
              że ci drudzy to prawdziwi szaleńcy
              ja choć ulegam wpływom tylko Trójcy Świętej
              wylękniony boję się sięgnąć gdziekolwiek
              gdy jest noc
              siedzę nieruchomo i kontempluję  szmery łaszące się do
              mojego ciała oraz odgłosy tortur przesłaniające moje uszy
              wyczekuję tego, który wyłoni się z ciemności
              przynosząc prawa drzew, polnych i rzecznych kamieni,
              minerałów z dolin i płaskowyżów, dzikich zwierząt kopytnych
              W naszej rodzinie każdy boi się cierpieć
              po tylu przejściach nadal nie ma widoków
              na poznanie potrzebnej wielkości bólu i łez
              wielu zastanawia się czy myślenie i miłość
              to aby nie przestępstwo
              tak jak i szukanie i pragnienie dobra
              W naszej rodzinie każdy boi się cierpieć
              namawia się więc samobójców do czynu
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
             Życie to wiry plazmy mózgowej
             na rzece zamulonej krwi
             pasmo głupich ekscesów ascetów
             sen skradziony w Super-Samie
             smutek w muzyce i malarstwie
             śmierć pewnego dziecka w gazecie sumieniu
             wampir sekunda
             potulny leniwy kocur wiek
             przy stoliku w kawiarni rozprawiam o śmierci
             pod paznokciami mnożą się psy prywatnej wojny
             biją dzwony śrómieścia
             na trwogę spokojnych przedmieść
             serca
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
              * Uciekaj *
              Uciekaj, o tak , uciekaj
              szukaj wschodu słońca
              ze słońcem powstań przeciw wszystkiemu
              czego nie możesz wyrazić
              ono oślepi marzenia, które straciły sens
              Nie pozostawaj na miejscu
              wsiadaj choćby do łodzi i wiosłuj co sił
              ku słońcu w górę rzeki
              Na murze odgradzającym od powietrza, głodu, ognia i wojny
              prawdy cień
              Na twojej twarzy ludzka ślina wypluta z ludzkich ust
              formułka prawdy o człowieku
              Uciekaj, o tak, uciekaj
              bo kłamstwo już cię dopada stojącego na drodze
              trzymającego z rękę małą dziewczynkę
              jej lalka, milowy kamień przy drodze i guz w gardle
              to oznaki szaleństwa
              Nie mów nic zanim nadejdzie brzask
              twoja twarz i twoja dusza nie mają jednej strony
              Zabijałeś ostrym nożem zwierzęta na ofiarę
              zaraz po wyjęciu ich z łona samic
              dlatego toniesz teraz w lepkim asfalcie
              i nie możesz uczynić nawet jednego kroku na drodze
              próbowałeś już tej nocy trzy razy
              spróbuj ucieczki po raz czwarty
              zatrzymaj tę ogromną kilkunastotonową ciężarówkę
              i załaduj się do szoferki
              z dzieckiem na kolanach w tej metalowej klatce
              ratuj prawdę zachodu
              ratuj swoją nazwę
              od głodu, ognia, wojny i powietrza
              teraźniejszości
>>>
??????????????????????
              * Narodowy socjalizm *
              Ogromny tłum na Krakowskim Rynku
              oblepiony spiekotą i dusznością
              nie do wytrzymania
              przykleja się do bruku i ścian domów
              jaskrawymi kolorami przesłania rzeźby
              cmentarz lipcowej historii ożył
              ulice zmieniają się w cyrograf
              czekając na ciebie spoglądam
              to na zegarek to na ciemny tunel Sukiennic
              maluję kanikułę polskości
              jakiś pijak trzyma się
              płonącej jeszcze Studni Badylaka
              w taki upał
              można uwierzyć w konieczność wojny o przestrzeń życiową
              pod kasztanowcami
              można wymyśleć wielki program narodowo-socjalistycznej odnowy
              nie pomaga woda z saturatora
              obnażony naród domaga się podniesienie siebie do rangi bóstwa
              nie pomagają amerykańsko-radzieckie manewry
              połączonych armii na polskich wodach terytorialnych
              gdy wiatr  nawiewa gorący piach
              a wydmy państwowego bełkotu
              sięgają Mickiewiczowi do kolan
              kto się przez nie przedrze?
              może ty
              jedyna
>>>
??????????????????????
              Gdy biegałaś w ogrodach mego ciepłego języka
              gdy pływałaś w moich rozmytych komórkach mózgowych
              gdy diabeł nakładał kaftan bezpieczeństwa na moje sny
              w końcu stwierdziłaś, że nudzę cię
              swoim poziomem chłopca z piątej klasy
              gdy kłamałaś mówiąc o mojej szlachetności
              gdy naigrawałaś się z mojego cierpienia w podróży przez poligony
              gdy upierałaś się, że prawda zawsze należeć będzie do ciebie
              w końcu uznałaś, że ogień nie kocha tak jak chłodna stal
              a ja dodałem, że piekło nie cierpi tak jak cierpiał Bóg
              Moje ramiona jak zęby usiłowały rozdrobnić twoje ciało
              z twoich piersi i oczu chciałem zrobić sobie kanapkę
              Cóż byłem taki naiwny, to fakt
              prawda była szminką w twojej torebce
              zabierałaś ją z sobą wszędzie
              zawsze tam była
             i kłębkiem moich nerwów
             odrzucanych jak wacik do pudru
             byle gdzie
>>>
 
Kłamstwo hartuje się w ogniu cierpienia
mogę dziś to potwierdzić
gdy zdjęłaś z mego serca stalowe okowy
miłość dławi się byle pieszczotą
mogę to potwierdzić
oddalenie wystudza tych rozpalonych
tych niekochanych
mogę dziś to potwierdzić
gdy biegałaś w ogrodach mego ciepłego języka
gdy płynęłaś w morzu moich
rozmytych mózgowych komórek
diabeł nakładał mi kaftan bezpieczeństwa
a ty w końcu stwierdziłaś
nudzi mnie twój poziom
chłopca z klasy piątej szkoły podstawowej
kłamałem i byłem przy tobie wtedy
bardzo szlachetny
cierpiałem dla naigrawań dla podróży dla odlotów
Prawda zawsze należała do ciebie
prawda zawsze należeć będzie do ciebie
ogień nie kocha tak jak chłodna stal
Piekło nie cierpi tak jak Chrystus
to nic że usiłowałem rozdrobnić twoje ciało
zwykłym kuchennym nożem
to nic że chciałem zrobić sobie kanapkę
z twoich piersi i oczu
przecież miałem dobre intencje
twoje ramiona okazały się moimi własnymi zębami
tak kłamstwo hartuje się w ogniu miłości
mogę śmiało to powiedzieć
odeszłaś spokojnie zostawiając mnie
przebitego włócznią jak smok Świętego i zawsze miałaś rację
prawda oczywiście była kłębkiem waty
w twojej torebce zabrałaś sobie ją na zawsze
zawsze zawsze tam była
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
              * Ale wielki jesteś  *
              Ale wielki jesteś, ojej
              chcę płakać
              muszę zabijać
              zegar umiera śmiertelnie ranny w oko
              nie nie
              o cóż chodzi
              to tylko wieczór szyb i mebli
              jakichś małych głośników i paznokci
              ależ nie nie
              „jestem” to ktoś z koperty
              koperty w której krwawi list
              wiosna odbija mi się we wnętrznościach
              jak wstrętny bigos dworcowy
              naszych odrażających rozstań smoczych
              kwiaty uwierają tkwiąc między zębami
              wielki jesteś zbyt wielki jak na moją kieszeń
              gdyż nie chcę umierać
              chcę tracić ale nie wszystko
              chcę jeszcze mieć swoje zwierzęta miniaturowe
              jeśli już nie mogę być planetą ani ciepłym klimatem
              chcę myśleć a tu na razie
              szubienica myśli za mnie
              nóż porusza się w powietrzu tnąc jak treść
              zatrute przedmioty, żyrafy, zebry, zakazy
              by Zen mógł, by Biblia wyłoniła się
              przystrojona w muślin z kresów umysłowego oddalenia
              nie prawda że jestem całkiem zły
              modlę się przecież do szans i medytuję
              aż jęczę nad tą sterta nieposegregowanej makulatury
              jaką jestem sam w moich dniach
              nie nie
              o cóż chodzi
              płaczę przecież
              te kleksy na kartce to łzy dziewczyny
              pasy na mgłach włosów odmienności
              podziemia wielkości
              staja sę na wiosnę kiełkami storczyków
              drobnych delikatnych istotek
              niewidocznych wśród traw
              z zapachem wielkości
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA             
              * Kierunek pozostaje ten sam  *
              Zmieniam drogi mówię idę
              kierunek pozostaje ten sam
              biją mnie ludzie
              zabijają też moje zwierzęta
              na każdej drodze
              ja krzyczę – nie nie
              ty krzyczysz – bij jeszcze
              zmieniam drogi, podążam za brzaskiem
              kierunek pozostaje ten sam
              kolory pogoni te same
              nic granic nie przynosi
              nie znajduję ich
              pod wierzbą i mieczem wbitym w nią
              cuchną onuce, gdy zdejmuję buty
              ty mówisz – parszywy chłopo-robotniku zjeżdżaj stąd
              słowa w pogoni: szpony, sierść, kły
              jako niemowlę otrzymuję cios pięścią w twarz
              przestaje oddychać przez jedna noc
              zmieniam drogi ale utrzymuję kierunek
              pod łóżkiem, pod niebem
              zbieram łzy
              boską odsłaniam twarz
              słońcu dróg, słońcu zmian pozwalam na wszystko
              gdy świeci wiecznie trwam
              kierunek pozostaje ten sam
              na każdej z dróg
              po każdej z ran
>>>
 
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
* Wszyscy chcą dom *
Jeden chce drogę
dwóch chce cel
a wszyscy chcą dom
            one chcą dom
            ona chce pustynię i jego
            wszystkie chcą świętego spokoju
nerwy chcą nerwicy
nerwica chce Nervosanu
Nervosan chce wszystkich duchów
            świat dodaje się do piekła
            świat odejmuje się od nieba
            wszystko dzieli się przez niebo
kolos chce człowieka
liliput chce człowieka
dziecko chce człowieka
            nie kradnij   – A idzie B podąża C zbacza
            nie kłam        – powiedz – będę rodził a potem chcę
            nie cudzołóż    – wystarczy mały sygnał, krótki sygnał, hasło
                                            zrywa się wiatr co wywraca kołyski
                                            i burzy nagrobki
nie dmuchaj na zimne –  spadasz, chcesz powstać
                                          biją cię, upadasz i wtedy szybko powstajesz
nie spóźniaj się   – nie bądź jaki jesteś
                                      rysuj na ścianach
buduj                      – szczuty przez sfory tchórzliwych lisów
buntuj się              – C-dur   klasyczna kolumna
                                     sukces
posadź drzewko –  dzieci Arlekina
wykop dołek na wszelki wypadek dla siebie –  mały, dojrzały
                                   powiedz im że jesteś na przykład
                                   Chcch eee no  hhhh
a miej się na baczności – na kolanach wygrażaj plemieniu
                                                   Mosankidów
>>>
DSCN3401a 
* Erotyk licealny *
Sięgam po kwiaty na twojej głowie
księżyc radzi mi je zjeść
pragnę uczynić coś wspaniałego
o astroidalna
mijam cię obojętnie w myślach, gdy
tulisz się w mych ramionach
gdy płyniesz w wielkiej rzece kwiatów
z moich rąk – wtedy szukam
sięgam po złoto na rzęsach
i pożądanie na twych wargach
w pociągu tulę myszkę, która
modli się do mojego kolegi kocura
myślę, że gdy wrócę sprawię ci niespodziankę
albo będę cię zaskakiwał inaczej przez okno
marzę by kolory z twojej sukienki
przeniosły się na etykietki
puszek z mięsem socjalizmu
chcę widzieć ponętne twoje kwiaty raz jeszcze
pozwól mi zjeść obraz myszki w pociągu
klątwy zdejmę z ciernistej twojej korony
pozwól mi 
i włażę do kieszeni lecz nie, nie bój się
nie popełnię samobójstwa
możesz promieniom srebrnym z lustrzanego
serca pozwolić skomplikować strukturę
poetyckich kosmyków nad moim czołem
kwiatki chcą zmienić ją w zapalenie spojówek
papierośnica jest twoją krótkofalówką
wahanie moim radarem
błagam o gest nie ciebie lecz twoje anioły
szkoda że w nie nie wierzysz
gdybyś uwierzyła może wtedy z twojego kapelusza
zeszłyby krasnoludki niezapominajek
i mógłbym zostać z tobą sam w klasie
bo byłbym taki jak one
przecież byłbym nimi naprawdę
w zapomnieniu
>>>
 DSCN4663a
* To coś więcej niż nerwy *
To coś więcej niż nerwy
to kapliczka
to wiatr serca
droga do oceanu
purpurowy kapelusz głowy
oto Legenda Miłości
spotkanie oczu
rozkołatanie po zderzeniu
dusz
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
* Dziwne – ludzkie *
Jakże to dziwne jakże ludzkie
że czasem gdy umiera człowiek
zaświeca się jutrzenka swobody
gdy umiera człowiek cierpiący
śmieją się hieny władzy
gdy umiera tyran ulga dla narodów
gdy zamiast żywego ciała już trup kata
poeci łapią za pióro
ale czasem nieokreślony żal i ból
gdy dziecko światła zwane nawet bestią
gaśnie
na zawsze
 
RES SACRA MISER – nieszczęśliwy jest rzeczą świętą  [Seneka – „Listy”]
>>>
DSCN5159a
* Doskonały *
Ty mówisz – chciałbym być doskonały
nie móc, nie chcieć się bać
On mówi – jestem już doskonały
nie mogę, nie chcę się bać
nie boje się niczego
ale ma na twarzy ślady ptasich odchodów
przylgnęły nawet do jego warg
nie, nie o nie do słów
nie doszukuj się snów
do czerwonych warg – Nasza Partyjna Miłości
doskonały jest dziś dogmat porannej prasy
racjonalny jest dziś kociokwik państwa
tak jak polityczny facet „Mniejsze Zło”
który mówi – „wydaje mi się „
tych śladów na jego twarzy nie da się zamknąć
w cudzysłów, a co najwyżej
w niekolorowość wyższych stopni czucia
Chciałbyś ogarnąć wzrokiem całą sylwetkę
olbrzyma który stoi przed tobą
on trzyma swe palce jak korki
w butelkach twoich źrenic
i  caly w brudzie wmawia ci
– jestem już doskonały
[może dlatego tak doskonale nie widzisz]
>>>
??????????????????
                    Już niewiele mam ci do powiedzenia
                    odkąd zacząłem prowokować mężczyzn
                    Już niewiele mam ci do powiedzenia
                    odkąd przestałem rozszyfrowywać nasze
                    wspólne smutki
                    Wznoszę się bezustannie jak anioł
                         nad marksistowskimi pociągami pędzącymi
                    narodowymi trasami
                    Wciąż lituję się nad swym ciałem
                    lecz nie nazbyt melancholijnie
                    Źródełko krwi wyschło już całkiem
                    nie ma już ran, w które by można było włożyć
                                                                       palce nadziei
                    Nie chcę już dłużej cierpieć nad lusterkiem
                                                                       listu
                    czekać na sen przynoszący ciebie jak listonosz
                    wolę czekać na ciebie w kasie na dworcu
                    wolę czekać na ciebie jako sklepikarz w kiosku „Ruchu”
                    wolę czekać siedząc na ławce naprzeciw
                    twoich okien nie rozpoznany
                    ty nie dowiesz się nigdy jak ciężko jest czekać
                                                           na drugiego człowieka
                    jaką okropnością jest zastanawiać się całą noc
                    na ciężarem i kształtem czegoś
                    co prawie nie istnieje
                    Już niewiele mam ci do powiedzenia
                    kochankowie z rzek, z powietrza i z ognia
                    ukradli moje wszystkie słowa
                    ręce wyciągnięte z hałasu porwały mnie
                    w moich wyznaniach
                    i posadzily na półce skalnej skąd rozciąga się
                    wspaniały widok na królewskie życie bez ciebie
                    ale przecież nie chcę cię utracić ukochana
>>>
DSCN5851a                               
              * O nienawiści *
              Często poimy się jak winem sokiem nienawiści
              żaden okrzyk nie zrywa się z naszych ust
              wszystko trwa w krystalicznej ciszy pieca zmysłów
              grzywną za brak wiedzy gniew z głębin serca
              rumieńce
              imiona wyśpiewywane
              ogień całopaleń
              mieszamy strawę wrzącą nad tyglem nachyleni
              badamy tory gwiazd
              zdejmujemy z nieba niektóre gwiazdy
              by przez lupę zegarmistrza sprawdzić
              czy ich światło jest nadal heteroseksualne
              śpiewamy z braku miłości
              lecz tylko wiatr pochodzący z mózgu interesuje się tymi dźwiękami
              niesie nasze głosy do oczu
              wciąż do oczu ciągle do oczu
              otóż to
              przygotowujemy się do holokaustu miłości
              nachyleni nad nieopanowanym drżeniem rąk
              w których kryjemy eksplozję końca świata
              przedwczesne zjednoczenie z maszyną
              jak wielu z nas pokonuje siłę jesieni
              oczekiwaniem zimy ze sznurem konopnym w dłoni
              obcy domagają się skoków w odmęty morza pewności
              obcy domagają się chwil dla zrozumienia ciszy
              a przecież to właśnie w ciszy tkwi nienawiść
              właśnie tam nienawiść drży
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA          
                     * W wojnie i w pokoju *
                    W wojnie i w pokoju
                    dla narodów dla cywilizacji
                    w lęku i w rozumie
                    aby oddzielić rośliny minerały i zwierzęta
                    spójnik jak mur
                    nieprawdopodobnie nie
                    schody
                    ręce
                    głowa
                    schody
                    droga
                    małe okruchy wspaniałej sztuki
                    ssstenv z bohemy
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA                   
       * Jestem malarzem  *
       Jestem czerwony
       jestem czerwony czerwony
       jestem biały
       jestem biały
       mam czarne ręce
       mam popielaty mózg
       mam niebieskie oczy
       mam żółte kości
       mam łzy w kropki
       mam brązowe włosy
       jestem rudy
       jestem tęczarzem
       peleryniarzem
       bramiarzem
       barmerem
       czasowcem
       modelarzem
       pierścieniarzem
       skandalarzem
       OBRAZEM
>>>
DSCN8295a 
              *  Dna  *
              Gdy płaczesz
              to tylko mała myszka umiera w tobie
              Gdy się śmiejesz
              to znaczy, że niczego nie rozumiesz
              Gdy dotykasz dna
              wtedy czujesz że dotykasz swojej duszy
>>>
* Gdy dotykasz dna  *
Gdy się boisz to myszka twoja umiera
Gdy się śmiejesz to znaczy że niczego nie rozumiesz
Gdy dotykasz dna wtedy dotykasz samego siebie
>>>
DSCN8318a 
* Czas już rozsunąć ściany  *
Czas by płakać stojąc na środku drogi
próbować nauczyć się mówić
zrozumieć co mówią ludzie
w dowolnym języku
przestać kpić
przestać zakładać się o życie z każdym
każdywiatr nazywać wiatrem wiejącym od Tatr
Czas by na drodze zacząć myśleć o wodospadach
trzymać grzechotkę w jednej ręce i gitarę w drugiej
wysokie piętra i otwarte okna mogą jeszcze poczekać
ogień stopi asfalt ale to dopiero za parę lat
że widać na razie tylko psy i światło w tunelu
cóż w tym dziwnego, takie czasy
coś w tym z drogi, coś w tym z sensu
Czas by ronić nuklearne łzy stojąc na środku drogi
przecież ręce są doryckimi kolumnami
przecież palce są nićmi Ariadny
przecież dotknięcia są dotknięciami chłopca Prousta
przecież nasłuchiwania nie są do końca beckettowskie
Czas już rozsunąć ściany przegradzające drogę
myśląc o podróży zacząć doceniać czas, łzy i mgły
jako słowa
>>>
 DSCN1172aa
Zawsze kiedy staram się uzyskać o nim
kilka informacji pojawia się ona i czeka
na komplement
muszę sięgać głęboko na samo dno rzeki
tak, tak, muszę
On jest czarno-biały
wiem to z trzeciej ręki
ona jest silna tęczą
wiem to z autopsji
przechodzącej w sugestię biegunów Ziemi
Mówisz – mogę kochać matkę –
przeczytałem książkę –
doskonale dotykam ust dziewczyny ustami marztciela –
oglądałem wspaniały obraz –
Wiem, że noc jest dniem
wpatrywałem się w studnię Ziemi w dzień i w nocy
wiem, że zwierzęta są roślinami –
powiedziały mi o tym wielkie dinozaury
które zżarły wszystkie paprocie
wiem, że nie mam czasu
wiem, że ona oskarżyła mnie o bezczynność
wiem, że ona chce do mnie mówić wciąż
a ja zawsze staram się uzyskać o nim
choć kilka informacji
szepczę i chrząkam a słonie wędrują
przez mój pokój
dżdżownice śpiewają w kieszeniach
on jest moim echem ze studni
>>>
DSCN4560aas
Daj mi wytchnąć
motyw przewodni to leśna góra 
ze stronic świata
szuk szu szu
objąłem mrowisko w posiadanie
pozw poz zz
wołam do ciebie
mój ty listku brzozowy
popędzany jestem przez Konia Trojańskiego
on jest moim władcą
a w nim obcy żołnierze
kocham ciebie moja ty
kropelko chłodu
bez zew w w
tyle dni kroczę na stalowych nogach
depczę ścieżki chłopca zapomniane
patrzę z wysoka oczami jak reflektory
na wielki mój muzyczny kciuk
i myślę o tobie moje ty Morskie Oko
moje ty jezioro gwałtu i zabobonu kamieni
wynoszę cię na ołtarze
mój ty skrzacie
gdzie jesteś ukochana 
moja ty konwalio we mgle
Daj mi wytchnąć
nie pozwalaj sobie starożytna sztuczko
na gesty moich rąk
da a a a
wielki wiatr pod przepaść nad
wszystko odwrócone
jak w Koniu trojańskim
połykam ciebie nogami moja szoso wyobraźni
razem z tym koniem nieznośnym
Potem będę tworzył prawdę z niczego
terasz oddycham ją po złamaniu
drewnianej protezy serca
na dwie równe części i patrzę
ę ę
w nocy połamię ją na tysiąc części
tak tak a a
i spalę Konia Trojańskiego
>>>         
DSCN0412aa
                   * Znaczek  *
                    Jak spaść z twojej twarzy
                    tak by nie roztrzaskać się o ciemną tęsknotę
                    jak od niej nareszcie w sposób bezpieczny odpaść
                    dziewczyno odkurzaczu
                    dziewczyno ekspresowa herbato niedopita w szklance
                    jak zmienić się w piorun, który oświetli
                    twoje zęby odsłonięte w uśmiechu
                    dziewczyno mała kulko
                    zapachu lawendy na bezludnej wyspie
                    wieżo strażnicza na krawędzi wulkanu
                    jak zdobyć  wolność chłodnych oczu
                    nie spadać bezwładnie w dół
                    dziewczyno zapachu skoszonej trawy
                    dziewczyno lśnienie brzmienie drżenie
                    jak uwolnić się od patrzenia na ciebie
                    w chwili gdy nachylasz się nad studnią
                   naszej wspólnej historii
                    jak uwolnić się od myśli o twoim nagłym pojawieniu się
                    w moim leśnym powietrzu
                    znaczku pomyłki szklanej kuli
>>>
 DSCN5809a                                              
Tak zimno, muszę cierpieć kamiennym cierpieniem
oceany wykołysać i wyznaczać granice brzegów
Tak księżycowo, gdy miotłą sprzątam
twoje komputerowe serce
pogwizduję przy tej paskudnej robocie
Wstajesz rano ze swego słynnego łóżka
patrzysz na mnie śpiącego obok 
takimi oczami jak wieczorem
gdy podglądałaś moje sny
słynnym krokiem oddalasz się w drugi koniec
tej przestronnej hali odlotów
i wtedy chłód z wymiecionego przez ciebie miejsca
staje się krzakiem jałowca
zielonym zimowym
oczy ogromne jak dwa kurki
wielkiej gazowej kuchni snu podążają w powietrzu
źdźbło trawy z księżyca Saturna włazi mi do nosa
tak, wtedy wstrząsa moim ciałem dreszcz
wodospad piany z pierścieni Saturna
ukazuje się w bólu na progu katastrofy planet
wiele takich chłodnych rozkołysanych poranków,
które odnajduję ginie w nich
idziesz ulicą na przeciw obca i naga
oboje jesteśmy marynarzami
oboje jesteśmy kapitanami na statku „Podążam w śnieg”
wracasz okutana sławą zdobywcy biegunów
cała jak zatoka łez niedźwiedzia białego
jak nałożnica Al Capone w ślubnej sukni z klamstw
zimno – przytul się do tego łańcucha górskiego
obejmij błagam te mysli w kształcie zastygłej głowy
dotknij mnie bielą swą
dotknij mnie obracającą się powoli piłą tarczową
rozgrzej mnie eksplozją krwi
>>>
 OLYMPUS DIGITAL CAMERA
              * Miłość zastępuje mądrość, która nazywa się miłością  *
              Gdy geniusz twój śpi snem zesłańca
              gdy kwadryga na niebie zatrzymana
              On zbliża się krokami olbrzyma
              aby związać cię we śnie i porwać cię
              wcześniej dawał ci tajemnicze znaki
              ale wzbudzały one w tobie tylko odruchy ziewania
              nocą przerywały twoje radionasłuchiwania
              byś mógł popatrzeć na prawdziwe kolory piekieł
              włączał generator w twoim uchu
              byś mógł odebrać wstrząsające wrażenia dźwiękowe
              pulsującą czerwień wylewał na twoje policzki
              twoje stopy wstawił w płynny metal –
              esencję zagrożenia dwudziesty wiek
              wielkimi krokami przestrogi po linii życia
              przyszedł we śnie
              uniósł cię jak jagnię zarzuciwszy na barki
              już nie będziesz mógł zastępować
              złota piaskiem albo sztuki pracą
>>>
 OLYMPUS DIGITAL CAMERA
                    * Zasypia, zasypia …. nie zasypia *
                    Stawił się na rozkaz
                    ten który poszukuje w wyobraźni
                    zszedł do lądowania
                    badacz wyobraźni
                    zbudził się o świcie w laboratorium
                    ten który jest twórcą wyobraźni
                    popatrzył jej w oczy
                    ten który narzuca wyobraźnię
                    nie mogła zasnąć w nocy
                    gdy nachylił się nad jej twarzą
                    cierpiała w bezsenną noc
                    śmiejąc się do niego w wyobraźni
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
                    * Jedność  *
                    Zgodził się na to dziennikarz
                    zgodził sportowiec i barman
                    zgodził się muzyk rockowy i symfoniczny
                    chyba nawet ich słuchacze
                    zgodził się przedstawiciel katolików
                    i członek Biura Politycznego KC PZPR
                    przychylił się do koncepcji aktor i rolnik
                    poparło ją wielu pisarzy
                    zgodził się na to ksiądz i pijaczek
                    taksówkarz, włamywacz i harcerz
                    także pewien robotnik i nauczyciel
                    zgodzili się jednomyślnie naukowcy
                    i gospodynie domowe
                    dołączyli w końcu do reszty
                    marynarze, malarze, dyrektorzy i kolejarze
                    Front Socjalistycznej Jedności Narodu odniósł
                    ostateczny i całkowity sukces
                    dopiero wtedy wbrew wszystkiemu i wszystkim
                    podniosły bunt te parszywe dwie owce:
                    Człowiek i Polak
>>>
DSCN0241ss 
              * Wytrącacz *
              Dla wytrącacza kolebka to tak wiele
              kolebka to wszystko
              Wytrącacz może być dobry albo zły
              nieutulony w żalu i wybuchowy w radości
              niszczący całości i konsekwentny detalicznie
              czy ty lubisz wytrącacza?
              ja na przykład nie lubię być ciągle zakochany
              dla wytrącacza radość i cierpienie to jak dzieci
              części jego istoty
              Wytrącacz szuka anarchii, odsłania śmietniki,
              oczyszcza rzucając w sumienie błyskawice
              za swój styl buntownika kochany jak kapłan
              na pewno ścigany przez policję
              we wszystkich zakątkach kłamstw
              wytrąca pojedyncze dzieci z kolebki
              i czyni dorosłymi całe spoleczeństwa
>>>
??????????
                    Narody
                    cywilizacje
                    schody
                    przyszłość
                    okruchy wspaniałej sztuki Sumerów i Scytów
                    piramidy
                    baobaby
                    razy
                    inwestycje pięciolatki
                    kartki z książek Dostojewskiego
                    strofy poematów Goethego
                    porozumienia w sprawie pokoju
                    sprzysiężenia na czas wojny
                    czynności przy operowaniu raka mózgu
                    w otwartej czaszce
                    rakiety kosmicznych eskapad
                    krzesełka karuzeli w lunaparkach
                    rekordy światowe we wszystkich dyscyplinach
                    sportowych
                    ideologie nocy
                    państwa
                    kartoteki
                    każdy centymetr płótna Boscha i Picassa
                    rozmowy nienarodzonych dzieci
                    szepty torturowanych w ścianach domów 
                    płacz aniołów nieznających swych ludzkich
                    przyjaciół
                    porozumiewające się ponad głowami ludzi
                   centra komputerowe wywiadów
                          Niewiele pozostało zwierząt bezrozumnych
                          tak bezrozumnych obco
                          w przeciwieństwie do ludzi
                          zatracających się w wykrzyknikach zamiast
                          w pytajnikach
                          gubiących się w kropkach
                          stających się przecinkami
                          Kultura traci powoli swój sens
                          ale choćby jeden spójnik odnaleziony
                          przez ucznia piszącego pod ławką w szkole
                          fantastyczne opowiadanie może uratować
                          jeszcze piękno życia ludzkości
 >>>
DSCN2739a
Brodzę zanurzony po kolana w lagunie
Morza Miłosierdzia
mam na sobie slipy wstydu
mam nieodpartą potrzebę strachu
Pismo rozwiał wiatr
było we włosach
wiatr zakołysał wodą wokół nóg
zanurzonych w Morzu Miłosierdzia
mam serce chrystusowe w grzechu po pachy
głowę utrzymuję wysoko ponad falami
komponuję utwory na temat grzechu
komponuję powszednie przyszłe dni
wystawiony na działanie palącego słońca wolności
półnagi zamakam w Morzu Miłosierdzia 
stopy nasiąkły jak gąbka przebaczeniem
głowę spopiela czas odkupienia
potęgujący się wiatr zmusza do poszanowania
wszelkich upadków wszelkich ludzi
rozsypuję słowa na falach
taka jest wolność
potem wychodzę z wody by oddać ciało
na pastwę ognia
nie mogę się mu oprzeć jak ćma
pędzę z wyciągniętą ręką na spotkanie
kata
>>>
DSCN0316a 
Wszelkie znaki na niebie nowoczesności
wskazują na moją śmierć społeczną
ja tymczasem widzę moją Panią we śnie
przywołującą mnie nad morzem
w Polsce szykują się zmiany,
za które jeszcze nie chcę umierać
wiem, że to nastąpi wcześniej czy później
więc tylko cierpliwie czekam na ostateczną bitwę
zaraz wyruszę na poszukiwanie swojego życia
w obcości
tymczasem moje ja śpi smacznie
choć zbudzić się może lada chwila
to nie wiara będzie mi się kłaniać
to ja jej i to jest nieuniknione
moja Pani zbliża się we śnie
wskazuje na moje ciało złożone w trumnie księżyca
w Polsce szykują się zmiany
a ja nie mama zamiaru jeszcze umierać, ot tak
wiem, że ten mój ostateczny krach
to szczęście przyszłości pokoleń
noc zmian nie jest dla śmierci lecz dla brzasku
kamień uderza o kamień spadając 
jak pomnik z cokolu
słychać sygnaturkę poruszaną kobiecą ręką
wszyscy podążają tam gdzie niosą oczy
w pędzie miłości
psy prawdy pilnują wstającego dnia 
w Polsce szykują się zmiany
nie bierzcie kart do ręki
kamienie wyjmijcie z kieszeni
nie lękajcie się, nie lękajcie się
jej ramiona otwarte dla was
na Ziemi, w Polsce, w kosmicznej wspólnocie
nie umiera się daremnie
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
              * Za wolność *
              Umieram za wolność tu w tym łóżku
              umieram za wolność w twoich ramionach
              twój kolor twój zapach
              zmienia się w mój cmentarz
              ty jesteś moim bólem nad ranem
              w ciepłej świątyni swoich zmysłów
                 Jestem wojownikiem
                 jestem jak polna mysz na tronie
                 jestem jak złoto w sejfie
                 jestem wówczas walczącym bandażem
                 jestem wówczas krwią przepływającą
                 z ciała ogromnego jak góra Megiddo
                 do ciała małego jak człowiek
              Tuż przed wolnym okrzykiem śmierci
              pogardzam tobą gdyż brak mi siebie
>>>
DSCN5799a 
Pytałem się śniegu gdzie mieszkasz
nic mi nie odpowiedział
tylko padał wciąż aż zasypał
ślady do mojego przedszkola
zasypał potem moje przedszkole
Zapytałem sadzy padającej na śnieg
czy kochasz mnie
nie dowiedziałem się nic
tylko zobaczyłem jak moja matka
karmi małego chłopca
wpychając mu w usta śnieg
całe tony śniegu pochłonął chłopiec
karmiony tak kilkadziesiąt lat
Pytałem deszczu który zamarzał
grudkami lodu na powierzchni
topniejących zasp
czy ty powrócisz do mnie
czy mój powrót ma sens
czy istnieje słowo powrót
lecz tylko w ścianach
tajemniczy łoskot obudził mnie
i spostrzegłem, że moje włosy
są białe jak śnieg,
że moje oczy zmęczone palą się
nad pomarszczonymi policzkami,
że trzęsę się bezmyślnie patrząc w okno
kolejowego wagonu w jakąś zimową noc,
że dziecięco się uśmiecham
mając setkę lat na karku
łzy niezaschnięte na policzkach
bilet dzieciństwa w ręce,
że uśmiecham się mając swoją twarz
głupiego starca przed niemowlęcymi oczami,
z których nie ma powrotu
do ciebie
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA  
* To nie człowiek  *
Nie zburzy człowiek człowieka
człowiek nie pożre człowieka
człowiek nie może udawać człowieka
człowiek nie może wyśmiać człowieka
nie zabija człowiek człowieka
to nie człowiek pogardza człowiekiem
nie podlizuje się człowiek człowiekowi
człowiek nie straszy drugiego człowieka
w nocy przebierając się za człowieka
to nie człowiek buduje więzienia dla ludzi
to nie człowiek tworzy armie
by mogły spełniać się wojenne marzenia ludzi
to nie człowiek nienawidzi człowieka
nie człowiek jest zamknięty w klatkach
nie człowiek jest przywódcą ludzi
nie człowiek jest znienawidzony przez ludzi
nie może człowiek palić żywcem człowieka
nie może człowiek okłamywać człowieka
nie potrafi człowiek przybijać gwździami
do stodoły lub skrzyżowanych bali
drugiego człowieka
bo tylko
człowiek może być kochany przez człowieka
człowieka może kochać człowiek
bo tylko
ogień jest godny ognia
a piekło jest godne piekła
>>>        
              * Ogień  *
              Ogień nie spali człowieka
              lecz człowiek pożre człowieka
              Ogień nie spali człowieka
              lecz człowiek zabije człowieka
              Ogień nie spali człowieka
              lecz człowiek rozerwie człowieka
              złowiek nie będzie udawał człowieka
              człowiek nie będzie się przebierał za człowieka
              człowiek nie będzie ukrywał się za człowiekiem
              Ogień nie pogardza słonecznym promieniem
              ogień nie podlizuje się płomieniom
              ogień nie straszy popiołów
              ogień nie wyśmiewa się z energii
              To nie ogień jest zamknięty w klatkach
              to nie ogień jest znienawidzony
              to nie ogień nienawidzi
              to nie ogień pali żywcem ludzi
              Ogień jest godny ognia
              człowiek nie jest godny ognia
              człowiek nie jest godny człowieczeństwa
>>>
DSCN1528a
ZŁOTO JEST WARTE ZŁO TO JEST WARTE
ZŁOTO JEST WARTE WARST EJ OTOL ZET
STOT OWA RJEAWA TO JE ART ART JE
ZŁOTO JE ART ST ART ZŁO TO JEST
WIELKA WIĘKSZA W BLASKU GDY
PATRZYSZ YGD
>>> 
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Delikatnie poskładałem urojenia mego autyzmu
i włożyłem do portfela –
– czworokątne czarne kanały zamykają się
dla intruza, który zapędził sie tu z krągłościami serca –
– wiekuiste zwierciadło Ziemi to światło duszy
i tafla krystalicznej zaleczeonej schizofrenicznej emocji
>>>                 
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
              * Solo na kapeluszu  *
              Lata drożeją wiosny ciemnieją
              serce zmienia się w durszlak z dziurawego kapelusza
              niczego nie można zobaczyć nikogo rozpoznać
              złudne lekarstwa filmów trują
              niebezpieczne układy w trakcie ucieczki
              wciąż przed oczy przynoszą obraz pogoni
              miłość poszukuje ofiar
              zbrodniczo jak sęp nieestetycznie jak hiena
              coraz ciężej z sekundy na sekundę
              kocham jak czołg jak atleta
              dziczeję przy każdym rozstaniu
              udając Ariadnę przędę stalową nić smutku
              udaję siebie nawet wtedy,
              gdy jestem tobą
 
 

1980-1981

Posted: 01/04/2014 in Wiersze

1980

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
*Wyzwolenie pracy*
Najpierw zabrali nam przeszłość
i dali w zamian „wyzwolenie pracy”
Potem zabrali poezję i muzykę
podsuwając w to miejsce „wyzwolenie pracy”
Później ośmieszyli naszą filozofię i teologię
i wyzwalali nas pracą
Wolne słowa szybko zastąpili pracą
w zamian za prawo do ukształtowania własnego charakteru
dali szansę samorealizacji w pracy
Odebrali modlitwę i kazali ratować się pracą
zabronili śmiać się i płakać
a radość i żal kazali okazywać poprzez wytrwałą pracę
Mówili – przecież swój sprzeciw i bunt
okazać możecie przez pracę
Po pieśniach i strojach ludowych przyszedł czas na chleb
i zamienili go w pracę
Zrealizowali wszystkie swoje plany związane
ze społeczeństwem i pracą
dlaczego więc brudne człowieczeństwo przetrwało
chyba tylko dlatego, że zapomnieli go okraść z jednego –
z prawdziwej pracy
>>>
* Liberation of work*
First they took us past
and they gave in return, „the liberation of work”
Then they took a poetry and music
offer in this place „the liberation of work”
Later ridiculed our philosophy and theology
and liberated us work
Free words quickly replaced the work of
in Exchange for the right to shape your own character
they gave the chance of self-realization at work
steal the prayer and ordered rescue work
It also prohibits laugh and cry
and joy and grief told show through persevering work
They said-after all, its opposition and rebellion
prove you can work
After songs and folk costumes, it’s time for bread
and turned it into a job
They have finished all your plans
with the society and work
so why dirty humanity survives?
I guess just because you forgot Rob him of one-
the real work!
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
            * Pierwsze dni socjalizmu marcowego  *
                 Przez całą pierwszą marcową sobotę i niedzielę
                 starałem się połączyć Hendrixa z Platonem i meczem futbolowym
                 skutkiem czego wieczorem w pociągu
                 nie mogłem skupić myśli na czymkolwiek
                 chore oczy leczyłem okładami powiek
                 mnożąca się w przedziale miłość przeniknęła do krwi
                 Pierwszy marcowy poniedziałek zabrał mi Dostojewskiego
i szepnął
                 dziś każdy musi przestrzegać prawa
                 no, może za wyjątkiem sądu, rządu, kontroli
                 państwowej, wojska i MO
                 dziś tylko wiecowanie to prawdziwy demokratyzm mas pracujących
                 Pierwszy marcowy wtorek wyjaśnił mi
                 zasady współżycia społecznego
                 zasady centralizmu demokratycznego
                 roli frontu jedności narodu
                 w sprawnym czołganiu się przez las
                 Pierwsza marcowa środa wepchnęła mnie w szarą kulę i płynąłem
                 jak bańka mydlana po rzece zhańbionej
                 Pierwszy marcowy czwartek układał
                 z kominów fabrycznych matematyczne działania
                 nad dachem mojego domu demony jak dymy
                 rozwiązywały kwadraturę systemowego koła
                 W pierwszy marcowy piątek
                 będąc w sprzeczności z zasadą demokracji socjalistycznej
                 moja autokracja doprowadziła do rozpadu jaźni
                 której fragmenty potoczyły się
                 stromą kamienistą grecką drogą
                 niezmordowanego indywidualizmu Syzyfa
>>>
 OLYMPUS DIGITAL CAMERA
                    * W przededniu *
                   Mam dwadzieścia dwa lata
                    ale pośród systemowych sukcesów
                    dorobiłem się już w życiu osiemdziesięciu ośmiu kompleksów
                    i tylko ich jestem godny
                    Mam obsesję na punkcie totalitarnych cyfr z Trybuny Ludu
                    tak naprawdę to czuję się o wiele starszy
                    czy to dziwne, że poczułem  się życiem zmęczony
                    Wieczorem patrzę na swoje serce
                    przybite gwoździem do blatu stołu przede mną
                    rano gdy jadę pociągiem a niewidzące oczy
                    mam nakierowane na skraj lasu
                    układam wiersze o robotnikach
                    zwariowane sytuacje przeskakują z jednej połówki mózgowej do drugiej
                    i sam nie wiem na co jeszcze mogę się zdobyć
                    Na przesłuchaniu powiedzieli, że chyba noszę w sobie zarazę
                    oprócz dzikich spojrzeń od których pękają wrzody prominentom
                    nic nie oferuję społeczeństwu rozwiniętego socjalizmu
                    Gdy się kładę spać w łóżku czekają na mnie majaki i koszmary
                    a rano gdy roztrzęsioną ręką szukam szklanki wody przy łóżku
                    mam kolejne urojenia, wydaje mi się że kogoś kocham
                    Nie pozwalają mi zrzucić winy za tę miłość
                    twierdzą, iż mają świadków przeciwko mnie
                    oni mogą w każdej chwili zaświadczyć, że podglądałem nagie kobiety
                    tańczące na ostrzu noża
                    Czasem widzę dziewczynę po drugiej stronie ulicy
                    która w świetlistej smudze z uchylonych drzwi kościoła
stara się iść w moim kierunku
                    lecz stado świń blokuje jej drogę na alei
                   >>>
                   ??????????
                *Już niedługo coś się wydarzy *
                   Krążą słuchy na mieście
                    że pojawił się jakiś wywrotowiec
                    podobno wyjawił w publicznym miejscu
                    o czym rozmawiamy w domach
                    Podniecone są wszystkie kobiety
                    gdyż podziwia je jakiś niezidentyfikowany pedał
                    Ksiądz i milicjant poznali uczucia mieszane (wraz)
                    Podobno widziano gdzieś nieprzekupnego
                    przedstawiciela tajnej kontroli państwowej
                   Już niedługo coś się wydarzy
                    Młodzież zaniepokojona znalazła prowodyra
                    już nie zaakceptuje słusznych racji (dziennika telewizyjnego)
                    Wypada pokazywać się w pewnych miejscach
                    bo tworzy się tam nowa elita
                    ale czy trzeba robić wszystko z cwaniactwem dla zgrywy
                    czy potraktować serio wszystkie swoje sprawy
                    tego jeszcze nie wie nikt
                    Lada chwila coś się wydarzy
                    Widziano jakąś obcą postać
                    Ludzie poczuli na sobie dziwne spojrzenia kogoś z
                    zaświatów
                    Ludzie zaczęli z niepokojem rozglądać się dookoła
                    Ludzie patrzą podejrzliwie w każdą twarz
                    Już niedługo coś się wydarzy
                    Już w zaułkach przekrada się postać
                    w krótkiej czarnej pelerynie
                    poeta z wiązką chrustu na plecach
 >>>
  DSCN0062a
              * Szukam początku wielkich słów *
                    Stado szarych chmur sunie tuż nad kapeluszem
                    niebo schodzi bardzo nisko
                    deszcz wciąż szuka właściwej drogi pośród glinianych grud
                    ptak szuka schronienia
                    ziemia znajduje rozkosz i ból
                    Ja przenoszę się z miejsca na miejsce pod wpływem nastroju
                    zamyślony senny stoję sam
                    szukam w cudzych myślach
                    szukam dla siebie początku wielkich słów
 >>>                  
??????????????????????????????? 
              * Kto i kiedy? *
                    Kiedy spotkamy w tych stronach
                    marzycieli nie zakutych w kajdany?
                    Kiedy krew i łzy spłyną
                    z kart świętych ksiąg mojego narodu?
                    Kiedy sąsiedzi przestaną współtworzyć naszą haniebną klęskę?
                    Kiedy każdy popatrzy wreszcie na siebie poprzez prawdę?
                    Kto zadmie w złoty róg?
                    Kto odnajdzie dziesięciu sprawiedliwych?
                    Kto wskaże najgłupszego i najmądrzejszego pośród nas?
                    Kto i kiedy zrzuci przestępcę z cokołu?
 >>>
 ??????????
                 Mam pełne kieszenie sprzecznych przepowiedni
                 a przed sobą sny z ostatnich dziesięciu lat
                 w jednym szeregu
                 mój ideał wypluty przez tłum
                 płynący na jego spojrzeniach
                 znika w masie ludzi
                 w przejściu podziemnym
                 pozostaje tam na kolejne dziesięć lat
 >>>
 ??????????
                    Stanąłem przed białym murem
                    w wielkiej konfrontacji
                    na długość nosa od twarzy
                    najpierw oddziałał na moje policzki chłodem
                    a po sekundzie także kolorem
                    wbiłem w niego z najbliższej odległości  
                    spojrzenia obu oczu
                        wzrokiem próbowałem zmiażdżyć strukturę jego
                    porowatej powierzchni
                    skruszyć maleńkie grudki wapienne
                    a mur w zamian runął na mnie ze wszystkich stron
                    starając się przygnieść z zewnątrz
                          zapędzony w zaułki jego białego trwania
                    miotałem się chwilę szukając wyjścia w porach betonu, pomiędzy atomami
                    znalazłem je poprzez swoje gorące wewnętrzne drogi
                    gdy poczułem w plecach
wbite
                    poodrywane, postrzępione palce dłoni obcych ludzi
                    a nawet strzępy ramion
                    biała substancja czy tylko jej biała powłoka
                    wypłynęła ze mnie i przylgnęła do ściany
                    po chwili wniknęła do białego muru
                        przedostała się na drugą stronę
 >>>
??????????
               Tuż przed północą znikają z mojej pamięci
               ślady pozostawione na Ziemi przez ludzi
               widzę siebie kroczącego dumnie w smokingu i cylindrze
               przez pierwotną dziką puszczę sosnową czwartorzędową
               w księżycowym blasku słucham niesamowitych głosów nocnych zwierząt
               dolatują mnie też jakieś nawoływania z kosmosu
a któż tam żeruje nocą
               moja wyobraźnia mówi mi, że spełniają się wreszcie pragnienia
atawistyczne
               Tak, zawsze chciałem poznać swoje miejsca na ziemi
               sprzed dziesiątek tysięcy lat
chyba jak każdy wczesnoplemienny
               Tak, zawsze chciałem spotkać odległego praprzodka
               chyba jak każdy patriarchalny syn
               Dotykałem matki ziemi delikatnie z szacunkiem
już jako mały chłopiec
               słuchałem jej trwania w upale i mrozie
               widziałem ją przechodzącą przemiany jak ja
               w zgodzie z losem i na przekór sobie
przez tysiące lat poza ciałem
               Ja patrzyłem na nią a ona na mnie
               tuż przed wschodem słońca
i zimą, gdy płonął śnieg na linii horyzontu
               Teraz szczęśliwy przedzieram się przez gęstwinę
               wydeptując pierwszą ścieżkę
               sam na sam z okolicą niezdeprawowaną, nieupokorzoną
               Poruszam się jak mały świetlik w dziewiczym miejscu swojego dzieciństwa
               Jestem sam w północnych lasach Ziemi
przed czołem lodowca
               sam w dzikich zimnych górach
               dopiero teraz mogę poczuć nawet zapach ziarenka
               piasku w klepsydrze cywilizacji
w jego grocie narodzenia
 >>>
 OLYMPUS DIGITAL CAMERA
          * Głos w dyskusji nad wytycznymi *
                 Wiatr wdziera się do mieszkań przez każdą szparę
                    w styczniową noc uderza o szybę i osuwa się w dół
                    jest nieuświadamianym usprawiedliwieniem
                    Nigdy tu nie będzie piastował kierowniczego stanowiska
                    jego poszum przynosi szepty zesłańców z Syberii
                    jego dysydencki łomot o blaszany dach zdradza,
                    że znów ktoś dobija się do zakazanego nieba wolności
                    Kurz niesiony przez niego z pól pokrywa parapet
                    kurz po rewolucji jest nową jakością
                    kurz zrywając z zacofaną wsią w mieście
                    grzebie w swym brudzie (brud) drobnomieszczańskie bunty udanych rzeczy
                    W ciemnym pokoju słychać miarowe chrapanie mężczyzny
                    jest to jeszcze jeden głos w dyskusji nad wytycznymi
zjazdu plenum
>>>
??????????          
            * Konflikt  *
                  Wczoraj moje boskie myśli pokłóciły się z ziemskimi
                    doszło do ostrej konfrontacji
                    a później do ostatecznego rozdźwięku
                    Pyskówka przebiegała mniej więcej tak:
                    „Jesteś kupą brudu na krawędzi zniszczenia,
                    buntujesz się by dowartościować się w swej  niewoli”
                    „A ja za to rzucam sobie ciebie pod nogi
                    każdym nowym nałogiem, spójrz na siebie,
                    z twym swoim sumieniem wyglądasz jak wyżęta szmata”
                    „A ty w swej nienawiści masz usprawiedliwienie
                    najwyżej na kilkadziesiąt lat,
                    więc cześć, czekam na ciebie tam gdzie ono się skończy,
                    wynoszę się stąd upodlony łajdaku,
                    zabieram tylko ze sobą łagodne serce,
                    zabieram ukochane oczy i wrażliwe uszy,
                 zabieram smutną część systemów nerwowych,
                    zabieram radarową skórę,
                    zabieram krew gotową na wszystko,
                    zabieram mózg utkany z tęczy,
                    zabieram walczące mięśnie i kości,
                    zabieram to wszystko co do mnie należy”
 >>>
 ???????????????????????????????
            Czy mamy pójść z nimi
            gdy mówią idziemy właściwą drogą
            czy mamy wierzyć ich słowom
            Cóż okaże się na najbliższym zakręcie
            czy pójdziemy w walce
            czy pójdziemy szukać pokoju
            Zielone łąki pozostaną za nami
            chłodny wietrzyk zmieni się w chłodną wygodę
            gorące serce popłynie rzeką roztopionego czerwonego żelaza
            zamiast wspólnie odnaleźć się przy wielkim ogniu
            usiądziemy przy długich długich stołach
            by wykrzykiwać cudze myśli cudze słowa
            a w nocy śnić cudze sny
            Nigdy nie zbudujemy własnej
pojedynczo wolnej komuny
            nigdy nie zaśpiewamy razem
            za to będziemy krzyczeć,
wołać jak oni:
            pójdźcie wolne dzieci
            idziemy po właściwej drodze
 >>>
??????????
Opleciony
Opleciony pajęczyną namiętności
sznurem korali
hebanowym spojrzeniem
zatrzymany w pędzie
wtrącony 
pod prasę piękna
pod matrycę snu
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
      * Zaglądają do kołyski *
            Co się dzieje na Błoniach
               gdy słońce poczyna toczyć się po stoku Kopca Kościuszki
               gdy najdziwniejszych ras psy z przeróżnej maści dziećmi
               tarzają się w trawie poszczekując i wrzeszcząc
               gdy tatusiowie jeszcze w biurowych koszulach
               z kantkami spodni połamanymi na wysokości kolan
               uganiają się za małą gumową piłką
               gdy studenci z pobliskiego Żaczka
               leżą na wznak pośród poprzewracanych butelek po piwie
               jak herosi na ruinach Troi
               gdy pod stadionem Juvenii nagle pojawiają się pasące się krowy
               Cóż takiego wówczas się dzieje?
               Wtedy pojedynczo jakby po kolei
               z różnych stron Krakowa zaczynają przybywać przedziwne typy
               tu i tam na wolnych miejscach ławek dosiadają się
               i udają że zapadają w drzemkę niby lekko przycięci lub zmęczeni
               spod przymrużonych powiek ogarniają jednak całe Błonia trzeźwym spojrzeniem
             te zblazowane wyjęte psu z gardła sylwetki
               z daleka przypominają wampiry
               widać jak sycą się łapczywie widokiem rozgrzanych ciał
               jakby chcieli wypić całą polskiego plemienia krew
               sprawiają wrażenie jakby niepostrzeżenie
               zaglądali do kołyski chcąc dostrzec
               twarz śpiącego niemowlęcia zanim się przebudzi
i odchodzą by pisać raporty
w swoich mieszkankach na Osiedlu Podwawelskim
              >>>
 ??????????
   * Beatlesowska rewolucja nad morzem *
              Otoczyły mnie w pustelni zwartym kręgiem
              piętnastoletnie hippizujące łodzianki
              zbliżyły do mnie swoje twarze tak blisko
              stojące z tyłu dotykały delikatnie mojego ramienia
              torturując (nie) sprawdzały moją realność
              całą grupą wpatrywały się we mnie
              zawisło nad nami pytanie o cenę walki
              wymowę buntu, kierunek odmienności
              przerażony nienazywalnością takiego nocnego spotkania
              rzuciłem się w przód w bezrozumnej ucieczce
              wyrwałem się z dziewczęcych ust
              podążając przez ogień w kierunku mrocznego brzegu
              chcąc zgubić swój cień skręciłem w lewo by całkiem
              zanurzyć się w czerni morza
              by w kolejnym nawrocie znów powrócić na brzeg
              by na przełaj zbaczać już konsekwentnie w prawo
              z drogi do siebie
              by tam we śnie znaleźć się na wielopoziomowym dworcu
              kolejowym „Poznań-Zachodni”
              płynąć na peronach pośród robotników
              spóźniać się na pociąg odjeżdżający do fabryk
              parzyć się cząstkami czasu jak gorącymi węglami
              gubić wszystkie osobiste rzeczy
              wkrótce usłyszałem jak młody chłopak w swoje urodziny
              gra na gitarze i śpiewa przy ognisku tuż obok mnie
              obok płonącego stosu mojej głowy
              na moje dno opadały pieśni wydobywające się z jego ust
              szkice piosenek z Białego Albumu Beatlesów
              następujące po sobie kolejno bardziej realne niż ja
              „Glass Onion „, „Ob-la-di Ob-la-da”, „Wild Honey Pie”
              wtórowali chłopakowi jego koledzy i zniecierpliwione koleżanki
              z wiatrem „Why Don`t We Do It In The Road”, „I will”, „Julia”
              gdy dochodził do „Savoy Truflle” i „Cry baby cry”
              mój pociąg pojawił się jeszcze raz
              teraz już jako ekspres ze Świnoujścia
              potoczył się z hukiem i brzękiem wprost na mnie
              zepchnął mnie w morze
              byłem przed nim gdy parł przez fale pożerające kraj
              wydało mi się że chłopiec lub bodaj sama gitara
              podjęła nowy ton gdy ja na środku morza
              zaparty nogami w piaszczyste dno
              powstrzymywałem kipiel przed pędzącym ekspresem
              nagle bałwany kamienne, zwaliska gruzów przesypały się nade mną
              ceglane fale burzonych miast wyprzedziły mnie
              w gorącym podmuchu cywilizacji mędrców wschodu
              Łoskot elektrowozu wypadającego z przybrzeżnego sosnowego lasu
              zmieszał się ze strzępami hinduskiej muzyki
              wyłowiły mnie z topieli syreny
              zawodzące: numer 9, numer 9
              czysta krew narodu rozlała się dla mnie
szatan zomowiec rechotał i sapał
jak przejeżsżający pociąg
z Lubiewa do Świnoujścia
>>>
???????????????????????????????
* Brzeg peronu *
                   Brzeg peronu oznaczony białą linią
                    świeci o pierwszej po północy
                    to moja droga nocnego włóczęgi
                    w tą i tamtą stronę, całą noc
                    Podświetlona smugami dworcowych reflektorów
                    z kłębów pary na stacji w Bydgoszczy
                    wynurza się potężna wspaniała
ostatnia lokomotywa
                    cudownie się porusza
posuwa się powoli naprzód z hałasem
jak rzymski legion w bitwie 
                    lecz ja już niczego nie słyszę
                    patrzę na nią jakby była duchem
                    przesuwającym się przed mną jak obłok
                    samotna znika dysząc do końca
                    zabiera wszystkie swoje mechanizmy
                    pozostawiając tylko podróżnych
                    i włóczęgów
patrzących w mrok pustej stacji
ciężko rannych we krwi
oczekujących ukłócia miserykordii
                 Wszystkie punkty świetlne w czerni
                    wysyłają senne proste smugi
                    znacząc załomy murów
                    oferując mozolnie tworzony nastrój nawet złodziejom
                    wydaje się że to jest ich jedynym celem
                    Na wszystkich peronach stacji
                    szare postacie stojące pod oświetlonymi zegarami
                    połyskujące stalowe arterie
                    oddalają się od stacji kierując się
                    pomiędzy czerniejące ściany budynków nastawni
                    słychać kroki przechodniów
                    z odległych ulic śpiącego miasta
                    brzeg peronu urywa się jak przepaść
jak koniec życia
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
                * Moje więźniarki *
                   Pragnę by mała klatka twojego ciała
                    zmieniła się w większą na moje kompleksy
                    patrzysz w lusterko malujesz powieki na niebiesko
                    powtarzasz po raz drugi: dlaczego jesteś taki
                    w tej chwili chcę tylko patrzeć na twoje  zniechęcenie
                    chcę tylko widzieć twoje ukradkowe spojrzenia z lusterka
                         nie masz wyjścia
                    powtarzasz to co wszystkie inne przed tobą
                    czeszesz swoje włosy kłócąc się z jednym kosmykiem
                    gdy mówię że jesteś w tej chwili dla mnie upiorem – irytujesz się
                    patrzę na ciebie chłodnym okiem ze swojego fotela
                    próbuję odgadnąć co powiesz za chwilę
                    już wiem na pewno to: „dlaczego jesteś  taki,
                    lepiej już sobie idź „
                    poprawiasz na sobie śliczną sukienkę
                    jeszcze nie wiesz jak boję się jej klątwy
                    zaczynam się śmiać tak niepohamowanie nieopanowanie niespodziewanie
                         co mi jest? rozrywa mnie wręcz ten śmiech
                    co mi jest? – pytasz
                    widzę setkę luster i tysiące dziewczyn przed nimi
                    dziewczyn purpurowych, czarnych i czerwonych
                    śmiech do łez mnie ogranicza i poniża
                    podziwiam dziewczyny we łzach
                    wyczuwam naigrawanie się z mojego pożądania
                    we mnie samym
                    wyprzedzam czas spojrzeniami w których
                    więźniarki obrastają w dumę
                    i nabierają chęci do walki
                    w gniazdach luster kajdany biologii błyszczą
                    powiedz to powiedz to jeszcze raz:
                    dlaczego jesteś taki?
 >>> 
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
                * Łopot skrzydeł *
                   O świcie usłyszałem
                    jak skrobiąc pazurkami
                    po blaszanym parapecie tuż obok przy oknie
                    przedreptał miejski gołąb
                    sprawił, że zwróciłem uwagę
                    na ogromną ciszę jaka zapanowała wokół
                    ciszę poranka grudniowej niedzieli
                    w odległym poszumie ulic dosłyszałem policyjne syreny
                    określając(e) moją samotność
                    gołąb skradał się po mój ból
                    delikatny łopot jego skrzydeł gdy odlatywał
                    sprawił że dostrzegłem puste miejsce obok siebie
                    ogromną wyrwę w mojej miłości
>>>
??????????
                 * W stronę bólu *
                    Ból jest czarno-niebieską barwą
                    wypełniającą moczary pamięci
                    Mroczne zdeformowane postacie znajomych
                    i kilka konturów odwzorowań własnej osoby
                    odbite od szorstkich ścian powracają do snów
                    bez jednego uśmiechu
                    Spadam ciągle w dół po chropowatej powierzchni swojego wnętrza
                    Dwie metalowe kulki tkwią w obu oczach tylko dla sedna istnienia
                    W końcach pulsujących krwawo otwartych kanałów ciała
                    rozpoczyna się prawdziwa muzyka. pojawia się rytm
                    Krople zamykające w sobie kosmos
                    spadają z wysoka na najdelikatniejsze pęcherzyki nerwów
                    esencją śmierci torturują świadomość
                    Samotność wciąż wzrasta
                    wydłuża się kępa czarnych włosów nad czołem
                    rosną paznokcie i rzęsy
                    marszczą brwi, zaciskaja zęby
                    Cała wiedza jaka wypełnia mój ogród, dom i pokój
                    jest cierpieniem
 >>>
 Obraz (365)a
                   Nie przejmuj się gdy ktoś powie
                   ten facet to takie nic dobrego
                   spójrzcie na niego jak źle mu z oczu patrzy
                   gdy dzieła twego życia nazwie radioaktywnym śmieciem
                   nie przejmuj się zostań spokojny i szukaj szukaj wciąż
                                   Dzisiaj wieczorem wracałem starą drogą
                                   prowadzącą do drzwi mego domu
                                   deptałem rozbiegające się płyty chodnikowe
                                   patrzyłem na swoje stopy wciskające je w ziemię
                                   a każdy kwadratowy kawałek betonu
                                   wnikał w zaułki mojej pamięci
                                   droga czerniała umykająca w głąb pamięci
                        każde potknięcie wstrząsało mną do tego stopnia
                        że na powierzchnię moich uczuć wydostawały się
                        absolutne pojęcia
                        objawiały mi się bardzo zrozumiale
                        sprawiając, że w każdej ideologii mogłem
                        uzasadniać sens marszu i drogi właśnie tej
                        samotność schowała się za pazuchę zawstydzona
                        każdy mój wygłup w tłumie pojawił się teraz
                        jako społeczny precedens
                        każda rozmowa nawet bezsensowna kiedyś przeprowadzona
                        powracała echem tysiąca zrozumiałych słów zachwytu
                        z każdego rozdanego uśmiechu wyrastało miłosierdzie
                        osobista wściekłość poczynała burzyć zło
                        przy końcu  starej drogi przeklęty świat zmienił się przed mną
                        na progu stanąłem
                        otworzyłem drzwi wykute w skale Golgoty
                        wszedłem do domu nauczyciela
>>>
??????????
              *  Śmiecie  epoki  *
                    Krąży wokół mnie nieprzydatna dziewczyna
                    jej spojrzenia płyną do mnie roztrącając ludzi na chodniku
                    Sama walczy ze swym zdrowiem,
                    maluje paznokcie u nóg czarnym lakierem
                    Podziwia moje obłąkańcze grymasy
                    Pozwala dotykać strugom jesiennego deszczu
                    swoich jasnych zwariowanych loków
                    Podskakuje ze mną w rytm pobrzękujących łańcuchów
                    Jak osierocony anioł zasypia w końcu na mojej piersi
                    a ja przez chwilę osłaniam ją ramieniem
Już Sokrates był wywrotowcem                    
Już Platon był terrorystą
Już Galileusz miał zczeznąć z ręki ignorantów
                    Już Chrystus zginął na Ziemi jak zgniły śmieć
                    szarpię ją za rękę, prowadzę do wyjścia
>>>
DSCN5203a
                    Gdy widzisz swoją Panią
                    która przywołuje cię we śnie
                    to tylko znak że szykują się twórcze zmiany
                    ja doskonale wiem że w Polsce to nastąpi
                    dlatego nie chcę ginąć już teraz
                    pomimo wszelkich znaków na niebie i ziemi
                    Gdy twoja Pani zbliża się we śnie
                    to choć twoi bliscy już widzą cię w trumnie księżyca
                    umacnia się przekonanie                           
                    że ten przyszły krach to szczęście
                    że to wiara będzie się kłaniać tobie nie ty jej   
                    oczy                                            
                    pęd miłości
                    psy prawdy pilnujący dnia
                    ludzie podążający za tobą
                    Nie bierz do ręki kart
                    kamienie wyjmij z kieszeni
                    ramiona otwarte
                    ramiona wspólnoty
                    ramiona twojej Pani
 >>>
 ??????????
                  Na dnie popielniczki
                                    jest cmentarz wypalonych papierosów
                    pety  są jak umarli ludzie
                                   odurzający zapach popiołu
                    z tego cmentarza wnika w zmysły i w pamięć
                                   łączy się gdzieś z tą śmiercią we mnie
                    miesza się ze smrodem rozkładających się
                                   idei w sercu
                    dociera do krematorium postaci, sytuacji, myśli
                                   które jest ciągle czynne
                    które ciągle przerabia moje świat
                                   na ulotny trujący dym i równie szkodliwy popiół
                    moje istnienie
                    moje ciało to wielka popielnica
                                   w której ciągle gaszony jest żar nadziei
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
                    Nasz wieszcz powraca właśnie samotny
                    w mroźną noc w swetrze przemierzając trasy
                    przez lodowe płomyki latarń miejskich
                    znacząc je  ognikami spadającymi z dopalającego się papierosa
                    Nasz współczesny wieszcz nie targa kajdan na rękach
                    widzi je na okruchach domowego chleba
                    i jest bezsilny
                    Nasz współczesny wieszcz ratuje swoje wizje
                    chowając je w kaftanie bezpieczeństwa
                    po kryjomu kładzie je czasem na ustach śpiącej kochanki
                    Nasz współczesny wieszcz lewituje metr nad podłogą
                    w strumieniu grudniowego powietrza wdzierającego
                    się do pokoju przez uchylone drzwi
                    ratuje sen w półcieniu rzęs
                    Nasz współczesny wieszcz jeszcze dodaje drożdży
                    do wina które umarło,
                    krąży nad Wisłą szukając łodzi i przewoźnika
                    w torbie zawieszonej na ramieniu dźwiga
                    starożytne cyfry, które już nie mają wymowy symbolu
                    Nasz współczesny wieszcz rozpytuje spojrzeniami
                    o duszę swego narodu, którą złożono do grobu
                    Nasz współczesny wieszcz uzurpuje sobie symbole cierpienia
                    pieści dłońmi poorane zmarszczkami policzki młodego marzenia
                    Nasz współczesny wieszcz jest jak pasterz wędrujący samotnie,                                    
                    szukający śladów swego uprowadzonego stada
                    Babilon Syberię Stepy Akermanu
                    to wszystko nawiedza nad Wisłą
>>>                                            
???????????????????????????????
       * Fundament *
               Fałszywa światłość toczy się w czasie
               z hałasem spadających kamiennych lawin
               z pulsowaniem jednego dźwięku gdzieś na krańcach gazet
               popychany, podrzucany lecz zastygły w unoszeniu
               ty razem z nią rozpraszasz się w ciemnościach państwa
                       Chmury propagandy schodzą nad wnętrza cmentarzy
                       wody kłamstwa podchodzą pod schody domów
                       ty usiłujesz zamknąć światłość w dziecięcej piąstce
                       patrzysz na swoje lustrzane odbicie jak na siebie samego
                       w przedszkolu życia
                       ze źrenic oczu dziecka przynosisz słowa traktując je tak
                       jakby były same w sobie słowami duszy
                       rzucasz to wszystko pod fundament własnych światów
                       bo uchronić go przed zalewem obłudy
 >>>
 ???????????????????????????????       
                   Jak każdy człowiek
                  jestem opakowaniem kłębiącej się elektryczności
                  czuję w sobie zwoje przewodów
                  i przenikające się, wirujące pola magnetyczne
                  Jak każdy człowiek
                  odkrywam zmysły w każdym centymetrze skóry
                  i uczucia, które płyną pulsującymi światłowodami
                  Jak każdy człowiek
                  mam duszę, która ładuje się nerwicami jak akumulator
                  Jak każdy człowiek
                  mam radar, którym odbieram gniew z tysięcy kilometrów
                  akcelerator burz generuje idee, które tworzą aureolę wokół mojej głowy
                  każdy człowiek wychodzący z tłumu i kierujący się w moim kierunku
                  zmienia się w spojrzenie lub w falę gorąca
                  każdy człowiek opuszczający mój dom
                  znika w tłumie wywołując płomyki przesuwające się ponad głowami ludzi
                  Jak każdy człowiek
                  patrzę w niebo jak w fosforyzującą tarczę zegara
                  Jak każdy człowiek
                  staję się odkrywcą analizując chorobliwe wyładowania w swojej głowie
                  wieczorem boso na wilgotnej podmiejskiej łące
                  Jak każdy człowiek
                  wyczuwam kontakt z tajemnicami kosmosu spoglądając w górę,
                patrząc na tajemnice nieba
                  Jak każdy człowiek
                  wypełniam się impulsami dostarczanymi mi przez powietrze, wodę i ziemię
                  Jak każdego człowieka
                  moja dusza świeci, moje ciało drga
>>>
???????????????????????????????
* Wrogowie muszą istnieć *
Wrogowie zmieniają się w natchnienia twórcze
kłując ironią w podstawę mojego nędznego życia
to kręgi świetlne które rozchodzą się
od obsesji i niemocy
zwiastują przyszłą burzę horyzontalną
wszelkiej przypadkowości
Wrogowie nawiedzonych dusz zmieniają się
pod naporem krwawej czerwieni
niezszarganej ziemskim brudem
nawet bez domieszki koloru zmielonego mózgu
stają się cudowną innością w czasie pokoju
My i Wy utożsamieni ze swoją odrębną
śmiertelnością
musimy być sobie wrogami
choćby dlatego że przekonałem się że nagie „ja”
nie może istnieć bez upokorzeń
ono karmi się poniżeniem by móc obmyślać
nowe plany odwetu
Wrogowie moi zmieniają się pod moim wpływem
wtedy mogę się cieszyć
padać ze strachu przed własnym dziełem
wrogowie wnikają całym [kręgiem] w moje
cielesne błądzące duchy
przez chwilę kochają razem ze mną
by zaraz urągać wszystkim ideom
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Ocean wyrzucił mnie nagiego
na brzeg nieprzyjaznego lądu
cała plaża pokryta była wyrytymi
na piasku znakami
poznawałem pismo które nie mogło
być kogoś obcego
poznawałem niezdarność swojej
młodzieńczej ręki
i swoje ślady stóp dziecka
Symbole młodzieńczych zachowań
przetworzone tak istniały tu cały czas
wizerunki sennych postaci były wyryte
najgłębiej jak na pustyni Nazca
Pod każdą widniał napis – nazwa
umiłowane limitowane marzenia odczytywałem tu
nagie jak ja w tym momencie
Zapadając się cały czas w sypki piach
zostawiałem ślady rozsypując się w nich
wołanie o pomoc tworzyło
starcze kulfony
Spojrzenia utworzyły dwie trąby powietrzne
które przeleciały ponad plażą
przewalając piasek niszcząc wszystko
uniosły mnie jak tysiące okruchów
złotego piasku miotały mną jak prochami po kremacji
Rozrzucony w środku lądu
skupiłem się na wyszukiwaniu
słowa dla tego przypadkowego ułożenia
kilku ziarenek
Trwałem w nich tym razem już
na stałe
po tej stronie oceanu
zamknięty starością zniknąłem
w symbolach w poezji naskalnej
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Wystukuję nogą rytm
nabieram powietrza w płuca
gotuję się na spotkanie z tobą
a teraz już nie pamiętam
twojej twarzy
tak bardzo chcę wyruszyć
po tafli jeziora
tak bardzo chcę przemierzać
stepy i sawanny
prowadzony spokojną ręką marzyciela
do drzwi twojego domu
by jeszcze raz spłonąć w gorejącym krzaku
twojej twarzy i twoich rąk
>>> 
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
*Sokrates na przystanku przed Żaczkiem*
O czwartej nad ranem
po całonocnej imprezie
w środku kłótliwej filozoficznej dyskusji
z ciemnego kąta Sokrates odezwał się
stwierdził że nie może w tym kraju żyć publicznie
rozgniewany tłumaczył się że na jego pytania
Czerwoni odkrzykują tysiące odpowiedzi
a rady jego uważają za anachroniczne
Każda instytucja i organizacja ma prawo
sądzenia takich jak on
i że dziwi się że taka ilość wypitej cykuty
mu jeszcze nie zaszkodziła
Chwiejąc się wyszedł z domu studenckiego
w zimowy poranek
bez czapki i szalika prosto na mróz
w samych tylko greckich szatach
Podszedł do grupki ludzi oczekujących
na tramwaj aby posłuchać ich szeptów niezadowolenia
Tu znalazł się w centrum sowieckiego życia 
obrzucono go nienawistnymi spojrzeniami
za to że był sam
nabrał więc w płuca mroźnego powietrza
i posłał w ich kierunku strumień pary z ust
Gdy odór wina zamarzł i opadł
w grudkach na ziemię czysty obłok otoczył ich
i owionął wszystkim co miał w gorącej duszy
Tak udało mu się roztopić skorupę
swoimi skoncentrowanymi indywidualnościami
i przeniknął śmiało do grupy z ludzkimi myślami
poglądami i uczuciami bogów
Stworzył z nimi nowe życie publiczne
stojąc na przystanku po całonocnej imprezie
jak w obłoku nad brzegiem czerwonego Morza 
akurat gdy nadjechał tramwaj
z Wojtyłą jako motorniczym
>>> 
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Poletko  *
Dałaś mi całkiem niezłe poletko
abym mógł je uprawić i zasiać ziarno
dziś pośród ojcowskich i sąsiedzkich zbóż
rośnie moja dziwna błękitna trawa
doglądam jak kiełkuje (pnie się w górę)
sikając na nią co rano
W miasteczku byłem samotnym chłopcem
z miasta wyniosłem już jako samotny mężczyzna
ale dowiedziałem się że skłóciłaś ludzi między sobą
Do miasta uciekłem jako samotny chłopiec
lecz gdy kazałaś wrócić byłem już samotnym mężczyzną
ale dowiedziałem się jak przez ciebie
skłóceni są od wieków ludzie]
Zdziwiony kto ciebie tak dziwnie nazwał kobiecym imieniem
Ze szkoły wyszedłem jako mały Napoleon
by zemścić się na twoich wrogach
ale oni otaczali mój dom wokół
i wciąż składali mi gratulacje i pochwały
Na wędrówkę po kraju zabrałem tłumacza
powróciłem ze stalową drzazgą w piersi
z gryzącym pyłem lęku w oczach
Zdrzemnąłem się na ławce w nowym parku
na grobach powstańców
Zaangażowany niegubiący kompleksów
planujący nawet idiotyczne sny
popierający komputerowy program marzeń
piszący przemówienia używając tylko słów
które przedzielały dotąd przekleństwa
przebudziłem się twardo dzierżąc swój sztandar
wysoko ponad grą w kolory
znając znaczenie słów „My” i „Oni”
sztandar to było „Ty” i „Ja”
Tak zrozumiałem jak bardzo nie znoszę
gdy ten jeden ma rację
dlatego wciąż gryzę się wyszukując tysiąc innych
że widzę dyktaturę pałaców z puszek
po śledziach w oleju
francuskich wieżowców
stalinowskich osiedli
szwedzkich hoteli amerykańskich kredytów
fałszywą wdzięczność Trzeciego Świata
ginące kolonie jaskółek tuż obok
Zanosząc swoje długie włosy w ofierze do kościoła
ciągle usiłuję sobie coś przypomnieć
gdy krzyczę „Hej Wolnomyślicielu czyżby istniały aż tak mocne marzenia”
Na tym poletku które mam
ktoś kiedyś walczył i umierał
Więc nie chcę gazet i informacji
nie chcę wolnych sobót
nie chcę czekać na szynkę w sklepie
nie chcę spacerów po mieście by nie patrzeć wciąż
tylko na listy gończe
nie chcę już dłużej słuchać o pokoju
Ja pod wieczór pójdę na uświęcone krwią poletko
położę się we wschodzących gdzieniegdzie ostach
będę wąchał moją błękitną trawę
wciąż czekał na swoją walkę i śmierć
 
Poletko 2
Dałaś mi całkiem niezłe poletko
aby uprawić mógł je i zasiać ziarno
Dzisiaj pośród ojcowskich i sąsiedzkich zbóż
rożnie moja dziwna błękitna trawa
doglądam jak kiełkuje sikając na nią co rano
Do miasta wybrałem się kiedyś jako samotny chłopiec
powróciłem jako samotny mężczyzna
w międzyczasie dowiedziałem się
jak skłóciłaś ludzi pomiędzy sobą
zdziwiony, kto nazwał Ciebie tym kobiecym imieniem
pamiętam, że ze szkoły wyszedłem jako mały Napoleon
miałem mścić się na twoich wrogach
a oni otoczyli mój dom wokół
wciąż składali mi gratulacje i pochwały
Na wędrówkę po kraju zabrałem tłumacza
powróciłem ze stalową drzazgą w piersi
i gryzącym pyłem lęku w oczach
Drzemałem na ławce w nowym parku
na grobach powstańców
Zaangażowany niegubiący kompleksów
planujący swoje najdziwniejsze sny
popierający komputerowy program marzeń
piszący przemówienia składające się ze słów
które przedzielały dotąd przekleństwa
przebudziłem się setki kilometrów od domu
wciąż twardo dzierżąc sztandar wysoko ponad grą w kolory
zrozumiałem wreszcie znaczenie słów „My” i „Oni”
sztandar znaczył „Ja”
Nie znoszę więc gdy tylko ten jeden prawdziwie słuszny
ma rację
Zobaczyłem dyktaturę pałaców z puszek po śledziach w oleju
samowładztwo stalinowskich osiedli, francuskich wieżowców,
szwedzkich hoteli
małpy w szklanych klatkach patrzące beznamiętnie
na ginące kolonie jaskółek
Zanosząc swoje długie włosy do kościoła ciągle usiłuję sobie
coś przypomnieć
wołam do Jezusa: Hej, Wolnomyślicielu, czyżby istniały
aż tak mocnemarzenia
Na tym poletku które mam ktoś kiedyś walczył i umierał
nie chcę więc zgniłych i zatrutych informacji, spleśniałej historii
nie chcę nawet wolnych sobót, szynki i cukru w sklepach
nie mogę już dłużej spacerować po ulicach miast
by nie patrzeć wciąż tylko na listy gończe
pójdę na uświęcone krwią poletko i położę się
we wschodzących gdzieniegdzie ostach
popatrzę w bolszewickie gwiazdy
poczekam na czekającą mnie walkę i śmierć
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Widzisz w wodzie swoje odbicie
długo czekasz na życia łzę
zanim odpowie ci echo życia
odchodzisz zanurzasz się w inną mgłę
dlaczego ojcze sekretarzu
karmisz mnie kłamstwem
Nie możesz darować mi mego snu
jeśli twój święty dzień jest taki złoty
jak mówisz
to blask oślepił cię
spotykasz starca w połowie drogi
na polnej drodze w środku dnia
mijasz go ze złośliwym uśmiechem
on bosy i na jedno oko oślepły dawno
a może to Homer socjalizmu
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
            Wy macie rację na składach i hałdach
            musicie ją sprzedać
            więc urządziliście wielki festyn
            przechodzę tędy i przyglądam się
            jak sprzedajecie te czerwone baloniki
            jak sprzedajecie sumienia i dusze
            jak powoli przeliczacie dzienny utarg
Przed tym straganem stanął mój żywy brat
i dał część swojej młodości
jako zapłatę za śmiech
a ty umarły kuzynie 
zadowolony
zamknąłeś złotą monetę w dłoni
jak jego wieczny sen
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Gdybym wiedział, że jestem tu naprawdę sam
gdybym w tym pokoiku nie słyszał
jak na korytarzu śmieje się pijana dziewka
i nie czuł się taki smutny
gdybym nie nasłuchiwał muzyki, której lubię
i tej, która jeszcze nie ma granic bo nie zabrzmiała
i nie może być zrozumiana
jeśli pozbyłbym się wyrzutów sumienia
cuchnących przygód i błahych przyzwyczajeń
gdybym nie wymienił wolności na przeznaczenie
i nie czuł się tak oszukany
gdybym nie wstydził się
najlepszych stron swego życia
gdybym nie porzucał w połowie drogi szans
jeśli nie przekonywałbym gorących łez
mówiąc im że są wyrafinowane
            Wtedy odłożyłbym ten długopis
            którym piszę wiersze, listy i posłania
            oparłbym głowę na dłoni
            zamknął powoli oczy i cichym szeptem
            zacząłbym rozmowę z twoim złudnym cieniem
Gdybym wiedział, że to ty pukasz
w tej chwili do drzwi
odsunąłbym krzesło i podszedłbym
do tych wynajętych ponumerowanych drzwi
i otworzyłbym je na oścież
gdybym wiedział, że to naprawdę
ty
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Określam się idąc
wciąż mrocznym korytarzem życia
poprzez oczekiwanie na jej ciało
poprzez obawę przed jej dzikimi ustami
wtedy niewiele tych kwiatów widzę drżących w kropelkach rosy
ale zaszczyty i bogactwa z wszystkich łąk niebieskich
nagle wędrują do mnie
Nazywam części swego życia cierpieniem
moja bliska wciąż mnie chce zastać innego
gdy tuli mnie i nie może mnie zmienić
walczy bezimiennie o niebo w mrocznych
korytarzach ziemskiego więzienia
przeciw strażnikom raju depczącym orchidee
Ja w międzyczasie znajduję siebie na swym miejscu
w końcu tego który 
wie kim jest
pojącego swój Parnas
olimpijskim nektarem drżącym w kroplach muzyki 
I tak w oczekiwaniu staję się władcą przeżyć
o których ona mówi że istnieją naprawdę
gotowa przysiąc gotowa umrzeć w pewności
aż dotykając mego policzka ciepłem
swojej satynowej skóry
wątpki usycha umartwia się tracąc pasożytnicze kolory
Opisuje istnienie zapachem przynoszonym
w tę ciemność we włosach
jakiś rodzaj życia daje mi w tej zmysłowości
i w umieraniu w czasie oczekiwania
w mrocznym korytarzu życia
pośród pożółkłych łąk końca
lat siedemdziesiątych
a ja wciąż poszukuję życia w zmysłowej akceptacji
lub umieram w oczekiwaniu w ciemnościach
w poczekalniach i korytarzu życia
pośród kwiatów ludzi
i rozkładu
>>>
DSCN0825aa
Czerwone błyski z powierzchni chmur
jak z zaświatów z nocnych lotów samolotów
jak duchy wpadają do ogromnego ozdobnego dzbana
którego oczy wpatrzone są nieruchomo
we wszechotaczający czas 
Pulsujące okruchy czerwonych słońc
miotają się w wydrążonym wnętrzu
świadomość swoim nieoczekiwanym pożądaniem
ze słowem początku i początkiem słowa
odżywa wspierając grobowe wnętrze strachu
przed ginącym światem
Pustynie naszych domów oświetla w ten sposób
gorejący nagrobkowy znicz
ten dzban z którym utożsamia się dzieło
mojej wydrążonej działalności obserwatora
lotów czerwonych pęcherzyków życia
ślad irracjonalny boskich myśli
z brzegów dyskusji zwaśnionych myśli ziemskich
Samoloty w tych snach odwzorowanych
na powierzchni dzbana
płyną w czerń w chmurach w ciszy
żyją żyją ożywiają moje wydrążone wnętrze
 zawsze niewidzialne
 >>>
??????????
Zbudowano dla mnie dom
spajając gorączką głupoty
wielkie kamienie kłamstwa
z dnia na dzień czuję się tutaj
coraz bardziej obco
Nie szukam w nim już oparcia
nie znajduję bezpieczeństwa
powracając z dalekich dróg
Bezdomny wędruję rozpinając
przed istotą chłodu
namioty uosabiające
zapach ogrodu kwiatów i wilgotnych traw
dolatujący przez otwarte okno
w lipcową noc
Wrażenia z naskórkowych dreszczy
przemieszczających się w górę
z elektrycznymi zmianami z zewnętrza
do wnętrza w czasie dziecięcych kąpieli
w małej wanience
zagubienie nieznajomego w nieznanych zaułkach
wszelkie burze szkoły walki wzgórza tęsknoty
Tak to jest mój prawdziwy jedyny
ogień domowy
takie są wnętrza i ściany tego prawdziwego domu
gdzie rzucony w jakieś miejsca drogi czarnej
szukam odpowiedzi na nurtujące pytania demokracji
neguję w modlitwach wieczornych
te całotygodniowe katalogi słów
dopuszczonych do publicznego używania
przez osobę i ludzi Pierwszego Sekretarza
sam już nie wiem czy wyrwę się w końcu
poza ich zaklęty krąg
czy dam się użyć Partii do jakiegoś celu
Kardynał Wyszyński mówi żebym
tolerował Pana Gierka mojego zabójcę
dla dobra jakiejś Polski która jak służąca
zmywa naczynia w kuchni kilku obcojęzycznych policjantów
Więc jak mam wracać by żyć w obcym domu radośnie
pozbawiony miłości przez ojca i matkę
Nie mogę być komunistycznym meblem
choćby i w salonie najznamienitszych zbrodniarzy
Chcę umierać z tęsknoty w swoim namiocie
cierpieć w koszmarnych unicestwieniach światów
w koronach drzew wolnej magnolii
płonąc w rzekach krwi purpurowej i zielonej
wszechogarniającej marzenia i sny
kosmicznych stworów z baśni
Nie zostanę nigdy w tych warunkach
energicznym podziwianym młodzieńcem
Demokracja staje po stronie bezmyślnych
rozkosznych dzieci i ginących ze zmęczenia
starców
Chcę by wolność i demokracja płonęły
domowymi ogniskami
by ogrzewały zdrowe i twórcze nieschizofreniczne
rodziny prawdziwych ludzi
wtedy powrócę z pustyni
wyjdę z namiotu Jozuego
i zamieszkam w pałacu jak Dawid
>>> 
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Zawdzięczamy wam systemy totalitarne
ogromne pustynie i wspaniałe nieśmiałe
życie pustynne
Tam przestępcy oceniają przydatność
nowonarodzonych dzieci
i oddają je pod opiekę przedmiotów materialnych
urodzeni do dzikości szukając prawdy
giną na urojonych kamieniach rozproszonych
w kosmosie
Nazywając miłość wszelkim pożądaniem
systemy totalitarne nie czynią nic
dla samotności gdy kipi
w prawdziwym życiu
zmienia jedną deformację w drugą                                                                     
pośród ciemnej nocy
Wspaniałość napełnia się jadem
dającym epidemiologiczne zakażenie
całej pustyni
powstają stworzenia czyhające
na naszą bosą stopę
pozostają ciągłym zagrożeniem dla duszy
>>>
??????????
Przechadzasz się we wnętrzu mojej głowy
w tą i w tamtą stronę
zaznaczasz każdy krok stukając
kamiennymi obcasami swoich butów, choć
 taka wielka mieścisz się bez trudu
w małej metalowej puszce mojej głowy
zuchwale obnosisz w czarczafie swoją jasną twarz
zaglądasz we wszystkie zakamarki mojego mózgu
zmuszony jestem śledzić twoją obecność
w każdej sekundzie mojego życia
zatrzymujesz mnie w nieustannej torturze
cierpię na klaustrofobię twojej obecności
oszołomiony nie mogę powstrzyma† krzykiem
głuchych tych dźwięków wstrząsających moimi
trzewiami
przez chwilę, gdy zatrzymujesz się głaszczesz moje
myśli
by potem znów wyruszyć z tym kamiennym stukotem
zasłaniając się światłem i cieniem
nie dajesz się rozpoznać od lat
>>> 
* Dwoje ogromnych oczu  *
Dwoje ogromnych oczu
patrzy na mnie ze ściany
poruszają powiekami
przemieszczają się do góry i na boki
Odwracam się i widzę je w powietrzu
tuż nad sobą
małe i duże oczy różnych kolorów
przybywa ich coraz więcej
otaczają mnie zewsząd i osaczają
skupiam się cały w sobie
ręce mi ze strachu drżą
zwielokrotnione spojrzenia sprawiają
że jedna kosmiczna myśl
z szybkością trzystu tysięcy idei na jedną duszę
poprzez mózg odpychana przez jego magnetyczne
granice
wciąż pędzi, pędzi, pędzi
ledwo wytrzymuję ten ruch
kołyszę się
natężam wszystkie siły by uratować swoją głowę
przed eksplozją
 I cóż z tego, że widziałem ją tylko raz
 i cóż z tego, że słyszałem ją tylko raz
  gdy jej oczy niszczą moją przeszłość
  pojawiające się w ciemności wokół mnie
  wyłaniające się z blasku nocnej lampki
 lub z krzyków złych ludzi
 gdy jej oczy niszcz także niewycenione jeszcze sprawy
Moje istnienie przelewa się jak krew
chluszcząc w industrialnych żyłach
jakby obcego nieznanego człowieka
rzeka krwi kipi we własnym punkcie krytycznym
płynę, więc w zapomnieniu w ciele, które
należy do gigantów
krew wylewa się poprzez ogromną źrenicę
coś błyska u wylotu czarnej otchłani
>>>
??????????
* Dwoje ogromnych oczu*
Dwoje ogromnych oczu patrzy na mnie ze ściany
poruszają powiekami przemieszczają się do góry i na dół
odwracam się i widzę je w powietrzu tuż nad sobą
jest ich coraz więcej, małe i duże, różnych kolorów
otaczają mnie, osaczają.
            Ręce mi lekko drżą i skupiam się cały w sobie
            wepchnięty do swego wnętrza zwielokrotnionymi spojrzeniami
            które sprawiają, że jedna kosmiczna myśl
            z szybkością tysięcy rozcieplających się idei na jedną duszę
            poprzez moje zwoje wciąż odbijana od granic mózgu
            pędzi, pędzi, pędzi, pędzi
Już dłużej nie wytrzymuję, kołysząc się, natężam wszelkie siły
by uratować swoją głowę przed eksplozją
– widziałem ją tylko raz, słyszałem ją tylko raz
Jej oczy niszczą moją przeszłość, niewycenione sprawy
pojawiają się wokół z ciemności i z blasku nocnej lampki,
ze słów obcych ludzi, z uderzeń bliskich osób.
            Nie jestem w stanie wskrzesić już siebie
            moje istnienie przelewa się chluszcząc
            jako gorąca krew w żyłach obcego nieznanego człowieka
            Czerwoną strugą płynę bystrzem nurtem w zapomnieniu
            Jestem gorącą rzeką krwi dochodzącą do punktu wrzenia
            tyle ze mnie zostało w zimnym ciele które już do mnie nie należy
Ogromne oczy wchłaniają tę istotę
i znika poprzez czarną źrenicę
błyskając u wylotu  otchłani
Ogromne oczy przyjmują sen
i zamykają się za mną bramy wszechświata
czy pozostaję w głębokim ciepłym wydechu
z piersi opadających ostatni raz
>>>                       
IMG_0037a IMG_0022a
* Co za rok! *
Słońce przez firanki świeci na moją głowę
z błękitnego nieba grudniowego rozgrzewa
skórę na moim czole oraz tłuste długie
włosy i to w roku kontestacji
Siedzę już drugi tydzień leniwie w mieszkaniu
nic nie robiąc całymi dniami
rzadko wychodzę na dwór
i to w roku zwycięstw
Piję zwędzony ojcu spirytus
lejąc go w swoje młodzieńcze ciało
z kryształowej lampki do szampana
słucham folkowego zawodzenia Boba Dylana
i to w roku buntownika
Krzyczę przez otwarte okno
do ludzi z transparentami klnących na wszystko
co państwowe
używam bardzo skomplikowanych środków artystycznego
wyrazu zaklinając deszcz
i to w roku festiwali
Dzięki słońcu spędzam wakacje na wyspie
pośród oceanu lęku
metafory przyniesione z gór i z nad morza
leżą na kupie brudnych łachów
tajemnicze głosy nie milkną w mieszkaniu
chociaż upijam się coraz bardziej
i to w roku szczęścia
Miejski blues dopada zrozumiały potok sów
kamienie lecą w moje okno
dylanowskie
Upał grudniowy wali mnie w łeb w łóżku
zgniły rock i rewolucja
tak Panie po tylu dniach modlitwy
euforia i szok
co za, co za rok?!
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Pozwalasz *
Pozwalasz się zakrzyczeć
przez obłoki papierosowego dymu
gdy potrząsasz nim przed nosem
w Gaju Akademosa
Pozwalasz esesmańskim dzieciom
by używały cię, jako maskotki
na szaleńczych koncertach hałasu
Pozwalasz osądzać się komputerom
i przyjmujesz od nich komplementy
najprostsze słowa
bardziej wyrafinowanych środków wyrazu
używasz wtedy, gdy klniesz na komunę
w roku rewolucji
>>>
???????????????????????????????
*Ustępuję przed siłą*
Jestem pod wpływem śmierci
która przychodzi do mnie
we wszystkich zarządzeniach państwowych
zaczynam kochać wariatów i samobójców
Nie mogę wydobyć z siebie odrobiny nienawiści
zaszczuty przez całą moją miłość
przez kartki obowiązkowych lektur
rozrzucone po uprawnych polach
po których uciekam na przełaj
przez fałszywe zapewnienia moich bliskich
przez brednie moich wychowawców-prześmiewców
Ja wróg systemu utytłany
we własnym brudzie 
Błyszczę jak kałuża do której
zagląda słońce
Wznoszę się w centrum mojego życia
za grupą nastoletnich proroków
ponad chumry socjalizmu
Modnie ubrany w pośmiertny całun
ratowany w ostatniej chwili
przez pejzaże rodzinnego kraju
ustępuję przed siłą
daję się zdeptać
wtłoczyć w ten kraj na zawsze
>>>
???????????????????????????????
* Białe fasole*
Białe fasole rozrzucone na czarnym blacie stołu
i puszyste kule przemarzniętych gołębi na śniegu
wtulających głowy w siwe pióra
Moje wszystkie pragnienia jęczące strachem na wietrze
walki kobiet i mężczyzn na placu przed moja chatą
I wszystkie szklane kulki, pęcherzyki powietrza
czarne dziury, mgławice tęsknoty, niewidoczne oczy
Pozwalam w nocy i w dzień marnować się wszelkim szansom
kierując się głosem ducha, kierując się głosem dziecka
zbieram rozmowy i głosy ludzi, oderwane obrazy świata
Nazywam je głosami Boga i usprawiedliwiam się
przed swoją chorobliwą nieśmiałością
Układam z małych elementów kosmiczne konstrukcje
głupieję i mądrzeję naprzemian leżąc w poprzek drogi
swojej drogi, tylko wierzę że jest to moja droga
Zmyślam historyjki z odgłosów duszy w obcych ciałach
dwie pijane dziewczyny mówią do mnie,
że czują w sobie jakąś dziwną siłę
ja słyszę to schodząc po schodach i po chwili
wracam i zapisuję ich słowa
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
*Wczoraj*
Wczoraj pijany człowiek pochwalał
moje niezłomne przekonania
ja udawałem, że tego nie słyszę
i byłem bardzo dumny ze swojej pokory
Wczoraj profesor uniwersytetu
odpowiedział uśmiechem na mój uśmiech
Wczoraj dziewczyna siedząca obok mnie
przy stole przycisnęła kolano do mojego uda
Wczoraj w domu towarowym ojciec
zarekomendował mój wygląd zewnętrzny
swojemu małemu synkowi
udawałem, że mnie to nic nie obchodzi
Wczoraj dziewięciolatek
usiłował mnie zagadnąć w kinie
Wczoraj starsza kobieta
spojrzała na mnie wyzywająco
a ja spuściłem wzrok gdy stanęła tuż obok
i odwróciłem głowę okropnie zmieszany i zakłopotany
Wczoraj ty uczyniłaś to samo chyba myśląc
że tak będzie lepiej
>>>
DSCN6161a
* Dotknąłem oczami gwiazdy*
Dotknąłem oczami gwiazdy
pośród rozpalonego unoszenia się
w ciemnościach i przez smugi światła
Zbliżyłem się do niej
w oparach nieodłącznego strachu
zbliżyłem się w pozach
które były jak prawdziwe życie                          
Przywarłem oczami do jej powierzchni i głębi
rozczarowany załamany stracony
Dostrzegłem drzemiąc na jawie
jak składają się z okruchów myśli
trzy erotyki
Przechodziłem przez pola zasieków
poszarpany poraniony pokrwawiony
oślepiony aż do obłędu blaskiem gwiazdy
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
            *Lawina*
Spod szczytu odrywa się lawina
            ludzkich mozolnych prac
            które staczają się
            porywając wszystkie pomyłki
            Ja widzę jak w chwilę potem
            cały świat przez chwilę zamiera
            Karawany przechodzą przez bród
górskiej rzeki
            która zabiera ich ofiary
            Ja przepływam ją w najszerszym miejscu
            i biegnę do przodu wyprzedzając lawinę
ja przodownik
pomyłek
>>>
???????????????????????????????
              *Zduszony płomień *
                    Radio mówi mi ten cały wieczór:
                    „buntuj się, walcz bez pieniędzy”
                    zmykam się pomiędzy stronicami Biblii
                    jak pośród kolumn świątyni w Palmyrze
                    z pułki na której stoi radio głos upragnienia
                    ścieka na niższą półkę małym strumieniem
                    a potem jeszcze kilkoma kroplami niżej
                    głos skarżącego się człowieka współczesnego
                    przychodzi do mnie jak człowiek patriarchalny
                    rozumiem dlatego płaczę
                    rozumiem dlaczego człowiek zabija się
                    nawiązując do tradycji wiecznie żywych
                    Dzięki Biblii akceptuję wszelkie zamknięcia
                    wewnątrz płomienia
                    pochodni w piramidzie
                    lampki w świątyni
                    świecy w klasztorze
                    wiedząc że być może rytm serca nakryje go brutalnie swą łapą
                    robił to w przeszłości choć wystarczało lekko dmuchnąć na tę słabość
                    wystarczyło powziąć tylko zamiar
                    który przedostałby się na pewno przez podwyższoną temperaturę
                    i zepchnął w obłędną spiralę ciemności
                    To radio, te sprzęty przemawiają do mnie:
                    „grzech też ma swoją delikatność i nie zawsze łamie wrażliwość”
                    wchodzę do słów po ciszę zapomnienia w ucieczce
                    przed morderczym rytmem serca
                    walczę wywołując obsesyjnie
                    głoski we wnętrzu słów
                    upragnienie to dwoje drzwi
                    i nagle jedne z nich zmykają się za mną
                    na zewnatrz nie mogę zrozumieć
                    dlaczego, kiedy i którędy wychodzę
                    wynoszę w ciemność dymiący zgnieciony knot
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
                    Dwie obłąkane kobiety we mnie
                    przemówiły w swoim języku
                    zbliżyły się do siebie
                    pomimo różnicy wieku wynoszącej pięćdziesiąt lat
                    otoczyły ramionami i chorobliwymi spojrzeniami
                    jedna nastoletnia w męskim przebraniu
                    druga z siwą głową z sercem w pułapce
                    zjednoczyły się, uniosły nad ziemię
                    i popędziły w dół stoku jako pojedyncza srebrna kula
                    spadały dotąd aż otoczyła je noc na samym dnie
                         Dwóch filozofów szczycących się starożytnymi brodami
                         płynęło wpław przez czarną rzekę
                         do mnie stojącego na brzegu
                         wiedziałem, że gdy połączą się nasze ręce będę musiał umrzeć
                    Dwoje młodych ludzi kochało się samotnie prawdziwą miłością
                    wewnątrz drzemki przechodzącej w sztorm wizji
                    jakaś dziewczyna uderzała szpicrutą w końce moich nerwów
                    fałszywie oskarżony, nie mogąc wybełkotać jakiegokolwiek słowa obrony
                    stałem przed sądem tłumu kibiców na jakimś stadionie
                         Młoda kobieta nagle poruszyła się na dnie
                         z ciemności wyłamywała się gniewna
                         a starucha zademonstrowała prowokująco
                         swoje strasznie białe uda
                         pokonały moje przyjaźnie i odepchnęły je
                    Wojownicy śpiący w ostępach zwieszonej głowy
                    poruszając się we śnie zbudzili ciężki ból
                    ból zapiekł na czole w słońcu świadomości
                    popatrzyłem na świat białkami oczu
                    i pędzącymi w nich jak elektrony źrenicami
                 sędziowie obserwujący od jakiegoś czasu  moją walkę
                    wyrazili gestami nienawiść państwa
                    wykonawcy kary wykazali beznadziejność walki
                    Anioł Stróż zaczął uciekać
                    gdy dostrzegł mnie na końcu więziennego korytarza
                    okruchy boskości pozostały w innych miastach w innych domach
                         W pleksiglasowych bryłach geometrycznych
                         wypełnionych barwnymi zmrożonymi koktajlami
                         umieszczono rajskie ptaki i rośliny nieprzemierzonych dżungli
                               bezpieka przeszukała moje nastroje
                         nie znajdując w ostatnich sensownych oświadczeniach
                         słów mogących stanowić jakiekolwiek zagrożenie
                         mogłem je wyjąć i zamienić na wiersze
                         płowe zwierzęta stepowe połknęły geometryczne bryły
                         Ukryty w bezwolności uciszałem staruszkę
                    zawodzącą we mnie
                    przeniknięty chłodem i ciemnością
                    drgałem miarowo na linie zawieszony
                    obie kobiety wydzielały z siebie małe kuleczki
                    miękkiego ciepła słabego uczucia miłości
                    nad przepaścią tablic i posągów
                    moją linę trzymało tysiące rąk
                    nad krawędzią niebytu
                    cierpienie trzymało mnie tysiącem rąk
>>>
??????????
          * Każda miłość pozostawia ślady *
                  Miłość robi z człowieka głupca
                  zaczyna wtedy cenić swoich wrogów i wierzyć w nich
                  eksponując swe wady
                  Uważa się za Boga gdy przez chwilę
                  od jego płaskiego serca odbiją się promienie łaski
                  Uważa się za anioła gdy daruje życie torturowanym więźniom
                  wtedy miłość dla niego to smuga cienia
                  rzucana przez jego serce na drodze strumienia
                  żywej poświaty
                  Każda miłość pozostawia jednak ślady
>>>        
 ??????????
                  Czy potrafisz tak spokojnie jak ja obserwować
                  słupek rtęci w termometrze sercowych aktywów
                  gdy nie pamiętasz żeby w ciągu ostatnich dziesiątek lat
                  zatrzymał się w swym nieustannym ruchu w dół
                  Nie chcę drażnić własnej woli
                  nieograniczanej żadnym poziomem krytycznym
                  używaniem jej w chwili gdy jeszcze tylu ludzi
                  sądzi, że przetrwamy w systemie o nazwie: „Współczesny świat”
                        Nastrój decyduje a przekora przygotowuje
                  alternatywy kodując obserwacje ludzi na drogach
                  Jestem zamknięty w swojej szafie i spędzam tam całe dnie
                  siostrzeniec zamyka jej drzwi na klucz od zewnątrz
                  i wychodzi z domu na wiele godzin zgodnie z moimi sugestiami
                  W szafie przeżywam swoją korridę
                  jestem niepokonanym od lat bykiem lśniącym w pełnym słońcu 
                    na którego śmierć czekają od lat widzowie obywatele mojej Neurtopii
                        Tak przesiaduję w szafie i w zaćmieniu zmysłów
                  w opętaniu z wyczerpania dojrzewam do wielkiej roli
                  Wszędzie ludzie wędrujący, ludzie spacerujący bez celu
                  na drodze do sławy, na autostradzie, na molo w Sopocie
                  na rozpalonej ulicy Krakowa, na powierzchni jeziora,
                  na morzu księżyca, na ścieżce, na skalnej grani
                  na linii frontu, na linie nad Niagarą
                  widzę jak na wszystkich drogach poruszają się
                  mechanizmy głodu, rozumu, bólu i celu
                  rozmontowuję detektor aktywów sercowych
                  chcę poznać zasadę jego działania
                  Należy poznawać bez użycia woli
                  nie wolno drażnić woli póki nie jej czas
                  póki chce trwać właśnie taki mój świat
                  niewspółczesny
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
             * Jaką masz korzyść? *
                   Jaką masz korzyść z tych wspaniałych krwawych
                   zwycięstw w przeszłości
                   Siedzisz teraz sam na peronie zagubionej stacji
                   bez rodziny i przyjaciół
                   patrzysz na semafory na których jeszcze wiszą
                   ciała zgładzonych przeciwników
                   Kiedyś gdy z trybuny rzucałeś spojrzenia
                  w pierwszomajowy tłum
                   tworzyłeś wyspy i spokojnie przyglądałeś się
                   umierającym na nich rozbitkom
                   Dotknąłeś krawędziami dłoni góry
                   władzy nad życiem i śmiercią
                   chciałeś zrodzić dzieci dziś to czynisz
                   tylko one ci pozostały, tylko one            
                   gorące gorące łzy
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Odkuć się
Jestem kobrą w jadowitym uścisku
zaciśniętą wokół własnego serca
i jeszcze z kłami w nim zatopionymi
z szeroko rozwartymi oczyma
i źrenicami jak wejścia do jaskiń
z szaleńczym błyskiem ucieczki na czole
Ziarna piasku drażnią moje mózgowe zwoje
a wściekłe myśli pulsują wokół nich
niezidentyfikowane cierpienia czuję jak
atomowy akcelerator
Jestem oryginalnym wężem zabijam
bez ostrzeżenia w tak cudowny sposób
albo wdeptuję w ziemię cień proroka
obcasami butów jak węża
Przy otwartym oknie w czasie wiosennej burzy
obmyślam nowe teorie samozagłady
w odcieniu niebiesko-zielonym
Jakbym pragnął się odkuć
za zmarnowanie życia
czekaniem na drzewie kuszenia
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
*Kłamstwo*
Jeśli chcesz zostać jednym z nas
porzuć szkołę od zaraz
rzekł Mahomet – skończ z tym raz
Niszcz każdy system lub do tego dąż
jeśli już nie potrafisz nic
wewnątrz maszyny która utrwala realny świat
by każdy człowiek mógł dostrzec że istnieje w nim
Będziesz się obracał jak koła i tryby
i zbierał pieniądze na własną wolność
jeśli dasz pożreć się korozji
jeśli powrócisz w głęboką ziemię
gdy staniesz się wysokim drzewem
gdy zafalujesz morzem zielonych traw
będziesz jednym z nas
te słowa rzucił jakiś kpiarz
Bo jeśli będziesz istniał naprawdę
to czy musisz o tym od razu wiedzieć
Tak będziesz wtedy samą prawdą
a może jednym z wielkich kłamstw
>>>
??????????
              * Ziarna piasku  *
                    Zapadam w popołudniową niedzielną drzemkę
                    chociaż trwam w uścisku anakondy
                    śnię dziecięcy sen
                    ale ziarna piasku
                    dostają się do moich mózgowych zwoi
                    Film o fantastycznych bohaterach z kosmosu
                    przynosi niespotykane napięcie i cierpienie
                    serce zmienia się w atomowy akcelerator
                    We śnie zabijam bez ostrzeżenia w cudowny sposób
                    wdeptuję w ziemię obcasami butów cień proroka
                    otwieram okno w czasie burzy, obmyślam nowe teorie
                    zagłady o odcieniu niebieskozielonym
                    Anakonda poruszyła się, czy jeszcze zdążę
                    się odegrać za zmarnowanie mi życia
                    czy będę do końca pełzał na brzuchu
                    w rajskim pyle socjalizmu
>>>      
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
 *W kwadraturę snu*
Czarne korytarze czworokątne otchłanie
wydrążone do bram przeistoczenia
do wylotu świetlistej wielkości prowadzą
Cienie dla twojego strachu kładą się
w poprzek każdej drogi
Wędrujesz długim spacerem wewnątrz tych kanałów
gdy zegar bije godzinę dwunastą
nad skrzypiącym stąpaniem umarłych
w górę i w dół
gdy księżyc w nowiu odmawia swego blasku
morzu które fioletowieje i wnika w przestworza
oraz człowiekowi idącemu po fali
Kamienne organizmy przyczajone pozwalają się
spenetrować w głębokim bezruchu
śmierć idzie przed tobą i za tobą
i widzisz tylko najgłębszą czerń i szare plamy
daleko gdzieś przed sobą
Na skazanie w kwadraturę (owy) snu (sen)
wnikasz w kamień w stal w chłód
staczasz się z tarczy zegara i odkrywasz w końcu sen
uderzając nosem we wszelki początek
Brzegi ścian i kreski murów skończonych
zamykają się nad głową
spadają czernią we wszystkich nazwach świata
na przemykający grzbiet
nie dają ujść przed słusznym wyrokiem
nocnych symetrycznych otchłani
do bram przeistoczenia wielkiego snu
>>>
??????????
        * Okruchy *
            W wojnie i w pokoju
               dla narodów dla cywilizacji
               w lęku i w rozumie
               aby oddzielić rośliny minerały i zwierzęta
               spójnik jak mur
               nieprawdopodobnie
               nie
               schody
               ręce
               głowa
               schody
               droga
               małe okruchy wspaniałej sztuki
>>>
??????????
             * W nowiu *
                    Powrócił nów
                    przeszedł przez ludzkie sadyby
                    przez wąwozy osiedli
                    pomiędzy rodzinnymi zagrodami
                    mnie zagrodził drogę potwornym cieniem
                    pod czarnym mostem
                    wskrzesił przede mną wyklęte pozagrobowe postacie
                    które pojawiły się ze wszystkich stron
                    w niematerialnych miejscach mojego mózgu
                    błysnęły ślepia moich monstrów
                    Okaleczona noc zaprosiła mnie na swą kosmiczną
                    trasę prowadzącą do umarłych ogrodów dziecinstwa
                    zgniatając moja sierocą dolę
                    poprowadziła mnie tłumacząc po drodze 
                    niezrozumiałe do tej pory szepty snów pokoleń
                    nocne pojękiwania ludzi i zwierząt w stuleciach
                    szelesty niepokojonych rzeczy w epokach
                    stanąłem przed Wszechgwiezdnym, który pozbawił mnie domu
                    dreszcze wstrząsnęły mną
                    gdy przemienił się na moich oczach w spadającą gwiazdę
                    powstał na horyzoncie jak atomowy grzyb
                    zrozumiałem, że domaga się większej ofiary
                    niż tylko strach
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
              * Pomimo premedytacji *
                    Łażę od rana po pustym domu
                    i nie mogę znaleźć sobie miejsca
                    wczoraj wróciłem z drogi życia
                    przyniosłem tu dowód twojej miłości
                    Pomimo całej premedytacji mojego postępowania
                    pojawiło się coś w mojej głowie
                    co sprawia, że nie mogę nawet przez chwilę
                    zapanować nad myślami
                    szukam jakichś programów w telewizji
                    puszczam płyty
                    słucham Chucka Berry`ego na zmiane z McLaughlinem
                    do znudzenia
                    grzebię w stosie zdjęć
                    otwieram antologie poezji
                    czytam jakieś siedemnastowieczne erotyki
                    bazgrzę długopisem po marginesach wierszy
                    a on sam pozostawia na papierze
                    dziwne karykaturalne postaci, słowa i rymowanki
                          Przytaczam tysiące dowodów przeciw tobie
                          powtarzam sobie, że nie mogę cię kochać
                          i nie mogę przestać myśleć
                          o tysiącu wstydliwych rumieńców na twojej twarzy
                          o tysiącu dreszczy, które przeniknęły nasze
                          dłonie gdy się ze sobą zetknęły
                          nie wiem jakim tajemnym wejściem weszłaś tu
                          a ja przecież chciałem popatrzeć z boku
                          na twoją reakcję na poetyckie wyzwania
                          teraz już nie mogę znaleźć sobie miejsca
                          w swoim własnym domu
                          nie mogę ukryć się tu ze swoim piekłem
                          wywołałaś jego katastrofę ostateczną
>>>                  
??????????
                    Czy potrafię kochać jeszcze
                    po tych wszystkich szalonych latach
                    czy spotkam jeszcze taką twarz
                    czy zrozumiem taki charakter
                    po tym jak pozostawiłem ją samą
                    brutalnie porzucając w przejściu podziemnym
                    odwracając się na pięcie i odchodząc przeciwną stronę
                       Czy potrafię bez zdziwienia
                       czytać renesansowe erotyki
                       bez przekonania że ich autorzy to obłąkani głupcy
                    Czy stanę się zamożny
                    wynosząc bogactwa z walki w płomieniach
                    jak spożytkuję zebrane kolekcje diamentowych łez
                    męskich i kobiecych płynących
                    kiedyś jak cienie po twarzy zastygłej
                    jak spożytkuję wyobrażenia i postacie
                    utrwalone w idei piękna
                    z czystym sercem przedszkolaka
                    Czy zapragnę dopełnienia tej miłości
                    z ostatnią kroplą wiszącą
                    nad ostatnią iskrą żaru
                       Słyszałem znowu jej szept nad ranem
                       słyszałem jej miłosną pieśń pierwszym poszumie liści
                       słyszałem jej głos w słońcu na kwiecistych dywanach
                       słyszałem jej głos w czasie letniej burzy
                       cóż się teraz stanie
                       cóż się stanie po twojej śmierci
                       we mnie
>>>
 

1981

??????????
Strach
Nie straszne mi kolumny czołgów
które już wyprowadzono na nasze żyzne pola
z tajnych akt ministerstwa obrony wojny
Nie ulęknę się słów przywódców najpotężniejszych
imperiów i ich namiestników
widząc jak złoto i ołów wypływa z ich oczu wraz
Nie boję się wszystkich nienawistnych twarzy
jarzących się w kącie mego pokoju co wieczór
Pozwalam bez ubaw o przyszłość
ustawić się w ogromnej kolejce po prawdę i dumę narodową
kartkuję spokojnie Dzieła Wszystkie Stalina oraz
Myśli Mao, czasem nawet Mein Kampf
bawię się wnioskami płynącymi z tych klasycznych dzieł
oczekujac na przydział cukru
nie odbieram żadnego zagrożenia z felietonów Rakowskiego
przypuszczam nawet, że godnie będę umierał
na ulicach miasta śmiertelnie ranny podczas
rozpraszanej kolejnej demonstracji antyrządowej
i to od kuli wystrzelonej przez mego kuzyna
milicjanta z Nowej Huty
Dziś już nawet ojca nie rozumiem
jak można było żyć w takim strachu za Bieruta,
którego tak szybko uśmiercono
jak Papież stoję z wyciągniętymi rękami
przed tłumem terrorystów
Ale gdy wkracza w mój świat ukochana
gdy uśmiecha się do mnie z daleka
i macha na powitanie
zaczynam drżeć na całym ciele
wtedy dopiero poznaję strach
przy każdym naszym intymnym spotkaniu
gdy wtaczam tę czarną kulę codzienności
we wnętrze jej nadrealnej bieli
potrafię się zagubić i cierpieć w majestacie
doskonałości
pomiędzy piekłem i niebem
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Pogrzeb u progu życia *
Nie chcesz przeżywać swej starości
patrząc na dzisiejszy dojrzałości upadek
nie pragniesz nie oprócz wspaniałego
muzycznego pogrzebu w dwudziestym trzecim roku życia
Potrafisz wszystko zburzyć
nawet to, czego zbudować nie zdoła bez ciebie nikt
nie mówisz, że kochasz tą dziewczynę
nawet, gdy nie możesz nigdy o niej zapomnieć
Tak z premedytacją umierasz odsuwając się w cień
udajesz, że nie dostrzegasz jej, gdy
czytając w twoich oczach szuka tam blasku prawdy
szuka samej siebie biegnącej i podającej ci obie dłonie
W zatrutej rzeczywistości twoje ja
wabi emocjonalnych rozbitków jak kompanów Odyseusza
na pewną śmierć
Jest to szczęście odnalezionej ciszy
we wnętrzu największego hałasu
To ma być lekarstwo dla kultury
gdy zgrywasz się na pogrzeb u progu życia
jak twoja ojczyzna
walcząc beznadziejnie z przyszłością
>>>
 OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Tęsknię do kraju gdzie nie marznie ziemia*
Tęsknię do kraju gdzie nie marznie ziemia
chcę uchodzić tam gdzie serca lodem nie skute
patrzę głęboko w rzeczywistość i cóż
widzę wokół anarchiczny lęk
gromady czarnych ptaków zrywających się
z pól zaoranych w skiby
Gdy kontempluję własne lenistwo
w łozach polskiej niziny dopada mnie
lodowy powiew nadciągającej zimy serc
mam, co prawda swoje miejsce
za obłokiem szarzejącym na granicy
światów gorących i mroźnych
lecz tu rodzę swoje potomstwo sakralne
tu podwajam wysiłki w poszukiwaniu
ciepłego  domu dla niego
rozmyślając zamiast pracować
Chociaż tak tęsknię 
prawda jest w mojej studzącej bezczynności
Otulam się marzeniami porzucony
między brunatnymi skibami rozkładu
Daję się unosić żalowi i wiem na pewno
że moja miłość za morzem
radzi sobie świetnie beze mnie
Tam rozkwita by znów wrócić do gniazda
ludzkiego prywatnego budowanego z otępiałego buntu
z kilku ciernistych gałązek gdyż tutaj
się urodziła cierpiąc pośród zamarzającego milczenia
wyrosła na emigranta karmiona moim
kontemplacyjnym lenistwem
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
* Do dyktatora *
Czy wszyscy, którzy ci zaufali już tragicznie zmarli
odrzuceni na pogranicze nieśmiałości i obojętności
ogromna presja na sny pobudza twoje
przypadkowe ludzkie odruchy
Oni cierpieli podczas twojej nieobecności
i śnili u twego boku
A ty stary samolub znikałeś w samotności
by móc widzieć siebie przechodzącego
między koszmarnymi marami w prosektoriach
by patrzeć jak na kamieniach budzą się martwe
ciała przecież dla ciebie
Odrzucałeś ich wierność i częstowałeś ich nadrealnym strachem
niewypełnionym aktem płciowym
Twoje warunki upadku wyludniały zgniłe miasta
emigranci wisieli tuż nad ziemią
nie mogąc jej dosięgnąć swym ciężarem
Miłość wszystkich kobiet i podziw
wszystkich mężczyzn nie doprowadził;
do twojego ukrzyżowania a wręcz przeciwnie
choć torturował bezbronne dzieci
niezsłużył się twej ideologii odkupienia
Stoisz nad grobami zaufania
wciąż nie chcąc stać się samodzielny
otwarty na piekło i niebo
dopuszczający nowe zbrodnie
>>>
 OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Bądź cieniem strażnicy*
Bądź cieniem strażnicy, w którym
zatrzymam się pośród złotych kręgów
nie zmieniaj mego życia, ale daj mi siłę
w kontakcie z tobą
na szczycie wrażliwości
bym wytrwał w proroczej śmieszności
Zsyłaj w moje sny anioły białe
gdy dostrzegać je będę mógł
w ciemnościach zapisanych kart
w szeptach wszystkich rzeczy wielkich
tajemniczych złowrogich
tak teraz modlę się do ciebie moja
drgająca ciszo
chcę tylko urągać szaleńcom piramid
oprowadzać plemiona po spiralnych krzywiznach
pędzić pomiędzy tym, co było a tym, co jest
Blask najdalszych przeszłości mógłby wówczas
odkrywać mnie zawsze pełnego młodości
wiem jak lubisz patrzeć na moje prośby
gdy tak leżę w nocy po rozchwianiu
kolejnego własnego wolnego dnia
nie wiem, lecz przypuszczam, że tak jak
ten okaleczony romantycznym zwiastowaniem naród
ty też możesz ulegać inspiracjom fluidalnym
drgać w stworzeniu świata
Przybliżasz się do mnie przez wulkaniczne gejzery
i poruszające się jeszcze otchłanie puszcz
sprzed tysięcy lat
Patrzysz jak mówię do ciebie leżąc nagi
na tapczanie obok grającego radia
modlący się dziwacznie ciągłym tikiem nerwowym
więc daj mi poznać inne Boże dzieci
idące przed siebie
idące przede mną
Niech moich przyjaciół rozpacze miłosne
dotkną serc wszystkich
niech ratunek naiwny, który im niosę
pozwoli poznać, że nie ma prawdziwych wrogów
chcę widzieć to z samolotów przenoszących
mnie we wszystkie miejsca na Ziemi
chcę widzieć to patrząc na największy tłum
i na ciebie samego największego samotnika
chcę mieć wiarę umierającego tylko z przeświadczenia
dzikusa na Borneo
Niech pod twe skrzydła zabierze mnie jasnowłosy
chłopiec czteroletni, który kocha moje poszukiwanie
a najpiękniejsza i najinteligentniejsza dziewczyna
pozostanie w zagubieniu pośród błękitnych
jezior schizofrenii wiosny
i zakocha się w tym poszukiwaniu mrocznym
Daj więcej światłości na białe pióra skrzydeł
moich aniołów snu
Proszę o to byś nadał pierwszy ruch
w który już on zanurzy wszystkich ludzi
których zobaczę lub o których pomyślę
z którymi będę unosił się w takie noce
w cieniu strażnicy
wprost do ciebie
pośród złotych kręgów
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Jej ginąca siła *
Prześliczna złotowłosa dziewczyna
siedzi tutaj obok mnie w moim pokoju
tylko ze mnie bierze uśmiechy miłości
porzucając dla nich wszystko co obce
wypełnia się mną powoli
staje się sobą pośród zmian
przypadkiem dostrzega ogromną pełnię jaźni
dotykamy się słowami radości
zbliżając się do niej jednocześnie
w dumnym obrazie conocnego księżyca
a potem gonimy przez wsie i miasteczka
o historycznych nazwach porannych
a jej uroda staje się częścią krajobrazu
jawiącego się z głębi radosnego wschodu słońca
Ze swoich nisko pewnie brzmiących słów
po raz pierwszy zachwyca się oczarowaniem moim
Patrzę na jej jasną twarz a ona
wylękniona przysuwa się do mnie
z krawędzi własnej smutnej przeszłości
Już prawie wie kim jest
już zapomina kim była dotąd
karmię ją szczęściem poezji i muzyki
to budzi w niej zaufanie do moich
delikatnych dotyków
już prawie chce być okruchem natury
gdy wielkie kamienie zdejmuję z jej nieba
mechanizmy wychowania szerokiego świata
przestawia na intymną bliskość każdego uśmiechu
nie całuję delikatnie jej warg
powstrzymuję się z tym do chwili
aż z kolorowych reklam oglądanych z okien
nowojorskiego hotelu przybiega do mnie
w polskim ludowym przebraniu
ułuda senna w cieniu tego pokoju
tworzy naszą wspólnotę i jej subtelność
w każdym zmieniającym się momencie
Wciąż bawię ją słowami
tak rozpinam parasol miłości
nad moją wzrastającą słabością
i nad jej ginącą siłą
>>>
DSCN1604a
* Kamienie na dom cywilizacji *
Mamy kamienie na dom naszej cywilizacji
kłócimy się o kształt budowli
cierpienie ignorujemy mówiąc, że to jest trud twórczy
nieistotna spoina
już po chwili zaludniamy przestrzeń od wejścia
w domu bez dachu i ścian
tych wszystkich pasożytów żyjących wiarą i miłością
z nudów pozostawiamy pośród nas
z politowaniem patrzymy na poetów
czasem chcemy przegonić ich stąd gdyż
kalają nam dywan utkany pod nasze nogi
przez pająki władzy
kamienny nasz dom jednak nie chce
wypluć ich z siebie
i zostają pod schodami uciążliwi sublokatorzy
snują się potem po kątach z tym obłędem w oczach
i zżerają naszą pewność i światowe wykształcenie
Musimy czuwać gdyż rzucają się na nas
z tymi przenikliwymi spojrzeniami 
i gwałcą ludzką samodzielność
rozpraszają światło w jakieś kolorowe
widma i błądzimy wskutek tego
pośród starych dróg nie mogąc
połapać się w tej jaskrawej czerwieni zieleni fiolecie
zamiast słońc nad sobą mając witraże
Wszystko gra połyskami na załomach kamiennych bloków
niczego nie można od razu odnaleźć i naprawdę dostrzec
Przez nich ciągle gapimy się pod nogi i przed siebie
biegając i szukając szukając czegoś wciąż
w ruinach budowli, którą nazwyamy cywilizacją
>>>
??????????
* Codzienne walki *
Codziennie rozpoczynamy walkę
już od rana torujemy sobie drogę
od łóżka do drzwi
sprawiedliwym przeświadczeniem
rzucamy pod stopy słowa zaklęcia
i stawiamy nogi na nie
Przeświadczeni o czasie i przestrzeni
a w barze na śniadaniu – o istnieniu
Po drodze w naszej zanarchizowanej psychice
giną przyjaciele nasi
w naszej głupawej nieśmiałości umierają
tragicznie prywatne nasze ciała
by myśli mogły wciąż płynąć przez ocean
czy lecieć w powietrzu na spotkanie przyszłości
pośród martwych konstrukcji
Rzucamy uroki i dalej przemy resztkami szkieletu
depcząc coś wciąż
Mówimy – wszystko można naprawić –
do anioła stróża palącego papierosa
za naszymi plecami
sekundnik obsesyjnie pochłania wyobraźnię
datownik zatrzymuje natchnienia
walce, którą planuje ciało
tak łatwo zmienić nazwę na pokojowe współistnienie
w połowie pierwszej kwadry
Będąc ostatnią małżą na dnie oceanu
oczyszczeni w potyczce możemy
skupić się na obserwowaniu rzeczywistości
przez szparę w skorupie
przez tysiącmetrowy słup słonej wody
Jedynie obumieranie podnosi nas
do poziomu rzucanych obelg
do linii sprawiedliwych przeświadczeń
I tak powracamy w początek zaklęcia
które pojawia się w pobliżu
jak zwykle samo
przywiązane do naszej codzienności
do początków wszelkich walk porannych
Refleksja tworzy się w niebie
nad oceanem jak chmurki-duchy
uśmierconych kochanek
znikając z oczu w nocy pokojowego współistnienia
bosych stóp i wielkich słów
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Na mojej piersi *
Na moją pierś opada ogromny blok skalny
wielki kamień wypełniony obcą przestrzenią 
który sprawia, że gdy moje ręce drętwieją z wysiłku
próbując go zatrzymać, podnieść
to opadające wciąż nisko zduszone wnętrze
łka gdzieś pod spodem
zapadając się pod ciężarem
gorące fale zdeprawowanej przeszłości
coraz to zamykają się nade mną
a cieniutka niteczka czystego prawdziwego bólu
splecionego z egzaltacyjną rozkoszą wizji
przebiega od stóp do piersi
zatrzymując się we wnętrznościach
parząc niebiańsko nie do zniesienia
Dziki pies w pobliżu nieziemsko wyje
jakby zwiastował nadchodzącą śmierć
w ten nastrój włącza się systematyczny pomruk
zniecierpliwionych poczciwie pracujących sąsiadów
nawołujących się nawzajem i zmieszany
z szyderczym śmiechem najlepszych przyjaciół
gdy moje dary słabsze od moich przekonań
pełzają już prawie ze wstydu
Cena przegrywanej odmienności jawi się w torturze
ciężar nocy i sumienia wgniata się w przeszłość
tę nawet sprzed ułamka sekundy
i nie wiem czy dźwigam na sobie życie świata
czy własną śmierć
Gdy ogromny ciężar zbliża się coraz bardziej
prawie już dotykając samego środka jaźni
samobójstwo, które chce karać życie za odmienność
przynosi głosy z rozerwanej osobowości z samotności podmiotu
Spod kamienia uzasadnia dla moich rąk
że nie jestem śmieciem w takiej postaci społecznej
ale rdzeniem przenoszącym istotę człowieczeństwa
że jestem prawdziwą niezniszczalną opoką
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Popatrz na swoje dłonie  są takie czyste
delikatne jasne nieskalane
nie dotknięte nie zniszczone
żadną pracą dla dyktatora
łapówką zaciśniętą pięścią ciosem
podawaniem cegieł na więzienne mury
łatwym poklaskiem dla forsy
Za to czarne od lęku są twoje myśli
popatrz na perwersyjne pragnienie
na proroczą tępotę
na głupiejące ideały nierealizowane
na fałszywą niekontrolowaną namiętność
Tak nie unikniesz grzechu
to echo rozbrzmiewa w tobie od tysięcy lat
grzechu grzechem grzech
powtarza nawet echo społeczeństwa
z górskich łańcuchów nieszczęścia i głupoty
Nie ma wolności – jest niewinność i grzech
wolna wola – to tylko pot i łzy
wolność to dar
nieskalanie to łaska
 >>>
 ??????????
Odszedł mój przewodnik
nie ma już jego obecności
nie jestem pewien czy wystarczą mi
jego nauki
Piszę list do dziewczyny
– Kochanie, nie jesteś mi już potrzebna,
moje serce płacze a ty nie masz
z tym nic wspólnego
Nie zniosę dłużej wielkości świata bez duszy
Ty się uśmiechasz, mówisz –
jaki ty jesteś dziwny, zwariowany
przecież jestem przy tobie
jestem twym sercem
po co ci przewodnik i cel
W powietrzu płynie do mnie
jego śmierć  i twoje życie
nie chcę wybierać nędzy i rozpaczy
nie mogę żyć z tobą cierpiąc
Odeszła miłość odszedł pokój
została walka z tobą
Piszę ostatni list, idea mnie zabija
głosy zza grobu nie utrzymają mnie przy życiu
daj taki dowód daj taką szansę
daj takie samo życie
bo umieram razem z nim
moje życie było w nim
nie jestem z tej ziemi
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Dom dla rozbitków *
Otworzyłem swój dom dla rozbitków
przychodzą i wypłakują swoje żale
w mych ramionach samotności
daję im lekarstwo spokoju i zapomnienia
pełen dziękczynienia sam staję się bezdomny
po każdej wylewnej spowiedzi
w moim domu coraz mniej miejsca
coraz ciaśniej w tej Troi
ale co ze mnie za Eneasz
>>>
???????????????????????????????
* Maska *
Gdy moja materialna twarz
wyciosana w kamieniu przed tysiącem lat
tonie opadając na dno snu
moim przyjaciołom objawiają się na niej
półcienie i blaski
tak przebiegają po niej wydobyte z wnętrza
moje sprawy pragnienia sytuacje
i słowa przeprosin
Ta maska utwierdza ich w miłości
dreszcze i westchnienia przebijają
się z prawdziwych kształtów w świat pozorów
Maska wtedy staje się obiektem podziwu
występując przed tłumem znajomych ludzi
Przebiegając po starożytnym kamieniu
wzbudzają niepokój i zdziwienie
promienie słoneczne z grobu naszych ojców
wprawiają w ruch świat
pogrążają moją materialną twarz
podświetlają moją coraz wspanialszą maskę
>>>
??????????????????????
Siedzimy dobraną paczką
przy zielonym stoliku
młody meliniarz podkrakowski kibol
alfons na dorobku stary lubieżnik
małomiasteczkowy hazardzista
wielkomiejski nożownik
i ja początkujący poeta
sporo nas tuw tym barze na groblach
Znęcamy się nad sobą milcząc
ranimy lipcowy wieczór
swoją obecnością
Gdy nagle pojawia się w drzwiach
zgrabne ciało naszej przełożonej
starzejącej się samotnej wyzwolonej kobiety
Ośmioro oczu skierowuje się
jak lufy karabinów na przybysza
osiem spojrzeń niezależnych spływa
po piersiach i biodrach
Tej upalnej nocy spaliśmy z nią po kolei
ja byłem ostatni
szepnęła mi do ucha jakby już umierając
– ty głupcze przyszłam tu tylko dla ciebie
czekałam tylko na ciebie tej lipcowej nocy
pytania zapłonęły od wstydu
spoceni zgwałceni oboje
(cóż jeszcze mogliśmy zrobić)
starzeliśmy się w uścisku do samego świtu
oddzieleni od ludzi na zawsze
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Głos z nieba z chmury gorącego płaczu
nad snem wewnątrz pamięci:
przygotujcie się na krótkie życie
wodzowie wymarłych narodów
                – pełni wielkich ambicji
Człowiek, który potrafi zabijać siebie samego
kosztuje drogo swoich słabych wrogów
ty jeden jesteś darmowy, chociaż giniesz
              – będący dla siebie przyzwyczajeniem
Mieszkasz na moim Olimpie
podcinasz sobie żyły
wtedy widać, że zachodzi słońce
i krwawisz, bo zachodzi słońce
opowiadasz niebiańskie dowcipy
i sam śmiejesz się pierwszy
            – głos z nieba usłyszą o brzasku
Odkrywam prawidła gry, którą przyniosłaś
mając pierwszy kontakt ze światłem
moja piękna słodkousta kochanko
ze skał czarnych z nieoświetlonych wież
rzucasz mi  się w ramiona omdlewające
Wyruszę już dzisiaj by nie umrzeć
zataczając się wyjdę z miasta przez żelazny most
płaczący kochający wciąż ciebie
              – zrozumiecie śmierć i miłość
Porzucam wewnętrzne mieszkania
by wymknąć się w ryzykownej ucieczce
dla pojęcia szerokiej przestrzeni
rozbity o skałę błękitną marzenia
              – kusząc świecą zapomniani
Lecz czasem zadrga ta struna szara
lecz czasem szeroko otwieram oczy
gdy uśmiechasz się gdzieś na krańcach swego pożądania
w politycznym skłębionym powietrzu
              – walczą śmiesznym tasakiem do mięsa
Zamurowując sny w płonącej drukarni
tłukąc w końce palców tłuczkiem z kuchennej szuflady
przytulam cię skłodkousta
o chmuro, chmuro płaczu
wiatr zapomniał o twoim cieple
lecz dotknięta przez niego wielkim bożym palcem
rodzisz samotna nad światem
naszą przyszłość bez narodu bez wolności
             – podarują mi sąsiedzi synowie królów
               tą rzecz, którą płodzi zazdrość
Tak chciałbym zrozumieć swoje działanie
tak pragnąłbym popatrzeć na siebie przez ciebie
by kochać po cichu choć część swoich myśli
za ich śmiałość wobec ciebie
Z obu szczytów spoglądamy na siebie
na moją górę wspinają się nagie okaleczone kobiety
są ich setki – niech beda tysiace tysiące
u stóp twojej przyklęknę na jednym kolanie
i choćbyś stworzyła pieśń zapomnienia zmartwychwstanę
i wyruszę do ciebie po płaskich kamieniach
do twoic boskich stóp
            – szary stukot butów żołnierzy
               wychodzących pojedynczo ze swoich kryjówek
To nie prawda ze przyszedł do mnie tylko
szalony człowiek mianujący się wodzem narodu
obłęd go nie usprawiedliwia
a nam niczego nie wyjaśnia
choć z Biblią w ręce głaszcze twarze
wyszczerbioną brzytwą
Ja z prawem w ręce słucham głosu z nieba
z chmury gorącego płaczu
brodzę po płytkiej zatoce
bez ambicji
trzymając skłodkoustą za rękę
>>> 
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Uczyniłeś zadość swoim sprawom
a z wysokich gór głos rozbrzmiewa
nawet stojąc na szczycie obok spalonego domu
słuchasz na przekór słuchasz niepocieszony
i za chwilę z tego samego miejsca
sam wydajesz okrzyk
            Chciałbym osądzić was w gniewie
            przyzywający pomocy           
            ale nie odnalazłem słów na dzisiaj
            duszony przez chwilę zerwanym transparentem
Dałeś znak złoty pierścień
i długo czekałeś w noc
na powrót zmarłego posłańca
on wolność zaprzedał twoją
nad ranem wychodząc z koszmaru
o świcie budząc niechciane dźwięki
martwej pobudki
            Mój biały koń w poświacie blednącego księżyca
            spokojnie pasie się na wzgórzu
            nieopodal w zielonej trawie zanurzony
            daremnie oczekuję ciężkich kropel rosy
            patrząc nasłuchując głosu z gór
>>>
DSCN1683a
* Przekaż gniew *
Zakład stoi o beczkę piwa
pomiędzy życiem i śmiercią
o zwycięzcę obydwu wrogów
z nadzieją trzeźwy przedstawiciel
                        swojego koloru
            Jeżeli odwróciłeś o Panie czas
            niech spada na nasze głowy
            popiół milionów chwil
            przysypani na dnie
            nie zaciśniemy pięści
            nie mogąc dosięgnąć siebie
Niech brzmią gitary struny
zbudzone z nich błyszczą cienie
stojąc na przeciw siebie
rzucimy się pijani w ramiona
wydając ostatnie tchnienie
            Dla konkretnej sprawy
            poświęciłeś te chwile z piekła
            lecz on wezwie ciebie na egzamin
            z pełnego niezrozumienia
            i może wtedy unosząc się
            na wodach oceanu
            między kontynentami
            przemówisz językiem przeznaczonym
            dla miłości
Och, matko, wykarm milionowy naród
chłodnymi łzami
przekaż im gniew niech
nie zdradzą swej zbrodni
dla pokoju
>>>
 ???????????????????????????????
Każdy ma własną doskonałość
choćby nie chciał jej uznać
Każdy ma swój styl
nawet ci żywi Presleye po operacjach plastycznych
Gdy mówisz chcę mieć głos tego
talent tamtego wygląd owego
możesz posiąść tylko ich nocne zmory
lecz nie wtargniesz nigdy na prawdę w ich noc
Masz ochotę być kimś innym
nawet jeśli pozbawisz się życia jak oni
twoja śmierć też będzie inna
Iskra przeskakuje jednak z innych nadziei
z innych dążeń
z prób z pracy z innego osiągniętego dobra
zniewolona tym twoim „chcę taki być”
na teatralny twój amok uwielbienia, oddalenia
i naśladownictwa
Może tylko wtedy
każdy płomień wzmocniony stanie się taki sam
może wtedy odetchniesz z ulgą
„jestem sobą i jestem z nim”
Żyjesz już inny zakochany w doskonałości
nadal męczą cię jego zmory
twoja jest noc
Tak, nie spodziejesz się gdy w twój płomień
też zapatrzy się ktoś
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Wspaniały barokowy kościół
o przepysznej architekturze wnętrza
zgromadził na wieczornej Mszy św.
dziesięciu starczych wiernych
Byłem tam wtedy ukryty za filarem
oślepiony błyszczącym pięknym wystrojem
gdy wszyscy wyszli zgasły wszystkie światła
i znikły kolorowe freski
gdy sczerniały witraże zobaczyłem
że w jego wnętrzu naprawdę nie ma nic
oprócz tabernakulum
Zamknąłem oczy widziałem tłumy
wspaniale wystrojonych dam
dojrzałych mężczyzn w najelegantszych frakach
na wystawnych przyjęciach
w wykwintnych pozach
tłumy szpanerskiej młodzieży wychowanej
w walce na pozory zbierającej się w klubach bohemy
Ktoś dotknął mego ramienia
zlękniony, wyrwany z zadumy zobaczyłem obok siebie
ciemną postać Chrystusa
w połatanych przetartych dżinsach
w wojskowym za dużym płaszczu wyłonił się z mroku
wziął mnie za rękę i wyprowadził ze świątyni
przez targowisko próżności
poprowadził mnie w milczeniu nad brzeg rzeki
poszliśmy razem w dłoni dłoń stąpając po smutnych ulicach
przeprawiliśmy się łodzią do starej zrujnowanej cerkwi łemkowskiej
stojącej za miastem na drugim brzegu
osławionej wśród ludzi tajemniczą pustką
bezwartościowej ruiny
Chrystus powiedział wtedy – zapraszam cię do siebie
to moje królestwo
to mój prawdziwy dom
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Wystarczy pochylić nisko głowę
spojrzeć w zakochane oczy
jakby w żelazny krzyż uderzył grom
a fala w stromy brzeg
Krok za krokiem czując na sobie
słodki ciężar
grając swoją rolę na krawędzi
kamiennej tęczy
zawieszonej pod pułapem z chmur
Imię odwróciło się w krzywym lustrze
tylko ciepły ognik przypodobać się chciał
miotając iskry bez niepokoju
nie mogąc zapalić drew
            Ty która przychodzisz gdy na
            błękitnym rydwanie unoszę swoje ciało
            łagodnie pochylasz głowę
            złote włosy spadają na twoje policzki
            i znów jak wczoraj tuż nad ziemią przystaję
            by ciebie dotykać
Plusk łodzi unoszonej na srebrnej wodzie
wewnątrz zwierciadła ukrytej
w długiej powłóczystej szacie
snujesz się po tym księżycowym świecie
odwracasz nagle wzrok
myśląc zdradziecko o czubkach własnych butów
Ty pierwsza podnosisz się ze swego miejsca
by towarzyszyć mi w sobotni wieczór
w kręgu cieni nad Styksem
chcesz ze mna pożeglować
sprawiasz że spotykam cie martwą na bezludnej plaży
Wystarczy nisko pochylić głowę
dotknąć wargami tych ust
jakby żelazny dzwon uderzył na trwogę
jakby wzebrała powódź
Och, szlachetny panie siewco zatrutych strzał
gorycz jest w samym wnętrzu zranienia
i blask świec w oczach szeroko otwartych
każesz mi oddalić się z tego świętego miejsca
pozwalasz unosić pełne kieszenie wstydu
i potykać się co krok na równej drodze
mrucząc pod nosem, że wszystko dla jej miłości
Przekonujesz mnie że los siedzi
w krakowskiej rogatywce na złotym tronie
króla jeszcze nieurodzonego z dziewicy
Wystarczy zmrużyć oczy
gdy nagle staniesz na szczycie
podnosząc się po tysięcznym stopniu
gdy krzyż przełamie się spadając z gór
przykryje cały kraj
i na kamiennym brzegu odciśnie swój ślad
w oceanie błękitnym wzburzonym w tą jedyną noc
z horyzontu przyniesie z wiatrem
jakiś pomocny dzień jak lekarstwo
na miłość
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Bełkot  *
Zastanawiam się czy
opiumowo-alkoholowe delirium
też może być poezją
Bo przecież wokół mnie
każdy bełkot oficjeli
brany jest z pełnym zrozumieniem
za coś niezrozumiale ważnego i doniosłego
wręcz za artystyczne przesłanie
Muszę więc znaleźć się na takich pozycjach
gdzie wystarczy mi sama forma
aby was zachwycić
Gdy powiem: ‚zamknijcie się, nienawidzę was”
wtedy wy zaczniecie się zastanawiać
poprzez swoje najtęższe głowy
cóż to chciałem istotnego powiedzieć
i odkryjecie wielką głębię tych słów
jakżesz śmiałych i awangardowych
Złożycie mi hołd milczącego szacunku
jako odkrywcy materialistycznego delirium
>>> 
??????????
* Jesteś taki słaby *
Jesteś tak słaby że nie możesz unieść swoich myśli
porzucasz je na drogach ulicach
nie dbając o nic
Pozwalasz mi żebym poniewierał tobą
i ukazywał twoje życie coraz bardziej beznadziejnym
Jako bohater mistycznych poematów
jako bezwolne dziecko bezwolnego ojca
omdlewasz gdy wkładam na ciebie ciężar
zapachu ziarenka piasku
Starałem się wpłynąć na twoje zmiany
wspierałem cię ramieniem
tolerowałem twoje wariackie pląsy
razem z iskierkami po laserowym promieniu
mojego kontaktu z zaświatem
pocieszałem cię wiecznie podsuwając ci
twoje ulubione wyobrażenia
stawiałem cię w centrum moich wierszy
Ty zgrywając się na anioła sfrustrowanego
czy może przez chwilę nie chcąc być kimś lepszym
milkłeś w połowie moich wieczorów autorskich
narażając mnie na śmieszność
Jesteś taki słaby
wciąż znajduję cię zapitego w podrzędnym barze
gdy na serwetkach zapisujesz jakieś wizje
potem palisz je w popielniczce
i cieszysz się jak dziecko
Niosę cię na ramionach i wciąż cię kocham
ja zbrodniarz kocham swoją ofiarę
>>>
DSCN0555ad
* Trzy gdańskie krzyże  *
Popatrzyłem na trzy gdańskie krzyże
i tam znalazłem właściwe słowa pieśni
wczułem się w staropolski rytm
Do wczoraj stałem u bram fabryk,
wydawnictw prasowych i literackich,
we drzwiach kościołów i uniwersytetów,
w konferencyjnych salach organów władzy,
na stadionach i w biurach matrymonialnych,
w kaplicach cmentarnych, w sądach na procesach poszlakowych
Stałem trzymając demonstracyjnie swoje ręce
na wysokości twarzy w pełnym pogotowiu
Były takie czyste bo zebrała się na nich
biel całej reszty krajowej słuszności
jeszcze wczoraj stałem tam wielki czysty
beznamiętny przywódca nieujarzmionych
Rytm targnął moim ciałem znienacka
na moje dłonie upadła pierwsza kropla krwi
znacząc wilgotne pasemko na ich świetlistej
dziewiczej powierzchni
Najwięksi buntownicy zmieniają podły świat
lecz nią mają tyle słuszności co Chrystus
na moich dłoniach pojawiła się krew mojego brata
i opadły upokorzone zhańbione ze źródła nienawiści
Nabrałem więc pełną garść brudu
przyjąłem część zbierającego gniewu
zepchnięty do rynsztoka stałem się
małym uwięzionym cieniem
Jak Chrystus oddałem się na usługi miłości
przyjąłem w siebie staropolski rytm
opuściłem ręce, wyprostowałem palce
>>>
???????????????????????????????
* Zły kraj *
Powróciłem przed chwilą ze złego kraju
o który walczyłem sam
ich pomieszane myśli były mi na rękę
lecz nie mogę stłumić rozżalonego serca
Anioł Stróż rzekł mi – radź sobie sam
– więc nigdy nie próbowałem siebie zmienić
Gdy przeklinany i wielbiony uciekałem
przez dzikie pustynie wymarłych miast
ona stanęła tuż obok i wsunęła
w moją swoją ciepłą dłoń
i jej cień połączył się z moim na zawsze
Abym stracić mógł siebie za marny grosz
wywalczyłem niebezpieczne granice marzeń
i ty nie przekonuj mnie że zło jest w nich przypadkowe
mój ojciec nie odróżnia odcieni nienawiści i miłości
ciągle przekonywany przez aniołów w czerwonych zbrojach
do walki z marzeniami
Powróciłem z samego dołu
by spojrzeć na to zdjęcie prasowe oprawione w złote ramy
przed tym strzępem codziennej gazety
klęczy co wieczór czterech moich synów
lecz jej nie udało mi się jeszcze do tego namówić
ona nie chce uwierzyć
że anioł i diabeł padli już sobie w ramiona
droga w lewo i w prawo
skrzyżowanie obcych ludzi
jakiś młody musi zapłacić surowy mandat
za to że nie przewidział że to wszystko to ruch okrężny
Mój spowiednik wysłuchał mnie do końca
zatrzasnął z wściekłością drzwi konfesjonału
gdy łzy spływały powoli po moim policzku
wysunąłem się nareszcie z tego cienia
łamiąc ostatnie zakazy łamiąc serca
rozrywając tą zastaną jednosc dobra i zła
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Niech powieje epokowy wiatr  *
Niech te stalowe drzwi zatrzasną się z łoskotem
niech powieje ten epokowy wiatr
niech grzmot letniej burzy
zagłuszy pukanie do twych drzwi
Oni wyciągnęli dłonie na powitanie
i powiedzieli jesteś jednym z nas
chodź z nami ona tam jest
skończ z tymi wszystkimi szarościami
by nie zabiła cię cisza twojego uspokojenia
nadzieję na spokój pozostaw na lepsze czasy
Poszukałem w tej ciszy znanego głosu
i odkrzyknąłem na zawołanie
– jeszcze jedna szansa dla niej
Czekam tu nocą przed zamkniętym oknem
stoję znudzony obok wielkiego wodza
i moje rycerskie sprawy zakułem
w zbroję ołowianych żołnierzyków
w kolejnym przekleństwie swoich bliskich
dałem im taką satysfakcję
I rozminąłem się z nią na drodze
w tą samą noc powróciłem nie mając
nic do skończenia
by już od jutra wziąć się na serio
do bajkowego życia
Ruszyłem śmiało przed siebie
jakby nie dostrzegając że nie jestem już sam
w tym krzykliwym złudnym pochodzie
wszystkie kolory z łąk i wzgórz
uniosły się wysoko wysoko
ponad głowy maszerujących
jak wolność
>>>
 ??????????
* Przybrała kształt kobiety *
Urodziła się w dzikim spojrzeniu
nabrała kształtów kobiety
zaprosiła mnie do siebie
zamknęła za sobą drzwi
przemówiła kroplą goryczy w winie
otoczyła mnie swoim niecnym życiem
i kazała zostać nagim mężczyzną
Powtarzała wciąż że ma na imię
Czarna Noc
i że kocha słoneczne promienie
ale istnieje dla ciemności
i – daję ci szansę, daję ci szansę
Oliwą namaściła swe ciało kobiety
targnęła się jako prywatna właścicielka
istnienia ludzkiego na rytm mojego serca
niszcząc go
Sama zabiła się w jednej chwili
ciszą na rozkaz przeznaczenia
Pozostałem sam za tymi drzwiami
myśląc o jej ostatnim mieszkaniu
wewnątrz na zawsze
z raną krwawą
z rokiem czasu na jej akceptację
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Szukasz jednego dnia  *
Szukasz życia w zimnej stali
szukasz go w chłodzie nocy
karmisz się widokiem kwitnących sadów
sycisz się patrząc na ukochaną ukradkiem
świętym na złotych obrazach
hardo patrzysz w oczy
układając wulgarne modlitwy
pragniesz zmienić świat
walcząc z własnym sumieniem
szukasz jednego dnia
by odnaleźć ten prawdziwy chłód
zawstydzony usprawiedliwiasz pierwszą
lepszą anarchię i zmuszasz poczciwych ludzi
do układania wierszy
które wykrzykują na wiatr
przeciw sobie
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Czekając na ciebie wymyśliłem sobie
ulubiony nastrój ratunku –
ostatnie krople spadają i spływają po szybie
zapada wieczór gdy stajemy przy oknie
przytuleni do siebie
wyglądamy na ulicę patrzymy na jej mokry
pełen refleksów asfalt odbijający
kolorowe neony miasta
mówię do ciebie w ciemności –
te krople to moje myśli które spadają
na moje serce jak na rozgrzaną blachę
z sykiem zmieniają się w smużki pary
Moje obawy i urojenia przychodzą z twojej przeszłości
i to ona tak walczą z ogniem
ledwo co chronią mnie przed opętaniem
Moja gorąca jaźń wzmacniana jest twoją obecną tu
samotnością
w chłodnych kroplach zaznacza się twoja obecność
z twojego ramienia do mojego przenika milość
Stoimy tak w ciemności
dwoje samotnych ludzi gotowych do walki
ze sobą
na razie jeszcze w miłosnym uścisku
Deszcz co zakończył się nad miastem
zaczął się w nas
teraz i ty też czujesz go w sobie
gdy słuchasz mojego głosu
Przed obliczem nadchodzącej przyszłości
w imię zabliźniającej się naszej nocy
stygniemy rozczulamy się od refleksji
mówię do ciebie w ciemności już drugą godzinę
– czy potrafisz uchwycić moment w którym
krople deszczu dotykają serca zanim znikną zmienione
spójrz – wtedy powstaje moje „ja” bo już w następnym
ułamku sekundy istnieje tylko „ty”
samotne „ja” i samotne „ty” ma tą samą treść
ale nie mamy wpływu na ciągłe ich przemiany
w coraz to inne formy intymności
oddalające się stale od siebie
 >>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
               * Pojedyncze słowa *
                    Wyruszyłem w górę
                    stąpając po schodach swego dzieciństwa
                    wznosząc się z kotlin przez pasma wzgórz
                    aż po strome ściany gór
                    po drodze rozglądałem się spragniony wokół
                    ciekawy co zostało z mojej dziecięcej wyobraźni
                    przecież pojedyncze słowa odkrywałem dawniej w trawie
                    jako małe pachnące, kolorowe kwiatki
                    zrywałem je przypadkowo na skarpach wąwozów
                    na wilgotnych łąkach, po których ostrożnie stąpałem
                    czasem splątane i wijące się po ziemi
                    czasem dumnie sterczące swym zielskiem pod dzikimi czereśniami
                    potem niosłem chłopięce bukiety przez polne ścieżki
                    a barwne muchy i pszczoły siadały na nich
                    biegłem za słowami wznosząc się i opadając
                    w niespodziewane wądoły
                    jako smutny pięcioletni chłopiec znajdowałem
                    słowa rozpaczy i słowa ekstazy
                    codziennie musiałem patrzeć tuż po wschodzie słońca
                    na dziadka dom i drogę
                    z daleka i wysoka, z morza i z gór
                    a potem zbliżać się do nich ze słońcem i bukietami
                    Wstąpiłem na płaskowyż refleksji doroslych
                    tu znalazłem teczkę z posegregowanymi słowami,
                    które rozłożyłem u stóp góry
                    dziś już nie mogę jak kiedyś wskrzesić dawnych
                    kolorów i dźwięków
                    mimo, iż przypisuję im czerwień cierpienia lub
                    barw państwowych
                    mimo, iż otulam je sinawymi mgłami i napełniam
                    zapachem dziewczęcych włosów
                    mimo, iż tworzę dla nich niebieskie tło
                    i nakładam na nie wstrząsającą czerń i starczą biel
                    widzę je nadal puste i nagie
                    przez ich przeźroczystość przenika w końcu lęk
                    potwornych grani pałacu kultury i nauki
                    na ktorych siedzą maszkarony socjalizmu
>>>
???????????????????????????????
* Inspiracja *
Ustalam na dzień wcześniej
w jaki sposób będę całował twoje dłonie
Cały wieczór głowię się w jakim stylu
wyrazić mam uczucia tak dobrze ci znane
Byliśmy tak długo razem
i w przyszłości będziemy blisko
zjednoczeni wciąż myślami
spleceni nad dachami miasta
zachowujemy się będąc osobno tak
jakby jutro wszystko już miało się skończyć
Gdy spaceruję po pokoju stąpam bardziej niepewnie
niż pierwszy lepszy szaleniec
co jeszcze nie dowodzi żadnej nadzwyczajnej wrażliwości
Gdy rozmawiam z twoim cieniem
głos mi się łamie
i to też jeszcze nie dowodzi jakichś prawdziwych
życiowych przeżyć
Wszystko przychodzi z jakiegoś „tam z tobą”
niezgrabne niezdarne niedojrzałe dziecięce
Jakże ciężka jest nasza miłość
znając wszystko na pamięć szukam
na dzień przed spotkaniem z tobą
jakiejś inspiracji dla słów i gestów
by nie były te same i banalne
ty dobrze wiesz co i tak się stanie
ja ustalam już teraz schemat dla improwizacji
by móc tworzyć piekno wewnątrz miłości
tonącej w sercach od doskonałości
pod ciężarem absolutnych pojęć
chcę ją uratować zatrzymać na powierzchni
>>>
 Obraz (40)aa
Dziś głos Dzwonu Zygmunta krystalizuje się z kropel krwi
właśnie oznajmił Dzień Zwycięstwa rozumu
ale jak długo jeszcze będzie bił na trwogę
Ministranci w białych komeżkach i wszyscy
młodzi prowokatorzy w barwach narodowych
czyż mają tak samo czyste sumienia
by stanąć w jednym szeregu
Prześmiewcy klękają przed ołtarzami w Katedrze Wawelskiej
tak samo jak z niekłamaną powagą w Muzeum Lenina
A ci wykpieni chylą głowy przed dolą pijanej żebraczki
ci wyklęci nie mogą mówić, kochać i umierać
Czyja sprawiedliwość nosi prawdziwą nazwę
gdy znowu przychodzą Idy Marcowe w zdezorientowanym
soc-nacjonalistycznym powietrzu
zbrodniami odurzają jak narkotyk u stóp „Adasia”
Idee przez tłum zdeptane w Nowej Hucie cyklopowymi stopami
powstają do życia na nowo słysząc dźwięk Dzwonu
Wiatr wieje w stronę lądu znosi coraz bardziej
na południe pangalaktyczny oddech kraju
który łączy się z dominującym dźwiękiem
by nasycić treścią wyzwolenie morza
Zachłystują się zapachem dni klęczący w kościołach
i wracający przez Planty eszetespowcy
wykorzystujący dla karier bierność wątpiących studentów
Czyje życie przekaże historyczny dźwięk „Zygmunta”
z czyjej krwi wykrystalizuje się naprawdę jego głos
Narodu
>>>
 OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Pozbawione wszystkiego oprócz nienawiści *
Z polskich więzień wychylają się
wygłodzone monstra pozbawione wszystkiego
oprócz nienawiści
Ja dostrzegam ich twórczą odmienność
żyją razem z człowiekiem w agresji samotności
wysterowane zdalnie na odczłowieczenie
w plastykowym tłumie
wyizolowane korzą się
lecz jeszcze wściekle szczerzą kły miłości
Też nie one takie upiorne nieprzystępne
dla egzekutyw plenow i zjazdów
ale konkretny płacz wrażliwego solidarnościowca
plującego krwią po zakończonym dialogu z władzą
zdobywa nagrody na festiwalach filmowych
Martwi ludzie pierwszomajowi nadal stanowią wzór obywatela
dla radzieckich agentów i polskiego Rządu
wygrywający wciąż loterie
niewiary niemiłości beznadziei
dla kalek i schizofreników materializmu
jest miejsce pod mostami 
Urocze staruszki kurialne z ulic Krakowa
włączają się w dyskusję z odurzonymi studentami
by wspólnie jasno postawić problem szaleństwa komunizmu
by wyśmiać na jakimś przystanku tramwajowym
towarzysza Olszowskiego i Jaruzelskiego
zdemaskować Bieruta, Ochaba oi Mczara
by odkupić duszę Wawelu i oczyścić serce Wisły
Na polskich polnych drogach leży gierkowski asfalt
dumny jak każdy prezes geesu i peggeru
przejeżdża po nim wyjątkowo kiepski radziecki ciągnik
a ja myślę o niegdysiejszych tumanach kurzu
zamienionych w tumany władzy
czytam w „Krakowskiej” że Ślisz anarchista
chce bronić jakiejś wieśniaczki wzdrygającej się
na myśl o konieczności oddania Państwu
swego zrujnowanego gospodarstwa prosto
w ręce energicznego dyrektora kołchozu
Gdzieś tam Bałtyk wyrzuca ławice śniętych węgorzy
wprost na moje ręce wyciągnięte do Boga
gdzieś tam pewien morderca komentuje systemowy program
sterowania układem pokarmowym więźniów
dźgając nożem brata w stojącego kolejce po obiad
gdzieś tam tlą się iskry ciepła i narodowej światłości
w wygłodzonych monstrach pozbawionych wszystkiego
oprócz dostępu do nienawiści
są czarnymi charakterami nawet w dobranockach
a ja dostrzegam tych którzy
umieją się jeszcze oczyścić
w każdej polskiej rzece co jest jak chrzecielnica
>>> 
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Zieleń zapatrzenia *
Zdjąłem ze swoich oczu powstający z horyzontu las
pozwoliłem dłoniom by potrzymały jedną chwilę
to podniebne bitewne pole na którym powtykane w ziemię
chwieją się tysiące wojennych oszczepów
Popychany z głębokiej ciemnej zieleni spadałem
w jej wiosenne odcienie
poprzez wąskie strumyki tak dyskretnie ukryte
w bagnistych ostępach przed wrażliwością
dziennikarskiego zapisu
Puste miejsca w oczach zajmował
błękit z oddechów żywych ziemskich stworzeń
blednący szarzejący tak samo jak wypożyczony
na jedną noc księżyc
Metaliczne rozbłyski na skrzydłach ptaków
skradzione zachodzącemu słońcu
podnosiły się pod chmury ponad pola uprawne
zabliźnione dniem i bałwanami kłosów
Wciąż zapatrzenie powstrzymywało żar buchający z oczu
ratując krajobraz przed strasznym spustoszeniem
ale już okruchy wrażeń ścigały w sadzie ptaki
zmieniając je w wojenne okrzyki codziennej gazety
Już spod kontroli wymykał się stalowy chodnik
wijący się w realnym niedojrzałym zbożu
okradając pracę sąsiada w niepielonych burakach
i pracę Pana Boga w zielonych szyszkach olchowych
wiszących nad małą rzeczką w dolinie
Budowałem galerię pośród prowokacyjnych oszczepów
jęzory lodowców studziły tam walczących
na podniebnych rydwanach
Z czerwieni zmieniali się w zieleń tak dostępną dla oczu
zieleń namacalną tej wiosny ogarniającą ciało
między źdźbłami kolumn wysokich
jak szpety modlitw z gontyn i kościolow
tych co zginęli w bitwach życia
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Wrażenia *
Najmniejsze wrażenia spostrzeżenia
tak jak napisy na murach strajkujących fabryk
góry z papierowej masy
depresje zamkniętych w sobie dźwięków i słów
przed Najwyższymi Międzyplanetarnymi Trybunałami
zaciekle bronią nagle objawionych osobowości
Społeczny ruch rzeczy materialnych
wyzwalających się z upokorzenia idei
zatacza kręgi nie do przewidzenia w historii
Wielcy politycy wyłaniają się w środku dżungli
z gitarami w rękach i przemawiają muzyką
w tych miejscach najburzliwszego życia
sprawiają że najmniejsze rośliny w płaczu
domagają się od swej przyczyny szacunku
od swej konieczności posłuszeństwa
a od swego celu zrozumienia
Wszyscy pozwalają od dziś
osądzać się tylko poprzez własne wrażenia i spostrzeżenia
domagają się czasu dla realizacji osobowości
Rzeczy po raz pierwszy wchodząc w układy
ze światem myśli
tylko te żyjące i pozwalające żyć innym
wyzwalają się
na etapie kolejnym małego zwycięstwa
idei
>>> 
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Przy łożu umierającego dyktatora  *
Rozjaśnia się niebo powoli
nie po nocy lecz po burzy
jeszcze w uszach piekielne rżenia szalonych koni
jeszcze okno otwarte na deszcz
ludzie natchnieni grozą masakrowanej opozycji
spokojnie doczytują gazety we własnych schronach
Krawędź czerniejącej chmury łamie się
na jasnym błękicie
socjalistyczne robotnice upodlone pracą
patrzą tak samo jak ja na niebo
ich żyły napięte jak struny chcą
wyzwolić się poprzez skórę 
i odlecieć jak ptaki
Widzę jak w kolejki ustawiają się
uprzywilejowane chmury przesuwając się
z nadzieją na zachód
dla nas dzisiejszych Polaków cierpliwośc to codzienność
po cóż machamy pustymi rękami
wygrażając ognistym błyskawicom
stojąc zwartym szeregiem pod burzy cieniem
wysyłając na pierwszą linię najodważniejszych
po słonecznego wółńóści kęs
Nasze krajobrazy uliczne
po rozpędzonych brutalnie demonstracjach
rozjaśniają się jakby miał nastać nowy dzień
a to tylko kurz i dym opada na wyrwany bruk
Ona w jedwabnej tunice
puka do drzwi domów śpiących robotników
pośród oddalającego się wrzasku wściekłych koni
zwiastunów łamiącej się czerni
jeźdźców apokalipsy
Ona wznosi się w błękicie dotyka świeżych ran
jeszcze nie rozpoznana
lecz już jest tu blisko na moich ustach
na oczach moich marzeń i snów
przy łożu umierającego dyktatora
podnosi sztandar
potrąca kałamarz i rozlewajacy się atrament
niszczy manifest śmierci
>>>
DSCN3205a
Kiedy zamykam oczy jawi mi się otchłań
przez morze czerni w poblaskach czerwieni
przemierzam ją jak kometa z pióropuszem ognia
jakże wyraźnie widzę siebie poruszającego się w górę
pośród antycznej nocy staję się początkiem
starego rzymskiego kamiennego traktu
przy którym w równych odstępach palą się
wielkie smolne pochodnie dające filozoficzną poświatę
W zapadający wieczór na zielonej farmie w Woodstock
rozbłyskują zwykłe symboliczne zapałki
las płomieni na wszechświatowym cmentarzu
zapalają się po kolei jeden po drugim
nagrobkowe znicze
Gdy po chwili zadumy podnoszą się powieki
wybuchają dwa gejzery ognia ze środka otchłani
żar dopada embrionalnych zbrodniarzy
unoszonych przez ludzkie istoty umykające
z egzaltowanego tłumu
żar wydobywa się po to by spalić
historycznie naznaczonych ojców 
bezkarnej wolnej woli
jednocześnie ognikami wskazywać miejsca
oczyszczone siłą wolności
>>>
DSCN1517a
Gdy przyszłaś
Gdy przyszłaś wreszcie zawołałem cię do okna
stanąłem za tobą objąłem cię gorąco
i opowiedziałem ci wszystko co czułem
gdy uparcie dążyłaś w deszczu do mnie
nie patrząc w okno
w którym stałem jak grom
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Uczyniłeś zadość swoim sprawom *
Uczyniłeś zadość swoim sprawom
a z wysokich gór głos rozbrzmiewa
nawet stojąc na szczycie obok spalonego domu
słuchasz na przekór słuchasz nie pocieszony
i za chwilę z tego samego miejsca
sam wydajesz okrzyk bojowy
            Chciałbym osądzić was w gniewie
            ale nie odnalazłem słów na dzisiaj
            duszony przez chwilę zerwanym transparentem
            przyzywający pomocy
Dałeś znak złoty pierścień
i długo czekałeś w noc
na powrót zabitego posłańca
on wolność zaprzedał twoją
nadaremno
nad ranem wychodząc z koszmaru
o świcie budząc niechciane dźwięki
zdradził i zginal
            Biały koń w poświacie
            spokojnie pasie się na wzgórzu
            nieopodal w zielonej trawie zanurzony
            daremnie oczekuję ciężkich kropel
            patrząc nasłuchując
            czy nie nadjeżdżają człogi
>>>
DSCN4675a
 
* Stan wyżywienia narodu *
Na śniadanie
świeży sen
bełkotliwe przeliterowanie
nazw z podświadomości
i kawałek zwietrzałej nadziei
W południe
na pierwsze danie
odgrzane upokorzenie
na drugie danie
rozmiękła drwina
na deser
słodkie brzmienie haseł
i mdłe nagłówki gazet
zamiast kompotu
wredna prowokacja
Konkretna kolacja
wspomnienia kłótnie kolejki
i jeszcze
Wieczór z Dziennikiem
 >>>
???????????????????????????????
Wymknąłem się z bloku do rajskiego ogrodu
wszedłem przez małe szare drzwi w białym murze
jakiś siwy starzec zmieszany wskazał mi drogę
gdy na niego tylko spojrzałem
Rozejrzałem się wkoło
i nagle rozpoczęła się straszliwa walka
w tej burzy martwi upadli u moich stóp
 ci którzy jeszcze nie zdążyli zgrzeszyć
cała wina za to spadła na mnie
Tak jak później gdy całkiem zwyczajnie
pojawiłem się pod koniec zaciętego meczu
zielonych z czerwonymi
i wszystko się pomieszało
gdy popatrzyłem na rozpalonych doskonałością zawodników
gdy wszyscy zamarli w bezruchu
wtedy podszedłem do sędziego i podniosłem
jego rękę w górę
zapłaciłem przy wyjściu za bilet
i rozpłynąłem się w tłumie
z nierozstrzygniętym wynikiem
>>> 
 ??????????
*  Propaganda  *
Samotnie wałęsając się ulicami Krakowa
myślałem o własnej podobiźnie
na propagandowych plakatach
czy potrafiłbym być tak prawdziwy
narażając się na drwinę lub zatrzymywany
przez kłopotliwych wielbicieli
musiałbym omijać uczęszczane ulice
Unikając wzroku małej dziewczynki, która
natrętnie mi się przyglądała
gdy w końcu ukryłem się za rogiem ulicy
spojrzałem na pamiątkowy zegarek
przywiązany do pasa na sznurówce
zrozumiałem, że nie udźwignę roli genseka
Dowiedziałem się przy okazji,
że już teraz mogę nie przetrwać
spojrzałem na swoje czyste dłonie
jak na wyrzut sumienia
rozglądnąłem się dla usprawiedliwienia
za jakimś szpadlem lub młotem
cyrklem lub sierpem
urządziłem się tu gdzie nikt nie wrzuca
pieniędzy do skarbonki na spiżowe pomniki
lecz każdy ogląda propagandowe plakaty
ale muszę wygrzać te kukułcze jaja
Zatrzymałem się w bramie warszawskiego domu
gdy stanąłem przed szybą wystawową
upewniłem się jak w lustrze czy to jeszcze ja
w kurzu palcem nabazgrałem wizerunek
płonącego zwierzęcia z moją twarzą
i powoli zacząłem przychodzić do siebie
po tym plakatowym uśmiechu
jeszcze jest wyjście gdy mogę  zrozumieć
wspaniałe dzieła stojącej obok w bramie
artystki która ma na imię Betty
nie będące czystą propagandą
>>> 
??????????
                  * Pozwólcie *
                        Pozwólcie mówić waszym ustom
                        niech wyrzucą z was obcych błądzenie
                        niech oczyszczą własną formę waszej duszy
                                   Niech trawią was nastroje
                                   niekontrolowane drugich bezprawiem
                        Łapcie myśli w lot
                        i oddajcie swemu aniołowi
                        który w końcu przyjdzie do waszego lustra
                        choćby rano przy porannym goleniu
                        aby zdjąć wam kajdany
>>>
??????????
       * Mały pajączek *
            Jak okropnie rozkręciła się dziś spirala inflacji
            za upokorzenie musiałem wczoraj wyłożyć już tysiąc złotych
            droga nić babiego lata przędzie się tej wiosny
            powrozy i łańcuchy wiją się nad głowami ludzi
            włosy dziewcząt umazane w błocie
            bezpieka szuka kryjówki małego pajączka
            srebrny pył zsypuje się z moich rzęs
            po wstrząsie wywołanym uderzeniem w głowę zomowską pałą
            opada wprost w nurt świadomości rozlewającej się po chodniku
            jak powieść rzeka
            miotam się pociągami po kraju szukając miejsc
            w których żyją jeszcze piękni ludzie żądni informacji
            właśnie dostrzegłem koronkową architekturę
            chłopskiej umęczonej twarzy na lubelskim targowisku
            wiosna podwoiła ilość przyglądających mi się dziewczyn
            pod pomnikiem Bieruta czytam pragmatyczne dzieła Wiliama Jamesa
            kłujący wiatr panoszy się w mojej świadomości
            różowo włosi nie boją się czekać razem ze mną agonię gospodarki
            ponieważ nie każde życie może być dzisiaj dążeniem
            opozycja będzie zwyciężać
            ponieważ nie mogę dotrzeć do celu,
            nie mogę spełnić marzeń,
            nie mogę zrealizować swoich marzeń bo pociągi spóźnione
            dlatego staram się tylko wnikając w głębie
            naszych czasów oceniać każde najmniejsze
            stworzenie
            w czystości
            dlatego staram się nauczać cierpieniem śpiących podróżnych
            we wszystkich poczekalniach dworcowych w Polsce
            odwracam uwagę od inflacji i prowokatorów
            składam ręce do modlitwy i spadam
            z bariery czasu we własną życiową otchłań czekania
           liczę tropikalne palmy wyrastające na
            niebosiężnych szczytach głupoty
            uprzedzam esbeków                           
            chwytam nić babiego lata
            jak bezcenne marzenie
>>>
DSCN5169aa
               * Jestem w zetknięciu z ziemią *
                    Jestem w zetknięciu z ziemią
                    mam ją na sobie, mam ją w duszy
                    jestem pokalany
                    nie dążę nigdzie
                    nie otrzymuję niczego
                    nie otrzymuję nawet określenia istnienia
                    istnienia nawet mi nie obiecują
                    gdy oni wyruszają po swoje specyficzne szczęścia
                    ja tkwię w błękicie
                    pozostaję samotny tej gorącej wiosny 1981 roku
                    patrzę na masakrę czasu
                    na wszechpotężne krople wody
                    spadające z cieknącego kranu
                    postrzegam dzieła z dna piekieł za oknem
                    stykam się z ziemią w łazience i w kuchni
                    przyglądam się ziemi na moich rękach i sercu
                    śledząc kątem oka wystąpienie telewizyjne
                    surrealistycznego mistrza zbrodni i sukcesu
                    pragnienia w kałużach nurzają się tej upalnej wiosny
                    oczyszczenie ogniem w zamian za uległość
                    zjawy gromadzą się w kroplach spadających do zlewu
                    przekleństwa kumulują się w pustych mieszkaniach
                    nieczystości wibrują i pulsują na rynkach miast
                    nie jestem godny nawet swego grzechu
                    na linii rozumu i walki
                    na linii własnej osobowości
                    komentuję upadki systemu
                    unoszę na sobie rany jak muł i piasek
                    na podwaliny zwycięstwa
>>>
??????????                                          
               * Fundament *
                    Fałszywa światłość toczy się w czasie
                    z hałasem kamiennych lawin spadajacych na las
                    z pulsowaniem jednego dźwięku gdzieś na krańcach
                    czasu i przestrzeni
                    popychany, podrzucany lecz zastygły w unoszeniu
                    ty razem z nią rozpraszasz się
                    w pozorach dnia i spokoju
                       Chmury schodzą nad obnażone wnętrza cmentarzy
                       wody podchodzą pod schody domów publicznych
                       ty usiłujesz zamknąć światłość w dziecięcej piąstce
                       a ona okazuje się piorunem
                       patrzysz na swoje lustrzane odbicie w klamstwie
                       jak na swoją własną twarz
                       ze źrenic oczu przynosisz słowa
                       traktując je jakby były same w sobie
                       z to tylko fantasmagorie ukaminowanych oczu
                       rzucasz to wszystko pod fundament
                       własnych pozornych światów
                       diaboliczne pioruny szaleją w nich
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
       * Pozycja społeczna *
            Jaką zajmujesz pozycję społeczną ?
            pytasz dziś mnie –
            więc odpowiadam –
            obecnie już zupełnie wertykalną, trochę żółwiową
            trochę erotyczną, mniej histeryczną
            jest to w gruncie rzeczy pozycja
            rozpędzonego we Wszechświecie, rozgrzanego do
            czerwoności sloganu : „wewnątrz „pamiętam wczoraj”
            słowa boskiego ‚czekam””
            Mam swoją Polskę – czekam
            Jestem jej uczniem o odchyleniu filozoficzno-ekstatycznym – czekam
            Zdobyłem dwa miasta,  pewne miasteczko i kilka okolicznych wiosek – czekam
            Widzę swoje poglądy polityczne w pewnej perspektywie – czekam
            Wyłuskuję z otoczenia typy wrażliwe i ssące miłość – czekam
            Otaczam się setką pochodni – czekam
            Dziewczyny, przyjaciele, wrogowie, sprzedawcy – czekam
            Przyszłość naszego świata i mnie w nim – czekam
            Blisko, bardzo blisko – czekam
            Nawet wulgarne eksplozje nie niszczą słów – czekam
            Jaka jest twoja pozycja społeczna – zapytałaś
            faceta, który znany jest z tego, że najchętniej
            lubi zasypiać w pozycji wertykalnej kilka metrów
            nad głowami ludzi w powietrzu ponad tłumem miasta
            – faceta o spojrzeniu starego rogatego Mojżesza i całkiem
            nagiego Dawida
            A twoja pozycja to kilka skarg i spis treści
            chcesz mieć w tłumie dużo miejsca i własne granice – pędzisz
            chcesz mieć granice sławy, popularności i wolności – pedzisz
            chcesz zbudować siebie w pozycji społecznej – pędzisz
            granica wolności objawia się u ciebie westchnieniem ulgi – pędzisz
            chcesz być nawet osaczona przez wrogów tego
            społeczeństwa takich jak ja – pędzisz i stajesz nagle
            (Budujemy siebie w swej pozycji społecznej, chcemy być zawsze choćby potencjalnie
            osaczeni przez wrogów społeczeństwa).
>>>
??????????
               * Przebrania miłości *
                    Stoisz w zwiewnej białej sukience
                    wśród łanów zielonych
                    młode niedojrzałe zboże sięga ci do kolan
                    Stoisz w błękitnej lnianej długiej sukni
                    wśród łanów złotych
                    pszeniczne pola ciągną się po horyzont
                    Stoisz w czerwonej wieczorowej sukni
                    długiej do ziemi odsłaniającej twoje białe ramiona
                    wśród pustych ściernisk na wietrznych wzgórzach
                    Stoisz w tajemniczej czarnej sukni
                    zapiętej pod samą szyję
                    na polach pokrytych śniegiem
                    bielutkich jak kartka papieru
                    Zaczynam rozumieć jak bardzo ciebie kocham
>>>
??????????
               *  Dzieci w kalejdoskopie  *
                    Dzieci ptaki 
                    obracają się w politycznym kalejdoskopie dorosłych
                        Dzieci kwiaty
                    czekają całymi grupami siedząc w dziwacznych strojach
                    na barierach mostów w wielkich miastach świata
                    pod murami Jerycha lub Kremla
                    Dzieci gwiazdy
                         w pasiastych przebraniach udają robotników
                    pomiędzy błyskotliwymi racjami stanu
                                   Te nierozumne siły witalne są tylko tłem
                                   dla pustej rycerskiej zbroi
                                   która z przyłbicą dawno nie kryjącą już twarzy
                                   z wzniesionym mieczem prze wciąż naprzód
                                   na obrazie socjalizacyjnych epok
                                   potykając się tylko czasem o zmumifikowane trupy
                                   tolerancyjnych starców
                    W podwórzach przedszkoli systemy filozoficzne uosabiane są przez
                    babki z piasku lub wielkie śniegowe zamki
                    Pod wieczór i w tym świecie zaczynają się pojawiać kontrowersje
                    z maleńkich wojskowych zabawek wysiadają wtedy
                    maleńcy żołnierze i jak mrówki po maleńkich stopkach i chudych nóżkach
                    wdrapują się na kolana na fartuszki dzieciom
                    a one zapatrzone w ten kolorowy kalejdoskop
                    dotknięte historią dorosłych padają jak strute rybitwy na brzeg
                    więdną jak rośliny od radioaktywnych pyłów epoki
                    w taki sposób wkraczają w uliczny gwar z cichego podwórka
                    tak naprawdę umierają ich sny
                    Dzieci obłoki zaglądają w szkliste oczy szyb i kałuż
                    niektóre deprawując się dążą w dół
                    inne osłaniają Słońce przed widokiem Ziemi
>>>
DSCN1665a
               *  Wiem *
                    Ja nie mam słabości – krzyknął komputer
                    – nie poddam się nigdy
                    Niech się dzieje co chce – krzyknął człowiek
                    – wiem, że nie posiądę nigdy żadnej wiedzy
                    umożliwiającej przetrwanie
                    chyba, że uwierzę
                         chyba, że zaufam
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
               * Chcę *
                    Czegóż chcesz dziecino
                    dobrze już dobrze
                    cóż ja i świat mamy zrobić
                    żebyś przestał się miotać spragniony
                    wychodzisz do sadu jest maj
                    nie potrafisz pozostać w nim do wieczora
                    jak to słońce w drzew koronach
                    czytasz książkę już od godziny
                    a zapamiętałeś tylko ile w tym czasie
                    przeszło za oknem młodych kobiet
                    dostajesz klubowego od Apoloniusza Apologety
                    i wypalasz go na Parnasie
                    dostajesz wkrótce zawrotu głowy
                    od formy i epoki
                    a twój strumyk myślenia
                   drąży kamienny płaskowyż wyobrażenia
                    powstają otoczaki głazy narzutowe i wiersze
                    ludzie i zwierzęta wyrywają sobie ciebie z rąk
                    a po chwili znudzeni przekazują dalej
                    wyglądasz jak cepeliowska pamiątka z Atlantydy
                    a jednak gdy mówisz to swoje dziecięce „chcę”
                    prowokatorzy bezpieki natychmiast zaczynają
                    w miastach działać ze zdwojoną energią jak automaty
                    chmury ze strachu rozpraszają się na niebie
                    kloszardzi znikają w zaułkach miasta zwanego :      
                    „Beznadziejność systemy totalnego”
                    niesiesz ze sobą to swoje „chcę”
                    gdy idziesz do kiosku Ruchu po gazety
                    jakże wyraźnie je widać jeszcze stąd
                    w samo południe przy obiedzie wpatrujesz się
                    w talerz zupy tak bezbronnie
                    że każdy na stołówce zwraca na to uwagę
                    twoje oczy pozwalają zrozumieć że ten ludzki pokarm
                    też jest dla ciebie snem
                    który połykasz wolno łyżka po łyżce całkiem
                    nieprzytomny
                    system wypalonych głosów
                    drży w posadach od tego –
                    „chcę”            
                    oni powoli zaczynają się domyslać
                    czego „chcesz”
  >>>
??????????           
               *  Słowa *
                    Gdy piszę okładam swoją głowę kostkami lodu
                    tylko wtedy słowa zapalają papier
                    na którym się pojawiają
                         modlę się gdy piszę
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
               *  Gdzie jest matka Demokracja *
                    Gdzie jest Matka Demokracji, która by nas zrodziła
                    pytają kolejni dyktatorzy szykujący się do przyjścia na świat
                    natomiast dzieci witają obcych w progach domów,
                    radosne biegną w ich objęcia
                    kochankowie przywołują się w knajpach i na falach eteru
                    żołnierze Układu Warszawskiego gwiżdżą piosenki
                    na lufach swoich karabinów
                    tymczasem głosy z taśm magnetofonowych
                    puszczonych od tyłu do przodu zdradzają dyktatorów
                    w dniu ich narodzin na nowym biegu ruszy mechanizm zbrodni
                    wierzę jeszcze, że zbrodnia dopadnie przynajmniej głupotę
                    dzieci nie chcą wypuścić obcych za próg
                    a ci marzą już tylko o tym aby znaleźć się z boku
                    mówią: nic nas nie obchodzi polityka
                    to nie prawda, że cierpimy na rozdwojenie
                    samobójstwa i walki o byt
                    nowy wiatr każdego chce porwać w szaleńcze noce jutra
                    nawet tych co nie kończyli szkoły przywództwa
                    nawet tych co urodzili się z nieznanej matki
                    nawet tych co sztywno stoja w szeregu
                    dzieci patrząc prosto w twarze nie chcą uznawać pozorów nienawiści
                    zdrada wiary dla poklasku czy jakiegokolwiek dobra
                    już nikogo nie interesuje
                    nikt już nie chce przyznawać się do ojca Marsa
                    każdy mówi: mam twarz, mam własną twarz
                    to są moje grymasy
                    a głosy z taśmy wołają gdzie jesteś mamo
                   Matko Demokracji
>>> 
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
Samotny bławatek       
Jedyna umiejętność którą doprowadził
            do perfekcji
            to przekonywanie wrogów i przyjaciół
            do kochania miłości
            Zapragnął być samotnym bławatkiem
            pośród wspaniałego złotego łanu zboża
            cudownie niebieskim pośród ciężkich rozkołysanych kłosów
            Chciał, by tłum żeńców wpatrywał się
            w taką harmonię z zachwytem
            by uznano, że to jest łan Boga
            którego nie można tknąć
ale zboże zawsze musi być zżęte
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
               * Systemy jak szubienice *
                    Trudno przychodzi szybkie postawienie
                    robespierrowskiej gilotyny
                    często kończy się wszystko na ociosywaniu
                    dwuznacznego dębowego pnia
                    z drzewem kojarzą się marzenia
                    z drzewem kojarzy się wyzwolenie
                    i z ostrzem stalowym kojarzą się systemy polityczne
                    doprowadzone do ziemskiej perfekcji
                       Zadrżałem na widok schodów kamiennych
                       do panteonu burz błyskawic ulew
                       drżę ze strachu na schodach władzy
                       wszystko tu jest niepewne
                       każdy stopień to głowa minus wolność
                       każdy podest to zmieszanie i kompromis
                    Grobowe mauzolea mają usprawiedliwiać
                    egzekucje i rozstrzeliwanie sumień
                    tego można się dowiedzieć z wynurzeń
                    ludzi idących o krok przed wszystkimi
                    ich sława podąża do świetlistych epok
                    za maszynami wojen
                       Zadrżałem pod Kremlowskim Murem
                       kogo zgilotynują w najbliższym czasie
                       być może uratuje się tylko człowiek bardzo chory
                       taki którego będzie można jakoś usprawiedliwić
                       wszyscy zginą to pewne
                       zginą wszyscy którzy mają rację
                       już słychać stukot młota i jęki dłuta
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
               * Pojedyncze słowa *
                    Wyruszyłem w górę
                    stąpając po schodach swego dzieciństwa
                    wznosząc się z kotlin przez pasma wzgórz
                    aż po strome ściany gór
                    po drodze rozglądałem się spragniony wokół
                    ciekawy co zostało z mojej dziecięcej wyobraźni
                    przecież pojedyncze słowa odkrywałem dawniej w trawie
                    jako małe pachnące, kolorowe kwiatki
                    zrywałem je przypadkowo na skarpach wąwozów
                    na wilgotnych łąkach, po których ostrożnie stąpałem
                    czasem splątane i wijące się po ziemi
                    czasem dumnie sterczące swym zielskiem pod dzikimi czereśniami
                    potem niosłem chłopięce bukiety przez polne ścieżki
                    a barwne muchy i pszczoły siadały na nich
                    biegłem za słowami wznosząc się i opadając
                    w niespodziewane wądoły
                    jako smutny pięcioletni chłopiec znajdowałem
                    słowa rozpaczy i słowa ekstazy
                    codziennie musiałem patrzeć tuż po wschodzie
                    słońca na rodzinny dom i drogę z daleka i wysoka
                    a potem zbliżać się do nich ze słońcem i bukietami
                    kwiaty na ołtarzyki, kwiaty dla siostry i babki
                    Wstąpiłem na płaskowyż refleksji
                    tu znalazłem teczkę z posegregowanymi słowami,
                    które rozłożyłem u stóp góry
                    dziś już nie mogę jak kiedyś wskrzesić dawnych
                    kolorów i dźwięków
                    mimo, iż przypisuję im czerwień cierpienia lub
                    barw państwowych
                    mimo, iż otulam je sinawymi mgłami i napełniam
                    zapachem dziewczęcych włosów
                    mimo, iż tworzę dla nich niebieskie tło
                    i nakładam na nie wstrząsającą czerń i starczą biel
                    widzę je nadal puste i nagie
                    przez ich przeźroczystość przenika w końcu lęk
                    państwowych dróg
 >>>
 OLYMPUS DIGITAL CAMERA
               *  Laurowa korona  *
                    Cienka gorąca opaska nienawiści
                    wokół mojej głowy
                    wieniec laurowy nad moim czołem
                    jeden listek drugi trzeci czwarty
                    wszystkie przybite do mojej głowy
                    gwoździami tęsknoty i samotności
                    przenikające moją najtwardszą kość
                    to przeszłość niszczy mój mózg
                    nie mogę korzystać już z teraźniejszości
                    świat który demaskowałem osaczył mnie
                    nienawiść miłości miłość nienawiści
                         słowa splątane wartości splątane
                    och, poprawić opadający na oczy wieniec laurowy
                    cierpieć znów jak człowiek
                    z powodu czasów, w których przyszło żyć
                    nie zapominać o nitkach żalu
                    o chwilach chwały
                    wywalczyć przyszłość
                    zmartwychwstać dla miłości
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA                  
               * Promień słońca *
                    Promień słońca rodzi się
                    pomiędzy jedną a drugą moją rzęsą
                    ukierunkowany przez świt
                    wnika przez wąską szczelinę
                    razem z tobą do wnętrza mojej świadomości
                    ledwo co moja czaszka powstrzymuje
                    ostrze jego zagięte
>>>
DSCN0874 (2)a
       * Emitowane promieniowanie obserwowane z mózgowych płaszczyzn kanonów i norm *
              Energia prywatnych reaktorów
              daje o sobie znać w czasie prywatnych wojen
              torturuje potencjały dość dokuczliwie
              w czasie walki człowieka z człowiekiem
              z jądra komórki wypadając                    
uderza w
              procesy wielkich zmian
              dopada cię gdy jesteś odsłonięty                
gdy się
              poruszasz gdy szukasz
              może zepchnąć cię w kocioł kosmosu w schizofrenię
              lecz niekoniecznie
              emitowane promieniowanie obserwowane z mózgowych
              płaszczyzn kanonów i norm
              wnika w odczucia sensu bezpłodności i rodzenia
              wszelkiego rodzaju promieniowanie ciał zadaje ból
              lecz niekoniecznie destrukcyjny do końca
              i wielkie bitwy białego z czarnym
              i ciepło i kłucie i dreszcz
              i światło oświetlające równiny wiary i fantazji
              to efekt działania prywatnych reaktorów
              naładowanych wielkim rozpędem czasu u zarania
              w plazmach komórek może zmienić się w rewolucję społeczną
              lecz niekoniecznie
              emanujące z reaktorów myśli w postaciach atomów
              przynoszą pragnienia do ciebie stojącego
              już na poręczy mostu
              z szału iluminacji wywołują bunt na powierzchni rzeki
              widzisz na brzegu rozpadające się karuzele bogów i maszyn
              gdy już wszystko zastygnie wreszcie wokół
              gdy przestrzeń oklapnie bezsilna
              gdy powietrze oblepi apatyczne nieruchome ciało
              gdy tortura minie powiesz:
              poddaję się zgadzam się
              jestem już wyżarzonym zdrajcą świadomym siebie
              w każdym calu obłudnikiem gotowym do życia
              doświadczonym zwycięskim Prometeuszem
              ale mitem jeszcze jednym mitem laserowego promienia
              lecz niekoniecznie okaleczonym
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA     
               * Jedno moje skinienie *
                    W marzeniach uderzyłem ręką w twarz dyktatora
                    i nagle moje wargi zaczął toczyć rak
                    napisałem wiersz o własnej duszy
                    i nagle dziecięce przerażenie zbudziło mnie
                    w ramionach matki
                    podczas gdy na zewnątrz niebo spadało
                    na ziemię kościołów parafialnych
                    ogromnym czarnym krzyżem
                    poznałem i pokochałem dziewczynę
                    i nagle podreptałem w żałobnym kondukcie
                    za jej trumną
                    zdobyłem nowych przyjaciół
                    i nagle począłem dokładać szczap do stosu
                    na którym palono ich ciała
                    mając na ustach słowa:
                    daj im wieczny spoczynek
                    rozmawiałem rano z ojcem o polityce
                    i nagle zacząłem go wychwalać
                    zawierać przymierze z własna aberracją
                    umknąłem w ciasną skorupę orzecha
                    aby być doskonale niewidocznym
                    aby pozbyć się cywilizacji dnia
                    i nagle stałem się ziarnem tego jedynego wieczora
                    kiedyś były tu dzikie zwierzęta
                    unoszące na grzbietach małe dziewczynki
                    kiedyś była tu wielka chmura
                    wpływająca przez otwarte okno
                    niosąca w sobie cień zła
                    kiedyś dyktator umierał nędznie
                    na jedno moje skinienie
                    dzisiaj trzeba słów
                    a słów już brak
>>>
  OLYMPUS DIGITAL CAMERA
               * Zaślubiny *
                    Przybył do Galilei
                    i jak z rękawa sypnął symbolami
                    pokochał tylko jedną kobietę
                    i poślubił ją dzięki znamieniu śmierci
                    była tą która go urodziła
                    była ladacznicą którą poślubiali
                    wszyscy mężczyźni na Ziemi
                    obie pochyliły głowy do jego stóp
                    obie pochyliły głowy przed słowem
>>>
DSCN0524av
               * Rachunek krajobrazu *
                    Początek
                    kochamy swoją ojczyznę
                    jesteśmy balonami wypełnionymi stygnącym powietrzem
                    nie mamy ust tylko jaskinie
                    przygotowujemy się do powstania matematyków
                    chłopiec patrzy na dziewczynę
                    ona go oczekuje i bardzo pragnie
                    chłopiec to elektryczny dźwięk
                    pędzący do jonosfery spełnień
                    dziewczyna to smak pierwszej łyżeczki
                    lodów migdałowych spożywanych w niedzielne popołudnie
                    kiedy będą mogli się połączyć?
                    Środek
                    połączyć ich może zagrożenie kosmiczne
                    już nie długo
                    robi się przecież teraz bardzo niebezpiecznie
                    chcemy odkryć jakąś prostą regułę
                    łagodna senność
                    codzienna praca
                    permanentny bunt sumienia
                    porządek rzeczy
                    nadzieja zmieniająca świat
                    piękny kary koń cwałujący przez pustą
                    główną ulicę wielkiej metropolii
                    unoszący na grzbiecie parę młodych ludzi
                    przytulonych do siebie
                    Drugi środek
                    co jest dla nas ważniejsze?
                    ten dzisiejszy dzień siedzący pod ratuszem
                    na kamiennej ławie
                    czy dzień jutrzejszy spadających z nieba
                    płonących dziko rżących koni
                    umiemy zadawać pytania
                    umiemy szybko odnajdywać drogę do domu
                    swych rodziców
                    chociaż nie ma tam żadnych bezpiecznych kątów
                    i odpowiedzi
                    tam tylko przed telewizorem obok talerza z zupą
                    leży rozżarzony czerwony gwóźdź
                    brakuje do kompletu nagiej drewnianej kobiety
                    mogącej przygnieść ciężarem świata każdego mężczyznę
                    choćby nawet uświadamiał sobie
                    że jest to walec drogowy
                    że jest to realna sytuacja a nie żaden symbol
                    Koniec
                    rzeką dla której dzień dzisiejszy jest korytem
                    bywa filozofia lub religia
                    często mówimy przecież to tylko moje serce
                    często nasze koryta wypełniają niekonsekwencje
                    aż do śmierci
                    w naszych rzekach pływają wzdęte trupy
                    znanych łagodnych kosmicznych koni
                    Drugi koniec
>>>
??????????
               * Twarze  *
                   Zawsze ilekroć przechodzę obok księgarni
                   zza szyby gapią się na mnie twarze
                   z okładek książek partyjnych pisarzy
                   ledwo co moja cierpliwość wychodzi cało
                   z walki z ich pożółkłymi spojrzeniami
                   odkąd ogłoszono stan wojenny
                   właściciele tych twarzy skradają się za mną
                   jak dziwne duchy w czarnych garniturach
                   biegną za mną do domu
                   wpadają do mieszkania
                   zanim zdążę domknąć za sobą drzwi
                   starają się nocą
                   sobie znanymi metodami psychicznego terroru
                   z mlicyjną przebiegłością
                   złamać mojego bohatera
                   ukrytego w  szufladzie
                   i mój podmiot liryczny
                   szepczący coś w ciemnościach przy oknie
>>>          
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
                    Każde słowo jest tu obce
                    planety tu nie mają nazw
                    wszystko staje się z czegoś co ….
                    wszystko przepływa do ….
                    istoty nadmuchane powietrzem
                    istoty wypełnione wodą
                    z diademami nad głowami
                    są sobie obce
                    i ….
                    wszystko co stworzą jest powtarzaniem
                    jaszczurczych wyjść
                    gdy słowo przestaje być słyszane
                    zmienia się w galaktyki obcości
                    porusza się płynąc ku …..
                    eksplodując wewnątrz serc jak wszechświat
                    może zachwycić niemowlę lub głuchego starca
                    i …..
                    zginie człowiek gdy niesłyszane słowo
                    przestanie być Bogiem
                    zapytajcie zakochanych gdy powrócą razem
                    z ogrodu botanicznego
                    czy będą pisać wiersze?
>>>           
 IM9aa
* W amfiteatrze anarchii *
Pewien angielski poeta stwierdza
że nasza generacja patrzy w przestrzeń
pomiędzy uciekającymi kryształowymi kulami
i w gnijących ziarnach zboża rozrzuconych w kosmosie
upatruje wskazówek jak układać swe życie
gapi się też w anarchię elektrycznych komórek mózgu
dostrzega prawdę pomiędzy przestrzenią
 a kulami planet
Czasem nad niecką amfiteatru wdycha zapach rozmowy
zjednoczonych wyzwolonych dźwięków
zapomina się w sobie cała generacja prawdy
i odlatuje pozbywaszy się grawitacji słońc
Pewien poeta sam chce przeskoczyć policyjny
ziemski mur i rozpędza się już wybiegając z parku
układa dla mnie manifest i włącza moją osobę
bez mojej akceptacji tej koncepcji
po fakcie przychodzi w tej sprawie
z czarnym ojcem rock`n`rolla do mojego biura
słowiańskich replik po ocenę lotu i zachwyt
Smugi anarchii nad oceanami narkotycznego bezmiaru
to jest to co przypomina mi rumowy zapach
zgnilizny wydobywającej się z głębokości amfiteatru
Interes polegający na sprzedaży plakietek z Leninem i Che Gevarą
i innych socrockowych dewocjonaliów zwijam na koronie obiektu
patrzę w rzeczywistość jak nakazał i zaczynam powoli
schodzić do niego na dno koncertowej niecki amfiteatru
kto mi zagwarantuje że po prawdę
 >>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Jeśli zdołam pochwycić coś co przepływa przez moją głowę
czy nie przerażę się podnosząc to na wysokość twarzy
jeszcze jedna chwila zupełnego załamania
jeszcze jedna sekunda zbliżenia z życiem gwiazdy szczęścia
czy powstrzymam irracjonalną część ludzkości
schodzę do najgłębszych pokładów istnienia w jaskini czasu
szukam przyrządów kontrolnych zgubionych na starcie
bez nich nie będzie doskonalszych narzędzi cywilizacji
bez nich piramidy i kosmodromy słabości będą nadal urągać
Oglądam różne warianty obecnego sposobu przetrwania
oglądam eksperymenty i egzekucje na życzliwych kosmitach
Rzeka nieświadomości wypływająca z rajskich ogrodów przeraża
zwolenników śniegu który można ogarnąć, który można zbrudzić
dążenia ludzkości są ściekami w rzece nieświadomości
to nieprawda że tylko w Hadesie można ją przepłynąć całą
Na największych scenach ludzccy paranoicy zdobywają sławę i poklask
akceptowany jest sposób, nigdy sens
po atomowej wojnie ich racje będą dowodowym materiałem archeologicznym
już z kart podręczników historii dla najmłodszych słychać
wyłącznie rozhisteryzowane pokrzykiwania w sporach o własne racje
Jeśli zdołam pochwycić wszystko co przepływa przez moją głowę
okiełznam przypadek nazywając go cynicznie celowością
nałożę na niego burłaczą uprząż, zanurzę w rzece wiosło
rzesza mistrzów czeka na pierwsze wskazówki
rzesza sterników wciąż nie wie
jak plynąć pod prąd
wlasnych myśli
>>> 
??????????
Erato
Przyszła dziś do mnie Erato
w białą grecką odzianą sukienkę
znalazła mnie płaczącego i otoczyła ramieniem
stanęła z tyłu za siedzącym, nachyliła się
przytuliła głowę do moich policzków
A ja zamiast pisać wiersz
upadłem na kolana przed nią
wtulając głowę w jej łono
dotknąłem  jej nóg gładkich
Ona złożyła dłoń na mojej głowie
obsypałem jej ciało szaleńczymi pocałunkami
słowa przepadły w ciemnościach
do świtu opłakiwały zdradę
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Jestem głodny
Jestem głodny
stoję na środku głównej ulicy
okropnie chce mi się jeść i palić
na przekór systemowi zniszczyłem dziś
wszystkie kartki żywnościowe oraz
banknoty wydane przez komunistyczne banki
no ale teraz czuję już fizyczny głód
   Jestem najbogatszym człowiekiem w kraju
   w mennicy mojego mózgu wytwarzam
   w każdym ułamku sekundy
   złote numizmatyczne myśli
   zakochany na środku drogi zamykam oczy
   i karmię się nimi, cóż mi pozostaje
   cały wznoszę się pod ciężkimi powiekami
Nie jestem Einsteinem lecz mogę bez dowodu stwierdzić
że gdybym teraz spojrzał na paranoika Breżniewa
gdybym tak głodny wbił choćby jedno spojrzenie w jego oczy
zmieniłbym tok jego kosmicznego myślenia na pewno
Pamiętam że kiedyś we śnie się do mnie uśmiechnął
lecz teraz w dzień stał się moją obsesją
chcę się z nim spotkać sam na sam jeszcze raz
potrafiłbym się powstrzymać z zemstą
i spojrzeć na jego twarz jak twoją moja jedyna
Myśl o nim nie daje mi spokoju
jak kanibal trawię ją zamiast jedzenia
Moje siły życiowe umykają w przestworza
płyną hen ponad kamienny pałac Łazarza
>>>
??????????
* Filozofia upadku *
Chcę wiedzieć co to jest filozofia upadku
Czy to jest cierpienie kopanego przez  milicjantów
polskiego nastoletniego opozycjonisty
czy upadek w hierarchii partyjnej
towarzysza Gierka
czy to upadek mojego dwuletniego syna
na betonową podłogę w wynajętej suterenie
czy upadek czerwonego prominenta
w czasie polowania na terenach łowieckich
Urzędu Rady Ministrów w Bieszczadach
czy to upadek hollywoodzkiej gwiazdy
w narkomanię lub alkoholizm
czy upadek sowieckiej stacji kosmicznej
na Kanadę
czy to ciągły upadek ekonomiczny gospodarki
i moralny społeczeństwa na Zachodzie
czy przejściowe kłopoty na polskim
rynku wewnętrznym
czy to niewłaściwe prowadzenie się
jednej niespokojnej polskiej dziewczyny
opluwanej przez sąsiadów
czy osiedla koszarowe domów dziecka
w  raju za  Bugiem
Jestem rozdarty takimi pytaniami
które pojawiły się razem z Partią i Dziennikiem Telewizyjnym
w moim niesocjalistycznym życiu
>>>
 OLYMPUS DIGITAL CAMERA
*  Nie odsłaniaj swego serca  *
Nie odsłaniaj swego serca
bo wiatr chłodny potarga je
jak wielkie płótno
choćby było nawet dumnym sztandarem
Nie płacz w barze do piwa
gdyż łzy wzbiorą w dwójnasób
i tsunami wychynie z kufla
Nie szepcz słodko że tak ją kochasz
tylko pozwól jej zdjąć twoje spodnie
Nie pozwól jej pięknieć w twoich oczach
twoja dama  dostrzeże w nich i tak
tylko nagie swoje ciało
Zaciśnij w pięści swój żal i słowa
zamknij się w  wieży
wnet zacznie się szturm
Ukryj pod maską twarz
odejdź pierwszy chyba że
chcesz koniecznie zostać sam
>>>OLYMPUS DIGITAL CAMERA
 
* Ty we mnie rodzisz mnie takiego  *
Czy to ty sprawiłaś
że muszę żyć tak ciągle zmieszany
wycofywać się we wszystkich możliwych sytuacjach
wstydzić się swojego opętania
Gdy przyszłaś jak anioł
i nachyliłaś się nad moim trupem
na skrzyżowaniu
w pulsujące kręgi szoku wniosłem z tobą
kropelki krwi które wezbrały zamiast łez
w moich oczach
dojrzewając powoli spłynęły w nasze wyzwolenie
Ty przychodzisz zawsze wolna
czy wiesz że sprawiasz tak że uciekam od siebie
że nie chcę siebie poznać
W pędzących zwielokrotnionych ulicznych kraksach
kropelki delikatnieją przemieniając swoją energię
jak atomowe stosy
pobudzają rozpędzają wszystkich ciągłym
zmieszaniem na kierunku do prawdy
Sam wycofuję się sprzed twego oblicza
ty we mnie rodzisz mnie takiego
oddając mi wolność
 >>>
??????????
* W wesołe Boże Narodzenie *
W wesołe Boże Narodzenie
świętują wszyscy przy zastawionych stołach
rozpromieniają się pośród towarzyskich i rodzinnych
rozmów
Każdy rumieni się słowiańsko
jakby sam był małym Jezusem
i znika ze świata kłopotów na zawsze
tego wieczoru
Tylko ten jeden siedzący na pustym krześle
przed pustym talerzem rozpala nie siebie
ale kamienie patrząc wprost pomiędzy
ściany swojego zapatrzenia
Szpitalnym gestem i uśmiechem wskazuje
że wokół dokonuje się przecież rzeź niewiniątek
wszyscy rozglądają się wokół i nie widzą nic
a on widzi dusze nienarodzonych prawdę i honor
Tylko ta jedna dziewczyna unosi się
jak w świecie Disneya poruszając się
jak ksiezniczka pośród kolorowych marzeń
Myśl przewodnia jasna jak gwiazda tego wieczoru
ledwo podąża za nią ledwo dosięga korowodu
Ten jeden bliski nieznany niewidzialny
zmienia się z dziecięcia w mężczyznę
by po chwili znów na powrót jako chłopiec
tańczyć wokół choinki
Świąteczny stół przegradza podnieconą dziewczynę
i wyniosłe jak tron puste krzesło
lecz ona nagle podnosi się otrząsa z baśni
wywołuje na stronę proroka
zarzuca mu ręce na szyję  obdarowuje go
uśmiechem jeszcze z firmamentu
błaga przez całą swoją wiarę
by pozostał takim dla niej  na zawsze
by pozostał strumieniem żywych meteorów pędzących
z kosmicznej pustyni do otchłani jej serca
bo ona tak się w sobie odradza
gdy jest przy nim blisko
by był sercem komety a ona jego welonem
Wnet powracają do ludzi życzących sobie
lepszych dni lepszych lat lepszych czasów
by znowu bawić się i weselić naprawdę
by pszeniczne dzieci kołysać do snu bez koszmarów
Przywołują kolędą miłość nad stoły tradycji
wznoszą kielichy słów dla rodzącego się stworzenia
Dziewczyna kocha najbardziej dlatego
wskrzeszanych tu legend katolickiego narodu
prawie nie słyszy wpatrzona w rozpalone kamienie
przed oczami romantycznego wojownika
Ona jedna dostrzega rodzącą się nową pieśń
pieśń buntowniczą pieśń nowej epoki
w nowej erze
>>>
 DSCN0499ab
Dziesiątki smutnych rozbitych aniołów
Dziesiątki smutnych rozbitych aniołów
spaceruje w mojej zdemolowanej duszy
jak po więziennym placu
dawne atrybuty doskonałości
ledwo wyzierają z ich zniszczonego wyglądu
Anioły wymieniają pomiędzy sobą
puste spojrzenia i już nikt nie pamięta jak wczoraj
tuliły się do siebie w opowieściach moich
Białe pióra jeszcze spadają z nieba
po tej przedziwnej katastrofie
skrzydła ich wyglądają teraz przerażająco
Minotaur udający Pegaza przejął pod swoją straż
rozbitą armię miłości
gdy wtargnął przemocą do duszy
rozwalając w pył jej misterny labirynt 
Na moją twarz spadają pocałunki kobiety
która naruszyła regułę mojej niebiańskiej pustelni
z uścisków powstało więzienie
słowa jej wywołały hekatombę snów
Mam teraz prawdziwą Ziemię w ramionach
a w duszy ogród pełen obcych podstępnych
wrogów wszelkiej pozamaterialności
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Biorę naszą polską wieś na swoje powieki  *
Tylko ja biorę naszą wieś na swoje powieki
wskrzeszam ją prawdą
Tylko ja odtrącam totalitarne łapy
od tych autobusów z nicości
Ten archiwalny motyw czarno-biały
wędrujący w mroźny poranek do miast
nakłada mi się na mój sen
Odtrącam łapy państwa które wnikają
do duszy ludu po ostatnią iskrę
Tłum napiera na mnie tłum teczek i beretów
tłum zmarszczek pod oczami i niedokończonych marzeń
owiniętych w codzienne gazety
Tylko ja rzucam się na tory by powstrzymać
te żywe transporty swojskości podążające na wschód
do krainy identycznych zastyglych twarzy i serc
Tylko ja dostarczam do przystankowych kiosków
niecodzienną miłość w kolorach
Któż się przysłuży narodowi jadącemu po życie
jak na śmierć jeśli nie społeczna miłość
Gdy wychodzą wioski by dać się uwieść w niewolę
ja czekam na nie na  tych przystankach
w miejscowościach o zmienionych antyludowych nazwach
łapię, zarzucam na plecy
i uciekam w lasy i góry
>>>
Rozdają oprawne lustereczka słów by wszystkie na raz
błysnęły wspólnotą która wyłamie się jak jesienne słońce pracy
z deszczowego zastraszenia propagandą
***
Może wszystkie oczy na raz błogo się zamkną  w czasie podróży
a przed bramami miast lub fabryk otworzą się lekko
i sypną iskrami szczęścia
na dachy i kominy pełne upokorzenia
***
??????????
Chcesz żyć w kłamstwie
Chcesz żyć w kłamstwie, bo mówisz
dajcie mi wszyscy święty spokój
zostawcie mnie samego
Przeklinasz wszystko wokół
w przeświadczeniu, że zniszczysz zło
za tym murem milczenia
Przysuwam się delikatnie do ciebie
by cię nie drażnić
szepczę ci pochlebstwa i taktownie ryzykuję
odrobinę krytyki
A ty nagle swą wielką, ciężką od bezczynności łapą
chwytasz mnie za kark i podnosisz jak zabawkę
na wysokość twarzy
krzyczysz: patrzcie, ten mnie docenia
wierząc, że usłyszą to ci, co cię krzywdzą
za murem jawi ci się cała nienawiść
z otwartej szkatuly: cała moja miłość
Chowasz mnie w swoją kieszeń i jak
odkupiciel kierujesz swoje kroki na drugą stronę muru
spluwając po drodze w twarz każdemu
kto wyjawi swą inność
Po chwili już jesteś na ogromnej lustrzanej pustyni
pośród milionów zwierciadeł
zasiadłeś nad sposobem naprawienia świata
rozważasz swoją miłość i prawość
konfrontujesz własne prorocze przemyślenia
z tym, co widzisz wokół
wykrzywiasz twarz widząc jak po tafli luster
spływa odrażająca ślina
twoja własna
>>>
DSCN5872s
Walka o buty
Stoję na Rynku
przyglądam się przebiegającym w gorączce ludziom
Narodowi, którego formą organizacyjną
w ostatnich latach jest manifestujący tłum
Słyszę jak ludzie pyskują i złoszczą się na siebie
jak oskarżają się pełni nienawiści
wyrywają sobie buty w sklepie obuwniczym
i polewają racjonowaną benzyną
Widzę jak ktoś wyszarpuje z kolejki
faceta w zielonym paltocie, ponieważ stał
o jedną noc krócej niż pozostali
Widzę jak ludzie napierając na taflę szyby wystawowej
rozbijają ją i kaleczą się szkłem dotkliwie
Widzę jak wszczynają bójki o byle co
Nikt nie ustępuje w walce o byt swych rodzin
ani o pół kroku depcząc drugiego
Komuniści szepczą z boku:
czy chcesz być dalej z nimi?
czy chcesz stać się wulgarny i rynsztokowy?
czy chcesz wniknąć w ten podły stan?
czy jeszcze wierzysz, że te niedziele ich łączą?
czy chcesz dalej słuchać tego zwierzęcego jazgotu?
Doprowadzony do ostateczności rzucam dopalającego się papierosa
staję na ławce i krzyczę
ludzie opanujcie się, przecież na was patrzą
bogowie Kremla
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Pomiędzy zrezygnowanych ludzi bez marzeń  *
Ostatnio irytuje mnie prorocza doskonałość
polskiej poezji emigranckiej
nawet jej perspektywiczna czystość
dlatego że nie mogę wyłowić jej z tłumu
jaki zbiera się pomiędzy godziną szóstą i siódmą
we wschodzącym słońcu na wszystkich polskich
przystankach kolejowych i autobusowych
Ani tam jej wnieść nie można
pełnej prawdy i pamięci
pomiędzy zrezygnowanych ludzi bez marzeń
co sami są jak zjawy
Kto jeszcze patrzy na zakrzepłą krew
na miejskim chodniku i czole wiejskiego chłopaka
wracającego z niedzielnej zabawy z sąsiedniej wsi
gdy wiezie ją w poniedziałek do pracy
Inwalida w kolejowym zniszczonym starym mundurze
odkłada kule by móc zarzucić na siebie
równie stary plecak patrzy na moją twarz
Ci wszyscy ludzie w przedziale pociągu
w brudnych płaszczach ortalionowych
typy w zielonych marynarkach
z tłustymi plamami na czerwonych swetrach
bezzębni z czarnymi aktówkami wypchanymi zanadto
mężczyźni październikowej Polski 
mężczyźni godziny szóstej trzydzieści osiem
mężczyźni końca wieku
oni oczekują tylko na czyjś gest
Obłudne kobiety, które nie mogą być kobietami
mając takie socjalistyczne ręce i twarze
poprzez szyby autobusów
wpatrują się w mgłę na polach
Tak, one unikają mojego wzroku
gdy pozdrawiam je wchodząc do autobusu
jakże zostałem sam naprzeciw
tej pracy zhańbionej wyłaniającej się już
na końcu drogi jak betonowa ściana
>>>
 OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Formuła jedności *
Czyżby istniała tylko jedna formuła jednocząca przeciwności
czyżby odwieczna nasza walka zatrzymana była
w jednym punkcie przecięcia
Moje pasaże wyzwalają się z kropel spadających ze słońca
z rytmem zrodzonym w podwórkach odrapanych kamienic
pośród wolności, wiedzy i sławy
pretendują do dzikiej przyjemności
w odkrywaniu jedności nocą
chcąc wyruszyć z tego miejsca muszą
przez banał życia i geniusz śmierci skierować kroki
na końce drzewca krzyża
słowa cierpiąc nie mogą nadążyć za cielesnymi skrajnościami
nad krawędzie przeciwieństw
lecz przecież oddały się ziemi w służbę wolnej woli
i tylko w grobach samotnego milczenia
dokonują nobilitacji nieodgadnionych racji duszy
Z umierającym słowem i biegnącym ciałem
miotamy się w jednym jedynym punkcie
przecięcia się przeciwności
i tylko jeszcze nie wiemy czy w chwilach jedności
jesteśmy naprawdę
gdy tak wówczas chcemy jeszcze gdzieś pójść
za istotą udającą się wtedy z tego punktu
najkrótszą drogą w górę
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Dusze ziół *
Nazrywałem pachnących ziół
mam ich całe naręcze
nad brzegiem strumyka i w cieniu
malinowego ogrodu
dzikie zapomniane oddawały mi się
z nadzieją na krysztalowy wazon
oceniałem ich poetykę swymi zmysłami
swą nieprzydatność ukrywały do końca
wylęknione odbierały mnie
jako dziwnego przyjaciela
Gdy wnosiłem je w marmurowe salony
zieloną skromnością odezwały się wtedy
własnymi słowami natury
tak irracjonalne a zabrane
z naprawdę istniejącego świata
wiatru słońca i owadów
jakby dziękowały wciąż za stworzenie
jakby miały dusze z kryształu i marmuru
>>>
 ??????????????????
Tysiąc trafnych słów płynących
pomiędzy nadawcą i odbiorcą
służy zapominaniu jednego słowa –
Kocham
Skały toczą się ze szczytów Tatr na dno morza
ludzie na kamieniach wiją gniazda
tworzą kryjówki tam gdzie
nic nie można powstrzymać
przed unicestwieniem
noc pozostaje dla Słońca
Księżyc istnieje dla Słońca
setki małych twarzyczek znajomych
ukazują naturalne grymasy
z kamyków toczących się ze słońca
Potok słów pomiędzy miastami
pomiędzy państwami
pragnienie pragnienie pragnienie
jedynie słowa zatrzymują pędzące kamienie
ludzie muszą się poruszyć
wyjść naprzeciw  siebie
podrygując w cierpieniu inaczej odmiennie
grymasy naturalne cierpienia
płyną ku odbiorcom grozy i strachu
życie z maleńkich twarzyczek znajomych
już z cierpieniem umyka słońcu
liczę je myląc się wciąż
Tysiące kamieni tysiące trafnych słów
tysiące zakochanych znajomych
krztuszę się tkwiącym w gardle kamieniem
to brak słowa –
Kocham
Noc pozostaje dla Słońca
ja czekam
czekam na głos kamienia
telefon milczy
>>> 
DSCN1567a                                                               
* Przybrała kształt kobiety *
Urodziła się w dzikim spojrzeniu
nabrała kształtów kobiety
zaprosiła mnie do siebie
zamknęła za sobą drzwi
przemówiła kroplą goryczy w winie
otoczyła mnie swoim niecnym życiem
i kazała zostać nagim mężczyzną
Powtarzała wciąż że ma na imię
Czarna Noc
i że kocha słoneczne promienie
ale istnieje dla ciemności
i – daję ci szansę, daję ci szansę
Oliwą namaściła swe ciało kobiety
targnęła się jako prywatna właścicielka
istnienia ludzkiego na rytm mojego serca
niszcząc go
Sama zabiła się w jednej chwili
ciszą na rozkaz przeznaczenia
pozostałem sam za tymi drzwiami
myśląc o jej ostatnim mieszkaniu
wewnątrz na zawsze
z raną krwawą
w sercu szumiącym zorzą zachwytu
z rokiem czasu na jej akceptację
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Tęsknota zatrzymuje się przy oknie
podziwia pięknych mężczyzn
i urocze kobiety
siada obok mnie w kolejowym wagonie
i trąca mnie kolanem
Zamykam oczy lecz jest już za późno
wtedy szepcze mi do ucha
sklecone naprędce historyjki
sprawia że czuję się jakbym
w nie wierzył
spoglądają na mnie błękitne oczy
słyszę kobiecy śpiewny głos
i powracam poprzez czas poprzez przestrzeń
do chwil żeglarskiej wspólnoty
żywiąc nadzieję na jakiś cud
i oto w odbiciu w szybie
widzę jak tuli się do mnie moja jasnowłosa
nasze ciała kołyszą się jednym rytmem
w tym uciekającym pociągu
unoszę ją z sobą
zabieram swoją miłość
wyrywam z rąk tęsknoty
>>>
??????????
               * Wokół osi zimna i ciepła *
                    Mrówkojad swym długim wąskim ryjkiem
                    wysysa ze śmietnika mojej psychozy
                    zakamuflowanego tam zagubionego człowieczka
                    insekta systemu
                    Wielką dłonią stalową poruszający robot-kolos
                    grzebie w schronie mojej historii
                    starając się pochwycić małą rozpaloną duszyczkę
                    uciekającą i krzyczącą coś
                    kręcącą się wokół osi zimna i ciepła
                    rzeki dzieciństwa i drzewa dorosłych
                    drewniana oś zwęgla się w pragnieniach
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Chciałbym cię znów widzieć –
Idziesz chodnikiem wzdłuż pustej ulicy
listopadowa wichura łamie gałęzie
bezlistne topolowej alei
i zrzuca ci je pod nogi
umieraja z chrzęstem nadepnięte
Ja podrzynam sobie właśnie gardło
ten wiatr porywa niczyją duszę
w poplamionej krwią starożytnej wazie z chińskiej porcelany
niesie w swej dłoni wielkości
horyzontalnej niecki twojego miasta
porzuca tą dumną kruchość
między frontami nacierających na siebie
wojsk NATO i Układu Warszawskiego
Chciałbym być przy tobie w schronie atomowym
ty zbierałbyś do woreczka foliowego
wszystkie stworzonka jakie wydobywałyby się
z mojej krwawej rany
a ja patrzyłbym w twe oczy i zaczynał życie
ale jest już za późno 
Idziesz wzdłuż cmentarza
osłaniając się przed wiatrem
wcale nie dostrzegasz wysiłków
jakie czynię by otworzyć wszystkie groby dla nas
Ile wyzwalam miłości gdy cię potrzebuję
gdy krwawię
>>>
??????????
* Inspiracja *
Ustalam na dzień wcześniej
w jaki sposób będę całował twoje dłonie
Cały wieczór głowię się w jakim stylu
wyrazić mam uczucia tak dobrze ci znane
Byliśmy tak długo razem
i w przyszłości będziemy blisko
zjednoczeni wciąż myślami
nad dachami miasta
zachowujemy się będąc osobno tak
jakby jutro wszystko już miało się skończyć
Gdy spaceruję po pokoju stąpam bardziej niepewnie
niż pierwszy lepszy szaleniec
co jeszcze nie dowodzi żadnej wrażliwości
Gdy rozmawiam z twoim cieniem
głos mi się łamie
i to też nie dowodzi jakichś prawdziwych
życiowych przeżyć
Wszystko przychodzi z jakiegoś „tam”
niezgrabne niezdarne dziecięce
Jakże ciężka jest nasza miłość
znając wszystko na pamięć szukam
na dzień przed spotkaniem z tobą
jakiejś inspiracji
ty dobrze wiesz co i tak się stanie
ja ustalam już teraz schemat dla improwizacji
by móc tworzyć wewnątrz miłości
tonącej w doskonałości pod ciężarem absolutnych pojęć
chcę ją uratować zatrzymać na powierzchni
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Podła gra  *
O tak, zabiłeś już mnie
choć nadal walczę targając
tę niewidzialną zasłonę
zamotałem się w niej całkowicie
A wy, gdzie jesteście moi wrogowie
że miecz mój nie spływa krwią
i w słowach wszystko ucichło
Nawet ty mój synu
kryjesz się przede mną
gdzieś kiedyś przypadkiem urodziłem ciebie
zacząłem to wszystko
Dlaczego już nie szumi cicho wysoka trawa
dlaczego już nie śpiewa tu ptak
a rzeka nie niesie ryb
wszystko przecież zapisali w raportach
i nagrali odgłosy na licencjonowany
jak wszystko magnetofon
Białe kartki wypełniły teczki dyplomato
otrzymałeś swoje oklaski przywódco
            To twarde posłanie wyprostowało mój grzbiet
            Ta łaska, którą mi wyświadczono uwolniła mnie
            Ten śmiech, na który się naraziłem rzucił podejrzenie
            Ten chłód kazał mi zacisnąć pięści
            Ta niezałatwiona sprawa dała nowy punkt widzenia
            I chyba tylko z tej walki pozostał mi wrzód żołądka
            i nerwica nadziei
Chciałem walki wypełniony wizjami zwycięstw
a gdy nadeszła nie mogłem zrozumieć
że na prawdę muszę się bić tak morderczo
Kiedyś dziko wykrzykiwałem słowa zaczepki
teraz muszę zacisnąć zęby by nie wołać o pomoc
Zdrajcy niosą mi pomoc, bo nie widzą wciąż
po której stronie barykady jestem
przez ten dziwny sposób walki
schmurzyłem tylko twarz
bez zmarszczki na czole by nie zrobić dobrej miny
do ich podłej gry
>>>
??????????
               * Kamienna rakieta*
                    Porównuję swieżoupieczony podłużny bochenek chleba
                    o lśniącej wybrzuszonej popękanej skórce
                    do połówek mózgu
                    omalże widzę go pod zamkniętymi powiekami
                    Pofałdowana setkami cienistych bruzd powierzchnia
                    uwypukla się bardziej a cały chleb pęcznieje
                    jakby wypiętrzał się na nim jakiś górotwór
                    tworzy się z czasem podłużna grań
                    która wznosząc się wciąż zmienia w wulkaniczny stożek
                    cały gotuje się do erupcji a ja nie mogę jej powstrzymać
                    gdyż jest taki odległy gdy go obserwuję
                    nabrzmiałość drga w ostatnim momencie niezmienności
                    Wtem nagle pęka powierzchnia bezszelestnie
                    a z postrzępionego krateru mózgowego
                    powoli wyłania się jakimś odwiecznym ruchem
                    ogromny szary blok skalny
                    szorstki kamień wyciosany w potężny zaostrzony na końcu pal
                    Wszystko przypomina startującą rakietę
                    poruszającą się w zwolnionym tempie
                    a dzieje się to w ciszy śpiących myśli
                    wielkość sama wysuwa się nieprzerwanie w nieskończoność
                    W ogromnym ciężarowym samochodzie zatrzymanym na rogatkach
                     wyjeżdżam z twego miasta
                    z każdym kilometrem oddalam się do ciebie
                    z każdą sekundą odrywani jesteśmy co raz bardziej od siebie
                    słyszę szept silnika usypiającego mnie rytmem klekoczącego jękliwie
                    z pod maski w szoferce dobiegają chrapliwe odgłosy układające się w skargę
                    głos z zaświatów przeznaczony tylko dla mnie
                    specyficzny pogłos rozpaczy przeznaczony tylko dla mnie
                    Moment wymijania przydrożnego drzewa
                    przerywa na ułamek sekundy narastający krzyk
                    a każdy nowy pień rozpoczyna nową głoskę
                    od cichego szmeru nasilającą się do wrzasku nie do wytrzymania
                    W wyobraźni startuje cicha kamienna rakieta
                    w uszach kumuluje się pozaziemski krzyk
                    sekundnik zegarka rysuje kręgi
                    przenoszące się na piekące serce
>>>
??????????
* Zwierciadło *
Znów dziś wieczór nie udało mi się opanować
części moich myśli zmusić ich do posłuszeństwa
wyszły z mego domu tak jak wychodzi się na ulicę
z mieszkania tak jak wychodzi się na przechadzkę z psem
Pozwolił mi tylko na to bym podążał za nimi
kilka kroków z tyłu jak tajniak lub anioł stróż
Zeszły po schodach na dół skręciły z bramy w prawo
chodnikiem wzdłuż ulicy aż do skrzyżowania na rogu ulicy
Zachowywały się jak normalny materialny przechodzień
odczekały kilkadziesiąt sekund na zielone światło
potem w tramwaju też nie korzystały ze swego uprzywilejowania
narażając się na ścisk
ustępowały z drogi grupie dziewczyn idących przez park
asfaltową dróżką
Wyraźnie dokądś zmierzając bawiły się tym
że mogą tak z bliska patrzeć ludziom w twarze
same będąc niewidzialnymi
Nie korzystając z żadnych skrótów
jakby chcąc zaprzeczyć swojej naturze
siliły się na zaznaczenie każdego kroku
na głównej ulicy i potem w zaułkach
w przedziwnym marszu przez miasto pamięci
Dopiero przed twoim domem odrzuciły cielesne właściwości
przeniknęły przez drzwi uniosły się pod sufit w półmroku
twego pokoju
prawie zaspokojone w dążeniu patrzyły wypełniały się
obrazem twego ciała
Zastały cię leżącą na tapczanie półnagą wtedy, gdy
przesuwałaś rękami wzdłuż bladego ciała
w stłumionym poblasku nocnej lampki
gesty opisywały jakieś tajemnicze misterium
Myśli moje niewidoczne przybliżyły się do twoich powiek
nie mogąc się oprzeć przedziwnej mocy
nie mogąc dłużej utrzymać się o własnych siłach na zewnątrz
weszły przez ciemną bramę do twojej świadomości
znalazły się przed ogromnym lustrem
zatrzymały się wreszcie zaspokojone w swym oczekiwaniu
uwierzyły naiwnie, że to, co zobaczyły przed sobą
to ogromne kryształowe lustro
>>>
??????????
* Inne życie *
Gdy zostaję sam nienawidzę alienacji
a gdy wchodzę w tłum moje oczy krzyczą
Och! dlaczego oni chcą mnie zniszczyć
odczepcie się ode mnie nie nastajcie na mnie
dlaczego znowu dążycie do mojego zniewolenia
Gdy ciebie tu nie ma
jakże pragnę być z tobą już na zawsze
rozgrzewa mnie płomienne uczucie
a znów, gdy wchodzę do twojego pokoju
zaczynamy natychmiast walczyć ze sobą
jak prawdziwi wrogowie
czy powodują to twe aktorskie gesty
czy moja nieufność – nie wiem
dokładnie tak samo jest z socjalistycznym społeczeństwem
Chyba wszystko to jest normalne jak dzień powszedni
bo jeśli byłoby to tylko formą przetrwania
to musiałbym mieć jakieś inne życie za sobą
lub być jakąś obiektywną prawidłowością
poza ludzkim poznaniem
w oczekiwaniu na odkrycie twórcze
dla przyszłego innego życia
czybym miał duszę własną
w duszy ludzkości
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Teraz już nie mam pewności
jak dalej prowadzić ten dialog
i jak się do ciebie zwracać
Tyle lat zajęło mi odnalezienie
jawnego kontaktu
co kosztowało mnie utratę realnego
rodzinnego krajobrazu sprzed swoich oczu
Tak długo cierpiałem nim zaświeciła mi
gwiazdka prawdy w naszym wspólnym
psychologicznym tunelu
W końcu przestałaś panować nad każdym
moim publicznym gestem
nad każdym moim intymnym słowem
Mogłem już długie godziny rozmawiać
z samym sobą na zasadach
świadomego  poszanowania godności własnej
aż tu nagle zmieniłaś twarz tak, że
nie zdążyłem tego zauważyć i w swym
przydługim monologu wyzwalałem
martwe słowa dla nieistniejącego partnera
Było tak, że oparłem duszę na węgielnym kamieniu
gdy stał się jedną bryłą z okruchów, które
ty odłupywałaś cały czas z idei
zawierzyłem ci, bo czułem się niedoskonały
pomyślałem, że moje gwiazdy należą do twojej nocy
dziś umknęłaś w nią zdradziecko tak głęboko
że nie dajesz się rozpoznać
Zawsze mówiłem jesteśmy razem
ja jak jednostka i ty jak mój instynkt samozachowawczy
jako jeden z pierwszych porozumiałem się przecież
z atawistyczną podświadomością
wówczas nie było już miejsca dla niepewności
I cóż przed chwilą stanąłem znów wobec
niewyobrażalnego rozdwojenia jaźni
nic nie pojmuję z głosów wewnętrznych
pełen tęsknoty pełen pragnienia chcę coś
tłumaczyć samemu sobie używając fałszu
jako argumentu
wmawiając dzikiej miłości, że jest wytworem
mojej wysokiej kultury etycznej
Dziką bestię bez kształtu odrysowuję w świadomości
jako embriony moich dzieci, które
dążą w tysiącach kształtów na świat
Jak można zmienić coś niezmiennego
jak można patrzeć na to samemu nie dążąc do zmian
Gdy leżę u twego boku teraz naprawdę czuję
jak zdradziecko podeszłaś mnie
i zapanowałaś w granicach, które wyznaczyłem
tylko dla siebie
Dzieci mnożą swe ciała w miliony
już słyszę ich głosy
cichy szmer zlewających się odległych
lecz zbliżających się głosów
narastający hałas wydobywający się z piersi
śpiącej obok mnie kobiety
żywe poematy
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Wzywam cię jasna gwiazdo
przyjdź do mnie w majestacie pełni
nie wystarcza mi już ta szklana kula
którą wydobyłem w młodości
ze swojego wnętrza i trzymam przed sobą na dłoni
i dziś ten sam strumień dźwięku, ciepła, pogoni
moja perła nocy
nie chcę by była bękartem dojrzałości
W moich wnętrznościach pielęgnuję
zarodek złotego jabłka
drażniący moje ambicje
pulsujący jak gwiazda na niebie
w wątrobie i trzustce
rozświetlający moje jelita
czasem serce
Szkło stopione rozlało się w nocy
złoto czeka na wybuch
srebro sypie się jak śnieg
krzyczę w ciemności w boską ciszę
wzbieram w bólach
nie chcę utracić ciała w momencie
eksplozji
chcę doświadczyć dźwięku, ciepła, pogoni
jako starzec
na firmamencie
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Dojrzałość  2*
Wzywam cię jasna gwiazdo
przybądź do mnie w majestacie pełni
nie wystarcza mi już ta szklana kula
którą wydobyłem w młodości ze swego wnętrza
i dziś trzymam przed sobą na dłoni
Tym strumieniem dźwięku, ciepła i światła
który rodzisz co noc karmię w małych cząstkach
moją  białą perłę i boję się tak
by nie była bękartem mojej dojrzałości
więc  pielęgnuję ją po ojcowsku
w swych wnętrznościach w zwojach mózgu i genitaliach
niech wciąż drażni moją ambicję
niech dojrzewa w tym świetle wielka jasna gwiazdo
To mój skarb prawdziwy schowany we mnie głęboko
czeka by zrodzić się w tobie
Ja na razie wzbieram w bólach
pośród blednącej młodości szklanej nocy
krzycząc w ciemności ponad promieniami
w boską twoją ciszę
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
      * Lustro  *
              Ten mój przyjaciel to jakiś świr – stwierdziłem
              Opowiada mi już trzecią noc z rzędu o tym jakoby
              miał być wielkim muzykiem ale jakieś lustro odebrało
              mu szansę przebicia się
              Czasem mówi, że jego gospodarstwo to miejsce nad
              Wisłą gdzie obecnie znajduje się Kraków ale przed
              dwoma tysiącami lat
              Zapewnia mnie, że może przywrócić temu miejscu
              dawną prehistoryczną świetność gdyż doskonale pamięta te czasy
              Czasem recytuje wiersze Mickiewicza osobliwie je przekręcając
              twierdzi, że może to robić leżąc w poprzek ulicy,
              gdyż czuje się tu najlepiej gdzie odpoczywał kiedyś
              obok swojego wierzchowca jako Sarmata
              Pomyślałem, że to zupełny wariat gdy powiedział,
              że teraz go nikt nie docenia a przecież on pierwszy
              zamyślał budowę tu państwa i pierwszy chciał tu popełnić samobójstwo
              Zastanowiło mnie co on rozumie pod pojęciem lustra
              gdy tak w kółko powtarza to słowo
              Zechciałem się dowiedzieć dlaczego lustro jest dla
              niego takie ważne jeżeli chodzi o zmarnowane szanse
              Gdy na moje ciche pytania nie odpowiadał dalej snując
              swój monolog uznałem, że to schizofrenik
              poddany bez reszty historycznej energii duszy
              Wówczas lustrzany wirus zaczął pustoszyć moją świadomość
              Co z tym lustrem? co z tym lustrem?
              Co to znaczy, że lustro może odebrać szansę samorealizacji?
              Od kilku chwil widzę już tylko własną twarz
              i w towarzystwie tego wariata zaczynam bać się o samego siebie
              Słuchając nocą chorych narzekań na współczesność Polski
              odbijam od siebie jak najdalej w prehistorię
              by patrzeć w lustro
>>>
 ??????????
              On wszedł pierwszy do przedziału
              niosąc ogromne bagaże
              po chwili pojawiła się ona w zimowym kożuchu
              dostojnie dźwigając swoje brzemię
              w czasie podróży siedzieliśmy naprzeciw siebie
              senni rozmarzeni zerkający na siebie
              oni dwudziestoletni rodziciele tak bliscy sobie
              trochę zawstydzeni w mojej obecności
              ja stuletni zmieszany z czerwonymi policzkami
              brzemienny wolnością
                 Z każdą mijaną stacją ogarniało mnie coraz bardziej
                 przedziwne rozgrzewające błogie uczucie
                 jak delikatne muśnięcie ciepłego wiatru
                 o skórę na szyi
                 jak dolatujący z dala zapach rozkwitającego sadu
                 jak krzyk żurawi powracających kluczem zza morza
                 uczucie zajmowało moje serce w miarę podróży
                 wypływało jak mi się zdaje z jej wielkiego brzucha
                 wyciągała po mnie ręce miłość
                 jakiej nigdy nie zaznałem
                 płód wysyłał do mnie strumienie energii
                 uosabiającej przymierze na wieki
              Ciepło rodzinne otaczało mnie
              pomiędzy miejscami, na których siedzieli a mną
              zawisły w powietrzu słowa
              nacjonalizm, chrześcijaństwo, człowieczeństwo
              gdy oni trwali w moim spojrzeniu jak Jerozolima
              od tysiącleci
              nagle w kącikach oczu pojawił się ptak-posłaniec
              lub przybywający ze wzgórz jeździec
              a z wnętrza jej brzucha dał się słyszeć głos:
              strząśnij z włosów motyle snu i jawy
              otwórz wreszcie oczy na otaczający cię świat
              daj się zepchnąć przez macierzyństwo na krawędzie istnienia
              pozwól niech miłość odciśnie wreszcie swą pieczęć
              niech narodzi się to co ma się narodzić
                 Stworzone przez dzieci dziecko
                 ukazało mi kontekst przyszłości
                 o tak! czułem go razem z jego dopełnieniem
                 było symbolem doskonałości, której jeszcze nie pojmowałem
                 dotykało dna mojej nadziei
                wyzwolenia dla narodu i człowieka
 >>>
 OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Dzikość serca *
Większość ludzi ma miękkie plastyczne serca
nawet obcym łapom w rękawiczkach pozorów
pozwalają do woli ja ugniatać formować
Zdarza się, że uczyni to zbrodniarz
a i tak sprawi im to zawsze przyjemność
byle w bezpiecznej odległości od granic wyobraźni
Serca kobiet prawie nigdy nie wytrzymują
tych natarczywych nacisków
wolą same wybierac swoich morderców
I ja mam takie serce ustępujące przed siłą
lecz jest jakby z innego materiału
jest jak mały foliowy woreczek
wypełniony dziwnym charyzmatycznym płynem
wabiącym najsilniejszych poskromicieli dobra
lecz nikt nie jest w stanie trwale zmienić jego kształtu
gdy odstąpi ze swoją obecnością w chwili
umysłowej trzeźwości
Jest to coś superwrażliwego
ciągle kołyszące się samo i to wywołuje zawsze
przykre uczucia
Gdy dotyka mojego czoła swoją ciepłą ręką
siwa moja babka sadzając mnie na kolanach
ja wtedy cierpię z braku pogardy 
Pierwsza dziewczyna przychodzi do mojego snu
i jest mi bardzo ciężko
Znajomy chłopak zwierza mi się jak pragnie
zdobyć moją przyjaźń
cierpienie pojawia się znowu
Ktoś w obecności moich rodziców wychwala
moje zalety i to sprawia mi ból
Ukochana poprawia swą ręką włosy
nad moim czołem
odczuwam wtedy krwawą ranę w sercu
A znów przeciwnie, zdradzony przez najbliższą osobę
wykpiwany przez tych, z którymi żyję
kochający bez wzajemności
nie mogę rozkołysać serca nawet do przykrości
te uczucia przyjemne wyzwalające w przyszłość
choć fałszywe tak często
gdy łamią odkształcają serca
porzucają ludzi dla cierpienia wśród konkretnych chwil
pozostawiają większość w nienawistnej obojętności
Moje serce powraca do poprzedniego kształtu naiwności
jakby spoiną cierpienia podzielił się ze mną
Odkupiciel Ziemi
Łudzę się, że jest przez to niezmienne
w konsekwencji odwieczne niezniszczalne
dziecięcym gestem dziecięcym spojrzeniem
podstawiam je pod uderzenia parowego młota
testuję jego parametry wytrzymalości na zło
wychowany w atomowej łodzi podwodnej systemu
 >>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Dom dla rozbitków *
Otworzyłem swój dom dla rozbitków
przychodzą i wypłakują swoje żale
w mych ramionach samotności
daję im lekarstwo spokoju i zapomnienia
pełen dziękczynienia staję się bezdomny
po każdej wylewnej spowiedzi
w moim domu coraz mniej miejsca
 dla mnie
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Głos z nieba z chmury gorącego płaczu
nad snem wewnątrz pamięci
przygotujcie się na krótkie życie
wodzowie wymarłych narodów
             pełni wielkich ambicji
Człowiek który potrafi zabijać siebie samego
kosztuje drogo swoich słabych wrogów
ty jeden jesteś darmowy chociaż giniesz
            będąc dla siebie przyzwyczajeniem
Mieszkasz na moim Olimpie
podcinasz sobie żyły
wtedy widać na ziemi że zachodzi słońce
opowiadasz niebiańskie dowcipy
i sam śmiejesz się pierwszy
            głos burzy słyszą o brzasku
Odkrywam prawidła gry którą przyniosłaś
mając pierwszy kontakt
moja piękna słodkousta kochanko
ze skał czarnych z nieoświetlonych wież
rzucasz mi się w ramiona
Porzucę to wszystko dla jednego meczu
wyruszę już dzisiaj by nie umrzeć
nie zatrzymasz mnie  wrogu
zataczając się wyjdę z miasta przez żelazny most
Zrozumiecie śmierć i miłość
porzucicie wewnętrzne mieszkania
by wymknąć się w ryzykownej ucieczce
dla pojęcia szerokiej przestrzeni
Rozbity o skałę błękitną
kusisz świecąc zapomniany
lecz  czasem zadrga ta struna szara
lecz czasem szeroko otwierasz oczy
gdy uśmiechasz się gdzieś na swoich krańcach
w politycznym skłębionym powietrzu
ludzie walczą śmiesznym tasakiem do mięsa
lub zamurowując sny w płonącej drukarni
tłukąc w końce palców tłuczkiem z kuchennej szuflady
o chmuro, chmuro płaczu
wiatr zapomniał o twoim cieple
lecz dotknięta przez niego wielkim bożym palcem
rodzisz samotna nad światem
Podaruj mi  sąsiedzie synu królów
tą rzecz którą płodzi zazdrość
tak chciałbym zrozumieć swoje działanie
tak pragnąłbym popatrzeć na siebie
by kochać po cichu choć część swoich myśli
Z obu szczytów spoglądamy na siebie
niech wspinają się nagie okaleczone kobiety
niech będą ich tysiące
nie przyklęknę na jednym kolanie
choćbyś stworzył pieśń zmartwychwstania
złotowłose kobiety pełne bólu tam w dole
na zimnych płaskich kamieniach
tak blisko boskich stóp
Szary stukot butów żołnierzy
wychodzących pojedynczo ze swoich kryjówek
to nie prawda przyszedł do mnie tylko
szalony człowiek to go nie usprawiedliwia
to mu niczego nie wyjaśnia
ale ja z Biblią w ręce głaszczę ją wyszczerbioną brzytwą
Ja z prawem w ręce słucham
głosu z nieba
z chmury gorącego płaczu
brodzę po płytkiej zatoce
ziemskich uczuc
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Powróciłem przed chwilą ze złego kraju
o który walczyłem sam
ich pomieszane myśli były mi na rękę
lecz nie mogę stłumić rozżalonego serca
Anioł Stróż rzekł mi – radź sobie sam
– więc nigdy nie próbowałem siebie zmienić
Gdy przeklinany i wielbiony uciekałem
przez dzikie pustynie wymarłych miast
ona stanęła tuż obok i wsunęła
w moją swoją ciepłą dłoń
i jej cień połączył  się z moim na zawsze
abym stracić mógł siebie za marny grosz
wywalczyłem niebezpieczne granice marzeń
I ty nie przekonuj mnie że zło jest przypadkowe
mój ojciec nie odróżnia odcieni nienawiści
ciągle przekonywany przez aniołów w czarnych zbrojach
Powróciłem z samego dołu
by spojrzeć na to zdjęcie oprawione w złote ramy
przed tym strzępem codziennej gazety
klęczy co wieczór czterech synów partii
lecz jej nie udało mi się jeszcze do tego namówić
ona nie chce uwierzyć
że anioł i diabeł padli już sobie w ramiona
droga w lewo i w prawo
skrzyżowanie obcych ludzi
jakiś młody musi zapłacić surowy mandat
za to że nie przewidział że to wszystko to ruch okrężny
mój spowiednik wysłuchał mnie do końca
zatrzasnął z wściekłością drzwi konfesjonału
gdy łzy spływały powoli po moim policzku
wysunąłem się nareszcie z tego cienia
łamiąc ostatnie zakazy łamiąc serca
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
W samym środku malutkiego pokoiku
wirują w powietrzu niewidoczne kręgi
w smugach papierosowego dymu
magnetyczne hula-hop emocji tworzą
i nadają im dowolny spiralny ruch
niewypowiedziane słowa
ich sens niedosłyszany niezrozumiany
ciemność i przestrzeń sobą wzajem wypełnione
przyjęły nieziemską jakąś formę
mogą je zamknąć strony świata
lecz ich istnienia w takiej chwili
nie ograniczy szczyt nieba ani dno piekła
Dziewczyna z łóżka, w którym leży
wyciąga daleko rękę na środek pokoju
z wnętrza jednego z wirujących kręgów
nie zważając na pieszczoty tej energii
wyrywa malusieńkie ziarenko
obraca je w palcach wyczuwając
nieziemską jego kruchość
ugniata je jakby chcąc zmiażdżyć
czy przekonać się o jego wewnętrznej sile
delikatnym ruchem podaje je do moich ust
kładzie je na moim drżącym języku
gdy znika we mnie jego kształt
pozostaje tylko łagodnie pulsujące ciepło
poznaję, że jest to ziarenko miłości
>>>
Gdy przyszłaś wreszcie zawołałem cię do okna
stanąłem za tobą objąłem cię gorąco
i opowiedziałem ci wszystko co czułem
gdy patrzyłem na ciebie jak
dążyłaś w deszczu do mnie
>>>
DSCN5777a
                        * Sen jest mój  *
                        Sen przychodzi
                        jak kobieta odwraca się w łóżku twarzą do mnie
                        dotyka policzka
                        sen przychodzi
                        z wierzbowych polnych dróg
                        z ceglanego labiryntu starych fabryk
                        z zagrody i z nocnej zmiany
                        pozwala się poznać
                        w chwili ostatniej przed śmiercią zmysłów
                        przegradza strumień światła
                        spadający na ciało z rozdartych chmur
                        strumień światła towarzyszący pośród rzeczy
                        i ludzi tworzących sprzęty osobistego użycia
                        strumień eksponującego i osłaniającego światła
                        tworzący warunki dla ekspansji cierpienia
                        Sen wychyla się z tła
                        jeśli jest ludzki jakże by zapanował
                        nad ludzką indywidualnością każdej myśli
                        a może jest boski jak śmierć
                        na pewno na pewno
                        jest mój i twój
                        właśnie teraz nareszcie
                        widzę świat
>>>
??????????
* Okruchy *
Na drodze po wielkie szczęście
schylamy się po najmniejsze jego okruchy
i długo się nimi cieszymy
wiążąc z nimi nadzieję
jak z czymś pełnym skończonym doskonałym
Nawet, gdy nigdy niczego nie udają
przypisujemy im nieznane atrybuty
gdy popadamy w depresję to tylko
wtedy, gdy jeden okruch najmniejszy cierpienia
złudnie zgrywa się przed nami
na bryłę całego świata
Depczemy z głupiej niewiary wielkie
ludzkie szczęście tylko dlatego,
że czerń potrafi szokować włączając mechanizm lęku
by ten wprawił nas w ruch
krople śmiertelnego paliwa napędzają 
Nie wiem, może sama tęsknota za szczęściem
boli nas ze względu na śmierć
Z okruchów szczęścia zbudowana jest droga
wystarczy patrzeć przed siebie
wystarczy ogarnąć ją wzrokiem
podnieść głowę i popatrzeć dokąd prowadzi
Okruchy otaczają nas i budują nasze ciała
okruchy budują nasze dusze
podnosząc głowę wysoko ogarniamy całość
do tego prowokuje nas pokawałkowane cierpienie
czyż inaczej nie można poznać
i włączyć w siebie pełni szczęścia
>>      
DSCN0506aa
Tak wypełniła się nami miłość
ledwo pomieściła nasze szalejące ciała
speszona w swej małości
zyskiwała piękna dla swych ograniczeń
Dążyłem tu niosąc samego siebie
zmuszając nieposłuszną część jaźń
do pozostania do końca drogi
Obiecywałem jej tu spotkanie z tobą
zastałem ciebie na wszystko gotową
jak składałaś z kolorowych kawałeczków
swą malusieńką blednącą duszę
Zbuntowaną cząstkę ukarałem na swój sposób
oddałem ją tobie a ty wsunęłaś ją
w siebie na miejsce martwego marzenia
Tak stało się każde z nas obce samemu sobie
a staliśmy się sobie wzajem wspólnotą
w podobieństwie
Jednocześnie zapukaliśmy do drzwi miłości
a tam za progiem wrastając w siebie
wrośliśmy w wielkość łamiąc wszelkie ograniczenia
miłości i piękna rozsadzając szaleństwem noc
rozsadzając przestrzeń miłości
gestami kochanków
>>>
??????????
Nie chcę już więcej ranić
odgrywając śmierć starego klowna
Nie chcę już nikogo poniżać
wymykającym się ześlizgującym
z twarzy spojrzeniem
nigdy już znienacka nie napadać
bezbronnych uderzając nagim
w słowach snem
Nigdy więcej już pastwić się nad rodziną
tą opinią – coś w nim jest
Zbyt wiele śmierci z boskiego milczenia
z hołubienia miłości niczyjej
z hełpienia się zatopionym idealizmem  
Chcę się już poddać broń złożyć zdradziecką
odrzucic łuk i oszczep namiętności
nie chcę już panować nad nikim 
w czasie popołudniowych pogawędek
pod ratuszem
w czasie jazzowych wieczorów
w czasie ośmioprzystankowej jazdy tramwajem
chcę od dziś służyć wszystkim
znikając w ich kieszeniach, zeszytach i plecakach
 >>>
??????????
* Czerwone światło megalomanii *
Zawisa nade mną wielkie czerwone światło
mojej megalomanii
nie mogę przestać na nie patrzeć
nie jestem w stanie nigdzie się
przed nim ukryć
sekundy ciemności sprawiają mi ból
wtedy czuję jak oblewa mnie z zewnątrz
fala poczucia niższości
mój dom trzęsie się w posadach
chciałbym odwrócić jego blask na drogę
lecz przecież nie mogę pobiec za nim
gdy oddala się tam
widzę złamanego żołnierza
na rogu pustej ulicy
Oślepiany oślepiany nic nie znaczącym blaskiem
czy widzę go?
nie ja go sobie wyobrażam
wtedy spadam w ciemność poniżenia
żołnierz już oddaje honory samemu sobie
żołnierz czeka złamany na rogu
żołnierz bohater obu wojen
żołnierzyk ołowiany w budce „Ruchu”
na rogu ulicy
światło pulsuje nade mną
czerwień śmierci duma
biel życia megalomania
>>>
DSCN0031a
*Jestem zabawką *
Jestem przedmiotem zarządzania przez komunistyczne reżim
jestem rzeczą używaną przez własną wolność
jestem przedmiotem troski mojej rodziny
jestem zabawką w ręku dziewczyn
jestem znakiem podkreślającym boskość mojego Boga
jestem z małego okruchu męskiego nasienia i jestem dla niego
jestem materialnym dowodem istnienia czasu i przestrzeni
jestem elektryczną iskrą myśli i celem spadających gwiazd
Przyciskam usta do swego odbicia w lustrze, przyciskam
aż do bólu
Jestem jeszcze?
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* I … *
I przenikam ją swoim ciepłym wejrzeniem
więc dalej w nieznane wierząc w słodkie przypadki
staję nad brzegiem mazurskiego kanału
i podnoszę metalowy guzik który dostrzegłem
opowiadam dla siebie nową historyjkę o sobie
i nowym talizmanie
Przepływam wpław morze przestudiowanej wolności
wyskakuję na brzeg we wrześniowy dzień
i byłbym zapomniał że jest już jesień
pośród tylu nowych spraw
Nie zdaję sprawozdania samemu sobie
przez ciebie tylko
moja jutrzejsza zgubo
Doszedłem do celu i idę dalej
przemarznięty na kość niosę ci
w tylnej kieszeni spodni wymięty kolejowy bilet
z lipcową datą
którego nie wykupiłem nawet bo nie miałem za co
Zamykam drzwi za sobą i cóż
widzę cię jak pochylasz się nad stołem 
odwracasz się nagle i patrzysz w moje oczy
ech, bracie nie poznajesz mnie
I znów odwracasz się
by studiować wolność w zaświatach
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* STAN WOJENNY *
Po prostu nie wiem jaką mam wybrać formę protestu
na jaką zdecydować się desperację
/nieświadomy, młodzieńczy/
czy to ma być strajk czynny, okupacyjny a może głodówka
/coś bardzo skrajnie ekstremistycznego/
Jak tu w moich warunkach, przy moich możliwościach wywrzeć presję
na antyludową władzę
zwłaszcza że jeszcze po całym pierwszym dniu rozbawienia wojennego
nie potrafię pomyśleć poważnie
/zaskoczony, nieprzygotowany/
            Jest 13 grudzień 19981 roku a ja leżąc w swym barłogu cały dzień
            słucham błazeńskich wygłupów garstki morderców
            i czuję się autentycznie rozbawiony wyciem syren milicyjnych
            Ale to przecież nie chodzi o Kasandrę która wędrowała
            tej nocy po moim tapczanie przyprawiając mnie
            o poważny zawrót głowy
            Gdy oni tak serio z klocków lego
            w tym samym czasie budowali wieżyczki strachu
            lecz tu chodzi o zemstę, prawdziwą zemstę na dzieciach nocy
Przyszedł mi do głowy jeden pomysł
– wywiesiłem godło państwowe w swoim pokoju
włączyłem przemówienie Jaruzelskiego w radio i telewizji
podkręciłem głos na cały regulator
a adapter wrzuciłem płytę Beatlesów z „Białego Albumu”
i to też dałem „na full”
zakutałem głowę w kołdrę by samemu wytrzymać
jakoś tę konfrontację
kounizm jest dzisiaj a głowę trzeba mieć na dłużej
Zemsta za łzy mojej matki słuchającej zakłócanej BBC
mówiącej o demonstracjach przed polskimi ambasadami na zachodzie
wierzącej tylko w Boga i Solidarność
Zemsta za słowa ojca które musiał wypowiedzieć –
– to ich ostateczny koniec
Rewolucja zjada rewolucję
szatan połyka szatana
>>> 
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Wolność i ZOMO *
Przełamali nas wozami pancernymi
a teraz znęcają się nade mną na posterunku ZOMO
chcę oszczędzić im tych wszystkich wysiłków lekarskich
nad moim mózgiem
Zwracam się do najważniejszego posłusznika reżimu:
 – coś wam towarzyszu wytłumaczę
– jeszcze raz uderz mnie proszę, człowieku,
– no, proszę, uderz jeszcze raz,
– no symbolicznie albo tak jak przedtem
pośpieszam go udawaną agresją
dostaję pięścią w same usta i ląduję znów na podłodze
gdy przychodzę do siebie podnoszę się
przełykam łzy słabości z krwią
i starając się uśmiechać
podchodzę do niego i podaję mu rozluźnioną rękę
Wiem /wiesz/ już  teraz co to ciało i dusza
wiem /wiesz/ już teraz co to wolna wola
wiem /wiesz już co to wolność
– wytłumaczyłem ci?
 jak nie, to wal jeszcze raz…
>>>
 OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Tortura nie ma końca *
Sabatyczne noce
dni niekończącej się tortury
miłość nie ma szans
gdy tak wiele krwawych łez
Przyszliśmy nad te rzeki
przewrażliwieni znerwicowani
otworzyliśmy serca na świat
zakochani od tysiącleci
niepoprawni dla świata przez wieki
czyż naprawdę to nie nasze miejsce
czyż to nie nasz czas
Wampiry z naszych snów
nigdy nie miały ludzkich twarzy
białe orły sfruwały w chwili śmierci
do naszego łoża
a potem budziliśmy się żywi wciąż
unoszeni ku słońcu na ich skrzydłach
Chciano osaczyć nas w naiwności
a nas przecież nigdy tam nie było
staliśmy szlachetni tuż obok
patrząc w przyszłość jak w betlejemska gwizdę
Dziś znów krew płynie w naszych rzekach
do mórz przelewa z cieśnin górskich
nasza krew utoczona z miłości
Tortura nie kończy się w dzień i w nocy
sabat trwa nawet w dzień
nawet w niedziele wamipry latają w sztolniach i stoczniach
nasza miłość nie może zagrzać tu miejsca
ojcowie są daleko
w sabatycznych nocach
matki i dzieci jeszcze dalej w sabatycznych porankach
choć tortura nie ma końca
miłości sen trwa 
 w ciągle żywych 
>>>
??????????????????????
Słońce z błękitnego nieba grudniowego
rozgrzewa skórę na moim czole i tłuste włosy
w roku kontestacji
siedzę już drugi tydzień sam w mieszkaniu
nic nie robiąc całymi dniami
tylko rzadko wychodząc na dwór
słuchając w kółko
folkowego zawodzenia Boba Dylana
w roku szczęścia
głównie przepisuję dialogi Platona
i krzyczę czasem do ludzi przez otwarte okno,
gdy przechodzą obok ze swoimi transparentami
ciskamy w nich z góry najprostsze słowa
które wywołują aplauz
bardziej wyrafinowanych środków wyrazu
używam wtedy, gdy klnę na komunę
w roku rewolucji
>>>
Spokojny i łagodny
spotykają się jak Wisła z Cracovią
przy bufecie Błoni
w bursztynowym napoju psy gończe
rak uderza w twarz
w ustach zawirowanie
ból promieniuje, wypromieniowuje
w chmurach urywa się promień
uciekinier z ziemi
tak, student
już nie ożyje
drugi wśród oleandrów rozkłada koc
w ciszy kładzie się na plecach
patrzy
oddycha głęboko
zasypia na wznak
śni mu się rzeka
nie, jeszcze nie śpi
to jawa
uf
z baru „Pod płachtą” widzi Wawel
jeszcze widzi
psy myślą, że jest martwy
leży spokojny, gdy wpadają do „Rotundy”
zagryzają dyskdżokeja