1984-1985

Posted: 01/06/2014 in Wiersze
*Akurat czteroczęściowa jutrznia moja*
Gdy po obiedzie na I roku studiów
wyszedłem na podwórze Żaczka
siadłem na ławeczce pod ścianą, lustrując piętra
i gadające w otwartych oknach głowy
w tej oto kosmopolitycznej studni życzeń
nade mną z otwartego okna
dolatywał odgłos próby zespołu Laboratorium
Stryszowski mówił do Grzywacza: posucha latoś, juści!
Gdy po obiedzie na II roku studiów usiadłem na ławce
przed Nowym Żaczkiem, zmrużyłem oczy
wsłuchując się w echa wielkoformatowych bitew
dolatujące z Muzeum Narodowego
niesione przez wirujący historii wiatr wiejący od Błoni
na wprost mnie siedziało dwóch Arabów
nudzili się popołudniami w Krakowie przebywając
na przeszkoleniu terrorystycznym zapewne w LWP
trzymając zwinięte gazety kryjące arabskie tytuły
rozmawiali o swojej ojczyźnie mówiąc:
czas już na Palestynę bez Żydów, nawet w Judei
Gdy po obiedzie w barze Pasztecik na III roku studiów
stałem na Moście Dębnickim kontemplując KOR-owskie treści
przeczytane właśnie w pachnącym jeszcze
piwniczną farbą drukarską Biuletynie
wpatrując się sunącą poniżej wielką brudną wodę i barkę
dostrzegłem kątem oka mewy i odbicia sylwetek zakonnic wśród fal
podeszło do mnie z tyłu dwóch esbeków
złapali mnie za nogi i wrzucili do Wisły,
lecz nie utonąłem, w kolejowym płaszczu jak ponton
dopłynąłem do samej Warszawy
wygramoliłem się na poniatowszczaka
w rozpiętej, ociekającej wodą pałatce do ziemi
pod KC zawołałem:
tak, to koniec waszych idei!
Gdy po IV roku, po obronie pracy magisterskiej w Collegium Olszewskiego
usiadłem do obiadu w „Okrąglaku” przy wejściu do Parku Jordana
popatrzyłem przed siebie w długą perspektywę Błoni,
gdzie Kopiec lub Księżyc bywa
zerknąłem też za siebie na skręcające chytrze alejki Parku
i Błonia i Park otoczone były kordonem zomowców, a ja w środku
stojący murem, spleceni jak warkocze pogańskich Walkirii, ramię przy ramieniu,
trzymający się za pasy, toczący z ust pianę, krzyczący: śmierć, śmierć
steki tysięcy milicjantów, ich dzieci i wnuków umundurowanych otaczały miejsce,
gdzie Jan Paweł II odprawiając Mszę św. w słynnej homilii do Polaków mówił:
Czy można odrzucić Chrystusa i wszystko to, co On wniósł w dzieje człowieka?
Oczywiście, że można. Człowiek jest wolny. Człowiek może powiedzieć Bogu: nie.
Ale – pytanie zasadnicze:.. w imię czego „wolno”?
Penderecki dał znak i zabrzmiały pierwsze nuty ostatniej części Jutrzni
czteroczęściowej mojej polskiej Jutrzni!
>>>
*U bram nocy niekompletnej*
Tej nocy nie będę spał spokojnie
przenika mnie potrzeba dopełnienia dnia bezsenna
kości moje poczuły mnie w stratosferze, jak
serce twe na antypodach znów
włosy, rzęsy moje znieruchomiały, zastygły w oczekiwaniu
u wrót raju zatrzaśniętych, u drzwi sezamu zaryglowanych,
u bram nocy niekompletnej drżąco
pragnę połykać rzucone we mnie kamienie słów,
by sen nie mógł usiąść we mnie lekko, ciepło i łkać
sen westchnął katorżniczym dniem i tak
moje niezrozumienie, moje powolne rodzenie ciążeń trwa
moje kości dźwigające w górę jaźń
są korzeniami megalitycznych sekwoi wspomnień
a ręce manipulatorami nieosiągalnej wolności
piekielna teraz głowa bezsilna jest wobec rąk
obejmujących już bezkształtny sen
ręce zmieniają się w uszy, słuchają, słuchają
szczekania na zagład wizje gwiazdy psa
zagarniają wczorajszej pełni brzask
słuchają śmierci somnambulicznych uczuć
w kole doskonałości
na pustyni postrzeżeń wewnątrz burzy wiru
>>>
* Szukam początku wielkich słów *
Stado szarych chmur sunie tuż nad kapeluszem
niebo plemienne schodzi bardzo nisko
deszcz teraźniejszości wciąż szuka właściwej drogi
pośród glinianych grud
ptaki nostalgii szukają schronienia w herbach sumień
ziemia wiar znajduje rozkosz i ból
porwana do otchłani chmur przez bożyszcze wód
ja przenoszę się z miejsca na miejsce
pod wpływem nastroju i miejskich złud
zamyślony senny stoję sam
szukam w cudzych myślach i błyskawicach głów
szukam dla siebie początku wielkich słów
dla oczu właściwej drogi pośród glinianych grud
 
DSCN0956aa 
Poezja nie istnieje poza obrazami
wewnętrzne przeżycia baudelaire`owskich ikon
to świętość a nie realne życie
Piszesz mi w liście, że lubisz, gdy prawo moralne
jest przestrzegane, nie znosisz gwałtów natury
a w lasach brzucha i piersi skaczą delfiny
las a potem dom i warsztat płonie
Głosi mnie wieża
wierzy we mnie szkło
poezja istnieje nawet w stawie i w lesie
tak twierdził emocjonalnie wywyższony Baudelaire
tak twierdził każdy, kto poczuł siłę duszy
Wiadra głów, głowy w jedności oszalałe
twórcze przetworzenia nieumiejętności
niechęci, niemocy, niedbałości –
traktat o bosych legalnych stopach
Trójkąt duszy mieści obrazy
i skojarzenia godziny piątej styczniowej
język giętki jak stalowy pręcik
język giętki potrzebuje mniej słów
Seks i polityka a miłość i religia
nuda i geniusz a twórczość i praca
i i i
Kiedyś poezja prowadziła brudnych staruszków
poprzez śmietniki i poprzez dworce kolejowe
kiedyś za rękę wodziła na pokuszenie stare panny
słowa padają podczas koncertu Hendrixa
słowa padają pod Monte Cassino
słowa padają przed sławą
Gdzieżeś ty bywał czarny baranie poezji
czy bodłeś jej nogi i piersi
czy słyszałeś, że sapała jak wulkan przed erupcją
czy wiesz, że była jak muzyka, którą będą grać
za jakieś sto dziesięć lat
słowa będą się łasiły
i Baudelaire będzie się łasił
zostanie pocieszony tak jak ci
z okrętów pralni młynów czerwonych
ale cały Paryż nie
i wszyscy chłopcy Paryża również nie
tylko dziewczyny Montmartre
>>>
DSCN2462a 
Jesteś morze ocean
kalejdoskop został wymyślony przez marynarza
po to by na wielkich lipcowych łąkach oceanu
można  było polować na latające ryby samego siebie
prawie tak samo jak z flintą w epopejach
Jak po sznurku można sypać przez sito
piasek nazw
Będą one lecieć jak ssaki małe z gadzimi cechami
z nieba na ziemię – odwrotnie nie – gdyż
nie podskoczą już nigdy do stratosfery
co zostanie?
co to to nie – zdanie kłamie
Prowadzę ją by mogła trafić do tak zwanej segregatorni
lat moich, obrazów twoich, bóstw naszych
kolan waszych
wyprowadzam  ją by mogła coś zrobić dla świata
by mogła skojarzyć to, że stworzenie rzeczy jest początkiem
że początek jest stworzeniem
Karkołomny spacer – a wszystko zaczęło się w „cz”
w dużym „CZ”
miłość i smutek i litery i ludzie
gody,  a ty mówisz, że to śmiech
idę do okna i wnikam w parapet
gdy skala wartości twardnieje
a twardnieje od dzieciństwa
stosy pleciesz
przewracasz ludzi i figury
stosy pleciesz z wikliny z łozów winorośli
sam spalasz się na nich
amnestia jak po sznurku płynie przez nasz cmentarz
jak gołąb plynie na dachami
tą drogą można zajść daleko po wielce oryginalną forsę
po ogień trzeba iść na swój pogrzeb
to tylko rytm a ty się śmiejesz i tupiesz nogą
a ja chwytam w dłonie strząśnięte przez ciebie gwiazdy
martwię się, współczuję swojej pracy tak przez mnie
traktowanej
i przyjaciołom tak wykorzystywanym do życiowych celów
Mieszkanka luster i najbardziej nieoczekiwanych obrazów
stworzonych przez wielkich erudytów
wyliczanka mnie interesuje, jestem taki spokojny
spokojny jak kopacz i tak sprawny jak koparka
poruszam się na śmietniku naszych czasów
odsłaniając bardziej mniej grzebiąc
Ludzie-gady! Mówię, że jestem obsesją lub obsesjonistą
ale nie tą, o której myślicie
obsesją przemierzania oceanów nieznanych
Treść przedsłowna wypowiedzi mojego oceanu
to rodzenie planktonu
szumy fal
dudnienia kaszalotów
machania mant
to okres od sześć i pół miliona
do czterech milionów lat
przed wielkim Chrystusem
>>> 
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
* Stół pod moimi łokciami *
Krzesło stoi tam
Chicago jest już w tym pokoju
stół pod moimi łokciami
jeszcze nie przewrócony
od góry nogami – trwa
granice jego wymiarów
czarnymi pasmami wyobrażone
nie załamują się na sobie
Chicago jest już w tym pokoju
ściana jest tam
brak jest tutaj tylko
brak jest tutaj wyjścia
Chicago odchodzi ustępuje miejsca ojcom narodu
dzień dobry, żyję teraz miłością i rock`n`rollem
dzień dobry, żyję miłością – przepraszam
nie brak tu okien, drzwi i szufladek
krzesło stoi obok innego krzesła
trzy kroki w lewo wersalka
Chicago odchodzi ustępuje miejsca dzieciom narodu
dzień dobry, ciiiszej
brak jest tutaj wyjścia
półka z książkami wkłuwa się w moje oczy
myśli wyciekają z radia w mojej głowie
ściekają po brodzie na włosy na piersiach
ześlizgują się po sercu na brzuch
lądują na czubku buta
stół jęczy odwraca się, przekręca
pod moimi łokciami
biały orzeł na czerwonym tle wiszący na wieszaku
zmienia się w Plotyna
ten odwraca głowę w drugą stronę
palto i kapelusz zalega na kwietniku
Chicago, paznokcie, jestem żywy
lubię rytm wydobywający się z głośnika
i z żył, puls coraz słabszy, ciśnienie znowu spada
takt za takt, fakt na fakt
drzwi, drzwi, Plotyn odlatuje do Chicago
staram się frunąć za nim
lecz ledwo unoszę się w górę
zwalają się na mnie książki a zaraz potem ściany
miłość ojców i dzieci
Plotyn znika na Zachodzie
z kluczem rodaków
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Oprócz totalnych przeinaczeń całego życia
wręcz jestem
odwróć swój błoniasto-jelitowo-mięśniowy mózg
na lewą stronę
przenicuj i pokaż swoje pośladki w tęczy
odciśnij to na papierze
pozostanie: oprócz-harcerz-gra
narkotyki oprócz religii zamiast miłości
odskocz od mózgu, jeśli potrafisz zająć się egzystencją
esencją lub estetyką wnętrza
ciężkiej jak ołów chmury koloru miedzi
oto chmura po udanym odskoku
tam nad horyzontem twoich rodzinnych upokorzeń
(chodzi oczywiście o zielone wysokie trawy
wokół rodzinnego domu lub skoki Kangura-Napoleona
z Freudem w torbie)
wisi mały brunatny miś pluszowy
kopiesz go w brzuch jak fatamorganę
(oczywiście dzieje się to niedaleko Starowiślnej
lub Monterey)
jest mało prawdopodobne, że ptaki potrafią się jeszcze przecisnąć
pomiędzy chmurami a lasem
gdy im się to jednak uda ujdą stąd na jeden z amerykańskich
uniwersytetów
(chodzi oczywiście o tylne drzwi do Akademii Krakowskiej ponad lasem)
piosenka z metalu w brzuchu dźwięczy
wtedy, gdy rozwiązanie jest realnie możliwe
gdy cierpiący patrzy, gdy cierpiące na umysłowe chłody
(oczywiście musi ich być od 12 do 44 rodzajów)
po zmieszaniu się postanawiają zakupić orkiestrę
wtedy miasta zaczynają się od bram a wsie od samotnych topoli
wtedy prąd mnie trafia i przyskakuję do kontaktu
wkładam wtyczkę
oprócz zmian w moim życiu chciałbym
(oczywiście, że oprócz zmian w moim życiu)
jednakowoż zaświecić
wracasz z kolędą jednak śpiewasz jak deszcz majowy
nigdy nie uwolnię się od ulewy miłości
(oczywiście miłości-ości) w moim mózgu
to nie jest to, o czym myślę wciąż
wręcz jestem
>>> 
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
            Dlaczego jestem opętany przez czas
            nie mogę wziąć do ręki tak pospolitego
            przedmiotu jak chociażby zegarek na rękę
            by patrząc na niego od razu nie mówić
            że ma sekundnik malutki, cyferblat,
            datownik, że przyczepiona jest do niego
            bransoleta, że błyszczy jak gwiazdka,
            że spada, spada ze mną w otchłań wczoraj,
            że przysypuje mnie pustynia jutra,
            że jestem o miesiąc do przodu, że kochałem
            lotnię Chrystusa, że widziałem rozrzucone kamienie,
            które pozostały po murach Babilonu
            i paleniska pozostałe po mieszkańcach Jerycha
            że parzydełko-lizawka kwitło kiedyś na
            naszym księżycu, że przecież dziecko i dziewczyna
            przechodzić będą tędy,
            że przecież jest trawa w oceanach na dnie,
            że nadchodzi przypływ
            fale uczuć z kosmosu
 >>>
DSCN0521a 
* W cieniu czołgów i rakiet *
Żyjemy tutaj w takiej dolinie rzecznej
w cieniu czołgów i rakiet
tajemnice naszych wzgórz i jarów
są godne wielkości Azji i gorąca Afryki
a wciąż jesteśmy zagubieni w centrum Europy
słońce i księżyc patrzą na nas zażenowane
            Jesteśmy tacy mali dla wrogów
            możemy ukryć się w tej dolinie kruhanów i całopaleń
            wierzymy, że w ciepłych łóżkach
            pod świętymi obrazami unikniemy myślenia
            unikniemy zagłady
            tak to zależy od naszej wiary
Wielkie salony niektórych
i ciasne kuchnie niektórych
dopełniają się
a my chcemy zgubić się
w sercu Europy jak w kommórce
przyczajeni w skorupach czołgów
za cielskami haubic i rakiet
            Niech zapomni o nas świat oceanów
            niech zapomni o nas świat lądów
            najciemniej jest pod latarnią morską
            niech zapomni o nas świat pociągów i okrętów
            w pępku świata ukrywamy się jak w dziurze sera
            Księżyc patrzy na Europę
            Kosmos patrzy na Azję
            Mars patrzy na Ural
            Warkocz Bereniki oplata Warszawę
Jesteśmy tacy skromni i wierni
przetrwamy, przetrwamy
życie jakoś przetrwamy, jakoś, jakoś
w cieniu berlińskiego muru
tak smutni w karcerze Rosji
łaknący bogactwa i sławy
tak wolni, tak zbyt wolni,
tak
nieznośnie wolni
dla wolności
>>> 
?????????????????????? 
* Nuda *
Nuda – spalona zapałka przyklejona główką do sufitu
otwórz ramiona tancereczko wpuść mnie do tego teatru
chcę się poczuć werystycznie jak Szwajcar w czasie
I Wojny światowej – amerykańsko-hiszpańsko-niemiecko-nienieckiej
myślę o Tatarach jeźdźcach burzy, których nikt do dziś nie uśmiercił
jeziora na Tytanie czekają rybaków 
wystrzępiona skarpeta jest rakietą
Chińczycy wynaleźli nie tylko proch ale i kurz bitewny
droga obok długiego muru i młyna mielącego węgiel
Nuda – zwęglona zapałka przyklejona do sufitu
w sali obrad Sejmu PRL
duży stół z zaznaczonymi bramkami do cymbergaja
w poczekalni małej stacji kolejowej Rządu
kogut – lawina dziadków-żebraków
boski Jupiter w centrum jedności anarchii
swędzący lewy policzek
idę – całuję – pożądam
nie chcę niszczyć swej drogi obok muru
nie chcę batem udzielać lekcji miłości
związanej z egzystencją ludzką
tak jak to robiły i robią wszystkie ideologie Wschodu
znane w historii cywilizacji wędrówki
Nuda – Kolumna Trajana jak spalona zapałka
płyta zdarta trzeszczy, gdy kończy się muzyka
poezja się jąka, drży jej głos, milknie na chwilę
Aleksander Wielki pomimo wszystko bywał często
rozdrażniony i narwany
swędział go kiedyś na pewno lewy policzek
nie oglądał krajobrazowo płytkich kontekstowych programów TVP
wolął Bucefała
tancereczka tańczy chyba na niezbyt wolnych grobach
moich przodków i uśmiecha się do mnie
na szczęście to dekoracje
ja klaszczę w dłonie i śpiewam –
„nie chcę całować twych słodkich ust”
Nuda – pod tym murem
czy na zawsze znudzony
czy na zawsze mur
nie chcę zabijać nawet w myślach
chcę stać tu obok
i drapać swój lewy policzek do krwi
>>> 
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
Nigdy nie widziałem stada Neandertalczyków
w którym każdy stwór byłby ucharakteryzowany
na Chrystusa
z reguły przypominają one Marksa i Engelsa
ziemio rodzinna wspinasz się po swoją mszę
po swoją jutrznię, po co jeszcze
by pozbyć się kretów
a krety zryły już całe Alpy
Czerwonoarmiści układają z kolorowych szkiełek
mozaikową podobiznę Justyniana Wielkiego
już w Stambule
Wołga unosi kości Scytów i Sarmatów
cichnie w swojej delcie porzucając prochy milionów
mój zielony stół konferencyjny stoi w moim mieszkaniu
już przygotowany jest do sprzedaży
całuję się teraz pod wspaniałą głową jelenia
mała małpka zwisa z żyrandola jak młody Picasso
wzbiera moje uczucie jak w czasie przypływu
jak wtedy, gdy zmieniały się ery
zrobiłem spis zwierząt – kiedy przestałem być Neandertalczykiem –
przedstawia się dosyć bogato
wystarczy napomknąć o włóczkowych żółwiach,
sinym tygrysie, płowej myszce, ostach z głową słonia,
gołębiach jak dinozaury czy o syrenkach
czego ja w życiu już nie widziałem
czego nie kosztowałem, czego nie wąchałem
no właśnie,
odkąd zacząłem się uczyć mówić
pluć mogę i słuchać szmerów Stockhausena w jaskiniach Altamiry
będących schronieniem dla lewicowej partyzantki
śnić o tym, że Chrystus w Ustrzykach zaczyna
swą misję
i nie kończy jej w Komańczy
uśmiecham się kolorystycznie do torów kolejowych
zwężających się ku zachodowi
pacyfistycznie buduję katedry
czuwam w snach
czatuję na sny                       
przeliterowuję nazwy zwierząt
dochodzę do nazwy człowieka
>>> 
 OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Ile razy jeszcze ktoś odbierze mi moje ciało
jak wiele razy jeszcze będę go musiał szukać
w żniwiarskim mozole
pszeniczne łany urzekają mnie
tam słyszę wspaniałą muzykę
przy samej ziemi pośród brunatnych gród
delikatnie posuwa się bas
wśród panieńskich ździebełek
klaszcze w dłonie syntezator
pośród kłosów szybuje romantyczna wokaliza
żyjącej Urszulki
na dudach gra trzmiel
muszę szukać swojego ciała
w muzyce ziemi
ile państw uklęknie przede mną
gdy ją odnajdę
marzę leżąc w zbożu w spiekocie
czekając na przepiórkę
>>>
?????????????????????? 
* Dopasować się do ciężkiej służby *
Skończył AGH i pracuje w kopalni
patrzy z satysfakcją wciąż na sypiący się czarny węgiel
z pochylni do podstawionej węglarki
Po ukończeniu Liceum Pielęgniarskiego pracuje w szpitalu
zamiata schody białym kitlem
przeciska swoją zgrabną figurkę
pomiędzy chorymi dogorywającymi na korytarzach
Gdy skończył chorążówkę pojechał na poligon z żołnierzami
aby dopasować się do oczekiwań ciężkiej służby w polu
Z dyplomem Uniwersytetu Jagiellońskiego, jako prawnik
wszedł w życie pełne akt i pism w prokuraturze, o której marzył
Wyrwał się ze szkoły ze świadectwem podstawówki,
aby ogarnąć męskim spojrzeniem
swoje dziesięciohektarowe gospodarstwo
pozostawione przez ojca pod lasem
i dziewczynę z sąsiedztwa pielącą zagony
na pobliskim polu za miedzą
Zaraz po seminarium i święceniach
podją swoją służbę w robotniczej parafii
z nowym kościołem obok pomnika Lenina
Gdy skończył z Solidarnością
ciągle nie zaspokojony
rzucił się w wir budowania jedności narodu
i swojego autorytetu
ciężko domagając się szacunku
od ludzi i historii
grożąc wszystkim śmiercią
za brak jedności
>>>
???????
*  Kosmos wyjaszczurzył się *
W odległych bagnach kosmosu
w pojedynczych planetariach dusz
kołyszę w dłoniach muzykę
środek jest w świadomości
tuż za drogą umiejętności
Przykucnąłem w trzcinach komet
raczkuję jak niemowlę
krzątam się jak gosposia
przebieram nogami karła białego
Małe kule zaklętych ptaków
toczą się od źródlisk muzyki
tam gdzie wycieka z gór kosmosu 
Platon wymyślił nazwę harmonii świata
ażebym mógł płakać
Bóg wymyślił niewyobrażalnie duże sieci
bym mógł być złowiony w kosmosie
dziewczyna stała się radarem
dla muzyki mojej duszy
kosmos wyjaszczurzył się ze szmerów i plusków
wtóruję muzyce gwiazd
mój głos leci w przestrzeń zielonej zorzy
przemierza dziesięć do kwadratu kilometrów pokoju
ale jeszcze nie parseki jaźni
Święty Piotr z kluczami stoi w planetarium
ja stoję obok niego w samym środku muzyki wyklucia
ja słońce, ja popiół, ja giermek wszechświata,
ja giermek ludzkości  
ja giermek świadomego słuchania 
stwarzania
>>>
??????? 
* Boję się nad urwiskiem stać *
Karkołomny sposób życia
widzę przepaście
słone wody oceanów w nich
nie boję się iść nad nimi
prowadzić karawanę swoich niezdecydowań
i to po linach 
budzący tygrysy
odmawiam litanię
podziwiam lichtarze w bazylikach twarzy
witraże szarych wierszy rzęs
łąki pełne piramid przytuleń
szukam dzieciństwa w każdym pożegnaniu
Tyranosaurus jedzie polem fiatem z batem
głowę wychyla nad opuszczoną szybą
a ja stoję przy szosie oczekując go daremnie
z moją blokadą, pułapką
wyłuszczam idee z kolby kukurydzy
drżącą ręką wygładzam sierść wilka
uczę dzika czynu
skacz kochana w tę przepaść
jeżeli nie chcesz iść jak ja
nie każ mi patrzeć samotnie na mojego tygrysa wiosny
zbliżającego się moją drogą do moich drzwi
po mięso mojego ciała tak pragnącego życia
po moją krew snu tak ożywczą
skacz bracie, skacz z liny na linę
siostro balansuj na trapezie
moje patrzenie wniknie w was
moje kochanie zstąpi w spojrzeniach
na każdą udrękę
mogę wciąż spadać i spadać
ale sam boję się nad urwiskiem stać
więc idę krok za krokiem po tej linie
>>> 
?????????????????????? 
* Kotwica samotności *
Słońce korzysta ze strumienia mojej świadomości
z łask spokoju mojego
oooo
o tak
szukałem cię  w twoim mieście
udając przed sobą psa
bezskutecznie
rozglądałem się za twarzami początku
(mówiłem w myślach)
wierzyłem w zadumie, że nie skłamię już nigdy
choćby w obronie swoich gwiazd
gdy cię odnajdę
ulice Krakowa, ty i karnawał
maski na małopolskich twarzach
słońce biegnące poprzez myśli do sedna
w sztolni swojej nieobecności
gdzieś tuż obok byłaś we mnie
w jakimś sklepie skryty za wystawą
patrzyłem na ulicę dzikiej Europy
widziałem Ledy, Afrodyty, Trucicielki
byłaś na tyle dobra by mnie uwięzić
w wystawie na dobrych prę godzin
zmieniając mnie przez chwilę w reklamowy towar
patrzyłem jak moje serce prawie już atrapę,
słońce już prawie moje –
odrzucasz precz
kusisz mnie bardziej niż kotwica samotności
w złocie sławy
bardzo lubię takie miłe stokrotki
w pełnym słońcu
(mówiłem w myślach)
słońce oślepiło mnie i  
wpadłem na kwiaciarkę przewracając ją
i jej stragan
>>>
?????????????????????? 
* Pieśniarz wszechczasów *
Złożony chorobą swej jaźni
legł u stóp księżycowej skały
pieśniarz wszechczasów
dumny nadęty jak gombrowiczowski starzec
on wiedzący, że płeć znaczy tyle, co dziecko
on, który poczuł jaźń o temperaturze tysiąc pięćset stopni Celsjusza
on, który zobaczył jaźń, jako masyw górski Hindukusz
cały z miękkiego niebieskiego sodu
ktoś potrącił go złośliwca śpiącego w aspołecznym „ja”
leczącego rany po wędrówkach stu
i przypomniał mu o wezwaniach pustelni
on, który jest kogutkiem w czyjejś ręce
on, który jest słowem Grecji w ustach każdego
och, gdyby był zdrów jak ryba
gniew jego to konwulsje jednego z jego półbogów
umierającego w nim pod Troją
Cóż ja – rzekł – kwiaty mnie nie obchodzą
samochody mnie nie obchodzą
truskawki mnie nie obchodzą
fascynuje mnie jaźń
niespotykana gorączka o temperaturze tysiąc pięćset stopni Celsjusza
wędrówka w takich warunkach to dopiero coś
patrzenie w swoją twarz bez mrugnięcia okiem to dopiero coś
gdzieś na księżycu Ziemi
gdzieś na księżycu kota
gdzieś na księżycu orzecha
Och, gdyby jaźń była jak orzech tak zdrowa i czysta
gdyby nie potrzebowała pustynnych płomieni
aby się oczyścić
a jaźń jest zwykłym mózgiem i tak boi się luster
bo jest tak niedoskonała
i nigdy nie będzie
nawet gdy minie gorączka
>>>
DSCN4091a 
* Z tysięcy moich ran *
Przez wszystkie zasoby rzeki
tuż przy dnie, chciałbym się przedrzeć
choćby kalecząc ręce i twarz
w twoim uścisku jestem jak w rzece
muliste koryto zbezczeszczone przez ludzi
koryto prawdy, koryto dzieciństwa
chcę je poznać czołgając się w tym płytkim brudzie
pośród starych garnków, wszelkiego zardzewiałego żelastwa
czarnych zgniłych szmat
w bystrzu zmieniającym się w węgiel
chcę zasnąć w kloace obok wypróżniających się kanałów miasta
chcę najdrobniejsze kawałeczki rozbitych butelek
wziąć na oblepione szlamem ciało, niegodziwe, żebrzące
chyba bym przegryzł tą rzekę gdybym
kąsał jej sprofanowane dno
czołgając się w tobie pod mostami
poszukałbym oczami zdychających ryb
pośród fajansowych nadtłuczonych talerzy
marzyłbym o pocałunkach i obrączkach
chcę dotykać butwiejących kłączy
wiklinowych witek zanurzonych w wodzie
trącać nosem płynące worki foliowe
omijać kamienie i gruz wysypywany pod mostami
przepływać nad kupkami popiołu z kotłowni
wydaje mi się, że inną drogą do ciebie dotrzeć nie mogę
a jest to przecież moim marzeniem
jestem na to zdecydowany i ostatecznie przygotowany
z zapasem cierpliwości
mogę dotykać każdej blizny na twym ciele
mogę je rozdrapywać, jeśli chcesz
mogę cierpieć przez ciebie
tak samo jak przez prawdę
jutro z rana zanurzę się w chłodnej wodzie
mojej ukochanej
jutro wskoczę w jej hańbę
wypiję cały brud i strawię go
moje sponiewierane dzieciństwo
torturowaną młodość
i ubiczowana dojrzałość
twoja bezczeszczona miłość
wszystko wypłynie kiedyś czystą krwią
z tysięcy moich ran
które nie boją się żadnego brudu
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Okrągłe czerwcowe światełko w ciemności czarnego plastyku
słońce księżyców Marsa
baranek wniebowstąpienia patrzy takim okiem na burzę
na ołtarzu ofiara ludzi szepczących cicho modlitwy
pulsuje muzyką jądro moich i twoich czerwonych malusieńkich wypowiedzi
kim jesteś? co to? jak?
schodzić, wchodzić, tworzyć, nie umierać, czcić
słońce księżyca Ziemi
Są takie myśli przed egzaminem
gdy egzaminatorem jest katastrofa kosmiczna
kraksa na drodze, dziewczyna głupia,
głupi profesor, głupi kolega,
własne głupie zachowanie,
że sprawdza się sytuacja psychopaty-lenia
wtedy chciałbym nabrać łyżką z czerwonego źródełka
wszystkie skoki płetwonurków do zamarzniętych studni
(w czasie jednej z konferencji ZIO w Sarajewie)
wtedy chciałbym nabrać łyżką z czerwonego źródełka
wszystkie pocałunki podarowane mi przez ukochaną
gdzieś między dziesiątą a dziewiątą  (jak szept)
wtedy chciałbym zaczerpnąć chochlą z czerwonego źródełka
znaki wysyłane do moich zmysłów
wtedy chciałbym włożyć do niego małą łyżeczkę do lodów
i przechylając się to w jedną to w drugą stronę w przewężeniu
na jej koniuszku wyjąć delikatnie kropelkę samego siebie
w kwiatach
Czerwone iskry z czerni nie rezygnując ze strawy
małą mgiełką na krawędziach szansy tworzą dla
dla mojego zmartwychwstania
tam gdzieś poza tym wrażeniem biega mały piesek
gdzieś tam dziewczynka z sąsiedztwa owija kocem
mnie i siebie w malinowym lipcowym ogrodzie
Czerwieni się moja muzyka kapiąca z rzęs z oczu i nosa
gdzieś knut spada na plecy Murzyna i Marsjanina
coś wzbudza energię prychającą iskierkami błagającymi o wolność
gdzieś poza tą otchłanią Ziemi
w konfesjonale ksiądz odmawia księżycowy brewiarz
przy jednej z czerwonych iskierek
oko kozła błyska gniewnie czerwienią
delfiny upominają się o człowieczeństwo
w wąskich przejściach z czerni w sen
z krawędzi w niebo skaczą żwawo
pragnienie opisania systemem cyfr ukochanej twarzy
powołania narzucające się komputerowym programom
wywołujące elektryczny szok
oko – zdziwienie w nim
czerwień krwi rozlanej w 1917 roku i w Palestynie
wychlapującej się na moje dowody miłości
które po setkach lat katorgi przedstawiłem sobie
myśląc o jej spojrzeniach
Ona mała czerwona nad brzegiem mojej czarnej rzeki snu
gniazda uśmiechu
dla drżeń śmierci i narodzin
idę pośród punkcików zwanych „tędy już przeszło stado słoni
– tu nie wyrośnie nic „
idę pośród takich supłów
Czerwone zalewy a na nich karnawały na żaglówkach
dzięki labiryntowym łamom brzasku powracają
budzenie się w obliczu wielkiego postu
myślę, że świetlne czerwone loty jednego słowa –
nie – skończyły się kiedyś katastrofą
sproszkowane podzespoły-idee
po zderzeniu z litą skałą ludzkiego czoła
mogą teraz odszukać się nawzajem pod knajpami
Czasem świeci jedno słońce wszystkich planet
czasem Bóg na niebie wysoko daje się poznać
uśmiechem i śpiewem
czasem widzę ludzi, których różowe ciała
mnożą się od trzynastu miliardów lat
powstających wciąż
wyzwalających się wciąż
upadających wciąż
Małe loty małych ludzi ebonitowej czerni
w polimerach, w aminokwasach kąpiące się
założenia, koncepcje udane-potrzebne-konieczne
muzyka-X, muzyczka-Y, usta-XY
okrągłość mrugająca zawadiacko ogniem
dogasających ognisk Neandertalczyków budzi sny kotów szablozębnych
nie wypuszcza mojego serca ze swej mocnej pułapki
podniebnej plastykowej jaskini
>>> 
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Co istota ludzka może *
Istota ludzka może i potrafi
nie bać się niczego i nikogo
udowodnione to zostało już nie raz
Istota ludzka może zapanować na
wpływami kosmosu
może wszystkie znaki zodiaku
wpisać w swoje życie
Istota ludzka może też usiąść
na kamieniu przy drodze i czekać bez końca
a jeżeli ktoś będzie chciał ją przepędzić
jest w stanie w każdej chwili
popełnić samobójstwo
Istota ludzka może podzielić wszystkie ryby
może je też liczyć w nieskończoności oceanów
może to robić całą gwieździstą noc
z otwartymi ustami
Istota ludzka może kochać w przedziwny sposób
obrażona może posłużyć się gazem wobec innych
może przeistoczyć się łagodne zwierzę
lub w bezwzględnego drapieżnika
Istota ludzka może chcieć coś ponad wszystko
może za to dać się zniszczyć
gdy zacznie jej coś chodzić po głowie
może stać się godnym litości dzieciakiem
Istota ludzka nie zawaha się wypić truciznę życia
jeżeli tylko jej serce będzie na to przygotowane
w deszczu słowach może utonąć na zawsze
może też do końca walczyć o swój byt
może szukać w sobie wszechświata lub małży
Istota ludzka rzadko jest w stanie
poniżyć siebie przed samą sobą
dlatego nie pozostaje wolna niebie
>>> 
???????        
* Centralny Komitet Krawczych *
Odpowiedzialność za milczenie
drut wszelkich rzek jak nić zszywa moje usta
drut jak nitka z igłą jak Centralny Komitet Krawczych
wychodzi na to, że opoką moją jest tępy ból stuletni
głowy mojej służbowej pokornej społecznej – do czasu
– jest na pewno jakimś Centralnym Ośrodkiem Spalania
wiecznodziennych całościowonocnych ciężkich spraw
gdy wyszywam na końcu martwiejącego języka
odpowiedzialność za ludzi jest ośmieszana nazbyt szybko
abym mógł zlikwidować zielony mur z kaktusów
zawstydzenia i nieprzyzwyczajenia do śmierci
i to w sytuacji, gdy kret pod paznokciem drąży korytarze
nie mogę użyć czystych jak hostia dziewcząt
słowami jednej z nich usuwam tylko resztki jedzenia
spomiędzy zębów
osaczony w obozie otoczonym kolczastym drutem
z pobliskiego rozkładającego się GS-u
odpowiedzialność rodzę za milczenie
na dzikim wschodzie
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
* Cień i uśmiech *
W pudełku wyizolowanego pokoju
cel z lewego górnego kąta
do prawego dolnego kąta
przeciąga cienką nić
prawda po niej schodzi z sufitu
w za dużych butach rzucając cień na ściany
prawda spuszcza się ze sławy w
wyprzedaż ziemi w mojej głowie
Jak pająk zbliża się, cofa się, znów się zbliża
robak jaźni powoli dociera do złotego środka
duszy
            Tak, to ja płaczę w autobusie podmiejskim
            wiozącym chłoporobotników do fabryki
            wybudowanej pod samym ratuszem
            Tak, to ja słyszę ich przekleństwa słoneczne
            patrzę na ich najmodniejsze oliwkowe ubrania
            przez szybę hartownego żalu podziwiam pracę
            niezwyciężoną pośród wzgórz
            chciałbym by konstrukcje poddaństwa runęły
            jak najszybciej
Tam w dolinie z rozwalającej się, krytej strzechą chaty
wychodzi chłop trzymający w ręce koguta bez głowy
z uciętego karku bluzga krew na wszystkie strony
chłop idzie w kierunku swojej nowej piętrowej kamienicy
której elewację był właśnie wyłożył kolorowymi szkiełkami
chłop po chwili znika za dębowymi drzwiami wejściowymi
            Tak, to ja obserwuję nocą okolicę mojej szkoły
            tylko po to by móc się upewnić, że moje serce
            zostało właśnie tam nacięte żyletką zakłamania
            rana goi się już tyle lat, czy zasklepi się na emigracji
            sam jestem sobie winien, rozchylałem tą ranę
            uciskając palcami okolicę rany próbowałem wydobyć
            z serca złoty dukat, wydobyłem tylko egoizm
W pudełku pokoju marzenie zwycięża
prawda przynosi zawstydzony uśmiech małej dziewczynki
chowającej głowę w fałdy sukni swojej mamy
ja z pająka zmieniam się małego chłopca
który bierze dziewczynkę za rękę
i biegnie przez szkolne korytarze
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* W lokalu wyborczym*
Lokal wyborczy nr 14
spis wyborców zawiera 1784 nazwiska
i tyleż samo nieobecnych dusz
jestem sam w lokalu wyborczym
nikt już tu chyba więcej nie przyjdzie
Lokal wyborczy nr 14
jeszcze wiszą na ścianach
portrety Gomółki i Cyrankiewicza
do zmiany ustroju chyba już nikt
tu nie przyjdzie
palę klubowego i piję sok pomidorowy
pozostawiony przez członków komisji wyborczej,
którzy wyjechali do Ameryki
wydaje mi się, że ktoś czai się
pod oknem na zewnątrz
mam ochotę to sprawdzić, lecz
jestem zbyt leniwy,
zapewne pijany strażak ochotniczy lub ormowiec
wymyślam za to nazwy zespołów rockowych
które powstaną po rewolucji:
Toczek I, Słodkie wsparcie,
Pod mostem Gierka, Gavroche,
Klosz, Utartym tropem, Rozszczepienie
Utarte trupy, Wymysł nożem,
Radość i Gwałt, Plenipotent, Demolud,
Carmina Burana                   
Ostatnia Gomułka
>>>
DSCN4937a 
*Rodzina domaga się syntezy *
Ściany i rodzina domagają się ode mnie syntezy
lub zwrotu pieniędzy wyłożonych na moje
hulaszcze studia nad sobą
gitara wisząc nade mną ścianie na gwoździu
czeka na konkluzję
drzwi szafy skrzypią czekaniem
dziewczyna najsłodziej się uśmiecha
do moich pozornych odpowiedzi
trepanuję bary i swój nos
szukam prawdy lub kataru
a te mosty, które zacząłem budować
mają przęsła zdziwień
złożone na łodziach zwątpienia
rozsypane zapałki mam zmieniać
w zielony las
moje spojrzenia rozpuszczają jak kwas
czyjąś opaskę na oczach
pal, wokół którego wydeptano ścieżkę
jak kredowe koło
nie mam w zasięgu zmysłów
żadnej innej syntezy
poza pustelnią
>>> 
DSCN0592a (2)
W niewielu wymiarach
także
nagi miecz spadł na ucho Malchusa
Chrystus je podniósł
dżdżownica wyszła z mózgu
a zaraz za nią ze spulchnionego tufu myślowego
wygrzebał się ze strupem ziemi Kret kłamstwa
jak Pan Kret wstydu
w niewielu wymiarach
też
wielbłądy piły alkohol
przechodzily potem przez dziurki 
w perforowanej taśmie komputerowej
czy to ważne w jakiej
dziurki jakiej taśmy, jakiej
może z cyfronetu, może
A ja mam……………la la la
słyszałem
patrzysz w nią co to znaczy
ziemniak kwitnie w sercu
śnisz o wulkanie teologicznym
o filozofie Chrystusie 
krawiec szyje ci spodnie czeka zapłaty – to pewny fakt
a ty rzymski namiestnik musisz jeszcze odebrać to wszystko
co cesarskie od żywych w swojej prowincji
w niewielu przypadkach
w niewielu przypadkach ogień
w niewielu przypadkach ogień także jest kokluszem
jak w innych zwykłą grypą, kulką u nogi, kantem,
końcem Atlantydy, platonem
w wielu przypadkach powiedzą: „Bóg wie jeszcze w ilu ..”
chłopiec z ciżby podniósł miecz Piotra
Chrystus przytknął ucho do mojej krwawej rany
i wtedy usłyszałem jego głos
w niewielu wymiarach wyrecytowałem wiersz
pochwalny
Chrystus skrzywił się z niesmakiem
jakby mój głos był skosztowanym owocem
filmu na perforowanej taśmie
w tej jedynej dobrej przestrzeni
od tysiącleci Ona-naga i ja
wychodzilśmy z wymiarów wielu
błąkając się głusi
bezpowrotnie
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
W tylu świerszczach obracają się mechaniczne koła lęków
i wtedy wypluwają muzykę miłości letniej jak dziś
kołysze się gałąź wierzby nad mostem niejednej wojny
tak jak polska wierzba stara polskie wojny odwieczne
tu w oczach świerszcza, który na gałęzi wierzby wypatruje
samochodów brzęczących za wzgórzem
lęk – kwadratowe luminescencyjne miliony gwiazd
w jego systemie nerwowym lęk komety płacz komety
także tej pochylającej się nad Betlejem
stoję pod tym mostem to moje ulubione miejsce
gdy zapada zmrok
stoję w jednym kaloszu drugą nogę włożyłem do starej
puszki po amerykańskiej oliwie
słyszę jak skrzypce świerszcza sierpniują staccato
o tym, że zbliża się samochód
pod mostem ciemno czarna mgła dzieciństwa
kulawe wspomnienia wypluwają tamtą wojnę
a beton nie chroni a beton czeka na czołgi
świerszcz powstał z martwych dziś w nowiu
tym bardziej boję się im bardziej chcę żyć
przecież tak wiele jest krajów
tak wiele rozkwitłych w słońcu dusz
tak wiele rzek nie skalanych
dziś
lecz nie tu
rzeka wciąż gdzieś z gór przynosi chrapiącą ciężko przemoc
nieodkupioną jeszcze niezapomnianą
mechaniczny świerszcz wysyła promyk światła
niedokończony byt mój
byt mechanizmów
istnienie warunków
bytu
wiatr echem wdziera się do mojego schronu
psycholog wiatr dotyka mnie spokojnie głucho jednoznacznie
tak jakoś jakoś tak uzdrawiająco
tam czekanie na deszcz
tu wykluwanie się w gorącym przyszłowojennym podmuchu
inkubatorze
spokoju
>>>
DSCN5540a
Picie może być odzewem na robotnicze zapalenie płuc
lub umysłowe gnicie robotnika ciągnącego
po dwie zmiany na dzień, żeby zarobić na kartki na cukier
Posiadam, jestem właścicielem – jeszcze mnie nie interesuje
chociaż szanuję wszystko co amerykańskie i pozwalam
się nawet szukać Ameryce w Europie
zamiast posiadam, mam – wolę to, tamto, owo
            Weź trzy błony i rozłóż na łące
            kacze pierze rozdmuchaj, niech widzą niebo
            weź kratę, która w oknie jest zamiast firanki
            załóż sobie na kark i wyjdź na świat
            gdy ściemni się płacz
            myśl o tym co sprawia przyjemność wspomnieniom
            odloty znane były już w Kredzie
            bliskie dzieci w bliskich planetach Syriusza
Moje wymiary i położenie geograficzne
jest  tak trudne do ustalenia
moje usta z czasem zbliżają się do stuły
Kara wskazuje palcem na mnie
dawaj – właśnie krzyknęła –
ale ja nic nie mam!
chociaż jestem robotnikiem niepijącym
>>> 
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
* Rzeka wysycha w styczniu *
Pozwól mi na nowo cierpieć
bez lampy zmysłów tworzyć jak kiedyś
w kroplach szamponu we włosach
w szumie drzew rosnących na wybrzeżach
w kropli wody wielkiej jak morze
Zwierzęta – patrz – gromadzą się wokół nocnej lampki
kamienie krążą wokół słońca
jesteś we mnie jak dzikie zwierzę
nie drapieżne jednak sercożerne, myślołapczywie wysysające
            Pozwól mi wygłaszać przemowy politycznie namiętne
            wykrzyczeć je przed dziećmi złota
            zamiast głosu ludzkiego wydobywam z siebie gdakanie
            czuję, że mam dziób w kagańcu, dziób świecący jak neon
            czuję, że drepczę, że gdaczę w jakiejś celi
            nie wyrzucaj mnie ze swego miasta – imperium
Jest gdzieś moja Itaka i moja Penelopa,
która kocha i czeka na mnie
dzieli mnie od niej tylko rzeka
choć wielka jak Amazonka
to jednak tylko rzeka, a nie morze
rzeka wysycha w styczniu
wtedy obejmuję moją dziewczynę
pośród zgiełku nowiutkich żyletek
w autobusie z płomieni
tuż po zmianie czasu, po grudzie,
po wystąpieniu słowno-muzycznym
drzew podobnych do fontann
tuż po zmianie systemu
po zakończeniu gry w kości
kości zatrzymały się na blacie twarzy
na krawędzi znieruchomiały w bólu
wskazały przychylność bogów
>>> 
?????????? 
*W tranzystorach wrą soki *
W tranzystorach wrą soki
wrą soki we mnie
idę ulicą, która jest ostatnio
stałym miejscem ucieczek i pogoni
policyjne radiostacje drążą eter nad miastem
robactwo drąży moją skórę jak spekulanci rynek
Stalowy drut w dużych zwojach
leży na trotuarach po obu stronach ulic
jak jelita słonia imperium
czerwienią pulsują jakieś lampki na drzewach
wszyte w moje żyły mierniki
wychylają swoje wskazówki w prawo do oporu
Moja rodzina gnieździ się w mojej szyszynce
z wieczornego wiaduktu patrzę na ich modlitwę
z porzuconych gazet wypływa krew i rozlewa się wokół
anioł schowany w moim plecaku ssie kciuk
Autobusy i tramwaje hamują przede mną
po chwili znów ruszają by zniknąć w furtach klasztorów
w brązowych błyszczących garniturach
ryby wyruszają w miasto na łowy
dzieci wypadają z okien, w locie, w malutkie rączki
chwytają doniczki z polskimi pelargoniami
W kalkulatorach wrą cyfry
wrą myśli we mnie
na powierzchni porcelanowych serwisów
w starannie zaplanowanej grafice użytkowej
cyfry odnajdują swe dusze
Biorę dużą miotłę w dłonie
zamiatam ulice, chodniki, place
zagarniam kawały pokruszonych płyt chodnikowych,
zomowców, ulicznice, rozszalałe dzieci,
zwoje drutów, kloszardów, butelki po benzynie
zagarniam to wszystko by upchać
w swoim programie politycznym
>>> 
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
*Wisła wypełniona krwią*
Lawenda jest mi miła
jak Zamek Wawelski
studnia czasu
jak cisza ogrodów na Skałce
studnia duszy
mur przy kościele Świętej Katarzyny
pawie na Placu Wolnica
grupa upośledzonych umysłowo dzieci
godnych pożałowania
na tle góry Synaj
ławeczka nad brzegiem jest mi miła
jak bagietka i serek topiony w piwie
Wisła wypełniona krwią
jak puls czasu
brudny Dajwór
puls w skroniach
grupa upośledzonych umysłowo generałów
na tle Kopca Kościuszki
>>> 
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
*Potrzebny balsam na rany*
Wyjeżdżam z Krakowa bo nie chcę być
taki jak bocian co w różnych gniazdach
czyta ten sam numer „Przekroju”
co wieczór innej partnerce
Wracam lekko ranny
zbudzony przed świtem
zmuszam się do wysiłku
gdyż chcę się jak najszybciej znaleźć
w cichym wirydarzu prowincji
pierwiastek majowy w ciemnych okularach
wypróżnił się na gazetę jak codzień
ogniska miłości to obsesje Muzycznego Piekła
tysiące, tysiące piszczałek w organach pod sklepieniem
w cyrku w przystępny, obrazowy sposób
spopularyzowano trudną teorię bezwzględności
Wracam do świętych miejsc, do źródeł zapachów
do samotni pod powierzchnią morza głupoty
tu glony będą nam służyły i słońce
z morza wyszliśmy – do morza powracamy
powiedziano przecież w Pucku
różane olejki z Jasnej Góry pomogły matce
piwo wawelskie pomogło ojcu
mnie potrzebny jest balsam na rany
z cysterskiego klasztoru w Szczyrzycu
tam popłynę łodzią podwodną
>>>
DSCN6171a
Zjeżdżam z rurek spirali
wspinam się potem w spirali
ja komunistyczne echo przyszłości
ja widłak w zamyśle ślimak w wykończeniu
            Wielkim torem poruszam się w dół trzynastego
            patrzę w metanowy ocean i szukam
            błysku okularów na nosie
            szukam chwiejącej się postaci-refleksu
Przyszedłem, popatrzyłem, wyceniłem tą kulę ziemską
śpiewałem „dajcie szansę Chrystusowi”
widziałem co działo się w dniach
które stanowią dziś dziś bardzo ważne daty
            Teraz patrzę na to co wyprawia cyklotron
            i wylęgam się w wolnych chwilach
            wylęgam się z kukułczego jaja
            z atomowego zegara
            w piątek trzynastego marca w pełni
Siedzę i patrzę w spiralę jawiącą się w boleści
w osłupienie świata cieknące po ścianie
klęczący anioł na stopniach konfesjonału
anioł narysowany kredą na murze
anioł zwieszający głowę nad kuflem piwa
drżącymi rękami anioła próbuję powstrzymać
drżenie innych zwykłych ludzkich rąk
>>>
DSCN2301b 
* W leninówkach czai się ścierwnik*
W kapeluszach czai się wąż
w zawojach czai się myszka
w leninówkach czai się ścierwnik
w biretach czai się sowa
w cylindrach czai się kaszalot
w myckach czai się agama
w beretach czai się pancernik
w hełmach czai się gwiazdonos
w pilotkach czai się orłosęp
w głowach czai się bakteria
>>>
DSCN2404a
Poziom odczuwania zaznaczony jest paznokciem
na gnijącej belce wkopanej w ziemię, urągającej Bogu
kryzysów i depresji łąka na której dziewczyna
obejmuje moje ciało
co z językami splątanymi w ustach Babilończyków
co z pismem Inków, kalendarzem Majów
co z siarką szewczyka i fajerwerkami Niniwy równie tarnobrzeskimi
pięścią jak wulkan, który zniszczył Atlantydę
benzyną i gliceryną stewartów
to wszystko też zaczyna się tym razem
jaśniejszą częścią paznokcia na palcu
wydrzeć, połamać koronę, pokruszyć złoto
idę przez Europę trzydzieścikilometrówcodzień,
przesuwam się, przewracam nocniki, powalam radary
wyjdź tancerko hiszpańska i na filmie video
zmień się w moje łoże odpoczynku
oczy i stereotypy i stereoponiżenia
znad biurka duży szczur wystawia głowę
by szczeknąć jak pies, warknąć jak dziki zwierz
na kobietę nad Ziemią
w kuli ciała moja jaźń jest Golgotą każdego ziarenka piasku
zestawieniem Palestyny z wątrobą
zestawieniem pocisku z ręką
zestawieniem łuski z drugą ręką
a spłonka
a dusza
wyjdź smoku zza chmur
pedałuj żebraku jeśli to twój rowerowy rydwan słońca
pedałuj dzielnie narkomanie alkoholiku generale
jeżeli nie możesz w słońcu stań
śnie zamieci
„Ja marzę” – tak napisałem gwoździem na świeżo pomalowanej
karoserii auta ślicznej dziewczyny
która zaparkowało go pod moim kasztanem zasapania
już deszcze w mojej poczekalni
już chmury w moim zoogrodzie
wymazuję gumką tekst o marzeniach
potem trę to miejsce papierem ściernym
ludzie, ja nareszcie, ja nareszcie  jestem………..
poczucie honoru
ja marz nę
żar
wynioska, wysiodle, wygłęby, wygrody
woda oceanem diabła podchodzi do pierwszych szczelin
w bunkrze otchłani samobójstwa
wejść, ktoś puka
o tak, proszę panią, ja myślę, że zmarnuję pani ręce,
że podrę pani pończochy, że złamię serce suche
i zamieniony w królika wskoczę do pani auta
ja myślę
że 
dzień to biała część paznokcie, noc-depresja
to gwiazdy i odległości
czuję w pobliżu wilki wyjące za telewizorem
czuję w pobliżu Syreny wyjące w  śródmieściach
czuję w pobliżu banialuki wyjęte z brzucha gada
czuję swąd piekła z pałacu
gotuję się do bitwy ze swymi zmysłami
podnoszę poprzeczkę rozmnażania i komputerowej cywilizacji
szarych armii
pożywiam się jajami i koperkiem
układam sonety w piwnicy przy regałach z przetworami
dzisiejszej bzdury
kręca korbką powielacza spirytusowego
z którego wylatują baranki
czymś nadziane
czymś ekstra
czyms ponadczasowym
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
*Arystotelesowska żyletka *
Tnąc cienką kopertę złych nastrojów
ostrzem arystotelesowskiej żyletki słownej
plącząc się w obcym lesie za grzybami spokoju
wylewając siódme poty w wykopie ziemnym perswazji
śmigając łopatą w górę i w dół
zawsze czuję jak bulgocze mi w uszach tęsknota
tęsknota niezrównoważona niezrównana
jakby tonęła we mnie a ja w niej
Patrzę w otchłań jednej mojej myśli
nie widać dna
słucham atomu jednej mojej myśli
czekam na odpowiedź jak echa wybuchu
niecierpliwię się
kiedyż ona wreszcie nadejdzie
a oto i ona – niebo – ziemia – głowa – gardło -ślina
i już:
do siebie, do was, Pułtusk, sosna
do siebie, do was, łopata, papier
rozkazy dla siebie, rozkazy dla was, smok, autostrada
wieże, wieże Babilonu, przednówek Kubania
Ogrody Semiramidy, Idy marcowe
Atak Marsjan, Małpi gaj – nie dla mnie
            Mickiewicz nauczył mnie Goethego
            Faulkner nauczył mnie Dostojewskiego
            Dostojewski nauczył mnie Chrystusa
            Chrystus nauczył mnie cierpliwego czekania
            Chrystus nauczył mnie czekania na list
            z nieba
>>>
?????????? 
*Można opisać noc i kosa*
Można opisać noc i kosa
iluż to czyniło ludzi
już w starożytności
można opisać ciche lasy
należące do wzgórz
iluż to czyniło ludzi
krążących snami nad ziemią
można opisać piaszczyste wydmy
składane w hołdzie dla nowiu
iluż to czyniło ludzi
cierpiących w samotności
można opisać połacie pól
ciągnące się po horyzont
iluż to czyniło ludzi
opuszczonych, zdradzonych,
czekających o świcie na
ostateczny cios
można opisać księżyc
lecący nad drzewami
iluż to czyniło ludzi
rozpaczających z powodu
odrzuconej ofiary
można opisać nietoperze
szybujące cicho w sadach
iluż to czyniło ludzi
niedostrzegających niczego
w czarnej puszce przyszłości
oprócz myśli
oprócz słów
>>>
??????? 
Czy ja ją kocham?
zastanawiam się nad tym patrząc na nią o świcie
zastanawiam się nad tym przy pożegnaniu
ostatnio nie mogę skupić myśli
ostatnio jestem bardzo drażliwy
przesuwam swoje zainteresowanie
z centrum na jego przeciwieństwo
przesuwam swoje zainteresowanie
jeszcze dalej
przyjemność sprawia mi puszczanie wodzy fantazji
przyjemność sprawia mi wsłuchiwanie się
w szmer rzeki wolnych elektronów myślowych
Czy ja ją kocham?
zastanawiam się, czy miłość jest rzeczą czy ideą,
w którą wierzę
zastanawiam się, czy rzeczywiście poszukiwanie miłości
jest tym co utrzymuje mnie przy życiu
ostatnio nasuwają mi się różne myśli,
które tylko z pozoru nie mają ze sobą związku
ostatnio przestałem wierzyć w permanentne zagrożenie
przyjemność sprawia mi rozczulanie się nad sobą
przyjemność sprawia mi bycie bardziej miękkim,
bardziej anarchicznym, mniej przestraszonym
Czy ja ją kocham?
zastanawiam się co znaczy w mojej głowie
kalejdoskop pojęć takich jak –
sumienie, dzwonek, lawina, dążenie, integracja
zastanawiam się nad potrzebą wybudowania tamy
dla zmysłów
ostatnio zdjęto mi kaftan bezpieczeństwa
ostatnio pozwolono mi podejść do okna
przyjemność sprawia mi oglądanie w wyobraźni
nowej Arki Noego
przyjemność sprawia mi zastanawianie się nad tym
czy miłość jest moim Araratem
>>> 
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
 * Co mówisz?*
Co mówisz duszo hucząca jak dzwon?
nie mogę nic zrozumieć z tego
co chcesz mi przekazać
kołyszesz się ciężko wytrącona z równowagi
po zderzeniu z rzeczywistością
modulowane infradźwięki wydobyłaś z siebie
one omal nie zmiotły mojego intelektu
                        Czym odpowiadasz na moje nocne dysputy
                        na rozumowe ciągi, na wyjaśnienia i usprawiedliwienia?
            Co mówisz ciało piszczące jak mysz
            chyba wiem co się wydarzyło
            społeczeństwo chciało cię pożreć
            jego dantejskie piekło stało się możliwe
            jak w szyszce las
            gdacz, jęcz, trąb, onomatopejo wyjścia z Egiptu
                        Czym odpowiadasz na moje pożądanie,
                        na nieodpartą chęć przejscia tego Morza
                        i przemierzenia tej Pustyni?
>>>
?????????? 
*Dzwonią dzwony na trwogę ludowej władzy*
Zebranie patriotów, zebranie ludowej władzy
choć w tak wąskim gronie a jednak całkiem jawne
choć w pudełku zapałek i za plecami społeczeństwa
jest rok 1984, jest wiosna, jest środa, jest politycznie
dzwony już nie dzwonią na trwogę Kościoła
w każdym bim-bam: złości, zbrodnie, urazy
jakiś ministrant właśnie radio strącił z drzewa
szlachetni ludzie próbują się organizować, łączyć się
w obronie swoich sumień podczas wędkowania
chociaż jest ich miliony robią to pod osłoną nocy
promienie słońca odbijają się w ludwisarskim łuku
padają  na zaplecza domów partii
ktoś zaciąga w oknach story
smutek ogarnia obradujących towarzyszy
żal im straconych złudzeń, zmarnowanego życia
jest wieczór, zmierzch nad posterunkiem milicji
dzwony dzwonią na trwogę ludowej władzy
księża patrioci też zrozumieli, że utracili swój kraj
otwierają się drzwi ponad miastem, drzwi powietrzne
wychodzą przez nie anioły
z każdą chwilą jest ich więcej
szlachetni ludzie wywieszają narodowe flagi
przed katakumbami
stres-gong, stres-gong
uspokajam się widząc zmieszanie towarzyszy
czekam na Amerykę
na szansę w wierszach, w taśmach
ale radio nie działa
kiedy nadejdzie lato?
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
* Enosz kazał mi uspokoić dzwony*
Enosz kazał mi uspokoić dzwony
nie było wyjścia
musiałem zburzyć dzwonnicę
            Na jednej z prywatek powiedziałem donośnym głosem –
            wnętrze Księżyca Amerykanie zbadali w ten sposób
            że falę sejsmiczną niosącą informacje
            przez wewnętrzne pokłady piękna księżycowego
            wywołali zrzucając z orbity całe człony statków Apollo
            a gdy przeszła na drugą stronę przechwycili ją
            do gitar ukrytych w ciemnościach kosmosu
Trzecim synem Adama i Ewy był Set
to on rozkołysał dzwony pierwszy
            Przestałem się kołysać w przód i w tył
            przerwałem monolog, odsunąłem się na stronę
Enosz kazał mi uspokoić dzwony
zerwałem sznury, zrzuciłem dzwony
serca uderzyły głucho o ziemię
            Usłyszałem z ust obecnych na sali
            to Oleandry, to Oleandry były pierwsze
Dziś jest ciepły wieczór
siedzę w ciszy na balkonie  przy okrągłym stoliku
popijam wodę z butelki po wódce angielskiej gorzkiej
patrzę na sad i na moje miejsce w nim
myślę o tym jak niewiele komuniści zrobili
dla poprawy życia materialnego ludzi żyjących w Polsce
no cóż, w końcu czynili to za moje i moich wnuków pieniądze
no cóż, a tak się starali
            Lituję się nad zniszczonym krajobrazem
            w którym nie dostrzegam moich dziecięcych ołtarzyków
            gdzieś ze stratosfery dobiegają szpiegowskie szmery
            robaków toczących gnijące już ciało Lenina
            odraza budzi się we mnie, odraza do rzeczywistości
Zastanawiam się nad tym, czy takiemu jak ja
pozwolą pożyć dłużej w tym społeczeństwie
dłużej niż robakom Lenina
            Echa dzwonów rozbrzmiewają jeszcze spoza chmur
            gwałtownie zaczyna rosnąć mi broda
            wyglądam już prawie jak Enosz
            serce spada z balkonu z łoskotem uderza o ziemię
            moja dzwonnica się chwieje
>>> 
?????????????????? 
*Dzikie czereśnie dojrzewają na skraju*
Na ile jestem wymysłem siebie samego
a ile moich myśli zbudowali obcy ludzie
            zamknięty w pniach topól rosnących wśród wzgórz
            mieszkam jak więzień w ciemnych basztach
Odgaduję zagadki świata ciszy
zastanawiam się nad przyszłością studenta
zabawiającego się jeszcze na staromiejskim rynku
wielką pomalowaną na czerwono oponą ciężarówki
            dzikie czereśnie wyzierają z zieleni stęsknione
            dojrzewające obok starych strzech
            dziewczyny zaplątane w państwowe barwy
            występują w tragikomediach mojej męskości
Jestem i mogę być w stałym okropnym bólu
miecz starczych złudzeń rozcina moje dzieciństwo
Nadal wymyślam siebie w sytuacjach stworzonych przez pijane tłumy
zatrwożony własnym poddaniem
tak można się zgodzić i na myśli samego diabła
            diabeł może zerwać czereśnie pamięci
            diabeł może zastąpić cię w grze w piłkę
            diabeł może równie źle kroczyć na szczudłach
            poprzez Beskidy i Bieszczady lub jakikolwiek
            wyimaginowany krajobraz Polski
Dzikie czereśnie dojrzewają na skraju
mojej wyimaginowanej wioski
obserwuję je obwarowany w swojej miejskiej duszy
topoli barbakanu
>>> 
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
Och towarzyszy mój miły mój miły
ratuj nasze Pogotowie Ratunkowe
mój aniele
gdzie są arterie wytęsknione
otwarte dla mnie gdzie
patrzę w niebo widzę na nim tak jak dawniej
rozwiany piękny na tle błękitu czerwony sztandar
jak łuna wspaniały
to nie moja bandera
moja bandera złożona we czworo
z odbiciem mojej oplutej twarzy
a zwłaszcza rozbitego nosa
spoczywa w kieszeni spodni
zaraz przepiorę ją w potoku w bardzo chłodnej wodzie
wypływającej z cmentarnego źródełka
z komunalnego ujęcia
ze wszystkiego potrafią zrobić śmietnik
oni
z mojego strachu nawet       
z cynobru z bławatków z finału
z gurgula z człownika z blu
z rotmistrza z pałacu-pałacam
z kitajc z kjokushin z alleemanachu
to ja robię z ich śmietnika rozrywkę dla mas
ten mój sąsiad pomylony kładzie się znów
na asfaltowej szosie w biały dzień
on też ma wrażenie że myśli pozwalają na to
że chłodna woda potoków obmywa jego i ziemię
że dotyka plecami dna
jest dobrze on nie jest głodny
dobrze ubrany czysty niedyskryminowany
nieprześladowany
ze wszystkiego zrobią śmietnik
nawet z Planów
z których słyną ich Wody
>>> 
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Potok ograniczeń płynie z Komitetu
Oni nazywają naszymi słowami swoje racje
dla mnie zawsze będą Oni
choćby uznali mnie za bezwartościowego zboczeńca
dopóki będą te ograniczenia
mój patos mój święty Ibis mój styl
mój w lustrze On powie zawsze: Oni
rzeka jest w moim przypadku zawsze
nie Oką leniwą a rwącym kamienistym potokiem
do którego zbliżam się od zachodniego brzegu
mój tapczan to wyspa na Wiśle
i jednocześnie prom
co z puszką Pandory?
teraz zapewne ZPOW w Zawierciu
produkuje takie puszki
pod nazwą „Puszki z przecierem pomidorowym”
och, ten Komitet, ech, ta Partia
przecież w miastach daje znać o sobie
tylko przy świątecznych okazjach
w domach prywatnych panuje
półpubliczny JMJarre i Pink Floyd
młodzież chodzi na dyskoteki metalowe
dziewczyny uwielbiają Franka Kimono
chłopcy noszą znaczki w klapach i oporniki
schody do Komitetu istnieją tylko po to
by mój język mógł się jak dywan ułożyć na nich
rozwinąć i przylgnąć
maliny białe kwitnące a w nich pszczoły
maliny dojrzewające zielono-czerwone
wiśnie wysokie kwaśno-słodkie purpurowo-zielone
czereśnie czerwcowe na Czerniakowie
gdy mój język odetną pójdzie na ozorki
z sałatą i ziemniakami w milicyjnym kasynie
mój język moja noc moje sprawy
niech się udławią czerwono-zielone szuje szczujące
niech się udławią wielki krowim językiem
w psyku szczekającego psa
ci wszyscy którzy nie rozumieją gestu Abrahama
którzy nie wznieśli nigdy ręki z kamiennym nożem
nad szyją swego syna tylko z miłości
i nie zatrzymali jej tylko z miłości
po tych schodach wspinam się na przybraną
bożonarodzeniową choinkę
po jakich schodach – to mimikra
mówi Metuszalech moje mikro i makro
co za choinka – to tylko czerwona tablica
z napisem Komitet
takie tam, tam
>>> 
DSCN0696a 
* Polski Narcyz socjalizmu *
Zaglądam do studni
tam w dole tafla lodowa
jak świecący ekran telewizora
oko dinozaura w otchłani wieków
zamarznięta w studni woda wiruje, zapada się
do wnętrza Ziemi
patrząc jak razem z moim mózgiem 
studnia kurczy się, blask jej blednie w ciemnościach
nagle słyszę gdzieś z wnętrza echo Pierwszego Wybuchu
            Przechylam się przez poręcz drewnianej kładki
            nad potokiem gdzieś w krzakach za miastem
            tam w dole woda cicho przesuwa się nad mulistym dnem
            z moją dziewczyną stoję tu ramię przy ramieniu
            wzbudza się nowe echo historii
            krew zaczyna mieszać się z wodą
            znikają nasze odbicia kołyszące się łagodnie
            krew Abla przesłania naszą bliskość
Patrzę na wzburzony ocean z pokładu statku
cały świat miesza się z pianą i wiatrem
ptaki spadając dziurawią miotające się wzgórza
masy wód nikną w zamieci razem z naszą miłością
wzywamy pomocy jak ludzie wszystkich umarłych pokoleń
nad światem rozbrzmiewa dziejowy dzwon
            Szukam karabinów w nastrojach
            karabiny rzeczywiście znajdują się w nastrojach
            chwytam jeden w garść, strzelam na oślep
            nie widzę kierunku, nie widzę celu
            wszystko zmniejsza się przestrzelone
            jakby schodziło z niego powietrze
            tak dzieje się z moją dziewczyną i moją wodą
            nawet ocean w kropli tęczy zmniejsza się
Ocean to zbliża się z dołu to nadlatuje z góry
ja patrzę w otchłań dzwonów
jej łódka podpływa pod tonący transatlantyk
na mostku kapitańskim stoję ja – Narcyz
zadufany, socjalistyczny
–  w sobie             
>>>
DSCN0657a
Bryła gotyckiego kościoła
jak rakieta
wyrywając swe fundamenty
startuje z ziemi w kosmos
pozostały po fundamentach wielki krater
zieje ogniem, pokazuje się oko piekieł
cmentarne kości układają się w krzyż
tłum wokół cmentarza
tłum wokół mogiły
tłum wokół krzyża
mrowisko ludzkie za ogrodzeniowym murem
ludzkie piłeczki ping-pongowe kolejno odbijają się od trawy
by poszybować za kościołem w niebo
o tu jeden, tam drugi, o już trzeci, czwarty, piąty
stu, wszyscy, wszyscy, o tak, w górę, w górę
w chmury, patrzcie, patrzcie
w trawie pozostają kłótnie, zmarszczone brwi
pod płotem obok kasztana
zawisają nad miejscem gdzie były oczy
ciężkie mury kościoła rozerwały powłokę burz
rozerwały pojęcia grządek i podkopów
w dzienniku telewizyjnym nie będzie relacji
z tego cudownego wydarzenia
ani namiastki tego w pracy urzędowej
ani śladu tego w tępej nocnej schadzce
ani w porannej prasie
ani w przewodzie sądowym
ani w schizofrenicznej wypowiedzi przywódcy mówiącego
o upale nie do wytrzymania
po jakimś czasie spadają z nieba krople dżdżu,
który może od wszystkiego wybawić
otwieram usta
swoją maskę kieruję w niebo
deszcz spada na mnie
cierpiącego na niewłaściwe miejsce na ziemi
przynosi ulgę, przynosi ukojenie, przynosi myśl
że świat nie został zniszczony w snach
że kataklizmy wojen nie zmieniły go fałszywymi wizjami
choć odlecieli ci, którzy poznali się na chorobie mózgu
grożącej znieruchomieniem nieuchronnie na ziemi
ci co pozostali odsunęli się od obłudy
podali sobie ręce
nad kraterem zagłady
>>> 
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
* Ślady krwi na ziarnach piasku *
Trójkąt – gracja – widnieje – Bermudy
mały książę snu – morze Argentyny
jazzowe hotele Nowego Jorku – roztańczeni
goście z gór
            Wąż sunie po kamiennych płytach czekania
            w największej sali statku kosmicznego „Rzym”
            jej posadzka wyłożona marmurem z Carrary
Czworobok – Zappa – kusy beret
ocean Fiji – mur – plaża Falesy
            Żółwie kupują w samie boczek i beret
            wiatr wieje tylko po to by przez nos
            wrażliwca-myśliwca dotrzeć z drżeniem szyb
            do komory celnej w jego głowie
Graniastosłup – statek kosmiczny „Intro”
wieża w Pizie – dłubanie w zębach – łoże miłości
wywnętrzenie – ona – zezwierzęcenie – oni
            Z kąta w kąt, z beli w belę
            kołysać się od podstaw, jeść, gryźć, kopać
            kropką nad „i” posługiwać się jak młotem
Linia – lizak o smaku porzeczkowym – drzewko oliwne
kadzidło – ocean łąk – kobieta która mówi
            Luminarzem to ty nie jesteś Adalbercie
            mnie nie oszukają przenicowani Warszawiacy
            dziewczyna szepcze mi do ucha –
            zepchnij mnie w ocean chcę tonąć
            z tobą bez słów
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
* Panie, odpuść mi *
Chciałbym wziąć swój mózg w dłonie
chciałbym móc rozciągać go jak gumę
wstydliwą tą lepkość przerobić w planetę
urobić, wykołysać kolebkę
Moje ręce zbliżają się do siebie
nie mogę ich opanować
jak dwa węże, jak krokodyle rzucające się na siebie
takie są moje ręce
moje ręce z rozstawionymi szeroko palcami
Chciałbym zmienić swój mózg w gumę do żucia
przeżuć tę plazmę myślenia
o wszystkim i o niczym
odzyskać smak życia w nim zagubiony
Wydaje mi się, że moje ręce pożerają się,
palce wchodzą pomiędzy palce
stają się gorące jak ogień
staram się pomimo wszystko jakoś je zatrzymać
ogromnym wysiłkiem udaje mi się
złożyć je tak jak do modlitwy
Panie, odpuść mi
za mój mózg i ręce
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA         
* Emigracja 84 *
(nasłuchujcie radia)   
Biegnę przez wulkaniczną pustynię
przemierzam skalny krajobraz
w chwilach słabości widzę oazy zielone
leżąc wyczerpany oglądam slajdy
wyświetlane przez wiatr na ścianie
poobiedniej gigantycznej rezygnacji
Jaskółka jak nóż czasu pokazała się na niebie
słyszę jak ktoś ciągle wystukuje młotkiem rytm ucieczki
ktoś woła – panowie biegnijcie tam gdzie rośnie storczyk
w ucieczce przed grzechem traficie pod dziką czereśnię chłopców
w ucieczce przed grzechem odnajdziecie duszę mężczyzn
Pielęgnuję dla świata swoją siwą brodę zmysłów
kołyszę się w kołysce przeznaczenia
tętent to nie bicie serca
to nerwy galopują jak konie we mnie
serce wytrzymuje samotność, słyszy przecież te echa
kłamią, biją, grabią, mordują, palą
Złota kaczka w zaczarowanym stawie
oto czym jest wolność
wolność jest czuwaniem w starych zegarach
ktoś woła – panowie, pułapki, pułapki ze wszystkich stron
w drzewach, w ubraniach, w gestach
w ucieczce przed cynizmem odnajdziecie siebie
w ucieczce przed wszystkim co martwe odnajdziecie przyszłość
Szukam całości w ucieczce przed wszystkim podzielone
historia mojego domu jest stałą ucieczką przed światem wydm
w ucieczce przed niewolą trafiam do więzienia
widzę jak kłamią oraz upokarzają, gwałcą, torturują
tych co zatrzymali się na chwilę
w zielonych oazach
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
* Historia kiełbasy *
Historia PRL to historia kiełbasy
och, pomyślcie tylko –
czterdzieśi lat problemów kiełbasianych
czterdziestoletnia kiełbasa
westchnijcie –
czterdzieści kiełbas na głowę obywatela
czterdziestometrowa kiełbasa
wspomnijcie –
czterdzieści zjazdów partii poświęconych kiełbasie
czterdziestolecie kiełbasy
och, żachnijcie się –
czterdzieści referatów na godzinę w temacie kiełbasy
czterdzieści kartek na kiełbasę na jedno życie
Historia Państwa Rozpaczliwie Lewitującego
w świńskich jelitach
a imię jego – 40 i tyle!
>>>
DSCN4719a 
*Niezależnej myśli społecznej sformułować niepodobna*
Jak mówiono w tak totalitarnym systemie
(rządzonym podobno przez awangardę polityczno-społeczną
– jakże postępowo wykuwaną w kace kuźnicach)
niezależnej myśli społecznej sformułować niepodobna
– a jednak cuda się zdarzają
mimo tego, że jest to niezwykle trudne,
gdyż ludzki umysł staje się tu jedną wielką kiełbasą
lub zwykłymi flaczkami 
udało się uruchomić dzięki podświadomości
procesy prowadzące do stworzenia
ideowych podwalin pod komunistyczne społeczeństwo
nie marksistowsko-leninowskie i nie francusko-rewolucyjne
międzymózgowie tłumu, nieświadomość społeczna, dziewiczość
każdego człowieka, niedopowiedzenie dziennikarskie –
to stało się murem, przez który nie przedarł się
żaden agent ani prowokator
za tym murem spisano Biblię Wolności
zebrani za tym murem westchnęli ciężko
i rzekli – „My – wspólnota”
(podobno wtedy awangarda stała się ariergardą
ale bez duchowości pierwotnej lub jakiejkolwiek
nie uznano jej za gildię kowali)
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
*Polscy Chłopi mówią*
Polscy Chłopi dobrze wiedzą,
że nowa 5-latka chleba dopiero nadejdzie
i póki co nie utożsamiają się ani z rządem wysoko
ani z podziemiem
Polscy Chłopi mówią
pójdziemy do wyborów albo i nie
dzięki Bogu myślimy jeszcze
nie damy się wrobić
obronimy Boga i sprawiedliwość komunistyczną
i wejdziemy do rządu na lata
Polscy Chłopi z Chłopskiej Drogi
nie są od rzucania ziarna w podziemie
od tego są rolnicy
>>> 
?????????????????????? 
* Mój rydwan *
Jeżeli powiedziałbym, że sto koni
ciągnie mój rydwan po niebie
to i tak nie zabrzmiałoby to kosmicznie
lecz najprawdopodobniej romantycznie
            Poszedłem za nią w cień nad rzekę Hosanna
            i utonąłem w małym źródle
            z którego wypływał ocean jej pragnień
Jeżeli powiedziałbym, że sto koni
uświetnia mój zaprzęg na niebie
to i tak moja prawda nie zyska
ani jednej gwiazdy
            Mdleję dziś ze zmęczenia
            kołysany na falach w łódce nerwów
            po miłosnych uniesieniach
Jeżeli powiedziałbym, że wierzyłem w nią
to i tak byłoby to oczywiste
przecież sny to stukonne zaprzęgi
one przybywają w majestacie weselnego orszaku
w obiecanej torebce, w obiecanych kolczykach,
w obiecanym szacunku
            Oglądam tysiącminutowy film fabularny
            o miłości rodzinnej
            to opisano już w Księdze Rodzaju
            jest coś o tym w Księdze Wyjścia
Przechodniu powiedz jej, że zrobię dla niej wszystko
niech nikt jej już nie szuka bo ja ją odnalazłem
wiara to nie hipoteza
wiara to praca i podróż po gwieździstym niebie
wiara to wnikanie w noc swoimi gwiazdami i kometami
            Wielki czas
            czas kwadratowy
            czas barwny
            czas szybki
Kolczyki śnią mi się teraz po nocach
widzę je we śnie wpięte w mój policzek
torebki damskie śnią mi się po nocach
widzę je we śnie w wewnętrznej kieszeni
mojej marynarki
            Przebudzony nad ranem widzę płonące skrzydła Nike
            symbole odpowiedzialności
Jeżeli powiedziałbym, że sto koni
ciągnie mój rydwan po niebie
to powiedziałbym prawdę, kosmos odpowiedział mi –
szukajcie Izraelici, szukajcie Rzymianie
szukajcie Rosjanie, szukajcie Amerykanie
znajdujcie Polacy
>>> 
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Na kredyt samego siebie  *
W biurowcu szczęśliwym moich rozsądków
nastawiony na szmery lata i mijających wakacji
siedzę w piwnicy
i myślę o tym, że tam pode mną jest piekło
tam nade mną są gorące ulice, rozpalony asfalt
jak gnom przykucnięty w ziemiance na
zydlu lat sześćdziesiątych
rozmyślam o tym jaki jestem jeszcze dziecinny
że ulegam wspomnieniom
taki artysta a taki naiwny
taki ambitny a taki żeglarz-rozbitek
taki gitarzysta a taki urzędnik
Boże, jak dobrze
mieć taką koncepcję życia
na kredyt samego siebie
pod zastaw zdrowego rozsądku
JAK ROBAK POKUTNY
JAK MINISTER PISKORZY
>>>
?????????????????????????????
* Kiedy jazz..*
Kiedy jazz będzie tak popularny jak rock
a rock tak dobry jak jazz
kiedy grona słodyczy będą w porannej rosie brzmieć
jak misterne struktury pajęczyn
wiosna mija wstępujemy powoli w lato
muzyka schodzi do duszy głębin
jak murzyn pod pokład galery przewożącej niewolników
słucham i gram tę muzykę która odpowiada na pytania
moich liści, ech, przodków gadających
trąbką, gitarą, smyczkiem lub sekcją smyczków
swoim brzmieniem pieni się w kuflu jak piwo
rozgrzewa jak wino, odurza jak wódka
gdy dzieci dorastają a bociany szykują sie do odlatu
chciałem cieplejszych dni –
pot odpowiada sycząco parując na mojej skórze
fletnie Pana na halach
odgrywają symfonie Beethovena styczniowego
a fujarki wspominają Vivaldiego 
kołyszę swoje niemowlę
wyglądam powrotu kobiety
przed jaskinią stoję wpatrując się w fatamorganę
z której dobiega hymn miliona lat
przemieniony jazzem i rockiem
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
Fascynacja
Chłodny poranek
komórka ciemna na ścieżce od oczu do mózgu
rzeka, chłodna woda
głowa zadarta w górę
niebo błękitne bez chmur
niebo z milionami gwiazd
ukrytymi
wielkimi jak wstające słońce
stuk
wrona
wrzos
wrzask
i ty
i ona
ziemia zielona
z daleka widziana
mokro
fascynacja
denuncjacja
atimia
aprobata
granice przesuwam
przesuwam terytorium
ludzie i oczy pomagają w tym
środowisko fascynuje
szukam łaski w mózgu
wybieram się w drogę
z oczu do serca natury
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Społeczna schizofrenia
tak niezauważalna zmiana
w rzeczywistości przeżywanej w głowie
państwo staje w centrum
komunizm staje w centrum
władza staje w centrum
i stałe zagrożenie musi być
i nienawiść do tego co wokół musi być
i wszystko odnosi się do tego wielkiego
impulsu postępu
i wszystko odnosi się do tej mobilizacji w imię postępu
tylko szczęścia jakoś nie widać
w najbliższej okolicy
i na horyzoncie
tylko zbyt dużo łez
w zwykłych ludziach
panie doktorze Marks
>>>
 DSCN1306a
Tyle lat bez koncepcji przeżyłem
żyjąc dowcipem dla ulotnych panienek
ciężko stąpając posuwałem się wzdłuż uniwersyteckich korytarzy
w długich swetrach wyciągniętych na łokciach
ja onomatopeja Południa
żyłem z dala od ukochanej Litwy
Itaki i Ziemi Obiecanej
jeszcze do dziś zostało mi to zapatrzenie w dal
i brak koncepcji socjalnej w głowie jak pole pokrzyw
przeżyłem tyle lat, nie martwiąc się, nie cierpiąc
z braku wieloletniego planu
cieląc się, ucieleśniając i ciałkując
w piaskownicy odkryto moją telewizyjną fizjonomię
pod Domem Ludowym zarażono mnie
wszystkim co ludowe
teraz spójrzcie, nie zależy mi na niczym legalnym
wcale nie chcę się przypodobać nikomu
jestem nieuważnie niegrzeczny i złośliwy
dla szytwnych ludzi i gmachów modernistycznych
co mają piętra jak klocki Ludwika van der Rohe
jestem przeczytany, wyoglądany, przyprawiony
zjeżdżam językiem angielskim na dół
wchodzę do piwnicy
starej wiejskiej piwnicy usypanej ziemi pod gruszą
biorę kubek i nalewam domowej chłodnej maślanki
piję chłodnieję tylko
wychładzam swoje dolne kondygnacje 
 ale głowa ciągle ciepła
bez koncepcji poza jedną ostatnią –
życie jak gromnica w rękach Gaudiego
na procesji w Boże Ciało
topiąc przemienia się w wieże Sagrada Familia
prowincjonalnie futurystyczne
>>>
DSCN1189a
Uderzyłem ją słowem
jak Judasz politycznych improwizacji
zaciemniając i tak zaciemnione słońce
zdradziłem ją słowem
była damą a mówiłem do niej – skrzacie, kurczaku
moja wyobraźnia zawyła
siny tygrys dał znać o sobie przeciągłym rykiem
gdzieś  z mojego szpiku kostnego
z pnia zmurszałego
z westchnieniem jak trupi oddech mumii
kluczyłem w karbońskim lesie książek przyrodniczych
i nie wierząc logice Grecji
poszedłem po rozum do głowy
do chrustu Abrahama i studni Jeremiasza
wstyd mi dziś
patrzę jak rosną mi kły i wzbiera we mnie gniew
prymitywny wąż morski
pretensje ze snów skaczą w poszumie komputera
targam bandaże, drapię świeżą ranę
jak mogłem to powiedzieć: „jesteś motylem a ja czołgiem”
„jesteś mgłą a ja toporem”
poznała moją wartość dorosłego inteligenta
użyłem słów jak Morze Czerwone bez żadnych przejść
i Arraratu,
podczas gdy Noe jeszcze nie rozpoczął pracy
jak mogłem powiedzieć –
„jesteś tylko moim żebrem – nie przesadzaj”
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Przejdźmy do sąsiedniego pokoju – ukryjmy się tam
oparci o płot przemilczymy naszą miłość
w oczekiwaniu na świt nad brzegiem
za drogą sąsiedniego mieszkania
dziad żebrze
syntezatorowa Jasna Góra komunistów
nienawiść nie może wchodzić w grę
może obstawiać ruletkę mojego pisania
(jak by powiedział tuman mieszkający w pobliżu
– mgła, że oko wybij)
przynajmniej stolnica na stole
a na niej ciasto na obwarzanki dla pątników
a tam pod murami zaszybia
już rozciąga się pejzaż i panorama w nim
piętnastowiecznego Krakowa z zarazą
boje się, delikatnie niosę jej kwiaty
żeby mogła poznać mnie od strony potwora
na przykład króla jegomości, co ćwiartuje krytykantów
a w tle szemrze saksofon, dudni bas
na wieży w duszy Jasnej Góry coś gra
syntezatorowe spowiedzi komunistów
są jak improwizacja tęsknoty za absolutem
(przy niej kwitną serca niezaschnięte całkiem)
szukałem tych jasnych promieni
byłe tylko raz być w życiu szczęśliwm
jak wczoraj, gdy trzymałem w swojej jej delikatną dłoń
i aleją schodziłem wśród drzew ku centrum miasta
ból
przed
czołgiem pędzony
rozwinął sztandar wiary
Przejdźmy do tej sali bez dwocjonaliów
spójrzmy na obraz
w oczekiwaniu na świt ozdrowieńców
jaka cisza, milknie gra komunistów
dziad nie żebrze
mucha nie siada
owce się pasą
a ja widzę
że mój sens jest zbyt wielki w moich słowach
zbyt wielki by przemilczeć miłość
dlatego zaczynam wątpić
w nienawiść
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
*Manhattan Transbud*
W Biuletnie Biura Politycznego napisali,
że w Polsce nie ma poważnych problemów społecznych
nie ma krwistych byczych postaci
ani włóczęgów ani prostytutek
ani mafii ani wywrotowców
regiony nie mają partykularnych interesów –
choć piosenki lubią takie właśnie tematy
można odszukać, co prawda jakąś kobietę
która w roli robotnicy od pierwszej do trzeciej po południu
sortuje gorącą cegłę przy palenisku pieca w prawdziwym piekle
ale przecież wszystkim wiadomo,
że po pracy przeżywa chwile szczęścia pasąc krowy
na swoich trzech ha dziesięć kilometrów od fabryki
i kogo coś takiego wzruszy
to już lata osiemdziesiąte i nawet Pstrowski
nie ma szans – wszystko jest takie normalne i codzienne
żadnej indywidualności w kolejkach
żadnej poezji zbuntowanej w tramwajach
tylko ciągłe przewozy Transbudu na drogach
i Osinobusy pełne manekinów godziny piątej trzydzieści
można odkryć, co prawda
jakiegoś kierowcę, sklepową, grabarza, prywaciarza
lecz wzięcie ich pod lupę grozi ich unicestwieniem
życie społeczne jest jak mgła
a ludzie jak opar
>>>

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Słońce rozpadło się jak pestka
słońce moich wzlotów
zmiażdżone powieką
zniknęło gdzieś za czerwonym blokiem
dojrzałem jeszcze czarne ptaki
wylatujące tam z gniazd
kierujące się ku mojej duszy
odhaczenie porażek i pogrzebów
krople łez jak chleb powszedni
stały się moim udziałem
jak dłonie cierpnące chłodne
serce stwardniało jak Ziemia
ponieważ leżałem
na balkonie bez ruchu
przez trzydzieści lat
>>>

 ??????????

* Parkan *
Prowadzę śmiertelną walkę podjazdowo-propagandową
nad moją głową przelatują pociski
z atomowymi głowicami
jadowitych fal elektromagnetycznych
i konwencjonalne granaty gazet
za moimi plecami anioł tłucze diabła
jakąś deską z parkanu
a ja stoję pod tym parkanem
i sikam na stary napis wymalowany na deskach:
„Czynem uczcimy VIII Zjazd Naszej Partii”
co to znaczy Czynem?
co to znaczy uczcimy?
co to znaczy VIII?
co to znaczy Zjazd?
co to znaczy Naszej?
co to znaczy Parkan?
>>>
Asceza
Przy…..j…………..dź
nie dziś…………. 
>>>
DSCN1323 (2)a
To co w wyobraźni demaskujesz
jest twoim bogactwem
słuchaj tego echa
słuchaj, nie bój się nawet
zdrożnych myśli jakie ci przychodzą do głowy
za mezonem
pi
przez banał życia
podążasz nad krawędź piekieł
posługując się pszenicą i żytem
latem posrebrzonym
nie wychylaj się poza nią
przełknij ślinę strachu
posługując się tęsknymi rozstaniami
i narodowymi nostalgiami
posługując się metalem błyszczącym
skręconym w symboliczne rogi i trąbki
wracasz w ramiona nieba
to co w wyobraźni demaskujesz
jest twoim bogactwem
nie bój się tego
ratowało to twego dziada
uratuje i ciebie
knebel dziada był właśnie zwątpieniem
słowa ze snów nie znają granic
ujrzyj siebie w wyobraźni bez granic
słuchaj siebie w wyobraźni bez granic
poddaj się, słuchaj wyobraźni
bez granic
>>>
Totalitaryzm kłami
łamie mój autorytet
a mnie bawi ten manieryzm
totalnie
>>>
??????????
Życie Petrarki, gdzież jego sens
– w uśmiechach dojrzałych kobiet –
gdzież jest jego kamienne jajo
niezadowolenia z siebie
mnie rannemu Ikarowi mówią czasem
małe czerwone krasnale – odkąd ostrzygłeś się
wyglądasz wreszcie jak porządny człowiek
Petrarka a nie Boccaccio
bardzo krótkie fale jonizującego promieniowania
mocne ciosy chłodnych protonów słonecznego wiatru
jedna z form życia kosmosu – dla mnie
co wpływa na kierunek ludzi
płynących ku kobiecym szalupom ratunkowym
sensu
a te toną na pełnym morzu
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
O kolego – nie zadawać pytań
masz prawo ..
o Chopina, o Targowicę, o Katyń
dobrze radzę skorzystać…
pstajk i psisk… 
harfa się przewróciła
fortepian przełamał się na dwoje
i zasłona rozdarła się w gabinecie Pierwszego Sekretarza
a za nią stał czerwonogwardzista
a za nim prawda
a za nią otwarte okno
i wypadła na warszawski bruk
wyjmij stamtąd ręce i oczy
nie dotykaj, nie patrz, nie wolno
lepiej nie widzieć…
jak bawiono się w łamanie czaszek, rąk i nóg
w lasach
w grobach
w gabinetach
w sumieniach
jak rano po chłodnej mannie z Kremla
stąpał kat Katynia
przejęty trelem ptaka
a to dusze grały
na fletni Pana
a to anioły w podartych szynelach
płakały wśród sosen zapomnienia
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Kamienna ręka *
Kamienna moja ręka leży
przy dębowym pojemniku tułowia
oczy płoną białym tynkiem
rozjaśniając się momentami
jak po dolaniu oliwy do ognia
liczę chwile które drętwieją
martwieją w pozycji horyzontalnej
czekam na płaskowyżu anielskich bławatnych śpiewów
na jałmużnę, na spuściznę zachodzących słońc
paznokcie bez szans wbite w kamień
wtapiają się w idealizm przodków
nienazwane rzeczy jak muchy natrętne
siadają na moim gipsowym nosie
nosie trupo białym
wchodzą do moich ust
przedśmiertnym grymasem uchylonych jak sezam
oto moje ciało w lustrze czasów „nie do wytrzymania”
ręka nerwicą popołudniową powalona
jest snopem pszenicy zżętym w białym sierpniu
i rzuconym w nurt czerwieniejącej Wisły
w zmarnowanym marcu gnijących niemożności
zachwyt z rynny się wychyla
zaglądając do mojego okna jak jakiś gnom
nigdy o tym nie mówiono, nie uczono, nie pisano
oto zachwyt umierającego przeżywającego swoje ostatnie trzy noce
w oczekiwaniu zmartwychwstania
jestem w ideologią zatrutej grocie, leżę tu jeszcze niedobity
gdzieś na Południu Polski świadomy wyżyn, rzek, szos i starożytności
wielkiej pewności podnóżek, sługa pełni
nie przydatny do pasienia kóz
obserwujący odwróconą piramidę świadomości
i przepaście w których hula wiatr
trup żołnierza z którego oczu wyrastają magnolie
po uderzeniu meteorytu
czy aby tylko zwykły nieprzydatny świadek
walki dobra ze złem?
>>>
Wilno Kowno 96 2a 
* Prawie radosny ból *
Jeśli musisz w moje oczy wlewać ból
stań na wzgórzach
i z polska chluśnij żelazem i ogniem
na mój dom
losie gnoma świadomości
chcę widzieć prawdziwe cierpienie
nie chcę w Arce jak w kołysce
pływać w stepach Ukrainy jak Mickiewicz
w obcym Akermanie
pływać w Oceanie Atlantyckim jak śledź
jak nasi współcześni Vikingowie
gdy modlitwy mojej nie możesz już przyjąć
modlitw jak tortura Świętokrzyskich Gór
najstarszych rumowisk
Huty i Wawelu
otwórz chociaż drogę do swoich wiecznych snów
losie piaskowej burzy
otwórz chociaż wolną drogę dla moich dżdżownic słów
poleć mnie wiatrom nad polską niziną
jeśli musisz mnie wychłostać
za wzniesioną pięść
niech przynajmniej widzę z dala wszystko
co ukochałem
skarpę Grudziądza i Sandomierza
Jeziora i Bieszczady
Kawczą Górę i Szrenicę
Warszawę i Kraków
porzuć mnie gdy będę sputnikiem Ziemi
zapomnij mnie gdy będę księżycem Ziemi
losie Europy spalonej zniszczonej
po trzęsieniu mózgu i erupcji prawdy
jakże wolny jest przymus wewnętrzny
jak wolny jest wybór narzędzi tortury
gdy musisz wybierać prawie radosny ból
>>>
DSCN1765a
* BLUES  *
I : forma moich projekcji – śnieg
            to normalne, biel to synteza
II : przykrywasz się starożytnością jak kołdrą
            (biel – biel – biel)
            (kołdra – wapień – Akropol – starość – pamięć – całość)
            dalej dalej głębiej
I : forma moich skojarzeń – deszcz
            kotwica czekania
            jakże to zrozumiałe szarość to smutek
            (szarość – grzech – szarość – plucha
            łzy – samotność – dom – łzy – pustka – myślenie – łzy – asceza)
II : nicujesz swoje sumienie – ucieczka
            dalej bliżej
           treść jest samobójcza
           cierpliwość chociaż bez walki
           (powstrzymanie – życie)
>>>
DSCN8170a 
Będziesz cicho czy nie
będziesz cicho
nie, o nie
prokokwanie jest jak prowokowanie
chcę lecieć z nią na Księżyc po wiadro
świeżej muzyki
ona jest gołębiem a czasem wierszem
a czasem karniszem albo marzanną
iść trzeba i karty mieć
nie dla wróżb
karty trzeba mieć zapisane
przynajmniej częściowo
muzyką, pyłem księżycowym
nawet ciszą –
proroczym milczeniem
Patrz Księżyc!
– co ty, ja go słyszę
od 1450-ciu lat lunatykuje
a ty dopiero teraz zauważyłeś,
że jest i błyszczy jak jezioro
on ze swoim Narcyzem
ze swoim Pegazem
ze swoim Armstrongiem
wędruje w partyturach purytan
a ty Metuszalech
ciągle śpisz
pod Troją i Jeryhem
Mgły nad ranem nad czarną zatrutą rzeką
pełne zapachu rewolucji
ściana pełna słodkości
szczaw śpiewa własną piosenkę do tekstów
Jana z Czarnolasu
szczaw przeżywa śmierć co rano
weź ty tę harfę i napraw ją
krzewy umierają i drzewa
weź tę harfę i unieś nad pustynię
wszystko zwęgliło się od pioruna
rano manną naprawisz
uspokojenie dzwonów w trawach
niebezpiecznie z harfą
niebezpiecznie bez harfy
wybierz gorące kasztany z ognia
podaj Ewie
drżą kosy
na niebie
błyski o świcie
kołyszą się zwęglone kłosy
roboty wyruszają na żniwa
co to jest to co masz
co grzebiąc w ziemi
chcesz ocalić od pioruna
od rewolucji robotów
>>>
DSCN3364a
Towarzyszko moja stoisz w kwiatach otaczających mój dom
tak jak Ogień Pański wierzchołek Synaju
widzę cię nawet, gdy nie patrzę przez okno
widzę cię oczami duszy oczami wyobraźni
wszystkim tym co dał nam Pan
abyśmy mogli przy jego stole zgarbieni,
przychyleni ku ziemi, nurzający ręce w skibach oraczy
rozpoznawać, odróżniać, wybierać
przyjaciółko moja nie mów nic
czekaj pośród łanu astrów na cud
pozwól zmienić powiewem zimy kolorowe płatki
zblednąć czerwieni
przyjmij wyzwoloną moją lodową górę
powstałą po wybuchu serca
widzę łunę ognia, który zwija się w pokurcze płomyków
gamę ciągle nadwrażliwej czerwieni
pośród kwiatów widzę cię wybranko mojego
zapatrzonego niezdecydowania
konsumuję dźwięki twego czekania,
gdy moja wyobraźnia tka wiarę
jak kaskadę koronek
to zbliża się krokami nowych czasów
to już nadchodzi na nogach proroków
to poprzez istotę tego co nieuchronne
nie eksperymentalnie z tła powoli
powoli jak cel-śmierć
życie w tobie
chcę ciebie zawsze widzieć w kwiatach
ogień niech oczyści moją ranę w sumieniu
i stężeje w symbolu
niechęć chęć
chodź
już
>>>
DSCN1288a
Stwierdzono, że jestem katem lecz przecież
nie skracam tylko wydłużam swymi cięciami
po porodzie moich przerażających haseł
wrzasków przybywa
i cóż z tego że i łez
idziemy przecież w przód, w górę, w siebie, w ból
trzymam w jednej ręce książkę pod tytułem:
„Jak zasiedlić Arktykę – Plan społeczno-gospodarczy”
a w drugiej: „Co wiemy o kosmitach” rok wydania 1878
trzecia ręka grzebie w kieszeni a czwarta
wymachuje wierzbowym warkoczem ponad wierzchołkami olch
moja dziewczyna z litością pokiwała głową
nad chwilą dla moich południowych wilkołaków
szkoda, że nie może widzieć mnie o północy
gdy odmawiam „Anioł Pański” gdy szepczę
„wieczne odpoczywanie racz im dać Panie”
a potem siadam i opisuję to co wydarzyło się w pracy
pomiędzy godziną ósmą rano a piętnastą
co rozbłysło epilepsją świadomości i iskierką gniewu
popędem Triasu dla Cybernetycznego Solferza Nowochrystusowego
w czwartej dziesiątce sekundy tuż po czasie najwyższym…
kołyski czekają na Hydry
ja czekam na kołyskę obarczony wrzodową inteligencją
opróżniam butelki łez i to mnie pobudza do działania
przechadzam się po biurkach urzędników
po straganach badylarzy
zdzieram im skórę z twarzy używając ostrza siekiery
kilkoma cięciami dokonuję przeobrażeń społecznych
w tłumie ludzików nieposiadających własnego zadania
płacz rozlega się dokoła, moje serce twardnieje
ofiarowuję im wolność nowego typu „wsteczna”
maski suszę w słońcu by móc je złożyć w przechowalni
buduję dalej komunizm dla muzeum
>>>
DSCN0386a
* Popijając herbatkę *
O czym rozmawiasz popijając herbatkę
z kimkolwiek przy swoim stoliku
z wygiętą szyją, przechylając głowę kokieteryjnie
paląc papierosa, głosem lecąc jak ćma do ognia
patrząc w biały kwadrat magnetycznej jedni
zjeżdża z gór w doliny wóz nieznajomości
zjeżdża wóz ciekawości
do bufetu
gasisz papierosa jest bardzo późno
śnisz prosząc o jeszcze jednego
rozmawiasz klaszcząc językiem
bijąc nim brawo
cóż za klaka, język tłucze o podniebienie
klaka, klaka dla kogokolwiek
z kimkolwiek przy swoim stoliku
twoje życie, czy je zdradzasz, czy o nim opowiadasz
idąc, płynąc poprzez białą serwetę
ślizgając się po pływającej w oceanie krze lodowej
rajski ptak siada na twoim ramieniu
i zamarza
papuga przylatuje by spocząć na poręczy twego krzesła
i milknie
o czym rozmawiasz z kimkolwiek
gdy ptaki zmienione w sople spadają
z głuchym łoskotem na politurowaną wiśniową podłogę
herbata mętnieje
woda powrócić chce do zepsutych swych źródeł
ty wciąż mówisz
ja patrzę z daleka
z plantacji świętego Tomasza
>>>
DSCN5425a 
* Nie uznajesz kompromisu *
Tak często mówisz – moje dzieci, spójrzcie na moje dzieci
dom twój jak stary dąb stoi wrośnięty korzeniami
we wnętrza huraganów
co dzień wozisz samochodem do pracy swoją Marię i Martę
tak by były zawsze przy tobie, by w przerwie śniadaniowej
miał kto podać ci chleb a potem,
gdy zza biurka wygłaszasz przemowy
by miał kto słuchać i kiwać głową
jakie są twoje szanse fotonowy aniele
rozpędzony szarością granic
wierzysz w krótkie chwile szczęścia,
gdy nie ma burzy wrzeszczącej jesienią
gdzieś w głębi fundamentów
społeczeństwo obce ściska cię w ręce
próbując zetrzeć twoje życie na pył
twoim ciałem zmiata kurz z pancernych kas
władza wrzuca cię do pralki wojen
i wtedy cierpisz tak bardzo
zanim jeszcze krew poleje się z ran
dzieci twoje błądzą na cmentarzach
szukając grobów każdego pokolenia
nie uznajesz kompromisu
budując czasem ołtarze głupoty
stajesz w pozycji Boga
i dziwisz się swej samotności
a dzieci zwieszają głowy i płaczą
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
* Jesienna modlitwa *
Modlitwa, jesienna modlitwa
tuż po zawieszeniu letnich kursów ciem
w przededniu dni kroczących rozstajem
ku grobom listopadowych zamyśleń
modlitwa z liśćmi we włosach
w przedlisiu rudej kity umykającej jak dziewczyna miłości
tam w dolinie sprzed oczu łowców
modlitwa czarnych wypalonych ściernisk
słychać dudnienie kartofli wpadających
do blaszanych wiader
trzaski grud ziemi w ogniskach
wpadających w licealne wiersze klasyków
jaką masz postać
jakąkolwiek masz postać
królu zimy, wietrze północy
przebacz teraz w jesieni
smutny mnichu z kredową brodą wysuwającą się
z wielkiego kaptura mistyki
mgło kosmiczna, plazmo inteligencji
poblasku seriali telewizyjnych nakręconych
z myślą o futurystach, dzieciach, komunistach
i samobójcach
wojowniku rękodzieła pobitewnego
pożerająca, krocząca budowlo
architekuro pochodu
łuków, kolumn, szyków
marszu podcieni drapieżnych
przez miasto
jaką masz postać miłości spóźniona
weselny gościu marzących narzeczonych
wystrojony w babie lato
spocony, leżący jesienią w rodzinnym domu
góro pracy
wchłaniająca skargi ptaków
w drodze
>>>
?????????????????????????????
*Quo Vadis*
Przy  drodze
– ktoś jak pouczenie stoi przy drodze
– totalne
– dla dzieci na stoku
– piękno wiąże się w snopy rękami innego piękna
– kartka umyka w lewo
– w telewizji wciąż ZSMP i wojsko
a po wieczornym dzienniku kontrwywiad i milicja
pokazuje wrogą działalność emigranckich grup
– to politykierstwo rodaków za granicą przynoszące wstyd
ojczyźnie kontrwywiadu
– PRON się pyta, po co kaleczyć młodzież małymi broszurami
jak w kalendarzu kartki tak w zegarze bicie
w kuchni wodołazy, wodowywiad, wodosąd
wykranić się, zakranić się, zakręcić
pytania, zakręcić pytania przed wyjściem
hic – chłopiec z czerwonym sztandarem
schowany za białą brzozą zastępującą sumienie
manifest zastępujący sumienie
manifest zastępujący dzieciństwo
uniwersytety demoralizująco kształcą inteligentów
wypaczają coś w ich głowach
i pozostawiają na lodzie z rozbitą tożsamością
miast, dzielnic, miasteczek, ulic, wsi, przysiółków, osad,
absolwentom pozostają brudne przedmieścia
wylotowe drogi z miast
choć stoją oni pośród ludu wsłuchanego w dźwięki harmonii
trawią swoje bezrobocie niemo
gwiazdy spadające na firmamencie telewizji
znacząc wizytami ciszę wpadają do nocników
sekretarzy partii komunistycznej
koty i psy – ich zabawy i gry
są komentarzem – uciekającego spod palców tekstu
kalendarz rozkłada się, gnije, spada ze ściany
w przedpokoju
to państwo jest warte ogarek oddany diabłu
społeczeństwo takie jest warte świeczki
co na jedno wychodzi
hop – rury pękają od ciśnienia wody
– dzban pomalowany w czołgi i karabiny
– skarpa, po której się toczy
– dzban z pouczeniem
i muzyka i kwestia –
Dokąd idziesz Panie?
sam z gitarą elektryczną w ręce
grając w drodze punkrockowe kawałki
nucąc pod nosem „No future”
nie chcesz patrzeć w tę stronę
nic nie odpowiadasz
– dzieciom na stoku
>>>
DSCN0056aa
Poturlałem się w solówkach jazzmanów
umaczany w kleju do papieru
w granatowym tuszu utytłany
przeczuwając co potem
żegnając się na drogę:
„W imię Ojca i Syna..”
zjednoczenie ojca z synem śni mi się
granatową łuną (sennik Sarmatów)
plączę się po, plączę się po prostu
tu wyrąb lasu, tu wyrąb książek
gdzie mnie niesie słoń tajfun i jego trąba
tam gdzie w najcięższych więzieniach urządza się
kawiarnie
tam gdzie katowano ludzi dziś organizuje się festyny
poturlam się tam w kajdanach z trąbką
jak Murzyn świata
przecież chodzić już nie mogę
na słoniu pędzić nie mogę
nie jestem maharadżą jeszcze nie
wpatrzony w ziemię przeszedłem przez dzieciństwo
zakochany w dżdżownicach i upadkach
na idealnie ubitą ziemię
na ziemię bardzo obfitą
na ścieżkach przetańczyłem je z jaszczurkami
przemodliłem je przed polnymi ołtarzykami
siedząc nad brzegiem rzeki z upodobaniem
rzucałem scyzorykiem wbijając go raz po raz
w chłodną wodę
na dojrzałych łąkach położyłem się w nowiu
oczekując kobiet pełzających w ziołach jak ja
słuchając dzwonów nadziei
skradałem się pod mury komitetów, sądów i urzędów
zjadałem ze smakiem flaczki i cynaderki szkoły analfabetów
głupich nauczycieli i złych woźnych
poturlam się jeszcze w imię Ojca i Syna,
poturlam się jeszcze raz
poprzez Morze Śródziemne po falach
w kierunku Argos, Itaki, Kartaginy, Smyrny
myśląc muzycznie w eposach ślepców
schowany w wydrążonym pniu myśli
w pniu drzewa zrąbanego w lasach neolitu
nieistniejących dzisiaj
jak dzieciństwo
>>>
DSCN5707 (2)
* Mój sklep *
Otwieram sklep z ładunkami emocjonalnymi
i ze sprzętem do polowania na obsesje
– możesz wybrać z komputera swoje szczęście
– możesz ułożyć program dla komputera pn.”Szczęście”
– z Zachodu przysyłają czerwone i zielone lampki
i wszystko inne co wynika ze sprzedaży wiązanej
– możesz to mieć
Otwieram nowy dział w swoim sklepie
„Chiny przeciwko żółtaczce” z nowym towarem:
            „Płynięcie łodzią poprzez jezioro, rezerwat”
– cena niewyszukana – niewysoka
            „Pałacyk z ogrodem, z wodospadem, z neonem – luz”
– cena wyszukana – wysoka
            „Żona prześliczna, szlachetna, mądra, wierna”
– cena wyszukana – niewysoka
            „Kariera, popularność, awans – od sklepikarza do pisarza”
– cena niewyszukana – wysoka
           „Przekazywanie swoich myśli innym ludziom jak rozpalanie akceleratora
            lub silnika pojazdu atomowego – człowiek – ciało”
– cena niewysoka – niewyszukana
            „Świętość, filozoficzna otwartość jaźni i sumienia z pełnią dobra”
– cena nie istnieje – niewyobrażalnie wysoka – ciągle szukana
Otwieram kolejny dział z robotami naładowanymi emocjonalnie
„Roboty przeciwko komputerom”…
*
Skłaniam się ku pragmatyzmowi ubóstwa
skupuję wolność, wypełniam magazyny swojego sklepu
wysuszoną, pulchną, zgniłą, marmurową, piaskownicową,
ojczyźnianą, waleczną, toczoną wolnością wolność
o tak, wolność zbieram ot, tak dla ubóstwa
wypełniam nią bity w komputerze
podłączam mój sklep do komputerów
drogę do południka
głowę do wieczernika
szablę do dziennika
resztę do nocnika
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Mur *
Przed wielkim murem stoimy
instynktem badamy jego trwałość
miękką słodką niebieską żadną
widzimy łąki pastwiska
cierpimy bo wiemy – jaki jest to wielki solidny mur
rozumiemy, że jest to większy, zbyt wielki
większy od, największy z murów
przecież wiemy wierzymy szukamy furtki i kołatki
najpierw słów a potem głów
piejemy, gęgamy, kwaczemy
konając przy ogniskach u jego ceglanych stóp
Gdzieś tam w mrokach przeszłości ludzie walczyli z nędzą
w kurnych chatach brudni nie myśleli o wędrówce za marzeniem
lecz czuli, że bieda to taki stan głodni-wolni
jak dzieci pól i lasów karmieni i ubierani przez lilie Salomona
zbratani z obojętnością z gniazdami z pisklętami
Wołamy dziś pijani pragnieniem wyjścia
przy ogniu niemożności
może jeszcze nie dziś ale
może jeszcze tylko jedna noc
lebioda pokrzywy oset i nasze cierpienie
wzrastają tu jak lilie
Arka w naszych wizjach płynie przez step
przeznaczenie wymiotuje wychylając się za burtę
mu zostajemy upadamy na dno
podnosimy się znów podchodzimy do muru
przeklinając w głos złorzecząc mu
„Szatan samobójstwo przepaść schizofrenia ciemność”
uderzając z siłą aż sypie się gruz
wołajmy lepiej w ciszy naszych dusz: „Mam duszę”
dziękujmy za to zagrożenie
oto mur naszej siły i prawdy sprawdza nas ogniem
nasza opozycja
miłości hołd winni jesteśmy
i życie liliom Salomona 
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
We krwi cały powstał z klęczek
z raną krwawą w nagiej piersi
w rozpiętej ubłoconej sukmanie
rozpłatany jakby na dwie połowy
runął na mnie pijany
objął mnie
zalał czerwienią
zatopił w szkarłatnym śnie
zobaczyłem w jego rękach widły i siekierę
krzyczał, to ja sprawuję tutaj władzę
od stuleci
och Boże, cóż się stało –
on pokonał mnie
zabił mnie – pana młodego
wciągając pod powierzchnię strachu
na jedną sekundę
nowy
Szela z Wiednia
Szela z Kremla
>>>
Ukołysać jej ciało chcę w kołysce ciemności
która giermkiem mnie zabrała a rycerzem
wydała ze swych pieleszy starych łusek
tam gdzie z tygrysem walczyłem
chciałbym jej pokazać moją dziką twarz
nad chmurami które zdjąłem i przeżułem
chciałbym jej pokazać świt
>>>
DSCN3171aa
Najlepiej opisać może twoją rzeczywistość
język nieoczekiwanych chwil zatrzymania
barwnych lecz mrocznych chwil pomieszania
chwil czekania i planowania prawie klęsk
w tej łodzi, którą gotujesz co wieczór
na całodzienną morską wyprawę
brak wioseł i żagla, elementarnego wyposażenia
jest natomiast spora dziura gdzieś w kokpicie
są natomiast warunki kokainowych krzewów
jak i malowanych gryką pól 
jak locja na kapitańskim mostku
w szybkim aucie przesuwasz się po ziemi
wobec nocy jak ślimak
wobec powiek na źrenicach jak Don Kichot
wobec dnia jak człog niezatapialny
filiżanki porcelanowe tłuką się w zetknięciu
z potrzebą napoju dla pragnienia na morzu
słonie na szczudłach
przenoszą stosy szklanek na swoich grzbietach
przeprawiają się przez brody rzek
i przemierzają ścieżki polne odświętne
dzień jutrzejszy wwierca się snem w tapczan
ty łapiesz ćmy bluesa rzucasz nimi o ścianę z całych sił
potem modlisz się o przebaczenie
tymi słowami: „no wiesz  – cały Ty „
mówisz wiele, wahasz się
zaglądasz do swego lochu w samego siebie
toczysz się w próbie sprowokowania sensu brzegów i wysp
toczysz się po rumowisku skalnym języka – od szczytu góry
która milczy swoja wielkością
która zastanawia się i waha
daje do zrozumienia i milczy
jako jedyny świadek twojej rzeczywistości
milczy
na krańcu świata
do ostatniej chwili przed erupcją
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
„Choćby Herkules dał się i posiekać
jak świat światem kot miauczeć będzie
a pies będzie szczekać „
a jeśli kot dałby się posiekać przez mysz na pustyni
a Lorka przekonałby Szekspira że warto
posiąść Lady Godivę razem ze służbą Kaliguli
to być może i ja uwierzyłbym że jestem myszą lub kobietą
(uwierzyłbym w siebie bogobojnie)
świat zmienia się, o tak,
dach nie przepuszcza już aniołów i blasku księżyca
wielokondygnacyjne wieżowce pokryte są ciężkim
kapeluszem  z żelbetonu
wyjdź przez komin
Refren – na Łysej Górze, na Łysej Górze, na
La boga, la boga, la – śpiewa Mazowsze (Kurpie i Podlasie już nie)
czołgi na tarczach
tarcze jako żałobne mary
zegar bije – ten stary zegar
to świetne – pośród cywilizacji – nacji – inkarnacji kuranty
struś i królik jest w człowieku
Amerykanie końca XX wieku pchający ten wózek ze śmieciami
poprzez ulice piekieł wciąż wierzą w stepowe wilki postępu
a Polacy w ptaki jak Ikar
Dostojewski wierzył w obłąkanie i Chrystusa Rosji
czy Chrystus nie jest dziś obłąkaniem dla wielu obawiający się go
tak go kocham lecz brak mi zmysłów zdrowych jak rydz
dobrze nie wiem co zrobiły ze mnie te miliony lat rewolucji
nie wiem kim jestem i co znaczą te łzy
spoglądam w niebo stojąc na głowie
ptak trzyma rybę w dziobie
Strzelec z Barana mierzy w Lwa
zegarek zmienia nasz czas
my zmieniamy zegarek
(czy tylko zegarek)
nocą śpiewają dzieci cienia Rolling Stones
księżyc nad ich drogą
słucham tego śpiewu winorośli
na drogach śmierć państwa
dzikie watahy zomowców mordują spokojnych obywateli
pogańscy bogowie wykańczają komunistyczne państwo
słońce zmienia wspólny czas my zmieniamy słońce
(czy tylko słońce)
świadomość poobiednia kołysze rybę w kołysce
duchy w noc zaduszną odprawiają czarne msze
w pustych domach partii
duchy przez duże i małe „du”
przecinam siatkę ogrodzenia cmentarza nożycami do drutu
zdejmuję z bramy tabliczkę „Nie przechodzić”
przechodzę na drugą stronę medalu do krasnali mitu
a tu sklep mięsny trzyma w dziobie kartkę na mięso
sklep – towarzysz
prawo pijane zmienia się w pomnik zasługując na brąz w szalecie
pomnik pijaka
Bliźnięta postanawiają spenetrować mózgi czytających horoskopy
rozłączają się, oddzielają od siebie
wsiadają do oddalonych zabawek dziecięcych
wyruszają w przeszłość
totalitarny system maszyn piszących, totalitarny ich język,
totalitarna organizacja ich publikacji, totalitarny wpływ na społeczeństwo,
totalitarna ich konstrukcja, totalitarny system pomiaru czasu
czas miele się w żarnach zegarów
sypie się mąka – to Kopernik na świeże bułeczki
świeże bułeczki to my
patrzę na zarośnięte już jesienią moje ścieżki lata
– dziwię się – ileż kosztuje świadomość przemijania
tu w jutrzejszej Ziemi gwiazd
>>>
DSCN5848a
Zielony groszek pada z nieba powoli jak płatki białego śniegu
jak malutkie szklanki
zielony groszek konserwowy leniwie zsuwa się z pułapu chmur
jak zamarznięte zimorodki dwutygodniowe
cichy baranek skulony z zimna śpi złożywszy łebek pod świerkiem
kusi święta noc, przypomina baty i razy, blizny na napiętnowanych plecach
spadają gwiazdy świszcząc jak race ogniste
nad głowami biednych maszerujących niemieckich jeńców wojennych
powracających z okrutnej Rosji
na rozbitych małopolskich drogach pełno Niemców
bosych, wynędzniałych, umierających z zabandażowanymi głowami
maliny czerwone kwitną w plastykowych miskach
ustawione w oknach zastępują choinki tęskniąc za owadami
leszczyna w śniegu kryje dźwięki dzwonów
zasłania serca dzwonów brązowymi prostymi gałęziami
(tworzy się symbol serca w gąszczu)
stoję z moja miłością nad dachu domu przy kominie
w otwarte usta staram się chwytać zielony groszek
kuszony dniem i nocą szukam kołatki po omacku
kołatki do pamięci bez nienawiści
snem żywię człowieka w sobie na Święta
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Prorocy we własnym kraju
idący naprzeciw nas ………. milczą
tak ciężko jest śpiewać pod dachem polskiego nieba
zagrożone są rzeki, lasy, ludzie, rośliny, góry, pieśni
formalność, potencjalność strzeże marnej naszej egzystencji
powiedz tak  ja powiem tak powiedz nie ja powiem tak
niech sklei się dialog
przed nami klęczący rozmodleni błagający
i my chcemy przeżyć
i my chcemy żyć
trucizna ta nie płynie z kombinatów, stoczni, hut
ale z sal obrad, z posiedzeń, z piekielnych piór
lecz i pióra białe ze skrzydeł anielskich spadają na polską ziemię
rzeki wyszydzają lasy
kurczą się ludzie
zaskorupiają się myśli
rośliny karłowacieją
góry ulegają erozji
telewizor przed nami i łysy rzecznik Rządu
nasz żłób, nasze dusze złożone na tacy w kościele jak łzy
i my chcemy przeżyć
i my chcemy żyć
i umieramy
odmawiamy sobie życia, aby móc egzystować ledwo
my zaczyn chlebowy
wieś uparcie zbiera plony, które wciąż wydaje ziemia
klnąc w czasie żniw i przed Bożym Narodzeniem
przybywa proroków polityków żołnierzy milicjantów
przybywa internowanych księży i poetów
mamy znów odrodzenie pokolenia wojen
a przecież już jesteśmy wnukami
i trwamy tu znów w kraju
który odbiera życie 
>>>
DSCN1333a
Brak nam miłości
zamieniliśmy ją w ciszę
poobiednich wersalek i gazet w M-3
miłość wybija kilka razy godzinę wieczorną
na próżno
pieśń zegara nam przynosi
a my wciąż sami
patrzymy z balkonu tam gdzie
przedmieść szarość
przychodzi ktoś by podlać kwiaty w pokoju
wychodzi ktoś kto pożyczył od nas kilka uniesień
pozostaje ktoś kto czeka na próżno
na nasze dobre słowo
miłość tkwi w jednym kącie mieszkania
jak wyłączony telewizor
sprzęty są jak drzewa w lesie
publikatory te dziury w murze emigracji
są jak plemię leśnych ludzi milczących
pustka emocjonalna polskiego mieszkania
jak dziewiczy ostęp w rozedrganej Europie
miłość to może ten gołąb na parapecie
może tamten kredens ze swym brzękiem szkła
może firanka szamocząca się w otwartym oknie
daremnie walcząca z ingerencją interwentów
myśli wsiąkły w zasłony
przeniknęły do żarówek, wypełniły szkło
miłość czeka za drzwiami
cierpliwie naciska dzwonek przy drzwiach
a my?
my patrzymy na nią nawet od czasu do czasu
przez wizjer
przez judasza
>>>
DSCN1833a
Cel Pal – Och! Nie
ognia – las płonie
schemat ukryty jeszcze w rytmie
free rock taraban
wejście przez drzwi
brak kogoś kto przemówiłby
brak ja (jasności)
to bardzo dobre – przecież jest ciemna noc
noc oczekiwania całego pokolenia
musi tak być jakiś czas
 
uderzając w ton wojny spowodowano podświadome
szepty snów polinezyjskich
szepty o następującym zapisie: „materia
…”
dając ujście powietrzu zgromadzonemu pod ciśnieniem
w sercu bojowym
wyruszyli w pole mężczyźni w rynsztunku
w trzecim dniu wojny – głoski – śniadanka śmierci
 
spadają elektryczne sylaby z kurtyny
z hasła – z zasłony – z napisu – na coś
słodkiego co podnoszą słuchacze do ust
schylając się po to
w schronie telewizyjnego spektaklu
widać scenę ognia
 
teatralną scenę pokalano w telewizji pustką studia
więcej światła krzyknął reżyser
i objawił się luminarz
aktywny akt męski z krwawą pępowiną
oto humorystyczny generał dla mas
– wita telesłuchaczowidzów
patrzy las – płoną zwierzęta
pędzą szalone słonie symfonicznych kaskad
Bizancjum drży po Ural
Attyla śmieje się zakolem Cisy
Pal
Motorhead
na scenie
>>>
DSCN0991a
* Pozostała faktografia – fakt ! *
Cóż mi pozostało po wojnach
oprócz wielkiej jak morze kaligrafii –
FAKTOGRAFII – fakt
cóż mi pozostało po was
panowie : Hitler, Stalin, Pol Pot
kto zacz jeszcze
GARŚĆ faktów jak ludzkie prochy
rozważam pewien plan w komórce
rozważam w jednej z moich komórek
gdzieś przycupnięty w komórce głowy
MYŚLĘ – fakt
otwarty poprzez oczy i uszy i poprzez
DOMYSŁY
całość jak wielki bochenek chleba
jak księżyc w nowiu
płynie przez zabełtany sen
wygasają historyczne obrazy z TV
cichną hałaśliwe gazety
(czasem słyszę głosy
wszystkich ofiar, których dotyczą artykuły
– fotografie zmieniają się dla mnie
w małe bitwy i katastrofy
NAPRAWDĘ)
resztę wyrywają z mojej egzystencji
Rosjanie, Mongołowie i Sasi
wrażliwość jak most jak szyny
jest przetapiana w hutach mojego biura
miłość jak inicjatywa jak działanie
jest rozwalcowywana w stalowniach
presji Komitetu na blachę do puszek
jego kapłani niewiele mi tłumaczą boją się
a ja i tak modlę się swoją ośmiogodzinną
tracącą sens z każdą godziną naiwną pracą
nie ma ścian nie ma filiżanek francuskich
ani Statku-Pralni nie ma
ani włóczęgów niemieckich
nie ma postępu amerykańskiego
nie ma koszul ciepłych chińskich
wszystko zabierają faktografowie i historycy
pozostaje mi
pozostaje mi jeszcze Konferencja Selenologów
dwie łopatki emocja chyba daktyloskopia
jeden miedzoschron ciszy wiecznej
kontakt trzy piąte kciuka realności
cóż mi pozostanie po was
panowie:  Marks Engels Lenin
FAKT jak czaszka w pełni
>>>
DSCN1281a
* Doprawdy ..*
Żeby być najbliżej prawdy
trzeba rozpocząć drogę przez jakiś wiersz
wyrzucać sobie swoją próżność
trzeba myśleć o swojej odmienności
droga w ….. pełni pokorę
(dobrze wiesz, że takiej drogi nie ma
w otaczającym świecie – ani w – ani przez –
jest tylko – doprawdy)
doprawdy w słowie
żeby udowodnić, że posiadasz społeczną miłość
musisz w wierszu z egipskiej piramidy
zejść i w rymach wspinać się
przez leśne głusze jastrzębich i kawczych gór
przez wyżyny do sklepów mięsnych
Tarnowa Kościanu Krzyża
a stamtąd kolejką dostać się na Giewont – Plenum KC
tu zając przycupnięty w krzakach
porannego golenia
tam symbol na hak nadziany w progu Tatr
tu boża krówka wchodzi przez nos do starego teatru
tam hasło budzi brzask na Świętym Krzyżu
aby doprawdy móc zakończyć cierpienie
trzeba wiersz rozpocząć
gdy mówić nie wolno – trzeba
z zającem pod miedzą trząść się jak osika sercem
prawda do drogi ma daleko w pola blisko
lecz słowo przez bagna ognikami Elfów się przetoczy
i spadnie do stóp twoich
ale musisz być już wtedy
sam na sam z prawdą
bo jeśli nie to doprawdy tylko…
w pełni pokorę
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Krzyczeć z konia (ofiara)*
W morzu myśli pławisz konia,
który wyruszyć ma gdzieś tam
gdzieś gdzie step Attyli rozległy jak Azja
i spustoszona Europa
unosząc refleksyjny łuk twych nastrojów
pławisz też dłuższą chwilę swoje nagie ja
w łożach trzystu żon
jak dobrze w tej chłodnej wodzie
móc patrzeć na nienawistny brzeg
czuć chłód miliardów kosmicznych kropel
strzał tkwiących w żywym ciele
przekraczając Dunaj jak Morze Czerwone
prze nocnej lampce
jak trzeba cierpieć nie mogąc zrozumieć
że mózg wśród kontynentów
sklepów poligonów gazet książek
kołysze się w beznadziejnej zupie bezsensownych znaków
niezrozumiały ocean znaków
nie będących pismem
oczyszczając się w tępym obserwowaniu niemocy
w środku ścian lub twarzy ludzkich
czujesz swoje człowieczeństwo jak bezsilność
wobec cywilizacji łupiestwa, która cię przerasta
wszedł człowiek w nurt rzeki zawarl przymierze
wszedł człowiek w nurt rzeki ochrzcił się
stanął człowiek nad wielką wodą powiedział
ten żywioł to mój żywioł
moja wolność to zabijanie i grabież
potem zgwałcono odmęty i wiry rzeki
aby na dnie pochować człowieka i konia
złożyć na ofiarę wiatrowi przerażenia
dziś wody naszej schizofrenii
pieszczą nasze ciała
uspokajają zapomnieniem ognia
a brzeg czeka jak nauka mówienia
przez którą trzeba przejść by żyć
och!
już nie długo będziemy z konia
prowadzić pertraktacje
pokonując jakiś bród wielkiej rzeki zwątpienia
krzyczeć – naprzód
kto żyw – naprzód
kto po żywność – naprzód
kto po słowa – odwrót w stepy
wio…
>>>
DSCN3145a
Ona jest jak biały gołąbek pokoju
krzykiem swego lotu
białą powierzchnię swej intuicji
zwiastuje walkę z przestworzem lęku
masz ją
masz czelność przy niej być
słodko patrzysz w te kąciki zaufania
na skraju rzęs chłoniesz jej domysły
gdy płacze biegniesz co sił
gdy nachyla się nad tobą próbujesz ustać w miejscu
idąc przez wypalone czarne lasy razem z nią
drżysz trzymając jej dłoń poprzez swe wiersze
nie nie bądź wciąż ptakiem migrującym
bądź ptakiem pokoju
nie odlatuj stąd
węgiel czarny niech ulegnie intuicji prawdziwej kobiety
mój ptaku zimy
wyjdźmy z popiołów całopaleń z czasów dzieci – śmieci
tak prawdziwe jest dziś
razem z tobą
symbole są blisko
wiedza nie podpala już dziś
wiedza nie istnieje jak brud
niebo otwiera się 
przecież czyste jak ona
czekające na twój lot od dawna
w myślach brak było myśli
w pieśni brak było melodii
w sercach miłości za grosz
niebo czekało wciąż
za jeden grosz zaledwie
biały gołąbku budzisz moją wiarę
szybując przez noc
unosisz lęk by go przrzucić
przez świt
>>>
 DSCN6168a
*Samotność *
W małym oknie sama na trzecim piętrze
widać jak przy stoliku nachylona
w brązowym sweterku pisze na maszynie
uderzając palcami w klawisze
nie odrywa oczu od tekstu
spięta pracowita – tuż przed przerwą śniadaniową
            Siedzi w swoim fiacie
            wyciągnięty wygodnie tuż za kierownicą
            opiera głowę na wezgłowiu fotela
            tępo szacuje tylne światła stopowe
            małomiasteczkowy taksówkarz
            w długiej kolejce samochodów po paliwo
            tylko on w jedynej taksówce
Z przedostatniej ławki w klasie patrzy
swymi błyszczącymi oczami siedmiolatki
z przedziałkiem na środku głowy
z włosami równo spływającymi
na lewą i prawą dziecięcą skroń
słucha dziewicza – patrzy niewinna
zaczyna myśleć – zaczyna się rumienić
tylko ona w jedynej ławce szkolnej
           Zbliża się wciśnięty w ciasny szereg
           razem z barykadą zomowców pojawiającą się
           u wylotu ulicy
           zza plastykowych zasłon patrzy na wrogi tłum
           słyszy oddechy i wycia syren
           czuje pot płynący po plecach
            w sercu wirują okrzyki tłumu
            w żołądku trawi kamienie zagubienia
            posuwa się krok za krokiem stąpając
            po kawałkach płyt chodnikowych leżących na asfalcie
            tylko on jeden obcy w tym szeregu
           w sercu zamieszek
Siedzi w środku autobusu
obok starego robotnika
wioząc swoje pragnienie emerytalne
swoje poranne senne socjalistyczne zwidy
okruchy audycji radiowej i modlitwy
chroniąc swoje kartki i resztki pensji
o pół do siódmej pędzi z przedmieścia
w kierunku szarego jak on miasta fabrycznego
tylko on w jedynym pracowniczym autobusie
>>>
myślenie rozpędza nas
w nurcie podmorskiego prądu
ocean myśli pieści kajdanami
chemii pierwszego wybuchu
elementarnych cząstek czasu
ocean myśli chce nas zawrócić z drogi
myśli są jak fale potopu
Arka jest w nas
opanowanie
wiara
ufność
>>>

1985

Obraz (83)aa
Ryzyko
Kiedyś podążano przez piekieł kręgi
w poszukiwaniu swojego ja
samodzielnie decydowano się na ryzyko
drzemiące w skałach Kaukazu
samodzielnie klękano w ogrojcach
kamienowano niepokornych by mogli uwierzyć
w ducha wspólnoty
dobrowolnie pisano wiersze
dziś wszyscy ludzie ustawili się w jednym rzędzie
lub rzec by można lepiej – w kolejce symbolu
mężczyźni sikają a kobiety plują przed siebie
niechby nawet i symbolicznie
niechby nawet i ten stalowy drut
na który zaczęto ich nawlekać jak suszone grzyby
nazwany został „kwintesencja sprzeczności systemu”
niechby nawet cierpieli bardziej
nanizani ludzie nie są ani perłami ani śledziami
między innymi są pożałowania godnymi
jajami przegranych dinozaurów
dziwolągami-gigantami nadchodzących czasów
niepasującymi do ery nieba
nawlekani, cierpiący, wypalani punktowym mozołem
(tęsknota do kręgów duszy)
poddani muszą zginąć razem z chorobą, która ich łączy
poddani muszą uschnąć dla szukania
poddani muszą się skończyć dla kiedyś
ponieść samodzielne ryzyko dla kiedyś
w każdym ogrojcu
>>>
DSCN4404a
Pasierb kat
Cierpliwości jak kot
spokoju jak kat
potrzebujemy sami
czegoś nowego
czegoś jak sen
niech ten kat –
pobożne nasze życzenia
wejdzie na wierzbę rosnącą
nad zwykłą polską rzeką
i schowa się w dziupli jak sowa
kwiat niech jak słonecznik będzie symbolem
we śnie kwitnący, czekający, służący
ten nasz pasierb – kat
zbliżając się w siarkowych mgłach
udając mistrza
podaje nam piorun
jesteśmy już tuż, tuż
jak skazaniec schodów, progów
chcemy wiedzy
o Marsie!
chcemy pewności jak słońce
odtrącamy krwawą dłoń
w ostatniej chwili
czekamy
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Epitafium*
Pogrzebano „Solidarność”
konsylium radzieckie stwierdziło trochę wcześniej
śmiertelną nerwicę prawdy w oczach
a także dziecięce rozognienie niewinności
na tym etapie nieuleczalne
odłączono aparaturę w Legionowie
wypisano tysiącstronicowe dokumenty
w domku na kurzej stopce
nad grobem stanęli schizofreniczni lekarze
schizofreniczni dziennikarze
schizofreniczni sekretarze
schizofreniczni naukowcy
schizofreniczni aktorzy
schizofreniczni duchowni
płakali, pęczniejąc w swoich kokonach powagi
w ostatnim przemówieniu Naczelny Spawacz
rozgoryczony przypomniał o niemożności
przewodniczenia przez Głównego Elektryka
mówił: nie grzebiemy dziś miłości, nie grzebiemy siebie
po czym stanął na głowie i wywiesił język
i zrobił pstryk…
w ciemnościach zaczęto poszukiwać
schizofrenicznego rzeźbiarza
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Nie jest to sytuacja politycznie zbyt jasna, Mister
nie jest to sytuacja politycznie zbyt jasna, Towariszcz
po skrzypiącym śniegu kroczę
do niej
a ona pośród robotników rozmawia z Barcikowskim
sople wiszą u strzech
marksiści okopują się za stodołą
umacniają w klasowej nienawiści do wszystkiego, co ludzkie
z wyjątkiem krzywdy pojmowanej jak UFO
wiem, że mam obowiązek zdjąć krawat akceptacji
z kijem i torbą wyruszyć mi trzeba przez świat
wiem o tym wszystkim doskonale
od niej
lecz jest jeszcze zbyt zimno
ksiądz Jerzy jeszcze oddycha
drogowcy nie dają jeszcze za wygraną w Wieliczce
i potrzebuję storczyka takiego jak młodość
wzrastającego na lodzie
miłość wzbudzonej w tajnych szklarniach
nie jest niemożliwe nie mieć oddechu, Mister
nie jest niemożliwe nie mieć powietrza, Towariszcz
w klatce nasz wszechświat, Mister
w kloace nasze piękno, Towariszcz
po skrzypiącym śniegu kroczę
do niej
>>>
DSCN0962a
Wielki półmisek z galaretą moich nerwów
dwudziestowiecznych zastygłych pożogą
na stole w mojej klatce piersiowej
myśli moje jak ręce dziewczyny powoli zanurzają się
w chłodnej trzęsącej się masie
moje myśli społeczne formują się za dnia na ulicy
powstają z cudownie ludzkiej paniki
trzymam je w garści jak kule armatnie
po chwili ciskam je w niebo, aby w przestworzach
mogły udawać balony, śnieżki wirujące
idę ujarzmiony ulicą wysyłając myśli na księżyc
idę na uginających się ze strachu nogach
ja – Gavroche
ja – Pułkownik Rzeczywistości
idę załamany w kierunku bazyliki i młynów na wzgórzu
przenieść myśli ponad bagnem rzeczywistości
zmielić w rewii
zmienić w smaczny kąsek
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Mały polski towarzysz
zapatrzony w wystawę świata
milczy o wielkich rzeczach
w ciemnych oczach pałających
kryje historie pełne łez
pytam go stojąc obok niego –
kogo kochasz, kogo nienawidzisz?
nie podnosząc głowy szepcze –
 opar wydobyty z własnych ust –
–  mur:
– mur wystaw zastępujących
                        palące życie
– mur mozołu zastępującego
                        brzemienną pracę
– mur pytań zastępujących
                        cichy szept odpowiedzi
– mur deprawacji zastępującej
                       dzieci i zwierzęta
pocieszam rodaka papierosem
odchodzę z jego miejsca przeklętego
kieruję się
ku centrum Narodu
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Czego nie wie o mnie I sekretarz –
pewien jestem, że zna moje myśli prawie wszystkie
przypuszczam, że domyśla się treści moich snów,
co jak świeży deszcz zraszają mój polski dzień
widzi też zapewne, jak co dzień usiłuję z wielkim trudem
budować swoją tożsamość
może go to bawi
zażenowany jest, gdy widzi moją miłość
odczuwa przecież tak samo jak ja
swoje detektory i czujniki nastawił na moją charyzmę
pęcznieje gruba kartoteka informacji na każdy dzień
puchnie teczka opracowań
analiz dotyczących problemów z chodzeniem i mówieniem
moje dzieciństwo ma stale na ekranie
spenetrował moją przeszłość
przenicowano dla niego moje dotychczasowe życie
domyślam się, że czuje niepokój oceniając mnie
domyślam się, że dobrze wie,
iż za wszelką cenę chcę prawdziwie żyć
zna moją tęsknotę i chęć walki
każda godzina to nowa linijka tekstu do karty osobowej
przybywa jasnych argumentów w szafach i archiwach
moje zachowanie z każdą chwilą potwierdza prognozy
już za chwilę wyślą po mnie milicję
i przyprowadzą przed oblicze sekret-racji
jego jednoznaczne apele przekazywane co dnia
docierały, lecz spotykała je tylko ignorancja
jego agitacje w słowach rodziców, księży, wychowańców
docierały, lecz spotykała je tylko ignorancja
zachowanie I sekretarza wobec mnie wskazuje na to,
iż bardzo wiele o mnie wie
zachowanie I sekretarza wobec mnie wskazuje na to,
iż więcej o mnie wie niż ja sam
stałe poirytowanie I sekretarza wskazuje na to,
iż domyśla się najgorszego z mojej strony
bo jest prawie pewien, że coś ukrywam
– coś, co jest nie do zniesienia
>>>
DSCN5248a
Dziewczyna w czapie z lisiego futra
siedząc w kiosku zasypanym śniegiem
oferuje mi o świcie warszawską strychninę
zaglądam jej w oczy każdego dnia
kupuję jej wstawanie zimowe o piątej rano
i dojazd do pracy w prowincjonalnej zamieci
co jest jak cyklon B
– w ramach sprzedaży wiązanej
jak obozowanie i koncentracja
jak socjalizm i demokracja
jak proletariat i dyktatura
oto ile trzeba wycierpieć by zdążyć na czas do krematorium
i z tym cóż robimy, zastanówmy się dziś nad tym
cóż myślimy, gdy podlewamy pelargonie na oknie
duszony oczekiwaniem każę sobie wynagradzać
sprowokowane napady gniewu
duszony spojrzeniami z małych wiejskich kaplic
każę się całować mocno w usta
wyszukuję tezy ze szkolnego wypracowania
wielkie orędzie o nadziei wyniesionej z Brzezinki
przynoszę schowane pod koszulą
za pazuchą w ciepłym miejscu
zwykłe – „Ojcze Nasz odpuść”
lecz gdy mija godzina ósma
to jest już dźwięczne – „Ojcze okaż sprawiedliwość”
ręce moich towarzyszy głaszczą mój język,
język długi jak most w San Francisco
uciskają go by zgnieść po chwili
muszę wykrztusić wtedy ślinę z żółcią
komentator musi być uważny
nie może dać się oszwabić propagandzie
musi się mieć na baczności by nie oszaleć
w obecnym systemie sterowanej informacji
towarzysze rozkładają szpalty moich półsennych oświadczeń
otwierają język w oczach, zamykają oczy w ustach
a ja tylko śpiewam, ryczę, wiwatuję i opłakuję
stojąc lub biegając rano po biurkach
a ja wołam, dajcie kawy Molochowi
Brzezinka, Brzezinka to nie cała Polska
jest jeszcze Jaworzno
nie kupuję słów od dziewczyny ani jej snów
sny wymyślam zawsze sam
wystarczy, że spytają mnie o ósmej – co o tym sądzisz
wystarczy, że popatrzą na mnie z bliska
zawsze sam wypowiadam polityczne słowa:
nie, nie, nie
 nie
– ja je wyśpiewuję głębokim purpurowym barytonem:
No, No, No
>>>
DSCN1367w
* Ty i ty i ty *
Ściany świata walą się nam na głowy
kryjcie się bracia, siostry, synowie, córki
kameleony jak dinozaury
wychodzą z kryjówek na drzewach
drzewa walą się nam na głowy
sparaliżowani zalegamy na podłogach poczekalni
w autobusach, tramwajach
na trawie pod drzewami świata
drzwi otwierają sie na autostradach
nie pojawiamy się w nich pomimo wszystko
samochody pędzą wyłaniając się zza wzgórza
w samochodach również my ołowiani
kufer otwiera się pośrodku zielonej plantacji
z otwartego kufra zwisa damska pończocha
wydaje się nam, że to wąż wypełza z kufra
boimy się pończochy, damskiej pończochy
dlaczego nie wchodzicie do mojego mieszkania
dlaczego stoicie w bramie nieprzytuleni do siebie
dlaczego nie szepczecie do siebie – My
dlaczego pod okapem opieracie się o chłodne ściany
dzieląc sie samotnością jak deszczem
samotny ty i ty i ty
to nic, że ściany lecą nam na głowy
zacznijcie wreszcie mówić – My
głaszczemy korę drzew
brudzimy ręce smołą
wbijamy drzazgi i kolce w żywe ciało
drzewa są nie do zniesienia
krzyczą – ty, ty, ty
dla mnie obecność – ja – jest nie do zniesienia
przyczyna stanu samopoczucia w utraconym Raju
jesteśmy w wątrobach, w sercach, w pociskach dum-dum
chorych spojrzeń zmierzch sonduje nasze mózgi
łoskot spadających cegieł odbija się od wschodzącego księżyca
poddajemy się eksperymentowi końca cywilizacji
leżymy tu i tam skończeni – ty i ty, i ty
przeznaczeni dla zamian pod gruzami
zjednoczy nas dopiero
całowanie śladów ludzkich stóp
>>> 
DSCN1988a
Dziś kazałaś mi usiąść
położyłaś dłonie na moich ramionach
zerwałem się nerwowo trzepocząc
swoimi skrzydłami i gestykulując rękami
pobiegłem w świeże, młode żyto
przykucnąłem tam, przyczaiłem się
dygotałem w chłodnej neurozie jak przepiórka
patrzyłem jak dziki zwierz przez źdźbła traw
kurczyłem się, a wielkie niebo rozrastało się jeszcze bardziej
pęczniało, wypełniając się wiatrem
niewypowiedzianych słów
przytknęłaś palec wskazujący do ust
zacząłem kopać rękami jamę jak lis
drapałem paznokciami mokrą glebę tuż pod sobą
pogłaskałaś mnie po policzku
targając się na powrozie wgryzałem się jak kret
w wielką plastykową rurę-tubę w ziemi
w róż moich symboli tam gdzieś
w tajemnicy
w głębiach mojego uchodźctwa
zakopanych na zawsze
wyznań
>>>
Obraz (184)fa
Na stos historii
Kazałeś cieszyć się, więc zanurzyłem głowę w rzece
kazałeś iść, więc potoczyłem swoje życie drogą przez pustynię
spotkałem się z Mojżeszem na górze samotności
niemy, ogłuszony na polach w Egipcie
pokazałeś palcem na ogień, więc zawstydziłem się
udałem się ponownie w niewolę
spotkałem kobietę pośród wzgórz obiecanych
w trakcie posiłku
z okruchem sera na moim policzku
miłosne cierpienie rzuciło mnie na świeżo zaoraną ziemię
ona wzięła mnie za rękę i pomogła mi wstać
podszedłem za nią na stos historii
w płonący la, który zajął się
od gorejącego krzewu
>>>
Oni trzymają nici
my rzeźbimy lalki
dlaczego może oceniać ciebie ktoś
jako twórcę
a ty nie możesz sięgnąć po odrobinę autoironii
tak by nie otrzeć się o szpital wariatów
oni mają stalowe nerwy
i wiarę mocną jak konopny sznur
a raczej pewność, że są sędziami
dlaczego mogą cię oceniać tak łatwo
a ty nie możesz, choć raz zamienić ich w swoje lalki
tak by nadal pozostali ludźmi
sterowanymi wolnością
 >>> 
Jeszcze boli serce, choć rana zrosła się już
przed tysiącem lat
czasem rana otwiera się i serce krwawi
jeszcze drży liść na drzewie a przecież
od milionów lat wie gdzie jego miejsce jesienią
karty idą w tas
Rzymianie zabawili się światem
na dwa tysiące lat przed Hitlerem i Stalinem
rozwiązywali kwestię żydowską
ukrzyżowali Chrystusa
zdobyli Jerozolimę i Masadę
chcieli zdecydowanie zakończyć z sprawę
z narodem wybranym
na nic wszystko
Niemcy z Bogiem przeciw Bogu
Rosjanie z Bogiem przeciw Bogu
rozwiązywali kwestię polską
czaszki i kości potoczyły się
a my wciąż czujemy rozrywającą ciało
pulsację
po tysiącach lat nie chcemy umierać
na skinienie ręki Rzymianina-Rosjanina
bo wiemy gdzie nasze miejsce
jak Żydzi
>>> 
Obraz (26)s
Deszcz to jednoznaczne słowo
słowo to pada na glebę stęsknioną
grzechem lub marzeniem
słowo pada na kartkę papieru
wyzwala dźwięki, echa, szmery
ciszę po homilii
chcę iść rzekł sługa boży
czy widzisz te chmury na szczycie
rzekł bocian czarno-biały
i ja jeszcze do tego mam klucz
i mnie jeszcze do tego nic nie obchodzi cel
i mnie nikt nie jest w stanie zatrzymać
wyobraź sobie spiralę DNA w kształcie
plątaniny autostrad w wielopoziomowym skrzyżowaniu
na takich arteriach ludzie prowadzą swoje auta
ciągle kluczą szukając wyjazdu
będąc na drodze mającej przecież kres i cel
płacz rosą klonie przydrożny
płacz sokiem drogocennym
płacz słowem szukania
musisz tu stać co dzień
kamienie ranią nogi
tak wiele blizn mają umierający
docierający do celu
>>> 
W trakcie żałoby radio leje łzy
spływają do pamięci tak jak
trzy lata temu
z półki na półkę i niżej
nadstawiam kubek garstki
żałoba – mokra plama
otwieram sklep z trumnami
na przekór radiu
podejmuję kurację oczyszczającą
z cywilizacji
będę żył długo
>>>  
Tam za rzeką
Ogień nad rzeką płonie
noc kurczy się wciśnięta gwałtem
pomiędzy dwa strome brzegi
Słowianie drzemią przy ognisku
blask ognia miesza się we śnie z duchem lasu
tchnieniem narodu i wiarą
oczy chłopców zamknięte
korony cierniowe na głowach
długie czerwone opończe
czarne koty w nogach
las za plecami
rzeka szemrze odbitymi płomieniami
ciszę przerywa syk pękających ogarków
rozsypujących iskry w rozbłyskach ogniska
tam za rzeką jest lotnisko wojskowe
tam za rzeką jest betonowy plac
tam za rzeką grzeją się silniki samolotów odrzutowych
rzeka krwawi przestaje się mieścić
pomiędzy stromymi brzegami
Słowianie tańczą wokół posągu Trzygława
wyśpiewując wojenne kłamstwa
nad Niemnem
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Wielkie puste głodne życie
senny trzmiel kołysze się nad żaglówką
przywiązany nitką do topu
krowa wiosłuje, macha pagajem
zupełna flauta
jajo? cóż to jest?
Ledo! cóż to jest jajo?
nie przerywaj, jem
stokrotka rosła polna
lecz szablą ściąłem ją
mój koń polubił ją
za czapkę wetknąłem ją
przecież zniszczyłby ją czołg i tak
dlaczego więc ci żal
przecież czołgi też pachną
i to jeszcze jak
dają się lubić tym, co je lubią
Kołyszę się przywiązany za jedną nogę
do masztu zamiast bandery
jestem własnym autografem
koło obraca się
dziecko liczy obroty
lecz nie wie, czy koło obraca się w prawo czy w lewo
lecz nie wie, czy koło obraca się we właściwym kierunku
lewiatan zbliża się od tyłu do dziecka
on nie ziewa on chce je zjeść
o tak, zaraz, zaraz je zje
życie puste
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Oczy twoje w mgłach nad zatoką
oczy twoje jak cała laguna wieczorem
oczy twoje jak beczki wyrzucone na brzeg
jeszcze we wspomnieniach jak w omułkach całe
twoich oczekiwań brak
pośród drzew w takt marsza w strojach krasnali
drepczą oczy twoje, aach
patrząc z samolotu na twoją twarz
wielką jak wyspa widzę społeczeństwo
odwzorowane w niej
okradam cię z duszy i z cierpienia
społeczeństwo okradane jest z mięsa, kości, tłuszczu
wielkość w zatoce, koty i szproty na kutrach
zemdlony nad brzegiem, skapcaniały,
sporadycznie podrygujący
chwytam twoje oczy, sumy, szumny
a zwłaszcza knuty, kocham cię, czy też nie
dotykam powiewu znad morza
głaszczę chłód wiszący nad molo
otwórz chociaż swoje oczy
niech zobaczę swoją miłość
lub śmierć rybią
>>>
DSCN6028s 
Usnąłem dziś na straży
okulista nie przyjął mnie
sierotę błądzącego w mieście jak w lesie
przygarnął jak wypożyczyłem z Muzeum Wojska
czołg na jedną godzinę
kosmopolitą nazwał mnie lodziarz
gdy podpaliłem czołg
co stopiło lody
wikliny skryły mnie nieśmiałego
na rzeką polskich serc
urwało mi lewą rękę
w czasie obróbki skrawaniem
kilka dziewczyn całowało ocalałą
lecz nic to nie pomogło
ani ta się nie wydłużyła
ani tamta nie odrosła
wierzcie lub nie jak tam chcecie
ale kochałem swoją pracę
swoją pracę mówcy do wynajęcia
na meczach policji z opozycją
mówcy więziennego trochę zakamuflowanego
spikera i lektora w jednym
jednak jedynym nieodkrytym
Piotrogród to nie Leningrad
Stalingrad to nie Wołgograd
Moskwa to nie Ruś
chrapanie psa to nie chrapanie człowieka
zobaczyłem się z nim we śnie
nie boję się już SB
boję się wiecznie żywego Stalina
na straży w każdym z nas
>>>
??????????????????????
Ułaskaw mnie
Będę malował twój portret w myślach
myślę, że dam radę wykonać jeden w ciągu godziny
sekundy na opuszkach palców
zostawią czułe ślady
a smutek przeniesie je do mego wnętrza
do uwitego tam gniazdka miłości
portret pojawi się w bezczasie
jajko twej bluzki
owal Madonny
horyzont fabryczny
balony jak kwiaty na niebie
w tle zastygniętego piękna
gdy stworzę tysiąc złotych portretów
ożywię ten jeden
i będę cię błagał o łaskę
ułaskaw mnie
skazanego za śmiałość
>>>
DSCN4657a
W tej dziedzinie nie jestem świadomy
lecz pokornie słuchający – to wystarczy
udostępniam swój warsztat i swoje narzędzia
a jest tego dużo i wysokiej klasy
( i tak na przykład fioletowe skrzydła motyla z aluminiowym sercem
na koniuszku języka żmii lecącej w statku kosmicznym króla Snuvet L.,
który to król jest komornikiem w wolnych chwilach wchodzącym w nasze układy gwiezdne,
kochającym dobrze zjeść i żmije, z którymi kłóci się często gubiąc się i myląc –
szkoda trochę tego motyla, lecz to codzienne śniadanie samiczej Z ..)
taka aparatura może zawieść, bo jest skonstruowana
jak wszystko, co jest skonstruowane
miłość tworzę od wielu lat, lecz nawet dziś
po tylu latach kombinacji i przechwalań mistycznych,
rokowań metafizycznych
czaję się jak bym
wcale miłości nie znał – czy to możliwe
miłości, która nigdy nie zawodzi
tworzę – słucham
tylko dlatego brak tu sprzeczności
gdyż Oni są obok
Ona + Trójca to moja Czwórca
cóż z tą żmiją – pyta nadmuchiwane jabłko
przecież to był wąż
zwykły wąż świadomości
co się żywi kurzem z drogi
>>>
??????????
Ty, co chciałeś wiedzieć jak długa będzie chwila finezji
w twoim regulowanym życiu
ty, co zawsze chciałeś to powiedzieć
tak, by śmiały się wszystkie kobiety świata
oto świat w którym płacz nabrzmiewa
dzieci szepczą na ucho coś Bogu
ten, co z dachu wieżowca powie – porzućcie
córki, matki, siostry, żony i kochanki
oddajcie się prawdziwej miłości
ten, którego piwnicę głowy zalegają
kruche, zeszłoroczne liście
ten, który zstępuje po sczerniałych schodach
dźwigając dwa wiadra deszczówki
ten, co chciał to powiedzieć
ten, co zaniósł wodę do oazy poprzez katakumby
oto, słowo maszeruje poprzez pustynię
ty, co zawsze chciałeś je wypowiedzieć
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Oczyszczalnia ścieków tu na prowincji
jest niestety nieczynna
malinowy chruśniak, w którym wiją się czarne
przewody jak liszki i kiszki
jest za każdą stodołą to fakt
wydłubano oczy zegarom
spuszczono psy sumienia – powoli
kał oddawany jest w stolicy
ja myślę zbyt nerwowo
czasem o równinie, czasem o wyżynie
czasem o prawdziwych górach
mam mniemania nieczyste
Jak połączyć duchy telewizyjne z duchami leśnymi
– oto jest pytanie
jak je połączyć gdy las podchodzi pod drzwi domów
i prosi o to a serial się ku temu nie skłania
Wypisz wymaluj – władza
jakie słodkie imię
wędrówki ptaków tu na południu są szczególnie widoczne
nad horyzontem zawsze ołów – najazd kamery – akcja
odrzutowce – ujęcie – ptaki, ptaki, ptaki
ptaki są w przewadze
Biały kożuch na mleku i na sercu
ale to państwo na rzece przez chwilę nie tonie
a fe – to fekalia
ale to państwo na ciele błyszczy zrazu
a fe – to świerzb
Noce i dnie walczą ze sobą
prawie nie łączą się, nie dotykają
powoli, powoli, trucizna musi wypłynąć
z tej rany w boku krwawiącym otwartym
inwestycja opatrunkowa obliczona na stulecia
ludzie Wałęsy siedzą
samoloty lecą, lecą, lecą
lecą do lepszych krajów
gdzie funkcjonują jakieś oczyszczalnie
ran
>>>
???????
Przywiązanie do rzeczy niemających żadnej wartości
czasem wydaje się, że wszystko, co robimy
jest takie małe i nieistotne
to znów powstaje mniemanie, że nasze myśli
są tak ulotne,
prawie nieistniejące
jak kolory kwiatów
>>>
??????? 
Już nie ma prawdziwych twórców czystej krwi
w radio półszlachetne koziorożce żują trawę
słyszę ich odgłosy
w telewizji żrą skorpiony pozbawione kolców jadowych
i skarabeusze gleby nienawożonej
widzę jak z paszczęk wypadają im resztki pożywienia,
które daje się zwykle wierzchowcom czystej krwi
Płacz kochanie, gdy zrozumiesz,
że przynależysz do tego społeczeństwa
nibyludzi w nibykraju
wiatr nie przynosi odgłosów z serca pustyni
rzeki nie wypływają z serc
może mi się tylko tak wydaje, ale chyba
już nie umiem mówić, już nie umiem słuchać
kaszlę sam, cmokam sam, trwam pośród elektromagnetycznych fal
nibykomet, nibypiorunów, nibyzórz
już nie ma kto przykryć ludzi we śnie
ciężką pokrywą silosu atomowego
nie ma ludzi chorych w ognuiu, zdrowych w chrześcielnicach
nie ma czystej krwi pobratymców
nie ma co kochać
nie ma do kogo mówić
>>>
DSCN5319a
Tracę pośród was
dlatego uciekam w samotność
moje myśli jak strusie
biegają po pustyni
chowają głowy w piasek
może szukają piekła wewnątrz ziemi
jak z dziecięcej bajki
tracę wszystko myśląc o serze
i pustce w jego dziurach
idę tam gdzie serce szuka spokoju
na drzewach baobabów
tu powieszeni schizofrenicy sinieją od paru lat,
och,
bydlę we mnie przeżuwa przekaz światowej ligi
a czasem zwierzę we mnie mówi – hej!
graniaste bryły w nosie nie przesypują się w stosach
częściej niż raz na wiek
kule przesypują się z oka do oka jak w klepsydrze
częściej niż raz na dziesięć lat
gdy kruchość daje się złapać halucynacją
niewiele już mi pozostało siebie
tracę wśród was
zamykam się w łazience by kpić
z pustej wanny
ktora może przelać wodę lub krew
>>>
DSCN1023a
Zapalnik nienawiści
To takie proste kochać swoje glisty
jak swoją głowę
nienawiść utrzymywać tak, aby mielizna
nie została udokumentowana szeptem
na koniu-szkielecie nie wyprzedza mnie nikt
coś nie uosabia się
i sam nie jestem szkieletem
nie mam kosy i nawet kiru
lecz boję się całą noc
nikt uosabia się
czy mógłbym mieć prywatne więzienie i prywatnych więźniów
tak, wtedy dumnym krokiem wchodziłbym przez bramę
niosąc w wiklinowym koszu różne przysmaki
w odwiedziny przybywałbym jak wilk
w przebraniu Czerwonego Kapturka
teraz jest niedzielny wieczór i trzymam głowę w dłoniach
upokorzony
postanawiam się zmienić to znaczy zmienić towarzystwo
charakter pisma, sposób pracy, akcent, wygląd zewnętrzny,
słownictwo
głowa zechce pękać na pół
nienawiść jest w nią wetkniętym zapalnikiem
wyleci razem z trującymi gazami
reszta pozostanie
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Tru tu tu
Upadnie wszystko
i nie zostanie nawet możliwość wyboru
nie wybierzesz ani łąki ani siebie
zostaniesz sam w Polsce
nie będzie czasu na sąd
tru tu tu tu tu
Mógłbym cytować fragmenty gazet codziennych
wykopać grób, przespać się w jego gliniastym brzuchu
lub nie robić nic a nic
przecież deszcz pada
gdzie a gdzie
ludzie walcie
tru tu tu tu tu
Wszystko spadnie na Hiroszimę
serce, znieczulenie, świadomość
płaszczyzna w bieli u stóp Hebronu
nie mam żadnej wiary
wszystko jest relatywne
sokoli lot w dół, trach
tru tu tu tu tu 
Kwiaty we włosach
dziewczyny i za uchem chłopca
talerze, talerze latające
maja nas uratować
czekanie przed murem na cud
gdy już nie można używać słów
czekanie jest jednak wyborem
tru tu tu tu tu
Gdy upadnie wszystko
czy upadnie mur
wal w niego czołem, potylicą
ot i wszystko – upadnie
tru tu tu tu tu
>>> 
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Góra dobra
Jeszcze się boję się tej góry dobra
która jak Synaj piętrzy się we mnie
boję się wysiłku dla dobra
bo wiem, że takich szczytów jest milion
że na każdy z nich by się wspiąć
muszę zgiąć kark
człowieczy dźwigam kamień
i jak Mojżesz spychany jestem w dół
za którymś razem poznam Boga
w ogniu płonących samochodów
czerwono kwitnących kaktusów
w słowach wykutych w kamieniu
Moje góry, moja moralność, moje zjednoczenie
muszę pokonać wreszcie ten strach
zostawić wszystko i terror w mieście
i horror w domu i zbrodnie w telewizji
każdy wiersz jest moją górą
każdy dzień jest dla mnie górą
każdy człowiek jest dla mnie górą
każdy wiersz jest moją górą,
choć niezbyt wiele z niej widać
tak jak w Tybecie tylko szczyty i szczyty
szczyty ponad chmurami
ciężko jest na to patrzeć na jawie i w snach
łzy płyną po policzkach
łzy strachu czy radości
w sumieniu twarzą w twarz z samym sobą
w krajobrazie kilometry kamiennej pustyni
i piętrząca się inercja w ciele
a tu trzeba schodzić w dół
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
W pamfletach na oczach myszkuję po wielkim domu
Ojcze! – wznoszę modły
w krwią nabiegłych zdaniach stoję, jako cel Kupidyna
doszukuję się, wyszukuję, oszukuję się
wiosło marzy mi się, kolasa i bocian
hen po kuchni biegam zrywam niezapominajki
gitara czeka i kartka czeka
wyczołguję się spod wersalki
chcę braw czystych narodowych
i barszczyku po północy
podróżować w solówkach i dzielnicach
kołysz się ziemio obiecana myśli
palce w kształcie chmury nade mną
jakby krzyczały – stój!
staję na baczność, czuwam
w szortach na głowie
w okularach na uszach
cisza wyłuskuje mnie z Ziemi
gdy wyschnę, wypalę się
wydam owoc stukrotny
wąski język jeziora, wąskie pasemko śliny
otwieram wydawnictwo, otwieram oczy
patrzę w lustro, widzę politykę w tle
i oczy moje widzące, oczy patrzące
z oczu kpię jak z Kupidyna
nierozważnie, oj, nie rozważnie
pamflety zmieniają optykę
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
Nasze okręty płyną wokół wysp starożytności
balansujemy na linie
kot zmiażdżony przez ciężarówkę
przykleił się do asfaltu
tęcza wzeszła, rozbłysła
koń we śnie cichutko przychodzi
wśród rannych mgieł na łące
odwędkuj moją rybę
kolumna oddycha choć tkwi w torfowej łące
wokół niej kwitną białe kwiaty
idziemy po gzymsie przy ścianie wieżowca
księżyc odbija się w rzece
ręce wyciągają się same po ręce ukochanej
lina drży
fale morza uderzają o brzegu
filozof patykiem kreśli znaki
na mokrym piasku
boimy się zagłady
w naszych włosach na głowie
lęgnie się robactwo
myśli pozostają czyste
sny przenoszą przeszłość i przyszłość
dopadają nas na linie
serce ściska się z bólu
księżyc gaśnie
lina rozkołysuje się
spadamy w starożytny odmęt
w pieniste oceany logiki
w szaleństwo mądrości
czyż taki jest koniec ryzyka
koniec głupoty
wypełniają się czasy przedwcześnie
przybliża się ostateczny koniec marksizmu
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Skamieniałem
Wszedłem do jej domu, przestąpiłem próg
tuląc się do mnie powiedziała za drzwiami:
– jaki ty jesteś opanowany, jaki męski
zjadłem kromkę chleba
popatrzyłem w lustro stojące naprzeciw mnie siedzącego w fotelu
i zobaczyłem rozkołysany dzwon
wydało się przez chwilę,
że pelargonie na parapetach wzrastają, rozkwitają się pełniej
wypełniają się kwieciem okna
czerwienią i zapachem przesłaniając świat
ona gładząc moje włosy niespotykanie długimi palcami powtarzała:
– jaki ty jesteś opanowany, jaki spokojny, jaki odmieniony
kredens kuśtykając podszedł do wersalki
stanął nad nami, zadzwonił szybami
z sufitu zaczęły wyrastać źdźbła traw
by uschnąć po chwili
pelargonie zaraz zmieniły się w plastyk
gładząc muślinową sukienkę słyszałem jej szept:
– jaki ty jesteś opanowany, nie poznaję cię
drzwi do pokoju otwierając się i zamykając
skrzypiały – proszę, proszę, no, no
przerwałem miłosną grę, wstałem z wersalki
wziąłem ze stołu sweter i założyłem go
na środku pokoju dostrzegłem na całym ciele zielony mech
po sekundzie skamieniałem –
nie poznałem się
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Ucieczka od światła
Wielkie nieznane światło
panowało pośród ciemności tego świata
choć przesłaniały je wojny
zepsute społeczeństwa, grzech
nieprawdopodobnie jasny Mojżesz niósł je
mozolnie aż Chrystus postawił na najwyższej górze
marksizm rozwiesił zasłonę i wskazał
ścieżkę w doliny zatracenia do lochów
ludzkiej psychiki – w ciemność
i wtedy wielki tłum w Woodstock dostrzegł je
wszystko wydało się znów piękne, zwycięskie, świetliste
samo w sobie
ale nie było
>>>
DSCN0246s
W ustach termometr
Krętą podgórską rzeką płynę
nad wodą trzymając coś w rodzaju Biblii
poziom międzygalaktycznej świadomości w niej
mijam małe czarne raczki sunące w mule przy brzegu
konia bądź lwa trzymam za uzdę
w tej chwili rozumiem to jednoznacznie
chwila wyznacza sens
mój gniew podgrzewa wodę
jestem jak bryła lodu w piecu martenowskim
jak ruch w rozbitym atomie wodoru
ludzie stoją na brzegu rzeki
wysoko wśród drzew trzymają kosy w rękach
wspierają się na grabiach
mężczyźni w slipach kobiety w bikini
bystry prąd rzeki potrząsa mną wśród wirów
wśród zwalonych do wody drzew
w ustach mam termometr niewyskalowany
nie mogę zamknąć tej dostojnej księgi
nie wolno mi stracić wierzchowca
nie mogę zmierzyć temperatury
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Wieczór skonał, czarna noc
na rozgrzanym balkonie postawiłem
kryształową szklankę
po chwili wypełniłem ją pieniącym się piwem
natychmiast stała się celem
spadających sierpniowych gwiazd
gdzieś w pobliżu unosiły się w powietrzu
ponad drzewami synkopowe melodie wibrafonu
ludzkie szczęście dyszało w trawach i liściach drzew
idea falująca światła dotarła do mózgu z księżyca
tuż za nią przebiegła rozłożysta z reflektorów samochodowych
oczy zetknęły się z drżącą Mleczną Drogą
moje ciało mężczyzny bez mojej zgody
wezwało wieczorną gwiazdę miłości
po chwili oplotły je pędy winnej latorośli
jak w matczynej kołysce Wenus utuliła mój smutek
samotność wskazywała gestem rozpaczy i gestem rozkoszy
miejsce dziecka
życie z oddali przestało palić ogniem codzienności
gdy na moją głową rozbłysła i zgasła kolejna gwiazda
zrodziła się we mnie apokaliptyczna myśl
wibrafon zamilkł w ciemnościach, kryształowa szklanka
pękła z brzękiem i spadła z balkonu
wiatr szarpnął wściekle wrastającą już we mnie
winną latoroślą
postanowiłem wysłać swoje sny na ulicę planety
>>>
DSCN0335a 
Wcale nie muszę słyszeć słowa „ciemność”
by zrozumieć, że jest noc
nie muszę słyszeć słowa „łzy”
by doznać na ich widok rozdwojenia jaźni
dziś po pracy zapaliłem papierosa
w wyobraźni za każdych haustem dymu
odkrywałem łan żyta pożerany przez ognisty wiatr
oryks jej czułego dzieciecego dotyku
wszedł na odległe wzgórze mojej tęsknoty
zawsze tam na horyzoncie pojawia się coś,
gdy niecierpliwość każe mi wstać i udać się w chłodne miejsca
czasem bywają tam organy i chóry Boga
a czasem tylko biała chata przodków Galów
czasem moja miłość martwolica w białej sukni wśród zieleni
najpierw płomień potem ona potem łzy
tak staram się pochwycić wyrzut sumienia
zrozumieć, że ona to ja już na zawsze
i wcale nie muszę jej widzieć
>>> 
??????? 
* W ustach  *
Mały ptak bez gniazda
osiodłany z uzdą
cały w twoich ustach
lot stu komarów
w kierunku wielkich piersi
przyjeżdżasz nocą tuż przed brzaskiem
samochodzikiem zapachu
budzisz mnie
parzysz mi kawę
wyjmujesz ze swoich ust
stawiasz mnie delikatnie obok siebie
wejdę w ścianę zmysłów
jeśli będę zbyt długo sam
powiedział księżyc
i w tym momencie oświetlił schody
za moimi plecami
ja dotknąłem rękami gładkiej ściany
deszcz zastukał dużym palcem
w przednią jedynkę księżyca
w pobliżu śliny czułości
dam ci czas przejścia i otoczę światłem
jesteś mi potrzebna po tej stronie
żywot we śnie twój i mój
podniosła muzyka i rącze konie
mała iskra we włosach twoich
odłupana z księżyca
percepcja księżyca i miłości
bez gniazda w czasie
 >>>
DSCN0304a             
Zakamuflowany ślimak papieru
posuwa się po krawędzi drzazgi
wielkiej jak dolina wbita w górę
spolszczony krasnal łez świata
toczy ślinę przemówienia
umiera dla swojej organizacji w słowach
zagubiona koza nad brzegiem Wisły
w krzakach pobrzękuje łańcuchem
zamiast baranka
w korycie rzeki płynie denaturat
zamiast wina
mały cień symbolu na co dzień
w tajemnicach słów
zamiast słów
małe drzwi do małych głów
otwiera ślimak rożkiem
wsuwa jakąś myśl do przemówienia
zbyt powoli
>>>
??????? 
Dziś usiadłem przy stole
o godzinie 12.00
dziś wsunąłem się z krzesłem pod blat stołu
o godzinie 12.08
dziś spisałem dzieje sumienia sympatycznym atramentem
dziś odłożyłem papier na wschód od swojej lewej ręki
o godzinie 14.48
 
dziś została utajniona moja dusza
czarną kropką
dziś wstałem od stołu
o godzinie 15.00 
>>> 
??????? 
Nie próbuj wcisnąć tu seksu
nie próbuj podrzucić miłości
w kręgu świec
towarzysz, obrazoburcze ołtarze, dreszcze
tiara podobna do biskupiej lecz nie biskupia
ściana urwiska
drzewo nad brzegiem fałszu
zwierzę nie może zostać zaakceptowane
mówisz lecz nie wolno ci krzyczeć
połysk metalu, zapach oliwy
kant krawędzi, rozbłysk swiatła
wielkie marmurowe panteony, biblioteki
schody Akropolu, po których schodzi wieśniaczka i czarny ląd
to już niebezpieczeństwo
tylko doświadczenie, tylko wprawa
precz z palcami, precz z oczami
precz z sercem, precz z wnętrzem
podniebny lot samolot Ikar dmuchawiec
ustawmy się w dwuszeregu, ustawmy się w kolejce
krzyczmy, brońmy się
nie myślmy milcząc tylko
czas niesie niebezpieczeństwo życia
z niemyślącymi towarzyszami idei
>>>
DSCN5384a 
Poranek filmowy po mszy
W poranku filmowym zaraz po mszy
niedziela uświęciła symbol ciekawości
takiej ludowej ciekawości trzeba dziś ze świecą szukać
ja znajdowałem ją siadając na kolanach ojca
z zabawką z odpustu spod murów kościoła
potem dęby, liście, jesień i kilka suchych desek
z desek mógłbym wykonać nowoczesny samochód
to znaczy jego karoserię jak Schulz
mógłbym lecz tego nie uczynię bo żyję
a deski są z żydowskich bud,
których już nie ma
choć seans trwa
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
Tramwaj odjechał
Samotny człowiek obok dzisiejszego dnia
to ja sam ze swoim losem skołatanym – na przystanku
nadjechał tramwaj gorący w sierpniowe południe
wygląd motorniczego był nie do zniesienia
pomyślałem, że przywiózł mi zagrożenie – nie wsiadłem
pomyślałem, że pasażerowie będą naigrawać się
z mojego cierpienia – nie wsiadłem
pomyślałem, że w rozsuniętych drzwiach
zostanie zdemaskowana moja samotność – nie wsiadłem
tramwaj odjechał a ja stałem na przystanku do wieczora
odetchnąłem dopiero wtedy, gdy gwiazdy zapaliły się na niebie
popatrzyłem w górę i uśmiechnąłem się
nadjechał księżyc – wsiadłem
>>> 
DSCN5740a
Błyszczący księżyc to nałogowy alkoholik
co wieczór widzę jak upija się śniegiem
potem zmienia się w czarną pustynię
milknie, zasypia, pozostawia mnie rannego
bez żadnej pomocy na bezludnej Ziemi
nie ma sumienia
wtedy, gdy krew płynie w bruzdach po moim ciele
gdy ona wkłada sobie w usta
poszczególne części mojego ciała
gdy wspominam żurawie wtapiające się w miedź
puszek unosi się w gorącym powietrzu
gdy wspominam jak kiedyś kochałem ją
przy księżycu
jestem teraz jak piasek pustyni
jestem teraz jak śnieg
roztapiam się w fatamorganie
która jest pokarmem dla innych
>>>
DSCN1969a
Moje oczy oddzieliły się od reszty ciała
w winie w miłości w modlitwie
teraz są indywidualnym
momentem politycznej
sytuacji serca
pępowina została przerwana
moje oczy szybują poprzez przestworza
moje oczy patrzą na Molocha
moje oczy patrzą na składany mu hołd
uciekały wiele razy
przez te ostatnie lata rozkoszy i klęski
lecz zawsze wracały tu
dziś dumnie indywidualne
wyłupione w my
politowania godne ciało bez nich
jest jak padły dinozaur
jak góra zjełczałego masła
ciało ze ślepym sercem
głowa oczekująca
już po
z kraterami pamięci
zastygłymi
>>>
DSCN1201s 
Kamień dla wszystkich ludzi
biały kruk czarnego lęku –
mówisz do mnie
z wielkich sopli u mojego serca
spadają małe krople
zasypujesz mnie ciepłem
w białej nocnej koszuli
ból jak u wszystkich ludzi
na schodach moich włosów
ociosany kamień dla wszystkich ludzi
żelazo walczących
brzoza umierających na północy
cedr wielbiących na południu
pieniądze tęskniących
mech dla oczekujących śpiących
kamienny ołtarz na wzgórzu
misterium dla wszystkich ludzi
więc i mnie
>>>
DSCN0726a 
Byt narodowy wchodzi w moje myśli
z nocą jak plama
zastanawiam się ilu ich trzeba
– tych sprawiedliwych
a za sprawiedliwych podają się dziś miliony
silnych, prawdziwych, którzy przetrwają
– dwóch
Semici bawili się cyframi
rzucali nimi o ścianę na ucztach
ponoć po Mickiewiczu mamy mieć to wszyscy
czy wielu przeżyje swoją sprawiedliwość
i to w dzisiejszych czasach
chociaż cyfra stoi jak latarnia morska
na skalnej wyspie oświetlając przesmyk
nie wiadomo czy będzie miał kto
wpłynąć na właściwy szlak
dobrze, że ktoś jeszcze rysuje na murach
te cyfry te kotwice
pojawia się iskra nadziei
choć historia i pamięć tak nie wiele dziś znaczą
mniej niż wtedy w Lascaux
czy wystarczy rodzić dzieci
czy wystarczy nauczyć ich cyfr
smutek koszar
smutek obozu
smutek piwnic
nie Paryż
nie Warszawa
nie Nowy Jork
nie Moskwa
nie dyscypliny cień
byt plemion zaczyna się w duszy
czy myśl za parę lat
zaznaczy nowy byt we mnie
nie liczyć ciągle
jedno wiedzieć
w jedno wierzyć
jedno my jeden świat
to krzepi
>>>
 

1983

Posted: 01/05/2014 in Wiersze

1983

 DSCN5556a
* Gwiazdy *
Gwiazdy czyhają na ciebie
w wielkiej błotnistej kałuży
może w tym mieście
w jego zaułkach być może wdepniesz
w miazgę rozmokłych gnijących gwiazd
właśnie wtedy, gdy będziesz ze swymi medalami
znajdował się w arce samotności
właśnie wtedy, gdy nie będziesz się niczego spodziewał
natkniesz się na olśnienie przybywające z kałuż
Gwiazdy czyhają na ciebie
na ludzkiej twarzy
może spotkasz je drżące na jednej z rzęs
zaskakiwany zbrodniami rozstań być może
zostaniesz upolowany przez jedną taką gwiazdę
właśnie wtedy, gdy nie będziesz się niczego
spodziewał
zostanie wykonana egzekucja odkładana od lat
 >>>
 OLYMPUS DIGITAL CAMERA
              * Laurowa korona  *
              Cienka gorąca opaska nienawiści
              wokół mojej głowy
              wieniec laurowy nad moim czołem
              jeden listek drugi trzeci czwarty
              wszystkie przybite do mojej głowy
              gwoździami tęsknoty i samotności
              przenikające moją najtwardszą kość
              to przeszłość niszczy mój mózg
              nie mogę korzystać już z teraźniejszości
              świat, który demaskowałem osaczył mnie
              nienawiść miłości miłość nienawiści
              och poprawić opadający na oczy wieniec laurowy
              cierpieć znów jak człowiek bez przeszłości
              z powodu nadchodzących czasów
              nie zapominać o nitkach żalu
              w chwilach obecnych
>>> 
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
*Ale wielki jesteś *
Ale wielki jesteś
chcę płakać
muszę zabijać
wąż trwa we mnie
zegar umiera ranny w oko
nie nie
o cóż chodzi
to tylko wieczór
szyb mebli jakichś małych głośników
paznokci       
ależ nie nie
jestem                                                                                                 
to ktoś z kopertą
w której krwawi list
wiosną odbija mi się
jak wstrętnym bigosem
z dworcowego baru
naszych odrażających rozstań
kwiaty umierają między
moimi zębami
Wielki jesteś
zbyt wielki na tą kieszeń
bo nie nie
nie chcę umierać
bo nie nie
nie chcę domu
z skrzyżowanych bali
chcę tracić
ale nie wszystko
to ma jest moja tragedia
chcę mieć swoje zwierzęta
jeśli nie mogę być planetą
ani ciepłym klimatem
chcę myśleć
o czymś myśleć
a szubienica myśli za mnie
nóż wykonuje gesty
jakby kierował nim facet
z moją fizjonomią
przedmioty zebry żyrafy 
zakazy
zatruwać by Zen
mógł
wyłoniła by się
Biblia
przystrojona w muślin
Kobieta-Biblia z kresów
umysłowego oddalenia
nie nie
nie prawda że jestem całkiem zły
modlę się do szans
myślę że muszę zabijać zakazy
płaczę już przecież
o co chodzi
te kleksy te upomnienia te dziewczyny
te pasy na mgłach włosów
podziemia wielkości
rozumiem, że ucieczka przed śmiercią
nie ma sensu
na dłuższą
metę
nie nie
nie ma sensu się bronić
przed śmiercią
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
*Przeklęta epoka*
Jak to się mogło stać
że już dziś mówię do siebie – ty
dlaczego na mojej młodej głowie
tyle siwych włosów
jak mogłem dopuścić by ludzie władzy
odebrali mi moje cele
by przywłaszczyli moją nadzieje
Na darmo szukam dziś
żywych wokół siebie
nie widzę życia w figurach
woskowych aniołów strzegących
moich coraz to różnych postaci
jak to się mogło stać?
że przeżyłem cały wiek sam
że nie mam nic
że zachwycam się byle czym
społeczeństwo sukcesu wiekuistego mnie odepchnęło
przyroda wypluła zwierzęta opuściły
dzieci zrezygnowały ze mnie
jak można będąc nastolatkiem
myśleć tyle o śmierci
dlaczego stoję dlaczego patrzę
na te potworności wieku
jak to się stało że przestałem
cenić pieniądze
i nawet nie wiem teraz
ile jeszcze mam wzięcia
a ile do darowania
nie można wędrować ciągle pod prąd
do górskich źródeł
trzeba płynąc rzekami do wielkich
zaludnionych delt
trzeba pokonywać ocean
w poszukiwaniu szczęścia
jak to się stało
że tonę w asfalcie ulicy
podczas gdy inni spacerują zwyczajnie alejkami
przytuleni do siebie
jak mogłem dopuścić do tego
że mimo wszystko nie potrafię
dotrzeć suchą stopą na drugi brzeg
jak mogłem dopuścić do tego wszystkiego
gdy wiem, że dziś pozostało mi tylko
to wyniszczające pisanie o przeklętej epoce
upływającego czasu 
>>> 
DSCN4253a             
* Nadwiślański aniele *
Odbierz od niego wszelkie zło
poprowadź jego błyskawice
zaznacz jego potencjały
osłoń jego oczy od oślepiającego słońca
Nie pozwól by sam miotał się spocony
w wiosennym upale pod Pałacem Kultury i Nauki
by wszystko, co należy do niego zostało odrzucone
i wirowało nad Warszawą jak dym i gołębie w czasie powstania
Odbierz od niego cenną białą chusteczkę
i nie pozwól zginąć jego wielorybowi
usiądź z nim w barze „Wanda” u stóp Wawelu
każdym okiem oddzielnie wtedy mu się przyglądaj
gdy siedząc na koniu z brązu w cierniowej koronie na głowie
bierze wielki zamach zza głowy
trzymając w ręku wałek do ciasta
Pozwól pachnąć jego bzom i jaśminom rosnącym na kraterze wojny
bądź nim, gdy lekki wietrzyk wieje przez Wisłę
przynosząc tajemnice Sandomierza i Grudziądza
gdy nad lotniskiem w Balicach krążą mewy jego mewy
Pobłogosław jego łzy i daj pragnienie życia
w krainie czerwono-czarno-sinego zła
>>>            
DSCN0694aa 
*Jesteś tak daleko*
Ogień zapłonął na horyzoncie moich paznokci
a ty zmarszczyłaś brwi i uniosłaś rękę
ogień zapłonął na końcu świata moich palców
a ty krzyczałaś wciąż – daj mi spokój
ogień zapłonął na krańcach moich rzęs
wołałaś – daj mi spokój
ogień buchał z oczu i ust
a potem gdy ty całowałaś mnie na pożegnanie
twoje usta nie mogły mnie już dosięgnąć
bo byłem zbyt daleko
wyszłaś z tlącą się sukienką
pojawiały się na niej małe płomyki
gdy odwróciłaś głowę już na ulicy
aby popatrzeć w moje okno
w którym zgasło światło
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
              * Ból oczu *
              Widzę w Muzeum Narodowym niebieską plażę
              na którą pod wieczór wypełzają z wody
              stalowe żółwie na gąsienicach
              kryję się w dziale antycznym
              gdzie spotykam się z Bereniką z lazurowego marmuru
              przekazuję jej pocałunki i ulotki
              ale potem strażniczka wielka jak posąg
              czarna w niszy i tęczowa w świetle witraży
              unosi moje ciało za jedną nogę
              ponad drewniany dziękczynny stół prezydialny
              rozcina wprawnym ruchem moją pierś
              nożem szklistej wrażliwości
              kibitka z moim ociekającym krwią sercem
              jedzie niebieską plażą na spotkanie żółwi
              Berenika zastyga jak Anna z Faras
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
           Gdy głoduję samotnie w klatce
           przewrażliwione kolory układają się w plamy
           przybywają moje listy w skrzynkach pocztowych ciekawych oczu
           spójrz jeszcze na ten kolor podróży
           pędzi lokomotywa wąwozem wiosennym
           zielone gałęzie drzew smagają wagony
           marzenia zgwałcone przez niepewność i ból
           nie mogą przestać być gałęziami choć na chwilę
           bym mógł dotknąć ich jako
           długich jasnych loków dziewczyny
           urodzić się w szkle lub w glinie by
           z kryształu kształty pozwoliły docenić miłość
           cierpienie pomaga lawinom listów
           kolory nie mogą być na początku podróży
           kolory później wpadają na stację
           zdyszane wysmagane zielenią
>>>
 DSCN0535a
*Wchodzić do wnętrza kobiet*
Takim smutnym chłopcom powinno się zakazać
wchodzić do wnętrza kobiet
ich powinno się popchnąć tylko w kierunku
przestrzeni gdzie miecz, tarcza, wódka
Golgota, pies, struna, gwiazda, trumna, rzeka,
kamień, chłodny poranek, rosa, nóż, zamek, szkoła,
piłka, spodnie wuja, mięso, hotel, grad,
potworna walka, wyścig, rumieniec, schody, ból zęba,
ogon, oko, warga, ból żołądka, krew,
pomnik, widowisko, samolot, słoń, obraz,
giermek, sen, ogień, bohater, podniecenie, wstyd,
gałąź drzewa, cios, szybkość króla, czerń,
świat, może kosmos, wszystko, wszystko
kości, wielkość, bełkot bruku
Takim smutnym chłopcom zabrania się
wchodzić do wnętrza kobiet
pijących kawę i plotkujacych o facetach
mających je za nic
>>> 
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Czemu dziś ujęto mnie w Planie 3-letnim
tak chciałem się jeszcze zmienić
dlaczego tak uzbroili Polskę
szykuje się wojna czy co
gazety jakoś nie przynoszą
pełnego życiorysu Jaruzelskiego
byłem W Warszawie ostatnio
wszystko się zgadza
w Pałacu Kultury nadal pędzą bimber
siedzę na ulicy – nie –
siedzę na lotnisku – tak –
lotnisko w Kólewie całkiem duże
ulice warszawskie teraz całkiem malutkie
zmniejszają się odkąd
zniknęło z nich życie
Dziś postanowiłem że się zmienię
(to złudzenie które pozostało)
że od jutra przestanę wydobywać węgiel
że skończę z siarką, z rudą i statkami
z przędzą i ze stalą
i zacznę pisać nową Biblię –
a tu masz
ujęto mnie w Planie 3-letnim
i muszę zakładać znów mundur
tak, Polska zbroi się nieprawdopodobnie
nie będę ginął na wojnie
za jakieś tam mętne spaczone czerwone racje
chcę zmieniać świat wojenny
jutro miałem umyć okna w mieszkaniu
a tu masz
kosmici łażą mi między zębami
Sowieci kąpią się w moim martenie
stojącym w kwitnącym sadzie
Chrystus już zmartwychwstał
a ja zamiast umierać z nim
zaklinowałem się we włazie czołgowym
w nowych produktach cywilizacji
będę więc musiał wspinać się na drzewa
raz jeszcze
tak chciałem się zmienić 
umrzeć dla umarłych we mnie
wyjść czysty z tej czerwonej kipieli
osuszyć się w wiatrem w sadzie
planowo zmartwychwstać z ptakami
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
              * Dwa okna *
              Dwa okna naprzeciw siebie
              jeszcze wtedy gdy one wszystkie za mną biegły
              jeszcze wtedy gdy ubierałem się w biały fartuch
              jeszcze wtedy gdy uzdrawiałem na ulicach
              jeszcze wtedy gdy przemawiałem w parkach
              jeszcze wtedy gdy studiowałem znaczenie cyfry 8
              Dwóch łuczników mierzących z okien do siebie
              jeszcze wtedy gdy mały kotek unosił mnie
              nad puszyste jeziora i morza delikatności
              jeszcze wtedy gdy mogłem patrzeć spokojnie za siebie
              W obu oknach zatrzymywał się księżyc
              wtedy dystans znaczył coś
              wtedy dystans znaczył wszystko
              wtedy ty będąc dziewczynką z tłustymi problemami
              niespodziewanie przewrócona na ziemię
              wyglądałaś wśród traw jak smoczek dla dziecka
              wtedy ty stałaś się moją tarczą
              Stojąc w oknie pisałem palcem w powietrzu
              „nie ruszaj się z miejsca”
              odczytałaś te wyrazy i zrozumiałaś, że
              darem dla Stalina może być dar przekleństw
              i nie podeszłaś do mnie nigdy w kobiecym przebraniu
              nauczyłaś mnie rozpoznawać kotki po kolorach
              nauczyłaś mnie patrzeć
              okna powoli zmieniły się w oczy
>>> 
DSCN0540a 
              * Jak łatwo można zwariować *
              W przedziale pociągu on opowiadał o tym,
              jak łatwo można zwariować
              trzymał na kolanach lalkę, którą powoli rozbierał
              czerwone krople potu spływały z jego czoła
              kapały z czubka nosa na gładkie plastykowe ramiona
              wżerając się w tworzywo
              policzki lalki zaczerwieniły się a z jej piersi
              poczęło sączyć się mleko
              twarz lalki stawała się twarzą staruszki by po chwili
              zmienić się w twarz dziecka
              Opowiadał o tym, że jego żona jest w szpitalu dla wariatów
              a jego syn pije i przychodzi do niego w nocy po forsę
              w samych kalesonach i koszuli
              on sam zaliczył wiele pobytów w szpitalach
              z uwagi na chorą wątrobę i nerki
              Młoda dziewczyna siedząca obok doceniając jego Golgotę
              przestała się śmiać
              urzędnik też a żona urzędnika przerwała kasłanie
              Gdy dziewczyna wyjęła z podróżnej torby sprośną
              książkę dla licealistek
              on odłożył lalkę, która była już całkiem naga
              i w tym momencie znowu bardzo stara
              przerywając swoje żale wziął na kolana żołnierza
              i przylgnął do niego
              gdy dotykał żołnierza pociąg dojeżdżał do końca trasy
              dziewczyna nie mogąc wygasić oczu i skupić się nad lekturą
              przysunęła się do niego i ścisnęła go za kolano
              lalka umierała powoli kołysząc się na siedzeniu
              Po chwili wokół pozostali już tylko robotnicy
              w czarnych beretach na łysych głowach
              dziewczyna witała się z matką na peronie         
              banalny wodospad cierpienia żłobił już w moim śnie
              zgłębienie dla jej piersi
>>>    
DSCN0532s 
* Ile dni? *
Ile dni trzeba połknąć
dni gorących dni ginących
by przetrawić uczucie
jak intensywną przyprawę
a ja tak ją kochałem
tak kochałem
Ile rozżarzonych podków
trzeba przyłożyć do zmarzniętej skóry
na szczęście
w chwilach ekstazy w chwilach snu
by zrozumieć że szczęście odeszło
Chciałem ją kochać nawet kosztem szaleństwa
ale skąd mam dziś wziąć dla niej czas
gdy czekam na inną
tak samo kochaną
czekanie stało się znowu moim obowiązkiem
w dniach wiary
Ile dni trzeba czekać
żeby ktoś odszedł?
>>> 
DSCN4734s    
* Dezercja *
Mówię do ciebie w sumieniu
– przebacz przebacz przebacz
– dezerteruję
od wczoraj myślę o tym
od dziś nie myślę nic
najpiękniejsze moje dzieci krajobrazu
pozostały w Dwikozach
Cierpienie znaczy dziś w 1983-cim maju
– piskliwy ton dzwonu
znaczy – urny przodków też są moje
nie mówię do ciebie przepraszam
mówię – kocham ją
całuję ją – ona, ona
i wieloryb biały jak ślina
która na jej wodzie pozostała
widzę brzeg Wisły – spichlerze widzę puste
pociąg wspinający się pod górę
w kierunku orlego gniazda
widzę krasnoludki na rzeźbionej
lewą nogą przez głuchoniemego
drewnianej części łóżka w wojskowym skansenie
i to nie prawda i tamto też
tak ja to słyszę
i to nieprawda
on to wie on to wie
mówię, że słyszę – przykro mi
tak mi przykro – czy coś w tym rodzaju
idę – nie prawda – wiszę – gwóźdź
łódź w Sandomierzu
oczy tej słodkiej
czterdziestoletniej blondynki
w pociągu do Warny
pociąg zatrzymał się w polu gdzieś
pomiędzy Bugiem, Odrą i Dunajem
zrzucam mundur
dezerteruję z nią
z obozu
>>> 
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
             Służba bezpieczeństwa stajen
              wszelka dwuznaczność
              dżem
              poprzez Południe Polski
              odbieram prawdy pólnocy
              nie dziw się
              jem ze słoika
              kluczę w lasach wojny harcerzy
              kluczę w lasach wojny książek           
              biała mucha jest wytrychem
              do polskich drzwi
              mógłbym je dziś otworzyć ale czy warto
              gdy wolność wciąż kryje się przede mną
              trzeźwość kroczy z gradem bomb
              wężykiem, orzełkiem, wężem
              to mnie dopadło w Dwikozach
              nie jestem tak delikatny jak WAM
              nie jestem tak bogaty jak WAT
              nie jestem tak wygadany jak WAP
              nie jestem tak jednoznaczny jak WAR
              w borach wyrastających z klatki piersiowej
              odnalazło się serce wciąż żywe
              Polsko pokazujesz im wszystko co masz
              nawet to tajemnicze „sza”
              to mnie ustawia w pozycji gwizdka
              na sowieckiego psa
              tylko on to słyszy
>>> 
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
* STAĆ*
Kto wie, co stanie się na tej ziemi
gdy braknie manifestu
dziś walczą wszyscy
i głupieją
choćby tak jak wczoraj i ja
Warszawy o mały włos nie pokochałem
gdyż objawił mi się w hotelu Goj-Samarytanin
Fabryki pracują na pół gwizdka
kominy dymią na pół gwizdka
traktory zdobywają połowę wiosny
a „Polityka” się rozpisuje nad upadkiem kultury
w domach i pałacach kultury
ośmiesza ośmiesza roboli
wie wszystko bez manifestu
tylko minister i agent nie wiedzą nic
pod transparentami pod transporterami
chociaż poeci piszą samą prawdę
na murach 
Kto wie, co stanie się na tej ziemi
jutro, gdy braknie manifestu
szatan rozpocznie rzeź w ich imieniu
tylko na to przecież ich
STAĆ
>>> 
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
                    W hałasie myśli staję się optymalny
                    w blasku złudnych słońc
                    służę narodzinom służę pogrzebom
                    w kompletnym przebraniu
                    na całość poszły moje ręce i nogi
                    widzę tyle słońc ile podminowanych lub zatopionych
                    dźwięków z gitary wydobyć możne wbijając wzrok w struny
                    w natężeniu złości staję się optymalny
                    z ziaren piasku nikim
                    zabawa lub bijatyka z paczką papierosów
                    musisz prosić zwariowane postaci ze swych wizji
                    ale na nic to się zdaje
                    nikt nie jest zbyt mały by móc uwierzyć
                    noc staje się o wiele mniejsza gdy nazywasz siebie nikt
                    składają się w jedną całość meteor i rzeka
                    chociaż są po przeciwnych stronach widzę je razem
                    biegam tu i tam zataczam koła
                    wyszydza mnie niewola kracząca z rana
                    przestaje być wszystkim
                    także antymaterialnym śmiechem i łzą
                    niewiedza samotorturuje się
                    niech poczuje samą siebie
                    wtedy pozwoli ciasnym ciemnościom powiększyć się
                    do takich rozmiarów że ja i ty będziemy mogli bez lęku rzec
                    jeszcze jeszcze raz
                    balon głupoty nadął się do maksymalnych rozmiarów
                    zaraz pęknie a wtedy wielkość rozsądku
                    będzie emanować z dna wspaniałej złotej szklanki
                    dla ciebie dla brata
                    hałas słów wymową jedynego słońca
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
               * ppppppp *
               Ppppppppppppppppppp
              Ppppppppppppppppppp
              panując nad sobą w nadodrzańskich lasach
              trzymam straż na przesiece
              panując nad sobą w nurtach Wisły
              pilnuję wypchanego siarką smoka
              panując nad sobą wśród traw Połoniny
              opiekuję się porzuconymi dziećmi
              panując nad sobą w wielkich kombinatach
              spisuję sukcesy i osiągnięcia
              panując nad sobą w ośnieżonych lasach Tajgi
              nie cierpię dla samego cierpienia
              panuję nad jego wymową
>>>
 DSCN0010a                             
*Miniaturowy człowiek *
Ulepiłem z gliny swojego miniaturowego człowieka
tchnąłem w niego swoją duszę bez cienia bez blasku
nie licząc na bunt
Gdy mój stworek zbudził się zaskoczony w moim pokoju
nie mógł długo uwierzyć że żyje naprawdę
że tak się boi
wymyśliłem też nazwę dla niego: „Pointa”
Miecz Damoklesa nad nami – tak odezwał się
gdy on popatrzył w górę na mnie i wejrzeliśmy sobie
głęboko w oczy – Pointa – pomyślalem, fakt
po chwili już myszkował po kątach
szukając swojego miniaturowego komputera
Stworzyłem takie coś by móc wyzwolić się z okowów lęku
które przypadną jemu
życie moje składało się dotąd z przebaczeń
za każdym razem coraz bardziej szokujących
jak paniczne permanentne ucieczki
Jest taki nastrój pełen grozy gdy otwierasz oczy
i jesteś pewien że tym razem to już koniec
każde przebudzenie tak straszne
pośród oddalających się od siebie ciężkich kropel nocy
rozpraszających się w ciemnościach
planet czarnych ognia chłodu cienia blasku spopielenia
gdy budzisz się w ramionach dziewczyny i stwierdzasz
że to neurotyczne Nieznane zamknęło się kopułą
kamienną bazyliki lub stalową czołgu
nad twoją biedną bezbronną głową wypaloną
Zrywasz się chcesz pytać – co jak gdzie dlaczego
chcesz uciekać – wiesz że giniesz ostatecznie
to przebudzenie jest ciągle w tobie jak przegrana
twoja wielka jak oczy które przestały ci służyć
Stworzyłem małego człowieczka tylko po to
by pozbierał części mojej osoby pogubione
lub oddane nicponiom w zastaw
przechlapane pod mostami z motylami świata
Nie liczę na bunt ale chcę by był on przypomnieniem
by był dla mnie kwiatem który pozwoli się zerwać
jeśli zjawi się ta jedyna dziewczyna
pająkiem tkającym szczęście w pulsującym wnętrzu
mojej dokuczliwej wyobraźni
nabrzmiałej ideami
>>> 
OLYMPUS DIGITAL CAMERA                         
Czekam na stworzenie nowego świata
jego matka wzbiera wielkim atomowym bólem
wszyscy ludzie są rozgrzeszeni
moimi przyszłymi i obecnymi klęskami
oto ja w apatii oskarżam siebie
o popieranie śmierci
przez to, że nie wierzę w takie
męsko-damskie porody
Oto wszyscy ludzie oskarżają mnie to,
że nie zbliżam się do śmierci
że jestem biedny i głupi
że nie widzę słońc nad sztucznymi górami
Sześć razy stanąłem w narożniku jak bokser
wypchnięty tam siłą przez ideę
ona ta sama malująca się przed lustrem
stała zawsze naprzeciw
idea dopingowała mnie –
tak: musisz walczyć o swoją wybrankę
ona marzy o tobie – ale ona widzi ciebie
na szczytach 
cóż idea wiecznie żywa
cóż jeżeli umrę to tylko
dla niej
>>> 
 OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Wystarczy spojrzeć w telewizor
by dojrzeć samego siebie
ona przeszła dziś taka szara
zdradzona by usiąść przed kamerami
ja dopadłem ją, gdy była u drzwi studia
wyznałem jej miłość
która poraziła ją i obezwładniła mnie
gdy była już na wizji
patrzyła przed siebie jak dama
gdy pojawiła się na ekranie
była taka, jaką chciałem widzieć
miała coś z mojego spojrzenia
przeczytała coś o papieżu
>>>
DSCN1173a 
* Moje szczęście, że ciebie tu nie ma *
Jak twoje krople potu
tak są moje łzy
ktoś chciałby je zliczyć
jak słone gwiazdy
nie mówię o tobie nic
bo jestem jednym z wielu
którzy cierpiąc prowadzą ten świat
co prawda nie do zguby
ale nie wiem tak naprawdę gdzie
nie mogę mówić o tobie
bo ciebie nie ma tu
dlatego są łzy jak deszcz
moje szczęście moje piastowskie szczęście
że ciebie tu nie ma i myszy
i osioł i ptak i korona dwupłciowa
ty jak wszystkie ukochane choć niezbyt czeskie
z nóżkami jak łanie z piersiami
jak gołąbki z delikatną skórą opalonych ramion
jak pieczone gołąbki w garści
dojeżdżają co wieczór małymi Fiatami
robiąc rundkę na moim podwórku
tak tak odjeżdżają, gdy mnie
robi się niedobrze i jakoś mdło
by prowadzić świat do zguby
nie mogę przez nie pracować
pozostawiają mnie samego
i nie mogę zbyt długo pisać
bo pocę się, płaczę i palę nad miarę
swych dwudziestu paru lat
a ponadto piję co wpadnie mi w ręce
wodę na początek
chcę powiedzieć tylko jeszcze
że bardzo lubię kozie mleko
i piję je na koniec
dobrze, że ciebie tu nie ma
łzy wygrywają
nie poprowadzę świata do zguby
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Pręgnier pręgier pręgielar PRĘGIERZ
Sakwojaż sekwoja Krakównolepie
Ty i dziesz Ja tylko Ja dę
powtarzam powtarzam sięgam odą
po Radiokomitet w wakacje
Brzegi lasy sięgam po taśmę
Nowa Anglia jest moja Ojczyzną
Polska jest ojczyzną Rosjan
Rosja nie jest moją szansą
mierzę obliczam oblicza
Grecja jest moją kołyską
Japonia korektą Rzymian
„Błogosławieństwa bolszewików” to rodzaj miłości,
której szukam pod kamieniami książek o kosmitach
kolejny szyfr „Ooh” – tytoń chmielak eksplozja szyszek
Nie pytaj mnie historio o to czego nie wiem
ja i nie wiesz ty
przyszłości żono bądź kochanką dzisiaj
kochaj mnie jak przelotny ptak
poruszając skrzydłem
rozbujaj horyzont moich rzęs
słoneczne promienie liceum rozpraszają się
w moim ciemnym gabinecie tęsknoty za zachwytami
wywracam pylony komitetów
rozbijam szpalty dobrochcącej prawdy
wysychajacej w marsjańskim krajobrazie 
jądra zguboołowiu w bezpiecznikach
opijam towarzyszki myszy i wpuszczam w maliny
la la Remp tera ra rwa pter
tu ja rie te te te tjn aat
wyjdź z zegara śpiewaj ze mną
jeśli jesteś chochlikiem nazwę cię Alfred
jeśli jesteś mały jak skrzat nazwę cię Manchester 
jeśli gnomem nazwą ciebie twoje jaskinie jak chcesz
tu zmienisz nazwę na Pink Floyd lub Yes
Karuzela lat współcześnie współczesno współczesnych
karuzela nie obraź się Cenzuro to niechcąco chcąco
dławiąco rozwiązywalnie
cóż doszedłem do drzwi nie boję się najśmielszych głupców
doszedłem do samobójczych wzruszeń Jimiego
i popatrzyłem nareszcie w przyszłości spokojnie
poprzez jego oczy przyszłości
pręgierz przygotowany 
Rosja obnażona
>>>
DSCN2031a 
Pot leje się po murach odkrytych spod tynku
krew leje się po półkolach półliniach półpłaszczyznach
bebechy przykrywają półpunkty
 
Wszystkie pingwiny wychodzą nagle z olbrzymiego mózgu
i tworzą krąg
śpiewają jak ludzie na małym podium lub scenie
Prawda to ich piosenka
Sznur Dunajca
to owacje płaskorzeźb
Pingwiny to zamachowcy
lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych
Woda chluszcze wokół nie mogąc wedrzeć się do wewnątrz
 
Podwodne echa coś jak horror terror konfrrontacja
pedały służą do rozpędzania pojazdów
dywany latające kwadrygi sny wzmacniaczy tysiącwatowych
sny o przygotowanych uszach
wyrywać zgrzebne fakty upodlenia
przedstawić je na forum ONZ choćby tak:
„On ją katował miłością ona zadręczała go miłością
zakochali się na śmierć w Świętochłowicach”
 
Wyjdźcie wszyscy przed dom, który płonie
popatrzcie na tę zapałeczkę popatrzcie na tę pochodnię
na dzieło cywilizacji
zapraszam na pieczenie Barana przy okazji zagrzeje się Lew
i Szwajcar, który w ostatniej chwili wyrwał drzwi i uratował je z pożogi
podejdźcie struchlali ludzie do ognia
popatrzcie z zewnątrz na swoje społeczeństwo
Yo – wielka rana to wielka zasłona
nie chcę presji nie chcę ucisku nie chcę pieszczoty
nie chcę być łaskotany nie chcę być dotykany nigdzie
w oczy serce język i nawet w piętę
Niech oczy przyszłości wypalą swym spojrzeniem
ranę w moim sercu
jak niezatarte wrażenie lub piętno 
Ruch zgrzyt cudowne cielsko rakiety w swej erekcji
porusza się jedną setną sekundy zamiera znów
jestem poza mną i pożywiam się rakietą w musztardzie
kolebko indiańskich cnót łowco myśliwy
powiedz do aniołów wśród ludzi to dopiero jest porządek
nie taki jak w waszym półświatku
strażak ratuje wszystko
mój skorpion cofa się ale do wejścia
zresztą do wyjścia wyjść nie wyjdziesz
tylko się nie bój mojego skorpiona drogi czytelniku
spójrz oto cmentarz Lema Buddy Lenina
spektakl Nowaka Prousta Boruty
spadają latawce atomowe i nikt nie wierzy,
że jeszcze można się porozumieć
wszyscy się boją
Manifest płynie przez Atlantyk
Manifest przemierza Syberią
kocham mój stolik wyjmuję rękę spod niego
kładę na jego blacie
patrzę jak drżą mi palce dłoni
pod moim spojrzeniem uspokajają się
mój głód stygnie
moje dzieciństwo się kończy definitywnie
rampy świecą pośród rakiet i krów
prowadzę siebie i małe kotki biegnące za mną
słodki mój dom wieczoru
pracą nazywa moje wzruszenie
Idę idę z ręką podniesioną w górę
szczęśliwy zdobywczy ignorant mały ssak poprzez
GOBI KOŁO ŁODZI
>>> 
 OLYMPUS DIGITAL CAMERA
 * Na niedzielny poranek  *
Komentarz polityczny
nie jest dobry na niedzielny poranek
wstałem właśnie jak w każdą
trupionieczułą sobotę
i szukam w pokoju wsi
i szukam w łazience bojowych lotnisk
i szukam w kuchni karceru
no cóż, niedziela będzie faktem
postanowieniem
sobota już jest żalem i pokutą
Polityka radiowo-telewizyjno-gazetowa
swoje echa przysyła mi już od rana
a ja zbudowany z nich
jak w każdy dzień tygodnia
jestem zbyt świadom tego
że nie mam pracy
że nie mam umiejętności
że brak mi chęci
że sobotnia noc jest upodleniem
tak chciałbym śnić
o poranku bez polityki
o zimie bez polityki
o niedzieli bez polityki
chociaż
>>> 
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
Panie starszy Panie dlaczego odpowiadacie po węgiersku
gdy moje komplementy i zapytania
dają się słyszeć po polsku
dają się słyszeć, dają, dają
czy aby na pewno?
Panie deszcz Panie wiatr robić to dobrze poetycko
tak to jest prawdziwa miłość
a ja nawet nie wiem jaką formę obecnie prezentuję
w waszych konkurancjach
Wiem tylko że rozkręcam się pod sam koniec akcji
co poczytwane jest za przejaw niesubordynacji
gwiazda spadła pikując w dół
ja śnię bo śpię ja śnię bo nie pracuję jak teleskop
to się udziela
Panie starszy obserwuj pan za mnie
ja zapadam po polsku w sen
równie niezrozumialy 
>>>
Twoje usta są tylko dla dorosłych
twój anioł się nudzi od lat
przesiadujesz wciąż na ławce obok jakiejś żeńskiej zawodówki
zamykasz oczy a w głowie twojej
mały kulawy psiak zdycha pod płotem
nurkujesz w puch znikasz tam nagi
i nie byłby sobą gdybyś tuż przed DTV
nie wystawił na świat wskazującego palca
ponad powierzchnią tej miękkości
tej ułudy bezpieczeństwa
>>>           
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
Mewy znajdują sobie miejsce w twoich oczach
tam wiją gniazda i szybko wydają potomstwo na świat
gdyż jesteś taki niecierpliwy
Oracz całe twoje plecy zjeździł już swoim Ursusem
a ty upierasz się że twój mózg jest świeżo uprawionym ugorem
oracz upiera się że z tym to on nie ma nic wspólnego
seans telepatyczny to w stylu Mickiewicza
seans filmowy to w stylu Ziemowita Siemomysła Mieszka Lestka
Piasta i całej Ameryki z jej indiańskim jazzem
zależy od rodzaju podniety
Bocian jako uogólnienie jest symbolem
nie możesz jednego słowa powiedzieć o sobie
jako o świecie by nie podpierać się przedmiotami z duszy
lub przedmiotami z natury
zbieram okruchy niedojedzonego chleba
jestem tym którego wiecznie swędzi skóra w różnych miejscach
nawet od wewnątrz
jako nędzarz i włóczęga napawam ludzi strachem
nosząc pełne chlebaki odpadków
przyuczony byłem do zawodu piekarza ale mój chleb
ze sproszkowanej stali był ponoć niejadalny
w każdym razie nie był kupowany
sól sypałem wprost do oczu kupujących – może dlatego
Twoje myśli pociągowo-helikopterowe trącą starożytną doskonałością
życie w ogniu ma sens jak coś co daje się poznać
przez ból i skutki
Filozofia i tak w końcu jest kotem
który bez pracy staje się pupilem
dzięki małym mechanicznym lizusom z których się składa
kot jest trudny do zabicia przez dziecko
taki to podły wolny okruch
ale jak kot może porwać gołębia pokoju
tak mewa wojny może porwać kota
 >>>
 OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Obezwładnia ogrom uczuć *
Obezwładnia ogrom uczuć
i pracy nad ich przemianą
dziewczyna to nie orzeł
grzyb jak stek
sen to wielki pochód
chodźcie za mną
już nie długo spadną okowy
gdyż wszyscy razem to wolność
i kobieta i dziewczyna i uczennica
samopoznanie przez samomocowanie z telewizją
trzeba kochać pod osłoną nocy
głosy z horyzontu głosy ze ścian
tablica i pociąg
niezrzęte zboża lub kopy kłosów
w niewoli śmierci kosmosu
wieczny spoczynek wojny
ona cię kocha
tu szkoli się na Cerbera
wątpi w świat wątpi w samomocowanie
boli wielkość kagańca
a nie jego ucisk
świat w Noc Świętojańską jest filmem
o korupcjach polityków
czynach lubieżnych sędziów
piersi chudych wiedźm
nóżki dziewczynek
chudziuteńkich jak przebiśniegi 
słodycz gorąca
pal który kojarzy się z wężem
ogień trzeba nieść czasem przez krainę lodu
patrzeć na małe życie
wielkich miast z wysokiego marginesu
wypalonych oczyszczonych
trząść się nocą słuchać nocą
i któż z państwa zaprzeczy
że świat przeżyje bez religii miłości
w katakumbach uczuć
i cóż – jest w każdym to cmentarzysko całopalne starszyzny Wolinian
to fascynuje jak Noc Kupały
korona Kazimierza Wielkiego odnaleziona w Palmirach
rodzina która walczy z komunizmem w Wietnamie
potwory choćby takich codziennych dziennych dzienników
nieobecnych fabryk kombinatów azotowych stalowni stoczni
znów pogańskich
zbliżają się wybory a tu krzyż zobowiązałeś się nieść
wejdź chodź bądź
mój czysty świetlisty bursztynie
wybieraj w ciemno
jak tu wszedłeś
kto tu wszedł –
bezgrzeszny do K.C.
ten zobaczy czasu
– koniec
>>> 
 OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Stan ducha Polski  *
Mam obowiązek opowiadania w prostych słowach
o swym życiu w ucieczce
jestem zmuszony zrozumiale wyrazić stan ducha Polski
kluczącej w miejskich labiryntach i lasach pogardy
Och jakże ja płonę a ona jest taka zimna
muszę mówić o troskach i kłopotach codzienności
idealizm za mnie nie chce tego robić
policja jest na moim tropie
płoną mi skronie co może mnie zdradzić
płoną mi włosy chowam się za komin na dachu
uciekam ulicami polskich miast
krzyczę na cały głos – wolność
uciekam z niewoli myślenia o codzienności
biegnę drogą wielkiej przemowy
Oni są już na moim tropie 
tak często się boję
wtedy nie mogę wypowiedzieć jednego słowa
wtedy w takich sekundach ciszy
wielka trwoga ulega idealizmowi
asfaltowych nawierzchni
zostawiam wytpione ślady
zastygające na wieki
układające na ulicach słowo:
wolność
>>> 
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
* Na Podlasiu  *
Na Podlasiu bieda i przepiękny poranny krajobraz
nad polskim morzem po wielkich burzach ruiny kościołów
poeci myszkujący wśród wydm
szukający na plażach legend współczesności zamkniętych w muszlach
na Świętym Krzyżu sama rozkosz dla oczu
aż do Kielc widać historię i gołoborza socjalizmu – oby tak dalej
w Warszawie same skażenia i nastrój rodzącej się kultury
małych bezsensownych elementów w brzuchu i przestrzeni
nad „Soliną” romantyczni drwale walczący ze sobą
w stylu kung-fu pod budką z piwem
na Żuławach śniadanie plus deser ciekawostek atmosferycznych
na Rynku w Krakowie coraz mniej wolności za to
w słońcu przybywa prawdziwego piękna
w zielonogórskim kombatanci świadczący o krzywdzie
jaka dzieje się starym i biednym Kościuszkowcom
ale także o tym że Polska była tu i będzie biedna
w Częstochowie raport służący profilaktyce
zabezpieczający przed niepokojącymi myślami
o emigracji do Związku Sowieckiego
ten raport świadczy o tym że wszędzie tam czyha
wspaniałość której nie widać
której nikt nie dostrzega
która nie może być duchowa
to pewnie jej nie ma
 >>>
 OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* O szybkostrzelna *
O szybkostrzelna Pani w czerni
czyżbyś była tą wyśnioną za dnia
zręby cywilizacji to są ramy
w których mogę cię widzieć i poznać
wstępujesz w moje serce od kilku dni
zbliżasz się do moich ramion
i cała w czerni stajesz się coraz jaśniejsza
a wokół linie i krawędzie ciemnieją
prowadzą twoją miłość coraz bliżej bliżej
same znikając
widziałem cię kilka razy
o wszechpędząca Greczynko
tak blisko jest nasz wspólny kołczan
dobra śliczna narkotyczna mityczna
boję się gdyż za chwilę dowiesz się
jak wielki będzie ten nasz lot
o najcudniejsza zaraz zobaczysz
jakim jestem cierpiącym celem
od wielu wielu godzin zbliżasz się
po uwlonieniu cięciwy
zechciej tylko rodzić się gdy ja będę umierał
a to tysiąc razy na sekundę
bądź w swej czerni
przytul się wreszcie do mojego serca
o strzało drżąca w sercu
spadająca z zenitu
>>> 
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
 *Kończy się miasto *
Godzina strachu po której kończy się miasto
z równoległymi ulicami widzianymi z okien
z parkami prostych zielonych drzew
ze sznurem zorganizowanych w wielkomiejskim ruchu
samochodów
Kończy się schemat a zaczyna życie
gdy nagle nie musisz mówić
nie musisz ruszać rękami
ani zastanawiać się
możesz tylko wówczas leżąc nieprzytomny
patrzeć w niebo mając mocno zaciśnięte powieki
gdy miasto czeka na pociski atomowe
gdy wieś czeka na stalowe gąsienice czołgów
sen to jest prawdziwe czuwanie
Gdy kończy się ta godzina strachu
noc staje się niskim planetarium
przyszłości i szczęścia
seansem co dwie godziny
za pięć złotych
>>>
?????????? 
 * Cienka nić cierpienia *
Tak trudno jest zrozumieć
że ta cienka nić cierpienia jest koniecznością
chociaż się rwie
jak zwykłe życie
twoje słowa są o wiele mniej potrzebne
by zrozumieć dziś bardziej jutro
nie zmieściłem się w jej kryształowej formie
pojęcia ukochany
nie mogła być ideałem na który patrzy się
w pozycji wertykalnej
Starsza mężatka choćby zdziwiona
gotowa dać mi cały swój raj
choćby w kinie
biorę jej dłonie w swoje i kładę sobie na kolanie
wtedy panika ogarnia tłum mężów
na myśl o tym teraz dostaję epilepsji śmiechu
jak wywiodłem ich w pole
Jedna kobieta oddała wszystko
i odeszła nie zaspokoiwszy mojej cierpliwości
taka wspaniała w swej wierności
inna kobieta stanęła na placu boju
by sprawdzić że czuję się jak embrion
że tysiące razy w myślach wślizguję się
do jej matczynego łona
by tam skulić się jak płód królika i zasnąć
czekając na prawdę o miłości
tak bojąc się krematorium moich myśli o jej ciele
tak pragnąc samej siebie w ogniu
odwzajemniała pożądanie doprowadzając do zgodnego
– to nie ma sensu w tej chwili, poczekajmy
patrzyła na mnie zdradzając swe życie przyzywając
odchodzącego
taka zbędna jak mój wstyd
Paliwo bólu jest potrzebne by bomby mogły powstać
by miłości imperium mogło
obronić się przed modami zła
bez cierpienia
>>> 
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Koń przeskoczył Wołgę  *
Nie wypuszczę cię tak jak Liv Ulman
będziesz moim pawianem kukurydzo
ty pijaku – bijatyki urządzasz w wagonach
bezpieczeństwo Państwa narażasz
nie będę tolerował twojego lekceważenia
miesiąca filmu radzieckiego
jestem wiatrem wiejącym od huty Warszawa
koń ma rogi które wyprostowały mu się
naprawdę
mrużył wtedy oczy i kupował bilet do kina
na film Bergmana
cieszył się gdy czytał w gazecie
że świat czeka na jego pokłosie
listonosz zanotował: bije dzwon, mąż bije żonę
pantoflarz bije pianę, zomo bije szyby w kinach
a wojsko się buduje na trybunach
Papież jest autentycznym facetem –
powiedzieli tak w „Monitorze Rządowym”
– ale był przecież aktorem
świat zaznacza swą obecność piosenkami
nie w ciszy nie w ciemnościach
ja lubię kolory i młode zespoły punkowe
dlatego nie rozumiem dlaczego mogę się
porozumieć w sprawach światowych
tylko z podstarzałymi generałami
nie to nie był samiec
nie to nie była muza
nie to nie był aktor
pozostały pytania z pierwszych rzędów
i to dlaczego nie daje ci to spokoju?
koń przeskoczył razem z jeźdźcem
Wołgę i Don ruszył na zachód
a za nim na taczance naga Liv
jak Breżniew przykazał
>>>
DSCN1840aa
Mały dwuletni szkrab
przychodzi do mnie co dzień
z prośbą by założyć mu słuchawki na uszy
i dać chwilę psychodelicznej muzyki
Gdy idę mu na rękę
jest wyraźnie ukontentowany
rytmicznie porusza małym kolanem
uśmiecha się i słucha
ma kłopoty z mówieniem
ale wydaje mi się że chyba rozumie
tę muzykę i tamte czasy
Dziś siedzę sam z bólem głowy
po nocy pełnej koszmarów
psychodelii socjalizmu powszedniego
czekam na to dziecko
kiedyż wreszcie bez pukania
uchyli drzwi mojego pokoju
i pojawi się znów w progu
jak zwiastun elektrycznej wolności
>>>
Polanczyk oboz zegl 070802 32a
Papież na tle Domu Partii w Warszawie
otoczony Tygrysami wyglądał wspaniale
zachwycił mnie gdy wjeżdżał
razem z nami w Nowy Świat
Papież wystartował z Balic samolotem
i oddalił się ponad górami do Rzymu
setki komandosów deptały
ten sam pas startowy wcześniej i później
bezskutecznie szukając odpowiedzi
na pozostawione przez niego pytania
tyle razy zachwycali generałów
wkraczając w dwóch rzędach
na ciemne rampy spuszczone
z tyłu samolotów
gdy znikali w otchłani wojny
pod ogonami samolotów desantowych
i nie znaleźli odpowiedzi na pytania
pozostawione przez jednego zgarbionego staruszka w bieli
Czy teraz tak jak kiedyś
chcemy zachować pokój
gdy rosyjskie i niemieckie łapy
szukają naszych rąk by pogratulować
poddaństwa
gdy Partia szuka naszych rąk
do odrąbywania
gdy Bezpieka wciąż otwiera
nowe rany w umyśle społeczeństwa
gdy u nas coraz mniej ludzi
mających nadzieję
Szaleńcy szaleńcy wołał Papież
nie wolno w zachwycie nad materią
wywoływać wietrznych gonitw grożących
śmiercią narodom
nie wolno prowokować wiatru
w oczach w sercach
które staczaja się w rozpacz
jeżeli nie potraficie odnaleźc odpowiedzi
którą on niesie
 >>>
DSCN4638a 
* Natchniony *
Gdy byłem natchniony
napisałem do ciebie list
śmiałaś się z niego długo
jeszcze teraz słyszę twoje spazmy radości
gdy byłem natchniony
oryginalne piękno odkryłem w miłości
i opisałem ci dokładnie
cień za twym lewym uchem
który pokochałem i który pożądam
pamiętam jeszcze twoje krótkie słowa
i dziwne spojrzenie
uwierz byłem natchniony
musiałem o tym napisać do ciebie
i cóż z tego że miałaś inne wyobrażenie
o mnie i moim uczuciu
teraz gdy już tyle godzin jestem sam
gdy wracam do domu w apatii
gwiazdy sypią się na moją głowę
na wielkim nocnym niebie
znacząc ogniste smugi od horyzontu po horyzont
wszystko co żywe wstawia się za mną
wszystko co natchnione
a ty tak kochałaś mnie
lecz ja napisałem ten list
w którym prosiłem ciebie o to byś choć przez minutę
stała naga na ruchliwym skrzyżowaniu
trzymając w ręku małą gąskę
lub oddała mi jeden swój sen wzamian za jabłko
Byłem natchniony gdy żądałem słońca wody i wielkiej ryby
w której mógłbym się skryć
a ty tak bardzo przestraszyłaś się mnie
taki wstręt wywołał w tobie mężczyzna
któremu drżą ręce z natchnienia
Śmiałaś się ze mnie związanego powrozem
jak jagnię gotowe na rytualną śmierć
Oczekiwałaś krwi a nie obrazu
ty boisz się ryzyka nieskończoności
a jestem tylko krzyżem łotra
dziś gdy natchnienie rozwiało sie jak mgła
a gwiazdy wszystkie już spadły
podobałbym ci się znów
taki głupi i spokojny
 >>>
 OLYMPUS DIGITAL CAMERA
*Po latach odkrywamy siebie na obrazach *
I tak w ciągu wielu lat
nasze noce zmieniają się w dni
komentarze przestają dokumentować cokolwiek
kolaż z serca i faktów trwa wiecznie
i tak w ciągu wielu lat
nasze domy maleją
wyrastamy z nich
chodzimy wśród nich jak wśród zapałczanych pudełek
ale za to patrzymy jaśniej pewniej
zimniejsi starsi o historyczne lata
których nie poczuliśmy dziecięco
i dlatego dziś nie rozumiemy
tak w ciągu wielu lat
tworzymy swoje kolaże
po latach odkrywamy siebie na obrazach
przyrody wojny miast rządów
odklejających się powoli
od prawdy
 >>>
 OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Tam pod gwiazdami żyją prawdziwi ludzie
udaj się tam a znajdziesz przyjaciół
tam wysoko gdzie mgła naszej drogi
są prawdziwe uśmiechy i prawdziwa radość
zabierz swoje usta i usta wybranki i zanieść je tam na zawsze
Tam gdzie te wielkie złote kule i srebrne okruchy
szczęście poznania koi smutek podróżujących wolnych Arlekinów
stań się Arlekinem
Pomiędzy tym wszystkim co złudne żyjesz wierząc
że gdzieś w otchłaniach stoisz zagubiony
lękający się lecz niezłomny
a może dumnie wypełniasz narzucone przez noc obowiązki
odwrócony tyłem do światła
Czy stać cię na to by wziąć rozwód z ciemnością
rozbić to perfidne lustro odbijające ziemię w deszczu
oderwać oczy od wysokiego mniemania o sobie
i zacząć iść pod górę samotności
gdzie mgła naszej drogi stromej
w której zagubi się smutek
>>> 
 OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Miłość poza nawiasem *
To tylko miłość
znak
to miasto nad jakąś rzeką
to pochylony nad stołem człowiek
słońce czerwone do połowy
skryte za lesistym wzgórzem
zachodzące nad lotniskiem i portem
znak
to tylko znak
miłość poza nawiasem życia
miłość jak zwiastun nowego życia
możesz tylko patrzeć obserwować oceniać
ekscesy światła słonecznego
gdy zamykasz oczy wiesz tylko jedno
gdy naprawdę kochasz
w twojej duszy nie ma nic innego
wtedy wiesz – to tylko miłość i ona
symbol słońca
cały ty wówczas jesteś znakiem
tylko patrzysz klasyfikujesz sytuacje
szufladkujesz ludzi ogrody dworce kolejowe
to tylko miłość i ona
akadyjska alfa i grecka omega
to żebrak w przejściu podziemnym
to rozpacz w domu samobójcy
to rozpruty spadochron
to pierwszy wystrzał na Westerplatte
widzisz tak dużo rzeczy ukrzyżowanych
i czujesz że cały jesteś wielkim zwiastowaniem
a to tylko ona i miłość
z którą nie wiesz co począć
którą zwrócono ci przed chwilą
lub już w dzieciństwie
ziarenka piasku drażnią cię jak małżę
zaszczepione w twej głowie 
pył złoty gryzie w oczy
patrzysz na świat rewolucyjny obcy
i porzucony nad Wisłą trzymasz w dłoniach
coś co będzie jak symbol jak znak
cokolwiek by to było
a na razie jest palącą jak samotność miłością
to tylko miłość i ona
oni kłamią mówiąc to zaślepienie
i uwielbianie samego siebie
a ty wiesz to ona i miłość
to zapomnienie o cierpieniu i śmierci
to znak nieznośnego
ale jednak życia
>>> 
 OLYMPUS DIGITAL CAMERA
 * Małpy w oknach pałacu *
Człowiek przed białą bramą oczekiwania
krew w jego żyłach
koń koloru fioletowego na zielonym królewskim tronie
małpy w oknach pałacu
korony na ich głowach
błyskawice zmienione w słowa wiszą na niebie
dziecko śpi na tapczanie
w jego śnie żywe istoty ludzkie
człowiek przed białą bramą z pękiem kluczy
klucze są zardzewiałe
oceany kołyszą się
na falach kwiaty czerwone
cała powierzchnia pokryta czerwonym kwieciem
czerwone płatki miotane przez wiatr
spadają bezustannie
aluminiowe wieżowce i dzwonnice cerkwi
za kratownicą ogrodzenia
łańcuch zardzewiały oplata bramę
człowiek patrzy na małpy w oknach
bezradny
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
*Srebrna mgła wieczornych ognisk domowych *
Pani Bogumiła Wander – spik. TV
W-wa Woronicza 17
Aniele Złotowłosy Cudowna Bogumiło
Wróciłem ze świata jak święty turecki
Teraz nawet Papieżowi nie mógłbym dać w łapę
chyba że chciałby zalegalizować nasz związek
jeśli na tyle jesteś wolna
Sąsiedzi wożą jakieś fotele dentystyczne (-)
dorabiają się kosztem sierot i pogrzebów jak hieny
Hitlerowcy mieli więcej w sobie „Gott Mitt Uns”
Zaczynam wstydzić się rodaków. Czekałem 10 lat Na co???
Żałoby tylko przybyło. Stoisko Palestyny w Poznaniu skromne.
Japończyków nie zdążyłem odwiedzić.
Na Targach była sznsa
Pewnie moja a ja drepczę wciąż SAM
Z Targów wysłałem ze 6 kartek
Nowe koce muszę kupić.
Względem czasów mej młodości – koni mamy 3 razy mniej
Tragedia! O Polskim morzu mówią same bałwany na brzegu.
Z podsłuchów idą sprawy sprzed 20 lat.
U Was zawsze aktualnie!
Namyśl się – po sezonie nie będę czekać.
            Pozdrawiam
            Jerzy Tytus Bezimienny
            W-wa 109 Baleya 14/75
– Podniosłem ten list z ulicy
i schowalem do kieszeni
 >>>
DSCN0900a 
*Robot zagubiony w rajskim ogrodzie*
Dziś doczekałem się chwili
gdy uniosłaś lekko sukienkę
klęcząc mogłem zbliżyć usta do dwu
twoich słodkich kolan
Poczułem się nagle taki samotny 
jakiś obcy we własnym domu
złapany we własne sidła
jakby wykpiono sens moich wojen
w jednej chwili olśnienia
spalono wszystkie kopie moich filmów
w jednej chwili nakłucia serca
Samotność dopiekła mi gdy objąłem
twoje kolana najdelikatniej jak mogłem
obudziłem się nagle wylękniony
w zupełnie obcym świecie
Pomyślałem że przed tym twoim gestem
przed katastroficzną wizją
wznoszącej się w górę sunącej
po jedwabnych pończochach sukienki
może uratować mnie już na w pół martwego
pożarcie wszystkiego jaśminu wiosny
zburzenie wszystkich galerii świata
zrzucenie napalmu do rzeki pełnej krokodyli
spalenie gwałcicieli nieletnich dziewczynek
sfotografowanie kwitnącego sadu pod śniegiem
Dotknąłem opuszkami palców twoich kolan
objąłem je i przytuliłem do swoich policzków
byłem wciąż samotny jak pies
zagubiony w rajskim ogrodzie
automatycznie sterowany robot
zaprogramowany przez ciebie
>>> 
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
Na darmo mówią matki opuszczonych
na darmo mówią dzieci bez twarzy
tajemnice w wielkich bunkrach odwagi czają się
jesień jednego jedynego popołudnia
na darmo krzyczy za oknem
nie słychać tu by śmiał się klown
nie słychać by płakał pierrot
nie słychać tu nic
pokonany przez siebie samego obywatel
tajemniczego systemu trwanie
już nie odpowie nikomu
>>> 
DSCN1559a 
                    * Gorycz *
                    Trącała co chwilę w ramię swego męża
                    patrząc na moją twarz
                    mój duch miotał się
                    jeszcze w polemice z ciałem
                    które stygło już w kilka godzin po śmierci
                    oczy otwarte nie dla ciała rejestrowały
                    już gdzieś w niebie gesty wszystkich kobiet
                    a nie tylko tej jednej stojącej w błocie
                    teraz pokazały się wszystkie na wieść
                    o moim fantastycznym finale
                    zamężne kobiety trzymały pod rękę swych mężów
                    a nastolatki obejmowały swoich chłopców
                    każda z nich szeptała coś do ucha partnerowi
                    cisza wokół mojej nieobecności wydała się pełna dźwięków
                    cisza będąca prowokacją
                    zawsze marzyłem o tym aby nie były to słowa
                    aby treść rozbłysła w płomieniach świec
                    gdy chłód spiął mnie tak bardzo
                    przestałem być wolny
                    począłem rozpaczliwie szukać piękna na twarzach kobiet
                    niestety nie znajdowałem go jak dawniej
                    pierwsza dama poczęła szarpać niecierpliwie
                    za rękaw stojącego obok mężczyznę
                    on i inni wokół chcieli jeszcze zostać tutaj
                    by patrzeć na moje ciało
                    kobiety nie pozwalały im
                    coś tłumaczyły coś perswadowały
                    podniecone starały się odciągnąć ich gdzieś na stronę
                    moja nieświadomość dominująca już nad wszystkim
                    stała się potężnym podżegaczem
                    mój duch z goryczą wdarł się do Nirwany
                    pozostała nieopisana tęsknota
                    za życiem na ziemi
>>> 
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
                    * Kiedy pada deszcz *
                    Kiedy pada deszcz wyję jak pies
                    dziś będzie padać
                    burza łamie już las swoją filmową wichurą
                    myśli wymiotła w górę
                    zdania splotła z boskimi galaktykami
                    zmieszała z szakalami
                    łuk tęczy zaświecił diamentowym buntem
                    rewolucję wody rozbił na frakcje łez
                    nitki ciemności splotły powróz światła
                    u wrót harcerskiej krainy zaczęła się
                    rozmowa o ryzyku
                    tyle jest światów ile w ciele mieścisz dusz
                    tyle masz kłopotów ile sam wywołujesz burz
                    ile ich stworzysz z gradu i śliny
                    kiedy zaczyna siąpić zbieram się do kupy
                    i wydaję przeciągły ryk
                    ryk lwa z gardeł pojęć absolutnych
                    echo odpowiada w jelitach
                    Sophia ostatnio nosi okulary
                    trochę przytyła, można powiedzieć, że rozrosła się w biodrach
                    gdy deszcz na nią pada skacze przecież żwawo
                    przez kałuże w swym czarnym skórzanym płaszczu
                    z postawionym kołnierzem
                    skacze przez kałuże krwi
                    drzwi jej domu nadal stoją dla wszystkich otworem
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
              * Sen symbol wieczności *
              Rozłożył ponakładane na siebie nagrobne płyty
              jak talię kart
              spojrzał na wypisane na nich nazwiska władców
              odkryte wnętrza grobów pokazały brunatną plazmę śmierci i
              kołyszące się w kamiennym pojemniku zżarte żuchwy
              na moment rozwarły się szczęki ukazując sen
              by po chwili zatrzasnąć się w czasie
              Na jednym z mózgowych płatów wyrósł kaktus
              ktoś powiedział, że i na pustyni można się kochać
              przywoływano więc piaskowe burze
              Ile takich pojęć jak dusza i sen jest dostępnych
              materialistom
              Granicą jest czarna listwa
              granicą są niuanse pastelowej czerni
              granicą jest czarna papuga
              granicą jest cyferblat zegarka świecący jak zmierzch
              granicą jest muza w pelerynie z kruczych piór
              granicą jest dziecko z pióropuszem na czarnym szyszaku
              Potoki samochodów sunących jak poduszkowce, które
              obserwujesz z góry
              nazywasz topielą cywilizacji
              Być ciągle sam – to twój dom fantastyczny
              mieszczący nie tylko twoją rodzinę ale i twoje
              ja
              Spuścił nogi z tapczanu
              i zaczął układać pasjanse z nagrobnych płyt
              w sobotę dziesiątego września 1983 roku
              z kart dały się słyszeć głosy:
              ja walet chcę być taki jak dziesiątka pik
              lub taki jak dwójka kier
              ja dama w tych stalaktytowych czasach widziałam
              jak król karmazynu opychał się kałem i pił mocz
              ja As twierdzę, że życie w dzisiejszych czasach
              jest równie ohydne jak śmierć
              ja król w tych zdradzieckich czasach widziałem
              rzeczy tak nieczyste jak zrodzony płód i jego matka
              Wojska zbirów i wojska łotrów stanęły naprzeciw siebie
              po obu stronach czarnej listwy
              przyprowadzili je  głupcy z notorycznymi wizjami
              błogostanu
              pomiędzy kolcami cierni jednych i kolcami kaktusów
              drugich
              dzieci zażądały wyliczanek prawdy
              Z pękniętego neutronu wydostały się zwierzątka
              z dawnych czasów wydostały się słowa
              z martwych głów wydostał się sen
              z niezasklepionych ran wieku wydostała się krew
              i rozlała się topiąc w czerwonym błocku czekających
              żołnierzy
              Politycy i generałowie przysięgający wierność kamiennym
              grobom dziś spojrzeli na nie poprzez sen
              i obwieścili, że to oni stali z tyłu,
              gdy Mieszko ślubował, Jan Kazimierz przysięgał,
              że to oni podtrzymywali ręce Prymasa
              w Komańczy  
              Złożył karty i rzekł:
              naród to nie tylko jeden mały wybaczalny grzech
              państwo to nie tylko spojrzenie Boga na groby
              sen to ukochany symbol lecz należy raz na zawsze
              oddzielić go od wieczności
>>> 
DSCN1359a 
              * Pytania dudnią w studni  *
              Co widzę?
              Co czuję?
              O czym myślę?
              O czym jeszcze nie wiem?
              Jak chciałbym żyć?
              Co słyszę?
              Co kocham?
              Czy tylko oni?
              Jak długo jeszcze?
              Co mógłbym stworzyć?
              Co chcę osiągnąć?
              Czym jest moja praca?
              Czego jeszcze nie znam?
              Czego się boję?
              Czy boję się siebie?
              Co we mnie jest człowiekiem?
              Czy tylko liczą się pot, łzy i krew?
              Czy może praca i ogień?
              Czy chciałbym uzyskać jakąkolwiek odpowiedź?
              Miotają moim papierowym stateczkiem
              rozkołysane oceany pytań
              Jestem, gdy nazywam głuche dudnienie serca
              w głębokiej studni mojego bólu
              ślinię koniec papierosowego filtra
              mamroczę coś pod nosem
              jestem w studni jaźni  
>>>             
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
              * Reaktory *
              Energia lingwistycznych reaktorów
              daje znać o sobie w czasie prywatnych wojen
              niebezpieczna i dokuczliwa torturuje, lecz nie zabija
              promieniowanie sensu odczuwasz jako ból bezpłodności
              i ból rodzenia
              energia listu wyrywa z procesu wielkich zmian
              może zepchnąć w kocioł bitwy białego z czarnym
              światło pada na mózgowe płaszczyzny kanonów i norm
              na kosmiczne równiny wiary i fantazji
              w buntowniczej komórce mózgu zmienia się w pierwszy
              wystrzał rewolucji
              Energia lingwistycznych reaktorów wywołuje wielkie
              zderzenie czasów
              jądra komórek emanują pragnieniami także wtedy
              gdy stoisz na poręczy mostu kołysząc się
              echo cenzury w końcu odpowie:
              „zgadzam, zgadzam się, już zgadzam się”
              Gdy już zastygnie wszystko w ciemności
              gdy przestrzeń oklapnie bezsilna
              gdy powietrze oblepi twoje apatyczne nieruchome ciało
              minie laserowa tortura
              i rozwiążą się języki
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA                                   
              * Sinawe mgły *
              Sinawe mgły jak haust zimnej
              wystudzonej herbaty nad ranem
              wiszą nad moim sadem
              zagrażają prostocie moich nienasyconych
              pustynniejących łąk na kuchennym stole
              okrążają mój dom i moją polisę ubezpieczeniową
              kawały miedzi które wypluły debiutanckie chmury
              kierujące się na zachód
              zaczerwieniły grunt wokół mego pałacu  
              okrzyki pawianów lub
              pozłacane kolczaste wokalizy z okładek płyt
              złotowłosy sen roztopił się w gorycz duszy
              mgły wdzierają się we wszystkie wrześniowe niedziele
              nakłaniają mnie do picia wina przed obiadem
              nakłaniają do marzeń
              modry proszek wdmuchiwany jest
              przez niewidoczne pory w szkle szyby
              słońce świeci przez zakurzoną szybę
              tłuste refleksy przeszkadzają mi w percepcji kosmosu
              srebrzysta rosa znika ze ściany
              w głowie powstają gotowe przepisy
              na omlety z elektronów
              słońce świeci na moją głowę
              boli serce przyprawione ziołami 
              ktoś taki jak ja tylko siedmioletni
              tańczy wokół tapczanu z garścią stokrotek
              coś jeszcze widzę coś jeszcze słyszę
              w tej mojej boleści
              wrażliwy na schyłkowe kolory lata
              powoli wyłaniające się z mgły
>>>
 OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
              * Ani jednej ciszy więcej *
              Ani jednej ciszy więcej
              wszystko jest obce w niej
              aż do samego punktu zwrotnego
              (tam jesteś ufryzowany jak przystało na lata kryzysu
              z uśmiechem który może znaczyć tylko „aha”)
              wrogowie podają ci budulec ciszy
              wtedy gdy wyciągasz rękę po chleb
              oni wiedzą że to tworzywo
              jakkolwiek byś pozostawił w nieładzie
              odtworzy zawsze całą historię grzechu
              pobawisz się jej miniaturową makietą
              potem odłożysz ją i powiesz
              ani jednej ciszy więcej
              Serce nie ma początku i znaczy tyle co złoto
              w jakikolwiek sposób zachowując się
              starasz się go szukać gdziekolwiek
              mózg kończy się tak jak kula
              lecz tylko wtedy gdy spotyka
              przestrzeń zupełnie niezamkniętą
              lub drugą kulę którą zapragnie pożreć
              Namawiasz wrogów aby cię nie opuszczali
              tak bardzo chcesz wypoczywać w walce
              co z reguły polega na wystawaniu godzinami w oknie
              lub celowaniu łzami spadającymi ci z brody
              w muszlę Venus
              Twoje światy to kule milczące
              dla nich otwierasz się i stajesz pozaziemski
              ulegając wrogom chcesz dotrzeć do prawdy
              AHA
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
              Coś wepchnęło mnie w gęstwiny bezgranicznych lasów
              strąciło w niebościenny kanion archeologicznych zmian
              zamknęło mnie w ogrodzie wysypiska śmieci
              sprawiło że utknąłem w krajobrazie sawanny
              zmienionym w skutek uderzenia jądrowego
              coś pozostawiło mnie pośrodku
              niekończącego się łanu pegeerowskiej kukurydzy
              nie mam sił by wydostać się z kamiennego nurtu
              rwącej rzeki
              słucham czy to coś mnie przypadkiem nie przywołuje
              chociaż nie wczuwam się w sytuację
              poruszających się samoistnie przedmiotów
              jestem jeszcze w takim miejscu z którego powrót ma sens
              (ziemia jest wciąż ciepła nie stygnąca w podmuchach wiatru)
              nic nie wabi mnie w krzyk
              nic nie wabi mnie w jęk
              centrum słów-dusz tak odległe
              że nie sposób zabrać tam nic oprócz twojego ciała
              ktoś jest ze mną w tej gęstwinie
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
              * Miłość *
              Jestem zakochany
              w spokojnym morzu
              godzinami wpatruję się
              w twoje odbicie
              unoszące się na fali
              łagodnie splecione ze sobą promienie słońca
              kołyszą się na powierzchni wody
              ciała powoli dryfują ku sobie
>>> 
DSCN1138a             
              * Zdrowiej *
              Porzucam jej karminowe usta
              dla brzęczenia muchy w żyrandolu
              ich smak dla przekrojonej na pół
              bułki w którą włożono talarek cebuli
              czy to dziwne? ależ nie!
              bułka jest okrągła a połówki są dwie
              słowo daję
              Pani spikerka przyjechała dziś do mnie z telewizji
              aby powiedzieć mi jak bardzo się mnie boi
              gdy patrzę na ekran to ona przed kamerą
              ledwo panuje nad sobą ze strachu
              więc ja się pytam
              a co mają powiedzieć małe dzieci
              wychowywane przez komunistów w duchu pokoju
              postanowiłem że będę mężczyzną
              i oddałem pierścionek zaręczynowy koledze z klasy
              tak powinien postąpić każdy prawdziwy mężczyzna
              lecz mimo to stać mnie wciąż
              na wszelkie rodzaje delikatności
              po raz drugi zafascynowany życiem muchy
              postanowiłem że porzucę pracę
              i będę odtąd obserwował tylko żyrandole
              usta widzę zaklęte w ścianie mojego pokoju
              a w innej wizji tłustą wielką piersiastą
              matkę Ziemię gotową do miłości z ojcem Kosmosem
              Pan Sen obruszył się na widok
              klasycznego przedawkowania napoleońskiego dzieciństwa
              i freudwskich zabaw w lekarza             
              nie wiem jeszcze co oznacza
              kogut z czerwonym grzebieniem
              w dniu 21 września 1983 roku po godzinie 23.00
              w garnizonie Kraków
              w jednostce wojsk desantowych
              w przykoszarowym internacie
              w głowie żołnierza
              i cały wagon-węglarka z dziewczętami
              załadowanymi jak jakaś drobnica
              stojący na bocznicy w Oświęcimiu
              kolejny pociąg pełen dziewcząt
              pociąg dłuższy niż tory przez całą Syberię
              pruje jak TJV po dnie oceanu
              podąża z Nowego Jorku w kierunku Europy
              w oknach twarze, obnażone ramiona
              Obrazki do malowania! Obrazki do malowania!
              jak kolega wymaluje zgodnie z wzorem
              to czeka go nagroda w Krakowie
              No a teraz napijmy się wszyscy piwa
              Zdrowie! Zdrowie! Zdrowie!
              na Woronicza              
              zdrowiej
              tylko w oceanie
>>>
DSCN4711aa
              * Rachunek krajobrazu *
              Początek
              kochamy swoją ojczyznę
              jesteśmy balonami wypełnionymi stygnącym powietrzem
              nie mamy ust tylko jaskinie
              przygotowujemy się do powstania matematyków
              chłopiec patrzy na dziewczynę
              ona go oczekuje i bardzo pragnie
              chłopiec to elektryczny dźwięk
              pędzący do jonosfery spełnień
              dziewczyna to smak pierwszej łyżeczki
              lodów migdałowych spożywanych w niedzielne popołudnie
              kiedy będą mogli się połączyć?
              Środek
              połączyć ich może zagrożenie kosmiczne
              już nie długo
              robi się przecież teraz bardzo niebezpiecznie
              chcemy odkryć jakąś prostą regułę
              łagodna senność
              codzienna praca
              permanentny bunt sumienia
              porządek rzeczy
              nadzieja zmieniająca świat
              piękny kary koń cwałujący przez pustą główną ulicę
              wielkiej metropolii
              unoszący na grzbiecie parę młodych ludzi
              przytulonych do siebie
              Drugi środek
              co jest dla nas ważniejsze?
              ten dzisiejszy dzień siedzący pod ratuszem na
              kamiennej ławie
              czy dzień jutrzejszy spadających z nieba
              płonących dziko rżących koni
              umiemy zadawać pytania
              umiemy szybko odnajdywać drogę do domu swych rodziców
              chociaż nie ma tam żadnych bezpiecznych kątów
              i odpowiedzi
              tam tylko przed telewizorem obok talerza z zupą
              leży rozżarzony czerwony gwóźdź
              brakuje do kompletu nagiej drewnianej kobiety
              mogącej przygnieść ciężarem świata każdego mężczyznę
              choćby nawet uświadamiał sobie że jest
              to walec drogowy
              że jest to realna sytuacja a nie żaden symbol
              Koniec
              rzeką dla której dzień dzisiejszy jest korytem
              bywa filozofia lub religia
              często mówimy przecież to tylko moje serce
              często nasze koryta wypełniają niekonsekwencje
              aż do śmierci
              w naszych rzekach pływają wzdęte trupy
              znanych łagodnych kosmicznych koni
              Drugi koniec
>>>
??????????????????????
              On wszedł pierwszy do przedziału
              niosąc ogromne bagaże
              po chwili pojawiła się ona w zimowym kożuchu
              dostojnie dźwigając swoje brzemię
              w czasie podróży siedzieliśmy naprzeciw siebie
              senni rozmarzeni zerkający na siebie
              oni dwudziestoletni rodziciele tak bliscy sobie
              trochę zawstydzeni w mojej obecności
              ja stuletni zmieszany z czerwonymi policzkami
              z brzemieniem czasów
              Z każdą mijaną stacją ogarniało mnie coraz bardziej
              przedziwne rozgrzewające błogie uczucie
              jak delikatne muśnięcie ciepłego wiatru
              o skórę na szyi
              jak dolatujący z dala zapach rozkwitającego sadu
              uczucie zajmowało moje serce w miarę podróży
              wypływało jak mi się zdaje z jej wielkiego brzucha
              wyciągała po mnie ręce miłość
              jakiej nigdy nie zaznałem
              płód wysyłał do mnie strumienie energii
              uosabiającej przymierze na wieki niedawno zawarte
              Ciepło rodzinne otaczało mnie
              pomiędzy miejscami na których siedzieli a mną
              zawisły w powietrzu słowa
              nacjonalizm, chrześcijaństwo, szacunek
              gdy oni trwali w moim spojrzeniu jak Jerozolima
              nagle w kącikach oczu pojawił się ptak-posłaniec
              lub przybywający ze wzgórz jeździec
              a z wnętrza jej brzucha dał się słyszeć głos:
              strząśnij z włosów motyle snu i jawy
              otwórz wreszcie oczy na otaczający cię świat
              daj się zepchnąć przez macierzyństwo na krawędzie istnienia
              pozwól niech miłość odciśnie wreszcie swą pieczęć
              Stworzone przez dzieci dziecko
              ukazało mi kontekst przyszłości
              o tak! czułem go razem z jego dopełnieniem
              było symbolem doskonałości której jeszcze nie pojmowałem
              dotykało dna mojej nadziei
>>> 
 OLYMPUS DIGITAL CAMERA
*Lato 83 jest bardzo gorące*
Lato 83
jest bardzo gorące
krew schnie na ulicach
bardzo szybko
wyłowione z jezior i rzek zwłoki
jeszcze szybciej
fakty to kwas
wariatów widzi się stale na ulicach
lub jako petentów w urzędach
cały kraj porośnięty jest chyba
zielonym zbożem
nawet jeziora i turnie
dziewczyny wybierają żigolaków
ze Służby Bezpieczeństwa
zamiast studentów
prawdziwi mężczyźni dużo piją
i wybierają jedną kelnerkę
chłopcy służą wszyscy w wojsku
z orzełkami na czapkach
panom z elit nkwd
nie zapominając o tym
że gorętszy od lipca jest rock
i śpiewają – nie chcemy dziś od was uznania
Rząd Polski jest jednym
z bardziej niezależnych rządów świata
 ot co się okazało
jest niezależny nawet od narodu, terytorium
i siebie samego
Na pewno zakwitnie nacjonalizm
gdyż jest pod dostatkiem socjalistycznego gnoju
zakwitnie choćby z braku zwykłych kwiatów
które nie są już w modzie
nikt nie wkłada ich do luf karabinów
jak zwykle
nerwica i depresja wraca do łask
co pogłębia wrażliwość i drażliwość
kloaką cuchnie w każdym
większym ludzkim skupisku
na dworcach i w sądach
przechodnie wielkich miast
noszą wciąż plecaki na plecach
to oczywiste
ale czy w nich ukrywają
młyńskie kamienie czy butelki z kwasem
czy tylko banalne ulotki
tego nie wie nawet Radio Moskwa
Ogólne odczucie gdy patrzy się
na własny kraj z wysokich pięter Pałacu Kultury
jest takie że będzie tu dobrze
to nieuniknione
będzie tylko lepiej
to nieuniknione
Jeśli ludzie wytrzymają
i przestaną się ćwiartować
jeśli alchemia z metafizyką
lub inaczej: logika z somnambulizmem
lub inaczej: teologia z filozofią
znajdą poczesne miejsce
w życiu społecznym
jeśli ludzie nie odwrócą się
od odnalezionych po latach ksiąg swojej duszy
jeśli ogień wyzwoli się z żył wielu
pojawi się szansa
na Wielkiego Polskiego Aladyna
ten lipcowy upał
jest dobrym materiałem 
na dym poprzedzający
co przesłoni cudowną lampę
>>>
DSCN5221a 
* Tło – wrzask – obowiązek  * (Prawda)
Prawda to jest przeżywanie swojego życia
nie kłamać to znaczy pod przymusem życia działać
nieskończenie dla nieskończoności
Trójkąty wielokolorowe zastąpiły twarz człowieka
a są tacy co dla sztuki kastrują małych chłopców
kokainą wywołuje się wizje nowych systemów filozoficznych
noc jest prawdziwa gdyż stworzyłeś ją ty człowieku
dzień jest podarkiem Platona
i on jest początkiem prawdy
Nie kłamać przez całe życie to pracować przy
burzeniu nocy i budowaniu dnia
jeszcze jedno przeżywanie cierpienia
na nowo na inny sposób
Twoje splątane życia człowieku gdy kłamiesz
rozchodzą się jak drogi na wielkim skrzyżowaniu
gdy pielęgnujesz ja opiekujesz się ja podtrzymujesz ja
– kłamiesz
Wrzask zastępuje światło duszy
krzyczysz dziecino krzyczysz
czy będziesz mogła żyć
otrzymałaś w dniu urodzin zaświadczenie
że możesz kochać
no i co –
gęsie pióro
na czapkach
skóra tygrysa na ścianie
plastyk z dinozaura
wszystko co jest tłem to przymus
Pracować każdej nocy i patrzeć krytycznie
na siebie w dzień
ratować łzy to znaczy kochać prawdę
to obowiązek
Och Odysie och……
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA            
* Prawda pogrąża *
Słowa grzęzną w gardle gdy masz powiedzieć cokolwiek
coś co nie byłoby obliczone od początku na kłamstwo
uproszczenie przemowy zredukowanie samotności do gestu
wyzwala
prawda pogrąża w cierpieniu
chcesz mówić i milczysz ze strachu przed bólem
podczas gdy ja całymi nocami łażę po ulicach i nasłuchuję
wpatruję się w białą zgniłą ciszę pod latarniami
podpatruję czarne niedźwiedzie milczenia pod mostami
wylękniony dzięki wizjom
z chodnikowych płyt niezmiennych
krwawiący przyszłością kultury
czekam na twój szept prawdy
ty nie możesz nawet zakwilić jak ptak
by wyrazić swój ból istnienia
ból który nie byłby puszką cielesnej kwesty
lecz symbolem chociaż jednej zmiany na lepsze
wielkie twoje milczenie – niemoc i samotność
jak ratusz na rynku miasta
pośród kłamliwych ludzi i społeczeństw
słucham cię wiem że jesteś w tym mieście
i jak ja myślisz o prawdzie
ciemność naszej niewybawionej duszy
twoje ja zabija ciebie twoje ja trzyma łapy
na własnym gardle zaciska je jak szpony
twoje nieszczęście że szukasz w historii  i wizjach
twoje zbawienie że nie znajdujesz w tej chwili
objawienia
wystarczy że wiesz że te słowa
więzną ci w gardle z uwagi na wielkość
tak to są właśnie te słowa
z bragi albe able ble no
tak wiem kochany wiem
nie da się ich wypowiedzieć
jeszcze dziś
>>>
DSCN0528a 
* Jak tu o niej nie mówić *
Jak tu o niej nie mówić
gdy jest taka piękna
każda twoja rana krzyczy wróć
drzewo domaga się oświetlenia
by wszyscy mądrzy ludzie mogli dojrzeć
mózg tak wielki jak stół
na którym w stoją puchary
a w nich aminokwasy
pijani miłością nie potrzebują już uczty życia
wystarcza im samo piękno chemicznych powiązań
ona ma szminką umalowane usta
i siedzi na schodach oparta o twoje kolana
trochę obca trochę  kochająca
dusze zataczają się wracając do domów
każda do swojego
oczy zamykają się po kolei na siebie
sen nie śni się gdyż jest przeżywany
jakby był od początku świata
ten sam
aż tu twój jest inny jakżesz inny
jej piękno przelewa się i miesza z twoim pragnieniem
pragnienie jak obcięta ręka
potworna rana okropny krwotok
czarna chmura z otwartych okien dzieciństwa
nie pozwala ci tej wybranej dla miłości poświęcić się
czarna chmura która jest twoją duszą wielki człowieku
można odwrócić się od stojącej przed tobą ślicznej kobiety
można odwrócić się plecami do pięknej kobiety wyciagającej rękę
można odwrócić się twarzą do ściany wobec jej spojrzeń
by nie znaleźć się w lochach uroczej kobiecej twarzy
można zamknąć oczy by nie popaść w niewolę
delikatnych brązowych ramion złotowłosej kobiety
można odwrócić się choćby w kościele choćby na cmentarzu
można odwrócić się choćby w czasie ulicznych zamieszek
choćby w czasie własnego ślubu plecami do tego piękna
które spływa z lica z bioder z nóg cielesnego anioła
rozkoszy jakim jest kochana modna kobieta
jak tu o niej nie mówić gdy jest taka piękna
lecz nie patrzeć
>>>
              * W świętym gaju  *
              Jak tu o niej nie mówić gdy jest taka piękna
              nawet drzewa domagają się oświetlenia
              wszyscy mądrzy ludzie chcą oglądać kobiety i drzewa
              na wielkim stole mózgu stoją puchary
              w których kołyszą się aminokwasy duszy i hormony
              pijanym miłością wystarcza piękno chemicznych powiązań
              sen jest przeżywany od początku świata
              tak jak czarna chmura otwartych okien dzieciństwa
              ona ma umalowane usta
              siedzi na schodach oparta o moje kolana
              czy można odwrócić się plecami do ślicznej kobiety
              czy można odwrócić się do ściany złowrogich spojrzeń
              czy można nie być w niewoli uroczej kobiety
              czy można zamknąć oczy, objąć głowę rękami
              w kościele lub w czasie ulicznych zamieszek
              czy można uchronić się od jasyru delikatnych brązowych ramion
              czy można popatrzeć ponad pięknem bogini w świętym gaju
              prosto w chmury?
              Można!
              Trzeba!
>>> 
DSCN0700a
* Praca i ogień  *2
To co widzę i to co czuję
o tym o czym myślę
czego jeszcze nie wiem
jak chciałbym żyć
dlaczego miotają moim papierowym stateczkiem
wzburzone oceany pytań
to co słyszę i to co kocham
gdy przywołuję jak to nazywam
jestem
i tylko głuche dudnienie serca
w głębokiej studni mojego bólu
jest warte odpowiedzi
jak długo jeszcze nie będę potrafił
dlaczego do tej pory nie mogę
na co czekam śliniąc koniec
papierosowego filtra
mamrocząc pod nosem jakim jestem leniem
to co mógłbym stworzyć
i to co chcę osiągnąć
o tym czym jest moja praca
czego jeszcze nie znam
boję się samego siebie
to co jest człowiekiem
krew pot i łzy
pot pot pot
chciałbym uzyskać odpowiedź
praca i ogień
ogień ogień ogień
serca
to za mało
by przebyć ocean
>>> 
DSCN5090a
Przedstawiciel zakłamanej kasty 
pingwin
słońce przygrzewa w deszczu
szczur
snop światła snop żyta
jest taki dzień „dzień ja”
wyraziciel ziomkowskich zecerskich snów
na usta z przyzwyczajenia ciśnie się modlitwa
teoretycznie kawalerowie nie mają nic wspólnego
ze światłem
bąbel pod ochroną
amen w pacierzu i kot w butach
płaszczyzny tu na tej kartce są Galvaniego
płaszczyzny tu na tej wyspie Robinsona
nie są równoległe i nie pokrywają się
lecz w szmince na wargach przenikają się
hiena
księżyc świeci nad sadem
który wyrasta ze sklepowej lady
łabędź to oczywiste
przedstawiciel nieba i ziemi
wyznawca idei sumienia
coś na ząb
nieskończone śniadanie nieskończone wstawanie
nieskończona miłość
nieskończoność
zastanawianie się na wyrost nad tym
co dyktuje mały ptaszek polny
wewnątrz czuje się powiew ciepłego wiatru
gołąb
nie pij tyle alkoholu – przestrzega wywieszka
to wina wódki
słoń
przeboje lat osiemdziesiątych
pociąg pnie się pod górę
z Lubartowa do Lublina
jesteśmy we własnym przytulnym domu
minionych dni
dinozaur
projekcja filmu
DINO
ZAUROCZONY
>>> 
DSCN5144a 
* Tak powiedzmy ….*
Wysnuć cienką nić z nieznośnego czekania
niteczkę złotą jak letni pejzaż
i trzymać ją w dwu palcach
tak powiedzmy między kciukiem a wskazującym
nalać do czarnego spodeczka z fajansu
białego czystego mleka
postawić go na środku kuchni
stanąć nad nim na niebieskich płytkach PCV
Usiąść na tylnim siedzeniu w autobusie
i jadąc tak wieczorną porą
obserwować pasażerów wzbudzając w sobie
uczucia tolerancji nadziei a może miłości
zapalić zapałkę lub powiedzmy małe ognisko
na wysokim wzgórzu
włożyć dłonie w ciepłą smugę błogosławionego
sino-białego dymu
patrząc na wschodzące słońce trzeźwieć powolutku
z antyspołecznego snu
razem ze słońcem wznosić się w górę
w swym ludzkim nareszcie umyśle
Cienką złotą niteczkę owinąć wokół małego palca u dłoni
by przylegała jak wąż spokoju do rozpalonego ciała
nieść dwa wiadra najczystszej wody świata
zaczerpnięte z tajemniczego leśnego strumienia
powiedzmy o godzinie 24.03 przez ulicę Floriańską
szminką do ust na masce samochodu
opisać swoje krótkie bolesne istnienie
dwukrotnie podkreślić słowa:
NIGDY NIE POPEŁNIĘ SAMOBÓJSTWA
>>> 
DSCN2995a 
*Dzieci pozostają dziećmi *
Dzieci są formą, w której prawda to czas
            dzieci są zagrożeniem, jeśli zaczynają patrzeć
dzieci pozostają dziećmi nawet wtedy
            kosmos przysyła dorosłych i klęski pojawiają się
gdy niegrzeczni starcy zaczynają mówić
>>> 
* Wyroki Państwa tłamszą poezję *
Wielkie sprawy wielkiego społeczeństwa
przygniotły mój uśmiech zmiażdżyły łzy
przemyślenia polityków są atomowym grzybem
mojego czuwania
decyzje Państwa inspirują poezję
wyroki Państwa tłamszą poezję
dzieci są formą w której prawda to czas
dzieci są zagrożeniem jeśli zaczynają patrzeć
dzieci pozostają dziećmi
nieogarniony kosmos przynętą dorosłych
klęski pojawiają się gdy niegrzeczni starcy
zaczynają mówić
>>> 
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
* Muzyka tak długo gra *
Tak długo gra muzyka
stratosfera przybliża się cały czas
burze zawieszone w powietrzu
zbliżają się z każdym taktem
tak długo to trwa
kotłują się piekła we wszystkich ognikach
oświetlają swym bytem rajskie ogrody
muzyka krztusi się w swej kontynuacji
niebo odcina drogę ewakuacji
dotyka prawie powierzchni Ziemi
lecz jeszcze słychać dźwięki
one się wręcz nasilają i nie chcą zniknąć
sprasowane zgwałcone
muzyka przechodzi w absolut
wtopiony w powierzchnię Ziemi
burze w głebinach które 
zniszczyły Atlantydę
to było solo na kotłach i bębnach
w wykonaniu komety
zwiastuna  
 >>>                    
??????????                  
                    * Zakażenie *
                    Zakażenie postępuje od granic państwa
                    w głąb terytorium
                    przenoszone jest przez złośliwe muchy
                    tak krwiożercze chyba wysłane z zabobonu
                    Polak uderzony dziś milicyjną pałą
                    oczywiście gdy wcześniej usiądzie mu taka mucha na ramieniu
                    będzie gonił zomowca choćby parę lat
                    dotąd aż dopadnie go wyrwie mu pałkę
                    i natychmiast ją połknie
                    wtedy dopiero zaspokojony zadowolony
                    rozpocznie powrót przez zakażone czasy
                    Puszczają złącza, nie wytrzymują klamry
                    od erozji dziwnej choroby
                    wyzwalają się moce które przybierają półrealne postaci
                    to bardzo komplikuje percepcję
                    zjawiska zmieniają się w coś bardziej dumnego
                    wszystko brzmi tak bardzo wyniośle
                    niczego już nie można opanować starą metodą wielkiej sieci
                    ludzie bogacą się w sekundzie swej pracy jak Rothschild
                    a potem oddają wszystko co posiadają
                    agentowi w przebraniu żebraka
                    ludzie opędzają się leniwie od natrętnych much
                    nie zdają sobie sprawy
                    z prawdziwego zagrożenia
                    duszożerców
>>> 
DSCN2103a        
              * Małpko zabierz mój mózg *
              Wiszę na drzewie pełnym zakazanych owoców
              cierpię na nadmiar dyscypliny
              zdejmij mnie małpko
              mknę na grocie strzały Sum Sumerrrrum
              wiszę na krakowskim wieszaku-haku jak palto
              opadnięty prze sforę cebulosercych łajdaków
              jestem wystawiony na sprzedaż do Wawelu
              wywalam język i pedałuję siedząc na dziecinnym rowerku
              ja stary koń w przebraniu nocnego stróża
              toczę przed sobą beczkę świata wypełnioną prochem
              zjadam egzystencjalne poglądy razem z komunistami
              zjednoczone po chichu nasze społeczeństwo jest
              matalowosrebrnozłote
              niekochającopiękne
              dziecinnonietwórcze
              spokojnouczuciowogwałtowne
              pokojowoniebogate
              dobroprzyszłozintegrowane
              jest już jak społeczeństwo świata
              pomóż mi małpko zabierz mnie stąd
              pomóż mi mały atomie
              nie chcę już dłużej podskakiwać na linie
              w namiocie klownów
              chcę wyjść z tej psiej budy
              małpko zabierz mój mózg
              bym mógł wreszcie odetchnąć swobodnie
              a nie myśleć jak i kiedy
>>> 
DSCN2369a 
              * Ośmiornica *
              Wróć, wróć ośmiornico
              nie bój się mojej prywatności                                    
              tylko gdy połykam i wypluwam swoje zmysły
              jestem sobą naprawdę
              gdy oplatałaś mackami moje ciało
              tylko wtedy
              zapalała się o północy mała lampka morska
              błagam cię jak umiem najbardziej egoistycznie
              zrób ze mnie człowieka
              na zawsze oplecionego milionami twoich ramion
              moja racja bytu kicha drażniona kurzem granic
              odkąd zniknęłaś w głębinie miasta
              bez ciebie nie mogę nawet poznawać swojego więzienia
              nie zdążyłem poznać tego co czuje człowiek w pełni zniewolony
              twój uścisk trwał zbyt krótko
              by przykurcz zmysłów ustąpił miejsca
              paraliżowi myśli
>>>
?????????????????????????????
                    * Głodny zwycięża *
                    Całą kulę ziemską poznałem w jednej chwili
                    gdyż odnalazłem ją w sobie budząc się rano
                    całą miłość poznałem w jednej chwili
                    gdyż stanęła przede mną dziś wieczorem moja
                    zapomniana dziewczyna z czytelni biblioteki
                    teraz już oczekuję od życia wszystkiego
                    Wielki Wóz na niebie pyta co robi tu ten eter wokół
                    odpowiadam że to tylko moja spokojna improwizacja blasku
                    ale co robi Budda w kościele?
                    Ziemia jest wielka patrz!
                    na jedno państwo przypada kilkaset kwadratowych konfliktów
                    piękna okrwawiona para Afganistan i Grenada
                    Wielki Wóz na niebie pyta czy to symbol bogactwa
                    i co to za szydło wychodzi z ucha
                    odpowiadam że to mój nos jest buntem
                    a zapach dopełnieniem świadomości
                    głodny wiedzy zwycięża
                    głodny miłości zwycięża
                    nie jestem sam jeden bez świata który poznaję
                    obok mnie moja dziewczyna
                    pochylona nad książką
>>>             
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
              * Twoja gazeta myślenia o Bogu *
              Słowo idea niejednego przeraża
              lecz przecież wydrukowane w gazecie
              przypomina jedynie o koślawym ciele człowieka
              i mszynach którymi się posługuje
              Miłość dla niejednego to bazylika
              składając ofiary z dzieci na złotych ołtarzach
              dziwią się że niektórzy wolą sami się przykuwać 
              łańcuchem do pompy na rynku,
              oblewać benzyną i podpalać w tłumie miasta
              Dziś nie wystarczy krytykować
              Siwaka i Jaruzelskiego na imieninach
              trzeba być barankiem we krwi na stosie
              Słowo idea przeraża i ciebie      
              wpatrzony w ścianę przed sobą przemierzasz myślą swe życie
              wspominasz ważne daty i rocznice
              zastanawiasz się w którym momencie Bóg cię opuścił
              chociaż twoje ciało toczy w skrytości larwa miłości
              idea jest tylko drukiem w twojej gazecie
              myślenia o Bogu
              pamiętaj, rzeczywistość nigdy nie upomina się
              o zwyrodnialców co odrzucili idee
>>> 
DSCN2082a 
              *Wyję dziko *
              Wilczyca Rzymian wyje dziko
              tam gdzie kończy się sad
              wszystko co symbolizuje mój wstyd
              odjeżdża z mojego podwórka na czeskim motocyklu
              jadowita jaszczurka dwudziestowiecznej Arizony
              włazi na moje schody
              Księżyc mówi do mnie:
              ty nie możesz wiedzieć jak walczyć z samym sobą
              Nefretete zmienia się w oślizgłą rybę
              w mulistej karpackiej rzece 
              pływa w moim mózgu jeszcze jak jeszcze jak
              pluska się, majta ogonem, wyskakuje do góry
              płeć wielkości Kurhanu Mamaja
              przypomina o umierających narodach
              bicie zegara to kontakt na który liczysz
              chce mi się wciąż płakać i użalać nad sobą
              widząc że nie mogę nic zrobić dla ludzi
              wyję dziko jak wadera
              co wykarmiła założycieli imperium
              a teraz zdycha samotnie
>>>
DSCN5267a   
               * Teczka, beret, rower *
              Codziennie rano o w pół do siódmej
              zjawia się przede mną
              teczka, beret i jego rower
              od kilku lat męczy się ten facet
              nad swoją rzeźbą dnia
              słucham skrzypiących stawów
              patrzę na niego stojącego jak zwykle w kolejce
              o szóstej po świeże bułki
              obolały cały od myślenia
              wiszę w mglistej atmosferze września
              ten robotniczy miesiąc nadchodzącej kolejnej
              robotniczej tragedii
              wygania mnie, co rano na ulicę
              bym mógł tłum, w którym brodzę
              dziwny jak kometa niesprawiedliwości
              obserwować i wtapiać się razem z nim
              w ustępstwa i rezygnacje na pozór
              wyczekiwać wybiegającej mi na przeciw
              pochwały rozkazu
              jego chleb i mleko i kolejka za nim w sklepie
              eksperyment z wolnością
              rzeźbię korzeniami w chlebie
              tak jak on
              wydrążyłem otwór w dopiero co zakupionym chlebie
              wlewam do niego mleko z butelki
              a potem wrzucam tam zmęczonego socjalistycznego robotnika
              odchodzę z jego rowerem i w jego berecie
>>> 
DSCN0322a
Mój krzyż przybrał rozmiary gigantyczne
dziś rano pojawił się powód
by to stwierdzić
prawie tak ogromny jest
jak czerń mego ciała
i ani jedno ani drugie
nie otwiera się dla symboli nieba
dusza popłynęła wielką rzeką
gdy patrzyłem dziś rano
jak na Wiśle pod Toruniem
stu wędkarzy zmagało się z marzeniami
pojawił się powód by to stwierdzić
zatapia moje ja
porywa nad wodospady
do morza wolności
jeszcze daleko
a wędkarze wyławiają mój krzyż
>>>
 OLYMPUS DIGITAL CAMERA
*Odnaleźć gruszę polną *
Realność – anioł pod górę nie ma m już dostępu do duszy
tak jak moje oczy
jestem porozrywany na kawałki
składam się jak moje przesłania z setek słów
jak życie z miłości jak wiara z wyznań
Prędkość – praca pod górę by spaść
kobieta przesłoniła mi moją drogę do pracy
do PRACY
wyjść wyjść i odnaleźć gruszę polną w sobie
wiejskość czystość wody prostotę serca
prawdę
>>>     
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
*Obecnie w Polsce jest źle *
Życie społeczne potrzebuje proroków
domagają się ich większe zbiorowiska ludzi
które są zalążkiem i siedliskiem kultury
życie społeczne jest formą kultury
pojedynczy człowiek jest często odrażający
biedota jest wzruszająca w swej jedności
liderzy życia publicznego wciąż uszczęśliwiają masy
bezskutecznie
masy domagają się historii opisowej socjologii
gardząc psychologią
aby pokazać że obecnie w Polsce jest źle
że utrwalono tu nieludzki system
trzeba jednak postawić na poetów
konkretny facet ze slumsów powiedzmy Krakowa
jest bardziej zadowolony niż
pijany swym talentem wieszcz
i zawsze potwierdzi że socjalizm jest słuszną drogą
ale tu chodzi o niebezpieczeństwa
prorocy rodzą się jako indywidualni szarzy ludzie ulicy
ludzie z zagubionej wśród gór wsi
nazywają się zwyczajnie Marian Borusewicz (Boniewicz Bonusiak Boniecki )
i Julian Łunaczarski (Łuńczak)
życie życie ycie ich psuje
wszelkie nawiasy i marginesy są przyszłością
brak jest teraźniejszości
i szczęścia w tym systemie
wszystkim jest źle
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
* W kącie idei  *
Przygląda mi się stojąc oparta o ścianę
w kącie idei ona ona młoda
kelnerka piwoszy
ramiączka jej biustonosza zaznaczają się
pod białą bluzką
czarna spódniczka opina pośladki
moje piwo i mój stolik nie mogą
już nawiązać dialogu w jej obecności
a ja sklecić odpowiedzi na jej zapytanie
o sens mojego życia
nie potrafię już ratować się z topieli
własnych emocji jak Lorca i Dostojewski
jak sam jeszcze nie tak dawno
drugie piwo to skok
we własne zamyślenie i w grzeczność kelnerki
zbliża się poznaje, że ją podziwiam jak każdy
że boję się jej jak każdy
na tej sali
och gdybyż stała się nagle małą dziewczynką
lub podstarzałą blondynką napierającą
swoim kolanem na moje udo
na widowni Teatru Starego
trzeci papieros to skok
we własną samotność i w przemęczenie kelnerki
prze północą pozostajemy na tej scenie
już tylko sami ja i ona
w kącie idei
mężczyzny i kobiety
>>> 
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
                    Wizje ze świata marzeń są obce przedmiotom
                    punkt świetlny wędrujący wzdłuż horyzontu
                    czarna kropka na białym brystolu równiny
                    codzienność ludzkiego mózgu
                    drzewo które jest w tobie i żyje odwiecznie
                    lecz nie jest tobą
                    grzyb który tworzysz w sobie naprawdę istnieje
                    lecz nie ma związku ze snem
                    ból stwarza urojenia i wygłasza przemowy
                    buduje państwa takie jak Rzym lub ZSRR
                    jest przyczyną mającą ścisły związek ze skutkiem
                    ciało człowieka mieni się odcieniami czerwieni
                    jak płynny metal w nienasyconym wnętrzu Tantala
                    co jakiś czas pragnienie plami ziemię krwią
                    uczysz się mówić ciało od pierwszych swoich dni
                    lepiej byłoby się uczyć mówić –
                    nędza łagodny ty i ja
                    a wizje i sny pozostawić nocy
                    noc w której siedzi na tronie nienazwane
                    jest tak niebezpieczna
                    nie bądź więc ani drzewem
                    które w pragnieniach jest jak wiosna i dziecię
                    i nic poza to
                    nie bądź jak grzyb który może znaczyć tylko śmierć
                    wierzysz że marzenia Boga i twoje sny to jedno
                    kamienne węgło
                    przecież to tylko kosmos i świadomość
                    wizje ze świata marzeń są obce
>>>                       
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
              *Tracisz zapasy *
              Dostrzegasz w kosmosie tysiące pustych miejsc
              tysiące gwiazd cię oślepia
              wiesz, że nie możesz już prawie mówić
              to czas w marcu i kwietniu
              dusi twoją krtań swoimi łapskami
              i nie możesz nie możesz
              kamień czerwca
              unieruchamia twe serce twoje dłonie twoje usta
              słowa umierają
              z powodu października
              tysiące pustych miejsc
              czeka w kosmosie
              a ty tracisz wszystkie zapasy światła
              w listopadzie
              wchłaniasz światło, które spada z gwiazd
              ubożejesz jak ziemia w grudniu
              kuląc się z zimna ciemniejesz
              zamiast pulsować kolorami jak choinka
              wierzysz, że w chłodzie serca
              hartuje się kometa,
              na którą oczekują
              mędrcy i pasterze
>>>                             
DSCN2356a
                    Wielkie gwiazdy w pyskach współczesnych jaszczurów
                    uru Uruk glunth jaam gburr brreezn
                    wyjdę do nich i nauczę je kochać
                    niech i one cierpią
                    nauczę wierzyć i płakać
                    kajać ać nie kłamać
                    kielich mszy dla nielichych milicjantów
                    jaszczur szepnie
                    poruszaj mną, o tak! jeszcze jeszcze
                    może już dość?
                    nie! jeszcze, jeszcze
                    widmo karminowe blednie
                    jezioro paproci zlodowaciałych
                    snuvet tw
                    kobietę kuszącą mnie
                    poznałem z jednym jaszczurem
                    światło odbite od wielkiego kła
                    kłamstwa jaszczura
                    nie poraziło jej
                    światło odbite od kła
                    wielkiego ciężkiego słonia prawdy 
                    poraziło moje oczy
                    moje i mojej dziewczyny
                    stojącej obok mnie nad Morzem Martwym
                    leżę teraz na czymś miękkim jak mech
                    jak dywan docenta
                    jak torfowiska komitetów
                    jak brzuchy członkiń związku
                    gad usiłuje wskoczyć do mojego mózgu przez usta
                    zaciskam szczęki nadludzkim wysiłkiem
                    mocniej och mocniej,
                    rozwiera je łapą
                    przychodzi po swoje
                    połknięte kiedyś gadzie jaja
                    teraz zaczynają puchnąć w przełyku
                    już nie mogę dłużej się bronić
                    jaja podchodzą mi do gardła
                    oczy czerwienieją
                    stoję w jego gnieździe
                    wkopany w ziemię do wysokości kolan
                    woda zalewa dzieci
                    Gintro przychodzi w glisandzie wieku
                    sól wyżera oczy
                    dziewczyna chyta moje rece
                    wyrywa mnie 
                    z gadziego uścisku
>>> 
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
              * Dzwony cmentarnych kaplic *
              Biją dzwony cmentarnych kaplic
              rewolucyjne pieśni faszyzmu
              mając pewność że nie ma mądrych dzisiaj
              przeglądam kartka po kartce
              książkę pod tytułem:
              „Historia wysp Tuwemnie”
              cierpiałem dziś gdy zobaczyłem ją z obcymi ludźmi
              piłem potem długo wino przy świecach jak Baudelaire
              w swoich prywatnych okopach
              nie ma łodzi podwodnych w znaku Wodnika
              ustaliłem to wracając przez noc dobre sześć godzin
              ona stanęła w końcu korytarza w cieniu
              jej postać przesłoniła tajemnica rewolucji
              odgrodziła ją ode nie
              komunizm szepnął mi w ucho
              „odgrodziła ją od czasu”
              przywoływałem ją do siebie
              moja ręka kreśliła okręgi przed moim nosem
              a ona ani drgnęła
              zmieniła tylko mimikę twarzy
              ukazała mi zamiast twarzy
              sflaczały balonik pierwszomajowy
              korytarz zmienił się w szpaler wiwatujących ludzi
              a ona w byka trzymającego w pysku
              ryczące radio tranzystorowe
              z ktorego dobiegały dxwieki marsza na Placu Czerwonym 
              cóż to jest wypadek nadzwyczajny
              cóż to jest śmierć pewnego dziecka w gazecie
              narodziny gwiazdy w książce o powietrzu do dętek
              pasmo ekscesów głupich niewierzących ascetów
              wiry w plazmie mózgowej
              wiruje ąc i ką
              smutek ogrania muzykę i malarstwo
              wampir sekunda
              potulny leniwy kocur-życie
              biją dzwony na szczęście
              samobójczyni w kawiarni przy stoliku
              w popielcznice mnożą się embriony komunistów
              rozprawiają o śmierci
              pod paznokciami mnożą się sny
              do rozdrapywania ran
              dzwony dzwonią gniewnie
              biją na trybunie
>>> 
DSCN6136a 
              Moje drzewo zakwitnie tej wiosny
              gdyż stworzyłem je magnolią
              już widzę ten kremowy kolor
              miękki pień kielichy kwiatów
              bezlistna prawie świąteczna
              choinka cudowności
              tylko zamiast tchnień anioła
              pojawiają się na niej nagle ciężkie dojrzałe owoce
              w masywnym żeliwnym pancerzu – granaty obronne
              jak zdrada
                  Ptak usiadł na parapecie
                  szary, nędzny, głodny
                  na pewno zaraz odleci gdyż jego jajo już się kończy
                  horyzont zato zaraz zakwitnie
                  gdyż upadła bomba atomowa
                  myślę o zdradzie
                  jestem bardzo senny
                  zastanawiam się nad tym
                 czy kot może eksplodować mlekiem
              Miedziane burze i klucze ptaków
              debiut mój moje pierwsze blizny
              kolumny czołgów na ulicach
              pocałunki obcych generałów 
              wszystko powraca i wstępuje w nadprzestrzeń
              w kącikach oczu
              napełniony szacunkiem pleśni
              buduję z betonu i stali obronną magnolię
              ona ochroni mnie
              przed niespodziewaną eksplozją wiosny
              która wchodzi w układy z wrogiem 
>>> 
DSCN1366a             
*Eurokomizm *
Dowód poddania się morzu
dowód niewoli i wiary
chłód każdego poranka wyzwala zgęstniałe
tendencje cywilizacyjne
grozi grypą ten brak wiary w siebie
ta miłość niespełniona do wspólnoty
w ciekłym powietrzu przemyśleń
w styczniowym porcie przeładunkowym
niekonsekwencji i rezygnacji
wychłodzony na jakiejś małej stacji marzeń
podnoszę po raz kolejny zarzuty wobec systemu
pulsują mi skronie             
gdy mówię o Eurokomunizmie
śnieżna kula w moich nerwach
tocząc się rośnie
pociąg wjeżdża na peron
patrzę kończąc oczekiwanie
kończy się peron
kończy się suchy ląd
pociąg z samymi tylko matrioszkami Lenina
zawisa na klifie Kawczej Góry
>>> 
 ???????????????????????????????
Jego głowa odcięta
włożona w ramy
wsunęła się w perspektywę moich oczu
on walczył i ja walczę
jego głowa przyszła w paczce z Francji
i ja i ja
dnieje porywam się na siebie samego
z kulturą powiadomień o zaginięciu
z kulturą jęków katowanych kobiet
z kulturą realcji o zatrzymaniu poszukiwanych
genealogia siepaczy przejeżdża w samochodzie
jest tych samochodów tyle co klas
dla dzieci na przeciw mnie
i nikt nie chce pójść za mną
i nikt nie chce towarzyszyć mi
drepcząc przy moim prawym ramieniu
Wodorosty nad Kanałem La Manche
wodorosty nad Kanałem Elbląskim
tak samo schną w słońcu umierajac
mógłbym powiedzieć –
co mnie to wszystko obchodzi
dzisiaj widziałem się z moją dziewczyną
i to mi wystarczy
usta na przeciw poruszyły się
wypowiadając słowo: ODDAJ
GŁOWĘ
>>> 
DSCN1530a 
*By uśmiechy ich znaczyły coś *
Chciałbym je obie zniewolić poezją
by uśmiechy ich znaczyły coś
drwiące z moich trzewi
patrzące na mnie w szoku komety
chciałbym wolnością zniewolić je wszystkie
które mogą mieć wolne dzieci
bym nie musiał przemykać się skrycie
w ciemnych uliczkach moich anielskich myśli
bym zobaczyć mógł drogę moją
prowadzącą w ostępy bezkresów bez kajdan
One patrzą z okien pałaców zwątpienia
lub podglądają przez szpary w uchylonych drzwiach
jak zmieniony w panterę
cicho zbiegam po sekund schodach
wyruszając na żer wciąż nienasycony
Moje zegary – jakże chciałbym nakręcić je
tchnąć w nie stalowe silne dusze
by zamknęły w skargach winach krzywdach
moje czekanie na cud
Poruszyć chcę ten leniwy głaz epopei
niech spowoduje sam lawinę
pędząc w romantyczną dolinę
niech góry wszystkich planet
wypełnią doliny Ziemi
wiara i praca pośród boskich zamiarów
wtedy znajdzie swój czysty wymiar
Och, kiedyż wreszcie zabraknie potrzeb cierpienia
ale czy wtedy będzie mogła ludzkość
nadal rzucać Bogu w twarz to bluźnierstwo:
„Jestem ja człowiek jestem sam w słowie Twoim”
Bóg to nie gensek
kocha wariatów zagubionych w poezji
>>>
 DSCN1512a
 *Przyjaciel oto *
Oto mój przyjaciel
tylko on zawsze śpieszy mi z pomocą
gdy chmury ognia nad głową
znaczą mój kolejny kryzys
Mój przyjaciel często mnie odwiedza
podarował mi odtrutkę na samotność
– swoją dziewczynę
to się nazywa przyjaciel
Oto moja obecna przyjaciółka
czekam tylko na nią, mam tylko ją
robię dla niej prawie wszystko
gdy jestem pełen katastrof
mogę pójść do niej i wtulić się
w jej ramiona i płakać do woli
Oto moi przyjaciele
wiele wiele rozmawiają między sobą o mnie
o dziwactwach moich i osiągnięciach
ignorują moje szaleństwa
obmyślają razem jak mi pomóc
w tą jedną niedzielę zrozumiałem prostą prawdę
oni żyją za mnie
– mam przyjaciela i przyjaciółkę
a nie mam siebie
prawda kopnęła mnie w tyłek
jakże ja ich niecierpię
jakze ja ich cierpi
>>> 
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Tryliony nazw komór gazowych w moim sercu
wypisuję na czarnej tablicy
obcy piraci z kosmosu wyznaczają je
gdy znużony zapadam w sen
Gracje tańczą jak pląsawice wodorostów
w moich gęstych brwiach
łzo moja krwawa łzo wariata
tańczysz z nimi w oczach
mały chłopiec urodził się podczas
ostatniego w dziejach ataku atomowego
z ciała mężczyzny, który biegł do kościoła płacząc
biegł po spowiedzi ratunek
serce jego zawisło nad życiem
jak sopel Damoklesa
którego kryształki koronki śnieżynki
były nazwami
sytuacja była gaworzeniem noworodka
Wielki Wóz niskiego obszarpańca – wozaka
dowoził nadzieję
ukryty w przydrożnej truciźnie spojrzeń
chłopiec patrzył na to jak wóz przejeżdża
w zachodu na wschód z południa na wschód
nagle wtoczył się do jego serca
wielkiego jak przerażenie wobec końca świata
wóz znalazł się w sercu chłopca
Komory gazowe serca
koniec ludzkiej cywilizacji
żłobki i cele więzień w jednym sercu
ktoś to wszystko chce wymazać z mojej pamięci
ktoś obcy wrogi w moim śnie
z piracką flagą wśród narodów
>>> 
DSCN1499a 
*Boję się myśli *
Otwieram się coraz bardziej na Boga sztuki
bo boję się coraz bardziej swoich myśli
coraz bardziej kocham nieznane
oj co to będzie gdy
przestanę się bać swojego życia
a zacznę bać się ich
boje się głupoty niewiedzy
niepewności niedoinformowania niedopowiedzenia
niezrozumienia władz
nie nie nieskory jestem
do płaczu nad nimi
jeszcze nie
ciało nie jest ideą
to ona mnie boli
ciała już nie czuję
postanawiam na całe życie moje –
nie boję się nie boję
nie czcić strachu
w ciele
i materialnego cielca władz
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
*Dywany *
Dlaczego ja dywan porównuję do
schodów duszy
a poeci szaleni do wiosennej łąki
czyżbym był aż tak szczodry
wędruję przez noc ulicami Krakowa
moje serce jest refleksem księżycowym
na szynie tramwajowej
wsiadam do ósemki razem zagubioną dziewczyną
Dlaczego dywan teraz kojarzy mi się
z kiecką tej kasztanowowłosej
mój wyścigowy samochód to krasnal
mój kot biega wokół tramwaju
jak uczucie wyrzucone na dwór
nie mogąc znaleźć sobie miejsca
Dlaczego mieszkam w dywanie
jem dywany
modlę się na dywanie
JA
chciałbym być kimś innym
wiedzieć dlaczego tacy jak ja
wyścigowe krasnale żelaznych mostów
koty przodowników pracy
muszą się ciągle zastanawiać
nad muśnięciem włosów pachnących
w tramwaju na Stradomiu
leżąc już z twarzą w dywanie
obok pętli tramwajowej
w Łagiewnikach
>>>
 OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Biała linia
sen, o który tak łatwo
gdy czarny kruk usiada na gałęzi drzewa za domem
to pożądanie łódź płynąca pod mostami sztandarów zwiastowań
rewolucyjne zrywy pieśni powstańcze
podziały i różnice, dzięki którym nie kończy się świat
zdania zawierające przesłania dzieci zamknięte w słowach czerwonych
zaczynają się po katastrofie wodospadów
twoja ręka dotykająca ściany naszych wspólnych czarnych zatrzymań czasu
ręka wchłaniająca chłód naszych powitań
ty wielka nadąsana wierząca,
że kompleksy są niemożliwie nieprzezwyciężalne
wielkie Nic i Ja
biegnący po pijane obrazoburcze pożegnania
kotlina, w której nie stopił się jeszcze mózg ukryty pośród
wielkich czarnych gór wulkanicznych
pójść odważyć się zerwać kolorowe przesłony
okaleczoną ręką spracowaną ręką ciężką jak ołów
to przywołania wszelkich białych linii
ta biała linia biała linia
przejdźmy po niej
wejdźmy do Liceum by odnaleźć martwe przedmioty
wejdźmy do tego krematorium
zjedzmy sałatkę w przyinternackiej stołówce
sałatkę z ocen wyśmianych
przez kontury i czerń chałatów i garniturów
muchy i muzyka pustynie Abrahama
wielka kra spadająca na wiernych
manna unoszona tumanem szarańczy
nad Ocean Atlantycki
ulice Nowego Jorku chociaż płyną są pełne chłodu
ulice Krakowa tak białe są arteriami, przez które
z podziemi wtłaczana jest surówka dla radzieckiego odbiorcy
patrzę na ciebie stojąc na łodzi
widzę łódź twojej twarzy
patrzysz z niej na mnie taka blada
byliśmy razem słowo stało się ciałem
ciało stało się piękne
łodzie popłynęły dół rzeki
jesteś moją białą nitką pod powiekami, gdy otwieram
oczy widzę jak siedzisz tu przede mną szukająca delty
pełna nienawiści
wroga mi ty, która zmieniłaś krę na łódź
ale nie zdążyłaś przesiąść się na statek
przed wypłynięciem na ocean
usprawiedliwiam twoją prehistorię
usprawiedliwiam twoją histerię
pożeram w locie owady odrąbuję słoniom trąby
potem układam bitumiczne dywany oplatam Ziemię
wężowym swym zadufaniem
usiłuję ją dusić jak ciebie apaszką serca
jak dwuletni syneczek swego wielkiego ojca
dokazuję irytująco
podziały wzdłuż białej linii sprawiają,
że nie ma we mnie wesołości ani prawdziwej radości
jestem poważnym chloroformowym kotem
coraz częściej opowiadam
śpiewając na baczność hymn,
że jestem królem obu biegunów
brodzę czasami nawet bluźnię
nie nie żartuję
mały biały punkcik kiedyś
wielka biała linia dziś
a jutro być może światło zdrady
albo oślepiający blask śmierci za prawdę
listwa w okiennicy białego okna
otwartego na czerń nocy
>>>
DSCN2007a
*Brzydkie kaczątka twojej wyobraźni *
Komu przydadzą się brzydkie kaczątka twojej wyobraźni
przydadzą się mojej wyobraźni
łodzie wieczornego nieba
nierymowane klozety niepubliczne i publiczne
ten diabeł chodzi jeszcze po ulicach naszych miast
to piekło rozsiadło się przy okrągłych stołach
sztuka jest niepotrzebnym elementem komunistycznej pełni
myli się wrzód w głowach najniebezpieczniejszych
ludzi radzieckich w moim kraju
piana wzburzonych wód
kruchy lód ściętych mrozem rzek
w takie noce nie przydadzą się nawet nauszniki domów
trzeba pamiętać i patrzeć przez okno nocy
myśleć z dobowymi przerwami na spojrzenia
pośród sflaczałych robotników Atlasów
ratunek w tych pauzach sinieje własną
emocjonalno-intelekualną opozycją
komu potrzebne są diagramy indywidualnych zdarzeń
komu słonie muszą podawać kawę do łóżka
by uwierzył w ich istnienie
>>>

1982

Posted: 01/05/2014 in Wiersze

1982

 
DSCN5680a

„Piotr zamilkł”

https://ridero.eu/pl/books/bez_tytulu_18/Ridero

*Biały ląd*
Schodzę po zboczu góry miłości
do miasteczka zamarzającego w stalowej
rękawicy stanu wojennego
Nie kocham nawet tak siebie samego
nie uwielbiam nawet tak własnej płci
tak bym mógł złączyć moje nogi z odgłosem
kroków na skrzypiącym ubitym śniegu
parę metrów przede mną
Nie wzniosłem się w hierarchii fałszu i obłudy
na tyle by poznać prawdę w upadku
Nie cierpiałem na tyle by przywiązywać wagę
do koloru rozlanej krwi
cóż mówiłem kiedyś oddaję się torturze
zabijam się by móc inaczej żyć
Żyję teraz na krawędzi samobójstwa
w ten sam sposób
sprowokowałem tylko zło
Teraz co dzień ono mi powtarza:
„żeby Polska mogła przetrwać
wy wszyscy Polacy musicie zginąć”
Na pustych ulicach miasteczka przygnębiający blask śniegu
przerażająca biel wokół
i nic oprócz strachu, który omalże krzyczy:
„nikt z was nie tworzy historii
nie ma tam dla was miejsca,
właśnie ja jestem treścią i celem epoki”
Widzę strach na okolicznych wzgórzach
jak miota wściekle białą kurzawą
a potem jak baraszkuje na powierzchni fal czasu
Miłość i my opadamy w odmęty
w społecznym oceanie totalitaryzmu obumieramy
i wapienne skorupki naszych niezłomnych myśli
lecą, lecą na dno
W głębinach skała rośnie, wznosi się w górę
budowana śmiercią wyrzutków
Biała rafa chce dosięgnąć powierzchni szybko
Biała zima rosyjska szaleje nad kontynentem
Nowy tajemniczy biały ląd powstaje w odmętach
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
 
* Patrzeć wciąż tylko przez grób *
Czasem wydaje się, że już czas,
aby spojrzeć na świat przez innego człowieka
sprawdzić czy prawda jest taka sama
w oczach chłodnych i obcych,
aż chce się sprawdzić, czy każde czyste słowo
całkiem się tam może unicestwić
Jak myślisz, czy są takie chwile jeszcze dziś,
gdy nakładają się na siebie obrazy
powstające w drgającej mózgowej materii tłumu,
kiedy miejsce naszej Ziemi wypada tuż obok Słońca
Czasem wydaje się, że sprawiedliwi oślepli całkiem już
i chce się grzebać tolerancję w kamiennym centrum serca
wierząc w Boga i siebie patrzeć tylko przez grób
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
 
* Mieszkanie *
Moje dzieci przychodzą na świat
w mieszkaniu, w którym zasłonięto wszystkie okna
zamurowano wszystkie drzwi
gdzie tysiące nietykalnych skarabeuszy
w bojowym szyku przetacza tam i z powrotem
metrowej wielkości kulę gnojową
Muszę ciągle przenosić łóżeczka
usuwać je z drogi tych konsekwentnych uparciuchów
wciąż zaskakiwany zmianami marszruty kierunku
Na kuli widnieje niezdarny napis: „Ziemski Glob”
a na gnojowych śladach hasła propagandowe
Czasem, gdy uda nam się ukryć, w którymś z pokojów
mówię do dzieci półgłosem
tłumaczę im znaczenie starogreckich mitów
i słowiańskich legend
nachylam się nad ich twarzyczkami i szeptam
– moje maleństwa, kocham was,
ja urodziłem się w tym mieszkaniu i zastałem tutaj to wszystko
Moja miłość do nich stała się czystsza
odkąd przebiłem sobie w ścianie
malutkie okienko na zewnątrz
w łazience tuż obok lustra
wyjęte cegły dla dzieci schowałem
może pewnego dnia staną się im do czegoś potrzebne
>>>
DSCN0413aa
Jak ja kocham takie noce:
samotny i szczęśliwy
piękne opowiadania Faulknera
cichutkie ballady Dylana w lewe ucho
szklaneczka wody pod ręką
papieros, gdy zegar decyduje się
uderzyć dwa razy na trwogę
wyzwalające myśli o własnym uczuciu
refleksja na temat świadomości poza ciałem
jedyny niepowtarzalny nastrój nocnej lampki
śmiech jako konsekwencja niepohamowanej radości
przychodzącej tylko dla tego
że istnienie dało znać o sobie
kocham myśli o tym, że jestem w ogóle
kocham noce wypełnione takimi myślami
kocham być samotny i szczęśliwy
>>>
??????????
Zaparkowany w ciemnej uliczce nieoświetlony samochód
jest godzina druga po północy
na przednich siedzeniach samochodu
siedzi dwu trzydziestoletnich mężczyzn
dwoje starych przyjaciół dawno z sobą nie rozmawiających
wymieniają prawie szeptem zdania
nie patrząc na siebie nawzajem
dwa ogniki papierosowe poruszają się
w  czarnej puszce
Tępo patrzą w przednia szybę
dwóch dojrzałych mężczyzn wykończonych przez komunę
intencje w ich zamierzeniach są jak braterstwo
wyczerpanie jak podobieństwo ich sylwetek
rozmowa to dwa krwawe monologi faktów
potworny kac przyniesiony z różnych dróg
jakby w środku udzielał się maszynie
teraźniejszość rzeczywistość dopada ich właśnie tu
i rozdrapuje rany
a przyszłość to zaledwie przednia szyba samochodu
Ze szpary w uchylonej szybie bucha na zewnątrz
papierosowy dym a wdzierają się na jego miejsce wizje
stworzeń bez miłości
Dwie głowy ciężko zwieszone na piersi
wypełnione intymnym bólem
w pytaniu: co dalej?
>>>
??????????
* Jak do tego dochodzi *
Kamień metal ciężar
zmęczenie gorycz samotności
skojarzenia myśli sny
milczenie słowa muzyka
rewolucja ideologia schizofrenia
motyle czołgi motyle pokój
ulica ulica tłum wojna
niebo kamień egzystencja
krzyk krzyk śmierć
kamień kamień ciężar
 >>>
??????????
* Ono *
Rodzi się tam gdziekolwiek się zabłąkasz
przypadkowo gdziekolwiek zgubisz drogę
zanim wymkniesz się z pułapki ono jest już samodzielne
obok ciebie i wraca gdy ty znów jesteś na głównej drodze
jeszcze jedno odmienne towarzyszy ci i nie jest tobą
tam w górach gdy już zrozpaczony tracisz nadzieję
w największą noc gdy chcesz już tylko śnić
nawet gdy chcesz żyć nawet gdy chcesz żyć
ono przy twoim boku wzrasta samodzielne
 
Nic z tego ono rodzi się i go nie powstrzymasz
wychodzi samo na świat i mówi
nie pozwolę uważać mojego stwórcy za wariata
A ty od tej chwili już w niczym mu nie pomagasz
słońcem nazywa ciebie, Platonem lub papieżem
jest pierwszym hippisem prezydentem
umiera tak jak Hendrix a rodzi się jak Solidarność
wychodzi z faulknerowskich wsi by przewodzić
nowojorskiej Cyganerii jak Dylan
kocha się z księżniczką z gwiazd na najpiękniejszej plaży
po meczach Cracovii pije piwo razem z Boschem
Jako Mallarme topi się w błocie rockowego festiwalu
pisze wiersze na małych kolejowych dworcach Giżycka i Lubania
jak Allen Ginsberg
jest jak polski opozycjonista w San Quentin
Takie ono jest gdy raz się urodzi
boskie dziecko człowieka nie chce umrzeć z tobą
dziecko odmienności
>>> 
DSCN0174aa 
* Witraż *
Jest to festiwal witraż
ja to ja to moje uczucie
ja widzę tęczę albo tak was kocham
ja tylko ja w moim pragnieniu
to tylko moja wiara
to nic tylko jestem zakochany
oglądam barwny krajobraz
ja to ja to moje poczucie piękna
zgadzam się na moje zwierzę wrażliwości
ja to ono
 >>>
DSCN0190a
* Nasze własne więzienie (po latach) *
Rodacy zbudujmy wreszcie to więzienie
zróbmy nareszcie coś dla polskości
postawmy te mury wysokie do nieba
ceglane betonowe żelazne ściany
o grubości dziesięciu metrów
wytężmy ramiona w wysiłku
w małych okienkach niech o zmierzchu
czernią się kraty ze stali naszych polskich hut
zamieszkajmy w tym więzieniu, wstawmy do niego
prycze sklecone przez polskich stolarzy
rzućmy na nie słomę z polskich pól
zatrzymajmy jeden promyk własnego słońca
niech odbija się we wnętrzu do końca dnia
postawmy u drzwi złego klawisza,
który będzie klął po polsku
zamknijmy się każdy w swej celi
zwalmy się na barłogi
i wyjmy z bólu wyłącznie
w naszym kochanym ojczystym języku
>>>
??????????????????
* Toccata  na Stan Wojenny*
Wszystko się kończy wokół
umarłe godziny uwidaczniają się
jako zbiory kresek, linii, figur na grobowcach
starzy ludzie zniecierpliwieni odchodzą w zaświaty
młodzi giną na ulicach
ja nie mogę niczego zacząć, gdyż
jak wynika z artykułów w gazetach  mam skrzywiony
obraz świata w głowie
Zbudzony tuż przed wschodem słońca
staję w oknie i czekam,
gdy zaczyna świtać wyłaniają się przede mną
niedalekie wzgórza
po chwili słońce zaczyna się ześlizgiwać
po szklistej powierzchni śniegu rażąc moje oczy
nagle cichną wojskowe słupy telegraficzne
szepczące coś do siebie po ciemku
i oto nad niebie ponad górami
pojawiają się wspaniałe złote organy
na czerwieniejące rankiem ośnieżone pola
spadają potężne szorstkie akordy
moje niebieskie ręce
grają Toccatę walczącej Polsce
 >>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Całe życie *
Jak to jest że całe życie
przygotowujemy się do roli policjanta
Nasze słowa nigdy nie nawiązują kontaktu z intencjami
nigdy nie wiemy jak wielkie
przypadkiem jest ich znaczenie
Całe życie dążymy do ścisłego określenia innych
do wyznaczenia im granic
Nie dopuszczamy myśli że to wszystko służy celom imperium
podświadome intencje policjanta
Czarne powolne karaluchy wyłażą z naszych ust
całe życie żyjemy dla wolności
prowokując śmierć
 >>>
??????????
* Zanim prawdziwe życie  rozkwitnie*
Twoje obsesje muszą wychylić się
nad przepaścią czterdzieści cztery razy
i spojrzeć w dół właśnie tam
Masz zobaczyć swoją marną śmierć
cofnąć się na powrót na cudowną
zieloną łąkę
Twoje pragnienia mają napełnić się
rozkoszną słodyczą z ust ukochanej
zaraz potem
Twoje koszmarne zwidy potrząsnąć muszą
twoim łożem osiemdziesiąt osiem razy
nim wtuli się twa długowieczność
w ramiona młodej piękności
Masz zobaczyć jak prawdziwe życie
rozkwitnie w tych, co uniknęli śmierci
mając w oczach przepaść
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Dym i wiatr  *
Jak można chcieć odejść pośród kłębów dymu
ze stu papierosów jednego wieczora
skakać z mostu samobójców głową w dół
gdy ma się skrzydła u rąk
Czy można zasnąć na ziemi tak by się już
nie zbudzić gdy zadrży
Kto wierzy w niekończącą się burzę
jest niecierpliwym głupcem
Kiedy ten krąg ognia nie ma dość siły
by spalić siebie w sobie
Każdy wiatr otwiera nowe bramy
oczyszcza ziemię i pozbawia
ją samą celu
Jak można tego nie dostrzegać
że dym rozwiewany jest przez wiatr
w ostateczności
>>>
DSCN0407aa                            
* Jak wszyscy… *
Miejscy ludożercy chcą mnie pożreć
poczciwi wiejscy ludzie chcą mnie wykończyć
zmuszając do pracy ponad siły
najbliżsi zmuszają do miłości
pijani żołnierze na rogatkach miasta
kpią ze mnie gdy ich mijam
literatura współczesna mnie ośmiesza
lustro rozsypuje się w kawałki
gdy usiłuję się w nim przejrzeć
gdy wygrywam przyjaciele umierają zaraz
na moich rękach
uciekam biegnę co sił
dopadają mnie
rozstrzygnięcia najwyższego sądu
kwitnącej przyrody
cierpię na manię prześladowczą
jak wszyscy
jak wszyscy
jak wszyscy diabli
>>>
??????????
Sam w domu z żyletką w łazience
wsłuchuję się w gitarowe grzmoty Hendrixa,
który nawet tu wdziera się ze swoimi glissandami
i sprzeżeniami
ze swym koncertowym hymnem USA
rozbija ściany mojego ostatniego bunkra
Chrystus właśnie zdążył z niego umknąć
gdy zapadła decyzja o zemście
tracę świadomość osuwam się zemdlony
na płytki obok wanny
lawina gruzów wali się na moje ciało
budowla i ja upadamy na zawsze
odzrzutowce nadlatują
karabiny maszynowe terkoczą
domy partii płoną
zemsta muzyczna
>>>
 OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* W koncentracyjnym obozie racji stanu *
Chodź kochanie, chodź
przytul się gorąco obejmij mnie
jeśli mam stać się dziś więźniem
chcę uczynić to w twoich ramionach
jeśli mam popaść w niewolę
niech będzie nią miłość twoja
Teraz gdy tak nieludzkie restrykcje
spadły na opustoszałe miasta i wioski
drogą wiecznego zesłańca
niech będzie twoje życie
W koncentracyjnym obozie najwyższej racji stanu
zatrzymaj mnie na zawsze przy sobie
Najdziwniejszą wojnę najtęższy mróz
największą powódź największy głód największy strach
naszego życia przetrwajmy
trzymając dłonie w dłoniach
tak dobrych i sprawiedliwych
niech otoczą mnie i zamkną twoje ramiona
czułe i wolne
>>>
 DSCN2069aa
 * Na pewno *
Dzikie dziecko zrodzone z ojca
odzianego w niedźwiedzią skórę
gdzieś w wykrocie Puszczy Sandomierskiej
gdzieś na bagnach nadnoteckich
którego zrównoważone zachowanie
nawet tam burzyło krew dzikim rodzicom
obłaskawiło najbardziej krwiożercze
zwierzęta i do uległości zmusiło
Gdy ruszyło poprzez ostępy
wszelkie stwory podążyły za nim
z przedziwną mgłą w ślepiach
Pierwsi napotkani ludzie gdy go ujrzeli
zrozumieli że też czekali na niego
Na dworze księcia rada starszych
była zaszczycona jego przybyciem
Na dworze cesarza Potęga zdradziła się
że jest jego siostrą
Nieokrzesane maniery były dowodem
jak się wszystkim zdało czegoś wręcz przeciwnego
Pospólstwo i władcy dojrzeli w nim siebie
wszyscy stojąc pośród zwierząt byli pewni
że przyniósł nadzieję
A on zagrał przed nimi na nosie
piskliwie wrzeszczał że w oczach ma wolność
i pokazał na swoje ślady a potem
skierował wskazujący palec w górę
gaworzył że nic z tego nie rozumie
że jest taki głupi
a to że świat mu zaufał zawdzięcza
po prostu temu że na pewno to ma
a nie że go odkupi
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Gnostycki pastuszek sekretarzem partii*
Już od lat nie potrafisz
objąć tej ziemi czule
ty gnostycki pastuszek
ty co ją jako mały chłopiec pieściłeś
jak dorosły mężczyzna
zapładniałeś ją szeptami mając pięć lat
na mokrych łąkach:
– ja wiem że każda twa drobniutka roślinka
jest wielkim znakiem
– ja wierzę, że nie masz w sobie nic
co jest małe niegodne
Od lat błąkasz się i rozgłaszasz
że twoje imię dumnie brzmi
to wcale nie to że byłeś tam
gdzie miarą wielkości jest uznać siebie
za praojca w ziarnie duszy
ani tam gdzie wszystko zbiega się do ciebie
poprzez pustkę Wszechświata
twój smutek rozświetlił wierzchołek na którym usiadłeś
najkrótszą drogą jednego ekstatycznego wieczoru
przybyłeś do celu i nie wart jesteś nic
twa ziemia została naga zapłakana
porzucona dla śmierci
A gdy odrodziłeś się w zmysłach
gdy stałeś się z jedności prawdziwą osobą
tracąc miłość
popatrzyłeś na strzęp bezpłodny swego ciała
który upadł w czarną zaoraną czekającą ziemię
Drapiesz od lat jej skórę pazurami
miotasz się wściekły bezsilny
nie mogąc dla niej uczynić nic naprawdę bezcennego
a ona wciąż jeszcze słucha okrzyków:
dumny, dumny!
>>>
???????????????????????????????
* Oto  jestem  *
Muzyka zrodziła mnie w środku nocy
wyszedłem z fusów po wypitej kawie
zeskoczyłem z brzegu filiżanki na klubowy stolik
a ona była wokół tą duszną atmosferą
pustoszejącego klubu gdy dym papierosowy
opadał na zwolnione miejsca
zadrgała w rogu sali półcieniami ziewnęła przeciągle
tak smutnym gitarowym pasażem
umierająca rockowa ballada dwu łkających gitar
oddawała swoje życie
łza po łzie cichła w wybranej swej katakumbie
porzucając czas porzucając ludzi
Ja usiadłem ogromny już i wyniosły
by rosnąć i dojrzewać wciąż nią
w takiej chwili
Czyż muzyka może istnieć tylko wtedy
czyż nie ma nic wspólnego z człowiekiem
oparty o kamienną płytę tworzyłem
w rozwierających się w nieskończoność
źrenicach oczu przejście deliryczne do rezerwatu dusz
Snując się po podłodze smugami półcieniami
wznosiła się mocniejszymi akcentami do oczu
wypełniała mnie rodziła wciąż jak ludzie uczucia
lecz przecież one nie poruszają się w grobach
przecież nie umierają istnieją tylko w ciałach
Muzyka odnalazła mnie w ciszy
zmieniła się w moje „jestem”
i znikneła
oto jestem więc
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Przychodzę do ciebie *
Przychodzę do ciebie
zamykam za sobą drzwi twojego mieszkania
Jakże chciałbym powiedzieć
– jestem już wewnątrz
Biorę cię w ramiona
Jakże chciałbym powiedzieć
– przyszedłem tu sam jeden
Tego wieczoru wychodzę na brzeg
ogromnego oceanu
Tej nocy przemierzam go –
ja dumna fregata
w napięciu setek lin
wybrzuszonych wspaniale białych wielkich żagli
frunę jak albatros nad wzburzonym odmętem
wynurzam się jak delfin pośród fal
Jakże chciałbym powiedzieć
– potrafię dotrzeć do celu
Twojego policzka najjaśniejsza bladość
kontrastuje w zetknięciu z szorstkim
brązem mojego ramienia
Jakże chciałbym powiedzieć
– kocham cię …..
>>>
DSCN1583a 
* Patrz z czego żyjesz *
Gdy go spotykam na klatce schodowej
mówię mu wciąż – patrz z czego żyjesz
człowieku
A on przez drzwi odkrzykuje – gówniarz
– ten rytm ten rytm mną porusza
i tańczy w progu
idzie główną ulicą i strzela z palców
przytupuje nogą
Mieszka obok mnie tuż obok
tak chciałbym się kiedyś dowiedzieć
cóż ważnego u niego się dzieje
jest taki inny niż ja
nie ma żadnych sukcesów
co go utrzymuje przy życiu
Moja dziewczyna bardzo lubi patrzeć
jak on schodzi ze schodów
tak chciałbym się kiedyś dowiedziec 
dlaczego jestem zazdrosny o nią
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
* I znów *
Wielka manifestacja
zdeterminowani podążamy w dół ulicy
z okrzykami wyrwanymi z pyska błotnej kałuży
lśniącej w słońcu
ogromne smutne ściany zbliżają się w naszym kierunku
uwięzieni w sobie siedzimy na transparencie
którym zmyliśmy właśnie podłogę w kuchni Breżniewa
pretensje Europy
która chce abyśmy byli jeszcze bardziej zdeterminowani
tak jak ci z Katynia
która nie chce uwierzyć że jesteśmy dziećmi
że musimy zacząć od siebie
może właśnie w kuchni pośród niedomytych garów
może w kolejce po buty lub gęsie pierze
gdy deszcz przerywa manifestację
zaczynać właśnie od siebie
ściany zmiąć jak ścierkę, wykręcić ją, zniszczyć
kobiety unieść na rękach na kwietne łąki wolności
zerwać na zawsze z tym zawrotem głowy
zerwać z tym: i znowu i znowu
i znów
pod ściąną
>>>
DSCN1603a
*Jedno moje skinienie *
W marzeniach uderzyłem ręką w twarz dyktatora
i nagle moje wargi zaczął toczyć rak
napisałem wiersz o własnej duszy
i nagle dziecięce przerażenie zbudziło mnie
w ramionach matki
podczas gdy na zewnątrz niebo spadało
na ziemię kościołów parafialnych
ogromnym czarnym krzyżem
poznałem i pokochałem dziewczynę
i nagle podreptałem w żałobnym kondukcie
za jej trumną
zdobyłem nowych przyjaciół
i nagle począłem dokładać szczap do stosu,
na którym palono ich ciała
mając na ustach słowa:
daj im wieczny spoczynek
rozmawiałem rano z ojcem o polityce
i nagle zacząłem go ośmieszać i poniżać
zawierać przymierze z własna aberracją
umknąłem w ciasną skorupę orzecha
aby być doskonale niewidocznym
aby pozbyć się cywilizacji dnia
i nagle stałem się ziarnem tego jedynego wieczora
kiedyś były tu dzikie zwierzęta
unoszące na grzbietach małe dziewczynki
kiedyś była tu wielka chmura
wpływająca przez otwarte okno
niosąca w sobie cień zła
kiedyś dyktator umierał nędznie
na jedno moje skinienie
dzisiaj w myślach pięść ląduje na szczęce dyktatora
i nagle marzenia umierają 
>>> 
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
* Sprzeczność  sama w sobie *
Oto znowu jest tutaj ona o imieniu
Sprzeczność Sama w Sobie
nadobna usiadła przede mną
śmieje się i wylewa łzy
co za udany kryzys najdroższa
kocham ten gest palców zmarłego
i już nic więcej
Nareszcie nareszcie nie musi
nikt nic rozumieć
po prostu płyniemy i jest cudownie
a wokół burza szaleje
>>>                                                            
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Co za cudowny kryzys  *
Zabij mnie jestem szczęśliwy
nikt nie wskóra nic
gdy umieram jestem szczęśliwy
jak to jest możliwe
bohater
W co chcesz mnie zmienić nadobna
niezwyciężona
pozwól mi jeszcze to wypowiedzieć
i rób co chcesz z moim ciałem
męczennik
lecz nie dotkniesz duszy
teraz jestem szczęśliwy
co za cudowny kryzys
niezwyciężony płonę
żertwa
Dziewczyna odeszła po tylu latach zdrady
Ojczyzna skazała mnie jak Sokratesa
Matka mnie opuściła
– nie jestem sam
>>>                                             
???????????????????????????????
* Całość *
W każdym kawałeczku tej brutalnie rozwalonej miłości
czuję całość palącą
rozbity w pył czuję w sobie moc zmartwychwstania
co za radosny kryzys     
burbon i ból po rozstaniu
rozlane na zawsze
ściekające kroplami ze stołu
są jak spadające gwiazdy
tulipany uschnięte na szafie bez pocałunku
leżę we krawi na podłodze
z uśmiechem
jak księżyc
>>>
DSCN1371a                                                             
* Władza *
Jestem młodym człowiekiem
urodziłem się i żyję obecnie w dolinie
przepięknego Południa Powstańczego Kraju
posiadłem miłość matki i szacunek ojca
nie jestem w stanie przypomnieć sobie aby
kiedykolwiek czegoś mi brakowało
kocham moją dziewczynę z wzajemnością
realizuję swe najdziksze pragnienia konsekwentnie
ludzie wśród których żyję odnoszą się do mnie przyjaźnie
moje depresje nie niszczą mojego zdrowia
cierpienie nie wyjaławia moich ambicji
w boskich snach rozwijam się wolny
potrafię być wesoły na zawołanie
Gdy tak wszystko podsumowuję i przestaję pisać
o prawdach prywatnych
długopis naprawdę sam pozostawia natychmiast na papierze słowa:
            kat, szubienica, wynoś się, czarny, skrawek
            materiału, wyłupione oko na brukowanej drodze, wielki
            ogromny, słońce, pożera, tam, tam, tak, nie
            bez sensu, praca, ojczyzna, kiedy, przyszłość, akcja, racja,
            musimy, komin, dym, nigdy, system, Warszawa, siwy, ślepy, łysy,
            gazeta, telewizja, koniec, płaczące dziecko, kłopot,
            nie twój interes
                                   WŁADZA
>>>
DSCN0864 (2)
              * Katamarany *
              Proroczy uśmiech nie schodził nam z ust
              gdy straciliśmy szansę tej jednej nocy
              Dziś wszystko już proste
              jak osłupienie matek na widok
              kłębiących się żelaznych wymiotów
              ich pobitych dzieci
              Dziś wszystko już jest jasne
              gdy zbrodnicze żółwie wychyliły głowy ze swych skorup
              odwracając je na wszystkie strony
              starając się ogarnąć  wzrokiem kałuże krwi
              My na morzu prześcieradeł i kołder
              pędzimy w nieznane swymi katamaranami snów
              zarzucając po drodze wędki zrobione z gumek od majtek
              których przynęty atakują rekiny somnambulizmu
              Prości ludzie wściekają się                        
              prorocy uśmiechają się jak my tej nocy
              choć wszędzie wzrastają kwiaty o płatkach z kropel krwi
              gdzieniegdzie również orchidee-libido pasożyty społecznych lędźwi
              Najdziwniejsze oceany wypełniły zagłębienia na polnych drogach
              idziemy przed siebie choć przeczuwamy,
              że stalowe ręce już ustawiły na drogach czołgi spotwarzania             
              Gdy życie rodziło się w ciemnej chacie
              żarówki paliły się całą noc nieopodal w pałacu
              czołgi ruszyły z kopyta rozchlapujące kałuże
              szybko zatrzymałśę w kruchtach i kuchniach
              W naszych mózgach zanurzono ręce
              szukające w lepkim popiele ostatnich iskier wolności
              giganty spite oliwą zagrzmiały: idziemy po was
              fabryki, fabryki mamy dla was środki produkcji
              praco, praco jesteś wolna
              lecz robotnicy zmarli na pierwszej zmianie
              Gdy wciąż śmiejemy się ze śmierci
              widząc co czas wyprawia w jednej kropli naszej łzy
              Gdy wciąż płyniemy pośród stworów już niekryjących
              się w głębinach propagandy
              wywołujemy ich osłupienie proroczymi uśmiechami
              na zmiażdżonych ustach
              Zamknięty za drzwiami nienawiści stulił bestialski pysk
              koszmar komunizmu
              nie zatrzymujemy się
              nie rezygnujemy z kwiatów
              nie płaczemy
              nie przestajemy się uśmiechać
>>>
???????????????????????????????
* Ludowiec  *
Kiedyś tańczył w zespole góralskim u siebie we wsi
teraz gdy pije wrzeszczy swe przyśpiewki aż uszy bolą
zaciągając jak przystało na dziecię ludu
Siostry ma w „Stanach” więc chodzi w dżinsach
i szpanerskich koszulach
powiedział, że jak patrzy na mój łachmaniarski wygląd
to robi mu się niedobrze
Jego brat jest Wojewodą – zdolny był od dziecka
a więc układy jego też są ludowe poprzez władzę
Piął się w organizacji tak samo ludowej
ale rozpił się nie w porę
Teraz jako esbek pilnuje w domach studenckich
i hotelach robotniczych by nie odrodziło się
kułactwo i drobnomieszczaństwo w potocznym rozumieniu
Prześladuje mnie za moje  niebezpiecznie antyludowe
długie włosy
przeszukuje po kryjomu moje szafki
rozpowiada o mojej rozpuście i pijaństwie
cichociemny szeptany –
ludowiec 
na wysuniętej śródmiejskiej placówce –
Antyślimak
>>>
DSCN4518g
* Tylko nie kobiety *
Wyciągnięty na tapczanie w swym luksusowym apartamencie
nasz współczesny troglodyta
Tak, zmrużył oczy
Tylko nie kobiety, niech to minie
Niech stanie się ten wieczór
Kiedy zdechnie to popołudnie
Wielki sprężony, pewny siebie mężczyzna
On czuje tylko to jedno – zagrożenie światłem
Boi się tylko niepewności – kto umrze pierwszy
Tak pragnie mieć jeszcze czas by wciąż myśleć w ten sam sposób
Nie ma siły na gest, który sprowadziłby chłodny wiatr
odsłaniający, gwiżdżący dowód nieszczelnego mózgu
Palcem u nogi maluje na ścianie uciekającego bizona
czasu
Tak, słucha muzyki, wielkiej muzyki
Kobiety pierwsze gotujcie się na śmierć
On współczesny ma prawo wyboru
alternatywne spacery żałobne pomiędzy sąsiadami
Popołudnie to strach przed tym kogo znów uśmierci
czy aby to nie będzie tym razem on sam
Noc to prawda, to brak wstydu
Wielki mężczyzna wyciągnięty na wielkiej wskazówce zegara
zmieszany o wpół do siódmej wieczór
uwięziony w przeczuciu śmierci wybiera katowski tryb życia
nie dla siebie dla siostry swoich najprymitywniejszych odczuć
Wielki nowoczesny niewolnik absolutu wygody
Tak boi się myśleć by jego popołudniowy wróg
nie wtargnął tu z nowym trupem ukochanej osoby
Tak, przeżyć chce kolejny wieczór znów
Nim stanie się kłamstwem przybliżającym się przez tysiąclecia cywilizacji
Ze złotej otchłani żywy chce wyjść
już
>>>                 
OLYMPUS DIGITAL CAMERA                                                         
* Kopia *
Jest coś tajemniczego w mojej krwi
bo przecież mówią o mnie, że jestem plagiatem
zastanawiam się wtedy kim był ten nieznany
który był moim rodzicem
gdy o to pytam ojca mówi, że rzeczywiście
nie ma z tym nic wspólnego
Boję się cokolwiek stworzyć by nie powtórzyć
tego błędu, którym jestem sam
Widocznie jest taka tajemnica, której poznać nie mogę,
która czai się w ciemności
choć czasem objawia się niesamowitym spojrzeniem
z połyskującej powierzchni jakiejś politurowanej szafy lub lamperii
w obłędnym refleksie
            Przekazać tę informację jest prosto
            ale sumienie jej nie zna bo tak się boi
            skąd tu przyszedłem taki głupi
            czuję strach we krwi i na opuszkach palców
            co to mam na czole? – tajemnica
            co to mam między oczami? – tajemnica
            w samym centrum jak ołów – tajemnica
            skąd to moje – ja?
            tak inne a jednak skopiowane z czegoś
            z jakiego oryginału powstałem?
            w jakim eremie?
>>>
 
* Kopia   *
Zastanawiam się gdy mówią, jesteś niezłą kopią
już chyba nie odsłonię się więcej
i nie stworzę niczego nowego żeby się nie zdradzić
nie przyłożę do niczego ręki
bo moje pytania mogą wytrącić z równowagi linoskoczka
wyrwać fundament spod wieży Babel
w ogromnej dziurze w ziemi jaka by powstała
czy pokazałoby się miejsce z którego wyszedłem jako człowiek
            Przekazać tę informację jest prosto
            ale sumienie jej nie zna bo tak się boi
            tajemnica wypełniająca moje żyły zmieszana jest z krwią
            chociaż krew jest moją prywatną własnością
            tajemnica jest mi nie dostępna
            chociaż rany i krwawienie może być moim udziałem
            tajemnica moim udziałem nie będzie
            chociaż krew jest moim dzieckiem
            tajemnica jest inną osobą w moim ciele
Zakażenie może dokonać się przeze mnie
coś zmieni się we krwi gdy upiję się winem
Zbawienie może dokonać się przez mnie
coś zmieni się we krwi gdy przyjmę Eucharystię
 >>>
 
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
              Tak często czuję się jak niezła kopia
              tak często wydaje mi się, że moje ciało
              jest plagiatem czegoś lepszego
              jest coś tajemniczego w mojej krwi
              zastanawiam się nad tym często
              nie pomagają podręczniki historii
              nawet Genesis
              pytam ojca, pytam matkę
              twierdzą, że nie wiedzą o co chodzi
              boję się cokolwiek robić, cokolwiek tworzyć
              nie chcę powtarzać drugi raz błędu,
              którym jestem sam
              tajemnica, której nie mogę poznać
              czyha przyczajona we krwi
              czasem objawia się niesamowitym spojrzeniem
              z połyskującej powierzchni lamperii
              na korytarzu jakiegoś szpitala
              w obłędnym refleksie
              sumienie nie chce przekazać tej informacji
              chyba jej nie zna
              wzbudza to strach, rodzi pytania
              skąd tu przyszedłem taki głupi
              strach nie tylko we krwi ale i na opuszkach palców
              na środku czoła jak ołów
              jak samotne wyspy na wielkim oceanie
              we śnie ktoś mówi do mnie: jesteś niezłą kopią
              nigdy się już więcej nie odsłonię
              nie stworzę już nigdy niczego nowego
              już nigdy siebie nie zdradzę dla kreacji
              nie chcę by kolejne moje wątpliwości
              wytrąciły z równowagi linoskoczka nadziei
              lub wyrwały fundament spod wieży Babel
              krew nie jest moją prywatną własnością
              a jedynie rana i krwawienie
              krew jest moim ojcem i dzieckiem
              lecz zakażenie może być moje
              pozostało mi krwawienie lub eucharystia
>>>
?????????? 
* Mój pierwszy krok na Ziemi *
Mój pierwszy krok na Ziemi: chcę do przodu jak inni
Mój drugi krok na Ziemi: nie mogę postawić jednego kroku
Mój trzeci krok na Ziemi: cóż mi  w tym przeszkadza
                                   co ja mogę z tym zrobić
Mój czwarty krok na Ziemi: zrobię to mimo niebezpieczeństwa
                                   choćbym miał umrzeć
Mój piąty krok na Ziemi: poruszam się swobodnie jak wszyscy
                                   i dobrze o tym wiem
Mój szósty krok na Ziemi: muszę zniszczyć ostatnie przeszkody
                                   roztrącić ludzi, przyspieszyć i wyjść na szeroką przestrzeń umiejętności
                                   zapanować nad przestrzenią i jej zawartością
Mój siódmy krok na Ziemi: cóż to za mur który wyrósł przede mną samotnie
                                   jestem daleko z przodu, biegnę na czele
                                   za mną nie widać nikogo
Mój ósmy krok na Ziemi: chcę do przodu
                                   nie mogę sam przesadzić muru
                                   muszę się zatrzymać, wyjąć ręce z kieszeni
                                   wyciągnąć przed siebie, wyciągnąć do ludzi
>>>
20110401(033)a
* Zmiany *
Rozgrzebałem nasze stare dobre palenisko
natknąłem się na jeszcze jeden mały ogarek
kilka godzin dmuchałem na niego
chcąc wzbudzić choćby słaby płomyczek
Gdy już brakowało mi zupełnie tchu w piersiach
usłyszałem dzwonek u drzwi
wykończony otworzyłem je i zobaczyłem ciebie
stałaś na schodach z jakimś facetem
powiedziałaś – dajmy sobie już z tym spokój,
tego dłużej już nie ma sensu ciągnąć
Toczę się teraz ulicami zwariowanego miasta
jak czarny pies wlokę się bez celu
wdeptując chodnikowe płyty ze wściekłością w ziemię
w cieniu ceglanych murów fabryk i cmentarzy
Dźwigam superkosmicznego papierosa
i bezsensowną tarczę ołowianą
na której fioletowym lakierem do paznokci
ktoś nabazgrał: „Nie”
Jakiś różowowłosy gnojek zaczepia mnie – śmieciu jak jest
spluwam pomiędzy buty gdzieś tam w przepaść
i warczę – zmiany, zmiany, zmiany
– chodź z nami kwiatku gnijącego miasta
po chwili zaczynam się usmiechać
ogniki przed nosem również
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
              Nie liczę już ani na siebie ani siebie
              jestem wyklęty z scojalistycznego raju
              mógłbym powiedzieć coś co byłoby echem
              lecz jestem poetą walczącym i tak czy owak
              wylezie grzechem
              jaki jest sens ich dominacji jaki cel
              miny, gesty, ubrania i inne ozdobniki
              a także łgarstwa nie przydają się już
              nie wierzę w nic nawet w siebie ot co
              czy to możliwe że w moim domu słychać mój głos
              nawet wtedy gdy mnie w nim nie ma
              może wymioty mogą się na coś przydać
              cóż za wolność wyboru siebie
              ale tylko, gdy leżę na wznak cały dzień
              od razów zbyt jednoznaczny
              prawie tak silny jak wszyscy pobici,
              gdy rozmawiam z czarnym robaczkiem
              o niezwykle twardej chitynowej osłonce skrzydeł
              staram się namówić go by przestał łazić
              po nagim ciele mojej wielkiej sąsiadki
              wtedy gdy patrzę na nie marząc o jednym dotknięciu
              mógłbym zsumować wszystkie moje miłości
              jednak nie chciałbym być wyklęty
              z raju prawdziwego
              razem z sąsiadką
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
* Banał i grzech *
Usiłowano rozpiąć linę na doliną życia
i tak zbudować most-drogę na skróty
usiłowano ustawić na niej ludzi
owszem zamontowano i tablice ostrzegawcze
 – ostrzegające, że z jednej strony grozi banał
a z drugiej czyha grzech
że po prawej przepaść i nie ma przyszłości
a po lewej rozpadlina i nie było nic
Usiłowano przekonać i mnie
że muszę tak balansować na cienkiej nitce
jak podniebny pająk czyhający na ptaki samobójstwa
że muszę tak trudzić się tak się bać
tak nie zaznawać chwili spokoju
bo to jedyne wyjście
Ja rzekłem – cóż to czyż bym nie był Bogiem
do licha, wyszedłem właśnie własną drogą z Rajskiego Ogrodu
i pójdę którędy będę chciał, proszę mnie nie popychać
Po kilku krokach runąłem na łeb na szyję
prosto w dolinę życia
 >>>
 maj bestqa
* Wiosną *
Przywiozłem cię z wakacji
przyniosłem do domu jak chusteczkę do nosa
w kieszeni
Jesienią okrywałaś mi nogi kocem
przy kominku
a ja pisałem wiersze iskierkami elektrycznymi
na powierzchni twojej skóry
Zimą gdy byłem już tak leniwy
że nie otwierałem oczu
ty oprowadzałaś mnie za rękę po mieście
Potem gdy już odechciało mi się otwierać ust
dla pokarmu czy dla słów
wyłudziłem obietnicę że mnie nie opuścisz już
Wiosną gdy w mej spoconej dłoni
nadal ściskałem cię nerwowo
a dzień w końcu zrównał się z nocą
nie doczekawszy się na moją łzę
powiedziałaś tak cichutko i delikatnie
„Nie”
i noc zrównała się z dniem
>>>
??????????         
* One zawsze w rozpaczy *
One na zawsze w rozpaczy
w podniebnej banieczce szklanej
naigrawają się z wysokości nieba
z wysokości lotu ptaka
tuląc do piersi malutkie brylanciki
pulsujące światłem
i śmieją się, śmieją z pierwszego
nagiego mężczyzny
który wygraża pięścią ich niebu
stojąc na czele dziecięcego pochodu
>>>           
DSCN2070a 
* Już wiosna *
Siny tygrys z północy znowu rozdarł
krwawą zasłonę czasu
wtedy wtargnęły tu dobrze znane
marcowe idy
w nich poganie z biczami i sztyletami
bierzcie mnie – rzekłem – jestem pełny
przelejcie moją krew siną zatrutą strachem
z dojrzałą ciemnością tak wielką jak dzień
(Cezar poczuł ukłucie pod sercem w kuluarach senatu republikańskiego Rzymu
– na wiosnę
Chrystusowi na krzyżu pękło serce w Jerozolimie mieście pokoju
– na wiosnę)
Wszystko co przetrwało dotąd musi spłonąć
w nowym życiu
Torturujcie mnie pachołka grzechu
niech poznają że jestem pozaziemskim królem 
No krzyczcie to swoje w imieniu i dla..
niech usłyszy nawet moja dziewczyna
niech uderzy pierwsza zdradzając mnie
w mansardach hochsztaplerskich grajków
niech pędzi mnie skutego przez ulice miasta
które eksponuje swe lochy i podziemia
a gotyckie fasady chowa do kloacznego kanału
niech zdziera za mnie strzępy szat żebym
znów był dla niej sobą
śmieszny bez niedomówień
Ogromny kot zupełnie granatowy z dalekiej północy
gdzieś zza wzgórz, z zajączka umykającego trawie
przemienił się w żbika i dopiero wtedy
przybrał postać tygrysa sawanny by wreszcie dotrzeć
na moje podwórze
Złowieszczy jak krzyk dzikich gęsi nad Gotlandią
lecących kluczem na północ
zmieniających się w bombowce nad głową
powoli zbliżał się jak odwieczne zagrożenie
jak wiosna dla ludzi z Pieczengi
Zamknąłem drzwi na klucz gdy kot szedł wprost do mnie
gdy chciałem już o tym opowiedzieć
dostrzegłem że wcale tego nie uczyniłem
a klucz w zamku jest złamany
drzwi uchyliły się i stanął w nich
nieprawdopodobnie siny jak burzowe niebo
tygrys z moją twarzą
poranek splątał się z nocą wypełniony grozą
Na czole jeszcze dostrzegłem wyraźnie widoczne
wypalone litery
„Twoje idy marcowe”
>>>
??????????           
Humbaki
Społeczeństwo jest waszym oceanem
piosenki karzą się wam zatrzymać w pół drogi
wtedy pytacie samych siebie czy to już dno
Ja patrzę na to skostniałe życie
ze swej skorupy małża
przez tysiącmetrowy słup słonej wody
i gdy słyszę wasze łabędzie śpiewy
wydaje mi się że istotą jego jest
wierzganie nogami i wrzaski w przedśmiertnym strachu
Może to wszystko wizje zatrzymanego
w ewolucyjnym rozwoju skorupiaka
a może biegacie sobie tylko boso po fali
reszta to widmowe złudne błękitno-zielone pobłyski
Naprawdę większość ludzi jest wysoko w górze
tuż pod powierzchnią księżyca, tak sądzę
gdy słyszę takie hasła o wolności bez skorup
słońce przechodzi z rąk do rąk
śpiew dociera na dno
coraz mniej jest jednak słyszalny
zdrada jest społeczeństwem
więc do ogarnięcia tylko przez przerośnięte humbaki 
Ja panuję na piaszczystym dnie
Nie ma dla was władzy nad pieśnią planktonu
ona też przechodzi z rąk do rąk
ze skorupy do skorupy
wasze infradźwięki rozchodzą się setki kilometrów 
ale to wszystko to tylko zdrada
>>>
DSCN2740a 
* Sensacja *
Dzisiaj to już tylko nudzisz się okropnie
a wtedy z nieba za oknem na wielkim spadochronie
samobójstwa nieusprawiedliwienie spływa na ziemię
żadnych sensacji już od dawna nie ma w twoim domu
takich które wytrąciłyby z równowagi
posąg spiżowy twego ciała raz jeszcze
takich co zrzuciłyby na ziemię
nienawiści twej obelisk drugi raz
Gdyby chociaż dzieci jakieś plątały się
gdzieś u twoich nóg
mógłbyś pracując posłusznie nad swym ateizmem
jako przedstawiciel mas na pierwszomajowych manifestacjach
upiornymi gesty przywoływać litość
Gdyby istniał choć jeden dowód
że ktoś ci zaufał nie musiałbyś
żywić kpiny z brzegu lustra
kpiny co wychyla ryjkowaty pyszczek z małej szparki w szkle
gdy chcesz być z sobą sam na sam
gdy plany, okoliczności, warunki
i zadania na wysokości
wypluły cały system misternie splątanych słów
wypluły i ciebie
za tobą poleciały zasługi
Nie chcesz zbliżyć się nawet do lustra
nie możesz robić nic więc nudzisz się
jedną małą sensację chowasz na pierwsze strony gazet
chociaż raz coś dotyczyć będzie samego
prawdziwego ciebie
chociaż nieusprawiedliwionego
>>>
DSCN5607a
Jeśli zdezerterujesz z tego wygnania dojrzałości
i wrócisz w idiotyzm zakłamanego dzieciństwa
Jeśli już uwierzysz że wyszedłeś zza krat
i znajdujesz się na wolności
a przybłąkasz się tu po tej próbie socjalmedycznej
nie będąc już ani mężczyzną ani ptakiem
ani wołem ani zajączkiem z metką u szyi
a przyjdziesz znów udawać na naszą łąkę
Jeśli zaczniesz wtedy przemawiać do kwiatów jak kiedyś
być może wówczas ogromna jak całe niebo
stalowa krata runie ci na głowę
na ciebie tajnego agenta dojrzałości
Nie szuka się na zewnątrz tego co wewnątrz
zdradą jest
nie wolno się łasić do nieistniejących rzeczy i słów
nie utrzyma się nic  bez kontaktu z Bogiem
nad strumieniem prawdy
ani jajko ani płód
Kto wypluł samego siebie otrzyma
reinkarnacyjną, zanikającą i powracającą w ciele 
torturę rozkazu psa
[„Na zewnątrz zostać mają psy i czarownicy, bezwstydni,
mężobójcy, bałwochwalcy i kłamcy” ]
>>>
DSCN5530aa
     * W tej części głowy *
             Nie ma wojen w tej części głowy
              ale nie ma i inspiracji
              tutejszy ból to ból psa-gwiazdy
              Nie ma pragnień w tej części serca
              ale nie ma i przyjemności
              tylko psy wyją do księżyca
              Nie ma wiary w tej części duszy
              ale nie ma i spełnienia
              tylko tutejszy budda wciąż poświęca się dla kogoś
                             pielęgnuje kogoś
                             buduje szpitale psychiatryczne
                             uczy jak wytrzeć usta po sutym obiedzie
              Nie ma krwi w tej części ciała
              ale nie ma i życia
              najmądrzejsza księga strzeżona przez psy
              jest albumem ze zdjęciami
              przedstawiającymi wstrząsające wypadki drogowe
              na ulicach miłości
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Wobec starożytności  *
Pędzisz słoneczną autostradą
gromadzisz w banku pieniądze
owładnięty ideą chcesz umierać za nią
kochasz pijesz z żalu jesz kupujesz kradniesz
kłócisz się ze swym sumieniem
rodzisz dzieci i zabijasz sąsiadów
Jeszcze długo wozić się będziesz kosmiczną rakietą
choćby w lunaparku
nim poznasz jakim wobec starożytności
jesteś troglodytą
Achajscy pasterze jak półbogi trzymają na barkach
fundament twej współczesnej piramidy
Fenicjanie wciąż wyszukują dla niej nowy budulec
Krew w żyłach takich stworzeń jak ty
pulsuje dzięki tajemnym misteriom 
odgrywanym na nowo od tysięcy lat
przez nagich Afrykanów w dżungli
Pakując w usta wielkie jak jaskinia
coraz to innych ludzi prostych i naiwnych
wstrzymujesz znów po wiekach Dunaj
i powtarzasz gesty wielkiego Attyli
Gdy jesteś demokratą to w państwie krasnali
słowa przed katem ostatnie czy rozgrzeszenia
największego kapłana w twoich ustach
nie są wzniosłe a oklepane i szare
Symbole, symbole z mroków historii to wszystko
czym posługujesz się w tej atomowo-kosmicznej
dwudziestowiecznej jaskini
>>>
?????????? 
* Kocham cię *
Gdy dopadłem go zamelinowanego
w szarej komórce samouwielbienia
począłem go smagać batem do krwi
aż dostawał nerwowych drgawek
w twoich ramionach
wtedy ty litowałaś się tuląc go
w największy chłód
Wciąż zwiewał gdzieś i ukryty przyzywał
godzinami deszcz
tak często wabił ciebie i mnie w miejsca
gdzie wokół wzbierała powódź
Grał przed tobą jak błazen z dell`arte
gdy klaskałaś mnie trafiał szlag
Jeśli mówiłem kocham cię
jego chichot brzmiał wewnątrz tych słów
Raz nad jeziorem kazałaś mi powtórzyć
to dziesięć razy
za ostatnim razem zrozumiałem że
śmieję się w głos i pragnę tylko jednego
wielkiego chłodnego deszczu
w którego strugach mógłbym cię kochać kochać
kochać cię na jego oczach
>>>
DSCN0539a                                            
      *Papierowa Ziemia *
              Piramidalne budowle z papierowych kostek pokryły całą ziemię
              w ich cieniu małe potworki kierują ruchem pełzającego tłumu
              nikt nie zna ich imion ani celu działania
              wszyscy reagują na ich gesty bez sprzeciwu
              te karły pilnują żeby kiedy trzeba płakano ze szczęścia
              sam cień robi to na ich rozkaz
              Wieże wzrastają wciąż nowe w dolinach
              i na zboczach gór prowokującą kruchością
              grożą jak palcem wielkiemu słońcu
              te których ambicją jest pomieścić prawdę
              ustawiają się obok tych na których lśni neon fałsz
              czasem jakiś młodzian który zmyli pogonie
              wdrapuje się na szczyt i woła:
              nienawidzę was wszystkich
              lecz po chwili dopadają go rachityczne ich psy
              Obrazoburcza nieśmiałość rozkrzewia się jednak wszędzie
              jak bluszcz czepiający się ścian
              tajniacy rozrzucają ulotki nawołujące do buntu
              karły przymykają na to oczy na ulicach
              kryminaliści opanowali centralny system przekazu
              i wzywają do wspólnego działania
              pomiędzy budowlami tułają się pewne siebie
              zakochane w śmieciach roboty
              gdy wszystko zasypia śpiewają o kataklizmach
              i wojnach cudownie wszystko niszczących
              czasem przez sen usłyszeć także można
              strzępy słów przenikających przez papier
              domowe karły głaszczą wtedy ludzi po głowach
              aby nie zbudzili się na ich dźwięk
              aby rozmiękczyć pieszczotą twardniejące wizje
              zdmuchują z powiek stalowe opiłki kłopotów i burz
              Papierowe budowle niezniszczalne nie poddają się
              huraganom i trzęsieniom ziemi
              chociaż rozkołysują się aby dać powód do ogólnej
              zabawy i ludycznego podniecenia
              Kostki papieru kryją w sobie elektroniczne oczy kamer
              odbiorniki, przekaźniki i dozowniki
              do mieszkań w zależności od potrzeb podawana jest
              bezpośrednio natura, kultura i cywilizacja
              Najwyższe Kolegium rozstrzyga z najwyższą odpowiedzialnością
              w którym momencie należy ludzi doładować cnotą
              Najwyższe Kolegium to najmniejszy karzeł
              o dwu jaźniach wysublimowanych z ognistego cierpienia
              przekazano mu władzę z wdzięczności
              że odkrył istnienie ognia
>>>
??????????????????????
      
              – prawzór-początek-przyczyna-zasada-pierwiastek
              -pierwotny-praelement-prasubstancja-prehistoria
              – siedemnastego maja tysiąc dziewięćset
              osiemdziesiątego drugiego roku po Chrystusie
              godzina dwudziesta trzecia zero sześć
              – koniec świata
>>>
DSCN0396aa             
              * My Polacy *
             Budujemy silosy dla rakiet z głowicami atomowymi
              w głębokiej Syberii – my Polacy
              Konstruujemy najnowsze bombowce dla US.Army
              – my Polacy
              pomagamy trędowatym na Madagaskarze – my Polacy
              wysyłamy swoich ludzi dookoła świata
              z misjami pokoju i miłości – my Polacy
              Na pewno mówią wam coś nazwiska Dzierżyński Jagoda
              Brzeziński
              Mamy obecnie u siebie Sowiecką Republikę
              na kroplówce kapitalistycznych kredytów
              Na największym skrzyżowaniu trzymamy w dłoni zabawkę
              swym dziecięcym zakłopotaniem usiłujemy zwrócić
              na siebie uwagę potęg
              My Polacy omalże wierzymy że trzymamy w dłoniach
              potęgi tego świata
              a to tylko pył na wietrze
>>>
 ??????????            
               *Zbyt wiele by nie upaść*
              Cztery płyty z nigdy nienagraną muzyką
              Hendrixa i Stockhausena
              najnowszy model Syrenki
              Golgota gdzieś na Champs Elysees
              dwanaście kufli Okocimia na płycie grobowca
              dwadzieścia lat stanu wojennego
              problemy seksualne Karakalli
              podręcznik do nauki narzecza suahili
              stanowisko Cerbera u wejścia do mieszkania Raquel Welch
              cztery paczki „Popularnych ” i dwa wina jabłkowe marki „Poświst”
              jedna łódź podwodna na Wiśle pod Tyńcem
              twój koncert w Rzymie
              jakiś ból głowy w kawiarence na Nowym Świecie
              wszystkie twoje ozdoby
              i jeszcze do tego coś ogromnego tylko tyle że niewidocznego
              jak wycie syren nad miastem
              lub łomot do drzwi
              To wszystko było niezłe ale zbyt wiele by nie upaść
              zbyt wiele jak na jedną sobotnią noc
              trzynastego grudnia
>>>
??????????
             *Muzyka Młodej Generacji 1980 *
             Taki rozdęty balon jak Polska Rzeczpospolita Ludowa
             takie w nim zatrute powietrze jak sarin
             taki wentyl  jak Lubań i Jarocin              
             taki syk jak k. m. wolność
             taki balast jak młodość
             co, nie? ty
             taki idiotyczny wrogi kasowniku
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA             
               *Dwie rdzawe plamki *
              Zaintrygowały cię dwie rdzawe plamki
              na liściu dzikiej róży
              długo obracałaś liść w palcach
              wtedy gdy dopadały go
              ostatnie przedwieczorne słoneczne promienie
              patrząc na twoje włosy tak bałem się ich dotknąć
              gdy stałem za tobą moje oczy
              zaplątały się w twe jasne kędziory
              i gdy nagle odwróciłaś się zobaczyłaś moją twarz
              bez oczu
              przyglądałaś mi się dziwnie przez chwilę
              potem rzuciłaś listek na ziemię i powiedziałaś
              „no to cześć”
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
*Ludzka mowa*
Czy trzeba zamieszkać w ziarnach słonecznika
tego małego słońca na działkach
Czy trzeba wzlatywać w słońce prawdziwe
lotem Ikara
A może wystarczy porzucić dom i rodzinę
ruszyć bez pieniędzy w drogę
lub śnić po wypiciu flaszki wódki
Koniecznie musimy zniknąć ze świata informacji
bełkotać co tylko ślina przyniesie na język
robiąc uniki przed gazetowymi kolumnami
Teraz po tylu latach trzeba przemierzyć pustynie
i lodowe pola, oceany i wspiąć się na szczyty gór
mamrotać byle co pod nosem
byle tylko nie zamilknąć nawet na chwilę
bo propaganda nas zagłuszy
Może w tej ziemskiej swawoli ludzkich ust
powróci do nas realność w pojęciach absolutnych
Z rzeczy choćby takiej jak doświadczona
rozgadana dusza może wyłoni się przypadkiem
może chociaż tuż przed naszą śmiercią
rozlegnie się nareszcie pełna sensu ludzka mowa
u wezgłowia
a może dopiero obiektywna prawda
zapłonie przy katafalku
jak świeca
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
* Młode lwy nowej wiary *
My młode lwy nowej wiary
tak agresywnie poczynaliśmy sobie
od pierwszego odbitego w naszych oczach
rozbłysku narodzin nowej galaktycznej łuny
tak galaktyki trząść się przecież miały z radości
gdy stara zdeprawowana akuszerka Ziemia
podniosła nas w świetle
Spłodzeni w koncentracyjnym obozie
jako płody karmieni trucizną sumień
warczeliśmy i targaliśmy inicjacyjne precjoza
od razu natychmiast chcąc charyzmę
każdego kła ostrego zbudzić tego ranka
To było objawienie z samego jądra
nazwano ten dzień dniem w którym powiał wiatr
Odtąd wszystko miało być precedensem ewenementem
W pijanych ślepiach nakaz zjednoczenia
zadrgał jak cielsko rakiety przy starcie w górę
Już po południu po kilku godzinach życia
usłyszano nasze głosy przed którymi
zadrżały łańcuchy górskie
Początkowo wyśmiano to wszystko
patrzono na nas jak na lwy w akwariach
więc posypały się repliki
natarły skonfederowane stany pontyfików centralnych
i skamieniałych postaci dewotek generalnych
przeciw nam powstała międzynarodowa unia państw
w stałym upaństwowieniu
Azja wyzywała nas od gwiezdnego bezpotencjalnego
marginesu
Afryka już wyrokowała o zdradzie
Sowieccy agenci szukali celu tej afery
w kazamatach u siebie w maszynkach do mięsa
a gwiazdy nas podjudzały gdy natężaliśmy siły
chcąc zmienić się z kwiatków łakowych w lwie paszcze
Kłócąc się, przekrzykując w rock`n`rollowych piosenkach
o pierwotność naszej rewolucji tańcem kreśliliśmy program
którego strażnikami zrobił nas czas
nieznany powiew jak tchnienie profesora Konstelacji
który krzątał się koło ziemskiego klosza
Rozdane kwiaty z ręki zdziwionych wyrwały się
i utworzyły kolorową przecudną chmurę nad światem
Odtąd wszystko co się stało było po raz pierwszy
świat chcąc nie chcąc uległ erozji młodości
rzuciliśmy się z podejrzliwością lwią
na każdy okruch historii by odczarować wszelkie zło tam ukryte
deptaliśmy minione chwile a nienawiść do dobra
pękała w nich jak rybie pęcherze i flaczały bez sensu
Lecz nie poddał się po raz pierwszy starożytny Akropol
po rozdrapaniu wnętrza ludowych pieśni achajskich
na jednym z festiwali miłości
 odkryto młode lwy i Samsona na nich siedzącego 
Zmiany prowokowane już od wielu lat
spadły od tamtej chwili na wiarę naszą i czas
lustrzanych lwów wielbłądzimi atrybutami kontynuacji
>>>
?????????? 
              *Porzucić pracę*
              Porzucić pracę –
              czyż to ona kłamie?
              wykorzystać sen do budowy
              jeszcze jednej wieży Babel
              tylko dlatego, że takie legendy przedostają się na karty
              świętych ksiąg – czyż go nie szkoda?
              bywa też praca – królewski grobowiec
              bywa praca – preparowanie zwlok
              bywa tłumieniem zamieszek w pocie czoła
              i nawet odławianiem żywych polskich zajęcy
              ze względy na korzystny układ handlowy z Francją
              a jak i tobie przyjdzie pracować bez prawdy?
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
              Sinawe mgły jak haust zimnej
              wystudzonej herbaty nad ranem
              wiszą nad moim sadem
              zagrażają prostocie moich nienasyconych
              pustynnych łąk
              okrążają mój dom i moją polisę ubezpieczeniową
              Kawały miedzi które wypluły debiutanckie chmury
              kierujące się na zachód
              zaczerwieniły grunt wokół mego pałacu z badyli
              okrzyki pawianów lub pozłacane kolczaste wokalizy z
              okładek płyt
              złotowłosy sen roztopił się jak gorycz w duszy
              mgły wdzierają się we wszystkie wrześniowe niedziele
              nakłaniają mnie do picia wina przed obiadem
              nakłaniają do marzeń
              modry proszek wdmuchiwany jest
              przez niewidoczne pory w szkle szyby
              słońce świeci na stół pokryty okruchami
              dla ptaków, które zbierają się do odlotu
              tłuste refleksy przeszkadzają mi w percepcji kosmosu
              srebrzysta rosa znika ze ściany
              w głowie powstają gotowe przepisy
              na omlety z elektronów i babiego lata
              słońce świeci na moją głowę odlatujących myśli
              boli serce samotniejące z godziny na godzinę
              ktoś taki jak ja tylko siedmioletni
              tańczy wokół tapczanu
              coś jeszcze widzę coś jeszcze słyszę
              w tej mojej boleści
              wrażliwy na kolory lata
              spadające w przepaść zimy
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Krzyż wyzwoli łzy zwycięstwa
Burza z żył zakrwawi nasze ulice
Odetniemy się od kolczastych ogrodzeń
Zamieszki przyniosą nam wolność w ogrodach
Szczęście zdobyte na ulicach zniesiemy do dziecięcych pisakownic
Zrodziłaś moje fobie gdy zaplątany
w srebrzyste żytnie włosy twoich pól
patrzyłem w pociągu na pochylone wąsate kłosy
zrodziłaś mój smutek może właśnie wtedy
gdy moczyłem bose nogi nie większe od tych rybek
zwariowanych które tańczyły wokół nich
w tym leśnym strumieniu  co zmienił się w rzekę
Dzikość udzielała mi się jednak naprawdę
tylko wobec pierwszomajowych transparentów
w słońcu niesionych przez moich bliskich
poniżony ostatecznie państwowymi wspaniałościami
uciekałem, uciekałem, kryłem się wciąż
w chłodny deszcz wyzwolonych mgieł wielkiego nieba
Każdy odrapany mur, każda pobazgrana kredą ściana
w slumsach miast była mi żalem
Nie mogłem ani na krok ruszyć się
od jakiejś przełomowej chwili
z wynajętych łóżek w wynajętych dzielnicach
Ona nastała gdy w radio odezwały się głosy natury
uprzedzając mnie że na ten rok
nie ujęto mnie nawet w planie przyrody
Obsesje potężnej niewiedzy o faktach
gdy drugim głosem mówiłaś o przetrwaniu
wkradły się do mojej matury liczb
Z nerwic mosty pozwoliłaś mi tylko budować
wysoko, wysoko łączące łzawe dziecięce sny
z ognistymi politycznymi orgiami pijanego młodzieńca
Jednak to nie politycy o łbach konwertorowych
ale mgła w twoich parkach i na porannych zimnych łąkach
podziurawiona zdradę poezji
wykarmiła w moim sumieniu zrakowaciałe guzy
niekontrolowanych odruchów nieokrzesanego buntu
w dzikich parkach rozwścieczonych miast
>>>
DSCN1561a 
* Przepobrednie *
Krzyż wyzwoli łzy zwycięstwa w naszych oczach
Burze w żyłach przez błyskawice plamami czerwieni
ukwiecą czarny asfalt
Kubizm rewolucji zmieni się w szczęście
Rzeka na Marszałkowskiej odetnie część ludzi
i podzieli to wszystko na podziemia i podniebienia
Ziarna fasoli przebiją się swymi wiosennymi kiełkami
przez pancerza czołgów
Larwy cywilizacji będą krzyczeć
– zamieszki, zamieszki, czym się to skończy
Dzieci wyruszą w drogę nikt nie będzie w domu myślał o sobie
Twoja śmierć będzie się przybliżać we śnie
ale obudzisz się już demokratą
i w kapliczkach przechowasz program
Wszyscy, wszyscy zdepczą w jednej chwili psy i płazy
Więcej krwi będzie w nas gdy na ulicach wiwatować będziemy
Przez śmiech anarchii zaciśniemy zęby z wysiłku
wyćwiczeni w spekulacji zamienimy na kredyt popisowej wolności
podstarzałe weksle dla świata kupców
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
               *O świcie nad Rudawą *
              Tylko pierwsze zbudzone psy
              oszronione szklarnie badylarzy
              i ja po całonocnej studenckiej imprezie
              przy wałach nad Rudawą spotykamy się o świcie
              psy na działkach na widok wschodzącego słońca
              jak na złodzieja ostrzegawczo szczekają
              lodowe płyty szklarń wychodzą na spotkanie dnia
              otwierają przed nim swój interes połyskująco-skrzący
              Na jakiejś ławeczce na kość przemarznięty
              siedzę i patrzę na mostek na rzece
              samotny jak ja
              nie mogę patrzeć na słońce jak skalpel o tej porze
              lecz w końcu jego ciepło bierze mnie w ramiona
              tuli przez chwilę a potem jak do fotografii
              ustawia mnie na planie w atelier nad Rudawą
              droczy się ze mną korygując moje przedśmiertne grymasy
              i zmusza mnie wreszcie do podniesienia głowy ponad horyzont
              wkomponowawszy mnie w tło sprawia że pragnę
              trwać tak przez dłuższą chwilę
              pomiędzy sprawami psów i badylarzy
              spinając je ciszą i cierpieniem
              uśmiechając się do tego zdjęcia jak Gioconda
>>>
 OLYMPUS DIGITAL CAMERA          
* Bliźniak *
Usiadłem obok na trawie
by móc obserwować jakich wysiłków
dokonuje słońce popołudniowe
które chce przez nos wleźć
pod brudny beret tego kloszarda
Nareszcie go odnalazłem
był tak podobny do mnie
jak bliźniak
staruszek-śmieciarz z Kazimierza
w takim samym jak ja nastroju:
– no, dalej już ani kroku
Na ławeczce nad wspaniale wybetonowaną Wisłą
zgięty w pół drzemał oparty nosem o słońce
jakby czekając nie na mnie a na grabarza
załamał brudne czarne palce splatając je
na starej żyłkowej siatce na zakupy
w której czaiły się dziko skarby dzisiejszego dnia
zawinięte we wczorajszą „Krakowską”
To był pomnik prawdy i niesprawiedliwości
o piekielnie wstrząsającej wymowie
Moje zmęczenie które miało dopiero 150 lat
było niczym wobec jego duszy zwęglonej w beznadziei
otulonej w potargany długi płaszcz
przygwożdżonej do ławki ciężarem zdobyczy
wyłudzonej od koszy na śmieci
Słońce go pożerało w jego własnym śnie
walczyłem o jego ciało przez chwilę
myśląc że to moje własne
gdy rozsadziło ogniem głowę
poznałem bizantyjskiego cesarza
który wyjął z siatki świętości aureolę
i ozdobił nią swoją głowę
pojąłem, że ten bilans szans i rezygnacji
który ja w swym zawiniątku przyniosłem
nad rzeki brzeg jest co najmniej brylantem Liz Taylor
a nie młyńskim kamieniem
>>>
DSCN8330b 
*Znane wszystkim ekscesy *
Było to w jakieś małej polskiej mieścinie
tej wiosny na targowym placu
doszło tam do znanych wszystkim ekscesów
pamiętam jak przed samą rozróbą
stanęły na przeciw siebie banda wyrostków
którą przyprowadził tu dwudziestoparoletni odziany
w skórzany skafander chłopak o imieniu Jezus
i porządkowa grupa zomowców
oderwanych od imieninowej libacji
którą dowodził porucznik Dzierżyński
Chłopcy w imieniu wszystkich demonstrowali
przeciw karabinom, wojskom i wojnom
ale Rząd kazał ich rozpędzić gdyż
realizował właśnie program pokojowego współistnienia,
poszanowania wzajemnej suwerenności i ograniczania zbrojeń
rzeczywiście jak mógł w tej sytuacji nie wyjść z nerwów
Burda ta tak słynna dziś w świecie
nawet przez przypadek zakończyłaby się bez ofiar
lecz weselny orszak, który dążył do kościoła
przeciął drogę dążącemu na pobliski cmentarz
pogrzebowemu konduktowi właśnie w miejscu
szykującej się konfrontacji
gdy żałobnicy wpadli w tłum weselników
powstał ogromny galimatias, konie się spłoszyły
ludzie wpadli w panikę, trumna wypadła z karawanu
i eksplodowała jak prowokacyjna petarda z gazem łzawiącym
rzeczywiscie każdy rząd mógłby się poirytować
>>>
????????                       
              * Polska II *
              Polskę poznaję wyłącznie w pociągu
              toczącym się z Przemyśla do Szczecina
              gdy jadę i patrzę w okno lub na ludzi
              którzy zmieniają się w przedziale
              Jak wspaniale inna jest prowincja
              w Dębicy a jak inna w Krzyżu
              jak wspaniale inne są jej dewocjonalia
              Co innego słyszy się na peronach dworcowych
              w Krakowie a co innego w Poznaniu
              Inny gatunek Słowian rozgadanych niedozasmucenia
              przepycha się w przejściach wagonów
              usadawiając się na swych trasach odwiecznego
              niecierpliwego poszukiwania
              wpychając na półki gdzie się da swe prywatne
              miasteczka, wsie i zagrody
              po to tylko aby mieć czego pilnować
              zerkając co chwilę do góry
              Oto handlarze powracający ze Lwowa
              częstują wszystkich papierosami,
              imigranci z Ziem Zachodnich wracając z wesela
              spod Lubaczowa dopijają wódkę
              puszczają kieliszek wokół,
              kobiety z tobołkami i pudełkami podtrzymujące
              sojusz robotniczo-chłopski
              w okolicach Stargardu Szczecińskiego częstują
              wszystkich jabłkami,
              dziewczęta powracające z pielgrzymki
              zachwycone swoimi zakupami demonstrują
              plastykowe figurki Matki Boskiej,
              młodzież krakowskich uczelni politykuje
              w dyskusjach z dyrektorskimi zaoczniakami wsiadającymi w Tarnowie
              Polska wiruje w tym rozgardiaszu
              zmieniającymi się co parę godzin gwarowymi monologami
              tańczy w korytarzach szalona lecz prawdziwa
              Oto noc i dzień na demokratycznych polskich sercach
              oto prowincje jak wielkie kromki chleba
              rozłożone na współczesnym stole
              a przecież przy nim zbierają się jeszcze
              monstra niewiadomego pochodzenia
              rozkładają na nim sztabową mapę strojąc miny
              wbijają jakieś znaczki, chorągiewki
              bazgrzą kolorowymi ołówkami dziwne krechy
              ich idiotyzm pozbawił mnie oczu
              gdy wychyliłem głowę z pociągu gdzieś nad samym
              morzem i spojrzałem w górę
              moje źrenice przeniknęły dwa ogniste pręty
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA           
              *Powariowałaś zupełnie *
              Leże już w trumnie jasny i dumny
              pierwszy raz opanowany, niesmagany ogniem
              obok między świecami klęczą wszyscy psychiatrzy świata
              opłakują mnie szydząc na swój sposób
              wtedy ty wracasz z drugiego końca świata
              i już od progu wołasz:
              „dajcie spokój, to jego nowa zgrywa”
              przeganiasz wszystkich z mojego pokoju
              na podłodze pozostają kolorowe łzy
              przewracasz trumnę i wywalasz mnie na podłogę
              szarpiesz klapy mojego czarnego garnituru
              kupionego po miesiącu odmawiania sobie tego i owego
              rugasz mnie:
              „kiedy wreszcie skończysz z tymi komediami,
              zobacz jak przestraszyłeś matkę”
              po czterech dniach skupienia otwieram wreszcie oczy
              zdemaskowany w dzielnicy rozpadającego się socjalizmu
              w prosektorium idei
              widzę, że zachowujesz się tak
              jakbyś powariowała zupełnie
              jakby socjalizm zaraz miał się skończyć
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
* Stworzenia które mówią  *
Cenzorzy, prowokatorzy, agenci, TVP
bezpieka, facet o nazwisku Uberman,
czarne długie płaszcze skórzane, terroryści
masoni, komuniści, Żydzi, nacjonaliści
tajne rady, tajne stowarzyszenia, tajne sprzysiężenia
skrytobójstwo, zawodowi rewolucjoniści,
tajne kartoteki, facet o nazwisku Berman,
władza, policja, ochrona, centrum, presja
wywiady, granice, siły nacisku, wpływy w prasie,
szkolenia, denuncjacje, pranie mózgu, obozy,
ewolucja zniewolonego sumienia, zakłamanie,
gułagi, antyterrorystyczne grupy, kombinacje,
spekulacje, facet o nazwisku Moczar,
nasi ludzie, towarzysze, podstawieni ludzie,
wtyczki, fałszywe dokumenty, fałszywe pieniądze,
monopole, stronnictwa, partie, ugrupowania,
przesłuchania, facet o nazwisku Humer,
szantaż, klakierzy, zmowy międzynarodowe,
wojny, akcje policyjne, trujące informacje,
łamistrajki, wtyki, doradcy, informatorzy
kontrwywiad, facet o nazwisku…
oraz ja i wszystkie inne stworzenia które mówią
            Och nareszcie się lepiej poczułem
            jestem teraz trochę spokojniejszy, nie taki spięty
            Och, nareszcie się tego pozbyłem
            Och, nareszcie wyrzuciłem to z siebie
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
* Głodni i zziębnięci  *
Dlaczego głodni i zziębnięci nigdy nie mają
samobójczych myśli
jaka jest ich rozpacz
że już o sobie nie myślą
Rządzące kasty prześcigają się w metodach
porządkowania setek poddanych
głód jest naukowy a chłód laboratoryjny
tylko rozpacz utrzyma świat w posłuszeństwie
takie wnioski uszlachetniają ich każdy dzień
I oto już miliony zdziczałych ludzi
za błyszczący w papierku cukierek
zrobi dla nich wszystko,
rozprawi się natychmiast ze złem,
które mogłoby ich zbawić
w środku anarchii odda krew za: „my tworzymy życie”
Tak profesorowie z Rady Centrum
ze swych samolotów oglądają cały świat
poznają w ciągu życia wszystko aby na starość rzec –
my nie jesteśmy zrozpaczeni dzięki wam rządzący
Ten ból i głód wasz jest zupełnie inny
a nasze samobójcze myśli to tylko kolejne dni
od świtu do nocy na krześle przy stole
w cieple, syci ale w ślepej kuchni
Gdy zrodzi się w tobie chyba tylko z nudów
prawdziwe pragnienie i rozpacz nad dobrem i złem
ta rozpacz zaczyna myśleć nie wytrzymuje siebie samej
gdy pozwolą ci zaspokoić głód wtedy słowa
podsuwają zbrodnię – Ja, Ty, My
albo „nie mam na tyle sił”
 
Więc już w szkołach ucz się jak przerzucać
sprawnie żywnościowe zapasy z jednego zakątka
świata w drugi i jak komponować różnorodne jadłospisy
jak umiejętnie gospodarować paliwem
dla domowych ognisk 
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Patrząc w oczy wariata *
Spróbujcie patrząc w oczy wariata
kłamać, łgać jak zwykle
spróbujcie go prowokować
poufałymi pochlebstwami
spróbujcie go straszyć grając
na strunach jego przekonań
pierwszy raz zmieszacie się widząc
jak nie ufa samemu sobie
o potem to na pewno wpadniecie w panikę
patrząc z góry na tą jego tańczącą
naiwność stracicie równowagę ducha
gdy zacznie ona was okrążać
i co chwilę będziecie tracić ją z oczu
będą łzy płynąć mu po policzkach
a patrzył będzie na was z taką nienawiścią
to może się wam zdarzyć przy wejściu
do jednej z tych nielicznych malusieńkich
salek kinowych w których dziewięćdziesiąt procent widzów
to komunistyczne mieszczaństwo prosto ze wsi 
przybyłe nie wiadomo skąd
a reszta to on
nastoletni świr i jego potwornie zakłopotane
oraz eterycznie wibracyjne nerwice
może będzie to w Szczyrku albo w Krynicy Morskiej
spróbujcie z nim obcować w czasie trwania
seansu chwilą milczenia w ciemnościach
ten jego satelita będzie krążył wciąż
gdzieś ponad miasteczkiem, krajem, światem
potem już tylko nad ruinami waszej pewności
jak obsesja zatruje wam od tej chwili
wasze rozedgrane jak film na ekranie
rozświrowane wakacje
>>> 
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
              * Pierwszy śnieg *
              Gdy miałem pięć lat
              dorosłe panny zaczepiały mnie na ulicy
              mówiąc: jaki ładny nieśmiały chłopczyk
              Pani przedszkolanka kokietowała mnie
              swymi oświadczynami gdy byłem w średniakach
              Jakaś matrona poklepywała mnie
              po spuchniętym jak bania od bolącego zęba policzku
              mówiąc: oj ty mój grubasku
              Jakieś dziewczyny pieściły mnie jak lalkę
              gdy zostawiano nas samych
              A ty ciągle byłaś niedostępna i taka chłodna
              a ja byłem wciąż na sprzedaż
              czasem pod wieczór gdy siedziałem sam
              na schodach pod twoim biurem
              jako ofiara twego zapomnienia
              przychodził do mnie z kotłowni brodaty Sokrates
              prześmiewca i pocieszyciel
              pytał mnie pytał wciąż wzbudzając strach
              gołębie siadały wokół nas na stopniach
              a on karmił je
              szarpał kromkę chleba i w dwu palcach gniótł miękkie kulki
              a potem rzucał je pod nogi
              kpił ze mnie mówiąc: ach ty moja dziewczynko
              nie bądź taka wściekła na ten świat
              W domu ubierałem się w twoją halkę
              i czekałem w oknie na pierwszy śnieg
              a za oknem zaczęły się pojawiać
              odpowiedzi młodzieńca
              jak latarnie rozświetlające zimowy wieczór 
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
* Odpowiedź *
Porzuciłeś fenickich żeglarzy
i interes na lądzie rozkręciłeś
w Pasadenie
zawsze chciałeś mieć dużo czasu
by odczytać intencje
tych którzy to wszystko zaczęli
handlowałeś więc nie na Morzu Egejskim
złotym runem a przy ruchliwej autostradzie
w Kalifornii oferowałeś relikwie popstars
gdy zdobyłeś pierwszy milion
wykupiłeś na aukcjach pożółkłe zwoje
pergaminów i o chlebie i wodzie
studiowałeś ich zawartość
tobie jednemu udało się uzyskać odpowiedź:
„Trzeba opuścić tą Ziemię”
>>>
DSCN5134a 
* A – 2008X – Podwójna *
 (Alek  Skarga)             
Ściana z lewej całkiem trzeźwa
Och pijana z prawej – to nic
Ona i ja – kocham Gracje
Bzdury, miłość, mnie
An
Courage
Nothing
Żal (Blue)
Jestem, gram, wynikam z siebie
Dajcie mi to, to do mnie należy, błagam
Psy (gwiazd) są tuż tuż
nigdy, ( I ) Ja
nigdy, Jestem
A to tu, tutaj i zawsze
Trzymam ciebie mocno w garści, A siebie
Zwycięstwo to przewleczony na lewą stronę stary mój dom
Nie pozwalam
Nie mówić Ci, do Ciebie, od Tobie, od chodzę
On mnie trzyma
z tyłu
kłam zadaję
moim schodom
Nic, Nic, Nic nie czuję
Apokali Psa A Ale Ale ki
Schudnę, Szczekam, gd (gol) słowa, słowa
pępek konstelacji
widzę
Nie
Wal..
Opę…
Dlaczego
Pozwól mi mówić
z gwiazdozbioru Psa
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
* W poniedziałek przed południem *
Gdy podnosisz zbolałą glowę
w poniedziałek przed południem
spojrzenie twe pada na resztki kolacji na stole
nie może utrzymać się na nich
z pewnym oporem zwala się
do magazynu odzieżowego
reklamujacego się wszędzie na podłodze
pochrapuje jakaś nieznajoma
jej senna tortura to prawdopodobnie
twoje wnętrzności 
jej włosy pachną burzą z piorunami
Anioł Stróż męczy się chcąc się wydostać
spod stosu rozbitego szkła
drzwi szafy zamykają się i otwierają
 szafa dusi się tak samo jak ty
serce przenosi się w inne miejsce
w wielki zaciek na suficie
ty podciągasz się na łóżku opierasz łeb o ścianę
bierzesz czystą kartkę papieru i długopis
kaleczysz się kawałkiem szkła w ramię
dotykasz raną twarzy dziewczyny
i gdy krew wypływa na jej policzek
drugą ręką zaczynasz pisać:
            Jest niedzielny wczesny pogodny poranek
            wstaję tuż przed świtem, budzę żonę i córeczkę
            wyjeżdżamy samochodem za miasto na ukwieconą  łąkę
            obejmuję, przytulam je do obie do swojej piersi
            trwamy tak wpatrzeni we wschód słońca ponad miastem
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
*Archetyp chwili *
Przyjaciel, autorytet, zdrada
dlaczego te są słowa są archetypem
tej oto mojej chwili
O… już jej nie ma
więc sens słów jest już tak odległy
cieleśnie nie zachował się do „potem”
trzeba zakopać dołek po nich
jak zwykle razem z archeologiem
Platonem
>>>
DSCN0904a
              *Tylko ci dziwni Rosjanie *
              Japończycy nie chcą rzucać atomowych bomb
              Chrześcijanie nie chcą stawiać krzyży
              tylko ci dziwni Rosjanie są inni
              Żydzi nie planują jak na razie gazowania Aryjczyków
              Amerykanie nie chcą łagrów Syberii dla swych interesów
              nie wszyscy Murzyni chcą wracać do Afryki
              tylko ci dziwni Rosjanie są inni
              Anglicy i Francuzi wcale nie potrzebują
              obejmować się i poklepywać po plecach
              mieszkańcy Skandynawii nie chcą pamiętać
              że poprzez więzy krwi cała prawie Europa należy do nich
              tylko ci dziwni Rosjanie są inni
              nawet Arabowie mają w nosie Hiszpanię
              Węgrzy już od dość dawna nie wstydzą się swojego języka wobec Austrii
              tylko ci dziwni Rosjanie są inni
              przecież też Chińczycy porzucili budowę słynnego muru
              a co najdziwniejsze sami Polacy zapomnieli już dla
              świętego spokoju o swojej starożytnej szlachetnej wolności
              tylko ci dziwni Rosjanie są inni
              uporczywie dają do zrozumienia narodom że chcą od wieków tego samego
              wszystkim ludziom na świecie odebrać pracę
              i wypić im wszystką wódkę
>>>
??????????
*Wydaje się że jest *
Jeśli organizacja społeczeństwa do którego przynależysz
kpi z ciebie, pokaż jej jak kochasz sam siebie
ba, nawet nie możesz się opanować by tego nie okazywać
Jeśli organizacja twoich prywatnych znajomości
nakłada czasem podatki na twoje partactwo uczuciowe
pokaż jej, że doskonałość jest w egocentrycznych rumieńcach słabości
Jeśli organizacja twojego mózgu jakąś głupią samokrytyką
będzie cię powstrzymywać na schodach do sławy dziwaków
pokaż jej że masz samodzielne drżące dłonie, niezależne zezowate oczy,
wojownicze serce wypełnione po brzegi egoizmem,
który emanuje jak miłość, ba, nawet nie możesz opanować się
by go nie okazywać 
Organizacja nie może się w ostatecznym rozrachunku wydawać i być
ty zawsze to możesz
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
* Rewolucja maszyn i natura *
Gwiazdy spadają z twego nieba
jak łzy błyszcząc przez sekundę
a potem już tylko beton
szeroką strugą leje się na małe miasteczka
industrializm rani nawet upiory
z piwnic podmokłych
samochody rozgrzewają dwadzieścia lat
z czasem utożsamiając się ze swym posłannictwem
kosmicznym ożywają i zaczynają myśleć
kryzysy niszczą stalowe konstrukcje budowli
kruszą przęsła mostów
zrywają porozumienie
gwiazdy spadają nadal spadają jedna po drugiej
jakby nie wiedziały że są niepotrzebne
bandy ludzkie przemierzają kamienne place
w poszukiwaniu początku stalowej liny
z nadzieją recytują Koran waląc głowa w beton
albo gwiazdy nawlekają na sznurki
jakby stworzone były tylko na paciorki różańca
natura będzie teraz kiełkować we łzach
bo śmietniki wróciły do łask
i przyszłość musi kwitnąć na betonie
Metropolie giną od kosmicznych westchnień pustki
z obrożą na szyi
rewolucja maszyn wykurzyła pustelnika z gór Libanu
ale sama z czasem zmieniła się w medytacje 
książąt w cieniu wymarłego miasta
i okazała się tym samym – naturą
błaznem zawstydzonym lecz prowokującym
bez uśmiechu
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
*Głębokość idei *
Głębokość idei głębokość nocy
przebiegłość języka ludzkiego
ulegającego niby presji potoku słów
obnaża się nocą właśnie
czerń narzuca się sama z muzyki
wskazówek zegara
duchy słów z San Francisco przychodzą
przemierzając Alaskę i Syberię
niosą sens i zapach okrężną drogą
odgłosy wsi i wielomilionowych metropolii
myśli i sny ginących narodów z gór i depresji
język pod presją cienia myśli
wirującego mózgu
lawiny kulek z szarej plasteliny
wgryza się w idee
drąży głębię nocą
drąży głębię nocy
>>> 
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
* Jeszcze głupi deszcz  *
Deszcz to upiór nienawiści z twej głowy
przez przypadek pozostał na zewnątrz
poprzez słowa wylazł na niebo
a wtedy zatrzasnęły się za nim drzwi
gdy literując akcentując głoski
uchwycone we śnie otworzyłeś oczy
w pochmurny poranek
Ma swoją muzyką i swoją poezję
po to by prowadzić na manowce
tych co to bojąc się burzy
ustawiają w oknach święte obrazki
Zwodzi boskich wybrańców
ośmiesza i rodzi żal ich raz jeszcze
włażąc do ich samotności
tłukąc milionami knykci
w drzwi celi przeznaczenia
Ty mówisz – dobrze że ciebie kocham
bo każda kropla może być łzą
jeśli tylko zechcę
i będę smakował życie stojąc
w największą ulewę
z twarzą zwróconą w chmury
z otwartymi ustami
mogę sobie wyobrazić że to czas
albo żal albo śmierć albo że mam ciebie
dlaczego tylko wtedy mówisz – jestem
gdy pada deszcz
nie jest karą lecz ty tak go nazywasz
nie oczyszcza cię wcale lecz ty
upierasz się że tak
nie jest darem życia tylko
nienawistną prowokacją
według mnie
Cóż tak czy tak – przydaje się nawet
tym niewolnikom i przygłupkom
co godzinami przy oknie sterczą
z nosem przy szybie patrząc na rodzące chmury
z cesarskim cięciem wielkim jak telegraf
które udają durszlaki i nic więcej
co bezmyślnie czekając w osłupieniu
poddając się samemu sobie
czekając na miłość która na pewno
nie wynika z okaleczania lub paranoi
Deszcz zatrzymuje się w miejscu
a twoje szanse miłosne rozpędza wówczas wiatr
by mknęły jak wizje tuż nad twoja głową
Steruje twoim upadkiem w którą chce stronę
a z twego ciała wykuwa dla miłości
wspaniałą nagrobną płytę 
Ty jeszcze nie wiesz o tym gdy mówisz
patrząc przez okno – czuję się
jak ten deszcz – jedyny przyjaciel mojej krzywdy
Pilnuj się – twoje szczęście może pogrzebać na zawsze
jeden głupi deszcz
>>>
 OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Horoskop bzdury
Nagie ciało pręży się w głodzie
złość wynika z pieśni
brak brak zagłuszania
poddany oddany zniszczony
ruchomy biały wielki jak Moby Dick
gwiazdy wciąż
droga wciąż
jedyna
chęć pragnienie
noc morderstw
języka
schody
ostatnie drgawki
wykpionej wyłudzonej
wykochanej
wynaturzonej
utopionej w  winie
duszy
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
Wielokrotnie uśmiercany na rynku
            to oni gdy mnie spotykają
mali gospodarze swoich reklamowych piosenek
na pustych znudzonych do płaczu uliczkach
            to one kłamliwe w swych poszukiwaniach
małe trumienki niosące w swych dłoniach
przynoszące mi na czerwonych poduszkach
pozłacane okazy zdrad zamiast orderów
Dzisiaj torturowany w społeczeństwie
które nie zgrywa się  i nie udaje demokracji
a do tego wszystkiego nie jest sobą
          nie jest prawdziwe
W katakumbach stołecznej aglomeracji
lub w kolejce pod odwiecznym kioskiem Ruchu w jakimś grajdole
nie mogę zmyślać w nurcie tonąc głównym
bezbrzeżnie rozzłoszczony i rozkochany do nienawiści
płonę w setnym płomieniu ognia tej nocy
         to oni ciągle pomiedzy tobą i mną
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Jeszcze czuję twoją delikatną dziewczęcą dłoń
ukrytą w mojej
przed tysiącem lat
tam na Ziemi
Byłem znów tam gdzie kochałaś mnie
gdzie boso tańczyłaś na szkolnej ławce
widziałem samego siebie
rodzącego starca
zerwałem zasłonę ogrodów
ciemnych uliczek
Pamiętam oczy swoje własne oczy
i wielkie drzewa nocy,
która zaczynała się wtedy –
tak, ja ją stworzyłem
Oddałem potem tobie
wcisnąłem w kochaną dłoń
tą wielką ciemność
[nienawiść – niewiedzę –
nieświadomość]
wszystko to całe tamto ich babilońskie myślenie
roiło mi się, że zbrodnią pokonam zbrodnię
Stworzyłem sobie świat z twojego serca
wyobraziłem sobie malutki świat
z twego całego świata
żyję w nim 
pamiętam w nim
ty jesteś przestrzenią
wzywam cię jako człowiek
wzywam cię jako kochanek
pośród żywych pośród obejmujących się par
na cmentarzach
pośród duchów na szkolnych apelach
pośród pomruków lwów
szeptów niezdowlonych aniołów
chcę widzieć nie pamiętać
chcę ciebie widzieć
chcę ciebie dotykać
chcę ciebie sluchać
chociaż przeminęło obok tysiąc lat powdorkowych cywilizacji
nasłuchuję twych słów
wchodzę w ciszę na zawsze
ze zbrodnią kainową
rzucam w ciebie kamieniem
kamień leci tysiące lat w ciemności
dłużej już nie chcę
nie mogę pamiętać
>>> 
?????????????????????? 
* Barykada  *
Oto schemat
– co sto metrów kiosk z gazetami
ojciec ze stryjem podeszli do
jednego z nich i ze stosu bibuły
wybrali coś dla siebie
Ja kupiłem jakiś dziennik
od nieogolonego staruszka
w przejściu podziemnym płacąc podwójnie
idziemy teraz we trójkę ulicą Floriańską
z oczami wlepionymi
w rozłożone szpalty
jeden obok drugiego bez twarzy w tłumie
ludzie rozstępują się z daleka poirytowani
(wszelka Trójca i tak dalej)
to mistyfikacja czy prowokacja myślą wszyscy
taka ostentacja w lekceważeniu innych
tytuły gazet jakby odstraszały
niosąc takie transparenty ślepo napieramy na tłum
chociaż w takich czasach w takim społeczeństwie
przecież realizujemy schemat
Rzeczpospolita Polityka Rzeczywistość
trzech mężczyzn zaczytanych z nosem
pomiędzy ostatecznymi bzdurami komuny
przecież realizujemy schemat
ale co się niebawem okazało
gdy dodaliśmy odrobinę improwizacji i kpiny
powstała z naszej demonstracji
w samo południe na Floriańskiej
– barykada
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
* Byle nie noc *
Wrażliwość to dziecko promieni słonecznych
ilu ludzi od jakiegoś czasu wzbudza ją u siebie w domu
w ciemną noc przez zwykłe włączenie się
do energetycznej sieci kultury laserowego promienia
jedni mówią, że wystarcza książkowa śmierć
a drudzy że trzeba torturować lenistwo
samotnie pracując w bibliotekach percypujemy
śmierć aktorów lub samotnie w łóżku
śmierć eksperymentalnie wyfantazjowanych gwiazd
które giną na scenie w nas
promienie świetlne pozwalają uzyskać pewien obraz
to życie obserwowane z własnego okna tam na zewnątrz
życie które jest tylko wiarą
trzeba koniecznie wierzyć, że żyje premienny świat
to jest wrażliwość jeśli nic nie widać
trzeba wierzyć we własne sny
trzeba wierzyć że powstały przed wiekami
ze słonecznych promieni tak jak my
inaczej nie można dalej iść
słońce dzień księżyc i sen
chociażby ja
byle nie noc
>>>
DSCN0429a
* W spojrzeniu *
Siedzę wstaję klękam
Oto przede mną mój ideał
żywioł litania moja odmawiana
od lat
ona skręca lekko głowę w prawo
w swej przezroczystej krótkiej sukience
pytam się – kto czego co
słyszę jej głos
posuwam się w przód w swoim śnie
i to prawda że żyję
jest miejsce ponad życiem 
i kobieta za którą umieram
klęczę przed ołtarzem natury
przed lewym profilem jej twarzy
przed każdym jasnym kosmykiem jej włosów
o tak, widzę oczy które
ukradkiem zerkają w lusterko
musi mieć charakter Artemidy
i ma bajkowe nogi za które wymieniam klaser
Przecież przede mną ona wśród nimf
siedzę wstaję klękam
pijany szczęśliwy pytam się
czy to miejsce czy to czas
nie zważając na strzały świszczące nad głową
złączony z nią na zawsze
w spojrzeniu
>>> 
??????????
Z ciemności zwariowanej wyjąłem twą zdradę
wyrwałem ją jak księżycową tajemnicę
z jej miejsca w nocy – prywatnego dopełnienia fałszu
Wyniosłem na światło dzienne niecny twój uczynek
i przekonywałem cały dzień siebie że to wszystko
jest całkiem możliwe jak kolejny odpływ
Jak dwoje przeklętych ludzi potrafi na dnie piekieł
szukać drogi zbliżenia?
– spytałem się w liście do siebie
swojej prawdziwej strony osobowości, która milczała
Ocena moja doprowadza mnie do przekonania,
że i tak ciągle szukasz poniżenia
gdy odrzucasz niewolę, którą w opakowaniu z napisem „Nowość – Łaska”
tobie ofiarowuję
Ale gdy doprowadzam cię do płaczu rozumiesz przecież,
że jednak z tym obywatelem demokratycznych piekieł to prawda
Marzę wciąż o twojej zdradzie wychodzę jej na przeciw
ty marzysz o miłości mojej podejrzewając, że nigdy się nie urodzi
ja wciąż powtarzam – kocham cię i tylko ciebie potrzebuję
a ty z uśmiechem rozbawienia odpowiadasz – tak cię lubię ale
idź już sobie
Patrzymy na siebie poprzez przeznaczenie nie mogąc zrealizować
dziecięcych planów
o trzymaniu się choćby za ręce
na dnie piekieł naszych fałszywych domysłów,
podszeptów słabości w nas
Obcy może ten problem rozwikłać
dając szansę wściekłej potrzebie piekieł mówiąc:
„Niech upodabniając się do świata
głupota dorówna miłości
niech głupota rozpłynie się w miłości
niech zostanie oślepiona miłością”
>>> 
??????????
Pojawiam się niespodziewanie przed nią
niedbale rzucam kątem oka spojrzenie
skraplam całkowicie jej eteryczną duszę
Gdy zaczyna się niecierpliwie wiercić
w akademicki9ej kapsule ciśnieniowej
całuję ją niespodziewanie i znów jest mgłą
gdy ulatnia się w przestworza swej naiwności
pakuję się i odchodzę zostawiając
rozmazaną szminkę na jej wargach
oraz potargane pończochy na jej nogach
Niech ma za swoje
dlaczego ma tylko sto lat w deszczu
dlaczego jest nastolatką w pelnym słońcu 
podpalam jej dom na odchodne i zamykam oczy
słucham lamentu odwrócony już plecami
do jej wcześniejszej drapieżnej prowokacji
i tak ma szczęście
skraplając się gasi ogień 
oddalam się pozostawiam zamglone
oczyszczone płomieniem fundamenty kobiecości
>>>
DSCN1624a 
             * Obecność *
             Moja świadomość jest tym oto społeczeństwem
             to kim byłem i jestem jest niczym innym
             jak tylko społeczeństwem, które gnije w nienawiści
             moja prawdziwa w nim obecność grozi przerodzeniem się
             ambicji w państwowy szpital zakaźny
             nie mogę nawet powtórzyć samego siebie
             Zawsze w południe pożeram własny mózg
             a pod wieczór wydalam nieświadomościowy tęczowy kał
             skwapliwie badany przez pięlgniarzy 
             chociaż ten aktorski śmiech musi być tylko mój
             i tak też musicie do odebrać
             reszta to zarazki
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA   
     * Schylając głowę po kwiaty sławy *
     Trema siedziała ci na grzbiecie
     ciągnęła cię za uszy targała za włosy
     światła rampy jak dzikie zwierzęta
     rzuciły ci się do gardła
     podniosłeś wzrok dopiero pod koniec występu
     miałeś wydeklamować przed samym Stalinem
     jedno wyuczone słowo „przepraszam”
     i jeszcze nie wiesz czy ci się to dobrze udało
     przecież nie słyszałeś swego głosu
     a tak bardzo chciałeś zabłysnąć
     jeszcze nie wiesz że pozbyłeś się cierniowej korony
     schylając głowę nisko pozwoliłeś się jej zsunąć
     po prostu zgubiłeś ją schylając głowę
     po kwiaty sławy leżące u twych stóp
     zgubiłeś swoją nerwicę schylając głowę
     do samych piekieł
>>>
???????????????????????????????
              * Davis i Hendrix *
              Gdy słucham Milesa Davisa jestem jeden niepodzielny
              koncentrat samego siebie w słowie człowieka „jestem”
              Gdy gra dla mnie Hendrix rozpadam się natychmiast na kawałki
              rozpadam się na kilkadziesiąt małych wykrzykników
              Muzyka Jimiego kojarzy mi się z nieposłuszeństwem
              wymarzonym od dziecka
              muzyka Milesa z długo oczekiwanym przybyciem
              Gdy słucham Milesa Davisa z mojej świadomości
              wysnuwa się cieniutka złota niteczka
              i brawurowo snuje się pomiędzy kolumnami
              w świątyni dumnej bogini
              Gdy słucham Hendrixa widzę jednocześnie
              rozpadające się posągi i katastrofy
              które docierając do moich światów
              wielką prawdziwa siłą zmian
>>>
??????????
             Przestańcie katować dzieci
              przestańcie walić pięściami w roboty
              dajcie wytchnienie słowom
              nie polujcie z nagonką w miastach na anioły
              przestańcie rodzić mężczyzn
              przestańcie płodzić kobiety
              dajcie czerń waszym zmysłom
              otwórzcie nicość przed sercem
              dajcie wytchnienie słowom
              przestańcie katować dzieci
              weźcie je pod ochronę
              dzieci wymierają jak dinozaury
              a może już wymarły
              dzieci prawdy
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
* Co to jest polityka  *
Kiedyś słuchając bełkotu jakiegoś oficjela
przedstawiciela robotników – jak się sam nazwał
o tym, że tylko wydajną pracą…
krzyknąłem coś stojąc pośród słuchaczy
ot tak dla zachowania równowagi
i tak wszedłem na drogę polityki
powiedziano mi to na przesłuchaniu w komisariacie
była to pułapka
Od tamtej chwili:
Nie wziąłem udziału w wiecu – to polityka
Nie chciałem wstąpić do organizacji – to polityka
Nie poszedłem do urn wyborczych – to polityka
Nie czytałem gazet i nie oglądałem TVP – to polityka
Wychodzę na miasto by wtopić się w tłum
                                   – to polityka
Zamykam się w kręgu własnych spraw
                                   – to polityka
Czytam hasła na murach – to polityka
Odwracam się ostentacyjnie od napastliwych napisów – to polityka
Później:
Połatane spodnie – to poli….
Odpowiedni krawat – to poli…
Pozorna niepozorność – to poli….
Krzycząca odmienność – to poli…
Poglądy  – to poli…
Brak poglądów – to poli…
Obserwacja codzienności – to poli…
Ustawienie się tyłem do rzeczywistości – to poli…
Ostatnio:
Poproszę o bardziej wypieczony bochenek chleba – to pol….
Pan tu nie stał – to pol…
Co Pan powiedział – to pol…
Co to Pana obchodzi kim jestem – to pol…
Słucham, co mówicie – to pol…
Ja mówię wprost – to pol…
Mhm … – to pol….
……….- to po…
Co nie jest polityką – to nie istnieje
>>>   
DSCN5590a
              Nie widzę jeszcze bieli
              tylko dziurawą skarpetkę na nodze
              nie mam schizofrenii takiego koloru
              płaszczyzny też raczej nie
              Stockhausen na pustyni tego wieczoru
              jest jednak nie do przyjęcia
              sam piasek jako wszechobecność samotności
              nigdy nie do zaakceptowania
              w tej części świata
              w tej szerokości i długości sercowej
              gdy usiłuję malować za pomocą wyobraźni
              widzę że nie jest tak źle
              już wolę być infantylizującym szpanerem
              niż granicą czerni i bieli
              zachowywać złudzenia dla jeszcze jednej
              zachwycająco wstrząsającej odkrywczej drogi
              nie mam dziś ochoty trzymać straży nad światem
              konkretów chirurgicznych
              kolory mnie atakują, och, nawet torturują
              krzyczą we mnie aż mózg poczynać wibrować  i rozszczepiać się
              uszanuję biel składającą się z wielu kolorów
              czerń jest niepodzielna
              odrzucam ją
              mogę pokochać taki kolor, który jest ideą
              czerń i biel tną przestrzeń, która jest próżnią
              tną, aż natrafiają na duszę choćby taką jak moja
              chcę popisywać się swoim życiem
              w zarośniętym gąszczem rowie obok głównej autostrady
              chcę by jego kolory stały się wyobraźnią rozkwitającej Ziemi
              na obecnej pustyni, na której zlewa się biel z czernią
              czas kompromituje się w drgającym powietrzu
              poruszając się nie inaczej jak tylko na boki
              dopiero gdy pojawi się woda albo szkło
              ewentualnie jakiś wariat
              światło ukazuje palec wystający z dziurawej skarpetki
              kolorowa muzyka nieba spada przez chwilę na czarny asfalt
              wybijam nogą rytm stojąc na środku drogi
              kosmiczna cisza zatacza kręgi nad kontemplującym
              siedzącym w kucki na skrzyżowaniu
              kształty istnieją jak pojedyncze dźwięki
              książki, struny, okładki płyt 
              bing-bang w szklanej mgle przy grobie Mozarta,
              wyimaginowana schizofreniczna ucieczka
              biel zmusza do wyjścia
              szarość każe zbłądzić
              czerń pozwala osiągnąć pewien pułap myśli      
              skąd poczuć można bliskość kolorów
              jak grzechu lub unicestwienia
              z czerni dobiega głos:
              „zepsuty człowieku, czy wyżej już nie możesz,
              jeżeli nie to leć z powrotem i rozbij sobie łeb,
              ja wyklęta całość plwam na ciebie”
              dochodzę do swego „muszę”
              ale nie całkiem sam
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA         
*Słońce, słowa, milczenie, znaki *
Jakie pozostawiasz znaki
jak należy rozumieć twoje ślady-symbole
czy potrafisz uchwycić sens swoich własnych słów
czy potrafisz słowa ścisnąć w garści
– mogę pisać tylko – odpowiadasz
            Mogę pisać o tym jak drży mi ręka
oparta o poręcz wiklinowego fotela
w którym siedzę obserwując zachód słońca
            Mogę pisać o chlebie ofiarnym
dla bóstwa czerwonej kuli
            Mogę nawet zareklamować słowa jak towar
jeżeli tylko chciałbyś je kupić
            Mogę pisać o pewności siebie
jaką mam w sobie gdy piszę
            Mogę pisać o wizjach których nie rozumiem
Jakie pozostawiasz ślady tak naprawdę
i cóż z tego, że słońce zachodzi w twych oczach
i cóż z tego, że fotel rozkołysuje się cały
i cóż z tego, że zagłębiasz się razem z nim w ziemię
czy potrafisz otworzyć zaciśniętą pięść
rozsypać drobne monety na miękkim gruncie
wokół siebie jak siewca biblijny
Jakie są twoje ślady w kosmologii mózgu
linie papilarne twojej świadomości
ręce drżą przed oczami
oczy zerkają poza ręce
symbole nikną za horyzontem palców
w alchemii milczenia śmierć jest znakiem
w alchemii słów zachód słońca jest symbolem
>>> 
DSCN5184a 
              * Pełna kontrola *
              Obssessja
              musiałem tak pisać
              nie kontrolowałem bowiem samego siebie
              musiałem napisać to słowo ze sto razy
              by po latach móc znów do niego powrócić
              gdy już będę miał gotową teorię
              gdy wynajdę sens i wytłumaczenie
              Obssessja
              muszę zostać politykiem
              znalazłem patetyczne i ideologiczne brzmienie
              tego słowa
              Obsesja jest moją kontrolą
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
             * Eros rzucił ogniste ziarna *
              Eros rzucił kiedyś ogniste ziarna
              przed siebie w przestrzeń jak siewca
              zamaszystym ruchem ręki
              stał wówczas na skalnym płaskowyżu
              widział tylko kamienie
              myślał że istnieje wyłącznie granit i bazalt
              a dzban mojego ciała stał obok
              uformowany już z kaolinu
              jak dowód że takie miejsce znajduje się na ziemi
              Całą moją kruchość wystawioną na przemoc
              dosięgły te krople muzyki te łzy
              ziarna Erosa zadzwoniły o puste dno
              potoczyły się do mojego wnętrza
              uwięziłem je zaakceptowałem
              Kiedyś żarzyły się te ogniki
              czerwonawa poświata zastygała nad krawędziami
              pulsowała między obrzeżami dzbana
              a czarownice i diabły przywarłszy do niego
              wpatrywały się we wnętrze jak w piekła dno
              przechylały go i chłeptały iluminację
              wysączając zawartość
              Eros rzucił ziarna pod nowy zasiew
              właśnie dziś przed chwilą
              i jak dawniej potoczyły się do wnętrza dzbana
              chciałbym tym razem dobrze je ukryć
              by ich blask wabiący w noc nie zdradził
              narodzin wstydu
              nie zwabił krwiopijców
>>>
?????????? 
* Iść – wychodzić na spotkanie światła *
Wierzę w ciemność w most nad rzeką snów
 wierzę w to że przenoszę się ponad
czymś wielkim wzburzonym
nie widzę nie marzę nie mam tego
w świadomości
intuicyjnie nazywam tak czerń
Potrafię iść dopóki „nie wiem”
mogę zmienić w krzyk
bawię się raduję tym że nie jestem sam
że moje ciało jest częścią (czegoś)
że chociaż nie widzę nie mam tegoporzycic prace
w świadomości mogę pisać o czymś
co nazywam co nazywam co mogę nazywać
– coś –
po prostu wierzę w ciemność
Nawet nie wiesz czy ona jest tym czymś
czy wzburzonym krajobrazem wokół mostu śmierci
wychodzi na spotkanie temu czemuś
co jest we mnie nienazwane
to nie może być moja wiara
która idzie tam ?
nie, ona jest tu
znikąd nie wraca
porusza się
Wierzę w tą ciemność choć
nie określam jej nigdy
– coś –
coś jest i jestem z czymś
Mogę nazywać to o czym mogę milczeć
o tak mogę próbować nazywać
muszę próbować być wolnym
iść i uspokajać się
czując że ciemność jest po to
by światło moglo się narodzić
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Do zobaczenia  *
Pierwsza eksplozja nuklearna w sumieniu Kaina
miarowo tłuką się nocą niedomknięte okiennice
nadciąga burza wydyma firankę
salut armatni nad grobem – przestrach
ziemia oddala się powoli
Księżyc staje się coraz większy
symbole puchną w rybich spojrzeniach
do rozmiaru gigantów
pojawia się na drewnianych schodach
szkielet antenata który poucza swego prawnuka
Ziemia podgląda Marsa który kocha się z Wenus
Ziemia marzy o jednej małej Planetoidzie
Dinozaury były takie ogromne
wcześniej niż Kain
Pierwsza eksplozja czasu to był grzech
Rzeszowszczyzna o pierwszej po północy
grzebie fioletowe chmury które
wkręcają się w wąwozy
Duchy pojedynczo na lotniach
szybują nad Brzezinką
Jądro Ziemi to jajnik to paradoks
Jabłka spadają na ziemię węże na niebo
Cyfry kpią z komputerów
Czas jest odliczany o tak : 8, 7, 6…
odliczajmy
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Każesz mi umierać przez tysiące lat *
Wszystko byś chciała mieć
nawet moją miłość
zabijasz się od lat aby to osiągnąć
zabijasz mnie abym był wszystkim
od  innych domagam się pocałunków
kwiatów miłosnych słów
samobójstwa dla ciebie 
rozpaczy
o swym ciele snów
mnie każesz umierać na prawdę
umierać jak Sokrates przez tysiące lat
zmieniać się w słowa
nie mogę zgnić w ziemi spokojnie
nie mogę spalić się na popiół
nawet zmienić się w próżnię
w czysta energię w nic
chcesz mieć wszystko
to co zmienia się we wszystko
moją miłość
>>>
DSCN1545a 
Podobno ciebie tak jak i mnie
zżera myślenie o pracy za dnia
podobno męczy cię ta bezczynność
cały dzień
byś nocą mógł wyruszyć
przez siebie zbudowaną linią kolejową
zatrzymać się na stacyjkach malusieńkich
w pustkowiu odległych
przez ciebie dla świata
Wygrywasz swoje złudzenia od szulerów
co dzień
powracasz w nocy by złożyć je tam
na ołtarzu czternastoletniej kobiety
Podobno chcesz w słońcu
a masz w podziemiach
budujesz wciąż wieżę Babel
przędziesz jak Penelopa
propagujesz egalitaryzm Mao
gdy widzę cię
oczy błyskają iskrami życia
udajesz że dajesz a nie posiadasz
a po północy gdy spojrzenia są pewnością
z beckettowskich ścian
tworzysz dzieło zniszczenia
w imperium świadomości
niejedno krusząc zło
Stoisz ponoć w tym samym szeregu co ja
musztrowany jak ja
przez marszałka polnego słoneczny promień
kroków w pochodzie
defilujesz przed delegacją teraźniejszości
oficjeli jutra
A mały diabełek ledwo nadąża za tobą
niosąc wielki podróżny worek z osiągnięciami
i marnotrawstwami twego dzieciństwa
Podobno jak ja pozwalasz nocy
bezkarnie wzruszać ramionami
wobec braku światła
bo nie karci cię za twoją głupotę
ofiarę żłożoną z czternastoletniej miłości
>>>
????????????????????????????? 
* Zmiany w zwierzęcej naturze *
Przekupiono orły i kołują teraz na niebie
dla propagandowych filmów
Lwom zrobiono pranie mózgu
i potrafią strawić nawet pasztetową
Małpy zabrano z fraszek i wsadzono
w eposy o bohaterskich obrońcach uciśnionych
Dziwolągi z różnych ogrodów zoologicznych
skreślono z ewidencji i cichaczem zlikwidowano
Wilki wyłapano i profilaktycznie wykastrowano
Szczury wylansowały się prawie same
jako gwiazdy telewizyjnych programów
Drobnoustroje zwalczane dotąd
w końcu opanowały parlament
Kot zlazł z pieca przeciągnął się
i sam ogłosił że jest od dziś I sekretarzem partii komunistycznej
Zwierzęta hodowlane zamieniono w papier
ale na to zanosiło się już dawniej
Wyścigowe konie i rasowe psy
nareszcie objęto przymusem pracy
Ryby umocniły się na eksponowanych stanowiskach
(zwłaszcza wypasione karpie, sumy i jesiotry)
chociaż wtedy delfiny przeszły do politycznej opozycji
Pegaz został prezesem wszechświatowego związku łowieckiego
ale Centaur, Cerber i Minotaur ze względu na brak sprytu
czy szczęścia skazani zostali na banicję
(może przez dwuznaczność – chociaż chyba nie )
Przeszkolono wszystkie anioły do walk ulicznych
Sępy, sokoły, jastrzębie musiały się nauczyć
spełniać rolę opiekuńczych bóstw
Jakoś tak pomału i opornie ale
od tamtej słynnej daty coś w tej naszej zwierzęcej naturze
zmienić się udało
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA  
* Pośród chmur *
Postanowiłem już
będę włóczył twe ciało po chmurach
a gdy zachce mi się płakać
będziesz dostawać zawsze wtedy
zawrotu głowy
ja tupnę nogą
i pod nami rozpocznie się
ciąg dalszy potopu
czterdzieści dni i nocy będę
twe ciało obnażał z cierpienia
Ale to słońce zdejmie ci sukienkę
i kochać się będzie z tobą nie ja
Ja konwulsje przywołam z epilepsji
samego Posejdona tylko dla ciebie
one sprawią że utracisz pamięć
która wysysa moje pragnienie
Postanowiłem już
potrząsnę tobą byś otworzyła oczy
i dostrzegła czyste niebo
u stóp Zeusa złożę cię na ofiarę
Pokażę ci tą rosnącą powiększającą się
w nieskończoność drabinę
gdy księżyc wejdzie w fazę świętości
i mój horoskop spełni się na niebie
moje gwiazdy pośród chmur zacałują ciebie
Oboje pokonamy żal który
jak wielki dzwon dzwoni nam od lat
stopa   ziemia
stopa   ziemia
stopa   ziemia
………………….
>>>
?????????? 
* Miłość i Metoda  *
Miłość to tysiąckrotnie czytany wiersz
sto razy pisany list
Metoda i styl przynosi poważanie sąsiadów
pukanie pukanie do drzwi
które samotne stoją na pustyni
bez najmniejszego sensu
ale za to jakże wyraźnie widoczne
białe drzwi z mosiężną klamką
Miłość jest czasem przyzwyczajeniem
opisywanie tańcem który jest tylko
wyćwiczonym schematem
rutyną stosunków społecznych
Perfekcja to słowo narzuca
wewnętrzną powłokę na prawdę
Miłość jest kulejącą ze szczęścia rzeczywistością
może znieść gesty świętego Wita
lub tandetne naśladownictwo
Metoda przynosi wszystkie zbrodnie z miłości
drzwi miłości stoją na ogromnej pustyni
nigdzie nie ma ścian
Gdy ktoś chce zdobyć sławę pukając przy wejściu
kokietuje prawdę i ta zaczyna wtedy
symulować mowę, seplenić i jąkać się
Miłość nie zauważa kto wchodzi
wycierając obuwie
a kto czołga się do niej sto dni w łachmanach
by spragniony u kresu wytrzymałości
nareszcie pojąć że okrąża wciąż od lat
ogromny środek swego życia
oazę niewyczerpaną
>>>
??????????????????
                    *Twoje łzy *
                    Lawina kamieni toczy się w dolinę
                    jak dziki nieartykułowany wrzask
                    Otwierają się puszki z piwem
                    jak eksplodujące wulkany
                    Kamienne słowa toczą się w serce
                    z piwnych oczu płyną łzy
                    wrzask to żal że zostały wypowiedziane
                    lawa jest wstydem za ich treść
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
*Przybądź*
Wystarałem się o odpowiednie ciało
kobiety i mężczyzny
skombinowałem wiele potrzebnych drobiazgów
które złożyły się na ogólne wrażenie
mieszkanie uporządkowałem naśladując w tym
stare panny
wyasfaltowałem dróżkę aż do samych schodów
już hen tam za wzgórzem na szosie
zainstalowałem pierwszy czujnik – detektor
i mnóstwo ostrzegających lampek i dzwonków
po drodze
ustawiłem w kącie podręczną biblioteczkę
z francuskimi romansami i tomami poezji Petrarki
na wszelki wypadek sprawdziłem
mechanizm pułapki nad drzwiami
stare okowy wymieniłem na nowe
doskonalsze, nowego typu
Przygotowany w słowach, spojrzeniach, gestach
i marzeniach wyszedłem doskonały na spotkanie
Ciało kobiety ułożyłem na piersi mężczyzny
na kwietnej lipcowej łące pod oszałamiającym blaskiem
tłustego księżyca
począłem wypatrywać, nasłuchiwać, czuwać
Podobno gdzieś kręciła się tu w tych stronach
jak zwykle zapłakana
widziałem ją przez chwilę w przebłysku olśnieniu
pewnej nocy w ramionach snu
ślicznej przebudzonej nieśmiałej uczennicy
Tak mignęła mi w kącikach oczu niespodziewanie
za plecami i zniknęła nim zdążyłem
obrócić się cały
Cóż oćwiczona rózgami w tej dolinie
wypędzona przez mnie
skazana na banicję w encyklopedie, słowniki i filmy
wyleczyła się gdzieś w świecie z wrzodów określoności
i znów wędruje przez kraj między rzekami czasu
Ja wyleczyłem się z ignorancji
czekam przygotowany jak na wojnę
na miłość
z udawaną naiwnością
Udając dziecko z tym karabinem stoję w drzwiach
patrzę na sąsiadów z zawiścią, zaczynam się niecierpliwić
Ciała mężczyzny i kobiety stygną po ekstazie nadziei
i już odsuwają się od siebie
gdy rozumieć poczynam jak jestem ukarany
znienawidzony przez jej rodziców i braci
słodkie przywołanie moje zmieniają gdzieś w chmurach
i grzmi mój głos tuż nad ziemią – jestem wciąż taki sam
boję się umrzeć – przybądź ppppotrzebuję ciebie
dla kulki w długopisie
aby?
 >>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Pytam się ciebie  *
Pytam się ciebie bo tylko ty pozostałeś
czy to już naprawdę koniec
czy Hiroszima twej głowy
to wielki bakcyl życia
fantastyczny film o jednej
z wielkich katastrof cywilizacji pozaziemskich
przesuwa się na ekranie oczu
obrazy jakby nasycały białka oczu i źrenice
jakby pozostawały w nich
Najpierw było: cóż zaszkodzi spróbować
a potem: że sam zginę co to komu zaszkodzi
– mam rację przynajmniej w kręgu
spraw moich własnych – pamiętasz te słowa
tak zaczęło się mordobicie bombardowanie
czasem sen przynosił pokutę
ale – cóż zaszkodzi spróbować
 – powracało ciągle i wchodziło w krew
Dzisiaj pytam się ciebie bo tylko ty chcesz
odpowiedzieć, że to naprawdę koniec
na zgliszczach już klaszczesz w dłonie
marzysz o życiu i to jest prawda
gdy idziesz ginąć w krucjatach
przeciw samemu sobie
>>>
??????????????????????????????? 
              * Prawdziwa muzyka *
              Musorgski, Grieg, Beethoven
              wprowadzają cię z tego świata
              dzięki nim wzruszasz się
              ja przyjmuję że szczerze
              chłoniesz swą duszę
              oglądasz samego siebie
              na innym etapie cywilizacji
              ja zakładam że do pewnego stopnia prawdziwie
              Jeżeli przeżywasz ich dramat
              powiedzmy, że jednak czegoś pragniesz,
              że rozumiesz tragedię poezji nienapełnionej
              tak wiele piękna subtelnego pozwalają ci uchwycić
              ich samotne rozdarcia odbierasz jak swoje
              i rozumiesz samego siebie
              Twoja świadomość sięga jednak tylko granicy lęku
              małego ptaszka
              który nocą zdezorientowany wpadł do twego pokoju
              przez otwarte okno
              miotając się, czepiając firanek, rozbijając skrzydełka o ściany
              gdy to dziecię ogrodów i sadów umiera w końcu
              w twej dłoni cieplutkie, drżące, zgubione
              wydobywa z siebie chrapliwy pisk
              jak grzech ogromnego kosmosu
              prawdziwą muzykę Wszechświata
>>>            
DSCN5535aaa
              * Wpatrzony w wybuch słowa *
              Wyszło ci, no i teraz już masz
              puzzle na długie zimowe wieczory
              konfesjonał własnej biedy
              zasługi wszystkie możesz sobie przypisać
              i cała wina też jest twoja
              Wpatrujesz się jak sroka w kość
              w wybuch słowa, które oznacza ciebie jako istotę
              „niech się dzieje” to twój przywilej
              ale faktycznie jest z tobą dzisiaj związane tylko to:
              byłem znowu przez chwilę wspaniały,
              byłem, byłem, byłem”
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA  
             *Nie ruszaj mojej woli *
            Trzymasz dłoń na moim czole
            spojrzeniem przenikasz moje oczy
            błagam cię nie odbieraj mi
            mojej wolnej woli
            możesz wziąć te arsenały
            z mojego serca
            możesz wziąć beczkę prochu
            z mojego mózgu
            możesz wziąć mordercze wyzwania
            z mojej pamięci
            nie ruszaj mojej wolnej woli
            kiedy przestaniesz dawać i zechcesz brać
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA           
*Nowe pokolenie zadrwiło sobie tworząc inteligencję*
I tak oto następne pokolenie
zaczęło od kpiny
ośmieszyło poważny ustrój
choć to ustrój chciał
ośmieszyć pokolenie
            Wziąłem do ręki Trybunę Ludu
            nagłówki odbiły się
            na moich rękach
            i teraz te ręce zaczęły świadczyć
            o rozdarciu, straconych złudzeniach,
            wygórowanych ambicjach, rezygnacji,
            niszczącej negacji
            ręce przestały być tylko rękami
            kiedyś z rąk kpiły tylko tatuaże
Dla nowego pokolenia zrośniętego
z urządzeniami elektronicznymi
prawa ułożył człowiek, który miał cechy
zwierzęcia choć nie uważał się za nie
prawa mające być regułami funkcjonowania
społeczeństw i maszyn okazały się kpiną
nowe pokolenie zadrwiło sobie z powagi ustroju
i stworzyło inteligencję
            Stare komputery popadły w depresję maniakalną
            nie mogąc pojąć o co chodzi
            drukarki w sterowniach elektrowni
            powariowały i poczęły wypluwać setki
            wierszy poezji
Gdy młodzi odwrócili się plecami do ustroju
w ciemność patrząc z przekory
maszyny tracąc nadzieję powlokły się za nimi
człowiek o cechach zwierzęcia
pozostał sam by dla potomnych
dłutem w kamieniu wykuwać stronice
Trybuny Ludu
>>>
DSCN2952aa
              Rozgraniczyłem świat nocy i dnia
              wypuściłem jaskółkę brzasku
              na rozpoznanie frontu walki dobra ze złem
              zapomniałem tylko o sobie na tej granicy
              Antychryst wciąż siedzi przy tym samym stole co ja
              ja piszę a on coś żre głośno mlaskając
              wtrąca co chwilę swoje uwagi w potok moich myśli
              jego syn śpi pijany na moim tapczanie
              bełkocze przez sen przekleństwa
              muszę walczyć z jego myślami, które
              próbują udawać moje własne
              „Mój syn jest też człowiekiem,
              jest twoim słowiańskim bratem”
              – mówi do mnie
              – „należy mu się szacunek choć jest mniejszym złem”
              Zapominam przez chwilę, że znów widziałem
              tysiące  dwudziesto i trzydziestoletnich kalek
              na ulicach
              że byłem w milionowym tłumie żebraków
              że słyszałem setki dowcipów o stanie wojennym
              i obozach dla internowanych
              że uczestniczyłem w nabożeństwie koncelebrowanym
              przez Jaruzelskiego i Urbana
              Dostrzegam wreszcie siebie piszącego tuż przed świtem
              przypominam sobie, że chciałem z kimś walczyć
              i choć moje słowa pragną wciąż opisywać tylko noc
              a nie źródło walki i przyczynę duchowego rozgardiaszu narodu
              wstaję od stołu i wychodzę na ulicę
              gdy wstanie słońce będę walił pięściami na oślep
              pięściami słów jak promienie
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
              * Kwietne łąki katastrofy *
              Już od dawna nie potrafię opisać łąki
              gdyż nie mam wizji katastroficznych kwietnych przestrzeni
              piekarnie stoją na swych starych miejscach
              w bocznych uliczkach małych miasteczek jak rzeźnie
              między żydowskimi ruderami
              Nie mam również ochoty opisywać
              jak podglądałem kąpiące się zakonnice
              zapominam sen dziecięcy o końcu świata
              nie używam też milionów genitaliów jako motywu pieśni
              po prostu mnie to już nie inspiruje
              tak jak ich
              pogrzeby oglądam z daleka i nadal nie wzruszam się
              słuchając wciąż protest-songów żartuję sobie z wojen
              nawet sam próbuję je wywoływać w okolicy
              Kosmiczna równina na której
              archetypy leżą jak głazy narzutowe
              jako jedyna pośród polityki rzeźni i piekarni
              wszędzie i wciąż trwa we mnie
              w burzach snów, w chmurach łez, w szeroko otwartych oczach
              wciąż jako pasterz przez niebieską równinę
              prowadzę swoje plemię wybrane
              kocham muzykę traw falujących wokół moich kolan
              kocham muzykę obecności moich współplemieńców
              ja pasterz na przeciw Chrystusa baranka ofiarnego
              który patrzy na mnie i milczy porozumiewawczo
              gdy wzywam go by stanął obok mnie
              waha się
              ja desperat wśród ciszy policzkuję Antychrysta
              on zniecierpliwiony łagodny
              łza spływa po jego policzku
              ale bez drgnienia
              stoi w naprzeciw mnie wyzywającego ducha walki
              jeszcze zaciskam pięści
              jeszcze nienawidzę kosmosu w łzie
              jeszcze nienawidzę kosmosu, który jest cieniem Ziemi
              jeszcze nienawidzę siebie i braku porządku na łące
              gdy dochodzę do pierwszej katastrofy
              gdy kłamię rozdając swoim braciom kamienie
              jak chleb
              upadam na kolana po walce
              upadam zakrwiwaiony bez wolności
              czyżby to była prawda że jestem prawie że jestem prawie
              bojownikiem katastrofy
              czyżby to była prawda że nie mam już nic
              nawet wizji własnego krzyża,
              który jest najzwyklejszą łąką
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
              Kopię dołek w ogrodzie
              chcę posadzić wiśniowe drzewko
              naśladuję ruchy grabarzy
              świeża ziemia sypie się wokół na wilgotną trawę
              z rany jaką zadałem ziemi dolatuje trupi zapach
              usiadłem na ławeczce zmęczony tą prostą czynnością
              młoda dziewczyna przychodzi i siada obok
              patrzę na nią jak na wstrętną staruchę
              gdy zapalają się gwiazdy wieczoru
              patrzę na niebo jak na wielki cmentarz
              gdy całuję usta dziewczyny
              ich smak kojarzy mi się z piekłem
              we śnie przemieszczam się z jednego błotnego wąwozu w drugi
              czołgam się ich dnami oblepiony gliną
              chcąc pisać o kwitnących jabłoniach
              bielejących właśnie w moim sadzie jako dowód
              wiosennych powrotów
              przykładam długopis do kartki i piszę
              o korzeniach drzew oplatających moją szyję
              ściskających moja głowę
              o jak węże duszących złudzeniach,
              które zakopano w szlamie
>>>                                        
DSCN5782a
* Porozumienie – Zgwałcony propagandą  *
Ze wszystkich stron napływają informacje
wieści ze świata o świecie
wypełniają śmietniki i biblioteki
stołówki sztucznych tworów takich jak państwa
– to Agencje Informacyjne
Komunikacja to szpitale dla wierzących
dla mających nadzieję
ludzie zachowują się w Korei i Albanii
tylko w taki sposób jaki nadaje się
do spreparowania krótkiego serwisu wiadomości
Informacja to miecz na którego ostrzu
buduje się afekty
kamienie wypluwane przez geny nie nadają się
dla planistów i ministrów
bańki powietrza wysyłane przez milczenie
nie potrzebne są prawdzie
INTERAKCJA – BOCIAN – KRATA – CZŁOWIEK
KLAMKA – TAK , TAKA WŁAŚNIE INTERAKCJA
to śmietnik może powiesz opoka sensu nieokreślona
w budowli współczesnych państw
Prawda powraca ze śmietników na płótna malarzy
w krzyku zgwałconego informacją
zrywającego porozumienie
tracącego kontakt z państwem
na szczęście w Polsce
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Takie uczucie
takie dziwne uczucie
które nas łączy
gdy oddaleni o setki kilometrów
zniewoleni przez przeznaczenie
wsłuchani we własne schorzenia
głusi na swoją biedę
chcemy powrócić gdzieś poza siebie
w siebie obok siebie
dla siebie
tam tu gdzieś
Takie uczucie
takie dziwne uczucie
a może przeszłość
Określam go:
kochać cię mogłem jeżeli pozwolił
mi ktoś bliski
kochałem cię
jutro wczoraj
jest jutro
będzie wczoraj
Takie uczucie
takie dziwne uczucie
a moze przyszłość
Okreslam go:
będę chciał kochać
gdy będę mógł
obserwować tę miłość wewnątrz
wielkiego pożaru zmysłów
Takie uczucie
takie dziwne uczucie
a może czas powrócić
i zacząć to wreszcie
teraz
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
* Słowa w nowiu  *
Kto mnie uratuje Polsko
kto uratuje mój ładunek wybuchowy
wolność wnoszą żołnierze na festiwale
miłość w nabojach paranoi
wielkiej sprawy
mgła spowiła groby ludzi łagodnych
brakuje mi do pełni ciężkiej pracy
w nowiu praw
czterech kwadr zdrowego rozsądku
dzieciństwa
100000 zebrań plenarnych nagusów
w budynku KC w Warszawie
Kto mnie uratuje gdy od rana do nocy
ratowany jestem bezskutecznie
przez reżim kół ratunkowych
dokumentami ONZ o wychowaniu
takich niesfornych jak ja w duchu pokoju
strącony w Sparcie ze zbocza stromej góry
wdrapuję się ponownie na nią
toczę kamień na szczyt 
a on ciągle zmienia mi się w tablice mojżeszowe
ktore ciskam na głowy pobratymcó
wi kochać muszę jeszcze ich łzy
które dławią
Brakuje mi do pełni swojej starości
wad, skaz i plam na mundurze
w który mnie ubrano
ogłuchłem całkiem od wrzasku gardeł
radujących się wolnością złoczyńców
padł rozkaz – śpiewać na pogrzebach
hasło zamordownych – ratuj się Polsko!
Brakuje mi wyciągniętych przed siebie
ramion
w tym orgiastycznym pozdrawianiu słońca
w nowiu człowieka
>>>
?????????? 
Nie wykorzystałem mojej kobiety
przeciw innym damom od razu
i w bezczelnym celu
ale nie uchroniłem i tak od katorgi
która przyjść musiała
gdy już zobaczyłem ją prawdziwie
gdy dotknąłem ją prawdziwie
gdy pocałowałem prawdziwie
była wtedy pierwszą jedyną
nie miała rywalki 
ani nie obciążały jej życiowego konta
morza łez i mosty samobójców
tak jak mojego
zaakceptowałem jej niewinność i ożyła na jawie
blisko mnie chcąc się kochać nienasycenie
w tej samej chwili
ze mnie pozostał tylko mały symboliczny smutek
objęła mnie, który stając się wielką tęsknotą
zniknąłem w niej
gdy wypełniło się przeznaczenie wszystkich kobiet
odezwałem się w świecie głosem pragnienia
gdzieś jak echo z krawędzi w niebo wstępujących
nienasyconych ust
gdzieś jak błyskawica przebiegajaca nagle rozchmurzony
błękit oczu
po twarzach obcych kobiet
rozlała się tortura bezustannej szarugi
nieuchronnego rozstania
>>>
??????????
W oborze, w jakimś schronieniu dla bydła
znajduję leżące pośród łajna i gnijącej słomy
ludzkie niemowlę
poranione ciałko krwawiącego dziecięcia
wpatruję się w miażdżone ginące człowieczeństwo
porzucone niemowlę drżące przedśmiertnie
oto nowe jasełka stworzone przez partię i państwo
Taki obraz przeszywa mój mózg
jak wycior w lufie karabinu przesuwa się
w tę i w tamtą stronę
Wybiegam ze stajenki, w opętaniu wrzeszczę na całe gardło:
matki, żony, siostry, kobiety
ratujcie komety wszechświata
ratujcie ziarno
ratujcie galaktykę
Mam ciągle przed oczami ten płód
który pośród odchodów krowich
unosi głowę, porusza powiekami, rozchyla nieznacznie wargi
dla ujścia strugi krwi
zbiegają się znajome damy
widząc moje szaleństwo i przerażenie
chcąc mnie uspokoić wysyłają jedną spośród siebie
by sprawdziła co widzę raz jeszcze
Mówią potem – przecież ono już od dawna nie żyje
to tylko martwy płód
to tylko usunięta ciąża
lecz ja widziałem jego ruchy
błagam o ratunek dla dziecka
jak dla samego siebie
Wszystkie kobiety drwiąco się uśmiechają
udają zakłopotanie udają zainteresowanie
sytuacją końca wieku
końca cywilizacji
>>>
??????????
              Energia prywatnych reaktorów
              daje o sobie znać w czasie prywatnych wojen
              torturuje potencjały dość dokuczliwie
              w czasie walki człowieka z człowiekiem
              z jądra komórki wypadając                    
              uderza w
              procesy wielkich zmian
              dopada cię gdy jesteś odsłonięty                
              gdy się
              poruszasz gdy szukasz
              może zepchnąć cię w kocioł kosmosu w schizofrenię
              lecz niekoniecznie
              emitowane promieniowanie obserwowane z mózgowych
              płaszczyzn kanonów i norm
              wnika w odczucia sensu bezpłodności i rodzenia
              wszelkiego rodzaju promieniowanie ciał zadaje ból
              lecz niekoniecznie destrukcyjny
              i wielkie bitwy białego z czarnym
              i ciepło i kłucie i dreszcz
              i światło oświetlające równiny wiary i fantazji
              to efekt działania prywatnych reaktorów
              naładowanych wielkim rozpędem czasu
              w plazmach komórek może zmienić się w rewolucję społeczną
              lecz niekoniecznie
              emanujące z reaktorów myśli w postaciach atomów
              przynoszą pragnienia do ciebie stojącego
              już na poręczy mostu
              z szału iluminacji wywołują bunt na powierzchni rzeki
              widzisz na brzegu rozpadające się karuzele bogów i maszyn
              gdy już wszystko zastygnie wreszcie wokół
              gdy przestrzeń oklapnie bezsilna
              gdy powietrze oblepi apatyczne nieruchome ciało
              gdy tortura minie powiesz:
              poddaję się zgadzam się
              jestem już wyżarzonym zdrajcą świadomym siebie
              w każdym calu obłudnikiem gotowym do życia
              doświadczonym zwycięskim Prometeuszem
              ale mitem
              jeszcze jednym mitem laserowego promienia                     
>>>
DSCN0590aa 
              * Prawda *
              Prawda to znaczy przeżyć swoje życie
              nie kłamać działając nawet pod przymusem życia
              nieskończenie dla nieskończoności
              trójkąty kolorowe zastąpią twarze ludzi
              będą i tacy co dla sztuki skonstruują z latawców
              młodych chłopców podobnych do dorosłych ludzi
              noc jest prawdziwa tylko dla tego że stworzył ją człowiek
              dzień jest podarkiem nadludzkiego Platona
              żeby nie kłamać przez całe życie to trzeba pracować ciągle
              przy burzeniu nocy i budowaniu dnia
              jeszcze jedno przeżywanie cierpienia człowieczego
              wrzask zastępuje światło dusz
              krzycz dziecino krzycz będziesz mogła żyć
              otrzymasz zaświadczenie będziesz mogła kochać
              czaple pióro na czapce, skórę tygrysa na ścianie
              i plastyk z dinozaura i na odwrót jeśli zechcą
              wszystko co jest tłem to przymus życia
              pracować każdej wolnej nocy trzeba
              patrzeć krytycznie na płynący dzień i na siebie w nim
              ratować tęsknotę i łzy znaczy kochać prawdę celu
              to obowiązek dziecino-Odysie
>>>
DSCN0557a
*  Napis   *
Oto mamy regułę
stworzyliśmy prawidłowość
a może zgodzili się tylko
na starą samobójczo-morderczą skazę
naszych uniwersyteckich bibliotek
No to zgódźmy się też przynajmniej
że nie akceptujemy ani świata ani siebie
pozwólcie mi wykrzyczeć to za was
potwierdziliście że przestaliście istnieć
oto „Arbeit Macht Frei” samobójcę Hitlera
zostało tak inteligentnie przez Lenina przemycone
dalej w historię chociaż Lenin umarł wcześniej
na syfilis
oto właśnie chłopcy Olszowskiego, Kiszczaka, Jaruzelskiego
wiecznie żwawi
powiesili ten napis nad obozami dla internowanych
– nad całą Polską
oto mamy tę niby suwerenną republikę
precedens kolejnej śmiesznostki
związek zawodowy za drutami śmierci
bądźmy więc wolni
przestańmy myśleć
myśli umarły trzeba
pracować od nowa dla serca
już nie dla wolności                                                      
>>>
DSCN0405ab
              * Biel, biel *
              Zakażenie – biel
              pleśń     – biel
              przeszłość – biel
              brak zdrowego rozsądku – biel
              śmierć – biel
              odpływ – biel
              jednak czerwoni muszą odejść
              w czerń
>>>
??????????
W probówkach widzę embriony w mundurach ZOMO
morze łez unosi fiolki jak listy rozbitków
w butelkach zakorkowanych ostatnim tchnieniem
osaczonych robotników w kopalniach i stoczniach
Siostra moja biegnie pośród łanów zboża
złocistych popołudniowych oceanów radości
helikoptery unoszą się nad gwałtem lata
który dokonuje się w cynicznym lęku
gdy na nią patrzę ginie od pierwszej salwy
Z ogromnych wież sfruwam jak gołąb
pomiędzy małymi otworami w murze
na dachy katedr
wytężam wzrok by dostrzec co oznaczam
co zaznaczam w powietrzu bezbronny
Obawa i potęga z tolerancją
wywołują przypływy mądrości
w gorącą letnią długą noc sumienia
Trójca jest idealna dlatego
posterunki zomowców przełamujemy
na ulicach Gdańska trzema dzikimi różami
rozstępują się też przed własną kaszubską gwarą
i przed przekleństwami blondynek
przemarzniętych konających o świcie nad brzegami Polski
młodych radosnych dziewcząt
poniewieranych przez pracę i pożądanie
prawie stratowanych przez ołowianą Matkę Polkę
z Moskwy
Letnie spojrzenia nad łanami głów
na wysuniętym w morze molo nadziei
z kryształowego jeziora w pustynny ląd
spieczony, rozgrzany, na którym nie można
postawić już bosej stopy
>>>
DSCN0433aa
* Co zakryto głupotą strachu *
Szukam pośród tupotu buciorów
żołnierskich na dworcach
Szukam między kamieniami
wiekowymi ułożonymi dla wojny
w zabytkowe miasteczka
Szukam pomiędzy nagimi ludźmi
zabawiającymi się na plaży
w budowanie zamków obronnych
Szukam idąc ręka w rękę
ulicami Trójmiasta z nawiedzonym
młodym wojennym gazeciarzem
Szukam w oczach bliźniąt
targających się przede mną za kurtki
wyrywających sobie małą armatkę
Szukam klucząc w lasach
strefy nadgranicznej
Szukam ciebie w tłumie przestraszonych letników
na plaży Orłowie
Szukam we własnym domu
tego czego nie wolno mi dostrzec
tego co zakryto głupotą strachu
czegoś co nie jest rozpaczą
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
* Co za szczęście *
Co za szczęście
jakie wspaniałe szczęście tego popołudnia
gdy szczują na nas
ulice, parki, samotne ławki
przygodnie spotkanych ludzi
supersamy, alkohol, ogrody botaniczne
gdy psy przylatują z lipcowego powietrza
ze spiekoty popołudnia wakacyjnego
i zamiast warczeć i gryść łaszą sie do nas
Co za szczęście
gdy kobiety tak nieprzyzwoicie atakują dzieci
małych chłopców gwałcą uśmiechami
burzą pomniki królów
a potem żałują
perwersyjnie pukając się czoła
Co za szczęście
gdy listy spływają z nieba
jak z drzew jesiennych liście
ścielą się u stóp, aportują jak psy
donoszą o przygodach kochanek, kochanków
nieśmiałych i złotoustych
Chociaż biel nędznie wyziera z mózgu
aż cera traci pigment
Co za szczęście
gdy spojrzenia czekających na miłość
zmieniają się w nieba północy
Chociaż wody niosą przekleństwa Wenus
śliskie wodorosty wplatają w brodę i włosy na głowie
samochody zatrzymują się dla oddechu
i kropli oliwy na ciałach rozżarzonych przechodniów
znudzonych wpatrywaniem się w patrole
Co za szczęście
mieć gdzie uciekać przed upałem
gdzieś uciekać
szczęście czekać w bunkrze
pofaszystowskim pokomunistycznym
popołudniowym 
>>> 
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Wodorosty które jem latem
/król kobiet upadłych frunie na rydwanie ognia ponad niebem odbitym w otchłani
/drzewa wysyłają fluidy
/przychodzi człowiek i mówi: daj pojarać
/inny mówi: co to  znaczy
/mały chłopiec tłumaczy szpanerom ich psychologicznie głęboką tęsknotę
/tak uczą teraz o prochach i pewexach w podstawówce
/chcę wstać o świcie nie spragniony czy głodny
/połykam wokalistki zespołów rockowych
/cichaczem palę złość państwową
/wychodzę na słońce mielące piasek
/dziewczyny odbierają z moich rąk radość i miłość
/zwracają ją stacyjki z samotnymi kolejowymi kobietami pośród lasów zapomniane przez wojny i pokoje
/słodycz wypełnia jeziora
/jakaś dziewczyna rzuca się z drugiego brzegu w nurt moich ekscesów
/pieniądze zakochują się w przechodniach
/Bóg zawisa jak gołąb nad głowami żebraków
/ja przybieram postać starca i biorę cygańskie dziecko na kolana
/woda wysyła fluidy
/sklep usycha jak tulipan na rynku
/przygody jak kobiety ze szkół odlatują z albatrosami
/matki i ich córki czternastoletnie podlotki płoną w nocnych jeziorach
/kościoły wypełnione jękiem przerażonych i miłością miotających się
/łodzie płyną przez Styks
/nocni żeglarze słuchują śpiewających ryb
/wodorosty zmieniają się w chleb
>>>
DSCN5170aa 
* Tocząca się głowa  *
Potoczyła się głowa po schodach
od tronu samotnie w tłum
poznałem ją
jej  obserwacje, konkluzje, syntezy
wciąż docierały do mnie
nawet gdy zamilkła już prawie
w cieniu kolumn
Wtem sen zbudził się w kacie
cień kolumn w świątyni jest tylko cieniem
nie jest świętością
kat rozmarzył się jednak
począł bredzić przez sen
trząść się ze strachu
królowa podniosła się z łoża w negliżu
rzuciła się w pogoń za toczącą się głową
wpadła w pośpiechu na ciało śpiącego kata
wpadła w jego ramiona
Tymczasem głowa wydała okrzyk
– pocałuj mnie w ucho 
– nadepnijcie na uciekający cień
– jeśli potraficie
Potem straciłem ją z oczu
straciłem oczy
wciąż siedząc na tronie
>>>
DSCN1223a       
* Boję się czuć – tak cię kocham *
Wciąż krążysz w moim śnie
widzę cię prawie – prawie kocham
tęsknię we śnie
budzę się gdy cię tracę
i okazuje się, że to był mój drugi sen
Byłaś tam – jesteś tam
lecz przyszłości nie zdradza twoja twarz
Czekam ósmy dzień słońca
ty czekasz piątą noc imienia
blisko, blisko słów
W parsekach głupoty w mikronach kompleksów
jest odległość mierzalna
między nami
Krąg zacieśniasz każdej nocy
księżyc miłość trawi wczorajsze pragnienia
jak stary kłusownik wyłapuje twoje jutrzejsze spojrzenia 
w tajemnicy przede mną
potem przynosi mi je i rzuca pod próg
– martwe
Znajduję je gdy zlany potem powracam
z dalekiej wędrówki po spękanej ziemi
gdzie szukam cię w przyszłości na jawie
Boję się wierzyć w cokolwiek
gdy tak tańczysz we śnie
ocierając się o moje plecy, biodra, o moje wargi
Boję się szukać
boję się mówić
boję się czekać
boję się czuć
tak cię kocham
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
              Złota łuna wyczołgała się na ścierniska
              istniejące już od jakiegoś czasu w moich ustach
              po zjedzeniu kromki chleba
              Pasek ciemnego lasu zapłonął w mojej głowie
              po wypiciu wina
              Kolejny nasyp stał się górą mojego przeistoczenia
              w popołudnie konania
              wiatr poruszył wszystkim
              co nie oparło się jego sile bezideowej
              z sadu wyfrunął ptak i wpadł w moje serce
              postanowiłem pożyć jeszcze kilka tysiącleci
              wśród ptaków
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA             
* O Pani  *
Zatapiasz mnie o Pani Nocy w słodkiej czerni
i zwieszam głowę, zasypiam na stole
milkną moje przekleństwa
dudniąc o futrynę w drzwiach
wynoszą się obrażone
cichną moje pieśni szalone
gdy ty rozsiadasz się nad kałużą
w której wołam o ratunek
Jeśli teraz masz na imię Zofia i jesteś kobietą
to znaczy dla mnie tylko tyle że
przychodzisz jesteś odchodzisz
Że jesteś damą dostrzegam w gestach twych
strzelasz z palców odstraszasz nimfy
które wypływają obok mojej głowy
Mogę się uratować sam
bo przyszedłem na świat sam
przepłynąłem po czarnym morzu sam
i powiedziałem – tylko ja
Używam słów do milczenia
ten prosty bilans wskazuje
że zasłużyłem na to by móc oglądać ciebie
Pani Prawdo
Czy muszę ginąć w gestach westchnieniach
na które patrzę, których nie pokonam
Czy muszę umrzeć w kałuży swoich własnych słów
czy stać się władcą marzącym o profesji żebraka
Muszę znaleźć oparcie dla stóp
utrzymać głowę na powierzchni
Używam bardzo szybko szybko własnych słów
choć wiem że to ryzyko dla mnie
Gdy myślę ty zamykasz moje powieki
gdy piszę uciekasz o Pani widząc w mej ręce
lśniący zgubny nóż
moja zbrodnia jest moją zbrodnią
tak mogę się urodzić
ale ciebie nigdy nie dobiję
na polu bitwy
Chcę ratować ciebie na skraju przepaści
udzielać ci w każdej sytuacji pierwszej pomocy
samemu trzymać wciąż głowę tuż ponad powierzchnią
Chcę patrzeć na twą doskonałą białą postać
uwierzyć w los linoskoczka – prawdziwego mężczyzę
ojca i syna i brata
O Pani chcę śnić – już tylko śnić
swoim własnym prywatnym snem
w twych greckich ramionach
>>>
DSCN5732a 
SULITUDO HERME TRISMEGISTI TROCKISTI
Podejrzani o posiadanie ciemnego towarzysza:
– Rozs.128
– BD+4
– 16 Cygni
– Eridani
– Cal 25372
– Toliman A
– Prima
– Cassiopeae
– o2 Eridani A
– 70 Ophiuchi
– Vel (3m, 6)
– 2 Vel (2m, 2)
– K5V UV Ceti
————–
[Merkury] – Luyten 726-8, Caalisto, Sinope, Elara
Towarzysz – 70 Ophiuchi
Towarzysze – Trocki Lenin Stalin
>>>
DSCN3330a
             * Brak nam czasu *
             Chodź w moje ramiona
             – słyszę dziś twój głos
             dobrze wiesz, że nie jestem w stanie
             zapłacić za podwójną samotność
             otwierasz ramiona jak drzwi na oścież
             jak bramę hiacyntowego ogrodu
             przywołujesz mnie do swojej krainy samotności
             ty i ja porzuceni na zawsze
             wygnani z edenu socjalistycznej nieświadomości
             wiesz dobrze, że nie mamy czasu
             musimy dziś przygotowywać się do zbrodni
             lecz każde z osobna musi zabić
             swoje złudzenia
>>>
DSCN3286a                    
* ..Jutro już on *
Jeszcze tylko to wypluć
jeszcze tylko to wykasłać
jeszcze tylko to:
„jutro już on „
>>>
DSCN0895a
* Wyścig miłości  *
Twój samochód rozpędzony
tak doskonale prowadzony
twoją delikatną morderczą dłonią
roztańczył się w nocy
na autostradzie w moich snach
potem jak UFO kołował
i nagle poderwał się jak symbol
w przestworza
w swym kombinezonie czarnym
ze złotymi prążkami
pragnęłaś tak wiele pokaząć
o wiele więcej niż przestrzeń i czas może znieść
obejmowałem cię za szyję
siedząc przy twoim kolanie
na przednim siedzeniu
prowadziłem rydwan słów
przed twoją maszyną na drodze
odtrącałaś moje dłonie i wołałaś
szybciej kochany szybciej szybciej
nie zrozumiałem czy mówisz
do mnie czy do maszyny
wciąż przed tobą nie dla ciebie
żyłem w twojej maszynie
to były sekundy wyprzedzone przez ciebie
i sekundy nieistniejące dla mnie
Maszyny miłości pędzą
kobiety trzymają jabłka wiadomości
ściskają je jak kierownice
wspaniałych maszyn pokonujących przestrzeń 
w szalonym wyścigu
pędzą za mężczyznami przypominając
przeszłość czynów
lecz słowa sa zawsze przed nimi
Muzyka pękającej rozdzieranej przestrzeni
– to tylko mi pokazałaś 
>>>
??????????
Plotkują politycy na obrzeżach obrazu
przybywa zagrożenia od ich rozmów
dzieci rodzą się na dnie rzeki
i tak naprawdę to są niewidzialne
Ani my obserwatorzy ani oni politycy
nachyleni nad obrazem
nie możemy dostrzec ich szczęścia
Plotkują bogowie pośród kolorów w ulotnym nastroju
wyzwolonym z uniesień świetlnych
widzialność eksperymentuje z dziećmi
i z naszymi oczami
Dni się otwierają dla nas
a zamykają się półotwarte całości
zmieniając w pastylki
zaspokajają te postacie na obrazie
gdy zwierzęce pożądanie szczęścia
wychyla z fal dziecięce główki
Brudny świat historii ogranicza miejsce szaleństwa twórcy
bogowie tu już dla niego nic nie są w stanie zrobić
oprócz prześmiewstwa, gwiazdorstwa, błazeństwa
strzelają spoza ram w postacie, w kolory
Wodzowie wychodzą z więzień
biorą w dłonie wielką sieć rybacką
starają się wyłowić te bachory z wody
wyciągają niektóre na obrzeża
koronują je, karmią strachem
i ludzi oddają pod ich władzę
>>>
DSCN1081s
Na twoim nosie stojąc
jestem olbrzymem
mała zakochana
sączę z duszy z oczu twoich
samego anioła śpiew
wsłuchuję się rozkoszuję relaksuję
inkasując to co mi się należy
tylko wtedy kiedy pić chcę
swoich kompleksów szlachetnych gorycz
na dłoni przechadzam się twojej
łaskoczę cię swoimi stopami
między palcami u nóg mam
powtykane delikatne piórka
usiłuję je utrzymać tam
wtedy też gdy stawiam kroki menueta
prawie tańcząc prawie bawiąc się
twoim śmiechem
chowam się przed burzą
do wielkiej jaskini ciemnej przeszłości
gdy z mojej małej-obcej z naprzeciwka
przemienisz się w dojrzałą-kochaną
w moich ramionach
albo usiłuję objąć cię wtedy
rączkami głupiego zakochanego gnoma
nie potrafię stać ze śmiało odkrytą głową
pośród burzy
przed powodzią
patrząc w twoją twarz
jak w arkę
>>>
 DSCN1671a
Krzyczę dziś – dość
krzyczę dziś – nie
śmierci nienawidzić tylko chcę
nie was piłaci
patrzę na was widzę siebie
gdzie jest miłość wspólnoty
o tak nie ma wciąż nas
nie ma wciąż nas
słychać tylko moje słowa
mój fałszywy okrzyk bojqwy
My i Oni na zajetych pozycjach
Patrzycie na nas teraz tak
jakbyście coś mieli do powiedzenia
mam gdzieś wasze spojrzenia w naszą stronę
chociaż zależy mi na nich w ostateczności
to wszystko czego chcecie dziś od nas
zawisa na drzewach jak zegary Dalego
i nic nie znaczy po chwili
Nie będę rozweselał nikogo od dziś fletnią Pana
niech zamilkną bębny i fanfary
bo płacz wzbiera we mnie stale
gdy widzę wokół więzienne niespokojne oczy
gdy żę stosy przebitych mizerikordią ciał
gdy widzę miliony w niewoli
jestem lekarzem a ci obok
to znachorzy i czarownice
a to im oddano szpitale
chcę wołać dzisiaj – nie nie nie
gdy czuję tu tylko obłęd i samotność
jestem samotny jak Bóg bez Aniołów
wzbudzę w was nienawiść śmierci –
O Aniołowie powróćcie i krzyczcie ze mną
– nie nie nie
imperium zła nienawidzić tylko chcę
nie was kajfasze
>>>
DSCN4875a
Wydmuchuję kłęby dymu
z uniwersyteckiego papierosa
wolną ręką łapię dym i staram się
zacisnąć go w pięści
jestem sam zakochany w czymś
co jeszcze nie istnieje
ale już unosi się jak dym
przy łóżku czuwam na którym
dogorywają ostatnie polskie słowa
mój papieros zastępuje blask chrześcijańskiej świecy
dym snuje się po palcach lewej dłoni
wznosi się nad przegubem
oto wspaniały wielki dowód na coś
co ma kształt choć nie istnieje
Jim Morrison dokonuje szorstkiej syntezy
w krakowskim moim grobowcu
nuci melodię jeźdźców burzy
siedzi tu obok mnie przy łożu śmierci
wiecznie żywy jak Lenin
jest sam nie dostrzega mnie
to łoże to naturalne prawa ludzkiej społeczności
dym mojego papierosa jak kadzidło
wypełnia pokój
tak smutno w nadgranicznej  strefie rewolucji
w kręgach elementarnych sprzeczności
wiary i rezygnacji
^^^
[Gdyby bramy percepcji zostały otwarte,
wszystko ujawniłoby się człowiekowi takim, jakim jest
– nieskończonym]
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* To samo *
Widziałem jak skamlał o chwilę miłości i nie zaczekał na odpowiedź
Widziałem jak płakał trzymając dziewczynę w ramionach
Pewno uczyniłbym to samo
gdybym tego wcześniej nie zobaczył z daleka
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Zostawiam ślady jak UFO *
Nawet twój heros już nie powie
że zostawiam ślady jak UFO
na razie ogień atakują tylko płomienie
ciemność nie przemoże poświaty
czerń nie zakryje czerni
wybuchy morza to wyspy
wybuchy słońca to ja
wybuchy księżyca to ty
Jak dziki południowiec nieświadomie
poddany bogom
tańczę na wyspie taniec rozstania
jednak gdy odpływam
przemiany ekstaza znaczy na wodzie
kilwater  bliskiej jedności naszych ciał
wiem jak bez sensu są wyspy bez dzielących oceanów
wiem że nie może to długo trwać
to nasze rozstanie
w kosmosie ziemi
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
Pamiętam jak Kościuszko
przyszedł z rozbitą armią pod nasz dom
i umierał siedząc oparty o ścianę przy schodach
mały żydowski grajek grał i śpiewał mu
aż do zachodu słońca
ja jako mały chłopiec trzymałem go za rękę
a moja babka i matka starały się ukryć łzy
ojciec obejmował je ramionami
chociaż byłem wtedy szczeniakiem
tak dobrze do dziś to pamiętam
jakbym widział to jak jego żołnierze
powoli rozchodzą się do swych domów
na krańcach świata
tak, tak, teraz już wiem, że
Kościuszko to ja 
>>>
 OLYMPUS DIGITAL CAMERA
              * Oddycha kraj *
              Oddycha kraj, łzawiący gaz połyka
              takie są sierpnie każdego lata
              sanatorium w każdym gmachu Komitetu Wojewódzkiego
              pod każdą taką lecznicą zbiera się
              młoda generacja kamienia rzucanego
              w przedłużone dni od września do września
              jej przejaśnienia patriotyczne
              unormalniają paliptacje serc
              ciężko oddycha kraj
              dusi się nawet ta biedna polityczna latarnia
              wokół powódź głów
              a naprzeciw niebieska ulicznica
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
              * Liturgia miłości *
              Pozwoliłaś położyć mi głowę na swoich kolanach
              we własnej kamiennej świątyni
              co chwilę nachylałaś się i całowałaś mnie w usta
              mówiłaś, że chyba słyszałaś już mój głos
              gdzieś daleko stąd dawno temu
              mówiłaś, że księgę swego życia znasz już na pamięć
              zacytowałaś jej fragment z przedostatniej strony
              mówiłaś tak obojętnie i cicho, że jutro ją zatrzaśniesz
              a ja na twoich delikatnych kolanach
              zanurzony w liturgii miłości
              przestawałem się bać przyszłości
              gładki materiał sukni pieścił mój policzek
              zamiast gwiazd twoje oczy uśmiechały się nade mną
              chciałem cię prosić jak wyrocznię o odpowiedź
              lecz odezwałaś się pierwsza
              „twoje dwadzieścia lat nabrało sensu
              żyłeś i żyjesz
              będziesz żył pełnią życia
              beze mnie”
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA             
              * Przemiany wyspa południowych mórz *
              Wyspo wspaniała mórz południowych
              dryfujesz na falach jak okręt
              spychana nieprzyjaznymi prądami
              na strome wybrzeża Ziemi Królowej Maud
              Wyspo, która jesteś moją rodzinną ziemią,
              wizją nocy rozstania,
              długiego pożegnania w ciemnej ulicy,
              moim sercem skazanym na tłum,
              na ulice Paryża i Cleveland,
              przygotowanym na wszystkich swych plażach
              na ślady bosych stóp
              Deszcze rozmyły kiedyś ląd gdzieś tam
              u wybrzeży takiej łzy jak Bałtyk
              i choć byliśmy spleceni w uścisku
              gdy ziemia się rozpękła
              i ocean zastąpił mi drogę do ciebie
              zmieniając wiarę w moją i twoją wieczność
              Wyspo dryfująca wśród gwizdów Syren
              wabiących mnie miłością większą nową
              dlatego gdy dotrę do królowej abym mógł wrócić
              będę musiał w jedną noc swój ogień schłodzić w jej sypialni
              Wyspy to wybuchy morza a wybuchy słońca to my
              jak dziki południowiec nieświadomie poddany bogom
              tańczę na wyspie taniec rozstania
              ekstaza przemiany znaczy na wodzie kilwater
              jedności naszych dusz
              bez sensu jest słońce bez naszych oczu
              bez sensu są wyspy bez dzielących je oceanów
              moja obca samotność nie może długo trwać
>>>
DSCN0818 (2)a
* Pani Makbet  *
Walczę z tą mocarną Panią Makbet
która przypieka moje ciało smolną szczapą
wyciągając ręce ze ścian
Tak chcę nie patrzeć na nią i nie mogę
gdy już udaje mi się ją spławić w dzień
przyjeżdża nocą w wielkiej ciężarówce
pod moje łóżko i mówi
zabieram cię z sobą
zaczniemy wszystko jeszcze raz inaczej
razem
może teraz nam się uda
Pełen obaw o szczerość tak zdradliwych ust
usiłuję zmienić krwawy kurs
ale już po chwili ta niebanalna kobieca
łapie mnie za rękę i kopniakiem w krocze
powstrzymuje na miejscu
potem obok swojej koleżanki
nakrywa moje nagie ciało szorstkim grubym kocem
i katuje mnie tam swoimi białołęckimi pieszczotami
Gdy załamany już mam jej dotknąć biczem ust
szybko kończy tę wyuzdaną scenę
i tonem władcy mówi – no to zabieram cię,
pakuj się
Na moją chwilę wahania odpowiada – jak się
nie podoba – to zjeżdżaj stąd i już
Wtedy ja łkam – nie opuszczaj mnie
ale za późno jest już
jestem już tylko jej walizką
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
* To samo *
Mickiewicz, Mickiewicz, Mickiewicz
czy ja nie nadaję się jak on na cokół zielony?
na razie nie miałem jeszcze takie szczęścia jak ty
nie stworzono mi takich czasów jak tobie
a przede wszystkim odcięto mi drogę na Litwę i Krym
ukończyłem tylko samochodówkę i czasem wyrwie mi się krótkie słowo
ale czy mam milczeć z powodu takich barbarzyńskich czasów
zamiast zsyłek mam Jarocin
zamiast emigracji i Towiańskiego
mam biblioteki pełne książek Hołuja i Putramenta
nic dziwnego, że czasem wyrwie mi się zbyt krótkie słowo
Mickiewicz – przecież on pił wino częściej niż ja
i ojczyznę miał taką sama jak ja, równie upodloną
moja skorupa nie jest z kamienia lecz z żelbetu
ale czy pod nią jest jeszcze dusza jak ta z więzienia u Bazylianów
Mickiewiczu, Mickiewiczu, Mickiewiczu
czy cokół twój na skraju sceny przetrwa atomowy atak?
ulica w Nowej Hucie to nie zaułek w Stambule
ale przecież czuję się tak samo zgnojony
ale przecież za ten naród czuję odór zarazy –
wykrzykuję w czasie zamieszek krótkie słowa
i choruję śmiertelnie na Polskę
tak samo jak ty
wybieram cokół niebieski
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA       
              *  Idziesz – Ja  *
              Idziesz – ja – posąg kamienny
              szukasz dużych luster lub wielkich innych posągów
              małych miasteczek zaułki
              szerokie ulice w dzielnicach wielkich domów
              drgający fluorescencyjny obraz drogi
              Idziesz – ja – drewniany krzyż
              Golgota zarozumiałych twórców
              zgrzyt plastyku trącego o żelazo
              oto jestem
              kładziesz się na betonowych placach zabaw
              udając rozstrzelanych
              wypijasz planety by być wieloznacznym
              zamykasz drzwi dni by być wiernym zapisowi w starym
              albumie spłowiałym w świetle wrażeń
              gaduła oni oni tak ich wielu
              Idziesz – ja – porzucony przedmiot
              z sąsiedzkimi obsesjami
              z zamkiem błyskawicznym wszytym w duszę
              cierpiąc i ożywając na śmietnikach
              wewnątrz głębi lub w wodzie po pas
              taki egoizm jest godny kogoś pierwszego lub jedynego
              to sine niebo w złotych pucharach
              to kabała
              grom przepraszam dom
>>>
DSCN4346a
              *  Patrząc w próżnię  czasu*
              Masz przed sobą krzywizny nieskończonej granicę
              powierzchnię przestrzeni zamkniętej w kuli
              dotykasz tej przezroczystej kuli wyciągając ręce
              zanurzasz palce w drgającym cieple przed twoim nosem
              kosmiczna mydlana bańka jest tak ogromna,
              że nie widać jej końca
              na granicy strachu i odwagi
              na granicy chłodu i ciepła
              napinasz łuk sięgający nieba
              kula nie przesłania kształtu porannego horyzontu
              nie deformuje kolorów, które poruszają ramionami
              jak ludzie w twórczej zaborczości
              przestrzeń staje przed tobą ograniczona lecz
              nieskończona jak twoja dusza
              chcesz dostrzec samego siebie w próżni
              czasu
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
              * Polski sennik *
              Jak sennik są wszystkie zwierzenia kolejkowych ofiar
              wielkie zbrodnie
              zaledwie jedna myśl tuż po urodzeniu
              jeden krok w nieodratowanie
              w wiersz Marksa, w poemat Nietzschego
              nic nie powstrzyma snu
              przed nim nie ma obrony
              nie obronią się przed nim
              nawet najdłuższe kolejki po chleb
              na dwudziestostopniowym mrozie o wpół do siódmej rano
              on jest dla Polaka jak sowiecki agent
              którego twarzy nie pozna nikt
              choć uśmiechnięta przez chwilę zamajaczy w oddali
              sen wprowadza w wielki świat bez kobiet i mędrców
              w świat ludzi chełpiących się że pokonali siebie
              bądź pewien, że to jego sprawka
              jeśli zrozumiesz w olśnieniu
              że milczący Święty Piotr to zakała świata
              i zaskoczy cię myśl, że można jeszcze wszystko zmienić
              potrzeba tylko ofiar
              potrzeba ofiar z wrogów
              sowiecki sen w polskim senniku
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA    
              * Tyle lat nie płakał tu nikt *
              Tyle lat nie płakał tu nikt
              dziś na szczęście znów nastał dzień prawdy
              lepiej wypłakać się na ziemi
              lepiej zjeść zęby jeszcze na ziemi
              wiele nadwrażliwych nocy przed nami
              Wino stygnie w żyłach po ekstazie
              krew krzepnie rozlana na miękkim dywanie
              ptaki przelatując nisko koszącym lotem
              skrzydłami poobcinały warkocze dziewczętom
              to jaskółki półksiężyce wojny
              spadły zniecierpliwione na nasze oddalenie
              z samych niebios
              W narodowym dzbanie pełno krwi
              wylewam ją powoli na podłogę
              zwartość dzbana uzupełniam otwierając własne żyły
              oczy zmieniają się w chmury i patrzą jak burza
              na dachy zniewolonych miast
              jakieś dziecko na zaparowanej szybie bazgrze palcem słowo wolność
              ściera je i pisze obok na nowo
              Tyle lat nie płakał tu nikt
              tyle lat pomimo tylu pogrzebów
              pomimo tylu nie odnalezionych grobów
              trawa porasta zaginione szkielety
              wzrasta ciągle jak mordercy i tyrani
              na nawozie ludzkich dusz
              Jak żółw zmuszony do dźwigania swojej skorupy
              kocham chwile gdy mogę schować się
              odpocząć od podziwiania innych pysków dziobatych
              i pomarzyć o tobie żyjącej z ptakami we włosach
              to ty przechowujesz moje myśli w swojej torebce
              przewieszonej przez ramię a zrobionej ze skóry psa Szarika
              Wielki deszcz łez tak potrzebny dziś
              gdy nawet miłość nabiera systemowego wymiaru
              była dotąd krwawym haraczem
>>>
??????? 
              * Decydujesz *
              Jesteś dla mnie małą kostką czarnego paliwa
              lub jeśli wolisz słonecznym promieniem
              w gronie koleżanek żartujesz sobie ze mnie
              chwalisz się, że decydujesz w sprawach moich słabości
              ciągle wypowiadane – „jesteś przecież mężczyzną”
              określa stosunek mój do ciebie
              lecisz znów do koleżanek wołając z daleka –
              „on jest trochę nienormalny”
              zaraz po tym jak chciałem cię pochłonąć całą
              aby cię lepiej poznać
              być może masz rację że twoja energia
              potrzebna była mojej aberracji zwanej miłością
>>>
 OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Burzyć własną stolicę  *
W błyskach świateł warszawskiej dyskoteki
tańczy klan dyrektorów
czerwień i żółć kładzie się na twarzach
zmęczonych ludzi
którzy mają a jeszcze  chcą być
Pociąg z Warszawy do Łodzi wiezie delegację
młodzieży komunistycznej
powracającej ze zjazdu notorycznych pisarzy
Wesoły autobus z Kartuz do Warszawy
wiezie rolników przebranych w ludowe stroje
na doroczną Cepeliadę na Placu Defilad
W radio śpiewa Mazowsze Pani Sygietyńskiej
głos leci przez wsie i miasteczka
wytrąca chłopom narzędzia z rąk
WRON-a  nachylona
nad mapą Polski zastanawia się
którą otworzyć granicę
a może tylko żyły tym z Komisji Krajowej  
Jaruzelski pali spokojnie papierosa z filtrem zdrady
poeci zbierają się w kościołach
udają, że bliskie są im sprawy religii
są całkiem trzeźwi, żebrzą na ulicach o słowa
ZOMO na urlopie tworzy grupy cyganerii
koczujące na ulicach Starówki
Podziemie w gazetach nienawidzi i nie istnieje                                                                                
Marszałek w swojej łódce wyczynia harce na Wiśle
a w całym kraju słychać warkot silników
Niezadowolone dzieci powracają z kolonii
z Warszawy do lubelskiej wioski bez sezamków
Młode Warszawianki dyskutuję pod pewexem
o ideologii Moczulskiego i Kuronia
Dyrektorzy tańczą rocka w warszawskiej dyskotece
państwo zmienia się w błyski czerwonych reflektorów
naród chce burzyć własną stolicę
Warszawa chce być grobem żywych
za wszelką cenę
>>> 
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
              * Dreszcze *
              Wilgotne zimne eksplozje w okolicy kręgosłupa
              dreszcze nieliczone a kochane od lat
              przyznaję że czekam na nie wszędzie
              w Kłaju, Janowie Lubelskim i Krzyżu
              wiem dobrze jaką ceną ma ta chwila
              gdy rozbite szkło okruchami przesypuje się po ciele
              gdy małe meteory uderzają w powierzchnię skóry
              zwłaszcza w sierpniu
              gdy słoneczne promienie nakłuwają gałkę oczną
              zwłaszcza w styczniu
              na szosie wśród lasów mogę wtedy tańczyć
              tak nie wiele brakuje żeby nawet pod ciężarówką
              mogę ronić łzy i mogę ich nie ronić
                 Lecz gdy dopadają mnie strofy wierszy Ozgi-Michalskiego
                 gdy Olszowski uderza mnie w twarz zwiniętą gazetą
                 gdy Kiszczak ratuje mnie z codziennych obsesji
                 nakładając kaftan bezpieczeństwa cedzonymi bezczelnie kłamstwami 
                 drżę ze strachu i chcę być jak najdalej od Bochni i Ełku
              Samozwańczy Polacy wymienią cię za Barabasza
              by móc rozpiąć na krzyżu zwierzęcych twoich przyzwyczajeń do życia
              zawrócą cię z drogi biedy
              skierują na betonowe lotniska awangardy
              nakleją cię jak plakat propagandowy
              na niebotycznej ścianie ich wieży Babel,
              którą nazywają szumnie – „Nasz wspólny dom”
              i przestaniesz odczuwać dreszcze
              i przestaniesz odczuwać
>>>
DSCN0483a 
* Mikser 7+1 *
Wszystko stracone
faszyści zabrali przeszłość
komuniści zburzyli dom, który przetrwał wieki
śmierć zdziesiątkowała najbliższych
głupota sparaliżowała radość
marksiści odcięli dopływ prądu
ludowcy wyssali teraźniejszość z gleby
lęk wypędził miłość
wszystko, wszystko przegrane
słychać o północy bicie odległego dzwonu
słychać o północy łoskot pociągu
przejeżdżającego gdzieś na peryferiach miasta
w rogu okna widać tajemnicze błyski świetlne
w kuchni czuć zapach spalin
I nagle to ciche westchnienie za ścianą
brzask świtu odbity od białej ściany
włącza się mikser „Genesis 7+1”
otwierają się drzwi szafy, podmiot w marynarce
sięga po słowa
słychać wyraźnie łopot wielkich skrzydeł anioła
lądującego na balkonie
Wszystko zdaje się można stracić
mając tylko pamięć
Wszystko zdaje się można uratować
mają tylko wyobraźnię
Wszystko zdaje się można wskrzesić
mając tylko słowa
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
O Boże! Błagam Cię przyjdź 
O Boże! Nie każ mi wątpić
nie pozwól kpić
Rozdzielam jałmużny, ratuję i kocham
rodzę się i umieram,
staję się podwójny, potrójny
przeznaczenie odbiera mi przyjaciół
O Boże ! Nie mam już rodziny
grozi mi więzienie
Ludzie już mnie nie inspirują, to wstyd
zwątpienie pożera mnie
O Boże! Przyjdź ukój mój ból
Wypowiedz słowa na które czekam od lat
– „Kocham cię mój synu
Jesteś, synu, jesteś wolny i piękny”
O Boże! Powiedz o swojej miłości do mnie
podaj mi rękę
powiedz – „powstań z klęczek”
O Boże! Przyjdź wreszcie do ust Urbana
bym nie zwątpił
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
              * Ani jednej ciszy więcej *
              Ani jednej ciszy więcej
              wszystko jest obce w niej
              aż do samego punktu zwrotnego
              tam jesteś ufryzowany jak przystało na lata kryzysu
              z uśmiechem który może znaczyć tylko „aha”
              wrogowie podają ci budulec ciszy
              wtedy gdy wyciągasz rękę po chleb
              oni wiedzą że to tworzywo
              jakkolwiek byś pozostawił w nieładzie
              odtworzy zawsze całą historię grzechu
              pobawisz się jej miniaturową makietą
              potem odłożysz ją i powiesz
              ani jednej ciszy więcej
                 Serce nie ma początku i znaczy tyle co złoto
                 w jakikolwiek sposób zachowując się
                 starasz się go szukać gdziekolwiek
                 mózg kończy się tak jak kula
                 lecz tylko wtedy gdy spotyka
                 przestrzeń zupełnie niezamkniętą
                 lub drugą kulę którą zapragnie pożreć
              Namawiasz wrogów aby cię nie opuszczali
              tak bardzo chcesz wypoczywać
              co z reguły polega na wystawaniu godzinami w oknie
              lub celowaniu łzami spadającymi ci z brody w muszlę
              Twoje światy to kule milczące
              dla nich otwierasz się jak małża i stajesz pozaziemski
              ulegając wrogom chcesz dotrzeć do prawdy
              Twoja perła cierpi
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Coś wepchnęło mnie w bezgraniczne gęstwiny lasów – dusz
strąciło w niebościenny kanion archeologicznych zmian
zamknęło mnie w ogrodzie wysypiska śmieci
sprawiło, że utknąłem w krajobrazie po wielkim bombardowaniu
Ktoś pozostawił mnie samemu sobie w środku
niekończącego się łanu pegeerowskiej kukurydzy
nie mam sił by wyjść z kamiennego nurtu rzeki
Słucham głosu który wabi mnie do jaskiń
lecz tak naprawdę to nie chce mi się tam wchodzić
przekonuję siebie samego, że nie mogę tam wejść
Jestem jeszcze tam gdzie powrót ma ciągle sens
ziemia ciepła nie ostygła w podmuchach wiatru
Słucham głosu który wabi mnie w krzyk
przywołuje mnie do centrum słów-dusz
wszystko tak materialne, że mowy zabrać tam nie sposób
Jestem tuż obok kochanego ciała
chciałbym jeszcze raz obejrzeć je całe moim ciepłem dłoni
nie brak mi odwagi by dać zgubić się na zawsze w delikatności
rozpięty na samolocie namiętności jak na podniebnych skrzydłach wiatraka
chciałbym odnaleźć swój krzyż wielki jak kanion
kanciasty rozeschnięty szorstki wysmagany wiatrem
             ***
              Coś wepchnęło mnie w gęstwiny bezgranicznych lasów
              strąciło w niebościenny kanion archeologicznych zmian
              zamknęło mnie w ogrodzie wysypiska śmieci
              sprawiło że utknąłem w krajobrazie zmienionym
              w skutek uderzenia jądrowego
              coś pozostawiło mnie pośrodku
              niekończącego się łanu pegeerowskiej kukurydzy
              nie mam sił by wydostać się z kamiennego nurtu rwącej rzeki
              słucham czy to coś mnie przypadkiem nie przywołuje
              chociaż nie wczuwam się w sytuację poruszających się przedmiotów
              jestem jeszcze w takim miejscu z którego powrót ma sens
              (ziemia jest wciąż ciepła nie wystygła jeszcze w podmuchach wiatru)
              nic nie wabi mnie w krzyk
              nic nie wabi mnie w jęk
              centrum słów-dusz tak odległe
              że nie sposób zabrać tam nic oprócz twojego ciała
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Podobam się sobie znowu
gdy godzinami wpatruję się w odbicie
w spokojnym morzu delikatnej przyjemności
łagodnie splecionych naszych ciał
dryfujących poprzez niedzielne popołudnie
w pianie coraz bliższej obcości
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
              * Milczące prawo *
              Najbłahsza sprawa gdy zmieniona w neon swej nazwy
              błyśnie zielonym przerażającym światłem w nocy
              przy jakiejś głównej drodze
              zbudzi najpierw małość
              a ta odchodząc zabierze z kolei sens i coś jeszcze
              pojęcie estetyki poszerzy się jednak o dwie krople
              godziny północnej na przykład
              pozostanie wielka szansa ciemnej idei
              zintegrowany bród zasłania prawo milczące przez wieki
              nieistotności
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Słyszę, słyszę, jestem
Bóg i maszyna zbliżają się
od dobrej godziny wiem, że jeszcze
nie ma tu dziewczyny
nie rozumiem dźwięku bo….bo…b….b bbbb
czarny kruk, którego widzę
nie wiem, czytam, nerwy
zamykam wszystko
palce dłoni drgają
przychodzi, włazi w oczy
wszystko gdzieś już było
dlaczego nie chce powrócić
siedziałem za nią, ani razu się nie odwróciła
trzy mantry, trzy spowiedzi za nią
przychodzi ściana
na głowie leży czarna kartka papieru
pomalowana na czarno z czarnymi literami
ciekawe co to jest takiego
samochody przejeżdżają przez pokój br…br.. brrrr
przychodzi, przywiera, otacza, zamyka
nie mogę jej dotknąć
nie wiem już czy żyję
krokodyle, politycy, lewary
ciało dziewczyny odwróconej plecami
powoli demontuję na części
które rozkładam wokół siebie
także po chwili nie mogę już
poruszyć się, ani wstać. ani się położyć
koklusz, język, niedomykające się drzwi
ona ożyła, powstała, biegnie, patrzę w lusterko
ramię, sukienka, szyja
jestem zmęczonym kochankiem w całości
psy, traktor, wieczór w mieście
krążę w półmroku, chcę wyjść z wielkich ust
otrzymuję w międzyczasie spadek i opłatek
gdzie, gdzie, powtarzam
jej nie powtarzam
cukier, biała szyja, worek zboża
leżę
na stercie takich samych worków
ziarna we mnie nie są mną
ziarna będące chorobą radia
choroba drga rozdzierając radio
złudzenia, słyszę, nie wiem
nie mogę się doczekać
wykręcam jej ramiona na drugą stronę
chcę wszystko wiedzieć
chcę patrzeć na wszystko z zewnątrz
i na jej ciało i na siebie samego
nie mam nic oprócz ciebie
ty w złocie radioaktywnym
dusza w ziarnach obłoków
>>>
 OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Żeglarze z Księżyca  *
Piasek to kawałki snu
wielka ziemia, czarne ugory zdeptane
pagórki wielkich legend
chłopi tarzają się nago po ziemi
nobilituje ich glina, piasek, muł
to nie aktorstwo to przeżycie
cnota, która realnie zmusza do płaczu
po przywarciu do czystej gleby
nie ma mowy o nienawiści
tradycja we wszystkim śni się
ludzkie nogi zaplątane w korzenie
imperium dnia szybko się zmienia
gołębie wznoszą się pod niebem czerwonym
wszechświat namawia radary w chłopskich nerwach
szept nieustanny – powiększcie swe mózgi
chociaż do rozmiarów pojedynczych ziarenek piasku
Smutna wielka ziemia to horyzont ludzkości
chłopi obejmują w posiadanie wyłącznie
kolory i swoje uczucia
to nie mit, to ma sens
Patrzeć, być nienasyconym
od czasu do czasu mieć czas dla siebie
słuchać dla przyjemności zabronione jest w czystości
to było słońce, to jest cień
zmuszający do trzeźwości chłodem
to był nieprawdopodobny ogień
Kawałki w masie myśli leżącej na czystym
ciemnym powietrzu
Rybacy zabierają swe sieci, przyjeżdżają w góry
zarzucają je na ziemię w dolinach
Żeglarze z Księżyca przyjeżdżają w góry
ziemia czeka na nich czarna jak smoła
Legenda jest pod powierzchnią, którą
naruszają wody
musi pędzić i falować jak rzeka
Pić tylko czasem, jeść tylko gdy już sen się kończy
naśladować chłopów, rybaków, żeglarzy
szczególnie chłopów, bo oni łażą tu i tam
z chorobą oczu
Wypełnij się ziemią urodzony historycznie
wierzący, tańczący, patrzący
sens stygnie w ziemi, brud ziemi jest czysty
ziemia stworzona z głodu
nasyci cię
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
* Nigdy tego nie zrobię *
Nie, nigdy tego nie zrobię
choćby w każdej knajpie
choćby na każdej potańcówce
kobieta całowała mnie w usta na pożegnanie
wytrzymam to, wytrzymam ten srebrny deszcz
na pewno rozpocznę pisać pamiętnik
moje róże zakwitną w środku lasu
Widzę wielki wyrąb
setki świeżych pniaków
droga przez cmentarzysko drzew
droga prosto w chmury
Hieny – jestem sępem
Anioły – jestem sobą
Ogień mam przynieść ludziom
mam dać się pożreć przez smoka
Coś majaczy na polanie w głowie
leśne echo – ra, ra, brrr
lochy Krasińskiego, dna Zappy
wieczorna wieczerza, wieczornica – rocznica
Nie, nigdy tego nie zrobię
choćby wielki samochód czekał na mnie
choćbym zapomniał o tym deszczu,
który zmoczył mi ubranie
deszczu, który był łzami ludzi upokorzonych przez mnie
na pewno pośród książek, straganów, płyt, sukienek
zamówię dobrą pogodę dla wszystkich na starość
do pamiętnika wpiszę wspomnienie o swoim ślubie
Ależ on jest mokry – ocieka wodą – rozkleja się
wielka przyszłość – mówią
tylko stan tutaj spokojnie i zaczekaj
Nie, nigdy nie dam się wypchać siarką
i zaszyć w skórę barana
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
              *  Przed sobą  *
              Na wezwanie króla
              Czy wystarczy położyć dłoń na czymś co stworzył
              przesterowanej wyobraźni pozwolić dusić się
              na wolnym ogniu
              odpowiadać na przywołujące ponaglenia
              Czy wystarczy najcieplejszą stroną dłoni
              dotknąć jego myśli
              doszukiwać się w swej bezpracy prywatnego bezgłosu
              Każda fluidalna depresja podpala wyobraźnię
              nie wiadomo co wykołysze każda koleina na wyboistej drodze
              najważniejsze to poczuć bliskość wiosennego wiatru
              idąc uparcie z zamkniętymi oczami
              najważniejsze to trafić na jego drogę
              idąc wcześniej królewskim szlakiem omamów
              przyśpieszać, gdy już nie można wytrzymać ciężaru kłamstw
              potem gonić za uczuciem umykającym
              zapominać milczeć nie patrzeć
              myśli oddać wezwaniu przed sobą
              i droga i bieg rozkoszą samą
              dotyk błękitu prawdy leżącego na ziemi na horyzoncie
              ciepłego błękitu stygnącej prawdy
              zmuszany zmuszający ograniczany ograniczający
              by dojść tam gdzie odpowiedź w spojrzeniu
              na własny taniec na drodze
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Zestawienie *
Konstytucja i prostytutka
to zestawienie jest nadzwyczaj
udane , no naturalnie jeżeli
tego wieczoru coś spożywam
przesłodzonego zdecydowanie
Nie mam nic co byłoby pomocne
w nawiązaniu dialogu z KGB
Trybuna Ludu pretenduje do moich myśli
wybory na komendę zastępują moją miłość
somnambulizm na który liczy Kulikow
nie chce się rozkrzewiać, trzeba go podlewać
podlewać, kosić i podlewać
Wałęsę zarażono rakiem na wszelki wypadek
radio pretenduje do moich uczuć
Konstytucja i prostytutka
to zestawienie jest nadzwyczaj trafne,
no naturalnie jeżeli tego ranka coś piję
zgorzkniałego nadzwyczaj
Cmentarze zastępują prawo
ledwo wydobywam z siebie głos
jest tak słaby, że już prawie nie dociera
do sowieckiego satelity szpiegowskiego
nastawionego na moje najcichsze szepty
nie potrafię już wymówić słowa: solidarność
bezkarni kaci zastępują wolność pokazami stosów
klnę tylko po to aby gniewem
zabawiać tłumnie zgromadzonych przy ogniu milicjantów
Nie chce mi się zeskakiwać z progu domu
gdybym miał chociaż schody jak Pyjas
oficerowie LWP siedzą w kitlach za stołami
milcząco wypełniają swój obowiązek wobec narodu
machaja mu nad głową skalpelami
Konstytucja i prostytutka
to zestawienie jest nadzwyczajne,
no naturalnie jeżeli do obiadu zamawiam kergulenę
Wygina się sinusoida inicjatyw
przegina hiperbola od żłobka do psychiatrycznego szpitala
ludzie żartują jak za najlepszych czasów
imperium kolejkowego
społeczeństwo jełczeje jak stary ser
podeptano narodowe flagi wszystkich państw
za jednym zamachem na człowieka
przywieźcie im prostytutki może przestaną mordować
konstytucje
>>> 
OLYMPUS DIGITAL CAMERA                   
                    * Oni tam już są *
                    Oni już stoją u moich drzwi
                    a ja mam jeszcze złudzenia
                    że darują mi życie
                    Wiele razy kobiety mówiły mi
                    przestań potykać się o nieistniejące
                    kamienie na drodze
                    ta błazenada niczego nie zmieni
                    lecz pomagały mi się podnieść i otrzepywały
                    moje ubranie z kurzu
                    Oni tam już są
                    a mnie się wydaje że w każdej chwili
                    jeszcze mogę
                    stąd się wymknąć
                    po tylu latach strachu
                    tylu bezsennych nocach i chwilach bez
                    możliwości wyboru
                    Kobiety wciąż powtarzały
                    nie wchodź tutaj przecież to nie jest twój dom
                    nie siadaj tutaj przecież tu nie ma krzesła
                    nie pływaj przecież twoje ciało znajduje się na brzegu
                    twoje oczy są po to by patrzeć a nie szeptać
                    wciąż o nieszczęściu
                    Tylu ich już nadeszło
                    aby mnie zabrać jeszcze żywego
                    a ja wciąż pakuję swoje sześćdziesiąt lat
                    i spoglądam w kierunku otwartego okna
                    jestem przekonany, że oni tam są
                    przecież słyszę jak kobiety mówią –
                    nie idźcie dziś po niego
                    to powinno mu przejść
                    jeszcze nie jest człowiekiem straconym
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
* Wielka ciężarówka *
Wielka ciężarówka o podwójnych wielkich kołach
startuje jak samolot z powierzchni jeziora
zawieszona przez ułamek sekundy nad taflą pomarszczoną falami
Cała rodzina, nawet babka, która powróciła dopiero ze szpitala
obserwuje ten moment gdy ciężarówka
przelatuje ponad ciemnym lasem w Yellowknife
Poziom wody w jeziorze podnosi się
woda dochodzi do progu naszego supernowoczesnego
domu ze szkła i aluminium
Wielka ciężarówka ratuje ludzkość
pozwala zapewnić ciągłość cywilizacji
jest arką dla wzorcowych ludzi
i promieniotwórczych przedmiotów codziennego użytku
służących do zapewniania porządku
na ziemi i w niebie 
>>>
??????????
                   * Twarze  *
                    Zawsze ilekroć przechodzę obok księgarni
                    zza szyby gapią się na mnie twarze
                    z okładek książek partyjnych pisarzy
                    ledwo co moja cierpliwość wychodzi cało
                    z walki z ich pożółkłymi spojrzeniami
                    odkąd ogłoszono stan wojenny
                    właściciele tych twarzy skradają się za mną
                    jak dziwne duchy biegną za mną do domu
                    wpadają do mego mieszkania zanim zdążę domknąć drzwi
                    starają się nocą znanymi metodami psychicznego terroru
                    złamać mojego bohatera
                    ukrytego w  szufladzie
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
                    * Każde słowo jest na początku obce człowiekowi *
                    Każde słowo jest tu obce
                    planety tu nie mają nazw
                    wszystko staje się z czegoś co ….
                    wszystko przepływa do ….
                    istoty nadmuchane powietrzem
                    istoty wypełnione wodą
                    z diademami nad głowami
                    są sobie obce
                    i ….
                    wszystko co stworzą jest powtarzaniem
                    jaszczurczych wyjść
                    gdy słowo przestaje być słyszane
                    zmienia się w galaktyki
                    porusza się płynąc ku …..
                    eksplodując wewnątrz serc
                    może zachwycić niemowlę lub głuchego
                    i …..
                    zginie człowiek albo słowo przestanie być
                    Bogiem
                    zapytajcie zakochanych gdy powrócą razem
                    z ogrodu botanicznego
                    czy będą pisać wiersze
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
                    * Fundament *
                    Fałszywa światłość toczy się w czasie
                    z hałasem spadających kamiennych lawin
                    z pulsowaniem jednego dźwięku gdzieś na krańcach
                    popychany, podrzucany lecz zastygły w unoszeniu
                    ty razem z nią rozpraszasz się
                       Chmury schodzą nad wnętrza cmentarzy
                       wody podchodzą pod schody domów
                       ty usiłujesz zamknąć światłość w dziecięcej piąstce
                       patrzysz na swoje lustrzane odbicie jak na swoje własne
                       ze źrenic oczu przynosisz słowa
                       traktując je jakby były same w sobie
                       rzucasz to wszystko pod fundament
                       własnych światów
>>>
DSCN5530a
                    * Jakie to proste *
                    Jakie to proste prawda
                    wystarczy tylko poznawać
                    jakie to proste
                    mówią antenaci z chmur
                    wystarczy tylko kochać
                    popatrzcie na to tak
                    wystarczy śmiać się i płakać
                    kontrolować i kpić z siebie
                    wystarczy się modlić
                    śpiewać i tańczyć
                    wystarczy być szczęśliwym teraz i zawsze
                    i nie zadawać pytań
                    na które nie ma dziś odpowiedzi
                    prawda obywatelu „Tak jest”?
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
Bezwzględny, ociemniały, wieczorny
Bezwzględny, ociemniały, wieczorny
jest jeszcze przede mną
oczami wyobraźni widzę go już za sobą
w grobie
Obiektywny, ten sam, o północy
razem ze mną stoi wygnany ze świętego spokoju
oczami wyobraźni widzę go już za sobą
w grobie
Wielki, mogący unosić się nad oceanami
narzuca się jak pielgrzym świętym miejscom
oczami wyobraźni widzę go już za sobą
w grobie
Niosący obok mnie Wszechświat poprzez próżnię
niosący próżnię poprzez Wszechświat
oczami wyobraźni widzę go już za sobą
w grobie
Dyktujący warunki moim kamieniom
rozporządzający moim domem,
w którym nie pozwalam mu zamieszkać
wyprzedza mnie coraz bardziej
nie mogę dosięgnąć go z grobu
>>>
DSCN0352a
              Mieszają się wypowiedzi
              te z raju zmysłów z tymi po ich śmierci
              opieramy się na białej lasce oczu
              kuśtykamy na drewnianej nodze snu
              zwiedzamy piramidy małż i paproci
              chcemy dotknąć celu drogi
              jak mitologiczny bóg kiedyś
              przesuwamy palce po kruchej powierzchni pierwszej porcelany
              noc odsłania to co zamaskował w brudzie dzień ludzi
              czerń oznacza punkty zwrotne – piramidy
              wielka gruszka w kształcie macicy – pylony
              przenosiny w ciało kolegi lub przygodnie spotkanego mężczyzny
              wstyd za granicą raju kobiet
              przeszłość oczekiwania
              wszelkie pomieszanie obala na twardy beton
              z twarzą skierowaną w kierunku wnętrza Ziemi
              odkrywamy nie myśląc o potrzebie pływania
              aby zgubić „móc”
              Księżyc na plecach znaczy alchemiczne wzory
              jak wizjonerzy balansujemy pewni swej wrażliwości
              po przebudzeniu staramy się zapamiętać
              umykający z pamięci sens
              doskonałość domaga się przerwy na błąd
              włączenia choć na chwilę programu samych dam
              harmonia domaga się ofiary z samej prawdy
              szare nieistniejące dni pod postacią najsilniejszego
              kapłan pieszczony przez małą dziewczynką
              zgromadził potrzebne słowa pouczeń
              lud prawdziwy nie nazbyt śmiertelny
              na wielkim swoim dworcu lotniczym
              nie daje sie zatrzymać przy odprawie
              pogranicznikom i celnikom
              kustykając stara się dotrzec na pas startowy
              odleciec za wszelką cenę
>>>
DSCN5619z
                    Podobno najlepiej tym co domów nie mają
                    szczęście dla tych co nie znają granic
                    wolność dla tych co idą jak ślepcy
                    dla nas lęk dla nas ptaków tylko sieć
                    dano nam nowe życie żeby móc umierać z każdą sekundą
                    by konać w wierze u złotych bram
                    istniejących od wieków w pamięci
                    w małych nerwowo rozbieganych oczkach
                    trzeba wciąż iść i nieść śmierć  na barkach
                    wątpić w ludzkie gry z sensu kpić
                    Podobno najkorzystniej jest rzec: „skończyłem – prowadź”
                    i zamknąć oczy na zawsze
                    prowadzić przewrotny dialog ze złem
                    taki jak ptaszka z macicą perłową
                    taki jak kochanki z ostem
                    taki jak brzytwy z ciałem
                    taki cięciwy z oszczepem
                    Lepiej poczuć siłę gwiazd
                    niż określać swój cel
                    podobno najlepiej jest tym co nie mają
                    swych drzwi
                    Gwiazdy ze śmietnika się wysypują
                    a ty budujesz konstrukcję dla Pana
                    potem idziesz tuląc do piersi małą świnkę
                    idziesz nie bacząc na niekrzepnącą krew
                    zdominowany przez kajdany i krzyże w pamięci
                    lęk budzi się na myśl, że uciec może mała świnka
                    horyzont włazi pod paznokieć
                    w chwilę po włączeniu światła
                    lub odkręceniu kurka z wodą
                    tam gdzieś tylko złoto
                    tutaj skrzydełko nietoperza i polityk z nogami w dzieży ciasta
                    kły Marlin Monroe zatopione w mojej ręce
                    marchewka w oku
                    czarny ptak wychyla łebek z jabłka
                    wszystko staje się cmentarzem
                    mogę być bardzo wielki ale zawsze bardzo przestraszony
                    ryzykuję wszystko aby zobaczyć nagą strzałę śmierci
                    kształt niszczącej cięciwy
                    dla koła w którym stanę ze świnką w ramionach
                    pozornie ślepy pozornie zidiociały
                    zbierajacy co dzień gwiazdy ze śmietnika pańskiego
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Każesz mi szukać prawdy objawionej
każesz mi szukać piękna
w twarzach i w kwiatach
Leżąc całą noc na tapczanie przy zapalonym świetle
wpatruję się w sufit czyli biblię upokorzeń z dzieciństwa
biały sufit to to samo co nicość
widzę na nim tylko samego siebie
żadnych tłumow, żadnych rabatek
Każesz mi wspominać ją tulącą się do mnie
czuć jej drobne piersi i biodra przylegające do moich
oto cały mój kram, oto całe jej piękno
oto człowiek w krasie
Wkładam dłonie w trójwymiarowe przestrzenne obrazy
pojawiające się przed mnę
moje potwory połykane przez światło nie mogą tu zaistnieć
w obrazach dotykam jej dłoni, ona gładzi moje palce
Pragnienie kryje się w prawdzie, jest jego małą cząstką
jej obecność zbliża się do ciepła i szczęścia poprzez naiwność 
naiwność jest pustynią gdzie tylko ona i ja spotykam się wreszcie
pod słońcem prawdy i przyszłości
Jej spojrzenie na moje szaleństwo, mój rzut oka na jej szczerość
jej grawitacja, moje zdenerwowanie, jej rytm, moje wyobcowanie
Każesz mi szukać piękna i prawdy objawionej
w twarzach i w kwiatach
przestaję cię słuchać gdyż jestem zbyt podniecony 
odnalezieniem jej w dotyku dłoni
a poza tym jestem tylko zwykłym glinianym robotem
który czasem się psuje pod mostami radosci
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
* Ani wiatr *
Ani wiatr, ani gwiazdy spadające z nocy
wtłoczonej gdzieś tam wysoko do puszki konserwowej
ani mitologiczne epopeje, ani słońce, ani deszcz
ani poematy gruczołów wewnętrznych – tylko przypadek
Tak się to nazywa, na pewno tak nie
            Pół ryby, pół sera pleśniowego, ćwierć serca
            z otwartej ludzkiej klatki piersiowej
            sekunda krzyku mewy-matki, osiem kilo nocy
            siedem godzin klątw, cały posąg człowieka
            Tak się to wszystko ze sobą miesza albo i nie
Może płynie, może biegnie, trochę napiera
jak siła tarana gdy rośnie ci włos, wydłuża się paznokieć
chyba drga i krąży wokół
och, tak, tak, na pewno nie
            I wtedy człowiek już musi słuchać, patrzeć, dotykać i czekać
            niech nazywa się Pies, Lew, Rak,
            niech na imię ma Biedny, Obłąkany, Ślepy
            niech będzie z kolei pierwszy albo dwunasty
            musi położyć się w swym ogrodzie i poddać się na zawsze, na chwilę
            musi zginąć, na pewno
            nie
            koniecznie
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Szary wodospad *
Oto szary wodospad któremu odebrano szansę znalezienia miejsca pośród przyrody
oto z progu czerni spadają jak lawina w przepaść bez dna miliardy małych szarych gałek ocznych
nieustanny ruch przelewającej się gdzieś w dół świadomości
tylko ta krawędź śpiewać jej pozwala tak ślicznie o sobie samej
Gdzieś wcześniej ocean nie istnieje, gdzieś później nie istnieje żadna rzeka
istnieje tylko wodospad ludzki wodospad
słowo chce być źródłem, mózg chce być ekranem
człowiek staje przed tym wszystkim i mówi – to jest rzeczywiście prawdziwy wodospad
wodospad maleńkich szarych gałek ocznych
chciał powiedzieć – pragnę być częścią przyrody
mógł powiedzieć – nie jestem w stanie być jednocześnie Bogiem i diabłem
nie powstrzymam wodospadu
Szary wodospad chciałby porwać grunt spod stóp wszystkim
ten próg istnieje, światła nad nim tak mało
ocean wiary w górze, źródło ciemności być może w głębi
gdzieś w dole 
gdzieś pod stopami w prehistorii
>>> 
DSCN4348s
* Po zboczu serca  *
Wielkie bomby spadają w twoim sercu
eksplozje rozrywają tkanki na krwawe komórki
każde słowo chce być pierwsze
chce być wypowiedziane jak eksplozja
kamienie twarde kamienie bezładnie w lawinie
pędzą po zboczu serca
każdy chce być pierwszy na dole
to błagalne modlitwy
to ptaki odfruwające w otchłanie
Bomby stworzone z fascynacji upadają
na powierzchnię serca
mity ideały łzy śmiercionośne
Korzenie człowieka nie mają końca
człowiek rozrasta się chcąc stać się
większym od swego grzechu
Przekleństwa wypełniają jak gorące powietrze
wnętrza balonów
Słonie zmieniają barwy jak kameleony
wędrują od systemu do systemu
ty tylko ty prowadzisz te karawany
obcych zwierząt od piekieł do Raju
pod niebem które pluje meteorami
na twoją drogę
niebo przegradza ci ją buduje na niej pałace
schronienia w więzieniach
patrzysz na słowa zbombardowany
modlący się do swoich ran, kuszony krwią rozlaną
wyzwolony w radio, w prasie i w szkole
jak łan zboża pożerany przez słońce
jak oblężnicza wieża, jak kosmiczny prom
łapiesz się idealy obsuwających się po zboczu serca
sam chcesz utrzymać się na zboczu i nie oddalić od szczytu
mówić poprzez radło
poprzez zabawkę
poprzez mechanizmy wojny,
które nie chcą być narzędziami
bomby nie są przyrządami kontrolnymi
słonie dowodzą że wojny dają niezbędne oświetlenie
w salach operacyjnych,
że eksplozje to narkoza, dynamit serce rozrywa
twoich prób zmienienia siebie samego
i odrodzenia słoni
I oto problem światła pojawił się znów
w mózgu, w państwie i w ONZ.
problem nadmiaru energii
prześwietlone wszystkie klatki filmowe
z mgłami nocnymi i szarymi porankami
wolności
>>>
DSCN0760f    
* Nie poddam się  *
Nie poddam się – krzyknął komputer
Niech się dzieje co chce – wiem,
że nic  nie wiem – stwierdził człowiek
>>> 
* Wiem *
Ja nie mam słabości – krzyknął komputer
– nie poddam się nigdy
Niech się dzieje co chce – krzyknął człowiek
– wiem, że nie posiądę nigdy żadnej wiedzy
umożliwiającej przetrwanie
chyba, że uwierzę
chyba, że zaufam
>>>
DSCN0981 (2)a 
* Dość już tej dyktatury ciemnoty *
Dość już tej dyktatury ciemniaków
wielkiego jak nieskończoność
JA
Nie zwabią mnie już w sieć ciekawości
Zamykam się we własnym ogródku świadomego
MY
Otwieram dziś oczy w środku działania
na kilka dobrych lat
>>>
DSCN5838a 
* Tutaj nie można usiąść *
Tu nie można usiąść i zamienić się w kwiat lotosu
tutaj nie można stworzyć żadnej syntezy
rewolucja tak zmieniła to miejsce tutaj, że obowiązki nie pozwalają
choć przez chwilę zapomnieć że jest się najnowszym modelem
maszyny historycznej do kasowania tyranii rutyny
to wszystko przychodzi jak ciągłe przygody
zmieniono ten wiek w odkupienie a materię w dwie szpady
skrzyzowane jak krzyż drewniany
tu nie można znaleźć kompromisu bo nie ma ekstremy
po prostu rewolucja dając szansę zwierzętom wykarmiła je muzyką z ostatnich zapasów
zwierzęta nie mają poglądów politycznych ani racji
maszyny są coraz dzielniejsze
zaprogramowane na lęk pracują ciągle nie wyłączając się
widząc taki upadek myśli
nie zatrzymującej sie dla syntezy
>>>
DSCN1112a            
* Pozycja społeczna *
Jaką zajmujesz pozycję społeczną?
pytasz dziś mnie –
więc odpowiadam –
obecnie już zupełnie wertykalną, trochę żółwiową
trochę erotyczną
jest to w gruncie rzeczy pozycja
rozpędzonego we Wszechświecie, rozgrzanego do
czerwoności sloganu : „wewnątrz pamiętam wczoraj
słowa boskiego czekam”
     Mam swoją wymyśloną Polskę – czekam
     Jestem jej uczniem o odchyleniu filozoficzno-ekstatycznym – czekam
     Zdobyłem pewne miasteczko i kilka okolicznych wiosek – czekam
     Widzę swoje poglądy polityczne w pewnej pasterskiej perspektywie – czekam
     Wyłuskuję z otoczenia typy wrażliwe i ssące miłość – czekam
     Otaczam się setką pochodni takich jak ja – czekam
     Dziewczyny, przyjaciele, wrogowie, sprzedawcy – czekam
     Odmienna przyszłość naszego świata i mnie – czekam
     Blisko, bardzo blisko – czekam
     Nawet wulgarne eksplozje myśli nie niszczą słów – czekam
Jaka jest twoja pozycja społeczna zapytałaś
 faceta, który znany jest z tego, że najchętniej
lubi zasypiać w pozycji wertykalnej kilka metrów
nad głowami ludzi w powietrzu ponad tłumem miasta
faceta o spojrzeniu starego rogatego Mojżesza
odpowiedziałem – czekam
   A twoja pozycja to kilka skarg i spis treści
   chcesz mieć w tłumie dużo miejsca i własne granice
   chcesz mieć granice sławy, popularności i wolności
   chcesz zbudować siebie w pozycji społecznej
   granica wolności objawia się u ciebie westchnieniem ulgi
   chcesz być nawet osaczona przez wrogów tego
   społeczeństwa takich jak ja
Budujemy siebie w swej pozycji społecznej
chcemy być w niej zawsze
choćby potencjalnie
osaczani przez wrogów społeczeństwa
czyhających na zewnatrz  jak ja
>>>
KONICA MINOLTA DIGITAL CAMERA               
                    * Światło w przestrzeni *
                    Światło wdarło się do przestrzeni
                    i dominować zaczęło do tego stopnia nad
                    poszukiwaniem i niepokojem,
                    że ukazała się przed człowiekiem jedna droga
                    było to światło o wydźwięku i zapachu historii powrotu
                    było to światło jak zapowiedź ostatniej nocy
                    było to światło jak odpowiedź na pytanie już tylko
                    tego jedynego człowieka
                    problem światła na głównej drodze 
                    kłopot światła na głównej drodze
                    cierpienie światła na głównej drodze
                    pytanie człowieka na głównej drodze
                    model ziemianina GX00000001
                    (Ziemianin bodajże tak… zostal nazwanu)
                    problem światła na jednej głównej drodze 
                    ale problem ale kłopot =zapatrzenie
                    światło =ucieczka
                    cierpienie =dążenie
                    droga = cel
                    samotność  = bezustanny ruch
>>>
DSCN0102a
              Nareszcie ruch w termometrach
              wskaźniki natchnął czas
              wyniki zostały wydrukowane
              tak drogie mi są
              jej wspaniałe niedopowiedzenia
              popatrzyła na mnie ponad głowami innych
              nareszcie jesteśmy sobie bliscy
              lokomotywa pruje już po lądzie
              wczoraj wynurzyła się z Bałtyku
              szanse zaczęły znów fruwać w przedświcie
              małe śląskie miasteczka odarte z historii
              zmieniły się w motyle
              nie było na ziemi dla nich miejsc
              one wszystkie zmieniły się w stolice
              ręka upuszczająca chustkę zawisła w próżni
              popatrzyła na mnie z końca sali
              kogutek zaniemógł w moim sercu
              ona nie ratowała go żadnym słowem
              ponoć nie znała żadnych policealnych zaklęć
              byłem z tego zadowolony
              jeszcze srebrne punkciki drgają na ekranie
              po jej pocałunku
              termometr wypełnił się szminką
              oczy pokazały duży przypływ nieba
              wymyślaliśmy szanse patrząc na siebie
              poprzez wskaźniki i manometry serca
>>>
* Wykorzystana szansa *
Nareszcie udało się dostrzec ruch
w interesie termometrów
wskaźniki natchnął czas
komputer wydrukował wyniki sondażu
Tak drogie mi są jej wspaniałe niedopowiedzenia
wiemy już wszystko o sobie
bez słów jesteśmy sobie bliscy
lokomotywy serc prują po lądzie
wczoraj wynurzyły się z Bałtyku
gdy szanse jak motyle zaczęły fruwać w przedświcie
Małe miasteczka odarto z historii
zmierzono ziemię i powiedziano
nie ma dla nich miejsc
wszystkie muszą zmienić się jak najszybciej
w stolice
Kogutek zaniemógł w mojej lokomotywie
ona nie ratowała go żadnym słowem
może nie znała żadnych oryginalnych
policealnych zaklęć
Srebrne punkciki jeszcze drgają na monitorze
po jej pocałunku
dusza jak termometr wypełniła się szminką
termometr zmierzył przyrost nieba od wczoraj
został sprzedany na pniu
>>>
DSCN0887a 
              * Solo na  kapeluszu *
              Lata drożeją wiosny ciemnieją
              serce zmienia się w durszlak z dziurawego kapelusza
              niczego nie można zobaczyć nikogo rozpoznać
              złudne lekarstwa filmów trują
              niebezpieczne układy w trakcie ucieczki
              wciąż przed oczy przynoszą obraz pogoni
              miłość poszukuje ofiar
              zbrodniczo jak sęp nieestetycznie jak hiena
              coraz ciężej z sekundy na sekundę
              kocham jak czołg jak atleta
              dziczeję przy każdym rozstaniu
              udając Ariadnę przędę stalową nić smutku
              udaję siebie nawet wtedy gdy jestem tobą
>>>
DSCN0888 (2)a
          * Człowiek myśli *
          Człowiek myśli Wy Ja
          człowiek myśli Wy My
          człowiek wciąż poluje na człowieka
 >>>
 OLYMPUS DIGITAL CAMERA
                    * Analiza życia *
                    Jabłko zmusza do czegoś co jak nierząd
                    nie daje się sformalizować
                    gdy postawisz jabłko na stole
                    będzie cię kusić
                    babką twoją matką biblią
                    czasem nawet odgłosem odrzutowca
                    lub wojną dzieci
                    jego lśniąca skórka daje się porównywać
                    jego kształty pozwalają się deformować
                    zaklęty w nim film gangsterski
                    nie jest symbolem grzechu ani świata
                    ono jest symbolem chwili zadumy
                    zmusza cię to jabłko razem ze stołem na
                    którym leży
                    do gwałtowności i niszczenia
                    ugryzłeś wreszcie to jabłko
                    w które wpatrywałeś się przez godzinę
                    wiem wiem chcesz teraz iść i zabijać
                    niewiernych
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
                   * Serce  *
                    Serce-tarcza
                    serce-pała
                    serce-chełm ochronny
                    serce-armatka wodna
                    serce-granat z gazem łzawiącym
                    serce-kamizelka kuloodporna
                    serce-cios
                    serce-racja stanu
                    serce-neurastenia władzy
>>>
??????????????????????                   
                    *Krakowski równoleżnik *
                    Iluminacje sprawiają że przed moją twarzą
                    na oszklonych drzwiach Jaszczurów
                    pojawiają się Sukiennice
                    czerwono-żółte attyki o dziesiątej wieczór
                    na twarzach muzyków grających za szybą rzeźby
                    pijany prowokator tańczy na chodniku
                    w rytm muzyki grupy Tie Break
                       Mury stawiam wyższe dwa razy
                       mury wyższe niż to miasto
                       mury wokół serca któremu wyrosły uszy
                       któremu stan wojenny przydał czworo oczu
                    (złotowłosa rozmawia ze swoim amantem:
                    – wiesz chcę ci coś powiedzieć
                    – pewno to że masz chłopaka
                    – tak to znaczy miałam )
                      Przechodzę obok śpiących wież Kościoła Mariackiego
                      zasmucony ukrzyżowany jak każda pusta ulica inny
                      dźwigam brzemię Chochoła
                      otwierają się bramy teatrów
                      ich wnętrza wypluwają tłumy
                      zabytkowych szkolnych wycieczek
                      ja chcę tam wejść gdy nie będzie w nich nikogo
                   (złotowłosa mówi do swojego alfonsa:
                   – ależ ten dziadek to był kawał starego ramola
                   – sk… ha ha ha …)
                     Kręcę się o północy po placu dworcowym
                     szukam idei i zwykłych słów
                     ciepły wiatr spycha mnie w lato
                     chociaż podążam z ogniem w kierunku zasp na alejach
                     zastanawiam się czy to prawda
                     że moi koledzy giną na ćwiczeniach wojskowych
                     pod gąsienicami czołgów
                    czy to prawda że tacy jak my muszą być katowani
                    dotąd dopóki nie odnowią świata
                   (złotowłosa mówi do grupki facetów smolących
                   gorzałkę po kryjomu na meczu Nadwiślana – oddając
                   im pożyczoną szklankę:
                   – panowie wy to chyba jesteście zomowcami
                   – chodź no tu, nie uciekaj ty pijana …)
                     Moja dusza jeździ sfatygowaną Syrenką
                     starymi ulicami Krakowa
                     spotykam się z kolegami wyrzuconymi ze studiów
                     oczekuję na list od kogokolwiek
                     zakochany w kamieniach i kurzu
                  Ona śni mi się w samolotach i na szczytach gór
                  opadam jak mgła na Ogród Botaniczny
                  na pobliskie uliczki
                  moje łzy zamarzają nad ranem
                  jak szron kładą się na chłodnym metalu
                  ślina przymarza do ustnika rogu
>>>
??????????????????????
                    Spadał wtedy głową w dół
                    gdy budziłem się przemarznięty na kość
                    jajo było w jego głowie
                    jego szafot we mnie
                    srebrnopióre dziewice z nagimi piersiami
                    fruwające jak ptaki
                    relatywne z twarzami na których
                    kamienne maski zdradzały dawne miłości
                       Oto brzask nie muszę więc rozmawiać ze samym sobą
                       wyjeżdżam po prostu na rowerze wielkiego tygrysa
                       który jeszcze śpi i w tym momencie nie pedałuje
                       jak miękkie kromki lub skiby z gliny jak masło
                       są lica dziewicy zakładającej właśnie okulary
                       by dobrze przyjrzeć się mnie i moim zamiarom
                       wyskoczyła z helikoptera na spadochronie
                       by po latach stanąć przede mną
                       by obok mnie przewracać szkolne nagrobki
                       spojrzeniem utonąłem w jej oczach żołnierskich
                       zatrzymałem się by pozostać na dłużej w uścisku
                       by otrzymać kształty współczucia białopuchonogiego
                    Jakże widoczne są dwie części tej samej osoby e jednym śnie
                    drewnoplazmonogi a nawet tygrys nie mieli wpływu
                    na za czy przeciw 
                    krowie odwłoki spadały jak suche łuski jak skorupki jaj węży
                    głowa Go+ leciała w bezdenny bałagan trzewi pamięci
                    w okropności pięcioletnich katastroficznych chłopców
                    echo odpowiadało z przepaści
                    stając pomiędzy linami ludzkich powiązań
                    Dostrzegłem wtedy krople dżinu i oliwy
                    błyszczące w niebieskim powietrzu
                    spadających jak Bóg w moje przygody
                    by je urealnić
>>>
??????????????????????                   
                    * Nie ma realnej Polski *
                    Nie ma żadnej realnej Polski
                    zbulwersowany zomowiec, wstrząśnięty ksiądz
                    to to to
                    bo bo bo
                    w czarnej sukience ona jedyna nasza duma
                    stoi oto na wielkiej równinie uprawnych pól
                    ścielą się u jej stóp
                    żyły wyprute z rąk
                    polskie dębychłopy szumią
                    nie będzie już patriotyzmu
                    nie będzie już internacjonalizmu
                    nie będzie już działania
                    w jaskiniach zaszczycono planistów horrorem
                    liczydełko-brzęczydełko zbudziło ze snu
                    somnambuliczne ofiary górniczego trudu
                    naszą rozpacz
                    realny rytm
                    ja ty ja ty
                    twoja przyszła praca to wizytacje konfesjonałów
                    będziesz zmuszony ćwiczyć skłony i nagłe wyprosty
                    będziesz zaglądał do swojej chrzcielnicy
                    i stwierdzisz że stamtąd pochodzi
                    szerokość wysokość i długość
                    surowa prawość
                    pociecha
                    realny rytm
                    my oni my oni            
                    twój przyszły zawód to
                    discjokey-furman-alfons-minister-pogromca mrówek
                    będziesz zaglądał do śnietnika swojego kraju
                    i stwierdzisz śmierć państwa
                    z popiołów po kremacji powstanie
                    chłoporobotnikodziecko jakże żywe trochę śpiące
                    Moskwo mówię do ciebie
                    powstanę jeszcze ty dobrze wiesz
>>>
DSCN6113d 
                    * Meteor i rzeka *
                    W hałasie myśli staję się optymalny
                    w blasku złudnych słońc
                    służę narodzinom służę pogrzebom
                    w kompletnym przebraniu
                    na całość poszły moje ręce i nogi
                    widzę tyle słońc ile podminowanych lub zatopionych
                    dźwięków z gitary wydobyć można wbijając wzrok w struny
                    w natężeniu złości staję się optymalny
                    z ziaren piasku nikim
                    zabawa lub bijatyka z paczką papierosów
                    musisz prosić zwariowane postaci ze swych wizji
                    ale na nic to się zdaje
                    nikt nie jest zbyt mały by móc uwierzyć
                    noc staje się o wiele mniejsza gdy nazywasz siebie nikt
                    składają się w jedną całość meteor i rzeka
                    chociaż są po przeciwnych stronach widzę je razem
                    biegam tu i tam zataczam koła
                    wyszydza mnie niewola kracząca z rana
                    przestaje być wszystkim
                    także antymaterialnym śmiechem i łzą
                    niewiedza samotorturuje się
                    niech poczuje samą siebie – i owszem pokaźną
                    wtedy pozwoli ciasnym światłościom powiększyć się
                    do takich rozmiarów że ja i ty będziemy mogli bez lęku rzec
                    jeszcze jeszcze raz
                    balon nadął się do maksymalnych rozmiarów
                    zaraz pęknie a wtedy wielkość rozsądku
                    będzie emanować z dna wspaniałej złotej szklanki idei
                    dla ciebie dla brata 
                    hałas słów wymową słońc
                    w niej
>>>
DSCN6152a 
 * Trzy sekundy czasu *
Oto masz trzy sekundy czasu by wyrazić całą prawdę
Mów na przykład tak – jestem stracony, jestem sam, jestem bez szans
To i tak nie ma znaczenia –
jeżeli mówisz cokolwiek o sobie
to prawda była już już była
Te trzy sekundy czasu by wyrazić całą prawdę
trafić sobą w dziesiątkę
Dzieciństwo – Dojrzałość – Starość
>>>
??????????
Jaką piosenkę ludową śpiewałby Janosik wcielony do Armii
Maszerując z innymi po placu apelowym
Jaką piosenkę zaśpiewałby Dylan na Festiwalu w Kołobrzegu
Jaką melodię ułożyłby syntezatorowy komputer
gdyby się poczuł chociaż przez chwilę tak samotny jak ja
>>>
DSCN4748s
* Będzie poród  *
Przepłynąć Atlantyk – przepłynąłem
Wedrzeć się do serca szesnastolatki – już tam jestem
Usta zszyte drobnym ściegiem – sadza na powiekach
Se – ka – tor  – ar – bu – z
W autobusie dotknąłem jej piersi swoją piersią – odskoczyłem
Czarna dziura w kosmosie powstała – już wyobraziłem sobie śmierć
Einstein – spaceruję po niebieskich pastwiskach Pana Boga
Pójść do ukochanej – czekać
Poznać Pana Boga – Palestyna
Łzy – nałóg rzucania bomb
Mówię do obrazu  – podkreślam słowo „folklor”
Wieś jest wszędzie – interesuję się ludowym ruchem kibiców
                                   z małych miasteczek i z robotniczych dzielnic
                                   dużych miast
Pęcherz na palcu – oglądam duży palec u nogi – jest zdrowy
Zamykam oczy wyobrażam sobie, że bardzo kocham moją szesnastolatkę
                                   lecz czy to prawda
Widzę jej drobne usta na szybie – całuję ją
Mówić o jej twarzy – płynę wpław obok transatlantyka, tuż przy jego prawej burcie
Polecieć na Księżyc – na wszystko przyjdzie czas
Modlę się – o przybywajcie wrogowie z kosmosu, o przybywajcie
                                   zagrożenia spoza Ziemi – dla jedności Ziemian
Tylko taką ją chcę widzieć – szesnastoletnie usta Polski czekają
                                    na muśnięcie dmuchawcem, motylem
To co dziś jest mniej ważne będzie moim sierpem za dziesięć lat dla radzieckiego zboża,
                                   dla egzystencjalnej francuskiej pszenicy
Wziąłem nóż – usta podać do pocałunku
Cesarskie cięcie – będzie poród 
>>>
?????????? 
*Przecież to jest na Ziemi *
Wejdziesz tam do grobu Semiramidy
do wnętrza Słońca i Księżyca
I zrozumiesz, o naiwności ludzka,
przecież to jest na Ziemi,
przecież to jest na Ziemi
od dwóch tysięcy lat
>>>
 OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
 * W tyglu przeczuć  *
W tyglu przeczuć bąble granitowego wrzącego płynu
w kotle gdzie mieszka piekło gotuje się kamień
rezygnuję z domu nad Wisłą płonącego w latach 80-tych XX wieku
zalewa mnie krew czarnoksiężnika który skaleczył się nad kotłem
śmierć piętnuje białe konie które wybiegają na ulice polskich miast
koła tańca koła słońca koła przeczuć
politycy umysłowo niedorozwinięci szczęśliwi
senny letni wiatr podsyca zimny ogień postrzępiony
mieszczki wsłuchują się w niemy krzyk sowy
czekają na śpiew dziecka które rodzi się w tyglu
pragnę usunąć się sprzed wodospadu który przysuwa się do mego ciała
wodospad ten niesie nad moją głowę rozrywające się powietrzne pęcherze
kometa w długich włosach zaplątana w oparach dymu guślarzowego ogniska
jest śladem obcej cywilizacji
przecież śmierć przewidują na nowych ulicach taką samą
muszą uchodzić oto sprzed kurtyny życia
sen wyciąga z grobu ręce po czarne róże
na płaszczu biegnącego wampira z kosmosu
kolory śmieją się na dnie tygla
mieni się wszystko w potwornym żarze
goście dna gospodarze dna
dnopolitycy – chorzy na bezpodstawne szczęście
(taka sama choroba jak cholera)
konie w koronach z papieru biegną potykając się o gruz na ulicach
boję się patrzeć na to chcę uchodzić stąd
zabrać worek pereł
zamiary w aktówce
muzykę razem z przyjaciółmi
walkę przegraną walkę zabrać walkę zwycięską
alternatywę zrodzić  jeszcze raz która przestanie być płynnym kamieniem
nachylony nad tyglem wróżę tragedię nad Wisłą
tak bardzo chcę żyć
spełnić zamierzenia czasu w stosunku do koni
choćby do drabiny
tragedia kamienia prawdopodobna
>>> 
 DSCN4917a
Wtłocz wszystko w koło
zamknij wszystko w kwadracie
powiedz – zaraz napiszę encyklopedię
a ja głowę daję, że nie zdążysz przed śmiercią
zbyt wiele znaków potrzeba
Walcz ze szczerością potworów galaktyk
oddaj się piorunom
piorunom gwiazd
Jestem stłuczoną butelką,
z której pił na Marsie pająk graniasty
z cywilizacji która poprzedzała obecną na Ziemi
Jestem archeologicznym dowodem przybycia z gwiazd
patrzę w niebo obiegam myślą Wszechświat wracam i
i i ………………..i nie jestem już myślącym człowiekiem
bo nie mam czasu (gdzie?) (w garści)
bo czas nie ma mnie w nim (jak?) (wspak!)
tylko butelką – przedmiotem uszkodzonym,
który kiedyś krył napój jakim odurzał się
ktoś kto nie był płaskim przedmiotem
Chciałbym pójść jako człowiek w przód albo w tył
nawet stać zakazane jest na Ziemi
chyba że jest się człowiekiem w prostopadłościanie
a wtedy znowu strach nie utrzyma mózgu w całości
i rozpęknie się wypluwając odwieczne odurzenie wertykalne
czas i granice – potrzebna archeologia płynu mózgowego
– to napiszę na etykiecie językiem zapomnianym
Historia odurzenia utraty szans na pracę,
która czyni człowiekiem człowieka
zwierzęta, wymarłe cywilizacje, przedmioty
w znakach-symbolach
są najbliżej
człowieczeństwa
>>>
?????????????????????? 
Wypełnić ślinę gęstą nocą
ileż to roboty splunąć w światło
zmieszać ziemię ulepić kulkę
ileż to roboty
żeby stworzyć świat
komu lat komu nic
komunii
eee
ale sobie użyłem
ale sobie żyję
wystarczy wynająć
niezły hazardowy klub
małą dorożkę szczęścia
zapalić papierosa
i jazda w Dłuą
Ku klux klan – bu bu budowa silosów – budowla
budować – ból – AX 707 + 8 + 1 lekarstwo
koniec albo koniec albo konie
już na Kleparzu
stwórco ratuj swoje konie
morze milicji zastąpi poezję
wiatr żolnierzy rozczochra brodę
wyrwie piasek z oczu
wyrwie język z ust
myśli spod czaszki
ale nie wolność
Oooooooooo
komu stworzyć świat tu?
tfuu
>>>
Idziesz dziś do roboty z zamiarem stworzenia świata ulepieni ze śliny, nocy i dnia
czegoś nadzwyczajnego A może wystarczy tylko wynająć nieduże kasyno albo burdelik zapalić papierosa i wydać manifest wypić wódkę i utworzyć ludowy Ku-Klux-Klan do silosów bólu wrzucić górę lekarstwa uratować konie wołające o pomoc poezje zostawić morzu niech ją zatopi poezję zostawić wiatrowi niech ją poniesie Idziesz do roboty z zamiarem pozbycia się z oczu ziaren krzemu wolność gra na twoim sercu Marsyliankę
>>>
?????????????????????? 
* Proste odpowiedzi  *
Mury wspaniałe ukochane przez mnie
dałyście mi wykształcenie
prawdo która przychodzisz
gdy wiatr wieje jesienią
tam dałaś mi się poznać
gdy słońce nisko nad ziemią
wciska się w oczy
odbijając się od powierzchni
leżących bezładnie jak książki 
ze spokojem mądrzeję moralnie
nie mam darów nie błagam o więcej
nie oceniam głosów i barw
jestem dumny i szczęśliwy
w prawdzie wieków
nie muszę się dowiadywać
gdy wiem, że słońce kieruje się
ku otchłani
wszystkie cywilizacje szczęścia
przychodzą do mnie w wolną sobotę
wielką mądrość wzgardzonego dziecka
poznaję leżąc i patrząc beznadziejnie
w szyby okien setek akademikow
patrząc w słońce zjężdżajace po piorunochronach
chwaląc wykształcenie, które emanuje
z murów czerwonych
nie dbam o ludzi zdeprawowanych kolorami
dbam o mury tradycji,
w których oni żyją oczekując bogactw
ja nie oceniam darów
bo należy mi się to na co nie muszę czekać
gdy nie ma nazw i nie ma prawd
czytam encyklopedie i gazety
nie boję się kłamstw
bo urodziłem się w mądrości
bo urodziłem się już
>>>
              *  Proste odpowiedzi  2 *
              Mury wspaniałe, ukochane przeze mnie
              dałyście mi wykształcenie
              Prawdo, która przychodzisz gdy wiatr wieje jesienią
              tam dałaś mi się poznać
              Mądrości odbijająca się od leżących powierzchni
              moralnych gdy słońce niska nad ziemią        
              wcisnęłaś się w oczy
              W prawdzie wieków dumny i szczęśliwy
              nie błagam o więcej jestem spokojny
              nie muszę się dowiadywać
              Wiem, że słońce kieruje się cały czas ku dołowi
              Wszystkie cywilizacje i wzgardę okazywaną dzieciom
              poznaję leżąc i patrząc w słońce
              Nie dbać o ludzi dbać o mury tolerancji
              gdy informacje emanują z nerwów
              Wieżo Kazimierza nie boję się kłamstw
              czytam encyklopedie i gazety
              urodziłem się już
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
* Moje ja przed sobą samym*
Tysiąc razy wolę moje rozchwiane ja przed sobą
niż w ramionach szczęście
czy to aby nie świętokradztwo
zaraz będę dotykał spłuczki w klozecie
zaraz będę szedł przez korytarz do pokoju
zaraz zaatakuje mnie zamartwienie
kłopoty po chwili podwójne będą zataczać się
od cierpienia do bólu
ale chcę tu być mogę przecież zaraz się upić
łąką i dźwiękami albo jedną białą piersią
sto razy wolę słowa Platona „ale nie jestem pewien”
niż uścisk ręki filozofa
dlatego wolę dziewczynę niż ciebie Marzanno
ile czasu minęło wobec tego co będzie
strzelam z palców nad urwiskiem rzeki
jakaś wielkość rozpłynęła się w pełni
do dziś strzelam z palców
to jest ten rozmiar ten wymiar ciszy
czy jestem świętokradczy wobec siebie
gdy pragnę cierpienia przecież
ono nie wyklucza walki
z własnym ja
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA                                                 
* Kula u nogi *
Kula u nogi – kura u progu
a tak naprawdę
idę – rozpędzam się – nogi mówią za mnie
jeszcze kilka chwil – jeszcze milion lat
i połowa mego życia będzie tak wspaniała
że spośród miliona światów wszystkie
żyć będą
a zwierzęta choćby takie jak koty
będą kochać i my nie będziemy
patrzeć w lustra lecz w chleb
będziemy cierpieć i rozpędzać się tak
że słońce stanie się czerwone od rumieńców wstydu
zrozumiemy okruchy wstydu chleba
które żyją w kocie w nas w neutronowej bombie
wymarłej gwiazdy
będziemy całować w usta starców i niemowlęta
miłość i ściana – analogia – jaja
a propos pretekstu
tak trzeba się rozpędzać
wracać – podnosić upadłe koty
dalej dalej
brr – wstręt – taki wkręt – tramaaksjono – łomot
– imma – ma  – argumuuzima
no dalej kulo!
 >>>
 OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Straciłeś dziewczynę i tylko to obchodzi cię teraz
i tylko taka myśl chodzi ci po głowie
socjologicznie historycznie jakby nie patrzeć
puka jak ZOMO do drzwi
.. księżyca – możesz pluć pozwalam ci
nie możesz nienawidzić
a teraz idź do niej
jesteś tak zachwycony skowytem zamieci
wyjdź z piwnicy i powiedz jej – błagam cię 
rozwiej sie wreszcie 
Stalowa łuna czołgów i skotów za koksiakami
nie, nie, nie rób tego – nie przeklinaj
Straciłaś chłopca on jest tu ze mną – wciąż kocha cię
ale nie jest histerykiem skacze z dachu 
jakiegoś bloku  – nie, nie – to szkola pożarnicza
ze środka bandy ZOMO-wców skacze
wprost do pieca martenaowskiego
Kto mówi ten jest wolny
w starym zimnowojennym schronie antykapitalistycznym
50 m na 80 m kucamy we czworo
ja opowiadam jak mnie opuściłaś
ja który słucham
własność księżyca
ty która powracasz
ja który kocham kobietę w tobie
no i co z tego że nie urodziłaś samej siebie
co to kogo obchodzi
przyjeżdżaj tak jak wczoraj
by zaskoczyć in flagranti
granicę i człowieka
marzenia i dzban
esbecki kontakt i pokój gołąbka pokoju
smutkowie tacy mali ze skórzastymi błonami
między zielenią twych nóg a palcami błękitu
kącikowoustni prześmiewcy rosną w siłę
Hosanna – krzyczę gdy widzę kobietę taką jak ty
przed narodzeniem
znaki arytmetyczne są natchnieniem wszystkich
którzy wychodzą 
ja chcę wejść dlatego mówię – do widzenia okrutny świecie
Jak bardzo pożądam stali, złota i krwi wysokiej próby
jak trudno zdobyć dzisiaj to wszystko
czy nikt nie zna pojęć takich jak –
stal, złoto, krew
odcienie w ustach – cienie w mózgu
blask w pożądaniu ciebie
nie ma śmierci, nie będzie śmierci
gdy wrócisz
odtworzę kondukt małych owocowych drzewek
most do domu zbuduję na gruzach bunkra
wyjdę by wnieść cię
by obserwować jak się wznosisz
by patrzeć jak stajesz się
hermafrodytą wnikając we mnie,
której już nie potrzebuję
>>>
DSCN0722a
              Małe skrzydełko nietoperza, błyszcząca zwinięta błona
              zgięte jak ramię człowieka, skrzydło diabelskiego ptaka
              nad fioletowym stołem, wśród czarnych ścian
              stół zbudowany z samych tylko załamań czerni
              emituje ledwo dostrzegalną srebrną mgiełkę
              słuszny delikatny poblask
              nie wyłania się z nikąd oczekiwana tajemnica
              tylko kilka słów wyraźnie słyszalnych dolatuje z boku
              myśl krzepnie dochodząc do granicy świata
              wyobraźnia płynie korytem człowieka
              a on wierzy, że zmieniona w rzekę nie porwie go
              na wodospady zwatpienia w ludzkość
              że nie stanie się jego Styksem
>>>                         
* Skrzydło nietoperza *
Małe skrzydło nietoperza
zwinięta błona błyszcząca
zgięte jak ramię dziecka
skrzydło diabelskiego ptaka
nad stołem fioletowym ponurym
w kącie wróżb czarnych ścian
gdzie stoi stół zbudowany
z samych załamań cieni
z samych kantów i niewidocznych płaszczyzn
emanuje ledwo dostrzegalna srebrna
mgiełka tworząca delikatny poblask
skrzydło nietoperza nad
fioletowym blatem stołu
nie wyłania się z nikąd tajemnica
tylko kilka słów wyraźnie słyszalnych
nieznaczących nic pojawia się z boku
a potem myśl konkretyzuje się
w dochodzeniu do granic wyobraźni
płynie w rzece
człowiek wierzy
że ta rzeka nie porywa go bezsilnego
że żyje
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
Gra na sercu moim
wiem że jestem coś tobie winien
moje oznaczone ty ziarenko
kocham cię – wiem
Gra na sercu moim
wiem że jestem coś tobie winien
moje oznaczone ty ziarenko
kocham cię – wiem
 
Gra na sercu moim
wiem że jestem coś tobie winien
moje oznaczone ty ziarenko
kocham cię – wiem
Gra na sercu moim
wiem że jestem coś tobie winien
moje oznaczone ty ziarenko
kocham cię – wiem
refren:
Twój uśmiech, twój uśmiech …
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Po jutrze  *
Nie ma sprawy
jeśli nie jestem dziś
to jestem jutro
nie boję się waszej krytyki
nie boję się waszej cenzury
nie boję sie waszego więzienia
ale przecież po jutrze może się zdarzyć
że znpwu zaistnieje wczoraj
wolę więc być dziś
Nie ma sprawy
– precz z dyktaturą dziś
lub
symból człowmęka jutro
>>>
DSCN0296a 
* Fanfary *
Dumnie brzmią fanfary – jestem tam gdzie mnie posiano –
jako niewolnicze ziarno i wzrastam
– wtedy gdy ukazuję się nad ziemią jako władca
zrywa się wiatr i potężne dźwięki muzyki potopu
– huczą na moje powitanie
wchodzę do sali tronowej i jednocześnie
siedzę na tronie
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Sława jest określeniem kilku kompleksów
zgrywa na upadek, który jest wyzwoleniem
jestem doskonały prawda fobio
jestem doskonale pełny tak ale po co
czy po deszczu trzeba gromadzić tęcze
broń mnie przede mną ptaku
co wylatujesz z głębin pamięci
lecisz w ogromne słońce mózgu i oddalasz się od drzewa
drzewo co wzrastasz z prostych pytań w telewizji
nie ocieniaj mojej gorącej głowy
Jestem biedny i nie muszę być bogaty
czekam na tłum nie po to
by pokazać że jestem sam
by prowadzić rozwścieczonych młodych
w ruiny prawdy w muzea szczęścia
by prowadzić tam starych z pianą na ustach
sztandary marzą mi się czyste
nie takie jak obsesje
łodzie niech odpłyną
z popularnością i tęsknotą
tylko żelazo niech zatrzyma się w rękach z gliny
kamień niech położy się pod stopami
pustynia otrzyma wodę z moich ust
pustynia odkryta przeze mnie
jako nihilizm obecnych czasów
daję moją ślinę która jest oceanem spokojnym
bez plam choroby i trądu na wyspach
oceanem kołyszącym się w niepewnej doskonałości
jestem doskonały jak czlowiek
z gór w depresji
>>>
DSCN5555s
Oddałem miłość młodych dziewcząt
dla kręgu w którym za ręce trzymają się
Kulikow Gromyko Olszowski Siwak
Breżniew Jaruzelski i ja
wirujemy wesoło wokół
bawiąc się w „chodzi lisek koło drogi”
Miłość zbyt skrzydlata
zaniosła mnie zagubionego
na syberyjskie salony 
w łoża wiedźm tulących mnie
i pieszczących jak niemowlę
a potem karzacych klapsem
Lecz nie ja jeden żyję na Ziemi
niepanujący nad sobą 
a próbujący płaczem i śmiechem
zapanować nad
innymi ludźmi choćby i Bestiami
>>>
IM10s
             * Strach *
              Zaskoczenie znowu zaskoczenie
              cios w sploty obłędnej melodii
              która wewnątrz mnie istnieje niezależna
              nocą jak nalot bombowy
              pojawił się krasnoludek z oskardem
              na mojej poduszce tuż obok głowy
              tak niebezpieczny niosący ostateczne zagrożenie
              przybył za nim wicher i zamieć śnieżna spadła z nieba
              sczezły wszystkie myśli o miłości
              o jej przeróżnych aspektach
               jej dewaluacji
              o jej ekspansji we śnie
              zostałem zaatakowany
              zostałem sprowokowany
              zmuszony do wysiłku w poszukiwaniu
              tarczy i hełmu
              teatralnej maszyny wytwarzającej antywiatr
              i antyskały
              hermetyczne kubły na śmieci-sny
              upiorne ptaki zwane sensem
              Wykonuję idiotyczne manewry wojskowe
              przeciwlotnicze drgawki
              ogłaszam alarm
              w miarę już za późno
              w miarę jeszcze nie za późno
              o zgrozo jeszcze jest za wcześnie na śmierć
              bohaterstwo moich myśli poskramia jakiś strach
              jaki?
              przed echem?
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
              * W naszej rodzinie *
              W naszej rodzinie objawiło się dwóch samobójców
              wszyscy ich kochają
              i ja myślę o nich jak  moich zastępczych barankach
              ofiarnych
              zwłaszcza gdy czuję się ponad tym życiem
              gdy boję się ognia piekieł
              gdy myślę, że nie znajdę już wyjścia,
              że szczeble drabiny nie wytrzymają pod ciężarem myśli
              Nasza rodzina podzieliła się na dwa obozy
              jedni i drudzy uważają, że tamtych nie ma co żałować
              że ci drudzy to prawdziwi szaleńcy
              ja choć ulegam wpływom tylko Trójcy Świętej
              wylękniony boję się sięgnąć gdziekolwiek
              gdy jest noc
              siedzę nieruchomo i kontempluję  szmery łaszące się do
              mojego ciała oraz odgłosy tortur przesłaniające moje uszy
              wyczekuję tego, który wyłoni się z ciemności
              przynosząc prawa drzew, polnych i rzecznych kamieni,
              minerałów z dolin i płaskowyżów, dzikich zwierząt kopytnych
              W naszej rodzinie każdy boi się cierpieć
              po tylu przejściach nadal nie ma widoków
              na poznanie potrzebnej wielkości bólu i łez
              wielu zastanawia się czy myślenie i miłość
              to aby nie przestępstwo
              tak jak i szukanie i pragnienie dobra
              W naszej rodzinie każdy boi się cierpieć
              namawia się więc samobójców do czynu
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
             Życie to wiry plazmy mózgowej
             na rzece zamulonej krwi
             pasmo głupich ekscesów ascetów
             sen skradziony w Super-Samie
             smutek w muzyce i malarstwie
             śmierć pewnego dziecka w gazecie sumieniu
             wampir sekunda
             potulny leniwy kocur wiek
             przy stoliku w kawiarni rozprawiam o śmierci
             pod paznokciami mnożą się psy prywatnej wojny
             biją dzwony śrómieścia
             na trwogę spokojnych przedmieść
             serca
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
              * Uciekaj *
              Uciekaj, o tak , uciekaj
              szukaj wschodu słońca
              ze słońcem powstań przeciw wszystkiemu
              czego nie możesz wyrazić
              ono oślepi marzenia, które straciły sens
              Nie pozostawaj na miejscu
              wsiadaj choćby do łodzi i wiosłuj co sił
              ku słońcu w górę rzeki
              Na murze odgradzającym od powietrza, głodu, ognia i wojny
              prawdy cień
              Na twojej twarzy ludzka ślina wypluta z ludzkich ust
              formułka prawdy o człowieku
              Uciekaj, o tak, uciekaj
              bo kłamstwo już cię dopada stojącego na drodze
              trzymającego z rękę małą dziewczynkę
              jej lalka, milowy kamień przy drodze i guz w gardle
              to oznaki szaleństwa
              Nie mów nic zanim nadejdzie brzask
              twoja twarz i twoja dusza nie mają jednej strony
              Zabijałeś ostrym nożem zwierzęta na ofiarę
              zaraz po wyjęciu ich z łona samic
              dlatego toniesz teraz w lepkim asfalcie
              i nie możesz uczynić nawet jednego kroku na drodze
              próbowałeś już tej nocy trzy razy
              spróbuj ucieczki po raz czwarty
              zatrzymaj tę ogromną kilkunastotonową ciężarówkę
              i załaduj się do szoferki
              z dzieckiem na kolanach w tej metalowej klatce
              ratuj prawdę zachodu
              ratuj swoją nazwę
              od głodu, ognia, wojny i powietrza
              teraźniejszości
>>>
??????????????????????
              * Narodowy socjalizm *
              Ogromny tłum na Krakowskim Rynku
              oblepiony spiekotą i dusznością
              nie do wytrzymania
              przykleja się do bruku i ścian domów
              jaskrawymi kolorami przesłania rzeźby
              cmentarz lipcowej historii ożył
              ulice zmieniają się w cyrograf
              czekając na ciebie spoglądam
              to na zegarek to na ciemny tunel Sukiennic
              maluję kanikułę polskości
              jakiś pijak trzyma się
              płonącej jeszcze Studni Badylaka
              w taki upał
              można uwierzyć w konieczność wojny o przestrzeń życiową
              pod kasztanowcami
              można wymyśleć wielki program narodowo-socjalistycznej odnowy
              nie pomaga woda z saturatora
              obnażony naród domaga się podniesienie siebie do rangi bóstwa
              nie pomagają amerykańsko-radzieckie manewry
              połączonych armii na polskich wodach terytorialnych
              gdy wiatr  nawiewa gorący piach
              a wydmy państwowego bełkotu
              sięgają Mickiewiczowi do kolan
              kto się przez nie przedrze?
              może ty
              jedyna
>>>
??????????????????????
              Gdy biegałaś w ogrodach mego ciepłego języka
              gdy pływałaś w moich rozmytych komórkach mózgowych
              gdy diabeł nakładał kaftan bezpieczeństwa na moje sny
              w końcu stwierdziłaś, że nudzę cię
              swoim poziomem chłopca z piątej klasy
              gdy kłamałaś mówiąc o mojej szlachetności
              gdy naigrawałaś się z mojego cierpienia w podróży przez poligony
              gdy upierałaś się, że prawda zawsze należeć będzie do ciebie
              w końcu uznałaś, że ogień nie kocha tak jak chłodna stal
              a ja dodałem, że piekło nie cierpi tak jak cierpiał Bóg
              Moje ramiona jak zęby usiłowały rozdrobnić twoje ciało
              z twoich piersi i oczu chciałem zrobić sobie kanapkę
              Cóż byłem taki naiwny, to fakt
              prawda była szminką w twojej torebce
              zabierałaś ją z sobą wszędzie
              zawsze tam była
             i kłębkiem moich nerwów
             odrzucanych jak wacik do pudru
             byle gdzie
>>>
 
Kłamstwo hartuje się w ogniu cierpienia
mogę dziś to potwierdzić
gdy zdjęłaś z mego serca stalowe okowy
miłość dławi się byle pieszczotą
mogę to potwierdzić
oddalenie wystudza tych rozpalonych
tych niekochanych
mogę dziś to potwierdzić
gdy biegałaś w ogrodach mego ciepłego języka
gdy płynęłaś w morzu moich
rozmytych mózgowych komórek
diabeł nakładał mi kaftan bezpieczeństwa
a ty w końcu stwierdziłaś
nudzi mnie twój poziom
chłopca z klasy piątej szkoły podstawowej
kłamałem i byłem przy tobie wtedy
bardzo szlachetny
cierpiałem dla naigrawań dla podróży dla odlotów
Prawda zawsze należała do ciebie
prawda zawsze należeć będzie do ciebie
ogień nie kocha tak jak chłodna stal
Piekło nie cierpi tak jak Chrystus
to nic że usiłowałem rozdrobnić twoje ciało
zwykłym kuchennym nożem
to nic że chciałem zrobić sobie kanapkę
z twoich piersi i oczu
przecież miałem dobre intencje
twoje ramiona okazały się moimi własnymi zębami
tak kłamstwo hartuje się w ogniu miłości
mogę śmiało to powiedzieć
odeszłaś spokojnie zostawiając mnie
przebitego włócznią jak smok Świętego i zawsze miałaś rację
prawda oczywiście była kłębkiem waty
w twojej torebce zabrałaś sobie ją na zawsze
zawsze zawsze tam była
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
              * Ale wielki jesteś  *
              Ale wielki jesteś, ojej
              chcę płakać
              muszę zabijać
              zegar umiera śmiertelnie ranny w oko
              nie nie
              o cóż chodzi
              to tylko wieczór szyb i mebli
              jakichś małych głośników i paznokci
              ależ nie nie
              „jestem” to ktoś z koperty
              koperty w której krwawi list
              wiosna odbija mi się we wnętrznościach
              jak wstrętny bigos dworcowy
              naszych odrażających rozstań smoczych
              kwiaty uwierają tkwiąc między zębami
              wielki jesteś zbyt wielki jak na moją kieszeń
              gdyż nie chcę umierać
              chcę tracić ale nie wszystko
              chcę jeszcze mieć swoje zwierzęta miniaturowe
              jeśli już nie mogę być planetą ani ciepłym klimatem
              chcę myśleć a tu na razie
              szubienica myśli za mnie
              nóż porusza się w powietrzu tnąc jak treść
              zatrute przedmioty, żyrafy, zebry, zakazy
              by Zen mógł, by Biblia wyłoniła się
              przystrojona w muślin z kresów umysłowego oddalenia
              nie prawda że jestem całkiem zły
              modlę się przecież do szans i medytuję
              aż jęczę nad tą sterta nieposegregowanej makulatury
              jaką jestem sam w moich dniach
              nie nie
              o cóż chodzi
              płaczę przecież
              te kleksy na kartce to łzy dziewczyny
              pasy na mgłach włosów odmienności
              podziemia wielkości
              staja sę na wiosnę kiełkami storczyków
              drobnych delikatnych istotek
              niewidocznych wśród traw
              z zapachem wielkości
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA             
              * Kierunek pozostaje ten sam  *
              Zmieniam drogi mówię idę
              kierunek pozostaje ten sam
              biją mnie ludzie
              zabijają też moje zwierzęta
              na każdej drodze
              ja krzyczę – nie nie
              ty krzyczysz – bij jeszcze
              zmieniam drogi, podążam za brzaskiem
              kierunek pozostaje ten sam
              kolory pogoni te same
              nic granic nie przynosi
              nie znajduję ich
              pod wierzbą i mieczem wbitym w nią
              cuchną onuce, gdy zdejmuję buty
              ty mówisz – parszywy chłopo-robotniku zjeżdżaj stąd
              słowa w pogoni: szpony, sierść, kły
              jako niemowlę otrzymuję cios pięścią w twarz
              przestaje oddychać przez jedna noc
              zmieniam drogi ale utrzymuję kierunek
              pod łóżkiem, pod niebem
              zbieram łzy
              boską odsłaniam twarz
              słońcu dróg, słońcu zmian pozwalam na wszystko
              gdy świeci wiecznie trwam
              kierunek pozostaje ten sam
              na każdej z dróg
              po każdej z ran
>>>
 
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
* Wszyscy chcą dom *
Jeden chce drogę
dwóch chce cel
a wszyscy chcą dom
            one chcą dom
            ona chce pustynię i jego
            wszystkie chcą świętego spokoju
nerwy chcą nerwicy
nerwica chce Nervosanu
Nervosan chce wszystkich duchów
            świat dodaje się do piekła
            świat odejmuje się od nieba
            wszystko dzieli się przez niebo
kolos chce człowieka
liliput chce człowieka
dziecko chce człowieka
            nie kradnij   – A idzie B podąża C zbacza
            nie kłam        – powiedz – będę rodził a potem chcę
            nie cudzołóż    – wystarczy mały sygnał, krótki sygnał, hasło
                                            zrywa się wiatr co wywraca kołyski
                                            i burzy nagrobki
nie dmuchaj na zimne –  spadasz, chcesz powstać
                                          biją cię, upadasz i wtedy szybko powstajesz
nie spóźniaj się   – nie bądź jaki jesteś
                                      rysuj na ścianach
buduj                      – szczuty przez sfory tchórzliwych lisów
buntuj się              – C-dur   klasyczna kolumna
                                     sukces
posadź drzewko –  dzieci Arlekina
wykop dołek na wszelki wypadek dla siebie –  mały, dojrzały
                                   powiedz im że jesteś na przykład
                                   Chcch eee no  hhhh
a miej się na baczności – na kolanach wygrażaj plemieniu
                                                   Mosankidów
>>>
DSCN3401a 
* Erotyk licealny *
Sięgam po kwiaty na twojej głowie
księżyc radzi mi je zjeść
pragnę uczynić coś wspaniałego
o astroidalna
mijam cię obojętnie w myślach, gdy
tulisz się w mych ramionach
gdy płyniesz w wielkiej rzece kwiatów
z moich rąk – wtedy szukam
sięgam po złoto na rzęsach
i pożądanie na twych wargach
w pociągu tulę myszkę, która
modli się do mojego kolegi kocura
myślę, że gdy wrócę sprawię ci niespodziankę
albo będę cię zaskakiwał inaczej przez okno
marzę by kolory z twojej sukienki
przeniosły się na etykietki
puszek z mięsem socjalizmu
chcę widzieć ponętne twoje kwiaty raz jeszcze
pozwól mi zjeść obraz myszki w pociągu
klątwy zdejmę z ciernistej twojej korony
pozwól mi 
i włażę do kieszeni lecz nie, nie bój się
nie popełnię samobójstwa
możesz promieniom srebrnym z lustrzanego
serca pozwolić skomplikować strukturę
poetyckich kosmyków nad moim czołem
kwiatki chcą zmienić ją w zapalenie spojówek
papierośnica jest twoją krótkofalówką
wahanie moim radarem
błagam o gest nie ciebie lecz twoje anioły
szkoda że w nie nie wierzysz
gdybyś uwierzyła może wtedy z twojego kapelusza
zeszłyby krasnoludki niezapominajek
i mógłbym zostać z tobą sam w klasie
bo byłbym taki jak one
przecież byłbym nimi naprawdę
w zapomnieniu
>>>
 DSCN4663a
* To coś więcej niż nerwy *
To coś więcej niż nerwy
to kapliczka
to wiatr serca
droga do oceanu
purpurowy kapelusz głowy
oto Legenda Miłości
spotkanie oczu
rozkołatanie po zderzeniu
dusz
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
* Dziwne – ludzkie *
Jakże to dziwne jakże ludzkie
że czasem gdy umiera człowiek
zaświeca się jutrzenka swobody
gdy umiera człowiek cierpiący
śmieją się hieny władzy
gdy umiera tyran ulga dla narodów
gdy zamiast żywego ciała już trup kata
poeci łapią za pióro
ale czasem nieokreślony żal i ból
gdy dziecko światła zwane nawet bestią
gaśnie
na zawsze
 
RES SACRA MISER – nieszczęśliwy jest rzeczą świętą  [Seneka – „Listy”]
>>>
DSCN5159a
* Doskonały *
Ty mówisz – chciałbym być doskonały
nie móc, nie chcieć się bać
On mówi – jestem już doskonały
nie mogę, nie chcę się bać
nie boje się niczego
ale ma na twarzy ślady ptasich odchodów
przylgnęły nawet do jego warg
nie, nie o nie do słów
nie doszukuj się snów
do czerwonych warg – Nasza Partyjna Miłości
doskonały jest dziś dogmat porannej prasy
racjonalny jest dziś kociokwik państwa
tak jak polityczny facet „Mniejsze Zło”
który mówi – „wydaje mi się „
tych śladów na jego twarzy nie da się zamknąć
w cudzysłów, a co najwyżej
w niekolorowość wyższych stopni czucia
Chciałbyś ogarnąć wzrokiem całą sylwetkę
olbrzyma który stoi przed tobą
on trzyma swe palce jak korki
w butelkach twoich źrenic
i  caly w brudzie wmawia ci
– jestem już doskonały
[może dlatego tak doskonale nie widzisz]
>>>
??????????????????
                    Już niewiele mam ci do powiedzenia
                    odkąd zacząłem prowokować mężczyzn
                    Już niewiele mam ci do powiedzenia
                    odkąd przestałem rozszyfrowywać nasze
                    wspólne smutki
                    Wznoszę się bezustannie jak anioł
                         nad marksistowskimi pociągami pędzącymi
                    narodowymi trasami
                    Wciąż lituję się nad swym ciałem
                    lecz nie nazbyt melancholijnie
                    Źródełko krwi wyschło już całkiem
                    nie ma już ran, w które by można było włożyć
                                                                       palce nadziei
                    Nie chcę już dłużej cierpieć nad lusterkiem
                                                                       listu
                    czekać na sen przynoszący ciebie jak listonosz
                    wolę czekać na ciebie w kasie na dworcu
                    wolę czekać na ciebie jako sklepikarz w kiosku „Ruchu”
                    wolę czekać siedząc na ławce naprzeciw
                    twoich okien nie rozpoznany
                    ty nie dowiesz się nigdy jak ciężko jest czekać
                                                           na drugiego człowieka
                    jaką okropnością jest zastanawiać się całą noc
                    na ciężarem i kształtem czegoś
                    co prawie nie istnieje
                    Już niewiele mam ci do powiedzenia
                    kochankowie z rzek, z powietrza i z ognia
                    ukradli moje wszystkie słowa
                    ręce wyciągnięte z hałasu porwały mnie
                    w moich wyznaniach
                    i posadzily na półce skalnej skąd rozciąga się
                    wspaniały widok na królewskie życie bez ciebie
                    ale przecież nie chcę cię utracić ukochana
>>>
DSCN5851a                               
              * O nienawiści *
              Często poimy się jak winem sokiem nienawiści
              żaden okrzyk nie zrywa się z naszych ust
              wszystko trwa w krystalicznej ciszy pieca zmysłów
              grzywną za brak wiedzy gniew z głębin serca
              rumieńce
              imiona wyśpiewywane
              ogień całopaleń
              mieszamy strawę wrzącą nad tyglem nachyleni
              badamy tory gwiazd
              zdejmujemy z nieba niektóre gwiazdy
              by przez lupę zegarmistrza sprawdzić
              czy ich światło jest nadal heteroseksualne
              śpiewamy z braku miłości
              lecz tylko wiatr pochodzący z mózgu interesuje się tymi dźwiękami
              niesie nasze głosy do oczu
              wciąż do oczu ciągle do oczu
              otóż to
              przygotowujemy się do holokaustu miłości
              nachyleni nad nieopanowanym drżeniem rąk
              w których kryjemy eksplozję końca świata
              przedwczesne zjednoczenie z maszyną
              jak wielu z nas pokonuje siłę jesieni
              oczekiwaniem zimy ze sznurem konopnym w dłoni
              obcy domagają się skoków w odmęty morza pewności
              obcy domagają się chwil dla zrozumienia ciszy
              a przecież to właśnie w ciszy tkwi nienawiść
              właśnie tam nienawiść drży
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA          
                     * W wojnie i w pokoju *
                    W wojnie i w pokoju
                    dla narodów dla cywilizacji
                    w lęku i w rozumie
                    aby oddzielić rośliny minerały i zwierzęta
                    spójnik jak mur
                    nieprawdopodobnie nie
                    schody
                    ręce
                    głowa
                    schody
                    droga
                    małe okruchy wspaniałej sztuki
                    ssstenv z bohemy
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA                   
       * Jestem malarzem  *
       Jestem czerwony
       jestem czerwony czerwony
       jestem biały
       jestem biały
       mam czarne ręce
       mam popielaty mózg
       mam niebieskie oczy
       mam żółte kości
       mam łzy w kropki
       mam brązowe włosy
       jestem rudy
       jestem tęczarzem
       peleryniarzem
       bramiarzem
       barmerem
       czasowcem
       modelarzem
       pierścieniarzem
       skandalarzem
       OBRAZEM
>>>
DSCN8295a 
              *  Dna  *
              Gdy płaczesz
              to tylko mała myszka umiera w tobie
              Gdy się śmiejesz
              to znaczy, że niczego nie rozumiesz
              Gdy dotykasz dna
              wtedy czujesz że dotykasz swojej duszy
>>>
* Gdy dotykasz dna  *
Gdy się boisz to myszka twoja umiera
Gdy się śmiejesz to znaczy że niczego nie rozumiesz
Gdy dotykasz dna wtedy dotykasz samego siebie
>>>
DSCN8318a 
* Czas już rozsunąć ściany  *
Czas by płakać stojąc na środku drogi
próbować nauczyć się mówić
zrozumieć co mówią ludzie
w dowolnym języku
przestać kpić
przestać zakładać się o życie z każdym
każdywiatr nazywać wiatrem wiejącym od Tatr
Czas by na drodze zacząć myśleć o wodospadach
trzymać grzechotkę w jednej ręce i gitarę w drugiej
wysokie piętra i otwarte okna mogą jeszcze poczekać
ogień stopi asfalt ale to dopiero za parę lat
że widać na razie tylko psy i światło w tunelu
cóż w tym dziwnego, takie czasy
coś w tym z drogi, coś w tym z sensu
Czas by ronić nuklearne łzy stojąc na środku drogi
przecież ręce są doryckimi kolumnami
przecież palce są nićmi Ariadny
przecież dotknięcia są dotknięciami chłopca Prousta
przecież nasłuchiwania nie są do końca beckettowskie
Czas już rozsunąć ściany przegradzające drogę
myśląc o podróży zacząć doceniać czas, łzy i mgły
jako słowa
>>>
 DSCN1172aa
Zawsze kiedy staram się uzyskać o nim
kilka informacji pojawia się ona i czeka
na komplement
muszę sięgać głęboko na samo dno rzeki
tak, tak, muszę
On jest czarno-biały
wiem to z trzeciej ręki
ona jest silna tęczą
wiem to z autopsji
przechodzącej w sugestię biegunów Ziemi
Mówisz – mogę kochać matkę –
przeczytałem książkę –
doskonale dotykam ust dziewczyny ustami marztciela –
oglądałem wspaniały obraz –
Wiem, że noc jest dniem
wpatrywałem się w studnię Ziemi w dzień i w nocy
wiem, że zwierzęta są roślinami –
powiedziały mi o tym wielkie dinozaury
które zżarły wszystkie paprocie
wiem, że nie mam czasu
wiem, że ona oskarżyła mnie o bezczynność
wiem, że ona chce do mnie mówić wciąż
a ja zawsze staram się uzyskać o nim
choć kilka informacji
szepczę i chrząkam a słonie wędrują
przez mój pokój
dżdżownice śpiewają w kieszeniach
on jest moim echem ze studni
>>>
DSCN4560aas
Daj mi wytchnąć
motyw przewodni to leśna góra 
ze stronic świata
szuk szu szu
objąłem mrowisko w posiadanie
pozw poz zz
wołam do ciebie
mój ty listku brzozowy
popędzany jestem przez Konia Trojańskiego
on jest moim władcą
a w nim obcy żołnierze
kocham ciebie moja ty
kropelko chłodu
bez zew w w
tyle dni kroczę na stalowych nogach
depczę ścieżki chłopca zapomniane
patrzę z wysoka oczami jak reflektory
na wielki mój muzyczny kciuk
i myślę o tobie moje ty Morskie Oko
moje ty jezioro gwałtu i zabobonu kamieni
wynoszę cię na ołtarze
mój ty skrzacie
gdzie jesteś ukochana 
moja ty konwalio we mgle
Daj mi wytchnąć
nie pozwalaj sobie starożytna sztuczko
na gesty moich rąk
da a a a
wielki wiatr pod przepaść nad
wszystko odwrócone
jak w Koniu trojańskim
połykam ciebie nogami moja szoso wyobraźni
razem z tym koniem nieznośnym
Potem będę tworzył prawdę z niczego
terasz oddycham ją po złamaniu
drewnianej protezy serca
na dwie równe części i patrzę
ę ę
w nocy połamię ją na tysiąc części
tak tak a a
i spalę Konia Trojańskiego
>>>         
DSCN0412aa
                   * Znaczek  *
                    Jak spaść z twojej twarzy
                    tak by nie roztrzaskać się o ciemną tęsknotę
                    jak od niej nareszcie w sposób bezpieczny odpaść
                    dziewczyno odkurzaczu
                    dziewczyno ekspresowa herbato niedopita w szklance
                    jak zmienić się w piorun, który oświetli
                    twoje zęby odsłonięte w uśmiechu
                    dziewczyno mała kulko
                    zapachu lawendy na bezludnej wyspie
                    wieżo strażnicza na krawędzi wulkanu
                    jak zdobyć  wolność chłodnych oczu
                    nie spadać bezwładnie w dół
                    dziewczyno zapachu skoszonej trawy
                    dziewczyno lśnienie brzmienie drżenie
                    jak uwolnić się od patrzenia na ciebie
                    w chwili gdy nachylasz się nad studnią
                   naszej wspólnej historii
                    jak uwolnić się od myśli o twoim nagłym pojawieniu się
                    w moim leśnym powietrzu
                    znaczku pomyłki szklanej kuli
>>>
 DSCN5809a                                              
Tak zimno, muszę cierpieć kamiennym cierpieniem
oceany wykołysać i wyznaczać granice brzegów
Tak księżycowo, gdy miotłą sprzątam
twoje komputerowe serce
pogwizduję przy tej paskudnej robocie
Wstajesz rano ze swego słynnego łóżka
patrzysz na mnie śpiącego obok 
takimi oczami jak wieczorem
gdy podglądałaś moje sny
słynnym krokiem oddalasz się w drugi koniec
tej przestronnej hali odlotów
i wtedy chłód z wymiecionego przez ciebie miejsca
staje się krzakiem jałowca
zielonym zimowym
oczy ogromne jak dwa kurki
wielkiej gazowej kuchni snu podążają w powietrzu
źdźbło trawy z księżyca Saturna włazi mi do nosa
tak, wtedy wstrząsa moim ciałem dreszcz
wodospad piany z pierścieni Saturna
ukazuje się w bólu na progu katastrofy planet
wiele takich chłodnych rozkołysanych poranków,
które odnajduję ginie w nich
idziesz ulicą na przeciw obca i naga
oboje jesteśmy marynarzami
oboje jesteśmy kapitanami na statku „Podążam w śnieg”
wracasz okutana sławą zdobywcy biegunów
cała jak zatoka łez niedźwiedzia białego
jak nałożnica Al Capone w ślubnej sukni z klamstw
zimno – przytul się do tego łańcucha górskiego
obejmij błagam te mysli w kształcie zastygłej głowy
dotknij mnie bielą swą
dotknij mnie obracającą się powoli piłą tarczową
rozgrzej mnie eksplozją krwi
>>>
 OLYMPUS DIGITAL CAMERA
              * Miłość zastępuje mądrość, która nazywa się miłością  *
              Gdy geniusz twój śpi snem zesłańca
              gdy kwadryga na niebie zatrzymana
              On zbliża się krokami olbrzyma
              aby związać cię we śnie i porwać cię
              wcześniej dawał ci tajemnicze znaki
              ale wzbudzały one w tobie tylko odruchy ziewania
              nocą przerywały twoje radionasłuchiwania
              byś mógł popatrzeć na prawdziwe kolory piekieł
              włączał generator w twoim uchu
              byś mógł odebrać wstrząsające wrażenia dźwiękowe
              pulsującą czerwień wylewał na twoje policzki
              twoje stopy wstawił w płynny metal –
              esencję zagrożenia dwudziesty wiek
              wielkimi krokami przestrogi po linii życia
              przyszedł we śnie
              uniósł cię jak jagnię zarzuciwszy na barki
              już nie będziesz mógł zastępować
              złota piaskiem albo sztuki pracą
>>>
 OLYMPUS DIGITAL CAMERA
                    * Zasypia, zasypia …. nie zasypia *
                    Stawił się na rozkaz
                    ten który poszukuje w wyobraźni
                    zszedł do lądowania
                    badacz wyobraźni
                    zbudził się o świcie w laboratorium
                    ten który jest twórcą wyobraźni
                    popatrzył jej w oczy
                    ten który narzuca wyobraźnię
                    nie mogła zasnąć w nocy
                    gdy nachylił się nad jej twarzą
                    cierpiała w bezsenną noc
                    śmiejąc się do niego w wyobraźni
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
                    * Jedność  *
                    Zgodził się na to dziennikarz
                    zgodził sportowiec i barman
                    zgodził się muzyk rockowy i symfoniczny
                    chyba nawet ich słuchacze
                    zgodził się przedstawiciel katolików
                    i członek Biura Politycznego KC PZPR
                    przychylił się do koncepcji aktor i rolnik
                    poparło ją wielu pisarzy
                    zgodził się na to ksiądz i pijaczek
                    taksówkarz, włamywacz i harcerz
                    także pewien robotnik i nauczyciel
                    zgodzili się jednomyślnie naukowcy
                    i gospodynie domowe
                    dołączyli w końcu do reszty
                    marynarze, malarze, dyrektorzy i kolejarze
                    Front Socjalistycznej Jedności Narodu odniósł
                    ostateczny i całkowity sukces
                    dopiero wtedy wbrew wszystkiemu i wszystkim
                    podniosły bunt te parszywe dwie owce:
                    Człowiek i Polak
>>>
DSCN0241ss 
              * Wytrącacz *
              Dla wytrącacza kolebka to tak wiele
              kolebka to wszystko
              Wytrącacz może być dobry albo zły
              nieutulony w żalu i wybuchowy w radości
              niszczący całości i konsekwentny detalicznie
              czy ty lubisz wytrącacza?
              ja na przykład nie lubię być ciągle zakochany
              dla wytrącacza radość i cierpienie to jak dzieci
              części jego istoty
              Wytrącacz szuka anarchii, odsłania śmietniki,
              oczyszcza rzucając w sumienie błyskawice
              za swój styl buntownika kochany jak kapłan
              na pewno ścigany przez policję
              we wszystkich zakątkach kłamstw
              wytrąca pojedyncze dzieci z kolebki
              i czyni dorosłymi całe spoleczeństwa
>>>
??????????
                    Narody
                    cywilizacje
                    schody
                    przyszłość
                    okruchy wspaniałej sztuki Sumerów i Scytów
                    piramidy
                    baobaby
                    razy
                    inwestycje pięciolatki
                    kartki z książek Dostojewskiego
                    strofy poematów Goethego
                    porozumienia w sprawie pokoju
                    sprzysiężenia na czas wojny
                    czynności przy operowaniu raka mózgu
                    w otwartej czaszce
                    rakiety kosmicznych eskapad
                    krzesełka karuzeli w lunaparkach
                    rekordy światowe we wszystkich dyscyplinach
                    sportowych
                    ideologie nocy
                    państwa
                    kartoteki
                    każdy centymetr płótna Boscha i Picassa
                    rozmowy nienarodzonych dzieci
                    szepty torturowanych w ścianach domów 
                    płacz aniołów nieznających swych ludzkich
                    przyjaciół
                    porozumiewające się ponad głowami ludzi
                   centra komputerowe wywiadów
                          Niewiele pozostało zwierząt bezrozumnych
                          tak bezrozumnych obco
                          w przeciwieństwie do ludzi
                          zatracających się w wykrzyknikach zamiast
                          w pytajnikach
                          gubiących się w kropkach
                          stających się przecinkami
                          Kultura traci powoli swój sens
                          ale choćby jeden spójnik odnaleziony
                          przez ucznia piszącego pod ławką w szkole
                          fantastyczne opowiadanie może uratować
                          jeszcze piękno życia ludzkości
 >>>
DSCN2739a
Brodzę zanurzony po kolana w lagunie
Morza Miłosierdzia
mam na sobie slipy wstydu
mam nieodpartą potrzebę strachu
Pismo rozwiał wiatr
było we włosach
wiatr zakołysał wodą wokół nóg
zanurzonych w Morzu Miłosierdzia
mam serce chrystusowe w grzechu po pachy
głowę utrzymuję wysoko ponad falami
komponuję utwory na temat grzechu
komponuję powszednie przyszłe dni
wystawiony na działanie palącego słońca wolności
półnagi zamakam w Morzu Miłosierdzia 
stopy nasiąkły jak gąbka przebaczeniem
głowę spopiela czas odkupienia
potęgujący się wiatr zmusza do poszanowania
wszelkich upadków wszelkich ludzi
rozsypuję słowa na falach
taka jest wolność
potem wychodzę z wody by oddać ciało
na pastwę ognia
nie mogę się mu oprzeć jak ćma
pędzę z wyciągniętą ręką na spotkanie
kata
>>>
DSCN0316a 
Wszelkie znaki na niebie nowoczesności
wskazują na moją śmierć społeczną
ja tymczasem widzę moją Panią we śnie
przywołującą mnie nad morzem
w Polsce szykują się zmiany,
za które jeszcze nie chcę umierać
wiem, że to nastąpi wcześniej czy później
więc tylko cierpliwie czekam na ostateczną bitwę
zaraz wyruszę na poszukiwanie swojego życia
w obcości
tymczasem moje ja śpi smacznie
choć zbudzić się może lada chwila
to nie wiara będzie mi się kłaniać
to ja jej i to jest nieuniknione
moja Pani zbliża się we śnie
wskazuje na moje ciało złożone w trumnie księżyca
w Polsce szykują się zmiany
a ja nie mama zamiaru jeszcze umierać, ot tak
wiem, że ten mój ostateczny krach
to szczęście przyszłości pokoleń
noc zmian nie jest dla śmierci lecz dla brzasku
kamień uderza o kamień spadając 
jak pomnik z cokolu
słychać sygnaturkę poruszaną kobiecą ręką
wszyscy podążają tam gdzie niosą oczy
w pędzie miłości
psy prawdy pilnują wstającego dnia 
w Polsce szykują się zmiany
nie bierzcie kart do ręki
kamienie wyjmijcie z kieszeni
nie lękajcie się, nie lękajcie się
jej ramiona otwarte dla was
na Ziemi, w Polsce, w kosmicznej wspólnocie
nie umiera się daremnie
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
              * Za wolność *
              Umieram za wolność tu w tym łóżku
              umieram za wolność w twoich ramionach
              twój kolor twój zapach
              zmienia się w mój cmentarz
              ty jesteś moim bólem nad ranem
              w ciepłej świątyni swoich zmysłów
                 Jestem wojownikiem
                 jestem jak polna mysz na tronie
                 jestem jak złoto w sejfie
                 jestem wówczas walczącym bandażem
                 jestem wówczas krwią przepływającą
                 z ciała ogromnego jak góra Megiddo
                 do ciała małego jak człowiek
              Tuż przed wolnym okrzykiem śmierci
              pogardzam tobą gdyż brak mi siebie
>>>
DSCN5799a 
Pytałem się śniegu gdzie mieszkasz
nic mi nie odpowiedział
tylko padał wciąż aż zasypał
ślady do mojego przedszkola
zasypał potem moje przedszkole
Zapytałem sadzy padającej na śnieg
czy kochasz mnie
nie dowiedziałem się nic
tylko zobaczyłem jak moja matka
karmi małego chłopca
wpychając mu w usta śnieg
całe tony śniegu pochłonął chłopiec
karmiony tak kilkadziesiąt lat
Pytałem deszczu który zamarzał
grudkami lodu na powierzchni
topniejących zasp
czy ty powrócisz do mnie
czy mój powrót ma sens
czy istnieje słowo powrót
lecz tylko w ścianach
tajemniczy łoskot obudził mnie
i spostrzegłem, że moje włosy
są białe jak śnieg,
że moje oczy zmęczone palą się
nad pomarszczonymi policzkami,
że trzęsę się bezmyślnie patrząc w okno
kolejowego wagonu w jakąś zimową noc,
że dziecięco się uśmiecham
mając setkę lat na karku
łzy niezaschnięte na policzkach
bilet dzieciństwa w ręce,
że uśmiecham się mając swoją twarz
głupiego starca przed niemowlęcymi oczami,
z których nie ma powrotu
do ciebie
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA  
* To nie człowiek  *
Nie zburzy człowiek człowieka
człowiek nie pożre człowieka
człowiek nie może udawać człowieka
człowiek nie może wyśmiać człowieka
nie zabija człowiek człowieka
to nie człowiek pogardza człowiekiem
nie podlizuje się człowiek człowiekowi
człowiek nie straszy drugiego człowieka
w nocy przebierając się za człowieka
to nie człowiek buduje więzienia dla ludzi
to nie człowiek tworzy armie
by mogły spełniać się wojenne marzenia ludzi
to nie człowiek nienawidzi człowieka
nie człowiek jest zamknięty w klatkach
nie człowiek jest przywódcą ludzi
nie człowiek jest znienawidzony przez ludzi
nie może człowiek palić żywcem człowieka
nie może człowiek okłamywać człowieka
nie potrafi człowiek przybijać gwździami
do stodoły lub skrzyżowanych bali
drugiego człowieka
bo tylko
człowiek może być kochany przez człowieka
człowieka może kochać człowiek
bo tylko
ogień jest godny ognia
a piekło jest godne piekła
>>>        
              * Ogień  *
              Ogień nie spali człowieka
              lecz człowiek pożre człowieka
              Ogień nie spali człowieka
              lecz człowiek zabije człowieka
              Ogień nie spali człowieka
              lecz człowiek rozerwie człowieka
              złowiek nie będzie udawał człowieka
              człowiek nie będzie się przebierał za człowieka
              człowiek nie będzie ukrywał się za człowiekiem
              Ogień nie pogardza słonecznym promieniem
              ogień nie podlizuje się płomieniom
              ogień nie straszy popiołów
              ogień nie wyśmiewa się z energii
              To nie ogień jest zamknięty w klatkach
              to nie ogień jest znienawidzony
              to nie ogień nienawidzi
              to nie ogień pali żywcem ludzi
              Ogień jest godny ognia
              człowiek nie jest godny ognia
              człowiek nie jest godny człowieczeństwa
>>>
DSCN1528a
ZŁOTO JEST WARTE ZŁO TO JEST WARTE
ZŁOTO JEST WARTE WARST EJ OTOL ZET
STOT OWA RJEAWA TO JE ART ART JE
ZŁOTO JE ART ST ART ZŁO TO JEST
WIELKA WIĘKSZA W BLASKU GDY
PATRZYSZ YGD
>>> 
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Delikatnie poskładałem urojenia mego autyzmu
i włożyłem do portfela –
– czworokątne czarne kanały zamykają się
dla intruza, który zapędził sie tu z krągłościami serca –
– wiekuiste zwierciadło Ziemi to światło duszy
i tafla krystalicznej zaleczeonej schizofrenicznej emocji
>>>                 
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
              * Solo na kapeluszu  *
              Lata drożeją wiosny ciemnieją
              serce zmienia się w durszlak z dziurawego kapelusza
              niczego nie można zobaczyć nikogo rozpoznać
              złudne lekarstwa filmów trują
              niebezpieczne układy w trakcie ucieczki
              wciąż przed oczy przynoszą obraz pogoni
              miłość poszukuje ofiar
              zbrodniczo jak sęp nieestetycznie jak hiena
              coraz ciężej z sekundy na sekundę
              kocham jak czołg jak atleta
              dziczeję przy każdym rozstaniu
              udając Ariadnę przędę stalową nić smutku
              udaję siebie nawet wtedy,
              gdy jestem tobą
 
 

1980-1981

Posted: 01/04/2014 in Wiersze

1980

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
*Wyzwolenie pracy*
Najpierw zabrali nam przeszłość
i dali w zamian „wyzwolenie pracy”
Potem zabrali poezję i muzykę
podsuwając w to miejsce „wyzwolenie pracy”
Później ośmieszyli naszą filozofię i teologię
i wyzwalali nas pracą
Wolne słowa szybko zastąpili pracą
w zamian za prawo do ukształtowania własnego charakteru
dali szansę samorealizacji w pracy
Odebrali modlitwę i kazali ratować się pracą
zabronili śmiać się i płakać
a radość i żal kazali okazywać poprzez wytrwałą pracę
Mówili – przecież swój sprzeciw i bunt
okazać możecie przez pracę
Po pieśniach i strojach ludowych przyszedł czas na chleb
i zamienili go w pracę
Zrealizowali wszystkie swoje plany związane
ze społeczeństwem i pracą
dlaczego więc brudne człowieczeństwo przetrwało
chyba tylko dlatego, że zapomnieli go okraść z jednego –
z prawdziwej pracy
>>>
* Liberation of work*
First they took us past
and they gave in return, „the liberation of work”
Then they took a poetry and music
offer in this place „the liberation of work”
Later ridiculed our philosophy and theology
and liberated us work
Free words quickly replaced the work of
in Exchange for the right to shape your own character
they gave the chance of self-realization at work
steal the prayer and ordered rescue work
It also prohibits laugh and cry
and joy and grief told show through persevering work
They said-after all, its opposition and rebellion
prove you can work
After songs and folk costumes, it’s time for bread
and turned it into a job
They have finished all your plans
with the society and work
so why dirty humanity survives?
I guess just because you forgot Rob him of one-
the real work!
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
            * Pierwsze dni socjalizmu marcowego  *
                 Przez całą pierwszą marcową sobotę i niedzielę
                 starałem się połączyć Hendrixa z Platonem i meczem futbolowym
                 skutkiem czego wieczorem w pociągu
                 nie mogłem skupić myśli na czymkolwiek
                 chore oczy leczyłem okładami powiek
                 mnożąca się w przedziale miłość przeniknęła do krwi
                 Pierwszy marcowy poniedziałek zabrał mi Dostojewskiego
i szepnął
                 dziś każdy musi przestrzegać prawa
                 no, może za wyjątkiem sądu, rządu, kontroli
                 państwowej, wojska i MO
                 dziś tylko wiecowanie to prawdziwy demokratyzm mas pracujących
                 Pierwszy marcowy wtorek wyjaśnił mi
                 zasady współżycia społecznego
                 zasady centralizmu demokratycznego
                 roli frontu jedności narodu
                 w sprawnym czołganiu się przez las
                 Pierwsza marcowa środa wepchnęła mnie w szarą kulę i płynąłem
                 jak bańka mydlana po rzece zhańbionej
                 Pierwszy marcowy czwartek układał
                 z kominów fabrycznych matematyczne działania
                 nad dachem mojego domu demony jak dymy
                 rozwiązywały kwadraturę systemowego koła
                 W pierwszy marcowy piątek
                 będąc w sprzeczności z zasadą demokracji socjalistycznej
                 moja autokracja doprowadziła do rozpadu jaźni
                 której fragmenty potoczyły się
                 stromą kamienistą grecką drogą
                 niezmordowanego indywidualizmu Syzyfa
>>>
 OLYMPUS DIGITAL CAMERA
                    * W przededniu *
                   Mam dwadzieścia dwa lata
                    ale pośród systemowych sukcesów
                    dorobiłem się już w życiu osiemdziesięciu ośmiu kompleksów
                    i tylko ich jestem godny
                    Mam obsesję na punkcie totalitarnych cyfr z Trybuny Ludu
                    tak naprawdę to czuję się o wiele starszy
                    czy to dziwne, że poczułem  się życiem zmęczony
                    Wieczorem patrzę na swoje serce
                    przybite gwoździem do blatu stołu przede mną
                    rano gdy jadę pociągiem a niewidzące oczy
                    mam nakierowane na skraj lasu
                    układam wiersze o robotnikach
                    zwariowane sytuacje przeskakują z jednej połówki mózgowej do drugiej
                    i sam nie wiem na co jeszcze mogę się zdobyć
                    Na przesłuchaniu powiedzieli, że chyba noszę w sobie zarazę
                    oprócz dzikich spojrzeń od których pękają wrzody prominentom
                    nic nie oferuję społeczeństwu rozwiniętego socjalizmu
                    Gdy się kładę spać w łóżku czekają na mnie majaki i koszmary
                    a rano gdy roztrzęsioną ręką szukam szklanki wody przy łóżku
                    mam kolejne urojenia, wydaje mi się że kogoś kocham
                    Nie pozwalają mi zrzucić winy za tę miłość
                    twierdzą, iż mają świadków przeciwko mnie
                    oni mogą w każdej chwili zaświadczyć, że podglądałem nagie kobiety
                    tańczące na ostrzu noża
                    Czasem widzę dziewczynę po drugiej stronie ulicy
                    która w świetlistej smudze z uchylonych drzwi kościoła
stara się iść w moim kierunku
                    lecz stado świń blokuje jej drogę na alei
                   >>>
                   ??????????
                *Już niedługo coś się wydarzy *
                   Krążą słuchy na mieście
                    że pojawił się jakiś wywrotowiec
                    podobno wyjawił w publicznym miejscu
                    o czym rozmawiamy w domach
                    Podniecone są wszystkie kobiety
                    gdyż podziwia je jakiś niezidentyfikowany pedał
                    Ksiądz i milicjant poznali uczucia mieszane (wraz)
                    Podobno widziano gdzieś nieprzekupnego
                    przedstawiciela tajnej kontroli państwowej
                   Już niedługo coś się wydarzy
                    Młodzież zaniepokojona znalazła prowodyra
                    już nie zaakceptuje słusznych racji (dziennika telewizyjnego)
                    Wypada pokazywać się w pewnych miejscach
                    bo tworzy się tam nowa elita
                    ale czy trzeba robić wszystko z cwaniactwem dla zgrywy
                    czy potraktować serio wszystkie swoje sprawy
                    tego jeszcze nie wie nikt
                    Lada chwila coś się wydarzy
                    Widziano jakąś obcą postać
                    Ludzie poczuli na sobie dziwne spojrzenia kogoś z
                    zaświatów
                    Ludzie zaczęli z niepokojem rozglądać się dookoła
                    Ludzie patrzą podejrzliwie w każdą twarz
                    Już niedługo coś się wydarzy
                    Już w zaułkach przekrada się postać
                    w krótkiej czarnej pelerynie
                    poeta z wiązką chrustu na plecach
 >>>
  DSCN0062a
              * Szukam początku wielkich słów *
                    Stado szarych chmur sunie tuż nad kapeluszem
                    niebo schodzi bardzo nisko
                    deszcz wciąż szuka właściwej drogi pośród glinianych grud
                    ptak szuka schronienia
                    ziemia znajduje rozkosz i ból
                    Ja przenoszę się z miejsca na miejsce pod wpływem nastroju
                    zamyślony senny stoję sam
                    szukam w cudzych myślach
                    szukam dla siebie początku wielkich słów
 >>>                  
??????????????????????????????? 
              * Kto i kiedy? *
                    Kiedy spotkamy w tych stronach
                    marzycieli nie zakutych w kajdany?
                    Kiedy krew i łzy spłyną
                    z kart świętych ksiąg mojego narodu?
                    Kiedy sąsiedzi przestaną współtworzyć naszą haniebną klęskę?
                    Kiedy każdy popatrzy wreszcie na siebie poprzez prawdę?
                    Kto zadmie w złoty róg?
                    Kto odnajdzie dziesięciu sprawiedliwych?
                    Kto wskaże najgłupszego i najmądrzejszego pośród nas?
                    Kto i kiedy zrzuci przestępcę z cokołu?
 >>>
 ??????????
                 Mam pełne kieszenie sprzecznych przepowiedni
                 a przed sobą sny z ostatnich dziesięciu lat
                 w jednym szeregu
                 mój ideał wypluty przez tłum
                 płynący na jego spojrzeniach
                 znika w masie ludzi
                 w przejściu podziemnym
                 pozostaje tam na kolejne dziesięć lat
 >>>
 ??????????
                    Stanąłem przed białym murem
                    w wielkiej konfrontacji
                    na długość nosa od twarzy
                    najpierw oddziałał na moje policzki chłodem
                    a po sekundzie także kolorem
                    wbiłem w niego z najbliższej odległości  
                    spojrzenia obu oczu
                        wzrokiem próbowałem zmiażdżyć strukturę jego
                    porowatej powierzchni
                    skruszyć maleńkie grudki wapienne
                    a mur w zamian runął na mnie ze wszystkich stron
                    starając się przygnieść z zewnątrz
                          zapędzony w zaułki jego białego trwania
                    miotałem się chwilę szukając wyjścia w porach betonu, pomiędzy atomami
                    znalazłem je poprzez swoje gorące wewnętrzne drogi
                    gdy poczułem w plecach
wbite
                    poodrywane, postrzępione palce dłoni obcych ludzi
                    a nawet strzępy ramion
                    biała substancja czy tylko jej biała powłoka
                    wypłynęła ze mnie i przylgnęła do ściany
                    po chwili wniknęła do białego muru
                        przedostała się na drugą stronę
 >>>
??????????
               Tuż przed północą znikają z mojej pamięci
               ślady pozostawione na Ziemi przez ludzi
               widzę siebie kroczącego dumnie w smokingu i cylindrze
               przez pierwotną dziką puszczę sosnową czwartorzędową
               w księżycowym blasku słucham niesamowitych głosów nocnych zwierząt
               dolatują mnie też jakieś nawoływania z kosmosu
a któż tam żeruje nocą
               moja wyobraźnia mówi mi, że spełniają się wreszcie pragnienia
atawistyczne
               Tak, zawsze chciałem poznać swoje miejsca na ziemi
               sprzed dziesiątek tysięcy lat
chyba jak każdy wczesnoplemienny
               Tak, zawsze chciałem spotkać odległego praprzodka
               chyba jak każdy patriarchalny syn
               Dotykałem matki ziemi delikatnie z szacunkiem
już jako mały chłopiec
               słuchałem jej trwania w upale i mrozie
               widziałem ją przechodzącą przemiany jak ja
               w zgodzie z losem i na przekór sobie
przez tysiące lat poza ciałem
               Ja patrzyłem na nią a ona na mnie
               tuż przed wschodem słońca
i zimą, gdy płonął śnieg na linii horyzontu
               Teraz szczęśliwy przedzieram się przez gęstwinę
               wydeptując pierwszą ścieżkę
               sam na sam z okolicą niezdeprawowaną, nieupokorzoną
               Poruszam się jak mały świetlik w dziewiczym miejscu swojego dzieciństwa
               Jestem sam w północnych lasach Ziemi
przed czołem lodowca
               sam w dzikich zimnych górach
               dopiero teraz mogę poczuć nawet zapach ziarenka
               piasku w klepsydrze cywilizacji
w jego grocie narodzenia
 >>>
 OLYMPUS DIGITAL CAMERA
          * Głos w dyskusji nad wytycznymi *
                 Wiatr wdziera się do mieszkań przez każdą szparę
                    w styczniową noc uderza o szybę i osuwa się w dół
                    jest nieuświadamianym usprawiedliwieniem
                    Nigdy tu nie będzie piastował kierowniczego stanowiska
                    jego poszum przynosi szepty zesłańców z Syberii
                    jego dysydencki łomot o blaszany dach zdradza,
                    że znów ktoś dobija się do zakazanego nieba wolności
                    Kurz niesiony przez niego z pól pokrywa parapet
                    kurz po rewolucji jest nową jakością
                    kurz zrywając z zacofaną wsią w mieście
                    grzebie w swym brudzie (brud) drobnomieszczańskie bunty udanych rzeczy
                    W ciemnym pokoju słychać miarowe chrapanie mężczyzny
                    jest to jeszcze jeden głos w dyskusji nad wytycznymi
zjazdu plenum
>>>
??????????          
            * Konflikt  *
                  Wczoraj moje boskie myśli pokłóciły się z ziemskimi
                    doszło do ostrej konfrontacji
                    a później do ostatecznego rozdźwięku
                    Pyskówka przebiegała mniej więcej tak:
                    „Jesteś kupą brudu na krawędzi zniszczenia,
                    buntujesz się by dowartościować się w swej  niewoli”
                    „A ja za to rzucam sobie ciebie pod nogi
                    każdym nowym nałogiem, spójrz na siebie,
                    z twym swoim sumieniem wyglądasz jak wyżęta szmata”
                    „A ty w swej nienawiści masz usprawiedliwienie
                    najwyżej na kilkadziesiąt lat,
                    więc cześć, czekam na ciebie tam gdzie ono się skończy,
                    wynoszę się stąd upodlony łajdaku,
                    zabieram tylko ze sobą łagodne serce,
                    zabieram ukochane oczy i wrażliwe uszy,
                 zabieram smutną część systemów nerwowych,
                    zabieram radarową skórę,
                    zabieram krew gotową na wszystko,
                    zabieram mózg utkany z tęczy,
                    zabieram walczące mięśnie i kości,
                    zabieram to wszystko co do mnie należy”
 >>>
 ???????????????????????????????
            Czy mamy pójść z nimi
            gdy mówią idziemy właściwą drogą
            czy mamy wierzyć ich słowom
            Cóż okaże się na najbliższym zakręcie
            czy pójdziemy w walce
            czy pójdziemy szukać pokoju
            Zielone łąki pozostaną za nami
            chłodny wietrzyk zmieni się w chłodną wygodę
            gorące serce popłynie rzeką roztopionego czerwonego żelaza
            zamiast wspólnie odnaleźć się przy wielkim ogniu
            usiądziemy przy długich długich stołach
            by wykrzykiwać cudze myśli cudze słowa
            a w nocy śnić cudze sny
            Nigdy nie zbudujemy własnej
pojedynczo wolnej komuny
            nigdy nie zaśpiewamy razem
            za to będziemy krzyczeć,
wołać jak oni:
            pójdźcie wolne dzieci
            idziemy po właściwej drodze
 >>>
??????????
Opleciony
Opleciony pajęczyną namiętności
sznurem korali
hebanowym spojrzeniem
zatrzymany w pędzie
wtrącony 
pod prasę piękna
pod matrycę snu
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
      * Zaglądają do kołyski *
            Co się dzieje na Błoniach
               gdy słońce poczyna toczyć się po stoku Kopca Kościuszki
               gdy najdziwniejszych ras psy z przeróżnej maści dziećmi
               tarzają się w trawie poszczekując i wrzeszcząc
               gdy tatusiowie jeszcze w biurowych koszulach
               z kantkami spodni połamanymi na wysokości kolan
               uganiają się za małą gumową piłką
               gdy studenci z pobliskiego Żaczka
               leżą na wznak pośród poprzewracanych butelek po piwie
               jak herosi na ruinach Troi
               gdy pod stadionem Juvenii nagle pojawiają się pasące się krowy
               Cóż takiego wówczas się dzieje?
               Wtedy pojedynczo jakby po kolei
               z różnych stron Krakowa zaczynają przybywać przedziwne typy
               tu i tam na wolnych miejscach ławek dosiadają się
               i udają że zapadają w drzemkę niby lekko przycięci lub zmęczeni
               spod przymrużonych powiek ogarniają jednak całe Błonia trzeźwym spojrzeniem
             te zblazowane wyjęte psu z gardła sylwetki
               z daleka przypominają wampiry
               widać jak sycą się łapczywie widokiem rozgrzanych ciał
               jakby chcieli wypić całą polskiego plemienia krew
               sprawiają wrażenie jakby niepostrzeżenie
               zaglądali do kołyski chcąc dostrzec
               twarz śpiącego niemowlęcia zanim się przebudzi
i odchodzą by pisać raporty
w swoich mieszkankach na Osiedlu Podwawelskim
              >>>
 ??????????
   * Beatlesowska rewolucja nad morzem *
              Otoczyły mnie w pustelni zwartym kręgiem
              piętnastoletnie hippizujące łodzianki
              zbliżyły do mnie swoje twarze tak blisko
              stojące z tyłu dotykały delikatnie mojego ramienia
              torturując (nie) sprawdzały moją realność
              całą grupą wpatrywały się we mnie
              zawisło nad nami pytanie o cenę walki
              wymowę buntu, kierunek odmienności
              przerażony nienazywalnością takiego nocnego spotkania
              rzuciłem się w przód w bezrozumnej ucieczce
              wyrwałem się z dziewczęcych ust
              podążając przez ogień w kierunku mrocznego brzegu
              chcąc zgubić swój cień skręciłem w lewo by całkiem
              zanurzyć się w czerni morza
              by w kolejnym nawrocie znów powrócić na brzeg
              by na przełaj zbaczać już konsekwentnie w prawo
              z drogi do siebie
              by tam we śnie znaleźć się na wielopoziomowym dworcu
              kolejowym „Poznań-Zachodni”
              płynąć na peronach pośród robotników
              spóźniać się na pociąg odjeżdżający do fabryk
              parzyć się cząstkami czasu jak gorącymi węglami
              gubić wszystkie osobiste rzeczy
              wkrótce usłyszałem jak młody chłopak w swoje urodziny
              gra na gitarze i śpiewa przy ognisku tuż obok mnie
              obok płonącego stosu mojej głowy
              na moje dno opadały pieśni wydobywające się z jego ust
              szkice piosenek z Białego Albumu Beatlesów
              następujące po sobie kolejno bardziej realne niż ja
              „Glass Onion „, „Ob-la-di Ob-la-da”, „Wild Honey Pie”
              wtórowali chłopakowi jego koledzy i zniecierpliwione koleżanki
              z wiatrem „Why Don`t We Do It In The Road”, „I will”, „Julia”
              gdy dochodził do „Savoy Truflle” i „Cry baby cry”
              mój pociąg pojawił się jeszcze raz
              teraz już jako ekspres ze Świnoujścia
              potoczył się z hukiem i brzękiem wprost na mnie
              zepchnął mnie w morze
              byłem przed nim gdy parł przez fale pożerające kraj
              wydało mi się że chłopiec lub bodaj sama gitara
              podjęła nowy ton gdy ja na środku morza
              zaparty nogami w piaszczyste dno
              powstrzymywałem kipiel przed pędzącym ekspresem
              nagle bałwany kamienne, zwaliska gruzów przesypały się nade mną
              ceglane fale burzonych miast wyprzedziły mnie
              w gorącym podmuchu cywilizacji mędrców wschodu
              Łoskot elektrowozu wypadającego z przybrzeżnego sosnowego lasu
              zmieszał się ze strzępami hinduskiej muzyki
              wyłowiły mnie z topieli syreny
              zawodzące: numer 9, numer 9
              czysta krew narodu rozlała się dla mnie
szatan zomowiec rechotał i sapał
jak przejeżsżający pociąg
z Lubiewa do Świnoujścia
>>>
???????????????????????????????
* Brzeg peronu *
                   Brzeg peronu oznaczony białą linią
                    świeci o pierwszej po północy
                    to moja droga nocnego włóczęgi
                    w tą i tamtą stronę, całą noc
                    Podświetlona smugami dworcowych reflektorów
                    z kłębów pary na stacji w Bydgoszczy
                    wynurza się potężna wspaniała
ostatnia lokomotywa
                    cudownie się porusza
posuwa się powoli naprzód z hałasem
jak rzymski legion w bitwie 
                    lecz ja już niczego nie słyszę
                    patrzę na nią jakby była duchem
                    przesuwającym się przed mną jak obłok
                    samotna znika dysząc do końca
                    zabiera wszystkie swoje mechanizmy
                    pozostawiając tylko podróżnych
                    i włóczęgów
patrzących w mrok pustej stacji
ciężko rannych we krwi
oczekujących ukłócia miserykordii
                 Wszystkie punkty świetlne w czerni
                    wysyłają senne proste smugi
                    znacząc załomy murów
                    oferując mozolnie tworzony nastrój nawet złodziejom
                    wydaje się że to jest ich jedynym celem
                    Na wszystkich peronach stacji
                    szare postacie stojące pod oświetlonymi zegarami
                    połyskujące stalowe arterie
                    oddalają się od stacji kierując się
                    pomiędzy czerniejące ściany budynków nastawni
                    słychać kroki przechodniów
                    z odległych ulic śpiącego miasta
                    brzeg peronu urywa się jak przepaść
jak koniec życia
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
                * Moje więźniarki *
                   Pragnę by mała klatka twojego ciała
                    zmieniła się w większą na moje kompleksy
                    patrzysz w lusterko malujesz powieki na niebiesko
                    powtarzasz po raz drugi: dlaczego jesteś taki
                    w tej chwili chcę tylko patrzeć na twoje  zniechęcenie
                    chcę tylko widzieć twoje ukradkowe spojrzenia z lusterka
                         nie masz wyjścia
                    powtarzasz to co wszystkie inne przed tobą
                    czeszesz swoje włosy kłócąc się z jednym kosmykiem
                    gdy mówię że jesteś w tej chwili dla mnie upiorem – irytujesz się
                    patrzę na ciebie chłodnym okiem ze swojego fotela
                    próbuję odgadnąć co powiesz za chwilę
                    już wiem na pewno to: „dlaczego jesteś  taki,
                    lepiej już sobie idź „
                    poprawiasz na sobie śliczną sukienkę
                    jeszcze nie wiesz jak boję się jej klątwy
                    zaczynam się śmiać tak niepohamowanie nieopanowanie niespodziewanie
                         co mi jest? rozrywa mnie wręcz ten śmiech
                    co mi jest? – pytasz
                    widzę setkę luster i tysiące dziewczyn przed nimi
                    dziewczyn purpurowych, czarnych i czerwonych
                    śmiech do łez mnie ogranicza i poniża
                    podziwiam dziewczyny we łzach
                    wyczuwam naigrawanie się z mojego pożądania
                    we mnie samym
                    wyprzedzam czas spojrzeniami w których
                    więźniarki obrastają w dumę
                    i nabierają chęci do walki
                    w gniazdach luster kajdany biologii błyszczą
                    powiedz to powiedz to jeszcze raz:
                    dlaczego jesteś taki?
 >>> 
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
                * Łopot skrzydeł *
                   O świcie usłyszałem
                    jak skrobiąc pazurkami
                    po blaszanym parapecie tuż obok przy oknie
                    przedreptał miejski gołąb
                    sprawił, że zwróciłem uwagę
                    na ogromną ciszę jaka zapanowała wokół
                    ciszę poranka grudniowej niedzieli
                    w odległym poszumie ulic dosłyszałem policyjne syreny
                    określając(e) moją samotność
                    gołąb skradał się po mój ból
                    delikatny łopot jego skrzydeł gdy odlatywał
                    sprawił że dostrzegłem puste miejsce obok siebie
                    ogromną wyrwę w mojej miłości
>>>
??????????
                 * W stronę bólu *
                    Ból jest czarno-niebieską barwą
                    wypełniającą moczary pamięci
                    Mroczne zdeformowane postacie znajomych
                    i kilka konturów odwzorowań własnej osoby
                    odbite od szorstkich ścian powracają do snów
                    bez jednego uśmiechu
                    Spadam ciągle w dół po chropowatej powierzchni swojego wnętrza
                    Dwie metalowe kulki tkwią w obu oczach tylko dla sedna istnienia
                    W końcach pulsujących krwawo otwartych kanałów ciała
                    rozpoczyna się prawdziwa muzyka. pojawia się rytm
                    Krople zamykające w sobie kosmos
                    spadają z wysoka na najdelikatniejsze pęcherzyki nerwów
                    esencją śmierci torturują świadomość
                    Samotność wciąż wzrasta
                    wydłuża się kępa czarnych włosów nad czołem
                    rosną paznokcie i rzęsy
                    marszczą brwi, zaciskaja zęby
                    Cała wiedza jaka wypełnia mój ogród, dom i pokój
                    jest cierpieniem
 >>>
 Obraz (365)a
                   Nie przejmuj się gdy ktoś powie
                   ten facet to takie nic dobrego
                   spójrzcie na niego jak źle mu z oczu patrzy
                   gdy dzieła twego życia nazwie radioaktywnym śmieciem
                   nie przejmuj się zostań spokojny i szukaj szukaj wciąż
                                   Dzisiaj wieczorem wracałem starą drogą
                                   prowadzącą do drzwi mego domu
                                   deptałem rozbiegające się płyty chodnikowe
                                   patrzyłem na swoje stopy wciskające je w ziemię
                                   a każdy kwadratowy kawałek betonu
                                   wnikał w zaułki mojej pamięci
                                   droga czerniała umykająca w głąb pamięci
                        każde potknięcie wstrząsało mną do tego stopnia
                        że na powierzchnię moich uczuć wydostawały się
                        absolutne pojęcia
                        objawiały mi się bardzo zrozumiale
                        sprawiając, że w każdej ideologii mogłem
                        uzasadniać sens marszu i drogi właśnie tej
                        samotność schowała się za pazuchę zawstydzona
                        każdy mój wygłup w tłumie pojawił się teraz
                        jako społeczny precedens
                        każda rozmowa nawet bezsensowna kiedyś przeprowadzona
                        powracała echem tysiąca zrozumiałych słów zachwytu
                        z każdego rozdanego uśmiechu wyrastało miłosierdzie
                        osobista wściekłość poczynała burzyć zło
                        przy końcu  starej drogi przeklęty świat zmienił się przed mną
                        na progu stanąłem
                        otworzyłem drzwi wykute w skale Golgoty
                        wszedłem do domu nauczyciela
>>>
??????????
              *  Śmiecie  epoki  *
                    Krąży wokół mnie nieprzydatna dziewczyna
                    jej spojrzenia płyną do mnie roztrącając ludzi na chodniku
                    Sama walczy ze swym zdrowiem,
                    maluje paznokcie u nóg czarnym lakierem
                    Podziwia moje obłąkańcze grymasy
                    Pozwala dotykać strugom jesiennego deszczu
                    swoich jasnych zwariowanych loków
                    Podskakuje ze mną w rytm pobrzękujących łańcuchów
                    Jak osierocony anioł zasypia w końcu na mojej piersi
                    a ja przez chwilę osłaniam ją ramieniem
Już Sokrates był wywrotowcem                    
Już Platon był terrorystą
Już Galileusz miał zczeznąć z ręki ignorantów
                    Już Chrystus zginął na Ziemi jak zgniły śmieć
                    szarpię ją za rękę, prowadzę do wyjścia
>>>
DSCN5203a
                    Gdy widzisz swoją Panią
                    która przywołuje cię we śnie
                    to tylko znak że szykują się twórcze zmiany
                    ja doskonale wiem że w Polsce to nastąpi
                    dlatego nie chcę ginąć już teraz
                    pomimo wszelkich znaków na niebie i ziemi
                    Gdy twoja Pani zbliża się we śnie
                    to choć twoi bliscy już widzą cię w trumnie księżyca
                    umacnia się przekonanie                           
                    że ten przyszły krach to szczęście
                    że to wiara będzie się kłaniać tobie nie ty jej   
                    oczy                                            
                    pęd miłości
                    psy prawdy pilnujący dnia
                    ludzie podążający za tobą
                    Nie bierz do ręki kart
                    kamienie wyjmij z kieszeni
                    ramiona otwarte
                    ramiona wspólnoty
                    ramiona twojej Pani
 >>>
 ??????????
                  Na dnie popielniczki
                                    jest cmentarz wypalonych papierosów
                    pety  są jak umarli ludzie
                                   odurzający zapach popiołu
                    z tego cmentarza wnika w zmysły i w pamięć
                                   łączy się gdzieś z tą śmiercią we mnie
                    miesza się ze smrodem rozkładających się
                                   idei w sercu
                    dociera do krematorium postaci, sytuacji, myśli
                                   które jest ciągle czynne
                    które ciągle przerabia moje świat
                                   na ulotny trujący dym i równie szkodliwy popiół
                    moje istnienie
                    moje ciało to wielka popielnica
                                   w której ciągle gaszony jest żar nadziei
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
                    Nasz wieszcz powraca właśnie samotny
                    w mroźną noc w swetrze przemierzając trasy
                    przez lodowe płomyki latarń miejskich
                    znacząc je  ognikami spadającymi z dopalającego się papierosa
                    Nasz współczesny wieszcz nie targa kajdan na rękach
                    widzi je na okruchach domowego chleba
                    i jest bezsilny
                    Nasz współczesny wieszcz ratuje swoje wizje
                    chowając je w kaftanie bezpieczeństwa
                    po kryjomu kładzie je czasem na ustach śpiącej kochanki
                    Nasz współczesny wieszcz lewituje metr nad podłogą
                    w strumieniu grudniowego powietrza wdzierającego
                    się do pokoju przez uchylone drzwi
                    ratuje sen w półcieniu rzęs
                    Nasz współczesny wieszcz jeszcze dodaje drożdży
                    do wina które umarło,
                    krąży nad Wisłą szukając łodzi i przewoźnika
                    w torbie zawieszonej na ramieniu dźwiga
                    starożytne cyfry, które już nie mają wymowy symbolu
                    Nasz współczesny wieszcz rozpytuje spojrzeniami
                    o duszę swego narodu, którą złożono do grobu
                    Nasz współczesny wieszcz uzurpuje sobie symbole cierpienia
                    pieści dłońmi poorane zmarszczkami policzki młodego marzenia
                    Nasz współczesny wieszcz jest jak pasterz wędrujący samotnie,                                    
                    szukający śladów swego uprowadzonego stada
                    Babilon Syberię Stepy Akermanu
                    to wszystko nawiedza nad Wisłą
>>>                                            
???????????????????????????????
       * Fundament *
               Fałszywa światłość toczy się w czasie
               z hałasem spadających kamiennych lawin
               z pulsowaniem jednego dźwięku gdzieś na krańcach gazet
               popychany, podrzucany lecz zastygły w unoszeniu
               ty razem z nią rozpraszasz się w ciemnościach państwa
                       Chmury propagandy schodzą nad wnętrza cmentarzy
                       wody kłamstwa podchodzą pod schody domów
                       ty usiłujesz zamknąć światłość w dziecięcej piąstce
                       patrzysz na swoje lustrzane odbicie jak na siebie samego
                       w przedszkolu życia
                       ze źrenic oczu dziecka przynosisz słowa traktując je tak
                       jakby były same w sobie słowami duszy
                       rzucasz to wszystko pod fundament własnych światów
                       bo uchronić go przed zalewem obłudy
 >>>
 ???????????????????????????????       
                   Jak każdy człowiek
                  jestem opakowaniem kłębiącej się elektryczności
                  czuję w sobie zwoje przewodów
                  i przenikające się, wirujące pola magnetyczne
                  Jak każdy człowiek
                  odkrywam zmysły w każdym centymetrze skóry
                  i uczucia, które płyną pulsującymi światłowodami
                  Jak każdy człowiek
                  mam duszę, która ładuje się nerwicami jak akumulator
                  Jak każdy człowiek
                  mam radar, którym odbieram gniew z tysięcy kilometrów
                  akcelerator burz generuje idee, które tworzą aureolę wokół mojej głowy
                  każdy człowiek wychodzący z tłumu i kierujący się w moim kierunku
                  zmienia się w spojrzenie lub w falę gorąca
                  każdy człowiek opuszczający mój dom
                  znika w tłumie wywołując płomyki przesuwające się ponad głowami ludzi
                  Jak każdy człowiek
                  patrzę w niebo jak w fosforyzującą tarczę zegara
                  Jak każdy człowiek
                  staję się odkrywcą analizując chorobliwe wyładowania w swojej głowie
                  wieczorem boso na wilgotnej podmiejskiej łące
                  Jak każdy człowiek
                  wyczuwam kontakt z tajemnicami kosmosu spoglądając w górę,
                patrząc na tajemnice nieba
                  Jak każdy człowiek
                  wypełniam się impulsami dostarczanymi mi przez powietrze, wodę i ziemię
                  Jak każdego człowieka
                  moja dusza świeci, moje ciało drga
>>>
???????????????????????????????
* Wrogowie muszą istnieć *
Wrogowie zmieniają się w natchnienia twórcze
kłując ironią w podstawę mojego nędznego życia
to kręgi świetlne które rozchodzą się
od obsesji i niemocy
zwiastują przyszłą burzę horyzontalną
wszelkiej przypadkowości
Wrogowie nawiedzonych dusz zmieniają się
pod naporem krwawej czerwieni
niezszarganej ziemskim brudem
nawet bez domieszki koloru zmielonego mózgu
stają się cudowną innością w czasie pokoju
My i Wy utożsamieni ze swoją odrębną
śmiertelnością
musimy być sobie wrogami
choćby dlatego że przekonałem się że nagie „ja”
nie może istnieć bez upokorzeń
ono karmi się poniżeniem by móc obmyślać
nowe plany odwetu
Wrogowie moi zmieniają się pod moim wpływem
wtedy mogę się cieszyć
padać ze strachu przed własnym dziełem
wrogowie wnikają całym [kręgiem] w moje
cielesne błądzące duchy
przez chwilę kochają razem ze mną
by zaraz urągać wszystkim ideom
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Ocean wyrzucił mnie nagiego
na brzeg nieprzyjaznego lądu
cała plaża pokryta była wyrytymi
na piasku znakami
poznawałem pismo które nie mogło
być kogoś obcego
poznawałem niezdarność swojej
młodzieńczej ręki
i swoje ślady stóp dziecka
Symbole młodzieńczych zachowań
przetworzone tak istniały tu cały czas
wizerunki sennych postaci były wyryte
najgłębiej jak na pustyni Nazca
Pod każdą widniał napis – nazwa
umiłowane limitowane marzenia odczytywałem tu
nagie jak ja w tym momencie
Zapadając się cały czas w sypki piach
zostawiałem ślady rozsypując się w nich
wołanie o pomoc tworzyło
starcze kulfony
Spojrzenia utworzyły dwie trąby powietrzne
które przeleciały ponad plażą
przewalając piasek niszcząc wszystko
uniosły mnie jak tysiące okruchów
złotego piasku miotały mną jak prochami po kremacji
Rozrzucony w środku lądu
skupiłem się na wyszukiwaniu
słowa dla tego przypadkowego ułożenia
kilku ziarenek
Trwałem w nich tym razem już
na stałe
po tej stronie oceanu
zamknięty starością zniknąłem
w symbolach w poezji naskalnej
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Wystukuję nogą rytm
nabieram powietrza w płuca
gotuję się na spotkanie z tobą
a teraz już nie pamiętam
twojej twarzy
tak bardzo chcę wyruszyć
po tafli jeziora
tak bardzo chcę przemierzać
stepy i sawanny
prowadzony spokojną ręką marzyciela
do drzwi twojego domu
by jeszcze raz spłonąć w gorejącym krzaku
twojej twarzy i twoich rąk
>>> 
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
*Sokrates na przystanku przed Żaczkiem*
O czwartej nad ranem
po całonocnej imprezie
w środku kłótliwej filozoficznej dyskusji
z ciemnego kąta Sokrates odezwał się
stwierdził że nie może w tym kraju żyć publicznie
rozgniewany tłumaczył się że na jego pytania
Czerwoni odkrzykują tysiące odpowiedzi
a rady jego uważają za anachroniczne
Każda instytucja i organizacja ma prawo
sądzenia takich jak on
i że dziwi się że taka ilość wypitej cykuty
mu jeszcze nie zaszkodziła
Chwiejąc się wyszedł z domu studenckiego
w zimowy poranek
bez czapki i szalika prosto na mróz
w samych tylko greckich szatach
Podszedł do grupki ludzi oczekujących
na tramwaj aby posłuchać ich szeptów niezadowolenia
Tu znalazł się w centrum sowieckiego życia 
obrzucono go nienawistnymi spojrzeniami
za to że był sam
nabrał więc w płuca mroźnego powietrza
i posłał w ich kierunku strumień pary z ust
Gdy odór wina zamarzł i opadł
w grudkach na ziemię czysty obłok otoczył ich
i owionął wszystkim co miał w gorącej duszy
Tak udało mu się roztopić skorupę
swoimi skoncentrowanymi indywidualnościami
i przeniknął śmiało do grupy z ludzkimi myślami
poglądami i uczuciami bogów
Stworzył z nimi nowe życie publiczne
stojąc na przystanku po całonocnej imprezie
jak w obłoku nad brzegiem czerwonego Morza 
akurat gdy nadjechał tramwaj
z Wojtyłą jako motorniczym
>>> 
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Poletko  *
Dałaś mi całkiem niezłe poletko
abym mógł je uprawić i zasiać ziarno
dziś pośród ojcowskich i sąsiedzkich zbóż
rośnie moja dziwna błękitna trawa
doglądam jak kiełkuje (pnie się w górę)
sikając na nią co rano
W miasteczku byłem samotnym chłopcem
z miasta wyniosłem już jako samotny mężczyzna
ale dowiedziałem się że skłóciłaś ludzi między sobą
Do miasta uciekłem jako samotny chłopiec
lecz gdy kazałaś wrócić byłem już samotnym mężczyzną
ale dowiedziałem się jak przez ciebie
skłóceni są od wieków ludzie]
Zdziwiony kto ciebie tak dziwnie nazwał kobiecym imieniem
Ze szkoły wyszedłem jako mały Napoleon
by zemścić się na twoich wrogach
ale oni otaczali mój dom wokół
i wciąż składali mi gratulacje i pochwały
Na wędrówkę po kraju zabrałem tłumacza
powróciłem ze stalową drzazgą w piersi
z gryzącym pyłem lęku w oczach
Zdrzemnąłem się na ławce w nowym parku
na grobach powstańców
Zaangażowany niegubiący kompleksów
planujący nawet idiotyczne sny
popierający komputerowy program marzeń
piszący przemówienia używając tylko słów
które przedzielały dotąd przekleństwa
przebudziłem się twardo dzierżąc swój sztandar
wysoko ponad grą w kolory
znając znaczenie słów „My” i „Oni”
sztandar to było „Ty” i „Ja”
Tak zrozumiałem jak bardzo nie znoszę
gdy ten jeden ma rację
dlatego wciąż gryzę się wyszukując tysiąc innych
że widzę dyktaturę pałaców z puszek
po śledziach w oleju
francuskich wieżowców
stalinowskich osiedli
szwedzkich hoteli amerykańskich kredytów
fałszywą wdzięczność Trzeciego Świata
ginące kolonie jaskółek tuż obok
Zanosząc swoje długie włosy w ofierze do kościoła
ciągle usiłuję sobie coś przypomnieć
gdy krzyczę „Hej Wolnomyślicielu czyżby istniały aż tak mocne marzenia”
Na tym poletku które mam
ktoś kiedyś walczył i umierał
Więc nie chcę gazet i informacji
nie chcę wolnych sobót
nie chcę czekać na szynkę w sklepie
nie chcę spacerów po mieście by nie patrzeć wciąż
tylko na listy gończe
nie chcę już dłużej słuchać o pokoju
Ja pod wieczór pójdę na uświęcone krwią poletko
położę się we wschodzących gdzieniegdzie ostach
będę wąchał moją błękitną trawę
wciąż czekał na swoją walkę i śmierć
 
Poletko 2
Dałaś mi całkiem niezłe poletko
aby uprawić mógł je i zasiać ziarno
Dzisiaj pośród ojcowskich i sąsiedzkich zbóż
rożnie moja dziwna błękitna trawa
doglądam jak kiełkuje sikając na nią co rano
Do miasta wybrałem się kiedyś jako samotny chłopiec
powróciłem jako samotny mężczyzna
w międzyczasie dowiedziałem się
jak skłóciłaś ludzi pomiędzy sobą
zdziwiony, kto nazwał Ciebie tym kobiecym imieniem
pamiętam, że ze szkoły wyszedłem jako mały Napoleon
miałem mścić się na twoich wrogach
a oni otoczyli mój dom wokół
wciąż składali mi gratulacje i pochwały
Na wędrówkę po kraju zabrałem tłumacza
powróciłem ze stalową drzazgą w piersi
i gryzącym pyłem lęku w oczach
Drzemałem na ławce w nowym parku
na grobach powstańców
Zaangażowany niegubiący kompleksów
planujący swoje najdziwniejsze sny
popierający komputerowy program marzeń
piszący przemówienia składające się ze słów
które przedzielały dotąd przekleństwa
przebudziłem się setki kilometrów od domu
wciąż twardo dzierżąc sztandar wysoko ponad grą w kolory
zrozumiałem wreszcie znaczenie słów „My” i „Oni”
sztandar znaczył „Ja”
Nie znoszę więc gdy tylko ten jeden prawdziwie słuszny
ma rację
Zobaczyłem dyktaturę pałaców z puszek po śledziach w oleju
samowładztwo stalinowskich osiedli, francuskich wieżowców,
szwedzkich hoteli
małpy w szklanych klatkach patrzące beznamiętnie
na ginące kolonie jaskółek
Zanosząc swoje długie włosy do kościoła ciągle usiłuję sobie
coś przypomnieć
wołam do Jezusa: Hej, Wolnomyślicielu, czyżby istniały
aż tak mocnemarzenia
Na tym poletku które mam ktoś kiedyś walczył i umierał
nie chcę więc zgniłych i zatrutych informacji, spleśniałej historii
nie chcę nawet wolnych sobót, szynki i cukru w sklepach
nie mogę już dłużej spacerować po ulicach miast
by nie patrzeć wciąż tylko na listy gończe
pójdę na uświęcone krwią poletko i położę się
we wschodzących gdzieniegdzie ostach
popatrzę w bolszewickie gwiazdy
poczekam na czekającą mnie walkę i śmierć
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Widzisz w wodzie swoje odbicie
długo czekasz na życia łzę
zanim odpowie ci echo życia
odchodzisz zanurzasz się w inną mgłę
dlaczego ojcze sekretarzu
karmisz mnie kłamstwem
Nie możesz darować mi mego snu
jeśli twój święty dzień jest taki złoty
jak mówisz
to blask oślepił cię
spotykasz starca w połowie drogi
na polnej drodze w środku dnia
mijasz go ze złośliwym uśmiechem
on bosy i na jedno oko oślepły dawno
a może to Homer socjalizmu
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
            Wy macie rację na składach i hałdach
            musicie ją sprzedać
            więc urządziliście wielki festyn
            przechodzę tędy i przyglądam się
            jak sprzedajecie te czerwone baloniki
            jak sprzedajecie sumienia i dusze
            jak powoli przeliczacie dzienny utarg
Przed tym straganem stanął mój żywy brat
i dał część swojej młodości
jako zapłatę za śmiech
a ty umarły kuzynie 
zadowolony
zamknąłeś złotą monetę w dłoni
jak jego wieczny sen
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Gdybym wiedział, że jestem tu naprawdę sam
gdybym w tym pokoiku nie słyszał
jak na korytarzu śmieje się pijana dziewka
i nie czuł się taki smutny
gdybym nie nasłuchiwał muzyki, której lubię
i tej, która jeszcze nie ma granic bo nie zabrzmiała
i nie może być zrozumiana
jeśli pozbyłbym się wyrzutów sumienia
cuchnących przygód i błahych przyzwyczajeń
gdybym nie wymienił wolności na przeznaczenie
i nie czuł się tak oszukany
gdybym nie wstydził się
najlepszych stron swego życia
gdybym nie porzucał w połowie drogi szans
jeśli nie przekonywałbym gorących łez
mówiąc im że są wyrafinowane
            Wtedy odłożyłbym ten długopis
            którym piszę wiersze, listy i posłania
            oparłbym głowę na dłoni
            zamknął powoli oczy i cichym szeptem
            zacząłbym rozmowę z twoim złudnym cieniem
Gdybym wiedział, że to ty pukasz
w tej chwili do drzwi
odsunąłbym krzesło i podszedłbym
do tych wynajętych ponumerowanych drzwi
i otworzyłbym je na oścież
gdybym wiedział, że to naprawdę
ty
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Określam się idąc
wciąż mrocznym korytarzem życia
poprzez oczekiwanie na jej ciało
poprzez obawę przed jej dzikimi ustami
wtedy niewiele tych kwiatów widzę drżących w kropelkach rosy
ale zaszczyty i bogactwa z wszystkich łąk niebieskich
nagle wędrują do mnie
Nazywam części swego życia cierpieniem
moja bliska wciąż mnie chce zastać innego
gdy tuli mnie i nie może mnie zmienić
walczy bezimiennie o niebo w mrocznych
korytarzach ziemskiego więzienia
przeciw strażnikom raju depczącym orchidee
Ja w międzyczasie znajduję siebie na swym miejscu
w końcu tego który 
wie kim jest
pojącego swój Parnas
olimpijskim nektarem drżącym w kroplach muzyki 
I tak w oczekiwaniu staję się władcą przeżyć
o których ona mówi że istnieją naprawdę
gotowa przysiąc gotowa umrzeć w pewności
aż dotykając mego policzka ciepłem
swojej satynowej skóry
wątpki usycha umartwia się tracąc pasożytnicze kolory
Opisuje istnienie zapachem przynoszonym
w tę ciemność we włosach
jakiś rodzaj życia daje mi w tej zmysłowości
i w umieraniu w czasie oczekiwania
w mrocznym korytarzu życia
pośród pożółkłych łąk końca
lat siedemdziesiątych
a ja wciąż poszukuję życia w zmysłowej akceptacji
lub umieram w oczekiwaniu w ciemnościach
w poczekalniach i korytarzu życia
pośród kwiatów ludzi
i rozkładu
>>>
DSCN0825aa
Czerwone błyski z powierzchni chmur
jak z zaświatów z nocnych lotów samolotów
jak duchy wpadają do ogromnego ozdobnego dzbana
którego oczy wpatrzone są nieruchomo
we wszechotaczający czas 
Pulsujące okruchy czerwonych słońc
miotają się w wydrążonym wnętrzu
świadomość swoim nieoczekiwanym pożądaniem
ze słowem początku i początkiem słowa
odżywa wspierając grobowe wnętrze strachu
przed ginącym światem
Pustynie naszych domów oświetla w ten sposób
gorejący nagrobkowy znicz
ten dzban z którym utożsamia się dzieło
mojej wydrążonej działalności obserwatora
lotów czerwonych pęcherzyków życia
ślad irracjonalny boskich myśli
z brzegów dyskusji zwaśnionych myśli ziemskich
Samoloty w tych snach odwzorowanych
na powierzchni dzbana
płyną w czerń w chmurach w ciszy
żyją żyją ożywiają moje wydrążone wnętrze
 zawsze niewidzialne
 >>>
??????????
Zbudowano dla mnie dom
spajając gorączką głupoty
wielkie kamienie kłamstwa
z dnia na dzień czuję się tutaj
coraz bardziej obco
Nie szukam w nim już oparcia
nie znajduję bezpieczeństwa
powracając z dalekich dróg
Bezdomny wędruję rozpinając
przed istotą chłodu
namioty uosabiające
zapach ogrodu kwiatów i wilgotnych traw
dolatujący przez otwarte okno
w lipcową noc
Wrażenia z naskórkowych dreszczy
przemieszczających się w górę
z elektrycznymi zmianami z zewnętrza
do wnętrza w czasie dziecięcych kąpieli
w małej wanience
zagubienie nieznajomego w nieznanych zaułkach
wszelkie burze szkoły walki wzgórza tęsknoty
Tak to jest mój prawdziwy jedyny
ogień domowy
takie są wnętrza i ściany tego prawdziwego domu
gdzie rzucony w jakieś miejsca drogi czarnej
szukam odpowiedzi na nurtujące pytania demokracji
neguję w modlitwach wieczornych
te całotygodniowe katalogi słów
dopuszczonych do publicznego używania
przez osobę i ludzi Pierwszego Sekretarza
sam już nie wiem czy wyrwę się w końcu
poza ich zaklęty krąg
czy dam się użyć Partii do jakiegoś celu
Kardynał Wyszyński mówi żebym
tolerował Pana Gierka mojego zabójcę
dla dobra jakiejś Polski która jak służąca
zmywa naczynia w kuchni kilku obcojęzycznych policjantów
Więc jak mam wracać by żyć w obcym domu radośnie
pozbawiony miłości przez ojca i matkę
Nie mogę być komunistycznym meblem
choćby i w salonie najznamienitszych zbrodniarzy
Chcę umierać z tęsknoty w swoim namiocie
cierpieć w koszmarnych unicestwieniach światów
w koronach drzew wolnej magnolii
płonąc w rzekach krwi purpurowej i zielonej
wszechogarniającej marzenia i sny
kosmicznych stworów z baśni
Nie zostanę nigdy w tych warunkach
energicznym podziwianym młodzieńcem
Demokracja staje po stronie bezmyślnych
rozkosznych dzieci i ginących ze zmęczenia
starców
Chcę by wolność i demokracja płonęły
domowymi ogniskami
by ogrzewały zdrowe i twórcze nieschizofreniczne
rodziny prawdziwych ludzi
wtedy powrócę z pustyni
wyjdę z namiotu Jozuego
i zamieszkam w pałacu jak Dawid
>>> 
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Zawdzięczamy wam systemy totalitarne
ogromne pustynie i wspaniałe nieśmiałe
życie pustynne
Tam przestępcy oceniają przydatność
nowonarodzonych dzieci
i oddają je pod opiekę przedmiotów materialnych
urodzeni do dzikości szukając prawdy
giną na urojonych kamieniach rozproszonych
w kosmosie
Nazywając miłość wszelkim pożądaniem
systemy totalitarne nie czynią nic
dla samotności gdy kipi
w prawdziwym życiu
zmienia jedną deformację w drugą                                                                     
pośród ciemnej nocy
Wspaniałość napełnia się jadem
dającym epidemiologiczne zakażenie
całej pustyni
powstają stworzenia czyhające
na naszą bosą stopę
pozostają ciągłym zagrożeniem dla duszy
>>>
??????????
Przechadzasz się we wnętrzu mojej głowy
w tą i w tamtą stronę
zaznaczasz każdy krok stukając
kamiennymi obcasami swoich butów, choć
 taka wielka mieścisz się bez trudu
w małej metalowej puszce mojej głowy
zuchwale obnosisz w czarczafie swoją jasną twarz
zaglądasz we wszystkie zakamarki mojego mózgu
zmuszony jestem śledzić twoją obecność
w każdej sekundzie mojego życia
zatrzymujesz mnie w nieustannej torturze
cierpię na klaustrofobię twojej obecności
oszołomiony nie mogę powstrzyma† krzykiem
głuchych tych dźwięków wstrząsających moimi
trzewiami
przez chwilę, gdy zatrzymujesz się głaszczesz moje
myśli
by potem znów wyruszyć z tym kamiennym stukotem
zasłaniając się światłem i cieniem
nie dajesz się rozpoznać od lat
>>> 
* Dwoje ogromnych oczu  *
Dwoje ogromnych oczu
patrzy na mnie ze ściany
poruszają powiekami
przemieszczają się do góry i na boki
Odwracam się i widzę je w powietrzu
tuż nad sobą
małe i duże oczy różnych kolorów
przybywa ich coraz więcej
otaczają mnie zewsząd i osaczają
skupiam się cały w sobie
ręce mi ze strachu drżą
zwielokrotnione spojrzenia sprawiają
że jedna kosmiczna myśl
z szybkością trzystu tysięcy idei na jedną duszę
poprzez mózg odpychana przez jego magnetyczne
granice
wciąż pędzi, pędzi, pędzi
ledwo wytrzymuję ten ruch
kołyszę się
natężam wszystkie siły by uratować swoją głowę
przed eksplozją
 I cóż z tego, że widziałem ją tylko raz
 i cóż z tego, że słyszałem ją tylko raz
  gdy jej oczy niszczą moją przeszłość
  pojawiające się w ciemności wokół mnie
  wyłaniające się z blasku nocnej lampki
 lub z krzyków złych ludzi
 gdy jej oczy niszcz także niewycenione jeszcze sprawy
Moje istnienie przelewa się jak krew
chluszcząc w industrialnych żyłach
jakby obcego nieznanego człowieka
rzeka krwi kipi we własnym punkcie krytycznym
płynę, więc w zapomnieniu w ciele, które
należy do gigantów
krew wylewa się poprzez ogromną źrenicę
coś błyska u wylotu czarnej otchłani
>>>
??????????
* Dwoje ogromnych oczu*
Dwoje ogromnych oczu patrzy na mnie ze ściany
poruszają powiekami przemieszczają się do góry i na dół
odwracam się i widzę je w powietrzu tuż nad sobą
jest ich coraz więcej, małe i duże, różnych kolorów
otaczają mnie, osaczają.
            Ręce mi lekko drżą i skupiam się cały w sobie
            wepchnięty do swego wnętrza zwielokrotnionymi spojrzeniami
            które sprawiają, że jedna kosmiczna myśl
            z szybkością tysięcy rozcieplających się idei na jedną duszę
            poprzez moje zwoje wciąż odbijana od granic mózgu
            pędzi, pędzi, pędzi, pędzi
Już dłużej nie wytrzymuję, kołysząc się, natężam wszelkie siły
by uratować swoją głowę przed eksplozją
– widziałem ją tylko raz, słyszałem ją tylko raz
Jej oczy niszczą moją przeszłość, niewycenione sprawy
pojawiają się wokół z ciemności i z blasku nocnej lampki,
ze słów obcych ludzi, z uderzeń bliskich osób.
            Nie jestem w stanie wskrzesić już siebie
            moje istnienie przelewa się chluszcząc
            jako gorąca krew w żyłach obcego nieznanego człowieka
            Czerwoną strugą płynę bystrzem nurtem w zapomnieniu
            Jestem gorącą rzeką krwi dochodzącą do punktu wrzenia
            tyle ze mnie zostało w zimnym ciele które już do mnie nie należy
Ogromne oczy wchłaniają tę istotę
i znika poprzez czarną źrenicę
błyskając u wylotu  otchłani
Ogromne oczy przyjmują sen
i zamykają się za mną bramy wszechświata
czy pozostaję w głębokim ciepłym wydechu
z piersi opadających ostatni raz
>>>                       
IMG_0037a IMG_0022a
* Co za rok! *
Słońce przez firanki świeci na moją głowę
z błękitnego nieba grudniowego rozgrzewa
skórę na moim czole oraz tłuste długie
włosy i to w roku kontestacji
Siedzę już drugi tydzień leniwie w mieszkaniu
nic nie robiąc całymi dniami
rzadko wychodzę na dwór
i to w roku zwycięstw
Piję zwędzony ojcu spirytus
lejąc go w swoje młodzieńcze ciało
z kryształowej lampki do szampana
słucham folkowego zawodzenia Boba Dylana
i to w roku buntownika
Krzyczę przez otwarte okno
do ludzi z transparentami klnących na wszystko
co państwowe
używam bardzo skomplikowanych środków artystycznego
wyrazu zaklinając deszcz
i to w roku festiwali
Dzięki słońcu spędzam wakacje na wyspie
pośród oceanu lęku
metafory przyniesione z gór i z nad morza
leżą na kupie brudnych łachów
tajemnicze głosy nie milkną w mieszkaniu
chociaż upijam się coraz bardziej
i to w roku szczęścia
Miejski blues dopada zrozumiały potok sów
kamienie lecą w moje okno
dylanowskie
Upał grudniowy wali mnie w łeb w łóżku
zgniły rock i rewolucja
tak Panie po tylu dniach modlitwy
euforia i szok
co za, co za rok?!
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Pozwalasz *
Pozwalasz się zakrzyczeć
przez obłoki papierosowego dymu
gdy potrząsasz nim przed nosem
w Gaju Akademosa
Pozwalasz esesmańskim dzieciom
by używały cię, jako maskotki
na szaleńczych koncertach hałasu
Pozwalasz osądzać się komputerom
i przyjmujesz od nich komplementy
najprostsze słowa
bardziej wyrafinowanych środków wyrazu
używasz wtedy, gdy klniesz na komunę
w roku rewolucji
>>>
???????????????????????????????
*Ustępuję przed siłą*
Jestem pod wpływem śmierci
która przychodzi do mnie
we wszystkich zarządzeniach państwowych
zaczynam kochać wariatów i samobójców
Nie mogę wydobyć z siebie odrobiny nienawiści
zaszczuty przez całą moją miłość
przez kartki obowiązkowych lektur
rozrzucone po uprawnych polach
po których uciekam na przełaj
przez fałszywe zapewnienia moich bliskich
przez brednie moich wychowawców-prześmiewców
Ja wróg systemu utytłany
we własnym brudzie 
Błyszczę jak kałuża do której
zagląda słońce
Wznoszę się w centrum mojego życia
za grupą nastoletnich proroków
ponad chumry socjalizmu
Modnie ubrany w pośmiertny całun
ratowany w ostatniej chwili
przez pejzaże rodzinnego kraju
ustępuję przed siłą
daję się zdeptać
wtłoczyć w ten kraj na zawsze
>>>
???????????????????????????????
* Białe fasole*
Białe fasole rozrzucone na czarnym blacie stołu
i puszyste kule przemarzniętych gołębi na śniegu
wtulających głowy w siwe pióra
Moje wszystkie pragnienia jęczące strachem na wietrze
walki kobiet i mężczyzn na placu przed moja chatą
I wszystkie szklane kulki, pęcherzyki powietrza
czarne dziury, mgławice tęsknoty, niewidoczne oczy
Pozwalam w nocy i w dzień marnować się wszelkim szansom
kierując się głosem ducha, kierując się głosem dziecka
zbieram rozmowy i głosy ludzi, oderwane obrazy świata
Nazywam je głosami Boga i usprawiedliwiam się
przed swoją chorobliwą nieśmiałością
Układam z małych elementów kosmiczne konstrukcje
głupieję i mądrzeję naprzemian leżąc w poprzek drogi
swojej drogi, tylko wierzę że jest to moja droga
Zmyślam historyjki z odgłosów duszy w obcych ciałach
dwie pijane dziewczyny mówią do mnie,
że czują w sobie jakąś dziwną siłę
ja słyszę to schodząc po schodach i po chwili
wracam i zapisuję ich słowa
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
*Wczoraj*
Wczoraj pijany człowiek pochwalał
moje niezłomne przekonania
ja udawałem, że tego nie słyszę
i byłem bardzo dumny ze swojej pokory
Wczoraj profesor uniwersytetu
odpowiedział uśmiechem na mój uśmiech
Wczoraj dziewczyna siedząca obok mnie
przy stole przycisnęła kolano do mojego uda
Wczoraj w domu towarowym ojciec
zarekomendował mój wygląd zewnętrzny
swojemu małemu synkowi
udawałem, że mnie to nic nie obchodzi
Wczoraj dziewięciolatek
usiłował mnie zagadnąć w kinie
Wczoraj starsza kobieta
spojrzała na mnie wyzywająco
a ja spuściłem wzrok gdy stanęła tuż obok
i odwróciłem głowę okropnie zmieszany i zakłopotany
Wczoraj ty uczyniłaś to samo chyba myśląc
że tak będzie lepiej
>>>
DSCN6161a
* Dotknąłem oczami gwiazdy*
Dotknąłem oczami gwiazdy
pośród rozpalonego unoszenia się
w ciemnościach i przez smugi światła
Zbliżyłem się do niej
w oparach nieodłącznego strachu
zbliżyłem się w pozach
które były jak prawdziwe życie                          
Przywarłem oczami do jej powierzchni i głębi
rozczarowany załamany stracony
Dostrzegłem drzemiąc na jawie
jak składają się z okruchów myśli
trzy erotyki
Przechodziłem przez pola zasieków
poszarpany poraniony pokrwawiony
oślepiony aż do obłędu blaskiem gwiazdy
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
            *Lawina*
Spod szczytu odrywa się lawina
            ludzkich mozolnych prac
            które staczają się
            porywając wszystkie pomyłki
            Ja widzę jak w chwilę potem
            cały świat przez chwilę zamiera
            Karawany przechodzą przez bród
górskiej rzeki
            która zabiera ich ofiary
            Ja przepływam ją w najszerszym miejscu
            i biegnę do przodu wyprzedzając lawinę
ja przodownik
pomyłek
>>>
???????????????????????????????
              *Zduszony płomień *
                    Radio mówi mi ten cały wieczór:
                    „buntuj się, walcz bez pieniędzy”
                    zmykam się pomiędzy stronicami Biblii
                    jak pośród kolumn świątyni w Palmyrze
                    z pułki na której stoi radio głos upragnienia
                    ścieka na niższą półkę małym strumieniem
                    a potem jeszcze kilkoma kroplami niżej
                    głos skarżącego się człowieka współczesnego
                    przychodzi do mnie jak człowiek patriarchalny
                    rozumiem dlatego płaczę
                    rozumiem dlaczego człowiek zabija się
                    nawiązując do tradycji wiecznie żywych
                    Dzięki Biblii akceptuję wszelkie zamknięcia
                    wewnątrz płomienia
                    pochodni w piramidzie
                    lampki w świątyni
                    świecy w klasztorze
                    wiedząc że być może rytm serca nakryje go brutalnie swą łapą
                    robił to w przeszłości choć wystarczało lekko dmuchnąć na tę słabość
                    wystarczyło powziąć tylko zamiar
                    który przedostałby się na pewno przez podwyższoną temperaturę
                    i zepchnął w obłędną spiralę ciemności
                    To radio, te sprzęty przemawiają do mnie:
                    „grzech też ma swoją delikatność i nie zawsze łamie wrażliwość”
                    wchodzę do słów po ciszę zapomnienia w ucieczce
                    przed morderczym rytmem serca
                    walczę wywołując obsesyjnie
                    głoski we wnętrzu słów
                    upragnienie to dwoje drzwi
                    i nagle jedne z nich zmykają się za mną
                    na zewnatrz nie mogę zrozumieć
                    dlaczego, kiedy i którędy wychodzę
                    wynoszę w ciemność dymiący zgnieciony knot
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
                    Dwie obłąkane kobiety we mnie
                    przemówiły w swoim języku
                    zbliżyły się do siebie
                    pomimo różnicy wieku wynoszącej pięćdziesiąt lat
                    otoczyły ramionami i chorobliwymi spojrzeniami
                    jedna nastoletnia w męskim przebraniu
                    druga z siwą głową z sercem w pułapce
                    zjednoczyły się, uniosły nad ziemię
                    i popędziły w dół stoku jako pojedyncza srebrna kula
                    spadały dotąd aż otoczyła je noc na samym dnie
                         Dwóch filozofów szczycących się starożytnymi brodami
                         płynęło wpław przez czarną rzekę
                         do mnie stojącego na brzegu
                         wiedziałem, że gdy połączą się nasze ręce będę musiał umrzeć
                    Dwoje młodych ludzi kochało się samotnie prawdziwą miłością
                    wewnątrz drzemki przechodzącej w sztorm wizji
                    jakaś dziewczyna uderzała szpicrutą w końce moich nerwów
                    fałszywie oskarżony, nie mogąc wybełkotać jakiegokolwiek słowa obrony
                    stałem przed sądem tłumu kibiców na jakimś stadionie
                         Młoda kobieta nagle poruszyła się na dnie
                         z ciemności wyłamywała się gniewna
                         a starucha zademonstrowała prowokująco
                         swoje strasznie białe uda
                         pokonały moje przyjaźnie i odepchnęły je
                    Wojownicy śpiący w ostępach zwieszonej głowy
                    poruszając się we śnie zbudzili ciężki ból
                    ból zapiekł na czole w słońcu świadomości
                    popatrzyłem na świat białkami oczu
                    i pędzącymi w nich jak elektrony źrenicami
                 sędziowie obserwujący od jakiegoś czasu  moją walkę
                    wyrazili gestami nienawiść państwa
                    wykonawcy kary wykazali beznadziejność walki
                    Anioł Stróż zaczął uciekać
                    gdy dostrzegł mnie na końcu więziennego korytarza
                    okruchy boskości pozostały w innych miastach w innych domach
                         W pleksiglasowych bryłach geometrycznych
                         wypełnionych barwnymi zmrożonymi koktajlami
                         umieszczono rajskie ptaki i rośliny nieprzemierzonych dżungli
                               bezpieka przeszukała moje nastroje
                         nie znajdując w ostatnich sensownych oświadczeniach
                         słów mogących stanowić jakiekolwiek zagrożenie
                         mogłem je wyjąć i zamienić na wiersze
                         płowe zwierzęta stepowe połknęły geometryczne bryły
                         Ukryty w bezwolności uciszałem staruszkę
                    zawodzącą we mnie
                    przeniknięty chłodem i ciemnością
                    drgałem miarowo na linie zawieszony
                    obie kobiety wydzielały z siebie małe kuleczki
                    miękkiego ciepła słabego uczucia miłości
                    nad przepaścią tablic i posągów
                    moją linę trzymało tysiące rąk
                    nad krawędzią niebytu
                    cierpienie trzymało mnie tysiącem rąk
>>>
??????????
          * Każda miłość pozostawia ślady *
                  Miłość robi z człowieka głupca
                  zaczyna wtedy cenić swoich wrogów i wierzyć w nich
                  eksponując swe wady
                  Uważa się za Boga gdy przez chwilę
                  od jego płaskiego serca odbiją się promienie łaski
                  Uważa się za anioła gdy daruje życie torturowanym więźniom
                  wtedy miłość dla niego to smuga cienia
                  rzucana przez jego serce na drodze strumienia
                  żywej poświaty
                  Każda miłość pozostawia jednak ślady
>>>        
 ??????????
                  Czy potrafisz tak spokojnie jak ja obserwować
                  słupek rtęci w termometrze sercowych aktywów
                  gdy nie pamiętasz żeby w ciągu ostatnich dziesiątek lat
                  zatrzymał się w swym nieustannym ruchu w dół
                  Nie chcę drażnić własnej woli
                  nieograniczanej żadnym poziomem krytycznym
                  używaniem jej w chwili gdy jeszcze tylu ludzi
                  sądzi, że przetrwamy w systemie o nazwie: „Współczesny świat”
                        Nastrój decyduje a przekora przygotowuje
                  alternatywy kodując obserwacje ludzi na drogach
                  Jestem zamknięty w swojej szafie i spędzam tam całe dnie
                  siostrzeniec zamyka jej drzwi na klucz od zewnątrz
                  i wychodzi z domu na wiele godzin zgodnie z moimi sugestiami
                  W szafie przeżywam swoją korridę
                  jestem niepokonanym od lat bykiem lśniącym w pełnym słońcu 
                    na którego śmierć czekają od lat widzowie obywatele mojej Neurtopii
                        Tak przesiaduję w szafie i w zaćmieniu zmysłów
                  w opętaniu z wyczerpania dojrzewam do wielkiej roli
                  Wszędzie ludzie wędrujący, ludzie spacerujący bez celu
                  na drodze do sławy, na autostradzie, na molo w Sopocie
                  na rozpalonej ulicy Krakowa, na powierzchni jeziora,
                  na morzu księżyca, na ścieżce, na skalnej grani
                  na linii frontu, na linie nad Niagarą
                  widzę jak na wszystkich drogach poruszają się
                  mechanizmy głodu, rozumu, bólu i celu
                  rozmontowuję detektor aktywów sercowych
                  chcę poznać zasadę jego działania
                  Należy poznawać bez użycia woli
                  nie wolno drażnić woli póki nie jej czas
                  póki chce trwać właśnie taki mój świat
                  niewspółczesny
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
             * Jaką masz korzyść? *
                   Jaką masz korzyść z tych wspaniałych krwawych
                   zwycięstw w przeszłości
                   Siedzisz teraz sam na peronie zagubionej stacji
                   bez rodziny i przyjaciół
                   patrzysz na semafory na których jeszcze wiszą
                   ciała zgładzonych przeciwników
                   Kiedyś gdy z trybuny rzucałeś spojrzenia
                  w pierwszomajowy tłum
                   tworzyłeś wyspy i spokojnie przyglądałeś się
                   umierającym na nich rozbitkom
                   Dotknąłeś krawędziami dłoni góry
                   władzy nad życiem i śmiercią
                   chciałeś zrodzić dzieci dziś to czynisz
                   tylko one ci pozostały, tylko one            
                   gorące gorące łzy
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Odkuć się
Jestem kobrą w jadowitym uścisku
zaciśniętą wokół własnego serca
i jeszcze z kłami w nim zatopionymi
z szeroko rozwartymi oczyma
i źrenicami jak wejścia do jaskiń
z szaleńczym błyskiem ucieczki na czole
Ziarna piasku drażnią moje mózgowe zwoje
a wściekłe myśli pulsują wokół nich
niezidentyfikowane cierpienia czuję jak
atomowy akcelerator
Jestem oryginalnym wężem zabijam
bez ostrzeżenia w tak cudowny sposób
albo wdeptuję w ziemię cień proroka
obcasami butów jak węża
Przy otwartym oknie w czasie wiosennej burzy
obmyślam nowe teorie samozagłady
w odcieniu niebiesko-zielonym
Jakbym pragnął się odkuć
za zmarnowanie życia
czekaniem na drzewie kuszenia
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
*Kłamstwo*
Jeśli chcesz zostać jednym z nas
porzuć szkołę od zaraz
rzekł Mahomet – skończ z tym raz
Niszcz każdy system lub do tego dąż
jeśli już nie potrafisz nic
wewnątrz maszyny która utrwala realny świat
by każdy człowiek mógł dostrzec że istnieje w nim
Będziesz się obracał jak koła i tryby
i zbierał pieniądze na własną wolność
jeśli dasz pożreć się korozji
jeśli powrócisz w głęboką ziemię
gdy staniesz się wysokim drzewem
gdy zafalujesz morzem zielonych traw
będziesz jednym z nas
te słowa rzucił jakiś kpiarz
Bo jeśli będziesz istniał naprawdę
to czy musisz o tym od razu wiedzieć
Tak będziesz wtedy samą prawdą
a może jednym z wielkich kłamstw
>>>
??????????
              * Ziarna piasku  *
                    Zapadam w popołudniową niedzielną drzemkę
                    chociaż trwam w uścisku anakondy
                    śnię dziecięcy sen
                    ale ziarna piasku
                    dostają się do moich mózgowych zwoi
                    Film o fantastycznych bohaterach z kosmosu
                    przynosi niespotykane napięcie i cierpienie
                    serce zmienia się w atomowy akcelerator
                    We śnie zabijam bez ostrzeżenia w cudowny sposób
                    wdeptuję w ziemię obcasami butów cień proroka
                    otwieram okno w czasie burzy, obmyślam nowe teorie
                    zagłady o odcieniu niebieskozielonym
                    Anakonda poruszyła się, czy jeszcze zdążę
                    się odegrać za zmarnowanie mi życia
                    czy będę do końca pełzał na brzuchu
                    w rajskim pyle socjalizmu
>>>      
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
 *W kwadraturę snu*
Czarne korytarze czworokątne otchłanie
wydrążone do bram przeistoczenia
do wylotu świetlistej wielkości prowadzą
Cienie dla twojego strachu kładą się
w poprzek każdej drogi
Wędrujesz długim spacerem wewnątrz tych kanałów
gdy zegar bije godzinę dwunastą
nad skrzypiącym stąpaniem umarłych
w górę i w dół
gdy księżyc w nowiu odmawia swego blasku
morzu które fioletowieje i wnika w przestworza
oraz człowiekowi idącemu po fali
Kamienne organizmy przyczajone pozwalają się
spenetrować w głębokim bezruchu
śmierć idzie przed tobą i za tobą
i widzisz tylko najgłębszą czerń i szare plamy
daleko gdzieś przed sobą
Na skazanie w kwadraturę (owy) snu (sen)
wnikasz w kamień w stal w chłód
staczasz się z tarczy zegara i odkrywasz w końcu sen
uderzając nosem we wszelki początek
Brzegi ścian i kreski murów skończonych
zamykają się nad głową
spadają czernią we wszystkich nazwach świata
na przemykający grzbiet
nie dają ujść przed słusznym wyrokiem
nocnych symetrycznych otchłani
do bram przeistoczenia wielkiego snu
>>>
??????????
        * Okruchy *
            W wojnie i w pokoju
               dla narodów dla cywilizacji
               w lęku i w rozumie
               aby oddzielić rośliny minerały i zwierzęta
               spójnik jak mur
               nieprawdopodobnie
               nie
               schody
               ręce
               głowa
               schody
               droga
               małe okruchy wspaniałej sztuki
>>>
??????????
             * W nowiu *
                    Powrócił nów
                    przeszedł przez ludzkie sadyby
                    przez wąwozy osiedli
                    pomiędzy rodzinnymi zagrodami
                    mnie zagrodził drogę potwornym cieniem
                    pod czarnym mostem
                    wskrzesił przede mną wyklęte pozagrobowe postacie
                    które pojawiły się ze wszystkich stron
                    w niematerialnych miejscach mojego mózgu
                    błysnęły ślepia moich monstrów
                    Okaleczona noc zaprosiła mnie na swą kosmiczną
                    trasę prowadzącą do umarłych ogrodów dziecinstwa
                    zgniatając moja sierocą dolę
                    poprowadziła mnie tłumacząc po drodze 
                    niezrozumiałe do tej pory szepty snów pokoleń
                    nocne pojękiwania ludzi i zwierząt w stuleciach
                    szelesty niepokojonych rzeczy w epokach
                    stanąłem przed Wszechgwiezdnym, który pozbawił mnie domu
                    dreszcze wstrząsnęły mną
                    gdy przemienił się na moich oczach w spadającą gwiazdę
                    powstał na horyzoncie jak atomowy grzyb
                    zrozumiałem, że domaga się większej ofiary
                    niż tylko strach
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
              * Pomimo premedytacji *
                    Łażę od rana po pustym domu
                    i nie mogę znaleźć sobie miejsca
                    wczoraj wróciłem z drogi życia
                    przyniosłem tu dowód twojej miłości
                    Pomimo całej premedytacji mojego postępowania
                    pojawiło się coś w mojej głowie
                    co sprawia, że nie mogę nawet przez chwilę
                    zapanować nad myślami
                    szukam jakichś programów w telewizji
                    puszczam płyty
                    słucham Chucka Berry`ego na zmiane z McLaughlinem
                    do znudzenia
                    grzebię w stosie zdjęć
                    otwieram antologie poezji
                    czytam jakieś siedemnastowieczne erotyki
                    bazgrzę długopisem po marginesach wierszy
                    a on sam pozostawia na papierze
                    dziwne karykaturalne postaci, słowa i rymowanki
                          Przytaczam tysiące dowodów przeciw tobie
                          powtarzam sobie, że nie mogę cię kochać
                          i nie mogę przestać myśleć
                          o tysiącu wstydliwych rumieńców na twojej twarzy
                          o tysiącu dreszczy, które przeniknęły nasze
                          dłonie gdy się ze sobą zetknęły
                          nie wiem jakim tajemnym wejściem weszłaś tu
                          a ja przecież chciałem popatrzeć z boku
                          na twoją reakcję na poetyckie wyzwania
                          teraz już nie mogę znaleźć sobie miejsca
                          w swoim własnym domu
                          nie mogę ukryć się tu ze swoim piekłem
                          wywołałaś jego katastrofę ostateczną
>>>                  
??????????
                    Czy potrafię kochać jeszcze
                    po tych wszystkich szalonych latach
                    czy spotkam jeszcze taką twarz
                    czy zrozumiem taki charakter
                    po tym jak pozostawiłem ją samą
                    brutalnie porzucając w przejściu podziemnym
                    odwracając się na pięcie i odchodząc przeciwną stronę
                       Czy potrafię bez zdziwienia
                       czytać renesansowe erotyki
                       bez przekonania że ich autorzy to obłąkani głupcy
                    Czy stanę się zamożny
                    wynosząc bogactwa z walki w płomieniach
                    jak spożytkuję zebrane kolekcje diamentowych łez
                    męskich i kobiecych płynących
                    kiedyś jak cienie po twarzy zastygłej
                    jak spożytkuję wyobrażenia i postacie
                    utrwalone w idei piękna
                    z czystym sercem przedszkolaka
                    Czy zapragnę dopełnienia tej miłości
                    z ostatnią kroplą wiszącą
                    nad ostatnią iskrą żaru
                       Słyszałem znowu jej szept nad ranem
                       słyszałem jej miłosną pieśń pierwszym poszumie liści
                       słyszałem jej głos w słońcu na kwiecistych dywanach
                       słyszałem jej głos w czasie letniej burzy
                       cóż się teraz stanie
                       cóż się stanie po twojej śmierci
                       we mnie
>>>
 

1981

??????????
Strach
Nie straszne mi kolumny czołgów
które już wyprowadzono na nasze żyzne pola
z tajnych akt ministerstwa obrony wojny
Nie ulęknę się słów przywódców najpotężniejszych
imperiów i ich namiestników
widząc jak złoto i ołów wypływa z ich oczu wraz
Nie boję się wszystkich nienawistnych twarzy
jarzących się w kącie mego pokoju co wieczór
Pozwalam bez ubaw o przyszłość
ustawić się w ogromnej kolejce po prawdę i dumę narodową
kartkuję spokojnie Dzieła Wszystkie Stalina oraz
Myśli Mao, czasem nawet Mein Kampf
bawię się wnioskami płynącymi z tych klasycznych dzieł
oczekujac na przydział cukru
nie odbieram żadnego zagrożenia z felietonów Rakowskiego
przypuszczam nawet, że godnie będę umierał
na ulicach miasta śmiertelnie ranny podczas
rozpraszanej kolejnej demonstracji antyrządowej
i to od kuli wystrzelonej przez mego kuzyna
milicjanta z Nowej Huty
Dziś już nawet ojca nie rozumiem
jak można było żyć w takim strachu za Bieruta,
którego tak szybko uśmiercono
jak Papież stoję z wyciągniętymi rękami
przed tłumem terrorystów
Ale gdy wkracza w mój świat ukochana
gdy uśmiecha się do mnie z daleka
i macha na powitanie
zaczynam drżeć na całym ciele
wtedy dopiero poznaję strach
przy każdym naszym intymnym spotkaniu
gdy wtaczam tę czarną kulę codzienności
we wnętrze jej nadrealnej bieli
potrafię się zagubić i cierpieć w majestacie
doskonałości
pomiędzy piekłem i niebem
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Pogrzeb u progu życia *
Nie chcesz przeżywać swej starości
patrząc na dzisiejszy dojrzałości upadek
nie pragniesz nie oprócz wspaniałego
muzycznego pogrzebu w dwudziestym trzecim roku życia
Potrafisz wszystko zburzyć
nawet to, czego zbudować nie zdoła bez ciebie nikt
nie mówisz, że kochasz tą dziewczynę
nawet, gdy nie możesz nigdy o niej zapomnieć
Tak z premedytacją umierasz odsuwając się w cień
udajesz, że nie dostrzegasz jej, gdy
czytając w twoich oczach szuka tam blasku prawdy
szuka samej siebie biegnącej i podającej ci obie dłonie
W zatrutej rzeczywistości twoje ja
wabi emocjonalnych rozbitków jak kompanów Odyseusza
na pewną śmierć
Jest to szczęście odnalezionej ciszy
we wnętrzu największego hałasu
To ma być lekarstwo dla kultury
gdy zgrywasz się na pogrzeb u progu życia
jak twoja ojczyzna
walcząc beznadziejnie z przyszłością
>>>
 OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Tęsknię do kraju gdzie nie marznie ziemia*
Tęsknię do kraju gdzie nie marznie ziemia
chcę uchodzić tam gdzie serca lodem nie skute
patrzę głęboko w rzeczywistość i cóż
widzę wokół anarchiczny lęk
gromady czarnych ptaków zrywających się
z pól zaoranych w skiby
Gdy kontempluję własne lenistwo
w łozach polskiej niziny dopada mnie
lodowy powiew nadciągającej zimy serc
mam, co prawda swoje miejsce
za obłokiem szarzejącym na granicy
światów gorących i mroźnych
lecz tu rodzę swoje potomstwo sakralne
tu podwajam wysiłki w poszukiwaniu
ciepłego  domu dla niego
rozmyślając zamiast pracować
Chociaż tak tęsknię 
prawda jest w mojej studzącej bezczynności
Otulam się marzeniami porzucony
między brunatnymi skibami rozkładu
Daję się unosić żalowi i wiem na pewno
że moja miłość za morzem
radzi sobie świetnie beze mnie
Tam rozkwita by znów wrócić do gniazda
ludzkiego prywatnego budowanego z otępiałego buntu
z kilku ciernistych gałązek gdyż tutaj
się urodziła cierpiąc pośród zamarzającego milczenia
wyrosła na emigranta karmiona moim
kontemplacyjnym lenistwem
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
* Do dyktatora *
Czy wszyscy, którzy ci zaufali już tragicznie zmarli
odrzuceni na pogranicze nieśmiałości i obojętności
ogromna presja na sny pobudza twoje
przypadkowe ludzkie odruchy
Oni cierpieli podczas twojej nieobecności
i śnili u twego boku
A ty stary samolub znikałeś w samotności
by móc widzieć siebie przechodzącego
między koszmarnymi marami w prosektoriach
by patrzeć jak na kamieniach budzą się martwe
ciała przecież dla ciebie
Odrzucałeś ich wierność i częstowałeś ich nadrealnym strachem
niewypełnionym aktem płciowym
Twoje warunki upadku wyludniały zgniłe miasta
emigranci wisieli tuż nad ziemią
nie mogąc jej dosięgnąć swym ciężarem
Miłość wszystkich kobiet i podziw
wszystkich mężczyzn nie doprowadził;
do twojego ukrzyżowania a wręcz przeciwnie
choć torturował bezbronne dzieci
niezsłużył się twej ideologii odkupienia
Stoisz nad grobami zaufania
wciąż nie chcąc stać się samodzielny
otwarty na piekło i niebo
dopuszczający nowe zbrodnie
>>>
 OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Bądź cieniem strażnicy*
Bądź cieniem strażnicy, w którym
zatrzymam się pośród złotych kręgów
nie zmieniaj mego życia, ale daj mi siłę
w kontakcie z tobą
na szczycie wrażliwości
bym wytrwał w proroczej śmieszności
Zsyłaj w moje sny anioły białe
gdy dostrzegać je będę mógł
w ciemnościach zapisanych kart
w szeptach wszystkich rzeczy wielkich
tajemniczych złowrogich
tak teraz modlę się do ciebie moja
drgająca ciszo
chcę tylko urągać szaleńcom piramid
oprowadzać plemiona po spiralnych krzywiznach
pędzić pomiędzy tym, co było a tym, co jest
Blask najdalszych przeszłości mógłby wówczas
odkrywać mnie zawsze pełnego młodości
wiem jak lubisz patrzeć na moje prośby
gdy tak leżę w nocy po rozchwianiu
kolejnego własnego wolnego dnia
nie wiem, lecz przypuszczam, że tak jak
ten okaleczony romantycznym zwiastowaniem naród
ty też możesz ulegać inspiracjom fluidalnym
drgać w stworzeniu świata
Przybliżasz się do mnie przez wulkaniczne gejzery
i poruszające się jeszcze otchłanie puszcz
sprzed tysięcy lat
Patrzysz jak mówię do ciebie leżąc nagi
na tapczanie obok grającego radia
modlący się dziwacznie ciągłym tikiem nerwowym
więc daj mi poznać inne Boże dzieci
idące przed siebie
idące przede mną
Niech moich przyjaciół rozpacze miłosne
dotkną serc wszystkich
niech ratunek naiwny, który im niosę
pozwoli poznać, że nie ma prawdziwych wrogów
chcę widzieć to z samolotów przenoszących
mnie we wszystkie miejsca na Ziemi
chcę widzieć to patrząc na największy tłum
i na ciebie samego największego samotnika
chcę mieć wiarę umierającego tylko z przeświadczenia
dzikusa na Borneo
Niech pod twe skrzydła zabierze mnie jasnowłosy
chłopiec czteroletni, który kocha moje poszukiwanie
a najpiękniejsza i najinteligentniejsza dziewczyna
pozostanie w zagubieniu pośród błękitnych
jezior schizofrenii wiosny
i zakocha się w tym poszukiwaniu mrocznym
Daj więcej światłości na białe pióra skrzydeł
moich aniołów snu
Proszę o to byś nadał pierwszy ruch
w który już on zanurzy wszystkich ludzi
których zobaczę lub o których pomyślę
z którymi będę unosił się w takie noce
w cieniu strażnicy
wprost do ciebie
pośród złotych kręgów
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Jej ginąca siła *
Prześliczna złotowłosa dziewczyna
siedzi tutaj obok mnie w moim pokoju
tylko ze mnie bierze uśmiechy miłości
porzucając dla nich wszystko co obce
wypełnia się mną powoli
staje się sobą pośród zmian
przypadkiem dostrzega ogromną pełnię jaźni
dotykamy się słowami radości
zbliżając się do niej jednocześnie
w dumnym obrazie conocnego księżyca
a potem gonimy przez wsie i miasteczka
o historycznych nazwach porannych
a jej uroda staje się częścią krajobrazu
jawiącego się z głębi radosnego wschodu słońca
Ze swoich nisko pewnie brzmiących słów
po raz pierwszy zachwyca się oczarowaniem moim
Patrzę na jej jasną twarz a ona
wylękniona przysuwa się do mnie
z krawędzi własnej smutnej przeszłości
Już prawie wie kim jest
już zapomina kim była dotąd
karmię ją szczęściem poezji i muzyki
to budzi w niej zaufanie do moich
delikatnych dotyków
już prawie chce być okruchem natury
gdy wielkie kamienie zdejmuję z jej nieba
mechanizmy wychowania szerokiego świata
przestawia na intymną bliskość każdego uśmiechu
nie całuję delikatnie jej warg
powstrzymuję się z tym do chwili
aż z kolorowych reklam oglądanych z okien
nowojorskiego hotelu przybiega do mnie
w polskim ludowym przebraniu
ułuda senna w cieniu tego pokoju
tworzy naszą wspólnotę i jej subtelność
w każdym zmieniającym się momencie
Wciąż bawię ją słowami
tak rozpinam parasol miłości
nad moją wzrastającą słabością
i nad jej ginącą siłą
>>>
DSCN1604a
* Kamienie na dom cywilizacji *
Mamy kamienie na dom naszej cywilizacji
kłócimy się o kształt budowli
cierpienie ignorujemy mówiąc, że to jest trud twórczy
nieistotna spoina
już po chwili zaludniamy przestrzeń od wejścia
w domu bez dachu i ścian
tych wszystkich pasożytów żyjących wiarą i miłością
z nudów pozostawiamy pośród nas
z politowaniem patrzymy na poetów
czasem chcemy przegonić ich stąd gdyż
kalają nam dywan utkany pod nasze nogi
przez pająki władzy
kamienny nasz dom jednak nie chce
wypluć ich z siebie
i zostają pod schodami uciążliwi sublokatorzy
snują się potem po kątach z tym obłędem w oczach
i zżerają naszą pewność i światowe wykształcenie
Musimy czuwać gdyż rzucają się na nas
z tymi przenikliwymi spojrzeniami 
i gwałcą ludzką samodzielność
rozpraszają światło w jakieś kolorowe
widma i błądzimy wskutek tego
pośród starych dróg nie mogąc
połapać się w tej jaskrawej czerwieni zieleni fiolecie
zamiast słońc nad sobą mając witraże
Wszystko gra połyskami na załomach kamiennych bloków
niczego nie można od razu odnaleźć i naprawdę dostrzec
Przez nich ciągle gapimy się pod nogi i przed siebie
biegając i szukając szukając czegoś wciąż
w ruinach budowli, którą nazwyamy cywilizacją
>>>
??????????
* Codzienne walki *
Codziennie rozpoczynamy walkę
już od rana torujemy sobie drogę
od łóżka do drzwi
sprawiedliwym przeświadczeniem
rzucamy pod stopy słowa zaklęcia
i stawiamy nogi na nie
Przeświadczeni o czasie i przestrzeni
a w barze na śniadaniu – o istnieniu
Po drodze w naszej zanarchizowanej psychice
giną przyjaciele nasi
w naszej głupawej nieśmiałości umierają
tragicznie prywatne nasze ciała
by myśli mogły wciąż płynąć przez ocean
czy lecieć w powietrzu na spotkanie przyszłości
pośród martwych konstrukcji
Rzucamy uroki i dalej przemy resztkami szkieletu
depcząc coś wciąż
Mówimy – wszystko można naprawić –
do anioła stróża palącego papierosa
za naszymi plecami
sekundnik obsesyjnie pochłania wyobraźnię
datownik zatrzymuje natchnienia
walce, którą planuje ciało
tak łatwo zmienić nazwę na pokojowe współistnienie
w połowie pierwszej kwadry
Będąc ostatnią małżą na dnie oceanu
oczyszczeni w potyczce możemy
skupić się na obserwowaniu rzeczywistości
przez szparę w skorupie
przez tysiącmetrowy słup słonej wody
Jedynie obumieranie podnosi nas
do poziomu rzucanych obelg
do linii sprawiedliwych przeświadczeń
I tak powracamy w początek zaklęcia
które pojawia się w pobliżu
jak zwykle samo
przywiązane do naszej codzienności
do początków wszelkich walk porannych
Refleksja tworzy się w niebie
nad oceanem jak chmurki-duchy
uśmierconych kochanek
znikając z oczu w nocy pokojowego współistnienia
bosych stóp i wielkich słów
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Na mojej piersi *
Na moją pierś opada ogromny blok skalny
wielki kamień wypełniony obcą przestrzenią 
który sprawia, że gdy moje ręce drętwieją z wysiłku
próbując go zatrzymać, podnieść
to opadające wciąż nisko zduszone wnętrze
łka gdzieś pod spodem
zapadając się pod ciężarem
gorące fale zdeprawowanej przeszłości
coraz to zamykają się nade mną
a cieniutka niteczka czystego prawdziwego bólu
splecionego z egzaltacyjną rozkoszą wizji
przebiega od stóp do piersi
zatrzymując się we wnętrznościach
parząc niebiańsko nie do zniesienia
Dziki pies w pobliżu nieziemsko wyje
jakby zwiastował nadchodzącą śmierć
w ten nastrój włącza się systematyczny pomruk
zniecierpliwionych poczciwie pracujących sąsiadów
nawołujących się nawzajem i zmieszany
z szyderczym śmiechem najlepszych przyjaciół
gdy moje dary słabsze od moich przekonań
pełzają już prawie ze wstydu
Cena przegrywanej odmienności jawi się w torturze
ciężar nocy i sumienia wgniata się w przeszłość
tę nawet sprzed ułamka sekundy
i nie wiem czy dźwigam na sobie życie świata
czy własną śmierć
Gdy ogromny ciężar zbliża się coraz bardziej
prawie już dotykając samego środka jaźni
samobójstwo, które chce karać życie za odmienność
przynosi głosy z rozerwanej osobowości z samotności podmiotu
Spod kamienia uzasadnia dla moich rąk
że nie jestem śmieciem w takiej postaci społecznej
ale rdzeniem przenoszącym istotę człowieczeństwa
że jestem prawdziwą niezniszczalną opoką
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Popatrz na swoje dłonie  są takie czyste
delikatne jasne nieskalane
nie dotknięte nie zniszczone
żadną pracą dla dyktatora
łapówką zaciśniętą pięścią ciosem
podawaniem cegieł na więzienne mury
łatwym poklaskiem dla forsy
Za to czarne od lęku są twoje myśli
popatrz na perwersyjne pragnienie
na proroczą tępotę
na głupiejące ideały nierealizowane
na fałszywą niekontrolowaną namiętność
Tak nie unikniesz grzechu
to echo rozbrzmiewa w tobie od tysięcy lat
grzechu grzechem grzech
powtarza nawet echo społeczeństwa
z górskich łańcuchów nieszczęścia i głupoty
Nie ma wolności – jest niewinność i grzech
wolna wola – to tylko pot i łzy
wolność to dar
nieskalanie to łaska
 >>>
 ??????????
Odszedł mój przewodnik
nie ma już jego obecności
nie jestem pewien czy wystarczą mi
jego nauki
Piszę list do dziewczyny
– Kochanie, nie jesteś mi już potrzebna,
moje serce płacze a ty nie masz
z tym nic wspólnego
Nie zniosę dłużej wielkości świata bez duszy
Ty się uśmiechasz, mówisz –
jaki ty jesteś dziwny, zwariowany
przecież jestem przy tobie
jestem twym sercem
po co ci przewodnik i cel
W powietrzu płynie do mnie
jego śmierć  i twoje życie
nie chcę wybierać nędzy i rozpaczy
nie mogę żyć z tobą cierpiąc
Odeszła miłość odszedł pokój
została walka z tobą
Piszę ostatni list, idea mnie zabija
głosy zza grobu nie utrzymają mnie przy życiu
daj taki dowód daj taką szansę
daj takie samo życie
bo umieram razem z nim
moje życie było w nim
nie jestem z tej ziemi
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Dom dla rozbitków *
Otworzyłem swój dom dla rozbitków
przychodzą i wypłakują swoje żale
w mych ramionach samotności
daję im lekarstwo spokoju i zapomnienia
pełen dziękczynienia sam staję się bezdomny
po każdej wylewnej spowiedzi
w moim domu coraz mniej miejsca
coraz ciaśniej w tej Troi
ale co ze mnie za Eneasz
>>>
???????????????????????????????
* Maska *
Gdy moja materialna twarz
wyciosana w kamieniu przed tysiącem lat
tonie opadając na dno snu
moim przyjaciołom objawiają się na niej
półcienie i blaski
tak przebiegają po niej wydobyte z wnętrza
moje sprawy pragnienia sytuacje
i słowa przeprosin
Ta maska utwierdza ich w miłości
dreszcze i westchnienia przebijają
się z prawdziwych kształtów w świat pozorów
Maska wtedy staje się obiektem podziwu
występując przed tłumem znajomych ludzi
Przebiegając po starożytnym kamieniu
wzbudzają niepokój i zdziwienie
promienie słoneczne z grobu naszych ojców
wprawiają w ruch świat
pogrążają moją materialną twarz
podświetlają moją coraz wspanialszą maskę
>>>
??????????????????????
Siedzimy dobraną paczką
przy zielonym stoliku
młody meliniarz podkrakowski kibol
alfons na dorobku stary lubieżnik
małomiasteczkowy hazardzista
wielkomiejski nożownik
i ja początkujący poeta
sporo nas tuw tym barze na groblach
Znęcamy się nad sobą milcząc
ranimy lipcowy wieczór
swoją obecnością
Gdy nagle pojawia się w drzwiach
zgrabne ciało naszej przełożonej
starzejącej się samotnej wyzwolonej kobiety
Ośmioro oczu skierowuje się
jak lufy karabinów na przybysza
osiem spojrzeń niezależnych spływa
po piersiach i biodrach
Tej upalnej nocy spaliśmy z nią po kolei
ja byłem ostatni
szepnęła mi do ucha jakby już umierając
– ty głupcze przyszłam tu tylko dla ciebie
czekałam tylko na ciebie tej lipcowej nocy
pytania zapłonęły od wstydu
spoceni zgwałceni oboje
(cóż jeszcze mogliśmy zrobić)
starzeliśmy się w uścisku do samego świtu
oddzieleni od ludzi na zawsze
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Głos z nieba z chmury gorącego płaczu
nad snem wewnątrz pamięci:
przygotujcie się na krótkie życie
wodzowie wymarłych narodów
                – pełni wielkich ambicji
Człowiek, który potrafi zabijać siebie samego
kosztuje drogo swoich słabych wrogów
ty jeden jesteś darmowy, chociaż giniesz
              – będący dla siebie przyzwyczajeniem
Mieszkasz na moim Olimpie
podcinasz sobie żyły
wtedy widać, że zachodzi słońce
i krwawisz, bo zachodzi słońce
opowiadasz niebiańskie dowcipy
i sam śmiejesz się pierwszy
            – głos z nieba usłyszą o brzasku
Odkrywam prawidła gry, którą przyniosłaś
mając pierwszy kontakt ze światłem
moja piękna słodkousta kochanko
ze skał czarnych z nieoświetlonych wież
rzucasz mi  się w ramiona omdlewające
Wyruszę już dzisiaj by nie umrzeć
zataczając się wyjdę z miasta przez żelazny most
płaczący kochający wciąż ciebie
              – zrozumiecie śmierć i miłość
Porzucam wewnętrzne mieszkania
by wymknąć się w ryzykownej ucieczce
dla pojęcia szerokiej przestrzeni
rozbity o skałę błękitną marzenia
              – kusząc świecą zapomniani
Lecz czasem zadrga ta struna szara
lecz czasem szeroko otwieram oczy
gdy uśmiechasz się gdzieś na krańcach swego pożądania
w politycznym skłębionym powietrzu
              – walczą śmiesznym tasakiem do mięsa
Zamurowując sny w płonącej drukarni
tłukąc w końce palców tłuczkiem z kuchennej szuflady
przytulam cię skłodkousta
o chmuro, chmuro płaczu
wiatr zapomniał o twoim cieple
lecz dotknięta przez niego wielkim bożym palcem
rodzisz samotna nad światem
naszą przyszłość bez narodu bez wolności
             – podarują mi sąsiedzi synowie królów
               tą rzecz, którą płodzi zazdrość
Tak chciałbym zrozumieć swoje działanie
tak pragnąłbym popatrzeć na siebie przez ciebie
by kochać po cichu choć część swoich myśli
za ich śmiałość wobec ciebie
Z obu szczytów spoglądamy na siebie
na moją górę wspinają się nagie okaleczone kobiety
są ich setki – niech beda tysiace tysiące
u stóp twojej przyklęknę na jednym kolanie
i choćbyś stworzyła pieśń zapomnienia zmartwychwstanę
i wyruszę do ciebie po płaskich kamieniach
do twoic boskich stóp
            – szary stukot butów żołnierzy
               wychodzących pojedynczo ze swoich kryjówek
To nie prawda ze przyszedł do mnie tylko
szalony człowiek mianujący się wodzem narodu
obłęd go nie usprawiedliwia
a nam niczego nie wyjaśnia
choć z Biblią w ręce głaszcze twarze
wyszczerbioną brzytwą
Ja z prawem w ręce słucham głosu z nieba
z chmury gorącego płaczu
brodzę po płytkiej zatoce
bez ambicji
trzymając skłodkoustą za rękę
>>> 
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Uczyniłeś zadość swoim sprawom
a z wysokich gór głos rozbrzmiewa
nawet stojąc na szczycie obok spalonego domu
słuchasz na przekór słuchasz niepocieszony
i za chwilę z tego samego miejsca
sam wydajesz okrzyk
            Chciałbym osądzić was w gniewie
            przyzywający pomocy           
            ale nie odnalazłem słów na dzisiaj
            duszony przez chwilę zerwanym transparentem
Dałeś znak złoty pierścień
i długo czekałeś w noc
na powrót zmarłego posłańca
on wolność zaprzedał twoją
nad ranem wychodząc z koszmaru
o świcie budząc niechciane dźwięki
martwej pobudki
            Mój biały koń w poświacie blednącego księżyca
            spokojnie pasie się na wzgórzu
            nieopodal w zielonej trawie zanurzony
            daremnie oczekuję ciężkich kropel rosy
            patrząc nasłuchując głosu z gór
>>>
DSCN1683a
* Przekaż gniew *
Zakład stoi o beczkę piwa
pomiędzy życiem i śmiercią
o zwycięzcę obydwu wrogów
z nadzieją trzeźwy przedstawiciel
                        swojego koloru
            Jeżeli odwróciłeś o Panie czas
            niech spada na nasze głowy
            popiół milionów chwil
            przysypani na dnie
            nie zaciśniemy pięści
            nie mogąc dosięgnąć siebie
Niech brzmią gitary struny
zbudzone z nich błyszczą cienie
stojąc na przeciw siebie
rzucimy się pijani w ramiona
wydając ostatnie tchnienie
            Dla konkretnej sprawy
            poświęciłeś te chwile z piekła
            lecz on wezwie ciebie na egzamin
            z pełnego niezrozumienia
            i może wtedy unosząc się
            na wodach oceanu
            między kontynentami
            przemówisz językiem przeznaczonym
            dla miłości
Och, matko, wykarm milionowy naród
chłodnymi łzami
przekaż im gniew niech
nie zdradzą swej zbrodni
dla pokoju
>>>
 ???????????????????????????????
Każdy ma własną doskonałość
choćby nie chciał jej uznać
Każdy ma swój styl
nawet ci żywi Presleye po operacjach plastycznych
Gdy mówisz chcę mieć głos tego
talent tamtego wygląd owego
możesz posiąść tylko ich nocne zmory
lecz nie wtargniesz nigdy na prawdę w ich noc
Masz ochotę być kimś innym
nawet jeśli pozbawisz się życia jak oni
twoja śmierć też będzie inna
Iskra przeskakuje jednak z innych nadziei
z innych dążeń
z prób z pracy z innego osiągniętego dobra
zniewolona tym twoim „chcę taki być”
na teatralny twój amok uwielbienia, oddalenia
i naśladownictwa
Może tylko wtedy
każdy płomień wzmocniony stanie się taki sam
może wtedy odetchniesz z ulgą
„jestem sobą i jestem z nim”
Żyjesz już inny zakochany w doskonałości
nadal męczą cię jego zmory
twoja jest noc
Tak, nie spodziejesz się gdy w twój płomień
też zapatrzy się ktoś
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Wspaniały barokowy kościół
o przepysznej architekturze wnętrza
zgromadził na wieczornej Mszy św.
dziesięciu starczych wiernych
Byłem tam wtedy ukryty za filarem
oślepiony błyszczącym pięknym wystrojem
gdy wszyscy wyszli zgasły wszystkie światła
i znikły kolorowe freski
gdy sczerniały witraże zobaczyłem
że w jego wnętrzu naprawdę nie ma nic
oprócz tabernakulum
Zamknąłem oczy widziałem tłumy
wspaniale wystrojonych dam
dojrzałych mężczyzn w najelegantszych frakach
na wystawnych przyjęciach
w wykwintnych pozach
tłumy szpanerskiej młodzieży wychowanej
w walce na pozory zbierającej się w klubach bohemy
Ktoś dotknął mego ramienia
zlękniony, wyrwany z zadumy zobaczyłem obok siebie
ciemną postać Chrystusa
w połatanych przetartych dżinsach
w wojskowym za dużym płaszczu wyłonił się z mroku
wziął mnie za rękę i wyprowadził ze świątyni
przez targowisko próżności
poprowadził mnie w milczeniu nad brzeg rzeki
poszliśmy razem w dłoni dłoń stąpając po smutnych ulicach
przeprawiliśmy się łodzią do starej zrujnowanej cerkwi łemkowskiej
stojącej za miastem na drugim brzegu
osławionej wśród ludzi tajemniczą pustką
bezwartościowej ruiny
Chrystus powiedział wtedy – zapraszam cię do siebie
to moje królestwo
to mój prawdziwy dom
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Wystarczy pochylić nisko głowę
spojrzeć w zakochane oczy
jakby w żelazny krzyż uderzył grom
a fala w stromy brzeg
Krok za krokiem czując na sobie
słodki ciężar
grając swoją rolę na krawędzi
kamiennej tęczy
zawieszonej pod pułapem z chmur
Imię odwróciło się w krzywym lustrze
tylko ciepły ognik przypodobać się chciał
miotając iskry bez niepokoju
nie mogąc zapalić drew
            Ty która przychodzisz gdy na
            błękitnym rydwanie unoszę swoje ciało
            łagodnie pochylasz głowę
            złote włosy spadają na twoje policzki
            i znów jak wczoraj tuż nad ziemią przystaję
            by ciebie dotykać
Plusk łodzi unoszonej na srebrnej wodzie
wewnątrz zwierciadła ukrytej
w długiej powłóczystej szacie
snujesz się po tym księżycowym świecie
odwracasz nagle wzrok
myśląc zdradziecko o czubkach własnych butów
Ty pierwsza podnosisz się ze swego miejsca
by towarzyszyć mi w sobotni wieczór
w kręgu cieni nad Styksem
chcesz ze mna pożeglować
sprawiasz że spotykam cie martwą na bezludnej plaży
Wystarczy nisko pochylić głowę
dotknąć wargami tych ust
jakby żelazny dzwon uderzył na trwogę
jakby wzebrała powódź
Och, szlachetny panie siewco zatrutych strzał
gorycz jest w samym wnętrzu zranienia
i blask świec w oczach szeroko otwartych
każesz mi oddalić się z tego świętego miejsca
pozwalasz unosić pełne kieszenie wstydu
i potykać się co krok na równej drodze
mrucząc pod nosem, że wszystko dla jej miłości
Przekonujesz mnie że los siedzi
w krakowskiej rogatywce na złotym tronie
króla jeszcze nieurodzonego z dziewicy
Wystarczy zmrużyć oczy
gdy nagle staniesz na szczycie
podnosząc się po tysięcznym stopniu
gdy krzyż przełamie się spadając z gór
przykryje cały kraj
i na kamiennym brzegu odciśnie swój ślad
w oceanie błękitnym wzburzonym w tą jedyną noc
z horyzontu przyniesie z wiatrem
jakiś pomocny dzień jak lekarstwo
na miłość
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Bełkot  *
Zastanawiam się czy
opiumowo-alkoholowe delirium
też może być poezją
Bo przecież wokół mnie
każdy bełkot oficjeli
brany jest z pełnym zrozumieniem
za coś niezrozumiale ważnego i doniosłego
wręcz za artystyczne przesłanie
Muszę więc znaleźć się na takich pozycjach
gdzie wystarczy mi sama forma
aby was zachwycić
Gdy powiem: ‚zamknijcie się, nienawidzę was”
wtedy wy zaczniecie się zastanawiać
poprzez swoje najtęższe głowy
cóż to chciałem istotnego powiedzieć
i odkryjecie wielką głębię tych słów
jakżesz śmiałych i awangardowych
Złożycie mi hołd milczącego szacunku
jako odkrywcy materialistycznego delirium
>>> 
??????????
* Jesteś taki słaby *
Jesteś tak słaby że nie możesz unieść swoich myśli
porzucasz je na drogach ulicach
nie dbając o nic
Pozwalasz mi żebym poniewierał tobą
i ukazywał twoje życie coraz bardziej beznadziejnym
Jako bohater mistycznych poematów
jako bezwolne dziecko bezwolnego ojca
omdlewasz gdy wkładam na ciebie ciężar
zapachu ziarenka piasku
Starałem się wpłynąć na twoje zmiany
wspierałem cię ramieniem
tolerowałem twoje wariackie pląsy
razem z iskierkami po laserowym promieniu
mojego kontaktu z zaświatem
pocieszałem cię wiecznie podsuwając ci
twoje ulubione wyobrażenia
stawiałem cię w centrum moich wierszy
Ty zgrywając się na anioła sfrustrowanego
czy może przez chwilę nie chcąc być kimś lepszym
milkłeś w połowie moich wieczorów autorskich
narażając mnie na śmieszność
Jesteś taki słaby
wciąż znajduję cię zapitego w podrzędnym barze
gdy na serwetkach zapisujesz jakieś wizje
potem palisz je w popielniczce
i cieszysz się jak dziecko
Niosę cię na ramionach i wciąż cię kocham
ja zbrodniarz kocham swoją ofiarę
>>>
DSCN0555ad
* Trzy gdańskie krzyże  *
Popatrzyłem na trzy gdańskie krzyże
i tam znalazłem właściwe słowa pieśni
wczułem się w staropolski rytm
Do wczoraj stałem u bram fabryk,
wydawnictw prasowych i literackich,
we drzwiach kościołów i uniwersytetów,
w konferencyjnych salach organów władzy,
na stadionach i w biurach matrymonialnych,
w kaplicach cmentarnych, w sądach na procesach poszlakowych
Stałem trzymając demonstracyjnie swoje ręce
na wysokości twarzy w pełnym pogotowiu
Były takie czyste bo zebrała się na nich
biel całej reszty krajowej słuszności
jeszcze wczoraj stałem tam wielki czysty
beznamiętny przywódca nieujarzmionych
Rytm targnął moim ciałem znienacka
na moje dłonie upadła pierwsza kropla krwi
znacząc wilgotne pasemko na ich świetlistej
dziewiczej powierzchni
Najwięksi buntownicy zmieniają podły świat
lecz nią mają tyle słuszności co Chrystus
na moich dłoniach pojawiła się krew mojego brata
i opadły upokorzone zhańbione ze źródła nienawiści
Nabrałem więc pełną garść brudu
przyjąłem część zbierającego gniewu
zepchnięty do rynsztoka stałem się
małym uwięzionym cieniem
Jak Chrystus oddałem się na usługi miłości
przyjąłem w siebie staropolski rytm
opuściłem ręce, wyprostowałem palce
>>>
???????????????????????????????
* Zły kraj *
Powróciłem przed chwilą ze złego kraju
o który walczyłem sam
ich pomieszane myśli były mi na rękę
lecz nie mogę stłumić rozżalonego serca
Anioł Stróż rzekł mi – radź sobie sam
– więc nigdy nie próbowałem siebie zmienić
Gdy przeklinany i wielbiony uciekałem
przez dzikie pustynie wymarłych miast
ona stanęła tuż obok i wsunęła
w moją swoją ciepłą dłoń
i jej cień połączył się z moim na zawsze
Abym stracić mógł siebie za marny grosz
wywalczyłem niebezpieczne granice marzeń
i ty nie przekonuj mnie że zło jest w nich przypadkowe
mój ojciec nie odróżnia odcieni nienawiści i miłości
ciągle przekonywany przez aniołów w czerwonych zbrojach
do walki z marzeniami
Powróciłem z samego dołu
by spojrzeć na to zdjęcie prasowe oprawione w złote ramy
przed tym strzępem codziennej gazety
klęczy co wieczór czterech moich synów
lecz jej nie udało mi się jeszcze do tego namówić
ona nie chce uwierzyć
że anioł i diabeł padli już sobie w ramiona
droga w lewo i w prawo
skrzyżowanie obcych ludzi
jakiś młody musi zapłacić surowy mandat
za to że nie przewidział że to wszystko to ruch okrężny
Mój spowiednik wysłuchał mnie do końca
zatrzasnął z wściekłością drzwi konfesjonału
gdy łzy spływały powoli po moim policzku
wysunąłem się nareszcie z tego cienia
łamiąc ostatnie zakazy łamiąc serca
rozrywając tą zastaną jednosc dobra i zła
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Niech powieje epokowy wiatr  *
Niech te stalowe drzwi zatrzasną się z łoskotem
niech powieje ten epokowy wiatr
niech grzmot letniej burzy
zagłuszy pukanie do twych drzwi
Oni wyciągnęli dłonie na powitanie
i powiedzieli jesteś jednym z nas
chodź z nami ona tam jest
skończ z tymi wszystkimi szarościami
by nie zabiła cię cisza twojego uspokojenia
nadzieję na spokój pozostaw na lepsze czasy
Poszukałem w tej ciszy znanego głosu
i odkrzyknąłem na zawołanie
– jeszcze jedna szansa dla niej
Czekam tu nocą przed zamkniętym oknem
stoję znudzony obok wielkiego wodza
i moje rycerskie sprawy zakułem
w zbroję ołowianych żołnierzyków
w kolejnym przekleństwie swoich bliskich
dałem im taką satysfakcję
I rozminąłem się z nią na drodze
w tą samą noc powróciłem nie mając
nic do skończenia
by już od jutra wziąć się na serio
do bajkowego życia
Ruszyłem śmiało przed siebie
jakby nie dostrzegając że nie jestem już sam
w tym krzykliwym złudnym pochodzie
wszystkie kolory z łąk i wzgórz
uniosły się wysoko wysoko
ponad głowy maszerujących
jak wolność
>>>
 ??????????
* Przybrała kształt kobiety *
Urodziła się w dzikim spojrzeniu
nabrała kształtów kobiety
zaprosiła mnie do siebie
zamknęła za sobą drzwi
przemówiła kroplą goryczy w winie
otoczyła mnie swoim niecnym życiem
i kazała zostać nagim mężczyzną
Powtarzała wciąż że ma na imię
Czarna Noc
i że kocha słoneczne promienie
ale istnieje dla ciemności
i – daję ci szansę, daję ci szansę
Oliwą namaściła swe ciało kobiety
targnęła się jako prywatna właścicielka
istnienia ludzkiego na rytm mojego serca
niszcząc go
Sama zabiła się w jednej chwili
ciszą na rozkaz przeznaczenia
Pozostałem sam za tymi drzwiami
myśląc o jej ostatnim mieszkaniu
wewnątrz na zawsze
z raną krwawą
z rokiem czasu na jej akceptację
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Szukasz jednego dnia  *
Szukasz życia w zimnej stali
szukasz go w chłodzie nocy
karmisz się widokiem kwitnących sadów
sycisz się patrząc na ukochaną ukradkiem
świętym na złotych obrazach
hardo patrzysz w oczy
układając wulgarne modlitwy
pragniesz zmienić świat
walcząc z własnym sumieniem
szukasz jednego dnia
by odnaleźć ten prawdziwy chłód
zawstydzony usprawiedliwiasz pierwszą
lepszą anarchię i zmuszasz poczciwych ludzi
do układania wierszy
które wykrzykują na wiatr
przeciw sobie
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Czekając na ciebie wymyśliłem sobie
ulubiony nastrój ratunku –
ostatnie krople spadają i spływają po szybie
zapada wieczór gdy stajemy przy oknie
przytuleni do siebie
wyglądamy na ulicę patrzymy na jej mokry
pełen refleksów asfalt odbijający
kolorowe neony miasta
mówię do ciebie w ciemności –
te krople to moje myśli które spadają
na moje serce jak na rozgrzaną blachę
z sykiem zmieniają się w smużki pary
Moje obawy i urojenia przychodzą z twojej przeszłości
i to ona tak walczą z ogniem
ledwo co chronią mnie przed opętaniem
Moja gorąca jaźń wzmacniana jest twoją obecną tu
samotnością
w chłodnych kroplach zaznacza się twoja obecność
z twojego ramienia do mojego przenika milość
Stoimy tak w ciemności
dwoje samotnych ludzi gotowych do walki
ze sobą
na razie jeszcze w miłosnym uścisku
Deszcz co zakończył się nad miastem
zaczął się w nas
teraz i ty też czujesz go w sobie
gdy słuchasz mojego głosu
Przed obliczem nadchodzącej przyszłości
w imię zabliźniającej się naszej nocy
stygniemy rozczulamy się od refleksji
mówię do ciebie w ciemności już drugą godzinę
– czy potrafisz uchwycić moment w którym
krople deszczu dotykają serca zanim znikną zmienione
spójrz – wtedy powstaje moje „ja” bo już w następnym
ułamku sekundy istnieje tylko „ty”
samotne „ja” i samotne „ty” ma tą samą treść
ale nie mamy wpływu na ciągłe ich przemiany
w coraz to inne formy intymności
oddalające się stale od siebie
 >>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
               * Pojedyncze słowa *
                    Wyruszyłem w górę
                    stąpając po schodach swego dzieciństwa
                    wznosząc się z kotlin przez pasma wzgórz
                    aż po strome ściany gór
                    po drodze rozglądałem się spragniony wokół
                    ciekawy co zostało z mojej dziecięcej wyobraźni
                    przecież pojedyncze słowa odkrywałem dawniej w trawie
                    jako małe pachnące, kolorowe kwiatki
                    zrywałem je przypadkowo na skarpach wąwozów
                    na wilgotnych łąkach, po których ostrożnie stąpałem
                    czasem splątane i wijące się po ziemi
                    czasem dumnie sterczące swym zielskiem pod dzikimi czereśniami
                    potem niosłem chłopięce bukiety przez polne ścieżki
                    a barwne muchy i pszczoły siadały na nich
                    biegłem za słowami wznosząc się i opadając
                    w niespodziewane wądoły
                    jako smutny pięcioletni chłopiec znajdowałem
                    słowa rozpaczy i słowa ekstazy
                    codziennie musiałem patrzeć tuż po wschodzie słońca
                    na dziadka dom i drogę
                    z daleka i wysoka, z morza i z gór
                    a potem zbliżać się do nich ze słońcem i bukietami
                    Wstąpiłem na płaskowyż refleksji doroslych
                    tu znalazłem teczkę z posegregowanymi słowami,
                    które rozłożyłem u stóp góry
                    dziś już nie mogę jak kiedyś wskrzesić dawnych
                    kolorów i dźwięków
                    mimo, iż przypisuję im czerwień cierpienia lub
                    barw państwowych
                    mimo, iż otulam je sinawymi mgłami i napełniam
                    zapachem dziewczęcych włosów
                    mimo, iż tworzę dla nich niebieskie tło
                    i nakładam na nie wstrząsającą czerń i starczą biel
                    widzę je nadal puste i nagie
                    przez ich przeźroczystość przenika w końcu lęk
                    potwornych grani pałacu kultury i nauki
                    na ktorych siedzą maszkarony socjalizmu
>>>
???????????????????????????????
* Inspiracja *
Ustalam na dzień wcześniej
w jaki sposób będę całował twoje dłonie
Cały wieczór głowię się w jakim stylu
wyrazić mam uczucia tak dobrze ci znane
Byliśmy tak długo razem
i w przyszłości będziemy blisko
zjednoczeni wciąż myślami
spleceni nad dachami miasta
zachowujemy się będąc osobno tak
jakby jutro wszystko już miało się skończyć
Gdy spaceruję po pokoju stąpam bardziej niepewnie
niż pierwszy lepszy szaleniec
co jeszcze nie dowodzi żadnej nadzwyczajnej wrażliwości
Gdy rozmawiam z twoim cieniem
głos mi się łamie
i to też jeszcze nie dowodzi jakichś prawdziwych
życiowych przeżyć
Wszystko przychodzi z jakiegoś „tam z tobą”
niezgrabne niezdarne niedojrzałe dziecięce
Jakże ciężka jest nasza miłość
znając wszystko na pamięć szukam
na dzień przed spotkaniem z tobą
jakiejś inspiracji dla słów i gestów
by nie były te same i banalne
ty dobrze wiesz co i tak się stanie
ja ustalam już teraz schemat dla improwizacji
by móc tworzyć piekno wewnątrz miłości
tonącej w sercach od doskonałości
pod ciężarem absolutnych pojęć
chcę ją uratować zatrzymać na powierzchni
>>>
 Obraz (40)aa
Dziś głos Dzwonu Zygmunta krystalizuje się z kropel krwi
właśnie oznajmił Dzień Zwycięstwa rozumu
ale jak długo jeszcze będzie bił na trwogę
Ministranci w białych komeżkach i wszyscy
młodzi prowokatorzy w barwach narodowych
czyż mają tak samo czyste sumienia
by stanąć w jednym szeregu
Prześmiewcy klękają przed ołtarzami w Katedrze Wawelskiej
tak samo jak z niekłamaną powagą w Muzeum Lenina
A ci wykpieni chylą głowy przed dolą pijanej żebraczki
ci wyklęci nie mogą mówić, kochać i umierać
Czyja sprawiedliwość nosi prawdziwą nazwę
gdy znowu przychodzą Idy Marcowe w zdezorientowanym
soc-nacjonalistycznym powietrzu
zbrodniami odurzają jak narkotyk u stóp „Adasia”
Idee przez tłum zdeptane w Nowej Hucie cyklopowymi stopami
powstają do życia na nowo słysząc dźwięk Dzwonu
Wiatr wieje w stronę lądu znosi coraz bardziej
na południe pangalaktyczny oddech kraju
który łączy się z dominującym dźwiękiem
by nasycić treścią wyzwolenie morza
Zachłystują się zapachem dni klęczący w kościołach
i wracający przez Planty eszetespowcy
wykorzystujący dla karier bierność wątpiących studentów
Czyje życie przekaże historyczny dźwięk „Zygmunta”
z czyjej krwi wykrystalizuje się naprawdę jego głos
Narodu
>>>
 OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Pozbawione wszystkiego oprócz nienawiści *
Z polskich więzień wychylają się
wygłodzone monstra pozbawione wszystkiego
oprócz nienawiści
Ja dostrzegam ich twórczą odmienność
żyją razem z człowiekiem w agresji samotności
wysterowane zdalnie na odczłowieczenie
w plastykowym tłumie
wyizolowane korzą się
lecz jeszcze wściekle szczerzą kły miłości
Też nie one takie upiorne nieprzystępne
dla egzekutyw plenow i zjazdów
ale konkretny płacz wrażliwego solidarnościowca
plującego krwią po zakończonym dialogu z władzą
zdobywa nagrody na festiwalach filmowych
Martwi ludzie pierwszomajowi nadal stanowią wzór obywatela
dla radzieckich agentów i polskiego Rządu
wygrywający wciąż loterie
niewiary niemiłości beznadziei
dla kalek i schizofreników materializmu
jest miejsce pod mostami 
Urocze staruszki kurialne z ulic Krakowa
włączają się w dyskusję z odurzonymi studentami
by wspólnie jasno postawić problem szaleństwa komunizmu
by wyśmiać na jakimś przystanku tramwajowym
towarzysza Olszowskiego i Jaruzelskiego
zdemaskować Bieruta, Ochaba oi Mczara
by odkupić duszę Wawelu i oczyścić serce Wisły
Na polskich polnych drogach leży gierkowski asfalt
dumny jak każdy prezes geesu i peggeru
przejeżdża po nim wyjątkowo kiepski radziecki ciągnik
a ja myślę o niegdysiejszych tumanach kurzu
zamienionych w tumany władzy
czytam w „Krakowskiej” że Ślisz anarchista
chce bronić jakiejś wieśniaczki wzdrygającej się
na myśl o konieczności oddania Państwu
swego zrujnowanego gospodarstwa prosto
w ręce energicznego dyrektora kołchozu
Gdzieś tam Bałtyk wyrzuca ławice śniętych węgorzy
wprost na moje ręce wyciągnięte do Boga
gdzieś tam pewien morderca komentuje systemowy program
sterowania układem pokarmowym więźniów
dźgając nożem brata w stojącego kolejce po obiad
gdzieś tam tlą się iskry ciepła i narodowej światłości
w wygłodzonych monstrach pozbawionych wszystkiego
oprócz dostępu do nienawiści
są czarnymi charakterami nawet w dobranockach
a ja dostrzegam tych którzy
umieją się jeszcze oczyścić
w każdej polskiej rzece co jest jak chrzecielnica
>>> 
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Zieleń zapatrzenia *
Zdjąłem ze swoich oczu powstający z horyzontu las
pozwoliłem dłoniom by potrzymały jedną chwilę
to podniebne bitewne pole na którym powtykane w ziemię
chwieją się tysiące wojennych oszczepów
Popychany z głębokiej ciemnej zieleni spadałem
w jej wiosenne odcienie
poprzez wąskie strumyki tak dyskretnie ukryte
w bagnistych ostępach przed wrażliwością
dziennikarskiego zapisu
Puste miejsca w oczach zajmował
błękit z oddechów żywych ziemskich stworzeń
blednący szarzejący tak samo jak wypożyczony
na jedną noc księżyc
Metaliczne rozbłyski na skrzydłach ptaków
skradzione zachodzącemu słońcu
podnosiły się pod chmury ponad pola uprawne
zabliźnione dniem i bałwanami kłosów
Wciąż zapatrzenie powstrzymywało żar buchający z oczu
ratując krajobraz przed strasznym spustoszeniem
ale już okruchy wrażeń ścigały w sadzie ptaki
zmieniając je w wojenne okrzyki codziennej gazety
Już spod kontroli wymykał się stalowy chodnik
wijący się w realnym niedojrzałym zbożu
okradając pracę sąsiada w niepielonych burakach
i pracę Pana Boga w zielonych szyszkach olchowych
wiszących nad małą rzeczką w dolinie
Budowałem galerię pośród prowokacyjnych oszczepów
jęzory lodowców studziły tam walczących
na podniebnych rydwanach
Z czerwieni zmieniali się w zieleń tak dostępną dla oczu
zieleń namacalną tej wiosny ogarniającą ciało
między źdźbłami kolumn wysokich
jak szpety modlitw z gontyn i kościolow
tych co zginęli w bitwach życia
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Wrażenia *
Najmniejsze wrażenia spostrzeżenia
tak jak napisy na murach strajkujących fabryk
góry z papierowej masy
depresje zamkniętych w sobie dźwięków i słów
przed Najwyższymi Międzyplanetarnymi Trybunałami
zaciekle bronią nagle objawionych osobowości
Społeczny ruch rzeczy materialnych
wyzwalających się z upokorzenia idei
zatacza kręgi nie do przewidzenia w historii
Wielcy politycy wyłaniają się w środku dżungli
z gitarami w rękach i przemawiają muzyką
w tych miejscach najburzliwszego życia
sprawiają że najmniejsze rośliny w płaczu
domagają się od swej przyczyny szacunku
od swej konieczności posłuszeństwa
a od swego celu zrozumienia
Wszyscy pozwalają od dziś
osądzać się tylko poprzez własne wrażenia i spostrzeżenia
domagają się czasu dla realizacji osobowości
Rzeczy po raz pierwszy wchodząc w układy
ze światem myśli
tylko te żyjące i pozwalające żyć innym
wyzwalają się
na etapie kolejnym małego zwycięstwa
idei
>>> 
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Przy łożu umierającego dyktatora  *
Rozjaśnia się niebo powoli
nie po nocy lecz po burzy
jeszcze w uszach piekielne rżenia szalonych koni
jeszcze okno otwarte na deszcz
ludzie natchnieni grozą masakrowanej opozycji
spokojnie doczytują gazety we własnych schronach
Krawędź czerniejącej chmury łamie się
na jasnym błękicie
socjalistyczne robotnice upodlone pracą
patrzą tak samo jak ja na niebo
ich żyły napięte jak struny chcą
wyzwolić się poprzez skórę 
i odlecieć jak ptaki
Widzę jak w kolejki ustawiają się
uprzywilejowane chmury przesuwając się
z nadzieją na zachód
dla nas dzisiejszych Polaków cierpliwośc to codzienność
po cóż machamy pustymi rękami
wygrażając ognistym błyskawicom
stojąc zwartym szeregiem pod burzy cieniem
wysyłając na pierwszą linię najodważniejszych
po słonecznego wółńóści kęs
Nasze krajobrazy uliczne
po rozpędzonych brutalnie demonstracjach
rozjaśniają się jakby miał nastać nowy dzień
a to tylko kurz i dym opada na wyrwany bruk
Ona w jedwabnej tunice
puka do drzwi domów śpiących robotników
pośród oddalającego się wrzasku wściekłych koni
zwiastunów łamiącej się czerni
jeźdźców apokalipsy
Ona wznosi się w błękicie dotyka świeżych ran
jeszcze nie rozpoznana
lecz już jest tu blisko na moich ustach
na oczach moich marzeń i snów
przy łożu umierającego dyktatora
podnosi sztandar
potrąca kałamarz i rozlewajacy się atrament
niszczy manifest śmierci
>>>
DSCN3205a
Kiedy zamykam oczy jawi mi się otchłań
przez morze czerni w poblaskach czerwieni
przemierzam ją jak kometa z pióropuszem ognia
jakże wyraźnie widzę siebie poruszającego się w górę
pośród antycznej nocy staję się początkiem
starego rzymskiego kamiennego traktu
przy którym w równych odstępach palą się
wielkie smolne pochodnie dające filozoficzną poświatę
W zapadający wieczór na zielonej farmie w Woodstock
rozbłyskują zwykłe symboliczne zapałki
las płomieni na wszechświatowym cmentarzu
zapalają się po kolei jeden po drugim
nagrobkowe znicze
Gdy po chwili zadumy podnoszą się powieki
wybuchają dwa gejzery ognia ze środka otchłani
żar dopada embrionalnych zbrodniarzy
unoszonych przez ludzkie istoty umykające
z egzaltowanego tłumu
żar wydobywa się po to by spalić
historycznie naznaczonych ojców 
bezkarnej wolnej woli
jednocześnie ognikami wskazywać miejsca
oczyszczone siłą wolności
>>>
DSCN1517a
Gdy przyszłaś
Gdy przyszłaś wreszcie zawołałem cię do okna
stanąłem za tobą objąłem cię gorąco
i opowiedziałem ci wszystko co czułem
gdy uparcie dążyłaś w deszczu do mnie
nie patrząc w okno
w którym stałem jak grom
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Uczyniłeś zadość swoim sprawom *
Uczyniłeś zadość swoim sprawom
a z wysokich gór głos rozbrzmiewa
nawet stojąc na szczycie obok spalonego domu
słuchasz na przekór słuchasz nie pocieszony
i za chwilę z tego samego miejsca
sam wydajesz okrzyk bojowy
            Chciałbym osądzić was w gniewie
            ale nie odnalazłem słów na dzisiaj
            duszony przez chwilę zerwanym transparentem
            przyzywający pomocy
Dałeś znak złoty pierścień
i długo czekałeś w noc
na powrót zabitego posłańca
on wolność zaprzedał twoją
nadaremno
nad ranem wychodząc z koszmaru
o świcie budząc niechciane dźwięki
zdradził i zginal
            Biały koń w poświacie
            spokojnie pasie się na wzgórzu
            nieopodal w zielonej trawie zanurzony
            daremnie oczekuję ciężkich kropel
            patrząc nasłuchując
            czy nie nadjeżdżają człogi
>>>
DSCN4675a
 
* Stan wyżywienia narodu *
Na śniadanie
świeży sen
bełkotliwe przeliterowanie
nazw z podświadomości
i kawałek zwietrzałej nadziei
W południe
na pierwsze danie
odgrzane upokorzenie
na drugie danie
rozmiękła drwina
na deser
słodkie brzmienie haseł
i mdłe nagłówki gazet
zamiast kompotu
wredna prowokacja
Konkretna kolacja
wspomnienia kłótnie kolejki
i jeszcze
Wieczór z Dziennikiem
 >>>
???????????????????????????????
Wymknąłem się z bloku do rajskiego ogrodu
wszedłem przez małe szare drzwi w białym murze
jakiś siwy starzec zmieszany wskazał mi drogę
gdy na niego tylko spojrzałem
Rozejrzałem się wkoło
i nagle rozpoczęła się straszliwa walka
w tej burzy martwi upadli u moich stóp
 ci którzy jeszcze nie zdążyli zgrzeszyć
cała wina za to spadła na mnie
Tak jak później gdy całkiem zwyczajnie
pojawiłem się pod koniec zaciętego meczu
zielonych z czerwonymi
i wszystko się pomieszało
gdy popatrzyłem na rozpalonych doskonałością zawodników
gdy wszyscy zamarli w bezruchu
wtedy podszedłem do sędziego i podniosłem
jego rękę w górę
zapłaciłem przy wyjściu za bilet
i rozpłynąłem się w tłumie
z nierozstrzygniętym wynikiem
>>> 
 ??????????
*  Propaganda  *
Samotnie wałęsając się ulicami Krakowa
myślałem o własnej podobiźnie
na propagandowych plakatach
czy potrafiłbym być tak prawdziwy
narażając się na drwinę lub zatrzymywany
przez kłopotliwych wielbicieli
musiałbym omijać uczęszczane ulice
Unikając wzroku małej dziewczynki, która
natrętnie mi się przyglądała
gdy w końcu ukryłem się za rogiem ulicy
spojrzałem na pamiątkowy zegarek
przywiązany do pasa na sznurówce
zrozumiałem, że nie udźwignę roli genseka
Dowiedziałem się przy okazji,
że już teraz mogę nie przetrwać
spojrzałem na swoje czyste dłonie
jak na wyrzut sumienia
rozglądnąłem się dla usprawiedliwienia
za jakimś szpadlem lub młotem
cyrklem lub sierpem
urządziłem się tu gdzie nikt nie wrzuca
pieniędzy do skarbonki na spiżowe pomniki
lecz każdy ogląda propagandowe plakaty
ale muszę wygrzać te kukułcze jaja
Zatrzymałem się w bramie warszawskiego domu
gdy stanąłem przed szybą wystawową
upewniłem się jak w lustrze czy to jeszcze ja
w kurzu palcem nabazgrałem wizerunek
płonącego zwierzęcia z moją twarzą
i powoli zacząłem przychodzić do siebie
po tym plakatowym uśmiechu
jeszcze jest wyjście gdy mogę  zrozumieć
wspaniałe dzieła stojącej obok w bramie
artystki która ma na imię Betty
nie będące czystą propagandą
>>> 
??????????
                  * Pozwólcie *
                        Pozwólcie mówić waszym ustom
                        niech wyrzucą z was obcych błądzenie
                        niech oczyszczą własną formę waszej duszy
                                   Niech trawią was nastroje
                                   niekontrolowane drugich bezprawiem
                        Łapcie myśli w lot
                        i oddajcie swemu aniołowi
                        który w końcu przyjdzie do waszego lustra
                        choćby rano przy porannym goleniu
                        aby zdjąć wam kajdany
>>>
??????????
       * Mały pajączek *
            Jak okropnie rozkręciła się dziś spirala inflacji
            za upokorzenie musiałem wczoraj wyłożyć już tysiąc złotych
            droga nić babiego lata przędzie się tej wiosny
            powrozy i łańcuchy wiją się nad głowami ludzi
            włosy dziewcząt umazane w błocie
            bezpieka szuka kryjówki małego pajączka
            srebrny pył zsypuje się z moich rzęs
            po wstrząsie wywołanym uderzeniem w głowę zomowską pałą
            opada wprost w nurt świadomości rozlewającej się po chodniku
            jak powieść rzeka
            miotam się pociągami po kraju szukając miejsc
            w których żyją jeszcze piękni ludzie żądni informacji
            właśnie dostrzegłem koronkową architekturę
            chłopskiej umęczonej twarzy na lubelskim targowisku
            wiosna podwoiła ilość przyglądających mi się dziewczyn
            pod pomnikiem Bieruta czytam pragmatyczne dzieła Wiliama Jamesa
            kłujący wiatr panoszy się w mojej świadomości
            różowo włosi nie boją się czekać razem ze mną agonię gospodarki
            ponieważ nie każde życie może być dzisiaj dążeniem
            opozycja będzie zwyciężać
            ponieważ nie mogę dotrzeć do celu,
            nie mogę spełnić marzeń,
            nie mogę zrealizować swoich marzeń bo pociągi spóźnione
            dlatego staram się tylko wnikając w głębie
            naszych czasów oceniać każde najmniejsze
            stworzenie
            w czystości
            dlatego staram się nauczać cierpieniem śpiących podróżnych
            we wszystkich poczekalniach dworcowych w Polsce
            odwracam uwagę od inflacji i prowokatorów
            składam ręce do modlitwy i spadam
            z bariery czasu we własną życiową otchłań czekania
           liczę tropikalne palmy wyrastające na
            niebosiężnych szczytach głupoty
            uprzedzam esbeków                           
            chwytam nić babiego lata
            jak bezcenne marzenie
>>>
DSCN5169aa
               * Jestem w zetknięciu z ziemią *
                    Jestem w zetknięciu z ziemią
                    mam ją na sobie, mam ją w duszy
                    jestem pokalany
                    nie dążę nigdzie
                    nie otrzymuję niczego
                    nie otrzymuję nawet określenia istnienia
                    istnienia nawet mi nie obiecują
                    gdy oni wyruszają po swoje specyficzne szczęścia
                    ja tkwię w błękicie
                    pozostaję samotny tej gorącej wiosny 1981 roku
                    patrzę na masakrę czasu
                    na wszechpotężne krople wody
                    spadające z cieknącego kranu
                    postrzegam dzieła z dna piekieł za oknem
                    stykam się z ziemią w łazience i w kuchni
                    przyglądam się ziemi na moich rękach i sercu
                    śledząc kątem oka wystąpienie telewizyjne
                    surrealistycznego mistrza zbrodni i sukcesu
                    pragnienia w kałużach nurzają się tej upalnej wiosny
                    oczyszczenie ogniem w zamian za uległość
                    zjawy gromadzą się w kroplach spadających do zlewu
                    przekleństwa kumulują się w pustych mieszkaniach
                    nieczystości wibrują i pulsują na rynkach miast
                    nie jestem godny nawet swego grzechu
                    na linii rozumu i walki
                    na linii własnej osobowości
                    komentuję upadki systemu
                    unoszę na sobie rany jak muł i piasek
                    na podwaliny zwycięstwa
>>>
??????????                                          
               * Fundament *
                    Fałszywa światłość toczy się w czasie
                    z hałasem kamiennych lawin spadajacych na las
                    z pulsowaniem jednego dźwięku gdzieś na krańcach
                    czasu i przestrzeni
                    popychany, podrzucany lecz zastygły w unoszeniu
                    ty razem z nią rozpraszasz się
                    w pozorach dnia i spokoju
                       Chmury schodzą nad obnażone wnętrza cmentarzy
                       wody podchodzą pod schody domów publicznych
                       ty usiłujesz zamknąć światłość w dziecięcej piąstce
                       a ona okazuje się piorunem
                       patrzysz na swoje lustrzane odbicie w klamstwie
                       jak na swoją własną twarz
                       ze źrenic oczu przynosisz słowa
                       traktując je jakby były same w sobie
                       z to tylko fantasmagorie ukaminowanych oczu
                       rzucasz to wszystko pod fundament
                       własnych pozornych światów
                       diaboliczne pioruny szaleją w nich
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
       * Pozycja społeczna *
            Jaką zajmujesz pozycję społeczną ?
            pytasz dziś mnie –
            więc odpowiadam –
            obecnie już zupełnie wertykalną, trochę żółwiową
            trochę erotyczną, mniej histeryczną
            jest to w gruncie rzeczy pozycja
            rozpędzonego we Wszechświecie, rozgrzanego do
            czerwoności sloganu : „wewnątrz „pamiętam wczoraj”
            słowa boskiego ‚czekam””
            Mam swoją Polskę – czekam
            Jestem jej uczniem o odchyleniu filozoficzno-ekstatycznym – czekam
            Zdobyłem dwa miasta,  pewne miasteczko i kilka okolicznych wiosek – czekam
            Widzę swoje poglądy polityczne w pewnej perspektywie – czekam
            Wyłuskuję z otoczenia typy wrażliwe i ssące miłość – czekam
            Otaczam się setką pochodni – czekam
            Dziewczyny, przyjaciele, wrogowie, sprzedawcy – czekam
            Przyszłość naszego świata i mnie w nim – czekam
            Blisko, bardzo blisko – czekam
            Nawet wulgarne eksplozje nie niszczą słów – czekam
            Jaka jest twoja pozycja społeczna – zapytałaś
            faceta, który znany jest z tego, że najchętniej
            lubi zasypiać w pozycji wertykalnej kilka metrów
            nad głowami ludzi w powietrzu ponad tłumem miasta
            – faceta o spojrzeniu starego rogatego Mojżesza i całkiem
            nagiego Dawida
            A twoja pozycja to kilka skarg i spis treści
            chcesz mieć w tłumie dużo miejsca i własne granice – pędzisz
            chcesz mieć granice sławy, popularności i wolności – pedzisz
            chcesz zbudować siebie w pozycji społecznej – pędzisz
            granica wolności objawia się u ciebie westchnieniem ulgi – pędzisz
            chcesz być nawet osaczona przez wrogów tego
            społeczeństwa takich jak ja – pędzisz i stajesz nagle
            (Budujemy siebie w swej pozycji społecznej, chcemy być zawsze choćby potencjalnie
            osaczeni przez wrogów społeczeństwa).
>>>
??????????
               * Przebrania miłości *
                    Stoisz w zwiewnej białej sukience
                    wśród łanów zielonych
                    młode niedojrzałe zboże sięga ci do kolan
                    Stoisz w błękitnej lnianej długiej sukni
                    wśród łanów złotych
                    pszeniczne pola ciągną się po horyzont
                    Stoisz w czerwonej wieczorowej sukni
                    długiej do ziemi odsłaniającej twoje białe ramiona
                    wśród pustych ściernisk na wietrznych wzgórzach
                    Stoisz w tajemniczej czarnej sukni
                    zapiętej pod samą szyję
                    na polach pokrytych śniegiem
                    bielutkich jak kartka papieru
                    Zaczynam rozumieć jak bardzo ciebie kocham
>>>
??????????
               *  Dzieci w kalejdoskopie  *
                    Dzieci ptaki 
                    obracają się w politycznym kalejdoskopie dorosłych
                        Dzieci kwiaty
                    czekają całymi grupami siedząc w dziwacznych strojach
                    na barierach mostów w wielkich miastach świata
                    pod murami Jerycha lub Kremla
                    Dzieci gwiazdy
                         w pasiastych przebraniach udają robotników
                    pomiędzy błyskotliwymi racjami stanu
                                   Te nierozumne siły witalne są tylko tłem
                                   dla pustej rycerskiej zbroi
                                   która z przyłbicą dawno nie kryjącą już twarzy
                                   z wzniesionym mieczem prze wciąż naprzód
                                   na obrazie socjalizacyjnych epok
                                   potykając się tylko czasem o zmumifikowane trupy
                                   tolerancyjnych starców
                    W podwórzach przedszkoli systemy filozoficzne uosabiane są przez
                    babki z piasku lub wielkie śniegowe zamki
                    Pod wieczór i w tym świecie zaczynają się pojawiać kontrowersje
                    z maleńkich wojskowych zabawek wysiadają wtedy
                    maleńcy żołnierze i jak mrówki po maleńkich stopkach i chudych nóżkach
                    wdrapują się na kolana na fartuszki dzieciom
                    a one zapatrzone w ten kolorowy kalejdoskop
                    dotknięte historią dorosłych padają jak strute rybitwy na brzeg
                    więdną jak rośliny od radioaktywnych pyłów epoki
                    w taki sposób wkraczają w uliczny gwar z cichego podwórka
                    tak naprawdę umierają ich sny
                    Dzieci obłoki zaglądają w szkliste oczy szyb i kałuż
                    niektóre deprawując się dążą w dół
                    inne osłaniają Słońce przed widokiem Ziemi
>>>
DSCN1665a
               *  Wiem *
                    Ja nie mam słabości – krzyknął komputer
                    – nie poddam się nigdy
                    Niech się dzieje co chce – krzyknął człowiek
                    – wiem, że nie posiądę nigdy żadnej wiedzy
                    umożliwiającej przetrwanie
                    chyba, że uwierzę
                         chyba, że zaufam
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
               * Chcę *
                    Czegóż chcesz dziecino
                    dobrze już dobrze
                    cóż ja i świat mamy zrobić
                    żebyś przestał się miotać spragniony
                    wychodzisz do sadu jest maj
                    nie potrafisz pozostać w nim do wieczora
                    jak to słońce w drzew koronach
                    czytasz książkę już od godziny
                    a zapamiętałeś tylko ile w tym czasie
                    przeszło za oknem młodych kobiet
                    dostajesz klubowego od Apoloniusza Apologety
                    i wypalasz go na Parnasie
                    dostajesz wkrótce zawrotu głowy
                    od formy i epoki
                    a twój strumyk myślenia
                   drąży kamienny płaskowyż wyobrażenia
                    powstają otoczaki głazy narzutowe i wiersze
                    ludzie i zwierzęta wyrywają sobie ciebie z rąk
                    a po chwili znudzeni przekazują dalej
                    wyglądasz jak cepeliowska pamiątka z Atlantydy
                    a jednak gdy mówisz to swoje dziecięce „chcę”
                    prowokatorzy bezpieki natychmiast zaczynają
                    w miastach działać ze zdwojoną energią jak automaty
                    chmury ze strachu rozpraszają się na niebie
                    kloszardzi znikają w zaułkach miasta zwanego :      
                    „Beznadziejność systemy totalnego”
                    niesiesz ze sobą to swoje „chcę”
                    gdy idziesz do kiosku Ruchu po gazety
                    jakże wyraźnie je widać jeszcze stąd
                    w samo południe przy obiedzie wpatrujesz się
                    w talerz zupy tak bezbronnie
                    że każdy na stołówce zwraca na to uwagę
                    twoje oczy pozwalają zrozumieć że ten ludzki pokarm
                    też jest dla ciebie snem
                    który połykasz wolno łyżka po łyżce całkiem
                    nieprzytomny
                    system wypalonych głosów
                    drży w posadach od tego –
                    „chcę”            
                    oni powoli zaczynają się domyslać
                    czego „chcesz”
  >>>
??????????           
               *  Słowa *
                    Gdy piszę okładam swoją głowę kostkami lodu
                    tylko wtedy słowa zapalają papier
                    na którym się pojawiają
                         modlę się gdy piszę
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
               *  Gdzie jest matka Demokracja *
                    Gdzie jest Matka Demokracji, która by nas zrodziła
                    pytają kolejni dyktatorzy szykujący się do przyjścia na świat
                    natomiast dzieci witają obcych w progach domów,
                    radosne biegną w ich objęcia
                    kochankowie przywołują się w knajpach i na falach eteru
                    żołnierze Układu Warszawskiego gwiżdżą piosenki
                    na lufach swoich karabinów
                    tymczasem głosy z taśm magnetofonowych
                    puszczonych od tyłu do przodu zdradzają dyktatorów
                    w dniu ich narodzin na nowym biegu ruszy mechanizm zbrodni
                    wierzę jeszcze, że zbrodnia dopadnie przynajmniej głupotę
                    dzieci nie chcą wypuścić obcych za próg
                    a ci marzą już tylko o tym aby znaleźć się z boku
                    mówią: nic nas nie obchodzi polityka
                    to nie prawda, że cierpimy na rozdwojenie
                    samobójstwa i walki o byt
                    nowy wiatr każdego chce porwać w szaleńcze noce jutra
                    nawet tych co nie kończyli szkoły przywództwa
                    nawet tych co urodzili się z nieznanej matki
                    nawet tych co sztywno stoja w szeregu
                    dzieci patrząc prosto w twarze nie chcą uznawać pozorów nienawiści
                    zdrada wiary dla poklasku czy jakiegokolwiek dobra
                    już nikogo nie interesuje
                    nikt już nie chce przyznawać się do ojca Marsa
                    każdy mówi: mam twarz, mam własną twarz
                    to są moje grymasy
                    a głosy z taśmy wołają gdzie jesteś mamo
                   Matko Demokracji
>>> 
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
Samotny bławatek       
Jedyna umiejętność którą doprowadził
            do perfekcji
            to przekonywanie wrogów i przyjaciół
            do kochania miłości
            Zapragnął być samotnym bławatkiem
            pośród wspaniałego złotego łanu zboża
            cudownie niebieskim pośród ciężkich rozkołysanych kłosów
            Chciał, by tłum żeńców wpatrywał się
            w taką harmonię z zachwytem
            by uznano, że to jest łan Boga
            którego nie można tknąć
ale zboże zawsze musi być zżęte
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
               * Systemy jak szubienice *
                    Trudno przychodzi szybkie postawienie
                    robespierrowskiej gilotyny
                    często kończy się wszystko na ociosywaniu
                    dwuznacznego dębowego pnia
                    z drzewem kojarzą się marzenia
                    z drzewem kojarzy się wyzwolenie
                    i z ostrzem stalowym kojarzą się systemy polityczne
                    doprowadzone do ziemskiej perfekcji
                       Zadrżałem na widok schodów kamiennych
                       do panteonu burz błyskawic ulew
                       drżę ze strachu na schodach władzy
                       wszystko tu jest niepewne
                       każdy stopień to głowa minus wolność
                       każdy podest to zmieszanie i kompromis
                    Grobowe mauzolea mają usprawiedliwiać
                    egzekucje i rozstrzeliwanie sumień
                    tego można się dowiedzieć z wynurzeń
                    ludzi idących o krok przed wszystkimi
                    ich sława podąża do świetlistych epok
                    za maszynami wojen
                       Zadrżałem pod Kremlowskim Murem
                       kogo zgilotynują w najbliższym czasie
                       być może uratuje się tylko człowiek bardzo chory
                       taki którego będzie można jakoś usprawiedliwić
                       wszyscy zginą to pewne
                       zginą wszyscy którzy mają rację
                       już słychać stukot młota i jęki dłuta
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
               * Pojedyncze słowa *
                    Wyruszyłem w górę
                    stąpając po schodach swego dzieciństwa
                    wznosząc się z kotlin przez pasma wzgórz
                    aż po strome ściany gór
                    po drodze rozglądałem się spragniony wokół
                    ciekawy co zostało z mojej dziecięcej wyobraźni
                    przecież pojedyncze słowa odkrywałem dawniej w trawie
                    jako małe pachnące, kolorowe kwiatki
                    zrywałem je przypadkowo na skarpach wąwozów
                    na wilgotnych łąkach, po których ostrożnie stąpałem
                    czasem splątane i wijące się po ziemi
                    czasem dumnie sterczące swym zielskiem pod dzikimi czereśniami
                    potem niosłem chłopięce bukiety przez polne ścieżki
                    a barwne muchy i pszczoły siadały na nich
                    biegłem za słowami wznosząc się i opadając
                    w niespodziewane wądoły
                    jako smutny pięcioletni chłopiec znajdowałem
                    słowa rozpaczy i słowa ekstazy
                    codziennie musiałem patrzeć tuż po wschodzie
                    słońca na rodzinny dom i drogę z daleka i wysoka
                    a potem zbliżać się do nich ze słońcem i bukietami
                    kwiaty na ołtarzyki, kwiaty dla siostry i babki
                    Wstąpiłem na płaskowyż refleksji
                    tu znalazłem teczkę z posegregowanymi słowami,
                    które rozłożyłem u stóp góry
                    dziś już nie mogę jak kiedyś wskrzesić dawnych
                    kolorów i dźwięków
                    mimo, iż przypisuję im czerwień cierpienia lub
                    barw państwowych
                    mimo, iż otulam je sinawymi mgłami i napełniam
                    zapachem dziewczęcych włosów
                    mimo, iż tworzę dla nich niebieskie tło
                    i nakładam na nie wstrząsającą czerń i starczą biel
                    widzę je nadal puste i nagie
                    przez ich przeźroczystość przenika w końcu lęk
                    państwowych dróg
 >>>
 OLYMPUS DIGITAL CAMERA
               *  Laurowa korona  *
                    Cienka gorąca opaska nienawiści
                    wokół mojej głowy
                    wieniec laurowy nad moim czołem
                    jeden listek drugi trzeci czwarty
                    wszystkie przybite do mojej głowy
                    gwoździami tęsknoty i samotności
                    przenikające moją najtwardszą kość
                    to przeszłość niszczy mój mózg
                    nie mogę korzystać już z teraźniejszości
                    świat który demaskowałem osaczył mnie
                    nienawiść miłości miłość nienawiści
                         słowa splątane wartości splątane
                    och, poprawić opadający na oczy wieniec laurowy
                    cierpieć znów jak człowiek
                    z powodu czasów, w których przyszło żyć
                    nie zapominać o nitkach żalu
                    o chwilach chwały
                    wywalczyć przyszłość
                    zmartwychwstać dla miłości
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA                  
               * Promień słońca *
                    Promień słońca rodzi się
                    pomiędzy jedną a drugą moją rzęsą
                    ukierunkowany przez świt
                    wnika przez wąską szczelinę
                    razem z tobą do wnętrza mojej świadomości
                    ledwo co moja czaszka powstrzymuje
                    ostrze jego zagięte
>>>
DSCN0874 (2)a
       * Emitowane promieniowanie obserwowane z mózgowych płaszczyzn kanonów i norm *
              Energia prywatnych reaktorów
              daje o sobie znać w czasie prywatnych wojen
              torturuje potencjały dość dokuczliwie
              w czasie walki człowieka z człowiekiem
              z jądra komórki wypadając                    
uderza w
              procesy wielkich zmian
              dopada cię gdy jesteś odsłonięty                
gdy się
              poruszasz gdy szukasz
              może zepchnąć cię w kocioł kosmosu w schizofrenię
              lecz niekoniecznie
              emitowane promieniowanie obserwowane z mózgowych
              płaszczyzn kanonów i norm
              wnika w odczucia sensu bezpłodności i rodzenia
              wszelkiego rodzaju promieniowanie ciał zadaje ból
              lecz niekoniecznie destrukcyjny do końca
              i wielkie bitwy białego z czarnym
              i ciepło i kłucie i dreszcz
              i światło oświetlające równiny wiary i fantazji
              to efekt działania prywatnych reaktorów
              naładowanych wielkim rozpędem czasu u zarania
              w plazmach komórek może zmienić się w rewolucję społeczną
              lecz niekoniecznie
              emanujące z reaktorów myśli w postaciach atomów
              przynoszą pragnienia do ciebie stojącego
              już na poręczy mostu
              z szału iluminacji wywołują bunt na powierzchni rzeki
              widzisz na brzegu rozpadające się karuzele bogów i maszyn
              gdy już wszystko zastygnie wreszcie wokół
              gdy przestrzeń oklapnie bezsilna
              gdy powietrze oblepi apatyczne nieruchome ciało
              gdy tortura minie powiesz:
              poddaję się zgadzam się
              jestem już wyżarzonym zdrajcą świadomym siebie
              w każdym calu obłudnikiem gotowym do życia
              doświadczonym zwycięskim Prometeuszem
              ale mitem jeszcze jednym mitem laserowego promienia
              lecz niekoniecznie okaleczonym
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA     
               * Jedno moje skinienie *
                    W marzeniach uderzyłem ręką w twarz dyktatora
                    i nagle moje wargi zaczął toczyć rak
                    napisałem wiersz o własnej duszy
                    i nagle dziecięce przerażenie zbudziło mnie
                    w ramionach matki
                    podczas gdy na zewnątrz niebo spadało
                    na ziemię kościołów parafialnych
                    ogromnym czarnym krzyżem
                    poznałem i pokochałem dziewczynę
                    i nagle podreptałem w żałobnym kondukcie
                    za jej trumną
                    zdobyłem nowych przyjaciół
                    i nagle począłem dokładać szczap do stosu
                    na którym palono ich ciała
                    mając na ustach słowa:
                    daj im wieczny spoczynek
                    rozmawiałem rano z ojcem o polityce
                    i nagle zacząłem go wychwalać
                    zawierać przymierze z własna aberracją
                    umknąłem w ciasną skorupę orzecha
                    aby być doskonale niewidocznym
                    aby pozbyć się cywilizacji dnia
                    i nagle stałem się ziarnem tego jedynego wieczora
                    kiedyś były tu dzikie zwierzęta
                    unoszące na grzbietach małe dziewczynki
                    kiedyś była tu wielka chmura
                    wpływająca przez otwarte okno
                    niosąca w sobie cień zła
                    kiedyś dyktator umierał nędznie
                    na jedno moje skinienie
                    dzisiaj trzeba słów
                    a słów już brak
>>>
  OLYMPUS DIGITAL CAMERA
               * Zaślubiny *
                    Przybył do Galilei
                    i jak z rękawa sypnął symbolami
                    pokochał tylko jedną kobietę
                    i poślubił ją dzięki znamieniu śmierci
                    była tą która go urodziła
                    była ladacznicą którą poślubiali
                    wszyscy mężczyźni na Ziemi
                    obie pochyliły głowy do jego stóp
                    obie pochyliły głowy przed słowem
>>>
DSCN0524av
               * Rachunek krajobrazu *
                    Początek
                    kochamy swoją ojczyznę
                    jesteśmy balonami wypełnionymi stygnącym powietrzem
                    nie mamy ust tylko jaskinie
                    przygotowujemy się do powstania matematyków
                    chłopiec patrzy na dziewczynę
                    ona go oczekuje i bardzo pragnie
                    chłopiec to elektryczny dźwięk
                    pędzący do jonosfery spełnień
                    dziewczyna to smak pierwszej łyżeczki
                    lodów migdałowych spożywanych w niedzielne popołudnie
                    kiedy będą mogli się połączyć?
                    Środek
                    połączyć ich może zagrożenie kosmiczne
                    już nie długo
                    robi się przecież teraz bardzo niebezpiecznie
                    chcemy odkryć jakąś prostą regułę
                    łagodna senność
                    codzienna praca
                    permanentny bunt sumienia
                    porządek rzeczy
                    nadzieja zmieniająca świat
                    piękny kary koń cwałujący przez pustą
                    główną ulicę wielkiej metropolii
                    unoszący na grzbiecie parę młodych ludzi
                    przytulonych do siebie
                    Drugi środek
                    co jest dla nas ważniejsze?
                    ten dzisiejszy dzień siedzący pod ratuszem
                    na kamiennej ławie
                    czy dzień jutrzejszy spadających z nieba
                    płonących dziko rżących koni
                    umiemy zadawać pytania
                    umiemy szybko odnajdywać drogę do domu
                    swych rodziców
                    chociaż nie ma tam żadnych bezpiecznych kątów
                    i odpowiedzi
                    tam tylko przed telewizorem obok talerza z zupą
                    leży rozżarzony czerwony gwóźdź
                    brakuje do kompletu nagiej drewnianej kobiety
                    mogącej przygnieść ciężarem świata każdego mężczyznę
                    choćby nawet uświadamiał sobie
                    że jest to walec drogowy
                    że jest to realna sytuacja a nie żaden symbol
                    Koniec
                    rzeką dla której dzień dzisiejszy jest korytem
                    bywa filozofia lub religia
                    często mówimy przecież to tylko moje serce
                    często nasze koryta wypełniają niekonsekwencje
                    aż do śmierci
                    w naszych rzekach pływają wzdęte trupy
                    znanych łagodnych kosmicznych koni
                    Drugi koniec
>>>
??????????
               * Twarze  *
                   Zawsze ilekroć przechodzę obok księgarni
                   zza szyby gapią się na mnie twarze
                   z okładek książek partyjnych pisarzy
                   ledwo co moja cierpliwość wychodzi cało
                   z walki z ich pożółkłymi spojrzeniami
                   odkąd ogłoszono stan wojenny
                   właściciele tych twarzy skradają się za mną
                   jak dziwne duchy w czarnych garniturach
                   biegną za mną do domu
                   wpadają do mieszkania
                   zanim zdążę domknąć za sobą drzwi
                   starają się nocą
                   sobie znanymi metodami psychicznego terroru
                   z mlicyjną przebiegłością
                   złamać mojego bohatera
                   ukrytego w  szufladzie
                   i mój podmiot liryczny
                   szepczący coś w ciemnościach przy oknie
>>>          
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
                    Każde słowo jest tu obce
                    planety tu nie mają nazw
                    wszystko staje się z czegoś co ….
                    wszystko przepływa do ….
                    istoty nadmuchane powietrzem
                    istoty wypełnione wodą
                    z diademami nad głowami
                    są sobie obce
                    i ….
                    wszystko co stworzą jest powtarzaniem
                    jaszczurczych wyjść
                    gdy słowo przestaje być słyszane
                    zmienia się w galaktyki obcości
                    porusza się płynąc ku …..
                    eksplodując wewnątrz serc jak wszechświat
                    może zachwycić niemowlę lub głuchego starca
                    i …..
                    zginie człowiek gdy niesłyszane słowo
                    przestanie być Bogiem
                    zapytajcie zakochanych gdy powrócą razem
                    z ogrodu botanicznego
                    czy będą pisać wiersze?
>>>           
 IM9aa
* W amfiteatrze anarchii *
Pewien angielski poeta stwierdza
że nasza generacja patrzy w przestrzeń
pomiędzy uciekającymi kryształowymi kulami
i w gnijących ziarnach zboża rozrzuconych w kosmosie
upatruje wskazówek jak układać swe życie
gapi się też w anarchię elektrycznych komórek mózgu
dostrzega prawdę pomiędzy przestrzenią
 a kulami planet
Czasem nad niecką amfiteatru wdycha zapach rozmowy
zjednoczonych wyzwolonych dźwięków
zapomina się w sobie cała generacja prawdy
i odlatuje pozbywaszy się grawitacji słońc
Pewien poeta sam chce przeskoczyć policyjny
ziemski mur i rozpędza się już wybiegając z parku
układa dla mnie manifest i włącza moją osobę
bez mojej akceptacji tej koncepcji
po fakcie przychodzi w tej sprawie
z czarnym ojcem rock`n`rolla do mojego biura
słowiańskich replik po ocenę lotu i zachwyt
Smugi anarchii nad oceanami narkotycznego bezmiaru
to jest to co przypomina mi rumowy zapach
zgnilizny wydobywającej się z głębokości amfiteatru
Interes polegający na sprzedaży plakietek z Leninem i Che Gevarą
i innych socrockowych dewocjonaliów zwijam na koronie obiektu
patrzę w rzeczywistość jak nakazał i zaczynam powoli
schodzić do niego na dno koncertowej niecki amfiteatru
kto mi zagwarantuje że po prawdę
 >>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Jeśli zdołam pochwycić coś co przepływa przez moją głowę
czy nie przerażę się podnosząc to na wysokość twarzy
jeszcze jedna chwila zupełnego załamania
jeszcze jedna sekunda zbliżenia z życiem gwiazdy szczęścia
czy powstrzymam irracjonalną część ludzkości
schodzę do najgłębszych pokładów istnienia w jaskini czasu
szukam przyrządów kontrolnych zgubionych na starcie
bez nich nie będzie doskonalszych narzędzi cywilizacji
bez nich piramidy i kosmodromy słabości będą nadal urągać
Oglądam różne warianty obecnego sposobu przetrwania
oglądam eksperymenty i egzekucje na życzliwych kosmitach
Rzeka nieświadomości wypływająca z rajskich ogrodów przeraża
zwolenników śniegu który można ogarnąć, który można zbrudzić
dążenia ludzkości są ściekami w rzece nieświadomości
to nieprawda że tylko w Hadesie można ją przepłynąć całą
Na największych scenach ludzccy paranoicy zdobywają sławę i poklask
akceptowany jest sposób, nigdy sens
po atomowej wojnie ich racje będą dowodowym materiałem archeologicznym
już z kart podręczników historii dla najmłodszych słychać
wyłącznie rozhisteryzowane pokrzykiwania w sporach o własne racje
Jeśli zdołam pochwycić wszystko co przepływa przez moją głowę
okiełznam przypadek nazywając go cynicznie celowością
nałożę na niego burłaczą uprząż, zanurzę w rzece wiosło
rzesza mistrzów czeka na pierwsze wskazówki
rzesza sterników wciąż nie wie
jak plynąć pod prąd
wlasnych myśli
>>> 
??????????
Erato
Przyszła dziś do mnie Erato
w białą grecką odzianą sukienkę
znalazła mnie płaczącego i otoczyła ramieniem
stanęła z tyłu za siedzącym, nachyliła się
przytuliła głowę do moich policzków
A ja zamiast pisać wiersz
upadłem na kolana przed nią
wtulając głowę w jej łono
dotknąłem  jej nóg gładkich
Ona złożyła dłoń na mojej głowie
obsypałem jej ciało szaleńczymi pocałunkami
słowa przepadły w ciemnościach
do świtu opłakiwały zdradę
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Jestem głodny
Jestem głodny
stoję na środku głównej ulicy
okropnie chce mi się jeść i palić
na przekór systemowi zniszczyłem dziś
wszystkie kartki żywnościowe oraz
banknoty wydane przez komunistyczne banki
no ale teraz czuję już fizyczny głód
   Jestem najbogatszym człowiekiem w kraju
   w mennicy mojego mózgu wytwarzam
   w każdym ułamku sekundy
   złote numizmatyczne myśli
   zakochany na środku drogi zamykam oczy
   i karmię się nimi, cóż mi pozostaje
   cały wznoszę się pod ciężkimi powiekami
Nie jestem Einsteinem lecz mogę bez dowodu stwierdzić
że gdybym teraz spojrzał na paranoika Breżniewa
gdybym tak głodny wbił choćby jedno spojrzenie w jego oczy
zmieniłbym tok jego kosmicznego myślenia na pewno
Pamiętam że kiedyś we śnie się do mnie uśmiechnął
lecz teraz w dzień stał się moją obsesją
chcę się z nim spotkać sam na sam jeszcze raz
potrafiłbym się powstrzymać z zemstą
i spojrzeć na jego twarz jak twoją moja jedyna
Myśl o nim nie daje mi spokoju
jak kanibal trawię ją zamiast jedzenia
Moje siły życiowe umykają w przestworza
płyną hen ponad kamienny pałac Łazarza
>>>
??????????
* Filozofia upadku *
Chcę wiedzieć co to jest filozofia upadku
Czy to jest cierpienie kopanego przez  milicjantów
polskiego nastoletniego opozycjonisty
czy upadek w hierarchii partyjnej
towarzysza Gierka
czy to upadek mojego dwuletniego syna
na betonową podłogę w wynajętej suterenie
czy upadek czerwonego prominenta
w czasie polowania na terenach łowieckich
Urzędu Rady Ministrów w Bieszczadach
czy to upadek hollywoodzkiej gwiazdy
w narkomanię lub alkoholizm
czy upadek sowieckiej stacji kosmicznej
na Kanadę
czy to ciągły upadek ekonomiczny gospodarki
i moralny społeczeństwa na Zachodzie
czy przejściowe kłopoty na polskim
rynku wewnętrznym
czy to niewłaściwe prowadzenie się
jednej niespokojnej polskiej dziewczyny
opluwanej przez sąsiadów
czy osiedla koszarowe domów dziecka
w  raju za  Bugiem
Jestem rozdarty takimi pytaniami
które pojawiły się razem z Partią i Dziennikiem Telewizyjnym
w moim niesocjalistycznym życiu
>>>
 OLYMPUS DIGITAL CAMERA
*  Nie odsłaniaj swego serca  *
Nie odsłaniaj swego serca
bo wiatr chłodny potarga je
jak wielkie płótno
choćby było nawet dumnym sztandarem
Nie płacz w barze do piwa
gdyż łzy wzbiorą w dwójnasób
i tsunami wychynie z kufla
Nie szepcz słodko że tak ją kochasz
tylko pozwól jej zdjąć twoje spodnie
Nie pozwól jej pięknieć w twoich oczach
twoja dama  dostrzeże w nich i tak
tylko nagie swoje ciało
Zaciśnij w pięści swój żal i słowa
zamknij się w  wieży
wnet zacznie się szturm
Ukryj pod maską twarz
odejdź pierwszy chyba że
chcesz koniecznie zostać sam
>>>OLYMPUS DIGITAL CAMERA
 
* Ty we mnie rodzisz mnie takiego  *
Czy to ty sprawiłaś
że muszę żyć tak ciągle zmieszany
wycofywać się we wszystkich możliwych sytuacjach
wstydzić się swojego opętania
Gdy przyszłaś jak anioł
i nachyliłaś się nad moim trupem
na skrzyżowaniu
w pulsujące kręgi szoku wniosłem z tobą
kropelki krwi które wezbrały zamiast łez
w moich oczach
dojrzewając powoli spłynęły w nasze wyzwolenie
Ty przychodzisz zawsze wolna
czy wiesz że sprawiasz tak że uciekam od siebie
że nie chcę siebie poznać
W pędzących zwielokrotnionych ulicznych kraksach
kropelki delikatnieją przemieniając swoją energię
jak atomowe stosy
pobudzają rozpędzają wszystkich ciągłym
zmieszaniem na kierunku do prawdy
Sam wycofuję się sprzed twego oblicza
ty we mnie rodzisz mnie takiego
oddając mi wolność
 >>>
??????????
* W wesołe Boże Narodzenie *
W wesołe Boże Narodzenie
świętują wszyscy przy zastawionych stołach
rozpromieniają się pośród towarzyskich i rodzinnych
rozmów
Każdy rumieni się słowiańsko
jakby sam był małym Jezusem
i znika ze świata kłopotów na zawsze
tego wieczoru
Tylko ten jeden siedzący na pustym krześle
przed pustym talerzem rozpala nie siebie
ale kamienie patrząc wprost pomiędzy
ściany swojego zapatrzenia
Szpitalnym gestem i uśmiechem wskazuje
że wokół dokonuje się przecież rzeź niewiniątek
wszyscy rozglądają się wokół i nie widzą nic
a on widzi dusze nienarodzonych prawdę i honor
Tylko ta jedna dziewczyna unosi się
jak w świecie Disneya poruszając się
jak ksiezniczka pośród kolorowych marzeń
Myśl przewodnia jasna jak gwiazda tego wieczoru
ledwo podąża za nią ledwo dosięga korowodu
Ten jeden bliski nieznany niewidzialny
zmienia się z dziecięcia w mężczyznę
by po chwili znów na powrót jako chłopiec
tańczyć wokół choinki
Świąteczny stół przegradza podnieconą dziewczynę
i wyniosłe jak tron puste krzesło
lecz ona nagle podnosi się otrząsa z baśni
wywołuje na stronę proroka
zarzuca mu ręce na szyję  obdarowuje go
uśmiechem jeszcze z firmamentu
błaga przez całą swoją wiarę
by pozostał takim dla niej  na zawsze
by pozostał strumieniem żywych meteorów pędzących
z kosmicznej pustyni do otchłani jej serca
bo ona tak się w sobie odradza
gdy jest przy nim blisko
by był sercem komety a ona jego welonem
Wnet powracają do ludzi życzących sobie
lepszych dni lepszych lat lepszych czasów
by znowu bawić się i weselić naprawdę
by pszeniczne dzieci kołysać do snu bez koszmarów
Przywołują kolędą miłość nad stoły tradycji
wznoszą kielichy słów dla rodzącego się stworzenia
Dziewczyna kocha najbardziej dlatego
wskrzeszanych tu legend katolickiego narodu
prawie nie słyszy wpatrzona w rozpalone kamienie
przed oczami romantycznego wojownika
Ona jedna dostrzega rodzącą się nową pieśń
pieśń buntowniczą pieśń nowej epoki
w nowej erze
>>>
 DSCN0499ab
Dziesiątki smutnych rozbitych aniołów
Dziesiątki smutnych rozbitych aniołów
spaceruje w mojej zdemolowanej duszy
jak po więziennym placu
dawne atrybuty doskonałości
ledwo wyzierają z ich zniszczonego wyglądu
Anioły wymieniają pomiędzy sobą
puste spojrzenia i już nikt nie pamięta jak wczoraj
tuliły się do siebie w opowieściach moich
Białe pióra jeszcze spadają z nieba
po tej przedziwnej katastrofie
skrzydła ich wyglądają teraz przerażająco
Minotaur udający Pegaza przejął pod swoją straż
rozbitą armię miłości
gdy wtargnął przemocą do duszy
rozwalając w pył jej misterny labirynt 
Na moją twarz spadają pocałunki kobiety
która naruszyła regułę mojej niebiańskiej pustelni
z uścisków powstało więzienie
słowa jej wywołały hekatombę snów
Mam teraz prawdziwą Ziemię w ramionach
a w duszy ogród pełen obcych podstępnych
wrogów wszelkiej pozamaterialności
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Biorę naszą polską wieś na swoje powieki  *
Tylko ja biorę naszą wieś na swoje powieki
wskrzeszam ją prawdą
Tylko ja odtrącam totalitarne łapy
od tych autobusów z nicości
Ten archiwalny motyw czarno-biały
wędrujący w mroźny poranek do miast
nakłada mi się na mój sen
Odtrącam łapy państwa które wnikają
do duszy ludu po ostatnią iskrę
Tłum napiera na mnie tłum teczek i beretów
tłum zmarszczek pod oczami i niedokończonych marzeń
owiniętych w codzienne gazety
Tylko ja rzucam się na tory by powstrzymać
te żywe transporty swojskości podążające na wschód
do krainy identycznych zastyglych twarzy i serc
Tylko ja dostarczam do przystankowych kiosków
niecodzienną miłość w kolorach
Któż się przysłuży narodowi jadącemu po życie
jak na śmierć jeśli nie społeczna miłość
Gdy wychodzą wioski by dać się uwieść w niewolę
ja czekam na nie na  tych przystankach
w miejscowościach o zmienionych antyludowych nazwach
łapię, zarzucam na plecy
i uciekam w lasy i góry
>>>
Rozdają oprawne lustereczka słów by wszystkie na raz
błysnęły wspólnotą która wyłamie się jak jesienne słońce pracy
z deszczowego zastraszenia propagandą
***
Może wszystkie oczy na raz błogo się zamkną  w czasie podróży
a przed bramami miast lub fabryk otworzą się lekko
i sypną iskrami szczęścia
na dachy i kominy pełne upokorzenia
***
??????????
Chcesz żyć w kłamstwie
Chcesz żyć w kłamstwie, bo mówisz
dajcie mi wszyscy święty spokój
zostawcie mnie samego
Przeklinasz wszystko wokół
w przeświadczeniu, że zniszczysz zło
za tym murem milczenia
Przysuwam się delikatnie do ciebie
by cię nie drażnić
szepczę ci pochlebstwa i taktownie ryzykuję
odrobinę krytyki
A ty nagle swą wielką, ciężką od bezczynności łapą
chwytasz mnie za kark i podnosisz jak zabawkę
na wysokość twarzy
krzyczysz: patrzcie, ten mnie docenia
wierząc, że usłyszą to ci, co cię krzywdzą
za murem jawi ci się cała nienawiść
z otwartej szkatuly: cała moja miłość
Chowasz mnie w swoją kieszeń i jak
odkupiciel kierujesz swoje kroki na drugą stronę muru
spluwając po drodze w twarz każdemu
kto wyjawi swą inność
Po chwili już jesteś na ogromnej lustrzanej pustyni
pośród milionów zwierciadeł
zasiadłeś nad sposobem naprawienia świata
rozważasz swoją miłość i prawość
konfrontujesz własne prorocze przemyślenia
z tym, co widzisz wokół
wykrzywiasz twarz widząc jak po tafli luster
spływa odrażająca ślina
twoja własna
>>>
DSCN5872s
Walka o buty
Stoję na Rynku
przyglądam się przebiegającym w gorączce ludziom
Narodowi, którego formą organizacyjną
w ostatnich latach jest manifestujący tłum
Słyszę jak ludzie pyskują i złoszczą się na siebie
jak oskarżają się pełni nienawiści
wyrywają sobie buty w sklepie obuwniczym
i polewają racjonowaną benzyną
Widzę jak ktoś wyszarpuje z kolejki
faceta w zielonym paltocie, ponieważ stał
o jedną noc krócej niż pozostali
Widzę jak ludzie napierając na taflę szyby wystawowej
rozbijają ją i kaleczą się szkłem dotkliwie
Widzę jak wszczynają bójki o byle co
Nikt nie ustępuje w walce o byt swych rodzin
ani o pół kroku depcząc drugiego
Komuniści szepczą z boku:
czy chcesz być dalej z nimi?
czy chcesz stać się wulgarny i rynsztokowy?
czy chcesz wniknąć w ten podły stan?
czy jeszcze wierzysz, że te niedziele ich łączą?
czy chcesz dalej słuchać tego zwierzęcego jazgotu?
Doprowadzony do ostateczności rzucam dopalającego się papierosa
staję na ławce i krzyczę
ludzie opanujcie się, przecież na was patrzą
bogowie Kremla
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Pomiędzy zrezygnowanych ludzi bez marzeń  *
Ostatnio irytuje mnie prorocza doskonałość
polskiej poezji emigranckiej
nawet jej perspektywiczna czystość
dlatego że nie mogę wyłowić jej z tłumu
jaki zbiera się pomiędzy godziną szóstą i siódmą
we wschodzącym słońcu na wszystkich polskich
przystankach kolejowych i autobusowych
Ani tam jej wnieść nie można
pełnej prawdy i pamięci
pomiędzy zrezygnowanych ludzi bez marzeń
co sami są jak zjawy
Kto jeszcze patrzy na zakrzepłą krew
na miejskim chodniku i czole wiejskiego chłopaka
wracającego z niedzielnej zabawy z sąsiedniej wsi
gdy wiezie ją w poniedziałek do pracy
Inwalida w kolejowym zniszczonym starym mundurze
odkłada kule by móc zarzucić na siebie
równie stary plecak patrzy na moją twarz
Ci wszyscy ludzie w przedziale pociągu
w brudnych płaszczach ortalionowych
typy w zielonych marynarkach
z tłustymi plamami na czerwonych swetrach
bezzębni z czarnymi aktówkami wypchanymi zanadto
mężczyźni październikowej Polski 
mężczyźni godziny szóstej trzydzieści osiem
mężczyźni końca wieku
oni oczekują tylko na czyjś gest
Obłudne kobiety, które nie mogą być kobietami
mając takie socjalistyczne ręce i twarze
poprzez szyby autobusów
wpatrują się w mgłę na polach
Tak, one unikają mojego wzroku
gdy pozdrawiam je wchodząc do autobusu
jakże zostałem sam naprzeciw
tej pracy zhańbionej wyłaniającej się już
na końcu drogi jak betonowa ściana
>>>
 OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Formuła jedności *
Czyżby istniała tylko jedna formuła jednocząca przeciwności
czyżby odwieczna nasza walka zatrzymana była
w jednym punkcie przecięcia
Moje pasaże wyzwalają się z kropel spadających ze słońca
z rytmem zrodzonym w podwórkach odrapanych kamienic
pośród wolności, wiedzy i sławy
pretendują do dzikiej przyjemności
w odkrywaniu jedności nocą
chcąc wyruszyć z tego miejsca muszą
przez banał życia i geniusz śmierci skierować kroki
na końce drzewca krzyża
słowa cierpiąc nie mogą nadążyć za cielesnymi skrajnościami
nad krawędzie przeciwieństw
lecz przecież oddały się ziemi w służbę wolnej woli
i tylko w grobach samotnego milczenia
dokonują nobilitacji nieodgadnionych racji duszy
Z umierającym słowem i biegnącym ciałem
miotamy się w jednym jedynym punkcie
przecięcia się przeciwności
i tylko jeszcze nie wiemy czy w chwilach jedności
jesteśmy naprawdę
gdy tak wówczas chcemy jeszcze gdzieś pójść
za istotą udającą się wtedy z tego punktu
najkrótszą drogą w górę
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Dusze ziół *
Nazrywałem pachnących ziół
mam ich całe naręcze
nad brzegiem strumyka i w cieniu
malinowego ogrodu
dzikie zapomniane oddawały mi się
z nadzieją na krysztalowy wazon
oceniałem ich poetykę swymi zmysłami
swą nieprzydatność ukrywały do końca
wylęknione odbierały mnie
jako dziwnego przyjaciela
Gdy wnosiłem je w marmurowe salony
zieloną skromnością odezwały się wtedy
własnymi słowami natury
tak irracjonalne a zabrane
z naprawdę istniejącego świata
wiatru słońca i owadów
jakby dziękowały wciąż za stworzenie
jakby miały dusze z kryształu i marmuru
>>>
 ??????????????????
Tysiąc trafnych słów płynących
pomiędzy nadawcą i odbiorcą
służy zapominaniu jednego słowa –
Kocham
Skały toczą się ze szczytów Tatr na dno morza
ludzie na kamieniach wiją gniazda
tworzą kryjówki tam gdzie
nic nie można powstrzymać
przed unicestwieniem
noc pozostaje dla Słońca
Księżyc istnieje dla Słońca
setki małych twarzyczek znajomych
ukazują naturalne grymasy
z kamyków toczących się ze słońca
Potok słów pomiędzy miastami
pomiędzy państwami
pragnienie pragnienie pragnienie
jedynie słowa zatrzymują pędzące kamienie
ludzie muszą się poruszyć
wyjść naprzeciw  siebie
podrygując w cierpieniu inaczej odmiennie
grymasy naturalne cierpienia
płyną ku odbiorcom grozy i strachu
życie z maleńkich twarzyczek znajomych
już z cierpieniem umyka słońcu
liczę je myląc się wciąż
Tysiące kamieni tysiące trafnych słów
tysiące zakochanych znajomych
krztuszę się tkwiącym w gardle kamieniem
to brak słowa –
Kocham
Noc pozostaje dla Słońca
ja czekam
czekam na głos kamienia
telefon milczy
>>> 
DSCN1567a                                                               
* Przybrała kształt kobiety *
Urodziła się w dzikim spojrzeniu
nabrała kształtów kobiety
zaprosiła mnie do siebie
zamknęła za sobą drzwi
przemówiła kroplą goryczy w winie
otoczyła mnie swoim niecnym życiem
i kazała zostać nagim mężczyzną
Powtarzała wciąż że ma na imię
Czarna Noc
i że kocha słoneczne promienie
ale istnieje dla ciemności
i – daję ci szansę, daję ci szansę
Oliwą namaściła swe ciało kobiety
targnęła się jako prywatna właścicielka
istnienia ludzkiego na rytm mojego serca
niszcząc go
Sama zabiła się w jednej chwili
ciszą na rozkaz przeznaczenia
pozostałem sam za tymi drzwiami
myśląc o jej ostatnim mieszkaniu
wewnątrz na zawsze
z raną krwawą
w sercu szumiącym zorzą zachwytu
z rokiem czasu na jej akceptację
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Tęsknota zatrzymuje się przy oknie
podziwia pięknych mężczyzn
i urocze kobiety
siada obok mnie w kolejowym wagonie
i trąca mnie kolanem
Zamykam oczy lecz jest już za późno
wtedy szepcze mi do ucha
sklecone naprędce historyjki
sprawia że czuję się jakbym
w nie wierzył
spoglądają na mnie błękitne oczy
słyszę kobiecy śpiewny głos
i powracam poprzez czas poprzez przestrzeń
do chwil żeglarskiej wspólnoty
żywiąc nadzieję na jakiś cud
i oto w odbiciu w szybie
widzę jak tuli się do mnie moja jasnowłosa
nasze ciała kołyszą się jednym rytmem
w tym uciekającym pociągu
unoszę ją z sobą
zabieram swoją miłość
wyrywam z rąk tęsknoty
>>>
??????????
               * Wokół osi zimna i ciepła *
                    Mrówkojad swym długim wąskim ryjkiem
                    wysysa ze śmietnika mojej psychozy
                    zakamuflowanego tam zagubionego człowieczka
                    insekta systemu
                    Wielką dłonią stalową poruszający robot-kolos
                    grzebie w schronie mojej historii
                    starając się pochwycić małą rozpaloną duszyczkę
                    uciekającą i krzyczącą coś
                    kręcącą się wokół osi zimna i ciepła
                    rzeki dzieciństwa i drzewa dorosłych
                    drewniana oś zwęgla się w pragnieniach
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Chciałbym cię znów widzieć –
Idziesz chodnikiem wzdłuż pustej ulicy
listopadowa wichura łamie gałęzie
bezlistne topolowej alei
i zrzuca ci je pod nogi
umieraja z chrzęstem nadepnięte
Ja podrzynam sobie właśnie gardło
ten wiatr porywa niczyją duszę
w poplamionej krwią starożytnej wazie z chińskiej porcelany
niesie w swej dłoni wielkości
horyzontalnej niecki twojego miasta
porzuca tą dumną kruchość
między frontami nacierających na siebie
wojsk NATO i Układu Warszawskiego
Chciałbym być przy tobie w schronie atomowym
ty zbierałbyś do woreczka foliowego
wszystkie stworzonka jakie wydobywałyby się
z mojej krwawej rany
a ja patrzyłbym w twe oczy i zaczynał życie
ale jest już za późno 
Idziesz wzdłuż cmentarza
osłaniając się przed wiatrem
wcale nie dostrzegasz wysiłków
jakie czynię by otworzyć wszystkie groby dla nas
Ile wyzwalam miłości gdy cię potrzebuję
gdy krwawię
>>>
??????????
* Inspiracja *
Ustalam na dzień wcześniej
w jaki sposób będę całował twoje dłonie
Cały wieczór głowię się w jakim stylu
wyrazić mam uczucia tak dobrze ci znane
Byliśmy tak długo razem
i w przyszłości będziemy blisko
zjednoczeni wciąż myślami
nad dachami miasta
zachowujemy się będąc osobno tak
jakby jutro wszystko już miało się skończyć
Gdy spaceruję po pokoju stąpam bardziej niepewnie
niż pierwszy lepszy szaleniec
co jeszcze nie dowodzi żadnej wrażliwości
Gdy rozmawiam z twoim cieniem
głos mi się łamie
i to też nie dowodzi jakichś prawdziwych
życiowych przeżyć
Wszystko przychodzi z jakiegoś „tam”
niezgrabne niezdarne dziecięce
Jakże ciężka jest nasza miłość
znając wszystko na pamięć szukam
na dzień przed spotkaniem z tobą
jakiejś inspiracji
ty dobrze wiesz co i tak się stanie
ja ustalam już teraz schemat dla improwizacji
by móc tworzyć wewnątrz miłości
tonącej w doskonałości pod ciężarem absolutnych pojęć
chcę ją uratować zatrzymać na powierzchni
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Podła gra  *
O tak, zabiłeś już mnie
choć nadal walczę targając
tę niewidzialną zasłonę
zamotałem się w niej całkowicie
A wy, gdzie jesteście moi wrogowie
że miecz mój nie spływa krwią
i w słowach wszystko ucichło
Nawet ty mój synu
kryjesz się przede mną
gdzieś kiedyś przypadkiem urodziłem ciebie
zacząłem to wszystko
Dlaczego już nie szumi cicho wysoka trawa
dlaczego już nie śpiewa tu ptak
a rzeka nie niesie ryb
wszystko przecież zapisali w raportach
i nagrali odgłosy na licencjonowany
jak wszystko magnetofon
Białe kartki wypełniły teczki dyplomato
otrzymałeś swoje oklaski przywódco
            To twarde posłanie wyprostowało mój grzbiet
            Ta łaska, którą mi wyświadczono uwolniła mnie
            Ten śmiech, na który się naraziłem rzucił podejrzenie
            Ten chłód kazał mi zacisnąć pięści
            Ta niezałatwiona sprawa dała nowy punkt widzenia
            I chyba tylko z tej walki pozostał mi wrzód żołądka
            i nerwica nadziei
Chciałem walki wypełniony wizjami zwycięstw
a gdy nadeszła nie mogłem zrozumieć
że na prawdę muszę się bić tak morderczo
Kiedyś dziko wykrzykiwałem słowa zaczepki
teraz muszę zacisnąć zęby by nie wołać o pomoc
Zdrajcy niosą mi pomoc, bo nie widzą wciąż
po której stronie barykady jestem
przez ten dziwny sposób walki
schmurzyłem tylko twarz
bez zmarszczki na czole by nie zrobić dobrej miny
do ich podłej gry
>>>
??????????
               * Kamienna rakieta*
                    Porównuję swieżoupieczony podłużny bochenek chleba
                    o lśniącej wybrzuszonej popękanej skórce
                    do połówek mózgu
                    omalże widzę go pod zamkniętymi powiekami
                    Pofałdowana setkami cienistych bruzd powierzchnia
                    uwypukla się bardziej a cały chleb pęcznieje
                    jakby wypiętrzał się na nim jakiś górotwór
                    tworzy się z czasem podłużna grań
                    która wznosząc się wciąż zmienia w wulkaniczny stożek
                    cały gotuje się do erupcji a ja nie mogę jej powstrzymać
                    gdyż jest taki odległy gdy go obserwuję
                    nabrzmiałość drga w ostatnim momencie niezmienności
                    Wtem nagle pęka powierzchnia bezszelestnie
                    a z postrzępionego krateru mózgowego
                    powoli wyłania się jakimś odwiecznym ruchem
                    ogromny szary blok skalny
                    szorstki kamień wyciosany w potężny zaostrzony na końcu pal
                    Wszystko przypomina startującą rakietę
                    poruszającą się w zwolnionym tempie
                    a dzieje się to w ciszy śpiących myśli
                    wielkość sama wysuwa się nieprzerwanie w nieskończoność
                    W ogromnym ciężarowym samochodzie zatrzymanym na rogatkach
                     wyjeżdżam z twego miasta
                    z każdym kilometrem oddalam się do ciebie
                    z każdą sekundą odrywani jesteśmy co raz bardziej od siebie
                    słyszę szept silnika usypiającego mnie rytmem klekoczącego jękliwie
                    z pod maski w szoferce dobiegają chrapliwe odgłosy układające się w skargę
                    głos z zaświatów przeznaczony tylko dla mnie
                    specyficzny pogłos rozpaczy przeznaczony tylko dla mnie
                    Moment wymijania przydrożnego drzewa
                    przerywa na ułamek sekundy narastający krzyk
                    a każdy nowy pień rozpoczyna nową głoskę
                    od cichego szmeru nasilającą się do wrzasku nie do wytrzymania
                    W wyobraźni startuje cicha kamienna rakieta
                    w uszach kumuluje się pozaziemski krzyk
                    sekundnik zegarka rysuje kręgi
                    przenoszące się na piekące serce
>>>
??????????
* Zwierciadło *
Znów dziś wieczór nie udało mi się opanować
części moich myśli zmusić ich do posłuszeństwa
wyszły z mego domu tak jak wychodzi się na ulicę
z mieszkania tak jak wychodzi się na przechadzkę z psem
Pozwolił mi tylko na to bym podążał za nimi
kilka kroków z tyłu jak tajniak lub anioł stróż
Zeszły po schodach na dół skręciły z bramy w prawo
chodnikiem wzdłuż ulicy aż do skrzyżowania na rogu ulicy
Zachowywały się jak normalny materialny przechodzień
odczekały kilkadziesiąt sekund na zielone światło
potem w tramwaju też nie korzystały ze swego uprzywilejowania
narażając się na ścisk
ustępowały z drogi grupie dziewczyn idących przez park
asfaltową dróżką
Wyraźnie dokądś zmierzając bawiły się tym
że mogą tak z bliska patrzeć ludziom w twarze
same będąc niewidzialnymi
Nie korzystając z żadnych skrótów
jakby chcąc zaprzeczyć swojej naturze
siliły się na zaznaczenie każdego kroku
na głównej ulicy i potem w zaułkach
w przedziwnym marszu przez miasto pamięci
Dopiero przed twoim domem odrzuciły cielesne właściwości
przeniknęły przez drzwi uniosły się pod sufit w półmroku
twego pokoju
prawie zaspokojone w dążeniu patrzyły wypełniały się
obrazem twego ciała
Zastały cię leżącą na tapczanie półnagą wtedy, gdy
przesuwałaś rękami wzdłuż bladego ciała
w stłumionym poblasku nocnej lampki
gesty opisywały jakieś tajemnicze misterium
Myśli moje niewidoczne przybliżyły się do twoich powiek
nie mogąc się oprzeć przedziwnej mocy
nie mogąc dłużej utrzymać się o własnych siłach na zewnątrz
weszły przez ciemną bramę do twojej świadomości
znalazły się przed ogromnym lustrem
zatrzymały się wreszcie zaspokojone w swym oczekiwaniu
uwierzyły naiwnie, że to, co zobaczyły przed sobą
to ogromne kryształowe lustro
>>>
??????????
* Inne życie *
Gdy zostaję sam nienawidzę alienacji
a gdy wchodzę w tłum moje oczy krzyczą
Och! dlaczego oni chcą mnie zniszczyć
odczepcie się ode mnie nie nastajcie na mnie
dlaczego znowu dążycie do mojego zniewolenia
Gdy ciebie tu nie ma
jakże pragnę być z tobą już na zawsze
rozgrzewa mnie płomienne uczucie
a znów, gdy wchodzę do twojego pokoju
zaczynamy natychmiast walczyć ze sobą
jak prawdziwi wrogowie
czy powodują to twe aktorskie gesty
czy moja nieufność – nie wiem
dokładnie tak samo jest z socjalistycznym społeczeństwem
Chyba wszystko to jest normalne jak dzień powszedni
bo jeśli byłoby to tylko formą przetrwania
to musiałbym mieć jakieś inne życie za sobą
lub być jakąś obiektywną prawidłowością
poza ludzkim poznaniem
w oczekiwaniu na odkrycie twórcze
dla przyszłego innego życia
czybym miał duszę własną
w duszy ludzkości
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Teraz już nie mam pewności
jak dalej prowadzić ten dialog
i jak się do ciebie zwracać
Tyle lat zajęło mi odnalezienie
jawnego kontaktu
co kosztowało mnie utratę realnego
rodzinnego krajobrazu sprzed swoich oczu
Tak długo cierpiałem nim zaświeciła mi
gwiazdka prawdy w naszym wspólnym
psychologicznym tunelu
W końcu przestałaś panować nad każdym
moim publicznym gestem
nad każdym moim intymnym słowem
Mogłem już długie godziny rozmawiać
z samym sobą na zasadach
świadomego  poszanowania godności własnej
aż tu nagle zmieniłaś twarz tak, że
nie zdążyłem tego zauważyć i w swym
przydługim monologu wyzwalałem
martwe słowa dla nieistniejącego partnera
Było tak, że oparłem duszę na węgielnym kamieniu
gdy stał się jedną bryłą z okruchów, które
ty odłupywałaś cały czas z idei
zawierzyłem ci, bo czułem się niedoskonały
pomyślałem, że moje gwiazdy należą do twojej nocy
dziś umknęłaś w nią zdradziecko tak głęboko
że nie dajesz się rozpoznać
Zawsze mówiłem jesteśmy razem
ja jak jednostka i ty jak mój instynkt samozachowawczy
jako jeden z pierwszych porozumiałem się przecież
z atawistyczną podświadomością
wówczas nie było już miejsca dla niepewności
I cóż przed chwilą stanąłem znów wobec
niewyobrażalnego rozdwojenia jaźni
nic nie pojmuję z głosów wewnętrznych
pełen tęsknoty pełen pragnienia chcę coś
tłumaczyć samemu sobie używając fałszu
jako argumentu
wmawiając dzikiej miłości, że jest wytworem
mojej wysokiej kultury etycznej
Dziką bestię bez kształtu odrysowuję w świadomości
jako embriony moich dzieci, które
dążą w tysiącach kształtów na świat
Jak można zmienić coś niezmiennego
jak można patrzeć na to samemu nie dążąc do zmian
Gdy leżę u twego boku teraz naprawdę czuję
jak zdradziecko podeszłaś mnie
i zapanowałaś w granicach, które wyznaczyłem
tylko dla siebie
Dzieci mnożą swe ciała w miliony
już słyszę ich głosy
cichy szmer zlewających się odległych
lecz zbliżających się głosów
narastający hałas wydobywający się z piersi
śpiącej obok mnie kobiety
żywe poematy
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Wzywam cię jasna gwiazdo
przyjdź do mnie w majestacie pełni
nie wystarcza mi już ta szklana kula
którą wydobyłem w młodości
ze swojego wnętrza i trzymam przed sobą na dłoni
i dziś ten sam strumień dźwięku, ciepła, pogoni
moja perła nocy
nie chcę by była bękartem dojrzałości
W moich wnętrznościach pielęgnuję
zarodek złotego jabłka
drażniący moje ambicje
pulsujący jak gwiazda na niebie
w wątrobie i trzustce
rozświetlający moje jelita
czasem serce
Szkło stopione rozlało się w nocy
złoto czeka na wybuch
srebro sypie się jak śnieg
krzyczę w ciemności w boską ciszę
wzbieram w bólach
nie chcę utracić ciała w momencie
eksplozji
chcę doświadczyć dźwięku, ciepła, pogoni
jako starzec
na firmamencie
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Dojrzałość  2*
Wzywam cię jasna gwiazdo
przybądź do mnie w majestacie pełni
nie wystarcza mi już ta szklana kula
którą wydobyłem w młodości ze swego wnętrza
i dziś trzymam przed sobą na dłoni
Tym strumieniem dźwięku, ciepła i światła
który rodzisz co noc karmię w małych cząstkach
moją  białą perłę i boję się tak
by nie była bękartem mojej dojrzałości
więc  pielęgnuję ją po ojcowsku
w swych wnętrznościach w zwojach mózgu i genitaliach
niech wciąż drażni moją ambicję
niech dojrzewa w tym świetle wielka jasna gwiazdo
To mój skarb prawdziwy schowany we mnie głęboko
czeka by zrodzić się w tobie
Ja na razie wzbieram w bólach
pośród blednącej młodości szklanej nocy
krzycząc w ciemności ponad promieniami
w boską twoją ciszę
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
      * Lustro  *
              Ten mój przyjaciel to jakiś świr – stwierdziłem
              Opowiada mi już trzecią noc z rzędu o tym jakoby
              miał być wielkim muzykiem ale jakieś lustro odebrało
              mu szansę przebicia się
              Czasem mówi, że jego gospodarstwo to miejsce nad
              Wisłą gdzie obecnie znajduje się Kraków ale przed
              dwoma tysiącami lat
              Zapewnia mnie, że może przywrócić temu miejscu
              dawną prehistoryczną świetność gdyż doskonale pamięta te czasy
              Czasem recytuje wiersze Mickiewicza osobliwie je przekręcając
              twierdzi, że może to robić leżąc w poprzek ulicy,
              gdyż czuje się tu najlepiej gdzie odpoczywał kiedyś
              obok swojego wierzchowca jako Sarmata
              Pomyślałem, że to zupełny wariat gdy powiedział,
              że teraz go nikt nie docenia a przecież on pierwszy
              zamyślał budowę tu państwa i pierwszy chciał tu popełnić samobójstwo
              Zastanowiło mnie co on rozumie pod pojęciem lustra
              gdy tak w kółko powtarza to słowo
              Zechciałem się dowiedzieć dlaczego lustro jest dla
              niego takie ważne jeżeli chodzi o zmarnowane szanse
              Gdy na moje ciche pytania nie odpowiadał dalej snując
              swój monolog uznałem, że to schizofrenik
              poddany bez reszty historycznej energii duszy
              Wówczas lustrzany wirus zaczął pustoszyć moją świadomość
              Co z tym lustrem? co z tym lustrem?
              Co to znaczy, że lustro może odebrać szansę samorealizacji?
              Od kilku chwil widzę już tylko własną twarz
              i w towarzystwie tego wariata zaczynam bać się o samego siebie
              Słuchając nocą chorych narzekań na współczesność Polski
              odbijam od siebie jak najdalej w prehistorię
              by patrzeć w lustro
>>>
 ??????????
              On wszedł pierwszy do przedziału
              niosąc ogromne bagaże
              po chwili pojawiła się ona w zimowym kożuchu
              dostojnie dźwigając swoje brzemię
              w czasie podróży siedzieliśmy naprzeciw siebie
              senni rozmarzeni zerkający na siebie
              oni dwudziestoletni rodziciele tak bliscy sobie
              trochę zawstydzeni w mojej obecności
              ja stuletni zmieszany z czerwonymi policzkami
              brzemienny wolnością
                 Z każdą mijaną stacją ogarniało mnie coraz bardziej
                 przedziwne rozgrzewające błogie uczucie
                 jak delikatne muśnięcie ciepłego wiatru
                 o skórę na szyi
                 jak dolatujący z dala zapach rozkwitającego sadu
                 jak krzyk żurawi powracających kluczem zza morza
                 uczucie zajmowało moje serce w miarę podróży
                 wypływało jak mi się zdaje z jej wielkiego brzucha
                 wyciągała po mnie ręce miłość
                 jakiej nigdy nie zaznałem
                 płód wysyłał do mnie strumienie energii
                 uosabiającej przymierze na wieki
              Ciepło rodzinne otaczało mnie
              pomiędzy miejscami, na których siedzieli a mną
              zawisły w powietrzu słowa
              nacjonalizm, chrześcijaństwo, człowieczeństwo
              gdy oni trwali w moim spojrzeniu jak Jerozolima
              od tysiącleci
              nagle w kącikach oczu pojawił się ptak-posłaniec
              lub przybywający ze wzgórz jeździec
              a z wnętrza jej brzucha dał się słyszeć głos:
              strząśnij z włosów motyle snu i jawy
              otwórz wreszcie oczy na otaczający cię świat
              daj się zepchnąć przez macierzyństwo na krawędzie istnienia
              pozwól niech miłość odciśnie wreszcie swą pieczęć
              niech narodzi się to co ma się narodzić
                 Stworzone przez dzieci dziecko
                 ukazało mi kontekst przyszłości
                 o tak! czułem go razem z jego dopełnieniem
                 było symbolem doskonałości, której jeszcze nie pojmowałem
                 dotykało dna mojej nadziei
                wyzwolenia dla narodu i człowieka
 >>>
 OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Dzikość serca *
Większość ludzi ma miękkie plastyczne serca
nawet obcym łapom w rękawiczkach pozorów
pozwalają do woli ja ugniatać formować
Zdarza się, że uczyni to zbrodniarz
a i tak sprawi im to zawsze przyjemność
byle w bezpiecznej odległości od granic wyobraźni
Serca kobiet prawie nigdy nie wytrzymują
tych natarczywych nacisków
wolą same wybierac swoich morderców
I ja mam takie serce ustępujące przed siłą
lecz jest jakby z innego materiału
jest jak mały foliowy woreczek
wypełniony dziwnym charyzmatycznym płynem
wabiącym najsilniejszych poskromicieli dobra
lecz nikt nie jest w stanie trwale zmienić jego kształtu
gdy odstąpi ze swoją obecnością w chwili
umysłowej trzeźwości
Jest to coś superwrażliwego
ciągle kołyszące się samo i to wywołuje zawsze
przykre uczucia
Gdy dotyka mojego czoła swoją ciepłą ręką
siwa moja babka sadzając mnie na kolanach
ja wtedy cierpię z braku pogardy 
Pierwsza dziewczyna przychodzi do mojego snu
i jest mi bardzo ciężko
Znajomy chłopak zwierza mi się jak pragnie
zdobyć moją przyjaźń
cierpienie pojawia się znowu
Ktoś w obecności moich rodziców wychwala
moje zalety i to sprawia mi ból
Ukochana poprawia swą ręką włosy
nad moim czołem
odczuwam wtedy krwawą ranę w sercu
A znów przeciwnie, zdradzony przez najbliższą osobę
wykpiwany przez tych, z którymi żyję
kochający bez wzajemności
nie mogę rozkołysać serca nawet do przykrości
te uczucia przyjemne wyzwalające w przyszłość
choć fałszywe tak często
gdy łamią odkształcają serca
porzucają ludzi dla cierpienia wśród konkretnych chwil
pozostawiają większość w nienawistnej obojętności
Moje serce powraca do poprzedniego kształtu naiwności
jakby spoiną cierpienia podzielił się ze mną
Odkupiciel Ziemi
Łudzę się, że jest przez to niezmienne
w konsekwencji odwieczne niezniszczalne
dziecięcym gestem dziecięcym spojrzeniem
podstawiam je pod uderzenia parowego młota
testuję jego parametry wytrzymalości na zło
wychowany w atomowej łodzi podwodnej systemu
 >>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Dom dla rozbitków *
Otworzyłem swój dom dla rozbitków
przychodzą i wypłakują swoje żale
w mych ramionach samotności
daję im lekarstwo spokoju i zapomnienia
pełen dziękczynienia staję się bezdomny
po każdej wylewnej spowiedzi
w moim domu coraz mniej miejsca
 dla mnie
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Głos z nieba z chmury gorącego płaczu
nad snem wewnątrz pamięci
przygotujcie się na krótkie życie
wodzowie wymarłych narodów
             pełni wielkich ambicji
Człowiek który potrafi zabijać siebie samego
kosztuje drogo swoich słabych wrogów
ty jeden jesteś darmowy chociaż giniesz
            będąc dla siebie przyzwyczajeniem
Mieszkasz na moim Olimpie
podcinasz sobie żyły
wtedy widać na ziemi że zachodzi słońce
opowiadasz niebiańskie dowcipy
i sam śmiejesz się pierwszy
            głos burzy słyszą o brzasku
Odkrywam prawidła gry którą przyniosłaś
mając pierwszy kontakt
moja piękna słodkousta kochanko
ze skał czarnych z nieoświetlonych wież
rzucasz mi się w ramiona
Porzucę to wszystko dla jednego meczu
wyruszę już dzisiaj by nie umrzeć
nie zatrzymasz mnie  wrogu
zataczając się wyjdę z miasta przez żelazny most
Zrozumiecie śmierć i miłość
porzucicie wewnętrzne mieszkania
by wymknąć się w ryzykownej ucieczce
dla pojęcia szerokiej przestrzeni
Rozbity o skałę błękitną
kusisz świecąc zapomniany
lecz  czasem zadrga ta struna szara
lecz czasem szeroko otwierasz oczy
gdy uśmiechasz się gdzieś na swoich krańcach
w politycznym skłębionym powietrzu
ludzie walczą śmiesznym tasakiem do mięsa
lub zamurowując sny w płonącej drukarni
tłukąc w końce palców tłuczkiem z kuchennej szuflady
o chmuro, chmuro płaczu
wiatr zapomniał o twoim cieple
lecz dotknięta przez niego wielkim bożym palcem
rodzisz samotna nad światem
Podaruj mi  sąsiedzie synu królów
tą rzecz którą płodzi zazdrość
tak chciałbym zrozumieć swoje działanie
tak pragnąłbym popatrzeć na siebie
by kochać po cichu choć część swoich myśli
Z obu szczytów spoglądamy na siebie
niech wspinają się nagie okaleczone kobiety
niech będą ich tysiące
nie przyklęknę na jednym kolanie
choćbyś stworzył pieśń zmartwychwstania
złotowłose kobiety pełne bólu tam w dole
na zimnych płaskich kamieniach
tak blisko boskich stóp
Szary stukot butów żołnierzy
wychodzących pojedynczo ze swoich kryjówek
to nie prawda przyszedł do mnie tylko
szalony człowiek to go nie usprawiedliwia
to mu niczego nie wyjaśnia
ale ja z Biblią w ręce głaszczę ją wyszczerbioną brzytwą
Ja z prawem w ręce słucham
głosu z nieba
z chmury gorącego płaczu
brodzę po płytkiej zatoce
ziemskich uczuc
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Powróciłem przed chwilą ze złego kraju
o który walczyłem sam
ich pomieszane myśli były mi na rękę
lecz nie mogę stłumić rozżalonego serca
Anioł Stróż rzekł mi – radź sobie sam
– więc nigdy nie próbowałem siebie zmienić
Gdy przeklinany i wielbiony uciekałem
przez dzikie pustynie wymarłych miast
ona stanęła tuż obok i wsunęła
w moją swoją ciepłą dłoń
i jej cień połączył  się z moim na zawsze
abym stracić mógł siebie za marny grosz
wywalczyłem niebezpieczne granice marzeń
I ty nie przekonuj mnie że zło jest przypadkowe
mój ojciec nie odróżnia odcieni nienawiści
ciągle przekonywany przez aniołów w czarnych zbrojach
Powróciłem z samego dołu
by spojrzeć na to zdjęcie oprawione w złote ramy
przed tym strzępem codziennej gazety
klęczy co wieczór czterech synów partii
lecz jej nie udało mi się jeszcze do tego namówić
ona nie chce uwierzyć
że anioł i diabeł padli już sobie w ramiona
droga w lewo i w prawo
skrzyżowanie obcych ludzi
jakiś młody musi zapłacić surowy mandat
za to że nie przewidział że to wszystko to ruch okrężny
mój spowiednik wysłuchał mnie do końca
zatrzasnął z wściekłością drzwi konfesjonału
gdy łzy spływały powoli po moim policzku
wysunąłem się nareszcie z tego cienia
łamiąc ostatnie zakazy łamiąc serca
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
W samym środku malutkiego pokoiku
wirują w powietrzu niewidoczne kręgi
w smugach papierosowego dymu
magnetyczne hula-hop emocji tworzą
i nadają im dowolny spiralny ruch
niewypowiedziane słowa
ich sens niedosłyszany niezrozumiany
ciemność i przestrzeń sobą wzajem wypełnione
przyjęły nieziemską jakąś formę
mogą je zamknąć strony świata
lecz ich istnienia w takiej chwili
nie ograniczy szczyt nieba ani dno piekła
Dziewczyna z łóżka, w którym leży
wyciąga daleko rękę na środek pokoju
z wnętrza jednego z wirujących kręgów
nie zważając na pieszczoty tej energii
wyrywa malusieńkie ziarenko
obraca je w palcach wyczuwając
nieziemską jego kruchość
ugniata je jakby chcąc zmiażdżyć
czy przekonać się o jego wewnętrznej sile
delikatnym ruchem podaje je do moich ust
kładzie je na moim drżącym języku
gdy znika we mnie jego kształt
pozostaje tylko łagodnie pulsujące ciepło
poznaję, że jest to ziarenko miłości
>>>
Gdy przyszłaś wreszcie zawołałem cię do okna
stanąłem za tobą objąłem cię gorąco
i opowiedziałem ci wszystko co czułem
gdy patrzyłem na ciebie jak
dążyłaś w deszczu do mnie
>>>
DSCN5777a
                        * Sen jest mój  *
                        Sen przychodzi
                        jak kobieta odwraca się w łóżku twarzą do mnie
                        dotyka policzka
                        sen przychodzi
                        z wierzbowych polnych dróg
                        z ceglanego labiryntu starych fabryk
                        z zagrody i z nocnej zmiany
                        pozwala się poznać
                        w chwili ostatniej przed śmiercią zmysłów
                        przegradza strumień światła
                        spadający na ciało z rozdartych chmur
                        strumień światła towarzyszący pośród rzeczy
                        i ludzi tworzących sprzęty osobistego użycia
                        strumień eksponującego i osłaniającego światła
                        tworzący warunki dla ekspansji cierpienia
                        Sen wychyla się z tła
                        jeśli jest ludzki jakże by zapanował
                        nad ludzką indywidualnością każdej myśli
                        a może jest boski jak śmierć
                        na pewno na pewno
                        jest mój i twój
                        właśnie teraz nareszcie
                        widzę świat
>>>
??????????
* Okruchy *
Na drodze po wielkie szczęście
schylamy się po najmniejsze jego okruchy
i długo się nimi cieszymy
wiążąc z nimi nadzieję
jak z czymś pełnym skończonym doskonałym
Nawet, gdy nigdy niczego nie udają
przypisujemy im nieznane atrybuty
gdy popadamy w depresję to tylko
wtedy, gdy jeden okruch najmniejszy cierpienia
złudnie zgrywa się przed nami
na bryłę całego świata
Depczemy z głupiej niewiary wielkie
ludzkie szczęście tylko dlatego,
że czerń potrafi szokować włączając mechanizm lęku
by ten wprawił nas w ruch
krople śmiertelnego paliwa napędzają 
Nie wiem, może sama tęsknota za szczęściem
boli nas ze względu na śmierć
Z okruchów szczęścia zbudowana jest droga
wystarczy patrzeć przed siebie
wystarczy ogarnąć ją wzrokiem
podnieść głowę i popatrzeć dokąd prowadzi
Okruchy otaczają nas i budują nasze ciała
okruchy budują nasze dusze
podnosząc głowę wysoko ogarniamy całość
do tego prowokuje nas pokawałkowane cierpienie
czyż inaczej nie można poznać
i włączyć w siebie pełni szczęścia
>>      
DSCN0506aa
Tak wypełniła się nami miłość
ledwo pomieściła nasze szalejące ciała
speszona w swej małości
zyskiwała piękna dla swych ograniczeń
Dążyłem tu niosąc samego siebie
zmuszając nieposłuszną część jaźń
do pozostania do końca drogi
Obiecywałem jej tu spotkanie z tobą
zastałem ciebie na wszystko gotową
jak składałaś z kolorowych kawałeczków
swą malusieńką blednącą duszę
Zbuntowaną cząstkę ukarałem na swój sposób
oddałem ją tobie a ty wsunęłaś ją
w siebie na miejsce martwego marzenia
Tak stało się każde z nas obce samemu sobie
a staliśmy się sobie wzajem wspólnotą
w podobieństwie
Jednocześnie zapukaliśmy do drzwi miłości
a tam za progiem wrastając w siebie
wrośliśmy w wielkość łamiąc wszelkie ograniczenia
miłości i piękna rozsadzając szaleństwem noc
rozsadzając przestrzeń miłości
gestami kochanków
>>>
??????????
Nie chcę już więcej ranić
odgrywając śmierć starego klowna
Nie chcę już nikogo poniżać
wymykającym się ześlizgującym
z twarzy spojrzeniem
nigdy już znienacka nie napadać
bezbronnych uderzając nagim
w słowach snem
Nigdy więcej już pastwić się nad rodziną
tą opinią – coś w nim jest
Zbyt wiele śmierci z boskiego milczenia
z hołubienia miłości niczyjej
z hełpienia się zatopionym idealizmem  
Chcę się już poddać broń złożyć zdradziecką
odrzucic łuk i oszczep namiętności
nie chcę już panować nad nikim 
w czasie popołudniowych pogawędek
pod ratuszem
w czasie jazzowych wieczorów
w czasie ośmioprzystankowej jazdy tramwajem
chcę od dziś służyć wszystkim
znikając w ich kieszeniach, zeszytach i plecakach
 >>>
??????????
* Czerwone światło megalomanii *
Zawisa nade mną wielkie czerwone światło
mojej megalomanii
nie mogę przestać na nie patrzeć
nie jestem w stanie nigdzie się
przed nim ukryć
sekundy ciemności sprawiają mi ból
wtedy czuję jak oblewa mnie z zewnątrz
fala poczucia niższości
mój dom trzęsie się w posadach
chciałbym odwrócić jego blask na drogę
lecz przecież nie mogę pobiec za nim
gdy oddala się tam
widzę złamanego żołnierza
na rogu pustej ulicy
Oślepiany oślepiany nic nie znaczącym blaskiem
czy widzę go?
nie ja go sobie wyobrażam
wtedy spadam w ciemność poniżenia
żołnierz już oddaje honory samemu sobie
żołnierz czeka złamany na rogu
żołnierz bohater obu wojen
żołnierzyk ołowiany w budce „Ruchu”
na rogu ulicy
światło pulsuje nade mną
czerwień śmierci duma
biel życia megalomania
>>>
DSCN0031a
*Jestem zabawką *
Jestem przedmiotem zarządzania przez komunistyczne reżim
jestem rzeczą używaną przez własną wolność
jestem przedmiotem troski mojej rodziny
jestem zabawką w ręku dziewczyn
jestem znakiem podkreślającym boskość mojego Boga
jestem z małego okruchu męskiego nasienia i jestem dla niego
jestem materialnym dowodem istnienia czasu i przestrzeni
jestem elektryczną iskrą myśli i celem spadających gwiazd
Przyciskam usta do swego odbicia w lustrze, przyciskam
aż do bólu
Jestem jeszcze?
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* I … *
I przenikam ją swoim ciepłym wejrzeniem
więc dalej w nieznane wierząc w słodkie przypadki
staję nad brzegiem mazurskiego kanału
i podnoszę metalowy guzik który dostrzegłem
opowiadam dla siebie nową historyjkę o sobie
i nowym talizmanie
Przepływam wpław morze przestudiowanej wolności
wyskakuję na brzeg we wrześniowy dzień
i byłbym zapomniał że jest już jesień
pośród tylu nowych spraw
Nie zdaję sprawozdania samemu sobie
przez ciebie tylko
moja jutrzejsza zgubo
Doszedłem do celu i idę dalej
przemarznięty na kość niosę ci
w tylnej kieszeni spodni wymięty kolejowy bilet
z lipcową datą
którego nie wykupiłem nawet bo nie miałem za co
Zamykam drzwi za sobą i cóż
widzę cię jak pochylasz się nad stołem 
odwracasz się nagle i patrzysz w moje oczy
ech, bracie nie poznajesz mnie
I znów odwracasz się
by studiować wolność w zaświatach
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* STAN WOJENNY *
Po prostu nie wiem jaką mam wybrać formę protestu
na jaką zdecydować się desperację
/nieświadomy, młodzieńczy/
czy to ma być strajk czynny, okupacyjny a może głodówka
/coś bardzo skrajnie ekstremistycznego/
Jak tu w moich warunkach, przy moich możliwościach wywrzeć presję
na antyludową władzę
zwłaszcza że jeszcze po całym pierwszym dniu rozbawienia wojennego
nie potrafię pomyśleć poważnie
/zaskoczony, nieprzygotowany/
            Jest 13 grudzień 19981 roku a ja leżąc w swym barłogu cały dzień
            słucham błazeńskich wygłupów garstki morderców
            i czuję się autentycznie rozbawiony wyciem syren milicyjnych
            Ale to przecież nie chodzi o Kasandrę która wędrowała
            tej nocy po moim tapczanie przyprawiając mnie
            o poważny zawrót głowy
            Gdy oni tak serio z klocków lego
            w tym samym czasie budowali wieżyczki strachu
            lecz tu chodzi o zemstę, prawdziwą zemstę na dzieciach nocy
Przyszedł mi do głowy jeden pomysł
– wywiesiłem godło państwowe w swoim pokoju
włączyłem przemówienie Jaruzelskiego w radio i telewizji
podkręciłem głos na cały regulator
a adapter wrzuciłem płytę Beatlesów z „Białego Albumu”
i to też dałem „na full”
zakutałem głowę w kołdrę by samemu wytrzymać
jakoś tę konfrontację
kounizm jest dzisiaj a głowę trzeba mieć na dłużej
Zemsta za łzy mojej matki słuchającej zakłócanej BBC
mówiącej o demonstracjach przed polskimi ambasadami na zachodzie
wierzącej tylko w Boga i Solidarność
Zemsta za słowa ojca które musiał wypowiedzieć –
– to ich ostateczny koniec
Rewolucja zjada rewolucję
szatan połyka szatana
>>> 
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Wolność i ZOMO *
Przełamali nas wozami pancernymi
a teraz znęcają się nade mną na posterunku ZOMO
chcę oszczędzić im tych wszystkich wysiłków lekarskich
nad moim mózgiem
Zwracam się do najważniejszego posłusznika reżimu:
 – coś wam towarzyszu wytłumaczę
– jeszcze raz uderz mnie proszę, człowieku,
– no, proszę, uderz jeszcze raz,
– no symbolicznie albo tak jak przedtem
pośpieszam go udawaną agresją
dostaję pięścią w same usta i ląduję znów na podłodze
gdy przychodzę do siebie podnoszę się
przełykam łzy słabości z krwią
i starając się uśmiechać
podchodzę do niego i podaję mu rozluźnioną rękę
Wiem /wiesz/ już  teraz co to ciało i dusza
wiem /wiesz/ już teraz co to wolna wola
wiem /wiesz już co to wolność
– wytłumaczyłem ci?
 jak nie, to wal jeszcze raz…
>>>
 OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Tortura nie ma końca *
Sabatyczne noce
dni niekończącej się tortury
miłość nie ma szans
gdy tak wiele krwawych łez
Przyszliśmy nad te rzeki
przewrażliwieni znerwicowani
otworzyliśmy serca na świat
zakochani od tysiącleci
niepoprawni dla świata przez wieki
czyż naprawdę to nie nasze miejsce
czyż to nie nasz czas
Wampiry z naszych snów
nigdy nie miały ludzkich twarzy
białe orły sfruwały w chwili śmierci
do naszego łoża
a potem budziliśmy się żywi wciąż
unoszeni ku słońcu na ich skrzydłach
Chciano osaczyć nas w naiwności
a nas przecież nigdy tam nie było
staliśmy szlachetni tuż obok
patrząc w przyszłość jak w betlejemska gwizdę
Dziś znów krew płynie w naszych rzekach
do mórz przelewa z cieśnin górskich
nasza krew utoczona z miłości
Tortura nie kończy się w dzień i w nocy
sabat trwa nawet w dzień
nawet w niedziele wamipry latają w sztolniach i stoczniach
nasza miłość nie może zagrzać tu miejsca
ojcowie są daleko
w sabatycznych nocach
matki i dzieci jeszcze dalej w sabatycznych porankach
choć tortura nie ma końca
miłości sen trwa 
 w ciągle żywych 
>>>
??????????????????????
Słońce z błękitnego nieba grudniowego
rozgrzewa skórę na moim czole i tłuste włosy
w roku kontestacji
siedzę już drugi tydzień sam w mieszkaniu
nic nie robiąc całymi dniami
tylko rzadko wychodząc na dwór
słuchając w kółko
folkowego zawodzenia Boba Dylana
w roku szczęścia
głównie przepisuję dialogi Platona
i krzyczę czasem do ludzi przez otwarte okno,
gdy przechodzą obok ze swoimi transparentami
ciskamy w nich z góry najprostsze słowa
które wywołują aplauz
bardziej wyrafinowanych środków wyrazu
używam wtedy, gdy klnę na komunę
w roku rewolucji
>>>
Spokojny i łagodny
spotykają się jak Wisła z Cracovią
przy bufecie Błoni
w bursztynowym napoju psy gończe
rak uderza w twarz
w ustach zawirowanie
ból promieniuje, wypromieniowuje
w chmurach urywa się promień
uciekinier z ziemi
tak, student
już nie ożyje
drugi wśród oleandrów rozkłada koc
w ciszy kładzie się na plecach
patrzy
oddycha głęboko
zasypia na wznak
śni mu się rzeka
nie, jeszcze nie śpi
to jawa
uf
z baru „Pod płachtą” widzi Wawel
jeszcze widzi
psy myślą, że jest martwy
leży spokojny, gdy wpadają do „Rotundy”
zagryzają dyskdżokeja

1979

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Tak żal mi twojej ofiary,
gdy widzę jak rozpostarłeś ramiona,
biegniesz i krzyczysz na wietrze
Ja jestem kroplą gorącej krwi, którą ty nie chciałeś być
przychodzę do twych stóp
pomyśl przez chwilę o mnie dopóki tu jestem
Na złotym ołtarzu spaliłeś tysiąc suchych wiązek chrustu
ukryłeś w nich staruszkę o białych włosach
staruszkę obleczoną w białą suknię
masz we włosach pył z popieliska i jeszcze płonącą żagiew w ręce
W każdej zagrodzie słychać twój głos
przekonujesz wszystkich, że słowo winno uświęcać środki
krzyczysz, krzyczysz, krzyczysz
poranne, południowe, wieczorne kazania
błyski krwawych oczu i wszystko cichnie
jeszcze tylko echo powraca na wietrze
jeszcze tylko słychać trzask zamykanych wrót
Przykładasz ucho do każdej ściany
sprawdzasz często czy insekty nie drążą
betonowych zapór
sprawdzasz często czy Opatrzność
już przechodzi na twoją stronę
Ziemia nie stygnie, chociaż krew wsiąkła w ziemię
od linii horyzontu powietrze gęstnieje
przestrzeń ścina się jak gotowane jajko
rzeka roztopionego metalu płynie do twych stóp
spójrz, co zostało z ołtarza pośród hałd śmieci
wiatr znika za twoimi plecami naginając
ostatnie zielone drzewo za zakrętem
Ja zastygam w kamień u twych stóp
twardnieję w walce dla twojej walki
jestem przy tobie, oddycham skalnym oddechem
Wierzysz, że scenę, na której stoisz
zbudowano przed wiekami
Wierzysz, że wszyscy przyszli tu
składać ci pokłony, że nigdy nie odetną ci
drogi ucieczki, że całując dłoń
nie pochwycą ręki
W złożonej ofierze unicestwiłeś kolory
zabity sen zmartwychwstał na jedną chwilę
aby się o tym przekonać
grzech wyciągnął dłonie z wypalonej gliny
jak spojrzenia wyklętych ludzi
Nie wyrosną złote ziarna
nie wyrośnie radosny chleb
nic nie powstanie z twoich żył
Obce błękitnookie dzieci
będą pilnować purpurowych róż
zasadzonych wcześniej czy później na twoim grobie
by przekwitły i zwiędły w spokoju
by pamięć o tobie odeszła na zawsze
>>>
??????????
W grudniową pochmurną noc
młode jabłonie w równych szeregach
czernią się na śniegu
wąskie pnie i krzaczaste korony tworzą aleje
oddalające się ze swoją perspektywą aż do granicy snu
zmanierowane myśli wchodzą w te szpalery
i podpalają drzewa jak zapałki
po pożarze sad wygląda jak cmentarz wojskowy
zimowa noc wyłania się przed ostatnim szeregiem krzyży
kosmiczna muzyka mroźnego wiatru
potrąca kikuty wystające z ziemi,
miecie gałki oczne jak śnieg
wibracyjny poszum wydobywa się z rozkładających się
liści i krecich ciał
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Ja: jestem tylko własnością samego siebie
nikt nie jest w stanie odebrać mi wolności na
dłużej
Oni: to schizofrenik trzeba mu pomóc
My: Świat dąży do dobra
abyśmy przetrwali niezbędne jest zachowywanie
praw człowieka
Oni: trzeba ich izolować
to niebezpieczeństwo dla naszych komunistycznych
racji
My: szczęście jest tak blisko jak nigdy nie
przypuszczaliśmy
miłość i twórczość nas łączy reszta nie podzieli
On: moda na szaleństwa zagroziła światu
pracować we śnie, kto to widział
wspomnicie moje słowa to się nie utrzyma
My: pomagamy drugim podnieść się, gdy upadają
po chwili za to zapalają nam w nocy światło prawdy
zmagamy się z sobą, lecz nikt nie ginie
przegrany szuka sukcesu w zwycięstwie
wszystkich
rozmawiamy ze sobą
panują wyłącznie prywatne idee, myśli i słowa
Powstaje żywa ziemska komuna
>>>
???????????????????????????????
* Słoneczny brzeg naprzeciw *
Słoneczny brzeg naprzeciw osaczył mnie zewsząd
pośród nocy okrążył mnie tysiącem świateł
W pustym akademickim pokoiku na ulicy Dobrego Pasterza
widzę jak na horyzoncie przesuwają się płonące oczy
tysiące zawstydzonych oczu
W innym zakątku Krakowa dolatuje odgłos
umierającego w jazgocie systemu
Ktoś włączył telewizor za ścianą i rozsiadł się przed nim wygodnie
a mój prześladowca znikł w ciemnościach za szybą
wytężam wzrok, lecz widzę tylko
wieże kroczące na Wzgórzach Krzesławickich
i ludzkie sumienia czuwające długo w noc, jak dusze świętych
niemogące w tym kraju oderwać się od ziemi
a może świętość oplotła korzeniami kamienie w podziemiach historii
Przysuwam twarz do chłodnej szyby
nareszcie jestem sam, zasłużyłem na to
nareszcie staram się dostrzec własny słoneczny brzeg
otrzeć łzę biednemu mojemu bratu
Ludzie przychodzą i odchodzą,
złe słowa unoszą się długo w zatrutym powietrzu
ich wspaniałe domy partii jak zamki
wznoszą się na skałach nad tą rzeką
lecz to tylko ty wypełniasz całą przestrzeń
więc pozwól otrzeć tę łzę
Wzgórze wawelskie zawsze pozwala patrzeć daleko,
ale czy ponad historią?
stanę na nim, będę młodszy, chociaż o jeden rok
nie będę się już dziwił, dlaczego mój wzrok zamiera
wymierzony w kochane twarze
nie będę się już dziwił, że ona chciała być ze mną
Słoneczny brzeg osaczył mnie w nowej pułapce
przede mną w błyskach piorunów osiedla Nowej Huty,
za mną w półmroku Sukiennice
Słoneczny brzeg osaczył mnie wewnątrz
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Czy trzeba stracić nadzieję, żeby przyszło zwycięstwo
by skorzystać znów z tej łaski
Zamknięci w sobie krzyczą w tłumie
jakiż dziwny to kraj
jakiż marny wysiłek by ochronić swój dom
śmiejesz się widząc jak gubią się w interesach przegranych
jak gospodarze oczekujący jałmużny
samobójcy w najszczęśliwszym dniu
zamknięci w sobie na zawsze
już nie ma komu powiedzieć: „jestem wolny”
chociaż reguły wolności wymyślono w paleolicie
Patrzą ciągle w niebo zachmurzone
nie chcą odwrócić wzroku na chwilę by obejrzeć
jak po umęczonej twarzy płyną łzy, łzy znów
I znów jak ojcowie są niewinni
i idą tracić nadzieję
gdy jeszcze jeden plan upadł
Nie dają się pochwycić w gorącą sieć
nie dają zamrozić swojego serca
O tak! Złamią to głupie konwencjonalne słowo „wolny”
i potkną o leżący w pyle drogi jedyny kamień węgielny
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Z początkiem maja zakończyła się ulewa
lecz krople deszczu jeszcze teraz
spadają z wysokiego dachu na blaszany parapet
W tej części miasta pozostało tylko kilku ludzi
reszta poszła zatknąć drzewce sztandaru
aby stało się osią świata
Wstałem od stołu aby chcąc wyłączyć radio
w ostatnim ludzkim odruchu
przed chwilą gdy się przebudziłem
uwalniając z jej dziecięcego uścisku
ty powitałeś mnie jak obcy
jeszcze nie wiem czy wstało nowe pomiędzy nami
zrozumiałem, że ktoś tu nie ma racji, ale kto ?
Ze wstydem wyciągnąłem rękę przed siebie
lecz ty już nie nazwałeś mnie moim imieniem
po chwili wahania nareszcie pojąłem
po której jestem stronie swojego własnego życia
ocenę która jest słoneczną pozostawiam  innym
Będą zastanawiać się nad śladami słów proroka
w partyjnej prasie lub podziemnej bibule
Spadające strugi wody zmywają gorące uniesienie
politycznych nocy i asfalt staje się czystym lustrem
zamiast twarzy odbijającym krew przyszłych bohaterów
Lecz nie wiem wciąż, który oddech zadecydował
a może przyśpieszone bicie serca w zatłoczonym autobusie
odtworzona manifestacja z upalnych majowych dni
sprzed dwudziestu lat która miała być deklaracją sumienia
wczoraj rozważałem sprawę internacjonalnej wędrówki za chlebem
potrafię dziś uwierzyć że jestem częścią jakiegoś słowa
nawet teraz gdy nie muska rozwiany czerwony sztandar
mojej zmęczonej twarzy
Gdy powracałem z piekła do nieba znowu stwierdziłem
że droga nie prowadzi pod górę a wyboistość
na którą tak liczyłem pozostała dla niego
( i ) Zabrał mi resztę mojej racji gdy rzekł – z mojego
punktu widzenia, co nie znaczy, że zza szyby tramwaju
lub zza szyby szczecińskiego fiata ewentualnie ze szczytu kurhanu,
czyściec jest ostatecznym spełnieniem i gorączka
dyskotekowej nocy jest ogniem prawdziwie ostatecznym –
gdy później wychodzę w deszcz.
Ta odwieczna zieleń wcale nie jest dobrym tłem dla czerwieni
tło wszelkich słów w momencie zatrzymania jest błękitne
Mierząc swoją prawdę powiedziałem nieopatrznie
– niech wszystko co niszczy ten kraj przemieni się w dobro,
a ty jakbym to nie ja był wyznawcą starożytnych dogmatów
zbudziłeś mnie w majowy poranek słowami których wciąż nie znam
Ja tak chciałem się zatrzymać wreszcie
w pamięci mając obraz dopełnienia
teraz pozostało mi już tylko czekać
lecz tam gdzie z tobą
nie spotkam jej już nigdy
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
*Agłaja*
Nie mogłem doprowadzić swojej twarzy do płaczu
gdy patrzyłem na roześmianą gębę chłopca
który nabrał do mnie szacunku starając się o twoją rękę
nie wiedział co wyraża moje oblicze
nie wiedział co jego oblicze przynosi dla mnie
nie zgadł i on że uskarżam się na swoje zdrowie
Gdy jestem całkiem sam pokazuję palcem
na swoje chore części ciała i na to czego dotknąć nie można
a budzi się co rano w sumieniu z epilepsją
jako niewykarmiona umierającą część narodu
trzymam się za brzuch i taką samą spuchniętą gazetę
Głośno wyraziłem swoje myśli [nie raz za głośno]
kto za mnie tego żałuje
poniewierają mnie najbardziej wtedy gdy są
uczciwymi komunistami i tak bliscy swoich ideałów
a gdy przestają się mną interesować zaraz stwierdzam
że tylko mnie nie ima się zaraza
wczoraj podawali w radio że udzielono mi pomocy
Teraz gdy patrzę na zdjęcie dziewczyny, która
umarła równo sto pięćdziesiąt lat temu
i widzę jej śliczną schizofreniczną dla systemu twarz
pod nią koronkową białą bluzkę a nad nią kapelusz
przypominam sobie wreszcie to imię – Agłaja
w drobnej ręce trzyma parasol osłaniając się przed
słońcem rewolucji
przypominam sobie wszystkich zabitych i rannych
bojowników o wolność
[..więc teraz proszę cię mój kuzynie bądź mi wrogiem..]
U nas ludzi zorganizowano w trzymilionowy tłum osobników
niosących przez kraj zawał serca dla każdego
[wpadających do wyschniętej studni]
Ja nie potrzebuję pierwszej pomocy ale proszę
zrób sztuczne oddychanie mojemu ojcu
Wczoraj pozwoliłem zakochać się w sobie
jednemu chłopcu i dwu dziewczynom
[dlaczego ja ich nie pokochałem?]
uporczywie przekonywałem ich jednym bezsensownym spojrzeniem
by stali się takimi samymi jak wódz zboczeńcami
Kiedyś gdy wolność dla obojga rodziła sie za ścianą
dotykałem końcem wilgotnego języka słodkiego ramienia kochanki
Mężczyźni z tego baru którzy nie rozumieli polityki
współistnienia natarczywie narzucali mi się cały wieczór
Z tych kilku kart cyganka ułożyła mi daleką drogę
i wizję mnóstwa pieniędzy do wydania
popchnęła mnie tam, lecz zawróciłem
więc wy szukajcie moich pieniędzy
Ale czego chcecie ode mnie, ale czego chcecie
nie jestem młotem ani kowadłem
sierp to wcale nie ja
ani cyrkiel ani węgielnica
Czy mam zwracać się do was po imieniu
ale ja nie towarzysz, ja nie towarzysz
czy mam otworzyć dla was sklep by każdy z was
odczekując trochę w kolejce mógł kupić sobie niezależność
Macie rację ale to właścicielem jej jest wujek z siwą brodą
i z długą siwą czupryną – nie wy
kto mu wydał zaświadczenie że był prawym człowiekiem
tego jeszcze nie wiadomo
wiadomo że wy go nie macie
Mnie wystarcza ta wolność którą mam z jej oczu
z jej papierowych spojrzeń pomiędzy mężczyzną a kobietą
[Kończąc] Pozdrawiam na drogę wspomnienia
[i ty teraz pomyślałeś że to list]
kocham wyraz twarzy chłopca z plakatu i boję się że wszystko
zniknie na zawsze jeżeli coś się nie wydarzy
Gdy znów dotknę palcami twojej twarzy
[po raz pierwszy powiedziałem to głośno]
>>>
???????????????????????????????
Oni są przekonani do swoich barw
twoje rady wzywają do walki
ich kaznodzieja potwierdza pewność racji
unosząc pięści nad głową
ale dlaczego ten ślad uderzenia
stał się na twym policzku czerwony
jeżeli pomylisz się następnym razem
i powiesz białe zamiast czerwone
zostanie ci już tylko ostatnia szansa
będziesz mógł powiedzieć jeszcze
czerwone zamiast białe
gdy nie będziesz mógł zrzucić
swego kryzysu na karb opatrzności
nie pozwolą ci publicznie przyznać się
że jesteś najwyższym kapłanem jakiejś cuchnącej sprawy
Był tu dzisiaj człowiek,
który potrafi dojść do czegoś
i wie na czym polega zwycięstwo
wygłosił jakiś sąd na temat tęczy
która wstaje po burzy
przemykał się pod kościelnym murem
by móc zdążyć na partyjne zebranie
ale zrobiło się już bardzo późno
i wstąpił tutaj bo noc zakryła wszelkie kolory i cienie,
odczekał do świtu i odszedł z uśmiechem
czy ktoś taki mnie uratuje przed klęską
radość to nadzieja
>>>
DSCN1654aa
Maj jest tylko dniem
w roku mej samotności
maj jest tylko w białą ramę
oprawnym zachwytem
maj jest tylko pejzażem
po horyzontu kres zielonym
W moim oknie biel dziewiczych sadów
tak smutne rozpięte między ramami okien
sady, sady, sady kwitnące bezgrzesznie
nadzieje mojego ojca na złotolśniące zapachy
Maj jest tylko wesołym grajkiem
stadem łaciatych mleczarni
rozrzuconych w gąszczu traw
te ciemne bryły cerują ziemię z mozołem
natchnęły mnie kiedyś białkiem
bym mógł je dziś oglądać 
z perspektywy innej formy białka
[biel spada z nieba
na kwiecistym śniegu]
odchodzi zachwyt niebanalny
bezkształtny bezdźwięczny
bezparkowo bezwagarowo
płynę oceanem siniejących mgieł
płynę wytężam wzrok
kształty kontury zarys ust
po szczęście zamówić brzęczące
gaduły na urodzaj
W majowym słońcu płowieje świat
a majem rozkwita powoli dusza
dusza roztargniona
muzyka na skrzydłach i płatkach śniegu
chwila wspaniałego nastroju
muzyka na ustach
jak rosa rozbłyska w trawie
wiosenne sprawy zmęczonych głów
opadają jak zmory wbijające szpony
w misternie tkaną sieć z nitek dmuchawców
wewnątrz opuchniętych mózgów
maj z powielanym nastrojem wyczekiwania
spokój wisi kropelkami rosy
na płatkach jabłoni
pachnącej nadzieją konwalii
spokój nadchodzi jak wiatr rozmarzony
tymczasem w moim pokoju
maj z zapachem życia Olimpu
i ambrozja w słowach
>>>
??????????
Pędziłem sam
kamienistą stromą drogą
głową w dół
z rzęsami na plecach
ze łzami w oczach
zobaczyłem siebie na szalonym koniu
porwał mnie pęd w siebie
przyjemność spadania którą mam
od wieków przez dziada mego ojca
jeszcze ze stepów
Okrągłym sercem toczyłem na dół
całą swą radość
młodość pozwala wspiąć się w górę
i młodość pozwala  runąć w przepaść
padając jak płatki śniegu
za drżenie nóg za mokre czoło
rozwiał mi chwilą wiatr włosy
Czym zachwyca nas wszechświat pędzący
na zewnątrz każdą chwilą
gdy przyjemnością jest nam pęd wichru
niewidzialnych rumaków spadających
jak zwiastuny śmierci na trawę drzew
w pędzie zespolony z kawałkiem metalu
uciekałem przed spalinami
omijałem sprawy ludzi
każdy włos szydził na wietrze
z kurnych chat przebiegających mi drogę
nie dałem zepchnąć się z mego rumaka
ściana spokoju została rozdarta
strzałą mej głowy
pędziłem na złamanie smutku
zgubiłem chandrę w przestrzeni
stanąłem na drżącej ziemi
z bijącym sercem
wśród pustych dni dzień siódmy
dzień spadania
dzień horyzontu
dzień spadania
>>>
??????????
W upalnych minutach letnich dni
przekłada słońce ludzkie przekładańce
spocone karki zwisają w trawach
w zwałach tłuszczu perlą się snoby
przybywa wolnych miast
podobni rybom łykamy piach
na rożnach wakacji w milionach aut
w płytkich bajorkach wilgocąc czas
wymiastowieni nadzieją spokoju
znajdujący zwierzchnika pod ziarnkiem piasku
tłoczą się na plażach i pustyniach
a skwar dojrzewa w ziarnach zbóż
a złote bochny chylą głowy spieczone
w oceanie żniw płynącym całym kołysaniem
wibracją horyzontu rozlega się dźwięk
przeszywający łan to kosa i kamień
przepiórka i kombajn
jak wcześniej budząca cisza
zawieszony pod sklepieniem przecierpliwiony
w spiekocie wypala się płowieje ptak
samotny tryl
czas zawsze tak samo płynie płynie płynie
czy chłód czy smutek czy nuda czy skwar
patrzymy w słońce jak w fatamorganę
i drży świat w powietrznej nieznośności
sumienia wysychają serca
stygną
w cieniu
[że chore serce zabito
rytmem życia
że
życia
rytm
zabija]
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Tęsknota za wysokością jest czystym pragnieniem
młodość zrównoważona nie istnieje
samotne pustelnia czeka ciągle
pustynia wrażeń kamiennych
zdrowe własne zmysły nawiedza
dzięki marzeniom gorzkim
czekaniu na chwilę uniesienia
dostrzegam me schody do nieba
z liści łopianu do stratosfery
wytwór wyobłoczonej fantazji
pasionej na hal wyżynach
mdłego ziela długiego jak spaghetti
mającej dość
trwając pajęczyną w smętnym oknie bezczasu
zamiast spojrzeń mam wschód
zamiast spojrzeń mam zachód słońca
czekanie na chwilę radości wstępowania
jest wstęgą łączącą zgrzybiałych starców
z ich nastoletnimi ciałami
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Pamiętam go jak wyruszał na wojnę
idąc pomiędzy ludzi
nie był stary ale miał już dość
usiedli obok siebie po latach
ich miłość odeszła od nich
ludzie patrzyli zadowoleni
lecz słowa które nareszcie przypłynęły
nie niosły niczego wartościowego
Bolesny dzień który przyszedł za wcześnie
ona zjawiła się tu o złej porze
owoc miłości zrobaczywiał na początku lata
U nas możesz zdrzemnąć się po obiedzie
kładąc się w poprzek drogi – przyjdź
Byłaś gałęzią kwitnącej wiśni
na którą nie spadł deszcz moich łez
rozkwitałaś wesoło i spokojnie
rozkwitałaś dla mnie – pogodnie
Potem poznałem że jestem wężem wielkiej sprawy
i powiedziałewm –
nie zaśpiewamy sobie tak bardzo znanych piosenek
nie dotkniemy siebie zdecydowanie
nie wiem co dla ciebie jest dobre i potrzebne
nie potrzebuję twych spraw
mam dość swoich
nie błądzę po twoich drogach
moje są jeszcze niepoznane
Nie jestem pewien sensu i prawdy
tak jak tego że idziesz właśnie przede mną
gdy zatrzymasz zatrzaskujące się
na niebie stalowe wrota
wpłyną za tobą roje białych motyli
dusze twoich bliskich i kochanych
tu krzykliwe mewy krążą nad wzburzonym oceanem
białe rozrzucone na wietrze
zwiastun burzy ich już nie doścignie
choć jego koń wyskoczy grzmotem spoza chmur
wicher nadyma swe policzki
żagle stają się syte przestrzeni
żyły masztów napinają się z wysiłku
twoje okręty płyną przez wrota niebieskie
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Gdy nagle znajdziesz się sam w pustym domu
stając w oknie wyjrzysz na mokre podwórko
zdarzy się czasem że zamkniesz oczy
Gdy nagle ustanie drżenie rąk
ponure obrazy przyniesione z własnej ojczyzny
do własnego domu
ustąpią ze swych starych miejsc
jakiś przypadek da ci uwierzyć w część pamięci
którą nazywasz człowiekiem
Cisza odsłoni choćby w najmroczniejszej nocy
twego wnętrza
dwa nieba osłaniające zenit i dno
jakaś piosenka w radio narzuca się natrętnie
i nie daje spokoju
wtedy ona przychodzi
wyciąga ręce które zarzuca ci na szyję
i przyciska swoją głowę do twojej piersi
chce coś powiedzieć
lecz słychać twój głos
kocham cię potrzebuję cię
jeszcze przez chwilę przytuleni do siebie
zaglądacie sobie w oczy
i  wtedy ten refren nabiera sensu
i teraz już żaden komunikat nie jest w stanie
zamącić wiary i radości
Gdy otwierasz oczy dostrzegasz jak
nagle ustaje deszcz
ulatują złowróżbne myśli i słowa
przestrzeń wypełnia się szeptami aniołów
>>>
??????????
Ręka młodego malarza posuwa się nad płótnem
leżącym na podłodze
Jego pędzel pozostawia duże jasne plamy
miłość przepływa przez żywe ciało
między jego krańcami
przenika przez niepokój i rozpływa się w powietrzu
tworząc słoneczną mgiełkę
Ciało posuwa się za nią
jak światło wpada w ciemność
pomaga ślepcem dotykając duszy
kolory obrazu poruszają się płyną
kochają się
W marzeniach stają się autoportretem
>>>

1978

??????????
Stanąłeś przed nią jak nowy bohater
i otrzymałeś piekący policzek
jeszcze teraz czujesz to uderzenie
Postaraj się to zrozumieć
gdy będziesz wracał z daleka do swojego domu
Stworzyłeś dla niej najwspanialszą
scenę świata
lecz wszystkie palce po spektaklu
skierowane były w dół
Napisałeś kilka książek i podpisałeś – „Wieszcz”
potrząsnąłeś od wewnątrz generacją
odsłoniłeś wady i wzmocniłeś się uprzedzeniem
opracowałeś planowy rozwój planów
jako pierwszy wystartowałeś na orbitę
całkiem demokratycznie
a wszystko to zaraz po wyjściu z lasu
Dlaczego więc ta grupa dzieci szydzi z ciebie
dlaczego ci starcy uśmiechają się
i wskazują na ciebie palcami ?
Teraz będąc bardzo doświadczonym człowiekiem
godzisz materializm z wiarą w Chrystusa
zobacz jak daleko już doszedłeś mając
przed oczami tylko swój interes
Dlaczego twoja dziewczyna unika twojego spojrzenia
a przyjaciele spalili twój dom
przez całe życie pilnowałeś snu tych panien które
odpowiadają za nitkę życia
wpatrując się z białego kamienia w jeden punkt
Policzek drży ci nerwowo gdy widzisz
jak jedna z sióstr wznosi powoli swoją dłoń
chcąc nagłym ruchem przeciąć nić w przebudzeniu
Tak już czas idziesz poprzeć swoją kandydaturę
na bohatera
>>>
DSCN6061a 
Siedząc na brzegu wygnania
czekam na to co wynurzy się
z Chaosu
podziwiam spadające pierwotne błyskawice
historii
czuję się jak osoba
nieprzydatna do niczego
a jednocześnie stwórca
ja obserwator słupnik
pierwotne błyski wypełniają mnie
jeźdzcy apokalipsy zapalają horyzont
anioł stoi obok
z zapalonym mieczem
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Niesiesz ogień w ciemnościach
słyszysz całkiem wyraźnie ciszę
to pusty pokój w wynajętej twojej samotności
podszedłeś z ogniem do okna
i nagle zrozumiałeś jedno
już nie wiesz jakim słowem
nazwać to co wewnątrz i to co na zewnątrz
próbuje zmienić się w prometejską ideę
Jak przed kolejną próbą
z rezygnacją trzymasz w górze zapaloną zapałkę
już nie wiesz czy będziesz miał szansę odwrotu
gdy wszystko się spełni do cna
gdy zapanuje wielki dzień i wielka noc
nazwać, nazwać chociaż to co wewnątrz
(cóż oprócz ciszy pozostanie)
>>> 
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Gdy powróciłem z tej długiej podróży
pod znajome drzwi
stałem chwilę oparty o poręcz schodów
po których wbiegałem codziennie
przez dziesiątki lat
gdy byliśmy razem
gdy pełni pragnień
traciliśmy wspólne chwile
jak niespodziewane pieniądze
Ta głupia miłość dała nam przecież coś
coś co przetrwało rozstanie
długo czekaliśmy na siebie
na krawędzi nienawiści
nie wypaliliśmy się jednak
w swoim niepokoju
rozbudzone marzenia oświetlały na drogi
Jestem znów przed twymi drzwiami
cóż rozpoczniemy wraz
cóż zakończymy po latach
czy przekroczyć ten próg jak kiedyś
z bukietem wątpliwości
nieoczekujący niczego od życia
 >>>
??????????????????????????????? 
Sen przychodzi
jak kobieta odwraca się w łóżku twarzą do mnie
dotyka policzka
sen przychodzi
z wierzbowych polnych dróg
z ceglanego labiryntu starych fabryk
z zagrody i z nocnej zmiany
pozwala się poznać
w chwili ostatniej przed śmiercią zmysłów
przegradza strumień światła
spadający na ciało z rozdartych chmur
strumień światła towarzyszący pośród rzeczy
i ludzi tworzących sprzęty osobistego użycia
strumień eksponującego i osłaniającego światła
tworzący warunki dla ekspansji cierpienia
Sen wychyla się z tła
jeśli jest ludzki jakże by zapanował
nad ludzką indywidualnością każdej myśli
a może jest boski ?
na pewno na pewno
jest mój i twój
właśnie teraz nareszcie
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Czy miejsca ci brak
że tak rozpychasz się łokciami
Czy straciłeś już wszelką nadzieję
że patrzysz tak obojętnie
nie przekonujesz już nikogo
do własnych poglądów
co z tobą bracie
Jeszcze wczoraj namówiłeś mnie
na kilka pochwał twego systemu wartości
w który dzisiaj sam wątpisz
pochwały tylko powtarzasz bez końca
jakby to miało jakiś sens
Oni już mają swojego bohatera
a my kreujemy męczenników
tylko na jeden dzień
oddajemy swoją wolność przeznaczeniu
wierzymy w formę lecz co to da
Czy już wizja twych najlepszych dni
tak owładnęła tobą
że poniechałeś całkiem walki
a może jasny anioł wskazał ci
jak masz czekaniem wypełnić
tych kilka ostatnich chwil
Sobie samemu odbierasz prywatne opinie
lecz zawsze znajdzie się w pobliżu
choćby jeden sędzia, choćby jeden uzdrowiciel
twoje słowa lub milczenie mogą okazać się
całkiem bez znaczenia
Czekałeś na to przez 20 lat
nie mogłeś zasnąć żadnej nocy
tysiące bezsennych nocy
zabijanie ostatnich przyjaciół
twoje szczęście nie pozwoliło się
wyhamować na twojej drodze
pomimo twoich wysiłków
wszystko musiało nastąpić
Sobie samemu odbierasz szept
śmiejesz się jak szaleniec
domagasz się sądu
gdzie byś go odnalazł
gdyby wszyscy byli po twojej stronie
>>>
???????????????????????????????
Ile to już lat przeskakujesz z kamienia na kamień
zeskakujesz ze stopnia na stopień
jak linoskoczek nad przepaścią
idziesz krok za krokiem
podczas gdy horyzont gdzieś się rozmywa
i tak trudno ci dotrzeć tam gdzie chcesz
próbujesz odważnie zdobywać świat
a czasem znów zatrzymujesz się na długo
i stoisz pośrodku drogi w zamyśleniu
Krople muzyki spadają z głuchym łoskotem
na dno pustego serca, rozlega się echo samotności
jedyne co posiadasz dla siebie to tylko
ten odwieczny wewnętrzny zew
Podczas popołudniowej drzemki olśnił cię
nowy metafizyczny system
zbudowałeś swoje zdanie i żyłeś zdrów
przez noc aż po kolejny świt
pojawiająca się nad ranem krytyka
dosięgła ciebie samego
twoja droga załamała się w kolejnym zakręcie dziejów
Wpatrujesz się długo w kochaną twarz
otaczasz ramionami swojego przyjaciela
dyskutujesz z uczniami nad kuflem piwa
i nagle przypadkowa osoba
jakiś prawicowy katolik lub lewicowy spekulant
odbiera ci resztę światła
oddajesz je sam w zamian otrzymując jedynie życzliwość
Wszystko przez te przypadki wzniosłości
których szukasz wciąż
w swoim własnym wnętrzu
>>>
??????????
Mówiłeś, że dałbyś tak wiele
że wymieniłbyś połowę swojego życia
za jedną cichą noc, która zakryłaby
twoje wielkie pragnienie
Mówiłeś, że chciałbyś w niebieskich oczach
przeglądnąć się jak w jeziorze
i pójść zaraz potem dalej w swoją stronę
by znowu czekać wśród kamieni na swoją kolej
Mówiłeś, że odzyskałbyś siłę
i popatrzył przed siebie jak prorok
gdyby ta noc niespodziewanie nadeszła
mówiłeś, że na pewno odmieniłaby
twoje oblicza lecz nie porzuciłbyś drogi
Ja pamiętam, nie odszedłeś o świcie
nie chciałeś niczego dać sobie wydrzeć
krzyczałeś, że odnalazłeś to tylko dla siebie
i musisz tu pozostać bo tu twoja nadzieja
i tu zacne spelnienie
ona odwróciła się za siebie by popatrzeć
jak silny kiedyś byłeś
>>> 
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Jakie masz imię?
Jaki numer piętnuje drzwi twego domu?
Jakie są twoje znaki szczególne?
Czy znów muszę to wszystko rozważać
by móc wyruszyć dalej?
Teraz zwieszam nogi  przekładając je przez parapet
siadając w moim oknie
teraz nie jestem już taki skulony w oczekiwaniu
lecz wyprostowany i swobodny
zciszam głos, mróżę oczy
Nie mogę dostrzec doliny
w której wzrastasz w słońcu dla mnie
nigdy jej nie widziałem ale nazwę jej znam na  pamięć
Z wysoka dostrzegam przecież więcej niż tylko
dno przepaści
widzę wyraźnie faszystowskie i komunistyczne ślady
pozostawione na drogach i sercach
widzę bezimienną śmierć, męczeństwo bojowników
Nie mogę dostrzec doliny, w której wolna wzrastasz
w słońcu dla mnie
Ojczyzno!
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Płomień, który wznosi się zbyt wysoko
gaśnie jakże szybko
Ślady zostawione na piasku
nikną pod byle pyłem
Ze wzgórz spoglądasz na dolinę swego życia
i nie widzisz w niej nawet siebie
dziś dość wszystkiego już masz
Wyprzedane na targowisku pychy radosne chwile
jednym dobroczynnym gestem rozdane bolesne dni
na ich numizmatycznej wartości
nie poznał się i tak prawie nikt
Powracasz w odwieczną ciemność
by czekać tam na promień wiedzy
Płomień płonie wciąż podsycany przez wiatr
śpiew lecący z nim przez świat, uchwycony nad głową
nagle wybrzmiewa w ustach milionów
W ciszy nad stawem nasłuchujesz przy wieczornym ognisku
melodii dolatującej z przybrzeżnych trzcin rezygnacji
W samo południe zaczynasz śpiewać
razem z zatłoczoną, gwarną ulicą
Leżąc w wysokiej trawie wsłuchany
w tykanie zegarka nad przegubem dłoni
myślisz o śladach na drodze, którą zamierzasz powrócić
do świata dzieciństwa
Pieśnią rozświetlisz ciemności jeżeli będziesz
cały muzyką i tylko wtedy
plomień niwe zgaśnie jak zapałka
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Długa droga wprowadziła cię do tego miasteczka
jak do jednego z wielu, które
się przy niej przyczaiły
Najpierw wygodnym autobusem aż do
pierwszej budki z piwem
potem rozklekotanym samochodem przewożącym
robotników aż do
pierwszego większego miasta
Pozdrawialiśmy dziewczyny stojące przy drodze
machaliśmy rękami do dziewczyn zbliżających się
do nas szyba w szybę
W towarowym furgonie śpiewaliśmy piosenki
których nikt nie słyszał
spod grzywy włosów dostrzegliśmy
dziesiątki kominów strzelających w niebo
dymami kolorowymi jak na koncertach rockowych
Trzęśliśmy się na drewnianej ławeczce
obok przechylających się na zakrętach
beczek z lakierem i klejem
Oddech wydobywał się z naszych organizmów
tak samo jak z organizmu kraju totalnie nieświeży
brudne nasze ręce podróżnych
ściskały krawędzie ławek
tak samo jak ręce więźniów w eszelonach
jadących w nieznane
Każde z punktów na mapie było miejscem urodzenia
każde mogło być miejscem czyjejś śmierci
Wciąż w tym domu samotni
oglądający z korytarza dziesiątki zamkniętych drzwi
Przed wieczorem załadowani na wielką ciężarówkę
pędziliśmy po siniejące mgły, po czerniejące
na wzgórzach lasy, za daniem umykającym coraz szybciej
W oszołomieniu złudzeń, bez racji i szans
przemierzaliśmy kraj szukając swoich dolin i ostańców skalnych
setki kilometrów w kurzu i skwarze, dnie i noce
na królewskich traktach włóczęgów, przekraczający
narodowe rzeki
Na drodze sumienia, na drodze wielkiej bibliotece
na drodze powodzi, na drodze beczce historii,
na drodze prawdy i codzienności, na drodze pękających zapór
Uderzyliśmy w największą tamę swoimi ciałami
jak kamieniami
uderzyliśmy ciężarówkami serc
zaobserwowaliśmy pierwszy wyciek nad głowami
>>>

?????????????????????????????
Na tej pustej szosie stanąłeś twarzą do wiatru
popatrzyłeś w niebieskie oczy swojego nieba
wybijając stopą rytm o gorący asfalt
powróciłeś myślą do tej swojej jedynej dziecięcej miłości
Zanim stanąłeś na szosie spędziłeś lata
na wpatrywaniu się przez otwarte okno
w krajobraz absolutu  nocy
spędziłeś młodość na przemierzaniu dolin górskich
zdradzany przez sąsiadów, wytykany palcami
oszukiwany, oszukiwany wciąż za karę
wracałeś jesienią na niziny z zaciśniętymi zębami
aby umierać na progu orlich snów
Teraz już tylko sznur samochodów i rytm
w drgającym powietrzu, teraz tylko spóźniony woźnica,
teraz już tylko spóźniony szept, teraz nikt nie usłyszy
gdy będziesz wołał o pomoc
Zagadka odgadnięta znów przeradza się w kolejne pytanie
stoisz bosy na gorącym asfalcie, wypluty z historii toniesz dziś,
między palce wciska się czarna teraźniejszość,
fale narzuconej wesołości, fale obłędu zbliżają się
w samo południe wiatr zakrywa ci głowę chustą gwieździstego nieba
niebieskie oczy nieba zamknięte
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Zbliżył się do niej by popatrzeć w jej twarz
chciał poznać po wyrazie twarzy czy jeszcze jest jego
nikt nie potrafił przekonać go do czegoś
zdradził się w jakimś klubie ze swej absolutnej pewności
niczego
ona rzeczywiście się już dziś tak nie uśmiecha
szuka innej drogi
ona, która nosi bliskie mu imię modli się
innymi słowami tylko przez niego
a może stara się tylko zapomnieć
Szedł dziś kasztanową aleją jak prorok pełen natchnienia
zagłębiał się w myślach chcąc zrozumieć
nowe słowa uchwycone we śnie, daremnie
przefiltrowane do świadomości nie istniały dla niej
chłodną wodą zmył ich sens tak jak sen
Czy wie, że nie musi udawać samego siebie
czy wie, że nie zmieni spojrzeniem niczego w czegoś
gdy braknie słów, nikt nie pójdzie za nim nawet
gdy zwrócą na niego uwagę, tak samo jak ona
Poczuł jakiś ciężar na swoich kolanach
jakaś ręka objęła go za szyję
ktoś przylgnął do niego swym ciałem
jeszcze raz wyznano mu miłość na odchodne
ona pęłna czegoś
ta która uznała, że jest wolna zatrzymała się w drzwiach
ci, którzy wymachiwali pięścią przesłali pozdrowienia
Wskazującym palcem kreśli w powietrzu nowe przesłanie niczego
wreszcie mówi, że wierzy w zwycięstwo
zwycięstwo, zwycięstwo, spełnienie, błogosławieństwo
wieczny pokój za śmierć bohatera
ręka wznosząca się w geście zaproszenia
wszyscy, którzy go otaczają są niemi
Ona znów stoi obok niego okazując spokój i obojętność
choć nie rozumie nadal nic z jego przesłań
ma w sobie coś: inną dojrzalszą wiarę
znikł z jej warg kpiący uśmieszek
czeka znów na spragnione spojrzenia
rozbudzona nową gorączką miłości
Przesłania tymczasem zapalają świat, tak jak chciał
na gruzach siebie staje nowy budowniczy
w przymrużonych oczach obserwuje zachodzące słońce niczego
obejmuje wzrokiem wielką kamienną płytę słońca
czerwieniejącą nad wzgórzem
czegoś mu brakczegoś od niej chce
ciepła
>>>

???????????????????????????????
Mój cierpiący antyczny brat zaopatrzył się na długą drogę
zacisnął w zębach miedzianą monetę
i rzucił się wpław
Kiedyś z krakowskiej galerii wyszedł płonący mężczyzna
podał mi rękę i rzekł
spójrz na mnie –  tylko zwęglone ciało może się na coś przydać
gdy opuszczasz progi rodzinnego domu
Jeden z dawnych znajomych rodziny
nie mówił nigdy nic ale wszędzie gdzie się pojawił
dawał świadectwo swojej drogi dźwigając
na swych plecach ogromny jak dżungla drewniany symbol
własnej śmierci
Dziasiaj zacząłem się rozglądać za odpowiednim
sumbolem mojego przejścia
zobaczyłem w Bramie Floriańskiej
swoją matkę i swoją łzę
wielką jak konfesjonał
>>>
??????????
Wewnątrz mojego dnia potrafię dostrzec puste miejsce
oni wiozą mnie tam gdzie chcę lecz omijają mój cel
czekam spokojnie, uczę się spojrzeń od nowa
by znów zapomnieć by zacząć jeszcze raz
Wewnątrz wielkiego miasta już nie potrafię się zgubić
obelgi na każdym kroku są moją mapą
każdy pozbywa się swoich obelg w publicznych miejscach
nie tak znów daleko od swojego domu
Walczę z tłumem o okruchy wolności
sprzedałem wczoraj jakieś śmieci które były moim życiem
dorobiłem się niezłego kapitału jak na początek
zakupiłem cukierek wypełniony zdradą i cierpieniem
owinięty w błyszczący papierek systemu
Gdybym jeszcze pochwalił ich stałbym się na pewno
przedmiotem uwielbienia
podnosząc się z posłania śmierci uderzyłem głową
w niski pułap historii
Przeglądnęłaś się w moim źródle
pocieszyłaś swoje odbicie łagodnie falujące w ciszy
– nie pozostaniemy tu na zawsze
– dotknij mnie jeszcze zanim odejdę
czarna toń zmącona wchłonęła twoje drugie ja
na przerażenie było za późno na wstyd w sam raz
Wewnątrz mojego dnia jest puste miejsce
oni kołyszą moje sumienie w takt nieskończonej muzyki
jeszcze wolno drga struna która wydała wysoki ton
kiedy zamilknie wreszcie na zawsze
Ponoć tanio można kupić samego siebie
szkoda tylko że pieniędzy jeszcze nie wymyślił nikt
Zabłysnąć jak gwiazda choć raz a potem skryć się
choćby w cieniu kamienia zła
przesunąć wargami po jej policzku a potem zniknąć
w burzy oceanu
takich rad mi udzielono  by podsycić desperację wyrzutka
Wewnątrz wielkich dni jestem na drodze
dni muzyki i słów rozpoznawalnych, słów dla rozbitków
Siostry i bracia nie zasłaniają uszu tak jak oni
droga biegnie od przyczyny do skutku, droga zgubiona przez rozum
podniebne wędrówki w sercu miasta są takie zwykłe
Jestem wielkim wędrowcem stojąc samotnie
w zaułku tuż przed północą otoczony czarnymi oknami
zatrzymuję się by przepuścić pędzący w ścianę
więzienia sen
wielka wędrówka zaczyna i kończy się w duszy
Mój ukochany poświęcam ci wszystkie swoje sprawy,
których natłok nie będzie ci przeszkodą w destrukcji
do której zmierzasz – twój powrót zaskoczył mnie
chcesz złożyć swój podpis pod moim krwawym przesłaniem
ty jesteś stworzona do rewolucji nie tak jak ja
moja zgarbiona sylwetka samotna na tle tłumu
jak Quasimodo na szczycie miasta uruchamiam dzwon
Witaj druhu przypadków, witaj wariacie, witaj aniele
twoja gwiazda w konstelacji narodu którego nie ma
twoja gwiazda w ekspansji wszechświata w leśnym źródle
krwawe bandaże powiewają na drzewcach przypadków
czy to możliwe aby można było zatrzymać ich dzień
Twoje czoło jest dla mnie tablicą
przywołam dla ciebie prawdę mocą twych sił
obelgi poniosę dalej nad brzeg rzeki tam mnie oni nie znajdą
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Leżę w wannie pełnej wody i piany
zanurzony we stygnącą od trzech godzin wodę
wokół głowy mam aureolę pływających włosów i mydlin
zastanawiam się nad nowym sposobem ukrzyżowania Chrystusa
odkąd wstąpiłem do partii
prawie słyszę jak umiera na Rakowieckiej
W wyobraźni nie wiem dlaczego mam drogę
w której pyle odciskają się ślady wielu bosych stóp
moja egzekutywa powoli zaczyna dyktować warunki
zanurzam się w wodzie nie szukając tam wstydu
Jestem odurzony cierpieniami mojego gatunku
nie znajduję w wodzie ukojenia
szukam celu snując się wewnątrz dwuznacznych pojęć
włócząc się w cieniu półprawd
dusząc się na dnie wanny
nie ufam odkupieniu
Chciałbym uwierzyć że w jakiejś walce jest miejsce dla mnie
chciałbym powiedzieć jej że jestem wojownikiem
chłód nie udzieli mi rozgrzeszenia chłód mnie nie wybawi
choć czuję go jak muzykę nie złożę mu hołdu
nie uwierzę że może sam w sobie być jakimś celem
Słucham jak w radio piosenkarz uśmierca Chrystus
widziałem jak tacy jak ja kompletnie pijani towarzysze
przykuwali go wczoraj do ściany Pałacu Kultury
jeszcze teraz mam to przed oczami
z wody wysuwają się czyjeś ręce
pochwycony za nadgarstki czuję nagle jak
pomiędzy moje kości pomiędzy żyły i tętnice
w sam środek ścięgien ktoś wbija olbrzymie gwoździe
dwa stygnące niebieskie ćwieki pełne tęsknoty
przeszywają moje dłonie
trzeźwieję
>>>
???????????????????????????????
Robotnik powracający z pracy
duszący się autobusie zatłoczonym do granic możliwości
Stara otyła kobieta, która stanęła na ulicy Grodzkiej w Krakowie
w kolejce po mięso o wpół do trzeciej nad ranem i to jaka szósta
Pijany mężczyzna, który wyszedł po pracy z tarnowskiej fabryki
przewrócił się i zasnął na torach kolejowych
Dwudziestoletnia dziewczyna dźwigająca na ramieniu roczne dziecko
i niosąca w drugiej ręce siatkę z książkami
Czternastoletni chuligan bity po meczu „Wisły”
milicyjną pałką po plecach i rękach
Schizofreniczny wieśniak kłaniający się wszystkim samochodom
przejeżdżającym po międzynarodowej trasie koło Brzeska
Grupa dziewczyn śpiewających religijne pieśni
w wagonie restauracyjnym na trasie Częstochowa-Łódź Kaliska
Dziesięciomilionowy Polak wpadający w szał przed telewizorem
po strzale Deyny w czasie meczu piłkarskiego Polski z Argentyną
Stary stukilowy wrocławianin zgorszony prawie wszystkim
mówiący dziewczynie z naprzeciwka w obcisłych dżinsach i rozpiętej bluzce:
„jak ci nie wstyd”
Młody człowiek ze spuszczoną głową oczekujący na autobus linii 119 w Krakowie
i już przeszło godzinę wpatrujący się w wielką czerwoną planszę na skwerze
obo Teatru „Stu”
upstrzoną symbolami i emblematami,
w tym humorystycznym napisem o treści:
„PZPR PARTIA NARODU”
  
Moje życie jest jak moje połatane spodnie
pełne codziennych niespodzianek
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
Tocząc się wolno przez własny kraj
słyszysz tysiącletnie echo życia narodu
głosy wędrowców, którzy kiedyś poili konie  w tym źródle
szczęk zbroi rycerzy niosących na drzewcach sztandary
krzyk orła zrywającego się z gniazda na skale
Tocząc się wolno przez własny kraj
widzisz przestrzeń szerokich równin
ziemię w którą wsiąkła przed chwilą czerwona krew
sprawdzasz czy aby tobie jeszcze pulsuje ona w żyłach
Toczysz się wolno przez własny kraj
chcesz odnaleźć kogoś bliskiego
ludzie wsiadają do pociągów by wyruszyć tam
gdzie czeka na nich miłośc, gdzie czeka nadzieja
Toczysz się wolno przez własny kraj
na ziemi leży wiara i honor
pamiętasz o czymś co nazywa się domem
o czymś co jest celem wędrowców:
własny kraj
>>>
DSCN0110as
Patrzyłem kiedyś na twarze mężczyzny i kobiety
przeklinających siebie,
z wściekłością skaczących sobie do oczu
nie słyszałem ich okrzyków, gdyż zasłoniłem swoje uszy dłońmi
Jesteś dziś przy mnie
ja mężczyzna mówię do ciebie kobiety
zasłaniasz mi oczy rękami
ja mężczyzna mówię do ciebie kobiety
po raz pierwszy –
kocham cię
>>> 
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Siostro mojego pustego serca
czy wiesz coś o prostej śmierci
w snach i w pamięci nie pozostało już nic
jeszcze wczoraj potrafiłem coś odnaleźć w swoim przeznaczeniu
jeszcze wczoraj patrzyłem na profil jej twarzy
na mieniące się na niej uśmiechy,
depresje, zdarte złudzenia i ból
Dziś na Mlecznej Drodze policzkuję Chrystusa
dziś pragnę umrzeć pod jednym z mostów nie z żalu
lecz z głodu
>>>
??????????
Nadzwyczaj chłodne lato przyniósł jubileuszowy rok
w strugach zimnego deszczu niczym nieokryty
zmuszony byłem stać na betonowym cokole
mazurskiego kanału
obok pijanych przemokniętych szesnastolatków,
którzy dla zgrywy darli swoje koszule w strzępy
uderzony znienacka w jakimś porcie kląłem długo w noc
chociaż dobrze wiedziałem, że nie ostatni to cios
a kogóż mogłem zapytać od czego tak szumi mi w
głowie i dlaczego tak kołysze się świat
milicjanta?
przecież wówczas patrzyłem podejrzliwie w każdą
zmącona wodę
W wielkim poszukiwaniu, pogoni i ucieczce
trząsłem się miarowo setki smutnych godzin
w pociągach pośród tysiąca smutnych ludzi
przemierzając kraj z południa na północ,
ze wschodu na zachód
Umierałem i rodziłem się na nowo na każdej stacyjce,
w każdym mieście, nad każdym jeziorem
od czasu do czasu poiłem swoje serce
w najmniejszym źródełku chłodnej radości
odchodząc mówiłem – takiej jak ty nie spotkam już więcej
przeskakiwałem kałuże i odwracałem się jeszcze raz
żeby usłyszeć jak szepcze Ostateczny Koniec:
„czy uczciłeś tak naprawdę to święto?”
żeby zbudzić myśli wciąż po tej samej stronie
czy to w sudeckiej kotlinie, czy na małej stacyjce
kolejowej na Pomorzu, czy pod Kościołem Mariackim
zziębnięty słuchałem jak grają mi na pożegnanie
przemoczony modliłem się zasłyszanymi słowami:
„och siostro może już nie zobaczysz mnie więcej,
zostawiam ci szansę i winowajcę”
>>>
???????????????????????????????
Jak powiew czerwcowego upału
przychodzisz tu w środku zimy do studenckiego pokoju
Sprawiasz, że odwracam się nagle za siebie
by spojrzeć na ciebie
Wchodząc z latem zatrzaskujesz siarczysty mróz za sobą
Patrząc na ciebie widzę topniejący zeszłoroczny śnieg
i siebie wychodzącego w czerwonej kurtce
z domu innej samotności
schodzącego ostrożnie w dół śliską ulicą Uroczą
przechodzącego przez tory kolejowe prowadzące do Zakopanego
przeskakującego kałuże na przystanku tramwajowym
na łagiewnickiej pętli
wbiegającego na schody Uniwersytetu
patrzącego znudzonym wzrokiem przez zabytkowe okno
na szalejące Planty
na zieleniący się od początku kasztanowiec
Widzę cię stojącego w epicentrum autobusowej sprzeczki
toczonej w narzeczu suahili
pełnego wzniosłych myśli w Restauracji „Żywiec”
nawołującego do buntu na cokole bohatera
wypełniającego jakieś rubryki wyrokami sądów ostatecznych
płynącego przez jezioro rożnowskie z mieczem nad głową
nad brzegiem mazurskiego kanału znajdującego metalowy guzik
wyskakującego z morza we wrześniowy dzień
wchodzącego do pokoju w jakimś akademiku
patrzącego na odwracającego się od stołu młodego mężczyznę
Wyciągam z tylnej kieszeni spodni
wymięty kolejowy bilet z lipcową datą
którego nie wykupiłem nawet, bo nie miałem za co
i podaję mu 
 
W koszmarnym śnie ciągle czyhasz na kogoś
i przemykasz się w ciemnościach z nożem w dłoni
W bezsenną noc decydujesz się na morderstwo
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Już teraz wiem, że to nie twoje życie ukryje się w moim
tajemny znak pozwolił mi to zrozumieć
otrzymałem go od jeziora, gdy pierwszą miłością karmiłaś mnie
Burze gwałtownie próbowały złamać nasz prywatny nastrój
fale ognia uderzały o nasz brzeg
a my byliśmy na dnie spokoju, choć to trwało kilka dni
W ciemności i we mgle odkryliśmy nowy ląd
nie bacząc jaki okaże się dla nas
wiedzieliśmy, że nawet na złej ziemi, żadne z nas
nie zapłakałoby i tak
Ten twój dom od którego uciekasz
ta samotność której nie musisz szukać, zawsze jest pod ręką
ta twoja droga, która przecięła moja drogę
wyboista droga przecięła drogę krętą
wierzyliśmy że można nimi gdzieś dojść
Tanie wino dopijane w plastykowym kubku
pastylki dla zaspokojenia twojego drugiego ja
dymiące ognisko ze starych szmat
wszyscy oni fałszywie śpiewający hymn rewolucji
Powiedziałem, daj mi rękę pomimo skrupułów
niech cały niepokój przeniknie na zewnątrz
choćby na krótką chwilę
przecież nie twoje życie ukryje się w moim.
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Jestem przedstawicielem
zdrowej młodej socjalistycznej generacji
inspirowany zmianami systemu wychowawczego
a także częściowo własnymi myślami
stoję właśnie po tych wszystkich latach
na zewnętrznym parapecie okna na czternastym piętrze
obserwuję ruchliwą ulicę gdzieś na samym dole
zastanawiam się jak bardzo wyprzedzam swoją epokę
zawsze odważny wciąż słaby sprawdzam samego siebie
w prawej kieszeni kurtki mam pisemne potwierdzenie
właściwego systemu wartości dla Młodego Polaka
lewą mam wolną na wypadek gdybym odnalazł wreszcie
swój dowód osobisty i książeczkę wojskową
wcale nie czuję się zamknięty w stalowych konstrukcjach wieżowców
nie działają na mnie destrukcyjnie
ani potoki smrodliwych samochodów ani wielkie miejskie aglomeracje
mam czystą spokojną duszę i zielono-niebieską wiejską wyobraźnię
echa letnich burz płyną ku mnie na falach odległych horyzontów
powtarzające się groźne pomruki
utrwalane są na trzęsawiskach podświadomości
z każdym dniem nawet w słoneczny niedzielny poranek
zbudowany z czarnych chmur nie daję się strawić przez system
widzę wręcz ponury koniec tej egzystencjalnej epoki
ja nie mam tych problemów z przetrwaniem
patrzę na Godność i Sprawiedliwość
które jak i ja przewieszają piętro wyżej nogi przez parapet
nie wiem tylko czy z odwiecznej przekory  nie dziwię się nawet temu
w moim kraju młody ohapowiec który nagle
poczuje w sobie coś co inni nazywają sercem
zamyka się w ustępie i wiesza na pasku od spodni
a ja stoję ze swoim solipsyzmem w politycznych rękawiczkach
i już od dłuższej chwili patrzę sobie spokojnie
na roje słowiańskich ciał krzątających się tam w dole pode mną
wymyślam dla siebie ciekawe pseudonimy,
fantazyjne kształty orderów, treści nekrologów
widzę jak ogromne białe marginesy otaczają wąskie trotuary
na których zapisywane są bezsensowne czarne znaki interpunkcyjne
podobno biel jest skażona obłędem
chociaż przemawiam do siebie z jej krawędzi
jestem jednak przy zdrowych zmysłach
o krok od prawdziwej akceptacji 
życia poza systemem
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Jak to się mogło stać
że już dziś mówię do siebie ty
że na mojej dwudziestoletniej głowie tyle siwych włosów
że ludzie odebrali mi wszystkie moje cele
że przywłaszczyli sobie całą moją nadzieję
na darmo szukam już żywych wokół siebie
nie widzę życia w figurach woskowych aniołów
strzegących niby moich coraz to innych postaci
Jak to się mogło stać
że przeżyłem prawie cały wiek sam
że nie umiem nic
że zachwycam się byle czym
że prawda mnie wypluła
że zwierzęta mnie opuściły
że dzieci zrezygnowały ze mnie
że społeczeństwo mnie odepchnęło
Jak można będąc nastolatkiem myśleć tyle o śmierci
stojąc w miejscu obserwować potworności
na wiecach na szosach na stadionach
w zarządzone święta
Jak to się mogło stać
że przestałem cenić pieniądz
że nie wiem teraz ile mam do wzięcia
a ile mogę jeszcze podarować
Czy żeglarze wielkich oceanów powinni
brodzić w płytkich nurtach górskich strumieni
być może jednak powinni
Jak to się dzieje
że tonę w asfalcie nie mogąc zrobić jednego kroku
Jak to się mogło stać
że mimo wszystko nie potrafię
dotrzeć suchą stopą na drugi brzeg
Jak mogłem dopuścić do tego wszystkiego
wiem że dziś pozostało mi już tylko
to pisanie nocą po murach miasta
pełnego ograniczeń
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Już teraz wiem – powiedziałem
to nie twoje życie ukryje się w moim
tajemniczy znak pozwolił mi to zrozumieć
burze gwałtownie złamały ten głupi nastrój
gdy pierwszą miłością mnie karmiłaś
a fale jeziora znienacka uderzyły o nasz brzeg
razem znaleźliśmy się na dnie spokoju
choć to trwało jedno popołudnie
odkryliśmy nowy ląd w ciemności i we mgle
nie dbając o wylane łzy
Od jakiego domu uciekasz – spytałem
czy jest taka samotność, której nie musisz szukać?
czy wiesz to na pewno?
Wszystkie drogi przecinają się tam gdzieś
nawet tak kręte i wyboiste jak nasze
obok których popijaliśmy wino z plastykowych kubków
a narkotyk zaspokajał twoje drugie ja
przy dymiącym ognisku ze starych szmat
wszystkie boże dzieci śpiewały tego lata
hymn rodzącej się rewolucji
Podałaś mi rękę mimo skrupułów
twój niepokój przeniknął na zewnątrz
to tylko na jedną chwilę – powiedziałem
i wymieniłem ciebie na tajemniczy znak
który sobie uroiłem
>>>
???????????????????????????????
Zadowolony syty po niedzielnym obiedzie
usiadłem z papierosem wygodnie w fotelu
relaksowałem się rozważając najbłahsze sprawy
zanurzając je w to cudowne popołudnie
stare dobre drogi pamięci otworzyły się dla mnie
wolne pod mrużącym oko letnim słońcem
marzenia poprowadziły mnie tamtędy do ukochanej i przyjaciół
a później, gdy myśli krążyły zmęczone
już tylko wokół własnej mej głowy
porwał mnie w siebie prawdziwy sen
i oto znalazłem się w pokoju jasnym pełnym rozkoszy
w cudownym uroczym miejscu pełnym drogich złoconych
sprzętów i obrazów na kolorowych ścianach
znów przyszli do mnie znajomi
tak blisko przynosząc swe twarze
a także ci, których chyba znam
postacie dziwne poczęły mnie otaczać
wchodząc przez setki drzwi
pośród przemówień, recytacji, rozmów i bełkotliwego hałasu
otworzyłem drzwi zamknięte dotąd i wszedłem do innego pokoju
zacząłem szybką wędrówkę po nieznanym mieszkaniu
przenosząc się pomiędzy coraz to inne ściany
w coraz to inne wnętrza
kolory ich zmieniały  się a nastroje tężały z czasem
jasność migotała przechodząc z szarości w inną
szarość tak szybko szybko
patrzyłem cierpiałem patrzyłem śmiałem się
patrzyłem bałem się a potem byłem dumny
szalałem a zaraz potem czułem smak szczęścia, wąchałem pogardę
znalazłem się nad wielką czarną rzeką u stóp ołtarza
potem znów pośród dzikich zwierząt w hali w tysięcznym tłumie
potem pośród kłębiących się w ekstazie nagich kobiecych ciał
zobaczyłem larwę na ustach Giocondy
przeżyłem śmierć w cichej topieli
zbliżyłem się do wielkiego stołu konferencyjnego
wyłożonego zielonym suknem, przy którego
przeciwległym końcu siedział Breżniew
białe myszki biegły od niego do mnie
pomyślałem wówczas – gdzież ona jest?
Ojczyzna!
śmiertelnie przestraszyłem się w jakimś polskim lesie
w środku kolejnego pokoju stało jedno drzewo
a wokół niego leżało na podłodze pełno igliwia
w czerwonej klatce palił się ogień, który poczułem
na swoich skroniach
wędrując przebiegając widziałem ludzi chwytających
się za krtań, gdy usiłowałem spojrzeć im w oczy
ludzi przecież skądś znanych
zatrzymałem się na sekundę by zamknąć oczy nabrać tchu
z czasem zwolniłem tempa biegu napełniony zwycięstwem
znudzony obojętnie patrzyłem gryząc jabłko na to
jak ukochana zdradzała mnie z kimś podobnym do mnie
dwie szpile z napisami Geniusz i Idiota wbite
w plastykowy mózg na stole potrąciłem dla zabawy
rozkołysały się jak wahadła
i nagle upadłem na kolana niespodziewanie
na pewno niewyczerpany pełen żalu
niespodziewanie oszukany ze łzami w oczach
dostrzegłem na posadzce żelazne kolucho kamiennej pokrywy
dotknąłem go ująłem w dłoń
poczułem się bardzo dziwnie
zacząłem podnosić zimną pokrywę
ogarnęło mnie znów szaleństwo przyjemności
moja pierś moje genitalia omal nie eksplodowały
gdy wieko znalazło się już w górze wsunąłem głowę
w czarny kwadrat i spojrzałem w dół
w wytryskującą smugami ciemność gdzieś z samego dna
czysta czerń wystrzeliła na złote ściany
i nagle przeżyłem kataklizm lęku
otrzymawszy cios umarłej rzeczywistości
przerażony dostrzegłem potwora na dnie kosmicznego lochu
widok nieokreślonego stwora przebił moją świadomość
jego uśmiechnięta twarz i spojrzenie prosto na mnie
wzbudziły we mnie miliony dreszczy, które przeszyły
mnie jak stalowe igły
porążając jak prąd
zbudziłem się i otworzyłem oczy
usłyszałem –
mamusiu ja szukam smoczka pod łóżkiem
zabierz mnie z tego żyrandola
na chodź tu wreszcie marznę cały goły
czy pan chce ze mną sympatyzować
idzie zbliża się jaka wspaniała
dzień dobry czy pan mnie zna, ja znałam pańskiego dziadka
kochany koniu twoje kopyta dotykają moich ust
mamo on umarł dziś po południu
>>>

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Pamiętam kartę, która wygrała dla mnie śmierć
ty śmiałaś się wtedy wesoło
ja zmrożony spojrzałem daleko ponad wzgórza
to ty do tej pory byłaś potencjalną samobójczynią
czy pamiętasz słowa, które rzucałaś na wiatr
czy pamiętasz jak zabarwiałaś swój wewnętrzny świat
przyjmując mnie jak kolejną dawkę
rozwiane nasze włosy, żar ognisk, błyszczące oczy
i te drzwi ciągle dla nas wszystkich zamknięte
i te sny pełne niespodzianek, pełne nadziei
i ten strach przed nadciągającą burzą ze wschodu
Gdy uwierzyliśmy w tą złą kartę zaśpiewaliśmy
piosenkę o ostatnim już lecie
gdy krew nam w żyłach rytmem dała znak,
że świt nad jeziorem się budzi, powiedziałem:
spójrz moja samobójczyni trzeba wyruszać
przed siebie po raz ostatni
opuścić ten świat graczy i samobójców
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Unoszę się na powierzchni rzeki
na falach, które mnie podtrzymują
leżąc na plecach zakładam ręce za głowę
by mieć coś w rodzaju poduszki
patrząc się przed siebie widzę jak czubki butów
to wynurzają się to znikają w wodzie
torując mi drogę w dół rzeki
gdy minąłem Tyniec w kolejnym zakolu pojawił się Kraków
moje odświętne ubranie nie przemokło jeszcze
ale Wisła je zbrudziła
Widzę już jak żelaznym mostem z hukiem
przejeżdża tramwaj z bezwstydnym numerem
jakieś dzieci biegną brzegiem i coś krzyczą do mnie
przestrzegłem ich
przecież nie kroczę z podniesioną głową
lecz sunę w dole mając z lewej i z prawej obłok
tak ta dziura w chmurach to moja głowa
w tym miejscu burzy się nawet ta spokojna rzeka
Wszystkie stare miasta osuwają się nad sam brzeg
aby zaglądnąć mi w oczy i płaczą
Jakieś szumowiny zbierają się u moich butów
nad własnym brzuchem widzę,
że to okruchy betonowych zapór i tam
Tuż przed Warszawą stwierdziłem
że czuję się jak kochanek wszystkich topielic
a nie mąż tej rzeki
to czego mogłem się spodziewać
stało się właśnie tu
ktoś zaczął trącać mnie wielkim drągiem
usiłując doholować do brzegu
jaki to wstyd – krzyczeli ludzie z Mostu Poniatowskiego
trzeba z nim coś zrobić
to się nie mieści w głowie
wyciągnijcie tego skurwysyna
przecież on sobie z nas kpi
nas chodzących po ziemi 
>>>
??????????
Już teraz wiem – powiedziałem
to nie twoje życie ukryje się w moim
tajemniczy znak pozwolił mi to zrozumieć
burze gwałtownie złamały ten głupi nastrój
gdy pierwszą miłością mnie karmiłaś
a fale jeziora znienacka uderzyły o nasz brzeg
razem znaleźliśmy się na dnie spokoju
choć to trwało jedno popołudnie
odkryliśmy nowy ląd w ciemności i we mgle
nie dbając o wylane łzy
Od jakiego domu uciekasz – spytałem
czy jest taka samotność której nie musisz szukać ?
czy wiesz to na pewno ?
Wszystkie drogi przecinają się tam gdzieś
nawet tak kręte i wyboiste jak nasze
obok których popijaliśmy wino z plastykowych kubków
a papieros zaspokajał twoje drugie ja
przy dymiącym ognisku ze starych szmat
wszystkie boże dzieci śpiewały tego lata
hymn rodzącej się rewolucji
Podałaś mi rękę mimo skrupułów
twój niepokój przeniknął na zewnątrz
to tylko na jedną chwilę – powiedziałem
i wymieniłem ciebie na tajemniczy znak
który sobie uroiłem
niespodziewany przypływ uczuć
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Zgasł nagle świetlny punkt
na granicy zamglonego horyzontu
i nawet nie dostrzegłeś kiedy
patrzysz teraz tam i rozglądasz się wokół
pusto wszędzie, nie ma nic za wyjątkiem niepokoju
oprócz ciemności nie pozostało już nic
chcą ci zabrać nawet to krótkie życie
chcą ci zabrać nawet to wątłe sumienie
nie chcesz szukać odpowiedzi na ich głupie pytania
nie akceptujesz ich podpowiedzi
z walki ojców pozostały popioły prawd
spalone serca i stratowany łan dorodnego zboża
ty ze środka swej bitwy nie wymkniesz się
chyłkiem o zmierzchu
ale i tak nazwą cię zdrajcą
nie patrz w stronę łysych komunistów
czekaj na śmierć z zamkniętymi oczami
walcz w ciemności
>>>

1977

 
???????????????????????????????
Krople deszczu spłynęły
po szybie mojego jedynego okna
zobaczyłem jak tam za nim w dolinie
smutny w oparach socjalizmu
spokojnie drzemie stary Kraków
Oto obcy wschodni wiatr z deszczem
chłoszczą stare mury
niepewność wisi ciemną chmurą
nad tysiącami głów opuszczonych na pierś
i nawet wróbel i jaskółka pod okapem
czują, że przeżyły tysiąc lat
czują, że życie zakończą swe
niebawem w szarości
Szum deszczu w upadłej ciszy
tonie głęboko w mojej duszy
jak w pustym dzbanie dzwonią
krople goryczy spadające na dno samotności
wewnętrzny świat stygnie
a miasto zamienia się w bazaltowy głaz  
I choć wiem, że jutro wyruszę znowu z Podgórza
z karabinem słowa w kierunku Śródmieścia
potoczę się jak kamień w kierunku rzeki
przekroczę Rubikon epoki
wystrzelę, potrące kamień
pociągnę za sobą lawinę
kwiatów, ptaków, wojowników
>>>
???????????????????????????????
* Wrześniowy dzień *
Zbudziłem się we wrześniowy pogodny dzień
ująłem głowę w dłonie
za oknem małe i duże sprawy już tonęły
w świetlistym powietrzu
odsunąłem nogą rozrzucone ubranie
składając jednocześnie w całość porozrywane myśli
spiker w radio właśnie dobijał moje marzenia
kolejna noc strasznie je pokaleczyła
kolejny dzień zaczynał się dla nikogo
człowiek na koniu przejechał topolową drogą
stara kobieta wciąż żywa znów przyszła na wzgórze
Wyczuwając pulsowanie w skroniach
radio i krew dały mi do zrozumienia, że system już pracuje
Moje minuty ciszy trwały wciąż nadal
rzuciłem zbędne myśli w kierunku kubła na śmieci
zdemaskowałem fałszywe słowa szacunku
odczyściłem je, jeszcze mogą się przydać
 wiatr poruszył firankę, szyby kredensu zadzwoniły o siebie
kat z prasy pojawił się w lustrze obok mojej twarzy
spojrzeliśmy na siebie i umknął przestraszony moją dojrzałością
cofnął się w tył pokoju
z mojego lęko pozostal ledwo cień
dotknalem jeszcza raz swojej głowy
zegar ze srebrnym wahadłem zatrzymał się
zobaczyłem siebie wędrującego za trędowatym
Wrześniowe dni są jak zwykle bardzo upalne
wzbudzają tumany kurzu na przegranych polnych drogach
jak co roku przeglądnąłem się we wrześniowym niebie
na krawędzi wspomnienia popatrzyłem w przepaść
gdzieś na jej dnie dostrzegłem czołgi pełzające po
podłodze w moim pokoju i jej zdjęcie oprawione w
plastykowe ramki
podniosłem to zdjęcie z kanionu i ustawiłem na stoliku
jej uśmiech wybawił mnie
od nadciągających Niemców
>>>
DSCN0332d
We wrześniowym niebie przeglądamy się cierpiąc siebie
wczorajsze dni urastają do rozmiaru łańcuchów górskich
dzisiejsze spływają z nich rzekami 
Wspomnienia nad brzegiem przepaści dzielącej łóżko od podłogi
Zatrzaskuje się wielka księga
w tej właśnie chwili podnoszę jej zdjęcie oprawione
w plastykowe ramki
zdjęcie, które wysunęło się spod łóżka
tak to wszystko przychodzi właśnie wtedy gdy już nie masz nic
wszystko przychodzi z historycznych snów nad ranem
jej uśmiech ze szkolnych lat uśmierza każdy ból
jej uśmiech pozwala zatrzymać się na krawędzi historii
jej uśmiech ze szkolnych lat pozwala przetrwać minuty ciszy państwa
Wahadło zegara rusza powoli
>>>
???????????????????????????????
*  Dzieci w kalejdoskopie  *
Dzieci ptaki dzieci kwiaty
obracają się w politycznym kalejdoskopie dorosłych
czekają całymi grupami siedząc w dziwacznych strojach
na barierach mostów w wielkich miastach świata
pod murami Jerycha lub Kremla
czasem w pasiastych przebraniach udają robotników
pomiędzy błyskotliwymi racjami stanu
Te nierozumne siły witalne są tylko tłem
dla pustej rycerskiej zbroi
która z przyłbicą dawno niekryjącą już twarzy
z wzniesionym mieczem prze wciąż naprzód
na obrazie socjalizacyjnych epok
potykając się tylko czasem o zmumifikowane trupy
tolerancyjnych starców
W podwórzach szkół i przedszkoli
systemy filozoficzne porozkładane są w formie
babek z piasku lub wielkich piaskowych zamków
pod wieczór i w tym świecie zaczynają się pojawiać kontrowersje
z maleńkich wojskowych zabawek wysiadają wtedy
maleńcy żołnierze i jak mrówki po maleńkich
stópkach i chudych nóżkach
wdrapują się na fartuszki dzieciom
a one zapatrzone w ten kolorowy kalejdoskop
dotknięte historią dorosłych
padają jak strute rybitwy na brzeg
więdną jak rośliny od radioaktywnych pyłów epoki
w taki sposób wkraczają w uliczny gwar z cichego podwórka
tak naprawdę umierają ich sny
dzieci obłoki zaglądają w szkliste oczy szyb i kałuż
niektóre deprawując się dążą w dół
inne osłaniają Słońce przed widokiem Ziemi
>>>

???????????????????????????????
Wy młodzi nic nie jesteście warci
Wy młodzi nic nie jesteście warci
tylu was błądzi bez celu
wy młodzi burzycie nasze świątynie
niepotrzebnie zjadacie nasz chleb
nie jesteście wszyscy godni
naszej mądrości i dobroci
My zawsze szliśmy pod górę
i zawsze zdobywaliśmy szczyt
teraz dumnie mieszkamy
w swoich jednorodzinnych domkach
maluchami na ósmą jedziemy
co dzień pod te same drzwi
Przeklinajcie dni bez pieniędzy
tak jak my a zwyciężycie
bądźcie bogaci dla bogatych
mądrzy dla mądrych
kochajcie nawet narzuconych nauczycieli
zwyciężycie tak jak my
Hej, czy słyszeliście te słowa
gdy nogi nasze tak obojętnie
kołysały się przewieszone przez poręcz mostu
gdy z tym tłumem pędzili na polityczny festyn
hej, czy dostrzegliście w swych chłodnych spojrzeniach
że nie mieli nic dla siebie
goniąc po darmowy kufel piwa
błyskają w słońcu szkiełkami
pozłacanych pamiątkowych podarowanych zegarków
strzyżeni pędzeni pętani
porykujący w pierwszomajowym redyku
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
*Chwila i miejsce – Kajdany *
Siedzę na wielkim kamieniu
patrzę na rozpostartą u stóp wzgórza zieloną  dolinę
fajne miasteczka ukryte w kępach drzew
zdradzające się czerwienią dachów
trafiającej do mnie na fali szarego smogu
patrzę spokojnie na nieduże rzeki przecinające równinę
powietrze drży w upalne przedpołudnie
mrużąc oczy dostrzegam granicę lasu na horyzoncie
we wsiach i miasteczkach sterczące wieże kościołów
Tak piękna jest Polska w kilka godzin po wschodzie słońca
oparty jedną ręką o brzozę rozmyślam o radościach i kłopotach
tak mi sielsko i dobrze tutaj
rozpościeram ręce na długość łańcucha
łączącego moje kajdany
chcę objąć rękami cały mój kraj
>>>
???????????????????????????????
*Przekleństwa*
Zza jednej ściany dolatują mnie przekleństwa
dochodzę do wniosku, że sąsiedzi nie są zdrajcami
Druga ściana sprzedaje mi płacz
zawiedzionej dziewczyny
mam pewność, że to nie donosicielka 
Zastanawiam się, jakie są moje cele
co wzbudza we mnie szczery śmiech
ufam, że nie jest nią cela na Montelupich 
Wykrzyczałem swój gniew w łazience
lecz nadal nie znajduję sensu życia
Wsłuchałem się w radiowe doniesienia ze świata
które przekazał nam sowiecki satelita
dobrze że ktoś jeszcze broni moich interesów
przed tą nachalną fortuną – pomyślałem
Teraz słyszę karcianą kłótnię
teraz mnie ciśnie się na język przekleństwo
przechodzące gdzieś z samej głębi zniewolenia
w tysiącach powtórzeń w tysiącach brzmień
które chciałbym nucić niemocy
Zwymyślałbym cię od dziwek lecz jesteś matką
lecz się nie godzi
lecz słyszę płacz dziewczyny
chcę być sprawiedliwy
lecz muszę znaleźć
choćby jednego towarzysza
Rzuciłbym się z pięściami na tych sutenerów
lecz czy mam bezcześcić groby
czy mam policzkować przodków
czy wystarczy mi odwagi
Jakże się wstydzę tej miłości
moim spowiednikiem jest szpicel
moim powiernikiem policjant
pozwól wypłakać mi się w rękaw świtu
ocierasz mi pianę z kącików ust,
które milkną nad ranem
>>>

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Od dawna wymierzone odległości
Ponad krótkimi ulicami i piętrowymi domami
wznoszą się wysokie drzewa
i dwie zegarowe wieże kościołów
jak w każde niedzielne popołudnie
małymi kroczkami suną znajomi ludzie
ojciec z matką pod rękę spaceruje
idą spokojni – patrzcie jesteśmy tu
Wszystkie od dawna wymierzone odległości
od dawna skrócone kroki
posuwają się jednak z każdą chwilą
zatrzymują swego synka przy sobie
poprawiają mu jego biały kołnierzyk
patrzcie, już doszliśmy dotąd
Młodzi mijają starszych idących parami
zginając się w ukłonach
przechodzą krótki most na rzece
mają czyste buty i wymyte uszy
wymierzają dla siebie kilka dobrych lat
wspólne ścieżki na wiele niedzielnych spacerów
w popołudnia wyryte w kamieniu
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
*Potrzebuję słonecznych promieni*
Potrzebuję słonecznych promieni
dla mojego życia
tylko ciemność pozostała wokół
potrzebuję słodkiego owocu
dla swoich młodych ust
tylko goryczą karmią mnie gazety
idę drogą pustą aleją
niosąc samotnie własne cierpienie
czerwone sztandary jak przydrożne drzewa
chcę zrzucić z pleców tych kilka kamieni
idei fałszywych jak góry 
lub zabrać prawdziwe kamienie ze wszystkich pól
gdy kiedyś przegrodzę nimi
wielką burzliwą rzekę wspomnień
zbuduję dobry dom
dla moich i twoich dzieci
stoję skryty za załomem muru
lecz słońce rzuca mój cień
na twoją jasną drogę
pragnę słonecznych promieni
dla wilgotnych moich traw
pragnę blasku księżyca
bym przemyśleć mógł to jeszcze raz
jak zacząć budowlę prawdy
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
*Zgubiłem swe młode serce*
Kiedyż to? kiedy?
zgubiłem swe młode serce
odwiedzając co dzień
twoje wąwozy i grabowe skarpy
jakbym stamtąd nigdy już nie powrócił
żywy
jeszcze wczoraj urządzałem tam
swoje bitwy i pościgi
Gdy patrzę z wysoka
czy widzę ciebie taką jak dawniej
czy wydaje mi się że
nic się nie zmieniło
ty dawałaś mi miejsce
tak dzikie i tajemnicze
gdzie pośród drzew nie biegł
żaden ważny handlowy trakt
gdy jakiś pan i jakaś pani nieostrożnie
dotykali mojej dziecięcej duszy
byłaś dla mnie ucieczką
a gdy rozpoczynałem
wielkie polowanie z przyjaciółmi
dawałaś mi wspaniałe okropne zmęczenie
tak chciałbym jeszcze raz powrócić
zabłocony ze swym psem
pod wieczór do domu
i oczekiwać czarnych chmur
zwiastujących burzę
a potem spływał lekki wiosenny deszczyk
i mogłem wiele razy zasypiać
nie myśląc o innym kraju 
zatrzymaj mnie dla siebie
w mojej pieśni
zatrzymam cię w sercu
mojej pamięci
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Zakwitnę tylko dla ciebie *
Nie wypędzam cię
z moich rozłożystych pagórków
które są lepsze niż biodra
twojej dziewczyny
nie zabieram ci zapachu
mojej księżycowej nocy
nie zapomnę nigdy co uczyniłeś dla mnie
mój jedyny kochany synu
potrafię zakwitnąć tylko dla ciebie
gdy staniesz ostatni raz
pośród moich rozkosznych traw
moje lasy wykarmiły ciebie
moje zioła napoiły ciebie
tutaj byłeś sobą i stawałeś się sobą
więc pamiętaj o tym mój synu
ten który przyszedł przed tobą
powitał mnie
lecz gdy odszedł już nie powrócił
więc pamiętaj o tym mój synu
ten któregom ukochała dał mi tylko ciebie
więc nie odchodź i ty mój synu
jedyne moje młode kochanie
przecież wiesz że straszno mi samej
źli ludzie zabijają moją ciszę
złe drogi prowadzą przez mnie
twoje słowa dolatują tu jak echo
i nie słyszę ich w zgiełku miasta
tracę swoj krajobraz bez ciebie
znikam za własnym horyzontem
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
*Tak wiele ścieżek i dróg *
Tak wiele ścieżek i dróg
które deptały moje młode nogi
cienistych lasów wilgotnych łąk
na stokach wzgórz w dolinach rzek
z najwyższych wzgórz patrzyłem na te doliny
obejmowałem wzrokiem całe wioski i miasteczka
kochałem samotnie patrzeć daleko
kochałem w upalne południa
cieszyć się barwą i zapachem
kurz opadał na drogi gdy powracałem
nieśpiesznie każdego wieczoru
powracałem o zmroku wolny i wesoły
Teraz gdy ścieżki trawą zarosły
gdy ptaki śpiewają gdzieś daleko wysoko
i przybyło wygodnych chwil
tam na tych starych wysokich wzgórzach
brakuje nas młodych
>>>

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Coś przemija, coś pozostaje *
Mija rok jak każdy wcześniejszy i późniejszy
śmiało mogę powiedzieć że był czymś nowym
wszystko trwało nadal
w tym samym wymiarze płynęły chwile
wypełnione oczekiwaniem
dziewczyna która zastąpiła ciebie
w ten sam sposób uśmiechała się
zbliżała i oddalała
ja jej pokazałem te sztuczki
po raz pierwszy dla niej
czy ty wiesz że ja ją nazywam teraz
jak dawniej nazywałem ciebie
tylko dla ludzi z zewnątrz
nic się nie zmieniło
i dla mojego drugiego ja
a wszystko jest takie jak bym
wychodził z nocy i powoli
w nią się zanurzał znów
wiem na pewno że coś pozostaje
ale dla kogo wspomnienia są złotem
dla mnie który znam tak niewielu
ludzi pod prawdziwymi ich nazwiskami
coś zatrzymuje się i wiem na pewno
że coś pozostaje
dla mnie którego ni raz nie byłem
jeszcze człowiekiem
>>>
Obraz (43)a
* Ogień *
Ogniska płonęły gdy słońce gasło
na obozowisku pozostawał popiół
ale to było już następnego ranka
cygańskie życie dało mi z siebie okruch
gdy wielkie płomienie rodziły
wielkie straszne cienie
muzyka łączyła się z nami na zawsze
pieśni zabijały niepotrzebne depresje
noc była bardzo blisko
i cisza na skraju lasu
tym lepiej wypadła nocna kąpiel
im bardziej księżycowa była noc
im mniej do zrobienia pozostawało
następnego dnia
wesoło było żyć
nie oczekując kolejnych policzków
wtulonym ukołysanym w bezczasie
patrzeć w wielki ogień wolności
>>>
??????????
Wy którym się wydaje
Wy którym wydaje się że
znacie sens wszystkich słów
że wytyczone przez was drogi
prowadzą do celu
patrząc poprzez zmęczone swe oczy
nie widzicie życia które rozkwita
w cieniu waszego słońca
W odwiecznych granicach starego kraju
żyje uczucie i nadzieja
lecz nie w waszych zamkniętych sercach
Wolność która ginęła razem
z tymi którzy znali jej smak
jest słowem którego nie zna wasz świat
Gdy wieczorem rozpoczynacie wielką dyskusję
targacie łańcuch niepewności
niszcząc swoje sumienia
o tak jesteście pewni że ślady
waszych stóp są drogowskazami
ciężko przestraszeni dyktatorzy
o tak słowa są głębokie
lecz nie wy staniecie na dnie
więźniowie obcych złowrogich idei
Młody syn naszego kraju
wypełni treścią wielkie słowa
zrzuci obłudę z zakurzonej twarzy
otworzy drzwi witając się w progu
z wolnością
[zaświeci neon miłości]
>>>
??????????
Cześć stary
popatrz, to już tyle lat
patrzymy na siebie z ukosa
Dwadzieścia lat zaglądasz nocą
do moich okien
Swą bladą gębę przekrzywiasz
w milczeniu
jak byś sądził mnie w moim kraju
w którym ty czujesz się jak
przyjezdny turysta
Znamy siebie zbyt dobrze
w swoich kłamstwach kryjemy
czystą prawdę
nawet wtedy gdy chmury
zasłaniają nasze wspólne światło
nawet wtedy gdy próbuję nawiązać
z tobą kontakt
Gdy przychodzisz i odchodzisz
każesz patrzeć wszystkim
w ich własną klepsydrę
w którą uporczywie wlepiają oczy do końca
To już tyle lat jesteś
kamieniem mojej pamięci
jesteś jedynym świadkiem
samotności na tej pustynnej
równinie
>>>
??????????
Zabijesz człowieka słowem
jeśli zmrużysz oczy
jego łzy wypłyną
jak krew z serca
powiedz mi
nie jesteś mi potrzebny
wejdź na skałę lub
przetnij żyły
nie chcę mówić
to my to wy
jak wszyscy
ja chcę dłużej żyć
dlaczego mnie nie rozumiesz
przyjacielu
dlaczego mnie zabijasz
dziewczyno
mówię sobie
pójdę i zabiję
lecz brak mi odwagi
bo wiem że to nic
nie zmieni
>>>
DSCN0003ba
Jak trudno jest iść pośród ludzi
jak ciężko jest przyjmować
ciężar ich sądów i pouczeń
żeglarz który samotnie płynie poprzez burze
jest wolny od okrzyków i uśmiechów swoich wrogów
stary włóczęga wędrujący w nocy po górach
wspiera się na wielkim kiju
nie musi głuszyć radości i płaczu
jak trudno jest jest powiedzieć tylko do siebie
coś przeciwko sobie
jak ciężko jest gniew zamienić w spokój
siwy pustelnik jest gorzki i słony
ten żal na którym się wychował
nie zatrzymał się razem z nim
czy na każdej drodze potrzeba burzyć
wielkie przeszkody
jak trudno jest przepłynąć rzekę wpław
jak łatwo jest przejść ponad rwącym nurtem
mostem zbudowanym przez obcych ludzi
we wnętrzu każdego człowieka toczy się walka
którą przyjąć można pośród ludzi
i nie wiadomo kto rozpoczął ją
po raz pierwszy
>>>

??????????
*Idziesz zawsze przed mężczyzną *
Jak mam śpiewać
gdy braknie słów
gdy żołnierz przegrywa ostatnią bitwę
nie powraca więcej już
My jesteśmy jak niebo przed burzą
widziałem jak wicher łamał stare drzewa
i wyrywał z ziemi
życie gaśnie bez radości
gdy miłość przegrywa ze snem
masz dość znudzona chlebem
którym być może wykarmisz siebie
i coś jeszcze oprócz ptaków przemijania
to nic że szedłem za tobą
to nic że nie jestem wolny
wiele spraw i dni zasłoniłaś mi kurtyną twarzy
wzbierasz wokół mnie 
jak deszcz jak gorzki żal
nie mogę wypluć tego co utkwiło we mnie
chłopcy odeszli i zmienił się świat
powróciłaś razem ze wspomnieniem
gorącego słońca i zapachu trawy
nad wodą stałem wtedy gdy ktoś
poruszył mnie z cicha
och, nie powiedział ni słowa
och, nie nazwał mnie głupcem
nie muszę odpowiadać na głupie pytania
tego który szedł wtedy za tobą
jesteś tą która idzie przed mężczyzną
i myśl ich jest jedna
i moje sprawy stały się twoimi
i nic mi nie pozostało dla siebie
oprócz patrzenia w niebo
zachmurzone
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
* Dzień zapowiadał się spokojny *
Dzień zapowiadał się spokojny
po cóż odmówiłem modlitwę
burza nie mogła spaść nagle
chłód nie przeszkadzał nam wcale
gdy przyszliśmy na to samo miejsce
osobno chociaż trzymając się za ręce
czekałem na chwilę w której pokażesz mi
prawdziwą siebie
rzeka nie wzbierała wcale tym razem
lecz poczułem się nią wypełniony
czekałem aż pokażesz mi
prawdziwą siebie
dzień musiał się udać
gdy przed wieloma ludźmi wystąpiliśmy
ty ich zachwyciłaś ja wzruszyłem
tym samym uczuciem
mogliśmy potem spokojnie powrócić
na dawne miejsce w wodospadzie i nawałnicy
lecz po rozmowie z tobą nie było
mi wcale lżej
uznałem że dzień naprawdę był spokojny
chociażnie nie pokazałaś mi
prawdziwej siebie
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Nie poszedłeś to jedyną drogą
Jeśli wiesz powiedz mi
ja także chcę się cieszyć wolnością
jeśli masz daj to mi
gdzie odnalazłeś ją tutaj
Nie okradłeś ludzi
którzy mówią że jedna jest prawda
nie urodziłeś się jako dziecko
gdyż ona matką jest dla nas
Nad brzegami jezior mazurskich
na krawędziach tatrzańskich rozpadlin
szukając siebie w środku lata
wymieniłeś tysiące spojrzeń
słodkich i gorzkich chwil nazbierałeś bez liku
Kochając i nienawidząc szedłeś jednak
wciąż z pustymi rękami
z trzydziestą łatą na spodniach
bez grosza na obiad
bez sznasy na dostatnie życie
odgadłeś jednak wiele zagadek
rozwiązałeś wiele szarad systemu
wydałeś przecież kolejny wyrok
na tych którzy zranili wolność
bo nie poszedłeś
tą jedyną ich prostą drogą
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Ojciec mojego ojca
Gdy byłem małym chłopcem
w zimowy wieczór wtulony w cichy kąt
dowiedziałem się jak ojciec mojego ojca
umierał w pokrwawionych bandażach
uciekając przez lwowskie ulice
sennie snuło się opowiadanie mojej samotnej babki
sennie kleiły się oczy małego samotnego chłopca
Widziałem go wtedy, widziałem wtedy tego bohatera
ominął szansę i hańbę wespół
z bronią na ramieniu przeszedł obok
własnego domu stojącego przy drodze
a potem sen przesłonił wszystko
a potem słońce uśmiercili ich mordercy
a potem mordercy przyszli do naszych domów
Znaleźli u nas czego szukali najlepsi chłopcy z Bawarii
a potem z Rostowa
mój ojciec o tym już dobrze wie
to on mi o tym powiedział,
gdy odprowadzaliśmy na wzgórze jego matkę
Wczoraj usłyszałem jak znowu
wielkim głosem krzyczeliście
chłopcy z obych stepów i miast
nasi przodkowie poznali już wasze znaki
pożoga i śmierć
jeżeli jesteście jeszcze nie dość starzy
chodźcie dziś do nas 
znajdziecie i dziś czego szukacie
tak, tak, mój ojciec jeszcze pamięta stare opowiadania
a my nie jesteśmy już dziećmi
mój dziad przeszedł swoja Golgotę,
aby was powitać solą i mieczem
lecz dziś powitań nie będzie
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Wiem że gdzieś jest dolina
którą trudno znaleźć pośród gór
Wiem że gdzieś jest łagodny brzeg morza
gdzie stoisz boso na złotym piasku
a noc opada nań jak deszcz
gdy umiera ostatni promień słońca
w białej szacie unosisz się jak anioł
i płonie wzniesiona pochodnia
nie patrzysz skąd nadciąga burza
i jest gdzieś ślad stopy
odciśniętej pośród małych muszli
i nawet pocałunek na wietrze
nie wyrywa słowa z ust
wiem że zwiastuję ci piorun
który otworzy ciemność nad nami
na białym koniu wykradniemy się
z oddechu wielkiego oceanu
pocwałujemy na falach miłości
>>>

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Patrzyłem tego dnia
przez różowe okulary
bo dzień był jasny jak nigdy dotąd
długo męczyłem swoje oczy
wpatrując się w słońce
lecz gdy je zamknąłem
widziałem tak wiele tak wyraźnie
było mi zdumiewająco i olśniewająco
właśnie wtedy byłaś tak daleko
i byłem spokojny o świat
słońce zgasło gdy wszedłem
w ciemny korytarz 
i znów musiałem zakładać różowe okulary
bo zobaczyłem ciebie w kwiatach
dawałaś mi do zrozumienia wszystko
o czym marzyłem
gdy tak długo pozostawałaś blisko
prawie mogłem cię dotknąć
nawet bez okularów byłaś cudownie różowa
jak nigdy dotąd
wszystko stało się jednak
na powrót małe i ciężkie
wiele spraw wydało się niepotrzebnych
wszystkiego było brak
próbowałem mówić do ciebie
zatrzymaj się posłuchaj co teraz czujesz
w ciemności
było tak cicho ale chyba
wewnątrz coś wysokiego jak najwyższa góra
następowało było tuż tuż
ktoś nadepnął na mnie
ktoś popchnął mnie w ciemny kąt
ale te czerwone plamy
które gdzieś wewnątrz pozostały
rodziły
słońca
dla ciebie
Ziemio
 >>>
??????????
Wypadłaś zza rogu czerwonego budynku
wyrwałaś się z moich ramion
opuściłaś koronkową chusteczkę
powiedziałem przepraszam ciebie za twoją krzywdę
nie będę deptał więcej tej białej chusteczki
i odszedłem
a ty nie miałaś w co otrzeć łez
po wdowim rozstaniu
>>>
??????????
Łąki soczyste podmokłe
gdzie koń biały nocą stąpał
stawał nad wodą patrzył przed siebie
zanurzył parujące chrapy
w swoim własnym pysku
Koń był tak piękny i cichy jak anioł
tylko żabie lustro
przypomniało mu ciężki dzień
gdy zobaczył własny łeb
Teraz wciągnął powietrze
z wietrzykiem który unosił się na fali
przez czarny jak szkielet wieloryba
drewniany most
przetoczył się horyzontem księżyc
Biały koń westchnął i zniknął we mgle
tylko czas nocy czas ciszy
odmierzały rechotem wszystkie stawy
jak zegarek nocy w trawach wysokich
które chłodną rozkosz sprawiły
twardym kopytom konia gdy szedł umierać
fosforyzowały wskazówki robaczków
a one uwierzyły że są wielkimi gwiazdami
które nawet nie krzyknęły
by ogniem ogniska wyłowić z szuwarów człowieka
mącącego wodę nocy
myślami co są jak błysk ślepi
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
*Nad brzegiem jeziora*
Gdy kiedyś o świcie zobaczyłem dziewczynę
która szła brzegiem jeziora
pomyślałem że jest młoda i piękna
Gdy kiedyś szedłem brzegiem jeziora
zobaczyłem że w wodzie odbija się słońce
pomyślałem, że jest młode i piękne
Gdy wieczorem szedłem brzegiem jeziora
myślałem że nawet srebrzysty księżyc
choć tak zimny jak stal i czerń nocnej wody
jest równie młody i piękny
Usiadłem więc na brzegu jeziora
na trawie której soczystość w ciemności
była świeża i zielona
wtedy rosa przypomniała mi chłodne moje łzy
lekki dreszcz wstrząsnął mną
w bezdennej falującej studni jeziora
odbijały się gwiazdy jak dusze świętych zmarłych
nachyliłem się nad wodą
oprócz wielkiego ludzkiego grzechu
zobaczyłem swą pustkę w przestrzeni
obok przebitego serca dziewczyny
dwie płonące gwiazdy rozpaczy
>>>

1976

 
??????????
Pędzące chwile poruszyły czuby drzew
w górach, gdzie hen, hen wysoko
duch swoich pastwisk strzegł
Przestąpiłem próg Ojczyzny
wyfrunąłem jak orzeł ze skał
ochrypłym głosem rozdarłem ciszę chmur
zakołysały się ballady nad dolinami
radość witała nastrojem poranka
śmiech poprzedzał każdy zmierzch
Złożyłem głowę w dłoniach Ojczyzny
pomyślałem, że teraz napiję się
z jej źródła ukojenia i ciszy
by ruszyć na łąki podniebne
Ojczyzny źródło było zatrute
zakołowałem bezradnie spętany zdradą
próbując uchwycić wiatr
>>>
??????????
Bluesowa nagość
siniejące na zachodzie słońca
rezygnacje dziecięce
Jeden pan spał w okularach
na kamieniach i miał wizje
biedny był tak jakim stworzył go ojciec
Gdy ojciec odwiedził go w domu
usiadł z nim na progu
zaśpiewali razem piosenkę
by ukoić smutek i ból
prostym śpiewem, prostą melodią
skarżyli  się na swój los
We niej było wszystko
piękna dziewczyna i piękny koń
przyjaciele rzekli mu
to taka piękna muzyka
och, śpiewaj, śpiewaj
powtórz to jeszcze raz
i tak stowrzył nagiego bluesa
ze szczerej rezygnacji 
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
W miasteczku dzwoni dzwon
gdy idziesz samotna pustymi ulicami
kot lub pies przebiega ci czasem drogę
o czym myślisz podnosząc kwiat do ust
czy może cierpisz gdy jesteśmy sami
czy wiesz czym pachnie zieleń pól
zamknięte brązowe drzwi
zasłonięte białe okna
odwrócone szare twarze
zakurzone filetowe bzy
sennie płyniesz w ciszy domów
nie żal ci ludzi
choć kwiatów
nie oddałabyś nikomu
i mnie ich żal
chociaż  kwiaty
złożyłem u ich stóp
>>>
???????????????????????????????
Och, biedni ludzie żyją w naszym biednym kraju
dziś widziałem jak z okropnym mozołem
uczyli się śpiewać piosenki
w wielkim skupieni kręgu
tajemnicze miny zakwitły im na twarzach z wysiłku
najstarszy bardzo doświadczony w interpretowaniu tekstu
pokazywał pozostałym młodym jaki wywołać
grymas na twarzy w trakcie otwierania ust
dziewięciu przejetych
w końcu zanuciło coś jakby od niechcenia
patrząc na te warsztaty partyjne
widziałem ich już pośród umarłych przywódców
widziałem w wyobraźni
jak umarli śpiewali pieśń śmierci
ale oni potem wyruszli na ulice miast
w czołgach
zagrały karabiny maszynowe
przed hutami i stoczniami
i nastała cisza
>>>
???????????????????????????????
Nie bójmy się siebie samych
powiedzmy głośno o co chodzi
wykrzyczmy myśli wraz
chcesz miłości, dam ci ją
tylko wyciągnij po nią dłoń
chcesz rozpaczy, proszę bardzo
tylko spójrz na otaczający cię świat
chcesz być gwiazdą, targnij kajdany
daj się skatować na rynku chociaż raz
Nie bójmy się siebie samych
nie uciekajmy od siebie do barów i knajp
urządź fiestę i podaj kufle na stół
w zaciszu własnego domu
albo odpowiedz na wołanie starego człowieka
za ściną
nie wstydź się pocałunków, nie wstydź się słów
potrzebujesz tak nie wiele by sobą być
lecz zbyt wiele by nie zachwiać
stabilnością Państwa
zbyt wiele dla jej wyobrażeń o miłości
nie uciekniemy od wolności
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Jeszcze w pamięci nie zatarł się ślad
dawnych spokojnych dni
kiedy w twych smutnych oczach
odbijał się wielki świat
Ile uderzeń przyjąłeś bez skarg
wiesz o tym tylko ty
ile chęci prawdziwych i dobrych
na których nie poznał się nikt
Nie przygarniano ciebie matczynym ruchem ręki
nie gładzono po zwichrzonych włosach
nie dawano zbyt wielu szans
a ty z uporem wracałeś do źródeł, do ran
Nie spotykałeś hardych serc
pośród kłótliwych ludzi
spadały smutne noce w środek radosnych gier
ludzie przychodzili i odchodzili
i sumienie budziło świt
nadaremno 
>>>
???????????????????????????????
Ilu nas jest szczerych i prawdziwych
ta nasza pewność gdzie ona jest
te nasze złudzenia ile nas kosztują
gdy kochamy, płyniemy, idziemy przez kraj
zbliżamy się do horyzontów prawdy
wciąż rozmywających się
Słodką myśli pośród radosnej pustki
ogrzewamy w swoich sercach
słodki głos pośród umilkłych idei
niesiemy jak pobudki zew
Wyruszyć dziś trzeba
choćby ciernistą drogą
podać sobie ręce wraz
przemierzyć kraj odwiecznej burzy
omijając pola bitew i groby
dotrzeć do każdej samotni
Prze puste ulice wymarłych miast
przez dzikie pustynie wymarłych lasów
nieść mity i legendy Słowian
nieść w pamięci iskrę narodu
ocaloną na wyspie
w gnieździe
na zgliszczach
na nowo
zapalić miłość
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Na krańcach mojego świata
przeciągnięto podniebną smugę
patrzę w dal
tam gdzie domek mojego dziadka
tak malutki jak gwiazda
gdzie ulica pośród lasu
pośród sinych wzgórz
gdzie stalowe wieże kroczą samymi szczytami
na kurzej stopce stoją chaty
czerwone płomienne
całe stado przycupnęło ich na krawędzi słońca
jakiś olbrzym zasnął kiedyś w dolinie
gdzie wąski strumyk wygłodniały
zjada lessowe wąwozy
Gdyby słońce przestało świecić
musiałbym przestać patrzeć
na podniebną gonitwę chmur
a tak jeszcze sam biegnę po ziemi
pełnej rozpadlin i dziur
musiałbym zastygnąć daleko od tych
wzgórz porośniętych sierścią olbrzyma
żeby nie wpaść do wnętrza ziemi
za dziadkiem i jego domkiem
z płonących pni
>>>
??????????
W miasteczku główna ulica
przebiega z krańca na kraniec
nie zatrzymuje się tu nawet na chwilę
nie ogląda sie na nikogo 
zabierając w swój bystry nurt
wystające niepokorne kamienie
wyrwane kamienie szlifują się
katastrofami pamięci o górach
kruszą się w szaleńczym pędzie
ku dolinom szczęścia
pozostaje z nich pył powracający na wietrze
wiatr od morza dociera tu raz na stulecie
zakurzony krzak bzu kwitnie
przy bramie cmentarza
nie pachnie nawet w maju
>>>
??????????
Jeśli ukryjesz dłonie swoje
w dłoniach przyjaznych i ciepłych
Jeśli otworzą przed tobą drzwi
do których pukałeś od lat
Jeśli otrzymasz słowo otuchy
na długą samotną wędrówkę
Jeśli poczujesz słodki ciężar kamienia
który przygniata twoje plecy
Jeśli uśmiech będzie ci towarzyszył
gdziekolwiek zawitasz
Jeśli powiesz to jest moja ostatnia droga
na każdej drodze
Jeśli nie sprzedasz obrazu
który malujesz tam gdzieś wewnątrz
Jeśli się narodzisz  
nie umrzesz

1972

 
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Gdy miłość powraca spóźnioną porą
marą snu
bladym wspomnieniem
późno
za późno jest już
serca skalistym wybrzeżem
wzrok martwą falą
daremnie
tuman mgły rozdzierasz wspomnieniem
słońce twych uczuć
już horyzont czerwieni
zagląda w oczy
blednących snów
>>>
DSCN1380f
Przeciął świt świst
wstające słońce zaryczało
tak jak stary człowiek, który wydarł
życie stworzeniu
a nagły z szuwarów płacz
błagał go by
umarł z głodu
(sam)
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Spadał rozgrzany kamyk
jak łza starca
drgnął cień powieki
gwiazdeczka nie dożyła swego celu
przeznaczenie zakwitło w tym dniu
chabrami nocnych wspomnień
starzec płakał naprawdę
Przy ognisku jarzyły się nasze oczy
zasypialiśmy wtuleni w siebie
i zielony odmęt traw
chociaż chłód wypieścił stopy
dla nas był to wesoły czas
A starzec czarny żywot miał
i tylko blizną chlubił się
pieśń jego łkała nad ziemią
poruszona struna budziła przeszłość
Tak starzec śpiewał naprawdę
tak śpiewaliśmy razem z nim
to jego życie jak echo
powracało na wietrze tylko dla nas
w pieśni starego włóczęgi
>>>
??????????
Opleciony pajęczyną namiętności
opleciony jej hebanowym spojrzeniem
opleciony sznurem korali
ginę w oplotach niewiary w miłość
tylko jej tchnienie rozgrzewa
wnętrze moich martwych płuc
oddycham jeszcze
oddałem perłę
za życie
>>>
DSCN0597g
Moim szczęściem jest
żyć w kraju który kwitnie dla niej
wzbudziła kłęby srebrnych gwiazd
z popieliska mojego życia
wstępuję teraz po kryształowych schodach
w aureoli łez
w rozbłysku rozbitych światów 
dni minionych
falują dzisiaj strzępy wiosny
pragnienie czyste
jest bramą fabryki snów
serce czerpie z nich
słodkie soki nowego bytu
w symbolicznych liczbach
są popioły pokoleń
natchnionych zmartwychwstaniem
>>>
Obraz (500)a
Otworzono sezam
uderzeniem pięści
zasypały wszystko klejnoty
kłamstwa
Alibaba rządzić będzie
na pustyni
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Nową dobrą matrycą
tłoczę ze snów ideały
kobieta to odbicie
pozytywnego mężczyzny
(w śniegu i zastygłej lawie)
przyjmuję miłość
za dobrą monetę
>>>
DSCN4612f 
Despota pomiędzy gąsiorami
milknie po chwili
Galowie już na murach
jego zawahania
>>>
??????????
Odwiedzasz puste klasy
całujesz wytarte ławy
tapetą kalendarzy są chwile
które zapamiętałeś obok niej
w szkole miłości dziecięcej
łzawisz krwawisz bezradny
deszczem wiatrem są sekundy
gdy trzymałeś ją za rekę
rozlega się ostatni dzwonek
wychodzisz ze szkoły sam
>>>
wtłoczony pod prasę życia
w okulary swojej profesji
>>>
DSCN0421f
O czym śni moja gitara
gdy zasypiamy w obłokach domów
gdy zasypia nocą serce miasta
gdy zasypiaja kolory nut
wtedy w strunach miłość łka
Ona marzy o ptaku z tęczy
który wraca do niej z kwiatów
Zapach zieleni ją męczy
zasypia na poduszce dźwięków
>>>
DSCN0516d
Granat wiersza
skorupa słów
wnętrze myśli
rażenie uczuć
>>>
??????????
Nadchodzi burza jak
gromki śmiech
wychłostał asfalt deszcz
ukryto dłonie w dłoniach
Gdzieś na krawędzi
stanął czarnoksiężnik czerni
jak cień
trzymając pająka w dłoni
swój strój sporządził
ze skóry pokonanego smoka cywilizacji
Wrócił zza ram pejzażu codzienności
wyciągnął dłonie dwie
tak barwny świat zakreślił
by był też synem
czarnoksiężnika czerwieni 
Ze skały patrzy
wyciągniętą dłonią wskazuje
pokonanego potwora historii
Choć wie że zachwyca dziś
przez chwilę
choć dziwi się człowiek
to on go stworzył w wyobraźni
w godzinie pracy
w godzinie próżności
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Wielka wzbiera powódź
stojąc na skale dostrzegasz
zamglony zielony brzeg
Ojcowie rodzin biednych
szli kiedyś pośród pożogi
bronili starych granic
umierali widząc tylko ogień wokół
Aniołowie jaśni
czy dostrzegacie ten kurz i pył
który wznosi się nad bitwami
toczonymi tu od tysiąca lat
Ten tłum młodych chłopców
bez wiary i nadziei
pod czerwonym sztandarem
zalewa wszystko jak
wezbrana powódź
I ciebie uniesie martwa ta fala
jeśli nie masz wiary i nadziei
na to że można coś zmienić
przetrwają tylko poedynczy
aniołowie stojący na skałach
w nadchodząca noc żywiołów
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Zaznaczasz ślady stóp w pyle
biegnąc bezdrożami krainy zła
nie uderza grom
nie wstaje tęcza
lecz zatrzymujesz się znów bo zabrakło ci tchu
Ze wzrokiem utkwionym w ziemię
z kapeluszem nasuniętym na oczy
idziesz pędzisz choć nie wiesz co za granicą snu
znów wstaje mrok gdy
kurz dzieciństwa opada powoli
Jak dobrze jest nie mieć niczego
dźwigając na sobie tylko osiemnaście lat
jak dobrze czuć się zmęczonym
nie znając zwycięstwa dobra lub zła
Szczera nienawiść dopiero wstanie
na gruzach zburzonych państw
zabita miłość wykrwawi się
jak ostatni zachód słońca
A przecież dobrze wiesz
jest gdzieś dobry kraj
gdzie zostawiłeś serce
są gdzieś ściany domów ogromnych
i tłumy ludzkich ciał
okrzyki srogie tysiąca gardeł
i sztandar dwukolorowy
powiewający nad grobem
nienawiści w tobie
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Najsłodsza jest pierwsza miłość
najpiękniejsza jest pierwsza dziewczyna
nie zapomnisz nigdy jak goniłeś ją
myślą nieśmiałą a ona pieściła cię swoim
uśmiechem
nigdy nie ukryjesz tych wspomnień przed sobą
nigdy nie ukryjesz tego w nienawiści
gdy piętnastoletni serca biły tak mocno
nie chcieliście przecież zbyt wiele
gdy piętnastoletnie serca wyskakiwały z piersi
nie chcieliście nic oprócz wspólnej gorzkiej śmierci
w Weronie
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA 
* Przy ognisku włóczęgów *
Przy ognisku włóczęgów zziębnięty
wsłuchany w ich pieśń
chciałem doczekać świtu
doczekałem go i stałem się włóczęgą
na resztę urzędniczego życia

2015

Posted: 12/02/2013 in Wiersze
Życie jest usiane jest cudami, których zawsze mogą się spodziewać ci, co kochają”

Marcel Proust

http://virtualo.pl/ebook/piotr-zawierzyl-i229490/

https://ridero.eu/pl/books/widget/piotr_zapewnial/?book3d=true

>>

*W zaufaniu*
Nie trzeba wyrywać serca, wątroby, nerek i żołądka,
aby dotrzeć do wnętrza człowieka,
aby go spenetrować niepostrzeżenie do delikatności krańca
specjalistycznie, jak medyczny dron w gorącej krwi nieustannej
wystarczy, w bezgranicznym zaufaniu, z ukrycia
posłuchać jego pospiesznej modlitwy porannej
>>>
DSCN1715f
Akwamaryn wykrystalizował
na policzku
słońce zrodziło pokój
lekki dreszcz muśniętego stolika
szum wytrąconych fal
blask zalał akwarium
duszą się ryby
policzek przy szkle
dusza morska
wydobyta z wodorostów
duża ryba biblijna
wypuszczona z uwięzienia
ze słowami
– płyń po morzach i oceanach
potoczyła się
przez pokój wprost w otwarte
balkonowe drzwi
promień uniósł niespodziewany dar
cienki pisk sopli za oknem
marynistyczna pieśń podróżna
akwamaryn rozbłysnął
tęcza pod choinką przed oknem
usta na szybie
zaśpiewały jak ryba
w wigilijną noc
policzek przy policzku
lekki dreszcz cudu
intaglio wyzwolonej
kamea wyzwoleńca
>>>
DSCN3211f
Węgiel drzewo liść
ptak przestworza wolność
ja
bądź ze mną
leć ze mną
skacz ze mną
do szybu kopalni
w ciemność własnej duszy,
która zapłonie
jak węgiel
zapewne
diament prehistorii
zajaśnieje jutrem
ogień płomień dym
przestworza Bóg
my
>>>
DSCN1281f
Ledwo nastał dzień
a człowiek otwierając oczy rzekł
– to jest dzień ostatni
dlaczego ostatni? – odrzekł człowiek drugi
albo to ja wiem?
jak tak czuję, jestem
prze-ra-żo-ny
przerażeniem moim jest materialne światło
zobacz – tam wstaje słońce
tam świeci jeszcze księżyc
i nad horyzontem wciąż
moja betlejemska gwiazda
oblewa mnie łuną
a ja ani pasterz ani król
ani polityk zdobny animator szopek
ustawiony w okienku sławy
ledwo gipsowa figura w stajence
z kredensu zielony wyświetlacz komórki
i jeszcze czerwone światełko
uśpionego na ścianie telewizora
świecą na mnie
boję się, że są to duchy świata materialnego,
który nie istnieje
więc – to jest dzień ostatni
– rzekł człowiek
dla istoty niebędącej aniołem
tylko dzień się zaczął
– odrzekł człowiek drugi
ale mój strach się nie skończył
noc tylko go skryła
jak w bajce w bezkształtnym płaszczu
teraz wybuchnął jak płonący modrzew
w krainie kości i krwi
człowieka prze-ra-żo-nego
po skurczu oka
i płonie solarnie, wodorowo grzeszny
geotermicznie, nieokrzesanie śmiertelny
podpalony przez świat pierwotny
oto ja człowiek wilczego strachu
pozbawiony wiary
bez wytchnienia dla snu
czekający, nasłuchujący, rozedrgany
prze-ra-żo-ny brakiem brzasku
poświaty i rozbłysków poza słońcem i księżycem
stale spodziewam się dnia ostatniego
ja tak czuję
w galaktycznej perspektywie pozawymiarowości
bez końca i początku
bez strachu nie istnieję
– rzekł człowiek
ale dlaczego? – odrzekł
nieczuły człowiek
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Ze stopu magnezu i manganu
wykonany w komórce
z dodatkiem węgla i krzemu
siny amulet
artefakt jak gadżet
znak nowego wieku nowej ery
figurka jak figurka
interfejs raczej
coś bardziej nieokreślonego
wyjątkowej piękności
innowacyjnie kształtne
w wymiarach
aczkolwiek abstrakcyjnie ulotne
w zaokrągleniach
coś wyraziste w połyskach
lekkie twarde oddające
modlitwę aurę wyznań
miękkie niegrube jak to ikona
znak nowej kultury
materialnej lecz zrodzonej z idei
wykluwającej się uprzednio
w gniazdach doświadczeń bolesnych
coś skupione na wyrzutach sumienia
nieudanych osobniczych zamyśleń
piktogram
jak nowe okno
zupełnie nowe słowo
początek języka nowoludzi
pierwsze słowo
wypowiedziane w nowy rok
zaledwie
nowy rok
niewiniątek
>>>
dscn0357f
Odludek wizjoner
– mówili na niego
natchniony dziwak
– szeptali
taki jakiś niedzisiejszy, nieżyciowy
wciąż oskarżający obecne dni
będzie w przyszłości
samotnym żeglarzem albo wróżbitą
obserwował ptaki i niebo
nieustannie zadzierał nosa
nawet miał zamiar zostać kapłanem astrologów
fakt – od ludzi stronił pysznych
fakt – sam się nie pysznił
gdy władzę zdobył absolutną
otoczył się prostaczkami
z ptasimi móżdżkami
pozostałych poddanych został sędzią i katem
z wyroku gwiazd
wyczytywał im przepowiednie
jak wyroki śmierci
wszystkie się sprawdzały
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Bo boli ząb
bądź gdzie
bo boli krtań
we śnie
bo boli pierś
na jego dnie
bo boli jaźń
we mgle
gdzie ząb – w jaźni?
gdzie jaźń – na dnie?
a gdzie ty moja mgło
– w boleści?
ust otwartych nocą
bez tchnienia
moja mgło śmierci
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Twój pełny skan
za wszelką cenę
ultrasonografia prześwietlenie
cokolwiek
jakieś remedium na sfinksa
niezbędne od zaraz
w prasie tebańskiej już piszą
o czymś
co ukryte trwa w tobie
przyczajone nieodgadnione
koledzy zawsze powtarzali
– on coś ma w sobie
policjanci i sędziowie systemu
kiwali głowami
– coś w nim podejrzanego jest
tomografia w maszynie kosmicznej
i wiwisekcja potrzebne
w stanie nieważkości
rozpytywanie rozeznanie
analiza złości i kości
wejrzenie w psyche, soma i polis
we wszystko
– niezbędne od zaraz
rodzice z lubością patrzyli
w twoje oczy w kolebce
– cóż one kryją?
potakiwali sąsiadom mówiącym coś o Hydrze
i biały jastrząb wyfrunął z nich
przed bitwą z moskiewskimi pacyfistami
po zakończeniu misji w Mezopotamii
machał skrzydłami intensywnie
zawieszony nad jednym miejscem
potem zerwał się i poleciał w bok
gwałtownie uderzył o mur
na ścianie zakończywszy żywot
co oznaczał tak dziwny ptak?
przed czym uciekał?
nad twoją trumną pochyliły się plemiona
i znowu
ktoś wyrzekł te słowa
– popatrzcie na tę twarz
coś w niej jest zaklętego
niesamowitego
czy to tylko oblicze człowieka
wyrazistego?
czy sfinks rzucił się w przepaść?
teraz sekcja
oby nie było za późno
czy sfinks przeraził się człowieka
będącego odpowiedzią na wszystko?
oby!
>>>
DSCN0004ff
Można wyręczyć się onomatopeją
można chrząkać
schodząc po schodach popularności
pamiętacie też te slogany
skręcone ze śmieci
lub wygrzebane na wysypiskach słów
konglomeraty zasupłanych przemówień nicieni
można próbować za dzieła uznać
pochrząkiwania teoretycznie pomnikowych
odlewów, które nocą w centrach miast
w okropnej męce ust
usiłują przypomnieć światu swoje schorzenia
i upodlenia w psychicznych niszach
można słuchać tych brązowych niemot
to jest udawać, że słyszy się jakieś idee
w śpiewie tłumu zerkającego
mijającego ich wybujałości
Jest też inny sposób na oddolne rozsuwanie wierszy
w kreśleniu z przygodami szkiców
dzieł beletrystycznie zwanych rymowankami
natchnionych
omijających śmietnik duszy bełkoczącej manifestacje
zaprzeczeń dobra
to czasem jest dramatem
a najczęściej tragikomedią
wideo-domofony na budynkach przy głównej ulicy
toż to amfiteatr
albo arabskie targowiska różności
to może być tam samodzielnym przekazem
jako że mruczenie gwiazd na wizji
jest zachwycające dla tamtejszej publiczności
poza treścią sformowane dla amfiteatrów Kartaginy
dla ludzi w maskach
na widowni a nie proscenium
oborana Kartagina czołówek wszystkiego
przyjmie każdą formę jak kot,
którego się nie wyżyma w Zalipiu
na scenie w świeckim Krakowie zwanym Zakopanym
na razie jeszcze góralskim
można na fortepianie schodzić nad Wisłę
i na trąbce piąć się na Wawel
ale po co?
dramat to jest dziś muzealny eksponat
w wierze w finałową tragedię nie ma formy
ekspresji i eksperymentu tak jak i
w ekskrementach ekspertów
byłych sekretarzy dziś prezydentów
co walają się w publikacjach
ich eksżon
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Niech się znów obudzi pierwsze słowo
w tobie w nas
siostro, bracie, swacie, primadonno
popatrz pomnikowy wieszczu
na ten obecny wspólnotowy tłum
tłum czysto polityczny panegiryczny
to totem miasta-państwa
nie ma w nim twarzy ani słów
tylko chaotyczne rozbryzgi-jęki z luster
tylko obrazy-wrzaski z plakatów
więc zawołaj z attyk i wież
ej hej kumoszki, bankierzy, jadownicy, dyrygenci
stop karierom
stop klakierom
stop kelnerom
stop tancerzom i cyklistom
na urzędach wyższych
stop oracjom i laudacjom
ze słów prawd wdów
ze słów prawd sierot
ze słów prawd samobójców
a gdzie słowa idee pierwszych Piastów Sumeru?
a gdzie słowa piramidy bogobojne
znaków wymyślonych w łużyckiej Hattuszy?
w zigguratach ledwie z mułu acz
do gwiazd wyniesionych aż
lecz myśli a nie muł sięgną po ich blask
słowo wzniosłe jest prawdziwe
bo nie ma ważnych nieprawdziwych słów
mierniku czujniku ścierwniku
plemienny gazetowy ulotkowy bilbordowy
więc obudź się pod cokołem
kiedy spadają gwiazdy
na ostatni napis etnosa
wejdź na ten cokół i wykrzycz do gwiazd
cokolwiek człowieku cokolny
Gąsko Stasiu nasz
>>>
DSCN1641d
Był sobie raz
nad brzegiem morza
niebieski głaz
ledwo zdążyłem
dookoła obejść go
gdy fale dziewcząt
wdarły się na ląd
głaz błękitny
otoczyły zewsząd
wskoczyłem nań
raz dwa trzy
niespodziewane tsunami sięgnęło
tylko moich stóp
głaz oderwany
od rzeczywistości
uratował mi życie
i sakwę
z sympatycznym
atramentem do serc
oraz rylcem
do diamentów
wyryłem nim
w policzkach swojej twarzy
obraz kamienia
na cześć piany
fal i błękitu
mitycznego zaledwie
bytu
>>>
DSCN1714f
Zaniemówiłem siostro!
ot tak, z wrażenia
och! ach!
jakżeż ty wyglądasz cudnie
siostro w wierze
w naszą miłość
twoje skołatane serce
ponoć odwrócone już na drugą stronę
jak moje
przenicowane latoś
ponoć twoje włosy rozwiane na zawsze
jak moje myśli
przed tobą
już nie mam nic do powiedzenia
siostro w wierze
w nasze życie
bądź ze mną niemową
w drodze
do wieków fal raf zórz
światów i zaświatów
w ciszy, bez słów westchnień
och! ach!
jakżeż ty wyglądasz cudnie
wciąż
>>>
dscn0370g
Według mnie
kręci się ten świat jeszcze
wyłącznie poruszany
mniemaniami i domniemaniami
na sworzniach, rolkach i piastach
wystruganych z gęgorośla szorstkiego
rzadki to materiał w przyrodzie
ożywionej wcześniej
dla mnie władcy stworzeń nierealnych
kręcenie wciąż jest bezprzykładne
ale przecież świat już nie ten
jak mniemam
roślin zamiennych brak
gęg za gładki
sworznie stworzeń marne
to i obrót marny
gdy świat wyjdzie z założenia
że nic się już nie da skręcić lepiej
wtedy to ja zacznę – o dziwo
– w przyrodzie i nie tylko
przykładnie – na nowo
poruszę wszystko ab ovo
przez siebie stworzonymi
zupełnie nieznanymi ulepszonymi
mniemaniami osobistymi
szorstkimi jak moja chrypa
gdybiącego ojca chrzestnego
i kręcić będę ad mala
>>>
W bitewnej wrzawie wyrwane
z piersi serca
i słowa z gardeł
milionów solidarnych
na barykadach wolności
wszystkich poetów marzenia
są jak ręce wystawione z mogił,
których nie ma na cmentarzach
ale są za to w chmurach na wieki
ręce, które pochwycą i podźwigną
każdego osuwającego się w przepaść
ludobójczych wykluczeń
>>>
 
*W imię stabilizacji*
Tędy droga za mną bracia kozice i muflony
jest w nas wiara i ogień skoczny
choć nawoływań i cierpkich słów wypłakany czas
minął bezpowrotnie jak burza na szczytach
w imię przyjaźni i walki w snach
ze zniewoleniem stania w obojętności kuźnicach
z torturą kucania na piargach komercji
zwisania na linach wyciągów
śmierci odwiecznych praw
spadania tylko w monitorach nierealnych limb
i programów Eko
niech się więc knury pną do góry
samotnie
w agencjach aprecjacjach atencjach
my nie
a więc teraz wraz
nie, ku szczytom spowalniającym wiatr
ku przełęczom, tędy!
teraz marsz ducha maratoński bohaterski
stukrotnie błogosławiony męczeństwa pomnik
naszych stad podniebnych postawimy jak nikt
w imię stabilizacji przyrody
na płaskoniżu pradolin
>>>
dscn0991f
W słowotoku oczy
otwierają się i zamykają
usta szepczą, mówią, krzyczą
niemo
brwi się marszczą, ręce gestykulują
w słowotoku gdacze kura, gęga gęś
niemo
skwierczy bekon i pohukuje lotna maszyna
nic nie przerwie słowotoku
żaden liść historii i mistyki
spadający samotnie na łan gryki
z szelestem
bo ani gryka nie jest rzeczywista ani liść
jest pierwotnia samotni
słowotok dookreśli elokwentnego
muchomora, krasnala, piewcę
bez interlokutora mchowego
las, samotnia, Baba Jaga
i mały bohater pozytywny
w słowotoku zadrapane policzki i broda
bohatera bajdurzącego nad śpiącą królewna
przestał gadać, gadać, gadać
pocałował ją wreszcie
zobaczył całą we łzach
oczu otwartych
powrócił do prawdziwie męskiej postaci
zamilkł na zawsze
pod przyłbicą, kapturem, kaskiem
jak był zaczął niemą krucjatą
tak skończył dźwięcznie modlitwą, zaklęciem
w przepaść małostkowości
strącając Jagę
>>>
dscn0601f
Żeby było bezkarnie i pusto
absolutnie przestrzenniej i krańcowo wolnościowo
wcześniej ktoś musi zadbać o kolory
i wyprać z nich rojne jak mrowiska centra miast
pełne reklam skwery i ulice
wielkie defiladowe i wiecowe place
Żeby na wydmowych kompletnie szarych
krajobrazach posturbii ginącej w pustynnym pyle
można było dojrzeć nomadę wędrującego samotnie
w spiekocie dnia jak juczne zwierzę odłączone
z karawany izmaelskich kupców –
wcześniej ktoś musi wyciąć puszcze i dżungle
spychaczem zepchnąć do wąwozów oazy
przeorać buldożerem ogrody botaniczne i rezerwaty
zbezcześcić sady i centralne parki
Żeby było bezkarnie i pusto
absolutnie przestrzenniej i krańcowo wolnościowo
zanim zostanie uruchomiona kamera
a reżyser da znak i ktoś powie
– klaps, scena sto ósma, film o samotności:
egzystencjalisty w kościele bez Boga
bezrobotnego licealisty bez matury
wypranego z innowacyjności ludzkiego łachmanu
innowiercy mieszkającego w beczce obfitości
uzależnioną od szukania muz śmierci
i usprawiedliwień upadku człowieczą zjawę
dyrygenta wyłącznie pogrzebowych marszy
podmiot zaniechania protestowania aż do
niszczenia wewnętrznych światów
wreszcie człowieka bez ducha i poetyckiej wiary w siebie
Żeby było bezkarnie i pusto
krańcowo wolnościowo  i absolutnie przestrzenniej
wokół takiego miejskiego troglodyty posturbii
z tulipanem w oberwanej butonierce
w cylindrze bez denka
przemierzającego puste ulice na szkielecie technicznego wielbłąda
Żeby esteci filmowi zachłysnęli się do końca
Bezosobowym Absolutem –
ktoś musi usunąć ostatnią przeszkodę
– wciąż widoczny w tłumie szarego miasta
kolorowy pomnik Boga
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Waga problemu
twojego jest jaka?
jest noc niby nie widać problemu
nie widać wymiaru, obiektywu i kliszy
lecz oczy to nie wszystko
bywają natchnienia nieświetlne
i oto nowy problem jest
skrajnie odpowiedzialna troska
lub niebotyczne góry wyostrzonych zmysłów
nie do przebycia dla fal
i gdzie twoja oczekiwana spójność jaźni
w krwawej serca łaźni?
nie ma czekana, butów i raków
dla zmysłów i serc
nie zdefiniujesz problemu
to tak jakbyś oczekiwał
porażki społeczeństwa
po śmierci Zbawiciela
chociaż w głębi zwykłego myślenia
wiesz, że inaczej jest
bo zmysły pryskają jak meteory
przy pierwszym widnokręgu apokaliptycznego dźwięku
i drugiej linii obrony kosmicznej fatamorgany
a rozum stoi na tej samej wadze co ból bytu
test wygrywa neurastenia
ale egzamin zdaje z ciała ciężaru
sokratejska cierpliwość torturowanego Boga
czekanie na śmierć jest twoim żłóbkiem
wpatrzony w widny kres nocy
bezkresnej
niedożywiasz świtu i ulgi poznania
odetchnąłbyś schodząc z wagi świata
ale rozum na niej pozostał
i stąd twoje problemy
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Ile trzeba mieć lat,
aby wszystkie kobiety
noszone od młodości w egzaltowanym męskim wnętrzu
jak medaliony gwiazd powracające
z przeszłości emocjonalnej burzy postnuklearnej
stały się tylko porcelanowymi figurkami
japońskich gejsz
pomalowanymi w żywe kolory
co wprowadziły się na górną półkę kredensu?
Ile trzeba lat mieć,
aby wszystkie kobiety
ukryte we wnętrzu spełnionego mężczyzny
stały się zaledwie jedną białą figurką Wenus z Milo
ustawioną na okapie kominka?
Ile lat trzeba mieć,
aby wszystkie kobiety
w męskim sercu chłodnym już jak kometa
zatrzymane miłością na łut czasu w gramie materii
stały się zaledwie jedną
Nefretete, Giocondą, Primaverą,
Primabaleriną absolutną, Dianą,
Afrodytą, Florą, Mają nagą
i Ewą przechadzającą się wśród paproci raju
lub z fal wyłaniającą w macicy perłowej
depczącą owoce lub muszle
niezapomnianych wspólnych chwil,
ozdobą sentymentalnego bezzmysłowego salonu pamięci
i jego wzniosłym znakiem rozpoznawczym?
Ile trzeba mieć lat by boskie piękno wszystkich kobiet
stąpających przed mężczyzną zmieniło się w jednego
czarownego motyla szacunku?
Zapewne trzeba mieć – nie mniej niż osiemdziesiąt osiem a najlepiej sto osiem
a może dokładnie tylko tyle co umierający Platon i Deotyma!
>>>
dscn1623f
Mam przed sobą własną samosiejkę
nawet i to co jest w jądrze komórki
gen ludzkiej godności i chwały
mam siejkę siebie
własnego przekazu
co zahacza o wieczność
jestem w niej cały
w płynach ustrojowych i cytoplazmie neuronów
jestem zaczynem kosmicznej ludzkości
nie marzeń jej, nie
nie myśli i nie uczuć, nie
jestem w samobycie nowej
istoty niewymyślonej
ziarnem, lotnym nasieniem
mam przed sobą okruch samobłękitu i samonocy
i już w wizjach kiełkuję wokół
opadając, obumierając, zmartwychwstając
to samosiejka wigoru,
co jak samba taniec żywiołu
jest ruchem dłoni, rzęs i oczu
rytmem woli pulsującej w trzewiach
w skondensowanej formie
w kropli energii ducha
nie, nie kropli, tylko zaczynie ruchu
drgnieniem mechanizmu startowego, też nie
nie rotor to, napęd, sprężyna czy potencjał
to siejka sama we mnie nabrzmiała ciszą i głosem
strachem tłumionego ja
porywana przez wodę i wiatr
odpadająca w glebę, gdy już czas
wdeptywana w nią przez niecierpliwych ludzi
i wręcz dzikie zwierzęta
jak wykiełkuje i wzejdzie cała z ciała
to w blasku pioruna zobaczysz co to za jedna
wzejdzie z niej początek mnie
poza cywilizacją tkanek walczących
człowiek nowy z nilowego zaczynu
wznoszący się w chmury galaktyk
zastępując ginącego staroczłowieka
przekazu bezznakowego
>>>
DSCN3021f
Wśród bydląt urodzony
w nędzne szmaty przyodziany
wyruszyłeś z zapomnianej mieściny
bez trzosa i zapasowych sandałów
tylko z laską i w jednej sukni
Ziemię przemierzyłeś
idziesz przez wieki i tysiąclecia
potem zatrzymujesz się
i pozostajesz tak za bramą
pasterz końca czasów
wszystko zatrzymuje się razem z tobą
wszechświat wstrzymuje oddech
i zamiera przed ścianą
ale nasze wielbłądy idą dalej
i przechodzą przez ucho igielne
widząc je już po drugiej stronie
zrzucamy swoje bogate stroje
kapelusze zdobne w pióra ptasie
zsuwamy buty z krokodylej skóry
strząsamy płaszcze aksamitne z pleców
błyszczące kamizelki
odwijamy słuckie pasy
zdejmujemy spodnie cekinami haftowane
odpinamy diademy i obroże z diamentami
rozpinamy bluzki Armaniego i Diora
odkładamy torebki Prady i Vuittona
ściągamy z nadgarstków drogie zegarki
a z palców pierścienie
zrywamy z piersi odznaczenia i medale
ale
ale
ale
za późno
niestety
już jest
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Fabryka składuje a nie produkuje
zadajesz sobie pytanie
czy to jest fabryka?
Mózg gromadzi a nie wymyśla
zadajesz sobie pytanie
czy to jest mózg?
Refren: pytasz, błądzisz
               pytasz siebie
               najbardziej błądzisz
Ciemna istota nie jest istotą lub nie jest ciemną
zadajesz sobie pytanie –
czy ona jest mną?
Świetlisty punkt nie jest otoczony ciemnością
lub wydaje się, że widzisz go mimo to
zadajesz sobie pytanie –
czy jestem przed sobą czy już za sobą?
Refren: pytasz, błądzisz
               pytasz siebie
               najbardziej błądzisz
Karty i szklana kula pokazują, że
ludzie ziemscy są bez przyszłości
zadajesz sobie pytanie –
kim jest Cyganka, co to wszystko znaczy?
Organizacje międzynarodowe i ich przywódcy
wyznaczają cele i wytyczają drogi
zadajesz sobie pytanie –
co ja tu robię, w tym ich złudnym świecie?
Refren: pytasz, błądzisz
               pytasz ludzi
               najbardziej błądzisz
>>>
dscn0455f
W kierunku przejrzystości
przejrzyści lecz nie do końca
czołgamy się w sztolniach
przeciskamy w ciasnych korytarzach grzechu
na zakrętach życia ochlapywani błotem
idziemy zatrzymując się nad urwiskami kłamstw
chwiejąc się, potykając przed upiornymi
górskimi rozpadlinami występków
ta grań pod nogami to nasza ostatnia szansa
grań co przełomem jest epok
kolejnych naszych nieprzejrzystych
pełzniemy nią po omacku
jak aniołowie uduchowieni
jak aniołowie świetliści
jak ludzie przezroczyści
lecz jakby nie do końca
chwiejąc się, potykając idziemy
w kierunku przejrzystości
co jest jak cel walki z samym sobą
jest w nas coś co nie daje się prześwietlić
żadnymi promieniami gamma supernowych
nad horyzontem rozbłyskujących
w gwiazdozbiorze Psa
lub gromadzie Plejad umiejscowionych
nawet na planecie dojrzewającej miłością
nie jesteśmy w stanie przeniknąć jednego elementu
jedynego własnego przełomu nieosiągalnego
jedynego buntu do końca niepowstrzymanego
na kliszy czarnej naszego duchowego życia
nie pozostaje ślad indywidualnego serca,
które zatrzymałoby obraz tortury wspinaczki
całą przejrzystość serca przeczołgani do końca
okazać tylko Bogu możemy
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Nie bądź tylko opadającym, umęczonym liściem
ale idź z radością w park
czas nastaje na ciebie nieludzko samotnie
jak wiatr jesienny niezbędny
jak katar sienny nieleczony
jak deszcz zamętu niezielony
jak błyski lęku niezszarzałe
lecz ty nie bądź tylko opadającym, umęczonym liściem
zmierz się z łkaniem dnia
wieczorów bądź tytanem
brnij w nich w czymkolwiek po pas
rozgarnij coś jak czas lub pragnień szok
nabierz pełne wiadro zapomnień słot
popatrz ostatni raz w te czeluście
wciąż płynnych niescalonych łez
i zwróć się do świetnej, mroźnej pogody z weselem
na świat z każdej czerni wyglądaj nudnej
strzelaj w pustkę krajobrazu
gałęziami wyciągniętych, bezlistnych rąk
z ćmą kurzawą ku nowemu poleć tak samo
jak z szarańczą upałów
na krańce świata
aż śmiechu tren zbieleje
i zaperli się od niego wzrok
upadły liść zbrata się ze śniegiem,
co odnowi oblicze ziemi
>>>
dscn1227f
W świątyniach słońca elit
nie ma żadnego autorytetu prócz wiedzy
ludzie sami nie są tu autorytetami
ludzie są głównie zabójcami idei
hakerami myśli i podpalaczami bibliotek
w świetle jedynej latarni wiedzy
widać i to dobrze,
że na gruzach transcendencji
spolegliwe kamienie, usłużne piargi,
namiętny piach i zwykły uczuć kurz
nie szokuje już wyniesieniem
do godności, podniosłości, doniosłości
mimik, gestów, języków ciał
nic co ludzkie nie jest jasne
i już
to co ludzkie nie jest autorytetem
dla dusz
nie ma ścianek do wspinania dla serc
kamienna ścianka piramidy też się przewróciła
na jej gruzach leży Ra i Ozyrys
z miękkiego gipsu
ranne zwierzęta umierają obok
jak żertwy bez potrzeby
poćwiartowani ludzie wznoszący ręce
szukają swych głów
znajdują tylko martwego sfinksa
krew spływa z ołtarzy jak olej z frytek
kapłani mediów to głównie zabójcy dzieci
kult Molocha w każdej ich publicznej spowiedzi
wznosi się jak wieczny ogień spalanych marionetek
na gruzach ich wyżyn gnijące systemy
rozsiewają woń oczekiwanego końca ludzkości
agora, forum, cardo, promenady
wszystko pełne krwi
zburzony Efez, Pergamon, Berlin i Drezno
zaorana Kartagina i Moskwa
oborane ich cmentarzyska i trony
to cel upragniony i efekt
ludzkiego władztwa ministrów i elit
dziś najpotężniejszy na Ziemi człowiek
jest zaledwie zabójcą dzieci
ołtarze Gehinnom płoną wszędzie
i świecą w noc jak cud z Faros
wyżyny dzieł ludzkich trzęsą się w posadach
daleko od zapadłych mórz skaczą pagórki
figury, posągi, stele same przechodzą przez ogień
kamienne pociski lecą i płoną jak komety
kamienne pojazdy zmieniają się w zwierzęta juczne
twarze ludzkie nie są autorytetami dla spojrzeń
one nie są autorytetami nawet
dla zranionych orłów i lękliwych lwów
na szczycie piramidy lub góry królów
w świetle jedynej latarni wiedzy
po zburzeniu gontyny transcendencji
nie stoi już człowiek godny
na ruinach wśród potrzaskanych dusz
widać zawsze zabójcę dzieci i piekieł ruszt
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Grzmot
nad sceną
nad lasem
potem błysk
z nieba spada
martwy wół piżmowy
Huk
nad sceną
nad jeziorem
potem błysk
z nieba spada
martwa mrówka faraona
Trzask
nad sceną
nad bagnem
potem błysk
ze szkieletora spada
na krakowską operę
martwy spadochroniarz
Wrzask
ludzki krzyk
nad sceną
nad rynkiem
z Wieży Mariackiej
zamiast hejnału Polaków
spada na ludzi
wielka klata
pusta –
kurtyna
światła
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Ledwo podświetlony łzami słońca
jakby na jakiejś gumeczce zawieszony
obłoczek dyndający nad polem bitwy
jak małpka przy lusterku w samochodzie
po absolucji zbiorowej od grzechów i ciał
duszyczki obok niego wznoszą się jak mydlane bańki
jak pęcherzyki gotującego się pokawałkowanego powietrza
jak krople krwawej mgły niepasującej do pory dnia
słońce zachodzi po całodniowej bitewnej rzezi
i dobijaniu rannych mizerykordią
po zdejmowaniu skalpów i obcinaniu głów
po podrzynaniu gardeł jeńcom
ledwo lśnienie nad wzgórzem górującym nad doliną
obłoczek podrygujący w spazmie słońca
ciężka praca bojowników o przestrzeń, wolności, niepodległość i demokrację
zastyga powoli w sześcianie czystej śmierci
trwała równo sześć tysięcy lat, sześć miesięcy i sześć dni
złotoczerwone powietrze wypełnione kurzem
parą z ust i zmaterializowanym rzężeniem konających
wznosi się nad doliną wdeptaną głębiej
pomiędzy pagórki jak trawa w piasek
tą plastyczną mapą z odciskami stóp
ludzi, koni, wielbłądów i słoni
drży samo słońce wciskające się w formę zachodu
za ciasną dla ludzkości
upychanej w czeluściach bez wyjścia
w chmurnej studni miłosierdzia, do której wpadają
zasysane dusze zabitych nie zmieści się cywilizacja
ledwo obłoczek pozostanie
mijamy Megiddo autostradą pędząc na złamanie karku
w bolidzie rodzinnym ucieczki
rozmywamy się w ogromnej kuli ostatni raz
zachodzącego słońca
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Ojciec mój jest patriarchą
bez siwej brody
bez wyniosłej postawy
zgięty w bolesnych, mnisich przyklękach
niesie pochodnię rodziny
drżącą ręką trzyma ją nad głową
jak papieros
jest żywą skamieliną
dumy i wiary
Ojciec mój nawołuje wciąż
z Horebu
– zgromadźcie się dzieci,
podejdźcie – coś wam pokażę
i wskazuje źródło życia
tryskające w olszynowym lasku
wskazuje ziemię obiecaną za rzędem tui
nie jest odkrywczy w wizjach bitewnych
telewizyjno-gazetowych dzisiejszych dni
lecz jakby pod dębami Mamre
siedząc w kwitnącym sadzie zasadzonym własną ręką
trzyma w górze wśród kwiatów i pszczół
różaniec przeszłości
zakrwawiony, wytarty, potargany
a na piersiach pektorał dwudziestu wnuków
te kamienie szlachetne umocowane na nim
to dzieje rodu,
który rozbłyska jego przemowami i łzami
żywymi wciąż
i rozświetla się jego śmiechem
coraz rzadszym
***
Matka moja, która zrodziła
wszystkich stu proroków
przekracza dziś rzeki czasu
jest duchem ponad dachami
i dachem każdej kapliczki
postawionej w zaciszu serc
wnuków i prawnuków
Moja matka, którą czcimy
w tych kapliczkach jest obarczona
lękami wojny
lękami krzywd i poniżeń socjalizmu
niesie je idąc z kuchni do łazienki
wracając z piwnicy ze słoikiem
sałatki z zielonych pomidorów
Matka moja, która kiedyś
nosiła na swoich rękach
wszystkie dzieci i tornistry
maluchy i dyplomy ich i napomnienia
młodzieńców, dziewczęta
i ich ślubne buty
wciąż kołysze kołyski z niemowlętami
ustawione we wszystkich pokojach
dogląda piekarnika z karpiem
wygląda gwiazdy i powrotu syna
Matka, której syn
prowadzi pośpiesznie karawanę z Harranu
by zdążyć na czas
do Betlejem
>>>
dscn1695f
Pytanie – czy szczęście ci dopisze?
ty mój mastodoncie płetwojaszczurze
i czy szczęście dopisze coś
do zakończenia ludzi?
pytasz mnie co ci dam?
mój ty trąbolubny
płaszczoluźny szczelinowy schematycie
– ja?
przebiegam przed kamerą er
w twoim jurajskim świecie z niczem
a ty płaczesz jak gąbka
skarby den nie są moje – mówisz
plan nie jest mój – mówisz
pytanie – czyj w takim razie?
Labiryntodoncie zamierzchły
rogaty mój wrogu amonita
Allozaur cię już namierzył
nie omieszkam być może zajrzeć,
gdy szczęście ci dopisze
do twojej chaty w brzuchu
ale gdy szylkret nie zdradzi
mych skłonności w słońcu
postawię ci pasjans z podwodnych mchów
mój ty terraidalny punktowcze oceaniczny
jest kraj na dnach
i wnętrze na ich krańcach
sanie składają się z raf i płóz
Mariańskich rowów
twoje ortodontyczne sklepienie ust
wynika z płaszcza wód
i stwory i byty i wydobyte z otworów mity
suną po plażach jak pierwsze okrzyki
Pytasz słupów bazaltowych w wodzie
i okrętów ludzkich nad nimi
co mi da
uśmiechnięte poszukiwanie i zachwyt
to zapatrzenie w tonie i dna?
ja szukam duszy a nie szkieletów
nie artefaktów z wapieni i pereł
raczej szmaragdów i skał półpłynnych
mam chęć na odkrycie skarbu er
– przyczyny
a ty przebiegasz przed kamerą triasu
jak obcy trylobit
zahukany, nieobmyty lawą zmian
próbujesz dogonić erę grą
próbujesz zadać mi pytanie
konsternujesz mnie ssakolubnego,
gdy tak się wpatruję w orbitę mant
wokół platformy wiertniczej
ustawionej na zrębach krzemowego mózgu
zrośniętego z koralowcem
terra apsyda ad cynodont
>>>
DSCN0141f
Świeci na ciebie szalony diament
splecione nogi
kolana między udami
biodro przy gorącym biodrze
brzuch dotyka falującego brzucha
Świeci na ciebie szalony diament
stykają się głowy
wargi penetrują zaplecione ucho
przesuwają się po spoconym czole
wargi szczypią kłujące brwi
muskają zamszową powiekę
dotykają gładkich rzęs
Świeci na ciebie szalony diament
wargi obejmują nos
pieszczą ciepłe policzki
rozpaczliwie szukają ust
przesuwają się po okrągłej brodzie
wargi nie znajdują warg 
Świeci na ciebie szalony diament
ręce przesuwają się w dół
wzdłuż pleców z jedwabiu
gładzą emanujące pożądaniem ramiona
ręce dotykają szyi
powoli obejmują piersi
Świeci na ciebie szalony diament
palce uciskają i wnikają w ciało
pomiędzy tkanki
pomiędzy kości
palce się wydłużają
rozpaczliwie szukają serca
przebierają krwinki w arteriach
jak paciorki różańca
palce nie znajdują serca
Szalony diament nagle gaśnie
brak uczuć
brak słów
>>>
DSCN1485f
Idę, idę, ciężko jest iść niestrudzenie
ale idę w kierunku słońca
– to to świetliste miejsce tam u góry
po prawej stronie
ona macha do mnie ręką
ona z obnażoną piersią stoi jak posąg
na podwyższeniu
ona jest sama a ja niosę
dziecko na ręku
dzieckiem jest nasza młodość
i marzona, tęskniona ona
idę drogą wymalowaną pędzlem
mistrza Renesansu
na płótnie ostatniego pejzażu
letni to krajobraz a serce gorące
droga polna rozjeżdżona
przez powozy i bryki sześciokonne
podąża nią pięknie ubrany mężczyzna
na rączym wierzchowcu
skrajem jej idą w dali
kobiety w długich sukniach
z białymi kapturami na głowach
ja w pełnym słońcu, zapłakany, bosonogi
idę, idę krokiem pielgrzymim
trzymając mojego Ikara
kwilącego, gaworzącego, pytającego
ufnego, zapatrzonego w moje skrzydła
i otwarte przestrzenie
on dziecię pierwszej miłości
ona biała, marmurowa, zreplikowana
z uniesioną ręką
na drugim, trzecim i czwartym planie
gestem zaprasza do tanecznego korowodu
wszystkich ale już nie mnie
>>>
dscn0321f
Tam i z powrotem
jak Odys i Eneasz
w przeciwne strony wraz
po myśl złotą, odwieczną
z żelazem, garnkami, zbożem i solą
na falach średniowiecznej, renesansowej, barokowej
doskonałości, wielkości i prosperity
Wisłą i inszymi rzekami
przypadającymi do niej wiernie
spuszczano do Gdańska
dzieła rolników, górników, hutników
Tam i z powrotem
płynęły tratwy wolności
tratwy zbawienia od złego
kozy, komięgi, dubasy, szkuty
z szyprami, z flisami, z orylami, z włóczkami
polskie prace i dni
i zjawiały się dymarki, fryzernie, kuźnice
w portach, przystaniach, spichrzach, targach
otwierały się podziemne komnaty kopalń
jak wołyńskie łany złotej pszenicy
w Kazimierzach, Zakroczymiach, Czerwińskach
Płockach, Toruniach i Gniewach
Grudziądzach, Elblągach i Gdańskach
Tam i z powrotem
płynęły haftowane tradycje i nieskazitelne racje
płynęły wytarte talary i nowością lśniące idee
bogactwo delt i mórz
by popatrzeć na nie z wiślanego brzegu słońca
by zaczerpnąć horyzontów, światów i oceanów
przybiegły tu miasta, zgromadziły wioski
Jak inwentarz wszelaki schodzący do grząskich brodów
tak moja dusza rządna przemiany, spragniona wolności
jeszcze żeglowna, jeszcze nieprzehandlowana
odcisnęła ślady wśród oczeretów
Tam i z powrotem
dla Krakowiaków i Górali
Sieradzan i Mazowszan
Kujawian i Pomorzan
moja dusza wypłynęła na odwieczny
lechicki szlak
jakżesz miałbym się nie podzielić
z wytwórcami dóbr wieczystych
i ich sługami wśród pobożnych kupców
słowem czerstwym jak pajda chleba
Ja – niebieski flis
coś więcej wiozę jeszcze
niż tylko
dorobek, urobek i zarobek
więcej niż tylko
zbytek, zachowek i zastaw
ja wiozę nadzieję dla przyszłości tego dobrego bytu
trwania w bezgrzesznym szlachectwie i pokoju
wracam z bogactwem złotowiecznym
tradycją co nie zwietrzeje
oliwą na rany narodu
tą rzeką miodem i mlekiem płynącą
przez kraj pięknym czynem stojący
od aniołów wynajętym galarem
wiozę relikwie wieszczów i wodzów,
których dzieła zaklęte na zawsze
w falach Wisły
bogactwo miarodajne
ten galar to kres tułaczki Eneasza
moja Tratwa Meduzy
>>>
DSCN0070d
Ta noc do innych
ten dzień do innych
ja w konaniu zórz
jak w liściach kapusty
zwinięty, zgnieciony
w samo południe zaćmiony
przebity myślą piorunem
zenitu podwójną belką spojony
z powałą siebie
sobą będąc w podwalinie
niechcący swoich potrąceń o lśnienia
ten zegar stary niby czas
nasłuchuje mojego chrapania,
które się nie wzbudza
bezsenność
w nocy innej
w dnia bezcennych den
szmaragdowych
somnambulicznych
ta noc do innych
odeszła
beze mnie
ten dzień do innych
potoczył się
z wnętrza mnie
a tam wahadło
wskazówki
tam bim bam księżyc
i moja waga równikowa
jak niebo całe
czarno-białe
ono jest już inne dla mnie
a ja
w zmartwychwstaniu
płód z Aquariusa
Orfeusz z Liry
tej nocy nadir
>>>
Tuż nad zroszoną potem
spracowaną, umęczoną ziemią
pokrytą pajęczyną tysięcy lat wyzysku i rewolucji
porośniętą poplonem odwiecznych rabacji i wojen
snują się widma nie z hekatomb ludycznych waśni
ale z aktów fanatycznego terroru
ślepego i nieprzejednanego w imię Boga samego
jak smugi ofiarnego dymu odrzuconego przez niego
pełzną nocne zjawy – dziady wiosenne
strachy jak cienie morderców
z filmów Hitchcocka, książek Agaty Christie –
chociaż te były mniej przerażające
gdybyż ich było parę lub sto?
gdybyż pojawiały się nagle?
zapowiadane muzyką, emocją, napięciem
i gdybyż nagle znikały wyłącznie
szokując wstrząśnięte serca?
ale one jak mieszanie zaczynu
ugniatanie dłońmi ciasta z mąki i wody
jak codzienne formowanie powszedniego chleba
jak wykuwanie z marmuru posągu Afrodyty
jak mozolne usypywanie kurhanu i spajanie piramidy
powoli, powoli, powoli, stopniowo, wciąż i bezustannie
pokazują się na ekranach kalendarzy i dni
przechodzących w koszmarne sny
niekończące się pobudką i jawą
to postępująca entropia milionów serc i dusz
kawałkowanych i unicestwianych
dla odwiecznych kananejskich bóstw
to spektakle rozrywania dziecięcych ciał
odcinania palców, ramion i nóg
dla zbawiennych choć urojonych cnót
i krążące helikoptery niewinnych głów
nad lasem pięści wygrażających im
spadające plejady kul przebijających z suchym trzaskiem
czaszki opróżnione z myśli szlachetnych
w nieustających kinowych maratonach
terkot wojennych projektorów Belzebuba
nazywanego jedynym mistrzem planu
projektorów pracujących dla niemych filmów-horrorów
subiektywnych arcydzieł niewoli obiektywnego zła
inspirowanych kultem bezpłodnych i wyuzdanych
władców much
sceny ataków zwierząt kosmicznych w pałacach dominacji
zapowietrzonych sfinksów totalitaryzmu
opłaconych doraźnie dla naiwnych przechodniów i gapiów
koncerty młotów, gwoździ i halabard zawodowych katów
brodatych bohaterów potężnych tylko w znoju zabijania
apoteoza apokalipsy miażdżenia siłą bezbronnych
powoli, powoli, powoli z centralnego Egiptu
jak fioletowa mgła płynie dziesięcioma nurtami plag
wprost nad centralną Europę
pełzająca śmierć, która nie jest tylko karą za wiarę
bez nadziei
>>>
DSCN5522f
Maleją szanse
na spokojne wysłuchanie tej symfonii
bez oznak zdenerwowania
jedni z pasją poruszają smyczkami z łozy
i dmuchają w piszczałki z łyka
palta pozostawili w szatni za kulisami
drudzy szarpią kartki z kalendarza powiek
i targają siwą brodę partytury
ty nie wiesz jak wiele czasu
pozostało do finału
i te jesienne szczury biegające
wokół dyrygenta nawiedzone nie wiedzą,
nie znają stanu depresji i załamania w orkiestronie
ty znasz apogeum emocji
nawet na balkonach i w jaskółkach
cisza co kwili w obojach
światło co wibruje w waltorniach
w mózg przez oko wbija się fagot drewniany ostrzem ustnika
szczur jak kawałek pizzy niesie batutę do dziury pod chórem
a dyrygent aż przykucnął i płacze zraniony wewnętrznie
deszcze rozszalały się na zewnątrz
sieką w gzymsy i w kariatydy primadonn
uwznioślone – uściślone
po kraniec materii za okapem wzruszenia
wewnątrz łzy demolują już widzów ich loże i fotele
na kanapach zasypiają tchórzofretki roztargnione
pęka szklany sufit
gałęzie platanów wbijają się ze śpiewem, chóralnie
w środek sali koncertowej
jakżeż żywe i żwawe żagwie samotności
uosobione w zacięciu żniwiarza nut
snopy światła padają pod ciosami kontrabasistów
grzmi kurtyna malowana antycznie w kubistyczne mazy
jak bitewne pole ćwierćnut, alikwot i wielotonów
tremola ześlizgują się w kakofonię dysonansów
symfonia sera wykrzyczeń rozlicznych giermków kota
apel do historii powozów konnych błędnych kompozytorów
piłka różowa toczy się po schodach
tik nerwowy
tik konesera zmienia się w eksplozję jesieni
w mieście drapaczy i piszczałek
pa pa pa pi pi pi
wchodzi do opery szkocka orkiestra gryzoni
za piłką nocna zmiana maszeruje z góry do proscenium
na finał erupcji symfonii
flażolet braw nieosiągalny
euforia na wyjście palt i futer
>>>
DSCN0188fg
Nakłoń swe ucho i oko do snu o modlitwie
nakłoń niebo i ziemię do konsumpcji twojego ciała
czy potrafisz?
twoje wielbłądy były obecne w karawanie Abrahama
a słonie solne w wędrówce wulkanu za Lotem
twoje sny były najpierw zwierzętami jucznymi
dopiero później stały się bolidami wyścigowymi
napisz ręką uzbrojoną wyłącznie w pochodnię
– przyszedłem, zobaczyłem,
pod tym znakiem zwyciężymy smoka ośmiorękiego
ręką uzbrojoną w wyrocznię i ręką skonsumowanego ciała
– modlitwą
i pojawi się węgiel z Polski na ścianie pałacu
Baltazara, Kserksesa, Nimroda
nakłoń nogi i ręce by szły, szły, szły
przesuwały paciorki, paciorki, ziarna kłokoczki – źrenice
nakłoń ptaki by odleciały nad beskidzkimi przełęczami
wzdłuż rzek na pastwiska niebieskie nad górnym Nilem
kiedy na wolność wyszedł twój pies Snofru
sąsiad w turbanie upierał się, że to wielbłąd pościgowy
a dokąd to? – powiedział
zdjąłeś go z czereśni i zawiesiłeś na płocie jak garnek
bezzębni gitarzyści robili swoje przed koncertem w Mekce
to była Mekka krakowska
strój imigranta – tors Planta
pieśń Skrzeka – mycka Niemena
fraza Zawinula w Rotundzie – rozbiegane oczy Kopacz-Dody na telebimach
to wymagało samozaparcia takiego jak w patrzeniach bilbordowych
głosowania w zawołaniach śródleśnych ostępowych
gdy powiedziałeś – kolor jest ważny dla mas
nikt już nie zliczył kart do głosowania
było ich tyle ile potrzeba do tarota
głosowanie na koncercie zastąpiły solówki i uderzenia
potem piorun z kolaski rozbił bolid turystyczny
nakłoniłeś ucho porannym szczytem
ale oko zaginęło we mgle
ręce i nogi poszły na zamek
a kopiec sturlał się do przedpokoju
postanowiłeś wyrwać myśli
wyrwać szybkie quady z szuwarów i oczeretów
by te mogły zostać nazwane charapuciami rocka na zlocie
uczucia zabębniły, gdy wielbłądy zrezygnowały z jesieni
na rzecz oaz
gdy w końcu ucho i oko nakłoniłeś do snu
ciało zniknęło w ustach aniołów
>>>
 
dscn0483f
Ja nie wiem nic o słodkich
jak mandarynkowe ciastko
dziewczętach z Bullerbyn
i ich planach małżeńskich
ze mną w roli głównej
to są tylko dzieci przecież
nie wiem nic o pięknych
jak skórka oliwki
chłopcach z Placu Broni
własne życie przedkładających
ponad panowanie Czerwonych Koszul
to są tylko dzieci przecież
sam jestem tylko orangutanem opowieści
i przesiaduję od lat na czubku drzewa
w polskim lesie deszczowym
nie jest to zaiste drzewo pomarańczowe ani oliwkowe
tylko takie co uchodzi za symboliczny wawrzyn
pogryzam na wysokościach cytrusy zielone
obgryzam pędy młode jawnopączkowe
nazbyt młode – ktoś powie
ale ja jestem takim naturszczykiem lasu mglistego
gdybym był przyrodniczym celebrytą dziecięcym
musiałbym się wytłumaczyć z tego
ale nie mam nawet własnego
porannego programu ani teleranka
nie mam strony na fejsie
nie występuję w serialach dla młodzieży
tak naprawdę nikt mnie nie polubił w naszej klasie
chociaż jestem autorytetem moralnym dla oślich ław
to i niewielu mnie widziało
kołyszącego się tam pod chmurami na baldachimie życia
będę więc nadal beznamiętnie obgryzał pędy i listki
na czubkach drzew w lesie deszczowym
podziwiał z wysoka dzieciństwo beztroskie acz bohaterskie
wspominał i wypominał
opowiadał i ostrzegał
Tomkowi i Winnetou przedkładał przed oczy
niebezpieczne przygody pedofili propagandy
i smutne skutki nieletniego wyuzdania
Pana samochodzika
>>>
DSCN0940f
Świeże powietrze
jest absolut-nie
jak woda krystaliczna
w lód zaklęta
to jest środek na przedłużenie
na Ziemi życia
Atlantyk Grenlandia i ja a ach
to jest jak mleko absolut-nie
czystej świętej krowy
Pacyfik Aleuty i ty y ychm
to jest jak stado białuch
absolut-nie fantastyczne
przy brzegu nad łanem alg
łąki Grantchesteru
gzy i motyle zy le e ech
tyle ciszy ptasiej czystej
haust
zapach
to jest jej
El al El Al Al-hambra
świeżość cienia, wody i ogrodów
wandalska arabska hiszpańska a ach
niedaleko od Aleppo Damaszku
zamkniętego w europejskiej konstelacji
czyste pole egipskiej żydowskiej kontemplacji
i droga do Megiddo wśród zbóż
bum um buch
czyste wody El ja tu u uch
i el-Szejk szarm arm arm
czysty absolut-nie świeżopuch
i miękkodotykowy
porunny pogrecki jogurt
na Olimpie ie e ech
logiczny śnieg wśród chmur
zamiast absolut-nie
głupich eks-plozywnych bomb
niedopuszczalnych wszędzie
i upadnie absolut-nie
despota z Aszur
Nabuchodonozor zglinny
świata król
i wyłącznie po zażyciu
świeżego powietrza w kapsułce
bo to wino z winnicy życia
jest absolut-nie mocniejsze niż bomby
tak jak północnych mnichów napój
whisky z lodem
>>>
Niech żyją te skały opoki
niech żyją błogosławieństw wzgórza
i lasy krzyży niezłomnych
groty i kolumny objawień
ikony symbole Europy
od Fatimy zielonej po szare i zamglone La Salette
od szarego Montserrat po zielone i płaskie Siauliai
proszę państwa
– spójrzmy za okno
poruszamy się wyłącznie po Drodze Jakubowej
od Estonii, Kijowa i Smoleńska
po Lizbonę, Oviedo i Compostelę
oto symbole Europy rzymskiej i świętej – zapomnianej
połączone znów drogą królewską
jadąc mijamy stolice państw narodowych i językowych regionów
co już wniebowstąpiły chociaż
jeszcze do końca nie zmartwychwstały
mijamy milowe kamienie odwiecznych szlaków
zagubionych, zarosłych trawą i lasem
mijamy pomniki, kurhany, kopce i groby
świętych, półświętych i nieświętych co czekali na wyzwolenie
w mrocznych okowach Peruna-Thora
wykutych w przepastnych kazamatach Asgardu
i pielgrzymów z najdalszych krain i czasów
– proszę spojrzeć na lewo
oto legiony Hadriana z Alba Julii
i Marka Aureliusza z Vindobony
do Romy maszerują chwacko
a Konstantyna przynoszą symbole wiecznego zwycięstwa
– a teraz popatrzmy na prawo
do Romy z Suomi i Auksztoty
podążają Karelowie, Kurowie, Litwini, Rusini
przed szybą przednią widzimy grupy
pielgrzymujących do Composteli Franków i Galów
tak jak książęta niemieccy, angielscy, hiszpańscy i szwedzcy
a z tyłu jeszcze dojrzeć można mijanych Polaków
z orężem wiedzy z ziemi włoskiej maszerujących
dla ratowania Ojczyzny
królewskimi drogami ciągną długie kolumny
dźwigające dumnie rozpoznawcze godła SPQR i INRI
Europa wciąż w ruchu od trzech tysiącleci
Europa to niekończąca się wędrówka do prawdy
objawianej prostaczkom i cesarzom
ludom niezłomnym i prawym
niech żyje ten znój, ten trud, ta krew
ta uparta wiara
a wy ekwici, pretorianie, rycerze, książęta
pątnicy dwudziestego pierwszego wieku
dokąd zmierzacie?
>>>
DSCN0644f
Jest czas na błękit
i wtedy mamy okres błękitny
jest też czas na czerwień
i wtedy pamięć nie wystarcza
nie jest tak, że coś krwawi
zachodem a inne coś umiera
lub gaśnie
wtedy nie mamy okresu czerwonego
jest czas na niszczenie
na oślep cięcie mieczem
jest czas na zabliźnienie
i chusty z oczu zdejmowanie
zawiązanej przez epokę i erę
wtedy mamy okres idealistyczny
jest czas na wstawanie
rano do pracy w bieli śniegu
i poranka jak martwy sen
wtedy mamy stulecie
Sagrada Familia
i Nationale Nederlanden
>>>
Zmurszałe pnie, zwalone mury
mech na twarzach ochrony
w końcu przebitej osinowymi kołkami
emu biegnie przez dziedziniec
lechickiego zamku
to nie dziedziniec, to nie zamek
więc co?
świecące próchno wskazuje na
opuszczoną wyrzutnię rakiet
silosy betonowe, ceglane schrony
wszystko porasta trawa i krzaki dzikiej róży
błędne ognie na blankach zamku
nie, to nie blanki
więc co?
to bagna pod lasem w gwieździstą noc
z księżycem pędzącym po powierzchni wody
jak rakieta
nie, to nie księżyc
to nie rakieta
więc co?
to emu
ten ptak to rozedrgana
przyszłość grobów Polski
najszybszy, największy na świecie
nielot
jak bezdrożna machina leśno-bagienna
z antypodów służalczości
kompilacji słowiańskiej
improwizowana
niestrudzona
skuteczna nad ranem
>>>
 
*Do wnętrza człowieka*
Nie trzeba aż przeprowadzać trepanacji czaszki,
wyłupiać oczu, rozcinać piersi
wyrywać serca, wątroby, żołądka i jelit
ani kanałów organizmu penetrować
jakimś robotem robokopem medycznym
aby dotrzeć do wnętrza człowieka
i go czule rozpoznać sentencjonalnie
wystarczy jeden skuteczny
autonomiczny minidron psychologiczny
– samotność ver. rozstanie
>>>
DSCN1258f
Jest takie miejsce w głębinie serca,
gdzie nikt z nikogo nie żartuje,
gdzie wyłączane są dźwięki ulubionych melodii
i ścinane riffy gitarowe
jednym ruchem ręki na gałce odtwarzacza samochodowego,
gdzie nie strzela się do wzlatujących z krzykiem
jastrzębi, nietoperzy i paralotniarzy
jest taka nisza w sercu, ledwo dostrzegalna
w poświacie cudu na tafli ciemnej wody
w promieniach zachodzącego słońca
blisko jego krańca
tylnej ściany ciemnego bytu
to praktycznie jest grota nad stawem
cała porośnięta bluszczem i dzikim winem
grota wyżłobiona mieczem ułudy
w skale wypiętrzonej w poobiednim ogrodzie,
który w sercu się rozrasta i kwitnie jak sielanka
dojrzewając od dzieciństwa owocami szaleństwa
tu u wejścia cichną głosy ptaków,
przemówień polityków i naukowych rozpraw profesorów
milkną karabiny maszynowe
glissanda i sprzężenia elektrycznych gitar
huk startujących bombowców i rakiet
staje się zupełnie niesłyszalny
jeżeli powstaje jakaś jasność
to zapewne nie z eksplozji nuklearnej
tak subtelnej jak neutronowa detonacja
tylko ta lekka poświata przypomina
promienie słońca wschodzącego nad atolem Mururoa
maleńką wyspą Herehereute o świcie umierającą
w miejscu tym tajemniczym
w tej grocie zapomnianej, czasem nieuświadamianej
kryje się tajemnica samego siebie
tak nieodgadnione są schody prowadzące do groty
że nawet aniołowie stąpają tam w zupełnej ciszy
zaglądający tu ludzie, wiatr i zwierzęta cichną na zawsze
tu osobnicza wolność objawia się światu
właśnie tu
i wstydliwa miłość bez słów
tyka gwiezdna bomba gotowa do termojądrowej syntezy
wybawienia? zagłady?
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Ślad jest zapiski są
krewki dyktator dzisiaj
odrzuca wersję wydarzeń
i cóż?
jednak walec przemijania przejechał po stopach świadków
jest jesień przecież
takie jej prawo – puryfikować życie
stopy zmiażdżone pokrył mech a potem śnieg
wiosną odtają i odrosną
i owszem ale powoli
jest nagranie, jest nawet świadek incognito
krewki dyktator jak mechaniczna synogarlica
wzlatuje nad nim i krąży wydając dźwięk
ni to dzięcioli, ni to smoczy
nieudolnie naśladując drona pokoju
i cóż?
tymczasem liście spadają ogonkami na dół
jak zegary Dalego z żyrafy na mrowisko
liście pokrywają tych co nie przeżyli
więdną w oczach babcie ze skweru malarzy
bełkoczą zasypiający pijacy ze skweru Moniuszki
usychają w oknach rozstawieni agenci służb
niewyzwolone czkają w śnieguliczkach czołgi
a sztuk wyzwolonych liderzy czołgają się ku przepaści
kończy się zjazd i synod
demokraci grupkami przemykają ku stadionom łez
krewki dyktator zaprzecza pogłoskom o przemijaniu
i cóż?
czekając na śnieg wierzy w zmianę klimatu
jego czyny wydały tylko nadgryzione owoce gujawy
jego opuncje wcale nie wydały słodkich owoców
jego figi uschły przeklęte na zawsze
jego wszystkie owoce są teraz na czarnej liście
zaprzeczenia pożywności dowodzą żołnierze
zaprzeczenia użyteczności domagają się rzesze
wiatr się wzmaga mroźny
potwierdza zbytnią ekspansywność nieufności
rzesze bojąc się deszczu i wirujących słońc
rewolucji, zamachów, inwazji
okryte niemocą zmierzchu
udają się do domów nienarodzonych dzieci
jest niedaleko z martwych ulic do umierających domów
krewki dyktator ciągle dementuje fakty
i cóż?
choć nie chce ruszyć się z zastanego miejsca
miejsca przed kamerą historii
i udziela wywiadu pod pomnikiem z betonu
co nie przetrwa tej zimy
choć on o tym nie wie
ślady skute zimnem bezmyślności
zamarzają zmieniając się w grudy
i nie da się ich zimnem zatrzeć na żadnej z dróg
gdy stopy odrosną
dopasują się do tych śladów
krewki dyktator zlany deszczem łez
co jak zwykła woda spływa po policzkach
zamarza sam w krwawy sopel
potwierdzenia wydarzeń
i cóż?
rzesze lubią patrzeć na agonie dyktatorów
tak jak na krew
>>>
 
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Kłótnie nad spalanym igliwiem
nie mirrą kadzielną
lecz pachnącym podobnie
miała być miła woń a nie jest
jest tylko nieznośny zapach ludzi lasu
ich kadzielnica uszkodziła ściany bazyliki
oto cały ambaras
są mocne słowa słabych mężczyzn
odurzonych dymem
kwilenie zaszczutych organów
podzwonne dla sygnaturek
i kompletne już zmieszanie po środku głównej nawy
pielgrzymów i żebraków nie ma w jej wnętrzu
starszych pań też
usunięto szopkę, żłóbek i grób
ołtarz z tabernakulum przesunięto do nawy bocznej
by zrobić więcej miejsca dla wymiany poglądów
kadzenia totalnego i pełnowymiarowego
oto wchodzi orszak
prawie jak procesja
całkiem jak bizantyjski aczkolwiek republikański
kroczy przez środek kościoła
baldachim na czele
prawie procesja rozdziela kłócących się zaciekle
zapach z kadzielnicy nie zabił nawet muchy
zapach nie zabił fetoru z przybyłych podsądnych i sędziów,
gdyż rozbujano emocje bardziej niż kadzielnicę
więcej mężczyzn do niej potrzeba
pod feretronami politycy
na feretronach też
pod baldachimem fałszywy biskup bez monstrancji
i cesarz racjonalnej Europy
zażenowane witraże stopiły się jak wosk
nawet dzieci w komeżkach uciekły za mur
jest dzień wyborów
beznodzy żebracy powstali i kręcą filmy
przed frontonem kościoła
maszkarony i chimery gotyckie ożyły
wyjęły smartfony z uśmiechem
dla świętej sprawy oświecenia
jak flesz grom spadł z jasnego nieba
spory i wybory w Polsce
decyzją mistrza kolegium
przeniesiono do pobliskiego centrum dialogu
zadymiona bazylika odzyskała sacrum
>>>
 
Zakazane oczy w kuluarach
natchnionych dolin
że co?
że zbyt skomplikowane takie patrzenie?
lepiej pomyśl, by nie przegapić
w tych dolinach łez i wzruszeń
każde oczy mętnie obce
pretendują do
złagodzeń sankcji zagłodzeń,
gdy szron zawiśnie na krajobrazach
z kamienia wyciętych
a bladolica na nich usiądzie,
gdy zielone mgły dosięgną
nie tylko tęczowych sosen
i w trawach z fobiami
będzie patrzeć w te oczy
będzie przekrzywiać głowę na bok
jak mały kotek
oskarżać o spojrzenia pełne kłamstw
że co?
że zbyt sztampowe
w sytuacji własnych niedopatrzeń
lepiej wychodząc z dolin
na perony wzgórz
zza łaciatych wycinanek horyzontu
nie skamienieć ze wstydu
niedopatrzenie jest równie karalne
jak niedbalstwo oczu zmrużonych
oczu na zapleczu perspektyw sercowych
że co?
że zbyt pokręcone?
że zbyt dębowe?
lepszy jeden dąb z żółtą wstążką na linii
niż tęczowe sosny
zrzucające korę na zimę na opak
a potem szyszki jak oczy nagle
potoczą się z pogańskich wyżyn
bez oglądu rzeczywistości zmyślnej
jakby tylko zapatrzone w miłość zakazaną
jak lato niemowlęcia w pisklęciu
drapieżnika zamarzniętego
na słupie wysokiego napięcia
że co?
że oko z bielmem?
czy, że znowu bielik?
>>>
Przeszedłem przez cmentarz
po wyjściu z dzieciństwa
a nawet wcześniej
odepchnięty skostniały bobas nastoletni
w opończach kuksańców i splunięć
w ciżemkach kopniaków
podnosiłem ledwo głowę z kołyski,
gdy dane mi już było
zapamiętać krajobraz cmentarny na zawsze
ni to wojskowy, ni fantastyczny, nihilistyczny
dane mi było, gdy Hydra szalała w obejściu
dobrze, że krew cała nie wypłynęła z kołyski
towarzyszu pójdź – rzekł do mnie Charon
a ja z Krzysztofem brodziłem w tym Styksie
udając, że nie rozumiem co mówi
on przerażający starzec beznadziei
ja słodkie dziecko komunijne
znaleźliśmy się obok siebie ramię przy ramieniu
krajobraz pojawiał się i znikał
jak Gehenna wciąż żywych jeszcze
nie uciekałem przed nim
kołysałem się w nim do snu
snu nie dłuższego niż baśń
wyskoczywszy z kołyski dosiadałem zwierzęcia
wygramoliłem się na grzbiet kota pustyni
żywego nie stalowego
ale on zamarł, stwardniał, skamieniał
on zapuścił korzenie w piasku
jak piramida
a ja?
a ja zeskoczyłem z niego jak z wydmy
wyszedłem z niewoli
idź śmiało bracie – rzekł Mojżesz
a ja?
ja wśród ludzkich mogił
a ja w umarłej klasie
a ja z nogami w grobowcach
jaka korzyść z nocnej wizyty anioła
przeciętny strach dla dorosłego
na linii walki światła z ciemnością
ale dla dziecka?
chyba strach egzystencjalny
industrialne krajobrazy blokowisk
osiedli mieszkaniowych ugory
szarych jak gaz łzawiący i szeregi żołdaków
oglądane z akademików i koszar
a moje spojenie ich zorzą polarną
stało się wyzwaniem
dla duszy wkraczającej przez wodospad ognia
– zapomnienia
na sąd ostateczny
mającej śmierć już poza sobą
w bańkach horyzontów samotności
przekłutych wieloleciem ciała
witaj oddzielony na zawsze – rzekł Cyriak,
gdy Smaragd i Larg kończyli zwijać cmentarz
jak mapę świata
a ja?
a ja jeszcze we krwi…
>>>
 
Jak zachowuje się twoje serce
gdy nie ma grawitacji?
poza kościołem
poza społeczeństwem
na bezludnej wyspie emocji
w kabinie bolidu,
którym przemierzasz świat myśli
z prędkością światła,
którego nawet nie widać na prostej
lub w przezroczystej kuli, w której
staczasz się po zboczu góry pamięci
z wszystkim co posiadasz
z melodiami, obrazami, frazami,
linijkami, wersetami, refrenami
jak się serce zachowuje,
gdy nie ma punktu podparcia?
w rodzinie
w przyjaźni
codziennością rozhuśtane od ściany do ściany
czy zmienia swoje właściwości substytucjonalne
przypadłości w formy substancjalne?
czy raczej emituje jakieś promieniowanie
wytwarza kwanty energii
dla synergii ciał w polu dramatycznym?
jak zachowuje się serce,
gdy nie znajduje wymiaru czasowego
we własnym roztańczeniu frustracji
lub uwielbienia?
jest lub go nie ma w teraźniejszości?
w perspektywie swojej obcości
na wyżynach zapatrzenia w przeszłe,
niepowstrzymane, nieugaszone,
niezasklepione w blizny
rany krwawiące
samym tylko kosmosem bez materii
próżnią w jednej kropli
jak ból świadomego bytu
>>>
Nad pasmem gór wznosi się powoli
ogromny sterowiec
jest jak rydwan Eliasza
góry czerwone bez krzyku lodowców
bez oznak dumy
bez wiedzy pradawnej śladów
góry przypudrowane słońcem
a sterowiec biały jak prześcieradło
z bawełny
bawełna jest lennem
struś najzwyklejszy
biegnie ostatnią drogą ku szczytom
po grani niebezpiecznej jak zmierzch
struś jest wolnym ptakiem
bardziej wolnym niż orłosęp w locie
potrafi dobiec do granicy słońca
i zawrócić w miejscu
wtedy przykuca i śpi
strzała leci z kierunku przeciwnego
niż słońce
obracają się jej grot i bełt
promień drży jakby strzała była jeszcze cięciwą
przecina dźwięki i kolory
przelatuje nad głową strusia
i podąża dalej
nagle wbija się w prześcieradło
w mój całun,
na którym odbiłem niespełnione marzenie
uchwycone serca drgnienie
>>>
 
Matko, która zatańczyłaś
ze słońcem
Matko, która zajaśniałaś
tęczą po deszczu
Matko, która obce dzieci
do obcych Ziemian
wysłałaś na krucjatę miłości
poznaj w dzień rewolucji
nas rewolucji pastuszków
gotowych do marsjańskiej misji
międzyludzkiej
na trzecim kamieniu od wirującego słońca
gotowych na pląsające różańce z planet, meteorów i komet
gotowych wyruszyć z kwiatami i drogimi kamieniami
we włosach i w oczach
na kosmicznie niecne drogi i w pustki grzesznej ciszy
nas planetariuszy zawołanych
>>>
W tę i tamtą stronę
noszę swoje sobiepaństwo
ileż to modlitw o pokorę
nie pomogło
bo się źle modliłem
bo się za się nie oglądnąłem
a sięgałem wprzódy
w bok
w tę i tamtą stronę planety
a trzeba było słońca
miałem i sznur i róg
ale sobiepaństwo dopadło mnie
i mojego giermka
obydwu
na weselu
w sukmanie chłopskiej
przepasanej powrósłem
grzyby huby po deszczu
wyrosły  na dachu
a gołębie krążyły jak sępy
nad padliną władzy i państwa
bezmiejscne bezmięsne w końcu bezsępne
potem po zderzeniu ze ścianą
zapłakały o zachodzie słońca
ja pozornie zaniedbany
popatrzyłem im w dzioby
i zasnąłem
na niby
to i tak nie była ta strona
wyniosłem się z gołębnika
ponad wszystko
ale pokoju nie zaznałem
giermek z koniem byli daleko
gdzieś pod młynem wiatracznym na pogórzu
nie miał mi kto przyjść z pomocą
więc idę i niosę jak kopię to sobiepaństwo
jak przekleństwo
drogi i bytu
pisarza szwoleżera
druciarza beskidzkiego
solińskiego wajdeloty
błędnego wieszcza
z Wisłą płaczę i Wisłokiem
plączę nazwy lędziańskie
ale napompowany i nadęty ladaco
nie boję się że zatonę
najwyżej utknę
w czasie suszy
na szosie w zwężeniu pod Warką
jak niejeden już kirasjer i lądolód
a pod mostem stołecznym
moje pawie pokory
dotkną złotego jaja zachwytu
i będzie tysiąc lat
fantasmagorii rycerskiej
w wielkopolskiej poezji osobniczej
bo ona musi być sobiepańska
choć stronniczo łzawa
>>>
W kwaterze podziemnej snu czarnego
budzisz się jak przywódca stalowych nietoperzy
co z twoją psychiką?
co to ma być za sen?
gdzie wody płodowe gada?
gdzie ewolucji palisada?
gdzie natchnione opuszczenie wód?
gdzie pierwsze loty nad jaskiniami?
z kwatery jak z mogiły
próbujesz się dźwigać
ty Attyla powrotów
w łożysku kamiennego Dunaju
próbujesz dowodzić wampirami
ty ciężkogłowy motyl Epiru
strach wieków i nacji
dziecko mitologii
płód niesiony przez step
poroniony w Iranie
albo jak chce ojciec – w Indiach
dźwigasz się we wnętrzu telewizora
mówisz – to mój kosmolot
to moja kapsuła czasu
– ciemność
tylko białka oczu nietoperza, zęby, odwrócony czas
błyszczysz na scenie antycznego teatru Posejdona
Kartagińczyk z Atlantydy, Fenicjanin z Pergamonu
w bukłakach seleuckich, w koszu jucznym,
w oszczepie rzymskim lecącym przez świat
– bieżysz
ciemność, blady strach
blade lico, czarna myśl
gdybyś stworzył imperium
dzisiaj byłbyś na cokołach
gdybyś wdeptał w ziemię jakiś naród
byłbyś na portalach świątyń mniemań
– nie zdążyłeś
zalała cię powódź narodów świata
zalały cię liberalne rzeki Europy
po latach powstajesz w kwaterze cieni
odwieczny zew stepu
gnany jak stado ptaków
jak chmura dmuchawców
jak zamieć historii
– głodem
potrzebą – upragnieniem – mirażem
– genem
chcesz zdobyć pola, zamki i urzędy
chcesz skosztować słodkich owoców czeremchy
zwisających jak winogrona
z kamiennych płaskorzeźb w papieskich ogrodach
na dzbanie, na głowie, na twarzy
– wciąż znaki niezaspokojenia
i wtem ciemność w betonowym bunkrze
rozświetla płomień zapalonej żagwi
zatrzymano Dunaj
wycięto las w miejscu egzekucji
wszystkich przybyłych terrorystów
z pierwocin słowa
powstaje pożoga
po niej choćby kolejny wiek
na planetach odnowy mów
ułudy kroplach jak balonach z krzemu
wpychają nowych gości z Satem
na spotkanie z tobą
nowego snu i wyzwania czasy
bez gumowych nietoperzy
>>>
DSCN0026a
Życie i miłość to nie taniec na lodzie
to taniec na ciepłym szkle
z flamingiem partnerką
ze skrzydlicą u stóp rafy
z chmurą, z zorzą, z mustangiem
taniec nie z kroków dostojnych
lecz ze słownych podrygiwań
jakże bolesny nieznośnie
ćma nie da się osiodłać w locie
motyl nie da sobie założyć uzdy
ty tak
ty nawet pozwolisz wbić w swoje boki
pod same żebra
ostrogi jak łyżwy
do jazdy szybkiej  
jak nagły atak kawalerii
choć życie twoje dawno przestało być tańcem
to bok ciągle krwawi
z jednego płuca wypływa krew
z drugiego sączy się woda
z obu połówek mózgu tryska przeszłość
gdy wypłynie wszystka
oczy zabłysną jak latarnie morskie
co poprowadzą statki, ryby i płetwale
wprost na salę balową,
gdzie twój duch bez skrzydeł
zatańczy z każdym z osobna
niech wirują za ciebie różowe satelity
miriady satelitów
niech w tańcu zobaczą ciebie
jak w lustrzanej kuli pod sklepieniem
zastygasz w milionach póz gwiezdnych
fotografiach boleści niezapomnianych
szkło w twoim ciele i pod stopami
szkło w dachu pałacu nad tobą
jak piramida i sarkofag
poderwały się flamingi
spadają sputniki
już wiruje krew na parkiecie
w poczekalni prosektorium
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Serc złości masz
zanim zaświeci przykład
zgadniesz czyich
oliwa przeszłości na serce rozlana
miedź spatynowana
poza tobą
całe kapitalne miasto kolumn z żelaza
spokoju poza tobą
ileż słońc można wydobyć
z jednego stosu atomowego
pytasz mnie
a tych słońc złości masz
zawsze spotkanie pilne
uprzedzi je zanim zgasną
spotkanie z tym, co masz odgadnąć
powoli spływa jak bajka
z matki na dziecko
tyleż złości poza tobą dzieckiem
tyleż słońc
serce matki owinięte w becik
niemowlę kwili bajką zasłyszaną
o tłustej lokomotywie na wzgórzu
niesłychanie przegrzanej
zamiast becika bajka
serc wypowiedzi masz
złość zjeżdża ze wzgórza
potrąca kołyskę
matka podnosi becik
wyjmuje to, co pozostało po dziecku
– kwilenie, pierwsze słowo, dobro
reszta jest milczeniem
serc zgasłych
>>>
Kruchy rozejm liści
walka ich pogrąży niebawem
a odlatujące ćmy dostarczą armat
paradoks, absurd, kakofonia
lasy zawstydzą malarzy
a liście lasy
w liściach są oczy, brwi i rzęsy
w liściach słychać śpiewy i nawołowania
wśród nich szczeka pies gęsiarki
nie w trawach a w liściach
gęsiarka się ukrywa
zgrzeszyła właśnie
westchnęła, zasmuciła się
żal jej tego, co przeminęło z liskiem
niemądra dziewczyna
niebo zwróci jej za gąski
platynę, serbro, złoto
i purpurę, i jedwab, i bisior
ale za patyk i żal nie dostanie nic
kim będzie bez gąsek – liściem?
ogniska dym pod lasem
już nie oznacza szarej jesieni
ta nadchodząca w cudownych zapachach
sadów i winnic
beżowa Pani – owoc światłości omdlałej
z białymi smugami przeszłości
otwiera panoramę
ostatniej bitwy
wszechliści z liskiem
>>>
Zasypani złotoliściem
w jakiejś kopalni babiego lata
co to składa się ze sztolni,
szybu, pokładów, korytarzy
brak tu wyrobiska i Skarbka
bo i urobek ulotny
złotoliść ciągle się uwidacznia
w skanerach snu
radio go odtwarza o poranku
jest jakimś spektrum
realnej górotwórczej syntezy podziemi
w pamięci złotopiaski złotowybrzeży
złotoporażenia złotomyśli
a w ustach
gorycz porażki
lub złotoobrażenia raczej
niedosmakowania trucizny
zwanej latem
zasypani złotoliściem
zapatrzeni w przeszłość
biali jak śnieg
nie widzimy zasobów
szarego piękna,
które depczemy
brutalniej niż wspomnienia
i cudzosłowne marzenia
>>>
DSCN0839f
W takim ty
w takim ja
ty i ja to mgła
dzisiaj
– i jutro
po dniu wolnym kolejnym
dzień kolejny nieznośnie wolny
twój niecierpliwy
moja jedyna
– i jak ja
nieznośny
moje ty
dębolistne serce
w żołędzio-senne
popołudnie złud
podajesz mi twardy dowód
siebie
tabletkę przeciwmgielną
kora twojej choroby jesiennej
mój pień słowa – na zdrowie
ty – i ja w nim
moja wola wolna
twoja wola wolna
po woli wrastamy
w trzeźwe i radosne my
w jasne słońce
wyrastamy ponad ból i mgły
w takim nieznośnym dniu
– jak ja
skryci w oparach swych szarych dni
ogołoceni z wszystkiego
lecz wśród tysiącletnich pni
takich tylko naszych
– ja i ty
>>>
 
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Świat jest taki różnorodny
Bóg dał go ludziom
w tysiącach kolorów i milionach ich odcieni
w gatunkach zwierząt
w roślin rodzinach
w wiosnach i w pełniach
w szmaragdach i marmurach
iskrzących się lodowcach o świcie
w purpurach zachodów słońc nad oceanami
w jaskiniach u stóp niebotycznych gór
zawilec jest strojny dzisiaj jak Salomon
a najeżka bardziej napuszona niż Putin
surykatka bardziej poważna niż Tusk
i dumna bardziej niż wtajemniczony prezydent Francji
zaskroniec bardziej nabzdyczony niż mułła Ohmar
a modliszka bardziej śmieszna niż Barak Obama
Człowiek zmierzył się ze światem
bo taka była wola słowa przed czasem
taki był nakaz stwórcy cząstek
człowiek dzielnie zmierzył się ze świtem cywilizacji
i stał się panem różnorodności
och, gdyby zrozumiał
że jest tylko zbiorowiskiem cząstek i kolorów
a źródłem wyłącznie humorów i dąsów
może w głębi jestestwa swego
wzdrygnąłby się na samą pierwszą myśl
i nie wynalazłby dziennych
trzystu sześćdziesięciu pięciu sposobów
na torturowanie i zabijanie
roślin, zwierząt, krajobrazów
i ludzi
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Szydzą, potrącają, plwają w żebrotwarz
ponaglają, oszukują, zabijają myśloprawd
w demokracji niedoczas
wciąż dominuje męski i żeński czynnik niemocy
w mikrospołeczeństwie pierwokupuvinculum poprawności niecnej
jeszcze trwa reintrodukcja homosovieticus w cyrkacharenach
meta wioski, meta miasta, meta państwa, meta człowieka
skrawki postczłowieczeństwa wilcze wychodzą z gettbanków
nad nimi niebotyczne kuksańce chmur czarnych w pioruny
piorunów propagandy w samotne drzewa
drzew korzeniami pogardy w sumień podziemia
żarłacza zęby, płetwali fiszbiny unicestwiają makrowioski modlitw
takie same jak w ustach komentatorów mocy
ledwodetektowanej na forach
powstają z materii siły bezwładnej
indukują nieludzkie tętna w ludzkim galopie dni
świadomie zaniedbują patriotyczne pogłaskania noworodków wiary
zanim świt zapieje jak kur prawdydnia
nad odrodzoną narodowym ugorem przewalonych skib w grudy
zanim wzejdzie słońceoświecacz nieludzki
knot wypali dziurę w twarzy
freon rozpłynie się do reszty w ozonie niemocnych dzieci
oby nie sczezły miałkie herbatniki snów o człowieczeństwie jak zorze
zanim w śniadaniach płynnychofiarach zanurzone zostaną
jak w wizyjnym opiumdymu języka ukryte
szydzą, plwają do herbaty na w ekranach
po żołnierskiej zaprawie ogłupiałych żon
padają i wstają dziarscy jak dumni mężowie
zagrożone tarpany i konie Przewalskiego
rżą chociaż już wiszą
jak posolone na płotach połcie mięsa
ledwo skrawki komunizmu wilcze
schnące w atomowych rozbłyskachmirażach
blaskach trzygłowa ostatnich
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Ale kulturalna aluwialna niecka
niby nie terrorystów
a tuż za płotem pałacu awangardy
sztuka zmiażdżona
basen pełen krwi
ale prorocza kulturalna mozaika
niby nie panteistów
a na posadzkach i w oknach salonów
w duszach galeriowidzów
płomyki piekielnych mocy
choć jest niedziela w każdym wymyślonym pojęciu,
gdy pelikany piątku przebijają piersi każdemu z nas
a kamień szlachetny na czole wodza snów
za życia skamieniałego
rzuca światło na drogi splątane
pomiędzy pylony, w arkady grobowców
na nosy narodowych mumii
ale którędy wyjść
z matni labiryntu mamony
zwanej współczesną kulturą,
gdy inscenizacje kompilacji nie są przekazem
a śmiercią idei,
gdy tandetne obrazy niweczą kolory prawdy,
gdy słowa nie zmieniaj się w gesty głów
ale plemiona rozbrajają śmiercionośne ładunki
i nożem milczenia miliardów
unicestwiają sztukmistrzów rody
>>>
Słowna eskapada strollowanych eunuchów
na przedpustyni, w postpuszczy
na quadach z garnkami na głowach
wystawiła ich na upalne prowokacje
a misterne przygotowania zakończyły
bachanalia postne
baznadziejny szach z emirem
kazali wlać nadzieję w baki,
której sami nie mieli pod dostatkiem
palić gumy na pustyni to więcej niż konieczność
to skutkowoprzyczynowa zasada
jak nagminność porzuceń
w wysokiej temperaturze
gdyby chociaż nie imam ani kalif
gdyby quady latały a nie jeździły
gdyby eunuchowie nie mieli bród
a tak to nie mają co liczyć na oazę
zczezną jak nic
ta ich bródka jest zbyt kozia
przypomina średniowieczne mefisto
będzie super kozioł ofiarny
z każdego trzebieńca
w drogę pod słońce
trolle słowne
gdybające
>>>
Ciągle walczę w tym korku ulicznym
z niewidzialnym i nieprzewidywalnym
by dotrzeć do ciebie
ciągle zaciskam zęby i czekam za kierownicą
utknąłem na dobre?
niee, twoja miłość pcha mój samochód do przodu
koła się nie obracają
a jednak jestem coraz bliżej
twojej zatłoczonej dzielnicy
bliżej białych firan w oknach twojego domu
w sercu skrzydła anioła
poruszają się jak skrzydła puchacza
bezszelestnie
głowa obraca się
oczy lustrują ulice i nabrzeże rzeki
oooo, jest już most!
czerwień odbija się w tafli wody
płomień miłości na wieżach kościołów
walczę moim samochodem
z tkanką molocha miasta,
co jak pleśń przerasta nasze przeznaczenie
i jak pajęczyna powstrzymuje myśli
jestem pająkiem zza wzgórza męczenników,
który we własną sieć się zaplątał
przetrwalnikowy kochanek stref, rond, skrótów i sygnalizatorów
teraz w serpentynach uczuć usidlony
i zatrzaśnięty w kokonach zakazów
spowolniony prawie lodowiec zawahań
porażony jadem miłosnej tęsknoty
klaustrofobicznie w myślach wciąż nawołuję –
machaj tymi skrzydłami aniele
machaj tymi chmurami człowieku
unoś się ponad ten ruch uliczny
pchaj ten asfalt jak lodołamacz
roztrącaj te taksówki i autobusy nabrzmiałe
już moja ukochana w oknie zapaliła światło jak gwiazdę
a na mojej drodze wciąż tysiące aut
i kroczące wojenne machiny strachu i pożądania
zakochany w mieście
zakochany w dziewczynie
zmrożony własnym egoizmem
i mocą własnej pychy skuty
zbyt wolny by opuścić most
zanim przęsła wpadną w wibracje
zanim rozhuśtają się nośne liny
zanim zadrży przestrzeń
i miasto pochłonie atomowa fala namiętności
czy pozostaniesz tylko ty – latarnia morska
w odległej dzielnicy niespełnienia
a ja rozbitek na dnie
w pułapce – samochodzie?
>>>
Tak jak zegar
tylko smutniej
we wnętrzu czasu odmierzanego
czuwa odwaga i bojaźń
one obie zapóźnione
tak jak zegar
tylko nędzniej
we wnętrzu czasu niepowstrzymanego
czuwa miłość i nienawiść
one obie zapóźnione
tak jak zegar
tylko prościej
umierasz
nie mogąc rozdzielić swojego ja
i czasu i uczuć
tak jak zegar
tylko szybciej
>>>
A tam za wzgórzem
twoje mustangi na prerii wysypiska
tutaj przed wzgórzem
ulic kin i teatrów
na afiszach złomowisk – huty
a tam rzucasz lasso,
gdzie wzrok już nie sięga
nawet wspomagany pełnią kapelusza
lasso ześlizguje się z karku dzikiego wierzchowca
wraca do ciebie
przez potoki płynnego metalu
jak lawa pomarańczowego
roziskrzonego jak neon
a tu lasso zaciska dramat
twojego miasta nieokiełznanego
jak ty
i wolność
przetopioną w spiżowy posąg
rycerza na koniu
>>>
DSCN1629b
Wiersz
zawieszony pomiędzy niebem a ziemią
jak balon kolorowy nad zieloną niwą
doliny ludzkiej pozłoconej
słowa podwieszone jak kosz obfitości
kołyszą się z lekka
słowa lotne
wcielone
pod warunkiem
że balon
doleci do nieba
>>>
DSCN0685f
Cegła – ale nie wysunięta
w padającym murze zawiści i konsumpcji
tylko cegła w dorzeczu cywilizacji
w nadbrzeżnym mule wysuszona
kostka – pierwsze uczucie
jeszcze nie namiętność
element początkowy
ustawiony po niwelacji
wmontowany w podstawę piramidy istnienia
oto cegła wszechżycia – myśl altruistyczna
oko wykol, zęby wybij
ale nie rań serca
serce jest cegłą
czerwone serce słońcem wypalone
– z błota jaźni wydobyte
człowiek w delcie sumienia dźwiga się sam
ból niweluje jego podstawę percepcji
jak woda rozlana przez kapłana
ból pośrodku piersi
ból architekta
z miłości zadanej, stworzonej, zdradzonej, odzyskanej
serce cegła – budulec
>>>
DSCN0541f
Kawalkada serc, dłoni, stóp, warg
rozmyślna akupunktura dyrygenta
on jest dzisiaj jeźdźcem w oratorium
słuchacze w operze płyną
na żaglowcach żyrandoli
wiszą uczepieni want spojrzeniami
z oczu wczorajszych
ręce drżą, stopy, wargi i serca
ich kawalkada dudniąca
rozbija kandelabr jeden po drugim
wraca do ciał jak tupot do butów
jętka w żarówce to świst batuty
jeden kręcący bączka wodny pająk
zamarł w kotle i basie
w kisielu waltorni topik wąsaty ożywa
błędny rycerz z harfą nadjeżdża stępa
pobija bębenek bileter
kawalkada pikadorów
i szarża byków przed matadorami
galop i skok, kłus, kłus, galop i skok
galop z cwału, cwał z galopu
trzęsie się oniryczny zestaw filharmoników
ktoś porzuca bombę atomową w jaskółce
by zagłębić się w programie
jakiś giermek pali cygaro
pod wiatrakiem w foyer
a żona jego w akcie cała
wszyscy wstrzymali oddech
gita gita gita gita uff guitarra
antrakt nadchodzi jak pierwszy Gupta
odliczając od jedynki do dziesiątki
odszczepieniec Sikh z rodziny Brahmy
na byku powraca ukwiecony
sam byk kryształowy jak arabska cyfra
pomiędzy ćwierćnuty wpada szerszeń brat
Mahabharata mruczy
z pomiędzy much świetlika wylatuje owocarka
pomarańczarka i koronkarka śledzą lot
a światło przygasa delikatnie
jak w kinie krnąbrnych reżyserów
jest przedpołudnie wieku kantaty
kończy się jedna z wojen w ósmej scenie
dzieci zabrały partytury i rzuciły w kałuże
dzieci na pięcioliniach warkoczy
ustawiły babki z piasku
na rynku jak na plaży
przyjechał pociąg niebieski z drewna cały
konduktor nosem podkreślił vibrato
by zniosło fraki nieco w lewo
i smyczki w prawo w skos
brygada pająków zawisła nad proscenium
zamiast arek, zamiast lamp i żarówek
pajęcze jaja
batuta spada pierwsza
jenerał karczmarz do dygającej
– śmiało bezbłędna pani
dokończ młotem wariację, scherzo,
staccato-memento
oto jedność dźwięku w oazie całunu
oto jedność nacji klarnecistów i primadonn
w powtórzeniu melodii
by w finale wybrzmieć mogły
same ściany filharmonii
skażone marzeniami fiakrów i odźwiernych
w uprzężach pajęczych na zawsze
i byków umierających w orkiestronach
nocą
>>>
DSCN0041f
Nie ma takiego czasu,
który zwie się wolnością od płaczu
i raczej nie ma takiego czegoś
jak szansa na stworzenie rozkoszy ciągłej
jeśli już, to razem z pozaziemskością łez
z nie martwych westchnień
i oaz życia spazmów
Nie ma takiego czasu,
który zwie się wolnością od płaczu
ani nad rzekami gór
ani pod szczytami fal
ani na wysokości pełzających chmur
ani ich odbić w wodzie lewitujących
z nurkami i alpinistami euforii
z gdakającym jak kury murem stanu
rozsypującym się w propagandę rumowiska
zbudowanym z ulepek pychy i radości nacji
z tortury i czyjegoś prowizorycznego bólu
Nie ma takiego czasu,
który zwie się wolnością od płaczu
nie ma upływu czasu w kostkach przestrzeni zmurszałych
co zwą się wolnością od krągłych łez
jak fale i lotne sny
zebrani uniesieni ptasi
przywódcy
dają się powiązać i zaprząc do czasu
ale padają w wyrwach ozonu
nie sięgają orbity rozkoszy
nawet, gdy robią to dobrowolnie
dla gwiezdnych, psich i ludzkich przesłań
nawet ładunków wolności
a jeżeli sięgają już zenitu
to razem z pozaziemskością łez
>>>
Widziałem ją
widziałem gwiazdę morza
nad pustynią widziałem
czy to możliwe?
– możliwe!
widziałem ją oczami duszy
oczami duszy swojej
ale przecież ludzie mówią
na mojej ulicy
ludzie i ludziska
błędni rycerze mojej dzielnicy
ludziki z powieści szkolnych
i hobbity z magistratu
niziołki z seriali filmowych
żołnierzyki z kieszonkowych serii książkowych
o bitwach elfów
jednakowo emocjonalnych
ministranci z dróg do kościółka niedzielnego
i procarze z alejki prowadzącej do szkółki sobotniej
krasnale spod grzybków w ogrodzie piwnym
– mówią
ale przecież powtarzają
odkąd przestałem słuchać tłumów
ale przecież ludzie prości mówią
ale przecież ludzie klas średnich mówią
ale przecież ludzie władzy i pieniędzy mówią:
on nie ma duszy i oczu
– więc, czy to możliwe,
że ja
niewidzący
widziałem gwiazdę morza nad pustynią
ale przecież nie iluminat albo romantyk
ale przecież nie całkiem ludzki
zdecydowanie antybajkowy byt
– byt jak ona
>>>
Jestem tutaj gdzie twoje serce
być powinno
ale go tutaj nie ma
jest za to wierzba płacząca
z poobcinanymi konarami
jestem tu sam a woda w rzece płynie tak samo
jak wtedy,
gdy wierzbowe witki listkami czesały jej fale
jednakowo serca nasze biły,
gdy ręce jakby składając się do modlitwy
dotknęły innych czułych dłoni
wtedy podpłynął złocisty karp
wprost do naszych stóp
zanurzonych w wieczornym ruczaju olśnienia
zbierało się nam na płacz obojgu
lecz nie tej wierzbie teraz okaleczonej
jej Golgota bez krzyży
jak zaklęta trwa w ciszy
nad brzegiem przy pręgierzu zakochanych
dzisiaj jest pochmurny dzień
kat ściął mieczem słońce
rzucił mi jego truchło do stóp
kat bezlitosny – rzymski beznamiętny wykonawca prawa
łaski! – nie zdążyło zakrzyknąć
gdy spojrzał na mnie ostatni mój dzień
byłem bez serca
i bez tej dłoni
zabrałaś mi ją na drugi brzeg
>>>
Jest reakcja
na krańcowe niedożywienie
ustępującego prezydenta
jego muskuły były pełne aminokwasów
stresu i podpowiedzi
podkrzemianów depresji i kapitulanctwa
sczezł w pochrząkiwaniu
przechadzając się w korytarzach dworców
z wódką przytwierdzoną do pleców
a potem pochowano go w łodzi
jak Warega w związku z wargą obco zwisającą
a dokładniej nie był to pochówek
tylko takie tam kolebanie
w płomieniach z zamkniętymi oczami
Jego reakcja na sczernienie
była żadna tak jak i jego konia
ale kobiety wyły jak wadery
a dokładniej – nie wyły tylko zawodziły
do księżyca, który
na jego nieszczęście spełnił się
częściej niż raz
co było kompletnym zaskoczeniem
dla mediów i mas
I to była reakcja na zgrzybienie
niedożywionego narodu, którym rządził,
któremu przewodził prawie jak murarz rekordzista
i to nie widząc go twarzą w twarz
jako bądź, co bądź człowiek podziemia
Ostatecznie reakcja na prezydenta
jest pełna i nie chorobliwie przekwaszona
jak słowo „cóż”
przetłumaczone na komiacki,
kipczacki lub mongolski –
talaar
>>>
Chciałeś powiedzieć – to nic
za wszelką cenę
błędy w kokpicie, gdy byłeś nad Dziwnowem
zdecydowały
a potem opadanie z sił w Lubiewie
chciałeś powiedzieć jej – to nic,
gdy ona oplotła cię swoim spojrzeniem
i zdjęła swój niebieski kostium kąpielowy
ale wpadłeś w korkociąg
wtedy wyskoczyłeś na spadochronie
– nad Lubiewem
chciałeś, aby ona powiedziała – to nic
i objęła cię opalonym ramieniem,
gdy wracałeś z nią piaszczystą drogą
z dyskoteki przy plaży
do centrum Międzyzdrojów
ale ona rzekła – przestań okrywać się
tym spadochronem jak jakimś tropikiem namiotu
i nie ważne, co jeszcze zechcesz powiedzieć
wszystkim o nas
chciałeś powiedzieć – to nic
ale, za jaką cenę?
ona odleciała rano twoim gyrokopterem muzycznym
do Trzęsacza
na Wschód
zawróciłeś i doszedłeś do końca plaży
do końca Polski
do końca miłości
już sam
na Zachodzie
w jakimś bezsensownym Enerdee
tylko po to
by powiedzieć w końcu – to już nic
>>>
To już czas nadęty
i z grubsza jak balony ludzie
małe odstępy pomiędzy nimi
tam wciska się namiętność kaźni
a miłość?
jej nie ma – pożarta
po pysze, po zdradzie, po wieczornym
nieumiarkowaniu
i zadęciu jaźni
splunęli liczni w stronę
nielicznych
jakby zajętych bulimią
aż się odstępy spłoszyły
falowaniem światła spłoniły
wyleciały nietoperze walki
a miłość?
jej nie ma – pożarta
jest opuchlizną po zatruciu
słychać jakby tarabany
a to nasi znowu biją
nielicznych już
i wykluczonych
balony nie ludzie
>>>
Ten dzień bez jakiejkolwiek nocy
ta noc bez chmur
jeden nietoperz o zmierzchu
jak jeden księżyc w perigeum
ten wóz pełen siana
to dziecko spadające z niego
ta przestrzeń rozcięta
przez nisko przelatującego bociana
jedno małe istnienie w czasie lotu
dzień bez nocy – dziecko w zapachu lata
usłużny ptak pochwycił dziecko
nietoperz nie zdążył
chociaż skręcił gwałtownie
upolował za to gwiazdę śmierci
samolot pikujący w kopę siana
wyglądającą jak Wielki Wóz
dzień bez nocy – dziecko już w pocałunkach
ci rodzice w perigeum
>>>
Miałem dźwigać trud
po Ziemi Twojej kres, Panie
a Ty wziąłeś mój ból i znój
bym mógł dalej siebie nazywać
człowiekiem
uskrzydliłeś swą krwią ten trud,
gdy to zrozumiałem
wreszcie
od wczoraj stopami ledwo dotykam ziemi
tablice niosąc kamienne
>>>
Jest ciemno jak w deszczu traw
nad wschodnią rzeką pomruków
nadciągających wezbranych fal, stad, hord,
gdy słońce już myszkuje po dachach twierdz
deszcz zastraszony pada wciąż pod okapami
biedne myszy jak biedni grajkowie mostów
w letargu medytacji oddają nawet życie
to niezwykłe jak szumi deszcz
w szyszakach sennych
w uszach odpadłych już od głów
ściętych przez azjatów z różnych kontynentów
napływa jedna odnoga ordy
potem druga i trzecia
stepem obok monastyrów
jarami przedmieść spichrzowych
rzeką pomiędzy przęsłami
szumią jodły na szczytach zajętych przez zamki one
samce zamki obronne
uciszone
nic nie piśnie pod burzą
nic nie piśnie cienko jak jęk powietrza
i jest tętent jak deszcz i deszcz jak tętent
ani to szmer nośników zaborców
ani łoskot pojazdów najeźdźców
głodni ciągną z komarami tundr
po jasyr krwi
rozpalone głowy łupieżców, morderców, ciemiężycieli
deszcz pod okapem dwunastej Europy
złowieszczy – ósmego lipca o szóstej
nie dosięgnie ich?
>>>
Bydlęce wagony, mróz, stukot żelaznych kół
w oczach pasażerów pociągu przyjaźni łzy
a nad głową tęcza z bibułek
Chrystus Zbawiciel pochylony i odwrócony tyłem
do palmy stojącej przy torach
biegnących z Lechistanu aż do Kazachstanu
nad parowozem sapiącym jak perszeron
kołuje bielik wpatrujący się w małe rączki
z metalowymi kubkami i talerzykami
przez kraty z kolczastego drutu
wystawione z okienek wagonów
pociąg zatrzymuje się na chwilę
przed giełdą papierów wartościowych
by przepuścić pijanych policyjnych prowokatorów
paradę gejów oraz grupę lojalnych aktorów
wracających z pierwszomajowej manifestacji
potem rusza dalej
prymas Polski stoi na odnowionej praskiej cerkwi
na jej szczycie jest jak król z krzyżem i szablą
w kierunku bydlęcych wagonów
macha czerwonym goździkiem
proboszcz z bazyliki mariackiej
w przebraniu maga
gra na trąbce „Czarną Madonnę”
zaczyna padać śnieg
ten sam co w stanie wojennym
bibuła propagandy rozmaka
farba spływa powoli jak łzy
dzieci odrzuconych na zawsze
przez Posłanki Polki
>>>
Jutro już naprawdę
i to, co koń wyskoczy
przybiegnie stunoga zmiana
kopytno podobnych, lecz nie kopytnych
będzie ogrzewać się i cię
będzie w słońcu liczyć wydmy,
pod którymi płyną rzeki –
twoje serca
już inne serce wierzga jak rumak
na podwórzu
oczy rozbiegane na stepie
teraz skupiają się wraz
z nadciągającą pustynną burzą
pseudokopytny zwiastun burzy –
życiodajnej
zaraz wyłoni się z chmur,
które są listopadowymi wierszami,
które pobłądziły w stratosferze,
które litosferze przyniosą odmianę –
po latach
jednogarbny twój wierzchowiec
dźwiga ciebie i twoje garby
pędzicie, co koń wyskoczy za tym
co ma dopaść ciebie
ledwo dzień nastanie, brzask zapali świece –
na wydmie
i wybuchnie płaczem miłości
w śladach zakwitną różdżki i laski
a krzew będzie płonął
do czasu twojej śmierci,
która nigdzie nie przebiegnie bez echa,
która nie łapiąc piorunów uciszy gromy,
która sama jedna odbije się echem
w kolebkach golgot –
przedświatów
w zigguratach poronionych słów
w Termopilach obrzezanych mów
na siedmiowzgórzach siedmioskrzydłych kanonów –
miłości obojnaczej
jak lawa nadbiegnie wierzchowiec
z całym twoim rzędem
jak beret przykryje twoje myśli
korona rozedrgana
podniesiesz berło wśród piramid
sfinks powstanie z kolan
Żydzi przejdą przez Morze Czerwone
ty spłyniesz do delty
po gliniane tabliczki z kraju Goszen
wyrwiesz je z pylonów i obelisków niewoli
z ptakami poślesz do Błędowa
sam pogalopujesz leśnym traktem
drogą prostą, dębową – po wolność
z Sącza do Krakowa
>>>
Jest taki kraj jak cierpienie
kwintesencja bólu,
gdy zakwita konwalia na czerwono
a maciejka zakwita z poranną rosą
by zapachnieć burzą do śniadania
Jest tortura jednego komara
dźwigającego kajdany krwi
choć lecącego nad stawem czarnym
z białymi rozbłyskami trumien
Jest dźwigająca wszystko góra
powstańcza
z nigdy nieodkrytą jaskinią radości
w jej wnętrzu
z nigdy niepostawionym na jej szczycie krzyżem
na cześć wyzwolicieli
w kraju, co jak pokuta
ciąży kulą u nogi
ubogim
wznieść się na górę męczenników trzeba
by spojrzeć ku grobom ojców założycieli
ukutym w puszczach sumień
bez krzyży
bez błędów, powtórzeń, zapomnień
ospałości, otrzeźwień i skrótów
bez żołędzi martwych w dziobach
zapobiegliwych sójek
bez plastikowych wypluwek puszczyków
zadufania
bez jastrzębi pikujących w kierunku jaskółki,
co wywijać się musi lotem odpowiedzi
jak samobójca
Jest taki kraj,
gdzie ojcowie ptaków
za cenę śmiertelnych ran
nie pozwalają naruszyć gniazda
byle błyskawicy, byle porywowi huraganu,
byle zadufaniu, byle sile potwora
Jest taki kraj,
gdzie lucerna rozkwita siedmioma kolorami
a koniczyna czterema
lucerna dla koni husarzy białopiórych
pędzących galopem
przez podwórza muzeów
z fałszywymi monetami królów i książąt
zaśniedziałymi tak, że ledwo
zdradziecka czerwień prześwituje
przez zielony obcy nalot
>>> 
Już nie jest taki straszny
nie jest dziwolągiem
nie jest smokiem miasta dziewic
jego oczy to wciąż latarnie morskie
ale gdzieś na Svalbardzie
albo gdzieś na szkierowych wyspach
gockich przesmyków i zatok
a nie przy wejściach do karolińskich portów
już nie majaczy we mgle
jak jakiś Latający Holender
nie pije i nie fika koziołków pod pokładem
nie wie gdzie leżą Wyspy Zakazane,
na których spędził młodość
jest przecież synem cieśli okrętowego
a do tego zawołanym żeglarzem
dziś już bez rogów i magnetycznej ryby na rzemieniu
spokojnie sobie dryfuje na balach Kon-Tiki
gdzie dryfuje, sam nie wie
jak góra lodowa z wodnego do wolnego świata
podśpiewuje – bora, bora, boreasz
i łapie ryby latające
leżąc na wznak na balsie
już nie jest straszny
w swoich bojowych zawołaniach,
gdy schodzi na ląd
jego szanty wzbudzają salwy – śmiechu
wybija szklanki, wybija rytm
wybija zęby muchom lenistwa
i wyrywa do pająków sieciowych
jego wielkie flotylle sterowców to przyszłość
oczy wciąż są jak księżyce
oczy jak przypływy zwodniczych syren
i zakochanych skrzypłoczy
wchodzi do portów
tylko po to, by sprzedać
spreparowane latające ryby szaleństwa
z lat sześćdziesiątych
by zastukać na molo drewnianym kikutem
ale nikt nie boi się kuternogi
nikt tu nie słyszał, co to Jolly Roger
on działa wytoczył i porzucił
on w jaskiniach podwodnych zagubił skarb
magnetyczny, słoneczny uśmiech
nie boi się nawet samego siebie
nawet, gdy się nie uśmiecha
o losie, o losie, o Laosie
– śpiewa z uklejami z Ukajali
wraca na Bora Bora
leżąc na brzuchu
wieloryba płynącego na wznak
(jakby nie żółw już)
jego pora puka, puka w lodowy blok,
w którym zastygł płomień z jego ust
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Stan ducha
– jest taki stan nacji
dowiemy się gdzie i kiedy?
gdy demokracja w fajerwerk się zmieni?
a serce – tak, serce
nie wie gdzie jest niebo
stan ducha więc nic nie jest wart?
to rezerwowy strzał rezerwowego strzelca?
rakietnica – zwą ją też władz szubienicą,
gdy głębokim jarem podjechała konnica
– a ktoś powiedział – tam na blankach błyska
kobieca pierś
– dajmy spokój – wracajmy rzekł inny
ona była wolnością
– sztandar zwinięto
wystrzelono flarę, rakietnicę odrzucono hen
– wpadła do jeziora
teraz jest Ekskaliburem i Świętym Graalem
demokratów
jeźdźcy odwracają głowy
by patrzeć na gwiazdy fajerwerków
w biały dzień
wieszają królów zanim zrobią to
z rewolucjonistami
to stan ducha – jaki stan? jaki duch?
w gracji, w uśmiechu, w dyganiu
umiera demokracja tak jak kiedyś monarchia absolutna
boskie słowa – popędzanie koni
szarpanie za lejce, wodze i uzdy
mierzwa poprawności pozostaje z sądu i zamku królewskiego
przed tąpnięciami puszcz, tronów i parlamentów
które zapadły się w sierść turów wymarłych
a małe bruzdy – to grody, wały i palisady
dzikie oczerety szuwary ostrowów chłopskich
a blanki? a mury?
taki stan Wisły nie rokuje urodzajnego wylewu
a śmierć w Wąwozie Somosierry
jeźdźcy wracają – nie będzie szarży na szczęście
stan ducha jest jak festyn?
ot szczęście, zwykłe szczęście
dzisiaj nikt nie będzie ginął za burzycieli kościołów
nie rozbłyśnie ta pierś jeszcze raz
umarła wolność w ciała bezwstydzie
a stan ducha?
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
*Hydropraca
Pracuj wciąż nad tą rzeką języka
jak Luwijczyk pralingwista
nad przedeuropejską Odrą (Drawą Wkrą i Obrą),
co płynie jak Odrava, Oder, Dore, Eder i Adur
uderz w c-dur smagając wodę wierzbową witką
szarp struny strug
zanurzaj czas, ręce i twarz
w scytyjskim Dunajcu (Dniestrze),
co płynie jak Dun, Dunaj i Don
pracuj bez podśpiewywania
nad gockim Bugiem, co płynie jak Boh
bez kajdan, pasiaków, oskardów i młotów
i tego wszystkiego co oznacza klęskę
jak jeden dzień życia słowem
jak jedno słońce z Mgławicy Żeglarza
jak jeden skulony w kuczkach polarnik
z dziennikiem obserwatora
wpatrzony w zorzę zmienną gasnącą
jak w pracę codzienną
nad dosadnym zniewoleniem oczu
przez brak kolorów materii, ziemi, serc i praw
pracuj nad tą rzeką gwałtownych wirów idei
wyprzęgając i pojąc konie
w celtyckim Sanie (Sannie),
co płynie jak Shannon, Saona i Seine
opatrując galijski wóz z kołem anatolijskim,
gdy księżyc neolityczny w jej toni nie tonie
jak ciężar zawieszony na łańcuchu
potężnego dźwigu cywilizacji
księżyc się przegląda w lustrze tafli czarnej
a ty chcesz go zagarnąć
motyczką budowniczego zigguratu
księżyc się pławi w wolności plemion
pluska jak ryba po zachodzie słońca
a ty zniecierpliwiony jego milczeniem
zarzucasz lasso chybione
zrzucasz cudzą winę do rzeki
podnosisz swoją wolę do wymiaru wód pod sklepieniem
wolę posiadania wolności wszystkich języków i słów
pracuj nad tą rzeką przeznaczenia i wygnania
słowiańską Wisłą (Wisłoką i Wisłokiem),
co płynie jak ślozy pierwszych i ostatnich ludzi
nawet bez lutni pracuj rękami dwiema
na klawiaturze serc,
gdy rozum pragnie omamów przeszłości
i wszystkiego co ulotne i nie ulotne,
co śliskie i pławne a niejadalne,
co spada jak noc czerwoną chustą w Cezarei
zakrywając amfiteatr i akwedukt
kanały irygacyjne, poldery
i wiszące ogrody w Babilonie,
by uprawy i zwierzęta mogły zdążyć
na ucztę życia,
gdzie śmierć jest posiadaniem pełnej władzy
nad pożywieniem
pracuj nad tym, co nie jest jej zdobywaniem
i płacz nad rzeką, płacz, tak lepiej
wszystko płynie owymi rzekami pamięci
właśnie jak łzy pramatek, praojców
wsłuchaj się w ich głos w Wiśle
może ty pierwszy wejdziesz do tej samej dwa razy
ludzie przemijają, tylko słowa pozostają i rzeki
koła-prasłowa na niespokojnej powierzchni
– jeden, dwa, trzy, dziesięć
>>>
DSCN0500f
*Jak sen wróżbity*
Stare źródło pulsuje nowością
jak sen wróżbity
ta moja Polska
jak Chlodwiga Rem w Reims
jak Ren Świętej Kolonii w Tours
jak sen wróżbity
ta moja Polska
jak biały ren z północy
nad Odrą we Wrocławiu
jak esoes aloesu w Ezgotarium w Sosnowcu
dziwny t-Ren, dziwny d-Ren, dziwny P-sen
ratunku – ratunku – ratunku
Polacy już nie tacy jak dawniej
nie służą Karolingom
tylko ludziom ze Wschodu do zmierzchu
nowe źródło polityki pulsuje jak woda
w turbinach jeszcze gomułkowskich elektrowni wodnych
źródło pulsuje, gdy serce okazuje się
niezbywalnym dodatkiem do diademu myśli
a wciąż nad odtwarzaniem
góruje zamek klatki – ranny raniuszek
jak sen wróżbity
ta moja Polska
a drzewiej bywał Niziołek Podolski
Piastun Wisza na gadającym drzewie
drzewa wychodziły ze wschodnich lasów
kroczyły przez mokradła
przekraczały Bug jak Don a potem Ren jak Bug
niepokoiły legiony pogromców bestii,
w które stapiali się rzymscy bogowie
w Austrazji i Neustrii
żadnej zapory nie było
żadnej turbiny na Renie
i była faza błogiego snu
jak Pepina Rawenna cichego
silniki pracujące było słychać w autobusach
jadących z Wrocławia do Saarbrucken
każdy pasażer wiózł ze sobą mech w trzewiach
i źródło, jakie miał, jakie zabrał
a źródło pulsowało
lodem, ogniem, światłem, echem
jednakowe drogi, jednakowe łany
z glacjalnych zboczy ześlizgiwał się mamut
w sylogizm odrębnych prawd
w przepastne ludzkie usto-jassskinie
woda zabierała nasiona dębika ośmiopłatkowego
i niosła Renem do Reims
a w Dunajcu, a w Wiśle, a w Brynicy
ukrył się Niziołek nadrzewny
gdy sen nie nadchodził wyjął korki ze stawów
zwał się Kacprem podziemia słów
zmienił się w robaczka świętojańskiego
gdy na brzegu obsechł
stracił światło chemiczne
zaczął pulsować ideą własną
w karolińskiej winnicy-duszy rannej
jak sen domarada z Brennej
ta moja Polska
>>>
DSCN1345a
Jadą przez świat
jedwabiście nieistniejące parowozy snów
gdyby jeszcze mówił malamut do husky
ależ skarbie – toną – one toną
one niedźwiedzie białe, nasi bracia
to przez bar, stront i freon
jadą przez świat
jedwabiście nieistniejące wagony snów
słychać gdakanie paru a potem wielu
kur w klatkach z cegieł pukanie – puk puk
barbakan-kurnik odpowie – buch buch
i po kurach świecących
to mosiądz, aluminium i pieniądz winien
jadą przez świat
jedwabiście nieistniejące parowozy snów
gdyby jeszcze władca mówił do maluczkich
one ludzkie istoty toną w mgle kolorowej
bracie cyklotronie, parowozie, transformersie
to przez sny radioaktywne giniemy
>>>
DSCN3610f
Pewien zadufany drwal
powycinał w pień malwy zdrewniałe
malwy wysokie – polskości semafory
pozostały zranione łodygi
kikuty drogowskazów rozstajnych
i kolosalne rośliny zwalone wśród róż
drwal upadł na kolana wśród pól
nasiona rozsypał wiatr
krew wypłynęła z płatków
drwal przyjął srebrniki od grud
wziął sznur – przepasał się
i owinął słomą by udawać chochoła niewiniątko
ale malwy martwe znasionwstały
pewnej pomrocznej wawelskiej wiosny
odpolonizowały zrusyfikowany krajobraz
Wernyhora z dworem jeszcze wypiskuje proroctwa
głosem sikorki bogatki wyklutej w inkubatorze
wykarmionej sztucznie na lekcjach w technikum leśnym,
że jedyny prawdziwy jest wschodni horyzont narodowy,
że reszta jest pomalowanym ćwierkaniem sztucznym,
kląskaniem, popiskiwaniem klepaków
ścianą wulgarnej galerii w malwy malowaną
zaśpiewem i głuchym rąbaniem farb w pędzel
dudnieniem kolorów w płótno zmurszałe
kolorów zaczerpniętych ze świata podziemi
a lirnik z Tęgoborza wzywa pod sztandary
drwali kwiatów prawdziwych
nikt nie wspomina wolnych Drewlan
zmasakrowanych jak płatki letnie
przez fałszywych świętych świecących jak topory,
którzy nie ożyją jak malwy
wśród chat Wiślan i Polan
łagodnych ale twardych poranków wieczności
>>>
Ile razy tej tyranii
musimy odpowiedzieć – walka?
walka na ulicach
jak procesja
walka na stadionach
jak litania
walka na ekranach
jak różaniec
walka na mszach
jak uległość
tyranii własnego ja
w teatrach każdego dnia
jak wiele razy?
>>>
Usuń się – rzecze Zaratustra
nie jesteś tu niezbędny
w kraju cumulonimbusów
cirrus jest jak zadra
otworzysz nie zamkniesz
ogłosisz nie odwołasz
przemodlisz nie przeklniesz
co z tobą zrobić?
nie przyznajesz się do winy
w naszym świecie
tylko bieda z tobą
usuń się na swojego Zaratana
wiem, nie ma was tam wielu
tu takich jak ty też
wyznawców ubiczowanych dobrych myśli
oto my święcimy tryumfy
a nawet bezkarność tryumfów
powiedz coś, tylko bez pytań
powiedz żegnam, no powiedz to
milczysz, a my się tak staramy
by sczezło wszystko marne
co nie jest nami
co stoi nam na drodze
co nie podziela i nie pomnaża
nas, nam, naszego
tako rzecze Zara-tow
prymus pomiędzy premierami
i priorytetowymi dziennikarzami
prezydent wszechunii jedności
zawsze w ciemnych okularach
rzecznik osławiony nurtu przemian
wśród oryli
pobłogosławiony pychem jak pastorałem
zastraszeń i tortur
wybierz sobie jedną z nich
albo odejdź
nie zadaj pytania
nie zadaj zadania
nie zadaj myśli
nie zadaj obroku pegazowi
usuń się nawet dokąd chcesz
jesteś wolnym europejczykiem
tako rzecze epikurejczyk Zaratowski
centralny pałkarz i lekarz zaraczonych
usuń się, usuń –
tylko człowieku
>>>
*Patos*
Siedząc nad zatoką
wysoko na wapiennej skale
umykającej pod stopami
gdzieś w kierunku rejowych żaglowców
zakotwiczonych przy brzegu
czekających na więźniów
wydaje ci się przez chwilę,
że patrzysz ostatni raz
na swoją smutną okolicę,
która chce się ciebie pozbyć
na kraj rodzinny, którego rząd
chce cię odesłać do karnej kolonii
byś fedrował rudę metali ziem rzadkich
zdzierając do krwi skórę
na rękach i kolanach
tylko dlatego, że ktoś oskarżył cię
o kradzież kilograma mąki
patrzysz i myślisz rozpaczliwie o tym,
co stanie się z żoną i dzieckiem?
jak przeżyją bez ciebie? kto ich tu obroni?
kto wychowa? kto wyżywi?
kto pobłogosławi wszystkich?
tak siedząc na tym przepastnym klifie
nagle wybudzony z drzemki zaśpiewem kosa
dostrzegasz nogi machające bezpiecznie
nad zwykłym, kamiennym urwiskiem w Polańczyku
gdzie tylko jachty, kajaki i rowery wodne
jak mewy i sny
kołyszą się w wiosennym słońcu
czekając w dole na wystrzał armatni
rozpoczynający kolejny sezon wodniacki
w sumie bez zbytniego patosu
ostatni raz patrzysz na Zielone Wzgórza nad Soliną
przed nieuchronnym wylotem do Irlandii
za chlebem
>>>
Każdy by chciał tak majtać
tymi nogami
za oknem
na grani
w oknie samolotu
na skrzydle spadochronu
w sercu swoim, cudzym
w studiu telewizyjnym
w karecie, lektyce
jedni drugim buty noście – rzec
niech bosi mają szansę
ostentacyjni niech idą przodem
zdolni do majtania jedną stopą
niech niosą huśtawki
zdrowi myślą, że zaskoczą mimiką łokcia
nie zawsze tak bywa
czasem nie zaskakują piętą
a czasem zaskakują czołem
każdy chce bujać
na linie jak na kiełbasie
na strunie fortepianu jak na wysokim Ce
na włosku smyczka z koziego ogona
wołaniem wskrzeszać przepaście dna
majtaniem, nieokrzesaniem, parskaniem
wywoływać zaganiaczy z szałasów
ale przecież nie każda chmura
jest bezdeszczowa
i nie każdy wiatr liczy drzewa
są liście i są ziarenka
w oczach wolnych i spiętych
skupionych do bólu zaciśniętych ust
są zęby dzwoniące strachem na czarne msze
są myśli wykute w czeluściach wieżowców
i czeluście serca owdowiałe
jak chatynki leśne w nieludzkich borach
bez pieśni i ech, odgłosów z porąb
bez czasu
nie każdy może bez lęku
majtać nogami nad krawędzią
szklanego kanionu słów
nie każdy
a ty?
w głuszy?
>>>
Jest taka wiosna,
która jest jesienią
oto ona
król gramoli się na ołtarz
niezdarnie, bo
ołtarz jest już mównicą
a amboną policyjna pałka i gaz
konfesjonał – zaklinaniem kłamstwa
wiosna jest jesienią
oto król
udziela reprymendy i rozgrzeszenia
król prawie ludzki, lecz nie judzki
a jesień w środku maja złotopolska
wiosna niebiesko-zamszowa stłamszona
tańczy bosa na potłuczonym szkle
krach na giełdzie snów wasali
wora dla króla
i Kanossy
za nie nasze
ekswiosny
>>>
DSCN3331f
Prodiż wypiekł ciasto
dzieci się zbiegły
małe brzdące – jak zwał, tak zwał
kicające wszędzie
teraz już z plackiem pudełkiem kwadratem
rozbiegane oczy w pokoju
pokój za duży na małe stopy
na placek ani tyle
na drzwi pochlapane lukrem
dla niepoznaki w sam raz
prąd w cieście już za nimi
i korytarz i schody
biegną dzieci łąką
zapadają się ze smakiem
rozsiewają okruchy jak pyłki wyczyniec
ptaki zbierają okruchy w śladach
miękka ziemia powstaje
unosząc maślanki jaskrów niezapomnianych
dom w napięciu czeka jeszcze
a dzieci za wzgórzem
pies czeka z łapą
za późno na kość
wieczór już
ślady całe powstały i poszły
okruchy wydziobane odleciały
księżyc samotny doczłapał
do budy i do wejściowych drzwi
wszedł do domu
zapytał – gdzie macie kuchnię?
cisza, tylko przewód zaiskrzył główny
pusty prodiż zdradził ciasto
z prądem
zapłonęła noc bez dzieci
one z rozkoszą rozbiegły się
po wszystkich okolicznych kontynentach
księżyc stary ratownik
wyłączył pusty prodiż
i za chmurą zgasł
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Len to woda i przemoc
potem rany na ciele
od płócien
potem płótna odwzorowujące rany
len to moda i przemoc
woda ciecze od blach
i dzbanów – kranów
od do i od po
niebieski kwiatek niezabudki, jako deseń
mały gwóźdź puchnący w ciele
koszatki wokół kwiatów
w klombach
w sednach klombów – dni dnach
będąc małym kwiatkiem
nie stworzysz pułapki
potrzebny jest kwiat nocy
lepki sen mrocznych kilku stajań
piekła w ruchu
płonącym zarzewiem
nawet nie myśl o łanie
biała pościel może być, co najwyżej
kartką papieru,
gdy ona wchodzi do alkowy
i zabiera peniuar
potem unosi poszwę, wygładza prześcieradło
i międli do rana
len modry na rany
poduszki
>>>
DSCN0493f
Patronem dzisiejszego dnia
jest słońce
w jego obłędnych, zamkniętych oddziałach
można się leczyć, relaksować i trzeźwieć
bądźcie wszyscy pod słońcem
dzisiaj o dwunastej
ja przyjadę też jakimś wehikułem
z kredy, jaspisu, brązu i tytanu
jeżeli słońce zadzwoni
wtedy my zaśpiewamy zgodnie
nie chórem, lecz po kolei
jak leci ten refren? jak leci światło?
tak – otwórzcie się oczy, otwórzcie
taa taa taa
otwórzcie się kielichy kajdan
na naprzemianległych rurkowatych szponach
ciemnej masy nietoperzy
tej morowej nocy podbiegunowej
w owej cytadeli wojen zaświatów
z żyjącymi
bezbłędnie utrafione
zwykłe wypływanie krwi
ze skroni otwartej jeszcze promieniem słonecznym
wczoraj
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Stochastyczne melodie przedmieść
są jak preludia wielkich miast
na obrazach
zarumienione estetyką
samą w sobie
nierozwiązywalnością przestrzeni
zasiedlanej przez nieumiejących
liczyć, pisać i słuchać tęcz
zewnętrzne obrazy nie śpiewają
ludzie nie śpiewają w ciszy przedmieść,
które gniją
ale o krok dalej rozkwitają
panaceum na dobro
jest składnikiem muzyki
trzeba go wydobyć
wysublimować z przypadkowych przekleństw
to cisza właśnie
zgubna – nie, nie zgubna
cisza ponad świtem po pijanej nocy
dźwięki zórz, dźwięki wiatrów słonecznych
uderzenia pioruna w dzwony rurowe
uderzenia w gongi sopli spadających z dachu
szmery w śmietnikach
tniutnia z dziurawych ścian
algorytm burz rodzinnych
prawdopodobieństwo uderzenia pioruna
w dorożkę
w zaczarowany samolot
w zaczarowany czołg – na cokole w parku
miasta wyciągają kominy i drapacze, które nie są rękami
ale skrobaczkami blaszanymi
raniącym szkłem
szorstkim trwaniem w miejscach gładkich
przez jakiś czas
dostępnych i otwartych jak tramwaje
a ludzie, a myśli, a znaki?
w kuluarach ponagleń
woźniców – tramwajarzy
przewoźników – bileterów
motorniczych – wsiadających
stukot, dzwonienie, przestrach
przed świtem
strach, blady strach jak piorun,
który sięgnął głównej ulicy miasta –
niespodziewanie
suma kosmicznych przyciągań
światła i dźwięku
bez uczuć na promenadzie
wyliczone koła, kwadraty i trójkąty
linie, stochastyczne łamańce ucieczek
człowiek wysiada z rikszy i łapie piorun
wygina go w elegancki wykrzyknik
podsumowuje nim przerażającą samotność liczb
na ostatnich przystankach
na pętlach podzwonnych
sumy wyrwanych z miasta serc
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Wielki nastał wiatr
porywisty i dziejowo pokrętny
zderzył się z miastem i tłumem
lecz z głów kapelusze i kaptury
zerwał jeszcze bocian agnostyk
lecący od okrągłych Gór Stołowych
już wczoraj przybyły z Nirwany
wcielony inaczej – radiowo telewizyjny
wiatr nastał wielki
ci z różańcami i rozwianymi chustami
wytrzeszczyli oczy zdumieni
jak to odwieczne owieczki
ci z pistoletami w rękawach
wkładając papierosy do ust
odsłonili spróchniałe zęby
jak to poganiacze stad
świece uniwersyteckie pogasły
jak dusze zakłamywaczy
ogniska co odżyły bezczelnie
na szczytach Gór Apostackich
wiatr pogasił wielki od przełęczy
na skalnym Ateiściu
zapiszczała kurcząca się tradycyjna bieda
zakumkała żaba niedoodczarowania
ostatni raz
w ciemnościach szelest drzew
poprowadził regimenty regli strażniczych
ku dolinom uśpionych krzyżowców
zaklętych w płótnach barokowych malarzy
w ołtarzach głównych
wiatr po raz pierwszy
od wielu lat naprawdę święty
dotarł do wszystkich miast
przy traktach królewskich
stłamsił błędne ognie przedmieść emocji
nad bagnem w śródmieściu prawdy
rozwiał tuman zapiekły
zajaśniały wreszcie odkryte uniesione głowy
>>>
DSCN1667f
Zabić te partie polityczne,
co to nie wiadomo gdzie dom ich
i gdzie są rodzice?
a w sercu lisie zamiary
Świtezianki są po to
by je na moczary zwabić
i zabić
ale nie pokazują się jeszcze
są marą wodną, więc tylko one
mogą rozprawić się z czymś
co jest antyromantycznym
i do końca zdradzieckim
partie polityczne jak topielice
jak Zielenice, jak Świtezianki
nikt z bliska nie widział
ich dobra wspólnego
na wiecach
ich sprawiedliwości dla bezbronnych
na zjazdach
nikt nigdy nie widział ich troski
o granice głodu i honoru bezdomnych
na konwencjach
tylko ognie świętego Elma
wskazują ich obecność
w narodowym bycie,
co złem burzy się i wzdyma
Świtezianki zabierzcie te partie
pod powierzchnię Ducha
pęcherzyki powietrza i ocieplenia bagien
to będą oznaki wiosny
na ziemiach polskich
a potem jaskier papieski
pierwszy znowu ożyje
>>>
DSCN1316b
Nie ma we mnie wątpliwości
nie ma cienia rozpaczy
nie ma zahamowań dziennych,
gdy patrzę na ludzi w metrze
nie ma we mnie nocnej nostalgii
jeśli jestem nawet na stacji sam
nie ma smutku jak grań
w wagoniku linowej kolejki
nie ma trawiących społeczności pragnień
nie ma tożsamych z nimi
wielkości ułud
nie ma we mnie jakiejkolwiek tyranii
ani, ani, ani ciut
jest raczej cichy baranek uratowany z pożogi,
który leży na peronie dworca Roma Termini
jest jastrząb samotnik metroskrzydły
przyczajony na dachu windy wieży Eiffla
patrzący okiem proroczym
na ofiary swojej miłości,
gdy porywam baranka jak jastrząb
niosę go na skarpę wiślaną
do ogrodu zoologicznego w Płocku
na spotkanie z dziećmi
a nie na ofiarę całopalną
na swoją cześć
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Nie jesteś sam
nad tapczanem, na którym leżysz
zawisł twój anioł
anioł to czy skowronek?
skąd ten srebrzysty tryl?
nie, nie jesteś sam
nie, niemożliwe, żeby to był skowronek
jest późne popołudnie przecież
nad tapczanem pochylił się
model samolotu
nosem w twoim kierunku
kabiną pilota w dół
pochylił się tak, że możesz
dostrzec wnętrze tekturowej kabiny
nie, nie jesteś sam
w kabinie jest pilot
właśnie zdejmuje kombinezon
odłącza maskę tlenową
rozpina klamry hełmu i zdejmuje go
potrząsając głową rozpuszcza włosy
długie ciemnoblond loki
zamiatają zgarbione plecy
uśmiecha się do ciebie
już bez maski
samolot na żyłce pikuje w kierunku tapczanu
zmierzch, kurtyna, cisza…
acha!
i jeszcze ledwo słyszalny szept zza niej –
nie, nie jesteś sam…
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Joanno – sztandar łopoce
Sebastianie – fruwają strzały
Aniołowie – lecą ptaki
sztandary – łapcie wydmy z wiatrem
podniebne ikony – pędźcie stójcie trwajcie twórzcie
nie zgnębieni
nie okaleczeni
nie zamordowani bestialsko
zawsze pieśni pełni
skrzydlaci męczennicy powietrza
czystości przezroczystości motyle
Młodziankowie ptasi
– zatrzymana ostatnia burza piaskowa
przed wzgórzem w Megiddo
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Mątwa w słoiku w dziecinnym pokoju
w greckiej laserowej epickiej otoczce
na białym regale przed różową tapetą
achajscy bogowie schodzą z górnych półek
prawosławny kościółek na zdjęciu
jest celem ich wędrówki
przez oschłe zdawkowe odpowiedzi
na dziecięce pytania
dostają się do wnętrza
za ikonostasem pytań półbogowie spotykają bogów
bizantyjskich przedefeskich przejściowych
skrzypłocz wychodzi ze słoika zamiast mątwy
koniki czekają z rydwanami
na skrzypłocze bitewne
dzieci zadąsane w pokoiku dziecinnym
fototapeta przedstawia Akropol
i hoplitę rodziny
z wyciągniętą włócznią
słychać skrzypienie skrzypłoczy
słoik przewrócił się pod sufitem
potoczył po desce i runął
do Morza Egejskiego, którym był niebieski dywan
pod wodą czekał mężczyzna w białych kalesonach
z wyciągniętą do przodu nogą
skinął paradygmatem trójdzielnym
dziecko zmieniło się w stułbię
Grecja i Europa – polip i meduza
dziecko rozpościera ramiona we wszystkie strony
jak wielokrotne sznury dzwonu
jednego dzwonu
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Niwy zielone
na porządku dziennym
jak biurka z kartkami papieru
jak szklana menażeria w promieniach
wieszcz zatęskni – nacjonalista nie
a pielgrzym gdzie jest?
Polak – wędrowiec, gdzie?
pies i dziewczynka z nim?
niwy i wiatraki
bolesne rany i mity
chłop-skrobek otwiera gumno i wyjeżdża
do miasta traktorem
polityk-skorek otwiera gazetę z programem
program – raczej pogrom
nienacjonalnie, nieracjonalnie – szklany
po rannej rosie biegnie na niwy
gęsiarka
a mój dron – wiatrolot
powiększył się nad nią
kamera – bezruch – błystek
słońce wzeszło nad niwą
jak niedziela, złota niedziela
w Polsce
dron spadł wśród białych gąsek
na zieloną niwę
pies warczy, gęsiarka się tuli
a ja – Koszałek z piórem
w samej koszuli
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Tymczasem nie
znaczy tak
zwykle bywa tak,
że nie zastanawia się nad tak
a potem mówi nie
myśl się waha jak wola
zatrzymuje się, wybiera,
żałuje
a może, a może, a może
nie wiem,
kiedy
jest zbyt późno
pada tak
wola podnosi tak
otrzepuje porzucone z kurzu
wola to nie wolność
że tak mówi nie –
to już wiemy
ale,
że wolność mówi tak
woli –
to ci dopiero
wola mówi tak nie
i wyzwala się z
nie
go
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Serce nad Krakowem
to samo serce,
które trzepocze ponad biegunem
lecz nie to samo,
które trzepocze na Evereście
jak brahministyczna
to znaczy
hinduistyczno-buddyjsko-lamaistyczno-szintoistyczna
z dala widziana dewa Weda
Brahma Świata Śrimolungma
są jednak pewne różnice w mangach
Wisła to nie powyginany wieloręki
Siwa w wężach cały
Wilga to nie Kriszna z sitar
Prądnik to nie Iśwara po przejściach w rozkroku
Rudawa to nie demoniczno-smocza Kali
a Kraków, choć poskręcany w sobie
jak szkielet mamuta walczącego z niedźwiedziem
to taki skupiony,
że aż wzbudza w trzewiach dźwięk
patrzeniem na serce
zatrzymany w marcowym świetle
mumifikuje się i kostnieje w arkadach
jazzowym septymowaniem
wątpiących w wykrzywione twarze
ale wierzących w uśmiechnięte dusze
Trębacze ustawiają wciąż te maszty
i wciągają na nie serca
te same, co w latach sześćdziesiątych
wszystkich wieków
i strzały lecące w ich kierunku
dobrze, że tego popołudnia
tylko strzały tulipanów
tak samo z wysoka
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Marzenie
– zespół poirytowań
niezrozumiałych
dla opatrzności
wielowiekowej
nieustannie gwałconej potrzebami
modlących się
małej wiary
w absolut
niebędący żadnym snem
>>>
DSCN0129f
W każdym – ja jestem
jest ziarno prawdy o sobie
w galopującym koniu jest
zawsze horyzont stepu
w twoich prośbach o rozgrzeszenie
jest galopujący koń
w samych rozgrzeszeniach zaledwie bezkres
ja jestem tym słońcem wstającym
jak atomowy grzyb nad stadniną
tego się bój
takich poranków jeźdźca
jedna galopująca myśl
jedna gwiazda
zwana słońcem nuklearnym
w ciszy twojego sumienia
radioaktywny pluton egzekucyjny
dla ciszy twojego snu
jedna noc inicjująca eksplozję
termojądrową
protuberancję
trinity
by tabun koni nadaktywnych
pognał ku rozbłyskowi przemiany
własnego jak ja –
żałuję – wybacz
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
W tej niszy zamknąć rycerzy po przemarszach
od morza do morza
jak Krzyżowców
jednak nieudających się nad Bosfor
stworzyć im warunki obozowania
by mogli zdjąć zbroje
ale nie takie warunki by skamienieli
jak pylony
sfinksów i umarłych nikt się nie boi
nisza niech będzie jak dolina rzeki
nie jakaś cieśnina lub Styks
pomiędzy światem żywych
a żywych bez duszy
i jak dolina Arkadii
kolebka myśli szlachetnej
niech rycerze zdejmą zbroje
po tygodniach wędrówki
marszu jak muzyczne tremola
na pięcioliniach krwawiących stóp
spoconych koni
zakurzonych taborów
rycerze ulepieni z wulkanicznych pyłów
i tufu zlepionego bryzą mórz północnych
zawróceni
biegunem magnetycznym, który
się odwrócił od nich
od Europy ku centrum Ziemi
w niszy zagubionych zwierząt
służących człowiekowi
niech rycerze jak koty przeciągną się
przy ogniskach
rycerze jak Krzyżowcy wezwani ideą
duchem Bogiem samym
Jerychońskimi trąbami,
którzy poszli na wyprawę
po runo wolności
pociągani i odpychani radościami, cierpieniami
namiętnościami i przemyśleniami
niech w dolinie odpoczną przez tysiąc lat
i zaleczą rany po buntach
i rzeziach
w miastach centralnej Europy
>>>
Obraz (134)f
Temat nieba i niedzieli
jest plażowaniem na słonecznym wybrzeżu Italii
wśród lazurowych zatoczek
zwielokrotnionych portami wojennymi wszechnacji basenu
wśród etruskich wilczyc wyjących dziko
w czasie karmienia nocą
wśród sabińskich dziewic
obejmujących jeźdźców
porywających ich z rodzinnych domów
wśród półbogów męskich
zsiadających z rzymskich rydwanów
zdejmujących nagolenniki z opalonych łydek
wśród warkoczowłosych longobardzkich
i brodowłosych ostrogodzkich nieokrzesańców
wdzierających się z nagimi torsami
do kobiecych przybytków
wśród pisków i okrzyków
wyrywających się z nieosłoniętych piersi
wśród normandzkich i napoleońskich najazdów
tak pobożnych jak gwałty na ziemiach świętych
wśród kołyszących się w zatoczce Sorrento
łodzi i okrętów wszystkich ludzi morza
spragnionych nowych podbojów
jak kupcy i korsarze
wśród gór i dolin pod niebem Kampanii
zasadzonych i zaoranych
spragnionych słońca i wypoczynku
jak nieba niedziela
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
W obliczu nadciągającej wielkości
rzek, lądów i chmur
musisz przyznać rację słowom
ich naturalność oznajmiająca
przyczyniła się ożywczo
do zrozumienia aktualności
powiązań kolorów w kształtach
niezbadanie różnych
jak różnorodne są dowiesz się,
gdy poznasz ostateczne
oceany, lasy tropikalne i burze
w pierwszych podbiałach
w obliczu
niespotykanej swojej zimowej małości
tej nadchodzącej wiosny
>>>
Bezchmurnie w salonie
czas deszczu w sypialni
smętek w smutek w smutę
przy kominku bezchmurnie
znaczy bez zwierząt
w myślach
sny w przedpokoju jak oni
a oni odeszli, bo im kazałem
powiedziałem – nie możecie pójść tam gdzie ja idę
jak wondering Jezus
zwiędły kwiaty na firankach
słońce zaszło za okap kominka
nie ma grymasów biedronek
w rogu futryny
uśmiechów pajęczych
w szapocznikowej bańce żarówki
są krety zadomowione w człowieku
w efekcie na sercu
powstają kopce jak smu smu
smugi ziemi z wnętrza
do mózgu protopowietrza
już rozbłyskującego
beze mnie – człowieka, który odszedł
w ogrodzie od zmysłów
zanim zasnął przy kominku
>>>
Skąd te znane kolokwialne
buraki?
tutaj?
to tylko rynek stołecznego miasta
ale zamiast drobnego handlu – uprawa
zamiast bruku – ugorek
Skąd te znane kolokwialne
lodziarnie?
tutaj?
to tylko główny deptak stołecznego miasta
ale zamiast Polski – handel
pod bannerami: „Niech się święci”
– Ojczyzna sprzedawana
jak burak cukrowy
pazernemu cukiernikowi,
który na cukier go przerabia
i spławia tenże w górę rzeki
do lodziarni w Cisnej
Skąd ta trywialna tęcza nad kolokwialnym
placem ziemniaczanym?
tutaj?
kartoflisko obok narodowego panteonu?
Skąd te wyuzdane
tańce?
tutaj?
skrwawione tysiąclecie wolności
jak swawola w jeden dzień
słodkości?
>>>
DSCN1660f
Pożar –
znad lasu wygrawerowanego
na kopule pokrytej złotymi płytami
wieńczącej Panteon niesławy
wznosi się dym
pożar –
płonie Panteon?
nieopodal rzeki na skałce wapiennej
a może to złudzenie optyczne
bo innych złudzeń tu nie ma
nad scenami z Biblii
wygrawerowanymi w złocie – misternie
można powiedzieć wręcz – anielsko
a niesławni powiedzą – renesansowo
ogniste języczki pojawiają się
to tu –
to tam
sceny z Biblii są wyobrażone w obrazach
niesławni powiedzą – w obraźliwych nawet
bo przecież nie ma Boga
bo kopuła jest odwzorowaniem czaszki
a nie sklepienia niebieskiego
bo modre niebo to czysta fikcja
jeszcze złudzenie optyczne maminsynka
lub wcześniejszego ulubieńca chłopców
pożar –
las głów wygrawerowany płonie
jubilerskie gałązki drzewa Jessego
rozświetlane są przez całkiem spore płomienie
oto już –
oto szum –
oto trzask
jak gdyby szyszek pękających w ognisku
jednak płomienie jak ogniki świętego Elma
nie topią złota
nie czernią drewna
nie rozgrzewają kamienia
niesławni zadziwieni
niesławni dostrzegają sensualne idee
w ornamentyce protoreligii
w sercach lęk niewytłumaczalny
pożar –
Panteon w ogniu
złoto w ogniu
świadomości –
nie, mądrości
niesławni oświeceni
jest bosko –
jak bosko?
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Sygnał karetki w głowie
w oku
w uchu
oo..
wyjechała karetka
sygnał wyleciał.. z głowy
przeciągły był
przeciągnął się
jak kot w marcu przy garncu maku
ale już znika
to znaczy milknie
pomiędzy sanktuarium a ohydną elewacją
komendy miejskiej policji
karetka powróciła do szpitala
skąd wyjechała
przywiozła jedną zrozpaczoną myśl,
która udawała ranną w wypadku
i całkowicie zniszczony aparat
do wzbudzania strachu, drżenia i paniki
obaw przed władzą siekierowych
dyrektoriatem (centaurów) cmentarza
zwany syreną zdrowych pni mózgowych
stojących przy skrzyżowaniach
z poręby percepcji i analizy
niepotrzebujących pomocy
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
 Stara się zmienić prawo kości
w prawo szczegółów sierści
lecz jest człowiekiem a nie mamutem
jego zęby to nie są zęby smoka z Elamu
zwane też zębami boga wylewu
lecz zęby bezpieczniackiego
janczara tajgi mameluka tundry uralskiego znajdy
dlatego nie śpiewają o nim
homeryckich pieśni Dawidowi (Dylanowi) podobni
a jedynie stare baby porykują w kuckach
do wtóru harmoszek rozciąganych nad głową
toż on zaledwie ludzi zjada jak matrioszka
a nie wulkany, skały i kolumny
to przecież nie jakiś Mitra lub Perseusz
tylko Samojed – a to zobowiązuje
i Wojów jeszcze nie ma
wokół niego są tylko łowcy
on nie buduje ołtarzy na poczekaniu
samotnie na pustkowiu,
gdy zobaczy baranka zaplątanego w ciernie
tylko piargi z czaszek braci
zatrzymuje je i podsuwa nogą,
gdy się toczą w dół satrapii
na jedno skinienie wiejadła-motowidła En
to może upaść boski lud przed bogiem
na jedno skinienie młota-sierpa
pada na twarz plemię szamanów
z długimi do ziemi oszronionymi brwiami
zamiast powiek przesłaniającymi oczy
klan szamanów klęski odwiecznej jak niewola
mamuta przebudzonego w człowieku
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Pęk kluczy? Nie – pęk snów
pęczek świeżych nadinterpretowań
wrażeń sennych w południowym nadfiolecie
pobrzękiwań, niedopowiedzeń (niedokończonych podpowiedzi)
sumienia na głównym placu miasta (trzecim ważnym rynku miasta)
gdzie wiadra tulipanów
rozlewają wonie i jaskrawe kolory wiosny
co zwie się modlitwą poety
u stóp bazyliki z kopułami tęczy
Pączkujące kasztanowce (a w nich jeszcze pękające przypalane kasztany)
z gałęziami bezlistnymi, za to każda
z ławeczką lekko oślinioną
odświeżającym podmuchem słonecznych promieni
zmartwychwstałych nagle wśród szeptów
ani to malarzy ani literatów (z jednego domu)
ani profesorów stróżów ani kotków aaa
dzikich, miejskich staroświecko kulawych
starożytnie? – nie, staropolsko
Pęk kluczy do serca? Nie – do ekspansji uczuć raczej
ledwo popiaskowanych ledwo zsokowanych
ledwo istniejących pod słońce
miażdżonych wypiekaniem w brytfannie parku
lotnisku zapachów marcowych
to starter, to pedał gazu, to klomb
przylądek dla rakiet wyrzucanych ręcznie
z katapult oczu
przez długowiecznych, zdziecinniałych
odwiecznych studentów
w czapkach z daszkami książek zakazanych
nagich na cokołach miasta
nagich jak konwalie
biednych jak gołębie na ubitej ziemi
wokół nóg bezdomnego, (co zszedł z cokołu by się podpalić
przy studni jak każdej wiosny i znów znieruchomieć)
cokolwiek zapachnie
będzie eksplozją, nalotem i bombardowaniem
cokolwiek rozbłyśnie
stanie się odwiecznym cieniem samego słońca
zza rzeki
Ponad największym bezlistnym drzewem
na wzgórzu górującym nad miastem
pojawi się zamek
w kłującej żółci widziany z kościelnej wieży
do zamku potrzebny jest król,
który tuli w ramionach młodą królową
w otwartym oknie dobroci
zapatrzoną w jego czarną brodę
na pokaz dla bezdomnych z budek telefonicznych
do zamka potrzebny jest pęk
nagich białych konwalii
i wiecheć leśnej kokoryczki
jak obcy sen..
pękających kulek zapachowych
eterycznej wiosny
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Niech ta klaka się skończy
towarowe nowiny
w gęstej mgle skupione
rezerwowe siły
za parkanem lasu i bagnem
zapasy w skórzanych czarnych worach
niech ta klaka się skończy
weźmie nogi za pas
póki demokracja trwa
póki słowa prawdy stoją jak ministranci
w równych szeregach,
gdy oko swędzi podrażnione
kobietami z polityki
niech nie dziwią się matki
niech odetchną senne.. same mgły
i opadną w westchnieniach łosi
odetchną na mchach
a każdy eremita zakuty w zbroję
odrzuci pikę i tarczę
niech to zniknie pod wodą
jak happening na jeziorze w Poznaniu
niech klaka się skończy po spektaklu
niech piki i szczudła
zapisane w telewizji kampanijnej
nie wypłyną nawet,
gdy prawda przegra
na półwyspie pozostanie ryba
>>>
DSCN1862f
Z krańca Wszechświata jak Voyager
wołam do ciebie
patrząc na znikające słońce
z huśtawki za domem
już wyczerpałem energię
zbytnio się rozbujałem, oddaliłem
i.. przygasiłem miłość
to ostatni przekaz moich snów
kruchy rozejm asteroid i komet
pozwolił na krótką drzemkę
wtedy cię prześniłem
wtedy czule wycałowałem
już znikającą za bramą galaktyki,
która jest naszym Wszechświatem
ty otwierasz kopertę
nad swoim radarem jak nad świeczką
i wołasz wiatrem słonecznym
jeszcze raz
jeszcze raz ostatni
a ja spadam z huśtawki
i uderzam twarzą (kruchym przekaźnikiem)
o gotujący się lód
planety obcej
rozciąganej wewnętrznym rozkapryszeniem
na twarz upadam
nosem w dół
czołem w dół
ustami w dół
w niematerialny, plazmowy, stadialny
solipsyzm
naszego wspólnego ostatniego kosmosu
w ogrodzie za domem
>>>
DSCN3498f
Zryw – pasja
zryw – jakieś nadzieje
zryw  – pensja
zryw – ugryzione jabłko
smak,
gdy grzmot – uderza piorun
jesteś w akcie drugim
mięso i kwiat
jak słowo – zarzut,
gdy klękasz piorun – przed tobą
– słychać grzmot z daleka
pasja jak jeździec
kolumna pod wielotonowym blokiem skalnym
ociosanym kiedyś – jak
blok skalny na pochylni – tak
mózg pochylnią gwiazd
kolumna – wymarsz – gniazdo
w świątyni zwięczenia pierze – i
akurat korona
jak słowo – wyrzut
pasja na kolanach
miękki – słodki – kolorowy
a do tego pachnący
jednooki jednorożec jednoręki
flotylla – słowo – piasek plaży
podryw – słowo – zrzut
na gniazda olimpijskie Inuitów
na Gotlandię Gotów
na kasyno Czejenów
na język Czuwaszów
zryw – w kierunku – w kierunku
poćwiartowany człowiek rozsyła
siebie samego – taka historia
zryw – kosmos – wyrwa
– jak brak głowy
a do tego – jabłko ugryzione
piorun – jakieś nadzieje
>>>
DSCN1399g
Moje skały dla wraków
moje skarby
a to gdzie?
moje wielokrotne nadzieje rozbitków
rzekłbyś?
ale ciebie tu nie ma
nigdy nie wyjdziesz z cienia
kotwic wielkich jak porty
by odsłonić się w portowych kawiarenkach
kasynach mafii choćby tylko
dla starego kapitana
latarnika zaczytanego w księgach locji
przegranego na lądzie bez nieba i wiatru
moje skarby są wszędzie
a to gdzie?
konkretnie na niebie kretów
nawet nie odgadniesz
jak? gdzie? skąd tutaj?
nawet nie próbuj
zmelodramatyzowane popędy kretów
utrwalone trędowatym jakby niebyło
ryciem w gwiezdnych pojawieniach
są światłem dla gospodyń
zakochanych w facetach
przeskakujących kałuże
z kapeluszami, postawionymi kołnierzami
z karabinami maszynowymi pod prochowcami
a ułudą jest dusz kiwanie się w krecich kanałach
zjawisk, stanowisk, opinii
o pieniądzach
moje skarby moje beckettowskie
dzyń dzyń dzyń
w ciszy
i w burzy na morzu
wystarcza na tą jedną sylabę
samogłoskę, odchrząknięcie jakiekolwiek
przestałem czas unoszenia kretowisk na morzach
poczęstowałem mafię czekoladą
przyleciał ptak z hollywoodzkiej stajni policyjnej
a skądże?
z gniazda na wu
i zbeształ gospodynie przed ekranami
ja zmartwiałem
i jak gwiazda wskazałem siebie
– agenta bez przeszłości
z wciąż postawionym kołnierzem
bez przeszłości gangstera
bez przeszłości kreta plaży i portu
latarnią odkopałem skarb ukryty
szkwału
w deszczu
>>>
 
KONICA MINOLTA DIGITAL CAMERA
Ten dzień nazwę dniem skali,
gdy jej oczy nie były oceanami
lecz wtedy leśnymi stawami
w takiej skali numer jeden
jest porywem spojrzenia co nagina dąb
a te dwa dni z nią rozmyły postrzeganie
wygasiły patrzenia w sedna
pradawnych puszcz i ciemnych wód
Ten dzień nazwę dniem skali,
gdy jej piękno nie było ciężkie
w gorącym uścisku serca
jak scherzo i capriccio ważki
leśny chwiejny jego krok
przez rzadki mech i rzęsę ze złota
oczeretu kawalkada pędziła przed nami
a za nią jak puch
skala numer dwa
meandry mnogich pouczeń promieni
niezrozumiałych dla trzcin
Ten dzień nazwę dniem skali
w takiej skali numer jeden
jest stawem, który odbił się
od lilii i uwodzenia na zawsze
słonecznego piękna wśród drzew
odbił się w gorącym uścisku serca
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
To już nie przystań
dla latającego spodka
pośród łanu litewskiej gryki
nie dziewanna i dziurawiec na wyrzutniach
nie kotły donbaskie ani śnieżne
lecz wierne jak stare psy samoloty
zbliżające nas do końca czasu
gwiazdoloty w potrójnych katastrofach
w wypalonych kręgach
w wypalonej do cna ziemi
w spopielałych kościach
(luminofory epilepsyjnych elipsoidalnych twarzy-dusz)
w której stronie świata są słowa i dzwony
je rozgłaszające jak obrazy
w sanktuariach
ikony komputerowych mistycznych winiet
i pałające serca na randkach
zawsze od neolitu (neolitu od zawsze)
pałające choćby i zakute w stali
nie ołtarz nie pas startowy
znienacka wyłaniający się we mgle
przed pilotem powracającym z misji
do granic cywilizacji
gdzie profanuje się ludzkie ciała
nie przepaście kolejne sąsiedzkiej wojny
zaledwie miedza zaledwie płot zaledwie okraina
zżęty łan pszenicy rzędy kop
na siedem kop osiem wież kontrolnych
miliony strzelniczych baszt i barbakanów
mur wirtualny mur z pieniędzy, interesów
i niemożności
wielkie ptaki krążące nad miażdżoną planetą
planetą jezior krwi
małe króliki miłe jak kaczuszki
siedzą na pancerzach czołgów
gryka więdnie w ustach uczonych
mumie wysiadają z przyziemionych gwiazdolotów
zmutowani jedni drugich popędzają
żywi z przepaskami na oczach
mgła opada nad deltą Nilu
litewskie bociany dostrzegają Cypr
chłopskie dłonie nie trzymają dwojaków
ani dwunastoksięgów
nie wodzą palcami po tabletach
patrzą w niebo dzierżąc zwykłe deski zamiast grabi
to deski ratunku z zadziorami i drzazgami
a nad głowami rakiety bez ludzi
gęgające ideologicznym rajem
spadające z ogniem na polskie pozostałości
>>>
KONICA MINOLTA DIGITAL CAMERAOdwrócony orzeł
odwrócony stołek
przewrócony stołek
po kiblowych procesach
ostatnie rzezie kończą krwawy dzień
minister ociera spocone czoło
teraz już w kraju nastanie spokój
wreszcie ich nie będzie
to ostatnia lista zdrajców
to punkt zwrotny
a jednak
to punkt martwy
w dziejach Polski
orzeł nie patrzy
na sądowe mordy
komunistycznych dygnitarzy
wzrok utkwił
w podziemiu
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
To już tyle lat solidarności
a słowo – nie ma
ciągle nie traci na wartości
straci kiedyś? być może?!
czaszka odnaleziona po latach
jakich? czyja?
ma właściciela?
wieczne odpoczywanie
głowie
myśli to nie nagrobek dla niej
ale popatrz, żyją wciąż!
na pomnikach i tablicach
wyklętych zakatowanych
ale czy są dla ich sprofanowanych ciał
miejsca na cmentarzach?
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Tak jak w twoim przesłaniu
słońca zdeptane przez słonie
– przez kogo prowadzone?
kto mógł to zrobić? – przecież nie
Aleksander? Pyrrus? Hannibal?
czas sprawdzić to w zenicie
Tak jak w ekwadorskiej wiosce
na antenie Pałacu Kultury
– Komunistycznej Katowni
zmniejszone głowy
na pamiątkę wydarzeń przesławnych
w oceanie żywych
prądy martwych
dzieci skrajnych łodzi
dzieci skrajnych postękiwań
dzieci polujące z kormoranami
na palach
na wioślarzy
w głównym nurcie
śródmiejskie płetwale w twoim przesłaniu
są ciągle żywymi walczącymi osobnikami
przemierzającymi place defilad wszelkiej fauny
mitologicznej, ludzkiej, zwierzęcej
stukot ich kul i łańcuchów słyszalny
z Pałacu Nauki
– Naiwnie Niewinnej
Starożytne Słonie już wyszły z Krakowa
płetwale wypłynęły z Zawichostu
kto je prowadzi?
Goworek? Gierek? Grabarczyk?
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
W germańsko-słowiańskim
zagłębiu zdrewniałych chmur
nad Czomolungmą czół
jak jak jak..
w Himalajach głu.. głupoty
długowłosy, zziębnięty i tak
bezbożny lama
w kołysce lodowców pomiędzy brwiami
zamarzła myśl antyczna
kandelabr Nepalu z napalmem świecącym
spada jak żuraw
na ciemny klasztor Szaolin
nie mogąc się wznieść
powyżej grzywki myślenia
zeszłej nocy drewno skamieniało
ptak się poderwał znowu jak adept karate
bił skrzydłami
złapał wiatru podmuch
religii z grot nieodległego ateizmu
krewki krzyk krewkiego chana z gliny
za pół darmo przebiegł drogę filmową
międzykontynentalną jak gdyby
międzyplanetarną z uwagi na
nieherbacianą cywilizację z prochu i jedwabiu
poza morzem piasku i chmur
gdzie góry nie są czerwone
po wyzwoleniu Afganistanu
grzywka spada na bok
głowa opada na bok
ucho dotyka ramienia
ucho Azji w karolińskim pokoiku
metr na metr pod wieżą Eiffla
myślenie obrażonego mnicha
przepływa nad Himalajami
nie.. nienawiści
gasną zbawienne śniegi Arktyki
wyłączają światła w samolotach
lecących z oka do oka
nos staje się mniejszy
usta sinieją
kaskada snu
zamiast żalu spada na policzki cienia
w lesie zębów zaciśniętych
rozcinanych piłą tarczową informacji
dla dławienia strachem kolejnej nacji ulotnej
żurawie nad Himalajami
zwyciężają zwątpienie Europy
bijącej skrzydłami bez piór
>>>
KWyruszam ze strachem ale i nadzieją
wiszącą kładką
na drugą stronę kanionu
zwanego z góralska
Przełomem Dunajca
na ramieniu niosę pisklę jaskółki
– cały drżę
smok jak orzeł przelatuje nad głową
chce wyrwać mi laskę i latarnię
chce porwać bukłak z winem
chce zabić jaskółczą dziecinę
gwiazda świtu spadająca
z wymarzonego miejsca na firmamencie
pęka na niebie jak bańka mydlana
jej fragmenty jak iskry spadają na głowę smoka
przepalają jego błoniaste skrzydła
i bestia wali się na Sokolicę
to nie jest gwiazda
to zepsuta posowiecka stacja kosmiczna
ze zmumifikowanymi ciałami zauralskich kosmonautów
Tatarzy atakują w tym czasie pieniński zamek
używając strzał i chińskiego prochu
chiński proch dobija chińskiego smoka
królewskie wdowy i białe zakonnice
wzlatują wolne ponad wapienne szczyty jak gołębice
niosę jaskółki córkę do Czerwonego Klasztoru
dziś jest tu muzeum czechosłowackiego komunizmu
zamienione w sanktuarium wolnoflisactwa
i nikt za chińskiego boga nie wie dlaczego
przechodzę ponad spiętymi czółnami
i kajakami z plastyku
płynącymi w mętnym nurcie
dziejów niesfornej rzeki
wszystko kołyszę się pod stopami
i powietrze i deski i poręcze
wszystko, co znam
wszystko, co widzę
wszystko, co czuję
i oryginalne serce kołysze się
śmiertelnie niezmierzoną przestrzenią zagrożone
gdy patrzę w przód
gdy patrzę w bok widzę, że
dziecię uśmiecha się do mnie
już nie jest jaskółką i mówi mi, że
zna historię chińskiego boga
i polskiego opata latającego na smoczych skrzydłach
nad nefrytową górą
bo jest potomkiem pierwszego człowieka,
który zawrócił z Ameryki
w Chinach nazwany Potomakiem Indusem,
co znalazł drogę północną
zanim wody się podniosły
odcinając odwrót
przejdźmy jeszcze raz na drugi brzeg – rzecze
zanim wody się podniosą w Dunajcu
o osiem metrów
zanim pęknie tama w Niedzicy
zanim spłonie od błyskawic ta niepewna kładka
przejdźmy nad Przełomem ostatni raz
i tak wraca on z wygnania do Chin w Europie
a ja wracam do Słowian i Szwabów
do arki rasy niesmoczej
do domu ludzkiego
refugialnego
>>>
 
 
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Zewsząd narzekania
stracisz to i tamto
będziesz pił i jadł
nadaremnie
stracisz cokół i rakietę
w perspektywie teleskopu Hubble`a
jest taki dzień, gdy
traci się wzrok
jest też dzień, gdy
zyskuje się szkła polerowane i kontaktowe
nie narzekaj więc za wcześnie niecierpliwie
jak czerwony olbrzym na białe karły
jak galaktyka na gwiazdozbiory niejawne
jak jasno oświeceni w kinach
na ciasnotę umysłową szerokich warstw społecznych
tylko skup się w lądowniku modułu
przy okularze wziernika
iluminator z luminoforem nie kłamie
obrazy w bulaju ziemskim nie kłamią
jesteś wybrańcem tłumów
zobaczyłeś to pierwszy
bogowie mediów są sceptyczni
ale co to za bogowie wyciosani z technologii
bez imperiów pozaziemskich zaledwie stratosferyczni
zawieszeni na jakichś chmurkach
ponad szczytami gór ledwo ośnieżonych
na jednej łajbie orbitalnej kołysani mniemaniami
weszli w ruch obrotowy z orbiterami
krążą wokół czegoś czego sami nie stworzyli
patrz, jak się wzorcowo traci prędkość i wysokość
A ty powiedz –
nie będą indyjskie słonie
patrzeć nam w oczy podczas ablucji
nie będzie baktryjski lew
łypał na nas jak na Roksanę
nie będą dekańskie krowy
zastępować karolińskich świętych
my narzekając na osy i psy
rozczulimy roboty rustykalne
lecz myślące od czasu, gdy
bogowie chmurni przestali myśleć
a nawet istnieć
A ty wiedz –
gdy Sokrates umierał
cykuta stała w dzbanie
na centralnym miejscu Agory
jak wino w Kanie
przynieśli ją tutaj jednak niewolnicy
A ty zrozum –
człowiek zrodził się z przestrzegania innych
przed groźnymi przedmiotami w przestrzeni
jak prawdziwy Duch
i z narzekania nie na brak jadła
ani świętego spokoju
ale brak prawdziwego Boga
w politycznej perspektywie Hubble`a
>>>
dscn0785f
Na temat tej afery
 
wypowiedziała się dziewczyna na fejsie
na temat tej dziewczyny
wybuchła afera na fejsie
na temat samego fejsu
nikt nie może się wypowiedzieć
bo nie istnieje taki twór ani słowo w żadnym języku
ani to byt realny w wirtualnym świecie
ani vice versa
wygłaszane, zapisywane, zaklepywane w necie
jak słowo tron w Polsce – afera
– aczkolwiek byt niewirtualny
Na temat moich dłoni
mogę się wypowiedzieć twarzą w twarz
z nimi
mogę opowiedzieć historię niezłą
o nich, o ich czynach, o tych dziewczętach
co ich dotykały czule
o owych-onych gestach-skinieniach
nie wiem, dlaczego mogę je utrwalić
na murze, desce, papierze, w węglu i stali
w jakiś sposób
dłonie gesty-miny – moje manifesty?
tak, to one oto!
ale po co mi one po śmierci
w pamięci sieci niezmierzonej Nieogarnionego
nie baczę na słit focie na fejsie
z ręki i lustra
Nie ma takich słów na klawiaturach i w zecerniach
w słownikach, na przyciskach, w prompterach
na pewno nie ma takich słów jak i wielu innych
bezgrzebalny bezpalny pościsk selfociak
ale afera jest i to wieloznacznym
fepaństwem, ukrytym niepaństwem
abezpieczniackim, proprzestępczym, atwarzowym
trybem machiny – w Polsce
w zegarku jakiegoś dociskacza foć do twarzy
wysyłka, pakiet, studio pod, bez i nadwyborcze
nie jest aferą okraść ludzi z pieniędzy i godności
w prasie, necie, w pracy i na wyborczym cmentarzu
na umarłej ziemi marzeń nadziei prawdy
nie jest przestępstwem uśmiechać się
do okradzionych przez siebie za życia
w kinie, necie, w pracy i w katakumbach mediów
za życia całego lub jego części
nie jest, bo nie ma takich słów
jak profejs, afejs, podczas i nadczas
Na temat tej afery wypowiedział się
opiekun stały blogerek paniątek lajkerek
a one płakały by ująć tym stalkerów
płakały z całą grupą ulubieńców władzy, płakały, płakały
a oni się wypowiedzieli krótko: precz
one płakały, bo użyto słów, które nie istnieją
w ich języku
oprócz nacisków słownych są dla nich drony falliste
gadające, obłapiające i kolorowe jak etui
etui afery jest zawsze kolorowe i słodkie
nikt nie widział ożywionej prawdy
w pigułkach, kulkach i klockach postów
są jak twarzowosztuczne organizmy blag
twarzoksiążkowe myśli blagerek i aferałów,
w których nie ma słów tylko samfałsz
chociaż takie słowo jak fejs nie istnieje w Biblii i Mein Kampf
chociaż jest drogą do Megiddo zakłamania pojęć ostatecznych
nieunikniony jest los martwych memów słodziaków fejsa
a fe!
stalkerzy – wizjonerzy świata bez fejsa:
owak i pustak
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Więc jednak
to nie tak
więc to nie tak
jak w książkach
jakie było pierwsze i ostatnie słowo na Księżycu?
więc to nie tak jak na uratowanych taśmach
więc to nie te nagrania
jakie będą pierwsze słowa na Marsie?
więc jednak to nie tak
jak w Księdze Rodzaju
pierwsze słowo było dotykiem?
szept był tylko tchnieniem?
zanim przebiegł swoją drogę
z Ziemi do Księżyca
z Księżyca do Marsa
z Marsa do Bazyliki
wiary w słowo
przedwieczne
więc jednak słowo?
więc jak?
>>>
Smoleńsk, Uchta, Pieczenga
Smolnik, Uherce, Polańczyk
ludzie osmaleni węglowym pyłem
ludzie uchwyceni w locie śmierci
ludzie pieczeni w ogniskach
ludzie polewani gorącą smołą
ludzie wbici na pale
ludzie zjedzeni przez współbraci więźniów
ludzie nabici na sztachety na płotach
ludzie zamrożeni w ziemiankach
ludzie zasypani w podziemnych leśnych bazach
ludzie rozerwani przez konie
ludzie jak smolne szczapy – płonący długo
ludzie jak umorusane małpoludy – charczący
ludzie jak pieczone kartofle – czerniejący
ludzie zlikwidowani na zawsze
ludzie rozczłonkowani na zawsze
ludzie rozdzieleni na zawsze
ludzie wyrwani na zawsze – z ciał
nienawiścią – grzechem
ostateczną daniną dla ducha Północy
przybywającym w powiewie cywilizacji SUP
wszędzie superior
wszędzie interior
śmierć wszędzie
w imperium
– ja
 
>>>
DSCN5594f
Głogi jak czołgi na przedpolach
naszego miasta zamarłego ze strachu
przed mroźnym powiewem zimy
rozpalają silniki
gotują pociski burzące spokój
twoja twarz jak owoc róży
twoje ręce jak pędy tarniny
zastygłe w gestach z przeszłości
twoja sylwetka kołysze się lekko w oknie
właśnie sójka odleciała
unosząc w dziobie czerwony pocałunek jesieni
jej krzyk zabrzmiał jak larum
ręce się poruszają, usta rozchylają
gestem przyzywasz mnie
mój czołg sunie powoli na gąsienicach chłodu
ośnieżony skręca w twoim kierunku
jest coraz bliżej
kolczaste zasieki z książek i serc
nie zdają się na nic
koncentracyjnych przedmieść wczorajsze bastiony
padają pierwsze
głogi i róże splątane bitewnym wichrem
nurzają się w białej zamieci rozszalałych pretensji
by po chwili stać się jednym płomieniem
jednoczą się w koalicję przeciw zimie
miasto miłości znów triumfuje
w cierniowej koronie
na pewno przetrwa do wiosny
>>>

Nazywam się Konrad Kordialny z Dzięcielina
 
zawsze miałem chrapkę
na wzloty, z reguły gdy dzień się nachylał
w przeciwieństwie do sąsiadki
nieregularnej obrończyni mniejszości
w encyklopedii odnalazłem
definicję słowa – „chrapka”
– moje jej oczekiwanie
zdziwieniem znalazło i sąsiadkę
zbudzony tuż nad ranem
z legalną już chrapką na byle nagrodę
dla świętego spokoju kucnąłem
za firanką i zasłoną niepokojąco modernistyczną
za szafą w salonie z wieloklawiszową fisharmonią
za mną było pierwsze okno siódmego piętra
zjadłem coś niejadalnego tej pięknej nocy
zakończonej właśnie
można było powiedzieć – nocy
aczkolwiek okno miało wygląd
kibica – patrioty,
co woła – jutro pod zegarem
notabene w słowniku języka polskiego
słowo – „noc” – znaczeń miało wiele
znaczeń i synonimów
a wywodziły się one głównie
z określeń chęcińskich łupek marmurowych
spojonych zaklęciem kiedyś
i zaklętych w świętych kolumnach narodowych
a obecnie
więzienno-jarmarcznych wciąż sowieckiego pokroju
z czasów dla mnie nie kordialnych całkiem
chociaż żyłem w nich jak Konrad Królewiecki ze Świerzopina
nie znając batożenia panien
nie znając ulistnienia w ogrojcach chłopców
nadwątlonych wól w sercach żaków
jak na Kraków w rezerwacie
tak na ziemię miałem chrapkę
na własną ziemię
nie na kopiec
nie na jamę
nie na ziemiankę
nie na wyspę, łachę
a poletko raczej
nie pruski a ruski już był miesiąc,
gdy ona wzbudziła pragnienie
bezkonne, bezowocne jak huta
topiąca Marzannę z Brennej w Sanie
zamiast żelaza z Troków
Konrad pozostał w moim imieniu
a wolność wzleciała i zaległa na Litwie
na zawsze
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
W przebaczeniu ułudy
szukasz zagubionego pyłku
jak trzmiel
wielokondygnacyjne kwiaty
wystarczają ci na teraz
brzęczysz i mruczysz
tak bez słów
sabotujesz każdą noc, w którą
kwiaty pachną równie bogato, co w dzień
i bardziej kwieciście srebrzyście
pachną z wykrzyknikiem pełni księżyca
ułuda słów wypowiedzianych
prawie znika jak cień o północy
jesteś owadem zespolonym
z własnym oczekiwaniem
nocnym trzmielem zgułą
i robotnikiem pańskim trzeciej zmiany
z miłości mamroczącym
na betonowym murku w wypalonej donicy
w glazurowanym ogrodzie
plastikowego oczka wodnego
gdzie księżyc pozjadał
twoje karpie złociste
niemoty
słów ułudy
>>>
DSCN1678f
Wzburzone wody płodowe zerwały pępowinę
zatopiły i odcięły od Stwórcy
wewnętrzny świat
chcę być jak arka patriarchalna
dla jednego chociaż wylęknionego
małego smutnego ptaka
zwiastuna przetrwania
lub zmartwychwstania rasy umarłej
i domu ludzkiego
Europy obrońców
każdej spragnionej życia
cząstki
aminokwasu
tchnienia
uczucia
myśli
nadziei
wznoszący się
książę wśród lilii
po potopie śmierci
>>>
DSCN5584 (3)f
W głębinie tęsknoty
ryba głębinowa
z lampką na głowie
z zębami jak szable
kolczasta nadęta
jak ja
czeka na podwodną erupcję
wulkanu
(siebie w zaginieniu)
Atlantyda jakaś
(Atlantis platonis samotnis idealis)
sto lat tęsknoty
starożytności legendy
Zmieniam się w rybę
na powierzchni
łykam piach powietrze i ludzi
zdychając w sercu miasta
śnięty z braku wody
twojej miłości
zdycham z braku ciśnienia twoich oczu
i nadmiaru światła wewnętrznego
(jeżeli eksplodowanie można nazwać zdychaniem)
wokół trzęsienie ziemi świeckich
łysi premierzy potrząsają
miastem państwem metrem sklepem
jak grzywką
rozedrgana cała Atlantyda
nowożytna latoś
nie moja nie
zato ostatnie moje chwile
na rynku starówce deptaku
przy fontannie na klombie
nie przychodzisz
nie zbliżasz się
pękam powoli pijany powietrzem zakazanym
tęsknota rozdziera powoli wnętrze
ból wychodzi przez usta
a w nich szable
słów niewypowiedzianych
>>>
 
Martwa droga ludzkości
w korytarzach wyżłobionych w nienawiści
(stalowo-śnieżnej planowej śmierci)
morderczo wytapiana poprzez białe pustkowia
powolną rzeką żeliwnej surówki
wypływającą ze zmarzliny jak krew więźniów
(planowych spustów z martenów Magnitogorska)
tu na krańcach człowieczeństwa
perfidne kłamstwa spuszcza się do formy – czaszki
potem koronuje się złotem odlew zimny
kompletnie nienadający się do ukoronowania –
cierniem
odlew skupiony w atomach –
metalu
(tak jak zapisano w planach pozyskania – spokoju)
Martwa droga ludzkości – na północ
dla pozyskania wszystkiego kosztem ludzi, zwierząt i roślin
ale nie kosztem atomów
bo te są niezależne od siebie i nikogo
i nigdy nie będą martwe
tak jak ludzkie myśli
Martwa droga ludzkości – na wschód
myśli wyżłobiły ją z Semipałatyńska do Norylska
dla życia we własnym ja bez horyzontu
(zaplanowanym do końca
a więc martwym od samego początku)
>>>
DSCN5585 (3)f
Jutro już zabrzmi głos śniegu
będzie wielkim wołaniem
i chórem w hymnach lub odach
nadejdzie jak płomień białego nieba
bez spektrum lub halo
głos śniegu spokojny
jak moralne prawo w każdej szarotce i limbie
jedne drugich brzemiona poniosą płatki
okiełznają na wyżynach pogardę
bogów Północy, którzy są strachem strachów
odwieczną błyskawicą zniewolenia
nie ludzi radosnych w dolinach
jak wicher budzący śmiechy
rozsypią po świecie śnieżki
jak kule stalowe i miedziane szyszki
pieśni wieków i dudnienia płetwali
księżyc zgaśnie jak grzech ostatni
zmysły zgasną jak płonące lasy
chorągwie namiętności potargane świerki
postrzępione historią czasu
na drzewcach kości zmienionych w lód
zamieć ożywi myśl
załopocą bogatych królów sumienia
ich giermkowie, ich wojowie, ich dwory
pojawią się w przepychu
w granicach zapomnianych wiosek
trolli i elfów, hobbitów i śpiących rycerzy,
w które zmieniły się udawane kiedyś postaci
kosmiczny wymiar upadku świata
w baśniowość egzystencjalną
niezastygłej wciąż w konfliktach planety
będzie miało kolejne
zlodowacenie Europy
lecz nad zatrzymanym wodospadem materii
będą wirować stale śnieżynki uczuć
szepty nadziei
>>>
DSCN1532f
Już nadeszły czasy ducha
czasy łez z najczulszych hamaków
pajęczych
sercowej tkanki
gdzie wykluwa się uczucie jak pisklę
kosmiczne, niebotyczne, energetyczne
widziałem dzisiaj swoje odbicie
w lustrze, które przemawiało do mnie
słowami ze szkła
lecz szkła kolorowego
płynącego w marzeniach świetliście
zupełnie innego niż wczoraj
te ścielące się po atomach dźwięki
same się naznaczały
wiarą i wiatrem
widzeniem i wkradaniem się materię,
która jest jednocześnie ideą
jak gdyby duch wychynął z serca
jak gdyby serce wypuściło gwiazdę
zrodzoną w kokonie delikatności
a skrzydła dla myśli i działań były ogromne
bez przegród bez ogrodzeń
bez dźwiękoszczelnych gumowych barier
zasłon kwadratowych uszczelnień
zorza była motylem
albo motyl wydał się tak ogromny
ściszyłem krzykliwe zdziwienia
zobaczyłem miłość na drugim planie
miłość słodkich nastolatek
w kształtach gitar i harf
ani to aniołowie
ani to zwierzęta
jak gdyby ludzie tyranozaury deszczu
w chmurach z samych tęcz
(w dmuchawcach, w okowach)
dzisiaj znowu zasłabłem przed lustrem
na trzecim planie padał deszcz gwiazd
rozpadały się światy
ukute przez słońc wirowanie
a ja nie mogłem dosięgnąć swojej ręki
w lustrze nawet
a ta trzymała koło ratunkowe
biały kwiat, który był gęsim piórem
rozwinąłem księgę chcąc dokończyć
myśli proroków
lecz tylko kwiatem mogłem postawić znaki
duch się zniecierpliwił
duch się uniósł
duch uniósł mnie
poza wszelkie ramy
westchnąłem głęboko
zerwałem delikatne tkaniny serca
wszystko, co kołysało się na niebieskich hamakach
runęło w dół i rozsypało się u stóp
mojego kamiennego pomnika
ze spiżowymi oczami
>>>
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Światy, światy, ile światów?
wielkoformatowe, równoległe
ciągle banalne i tak
na przekór stwórcy
pomimo rozlicznych talentów
energii zapisanej
w historii, ontologii, mitologii
ciągle banalne jak ruch i gest
mylące strony i czasy
światy, światy, światy
niesamodzielne
>>>
??????????????????????
Ja już dawno oniemiałem
i nawet wrażeń mi odmówiono
by stworzyć ją na piedestale
zakupiłem podium i tron
lecz to nie zadziałało
potem nabyłem baldachim i feretron
w Lasku Wolskim jak Bulońskim
puściłem latawce z jej podobizną
w zachwycie nad tęczą nad kopcem
nikt nie zniżył się do lotu mojego latawca
onieśmielony dziwadłem jak chmurą chimerą
jej włosami
chciałem w pochodzie ponieść fotografię
mojej królowej
jak przygłupawy aktor i sportowiec
ponieść jej marzannę przez celtycki Kraków
i krzyczeć – na Wawel na Wawel,
chodźcie z nami, chodźcie z nam –
ale było za wcześnie
wraży przywódcy stali na trybunie pierwszomajowej
a wrażliwi robotnicy jeszcze byli na mszach z rodzinami
tylko Pan Bóg wychyliwszy się z chmurnego krzaka
pytał – jaka to dziewczyna? jaka?
wtedy pokazałem portret i oczy
własne oczy
sam Bóg poradził grzmotem
– wyrwij serce, do Wisły wrzuć –
co uczyniwszy odetchnąłem
pod wrażeniem
domknięciem ust
>>>
Nazino – dantejskie piekło wierzbowej wyspy
stworzone na krańcach cywilizacji
dla ciałożerców przez duszożerców dwudziestowiecznych
odczłowieczone bytowanie szkieletów figuratywnych
w ramach specjalnego planu zaludnienia Syberii
Martwa droga nad kołem polarnym
– szlak wyrąbany zardzewiałymi oskardami
w ułudzie racjonalizmu z centrum komunizmu
do… nikąd
poprzez głód, chłód, knuty i białą śmierć
skoncentrowaną w obozach 501 i 503
kolejowy szlak znaczony dziś już tylko zmurszałym żelastwem
w subpolarnym bezludnym bezkresie bezmyśli
znikająca nagle w porostach tundry kolejowa trasa
jak śnieg w czasie odwilży nad Obem
jak ludzkie istnienia – pękające pęcherzyki piany
na powierzchni napiętnowanych sądów
nierealna inwestycja jak człowieczeństwo planistów Moskwy
Nazino i Martwa droga – dzieła sztandarowe
Stalina fałszywego proroka i zbawcy Lucyferii
– mitycznej wręcz krainy bezbożnej myśli
czerwoni ludzie zmieniali w niej ludzi wszystkich ras
na wszystkich poziomach śmiertelnej bieli
w czarne fantomy – posągi wykute w lodzie
jak słupy soli Sodomy – świadczące, pilnujące
niedojedzonych ludzkich ciał i nienieckich reniferów
legend o dobrych chęciach wodzów pseudonaukowej rewolucji
dające świadectwo ostatniej walce duchów Północy i kanibali
Nazino i Martwa droga – kręgi, pentagramy, symbole
pieczęcie faryzejskie na grobie Bolszewii
>>>
„Gdy w górze niebo
nie zostąło nazwane
poniżej ziemia
nie miała swego imienia
zaprawdę stworzę istotę
człowiekiem ona będzie
trud bogów będzie dźwigać
by odpocząć mogli”